FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Przeznaczenie [NZ] Jedenasty rozdział - 05.08.2012 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 13:37, 14 Kwi 2012 Powrót do góry

Witajcie

Podczas czytania Sagi zastanawiałam się nad uczuciami innych bohaterów. Moje myśli coraz częsciej wędrowały w stronę Lei, co poskutkowało napisaniem pierwszego (i kolejnych) rozdziału "Przeznaczenia".

Wrzucam pierwszy i... czekam na komentarze.
Zaznaczam jednak, że jeśli opowiadanie się nie przyjmie - poinformuję o zawieszeniu zamieszczania tekstów Kwadratowy

Beta: osoba spoza forum



Kilka słów od autorki:
Opowiadanie „Przeznaczenie” pisane jest z perspektywy Lei Clearwater. Rozpoczyna się w momencie, gdy Leah dowiaduje się, że Sam zakochał się (jeszcze nie wie nic o wilkołakach ani o wpojeniu) w Emily. Pierwsze rozdziały to wspomnienia – Leah niczym w letargu, jeszcze w szoku po wiadomości, że ukochany ją porzuca dla jej kuzynki, zaczyna opowiadać o tym, jak między nimi rodziło się uczucie, jak obydwoje dojrzewali do miłości, którą przerwało tytułowe Przeznaczenie.
Kolejne rozdziały będą miały więcej wspólnego z akcją, którą znamy z Sagi Zmierzch.


Rozdział 1.

Nie wierzyłam własnym uszom. Słowa Sama odbijały się po pustce mojej głowy, jak kamienie wrzucone do wiadra wypełnionego… nicością. Nie mogłam sklecić nawet jednego słowa. Nawet pytanie – jedno, głupie pytanie „Dlaczego?” nie mogło przejść mi przez gardło. Jak to „Nie może mi tego wytłumaczyć”? Czy po tylu latach nie zasługiwałam na choćby słowo wyjaśnienia?!

Kiedy Sam zaginął, kiedy go nie było… to były okropne dwa tygodnie. Myślałam, że oszaleję. Owszem, poprzedniego wieczoru zachowywał się jakby był nieswój, był taki niespokojny, ale myślałam, że ktoś znowu mu dokuczał. Od zawsze słyszał docinki dotyczące swojego ojca. Zwykle się tym nie przejmował, chociaż czasem coś potrafiło dotknąć go do głębi i wtedy nie potrafił utrzymać swoich emocji na wodzy. Wściekał się, bił w poduszkę, leżąc na łóżku. Kilka razy słyszałam, że płacze – ale nie robił tego otwarcie. Nigdy nie widziałam, żeby płakał przy kimś. Zawsze się chował, bo uważał, że łzy to nie powód do dumy. Był twardy.

Co ja mogłam w takich chwilach zrobić? Po prostu go przytulałam, szeptałam cicho do ucha, że będzie dobrze, żeby się tym wszystkim nie przejmował, że to, jakim człowiekiem był jego ojciec wcale musi wyznaczać tego, kim jest on sam. Przeważnie pomagało. Czasem wystarczało być przy nim, starać się, by odczuwał moją obecność przy sobie. Starałam się, żeby wiedział, że zawsze może na mnie liczyć, że o każdej porze dnia i nocy może zastukać do mojego okna i wejść, a ja go wysłucham. Tak przecież postępują przyjaciele, kochankowie, przyszli małżonkowie. Taaak, to, że Sam jest mi przeznaczony, wiedziałam od dawna. Szczerze mówiąc – wiedziałam o tym od chwili, kiedy wchodziliśmy w wiek dorastania, a ja powoli zaczęłam rozglądać się za chłopakami. Dyskretnie, oczywiście.
Sam dopiero po kilku latach przyznał, że widział, jak śledzę go wzrokiem, kiedy wychodził z domu, czy szedł na spacer nad rzekę. Dziwnym trafem zwykle znajdowałam się tam, gdzie i on. W porządku – przyznaję, nie był to zbieg okoliczności. Po kilku tygodniach obserwowania go, znałam większość jego przyzwyczajeń – w wakacje, kiedy nie musieliśmy chodzić do szkoły, wstawał o 6 rano, biegał, żeby utrzymać formę, jak później się dowiedziałam. Dla kogoś innego byłaby to mordęga – wstawać codziennie kilka minut przed szóstą, by przez kolejnych kilka sekund oglądać Sama, który wychodził z domu i bez koszulki, w samych spodenkach, wbiegał do lasu. Dla mnie to był sposób na cudowne rozpoczęcie dnia. Widok Sama. „Mojego Sama” – mówiłam w myślach i wyobrażałam sobie, jak idę do ołtarza prowadzona przez ojca, który kilka chwil później przekazuje moją rękę mężczyźnie mojego życia.

Marzenia się spełniają, prawda? Pierwsze marzenia o tym, żeby Sam mnie zauważył spełniły się po kilku tygodniach - zagadnął do mnie, kiedy przyszedł do mojego domu, przysłany przez matkę. Miał odebrać panierkę do ryb przygotowaną przez ojca. Uśmiechnął się do mnie, kiedy otworzyłam drzwi i wtedy nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Zaczęły dygotać, więc podałam mu bez słowa miskę i uciekłam do swojego pokoju, zostawiając chłopaka samego w drzwiach. Nie zdążyłam nawet zauważyć, czy był osłupiały czy rozbawiony? Czy śmiał się ze mnie? Padłam na łóżko i bijąc pięścią w poduszkę, krzyczałam „Głupia! Głupia!”. Później dowiedziałam się, że Sam specjalnie poprosił mamę, żeby zamówiła u mojego ojca tę panierkę. Powiedział jej, że ma ochotę na rybę a’la Harry Clearwater, a tak naprawdę chciał zobaczyć mnie. Podejrzewam, że nasze mamy wiedziały, co się święci, bo kiedy Sam zbliżał się do naszego domu, wszyscy nagle musieli z niego wyjść, mieli coś ważnego do załatwienia. Plan był taki, że to ja otworzę drzwi Samowi Uleyowi i wszyscy dążyli do tego, by osiągnąć ten cel.

Nikt nie przewidział jednak, że ja zachowam się jak ostatnia idiotka, kretynka i najnormalniej w świecie ucieknę. Myślałam, że spalę się ze wstydu. Nie wychodziłam wtedy z domu przez kilka dni w obawie, że spotkam go na swojej drodze, i nie daj boże, będę musiała z nim rozmawiać.
Moje plany spaliły na panewce, gdy mama kazała mi iść po Setha, mojego brata, który pewnego dnia zasiedział się u kolegów. Quill nie mieszkał daleko, ale młody już kilka razy podpadł długim przesiadywaniem u kumpli i tym razem musiałam go sprowadzić do domu. Kiedy zapukałam do domu Atearów, otworzyła mi mama chłopaka i powiedziała, że razem z kolegami siedzą w szopce za domem. Poszłam tam i kazałam natychmiast bratu iść do domu. Buntował się, a jakże! Nazwał mnie nawet marudną, starą klępą! Wtedy zza rogu wyszedł Sam i groźnym tonem powiedział Sethowi, że ma w tej chwili wracać do domu. Dodał też, że nie powinien tak odzywać się do swojej siostry. Brat posłuchał starszego chłopaka. Można powiedzieć, że się go bał. „No, teraz to nie zdobędzie większego uznania wśród tych dzieciaków” – pomyślałam. – „Nie dość, że dogryzają mu, że nie ma ojca, to teraz bawi się w Strażnika Teksasu. Nie ułatwia sobie życia, oj nie”.
Zaraz jednak w mojej głowie zaczęły tłuc się myśli „Stanął w mojej obronie!”. Czy to może coś oznaczać? Czy to znaczy, że mu się podobam? Chociaż trochę? Błagałam wszechświat, żeby moje marzenia stały się prawdą.
Kilka dni później kosmos spełnił moje prośby – mama wysłała mnie do pani Uley. Miałam zanieść jej wzory haftów, o które kiedyś prosiła. Szłam, przeglądając schematy i zastanawiając się, czy kiedykolwiek znajdę w sobie tę cząstkę kobiecości odpowiedzialną za chęć wykonywania prac domowych takich jak haftowanie, gotowanie, prasowanie? Owszem, pomagałam mamie w tych czynnościach, ale robiłam to bardziej z obowiązku niż z chęci. Zamiast stać przy kuchni, wolałam wyjść do lasu i biegać, wchodzić na drzewa, bawić się w wojnę z dzieciakami z rezerwatu – chociaż tutaj nie często uczestniczyłam w zabawach. Chłopcy nie chcieli dziewczyny w swojej drużynie, więc najczęściej byłam tą, która jest zakładnikiem i z której to wrogowie zdejmują skalp. Pamiętam, jak mama denerwowała się, gdy kiedyś wróciłam do domu z wyciętym gołym plackiem na głowie po tym, jak koledzy nożyczkami zdobyli trofeum w postaci dość sporego kosmyka moich włosów. Zakazała mi wtedy takich zabaw. „Jesteś dziewczynką, a dziewczynki nie bawią się w wojnę!” – mówiła. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego to ja mam przesiadywać w kuchni, przygotowywać obiad, sprzątać, prać, prasować, a mężczyźni mogli przesiedzieć cały dzień z fajką w fotelu bujanym. Pamiętam, jak buntowałam się temu, że tata zabierał Setha na ryby, a ja musiałam zostać z mamą w domu. Płakałam ze złości, wiedząc, że brat jest jeszcze za młody, żeby zachować spokój i siedzieć w ciszy przez kilka godzin, w przeciwieństwie do mnie. Ale nie! Ja musiałam zostać i przygotowywać posiłek. Byłam zła. Byłam wściekła, że nikt nie bierze pod uwagę tego, co ja mam do powiedzenia na ten temat. Nie chciałam być kurą domową, nie chciałam, żeby zamknięto mnie w domu, bym wykonywała te wszystkie nudne czynności.

Rozmyślając nad tym, jak bardzo buntuję się przeciwko nakazom rodziców, dotarłam do domu pani Uley. Poprawiłam włosy, wyprostowałam bluzkę i upewniwszy się, że wyglądam jak należy, zapukałam do drzwi. Po chwili usłyszałam kroki, na progu stanął Sam. Uśmiechnął się szeroko.
- Cześć, Leah. Miło cię widzieć. – Na te słowa zrobiło mi się gorąco w okolicy serca.
- Witaj, Samie. Mama podaje wzory haftów dla twojej mamy. – Podałam mu gazetki, a on zaglądnął do nich pobieżnie.
- A ty interesujesz się dzierganiem? Moja mama pięknie haftuje… - Zamarłam na te słowa. Bo niby co miałam powiedzieć? Że mam w nosie te wszystkie „babskie sprawy”? Nagle zrozumiałam, że dla tego mężczyzny mogłabym zrobić wszystko. Mogę prać jego brudne skarpetki, gotować dla niego zupę szpinakową, której szczerze nie cierpię, mogę spędzać całe dnie w kuchni, aby czekać na niego z gotowym obiadem, kiedy wróci do domu. Teraz byłam pewna, że mogłabym robić dla niego wszystko. Byleby on tylko tego chciał.
- Ja... – zaczęłam niepewnie. – Próbowałam kilka razy wyszywać, ale okazało się, że nie mam do tego zdolności. Mama nawet żartowała, że Seth robi to lepiej ode mnie – uśmiechnął się lekko na te słowa. – Ale myślę, że to kwestia wprawy, i jeśli poświęcę trochę czasu na ćwiczenia, to na pewno wyrobię w sobie te umiejętności – dodałam szybko, żeby nie pomyślał, że mam dwie lewe ręce.
- Jasne, wszystko to kwestia wprawy – przytaknął mi. - Tak naprawdę to nie wiem, po co mamie kolejne wzory. Ma cały stosik gazetek, które czekają na to, by wykorzystać pomysły w nich zawarte. Myślałby ktoś, że to jakiś spisek. – Puścił do mnie oczko. – Wiesz, chodzi mi o to, że nasze mamy chciały, żebyśmy się spotkali.
Zarumieniłam się na te słowa. Mówił wprost o tym, o czym ja bałam się myśleć. Uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam w stronę schodów.
- Może… - zaczął, a ja zatrzymałam się w pół kroku. – Może dałabyś się kiedyś zaprosić na spacer? Tutaj, niedaleko, znalazłem taką polanę nad rzeką. Mało osób o niej wie, jest rzadko uczęszczana.
Otworzyłam szeroko oczy. Sam Uley zaproponował mi spotkanie? I to nie byle jakie spotkanie! Sam na sam! „Spacer! Z Samem!” – krzyczałam w środku siebie. Wzięłam się jednak w garść, żeby nie pomyślał, że jestem jakaś niedorozwinięta, przełknęłam głośno ślinę i zapytałam:
- Masz na myśli… randkę?
- A chcesz, żeby to była randka? – popatrzył na mnie uważnie.
- Eee.. może być randka, jeśli ty tego chcesz. Kiedy chcesz się spotkać? – zapytałam cicho.
- Może dzisiaj wieczorem? Stary Quill zapowiadał dobrą pogodę, myślę, że warto to wykorzystać, w końcu nie co dzień świeci tutaj słońce, prawda? – uśmiechnął się do mnie.
- Jasne. To do wieczora. – Odwróciłam się i starałam się iść powoli i z gracją, chociaż miałam ochotę skakać, tańczyć i śpiewać z radości. „Dzisiaj! Wieczorem! Mam! Randkę! Z Samem! Uleyem!”.
Weszłam do domu i zaraz zaczęłam przeglądać swoje ubrania, nie mogąc się zdecydować, co powinnam na siebie założyć. Z przerażeniem zauważyłam, że wszystkie bluzki, jakie mam są wysoko zabudowane, bez dekoltów. Wcześniej nie przyszło mi do głowy, że kiedykolwiek będę chciała epatować swoją kobiecością. Przypomniałam sobie, że niedawno dostałam prezent od kuzynki, Emily. Powiedziała, że kupiła mi coś ładnego do ubrania. Wtedy tylko pobieżnie rzuciłam okiem na podarunek, zauważając jedynie, że jest to jakaś bardzo kobieca, czerwona bluzka. Teraz, gdy sobie o tym przypomniałam, rzuciłam się do szafki, gdzie leżały rzeczy, których nie używałam. Wyjęłam prezent, przymierzyłam i stwierdziłam, że moja jasnoszara, rzadko używana spódnica będzie do niej pasowała.

Dzień dłużył się niemiłosiernie, czekałam, aż słońce zacznie zbliżać się ku zachodowi. Myślę, że mama podejrzewała, że mam plany na wieczór – przez cały dzień byłam rozkojarzona, nie mogłam się na niczym skupić, aż w końcu, kiedy przez dwie minuty nie słyszałam gwiżdżącego czajnika, kazała mi iść do siebie. Nie była zła, o nie. Wydawało się, że jest zadowolona. Ciekawa byłam, na ile wiedziała, jakie plany miałam na wieczór i z kim miałam go spędzić. Powinna być z siebie zadowolona. Jeśli Sam dobrze podejrzewał, to ona i pani Uley wszystko zaplanowały. I najwidoczniej im się udało. Teraz wszystko zależało już ode mnie.
Kiedy już się przebrałam, pożałowałam, że nie mam w domu żadnych kosmetyków. Skąd mogłam przypuszczać, że chłopczyca zechce się pomalować?

Mój wewnętrzny monolog przerwało pukanie do drzwi. Wybiegłam z pokoju, by w korytarzu przybrać pozę pełną gracji. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam, jak Samowi na mój widok, otwierają się szerzej oczy.
- Cześć – powiedziałam nieśmiało.
- Witaj, piękna – powiedział z uśmiechem. – Proszę, to dla ciebie – podał mi mały bukiecik stokrotek.
- Dziękuję – wyciągnęłam rękę, by wziąć od niego ten drobny podarunek, ale Sam wyprzedził mnie i wetknął mi go za ucho. Przeszły mnie dreszcze, kiedy to zrobił i kiedy poprawił mi włosy, które niesfornie się przesunęły na twarz. Uśmiechnęłam się.
- Idziemy? – zapytał.
- Oczywiście. Prowadź. – Sam odwrócił się i zszedł po schodach, a ja mogłam mu się wtedy przyjrzeć. Miał na sobie nowe, jak na moje oko, jeansy i jasną koszulę, która tworzyła doskonały kontrast z jego ciemną karnacją. Zastanawiałam się, czy naprawdę dla mnie tak się wystroił? Wprost nie mogłam w to uwierzyć. – Mam nadzieję, że ta polana nie jest daleko – powiedziałam, a on popatrzył na mnie z rozbawieniem.
- A co? Boisz się, że nie wrócisz do domu przed północą, Kopciuszku? – opuściłam głowę na te słowa. – Ej, ej, Leah, nie chciałem cię urazić. Miałem na myśli to, że twoja mama nie będzie miała za złe, jeśli dzisiaj wrócisz do domu trochę później. Nie, jeśli jesteś ze mną – powiedział pewnym głosem.
- Tak? A skąd możesz to wiedzieć? – zapytałam, idąc obok niego. Uśmiechnął się.
- Powiedzmy, że przez przypadek usłyszałem, jak nasze rodzicielki rozmawiały o… nas – ostatnie słowo powiedział jakby ciszej, nieśmiało.
Przez kilka minut szliśmy w ciszy. Sam co jakiś czas zerkał na mnie z boku.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział. Podeszliśmy do ogromnego płaskiego głazu, na którym usiadł i wskazał dłonią na miejsce obok siebie. Podążyłam za jego wskazówkami i znalazłam się obok niego. Dotykaliśmy się ramionami. Nie wiedziałam, co powiedzieć, co powinnam robić. Przecież to była moja pierwsza w życiu randka. Co ludzie robią na randkach? Powinnam coś powiedzieć? Coś zrobić? Tylko co? Chłopak miał chyba większe doświadczenie w tych sprawach, bo delikatnie ujął moją dłoń i położył na swojej. Palcami drugiej ręki jeździł po grzbiecie mojej. Nawet nie wiedział, jakie uczucia we mnie wzbudzał… Miałam ochotę wykrzyczeć całemu światu, jaka jestem szczęśliwa. Palce Sama zaczęły wspinać się na moje ramię, wracały do dłoni, robiły małe kółka wokół nadgarstka, znowu szły w górę, aż do obojczyka, którego musnęły kilka razy, bardzo delikatnie. Twarz Sama znalazła się bardzo blisko mojej. Popatrzyłam mu w oczy, a on spojrzał na mnie i zbliżył się jeszcze bardziej. Przymknęłam powieki i poczułam jego wargi na swoich ustach. To był kilkusekundowy pocałunek, który znaczył dla mnie więcej, niż tysiąc słów.
Uśmiechnęłam się lekko, Sam odsunął się na kilka centymetrów, uważnie mi się przyglądając. Po chwili odwzajemnił uśmiech.
Jakiś czas później (jak się później okazało - kilka godzin później) wracaliśmy do wioski tą samą ścieżką, którą przyszliśmy. Szłam za rękę z mężczyzną, za którym wodziłam wzrokiem od dawna, o którym marzyłam od kilku lat. A teraz oficjalnie byliśmy parą. Ja i Sam. Sam i ja. Leah Clearwater i Sam Uley.

Byłam po prostu szczęśliwa, bo czego potrzeba więcej do szczęścia? Wymarzony mężczyzna u boku, cały świat przed nami.
Biada temu, komu przyjdzie do głowy, by stanąć między nami…!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agraffka dnia Nie 14:14, 05 Sie 2012, w całości zmieniany 11 razy
Zobacz profil autora
Esther
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Kwi 2012
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 14:38, 14 Kwi 2012 Powrót do góry

Jeśli mogę wyrazić swoją opinię, to powiem, że Twoja twórczość bardzo przypadła mi do gustu. Tak lekko i płynnie wszystko opisane, naprawdę bardzo ładnie. Często czytając coś przeszkadza mi brak estetyki, a tu była ona obecna, niczego nie brakowało. Lubię postać Leah, ale jak tak dalej pójdzie, posunie się ona do mojej czołówki najlepszych :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Esther dnia Sob 14:52, 14 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 14:45, 14 Kwi 2012 Powrót do góry

Ojej, Esther, dziękuję! :)
Bałam sie, że pierwszy rozdział zostanie źle przyjęty - mam już pierwszą pozytywną opinię :)

Dziękuję :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olencjaa
Gość






PostWysłany: Sob 20:23, 14 Kwi 2012 Powrót do góry

Dobry - Wieczór, Agraffko.
Postanowiłam zapoznać się z opowiadaniem, ponieważ zaintrygował mnie opis i chciałam Cię wspomóc, bo dziś dodałaś pierwszy rozdział, a dla osoby debiutującej jest ważne, by dostać jak najwięcej szczerych opinii. Ja ze swojej strony mogę Ci obiecać, że nie będę owijać w bawełnę.
Cieszę się, że ktoś podjął się zadania, którym jest opisanie epizodów z życia Lei z jej perspektywy. Całość czyta się lekko i przyjemnie w sam raz na spędzenie miłego wieczoru. Wykreowana przez Ciebie główna bohaterka jest naprawdę fajna! sprawiłaś, że widziałam ją jako osobę twardą, a jednocześnie tak nieśmiałą w stosunku do płci przeciwnej. Miałaś trafny pomysł, co do ukazania retrospekcji z jej życia, kiedy to zaczęła przyjaźnić się z chłopakiem. W wyobraźni widziałam jej zaróżowione policzki, które były spowodowane nieoczekiwanymi gestami ze strony Setha — nieśmiałym uśmiechem skierowanym do niej, czy też wsadzenie włosów za ucho. Są to takie gesty, które mogą nawet przyprawić o zawstydzenie taką dziewczynę, jaką ona jest. Matki zawsze w porę zorientują się, co się świeci i w porę wkroczą do akcji nie zauważone. Zabawnie musiała wyglądać ta scena, kiedy dziewczyna otwiera drzwi chłopakowi i wystraszona wbiega do pokoju nie obdarowując chłopaka żadnym spojrzeniem, ani słowem. Szczerze mówiąc rozumiem zabawne postępowanie Lei, znając życie zachowałabym się podobnie jak ona.

Cytat:
Zaznaczam jednak, że jeśli opowiadanie się nie przyjmie - poinformuję o zawieszeniu zamieszczania tekstów

A tam się nie przyjmie — nie ma potrzeby zakładać niekorzystnego scenariuszu dla autorki. Ja myślę, a wręcz jestem pewna, że tekst przyjmie się bardzo dobrze!

Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam, Olencjaa.


Ostatnio zmieniony przez Olencjaa dnia Sob 20:47, 14 Kwi 2012, w całości zmieniany 8 razy
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Sob 20:57, 14 Kwi 2012 Powrót do góry

Hej,
Bardzo się cieszę, że jeszcze są na forum osoby, które piszą ff-ki, ale...
pierwsze zasadnicze pytanie: czy tekst przeszedł przez betę?
Jeśli nie, to niestety kłania się regulamin:

Dilena napisał:
REGULAMIN DZIAŁU FANFICTION

3. Przed umieszczeniem opowiadania lub tłumaczenia na forum znajdź betę, która zadba, by Twój tekst był poprawny. Teksty zamieszczone na forum bez uprzedniego sprawdzenia przez betę będą blokowane, a autor/tłumacz otrzyma ostrzeżenie. Zalecane jest korzystanie z pomocy osób zarejestrowanych na forum, które pomyślnie zdały test na betę i otrzymały licencję bety na naszym forum. Takie osoby znajdziesz tutaj - Poszukujesz bety?.
W przypadku, kiedy Twój tekst został sprawdzony i poprawiony przez osobę spoza tej listy, a zawiera rażącą ilość błędów (ortograficznych, gramatycznych, interpunkcyjnych, logicznych, stylistycznych i/lub błędnego zapisu dialogów), temat zostanie zablokowany przez moderatora/administratora. Jeśli taka sytuacja się powtórzy, autor/tłumacz otrzyma ostrzeżenie.


Agraffko, jeśli tekst był sprawdzony przez betę, proszę dopisz taką informację. Jeżeli nie, przykro mi, ale regulamin jest taki sam dla wszystkich i pomimo to, że sama zdałaś pomyślnie test na betę i poprawiasz teksty innym osobom piszącym, to dotyczy również Ciebie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:13, 14 Kwi 2012 Powrót do góry

Olencjaa napisał:
Dobry - Wieczór, Agraffko.
Postanowiłam zapoznać się z opowiadaniem, ponieważ zaintrygował mnie opis i chciałam Cię wspomóc, bo dziś dodałaś pierwszy rozdział, a dla osoby debiutującej jest ważne, by dostać jak najwięcej szczerych opinii. Ja ze swojej strony mogę Ci obiecać, że nie będę owijać w bawełnę.
Cieszę się, że ktoś podjął się zadania, którym jest opisanie epizodów z życia Lei z jej perspektywy. Całość czyta się lekko i przyjemnie w sam raz na spędzenie miłego wieczoru. Wykreowana przez Ciebie główna bohaterka jest naprawdę fajna! sprawiłaś, że widziałam ją jako osobę twardą, a jednocześnie tak nieśmiałą w stosunku do płci przeciwnej. Miałaś trafny pomysł, co do ukazania retrospekcji z jej życia, kiedy to zaczęła przyjaźnić się z chłopakiem. W wyobraźni widziałam jej zaróżowione policzki, które były spowodowane nieoczekiwanymi gestami ze strony Setha — nieśmiałym uśmiechem skierowanym do niej, czy też wsadzenie włosów za ucho. Są to takie gesty, które mogą nawet przyprawić o zawstydzenie taką dziewczynę, jaką ona jest. Matki zawsze w porę zorientują się, co się świeci i w porę wkroczą do akcji nie zauważone. Zabawnie musiała wyglądać ta scena, kiedy dziewczyna otwiera drzwi chłopakowi i wystraszona wbiega do pokoju nie obdarowując chłopaka żadnym spojrzeniem, ani słowem. Szczerze mówiąc rozumiem zabawne postępowanie Lei, znając życie zachowałabym się podobnie jak ona.

Cytat:
Zaznaczam jednak, że jeśli opowiadanie się nie przyjmie - poinformuję o zawieszeniu zamieszczania tekstów

A tam się nie przyjmie — nie ma potrzeby zakładać niekorzystnego scenariuszu dla autorki. Ja myślę, a wręcz jestem pewna, że tekst przyjmie się bardzo dobrze!

Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam, Olencjaa.


Dziękuję :)
Sama Wink

Starałam sie, żeby to nie było opowiadanie typowo łzawe, jakby się mogło wydawać, żeby miało w sobie to coś, co zaskoczy czytelnika Kwadratowy
Mam nadzieję, że mi się udało :)
BajaBella napisał:
Hej,
Bardzo się cieszę, że jeszcze są na forum osoby, które piszą ff-ki, ale...
pierwsze zasadnicze pytanie: czy tekst przeszedł przez betę?
Jeśli nie, to niestety kłania się regulamin:

Dilena napisał:
REGULAMIN DZIAŁU FANFICTION

3. Przed umieszczeniem opowiadania lub tłumaczenia na forum znajdź betę, która zadba, by Twój tekst był poprawny. Teksty zamieszczone na forum bez uprzedniego sprawdzenia przez betę będą blokowane, a autor/tłumacz otrzyma ostrzeżenie. Zalecane jest korzystanie z pomocy osób zarejestrowanych na forum, które pomyślnie zdały test na betę i otrzymały licencję bety na naszym forum. Takie osoby znajdziesz tutaj - Poszukujesz bety?.
W przypadku, kiedy Twój tekst został sprawdzony i poprawiony przez osobę spoza tej listy, a zawiera rażącą ilość błędów (ortograficznych, gramatycznych, interpunkcyjnych, logicznych, stylistycznych i/lub błędnego zapisu dialogów), temat zostanie zablokowany przez moderatora/administratora. Jeśli taka sytuacja się powtórzy, autor/tłumacz otrzyma ostrzeżenie.


Agraffko, jeśli tekst był sprawdzony przez betę, proszę dopisz taką informację. Jeżeli nie, przykro mi, ale regulamin jest taki sam dla wszystkich i pomimo to, że sama zdałaś pomyślnie test na betę i poprawiasz teksty innym osobom piszącym, to dotyczy również Ciebie.


Witaj,
pisałam do bet (w tym do jednej moderatorki), od jakiegoś czasu. Myślę, że kilka tygodni to jest okres, który świadczy o tym, że te osoby albo tu nie zaglądają, albo nie są zainteresowane nawet krótką odpowiedzią na prośbę o zbetowanie tekstu.
Poprosiłam o korektę osobę niezwiązaną z forum, nie miałam innego wyjścia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:50, 24 Kwi 2012 Powrót do góry

(sprawa bety wyjaśniona - nadal osoba spoza forum - wrzucam więc drugi rozdział :) )

Rozdział 2.


Kiedy wróciłam do domu po spacerze z Samem, mama czekała na mnie w fotelu bujanym, na ganku. Przeszywała mnie wzrokiem, ale nie była zła. Podeszłam do niej niepewnie, ponieważ nie wiedziałam, jak zareaguje na mój późny powrót do domu.
- Mamo? Dlaczego jeszcze nie śpisz? Ja wiem, że już jest późno, że powinnam wrócić wcześniej… - zaczęłam, ale szybko mi przerwała.
- Nie, nie jestem na ciebie zła. Czekałam na ciebie, ale nie po to, żeby cię ukarać – powiedziała swoim spokojnym tonem.
- Nie? Myślałam, że będziesz… Hmm.. sama już nie wiem… - Nie wiedziałam, czego powinnam się spodziewać. Z jednej strony – wróciłam dość późno, a z drugiej – byłam z Samem, a tego właśnie oczekiwała mama i pani Uley.
- Nie będzie żadnej kary – uśmiechnęła się pogodnie. – Usiądź obok mnie, chcę z tobą porozmawiać. – Zajęłam miejsce na ławce, obok fotela bujanego. – Jesteś jeszcze młoda, masz całe… - nie zdążyła dokończyć, bo jej przerwałam.
- Wiem, wiem, mamo – powiedziałam. – Całe życie przed sobą. Jestem młoda, to prawda, ale przecież to było moje pierwsze spotkanie z Samem. Tylko spotkanie. Nie bierzemy jutro ślubu – powiedziałam, udając lekki ton głosu, chociaż w głębi duszy dodałam, że nie miałabym nic przeciwko, gdybym miała następnego dnia wystąpić w białej sukni.
- Córeczko – zaczęła mama. – Właśnie o to mi chodzi. Sam próbuje pokazać całemu światu, jaki jest twardy i silny. A ty powinnaś wiedzieć, że to bardzo wrażliwy chłopiec. Jego mama boi się, że narobisz mu nadziei i… - natychmiast jej przerwałam.
- Mamo! Ja wiem, że wam wydaje się, że jestem młoda i głupia, że to tylko młodzieńcze zauroczenie, ale – zawahałam się – myślę, że to coś więcej, niż tylko zauroczenie. Zakochałam się i podejrzewam, że Sam odwzajemnia moje uczucia – powiedziałam cicho.
- Nie chcę, abyś odbierała moje słowa jako atak, córeczko. – Powiedziała mama spokojnym tonem, po czym pogłaskała mnie po ręce. – Nie chcę… – powtórzyła – żebyś później żałowała pewnych decyzji, ale jeśli jest tak, jak mówisz, jeśli darzysz Sama uczuciem, a on ciebie, to będę za was trzymać kciuki.
- Mamo? – zapytałam niepewnie.
- Tak, kochanie?
- A czy tata o wszystkim wie? Czy wie o mnie i o Samie?
- Och, moja droga – mama zaśmiała się dobrodusznie. – Oczywiście, że wie. Myślę, że wiedział o wszystkim zanim którekolwiek z nas zorientowało się, co się święci.
- Ale jak? Skąd? – byłam zdezorientowana.
- Nie trzeba być świetnym obserwatorem, żeby dostrzec to, jak wymykałaś się z domu, by znaleźć się nad rzeką, gdzie pływali chłopcy. Albo wtedy, kiedy mówiłaś, że idziesz poszukać Setha – dobroduszny uśmiech nie schodził z jej twarzy. – Wiedzieliśmy, że to nie o brata ci chodzi.
Byłam lekko zażenowana tym, że rodzice odkryli mój sekret, i mama to zauważyła.
- Kochanie, nie ma się czego wstydzić, naprawdę – pokiwała głową. – Pierwsze zauroczenie, pierwsza miłość jest piękna i nie powinnaś się wstydzić tych uczuć.
- Mamo, ja jeszcze nie wiem, czy to jest miłość, ale jeśli myślę o swojej przyszłości, to wszystko, co jest z nią związane, kręci się wokół Sama – uśmiechnęłam się do tych myśli. Mama również.
- Myślę, że będzie z was wspaniała para. Powiem pani Uley, że nie ma się czego obawiać, że nie skrzywdzisz jej syna.
- Prędzej skrzywdzę sama siebie, niż jego.
- Oj, wiem, kochanie, wiem. Nie radzę nikomu stawać na drodze do twoich marzeń… - powiedziała z uśmiechem na twarzy. – Będziesz walczyć jak lwica o szczęście twoje i twoich bliskich.
- Tak, mamo. Jestem dokładnie taka, jak ty. Chciałabym, żeby było tak jeszcze długo. Jesteś dla mnie wzorem, taka silna, niezależna. Nie boisz się powiedzieć własnego zdania – powiedziałam, na co mama przybrała poważny wyraz twarzy.
- Pamiętaj, córeczko o tym, że aby nieustępliwie bronić swojego zdania, trzeba być niezwykle pewnym swego stanowiska. Nie sztuką jest gryźć i szarpać przeciwników, by na końcu dowiedzieć się, że to po ich stronie stoi prawda. Owszem, trzeba walczyć, ale trzeba też potrafić słuchać argumentów drugiej strony. I trzeba wiedzieć, kiedy należy odpuścić. Nie sztuką jest stracić godność w imię argumentów, które nigdy nie miały racji bytu. Zapamiętaj, proszę. – Ostatnie zdania powiedziała cicho, jakby zdradzała mi największą tajemnicę.
Przeszły mnie dreszcze, bo nie spodziewałam się, że słowa mamy aż tak bardzo na mnie wpłyną. Byłam pewna, że Sam jest mi przeznaczony, chociaż nie chciałam jej tego wyznać. Mogła jeszcze pomyśleć, że postępuję zbyt pochopnie, że po tak krótkim czasie nie jestem w stanie stwierdzić, czy Sam to „ten jedyny”. Ale ja wiedziałam. I byłam gotowa bronić naszego związku tak, jak przewidziała to mama. Jak lwica…
***
Nazajutrz obudziłam się kilka minut przed szóstą – stało się to moim codziennym rytuałem. Codzienne witanie dnia polegające na oglądaniu biegającego Sama było rozkoszą dla moich oczu. Usiadłam na łóżku i wyjrzałam przez okno. Och! Na parapecie leżał mały bukiecik stokrotek! To oznaczało, że Sam wstał wcześniej niż zwykle, by móc zerwać kwiaty i podkraść się po cichu pod mój dom. Jeszcze kilka dni temu nie wierzyłam, że można lepiej zacząć dzień. Teraz wiedziałam, że się myliłam. Kilka sekund później z domu pani Uley wybiegł chłopak, ubrany tylko w spodenki, zerknął w moją stronę, jakby chciał się upewnić, że na niego patrzę i że zauważyłam drobny podarunek. Uśmiechnął się szeroko i wbiegł do lasu.
Położyłam się z powrotem na poduszce, tym razem z bukiecikiem stokrotek w dłoni. Wąchałam je i wyobrażałam sobie, jak komicznie musiał wyglądać ten obraz: wysoki facet pochylający się nad łąką i zrywający kwiatki. Ale zaraz przypomniałam sobie, że przecież to dla mnie zrywał te stokrotki. Uśmiech, który zagościł na moich ustach, nie opuszczał mnie przez cały dzień.
***
Wieczorem usłyszałam pukanie, i chociaż nie umawiałam się z Samem, wiedziałam, że to on. Nie wyobrażałam sobie, żebym miała spędzić dzisiejszy wieczór bez niego. Poszliśmy na „naszą” polankę, znowu zajęliśmy miejsce na głazie, na którym rozmawialiśmy przez długie godziny.
Wiedziałam, że Sam jest wrażliwy, ale nie wiedziałam, że aż tak. Kiedy opowiadał mi, co czuje, gdy chłopcy z rezerwatu dokuczają mu z powodu tego, że jego ojca przerosło bycie rodzicem i wziął nogi za pas, byłam w prawdziwym szoku. Ten zawsze twardy, nieustępliwy facet, który starał się wyrobić opinię niedostępnego, okazał się delikatnym człowiekiem. Oczywiście podzieliłam się z nim tymi uwagami, na co usłyszałam odpowiedź:
- Widzisz, kiedy pokazywałem swoje prawdziwe „ja”, od razu atakowano mnie w sposób, który ranił najbardziej – emocjonalny. To nie prawda, że nie mam uczuć, jak ostatnio usłyszałem – powiedział z goryczą w głosie. – Niedawno ktoś krzyknął za mną, że jestem wybrykiem natury. Wiesz – uśmiechnął się gorzko. – Wysoki, dobrze zbudowany, na tle tych wszystkich chłopaczków z naszego rezerwatu mogę uchodzić za monstrum. To jeszcze bardziej pogrąża moje szanse na to, że kiedykolwiek stanę się stuprocentowym członkiem plemienia – powiedział cicho i zamilkł. Nie wiedziałam, czy powinnam się odezwać, czy wykonać jakiś ruch. Wiedziona instynktem, przytuliłam go mocno. Chciałam, żeby wiedział, ile dla mnie znaczy.
- Dla mnie, nawet gdybyś mierzył trzy metry wzrostu, ważył 200 kilogramów, był pryszczaty i brzydki, byłbyś najpiękniejszym facetem na ziemi – powiedziałam cicho.
Uśmiechnął się na moje słowa.
- Myślałem, że lecisz tylko na moje mięśnie – powiedział żartobliwym tonem.
- Oj, no, oczywiście, że tak. Zapomniałam. Ale teraz to już nieistotne, bo wyglądasz, jak wyglądasz i, nie będę kłamać, bardzo mi się podobasz. – Spuściłam głowę, bo zorientowałam się, że być może to jeszcze nie czas na takie wyznania.
- Co jest? Co się stało? – zapytał. – Dlaczego posmutniałaś?
- Nie posmutniałam, jedynie… - zawahałam się. – Wiesz, jesteś moim pierwszym chłopakiem i nie wiem, kiedy powinno się mówić takie rzeczy.
- Jakie rzeczy? I dlaczego teraz miałabyś ich nie mówić?
- No, wiesz… – powiedziałam. – Chodzi o to, co powiedziałam o twoim wyglądzie, że mi się bardzo podobasz. Boję się, że za wcześnie z tym wyskoczyłam. – Cały czas przyglądałam się swoim butom, nie śmiałam spojrzeć Samowi w oczy.
- Leah… Jeśli tak jest, to jestem bardzo szczęśliwy, moja droga. Ja wcześniej tego nie mówiłem, bo przecież to oczywiste, wszyscy w rezerwacie o tym wiedzą.
- Ale o czym? – zdziwiłam się. – O czym wiedzą?
- O tym, że jesteś piękna. Moja piękna Lee-lee…
***
Kilka tygodni później usłyszałam od Sama, że się we mnie zakochał. Ależ byłam szczęśliwa! Chodziłam z uśmiechem na twarzy – ba, nie chodziłam, ale prawie leciałam nad ziemią!
Oczywiście, odpowiedziałam mu, zgodnie z prawdą, że i ja odwzajemniam jego uczucia. Jeszcze nie widziałam, żeby ktokolwiek był tak szczęśliwy, jak on!
Nie chciałam się z niczym śpieszyć – pamiętałam związki starszych koleżanek, które wiedzione sercem, już po kilku tygodniach wyznawały miłość swoim chłopakom – myląc ją z zakochaniem. Ich zauroczenia mijały szybko, pary ze sobą zrywały i po związku zostawała jedynie niemiła atmosfera.
Ja chciałam, by nasz związek był dojrzały, by żadne słowa nie padły zbyt pochopnie. Zanim miałam powiedzieć te dwa magiczne słowa „Kocham Cię”, chciałam być tego pewna. Nie chciałam się spieszyć, bo niby dlaczego? Nikt nie mnie gonił, nikt mnie nie popędzał. Sam miał podobne odczucia. Widziałam to w jego oczach. Kiedyś o tym rozmawialiśmy – bardzo się cieszyłam, że chłopak myśli tak jak ja. Pamiętam to, jakby to było dziś: „Nie chciałbym, by jakiekolwiek słowa padły zbyt szybko. Chcę być pewny, że mówię to, co czuję”.
Wtedy nie potrzebowałam nic więcej.
Byłam szczęśliwa. Po prostu szczęśliwa.
***


- Sam? – zapytałam niepewnie.
- Tak? – usłyszałam cichy szept.
- Wszystko w porządku? – To głupie. Oczywiście, że nie było w porządku. Tylko że ja nie miałam pojęcia jak się zachować.
Leżał na moim łóżku, na brzuchu, bez ruchu. Ciężko oddychał.
- Sam, tak nie można. Popatrz na mnie. Proszę…
Po kilku sekundach podniósł się na łokciach, potrząsnął zwieszoną głową i położył się na plecach. Usiadłam obok niego i popatrzyłam mu w oczy. Były zaczerwienione, jakby z trudem próbował powstrzymać łzy.
- Skarbie… - powiedziałam szeptem. – Oni nie są warci twoich łez.
- Jakich łez? – próbował uśmiechnąć się szyderczo. – Myślisz, że mógłbym płakać przez takich… takich… - zamilkł na chwilę.
- Sam, łzy są nam potrzebne, oczyszczają duszę – próbowałam go przekonać, chociaż sama nie do końca wierzyłam w to, co mówiłam.
- Ha! I kto to mówi? – uśmiechnął się, tym razem z empatią. – Osoba, która opinie innych ma w głębokim poważaniu. Powiedz, tylko szczerze, ty kiedykolwiek płakałaś przez kogoś? – zapytał wyraźnie zainteresowany.
Nie odpowiedziałam od razu.
- Czekam – nie dawał za wygraną.
- Tak. Ze złości. Nie, to nie była złość. To była bezsilność.
Popatrzył na mnie wzrokiem, który dawał do zrozumienia, że niczego nie rozumie.
- Och, nie wyciągaj ode mnie takich informacji. To strasznie krępujące.
- To dziwne. Nigdy nie miałaś przede mną tajemnic.
- To głupie. Bardzo głupie. Wiesz, że zawsze lubiłam chodzić z ojcem na ryby, zajmować się takimi dość… męskimi sprawami. Jakiś czas temu to się zmieniło. Tata nie zabierał mnie już na spacery do lasu, nie wypływaliśmy już razem na jezioro… - przerwałam, żeby sprawdzić jego reakcję. Patrzył na mnie spokojnie, można było wyczuć, że jest zaciekawiony. – To zaczęło się jakieś… hmm kilka tygodni temu…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olencjaa
Gość






PostWysłany: Wto 20:07, 24 Kwi 2012 Powrót do góry

Hej kochana!
Niesamowicie cieszę się z dodania kolejnego rozdziału, który utwierdził mnie w przekonaniu, że życie młodziutkiej Lei w twoim wyobrażeniu niesamowicie mi się podoba i chcę poznawać dalsze epizody z życia tej pary. Postawa Lei sprawiła, że poczułam do niej nić sympatii i empatię, którą kieruję w jej stronę. Ciekawa była rozmowa pomiędzy nią, a matką, która poprowadziła dyskusję w taki sposób, by córka nie poczuła się skrępowana ani tym bardziej winna temu, że czuję coś do Sama. Oczywiście przy tym nie koloryzowała i powiedziała jej, że musi być pewna swoich uczuć, bo nie chcący może kogoś skrzywdzić, w tym przypadku chodziło, o uczucia chłopca. A zdziwiło mnie, że ojciec dziewczyny prędzej zauważył, że coś jest się święci, bo jak dotąd żyłam w przekonaniu, że płeć przeciwna jest ostatnim przedstawicielem, które zauważa takie rzeczy, a tu proszę.

Cytat:
Wąchałam je i wyobrażałam sobie, jak komicznie musiał wyglądać ten obraz: wysoki facet pochylający się nad łąką i zrywający kwiatki. Ale zaraz przypomniałam sobie, że przecież to dla mnie zrywał te stokrotki. Uśmiech, który zagościł na moich ustach, nie opuszczał mnie przez cały dzień.

Jak przeczytałam to zdanie, to wpadłam w nie pohamowany śmiech i odważyłam się to zdarzenie zwizualizować. I ta sytuacja wydaję mi się nadzwyczaj kosmiczna, a zarazem słodka.

To nic strasznego, że chłopak płaczę i podpisuje się pod tymi słowami rękami i nogami:
Cytat:
Sam, łzy są nam potrzebne, oczyszczają duszę – próbowałam go przekonać, chociaż sama nie do końca wierzyłam w to, co mówiłam.


A to, w jaki sposób chłopcy traktowali Sama jest okropne. Nie jest jego winą, że wychowywał się bez ojca. Dzieciaki potrafią być bezkarne, a nikt im nie tłumaczy, że nie wolno znęcać się nad słabszymi. Oż jak mnie takie coś wnerwia!

Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam — Olencjaa.


Ostatnio zmieniony przez Olencjaa dnia Wto 20:17, 24 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 10:57, 27 Kwi 2012 Powrót do góry

Dziękuję za miłe słowa :)


Olencjaa napisał:


Cytat:
Wąchałam je i wyobrażałam sobie, jak komicznie musiał wyglądać ten obraz: wysoki facet pochylający się nad łąką i zrywający kwiatki. Ale zaraz przypomniałam sobie, że przecież to dla mnie zrywał te stokrotki. Uśmiech, który zagościł na moich ustach, nie opuszczał mnie przez cały dzień.

Jak przeczytałam to zdanie, to wpadłam w nie pohamowany śmiech i odważyłam się to zdarzenie zwizualizować. I ta sytuacja wydaję mi się nadzwyczaj kosmiczna, a zarazem słodka.


Ja też się bawiłam, pisząc ten fragment :)

Olencjaa napisał:

A to, w jaki sposób chłopcy traktowali Sama jest okropne. Nie jest jego winą, że wychowywał się bez ojca. Dzieciaki potrafią być bezkarne, a nikt im nie tłumaczy, że nie wolno znęcać się nad słabszymi. Oż jak mnie takie coś wnerwia!


oj, pisząc ten fragment, też byłam zła Wink sama na siebie, że stawiam go w takiej sytuacji - ale myślę, że jest to niezbędne w kolejnych rozdziałach - nie będzie tak łatwo z jego zniknięciem.. oj, nie będzie..

Pozdrawiam serdecznie :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
renesme1
Człowiek



Dołączył: 20 Cze 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Forks

PostWysłany: Nie 14:01, 06 Maj 2012 Powrót do góry

Powiem tak: nigdy nie przepadałam za Leah, ale po Twoim opowiadaniu zaczynam ją lubić. Ja czekam z niecierpliwościa na kolejny rozdział tej ekstra historii. Może wreszcie zrozumiem jej zachowanie?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:32, 08 Maj 2012 Powrót do góry

renesme1 napisał:
Powiem tak: nigdy nie przepadałam za Leah, ale po Twoim opowiadaniu zaczynam ją lubić. Ja czekam z niecierpliwościa na kolejny rozdział tej ekstra historii. Może wreszcie zrozumiem jej zachowanie?


Witaj :)
Cieszę się, że kolejnej osobie przypadło do gustu moje opowiadanie :)


Wrzucam trzeci rozdział - mam nadzieję, że się spodoba (i że nikt nie będzie miał za złe zakończenia Wink )

Dodam jednak od siebie: Pani Uley NIE MIAŁA POJĘCIA Wink



ROZDZIAŁ 3


- Leah? - usłyszałam głos mamy i podniosłam głowę z poduszki. – Leah? Śpisz jeszcze?
- Teraz już nie! – odkrzyknęłam.
Drzwi do mojego pokoju się uchyliły i zobaczyłam rozbawioną twarz mamy.
- Wczoraj tak późno wróciłaś, że nic dziwnego, że śpisz o tej porze. Byłaś z Samem, prawda?
- Nie, z Paulem – powiedziałam.
Twarz mamy spoważniała. Wybuchłam śmiechem.
- Żebyś tylko mogła zobaczyć swoją minę! Ha ha!
- Oh, z tobą to nigdy nic nie wiadomo – mama puściła mi oczko. – Wiesz, byłam w Forks i kupiłam coś dla ciebie.
- Tak? A co takiego? – zapytałam zaciekawiona.
- Hmm.. – mama się zatrzymała w pół kroku. – Obiecaj, że nie będziesz zła.
Ton jej głosu sprawił, że poczułam się nieswojo. Co ona, u licha, wymyśliła? Zaczęłam się bać.
- Wiesz, że nie lubię obiecywać w ciemno, mamo. – Popatrzyła na mnie znacząco. - Oj, dobrze, dobrze. Nie będę zła. Pasuje? – uległam.
- Pasuje, pasuje. Proszę – podała mi mały pakunek. Zajrzałam do środka i oniemiałam. W środku był piękna, czerwona sukienka. Luźna, ale nie luzacka. Elegancka, ale nie bankietowa.
Mama, widząc moją minę, powiedziała:
- Córeczko, widzę, że starasz się przygotowywać na spotkania z Samem, a teraz przecież ubierałaś się jak najgorsza chłopczyca! Stwierdziłam, że przydałaby ci się jakaś kreacja, którą mogłabyś ubrać na randkę.
- Mamo… - zabrakło mi słów. – Dziękuję, po prostu dziękuję.

***

Po południu siedziałam w swoim pokoju i otworzyłam okno z powodu gorąca. Tak! Gorąca! To niesamowite. Stan Waszyngton był uznawany za jeden z zimniejszych stanów w całym USA. Tylko kilka dni w roku można było uznać za prawdziwie gorące i ten dzień był jednym z nich.
Wiaterek, który wpadł do pokoju lekko uchylił drzwi mojego pokoju. Usłyszałam rozmowę rodziców, którzy znajdowali się w kuchni. Ściszyłam radio i wytężyłam słuch.
- To takie trudne. Niby jest ten pakt, ale sam zobacz – nie możemy im ufać. – Usłyszałam mamę. Na jej słowa odezwał się tata:
- Strzeżonego Pan Bóg strzeże. Nie zaszkodzi mieć się na baczności. Ich wygląd zgadza się z legendami. Chociaż… teraz ich przybyło – tata powiedział to z niedowierzaniem w głosie.
- Co zrobimy? – zapytała mama.
- Wzmożemy czujność. I tyle. Jest pakt – ostatnim razem go uszanowali. Dlaczego teraz mieliby go pogwałcić?
- Rozmawiałeś o tym z Billym?
- Oczywiście. To on zadecydował, że trzeba spotkać się z tym ich przywódcą – tata przerwał na chwilę. – I porozmawiać – dodał.
- Ale kto się na to zdobędzie? – zapytała mama podniesionym głosem. Mama, która nigdy niczego się nie bała. O czym oni, do diabła, rozmawiają? Co sprawiło, że mama się czegoś obawia?
- Sue, kochanie, wiesz przecież, że Billy Black nie może się z nimi spotkać. Wyznaczyli miejsce z dala od zabudowań. Polanę za miastem. Billy nie dostanie się tam na swoim wózku, za dużo wybojów. – Tata ostatnie słowa powiedział z rezygnacją.
- Nie! Nie ma mowy! Nie pojedziesz tam! – mama uderzyła pięścią w stół.
No, teraz bardziej przypominała mi mamę, którą znałam.
- Sue, wiesz, że…
- NIE WIEM! Nie obchodzi mnie to! Nie ma mowy! NIE MA MOWY, ZROZUMIAŁEŚ?!
Nagle wiatr zawiał mocniej i otworzył szerzej drzwi mojego pokoju. Mama z tatą jednocześnie spojrzeli w moją stronę. Obydwoje się zmieszali, jakby rozmawiali o czymś zakazanym.
Mama westchnęła ciężko i wyszła z domu. Ojciec usiadł za stołem i pokręcił głową. Mogłabym przysiąc, że z ruchu jego warg dało się wyczytać „Ach, ta kobieta…”.

O co w tym wszystkim chodziło? Kto przyjechał, dlaczego to wywołało taki popłoch wśród starszyzny i dlaczego ojciec musi się z nimi spotkać? No nie, z nimi, ale z nim. Z przywódcą. Wiem! Może to inne plemię? Może kiedyś opuścili swoje tereny w poszukiwaniu pracy, miejsca do życia?
Może są to potomkowie plemienia, które kiedyś przebywało na tych terenach – na co wskazywałoby wspomnienie legend? Może nie rozstali się w przyjaźni z Quilettami? To by się zgadzało. Ciekawe tylko, co takiego się wydarzyło tych kilkadziesiąt lat temu, że samo wspomnienie o tajemniczych przybyszach doprowadziło moją mamę do ataku histerii? Moją zawsze silną i twardą matkę, Sue Clearwater…

Od kiedy pamiętam w mojej rodzinie to mama nosiła spodnie. Oczywiście, zajmowała się domem, jak przykładna gospodyni, ale kiedy trzeba było podjąć męską decyzję, ojciec zawsze konsultował się z matką. I zazwyczaj stawało na tym, co zadecydowała ona. Nie ma się co oszukiwać. Może ojciec był głową rodziny, ale mama zdecydowanie była szyją, która tą głową kręciła.
Kiedyś nawet słyszałam, jak Billy Black żartował z ojca, że to mama powinna zasiadać w kręgach starszyzny. On tylko pokiwał głową na te słowa. Zdawał sobie sprawę, że bez niej nie poradziłby sobie. To ona była filarem naszej rodziny.


***


Z moich rozmyślań wyrwał mnie głośny śmiech brata, Setha. Młody najwyraźniej znowu bawił się z dzieciakami z rezerwatu. Wpadł do domu niczym burza, chwycił szklankę z wodą i wypił ją do dna. Zdążyłam tylko otworzyć usta z zamiarem poinformowania go, że mama zakazała chodzić nam po lesie, ale… już go nie było.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła osiemnasta. Zaraz będzie tu Sam! Szybko się przebrałam w nową sukienkę i związałam włosy w koński ogon. Usłyszałam pukanie do drzwi i moje serce niebezpiecznie przyspieszyło.
Podeszłam do nich i zobaczyłam go – stał oparty o framugę i czekał na mnie. Na mnie! Nie mogłam uwierzyć. Nadal nie potrafiłam uwierzyć, że Sam należy do mnie, a ja do Sama.
Stanęłam przed nim i przestraszona ciszą, która zapasła, prawie przestałam oddychać.
- S.. Sa.. Sam? – zapytałam nieśmiało. – Sam? O co chodzi? Dlaczego nic nie mówisz? – ostatnie słowa wypowiedziałam szeptem.
- Bo… - odchrząknął. - Bo jesteś piękna.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Oh, ty, myślałam że stało się coś ważnego, wystraszyłam się, że… - nie zdążyłam dokończyć, bo Sam mi przerwał.
- Stało się. Jesteś piękna, to się stało – powiedział poważnie.
Wyszliśmy z domu, chciałam skierować się w stronę lasu, do naszego głazu, ale Sam poprowadził mnie w kierunku swojego domu.
- Sam? O co chodzi? Dlaczego nie idziemy tam, gdzie zwykle?
- Nie możemy, las nie jest teraz miejscem bezpiecznym.
- O co chodzi? – powtórzyłam. – O niedźwiedzie?
- Co? Jakie niedź… - przerwał w pół słowa. A, niedźwiedzie… - zawahał się.
- Sam, tylko powiedz mi prawdę, nie okłamuj mnie. Proszę – dodałam.
Zamilkł na chwilę, jakby walczył sam ze sobą. Po chwili jednak odezwał się bardzo niepewnym głosem:
- Słyszałaś nasze Quilleckie legendy?
- Te, że ponoć pochodzimy od wilków? Znam – odpowiedziałam, ale nie bardzo wiedziałam, do czego on zmierza. I dlaczego wszyscy nawiązują do tych legend? Powariowali czy co?
- A inne? – zapytał.
- Co „inne”? – zdziwiłam się.
- No, legendy. Inne legendy.
- To są jeszcze inne? – nie wiedziałam, co mam o tym myśleć.
- Hmm… - zastanowił się. – Widzisz, teraz nie wiem, czy mogę ci cokolwiek powiedzieć. Skoro nie zostałaś wtajemniczona…
- No nie! – wybuchłam gniewem. – Najpierw mama i tata szeptają sobie coś po kątach, teraz ty masz przede mną tajemnice! – gniew wprost rozsadzał moją głowę.
- Ej, złośnico – Sam złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. – Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko, co tylko mogę, ale…
- Ale tego akurat nie możesz, tak? Czuję się jak dziecko! Jak pięciolatka, która pyta rodziców o coś, a oni odpowiadają, że to „dorosłe sprawy”. To nie fair! – powiedziałam szybko przyspieszając kroku. Wyślizgnęłam się tym samym z objęć chłopaka.
- Ej, ej, nie bądź taka. To sprawa starszyzny… Nie mogę o tym mówić. Nie stawiaj mnie w takiej sytuacji, proszę – powiedział głośno do moich oddalających się pleców. – Leah! Leah, no proszę cię!
Odwróciłam się w jego stronę i zapytałam:
- O co?
- Zrozum mnie, kochana, nie mogę ci tego…
Przerwałam mu:
- Ciii… nie możesz to nie, trudno. Przeżyję to jakoś. Prawda? – zapytałam. – Przeżyję? – udałam, że jestem przerażona.
- Ah, ty, kobieto, do grobu mnie wpędzisz! – podbiegł do mnie i przytulił mocno.
- O rany, Sam, jaki ty jesteś gorący!
- Eee… dzięki, uznam to za komplement – puścił mi oczko i uśmiechnął szeroko.
- Nie! Nie gorący! – wykrzyknęłam szybko, ale zaraz się poprawiłam. – To znaczy, to też – zawahałam się. – Jesteś rozpalony. Masz gorączkę? Dobrze się czujesz?
- Przy tobie zawsze czuję się świetnie, moja droga.
- Sam, ja tu mówię poważnie, a ty sobie żarty robisz.
- Ja też mówi poważnie, moja Lee-lee – ostatnie słowa powiedział szeptem, wprost do mojego ucha, aż przeszły mnie ciarki. – Chodźmy, przygotowałem coś dla ciebie.
- Dla mnie? Ale gdzie? Przecież sam mówiłeś, że nie możemy iść do lasu – zaprotestowałam.
- A kto powiedział, że idziemy do lasu? – zapytał zdziwiony.
- W takim razie, gdzie idziemy? – rozkojarzona jego bliskością z trudem skleciłam pytanie.
- Do mnie. To znaczy do mojego domu.
- Ale… - zaczęłam.
- Żadnego „ale”. Idziemy. – Ton jego głosu mówił, że to nie podlega dyskusji.
- Ale twoja mama… - próbowałam znaleźć jakiś argument, który pozwoliłby mi nie dopuścić do tego, żebyśmy zostali przyłapani przez panią Uley.
- Nie ma jej. Wyszła – powiedział krótko.
- Dokąd?
- Nie wiem – wzruszył ramionami. – Kiedy tylko zobaczyła, że przygotowuję się na spotkanie z tobą, zaproponowała, żebym zaprosił cię do siebie. Powiedziała, że wyjdzie z domu, aby dać nam maksimum swobody – uśmiechnął się. – Tak, moja mama to anioł, nie kobieta.
Kiwnęłam tylko głową na jego słowa. W środku wszystko we mnie drgało. Miałam wrażenie, że po całym moim ciele chodzą mrówki. „Sam na sam z nim! Bez świadków!” Ale zaraz potem przyszło otrzeźwienie, że przecież już nie raz bywaliśmy sam na sam, na naszej polanie. Przecież już wcześniej mieliśmy pełną swobodę – myślałam.
- Dlaczego nic nie mówisz? – zapytał Sam.
- Zamyśliłam się – powiedziałam szczerze.
- Nad czym? – popatrzył na mnie ciepło.
- Eee…- powiedziałam inteligentnie. – Nad niczym szczególnie ważnym. A ty? Też nie byłeś zbyt gadatliwy – zauważyłam.
Właśnie weszliśmy do jego domu. Sam zaprowadził mnie do swojego pokoju – był taki, jak go sobie wyobrażałam – surowy wystrój, brak zbędnych ozdób, jak u kandydata do jednostki Marines.
- Ja też się nad czymś zamyśliłem – wyznał szczerze.
- A nad czym? – powtórzyłam jego pytanie.
- Nad tym, co powiedziałaś, gdy byliśmy w drodze do mojego domu.
- Dużo rzeczy mówiłam – przypomniałam mu. – O co ci chodzi szczególnie?
- Kiedy… kiedy hmm… - odchrząknął. – Kiedy mówiłaś, że czujesz się traktowana, jak pięcioletnia dziewczynka, która zadając pytanie…
- Słyszy, że to „sprawy dorosłych” – dokończyłam za niego i pokiwałam głową. Ale nadal nie wiedziałam, o co mu może chodzić.
- No właśnie, do tego zmierzam. – W końcu popatrzył mi w oczy.
Odwzajemniłam ten gest, ale ciągle zastanawiałam się, do czego zmierza.
- Lee-lee, moje kochanie, chciałbym zapytać, czy ty… - przerwał, a do mnie dotarło, jakie pytanie chce zadać Sam.
- Och, ale się zarumieniłaś! – powiedział z uśmiechem. - Rozumiem, że nie muszę kontynuować?
- Nie, nie musisz. To znaczy tak. Nie. Tak. Nie wiem – byłam tym wszystkim skołowana. – O co tak właściwie chciałeś zapytać?
Sam wybuchnął śmiechem.
- Bardzo śmieszne – powiedziałam kwaśno.
- Kochana, roześmiałem się, bo tak właśnie reaguję na stres – spoważniał. – Wiesz, chciałbym cię zapytać o pewną ważną sprawę i nie wiem, jak odbierzesz moje pytanie i jak na nie zareagujesz – powiedział niepewnym tonem.
- Zapytaj, to się przekonamy – zachęcałam go, ale w głębi duszy byłam jak galaretka.
- Czy ty kiedykolwiek z jakimś chłopakiem…
- Nie – powiedziałam stanowczo i zaraz dodałam łagodniejszym tonem. – Ty będziesz moim pierw… - w tym momencie dotarło do mnie, co powiedziałam. O Boże! Taki wstyd! Będziesz?!?! No, po takim tekście, to na pewno będzie. Chłopakiem, który ucieknie w siną dal…
Zamknęłam oczy i modliłam się, żeby chociaż raz wszechświat wysłuchał moich modlitw i porwał mnie w swoje podwoje. Albo żebym chociaż stała się niewidzialna.
Poczułam rękę Sama na moim ramieniu.
- Cieszę się, że to usłyszałem. Nie ma się czego wstydzić, kochanie – powiedział spokojnym głosem.
- Przecież przed chwilą powiedziałam, że…
- Wiem, co powiedziałaś. Mógłbym powiedzieć ci to samo.
- Ale… - tym razem nie pozwolił mi rozwinąć zdania i zamknął mi usta pocałunkiem. Poczułam, że jego dłonie wędrują do ramiączek mojej sukienki i zsuwają je z moich ramion.
I teraz nie liczyło się nic innego. Nic, oprócz tego mężczyzny, który dotykał mnie tam, gdzie jeszcze nikt inny tego nie robił. Mężczyzny, który kilkoma zgrabnymi, ale zdecydowanymi ruchami pozbawił mnie ubrania. Mężczyzny, który jako pierwszy zobaczył mnie nagą. Przed którym po raz pierwszy się otworzyłam. Przed Samem… Moim Samem.
Mój Sam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agraffka dnia Wto 22:42, 08 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
renesme1
Człowiek



Dołączył: 20 Cze 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Forks

PostWysłany: Wto 20:23, 08 Maj 2012 Powrót do góry

Oooooooch :) po prostu brak mi słów !!!! Swietny rozdział, cudowny. Coraz lepiej rozumiem Leah :) No i ciekawa jestem kiedy dowie się, kim naprawdę jest :D Weny, weny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:41, 09 Maj 2012 Powrót do góry

renesme1 napisał:
Oooooooch :) po prostu brak mi słów !!!! Swietny rozdział, cudowny. Coraz lepiej rozumiem Leah :) No i ciekawa jestem kiedy dowie się, kim naprawdę jest :D Weny, weny.



Bardzo sie cieszę, że i ten rozdział przypadł do gustu :)
kolejne są w trakcie pisania, więc kiedy tylko je dopieszczę :), to bedę wrzucać :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
renesme1
Człowiek



Dołączył: 20 Cze 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Forks

PostWysłany: Śro 21:53, 09 Maj 2012 Powrót do góry

No ja mam nadzieję, bo Twój ff to ostatnio jeden z moich ulubionych. Czekam z niecierpliwością na nowy rozdzialik, aż mnie zżera ciekawość :D Pisz szybko :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:06, 11 Maj 2012 Powrót do góry

Specjalnie dla mojej (chyba jedynej) czytelniczki - rozdział czwarty :)
Sytuacja zaczyna się bardzo powoli klarować :)


Czekam na komentarze, żeby chciało mi sie to dalej pisać Wink


ROZDZIAŁ 4.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się wokół siebie. Pomimo ciemności spostrzegłam, że leżę w łóżku Sama. W jego pokoju. Obok niego.
Czułam, jak dotyka mnie swoją szorstką, spracowaną dłonią. Dotyka. Mnie. Mojego nagiego ciała.
Zaczęłam przypominać sobie, co działo się tego wieczora. Same wspomnienia sprawiały, że się zarumieniłam. Zaczęłam rozglądać się za swoimi ubraniami. Spojrzałam na zegarek – 22:30. Jest źle, ale nie najgorzej – pomyślałam.
Sam, wtulony we mnie, spał jak zabity. Próbowałam oswobodzić się z jego gorącego uścisku, ale na próżno. Rany, przecież musiałam iść do domu! Po kilku minutach delikatnej szamotaniny z jego ramionami zaczęłam cicho chichotać. Sam poruszył się na łóżku i bez otwierania oczu zapytał:
- Co cię tak śmieszy, moja Lee-lee?
- Ehh, ależ komicznie musi wyglądać to, jak próbuje się od ciebie uwolnić – wyjaśniłam nadal cicho się śmiejąc.
- Uwolnić? Ode mnie? – przyciągnął mnie jeszcze bardziej do siebie. – Nigdy się ode mnie nie uwolnisz – powiedział zadowolonym tonem.
- Obiecujesz? – upewniłam się.
- Obiecuję – powiedział uroczystym głosem. – Nikt i nic nas nie rozdzieli, już ci to przecież mówiłem.
- Ach, tak tylko mówisz – zażartowałam. – Znajdzie się jakaś lepsza, ładniejsza, mądrzejsza, spokojniejsza… - zaczęłam wyliczać, ale zaraz mi przerwał.
- Kochanie, to, że z tobą teraz jestem oznacza tylko jedno – że dla mnie ty jesteś najlepsza, najładniejsza, najmądrzejsza i … - zawahał się. – No, spokojna to ty nie jesteś, ale podoba mi się twój charakterek – puścił mi oczko.
- Ok, wszystko super, ale ja już muszę iść – powiedziałam ze śmiechem.
- I bądź tu człowieku romantyczny – westchnął Sam, podnosząc się z łóżka. – Odprowadzę cię.
- No co ty, nie musisz – sprzeciwiłam się. – Przecież to tylko kawałek drogi.
- Nalegam – powiedział łagodnie.
- Ach, no tak, plemię z legend, które czyha na nasze życie, czyż nie tak?
- Plemię? – zdziwił się. – O czym ty mówisz?
- Tylko to zdołałam wywnioskować z rozmowy rodziców, którą przez przypadek usłyszałam.
- Twoi rodzice rozmawiali o tym przy tobie? – Sam szczerze się zdumiał.
- Nie, nie przy mnie – zaprzeczyłam. – Byłam u siebie w pokoju, myśleli, że nie słyszę. – Twarz Sama przybrała srogi wyraz twarzy, więc szybko dodałam – Nie podsłuchiwałam. Samo jakoś tak wyszło – próbowałam się usprawiedliwić.
Po kilku chwilach ciszy zapytałam delikatnie:
- To o to chodzi? O to plemię z jakichś legend?
- Leah, przecież wiesz, że nie mogę ci powiedzieć. Nie wymuszaj tego na mnie. Proszę – dodał łagodnym tonem.
- Okej, okej – westchnęłam znudzonym głosem. – Powiedz tylko, czy to dotyczy tych legend, o których wczoraj wspominałeś.
Popatrzył na mnie srogim spojrzeniem.
- No co? – zdziwiłam się. – Tyle to chyba możesz mi powiedzieć? – wzruszyłam ramionami.
- No dobrze – nabrał powietrza. – Tak, to dotyczy naszych legend, w które osobiście nie wierzę.
- Nie wierzysz?! – podniosłam się na łokciach. – To po co ta cała tajemnica, skoro i tak nie uznajesz tego za prawdę? – powiedziałam dość głośno i gdy się o tym zorientowałam, popatrzyłam szybko w stronę drzwi. Nie wiedziałam przecież, czy pani Uley jest świadoma mojej obecności w jej domu. Sam najwyraźniej pomyślał o tym samym, bo powiedział:
- Nie martw się, mama ma bardzo twardy sen.
- To ona już wróciła? Kiedy? – zdziwiłam się.
- Kiedy zasypiałaś. Byłaś dość… hmm zmęczona – uśmiechnął się.
- A ty niby nie? – zapytałam ironicznie.
- Teeeż, ale ja mam większą podzielność uwagi – powiedział z uśmiechem. – Słyszałem, co działo się wokół mnie. W przeciwieństwie do ciebie – wybuchnął cichym śmiechem.
Zarumieniłam się na jego słowa.
- Moja kochana, nie ma się czego wstydzić, naprawdę. Jestem moja, ja jestem twój. Nie powinnaś być skrępowana tym, że było ci dobrze ze mną – powiedział swoim niskim głosem, aż przeszły mnie ciarki.

Chwilę później wstałam, by się ubrać (oczywiście, poprosiłam Sama, by na ten czas się odwrócił, na co zareagował zdziwieniem, ale mimo wszystko, kręcąc głową i mamrotając coś w stylu „Teraz się wstydzisz, jak już wszystko widziałem” i przewracając oczami przykrył głowę kocem), po czym poczekałam, aż Sam się ubierze (tym razem ja odwracałam wzrok, ale nie na jego prośbę – akurat jemu nie przeszkadzało to, że paraduje przed moimi oczyma goluteńki niczym Adam) i wyszliśmy z jego domu.
Udaliśmy się w stronę mojego miejsca zamieszkania, a ja postanowiłam dokończyć rozmowę, którą przerwaliśmy.
- Sam?
- Tak? – popatrzył w moją stronę.
- Wracając do naszej rozmowy, powiedz, dlaczego tak przejmujesz się tymi legendami, skoro w nie nie wierzysz?
Usłyszałam, jak nabiera powietrza. Przez chwilę jednak trwała cisza.
- Sam? Proszę, powiedz – nalegałam.
- Ehh.. widzę, że się nie wywinę – westchnął.
- No, nie – potwierdziłam z uśmiechem.
- Ale musisz wiedzieć, że nie powiem ci nic, czego nie wiedziałaś wcześniej.
- To znaczy? – zapytałam
- To znaczy, że nie powiem ci nic na temat tego eee… plemienia, jak go nazwałaś, bo po prostu nie mogę, przykro mi – usprawiedliwił się.
- Ale przecież w to nie wierzysz! – zaprotestowałam szybko.
- Tak, to prawda, ale musisz mnie zrozumieć – tę legendę znam od dawna, nawet nie pamiętam, kiedy ją usłyszałem po raz pierwszy. Uznawałem i nadal uznaję ją za bujdę na resorach. Co nie zmienia faktu, że coraz częściej o niej słyszę.
- Kiedy? – zapytałam. – Kiedy o niej słyszałeś ostatnio?
- Hmm.. niech pomyślę – zastanowił się. – Byłem na rybach z innymi mężczyznami. Byli przekonani, że nie mam o niczym pojęcia, więc starali się rozmawiać szyfrem, nie nazywając rzeczy po imieniu. A ja połączyłem jedno z drugim – powiedział spokojnie. – Co nie zmienia faktu, że nie wierzę w te legendy.
- Kim byli ci mężczyźni? – zapytałam.
- Stary Quill, Billy Black i twój ojciec.
- To dziwne – powiedziałam.
- Dlaczego? – zapytał zdziwiony.
- Gdyby chcieli spotkać się w ramach Rady Starszych, to nie zapraszaliby ciebie na wspólny połów.
- Ach, no przecież nie tylko ja tam byłem.
- Przed chwilą powiedziałeś, że tylko ty i starsi mężczyźni. Przeczysz sam sobie, Samie Uley – powiedziałam groźnym tonem.
- Kochanie, pytałaś o mężczyzn, więc ci powiedziałem. Nie zapytałaś o chłopaków, którzy z nami byli – powiedział zadowolony z tego, że udało mu się mnie ubiec.
- Zaraz zetrę ci ten uśmieszek z twojej twarzy, mój drogi. – Udawałam, że jestem zła.
- Tak? Ciekawe jak? – zapytał szczerze zaciekawiony.
- A tak, że teraz musisz mi powiedzieć, kto był jeszcze oprócz ciebie i starszych mężczyzn.
- Oh, kotku… - westchnął.
- Nie kotkuj mi tu teraz, tylko mów – powiedziałam ostro.
- Okej. Jacob Black, młody Quill, Embry, Jared, Paul – wymienił jednym cięgiem.
- Super – powiedziałam z ironią. – Po prostu świetnie.
- O co chodzi? – zapytał Sam zdziwiony.
- O to, że kiedy pytałam ojca, czy mogę iść z nim na ryby, powiedział, że jedzie tylko z dwoma przyjaciółmi, bo jak jest nas więcej, to robi się za głośno, ryby się płoszą i nici z wędkowania – wyjaśniłam. – Ja nie mogę iść, bo będzie za głośno, tak? Ale już zgraja gówniarzy, którzy zachowują się jak na dyskotece, to zapewnienie ciszy i spokoju, czyż nie tak? – powiedziałam, starając się wlać w swoje słowa jak najwięcej jadu.
- Nie przesadzasz trochę? – powiedział wyraźnie zdenerwowany Sam. – Uważasz, że należę do zgrai gówniarzy? – popatrzył na mnie urażony.
- Ach, Sam, przecież wiesz, że nie! – powiedziałam szybko. – Chodzi mi o tych chłopaków, który ledwo wyrośli ze spodenek i już są zabierani na ryby w czasie, gdy ja muszę siedzieć w domu – wyjaśniłam. – Myślałam, że wiesz, że nie uważam cię za gówniarza. Wprost przeciwnie, mój drogi – powiedziałam cicho.
- Wierzę – powiedział. – Ale na przyszłość, proszę, opanuj swój temperament, bo zachowujesz się jak zazdrosna pięciolatka – puścił do mnie oczko.
- Pięciolatka?
- Ach, oczywiście, że nie. Lwica. Nie! Jak wilczyca. O tak, wilczyca to dobre określenie – powiedział zadowolony z siebie.
- Bardzo śmieszne, bardzo – powiedziałam z ironią. A właśnie, skoro już jesteśmy przy wilkach – dokończmy naszą rozmowę o legendach. To dziwne, że ciągle zbaczamy z tematu. Myślałby ktoś, że to jakiś podstęp – popatrzyłam na niego rozbawiona.
- Oj, Leah, już ci mówiłem, że w to nie wierzę.
- Mówiłeś, ale nie powiedziałeś, dlaczego – odpowiedziałam.
- Okej, weźmy tę legendę o wilkach – że nasze plemię wywodzi się od wilków. – Popatrzył na mnie, a ja na niego. Wzruszyłam ramionami, czekając na dalszą część.
- No, legendę znam, wiem, że nie wierzysz, ale nadal nie mam pojęcia, dlaczego – poganiałam go.
- No jak to „Dlaczego”? – zaprotestował. – Spróbuj to logicznie wytłumaczyć – to niby nasze pochodzenie od zwierząt. Że niby co? Że cała ludzkość pochodzi od małpy, a akurat jedno plemię na świecie i do tego akurat nasze – od wilków, tak? Nie no, trzeba iść z tym do telewizji, widzę z tym interes życia! – zakpił.
- Samie Uley – powiedziałam groźnie. – Albo natychmiast powiesz mi… - nie dokończyłam, bo chłopak mi przerwał:
- No dobrze – poddał się. - Powiem inaczej: jak wyobrażasz sobie ewolucję? Skoro pochodzimy od wilków, powinniśmy chodzić na czterech łapach, być owłosieni, mieć kły – powiedział. – Patrząc tylko na naszą dwójkę, mogę śmiało stwierdzić, że nie spełniamy żadnej z tych kategorii.
- Może w legendzie chodziło o to, że nasze plemię było waleczne jak wilki? Może nie należałoby brać tego tak dosłownie? – zastanowiłam się.
- Leah, na litość boską, to jest legenda. Le-gen-da – powiedział dokładnie sylabizując słowo. – Jej nie powinno się brać dosłownie. To jest bajka, mit. Nie należy w nią wierzyć i tak właśnie czynię – powiedział, jakby tłumaczył małemu dziecku coś oczywistego.
- Ale przecież robicie z tego taką wielką aferę… - próbowałam zaprotestować, ale Sam szybko mi przerwał.
- To nie jest wielka afera, tylko utrzymanie środków ostrożności.
- Środków ostrożności, mówisz? – zapytałam. – Skoro nie wierzysz w to, co mówią legendy, to po co to wszystko? To odprowadzanie mnie do domu, to szeptanie moich rodziców, to mówienie przez starszyznę jakimś szyfrem podczas waszej obecności? Po co? Skoro to nie prawda?
- Leah – westchnął Sam. – Podobno, zaznaczam: podobno, w każdej bajce, legendzie czy micie jest ziarnko prawdy. Ile jest w tej? – nie wiem.
- Ja wiem – to, że istniało i istnieje plemię Quilletów. To jest właśnie to ziarnko prawdy.
- To całkiem prawdopodobne – przyznał mi rację. – Powtórzę, że nie wydaje mi się, żeby było prawdopodobne, byśmy mogli pochodzić od wilków. I tyle w tym temacie.
Zauważyłam, że już dawno doszliśmy do mojego domu i już od kilku chwil debatujemy pod moimi drzwiami o tym, czy jest możliwe, byśmy mieli korzenie w tych brudnych, owłosionych i przede wszystkim – brutalnych i niebezpiecznych zwierzętach.
- Dziękuję za dzisiejszy wieczór, moja Lee-lee – szepnął mi Sam do ucha.
- Ja również, kochany. Zmykaj do domu, bo jeszcze twoja mama się obudzi i nie znajdzie cie w swoim łóżku – puściłam do niego oczko.
- Jak tylko zobaczę, że bezpiecznie dotarłaś do swojego pokoju – powiedział, a ja popatrzyłam na niego zdziwiona. – Jak tylko zobaczę, że zaświeciłaś u siebie światło, to się ewakuuję – obiecał.
Pokręciłam głową.
- A myślałam, że jesteś twardo stąpającym po ziemi dorosłym mężczyzną – powiedziałam z uśmiechem.
- No, z tym dorosłym mężczyzną to lekka przesada – zaprzeczył lekko.
- Kochany, spójrz tylko na siebie – wyglądasz jakbyś miał 5-8 lat więcej niż masz w rzeczywistości – zauważyłam.
- Wiem, wiem – przytaknął. – Już taki jestem i nic na to nie poradzę, trudno – powiedział, a ja pocałowałam go szybko w usta i weszłam do domu. Przeszłam po cichutku przez korytarz i wślizgnęłam się do swojego pokoju. Odczekałam chwilę, żeby upewnić się, że nikogo nie obudziłam swoim późnym powrotem, i że przede wszystkim, nikt nie zorientował się, o której godzinie wróciłam. Zapaliłam małą lampkę, która znajdowała się przy łóżku, żeby Sam mógł wrócić do domu. Na tę myśl uśmiechnęłam się do siebie i powiedziałam szeptem „Wracaj do domu, mój mężczyzno. Jestem bezpieczna”.
Po chwili leżałam już w swoim łóżku i rozmyślałam o tym, co dzisiaj się wydarzyło. Że też taki piękny wieczór musiał zostać zdominowany rozmowami o jakichś bzdurnych legendach! Zachichotałam. Pochodzimy od wilków! Tak, oczywiście, jasne. I biegamy na czterech łapach po lesie!
Rozbawiona tą myślą odpłynęłam błogi sen.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agraffka dnia Sob 8:06, 12 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
renesme1
Człowiek



Dołączył: 20 Cze 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Forks

PostWysłany: Pią 21:50, 11 Maj 2012 Powrót do góry

Dziękuję bardzo za dedykację Smile A co do opowiadania: no no no, kochana zaszalałaś:D I to właśnie w tym opowiadaniu lubię: ciągłe zmiany akji, lekkie szaleństwo pisania, super się czyta :) Weny , weny i czekam na kolejne rozdziały.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 8:10, 12 Maj 2012 Powrót do góry

renesme1 napisał:
Dziękuję bardzo za dedykację Smile A co do opowiadania: no no no, kochana zaszalałaś:D I to właśnie w tym opowiadaniu lubię: ciągłe zmiany akji, lekkie szaleństwo pisania, super się czyta :) Weny , weny i czekam na kolejne rozdziały.


A proszę bardzo Smile
Dzięki za komplementy Smile
Postaram się w najbliższym czasie wrzucić kolejny rozdział Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
renesme1
Człowiek



Dołączył: 20 Cze 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Forks

PostWysłany: Sob 12:59, 12 Maj 2012 Powrót do góry

agraffka napisał:
renesme1 napisał:
Dziękuję bardzo za dedykację Smile A co do opowiadania: no no no, kochana zaszalałaś:D I to właśnie w tym opowiadaniu lubię: ciągłe zmiany akji, lekkie szaleństwo pisania, super się czyta :) Weny , weny i czekam na kolejne rozdziały.


A proszę bardzo Smile
Dzięki za komplementy Smile
Postaram się w najbliższym czasie wrzucić kolejny rozdział Smile


No to czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały. Mam nadzieję, że wreszcie Leah dowie się, kim naprawdę jest no i oczywiście wpojenie Sama w Emily. Czekam ! Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 14:53, 12 Maj 2012 Powrót do góry

renesme1 napisał:
agraffka napisał:
renesme1 napisał:
Dziękuję bardzo za dedykację Smile A co do opowiadania: no no no, kochana zaszalałaś:D I to właśnie w tym opowiadaniu lubię: ciągłe zmiany akji, lekkie szaleństwo pisania, super się czyta :) Weny , weny i czekam na kolejne rozdziały.


A proszę bardzo Smile
Dzięki za komplementy Smile
Postaram się w najbliższym czasie wrzucić kolejny rozdział Smile


No to czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały. Mam nadzieję, że wreszcie Leah dowie się, kim naprawdę jest no i oczywiście wpojenie Sama w Emily. Czekam ! Smile


No własnie siedziałam wczoraj i cały wieczór dumałam, w którym momencie "zwilkołaczyć" Leę..
Bo dowiadujemy się o tym w "Zaćmieniu", ale ona mogła przejść przemianę równie dobrze już w "KwN"...
Znam mniej-więcej kolejność przemiany: Sam - pierwszy, później Paul i Jared (nie wiem, w jakiej kolejności), Embry, Jacob, Quill i Seth..
I nie mam najmniejszego pojęcia, w którym miejscu przemienić moją bohaterkę.


Może jakieś sugestie? Smile

(chociaż nie ukrywam, że ciekawie byłoby, gdyby ona zamieniła sie przed Jacobem. Wtedy mielibyśmy wgląd w jego myśli od samej przemiany Smile Tylko nie wiem, czy się podjąć akurat tej kolejnosci, bo nie wiem czy sobie z tym poradze, czy to udźwignę.. )

Trzeba jeszcze dodać ze dwa rozdziały, w których ona sie buja w niewiedzy i ma żal do Sama i Emily..


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
renesme1
Człowiek



Dołączył: 20 Cze 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Forks

PostWysłany: Sob 22:09, 12 Maj 2012 Powrót do góry

Tak sobie nad tym dumałam i wyszło mi, ze Leah powinna przejść przemianę przed Jacobem, tak jak Ty pisałaś. Myślę, że dasz radę, ja w Ciebie wierzę :)

Co do niewiedzy: chyba dwa w zupełności wystarczą, widać, że powoli dowiaduje się wszystkiego, i niech tak akcja idzie. Dwa rozdziały nie więcej, żebyś nie schrzaniła sprawy Wink Weeeeeeeeeny :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin