|
Autor |
Wiadomość |
iga_s
Wilkołak
Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 10:58, 11 Sie 2009 |
|
Pernix napisał: |
Jestem ciekawa, czy są jeszcze jakieś milczące czytelniczki, o Tobie wiedziałam, ale reszta... |
A to ja, "milcząca czytelniczka", też przemówię. :D
Pewnego wieczoru, ze znudzeniem patrząc na ekran monitora w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego opowiadania, kliknęłam właśnie na tytuł tego tematu. Wcześniej nie chciałam do niego zaglądać, bo... nie wiem czemu. :D Może dlatego, że jakoś nigdy nie przepadałam za sparowaniem Jacoba z Leah? Może. Ale teraz zmieniłam zdanie. :)
Pochłonęłam za jednym razem te jedenaście rozdziałów, które były wtedy, kiedy zaczęłam to czytać, a od tamtego czasu wyglądam nowych przetłumaczonych części. Nie zaglądałam do oryginału (do wczoraj :D, wybacz, nie mogłam się powstrzymać po tej Twojej zapowiedzi pod ostatnim rozdziałem), bo tekst bardzo ładnie przetłumaczony i przyjemnie się go czyta, a co do treści, to też ogromnie mi się spodobała. Dobrze, że Ness zerwała wpojenie, moim zdaniem to ona, delikatnie mówiąc, niemądra jest, żeby z Jacoba zrezygnować, ale lepiej dla niego. :D Ostatnie rozdziały trochę przesłodzone jak dla mnie, a Leah za "miękka" się nagle zrobiła (tak samo jak Rosalie), ale w końcu co ta miłość może zrobić z człowiekiem. :) Wiesz, co mi się jeszcze rzuciło w oczy w początkowych częściach? To, że jak Leah przychodziła do Cullenów, to Jasper chyba ze trzy razy czytał gazetę. :D Ale to tak na marginesie.
Dobra, kończę już. Nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieje, ale jak zacznę pisać jakiś komentarz, to skończyć nie mogę. :D Tutaj też jeszcze wiele rzeczy chciałabym dopowiedzieć, ale już się powstrzymam. Tak to jest, jak się nie chciało komentować poprzednich części...
Podsumowując: gratulacje dla Autorki (za napisanie takiego tekstu), Tłumaczki (za jego przetłumaczenie) i Bety (za poprawianie błędów). :)
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Śro 11:12, 12 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Wto 11:52, 11 Sie 2009 |
|
Pozwolę sobie na mały offtop, bo nie mogę uwierzyć...
Iga, Ty betujesz My moter's boyfriend! Świetnie, lubię bardzo to opowiadanie. :)
Cieszę się, że przekonałaś się do kombinacji Blackwater!
Co fakt, to fakt. Leah zmieniła się nie do poznania, ale sama cały czas to potwierdza, że to uczucia, miłość i jej odwzajemnienie zrobiły z niej ciepłą kluchę!
RS mimo tej metamorfozy Lei kryje w sobie jeszcze momenty zaskoczenia i ciekawe wątki, między innymi: pojawi się ciekawa nowa, stworzona przez autorkę postać!
Więcej nie powiem |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Seanice
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 12:11, 15 Sie 2009 |
|
Kolejny, wspaniały rozdział. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Ciekawe, jaka to będzie niespodzianka. Tłumaczenie jak zawsze wspaniałe. Błędów nie zauważyłam. Do oryginału nie zaglądałam. W książce S.M starałam się zrozumieć Leah, dzięki temu opowiadaniu stało się to trochę łatwiejsze i bardziej ją polubiłam.
Oby tak dalej.
Pozdrawiam
Seanice. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Nie 14:57, 16 Sie 2009 |
|
Zapowiadany rozdział niespodzianka. Pewnie szybko się zorientujecie, a co chodzi, ale mimo wszystko, czytając oryginał, pierwsze rozdziały, nie sądziłam, że tak się potoczy bieg wydarzeń.
Za dostarczenie wrażeń dziękujemy autorce: X5-452
Za szybką betę: madam butterfly
Motylku, ten rozdział jest dla Ciebie. Za wszystko, co dla mnie robisz. Buziaki :*
Rozdział 15. Miesiąc później...
Jęczałam, kurczowo trzymając się deski toaletowej, jakby była kołem ratunkowym. Znów wszystko wywróciło mi się w żołądku. Pochyliłam się nad muszlą i po raz trzeci dzisiejszego dnia wyrzuciłam z siebie lunch. Jacoba nie było w domu. Quil, Embry i Seth wyciągnęli go na tygodniową wycieczkę z wędką w tle. Kiedy wróciliśmy z naszego miesiąca miodowego, chłopcy praktycznie uprowadzili mi męża. Myślę, że tęsknili za swoim Alfą. Prezentem ślubnym od Cullenów był nasz własny dom. Blisko głównej drogi w La Push, ale też wystarczająco daleko, żeby schować się przed wścibskim spojrzeniami. Zapytali nawet Sama o zgodę, by wejść na ziemię Quiluetów i móc budować, za co byłam dozgonnie wdzięczna, ponieważ dom był wspaniały. Co ja mówię - lepszy niż wspaniały. Dzięki temu nie musieliśmy mieszkać z Sethem. Miał dwa piętra i zastaliśmy go w kompletnym umeblowaniu, tradycyjnym z nutą nowoczesności. Mieścił cztery sypialnie na górze i główną na dole. Uwielbiałam mój dom. Większość czasu spędzałam jednak u Cullenów, podczas gdy Jake wojażował z chłopakami, ale od czterech dni do teraz spędzam czas w tym właśnie miejscu, czyli na podłodze przed muszlą klozetową, modląc się do porcelanowego boga. Odkąd przestałam się przemieniać, wiedziałam, że jest szansa, iż zachoruję, ale nie spodziewałam się choroby tych rozmiarów. Może zatrułam się jedzeniem? Chociaż nie mogłam sobie przypomnieć, że zjadłam coś zepsutego.
- Leah! - zawołał mnie głos z dołu. Jęknęłam.
- Rachel – krzyknęłam słabo. Pojawiła się w drzwiach łazienki i z trudem złapała powietrze. Najwidoczniej nie wyglądałam za dobrze, choć mimo wszystko nie powinna patrzeć na mnie tak odrzucająco. To w pewien sposób rani moje uczucia. Byłam zadowolona, że Jake nie widzi mnie w takim stanie.
- Jesteś chora? - zapytała, a ja gapiłam się na nią osłupiała. Chyba to oczywiste! Nagle poczułam, jak bardzo mnie wkurza, choć przecież nie zrobiła nic złego.
- No, tak – odpowiedziałam z sarkazmem, starając się podnieść na nogi. Rachel podbiegła, by mi pomóc. Odeskortowała mnie do umywalki. Opryskałam twarz wodą i przepłukałam gardło. Fuj, nie cierpię wymiotować. Rachel spoglądała na moje odbicie w lustrze ze zmartwieniem.
- Nie ma co, idziemy skonsultować się z doktorem Cullenem – powiedziała zdecydowanie. Zrobiłam do niej głupią minę w lustrze. Nie potrzebuję przewrażliwionych ludzi wokół siebie.
- To nie jest konieczne.
- Jake kazał mi obiecać, że będę się tobą opiekować podczas jego nieobecności, więc pójdziesz do doktora Cullena – potwierdziła pewnym siebie głosem. Po widoku jej twarzy wiedziałam, że będzie mnie męczyć, dopóki nie ustąpię. Była niewiarygodnie wkurzająca, dokładnie jak jej brat. Warknęłam, ale zwlokłam się na dół do samochodu.
***
Po drodze do Cullenów Rachel zadzwoniła do Jacoba, żeby dać mu znać, że jestem chora. Zrobiła to, mimo iż nie prosiłam. Jake powiedział, że natychmiast wraca do domu. Przez całą drogę gapiłam się na nią, a ona tylko mnie ignorowała. Mówiła, że razem z Paulem myślą o tym, by zacząć starać się o dziecko. Znów prawie zwymiotowałam na myśl o Paulu - Reproduktorze. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, Carlisle powitał mnie w drzwiach. Edward musiał być w domu i powiedział mu o naszym przyjeździe. Carlisle skierował nas prosto do swojego gabinetu. Rachel poszła się rozejrzeć za Alice. Zaplanowały na jutro wypad na zakupy i Rach chciała potwierdzić szczegóły. Rose była na polowaniu z Emmettem. Carlisle zamknął drzwi za nami i usiadł przy biurku, wskazując na kanapę, abym się na niej położyła.
- A więc, co ci dolega? - zapytał. Było mi wygodnie. Wzdrygnęłam ramionami.
- Bez przerwy wymiotuję i jestem bardzo zmęczona – odpowiedziałam. Carlisle zaczął zapisywać coś w notatniku. Strasznie chciałam wiedzieć, co tam odnotowuje.
- Czy zauważyłaś, że masz wzmożony apetyt? - kontynuował wywiad, ciągle coś bazgrząc. Uniosłam brwi, spoglądając na niego. Czy to jest najgłupsze pytanie dnia, czy co?
- Jestem zmiennokształtna – odparłam sucho. Carlisle uśmiechnął się.
- Oczywiście. Zauważyłaś jeszcze jakieś inne objawy? - dodał grzecznie, a ja znów wzruszyłam ramionami.
- Głównie tylko wymiotowanie.
- Kiedy ostatni raz miałaś miesiączkę? - Gapiłam się na niego z szeroko otwartą buzią.
Tak przyzwyczaiłam się do braku okresu, że nawet nie zdałam sobie sprawy, iż teraz mi się spóźniał.
- Nie miałam od ślubu – odpowiedziałam zszokowana, starając się to poukładać jakoś w głowie.
- Myślę, że możesz być w ciąży – orzekł z uśmiechem Carlisle. Obdarzyłam go niedowierzającym uśmieszkiem, a on wskazał na moją koszulkę: - Mogę?
- Śmiało – powiedziałam obojętnie, dopóki nie zobaczyłam niewielkiej wypukłości na moim brzuchu.
- Łał, co to, do cholery?
Tego nie było kilka dni temu. Od kiedy zaczęłam chorować, ubierałam luźne koszulki i nie przykładałam uwagi do mojego wyglądu. Za bardzo byłam zajęta opróżnianiem zawartości mojego żołądka. Carlisle zapatrzył się na wybrzuszenie, a potem położył na nim swoją chłodną rękę i lekko ucisnął.
- Sądzę z całym przekonaniem, że jesteś w ciąży – powiedział i po chwili uśmiechnął się do mnie. - Wydaje mi się, że przynajmniej w czwartym miesiącu.
- W takim razie mamy problem – odpowiedziałam, marszcząc brwi. Carlisle spojrzał na mnie zakłopotany.
- Słucham?
- Jake i ja... nasz ślub... wtedy był pierwszy raz... dla nas obojga. - Nigdy, w całym moim życiu nie przypuszczałam, że będę omawiać moje życie seksualne z Carlislem Cullenem. Jeśli był skrępowany tą rozmową, to nie pokazywał tego. Zmarszczył czoło i wyglądał na zmieszanego, kiedy coś kalkulował.
- Dobrze, w takim razie musimy zrobić kilka testów, aby potwierdzić ciążę – odparł spokojnie, pomagając mi wstać. Ze skrępowaniem obsunęłam podniesiony t-shirt. - Zawiozę cię do miasta - dodał.
W szpitalu Carlisle pobrał ode mnie próbkę krwi i zrobił testy ciążowe. Wynik był pozytywny. Byłam podekscytowana szczęściem, ale również skonsternowana wielkością brzucha. Bazując na czasie naszego pierwszego zbliżenia, mogłabym być raptem w pierwszym miesiącu. Carlisle był tak samo zaniepokojony, chociaż widziałam, że próbował to ukryć.
- Carlisle, czy coś jest nie w porządku? Nie powinnam być taka duża, prawda? - powiedziałam zmartwiona. Moje dłonie opiekuńczo uplasowały się na brzuchu. Carlisle pokręcił przecząco głową, wybierając najwidoczniej szczerą odpowiedź.
- Nie, zrobię oczywiście jeszcze kilka testów, ale teraz wszystko wygląda normalnie. Myślę, że po tych dodatkowych badaniach będziemy mogli przekonać się, co jest grane – odpowiedział. Jego głos był gładki i uspokajający. - Chciałbym zrobić badanie ultrasonograficzne, żebym mógł zobaczyć dziecko.
- Pewnie – odpowiedziałam, cały czas oszołomiona wiadomością, że będę miała dziecko. Małego dzidziusia.
Położyłam się na łóżku, a Carlisle ponownie podniósł moją koszulkę. Gapiłam się na wypukłość z podziwem. Tam było dziecko. Carlisle wycisnął żel na mój brzuch, przyłożył do niego sondę i zaczął powoli przesuwać ją po brzuchu. Kiedy skończył, spojrzał na mnie - wyglądał na onieśmielonego.
- Widzę cztery wyraźne bicia serc, Leah. Gratulacje, będziesz miała czworaczki! - powiedział dostojnie, a ja gapiłam się na niego. Cztery! Będę miała czwórkę dzieci. Carlisle zachichotał, widząc moją minę, a potem powiedział, że najlepiej będzie, jak mnie odwiezie do domu, zanim zemdleję z szoku.
***
Carlisle zawiózł mnie do swojego domu, cały czas byłam oszołomiona wszystkim, czego się dzisiaj dowiedziałam. Jacob był już u Cullenów, wylegiwał się na kanapie obok Emmetta. Nawet nie wstał. Rachel musiała pójść do domu. Byli tam też Edward i Bella. Edward uśmiechał się do mnie, ponieważ już usłyszał moje myśli.
- Jaki jest werdykt? - Jake zaadresował pytanie do Carlisle’a, a potem dodał, chichotając: - Pewnie jak zwykle jest przewrażliwiona?
- Jestem w ciąży – wycedziłam. Jacob otworzył usta ze zdziwienia i obrócił się, by na mnie spojrzeć.
- Co?
- Słyszałeś – wymamrotałam lekko zażenowana. Wszyscy patrzyli na mnie zszokowani, oprócz Edwarda, który się uśmiechał. Skrępowana, otuliłam się ramionami.
- O mój Boże, będę ojcem! - krzyknął Jake, zrywając się na równe nogi. Emmett przybił piątkę, na którą czekał Jake. Potem mój mąż zaczął biegać wkoło pokoju.
- Gratulacje – odparłam drwiąco, ale on był zbyt szczęśliwy, by wyczuć sarkazm w moim głosie, przytulając z radością Bellę, która się śmiała.
Nawet mi nie pogratulował, – pomyślałam zazdrośnie – ja -ja jestem tą bezpłodną kobietą, która odkryła nagle, że jest w ciąży. - Spojrzałam na Edwarda, który patrzył na mnie i uśmiechał się.
Cieszę się, że mój ból cię bawi – pomyślałam ponuro, wiedząc, że mnie słucha, a ten zachichotał w odpowiedzi.
- Wyobraź sobie, Leah: ty, ja i niemowlaczek! - Jake w końcu podszedł do mnie, podniósł mnie w górę i zakręcił w powietrzu z radością, a później pocałował z pasją.
- No cóż, to nie jest tylko jedno dziecko, będziemy mieć czwórkę – powiedziałam niechętnie, a on wtedy odstawił mnie na ziemię. Miałam właśnie powiedzieć, że jestem w zdecydowanie bardziej zaawansowanym stanie, niż bym mogła i to jest właśnie problem, jakiego razem z Carlislem nie potrafiliśmy rozwiązać, ale Jake odwrócił się ode mnie, wstrząśnięty informacją, że będziemy mieć za jednym zamachem sześcioosobową rodzinkę.
- Będziemy mieć czworaczki? - zapytał, zszokowany. Wtedy Emmett zaczął się śmiać, a ja zaatakowałam go moim spojrzeniem. Edward musiał usłyszeć, co pomyślał Emmett, ponieważ szeptał coś do Belli, a później oboje zaczęli chichotać.
- Co jest takie śmieszne? - domagałam się wyjaśnień, nie będąc w nastroju do żartów. Lepiej, żeby te wampirusy* nie śmiały się z moich nienarodzonych dzieci.
- Będziesz miała cały miot szczeniaczków! - odpowiedział przez śmiech Emmett. Jacob zauważył zabawną stronę tego powiedzenia i również zaczął się rechotać, a ja tylko umieściłam ręce na biodrach gotowa ich zbesztać, tymczasem Carlisle westchnął.
- Oczywiście! Dlaczego o tym nie pomyślałem? - powiedział Carlisle, bardziej do siebie niż do nas. - Zaraz wrócę.
Pobiegł na górę, a potem szybko wrócił z książką w ręku. Następnie przekartkowywał strony, aż znalazł tą, której szukał i szybko przeczytał, a później przytaknął.
- Jesteś dopiero w pierwszym miesiącu ciąży, ale rozwinęła się ona zdecydowanie bardziej. Samice wilka łączą się w pary późną zimą, a po sześćdziesięciu jeden do sześćdziesięciu trzech dniach ciąży rodzą miot od czterech do siedmiu szczeniaków – przeczytał na głos ze swojej książki dla mojej wiadomości, a ja wpatrywałam się w niego. Co, do cholery? Czy naprawdę chciał mi powiedzieć, że moja ciąża opiera się na normalnym rozrodzie wilków? To musi być jakiś marny dowcip. Chociaż, jak sądzę, to wyjaśnia wybrzuszenie, które pojawiło się, mimo iż jestem dopiero w pierwszym miesiącu.
- Są tego zalety, przynajmniej będziesz w ciąży tylko przez następne dwa miesiące – stwierdził Jacob, starając się poprawić mi humor, ale zamiast tego doprowadził mnie do łez. Cholerne, ciążowe hormony.
***
Kiedy Rosalie i Alice usłyszały, że jestem w ciąży, były bardzo podekscytowane. Jacob odszedł w zapomnienie, wszyscy zanieśli mnie na górę, do sypialni Rosalie i Emmetta. Zmusili mnie do położenia się na łóżku i zafundowali mi same przyjemności, łącznie z masażami. Uczucie rozpieszczenia było cudowne. Zadecydowano, że skoro jestem w tak kruchym stanie, będzie lepiej, jeśli do czasu porodu zostanę u Cullenów. Wtedy Carlisle będzie mógł lepiej doglądać ciąży. Razem ze mną przeprowadził się do nich Jacob, żeby być tak blisko mnie, jak to możliwe. To nie była najlepsza decyzja, ponieważ w moim obecnym stanie wszystko, nawet najmniejsza rzecz, zmieniało mój nastrój i częściej, niż normalnie, byłam wkurzona. Biedny Jacob nosił na sobie ciężar wszystkich moich humorów i nigdy nie był na mnie zły. Nie przejmował się tym. Był tylko zachwycony napuchniętym brzuchem i świadomością, że niedługo zostanie ojcem. Kiedy się złościłam na coś, on tylko chichotał i całował w czoło, mówiąc, że mnie kocha. Powiedzenie, że moja mama była podekscytowana nadchodzącymi narodzinami pierworodnego wnuka, było niedomówieniem. Odwiedzała mnie codziennie, przynosząc książki o wychowaniu dzieci i wszystkie rzeczy, które zaczęła dla nich dziergać na drutach. Charlie przychodził z nią wiele razy, ale oglądał tylko telewizję z Jake'm. Billy przyjeżdżał raz na jakiś czas, gdy udało mu się dorwać jakiegoś pomocnika, żeby go przywiózł. Nadal był nieco poddenerwowany w obecności Cullenów. Nie łatwo wyplenić stare uprzedzenia, jak sądzę, ale nauczył się szanować Carlisle'a i był wdzięczny, że mamy prawdziwego lekarza, który odbierze poród.
Po tygodniu pobytu u Cullenów, Alice poinformowała mnie, że zaplanowała w moim imieniu baby shower na następny dzień. Powiedziała mi, kiedy było już za późno, żeby wszystko odwołać. Była przebiegłą diablicą.
- Albo zmultiplikowane babies shower, w twoim przypadku – powiedziała, chichotając ze swojego wątpliwej jakości dowcipu. Warknęłam. Jak udało jej się zorganizować wszystko tak szybko? Alice Cullen była maszyną do planowania przyjęć.
Później dowiedziałam się, że zaangażowała w to Rachel, która kiedy dowiedziała się o dobrych nowinach, zaprzeczyła, że baby shower jest przygotowywane.
Gdy obudziłam się w dzień przyjęcia, znalazłam sukienkę, czekającą na mnie na szezlongu. Alice zaplanowała wszystko, nawet moją bieliznę. Zostawiłam chrapiącego w łóżku Jake'a. Zasłużył sobie na odpoczynek. Wczoraj w nocy jeździł dla mnie do Forks w tę i z powrotem po różne dziwne przekąski. Rose i Alice siedziały i obserwowały zdegustowane, jak pochłaniam frytki z sosem czekoladowym. Mniam... frytki oblane czekoladą. Mam nadzieję, że przygotują je dla mnie na baby shower. To jedyna rzecz, która sprawi, że zniosę jakoś ten dzień. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i zeszłam do kuchni. Zastałam tam Esme, która zmywała naczynia po wczorajszej nocy. Byłam troszkę zawstydzona, że jestem tak niechlujnym gościem. Uśmiechnęła się, kiedy przyszłam.
- Jesteś głodna, Leah? - zapytała ochoczo, chcąc mi pomóc, a ja wzruszyłam nieśmiało ramionami.
- W zasadzie myślałam właśnie o zjedzeniu płatków z bananami i sosem czekoladowym – powiedziałam, gdy do moich ust napływała ślina na samą myśl o tym daniu. Esme zachichotała i podeszła do szafki, by wyciągnąć płatki, podczas gdy ja ruszyłam do lodówki po banana.
- Minęło już sporo czasu, od kiedy przestałam być człowiekiem, ale to nie do końca brzmi smacznie – stwierdziła z uśmiechem, wrzucając płatki do miski, podczas gdy ja chwyciłam nóż.
- Gdybym nie była w ciąży, takie połączenie by mnie odrzuciło – przyznałam, krojąc banana na plasterki. Esme wyjęła sos czekoladowy i postawiła na stole przede mną.
- Kiedy ja byłam w ciąży, pamiętam, że uwielbiałam jeść tylko jabłka. Dodawałam jabłko do wszystkiego – skomentowała lekko, siadając przy stole. Zaskoczona, gapiłam się na nią.
- Byłaś w ciąży? - zapytałam, siadając i chwytając sos, który rozlałam po płatkach, jakby to było mleko. Danie wyglądało okropnie, ale moje ciało domagało się tego, musiałam to zjeść.
- Byłam wtedy człowiekiem. Straciłam dziecko i dlatego rzuciłam się z klifu – powiedziała bez żadnych oporów. Prawie udławiłam się łyżką pełną płatków, którą wsadziłam sobie właśnie do buzi. To nie było coś, o czym się mówi tak po prostu przy śniadaniu.
- Dlaczego? - W końcu zdołałam zapytać. Esme zapatrzyła się w przestrzeń, jakby przypominała sobie o wydarzeniach sprzed lat.
- Mój mąż poszedł na wojnę, kiedy ja zaszłam w ciążę. Otrzymałam list z informacją, że zginął na polu walki. Byłam tak zszokowana tą wiadomością, że zemdlałam i upadłam na podłogę, uderzając brzuchem o stół. Tego dnia straciłam męża i dziecko. Nie chciałam dłużej żyć, więc skoczyłam z klifu – powiedziała. Jej głos stał się niewyraźny pod wpływem emocji, jednak po chwili rozchmurzyła się i dodała: Carlisle był tym lekarzem, który przyszedł mi z pomocą, kiedy przynieśli moje połamane ciało do szpitala. Przemienił mnie i teraz mam rodzinę, o której zawsze marzyłam.
Uśmiechnęłam się do niej. To było piękne zakończenie tej smutnej historii. Nigdy nie zastanawiałam się, jakie było życie Cullenów, zanim stali się wampirami. Było mi trudno myśleć o tym, że kiedyś byli zwykłymi ludźmi. Esme wstała, żeby powrócić do zmywania naczyń.
- Dlatego właśnie jestem szczęśliwa, że tu jesteś, Leah. Zawsze. Więcej wnuków to dla nas sama radość – powiedziała nieśmiało, a ja zachichotałam.
- Myślę, że po tych czterech zmienisz zdanie i nie zniesiesz ani jednego więcej – skomentowałam, a Esme również się roześmiała.
Do kuchni wszedł Carlisle i czule pocałował Esme w policzek. Robił tak każdego ranka. Uwielbiałam tu być i widzieć ich szczęśliwych. Kochali siebie nawzajem tak mocno. Cudownie jest oglądać parę, która darzy się miłością po tylu latach.
- Muszę iść już do pracy. Bawcie się dobrze na baby shower! - powiedział do nas obu, uśmiechając się czarująco, nim zniknął za drzwiami.
Wzmianka o baby shower tylko mnie rozwścieczyła. Warknęłam i skryłam twarz w dłoniach.
- Słyszałam warczenie, to znaczy, że Leah musiała już wstać – odezwała się z sarkazmem Rose, która wkraczała właśnie do kuchni. Usiadłam i wywróciłam oczami.
- Ha, ha, Rose. Jesteś bardzo śmieszna – odpowiedziałam oschle, a Rosalie tylko się uśmiechnęła. Nienawidziłam tego, że nigdy nie dała się wciągnąć w dłuższą wymianę złośliwości. Jakby się uodporniła, to mnie jeszcze bardziej frustrowało.
- Pójdę sprawdzić, jak Alice radzi sobie z dekoracjami, może potrzebuje pomocy – powiedziała Esme, tłumacząc powód opuszczenia naszego towarzystwa. Znów warknęłam, ignorując chichot dobywający z wnętrza Rosalie.
- Dlaczego Alice jest taka uparta, by urządzać przyjęcia? - narzekałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej i gapiąc się na Rosalie, jakby to była jej wina, że byłam poddana mękom przyjęcia.
- Leah, to wiele znaczy dla Alice. My nigdy nie będziemy miały baby shower, nawet Bella go nie miała. To pierwszy raz dla Alice. Proszę, nie zniszcz tego, dla niej. - Gdy tylko to powiedziała, wiedziałam, że miała na myśli również to, żebym nie zniszczyła tego dla niej samej. Czułam się całkowicie upokorzona. I wtedy zaczęłam płakać. Boże, jak ja nie nienawidzę być w ciąży. Rosalie patrzyła na mnie, całkowicie zdezorientowana tym, że doprowadziła mnie do łez. Kiedy zobaczyłam jej minę, zaczęłam się śmiać.
- Nie mogę się doczekać, kiedy przestaniesz być w ciąży. Twój stan emocjonalny jest żenujący – odparła bez ogródek, a ja szybko otarłam oczy.
- Ja też – odpowiedziałam szczerze, spoglądając w dół na mój brzuch. Jedno z dzieci kopnęło mnie w odpowiedzi.
***
Siedziałam na kanapie i wyciskałam sos czekoladowy prosto do buzi, podczas gdy reszta bawiła się w grę, pod tytułem: „Jak duży jest mój brzuch”. Niespodziewanie ten dzień nie był taki zły, jak sądziłam. To było całkiem kameralne spotkanie. Przyszły wpojenia: Rachel, zdenerwowana Kim, podekscytowana Claire i Emily w bardzo, bardzo zaawansowanej ciąży. Oczywiście była też Alice, Esme, Bella i Renesmee. To wcale nie była taka wkurzająca impreza, jak myślałam. W zasadzie dobrze się bawiłam. Usiadłam obok Emily, która czuła się troszeczkę zakłopotana.
- Czy ty też uwielbiasz tak bardzo sos czekoladowy jak ja? - zapytałam, próbując oblizać sos z moich zębów. Emily w odpowiedzi chwyciła mocno moje przedramię, a ja zaborczo odsunęłam butelkę z czekoladową wspaniałością. - Naprawdę Emily, uwielbiam cię, ale sos jest mój!
Emily nie zwolniła uścisku i natarczywie pochyliła się w moim kierunku.
- Leah, myślę, że odeszły mi właśnie wody.
- O mój Boże – praktycznie wykrzyczałam i oczy wszystkich zwróciły się na mnie i na Emily. Wszyscy po chwili zrozumieli, co się dzieje, poza Claire, która patrzyła na Esme pytająco. Claire podziwiała Esme, starała się na niej wzorować. To oczywiście pochlebiało tej drugiej.
- Muszę wrócić do La Push. Tam jest akuszerka, która ma przyjąć poród – wyszeptała pilnie Emily. Jej twarz była wykrzywiona bólem. Wstałam, żeby pomóc jej się podnieść. Rachel asystowała mi.
- Rosalie – zawołałam, a Rose od razu chwyciła za kluczki do samochodu.
- Jestem gotowa – powiedziała, znikając momentalnie z domu. Sekundę później usłyszałam dźwięk włączonego silnika.
- Alice – krzyknęłam, ale ta stała już za mną.
- Ja też – odparła i razem z Esme chwyciły Emily pod ręce, by ostrożnie zaprowadzić ją do samochodu.
- Przepraszam za kanapę, Esme – Emily powiedziała z żalem, a Esme tylko pokręciła głową.
- Nic się nie stało – odrzekła słodko. Esme i Alice usadziły Emily w samochodzie obok mnie. Rachel, Kim i Claire, wszystkie wbiły się na tylne siedzenia. Rosalie odbezpieczyła ręczny i ruszyłyśmy do La Push.
Nie byłam tam od czasu, kiedy „chorowałam”. Jak tylko wyszłam z samochodu usłyszałam szepty. Wiedziałam, co wszyscy sobie myślą. Każdy wiedział, że wzięłam ślub dopiero miesiąc temu, a widząc mnie w takim stanie... no cóż, ludzie uwielbiają plotki. Oczekiwałam, że tak będzie i postanowiłam to zaakceptować, skoro nie mogłam powiedzieć im prawdy, ale bycie teraz w środku tego młyna to coś całkiem innego. Gdy zaczęłam się w nich wpatrywać, Rosalie wychyliła się przez okno.
- Leah, przestań się tak gapić na ludzi, straszysz dzieci – zachichotała, a ja pokazałam jej środkowy palec, kiedy odjeżdżała, śmiejąc się. Alice machała i krzyczała, że życzy powodzenia.
Kim i Rachel poprowadziły Emily w stronę domu, a ja podążyłam za nim, trzymając Claire za rękę. Waliłam w drzwi. Czekałyśmy z niepokojem, aż w końcu otworzyła akuszerka. Wskazałam na ciężko oddychającą Emily.
- Wejdźcie, wejdźcie do środka – zapraszała nas do domu. Emily klapnęła z ulgą na łóżku i zaczęła głęboko oddychać. Musiała mieć skurcze, bo wykrzywiała się z bólu i jęczała, trzymając Rachel za rękę. Kim podeszła, by wziąć Claire i wyszeptała, że zabierze ją do domu i poinformuje Sama o stanie Emily. Stałam tam nieruchomo, patrząc, jak Emily wyje z bólu, a akuszerka spojrzała na mnie krótko.
- Lepiej patrz uważnie, wygląda na to, że twój czas też się zbliża – skomentowała.
Kiedy to usłyszałam, zacisnęłam dłoń na ustach i wybiegłam na zewnątrz. Prawie spadłam ze schodów i uklękłam na kolana w ogrodzie, by zwrócić zawartość żołądka. Usłyszałam, że ktoś za mną się śmieje i odwróciłam się, by sprawdzić. To był Sam. Stał i przyglądał mi się.
- Powiedz cokolwiek, a nie żyjesz – wymruczałam, czując się okropnie. Wytarłam usta zewnętrzną częścią ręki.
- Wszystko w porządku? – zapytał, ukrywając uśmiech, kiedy podawał mi chusteczkę, którą wzięłam z wdzięcznością.
- Nic mi nie jest – odparłam posępnie, ocierając usta chustką. Potem wskazałam na drzwi wejściowe do domu i dodałam: - Emily jest w środku.
Sam nie poruszył się od razu. Zamiast tego stał w miejscu i wpatrywał się we mnie z czułym uśmiechem na twarzy. Przesunęłam się trochę zakłopotana, zastanawiając się, czy mam jeszcze na twarzy wymiociny.
- Wyglądasz dobrze, Leah. Wyglądasz na szczęśliwą. To mnie cieszy – powiedział szczerze, a ja uśmiechnęłam się.
- Dzięki, Sam – odparłam, wskazując na drzwi – a teraz idź do środka. Em cię potrzebuje.
Sam kiwnął mi głową i pobiegł do góry, a później zniknął w środku. Stałam tam, patrząc, jak odchodzi, a później wyjęłam komórkę i zadzwoniłam do mojego męża.
- Jake, przyjedź tu i uratuj mnie, zanim znowu zwymiotuję – zażądałam zrzędliwie, spoglądając na moją sukienkę pokrytą wymiotami. Dlaczego to musiało przydarzyć się właśnie mi?
- Lubię, kiedy świntuszysz – odpowiedział Jake pod drugiej stronie. Warknęłam do słuchawki.
- Uratuj mnie natychmiast. Byłam u akuszerki w La Push i zastanawiam się nad tym, by nigdy nie rodzić – zagroziłam, gapiąc się na brzuch.
- Jestem już w drodze, kochanie – odpowiedział szybko, a potem dodał: - Będziesz musiała urodzić.
- Nigdy! - krzyczałam do telefonu, a on zaśmiał się i zakończył rozmowę.
Nadąsałam się i poszłam usiąść na schodach, niecierpliwie czekając na niego. To chyba był mój najgorszy dzień.
Później tego wieczora Rachel zadzwoniła, by powiedzieć nam, że Emily powiła chłopca i że nazwali go Levi. Następnego dnia poszliśmy ich odwiedzić. Był wspaniały. Ciemna skóra, czarne włosy i słodziutka, malutka buzia. Po tym, jak go zobaczyłam, zaczęłam oczekiwać narodzin moich własnych pociech, ale jednocześnie czułam się przerażona. Tylko jedna rzecz kazała mi się nie poddawać. Wyobrażanie sobie, jak będą wyglądały moje dzieci. Nie mogłam się doczekać, kiedy je zobaczę.
_________
* wampirusy - to moja odpowiedź na słowo vamp, jako że w wypowiadanym kontekście ma ono znaczenie obraźliwe.
Jak teraz nie zobaczę komentarzy, to już nie wiem, co Was może wzruszyć, żeby mi coś naskrobać, jak nie cudowne szczeniaczki Blackwater
Za komentarze pod poprzednim rozdziałem dziękuję: Cara, iga_s, Seanice... dzięki Wam miałam siłę na ten rozdział. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 16:57, 16 Sie 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
iga_s
Wilkołak
Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 15:40, 16 Sie 2009 |
|
Przeczytałam ten rozdział już w oryginale, ale nie ma to jak tekst w ojczystym języku, więc przed chwilą przejrzałam też Twoje tłumaczenie. :)
Od razu, jak tylko wspomniano o tajemniczej "chorobie" powodującej wymioty, zorientowałam się, że Leah jest w ciąży, więc to nie było jakąś szczególną niespodzianką. Ale potem... Kompletny szok. Jeszcze że czworaczki, to bym jakoś zrozumiała, ale że ciąża przebiega jak u samicy wilka... Bez komentarza. :D Rozbawiły mnie zachcianki kulinarne Lei, szczególnie frytki z czekoladą. :D Jak ona w ogóle mogła to przełknąć?
To tyle o treści. Nie będę się znowu rozpisywać, chociaż jeszcze bym coś skrobnęła (a raczej wystukała). :D Tłumaczenie jak zwykle bardzo dobre, tylko że chyba pomyliłaś słówko "groan" (jęknąć) z "growl" (warczeć), bo w paru miejscach mi to nie pasowało, np. tu:
Cytat: |
- Leah! - Zawołał mnie głos z dołu. Warknęłam. |
Dlaczego Leah miałaby warczeć? (a tak na marginesie to "zawołał" powinno być chyba z małej litery). :D Zresztą w oryginale jest:
Cytat: |
“Leah!” a voice called to me from downstairs and I groaned. |
I tutaj enter chyba niepotrzebny:
Cytat: |
- Są tego zalety, przynajmniej będziesz w ciąży tylko przez następne dwa miesiące – stwierdził Jacob, starając się poprawić mi humor, ale zamiast tego doprowadził mnie do łez. Cholerne,
ciążowe hormony. |
To na koniec pozdrawiam i życzę chęci do tłumaczenia następnych rozdziałów. :)
PS. I jeszcze jedno:
Pernix napisał: |
Pozwolę sobie na mały offtop, bo nie mogę uwierzyć... |
W co Ty uwierzyć nie mogłaś? :D Że masz jakąś "milczącą czytelniczkę" czy że to właśnie ja nią jestem? :D |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Nie 15:54, 16 Sie 2009 |
|
Że Ty nią jesteś! ^^
A i dziękuję za zwrócenie uwagi na błąd merytoryczny, faktycznie pomyliłam się z rozpędu.
Jeśli zaś idzie o "zawołał" to chyba nie błąd, tyczy się bezpośrednio wypowiedzi.
skoro:
-Leah! - zawołała Rachel.
jest ok, to:
-Leah! - zawołał mnie z dołu głos też powinno być dobrze.
Hmm... musiałabym się zapytać autorytetu w tej dziedzinie (dla mnie), thin. :)
Aa niepotrzebną spację też usunęłam. Dzięki. Właśnie zobaczyłam, że też coś tłumaczysz. Muszę koniecznie przeczytać. :)
Pozdrawiam. P. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 16:00, 16 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Cullen Alice
Wilkołak
Dołączył: 17 Mar 2009
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Białystok
|
Wysłany:
Nie 16:00, 16 Sie 2009 |
|
Bardzo, bardzo fajny rozdział.
Ja też oczywiście od razu skapnęłam ocb z tą chorobą.
Bardzo ciekawie opisana reakcja Jacoba.
W ogóle wszyscy bardzo fajnie zareagowali.
A Leah jak zawsze świetna.
Te jej gatki są rozbrajające.
Normalnie nie wiem co powiedzieć...
...a już wiem.
Świetna robota Pernix.
Wspaniale tłumaczysz i to jak szybko.
Czekam na kolejną część ich losów.
Pozdrawiam,
Cullen Alice |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Violet
Wilkołak
Dołączył: 02 Cze 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 18:02, 16 Sie 2009 |
|
Czy już ci mowiłam, że ubóstwiam Cie za to tłumaczenie? :) :D
w sumie pewnie z setki razy ale jeszcze jeden nie zaszkodzi
Czworaczki? Niezle :D twierdze ze przy jednym dziecku mozna całkowicie oszalec, a co dopiero przy czworce :D... |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Asha
Wilkołak
Dołączył: 20 Cze 2009
Posty: 124 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: A gdzie Seth? ^^
|
Wysłany:
Pon 11:23, 17 Sie 2009 |
|
Wróciłam
I tu widzę miłą niespodziankę w postaci dwóch nowych rozdziałów :D
Oczywiście przeczytałam no i tak : niezły autorka miała pomysł na "wilczą" ciąże :) i będą cztery małe wilczki, przepraszam, cztery małe wilkołaki :D
Jedna rzecz mnie wkurzyła, zachowanie Sama w dniu ślubu. Jak on mógł prosić i sugerować Lei, że mogli by być razem! Ma szczęście, że się poprawił.
No, to by było na tyle. A i jeszcze zastanawiam się jak będą wyglądały dzieci Lei i Jacoba i jakiej będą płci :P Może "niedługo" Leah nie będzie jedyną zmiennokształtną kobietą ?
Błędów żadnych nie wyłapałam może przez to że byłam już śpiąca czytając to tłumaczenie a może (lub na pewno) dlatego, że ich nie było
Czekam na więcej :D
Buziaki ;* |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Pon 12:53, 17 Sie 2009 |
|
Hm... Szczerze mówiąc to po tym rozdziale mam dość mieszane uczucia. Z Leah zrobiły się jakieś ciepłe kluchy. Początkowo gdy sama zrzucała to na fakt, że jest zakochana jakoś to trawiłam, a teraz już nie do końca. W ogóle RS zrobiło się jakieś zbyt słodkie ostatnimi czasy. I ta ciąża niezbyt mi przypadła do gustu. Chyba, że okaże się, że Leah urodzi szczeniaki a nie dzieci ^^
Twoje tłumaczenie jest jak zwykle bez zarzutu, wszystko się czyta bardzo miło i lekko, tylko ja chyba zaczynam mieć poważne zarzuty do treści. Początkowo bardzo mi się podobało to ff, właśnie ze względu na Leah, która miała swój charakterek i cięte riposty. Jednak teraz zaczyna mi tego brakować. Sama nie wiem, może to tylko takie wrażenie, mam nadzieję, że po następnych rozdziałach minie.
Czekam na kolejne części, choć szczerze mówiąc bardziej mnie ciekawi ciąg dalszy ff Twojego autorstwa
Pozdrawiam ;* |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Pon 13:29, 17 Sie 2009 |
|
Asha, cieszę się, że wróciłaś, brakowało mi Twoich wrażeń odnośnie ff. :)
niobe, po trosze rozumiem Twoje rozczarowanie, ja jednak jestem po lekturze całości i czytam kontynuację. Mogę Ci obiecać, że z Leą to przejściowa sprawa. Odzyskamy ją i jej charakterak również w nowej postaci, ale o tym cichosza
Co do Lei. Faktem jest, że dziewczyna złagodniała na dobre... Osiągnęła wszystko, co chciała. Jej miłość jest odwzajemniona, będzie miała dzieci, o których marzyła, stanie się troskliwą matką, temu nie mogę zaprzeczyć. Niemniej jednak pokaże nam jeszcze swoje pazurki. Choć opowiadanie prowadzone jest w narracji pierwszoosobowej i obserwujemy je z punktu widzenia Lei, jest bogate w wątki poboczne. Zaletą tego ff jest to, że fabuła nie skupia się tylko na Lei i jej kluchowatości. Mam nadzieję, że dostrzeżesz to, co ja widzę w tym opowiadaniu. :)
Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że Kristine i ja jako jej translator nie stracimy wiernej czytelniczki. :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kviatyk
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/3
|
Wysłany:
Pon 17:18, 17 Sie 2009 |
|
Brak mi słów. FF boski! Bardzo dobra robota w tłumaczeniu. Co do samej treści: bosko leah z JaCOBEM! no i Nahuel się załapał :D Ostatni rozdział powala, Porównanie do wilków wymiata! Cóż czekam na dalsze części. Ofc te po polsku :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
AngelsDream
Dobry wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 108 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pon 19:25, 17 Sie 2009 |
|
Miałam przynajmniej co przeczytać. :) A zrobiło się ciekawie - pytanie, czy dzieci nie będą od początku zmiennokształtne - to by było wyzwanie. Poczwórne, dodatkowo. Mnie osobiście dzieci przerażają w każdej formie i wieku, więc proszę nie oczekiwać szalonego entuzjazmu pod rozdziałem, w którym sporo jest o mdłościach i odchodzeniu wód płodowych. O brrr...
Za to lubię Carlisle'a - widać jest również utalentowanym weterynarzem. Nie mogłam się powstrzymać. Wiem, że to brzydko. Całkiem normalna reakcja Jake'a i ciekawe, że autorka oszczędziła nam pięciu rozdziałów z erotyką. Ale tak jest lepiej, to pasuje do RS. No i teraz co? Czekam na dalszy ciąg, bo jeszcze sporo przed nami. I jak się domyślam, jeszcze będzie pod górkę. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Sob 13:09, 22 Sie 2009 |
|
Przeczytałam, Pernix, przeczytałam. Teraz się tylko zbieram w sobie, by ci coś konstruktywnego napisać, bo powiem szczerze, że uczucia względem tego tekstu to ja mam mieszane.
Zacznę może od tego, że ponoć zromantyczniałam nieco z wiekiem. Ale nawet ten mój świeżo nabyty romantyzm nie zawsze mi pomaga i tekst powyżej zalicza się właśnie do owego "nie zawsze". Początkowo opowiadanie bardzo mi się podobało. Główną postacią była Leah - Leah, która próbuje być inna, która się zmienia, która nie chce być skazana na wieczny ostracyzm i tępi swoje pazury i kły, żeby nie być już taką suką, jaką kiedyś była. Całkiem logiczne. Ludzie, którzy sami skazują się na samotność, często później dostrzegają, jak im ich wybór doskwiera i próbują zmienić tę sytuację. Trudno to idzie, bo trzeba zrezygnować ze swojego "ja", ponieważ to, jacy byliśmy, nie jest akceptowane przez otoczenie. Owe otoczenie Leę akceptowało, ale tak samo akceptuje się fakt, że ma się np. wybitnie wredną siostrę - z tym trzeba po prostu żyć. Lei najwyraźniej nie jest z tym miło. I chce być inna, choć to niewygodne. I ten motyw bardzo mi się spodobał. Tak samo jak podejście autorki tekstu do tego całego zakichanego "wpojenia". Jake z tym walczy, by nie dać się skazać na jedną osobę. Która w dodatku wcale nie musi się przecież poddawać tym uczuciom. Meyer wykazała się skończoną naiwnością, jeśli wierzyła, że wystarczy, by jakiś facet cię adorował bite 24 godziny na dobę i się dla ciebie zmieniał, byś tak po prostu odwzajemniła jego uczucia. Bywa, że się adoratora po prostu nie chce. Jest fajny, jest przyjacielem, niemal bratem, ale nie musi być wcale kochankiem. Aczkolwiek nie wiem, jak rozumieć teksty autorki typu "wpojeni nie zdradzają". O ile pamiętam wpojenie dotyczyło tylko jednej strony; druga miała tylko swoje uczucia. Dobra, nieważne. Mały prztyk.
Niezły był też motyw z Leą zakochaną w Jake'u. Całkiem przyjemny, choć wciśnięty jakby na siłę. No i właśnie tu się zaczął problem. Jak opowieść o watasze mi się podobała, tak im dalej w las, tym większy harlequin i coraz ciężej mi się to czytało. Wielka miłość Jacoba i Lei, pilnowanie jej dziewictwa (ekhm, czy przypadkiem w 4 tomie nie było coś o tym, że Leah BYŁA z Samem?), potem ślub. Wykończyła mnie ciąża. Powiedziałam "dość". Ja już dalej nie mogę.
Tak więc opowiadanie zaczynało się ciekawie, ale potem poleciało w dół, po najmniejszej linii oporu. Cenię to, że autorka oszczędziła nam chociaż erotycznych wygibasów w wykonaniu Jacoba i Lei, ale cała reszta... Ciekawy temat z walką z wpojeniem (nawiasem pisząc za naiwne uważam zerwanie go, bo jedna ze stron "z uczuciem" powiedziała, że kogoś nie chce) został potraktowany jako marne preludium do historyjki o miłości jakich wiele.
Odnośnie tłumaczenia - całkiem sprawne. Widzę, że starasz się zachować gry słowne, a przy tym pisać po polsku, a nie po polskiemu. Trochę błędów jednak ci się zaplątało. Rozdział poprawiany przez Angels był chyba najlepiej dopracowany. Pisałam ci już na priva, żem leń, więc nie zajęłam się wypisywaniem wszystkiego, co rzuciło mi się w oczy. Za dużo tego było. Myślę jednak, że jeszcze raz wrzucisz to opowiadanie do bety. Kiedyś. Może.
Nie wiem, czy będę dalej czytać. Możliwe, że tak, aczkolwiek raczej z przyzwyczajenia niż rozradowania nad tym, jakie to opowiadanie świetne. Myślę jednak, że to zrozumiesz, dlaczego, po tym, co o nim napisałam.
Pozdrawiam i weny życzę do tłumaczenia, pisania etc.
jędza thin |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Sob 13:12, 22 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
cardmire
Nowonarodzony
Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 45 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Katowice
|
Wysłany:
Śro 15:37, 02 Wrz 2009 |
|
Jak mam być całkiem szczera, to to opowiadanie na początku zachwyciło mnie. Z uporem maniaka czekałam na nowy rozdział i gdy już się pojawił, to pożerałam go w całości. Ale od któregoś rozdziału, a konkretnie ten w którym Jake oświadczył się Leach coś mi się popsuło. Z reguły lubię sielanki i happy endy, ale to już jest dla mnie przesada. Leach straciła cały swój charakter miejscami zrobiła się wręcz wulgarna. Z Bellą nie potrafiła się dogadać, a z Alice tak? Moim zdaniem jest to mocno naciągnięte, bo ja rozumiem, że ludzie nadają na różnych falach, ale to przecież Bells była przyjaciółką Alice czyż nie? No więc ona (Al) nagle zmieniła upodobania i przyjaciół? Bo szczerze mówiąc wszyscy ciągle skaczą wokół Lei. Zaczyna mnie to na maksa denerwować.
Ok, wiem, że się bardzo rozpisałam ale człowiek musi napisać co mu na sercu leży. Wiem, też że wkładasz w to tłumaczenie naprawdę wiele pracy, ale zraziłam się to tego ficka i nie sądzę bym w dalszym ciągu śledziła losy bohaterów. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Seanice
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 15:59, 02 Wrz 2009 |
|
A mi się nadal podoba. Może i Leah stała się bardziej "miękka", ale mimo wszystko ją lubię. Rozdział podobał mi się. Może i prowadzą to sielankowe życie, ale co to by było za FF, gdyby ciągle działo się coś złego i zaskakującego? Moim zdaniem Leah i tak już dużo przeszła, więc zasługuje na trochę "normalnego", spokojnego życia.
Nie mogę się doczekać kolejnej cześci.
Pozdrawiam,
Seanice. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Laureniaa
Wilkołak
Dołączył: 27 Mar 2009
Posty: 137 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z nieba
|
Wysłany:
Śro 18:34, 02 Wrz 2009 |
|
Hej piękna!
Piszę bo nie mogę się doczekać następnej części.
Wciągnęłaś mnie na dobre w świat Blackwaterów i chyba z niego na razie nie wyjdę.
Czekam : )) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Pią 20:38, 04 Wrz 2009 |
|
Pojawiły się krytyczne głosy i nie mogę się do nich nie ustosunkować.
Powiem szczerze, że dla mnie również jest za słodko i momentami za naiwnie, ale cóż, pokochałam ten ff z wszystkimi jego wadami i niedorzecznościami, jak każda matka, która nie zauważa niedoskonałości. Pozastaje mi wierzyć, że ktoś ze mną zostanie i ktoś jeszcze będzie wyczekiwał RS, zostało jeszcze osiem rozdziałów do końca.
cardmire napisał: |
Z Bellą nie potrafiła się dogadać, a z Alice tak? Moim zdaniem jest to mocno naciągnięte, bo ja rozumiem, że ludzie nadają na różnych falach, ale to przecież Bells była przyjaciółką Alice czyż nie? No więc ona (Al) nagle zmieniła upodobania i przyjaciół? |
Uraz do Belli z czasów, gdy ta bardzo zraniła Jake'a, spowodował, że stosunki między dziewczynami były troszkę chłodniejsze. Alice, przynajmniej w tym ff, kocha wszystkich, nie mogła nie polubić Lei, natomiast Leah personalnie nie miała nic do Alice. Poza tym najlepszą przyjaciółką Lei jest Rosalie.
Mam nadzieję, że wyjaśniłam. =)
Kolejna część, aż się boje ją wklejać po ostatnich reakcjach i po wrażeniach mojej bety.
Dziś znów gościnnie betowała: AngelsDream, dziękuję. :*
Dla Cary, naszej mamusi :)
Rozdział 16. Poród... Nie chcę tego nigdy więcej!
Dom przepełnił się, od kiedy razem z Jake'iem zamieszkaliśmy u Cullenów, a i Seth był tam przez prawie cały czas. Z tego powodu Jasper i Alice zadecydowali, że pojadą na dwumiesięczne wakacje. Edward i Bella postanowili do nich dołączyć. Prawdopodobnie chcieli „odkurzyć” swoją miłość i na nowo zaznać romantycznych uniesień. Rosalie została, żeby być przy mnie, za co byłam jej wdzięczna, a Emmett pilnował tego, żeby „Wilczyca nie wykastrowała biednego, niewinnego Jacoba”. Kiedy to mówił, chichotał. Renesmee z Nahuelem odwiedzali nas prawie codziennie. Mieszkali teraz w pobliżu, w willi podobnej do domu Edwarda i Belli. Dostali ją w prezencie ślubnym.
Byłam już w drugim miesiącu. Siedziałam na werandzie w bujanym fotelu, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie wiedziałam Renesmee przez prawie tydzień. To było dziwne. Przychodziła tu z Nahuelem cały czas.
- Rose! - zawołałam. Rosalie przybyła natychmiast, wybiegając z domu z maksymalną prędkością.
- Coś nie w porządku? - zapytała zmartwiona. Wywróciłam oczami w reakcji na jej troskę. Pewnie wyglądałam jak balon, ale według Carlisle'a został mi jeszcze przynajmniej miesiąc do rozwiązania. Rosalie zachowywała się, jakbym miała wyrzucać z siebie dzieci już za sekundę.
- Słyszałaś, co się dzieje u Ness? - zapytałam, a Rosalie zmarszczyła brwi i pokręciła przecząco głową.
Przygryzłam dolną wargę i niechętnie wygramoliłam się z fotela.
- Przejdę się do nich, żeby trochę rozprostować nogi.
- Chcesz, żebym ci towarzyszyła? - zapytała niepewnie, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy. Rose i Emmett zaplanowali na dzisiaj polowanie, a dawno nie jadła.
- Niee, dam sobie radę – zapewniłam ją. Rosalie obdarzyła mnie promiennym uśmiechem i pobiegła do środka, by poszukać Emmetta.
Zwlokłam się po schodach, kolebiąc na boki, a potem zaczęłam podążać do Ness i Nahuela. Gdy tylko dotarłam do domku, wiedziałam, że coś jest nie tak. Zapukałam natarczywie do drzwi, ale nikt nie odpowiadał, więc spróbowałam nacisnąć na klamkę. Drzwi były zamknięte.
- Ness! Ness, jesteś tam? - zawołałam w desperacji, usłyszałam przytłumiony głos dobiegający ze środka.
Spanikowana gapiłam się w drzwi, a potem kopnęłam je z całej siły. Pod wpływem uderzenia wyskoczyły z zawiasów i upadły na podłogę. Uważanie rozglądałam się po wnętrzu, szukając jakiś śladów Ness i westchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam ją skuloną na kanapie. Nie ruszała się, tylko wpatrywała w ścianę. Zdecydowanie nie wyglądała dobrze, to samo tyczyło się jej odrzucającego zapachu. Pachniała, jakby nie kąpała się od wielu dni. Ostrożnie podeszłam do niej.
- Ness, kochanie, co się dzieje? - zapytałam, zbliżając się krok po kroku. Ness spojrzała na mnie. Jej oczy były matowe jakby pozbawione życia, nabrały czarnego koloru. Twarz wyglądała mizernie. Gołym okiem było widać, że nie polowała od dawna.
- Nahuel odszedł, Leah. Powiedział, że nie zniesie tego i nie chce na to patrzeć – wyszeptała, zdenerwowanym głosem. Zmarszczyłam czoło, usłyszawszy te słowa. Zatrzymałam się. Coś było z nią inaczej, ale nie wiedziałam co.
- Na co patrzeć, Ness?
- Patrzeć, jak umieram – powiedziała smutno i wtedy powoli wstała. Westchnęłam ciężko, kiedy zobaczyłam jej powiększony brzuch. Miał te same rozmiary, co mój. Nosiła w sobie dziecko – hybrydę. Dziecko jej i Nahuela. Czułam, jak wzbiera we mnie szał. Nahuel zostawił ją samą w cierpieniach? Zabiję go, jeśli go kiedykolwiek zobaczę. Nie mogłam w to uwierzyć, nigdy nie zwróciłam uwagi na jej brzuch. Sięgnęłam pamięcią wstecz i zdałam sobie sprawę, że zawsze widziałam ją w luźnych, szerokich ubraniach. Nie mogłam tego pojąć. Byłam tak zaabsorbowana sobą, że nie zauważyłam, co się z nią działo.
- Dlaczego nie zadzwoniłaś do Carlisle'a albo do mnie czy Jake'a? - powiedziałam, zmuszając Ness do tego, żeby usiadła. Położyłam rękę na jej ramieniu w geście troski, a ona wtuliła się we mnie, spragniona czułości.
- Kiedy Nahuel odszedł, ja tylko... Nie miałam siły, żeby wstać – wyszeptała. Pocałowałam ją w czubek głowy, jednocześnie sięgając po komórkę.
- W porządku, kochanie – odpowiedziałam, wybierając numer do Rosalie. Ness tylko westchnęła z ulgą.
***
Ness siedziała obok mnie na kanapie, sącząc kubek krwi, którą przyniósł dla niej z pracy Carlisle. Dziewczyna zaczynała wyglądać lepiej. Razem z Rose wykąpałyśmy ją i zmieniłyśmy ubranie. Rosalie przemierzała pokój w tę i z powrotem, Emmett był nadzwyczaj milczący. Jake stał przy oknie i mamrotał coś do siebie. Seth siedział cicho na kanapie razem ze mną i Ness pośrodku, otulając ciepłą ręką ramiona dziewczyny. Esme układała poduszki, żeby upewnić się, że Ness ma wygodnie, a Carlisle badał jej powiększony brzuch.
- Jak długo jesteś w ciąży? - zapytał, uciskając lekko na wypukłość. Na brzuchu było widać kilka bruzd, ale to nic w porównaniu z tym, jak wyglądała Bella.
- Zorientowałam się jakieś dwa miesiące temu. Tydzień albo dwa tygodnie temu powiedziałam tylko Nahuelowi – przyznała wolno Ness. Carlisle uśmiechnął się do niej, aby się uspokoiła.
- Drugi miesiąc, a właściwie prawie trzeci, to dobrze. Ciąża przebiega wolniej niż w przypadku twojej mamy, ale szybciej od zwykłej. - Carlisle zastanawiał się nad implikacjami stanu Nessie, a my wszyscy przyjęliśmy tę informację w milczeniu. Były spore szanse, że dziecko będzie miało więcej ludzkich, niż wampirzych genów i najprawdopodobniej nie skrzywdzi Ness, ale tak samo mogło się okazać, że poród może ją wykończyć. To było wielkie ryzyko, jeśli Ness je podejmie.
- Co więc zamierzasz zrobić w sprawie dziecka, Ness? - Rosalie zadała pytanie, na które każdy chciał poznać odpowiedź. Oczy wszystkich zwróciły się na Renesmee, która miała to samo zacięte spojrzenie jak Bella, gdy była w ciąży. Znaliśmy odpowiedź, zanim zdążyła się odezwać. Była wykapaną córeczką mamusi, to trzeba przyznać.
- Chcę je urodzić.
- Ness, przecież możesz umrzeć – wyznał, ze zmartwieniem malującym się na twarzy, Jake, ale Ness tylko wzruszyła ramionami.
- Nic mnie to nie obchodzi, to jest część mnie i Nahuela, nie zniszczę jej – powiedziała dosadnie. Spojrzała wpierw na mnie, a później na Rosalie. Wiedziała, że my nie pozwolimy nikomu, żeby nakłaniano ją do zmiany decyzji. I miała rację. Rosalie i ja będziemy bronić jej wyboru.
- Ta ciąża powinna przebiegać inaczej niż u twojej mamy. Jesteś półwampirem. To dziecko będzie mieszanką, miejmy nadzieję, że bardziej człowieczą niż wampirzą – powiedział spokojnie Carlisle. Jake warknął, na co uderzyłam jego pięścią w najbliższą ścianę. Wszyscy się wzdrygnęliśmy, a Esme najbardziej spośród nas. Kochała swój dom. Wiedziałam, że Jake czuje się okropnie, traktował Ness jak młodszą siostrę. Świadomość, że ktoś ją skrzywdził doprowadzała go do szaleństwa. Spojrzałam w kierunku Setha, zasmucony kręcił przecząco głową.
- Zabiję tego półpijawkowego bękarta – poprzysiągł w złości Jake. Ness wyglądała na zakłopotaną.
- Nie, Jake, proszę. Ja go rozumiem. On jest przekonany, że matki nie przeżywają. Nie chciał oglądać, jak umieram przy porodzie. - Ness starała się nam wyjaśnić powody postępowania swojego męża, a Rosalie wyniośle pociągnęła nosem, jasno pokazując, że podziela zdanie Jake'a.
- To nie usprawiedliwia jego postępowania, tego, że porzucił cię w taki sposób – odparowała Rose. Ness spojrzała w dół na swoje ręce i odpowiedziała:
- Wzrastał w przekonaniu, że zabił swoją matkę, a teraz myśli, iż zabija mnie.
Drzwi wejściowe otworzyły się i wbiegli przez nie Edward i Bella. Byłam wdzięczna, że się zjawili, jako że mieli podróżować jeszcze przez następnych kilka tygodni. Alice musiała powiedzieć im, żeby wrócili, po tym jak zobaczyła, że Ness jest w ciąży. Edward wiedział o wszystkim, jak tylko wszedł do pokoju, ponieważ słyszał nasze myśli, ale Bella nadal nie miała pojęcia, co się dzieje.
- Wróciliśmy tak szybko, jak się dało. Alice powiedziała, że Nessie nas potrzebuje – wyjaśniła pośpiesznie Bella, a później odwróciła się, by spojrzeć na Ness. Zszokowana, momentalnie przyłożyła rękę do ust: - O Boże!
Podbiegła do Ness, a ja usunęłam się z drogi, by matka mogła pocieszać córkę. Edward stał w miejscu zmrożony jakby był statuą. Patrzył na córkę, na jego twarzy malował się gniew. Mogę stwierdzić z całą pewnością, że wiedział o Nahuelu z naszych myśli. Wyglądał na dostatecznie zdeterminowanego, by wskoczyć do następnego samolotu lecącego do Brazylii i zamordować Nahuela.
- Nawet nie wiesz, jak jesteś bliska swoich przypuszczeń – wycedził, starając się trzymać nerwy na wodzy. Zmarszczyłam brwi tak, jak to robią niegrzeczne dzieci.
- Nie rób niczego głupiego, Edwardzie Cullen! Jedyne zadanie, jakie teraz masz, to być przy swojej małej córeczce – zagroziłam mu. Edward zaczerpnął głęboko powietrze, starając się zniwelować gniew, a potem przytaknął i podszedł do Ness i Belli. Seth odsunął się na bok. Edward i Bella przytulili Ness, która zaczęła płakać. To były łzy szczęścia, cieszyła się, że rodzice są przy niej. Seth podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. Położyłam głowę na jego barku.
Emmett z Jacobem szeptali coś do siebie, stojąc w kącie. Już miałam zamiar podejść do nich, żeby dowiedzieć się, co planują, ale w tej chwili rozstąpili się.
- Bells, gdzie jest ten paszport, który dla mnie wyrobiłaś? - zażądał. I wtedy zaświtało mi w głowie, co też oni zamierzają. Nie mogłabym powiedzieć, że sprzeciwiam się tym planom. Zaniepokojony Seth zmarszczył brwi.
- Gdzie chcesz pojechać? - zapytała niepewnie Bella, Ness chwyciła jej ramię ze zmartwienia. Jake i Emmett spojrzeli na siebie.
- Lecimy do Południowej Ameryki, przywieziemy Nahuela z powrotem.
***
Po dłuższych ustaleniach zadecydowano, że do Brazylii polecą: Emmett, Jake i Seth. Ich zadaniem będzie sprowadzić Nahuela. Ja też chciałam się z nimi wybrać, żeby palnąć tego idiotę w łeb, ale z racji tego, że byłam w ciąży, takie rozwiązanie nie wchodziło w grę. Również Edward próbował dołączyć do chłopaków, ale zadecydowaliśmy, że powinien zostać w domu, by asystować Carlisle'owi przy obu porodach. Musiał się jeszcze sporo dowiedzieć na temat narodzin dziecka. Ness przeprowadziła się do głównej posiadłości, a Bella postanowiła, że będzie dzielić z nią pokój, żeby być zawsze pod ręką. Jasper z Alice wysłali nam wiadomość, że są już w Brazylii i wytropili Nahuela.
Emmett, Jake i Seth spakowali się jeszcze tego samego dnia. Na szczęście Seth wyrobił sobie paszport. Miał go, od kiedy Emmett zrobił mu niespodziankę kilka lat temu i zaprosił na wycieczkę do Australii z okazji urodzin. Jake wziął mnie na stronę, gdy Emmett żegnał się z Rosalie.
- Zostanę, jeśli chcesz – powiedział delikatnie, kładąc z troską swoją dużą dłoń na moim brzuchu. Oplotłam rękoma jego kark i pocałowałam z miłością w policzek.
- Jake, podjąłeś właściwą decyzję. Przywieź Nahuela z powrotem, tylko bądź na czas w domu albo będziesz martwy – wyszeptałam mrocznie, a Jake zachichotał, całując mnie w usta.
- Nie mógłbym za nic w świecie opuścić narodzin naszych dzieci – zapewnił, a potem pocałował mnie jeszcze raz. - Kocham cię, Lee.
- Ja też cię kocham – wymamrotałam mu prosto w usta, przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie.
- Dosyć tego, wasze dzieci będą nosić to piętno przez całe życie – ryknął donośnie Emmett. Jake gwałtownie odskoczył ode mnie i wcisnął się do jeepa Emmetta. Zrobiłam kwaśną minę i oplotłam ramionami klatkę piersiową, a Rosalie stanęła u mojego boku, kręcąc głową.
Patrzyłyśmy, jak chłopcy odjeżdżają na swoją misję. Wiedziałam, że obie mamy nadzieję, iż znajdą Nahuela i sprowadzą go do domu. Ness nie mogła bez niego żyć. Perspektywa rodzenia bez ukochanego na pewno nie była dla niej przyjemna.
***
To było miesiąc później. Obudziłam się w środku nocy, spostrzegłszy, że łóżko jest mokre. Czułam mocne kłucie w brzuchu. Krzyknęłam i natychmiast Bella, Rosalie i Esme znalazły się przy moim boku. Ach... To były zalety mieszkania z rodziną wampirów, które nigdy nie sypiały.
- Leah, odeszły ci wody – powiedziała do mnie Bella. Jęknęłam słabo, ból zelżał na chwilę i momentalnie mój nastrój pogorszył się.
- Naprawdę? - zapytałam z sarkazmem. Bella tylko się uśmiechnęła, dobrze znając mój arogancki styl bycia. Carlisle przecisnął się przez zgromadzone kobiety.
- W porządku, Leah. Sprawdźmy na jakim etapie jesteś – powiedział, przysuwając krzesło do mojego łóżka. Usiadłam w pozycji, którą wskazał, by mógł mnie zbadać. - Okej, zostało już niewiele czasu.
Nagle inny krzyk zaalarmował cały dom. Bella, Rosalie i Esme zniknęły w mgnieniu oka. To była Ness. Najprawdopodobniej ona też zaczęła rodzić. Zerknęłam na Carlisle'a i zauważyłam jego udręczone spojrzenie. Nie wiedział, czy ma zostać ze mną, czy pójść do Ness.
- Carlisle, to będzie standardowy poród, Edward się mną zajmie. Ness potrzebuje doświadczonego lekarza w razie, gdyby coś szło nie tak – powiedziałam do niego. Carlisle zmarszczył czoło. Wiedział, że mam rację. Są szanse, że dziecko Ness wejdzie w kanał rodny i rozedrze matkę na pół. Carlisle musi być przy niej, by zastosować cięcie cesarskie, zanim do tego dojdzie.
- Jesteś pewna? - zapytał. Przytaknęłam właśnie wtedy, gdy miałam silny skurcz.
- Oczywiście.
- Dzięki, Leah – odpowiedział. Zanim zniknął, położył zimną dłoń na moim czole. Krzyczałam, kiedy następowały kolejne skurcze.
- Leah, dziękuję ci – powiedział Edward, wpadając do pokoju i podchodząc do mnie. Usiadłam, opierając się na łokciach i wpatrywałam się w niego.
- Lepiej, żebyś miał przy sobie jakieś środki przeciwbólowe - warknęłam ponuro. Gdy uniósł w górę wielką szprycę ze znieczuleniem zewnątrzoponowym, uśmiechnęłam się do niego i posłusznie położyłam z powrotem. Edward delikatnie przekręcił mnie na obok. Poczułam ból, kiedy wkuł się w kręgosłup, jednak po chwili doświadczyłam rozkosznego uczucia drętwienia. Och, życie jest piękne. Znów obróciłam się na bok, a Edward cofnął się na brzeg łóżka, by sprawdzić, jakie mam rozwarcie.
- Gdzie jest Rose? - zapytałam, czując się trochę skrępowana tym, że Edward Cullen lustruje moje intymne okolice. Przy Carlisle'ie nie byłam zawstydzona, w końcu on jest lekarzem z zawodu. Z Edwardem było inaczej. Zakłopotanie pojawiało się, ponieważ wyglądał jak siedemnastolatek.
- Ostatnio, jak rodziła Bella, ledwo udało jej się kontrolować. Pomyślała, że będzie bezpieczniej dla ciebie i dla dzieci, jeśli zostanie na zewnątrz – wyjaśnił przepraszająco. Gorączkowo spojrzałam na drzwi do pokoju, za którymi, jak się domyślałam, stała Rosalie.
- Rose, proszę. Potrzebuję cię – zawołałam drżącym głosem. Rose weszła do pomieszczenia z rękoma skrzyżowanymi na piersiach.
- Jestem tu, duży dzieciaku – powiedziała sucho. Zaśmiałam się, właśnie gdy nadszedł kolejny skurcz. Rose podeszła i chwyciła mnie za rękę, usiadłszy na brzegu łóżka.
- Rose, jesteś pewna, że dasz radę? - zapytał Edward, a ona tylko wzruszyła ramionami i spojrzawszy w dół obdarzyła mnie swym ironicznym uśmieszkiem.
- Nie jadam psów, nie pamiętasz?
Kiedy tak leżałam, trzymając Rosalie za rękę i patrząc na Edwarda, który bezmyślnie majsterkował przy czymś, by przygotować się do odebrania porodu, moje myśli podążyły nagle w kierunku Jacoba. Pragnęłam, żeby był przy mnie. Miałam nadzieję, że jest bezpieczny, gdziekolwiek się znajduje. Teraz poczułam się przybita, chciałam, żeby był ze mną. Chciałam mieć tu mojego Jacoba.
- Lee! - Jacob wtargnął do pokoju, prezentując swoje idealne Jacobowe wejście. Moje serce podskoczyło na jego widok. Podbiegł do mnie, potrącając po drodze Edwarda i nie zwracając uwagi na jego podirytowanie. Dotknęłam jego twarzy z zachwytem. Nie mogłam uwierzyć, że tu jest. Czułam się jak we śnie.
- Jesteś dokładnie na czas – powiedziałam, a potem wykrzywiłam się w bólu pod wpływem kolejnego skurczu. Przez chwilę ciężko oddychałam, ale tym razem skurcz był krótszy niż poprzednie. Czas rozwiązania był coraz bliżej.
- Podziękuj za to Alice – odpowiedział, z miłością odsuwając włosy z mojego spoconego czoła.
- Tak zrobię, zaraz po tym, jak urodzę czwórkę naszych maluchów wielkości arbuza przez szparę rozmiaru orzeszka ziemnego – wykłapałam zrzędliwie. Jake zaśmiał się i pocałował mnie w głowę. Był w takim nastroju, że nic, co powiem, nie mogło go zdenerwować.
- Okej Leah, nadchodzi następny skurcz, zacznij przeć – poinstruował Edward. Chwyciłam Jake'a i Rosalie mocno za ręce i przygotowałam się na to, co mnie czeka. Gdy nadszedł skurcz, warknęłam i parłam tak mocno, jak tylko potrafiłam. Kilka pchnięć później, usłyszałam to. Płacz dziecka, mojego dziecka. Uniosłam się do góry na łokcie, by spojrzeć na Edwarda.
- To chłopiec – poinformował, uśmiechnąwszy się, gdy podawał noworodka Rosalie, która zaczęła go obmywać. Malec protestował przeciw kontaktowi z wodą i zaczął krzyczeć jeszcze głośniej. Jake pośpieszył, by go wziąć, gdy tylko Rose zawinęła go w rożek. Spojrzał ma mnie, uśmiechając się dumnie, łzy spływały po jego twarzy, gdy zerkał na naszego syna.
- On jest doskonały, Lee – powiedział zdławionym głosem. Skierowałam otwarte ramiona w stronę Jacoba, żeby podał mi mojego pierworodnego, ale Edward stuknął mnie w nogę, żeby przyciągnąć moją uwagę.
- Jeszcze nie skończyłaś, Leah. Trójka przed nami – przypomniał, a gdy nadszedł następny skurcz, znów warknęłam i parłam. Kiedy moje następne dziecko ujrzało świat, Edward, uśmiechając się, podniósł je w górę, żebym mogła zerknąć, zanim poda noworodka do Rose.
- Kolejny chłopak – poinformował nas. Ponuro rzuciłam oko na Jake'a.
- Lepiej, żeby tam gdzieś była dziewczynka – zagroziłam mu, myśląc o pozostałej dwójce, która siedziała w moim brzuchu. Jake zachichotał i włożył mi w ramiona naszego pierworodnego. Miał rację, synek był idealny. Ciemna karnacja, malutkie rączki, które ściskały mnie za palce i kępka ciemnych włosów.
- Możemy go nazwać Harry? - zapytałam, a Jake przytaknął. Wiedział, że nadanie dziecku imienia po moim ojcu było dla mnie bardzo ważne. Harry przestał płakać i ziewnął.
- Leah, czas na kolejne, przygotuj się – powiedział pilnie. Jake zabrał ode mnie Harry'ego i ułożył go w jednej z czterech kołysek, które zrobił dla nas Charlie.
Kilka godzin później, Edward ostrożnie umieścił w moich ramionach ostatnie dziecko. Westchnęłam z ulgą. Nigdy więcej nie chcę przez to przechodzić, nigdy!
- Pójdę sprawdzić, co u Nessie – powiedział szybko, a Jake przytaknął. Edward był tak cierpliwy, opiekując się nami. Mogłam sobie tylko wyobrazić, jak bardzo martwi się o swoją jedyną córkę.
- Oczywiście – odparłam ze zmartwieniem w głosie. Edward kiwnął twierdząco głową i zniknął. Rosalie dotknęła delikatnie mojej twarzy, szepcząc słowa gratulacji, a potem, nim oddaliła się, uśmiechnęła się do Jacoba. Mieliśmy teraz chwilę dla siebie i dla naszych dzieci.
Przesunęłam się na brzeg łóżka, gdy Jacob położył obok mnie pozostałą trójkę maluchów, ja trzymałam najmłodszą córkę. Harry, Ephraim, Abigail i Esther. Na szczęście dla Jacoba urodziły się dziewczynki, dwa urocze robaczki:*. Wszystkie nasze pociechy były idealne. Takie nasze małe cuda.
- Kocham cię, Leo Black – Jacob wyszeptał, całując mnie delikatnie w usta.
- Ja ciebie też kocham, Jacobie Black – odpowiedziałam z pełnym przekonaniem, uśmiechnąwszy się do niego, a potem oboje z zachwytem spojrzeliśmy na nasze dzieci. Jednak jedna myśl mnie rozproszyła. - Czy Nahuel wrócił?
- Taa, „przekonaliśmy” go – burknął, uderzywszy pięścią w swoją rękę, spojrzałam na niego spode łba.
- Jacobie Black... - rozpoczęłam swój wykład, Jake zbliżył się do mnie i zakrył usta dłonią.
- Tylko żartowałem, Leah. Kiedy powiedzieliśmy Hulien, że Nahuel zostawił ciężarną Nessie, opieprzyła go ostro i kazała mu wracać do domu – wyjaśnił. Westchnęłam z ulgą. - Był naprawdę przerażony, że dziecko ją zabiję, nie mógł po prostu znieść widoku umierającej żony.
Zmarszczyłam brwi na słowa Jacoba. Lepiej niech nie współczuje temu półbękartowi?
- Hej wilcza mamuśko i tatusiu, możemy zobaczyć dzieci? - Alice wściubiła głowę przez drzwi, zaraz za nią stał Jasper, a Emmett minął ich i wepchnął się pierwszy do środka, nie czekając nawet na naszą odpowiedź.
- Pewnie, wejdźcie – powiedziałam oschle. Alice podbiegła i natychmiast wzięła na ręce Abigail, a potem pocałowała ją delikatnie w buzię. Emmett trzymał już w górze Ephraim'a i mamrotał mu coś szeptem o rozgrywkach futbolowych, które będą razem oglądać. Jake pocałował mnie w czubek głowy i wyszeptał, że pójdzie sprawdzić, co u Nessie. Przytaknęłam na zgodę, również chciałam wiedzieć, w jakim jest stanie. Najprawdopodobniej musi być w dobrej formie, w innym wypadku Alice, Emmett i Jasper nie byliby tacy radośni.
Jasper stał w drzwiach nieco zakłopotany. Wskazałam na niego, żeby do mnie podszedł, co zrobił bardzo niepewnie.
- Chodź, Jasper, mam tu jeszcze dużo do zaoferowania – zażartowałam, wskazując na pozostałą dwójkę noworodków. Wampir powoli podszedł i spojrzał na nie z zachwytem.
- Są wspaniałe, Leah, powinnaś być z nich dumna – odparł zdumiony. Sięgnął ręką, by dotknąć twarzy Harry'ego. Harry poruszył się, ale nie obudził.
Wzięłam Harry'ego w ramiona i podałam go Jasperowi, który wyglądał na przerażonego, ale ostrożnie przyjął zawiniątko w swoje ramiona. Uspokoił go fakt, że Harry nie płakał. Rosalie przedarła się, by podejść do boku mego łóżka i kiedy przytaknęłam, podniosła Esther. Przytuliła ją do siebie i zaczęła do niej gaworzyć z miłością.
Kiedy tak obserwowałam, jak Rosalie, Emmett, Alice i Jasper tulą moje dzieci, uświadomiłam sobie, że żadne dziecko na świecie nie będzie miało tak kochających cioć i wujków, jak ta czwórka małych ludzików. Jacob wrócił do pokoju i usiadł obok mnie na łóżku. Okolił mnie ramieniem tak, że mogłam oprzeć głowę na jego torsie.
- Jak się czuje Ness? - zapytałam, lekko ziewając. Boże, jaka ja byłam zmęczona. Rodzenie dzieci to solidny wysiłek.
- Dobrze, Carlisle zrobił cesarskie cięcie, urodziła się im dziewczynka. Nigdy nie zgadniesz, jak jej dali na imię – powiedział Jake, głaszcząc mnie delikatnie po włosach. Przekręciłam głowę i spojrzałam na niego zaciekawiona.
- Jak?
- No cóż, wiesz, że Bella lubi tworzyć imiona, łącząc dwa inne? - odpowiedział, wykrzywiając się nieznacznie w bólu. Wywróciłam oczami. Biedna Ness.
- O Boże, to połączenie imienia Rose z Bellą, Rosella lub coś w tym rodzaju, albo kombinacja – Jasper z Emmettem, Jammett? - Zaśmiałam się z absurdalności własnych pomysłów, podczas gdy pozostali chichotali, choć jednocześnie obserwowali, jak zareaguję.
- Blisko, Ness postanowiła dodać Twoje imię do mojego – Jake przekazał mi gorącą wiadomość, a ja otworzyłam buzię ze zdziwienia. Moje i jego imię razem? Co z tego mogłoby powstać? Chociaż, nie powiem, schlebiało mi to.
- Co? Jak to niby miałoby brzmieć? - zapytałam z niedowierzaniem. Jake zrobił budującą napięcie pauzę i w końcu wydusił z siebie:
- Jaylah.
Zapadła cisza, musiałam to przetrawić, Jaylah. Podobało mi się.
- Och... więc... to nie jest takie złe, właściwie to całkiem fajne imię – zgodziłam się, ponownie ziewając. Jake podrapał mnie po plecach.
- Jesteś zmęczona, Lee? - zapytał, a ja przytaknęłam. - Powinnaś odpocząć.
- Ale dzieci... - zaprotestowałam słabo. Rosalie podeszła i delikatnie popchnęła mnie, żebym się położyła.
- W porządku, Leah, my się nimi zajmiemy – zapewniła mnie, a ja uśmiechnęłam się z wdzięcznością, kiedy wszyscy zniknęli z pokoju, zostawiając mnie z Jake'm sam na sam.
Jake wyglądał niepewnie, nie wiedział, czy zostać, czy zostawić mnie w spokoju. Uścisnęłam jego rękę.
- Zostań – poprosiłam. Wtedy położył się obok tak, żebym mogła opierać się o jego klatkę piersiową.
Wtuliłam się w niego i po chwili zasnęłam.
______
* To tak na cześć naszego forowego Robaczka, choć wiem, że akurat tego ff nie czyta. ^^ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
AngelsDream
Dobry wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 108 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pią 21:00, 04 Wrz 2009 |
|
Pernix, poprosiła mnie o betę tego rozdziału i zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby sprawdzić tekst dokładnie. Chociaż kilkukrotnie skręciło mnie w supełek. Julia tłumaczy dobrze, ale samo opowiadanie zleciało na łeb na szyję. Szczegóły są nieprzemyślane. Nie mówiąc już o ewidentnych bzdurach. Leah okazuje się być wszechwiedząca. Emmett i Seth przyjaźnią się od lat (sic!). Na deser zamieszanie z paszportami, na które uwagę zwróciła mi sama Pernix, o wizjach Alice już nawet nie wspominam. Kiedy pisze się tekst o istotach dysponujących super mocami należy na te moce bardzo uważać, bo można się przejechać... Tu poślizgów starczy na kilka mocnych tekstów erotycznych.
Zalety? Na pewno jakieś są. Odzywki Lei i Rose. I w sumie jeśli chodzi o ten rozdział moja wena komentatorska umiera - uważam go za autorską porażkę i kopanie RS po brzuchu. Czytam i betuję ze względu na tłumaczkę. Mam nadzieję, że następny będzie odrobinę lepszy. Przeraża mnie wizja tylu dzieci w jednym opowiadaniu. Normalnie Wampir w Żłobku albo Dzieci z Forks... Zapowiadało się świetnie, a tymczasem spłycono postać Nahuela i jego motywy. Wszystko to powoduje, że mam ochotę warczeć i wyć, choć jeśli ktoś lubi lukier w wersji hurtowej, to się nie zawiedzie.
Miałam być delikatna i subtelna, ale chyba mi nie wyszło. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Seanice
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 21:23, 04 Wrz 2009 |
|
Szczerze mówiąc zawiodłam się trochę. Dobiła mnie sprawa z tym Nahuel'em. Na miejcu autorki napisałabym o niej coś więcej lub w ogóle pominęła. I trochę zdziwiło mnie to, że Renesmee i Leah sa tak zsynchronizowane. W tym samym czasie zaręczyny, ślub, ciąża, a nawet poród. To takie sztuczne, nierealne.
Słodko, słodko, aż za słodko. Zdziwiła mnie Leah, bez obaw pozwoliła wmpirom zająć się swoimi dziećmi. Rozumiem, ufała im. Ale jednak, zdziwiło mnie to.
No i sorry, ale czy "normalny" facet zostawiłby żonę, gdy ta jest w ciąży i wróciłby bo "mamusia" go opieprzyła? Skoro Nahuel był taki idiotą żeby zostawić Nessie, a do powrotu przekonały go wrzaski siostry jego matki, to coś tu chyba jest nie tak.
No ale to pomysły autorki, do których się nie mieszam. Cały rozdział wydaje mi się pisany na "odwal się" ale i tak będę wyczekiwac następnych, mam nadzieję, że lepszych, rozdziałów.
Podziwiam cię za to, że tłumaczysz to opowiadanie. Nie straciło u mnie bardzo dużo i nadal mam nadzieję, że następne rozdziały poprawią jego reputację. No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć weny do tłumazenia.
Napewno jeszcze tutaj zajrzę.
Pozdrawiam,
Seanice. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|