FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Od pierwszego wejrzenia (Zmierzch) [T] [NZ] [4.04.2012] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 23:43, 03 Sie 2010 Powrót do góry

Autor - Jane Montgomery, Amerykanka. Mam jej zgodę na tłumaczenie historii. I zgodę Susan na jej umieszczenie tutaj. Susan też betuje moje tłumaczenie, za co jej dziękuję. Oto link do oryginału:
[link widoczny dla zalogowanych]

"OD PIERWSZEGO WEJRZENIA"
Zmierzch - napisany z perspektywy Jacoba



PRZEDMOWA

Być może sprawy ułożyłyby się inaczej, gdybym jej nie opowiedział o naszych legendach. Legendach, które kiedyś uważałem za przeciętne, przerażające bajeczki na dobranoc. Jak mało wtedy wiedziałem. Bez tych legend, mogłaby się nigdy nie dowiedzieć, czym naprawdę był. I być może, ale tylko być może, łańcuch zdarzeń, które poprowadziły ją do niego, zostałby przerwany. I wtedy, podążyłaby swoją naturalną życiową drogą. A droga ta poprowadziłaby ją... do mnie.

Ale mimo tego nie żałuję, że poszedłem tamtego dnia na plażę. To był dzień, kiedy ją zobaczyłem – kiedy ją rzeczywiście zobaczyłem – po raz pierwszy. I nigdy już nie byłem taki sam.


ROZDZIAŁ I – POWRÓT DO DOMU

Jechaliśmy do Port Angeles, aby odebrać Rachel, która wracała do domu po raz pierwszy od wyjazdu na studia. Był to również pierwszy raz, od czasu, gdy przebudowałem silnik, gdy wyjechaliśmy moim Chevy poza rezerwat La Push i nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu zadowolenia z siebie, gdy mój samochód przyspieszył płynnie na autostradzie 101.

- Zwolnij. Nie chcesz chyba zostać zatrzymany za prędkość – ostrzegł Billy.

- Daj spokój, jakby ta furgonetka mogła wyciągnąć sześćdziesiąt mil na godzinę – zadrwiłem. Nie kpiłem z własnych umiejętności. Tylko tyle można było wycisnąć z Chevy, rocznik 1953, który był starszy ode mnie.

- Prawda, ale nie masz jeszcze prawa jazdy.

- No tak, racja. - Zapomniałem o tym jednym malutkim, istotnym szczególe. Brakowało mi wciąż jeszcze kilku tygodni do piętnastych urodzin, więc technicznie łamałem teraz prawo. Ale odkąd moja siostra wyjechała, woziłem tatę po rezerwacie, więc łatwo było zapomnieć, że panowały tu inne reguły.

- Ale z drugiej strony, nie wyobrażam sobie Charliego, aresztującego cię za przywiezienie Rachel na święta - przyznał Billy z szerokim uśmiechem. Sam nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu. Minionej jesieni obaj tęskniliśmy za siostrami. Bardziej, niż byśmy się przed sobą do tego przyznali.

I nie byliśmy jedyni. Charlie – szef policji w Forks, najbliższego miasteczka od naszego rezerwatu – miał słabość do mojej starszej siostry, Rachel. Myślę, że przypominała mu własną córkę Bellę, która po jego rozwodzie zamieszkała z mamą w Phoenix.

Gdy Chevy telepał się miarowo, starałem się nie krzywić, kiedy starsze panie prowadzące rozklekotane rocznikowe Cadillaki, przemykały obok. Mimo rześkiej pogody, odkręciłem okno i wdychałem świeże powietrze. Rzadko miałem okazję wyjeżdżać z rezerwatu i powietrze było tu inne, świeższe, bez słonego posmaku oceanicznej bryzy, do którego byłem tak przyzwyczajony w La Push. Plus, chociaż raz nie padało i to automatycznie kwalifikowało się jako pogodny dzień na Półwyspie Olympic.
Port Angeles było turystycznym nadmorskim miastem, około sześćdziesiąt mil na wschód, w drodze do Seattle. Był również najbliższym przystankiem autobusowym do rezerwatu i ostatnim przystankiem Rachel w siedmiogodzinnej podróży autobusem po stanie Waszyngton. Moja druga siostra, Rebeka, bliźniacza siostra Rachel, nie przyjeżdżała tego roku do domu na święta Bożego Narodzenia. To pierwszy raz, gdy nie będziemy świętować wszyscy razem. Rebeka wyszła za mąż świeżo po szkole za Tommy'ego, Samoańskiego instruktora surfingu, który pracował ostatniego roku w resorcie La Push. Przenieśli się w październiku na Hawaje, gdzie Tommy z paroma kumplami otworzył sklep dla surferów. Musiałem się przyzwyczaić do tej myśli – Rebeki, jako mężatki – zawsze grała rolę matki kwoki, upewniającej się, że jestem nakarmiony, odziany, przygotowany do szkoły, więc wyobrażenie jej sobie z własną rodziną, nie było trudne.
Dziwnym było wyobrażenie sobie, że nie będzie jej już w pobliżu, by się o nas troszczyć. O mnie i Billy'ego.
To było szczególnie dziwne o tej porze roku. Boże Narodzenie było zawsze trudne, odkąd moja matka zginęła w wypadku samochodowym, gdy miałem pięć lat. Wracała do domu po świątecznych zakupach – w Port Angeles – gdy pijany kierowca wpakował się z boku w jej auto, zabijając na miejscu i ją, i siebie. Byłem za młody, by pamiętać szczegóły, ale pamiętam dziwne uczucie pustki, które przeniknęło nasz dom o tej porze roku, w której nigdy nie powinno się pustki odczuwać.

CD. w poście z 26.08.2010


Post został pochwalony 3 razy

Ostatnio zmieniony przez mermon dnia Śro 22:12, 04 Kwi 2012, w całości zmieniany 24 razy
Zobacz profil autora
mapi7
Zły wampir



Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 0:23, 04 Sie 2010 Powrót do góry

Już jest cudnie!
Styl pisania Meyer!
Boski sposób tłumaczenie mermon.
Ale szykuje mi się uczta dla ducha i serca!
A czy to można by tak porobić jak Avatar, żebym sobie drukowała?:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
FanOfTM
Nowonarodzony



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Przeworsk

PostWysłany: Śro 6:35, 04 Sie 2010 Powrót do góry

milutko się czyta o Jake'u , ehm chyba nie jestem obiektywna bo o nim to nawet tatalne bzdury bym czytała. To opowiadanie zapowiada sie fajnie. Zycze ci powodzenia z dalszym tłumaczeniem, obyś nie spoczęła na laurach.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mapi7
Zły wampir



Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 12:13, 04 Sie 2010 Powrót do góry

FanOfTM
widzę, że do forum dołączyłaś dopiero 2 sierpnia 2010 r., więc nie zdążyłaś, mimo przeczytania 50 tematów zauważyć, że:


mermon to wyjątkowa osobowość tego forum.

Jest autorką tłumaczenia oryginalnego scenariusza J. Camerona "Avatar", które jest na naszym forum, a inne fora zabijają się o prawo do opublikowania tego tłumaczenia.
Mermon jest autorką 2739 postów, z których większość wprowadziła do różnych tematów niezwykle ciekawe wiadomości, zdjęcia czy dyskusje.
Tak więc nie martw się:

mermon nigdy nie spoczywa na laurach!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
magdalina
Dobry wampir



Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 786
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 35 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 13:57, 04 Sie 2010 Powrót do góry

kochana mermonku bardzo ale to bardzo dziękuję Ci za to tłumaczenie.
mimo, że moją ulubioną postacią Sagi wcale nie jest Jacob to bardzo się cieszę, że wiele wątków właśnie jego oczyma będziemy mogli przeczytać.
Świetnie, że "akcja" zaczyna się jeszcze przed przyjazdem Belli.
niby dopiero pierwszy fragment a już czuć styl pisania opowieści i tłumaczenia. Czyta się naprawdę świetnie - tak jakby Jacob mówił do mnie...
Już się nie mogę doczekać następnego fragmentu... Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 14:21, 04 Sie 2010 Powrót do góry

Przeczytałam, choć nie jestem fanką opowieści z Jake'iem w roli głównej... ale przyciągnęła mnie tu raczej twoja osoba :).
Tłumaczysz ładnie, lekko i co najważniejsze - zdania brzmią po polsku. Jest kilka drobnych błędów, ale nie będę się na nich skupiać, jest ich naprawdę kilka. Natomiast jedyna rzecz, która mi przeszkadza, to zapis dialogów. Chyba lepiej byłoby, żeby był polski, a nie amerykański - czyli dialog po myślniku, a nie w cudzysłowie.
I bardzo króciutki ten pierwszy fragment...
Fajna narracja. Tylko jak na 15-latka niezwykle "dojrzała"...
Pozdrawiam, jeszcze tu zajrzę
Dzwoneczek


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
FanOfTM
Nowonarodzony



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Przeworsk

PostWysłany: Śro 16:29, 04 Sie 2010 Powrót do góry

mapi7 masz absolutną rację, mermon jest napewno brylantem tego forum.

ja narazie tylko jako nieopierzony podlotek, chciałam poprzednim postem dac jej chęć do dalszego pisania.

mermon tlumacz dla nas szybko, czekam z niecierpliwością.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Śro 19:46, 04 Sie 2010 Powrót do góry

Mermonku, cóż mogę powiedzieć... Twoje tłumaczenie to dla mnie najsympatyczniejszy prezent, jaki dostałam w tym roku! Moją sympatię do Jacoba znasz. I teraz jak zaczęłaś tłumaczyć ten ff-ik, jak sobie uzmysłowiłam, że poznam myśli Jake'a i jako człowieka, i jako wilka - fakt, że jako wilka w trochę późniejszych rozdziałach, ale zawsze... I dowiem się co czuł, jak po raz pierwszy przeszedł przemianę, eh! Już nie mogę się doczekać.
Sam prolog, choć to kilka zdań, mnie już ujął klimatem. Pierwszy, wprowadzający rozdział też ma w sobie ten poczatek atmosfery panującej w La Push.
Jestem ciekawa, jak dalece autorka potrafiła wejść w specyficzny, pełen humoru, pierwszego zauroczenia, później miłości powiązanej z walką, świat mojego ulubionego bohatera sagi.
Zdecydowanie będę Twoją wierną czytelniczką.
A odnośnie Twojego tłumaczenia, powiem tylko jedno - jesteś Wielka!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Śro 19:48, 04 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Śro 20:55, 04 Sie 2010 Powrót do góry

Kocham to opowiadanie. Jestem nieskończenie wdzięczna Zuzi za pokazanie mi go paluszkiem. Tak... Jake... o nim to mogę w kółko czytać, acz nie wszystko jak leci. To mogę i to nawet z przyjemnością. Bo to nie jest jedynie "Zmierzch z perspektywy Jacoba"... ale nie będę niczego spoilerować, hehe.

Sam wstęp jest piękny. Szczególnie ostatnie zdanie. Są chwile w życiu thina, kiedy romantycznieje do entej potęgi i robi się nieuleczalnie ckliwa. Właśnie takie zdania potrafią mnie rozmiękczyć. Choć przyznaję - tylko w wykonaniu niektórych osób. Podejrzewam, że w ustach Edwarda tylko bym się skrzywiła. Wink

Jako niereformowalny Team Jacob cieszę się, że tłumaczenie się pojawiło i więcej osób może się z tym tekstem zapoznać.

I w związku z tym... składam oficjalny protest! Protestuję przeciwko takim krótkim odcinkom! Przedmowa plus ten skrawek rozdziału to jest ledwie 1,5 strony! Debiutantowi wszyscy by od razu głowę za to zmyli! Żądam sprawiedliwego traktowania wszystkich publikujących, czyli pisząc w skrócie - proszę o dłuższe wstawki. Ja rozumiem, rozdziały są długie, nie czepiam się, że nie jest cały od razu. Ale żeby kwitek z pralni...?

I także postuluję za dialogami pisanymi od myślnika. Nie dlatego, że tak by było lepiej, tylko dlatego, że tak być powinno. Zapis w cudzysłowie jest niezgodny (a zatem nieprawidłowy) z polską pisownią.
I taki brzdyś - trochę za dużo przecinków. Np. tutaj:
Cytat:
Ale mimo to, nie żałuję

I gdzieś się zaplątała spacja przed wielokropkiem.

To tyle. Weny i czasu do tłumaczenia, Mermon! Dobrych tekstów teamowych jak na lekarstwo, więc cieszmy się z każdego. Zwłaszcza tak długiego... <333

Pozdrawiam,
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 21:29, 04 Sie 2010 Powrót do góry

Ja tu dopiero raczkuję! Nawet nie wiem, czy wolno mi komentować wasze komentarze. Very Happy czy tylko wstawiać tekst. Sorry za krótkość tekstu. Poprawię się. Jak dokończę pierwszy rozdział, bardzo długi zresztą, to wstawię do pierwszego posta, aby było zgodnie z regulaminem. Very Happy
Myślniki też wolę. Po prostu mój program office robił mi psikusy i skończyło się na cudzysłowach, ale tu na forum poprawiłam bez problemu.
Jestem zaszokowana waszym odzewem i ciepłymi słowami. Dziękuję wam wszystkim. Teraz to jestem zestresowana! Very Happy Mapi7 Laughing
thingrodiel - pocieszyłaś mnie, że całość jest fajna, bo ja czytam - tłumacząc na bieżąco. Chciałam napisać - "nie chwalcie dnia przed zachodem słońca, przekonamy się co to warte". Ale skoro zachwalasz, to tym spokojniej będę tłumaczyć. Niestety jestem teraz bardzo zajęta, a rozdziały są długie, więc potrwa.
Susan, Pernix, jeśli takie komentarze jak ten mój są niewskazane - dajcie znać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mermon dnia Śro 22:08, 04 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 21:34, 04 Sie 2010 Powrót do góry

Mermonku, oczywiście, że możesz komentować komentarze. Wink

Taak, komentarz miał być wczoraj, ale tak to ze mną jest, że czasu nie potrafię sobie rozłożyć i wszystkiego zorganizować.

Nie czytałam tego opowiadania, więc moje komentarze będą świeże, ale z drugiej strony nie wiem, czy będzie mi się podobać, bo szał za Twilight w czystej postaci już mi minął, a z opisu wynika, że będzie kanonicznie ze wszystkimi wydarzeniami z książki, tylko opowiadane z innej perspektywy. Na pewno pojawią się jakieś nowe sceny związane tylko z Jacobem, co może być interesujące, ale jest wiadome, do czego to wszystko zmierza, dlatego nie będę pewnie czekała na to opowiadanie z wypiekami na twarzy.

Fragment był za krótki, żeby cokolwiek osądzić, ale też nie zniechęcił mnie do dalszego zgłębiania.

Co do tłumaczenia. Jest dobre i zgrabne, ale jest w nim kilka niejasności. Tłumacząc, trzeba być bardzo wyczulonym na realia, detale, sprawdzać z rzeczywistością i nie przenosić na nasze czegoś, co nie funkcjonuje pod taką nazwą.

Jeśli chodzi o to ostatnie, mam na myśli ciężarówkę. Truck w tłumaczeniu, to faktycznie ciężarówka, ale to słowo kojarzy nam się z wielkim dostawczym samochodem, a przecież Jacob kierował tylko takim maleństwem, które ma dwuosobową kabinę i z tyłu jeden wielki bagażnik (nie wiem jak nazwać ten tył, ale wiecie, o co chodzi):
Image

To jest Chevy z 1953. Ja truck zawsze próbuję ominąć w tłumaczeniu lub piszę o nim jako o rodzaju: jest to pick-up, nazywam go też normalnie samochodem, autem. Wink

Druga rzecz to niejasność, która się wdarła w ten fragment:
Był również najbliższym przystankiem autobusowym do rezerwatu i ostatnim przystankiem Rachel w siedmiogodzinnej podróży autobusem ze stanu Waszyngton.

Zarówno Forks, jaki i LaPush również znajdują się w stanie Waszyngton, dlatego Rachel nie mogła przyjechać ze stanu Waszyngton do stanu Waszyngton, tylko cały czas podróżowała po owym stanie.
W oryginale jest:

It was also the closest bus stop to the rez and the last stop on Rachel's seven-hour bus ride from Washington State.

Washington State to również określenie na stolicę stanu, czyli po prostu trzeba przetłumaczyć:
... siedmiogodzinnej podróży autobusem z Waszyngtonu.

edit: Ok, sprawdziłam i źle przeczytałam... Laughing niby jest dobrze, to może zamiast ze stanu Waszyngton napisz po stanie Waszyngton, to będzie pasowało.


Obaj tęskniliśmy za siostrami minionej jesieni.
Takie tłumaczenie zmienia całkowicie sens oryginału. Piszesz, jakoby oni tęsknili za siostrami minionej jesieni, tymczasem oni minionej jesieni tęsknili za siostrami (w domyśle tylko Jacob, a Billy za córkami).

sześciedziąt
sześćdziesiąt

Myślę, że przypominała mu jego własną córkę Bellę, która mieszkała z mamą w Phoenix, po jej rozwodzie z Charliem.
Tu też zmieniasz sens. Ze zdania wynika, że Bella rozwiodła się z Charliem i potem zamieszkała z mamą.
Sens będzie zachowany po zmianie:

Myślę, że przypominała mu własną córkę Bellę, która po jego rozwodzie zamieszkała z mamą w Phoenix.

Zdecydowanie zachęcam do poszukania bety. Tłumaczysz dobrze, ale wkradają się powtórzenia, które po angielsku nie przeszkadzają, a u nas zgrzytają, np gdy w tym zdaniu:

Gdy ciężarówka telepała się miarowo, starałem się nie krzywić, gdy starsze panie prowadzące rozklekotane rocznikowe Cadillaki, przemykały obok.

Czekam na ciąg dalszy i mam nadzieję, że będzie dynamicznie. Melancholia mnie przynudza. Wink
Powodzenia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pią 11:05, 06 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:03, 05 Sie 2010 Powrót do góry

A gdzie dalszy ciąg :) Już się rozkręciłam, chociaż pierwsza część była trochę krótka. Uwielbiam Jacoba za wszystko :) Pisz dalej, tłumacz dalej. Nie tylko ja jestem fanką


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 20:37, 05 Sie 2010 Powrót do góry

mermon muszę przyznać, że miałam ochotę się ozłocić, gdy wstawiłaś w jakims temacie link do tego opowiadania, a gdy postanowiłaś je tłumaczyć, miałam ochotę Cię porządnie wyściskać.
Czytam po angielsku, ale po polsku, w Twoim przekładzie też się zabrałam. Cieszę się, że inni też poznają to urocze opowiadanie. Mało jest na naszym forum tekstów o Jacobie, więc tym bardziej jestem Ci niezwykle wdzięczna, że się za to zabrałaś.
To, że tłumaczysz bardzo dobrze, wiedziałam już od dawna, bo czytałam Twój przekład scenariusza Avatara, więc nie jestem tym zaskoczona. Czyta się dobrze i bez zgrzytów.
Co do samej treści, po tak krótkim kawałku trudno cokolwiek powiedzieć, a nie chcę spoilerować, bo nie wiem, czy inni by tego chcieli, dlatego stwierdzę jedynie tyle, że mi się podoba i że masz we mnie stałą czytelniczkę i betę. Pamiętaj tylko, by następnym razem wstawić większą ilość tekstu i nie pytaj się, czy możesz komentować komentarze, proszę Wink Przecież oczywiście możesz :*
Życzę dużo czasu i chęci na tłumaczenie :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 23:28, 05 Sie 2010 Powrót do góry

Tak, więcej czasu by się przydało! Te rozdziały są tak długie, że niestety trzeba poczekać. Łatwiej by było wstawiać po kawałku Laughing, bo dość fajnie się to czyta. Ale rozumiem - regulamin.
Proszę o cierpliwość. Spędzę nad tym tłumaczeniem resztę życia.Laughing Nie wiedziałam Susan, że czytałaś Avatar, fajnie. To była przygoda!.

EDIT:
Jak dopisałam w pierwszym poście - betuje mi Susan.
Z ciężarówką miałam problem, bo mi też to zgrzytało. Skoro sugerujesz pick-upa, to zostanę przy trucku, to też angielska nazwa, a wszyscy wiemy o co chodzi. Postaram się też zamiennie używać innych określeń.
Dwa zdania, których zmianę sugerowałaś, zmieniłam. Rzeczywiście brzmią lepiej w nowej wersji.

Czy będzie melancholijnie, nie wiem. Na razie wygląda na to, że Jacob w tej wersji ma bogatsze życie wewnętrzne, niż oryginał. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mermon dnia Pią 11:50, 06 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 12:54, 06 Sie 2010 Powrót do góry

Chciałam tylko coś poradzić, bo sama się kiedyś natknęłam na problem ze słowem "truck".
Nie używałabym w tłumaczeniu słowa truck, to nie jest dobre wyjście. Pick-up nie jest złą opcją, aczkolwiek istnieje spolszczona forma pikap. Jednak najlepszym polskim określeniem na tego typu samochód jest po prostu furgonetka.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pią 14:59, 06 Sie 2010 Powrót do góry

Z ust mi to wyjełaś, Dzwonku. :) Tzn miałam na końcu języka i nie chciało mi przyjść do głowy. Wink To dobre wyjście, idealne. Można stosować wymiennie, bo na pewno samochód się będzie przewijał nie jeden razy. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 21:59, 26 Sie 2010 Powrót do góry

CD. Rozdziału Pierwszego.

Znak zjazdu do Port Angeles mignął po prawej, odciągając mnie od moich myśli. Podróż zleciała szybko. Odwróciłem się do Billy'ego, by go spytać o godzinę, ale gapił się przez okno po stronie pasażera, również zatopiony w swoich myślach. Nie musiałem go pytać, by wiedzieć, że on również myślał o mojej mamie.

Zjechałem z autostrady - jeśli jednopasmowa autostrada 101, która wiła się przez Olimpijski Park Narodowy – może być zwana autostradą – i włączyłem się do ruchu na ulicy Pierwszej.
Robiący w ostatniej chwili zakupy świąteczne. Rzutem na taśmę - prychnąłem. Była teraz trzecia godzina w wigilijne popołudnie. Gdy przejeżdżaliśmy przez miasto, dostrzegłem zielone gałęzie, kolorowe kokardy i mrugające światła, owinięte wokół każdej możliwej latarni i parkometru. Ludzie byli zatopieni w myślach, wylewając się z kawiarni i sklepów, z rękami pełnymi kolorowych pakunków. Nagle uderzyła mnie odmienność sytuacji – radosny zgiełk, tak mocno kontrastujący z trwającą od kilku miesięcy ciszą w naszym domu.

Zatrzymaliśmy się przy stacji autobusowej, w momencie, gdy autobus linii Greyhound właśnie odjeżdżał. Niemal natychmiast zauważyłem Rachel w jaskrawoniebieskiej kurtce. Moja siostra wciąż źle radziła sobie z zimnem mimo, że urodziła się i wychowała na Północno-Zachodnim Wybrzeżu.

- Cześć dzieciaku! W samą porę! - zamachała, podskakując z podniecenia. Dobrze było wiedzieć, że tęskniła za nami równie mocno, jak my za nią.

Śmiejąc się, podjechałem do krawężnika i wyskoczyłem na zewnątrz. Przyciągnęła mnie do siebie, ściskając mocno i nagle zdałem sobie sprawę, jak urosłem w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Chociaż bliźniaczki miały porządne metr siedemdziesiąt wzrostu, górowałem teraz nad Rachel. Czubek jej głowy zaledwie dotykał mojej brody. Jej włosy były również znacznie krótsze niż wcześniej i zauważyłem też sine cienie pod jej oczami.

Rachel także oszacowała mnie wzrokiem z góry na dół. Musiałem przejść test pomyślnie, ponieważ puściła mnie z czułym uściskiem, bo chcąc przytulić Billy'ego, musiała wspiąć się do ciężarówki. Wtedy to zauważyłem dwie ogromne sportowe torby, leżące na chodniku. Wyraźnie, pewne rzeczy się nigdy nie zmieniają. Jak można potrzebować tylu betów na dwutygodniowy pobyt w domu? Zwłaszcza jeśli ma się tam już szafę pełną ciuchów. Nigdy nie zrozumiem kobiet.

Wsunąłem torby na pakę samochodu, przykryłem je troskliwie plastikową plandeką, w razie gdyby zaczęło padać. Gdy ruszyłem z powrotem do drzwi, Rachel pognała na środkowe siedzenie obok Billy'ego.

- Nie chcesz prowadzić? – Czułem się zakłopotany. Moja siostra zawsze była formalistką, przestrzegającą reguł.
- Nie, jestem zmęczona. Poza tym, jestem pewna, że w tym momencie stałeś się lepszym kierowcą ode mnie - błysnęła kokietującym uśmiechem, poklepując kierownicę. Wow! Złagodniała na tych studiach.
- Zawsze byłem lepszym kierowcą – odparłem, zapuszczając silnik i odjeżdżając z przystanku.
- Tym niemniej, jestem zaskoczona, że udało ci się dojechać tym gratem aż tutaj. Nie wyglądał tak dobrze zeszłego lata – skomentowała, gładząc wyblakłą skórzaną tapicerkę, która zaczynała gdzieniegdzie pękać, mimo moich najlepszych starań.
- Jesienią Jake sam wyremontował silnik. Odwalił też niezłą robotę, cerując tą tapicerkę – odpowiedział Billy, klepiąc deskę rozdzielczą głośnym uderzeniem. Duma w jego głosie była niewątpliwa, odwróciłem szybko wzrok, czując, jak moja twarz płonie z zażenowania.
- Mimo tego, wciąż nie jest wystarczająco szybki. – Rachel skrzywiła się sceptycznie, gdy ponownie wjechaliśmy na autostradę.
- Nie zwalaj tego na mnie! Zrobiłem, co mogłem, z tym co miałem. To coś ma z czterdzieści lat. Gdybym mógł teraz popracować nad czymś, z nieco większym potencjałem.... - spojrzałem z nadzieją na Billy'ego, który patrzył prosto przed siebie, z uśmieszkiem pląsającym w kąciku ust.
- Zobaczymy. Zobaczymy – Billy odwrócił się do Rachel. Jego oczy były łagodne, ale na twarzy miał czuły, głupkowaty uśmiech. – Jak tam Rachel, co słychać w szkole?
- Wspaniale! Byłam bardzo zajęta tymi wszystkimi ekstra lekcjami, ale to się opłaci, gdy wcześniej skończę.
- Nie musisz tego robić, Rachel. Powinnaś mieć trochę frajdy na studiach. Znajdziemy sposób, abyś... - skrzywił się, wpatrując w cienie i lekkie zmarszczki pod jej oczami.
- To jest to, czego chcę, tato. Naprawdę, nie przerabiajmy tego od nowa – przekonywała Rachel, posyłając mu błagalny uśmiech, jednocześnie kładąc lekko rękę na jego ramieniu.

Skupiałem mój wzrok na drodze. Słyszałem już tę rozmowę miliony razy. Rachel zdobyła wysokie stypendium od plemienia, ale pokryło ono zaledwie dwa lata nauki. Było przeznaczone dla osoby uczącej się w dwuletnim studium, ale moja siostra była zdecydowana wykorzystać stypendium, aby zrobić licencjat w o połowę krótszym czasie. Wiedziała, że nie mamy pieniędzy, by jej pomóc i odmówiła wzięcia kredytu, co oznaczało, że wzięła chorą ilość dodatkowych przedmiotów i pracowała w kawiarni w idiotycznych godzinach, by związać koniec z końcem. To również tłumaczyło, dlaczego odkąd wyjechała do szkoły, nie było jej w domu.

- Naprawdę, tato, nic mi nie jest. Przysięgam. Nie było aż tak ciężko i dobrze się bawiłam, więc nie martw się - Rachel ścisnęła delikatnie jego rękę, zręcznie zmieniając temat. – No, ale dość o mnie, a wam jak leci? Co słychać w rezerwacie?

Billy przerwał, wyraźnie nie chcąc porzucać tematu, ale ustąpił, widząc jej zdeterminowany wyraz twarzy. Jego ramiona rozluźniły się, gdy zaczął „przelatywać” przez lokalne plotki. Zawsze mnie zdumiewało, jak wiele rzeczy się działo na tak małym obszarze rezerwatu.

Gdy Billy raczył ją nowinkami z ostatnich kilku miesięcy, pogrążyłem się we własnych myślach. Nagle czerwony Mercedes, kabriolet - kierowany przez cudną blondynę – wyjechał znikąd, ostro przeciął mi drogę, zanim pomknął w dal. Spojrzałem w tylne lusterko, praktycznie spodziewając się zobaczyć migające światła ścigającego ją policyjnego samochodu. Mam na myśli przekroczenie limitu prędkości. Prawdopodobnie jechała sto dwadzieścia mil na godzinę.

Ale nie było żadnych glin w zasięgu wzroku. Szkoda, że mój przyjaciel, Quil nie jechał z nami – bo dziewczyna była akurat w jego typie – zjawiskowa blondyna w super aucie. Ale prawdopodobnie była świruską. W zasadzie każdy jeżdżący w taki sposób nim był. Przynajmniej takie było moje doświadczenie z turystami, naprawiającymi auta w warsztacie w La Push. A ten czerwony mercedes był piekielnie boskim autkiem.

- Więc jutro wieczór wychodzimy do Clearwaterów? Zgadza się? - spytała Rachel, gdy Billy skończył jej opowiadać o ostatnich usiłowaniach Sue Clearwater, aby go przestawić wraz z jej mężem na niskotłuszczową i niskocholesterolową dietę.
- Bez tego nie byłoby Bożego Narodzenia – odpowiedziałem radośnie. Odkąd moja matka umarła, każde święta spędzaliśmy w domu Clearwaterów. Harry był jednym z najbliższych przyjaciół mojego taty, a Sue była dla nas wszystkich jak zastępcza matka.
- To będzie gromadka, jak zwykle? My, Sam...
- Sam, nie – sprostował raptownie Billy. Spojrzałem na niego z szerokim uśmiechem. Wygląda na to, że jeszcze jej nie powiedział. To będzie niezłe.
- Sam, nie? - zapytała Rachel, wyginając brew w łuk. – Co się stało? Wyjechał z miasta, czy co?

Billy pochwycił moje spojrzenie i uniósł brew w sposób, który miał oznaczać – „Może byś mi tak pomógł, dzieciaku?” Ale ja wzruszyłem ramionami. Wiedział o tym, co się stało, tyle samo co ja. W rzeczywistości, prawdopodobnie więcej, gdyż byłem pewien, że Sue zrobiła mu wykład o skandalicznym zachowaniu Sama. Jej słowa. Nie moje.

- Nie, nie. On jest w La Push. Tylko, że on i Leah... - głos Billy'ego załamał się.
- Zerwali ze sobą? - przerwała Rachel. Jej oczy rozszerzyły się z szoku. – Nie może być! I wy to trzymaliście w sekrecie przede mną! Dlaczego?
- Oni zerwali zaledwie kilka tygodni temu – odpowiedział Billy, odchrząkując. –
I to nie było aż tak dramatyczne.

Parsknąłem. To dopiero było niedomówienie. Billy rzucił mi ostre spojrzenie. Rachel patrzyła niecierpliwie to na mnie, to na niego, wyczuwając soczystość plotki.

- To musi być największa nowina w rezerwacie. Sam i Leah byli nierozłączni od lat! Co się stało?
- No cóż. W pewnym sensie oddalili się od siebie – ponownie spróbował Billy bez sukcesu.
- Ale Sam zrezygnował ze studiów, by z nią zostać – przerwała Rachel.

Byłem ostrożny, aby Billy nie zauważył mojego uśmiechu. Jeśli chodziło o ploteczki, Rachel była nieustępliwa, więc równie dobrze mógł jej po prostu powiedzieć, ponieważ wyciągnie to z niego wcześniej, czy później.

- Cóż – Billy znów się wymigiwał, mamrocząc coś do siebie. Dziwnym było go widzieć, szukającego nerwowo odpowiedzi. Mój tata zazwyczaj strzelał prosto z mostu, było mu jawnie niezręcznie mówić źle o Samie, co mnie oczywiście rozgoryczyło. Święty Sam, który w oczach mojego taty i starszyzny plemienia, nie mógł zrobić nic niewłaściwego. Billy nie zechciałby powiedzieć o nim nic złego, nawet gdyby to była prawda.

Starszyzna nieźle się wkurzyła, gdy Rebeka zrezygnowała ze stypendium, by poślubić Tommy'ego, ale żadne słowo nie padło, kiedy Sam zrobił to samo. Nie byłoby to takie denerwujące, gdyby go nieustannie nie przedstawiali jako wzór do naśladowania dla nas. Było nawet jeszcze gorzej, gdyż Sam wyraźnie delektował się rolą. Na ile mogę stwierdzić, w zasadzie nie zrobił wiele, by zasłużyć na miano wzoru. Decyzja o rezygnacji ze studiów i z szansy stania się kimś, nie wydawała mi się wcale taka wspaniała. Ale co ja wiedziałem.

- Poznał kogoś innego – wyskoczyłem. Pomyślałem, że równie dobrze możemy przejść do sedna sprawy, zanim Rachel dostanie tętniaka od próby odgadnięcia odpowiedzi.
- To absolutnie niemożliwe – jej oczy skrzyły. – Sam?!?! Sam od „zawsze-rób-to-co-trzeba” i „nie-przynoś-wstydu-plemieniu?!”

Zachichotałem. Rachel, podobnie jak ja, wyraźnie nie przepadała za Samem aż tak bardzo.

- No cóż. Nie znamy całej historii. Nie powinniśmy osądzać go tak surowo – Billy łagodnie zbeształ nas oboje.
- Co więcej musimy wiedzieć? Od wieków spotykał się z Leah, a potem rzucił ją dla innej. Jak dla mnie to całkiem czarno-białe - wymamrotałem pod nosem.

Ignorując mnie, Billy ciągnął dalej – Od tego wypadku zeszłego lata, Sam i Leah mieli pewne problemy.
- Tak, tak. Pamiętam, mówiłeś mi. Zniknął bez słowa na jakieś dwa tygodnie, czy coś koło tego, zgadza się? Czy kiedykolwiek wyjaśnił dlaczego? - zapytała Rachel z ciekawością.
- Niezupełnie, ale miał swoje powody.

Prychnąłem głośno, nie mogłem się powstrzymać.

- Jacob, nie znasz całej historii – Billy upomniał mnie, ostrzej tym razem.
- Z pewnością, ale wiem jedno. Gdybym ja zniknął na dwa tygodnie, nie mówiąc nic nikomu, musiałbym mieć niezły powód, w przeciwnym razie obdarłbyś mnie żywcem ze skóry.
- Tego nie wiesz. Gdyby to był ten sam powód, który miał Sam, to mógłbym zrozumieć.

Billy spojrzał na mnie spokojnie z kompletnie nieodgadnionym wyrazem twarzy. Odwróciłem wzrok z powrotem na drogę. Nie miałem pojęcia o czym mówił, a jednak mogłem wyczuć, że był całkowicie poważny.

- Ok, więc Sam wrócił z dobrą wymówką. I co dalej? Czy on i Leah nie doszli jakoś do porozumienia? - naciskała Rachel, nie pozwalając sobie na rozproszenie, zanim nie zdobyła całej sensacyjki.
- Tak doszli i robili już niezłe postępy. Wiesz jaka, hmm, narwana potrafi być Leah – ciągnął dalej Billy z krzywym uśmiechem.

Przewróciłem dyskretnie oczami, wjeżdżając na zjazd do Forks/La Push. Określenie Leah, jako narwanej było kolejnym kandydatem na niedomówienie roku.

- Ale wszystko szło dobrze... – Billy zawahał się lekko, więc zdecydowałem się ukraść puentę.
- Aż do czasu, gdy spotkał Emily Young i zakochał się w niej po uszy, od pierwszego wejrzenia i rzucił Leah bez namysłu. – Byliśmy już w Forks, więc pomyślałem, że powinienem przyspieszyć tę rozmowę.
- Czekaj! Czekaj! Emily Young? Jak? Siostrzenica Sue? Kuzynka i najlepsza przyjaciółka Lei? Ta Emily?! - wyraz twarzy Rachel był bezcenny.
- Dokładnie ta. Teraz rozumiesz, dlaczego Sam jest persona non grata w domu Clearwaterów – wyszczerzyłem zęby, niewielka strata, moim zdaniem.
- O rany, nie mogę w to uwierzyć – westchnęła Rachel. – To wydaje się być zbyt teatralne. To takie dziwne. Przecież Sam był tak bardzo za Leą, że to było aż chore.
- Powinnaś go teraz zobaczyć. Rzygać się od tego chce – podsunąłem ochoczo. Naprawdę był taki. Patrzył na Emily w taki sposób, jak patrzył na Leę, ale tysiąc razy intensywniej. I nie wyglądał na takiego, co się przejmuje tym, że wszyscy wiedzą. Był to wystarczający powód, by dać sobie spokój z kobietami.

- Cóż, myślę, że nie był takim facetem, za jakiego go wszyscy uważali - zamyśliła się Rachel.
- O tym właśnie cały czas mówię – krzyknąłem, szczęśliwy, że jest po mojej stronie.
- Jacob, nie rozumiesz – Billy westchnął, spoglądając przez okno. Wjechaliśmy do centrum Forks i czekaliśmy na czerwonym świetle – jednym z dwóch świateł sygnalizacji drogowej w całym mieście. – Nawet nie wiesz jak bardzo go to zraniło.
- Tak, wiem. Jestem pewien, że ku temu miał również dobry powód... - wzruszyłem ramionami bez skruchy – ... jednak nie mogę pojąć, co mogłoby usprawiedliwić zakochanie się w kobiecie, kiedy praktycznie jesteś zaręczony z inną.

I tu go miałem. Lojalność była dość ważną sprawą dla Quileutów, a dla Billy'ego w szczególności.

- Jak Leah to znosi? - zapytała niewinnie Rachel.
- Tak dobrze, jak możesz sobie to wyobrazić – zażartowałem. Nie chciałem być palantem tylko, że Leah notorycznie stwarzała problemy. Dosłownie - była jak wrzód na dupie.
- Przejdzie jej. Wszystko będzie dobrze. Zobaczycie – Billy nalegał intensywnie głosem, który uciszył nas oboje. Rachel spojrzała na mnie, jej ciemne oczy były pełne pytań, ale potrząsnąłem głową. Biorąc pod uwagę okoliczności - nie rozumiałem, nie bardziej niż ona, czemu Billy tak mocno bronił Sama.

Rachel ciągnęła dalej, zmieniając taktykę – Muszę przyznać, że jednak jestem zaskoczona z powodu Emily. Nie wyglądała nigdy na typ dziewczyny kradnącej chłopaków.
- Ja też jej za taką nie uważam – potwierdziłem. – Emily nie przyjęła tak życzliwie zmiany uczuć Sama. Przynajmniej tak słyszałem.
- Chwileczkę, ale mówiliście, że Sam porzucił dla niej Leah – zaprotestowała Rachel.
- Niezupełnie – zaznaczyłem. – Sam rzucił Leah, bo zakochał się w Emily. Jakaś miłość od pierwszego wejrzenia, czy takie tam bzdety. Ale oni, w zasadzie, nie są jeszcze razem. Emily i Leah, jeśli pamiętasz, były sobie bardzo bliskie, więc nie wiem, czy ona się zgodziła chodzić z nim, czy coś w tym stylu.
- Hm, bardzo interesujące – rozpoznałem na twarzy mojej starszej siostry minę intrygantki. W oczywisty sposób planowała, kogo najpierw odwiedzi po dojeździe do domu, by zdobyć pełne rewelacje. Uśmiechnąłem się, wiedząc, że zanim wróci do szkoły mogę na nią liczyć, jeśli chodzi o wypełnienie luk w tej historii. Nie żebym był jakoś szczególnie zainteresowany plotkami z rezerwatu, ale nie mogłem sobie odmówić zdobycia jakichś brudów na świętego Sama.

Billy przerwał nam głośnym kaszlem – Lepiej podjedźmy do sklepu Thriftway, musimy zrobić zapasy żarcia. Chyba, że chcecie jeść na obiad fasolę z ryżem.

Nie przesadzał. Żadne z nas dobrze nie gotowało, więc ryż z fasolą był częstym obiadem zeszłej jesieni.

- Dziwnie tu będzie bez Rebeki – powiedziała nagle Rachel z tęsknym uśmiechem.

Z pewnością. Strasznie brakowało nam zdolności kucharskich Rebeki, zwłaszcza w tym okresie roku.

- Cieszymy się, że ty jesteś z nami – Billy wziął rękę Rachel i ścisnął ją czule. - Poza tym, razem z Jake'iem całkiem nieźle sobie radzimy. Nawet gotować się nauczył.
- Mówiąc gotować, masz na myśli wrzucić coś do mikrofali? - spytała Rachel ze sceptycznym wyrazem twarzy.
- Zbyt dobrze mnie znasz – przyznałem, wzdychając z drwiną.
- To ja potrafię coś więcej. Zróbmy zapasy produktów i zanim wyjadę, zapełnię wam zamrażarkę.

Teraz to ja z kolei popatrzyłem na nią sceptycznie. Umiejętności kulinarne Rachel pozostawiały wiele do życzenia. Choć, zgodnie z prawdą, Rebeka nigdy nie dała jej szansy na wykazanie się w kuchni, ale te kilka razy, kiedy Rachel próbowała gotować nie były całkiem pomyślne.

- Co znowu?! - odcięła się Rachel, wychwytując wyraz mojej twarzy. – Podłapałam parę rzeczy w kawiarni, gdzie pracowałam. Będziesz zdumiony.

Gdy podjechaliśmy do sklepu Thriftway, wyciągnęła rękę i zmierzwiła moje włosy. Radiowóz policyjny wjechał na miejsce obok nas, w chwili gdy Rachel i ja pomagaliśmy Billy'emu wsiąść na wózek inwalidzki.

- Charlie – krzyknęła Rachel, biegnąc w podskokach, by go powitać niedźwiedzim uściskiem.
- Patrzcie, kto przyjechał z wielkiego miasta! - Charlie, który był wysoki i szczupły, z ciemno brązowymi włosami i oczami, uśmiechał się od ucha do ucha. - Ci dwaj tutaj ledwie przeżyli bez ciebie. Z trudem znoszę odwiedziny u nich w domu.

Charlie poklepał mnie po ramieniu, obchodząc naokoło furgonetkę, aby dać Billy'emu kuksańca na powitanie.

- Pewnie. A kto przychodzi w każdą niedzielę, by oglądać mecze Seahawks'ów? - zaśmiał się Billy, usiłując w odwecie staranować wózkiem Charliego. Był to ich typowy sposób mówienia „cześć”.
- Ale to się może wkrótce skończyć - rozpromienił się Charlie, w każdym calu wyglądając, jak przysłowiowy dzieciak w sklepie ze słodyczami. – Właśnie sobie kupiłem błyszczący, nowy trzydziestodwucalowy telewizor Samsung z płaskim ekranem.

Bosko! Nie żebym był wielkim fanem Seahawks'ów. W żadnym razie. Ale nasz telewizor znał lepsze czasy. Poza tym miło było mieć wymówkę, by w niedziele wyrwać się z rezerwatu. Może mógłbym nawet „dać gościnne występy” w Forks, by zarobić trochę ekstra dolców, gdy będę podrzucał Billy'ego na mecz. Niełatwo było znaleźć w La Push pracę na część etatu, szczególnie zimą, gdy nie było turystów.

Billy zagwizdał – To jest coś!. Harry od lat męczy o to Sue. Nie mogę się doczekać, jak mu to powiesz .– Charlie z Billym przybili piątkę. Obaj ogromnie szanowali Sue, głównie dlatego, że się jej nieco bali. Nawiasem mówiąc, nie było wątpliwości, kto nosił spodnie w domu Clearwaterów.

- Powiem mu jutro wieczorem. Idziecie do nich, prawda? - spytał Charlie, przejmując wózek inwalidzki ode mnie.
- No pewnie. Rachel planuje nas olśnić swoją sztuką kulinarną - odpowiedział Billy, puszczając oczko do mojej siostry, gdy wchodziliśmy do sklepu.
- Czyżby? W takim razie, lepiej coś zjem, zanim się tam zjawię – drażnił się Charlie. Obaj wybuchnęli hałaśliwym śmiechem, kierując się do półek z piwem.

Rachel rzuciła im obu kpiąco–piorunujące, urażone spojrzenie zanim zniknęła w poszukiwaniu produktów. Ja przeglądałem tablicę z ofertami pracy, gdy usłyszałem za sobą łoskot. Kasjerka potrąciła małą półkę z towarem, rozsypując na podłogę różnorodne kolorowe batony. Powód tego był oczywisty. Wysoki, blady mężczyzna, który z łatwością mógłby być młodszym bratem Toma Cruise'a - przystojniejszym, z jaśniejszymi włosami, stał przy kasie i kasjerka – lekko pulchna kobieta w średnim wieku – wściekle się zarumieniła, nerwowo sprzątając bałagan.

Rozpoznałem go od razu – doktor Cullen – lekarz ze szpitala w Forks – obiekt spektakularnych, niepochlebnych Quileckich legend. Widziałem go wcześniej tylko raz. Billy niechętnie mi go kiedyś pokazał.
Doktor jedną ręką zebrał sprawnie kilka pojedynczych batonów, a drugą umocował półkę, cały czas uśmiechając się łagodnie do kobiety, co tylko gwałtownie pogłębiło czerwień jej policzków.

Obserwowałem z ciekawością, jak zapakował do toreb swoje produkty, zapłacił i wyszedł. Nie mogłem uwierzyć, że był lekarzem. Nie wyglądał na starszego niż trzydzieści lat, nawet o jeden dzień. Wsiadł do czarnego Mercedesa S55 AMG z przyciemnionymi szybami, zdecydowanie najfajniejszego auta na całym parkingu. I odjechał. Bycie lekarzem musi być przyjemne, zadumałem się. Może powinienem zacząć bardziej uważać na lekcjach biologii.

Rachel zaskakująco szybko uporała się z zakupami. Była już gotowa, gdy Charlie i Billy wyłonili się ze stoiska z alkoholem, z kilkoma paczkami piwa Rainier. Pożegnaliśmy się z Charliem. Załadowaliśmy furgonetkę wszystkimi rodzajami owoców, warzyw, przypraw, które od miesięcy nie były widziane w naszym domu. Popatrzyłem ochoczo na opakowanie sera ricotta i paczkę makaronu lasagna. Rachel pamiętała, że lasagna była moim ulubionym daniem. Nawet jeśli Billy i ja w zasadzie wiedzieliśmy jak ją zrobić, kiedy robiliśmy zakupy spożywcze zazwyczaj zapominaliśmy o kupowaniu czegokolwiek, poza absolutnie podstawowymi produktami. Mięso, warzywa, mąka, ryż, kasza. Ale wyszukane rzeczy, jak ser, czy przyprawy raczej nie były w naszym polu widzenia. Nic dziwnego, że nasze posiłki były takie mdłe ostatnio. Zanotowałem sobie w pamięci, by poprosić Rachel, aby zgromadziła dla Billy'ego podstawowe sosy i przyprawy do gotowania.

Gdy zjechałem ze stopierwszej na drogę do La Push, rezerwatowy znak „Witajcie” mignął po prawej i Rachel westchnęła z zadowolenia.

- Tęskniłam za La Push. Nie spodziewałam się tego, ale tak było – zdziwiła się.

Zeszłego lata, Rachel była zdesperowana, by się stąd wydostać. Nie mogła się doczekać, by w końcu uciec od małomiasteczkowego życia. Nie żebym ją za to winił. Czułem to samo przez większość czasu. Ale rezerwat był teraz wspaniały. Z bujnymi, porosłymi mchem drzewami, które tworzyły milion odcieni zieleni i rozciągały się tak daleko, jak sięgał wzrok. Spędziłem życie, biegając wokół tych lasów i mógłbym rozróżnić z widzenia nazwę prawie wszystkiego, co widziałem. To w tych momentach mogłem zrozumieć, dlaczego Sam mam-dobry-powód pozostał w La Push. Było w tym miejscu coś takiego, co sprawiało, że ciężko było je opuścić.

Główna droga rezerwatu była długa na dziesięć mil, wiła się przez gęste lasy wzdłuż rzeki Quillayute. Mimo, że wiedziałem, że zaraz się ukaże, pierwsze spojrzenie na ocean był zawsze szokiem dla zmysłów. Droga skręciła nagle w prawo i bezkresna zieleń rozstąpiła się, aby ukazać błyszczące i często wzburzone fale Oceanu Spokojnego.

Plaża Pierwsza – nie mylić z Plażą Drugą i Trzecią – była dla turystów główną atrakcją rezerwatu. Idealny półksiężyc jedwabiście gładkiego piasku, który delikatnie otulał biczujące fale oceanu. Otoczona z trzech stron przez gęsty las, który nadawał temu miejscu nieziemski klimat. Może nie byłem w wielu miejscach, ale wiedziałem, że obserwowanie tu zachodu słońca, z mgłą wyślizgującą się z lasu, powoli rozciągającą się nad plażą, musi być jednym z najpiękniejszych widoków na świecie.

Dokładnie obok plaży było miasteczko, kwitnące dzięki turystom, odwiedzającym je w ciągu lata. Był tam ośrodek wypoczynkowy zbudowany w latach sześćdziesiątych, po którym zaczynało już być widać upływ czasu, jak też główny dok, do którego każdego ranka przybijały łodzie do połowu ryb i krabów. No i było też zbiorowisko sklepików, jakie zwykle znajdują się w plażowych miasteczkach – sklepik dla surferów, który miał w ofercie kursy i piankowe kombinezony dla tych wystarczająco szalonych, by odważyć się na lodowatą wodę, kilka barów serwujących letni zestaw burgerów, owoce morza i lody, i sklep z pamiątkami oferujący bezużyteczne, zbyt drogie drobiazgi, które turyści kupowali na pęczki.

Billy pracował w Centrum Dziedzictwa plemienia Quiletów, które również funkcjonowało jako plemienne Biuro Administracyjne. Dawniej, razem z ojcem mojego przyjaciela, Quila, był współwłaścicielem miastowej stacji benzynowej i warsztatu samochodowego, ale po wypadku przejął sprawy plemienia w pełnym etacie. Z naszego domu do Centrum był łatwy dojazd drogą. Ciemnoczerwony budynek z jakimiś spłowiałymi posterami i bardzo zakurzonymi artefaktami. Niewielu ludzi zatrzymywało się przy muzeum, gdyż turyści przyjeżdżali tu głównie z powodu plaży. Ale ci, którzy tu przystanęli, często zostawali godzinami, oczarowani opowieściami Billy'ego.

Podjechaliśmy pod nasz wyblakły czerwony domek – usytuowany daleko od drogi, na skraju lasu – gdy zaczęło znów mżyć. Rachel pomogła Billy'emu wydostać się z auta i pchając, zawiozła go do domu, podczas gdy ja zacząłem rozładowywać furgonetkę.

- Nająłeś kogoś do naprawy pochylni dla wózka inwalidzkiego? Nie jest już taka chybotliwa jak wcześniej – usłyszałem pytanie Rachel.
- Twój brat wyremontował ją z kawałków drewna. To dobry dzieciak. Powinnaś była widzieć....

Głos Billy'ego zanikł, gdy weszli do domu. Poczułem, że się czerwienię. Nie chcąc iść za nimi, gdy dyskutowali o mnie, wyładowałem zakupy i bagaże na zadaszoną werandę i pobiegłem w dół podjazdu, by wyjąć pocztę ze skrzynki. Było parę ulotek reklamowych i świąteczna paczuszka od Rebeki. Prawie mogłem poczuć ciasteczka, które jak wiedziałem, były w środku. Miałem gorącą nadzieję, że pamiętała, by włożyć również trochę pierniczków imbirowych.

Kiedy wróciłem do domu, Rachel się rozpakowywała w swoim pokoju. W zasadzie, to był teraz mój pokój. Zacząłem go używać po wyjeździe dziewcząt, gdyż był dwa razy większy od mojego dawnego. Ale wciąż był malutki. Cały nasz dom był malutki. Frontowe drzwi otwierały się bezpośrednio na główną przestrzeń – małą żółtą kuchnię po lewej, z szafkami, które kiedyś były białe. Stół i kilka krzeseł były przysunięte do okna wychodzącego na werandę. Po prawej był mały pokój dzienny, urządzony tak, że wydawał się jeszcze mniejszy – z powodu wysokich do sufitu półek na książki, które pokrywały prawie każdą dostępną ścianę. Billy był fanem historii, co można było poznać po zawartości półek. Jedna spłowiała, wygnieciona, niezwykle wygodna niebieska sofa stała wzdłuż ściany. Początkowo stały tu dwie sofy w komplecie, ale jedną przenieśliśmy do mojego starego pokoju, by zrobić więcej miejsca dla wózka Billy'ego.

Nasze pokoje były z tyłu domu. Wszystkie trzy były początkowo tej samej wielkości, ale po wypadku, połowa mojej sypialni została przeznaczona na poszerzenie łazienki, aby ułatwić Billy'emu korzystanie z niej. Odkąd dziewczyny wyjechały, pozbyliśmy się moich starych mebli i używaliśmy ten pokój jako składzik – zaledwie starczało tam miejsca na mały dmuchany materac, usadowiony pomiędzy pudłami i półkami na książki.
Mimo, że wiedziałem, że będę musiał spać na tym zapadającym się materacu przez dwa tygodnie, byłem szczęśliwy i czułem ulgę, że Rachel była w domu. W końcu wszystko wyglądało znowu tak, jak powinno.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mermon dnia Pią 17:36, 18 Lut 2011, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
kju
Dobry wampir



Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 836
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 6:48, 27 Sie 2010 Powrót do góry

mermon,
kawal dobrej roboty! Very Happy nie podejrzewalam, ze az mnie tak wciagnie narracja Jake'a, przyjemnie sie czyta, zrelaksowalam sie i tego mi bylo trzeba :)
historia znana Wink , ale jakze nowa Very Happy bede systematycznie zagladac


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ilonaaa
Człowiek



Dołączył: 27 Wrz 2009
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pią 7:55, 27 Sie 2010 Powrót do góry

Opowiadanie świetne. Very Happy Zawsze chciałam się dowiedzieć czegoś o Jake, jak on to wszystko widzi... Na prawdę jestem mile zaskoczona. Właściwie czekałam na kolejny rozdział. Codziennie sprawdzałam, czy się nie pojawił. Laughing
Przyjemnie i lekko się czyta. Wink

Czekam niecierpliwie na kolejne aktualizacje. Very Happy Very Happy

Pozdrawiam, Ilonaaa. Twisted Evil Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
putmied
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Lip 2010
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 10:53, 27 Sie 2010 Powrót do góry

Link do tego opowiadania w oryginale znalazłam w temacie o Jacobie i chciałam się zabrać do czytania go po angielsku, ale bardzo dobrze, że weszłam do tego tematu. Proszę, jaka niespodzianka! Nawet nie wiesz, mermon, jak się cieszę, że ktoś się zabrał za tłumaczenie tego Very Happy.
Wszelkiego rodzaju kanoniczne teksty są u mnie mile widziane. A jeżeli jest okazja przeczytać coś nowego z perspektywy Jake'a, przyjmuję to z otwartymi ramionami. Już nawet przedmowa jest wzruszająca. Sama zastanawiałam się nad tym czy Jacob nie żałuje tego, że opowiedział Belli legendy.

Na szczęście za wiele mnie nie ominęło, bo widzę, że pojawił się tu rozdział pierwszy, który strasznie, ale to strasznie, strasznie, strasznie mnie wciągnął. Nim się obejrzałam, już skończyłam czytać.
Póki co, chyba nie mogę wydać dłuższej opinii po jednym rozdziale. Pozostaje mi czekać na kolejne części. Mam nadzieję, że pojawią się niebawem.
Weny i czasu na tłumaczenie.
Pozdrawiam, put.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin