FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Pokochać wampira [NZ] [OOC] Rozdział Piąty (29.09.2011) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Lexa
Gość






PostWysłany: Sob 19:58, 25 Cze 2011 Powrót do góry

Znów jestem pierwsza a zatem:
Po raz kolejny zwracam uwagę na literówki, poza nimi nie zauważyłam błędów, ale mam pytanie Czy masz betę?.
Co do fabuły to zapowiada się coraz ciekawiej. Mam nadzieję że jak najszybciej wprowadzisz do opowiadania Jaspera i że paring B&J będzie także ciekawie poprowadzony.
Życzę weny, czasu i ciekawych pomysłów na dalszy rozwój akcji Very Happy
Pozdrawiam
Lexa


Ostatnio zmieniony przez Lexa dnia Sob 19:59, 25 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Sob 20:13, 25 Cze 2011 Powrót do góry

tylko jedno mi się nie podobało, ale to nic złego, po prostu za mało tekstu...
udało mi się wciągnąc, podobał mi się rozdział i jestem zadowolona ale czekam na więcej i się juz zastanawiam co będzie dalej
na wielki plus retrospekcja i domysły młodych uczniów genialne:D
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
WspomnijMnie
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Cze 2011
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 10:17, 01 Lip 2011 Powrót do góry

Prolog, czy też krótki opis opowiadania sprawił, że z uśmiechem na twarzy przeczytałam wszystkie zamieszczone rozdziały. I chyba początkowe dobre wrażenie trochę zaczęło mnie opuszczać.

Po pierwsze - krótko. Niby jest rozdział, ale w sumie to jest taki krótki, jakby go nie było. Stosunkowo mało tekstu nam serwujesz.

Po drugie - wydaje mi się, że akcja strasznie szybko się rozkręca (zapewne dlatego, że rozdziały są takie krótkie). Nie mówię, że to źle, ale byłabym strasznie zawiedziona gdyby okazało się za kilka rozdziałów, że Bella jest już z jednym z Cullenów i już prawie planują ślub.

Życzę dużo weny i czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam, WspomnijMnie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Iguana
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Gru 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 18:40, 01 Lip 2011 Powrót do góry

Pomysł na fabułe świetny. Z reguły nie przepadam za różnego rodzaju nieletnimi w fanfickach, ale tutaj naprawdę bardzo ciekawie się zapowiada. Retrospekcja - super.
Mam zastrzeżenia tylko do szybkości akcji - dla mnie ciut za szybko.
Życzę dużo weny i pozdrawiam,
Iguana


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Iguana dnia Pią 18:41, 01 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Arowana
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Maj 2011
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lubelskie

PostWysłany: Sob 17:55, 02 Lip 2011 Powrót do góry

W sumie to nawet mi się podoba. Ian jest słodki i z twojego opisu, sama chciałabym go schrupać. mam nadzieję, że B&J będzie w planach, bo uwielbiam to połączenie.
Życzę powodzenia w dalszym pisaniu. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invincibile
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Kwi 2011
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Sob 19:58, 02 Lip 2011 Powrót do góry

To cieszę się, że się wam podoba. Następny rozdział dodam niestety dopiero po dziesiątym lipca, bo tak wracam do szczecina, a tutaj, w Wiśle, dostęp do neta mam prawdę mówiąc bardzo rzadko. Także zaglądajcie :) \Pozdrawiam,
Invincibile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
angelafankatwilight
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Kwi 2011
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 14:13, 07 Lip 2011 Powrót do góry

bardzo podoba mi się twoje opowiadanie, już sam tytuł jest zachęcający, wstęp od razu zachęcił mnie do czytania, mam nadzieję, że nie przerwiesz pisania, Jacob frajerem?, coś nowego, mały z twojego opisu jest przesłodki, a Edward w różowej koszuli?, genialne, no i Bella, która przeklina
masz po prostu talent, pisz dalej


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invincibile
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Kwi 2011
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Nie 21:42, 28 Sie 2011 Powrót do góry

Możecie mnie zlinczować, zabić, pochować, odkopać i znów zakopać. Nie miałam ani czasu, ani weny, więc nie pisałam. To, co zamieszczam było pisane przez bite dwa miesiące. Rozdział nie jest najlepszym, jaki napisałam, ale podoba mi się. Mam nadzieję, że Wy podzielicie moje zdanie. Zapraszam! :)

Rozdział IV


Szkoła stała się rutyną. Poniedziałek – Piątek. Pięć dni w tygodniu spędzanych w miejscu, którego nie lubię, z ludźmi, którzy mnie nie znają, którzy odwrócili się ode mnie tylko dlatego, że musiałam dorosnąć. Lekcje mijały zadziwiająco szybko. Dopóki nie nastała geografia. Siedziałam w ostatniej ławce, więc włożyłam słuchawki w uszy, schowałam twarz w dłoniach i kiwałam się w rytm muzyki. Moja głowa boleśnie pulsowała, co sprawiało, że nie mogłam się skupić nawet na muzyce, która zawsze tak koiła moją duszę. Poczułam delikatne wibracje w kieszeni i szybko wyjęłam telefon. Charlie napisał.

Bello, nie dam rady dziś wyjść z pracy przed 21. Ian ma gorączkę, więc odbierz go ze żłobka i zrób coś na obiad. Uważaj na siebie, w Forks nie jest już tak bezpiecznie.

Uśmiechnęłam się do siebie. To znaczy, że legalnie mogę się urwać z lekcji, robiąc przy tym coś pożytecznego. Wyłączyłam mp3 i wolnym krokiem podeszłam do nauczycielki.
- Muszę dziś wyjść wcześniej z lekcji. – Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się delikatnie. Starałam się, naprawdę starałam się być miła.
- Cóż to się stało, że chcesz opuścić moją lekcję i tak po prostu wyjść? – Spytała swoim nad wyraz piskliwym głosem i zlustrowała mnie wzrokiem pełnym pogardy. Tak, ta kobieta zdecydowanie mnie nie lubiła.
- Właściwie nic ważnego. Muszę odebrać syna ze żłobka. Zawsze robił to Char... Mój tata, ale dziś coś mu wypadło.
- Dobrze, Bello, jeśli sytuacja się tak przedstawia to możesz już iść. – Powiedziała notując coś na małej kartce. – Zanieś to do sekretariatu. Pani Cope powinna Cię zwolnić z reszty lekcji. – Uśmiechnęła się do mnie sztucznie. Wzięłam kartkę i w pośpiechu spakowałam książki do torby.
- Dziękuję, pani profesor. Do widzenia. – Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz.
- Panno Swan, proszę uzupełnić lekcje. Nie myśl sobie, że ominie Cię jutrzejsza odpowiedź. – Usłyszałam jeszcze za plecami. Uśmiechnęłam się do niej krzywo i skierowałam się do sekretariatu. Faktycznie, pani Cope nie sprawiała problemów i chętnie zwolniła mnie do końca dnia. Teraz zostało tylko pojechać po małego i jechać z nim do lekarza. Wyszłam z budynku, w którym większość uczniów spędzała najgorszą część dnia i wsiadłam do samochodu. Dojechanie do żłobka zajęło mi niespełna dwadzieścia pięć minut. Zerknęłam na zegarek. Dwanaście po pierwszej. Ostatni raz tu byłam jakieś trzy miesiące temu, kiedy musiałam zapłacić za opiekę nad Ian’em. Kolorowe ściany z różnymi postaciami z bajek uśmiechały się do mnie przyjaźnie. Kolorowe bańki połyskiwały różnymi kolorami, a mała huśtawka skrzypiałam, poruszana przez wiatr. Kiedy tylko weszłam do budynku, moje ciało ogarnęło przyjemne ciepło. Szybko skierowałam się na pierwsze piętro. Emma jak zwykle powitała mnie miłym uśmiechem.
- Witaj Bello! – zaświergotała. – Cieszę się, że tak szybko się zjawiłaś. Ian od jakiegoś czasu jest strasznie marudny. Jakąś godzinę temu mierzyłam mu temperaturę i niestety ma stan podgorączkowy. – Powiedziała nieco ciszej wchodząc do sali pełnej zabawek. Kiedy maluch tylko mnie zobaczył, na jego twarzy pojawił się niemrawy uśmiech. Miał zaczerwienione policzki a jest czarne włosy kleiły się do spoconego czoła. Wzięłam go na ręce i skierowałam się do szatni.
- Dziękuję, że zajęłaś się nim. Mały nie jest zbyt grzeczny, kiedy jest chory. – Mówiłam do Emmy, kiedy zapinałam Ian’owi kurtkę. Założyłam mu jeszcze czapkę i pożegnana miłym uśmiechem i uściskiem ręki wsiadłam z nim do samochodu. Ruszyłam z piskiem opon chcąc jak najszybciej dostać się do szpitala.
- Oby doktor Cullen miał dziś dyżur szkrabie. Napędziłeś mi stracha. – Zaśmiałam się do syna spoglądając na jego zmęczoną twarzyczkę, odbijającą się w lusterku. Spał.

Zaparkowałam tuż pod szpitalem i biorąc synka na ręce skierowałam się z nim do gabinetu Carlisle’a. Pacjentów było od groma, ale kiedy tylko zobaczyli, jak wchodzę do poczekalni z małym, śpiącym i chorym dzieckiem, z chęcią zgodzili się, abym weszła bez kolejki. Wparowałam do gabinetu doktora i bez zbędnych grzeczności pokrótce opowiedziałam co się stało.
- Dzień dobry Bello. – Powiedział zerkając na mnie znad sterty papierów.
- Dzień dobry, doktorze. – Skinęłam głową w jego stronę i odwzajemniłam uśmiech. Carlisle. Mężczyzna skończył robić notatki i zabrał się za badanie Ian’a. Wpatrywałam się w niego wyczekująca.
- Co... Co mu dolega? – Spytałam drżącym głosem bawiąc się bransoletkami, które nosiłam na rękach.
- Jest przeziębiony. To normalne, zaczęło się robić wietrznie i deszczowo. Myślę, że jeśli nie będziecie nigdzie wychodzić przez najbliższe trzy dni, to wszystko wróci do normy. – Uśmiechnął się pocieszająco. Ubrałam ledwie przytomne dziecko i biorąc go na ręce skierowałam się w stronę drzwi.
- Dziękuję doktorze. Miłego dnia i do widzenia.
- Do zobaczenia Bello. – Mruknął nawet na mnie nie patrząc. Z tym człowiekiem zdecydowanie dzieje się coś złego. Byłam pewna, że jeszcze kilka dni temu wszystko było w porządku, a teraz traktuje mnie z takim dystansem. Będę musiała spytać o to Charliego, może coś wie.

***

Do domu dojechaliśmy dość szybko. Na dworze wciąż było wietrznie i zimno, więc mieszkańcy pochowali się w ciepłych domach z kubkami gorącej herbaty w dłoniach. Złapałam Ian’a za rękę i powoli skierowałam się w stronę wejściowych drzwi. Dochodziła piętnasta, więc szybko przygotowałam synka do snu i włożyłam go do łóżeczka. Był tak zmęczony, że nawet nie protestował. Zeszłam do kuchni i zajrzałam do lodówki.
- Charlie, kiedy Ty się nauczysz, że nie samym mięsem i piwem człowiek żyje? – zaśmiałam się do siebie i zabrałam się za przygotowywanie obiadu. Miałam zamiar zrobić stek z frytkami dla Charliego, a sobie jakąś lekką sałatkę. Wyjęłam ziemniaki z szafki, wzięłam garnek, nóż i reklamówkę na obierki i powędrowałam do salonu przed telewizor. Włączyłam jakiś muzyczny program i zaczęłam obierać i kroić ziemniaki. Na tym spędziłam ponad 20 minut, gdyż z każdą piosenką moje ciało coraz bardziej kiwało się w rytm muzyki. Spojrzałam na zegarek. Prawie szesnasta. Świetnie. Umyłam pokrojone już kartofle i postawiłam je przy oknie. Wyjęłam z lodówki wieprzowinę i zabrałam się za przyrządzanie jej. Nie było z tym wiele roboty, biorąc pod uwagę to, że mięso było pokrojone. Posmarowałam je olejem z każdej strony, obsypałam pieprzem i solą i wstawiłam do mikrofalówki, z zamiarem usmażenia go przez 21. – No, to teraz coś lekkiego. – Powiedziałam zadowolona, umyłam ręce i wyjęłam z lodówki ogórki, pomidory, paprykę. Poszatkowałam je i wrzuciłam do miseczki. Chwilę później wylądowały tam również czerwona i biała fasolka, groszek i kukurydza z puszki. Wymieszałam wszystko, porządnie doprawiłam i wstawiłam do lodówki.
Przed dziewiętnastą usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Wróć! Pukaniem tego nie można było nazwać. To było wręcz walenie. Jakby ktoś gonił osobę, która się tak dobijała do mieszkania. Tanecznym krokiem doszłam do drzwi i otworzyłam je z rozmachem.
- Angela! – gestem zaprosiłam dziewczynę do środka. – Co Cię sprowadza? – Zapytałam, kiedy tylko usiadła na kanapie w salonie.
- Pomyślałam, że przyniosę Ci lekcje. Zebrałam notatki od ludzi, z którymi chodzisz na zajęcia i przywiozłam Ci je. – Powiedziała pocierając dłonie o spodnie.
- Zrobię Ci herbatę. Jaką chcesz? – Spytałam kierując się do kuchni.
- Malinową! – Krzyknęłam za mną. Kilka minut później siedziałyśmy już z gorącą herbatą w dłoniach, rozmawiając o niczym.
- Wiesz, w tych nowych, Cullenach jest coś dziwnego. – Spojrzała na mnie z poważną miną.
- Nie wiem dlaczego tak twierdzisz. Kilka dni temu byli u nas na kolacji i wydawali się całkiem normalni. – Spojrzałam na nią, w duchu śmiejąc się z jej pomysłów.
- No wiesz, zachowują się, jakby kryli jakąś tajemnicę. Rozmawiają tylko ze sobą i nic nie jedli na stołówce. – Usiadła po turecku.
- Angela, ja też nic nie jem na stołówce. To jeszcze o niczym nie świadczy. Zresztą... – zaczęłam i upiłam łyk parującego napoju – o mnie tez mówiono dziwne rzeczy, kiedy się tu przeprowadziłam. Żaden z domysłów nie miał nic wspólnego z prawdą. A to że z nikim nie rozmawiają, można wytłumaczyć chociażby tym, że po prostu lubią swoje towarzystwo. – Zaśmiałam się.
- Może masz racje... – Postawiła kubek na stole i wstała z kanapy. – Lepiej już pójdę. – skierowała się w stronę drzwi. Ubrała wysokie, czarne botki i beżowy płaszcz i machając mi na pożegnanie poszła do swojego samochodu.
- Uważaj na siebie! I zadzwoń, jak dojedziesz do domu! – Krzyknęłam za nią i zamknęłam drzwi. – No, teraz tylko poczekać na Charliego, zrobić mu obiad i spokojnie mogę iść spać. Poszłam po schodach do pokoju Ian’a i po cichu podeszłam do łóżeczka. Kiedy brałam go na ręce, żeby zejść z nim do kuchni obudził się i spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami. – No kochanie, czas coś zjeść, prawda? – Uśmiechnęłam się do niego i posadziłam go na krzesełku (chodziło mi o takie wysokie krzesełka dla dzieci). Wlałam do garnka mleko i czekając aż się zagotuje, wyjęłam z mikrofalówki przygotowane do smażenia mięso, i nalewając na patelnię oleju postawiłam ją na uprzednio zapalonym gazie. Wyjęłam z szafki bułkę, szybko zrobiłam malcowi kanapkę z serem i szynką i postawiłam talerzyk z kolacją na jego krzesełku. Na patelnie wrzuciłam wcześniej przyprawione mięso, i czekając aż mięso zbrązowieje nagrzałam piekarnik i na blachę wrzuciłam frytki. Obróciłam stek na drugą stronę i kilka minut później przełożyłam go na duży talerz.
- No, jeszcze tylko frytki i obiad gotowy. – Przetarłam dłonią twarz i odwróciłam się do Ian’a. Zjadał bułkę brudząc przy tym wszystko dookoła. Nawet nosem miał w maśle! Zaśmiałam się i sprawdziłam, czy frytki się już upiekły. Wyłączyłam piekarnik, i zostawiając je jeszcze w środku, nalałam Ian’owi soku malinowego, sobie zaparzyłam herbatę, usiadłam przy stole i czekałam na powrót Charliego.
- Bello! Wróciłem! – Usłyszałam tatę i dźwięk kluczy, które zawsze rzucał na szafkę.
- Świetnie! – Uśmiechnęłam się promiennie widząc, jak wchodzi do kuchni. – Obiad już gotowy. – Nałożyłam na talerz frytek i sałatki i postawiłam na stole.
- A nasze słoneczko dlaczego jeszcze nie śpi? – Charlie wziął malucha na ręce i wytarł mu twarz chusteczką. – Byłeś dziś grzeczny? – Spytał Ian’a, na co malec energicznie pokiwał głową. Tata wyjął z kieszeni małą czekoladę i podał mu do rączek.
- Tato, nie powinieneś go tak rozpieszczać. – Zaśmiałam się i wzięłam od synka prezent. – Jutro dostaniesz, zgoda? Dziś jest późno i będzie Cię bolał w nocy brzuszek. – Pocałowałam go w głowę i schowałam czekoladę do szafki. – Dziś jest stek, frytki i sałatka. Mam nadzieję, że będzie Ci smakować. – Charlie wciąż bawił się z maluchem, więc szybko zrobiłam sobie kanapkę. Kiedy skończyłam jeść, wzięłam dziecko na ręce, zabrałam z kuchni jabłko i skierowałam się do pokoju.
- Dobjanoć dziadziusiu. – Zawołał Ian i pomachał malutką rączką w stronę Charliego.
- Dobranoc słoneczko. Dobranoc Bello. – Powiedział i uśmiechnął się do nas. Weszłam do pokoju, zapaliłam światło i posadziłam synka na łóżku.
- Poczekaj chwilkę, dobrze kochanie? – Spojrzałam na niego i podeszłam do szafy. Wzięłam z niej czystą, zieloną pidżamkę dla Ian’a i poszłam do łazienki. Naszykowałam ciepłą kąpiel dla synka i weszłam z powrotem do pokoju. Zaprowadziłam malca do łazienki, rozebrałam go i umyłam.
- Ałać! – pisnął, kiedy myłam mu głowę. Zawsze była przy tym zabawa. Spłukałam dokładnie pianę z jego włosów i wytarłam go ręcznikiem. Przebrałam go w czystą pidżamkę i zaniosłam do łóżeczka. Nie musiałam długo czekać aż zaśnie, więc sama szybko się umyłam i nie spoglądając na zegarek oddałam się w objęcia Morfeusza.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Pon 15:41, 29 Sie 2011 Powrót do góry

miły dzień i jaki typowy dla młodej matki z dzieckiem...
fajny rozdzial, chociaż dawno już nie bylo nic nowego
do następnego
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
IssaBella
Wilkołak



Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:29, 29 Sie 2011 Powrót do góry

No typowy dzień matki z dzieckiem Wink
rozdział fajny tylko krotki
mam nadzieję że częściej będą pojawiać się rozdziały Wink
nie za bardzo rozumiem co miała na celu ta rozmowa z Angelą o Cullenach.

weny żeczę Wink
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invincibile
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Kwi 2011
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Czw 15:42, 29 Wrz 2011 Powrót do góry

Długo nie pisałam, znów. Przepraszam, ale zrozumcie mnie. Klasa maturalna, ciągle jakieś fakultety, nie mam nawet czasu, żeby zająć się sobą. Ale napisałam, jak wyszło, oceńcie sami. Zapraszam :)



Rozdział V


Sny zdecydowanie różnią się od rzeczywistości, w jakiej przyszło nam żyć. O tym wie każde, nawet małe dziecko. W snach nie myślimy, nie analizujemy, nie odczuwamy nadmiaru emocji. W snach postępujemy spontanicznie, nie martwiąc się o konsekwencje. W snach wszystko jest albo czarne albo białe. Nigdy szare.

Poranne słońce delikatnie muskało moją bladą skórę, a krople deszczu uderzały o parapet. Prawdę mówiąc, nie było to niczym dziwnym. Pogoda w Forks bywała zadziwiająca. Jednego dnia było słonecznie i ciepło, zaś drugiego następowała diametralna zmiana i było deszczowo i chłodno. Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam przez okno. Słońce chowało się za burzowe chmury, rozpaczliwie rzucając ostatnie promienie na ścieżkę prowadzącą do miasta. Zegar na ścianie wskazywał siódmą dwanaście. Powoli wygramoliłam się z łóżka i wyjęłam z szafy świeże ubrania. Weszłam do łazienki cicho zamykając drzwi i doprowadziłam się do porządku. Ułożyłam włosy, umyłam zęby, ubrałam się i byłam prawie gotowa do wyjścia. Jeszcze tylko odrobina moich ulubionych perfum i voila. Wyszłam z łazienki i podeszłam do łóżeczka Ian’a. Smacznie spał, choć na jego drobnej buzi widniał nieznany mi dotąd grymas. Pogłaskałam go delikatnie po główce, szczelniej otuliłam kołdrą i wyszłam cicho z pokoju cicho zamykając za sobą drzwi. W kuchni, jak zwykle o tej porze siedział Charlie, popijając mocną, czarną kawę.
- Dzwoniłem do Harriet. Powiedziała, że przed ósmą będzie, żeby zająć się małym. – Oznajmił iście ojcowskim tonem i uśmiechnął się do mnie serdecznie. Pokiwałam głową, na znak, że zrozumiałam i wzięłam z lodówki owocowy jogurt. Wsypałam do niego odrobinę płatków kukurydzianych i nalałam sobie soku pomarańczowego do szklanki. Przez kilka minut w kuchni panowała cisza. Charlie pewnie nie chciał rozmawiać, a ja po prostu nie wiedziałam co powiedzieć. – Myślę, że powinnaś odwiedzić Jacoba. – Charlie spojrzał na mnie poważnie. – Dawno nie rozmawialiście, a przecież jakiś czas temu byliście bliskimi przyjaciółmi. – Uśmiechnęłam się na to stwierdzenie.
- Masz rację Tato. Dziś po szkole zadzwonię do niego, może będzie miał ochotę nas odwiedzić. – Nie było mi to na rękę, wolałam spędzić czas z Ian’em, ale ojciec miał rację. Ostatnimi czasy odizolowała się od Blacków i czułam, że muszę to naprawić.
- Idealnie. Ja w takim wypadku pojadę do Billy’ego, może obejrzymy coś w telewizji. Dacie sobie radę? – Wstał od stołu i wstawił kubek po kawie do zlewu.
- Tak, myślę, że tak. – Uśmiechnęłam się do niego i wyrzuciłam pudełko po jogurcie. Dopiero teraz przypomniała mi się wczorajsza rozmowa z Angelą. Nie miałam czasu na głębsze przemyślenia, a teraz, kiedy Charlie wychodzi, Ian śpi, a Hilda jest w drodze do naszego domu nadarzyła się świetna okazja.
- Bello! Wychodzę! – Usłyszałam krzyk Charliego z przedpokoju. Mruknęłam w odpowiedzi coś niezrozumiałego i chwilę później do moich uszu doszedł dźwięk odpalanego silnika. Czy to nie jest dziwne, że nic nie jedzą? Że kontakty z ludźmi spoza swojej rodziny ograniczają do minimum? Że są piękni i wyjątkowo inteligentni? Co prawda, nigdy nie spotkałam się z tak idealnymi ludźmi, ale może to po prostu kwestia tego, że o siebie dbają i nie chcą przynieść wstydu ludziom, którzy ich zaadoptowali? Moje rozmyślanie przerwało głośne pukanie. Powoli skierowałam się do drzwi i z rozmachem je otworzyłam.
- Harriet! Dobrze, że już jesteś. – Spojrzałam na starszą kobietę uśmiechającą się do mnie promiennie. Ta staruszka naprawdę umiała zajmować się dziećmi, miała do nich świetne podejście. Miałam do niej zaufanie większe, niż do mojej matki, więc bez obaw zostawiłam ją z synkiem i biorąc kurtkę i torbę z książkami skierowałam się w stronę mojej starej, zardzewiałej furgonetki. Siadłam za kierownicę i wkładając kluczyki w stacyjkę miałam wrażenie, że coś jest nie tak, jak być powinno. I nie wiele się pomyliłam. Kolejny raz w tym miesiącu auto nie chciało odpalić.
- ku***, działaj, proszę Cię... – Westchnęłam głośno usilnie wciskając pedał gazu. Po kilku minutach wojny z silnikiem udało mi się odpalić samochód i w miarę bezpiecznie dojechać pod budynek, w którym odbywały się prawdziwe tortury.

***
- No to może Panna Swan nam powie? – Nauczyciel uderzył dziennikiem w moją ławkę. Momentalnie się ocknęłam i spojrzałam na niego nieprzytomnie.
- Ale, że co? – Rozejrzałam się po klasie. Za moimi plecami dało się usłyszeć cichy śmiech.
- Panno Swan, proszę mi powiedzieć na czym polega reakcja addycji. – Profesor Smith odsunął się od mojej ławki i wolnym krokiem skierował się w stronę swojego biurka. – Panno Swan, czekamy. – Spojrzał na mnie niecierpliwie, a ja rozpaczliwie próbowałam odnaleźć w odmętach pamięci definicję owej reakcji.
- Addycja jest to... Jest to rodzaj reakcji chemicznej, polegającej na przyłączeniu jednej cząsteczki do drugiej, w wyniku czego powstaje tylko jeden produkt bez żadnych produktów ubocznych. – Wydusiłam z siebie w końcu i spojrzałam niepewnie na nauczyciela. Notował coś w dzienniku.
- Prawidłowo. A teraz, kiedy już wszyscy mnie słuchają – wyraźnie podkreślił to słowo – możemy przejść do dalszej części lekcji. Dziś, moi drodzy uczniowie zajmiemy się omówieniem źródeł węglowodorów w przyrodzie. Napiszemy sobie z tego krótki sprawdzian w przyszłym tygodniu, więc najlepszym dla was wyjściem będzie skrupulatne robienie notatek. – I tak właśnie zaczęło się dzisiejsze piekło. Chemia, W-F, Fizyka, Biologia, Angielski i Historia. Każda z lekcji kończyła się tak samo. Kiedy tylko upragniony dzwonek oznajmił wszystkim uczniom koniec lekcji, ze szkoły wyłoniły się tłumy. Wyjęłam z kieszeni telefon komórkowy i na liście kontaktów wyszukałam Jacoba. Jeden sygnał, drugi, trzeci...
- Tal słucham? – Usłyszałam w słuchawce głos przyjaciela.
- Jake? – Spytałam dla pewności.
- Bella? Dawno się nie odzywałać. Coś się stało?
- Nie. Chciałam po prostu spytać, czy nie miałbyś ochoty dziś wpaść. Tak powiedzmy... Za godzinę? Dawno się nie widzieliśmy, więc pomyślałam... – Przerwałam w pół zdania, bo usłyszałam głośny śmiech Jake’a.
- Oczywiście, Bello, z przyjemnością się z Tobą zobaczę. Do zobaczenia. – Rozłączył się. Tak po prostu się rozłączył, nie dając mi nawet szansy na pożegnanie się. Jakaś część mnie bardzo cieszyła się na to spotkanie. Jacob bardzo się zmienił. Wyprzystojniał i zaczął o siebie dbać. No i teraz mam z nim zdecydowanie więcej tematów do rozmów. Ale przecież każdy się zmienia. Wracając do tematu, kiedy tylko Jacob zakończył rozmowę wsunęłam telefon do kieszeni spodni, uprzednio podłączając do niego zestaw słuchawkowy, i włączyłam muzykę. Szłam, kiwając głową w rytm piosenki i przez moją słynną niezdarność wpadłam na kogoś. Podniosłam gwałtownie głowę.
- Przepraszam. – Zaczerwieniłam się, patrząc na piękne oblicze Emmett’a.
- Nic nie szkodzi, Bello. – Zaśmiał się i puścił mi oczko. – Zastanawialiśmy się, czy nie chciałabyś może wpaść dziś wieczorem na mały... wieczór zapoznawczy. – Ostrożnie dobierał słowa. Czy on musi się tak uśmiechać? Zęby miał niedawno wybielane, że tak się szczerzy?
Wiesz, bardzo chętnie. Ale dziś już jestem umówiona. – Uśmiechnęłam się, poprawiając torbę na ramieniu. – Ale innym razem bardzo chętnie. – Spojrzałam na niego i kiedy spostrzegłam Rosalie idącą w naszą stronę spoważniałam.
- Coś się stało? – Przyglądał mi się uważnie.
- Nie... Tak... Nie wiem. – Zaczęłam się jąkać i westchnęłam. – Wiecie, mam małe dziecko. – Wydusiłam z siebie, kiedy blondynka podeszła do nas i złapała Emmett’a za rękę, a mnie obdarzyła szerokim uśmiechem. – Nie mogę tak po prostu wyjść i zostawić Ian’a na głowie Char.... mojego ojca.
- Ale możesz go zabrać ze sobą. Jestem pewna, że nikt nie będzie miał nic przeciwko. – Wtrąciła Rose.
- Zobaczymy. A teraz przepraszam, ale spieszę się. Do zobaczenia. – Odeszłam od nich. Chwilę później jeszcze się odwróciłam i pomachałam im.

***
Siedziałam z książką w salonie i kątem oka obserwowałam synka, który coś zawzięcie budował z klocków. Charlie krzątał się po mieszkaniu, szukając portfela, a w kominku wesoło trzaskał ogień. Idealny dzień na spotkanie z przyjacielem.
- Bello, wychodzę. Potrzebujesz jeszcze czegoś? – Spojrzał na mnie troskliwie.
- Nie, tato. Wszystko w porządku. Jedź już, bo się spóźnisz. – Zaśmiałam się, odprowadzając go wzrokiem.
- Jake! Jak miło Cię widzieć. – Usłyszałam z przedpokoju. Szybko poprawiłam włosy, wstałam i skierowałam się w stronę drzwi. – Bawcie się dobrze, dzieciaki. Bello, uważaj na Ian’a
- Jasne. - Mruknęłam, po czym zwróciłam się do Jacoba.- Cieszę się, że przyjechałeś. - Pocałowałam go w policzek, po czym gestem dłoni zaprosiłam chłopaka do salonu. - Napijesz się czegoś ciepłego? - Spojrzałam na niego uważnie. Nie wyglądał na zmarzniętego, chociaż jestem pewna, że na zewnątrz było zimno. - A może coś zjesz?
- Spokojnie, Bello. Herbata będzie ok. - Uśmiechnął się i, ściągając uprzednio kurtkę i buty, ruszył w stronę Ian'a. - No, maluchu, co tam budujesZ? - Usłyszałam za swoimi plecami.
- Dom! - Pisnął maluch, ciesząc się, że w końcu ma się z kim bawić. Uśmiechnęłam się do siebie i szybko zrobiłam dwie malinowe herbaty, gorzkie oczywiście.
- Opowiadaj co u Ciebie, Bello. - Jake spojrzał na mnie, bawiąc się z Ian'em klockami.
- Tak jak zawsze, chociaż w szkole dają ostatnio popalić. Nie mam czasu dla siebie. - Spojrzał na mnie, dając mi do zrozumienia, że nie wie o co chodzi. - Wiesz, pogodzić szkołę, naukę i opiekę nad tym szkrabem... To nie jest łatwe zadanie. - Wytłumaczyłam mu, śmiejąc się.
- Tak, na pewno. - usiadł obok mnie i zapatrzył się przed siebie.
- Nad czym tak dumasz? - Upiłam łyk gorącego napoju i, odstawiając kubek na stół, uważnie przyjrzałam się chłopakowi,
- Tak się zastanawiam... - Spojrzał na mnie. Ruchem dłoni zachęciłam go, aby mówił dalej. Zmierzwił ręką swoje, od jakiegoś czasu krótkie włosy i głośno wypuścił powietrze, które przez chwilę trzymał w płucach. Gwałtownie odwrócił się w moją stronę. - Słyszałaś historię o dawnych plemionach rodu Quiletów?
- Nie, nie słyszałam o niej. - Mruknęłam, bawiąc się bransoletką. Wiedziałam, że zapowiada się na kolejną ciekawą opowieść o tym, jak to było za dawnych czasów. Ale nigdy nie spodziewałam się, że usłyszę ją z ust Jake'a.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
IssaBella
Wilkołak



Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 16:27, 29 Wrz 2011 Powrót do góry

no nareszcie Wink
dzięki za kolejny rozdział;*
a się bardzo mi się podobał tylko mógł by być dłuższy żeby więcej treści było w nim zawartym.
Ciekawa jestem co do tego "wieczorka zapoznawczego" co Emmett miał konkretnie na myśli.

Czekam na więcej i więcej Wink
pozdrawiam i weny życzę ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Czw 17:34, 29 Wrz 2011 Powrót do góry

tyle czasu czekałam na nowy rozdział i jest wkońcu:D:D:D:D
radość nastała:D
tylko czemu tak krótko, ale mam nadzieję, że rozdziały będą teraz częściej,
bo naprawdę opowiadanie jest bardzo ciakawe i zastanawiam się jak to dalej będzie.
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invincibile
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Kwi 2011
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Nie 14:44, 02 Paź 2011 Powrót do góry

Cóż mogę powiedzieć... Rozdział pojawił się dużo szybciej, niż myślałam. Widać alkohol przywołuję wenę :) Zapraszam!

Rozdział VI


Co chwila spoglądałam na niego w oczekiwaniu.
- Jak'e, minęło piętnaście minut, a Ty wciąż nie zacząłeś. - Trzymałam w dłoniach kubek, z chłodną już herbatą. Mieszkaniec rezerwatu spojrzał na mnie nieprzytomnie, ale kiedy lekko trzepnęłam go w głowę, potrząsnął głową i zaczął:
- Widzisz, Bello... - Spojrzał na mnie kiwając się lekko na boki, - Wiele legend mojego plenienia cofa się aż do potopu. Podobno plemię Quileutów pochodzi od wilków i że aż do dzisiaj są one naszymi braćmi. Kto je zabija, łamie święte prawo plemienne. - Mówił dość nieskładnie, ale dało się zrozumieć, co chciał powiedzieć. Wyglądał, jakby opowiadanie mi tej historii sprawiało mu wielki ból. - Są też podania o zimnych ludziach. Według nich, jeden z naszych przodków zawarł z nimi pakt, o zostawienie naszych ziem w spokoju. Zimno ludzie są naturalnymi wrogami wilków, które zmieniały się w ludzi. Dla nas są to po prostu wilkołaki. Jednak te zimne istoty, które przybyły na nasze ziemie za życia mojego dziadka, ponoć byli inni. Nie polowali, tak jak reszta tej ras, więc nie stanowili zagrożenia dla plemienia Quileutów. Dlatego właśnie został zawarty ten pakt. Zimni obiecali trzymać się od naszych ziem z daleka, a Quileuci, że nie wydadzą ich bladym twarzom.
- Jake, do czego zmierzasz? - Spojrzałam na niego, nie rozumiejąc o co może mu chodzić. Ten jednak nie przejął się i kontynuował.
- Jednak ludzie nie mogli czuć się bezpiecznie przy Zimnych. Nawet jeśli się ucywilizowali,jak twierdzą podania. Nigdy nie wiadomo, kiedy stracą nad sobą kontrolę, kiedy dopadnie ich taki głód, że nie będą mogli się powstrzymać, przed zabiciem. Twierdzili, że nie polują na ludzi. Zimni, z czasów mojego pradziadka mieli żywić się krwią zwierzęcą. Białe twarze nazywają ich wampirami. - Przerwał, żeby napić się herbaty, jednak za chwilę znów zaczął mówić. - Quileuci byli małym plenieniem, i takim właśnie pozostali aż do dziś. Od dawien dawna w naszych żyłach płynęła magia. Jak legenda głosi, już na samym początku byli wojownikami. W zasadzie nikt nie wie, kto pierwszy odkrył w sobie te zdolności, ale według naszej historii pierwszym wodzem-duchem plemienia był Kaheleha. Pod jego dowództwem wojownicy opuścili łodzie, by chronić lud przed najazdem. Dusze mężczyzn walczyły w obronie plemienia, zaś kobiety zostały na morzu pilnować ich ciał. Podania głoszą, że ci mężczyźni potrafili nakierować na obozowisko wroga podmuchy silnego wiatru, które niosły ze sobą mrożące krew w żyłach okrzyki. Od tej właśnie pory żyliśmy w pokoju z Hohowami i Makahowami, a kiedy wróg z zewnątrz przybywał, duchy skutecznie odpierali jego atak. Mijały lata, aż nastał czas ostatniego z wodzów-duchów. Taha Aki słynął ze swojej mądrości, a ponad wszystko cenił sobie spokój. Za jego rządów wszyscy byli zadowoleni. Wszyscy, prócz mężczyzny imieniem Utlapa. Był on jednym z najsilniejszych wojowników. A wiadomo, że w parze z siłą idzie chęć władzy. Uważał, że magie powinno się wykorzystywać, by zgarnąć terytoria sąsiadów. Musisz wiedzieć, że oderwani od ciał wojownicy, potrafili czytać w swoich myślach. Kiedy poglądy Utlapy wyszły na jaw, Taha Aki bardzo się na niego rozgniewał. Za karę miał opuścić ziemię Quileutów i miał zakaz, by kiedykolwiek zmieniać się w ducha. Nie odszedł jednak daleko, i kiedy pewnego dnia Taha Aki wyruszył na jedną ze swoich wypraw, Utlapa ruszył za nim. Z początku chciał tylko zabić wodza, ale doszedł do wniosku, że zaraz po odkryciu zbrodni wojownicy zaczną poszukiwania. Ukryty za skałami obserwował wodza, a kiedy był pewny, że jego dusza jest już daleko, sam zmienił się w ducha. Taha Aki dowiedział się o tym bardzo szybko i poznał plany wygnańca. Jednak nie zdążył na czas i na polanie nie zastał już swojego ciała. Wódz gonił wygnańca, jednak w końcu mógł się tylko bezradnie przyglądać, jak zabójca wraca do wioski i zajmuje jego miejsce.
- A co z ciałem Utlapy? - Wzięłam Ian'a na ręce i pozwoliłam, aby przytulił się do mojej klatki piersiowej. Widać opowieść Jake'a go usypiała.
- Utlapa zabił sam siebie ręką wodza. - Spojrzał na mnie rozgniewany tym, że mu przerywam. - Zdrajca bardzo chciał, aby wszyscy uwierzyli, że jest Tahą Aki więc dopiero po kilku tygodniach zaczął wprowadzać swoje porządki. Pierwszym rozporządzeniem było zakazanie wojownikom zmieniania się w duchy. Bał się, że Taha Aki nawiąże kontakt ze swoimi wojownikami przy pierwszej nadarzającej się okazji. Taha Aki postanowił zabić swoje ciało. Z gór sprowadził wielkiego wilka. Nie przewidział jednak, że zdrajca schowa się za murem wojowników. Kiedy bestia zagryzła jednego z obrońców fałszywego wodza, młodego chłopca, nieutulony w żalu Taha Aki nakazał basiorowi wrócić do puszczy. Zbolałej duszy wodza, wijącej się w agonii, towarzyszył w wędrówkach po lesie wielki wilk. Był naprawdę ogromnych rozmiarów i zachwycał swoją urodą. Taha Aki przyjrzał mu się kiedyś i nagle poczuł zazdrość. Wilk miał własne ciało, miał własne życie. O ileż lepiej byłoby być zwykłym zwierzęciem niż tylko duchem! I tak Taha Aki wpadł na pomysł, który odmienił losy jego plemienia. Poprosił wilka, aby ten zrobił mu w swoim ciele trochę miejsca - aby się z nim swoim ciałem podzielił. Basior przystał na to i wódz wniknął do jego wnętrza. Nie było to ciało człowieka, ale i tak czuł niewysłowioną ulgę. Kiedy Taha Aki i wilk powrócili jako jeden byt do wioski nad zatoką, ludzie rozbiegli się na ich widok, wołając wojowników. W kilka minut zwierzę otoczyli uzbrojeni w włócznie mężczyźni. Utlapa, rzecz jasna, zawczasu się ukrył. Taha Aki nie zaatakował. Zaczął się powoli wycofywać, patrząc innym znacząco w oczy i próbując nucić Quileuckie pieśni. Wojownicy uświadomili sobie szybko, że nie mają do czynienia ze zwyczajnym wilkiem, ale z osobnikiem nawiedzonym przez czyjegoś ducha, jeden ze starszych mężczyzn, niejaki Yut, postanowił złamać zakaz wydany przez fałszywego wodza, by się z owym duchem porozumieć. Gdy tylko Yut opuścił swoje ciało, w jego ślady poszedł Taha Aki i obaj spotkali się w świecie duchów. Yut błyskawicznie pojął, co się stało, i serdecznie powitał starego wodza. Kiedy zdrajca zorientował się co się dzieje, rzucił się do ciała Yuty z zamiarem zabicia go. Tahę Aki ogarnęła wtedy tak wielka nienawiść, że czym prędzej powrócił do ciała wilka z zamiarem rozerwania Utlapie gardła. I wtedy właśnie stał się cud. Taha Aki odczuwał tak silne i tak skrajne emocje, że dla ciała wilka okazały się zbyt wielkim obciążeniem. Zwierze na oczach zebranych zamieniło się w człowieka. Taha Aki żył trzykrotnie dłużej niż zwykły człowiek. Kiedy zmarła mu pierwsza żona, wziął drugą, a kiedy zmarła i druga, wziął trzecią i dopiero w tej odnalazł prawdziwie bratnią duszę. Szczerze kochał jej poprzedniczki, ale tym razem czuł coś więcej. Postanowił przestać zmieniać się w wilka, by umrzeć wraz z nią. Tak pojawiła się wśród nas magia, ale to jeszcze nie koniec historii... Wiele lat po tym, jak Taha Aki porzucił życie wilka, kiedy był już bardzo starym człowiekiem, znikło kilka młodych kobiet z plemienia Makah i nasi północni sąsiedzi oskarżyli o ich uprowadzenie naszą sforę, której się bali i której nie ufali. Członkowie watahy potrafili czytać sobie w myślach jako wilki, tak jak ich przodkowie potrafili czytać sobie w myślach jako duchy, wiedzieli więc, że żaden z nich dopuścił się zarzucanych im czynów. Aby nie dopuścić do wojny, Taha Aki nakazał swojemu najstarszemu synowi znaleźć prawdziwego winowajcę. Taha Wii, bo tak nazywał się mężczyzna, w środku puszczy natrafił na dziwną, słodkawą woń, od której wręcz paliło mu nozdrza. Rok później dwie dziewczyny z plemienia Makah znikło tej samej nocy. Tym razem sąsiedzi Quileutow zwrócili się do sfory o pomoc. Wilki natknęły się w ich wiosce na tę samą słodkawą woń, co wtedy w lesie, i z miejsca wyruszyły na polowanie. Wrócił tylko jeden z myśliwych i przyniósł coś, czego Quileuci nie znali nawet ze swoich podań: szczątki twardej jak kamień istoty. Z czasem na polowanie wyruszyło więcej członków sfory i znaleźli mężczyznę, który z pozoru nie różnił się wiele od zwykłego człowieka. Były z nim dwie zaginione dziewczyny. Jedna leżała martwa na ziemi, bez jednej kropli krwi, drugiej na oczach wojowników rozerwał gardło. Od tego wydarzenia minęły setki lat.
- Jacobie Black, co to do cholery ma znaczyć? - Spojrzałam na niego przerażona. Nie wiedziałam, co się dzieje i dlaczego opowiada mi coś takiego i to w obecności mojego dziecka.
- Cicho bądź! - Warknął nagle w moją stronę, jednak szybko przeprosił i opowiadał dalej. - Pewnego dnia nad zatokę przybyła cała rodzina Zimnych Ludzi. Nasi pradziadowie byli już gotowi stanąć z przybyszami do walki, kiedy ich przywódca przemówił łagodnie do Ephraima Blacka i przyrzekł, że żadnemu z Quileutow nie stanie się krzywda. Zaufano mu z dwóch powodów: po pierwsze, oczy miał w kolorze płynnego złota, a nie czerwone lub czarne jak inni jego pobratymcy, a po drugie, zamiast pertraktować, mógł zaatakować, korzystając z przewagi liczebnej swojej grupy. Zawarto umowę i umowy tej przybysze przestrzegali. Jedynym mankamentem osiedlenia się ich w okolicy było to, że ich obecność przyciągała innych przedstawicieli rasy, ale sami postanowień traktatu nie złamali nigdy. Ich liczba spowodowała, że sfora liczy sobie dziś więcej członków niż kiedykolwiek. Z wyjątkiem, rzecz jasna, czasów Tahy Akiego. Było ich pięcioro.
- Wciąż chyba nie rozumiem. Dlaczego mi to opowiadasz? I co to wszystko ma z Tobą wspólnego? - Pogłaskałam po głowie śpiącego synka i spojrzałam na Jacoba.
- Bello, ostatnio za dużo czasu spędzasz z Cullenami. Uważaj na nich. I zastanów się nad tym, co Ci powiedziałem. - Młody Indianin dopił swoją herbatę i wstał, a ja położyłam Ian'a na kanapie i pobiegłam za nim.
- Jake, do cholery! Nie wziąłeś kurtki! - Stanęłam w otwartych drzwiach i krzyczałam za nim, jednak ten wciąż mnie ignorował. Zamknęłam drzwi i cofnęłam się do salonu. Wcięłam malucha na ręce i zaniosłam go do jego pokoju, by położyć go w łóżeczku. Wciąż po głowie chodziła mi historia, którą opowiedział mi Jake. - Nie no, to są jakieś bzdury. - Zatrzasnęłam drzwi i cofnęłam się do salonu. Wzięłam małego na ręce i poszłam położyć go do łóżeczka w jego pokoju. Cicho zamykając drzwi zeszłam do salonu i zabrałam kubki, żeby je umyć. W międzyczasie włączyłam radio i słuchałam wiadomości.
- Wiadomość z ostatniej chwili. W lecie, niedaleko Liceum w Forks doszło do brutalnego zabójstwa. Dwójka dzieci i jedna nastoletnia dziewczyna, prawdopodobnie ich siostra zostały zamordowane. Udało nam się ustalić, że najpewniej zrobiło to jakieś zwierze, jednak co dziwne, ich gardła były rozszarpane, i wyrzucone ponad trzysta metrów od prawdopodobnego miejsca zbrodni. Policja ustala kolejne fakty, a zabójca jest szukany. Prosimy nie opuszczać domów po zmroku. - Relacjonowała kobieta, a ja aż się wzdrygnęłam. Schowałam umyte i wytarte kubeczki do szafki i szybko poszłam do pokoju Ian'a. Spojrzałam na śpiącego malucha i domknęłam okno w pokoju. Zeszłam na dół i znów wzięłam książkę do rąk i zaczęłam delektować się każdym słowem, które czytałam.
"Czemu tak bardzo ją kochałem?Z pewnością ktoś przeczyta te strony i zada pytanie: Co w niej było takiego wartego miłości? Czemu ty, właśnie ty ze wszystkich stworzeń tak się w niej rozkochałeś? Czemu ty, kochanek mężczyzn i kobiet, wampir, niszczyciel niewinnych dusz, tak bardzo się zakochałeś? Ty, obiekt bezpretensjonalnych uczuć, wiecznie i wszędzie kuszący swoim nieodpartym urokiem – dlaczego ją kochałeś?
Co mam powiedzieć? Nie znałem jej wieku. Nie mogę go podać. Nie potrafię inaczej opisać jej włosów, poza tym, że były przycięte i podwinięte na końcach, że czas pozostawił na jej gładkiej twarzy zaledwie lekkie ślady, a jej figura była chłopięca.
Takie detale dostrzega się jednak tylko na zmierzwionej fali, którą wzbudza poczucie miłości. Same w sobie nic nie znaczą. Lecz gdy się wierzy, że tak silna kobieta sama ukształtowała rysy twarzy, układ brwi, wyprostowaną postawę, jednoznaczność gestów, sposób, w jaki włosy otulają jej twarz, długość i odgłos kroków – wtedy może znaczą wszystko.
" *
- Bello! - usłyszałam tuż nad uchem. Podskoczyłam i wypuszczając książkę z rąk odwróciłam się gwałtownie. Przede mną stał Charlie, jego mina wcale nie mówiła, że jest zadowolony.
- Cześć tato. - Uśmiechnęłam się niemrawo i przeczesałam włosy palcami. Patrzałam na niego wyczekująco. - Coś się stało?
Właściwie tak. - Usiadł obok mnie i zapatrzył się przed siebie. Chwilę później wcisnął mi do ręki gaz pieprzowy. - Noś to ze sobą.
- Ale... - Zaczęłam, ale nie było mi dane skończyć.
- Będę się o Ciebie mniej martwił, jeśli zawsze będziesz miała to przy sobie. - Westchnął. - Słyszałaś wiadomości? - Spojrzał na mnie, był nieco zdenerwowany.
- Tak i wcale nie podoba mi się to, co usłyszałam. Jakie zwierze byłoby tak brutalne?
- Nie wiem, Bells, nie mam pojęcia. - Bawił się palcami. Spojrzałam na jego dłonie, które na pierwszy rzut oka były zmarznięte.
- Jest aż tak zimno? - Spytałam, na co on kiwnął głową. - Zrobię Ci ciepłą herbatę. - Szybko poszłam do kuchni i kilka minut później szłam z kubkiem gorącej herbaty dla Charliego. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał dwudziestą pierwszą czterdzieści siedem.
- Dzięki, Bells. - Pocałował mnie w czoło.
- Idę do siebie. Dobranoc, tato. - Uśmiechnęłam się do niego i szybko poszłam do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się na łóżku rozmyślając o słowach Jake'a, o wiadomościach i o tym, jak Charlie był zdenerwowany.
- Nie, to jest śmieszne. Na pewno ta historia z dzisiejszym morderstwem nie są ze sobą w żaden sposób powiązane. - Zastanawiałam się głośno, jednak wiedziałam, że Charlie siedzi przed telewizorem i nie wejdzie mi nagle do pokoju. - Chociaż te rozszarpane gardła się ze sobą zgadzają... Ale która istota zachowałaby się tak nieludzko? - Przykryłam się kołdrą i zamknęłam oczy. Po kilku minutach spałam twardym jak kamień snem.

____________________________________________________________

* Fragment 16 rozdziału książki Anne Rice "Krwawy Kantyk".


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 18:39, 02 Paź 2011 Powrót do góry

jak szybko rozdział jestem zaskoczona...
jeszcze chciałam cos dopisać do wcześniejszego rozdziału, bardzo podoba mi sie początkowy charakter rodzeństwa Cullen, cieszę się że są inni niż w książce Jasper i Rose naprawdę to mi się podoba, oraz mam nadzieję, że to sie nie zmieni
co do dzisiejszego rozdziału fajnie, że przytoczyłaś historie przodków Jake, szkoda że nie było dziś Cullenow
ale jestem spokojna o to opowiadanie, bo masz pomysł
czekam na kolejne
pozdrawiam


p.s.: po alk zawsze najlepsza wena jest:D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ashash
Człowiek



Dołączył: 04 Maj 2011
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 6:12, 04 Paź 2011 Powrót do góry

Przeczytałam całość (za jednym zamachem) i mam takie mieszane uczucia. Z jednej strony fajne wątki - Bella jako młoda mama ma szansę zapoznać wampira. Z drugiej strony - jakoś mi się to wszystko nie trzyma razem. Dużo literówek, sporo powtórzeń. Opis przygotowania obiadu - trochę zbyt szczegółowy. Zastanawiam się też, który Amerykanin sam robi frytki tzn. ze świeżych ziemniaków. Chyba raczej polegają na półproduktach. No i trzeba wziąć pod uwagę, że mamy do czynienia z młodą, uczącą się matką, która ma dość obowiązków. Wiem - czepiam się, ale piszę szczerze to co myślę.

Jeśli masz betę, to po prostu poszukaj lepszej, bo błędy zniechęcają do czytania.

Skup się bardziej na tym co piszesz - dla przykładu podam scenę, kiedy Angela odwiedza Bellę. Wchodzi, daje notatki, Bells robi jej herbatę. Nagle jakaś wymiana opinii nt. Cullenów i dziewczyna wychodzi. Trochę to bez ładu i składu. Pewnie czytasz inne ficki - obserwuj jak piszą inni autorzy i wyciągaj wnioski.

Życzę weny i ogólnego powodzenia :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
IssaBella
Wilkołak



Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 13:30, 04 Paź 2011 Powrót do góry

fajnie sobie było przypomnieć historie plemienia Quileutów, ale szkoda że w sumie tylko tyle było w rozdziale, nie licząc krótkiej wymiany zdań Belli z ojcem.
liczę że w następnym rozdziale coś ciekawego się wydarzy Wink

pozdrawiam i weny życzę :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lexa
Gość






PostWysłany: Wto 17:01, 04 Paź 2011 Powrót do góry

A więc : Przeczytałam dwa ostatnie rozdziały i tak:
Rozdział VI:
Według mnie zdominowany przez legendę o Ouiletach, i za mało akcji.
Rozdział V:
Opis zwykłego szkolnego dnia, ale ta sytuacja z Emmetem mnie zaciekawiła
Reasumując: Co do fabuły tych dwóch rozdziałów nie jest źle ale mogłoby być lepiej Wink
Moja rada: Zmień betę bo jest sporo błędów.
Pozdrawiam,
Lexa
Pineska
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Lis 2011
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: daleko

PostWysłany: Czw 21:41, 24 Lis 2011 Powrót do góry

zacznę może od tego, że masz bardzo ciekawy pomysł Very Happy
jednak w twojej historii jest wiele braków. na początek mało w tym wszystkim jakiejś konkretnej akcji. jak na razie stworzyłaś sześc rozdziałów o niczym. ot, kilka historyjek z życia nastoletniej mamy. wyraźnie brakuje ci bety. może nie popełniasz jakiś strasznych błędów jednak liczne literówki czy błędy językowe stanowczo utrudniają czytanie całego tekstu. nie bardzo zrozumiałam co ma na celu cały ostatni rozdział. dlaczego Jacob opowiada Belli te historie, jednocześnie twierdząc, że spędza ona dużo czasu z Cullenami? jak na razie byli oni tylko na kolacji u niej w domu, a później ta sytuacja w szkole. nic więcej. odnoszę wrażenie, że "zjadłaś" jeden rozdział...
podobnie co ma na celu wizyta Angeli? no ok. przywiozła Belli lekcje, lecz tak na prawdę nic nie wniosła do historii. jak na mój gust synek głównej bohaterki stanowczo za często choruje. jasne rozumiem, że małe dzieci mogą tak często się przeziębiać, ale dlaczego o tym piszesz? czy to ma coś wspólnego z głównym wątkiem? czy, tal jak z Angelą, wnosi to coś do opowieści? nie zauważyłam.
liczę, że już niedługo akcja się trochę rozwinie i wszystkie moje wątpliwości zostaną rozwiane Smile
życzę weny i czekam na dalsze rozdziały Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:46, 28 Lis 2011 Powrót do góry

A gdzie Ty masz betę? Weszłam teraz i patrzę, że od początku nikt nie sprawdza Twojego opowiadania. Gdy znajdziesz betę - napisz do mnie na pw. Odblokuję.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Susan dnia Pon 22:08, 28 Lis 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin