FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Kings of The Streets [NZ] [+18] WAŻNY KOMUNIKAT!!! Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Poll :: Z kim bedzie Bella?? ;)

Jasper
45%
 45%  [ 46 ]
Edward
54%
 54%  [ 55 ]
Wszystkich Głosów : 101


Autor Wiadomość
bina
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Mar 2010
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:12, 08 Sie 2010 Powrót do góry

Szczerze? To ci nie wierzę. Głupia jestem, że nie pobrałam sobie wczoraj tego opowiadania z twojego chomika, bo teraz wkleiła bym do porównania 2 fragmenty opowiadania - twój i Asystentki i by ci było głupio. Byłam na tyle zła, że nie doczytałam rozdziału do końca, a chomika otworzyłam i zamknęłam po chwili.
Teraz mogę się pocałować w tyłek, bo widzę że powywalałaś kilka słówek dzisiaj rano i tu i na chomiku, żeby na pierwszy rzut oka nie można było ci nic zarzucić. Wczoraj jak porównywałam, było słowo w słowo, kropka w kropkę. Ten fakt przekreśla cię u mnie na całego. Zero odwagi i zwykłe kłamstwa.

Dla zainteresowanych o którym fragmencie Asystentki mówię odsyłam do 11 rozdziału 'Kontrola'.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Emilka:)
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Lip 2009
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:43, 08 Sie 2010 Powrót do góry

Noo to jestem ciekawa co to za sprawa! Dobrze, że nowi się zgodzili. Śmiesznie by było, gdyby sie okazało, że Clara i Sara są do dupy.. :D Ale pewnie nie są.. a jesli są to Jace im to rekompensuje ^.^ Aaach gorąca scena..jakże gorąca! :D :D Ładnie napisana, az chce się czytać. Czekam na następny! Pozdrawiam, E. ~~


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Imm93
Człowiek



Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Moon xD

PostWysłany: Nie 12:46, 08 Sie 2010 Powrót do góry

moze i było podobnie ale zmieniłam tak, żeby juz nikt nie mógł sie przyczepić

zarzuciłaś mi błąd - ok, poprawiłam, a teraz jeszcze wyjeżdżasz mi z takim tekstem....
nie zamierzam sie z Tobą kłócić...
bo nie o to w tym wszystkim chodzi


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Szkrabb
Nowonarodzony



Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Helmond

PostWysłany: Nie 12:57, 08 Sie 2010 Powrót do góry

Mnie znów się podobało, choć myślałam, że pojawi się Edward, chyba że on jest tym z klubu u Ara.

Zainteresowała mnie sytuacja w biurze, najpierw było, że Bella i Rosalie usiadły na krawędzi stołu, później Jasper usiadł na jej fotelu a na końcu wstała z sofy i nasunęło mi się pytanie gdzie ona w końcu siedziała.

Jak zwykle ciekawy pomysł, coś nowego.

Pozdrawiam i życzę weny i szybkiego rozdziału Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
truska93
Człowiek



Dołączył: 06 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tam, gdzie mieszkają komary giganty...

PostWysłany: Nie 16:22, 29 Sie 2010 Powrót do góry

Jestem w końcu Smile Udało mi się zebrać do kupy i przybyć ze swoim komentarzem...

Zacznijmy od początku:
Już od samego prologu zaciekawiłaś mnie :) Później było już coraz lepiej. Choć na początku jak czytałam zdziwiło mnie to, że brakuje w nim tych szybkich autek i wyścigów... Ale wkrótce się pojawiły no i wtedy mi się jeszcze bardziej spodobało :P:D:D:D
Haha, bardzo fajnie opisałaś wyścigi i to, jak porozumiewają się między sobą Bells, Jasper, Jake i Rose. A ich ksywki są po prostu zajebist* jednym słowem :D
Zastanawiam się Niunia, skąd ty tle wiesz o samochodach hę? Normalnie jestem zielona w tym temacie i kurcze nie napisałabym takiego ff :D A Ty spisałaś się znakomicie :D
Haha fajna była scena, kiedy Bella ścigała się z jednym z gości Ara. A stwierdzenie: "Mała to jest Twoja pała skur wielu!"... Jak to czytałam, to myślałam, że zejdę ze śmiechu :);D:D:D Hehe lepiej bym tego nie wymyśliła. :D
Ok, Bella. Twoja Bella ma charakterek. Jest zadziorna, odważna i co lepsze: potrafi się ścigać super autkami. :D Tak samo Rose i reszta są świetni.

Podoba mi się też paring Bells-Jazz. Nie często się z nim spotykam, a jak już coś jest to zazwyczaj taka dupne to love story :P Twój za to jest po prostu genialny i bardzo mi przypadł do gustu :D Ale to pewnie dlatego, że jest w nim dużo mojego Jasperka;**
Ok bede kończyc mój bezsensowny wywód.
Weny kochana i czasu oraz chęci do pisania:***
Ave vena!
PS: Jedna tycia moja uwaga: jak na 2 bety nie powinno być błędów, a znalazłam ich kilka, zwłaszcza interpunkcyjnych. Sorki, że się czepiam, ale ja po prostu tak mam... To takie zboczenie zawodowe :D:P
PS2: O ostatnim chapie już ci pisałam :) Wiesz, że mi się spodobał


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Imm93
Człowiek



Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Moon xD

PostWysłany: Śro 18:33, 29 Wrz 2010 Powrót do góry

przepraszam za długą nieobecność (brak czasu i szkoła robią swoje) ale wracam z nowym rozdziałem :D
nie będę się rozpisywała, ale dziękuje za wszystkie komentarze Wink
mam nadzieje, ze chcecie jeszcze czytać to ff Wink

z góry uprzedzam, że nie wiem kiedy pojawi sie kolejny rozdział
no a teraz zapraszam do czytania :*

Rozdział 9

Beta: Sarabi :*

Bella:
Poszliśmy za nim do jego biura.
- Napijecie się czegoś? - zapytał uprzejmie.
- Nie, dzięki - odpowiedział mój chłopak.
- Przejdźmy od razu do rzeczy, bo nie mamy czasu – dodałam, siadając za jego biurkiem.
Aro uniósł brew do góry, widząc gdzie siedzę. Założyłam nogę na nogę, czekając na to, co ma nam do powiedzenia. Jasper rozsiadł się naprzeciwko mnie, posyłając mi uśmiech.
- Wygodny masz ten fotel - zagadnęłam, widząc, że nie śpieszy mu się do objaśnienia tego, po co tu jesteśmy.
- Wiesz, za co cię cenię, Bello? - zapytał mnie, używając imienia, a nie ksywki jak zawsze.
- No, słucham cię - odpowiedziałam, nie dając po sobie poznać tego, jak bardzo mnie tym zaskoczył. Spojrzałam na Jaspera, który też patrzył na Ara pytająco.
- Za to, że jesteś taka pewna siebie i inteligentna. Intrygujesz mnie. Rządzisz grupą, która, jak przypuszczam, rozrasta się. Masz w sobie to coś, co przyciąga innych, a do tego masz charakterek, jesteś opryskliwa, chamska, a przy tym bardzo błyskotliwa. Wiem, że z Baby, Abs’em i Virsem – tu spojrzał na Jazza z uśmiechem - tworzycie zgraną paczkę, lecz widać, że to ty rządzisz. Masz potencjał, który potrafisz wykorzystać. Gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy, wiedziałem, że jesteś inna, że wy jesteście inni – poprawił się – niż reszta tych, którzy się ścigają. Gdy Alex opowiadał mi o was, nie doceniłem cię. Na pierwszym spotkaniu nie bałaś się przegranej, byłaś pewna tego, że wygrasz. Wystawiłem najlepszego z moich kierowców, wybrałem najtrudniejszą trasę, a ty wygrałaś. Nie wierzyłem Alexowi, że tak dobrze jeździsz, lecz po rozmowie z wami wiedziałem już, że miał rację. Zaproponowałem ci jedną dzielnicę, a ty wyśmiałaś mnie. Podobało mi się to, że potrafisz negocjować i dopiąć swego. Dodałem drugą dzielnicę - jedną z największych i najlepszych. Wiedziałem, że to ja tym razem przegram. A mimo tego zgodziłem się na te warunki, podpuściłaś mnie, okazałaś się bystrzejsza – zaśmiał się.
- Po co nam to mówisz? - zapytałam, zaskoczona jego przemową.
- Ponieważ mam dla was zadanie i zdaje sobie sprawę z tego… jestem przekonany, że tylko wy możecie je wykonać i tu liczę na ciebie, Drifty – powiedział, patrząc mi w oczy.
- Co to za zadanie? – odezwał się Jasper.
- Jak wiecie... - zaczął, przechadzając się po pokoju. - Jak wiecie, nie mam władzy nad wszystkimi dzielnicami LA. Trzy z nich nie należą do mnie, nie licząc tych dwóch, które wy macie - zaśmiał się. – Musicie przejąć nad nimi władzę, a jeśli się postaracie „dostaniecie” jedną z nich.
- I będziemy mogli wybrać, którą? – zapytałam przebiegle. Aro wybuchł śmiechem.
- Czemu mnie to nie dziwi, Drifty? – zaśmiał się. – Tak, będziecie mogli wybrać sobie dzielnicę, jak widzisz dla ciebie jestem w stanie zgodzić się na wszystko – uśmiechnął się do mnie.
- Kto rządzi tymi terenami? – spytał Jazz.
- Gang Valentina. Wiecie coś o tym facecie? – mężczyzna zapytał, przechadzając się nadal po biurze.
- Nie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - To chyba jakaś grubsza ryba – zgadywałam.
- Tak, rządzi dzielnicami Las Vegas - zaczął Aro.
- Poczekaj - przerwałam mu – skoro mamy przejąć dzielnicę, to muszą tu przyjechać Baby z Ab’sem, żeby byli na bieżąco ze wszystkim. - Nie czekając na jego odpowiedź wzięłam słuchawkę do ręki i wykręciłam numer Rose. Jasper już dzwonił do Jake’a
- Mogę skorzystać? - zapytałam słodko, patrząc na telefon w oczekiwaniu, aż przyjaciółka odbierze. Aro zaśmiał się i kiwnął głową. Zgoda i tak nie była mi potrzebna, lecz trzeba być kulturalnym, chociaż po czasie.
- Hej, Baby! Przyjedź do klubu Ara, mamy sprawę do przegadania – zaczęłam zamiast przywitania.
- Pali się? - zapytała wesoło.
- Jeszcze nie - odpowiedziałam, uśmiechając się. - Lecz musisz być przy tej rozmowie.
- Dobra, będę za pięć minut. Pa. - Rozłączyła się.
- Ab’s już jedzie – poinformował nas Jazz.
- Baby będzie za pięć minut – dodałam.
– O tej porze, przy korkach, to niemożliwe - stwierdził Aro.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale dla nas nie ma słowa „niemożliwe” - powiedziałam słodko. - A korki, to żaden problem, sam zobaczysz, za…- spojrzałam na zegarek - cztery minuty – dodałam, uśmiechając się z wyższością.
Nie musieliśmy długo czekać, Ab’s i Baby wyrobili się idealnie w czasie.
- Widzisz - zwróciłam się do Volturi z uśmiechem. - Niecałe pięć minut. Szkoda, że się nie założyliśmy - dodałam z żalem.
- To byłby ciekawy zakład - przyznał z uśmiechem.
Szybko opowiedzieliśmy przyjaciołom o tym, co już sami wiedzieliśmy.
- Co dalej? - Rose zwróciła się teraz do czarnowłosego.
- Jak już mówiłem, Valentin rządzi całym Las Vegas, a trzy dzielnice LA odstąpił swojemu siostrzeńcowi, który założył mały gang, lecz wspomagany przez wuja, nie może narzekać. Jumper, bo taką ma ksywkę, jest świetnym kierowcą. Gdyby zmierzył się z którymś z was, byłby to najciekawszy wyścig w ciągu ostatnich kilku lat. Zapewne przeszedłby do historii ulicznych wyścigów - zamyślił się. - Zamierzam rzucić wyzwanie Valentinowi, aby odebrać mu te trzy dzielnice. Będzie to trudny pojedynek, lecz wierzę, że dacie radę - popatrzył na nas z uśmiechem. Takiego Ara jeszcze nie znałam i zaskoczył mnie swoim zachowaniem. - Powiem wprost, jesteście moimi…- zaciął się, szukając zapewne dobrego określenia - ... perełkami i nie wyobrażam sobie nikogo innego w tym pojedynku. - Wszyscy czworo spojrzeliśmy na „szefa” szeroko otwartymi oczami. - Chcę, żebyście wiedzieli, że to dla mnie ważne, dla was również.
- Co się stanie, jeśli jednak przegramy? - zapytał Jacob.
- Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji – odparł zaskoczony tym pytaniem Aro.
- Co będzie, jeśli przegramy?- drążył Jasper, wiedziałam, że to mało prawdopodobne, lecz wolałam wiedzieć o ewentualnych nastepstwach.
- No cóż… bardzo mnie zawiedziecie – mężczyzna odpowiedział, wciąż uśmiechając się.
-Aro! – Próbowałam go przycisnąć.
-Jeśli przegracie, nie będziecie już dla mnie pracować, a co za tym idzie będziecie musieli walczyć o te dzielnice, które macie teraz. - W końcu wyjaśnił. Więcej nie musiałam wiedzieć. Musieliśmy zrobić wszystko, by wygrać pojedynek.
- Rozumiem – powiedziałam, Aro zaś uśmiechnął się do mnie serdecznie.
- Kiedy zamierzasz rzucić wyzwanie Valentinowi? - zapytał Jasper.
- A ile czasu potrzebujecie na przygotowanie się? - odbił piłeczkę, spoglądając na nas.
- Musimy zdobyć więcej informacji - zaczęłam wyliczać. - Musimy zapoznać się z nowymi torami, które na pewno się pojawią, no i musimy „poznać” naszych przeciwników - zakończyłam.
- Wszystkie informacje wam dostarczę, kiedy tylko chcecie – odparł Aro.
- Przydadzą nam się na pewno, ale wolimy sami wszystko sprawdzić - powiedziała Rose.
- Będzie nam potrzebny Alex - uzupełniłam.
- Nie ma problemu, teraz załatwia dla mnie pewne sprawy, ale za dwa dni wróci – zapewnił nas „szef”.
- Do tego potrzebujemy trzech nowych samochodów - dodał Jacob. - Przydadzą się nam – wyjaśnił i popatrzył wyczekująco na Ara, ten kiwnął głową na znak zgody.
- Śpieszy ci się z tym pojedynkiem? - zapytałam ciekawa, co odpowie.
- Zależy mi na tym, żebyście wygrali. Czas się nie liczy, pieniądze nie grają roli.
- Świetnie - powiedziałam zadowolona z takiego obrotu sprawy. – Proponujemy wstępny termin za miesiąc, jeśli coś się zmieni damy znać – zakończyłam, wstając.
- Samochody my wybieramy, ty tylko płacisz - dodała Rose z szerokim uśmiechem. Już wyobrażam ją sobie, grzebiącą przy nowym silniku sportowego autka.
- I przyślij do nas Alexa, gdy już wróci - dodał Jacob. Świetnie się uzupełniali z Baby i zawsze dogadywali.
Wyszliśmy z biura i ruszyliśmy do wyjścia. Jeszcze tylko raz zerknęłam na budynek i już nas nie było.
[link widoczny dla zalogowanych]
Wróciłam z Jasperem do naszego klubu, on musiał jechać do swojej siłowni załatwić jakieś sprawy, a ja z Rose miałyśmy przejrzeć faktury i uzupełnić zaległości w papierach.
Trochę czasu zajęła nam ta papierkowa robota, w jej trakcie rozmawiałyśmy na różne tematy, lecz głównym z nich było jak najlepsze przygotowanie się do naszego „specjalnego zadania”.
Przede wszystkim musieliśmy przetestować nowicjuszy, spojrzeć na nich ostrzejszym okiem. Z drugiej strony, w razie jakichkolwiek komplikacji, nie mielibyśmy czasu na znalezienie nowych, dobrych kierowców. Byliśmy w nieciekawej sytuacji, chyba, że pomógłby nam Alex i w razie potrzeby znalazł kolejnych ludzi. W ostatecznym rozrachunku mieliśmy mało czasu, zero nowych kierowców (na razie), brak informacji i ważną sprawę do wygrania. Po za tym nie wiedzieliśmy, czy możemy ufać Aro, musieliśmy polegać tylko na sobie.
Zanim skończyłyśmy wypełniać papiery klub został otwarty, w drzwiach stali bramkarze. Musiałam wrócić do domu i przebrać się, by potem jeszcze raz przyjechać do lokalu i nad wszystkim czuwać. W te wieczory, gdy byliśmy zajęci „innymi” sprawami, wszystkim rządził Max, sprawdzony pracownik, który pracuje w klubie od początku, natomiast w te wolne starałyśmy się z Rose być na miejscu w razie nieprzewidzianych wypadków.
Wychodząc, zadzwoniłam do Jaspera.
- Hej, skarbie! - przywitałem się wesoło. - Jesteś w domu? - Była godzina dziewiętnasta, więc o tej porze przeważnie już był, lecz nigdy nic nie wiadomo.
- Hej, kochanie! Tak jestem i szukam informacji o naszych nowicjuszach - powiedział.
- Ja już jadę, ale będę musiała wrócić do klubu. Umówiłam się z Rose, że spotkamy się wszyscy w lokalu.
- Dobrze, ja już prawie kończę, więc zadzwonię do Jake’a. A o której ma przyjechać?- zapytał.
- Za godzinę. Może zdążę się wyszykować – powiedziałam optymistycznie.
- Będziesz musiała się bardzo postarać - dogryzał mi Jazz.
- Zaraz będę w domu. Pa. - Zanim się rozłączyłam, usłyszałam w słuchawce śmiech mojego chłopaka.
Kilka minut później parkowałam już przed budynkiem. Wysiadłam z samochodu i weszłam do środka.
W salonie Jasper siedział z laptopem i szperał w sieci, szukając nowych informacji.
- Hej! - powiedziałam, podchodząc i całując go na powitanie.
- Cześć! – Usłyszałam, gdy już oderwaliśmy się od siebie.
- Idę pod prysznic, a ty skończyłeś? – zapytałam, kierując się na górę.
- Jeszcze piętnaście minut i będę miał wszystko.
- Dobrze, wrócę za pół godziny - odkrzyknęłam i weszłam do naszej sypialni. Od razu włączyłam muzykę i z głośników popłynęła „Love The Way You Lie”.
Po całym dniu byłam potwornie zmęczona, ciepła woda rozluźniła moje mięśnie. Po prysznicu czułam się wypoczęta i spokojna, wiedziałam, że jeszcze dużo pracy przed nami. Jasper sprawdził trójkę nowicjuszy, jeśli okażą się wtykami, to wylecą, osobiście ich wykopię, lecz od samego początku coś mi mówiło, że te dzieciaki są w porządku. Nie mogłam niczego zakładać, ale miałam dobre przeczucia, reszta okaże się jutro.
Jak zawsze wyprostowałam sobie włosy i zostawiłam je rozpuszczone, do tego zrobiłam sobie bardzo ciemny makijaż, podkreślając długie rzęsy. Z garderoby wybrałam czarną spódniczkę, tego samego koloru top*, całość dopełniły szpilki**.
* [link widoczny dla zalogowanych]
** [link widoczny dla zalogowanych]
Ze wszystkim wyrobiłam się w czasie i teraz czekałam na Jaspera. Rozsiadłam się wygodnie w salonie i zamknęłam oczy. Nagle na moich ustach znalazły się inne, które powoli obsypywały mnie gorącym pocałunkiem. Odwzajemniłam to z gorliwością. Przyciągnęłam Jazza do siebie, wplatając mu we włosy palce, pogłębiając tym samym nasz pocałunek. Jasper zamruczał z przyjemności, a ja zadowolona z siebie naparłam na niego całym ciałem. Wiedziałam, że w tej sytuacji nieprędko dojedziemy do klubu, a Rose może nam potem nogi z pewniej części ciała powyrywać, musiałam więc delikatnie przerwać nasze pieszczoty, choć w tym momencie nie liczyło się nic oprócz Jazza. Oderwaliśmy się od siebie, gdy zabrakło nam już tlenu, spojrzałam w oczy mojej miłości i zobaczyłam w nich ogień pożądania.
- Chyba musimy jechać - powiedział Jasper z miną cierpiętnika.
- Musimy – przyznałam mu rację, całując go tym razem o wiele delikatniej. - Później - obiecałam, znowu dając mu buziaka. Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Zgoda - powiedział, nadal się do mnie szczerząc.
Wyszliśmy z domu, tym razem zgodziłam się jechać samochodem Jaspera. Całą drogę rozmawialiśmy o planach na następny dzień.
- Razem z Jacobem zastanawiamy się, czy nie otworzyć jeszcze jednego klubu sportowego - oznajmił Jazz. - Moglibyśmy spróbować w jednej z naszych dzielnic – dodał z uśmiechem.
- To świetny pomysł – przyznałam.
- Nasze interesy idą coraz lepiej, a skoro mamy pieniądze, to dodatkowy biznes nie byłby dla nas problemem, jednym zajmowałbym się ja, a drugim Jake. Co o tym myślisz? - zapytał, zerkając na mnie.
- Jak już mówiłam, to dobry pomysł, macie coraz więcej klientów, z różnych części LA - powiedziałam z uśmiechem.
- Chciałbym już załatwiać sprawy z tym związane, ale na razie mamy co innego do zrobienia. - Spojrzał na mnie znacząco.
Dojechaliśmy do klubu, gdzie na parkingu stał już samochód Rose.
Weszliśmy do środka. Parkiet był pełen tancerzy, którzy pokazywali na co ich stać. Często patrzyłam z mojego gabinetu na to z jaką pasją tańczą inni. Hip-hop był dla nich wszystkim, nie brakowało tu takich, którzy mogliby zrobić międzynarodową karierę w tańcu, lecz byli też tacy, którzy zaczynali od podstaw i próbowali podpatrzeć oraz nauczyć się nowych kroków. Nie ma co ukrywać, byłam jedną z tych osób, które podglądały i od czasu do czasu tańczyłam dla samego poćwiczenia. W końcu, jako właścicielka klubu musiałam chociaż trochę umieć tańczyć. Patrzyłam na zsynchronizowane ruchy jednej z par, ciało dziewczyny ocierało się o każdy możliwy skrawek wysokiego, czarnoskórego chłopaka, który patrzył na swoją partnerkę z pożądaniem w oczach. Ich ruchy były trochę buntownicze, ona w najmniej oczekiwanych momentach odsuwała się delikatnie od niego, by potem na nowo przycisnąć swoje ciało do jego.
Straciłam parę z oczu, gdy przechodziłam w tłumie, by dotrzeć do swojego biura. Za sobą ciągle czułam obecność Jaspera, który otworzył mi drzwi do gabinetu.
Rose już siedziała na kanapie z drinkiem w ręku i uśmiechem na twarzy.
- Hej! Jacob już jedzie - powiedziała od razu.
- Cześć! - odpowiedzieliśmy jednocześnie. Uśmiechnęła się do ukochanego i usiadłam w fotelu.
- Hej! - Usłyszeliśmy jeszcze nim Jake wszedł do środka z szerokim uśmiechem i piwem w ręku.
- A o mnie, to już nie pomyślałeś - powiedział Jazz, udając urażonego i popatrzył znacząco na butelkę.
- Yy.... - Jacob podrapał się po głowie zakłopotany.
- Nie martw się, jakoś sobie poradzę – powiedział mój chłopak, podchodząc do niego i zabierając mu napój.
- Ej! To moje! - krzyknął chłopak.
- Już nie. – Na twarzy Jazza pojawił się łobuzerski uśmiech.
Razem z Rose zaczęłyśmy się śmiać, Jacob bez słowa wyszedł z biura. Czekaliśmy, patrząc na siebie pytającym wzrokiem. Po chwili nasz kolega wrócił z trzema piwami i szerokim uśmiechem.
- Dzięki – powiedziałam, biorąc od niego butelkę, potem podszedł do Rose i jej też podał.
- Nie ma za co – powiedział, gdy dziewczyna mu podziękowała. – Widzisz, czasami wystarczy być kulturalnym – zwrócił się do Jazza.
- Sugerujesz, że nie byłem? - zapytał podejrzanie.
- Taaaa. – Jake popatrzył na niego wymownie.
- Koniec tego dobrego – przerwała Rose z uśmiechem – Chcę jeszcze się zabawić – dodała, zerkając na drzwi.
- Nie tylko ty – zażartowałam, pokazując jej język, na co się zaśmiała.
- Co tam masz, Jasper? - zapytała moja przyjaciółka, poważniejąc.
- Clara Talbet jest sierotą, jej rodzice zginęli w wypadku gdy miała siedem lat. Wracali z wyjazdu służbowego, oboje byli prawnikami. Po ich śmierci nie było komu zająć się dziewczyną i trafiła do domu dziecka. Przebywała w nim przez pięć lat, potem adoptowała ją rodzina Sary. Są jak siostry, chociaż po pewnym czasie Sara była zazdrosna o przyszywaną siostrę. Teraz, gdy dziewczyny dorosły, lepiej się dogadują i Sara opiekuje się Clara. Z kolei ona, to cicha dziewczyna, która stara się uporać ze stratą rodziców, co nie najlepiej jej wychodzi. Jednak to ona najbardziej wnikliwie przemyślą wszystkie sprawy związane ze sklepem, jak zauważyliście jest też bardzo inteligentna i wbrew pozorom silna oraz zdeterminowana, lecz w najgorszych sytuacjach stara się zachować spokój - przerwał na moment, upijając spory łyk piwa. - Sara Gablas była jedynaczką, do czasu adopcji Clary, jej rodzina nie należała do najbogatszych, jednak ojciec wszystkie zarobione pieniądze zainwestował w sklep sportowy, co przyniosło mu duże dochody. Teraz obydwie dziewczyny zajmują się interesem. Był także plan założenia sieci tych sklepów, lecz zrezygnowali z tego pomysłu. Należy do wybuchowych osób, to co w głowie, to i na języku - zaśmiał się. - Jest podejrzliwa i pewna siebie, zawsze dąży do wyznaczonego celu, determinacja to jedyna wspólna cecha obydwu lasek.
- A co z Jacem? - zapytałam, ciekawa jego historii.
- Jace Amorim, to osiemnastolatek lubiący ryzyko, jako jedyny chłopak w grupie jest nieformalnym liderem. Jeździ najlepiej z trójki, co sami widzieliśmy. Jego matka jest dziennikarką w jednym z brukowców, a ojciec mechanikiem samochodowym i pracuje w małym warsztacie. Ma jeszcze dwie młodsze siostry: Mindy ma siedem lat, a Eveleen dwanaście. Jego rodzina nie należy do bogatych, chłopak zaczął pracować z ojcem, lecz szybko zrezygnował z tej fuchy.
- Czemu zdecydowali się na takie życie? - zapytała Rose.
- Jace miał dosyć biedowania w biednej rodzinie, jako mały chłopiec musiał z wielu rzeczy rezygnować, żeby siostry miały na potrzebne do szkoły rzeczy. Chce się wyrwać z tego świata, żyć wygodnie i pomóc siostrom oraz rodzicom w przyszłości. Z Sarą poznał się już jakiś czas temu,kiedy chciał ukraść markowe buty w sklepie jej ojca, ale został złapany. Na początku dziewczyna była wściekła i chciała dzwonić na policje, jednak wstawiła się za nim Clara. Od tamtej pory są przyjaciółmi, Sara lubi ryzyko tak jak Jace, a Clara jest ciekawa nowego świata. Obydwie dziewczyny nadal uczą się jeździć. Prawdopodobnie teraz dostają wskazówki jak mają prowadzić auta, żeby nas przekonać do siebie - zaśmiał się Jazz.
- Wszystko dobrze, ale co, jeśli rzeczywiście są słabe? - zapytał Jacob. - Potrzebujemy doświadczonych kierowców i mamy mało czasu. To. że chłopak jest w miarę dobry, nie znaczy, że one też takie są.
- Spokojnie - powiedziałam, chciałam tę trójkę mieć u siebie w zespole. I Jazz wiedział, że nie odpuszczę tak łatwo.
- Chcesz, żeby do nas dołączyli? - Jake zapytał wprost.
- Wiem, że jako pracownicy będą lojalni, a jeśli będą jakieś zgrzyty pomiędzy nimi, to Clara je załagodzi. Z nimi nie będziemy mieli kłopotów, w trudnej sytuacji się zmyją. – W mojej głowie nagle zaczął rodzić się nowy plan. Zamyśliłam się i patrzyłam pustym wzrokiem w przestrzeń.
- Co wymyśliłaś? - zapytała Rose.
- Dajcie mi chwilkę - poprosiłam, wstając z fotela i przechodząc się po pomieszczeniu.
Pomysł przyszedł mi niespodziewanie, musieliśmy go dokładnie opracować, a wtedy nie byliby nam potrzebni doświadczeni kierowcy, w każdym bądź razie Jace byłby przydatny, a dziewczyny mogłyby uczyć się w międzyczasie.
- Słuchajcie... – zaczęłam, nie przestając chodzić w tę i z powrotem. – One nie muszą dobrze jeździć, przecież wystarczy, że my umiemy, po co nam od razu nowi kierowcy. Oczywiście Jace nam się przyda. Będzie trzeba z nim poćwiczyć i udoskonalić jego umiejętności, miesiąc nam wystarczy. Dziewczyny będą od innych spraw.
- Możesz mówić jaśniej - zirytował się Jacob.
- Chodzi mi o to, że zadanie mamy za miesiąc, a ja nie ufam Arowi na tyle, żeby mówić mu o wszystkim, co uzgadniamy i planujemy. Mamy wygrać i dostać jedną z dzielnic, nic więcej, ale co, jeśli to jest pułapka? Co jeśli przegramy? - zrobiłam pauzę, czekając na jakiś znak z ich strony. - Wszyscy wiedzą, że jesteśmy jednymi z najlepszych kierowców w tym stanie, Aro może się czuć zagrożony, może tego nie okazuje, ale wszyscy wiemy, jak jest. Dla niego liczy się tylko władza.
- Chcesz go wykiwać? - zapytała Rose z chytrym uśmiechem.
- Nie. Tylko nie chcę, żeby wiedział, że mamy nowych ludzi. Musimy się zabezpieczyć na wypadek przegranej.
- Chcesz, żeby dziewczyny nie były naszymi kierowcami, tylko szpiegami - stwierdził Jasper, błądząc myślami gdzie indziej.
- Właśnie! - przyznałam mu rację. - Musimy mieć jakieś zabezpieczenie. Do tej pory podchodziliśmy do tego ze złej strony. Byliśmy pewni, że wygramy, a co jeśli to podstęp, jeśli chodzi o to, żeby nas zniszczyć? - Wszyscy wiedzieli, co mam na myśli, teraz trzeba im tylko przedstawić szczegóły mojego planu.
- Co wymyśliłaś? - zapytał podekscytowany Jacob. W odpowiedzi wyszczerzyłam się do niego.
- Wszystko zostaje tak jak było. Jutro sprawdzamy nowicjuszy, chociaż już dzisiaj mogę wam powiedzieć jaki będzie wynik – znowu uśmiechnęłam się przebiegle. - Weźmiemy tylko Jace'a . Dziewczyny nie będą się nadawały, nie umieją jeździć skoro od niedawna w tym siedzą, będą tylko zawadzały. Tak powiemy Arowi.
- Będzie wiedział tylko o tym, że przyjęliśmy Jace'a. Tak? - Jasper układał w swojej głowie plan, podobny do mojego.
- Tak- odpowiedziałam.
- Ale co z dziewczynami? - dopytywała się Rose.
- Dziewczyny.... - nie dokończyłam zdania, ponieważ przerwała mi Angela, wchodząc do biura. - Coś się stało? – zapytałam, widząc jej minę. Spojrzałam na salę, gdzie przy barze stała grupka mężczyzn, a wokoło leżało potłuczone szkło. W środku zamieszania stał Max, gotowy do bójki. Jasper też spojrzał.
- Właśnie o tym zamierzałem wam powiedzieć - powiedział zły.
- O czym ty mówisz? - zapytałam zaskoczona. – Angela, co się dzieje?!
- Zdaje się, że przyszli po haracz - powiedziała dziwnym głosem. Czułam, jak po moim ciele rozlewa się z niebezpieczną szybkością ciepło.
- Co się do jasnej cholery dzieje! - krzyknęłam, kierując się w stronę drzwi.
- Uspokój się - rozkazał Jazz. – Angela, idź na dół i powiedz Maxowi, żeby zapanował nad sytuacją, zaraz zejdziemy. - Ang pokiwała głową i już jej nie było.
- O czym nam nie powiedziałeś? - zapytała Rose Jaspera.
- Jumper przyjechał w odwiedziny do LA. - Rose spojrzała na niego pytająco. - Siostrzeniec Valentina - wyjaśnił.
- I co on robi w naszym klubie? – dopytywała się zaskoczona.
- Lokal znajduje się w jego dzielnicy, o czym Aro najwyraźniej zapomniał nam powiedzieć. Należą do niego cztery dzielnice, a nie trzy.
- Co za pojebany sukinsyn! - krzyknęłam. Jasper wziął mnie za rękę i ścisnął mocno. Próbowałam się uspokoić. - Od jak dawna ta dzielnica należy do niego? - zapytałam już spokojniej.
- No właśnie. Aro przegrał ją po tym, jak do niego dołączyliśmy - wyjaśnił opanowanym głosem. Uzupełnialiśmy się bez wątpienia, Jazz studził mój wybuchowy temperament swoim opanowaniem i tego mi trzeba było.
- To czemu nam nic nie powiedział? - zapytałam.
- Tego już nie wiem - powiedział.
- Chodźmy, bo nam rozjebią cały bar - wysyczałam, próbując na nowo się uspokoić.
W sali panował chaos, a krąg gapiów utworzył się w około baru. Żeby się do niego dostać musiałam się przepychać.
- Albo kasa, albo ten wasz klub pójdzie z dymem - powiedział wysoki mężczyzna z pogardą w głosie. - Przyprowadź mi tu tego ch*** właściciela.
Nie wychodziłam z tłumu gapiów. Czekając na dalszy rozwój akcji spojrzałam na swoich przeciwników, oceniając swoje szanse. Przy barze stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o zielonych oczach, które prześlizgiwały się po sali, poszukując czegoś lub kogoś. Jego klatkę piersiową opinał czarny podkoszulek, ukazując dobrze zarysowane mięśnie. Obok niego stał ogromny „niedźwiedź”, o czarnych włosach i z szerokim uśmiechem na twarzy. Jego spojrzenie utkwione było w Maxie, który czekał tylko aż bójka zacznie się od nowa. W grupie napastników stał także średniego wzrostu blondyn o przenikliwym spojrzeniu. Na resztę nie zwróciłam uwagi, liczyli się tylko ci, którzy stali najbliżej naszego wroga. Moje sprawdzanie zakończone, załatwienie sprawy powinno zająć nam tylko chwilę. Uśmiechnęłam się, wyobrażając sobie moich chłopców w akcji, co jak co, ale poza prowadzeniem siłowni, często też w niej ćwiczyli.
[link widoczny dla zalogowanych]
- Co tu się dzieje, do jasnej cholery!? - zapytałam po raz „enty” dzisiaj, wychodząc na środek. - I kto tu się do kurwy nędzy tak rzuca?
Wszyscy jak na komendę spojrzeli w moją stronę, zrobiło się cicho, niczym na morzu przed potężną burzą. Czekałam na czyjeś wyjaśnienia, lecz nikt nie był skory do rozmowy. Jumper patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, w jego oczach można było dostrzec zaskoczenie i zainteresowanie. Po dłuższej chwili odzyskał głos.
- Lala, nie wtrącaj się - zaszydził, taksując mnie wzrokiem.
- Chciałeś się widzieć z właścicielem, a właściwie to właścicielką, więc przestań pierdolić, tylko mów, czego chcesz. - Na moje słowa jego szczęka opadła na ziemię.
Wokoło słyszałam szepty, które zaczynały mnie już denerwować.
- Max? - powiedziałam słodkim głosem. - Czy mógłbyś wyprosić już naszych gości?
- Jasne. - Niechętnie wycofał się, zabierając ze sobą kilku chłopaków z ochrony. Widziałam, jak wydaje rozkazy i wraca do nas. Stanął koło Jaspera gotowy do starcia. Czekałam na to, aż ten debil mi odpowie, ale nie zanosiło się na to.
- Co, ku***, zatkało cię?! - zaśmiałam się.
Po chwili doszedł do siebie, przybierając nową maskę na twarz, swoją drogą bardzo pociągającą twarz.
Kiwnął na czarnego, który natychmiast do niego podszedł, niosąc ze sobą kij bejsbolowy. Zwinnie przeskoczył przez blat baru i zaczął rozbijać butelki z alkoholem. Momentalnie wokół zrobiło się gorąco, przybiegła ochrona. Chłopak przestał demolować, patrząc na Jumpera, który zaśmiał się pogardliwie. Za mną już stali gotowi do akcji moi ludzie na czele z Jasperem, czekali tylko na mój znak.
- Chcesz wojny, skurwielu? - zapytałam, zerkając na kontuar. - To ją ku*** będziesz miał! - Kiwnęłam na Jaspera, a sama wycofałam się na bok, obserwując całe zajście wraz z Rose.

______________
nie bijcie :P
czekam na wasze komentarze Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Imm93 dnia Wto 18:29, 30 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Szkrabb
Nowonarodzony



Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Helmond

PostWysłany: Śro 19:10, 29 Wrz 2010 Powrót do góry

noo fajny rozdział, błędów się niedopatrzyłam oprócz wyrazu z ą na końcu zamiast a ale to taki yci pyci ;p
Ogólnie bardzo ciekawe !
Tylko który to Edward ? Jumper ??

Mam nadzieję, że wena Ci będzie dopisywać i prędko się doczekamy kolejnego rozdziału Wink
Iiii więcej Edwarda <33

Bella to ma charakterek .. ale na prawdę nie pasuje mi do Jaspera ;o
A Jake i Rose mogliby się zejść :D
Ale to Ty decydujesz noo !

Życzę wiele, wiele weny !
Buźki ;**


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Szkrabb dnia Śro 20:51, 29 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Emilka:)
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Lip 2009
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 17:43, 01 Paź 2010 Powrót do góry

O jaaa! Rozdział! No nie wierzę! :DD Ale super.
Wchodziłam dzień w dzień tutaj i wreszcie się doczekałam!
Przepraszam, że to napiszę...nie bij! :c
Rozdział jest o wszystkim i o niczym... Zawarłaś w nim takie sprawy czysto formalne. Dużo informacji, mało akcji. Nie lubię tego :c Aż głupio mi pisać TAKIE rzeczy pod TWOIM opowiadaniem ;((
W każdym razie ten rozdział jest megaa długi, a to jest wielki plus dla ciebie :)
Jumper to MUSI być Edzio, szczególnie, że napisałaś, że "ma pociągającą twarz". Kolesie z nim, to ten ''co wygląda jak niedźwiedź" to musi być Emmett (którego uuuuwielbiam <3) a co do blondyna to mam kilka teorii.... Pierwsze co mi wpadło do głowy, to Jasper! Ale przecież Jasper już jest. Druga myśl to Carlisle, ale czy on aby nie jest trochę za...stary? Trzecia teoria to Mike. Dlaczego on? Nie mam pojęcia! Tak sobie po prostu pomyślałam, że tylko jego tu brakuje (choć za nim nie przepadam). Aaaale mam jeszcze czwartą teorię! I chyba jest najbardziej prawdopodobna. Chodzi o to, że blondyn może być tylko przypadkowym blondynem! Śmiesznie będzie, jeśli ja tu tak główkuję i myślę kim on może być, a on będzie....w sumie to nikim. :DD
Więc, czekam na nexta i mam wielką nadzieję, że pojawi się niedługo.
Pozdrawiam i życzę wielkiej weny!
~Emila. ;**


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Emilka:) dnia Pon 21:11, 04 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
truska93
Człowiek



Dołączył: 06 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tam, gdzie mieszkają komary giganty...

PostWysłany: Nie 20:45, 03 Paź 2010 Powrót do góry

Witaj Zosieńko:*:)
W końcu udało mi się przeczytać cały rozdział no i zostawiam mały ślad po sobie:
Co do rozdziału: jak dla mnie bomba:) Myślałam, że nie będę w stanie doczytać do końca, ale z każdą linijką byłam coraz bardziej ciekawa, co się stanie później i bach! Skończyłam:P:D
Bella ma charakterek. Nie powiem. Zainponowała mi swoim pomysłem co do Ara i tym, jak postawiła się kolesiowi, który przyszedł po haracz:)
haha i ja wiem, ja wiem, kto to był:P Haha ma się te przywileje:P:P:D:D

Jestem ciekawa, w jakim stanie będzie bar po odejściu grupy Jampera, no ciekawe....:D Ale akcja z bejsbolem to było mocne:) Haha masz pomysły:D

Dziękuję bardzo za kolejny nietuzinkowy rozdział i mam nadzieję, że jednak niedługo będzie upragniony przeze mnie rozdział:)
3maj sie Słońce i pamiętaj, że wierzę w Ciebie;** Nie daj się i pisz dalej!
Ave wena!

PS: wybacz, że tak krótko, ale nie mam głowy do pisania komentarzy... Ahh, co ta szkoła robi z człowiekiem...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Me plus One
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Kwi 2010
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:09, 09 Paź 2010 Powrót do góry

No nareszcie!
tak sobie właśnie ostatnio myślałam, kiedy się pojawisz z nowym rozdziałem, a po kilku dniach patrzę i jest! dziękuję dziękuję dziękuję diękuję.

co do samego rozdziału: myślę że Belli i Jaspera nic nie jest w stanie rozłączyć. chyba że... ? ;p
cała akcja pod koniec była powalająca, aż chce się powiedzieć DAWAJ WIĘCEJ!
moje pytanie brzmi: kim jest tajemniczy Jumer i jego banda? ;>
mam nadzieję, że teraz rozdziały będą pojawiały się częściej, bo już nie mogę się doczekać co wydarzy się dalej.

życzę czasu do pisania :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Imm93
Człowiek



Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Moon xD

PostWysłany: Pon 19:22, 29 Lis 2010 Powrót do góry

hej :)
po długiej przerwie wracam z nowym rozdziałem i postanowieniem Wink
nowy rozdział za chwile, a pewnie chcecie wiedzieć jakie to postanowienie :P
jak pewnie wiecie pisze od dłuższego czasu dwa ff Wink
i zawieszam tamten (narazie nieoficjalnie), na rzecz KOTS Wink
tak wiec mam nadzieje, ze rozdziały będą pojawiały sie częściej i postaram sie żeby tak było :D
no ale zapewne wiecie, że do tego postanowienia potrzebne są wasze komentarze Wink

osobom, które komentują bardzo, ale to bardzo dziękuje ;*

Szkrabb - zgaduj sama Wink ja nie bede nic mówiła, mam nadzieje, że to co chce dalej zrobić wypali a wy będziecie zadowolone gdy juz na dobre wprowadzę Edka :D

Emilka - blondyn nie jest przypadkowym blondynem Wink
wszystkiego sie dowiecie niedługo Wink
co do tego rozdziału mam nadzieje, ze Cie zadowoli i to bardzo, sporo sie dzieje :D

Jadzia - jest upragniony rozdział Wink
dziękuje za miłe słowa :*

Me plus One - rozdział jest Wink
co do tajemniczej grupy to trafne spostrzeżenie powiedziała Emilka, wiec chyba wiadomo kim jest Jumper;)

no a teraz zapraszam na 10 rozdział Wink
duże podziękowania jeszcze dla Marudzi, która wytrzymała ze mną, gdy pisałam hot scene i musiała słuchać moich głupot :* xD
no i dla was, Tych którzy komentują :D

Rozdział 10

Beta: Sarabi :* (bardzo dziekuje, za wytrwałość Wink)

Bella:
[link widoczny dla zalogowanych]
Długa ulica oświetlona latarniami, siedzę w swoim Porsche, wskazówka licznika coraz
bardziej przechyla się w prawą stronę. Za mną, z równie zawrotną prędkością jadą trzy inne
samochody. Czerwone Ferrari próbuje mnie za wszelką cenę wyprzedzić, lecz ja dociskam
pedał gazu tak, że teraz na liczniku jest dwieście dwadzieścia kilometrów, a wskazówka
dalej idzie w dół.
Skrzyżowanie i czerwone światło, nie zamierzam zwalniać, jadę dalej. Zakręt, pociągnęłam
za ręczny i szybko weszłam w wiraż. Spojrzałam w boczne lusterko, na prowadzenie
wysuwał się srebrny Nissan. To już nie był wyścig dla zabawy, ale o to, kto pierwszy dotrze
do celu, do osoby, która nas zdradziła. Czułam tylko potworny gniew, który z minuty na
minutę coraz bardziej rósł. Tym razem nawet jazda nie dawała mi ukojenia, musiałam
wyładować na czymś moją wściekłość, padło na niego....
Gdy do mojego klubu wpadł ten cały Jumper, byłam za bardzo zła o to, że rozbił mi bar i
nie myślałam o tym, co będzie dalej. Gdy zaczęła się bójka śledziłam ją, nie spuszczając z
oczu poszczególnych osób, które mogły nam zaszkodzić, lecz gdy było już po wszystkim
dotarło do mnie w co się wpakowaliśmy, a raczej, w co zostaliśmy wpakowani.
Widać było od razu, że ludzie Jumpera nie robią takich rzeczy pierwszy raz, wiedzieli kogo
zaatakować. „Niedźwiedź” rzucił się na Jacoba, a ich szef na mojego Jaspera, blondynem
zajął się Max, który po całym zajściu chciał powtórzyć wszystko od początku. Teraz
właśnie doceniłam chłopaka i jego ludzi za to, że bronili klubu.
Akcja w lokalu była szybka, mieliśmy przewagę. Na wezwanie Maxa stawili się wszyscy
ochroniarze, a nawet ludzie, których jeszcze nie znałam. Nie mam pojęcia skąd on ich
wszystkich wziął i jak udało mu się tak szybko ich zorganizować. W każdym razie, naszą
przewagę było widać gołym okiem, ja przeniosłam się z Rose na górę, żeby stamtąd
wszystko obserwować. Wiedziałam, że przyjazd psów to tylko kwestia czasu, dlatego
zależało mi na szybkim załatwieniu sprawy i wyjebaniu tych frajerów z klubu. Zanim
przyjechała policja nie było ani śladu po Jumperze i jego kilkuosobowej grupie, która
dostała porządnie w pierdol. Byłam dumna z moich chłopców, którzy świetnie dali sobie
radę. Nasi wrogowie wylecieli z klubu z hukiem, oczywiście Jumper odgrażał się, że to
jeszcze nie koniec i skończy z nami, lecz tym będę przejmowała się potem, teraz mam coś
ważniejszego do załatwienia. Docisnęłam pedał gazu i czułam, jak w moich oczach płonie
ogień gniewu i wściekłości.

*************
Rose:
Jechaliśmy za nią wszyscy, była ciemna noc, a wokoło poruszały się wolno samochody
normalnych, niczego nieświadomych ludzi. Gdy Bella, po odjeździe policji, poukładała
sobie wszystko w głowie, nic nie było jej w stanie zatrzymać, nawet Jazz, który tyle razy
studził jej wybuchowy temperament i gniew. Tym razem było inaczej.
Wiedziała, że nie może mu wierzyć, lecz przypuszczała, że w tak istotnych sprawach będzie
z nami szczery, tymczasem on zwyczajnie nas wystawił. Teraz mogliśmy liczyć tylko na
siebie i na nasze doświadczenie w tym pokręconym, pełnym pułapek świecie.
Próbowaliśmy jej przemówić do rozsądku, lecz ona nikogo nie chciała słuchać.
- Co ona planuje? - zapytał zdenerwowany Jacob. Porozumiewaliśmy się dzięki
słuchawkom, lecz Bella swoje wyrzuciła i nie mogliśmy się z nią skontaktować.
- Nie mam pojęcia – odparłam, nie wiedząc, co o tym wszystkim sądzić. - Jasper, co ona
może zrobić? - zapytałam w nadziei, że może on jeden rozszyfruje naszą postrzeloną
przyjaciółkę. Wszyscy znaliśmy się od długiego czasu, lecz tym razem nie mogliśmy dojść
do tego, co zrobi Bella. Jej „przemiana” dużo zmieniła, przede wszystkim w sposobie
postępowania.
- Nie wiem - powiedział spanikowany. - Wiem tyle, co ty, Rose – ucichł, widząc jak Bella
wpada w zakręt. - ku*** mać, co ona wyprawia! - krzyknął.
- Jasper! - warknęłam, spostrzegając w jakim kierunku jedzie Bella. Nie musiałam nic
więcej mówić, wszyscy zrozumieliśmy, gdzie jedzie i podejrzewaliśmy, co może się stać.
Lecz nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nikt nie znał jej jeszcze takiej.

***********************
Gdy dojechaliśmy na miejsce, samochód Belli już stał, niedbale zaparkowany. Wysiedliśmy
z naszych aut i pognaliśmy do klubu. W drzwiach stał duży facet z grobową miną, który nie
chciał nas wpuścić, lecz Jacob przejął sprawę i po chwili już byliśmy w środku. Na sali
było dużo ludzi, wszędzie kolorowe światła i głośna muzyka, na parkiecie pijani i ci lekko
wstawieni próbowali tańczyć, lecz o tej porze na największe uznanie zasługiwali prawdziwi
tancerze, którzy pokazywali na co ich stać. Między sobą rzucali wyzwania, po czym
zaczynał się pełen zachwytu pojedynek. Ja jednak nie miałam czasu na przyglądanie się
temu, bo musiałam znaleźć przyjaciółkę. Poszliśmy do baru zapytać o nią, tak jak
przypuszczałam poszła do biura Ara. Nie czekając dłużej na chłopaków, pobiegłam w
tamtym kierunku.
Gdy otworzyłam drzwi do jego biura i zobaczyłam, co się dzieje w środku, stanęłam jak
wryta na progu i nie mogłam się ruszyć. Mój umysł przestał kontaktować, patrząc na to, co
miałam przed oczami. Wszystko leciało w zwolnionym tempie, nie miałam pojęcia ile czasu
tak stałam, lecz potem wszystko jakby przyśpieszyło, a ja powoli zaczynałam rozumieć.
W biurze znajdowali się tylko Bella i Aro. Ona stała do mnie tyłem i nawet nie zauważyła
tego, że weszłam do środka, mężczyzna zaś siedział w swoim fotelu, a w zasadzie, to był w
niego wbity z przerażenia. Przyjaciółka stała nad nim ze spluwą w ręce, przykładając ją do
jego skroni.
- I co, ku***, myślałeś, że o niczym się nie dowiemy?! - krzyczała wściekła.
- Bella! Co ty ku*** robisz? - zapytałam przerażona. Słyszałam, jak za mną, stają w
bezruchu chłopaki.
- Myślisz, że ujdzie mu to na sucho? - zapytała mnie, nie odwracając głowy.
- Bella, opanuj się, możemy to załatwić inaczej. - Tym razem odezwał się Jasper.
- Nie ku***! Będzie tak, jak ja chce! – powiedziała, bardziej przyciskając pistolet do głowy
Ara, on zaś z szoku nie był w stanie nic powiedzieć. - Zamknijcie za sobą drzwi - rozkazała
głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Chłopcy weszli do środka. Zamykając drzwi, Jasper powoli przysuwał się do Belli, ona
momentalnie odwróciła się do nas bokiem, tak jakby wiedziała, co on chce zrobić.
- Nie zbliżaj się, kochanie – ostrzegła, potwierdzając tym samym moje przypuszczenia.
Jasper od razu posłuchał, widocznie tak samo jak ja nie był do końca pewien do czego jest
zdolna Bella w tym momencie. - Na czym to stanęliśmy? - zapytała, zwracając się do Ara
niebezpiecznie słodkim i spokojnym głosem.
Czarnowłosy nie odpowiedział jej, w tym czasie ona chyba układała sobie kolejną mowę dla
naszego „szefa”. Nie poznawałam Belli i nie wiedziałam, co mam zrobić, by uchronić ją od
popełnienia największego błędu w życiu. Staliśmy tak w ciszy kolejne trzy minuty, patrząc
na siebie niepewnie.
- Posłuchaj mnie skurwysynie! Nie zamierzam puścić ci tego w niepamięć, a jak się już
zapewne zorientowałeś, nic nie jest wstanie mnie powstrzymać od tego, żeby zrobić z ciebie
szwajcarski ser - powiedziała Bella, wskazując w naszą stronę. Mówiła o nas i o tym, że nie
powstrzymamy jej i tak zrobi to, co będzie chciała.
- Mogę..... ci... wszystko wyjaśnić... - jąkał się Aro.
- Na to liczę baranie! - krzyknęła, nie spuszczając z niego wzroku. - Bo chyba nie powiesz
mi, że zapomniałeś podzielić się z nami tak radosną nowiną, że mój klub, powtarzam MÓJ
KLUB, znajduje się w dzielnicy tego idioty Jumpera! No, co się ku***, nie odzywasz?!
Miałeś tyle czasu! Ile już ze sobą pracujemy?! - domagała się odpowiedzi. - Ale ty tylko
potrafisz trzepać kasę i podporządkowywać sobie innych!
- Bella, do cholery, uspokój się wiesz, że w taki sposób niczego nie załatwisz! - krzyknęłam
na nią.
- Zamknij się! - rzuciła do mnie. Takiej Belli jeszcze nie znałam, co jak co, ale przyjaciół
ceniła sobie najbardziej na świecie i na pewno nie odnosiła się do nich w taki sposób.
Dlatego tym bardziej jej nie poznawałam. - A z tobą skurwielu jeszcze nie skończyłam –
krzyknęła na Ara, popychając go z powrotem na fotel, po nieudanej próbie wstania.
- Ty.... nic nie rozumiesz... - zaczął się tłumaczyć, lecz po chwili szybko przestał. Nie wiem,
co zobaczył w jej oczach, ale już więcej nie próbował się odezwać.
- Słuchaj, ku***ie je***y! Znając ciebie, to te twoje tłumaczenia będą zmyślone, sama się
wszystkiego dowiem, a wtedy.... - nie dokończyła, przyciskając broń do jego skroni.
- Czekaj! Zróbmy to inaczej, ja się nim zajmę – powiedział Jazz z dziwnym wyrazem
twarzy.
- Co? - zapytała Bell.
- Ja go rozwalę, ty masz jeszcze wiele spraw do załatwienia – mówił, podchodząc do niej.
Nie miałam pojęcia, co on robi, ale nie podobało mi się to. Lecz gdzieś tam, w
podświadomości, czułam, że on robi wszystko, żeby uchronić Bellę przed nią samą.
Widziałam, jak dziewczyna patrzy na niego nieufnie. - Myślisz, że nie dam rady? -
powiedział Jazz, widząc jej zmieszane spojrzenie. - Dobrze wiesz, że nie takie rzeczy bym
dla ciebie zrobił.- Widziałam w jego twarzy determinację, przywdział chłodną maskę
twardziela zdolnego do wszystkiego. Spojrzałam na Jacoba, lecz ten był spokojny i
opanowany, chciałam brać z niego przykład, ale w tej pieprzonej sytuacji się nie dało. W
Belli coś drgnęło, widząc takiego Jazza.
- Nie musisz mi niczego udowadniać – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy. - Ja to
załatwię. Sama – dodała, odwracając się z powrotem do Ara. Jasper przysunął się do niej
bliżej, lecz na razie nic nie robił, a ona chwilę milczała.
- Bella... - zaczęłam, lecz nie dokończyłam, bo weszła mi w słowo.
- Przestań! - ostrzegła. - Z tobą jeszcze nie skończyłam – powiedziała, z całej siły uderzając
Ara w twarz.
Momentalnie oprzytomniał i chciał wstać, pokazać na co go stać, lecz dziewczyna
popchnęła go na fotel. - Nie radzę – dodała, widząc, że chce wezwać ochronę. - Nie zdążysz
nawet nacisnąć guzika. A teraz posłuchaj uważnie! - Zaczęła mówić tym swoim słodkim i
pociągającym głosem. Widać było, że jest opanowana i wie co robi, to była nasza Bella.
Jasper widząc to uspokoił się, ale z jego twarzy nie schodziła chłodna maska.
- Nie wjebie ci tej kulki w łeb jedynie dlatego, że przydasz mi się jeszcze. Teraz to ja tu
dowodzę, wszystko zostanie tak jak było, będziesz nadal szefem, lecz o każdej sprawie,
każdym jebanym spotkaniu, chociażby z mamusią, będziesz mnie powiadamiał. Rozumiesz,
skurwielu? - zapytała, łapiąc za jego koszulę i przyciągając do siebie, aby podkreślić moc
swoich słów. Dopiero teraz doceniam i widzę efekty kilku godzin spędzonych na siłowni.
Może nie było tego po niej widać, ale miała siłę i to dużą.
- A... co jeśli... się nie.... zgodzę? - wyjąkał Aro.
- No, cóż... - Teraz Bella już nie stała nad nim, okrążała go powoli, lewą ręką jeżdżąc po
jego ramionach i karku. - Wtedy nie będę nawet w połowie tak miła jak dzisiaj byłam –
wyszeptała mu do ucha. - Ale jeśli mamy być ze sobą szczerzy… – powiedziała, prostując
się i dalej chodząc wokoło niego. - … chociażbyś był pod ziemią i pilnowaliby cię najlepsi
ludzie, znajdę cię i zabiję. Wiesz, że nic nie jest w stanie mnie powstrzymać. - Byłam pod
wrażeniem jej działania, wszystko mała najwyraźniej zaplanowane. Nie wiedziałam, co o
tym myśleć, czy to co teraz mówi Bella będzie dla nas najlepszym rozwiązaniem, i czy
nadal będziemy brnąć w ten świat. - Od tej pory będziesz mnie powiadamiał o wszystkim,
bo jak nie, to moi chłopcy cię znajdą i obiją tę śliczną twarzyczkę - powiedziała słodkim
głosikiem. - A poza tym, to ja i tak będę o wszystkim na bieżąco wiedzieć i żebyś nie był
zdziwiony, jak kilka twoich spraw wyjdzie na jaw. Dowiem się o tobie wszystkiego.
Rozumiesz?! Będę wiedziała nawet, kiedy siadasz na kibel i kiedy pieprzysz na boku
panienki, a potem wracasz do kochającej żony. Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy? -
spojrzała mu w oczy.
- Tak... zrozumieliśmy się. – Przestraszony pokiwał głową.
- Cieszę się – powiedziała, chowając spluwę za pasek spódniczki i kierując się do wyjścia. - A, i
pamiętaj, jak nie ja, to policja cię znajdzie, chociaż jestem pewna, że ja będę przed tymi
idiotami, a wtedy.... – nie dokończyła, wychodząc.
Wyszliśmy za nią, rzucając jeszcze po jednym spojrzeniu Arowi.

******************************


[link widoczny dla zalogowanych]

Alex:
Siedzę w dużym klubie w Las Vegas, mieście hazardu. Z głośników leci głośna muzyka, a
wokoło jest mnóstwo panienek do mojej dyspozycji. Takie się ma życie, pracując dla Ara.
Zaśmiałem się w duchu. Może była z niego pierdolona gnida, ale porządnie płacił i to się
dla mnie liczyło. Moja praca u niego polegała na częstych wyjazdach, załatwiałem kasę za
przewóz narkotyków, a gdy byłem w LA zajmowałem się ściąganiem nowicjuszy. Właśnie
w taki sposób poznałem Bellę i jej paczkę. Dziewczyna ma w sobie temperament i
charakterek. Nie powiem, temu Virsowi się poszczęściło, mieć taką laskę w łóżku, to szczyt
marzeń dla każdego faceta, a ona trafiła się właśnie jemu. Kto wie, może za jakiś czas ten
chłoptaś jej się znudzi i będę miał jakieś szanse.

Ta, jasne, nie licz na to! Nie dla ciebie taka panienka. Ty to możesz sobie co najwyżej
pociumciać jakąś cizię z klubu, która każdemu wskoczy do łóżka.

Zamknij się do cholery! Pytał cię ktoś o zdanie?

Nie, ale wolę od razu pozbawić cię wszelkich nadziei.

Uff....

Dobra, dobra już się nie odzywam.


Nie ma to, jak szczere rozmowy z drugim ja.
Teraz miałem dla siebie panienkę, która przylepiła się do mnie i ciągle gdzieś całowała lub
szczypała. Podobało mi się to, do tego trochę alkoholu i zapowiada się zajebisty wieczór z
zajebistą panienką w łóżku. Czego chcieć więcej?
- Chodź do mnie - zaproponowałem po jakimś czasie.
- Jasne - odpowiedziała z szerokim uśmiechem. Przyciągnąłem ją do siebie, pokazując, że
dzisiaj, to ja rządzę. Wysoka blondynka z dużymi... „oczami” i ładną buźką wpiła się w
moje usta.

Nie będziesz pieprzył jej buźki....

Zamknij się! Spróbować zawsze można.


Moim samochodem dojechaliśmy do hotelu, w którym się zatrzymałem. Weszliśmy do
windy i Amanda „rzuciła” się na mnie. Przyparła mnie do ściany i zaczęła całować. Na
początku słodko i niewinnie, przekręciłem ją tak, że teraz to ona stała plecami do ściany,
przylgnąłem do niej, na co ona odsunęła się ode mnie i szeroko uśmiechnęła. Powoli
zaczęła rozpinać moją koszulę, całując każdy skrawek mojego ciała. Nagle przeniosła swoje
usta na moje sutki i zaczęła je lekko przygryzać przez materiał koszuli. Z moich ust
wydobył się cichy jęk, w tym czasie winda dojechała na moje piętro. Nie czekając na nic
wziąłem ją na ręce, a ona oplotła mnie nogami w pasie, w taki sposób weszliśmy do mojego
pokoju.
Kopniakiem otworzyłem drzwi i skierowałem się na łóżko, zrzuciłem z siebie blondynkę
szybkim ruchem i popatrzyłem na jej niemal idealne ciało, właśnie niemal.......

Będziesz mógł ją pieprzyć całą noc...

I to będzie zajebiście ostry seks....


- Chodź do mnie... - powiedziała, wskazując na mnie palcem.
Powoli przysunąłem się do łóżka, jednak dla niej było to za wolno. Oparła się na jednej
ręce, a drugą chwyciła za moją koszulę i szybko przyciągnęła mnie do siebie. Większej
zachęty nie potrzebowałem, przylgnąłem do niej całym ciałem, wpijając się w jej usta.
Zaczęła mnie całować po linii szczęki, kierując się w stronę ucha. W tym czasie
przekręciłem nas tak, że teraz to ja leżałem pod nią. Usiadła na mnie okrakiem i przejechała
językiem po uchu, co cholernie mnie podnieciło. Zauważyła to i czułem, jak jej usta
układają się w uśmiech. Chce zabawy, to będzie ją miała. Niech na razie myśli, że rządzi.
Zaczęła powoli mnie rozbierać, lecz sama była kompletnie ubrana. Zajęty śledzeniem tego,
co ze mną robiła, nie zwróciłem na początku na to uwagi. Pozbyła się już mojej koszuli i
powoli zjeżdżała w dół swoimi ustami, nagle przerwała tuż nad linią moich spodni i
uśmiechnęła się do mnie złośliwie. Patrzyłem na nią, nie wiedząc, o co jej chodzi. Nagle
poczułem pieczenie, kreskę prowadzącą od jednego z moich sutków do samych bioder.
Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłam, jak Amanda swoim długim paznokciem wyznacza
drogę do mojego fiuta, sprawiając mi tym ból, połączony z cholernym podnieceniem.
Syknąłem w przypływie nowego doznania.
- Podoba cie się? - zapytała, unosząc do góry brwi.
- Jak jasna cholera... - powiedziałem z uśmiechem. Ona tylko spojrzała na mnie i wróciła do
rozbierania mnie.
Gdy zostałem bez ubrań, nachyliła się i zaczęła całować delikatnie moje usta, raz za razem,
bardzo wolno. Dla mnie było już tego za dużo, nie wytrzymałem i przyciągnąłem ją do
siebie jedną ręką, drugą zaś zacząłem rozpinać jej bluzkę.
- Ciekawe, czy tobie się spodoba? - zapytałem, przewracając ją na plecy. Teraz to ja tu
rządziłem. Szybko pozbyłem się jej górnej garderoby i myślałem już tylko o tym, żeby
dostać się do jej majtek. Ile ku*** można czekać ze stojącym, pulsującym fiutem....!
Nie bawiąc się już w żadne czułości, zdjąłem jej krótką spódniczkę i rzuciłem gdzieś za
siebie. Jak dobrze, że nie miała majtek, od razu było mniej roboty, a mój fiut zrobił się
jeszcze twardszy, o ile to w ogóle możliwe. Amanda przyciągnęła mnie do siebie i zaczęła
całować. Nie były to niewinne pocałunki, lecz brutalne, pełne pożądania. Nawet nie wiem,
kiedy z powrotem leżałem na plecach, a dziewczyna ponownie usiadła na mnie okrakiem,
nie przerywając pocałunku. Nasze języki walczyły o dominację, a żadne z nas nie dawało za
wygraną. Wzięła moją dolną wargę w zęby i zaczęła ssać. Cholernie mnie to podnieciło,
uniosłem biodra do góry, aby poczuła jak bardzo jej pragnę, szukając przy tym tarcia, które
zmniejszyłoby pulsujący ból. Ona jednak odsunęła się ode mnie z szerokim uśmiechem, a
następnie położyła na mnie, jednak jej śliczna dupa unosiła się w powietrzu, tak abym nie
miał tarcia. Osuwała się powoli po mnie, jej duże cycki ocierały się o mój brzuch. Gdy
nareszcie jej słodka buźka znalazła się na wysokości mojego ku***a, nie zrobiła absolutnie
nic, co mnie doprowadzało do kurwicy. Szarpnąłem się, na co ona znowu się szeroko
uśmiechnęła. Powoli miałem już dosyć tych jej gierek.
- Chcesz się zabawić? - zapytałem.
- Bardzo – odpowiedziała, biorąc moją męskość w ręce.
Zaczęła delikatnie poruszać ręką w górę i w dół, po czym przejechała po moim nim
paznokciem, co wywołało jeszcze większe podniecenie.
- O ku***... - wysyczałem. – Jezu, maleńka – powiedziałem gardłowo.
- Gdzie ty tu Jezusa widzisz? - zapytała sarkastycznie.
- Nie gadaj tyle, tylko bierz się do roboty, bo długo nie wytrzymam - powiedziałem przez
zaciśnięte zęby.
Wzięła mojego penisa w usta i zaczęła wpychać go sobie do środka, w międzyczasie
rękoma masowała moje jaja, by wzmocnić doznania. Na początku wolno poruszała ustami,
lecz ja miałem już dość. Wplątałem dłoń w jej włosy i zacząłem poruszać jej głową, tak aby
jej usta poruszały się szybciej. Jednak ona wyjęła sobie mojego fiuta z ust i zębami
nadgryzła delikatnie główkę.
- Ja pierdolę! Dziecinko!
Znowu wsadziła sobie do ust całą długość. Ustami poruszała szybko, czułem momentami
jak mój penis wali w ścianę jej gardła. Matko, jaką ta dziewczyna ma pojemność! Czułem,
jak powoli nadchodzi wybuch, którego nie mogłem kontrolować, choć chciałem wytrzymać
jak najdłużej, aby ją bardziej zdenerwować. Nagle na komodzie obok łóżka zaczął dzwonić
telefon, wiedziałem, że muszę odebrać. Aro nie lubi, jak się go lekceważy. Wyciągnąłem
rękę po aparat, wiedziałem, że nie będzie to łatwa rozmowa, zwłaszcza z nadchodzącym
orgazmem.
- Halo? - odebrałem, ciężko dysząc.
- Aleks? Cholera, znowu masz jakąś dupę na warsztacie! - zaczął, wyraźnie wkurwiony.
- Po co dzwonisz? Jak sam stwierdziłeś jestem trochę zajęty - powiedziałem na wydechu,
czując jak Amanda liże mojego członka.
- Masz dzisiaj wracać do LA, jest sprawa do załatwienia. Zbierz wszystkich ludzi i
najpóźniej o pierwszej w nocy masz być z powrotem. Rozumiesz mnie? - wysyczał
podenerwowany.
- Dlaczego mam zebrać wszystkich? - zapytałem, nie dziwiłem się zbytnio tym, że nie
rozumiem wszystkiego, co do mnie mówił.
- Masz ku*** wracać i o nic nie pytać, mają być wszyscy! Rozumiesz, skurwielu?! -
krzyknął. W tym czasie Amanda przejechała zębami po całej mojej długości, zadrżałem i
już nie mogłem wytrzymać dłużej.
- Jasne – odpowiedziałem i szybko się rozłączyłem. - Ja pierdolę – krzyknąłem. Byłem
bliski obłędu.
- To pierdol, tylko nie zapomnij, gdzie jest moja pizda - powiedziała, wysuwając mojego
penisa z ust. Zaczęła pompować prawą ręką, jej usta ssały moje jadra, co wzmagało
doznania.
- ku***..... szybciej!!! ku***, szybciej! - krzyczałem, będąc już u kresu wytrzymałości,
nagle jej rękę zastąpił język, który owijał się wokół mojego członka. Szybko wysuwała i
wsuwała sobie go w usta. Poczułem wybuch, byłem u szczytu, z którego nie chciałem
schodzić. Amanda wszystko połykała, poruszając coraz szybciej ustami. Gdy było po
wszystkim, opadłem wyczerpany na łóżko. Przyciągnąłem do siebie moją cizię i zacząłem
namiętnie całować. Dziwnie było czuć siebie samego w jej ustach, ale jednocześnie
zajebiście podniecająco. Zrzuciłem ją z siebie na łóżko, co zdecydowanie jej się podobało.
Gdy nasze języki splatały się w tańcu, ja ugniatałem jej piersi, czując jak sutki pod moimi
palcami twardnieją. Przeniosłem usta na jednego z nich i zacząłem delikatnie przegryzać, na
co ona zaczęła jęczeć, unosząc biodra do góry w oczekiwaniu na spełnienie. Teraz to ja
mogłem się z nią zabawić, lecz przypomniałem sobie o telefonie od Ara i musiałem to
szybko zakończyć. Pieprzyć Ara! Gryzłem każdy skrawek jej ciała, schodząc w dół.
- Mówiłaś coś o tym, że nie wiem, gdzie znajduje się twoja pizda? - zapytałem, drażniąc się
z nią.
- A wiesz? - zapytała z uśmiechem, patrząc na mnie z góry.
- Przekonamy się – odpowiedziałem, wracając do całowania i gryzienia. - Tutaj? -
zapytałem, gryząc wnętrze jej uda.
- Ni...e – wyjęczała.
- Tutaj? - ponownie zapytałem, przenosząc się na drugie udo.
- Nie – zapiszczała.
- A może tutaj? - wyszeptałem i dotknąłem językiem jej łechtaczkę.
- Tak – zajęczała, unosząc biodra w górę.
Z uśmiechem, bardzo powoli wsunąłem w nią dwa palce, zaczęła się wić i głośniej
pojękiwać. Coraz szybciej powtarzałem tą czynność, uklęknąłem nad nią, a mój fiut znowu
był gotowy do pieprzenia. Zwolniłem jebanie palcami i wyjąłem je z niej, a następnie
szybko w nią wszedłem. Z ust Amandy wydobył się głośny krzyk, bólu i przyjemności. To
miało być szybkie jebanko, praca wzywała.
Poruszałem się w takim rytmie, żeby mnie i jej było dobrze, jednak ona planowała coś
innego. Założyła mi nogi na ramiona, tym samym wszedłem głębiej w nią, na co oboje
głośno jęknęliśmy. Było to niezbyt wygodna pozycja, ale doznania z nią związane były nie
do opisania. Zwalniałem tempo i zwiększałem, pocierając łechtaczkę placami, by doznała
orgazmu.
- Mocniej! - krzyknęła. Przyspieszyłem, z jej ust co jakiś czas słyszałem przekleństwa i
głośne jęki.
- ku*** mać – krzyknąłem głośno, gdy orgazm we mnie eksplodował. Poczułem w tym
czasie, że ona także dochodzi, jej mięśnie zaciskały się wokół mojego fiuta, co jeszcze
bardziej mnie podnieciło, a mój orgazm zdawał się nie kończyć. Pieprzyłem ją szybko,
coraz bardziej pocierając palcami jej łechtaczkę. Jej krzyki nie miały końca. Po wszystkim
zdjąłem jej zgrabne długie nogi ze swoich ramion, całując je i gryząc. Opadłem na nią,
wpijając się w jej usta.
- Dzięki – powiedziałem, wstając z łóżka.
Odwzajemniła pocałunek, wpychając mi język do gardła, po czym zasnęła. Ubrałem się
szybko i wyszedłem z pokoju, wyciągając telefon. Po czterech sygnałach nareszcie się
dodzwoniłem.
- Hej, Bella! Mam sprawę do ciebie.....

_____________
i jak się podobało? :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Imm93 dnia Wto 18:57, 30 Lis 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
truska93
Człowiek



Dołączył: 06 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tam, gdzie mieszkają komary giganty...

PostWysłany: Pią 17:28, 03 Gru 2010 Powrót do góry

Pierwsza? No nie wierzę!

Kochana Zosiu, w końcu przybywam z komentarzem:)

Zacznijmy od początku:
Postępowanie Belli, jej stanowczość i ostry charakter podbiły moje serce i cóż, chyba jedyny ff,jaki czytałam, w którym mogę stwierdzić, że Bella to najlepsza postać całego opo.:) Poważnie:D
Jej zachowanie wobec Ara, ta zagrywka z bronią to wręcz przeszła moje wszelkie oczekiwania i zaskoczyłaś mnie tym i to nieźle:D
Jestem ciekawa, co też kombinuje ten Aro i czy będzie się słuchał poleceń Belli, ale coś czuje, że szykuje się niezła jatka i jeszcze bardziej nas wszystkich zaskoczysz:D

Co do ostatniej sceny.. uhh, gorąco:P:D
Pewnie juz wiesz, co myślę na jej temat, jednak powiem to jeszcze raz: wyszło ci rewelacja! Ty to chyba jakimś specem jesteś od pisania scenek hot, bo normalnie...:P Też tak chce!

Na koniec życzę weny, weny i jeszcze raz weny! Oraz czasu jak najwięcej:D Bo jego to zawsze mało:D
Buziak kochana;*****************


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Imm93
Człowiek



Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Moon xD

PostWysłany: Sob 21:20, 18 Gru 2010 Powrót do góry

ilość komentarzy mnie powaliła, ba ona mnie rozbraja xD
bardzo Ci Jadziu dziękuje za komentarz :*
pomógł i to bardo :)
przede wszystkim wzięłam sie za rozdział, a efektem tego jest nowy chap, który dodaje Wink

jest to mój najdłuższy rozdział jaki do tej pory wgl napisałam Wink
ciesze sie, że mi sie udało i nie zatrzymałam sie jak zawsze na 6 stronach :P
co do treści, to oddaje waszej ocenie, mogłam zrobić to lepiej nie ukrywam :)


przed wami 11 rozdział :D



Rozdział 11


Bella:


[link widoczny dla zalogowanych]
W salonie panowała napięta atmosfera, Rose zamilkła tylko na chwilę. Gdy wracałam do domu, najszybciej jak mogłam widziałam w wstecznym lusterku jak Rose wyprzedza wszystkich i jedzie za mną. Spokój miałam tylko przez te kilka chwil gdy byłam sama w samochodzie.
Wysiadłam z Porsche i skierowałam się do domu, nie zdążyłam jeszcze dojść do drzwi, a obok mnie stała już wkurwiona Rose.
- Co ty sobie wyobrażałaś?! Wybiegłaś po wszystkim z tego klubu jak jakaś wariatka? - krzyczała na mnie, idąc za mną do salonu. - Coś ty do ch*** chciała zrobić? - oczekiwała odpowiedzi. Nie dziwiłam się jej, miała prawo się tak zachowywać, a ja musiałam być teraz spokojna, musiałam wysłuchać tego co miała mi do powiedzenia.
- Posłuchaj Rose.... - zaczęłam siadając na sofie. - ja.....
- Nie to ty posłuchaj! - w tym czasie do salonu wszedł Jazz z Jacobem. Jasper miał skupioną minę, widziałam, że jest wkurzony i to właśnie na mnie. - Nie wiedziałam, ba ja nawet nie przypuszczałam, do czego jesteś zdolna, nigdy bym nie pomyślała, że.... - zabrakło jej słów i spojrzała na Jazza.
- Skąd miałaś broń? - wypalił, patrząc na mnie z góry.
- Kupiłam już wcześniej, myślałam, że kiedyś może mi się przydać. - wyjaśniłam patrząc mu prosto w oczy.
- A do czego mogłaby ci się przydać?! - krzyknął. - Wiedziałaś w ogóle, co robisz jadąc tam do niego?! Miałaś pojęcie jak ja się czułem?! Jak się martwiłem?! - widać było na jego twarzy rozpacz.
- Ja... nie chciałam, żeby to tak wyszło. - powiedziałam spuszczając wzrok.
- Nie chciałaś?! - krzyknęła Rose – To dlaczego pojechałaś do tego jebanego Ara? Mało ci było bójki w klubie? Pomyślałaś o nas, stawiając warunki temu idiocie? Pamiętasz co uzgodniliśmy na początku, gdy wchodziliśmy do tego świata?! Miały być tylko wyścigi! Tylko! - podkreśliła to słowo. - A teraz co? Będziesz się bawiła w gangi i będziesz walczyła przeciwko Arowi? Gdy cie poznałam byłaś całkiem inną osobą i tak to ja cie zmieniłam, ale myślałam, że liczą się dla ciebie przyjaciele tak jak dla mnie, ale jak widzę pomyliłam się i to nie pierwszy raz! - krzyknęła, kierując się w stronę wyjścia.
- Poczekaj, ja wam wszystko wytłumaczę! - krzyknęłam za nią.
- Co nam wytłumaczysz? - powiedziała Rose. - To, że chciałaś zabić człowieka?! Bella, którą znałam nie zachowywała się tak. - rzucił na odchodnym.
- Czekaj! - krzyknął Jazz. Spojrzałam na niego, dziękując za to, że próbował pomóc. - Masz szanse się wytłumaczyć! - powiedział, odwracając się do mnie tyłem. Zabolało i to bardzo.
- Matko tak bardzo was przepraszam, nie wiem co mi się stało, ja wcale nie chciałam go zabić! To miał być taki fortel, chciałam żeby się mnie bał, żeby wiedział, że ze mną się nie zadziera. - przerwała mi znowu Rose.
- Nie pierdol mi tu o tym, że to było dla picu, dobrze wiemy, że zrobiłabyś to, widziałam to w twoich oczach. Zabiłabyś go jeśli tylko by ci się przeciwstawił! - krzyknęła tracąc panowanie nad sobą. - To, że go nie zabiłaś nie znaczy, że nie zrobiłabyś tego! Chciałaś mieć władze? To ją będziesz miała, ale na mnie już nie licz. Jesteś taka sama jak Aro! Nic cie od niego nie różni.
- Dosyć Rose! - powiedział spokojnie, ale dobitnie Jazz, teraz nikt nie mógłby się mu sprzeciwić. - Już nie odwrócimy tego co się stało, musimy teraz czekać na rozwój wypadków. Musimy się trzymać razem, wiem że nie myślisz tak o Belli to emocje, musisz się uspokoić – powiedział patrząc na Rosalie. - Nie mówię, że Bella zrobiła dobrze, ale spróbujmy ja zrozumieć.
- Przestań wiemy jak bardzo kochasz Bellę, zrobiłbyś dla niej wszystko. - powiedziała blondynka z wyższością. - Ale ja już nie jestem pewna czy dalej chce w to brnąć. Ja się nie pchałam, w gangi i narkotyki.
- A ja się pchałam!? - krzyknęłam. - Myślicie, że chciałam żeby tak to wszytko teraz wyglądało. Usiądźcie. - poprosiłam sama siadając na sofie.
- Ja właściwie już wychodziłam – rzuciła zjadliwie Rose.
- Poczekaj, daj mi wszystko wyjaśnić. - poprosiłam. Gdy każdy już zajął swoje miejsce zaczęłam wyjaśniać im swoje postępowanie. - To prawda, że na samym początku, te kilka lat temu miały być tylko wyścigi. Wszyscy się na to zgodziliśmy, to było nasze hobby, przyznajcie, że zafascynowały was szybkie samochody i ta adrenalina związana z nielegalnymi wyścigami. - spojrzałam na każdego z nich. - Lecz po drodze sprawy zaczęły się komplikować, ale nadal trzymaliśmy się razem i poradziliśmy sobie. Nikt nie może zaprzeczyć temu, że jesteśmy dobrzy w wyścigach, bo właśnie taka jest prawda. Wiecie czego teraz najbardziej żałuje? - zapytałam, chowając twarz w dłonie. Nikt się nie odzywał więc mówiłam dalej. - Tego, że poznaliśmy Ara i daliśmy się tak podejść, jak dzieci. Ale odbiegłam od tematu. To co kiedyś było naszą pasją teraz zamieniło się w dochody i żadne z was nie miało wątpliwości, nadal w to brnęliśmy. A teraz nie możemy się wycofać, już na to za późno.
- Co masz na myśli? - zapytał Jacob.
- To, że zaszliśmy za daleko, teraz albo my wygramy albo Aro. Jeśli się poddamy, będziemy musieli wyjechać z miasta, nie mówiąc już o tym jak będzie głośno o nas i naszej ucieczce, a ja nie jestem tchórzem... już nie. – dodałam ciszej. - Wiem, że zrobiłam źle, mogłam to inaczej załatwić, ale jak się dowiedziałam o tym, że ten debil nie powiedział nam prawdy wszystko stało się dla mnie jasne. Jumper miał nas wykończyć przed wykonaniem zadania dla Ara, a ten w taki sposób pozbyłby się zagrożenia. Nie zaprzeczycie przecież, że ostatnio jest o nas głośno w mieście. Jesteśmy jednymi z najlepszych w wyścigach, a tak najłatwiej zdobywać kolejne dzielnice, Aro się bał, że przejmiemy całe miasto, a on co by wtedy zrobił? - zapytałam.
- Chciałby się na nas zemścić, wywalić nas z miasta, albo podporządkować sobie. - powiedział Jazz.
- Właśnie – przyznałam mu racje.
- A teraz co się zmieniło? - zapytała sarkastycznie Rose. - Jesteśmy w innej sytuacji? Mamy mniej wrogów? Chce nas zniszczyć Jumper, Aro i kto jeszcze?
- Nie mniej, ale jeśli bym nie zareagowała to w niedalekiej przeszłości wydarzyło by się coś gorszego. Nie sądzisz? - zadałam jej pytanie retoryczne. - Właśnie. Aro nie bez powodu nie powiedział nam, że ulica gdzie znajduje się nasz klub nie należy do niego. Wiem, że zrobiłam, źle bardzo źle, ale teraz nic tego nie zmieni. Kocham was wszystkich i zależy mi na was, cokolwiek byś nie powiedziała. – zwróciłam się do Rose – Jesteście dla mnie jak rodzina, nie ma ważniejszych osób od was, bez was nie dałabym sobie rady. Więc proszę was tylko o to, żebyście mnie nie zostawiali z tym.
- Bella – odezwała się Rosalie.
- Poczekaj. - poprosiłam. - Wiem, że nie tak to miało wyglądać, wszystko będzie tak jak dawniej dajcie mi tylko trochę czasu. - w tym momencie zaczął dzwonić mój telefon. Nie ruszyłam się tylko stałam i patrzyłam na moja rodzinę jedyną, którą miałam.
- Obierz – powiedział spokojnie Jasper. Posłuchałam, wstając z sofy.
- Hej, Bella! Mam pytanie do ciebie.....
- Hej Alex! - przywitałam się z nim. - Co tam? - zapytałam, nie bardzo zainteresowana.
- Nie wiesz po co Aro kazała zebrać cała ekipę? - wypalił od razu. Cały Alex.
- A kazał? - odbiłam piłeczkę zaskoczona.
- Tak wszyscy maja się stawić, jutro. Ja mam przyjechać z Las Vegas już dzisiaj. Myślałem, że wiesz o wszystkim jako jego prawa ręka. - zaśmiał się.
- A wspominał coś, ale miał jeszcze dzwonić do mnie w tej sprawie, bo teraz nie mam czasu. - odpowiedziałam, starając się aby mój głos brzmiał lekko.
- A no to spoko, nie będę już przeszkadzał – powiedział.
- Poczekaj chwilę, mam do ciebie prośbę. - powiedziałam wesoło, a przynajmniej chciałam, żeby to tak wyglądało. Spojrzałam na swoich przyjaciół, którzy patrzyli na mnie pytająco.
- Co to za prośba? Wiesz, że dla ciebie zrobię wszystko. - zaśmiał się.
- Nie mów Arowi, że musiałeś mi o tym przypominać dobra? - zapytałam słodko.
- Spoko maleńka! - powiedział wesoło.
- Alex! - powiedziałam chłodno.
- A przepraszam Drifty – poprawił się szybko.
- Dzięki pa. - powiedziałam i się rozłączyłam.
Aro chciał nas wykiwać, a ja nie mogłam dopuścić do ostrego starcia, nie po tym co usłyszałam od Rose.
- Co chciał Alex? - zapytał, Jasper wstając z fotela.
- I co musiał ci przypominać? - zapytała podejrzliwie Rose. Mogłam się tego spodziewać. To nie tak miało wszystko wyglądać. Opadłam z powrotem na sofę, zakrywając twarz dłońmi.
- Aro zbiera ekipę na jutro wieczór. - powiedziałam, szeptem.
- Że co ku***?! - krzyknęła Rose, wstając z fotela.
- To co ku*** słyszałaś! - odpowiedziałam, chłodno. - A co myślałaś, że tak od razu odpuści i zostawi nas w spokoju? - zapytałam z pogarda.
- Przestańcie! - powiedział Jacob. - Tak niczego nie załatwicie, będzie tylko gorzej. Jasper ma racje musimy działać razem, teraz już niczego nie odwrócimy. A z ciebie mimo wszystko jestem dumny. - powiedział do mnie, uśmiechając się szeroko. Odwzajemniłam delikatnie uśmiech. - Nie mów mi, że żałujesz? - zapytał, unosząc jedna brew do góry.
- Jedyne czego żałuje to to, że w ogóle go poznaliśmy. - powiedziałam ze złością.
- A ja wam powiem tylko tyle, że Bella dobrze zrobiła. - powiedział Jacob.
- Zamknij się! - powiedziała, ze złością blondynka.
- A właśnie, że nie! - krzyknął na nią. - Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że gdyby nie Bella to już dawno by było po nas? Teraz też nam uratowała dupę. Pomyśl tylko. - powiedział, nachylając się nad nią i pukając w głowę.
- Zgadzam się z Jake'm - powiedział Jazz, czym mnie kompletnie zaskoczył. - I Bella też ma racje – dodał niby do siebie. - Pomyśl tylko Rose. - powiedział łagodnie. - Żeby nie Bella to już dawno były by po nas. Na samym początku zaimponowała Arowi, dzięki niej nie musieliśmy się starać na początku o przyjecie. Mieliśmy wszystko jako nowicjusze. Teraz gdyby mu nie zagroziła już dawno byśmy być może nie żyli. Taki był plan Ara, który prawie się udał. - zakończył.
- To od samego początku chce wam uświadomić. - powiedziałam z ulgą.
- Przepraszam, ze tak na ciebie naskoczyłem – powiedział Jasper siadając przy mnie i przytulając mocno do siebie.
- Rozumiem was. - powiedziałam wtulając się w niego. - Mieliście prawo tak zareagować, ale jesteście dla mnie najważniejsi i nic tego nie zmieni. - spojrzałam na Rose smutnym wzrokiem.
- Ja też przepraszam, ale to wszystko trochę mnie przerosło. - powiedziała spuszczając wzrok. - Nigdy cie jeszcze takiej nie widziałam i bałam się o ciebie. - dodała.
- Och Rose. - powiedziałam wstając z sofy i kierując się w jej stronę. - to ja was wszystkich przepraszam i obiecuje panować nad emocjami – dodałam z szerokim uśmiechem. Atmosfera w salonie od razu się zmieniła. Cieszyłam się z tego, że wszystko zostało wyjaśnione..... no prawie wszystko.
- Co robimy? - zapytała Rose.
- A co możemy zrobić? - zapytałam retorycznie. - Zbierzemy własną ekipę – powiedziałam z uśmiechem.
- Jak chcesz to zrobić? - zapytał Jazz, unosząc do góry brwi.
- Jutro rano porozmawiam z.....
- Porozmawiamy – poprawiła mnie Rosalie i uśmiechnęła się do mnie.
- Porozmawiamy z Maxem, dzisiaj wieczorem sprowadził tylu ludzi, widzieliście? - zapytałam. - Jestem pewna, że przyjdą znowu – dodałam z uśmiechem. - Ty Jasper skontaktujesz się z Jacem i dziewczynami, mają być w klubie o 11 rano. Przedstawimy im nasza propozycję. Jacob? - zwróciłam się do niego.
- Tak?
- Dasz rade zebrać jeszcze jakichś ludzi, najlepiej jakichś zaufanych? - zapytałam z nadzieja w głosie.
- Jasne szefowo – odpowiedział z uśmiechem, na co ja wywróciłam oczami.
- No to wszystko ustalone – odparłam z uśmiechem.


****************************************


Od rana siedziałam w klubie razem z Rose i szykowałyśmy się na starcie Aro. Jacob szukał zaufanych ludzi, a Jasper szperał w necie, chciałam wiedzieć o Arze jak najwięcej.
Od razu lepiej mi się pracuje gdy wiem, że wszystko zostało wyjaśnione. Z Rose pogadałyśmy sobie jeszcze rano i tym razem będzie stała za mną murem. Jasper także zrozumiał, a o Jacoba nie muszę się martwić, jemu odpowiadało to co zrobiłam i miałam wrażenie, że wierzył we mnie, był pewien tego, ze nie zabije Ara. A to jest duże wsparcie dla mnie, to jest to czego mi potrzeba.
- Jest Max? - zapytałam Angeli, która już była w klubie i sprzątała.
- Na zapleczu – powiedziała z uśmiechem.
- Dzięki – powiedziałam, odwzajemniając uśmiech.
Szłam ciemnym korytarzem na zaplecze gdzie paliło się delikatne światło. Z daleka widziałam cienie na ścianie. Max nie był sam. Szłam szybkim krokiem, wraz z moimi krokami słuchać było tupot moich szpilek.
- A może potrzeba wam więcej ludzi do klubu? - zapytał jakiś głos, który zdecydowanie nie należał do Maxa.
- Drifty nie potrzebuje ludzi na razie – powiedział, siadając na krzesło. Nie musiałam wszystkiego widzieć, żeby wiedzieć co się dzieje w środku. Zdziwiło mnie jedynie to, że nikt nie usłyszał tego jak nadchodzę.
- Max wiesz jaka jest sytuacja, teraz każda fucha mi się przyda. - mówił mężczyzna. - muszę spłacić samochód, który niedawno sobie kupiłem. Ostatnio przegrałem wyścig, a razem z nim kupę kasy. Muszę się tylko wybić się jakoś.
- Jeśli będę o czymś słyszał to dam ci znać – powiedział Max.
- Dzięki stary, jeszcze jak byś mógł powiedzieć, Drifty może ona o czymś wie. - zagadał.Usłyszałam głośny śmiech Maxa.
- Milo, stary a co ty myślisz, że ona nie ma nic do roboty, tylko będzie ci roboty szukała – zaśmiał się jeszcze raz z głupoty swojego rozmówcy.
- Nie, na pewno się tym nie zajmuje – powiedziałam wchodząc do środka, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem. Mężczyzna stał do mnie tyłem i na moje słowa szybko się odwrócił w moją stronę. Na początku jego wzrok prześliznął się po moim ciele, potem jego oczy się rozszerzyły i wcale się nie dziwie. Zdawałam sobie sprawę z tego jaka jestem i jakie reakcje wywołuje u mężczyzn, a wszystko dzięki Rose, która pomogła mi uwierzyć w siebie. - Nie przedstawisz mnie swojemu koledze? - zapytałam Maxa, puszczając mu oczko. Max parsknął śmiechem orientując się w czym jest sprawa.
- To jet Milo mój znajomy – powiedział wskazując na chłopaka – A to jest Drifty – powiedział wskazując na mnie. Milo było dobrze zbudowanym, dwudziestoparoletnim chłopakiem, który wyglądał na gangstera z prawdziwego zdarzenia. Groźny wygląd twarzy, budowa ciała niczym u goryla i łysa bania, brakuje tylko tatuaży. Uśmiechnęłam się do chłopaka, który mógł nam się przydać.
- Miło mi cie poznać – powiedziałam, wyciągając do niego prawą rękę.
- Mi .... również miło – powiedział w szoku. - Nareszcie mogłem osobiście poznać słynną Drifty – dodał z uśmiechem.
- Max mam do ciebie sprawę – powiedziałam zwracając się już do mojego pracownika. - Przyjdź do mnie na górę, a kolegę zaproś do baru, niech na ciebie poczeka. - dodałam ze słodkim uśmiechem.
- Jasne już idę – powiedział z uśmiechem.
Wyszłam zostawiając chłopaków za sobą.
- Oooo ku***, ale laska – usłyszałam po chwili, na co się głośno zaśmiałam.
Długo nie musiałam czekać na Maxa, po 15 minutach przyszedł do biura, gdzie razem z Rose omawiałyśmy to co mamy jeszcze do zrobienia.
- Siadaj – powiedziałam, kręcąc się na swoim fotelu.
- To było niezłe zgranie – pochwalił mnie Max z łobuzerskim uśmiechem.
- Wiem o to mi chodziło – odparłam z szerokim uśmiechem.
- To ci się udało, chłopak nie wiedział co zrobić gdy was przedstawiałem. - powiedział śmiejąc się w głos. - No ale co to za sprawa, która masz do mnie? - zapytał poważniejąc. Spojrzałam na Rose i mrugnęłam do niej.
- Widziałam ilu ludzi wczoraj zebrałeś do obrony baru i jestem zaskoczona, że było ich aż tylu. Nie wiem skąd ty ich wziąłeś, ale potrzebni są nam zaufani ludzie, którzy znają się na wyścigach i chociaż trochę liczą się w tym świecie. - powiedziałam patrząc na niego spokojnie i obserwując jego reakcje.
- Jesteście znani w mieście, każdy chce żyć z wami w zgodzie. W każdym bądź razie wszyscy wiedzą czym może grozić życie w niezgodzie z wami. - dodał z uśmiechem. - Ludzi załatwię, mam kilku znajomych, Milo też się nada – odparł z uśmiechem.
- To dobrze, chce jak najwięcej ludzi, lecz muszą być zaufani. - zaznaczyłam – Nie chce jakichś baranów, którzy nie znają się na rzeczy. - powiedziałam ostro. - Wiem, że możemy na ciebie liczyć i udowodniłeś nam to wczoraj, jesteś jednym z najbardziej zaufanych ludzi, chce żebyś czuwał nad cała sytuacją. - dodałam ze słodkim uśmiechem.
- Dzięki Drifty. Na kiedy mam załatwić tych ludzi? - zapytał wstając z fotela.
- Najlepiej dzisiaj wieczorem, więcej powiem ci później gdy już sama będę wiedziała. I dobrze by było gdybyś przyszedł z nimi, za ciebie w barze postawimy Neda, na pewno sobie poradzi, w końcu nie jest tu tak krótko – powiedziałam z uśmiechem.
- Spoko szefowo – odparł wesoło Max – Będziemy wieczorem na was czekać przed klubem – dodał z tajemniczym uśmiechem.
- Dobra, możesz już iść – powiedziałam spoglądając na Rose, która siedziała cicho i w nic się nie wtrącała.
Gdy Max już wyszedł, nie mówiłam nic, chciałam dać Rosalie trochę czasu do namysłu. W międzyczasie przeglądałam papiery klubu, który coraz lepiej nam prosperował. Gdy spoglądałam na Rose, ona ciągle patrzyła w przestrzeń z nieobecnym spojrzeniem. W końcu nie wytrzymałam.
- Rose co ci jest? - zapytałam odkładając faktury.
- Zastanawiam się co może teraz zrobić Aro – powiedziała spokojnie, nadal na mnie nie patrząc.
- Jak to co? - zapytałam zdziwiona.
- Jaki będzie jego następny krok, przecież teraz będzie tylko coraz gorzej. - powiedziała i nareszcie na mnie spojrzała.
- Nie będzie gorzej! - powiedziałam wstając z fotela. - Sama słyszałaś co mówił Max liczymy się teraz w mieście, nie jesteśmy już żadnymi nowicjuszami. - powiedziałam, myśląc o tym jak w tak krótkim czasie nasza sytuacja się zmieniła. Na początku byliśmy tylko pionkami, a teraz? Nie oszukujmy się to wszystko przeze mnie, lub dzięki mnie. - jeśli martwisz się o..... - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Nie martwię się o nas wiem, że damy sobie rade. I nie mam ci za złe tego co wczoraj zrobiłaś, wręcz przeciwnie teraz wiem, ze dobrze zrobiłaś. Nie wiadomo co Aro by zrobił gdyby nie twoja interwencja. - zaśmiała się na wspomnienie wczorajszego wieczoru. - Miło było popatrzeć jak ten debil zmiękł i prawie miał z gaciach. I jeszcze raz przepraszam za wczoraj. - Zaczęła przepraszać po raz któryś już dzisiaj.
- Przestań, każdego poniosły nerwy. - Powiedziałam , bo taka była prawda.
- Słuchaj Bella... - zaczęła. - Myślę, że powinniśmy nie wycofywać się z tego co już mamy, powiedziałaś wczoraj że wszystko odkręcisz i będzie tak jak dawniej, ale ja nie chce, żeby mną rządził jakiś stary idiota. - powiedziała głośno z oburzeniem.
- Też jestem tego zdania, – powiedziałam z uśmiechem – ale nie wiadomo co na to chłopaki – dodałam siadając z powrotem przy biurku.
- Zadzwoń i się zapytaj – powiedziała szczerząc się do mnie.
- To nie jest rozmowa na telefon – powiedziałam.
- Racja – zgodziła się ze mną. - Oni i tak zaraz pewnie tutaj będą.
- Właśnie. - przytaknęłam.


******************************


Gdy wszyscy byli już u mnie w biurze, Rose powiedziała chłopakom to co mi wcześniej. Zaskoczyli mnie swoim nastawieniem, ponieważ Jasper doszedł do podobnego wniosku co Rose, a co do Jacoba to wiadomo jakie ma nastawienie. Zdecydowaliśmy, że znowu wracamy do gry i teraz to my będziemy rozdawać karty. Teraz potrzebni nam byli tylko nowi. Jacob zdołał załatwić kilku ludzi, którzy będą po naszej stronie. Jasper zdobył kilka przydatnych informacji, więc jak na razie wszystko szło zgodnie z naszym planem.
Gdy wybiła godzina 11, nowicjusz nadal nie było. Nie lubię gdy ktoś się spóźnia, lecz w ostateczności oni byli mi potrzebni.
Po 10 minutach spóźnienia Ang przyprowadziła nowicjuszy do biura, gdzie wszyscy już na nich czekaliśmy.
- Hej – przywitał się Jace.
- Nie lubię jak się ktoś spóźnia – powiedziałam bez zbędnego wstępu, patrząc na nich chłodno. Jeśli chcieliśmy teraz zaistnieć i przewidzieć Ara musieliśmy pokazać się z tej gorszej strony.
- Sorry.... – zaczęła Sara – ale mieliśmy się spotkać o dwudziestej drugiej, a Virs nagle zadzwonił i powiedział o zmianach. - tłumaczyła się.
- Mam nadzieje, że to jest ostatni raz – powiedziała Rose, przyłączając się do kreowania naszego gorszego wizerunku.
- Siadajcie – powiedziałam puszczając oczko przyjaciółce. Clary jak zawsze siedziała cicho i tylko obserwowała sytuacje. - Sytuacja się zmieniła i dlatego nasze plany względem was także. - wypaliłam od razu, nie mamy czasu na owijanie w bawełnę.
- Jak to się zmieniły? - zapytał Jace.
- To co mamy teraz dla was robić? - drążyła Sara. - A może wcale nie jesteśmy już wam potrzebni? - zapytała unosząc jedną brew do góry.
- Jakbyście nie byli potrzebni to zapewniam was, że na pewno nie siedzielibyście sobie teraz w moim biurze. - warknęłam zirytowana zachowaniem Sary.
- To co się zmieniło? - zapytała spokojnie Clary.
- Bierz przykład z siostry. – powiedziałam, ze złośliwym uśmiechem do Sary. Dziewczyna zaskoczona moimi słowami spojrzała na mnie chłodno. - Dużo się zmieniło. - zaczęłam zwracając się do Jaca i Clary. - Przede wszystkim chce, żebyście byli nam lojalni – powiedziałam, głosem nieznoszącym sprzeciwu. - jeśli dowiem się, że zdradziliście, zabije was. To już nie jest zabawa o to kto wygra wyścig. - spojrzałam na trójkę, siedzącą na sofie.
- Tego możesz być pewna – powiedział chłopak, wstając.
- Siadaj – powiedział Jasper. Spojrzał na Clary, czekając na jej decyzje.
- Nie zdradzimy was – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.
- Tego nie możemy być pewni – rzuciłam obojętnie patrząc na Sarę, która patrzyła na Clary i Jaca. - Jaka jest twoja decyzja? Nie musisz pracować dla nas, jeśli tego nie chcesz. - powiedziałam odwracając się do niej tyłem.
- Nie zdradzimy was – powtórzyła, chłodno słowa siostry.
- I wszystko jasne – zaśmiała się Rose.
- Tak – zgodziłam się z nią, podchodząc do fotela i siadając na nim. - Zatem przejdźmy do konkretów. - powiedziałam, z szerokim uśmiechem.
- Jace zostaje naszym kierowcą – zaczął Jasper, siedzący naprzeciwko naszych gości razem z Jacobem. Rose stała tyłem do wszystkich i patrzyła na to co się dzieje w klubie. - Dobrze jeździsz, jeśli Baby lub Ab's zechcą i będą mieli trochę czasu to pomogą ci w całej reszcie. Na koniec będziesz świetnym kierowcą, to już mogę ci obiecać – powiedział puszczając mu oczko.
- A co z nami? - zapytała spokojnie już teraz Sara.
- Dla was mamy inne specjalne zadanie – odezwała się Rose. - Z wami popracuje Virs i we wszystko was wprowadzi.- zakończyła swoją krótka wypowiedz. Widziałam po minie Sary, że nie jest zadowolona z takiej odpowiedzi. A skoro mieliśmy razem pracować , nasze stosunku musiały się poprawić. Dlatego teraz to jasie odezwałam.
- Będziecie naszymi szpiegami. - Sara spojrzała na mnie pytająco. Więc postanowiłam powiedzieć już wszystko. Zgodzili się być nam lojalni, a poza tym wcześniej czy później musieli się dowiedzieć wszystkiego, mieli zostać jednymi z najbardziej zaufanych ludzi w naszym małym gangu. Na tą myśl uśmiechałam się sama do siebie. - Aro dał nam zadanie do wykonania, lecz wcześniej nie powiedział nam o jednej bardzo istotnej sprawie, dlatego teraz jesteśmy w stanie.... wojny między gangami – tego słowa używałam, raczej do tego, żeby określić zespoły ścigające się w mieście. Wszyscy wiedzieliśmy, że tak naprawdę nie tworzymy żadnego gangu, nie bawiliśmy się w tego typu rzeczy. - O was nikt nie będzie wiedział, a już na pewno Aro. Będziecie dla nas pracować, ale będzie to potajemna praca. Nie wiadomo jak potoczą się sprawy związane z Arem i naszym zadaniem, dlatego musimy się zabezpieczyć w razie przegranej. I właśnie od tego jesteście wy. - powiedziałam wskazując na nie. - Będziecie nam załatwiać wszystkie potrzebne nam rzeczy, samochody, pieniądze z banków, założycie nowe konto w innym stanie, kupicie dom i znajdziecie nam prace. Będziemy prowadzić podwójne życie, lecz takie które nie będzie się rzucało w oczy. Tutaj jesteśmy ważni, w nowym stanie w razie przegranej lub jakichś komplikacji potrzebna nam będzie nowa tożsamość. Lecz teraz jesteście tylko od tego, żeby nauczyć się sprawnej obsługi komputera, a mówiąc sprawnej obsługi mam na myśli to, ze będziecie specjalistkami w tej dziedzinie. Wszystkiego nauczy was Virs, oczywiście same też będziecie musiały się wykazać. - zakończyłam.
- Wszystko ładnie, ale co będzie jeśli wy przegracie i wyjedziecie? Co będzie z nami? - zapytała Sara.
- Nie zostawimy was na lodzie. Jesteście a właściwie to będziecie najbardziej zaufanymi ludźmi w naszej paczce. Zapewnimy wam spokój i bezpieczeństwo w razie komplikacji. - powiedział Jasper.
- Skąd weźmiecie na to wszystko pieniądze? - zapytała Clary. Zaśmiałam się głośno słysząc to pytanie.
- Tym się nie przejmuj – powiedziałam, nadal się śmiejąc. - Kasy nam nie brakuje, a poza tym wy też będziecie zarabiać. - dodałam uspokajając się trochę.
- Od kiedy mamy dla was pracować? - zapytał Jace.
- Od teraz – powiedziałam przybierając poważny wyraz twarzy. - Jesteście nam potrzebni już teraz. Zanosi się na niezłą jadkę dzisiaj wieczorem. - na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech, wyobrażając sobie dzisiejsze starcie.
- Jakie macie samochody? - zapytał Jacob, pierwszy raz odzywając się przy naszych gościach.
- Dobre – powiedziała z uśmiechem Sara. Pierwszy raz widziałam, żeby się uśmiechnęła.
- Wolałbym sprawdzić jak dobre są. - przekomarzał się z nią Jake. Taka atmosfera mi się podobała. Zaśmiałam się z ich wymiany zdań. - To, ze nie będziecie się ścigać, nie oznacza, ze nie będą wam potrzebne szybkie samochody. - dodał patrząc znacząco, na dziewczynę.
- Będziesz mógł je sprawdzić – odparła Sara z zadziornym uśmiechem. Tyle pracy a im się zachciało flirtować. Och matko.....
- Jace twój samochód pójdzie do małej przeróbki, już wiemy czym jeździsz – powiedział Jake, puszczając mu oczko.
- Skoro mamy dla was pracować, wolałabym wiedzieć, co to za zadanie, które dał wam Aro i o co poszło, ze jesteście w stanie wojennym z nim. - powiedziała Clary.
- Chyba i tak będziecie musieli się tego dowiedzieć. - westchnęłam. - Kilka dni temu, Aro wezwał nas do siebie, najpierw chwalił, a potem przedstawił nasze zadanie..... - zaczęłam. Opowiedzieliśmy im o wydarzeniach z ostatnich kilku dni i zabraliśmy się do pracy.
[link widoczny dla zalogowanych]
Jacob, Rose i Jace pojechali do warsztatu, gdzie mieli sprawdzić samochody. A ja i Jasper zostaliśmy w klubie z dziewczynami, by dowiedziały się na czym będzie polegała ich praca. Chciałam zrobić z nich speców od komputerów, które będą mogły włamać się do każdego systemu w razie potrzeby, wiadomo, że od razu świetne nie będą, lecz Sara miło mnie zaskoczyła swoimi umiejętnościami. Dziewczyna siedziała chyba w podobnych rzeczach, bo z nielegalnymi programami i wejściami nie miała dużych problemów, za to Clary potrafiła już teraz dojść do przeróżnych informacji. Zaskoczony był również Jasper, tak więc okazało się, że aż tak dużo pracy nie ma z dziewczynami.
Z każdą godziną atmosfera robiła się coraz bardziej napięta, ja nie wiedziałam czego się spodziewać, bo nie miałam żadnych informacji od Alexa. Coraz częściej zastanawiałam się nad tym, aby wziąć go do naszej paczki. Przeciągnąć na naszą stronę, lecz narazie nie miałam kompletnie pojęcia.
Prace szły szybko, dziewczyny miały już zostać do końca dnia w klubie, Ang miała je oprowadzić po zamknięciu baru. Tylko Angela wiedziała, że dziewczyny będą przez cały czas w klubie, lecz tylko dzisiaj tak było. Z czasem będę musiała im znaleźć jakieś pomieszczenie, o którym wiedzielibyśmy tylko my. Nie oszukujmy się robi się coraz bardziej nie bezpiecznie, nie jestem pewna do czego jest zdolny Aro, ani jego ludzie. Mimo wszystko zdenerwowałam go poprzedniego wieczoru, skoro zaraz dzwonił do Alexa.
Nie miałam także na razie żadnych informacji od Maxa, nie wiedziałam ilu ludzi udało mu się zebrać, lecz musiałam się tego dowiedzieć. Dlatego wyszłam z mojego biura i poszłam do pomieszczenia obok, gdzie swoje lokum miała Rose. Jej biuro było mieszaniną jasnych i ciemnych kolorów, co dodawało tajemniczości. Ściany były koloru szarego, z wyraźnymi akcentami białych dodatków. Kanapa oraz fotele były koloru białego. Naprzeciwko drzwi stało biurko, na którym była sterta papierów. Pod ścianą stał regał z segregatorami, w których znajdowały się wszystkie papiery. Była także duża wieża, a obok kolekcja najlepszych remixów, które tak uwielbiała Rose. To pomieszczenie także było dźwiękoszczelne. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i znalazłam w kontaktach numer do Maxa. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Tak Drifty? - zapytał. - Stało się coś?
- Hej! - przywitałam się. - Nic się nie stało chciałam tylko zapytać, jak ci idzie załatwianie ludzi na wieczór. Muszę wiedzieć na czym stoję. - wyjaśniłam.
- Ach tak. No to cie zaskoczę, bo nie masz się o co martwić, wszystko już załatwione, będziesz miała ludzi o dwudziestej u siebie w klubie. Sama się zdziwisz jak zobaczysz ilu jest po twojej stronie. - zaśmiał się.
- Dzięki. - powiedziałam, spokojniej. - Będę czekała na was w klubie. [a. - zakończyłam rozmowę i wykręciłam kolejny numer.
- Alex? Możemy się spotkać za 15 minut? - wypaliłam, gdy odebrał.

*******************************

[link widoczny dla zalogowanych]
Siedziałam w swoim Porsche które jechało już grubo ponad sto pięćdziesiąt na godzinę. Nareszcie czułam się tak jak na początku wolna, niezależna, i niezwyciężona. Spojrzałam w wsteczne lusterko i dostrzegłam za mną cztery samochody, jadące w idealnych odstępach. Za mną jechał po prawej Jasper swoim Nissanem, po jego przeciwnej stronie znajdowała się Rose, w swoim czerwonym cudeńku, a za nią Jacob swoim Mercem. Obok niego Jace, który prowadził chabrową Mazdę RX – 8. Jego maksymalna prędkość to tylko 235 km/h, przyspieszenie do 100 km w 6.40 sekundy. Zdecydowanie nie dla mnie, może na początku, ale już nie teraz. Będziemy musieli się zająć samochodami dla naszych nowych pracowników, bo daleko na nich nie zajadą.
Jechaliśmy na wielkie starcie z Arem, który planował nas zaskoczyć, co jednak mu się nie uda, bo mam dla niego kilka niespodzianek, które prędzej czy później będą idealnym prezentem dla naszego szefunia.
Obrzeża miasta, ulice niemalże nie oświetlone, gdzie nie gdzie świeciła się lampa, która już dawno powinna przejść na emeryturę. A w tych ciemnościach my, w naszych samochodach, które zwiększały swoje obroty i pędziły na przód.
Zbliżaliśmy się do miejsca, w którym mieli się zebrać ludzie Ara. Dzięki naszemu informatorowi, teraz jestem, ze wszystkim na bieżąco.
Wszystko idzie zgodnie z planem. Ostatni zakręt i zmniejszam prędkość, za mną na stare opuszczone wysypisko wjeżdża Jasper, a za nim Rose i chłopaki, samochody powoli jadą na przód.
- Wyłączcie światła. - zarządziłam. Spoglądając w boczne lusterka, i obserwując samochody za mną. Po kolei wszyscy wyłączyli światła.
Teraz tylko czekaliśmy na odpowiedni moment, aby wkroczyć do akcji, widziałam już przez szybę, że jest wiele samochodów, które czekają tylko na niego. Staliśmy za stertą starych, zniszczonych i bezużytecznych już samochodów i innych sprzętów, co dawało nam doskonałą kryjówkę, z której my widzieliśmy wszystko, lecz wątpię, żeby nas ktoś dojrzał. Wjechaliśmy drugą, bramą która nie była używana często, więc nie było ryzyka , że ktoś nas tu zobaczy. Pomimo późnej pory, na niebie wisiała już pełna tarcza księżyca która oświetlała zebranych. Po 2 minutach bezczynnego siedzenia w milczeniu przyjechał swoim autkiem i zaparkował w środku tego zbiegowiska.
Czekaliśmy tylko na to aż wysiądzie z samochodu i odejdzie kawałek, by wszystkim powiedzieć po co się zebrali. Gdy drzwi samochodu zamknęły się za nim, podszedł do niego Alex i zaczął z nim rozmawiać.
- A ten co tu robi? - zapytała wkurzona Rose.
- Pracuje dla niego, to chyba normalne, że jest z nim. W końcu Alex był jego prawa, ręka, przede mną. - odpowiedziałam spokojnie.
- I ty o tym mówisz tak spokojnie? - oburzyła się.
- A co ku*** mam go wykastrować i kazać przyłączyć się do nas? - zapytałam sceptycznie.
- No nie, ale.... - zaczęła, ale przerwałam jej w pół zdania.
- Cicho, coś się dzieje, chyba możemy już wkroczyć do akcji. - powiedziałam, z szerokim uśmiechem na ustach.
Aro szedł z Alex'em bliżej zgromadzonych, a tym samym oddalał się od samochodu, a o to mi chodziło. Aro nie wyglądał na zdenerwowanego, ani nawet podejrzliwego, przechodził się po wysypisku jak król po zamku.
- Wjeżdżamy! To ma być ostre wejście! - powiedziałam dobitnie, śmiejąc się. Lubiłam robić wiele szumu wokół siebie, wielkie wejście nowej szefowej.
Odpaliłam silnik samochodu i włączyłam światła, w ślad za mną poszły pozostałe cztery samochody. Podkręciłam obroty silnika na maxa i ruszyłam z miejsca. Wskazówka licznika doszła do setki po przejechaniu 30 metrów. Potem już tylko zaciągnęłam ręczny i weszłam ostro w zakręt, za mną taki sam popis dały kolejne cztery samochody. Co cholernie mi się spodobało. Dopilnowałam, żeby okręciło mnie o 90 stopni i jechałam prosto na Ara, który właśnie zbierał szczenę z ziemi. Zahamowałam ostro tuż przed nim, a chmura kurzu pojawiła się za moim samochodem, który aktualnie był niewidoczny. Wysiadłam z niego nie śpiesząc się, najpierw wystawiłam nagę, z wysoką szpilką. Miałam na sobie czarne leginsy, opinające moje nogi, białą bokserkę, oraz skórzaną kurtkę, która przylegała do mojego ciała. Idealny strój na akcje.
- Och Aro! - powiedziałam, zatrzaskując za sobą drzwi samochodu. - Jak miło cie znowu widzieć. - uśmiechałam się słodko. Słyszałam jak za mną, zamykają się drzwi samochodów moich przyjaciół. - Nasze ostatnie spotkanie nie należało do najmilszych. - dodałam, unosząc do góry brew.
- Co ty tu robisz? - zapytał zaskoczony.
- Bardzo ciekawe pytanie. - zaśmiałam się. - Jest mi bardzo przykro, ze nie zostaliśmy zaproszeni na... - spojrzałam na wszystkich lustrując całe zajście. - zjazd wielkiej „rodziny” Ara. Doprawdy bardzo mnie zawiodłeś. Jako twoja prawa ręka, powinnam chyba wiedzieć o takich spotkaniach. No chyba, że coś przede mną ukrywasz? - zapytałam, patrząc mu prosto w oczy.
- Och Drifty, skarbie – zaczął Aro.
- Po pierwsze to nie jestem twoim skarbem skurwielu, a po drugie to chyba ci wczoraj coś powiedziałam, czyż nie? - zapytałam zirytowana.
- I co ty możesz mi zrobić? - zaśmiał mi się prosto w oczy. - Zobacz ilu ludzi jest ze mną, a ty... - popatrzył na moich przyjaciół stojących za mną. - myślisz, że zrobisz mi coś, z czworgiem usłużnych piesków, które słuchają twoich pleceń i są na każde twoje skinienie – teraz to się wk***iłam, zaciągnęłam głęboko powietrza, aby trochę się uspokoić, lecz to nic nie dało.
Nagle za moimi plecami usłyszałam warkot silników i byłam pewna, że nie było ich tylko dziesięć czy piętnaście. Ryk jaki robiły nadjeżdżające samochody, był niemal nie do wytrzymania, lecz na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Odwróciłam się tyłem do Ara i spojrzałam na nieprzeradzające samochody. Jeden za drugim za naszymi samochodami ustawiały się sportowe wozy, szybkie i tuningowane. Z pierwszego z nich wysiadł Max z szerokim uśmiechem, puszczając mi oczko. Nie czekając aż wszystkie samochody zaparkują, odwróciłam się przodem do tej gnidy i zaśmiałam mu się w twarz. Teraz przewyższałam go liczbą ludzi i teraz to on stał osłupiały, patrząc na wszystkich zgromadzonych, za moimi plecami.
- Chyba masz problem – powiedziałam z pogardą. Na moje słowa rozległ się śmiech Jacoba. Tak ten to potrafi, rozładować każde napięcie. - Teraz ty popatrz ile ludzi jest ze mną. Twoje barany nie dadzą nam rady, nie oszukujmy się. Jesteś skończony. I dobrze wiedziałeś, że dowiem się o wszystkim, ostrzegałam, a jednak nie posłuchałeś. Teraz wiesz, że ze mną nie wygrasz, nie masz szans. - wyśmiałam go przy wszystkich.
Aro stał, nie odzywając się. Podeszłam do niego bliżej i nachyliłam się nad jego uchem, kładąc rękę na jego ramieniu.
- Pamiętasz jaka była umowa? - wyszeptałam mu do ucha. - Nie wywiązałeś się z niej, co gorsza, planowałeś napad na mnie i moich przyjaciół. Zrobiłam ci coś złego? - zapytałam niewinnie, odsuwając się od niego. - Przecież byłam miła. - kontynuowałam, nie doczekawszy się z jego strony żadnej reakcji. Przechodziłam się wokoło niego, nie zdejmując z niego mojej ręki. - To ty okazałeś się świnią – powiedziałam już głośniej. - Ścigałam się w twoim zespole, miałeś jednego z najlepszych kierowców, w całym LA. I co, wszystko spieprzyłeś! - powiedziałam głośniej. - Jak wiesz dotrzymuje obietnic. - mówiąc to wyciągnęłam spluwę. Tym razem wszystko miałam już ustalone i przemyślane, wiedziałam jak postąpić i wiedziałam także to, że nikt nie będzie mnie już opierdalał za moje postępowanie. Gdy ludzie Ara zobaczyli, ze mierze w ich szefa także wyciągnęli broń. Robiło się gorąco, ale tego mogłam się spodziewać. Byłam na to przygotowana. Kiwnęłam na Jaspera i pozostałych, wszyscy jak na komendę wyciągnęli broń.
Nikt się nie ruszył, wszyscy czekali na ruch z mojej strony, którego nie miałam zamiaru zrobić pierwsza, chodziło mi tylko o Ara, chciałam żeby reszcie moich (bo teraz już mogłam tak mówić) ludzi nie stała się krzywda.
- Mamy kilka spraw do obgadania. - powiedziałam do mojego „szefunia”. - Na osobności. – dodałam znacząco. W tym momencie na wysypisko przyjechały jeszcze jakieś samochody. Nie widziałam ich, tylko słyszałam ryk silników. Spojrzałam na Maxa pytająco. Jednak ten tylko wzruszył ramionami. A potem swój wzrok przeniosłam na Jaspera, który był tak samo zaskoczony jak ja. Mieliśmy nieproszonych gości, którzy teraz nam tylko przeszkadzali.
- Schować broń! - krzyknęłam, na tyle głośno, by wszyscy mnie usłyszeli. - Każ swoim ludziom zrobić to samo – powiedziałam ostro zwracając się do Ara.
- Róbcie co wam każe. - powiedział głośno, patrząc na swoich ludzi. .
- Jeśli wykręcisz mi teraz jakiś numer to zabije cie! - syknęłam, groźnie.
Samochody jechały od strony głównej bramy, czyli na pewno nie widzieli co tutaj się dzieje. Zawsze można powiedzieć, że mamy mały wyścig i dlatego wszyscy się tutaj zebraliśmy. Pierwszy na plac wjechał czarny Chevrolet Corvette ZS1, z przyciemnianymi szybami. Zaraz za nim wjechało niebieskie BMW M6-hurricane, za którego kierownica siedziała postawny mężczyzna. Po nim wjechało jeszcze jedno auto. Zielony Jaguar XKR. Wszystkie zaparkowały obok siebie, a z pierwszego z nich wysiadł mężczyzna o miedzianych, nieułożonych włosach. Zaraz za nim z samochodów wysiedli pozostali. Na czele szedł oczywiście Jumper.
- Nie złe zagranie. - szepnęłam Arowi na ucho, z podziwem w głosie. - Nie wiedziałam, że z wrogiem się zaprzyjaźnisz, żeby mnie zniszczyć. - dodałam gorzko.
- Ja go tu nie wzywałem. Nie kontaktowałem się z nim. - odpowiedział, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
- No proszę, proszę co za spotkanie – zaśmiał się Jumper podchodząc bliżej. Przyjrzałam się dwóm pozostałym mężczyznom idących za nim. Obydwaj byli wczorajszej nocy w moim klubie i tak jak ich szef dostali porządnie w pierdol.
- Widzę, że mamusia nie nauczyła cie nie wpierdalać się w sprawy innych. - powiedziałam chłodno, patrząc mu w oczy, które miały szmaragdowy kolor. Coś w nim było pociągającego, a zarazem ostrzegawczego. - Wczorajsza nauczka, jak widać także nic nie pomogła – zaśmiałam się, patrząc się znacząco na jego limo pod prawym okiem.
- Skoro mowa o nauczkach, to tobie też by się przydała. Rządzisz się nie na własnej dzielnicy. - powiedział wkurzony. - Ale widzę, ze w czymś przeszkodziłem – dodał ze złośliwym uśmiechem. On chyba miał rozdwojenie jaźni, w jednej chwili był wkurwiony, a w następnej już się uśmiechał. Zdecydowanie było z nim coś nie tak.
- Tak, przeszkodziłeś, więc wypierdalaj! - powiedziałam głośno.
- A jednak zostanę jeszcze, żeby podziwiać widoki. - odparł zadziornie. Słyszałam jak za moimi plecami ktoś się gwałtownie poruszył. - Oj ktoś tu jest zazdrosny. - zaśmiał się.
- Żebyś wiedział... – powiedział Jasper podchodząc do mnie. - jest o co! - spojrzał na mnie, a potem na Jumpera, wyraźnie wkurzony. Zielonooki lustrował mnie wzrokiem z góry na dół, zatrzymując się na niektórych partiach mojego ciała.
- Czy mógłbyś się nie ślinić na mój widok? - zapytałam słodko. Za moimi plecami usłyszałam tubalny śmiech Jacoba, oraz Jaca. Jumper zamrugał kilka razy i zmierzył mnie ostro wzrokiem.
- Przyznam, że widok jest całkiem, całkiem. - odpowiedział, łobuzerko się uśmiechając. - Ale wole swoją kobietę. - dodał złośliwie. W tym momencie wpadłam na pewien pomysł, który mógł się nie spodobać Jasperowi. Musiałam spróbować.
- Nie denerwuj się kochanie – powiedziałam Jazzowi. - Tylko go wypróbuje, skoro jest taki pewien siebie. - powiedziałam cicho tak, żeby tylko on mógł mnie usłyszeć. Puściłam mu oczko, a on kiwnął lekko głową. - Założymy się? - zapytałam już głośniej, unosząc prowokacyjnie brew do góry.
Podeszłam powoli do niego i położyłam rękę na jego klatce piersiowej, która była dobrze zbudowana. Popchnęłam go delikatnie do tyłu, pokazując tym samym to kto tu rządzi.
- Wiesz? - powiedziałam cicho. - Żaden mężczyzna nie jest w stanie mi się oprzeć, a już na pewno ty. - dodałam zadziornie, przysuwając się do niego, lecz nadal utrzymując dystans. Jego oddech przyspieszył, a oczy wwiercały się w mnie. Mogłabym przysiądź, że jego fiut stoi już na baczność.
Nagle odsunęłam się od niego i szybko podeszłam do Jaspera, po czym wpiłam się w jego usta. Zaskoczony moim zachowaniem, nie wiedział na początku co ma zrobić, lecz szybko odwzajemnił pocałunek, jednocześnie go pogłębiając. Wokoło nas słychać było gwizd zadowolenia. Oderwałam się od Jazza z figlarnym uśmiechem i odwróciłam przodem do Jumpera, który patrzył się na mnie osłupiały.
- Koniec przedstawienia – powiedziałam głośno. - Wypierdalaj, mam sprawę do załatwienia. - dodałam ostro.
- Podobasz mi się taka ostra. - powiedział, gdy już otrząsnął się z szoku. Za mną Jazz postawił krok do przodu, lecz go zatrzymałam, napierając na niego plecami.
- Nie pier***e tyle..., - powiedziałam już, wkurwiona. - tylko bierz swoja szanowna dupę i wyjazd stąd! - irytował mnie i to bardzo. Nie wiedziałam jak długo wytrzymam. Ten idiota, marnował mój czas.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bloody Night
Człowiek



Dołączył: 23 Paź 2010
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:56, 19 Gru 2010 Powrót do góry

No to ja na samym początku wyjadę z przeprosinami dla autorki tego FF, przepraszam, ze nie skomentowałam poprzedniego rozdziału(10) chociaż obiecywałam, ale miałam zanik weny do komentowania. Dlatego napisze dziś co sądzę o tych dwóch rozdziałach dziesiątym i jedenastym.
Rozdział 10.
Jak czytałam ten rozdziało to szczękę miałam co najmniej 20 razy na podłodze. Czytając każdy linijkę tego rozdziału byłam coraz to bardziej zdziwiona. Zaskoczyło mnie to jaka Bella była pewna siebie gdy tak stała przed Aro, ale cóż adrenalina i złość nie zrobią z człowiekiem.Jej zachowanie wobec Ara, ta zagrywka z bronią to wręcz przeszła moje wszelkie oczekiwania i zaskoczyłaś mnie tym Co do tej sceny z Alexem i jego kochaną to mnie zaskoczyłaś, myślałam, ze jak będziesz opisywała sceny erotyczne to tylko z Bella i Jasperem.Cały rozdział dziesiąty tak jak wszystkie bardzo mi sie podobał i no wszystko było w nim jak najbardziej okej.

Rozdział 11.
Dzięki takiej rzeczy jak chomik przeczytałam ten rozdział parę minut przed tym jak autorka wrzuciła go na chomika.Nie no ten rozdział to był cud, miód i cukiereczki.Bella-ah ta Bella jak zawsze opanowana(no może nie zawsze), przebiegła i wredna(ale tylko dla wrogów).Bardzo mi się spodobała rozmowa Bella i jej przyjaciółmi.A to jak zamotała Jumpera nie to było superowskie.Nie ale to jak Drifty, Baby, i chłopaki wjechali to było takie wejście, że hoho.A mina Ara, wyobraziłam ja sobie na podstawie tego jak ją opisywałaś i się zaczęłam śmiać-dosłownie.
No dobra nie bedę się tutaj jakoś specjalnie rozpisywała bo ty wiesz, że ja twoje opowiadanie kocham.No i na konie życze naprawdę dużo weny do pisania kolejnych rozdziałów, które mam nadzieję będę jeszcze lepsze niż te które napisałas.

