FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Nagi Koleś Z Góry (TNGUS) [T][NZ][+18] rozdział 29 (23.07) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Sob 18:02, 29 Sty 2011 Powrót do góry

służyło mi się czekania, dzien w dzien sprawdzalam czy jest kolejny rozdzial, mimo że wiedziałam kiedy się pojawi:)
cudowny rozdzial, ale chyba najbardziej podobało mi się spotkanie z dziewczynami i ich rozmowa o chłopakach... genialne
a cóż mogę powiedzieć o rozdziale jak zawsze pięknie przetłumaczne i mam ochotę na więcej
nie mogę się doczekać świeta dziękczynienia
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Nie 15:53, 30 Sty 2011 Powrót do góry

Cóż ja mogę powiedzieć? Edward jest słodki, a zarazem zagubiony w tym wszystkim, w tym jego związku z Bellą. Uważa ją za przyjaciółkę, ale tęskni za nią i jest zazdrosny. Chce dla niej wszystkiego co najlepsze, chociaż sam nie wie, jak wielką rolę w "tym" odgrywa. Bells będzie potrzebowałam mnóstwo cierpliwości, aby uświadomił sobie, że ją kocha i by był odpowiedzialny za swoje słowa. Na pewno jej się uda.
No i końcówka, kiedy Cullen wyznał, że też tęsknił za panną Swan. To było słodkie :D
Fajnie również, że Ally i Rose mają swoje drugie połówki :D W końcu pary muszą być;P
Nic dodać nic ująć :D

Dziękuję i do następnego, Dziewczęta :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wampiromaniaczka
Wilkołak



Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim

PostWysłany: Pon 11:48, 31 Sty 2011 Powrót do góry

Zastanawiam się , dokąd ten ich erotyczny związek doprowadzi? Do przesytu, jak ktoś na tym forum zasugerował, czy przeciwnie- do chęci bycia ze sobą na stałe? Rzeczywiście potrzeby Edwarda są intensywne, ale i Bella zaczyna wciągać się w tę erotyczną grę. Można powiedzieć, że on ja stworzył jako kobietę i to kobietę świadomą swych potrzeb, skoro jej to odpowiada, jest OK. Coś mi się widzi jednak, że akcja się skomplikuje, bo jak dotąd jest sielankowo. Bardzo jednak odprężam się przy lekturze tego tłumaczenia. O, Matko, aż do połowy lutego mamy czekać na kolejny rozdział......


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Pią 14:14, 04 Lut 2011 Powrót do góry

Shocked Shocked Shocked
Naprawdę uwielbiam tego Edwarda! Idealne połączenie zbereźnika i wrażliwego chłopca...
Nie mogę się powstrzymać przed wypisaniem kilku perełek:

Cytat:
- Chcesz, bym wypchał twojego ptaka?
- Już dużo wypychasz, młody człowieku - powiedziałam, poruszając palcem wskazującym i przymykając jedno oko.
- Boże, uwielbiam cię napychać. I o to właśnie chodzi, napychać cię i zmiękczyć twoje podroby.


Podroby... Laughing

Cytat:
– Najwyraźniej twoja wstrzemięźliwość złapała w pułapkę jego jaja – prychnęła.


Można to i tak ująć. Wink

Cytat:
- Ech, uwielbiam dobre historie miłosne, ale wolę dobre, zbereźne pieprzenie - powiedziała tęsknie Alice.


Dlaczego mnie to nie dziwi? Very Happy


Cytat:
- Brak mojego czaru? Mojej niezwykłej sprawności w sypialni? Mojego hojnego wyposażenia…
- Nie! – powiedziałam, przerywając mu. – To raczej jak brak… bólu w moim tyłku.


NO command.

Cytat:
- Też za tobą tęsknię.


Zawstydzony No tak, Edward...

Robi się coraz bardziej intensywnie... Czekam, kiedy nastąpi punkt kulminacyjny i tych dwoje wreszcie zdecyduje się wyznać sobie własne uczucia...
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dreamteam
Wilkołak



Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 11:57, 12 Lut 2011 Powrót do góry

Rozdziały można także znaleźć w formacie .pdf na [link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział 18
Edward

Gdy tylko wszedłem na korytarz kamienicy, zaczęła ciec mi ślinka. Pachniało niesamowicie. Nie mogłem doczekać się powrotu do domu. Pracowałem od wczorajszego bardzo wczesnego poranka przez całą noc i kawałek dzisiejszego dnia, bym mógł wyjść na czas i zjeść obiad z Bellą i jej mamą. Drzwi do mieszkania Belli otworzyły się, zanim zapukałem, ponieważ napisałem do niej smsa, jadąc tutaj. Musiała nasłuchiwać drzwi wejściowych.
- Edwardzie! – powiedziała z podekscytowaniem. – Nie mogłam się doczekać – wyznała z szerokim uśmiechem.
Była w kompletnym nieładzie; ręce i fartuch miała pokryte jedzeniem. Nawet miała coś z boku twarzy i na czubku nosa. I nie sądzę, żebym kiedykolwiek widział coś ładniejszego.
Uścisnąłem ją bardzo mocno, zanim nawet zdjąłem płaszcz.
- Też nie mogłem się doczekać - wyszeptałem w jej ucho.
- Chodź, poznasz moją mamę - powiedziała, machając ręką w stronę kuchni.
- Cześć, Edwardzie - powiedziała kobieta, podchodząc do mnie z wyciągniętą ręką.
- Witam, pani Swan. Miło panią poznać - odpowiedziałem, uśmiechając się i ściskając jej dłoń.
- Proszę, mów mi Reneé. I cudownie cię poznać. Bella mówiła o tobie same dobre rzeczy - powiedziała.
Wyglądała dokładnie jak Bella, ale miała jaśniejsze oczy. Miała tak samo zabawną minę, jaką widuję często na twarzy jej córki.
- Dobrze? O mnie? – zażartowałem, odwracając się do Belli I wskazując na siebie.
- Nie. Mówiłam o innym sąsiedzie o imieniu Edward. Jestem o wiele fajniejszy od ciebie - powiedziała Bella, śmiejąc się.
- Nie pozwól jej na takie coś, Edwardzie. Jest taka jak jej ojciec. Oboje uwielbiają dokuczać i dręczyć ludzi - poradziła z uśmiechem Reneé, obejmując Bellę ramieniem.
Czegoś brakowało w ich podobieństwie i muszę to natychmiast rozgryźć; to brwi. Reneé nie wyginała swoich w łuk, co sprawiało, że wyglądałaby dociekliwie, a widziałem to wiele razy na twarzy Belli. Najwyraźniej tę część odziedziczyła po ojcu.
- Bella powiedziała mi, że jesteś lekarzem - powiedziała z ciepłym uśmiechem Reneé.
- Tak i jestem na ostatnim roku rezydentury. Bella była tak miła, że towarzyszyła mi na kilku przyjęciach firmowych.
- Mówiła mi. Muszę ci przyznać, Edwardzie, że Bella nienawidziła chodzić z ojcem na charytatywne przyjęcia policyjne w Forks - odpowiedziała, chichocząc, a Bella wywróciła oczami.
- Mamo, nawet ty nienawidziłaś tych przyjęć - powiedziała Bella, marszcząc nos. – Och, Edwardzie, nie miałbyś nic przeciwko, aby podwieźć mnie szybko do spożywczaka? Dzisiaj zamykają wcześniej.
- Pewnie, jak chcesz, możemy jechać teraz - odpowiedziałem, unosząc klucze.
Bella umyła ręce i twarz, zanim szybko pożegnała się z mamą. Drzwi ledwie zamknęły się za nimi, a ona złapała mnie za kołnierz płaszcza i pocałowała mnie, jakby od tego zależało jej życie.
- Na górę, na górę - wyszeptała. – Musimy iść na górę.
- Ale myślałem… - próbowałem powiedzieć, ale jej dłonie były na całym moim ciele, a jedną przesuwała w stronę mojego pępka. – Ooo, brązowooka, tam nie ma żadnych produktów spożywczych – powiedziałem, śmiejąc się, gdy jednocześnie macała mnie po kroczu i ciągnęła na schody.
- Mmm, to… już… za długo… tęskniłam… - wymruczała, całując moją szyję, gdy ja próbowałem skoncentrować się na otworzeniu drzwi. – Dłonie… duże dłonie… miękkie usta… takie milutkie… - jęczała mi do ucha, zanim łagodnie przygryzła małżowinę.
Chyba mola książkowego zmieniłem w seksoholika. Jasna cholera, Cullen, jesteś lepszy niż sądziłeś.
- Ale twoja mama… - mamrotałem, gdy dosłownie wpadliśmy przez drzwi i upadliśmy na podłogę splątani ze sobą.
Ściągnęła ze mnie płaszcz, zanim zdjęła swój.
- Mogę być cicho - zaprotestowała. – Jeśli zakryjesz mi usta dłonią, o tak – dodała, przyciskając moją dłoń do swoich ust.
Kuuuuurrrrwa. Nie myślę. Wiem. Seksoholik.
- Jezu, brązowooka! – jęknąłem, gdy pociągnęła za sznurek w spodniach mojego fartucha.
W akcie czystej rozpaczy i osobliwej zręczności fizycznej u dziewczyny takiej jak Bella, udało się jej zaczepić duże palce u stóp o pasek moich spodni i bokserek, po czym ściągnęła je do moich kostek.
- Spokojnie, zaczekaj, brązowooka – powiedziałem, śmiejąc się, złapałem ją za ręce, gdy próbowała złamać mnie w najlepszy możliwy sposób.
- Co? – zapytała z szeroko otwartymi oczami, posyłając mi słodką minkę winowajcy, jakbym złapał ją na kradzieży cukierka.
- No wiesz, nie jestem maszyną - zażartowałem, łaskocząc jej brodę i bez przekonania wciągnąłem spodnie.
- Och.
- Tylko: „och”?
- Chyba powinnam wyjaśnić. Myślałam, że nie będzie cię to obchodzić, ponieważ… kolesie muszę mieć wymówkę, aby uprawiać seks?
- Cóż, nie, chyba nie. Ale co masz na myśli, mówiąc, że powinnaś coś wyjaśnić?
- Tylko tyle, że jestem w nastroju, ponieważ… - Chciała powiedzieć, ale urwała.
- O co chodzi? Możesz mi powiedzieć.
- Jest Święto Dziękczynienia, prawda? – zaczęła, wyglądając na trochę zawstydzoną. – Więc dzisiaj, gdy wraz z mamą gotowałyśmy i robiłyśmy różne rzeczy w moim mieszkaniu, rozmawiałyśmy o tym, jak wszystko będzie inne. No wiesz, bo nie ma mojego taty. Ale uznałyśmy, że „inne” nie musi być smutne albo niepełne, nie takie jak zawsze było – wyjaśniła, uśmiechając się lekko.
- To nie musi być smutne - powiedziałem, całując ją w policzek.
- I wtedy pomyślałam o tobie. Razem mamy coś innego. I dzięki temu jestem szczęśliwa.
- Też jestem szczęśliwy, brązowooka.
- Edwardzie?
- Hmm?
- Jestem… wdzięczna za ciebie. I wdzięczna tobie - wyszeptała mi do ucha, ukrywając twarz przy mojej szyi.
- Ja też, i to i to - wyszeptałem w odpowiedzi.
- Szczere mówiąc, to może być przez likier żurawinowy. Mama otworzyła go wcześniej i jest naprawdę dobry - zaśmiała się.
- Musisz chwalić mnie tylko by to uściślić, zanim będę miał w ogóle szansę cieszyć się tym, co powiedziałaś?
- Wiesz, że tak lubię, ziom – powiedziała, robiąc dziwny gest ręka z pstrykaniem, czego nie zrozumiałem. Wymamrotałem coś pod nosem, gdy machnęła trochę za mocno i dźgnęła mnie w oko. - O Boże! Przepraszam – powiedziała, śmiejąc się i przytuliła mnie.
Wciąż leżeliśmy na podłodze w połowie rozebrani. Bella wyglądała słodko i pięknie, chociaż patrzyłem na nią tylko jednym okiem. Zauważając, że wpatruje się w nią, też zaczęła wpatrywać się we mnie i zmarszczyła brwi przez moje szybkie mruganie. Pocałowała mnie w powiekę i westchnęła.
- Nigdy celowo nie sprawiłam ci bólu - powiedziała z grymasem.
- Ja też.
Ponownie mnie pocałowała, a moja ręka wiła się do jej majtek i poczułem, jak wilgotna i ciepła była między nogami.
- Jesteś piękna… wszędzie - powiedziałem.
- Edwardzie, proszę. Chcę…
- Powiedz - nalegałem.
- Chcę, byś… nie mogę – powiedziała, brzmiąc na zirytowaną.
- Co? Po prostu powiedz – odpowiedziałem, odwracając jej twarz w moim kierunku.
- Nie mogę powiedzieć: „pieprz mnie”, bo to nie… to nie jest…
- Ja także nie chcę „pieprzyć”, – przyznałem.
Nagle Bella wybuchła śmiechem. Zaczęło się od małego chichotu, a spotęgowało w głośny, drżący rechot.
- Co? – z uśmiechem domagałem się wyjaśnienia.
- A może „uprawianie przyjaźni”, tak lepiej?
Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się szeroko.
- Przyznaję, że ma to pewny… ech, nie wiem co - zagruchałem z sztucznym francuskim akcentem.
- La, la, powiedz „aaaaa” - odpowiedziała nosowym głosem, zezując i otworzyła usta tak szeroko, że mogłem dojrzeć jej migdałki.
- Brązowooka, nie wiem, co mam z tobą zrobić, kiedy masz taką minę.
- Zbyt seksowna dla ciebie, mięśniaku?
- Prawie nie mogę się kontrolować - powiedziałem, śmiejąc się głośno.
- Śmiej się, do cholery, śmiej.
- Grożenie mi sprawia, że wszystko jest bardziej komiczne.
- Zamknij się i śmiej.
- Raczej zrobiłbym ci coś innego, brązowooka - powiedziałem, naśladując Maurice’a Chevaliera(1).
- Uczyń to żwawo, bo niedługo zamknąć sklep.
- Uwielbiam, kiedy domagasz się i jesteś obcesowa.
- O tak, a może domagam się tego, hę? – zaszydziła, wkładając rękę w moje szorty.
Jęknąłem i pocałowałem ją głęboko, napierając na nią ciałem. Była miękka i krucha, gdy moje dłonie podróżowały po jej ciele; od karku, przez ramiona, po jej mały tyłeczek. Zdjąłem z niej bluzkę i spojrzałem na jej nagie piersi, tak jędrne i gotowe. Przycisnąłem wargi do jednej, a drugą złapałem dłonią, gdy ona mruczała z zadowolenia. Zanim się zorientowałem, zdjęła dżinsy i gdy ponownie ściągnęła moje spodnie od fartucha, nie przerwałem jej.
- Tego chciałaś, brązowooka? – zapytałem, wchodząc w nią, gdy leżałem między jej nogami.
- Tak - wymruczała. – Potrzebuję cię.
- Ja ciebie też – odpowiedziałem, wchodząc i wychodząc z niej.
Złapała moją twarz dłońmi i spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami wyrażającymi, jednocześnie zadowolenie i smutek.
- Dajesz mi… to czego pragnę, Edwardzie - powiedziała poważnym głosem.
- Boże, ale jesteś piękna, taka słodka… i dobra - jęknąłem, poruszając się szybciej i mocniej.
- Jesteś dla mnie dobry, zawsze - wyjęczała, poruszając biodrami.
- Tak, pozwól mi być dobrym dla ciebie, brązowooka… - nalegałem, pieszcząc ją kciukiem zaraz nad miejscem, gdzie w nią wchodziłem.
- Edwardzie - krzyknęła, gdy dochodziła.
Nie byłem daleko za nią, gdy pozwoliłem swojej głowie opaść na jej klatkę piersiową z głośnym chrząknięciem. Głaskała mnie po włosach, gdy dochodziłem w niej. Pocałowałem ją jeszcze raz, gdy walczyłem o złapanie oddechu. Wymieniając ukradkowe spojrzenia i śmiejąc się psotnie, rzuciliśmy się, by zebrać nasze ubrania, aby dojechać na czas do sklepu. Szybko zamknąłem drzwi, gdy na paluszkach schodziliśmy po schodach i mijaliśmy apartament Belli. Ale nie zaszliśmy za daleko. Drzwi do mieszkania Belli otworzyły się i stała w nich jej mama, patrząc na nas. Cała nasza trójka wpatrywała się w siebie i żadne z nas nic nie powiedziało. Renée chyba doskonale wiedziała, co się właśnie stało. Chociaż nie wyglądała na złą, to także na nieszczególnie zadowoloną.
- Lista, Isabello - powiedziała ostro jej mama, podając kartkę córce.
Bella przeczyściła gardło i wygładziła swoje rozczochrane włosy, biorąc karteczkę od mamy.
- Przepraszam, yyy, dzięki - wymamrotała z twarzą w kolorze szkarłatu.
- Isabello? – przemówiła ponownie jej mama, gdy Bella próbowała jednocześnie iść i zakładać płaszcz.
Złapałem ją za ramię, by ją zatrzymać, bojąc się, że skoczy na główkę w dół schodów.
- Tak?
- Twoja bluzka - powiedziała jej mam, wskazując na nią palcem wskazującym.
- Co z nią? – zapytała Bella wyglądając na zmieszaną i zawstydzoną, gdy stała z płaszczem zwiniętym w kulkę pod ramieniem.
- Jest na lewą stronę, kochanie - odpowiedziała, delikatnie kręcąc głową i zamykając drzwi.
- O. Mój. Boże. Edwardzie, chcę umrzeć. Proszę, przejedź mnie samochodem. Błagam - prosiła, gdy wybiegaliśmy z budynku, udając się do volvo.
Złapałem ją za rękę i pocałowałem; nie mogłem mówić, ani śmiać się, a jeśli bym to zrobił, to ona by mnie przejechała. Ukrycie mojego ogromnego uśmiechu jej dłonią było moją jedyną opcją.
W supermarkecie śpieszyliśmy się, łapiąc ostatnie rzeczy, które Bella miała zapisane na liście. Nie mogłem nic poradzić na uśmiech, gdy patrzyłem, jak biegała po sklepie, czytając informacje na pudełku, pomagając starszej pani sięgnąć coś z wyższej półki i bawiąc się chwilę z dzieckiem, które patrzyło na nią z fascynacją.
Myśląc o tym, jak wyglądało moje życie parę miesięcy temu, zastanawiałem się, czy codzienne życie było tym, co działo się wokół mnie, gdy ja byłem zajęty pracą albo chodzeniem do klubów i barów po bezimienne spotkania z kobietami, których już nigdy więcej bym nie zobaczył. Sądzę, że każdą z tych nocy zamieniłbym na jedną, wartościową godzinę wpatrywania się w zachwycająco niezdarną, zdumiewająco wielkoduszną dziewczynę przechadzającą się po sklepie spożywczym.
- Brązowooka, jeśli złamiesz nogę w kostce, nie założę ci gipsu. Nie wiem, jak to się robi - powiedziałem, gdy niezgrabnie próbowała odepchnąć się i stanąć na drążku wózka na zakupy.
- Możesz umieścić moją pusię na wyciągu? – zapytała, śmiejąc się.
- Nie możesz połamać swojej pochwy - odpowiedziałem z protekcjonalnym uśmiechem.
- Uszkodziłeś swoje poczucie humoru - powiedziała, gdy stanęliśmy w kolejce.
- Nie, to twoje humorous(2) - powiedziałem, łapiąc ją za ramię ponad łokciem.
- Poważnie? Ta fajna kość tutaj nazywa się „humorous”? Wy lekarze i wasze żarciki - odpowiedziała, pstrykając językiem.
- Brzmi jak „humorous”, ale tak się tego nie pisze(3). I to nie jest kość ramienia, tylko nerw łokciowy – wyjaśniłem.
- Czyżby? Zachodzisz mi za moje nerwy łokciowe. I najwidoczniej nie masz czegoś takiego w swoim ciele, doktorze Wszystkowiedzący – zaripostowała, wywracają oczami, gdy schyliła się do wózka, aby wyłożyć nasze zakupy na taśmę.
Osłupiała i tworzyła szeroko oczy w szoku, gdy pacnąłem ją w tyłek. Odwróciła się do mnie, stanęła na palcach i zbliżyła usta do mojego ucha.
- Jeśli jeszcze raz to zrobisz, ten starszy mężczyzna za tobą będzie miał zawał, ponieważ przysięgam, zrobię ci laskę na jego oczach. Boże, na oczach wszystkich tutaj - wyszeptała chrapliwym głosem.
- Czyżby? – odpowiedziałem z uśmieszkiem, próbując udawać spokojnego, chociaż moje serce waliło jak oszalałe i nagle wyschło mi w ustach.
- Tak, i nie bądź taki zadowolony. Już się na to nie nabieram - poinformowała mnie bardzo rzeczowo.
Cholera.
- Więc, brązowooka, co twoja mama dokładnie wie o nas? Żebyśmy znowu nie wprawili się w zakłopotanie przed nią - zapytałem, gdy jechaliśmy do domu.
- Teraz wie więcej niż przed naszym wyjściem – powiedziała, chichocząc, chociaż niezręcznie pocierała czoło.
- To jest oczywiste. Co jeszcze?
- Wie, że cię lubię i że spędzamy razem dużo czasu. Powiedziałam jej, ze jesteśmy przyjaciółmi. Nie wspomniałam o naszym układzie. W sumie jest otwarta osobą, ale to moja matka. Nie mogę jej o tym powiedzieć. Pomyśli, że…
- Że cię wykorzystuję? – zaproponowałem, nie wahając się zakończyć jej zdanie.
- Wykorzystujesz mnie? – odpowiedziała ze zdziwieniem.
- Tak, ponieważ nie umawiamy się, ale sypiamy ze sobą. Nie uważałaby tego za wykorzystywanie cię?
- Proszę - prychnęła. – Tylko dlatego, że nie nazywam cię moim chłopakiem, nie znaczy, iż wykorzystujesz mnie, Edwardzie. Już chyba dość o tym dyskutowaliśmy? Nie obchodzi mnie, jak to nazywamy. Wiem, co czuję.
- To co pomyśli o mnie, brązowooka? Zamierzałaś coś powiedzieć.
- Edwardzie - powiedziała, wzdychając.
Zaparkowałem samochód i spojrzałem na nią.
- Chodź, miejmy to za sobą - powiedziałem, a irytacja w moim głosie stawała się coraz większa.
- Ona… Edwardzie. Współczułaby ci. Nam obojgu - wyznała cicho.
- Co? – zapytałem, patrząc na nią z niedowierzaniem.
- Byłoby jej przykro, że nie możemy po prostu, że mamy… nie wiem, jak to powiedzieć! I w tym cały problem. Nie wiemy jak powiedzieć… co czujemy - prychnęła, zakrywając twarz dłońmi. – Możemy wejść i cieszyć się obiadem? – zapytała.
- Pewnie. Nie musimy teraz przez to przechodzić - powiedziałem, poklepując ją po nodze.
Nie było sensu prowadzić uciążliwej rozmowy w samochodzie, kiedy jej mama czeka na nas i zakupy.
- Przepraszam – powiedziała, wyglądając na smutną.
- Nie przepraszaj. To ja zacząłem ten temat i to ja przepraszam - odpowiedziałem.
Uściskaliśmy się mocno, żadne z nas nie chciało się kłócić.
Gdy byliśmy już w środku, Bella poszła wziąć prysznic i przebrać się. Musiałem iść do siebie, by zrobić to samo, ale Reneé poprosiła, bym pomógł jej w kilku rzeczach w kuchni. Podszedłem szybko do zlewu i umyłem ręce.
- Jakbyś mógł pokrój te warzywa - powiedziała, odsuwając się na bok, bym mógł podejść do szafki i zacząć.
- Pewnie - odpowiedziałem, podnosząc nóż i zacząłem kroić szparagi.
Pracowaliśmy w ciszy przez kilka minut, pochłonięci tym, co robiliśmy.
- Jestem pewna, że Bella powiedziała ci o Charliem, jej ojcu - powiedziała po chwili Reneé.
- Tak, przykro mi z powodu waszej straty - zaoferowałem.
- Bella przyjęła to naprawdę ciężko. To było chyba gorsze dla niej niż dla mnie. Byłam z nim przez cały czas, a ona widziała go przy samym końcu. Sądzę, że widok jej chorego i słabego ojca złamał jej serce. Próbowałam ją ostrzec, ale nic na to nie przygotuje - wyjaśniła.
- Często wspomina ojca. Wiem, że za nim tęskni.
- Obie tęsknimy, ale Bella i Charlie byli podobnie postrzegali świat. Podobnie myśleli. I dzięki temu byli sobie bardzo bliscy - uśmiechnęła się, wspominając. Odwzajemniłem uśmiech i kiwnąłem głową. – Nie będę owijać w bawełnę, Edwardzie. Wyglądasz na bystrego faceta. Moja córeczka rozpaczliwie potrzebuje szczęścia w swoim życiu. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje, to ponownie złamane serce.
- Rozumiem. Ja też tego dla niej nie chcę.
Reneé odwróciła się i spojrzała mi prosto w oczy, mając poważną minę.
- Kochasz moją córkę?
Prawie upuściłem nóż, gdy usłyszałem jej pytanie.
- Przepraszam?
- Bella, kochasz ją?
- Yyy, nie wiem? – powiedziałem, kończąc raczej jak pytanie. – Naprawdę przepraszam… powinienem móc odpowiedzieć na to pytanie, nieprawdaż? – wyjąkałem.
Naprawdę powinienem móc, ale jednak nie mogłem.
- Edwardzie, nie wiem, co dokładnie się dzieje, ponieważ Bella nigdy nie była otwarta w rozmowie ze mną na rzeczy tego typu. Ale muszę powiedzieć, jest najszczęśliwsza odkąd straciłyśmy jej ojca - wyjaśniła.
- Naprawdę? – zapytałem zaskoczony tym.
Wydawało mi się, że nasz układ sprawia, iż jest poirytowana i smutna, ponieważ była taka, gdy o tym rozmawialiśmy.
- Zawsze, gdy rozmawiamy przez telefon, mówi mi, że wychodzi gdzieś z tobą lub o spędzaniu czasu z tobą i brzmi na zadowoloną. A teraz, widząc to, jestem tego pewna. Coś sprawia, że jest szczęśliwa, Edwardzie. Coś co robisz. I proszę, nie zabieraj jej tego - powiedziała ze smutną miną.
- Nie zrobię tego… nie mógłbym - odpowiedziałem, patrząc na swoje dłonie.
- Nie mógłbyś? Co to znaczy? – zapytała, przyglądając się mi z zaciekawieniem.
- Nie mógłbym zrobić czegokolwiek, co by ją zasmuciło. Widzenie jej smutnej… nienawidzę tego - wyjawiłem, czując, że mogłem w sumie powiedzieć coś pocieszającego, przez co kiepsko wypadłbym w jej oczach.
- Obchodzi cię, kiedy Bella jest zmartwiona? – zapytała, przechylając głowę.
- Oczywiście. Zwłaszcza, jeśli to ja coś zrobiłem lub powiedziałem - odpowiedziałem, wzruszając ramionami.
- Brzmi, jakbyś wiedział więcej niż sądzisz, Edwardzie - powiedziała z uśmiechem.
Miałem właśnie zapytać, co miała na myśli, kiedy Bella wyszła z sypialni, świeżo umyta i przebrana. Uśmiechnęła się do mnie ciepło, gdy szybko próbowałem ocenić ją w przylegającym do jej ciała swetrze i krótkiej spódnicy tak, aby jej matka tego nie zauważyła.
- Podoba ci się? – powiedziała do mnie bezgłośnie, opierając rękę na biodrze i kroczyła dumnie przez chwilę, gdy Reneé wciąż stała do niej plecami.
Posłałem jej srogie spojrzenia, ale puściłem do niej oczko, ona zaś zakryła usta i śmiała się cicho.
Poprosiłem Bellę, by zastąpiła mnie przy krojeniu, abym mógł pójść na górę, by umyć się do obiadu.
- Tylko szybko, bo jestem głodna - poinstruowała mnie.
- Tak, madame - odpowiedziałem posłusznie.
Obie kobiety były zbyt despotyczne i szczerze, musiałem stamtąd zwiewać, dopóki miałem wszystkie kończyny i inne potrzebne części ciała.
Gdy przygotowywałem się, myślałem o mojej rozmowie z Reneé. Zastanawiałem się, czemu szczęście Belli ma dla mnie tak duże znaczenie. Nigdy wcześniej uczucia innej osoby nie były moim priorytetem. Zawsze miałem przyjaciół, aczkolwiek żaden z nich nie był mi bardzo bliski. Bella szybko stała się najlepszą przyjaciółką, jaką kiedykolwiek miałem i chciałem dla niej dobra. Ale dużą częścią tego było to, że lubię widzieć ją szczęśliwą. Lubię być kolesiem za to odpowiedzialnym. I zacząłem się martwić, że jakoś wszystko spieprzę. Za każdy razem, gdy próbowałem wyjaśnić Belli, że nie jestem mężczyzną, na którego zasługuje, była zrozpaczona. Powiedziała, że powinienem jej zaufać i tak zrobiłem. To sobie nie ufam. Potrząsnąłem głową i zmusiłem się siłą woli do oczyszczenia umysłu, by móc wrócić na dół i cieszyć się pierwszym, prawdziwym, świątecznym obiadem, jaki miałem.
- No! Teraz pachnie naprawdę świetnie - powiedziałem, gdy Bella wprowadzała mnie do swojego mieszkania.
- Dziękuję, Edwardzie - powiedziała z uśmiechem Reneé. – Siadaj, wszystko już gotowe – dodała, wskazując na puste krzesło przy stole.
Odsunąłem krzesło na Belli i Reneé, zanim sam usiadłem.
- Och - powiedziały jednocześnie, patrząc na siebie, a później na indyka na stole.
- Wszystko w porządku? – zapytałem, nie rozumiejąc ich skonsternowanych min.
- To nieistotne - powiedziała z trudem Bella.
Wyglądała na zagubioną w nieszczęśliwych wspomnieniach.
- Charlie zawsze kroił indyka - powiedziała cicho Reneé, bawiąc się serwetką. – Ja nigdy nie wiedziałam, jak to się robi – dodała ze sztywnym śmiechem.
- Sądzę, że moje wykształcenie medyczne sprawia, że jestem wykwalifikowany - powiedziałem, uśmiechając się. – Mogę? – zapytałem, patrząc na Reneé i wskazując na indyka.
Kiwnęła głową, ale nie spojrzała na mnie.
- Zrobisz jej histerektomię? – zażartowała Bella, unosząc jeden kącik ust.
Mógłbym całować ją wszędzie za dokuczanie mi i sprawić, że jej oczy znów wyglądałyby na szczęśliwe.
Renée odchyliła głowę i zaśmiała się, zanim pobiegła do kuchni po nóż.
Pochyliłem się i pocałowałem słodkie usta Belli.
- A to za co? – zapytała.
- Coś musiało sprawić, że się zamkniesz - wymamrotałem szybko, gdy Renée wróciła.
Skrzywiłem się, gdy Bella kopnęła mnie po stołem w piszczel.
- Potrzebujesz pomocy, doktorze? – zażartowała ponownie Bella. – Podać ci narzędzia?
- Potrzebuje ciszy, gdy pracuję, siostro Ratched(4) - dokuczyłem jej w odpowiedzi. – Talerz – powiedziałem żartobliwie, wystawiając dłoń, aby umiejscowiła na niej swój talerz.
- Tak, doktorze - powiedziała z udawaną powagą.
Spojrzałem na nią; miała serwetkę na twarzy, jakby nosiła maseczkę chirurgiczną. Pokręciłem głową i zaśmiałem się, że nie zatrzyma się przed niczym, aby mnie zdenerwować.
- Bello, przestań żartować. Jesteś o wiele gorsza niż Charlie w twoim wieku - zrugała ją Renée, ale uśmiechnęła się.
Zajadaliśmy się i dobrze bawiliśmy na dostatniej uczcie, którą Bella i Renée przygotowywały cały dzień. Bella podziękowała mi za pokrojenie ptaka, co uznała za „pyszną precyzję chirurgiczną” i powiedziałem jej, że zanotuje sobie w pamięci, aby dodać to do mojego CV.
- Bello, wznieśmy toast - nalegała Renée.
- Powinnam? – zapytała.
- Oczywiście, że tak. Robimy to co roku - nalegała jej mama.
- Okej - powiedziała Bella, ustępując z uśmiechem, zanim odwróciła głowę w moją stronę. – Każdy z nas wznosi toast i mówi, za co jest wdzięczny – wyjaśniła.
- Za co wzniesiesz toast? – zapytała Renée.
- Za Rose i Alice - powiedziała. – Ponieważ gdyby nie były takie hałaśliwie i wstrętne, to nigdy bym nie wynajęła osobnego mieszkania. I nigdy bym cię nie poznała, Edwardzie – dodała z nieśmiałym uśmiechem.
Stuknęliśmy się naszymi kieliszkami i wypiliśmy za toast Belli… dla mnie.
- Dziękuję, brązowooka – odpowiedziałem, gdy jej mina ze szczęśliwej zmieniła się w łagodne zażenowanie, a później w szczere zadowolenie.
- To tak… cię nazywa? – Renée zapytała Bellę dopiero teraz, słysząc to przezwisko, do którego się przyzwyczaiłem i zapomniałem, jak mogło to zabrzmieć w obecności jej mamy.
- Tak, to tylko głupie przezwisko - odpowiedziała Bella, znowu się rumieniąc.
- Nie jest głupie. Nie używam go, aby ci dokuczać - zaoponowałem cichym głosem.
Spojrzała na mnie z przechyloną głową opartą na dłoniach, gdy nieśmiały, czuły uśmiech pojawił się na jej twarzy.
Renée patrzyła na nas ze smutną miną.
- Coś nie tak, mamo? – zapytała Bella zauważając minę swojej mamy. – Wszystko dobrze?
- Nic, cukiereczku - odpowiedziała ze szczerym uśmiechem. – Śnię na jawie, tak jak ty – dodała, biorąc łyk wina.
- Teraz twoja kolej na toast, mamo – nalegała Bella.
- Okej, wzniosę toast za… déjà vu. Powtarzanie się historii - powiedziała, tajemniczo unosząc kieliszek.
Wraz z Bellą wymieniliśmy spojrzenia, ale unieśliśmy kieliszki.
- Za co jesteś wdzięczny, Edwardzie? – zapytała mnie Bella.
Myślałem przez chwilę zanim uniosłem kieliszek i posłałem jej uśmieszek.
- Toast… za tost - ogłosiłem dumnie.
- Tost? – powtórzyła, unosząc jedną brew, gdy stuknęliśmy się kieliszkami i wypiliśmy wino.
- Za tost.
- Taki z chleba?
- Tak.
- Czemu wznosi toast za tost?
- Ponieważ robisz najlepsze tosty do moich trochę sadzonych jajek.
- Edwardzie… przysięgam, na święta kupię ci jajowar.
- Nie, to nie będzie to samo. Wolę, jak ty gotujesz mi jajka.
- Dosyć - przerwała nam Renée. – Mniejsza o te jajka. Macie mostek(5) do połamania – dodała ze śmiechem.
- Nie masz życzenia, mamo? – zapytała Bella zabawnym głosem, unosząc brew żartobliwie.
- Miałam już wiele życzeń przez te lata, córeczko. I wiele się spełniło - odpowiedziała Renée, podając kość Belli.
Spytałem, czy mogę na nią spojrzeć.
- Ach, furcula występuje tylko u ptaków. Mają interesująco zbudowany obojczyk, - powiedziałem pocierając brodę, gdy z ciekawością przyglądałem się kości w moich palcach.
Spojrzałem na Bellę, która, ku mojemu zdziwieniu, uśmiechała się, zamiast czekać, by mi dokuczać.
- Zawsze jest taki bystry? – zapytała ze śmiechem Renée.
- Tak - powiedziała z westchnięciem Bella.
Wyglądała jak… dziwna mieszanka podniecenia i zaślepienia miłością. Nie mogę zupełnie tego zrozumieć.
- Najlepiej szło mi z anatomii - poinformowałem ją, wzruszając ramionami.
- Nie jestem zaskoczona - odpowiedziała sarkastycznie, zanim przeczyściła gardło. – No dobra, Edwardzie, łap drugi koniec. – Poinstruowała, unosząc kość za jeden z końców. – I pomyśl życzenie.
Złapałem kość i jedna, przejrzysta myśl przeszła mi przez głowę.
Chciałbym móc mieć cię na wieczność, Brązowooka – w moim łóżku, ze mną na przyjęciach firmowych, oglądając TV, nawet w supermarkecie. Chciałbym, abyś zawsze była ze mną wszędzie.
Zamknąłem oczy na kilka sekund i szarpnąłem mostek. Gdy otworzyłem oczy zauważyłem coś dziwnego. Furcula była idealnie przepołowiona, dokładnie po środku.
- Heh, no spójrzcie - zauważyła z uśmieszkiem Renée. – Obojgu wam spełni się życzenie – poinformowała nas wstając i zaczęła sprzątać ze stołu.
- Ekstra, wygram na loterii! – powiedziała ze śmiechem Bella.
- Chciałaś pieniędzy? – zapytałem, trochę rozczarowany.
Miałem pieniędzy w bród i nigdy nie sprawiły, że byłem szczęśliwy, jedynie spokojny.
- Edwardzie – powiedziała, wywracając oczami. – Żartowałam. Nie powiem mojego życzenia, więc nie pytaj – dodała, wystawiając język. – Więc ile kurewek sobie życzyłeś? – wyszeptała, szturchając mnie w żebra.
- Niezła próba. Ja też nie powiem - odpowiedziałem, gdy oboje wstaliśmy, by pomóc Renée.
Po zjedzeniu zbyt dużej porcji deseru i odpływaniu myślami na kanapie, podziękowałem Renée za cudowny posiłek dziękczynny i życzyłem miłej nocy. Bella odprowadziła mnie do moich drzwi. Przyłożyłem dłoń do jej policzka i pocałowałem ją raz i jeszcze raz, i przy trzecim razie za bardzo ocieraliśmy się o siebie, więc musieliśmy trochę się opanować.
- Wpadniesz jutro? – zapytała.
- Oczywiście - powiedziałem, głaszcząc ją po policzku.
- Dobranoc, Edwardzie - wymamrotała, całując mnie szybko.
- Dobranoc, brązowooka. Dziękuję za obiad i… wszystko inne.
- Wszystko? Za wszystko ogólnie? – zapytała z psotną miną.
- Tak, wszystko.
- Proszę bardzo i ja dziękuję za to wszystko - odpowiedziała, chwytając moją dłoń i bawiąc się palcami.
Uścisnęła mnie po raz ostatni, zanim pobiegła w dół do swojego mieszkania.
Przebrałem się do łóżka i uświadomiłem sobie, że jeszcze nie czytałem swoich emaili, więc szybko przejrzałem wiadomości w telefonie. Położyłem się na łóżku i rozciągnąłem, zanim odłożyłem BlackBerry na nocny stolik. Przewracałem się z boku na bok, ponieważ, pomimo znużenia, nie mogłem zasnąć.
Impulsywnie złapałem telefon i zalogowałem się na ÜberTwitter(6). Gdy odwiedziłem profil Belli, zaśmiałem się, ponieważ zostałem powitany nie tak przyjazną wiadomością:
Ta osoba zastrzegła swoje wpisy. Musisz być na liście znajomych, by móc przeglądać ten profil.
Kliknąłem na mały, szary przycisk, który wyśle Belli wiadomość, że chcę móc przeglądać jej profil. Jeśli mam zamiar ją szpiegować, to mogę poprosić o to.
Odświeżyłem stronę z wiadomościami i zobaczyłem, że ktoś napisał do mnie.
BadKittyKillKil Nie możesz napisać do mnie jak normalna osoba? Musisz czytać wszystkie moje rozmowy? Zgadzam się, ale nie spodziewaj się, że cię #FF. Kiedykolwiek.
Nie mogłem teraz ustąpić, więc odpisałem jej.
DrWhoHaHa Dzięki za pozwolenie mi bycia twoim dziwnym prześladowcą, który mieszka nad tobą. #FF? Gorączkowe pieprzenie?(7) To nieuprzejme, brązowooka. Myślałem, że uprawiamy przyjaźń.
Po minucie zobaczyłem, że odpisała.
BadKittyKillKil #FF = Fallow Friday,(8) ludzie, których polecasz śledzić. Nie ma to nic wspólnego z gorączką lub pieprzeniem. Czemu do mnie piszesz?
DrWhoHaHa Jest Święto Dziękczynienia i ten Twitter ma wszędzie ptaki. Wydaje się stosowne. Gulg. Chociaż wolę Łabędzie.(9)
BadKittyKillKil Pójdziesz do łóżka? Zbudujesz model szkieletu albo coś innego?
Postanowiłem, że moja odpowiedź wymaga trochę więcej prywatności niż może zaoferować Twitter, więc napisałem smsa.
Mam kość, którą możesz się pobawić. –E
Atakujesz mnie na wszystkie fronty! To możesz przyjdziesz tutaj i zbiję cię do nieprzytomności? – BE
Tęsknie za moim cyckusiem. –E
No dobra, masz (o)(o) – BE
To nie to samo. –E
To najlepsze, co mogę zrobić, a teraz śpij! – BE
Brązowooka. –E
Zielonooki. –BE
Hej, to ja mogę nazywać cię w ten sposób. Nie ma dzielenia się. –E
Też możesz być BE. –BE
Ale to ty jesteś Brązowooka(10), ponieważ masz takie oczy –E
To nie oznacza Brązowooka. –BE
? –E
Belli Edward –BE
Podoba mi się. –E
Albo Entuzjasta Cyckusia(11) -BE
A mogę być tym i tym? –E
A nie jesteś już? –BE
Faktycznie. –E
Śpiący? Jestem w łóżku. –BE
Ja też. Tak, jestem trochę zmęczony. –E
Dobranoc, Przytulasie. –BE
Dobranoc, brązowooka Bello. –E

Wyciszyłem telefon i odłożyłem go na nocny stolik. Nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu, który miałem na twarzy. Nazwała mnie jej. I, o dziwo, sądzę, że chcę, aby tak było. Odpływałem, wciąż chcąc, aby jej ciało było obok mnie, moja ręka stanowczo okrywałaby jej pierś, a nogi miałbym zarzucone zaborczo na nią. Ale teraz zadowoliłem się, że zdałem sobie sprawę, iż niespecjalnie chcę spać w tym łóżku sam, już nigdy więcej.


(1) Maurice Chevalier – francuski piosenkarz i aktor
(2) Humorous – zabawne, śmieszne
(3) Chodzi o słowo humerus, czyli kość ramienna. (sorka, ale tej gry słownej nijak nie dało się przełożyć na język polski. Ogólnie chodzi o to miejsce na łokciu, po którego uderzeniu masz takie dziwne uczucie w ręce ;)
(4) Siostra Ratched – pielęgniarka z filmu pt. „Lot nad kukułczym gniazdem” grana przez Louise Fletcher.
(5) Dokładnie rozwidlona kość z piersi indyka lub kurczaka. Wróżba mówi, że osoba, której przypadnie dłuższa cześć po jej przełamaniu może liczyć na magiczne spełnienie dowolnego życzenia.
(6) ÜberTwitter – aplikacja na BlackBerry umożliwiająca korzystanie z Twittera
(7) W oryg. Feverishly Fuck
(8) Fallow Friday – serwis, na który można wysyłać swoje rekomendacje użytkowników, których warto śledzić. W wiadomości wpisuje się tag #fallowfriday, nazwę użytkownika Twittera, którego polecamy i kilka słów wyjaśnienia. Na stronie można znaleźć użytkowników śledzonych przez największą ilość twitterowców.
(9) W oryg Swans
(10) W oryg. Brown Eyes
(11) W oryg. Boobkie Enthusiast

Rozdział 19


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dreamteam dnia Sob 14:06, 26 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Sob 13:28, 12 Lut 2011 Powrót do góry

Jezu! Uwielbiam ten ff! Coś mi się wydaje, że Charlie też nazywał Renee brązowooką. Tak mi się wydaje. Ah... Wszystko jest takie... urocze, jednak nie straciło interesującej strony. Wręcz nie mogę się doczekać dalszych losów B&E!
A tekst " No powiedz, ile kurewek sobie zażyczyłeś?" był zaje..isy!!! hahah! Padłam ! Laughing
Aha, chyba 26.02 będzie rozdział 19, no, chyba że będzie rozdział 18 ale z punktu widzenia Belli.
Nie mogę się doczekać, jak zwykle. Nie widziałam błędów, żadnych. Brawo! Smile
Szybki seks, bo im siebie brakowało. A potem Renee z tą bluzką. Ach. Kocham! Very Happy

Dziękuję, życzę chęci do tłumaczenia!
KW


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 14:44, 12 Lut 2011 Powrót do góry

Hej! Zaniemówiłam. Rozdział jakże inny od poprzednich, mimo i tak przesycony erotyzmem, ale delikatny, milusi. Mamuśka, super, Edek nie będzie miał łatwo, lwica czuwa i zmusza do analizy uczuć, które są mu jak najbardziej znane, ale niesprecyzowane. Życzenia świąteczne, super. Nigdy nie wpadłabym na taki pomysł. " Ile kurewek sobie życzyłeś?", i znów podtekst do wyjawienia uczuć i znów okrężna droga. A akcja w sklepie, boska. Jestem ciekawa, co by zrobiła Bella, gdyby Ed klepnął ją powtórnie? Byłoby ciekawie. Jesteście niezrównane w tym co robicie, choć niektóre dialogi czytam dwukrotnie, bo nie zawsze za pierwszym razem łapię kontekst, ale nie przeszkadza mi to. Dziękuję za poświęcony czas, nie znam angielskiego wystarczająco dobrze, by czytać w oryginale, więc chłonę wszystkie tłumaczenia jak gąbka. A to w szczególności, bo ma w sobie wiele uroku, ciepła i doskonałości. Życzę weny, czasu i cierpliwości, pozdrawiam cieplutko!!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Natalia1
Wilkołak



Dołączył: 08 Lis 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 20:54, 12 Lut 2011 Powrót do góry

PPPPPPPIIIIIIIIIIIIIIIIIIĘĘĘĘKKKKKKKKNNNNNNNNEEE !!!!! Smile)))))))) Chyba będzie weeeeelllka miłość Smile)))))


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Sob 21:31, 12 Lut 2011 Powrót do góry

aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!
KOCHAM i WIELBIĘ i chcę więcej, dużo więcej
nie doczekam się do 26.02 to nie jest sprawiedliwe
rozdział cudowny i nie spodziewałam sie wypadu na zakupy
i jeszcze Renne świetnie ma opisany charakter:)
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dreamteam
Wilkołak



Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 13:56, 26 Lut 2011 Powrót do góry

Rozdziały można także znaleźć w formacie .pdf na [link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział 19
Edward

Weekend po święcie Dziękczynienia minął pod znakiem wielkiej ilości jedzenia, oglądania telewizji i wygłupiania się z Bellą. Była zbyt przerażona myślą o zakradaniu się do mojego mieszkania, więc spędzałem czas na wyobrażaniu sobie, że uprawiamy seks, chociaż nic takiego nie miało miejsca. Pracowałem przez kilka krótkich zmian w szpitalu. Zakłócało to trochę spokój, ale w te dni nic nie odsunęło moich myśli od Brązowookiej.
Niedługo nastał wczesny, poniedziałkowy poranek i czas na moją długą, trzydziestosześciogodzinną zmianę w Brigham. Renée potrzebowała podwiezienia na lotnisko, by móc złapać lot do Phoenix o szóstej, więc zaoferowałem swoją pomoc.
- Pa, mamo. Miło, że przyjechałaś. Już za tobą tęsknię - powiedziała Bella swojej mamie, przytulając ją mocno.
- Było wspaniale, córeczko. I jestem szczęśliwa, widząc cię szczęśliwą. Bardziej niż mogę to wyrazić - odpowiedziała Renée, całując córkę w policzek.
- Och, mamusiu, jak ja cię uwielbiam - zażartowała Bella. – Spokojnego lotu i zadzwoń, kiedy będziesz w domu, okej? – dodała.
Pół tuzina lub więcej uścisków później, Renée w końcu siedziała w moim samochodzie i odjechaliśmy w kierunku lotniska Logan. Brązowooka została, ponieważ po odwiezieniu jej mamy od razu pojadę do pracy. Rozmawiałem trochę z Renée, a ona opowiedziała mi o swojej karierze w szkole podstawowej.
- Wiesz, mam stopień ze sztuk pięknych. Otrzymałam dyplom, kiedy Bella była mała. Zabrało mi wieki zajęcie się tym wszystkim, gdy byłam mężatką i wychowywałam małą dziewczynkę - wyjaśniła.
- Moja mama też była długo w szkole – powiedziałem.
- Tak? A co robi? – zapytała.
- Umarła, ale kiedy żyła, była praktykantką adwokacką. Sporo czasu zajęło jej zdobycie certyfikatu. Sama mnie wychowywała.
- Ale dostała to, czego chciała i to się liczy - powiedziała potrzepująco.
Zauważyłem, że Renée jest bardzo podobna do swojej córki. Wyczuwała, kiedy coś jest krępującym tematem, ale umiała przez to przebrnąć. Nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć, po prostu pokiwałem głową i skupiłem wzrok na drodze.
- Edwardzie - przemówiła po długiej ciszy, gdy zbliżaliśmy się do lotniska. – Znasz Kaplicę Sykstyńską?
- Oczywiście, Michała Anioła.
- To jedno z moich ulubionych dzieł sztuki. Pokazuję je uczniom jako przykład czegoś, co jest bliskie perfekcji - wyjaśniła. – Kilka lat temu odsłonili ją po naprawdę drobiazgowym czyszczeniu. Najwidoczniej czas pokrył ją warstwami kurzu, a oryginalne kolory wyblakły.
- Słyszałem o tym - odpowiedziałem, pamiętając, że czytałem na ten temat.
- Ale wiesz co? Zanim przywrócili ją, sądziłam, że była niesamowita. A kiedy zobaczyłam, jak została naprawiona… byłam zszokowana. Okazało się, że piękny sufit może wyglądać jeszcze bardziej doskonale i bezcennie. Chyba dzięki temu zrozumiałam, że życie może być zabawne… nie wiesz, że przez ten cały czas, coś cię omija… do chwili aż to masz - powiedziała, uśmiechając się.
Biorąc jej walizkę z bagażnika, odwróciłem się do Renée, aby pożegnać się z nią. Uściskała mnie ciepło, co zaakceptowałem z wdzięcznością.
- Dzięki za podwiezienie - powiedziała, delikatnie poklepując mnie po ramieniu.
- Do usług. Bezpiecznej podróży - odpowiedziałem z uśmiechem.
Wzięła swoją torbę i zaczęła iść w kierunku terminalu, kiedy zatrzymała się i wróciła kilka kroków.
- Och, Edwardzie… jeszcze coś. Mój mąż żartował sobie czasami, że nie wiem, co w nim widziałam, ponieważ bardzo się od siebie różniliśmy. Mówiłam mu wtedy… „to przez te brązowe oczy” – powiedziała, uśmiechając się do mnie promiennie. I z tym ponownie odeszła.
Do pracy jechałem, mając głowę we mgle. Wiem, co Renée próbowała mi powiedzieć. Wiem, co mój szef Aro próbował ciągle mi podsunąć.
Nie wypuszczaj dobrych rzeczy… Sprawiasz, że Bella jest szczęśliwa i nie przestawaj… W twoim życiu czegoś brakowało; otwórz oczy i rozejrzyj się, ponieważ teraz to masz…
Co myślę o tym, co dzieję się między nami? Muszę być ze sobą szczery. Nie mam, ku***, pojęcia. Nie mogę opisać słowami czegoś, o czym nie mam pojęcia. Jak głucha osoba ma opisać muzykę? Jak niewidomy ma opisać kolory? Jedno jest pewne; kiedy wracam w nocy do domu i idę przez korytarz, jeśli nie słyszę, jak ktoś fałszuje podczas robienia wielkich ilości jedzenia i nie widzę jej wesołej twarzy i poplamionego fartucha, to jakby świat był zwichrowany… ponieważ świat bez niej nie ma już dla mnie sensu.
Potrząsnąłem głową i wziąłem głęboki oddech, przeklinając poranne korki i moją niezdolność, by się pozbierać.
Później, następnego popołudnia, dostałem wiadomość od Belli. Była dzisiaj w szpitalu jako wolontariuszka na pediatrii.
Muszę się z tobą zobaczyć. To ważne. –BE
Okej. Poczekalnia na trzecim piętrze? –E
Dzięki. Do zobaczenia. –BE

Nie widziałem jej, ani nie rozmawiałem z nią od wczorajszego poranka, gdy zabierałem Renée na lotnisko i nie byłem pewien, o co chodzi. Stwierdzenie, że byłem zmartwiony było niedopowiedzeniem.
- Brązowooka, co się dzieje? – zapytałem spanikowany.
Wyraz jej twarzy niemal mnie zmroził. Miała czerwone oczy, a wierzch dłoni przykładała do nosa i ust, dosłownie wstrzymując smutek. Znowu zrobiłem coś głupiego, ale nie wiedziałem co.
- Rozmawiałam z rodzicem. Chyba dobrze się spisałam, tylko słuchałam, pozwoliłam jej mówić o tym, jaka jest smutna i zestresowana. Chyba poczuła się lepiej - wyjaśniła, pociągając nosem. – Ale gdy tylko skończyłyśmy rozmawiać, nie mogłam… nie mogłam już wytrzymać – dodała, zakrywając twarz dłońmi.
- Chodź tutaj - powiedziałem, cicho wyciągając ramiona.
Praktycznie rzuciła się na mnie. Pocałowałem ją w głowę i starłem łzę z jej policzka. Klepałem ją po plecach i trzymałem w ramionach przez kilka minut. Niedługo potem jej małe ciało rozluźniło się i wiedziałem, że najgorsze już za nią.
- Wiem, trudno jest nie dać się temu ogarnąć - powiedziałem, zauważając jej wrażliwość na śmierć i choroby, biorąc pod uwagę niedawne odejście jej ojca.
- Jest trudno, ale zarazem też czuję się lepiej. To dziwnie ulecza. Jeśli ktoś potrzebuje rozmowy lub ramienia, by się wypłakać, mogę słuchać, ponieważ nie zdarza mi się tu przez cały czas. To ja zwykłam płakać, a teraz mogę być tą osobą, która słucha.
- Oczywiście. I będziesz tutaj najlepszym słuchaczem - powiedziałem szczerze.
- Dziękuję. I dzięki za spotkanie po tym, jak napisałam do ciebie.
- Gdy zobaczyłem, że jesteś smutna pomyślałem, że to zapewne ja coś zrobiłem.
- O nie. Po prostu potrzebowałam… mojego najlepszego przyjaciela - powiedziała, wycierając oczy chusteczką.
- Byłaś smutna, więc chciałaś porozmawiać… ze mną?
- Tak… jesteś w tym dobry - powiedziała z nieswoim śmiechem.
- Jestem? Przecież nawet nic nie powiedziałem - odpowiedziałem, niepewny jak moje stanie tutaj mogło pomóc.
- Nie musiałeś. Twój uścisk większość załatwił - powiedziała, opierając głowę na moim ramieniu i uśmiechnęła się z głośnym westchnieniem.
- Cieszę się, że w czymś jestem dobry - stwierdziłem, odwzajemniając uśmiech i pocierając jej plecy.
- Edwardzie - powiedziała, wywracając oczami. – Nie będę przyznawać tego zbyt często, więc doceniaj to kiedy możesz. Jesteś dobry w wielu rzeczach – przyznała z uśmieszkiem, a ja po prostu wpatrywałem się w nią. – No co? – zapytała.
- Nie odwołasz tego? Nie powiesz, że to niestrawność albo ból zęba sprawia, że jesteś trochę sentymentalna? – zapytałem, machając ręką, by rozwinęła wypowiedź.
- Nie. Po prostu mnie wycieńczyłeś, Edwardzie. Teraz mogę przyznać, że ja, Isabella Swan, nie uważam cię za wstrętnego faceta, tak jak kiedyś myślałam – powiedziała, śmiejąc się.
- O mój Boże. Dlaczego tego nie nagrałem? W telefonie mam dyktafon - powiedziałem, wyjmując BlackBerry z kieszeni. – Możesz to powtórzyć? – zażartowałem, celując w nią telefonem.
- Pewnie, będę służyć jako przykład dla wszystkich twoich puszczalskich panienek. Edward Cullen sprawi, że twoje IQ spadnie szybciej niż on może… - powiedziała, kręcąc głową w udawanej porażce.
- Tyle jadu kryje się za tą słodką twarzyczką - odpowiedziałem żartem.
Nie odpowiedziała słowami, ale kłapnęła zębami. Złapałem ją za nadgarstek i pocałowałem go; czyn, który zawsze zmienia jad w miód i sądząc po cichym mruczeniu, ten przypadek nie jest żadnym wyjątkiem.
- Grasz nieczysto, Edwardzie – powiedziała, patrząc na mnie zmrużonymi oczami.
- Teraz to odkryłaś? – zapytałem, unosząc jedną brew.
Śmiejąc się głośno, oplotła ramię wokół mojej szyi i przytuliła mnie mocno do siebie.
- Dzięki za poprawienie mi humoru. Sprawienie, że znowu się uśmiechnęłam. No i wiesz, być bardziej szczęśliwą, by później odwzajemnić tę przyjemność – dodała, całując mnie i zachichotała.
Chciałem powiedzieć jej, że już mi się odwdzięczyła. Widzenie, jak z płaczącej dziewczyny zmieniła się w uśmiechającą. jest dla mnie wystarczającą zapłatą.
- Może pocałuję cię i będzie lepiej? – wyszeptała mi do ucha.
- Brązowooka, sprawienie, że się rozbiorę nie jest jedynym sposobem na uczynienie mnie szczęśliwym - powiedziałem jej.
Odchyliła się i spojrzała na moją twarz. Przez chwilę przyglądała mi się, jakby rozważała, co powiedzieć.
- Jajka? – zażartowała.
- Co jeszcze? – zażartowałem, w odpowiedzi, puszczając do niej oczko. – Ale później chętnie powtórzę z tobą program nauczania – dodałem.
Właśnie gdy miała uderzyć mnie w ramię, drzwi do poczekalni otworzyły się.
- Hej! Kogóż my tu mamy - powiedział głos, który nieszczególnie chciałem słyszeć.
Należał do Jamesa, mojego kolegi, z którym uspołeczniałem się całkiem często, zanim z Bellą zawarliśmy naszą umowę.
- James, miło cię widzieć – odpowiedziałem, gdy podszedł do mnie.
Zacisnąłem uścisk na talii Belli z jej dłonią w mojej. Nie miałem jakiegokolwiek zamiaru uwolnienia jej w niedalekiej przyszłości.
- Nie widywałem cię nigdzie ostatnio - powiedział do mnie, ściskając moją dłoń, chociaż uważnie przyglądał się brązowookiej. – A kim jest twoja urocza koleżanka, Cullen?
- Och, Bello to jest James. James, to jest Bella - powiedziałem.
James wysunął rękę, by przywitać się z Bellą, ale nie odwzajemniła tego gestu, ponieważ nie mogła.
- Edwardzie - powiedziała cicho. – Musisz puścić moje ramię.
Przeczyściłem gardło, zanim pozwoliłem jej ponownie użyć ręki. Uścisnęła dłoń Jamesa i przywitała go krótko, ale przyjaźnie.
Łypnął na nią okiem, jakby była kawałkiem mięsa. Pieprzony skurwysyn.
- Hej, co się dzieje? Już cię nie widuję - powiedział James.
Oblizał usta, gdy wciąż żarłocznie przyglądał się Brązowookiej i przyznam, że miałem ochotę wyciąć jego gałki oczne zardzewiałym skalpelem.
- Byłem zajęty – powiedziałem, wzruszając ramionami nonszalancko.
- Właśnie widzę - odpowiedział z zadowolonym z siebie uśmieszkiem. – Więc Bello, to ty… zajmujesz mojego dawnego wspólnika w zbrodni? – zapytał z sugestywnym uśmieszkiem.
Flirtuje z nią. Przesunąłem językiem po górnych zębach i zacisnąłem dłoń w pięść. Właśnie takiego scenariusza się obawiałem; takiego, w którym Bella odsunie się ode mnie.
- Może i go zajmuję, ale ktoś musi pokazać mu, gdzie jest jego miejsce - powiedziała Bella, a jej słowa brzmiały jak docinka, pomimo jej słodkiego uśmiechu. Tak naprawdę to wyglądała na zirytowaną.
- Nie mogę powiedzieć, że go o to obwiniam. Wyglądasz jak cholernie dobre… odwrócenie uwagi - flirtował i puścił do niej oczko.
Dosyć. Mrugnij raz jeszcze, a usunę ci te oczy. Spróbuj puścić do niej oczko, nie mając oczu, dupku.
- Uwierz mi, James. Nie masz zielonego pojęcia - odpowiedziała. – I wątpię, że kiedykolwiek będziesz je miał – dodała spokojnie. – Edwardzie, powinnam już iść. Czekają na mnie na pediatrii.
- Odprowadzę cię - zaoferowałem.
- Pa, James. Miło było cię poznać - powiedziała szybko, kiwając głową.
- Tak samo - powiedział do niej James i znowu się uśmiechnął. – Cullen, powiedz przynajmniej – zaczął, zwracając się do mnie. – Czy zobaczę cię na świątecznym przyjęciu w następny weekend? Wiesz jakie są te napalone pielęgniarki, przyprowadzają swoje siostry i mają nadzieję na podwójną zabawę – dodał z rechotem.
Poczułem, jak Bella się skuliła. Gdy ja cieszyłem się, że ona nie jest zainteresowana tą hieną łypiącą okiem, Bóg wie co ona musiała myśleć o nim. Byłem zażenowany tym, że Brązowooka musiała wysłuchiwać rozmowy tego typu, chociaż ja nic nie powiedziałem.
Bóg wie, co musiała pomyśleć o mnie, gdy ją poznałem.
- Yy, tak. Idę, ale będę tam z Bellą. Jakoś namówiłem ją, by była moją partnerką – powiedziałem, uśmiechając się do niej. Odwzajemniła uśmiech, zanim spuściła wzrok na podłogę. – Chyba będziesz musiał poradzić sobie sam, James – powiedziałem.
Szliśmy szpitalnym korytarzem w ciszy i byłem przez to niespokojny. Wciąż otulałem ją ramieniem i nie puściłem jej nawet, gdy przechodziliśmy przez wąskie drzwi poczekalni. Ale byłem pewny, że Bella była zirytowana przez Jamesa i nie mogłem jej za to winić, znając ją tak jak teraz.
- Brązowooka? – przemówiłem, zatrzymując się przy wejściu na oddział pediatrii.
- Hmm? – powiedziała z dalekim wzrokiem w oczach.
- Przepraszam, że musiałaś wysłuchiwać Jamesa, tych rzeczy, które powiedział. Jest…
- Dupkiem? – zaoferowała.
- Jest taki jak ja - odpowiedziałem. – A przynajmniej jaki byłem, czego żałuję.
- Jak ty? Żartujesz sobie?
- Nie, ale chciałbym. Często wychodziliśmy gdzieś z Jamesem. Na drinki i takie rzeczy – wyjaśniłem, drapiąc się w czoło i stąpając z nogi na nogę.
- Edwardzie, to, że masz frajera za przyjaciela, ciebie takim nie czyni. Tylko znaczy, że masz gówniany gust co do doboru znajomych – powiedziała, śmiejąc się i potrącając mnie ramieniem.
- Wiem, ale… mówiłem tak… zachowywałem się jak… frajer - wyznałem.
- A teraz mówisz tak lub zachowujesz się?
- Oczywiście, że nie.
- Więc jakie to ma znaczenie?
- Ale to co mówiłem i robiłem przy tobie było całkiem… prostackie. Nie mogę się kontrolować przy tobie. Nie powinienem być taki jak ten dupek, który patrzył na ciebie, jakby miał zaraz się zaślinić.
- James jest obrzydliwy. A ty nigdy taki nie byłeś dla mnie.
- Naprawdę uważasz, że jest jakaś różnica między mną a nim?
- Wiesz, jak już o tym wspomniałeś - zaczęła, otulając mnie w pasie. – Może jest jakaś subtelna różnica. Gdyby twojej osobowości brakowało czaru, szczerości, taktu, ciepła, inteligencji, poczucia humoru i współczucia, byłbyś taki jak James – wyrecytowała, wpatrując się w sufit, jakby udawała, że się koncertuje.
- Identyczny? – zapytałem, udając głupka.
- Wraz z obrzydliwymi, tłustymi włosami związanym w kucyk - potwierdziła.
Położyłem dłonie na jej lędźwiach i pochyliłem się do niej, całując jej pełne, smaczne usta. Nie wiem czy powiedziała to, aby mnie uspokoić, czy naprawdę tak sądzi, ale i tak chętnie to przyjmę.
- Dziękuję, brązowooka.
- Proszę i także dziękuję.
- Za co?
- Za nazwanie mnie twoją partnerką, nawet jeśli powiedziałeś to, aby pozbyć się Tłustego Kucyka.
- Nie dlatego tak powiedziałem.
Spojrzała na mnie jednym okiem, okazując ciężki sceptycyzm.
- Dobra, może to była część powodu ponieważ, gdyby spojrzał jeszcze raz na twoje piersi, chyba zmiażdżyłbym mu tchawicę.
- Jesteś zazdrosny, Edwardzie? – zażartowała z wesołym błyskiem w oku.
- Nie - wymamrotałem nieprzekonująco. – Po prostu nie podoba mi się myśl o tym kolesiu koło ciebie. Nie chcę, aby zawracał ci głowę.
- Okej, ale to mnie nie martwi. Nie obchodzi mnie, co powiedział do mnie. Nie chcę tego słuchać, ale mogę go zignorować – stwierdziła, wzruszając ramionami.
- Nie tylko mówienie. Wpatrywanie się jest nie do przyjęcia.
- Nie do przyjęcia, hę?
- Tak. A dotykanie jest bardziej niż nie do przyjęcia. Tak, żebyś wiedziała - powiedziałem z grymasem na twarzy, a usta zacisnąłem w cienką linię.
- Edwardzie - zaszydziła, - Nie ma mowy, abym pozwoliła temu kolesiowi, by mnie dotknął. Nie. Ma. Mowy.
- Jak dla mnie spoko. Ale wciąż nie podoba mi się myślenie o tym - psioczyłem ze zmarszczonym czołem.
- Łapię, Kapitanie Jaskiniowcu. Gotowy, by zostawić już ten temat? – zażartowała.
- Ale nie chcę - powiedziałem.
Podczas rozmowy jakoś udało mi się złapać ją za nadgarstki.
- Przynieś kajdany, o panie – zażartowała, napierając na mnie nadgarstkami, gdy wciąż je trzymałem. – Jestem więźniem twym* – wyszeptała mi do ucha.
Wziąłem wolny, długi wdech, by się uspokoić… Bóg wie, że mogłem wziąć ją na tym korytarzu, jeśli będzie się tak zachowywała.
- Jeśli nie spotkam się z tobą później, brązowooka… - wyszeptałem w odpowiedzi.
- To może jak skończysz zmianę i podwieziesz mnie do domu, to będziemy mogli… no wiesz… usunąć to napięcie? – zapytała z żartobliwym uśmiechem.
- Kapitalny pomysł, brązowooka - odpowiedziałem, całując ją po raz ostatni, zanim wróciłem do moich pacjentów.
Zawiozłem nas do naszego budynku, łamiąc prawie wszystkie zasady ruchu drogowego w stanie Massachusetts. Minął prawie tydzień od naszego ostatniego seksu i wątpię, żeby któreś z nas mogło czekać dłużej.
- Co zjemy na obiad? – zapytała.
- Cokolwiek, co można zjeść szybko - powiedziałem, stojąc za nią, oplatając ją ramionami w pasie i całując po szyi, gdy ona szperała w swojej spiżarni.
Zamruczała i odwróciła się twarzą do mnie, a jej usta uformowały się we wspaniały grymas.
- Wiem, też jestem zniecierpliwiona. Minął prawie tydzień - wyjęczała, zamykając oczy i przechyliła głowę, gdy przesunąłem moje dłonie z talii na jej krągłe piersi.
- A może zrobimy obie rzeczy za jednym zamachem? – zapytałem, przesuwając palce po jej włosach.
- A jak to dokładnie zrobimy? – odpowiedziała z lekki uśmiechem.
- Przygotuję coś na obiad i się dowiesz - powiedziałem, klepiąc ją po tyłku.
- Okej. Chyba muszę ci zaufać, hę? I co mam robić, gdy będziesz przygotowywał obiad?
- A ty - odpowiedziałem, całując ją w linię szczęki – przebierzesz się w coś… skąpego – wymamrotałem jej do ucha.
- O Boże - sapnęła, będąc wyraźnie podekscytowana.
Pognała korytarzem do swojej sypialni tak szybko, jak mogły ponieść ją dwie lewe nogi, z mrugnięciem okiem i krótkim tańcem ze szczęścia, zamknęła za sobą drzwi.
Umyłem ręce i zgarnąłem resztki z lodówki; wszystko, co mogło zostać zjedzone rękoma. Nakryłem do stołu i wstawiłem jedzenie do mikrofalówki - jedynej znanej mi rzeczy na wyposażeniu kuchni. Wyłączyłem światła i zapaliłem świeczki, które stały na środku stołu.
- Cześć - powitała mnie brązowooka, a jej głos był lekko ochrypłym szeptem.
Odwróciłem się, by spojrzeć na nią – dobry Boże – miała na sobie skąpą koszulę nocną, który była zupełnie prześwitująca.
- Wyglądasz w tym nierealnie, brązowooka… prawdziwy test mojej kontroli, panienko - powiedziałem z uśmieszkiem, gdy wciągnąłem ją na moje kolana.
Była tak delikatna i pachniała niesamowicie, świeża po prysznicu z włosami związanym na czubku głowy z kilkoma kosmykami wiszącymi tu i tam.
- Dziękuję - powiedziała z nieśmiałym uśmiechem.
- Głodna? – zapytałem, oferując mały kawałek sera.
Bez odpowiedzi otworzyła usta. Delikatnie karmiłem ją po troszku wszystkim, a ona robiła to samo ze mną.
- Będzie niedługo jakaś lekcja? – zapytała, gdy zniecierpliwienie brało nad nią górę.
- Tak - odpowiedziałem, opierając rękę o jej piersi.
Kładąc dłonie na mojej twarzy przesuwała kciuki po kilkudniowym zaroście na moich policzkach. Naprała na mnie ustami i jęknęła, gdy mój język dotknął jej. Teraz pieściłem ją z większą determinacją, szczypiąc ją w sutek.
- Więcej, proszę - wymamrotała, głaszcząc mnie po klatce piersiowej, zanim pocałowała mnie w szyję, a dłonie wsunęła w moje włosy, ciągnąc za nie lekko.
- Cierpliwości, brązowooka - zrugałem żartobliwie, odsuwając dłoń z jej piersi i układając ją na jej udzie. – Dzisiejsza lekcja jest o kontroli… badanie opóźnionej satysfakcji… - wyjaśniłem, przesuwając dłonie na wewnętrzną stronę jej ud i lekko rozdzieliłem jej nogi.
- Nie czekaliśmy już wystarczająco? – błagała, oblizując usta i wzdychając głośno.
- Tak i dlatego to idealna pora, by tego spróbować. Pokażę ci, okej? – zapytałem, całując ją lekko.
- Okej - odpowiedziała niepewnym szeptem i wsunąłem palce w jej cienkie stringi. Dotknąłem ją bardzo delikatnie i tylko przez kilka sekund. Zachichotałem, zauważając, jak Bella wywróciła oczy do tyłu.
- Brązowooka, będziesz musiała postarać się bardziej - zrugałem ją ponownie. – Chodzi o to, że musisz skoncentrować się na tym, jak jesteś podniecona.
Zamykając oczy i biorąc głęboki wdech pokiwała głową, zanim powiedziała, by spróbować ponownie. Jeszcze raz dotknąłem jej, delikatnie przesuwając rękę przy jej skórze. Oparła głowę na mym ramieniu, a jej usta były blisko moich, gdy przyglądałem się jej twarzy.
- Wolniej - wyszeptała i spowolniłem ruchy ręki.
- Wszystko dobrze, możemy więcej? – zapytałem.
Oblizała usta i kiwnęła głową z wciąż zamkniętymi oczami.
- Dobra dziewczynka. Szybko się uczysz - wyszeptałem, dokuczając jej. – Połóż rękę na swoich piersiach, brązowooka. Tak jak wcześniej… o właśnie.
- Przestań na minutkę - poprosiła, chcąc chwilkę odetchnąć, by mogła utrzymać kontrolę nad swym ciałem.
To tak jak w moim przypadku, na zewnątrz byłem spokojny, ale mój mózg wciąż chciał, aby mój fiut „wycofał się”.
- Wyśmienicie. Wiedziałaś, że to za wiele i poprosiłaś, bym przestał. Możemy kontynuować? – zapytałem, a ona kiwnęła głową na zgodę.
Czubkiem palca, robiłem bardzo wolne kółeczka wokół jej łechtaczki, później potarłem delikatnie wargi sromowe tak, żeby odczucia nie były zbyt oszałamiające. Wciąż opierała głowę na moim ramieniu, a ja szeptałem pochwały w jej usta.
- Boże, jesteś cholernie piękna, gdy jesteś podniecona. Twoje całe ciało rumieni się, jest ciepłe - powiedziałem, całując ją w czoło, upajając się jej delikatnymi jęknięciami.
- A twoja ci**a… Jezusie - wymamrotałem.
Wzięła kolejny głęboki wdech, ale nie powiedziała, abym przestał lub zwolnił.
- Jesteś moją dobrą dziewczynką, brązowooka, robisz dokładnie to, co mówię. Lubisz sprawiać mi przyjemność? – zapytałem.
Przygryzła wargę i ponownie kiwnęła głową.
- Sprawiasz mi przyjemność i to wielką -powiedziałem.
Jęknęła do mnie bardzo cicho.
- I lubisz to, w jaki sposób moje palce pieszczą twoją łechtaczkę? – drażniłem się z nią.
- Boże, tak - odpowiedziała gardłowym szeptem.
- Chcesz więcej? Wytrzymasz to? – zapytałem.
- Wytrzymam… wszystko… co mi podarujesz - odpowiedziała, a jej oddech przyśpieszył.
- Chcę pieścić twoją cipkę do czasu, aż nie będziesz mogła tego wytrzymać - powiedziałem, poruszając ręką szybciej. – Możesz wytrzymać jeszcze trochę, słodka dziewczyno?
- Tak - sapnęła, a jej głowa stawała się coraz bardziej ciężka, bo mięśnie szyi były rozluźnione.
- Chciałbym, aby moje usta były tam gdzie moja ręka… całując cię, liżąc… ssąc twoją łechtaczkę aż całe twoje ciało pokaże mi, co ci robię - dokuczałem, czując palcami, że jest coraz bardziej mokra i cieplejsza.
- Proszę… - jęknęła, otwierając oczy. – Powiedz… coś jeszcze… proszę – błagała.
Prawie zapytałem, co miała na myśli, mówiąc: „coś jeszcze”, ale po chwili zrozumiałem.
- Dla ciebie wszystko, brązowooka - zacząłem, patrząc wprost na nią. – Wszystko, bo przynajmniej tyle mogę ci dać… nie masz pojęcia, co mi robisz… jesteś bystra, zabawna i piękna… chcę, byś poczuła, co dla mnie znaczysz – wymruczałem.
- Edwardzie, tak - wykrzyknęła łagodnie, gdy jej usta rozwarły się delikatnie.
Jej dłoń znajdowała się teraz na moim policzku i po chwili przestała oddychać, a jej ciało trzęsło się jak liść na wietrze.
- Dobra dziewczynka - zagruchałem, gdy przechodziła przez orgazm z długim, głośnym jękiem.
Owinęła ramiona wokół mojej szyi i wyszeptała: „dziękuję”, gdy głaskałem ją po włosach i masowałem plecy. Jej słowa zmieniły się w pocałunki, a rękę, którą ją pieściłem, umieściłem na jej pośladku. Niedługo zapomnieliśmy o krześle, na którym siedzieliśmy i zsunęliśmy się na podłogę. Gdy rozkazała, bym zdjął z siebie całe ubranie, zaśmiałem się i zrobiłem dokładnie to, o co prosiła. Teraz była moja kolej, abym postępował według wskazówek i nie miałem nic przeciwko temu.
Resztę wieczoru spędziliśmy na uprawianiu seksu w każdym miejscu jej małego mieszkania, do czasu, aż byliśmy zupełnie wyczerpani. Jak dla mnie, najważniejszym momentem tej nocy jest chwila, gdy opadliśmy na łóżko i wreszcie mogłem spędzić trochę czasu z jej cyckusiem.
Tydzień dobiegał końca i w piątkowy wieczór wziąłem prysznic i ubrałem się na przyjęcie firmowe. Była to doroczna kolacja w jednej z najstarszych i najsławniejszych restauracji w Bostonie serwującej owoce morza, a oddział położniczy wynajmował na tę okazję prywatne pomieszczenie. Pomijając moje ambicje i chęci na awans od Aro, poszedłbym tam ze względu na fantastyczne jedzenie.
Narzuciłem na siebie mój ulubiony gruby sweter i spodnie w kolorze khaki. Spojrzałem na małe ozdobne pudełeczko stojące w szafie, gdzie trzymałem spinki do mankietów i inne drobiazgi. Impulsywnie wyjąłem z niego gruby, srebrny pierścionek, który zazwyczaj nie opuszczał tego pudełka i wsunąłem go na mały palec.
Spotykając się przy jej drzwiach, dałem brązowookiej kwiaty, które kupiłem, wracając z pracy.
- Nie musisz mnie przekupywać - zażartowała, umieszczając kwiaty w wazonie z wodą.
- Hej, lubię udawać, że wiem, jak traktować kobietę. Po prostu udawaj ze mną, okej? – odpowiedziałem, brzmiąc bardziej zrzędliwie niż zamierzałem.
- Okej, okej, marudo. Tylko żartowałam - powiedziała, całując mnie w policzek.
Powiedziałem jej, że jestem po prostu głodny i nie chciałem zabrzmieć, jakbym zrzędził.
Ale prawdą było, że od czasu, gdy wpadliśmy na Jamesa, mój humor spadł na łeb na szyję, na myśl, że ona zobaczy go ponownie - tak naprawdę myśl, że jakikolwiek koleś może do niej uderzać na tym przyjęciu, zadręcza mnie ostatnio bardzo często.
Zamykając drzwi, odwróciła się i ponownie pocałowała mnie w policzek, bez wątpienia zauważając, że wciąż marszczę brwi. Zaoferowałem jej ramię, a ona uprzejmie złapała mnie pod rękę. Wyglądała pięknie w kolorowej sukience do kolan i z rozpuszczonymi włosami; to kolejny powód, bym czuł się, jakbym oprowadzał ją, by zauważył ją jakiś dupek i uderzył do niej.
Dojechaliśmy do restauracji w samą porę, by usiąść, a Aro życzliwie zaoferował mi miejsce koło niego. Na szczęście James siedział przy drugim końcu stołu, rozmawiając i flirtując z długonogim rudzielcem. Chwilę porozmawiałem z moim szefem, gdy został podany homar.
Śmiałem się, patrząc na Bellę, która wojowała ze swoim homarem i bawiła się jego szczypcami.
- Potrzebujesz pomocy, brązowooka? – zapytałem.
- Jeśli nie masz nic przeciwko - odpowiedziała z zakłopotaniem. – Homar nie występuje w Arizonie, i po wprowadzeniu się tutaj nie za bardzo mogłam sobie na takie coś pozwolić.
- Ależ nie mam - uśmiechnąłem się, wyjmując mięso z odwłoka.
Bella była cicha przez chwilę i kiedy zauważyłem, że nonszalancko pomachała do kogoś, spojrzałem w górę i zauważyłem Jamesa unoszącego kieliszek z winem.
Masz szczęście, że nie puściłeś do niej oczka, dupku, pomyślałem, gdy odłamałem duże szczypce gołą ręką, co spowodowało, że kawałki pancerza i mięsa poleciły we wszystkie strony.
- Edwardzie - powiedziała spokojnie brązowooka, wybudzając mnie z mojej krwistej fantazji zawierającej chaos łamanych kości. – Homar… jest już martwy – poinformowała mnie.
- Co? Och, przepraszam – zaoferowałem, przeczyszczając gardło.
Odłożyłem ciężkie srebrne szczypce do homara, zanim miałem szansę rozwalić nimi czyjąś czaszkę.
Jedliśmy w ciszy i cały czas spoglądałem to na Bellę, to na Jamesa. Sądzę, że zrozumiał, ponieważ nagle zaciekawił się rudzielcem i nawet nie obrócił głowy w naszym kierunku.
- Więc, Edwardzie - zaczął Aro, gdy kontynuowaliśmy posiłek. – Jak czujesz się w sprawie promocji na pracownika szpitala, gdy skończysz staż? – zapytał z błyskiem w oku.
- Byłbym zachwycony - odpowiedziałem z szerokim uśmiechem. – A raczej, uhonorowany, Aro – dodałem.
- To dobrze, ponieważ to stanowisko jest twoje - powiedział, klepiąc mnie głośno po plecach.
- Fantastycznie… to świetnie. Dziękuję – powiedziałem, ściskając jego dłoń stanowczo.
Odwróciłem się do Belli, by podzielić się dobrymi wieściami, ale nie było jej obok mnie. Natychmiast spojrzałem w kierunku Jamesa, ale on wciąż rozmawiał z rudą. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i wreszcie zobaczyłem jej małą postać przy barze, stała plecami do mnie. Chciałem wstać i porozmawiać z nią, ale Aro przykuł moją uwagę, chcąc porozmawiać o szczegółach i logistyce tego, z czym wiąże się awans. Gdy właśnie miałem przeprosić i wstać, by przyprowadzić Brązowooką do stołu, zauważyłem, że wraca.
- Chciałem podzielić się z tobą dobrymi wieściami - powiedziałem z podekscytowaniem.
- Słyszałam – powiedziała, uśmiechając się wymuszenie.
Postawiła dwa koktajle na stole i usiadła. Zaczęła pić z jednego kieliszka do czasu, aż nic w nim nie zostało.
- Spokojnie, brązowooka, co pijesz? – zapytałem.
- Gay Groose - powiedziała niedorzecznie, patrząc na kieliszek, jakby opróżnił się sam w magiczny sposób. – Z żuławiną… żujawiną… żubrawiną? – kontynuowała, wprawiając się w atak śmiechu.
- Ile już tego wypiłaś? – naciskałem, całkowicie zdumiony.
Nie mogła odejść na więcej niż dziesięć minut, podczas gdy rozmawiałem z Aro. Nikt nie pije tak szybko, chyba że chce się schlać.
- Pffff - zaśmiała się. – Nie mogę zliczyć. Moja mowa jest straszna.
- Mowa? Chyba miałaś na myśli: „matma”?
- Nie, chodziło mi o moją mowę. Jest głupia. Moje usta mówią różne idiotyczne rzeczy.
- Co to ma do rzeczy, ile drinków wypiłaś?
- NKZG, mój kochany funguj, ma wiele - wymamrotała, umieszczając swoją dłoń na mojej.
Nie miałem zielonego pojęcia, o czym mówiła. Byłem wdzięczny, że kolacja miała niedługo się zakończyć i będę mógł uprzejmie i dyskretnie wyprowadzić ją stąd jak najdalej. Na szczęście nikt nie zauważył głupkowatego uśmiechu na jej twarzy, ale najprawdopodobniej przypuszczali, że cieszy się z powodu mojego awansu.
Udało mi się wepchnąć ją do Vanguisha,** gdzie lamentowała o tym, jak będzie tęsknić za cipkowozem, ale gdy zapytałem, o czym mówi, nic nie odpowiedziała.
Dosłownie zataszczyłem ją po schodach do mojego apartamentu, gdzie zajęła miejsce na kanapie. Usiadłem koło niej, zanim złapałem ją w pasie i umieściłem ja na moich kolanach. Pachniała żurawinami i masłem kakaowym i była całkowicie nawalona. To najprawdopodobniej najprzyjemniejsza, niedorzeczna i urocza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem, chociaż chciałbym wiedzieć, czym to było spowodowane.
- Ed-warrrrrrrd - wymamrotała, kładąc palce na moich policzkach. – Przestań wpatrywać się we mnie. Nie, moment. Wpatruj się we mnie. Nie mogę się zdecydować – poinformowała mnie.
Jej palce przesunęły się na moje brwi. Złapała każdą z nich i poruszała w górę i w dół. Nie mogłem zrobić nic więcej niż zastanawiać się, co ona, do diabła, robi.
- Są jak dwie walczące ze sobą gąsienice – powiedziała, parskając śmiechem. – Prrrrzygotujmy się! – dodała absurdalnym barytonem.
- Brązowooka - odpowiedziałem, śmiejąc się. – Jesteś kompletnie pijana.
Zaczęła dziwne przedstawienie kukiełkowe, animizując moje brwi i zaczęła mówić śmiesznymi głosami.
- Witam, witam, panie Seksowne Brwi - powiedziała, mówiąc w imieniu mojej prawej brwi.
- No witam, Brązowa Brew. Chcesz sprawdzić moje umiejętności przekrzywiania się? – odpowiedziała lewa brew.
- Eee, a nie możemy mieć kulturalnej, brwiowej rozmowy?
- Nie marszcz się, dziecinko. Naprawdę chętnie bym się z kimś umówił, no wiesz, może po prostu posiedzimy tutaj i pomarszczymy się? Wyglądam dobrze, jak jesteś ze mną.
- Raaacja. To ja się z tobą umówię, a ty, no wiesz, przekrzywisz się na mnie?
- Chcesz, bym to zrobił?
- Tak, proszę.
- Okej, ale nie jestem odpowiednią brwią dla ciebie.
- Przekrzywisz się w końcu czy jak?

Moje brwi zaczęły jęczeć do siebie dzięki uprzejmości Belli.
- Och, Seksowna Brew, to miłe.
- Tak? Też tak sądzę, Brązowa Brew. I dzięki za sparowanie się ze mną. Było miło, ale się skończyło i już cię nie potrzebuję.
- Wiem. Dostałeś tego, czego chciałeś i już mnie nie potrzebujesz.

- Brązowooka - powiedziałem, odsuwając jej dłonie od mojej twarzy. – Czemu to powiedziałaś? Dlatego, że Aro powiedział, iż mnie awansuje?
Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami, a jej podbródek zaczął drżeć.
- Już mnie nie potrzebujesz. - To wszystko, co powiedziała.
- Masz rację. Nie potrzebuję już, byś chodziła ze mną na przyjęcia. I w sumie to nie chcę - powiedziałem jej.
- Wiedziałam - powiedziała, odwracając głową i wpatrywała się na padający śnieg za oknem.
- Nie chcę, bo jeśli miałbym znosić Jamesa i każdego innego napalonego drania łypiącego na ciebie, straciłbym rozum - poinformowałem ją. – Ale jeśli jednak pójdę, to tylko z tobą.
- Serio? – zapytała, ponownie spoglądając na mnie.
- Serio. Nie dlatego, że muszę. Nie dlatego, że potrzebuję, ale dlatego, że chcę - odpowiedziałem, trzymając jej podbródek dłonią.
Nie ma mowy na Ziemi… nie ma szansy tutaj albo w piekle… że powiem do niej: „dzięki za przysługę” i odejdę. Ponieważ proste przysługi nie sprawiają, że jesteś obłąkany z zazdrości… nie sprawiają, że łakniesz drzemek obok tej osoby… i na pewno nie wywołują u ciebie myśli, że cały świat nie będzie już kolorowy po stracie tej osoby. Kiedyś byłem głuchy i ślepy, i nie mam zamiaru do tego wrócić.
Zmusiłem Bellę do wypicia wody i wzięcia kilku ibuprofenów. Siedziała na moich kolanach i przegryzała krakersy, kiedy przemówiła.
- Edwardzie?
- Hmm?
- To słowo. Zaczynam je coraz bardziej nienawidzić.
- A co to za słowo? – zapytałem, unosząc brew.
- To, którego używamy do wyjaśnienia, czemu chodzę z tobą na przyjęcia, a ty śpisz ze mną. To słowo, yyy… sprawia, że mi smutno - wyznała, bawiąc się guzikami mojego swetra.
- Och, tak… boisz się słowa na „u”. Nie musimy już tego tak nazywać, jeśli nie chcesz – powiedziałem, odsuwając jej rękę od mojego swetra i pocałowałem ją w nią.
- Naprawdę?
- Wracamy znowu do niedowierzania, brązowooka? Ja nie kłamię, pamiętasz? – zażartowałem.
- Przestań być niemiły.
- Przestań być zszokowana.
- Koniec z układem? – powiedziała, prosząc o coś, co było oczywiste dla wszystkich, oprócz nas.
- Tak, koniec z układem. Tylko ja. Tylko ty. Ponieważ tak chcemy. Co o tym sądzisz?
- Podoba mi się - powiedziała, uśmiechając się uroczo.
- Mi też.
- Zaśpiewaj mi coś… - powiedziała, zwijając się w kuleczkę.
- A co byś chciała usłyszeć?
- Nie wiem. Jestem teraz naprawdę szczęśliwa. Może coś, co uczyni mnie skrajnie szczęśliwą? Nie proszę o zbyt wiele?
- Nigdy - powiedziałem, pocierając kciukiem jej policzek.
Bella złapała moją drugą rękę i palcem wskazującym rysowała małe kółeczka na mojej dłoni.
Zawsze chciałem tylko sprawić, że będzie skrajnie szczęśliwa. Ale nie mogłem powiedzieć tego, co czuję, nieważne jak bardzo tego ciałem. Więc pozwoliłem, aby Bob Dylan*** zrobił to za mnie.

When the evening shadows and the stars appear (Gdy zapada cień wieczorny i budzą się gwiazdy)
And there is no one there to dry your tears (I nie ma nikogo, kto usłyszy twe łzy)
I could hold you for a million years (Mógłbym obejmować cię przez milion lat)


Bella chyba nie rozpoznawała piosenki, ale wyglądała, jakby była pogrążona w myślach.

I could make you happy,(Mógłbym cię uszczęśliwić,)
Make your dreams come true (Spełnić twoje sny)
Nothing that I wouldn't do (Nie ma nic, czego bym nie zrobił)
Go to the ends of the earth for you… (Poszedłbym na koniec świata dla ciebie)


Nie zdążyłem skończyć ostatniej linijki, gdyż Bella dołączyła się i zakończyła za mnie, wypowiadając słowa, które wątpię, że mogłem stworzyć.

… To make you feel my love (… byś poczuł/a moją miłość)

Wyszeptała.
Trzymałem w dłoniach jej twarz i pocałowałem ją namiętnie.
- Czujesz to, Edwardzie? – zapytała, przykładając moją dłoń do jej serca. – Czujesz to, co czuję… do ciebie? – dodała cicho, a jej oczy delikatnie poczerwieniały.
- Tak - odpowiedziałem.
- A ty czujesz coś… do mnie? – zapytała z łagodną miną.
- Zawsze - wymruczałem, kładąc jej małą dłoń na mojej klatce piersiowej.
Patrzyła na mnie przez chwilę, a później zakryła twarz, tak jak to zrobiła w szpitalu, desperacko chcąc się powstrzymać. Ale ja nie chciałem, by to robiła i powiedziałem jej, że nie chcę, by martwiła się o mnie, nie znowu.
- Obiecuję ci skrajne szczęście, brązowooka. To wszystko, co dostaniesz.
- Dziękuję, Edwardzie. Chcę tego samego dla ciebie.
- Nigdy wcześniej nie chciałem kogoś uszczęśliwić… nigdy nie wiedziałem, że to może mnie uszczęśliwić. I kiedy coś jest nie tak, jedyną rzeczą… jedyną osobą, której potrzebuję… jesteś ty, brązowooka - powiedziałem jej, całując ją ciągle.
- Tak - powiedziała, uśmiechając się lekko. – Jest na to słowo… sześć liter… zaczyna się na „m” – dodała, przywołując nasze poranki, kiedy rozwiązywaliśmy krzyżówki.
- Możesz to powiedzieć? – zapytałem, przykrywając jej policzki dłońmi i praktycznie byłem zdesperowany, by usłyszeć, jak to wypowiada.
Musiałem usłyszeć, potrzebowałem, by powiedziała to, czego ja nie mogłem. Tak jak za pierwszym razem, gdy byliśmy razem, musiała być Dorotką, która przywraca mi mózg, odwagę i serce.
Westchnęła delikatnie i podrapała mnie w brodę.
- Czemu to zawsze ja muszę zaczynać trudne tematy? – zapytała, przechylając głowę. – Zmusiłeś mnie do tego w moje urodziny, kiedy poprosiłam cię, byś był moim nauczycielem – przypomniała mi, bawiąc się moją dłonią, zanim splotła swoją z moją.
Może i jestem jej nauczycielem pod jednym względem, a w tej dziedzinie… jestem beznadziejny. To ona mnie prowadziła, pomogła zobaczyć różne aspekty i wymiary życia, o których istnieniu nigdy nie wiedziałem. Ale nie tylko to, otworzyła we mnie coś, co zamknąłem na wiele kłódek, schowałem dawno temu i niemal zapomniałem o tym. Niemal.
Sześć liter.
Sześć liter tworzyło ostatni zamek.
- Po prostu muszę usłyszeć, jak mówisz to jako pierwszą. Proszę, brązowooka - błagałem. – Byłem zajebiście pewny, że już nigdy tego nie usłyszę.
Jej okrągłe, czułe i słodkie oczy patrzyły wprost w moje. Jej usta ułożyły się w grymas pełen współczucia, zanim jeden kącik uniósł się nieznacznie i powiedziała mi coś, czego nikt nie mówił do mnie przez połowę mojego życia.
- Kocham cię, Edwardzie - wyszeptała.



* Cytatu z książki „Zmierzch,” rozdział 14, str. 249 w tlum. Joanny Urban; „Przynieś kajdany, o pani. Jestem więźniem twego serca” (w oryg. „Bring on the shackles, I’m your prisoner”). Użyte inne tłumaczenie na potrzeby tekstu.
** Aston Martin Vanquish – model samochodu sportowego.
*** Chodzi o piosenkę „Make You Feel My Love” oryginalnie napisaną przez Boba Dylana, ale autorka woli wersje wykonaną przez Adele. (tłumaczenie ze strony [link widoczny dla zalogowanych])

Rozdział 20


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dreamteam dnia Wto 9:58, 15 Mar 2011, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Sob 14:54, 26 Lut 2011 Powrót do góry

O...kurcze.

Ten rozdział jest wręcz wspaniały. Poprzez radość czerpaną ze wspólnych chwil, przez zrozumienie uczuć do drugiej osoby, tęsknotę, zazdrość,uprawianie miłości, opiekę na balu, śmiech, droczenie się i wreszcie do wyznań miłości. To było takie piękne. Cieszę się, że był rozdział w którym Bella zrozumiała, że Edward nie wie co to jest miłość.Bo teraz miałabym wiele wątpliwości, co do tego, czy mu wybaczy, że on nie powie jej (na razie) "kocham cię". A teraz się nie boję. Tylko czekam na dalszy ciąg. :)
Piękna jest aura ich... więzi. I to z czuciem bicia serca. Takie romantyczne i naturalne. Chociaż aż mi było wstyd przez chwilę za Bellę (uważam że ktoś NA PEWNO ją upił) to mi przeszło bo ta akcja z brwiami była świetna. I od tego do wyznania miłości. Autorka świetnie przeplata humor, ironię i miłość. I to mi się podoba, bo opowiadanie jest ciekawe, jest niewiadomą. Nie mam pomysłu, co może zdarzyć się dalej. No, jestem jednego pewna, że w końcu Edward powie "kocham cię", ale co do reszty rozwoju wydarzeń, to nie mam zielonego pojęcia.
Od rana czekałam na nowy rozdział i bardzo cieszę się, że już jest, jednak, wiadomo od razu chce nowy. Niestety trzeba poczekać(chyba) dwa tygodnie, ale te 14 dni jest warte czekania, bo nie wyłapałam żadnego błędu, zdania są zrozumiałe, lekko się czyta, po prostu świetne tłumaczenie!
Chęci i czasu - to najważniejsze.

Niecierpliwa
KochającaWampira


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wampiromaniaczka
Wilkołak



Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim

PostWysłany: Sob 14:54, 26 Lut 2011 Powrót do góry

Jak miło , nowy NKZG! Taki prezent sobotni. I nie tylko na czystym seksie oparty. Lubię to tłumaczonko, jest takie intrygujące i,...dojrzałe. To nie tylko czysty seks, na co początkowo się zanosiło.Pan Ginekolog i jego Brązowooka muszą być blisko, choć do ślubu jeszcze im daleko.... Ale czy ślub jest konieczny? A piosenka "Make you feel my love" jest piękną ilustracją muzyczną!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:18, 26 Lut 2011 Powrót do góry

Zajek*****biste!!!!!!!!
Nie będę pisała analizy, ale to co przeczytałam dotychczas, jest niczym w porównaniu z bieżącym rozdziałem. Subtelne podteksty mamusi, chemia krążąca między B&E, tęsknota za Bellą, mimo, że jest niedaleko, wściekła zazdrość z powodu Jamesa, to wszystko składa się na miłość. Edward to czuje, wie, że kocha Bellę, ale boi się tego uczucia, walczy z nim, odpycha do czasu, do kiedy nie będzie miał pewności, co czuje Bella.
No i punkt kulminacyjny "kocham cię", słowa na które oboje czekali, a żadne z nich nie potrafiło się zdecydować. W końcu Bella, wiedząc, że Edward boi się wyznać co czuje, zrobiła to pierwsza.
Tylko dlaczego rozdział skończył się w takim momencie, to tortura, jaką stosuje Edward wobec Belli, drażniąc się z nią, zanim da jej rozkosz.
Ok, będę na skraju orgazmu, następne dwa tygodnie, dziękuję bardzo!
Pozdrawiam cieplutko!!!!!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Sob 20:07, 26 Lut 2011 Powrót do góry

nie lubię się powtarzać ale neistety
Uwielbiam CIE i to opowiadanie przede wszystkim
jak zawsze genialne i cóż jestem za każdym razem pod wrażeniem
ale James mi się nie podoba, mimo że wiadomo musi być jakaś czarna owca, żeby coś bylo więcej w opowiadaniu niż wieczna sielanka
dwa slowa to dużo i wkońcu wypowiedziane:D
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
emily522
Nowonarodzony



Dołączył: 17 Paź 2010
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 16:31, 27 Lut 2011 Powrót do góry

Aaaaaaaa!!!
Dream Team,
to było odjechane, zaje***** i w ogóle. Nareszcie Bella wyznała co czuje Edwardowi. Jestem ciekawa czy Edzio odpowie jej tak samo, czy dalej będzie się wachał ze swoimi uczuciami.
Z niecierpliwością czekam na następną część, no bo w końcu się muszę dowiedzieć jak z nimi będzie.
Pozdr Emy
AVE VENA!!![/i]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez emily522 dnia Nie 16:34, 27 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
azika
Nowonarodzony



Dołączył: 01 Mar 2011
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:10, 01 Mar 2011 Powrót do góry

Błagam! tylko niech Wam starczy zapału na przetłumaczenie wszystkiego! już kilka razy natknęłam się na opowiadania, które mnie wciągnęły, ale niestety tłumaczenia nie zostały doprowadzone do końca :( no normalnie nie dam rady udźwignąć kolejnego takiego zawodu :( bardzo, ale to bardzo się wciągnęłam, świetnie się to czyta, więc proszę! proszę! miejcie zapał i chęci a wtedy i czas się znajdzie. Nieustannie posyłam pozytywną energię, dziękując wszystkim za dotychczasowy trud i włożoną w to pracę! BARDZO! BARDZO! DZIĘKUJĘ!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zoya
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:25, 03 Mar 2011 Powrót do góry

Zdecydowanie jest to przełomowy rodział, jak i kamień milowy w stosunkach obydwojga. Przez kilkanaście rozdziałów rodziła się między nimi miłość aż w końcu rozkwitła, jak kwiat na wiosnę. Z przyjemnościę dowiem się jak zareagował Edward. W każdym razie nie pogniewam się kiedy wstawisz kolejny rozdział Cool

Oczywiście James nie wyszedł ze swojej roli i nadal gra czarny charakter Razz . Zresztą, inne wcielenie nie bardzo pasowałoby do niego. Czemu tak te tłuste włosy i ślina, przylgnęły do jego wizerunku? Ale to już pytanie bardziej do autorki ff niż tłumaczki. W każdym razie świetnie tłumaczysz, miło mi spędzić parę minut czytając NKZG.

Życzę dużo weny Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dreamteam
Wilkołak



Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 22:09, 03 Mar 2011 Powrót do góry

azika: nie martw się, wszystkie tłumaczenia doprowadzam do końca (jeśli oczywiście autorka także to zrobiła :P) nawet jak już mam po dziurki w nosie danej historii to i tak śledcze nad tym, bo nie lubię tego tak zostawiać.

Pozdrawiam
zZ


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
azika
Nowonarodzony



Dołączył: 01 Mar 2011
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:10, 04 Mar 2011 Powrót do góry

Trzymam za słowo :) i w tym miejscu dziękuję za inne przetłumaczone historie :) wpadłam co prawda w nałóg, ale co tam :) DZIĘKUJĘ!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dreamteam
Wilkołak



Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 11:22, 12 Mar 2011 Powrót do góry

Rozdziały można także znaleźć w formacie .pdf na [link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział 20
Bella

- Kocham cię, Edwardzie - wyszeptałam siedząc na jego kolanach.
Moje serce biło tak, jakby były w nim kopyta tysiąca galopujących koni. Nie sądzę, aby na całej planecie była taka ilość alkoholu, która pozwoliłaby mi powiedzieć to bez uczucia strachu, nawet jeśli powiedział, że chce, abym to zrobiła. A to dlatego, że nie wiedziałam, gdzie to nas zaprowadzi. Miałam na oczach ‘przepaskę’ i nie wiedziałam, co teraz się stanie, ale próbowałam o tym nie myśleć. Chciałam tylko skupić się na byciu tutaj razem.
Zamknęłam oczy bezsensownie myśląc, że dzięki temu uczucie nerwowej bezradności zniknie. Ale moje oczy nie były długo zamknięte, ponieważ przytulił mnie tak, jakby miało zaraz ujść ze mnie życie.
- Też cię kocham, Brązowooka - usłyszałam.
Mogłam spokojnie wypłakiwać łzy ulgi i czystego zadowolenia, że teraz wypowiedział słowami co wiedziałam, iż do mnie czuje. Cicho podziękowałam Bogu, że tak łatwo mi to powiedział.
Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie. Nie wiedziałam, co chodzi mu po głowie, wyglądał na szczęśliwego. Próbowałam rozszyfrować, czy cokolwiek teraz wygląda inaczej po tych słowach, ale tak nie było.
Moje prawdziwe uczucia do niego były czymś, co mogłam tylko zademonstrować, a nie wyrazić słowami. Byłam zbyt przerażona tym, że go wystraszę. Wydawało się, że także mnie kocha, ale mój umysł ciągle zastanawiał się jak zareaguje, gdy zostanie zmuszony zidentyfikować swoje uczucia. Gdy usłyszałam jak Aro mówi mu o jego awansie, wpadłam w panikę. Teraz nie mieliśmy innego wyboru, jak przedyskutować co się dzieje, ponieważ nie musieliśmy już ukrywać się za układem.
- Dziękuję - odpowiedział, całując mnie delikatnie. – Za powiedzenie tego jako pierwsza. W ogóle za powiedzenie tego – dodał, wyglądając jednocześnie na szczęśliwego i smutnego.
- Jakbym miała tego nie powiedzieć? Już o tym wiedziałam - wyznałam z uśmiechem.
Pocierałam jego policzek wierzchem dłoni, a później palcem wskazującym zakreśliłam linie jego dolnej wargi.
- Jak długo? – zapytał z uśmieszkiem.
- Hmm - powiedziałam wzdychając. – Jakiś czas – odpowiedziałam.
- A jak długo to „jakiś czas”? – naciskał, przygryzając dolną wargę.
Nie mogłem się oprzeć, gdy wyglądał tak zachwycająco chłopięco.
- Od wieczoru, kiedy wróciliśmy z kina. Gdy pokłóciliśmy się, wiedziałam wtedy, że cię kocham - wyjaśniłam cicho.
- Ale pokłóciliśmy się i uraziłem cię - powiedział, przechylając głowę i wyglądał na zmieszanego.
- Wiem, ale rozpracowaliśmy to, pamiętasz?
- Tak, ale tylko powiedziałem „przepraszam” i miałem nadzieję, że nie jesteś na mnie bardzo obrażona - stwierdził marszcząc czoło.
- To było coś więcej – zaoferowałam, wyjaśniając niejasno.
- Powiedź mi, proszę - nalegał.
- Powiedziałeś, że mi ufasz. Powiedziałeś o tym, co cię smuci i chciałam… chciałam wiedzieć, co to jest, bym mogła ci pomóc, no wiesz, żebyś już nie był smutny. I wtedy uświadomiłam sobie… że prawdopodobnie czuję się tak, ponieważ cię kocham - wyznałam, bawiąc się jego kciukiem, gdy poczułam, jak moje oczy ponownie zaczynają szczypać.
Edward złapał moje dłonie i pocałował każdy nadgarstek od wewnętrznej strony.
- Jestem teraz naprawdę szczęśliwa - powiedziałam z gulą w gardle.
- Zabawnie to okazujesz - odpowiedział z uśmiechem, żartując z mojego płaczu.
- Mógłbyś… znowu to powiedzieć? – zapytałam, wycierając oczy wierzchem dłoni. – Wcześniej nie widziałam twojej twarzy – wyjaśniłam.
Móc zobaczyć jego twarzy, kiedy to mówi wydaje się tak samo ważne, jak słyszenie tego.
- Kocham cię - powtórzył Edward, a jego zielone oczy patrzyły wprost na mnie.
- Boże, naprawdę podoba mi się brzmienie tego - powiedziałam z dużym uśmiechem.
Zgodził się, że dobrze jest to powiedzieć, a słyszenie tego wcale nie pomagało na mój płacz.
Wróciłam myślami do wizyty mojej mamy i tego, jak patrzyła na mnie i Edwarda, kiedy byliśmy razem. Ostatniego wieczoru, gdy tu była, złamała się i powiedziała mi, bym korzystała z tego co się dzieje, bym „podążała za rozkoszą”, ponieważ w życiu nie było nic ważniejszego od posiadania osoby, którą się kocha. Sądziłam, że szkoła wystarczy, bym się pozbierała po stracie ojca, ale wyraźnie tak nie było.
Odnajdując to, co miałam z Edwardem było darem, którego nigdy nie oczekiwałam. To było jak odnalezienie w kieszeni pomiętego banknotu dwudziestodolarowego, kiedy jest się spłukanym, albo jazda na kolejce górskiej po oczekiwaniu w długiej kolejce, kiedy już się zapomniało, na co się czekało.
- Przepraszam, jestem strasznie płaczliwa i głupia. Rozproszysz mnie? – zapytałam, chwytając jego dłonie i układając je na mojej twarzy.
Rozprasza mnie w najlepszy sposób zawsze, gdy jego wargi dotykają moich; miękkie jak puszek do pudru, tak jak podczas burzy, kiedy siedzieliśmy w forcie zbudowanym z pościeli.
- Uwielbiam cię rozpraszać - powiedział z uśmieszkiem, a jego palce przesuwały się po moim obojczyku.
Gdy zaczął całować mnie w szyję, byłam tak rozproszona, że prawie nie mogłam mówić.
- Więc… jest więcej, och, lekcji, prawda? – zapytałam słabym głosem, gdy wywróciłam oczami.
To się właśnie dzieje, gdy jego dłonie są na moich piersiach, a usta wszędzie.
- Brązowooka - zaczął. – Nawet nie jesteśmy blisko końca – wyjaśnił między pocałunkami. – Mamy jeszcze wiele materiału do przerobienia… mmm – jęknął, gdy sięgnął do suwaka z tyłu mojej sukienki. – Zbyt wiele materiału cię okrywa.
Szybko i z finezją zsunął sukienkę na wysokość mojej talii, co nadal wprawiało mnie w osłupienie.
- Przezroczysty - powiedział wpatrując się w mój stanik. – To są moje ulubione. Boże, jesteś przepiękna – wymamrotał, głaszcząc mnie po policzku.
- Dziękuję za to, że zawsze mi to mówisz - powiedziałam, całując go w dłoń.
- To prawda - powiedział z wesołym błyskiem w oku. – Najlepszą częścią w byciu z tobą, w „uczeniu” ciebie, jest patrzenie, jak bardzo się zmieniłaś. Już nie jesteś nieśmiała ani nieswoja. Pozwoliłaś mi pomóc ci, byś tak się czuła.
- Bo zawsze byłeś bardzo słodki i cierpliwy. To jak mówiłeś do mnie… jak mnie dotykałeś. Jesteś bardzo uwodzicielski - oskarżyłam żartobliwie.
- Przepraszam, ale nie mogę się tu z tobą zgodzić. Jak już, to ty mnie uwiodłaś, Brązowooka, czy mia-łaś tego jakąkolwiek świadomość, czy nie.
- Widzisz, takie mówienie do mnie miałam na myśli - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Prawda- nalegał kręcąc głową. – Nigdy nie miałem dosyć tego, jak stałaś się pewną siebie, seksowną kobietą. Wciąż nie mam – przyznał głaszcząc grzbietem palców bok miseczki mojego stanika. – Kocham cię – wyszeptał mi do ucha.
- Już to powiedziałeś. Sprawiłam, że powiedziałeś to wiele razy - powiedziałam chichocząc.
- Powinienem przestać?
- Nie - powiedziałam marszcząc czoło.
Oplótł mnie ramionami i westchnęłam lekko, gdy oparłam głowę na jego klatce piersiowej.
- Może zużyłem już całą ilość słów „kocham cię” – drażnił się.
- To nie działa w ten sposób - stwierdziłam z kwaśną miną.
- Nie? To jak to działa w takim razie?
- Ty mówisz mi, że mnie kochasz, a ja… cię toleruję.
- Ej, nie podoba mi się ten nowy układ. Wole ten stary - narzekał chichocząc.
Spiorunowałam go wzrokiem i zacisnęłam mu usta kciukiem i palcem wskazującym.
- F ten szposzób ni mogę powidzić, sze cie kofam - wymamrotał.
- Och, to prawda. Nie możesz, prawda?
- Nie mogę - odpowiedział z uśmieszkiem po tym, jak puściłam jego usta.
- Jak namówiłam cię do powiedzenia „kocham cię” i nic po za tym?
- Najwidoczniej musisz znaleźć moim ustom inne zajęcie.
- To nudna i straszna robota. Muszę? – zapytałam śmiejąc się i żartobliwie zmarszczyłam brwi.
- Obawiam się, że tak. Musisz unieść brzemię tego i w ogóle - stwierdził sarkastycznie.
- Jeśli tak musi być - westchnęłam. – To może być? – zapytałam całując go delikatnie w usta.
- Brązowooka - powiedział, a chwilkę wcześniej wydawał się być zamyślony.
- Tak?
- Pójdziesz, yyy, ze mną na randkę? – zapytał nerwowo.
- Pytasz czy się z tobą umówię? Na prawdziwą randkę? – odpowiedziałam, przykrywając usta dłonią, by powstrzymać się od śmiechu.
- Co w tym zabawnego? – zapytał w odpowiedzi, wyglądając na niepocieszonego.
- Nie wiem, nie sądzisz, że posuwamy się trochę za szybko?
Zrobił tą samą naburmuszoną minę, którą robi ilekroć coś mu nie psuje.
- Niezły sposób na dowartościowanie ego faceta - psioczył.
- O mój Boże! Twoje ego wcale nie potrzebuje pomocy, mój przyjacielu.
- Umówisz się ze mną czy nie? – naciskał.
- Pewnie. Może nawet możemy umawiać się „regularnie”. Możesz zabrać mnie na potańcówkę, a później na koktajl mleczny - drażniłam się z szerokim uśmiechem.
- Pozwolisz mi zajrzeć pod twoją spódnicę(1), Peggy Sue? – dokuczył w odpowiedzi.
Użył jednego palca, by otworzyć z przodu zapięcie mojego stanika, a on automatycznie się rozchylił.
- Za jaką dziewczynę mnie masz? Zaliczasz trzecią bazę na pierwszej randce! – sprzeczałam się żartując i uderzyłam go w dłoń, gdy próbował obmacywać mojego nagiego cycka.
- To w sumie nakręcające; ty w takiej szerokiej spódnicy i w naprawdę obcisłym sweterku, z maluśki-mi guziczkami - powiedział, kręcąc głową i jęcząc.
- A mówiąc o ubraniach - zaczęłam, bawiąc się kołnierzykiem jego swetra, wykonanego ściegiem warkoczykowym. – Wyglądasz… - Próbowałam powiedzieć, ale słowa zupełnie wyleciały mi z głowy.
- Jak? – odpowiedział, jak zawsze wyglądając na zadowolonego z siebie.
- Bardzo, bardzo przystojnie - wymamrotałam, delikatnie przesuwając dłoń od jego ramienia do szyi.
- Dziękuję - skontrował, zsuwając ramiączka stanika z moich ramion.
- Ale sądzę, że wyglądasz lepiej bez tego - powiedziałam, ciągnąc na rąbek swetra, gdy on uniósł ramiona.
Zdjęłam koszulę, którą nosił pod nim tak, bym mogła dotknąć jego umięśnionej, nagiej klatki piersiowej i poczuć między palcami niewielką ilość włosków. Zagubiłam się w tym po minucie, pozwalając oczom i dłoniom wędrować po jego klacie.
- Czego pragniesz, hmmm? – dokuczał mi.
Edward uwielbiał słyszeć jak mówię, czego chcę, nieważne jak to oczywiste już było. Nie byłam zupełnie przekonana czy to, że nalegał bym to robiła sprawiło, że czułam się mniej skrępowana. Coś mi mówiło, że tak żywi swojego wewnętrznego jaskiniowca, a nie, że potrzebował zachęty.
- Chcę wziąć prysznic - odparłam. – Chcę zmyć z siebie alkohol. Poczuć się mniej pijana, a bardziej… seksownie – wyjaśniłam, całując jego usta.
- Jestem zaproszony na to przyjęcie? – zapytał.
- Edwardzie - wypaliłam przewracając oczami. – Bez ciebie to nie jest przyjęcie.
Kilka minut później, rozbieraliśmy się w łazience Edwarda, czekając aż najstarsze rury w Cambridge wreszcie dostarczą trochę ciepłej wody.
- Pozwól mi - zagruchałam, rozpinając guzik w jego spodniach i rozsuwając suwak. – Pozwól, że pokażę ci, jak wiele nauczyłam się od pierwszego razu, kiedy to robiliśmy – dodałam z uśmiechem.
Całując mnie z delikatnym jęknięciem, jego dłonie zręcznie wśliznęły się między moje ciało a materiał majtek, gdy ja pomogłam mu zrzucić spodnie i bokserki.
- Byłam zdenerwowana za pierwszym razem, kiedy cie dotykałam – powiedziałam. – Bałam się, że nie spodoba ci się albo zrobię coś źle – wyznałam, gdy staliśmy pod strumieniem gorącej wody. – Ale od tamtej pory wiele się nauczyłam – stwierdziłam, przesuwając namydlonymi dłońmi w górę i w dół jego brzucha, drażniąc się z nim w ten sposób.
- To niemożliwe, Brązowooka. Nawet za pierwszym razem. Boże, przez ciebie jestem obłąkany - warknął, przyciągając mnie do siebie i pocałował mnie. Jego usta teraz nie były delikatne, a raczej chętne, głodne. Jego duże ręce, tak samo chętne i głodne, obmacywały mój tyłeczek.
- Teraz uwielbiam cię dotykać - powiedziałam, całując go po szyi i wciąż go drażniłam zatrzymując dłonie powyżej miejsca, gdzie wiem, że chciał być dotykany. Jęknął, gdy złapałam go za nadgarstek i przyłożyłam jego dłoń do mojej nagiej piersi. – I czuć, jak ty dotykasz mnie.
- Nie mam ciebie dość. Za każdym razem jest coraz lepiej - powiedział.
- Jesteś moim Pigmalionem(2), Edwardzie - odparłam z małym uśmiechem.
- Nie jestem. To ja się zmieniłem - powiedział, trzymając moją twarz w dłoniach. – Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłem. Nigdy – ciągnął dalej. – Byłem ze… zbyt wieloma, ale one nigdy nie zrobiły dla mnie tego, co ty – dodał. – Wierzysz mi, prawda?
Wolno kiwając głową westchnęłam, gdy puścił moją twarz i skupił swoją uwagę na moich piersiach, masując je łagodnie. Teraz przestałam się drażnić i złapałam go w dłoń, nie potrzebując wskazówek ani instrukcji. Dni bycia niepewną, zarówno fizycznie jak i psychicznie, są teraz przeszłością.
- Wiem, kiedy jesteś blisko tylko patrząc na ciebie - powiedziałam, przyglądając się jego twarzy. Miał zmarszczone czoło, a oczy zamknięte. Uniósł jeden kącik ust, kiedy mnie usłyszał. – Masz bardzo intensywną minę, a później tak bardzo zrelaksowaną. Wyglądasz… jak najwznioślejsza istota, jaką kiedykolwiek widziałam – wyznałam.
Byłam zaskoczona, kiedy otworzył oczy i zatrzymał ruchy mojej ręki.
- Potrzebuję cię - stwierdził. – Proszę, potrzebuję…
- Powiedź mi, czego pragniesz. Zawsze powtarzasz, że dasz mi to, czego ja pragnę. Też chcę zrobić to dla ciebie - odpowiedziałam, czując pragnienie, ochotę i to w takim samy stopniu jak on.
- Pragnę się z tobą kochać - powiedział.
- Tak - odparłam, szybko kiwając głową.
Niecierpliwie opłukaliśmy się i wytarliśmy. Wysuszyłam swoje włosy najszybciej jak tylko mogłam. Praktycznie biegłam korytarzem, by znaleźć Edwarda w sypialni i zastygłam w miejscu, gdyż musiałam za-trzymać i gapić się na niego. Miał na sobie tylko ręcznik przepasany w pasie i klęczał na jednym kolanie rozpalając w kominku, pogrążając pokój w przytulnej atmosferze. Patrzyłam na jego profil oświetlony łagodnym blaskiem ognia; jego silne ramię napinało się, gdy rozgarniał drewno żelaznym pogrzebaczem. Mój delikatny ruch sprawił, że deski podłogowe zaskrzypiały, co spowodowało, że Edward odwrócił głowę w moją stronę.
- Hej, piękna - powiedział uśmiechając się. – Widzisz coś, co ci się podoba, Brązowooka? – zażartował.
- Gdzieś słyszałam jak to mówiłeś - zażartowałam sarkastycznie. – Och, tak. Za pierwszym razem, kiedy cię zobaczyłam i byłeś zupełnie nagi. Tak. Trudno o tym zapomnieć – dodałam, marszcząc nos w udawanej pogardzie.
- Wiesz co? Jesteś jak dziewczyna z plakatu z napisem „ta dama przyrzeka za wiele”(3). Twoje zdjęcie musi się zawsze znajdować przy tym cytacie.
- To moja wina, że przedstawiłeś mi się, będąc nago?
- Nie, ale wciąż to wspominasz. Musze zastanowić się, czy przypadkiem nie jestem dla ciebie tylko przedmiotem - odpowiedział z ciężkim, pozerskim westchnieniem.
- Jesteś najbardziej rozkosznym obiektem seksualnym, Edwardzie; całkowicie słodkim i w sumie nieco niegroźnym pożeraczem niewieścich serc - oświadczyłam śmiejąc się z niego.
- Chodź tu i pocałuj mnie, Kate - zażartował.
- Nie mogę odmówić, Edwardzie. Jesteś zbyt pociągający - prychnęłam sarkastycznie, wywracając oczami.
Zaśmiałam się, gdy mnie podniósł i zaniósł do łóżka, ale przestałam nagle, gdy rzuci mnie na sam środek materaca.
- Nie jest ci teraz do śmiechu, moja mała sekutnico(4)? – zapytał z uśmieszkiem, patrząc na mnie.
- Nienawidzę mężczyzn - powiedziałam z gniewną miną.
- A ja cię kocham - odparł, usadawiając się koło mnie.
- O nie. Słyszałeś to? – zapytałam.
- Co? – spytał zmieszany.
- Powiedź to jeszcze raz i słuchaj uważnie.
- Kocham cię - powtórzył. – Nic nie słyszałem.
- Nie? To smutne zawodzenie całej zgrai twoich kurewek, Edwardzie – zażartowałam, zakrywając ucho dłonią i pochylając się w kierunku okna.
- Aleś ty zabawna, dziewczynko - odpowiedział, wyraźnie nierozśmieszony. Złapał mnie za boki i wbił swoje długie palce w moje żebra, łaskocząc mnie. – Bardzo. Zabawna.
- No ba - zaprotestowałam, odpychając jego ręce i próbując się uwolnić. – Patrz! Jedna właśnie wyleciała przez okno! – wykrzyknęłam, siadając i wskazując na szybę. – One skaczą! Nie, kurewki! Nie róbcie tego. Zawsze jeszcze został James! Okej, żartuję! Proszę, przestań! – zapiszczałam, a całe powietrze uszło z moich płuc.
Przestał i odchylił się ode mnie tak, że mogłam oddychać. Oplotłam go nogami, a byliśmy okryci tylko ręcznikami, co dało się czuć. Byłam ja z moim Edwardem, który mnie kochał.
- Tak wiele znakomitych miejsc - powiedział, rozwierając ręcznik i przyglądając się mojej nagiej skórze. – Nie wiem, gdzie zacząć.
- Mmm – zamruczałam, gdy językiem drażnił moją pierś. – Nieważne, gdzie zaczniesz… tylko nie prze-stawaj – westchnęłam.
- Moja? – zapytał wsuwając rękę między moje nogi.
- Nie zadawaj pytań, na które znasz odpowiedź, dziecinko - powiedziałam z uśmiechem. – Jesteś bystrym facetem. Myślisz, że czyje to jest?
- Lubię słuchać, jak to mówisz - poskarżył się, z grymasem typowym dla jaskiniowca, który powinien być władczy, ale było to tak seksowne i męskie, że rozpływałam się od środka.
- Jestem twoja, każdą częścią - wyszeptałam. – Teraz należę do ciebie. Moje ciało i serce jest twoje, doktorze Cullen – przyrzekłam, szepcząc te same słowa, które powiedział do mnie, kiedy pierwszy raz byliśmy ze sobą. Ale tym razem nie było odgrywania ról, żadnego udawania, żadnej gry.
Oczy Edwarda rozbłysły, gdy zdał sobie sprawę, że powtórzyłam coś co zostało powiedziane tamtej nocy, gdy słodko i delikatnie pokazał mi jak to jest być z mężczyzną.
- Koniec z „uprawianiem przyjaźni”, Brązowooka - powiedział poważnym tonem.
Najwyraźniej też skończył z udawaniem.
- Koniec.
- Nie wiedziałem, jak to jest się kochać zanim cię poznałem - wyszeptał.
- To jest nad dwoje - powiedziałam uśmiechając się. – Też nie wiedziałam, ale teraz tak – dodałam, napierając na niego ręką, by się położył na plecach.
Usiadłam okrakiem na jego biodrach i pochyliłam się do przodu, całując go delikatnie i drażniłam jego język swoim. Jego ciało naprężyło się i jęknął zniecierpliwiony, go otarłam się o niego.
- Nie tylko rozkwitłaś dla mnie, brązowooka Bello - powiedział, siadając wraz ze mną wciąż siedzącą na nim. – Stałaś się najdoskonalszym kwiatem, jakiego kiedykolwiek mogłem mieć.
Siedzieliśmy twarzami do siebie, gdy uniósł mnie chwytając w pasie, pozycjonując nasze ciała tak, by mógł być we mnie. Oplatając nogi wokół niego, obniżyłam się na jego erekcję, wyginając plecy w łuk w odpowiedzi na to, jak dobrze jest, gdy łączymy się ze sobą.
- Mój Edward - wymamrotałam, trzymając jego twarz w dłoniach, gdy jego silne ramiona uścisnęły mnie.
Na początku wolno poruszałam biodrami, ponieważ chciałam tego smakować powoli. Nasze ciała były ze sobą złączone, nasze klatki piersiowe napierały na siebie i była to najbardziej satysfakcjonująca, boska i doskonała rzecz, jaką można sobie wyobrazić. Przywarłam ustami do jego do czasu, aż oboje oddychaliśmy zbyt szybko, by się całować. Utrzymując wspaniałe stałe tempo, oparłam głowę na jego ramieniu.
- Spójrz na mnie, moja słodka dziewczynko - nalegał cicho.
Uśmiechnęłam się, gdy rozpoznałam tą żarliwą minę na jego twarzy.
Teraz, robiliśmy dla siebie to, co robiliśmy już od jakiegoś czasu; uszczęśliwialiśmy się wzajemnie.
- Jesteś jedynym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek chciałam, Edwardzie – wyznałam, zbliżając się do orgazmu. – Kocham cię, skarbie – powtórzyłam z wolnym jękiem.
- Muszę być tym mężczyzna, Brązowooka… po prostu potrzebuje cię - wyznał dochodząc we mnie. – Boże, kocham cię – powiedział, a z każdym oddechem wydawał z siebie pomruki.
Edward położył nas na łóżku i zwinęliśmy się razem, plącząc ze sobą nasze nogi i ramiona.
- Nigdy nie odpowiedziałaś na moje wcześniejsze pytanie - powiedział, kręcąc kosmykiem moich włosów i używając go jak pędzelka przy mojej skórze.
- Które pytanie? Chyba nie mogę teraz logicznie myśleć.
- To jak zapytałem się, czy umówisz się ze mną - odpowiedział, marszcząc czoło z niepokojem.
- Oczywiście, że tak, świrze – powiedziałam śmiejąc się. – Ale muszę zapytać; czemu jesteś taki zdenerwowany?
- Nie jestem pewien. To przez ciebie. Wciąż nie wiem, czego mam się spodziewać. Może mi odmówisz.
- Odmówić ci? Po ckliwej rozmowie, tylu łzach i, no wiesz, gorącym seksie, myślisz, że powiem „nie” kolacji i kinu? – zapytałam trochę zaskoczona.
- A więc, po pierwsze, nigdy nie wiem, czego mam się po tobie spodziewać – zażartował przytulając się do cyckusia. – I nie wiem, może martwię się, bo mam coś co cenię, a nigdy wcześniej się z tym nie spotkałem. Jak mam się tobą zaopiekować? Jak mam być pewien, że daję ci to, czego oczekujesz? Myślę o tym i denerwuję się.
- Jakie to słodkie. Nie wiem, co powiedzieć - odpowiedziałam pocierając sygnet na jego małym palcu. – Ja też nie wiem, czego mam się po tobie spodziewać.
- Należał do mojej mamy - wyznał unosząc dłoń, na której nosił srebrny pierścień. – Już długo go nie nosiłem.
- Jest na nim coś wygrawerowane - zauważyłam.
- To duża litera ‘E.’ Miała na imię Elizabeth, chociaż każdy nazywał ją Libby.
- Tęsknisz za nią?
- Czasami.
- Edwardzie - zaczęłam, czując, że teraz jest dobra pora (jeżeli w ogóle można to tak nazwać), by zapytać o to, co mnie ciekawiło już od dłuższego czasu.
- Hmm?
- Czy twój ojciec wie o tobie? – zapytałam cichutko.
Miałam się na baczności, by nie naciskać zbyt mocno, obawiając się o wzbudzenie emocji, które raczej zamknął gdzieś w środku.
Na początku nie odpowiedział i sądziłam, że chyba przekroczyłam granicę obszaru, którego powinnam unikać.
- Nie wiem - stwierdził obojętnie.
- Nigdy nie próbowałeś go odszukać?
- Nie.
- Przepraszam. Jesteś przez to zakłopotany.
- To jest kłopotliwy temat. Nie sądzę, by mogło być inaczej.
- Ale i tak przepraszam.
- Czemu? Nic nie zrobiłaś.
- Wiem, ale… nie znasz swojego ojca… twoja mama odeszła.
- Nie wywołałaś tego - stwierdził logicznie.
- Wiem - powtórzyłam wzdychając. – Przykro mi, że nie masz rodziców, rodziny, która troszczy się o ciebie, kocha cię. A co z twoją babcią, jest dla ciebie wyjątkowa?
- Niespecjalnie.
- Jak to?
- Nigdy nie byłem w dobrych stosunkach z dziadkami. Mieszkałem z nimi, kiedy moja mama umarła i wszystko było… źle od początku.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć?
- Nie wiem. Nigdy wcześniej o tym nie rozmawiałem.
- Co się wydarzyło? – zapytałam, głaszcząc do po policzku, czym chciałam go uspokoić i pomóc mu mówić.
- Zabrali mnie do Chicago na pogrzeb mamy i powiedzieli, że zamieszkam z nimi. Nie miałem opinii na ten temat, bo ich nie znałem.
- Nigdy wcześniej ich nie spotkałeś?
- Nie. Poznałem ich w szpitalu, gdy mama odeszła.
- Wiesz czemu?
- Mama powiedziała mi, że ma rodzinę, ale nie są ze sobą blisko. Powtarzała „zostawiłam Chicago w Chicago” i nie miałem pojęcia, co to znaczyło.
- Dziadkowie ci to kiedykolwiek wyjaśnili?
- Zostałem odtransportowany do Andover, zanim mogłem zapytać.
- Wysłali cię do szkoły z internatem?
- Raczej wymusiłem to na nich.
- Co się stało?
- Nasze rzeczy, te, które wraz z mamą mieliśmy w New Haven, zostały przewiezione do Chicago. Moja mama miała dużo pudeł z rzeczami, które chciała zachować. Mój dziadek powiedział, by wyrzucić wszystko i kiedy to usłyszałem, coś we mnie się złamało. Wziąłem kij baseballowy i roztrzaskałem na kawałki wszystko w jego gabinecie. Poczułem, jakby próbował „wymazać” moją matkę. To był błąd, nie powinienem był tego robić.
- Edwardzie, byłeś tylko dzieckiem! Oczywiście, że cię to rozgniewało - stwierdziłam z przekonaniem.
Poczułam, jak mój gniew wzrósł. Nie znałam dziadka Edwarda, ale musiałam przełknąć gorycz tego, jak potraktował śmierć własnej córki i braku wrażliwości, którą okazał swojemu wnukowi.
- Ale sądzę, że wszystko co, zrobiłem udowodniło mu, iż byłem jak wszystkie te „śmieci”, których nie chciał. Też byłem śmieciem - powiedział to, jakby wygłosił po prostu fakt.
- Jestem pewna, że nie widział tak tego. Przestań tak mówić - powiedziałam, unosząc delikatnie głos.
Zaskoczyłam nawet siebie przez to, jak oburzona byłam faktem, że Edward tak myśli o sobie.
- Nigdy się nie dowiem. Następnego dnia babka powiedziała mi, że wysyłają mnie do Andover. Wie-działem, że są bogaci. Prawdopodobnie zadzwonili do szkoły, dali trochę pieniędzy i wszystko było załatwione.
- Ale nigdy ich nie odwiedzałeś? Nie jechałeś do domu na święta lub ferie?
- Szczerze mówiąc, próbowałem unikać tego, jak to tylko możliwe. Nienawidziłem ich, gdy byłem młodszy. Widziałem jak żyją; byli bogaci, mieli wielki dom, mieli ludzi na każde zawołanie. Nie mogłem uwierzyć, że żyli tak, gdy moja matka walczyła, by zdobyć stypendium dla mnie, bym mógł pójść do prywatnej szkoły dla utalentowanych dzieci. Mieli wszystko, a moja mam nic. Nie wiem czemu, ale powód nie mógł być uzasadniony, czymkolwiek to było.
- To dlatego powiedziałeś, że twój spadek nie ma dla ciebie znaczenia.
- I nadal tak jest. Ale chętnie wydam go na to czego potrzebuję i nic więcej. Przynajmniej mogę być wdzięczny mojemu dziadkowi, że zostawił mi tyle zanim umarł.
- Mogę zrozumieć, czemu tak to odbierasz. A co z twoją babcią? Nie chce cię widzieć?
- Nie jest w najlepszym stanie fizycznym. Już od dawna nie była.
- Ale nie tęskni za tobą? Jest blisko… - naciskałam, nie rozumiejąc dlaczego przez te lata wciąż nie dali sobie rady z ułożeniem jakiegokolwiek rodzaju stosunków.
- To nie takie proste - powiedział, a w jego głosie dało się słyszeć niewielkie rozdrażnienie, jakby nie chciał już tego drążyć.
- Przepraszam, odpuszczę już. Wiesz, że jestem tylko ciekawa. Nie mam zamiaru przywoływać złych wspomnień.
- Ha - powiedział. – Zabawne, że wspomniałaś o wspomnieniach. W tym cały problem.
- Co masz na myśli?
- Moja babka ma otępienie starcze; Alzheimer. Nie ma żadnych wspomnień. Przynajmniej żadnych związanych ze mną.
- Edwardzie - westchnęłam trzymając jego twarz w dłoniach.
Moje serce rozpadało się. Edward nie miał nikogo; jego jedyny żywy krewny nie był zdolny, by go rozpoznać, nawet jeśli w ogóle chciałaby go znać.
Gorsze było to, że przeszłość Edwarda została skazana na pozostanie tam - miał rację, co do bycia „wymazanym”. Nie pozostał już nikt, kto mógłby wyjawić prawdę o tym, kim on tak naprawdę jest. Nie po-został już nikt, kto mógłby powiedzieć, gdzie może znaleźć swojego ojca i czemu jego matka wychowała go samotnie, bez pomocy rodziny. Jedynym dowodem na jego dziedzictwo z Masenami z Chicago jest spadek – materialne rzeczy, za które nie mógł kupić tego, czego najbardziej potrzebuje.
- Ej, ej… czemu płaczesz? – zapytał, kładąc dłonie na moich policzkach. – Myślałem, że to moja ckliwa opowieść – zażartował cicho.
- Nie podoba mi się. Nawet nazwa nie przypadła mi do gustu: „ckliwa opowieść”. I nie chcę, byś miał taką - paplałam bezsensownie.
Ledwie mogłam znaleźć słowa, jak głęboko mnie to dotknęło. Trudno było mi wyobrazić sobie, co musiało to z nim zrobić.
- Wiesz, że nie lubię, jak jesteś zmartwiona - powiedział, wzdychając głęboko i przytulając mnie. – Brązowooka, jesteś bardziej rozbita przez to niż ja. Takie rzeczy po prostu się zdarzają – wyjaśnił, próbując mnie uspokoić.
- Ale powinno być inaczej. Powinieneś mieć więcej - sprzeczałam się pociągając nosem.
- To nie ma znaczenia - powiedział z małym uśmiechem.
- Ale oczywiście, że ma, Edwardzie - nalegałam.
- Ale teraz mam wszystko. Dzięki tobie jest lepiej - stwierdził, unosząc mój podbródek, abym na niego spojrzała.
Jego twarz była idealnie anielska, kiedy to powiedział i mogłam dojrzeć szczęście w jego oczach. Zdarzają się chwile, kiedy wyraźnie widzę jego duszę i im dłużej patrzyłam, tym bardziej widziałam jak ten „za-gubiony chłopiec” powoli zmienia się w „chłopca, który odnalazł sens”.
- Ja… sprawiam, że jest lepiej? – zapytałam.
Czułam się trochę obezwładniona tym, że tak pomogłam nie robiąc nic szczególnego.
- Tak - odpowiedział zanim pocałował mnie delikatnie. – A zwłaszcza jajka. Tak w ogóle, chętnie zjem rano omlet z szynką, papryką i cebulą. Śmiało zaszalej z serem - zażartował, ale nie udało mi się zobaczyć nic zabawnego w tym, że zachowuje się jak dupek.
Gdy lekko uderzyłam pięścią w jego żebra wydał z siebie przesadne „uuuf”.
- Dosyć. Kupię ci kurczaka, by pasował do twojej tendencji zachowywania się jak świnia. Możesz otworzyć małe ZOO, gdy wyprowadzę się do Alice i Rose.
- Nie - zaprotestował, łapiąc moją pięść i rozluźnił ją, a jego silne palce rozdzieliły moje palce praktycznie bez wysiłku. Gdy otworzył moją dłoń, przyłożył ją do lewej części swojej klatki piersiowej. – Nie możesz odejść – powiedział wprost.
- Nie mogę, hę? A czemu jesteś o tym tak przekonany? – zapytałam, unosząc brew.
- To proste - zaśmiał się, przewracając mnie na plecy i obezwładnił pod sobą. – Widzisz, nie możesz odejść – dodał, ukrywając twarz przy mojej szyi, gdy układał się do swojej standardowej pozycji do spania; tej która uniemożliwia mi jakikolwiek ruch. Uwielbiałam Przytulasa, nawet, jeśli czasami odcinał mi dopływ tlenu.
- Nie - odpowiedziałam, przyznając się do porażki. – Nie mogę cię zostawić – wyszeptałam całując go w czoło i zamknęłam oczy, pozwalając sobie zapaść w spokojny sen, gdy Edward zaczął cicho chrapać w moje ucho.



(1) Chodzi tu o ‘poddle skirt’, czyli dosłownie spódnice z motywem pudla, które były niezwykle popularne w USA w latach pięć-dziesiątych. Jest także typowym przykładem elementu mody retro.
(2) Dokładnie kompleks Pigmaliona, jednym z jego znaczeń w seksuologii jest wykreowanie lub potrzeba wykreowania obiektu seksualnego dla siebie (np. mężczyzna „wychowuje” sobie partnerkę ucząc jej sztuki miłosnej, wpływając na jej upodobania w tym zakresie). Nazwa kompleksu odnosi się do mitologii greckiej (Król Cypru – Pigmalion), gdzie rzeźbiarz zakochuje się w swojej rzeźbie i prosi Afrodytę o ożywienie jej.
(3) Fragment cytatu z tragedii Williama Szekspira „Hamlet” (Akt III, scena II).
(4) Cytat z musicalu „Pocałuj mnie, Kate,” w którym można usłyszeć piosenki „Too Darn Hot” i „I Hate Men.” Muzyka i słowa zostały napisane przez legendarnego Cole’a Portera. (przyp. autorki)

Rozdział 21


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dreamteam dnia Sob 11:56, 26 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin