|
Autor |
Wiadomość |
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 0:08, 21 Lip 2013 |
|
Dziewczyny, ogromnie się cieszę, że Golden Moon wciąż spotyka się z tak ciepłym przyjęciem z Waszej strony.
Daję tylko znać, że rozdział XXX został wysłany do bety, a ja jestem teraz na czwartej stronie kolejnego.
Do przeczytania! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 23:13, 21 Lip 2013 |
|
Za betę dziękuję fantastycznej, profesjonalnej Dzwoneczek. Ta dziewczyna to złoto!
Rozdział XXX
Myszy i ludzie
beta: bajeczna Dzwoneczek
Nie pamiętałam wiele z reszty soboty. Desery, równie pyszne co reszta jedzenia, prawdopodobnie mnie uśpiły – zasnęłam na sofie wtulona w Jaspera, z którym staraliśmy się unikać niebezpiecznych tematów poruszanych podczas naszej wcześniejszej dyskusji i skoncentrowaliśmy się na lżejszych kwestiach, rozmawiając o ulubionej muzyce. Obudziłam się, czując jego rękę delikatnie gładzącą moją twarz. Zdezorientowana zobaczyłam, że znajduję się na siedzeniu pasażera w swojej furgonetce.
– Pobudka, maleńka – usłyszałam głos Jaspera. – Musisz być w domu przed godziną policyjną.
Chwilę zajęło mi skupienie się i rozejrzenie dookoła, aż w końcu rozpoznałam ulicę, na której zaparkowaliśmy. Byliśmy kilka przecznic od mojego domu. Gdy tylko stało się jasne, że jestem już w miarę obudzona, Jasper wysiadł z samochodu i otworzył moje drzwi, pomagając mi wysiąść i prowadząc do drzwiczek po stronie kierowcy.
– Poradzisz sobie? – spytał.
Świeże powietrze jeszcze bardziej mnie rozbudziło; oceniłam odległość dzielącą nas od podjazdu i przytaknęłam.
– W porządku, maleńka – powiedział, sadowiąc mnie za kierownicą. – Będę cię obserwował z tego miejsca. Wydaje mi się, że Charlie może na ciebie czekać. Zadzwoń do mnie, zanim położysz się spać. Wiem, że jesteś wyczerpana, ale nie musimy rozmawiać, po prostu naprawdę nie chciałbym przegapić tej nocy z tobą.
Znowu przytaknęłam, przecierając zaspane oczy. Jasper zamknął drzwi. Uruchomiłam silnik furgonetki, rzuciłam mu uśmiech i odjechałam. W domu przywitałam się krótko z Charliem, po czym poruszając się w półśnie, przygotowałam się do spania najszybciej, jak mogłam, nastawiłam budzik i wybrałam numer Jaspera. Jak obiecał, nie próbował ze mną rozmawiać – zamiast tego życzył mi dobrej nocy i wyznał, jaki jest szczęśliwy, mogąc w końcu zaśpiewać mi tę piosenkę:
Mógłbym nie spać, byle tylko słyszeć twój oddech,
widzieć twój uśmiech, gdy śpisz,
gdy jesteś daleko i śnisz...
Zasnęłam, zanim usłyszałam resztę.
Obudziłam się na dźwięk budzika. Jęknęłam i przesunęłam się, by go wyłączyć.
– Dzień dobry – powiedziałam, zaskoczona, że Jasper jeszcze się nie przywitał.
– Witaj, Bello. Dobrze spałaś? – W jego głosie słyszałam zaniepokojenie i roztargnienie – coś, z czym nie spotkałam się u niego wcześniej.
– Wszystko w porządku? – zapytałam nerwowo.
– Tak, wszystko dobrze. Kiedy wybierasz się do La Push?
– Za pół godziny. Muszę wziąć prysznic, ubrać się i przygotować jedzenie do zabrania.
– To dobrze. Jedziesz prosto do Blacków, prawda? Żadnych przystanków?
– Tak. – Robiłam się podejrzliwa. – Jasper, co się dzieje?
– Opowiem ci o tym, gdy się zobaczymy, obiecuję. Teraz nie chcę, żebyś się spóźniła, dobrze?
– Okej – odpowiedziałam z wahaniem. – Opowiesz mi później, tak?
– Oczywiście, maleńka. Zaufaj mi. Niedługo się zobaczymy.
– Do zobaczenia – powiedziałam. Po raz pierwszy Jasper zakończył rozmowę przede mną.
Nie miałam pojęcia, co się dzieje, i denerwowało mnie to. Dlaczego Jasper zachowywał się tak dziwnie? Nic nie przychodziło mi do głowy. Stwierdziłam, że dalsze domysły to strata czasu, zresztą nie miałyby sensu. Skupiłam się na przygotowaniach do wyjścia. Jasper przecież obiecał, że później wszystko mi wyjaśni, a miałam go zobaczyć za kilka godzin.
Szybko się wyszykowałam, po czym zeszłam na dół, do kuchni. Charlie był już na nogach pił – kawę i czytał gazetę.
– Gotowa do wyjścia, Bells?
– Prawie, tato. Muszę jeszcze tylko spakować jedzenie.
Wyciągnęłam kilka pustych reklamówek i zapakowałam produkty potrzebne do przygotowania brunchu. Nie wiedziałam, jak dobrze wyposażona jest kuchnia Blacków, więc na wszelki wypadek wzięłam ze sobą jeszcze kilka naczyń i patelni. Gdy wszystko było gotowe, Charlie pomógł mi zanieść torby do furgonetki.
– W porządku, Bells, jedźmy już. Będę za tobą.
W La Push Jake czekał już na nas na zewnątrz. Podszedł do samochodu, gdy zaparkowałam.
– Pomóc ci, Bella? – zapytał ze znajomym, przyjaznym uśmiechem.
– Jasne, byłoby miło – odparłam. – Weź patelnie, dobrze? Są najcięższe.
Jake podszedł do drzwi pasażera, otworzył je i bez problemu zebrał patelnie jedną ręką. – Mogę wziąć więcej – powiedział.
– Świetnie, weź jakąś torbę.
Zabrał wszystkie torby, nogą zatrzasnął drzwiczki i udał się w stronę domu. Charlie zatrzymał się i zaparkował za moją furgonetką, po czym dołączył do mnie i Jake'a.
– Dobry, szeryfie, Bello. – Billy był w salonie, oglądał telewizję.
– Dzień dobry – Charlie i ja odpowiedzieliśmy jednocześnie; roześmiałam się.
– To może zabiorę się za gotowanie – stwierdziłam.
– Jake jest w kuchni – powiedział Billy. – Kazałem mu ci pomóc.
Ponownie się zaśmiałam. Doszłam do wniosku, że Jake będzie pewnie tylko plątał mi się pod nogami, ale będzie miło mieć towarzystwo podczas przygotowywania frittat. Zostawiłam Charliego i Billy'ego w salonie i udałam się do kuchni, gdzie Jake rozłożył się na jednym z krzeseł, które wyglądało na stanowczo za małe dla niego.
– Co jest? – zaczął Jake. – Czujesz się winna, że olałaś mnie wczoraj dla innych znajomych, dlatego jesteś tu dzisiaj, bawiąc się w gospodynię domową?
– Olałam cię? – Byłam zdezorientowana. – Nie planowaliśmy nic na wczoraj.
– Wiem – powiedział – ale przyzwyczaiłem się, że spędzamy soboty razem. Zresztą, co wczoraj robiłaś?
Spanikowałam. Wiedziałam, że jeśli skłamię, Jake od razu to zauważy. Ale nie mogłam powiedzieć mu prawdy, nie z Charliem tuż za ścianą.
– Um. Wybrałam się do Olympii z Angelą i Benem. – Poczułam, jak rumieniec rozlewa się na moich policzkach. Jake od razu to zauważył i usta wygięły mu się w paskudny uśmieszek. Wstał i podszedł do mnie, zbliżając się do mojego ucha.
– Więc taka jest wersja oficjalna – wyszeptał. – Teraz powiedz mi, co naprawdę robiłaś.
– Później – rzuciłam równie cicho. – Proszę – dodałam, mając nadzieję, że się nade mną zlituje.
Jake prychnął. – Skoro tak ładnie prosisz – odparł i się odsunął. – Super. – Znowu mówił normalnym głosem. – Założę się, że bawiłaś się lepiej niż ze mną.
– Nieprawda – zaprzeczyłam. Kłamczucha! – Było po prostu inaczej. A co ty wczoraj robiłeś?
Zaczęłam przygotowywać frittaty, podczas gdy Jake wtajemniczał mnie w to, jak spędził sobotę. Wyglądało na to, że miał wystarczająco wiele do roboty beze mnie. Zacisnęłam zęby. Jake był dobrym przyjacielem, ale wolałabym, żeby nie dokuczał mi tak bardzo. Prawie dostałam zawału, gdy zapytał mnie, co robiłam poprzedniego dnia.
Szybko skończyłam przygotowywać frittaty i zabrałam się za resztę. Poprosiłam Jake'a, aby nakrył stół i nalał soku pomarańczowego i kawy. Billy i Charlie dołączyli do nas w kuchni. Gdy podałam jedzenie, rozmowa zeszła na sport. Nie uczestniczyłam w dyskusji, ale cieszyłam się, że nie muszę wymyślać kolejnych kłamstw na temat mojego życia.
– To jest świetne, Bello – powiedział Billy w pewnym momencie. – Dzięki za posiłek i za to, że w końcu się tu zjawiłaś – nie widziałem cię od jakiegoś czasu.
– Wiem, ale to ostatni rok szkoły i byłam dość zajęta – odpowiedziałam niezgrabnie. Rzuciłam Jake'owi rozpaczliwe spojrzenie. Rozmowa przybrała nieoczekiwanie niekorzystny dla mnie obrót.
– Więc co takiego jemy? – zapytał Jake. Dzięki, stary!, uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
– Kiełbaski, ziemniaki i serową frittatę.
– Fri- co?
– Frittatę. To włoski omlet.
– Hmm. – Ostrożnie przyjrzał się kęsowi na widelcu. – Bardzo smaczne. Ale co jest nie tak z amerykańskimi omletami?
– Nic. Po prostu chciałam spróbować czegoś innego.
Pokój zaciemnił się, gdy potężna postać stanęła w oszklonych tylnych drzwiach. Wszyscy odwróciliśmy się, by zobaczyć, kto przyszedł.
– Jake, to Sam. Otwórz drzwi – nakazał Billy.
Jake wykrzywił się, ale wstał i poszedł otworzyć. Mężczyzna, który wszedł do środka, był od niego wyższy i tęższy – nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. Gdy wszedł do zatłoczonej kuchni z ciemnym, twardym spojrzeniem, poczułam, jakby usunął tlen z całego pomieszczenia.
– Musimy porozmawiać – powiedział do Billy'ego, nie kłopocząc się wymianą uprzejmości z resztą z nas.
Billy przytaknął i odsunął się od stołu. Wózkiem przejechał do salonu, Sam podążył za nim.
– To na pewno on – usłyszałam, jak mówi. – Do tego jest ktoś nowy. – Był za daleko, aby dało się usłyszeć resztę.
Spojrzałam na Jake'a zmieszana. Pokręcił głową. Wskazując na Charliego, dał mi znać oczami, że to nie czas na rozmowę. Nasza trójka kontynuowała posiłek w milczeniu, w kuchni dało się wyczuć napięcie, nawet jeśli jego źródła już tu nie było. Odczułam ulgę, gdy mogłam zacząć sprzątać po jedzeniu.
Sam zniknął w przeciągu kilku minut, wychodząc przez frontowe drzwi. Billy powrócił do jedzenia.
– O co chodziło? – zapytał Charlie.
– Nic ważnego. Sprawy plemienne – odpowiedział szybko Billy. Podczas gdy on i Charlie ciągnęli swoją rozmowę, Jake i ja zajęliśmy się wycieraniem naczyń. Kiedy skończyliśmy, złapał mnie za rękę i zaczął iść w kierunku drzwi wyjściowych.
– Chodź, Bella, pokażę ci, co zrobiłem z samochodem.
Podążyłam za nim bez słowa protestu. Gdy doszliśmy do szopy, usiedliśmy.
– Wiem, że spędziłaś z nim cały dzień – stwierdził z mocą.
Westchnęłam. Nie potrafiłbym okłamać Jake'a.
– Tak, ale nie musisz mnie z tego powodu potępiać.
Parsknął. – Nie wydaje ci się to dziwne, że niespełna miesiąc po tym, jak jeden Cullen cię rzucił i zabrał ze sobą całą rodzinę, cały swój czas spędzasz z jednym z jego braci, który w dodatku nie poinformował nikogo o swoim powrocie do miasta, tylko się czai?
Ciężko było się z nim spierać, gdy tak to ujął.
– Sam myślał, że zniknął w tym tygodniu, ale jestem pewien, że chodziło mu o to, że tu wrócił – wskazał głową na dom. – Tak doszedłem do tego, co wczoraj robiłaś. A swoją drogą, jak wymyśliłaś to alibi z Olympią?
– Ben i Angela naprawdę tam pojechali, po prostu beze mnie. Ale zgodzili się, żeby mnie kryć.
– Hmm. A co im naopowiadałaś? Wiedzą o drugim Cullenie?
– Hale'u – poprawiłam go automatycznie. – Nie, nie wiedzą. Angela mi odpuściła, nie musiałam jej w nic wtajemniczać.
Jake zagwizdał. – Niezła przyjaciółka. Mogłaś spotkać się z jakimś zboczeńcem albo psycholem poznanym w Internecie i nikt by o tym nie wiedział.
– Angela wie, że nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła – powiedziałam. – Ufa mojemu osądowi. – Rzuciłam mu znaczące spojrzenie.
– Ufałbym twojemu osądowi, gdybyś zaczęła w końcu podejmować właściwe decyzje – odparował Jake. – To znaczy, wiesz, że kocham cię jak siostrę, nie? A czegoś takiego nigdy nie odpuściłbym żadnej z moich sióstr. Po prostu tego nie rozumiem. Jest tak, jakby było ci obojętne, kto to, byle to był Cullen.
Ta ostatnia uwaga naprawdę mnie zabolała. Wiedziałam, jak daleka jest od prawdy, ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że jeśli Jasper i ja zdecydujemy się być razem, każdy w Forks może pomyśleć to samo co Jake. Zmarszczyłam brwi. Nie cieszyłam się na plotki, które miały nadejść, ale wiedziałam, że jeśli byłabym z Jasperem, stanowiłyby one niewielką cenę.
– Nic nie rozumiesz – wymamrotałam.
– Więc mi wytłumacz. Może zrozumiem.
Wzięłam głęboki oddech. Czy mogłam rozmawiać o tym z Jakiem? Dlaczego nie? W końcu dzieliłam się z nim wszystkim.
– Jasper w niczym nie przypomina Edwarda – zaczęłam. – Łatwo się z nim rozmawia, mamy ze sobą wiele wspólnego i trochę przypomina ciebie – mogę powiedzieć mu wszystko, być przy nim sobą.
Twarz Jake'a wykrzywił nieprzyjemny grymas. – Nie mogłaś być sobą przy Edwardzie? – zapytał.
Pokręciłam głową. – Będąc z Edwardem, zawsze się bałam, że zrobię coś, co sprawi, że wydam mu się dziecinna. Wiedziałam, że nienawidzi tego, jak niedojrzale zachowywały się dziewczyny w szkole, więc nie chciałam zrobić nic, co sprawiłoby, że myślałby o mnie tak samo.
Jake przeklął, a jego ręce zwinęły się w pięści. – Szkoda, że nie mogę dorwać tego dupka – wymamrotał pod nosem.
– W każdym razie – powiedziałam szybko – Jasper w niczym go nie przypomina. Nie osądza mnie. Dobrze się razem bawimy.
Jake zamyślił się na chwilę. Wyglądało na to, że mi odpuści, jednak wtedy kolejny cień przemknął po jego twarzy.
– Lubisz spędzać z nim czas, rozumiem. Ale czy nie powiedziałaś, że on już ma dziewczynę? Czy przypadkiem się z nią nie przyjaźnisz? To znaczy, naprawdę chcesz zadawać się z kimś, kto zdradza własną dziewczynę?
– Jasper nikogo nie zdradza – odparłam z impetem. – Nic między nami nie zaszło, a Jasper porozmawia z Alice i wszystko jej opowie, zanim do czegokolwiek dojdzie. Być może nawet jednak się nie rozstaną, wtedy to ja się wycofam. – Przy ostatnim zdaniu głos zaczął mi się załamywać, poczułam, jakby ktoś walnął mnie pięścią w brzuch.
Wyczuwając mój ból, Jake objął mnie ramieniem i przytulił do siebie.
– Matko, Bella, jak ty się w ogóle pakujesz w takie rzeczy? Nie mogłabyś znaleźć sobie miłego chłopaka, który nie ma zobowiązań i nie jest totalnym świrem? Co z Mikiem? Wiem, że może wydawać się dość zwyczajny, ale przynajmniej jest dobrym chłopakiem. I naprawdę cię lubi.
Westchnęłam. Gdyby to było takie proste. Gdybym mogła wyłączać i włączać swoje uczucia na zawołanie i kierować je do kogo tylko chcę, moje życie byłoby sto razy łatwiejsze.
– Mike jest dobrym przyjacielem i gdyby Jasper nie wrócił, może by coś z tego wyszło, ale na pewno nie teraz, kiedy mamy szansę...
Teraz to Jake westchnął, ale z frustracji.
– Jesteś uparta jak osioł, wiesz o tym?
– Tak – zgodziłam się – wiem.
Usłyszeliśmy, jak otwierają się tylne drzwi domu, a Charlie krzyknął: – Jake, zaraz zacznie się mecz, idziemy do Clearwaterów.
– Zaraz tam będę – odkrzyknął Jake. – No, Bella, chodź – zwrócił się do mnie – lepiej żebyś już wracała. Widzisz się dzisiaj z Mikiem, prawda? Jecie razem na obiad? – Uśmiechnął się do mnie szelmowsko.
Przewróciłam oczami. Domyśliłam się, że Charlie znowu gadał. Może tym razem nie było to taką złą rzeczą, jeśli dzięki temu Jake miał się ode mnie odczepić. Zresztą nie musiałam mu mówić, że miałam widzieć się dzisiaj z Jasperem.
– To tylko szkolny projekt – powiedziałam.
– Jasne, jasne, ale przecież nie chcesz się spóźnić – stwierdził, mrugając.
Znowu przewróciłam oczami. O co chodziło jemu i Charliemu z tym Mikiem?
– Myślałam, że jesteś po mojej stronie w tej całej sprawie z Mikiem – jęknęłam.
– Mniejsze zło, Bella, mniejsze zło. Ale wiesz, że w razie potrzeby zawsze możesz liczyć na moją interwencję.
Jake pomógł mi spakować naczynia i patelnie do furgonetki i udał się do Harry'ego i Sue, machając do mnie na pożegnanie. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, patrząc, jak odchodzi. Jake potrafił przysporzyć mi niezłej zgryzoty, ale wiedziałam, że w razie potrzeby zawsze stanie po mojej stronie.
Wracając z La Push do domu Jaspera, byłam jednocześnie podekscytowana i zdenerwowana. Podekscytowana jak zawsze, gdy miałam się z nim zobaczyć, a zdenerwowana, bo wiedziałam, że niedługo wyjedzie na Alaskę, żeby przedyskutować sprawy z Alice. Do tego jego zachowanie dziś rano. Zdołałam o tym zapomnieć, gdy byłam z Jakiem, ale teraz zastanawiałam się, co mogło tak zmartwić Jaspera.
Byłam tak pogrążona w myślach, że niemal przegapiłam wysoką postać stojącą na poboczu drogi obok znaku wskazującego koniec rezerwatu Quileutów. Postać wyglądała znajomo i gdy podjechałam bliżej, zorientowałam się, ze to Jasper. Ścisnęło mnie w żołądku. Nie rozumiałam, czemu miałby czekać na mnie tutaj, a nie w domu. Co, jeśli ktoś go widział? Zjechałam na pobocze i poczekałam, aż wsiądzie.
– Jasper, co się dzieje? Dlaczego tu jesteś? Co, jeśli ktoś nas razem zobaczy? – Niepokój sprawił, że słowa, które szybko opuściły moje usta, brzmiały niewyraźnie.
– Wszystko ci później wyjaśnię. Teraz jedźmy. – Jego spokojny głos pomógł mi nieco się uspokoić. Wcisnęłam gaz i wróciłam na drogę.
– Hej, maleńka, dobrze cię widzieć – powiedział Jasper, sięgając po moją dłoń. – Pięknie wyglądasz.
Oblałam się rumieńcem. Komplement mnie ucieszył.
– Dzięki. Ty też dobrze wyglądasz. – Spojrzałam na niego kątem oka. „Dobrze” to mało powiedziane. Jego włosy były potargane bardziej niż zazwyczaj, nadając mu zawadiacki wygląd. Miał na sobie szare dockersy i jasną rozpinaną koszulę w kolorze mchu. Podwinięte nieco rękawy ukazywały część ramion. Teraz, gdy wiedziałam już, czego szukać, łatwiej dostrzegałam ledwo widoczne blizny, które w moich oczach czyniły go jeszcze bardziej atrakcyjnym. Zadrżałam lekko i ponownie skupiłam się na drodze.
– Jak udał się brunch? – spytał, z jakiegoś powodu z niechęcią.
– Dobrze. Pokłóciłam się o ciebie z Jakiem. – Po cholerę mu to powiedziałam? Czy dodałam przypadkiem serum prawdy do frittaty?
– Och? – Jasper uniósł brwi. – Z jakiego powodu o mnie rozmawialiście?
– Domyślił się, że spędziłam wczoraj z tobą dzień i... nie podobało mu się to.
– Nie wiedziałem, że potrzebujemy jego aprobaty – odparł Jasper nieprzyjaźnie.
– Jake w pewnym sensie uważa mnie za swoją siostrę, więc jest bardzo opiekuńczy.
– Siostrę, ha? – Jasper parsknął z niedowierzaniem.
– Tak, siostrę. Nie podoba mu się, że jesteś bratem Edwarda i że nie jesteś... wolny.
Jasper rozważał moje słowa przez chwilę i wydawało się, że część niechęci zniknęła z jego twarzy. – Myślę, że ma rację, nie dziwi mnie więc, dlaczego się martwi.
– To nie jego interes – wymamrotałam, trochę już rozzłoszczona. Nie mogłam uwierzyć, że Jasper staje po stronie Jake'a.
– Gdybym miał wskazać kogoś godnego ciebie, Bello, nie wybrałbym siebie. Zasługujesz na kogoś znacznie lepszego.
– Przestań. Przestań traktować mnie tak, jakbym sama nie potrafiła zdecydować, czego chcę i co jest dla mnie dobre. – Zaczynałam robić się naprawdę zła. Właśnie takie traktowanie stanowiło problem w moim związku z Edwardem.
– Nie, Bella, nie robię tego. Gdybym miał wybierać, pewnie wybrałbym dla ciebie kogoś innego, ale wiem, że nie mam w tej kwestii nic do powiedzenia i dobrze mi z tym. Tak jak powiedziałem ci wczoraj, jestem egoistą i cholernie mnie cieszy, że nasze definicje tego, kto jest dla ciebie odpowiedni, różnią się od siebie.
Mój gniew natychmiast zniknął i uśmiechnęłam się. Znajdowaliśmy się przy podjeździe Cullenów, tak że zjechałam z drogi, by przejechać pozostałe trzy mile.
– To dobrze – oznajmiłam – bo jak powiedział Jacob, jestem bardzo uparta i żaden z was nie byłby w stanie zmienić mojego zdania. Dokonałam wyboru i jestem w pełni przekonana, że wybrałam dla siebie idealnego mężczyznę.
Zaparkowałam przed domem. Świadomość, że zaraz miałam dowiedzieć się, dlaczego Jasper czekał na mnie na drodze zamiast tutaj, sprawiła, że znowu stałam się nerwowa. Zanim zdążyłam złapać za klamkę, Jasper już wysiadł z samochodu i otworzył moje drzwiczki. Pomógł mi wysiąść i wziął w ramiona, ciasno obejmując. Sposób, w jaki mnie przytulił – nieco desperacko – w niczym nie uspokoił moich zszarganych nerwów.
Puścił mnie bez słowa i poszliśmy do domu. Po tym, jak weszliśmy, zamknął drzwi na klucz – nigdy nie widziałam, aby to robił. Usiedliśmy na sofie w salonie.
– W porządku, koniec tego. Chcę wiedzieć, co się dzieje – zażądałam.
Jasper zamknął obie moje dłonie w swoich.
– Wiem, że powiedziałem, że wyjadę na Alaskę dziś po południu, ale nastąpiła niewielka zmiana planów.
Zmarszczyłam brwi.
– Co się dzieje?
– Wczoraj, po tym jak cię zostawiłem, wróciłem do domu i się przebrałem, żeby pójść na polowanie. Zazwyczaj właśnie to robię, gdy śpisz. Gdy byłem na polowaniu, wyczułem znajomy zapach. To Laurent, Bello. Wrócił.
Na sekundę serce przestało mi bić. Moja twarz musiała przybrać kilkadziesiąt odcieni bieli, jeden po drugim. Byłam pewnie równie blada co Jasper. Ścisnął moje ręce, chcąc dodać mi otuchy.
– Gdy tylko zorientowałem się, że tu jest, wróciłem do twojego domu i od tej pory cię obserwuję. Jedyny czas, kiedy byłaś poza zasięgiem mojego wzroku, to wtedy, gdy byłaś w La Push, ale wiedziałem, że jesteś tam bezpieczna. Nie mogę cię zostawić samej, by go szukać, ale wiem od Alice, że po ciebie przyjdzie, a ja będę wtedy już na niego czekał.
– Jak długo?
– Nie wiem, maleńka. Przekonamy się. Ale zapewniam cię, że będziesz bezpieczna. Nie pozwoliłbym, by cokolwiek ci się stało. Musimy po prostu ustalić kilka zasad, w porządku?
Przytaknęłam.
– I obiecaj mi, że będziesz robiła to, o co cię poproszę, okej? Nie może być jak w Phoenix. Musisz mi zaufać. Rozumiesz?
– Tak. – Mój głos brzmiał słabo, nawet dla mnie.
– Bello, pamiętaj, że wiem, co robię. To nie problem, tylko przeszkoda. Wszystko będzie dobrze. Nadal mi ufasz?
– Tak – odpowiedziałam z nieco większą pewnością. Chociaż byłam przerażona, całkowicie mu ufałam.
– Okej. Od dzisiaj chodzisz tylko do znajomych miejsc. Szkoła, praca, dom. To wszystko. Pozwoli to ograniczyć obszar, który będę musiał obserwować, i wyczuć zapach Laurenta, jeśli się pojawi. W porządku?
Znowu kiwnęłam głową.
– Nie będę mógł się z tobą spotkać, dopóki go nie znajdę, więc proszę, byś cały czas nosiła ze sobą telefon. Masz go używać i informować mnie dokładnie, dokąd się wybierasz, albo dzwonić do mnie, kiedy tylko będziesz miała ochotę, a ja zrobię to samo. Zgadzasz się?
Pokręciłam głową. – Co? Dlaczego? Dlaczego nie będziesz mógł się ze mną spotkać?
Westchnął. – Mnie też wcale się to nie podoba, maleńka, ale nie będę mógł polować, pilnując cię, a byłoby zbyt niebezpieczne, bym w takim stanie przebywał zbyt blisko ciebie. Wydaje mi się, że mam wystarczająco dużo samokontroli, ale nie chcę ryzykować. Będziemy jednak w kontakcie. Będziemy rozmawiać. Czasem nawet zobaczysz mnie podczas rozmowy. Po prostu nie będę mógł za bardzo się zbliżać. Rozumiesz, prawda?
– Chyba tak. Ale będziesz spragniony, co z innymi ludźmi?
– Jestem pewien, że uda mi się znaleźć jakieś mniejsze zwierzęta, poza tym inni ludzie nie są nawet w połowie tak ponętni jak ty. Poradzę sobie. – Przerwał, a ja przytaknęłam. – Więc proszę cię, dzwoń do mnie tak często, jak to możliwe, bo naprawdę będę za tobą tęsknił. Okej? – Prawą dłoń przeniósł na mój policzek, a ja wtuliłam się w nią jak kot. Byłam przygotowana na to, że będę za nim tęsknić, gdy opuści stan, ale myśl, że miał być tutaj, tak blisko, a jednak poza moim zasięgiem, była nie do zniesienia.
– Nie podoba mi się to, Jasper – wyszeptałam.
– Wiem, Bella. Uwierz mi, wiem. Też tego nie chcę, ale to tylko chwilowe.
– Co jeśli nie? Jak długo możesz mnie pilnować bez polowania? Co, jeśli będziesz naprawdę głodny, a on wciąż się nie pokaże?
– Myślałem nad tym. Daję sobie tydzień, po tym czasie zadzwonię po Emmetta. Z nim na miejscu będzie to bułka z masłem. Emmett będzie mógł cię pilnować, a ja zapoluję na Laurenta.
Zadrżałam. Ton jego głosu nie pozostawiał dużego pola dla wyobraźni. Wiedziałam doskonale, co zrobi Laurentowi, gdy już go znajdzie.
– Musisz go zabijać, Jasper? To znaczy, jeśli nie zrobi nic złego, jeśli nie będzie próbował atakować mnie albo innych ludzi. Może dasz mu tylko ostrzeżenie i go odstraszysz?
Jasper zabrał dłoń z mojej twarzy i przez chwilę wpatrywał się w jakiś nieokreślony punkt, po czym powrócił spojrzeniem do mnie.
– Będę musiał ocenić sytuację, gdy się pojawi. Nie mogę ci nic obiecać, maleńka. Jeśli poczuję, że jest dla ciebie zagrożeniem, ostrzeżenie nie wystarczy.
– Wiem, proszę cię tylko, byś rozważył inne opcje. Wiem, że najlepiej będziesz wiedział, co trzeba zrobić. Całkowicie ci ufam.
– Dziękuję – powiedział – to wiele znaczy. Wracając do zasad. Po pierwsze: tylko znajome miejsca; po drugie: dzwoń; po trzecie: krzycz.
Uniosłam brwi.
– Jako że nadal staram nie rzucać się w oczy i nie ujawniać ludziom w Forks, nie zawsze będę mógł cię widzieć, ale zawsze będę w stanie cię usłyszeć. Więc jeśli cokolwiek się wydarzy, krzycz. Mówię ci to tylko na wszelki wypadek. Laurent nie będzie w stanie tak bardzo się do ciebie zbliżyć. Ale chciałem, żebyś w razie czego wiedziała. Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała mojej pomocy i nie będziesz mogła do mnie zadzwonić, nawet jeśli nie będzie to miało nic wspólnego z Laurentem, po prostu krzyknij, a ja się pojawię.
Myśl, że mogłabym potrzebować tej osobliwie ludzkiej formy ostrzeżenia, sprawiła, że znowu zaczęłam się bać. Nienawidziłam tego – nienawidziłam, że znowu miałam do czynienia z łowcą, nawet jeśli nie wydawał się tak zdeterminowany, by mnie zabić, jak James. Przede wszystkim nienawidziłam tego, że jego obecność wszystko opóźniała: spotkanie Jaspera z Alice, czas, kiedy dowiem się, czy Jasper i ja mamy szanse na wspólną przyszłość. Wiedziałam, że tydzień to dla Jaspera mgnienie oka, jednak dla mnie wydawał się wiecznością. Mogłam mieć tylko nadzieję, że Laurent szybko zrobi pierwszy krok. Nie chciałam do tego wszystkiego być zmuszona wyjaśniać znajomym, dlaczego nie mogę gdzieś z nimi wyjść.
Przypomniało mi się, że obiecałam Mike'owi, że w tę sobotę pójdę na ognisko integracyjne na Plażę nr 1. Zdecydowałam, że na razie nic o tym nie powiem. Może to w ogóle nie będzie problemem. Jeśli sytuacja z Laurentem się przeciągnie, zawsze mogę zrezygnować w ostatniej chwili.
– Bello, ponieważ raczej nie będę mógł tu wrócić, dopóki nie uporam się z Laurentem, muszę zabrać stąd kilka rzeczy. Miałem nadzieję, że mogę zostawić je w twojej furgonetce, skoro i tak większość czasu będę blisko twojego domu. Zgadzasz się?
– Oczywiście.
– Muszę iść na górę, by zebrać rzeczy, ale wolałbym, żebyś nie zostawała tu sama. Pójdziesz ze mną?
Przytaknęłam. Wstaliśmy i udaliśmy się razem na górę – do pokoju, który niegdyś należał do Alice. Domyślałam się, że przebywanie w tym pomieszczeniu może być trudne, i nie myliłam się. Wszędzie czułam jej obecność, bolesne przypomnienie faktu, że zakochując się w Jasperze, wdarłam się na cudze terytorium. Rozglądając się dookoła, dostrzegałam jak ściśle byli ze sobą związani, i zastanawiałam się, jak Jasper mógł w ogóle myśleć, że uda mu się odciąć od kobiety, która przez tak długi czas była jego drugą połową.
Niewątpliwie wyczuwając mój smutek i dyskomfort, Jasper szybko przemieszczał się po pokoju, zbierając rzeczy, których potrzebował. Trochę ubrań, elektroniki, kilka książek. Zastanawiałam się nad kwestią elektroniki – nie będzie przecież miał dostępu do gniazdka.
– Jak zamierzasz to wszystko ładować?
– Mam zapasowe baterie, a wszędzie na wolnym powietrzu są gniazdka, Bella. Jedno jest nawet w twoim domu, w niezłym miejscu. To nie powinno stanowić problemu.
– Och. – Pomyślał o wszystkim. Naprawdę był mistrzem strategii.
– Bello, te ubrania – wskazał na to, co miał na sobie – są trochę zbyt eleganckie jak na wampirze polowanie, dlatego pójdę się przebrać. Będę w łazience, ale zostawię uchylone drzwi. Proszę, zostań tutaj, dobrze?
– Jasne. – Po raz pierwszy, odkąd wspomniał o Laurencie, poczułam, jak na moje policzki wstępuje kolor. Na samą myśl o tym, że będzie przebierał się w pomieszczeniu obok, nie zamykając nawet drzwi, temperatura ciała podniosła mi się o kilka stopni. Zakłopotana wlepiłam wzrok w podłogę. Jasper przemierzył pokój i znalazł się obok mnie w mgnieniu oka, unosząc mój podbródek, tak bym na niego spojrzała.
– Jesteś taka piękna, Bello – powiedział, wpatrując się we mnie swoimi złotymi oczyma. – A ten rumieniec – pogładził ręką mój policzek – doprowadza mnie do szaleństwa. Nie mogę zamanifestować tego równie łatwo co ty bez wprawiania nas obydwoje w zażenowanie, ale uwierz mi, myślenie o tobie ma na mnie podobny wpływ.
Byłam pewna, że mój rumieniec pogłębił się o kilka odcieni, gdy przysunęłam się do niego, wtulając twarz w jego klatkę piersiową, tak by nie mógł mnie widzieć. Kiedy jednak uświadomiłam sobie, że stanie tak blisko niego może wywołać jedną z tych żenujących reakcji, pospiesznie się odsunęłam. Jasper zachichotał.
– Jest w porządku, Bella – wyszeptał mi do ucha, jego zimny oddech sprawił, że drżałam, choć nie miało to nic wspólnego z temperaturą. – Miałem całe lata, by opanować ten aspekt samokontroli. Jesteś ze mną całkowicie bezpieczna, przynajmniej tak długo, jak sama tego chcesz. – Spojrzał na mnie, komicznie unosząc obie brwi. Roześmiałam się, zadowolona, że postanowił rozładować napięcie.
– Idź się w końcu przebrać – powiedziałam, usiłując popchnąć go w kierunku łazienki. Równie dobrze mogłabym próbować przesunąć mur.
– Łał, Bello – droczył się ze mną – szkoda, że wcześniej nie wiedziałam, jak ci śpieszno, by mnie rozebrać.
Przewróciłam oczami. – Daj spokój. Chyba że faktycznie zamierzasz zrobić jakiś show.
– Jeśli chcesz – znowu zażartował, wyjmując koszulę ze spodni i chwytając za górny guzik.
Zrobiłam minę. – Jeśli nie przestaniesz, wracam na dół.
Jasper natychmiast spoważniał.
– Nie. Proszę, zostań tutaj. Za chwilę wrócę.
Zniknął w łazience, a ja usadowiłam się na brzegu łóżka. Nawet nie myślałam o tym, co robił w pomieszczeniu obok. Rzeczywistość spłynęła na mnie jak kubeł zimnej wody i mogłam myśleć tylko o tym, że znowu byłam ścigana i potrzebowałam ochrony. Bez zastanawiania się nad tym, przebiegłam palcami wzdłuż blizny na ręku i zadrżałam, tym razem ze strachu. Nagle Jasper był u mojego boku i trzymał mnie w swoich ramionach.
– Nikt nigdy nie zbliży się do ciebie na tyle blisko, by zrobić ci coś takiego – obiecał. – Nie, gdy ja jestem w pobliżu. |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Nie 23:29, 21 Lip 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Pon 19:48, 22 Lip 2013 |
|
kolejny piękny rozdział
ale najbardziej cieszę się, że w końcu coś się dzieje, rozumiem, że autorka chciała napisać coś magicznego ale cały ten wypad może i był piękny i romantyczny ale ile można
a teraz już coś zaczyna się dziać. fajnie by było gdyby choć na moment przyjechał Misiek uwielbiam tą postać
udanego tłumaczenia dalej
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ParanormalVampire
Wilkołak
Dołączył: 09 Kwi 2010
Posty: 126 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Śro 21:20, 24 Lip 2013 |
|
Bardzo się cieszę, że ktoś znów tłumaczy to opowiadanie. Czytałam je po angielsku trzy razy, ale to nie to samo, co czytanie we własnym języku.
Jasper jest cudowny... To co Stephenie zostawiła niedopowiedziane, w tym opowiadaniu sprawia, że jest jeszcze lepszy.
Trochę dziwne jest, że Bella tak łatwo przyjmuje wszystko co dostaje, nawet gdy jest drogie. Jest zbyt praktyczna, jak na nią.
Ale ogólnie uwielbiam to opowiadanie i jestem bardzo wdzięczna za wznowienie tłumaczenia. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 21:45, 27 Lip 2013 |
|
Zanim zaproszę Was do lektury kolejnego rozdziału, małe ogłoszenie.
W związku ze sprawami osobistymi wyjeżdżam na sześć miesięcy w miejsce, w którym mogę mieć ograniczony dostęp do komputera i Internetu. Oczywiście postaram się tłumaczyć i dodawać kolejne rozdziały, kiedy tylko będę mogła, chciałam Was jednak ostrzec, że może to być nieco utrudnione. Dlatego też jeśli rozdziały będą pojawiały się z lekkim poślizgiem, nie oznacza to w żadnym razie, że zarzucam tłumaczenie, a jedynie że zmagam się z pewnymi trudnościami technicznymi. Liczę na Waszą cierpliwość i wyrozumiałość – również dlatego, że czeka nas teraz miesięczna przerwa. Przykro mi, ale wiem już, że przez ten miesiąc nie będę miała dostępu do komputera.
Tłumaczenia poezji/piosenek są wszędzie moje, poza pojawiającym się w tym rozdziale wierszem Pocałunek, który przy rozdziale XXV tłumaczyła Motylek i który stamtąd pożyczyłam.
Jak zwykle dziękuję pięknie za komentarze. Nie przedłużam i życzę miłej lektury.
Rozdział XXXI
Sen
beta: złota Dzwoneczek
Jasper spakował swoje rzeczy do małej torby sportowej i zeszliśmy na dół, wiedząc, że zostało nam jedynie kilka godzin. Chciałam, żebyśmy spędzili je jak najlepiej, tworząc wspomnienia, do których będę mogła wracać, kiedy Jasper i ja będziemy osobno. Starałam się jak tylko mogłam, by ukryć strach i przygnębienie, i zaproponowałam, byśmy zrobili coś, czego nie będziemy mogli robić przez jakiś czas – obejrzeli kilka odcinków Firefly.
Tym razem Jasper nie obserwował mnie z daleka. Zamiast tego usadowiłam się między jego nogami i ciasno otulona kocem, opierałam się o jego klatkę piersiową, otoczona jego silnymi ramionami. Odrzuciłam głowę do tyłu, opierając ją o prawe ramię Jaspera, a on pochylił swoją do przodu, tak że stykaliśmy się policzkami. Od czasu do czasu muskał twarzą moje lewe ramię, wdychając mój zapach, tak jak tego pierwszego razu w kuchni. Miało to na mnie jeszcze większy wpływ niż wtedy, jednak po naszej ostatniej dyskusji znalazłam w sobie nieodkryte wcześniej pokłady samokontroli. Chciałam być z Jasperem, ale dopiero wtedy, gdy będzie wolny. A ponieważ wiedziałam, że nie do końca mogłam polegać na tym, że powstrzyma mnie przed postawieniem pierwszego kroku na drodze do piekła, kontrolowanie samej siebie stało się dla mnie w jakiś sposób łatwiejsze.
Jasper nie wypuścił mnie, gdy serial się skończył, lecz przyciągnął jeszcze bliżej.
– Wykończa mnie to, że musimy się rozstać. Wiesz o tym, prawda? – warknął. – Nie mogę uwierzyć, że muszę cię wypuścić, żebyś mogła omawiać poezję miłosną z Newtonem.
Westchnęłam. – Sama nie skaczę z radości, ale przecież nic nie mogę na to poradzić. To jedyny dzień w tygodniu, który pasuje nam obojgu. Poza tym jego rodzice oczekują mnie na obiedzie. – Odwróciłam głowę, by na niego spojrzeć. – Wiesz dobrze, że wolałabym zostać tutaj, z tobą.
– Mam tylko nadzieję, że ten dzieciak będzie się pilnował i wybije sobie z głowy jakiekolwiek pomysły. To znaczy te, na które jeszcze nie wpadł – dodał.
Uśmiechnęłam się. Teraz, gdy wiedziałam, co powodowało zachowanie Jaspera w stosunku do Mike’a, uważałam to za urocze.
– Czy to naprawdę takie ważne? – zapytałam. – Mike nic nie zrobi. Na pewno nie z rodzicami w pokoju obok i bez mojej zgody. A sam wiesz, że jej nie dostanie.
Delikatnie wyszarpnęłam się z jego ramion, aż rozluźnił je na tyle, że mogłam wstać. Wygramoliłam się z koca, złożyłam go i położyłam na sofie. Jasper też wstał i mnie objął. Uścisk wydawał się równie desperacki co ten, którym mnie przywitał, i wraz z nim wróciły znajome emocje.
– Jeszcze tylko trochę, maleńka – powiedział miękko. – Niedługo Laurent zniknie, a ja porozmawiam z Alice i będziemy mogli zacząć od nowa, razem.
Westchnęłam z twarzą wciśniętą w jego pierś. Nie byłam pewna, czy stara się pocieszyć mnie, czy siebie samego. Sprawiał, że brzmiało to tak łatwo, ja jednak wiedziałam, że rzeczy nigdy nie były tak proste, nie w moim życiu. Nie mogłam pozwolić sobie na to, by uwierzyć, że wszystko się ułoży – doświadczenie podpowiadało mi coś zupełnie innego. Mogłam mieć nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, ale musiałam przygotować się na najgorsze.
– Już późno – stwierdziłam, odsuwając się. – Muszę się zbierać, jeśli nie chcę się spóźnić do Mike’a.
Jasper wziął swoją torbę i razem udaliśmy się do furgonetki. Nie rozmawialiśmy, a powietrze było gęste od napięcia, którego nie potrafiliśmy rozładować. Wypuściłam go kilka przecznic od domu Newtonów i sama przejechałam resztę drogi. Zatrzymawszy się na podjeździe, wzięłam głęboki oddech, przykleiłam na twarz sztuczny uśmiech i udałam się w kierunku drzwi wejściowych.
Mike najwyraźniej już na mnie czekał, ponieważ otworzył drzwi, zanim zdążyłam w ogóle zadzwonić. Jego uśmiech był zdecydowanie bardziej szczery niż mój.
– Hej, Bello. Wejdź – zaprosił mnie do środka.
Newtonowie mieszkali w nowszym i większym domu niż ten Charliego. Przepięknie umeblowany i urządzony salon oraz jadalnia były widoczne z korytarza i przypominały bardziej wnętrza pokazywane w kolorowych magazynach niż pomieszczenia zajmowane przez prawdziwych ludzi. Mike wzruszył ramionami, zauważając, jak się rozglądam.
– Moją mamę interesuje dekorowanie wnętrz – wyjaśnił – i prawie nigdy nie używamy tej części domu. Chcesz coś do picia, zanim pójdziemy do mnie?
Przełknęłam. Powinnam była domyślić się, że będziemy pracować w jego pokoju, mimo to byłam nieco zdziwiona. To tylko pokój, Bello. Pewnie ma tam komputer.
– Jasne – odpowiedziałam.
– Chodź. – Ruszył korytarzem, a ja udałam się za nim do części domu, która wyglądała na bardziej zamieszkałą. Była tam ogromna kuchnia, kolejna jadalnia i pokój rodzinny. Mama Mike’a przygotowywała coś przy kuchence.
– Dzień dobry, pani Newton – powiedziałam.
– Witaj, skarbie. – Uśmiechnęła się do mnie. – Chcecie jakąś przekąskę? Obiad będzie dopiero za kilka godzin.
– Wezmę jakieś chipsy – stwierdził Mike. – Czego chciałabyś się napić, Bello? Mamy napój, wodę i sok.
– Poproszę napój.
Byłam zaskoczona tym, jak dobrze się u niego czułam – przyjął mnie ciepło i serdecznie. Zaczęłam się odprężać. Zazdrość Jaspera wyostrzyła moją ostrożność względem Mike’a, ale przekonałam się, że nie ma się czym martwić. Byliśmy tylko przyjaciółmi, którzy mieli się wspólnie uczyć. Zwyczajne ludzkie zajęcie – podobnie jak spędzanie czasu z Jakiem w jego garażu. Uśmiechnęłam się z ulgą i podążyłam za Mikiem, który wziął kilka puszek napoju i paczkę chipsów, po czym udał się schodami w górę.
– Bawcie się dobrze – krzyknęła za nami jego mama – i nie zabrudźcie tymi chipsami całej podłogi.
Ostrożnie przestąpiłam próg pokoju Mike’a, nie wiedząc, czego powinnam się spodziewać. To jasne, że jego rodzinie dobrze się powodziło. Pokój był ogromny, a Mike miał własny komputer, telewizor plazmowy i konsolę do gier video. Jego wielkie łóżko nie zajmowało nawet w przybliżeniu tyle miejsca co moje – jego pokój był znacznie większy. Ściany miał obwieszone plakatami sportowców i udekorowane różnego rodzaju bibelotami, w tym nagrodami, które zdobył. Mój wzrok przykuła nieźle wyposażona półka z książkami. Podeszłam, by obejrzeć tytuły. Miał trochę klasyki, thrillerów, powieści detektywistycznych i kryminalnych bestsellerów. Zauważyłam też kilka powieści historycznych. Na chybił trafił wybrałam jedną z nich, Pieśń łuków Bernarda Cornwella, i zaczęłam czytać streszczenie na okładce.
– Naprawdę lubisz czytać – powiedziałam i spojrzałam na niego, nie do końca będąc w stanie ukryć zaskoczenie.
Spuścił wzrok i prawą ręką potarł szyję. – Taa. Ale nie mów nikomu – zerknął na mnie – popsułoby to mój image.
– Nie martw się. Umiem dochować tajemnicy. Ta książka wydaje się interesująca – oznajmiłam, bawiąc się trzymanym tomem.
– Tak – stwierdził z entuzjazmem – jest świetna. To pierwsza część sagi o łuczniku w czternastowiecznej Europie. Ma niesamowite opisy bitew.
Rzuciłam mu uśmiech, odkładając książkę na miejsce. Sięgnęłam po następną, Pompeję Roberta Harrisa. – A ta? – zapytałam.
– Ta opowiada o wybuchu Wezuwiusza, z perspektywy rzymskiego inżyniera akweduktów. Opisy wszystkiego, co poprzedza wybuch i dzieje się później, są rozbrajające.
Wsunęłam książkę na półkę i ostrożnie przyjrzałam się Mike’owi, tak jakbym widziała go pierwszy raz. Nie znałam go z tej strony, ale pozytywnie mnie zaskoczył. Zawsze wiedziałam, że nie jest jednym z tych tępych sportowców, był znacznie uprzejmiejszy, sympatyczniejszy i mądrzejszy niż większość chłopaków w jego wieku, ale nigdy nie spodziewałam się, że usłyszę, z jaką pasją opowiada o powieściach historycznych. Zaczęłam się zastanawiać, jakie jeszcze mógł skrywać sekrety, by bardziej przypominać jakąś stereotypową postać niż siebie samego.
– Brzmi świetnie, Mike. Może pożyczysz mi którąś z nich?
– Jasne. Najpierw weź Pompeję. Powinna ci się spodobać.
– Okej – odparłam, sięgając po książkę i wrzucając ją do torby. – Dzięki. Oddam ci ją, jak tylko skończę.
– Nie ma pośpiechu.
Przez chwilę oboje milczeliśmy, nie wiedząc, co powiedzieć. Wtedy przypomniałam sobie, po co w ogóle przyszłam.
– Więc – zaczęłam, siadając na skraju łóżka i wyciągając książki Carlisle’a – wybrałeś już swój wiersz?
– Nie do końca – odpowiedział, sadowiąc się na krześle. – Mam kilka pomysłów, miałem nadzieję, że pomożesz mi podjąć decyzję.
– W porządku. Słucham.
– Więc tak, pierwszy to Żona-wiedźma*:
Nie jest ani różowa, ani biała,
I nigdy nie będzie w pełni moja;
Rękoma nauczyła się poruszać w bajce,
Ustami – na walentynce.
Ma więcej włosów niż potrzebuje;
W słońcu to istne nieszczęście!
Jej głos to sznur kolorowych koralików
Albo kroki wiodące do morza.
Kocha mnie, jak tylko potrafi,
I ustępuje mi, kiedy musi;
Ale nie była stworzona dla żadnego mężczyzny,
I nigdy nie będzie w pełni moja.
– Drugi – ciągnął – to Dziewczyna ze snu**.
Pewnego dnia przybędziesz w drżeniu miłości,
Delikatna jak rosa, niecierpliwa jak deszcz,
Z refleksami słońca na skórze,
Mruczeniem wiatru w cichych słowach,
Z gracją górskich kwiatów.
Przybędziesz ze swoimi szczupłymi, ruchliwymi ramionami,
Dystyngowaniem, którego nie uchwycił żaden rzeźbiarz
I niuansami barku i szyi,
Twarzą ukazującą zmiany nastroju
Jak delikatne zmiany nieba –
Chmur, błękitu i migoczącego słońca.
A jednak
Możesz nie przybyć, dziewczyno ze snu,
Możemy minąć się gdzieś w świecie
I ze spojrzeń mijających się oczu
Wyczytać opowieść o nadziei i tym dniu.
Przerwał i spojrzał na mnie, jakby starając się wybadać moją reakcję. Byłam oniemiała. Przyłapałam się na tym, że znowu pozwoliłam poddałam się stereotypom i założyłam, że wiersze wybrane przez Mike’a będą w rodzaju kwiatków na górze róże, na dole fiołki i innych szkolnych wierszyków miłosnych. Nie spodziewałam się po nim tak głębokiej poezji. Zauważyłam, że oba wiersze miały wspólny temat – wyrażały niepewność podmiotu starającego się o ukochaną idealną. W każdym z nich była ona idealizowana, nienaturalna. Uważnie przyjrzałam się Mike’owi, starając się dostrzec to, co działo się w jego wnętrzu.
Wtedy dotarło do mnie, że Jasper miał rację. Mike być może potrafił maskować swoje uczucia do mnie, dopóki nie byłam gotowa, ale nie zamierzał się ich wyzbywać, i jasno dał to do zrozumienia poprzez poezję. Zrozumiałam, że zgoda na zostanie jego partnerką przy tym zadaniu była błędem.
– Um, który ci się podoba, Bello? – zapytał niepewnie. – Ja chyba wolę ten drugi.
– Oba mi się podobają – odpowiedziałam szczerze. – Drugi jest dobrym wyborem. – Szczególnie jeśli jesteś zakochany w jakiejś dziewczynie i nie masz pewności, czy kiedykolwiek będziecie razem.
– Też tak sądzę. Niezbyt długi i niezbyt skomplikowany, co? Łatwy do zrozumienia.
– Tak – zgodziłam się – łatwy do zrozumienia… - Żałowałam, że nie mam odwagi zawetować jego wyboru – nie miałam pojęcia, jak wyjaśnię całej klasie, dlaczego sądzę, że to ulubiony wiersz Mike’a, przypomniałam sobie jednak, co powiedziałam Jasperowi i zrozumiałam, że nie mogę zmusić Mike’a do wybrania tekstu, który byłby kompletnie pozbawiony znaczenia. Jego stopień od tego zależał.
– A ty co wybrałaś? – zapytał.
– Podoba mi się wiersz Pocałunek***. – Przeczytałam mu go, czekając na jego reakcję. Zamyślił się, po czym spojrzał na mnie uważnie.
– Nie tego się po tobie spodziewałem – powiedział w końcu. – Podoba mi się – dodał pospiesznie – ale po prostu oczekiwałem czegoś bardziej… klasycznego?
To jasne, że rozumiał mnie lepiej niż ja jego, co nie powinno być dla mnie zaskoczeniem, a jednak było.
– Starałam się wyjść poza znane obszary – wyjaśniłam. – Na początku wybrałam coś tradycyjnego, ale wtedy zmusiłam się, żeby przyjrzeć się innym utworom i ten wydał mi się właściwy.
– Podoba ci się sposób, w jaki autor miesza ze sobą obrazy ze sfery seksualnej i umysłowej?
Byłam tak zszokowana, że aż usiadłam głębiej. Nie myślałam o tym wierszu w taki sposób. Przekonywała mnie idea romansu intelektualnego, ale nie zastanawiałam się nad tym, czy Stephen Dunn połączył ze sobą dwa aspekty miłości. Zmarszczyłam brwi, wpatrując się w Mike’a. Zupełnie nie znałam go z tej strony. Nie był już tym wyluzowanym, lubiącym flirt sportowcem ani żartownisiem czy nawet przyjacielem, na którego ramieniu można się było wypłakać. To był Mike, którego inni ludzie nie dostrzegali – głęboki, uważny, przenikliwy Mike.
– Tak, chyba tak – przyznałam – chociaż tak właściwie nie myślałam o tym w ten sposób.
Roześmiał się. – Nie rób tego teraz. Zostaw coś dla mnie.
Zachichotałam. – Nie ma sprawy. A co z tobą i twoją dziewczyną ze snu? Podoba ci się, ponieważ jesteś jednocześnie romantykiem i realistą?
– Przyłapałaś mnie. Ale chodzi o coś więcej. Opis dziewczyny ze snu jest doskonały. A raczej to doskonały opis ciebie.
Żołądek ścisnął mi się boleśnie. Mimo że Jasper mnie ostrzegał, nie spodziewałam się tego. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
– Mike – zaczęłam, nie wiedząc, co powinnam powiedzieć.
– Wszystko w porządku, Bella. To znaczy, wiem, o co ci chodzi, rozumiem. Jak mówi wiersz – może do tego nigdy nie dojść. Nie chcę, żebyś czuła się niekomfortowo. Ale wiesz, co czuję, a ja wiedziałem, że jesteś na tyle mądra, żeby dojść do tego, dlaczego spodobał mi się ten wiersz bez dodatkowych wyjaśnień z mojej strony. Ale pomyślałem, no wiesz, powiem to, żebyśmy nie unikali tego, co oczywiste. Tak jakbyśmy mieli ignorować słonia stojącego w pokoju.
Uśmiechnęłam się. – Nikt nie porównywał mnie wcześniej do słonia – zażartowałam.
– Hej, jeśli trąba pasuje…
Wzięłam z łóżka poduszkę i w niego rzuciłam. Wylądowała obok Mike’a.
– Och, więc tak się bawimy? – zapytał, pochylając się, by ją podnieść.
– To nie fair – jęknęłam. – Ty masz przynajmniej koordynację wzrokowo-ruchową.
Zaśmiał się, odkładając poduszkę. – Wiesz przecież, że bym tego nie zrobił. Nie będę zaczepiał kogoś, kto jest o połowę mniejszy ode mnie.
Dołączyłam do niego, zaskoczona, jak dobrze się bawię. Wcale nie było tak krępująco, jak się tego spodziewałam. Wypiliśmy napoje i zjedliśmy chipsy, starając się nie zabrudzić podłogi. Wróciliśmy do pracy – wydrukowaliśmy potrzebne nam wiersze i zrobiliśmy notatki do prezentacji. Właśnie kończyliśmy i zaczynałam się pakować, gdy pani Newton zawołała z dołu, że obiad jest gotowy.
– Idealnie – stwierdził Mike.
Zeszliśmy razem do jadalni. Przywitałam się z panem Newtonem, który najwyraźniej wrócił właśnie ze sklepu, po czym zasiedliśmy do obiadu. Pani Newton pytała nas o projekt, gdy jedliśmy przepyszną zapiekankę, którą sama przygotowała. Ku mojemu zaskoczeniu ta część wieczoru również bardzo mi się podobała. Na moment udało mi się zapomnieć o Edwardzie, Alice, Laurencie, a nawet o Jasperze i rozkoszować tym tak zwyczajnym ludzkim doświadczeniem.
Po obiedzie Mike odprowadził mnie do furgonetki. – Jesteśmy całkiem nieźle przygotowani na czwartek, co?
– Nieźle? Świetnie. Dzięki! Bardzo ułatwiłeś mi całe zadanie.
– Taki był plan – odpowiedział prosto. – Do zobaczenia jutro w szkole. – Zamknął drzwi i oddalił się o kilka kroków.
– Do zobaczenia – powiedziałam na tyle głośno, aby mnie usłyszał, po czym wycofałam auto z podjazdu.
Gdy odwróciłam głowę, by upewnić się, że ulica jest czysta, zobaczyłam torbę Jaspera, i natychmiast przypomniałam sobie, że musi być gdzieś w okolicy i mnie pilnować. Nie wiedziałam, jak w ogóle mogłam o tym zapomnieć. Wróciłam na drogę i dojechałam do domu, trzymając się ograniczenia prędkości, aby ułatwić Jasperowi zadanie. Samochód Charliego już stał przed domem. Zabrałam swoją torbę oraz przybory kuchenne i weszłam do środka.
– Jak udał się projekt? – Krzyknął Charlie z salonu. Zastałam go leżącego na kanapie i oglądającego telewizję.
– Świetnie. Prawie skończyliśmy. Nie mam dużo do zrobienia w tym tygodniu.
– To świetnie. Dobrze się bawiłaś?
– Tak – przyznałam – Newtonowie są bardzo mili.
– To prawda, bardzo mili. To dobra rodzina. Dobrze wychowali swojego syna.
– Mógłbyś być bardziej subtelny, tato – powiedziałam. – Przesadzasz.
– Dobrze, dobrze, już nie będę. Cieszę się, że spędziłaś miło czas.
– Ja też, ale teraz muszę posprzątać w kuchni i pójść na górę. Mam do odrobienia pracę domową.
Gdy dotarłam do pokoju, zdałam sobie sprawę, że naprawdę nie mam wiele do zrobienia. Szybko skończyłam zadanie z hiszpańskiego i matematyki, a na chemię nie chciało mi się przygotowywać. Usiadłam na łóżku i przytuliłam poduszkę, myśląc o tym, jak bardzo tęsknię za Jasperem. Chciałam do niego zadzwonić, ale jakaś część mnie obawiała się jego reakcji na to, co wydarzyło się u Mike’a. W końcu tęsknota zwyciężyła i wyjęłam telefon.
– Witaj, Bello – odpowiedział po pierwszym dzwonku. – Zastanawiałem się, jak długo będziesz zwlekała z telefonem.
– Cześć, Jasper. Zadzwoniłabym wcześniej, ale… – zawahałam się. Nie wiedziałam, na ile potrafię być szczera.
– Ale co, maleńka?
Zdecydowałam, że powiem mu prawdę. – Ale nie byłam pewna, jak zareagujesz na tę całą sprawę z Mikiem.
Westchnął. – Zasłużyłem sobie – powiedział. – Nie zachowywałem się do końca racjonalnie, jeśli o to chodzi. Nie mogę udawać, że to było łatwe, słuchanie waszej dwójki, szczególnie gdy Mike wyjaśniał, co myśli o wierszu. Ale ufam twojemu osądowi, Bello, i to ty miałaś rację co do dzisiejszego dnia. Przez większość czasu Mike się pilnował.
– Cieszę się, że to rozumiesz. Przez chwilę byłam zdezorientowana, ale to nie trwało długo. Gdzie teraz jesteś?
– W lesie za twoim domem. Znalazłem niezłe miejsce widokowe na jednym z drzew. Jestem na tyle wysoko, że będę w stanie zobaczyć, gdyby ktoś się zbliżał z jakiegokolwiek kierunku.
Próbowałam wyobrazić sobie Jaspera przyczajonego na drzewie i polującego. Ciemnozielone i czarne ubrania, w które przebrał się po południu, na pewno pomagały mu zlać się z otoczeniem. Wiedziałam, że może tam spędzić wieczność, nie męcząc się, nie tracąc równowagi, nie potrzebując przerwy na toaletę. Był idealnym strażnikiem i wiedziałam, że tak długo, jak będzie nas pilnował, Charliemu i mnie nic się nie stanie. Wiedziałam też, że wolałabym, aby był tu, ze mną, w środku, a nie gdzieś na zewnątrz, obserwując. I wtedy zrozumiałam, że chociaż tej jednej nocy życzenie może stać się rzeczywistością.
– Mogę mieć do ciebie prośbę, Jasper?
– Jasne, maleńka.
– Czy mógłbyś – głos mi się załamał – czy spędziłbyś ze mną noc?
Cisza.
– Nie o to mi chodziło – szybko wyjaśniłam. – Chodzi o to, że przecież wczoraj polowałeś, więc powinieneś sobie poradzić, będąc blisko mnie, prawda? Czemu mielibyśmy to zmarnować? Mógłbyś przyjść i zostać ze mną w moim pokoju. Spędzilibyśmy razem kilka dodatkowych godzin, zanim będziesz musiał mnie zostawić. Proszę?
Nie odpowiedział od razu. – Dobrze – zgodził się w końcu – zaraz u ciebie będę. Zostaw otwarte okno.
Praktycznie podbiegłam do okna, mając poczucie déjà vu, gdy uchylałam dolne skrzydło. Minęło trochę czasu, odkąd jakiś wampir spędził ze mną noc. Relacja Jaspera i moja była inna. Ale jeśli któraś noc mogła być wyjątkiem, to właśnie ta, i cieszyłam się, że starczyło mi odwagi, by go poprosić.
Kilka chwil później Jasper wspiął się przez moje okno. Podeszłam do niego i długo się przytulaliśmy.
– Tęskniłam za tobą – wyznałam. – Po tym, jak wczoraj spędziliśmy ze sobą cały dzień, to jest naprawdę trudne.
– Też za tobą tęskniłem, maleńka, a miałem mniej rzeczy, które by mnie rozpraszały. Mam tylko nadzieję, że Laurent wykona swój ruch szybciej niż później.
Podniosłam na niego wzrok.
– Rozumiem, że jeszcze się nie pojawił?
– Nie. Ale jestem pewien, że wciąż jest w okolicy i w którymś momencie będzie musiał popełnić błąd.
Jasper pokierował mnie w stronę łóżka i razem usiedliśmy.
– Może zadzwonisz do Alice i zapytasz, czy coś jeszcze widziała?
Pokręcił głową.
– Myślę, że sama by do mnie zadzwoniła, gdyby widziała coś pewnego, a poza tym gdybym do niej zadzwonił, musiałbym powiedzieć jej o tobie, a przecież zgodziliśmy się, że lepiej to zrobić osobiście.
Przytaknęłam. Miałam inny pomysł.
– A co z Emmettem? Gdybyś od razu do niego zadzwonił, moglibyście znaleźć Laurenta szybciej.
– Zastanawiałem się nad tym, ale chociaż Emmett potrafi być naprawdę tępy, raczej domyśliłby się, co do ciebie czuję, a nie chcę, by ktokolwiek o tym wiedział, zanim porozmawiam z Alice. Dlatego wolę do niego nie dzwonić, dopóki nie będzie to absolutnie konieczne.
– Więc na razie zostaje tak, jak jest?
– Obawiam się, że tak, Bella. Ale w najgorszym wypadku to tydzień. To nie tak długo, nawet dla człowieka.
Cieszyłam się, że potrafił na ten temat żartować. Pamiętałam, jak trudne było dla nas tych kilka dni, które spędziliśmy osobno w zeszłym tygodniu. Nie sądziłam, aby teraz miało być nam łatwiej. Musiałam jednak przyznać, że Jasper pomyślał o wszystkim i jego plan był najlepszym, jaki mieliśmy. Westchnęłam. Tydzień to naprawdę nie tak długo, nawet jeśli teraz wydawał mi się wiecznością.
Aby oderwać myśli od tego, co się działo, zaczęłam znowu mówić o muzyce – wczoraj nie zaszliśmy w naszej dyskusji zbyt daleko. Po jakimś czasie położyliśmy się na łóżku, głównie dla mojej wygody, i rozmawialiśmy, dopóki nie usłyszeliśmy kroków Charliego na schodach. Spanikowałam, ale Jasper szybko stanął za drzwiami, tak że pozostał niewidoczny, gdy Charlie zapukał i wsadził głowę do środka, by życzyć mi dobrej nocy. Gdy skończył zajmować łazienkę, wzięłam pidżamę i przybory toaletowe i sama tam poszłam. Przyszykowanie się do spania nie zajęło mi dużo czasu, ale nie spieszyłam się, czując, jak niespodziewanie nerwy przejmują nade mną władzę. Wzięłam głęboki oddech, aby się uspokoić, i wróciłam do pokoju, gdzie zgasiłam światła, zanim jeszcze zamknęłam drzwi. Wiedziałam wprawdzie, że Jasper doskonale widzi i bez tego, ale ciemność dawała mi złudne poczucie bezpieczeństwa.
Nadal czułam się bardzo skrępowana, gdy wpełzłam pod kołdrę, odwracając się plecami do Jaspera. Przysunął się do mnie i otoczył ramionami.
– Nawet nie wiesz, jak często myślałem o nas w takiej sytuacji.
Miękkość jego głosu sprawiła, że zadrżałam. Wiedziałam, że nie powinnam pytać, ale nie mogłam się powstrzymać.
– Naprawdę o tym myślałeś?
– Yhym – wymruczał. – Wyobrażałem sobie, że leżę obok ciebie i dzielę się z tobą kolejnym z moich ulubionych wierszy.
– Co to za wiersz? – spytałam. Moje powieki robiły się coraz cięższe.
– Wariacje na temat snu Margaret Atwood****.
Chciałabym patrzeć, jak śpisz
co może się nigdy nie zdarzyć.
Chciałabym obserwować cię
śpiącego. Chciałabym spać
z tobą, wejść
w twój sen gładko jak jego ciemna fala
prześlizgująca się po mojej głowie
i przejść z tobą przez ten świetlisty
drżący las sinozielonych liści
z jego wyblakłym słońcem i trzema księżycami
w kierunku jaskini, do której musisz zejść
by zmierzyć się ze swoim największym lękiem
chciałabym dać ci srebrną
gałąź, mały biały kwiat, to
słowo, które cię ochroni
przed żalem w centrum
twojego snu, przed żalem
w jego centrum. Chciałabym podążyć
za tobą długimi schodami i stać się
łodzią, którą ostrożnie
przepłyniesz, płomieniem
w dwóch złożonych dłoniach
tam gdzie twoje ciało leży
obok mnie, a ty wchodzisz
w nie równie łatwo, co oddychasz
chociaż przez chwilę chciałabym
być powietrzem, które cię
zamieszkuje. Chciałabym być tym, co niezauważane
i tak potrzebne.
– To niesamowity wiersz, Jasper – wyszeptałam. – Będziesz musiał przeczytać mi go innym razem, gdy nie będę tak śpiąca. – Podkreśliłam swoją wypowiedź ziewnięciem.
– Tak zrobię, maleńka. Teraz idź spać.
Zamknęłam oczy i zaczęłam odpływać, gdy Jasper śpiewał:
Czasem obserwuję cię, gdy śpisz,
wiem, że jesteś gdzieś daleko we śnie,
a ja ukołyszę cię w swoich ramionach…
__________
*Edna St. Vincent Millay, Witch-Wife
**Carl Sandburg, Dream Girl
***Stephen Dunn, The Kiss:
Przycisnęła usta swe do moich.
Ileż lat musiałem tęsknić
Za dotykiem czyichś ust na moich.
Feromony, nowo narodzone, przepływały
Między nami. Brakowało niemal powietrza.
Pocałowała mnie znów, sięgając miejsca,
Wysyłającego wiadomości aż do palców,
A później trafiającego w miejsce przypominające dom.
Jakaś muzyka grała samotnie.
Nic nie jest podobne do kobiety, która wie
Jak całować odpowiednie miejsca w odpowiednim czasie,
I później całować miejsca, za którymi tęskni.
Jak mógłbym pragnąć mniej?
Myślałem, że to właśnie inteligencja,
Że to najmądrzejszy umysł,
Odkąd Wyrocznia szeptała do uszu Greka,
Wlewając weń rozsądek. To jest Dobro,
Definiujące samo siebie. Utraciłem swój umysł,
Ona go odnalazła. Pobraliśmy się tak szybko, jak tylko mogliśmy.
(tłum. madam butterfly)
****Margaret Atwood, Variations on the word Sleep |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Nie 10:46, 28 Lip 2013 |
|
super rozdział i fajnie, że autorka skupiła się na Mike że są też inni ludzie nie tylko Jasper i Bella
z każdym rozdziałem co raz bardziej nie podoba mi się, że Jasper nie rozmawiał jeszcze z Alice przecież każdy wie jaką moc ma Alice więc wydaje mi się, że autorka nie za bardzo pomyślała o tym wszystkim
i mimo, że opowiadanie jest fajnie napisane i z nowym pomysłem to jednal cały czas mam jakieś ale...
cieszę się, że miałaś ochotę tłumaczyć i dzięki temu coś się dzieje na forum bo niestety gdy filmy się skończyły to i reszta też... więc dobrze, że ktoś działa w tej sferze nadal
udanego wyjazdu i chęci i czasu na tłumaczenie
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Malutka94
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Kwi 2011
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 12:22, 30 Lip 2013 |
|
O Moj Boże!!! W koncu widze nowy rozdzial po tak dlugim oczekiwaniu!!! Bardzo dziekuje za wstawianie!!!:)) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Perunia
Człowiek
Dołączył: 01 Maj 2010
Posty: 50 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Śro 0:50, 31 Lip 2013 |
|
wielkie dzięki za kolejne rozdziały, szkoda że jesteś zmuszona do przerwy ale mam nadzieję że dasz radę choć raz na jakiś czas przetłumaczyć kolejny rozdział. A co do tych rozdziałów Lauren się znowu pojawił - ciekawe co knuje. Mike był słodki w tych swoich zwierzeniach, ale nic nie przebije Jaspera na koniec. Wiersze boskie i szacunek za ich tłumaczenie. Pozdrawiam :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kju
Dobry wampir
Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 836 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 22:34, 04 Paź 2013 |
|
hej Robaczku :)
jak miło, że podjęłaś się tłumaczenia GM, jestem ogromnie wdzięczna :)
przeczytałam jednym tchem rozdziały od mojego ostatniego wpisu i rozdzwoniły się dzwoneczki z radości, że nadal ten ff mnie fascynuje, czuje, jak mnie przyciąga historia, czuję te emocje, dziękuję bardzo za Twoją pracę bo to dzięki Tobie własnie miło spędzam wieczór :))) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
katia_black
Nowonarodzony
Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olkusz
|
Wysłany:
Pon 11:49, 03 Lut 2014 |
|
Wszystkie rozdziały świetne. Chciałabym jednak nieśmiało zapytać, kiedy można się spodziewać kolejnych, bo już usycham z niecierpliwości. Pozdrawiam serdecznie i życzę weny do tłumaczenia. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 2:20, 04 Lut 2014 |
|
Hej, katia_black, dziękuję Ci za komentarz. Obawiam się jednak, że kolejne rozdziały tłumaczenia się nie pojawią - nie wiem, czy wiesz, ale niedługo forum zostanie zamknięte (link).
Przykro mi, że poświęciłam temu przekładowi niewiele ponad miesiąc, kończąc na czterech rozdziałach; ostatnie pół roku spędziłam w szpitalu, więc zajmowanie się tłumaczeniem fika było trochę poza moim obszarem zainteresowań.
Nie mówię jeszcze, że Golden Moon na 100% nie powróci; do końca miesiąca zorientuję się, czy jest jakieś miejsce, w którym chciałabym ewentualnie umieszczać kolejne części tłumaczenia i dam wtedy znać w tym temacie.
Pozdrawiam! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Pon 16:16, 17 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
katia_black
Nowonarodzony
Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olkusz
|
Wysłany:
Wto 10:55, 04 Lut 2014 |
|
Przykro mi z powodu Twojego pobytu w szpitalu, mam nadzieję że już wszystko w porządku.
Mam nadzieję, że nie zarzucisz tłumaczenia, bo to opowiadanie rozjaśniło mi wiele ponurych chwil.
Przeczytałam wiadomość o zamknięciu forum i zszokowało mnie to, bo do tej pory było ono miejscem do którego można się było udać aby poprawić sobie humor. Tak czy inaczej Golden Moon jest moim absolutnym faworytem to opowiadanie było nawet motorem żeby zapisać się na angielski :) więc mimo wszystko będę mieć cichą nadzieję, że tłumaczenia nadal będą pojawiać się w sieci. Pozdrawiam, Katia. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 1:44, 21 Lut 2014 |
|
Przemyślałam tę kwestię i doszłam do wniosku, że w tym momencie swojego życia niestety nie mogę sobie pozwolić na tłumaczenie.
Z chęcią podjęłabym się dalszego przekładu Golden Moon i być może nawet zapału starczyłoby mi na kilka rozdziałów, jednak w rzeczywistości po prostu nie mam na to czasu. Nie chcę po raz kolejny angażować się w projekt, który po jakimś czasie porzucę.
Przepraszam tych, którzy liczyli na kontynuację tego tłumaczenia. Jednocześnie dziękuję wszystkim, którzy byli jego czytelnikami. To dzięki Wam przez tyle lat pojawiały się tutaj kolejne rozdziały – bo miały dla kogo się pojawiać.
Przede wszystkim dziękuję jednak cudownej, naprawdę przecudownej madam butterfly, która przychyliła nam kawałek Zmierzchowego nieba, przedstawiając ten magiczny tekst polskiej publiczności jeszcze w 2009. Myślę, że nie tylko ja się w nim wtedy zakochałam; nadal należy on do moich absolutnych faworytów w tym fandomie. Madam przetłumaczyła zdecydowaną większość tego fanfiction. Ogromne podziękowania należą się także Pernix, która przez długi czas współpracowała z madam, również przekładając poszczególne rozdziały. Dziękuję, dziewczyny! Dziękuję też mojej nieocenionej becie, Dzwoneczkowi, z którą współpraca to zawsze czysta przyjemność.
Sama przetłumaczyłam jedynie cztery rozdziały Golden Moon, ale fanfiction to towarzyszy mi znacznie dłużej. Był to pierwszy anglojęzyczny fanfik, który przeczytałam w oryginale, nie mogąc doczekać się kolejnych przetłumaczonych rozdziałów. Lekturę oryginału polecam więc wszystkim tym, którzy nie znają jeszcze dalszych losów Belli i Jaspera; tekst jest napisany płynnie, poprowadzony lekkim piórem, więc jego lektura nie powinna sprawiać większych problemów.
(A jeśli w dalszym ciągu jesteście zainteresowani lekturą Zmierzchowych fanfików w ojczystym języku, w naszej Bibliotece – ale nie tylko – znajduje się mnóstwo świetnych zakończonych tekstów: tak oryginalnych, jak i tłumaczeń).
To powiedziawszy, żegnam się z czytelnikami Golden Moon. Kto wie, może za jakiś czas zobaczymy się na innym forum literackim w dziale fanfiction – może nie. Może za kilka miesięcy zmienię zdanie co do tłumaczenia tego tekstu – może nie. Nie ma co mamić się pustymi obietnicami, ale palić za sobą wszystkich mostów też nie warto.
Trzymajcie się!
robak |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|