|
Autor |
Wiadomość |
kam4a
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: śląsk
|
Wysłany:
Pią 9:16, 10 Wrz 2010 |
|
Serdecznie zapraszam na tłumaczenie ff pt.: "High Anxiety"
Bella, młoda dziewczyna, wraca do domu do Forks, chcąc zapomnieć o wydarzeniach z przeszłości. Od razu zaczyna spędzać czas z Jasperem i Edwardem. Bella i Edward odkrywają, że łączy ich więcej, niż kiedykolwiek mogli przypuszczać. AU, AU/AH
autor: Steph (EdwardsBloodType)
link do oryginału: [link widoczny dla zalogowanych]
beta: frill, której serdecznie dziękuję za pomoc!
zgodę na tłumaczenie tego opowiadania oczywiście posiadam
wszystkie informacje dotyczące rozdziałów, wersja .pdf a także playlista do tego opowiadania dostępna na moim chomiku: [link widoczny dla zalogowanych]
pozdrawiam i zapraszam do czytania! ;-)
Rozdział 1: Returning home
Well I'm going home,
Back to the place where I belong,
And where your love has always been enough for me.
I'm not running from.
No, I think you got me all wrong.
I don't regret this life I chose for me.
But these places and these faces are getting old,
So I'm going home.
Well I'm going home.
“Home” – Daughtry
~Bella~
Wjechaliśmy na podjazd, zostawiając łagodne ślady spod kół ciężarówki. Wydawał się być identyczny, jednak to nie było to samo. Dom wyglądał tak jak wtedy, gdy wyjechałam pięć lat temu, chociaż teraz przemalowano go na kolor kremowo-beżowy oraz zaakcentowano przez bordowe okiennice i nowo wybudowany drewniany ganek. Otoczenie się zmieniło, krzewy i krzaki zostały starannie przystrzyżone i rozmieszczone na bujnym, zielonym trawniku. Biorąc pod uwagę fakt, że ojciec był kawalerem przez tak długi czas, spodziewałam się, że ogród będzie wyglądał teraz jak gnojowisko. Powrót do odmienionego domu mile mnie zaskoczył.
- Tato, proszę, nie przemęczaj się. Mogę sama zabrać bagaż – błagałam, widząc, jak ojciec wyciąga walizki z samochodu.
Spojrzał na mnie z boku, całkowicie ignorując mój niepokój. Charlie, zawsze bardzo dzielny mężczyzna, nigdy nie akceptował pomocy lub współczucia, szczególnie od kobiety. Niedawno odszedł z policji w Forks, gdy został ranny podczas napadu, a jego zraniona noga czyniła dla niego trudnym obijanie się przez dłuższy okres czasu. W rezultacie postanowił otworzyć własne biuro detektywistyczne w Seattle. To okazało się lukratywną karierą, bo oszukiwanie mężów, żon oraz pogardliwych kolegów było najwyraźniej bardzo częste.
Zauważyłam, że lekko utykał, ale tylko dlatego, że koniecznie chciałam się czegoś dopatrzeć. Delikatnie posiwiał – rozjaśnione kępki wyrastały z różnych stron ciemnych, falowanych włosów. Jego twarz wciąż była młodzieńczo męska. Kiedy byłam mała uważałam, że jest najprzystojniejszym mężczyzną na całym świecie, i że kiedyś na pewno go poślubię. To wciąż jeden z najatrakcyjniejszych mężczyzn, jakich kiedykolwiek widziałam, ale nie miałam już moich głupich, dziecinnych marzeń, żeby za niego wyjść.
- Bello, żarty sobie ze mnie stroisz z tym całym bagażem? – Charlie zmarszczył brwi, wyciągając walizkę za walizką z bagażnika, sapiąc i mrucząc pod nosem. Uśmiechnęłam się z zakłopotaniem. Najcięższa walizka, całkowicie wypełniona butami, była ostatnia.
- Tato, jestem szesnastoletnią dziewczyną, nie znającą życia i oczekiwań społecznych, po prostu próbuję znaleźć swoją drogę w tym pokręconym świecie, odkryć siebie i starać się utrzymać własny, zdrowy wizerunek. Duży wybór odzieży i obuwia pozwala mi odnaleźć moją prawdziwą tożsamość, gdy w tym samym czasie zapewnia możliwość własnej ekspresji i kreatywności – podśmiewałam się dziecinnie, gdy przewieszałam dużą i bardzo różową torbę sportową przez ramię. – I pozwala mi to wyglądać ładnie.
- Bardzo zabawne, Bells. Przygotowałaś tę mowę w samolocie? Nie bądź taką mądralą – złajał. Przewróciłam oczami, kiedy rzucił ostatnią torbę w przedpokoju i przerzucił swoje ramię przez moje, całując mnie w głowę. – Cieszę się, że jesteś w domu, kochanie. Tęskniłem za tobą.
- Ja też tęskniłam, tato. Dom wygląda świetnie. Widzę, że wprowadziłeś kilka ulepszeń. – Podczas mojej pięcioletniej nieobecności od rozwodu jego i mamy, Charlie przebudował dom od podstaw. Cała kuchnia została wymieniona i odnowiona; na górze zostały dodane dwa pokoje i dwie łazienki, podobnie na dole salon został połączony z jadalnią. To był ciągle mój dom, ale tak jakby nim... nie był. Polubiłam ten, który jest czysty i nowy, ale nie podobało mi się to, że nie był tym samym miejscem, w którym dorastałam.
- Tak, więc, Esme przekonała mnie, że najwyższy czas na zmiany. To dobra inwestycja na dłuższą metę.
- Esme? – zapytałam, marszcząc brwi i zatrzymując się nagle na schodach.
Wskazał kciukiem w kierunku domu niżej. Monstrualna, pokaźna, niepasująca do dzielnicy willa została zbudowana i zamieszkana rok temu przez rodzinę Cullenów.
W miejscu porośniętym drzewami, gdzie mieszkał Charlie, były jedynie dwa małe domki. Alice Brandon i jej mama mieszkały po drugiej stronie ulicy, w takim samym domu jak nasz. Ale to nowo wybudowane szkaradztwo, wsunięte kilkaset stóp w głąb lasu sprawiało, że te dwa domy w porównaniu z nim wyglądały jak malutkie chałupy. Był większy niż dom Phila, w którym mieszkałam i uważałam go za ogromny. Był piękny, ale nie pasował do Forks... w ogóle.
Razem z innymi miejscowymi plotkami Charlie zapoznał mnie ze wszystkimi zmianami w drodze z lotniska do domu. Jednakże zaniedbał podanie mi szczegółowych informacji na temat mieszkańców domu Cullenów.
- Rozumiem, że ona jest ładna? – poruszyłam brwiami, dokuczając Charliemu z powodu jego odporności na uwodzicielskie podstępki kobiety.
- Tak, Esme jest atrakcyjna i bardzo szczęśliwa w małżeństwie. Jest po prostu wyjątkowo przekonywująca i dobra w swojej pracy, to wszystko. – Widocznie przed przeprowadzką Esme Cullen miała w Chicago własną firmę dekorującą wnętrza.
Jak chcesz, tato. Ładna kobieta przykleja uśmiechy do swojej twarzy, a ty wyrzucasz górę forsy na remont.
Typowy facet.
Zatrzymałam się na piętrze i poszłam wprost do mojego starego-nowego pokoju. Ściany pomalowano na łagodny szarozielony kolor, bardzo kojący i spokojny, dopełniony białymi listwami i wykończeniami. Było tam jedno duże okno wychodzące na ulicę i drugie ukazujące podwórze, częściowo zasłonięte przez dwór. Rzuciłam torbę na nagi materac królewskiej wielkości na czarnym, kutym łóżku i otworzyłam szafę – dużą, ale nie wystarczającą dla wszystkich ubrań i butów, które przywiozłam.
To nie była moja wina, naprawdę. Musiałam ją zrzucić na mamę i moich przyjaciół z Kalifornii. Wygląd zewnętrzny był kluczem w statusie społecznym i szczerze mówiąc, miałam dość bycia w tle w swoim brzydkim, prostym stroju z nosem w książce i coraz bardziej zazdrościłam dziewczynom, które ubierały się w ładnie ciuchy i zawsze wyglądały dobrze. Dlatego razem z mamą otworzyłyśmy butik w Los Angeles z fajnymi ubraniami, który za darmo całkowicie zapełnił moją szafę. Plus, naprawdę lubiłam mieć różne możliwości. To było jak gra w przebieranie się; każdego dnia mogłam być kimkolwiek chciałam. Uwielbiałam różnorodność stylów, więc ubierałam się eklektycznie, jak mówiła mama.
Otworzyłam najwyższą szafkę w moim nowym, czarnym biurku, która była pusta, tak jak wszystkie szuflady w pokoju. Zastanawiałam się, co Charlie zrobił z moimi starymi meblami i ze wszystkimi rzeczami, które zostawiłam z powodu pośpiechu mamy, chcącej uwolnić się od małżeństwa z Charliem Swan.
Prawdę mówiąc, to było dziwne wrócić tutaj, prawie jakbym została uwięziona w innym wszechświecie. Mieszkałam w Forks całe życie, dopóki mama stwierdziła, że nie może się dłużej dusić w tym małym miasteczku i zdecydowała, że potrzebuje „odnaleźć” siebie. Byłyśmy w pięciu różnych stanach, pięciu szkołach, przeżyłyśmy jej trzech chłopaków i moich pięć grup przyjaciół, zanim ostatecznie osiadłyśmy w Kalifornii.
Tam poznała swojego męża, Phila. Niedługo przedtem podpisał kontrakt z LA Dodgers i w związku z tym dostał znaczną podwyżkę, jak również nareszcie przestaliśmy się ciągle przeprowadzać. Kupili ogromny dom w eleganckiej dzielnicy z wielkim basenem w ogrodzie, który nadawałby się do programu MTV Cribs. Moja mama prawie się posikała, gdy zobaczyła mistrzowską łazienkę i szafę wnękową. Pieniądze zmieniają ludzi, ale ona wydawała się pozostać normalna, postanawiając zarobić własne pieniądze na butikach. Nigdy nie byłam pazerna na pieniądze Phila, jednakże, okazjonalnie, obdarowywał mnie czymś takim jak iPod lub mój samochód.
Po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko naszego domu, mieszkała Bree Fields, moja była najlepsza przyjaciółka, która zmieniła się w wroga-zdzirę i ostatecznie zrujnowała moje życie, zmuszając do zamieszkania z tatą. Wredna suka. Wspomnienie o niej przyprawiało mnie o dreszcze. Każdego ranka kiedy się budziłam, życzyłam jej, aby spędziła ten dzień w toalecie, doświadczając przerażającej biegunki. Nie mogłam nawet znieść myśli o niej w tej chwili, nie chcąc niepotrzebnie niszczyć każdej sekundy mojego życia.
Ironią w całej sytuacji było to, że powrót do Forks, gdzie mama twierdziła, że się dusi, sprawiał, że mogłam oddychać swobodnie po raz pierwszy od dłuższego czasu. Nawet nie myślałam o napadach lękowych zadręczających moje istnienie, ani nie byłam nerwowa i drażliwa. Myślałam sobie, że przeprowadzka do Forks była prawdopodobnie najlepszą rzeczą, jaką mogłam zrobić w tych okolicznościach. Być może to szare niebo lub ciągłe uderzanie deszczu działało tak uspokajająco. Tak czy owak, szykował się jeszcze jeden przerażający pierwszy dzień w nowej szkole, chociaż liczyłam na spokojny i łatwy rok.
Charlie chrząknął, kiedy wniósł ostatnią walizkę do pokoju. Zauważyłam stos pudeł ułożonych jedno na drugim, wciśnięty pomiędzy czarny kredens i szafę, i spojrzałam pytająco na niego.
- Twoja mama to przysłała – powiedział, przewracając oczami i wzruszając ramionami. – Daj mi znać, jeśli będziesz czegoś potrzebowała. Oh, przy okazji – powiedział Charlie, zatrzymując się przy drzwiach – Alice jest bardzo podekscytowana twoim powrotem do domu, Bells. Ona... piszczała... kiedy jej przekazałem informację. – Zaśmiałam się z tego, ponieważ Alice była najprawdopodobniej najszczęśliwszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam. Zniknął na korytarzu, zostawiając mnie samą.
Podziękowałam mu i zaczęłam otwierać pudełka. Widocznie Renee myślała do przodu i kupiła komplet pościeli, pasujące zasłony, dywan i różne ozdobne dodatki do pokoju. Narzuta była biała z rozrzuconymi lawendowymi i szarozielonymi kwiatami, więc przypuszczałam, że musiała naradzić się z Charliem przed malowaniem. Dołączyła ramkę z naszym zdjęciem, przez co zrobiło mi się trochę smutno, choć niekoniecznie zaczęłam tęsknić za domem.
Po rozpakowaniu kartonów, resztę popołudnia spędziłam na dekorowaniu mojej nowej sypialni i instalowaniu komputera.
Kiedy udało mi się upchnąć wszystkie rzeczy w każdą wolną szczelinę, jaką znalazłam, skierowałam swoje kroki do kuchni i odkryłam, że w lodówce nie ma nic nadającego się do zjedzenia. Charlie mówił, że zamówimy pizzę na kolację, ale wzięłam na siebie wycieczkę do sklepu spożywczego, ponieważ nie zamierzałam jeść przez cały rok prowiantu kawalera, składającego się z mrożonych Hot Pockets i dietetycznej coli.
Charlie wręczył mi klucze z groźnym spojrzeniem i uśmiechnęłam się, widząc, że ładny, mały breloczek jest przypięty do kluczy mojego małego samochodu. Byłam szczęśliwa, gdy po przyjeździe z lotniska zobaczyłam moje błyszczące czerwone Audi zaparkowane na podjeździe i że przyjechało tu przede mną. Wiedziałam, że to będzie dla Charliego jak sól na rany, ale nigdy się do tego nie przyzna.
- To śmieszne – powiedział z pół-parsknięciem, zawsze praktyczny i niestylowy. – Prezent od Phila? – Charlie praktycznie wypluł imię mojego ojczyma. Ponowne małżeństwo mojej mamy było ostateczną kością niezgody między nimi.
Wzruszyłam ramionami. – To prezent urodzinowy, mama i Phil go wybrali. Nie spodziewałam się, że będę mieszkała w najbardziej deszczowym miejscu w kraju, inaczej upierałabym się przy czymś bardziej odpowiednim... jak skuter wodny – zaśmiałam się, a Charlie dołączył do mnie.
Nigdy nie czułam do Phila niczego więcej oprócz podziwu i szacunku. Żadnej miłości, ale tyle sympatii, ile siedemnastolatka może okazać swojemu trzydziestodwuletniemu ojczymowi. Uwielbiał moją mamę, a dla mnie był raczej jak przyjaciel niż ojciec. A w przeciwieństwie do działań mojej matki, nikt nie zastąpi Charliego w moim sercu.
- Wiesz, że rozkładany dach się zniszczy przez ten cały deszcz. Prawdopodobnie zrobią się przecieki i pleśń i...
- Dzięki, tato. Planuję znaleźć pracę, więc będę mogła wymienić dach, lub zainstalować gaz i sama dbać o moje potrzeby finansowe – powiedziałam, wykorzystując odrobinę więcej oburzenia niż to konieczne. Miałam wrażenie, że nowa sytuacja wniosła w jego życie trochę zamętu i mogłam tylko mieć nadzieję, że nie jest rozgniewany z tego powodu.
Firma Charliego mieściła się trzy godziny drogi od domu, w Seattle. Też miał dziewczynę, która mieszkała tam, rzadko o niej mówił, ale miałam ją poznać w niedługim czasie. Kiedy mama poprosiła go, aby pozwolił mi zamieszkać z nim, Charlie był niechętny, informując, że często wyjeżdżał z Forks na kilka dni. Zapewniła go, że jestem już dorosła i sama mogę się sobą opiekować. Prawdę mówiąc, taki układ był dla mnie idealny.
- To nie tak jak myślisz, Bello. Jeśli będziesz czegoś chciała, nie wahaj się zapytać. Wiem, że nie mogę być z tobą przez cały czas i twoja mama powiedziała, że jesteś już niezależna i dojrzała jak na swój wiek, ale wciąż jestem twoim ojcem i jeśli czegoś potrzebujesz, to przychodzisz do mnie, rozumiesz? – kiwnęłam głową, ogłuszona przez ciepłe uczucia instynktu opiekuńczego u mojego ojca. – Ja uh... mam znajomego, który mógłby cię zatrudnić, jeśli byłabyś zainteresowana – wyciągnął małą, żółtą wizytówkę z kieszeni dżinsów i podał mi.
- Zabawy Dużego Billy’ego? Nie jestem pewna, czy czułabym się komfortowo rozbierając jako nieletnia – powiedziałam z chichotem, podczas gdy przekręcałam karteczkę w palcach. Był tam namalowany klown trzymający kolorowy bukiet składający się z balonów.
- Bello, proszę – złajał z karcącym spojrzeniem. – Pamiętasz mojego przyjaciela Billy’ego Blacka? Cóż, jego firma zajmuje się przyjęciami urodzinowymi dla dzieci. Musiałabyś się przebrać za księżniczkę, iść na godzinę na przyjęcie i dostałabyś za to zapłatę.
- Co miałabym robić na tym przyjęciu? – zapytałam, marszcząc brwi. Zastanawiałam się, czy będę musiała tam śpiewać lub robić coś podobnego i strasznego. Potrafiłam tańczyć całkiem nieźle, i dzięki lekcjom gimnastycznym, na które chodziłam jako dziecko, bez problemu robiłam mostek i stałam na rękach. Ale nie występowałam przed publicznością. Te wszystkie lekcje miały prowadzić do tego, abym nauczyła się trochę elegancji i gracji; jednakże wciąż udawało mi się być superfajtłapą.
- Nie wiem, słonko. A co robią księżniczki? – mruknął i spojrzał na mnie z ukosa.
- W porządku, zadzwonię do niego jutro i dowiem się, z czym to się wiąże – powiedziałam, wciskając kartę płatniczą i wizytówkę do portfela. Pokiwał głową, wydając się być zadowolonym z mojej obietnicy.
~%~
Kiedy wróciłam z zakupów, bardzo znajomy głos ćwierkał z podnieceniem w kuchni, pogrążony w rozmowie z Charliem.
- Bella... jesteś! – krzyczała Alice, okręcając swoje drobne ramiona wokół mnie. Przytuliłyśmy się podekscytowane, kołysząc w tę i z powrotem.
- Hej, Alice! Tęskniłam za tobą – odpowiedziałam ciepło, głaszcząc jej długie do pasa, jedwabiste kosmyki. Wyglądała dokładnie tak samo jak wtedy, gdy miałyśmy dwanaście lat... naprawdę. No, z wyjątkiem tego, że miała dużo większe cycki.
- Och, ja też za tobą tęskniłam! – powiedziała, klaszcząc rękami z podekscytowania.
- Bella, co do cholery stało się z twoją twarzą? – przerwał Charlie. Automatycznie dotknęłam palcami grzbietu nosa, który najwidoczniej zaczął już sinieć.
- Weszłam w wielkie pudło wystające z bagażnika pickupa – odpowiedziałam z groźną miną, wzruszając ramionami i kręcąc oczami, jakby to nie było nic wielkiego. To się zdarzało cały czas. Mogłam chodzić z wdziękiem w butach na 3-calowych obcasach bez żadnego problemu, ale wchodzenie w nieruchome obiekty i rzeczy spadające na moją głowę zdarzało mi się często. Charlie otworzył zamrażarkę, podając mi starą torbę z groszkiem kiedy potrząsnął głową z niepokojem. Następnie przeprosił z kiwnięciem mówiąc, że idzie spotkać się z Billym i że będzie w domu na kolację.
- Wyglądasz zupełnie inaczej! Twoje włosy są takie długie – złapała kosmyk moich włosów i pociągnęła go. – Wow, tak się cieszę, że tu jesteś. Wszyscy są rozentuzjazmowani, że znowu cię zobaczą! Jesteś podekscytowana jutrzejszą szkołą?
- Podekscytowana, i zdenerwowana, wiesz, pierwszy dzień nerwówki. Hej, czy ty i Rosalie nadal trzymacie z Jess i Lauren?
- Eww, Boże, nie. Teraz one stały się sukami i są strasznymi zdzirami. Cóż, Rosalie też jest w pewnym sensie zdzirą, ale nigdy jej nie mów, że ja tak powiedziałam - zachichotała. Jej śmiech był zaraźliwy; musiałam rechotać razem z nią.
- Tak, zamierzam powiedzieć: „Och, cześć, Rose, nie widziałam cię przez pięć lat, wyglądasz wspaniale i słyszałam, że jesteś dziwką” – powiedziałam, chichocząc. Nie byłoby dla mnie wielką niespodzianką, gdyby okazało się, że Rose się zmieniła. Od zawsze była wspaniała; wysoka, szczupła o dużych piersiach, jej długie blond loki spływały jak u supermodelki. Od pierwszej klasy chłopcy patrzyli na nią pożądliwie. Pamiętam jak w gimnazjum nasz wuefista uważnie wpatrywał się w jej klatkę piersiową, gdy grałyśmy w koszykówkę, a ona calowo „zapominała” ubrać stanik pod koszulkę. Rosalie zawsze lubiła być w centrum uwagi.
- Twoje auto jest zajebiście cudowne! To jeden z najfajniejszych samochodów, jakie kiedykolwiek widziałam! Nie mogę się doczekać, kiedy będzie słonecznie i będziemy mogły pojeździć ze złożonym dachem jak w filmach! Co to był za film? Och! „Thelma i Louise”! Jedynie nie jesteśmy kryminalistkami... ale mogłybyśmy podrywać seksownych facetów jak Brat Pitt. Ja ciągle nie mam samochodu. Mój tato mówi, że nie jestem gotowa do prowadzenia auta, bo nie zwracam odpowiedniej uwagi na drodze, ale on kompletnie się myli. I jeszcze nie mam odłożonej odpowiedniej ilości pieniędzy na taki, jaki chcę, a nie będę jeździła w jakimś gównie – powiedziała z szeroko otwartymi oczami, gdy entuzjastycznie pomogła mi wyłożyć zakupy na kuchenny stół.
Stałam sparaliżowana ze zmarszczonymi brwiami. Nie miałam kompletnie pojęcia, co, do cholery, przed chwilą powiedziała, ale widocznie nadal była zwariowana jak zawsze. Odkąd byłyśmy małe, Alice denerwowała się w taki sposób, gdy była podekscytowana. To chwilami mogło irytować, ale była tak słodka, że większość ludzi tolerowała to. Zdążyłam zapomnieć, jak... żywiołowa potrafiła być.
- Myślisz, że mogłabym jeździć z tobą do szkoły? Rosalie mnie woziła, ale zawsze skarży się, że musi nadrobić milion mil, żeby mnie zabierać, czasami też Edward i Jasper mnie podwozili, ale nie cierpię z nimi jeździć, bo Edward jeździ za szybko i czasami mnie wkurza, ale zapominam o tym, kiedy to Jasper kieruje, ponieważ kooocham na niego patrzeć, ale wydaje mi się, że on nie wie o moim istnieniu – mówiła tak szybko, że czekałam, aż zrobi głęboki wdech, a myślałam, że to nigdy nie nastąpi. Sprawiła nawet, że trochę kręciło mi się w głowie.
- Pewnie, Alice, będę cię zabierała. Kim są Edward i Justin? – spytałam.
- Edward i Jas-per – poprawiła. Wskazała kciukiem w kierunku dużego domu z cegły, podobnie jak wcześniej Charlie. – Jasper i Edward Cullen. Są przyrodnimi braćmi i mieszkają razem z Esme i Carlislem Cullen. Och, i Emmett. Jest starszym bratem.
- Więc dlaczego Edward cię wkurza? – zapytałam mimochodem, gdy schyliłam się i położyłam opakowanie jajek na półce w lodówce. Charlie nie sprzątał w swojej lodówce od jakichś, och, pięciu lat. To było obrzydliwe i śmierdziało w niej brudnymi skarpetami.
Przekręciła oczami i powiedziała szeptem. – On ma problemy. Osobiście myślę, że może być psychopatą. Rzadko rozmawia z innymi i trzyma tylko z Jasperem i Emmettem oraz z kilkoma innymi chłopakami ze szkoły. Nigdy nie umawia się na randki. Chodzą pogłoski, że on może być... gejem – Alice udzieliła mi wielu przekrojowych informacji. Jej jedwabiste włosy podskakiwały w górę i w dół ponad jej ramionami.
- Więc tylko dlatego, że jest spokojny i jest gejem nazywasz go psychopatą? – również wyszeptałam zagubiona. Dla mnie to wyglądało tylko jak wielkie domysły.
- Nie, on jest po prostu... to po prostu Edward. Zrozumiesz, kiedy go poznasz. A ponieważ on nie rozmawia z żadną dziewczyną, można założyć, że gra dla innej drużyny. Chociaż niektóre dziewczyny myślą o nim, że jest po prostu bogatym snobem, który uważa, że jest za dobry dla kogokolwiek z Forks, ale to właśnie czyni go bardziej pożądanym, wiesz? Mimo wszystko to on jest głównym przystojniakiem. Zobaczysz.
- A czy Jordan i Ernest są również nieśmiałymi, gejami-psychopatami? - zapytałam sarkastycznie.
- Jas-per i Em-mett – powiedziała z odrobiną irytacji wyczuwalną w jej głosie. – Czy coś jest nie tak z twoją pamięcią? – Podała mi bochenek chleba ze stołu. Właściwie, brałam Prozac dla złagodzenia ataków paniki, kiedy rzeczy stawały się chwilami nieprzyjemne, ale właściwie nie chciałam wyjawiać niczego, chyba że byłoby to konieczne. Uświadamianie ludzi, że bierzesz środki uspokajające dla powszechnej nerwicy lękowej nie było najlepszym sposobem, aby zdobyć przyjaciół.
Jeszcze raz przekręciłam oczami z ożywieniem. – Przepraszam. Jas-per i Em-mett – rozmyślnie zaakcentowałam, aby zwrócić jej uwagę. – Oni też mają problemy, czy ma je tylko Ed-ward?
Co to, do cholery, były za imiona?
Zachichotała, i przewróciła oczami. – Nie, oni są bardzo normalni. Jasper jest uroczy i też jest trochę cichy, ale nie jest takim odludkiem jak Edward. Trochę się umawia, ale nie za dużo. Bardziej flirtuje. Emmett jest bardzo popularny i uprawia chyba wszystkie sporty, jakie istnieją. Rosalie ciągnie do niego. Ma konkretne plany na zrobienie go swoim chłopakiem przed świętem dziękczynienia.
- To bardzo ambitne jak na nią. Hej, chcesz zjeść z nami kolację? Zamawiamy pizzę – spytałam.
Jej uśmiech przygasł i zmarszczyła brwi. – Dzięki, ale muszę iść do pracy. Mam dzisiaj wieczorną zmianę w barze. Ale widzimy się jutro rano o siódmej, ok? – Przytuliła mnie jeszcze raz na pożegnanie. – Hej, Bella? Witaj w domu!
Patrzyłam, jak przeszła na drugą stronę ulicy i zniknęła w małym niebieskim domku. Wtedy wzięłam głęboki oddech i westchnęłam. Musiałam przyzwyczaić się do Alice w dużych dawkach. Znałam ją najlepiej przez całe moje życie i wydawało się, że im była starsza, tym bardziej była podekscytowana. Jej wylewność zamierzała zebrać żniwo za mój niepokój, gdyby nie złagodziło tego nacięcia.
Gdy tylko skończyłam jeść kolację skierowałam się na górę, aby zadzwonić do mamy podziękować jej za dekoracje do sypialni i wybrać strój na jutro. Jak wiedziałam aż za dobrze, jutrzejsze pierwsze wrażenie zapewni mi odpowiednią pozycję do końca roku. Rzucałam wszędzie słodkie i flirtujące ciuszki z dojrzale wyrafinowanymi i po godzinie mój pokój wyglądał jak po wybuchu bomby, czyniąc wcześniejsze wysiłki przy rozpakowywaniu daremnymi.
W końcu skończyło się na ulubionej parze ciemnych, ciasnych dżinsów, dopasowanej, białej koszuli, do której lubiłam zakładać czarny krawat, brązowym pasku i butach w tym samym kolorze, na obcasie i ze szpicem. Elegancko, słodko, nie zbyt konserwatywnie.
Znalazłam piżamę, włączyłam laptopa i sprawdziłam w lustrze swój nos. Opuchlizna zeszła, ale ledwo mogłam zatuszować stłuczenie korektorem. Przeszłam przez pokój do okna, aby zasłonić żaluzje i dotknęłam nowych, czystych zasłon, czując jedwabisty materiał pod palcami. Moja mama starała się, żeby zmiana była dla mnie komfortowa, kupując mi pościel i naprawdę doceniałam jej starania.
Z okna sypialni mogłam zobaczyć front i bok ogromnego domu Cullenów, wyłaniającego się zza drzew. Dom był wsunięty daleko w las, powodując, że wyglądał na jeszcze większy i bardziej pretensjonalny w nocy.
Rozebrałam się, ściągając top oraz spodnie i rzuciłam je do kosza. Stojąc przed lustrem zamontowanym na całej długości wewnątrz szafy w samym biustonoszu i majtkach patrzyłam na swoje odbicie, zastanawiając się, co do cholery ze sobą robiłam. Jutro będzie początkiem całkowicie nowego życia w Forks... całkiem nowej przyszłości. Czysta tabliczka, pusta kartka papieru, nowy początek.
Boże,
Proszę, daj mi dobry rok w Forks. Proszę nie pozwól mi na ataki paniki i nie pozwól mi się potknąć i przewrócić na stołówce przed całą szkołą, podczas gdy rozleję sok jabłkowy na swoje nowe buty. Przy okazji, dzięki za nowe buty. Och, i błogosław wszystkich biednych ludzi i chore dzieci i moją mamę i tatę i Phila i Alice i pozdrów Jezusa ode mnie.
Amen.
~Edward~
- Jak się dzisiaj masz, Edwardzie? – spytała, bez patrzenia w górę i nawiązywania kontaktu wzrokowego ze mną. Jestem całkowicie pewien, że unikanie mojego wzroku jest środkiem ostrożności. Przez zaglądanie w oczy lwa, wyczułem, że czynię ją niespokojną. Wiedziałem o tym i korzystałem z tego.
Yeah, mogę być czasami ku***em, co nie?
Siedziała w swoim brzydkim, jasnobrązowym garniturze i skrzyżowała nogi tyle, że myślała, że nie zauważę rozcięcia ujawniającego pończochę. Notebook leżał na jej kolanach, a pióro Mont Blanc za dwieście dolarów trzymała delikatnie w palcach, czekając, aż powiem coś wyjątkowo wnikliwego albo obciążającego mnie tak, że będzie mogła to zapisać, analizować i mnie leczyć... lub mnie aresztować, w co szczerze wierzę, było jej celem.
Byłaby dzisiaj bardzo rozczarowana, tak jak zawsze w co drugi wtorek, kiedy siedziałem w jej biurze, próbując uszczuplić pięćdziesiąt minut sesji, udzielając minimalnych, ale adekwatnych odpowiedzi na jej nieciekawe pytania z jak najmniejszym wysiłkiem lub pozbawionych szczegółów. Wiedziała, że nie mogę opowiedzieć jej o jakichś pierdołach. Wiedziała cholernie dobrze, że jestem nieufnym, wkurzonym dzieciakiem, który jest pełen urazy, zły i gorzki dla świata, z którego bierze te rzeczy, które są dla niego najbardziej potrzebne.
I nie było żadnej uwagi, ani razu nie sprawiła, żebym uważał, że ona myśli, że jestem niewinny. Wiele razy, z subtelnymi i niejasnymi odniesieniami, próbowała zmusić mnie do pełnego skruchy występu. Cholernie nienawidziłem jej za to. I nie znosiłem dwóch ostatnich terapeutów, którzy podążali tą samą drogą.
- W porządku, dziękuję. A pani? – spytałem z uprzejmością, przyprawiającą o gęsią skórkę, wypływającą z moich słów.
- Bardzo dobrze. Więc jak było w szkole w tym tygodniu? – nie kłopotała się spoglądaniem na swoją podkładkę, podczas gdy gryzmoliła notatki.
Co, na Boga, mogła tam napisać?
- W szkole to samo co zwykle.
- Zechciałbyś opisać ze szczegółami? – ciągle nie podnosiła wzroku.
- Nieszczególnie – odpowiedziałem sucho. Bo poważnie, co, do cholery, miałbym powiedzieć? Że liceum w Forks było nietrafionym żartem instytucji edukacyjnej? Że wiem więcej niż nieszczęśliwi nauczyciele, którzy mieli rażąco małe wynagrodzenie i żywili urazę dla takich jak ja, którzy żyli z przywilejami, gdy nieusatysfakcjonowani frajerzy trzymali swoje tyłki cały dzień w klasie?
W porządku, dr Kate, ponieważ się nudzę, będę wymachiwać przynętą tylko dla jakich walorów rozrywkowych.
Ostrożnie, z leciutkim uśmiechem, powiedziałem: - Nowa dziewczyna wprowadziła się do domu obok mnie. Powinna zacząć chodzić do szkoły w tym tygodniu.
Ach, i oto jest... kontakt wzrokowy.
Punkt!
Nagle popatrzyła w górę, spotykając moje spojrzenie, i aby szybko temu zapobiec, wróciła wzrokiem do swojej podkładki. – Poznałeś ją już?
- Jeszcze nie. Ale z tego co słyszałem jest bardzo ładna. Jestem pewien, że połowa męskiej populacji zamierza o nią walczyć zanim ona dotrze na lekcję wychowawczą – powiedziałem z małym chichotem. Mężczyźni uczęszczający do liceum w Forks pragnęli świeżych cipek, a nie widzieli czegoś nowego czy wartego uwagi od wieków. Nowa dziewczyna była jedynym tematem rozmów przez ostatnie dwa dni.
- A ty? Też chciałbyś o nią walczyć?
Zaczyna się...
Marszcząc brwi w zdumieniu spytałem: - I jak mógłbym to robić? Obawiam się, że nie rozumiem pytania, dr Kate. O co się mnie pani pyta?
- Edward, dlaczego postanowiłeś powiedzieć mi o niej? Mogłeś wybrać jakiekolwiek inne wydarzenie z tego tygodnia, a wybrałeś przyjazd nowej dziewczyny. Dlaczego tak jest?
- Ponieważ ona jest jedyną nową rzeczą jaka wydarzyła się od tygodni, a pani zawsze zadaje mi te same pytania.
Westchnęła, wyraźnie sfrustrowana moim bezczelnym zachowaniem i brakiem współpracy. – Jesteś moim pacjentem piętnaście tygodni, Edwardzie. I każdego tygodnia przychodzisz tutaj, siedzisz przez pięćdziesiąt minut i nie mówisz absolutnie niczego. Zdaję sobie sprawę, że nie przychodzisz tutaj z własnej woli, ale mógłbyś przynajmniej sprawić, że te sesje będą przyjemne dla nas obojga.
- Czego właściwie pani ode mnie oczekuje? – zapytałem, mrużąc oczy ku niej.
Podniosła ręce w błagalnym geście. – Chcę, żebyś się otworzył. Pozwolił zacząć pracować. Mów do mnie.
- Nie mam nic do powiedzenia. Moje życie jest kompletnie nudne; jest pozbawione jakiegokolwiek radosnego podniecenia, rozrywki albo prawdziwej przyjemności. Ja po prostu istnieję. Idę do szkoły, potem wychodzę gdzieś z moimi braćmi, pogram trochę w gry video i odrobię lekcje... może przeczytam książkę i kładę się spać. To wszystko. Oto mój dzień. Może chciałaby pani wiedzieć co zjadłem na śniadanie lub...?
Ze zrezygnowaniem pokiwała głową. – Czy rozważałeś grę w baseball tej wiosny?
Awww, ona znowu zaczyna to gówno? Kuuuuurwa.
- Uh, nie. Skończyłem z piłką – odpowiedziałem szorstko, pokazując jej, że ten temat uważam za zamknięty. Nie że jakikolwiek temat mógł być uważany za otwarty, ale akurat ten nie był jej pieprzonym interesem.
- Dlaczego, mogę zapytać?
Nie możesz, ku***, zapytać, głupia wścibska suko.
Potrząsnąłem głową, opierając łokcie na kolanach.
Temat zamknięty.
- Edward, uważam, że to coś ważnego o czym powinniśmy porozmawiać. To byłoby wnikliwe, aby...
Odciąłem się ostro, okazując swoje uczucia. – To nie jest to kim jestem. Nie jestem już tą osobą, dobrze? Jezu...
Popularna wśród Amerykanów gra w baseball, dobry chłopak z sąsiedztwa, na widok którego dziewczyna mdleje, odwozi ją do domu, do mamy, która niepokoi się całą noc, gdy byłem z jak-ona-tam-się-zwie.
Było. Minęło. Historia.
Eddie Masen był, ku***, martwy.
Teraz dostałem wskazówki i zmieniłem temat, zanim rzucę obraz z brzydkim zdjęciem na jej głowę i wyjdę z biura.
- Jak z twoimi atakami paniki? – zapytała cicho, zmieniając temat. Przypuszczam, że rosnąca wrogość w moim głosie i oczywista napięta postawa skonsternowały ją. Wiedziałem, że czasami mogę ją zastraszać. Dlatego myślę, że całe to moje cholernie kłopotliwe położenie jest na pierwszym miejscu.
- Dobrze. Nie miałem żadnego od sześciu miesięcy.
- Czy zastanawiałeś się nad tym, żeby znowu zacząć brać lekarstwa?
- Dlaczego miałbym to robić? Już ich nie potrzebuję.
Jezu ku*** Chryste. Ta kobieta...
- Cóż, myślę, że to może trochę by pomogło na twój gniew, może sprawić, że spojrzysz na niektóre rzeczy z innej perspektywy.
We frustracji włożyłem głowę w swoje ręce, przebiegając palcami z roztargnieniem przez moje włosy. Naprawdę potrzebowałem papierosa i kubka kawy, i musiałem wydostać się z tego piekła.
- Nie, nie chcę już więcej Zoloftu. To tylko tabletka, a czuję się już coraz lepiej.
Poza tym, mam mnóstwo chwastów, żeby uspokoić swoje nerwy.
Nie musiałem jej mówić, że głównym powodem, dla którego odstawiłem leki jest to, że mieszanka alkoholu z antydepresantami mogła prowadzić do katastrofy. Nie chciałem, aby moje weekendy też były spieprzone.
- Więc, bez lekarstw, w takim razie... Czy mogę przenieść naszą rozmowę z powrotem na dziewczynę z sąsiedztwa? Jak myślisz, spróbujesz się z nią zaprzyjaźnić? – zapytała, prawdopodobnie pracując nad zebraniem spostrzeżeń na temat mojej popieprzonej psychiki i moich pozornych uczuć wobec, generalnie, kobiet.
Powrót do dziewczyny, znowu?
- Pewnie. Myślę, że to mogłoby być miłe, poznać słodką, młodą pannę, a potem wytłumaczyć jej, dlaczego utrzymuję taki dystans, by zmusić ją, aby uciekła ode mnie z krzykiem – odpowiedziałem, z sarkazmem wypływającym z mojej wypowiedzi.
- Edward, nie musisz być fizycznie z osobą, aby utrzymywać z nią kontakty towa-rzyskie. Jest wiele sposobów, by mieć dobre kontakty z kobietą bez potrzeby dotykania jej. Nie trzeba mieć kontaktu fizycznego z przyjacielem.
Kurewsko chciałem wyrwać sobie wszystkie włosy.
Nie rzuć się na nią przez ten niski stolik. Nie zrób tego.
Wziąłem uspokajający oddech, pięści zacisnęły się przy moich bokach. – Widzi pani? To... To właśnie o tym przez cały czas mówię. Pani zasadniczo mówi do mnie „Edward, możesz uprawiać seks z dziewczyną bez narzucania się jej”. Chcesz zobaczyć moją reakcję na to? Czekasz, aż zacznę się złościć, więc co mam zrobić? Przyznać do czegoś, czego ku*** nie zrobiłem? – wstałem, kopnąłem nogą krzesło i splunąłem. – Skończyłem z tym gównem.
Trzasnąłem za sobą drzwiami, moja klatka piersiowa wypełniła się niepokojem i gniewem, nawet nie musiałem się odwracać, żeby zobaczyć jej wstrząśnięty wyraz twarzy. Zastanawiałem się, jak ona sobie z tym poradzi. Carlisle z pewnością wykonałby telefon.
Zjechałem windą z trzeciego piętra do holu i wysłałem wiadomość do mojego brata Jaspera. Mówił, że będzie w Starbucks po drugiej stronie ulicy, więc poszedłem tam, piorunując go wzrokiem, gdy zamawiałem podwójne espresso. Opierając się o mur z cegły i patrząc na mój samochód, poczekałem na niego, paląc papierosa na zewnątrz, aż skończy rozmawiać z cycatą blondynką, która siedziała z nim przy stoliku.
Kiedy zbliżył się do samochodu, nacisnąłem elektroniczny klucz i przerwałem, wpatrując się z dezaprobatą w kubek, który trzymał w ręce. Bez żadnego słowa wrzucił go do śmieci. Gdy odjechałem od krawężnika, zapytał: – Masz papiery?
Kiwnąłem głową w kierunku schowka, skąd wyciągnął pakiet dokumentów i zaczął go opróżniać, zamykając zamek, razem z wyczekiwaną kartką.
- Wszystko w porządku, brachu? – zapytał. Skinąłem głową dwukrotnie, nadal bardzo wzburzony. Wiedział, kiedy chcę pogadać i kiedy nie chcę. Moi bracia, Jasper i Emmett, byli jedynymi osobami, które naprawdę mnie znały. Moi rodzice znali ocenzurowaną wersję Edwarda Cullena i tak daleko jak mnie to obchodziło, moja mama była jedyną kobietą, której ufałem. Nie cierpiałem czuć się w ten sposób, ale naprawdę nie miałem wyboru.
Kiedy dostaliśmy się do miasta Forks, a Port Angeles było odległym wspomnieniem, uspokoiłem się i tak dalej oraz zapomniałem o cholernej sesji terapeutycznej, które miały miejsce pół godziny wcześniej. Mój umysł był sfiksowany po paleniu jointa, którego zrobił Jasper. Narobił z tego kurewskiego zamieszania, ale nie mogłem jechać i robić skręta jednocześnie, a byłbym przeklęty, gdybym pozwolił mu prowadzić mój samochód.
Czekaliśmy na czerwonym świetle, gdy moje spojrzenie zatrzymało się na słodkiej, małej brunetce idącej ulicą z takim tyłkiem, że chciałem położyć na nim ręce i mocno ścisnąć. Jasper też ją zauważył, chociaż żaden z nas niczego nie powiedział. Wyglądała na zamyśloną, jej oczy były uważnie skupione na telefonie, gdy zauważyłem, że zbliżała się do wielkiego kawałka drewna wystającego ze starego, czerwonego pickupa.
- Ona zaraz w to wejdzie – powiedziałem stanowczo.
- Tak? – odpowiedział. – Pięćdziesiąt, że podniesie głowę w ostatniej chwili. – Mój instynkt chciał zwrócić jej uwagę, żeby popatrzyła w górę, ale nie chciałem, żeby ona albo ktokolwiek inny myśleli, że trąbiłem do niej, ponieważ jest słodka. Zarzut molestowania seksualnego nie był mi potrzebny.
- OOOOO, ku***! – krzyknęliśmy jednocześnie, kiedy uderzyła nosem o wystającą skrzynię, co spowodowało, że zatoczyła się do tyłu o kilka stóp. Telefon wypadł jej z rąk, bateria poleciała daleko na chodnik.
- Piękne ciało, ale zero mózgu – powiedziałem dobitnie.
- Co za wstyd, naprawdę – powiedział ze śmiechem, gdy poszukiwał rachunku w kieszeni. – Dobrze dla niej, że ma taki świetny tyłek.
- Nie, ja myślę, że to dobrze dla nas, brachu.
Kiedy dotarliśmy do domu, wypaliliśmy skręta na zewnątrz, zjedliśmy późny obiad z mamą i wtedy poszedłem na górę do mojego pokoju do łóżka. Przez szklane drzwi balkonowe zauważyłem, że przestało padać, więc skorzystałem z okazji, żeby zapalić. Wyciągnąłem papierosa z paczki i wyszedłem na balkon, który łączył trzy sypialnie. Nocne powietrze we wrześniu było lekko chłodne, ale nie zbyt złe – wystarczająco ciepłe, aby wyjść bez kurtki. Zaciągnąłem się mocno, delektując się pysznym napływem zamroczenia i wydychając na zewnątrz, gdzie wilgotne powietrze pogarszało chmurę dymu. Już wcześniej wypaliłem trochę chwastów i byłem zmęczony jak cholera.
Lubiłem być przez parę minut wieczorem na zewnątrz, chowając się pod dachem i ciesząc chwilą samotności. Ktoś zawsze gdzieś rozmawiał i rzadko mogłem znaleźć cichy moment na rozmyślania. Zjechałem plecami w dół po ceglanej fasadzie, przysuwając kolana do klatki piersiowej i opierając na nich łokcie.
Po raz pierwszy od prawie roku, odkąd mieszkałem w tym domu, zauważyłem błysk światła w oknie w domu obok. Przypuszczałem, że tam znajdował się pokój nowej dziewczyny. Słabo widziałem jej obraz przez okno, dostrzegałem tylko jej ciemne włosy, które miała spięte na głowie. Przez chwilę wpatrywała się przez okno na zewnątrz, a po chwili schowała się z powrotem w pokoju.
Kiedy podniosłem tyłek z drewnianej podłogi balkonu, zauważyłem, jak ponownie pojawiła się w oknie. Tym razem jednak to było jej odbicie, które odbijało się od lustra zawieszonego w jej szafie. Sapnąłem i uśmiechnąłem się z wyższością gdy zdałem sobie sprawę, że stała tam tylko w staniku i majtkach, przez szkło i zasłony widziałem jej miękkie i subtelne kobiece kształty.
Och, proszę, ściągnij to, kochanie. Proszę.
No dalej... bądź dobrą, nową sąsiadką.
Zagryzłem swoją wargę, bezwstydnie oglądając przedstawienie i zastanawiając się, czy zaprosić Jazza i Emmetta na dalszą część.
Jasper kurewsko pokochałby to gówno.
Powoli, tak jakbym utknął w śnie, ściągnęła stanik i ku mojemu niezadowoleniu szybko ubrała na swoje ciało koszulę. Prawdę mówiąc, nie mogłem dostrzec zbyt wielu szczegółów, ale z tego co mogłem zobaczyć to miała wspaniałe piersi, średniej wielkości, sterczące, pełne i dziewczęce.
Była kurewsko piękna.
Powinienem się tym podzielić, nie?
Jednakże zdałem sobie sprawę, że gdybym powiedział moim braciom o nowo odkrytym pokazie, nigdy nie wyszliby wieczorem z mojej sypialni. Postanowiłem również nie zakłócać prywatności tej dziewczyny dłużej niż to konieczne, przez wzgląd na Charliego Swana, który był dobrym człowiekiem również dla mojej rodziny. Ponadto, nie chciałem podpaść komendantowi policji, nie ważne czy emerytowanemu czy też nie.
Poczekałem jeszcze parę minut zanim wycofałem się do domu, wyłączyłem światła i poszedłem spać z nową dziewczyną w myślach, z którą nawet nie byliśmy sobie przedstawieni. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kam4a dnia Pon 15:11, 31 Sty 2011, w całości zmieniany 6 razy
|
|
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Pią 10:56, 10 Wrz 2010 |
|
zaczyna się świetnie
ciekawi mnie co tak naprawdę kryje w sobie Edi i Bella, jakie mają tajemnice
ale pierwszy rozdział nie dośc, że dlugi to naprawdę wciągający
mam nadzieje, że każdy następny będzie rownież taki:)
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
frill
Człowiek
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 98 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: miasto spotkań
|
Wysłany:
Sob 16:56, 11 Wrz 2010 |
|
Bardzo lubię długie rozdziały, jednakże powiem szczerze, że kiedy pierwszy raz czytałam tekst długość mnie przerażała, nieczęsto zdarzają się rozdziały po 12 stron w wordzie. Aczkolwiek, czytając i czytając, stwierdziłam, że długość w tym przypadku jest idealna, bo fanfick jest pisany bardzo dobrym stylem - opisy, dialogi, bohaterowie, sytuacje przedstawiają wszystko precyzyjnie i czytelnie. Podoba mi się i mogę zdradzić, że rozdział drugi jest jeszcze ciekawszy, gdyż pojawiają się Edward z Jasperem. Naprawdę polecam, bo warto poświęcić te kilkanaście minut na przeczytanie tego:))) Tłumaczka spisuje się znakomicie i ja jako beta nie mam wiele pracy. Tekst przychodzi do mnie bardzo dopracowany pod względem technicznym. Kam4a się stara i nie wykorzystuje swoich zdolności w 50% tylko w calutkiej stówce. Zdecydowanie polecam:)
frill |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kam4a
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: śląsk
|
Wysłany:
Pon 18:20, 13 Wrz 2010 |
|
beta: frill, której serdecznie dziękuję!
<b>Rozdział 2: Moving on
I've dealt with my ghosts
And I've faced all my demons
Finally content with the past I regret
I've found you find strength in your moments of weakness
For once, I'm at peace with myself
I've been burdened with blame
Trapped in the past for too long
I'm moving on
<i>“Moving On” – Rascal Flatts</i></b>
<b>~Bella~</b>
Obudziłam się i – z przedwczesnymi motylkami w brzuchu – umyłam się oraz ubrałam w strój przygotowany wczorajszego wieczora. Siedząc przed niewielkim oświetlonym lustrem w łazience, nałożyłam trochę samoopalacza, żeby ukryć stłuczenie na nosie. Zmarszczyłam brwi, wiedząc, że będę musiała zakupić cały zestaw kremów brązujących, gdy za kilka tygodni moja opalenizna zniknie, a nienawidziłam dopasowywania odcienia do mojej karnacji... to nigdy nie wychodziło. Jak tylko nałożyłam puder, tusz do rzęs i błyszczyk, skoncentrowałam się na zrobieniu czegoś konstruktywnego z włosami.
Przed opuszczeniem Kalifornii ścięłam je w ekskluzywnym salonie fryzjerskim, gdzie przychodzą sławni ludzie, i w którym ustalono zbyt wysokie ceny jak dla nastolatki używającej zwykłej suszarki i żelu do włosów za trzy dolary. Teraz miałam nową, długą grzywkę, która zakrywała mi oczy i pocieniowane włosy do łokcia, które automatycznie, gdy były wilgotne, skręcały się. Nie wiedziałam, jak się zachowają przy takiej pogodzie, próbowałam je jakoś upiąć, ale w końcu machnęłam na to ręką, zdając sobie sprawę, że deszcz sprawi, że jakikolwiek wysiłek okaże się daremny.
Jednakże gdy tylko wyszłam z łazienki, odkryłam, że ten poranek zapowiada się słonecznie. Ogólnie w Forks świeciło rzadko, a słońca było jak na lekarstwo, toteż przyjęłam to za znak, że dzisiejszy dzień będzie dobry.
Zanim wyszłam z domu, wzięłam głęboki wdech, aby uspokoić swoje wystrzępione nerwy. Charlie życzył mi miłego dnia, a ja musiałam się wrócić, bo w ferworze przygotowań zapomniałam o wzięciu tabletek. To mogłoby być olbrzymim błędem. Mogłam sobie tylko wyobrazić konsekwencje braku dzisiejszych leków. Prawdopodobnie zrobiłabym z siebie wielką kulę siedzącą w kącie stołówki, trzęsącą się i toczącą pianę z ust.
Alice czekała punktualnie o siódmej przy moich głównych drzwiach, ubrana w dżinsy, czarne buty i słodką bluzę z kapturem. Wytrzeszczyła oczy, gdy mnie zobaczyła i zauważyłam, jak zeskanowała mnie od stóp do głów.
- Co? – zapytałam zmieszana, oglądając mój strój.
- Nic... wyglądasz... modnie – powiedziała, ostentacyjnie patrząc na moje buty ze zrezygnowanym westchnięciem. Wsiadłyśmy do samochodu i włączyłam radio.
- Alice, jesteś więcej niż mile widziana, gdybyś chciała pożyczyć coś ode mnie – zauważyłam. Z mojego miejsca mogłam zobaczyć jej wielki uśmiech od ucha do ucha. Rodzice Alice walczyli z finansami odkąd pamiętam. Jej mama była pielęgniarką, tata pracował na przystani w Port Angeles, dopóki się nie rozwiedli, a on przeprowadził do innego stanu, gdy miałyśmy po siedem lat. Jakiekolwiek pieniądze wysyłał, mama Alice uparcie odkładała je na college, bo chciała, żeby córka zdobyła wykształcenie i przy tym jej ojciec nie musiał wspomagać tego finansowo.
Alice miała bardzo mało nowych ubrań na początek roku szkolnego, ale w szkole podstawowej ubiór nie był wielką troską żadnej z nas. Jednakże liceum jest totalnie innym światem i życie mogło być do dupy, jeśli nie miało się czegoś, co posiadali prawie wszyscy. Zapisałam w pamięci, aby poprosić mamę, żeby wysłała paczkę z nowymi ubraniami w rozmiarze Alice.
- Hej, mogłabyś złożyć dach? – zapytała z szeroko otwartymi oczami, kiedy wyjechałam z podjazdu. Skinęłam głową i zobowiązana spuściłam dach na dół. To ciągle była siódma rano i definitywnie wyczuwało się chłód w powietrzu. Podkręciłam ogrzewanie i ruszyłam wzdłuż drogi, uśmiechając się do siebie, że nie kłopotałam się zbyt wiele z układaniem włosów.
Kiedy mój mały samochód mknął szybko po krętej drodze w kierunku szkoły, a nasze włosy tańczyły bezmyślnie na wietrze, spojrzałam na Alice, która kurczowo trzymała się brzegu fotela. Jej zaciśnięte palce były białe tak jak jej cera. – Cholera, Bella. Uczyłaś się jeździć u Edwarda? Zwolnij! – krzyknęła. Byłam tak przyzwyczajona do jazdy jak demon uliczny w ferrari Phila z jego pozwoleniem, że wzruszyłam ramionami i przeprosiłam przed zwolnieniem do odpowiedniej prędkości. Przypuszczam, że ciężko zmienić stare nawyki.
- Hej, kocham tę piosenkę! – zapiszczała, i dała głośniej, aby zagłuszyć hałaśliwy wiatr. „Check Yes Juliet” zespołu We The Kings leciała w radiu. Obydwie śpiewałyśmy słowa, jednocześnie kiwając głową do rytmu. Kiedy zaczął się refren, Alice i ja zaczęłyśmy drzeć się na całe gardło, tańcząc na naszych miejscach, śmiejąc się i pewnie wyglądając głupio.
<i>Run baby run… don't ever look back… they'll tear us apart… if you give them the chance… don't sell your heart… don't say we're not meant to be… run baby run… forever will be… you and me…</i>
Było tak fajnie znowu chichotać z przyjaciółką. Byłam pewna, że zapowiada się świetny dzień.
Kiedy wjechałam na szkolny parking zauważyłam, że mój samochód jest jednym z niewielu, który ma mniej niż dziesięć lat i nie posiada żadnych zauważalnych wgnieceń. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wszyscy oglądali się i gapili, kiedy wjeżdżałam na puste miejsce. Powinnam zdawać sobie sprawę, że przyciągam uwagę wiśniowo - czerwonym kabrioletem, ale chciałam uspokoić Alice przez podniesienie dachu. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam było to, żeby wszyscy myśleli, że jestem jakąś bogatą snobką z LA - a do tego było mi daleko.
Alice uniosła swoją głowę z radosnym uśmiechem i pomachała do kogoś, kogo minęłyśmy. Kiedy otwierała drzwi, na miejscu obok nas z piskiem opon zaparkował samochód, zmuszając ją do ich nagłego zamknięcia.
- Uważaj, Xanax! – powiedział męski głos przez okno błyszczącego sportowego auta.
- Cześć, Jasper – odpowiedziała wesoło, kiedy wyślizgnęła się z samochodu. Podeszłam do niej, zarzucając na ramię mój różowy plecak. – Jasper, poznaj Bellę Swan. Jest córką Charliego, ale pewnie już o tym wiesz, prawda?
Wyciągnęłam moją rękę, lekko spłoszona, do uśmiechającego się, gorącego blondyna odchodzącego od samochodu, podczas gdy Alice nerwowo podrygiwała. Założył prosty kosmyk włosów za ucho, zanim wyciągnął do mnie rękę i powiedział: - Hej, jestem Jasper Cullen. A to mój brat, Edward – dodał, odwracając się i wskazując na samochód, skąd Edward wydostawał się na zewnątrz. Oderwałam się od przykuwających spojrzenie niebieskich oczu Jaspera, ponieważ słowa Alice z poprzedniego dnia powróciły do mojej pamięci. Byłam więcej niż trochę ciekawa popatrzenia na gejowskiego, cichego przystojniaka, który ponoć był <i>tym</i> Edwardem Cullenem.
Znowu wyciągnęłam płochliwie nieco drżącą dłoń, ale Edward tylko szorstko skinął głową, gwałtownie odwracając wzrok ode mnie i poszedł się w kierunku szkoły. – Miło poznać... – zawołałam za nim. Odwrócił się nieznacznie, żeby spiorunować mnie wzrokiem, po czym znowu ruszył dziarskim krokiem w stronę szkoły. Nie zobaczyłam zbyt wiele oprócz twarzy, przed tym jak uciekł, ale zapiął czarną motocyklową kurtkę z wydrukowanymi przypadkowymi białymi słowami na jego wysokim, smukłym ciele. Ubrał czarne dżinsy i tenisówki, i chodził z pewną siebie arogancją, którą dostrzegałam zbyt dobrze.
<i>Ach... typowy Bad Boy.</i>
- Nie zwracaj na niego uwagi; próbuje wyglądać tajemniczo – powiedział Jasper z uśmiechem. Zachichotaliśmy i wzruszyłam obojętnie ramionami.
<i>W każdym razie nie jest interesujący, dziękuję bardzo.</i>
Przez ten krótki czas, kiedy przeszliśmy z parkingu do szkoły, Jasper musiał zadać mi tuzin pytań. I Alice odpowiadała na wszystkie za mnie z podekscytowaniem i radością w głosie. Miałam wrażenie, że czuła coś do Jaspera, kiedy śmiała się nerwowo z niczego zabawnego. Patrzyła też na niego jak na półnagą gwiazdę rocka, kiedy tylko coś powiedział. Oczywiście, jak pozwoliła mu dojść do słowa.
Był bardzo miły i definitywnie przystojny, ale kompletnie nie w moim typie. Przypominał surfera – wszyscy amerykańscy chłopy z sąsiedztwa wybierali tę drogę i dopóki tak było dobrze, byłam automatycznie przyciągana do takiego typu sportowca z drużynową kurtką i piłką footballową pod pachą. Nie uszło mojej uwadze, że prawie każda dziewczyna zerkała na Jaspera, kiedy przechodził, jednakże on wyglądał na nieświadomego. Ale to było zaraz po tym, jak wszystkie zeskanowały mnie wzrokiem, w końcu to ja byłam świeżym mięsem w szkole. Przypuszczam, że byłam dla nich konkurencją. Jednak wszystkiego, czego chciałam to przeżycie tego roku szkolnego bez ronienia łez co siedem sekund, a nie podkradanie ich chłopaków.
Musiałam przypominać sobie, żeby oddychać i spuścić wzrok w celu uniknięcia ciekawskich spojrzeń w moim kierunku, i aby nie potknąć się o nic po drodze.
<i>Olewaj to, Bella, oni wpatrują się w ciebie, ponieważ jesteś nowinką, a nie, że wiedzą o tobie wszystko.</i>
Cholera. Sześć szkół w pięć lat... pewnie myślisz, że powinnam już się przyzwyczaić do bycia w centrum uwagi.
<i>Nigdy, przenigdy nie przyzwyczaję się do tego, jak się na mnie gapią.</i>
Z pewnością było sporo gapienia się, bardzo przyjaznych uśmiechów i zgorzkniałych pytań, ponieważ wszyscy chcieli zobaczyć nową - starą dziewczynę. Czułam się, jakbym była na wystawie albo bardziej jak złota rybka w szklanym akwarium. Założyłam, że ze względu na powierzchnię szkoły i fakt, że wszyscy znają moje imię, zanim zdążyłam się przedstawić, że nie będę w stanie nigdzie się tu ukryć.
Rozpoznałam sporo osób, ale za nic nie mogłam przypomnieć sobie imion. Sześć szkół w pięć lat zlało nazwiska i twarze w jedną wielką plamę. Ostatni raz, kiedy widziałam kogokolwiek z tych ludzi, miałam dwanaście lat, ale poza oczywistym dojrzewaniem w oczywistych miejscach moi starzy koledzy z klasy wyglądali generalnie tak samo.
Kiedy dotarliśmy do głównego budynku zostawiłam Alice i Jaspera i udałam się do sekretariatu po mój plan zajęć. Dwie pierwsze lekcje były fajne. Mogłam dostać się tam bez jakichkolwiek napadów lękowych, katastrofy czy okaleczenia siebie lub kogokolwiek innego, kto stanąłby na mojej drodze. Serce waliło dziko przy każdej klasie i jawne spojrzenia uczniów nie pomagały mojej paranoi, ale było nieźle. Przeżyłam.
Alice i Jasper mieli razem ze mną pierwsze zajęcia - historię Ameryki i cieszyłam się, że znałam kogokolwiek. Nie siedziałam blisko nich, ale to nie miało większego znaczenia. Nauczycielka, pani Goff, była z pewnością twardą dupą i nie tolerowała jakiejkolwiek bzdury od swoich uczniów. Praktycznie rzuciła we mnie podręcznikiem i kazała przeczytać pierwsze dwa rozdziały przed piątkiem.
Druga lekcja zaawansowanego hiszpańskiego była dla mnie łatwa. Senorita Carmen była słodką panią z pucułowatymi policzkami i oczywistym hiszpańskim akcentem. Nic nie drażniło mnie bardziej niż słuchanie irlandzko - amerykańskiego nauczyciela uczącego języka obcego i kaleczącego akcent i wymowę.
Lekcje wyglądały na stosunkowo łatwe. Zostałam zapisana na kilka na wyższym poziomie, bo przerobiłam już ten materiał w tamtym roku w Kalifornii. I kiedy nastał późny wrzesień już zatęskniłam za trzema tygodniami notatek i wykładów, ale wciąż wiedziałam, o czym mówią nauczyciele.
Na trzecich zajęciach, kiedy weszłam do klasy od geometrii, natychmiast zauważyłam długonogą, gorącą blondynkę siedzącą na ławce i rozmawiającą z ożywieniem, machając rękami. Jej oczy spotkały moje i zatrzymała się w połowie zdania, jej usta opadły, zanim uformowały się w szeroki uśmiech.
- Bella Swan, ty seksowna ździro! – krzyknęła, kiedy zeskoczyła z biurka i podeszła do mnie. Przytuliłyśmy się, ściągając na siebie uwagę całej klasy, po czym znowu zaczęła się mi przyglądać. – Wyglądasz niesamowicie, skarbie. Zmieniłaś się przez te kilka lat.
Rosalie Hale nigdy nie była zbytnio subtelna, ale zawsze chciała dobrze. Wiedziałam, że wyglądałam inaczej niż ostatnim razem, kiedy tu mieszkałam. Kiedyś byłam niezgrabną, wychudłą dziewczynką z mocno kręconymi, równo obciętymi włosami, i nie miałam żadnego poczucia stylu. Teraz z pewnością nie posiadałam żadnej z tych rzeczy. Czas dał mi o wiele dłuższe włosy, znaczną część zaufania, lepsze wyczucie stylu i naprawdę szalone i niesamowite piersi... jeśli w ogóle mogę tak o sobie mówić.
Zanim nauczycielowi udało się zwołać całą klasę, Rosalie i ja porozmawiałyśmy krótko, a następnie wyrzuciła jakieś pryszczate dziecko z tłustymi włosami z miejsca obok niej i wskazała to krzesło mi. Prawdę mówiąc, to było świetne uczucie, wiedząc, że przyjaciele z dzieciństwa przywitali mnie po powrocie entuzjastycznie, nie tylko z otwartymi ramionami, ale też z otwartym sercem. Byłam za to ogromnie wdzięczna.
Przed czwartą lekcją angielskiego natrudziłam się trochę ze znalezieniem klasy, ponieważ znajdowała się w głębi budynku a numery klas były pozdejmowane ze wszystkich drzwi. Natychmiast się zdenerwowałam, czując, że mam ściśnięte gardło i pustkę w głowie, które towarzyszyło panice. Nie cierpiałam tego gwałtownego uczucia, i mimo że branie lekarstw pomogło, to utykałam w tym jakby pełnym niepokoju stanie zawieszenia, ilekroć miałam przed sobą coś niepokojącego.
Wzięłam kilka głębokich oddechów, opierając się o ścianę i starając się być tak niewidoczną, jak to tylko możliwe.
<i>Proszę, nie teraz, proszę.
Oddychaj, oddychaj...</i>
- Hej, wszystko w porządku? – Popatrzyłam w górę i zobaczyłam parę najpiękniejszych, blado - zielonych oczu przeszywających mnie na wskroś. Jego głos wystraszył mnie i zabrało mi chwilę dojście do siebie, aby odpowiedzieć.
- Um, tak, chyba się zgubiłam. Sala trzysta siedemnaście? – pisnęłam, pokazując mu mój plan.
Edward spojrzał w dół korytarza i skinął głową w tamtym kierunku, jakby chciał powiedzieć: „Chodź za mną”. Jego twarz pozostała bez wyrazu, podczas gdy szedł do klasy, a ja podążałam za nim. Usiadł przy ławce obok okna, kiedy ja jeszcze raz pokazywałam mój plan nauczycielce. Poinformowała mnie, że klasa będzie pisała test z książki „Zabić drozda” i nie wiadomo jak długo to potrwa, więc żebym się nie nudziła miałam przeczytała pierwsze kilka rozdziałów.
Moja ciekawość zwyciężyła. Od czasu do czasu rozejrzałam się, obserwując Edwarda z mojego miejsca, który siedział dwa krzesła dalej. Nigdy nie popatrzył w górę i nie odrywał wzroku od swojego testu.
Kiedy po piątej lekcji zadzwonił dzwonek spotkałam Alice i Rosalie na stołówce przy stole z jedzeniem. Kiedy wybrałyśmy już lunch, przedstawiły mnie Jane i Angeli, które usiadły z nami. Jane była maleńką osóbką z anielską twarzą i czarnymi jedwabistymi włosami, a Angela nosiła zabawne okulary i wyglądała na godną zaufania; jakby potrafiła zachować w tajemnicy wszystkie twoje sekrety i była przyjaciółką wszystkich. To nie byłoby oczywiste, gdyby paczka Rose i Alice wykluczyła je lub po prostu usiadły tutaj z powodu braku wolnych miejsc.
Zauważyłam, że Rose i Alice miały krzesła ustawione tak, żeby obserwować Jaspera, Edwarda i innych pięciu chłopców, którzy usiedli naprzeciwko nas.
Alice opuściła swoją głowę i szepnęła: – Dobrze, więc ten duży, seksowny i przystojny to Emmett... brat Jaspera i Edwarda. Zazwyczaj siedzi razem ze starszymi uczniami, ale dzisiaj przyszedł tutaj z nieznanych przyczyn – przewróciła oczami w kierunku Rosalie i stało się oczywiste co było tą przyczyną.
Rosalie spiorunowała mnie wzrokiem i powiedziała dobitnie: – I jest <i>mój</i>.
Uniosłam obie ręce przez siebie w obronie. – Wydaje mi się, że chodzi ze mną na hiszpański – powiedziałam, pamiętając jak przez mgłę przystojną twarz z końca sali.
- Spokojnie, Rose. Ten mniejszy, uroczy to Alec – kontynuowała. – Ten z postawionymi włosami to Mike.
Rosalie otworzyła swoją butelkę z wodą, otoczyła ją palcami z pomalowanymi na czerwono paznokciami i wzięła duży łyk. – Mike jest naszą lokalną dziwką. Będzie spał z czymkolwiek... myślę o <i>czymkolwiek</i>. Ma co najmniej pięć z jedenastu chorób STD. Nie chciałabyś dostać się do niego bliżej niż dwie stopy, Bella. Paskudztwa mają tendencję do skakania – zakpiła Rosalie, zataczając palcami łuk. Byłam pod wrażeniem, że wiedziała ile chorób przenoszonych drogą płciową jest zapisane na liście. Zdecydowałam, że taka wiedza musi był wynikiem badań lub doświadczeń.
- To Tyler i Ben. Ben i Angela są ze sobą – powiedziała Alice, przewracając oczami przez stół do chichoczącej Angeli. – A Jaspera i Edwarda poznałaś rano. To wszyscy warci uwagi. Cóż, z wyjątkiem Edwarda, chociaż jest gaspy, jest kompletną stratą czasu – machnęła ręką zdegustowana.
- To wszystko? – powiedziałam rozczarowana z cierpkim wyrazem twarzy. - Siedmiu interesujących chłopców w całej szkole? Dwóch pozornie zajętych; jeden, który jest seksualnym zagrożeniem dla organizmów żywych i drugi nieprzystosowany społecznie? Wow, bardzo ograniczony wybór.
Nie żebym miała jakikolwiek zamiar znalezienia chłopaka w bliskiej przyszłości, ale przyzwoity wybór kiedyś byłby miły.
<i>Wysoce niezadowalające.</i>
- Och, jest kilku zabójczo przystojnych starszaków, ale oni najwyraźniej nie utrzymują stosunków z pierwszakami lub drugoklasistami. Oni chcą się tylko pieprzyć... – powiedziała Rose kwaśnym tonem, jeśli nie pogardliwym. Alice spojrzała na mnie z grymasem i groźnym wzrokiem, co najwyraźniej oznaczało że <i>trzeba szybko zmienić temat.</i>
- Uh, co do cholery znaczy <i>gaspy</i>? – zapytałam, odgryzając kawałek mojego bajgla.
- Gaspy. Coś jak „wymarzony”, ale nie do końca. Jak na przykład wtedy, gdy ktoś jest bardzo seksowny i zaczynasz dyszeć, kiedy go widzisz – wyjaśniła Alice.
- To nie jest prawdziwy świat, Alice – zrugała Rosalie, po kolei wskazując na każdy stolik. – Frajerzy i świry... sportowcy... cheerleaderki... emo i gothci... muzycy... łatwe sztuki... Cullenowie z kolegami i my. To wszystko. Każdy w tej szkole przeważnie tylko marnuje powietrze – powiedziała obojętnie, wgryzając się w jabłko.
Przy wzmiance o cheerleaderkach Alice włożyła sobie palca do ust i udawała, że wymiotuje, a kiedy Rose powiedziała emo i gothci, Jane wymamrotała „kiepscy naśladowcy wampirów” przez stół.
Rzuciłam okiem na stolik, który Rosalie określiła mianem „łatwe sztuki”, i zauważyłam, że Lauren Mallory i Jessica Stanley były wśród tych osób, które rozpoznałam. Były tam też dwie inne dziewczyny, blondynka i ruda z wielkimi cyckami siedziały z nimi.
Jednakże to było tą gównianą częścią szkoły, której nienawidziłam. Etykiety... grupy... fakt, że gdyby gothci i emo zjedli obiad z frajerami, spowodowałby zniszczenie wszechświata. To wszystko było bardzo denerwujące i społecznie ograniczające.
Jasper złapał mnie spojrzeniem ponad stołem i żartobliwie mrugnął. Przewróciłam oczami z jawnym seksem w spojrzeniu i zaśmiał się trochę. Edward popatrzył za nim i pokiwał głową wyraźnie zirytowany. Alice przekręciła się niespokojnie na krześle podczas tej zauważalnej wymiany i cieszyłam się, że uniknę już dzisiaj jakichkolwiek niezręczności, gdy zadzwonił dzwonek.
Razem z Rosalie jeszcze raz porównały mój plan lekcji ze swoim i znalazłyśmy, że mam wychowanie fizyczne razem z nimi i Angelą. Praktycznie zrobiłam salto z radości. Kiedy wyszłyśmy ze stołówki, Emmett podszedł do Rosalie, odciągając ją od nas i rozmawiając z nią. Tworzyliby naprawdę olśniewającą parę, gdyby w rzeczywistości nią byli.
Sprawdziłam na planie, jaką mam następną lekcję i okazało się, że musiałam przejść całą szkołę, żeby dojść na biologię. I byłam już spóźniona.
Kiedy oddałam dokumenty panu Bannerowi, wskazał mi pustą ławkę z prawej strony klasy. Usiadłam przy biurku sama, całkowicie zirytowana. Nawet mnie zdenerwowało to, że musiałam siedzieć samotnie, bo wiedziałam, że będziemy pracować w parach, a nie mieć partnera, było po prostu do dupy. Na pewno byłam przeczulonym typem. Jak miałam rozciąć żabę bez asysty i naprawdę, kto do cholery mnie złapie, gdy będziemy sprawdzać grupy krwi?
Pan Banner zaczął pisać notatki na tablicy, więc wyjęłam mój nowy zeszyt i sumiennie zaczęłam notować, pisząc jedynym piórem, jakie mogłam znaleźć w torbie. Miało jaskrawe, różowe piórka na końcu i może wyglądało głupio, ale pisało się nim naprawdę płynnie.
Drzwi się otworzyły i wielkimi susami wszedł przemoczony Edward Cullen. - Jesteś spóźniony, panie Cullen – zrugał pan Banner. Edward mruknął coś do niego w odpowiedzi, podając nauczycielowi przemoczony kawałek papieru i przeszedł szybko do miejsca... tuż obok mnie.
<i>I Bad Boy jest moim partnerem w laboratorium... fantastycznie.</i>
Kiedy usiadł na stołku obok nawet się nie pofatygował, aby na mnie spojrzeć. Więc powiedziałam: – Hej – a on obrócił się powoli i mruknął: – Hej – w odpowiedzi. Kiwnęłam głową i dodałam w myślach - <i>przyjazny, mały frajerze.</i>
Poczułam silny zapach papierosów i nowej skóry pomieszany z jego wodą kolońską i wilgocią od deszczu, która osiadła na jego ubraniu. To nie było przyjemne i raczej kojarzyło mi się z zapachem nazwanym Fu de Bezdomny.
Wzięłam moje notatki, kurcząc rękę od nadmiernego pisania.
<i>Dziękuję za zespół cieśni nadgarstka, panie Banner.
I znowu to samo co poprzednio. Jezu!</i>
Gdy tylko zadzwonił dzwonek, Edward zerwał się ze swojego miejsca i sprintem wybiegł za drzwi. Zdążyłam tylko wstać i złapać moje rzeczy, kręcąc głową na jego osobowość. Wyszłam do sali nauki, która mieściła się na górze w części biblioteki i gdzie oczekiwało się, że będzie zachowana cisza. Była tam kartka nadzorowana przez nauczyciela, który wyglądał jak rastafarianin. Miał gładką czekoladową skórę i zaplecione dredy. Był zaczytany w gazecie i nawet nie martwił się, aby spojrzeć w górę. Wpisałam się na listę, poprosiłam o przepustkę do łazienki i wracając schowałam się na korytarzu, dzwoniąc na numer z wizytówki, którą dał ma Charlie.
Nigdy nie zerwałam się z zajęć, ale naprawdę, to był mój pierwszy dzień, więc czego do cholery miałam się uczyć?
Rozmawiałam z Billym, który mówił krótko o tym, że nie może uwierzyć, że jestem już nastolatką i poinformował mnie o wymaganiach i szczegółach dotyczących pracy. Miało być tak, jak Charlie powiedział, musiałabym się wystroić, iść na przyjęcie urodzinowe, rozdawać lizaki, robić fale i skakać jak idiotka a następnie wrócić do domu. To brzmiało dość spokojnie, ale najlepsze było to, że przyjęcia odbywają się w środku dnia w sobotę i niedzielę, trwają tylko dwie godziny i że od razu płacił gotówką.
Zarobiłabym setki dolarów za dwie godziny pracy, gdzie inni pracownicy dostają mniej. Ale widocznie dlatego że byłam córką jego najbliższego przyjaciela, byłby skłonny oferować mi wyższą pensję. Zgodziliśmy się, że przyjdę na sobotnie przyjęcie, będę towarzyszyła innym dziewczętom i zobaczę jak to wszystko wygląda, i wtedy podejmę ostateczną decyzję.
Moją ostatnią lekcją był wf i pomaszerowałam do szatni, aby spotkać się z dziewczętami. Wysłałam ciche wyrazy wdzięczności osobie, która zadecydowała, że uczniowie w liceum w Forks nie musieli nosić tych okropnych poliestrowych strojów.
Pilnowałam swojej kolejki do gry w siatkówkę gdzie były już powybierane zespoły. Może i byłam cheerleaderką dawno temu, ale na pewno nie jestem typem sportowca. Po prostu tylko tam stałam i uciekałam od nieobliczalnej piłki, a nauczyciel starał się mnie poinstruować, abym „przykładała się do tego”. Dawałam kilka przykładów entuzjazmu kiedy machałam rękami w powietrzu i przykręcałam oczami. Alice schyliła się, kiedy nieobliczalna piłka przeleciała nad nią i niestety walnęła mnie w głowę.
Rosalie była w szkolnej drużynie siatkówki i ona grała z samymi najlepszymi graczami, podczas gdy Alice, Angela i ja byłyśmy skazane na głupców, którymi nikt się nie przejmował.
I wtedy zauważyłam, że Edward i Jasper grali w drużynie na drugim końcu sali naprzeciwko Rosalie. Jasper pomachał, zarówno Alice jak i ja odmachałyśmy. Uśmiechnęłam się, wiedząc, że nawet jeśli byłam dupą w sporcie, miałam ładny widok na coś, na co mogłam patrzeć, kiedy uchylałam się przed lecącymi piłkami.
<i>Słodziutki przystojniaczek.</i>
Na koniec dnia nie czułam się wcale rozhisteryzowana, tylko podenerwowana. W przeważającej części dnia wszystko odbyło się bez szwanku, ale czułam, że powinnam rozluźnić moje nerwy. Alice musiała lecieć do swojej szafki na trzecim piętrze, więc powiedziała, żebym poczekała na nią przy aucie.
Kiedy udałam się na parking, Jasper stał oparty o swój samochód obok mojego. Wrzuciłam mój plecak na tylne siedzenie i zbliżyłam się do niego z lękiem. Zdenerwowana, przełknęłam ślinę, uśmiechnęłam się i wzięłam głęboki wdech.
- Hej, Bella, przetrwałaś swój pierwszy dzień, co? – powiedział z uśmiechem. Zaskoczyło mnie, jak bardzo polubiłam tego chłopaka. Nie w romantyczny sposób, chociaż był zdecydowanie uroczy.
- Tak, wciąż żyję, tylko jestem trochę spięta. Zastanawiałam się... – powiedziałam szeptem, pochylając się w jego stronę, – czy znasz kogoś, kto ma... skręta? – Słowo skręt wyszeptałam tak cicho, że ledwo mógł mnie usłyszeć.
Lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy. – Ty palisz? – zapytał, przekrzywiając jedną brew.
- Teraz i wtedy... przeważnie, kiedy jestem zestresowana. Dzisiaj był właśnie... jeden z takich dni – wyjaśniłam, dostrzegając zbliżającego się Edwarda.
Jasper powiedział do niego: – Jest otwarte. – Edward przeszedł szybko obok, nie zaszczycając mnie spojrzeniem i wsiadł do samochodu, zamykając za sobą drzwi.
- Akurat mam kilka przy sobie. Jak dużo potrzebujesz? – zapytał.
Zaczęło lekko siąpić, więc zapięłam moją uroczą czarną skórzaną kurtkę i włożyłam kaptur. – Tylko jeden, tak sądzę – powiedziałam, wzruszając ramionami, czując się jak zwykły narkoman, ale jednak z ulgą robiłam to dla własnej wygody.
- Chciałabyś towarzystwo czy preferujesz palenie w samotności? – zapytał, wkładając jedną stopę do samochodu.
- Och, um... towarzystwo brzmi świetne – odparłam wesoło, dziwiąc się jak szybko i entuzjastycznie to zrobiłam.
Jasper uśmiechnął się i powiedział: – Spotkamy się przed twoim domem. I zgub Xanax. – Rzucił głową w kierunki szkoły, gdzie była podskakująca Alice. Kiwnęłam głową i wsiadłam do samochodu, kiedy Alice wskoczyła na miejsce dla pasażera.
- Czy ty właśnie rozmawiałaś z Jasperem? Co powiedział? Czy nie jest świetny? – nie mogąc złapać tchu, popatrzyła na mnie szerokimi oczami, gdy zajęła miejsce. Byłam całkowicie pewna, że Alice nie była palaczką, biorąc pod uwagę, że jej mama była pielęgniarką i faktycznie Jasper poprosił, żebym ją „zgubiła”.
Postanowiłam nie mówić dokładnie o czym rozmawialiśmy, więc po prostu powiedziałam, że gadaliśmy tylko o tym, jak minął mi dzień. Poczułam się naprawdę jak gówno, bo wiedziałam, że Jasper jest obojętny w stosunku do Alice i przez to przezwisko, które jej przypisał, wyraźnie wyczuwałam, że jest przez niego olewana. Czułam się też jak przestępca i w ogóle mi się to nie podobało. Chociaż bycie na haju było fajnym doświadczeniem, głównym powodem palenia było to, że skręt pomagał rozładować mój niepokój. Takie życie było do dupy, cały czas zdenerwowana i przerażona, że nadchodzi atak.
Bree była głupią suką, zmusiła mnie do powrotu do domu, jednak byłam z tego powodu szczęśliwa i jedyną dobrą rzeczą, jaką dla mnie zrobiła było to, że nie musiałam tutaj żebrać o szczęście. Nie chodzi o to, że okazjonalne palenie było jakkolwiek dobre dla mnie, ale jak mówiłam, pomagało przy moich problemach.
Wysadziłam Alice w mieście przy barze, bo szła do pracy, i skierowałam się do domu, będąc wdzięczną, że nie musiałam dłużej ukrywać przed nią prawdy.
Samochód Jaspera stał przed moim domem. Zaparkowałam Audi na podjeździe i podeszłam do okna od strony kierowcy, czekając, aż Jasper da mi znać, co planował zrobić.
- Dokąd idziemy? – zapytałam, kiedy Jasper zgasił silnik i wysiadł z samochodu. Edward wyszedł ze swojej strony i zatrzasnął drzwi.
- W drzewach za twoim domem jest stary fort – powiedział, wskazując. Parsknęłam śmiechem, wiedząc dokładnie o czym mówi. Charlie zbudował dla mnie domek na trzech połączonych drzewach, kiedy miałam pięć lat. Urządzałam tam herbaciane przyjęcia i bawiłam się lalkami, podczas gdy on łowił ryby w rzece, która była teraz częścią majątku Cullenów. Wcześniej, kiedy miałam pięć lat, ta ziemia nie należała do nikogo, tylko do rezerwatu przyrody.
- To nie żaden fort. To mój wymarzony domek – powiedziałam, chichocząc, kiedy całą trójką przeszliśmy przez bramę do mojego tylnego ogrodu.
- To wyjaśnia te wszystkie lalki – Edward wreszcie przemówił. Jego głos znów mnie zaskoczył.
- Mam nadzieję, że nie było tam ważnych rzeczy – dodał Jasper przepraszająco. Znowu się roześmiałam i potrząsnęłam głową, nie za bardzo wiedząc, co miał na myśli. Słyszałam, jak Edward podśmiewywał się pod nosem, kiedy szliśmy drogą, próbując przebić się przez las, który oddzielał nasze domy. Mokre liście plaskały pod naszymi stopami, mocząc moje piękne buty.
Nie wracałam tutaj od wieków. Domek na drzewie wyglądał niemal tak samo, tylko połamane były małe skrzynki na tulipany i wszędzie walały się nadpalone i nagie lalki Barbie. Podwójna żółta huśtawka i opona przywiązana do drzewa były jednak nietknięte. To było moja ulubiona część. Jako dziecko mogłam spędzać wiele godzin huśtając się, ten ruch był dla mnie kojący, wywoływał on marzenia i historie, które mogłam wyczarowywać w myślach. Przyszło mi do głowy, że nawet kiedy miałam siedem lat, w jakiś sposób szukałam ucieczki od mojego życia.
- Co do cholery zrobiliście z moją Piękną Królewną Barbie? – domagałam się wyjaśnień, podnosząc z błotnistej ziemi zwęglone zwłoki. Jej blond włosy były spalone do czaski, czyniąc ją łysą. Edward znowu się zaśmiał, ale tym razem był to śmiech całym sercem i nie mogłam zrobić nic prócz dołączenia do niego, kiedy usłyszałam ten dźwięk.
Jasper powiedział: – Emmett ma coś do ognia. Wróciliśmy tu, żeby zapalić, bo to prywatne miejsce i Emmett poszedł pooglądać dziką przyrodę ze swoją zapalniczką. Nie wiedzieliśmy, że lalki aktualnie do kogoś należą, więc uh... przepraszamy za to.
Potrząsnęłam głową i rzuciłam moją biedną Pirotechniczną Ofiarę Barbie w krzaki, wspinając się po drabinie do domku na drzewie za Jasperem. Nasza trójka usiadła na zimnej podłodze, kiedy Edward rozpiął kurtkę i wyciągnął worek marihuany i opakowanie bibułek.
Rozejrzałam się dookoła po moim starym domku, gdzie kiedyś Alice, Rosalie i ja spędziłyśmy wiele godzin, ukrywając się, rozmawiając o chłopcach, szkole i odejściu taty Alice. Czasami, kiedy byłyśmy w szkole podstawowej, wpadały też Jess i Lauren, ale one nigdy nie były ze mną blisko tak jak Rosalie i Alice.
Charlie skonstruował ten domek na moje piąte urodziny. Zbudował go sam, narzekając i chrząkając, kiedy próbował połączyć ze sobą duże drzewa. Dodał drzewo do całości tak, że domek został całkowicie zasłonięty przez ściany. Planował pomalować go na różowo, ale od skończenia budowy cały czas padało i mój tata nigdy nie znalazł okazji, aby go skończyć. Żeby uczynić go bardziej domowym, mama ustawiła w nim stolik i krzesła, a na ścianach powiesiła obrazki z kotkami. Teraz wszystko zniknęło.
Jasper podał Edwardowi magazyn, który został ukryty w kącie, kiedy Edward zaczął zwijać skręta. Obserwowałam, jak jego długie palce manewrowały przy papierze szybko i sprawnie, tak jakby robił to od lat. Skręt był doskonały. Symetryczny i okrągły, jakby wyciągnięty z paczki Marlboro. Kiedy skończył, wystawił język i polizał końcówkę papierosa.
Przestałam oddychać, obserwując jego język przesuwający się po całej długości skręta i nagle stałam się jednocześnie speszona i zdezorientowana. Pierwszy raz w ciągu dnia rzeczywiście patrzyłam na twarz Edwarda. Zdałam sobie sprawę, że jest oszałamiająco piękna w męski sposób.
Jego oczy zdawały się być pełne gniewu. Miały najbardziej zadziwiający odcień zieleni, prawie sztuczny, jakby nosił kolorowe kontakty. Nigdy nie widziałam tak bladego odcienia, podobnego do koloru szkła, które ja i moja mama znajdowałyśmy spacerując po plaży. I jego twarz była absolutnie perfekcyjna. Silnie zarysowana żuchwa była ogolona i gładka. Miał idealne pełne usta i długie, ciemne rzęsy. Jego włosy były dzikim, ciemnym nieładem, który na środku miał coś na kształt niechlujnego Mohawk. Ogólnie był ładny jak na chłopaka. Ale miał też tę seksowną dojrzałość na twarzy, podczas gdy Jaspera wciąż była chłopięco okrągła.
Włożył skręta do swoich ust, zatrzymując się, kiedy spojrzał na mnie przez swoje długie, ciemne rzęsy. Głosem, który słodkością graniczył z cukierkiem, zapytał: – Możesz coś dla mnie zrobić? – Moje oczy spotkały jego i uśmiechnęłam się, myśląc przez ułamek sekundy, że razem dzieliliśmy ten moment albo coś. – Zetrzyj, proszę, to gówno ze swoich warg.
Zapalił skręta, mocno się zaciągnął i przytrzymał dym w ustach. Przycisnęłam zewnętrzną stronę mojej dłoni do ust, ścierając świecący błyszczyk, podczas gdy podał jointa Jasperowi. Popatrzyłam na niego spode łba, rozczarowana jego postawą i sobą, że pozwoliłam sobie pomyśleć, że powie coś miłego o mnie.
Mocny zapach potu mieszający się z męską wodą kolońską i mokrą skórzaną kurtką był odurzający, pocieszający i znajomy zarazem. Jasper zaciągnął się mocno trzy długie razy. – To mocne gówno, nie wciągaj zbyt dużo – powiedział głosem napiętym, seksownym i pełnym dymu. Podał mi skręta i przetoczyłam z czcią papierosa z marihuany, zanim się nim zaciągnęłam.
- Whoa, to <i>jest</i> mocne – zacharczałam, powstrzymując gęsty dym w moich ustach i płucach. Chwilę to trwało i moje gardło piekło nieznacznie. – Wow, to jest godne podziwu – powiedziałam szczerze, kiedy trzymałam skręta w palcach, badając jego doskonałość.
Jasper zaśmiał się i powiedział: – Edward ma bardzo utalentowane palce. – Popatrzyłam w górę na Jaspera i uśmiechnęłam się z wyższością, nieznacznie zakłopotana tym, że mój umysł od razu doszukiwał się w tym jakichś podtekstów seksualnych.
<i>On tego przed chwilą nie powiedział, co nie?</i>
Podałam Jasperowi skręta i rzuciłam okiem na Edwarda, który patrzył w dół na swoje kolana i potrząsał głową zirytowany.
- ku*** – mamrotał Edward, uderzając Jaspera w żebra.
- Dobrze wiedzieć – uśmiechnęłam się, zwiększając skrępowanie. Jasper zaśmiał się jeszcze raz i przesunął skręta w kierunku czekającej ręki brata.
- Miałem na myśli – powiedział Jasper, piorunując spojrzeniem Edwarda, – że w ogóle ma dar w rękach. Gra na fortepianie i on...
Zanim Jasper mógł skończyć zdanie Edward spiorunował go gniewnym wzrokiem i powiedział ostro: – Brachu... – Jego ton najwyraźniej znaczył <i>zamknij się do cholery.</i>
Jasper potrząsnął swoją głową i zignorował to.
Szczerze mówiąc, autentycznie zaskoczyło mnie to. Nie spodziewałam się, że Edward jest pianistą. To wydawało się być zajęciem eleganckim i z klasą, a nie uderzyło mnie to, że posiadał którąś z tych cech. I gdybym nie czuła już efektów śmiesznie silnego zioła, wycisnęłabym jeszcze więcej rzeczy, w których Edward jest dobry, zanim Jasper został odcięty.
Ostatni raz nadeszła moja kolej na skręta. Wzięłam kolejny głęboki wdech, trzymając go tak długo, aż starczy mi powietrza i wypuszczając dym z płuc w wilgotne powietrze. Siedzieliśmy w ciszy, ciesząc się wysokością i naszym odrętwiałym stanem. Patrzyłam na nich obu, mieli ciężkie powieki nad przekrwionymi oczami. Obaj byli tak bardzo gaspy, że chciałam płakać i śpiewać piosenki o miłości przez moje okno w sypialni. Z pewnością mogłam zobaczyć to, co Alice widzi w Jasperze. Ale nadal walczyłam z tym, co zobaczyłam w Edwardzie.
<i>Piękny, ale nieznośnie smutny i niezbyt miły.</i>
Odchyliłam się na drewnianej podłodze i podniosłam gazetę, której używał Edward do przygotowania skręta. – Glamour? To twoje? – zapytałam żartem, kiedy ją przejrzałam. Edward podśmiewywał się i jego ciało nagle zaczęło się trząść od powstrzymywanego śmiechu.
W tym samym czasie jednocześnie wygadali: – To Emmetta. – Jasper znowu położył się na łokciach, krzyżując przed sobą swoje długie nogi. Trochę chichotał, co spowodowało, że Edward zaśmiał się jeszcze głośniej.
Nie za bardzo rozumiejąc istotę żartu, powiedziałam: – Wydaje się typem chłopaka czytającego raczej Teen Vouge. – Wtedy obydwaj zaczęli się zataczać ze śmiechu. Był on tak zaraźliwy, że musiałam się do nich przyłączyć. To było naprawdę urocze, widząc jak trzymali się kurczowo za boki i leżeli na ziemi, śmiejąc się histerycznie.
- Teen Vouge – mamrotał Edward, przez co znowu wybuchnęli donośnym śmiechem.
Jasper, nadal chichocząc, dodał: – Emmett kupił ten magazyn, ponieważ była w nim opisana technika perfekcyjnego seksu oralnego.
<i>Hmmm... interesujące...</i>
Zapamiętać, żeby przekazać to Rosalie.
Śmiałam się razem z nimi, kiedy zdałam sobie sprawę, że woda przesiąkła przez moje skórzane buty i zaczyna moczyć moje skarpetki. Rozpięłam but i ściągnęłam go, kiedy Edward i Jasper zaczęli patrzeć na mnie niedowierzająco.
- Co? – zapytałam, kładąc mojego buta w narożniku domku. – Moje buty są mokre, i nie, moje stopy nie śmierdzą. Tak poza tym, to jest mój domek, pamiętacie? Powinnam pobierać od was opłatę za zaległy czynsz i uszkodzenie majątku, bo cały czas niszczyliście mój piękny domek. I zniszczyliście wszystkie moje sztuczne tulipany i małe, ładne doniczki, które były na zewnątrz. I... oprócz tego wszystkiego wy, piromaniacy, spaliliście moją Piękną Królewnę Barbie i przez was jest teraz łysa i nieżywa i... ja naprawdę jestem teraz na haju, więc powiedzcie mi, żebym się ku*** zamknęła i zrobię to. – Wystawiłam im język, kiedy patrzyli na mnie ściągającą buty, jakby to było najbardziej interesującą rzeczą, jakiej byli świadkiem. Znowu zaczęli się histerycznie śmiać, patrząc na moje bardzo jasne i prawdę mówiąc dziwne skarpety.
- To są świnie? – zapytał Edward.
- Oh, zamknij się. Ja lubię moje skarpety. Nie wyśmiewaj się z prosiąt – zaśmiałam się, kiwając moimi palcami u nóg, gdzie każdy był przyozdobiony różową świńską głową. Przewróciłam oczami, gdy oni dalej nabijali się z moich skarpetek.
Gdy ich zdławiony chichot wreszcie się uspokoił, znowu popatrzyłam na nich, przekrzywiłam głowę i podziwiałam chłopców przede mną. Byłam naprawdę nakręcona – ten rodzaj naćpania był pokręcony, zamazany, zabawny i sprawiał, że moja głowa była pełna powietrza, wody i iskier jak olbrzymia śnieżna kula.
- Wiecie, w ogóle nie jesteście do siebie podobni. Jakby każdy z was żył w zupełnie innej części planety.
Oczy Edwarda spotkały moje, kiedy w milczeniu ściągał kod kreskowy ze swojej przeźroczystej plastikowej zapalniczki. Jasper powiedział: – Cóż, ja jestem podobny do mojej mamy, Emmett wygląda jak nasz tata, a mama Edwarda wyszła za naszego tatę i on wygląda jak jej syn, więęęęęc tak, żaden z nas nie jest do siebie podobny. Wow, też jestem cholernie naćpany – dodał, chichocząc.
- Jestem podobny do ojca – powiedział Edward cicho, nie podnosząc wzroku. Zmarszczyłam czoło, słysząc jego słowa. Definitywnie były wypowiedziane miękko i wyczuwałam w nich wrodzony smutek.
- Oh. Jak długo wasi rodzice są razem? – zapytałam, zdając sobie sprawę zbyt późno przez moje odurzenie, że prawdopodobnie powinnam skorzystać z okazji, aby zmienić temat.
- Dwanaście lat. Mieliśmy obaj pięć lat kiedy się pobrali – odpowiedział Jasper. Zaintrygowało mnie to. Chciałam dowiedzieć się czegoś o matce Jaspera i Emmetta i o biologicznym ojcu Edwarda, gdzie oni są, ale wzięłam pod uwagę to, że znamy się dopiero od kilku godzin i może być trochę aroganckie, gdybym o to zapytała.
Po pewnym czasie rozmawialiśmy na temat szkoły i faktu, że znałam prawie wszystkich uczniów z mojej klasy. Zaczęli rozmawiać o jakichś głupich schematach treningów, a przez mój zamglony umysł straciłam zainteresowanie, podnosząc magazyn sprzed Edwarda.
Kiedy go przeglądałam zatrzymałam się na artykule „Jakim typem psa jesteś?” W rzeczywistości to był jeden z tych bezsensownych quizów, które były zrobione tak, żeby dopasować twoją osobowość do odpowiednich przedmiotów. Jeśli jesteś osobą spokojną, to będziesz pasował do krzesła, albo jakiejś innej tępej rzeczy tego rodzaju.
- Hej, jakiego rodzaju psem jesteś? – nie skierowałam tego pytania do nikogo konkretnego.
Jasper popatrzył na mnie i wymamrotał: – Co proszę?
- Jakiego rodzaju psem... jakbym ja była psem myślę, że byłabym Pomerianinem. Albo Bichon Frisem.
- Oh – powiedział Jasper, rozumiejąc. – Um, chyba dogiem niemieckim - powiedział rzeczowo, kończąc ze zdecydowanym kiwnięciem głowy.
Edward odwrócił się do niego i powiedział kategorycznie: – Nie ma mowy, żebyś był dogiem niemieckim. Bardziej terrierem albo jakimś innym gównem.
- Pieprz się, ku***ie. Jakim rodzajem psa ty myślisz, że jesteś? – wypluł Jasper.
- Ja wcale nie jestem psem. Ja... jestem pumą. – Edward podniósł ręce do góry, zginając palce, jakby miał pazury i obnażył swoje zęby warcząc. Zrobił to z takim entuzjazmem, że Jasper i ja odrzuciliśmy nasze głowy do tyłu, śmiejąc się.
- Dam wam odgadnąć, jakiego rodzaju psem jest Xanax – powiedział cicho Jasper, przybierając kpiarski uśmiech na twarzy.
Edward i ja wymamrotaliśmy razem: – Chihuahua. – I znowu spowodowało to kolejny atak śmiechu. To dowód na to, że wszystko wydaje się zabawniejsze, gdy jest się odurzonym.
Zrugałam się za drwienie z Alice, którą rażąco ignorowali. Potem po prostu rozmawialiśmy, poznając siebie i zadając nieszkodliwe, nieinwazyjne pytania. Rozmowa przebiegała głównie między Jasperem i mną ze sporadycznym chichotem, prychnięciem albo grymasem niezadowolenia od Edwarda. Ale w rzeczywistości nie uczestniczył werbalnie w rozmowie.
Podczas gdy ja z Jasperem mówiliśmy, Edward oparł się plecami o drewniane ściany i bawił się swoją zapalniczką, co chwilę zapalając ją i gasząc, kiedy przyglądał się słojom na drewnie.
- Więc, co w ogóle skłoniło cię do powrotu? – zapytał Jasper. To było jedno z pytań, którego nie zadał mi dzisiaj rano. To było jedyne pytanie, którego miałam nadzieję całkowicie uniknąć.
- Um, ktoś mnie mocno skrzywdził i to sprawiło, że moje życie stało się ciężkie, więc przyjechałam tutaj... to swojego rodzaju taki początek... wyrwanie się od tamtych wspomnień – powiedziałam bez tchu i westchnęłam, przypominając sobie o tym.
<i>Dobra dziewczynka, Bello. Zrobiłaś to.</i>
To było najbardziej wymijająca odpowiedź, jaką mogłam znaleźć i która była szczera. Edward spojrzał na mnie, przerywając swoją zabawę i przykładając palec do ust. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Wiedziałam, że Jasper aż się pali, żeby zapytać mnie o szczegóły, ale nie byłam gotowa do opowiedzenia im, dlaczego uciekłam z Kalifornii. Teraz nie, ale może któregoś dnia.
Kiedy niebo pociemniało i zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy głodni i spragnieni, każdy skierował się w stronę swojego domu. Zanim się rozstaliśmy, zapytałam Jaspera, czy mogę dać mu pieniądze za skręta, a on zakpił z mojej propozycji, mówiąc, że Cullenowie <i>nigdy</i> nie pozwalają płacić dziewczynom za cokolwiek.
Wróciłam do pustego domu, ciesząc się, że Charlie pracuje do późna. Nie miałam nic przeciwko byciu samemu i naprawdę, to było idealną sytuacją dla nastolatka, który nie chciał być niepokojony kontrolą rodzicielską. Nie żeby Charlie kiedykolwiek się mieszał, ale byłam nawalona, a nie chciałam, aby oglądał mnie w takim stanie.
Kiedy skończyłam jeść resztki pizzy, poziom mojego odurzenia stopniowo opadał i myślałam o tym, jak wiele radości miałam dzisiaj. Minęło siedem miesięcy odkąd spędzałam czas z moimi rówieśnikami i nie zdawałam sobie sprawy, jak dużo na tym traciłam. I po raz pierwszy w życiu miałam za przyjaciół chłopców. Istotnie nie było to dla mnie proste zadanie. Z dziewczynami było zwykle łatwiej, ale faceci wyglądali na chcących tylko jednej rzeczy ode mnie i przyjaźń z nimi nie była tym samym.
Poszłam na górę sprawdzić pocztę i przygotować strój na następny dzień.
<i>Dobry Boże, bardzo Ci dziękuję za pozwolenie mi na przeżycie tego dnia bez żadnej kompromitacji. Byłabym bardziej wdzięczna, gdyby to powtórzyło się jeszcze jutro i w piątek. Proszę, pomóż wszystkim głodującym dzieciom w Afryce i w prędkim skończeniu wojny i opiekuj się Mamą i Philem, Tatą, Alice, Rose, Jasperem, Emmettem i Edwardem. Oh, i nie pozwól jutro padać, bo deszcz może zniszczyć moje nowe buty, które bardzo lubię.</i>
Patrząc w lustro, uśmiechnęłam się trochę szerzej, zdając sobie sprawę, że przeprowadzka do Forks mogłaby być najlepszą decyzją, jaką kiedykolwiek podjęłam.
<i>Amen.</i>
Później, z niepokojem w odległej pamięci, myślałam o twarzy Edwarda, która dryfowała w moim śnie. Jego smutne zielone oczy straszyły w snach i zaskakująco znalazły się w jednej z moich fantazji.
To była pierwsza noc, podczas której Edward Cullen był razem ze mną. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
` Coco chanel .
Wilkołak
Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 139 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bielsko - Biała ^^ <33
|
Wysłany:
Pon 19:17, 13 Wrz 2010 |
|
Mam wyrzuty sumienia - serio. Parę dni temu przeczytałam pierwszy rozdział i z mojego lenistwa nie skomentowałam. Dość tego, bo naprawdę należy Ci się parę słów otuchy za odwalenie kawału tak dobrej roboty.
Tłumaczenie dobre i postanowiłam, że nie będę zaglądać do oryginału nawet, jeśli żaby zaczęłyby z nieba spadać - tak, wolę przeczytać Twoją wersję.
Co do treści - zaczyna się intrygująco, ciekawie. Autorka wykreowała ciekawe postacie z tajemnicamni, które, mam nadzieję, kiedyś się rozwiążą.
Na przykład weźmy takiego Edwarda. Bardzo zagadkowy i tajemniczy typ. Nie mam zielonego pojęcia, co takiego wydarzyło się w przeszłości, ale widać, że odcisnęło to na nim spore piętno. Cały czas o tym myśli, nie może zaznać spokoju moralnego, przynajmniej odniosłam takie wrażenie.
A Bella? Czemu chciała zacząć swe życie od początku w innym miejscu? Co takiego się wydarzyło, iż skłoniło ją do takiej decyzji?
Poczekamy, zobaczymy.
Czekam na kolejny rozdział, który, mam nadzieję, jakoś ładnie poprowadzi tą historię.
Póki co jestem na tak, zobaczymy jak się fabuła rozwinie. Pozdrawiam i do następnego,
` C . |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Pon 22:14, 13 Wrz 2010 |
|
to kolejny długi rozdział i naprawdę jestem Ci wdzięczna za to
malo kiedy można przeczytac dośc długie rozdziały i które czyta się bardzo szybko, gdyż są bardzo wciągające
sama akcja jest ciekawa, to zawsze cos nowego
i przyznam się, że sama nie wiem kto z opisu jest bardziej pociągający Jasper czy Edi, ale chyba ja bym wybrała Jaspera
co do Ediego z każdym rozdzialem będę czekac na jego historie.
z tym skrętem ździwłam się, na początku myślałam że tylko Jasper i Bella a ttu niespodzianka głównym dowodzącym Edward:D
juz czekam na następny rozdział
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
little-smilee
Gość
|
Wysłany:
Sob 20:16, 18 Wrz 2010 |
|
Bella i skręty. Ciekawe połączenie... oraz Ten Edward.
Nareszcie coś innego. Ciekawe jakie tajemnice ukrywają. Mam nadzieje, że się tego dowiem.. A tak, to opowiadanie zapowiada się bardzo ciekawie.
Czekam na kolejny rozdziały, które mam nadzieję, że się niedługo pojawią |
|
|
|
|
kam4a
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: śląsk
|
Wysłany:
Śro 11:07, 01 Gru 2010 |
|
tak, wiem, dawno nie było aktualizacji. mogę tylko przeprosić i obiecać, że postaram się, aby kolejna część była trochę szybciej!
beta: frill, której dziękuję za to, że zgodziła się dalej poprawiać moje wypociny! ;-)
<b>Rozdział 3: I’ve Been Watching You
I stand at an open window
I see everything there is to see
I've been watching you
isn't it true the fool keeps taking you down down
taking you
I've been watching you
isn't it true the world keeps taking you down down
taking you
<i>“I've Been Watching You” - Natalie Imbruglia</i>
~Edward~ </b>
Moja głowa kurewsko bolała. Obudziłem się z wrażeniem, jakby olbrzymi kilof wciskał się między płat czołowy i czaszkę. Od czasu do czasu dręczyły mnie okropne migreny: oślepiające, ogłuszające, całkowicie osłabiające bóle głowy, gdzie tylko silne środki przeciwbólowe wstrzymywały egzekucję. Zwykle spędzałem taki dzień w łóżku pod przykryciem w całkowitej ciemności i z opakowaniem percocetu, ale dzisiaj miałem test z angielskiego na czwartej lekcji, a ja nigdy nie opuściłbym egzaminu. Byłem wprawdzie nieco przeczulony na punkcie moich ocen – między innymi.
Carlisle powiedział, że może to być potencjalny rezultat stresu i trwogi. Byłem szesnastoletnim dzieciakiem z dolegliwościami czterdziestopięcioletniego starca i tymi wszystkimi pieprzonymi problemami. Przypuszczam, że mogło być gorzej. Przynajmniej nie miałem trądziku ani łupieżu, więc wnioskuję, że migreny bledły w porównaniu do tego gówna.
<i>Dobrze zrobiła mi masturbacja na widok nowej dziewczyny.
Tak, ta wizja była bardzo słodka... </i>
- Hej, nigdy więcej podwożenia Xanax do szkoły – powiedział podekscytowany Jazz, pocierając swoje ręce i wyrywając mnie tym z zadumy. Usiadł obok przy kuchennej wysepce, kiedy moja mama położyła przede mną talerz z posmarowaną masłem angielską bułeczką. Klepnęła mnie czule w tył szyi, kiedy dłubałem w bułeczce, robiąc minę, która wyraźnie ukazywała mój wstręt.
- Edward, skarbie, dlaczego bierzesz Xanax? Znowu masz ataki? – Esme zapytała słodko, zawsze interesowała się moimi atakami lękowymi. Kochałem ją bardzo, ale czasami była trochę „szalona”.
- Nie, mamo – odpowiedziałem ze zirytowanym westchnieniem. – Xanax to ksywka, którą Jasper obdarzył naszą małą sąsiadkę – powiedziałem jej. Popatrzyła na mnie w sposób wyrażający lekkie zdziwienie tym wyjaśnieniem. – Ona jest trochę zbyt energiczna, mamo... Xanax cię odpręża...
Esmama wzięła talerz i położyła na stole, kręcąc głową. Z dezaprobatą odnosiła się do tego, że nadawaliśmy ludziom ksywki i używaliśmy do tego medycznych nazw.
- Przestań dłubać w swoim śniadaniu, Edward, i po prostu je zjedz – zrugała.
- Mamo, co to do cholery jest? – spytałem.
- Ekologiczna bułeczka z orkiszem i nasionami lnu posmarowana niesolonym masłem – odpowiedziała, kiedy odwróciła się, aby nalać kawę. Na ladzie obok dzbanka z kawą znajdował się pojemnik z organicznym mlekiem ryżowym, na co tylko gorzko zwęziłem oczy.
<i>Gdzie do cholery jest mój Half and Half? </i>
Chciałem właśnie coś powiedzieć o tym całym niezastąpionym i używanym gównie, ale nie miałem na to w ogóle siły. Jasper patrzył na mnie zdziwiony mamrocząc bezgłośnie: – Orkisz? – Wzruszyłem ramionami, odpychając talerz. Nie byłem dzisiaj w nastroju na Hipisowskiego Smakosza, wcale nie miałem apetytu.
- Dlaczego nie możemy być normalną rodziną i zjeść czekoladowych kuleczek na śniadanie? – zapytał Jasper, nietypowo mazgajowato jak na szesnastoletniego chłopca.
- Ponieważ nie chcę, żeby moje dzieci zjadały barwniki i sztuczne konserwanty. Poza tym, przeglądaliście się ostatnio w lustrze, którykolwiek z was? Spójrzcie na moich wspaniałych chłopców. Myślisz, że to od czekoladowych kuleczek? – ścisnęła podbródek Jaspera i umieściła pocałunek na czubku jego głowy.
- Cóż, to na pewno nie przez <i>orkisz </i>– wymamrotał. Podśmiewywałem się, potrząsając głową. – Pośpiesz się, E. Po drodze wpadniemy do Coffee Bean – szepnął.
Skinąłem głową na zgodę. – Alice ma swój samochód?
- Nie, córka Charliego zaczyna dzisiaj szkołę. Ma na imię <i>Bella </i>– powiedział z okropnym włoskim akcentem. – Xanax mówiła, że od teraz będzie jeździła z nią. – Kiwnąłem głową, nie za bardzo się tym przejmując. Alice, albo Xanax jak bez skrupułów ją nazywaliśmy, była słodką dziewczynką, ale z pewnością działała mi na nerwy. Jestem całkowicie pewny, że zadurzyła się w Jasperze, bo kiedy jest koło niego wydaje się wybuchać jak wystrzępiony przewód elektryczny. Przy mnie była cicha i wyglądała, jakby kurewsko skamieniała od samej mojej obecności. Nie byłem pewien, czy to mi przeszkadza, czy też nie.
Więc widocznie nowa dziewczyna z zajebistymi cyckami zabierała małą Alice z naszych rąk. Dla mnie świetnie. Chociaż Alice była słodka jak Chihuahua, jej nieustanne ujadanie o siódmej rano cholernie mnie irytowało.
Złapaliśmy swoje plecaki kiedy Esmama obdarzyła nas jej obowiązkowym buziakiem na do widzenia w czoło, i zacząłem narzekać, bo przypomniałem sobie, że nie mam żadnej kurtki.
Dwa dni temu moja dziwaczna, kochająca ziemię matka porwała wszystkie nasze płaszcze, aby oddać je do pralni chemicznej, którą znalazła w Seattle, gdzie używali tylko naturalnych środków, przyjaznych dla środowiska. Ponieważ widocznie dbaliśmy o <i>przyrodę. Z całej duszy popierałem harmonijne środowisko, ale gdzieś musiałem wyznaczyć granicę.
Jeśli ta kobieta myśli, że zamienię swoje BMW na Priusa to się grubo myli. </i>
Tak czy inaczej, z powodu jej ucieczki z naszą odzieżą wierzchnią, zostałem z tylko jedną kurtką, która była schowana w szafie. Czarna skóra, odpowiednia na motor – naprawdę nie w moim stylu, ale była świetna, ostra i sprawiała, że wyglądałem, jakbym się niczym nie przejmował – co przez większość dni robiłem, lub przynajmniej starałem się, żeby to tak wyglądało przed sobą i wszystkimi innymi.
Kurtka należała do młodego aktora, który zrobił w niej słynną sesję zdjęciową; mój ojciec wygrał ją na jakiejś szpitalnej aukcji charytatywnej w Chicago. Chociaż kosztowała go pieprzoną fortunę fakt, że nosił ją ktoś jeszcze przyprawiał mnie o mdłości. Ale uważam, że to było coś w rodzaju impulsu oddanie mi używanej kurtki – próba zrobienia mizernego uszczerbku przy skłonnościach OCD najwyraźniej oznaczonych przez moich ostatnich trzech psychiatrów.
Oprócz butów i kurtek rzadko wkładam coś na siebie częściej niż raz i mam skłonności do ekstremalnej schludności. Jasper i Emmett ciągle nazywają mnie <i>„American Psycho”</i>, ponieważ moje poranne rytuały bardzo przypominają postać Christiana Bale z tego filmu.
Wiedziałem, że to jest problem, nie tylko dla mnie, ale ma wpływ na wszystkich wokoło. Większość czasu mogłem nad tym panować, ale nieuporządkowane przedmioty, bałagany i głupie rzeczy jak zaniedbane paznokcie, owłosione ciało lub pognieciona odzież czyniły mnie cholernie szalonym.
Kiedy się tutaj przeprowadziliśmy, dostałem sypialnię z własną łazienką, ponieważ ani Jasper ani Emmett nie chcieli słuchać co rano wykładu na temat brudu w łazience. Zawsze byłem zorganizowanym czyściochem... osobowościowo niezaprzeczalny typ A: lubiący rywalizację, osiągający lepsze wyniki od innych, ciężko pracujący, perfekcjonista... ale od kiedy przeprowadziliśmy się do Forks robiło się coraz gorzej.
Chociaż chciał dobrze, albo z punktu widzenia lekarza albo ojca, jego wysiłki z kupowaniem kurtki nie działały, dopóki nie miałem wyboru i musiałem ją włożyć. Tego poranka było słonecznie, ale wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że w tym mieście słońce było chwilowym luksusem i najprawdopodobniej do południa niebo całkowicie się zamgli.
Poprosiłem Jaspera, aby to on pojechał dzisiaj do szkoły, chociaż była moja kolej, ponieważ bałem się, że mogę nie dać rady skupić się z powodu ostrego bólu i po prostu nie miałem ochoty zajmować się przestrzeganiem prędkości z gigantycznym pulsowaniem, jak w rzeczywistości było.
Z naszego podjazdu obserwowaliśmy, jak Alice i nowa dziewczyna, najwyraźniej Bella, przywitały się przed jej domem. Jasper i ja wymieniliśmy znaczące spojrzenia kiedy one wsiadły do samochodu i odjechały.
- Brachu... rozpoznajesz ten tyłek, co nie? – zapytał chichocząc, podkręcając ogrzewanie.
- No. Ciekawe co z jej nosem? – odpowiedziałem stanowczo, wiedząc, że dziewczyna, którą obserwowałem wczoraj, ma nie tylko świetne cycki, ale również tyłek, który może doprowadzić do łez tysiąc osób. Tysiąc i jedną, gdybym wliczył siebie, co bezwzględnie ku*** zrobiłem.
Rozproszeni widokiem Belli, obydwaj zapomnieliśmy o kawie i pojechaliśmy za nią prosto do szkoły.
Kiedy wjechał na miejsce tuż obok czerwonego Audi wiedziałem, że nie poradzę sobie z piszczącą wylewnością Alice. I byłoby dużym przeciwieństwem Jazza powstrzymanie się od poznania najświeższej dupy w szkole. Tak bardzo jak chciałem porównać twarz do obrazu, który sobie wyobrażałem, nie mogłem oprzeć się wrażeniu łagodnego wstrętu i zboczenia do zanieczyszczenia tą dziewczyną mojej głowy. Więc złapałem moją torbę i wysiadłem z samochodu właśnie wtedy, kiedy Jasper mi ją przedstawiał. Tak, to było naprawdę niegrzeczne, ale po prostu nie mogłem tego zrobić.
Jednak odważyłem się na szybkie spojrzenie w jej stronę. Ładna, zdecydowanie ładniutka. Ale jedno spojrzenie na obcisłe dżinsy i pieprzone buty, które miała na sobie, i jej opaloną skórę... nie wspominając o samochodzie, jakim jeździła, kazał mi trzymać się kurewsko daleko od niej.
<i>O tak, jakbyś miał inną opcję.</i>
Była typem dziewczyny, potencjalnie płytką materialistką, która jest skoncentrowana na niczym więcej poza jej paznokciami i włosami, i tym, który biedny frajer zabierze ją tym razem na bal.
<i>Pieprzone dziewczyny.</i>
Udałem się na moje pierwsze zajęcia, błagając Tylenol, aby zadziałał tak szybko, jak to tylko możliwe. Po jak się wydawało kilku godzinach gdy nauczyciel francuskiego próbował uzyskać właściwy sposób odmiany czasownika, ostry ból ustąpił pulsującemu. Wiedziałem, że mogłem poprosić Carlisle’a o coś mocniejszego przed wyjściem z domu. Nienawidziłem jednak tego robić odkąd trzymał dobre leki zamknięte w szafce w swoim domowym gabinecie, i przez to pytając czułem się niekomfortowo.
Tak, wszyscy wiedzieli, że to przez wzgląd na mnie, w związku z historią rekreacyjnego zażywania narkotyków. Jednak bez wiedzy osób dorosłych obaj moi bracia bawili się robiąc o wiele gorsze rzeczy ode mnie, a tylko ja reprezentowany byłem jako dewiant. Jednak Carlisle nigdy nie insynuował, że zamek jest dla mojego bezpieczeństwa, zawsze był bezstronnym człowiekiem i traktował troje swoich dzieci jednakowo, chociaż tak nie było. Nie spodobała mi się ostatnia analiza, dlatego poprosiłem o percocet na mój ból głowy, więc cierpiałem z przeciwnym skutkiem.
W drodze na moją czwartą lekcję, angielski, zobaczyłem Bellę opierającą się o ścianę i wyglądającą, jakby miała zemdleć. Było wbrew mojemu rozsądkowi rozmawiać z nią, ponieważ starałem się po prostu ignorować damską część towarzystwa – tak było o wiele prościej dla wszystkich. Ale ona wyglądała na tak zagubioną i samotną, i przypomniałem sobie, jak ja zaczynałem szkołę niespełna rok temu.
Chociaż do szkoły było zapisane około trzystu uczniów, pierwszy dzień był nieco przerażający ze względu na te wszystkie twarze oceniające i wpatrujące się w nowych uczniów. <i>Nowych bogatych uczniów. </i>
Pamiętam ukrywanie się w moim samochodzie podczas lunchu jak cipa, gdzie mogłem stłumić atak paniki przy muzyce Bacha. Miała magiczne działanie, i wracałem do bycia zwykłym dupkiem w ciągu godziny. Tak, cóż, na zewnątrz twardziel, ale wewnątrz trzęsłem się jak wystraszony kociak.
<i>Taka pieprzona cipa. </i>
Przeszedłem dalej obok Belli a następnie z powodu poczucia winy, cofnąłem się. Zapytałem jej, czy wszystko w porządku, przypuszczałem, że to moja niby pokuta za podglądanie. Powiedziała, że się zgubiła szukając klasy, i zaprowadziłem ją tam, wiedząc, że mamy zajęcia razem – zaawansowany angielski. Przypuszczam, że błędnie zakładałem mówiąc, że ma piękne ciało, ale zero mózgu. Widocznie posiadała obie cechy.
Ponieważ nareszcie dobrze się jej przyjrzałem.
I była kurewsko piękna.
Jej brązowe oczy wiele mówiły, jakby ukrywały tajemnicę, o której nikt nie wie. Miała malutkie, bladozielone i złote plamki na siatkówkach, a jej lekko pomalowane rzęsy były długie, grube i gęste. Nieświadomie mrugnęła nimi, kiedy mówiła i przygryzła nieśmiało wargę, i zastanawiałem się, czy była świadoma, jak to działa na męski gatunek. Jestem pewny, że w rezultacie dostałem taką samą fizjologiczną odpowiedź od mojego... drgającego penisa i całkowicie odjęło mi mowę.
Wziąłem test, rozpaczliwie starając się odwrócić moją uwagę od tych oczu i skierować ją na słowa, które zaczęły rozmazywać się i skakać na papierze. Tylenol przestał działać i groziło to tym, że migrena pojawi się ponownie z nawiązką. Kilka miesięcy wcześniej ból z jednej z moich migren był tak ostry, że częściowo straciłem wzrok w prawym oku. Pomyślałem, że mam anewryzm i pojechałem na ostry dyżur, tylko po to, aby dostać receptę na Imitrex, co niechybnie bardzo mnie niepokoiło. Całe moje życie stało się jednym wielkim błędnym kołem.
Do lunchu migrena wróciła z całą mocą. Szkolne cheeseburgery powodowały u mnie jeszcze większe mdłości niż zwykle przez zwykłe patrzenie na nie, nie zapominając o okropnym tłustym zapachu. Patrzyłem jak Jasper puścił oko do Belli, a ona odpowiedziała, wyraźnie kręcąc oczami. Musiałem się roześmiać z jego prób. Nie była bez wyboru, to było pewne.
Wszyscy ci durnie byli tak prostolinijni. Każdy z nich wpatrywał się w nią... pieprzone otwarte usta gapiły się na jej tyłek, kiedy przechodziła obok. To liceum nie widziało niczego tak słodkiego od lat.
<i>Tak jak ty, głupku.
I sprawdzałeś jej tyłek razem z tymi wszystkimi durniami.
Co niewątpliwie czyni cię... durniem. </i>
Starali się być dyskretni, ale dziewczyny ze stołu Xanax przedstawiały Belli każdego z naszego stolika. Mike rościł prawa do niej tydzień wcześniej, niż się tutaj znalazła. Zazwyczaj dostawał każdą dziewczynę, jaką chciał, do czasu, kiedy nie zostały uczciwie ostrzeżone, że nie przykładał zbytnio uwagi do tego, kogo przeleciał. Tak, dziecko Charliego prawdopodobnie skończyło pieprzenie Mike’a. I może nawet Tylera, skrzydłowego Mike’a. Biedak, zawsze wydawał się utknąć z brzydką koleżanką lub niechcianymi resztkami Mike’a.
Nigdy nie mógłbym być taki – po prostu przespać się z dziewczynami, bo mogłem. To jest, kiedy rzeczy były inne dla mnie.
Ja też byłem kurewsko wybredny. Musiała być... nie wiem, zgaduję, że wyjątkowa. A ja nigdy nie znalazłem nikogo dość bliskiego, aby to zdefiniować. Nawet nie wiem, czy potrafiłbym nazwać to teraz, gdy wciąż jest tak samo. Ci chłopcy wkurzali mnie tym cały czas, mówiąc, żebym korzystał z obfitości cipek, które się na mnie rzucały. I, nie chwaląc się, kiedyś było to bardzo miłym wyborem.
Ale ja wiedziałem, co lubiłem, co chciałem i nie zamierzałem zadowalać się czymś nieidealnym tylko po to, aby ktoś possał mojego ch***. Miałem tylko jedną dziewczynę, ale w siódmej klasie nie mogłem liczyć na prawdziwy związek trwający dwa tygodnie, gdzie tylko raz trzymaliśmy się za ręce. W Chicago całowałem kurewsko dużo dziewczyn, wygłupiałem się i trochę eksperymentowałem z niektórymi, i oczywiście z Tanyą i jak-ona-tam-się-zwie. Oba niezaprzeczalne błędy, doświadczenia, które po prostu wskazywały mi, że powinienem być bardziej wymagający w stosunku do dziewczyn, z którymi spałem.
Jasper miał swoją blondwłosą cipkę w Chicago, jak tylko spotkał Emily praktycznie upadł na swoje kolana, proponując tego samego dnia, że ją pocałuje. Emmett był trochę bardziej ostrożny i wymagający w stosunku do kobiet; jego uwaga pozostała mocno skierowana na naukę i lekkoatletykę. To nie było tak, że żaden ogonek dziewczyn nie rzucał się na niego, ale on był trochę bardziej konserwatywny niż można się spodziewać po dobrze wyglądającym facecie.
Coś ciągnęło go do Rosalie Hale, tego byłem pewien, ale on dziwnie unikał pytań o ich wzajemne oddziaływanie. Jasper i ja zauważyliśmy, jak flirtowali w zeszły weekend i wrócił do domu z głupawym uśmieszkiem na twarzy, jakby odbył właśnie najlepszy seks oralny w swoim życiu. Gdyby dziewczyna wyglądająca jak ona zrobiła ci loda, wykrzyczałbyś to całemu światu lub nosił olbrzymi świecący znak mówiący: „Rosalie Świetne Cycki Hale ssała mojego fiuta”. Coś było między nimi. Ale co tam. Nie rozpowiadałem plotek i spekulacji na temat życia seksualnego innych ludzi, bo to tylko sprawiało, że czułem się jeszcze bardziej gównianie i niemożliwie gorzko dlatego, że tego nie miałem.
Po lunchu skierowałem się do gabinetu pielęgniarki po więcej środków przeciwbólowych na ten uporczywy ból głowy, który wydawał się konsumować każdą myśl. Kiedy pielęgniarka powiedziała, że musi zadzwonić do moich rodziców, aby zdobyć ich pozwolenie na podanie Tylenolu uczniowi, praktycznie ze śmiechu na ten pomysł złożyłem się na pół. Tak czy inaczej, zasady są zasadami.
Znowu byłem spóźniony na biologię. Jeszcze jedno spóźnienie i wyląduję w kozie. Nie żebym nigdy nie dostał tego gówna, ale koza była powodem dla Carlisle’a na odebranie samochodowych przywilejów, a ja nie chciałem żadnej z tych rzeczy. To przeszkadzało mi bardziej, że miałem już przewinienia zapisane w dokumentach. Utrzymywanie średniej 4.0 i granie, że na niczym ci nie zależy było bardzo trudne.
Kiedy dotarłem na biologię przy moim stoliku siedział nie kto inny tylko... Bella Swan. Przywitaliśmy się ze sobą uprzejmie i trzymałem swoją twarz prosto, starając się jej uniknąć lub nie pokazać, że chciałbym ją poderwać. Nie mogłem spojrzeć jej w oczy po tych sprośnych rzeczach, jakie ona robiła dla mnie w mojej wyobraźni ostatniej nocy, ale muszę przyznać, że cholernie tego chciałem.
I kończyła mi się wytrzymałość na pieprzony ból głowy, bo po prostu już dłużej nie mogłem znieść tego pulsowania. Liczyłem minuty do końca zajęć i złapałem wszystkie swoje rzeczy, gdy tylko zadzwonił dzwonek. Opuściłem siódmą godzinę zajęć i paląc papierosa, umknąłem do swojego samochodu po trochę ciszy. Zasnąłem na około godzinę, dzięki czemu ból zniknął całkowicie.
Wróciłem z powrotem, gdy rozbrzmiał dzwonek rozpoczynający ósmą lekcję i wślizgnąłem się niepostrzeżenie na salę gimnastyczną. To była inna rzecz o mnie. Gdybym tak się nie starał w szkole, to byłbym bardziej zainteresowany ocenami w moich dokumentach. Rzeczy takie jak kozy i nadmierna nieobecność wyglądają okropnie na podaniach do college’u. Nauka własna była jedyną lekcją, z której się zrywałem, tylko dlatego, że frajera nauczyciela nie obchodziło, gdzie jesteśmy tak długo jak byliśmy wpisani na listę.
Graliśmy głównie w siatkówkę, a Jasper był kurewsko podekscytowany, gdy zobaczył Bellę na drugim końcu sali, która zamiast odbijać robiła uniki. Pewnie nie chciała złamać paznokcia albo inne gówno. Zdałem sobie sprawę, że ta dziewczyna chodziła ze mną na cztery spośród ośmiu lekcji, ale zgaduję, że w takiej małej szkole można się było tego spodziewać.
Po zajęciach Jasper znajdował się przy samochodzie przede mną, zniecierpliwiony tym jak długo zajęło mi ubranie się i zorganizowanie. Zwykle nikt nie brał prysznica poza mną, ponieważ jak idiota nie mogłem znieść, gdy byłem spocony nawet sekundę dłużej niż to było konieczne.
Z drugiej strony zobaczyłem jej tyłek. Jasperowi całkiem miło rozmawiało się z Bellą, więc przeszedłem szybko obok niej i wsiadłem do samochodu. Włączyłem radio, ciągle czekając, aż skończy z nią flirtować, niezadowolony i wkurzony z tego powodu.
I może właśnie byłem wkurzony, bo chciałem, żebym to ja z nią rozmawiał.
Kiedy wsiadł do środka, uruchomił silnik mimochodem, oznajmiając mi, że ona dołączy do nas, gdy będziemy palić... w domku na drzewie. Praktycznie uderzyłem w pieprzony dach.
- Czy ciebie pojebało, Jazz? Co do cholery sobie myślałeś? – siedziałem, kipiąc ze złości na przednim siedzeniu i zaciskając dłonie w pięści przy bokach. On praktycznie nie miał pojęcia co do powagi sytuacji. I nie tylko pozwolił dziewczynie, której żaden nie znał, być tak blisko nas, dopuścił ją do czegoś, co naprawdę mogło wkurzyć nas obu. Było wystarczająco źle, że paliliśmy na naszej własnej posesji i rodzice nie wiedzieli, ale teraz dodać jeszcze kogoś do tego?
- Oh, daj spokój. Może usiąść na moich kolanach, żeby dać ci trzy stopy wolnej przestrzeni. Kto będzie wiedział? – podśmiewywał się, wrzucając wsteczny bieg w samochodzie.
- Pieprz się, Jasper. Cieszę się, że aż tak bawi cię moja sytuacja. Co, jeśli ona powie coś komuś? – zapytałem, z dobijającą mnie paranoją.
- Edward, czy ty kiedykolwiek pomyślałeś, że może nikt nie interesuje się pierdołami, które robisz poza szkołą? Ona nic nie powie. Poza tym, przecież nie będziemy tam odbywać z nią stosunku oralnego... tylko zapalimy. Odpręż się.
- ku***... dobra... jak chcesz – zgodziłem się rozgniewany, ponownie się wkurzając. Prawdę mówiąc zdenerwowało mnie przebywanie tak blisko niej, ale z wielu innych powodów, niż te legalne. Nawet nie mogłem złapać kontaktu wzrokowego z tą dziewczyną, nie wspominając nawet o siedzeniu obok niej w ciasnym, zamkniętym pudle.
Spotkaliśmy ją przed jej domem i poszliśmy razem na tyły posesji do naszego fortu, co jak nas poinformowała było jej domkiem. Poczułem się źle w związku z lalkami i zaniedbanym stanem domku, choć nie dałem po sobie poznać, że zależy mi czy coś. Obwiniliśmy o wszystkie szczątki Emmetta, ale prawdą było, że każdy z nas pirotechnicznie torturował lalki i zniszczył kwiatki, które dekorowały zewnątrz. Nie był używany od lat i żaden z nas nie wziął kiedykolwiek pod uwagę, że huśtawka mogła należeć do kogoś, kto mógł to kiedyś kochać.
Nie wydawała się być smutna z tego powodu, ale z pewnością mogłem dostrzec przebłysk nostalgii, kiedy trzymała okaleczoną lalkę w swojej ręce.
Bardzo się starałem, żeby nie nawiązać z nią kontaktu wzrokowego, więc bawiłem się zapalniczką i skoncentrowałem się na niechlujnym stosie magazynów złożonym w rogu, co mnie strasznie denerwowało. Miała na sobie białą koszulę, którą związała u dołu w węzeł. Ukazało to malutki kawałek jej brzucha oraz błyszczący kolczyk wbity w pępek, i jęknąłem w duchu, widząc to.
Białe koszule były moją pieprzoną piętą Achillesa. Było w nich coś czystego i prostego, ale też cholernie seksownego. Większość facetów nakręcała wysoka pończocha i bielizna i podobne gówno albo generalnie nagie dziewczyny. Ale seksowne dla mnie byłoby, gdyby moja dziewczyna chodziła po domu w niczym oprócz mojej koszuli. Guziki spływające między jej piersiami, tak zapraszające, aby po prostu rozpinać je jeden po drugim...
Wtedy Jazz, pieprzony dureń, musiał pójść dalej i dać sugestię na temat moich utalentowanych palców. Czasami bywał takim dupkiem. Chciałem, by wiedziała, że gram na fortepianie? Czy rzeczywiście mnie to obchodziło? Nie wiem, dlaczego nie chciałem, żeby ktokolwiek o tym wiedział – to zbyt osobiste, zbyt intymne.
<i>Co się dzieje, Eddie, boisz się, że świat się dowie, że w rzeczywistości nie jesteś niewrażliwym chujem? </i>
Granie na pianinie było jedyną rzeczą, którą ze starego życia przeniosłem do tego nowego. Moja mama zachęcała mnie do grania, i pewnie kompletnie bym się tym nie przejmował, gdyby to nie było jedyną rzeczą, jaką robiłem w tych dniach, żeby ją uszczęśliwić. I Bóg wie, jak bardzo chciałem jej pochwały.
Bella... była rzeczywiście fajna, z powodu braku lepszego określenia. Nie była płytka albo małomówna tak, jak ją wcześniej zaszufladkowałem. Prawdę mówiąc, wydawała się bezpośrednia, poza drogimi butami i dżinsami za dwieście dolarów, które opinały jej ciało, jakby uszyte specjalnie dla niej. Miałem takie same True Religion... poznałem po metce na tylnej kieszeni.
<i>Cóż, wpatrywałeś się w jej dupę cały dzień, powinieneś nauczyć się jej już na pamięć.</i>
Jakkolwiek była gorąca, było w niej coś, co mnie drażniło. Może to przez te głupie skarpetki albo głupie różowo-pluszowe pióro, nie zapominając o tym, że była najlepszą przyjaciółką Xanax, i sama miała jedną wadę lub dwie. I ta cholerna opalenizna... denerwowało mnie to gówno. Nie cierpiałem sztucznych rzeczy u dziewczyn: piersi, włosów, paznokci i szczególnie opalenizny. I rzeczywiście odetchnąłem z ulgą, kiedy dowiedziałem się, że pochodzi z Kalifornii, co dało jej prawo do naturalnie opalonej skóry.
Była pod wielkim wrażeniem mojej metody zawijania skręta, jak powinna być, ale też zabawna z psim quizem. Jeszcze nigdy się tak nie śmiałem. Czułem się trochę mniej niespokojny przy niej po tym, jak zaciągnąłem się skrętem, i pozwoliłem sobie troszeczkę się odprężyć.
Kiedy zapytała o naszych rodziców i dlaczego jesteśmy różni, zbiła mnie z tropu. Nikt nigdy tego nie spostrzegł, a nawet jeśli to nie mieli odwagi zapytać. Jasper wyjaśnił, że wyglądam jak moja mama. Spowodowało to we mnie wystrzał gniewu, ponieważ wiedziałem, że wyglądam tak samo jak mój biologiczny ojciec. Nie wiem dlaczego to przyznałem albo w ogóle się przejąłem. Po prostu czułem, że powinienem dać kredyt zaufania tam, gdzie należało. W każdym razie zszokowało mnie, że powiedziałem to zanim pomyślałem. Ta dziewczyna prawie rozwikłała całą moją starannie skonstruowaną kontrolę.
Wtedy Jazz zapytał ją, dlaczego się tu przeprowadziła i moje uszy nastawiły się jak u psa myśliwskiego, który usłyszał królika gnającego do lasu. Jej odpowiedź była niejasna, tak samo jak moja, gdy mówię o powodzie mojej przeprowadzki do Forks. Obserwowałem jak jej piękne brązowe oczy napełniają się niewątpliwym smutkiem, gdy podawała nam wymijającą odpowiedź.
Z pewnością została zraniona przez faceta i uciekła z Kalifornii, ponieważ nie mogła sobie z tym poradzić. Było jasne, że czuła się niespokojnie i niekomfortowo kiedy o tym mówiła. Moja ciekawość została zdecydowanie wzbudzona.
Musiałem stłumić pragnienie, aby poprosić o dokładniejsze wyjaśnienia, ale szybko zdecydowałem, że absolutnie nie powinienem robić niczego, żeby poznać ją lepiej. Zwłaszcza od kiedy Jasper wydawał się na nią lecieć. Gdyby zamierzała trzymać się z nami, będziemy na haju albo czymś i będę musiał być dla niej ku***em. Nie miałem wyboru... to była łatwiejsza droga.
Możliwe, że Jasper by ją przeleciał, może by się umawiali, i zanim by się nią znudził musiałbym znieść kilka obiadów rodzinnych z jej obecnością przy stole. Wtedy ona będzie historią, a on znalazłby sobie kogoś innego, podobnego do niej.
Niezależnie od wszystkiego nie mogłem nic zrobić w tej kwestii. Tak długo jak byłem zainteresowany, że ta piękna dziewczyna siedzi obok mnie na biologii albo na odległość, kiedy zaglądałem przez jej okno w nocy. I od kiedy Jasper wydawał się ją polubić byłoby dobrze dla niego, gdyby ją miał. Zasługiwał na miłą dziewczynę w swoim życiu, i na pewno to jedno byłem mu winny. Nie żebym ja nie zasługiwał na kogoś takiego, ale okoliczności były dla mnie kurewsko niesprzyjające. Gdybym mógł żyć pośrednio dzięki podbojom mojego brata, wtedy zgoda.
Kiedy nadszedł czas obiadu, wyszliśmy z domku na drzewie, wcisnęliśmy sobie krople Visine do oczu i ruszyliśmy z powrotem przez zarośniętą drogę w kierunku domu. Czułem się sprzecznie i gównianie, i wiedziałem, że to będzie jedna z tych nocy, gdy będę męczyć się z myślami doprowadzającymi mnie do szaleństwa.
Mama i tata byli w kuchni, wyraźnie nie spodziewając się naszego przybycia, ponieważ ojciec przycisnął ją do kuchenki w miłosnym uścisku. Lekceważyła to, chichocząc, ale on kontynuował trącanie jej szyi nosem, kiedy mieszała w garnku organiczną korę i świeżo ściętą trawę lub coś w tym kurewskim stylu, co miało być naszym jedzeniem.
Poczułem nagły przypływ zazdrości na widok ich uścisku. Nie dlatego, że są w związku, chociaż z pewnością był przykładnym modelem, ale dlatego, że czasem było strasznie trudne przyglądać się innym ludziom, którzy dawali sobie tak wiele sympatii. Moja mama czuła się wyraźnie nieswojo, zabawiając się tak w naszej obecności, więc pacnęła go ręcznikiem kuchennym, dopóki nie zostawił jej w spokoju, aby przywitać się z nami.
Z zewnątrz byliśmy kurewsko idealną rodziną – ojciec lekarz, który przychodził do domu zawsze przed szóstą, kochająca i opiekuńcza mama, która nie potrafiła gotować. Był najstarszy, rozrzutny syn, sportowiec i ulubieniec nauczycieli, z dobrym wyglądem i wdziękiem bagażnika. Był Jasper, środkowe dziecko, który tylko dobrze wyglądał, chociaż był troszkę mniejszy, był świetny w lacrossa i koszykówkę i dostawał dobre oceny, nawet się nie starając. A później był mały Edward, czarna owca rodziny, obsesyjny nałogowy dziwak, który zmarnował życie i ukarał każdego w rodzinie przez swój brak rozwagi.
<i>Oh, mógłbyś już ku*** przestać użalać się nad sobą.
Biedny Edward... wszyscy są na niego wściekli za jego królewskie spieprzenie.</i>
Pozostałem cicho podczas obiadu, grzebiąc w gałązkach i owocach nazywanych tak przez Esme, podczas gdy Jasper paplał jak najęty o szkole i Belli. Emmett wrócił z treningu trochę później, spocony i cały umazany błotem, opowiadał ze szczegółami o jego cholernie fantastycznych możliwościach rozgrywającego i wszystkich dziewczynach, które stały w deszczu i oglądały trening. Drażniło mnie to, że mógł usiąść z nami i zjeść, zamarynowany w swoim brudzie, będąc tak niehigienicznym, ale trzymałem buzię na kłódkę. Nikt nawet nie zauważył, że nie powiedziałem ani słowa. Nie żebym był rozmowny w porze posiłku albo kiedykolwiek, ale zawsze czułem coś w rodzaju refleksji; trochę niewidoczny, jak starsza babcia, która dostała miejsce w rogu na Święto Dziękczynienia i jest ignorowana.
Pomogłem przy naczyniach, kiedy Emmett poszedł na górę, koniecznie potrzebując prysznica, a tata i Jasper zniknęli w piwnicy. Mama obdarzyła mnie potulnym uśmiechem, który oddałem, gdy kładłem płaskie talerze na ladzie. Znała mnie dobrze i kiedy położyła dłoń na moich plecach, zapytała miękko: - Ciężki dzień?
Wzruszyłem ramionami. – Nie bardziej niż zwykle.
Zatrzaskując drzwi do zmywarki, odwróciła się w moją stronę i powiedziała: - Chcesz porozmawiać? Wydaje mi się, że czymś się martwisz.
Potrząsnąłem swoją głową na nie, zastanawiając się, czy podzielić się z nią moim niepokojem, chociaż wiedziałem, że ona niewątpliwie zrozumie. Zawsze rozumiała. Ale ja po prostu nie miałem ochoty czuć.
- Chodź tutaj – powiedziała, owijając ramiona wokół mnie i przyciągając do siebie, nie dając tym samym żadnego wyboru. Wtuliłem głowę w jej ramię, westchnąłem z szacunkiem, przyjmując kojące, koliste ruchy na moich plecach. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo potrzebowałem jej sympatii – i nie dziwne, że <i>kochałem, kiedy moja mama mnie dotykała – kompleks Edypa Zygmunta Freuda - największy mokry sen</i> tego rodzaju. To po prostu bardzo miłe być dotykanym przez innego człowieka.
Ona rozumiała. I to było zabawne bo kiedy byłem mały wszystko można było naprawić w uścisku mamy. Kiedy miałem szesnaście lat moje problemy były o wiele poważniejsze niż tarapaty na placu zabaw albo bójki z braćmi, ale ciągle jej uściski były najlepszym lekarstwem – chwilowo pomagały jak tylko mogły.
- Rozmawiałeś dzisiaj z córką Charliego?
- Niewiele. Jest piękna, mamo, i zabawna. Zgubiła się i pomogłem jej znaleźć klasę... i chciałbym poznać ją lepiej, ale... myślę, że Jasper ją lubi, więc... – odsunąłem się, wzruszając ramionami, kiedy się od niej oderwałem, przerażony, że zabrzmiałem jak pieprzona cipa. Rodzicielka sprawiała, że część moich ścian kruszyła się bez wysiłku i wiedziała, że nie podobało mi się, że miała na mnie taki wpływ.
Stojąc, była prawie o głowę niższa niż ja, jej piękne kobiece cechy były tak przeciwne do moich. Ona i ja mieliśmy taki sam głęboki odcień czerwonawo-brązowych włosów, i tak samo długie palce, ale to było wszystko, co dostałem z jej puli genów. Resztę otrzymałem od mężczyzny z Nowego Jorku wraz ze starym imieniem, co wysłało jego grubej dupie zalecenie sprawdzenia co u mnie raz do roku jako obowiązek jego ojcostwa.
<i>Pieprzony ku***.</i>
- Przykro mi kochanie, naprawdę. Jeśli to jednak coś oznacza, tata i ja jesteśmy z ciebie naprawdę dumni za pokonywanie przeszkód. Mógłbyś robić wszystko o wiele gorzej, a my byśmy uważali, że jest świetnie. Wszystko się skończy zanim się obejrzysz, a potem to będzie tylko odległym wspomnieniem. Wyruszysz i zapomnisz, że to kiedykolwiek się zdarzyło.
Potrząsnąłem głową, uspokajając ją, wiedząc, że moje osiemnaste urodziny były ponad półtora roku temu. Wymuszona wstrzemięźliwość była cholernym życiem w piekle i wyglądała dla mnie jak wieczność.
- Dzięki, mamo – powiedziałem, uśmiechając się. – Pójdę popływać. – Pocałowała mój policzek, wspinając się na palce i złapałem moje kąpielówki z pralni znajdującej się przy kuchni.
Pływałem w kółko, agresywnie rozdzielając ciepłą wodę, jakby była gęsta jak olej, dźwigając wszystkie moje frustracje, ogólne i seksualne. Potem, gdy umyłem się pod prysznicem, przeczytałem kolejny rozdział książki „Zabić drozda” i skończyłem moją pracę domową z geometrii. Wybrałem ubrania na następny dzień, odcinając metki z nowej koszuli i prostując na niej wszystkie zmarszczki, dopóki nie byłem zadowolony.
Była prawie dziewiąta trzydzieści i wiedząc, że mam kilka wolnych minut, starłem niemal rytualnie mokrą ścierką kurz z mojego segmentu przed przejechaniem odkurzaczem po dywanie w sypialni. Jak tylko maszyna była głęboko schowana, złapałem papierosa i wyszedłem na drewniany taras w mglistą noc.
Zadaszenie utrzymało mnie suchego, podczas gdy czujnikiem wyłączyłem światło i poszedłem za róg domu, gdzie mogłem zobaczyć okno Belli. Miała uchylone okno, nocna bryza wprowadzała jej zasłony w delikatne falowanie.
Opierając się o dom, zapaliłem papierosa, wzdychając z obrzydzeniem na siebie i haniebne działania, które były tak żałosne jak oni, ale absolutnie nie miałem intencji przestania, i czekałem.
Przez chwilę za zasłonami nie było widać żadnego ruchu. – Gdzie jesteś, Piękna? – rzuciłem w przestrzeń. Skradałem się po balkonie do miejsca, gdzie mogłem lepiej widzieć jej pokój. Pomyślałem przez chwilę o kupieniu lornetki u Newtona, ale posunąłbym się tym ciut za daleko. Byłem głodnym seksu i napędzanym hormonami dzieckiem, nie psychopatą.
<i>Wmawiaj to sobie.</i>
Mogłem zobaczyć, jak zamigotał ekran komputera, gdy przeszła obok i podeszła do szafy. Ściągnęła koszulę i stała tam w swoim brązowym staniku, z oddali wyglądając, jakby była naga. Potem kilka razy zmieniała strój, podziwiała siebie w długim lustrze po wybraniu, czym stwierdziłem, że wybrała już strój na następny dzień.
- No dalej, Piękna... ściągnij to dla mnie, proszę? – jęczałem. Wreszcie odpięła stanik i ku mojemu zdziwieniu i radości odwróciła się przodem do okna, jej piersi były sterczące i pełne. Sapnąłem i ugryzłem się w knykcie z podnieceniem, wiedząc, że jej sutki pewnie stwardniały przez nocną bryzę. Chciało mi się cholernie płakać albo biegać lub coś.
Bella wpatrywała się na zewnątrz przez okno przez moment lub dwa, gdy ja instynktownie wymknąłem się z powrotem pod ścianę. Wiedziałem, że nie była w stanie zobaczyć mnie w ciemności, ale jednak poczułem potrzebę schowania się w ciemnościach jak brudny lizus.
Kiedy zniknęła, minęła minuta czy coś koło tego i pokój pociemniał. Wycofałem się do mojej sypialni, patrząc uparcie w umyśle jak usta Belli złagodziły frustrację mojego dnia, niefortunnej sytuacji, całego cholernie smutnego życia.
Wylałem agresywnie w moje ręce, wycierając mój grzech i wstyd mokrym ręcznikiem, cały czas rozpaczliwie pragnąc ciepłych mokrych ust.
Pięknych, mokrych ust Belli. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Czw 17:47, 02 Gru 2010 |
|
ile czekania, dlaczego tak długo
juz prawie zapomniałam tym opowiadaniu, ale na szczęście napisanie wydarzeń z perspektywy Edzia przypomniała mi cały rozdział poprzedni
świetny był ten rozdział i czekam na następny
już się zastanawiam co w nim będzie
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zoya
Nowonarodzony
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 35 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 23:36, 02 Gru 2010 |
|
Pierwszy raz zobaczyłam to opowiadanie i mi się podoba. Niektóre teksty mnie rozbawiły (prosiaczkowate skarpetki Belli) a moment w którym Edward tuli się do Esme przyprawil mnie o łezke. Jestem ciekawa też, jaką to tajemnicę skrywa Edward, chociaż mogę się tylko domyślać. Z niecierpliwością czekam na kolejne tłumaczenie rozdziału (szybciutko wstaw kolejny) 8) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez zoya dnia Pią 15:01, 03 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
kajakraft
Nowonarodzony
Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 15:09, 03 Gru 2010 |
|
To opowiadanie jest świetne!
Podoba mi się Bella jako normalna nastolatka dbająca o wygląd i jak narazie nie jest taka dołująca jak w niektórych opowiadaniach Jestem strasznie ciekawa jaką tajemnicę ukrywa Edward chociaż... nie zostawie to dla siebie Jeśli dobrze pamiętam to Bella wyjechała, bo nękała ją jakaś sąsiadka i dlatego ma problemy psychiczne? W każdym razie tłumacz kochana. Co prawda wychwyciłam w tekście parę niesnasek, ale to rola bety, aby je wyłowić. W każdym razie ja mam zamiar rozkoszować się czytaniem a nie szukaniem błędów
Weny ci życzę kochana i tłumacz dalej |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Panna Awangardowa_02
Wilkołak
Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stamtąd... skąd pochodzą anioły...
|
Wysłany:
Pon 18:26, 17 Sty 2011 |
|
OJ.... jejku... jejku... jejku... ale mnie wciągneło... zauroczyło...
To opowiadanie jest cudowne... świetne... i takie... odważne...
Ciekawi mnie jakie jescze tajemnice ukrywa przed nami autorka...
W tym tworze podoba mi się ta masa słów, zwrotów i zdań które są takie odważne... jak naga prawda odkrywająca... że tak na prawdę nastolatki nie mają łatwego życia...nadają one ten cudowny charakter opowiadaniu...
Bella- słodka nareszcie piękna ostra kocica... tego się nie spodziewałam... nareszcie Bella na której jest gdzie oko zawiesić...
Jestem w pełni świedoma i się z tego faktu cieszę, że czytam nareszcie opowiadanie w którym bez żadnego tabu pisze się o tym, że chłopcy chcą seksu ... które mogą palić... pić... ćpać... mogą otwarcie mówić o porządaniu...
Edward-cudne ciasteczko z kremem... aż ślinka cieknie...skryty... tajemniczy... i te jego ,,utlentowane,, palce (bez podtekstów) oraz nonszalancki półuśmiech... kurde... takie są moje pociągi... ale to już odbiegam od tematu... rozczulając się nad Edim...
Jasper- dżaga w wydaniu męskim... gorący... bardzo gorący... matko mało się nie posikałam przy kilku momentach... t.j.
Cytat: |
Jasper zaśmiał się i powiedział: – Edward ma bardzo utalentowane palce. – Popatrzyłam w górę na Jaspera i uśmiechnęłam się z wyższością, nieznacznie zakłopotana tym, że mój umysł od razu doszukiwał się w tym jakichś podtekstów seksualnych.
On tego przed chwilą nie powiedział, co nie?
Podałam Jasperowi skręta i rzuciłam okiem na Edwarda, który patrzył w dół na swoje kolana i potrząsał głową zirytowany.
- ku*** – mamrotał Edward, uderzając Jaspera w żebra.
- Dobrze wiedzieć – uśmiechnęłam się, zwiększając skrępowanie. Jasper zaśmiał się jeszcze raz i przesunął skręta w kierunku czekającej ręki brata.
|
Cytat: |
- Teen Vouge – mamrotał Edward, przez co znowu wybuchnęli donośnym śmiechem.
Jasper, nadal chichocząc, dodał: – Emmett kupił ten magazyn, ponieważ była w nim opisana technika perfekcyjnego seksu oralnego.
Hmmm... interesujące...
Zapamiętać, żeby przekazać to Rosalie.
|
Cytat: |
- Oh, daj spokój. Może usiąść na moich kolanach, żeby dać ci trzy stopy wolnej przestrzeni. Kto będzie wiedział? – podśmiewywał się, wrzucając wsteczny bieg w samochodzie.
- Pieprz się, Jasper. Cieszę się, że aż tak bawi cię moja sytuacja. Co, jeśli ona powie coś komuś? – zapytałem, z dobijającą mnie paranoją.
- Edward, czy ty kiedykolwiek pomyślałeś, że może nikt nie interesuje się pierdołami, które robisz poza szkołą? Ona nic nie powie. Poza tym, przecież nie będziemy tam odbywać z nią stosunku oralnego... tylko zapalimy. Odpręż się.
|
Ogólnie wszystkie postacie tak cudownie wykreowane... i scharakteryzowane... bardzo wiarygodne...
Pojawił się również mój ulubiony opis amerykańskiej ,,dżungli,, czyli szkole problemy nastolatków... ślicznie...
Myśle, że muszę kończyć molędzenie, bo troszkę przynudzam (wybaczcie), ale dodam tylko, że nie znam się na tłumaczeniu... obchodzi mnie tylko ta część... kiedy tekst jest już przetłumaczony na polski... czyli składność tekstu... a to wychodzi ci całkiem... całkiem nieźle... z każdym rozdziałem coraz bardziej się rozwiajasz... świetnie... oby tak dalej...
Z wielką nadzieją na większe sukcesy i z życzeniamy weny
Awangardowa... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Panna Awangardowa_02 dnia Pon 18:28, 17 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
kam4a
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: śląsk
|
Wysłany:
Pon 15:06, 31 Sty 2011 |
|
beta: <b>frill</b>. dziękuję
<b>Rozdział 4: I Think I Like You
Did you ever see a light inside your mind?
Did you ever stop to look what it makes you blind?
You should feel the love from my skin to my bones,
It's a feeling that's making me high...
There is something and it makes me smile, I think I like you.
There is something burning in my mind, yeah, I think I like you.
<i> “I Think I Like You” - Blackbox Revelation</i>
~Bella~</b>
Rano obudziłam się ze szczęśliwym uśmiechem, wzięłam prysznic i założyłam ubrania, które przygotowałam poprzedniego wieczoru. Ubrałam krótką, bladoniebieską sukienkę, czarne legginsy i baletki oraz do tego czarny sweterek, bo sukienka miała krótkie, rozszerzane rękawki, a na dworze było chłodno, nawet jak na wrzesień. Po wysuszeniu włosów spięłam długą grzywkę spinkami na czubku głowy i dokończyłam makijaż.
Do szkoły malowałam się delikatnie, natomiast w weekendy zazwyczaj bardziej się starałam. Widocznie w Forks makijaż był rodzajem marnotrawstwa czasu na jedno przejście z parkingu do szkoły, bo po przebyciu tej drogi wyglądałabyś jak roztopiona figura woskowa. Zauważyłam wczoraj, że dziewczyny tutaj nie martwią się normalnością jak te ze słonecznych miast.
Wybierane ubrania były tutaj bardzo podstawowe, dżinsy i dresy, trampki i buty od deszczu. A chłopcy ubierali się nawet bardziej na luzie - w dresy i sportowe koszulki. Nie zachowywałam się jak snob czy coś podobnego, ale prędzej bym umarła niż publicznie ubrała gumowce.
Wlałam sobie kubek kawy i usiadłam na krześle obok Charliego, który był zajęty perfekcyjnym czyszczeniem soczewki kamery. Naprzeciwko niego leżała przerażająco ciężka lornetka, którą wzięłam i podeszłam z nią do okna. Mogłam zobaczyć czyste wnętrze kuchni Alice, co jadła na śniadanie, nawet małe literki na pudełku jej płatków zbożowych. Obracając się w prawo nie mogłam dostrzec zbyt wiele domu moich sąsiadów przez bujne drzewa i mżawkę poza podjazdem, gdzie stały zaparkowane szare BMW i biały Jaguar.
- Whoa, z tym możesz na poważnie zająć się śledzeniem ludzi, tato.
- Jestem prywatnym detektywem, skarbie, dlatego mam to wszystko. Poważne podejście do sprawy przynosi poważne wynagrodzenie. Jak popsujesz, odkupisz – złajał, popijając kawę. Ostrożnie odłożyłam lornetkę z powrotem na stół i usiadłam, otwierając opakowanie truskawkowych Pop Tartów.
- Hej, jak się powodzi twojej mamie w sklepie? – zapytał mimochodem, podnosząc soczewkę i mrużąc oczy, aby zobaczyć efekt pracy. Mój ojciec celowo unikał rozmowy na temat matki. Zapytałby, jak sprawuje się jej samochód, jaką pracę obecnie wykonuje, jakie kolejne szalone dzieło sztuki stworzyła, ale nigdy bezpośrednio co u <i>niej</i> słychać. Przypuszczam, że był na to zbyt dumny.
- Dobrze. Prawdę mówiąc, nawet bardzo. Byłbyś zaskoczony, widząc, jaki ma łeb do interesów. Trzyma tam wszystko silną ręką i gdy ostatni raz z nią rozmawiałam, miała w planach otwarcie drugiego sklepu. I z finansowego punktu widzenia też dobrze prosperuje. Ma dużą konkurencję, ale plotki szybko się roznoszą wśród młodego hollywoodzkiego tłumu, więc... Przefarbowała swoje czarne włosy z powrotem na brązowo – dodałam na wypadek, gdyby zastanawiał się jak wygląda. – Uważa, że wyglądamy jak bliźniaczki.
Mruknął, przesuwając obiektyw z powrotem do skórzanej walizki, wyraźnie rozbawiony przez moje oświadczenie. – Hej, wyjeżdżam dziś do Seattle na kilka dni, ale pomyślałem, że moglibyśmy wyjść w niedzielę na obiad, świętując spóźnione urodziny. Co ty na to? – Wysłał już kartkę urodzinową do Kalifornii dwa tygodnie temu z naprawdę świetną zakładką i bonem towarowym do dużej sieci księgarni. Musiałam koniecznie dostać się do Port Angeles, żeby dokupić sobie parę książek, gdyż w rzeczywistości nie mogłam zapakować wszystkich, jakie miałam.
- Oh, myślę, że byłoby super. Czy Maggie też przyjdzie? – zapytałam nieśmiało, badając jego reakcję. Popatrzył prosto na mnie, oczywiście zdezorientowany.
- Chcesz... żeby Maggie dołączyła do nas? – zapytał niedowierzająco, zaskoczony na wzmiankę o jej imieniu.
- Dlaczego nie, tato? – powiedziałam, biorąc gryza Pop Tarta. – Nie uważasz, że najwyższy czas, abym poznała kobietę, z którą spędzasz wszystkie weekendy? - uśmiechnęłam się z wyższością, unosząc brwi. Nie zarumienił się, ale jestem pewna, że zrobiłby to, gdyby tylko się z tym urodził.
- Cóż, nie jestem pewien, czy...
- Tato, mama ponownie wyszła za mąż dwa lata temu. Spodziewam się, że ty też chciałbyś to zrobić. Daj spokój, chcę się z nią spotkać, naprawdę.
- Dobrze, w porządku. Pójdziemy do włoskiej knajpki w mieście. – Ponownie podjął się żarliwego czyszczenia soczewki, podczas gdy mały uśmiech igrał na jego ustach. Przypuszczam, że cieszył się, że nie będzie dla mnie ciężką zmianą zaakceptowanie Maggie w moim życiu. Prawdę mówiąc, nie mogłam dłużej obarczać winą żadnego z rodziców za separację i oskarżać o znalezienie sobie nowego partnera po latach. Wstąpili w związek małżeński za wcześnie, ponieważ mama była w ciąży i byli ze sobą o wiele dłużej niż powinni przez wzgląd na mnie. Chciałam, by obydwoje byli szczęśliwi, nawet jeśli mieli być daleko od siebie.
Przerwało nam pukanie Alice do drzwi; pocałowałam go w policzek, kiedy złapałam swoją torbę. Zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła mój strój i wydała z siebie mazgajowaty dźwięk.
- Chciałabyś pożyczyć sukienkę, Ali? – zapytałam, otwierając drzwi samochodu. Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami, oczywistą odpowiedzią było tak. – Możesz pożyczać, co chcesz i kiedy chcesz. Moja szafa jest twoją szafą. Naprawdę. – Uśmiechnęła się promiennie w swoim miejscu, to było oszałamiające wiedzieć, że ją uszczęśliwiłam.
Dźwięk samochodu odwrócił moją uwagę, kiedy nowiutkie, srebrne BMW wyjechało szybko na ulicę spod domu Cullenów. Zwolniło u stóp mojego podjazdu i zobaczyłam, jak Jasper przechyla się w kierunku okna kierowcy. Alice pogadała radośnie z nim, kiedy ja nawiązałam krótki kontakt wzrokowy z Edwardem. Uśmiechnął się łagodnie, opuszczając wzrok na swoje ręce, a ja powiedziałam: - Dobry.
- Dobry – odpowiedział nieśmiało. Mimo że znowu miał na sobie motocyklową kurtkę i stalowo-szarą koszulę, wyglądał wystarczająco groźnie, aby budzić strach. Ale nieśmiałość w jego głosie była miękka i dziecinna, natychmiast poczułam, jak coś zatrzepotało w mojej piersi.
<i>Co. To. Do. Cholery. Było?
Ktoś chciał mnie zmiażdżyć.</i>
Przyspieszyli, jadąc drogą w dół, gdy Alice i ja wpatrywałyśmy się zafascynowane w znikający obraz.
- Miałaś rację, Al, Edward jak najbardziej jest gaspy.
<b>~%~</b>
Rose i ja rozmawiałyśmy bez ustanku przez pierwsze dziesięć minut zajęć, gdy Mike Newton próbował wtrącić się do naszej rozmowy. Śmiało mi się przedstawił, zarozumiale zakładając rękę na moje ramiona po trzeciej lekcji. Rose praktycznie zmarszczyła czoło z wysiłku przy wyswobodzeniu mojego ciała z jego ramienia, mówiąc mu, że będę potrzebowała kwarantanny. Był w pewien sposób uroczy i wyglądał również przyzwoicie, ale w ogóle nie zamierzałam się nim interesować.
Chociaż zawsze uważałam, że angielski nie jest moim najlepszym przedmiotem, ale ulubionym, nie mogłam się doczekać czwartej lekcji. Nadrobiłam już przerabianą lekturę, a prawdę mówiąc chciałam zobaczyć jeszcze raz Edwarda.
<i>Masz motylki w brzuchu ze względu na chłopca, z którym ledwie rozmawiałaś.</i>
Był już w klasie, kiedy przyszłam, jego skórzana kurtka wisiała na oparciu krzesła. Siedział zgarbiony, jego długie odziane w jeansy nogi były swobodnie skrzyżowane przed nim. Czytał e-maila na swoim telefonie, próbując być dyskretnym i chowając go pod biurko. Co kilka sekund śmiał się cicho – dźwięk, który łaskotał moje wnętrzności. Jak tylko nauczyciel wszedł do klasy, wsunął telefon do tylnej kieszeni, nigdy nie patrząc na mnie.
Obyło się bez mówienia, że byłam całkowicie rozczarowana.
Tak samo było też na piątych i szóstych zajęciach. Edward nigdy nie nawiązał ze mną kontaktu wzrokowego, nie powiedział cześć, nawet przy naszym stole na biologii, gdzie dostaliśmy zadanie cichego czytania. Siedział dwie stopy dalej i nie potrafił wydobyć z siebie prostego pozdrowienia.
W sali do nauki własnej wpisałam się na listę i rozejrzałam za wolnym stolikiem. Główna część była zatłoczona i cholernie głośna jak na bibliotekę. Przechodząc przez drzwi do następnej sali, zobaczyłam dwa wolne stoły na bardzo małej, zamkniętej przestrzeni z olbrzymim widokiem wychodzącym na dziedziniec. Usiadłam, spoglądając przez okno, i wyciągnęłam moje książki.
Pogrążyłam się w pracy domowej z historii, a gdy torba uderzyła o stół, podskoczyłam ze strachu. Kiedy popatrzyłam w górę, jego oczy mnie zaatakowały. Dzisiaj były blado-szare, wcale nie zielone. – Siedzisz na moim miejscu – powiedział stanowczo, co spowodowało, że mój mimowolny uśmiech zamienił się na zmarszczone brwi.
- Oh, przepraszam, nie wiedziałam – odpowiedziałam potulnie, rozglądając się za wolnym stolikiem obok. – Usiądę sobie tam – powiedziałam szybko, zbierając swoje rzeczy.
- Nie, zostań. W porządku – powiedział cicho. Jego usta chciały powiedzieć coś jeszcze, ale zamknął je i potrząsnął głową. Zazgrzytało, kiedy odsunął krzesło i usiadł na nim.
- Dzięki – wymamrotałam cicho, obrażona i całkiem możliwe, że trochę zraniona. Po wczorajszym popołudniu w domku na drzewie pomyślałam, że mogliśmy uważać siebie za przyjaciół, a przynajmniej znajomych. Ale wydawało się, że nie chce mieć ze mną wiele wspólnego.
Kontynuowałam odrabianie zadania, dyskretnie rzucając na niego szybkie spojrzenia poprzez stół. Sporadycznie jego oczy spotykały moje, ale szybko odwracał wzrok w innym kierunku. Pod koniec zajęć Jessica Stanley, Lauren Mallory i Makenna Santiago podeszły do mojego stolika. Westchnęłam, przygotowując się do ich obecności i reputacji, na którą, jak słyszałam, pracowały kilka lat.
- Hej, Bella. Miło, że znowu jesteś w mieście – powiedziała nieszczerze Lauren grubym głosem, podpierając podbródek ręką. Edward przewrócił oczami w irytacji, kiedy kontynuował pisanie w zeszycie.
- Cześć, dziewczyny... co u was? – odpowiedziałam, odruchowo wyczuwając terytorium. Nie rozmawiałam z nimi przez lata i ostatnim, co zapamiętałam było to, że zaczęły oddalać się od naszego towarzystwa. Znałam Lauren i Jessicę od podstawówki, ale nigdy nie poznałam Makenny, dopóki Rose nie pokazała mi jej na stołówce. Była drobna, z ciemnymi kręconymi włosami i naprawdę ładnymi piwnymi oczami.
- Hej, Edward. Podoba mi się twoja kurtka. To sam James Dean – powiedziała Makenna, sięgając i dotykając marynarki. Jego oczy powiększyły się, kiedy śledził drogę jej ręki. Odetchnął głęboko, a ona odsunęła z powrotem swoje ramię, wyraźnie wyczuwając, że jej dotknięcie nie było mile widziane na jego własności. Ta cicha wymiana sprawiła, że poczuliśmy się niekomfortowo.
- Dzięki – wymamrotał, wpatrując się bezpośrednio we mnie. Wzięłam to za spojrzenie, które oznaczało, że gdybym chciała usiąść przy <i>jego</i> stoliku, wtedy to obejmowałoby mnie i wykluczało pozostałe towarzystwo.
- Um, więc słuchaj... zastanawiałyśmy się, czy chciałabyś gdzieś wyskoczyć z nami w ten weekend? – powiedziała Jessica, podchodząc bliżej mnie. Lauren powolutku też się przysunęła i odchyliłam się do tyłu na krześle, zwiększając przestrzeń między nami. To przypominało te dokumenty na Discovery Channel z hienami przygotowującymi się do ataku.
Popatrzyłam, jak szeroko otwarte oczy Edwarda zwężają się w wąskie szczeliny, gdy potrząsnął nieznacznie głową, wystarczająco bym mogła odczytać ostrzeżenie. – Ja uh, mam już plany z Rose i Alice. Jednak możecie do nas dołączyć.
- Nie, dzięki – kłapnęła Lauren. – My nie poruszamy się już w tym samym kręgu, jeśli wiesz, co mam na myśli – pociągnęła nosem, kiedy dziewczyny wstały ze swoich miejsc.
- Daj nam znać, jeśli zmienisz zdanie, Bella – powiedziała Jessica, kiedy ruszyły. – Cześć, Edward. – Nie odpowiedział.
Popatrzyłam na niego pytająco. – Co?
- One nie są dobrymi ludźmi, Bella. Makenna wydaje się być w porządku, ale te dwie są... po prostu trzymaj się od nich z daleka. Mówię poważnie. – To było najbardziej szczere wyznanie, jakie od niego usłyszałam, nie żebyśmy wcześniej dużo rozmawiali, ale spojrzenie jego oczu i pewność w jego głosie sprawiły, że oddech uwiązł mi w gardle. Przytaknęłam, mamrocząc w zgodzie.
Kiedy zadzwonił dzwonek kilka minut później, wstałam, przypuszczając, że pójdziemy do sali gimnastycznej razem, ale ruszył przede mną bez słowa. Spotkałam dziewczyny w szatni, przebrałam się i udałam na boisko, aby zostać zaatakowaną przez piłkę do siatkówki. Udało mi się uniknąć dwóch, ale trzecia zbliżała się do głowy i zraniła mój palec próbujący odeprzeć nieobliczalny wolej. Było jeszcze gorzej niż w piekle.
Jasper podbiegł do mnie, cicho pytając, czy dołączę do nich znowu w domku na drzewie. Uśmiechnęłam się, wzruszyłam ramionami i powiedziałam tak. Alice i Rose patrzyły na mnie pytająco, ale zlekceważyłam to i czułam się z tego powodu strasznie. Wewnątrz latałam i jeszcze nigdy wcześniej nie byłam tak wysoko.
Zaparkowałam na swoim podjeździe, spodziewając się zobaczyć samochód Edwarda stojący pod moim domem tak jak wczoraj Jaspera, ale nie było go nigdzie. Łapiąc moją torbę, poszłam do środka przywitać się z Charliem pakującemu jakieś ubrania. Wzięłam butelkę wody z lodówki, sprawdziłam, czy mój tusz do rzęs nie rozmazał się wokół oczu i powiedziałam, że wychodzę na trochę. Pocałował mnie w głowę, dając do zrozumienia, że może go tu nie być, kiedy wrócę, i pomachałam mu na do widzenia.
Poszłam w kierunku domku na drzewie, nie zastając tam chłopaków. Kiedy usiadłam na żółtej plastikowej huśtawce, aby poczekać, zastanawiałam się, czy zapomnieli, albo czy Edward celowo objechał klif w desperackiej próbie uniknięcia spotkania ze mną. Trzymając palce mocno zaciśnięte wokół lin, odepchnęłam się i pozwoliłam huśtawce się ruszać. Kiedy stopniowo znajdowałam się coraz wyżej, poczułam zimne powietrze chłodzące moją twarz, gdy leciałam do przodu, i splątane włosy, gdy wracałam z powrotem.
Ruch starej huśtawki wydawał okropny dźwięk przypominający jęk. Śmiałam się z powodu tego dziwnego dźwięku i uczuciu łaskotania, kiedy leciałam w powietrzu, co robiłam niezliczoną ilość razy, gdy byłam dzieckiem. To było takie wyzwalające uczucie, prawie jak bycie w stanie nieważkości, ale wciąż to kontrolując, i postanowiłam, że będę robiła to częściej.
Usłyszałam głosy i liście chrupiące pod nogami, dlatego też zwolniłam. Edward i Jasper pojawili się na drodze wiodącej od mojego domu z szerokimi uśmiechami. Zeszłam z huśtawki, kiedy podeszli bliżej, wycierając buty o mokrą trawę.
Kiedy znaleźliśmy się w środku, Edward zamknął za sobą drzwi, a ja otworzyłam okiennice małego okienka, aby wpuścić trochę światła.
Jasper od razu zapalił skręta, podając mi jako pierwszej. Zaciągnęłam się i przekazałam go z uśmiechem dalej moim towarzyszom. Jak już byliśmy wystarczająco nawaleni i różne dziwne deklaracje zostały wypowiedziane, oparliśmy się o ściany i byliśmy cicho przez chwilę.
Edward żuł od środka swój policzek, opierając się na ramionach tak jak Jasper, wyciągając nogi przed siebie i układając je wzdłuż mojego ciała.
Jego stopa musnęła moją nogę i powiedział: - Oh, przepraszam, ubrudziłem cię?
Usiadł szybko, ścierając plamę błota. Wzruszyłam ramionami, mówiąc: - Nic się nie stało – ponieważ tak było. Edward uśmiechnął się krótko, zanim opuścił wzrok niepocieszony. Był dziwny, na pewno.
- Więc co wy chłopcy robicie tutaj w weekendy? – zapytałam. Nagle zachciało mi się papierosa.
- Jeśli nie ma imprezy, w piątki przeważnie jeździmy do La Push i tam przesiadujemy. Soboty są do bani. Są uważane za noc randek albo inne gówno tego typu.
- Plaża La Push? – zapytałam, wspominając liczne czasy, które moja rodzina spędzała tam przed laty.
- Ta, to takie nasze miejsce. Jest tam duża altana i piknikowe stoły. Każdy przynosi napoje i po prostu siedzimy i słuchamy muzyki albo inne gówno. Jesteśmy w Forks, kochana... nie do końca ekscytującej stolicy świata – śmiał się.
- Nie, mi pasuje. Alice i Rosalie zazwyczaj tam chodzą, czy... – zapytałam, nie konsultując z moimi żeńskimi towarzyszami tutejszych weekendowych możliwości.
- Ta, zazwyczaj. Jak mówiłem nie ma zbyt wielu opcji. Zawsze możesz pojechać do Port Angeles na film albo coś, ale prawdę mówiąc nikomu nie chce się jeździć tak daleko.
Potrząsnęłam głową. – Hej, Edward, ty palisz, co nie? – zapytałam. Niespodziewanie poderwał głowę, jego szare oczy przewiercały moje brązowe. – Czy mogłabym dostać papierosa?
Sięgnął do kieszeni i położył paczkę pomiędzy nami, zamiast po prostu podać mi jednego. Przesunął ją trochę w moją stronę i podziękowałam mu, wyciągając papierosa z pustawej paczki. Wyciągnął jednego dla siebie i zapalił, chowając opakowanie.
- Kiedy tylko chcesz – odpowiedział płynnie, dmuchając dymem w stronę sufitu. Obserwowałam jego usta otulające białą rurkę, czując nieodparte pragnienie, aby położyć swoje usta na papierosie tak, by móc poczuć jego smak.
<i>Cholernie chciałam go posmakować.</i>
Widok jego ust poruszających papierosem sprawił, że instynktownie dotykałam moich własnych warg. Polizałam je, wkładając papierosa do moich ust, zahipnotyzowana przez jego twarz. Też na mnie spojrzał, przed tym jak wydmuchał idealne pierścienie z dymu nad naszymi głowami. Widziałam, jak pracują jego mięśnie w gardle i niewielka wypukłość zwana jabłkiem Adama, kiedy się poruszała. Chciałam go tam possać.
<i>Wow, jesteś małą nawaloną dziewczynką.</i>
To, co poczułam, będąc na haju wydawało się trwać całe lata, a było to prawdopodobnie kilka sekund, i nic nie mogłam poradzić, ale czułam się odkryta, zawstydzona i podniecona w tym samym czasie. Chichocząc z mojej głupoty, wzięłam się w garść i poprosiłam go o zapalniczkę. Edward rzucił nią we mnie znad głowy, chociaż siedziałam półtorej stopy od niego. Przeleciała nade mną ze świstem i z hukiem upadła na drewnianą podłogę kilka stóp za mną.
- Ooops, przepraszam – przeprosił natychmiast, kiedy się skulił.
- Jezu, Edward – powiedziałam. – Mój ojczym mógłby użyć tego ramienia w swojej drużynie. – Sięgając za siebie podniosłam zapalniczkę i zapaliłam papierosa.
- Co to za drużyna? – zapytał Jasper, przetaczając się na bok, gdy podparł głowę ręką.
- Oh, um... mój ojczym jest łapaczem Dodgersów – kiwnęłam głową, wydmuchując dym przez małe okienko.
Obydwaj popatrzyli na siebie niedowierzająco i w tym samym czasie zapytali: - Phil Dwyer?
Zachichotałam, nie zdając sobie sprawy, że byli fanami baseballu. – Ta, znacie go?
Edward zaczął się rozwodzić nad tym, jak Phila zaczęto przezywać „Bionic Man” z powodu wymiany jego stawu kolanowego, jak zdobył złoto na olimpiadzie w Sydney w 2000 roku, jak grał w Floryda Suns przed przejściem do Arizona Diamondbacks, a następnie został ranny przed ostatecznym podpisaniem kontraktu z Dodgersami w zeszłym roku. Dalej mówił o średniej ilości uderzeń i innych nudnych statystykach Phila, ale moja głowa, jakby zaczęła latać ponad chmurami.
Siedziałam z szeroko otwartymi oczami i roześmiałam znowu, bo po pierwsze nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby tak dużo mówił, a po drugie pasja w jego głosie była niezaprzeczalna. Ten chłopak był absolutnym fanem baseballu. Uważałam za interesujące to, że był zdolny nie tylko zapamiętać te wszystkie fakty, będąc odurzonym, ale jeszcze logicznie je wypowiadać.
- Jestem pod wrażeniem – powiedziałam.
- Jej ojczymem jest Phil Dwyer – Edward powiedział do Jaspera jeszcze raz, jakby wciąż nie mógł w to uwierzyć.
- Mogę dać wam piłkę z autografem, jeśli chcecie – zaoferowałam. Wyraz ich twarzy był bezcenny.
Podniosłam magazyn Seventeen z niechlujnego stosu stojącego w kącie i przeglądałam go, podczas gdy oni mruczeli między sobą o baseballowych statystykach i wszystkim innym. W ogóle nie byłam fanką sportu. Moja mama zaciągała mnie na mecze Phila, żeby siedzieć razem z żonami zawodników, ale uważałam to za nudne i nużące. Naprawdę, nigdy do końca nie pojęłam, czym jest dreszcz tej gry, inaczej było z podziwianiem ładnych tyłków graczy w obcisłych spodenkach.
- Cholera! – zapłakałam, kiedy strona przecięła mój palec, pozostawiając słaby ślad krwi. – Głupie bezużytecznie prenumerowane czasopismo! – ssałam ranę na palcu, czując w ustach smak krwi, podczas gdy obydwaj przypatrywali się uważnie. W moim umyśle czułam, że wszystko, co robiłam było jawnie seksualne, choć prawdopodobnie nie było wystarczająco atrakcyjne. Nagle poczułam, że koniecznie muszę się wysiusiać, ale pamiętałam, że mój tato jest w domu.
- Hej, czy byłoby w porządku, gdybym skorzystała z waszej łazienki? Charlie jest w domu i nie chciałabym, żeby widział mnie na haju – obaj pokiwali głowami, więc opuściliśmy nasz domek na drzewie i udaliśmy się w kierunku ich domu. Był tam dziwny różowy samochód cały pomalowany w stokrotki stojący na kolistym podjeździe.
- To jest samochód Emmetta? – zapytałam, żartując, bo oczywiście wiedziałam, że tak nie jest.
Rycząc ze śmiechu, Jasper wymamrotał: - To ekipy sprzątającej.
<i>Ach, oczywiście mają ekipę sprzątającą.</i>
Poprowadzili mnie przez podwójne wyjściowe drzwi do blado-szarego marmurowego przedpokoju. Rozdziawiłam się na moment, oceniając elegancję, ogrom i wygodę tego wszystkiego. Wprawdzie spodziewałam się, że dom będzie pretensjonalny i ozdobny, ale to było zupełnie coś innego. Mimo zimnych płytek pod stopami i sufitu dwadzieścia metrów nad nami, ta ogromna, otwarta przestrzeń stwarzała pozory dziwnie ciepłej i przytulnej. Ściany, w stonowanym żółtym kolorze, były przełamane białymi listewkami i poręczą schodów.
Z prawej strony był otwarty pokój z fortepianem stojącym na niskiej platformie. Za nim znajdował się masywny kominek z zawieszonym nad nim pięknym obrazem w drewnianej ramie. Naprzeciwko kominka były wielkie, niezasłonięte okna, przez które, jak przypuszczam, wpadały promienie wschodzącego słońca. Z tyłu znajdowała się kuchnia, której widziałam tylko niewielką część.
Po naszej lewej stronie znajdował się ogromny salon pomysłowo udekorowany białymi zamszowymi kanapami, które aż zapraszały, żeby na nich usiąść. W tym pokoju też znajdował się kominek obłożony marmurowymi płytkami i rzeźbionym drzewem. Kilka czarno-białych fotografii stało na półce i wiedziałam, że chciałabym kiedyś je obejrzeć. Dalej znajdował się trochę mniejszy pokój z balkonowymi drzwiami. Wewnątrz mogłam zobaczyć kolejne ciemne kanapy i telewizor z płaskim ekranem.
Chłopcy ściągnęli swoje buty i ustawili je koło ławeczki przy drzwiach frontowych. Poszłam za ich przykładem, kładąc swoje maleńkie baletki obok ich ogromnych tenisówek.
Naprzeciwko nas były schody prowadzące na drugie piętro oraz mały stolik stojący pod pięknym obrazem. Był to Salvador Dali, a rozpoznałam go po niezliczonych wizytach moich i mojej mamy w muzeach, gdy krótko mieszkałyśmy w Nowym Jorku. Prawie jak przez niewidzialny sznurek zostałam przyciągnięta do obrazu.
- Czy to oryginał? – zapytałam z respektem.
- Znasz Dalego? – niedowierzająco zapytał Edward, zdejmując kurtkę i wieszając ją we wnękowej szafie.
- Um, tak. Mieszkałam trochę w Nowym Jorku i razem z mamą urządzałyśmy sobie liczne wycieczki do tamtejszych muzeów. Dali jest jednym z moich ulubionych.
Uśmiech Edwarda przygasł i powiedział: – Mieszkałaś w Nowym Jorku?
- Tylko przez kilka miesięcy a później przeprowadziłyśmy się do...
- To nie jest oryginał – przerwał Jasper. – Tato rozpaczliwie chciał dodać go do swojej kolekcji, a one są strasznie trudne do zdobycia, chyba że znasz odpowiednich ludzi.
Przytaknęłam czując, jak mój pęcherz się skurcza. – Łazienka?
Jasper zaprowadził mnie do toalety znajdującej się obok ogromnej kuchni, ale znaleźliśmy tam sprzątaczkę czyszczącą coś na kolanach. Przywitał się z nią uprzejmie, a potem wymamrotał coś na temat „pieprzonego syfu” w łazience jego i Emmetta. Edward westchnął, proponując mi, abym skorzystała z jego łazienki, na co Jasper uniósł wysoko brwi. Ta wymiana była dziwna, ale byłam na haju, dlatego mogło mi się to przewidzieć.
W bluzie z kapturem Edward poprowadził mnie schodami na górę. Przeszliśmy wolnym krokiem przez korytarz wyłożony wykładziną do ostatnich drzwi.
Znowu stanęłam jak zahipnotyzowana przez ten widok. Nie byłam nawet pewna, czy faktycznie tak było, bo byłam strasznie nawalona. Jego pokój wyglądał dokładnie tak, jakby został wyjęty z katalogu Pottery Barn albo Restoration Hardware.
Był strasznie kojący, pogodny i do tego okropnie sterylny. Wszystko było na swoim miejscu. Nie było tam żadnych typowych nastoletnich rupieci, stert ciuchów i ani krzty kurzu na ciemnych meblach. Ale bardziej godne uwagi było to, że jedynymi ozdobami na półkach były równiutko ustawione książki i płyty. Żadnych nagród i pucharów, zdjęć rodziny lub przyjaciół, żadnych banerów lub uwodzicielskich plakatów półnagich gwiazd popu wiszących na ścianach. Na jego biurku leżał zamknięty laptop i torba z książkami ze szkoły.
<i>Tak nietypowo dla nastoletniego chłopca.</i>
Pokój miał wysoki sufit z żyrandolem w centrum, kremowo-szare ściany i białe modelowane listwy, co kontrastowało z mocno brązowymi meblami. Jego starannie wykonane łóżko w hotelowym stylu przykryte było białą narzutą, która wokół miała jasnoszary pasek biegnący wokół, a do niego dopasowane były poduszki oparte o wezgłowie. Po lewej stronie stała wygodnie wyglądająca brązowa skórzana kanapa. Po prawej pomiędzy drzwiami był ceglany kominek, nad którym wisiał płaski telewizor.
- Edward, tu jest przepięknie – zachwyciłam się, ssąc mój krwawiący palec. - Zgaduję, że przyszłam w odpowiedni dzień; widocznie sprzątaczka musiała już być na górze.
Przeszedł przez pokój i otworzył dla mnie drzwi do łazienki. – Nie, tutaj jest zawsze tak jak teraz. Ona niespecjalnie może wchodzić do mojego pokoju. Nikt nie może – powiedział cicho.
Popatrzyłam na niego przez chwilę, zafascynowana jego oczami. – Twoje oczy są dzisiaj szare – wyszeptałam. Tak strasznie chciałam sięgnąć i dotknąć jego twarzy.
- Och, um... zmieniają kolor zależnie od tego, w co się ubiorę – odpowiedział łagodnie z małym uśmieszkiem.
Coś znowu zatrzepotało w mojej klatce piersiowej i uciekłam zanim nie porzygałam się albo rozpłakałam, albo rzuciłam na niego – co najmniej trzy prawdopodobne możliwości.
- Plaster z opatrunkiem jest w szafce obok umywalki – powiedział przez drzwi. – Nie zakrwaw niczego... proszę. – Przewróciłam oczami i znowu possałam palca.
Rozejrzałam się po pięknej łazience, która mniej więcej była wielkości mojej sypialni i westchnęłam. I znowu – schludnie, przesadnie czysto i bez bałaganu. Spojrzałam na zlew – nie było tam ani jednego włoska, a sądząc po jego gładniej twarzy ogolił się dzisiaj rano. Nie wiem, dlaczego to zafascynowało mnie aż tak bardzo, ale przypuszczam, że dlatego, że w moim życiu byli tylko dwaj mężczyźni, którzy byli flejtuchami.
Skorzystałam z toalety, umyłam ręce i zauważyłam piękne, zielone ręczniki wiszące idealnie równo na półce obok zlewu. Bałam się ich użyć, więc tylko klepnęłam dłońmi delikatnie, nie osuszając dokładnie. Wytarłam ręce w legginsy, otworzyłam szafkę, aby znaleźć plaster, i wymamrotałam: - Słodki Jezu.
Znajdowały się tam w sześciu rzędach przybory toaletowe, wszystkie tak drogiej marki, że nie poznałam nawet, czy widziałam je kiedyś na półce w Walmarcie.
<i>Założę się, że nie mógłby bez tego umrzeć.</i>
Zliczyłam siedemnaście butelek płynów, kremów, wód kolońskich i toników, niezliczoną ilość kosmetyków do pielęgnacji włosów. Były ustawione w idealnym rzędzie pod względem wysokości z etykietkami skierowanymi na zewnątrz. To wyglądało jak skrzyżowanie filmów „Sypiając z wrogiem” i „American Psycho”. I prawdę mówiąc, nawet jeśli on bardzo przypominał obu bohaterów, powinnam uciec z łazienki z krzykiem, błagając o moje życie.
Ale tak nie zrobiłam.
Po prostu nie mogłam.
- Hej, Edward – zawołałam, otwierając drzwi. Siedział po drugiej stronie pokoju na kanapie z jedną nogą podwiniętą pod siebie, czekając na mnie. – Masz trochę OCD, co nie? – zachichotałam, mówiąc to całkowicie w żartach.
Opuścił twarz i potrząsnął swoją głową powoli w cichym uznaniu, kiedy jego oczy spotkały moje. W tym momencie coś przepłynęło między nami, co mną wstrząsnęło. Zdałam sobie sprawę, że nie tylko wpuścił mnie do swojego pokoju, ale pokazał coś, co było głęboko osobiste i prywatne, być może również wstydliwe dla niego.
<i>A ja go wyśmiałam.
Cholernie głupia dupa.</i>
Niemiła atmosfera wypełniła powietrze, gdy odwrócił wzrok, bawiąc się rękami na kolanach. Wyglądał bardzo dziecinnie, tak jak dzisiaj rano, nie miał żadnej skórzanej kurtki, żeby się za nią schować, tylko swoją nieśmiałość i gniew. Jego lekko szara koszula przykleiła się do jego klatki piersiowej i ramion, ukazując, jaki był doskonały pod materiałem.
- Przepraszam, nie miałam na myśli... – powiedziałam, stojąc w drzwiach do łazienki i czując się jak kompletny bałwan. – Ja tylko żartowałam.
- Nie ma sprawy – powiedział cicho, wzruszając ramionami. – Pod tym względem jestem dziwakiem. Niektórzy mówią na to OCD. Zależy od tego, kogo zapytasz.
Próbując niezdarnie skorygować moją wcześniejszą wypowiedź, wydusiłam z siebie: - Cóż, przypuszczam, że wolałabym, żeby mój chłopak był czyściochem a nie fleją. – Kiedy popatrzył na mnie ze ściągniętymi brwiami, dotarło do mnie, co powiedziałam. – Uh, nie że ty jesteś moim chłopakiem... albo będziesz... albo chciałbyś być... Chodzi mi o to, że jeśli miałabym wybierać między jednym a drugim to wybrałabym drugiego... - Zachichotał, kręcąc głową.
- Edward – powiedziałam, wzdychając, - jestem naprawdę nawalona i nie wiem, co, do cholery, teraz mówię. – Przytaknął z uśmiechem, wciąż chichocząc. Nastrój poprawił się, kiedy wstał z kanapy, otworzył szufladę biurka i wyciągnął z niej papierosa. Zaproponował mi jednego, którego wzięłam z wdzięcznością i przeszliśmy przez przesuwane szklane drzwi na obszerny balkon.
Pomalowane na biało drewno rozciągało się wzdłuż domu, łącząc przesuwane drzwi do trzech pokoi, które jak podejrzewałam należały do chłopców. Zakręcało przy ścianie, obejmując pokój Edwarda i kończyło się schodami prowadzącymi na dół na patio. W szerszej części dzielącej balkon na pół stała ratanowa kanapa, krzesła i stolik do kawy z parasolem.
Chwyciłam dłonią krawędź i wychyliłam się przez barierkę. Poniżej mogłam zobaczyć część patio, krzesło i olbrzymiego grilla.
Przede mną był zapierający dech w piersiach widok. Westchnęłam, nigdy nie uświadamiając sobie, jakie prawdziwe piękno i przepych kryło się za domem, kiedy ja tutaj mieszkałam. Mogłam usłyszeć szmer rzeki znajdującej się za ich domem i widocznej po części z balkonu. Krajobraz był poprzecinany wysokimi sosnami, między którymi można było zobaczyć góry porośnięte zieloną, bujną roślinnością ze szczytami schowanymi we mgle. – Wow, ten widok jest cudowny. – Zastanawiałam się, czy Edward przychodzi tutaj czasami rano, żeby popatrzeć na wschód słońca.
- Często tutaj przychodzisz? – zapytałam. Stał kilka stóp ode mnie, opierając nogę o niższy szczebel balustrady, kiedy palił.
- Czasami – wzruszył ramionami. Zauważyłam, że jego oczy są skierowane na moje bose stopy. Kiwałam palcami u nóg, których paznokcie były jaskrawo-różowe. Na obu paluchach były namalowane jaskrawe słoneczka; pomysł mojej matki, abym o niej pamiętała.
- Słoneczka? – zapytał, marszcząc brwi.
- To przypomina mi o domu – powiedziałam łagodnie, nieznacznie speszona jak osobiste to było dla mnie. – Cóż, to przypomina mi o Kalifornii, bo przypuszczam że teraz to jest mój dom.
- Przyzwyczaisz się – powiedział i kiwnął głową. Przypuszczam, że to oświadczenie jest odbiciem jego własnych doświadczeń. – Czy to jest prawdziwy kolor twojej skóry?
Spojrzałam w dół na mleczno-biały ślad w kształcie litery V, który odznaczył się od moich japonek na stopach. – Tak, jestem dość blada. Nie lubisz opalenizny?
Wzruszył ramionami. – Nie bardzo, nie. – Kiwnęłam głową, czując się niezgrabną i przez moment nieatrakcyjną.
Byliśmy cicho przez kilka minut, wpatrując się w dal. Zauważyłam, że z lewej strony domu był długi, szklany budynek. – Co tam jest, garaż? – Edward zaśmiał się, kręcąc swoją głową na nie.
- Garaż jest z przodu.
- Kwatery służby? – uniosłam brwi w pytaniu.
Zaśmiał się. – Nie mamy służby, tylko sprzątaczkę.
- Na jedno wychodzi – warknęłam. – Och, już wiem... to tam Emmett trzyma rozdarte ciała swoich byłych dziewczyn? – Jego ramiona trzęsły się od cichego śmiechu. – To twoja centrala szpiegowska? Już mam... twój tata trzyma tam w niewoli legion głodnych wampirów?
- Tak, jasne, wampiry w Forks. Bardzo oryginalne.
- No dalej... powiedz mi – błagałam.
Przewrócił oczami i wziął kolejnego draga. – Tam jest kryty basen.
- Macie kryty basen? Och, to fantastyczne! – uśmiechnęłam się promiennie, zaskoczona moim własnym dziecinnym i radosnym podnieceniem. Zachichotał jeszcze raz i przyłożył palec do swoich warg.
- Shhh. Ściśle tajne. Nie mów nikomu.
Kiwnęłam głową. – Dlaczego to jest tajne?
- Ponieważ Emmett urządza tutaj przyjęcia od czasu do czasu i wszystko, czego potrzebujemy, to żeby jakiś pijany dupek zapchał nam filtr swoimi rzygami.
- Achhh rozumiem – powiedziałam, przytakując. – Zgaduję, że macie też w piwnicy kręgielnię – dumałam, bardziej do siebie niż do niego.
Jego twarz pokryła się lekkim odcieniem czerwieni, kiedy parsknął śmiechem i popatrzył w dal.
- Nieeee – powiedziałam z niedowierzaniem. – Naprawdę macie kręgielnię w piwnicy? – wrzasnęłam. – Daj spokój...
Zachichotał. – Tylko jeden tor.
- Jeden tor? Wynoszę się stąd do cholery – powiedziałam niedowierzająco, brzmiąc jak kompletna narkomanka.
- Grasz? – zapytał, kompletnie zaskoczony.
- Kurde nie. Widziałeś mnie na sali gimnastycznej? Nie posiadam absolutnie żadnej sportowej umiejętności.
- Ta, widziałem cię na boisku. Jesteś... trochę... nieskoordynowana. Kręgle byłyby z pewnością loterią dla ludzi wokół ciebie – śmiał się.
- Co? – powiedziałam, kładąc dłoń na sercu i pozorując zniewagę. – Nie jestem nieskoordynowana, nie umiem tylko utrzymać się tak długo w pionie jak niektórzy ludzie – podniosłam swoją głowę wysoko.
- Jesteś bardzo nieskoordynowana. – Śmiał się mocniej, wydmuchując więcej dymu. Wyciągnęłam rękę, aby uderzyć go w ramię, ale wzdrygnął się i odszedł szybciej, niż ja trafiłam. To było niemal instynktowne, jakby się tego spodziewał, zanim faktycznie się stało.
- Wow, masz ukradkowe odruchy jak na kogoś, kto pali marihuanę – zauważyłam. – Hej – powiedziałam całkowicie rozproszona, kiedy pochyliłam się powoli, by spojrzeć na część balkonu, która owijała się wokół domu. – Zastanawiam się, czy mógłbyś zobaczyć stąd moją sypialnię.
Właśnie wtedy Jazz, ograniczony przez zamknięte drzwi, krzyczał coś do mnie na temat tego, jak cholernie długo trwa moje sikanie i że jest cholernie głodny i będzie musiał zjeść pieprzone nogi, jeśli nie zdobędziemy zaraz jedzenia.
Siedzieliśmy w kuchni, jedząc mieszankę orzechów i suszonych owoców, wafle ryżowe, które nie robiły nic, aby pozbyć się uczucia pragnienia i waty z ust. Miałam ochotę na Sprite’a z lodem, ale wszystko, co mogli znaleźć w ogromnym kredensie było ciepłą wodą mineralną i cytrynowym Perrierem. To przesądzało sprawę.
Przeprosili za brak „całkiem dobrych pieprzonych przekąsek” kiedy ja wielokrotnie podchodziłam do okna, sprawdzając, czy nie ma już samochodu Charliego. Powiedziałam im, że na następne chipsowe święto robimy u mnie w domu, ponieważ mam tam kilka naprawdę dobrych przekąsek. Kiedy dostrzegłam, że nie ma już ciężarówki Charliego podziękowałam im i wyszłam, szczęśliwa ale smutna w tym samym czasie.
Kochałam towarzystwo obu i byłam zachwycona balkonową rozmową z Edwardem, mimo tego, jaka była płytka. I zdecydowanie, bez wątpienia przyciągnięta do Edwarda i do jego życia, nie mogłam pojąć, dlaczego. Może to była jego tajemnicza, złowieszcza rzecz? Może to przez fakt, że ledwo wiedział, że ja żyję w tej szkole? Może było tak dlatego, że bardzo lubiłam wyzwania?
<i>Nie mniej jednak to nie jest tak.
Hej przyjechałaś tutaj, żeby zacząć wszystko od początku, więc może teraz jesteś inną osobą.</i>
Po skończeniu zadania domowego zjadłam przepyszną kanapkę z masłem orzechowym i bananami oraz sprawdziłam e-maila. Spędziłam chwilę, starannie przygotowując strój na następny dzień, zanim wsunęłam się do łóżka.
<i>Dobry Boże,
Proszę pobłogosław i nakarm biedne dzieci w Somalii i daj biednym ludziom ciepłe miejsce do snu. Proszę opiekuj się moją rodziną, przyjaciółmi i Charliem w jego pracy. Dziękuję za niedopuszczenie do kolejnego ataku przez kilka ostatnich dni i byłabym wdzięczna, gdyby to się jeszcze powtórzyło. Dziękuję też za dzisiejszy dzień z Edwardem. Mam nadzieję, że będzie więcej takich dni jak dziś, mimo tego, że nie wiem, dlaczego go lubię. Lubię go, prawda?
Amen.</i>
O 22.17 wyłączyłam światło i poleżałam w ciemnościach przez chwilę. Myślałam o oczach Edwarda i o tym, że były dzisiaj tak cudownie szare, o jego ustach, jak poruszały się jego wargi, kiedy się śmiał. Wyobrażałam sobie go na jego kanapie, obok leżała szara obcisła, schludnie złożona koszula, a on miał na sobie swoje dżinsy i nic więcej. Był tak piękny i intrygujący, ale było też z pewnością coś w nim, czego nie mogłam dotknąć palcem.
Zamiast więc o tym rozmyślać wsunęłam dłoń pod gumkę od spodni piżamy.
Tej nocy, tak jak i poprzedniej, wyobrażałam sobie Edwarda ćwiczącego swoje palce na mnie, przenoszącego mnie do miejsca, które było magiczne.
I słodko śniłam o tym marzeniu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kaan
Wilkołak
Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 18:04, 31 Sty 2011 |
|
Hej! Pierwszy raz przeczytałam Twoje tłumaczenie, parę miesięcy temu. Późniejsza cisza sprawiła,że nie zaglądałam tu przez dłuższy czas, a dziś trafiłam przypadkiem i niespodzianka. Dziękuję za kontynuację, opowiadanie świetne, na razie nie będę komentować treści, może później. Błędów nie zauważyłam, bo się nie przyglądam, wolę czytać i zachwycać treścią. Nie komentuję składni, bo jest to tłumaczenie i nie zawsze da się słowo w słowo płynnie przełożyć, a poza tym nie jestem dobra z angielskiego, więc się nie mądrzę. Pozdrawiam cieplutko, życzę weny, chęci i czasu!!!!!!! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kaan dnia Pon 18:06, 31 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Pon 20:36, 31 Sty 2011 |
|
dwa miesiące czekania...
oj to długi czas, ale dla tego opowiadania warto:)
aż nie wiem co napisac
całe opowiadanie jest genialne ten dzisiejszy rozdział bardzo zaskakujący tym bardziej, że pokazany jest dom Cullenów, pokój Edzia i rozmowa z nim...
basen, tor do kręgli... tez chcę taki dom
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kaan
Wilkołak
Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 21:35, 24 Lut 2011 |
|
Puk, puk! Zostawiłaś nas, czy czas nie pozwala?
Takie coś mogłaś wysłać na pw! Regulamin się kłania. Następny taki jednolinijkowiec i będzie warn, ostrzegam. Dzwoneczek |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|