Pozdrawiam
Bloody night

PSsss.Bella będzie z Jasperem prawda?? Oby była bo mam już po dziurki w nosie tych opowiadań z Bella i Edziem-Pedziem.

____________________________________________________
Kocham to nie słowa lecz zdanie bo "Ko" odejdzie "Cham" pozostanie

http://www.twilightseries.fora.pl/strefa-poety,86/cierpieniem-pisane-tworczosc-bloody-night,7899.html
Zapraszam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
truska93
Człowiek



Dołączył: 06 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tam, gdzie mieszkają komary giganty...

PostWysłany: Nie 19:21, 19 Gru 2010 Powrót do góry

No moja droga, rozdział Ci wyszedł luks:D:D
Od samego początku działo się i dopiero zakończyło na końcu. Ale nie mogłaś zakończyć rozdziału w inny sposób?? No teraz to nie będę sypiać po nocach:P:P:D
Nie no żartuje.
Jak już wcześniej podkreśliłam, podoba mi się zadziorna Bella w Twoim ff. W tym rozdziale znów mi zaimponowała. Najpierw otwarcie wyjaśniła przyjaciołom co i jak, potrafiła wszystko przemyśleć:D Pod koniec wjazd na spotkanie Ara był ekstra:D:D Nieźle to ukuli:D Mina Ara: bezcenna:D
No i zachowanie Belli, kiedy Jumper przyjechał:) Haha niezła:D
Co ja mogę jeszcze dodać?
Ah, Jacob. Jak nigdzie go lubię. W całej sadze jak i w innych ff nie darzyłam go sympatią, ale tutaj, w KOTS nie da się go nie lubić:D Jest taki spontaniczny, pełen poczucia humoru. A co więcej: potrafi się ścigać:D:D:D

No to kochana, życze dużo weny, baaardzo dużo czasu no i mam nadzieję, że nowy rozdział będzie równie ciekawy jak pozostałe:D No i będę trzymac kciuki, żebys napisała go jak najszybciej:)
Trzymaj się kochana i wiedz, ze uwielbiam KOTS:)
Ave wena;***************


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez truska93 dnia Nie 19:24, 19 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Imm93
Człowiek



Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Moon xD

PostWysłany: Sob 0:40, 19 Lut 2011 Powrót do góry

Witam!! Wink
Po długiej, przerwie a właściwie to wakacjach wracam z nowym, świeżym rozdziałem , który mam nadzieje, wam sie spodoba Wink
Chce jeszcze podziekować Jadzi i Eli za wsparcie przy tym rozdziale ;*
Bez nich nie powstałoby nic, wiec tym bardziej dziekuje :*

A tak przy okazji :P
To powaliła mnie ilość komentarzy :P
Ale i tak dziekuje za nie, lepsze to niż nic Wink
Mam nadzieje, ze są jeszcze osoby, które chcą to czytać i komentować Wink
Nie przedłużajac zaczynamy :D
Miłej lektury Wink

Rozdział 12
Beta: Sarabi :*

[link widoczny dla zalogowanych]

Na około panowała ciemność, rozjaśniona tylko delikatnym blaskiem księżyca, który wisiał wysoko na niebie. Na dużym wysypisku ustawiono wyścigowe samochody, niektóre reflektory rozświetlały mrok, inne zostały zgaszone. W środku tego zbiegowiska stała młoda dziewczyna, opierając się plecami o wysokiego blondyna. Naprzeciwko niej znajdowało się trzech mężczyzn, jeden z nich, szef pozostałych, był blisko niej. Otaczało ich wielu ludzi podzielonych na dwie grupy, większa stała za dziewczyną, a druga zaś za niskim mężczyzną o czarnych włosach, ustawionym z boku całego zajścia.

Patrzyłam Jumperowi prosto w oczy, chcąc żeby siła mojego spojrzenia zmusiła go do odjazdu. Jednak tak się nie stało, on stał naprzeciwko mnie z uśmiechem czającym się w kącikach ust. Moje opanowanie było na wyczerpaniu, a miałam jeszcze tyle do załatwienia. Nie mogłam ruszyć dalej i przystąpić do działania, bo on na wszystko patrzył. Nie mógł się dowiedzieć o tym, że zwróciłam się przeciwko Arowi, a jego „kariera” jest zagrożona. Musiałam postępować rozważnie i wszystko starannie przemyśleć.
- Wypierdalaj stąd – warknęłam. Chciałam dać krok do przodu, ale Jasper mnie zatrzymał.
- Spokojnie – szepnął mi do ucha.
- Chyba ktoś się bardzo zdenerwował – zaszydził Jumper.
- Jestem bardzo cierpliwa – zwróciłam się do niego słodko, oddychając głęboko. Chciał mnie sprowokować, nie mogłam do tego dopuścić. – Lecz tylko do czasu – dodałam lodowatym głosem. Na twarzy mojego wroga pojawiło się zaskoczenie, wpatrywał się we mnie dziwnym wzrokiem, po czym dał znak jednemu ze swoich ludzi.
Nie wiedziałam, co się dzieje. Co on do cholery planował? Wielki, dobrze zbudowany mężczyzna o ciemnych włosach, odszedł na moment i odwrócił się do nas plecami. Stał w cieniu i nie mogłam zobaczyć co robi. Wpatrywałam się w Jumpera pytającym wzrokiem, jednak jedyną reakcją na moje spojrzenie, był jego głośny śmiech.
- Czas na lekcje, z której powinnaś wyciągnąć wnioski. Ze mną się nie zadziera – powiedział ostro. W oddali usłyszałam syreny, które były coraz bliżej. – Powodzenia sexy lady, tylko uważaj na siebie. Szkoda byłoby takiej ślicznej buźki – dodał, odwracając się do mnie tyłem. Jak on do mnie powiedział! Nagle dotarł do mnie coś innego. Już wiedziałam, o co chodzi, a w tym samym momencie Jasper także domyślił się wszystkiego.
- Psy! Spierdalamy! – krzyknęłam na tyle głośno, by każdy mnie usłyszał. Odwróciłam się i spojrzałam przez ramię.
- To jeszcze nie koniec - powiedział Jumper i posłał mi figlarny uśmiech zanim wsiadł do samochodu. Pokazałam mu środkowy palec i odwróciłam się twarzą do Jazza.
– Bierz Ara – rzuciłam do Jaspera. Kiwnął głową i pobiegł do niego. Na około zapanował chaos, każdy biegł do swojego samochodu, by jak najszybciej odjechać ze złomowiska.
- Nigdzie z tobą nie idę. – Usłyszałam głos Ara, gdy szłam już do swojego auta. Spojrzałam na niego twardym wzrokiem, lecz na mojej twarzy igrał mały uśmiech. Jasper ciągnął go za sobą, idąc do swojego pojazdu, a ten wyrywał się i krzyczał.
- Pójdziesz, bo inaczej psy będą zbierać stąd twoje zwłoki – syknął wściekle mój chłopak. Wrzucił go na tylne siedzenia i usiadł za kierownicą.
Ja już siedziałam w swoim samochodzie, czekając aż wszyscy zaczną wyjeżdżać. Ludzie szybko opuszczali wysypisko. Spojrzałam na Jaspera i kiwnęłam głową. Ruszył pierwszy, a spod jego kół sypał się żwir. Do mnie należał popisowy numer, czekałam aż psy pojawią się na wysypisku, by ich wyśmiać i zakpić z nich. Dla mnie nie liczy się prawo, po za tym, które sama ustanawiam. Przejmuję po części władzę, niech się przyzwyczajają. Na wysypisko wjechał pierwszy radiowóz, odpaliłam silnik i włączyłam światła. Ruszyłam, jednak przede mną nagle, pojawił się znikąd białe audi. W środku siedział wysoki mężczyzna, który blokował mi wyjazd. Na miejsce spotkania wjeżdżało coraz więcej psów.
- Bella, gdzie jesteś? – usłyszałam w słuchawce głos Jaspera.
- Yyy… mam mały problem- powiedziałam wściekła. Próbowałam wycofać i wyjechać, ale za każdym razem ten skurwiel mnie blokował.
- Co się dzieje? – zapytał, jak zawsze spokojnie Jazz.
- Nic, zaraz do was dojadę – odparłam, lecz gdy się cofałam odcinałam sobie tym samym drogę ucieczki.
Usłyszałam jak jakiś samochód wjeżdża drugim wjazdem na wysypisko. To był Jacob, który jechał w moją stronę z zawrotną szybkością. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że pierwszy z radiowozów także jechał w moją stronę. Jake gwałtownie skręcił i wyhamował obok białego audi, szybko wysiadł i wyciągnął tego skurwiela z auta i przypierdolił mu prosto w nos. Tamten się zachwiał, jednak szybko odzyskał równowagę i ruszył na Jake’a. W odpowiedzi dostał jeszcze raz w twarz, tym razem cios był tak silny, że upadł na ziemię, a z jego nosa zaczęła lecieć krew. Przyjaciel jednak na tym nie skończył - zaczął go kopać w brzuch.
- Jacob! – krzyknęłam, odwrócił się do mnie i posłał swój szeroki uśmiech.
- Już, już. Nawet człowiek nie może się zabawić – odpowiedział, wywracając oczami. Zaśmiałam się głośno. – Jedź! – dodał, poważniejąc.
- Wsiadaj do samochodu! – krzyknęłam w odpowiedzi, on jak na zawołanie siedział już za kierownicą, czekając aż wyjadę z wysypiska.
- Jedź! – powtórzył dobitnie.
Ruszyłam do tyłu i zaciągnęłam ręczny, samochodem zarzuciło, po czym ruszyłam gwałtownie do przodu. Spojrzałam w tylnie lusterko, sprawdzając, czy Jake jedzie za mną. Jednak on urządził sobie zabawę. Ruszył do przodu na radiowóz, potem w ostatniej chwili skręcił i zaciągnął ręczny, obróciło go o dwieście siedemdziesiąt stopni. Wokoło pojawił się kurz, który utrudniał widoczność. Wykorzystując to ruszył za mną w stronę wyjazdu. Wyjechałam szybko z wysypiska i ostro skręciłam w lewo. Za mną w bramie pojawił się Jacob, jednak już nie zdążył odjechać, bo drogę ucieczki zajechał mu terenowy radiowóz. Za mną podążał kolejny.
- Uciekaj! – Usłyszałam w słuchawce głos kumpla.
- A ty? – zapytałam, powinnam go uratować tak jak on to zrobił dla mnie, jednak wokoło było za dużo psów.
- Poradzę sobie, a jeśli nie, to wiesz gdzie jest psiarnia – dodał wesoło.
- Czy ty nigdy nie jesteś poważny? – zapytałam sceptycznie.
- Jak widać, nie. – W jego głosie słychać było śmiech.
- Wrócę po ciebie – obiecała, dociskając pedał gazu.
- Tylko szybko, bo mam uczulenie na „psy” – odparł niby poważnie. Wybuchłam śmiechem, jednak nie zwolniłam.
Teraz musiałam pozbyć się ogona. Mknęłam ciemnymi ulicami, zostawiając za sobą Jacoba, którego otoczyli policjanci. Sprzęgło, zmiana biegu i gaz. Na liczniku miałam już ponad dwieście na godzinę, a wskazówka nadal przechylała się w prawo. Myślałam o tym wszystkim, co wydarzyło się dzisiejszego wieczoru i jedna rzecz nie dawała mi spokoju - skąd do ch*** Jumper wiedział, że będziemy wszyscy na złomowisku? I po co przyjechał, tak naprawdę? Nad tym wszystkim będę musiała się zastanowić potem, teraz bowiem za moim samochodem pojawił się kolejny terenowy radiowóz. Wyjechał z jakiejś uliczki, lecz na razie nie miałam się czym martwić, nie dogoni mnie. Jechałam tak szybko, że rozmazywały mi się obrazy po bokach, widziałam tylko to, co było przede mną. Skręciłam ostro w lewo i znalazłam się na ulicy, gdzie był większy ruch niż na poprzedniej. Musiałam zwolnić, lecz wskazówka licznika nie schodziła poniżej stu osiemdziesięciu na godzinę. Sprawnie wymijałam samochody, teraz już widziałam więcej szczegółów naokoło mnie. Gdy przejechałam na czerwonym świetle jakiś mężczyzna stał jak sparaliżowany, a jego wzrok spoczął w miejscu, w którym przed chwilą byłam. Uśmiechnęłam się do siebie, lecz moja radość nie trwała długo, tuż przede mną pojawił się kolejny samochód policyjny, jeden z tych szybszych. Skręcił w stronę, w którą aktualnie jechałam. Teraz miałam poważny problem, nie miałam na razie dokąd uciec, ponieważ nie było żadnej uliczki, w która mogłabym skręcić, a radiowóz jadący przede mną, zdążył rozwinąć podobną szybkość do mojej. Miałam dwa wyjścia: albo będę jechała dalej prosto, albo wycofam się i zrobię mały popis na jezdni. Drugi plan był ryzykowny, zważywszy na to, że wokół panował normalny ruch uliczny. Bez ryzyka nie ma zabawy – powiedziałam do siebie i wrzuciłam wsteczny. Spod moich kół wydobył się dym, na pewno zostanie tu po mnie ślad, zaśmiałam się w duchu. Patrząc tylko w boczne i przednie lusterka zaczęłam manewrować pomiędzy samochodami. I chyba troszeczkę przeliczyłam własne zdolności, bo mało brakowało, a „siedziałabym” na innym aucie. Jednak w ostatniej chwili skręciłam w prawo, w jedną z ulic. Pozbyłam się psów i teraz jechałam do klubu.

*******************

- Co się stało? – zapytała Rose, gdy tylko weszłam do swojego biura.
- Jacob siedzi w pudle – poinformowałam ją, siadając na fotelu. – Gdzie Jasper? – dodałam, patrząc na nią pytająco.
- Jak to siedzi w pudle? – zapytała zaskoczona i momentalnie stała przede mną. – A Jasper jest z Arem w moim biurze – dodała, wpatrując się we mnie. Zignorowałam jej spojrzenie, wstałam i podeszłam do biurka, na którym stał telefon.
- Ang, niech Max przyjdzie do mnie – powiedziałam i odłożyłam słuchawkę.
- Mów – zażądała blondynka, gdy tylko odwróciłam się do niej przodem.
- Czekałam, aż wszyscy wyjadą z wysypiska – zaczęłam, z powrotem opadając na fotel. – Miałam już jechać, gdy przede mną wyjechał jakiś samochód, zablokował mnie. Jacob usłyszał jak mówię o tym Jasperowi i przyjechał mi pomóc… - opowiedziałam jej o tym, jak Jake pobiła tamtego skurwiela i miał przy tym tyle zabawy. Uśmiechałam się na to wspomnienie. Gdy skończyłam do biura wszedł Max. Byłam mu wdzięczna za to, co dla mnie zrobił, skołował tylu ludzi, byłam pod wrażeniem.
- Dziękuje za to, że zebrałeś tych wszystkich ludzi – powiedziałam na wstępie z uśmiechem na ustach.
- Nie ma sprawy, szefowo. Odwzajemnił uśmiech. – W razie jakichkolwiek problemów lub czegoś, zawsze służę pomocą – dodał, a z jego twarzy nie schodziła zadowolona mina.
- Jeszcze raz dziękuję i będę pamiętała, na pewno jeszcze się przydasz. Póki co, idź do biura Rose i pilnuj Ara, nie spuszczaj z niego oka. My musimy załatwić jedną sprawę. – Kiwnął głową i już go nie było.
- Dobrze, że go zatrudniłaś – powiedziała Rose, patrząc na mnie uważnie. Do biura wszedł Jasper z poważną miną.
- Gdzie Jacob? – zapytał, siadając na oparciu mojego fotela.
- Siedzi w pudle – odpowiedziała za mnie Rose, uśmiechnęłam się do niej i zamknęłam oczy. W czasie gdy ona opowiadała o wszystkim Jasperowi, ja musiałam wymyślić sposób, żeby wobec Jake’a nie było żadnych podejrzeń.
Siedziałam wygodnie oparta, a moja głowa opadała na fotel. Miałam już dosyć dzisiejszego dnia, a jeszcze tyle spraw przed nami. Dopiero teraz zdawałam sobie sprawę z tego, jak dużo trzeba załatwiać, żeby się liczyć w tym świecie i jak trzeba być ostrożnym, by nic nie wyszło na jaw. Oficjalnie obydwie z Rose byłyśmy tylko właścicielkami tego klubu, zarządzałyśmy finansami, a klub przynosił nam duże zyski. Nieoficjalnie pięłam się po szczeblach ulicznej społeczności i byłam coraz wyżej. A im wyżej się jest, tym większe prawdopodobieństwo, że spadnie się, a zważywszy na to, jak wysoko już jesteśmy, byłaby to bardzo długa droga. Zamierzałam przejąć władzę, a raczej musiałam. Na razie nie widziałam innego wyjścia. Aro zdradził, chce się nas pozbyć, a ja nie mogę czekać z założonym rękoma na to, co przyniesie jutro. Mogłabym tak zrobić, gdyby chodziło tylko o mnie, chociaż nawet wtedy bym nie stchórzyła. Teraz miałam pod sobą więcej ludzi i nie mam na myśli moich przyjaciół, bo oni są równi, jesteśmy jak jedna wielka rodzina. Jest jeszcze Max, Clary, Sara i Jace oraz cała reszta, która przybyła dzisiaj na wysypisko. Opowiedzieli się za jedną ze stron, nie mogę teraz stchórzyć, choć nie chce też przejąć całej władzy, nie potrzebna mi ona, chcę mieć spokojne życie, które będzie miało swoje zawirowania w momentach, które sama sobie wyznaczę. wiem jednak, że tak się nie da. Muszę być rozsądna, moje decyzje musza być przemyślane, odpowiadam teraz nie tylko za siebie czy moich przyjaciół, są także inni, którzy czekają na mój ruch. Jednak to będzie musiało poczekać, bo teraz musiałam wyciągnąć Jacoba z więzienia, a co najważniejsze wiedziałam, jak to zrobić.
- Masz jakiś pomysł? – zapytał Jazz, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.
- Tak – odpowiedziałam z uśmiechem. – Muszę jechać do domu – dodałam, wstając z fotela. – Zobaczymy się tutaj za dwie godziny – oznajmiłam, całując Jazza delikatnie w usta.
- Ale…? – Nie zdążył dokończyć, bo zamknęłam za sobą drzwi.
- A! – wróciłam, przypominając sobie o naszym „więźniu”. – Zrób coś z Arem, dzisiaj już nie będziemy z nim rozmawiać. Zawieź do jakiegoś hotelu, zamknij w piwnicy, obojętnie, aby tylko nie zwiał – powiedziałam i już mnie nie było.
Wyszłam z klubu i ruszyłam w stronę samochodu. Wsiadłam do środka i z cichym kliknięciem zamknęłam drzwi. Odpaliłam silnik i wrzuciłam wsteczny. Wyjechała z parkingu i w świetle lamp pojechałam szybko do domu. Po pięciu minutach byłam na miejscu, wjechałam moim cudeńkiem do garażu, wiedząc, że dzisiaj już mi się nie przyda.
Po wejściu do domu swoje kroki od razu skierowałam do garderoby, by wybrać odpowiednie ubranie. Gdy grzebałam w mojej ogromnej szafie, zaczął dzwonić telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam Rose. Szybko odebrałam.
- Coś się stało? – zapytałam bez zbędnych miłych słów.
- Dzwonił Jacob z psiarni – powiedziała. – Wyznaczono kaucję, dwadzieścia tysięcy.
- To nie jest wielka suma – odparłam, przesuwając wieszaki w szafie. – Zajmę się tym, czekaj na mnie w biurze.– dodałam i rozłączyłam się.
Znalazłam czarną spódnicę z paskiem tego samego koloru*, który zapinało się pod biustem i białą bluzkę. Spódnica była krótka, ale nie za bardzo. Musiałam zrobić z siebie pociągającą kobietę biznesu. Wzięłam bieliznę oraz ubrania i poszłam do łazienki. Po szybkim prysznicu zrobiłam delikatny makijaż. Włosy spięłam w kok, założyłam jeszcze okulary z czarną oprawką, dopełniając tym samym wizerunek biznes women.
Gdy byłam już gotowa wyszłam z domu, kierując się do garażu, po audi - muszę dbać o szczegóły. Wyjechałam moim cudeńkiem i ruszyłam na ratunek Jacobowi. Dojechałam pod psiarnię, nie łamiąc po drodze żadnego prawa.
Zaparkowałam samochód, wysiadłam i rozejrzałam się po okolicy. Na chodnikach, mimo późnej pory, wielu ludzi podążało w różnych kierunkach. Byli też tacy, którzy w nędznym stanie wychodzili z komisariatu. Samych policjantów oczywiście też nie zabrakło. Wychodzili i wchodzili do budynku, z którego gdzie niegdzie odpadała farba. Z auta wyjęłam czarną teczkę na „dokumenty” i ruszyłam w kierunku schodów. Gdy byłam już przy drzwiach przytrzymał je dla mnie młody mężczyzna o błękitnych oczach i promiennym uśmiechu.
- Dziękuję – powiedziałam, uśmiechając się do niego delikatnie i ruszyłam przed siebie.
Doszłam do pierwszych drzwi i weszłam do jakiegoś biura.
- Słucham panią? – zapytała kobieta po trzydziestce, ubrana w czarny, nijaki kostium. Otaksowała mnie wzrokiem, po czym spojrzała mi w oczy.
- Witam, jestem adwokatem pana Blacka, który został dzisiaj zatrzymany – powiedziałam, podchodząc do jej biurka i nie zwracając na nią większej uwagi.
- Proszę chwileczkę zaczekać – odparła chłodno, biorąc słuchawkę do reki i wykręcając jakiś numer. – Przyjechała adwokat Blacka.
- …
___________________
* [link widoczny dla zalogowanych]

- Tak. Dobrze. – odłożyła słuchawkę i zwróciła się do mnie. – Proszę zaczekać, komisarz zaraz przyjdzie. – Wskazała mi krzesło przy ścianie, po czym wróciła do własnej pracy.
Usiadłam na wskazanym miejscu i rozejrzałam się po pokoju. Dominowały tutaj szarości, nie dziwię się czemu ta kobieta była taka niemiła, chociaż to może nie było do końca spowodowane wystrojem wnętrza. Pod ścianą stały dwa regały na dokumenty, za plecami urzędniczki było okno wychodzące na ulice. Komputer na biurku był ustawiony tak, że z miejsca, w którym siedziałam nie było widać tej chłodnej babki. I bardzo dobrze, bo już jej nie lubiłam.
Czekałam dobre piętnaście minut zanim ten cały komisarz raczył przyjść. Wszedł do biura i skinął kobiecie głową, po czym zwrócił się do mnie.
- Witam, nazywam się Wiliam Dainber – powiedział wysokim głosem, bez cienia jakiegokolwiek zainteresowania. Cóż, typowy pies, który nie da sobie w kaszę dmuchać.
- Witam, Megan Rablin, adwokat pana Blacka. – Przywitałam się uprzejmie, ściskając jego wyciągniętą rękę. – Za co został zatrzymany mój klient? – Przeszłam od razu do rzeczy.
- Proszę za mną – powiedział, przepuszczając mnie w drzwiach. Mężczyzna miał około czterdziestki, wysoki, dobrze zbudowany z dwudniowym zarostem prezentował się całkiem pociągająco. Jego spojrzenie chłodnie i opanowane prześlizgiwało się po otoczeniu, lustrując wszystko to, co działo się naokoło. Wyglądał na faceta, który rzadko się uśmiecha, a jeśli to robi, to wyłącznie po to, żeby z kogoś kpić. Wstępna ocena dokonana, teraz należało tylko odpowiednio się zachować i odegrać swoją rolę najlepiej jak tylko można. Skręciliśmy w prawo, komisarz Dainber otworzył drzwi i przepuścił mnie w nich. – Proszę usiąść. – Wskazał na krzesło przy biurku, a sam usiadł za nim. – Pan Black pobił… - zajrzał do jakichś dokumentów – pana Karnaze, który ma złamany nos i szczękę w dwóch miejscach oraz rozcięty łuk brwiowy. – W duchu zaczęłam śmiać się z tego, jak „delikatnie” został pobity ten skurwiel.
- Z tego co wiem panie… Dainber, to mój klient działał w obronie własnej oraz innej osoby. Za to nie idzie się do więzienia – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
- To nie wszystko – odparł, patrząc na mnie twardo. – Uciekał przed policją…
- Daleko jak widać nie zajechał – przerwałam mu w pół zdania. Na twarzy mężczyzny pojawił się nikły uśmiech. – To nie wszystko. – Zgadłam.
- Tak – powiedział, spoglądając na mnie znad papierów. – Jak pani zauważyła nie działał tylko w obronie własnej. – Przy tych słowach kąciki jego ust drgnęły. Nie wierzył w to co mówiłam, coś mi mówiło, że ten koleś miał swoją teorie dotyczącą całego zajścia. – Jednak nie wiemy w czyjej. Kogoś bronił, ale nie chce powiedzieć kogo. Skoro nie chce powiedzieć kogo chronił, albo komu pomagał zakładamy, że to była jakaś ważna osoba. – Uniosłam do góry brwi w niemym pytaniu. – Była to kobieta, wiemy tylko tyle.
- Dobrze, jeśli to wszystkie zarzuty, czy też podejrzenia, to ile będzie wynosiła kaucja? – zapytałam bez ogródek. Zaśmiał się głośno, słysząc moje pytanie.
- Nie zna pani procedur, pani adwokat? – powiedział z wyższością, w jego oczach czaiły się małe iskierki kpiny.
- Ależ znam bardzo dobrze, panie komisarzu – odrzekłam słodko. – Więc ile? – ponowiłam pytanie, mrużąc oczy.
- Nawet jeśli kaucja zostanie dzisiaj wpłacona, pani klient nie wyjdzie tego samego dnia z aresztu – powiedział, ustępując.
- O ile dobrze wiem, a wiem sporo, to jeżeli wpłacę wyższą kaucje mój klient może wyjść od razu – odpowiedziałam, starając się zachować spokój. Mężczyzna miał mi już coś odpowiedzieć, lecz drzwi do biura się otworzyły i do środka wszedł młody, dobrze zbudowany blondyn.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że jesteś zajęty. – Chciał już wychodzić, ale ja wykorzystałam sytuację.
- Proszę nie wychodzić - powiedziałam uprzejmie. – My już właściwie skończyliśmy. – Spojrzałam na swojego rozmówcę, unosząc do góry brwi.
- Nie jestem pewien – odbił piłeczkę, patrząc na mnie chłodno. Cholera czy ten facet nie może być normalny. Człowiek chce się dogadać i nie może, przez takiego starego debila. – Zostań. – Tym razem zwrócił się do swojego kolegi. Poznaj proszę, to jest pani Megan Rablin, adwokat pana Blacka. – Przedstawił mnie. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę. – A to jest komisarz Michael Wango.
- Miło mi pana poznać – powiedziałam, gdy już uścisnęliśmy sobie dłonie.
- Mnie również – odpowiedział z uśmiechem. – Więc to pani broni pana Blacka, mieliśmy z nim wiele śmiechu– odparł z tajemniczym uśmiechem.
- Nie wątpię, ma specyficzny charakter – rzuciłam z uśmiechem. Tak z tym panem mogłabym się bez trudu dogadać. - Ale przejdźmy do rzeczy. Ile wynosi kaucja? – Spojrzałam na Dainbera.
- Dwadzieścia tysięcy – odpowiedział za niego Michael. Starszy mężczyzna posłał mu lodowate spojrzenie, na które młody komisarz zareagował zjadliwym uśmiechem. Puścił do mnie oczko i wrócił do przeglądania jakichś dokumentów. Cholera ten facet chyba z nieba mi spadł. Posłałam mu uśmiech, po czym odwróciłam się do mojego wcześniejszego rozmówcy ze złośliwym uśmiechem.
- Więc kaucja zostanie zaraz wpłacona, a właściwie większa kwota, aby mój klient mógł jeszcze dzisiaj wyjść z aresztu – powiedziałam słodkim głosem. Starszy z mężczyzn skinął niechętnie głową i wstał, podając mi rękę. - Miło było panów poznać. – Pożegnałam się, kierując do drzwi.
- Odprowadzę panią. – Zaoferował Michael i otworzył mi drzwi.
- Dziękuję – odpowiedziałam z uśmiechem. Wyszliśmy z tego ponurego pokoju, zostawiając za sobą tego buca. Szłam obok przystojnego blondyna, który ciągle się uśmiechał.

**************************

- Na reszcie, cholera, ile można czekać? – Zaczął zrzędzić Jacob. – Mówiłem przecież, że mam uczulanie na psy – dodał teatralnie, krzywiąc się. Zaśmiałam się głośno.
- Szybciej się nie dało – odpowiedziałam z uśmiechem, gdy wychodziliśmy z kolejnego już dzisiaj pomieszczenia, w którym Jacob odzyskał wszystkie swoje rzeczy. – Starałam się… - dodałam, spoglądając na niego, niech nie myśli, że to poszło jak z płatka.
- No widzę właśnie – powiedział, taksując mnie wzrokiem z góry na dół. – Wyglądasz bardzo pociągająco – dodał z figlarnym uśmiechem. Walnęłam go łokciem w bok, ale nic nie poczuł, tylko zaczął chichotać.
- Starałam się – powtórzyłam z delikatnym uśmiechem. – Na jednego starego barana nawet ta spódniczka nie…. – nie dokończyłam, bo ktoś zawołał mnie, a raczej panią adwokat. Wyprostowałam się i odwróciłam w stronę, z której dochodził głos. – Tak? – zapytałam, patrząc wyczekująco na Dainbera. Podszedł do mnie, nie zwracając uwagi na Jacoba.
- Proszę pilnować swojego klienta, będziemy mieli go na oku – powiedział, mrużąc oczy, a jego głos mógłby ciąć metal.
- Proszę się o niego nie obawiać, to uczciwy człowiek – rzuciłam równie chłodno. – Żegnam – powiedziałam tym samym tonem, odwracając się do niego tyłem. – Chodźmy, panie Black – zwróciłam się do przyjaciela.
Wyszliśmy z budynku nie zatrzymywani już przez nikogo innego. Jacob bez żadnego ostrzeżenia przyciągnął mnie do siebie i przytulił z całych sił.
- Jesteś niesamowita – powiedział szczerze, a na jego ustach wykwitł promienny uśmiech, który tak uwielbiałam. Jeszcze raz mnie złapał, odwzajemniłam jego uścisk, wtulając się w niego. – I dzięki – dodał, odsuwając się ode mnie i patrząc na budynek za nami.
- Sama cię w to wpakowała i sama cię z tego musiałam wyciągnąć – wyjaśniłam z uśmiechem.
- Tak jest, pani adwokat – zaśmiał się, obejmując mnie.
Ruszyliśmy do samochodu nadal się obejmując. Cieszyłam się, że poznałam Jacoba. Bez niego życie nie byłoby takie samo. Uwielbiałam go, nie mogłam temu zaprzeczyć. Zawsze jest pomocny, uczciwy (na ile można w naszym fachu), zaradny i cholernie zabawny, ciągle wesoły, a jego śmiech jest zaraźliwy. Kochałam tego głupka jak brata, którego nigdy nie miałam.
- Jestem z ciebie dumny – powiedział, wypinając klatkę piersiowa. – Wrodziłaś się we mnie… - dodał, śmiejąc się na cały głos.
- Idź, ty mój wariacie. – Zaśmiałam się, przejeżdżając ręką po jego włosach.
Gdy wracaliśmy mieliśmy świetne humory, było wesoło, a ja nareszcie zapomniałam o tym całym bagnie, które mnie otacza, lecz tylko do czasu. To, co miało się wydarzyć zmieni moje życie, i to diametralnie, w przeciągu sekundy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Sob 17:52, 23 Kwi 2011 Powrót do góry

WSTYDZIĆ SIĘ!

Dziewczyna tu pisze, stara się i -za co brawa- robi to bardzo dobrze, a tu żadnego słowa uznania! Jestem dogłębnie poruszona.

Okej, co do treści; ciekawy pomysł, wszystko mi się podoba. I serio nie widzę tu miejsca dla Belli i Edwarda. O dziwo, pierwszy raz wolę Bella+ ktoś inny niż Bella+Edzio. Co do reszty postaci - naprawdę fajnie wykreowane. Chociaż czasem przeraża mnie ta Bella, np. w sytuacji z pistoletem. I chociaż czasem ciężko się czyta (nie wiem dlaczego...) to i tak bardzo mi się podoba. Błędów brak, czekam na więcej i więcej komentarzy dziewczynki!

KW


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ktosiek.
Nowonarodzony



Dołączył: 23 Kwi 2011
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z nieba.

PostWysłany: Sob 23:31, 23 Kwi 2011 Powrót do góry

No więc okej. To mój pierwszy komentarz na całym tym forum, więc zaczynamy...
Opowiadanie jest Genialne ( tak, tak przez duże g Wink ). Chyba moje ulubione. Możliwe, że jestem dziwna. No dobrze, bardzo dziwna, ale lubię szybkie samochody, itp. A to opowiadanie jeszcze mnie nakręca do posiadania takiego cudeńka. Wink To było takie troszkę off-topic i już się poprawiam! Obiecuję! Są ciekawe zwroty akcji. Lubię ten nowy charakterek Belli. Nie jest taka grzeczna, że tak powiem. Dobrze się dopełniają z Jasperem. Szczerze mówiąc Bella i Jasper zawsze pasowali mi w duecie. Ale zobaczymy może nasza Bella będzie jeszcze z Edwardem. Wink Więc to na tyle. Szkoda tylko, że tak mało komentarzy, bo opowiadanie cudne. Wink

Ktosiek.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Imm93
Człowiek



Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Moon xD

PostWysłany: Sob 6:31, 03 Wrz 2011 Powrót do góry

Witam!!!!!! :)
I z góry bardzo, bardzo ale to bardzo przepraszam że są takie duże przerwy po między dodawanymi rozdziałami, zdaje sobie sprawę z tego, że ff dużo na tym traci a głownie was tych nielicznych którzy je czytają.
Z chwilą gdy obiecałam sobie nadrobić w wakacje wszystko z ff komputer mi sie zepsuł i bardzo długi czas go nie miałam, a ten oto rozdział leży i sie grzeje dla was zbetowany i obrobiony już od maja.
W związku z tym, że nic sie nie układa po mojej myśli bedzie ekspresowe zakończenie ff.
Jeszcze tylko kilka rozdziałów i koniec, które swoja drogą nie wiem kiedy sie pojawią niestety....
Za wszystko bardzo przepraszam.
Pozdrawiam i dziękuje dziewczynom za te miłe komentarze :*


Rozdział 13

Weszłam do klubu, czując za sobą obecność przyjaciela, którego właśnie wyciągnęłam z więzienia. Tak jak się spodziewałam, było bardzo tłoczno, a DJ właśnie puszczał piosenkę 50 centa. Cały parkiet wypełniony był ludźmi, których ciała ocierały się w zmysłowym tańcu, a jego istotę mógł zrozumieć tylko człowiek wychowujący się na ulicy lub taki, który aż za dobrze zna takie życie. Ja zdecydowanie byłam osobą, która właśnie dąży do zdobycia władzy, a przede wszystkim szacunku. Wielu zapewne twierdzi, że wzbudzam szacunek, że jestem dziewczyną, która wygrywa wyścigi i lubi dobrą zabawę. I zgadzam się z nimi, jestem szanowana, lecz tylko przez osoby, które znają prawa ulicy, które są nic nieznaczącymi pionkami na wielkiej szachownicy Los Angeles. A ja wymagam szacunku od każdego, zasługuje na niego i będę o niego walczyła.
Przeszłam obok tłoczących się wszędzie ludzi, by dotrzeć na schody, a potem na korytarz, który prowadził do biura. Teraz czekała mnie rozmowa z Arem. Musiałam to rozegrać tak, aby nie wkopać siebie i nie stracić szacunku, jaki zdobyłam dzisiejszego wieczoru.
Weszłam do biura, otwierając szeroko drzwi. Mój fotel zajmował Jasper, patrzący na siedzącego naprzeciw Ara. Nie rozmawiali, po prostu siedzieli, patrząc na siebie. Gdy wzrok Jaspera przeniósł się na mnie, poczułam lekkie drżenie ciała. Jego spojrzenie przeszywało mnie na wylot, jednocześnie dokładnie mnie lustrując.
- Hej! – powiedziałam, próbując ostudzić szalejące już płomienie. Uśmiechnęłam się do mojego chłopaka i puściłam mu oczko, po czym przeniosłam wzrok na Ara. – Mamy sporo rzeczy do obgadania – dodałam, chłodnym tonem.
- Hej! – odpowiedział Jazz, nadal mi się przyglądając. – Widzę, że przyprowadziłaś naszego skazańca – zaśmiał się, podchodząc do Jake’a i waląc go pięścią w bark.
- Cholera, to bolało. – Zaczął marudzić Jacob, pocierając „bolące” ramię. Usiadł na sofie pod jedną ze ścian, a ja z uśmiechem na twarzy skierowałam się za biurko, na miejsce poprzednio zajmowane przez Jazza.
- Nie bądź taki delikatny – dogryzł mu blondyn, siadając obok niego i ponownie waląc go w ramię. Zaśmiał się głośno, widząc minę Jacoba. Ten facet potrafił mnie w kilka sekund rozśmieszyć.
Do biura weszła Rose, zatrzaskując za sobą drzwi. Spojrzała na Jake’a i posłała mu swój olśniewający uśmiech.
- Dobrze, że już jesteście – powiedziała, zwracając się w moją stronę. – Trzeba na reszcie załatwić ten pierdzielnik. – Spojrzała znacząco na Ara i podeszła do okna, zwracając się do nas plecami. Zauważyłam, że często zajmuje to miejsce. W takich chwilach wydawać by się mogło, że odcinała się od tego, co dzieje się naokoło niej, jednak prawda była taka, że ona tamto miejsce po prostu lubiła.
- Zgadzam się – powiedziałam. Do tej pory Aro wcale nie zabrał głosu, co było podejrzane, i to bardzo. W pokoju zapanowała cisza, a każdy czekał, aż ktoś z nas zrobi pierwszy krok, lecz ja nie zamierzałam tego zrobić. Siedziałam naprzeciwko tej gnidy i patrzyłam mu prosto w oczy, czekając na to, co ma do powiedzenia.
- Do cholery, nie patrz tak na mnie. – Nie wytrzymał po pewnym czasie Aro.
- A jak ja na ciebie niby patrzę? – zapytałam. Mój głos był spokojny i opanowany. Nie mogę dać się ponieść emocjom, a tym bardziej dopuścić do tego, żeby ten bałwan mnie do czegokolwiek sprowokował.
- Myślisz, że cię przeproszę, będę błagał o litość lub inne gówno? – zapytał wyniośle. Oparł się o siedzenie i czekał na to, co teraz powiem, a na jego twarzy igrał delikatny uśmiech.
- Szczerze? To właśnie tak myślę. Gdybyś miał chociaż trochę oleju w tej swojej popieprzonej głowie, to właśnie tak byś zrobił. – Mój głos nadal był spokojny, przerażająco spokojny. Sama siebie zadziwiałam, jak widać nauczyłam się cierpliwości. Pytanie tylko, kiedy?
- Nic mi nie możesz zrobić… – zaczął.
- Na wysypisku też tak mówiłeś – przerwałam mu, mój wzrok prześwietlał go ze stoickim spokojem. – Jak widać pomyliłeś się, z resztą nie pierwszy raz – dodałam z niewinnym uśmiechem. Wyraz jego twarzy zmienił się, już nie był wyniosły, czy też „wesoły”. Był spokojny, ale znałam go na tyle dobrze, że wiedziałam, że to tylko maska, za którą kryły się pierwsze oznaki zaniepokojenia. – Nie zamierzam ci grozić. Na razie – dodałam, widząc zmianę w jego twarzy. – Wiesz, co mogę zrobić i jakie mogą być tego konsekwencje. Już dawno powinieneś nie żyć, znaj więc moje dobre serce. Jednak to, że nadal tu siedzisz, nie znaczy, że nie zawaham się unieszkodliwić cię, jeśli mi się przeciwstawisz. - Uśmiechnęłam się do niego niewinnie.
- Moja groźna i niezależna Bella, dużo mówisz, ale mało robisz. Jeśli miałabyś mnie zabić, już dawno byś to zrobiła – zaczął z uśmiechem na twarzy. – Jednak nie zrobisz tego, w mieście zapanowałby chaos, nie dałabyś sobie rady z wszystkimi gangami, nad którymi mam władzę. – Przybrał przebiegły wyraz twarzy, najwyraźniej z siebie zadowolony. Miał rację i dobrze zdawał sobie z tego sprawę, wiedział także, że ja wiem o tym i mogę się poddać. Jednak nie zamierzałam tego robić, wiem że zapanowałby chaos w mieście, dlatego miałam już swój plan. Żeby go przedstawić musiałam najpierw pokazać Arowi, że jestem zdolna poświecić taką gnidę jak on. Wstałam z fotela i obeszłam biurko, nadal spokojna.
- Jacob – powiedziałam, kiwnęłam głową, wskazując Ara. – Teraz przekonasz się, że ja nie rzucam słów na wiatr. – Przyjaciel podszedł do ciemnowłosego mężczyzny, stawiając go do pionu. Na twarzy tego idioty malowało się zdezorientowanie. Wyszliśmy z biura, kierując się schodami w dół. – Na tyły klubu – rozkazałam, idąc zaraz za nimi. Za plecami czułam obecność Jazza. W klubie był taki tłok, że na początku mieliśmy problemy z przejściem, lecz potem już każdy ustępował nam drogi.
Wszystko wyglądało tak, jakby Jacob prowadził szefa gangów na zewnątrz, do samochodów. Nikt nie mógł się kapnąć, że jest wręcz przeciwnie. Koło baru zauważyłam Maxa, który czujnie obserwował to, co się dzieje w klubie. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja kiwnęłam na niego. Ruszył w naszą stronę. Szłam dalej przed siebie, nie odwracając się. Szłam pewnie, patrząc chłodnym spojrzeniem przed siebie, jednocześnie wiedząc, co dzieje się naokoło mnie. Ludzie robili nam przejście, patrząc na nas z ciekawością, lecz większość z nich przyszła się tu bawić, a nie obserwować innych. Wyszliśmy na tyły klubu, gdzie było „świeże” powietrze, a jedynym źródłem światła była lampa stojąca kilka metrów dalej.
- Max, nasz kochany szef lekceważy moje słowa, trzeba mu pokazać, kto tu teraz rządzi – zwróciłam się do mężczyzny nadal stojącego za mną, obok niego znajdował się Jasper.
- Ej, to ja chce mu przypierdolić. – Jacob zaczął marudzić jak mała dziewczynka, która chce cukierka od mamy. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, powstrzymując się od głośnego śmiechu. On potrafił zepsuć nawet najbardziej dramatyczna sytuacje jednym ze swoich tekstów. Zrobił minę urażonego i niespodziewanie przyjebał Arowi z całej siły w twarz, słychać było chrupnięcie, a w następnej chwili czarnowłosy mężczyzna leżał na ziemi. – Teraz możesz dokończyć – zwrócił się do Maxa z szerokim uśmiechem na twarzy. Zaczęłam się głośno śmiać, widząc całą tą scenę.
- Do roboty – powiedziałam się do Maxa, który nie potrzebował żadnej zachęty.
- Czy mógłbyś mi go podnieść? – zwrócił się uprzejmie do Jacoba.
- Ależ oczywiście – odparł przyjaciel, nadal uśmiechając się uprzejmie. – Proszę bardzo – powiedział, trzymając Ara za ręce.
- Dziękuję – odpowiedział, podchodząc bliżej. Na mojej twarzy gościł uśmiech. Nie ma to jak profesjonalizm w akcji, liczy się uprzejmość – pomyślałam wesoło, patrząc jak chłopaki dobrze się bawią.
Max z całej siły walną ponownie Ara w twarz. Siła ciosu, znowu powaliła mężczyznę.
- Delikatniej trochę, nie będę go ciągle podnosił – poskarżył się Jake.
- Nie będziesz już musiał – odpowiedział Max, zadając kolejne ciosy w brzuch. Aro głośno stękał, ale nie powiedział ani słowa, nie bronił się nawet. Leżał na ziemi plując krwią. – Chcesz mi pomóc ? – Max zapytał z niewinnym uśmiechem Jacoba, który z zapałem kiwnął głową.
- No jasne. Czekałem, kiedy mi to zaproponujesz. – odparł z szeroki uśmiechem.
- No to do roboty. – Natarli we dwóch na Ara, który próbował wstać, jednak Jacob kopnął go ponownie w brzuch tak, że odleciał kawałek do tyłu i leżał teraz na plecach. Nie zwracałam już uwagi na to, co z nim robią, odwróciłam się do Jaspera, patrząc na niego.
- Czemu ja go nie mogłem pobić? – zapytał, patrząc na mnie.
- Ty też? – zapytałam, wyrzucając ręce w górę w geście irytacji.
- Jestem mężczyzną, to chyba normalne – odparł z uśmiechem, widząc moją minę. Pokiwałam głową, odwzajemniając jego uśmiech. Obejrzałam się za siebie, sprawdzając w jakim stanie jest nasz szefuncio. Leżał na ziemi, już wcale się nie ruszając.
- Starczy – powiedziałam, zwracając się do chłopaków. – Teraz już wiesz, do czego jestem zdolna. Nie lekceważ moich słów – zwróciłam się do Ara, który leżał na plecach, patrząc w niebo nieobecnym wzrokiem.



******************************************

[link widoczny dla zalogowanych]

Znajdowałam się w swoim biurze i czekałam, aż Jasper przyprowadzi Ara, który potrzebował chwili spokoju, po tym jak został pobity przez moich ludzi. A mówiąc „chwili spokoju” mam na myśli to, że niestety zemdlał.
Siedziałam w fotelu, rozmyślając, jak przedstawić mu swoją propozycję, tak żeby wszystko było jasne, a podrzędne gangi nie robiły problemów. Chaos i zmiana „właściciela” miasta nie byłyby korzystne, biorąc pod uwagę to, że czeka nas wyścig z ludźmi Valentina, szkolenie Jaca, Sary i Clary, co w sumie już takim dużym problemem nie jest, bo radzą sobie dobrze. Potrzebne nam było miejsce, w którym moglibyśmy bez obawy przebywać i skąd dziewczyny załatwiały by nam wszystko co potrzebne, ale bez wiedzy innych ludzi, którzy chcieliby nam zaszkodzić. Tych ostatnich nie brakowało, biorąc pod uwagę, to jak załatwiłam Ara na wysypisku, podporządkował się mi na oczach swoich ludzi. Teraz trzeba to wszystko „odkręcić”, tak żeby wszyscy myśleli, że jest jak dawniej. Obecny wygląd Ara w tym nie pomaga, ale nie miałam innego wyjścia, nie wierzył mi. Za to teraz uwierzy już we wszystko, co powiem, a przynajmniej miałam taką nadzieje. Miał rację, był nam potrzebny, wiedział o tym i jedyną moją obawą było to, że może się jeszcze stawiać. Cóż, jeśli tak będzie, są jeszcze inne sposoby na złamanie go.
Do biura weszli Jasper i Jacob, wlekąc za sobą Ara. Posadzili go na fotelu naprzeciwko mnie. Spojrzałam na jego zapuchniętą twarz, poobijaną i z cieknącą jeszcze krwią z ust i nosa. Wyglądał okropnie, byłam pewna, że ma złamane przynajmniej cztery żebra, jak nie więcej, biorąc pod uwagę siłę z jaką chłopaki się nim zajęli. Na jego twarzy malował się ból i dezorientacja.
- Mam nadzieję, że teraz uwierzysz w każde moje słowo – powiedziałam, patrząc na niego twardo.
- Zrobię… co tylko… chcesz – wyjęczał. Nawet mówienie sprawiało mu ból i bardzo dobrze. Jednak zaskoczyło mnie to, że tak szybko uległ, za szybko, za tym musiało się coś kryć. Tak wiem, może jestem przewrażliwiona, ale to wydawało mi się dziwne. Aro nie należał do osób, które można złamać tak szybko. Jednak postanowiłam to odłożyć na później, nie jest teraz czas na takie rozmyślania.
- Cieszę się – powiedziałam z lekkim uśmiechem. – Tego od ciebie oczekiwałam – dodałam zadowolona.
- Więc…? – zapytał, próbując się wyprostować, co przyprawiło go o kolejną falę bólu, aż syknął przez zaciśnięte zęby.
- Mam dla ciebie propozycję. Właściwie to i tak nie masz wyboru, musisz się zgodzić.
- Więc się zgadzam – powiedział, przerywając mi. Zaskoczył mnie i to bardzo, lecz starałam się nie dać poznać tego po sobie. Zachowałam spokojny wyraz twarzy.
- Jeszcze nie wiesz, co chce ci powiedzieć… - odparłam chłodno. – Przyznam, że jestem zaskoczona tym, że dałeś się tak szybko złamać – powiedziałam bez ogródek. – Myślałam, że będziesz stawiał opór.
- Twoi chłopcy szczegółowo wyjaśnili mi, że nie należy z tobą zadzierać. Szczerze, Drifty… - przerwał na moment, rozmasowując sobie szczękę. Mówił już całkiem dobrze, jak widać trochę mu przeszło. – Gdy przyjmowałem cię do mojego gangu, tylko i wyłącznie po to, żebyś się dla mnie ścigała, wydawałaś się inna. Przynajmniej ja miałem o tobie inne zdanie. Jak widać ulica zmienia ludzi. Nigdy wcześniej nie przypuszczałbym nawet, że będziesz zdolna do tych wszystkich rzeczy. Tak, zgadzam się, byłaś arogancka, odważna i przede wszystkim ja miałem do ciebie słabość. Byłaś cennym nabytkiem, pewna siebie, wyrachowana i potrafiąca sobie wszystkich owinąć wokół palca. Jeśli jeszcze była z tobą Baby, tworzyłyście zgubę dla mężczyzn. Obydwie atrakcyjne, piękne i inteligentne, zaś Ab’s i Virs dopełniali całości. Virs opanowany, ciągle cię stopował gdy byłaś narwana. Razem tworzycie piękną parę, dopełniacie się, jesteście kompletnymi przeciwnościami, jednak tak bardzo do siebie pasujecie, że to aż niemożliwe. Za to Ab’s zawsze uśmiechnięty, w każdej sytuacji potrafi znaleźć dobrą stronę i do tego chętny do każdej bójki. Tak, wasza grupa była zdecydowanie najlepszym nabytkiem jaki miałem. – Pokiwał w zamyśleniu głową. – Ale jak widać najlepszy i najprzebieglejszy. Tworzycie paczkę przyjaciół oddanych sobie, chronicie się nawzajem i ufacie sobie, i tylko dzięki temu dojdziecie naprawdę daleko. Nie doceniałem was i to był mój największy błąd. Nie przypuszczałem nawet, że sprawy przyjmą taki obrót. Teraz płacę za swoją głupotę. Tak więc nie ma sensu się wam przeciwstawić, ja mam kontakty, jednak to teraz wy przejmiecie władzę. Ludzie cię szanują, Drifty, głownie za to, że doszłaś tak daleko, za to jaka jesteś i jak się obchodzisz z innymi. Mnie ośmieszyłaś, a po za tym ludzie się domyślają, że robię przekręty. Mnie szanują ze strachu, ciebie podziwiają i to jest to, co mnie wyklucza z dalszej gry. Może nie tak do końca, ale jeśli mieliby wybierać po między mną a tobą, to ty zyskała byś władze, a nie ja. Musze się zgodzić, że nie mam innego wyjścia – zakończył swój wywód.
- Jak bym wiedziała, że powiesz takie rzeczy, to bym to nagrała – powiedziałam z odrobiną kpiny. – Nie często słyszy się od ciebie takie słowa. Chociaż ostatnio lubisz zaskakiwać swoimi niekończącymi się monologami.
- Jak zawsze błyskotliwa – odparł z uśmiechem, chociaż wyraz jego twarzy wcale go nie przypominał. – Przejedzmy do interesów – dodał, przybierając poważny ton.
- Zgadzam się… - zaczęłam, prostując się na fotelu – przejdźmy do rzeczy. Oboje wiemy, że tak łatwo byś nie ustąpił, nie teraz. Powiedzmy sobie szczerze, rządzenie masz we krwi i nie zrezygnujesz z tego tak łatwo. Jednak wiesz, że co byś teraz nie zrobił to i tak ja będę na wygranej pozycji, nie ty. Już teraz straciłeś szacunek, po tym co się stało na wysypisku. – powiedziałam, nie odrywając od niego wzroku.
- Co miałaś na myśli mówiąc, „nie teraz”? – zapytał, a na jego twarzy malowała się czysta ciekawość.
- Nie przerywaj mi – wypaliłam. – Pomogę ci odzyskać szacunek, który teraz ci się bardzo, ale to bardzo przyda. Wszystko zostanie po staremu , ale tylko oficjalnie. Nadal będziesz szefem, będziesz rządził LA. Powinieneś być zadowolony – powiedziałam, widząc jego minę. – Chyba tego chcesz. – dodałam unosząc do góry brwi.
- Ale za to „rządzenie” będzie jakaś cena – powiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Wszystko ma swoją cenę – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. –Nieoficjalnie, to ja rządzę i jesteśmy jakby wspólnikami. Tylko, że ja mam większą władzę. Masz mnie o wszystkim informować. O wszystkim. - podkreśliłam. – To jest w tej chwili twoja cena. A w razie jakichkolwiek wątpliwości chcę ci przypomnieć, że masz pewną sprawę do załatwienia. A właściwie, to dwie. Pierwsza, to masz odzyskać dzielnice, w której znajduje się mój klub, to przez ciebie mam te problemy z Jumperem. Nie kiwnę nawet palcem, masz się sam tym zająć. Weź tylu ludzi ilu będziesz potrzebował. Mam ci wyznaczyć czas w jakim chcę, żebyś pozbył się tego idioty, czy sam się szybko wszystkim zajmiesz? – zapytałam.
- Nie będziesz długo czekała na rezultaty. A druga sprawa to…? – dociekał.
- Nie pamiętasz już? – zapytałam, drażniąc się z nim. – Na tej sprawie powinno zależeć ci najbardziej. W końcu chodzi o twój honor, tak zwane być albo nie być. Zakładam, że głównie ze względu dlatego przyjmiesz moje warunki bez żadnego sprzeciwu. – Przerwałam na moment, spoglądając na przyjaciół, którzy byli ze mną od samego początku, brakowało tylko Rose, która była z dziewczynami. Ani Jasper, ani Jacob nie odezwali się słowem odkąd przyprowadzili Ara. To miał być mój czas, zgodzili się ze mną, że to ja będę mówiła. I nie chodziło o to, że to ja mam władzę, czy coś podobnego. Tworzyliśmy paczkę, razem rządziliśmy, ale to ja byłam bardziej chętna do rozmowy z „szefem”. Uzgodniliśmy również, że to, iż byłam ulubienicą Ara, nadal obowiązuje. Zwłaszcza teraz, po tych słowach. Wcześniej zawsze mówił tylko o mnie, a sporadycznie wspominał o nas, jako grupie. Zawsze to ja byłam tą, która jest potrzebna najbardziej. Jednak coś się zmieniło, już drugi raz mówi o nas jako grupie i podoba mi się to zdecydowanie bardziej, niż poprzednie jego „pochwały” kierowane wyłącznie do mnie. Na reszcie zdał sobie sprawę z tego, że istniejemy jako grupa i się nie damy. – Valentin. – To jedno słowo wystarczyło, żeby Aro zrozumiał, że mam rację i musi się zgodzić na moje warunki. – Zależy ci na wygranej. Po między wami toczy się wojna o honor, a nie jakieś gierki, kto ma więcej. Będzie ci odpowiadało, żeby nie wydało się, że to my rządzimy – powiedziałam, patrząc na chłopaków. – Tak więc decyzja teraz należy do ciebie.
- A co z tego będziesz miała ty… wy? – zapytał po dłuższym zastanowieniu.
- Tym się już nie martw. Wisisz nam kilka przysług i na pewno w odpowiednim czasie się po nie zgłosimy – wyjaśnił Jasper, zajmujący ulubione miejsce Rose, przy oknie. Ja nie wiem, co oni do tych okien mają.
- Zgadzam się na wszystko – powiedział w końcu Aro, patrząc na mnie.
- I tak nie masz innego wyjścia – zauważyłam słodkim głosem. – Nie lubię się powtarzać, ale będę musiała, bo ostatnim razem nie posłuchałeś. Masz nas informować na bieżąco o wszystkim, co się dzieje w mieście. Na razie sam masz nam wszystko mówić, za jakiś czas podeślemy ci kogoś zaufanego. Nie muszę chyba wyjaśniać, że będę miała na ciebie oko? – zapytałam. Pokiwał głową na znak, że rozumie i akceptuje. – To wszystko, możesz już iść – powiedziałam, gdy już wszystko zostało ustalone.
- Nie mam samochodu – zauważył sprytnie.
- To już nie mój problem – odparłam, odwracając się na fotelu tyłem do niego. Podszedł do drzwi już o własnych siłach. Gdy otwierał je, na powrotem odwróciłam się przodem do niego. – Jutro masz być o dwunastej w klubie, trzeba ustalić szczegóły naszej współpracy – rzuciłam, patrząc na niego ostro.
- Dobra. – W odpowiedzi skinął głową.
- Nie spóźnij się – dodałam, gdy zamykał za sobą drzwi.




*************************************

[link widoczny dla zalogowanych]

Wracałam właśnie nieśpiesznie do domu. Miałam sporo do przemyślenia, nie pomagał też fakt, że gdzieś w tym wszystkim oddaliłam się od przyjaciół, a zwłaszcza od Jaspera. Gdzieś po drodze do władzy zaczynam gubić siebie, a tego nie chciałam. Wszystkim tym, co miałam w życiu byli moi przyjaciele i miłość mojego życia. Teraz to wiem, jesteśmy z Jasperem ze sobą już tyle lat. A nasz związek nie nudzi mnie, uwielbiam przebywać w jego towarzystwie. Mogłoby się wydawać, że to raczej osoba gburowata, nudna lub co gorsza kompletnie nieciekawa. Jednak ja wiem, jaki jest na prawdę. Przede wszystkim czuły, opiekuńczy, kochany, pomocny, zabawny i dobry, lecz każdy ma druga stronę, jak medal. Ta druga strona mojego chłopak jest bardziej mroczna. Nie, to chyba złe określenie, po prostu dąży do wyznaczonych sobie celów, chroni przyjaciół bez względu na wszystko i to, co najbardziej w nim cenię, jest opanowany i spokojny w każdej sytuacji, co czasami jest przerażające. I tak jak ja się zmieniłam, on także z upływem czasu stał się bardziej zdecydowany i jeszcze bardziej polubił ryzyko, niż na początku naszej przygody z samochodami. Kochałam go za to wszystko i za jego spojrzenie, którym potrafi przeszyć mnie na wylot, a w następnej chwili wwierca się we mnie, jakby chciał dojrzeć, co kryje się wewnątrz mnie, głęboko na dnie duszy i serca. Jakimś cudem, po mimo różnicy charakterów, pasujemy do siebie jak dwie połówki jabłka. Dwie bratnie dusze. Tylko przy nim jestem naprawdę szczęśliwa. Uśmiechnęłam się do siebie na wspomnienie naszej pierwszej rocznicy.
Weszłam do pustego domu, a przynajmniej tak mi się wydawało. W holu były pogaszone światła, a z salonu biła lekka poświata, już w holu mogłam stwierdzić, że panuje tam lekki półmrok. Dopiero od kilku dni mieszkałam w nim sama, po wyjeździe rodziców. Powinnam się bać, ale czułam tylko wewnętrzny spokój oraz lekkie podekscytowanie. Weszłam do środka, powoli, rozglądając się, ale jednocześnie chcąc jak najszybciej dotrzeć do źródła światła. Gdy stanęłam na progu salonu moim oczom ukazał się cudowny widok. Wszędzie poustawiane były małe świeczki o zapachu róży, a na środku pomieszczenia stał uśmiechnięty Jasper z piękną różą w ręku. Z uśmiechem podszedł do mnie i przyciągnął do siebie.
- Kocham cię – powiedział szeptem do mojego ucha. Jego wargi spotkały się z moimi w delikatnym i czułym pocałunku. Zarzuciłam mu ręce na szyje, przyciągając bliżej siebie.
- Też cię kocham – odpowiedziałam, gdy oderwaliśmy się od siebie. Przytuliłam się do niego, czując jak w moim sercu rozlewa się przyjemne ciepło. – Nawet nie wiesz, jak bardzo – dodałam szeptem. W moich oczach pojawiły się łzy, łzy szczęścia. Jasper spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem i bezgraniczną czułością. Odsunął się ode mnie trochę, wręczając róże. – Jest śliczna – powiedziałam, wąchając.
- Nie tak jak ty – odparł, prowadząc mnie do jadalni, w której także były poustawiane świeczki. Stół był nakryty białym obrusem, dla dwóch osób. Na środku stały dwie długie świece, po między którymi leżały płatki czerwonych róż.
- Ślicznie – szepnęłam do siebie w zachwycie. Z głośników płynęła delikatna melodia. Jasper podszedł do stołu i odsunął dla mnie krzesło. - Dziękuję – powiedziałam, siadając.
Po kolacji, którą zjedliśmy w ciszy, patrząc sobie głęboko w oczy, przeszliśmy do salonu z kieliszkami wina w dłoniach. Z głośników popłynęła melodia, od której wszystko się zaczęło „Don't miss missing”.
- Czy można prosić? – zapytał z kurtuazją, kłaniając się szarmancko.
- Z przyjemnością. – odpowiedziałam, kładąc swoją dłoń na jego. Objął mnie w tali i delikatnie przyciągną do siebie. A jedyną rzeczą, o której teraz myślałam było, jak szczęśliwa czułam się przy tym mężczyźnie, który darzył mnie miłością, jakiej nigdy jeszcze nie zaznałam. Nie musiał powtarzać tego, co czuł, wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy, w których wszystko było podane jak na tacy.
Zastanawiałam się, jak wyglądać będzie nasze życie za kilka lat, czy nadal będziemy razem, czy może wspólna przyszłość nie będzie nam pisana. Jednak gdzieś w głębi czułam, że nie pokocham nikogo tak mocno jak Jaspera. Jest moją pierwszą miłością i jedyną, lecz czułam też lekki niepokój.
Przeniosłam się myślami do teraźniejszości, porównując wspomnienia z tym, co teraz dzieje się w moim życiu. Czy zmieniło się coś od tamtej pory w naszym związku? Czy nasza miłość jest silniejsza, czy wręcz przeciwnie, przez wszystkie te wydarzenia tracę siebie i to, co dla mnie najważniejsze? I najistotniejsze pytanie: czy w razie potrzeby będę umiała wybrać? Ale właściwie po między czym? Karierą i miłością? Czy po między Bellą sprzed starciem z Arem a tą, która już teraz jest gotowa na wiele, aby zdobyć to, czego chce?
Rozmyślając nad tym wiedziałam już teraz, że gubię siebie. Moja miłość do Jaspera nie uległa zmianie, kocham go nadal z całego serca, ale oddalamy się od siebie każdego dnia. I ja na to nie pozwolę. Nie stracę go tylko dlatego, że zmieniłam się na gorsze. Potrzebne mi są wyraźnie granice i rozmowa z Jasperem.
Docisnęłam gaz i ruszyłam do domu. Spanikowałam, spanikowałam, bo oprócz Jaspera, Rose i Jake’a nie mam nikogo, nawet moi rodzice się ode mnie odcięli. Nie pozwolę odejść z mojego życia osobom, które kocham, tak jak zrobiłam w przypadku Renee i Charliego.
Zatrzymałam samochód z piskiem opon na podjeździe naszego domu. Wbiegłam do środka, zatrzaskując za sobą drzwi. Wszystkie światła były pogaszone. Nie będę panikowała, nic się nie stało. Nie panikuj! Powtarzałam w myślach, kierując się do kuchni, jednak w niej też było cicho i ciemno. Zajrzałam do naszej sypialni i do gabinetu, i nic. Dom był pusty, przeraźliwie pusty. Co się dzieje, przecież Jaser już dawno powinien być w domu. Chciałam do niego zadzwonić, zapytać gdzie jest i czemu nie ma go w domu, ale nigdy się nie kontrolowaliśmy. W razie potrzeby wychodziliśmy z domu, często za bardzo się śpiesząc, żeby wyjaśniać, gdzie idziemy i po co. Niedługo wróci.
Założyłam na siebie jedną z jego koszul i skierowałam się do kuchni, gdzie z lodówki wyjęłam butelkę czerwonego wina. Nalałam sobie lampkę i poszłam do salonu, gasząc wszystkie światła. Usiadłam na sofie i wpatrywałam się w ciemność, a po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza. Wyobraziłam sobie jakby to było, gdyby Jaspera zabrakło w moim życiu, dom wyglądałby tak samo, jak teraz. Cichy, zimny i bez wyrazu. Na samą myśl wtuliłam się w jego koszulę, wciągając tak dobrze mi znany zapach, ten który czułam zawsze, gdy budziłam się rano, a wokół mojej tali znajdowały się ręce Jazza, przytulając mnie do siebie. Nie potrafiłabym z tego zrezygnować, nie mogłabym bez niego żyć. Nie miałam pojęcia skąd się brał we mnie ten lęk. Czułam niepokój, miałam wrażenie, że już niedługo stanie się coś złego, a ja nic nie mogę zrobić, bo nawet nie wiem, co takiego nadchodzi.
Nie wiem ile czasu minęło, gdy tak siedziałam wpatrując się w przestrzeń. Równie dobrze ktoś mógłby mnie zahipnotyzować i zostawić tak na kilka godzin. Nie ruszyłam się nawet wtedy, gdy usłyszałam samochód Jaspera wjeżdżający do garażu i nie miałam pojęcia, która jest godzina. Nie obchodziło mnie nic po za tym, że wrócił. Wszedł do domu, cicho zamykając za sobą drzwi. Widocznie myślał, że śpię i nie chciał mnie obudzić. Poszedł od razu po schodach na górę, nie rozglądając się. Nie odezwałam się, nie chciałam zakłócać tej ciszy, przeżywałam swoje małe załamanie i musiałam się pozbierać. Co ja właściwie robię? Tak się nie zachowuje normalny człowiek.
- Bella?! – Usłyszałam z góry wołanie Jazza. – Gdzie jesteś? – Zbiegł po schodach, zapalając światło. Gdy zobaczył mnie, przystanął na moment. – Co się stało? Czemu jeszcze nie śpisz? – zapytał z troską w głosie, podchodząc do mnie. Dopiero po chwili zauważyłam, że jego podkoszulek był mokry. Popatrzyłam w jego oczy, w których dojrzałam bezgraniczną miłość i troskę. Głębia tych wszystkich uczuć przypomniała mi to jacy kiedyś byliśmy szczęśliwi. Kiedy nasz świat był jednością, a my nie widzieliśmy nic poza sobą nawzajem.
W moich oczach zalśniły łzy, których już nie byłam w stanie opanować. Z każdą kolejną chwilą przed oczami przelatywały mi wspomnienia dawnych dni, w których nie było żadnych tajemnic, kłamstw ani niedomówień.
- Skarbie, co się stało? – powtórzył, siadając koło mnie i przytulając mnie do siebie.
Wtuliłam się w niego z całych sił, a po mojej twarzy nadal płynęły słone krople.
- Jasper… - wyjąkałam. – Tak bardzo cię przepraszam – zaczęłam mówić przez łzy.
- Uspokój się – mówił spokojnym głosem, głaszcząc mnie po włosach. Wzięłam kilka głębokich oddechów, dzięki którym mój płacz ustał, a ja mogłam na reszcie normalnie mówić.
- Przepraszam za wszystko – zaczęłam, odsuwając się od niego, by móc spojrzeć mu w oczy. – Za to, że z każdym dniem oddalamy się od siebie. Za to, że to jest moja wina, bo to moje decyzje do tego doprowadziły. Za to, że nie jest już tak jak dawniej, a nasze życie się zmieniło. Za to, że nie jesteś przy mnie szczęśliwy i próbujesz być osobą, którą nie jesteś. Za to, że ja się zmieniłam. Zakochałeś się w innej dziewczynie, którą już nie jestem. Za wszystko, co doprowadziło do tego, że wieczory spędzasz po za domem, a ja… - urwałam nagle, patrząc w jego oczy, w których był ból. – Za to, że cierpisz, też cię przepraszam – dodałam, odwracając się od niego, nie mogąc znieść jego spojrzenia. – Przepraszam – szepnęłam, wstając.
- Bella… - Usłyszałam za sobą, lecz nie odwróciłam się, tylko skierowałam na górę. Po mojej twarzy na nowo płynęły łzy. – Byłem w siłowni, żeby pomyśleć. – Doleciały mnie cicho wypowiedziane przez niego słowa. – Nie masz mnie za co przepraszać i to, co mówisz jest nieprawdą. – Te słowa powiedział głośniej. – Zatrzymaj się do cholery i porozmawiajmy. – powiedział już zły, z powodu braku jakichkolwiek reakcji z mojej strony. Zrobiłam tak jak mi kazał, lecz nie odwróciłam się do niego przodem. Stałam w połowie schodów, skąd widział mnie bardzo dobrze. Po chwili usłyszałam za sobą jego kroki, które przybliżały się coraz bardziej. – Spójrz na mnie – szepnął, stojąc tuż za mną. Odwróciłam się powoli i spojrzałam na jego zawzięty wyraz twarzy. – Kocham cię, rozumiesz! – Niemal krzyknął, obejmując moją twarz rękoma i przyciągając do siebie. Nasze nosy się stykały, a on spojrzał mi głęboko w oczy, kciukiem ścierając płynące łzy. – Kocham cię, jak nikogo innego na świecie i nic, powtarzam nic tego nie zmieni. Jesteś dla mnie wszystkim i zrobiłbym dla ciebie wszystko. Pamiętaj, że każdą decyzję podjęliśmy razem, nie były one tylko twoje. Zgodziliśmy się na wszystko, co teraz mamy. Jestem najszczęśliwszym facetem pod słońcem, bo mam przy sobie tak wyjątkową kobietę jak ty. I wcale się nie zmieniłaś. Może dla innych tak, jesteś pewniejsza siebie, otwarta i groźna, lecz jeśli chodzi o mnie… - Pocałował mnie delikatnie w usta. – Dla mnie nadal jesteś moją Bellą, dla której najważniejsze jest własne zdanie i osoby które kocha. Więc nie zmieniłaś się, kocham cię z wszystkimi twoimi zaletami i wadami, bo właśnie w takiej Belli się zakochałem. Wiem, że może ostatnio nie jest najlepiej, ale nie zawsze jest łatwo w życiu, a my mamy siebie po to, żeby wszystkie trudności pokonać razem. – Po tych słowach pocałował mnie delikatnie, jakby chciał udowodnić znaczenie własnych słów. Przyciągnęłam go bliżej, by móc wtulić się w jego ciało, nie przerywając tej idealnej chwili. Czułam ulgę i spokój, który rozprzestrzeniał się w moim ciele, dając ukojenie. – I nie waż się nigdy więcej tak mówić, nigdy więcej nie pozwolę ci tak myśleć. Nic nas nie rozłączy, ty jesteś moja, a ja jestem twój i nic tego nie zmieni. – Tym razem jego pocałunek był namiętny i dominujący, podkreślał znaczenie słów. Teraz i ja wiedziałam to, że należymy do siebie. Nie mogłabym bez niego żyć.
Oddałam mu pocałunek z taką samą namiętnością i całą moją miłością.
- Kocham cię – powiedziałam, odrywając się od niego na moment, po czym ponownie wpiłam się w jego usta. Dzięki jego słowom było mi lepiej, a moje obawy gdzieś uleciały. Czułam się tak, jakby po burzy wyszło słońce, rozjaśniając moje życie. Teraz już wiedziałam, że dopóki będziemy razem będę silna i damy radę każdej przeszkodzie postawionej na naszej drodze. Moment mojej niepewności znikł za pomocą pocałunków Jaspera. Czułam się szczęśliwa i na reszcie wszystko było na swoim miejscu. – Jasper…. – urwałam, gdy nie pozwolił mi dokończyć i jego usta znowu znalazły się na moich. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o wstęp, którego od razu mu udzieliłam. Nasze języki połączyły się w tańcu namiętności, walcząc o dominację. Objęłam go mocniej za szyję, przyciągając jeszcze bliżej siebie, a on uniósł mnie lekko i zaczął wnosić po schodach. Oplotłam go nogami w pasie, ułatwiając wchodzenie. Jego usta znalazły się na mojej szyi, gdy oboje nie mieliśmy już czym oddychać. Zaczął skubać moją skórę, w niektórych miejscach delikatnie ją przygryzając.
Nawet nie wiem, w którym momencie znaleźliśmy się w sypialni, a ja wylądowałam na łóżku. Uklęknął nade mną i zaczął się rozbierać. Patrzyłam na niego z dołu i nie mogłam powstrzymać uśmiechu, ciągle wpełzającego na moją twarz. Spojrzenie Jaspera prześlizgiwało się po moim ciele, zatrzymując się na dłużej przy niektórych partiach ciała.
- Ślicznie wyglądasz w mojej koszuli – wymruczał mi do ucha, gdy już pozbył się wszystkich swoich ubrań. – Jednak wole cię bez zbędnej garderoby – dodał, rozpinając guziki koszuli.
Gdy już mnie rozebrał, zaczął całować i pieścić moje ciało z czułością i miłością. Rozpoczął od moich ust, przygryzając dolną wargę. Chciałam go przyciągnąć do siebie, lecz uniemożliwił mi to przytrzymując moje ręce. Jęknęłam w proteście, ale on zaśmiał się, zakrywając moje usta swoimi i łącząc je w namiętnym pocałunku. Drażnił się ze mną, przejeżdżając językiem po mojej górnej wardze i wycofywał się.
- Kocham cię – powiedział tuż przy moim uchu, przejechał od niego językiem w dół, zatrzymując się dłużej przy moich piersiach. – I zamierzam ci pokazać, jak bardzo – dodał, przygryzając prawy sutek, na co wygięłam się w łuk. Jego usta zajęły się drugą piersią. Powoli zjeżdżał w dół, całując mój brzuch. Leżałam pod nim, kompletnie zatracając się w tym, co mi robił. Moje serce głośno waliło, a podniecenie domagało się spełnienia, które ciągle nie nadchodziło.
- Jasper – jęknęłam, gdy dotarł do złączenia pomiędzy moimi nogami. Całował wewnętrzną stronę moich ud, zbliżając się do szparki, po czym przerzucał się na drugie udo, zostawiając mnie kompletnie niezaspokojoną.
- Tak skarbie? – zapytał niewinnie, nadal się ze mną drażniąc.
- Proszę – jęknęłam, przygryzając wargę.
- O co mnie prosisz? – zapytał ponownie, unosząc głowę tak, by spojrzeć w moje oczy. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, jego oczy pociemniały jeszcze bardziej, o ile to możliwe. Przeniósł się szybko na górę, by namiętnie zaatakować moje usta. Na początku walczyliśmy o dominację, pełno było w nim pożądania, potem stopniowo zaczął być coraz bardziej delikatny, jednak nuta pożądania nadal była w nim wyczuwalna.
- Chcę ciebie – wydyszałam, odrywając się na moment od niego, by zaczerpnąć powietrza.
- Masz mnie – odpowiedział, całując mnie ponownie. Nasz pocałunek był słodki i pełen miłości. Jasper uniósł się nade mną i wszedł we mnie powoli. Jęknęliśmy w tym samym momencie z rozkoszy, czułam jego twardą męskość w sobie.
Zaczął powoli poruszać się, cały czas patrząc mi prosto w oczy, w jego własnych widziałam oddanie, miłość i czułość. Poruszał się miarowo, coraz głębiej mnie przenikając, a ja na reszcie czułam, że wszystko jest na swoim miejscu. Nasze ciała złączone ze sobą w delikatnym akcie miłości, wyrażały wszystko to, co nie zostało wypowiedziane wcześniej. Mogłam liczyć na Jaspera w każdej sytuacji i mogłam być pewna jego miłości do mnie, naszej miłości.
Czułam napięcie w moim ciele, które rosło z każdym pchnięciem. Nagle jakby zepchnięta z krawędzi i lecąca w dół, wybuchła we mnie fala rozkoszy, moje ścianki zaciskały się na męskości mojego faceta, który krzyknął moje imię, nadal się we mnie poruszając.
Gdy napięcie już opadło, Jasper wyszedł ze mnie, przyciągając mnie do siebie z uśmiechem.
- Wyjdź za mnie – powiedział, całując mnie w usta.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
MIsia0712
Nowonarodzony



Dołączył: 08 Maj 2011
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Nowa Ruda

PostWysłany: Sob 15:06, 24 Wrz 2011 Powrót do góry

To jest po prostu bomba w dosownym znczeniu tego slowa. Wiem, ze to dopiero poczatek, ale juz z nie cierpliwoscia czekam na kontynuacje. przepraszam za bledy ale klawiatura mi szwakuje :D
Zycze tez cholernie duzo WENY;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin