|
Autor |
Wiadomość |
Nadia vel Ariana
Człowiek
Dołączył: 20 Mar 2010
Posty: 53 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica...
|
Wysłany:
Wto 20:46, 21 Wrz 2010 |
|
Sekunda
[NZ]
[OOC] – cóż, myślę że trochę, ale nie jakoś strasznie…
[AU/AH]
[AU] - (?) nie wiem czy to się liczy. Hmm, akcja dzieje się głównie w Londynie i Nowym Jorku, ale będzie (tak mi się zdaje) parę scen w Forks, które jest ze świata Twilight, więc…
Lekkie przekleństwa są, ale mało… hm, cóż, na pewno będzie [+13], ale wątpię czy coś więcej…
Pierwszy rozdział dość krótkiego opowiadania „Sekunda”. Z perspektywy Edwarda, ale tylko na razie, nie jestem jeszcze pewna, czy to się zmieni. W zamyśle miało być osiem rozdziałów, ale to jeszcze nie jest pewne. Ten pierwszy można traktować jako taki… hmm, nie prolog, ale wstęp. Nie ma jeszcze żadnych dialogów. Tu i ówdzie może przytrafić się jakiś błąd interpunkcyjny, za co bardzo przepraszam. Rozdziały nie będą zbyt regularne, ale cóż… Tekst miał być nie za długi, ale skłaniający do przemyśleń, nieważne jakich, po prostu. Chyba napisany trochę pod wpływem chwili.
Jeśli jednak ktoś jest w trakcie czekania na coś nowego „Pod powiekami”, to może się skusi…?
To by było na tyle
Rozdział pierwszy
muzyka - [link widoczny dla zalogowanych]
Edward
Nie to, żebym był jakoś strasznie załamany, gdy Bella mnie zostawiła.
To znaczy – całkowicie szczerze. Przecież nigdy nie byłem w niej zakochany, nie mogłem rozpaczać.
Chociaż fakt, że ona to zrobiła, a nie ja, był dość żałosny. Moim zdaniem.
Poznaliśmy się gdy powtarzałem drugą klasę, pijąc i ćpając na przemian, w towarzystwie Rosalie, niezastąpionej w tego typu sytuacjach. Moi rodzice wąchali kwiatki od spodu od dobrych piętnastu lat i byłem zbyt mały, gdy żyli by ich pamiętać, ale nie żeby to powstrzymało mnie przed użalaniem się nad sobą, łażąc z Rosalie po lasach, sklepach, a najchętniej męskich kiblach.
Rose była młodsza ode mnie, piękna, z pełną gracją, figurą, dziwnym sposobem wyrażania się i kilometrowymi kompleksami, których nie rozumiałem. Chodziła za mną cały czas, trąc długą bliznę biegnącą od jej karku aż po biodro, którą zafundował jej jakiś dupek, który przeleciał ją w McDonaldzie poprzedniego lata. Chyba przejechał po niej szkłem, chociaż nie jestem pewien. Royce dostał, cóż, lekkiego świra. Delikatnie mówiąc, ale to była przeszłość, a liczyło się dzisiaj. Rose nie znosiła dzisiaj, nie znosiła siebie i ludzi, braku samotności i picia, tego co robiła i czego nie mogła, tego co chciała i tego czego nie miała, cukierków, właściwie wszystkiego co miało cukier, chłopaków bez mięśni, samochodów, które były zniszczone i poczucia bezsilności, głosu, który ją krytykował i ludzi, którzy prawili jej komplementy. Trudno jest opisać szczegółowo jej charakter. Miała obsesję na punkcie małych dzieci prawdopodobnie dlatego, że z powodu bezpłodności miała ich nigdy nie mieć (podobno z powodu jakiegoś wypadku), ale to nie obchodziło mnie za bardzo. Dziewczyna szalała za moim najlepszym przyjacielem, Emmettem, który przy każdej możliwej okazji wspominał jej, że nie leci na wygląd, bo przecież liczy się wnętrze, a tak naprawdę to ona jest dziwką, a ja kretynem.
Grał w futbol, jadał w Burger Kingu, lubił bić się na pięści, słuchać Eminema i oglądać kasety wideo. Chyba nie wiedział o jej bliźnie, ale z czasem dołączył do naszego małego klubu pijących debili. Był esencją typowego Amerykanina.
Mieliśmy wtedy po dziewiętnaście lat.
A Bella była w mojej klasie i kochała facetów, którzy uważali ją za głupią, naiwną idiotkę i których nigdy nie mogła mieć. Była słodka, niezdarna, podatna na wpływy i cholernie nudna, więc od razu ją polubiłem. Chodziliśmy ze sobą czternaście miesięcy, a kiedy miała już dość bycia z emo-chłopakiem, który dzień i noc zastanawiał się nad swoimi problemami egzystencjalnymi i palił camele, rzuciła mnie, dochodząc. Dziwne. Ale mimo wszystko podobał mi się fajny sposób w jaki to zrobiła, wrzeszcząc moje imię na przemian z obelgami. Była nawet zabawna, miła i lubiła się uśmiechać. Nosiła szerokie czarne bluzy z kapturami spod których nie widać było króciutkich szortów i czarne rajstopy, nie marnowała czasu na makijaż, miała mnóstwo pierścionków na palcach i ładnie pachniała, a w jej bracie, Jasperze, było coś, czego nie znałem.
Jasper był poważny i z samego wyglądu oceniłem, że jest mądry. Miał spokojny wyraz twarzy, mówił głębokim głosem i szanował wszystkich, bez wyjątku. Nigdy nie widziałem kogoś tak szczerego i tak naturalnego jak on. Nosił markowe ciuchy, słuchał muzyki klasycznej, naprawiał ze swoim tatą urządzenia domowe i jeździł z mamą na zakupy, a oni wciąż powtarzali że mógłby się uczyć lepiej i żeby nie pyskował. Był normalny i miły, i zawsze okropnie mu zazdrościłem. Dziwne że nie zacząłem świecić na zielono. Nienawidziłem go przez wszystkie szkolne lata mając ochotę porwać go na strzępy. Posiadał wszystko to, czego tak bardzo brakowało mi i Alice, a ja tak bardzo chciałem wiedzieć, co to jest.
Rose i Emmett obmacywali się publicznie w czasie balu na zakończenie liceum co zaczęło mnie cholernie wkurzać, a po pewnym czasie Rosalie też się znudziło i wyjechała z Riley’em McPershonem na studia do Chicago. Myślę, że chodziło o to, iż Emmett nie mógł się jej odwdzięczyć za robienie loda, bo nie pozwalała mu odsłaniać swojej blizny, więc to on ją zostawił, ale tak naprawdę wszystko jest możliwe. Nie wiem dokładnie, jak to było. A poza tym to ona nie potrafiła rozmawiać z chłopakami. Obydwoje byli tak różni, tak pełni sztuczności i strachu, tak dobrze udający, aroganccy i dumni, że po prostu nie mogli ze sobą wytrzymać.
O Riley’u McPershonie mówiło się, że jest gejem. On i Bella trochę się przyjaźnili i jestem całkiem pewien, że widziałem, jak Rosalie i Bell rozmawiały razem na zakończeniu roku, a potem poszły do Rose do domu.
Nie wiedziałem po co. Nie wtrącałem się, jak zawsze.
Moja młodsza siostra, Alice, nie skończyła liceum, nie poszła na studia i wyprowadziła się do Nowego Jorku. Wiedziałem, że ma pracę i że z jakiegoś powodu dużo zarabia, chociaż nie wiedziałem na czym. Przed skończeniem liceum umawiała się dużo czasu z Jasperem, myślę że może nawet dłużej niż ja i Bella, ale potem on ją rzucił i wyjechał. Myślałem że pojechała za nim do Nowego Jorku i uważałem, że jest żałosna, ale wcale tak się nie stało. Miałem się o tym jeszcze przekonać.
Mój wujek i ciocia, którzy opiekowali się mną przez większość czasu i na których spadł przykry obowiązek informowania mnie, jak bardzo zawsze ich zawodzę i jak jest im przykro, opłacili moje studia.
Moją przyszłą żonę poznałem na uniwersytecie i teraz wiem, że była cholernie głupia, ale wtedy tego nie dostrzegałem. Myślę, że zakochałem się w niej, w tym, że nigdy nie zadawała pytań, w jej całkowitym oddaniu mi i w sposobie w jaki mnie całowała, kochała się ze mną, pełnym uwielbienia. Angela Celeste Cullen, brzmiało po prostu niesamowicie. Czułem że jest moja, tylko moja. Moja Angela.
Zdradziłem ją dwa razy, jeszcze przed ślubem – raz z Tanyą, koleżanką z dzieciństwa, która była ładna, niegłupia i bardziej niż chętna, i pięknie deklamowała wiersze, których nie rozumiałem. Gdy to robiła po prostu nie mogłem jej nie całować, a zapach alkoholu wcale jej nie przeszkadzał, więc robiłem to do woli. Tembr jej głosu sprawiał, że wszystko wokół znikało, była tylko plaża, ciepło, zapach jabłek i coś, czego nie znałem, płynne szczęście, niesamowita miękkość jej skóry i złote włosy. Rumieniła się trochę jak moja pierwsza dziewczyna i śmiała głośno, jakby chciała pokazać, że się nie wstydzi.
Drugi raz z Bellą, którą spotkałem, gdy byłem w odwiedzinach u rodziny w Forks. Myślę, że byłem gotów zostawić dla niej moją Angelę, ale zawsze w najlepszych momentach stawała się pretensjonalna, nudna, jej charakter jeszcze się nie ukształtował. Była młoda, zmieniała tok myślenia co sekundę i po pewnym czasie niesamowicie mnie męczyła, męczył mnie jej sposób bycia i to, że robiła ze mnie kogoś, kim nie byłem. Zabierała mi piwo i papierosy, denerwował ją ich zapach, bała się strzykawek, krzyczała na mnie, gdy miałem kaca, zabraniała się upijać i myślała, że wie wszystko najlepiej. Zdawało jej się, że może mną rządzić i czułem się cudownie, gdy mnie całowała, a to z kolei wkurzało mnie.
Teraz myślę, że jej zachowanie mogło wynikać z faktu, iż nie wiedziała, że mną rządziła już Angela, że byłem bardziej niż gotów zrobić wszystko czego pragnęła, by była jeszcze bardziej moja.
Trochę później, mając prawie dwadzieścia cztery lata, ożeniłem się, bo chciałem mieć Angelę na stałe i żeby wszyscy wiedzieli, że jest już moja i nie mogą jej obmacywać kiedy chcą i kiedy im się podoba, bo nie jest ich własnością.
Nie wspominam tego okresu zbyt miło, nic nie szło wtedy po mojej myśli. Raz było zbyt dobrze, raz zbyt źle, a ja chciałem tylko spokoju, chciałem żeby Angie, moja Angie, przestała krzyczeć, przestała zbierać moje skarpety i układać spodnie, przestała robić na obiad rybę, której nie lubiłem, żeby po prostu zniknęła na chwilę, na moment, na sekundę, żeby dać mi wytchnienie od tego wszystkiego, od jej ciągłego hałasu i płaczu. Żeby przestała paplać o dziecku. Ale ona nie dawała mi tego i wtedy stwierdziłem, że może nie jest wystarczająco dobra dla mnie, bo ja chciałem tylko, ku***, spokoju i żeby nikt nie pukał, nie trzaskał, nie przeszkadzał mi i pozwolił robić to co lubię. Pić piwo, grać na fortepianie i w karty, spać i palić, rozmawiać z Emmettem, pić też kawę na śniadanie, obiad i kolację i rozlewać ją, jeśli, do cholery, niechcący przechylę rękę, i wcale jej nie wycierać i żeby nikt się już, ku***, nie wtrącał w nie swoje sprawy i jeszcze mnóstwo innych rzeczy, z których żadna nie podobała się wiecznie przeszkadzającej Angie, więc się wyprowadziłem.
Wściekałem się na Alice, bo zawsze mnie wspierała gdy byłem nastolatkiem, a teraz się odizolowała i słyszałem plotki, że Bella i ona pracują razem. Chciałem wiedzieć czy to prawda, ale moje relacje z Alice w zastraszającym tempie zaczęły opierać się na kartkach urodzinowych i nie wiedziałem, jak mam na to poradzić. Nigdy nie wiedziałem sporo na temat relacji międzyludzkich, ale przynajmniej Emmettowi to nie przeszkadzało.
Tęskniłem za Rose, za czasami, gdy mogłem się upić i nie martwić się, że następnego dnia nie będzie mnie w pracy, za ciągłym narzekaniem mojego wuja i ciotki, Esme i Carlise’a, którzy w jakiś sposób wiedzieli, że nic nie jest w porządku jeszcze na długo przede mną, martwili się, którzy chcieli mi pomóc i którym łaskawie powiedziałem, żeby się zajęli sobą, bo nie chcę niczyjej cholernej litości i pomocy. Ale tęskniłem za nimi, za ich rozczarowanymi spojrzeniami, za irytującym płakaniem Rosalie i gadaniem o tym, jaki Emmett jest fantastyczny, a już najbardziej to tęskniłem za czytaniem książek z Bellą, i za tymi wierszami Tanyi o których mogłem myśleć tygodniami, bo to one dwie nigdy mi się nie znudziły. I wiedziałem, że mi się już nie znudzą, bo przecież miałem nigdy więcej nie zobaczyć już żadnej z nich. Chyba nawet nie chciałem, bo łatwiej, dużo łatwiej, jest przecież uwielbiać na odległość.
Rozwiodłem się z Angelą. Nie powiem, że to nie bolało, Angie stanowiła dużą część mojego życia i wiedziałem, że ja jej też. I gdzieś pod tymi jej uśmiechami, po prezentami na urodziny, kartkami na imieniny i święta, zaproszeniem na jej drugi ślub i prośbą o bycie ojcem chrzestnym jej malutkiej córeczki, Scarlet, pod tymi „jesteśmy przyjaciółmi” i „nikt nie rozumie mnie tak jak ty, Edward” wiedziałem, dobrze wiedziałem, że kryło się „Boże, Cullen, dlaczego, DLACZEGO mi to zrobiłeś do cholery, ty debilu?! Nie wiedziałeś, naprawdę nie wiedziałeś tego, co oczywiste, tego, co naturalne, bo ludzie po prostu za dużo chcą, a ty to widzisz! Dlaczego musiałeś zostawić wszystkich w ostatniej chwili, po prostu musiałeś? DLACZEGO tak trudno jest zapomnieć o świecie bez tego depresyjnego nastawienia, dlaczego codzienność, szara codzienność musi zjadać mnie żywcem, połykać i znów wypluwać, a ty zostawiłeś mnie samą z człowiekiem, diabelnie idealnym człowiekiem, którego kocham i dzieckiem, a oni sprawiają, że nie mogę już dłużej tego znieść, bycia normalnym, ciągłego niedosytu i przejedzenia, dlaczego?! Chciałam tylko się zakochać! Dlaczego nie można rozbić duszy, rozbić życia, skleić go od nowa, bo ty wiesz, WIESZ, że ja nie chcę wszystkiego i nawet nie potrafię powiedzieć we właściwy sposób, jak bardzo niesatysfakcjonujące jest to bycie, właściwie jakiekolwiek bycie!” – krzyczała, płakała, szeptała i nawet nie musiała tego robić, bo ja ją rozumiałem, bo wiedziałem, że coś takiego czeka nas wszystkich i gdy już nas dosięgnie, nie będziesz musiał szukać słów by to nazwać, bo to będzie po prostu życie.
Angie była nieszczęśliwa, była chora ze smutku i z miłości, spełnionej miłości, cienkiej miłości, która otaczała ją, jej życie, jak powłoka, rozpaczliwe próbująca chwycić się brzytwy, odejść od rzeczywistości, a chyba tylko ja to zauważałem, choć to było przecież oczywiste. Była w depresji, ale nie mogłem jej pomóc, nie potrafiłem. „Dlaczego każdy płacz jest spontaniczny, a każdy uśmiech nawet odrobinę, ale wymuszony, Edward! Dlaczego kończąc to czego chciałam, będąc zadowolona, nie mogę być spełniona i szczęśliwa zarazem?! Czy zawsze, zawsze to czego chcemy musi być złe, albo zbyt dobre, inne od rzeczywistości? Już zawsze nie będzie mi odpowiadało nic poza krótkim spotkaniem z facetem z klubu którego nie znam, który będzie patrzył na mnie, krótką chwila, czasem beznadziejną, ale powodującą taki dreszcz, to coś, COŚ, bez czego nie ma życia!”.
Była taka słaba. Jedynym powodem z którego ją pocieszałem był fakt jej ciągłego nienasycenia, a to znałem przecież tak dobrze. Żyłem z tym przecież cały czas.
Ale wszystko było dobrze, przynajmniej w miarę, nigdy już nie narzekałem, a przynajmniej nigdy po pożegnaniu się z ukochaną cząstką „naście”. Sam składałem swoje spodnie. Sam ścierałem kawę z blatu. Sam nastawiałem sobie budzik. Sam wyrzucałem zielone butelki z lodówki.
Niespodziewanie Alice zaczęła się do mnie odzywać. Nie było tak jak dawniej, nie mówiła mi nic o sobie, o tym co robi i gdzie mieszka, tak jak ja nie mówiłem tego jej. Pierwszy raz zadzwoniła do mnie tuż po mojej przeprowadzce z Los Angeles do Londynu.
Ponieważ przeprowadziłem się. Miałem trochę dość i chciałem zmienić klimat, zobaczyć jak to jest. Przeniesiono nas, mnie i Emmetta, do jednego z oddziałów naszej firmy znajdującego się w Anglii, tak naprawdę pod Londynem. Kiedy szukaliśmy mieszkania zgłosił się jeden facet, który powiedział, że moglibyśmy zająć dwa pokoje w jego apartamencie. Jest coś fajnego w słowie apartament, prawda? Ten koleś mówił tylko takimi słowami. Miał też niezły akcent, jakby szlachetny (a nie brzmiał na dużo starszego ode mnie). Ale raczej amerykański. Głęboki.
Emmett spytał go przez telefon o nazwisko. Gość się roześmiał i powiedział, że właściwie trudno to określić. To sprawiło, że zaczęliśmy rozmawiać z nim ostrożniej. Roześmiał się jeszcze bardziej. Jasper Whitlock, powiedział. Właściwie, stwierdził po chwili, powinien być Jasper Swan, taki byłem przez całe życie i pod takim nazwiskiem się znaliśmy, prawda?
Wyczułem coś gorzkiego w głosie Jaspera, to było słychać nawet przez głośnik komórki. Wziął głęboki, uspokajający oddech.
Emmett był prawie tak zaskoczony jak ja, gdy się dowiedział, że to właśnie Whitlock będzie wynajmował nam mieszkanie. To wiele ułatwiało pod wieloma względami, ale byliśmy ciekawi, co robi w Londynie i na ile to mieszkanie było zbiegiem okoliczności. Czy był to tylko przypadek?
Bo coś mi mówiło, że nie.
Ale zamieszkaliśmy z nim. Pamiętam chwilę, gdy wchodziliśmy z Emmettem na pokład samolotu do Europy, lecącego z masą wegetujących pasażerów. Przez chwilę czułem się świetnie, świeżo i nowo.
Wtedy to zobaczyłem. Obok mnie siedział facet. Ponad trzydziestoletni. Gruby. Bardzo, bardzo gruby.
Pomyślałem wówczas, że życie takiego człowieka musi być okropne. Jak można być czymś takim? Je, je i je. Nic tylko je. Pewnie żyje w McDonaldzie, Dunkin Donuts i Burger Kingu na przemian. Widziałem tłuszcz wylewający się z jego spodni. Zajmował prawie dwa siedzenia. Ohyda.
O, spojrzał na mnie. Skrzywił się. Nagle zapragnąłem wrzeszczeć ze złości. Nadal się krzywił i gapił na mnie bez skrępowania.
Więc on też? Oczywiście, tak jak wszyscy. Wszyscy, których poznawałem, każdy bez wyjątku. Niemożliwe. Dlaczego wciąż to robią?
Nawet taki głupi, nic nieznaczący śmieć!
Jak mógł, jak mógł oceniać mnie tylko po tym, co widział?!
___
I... mogło być? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nadia vel Ariana dnia Pon 15:40, 01 Lis 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
|
|
belongs_to_cullens
Wilkołak
Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 21:03, 21 Wrz 2010 |
|
:) no mogło:)) żartuję, odpowiedź brzmi: "mogło, oczywiście!" :)
Zaintrygowałaś mnie, po raz kolejny, znów masz nowy, zupełnie niezmierzchowy świat. Bohaterowie wydaja się być przemyślani, mam wrażenie, że mimo iż poznajemy ich w jakimś tam momencie życia, to są osobami ze swoją przeszłością, historią...
Angela żoną Edwarda? Szokujące...
Hm.. jak narazie, nie chciałabym znać takiego Edwarda, niechlujnego, mającego wszystko gdzieś, z koncepcją związku, w której ma żyć tak swobodnie i egoistycznie, jakby w tym związku nie był... Czekam więc na ciąg dalszy, bo jestem ciekawa, co się z nim zadzieje.
I pozdrawiam:)
PS. Czyta się szybko, płynnie, świetnie, błędów nie widziałam - piszę, żeby nie było |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
xxxvampirexxx
Wilkołak
Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)
|
Wysłany:
Śro 18:09, 22 Wrz 2010 |
|
Dobra... To już moje trzecie przymierzenie by przeczytać twój tekst. Nie chodzi o to, że twoje ff są nijakie... Są świetne, ale mam pewne obawy, że jeśli znowu nie będzie iluś tam komentarzy, zawiesisz... I again zostanę z niedokończonym ff, który tak mnie ciekawił, jak Pod Powiekami...
Jednak teraz przeczytam, wierzę, że nie zawiesisz tego, a ja będę mogła doczytać do końca twój twór.
Edit:
Dziwne to chyba najlepsze słowo jakie może określić twój ff.
Biegniesz... Jak na wstęp dużo się wydarzyło. Bardzo!
Denerwowało mnie:
Angie była nieszczęśliwa, była chora ze smutku i z miłości, spełnionej miłości, cienkiej miłości, która otaczała ją, jej życie, jak powłoka, rozpaczliwe próbująca chwycić się brzytwy, odejść od rzeczywistości, a chyba tylko ja to zauważałem, choć to było przecież oczywiste.
Te powtarzanie... Nie tylko tutaj.
Ogólnie tekst jest ciekawy i inny. Nie wiem, czy aż tak zaciekawił mnie, bym czekała z niecierpliwością na kolejny rozdział. Powinnaś trochę zwolnić.
Wrócę, jestem ciekawa, czy coś się tu zmieniło i jak wygląda twoja historia.
Pozdrawiam
xxx. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez xxxvampirexxx dnia Śro 18:12, 22 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Larissa
Wilkołak
Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 222 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 25 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z dwóch miast: Piaseczno [PL] i Zohor [SK]
|
Wysłany:
Śro 18:50, 22 Wrz 2010 |
|
Hm... Po raz pierwszy czytam Twój tekst, jeśli się nie mylę. Zaciekawił mnie. Nawet bardzo.
Nie mam pojęcia, dlaczego zaczęłam czytać. Zaciekawił mnie tytuł? A może opis? Czy może pierwsze zdanie? Cóż, bardzo możliwe jest też, że po prostu dawno nie czytałam żadnych FF-ów. No i tak trafiłam właśnie na Twój. I, prawdę mówiąc, nie żałuję.
Rozdział był ciekawy. Bardzo podobało mi się zakończenie, początek - trochę mniej. Nie lubię opowiadań, w których postacie palą, piją i ćpają. To dla mnie takie... głupie. Oczywiście chodzi mi o takie zachowanie, nie o opowiadanie. ;d W rozdziale wszystko wytłumaczone zostało szybko i zwięźle, może oprócz tego wątku z Angelą w roli żony Edwarda. Właściwie zaskoczył mnie wybór jego partnerki, ale... to aż takiego wielkiego znaczenia nie miało. A o co chodzi z Jasperem? Po co zmienił nazwisko?
Czekam na nowy rozdział z niecierpliwością. Może nie zawsze będę zostawiać pod rozdziałem komentarz, ale spróbuję robić to jak najczęściej. :)
Tak więc do następnego!
Pozdrawiam i życzę weny,
Larissa |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mrs.Batman
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Lip 2009
Posty: 23 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań / Buk
|
Wysłany:
Śro 20:11, 22 Wrz 2010 |
|
Nie wiem sama czy podoba mi się ten ff, czy tez nie. Trudno, nawet strasznie, go rozszyfrować. Nie chodzi mi o to jak sie czyta, ale o fabułe. Jest dziwna, nie powiem, że nie. xd Dlatego też jestem jeszcze bardziej ciekawa tego co się wydarzy. Chyba pierwszy raz nie domyślam sie jak skończy się to opo. Ten ff jest totalnie nieoczywisty i jednak...podoba mi się. )
Kiedy czytałam twój tekst czułam sie jakbym płynęła. Tak na serio, serio.
Zazwyczaj częste powtórzenia są strasznie wkurzajace, ale tutaj, przez nie, czuje się jakby bliższa Edwarda, naprawdę mam możliwość wejścia w jego głowę, mogę zapoznać się z chosem go otaczającym . )))))))
Więc czekam na kolejne rozdziały tego nieoczywistego FF. ;**
milaa. =D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nadia vel Ariana
Człowiek
Dołączył: 20 Mar 2010
Posty: 53 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica...
|
Wysłany:
Śro 21:43, 22 Wrz 2010 |
|
No to ja chyba powinnam się wypowiedzieć.
xxxvampirexxx, strasznie mi się głupio zrobiło, jak to przeczytałam. To znaczy, to przed editem...
Jedyne co mogę ci powiedzieć na dowód tego, że nie zawieszę to to, że ff jest (a raczej miał być, ale nie wiem jeszcze jak się to wszystko ułoży...) raczej krótki i mogą pojawiać się bardzo, bardzo różne odstępy czasowe pomiędzy dodawaniem rozdziałów.
Powtarzania były trochę celowe, ale chyba nieco przesadziłam. Ale jak o czymś myślicz to pewnie nie zastanwiasz się, czy nie mówisz o tym samym, prawda? A mnie chodziło o wczucie się w myślenie Edwarda. Być może postaram się je pokasować w jakiejś części.
Akcja goni? Ja jak na razie chciałam pokazać życie Edwara aż do zamieszkania w Londynie, kiedy rozpoczyna się prawdziwa fabuła. Nie myśl sobie, że będę tak lecieć cały czas. W takim wypadku w ostatnim rozdziale Ed miałby już sto trzydzieści lat, a co bardziej prawdopodobne, przeniósłby się dawno do wieczności.
I rozumiem że jest dziwne. Nie wiem co mam o tym napisać. Po prostu moje ff nie są w typie tych, gdzie ktoś jasno określa przekaz, to czy bohater jest zły czy dobry. Chociaż tutaj raczej ewidentnie widać, że Edward dobry nie jest, chyba to zauważyłaś Pojawiła się Bella, Tanya, Angela, Rosalie, nawet przelotnie Esme i Alice, a on nic.
Zazwyczaj z Badwardami jest tak, że spotykają którąś z dziewcząt i łuuup, robią się romantykami. A już zwaszcza jak widzą małą, nieśmiałą Belkę. A ja chciałam, żeby ktoś, kto będzie nim kierował przekonał go do siebie z określonego powodu - dlatego że jest właśnie sobą. Kimś ważnym dla Edwarda - nie tak ważnym jak miłość... miałam tutaj na myśli inne znaczenie (gdyby napisała jakie, to byś już wszystko wiedziała, więć cicho sza!), ale mogę tak mówić do rana. Nie wiem na ile mnie zrozumiałaś, ale gdy pojawi się ogólna puenta utworu jestem pewna, że załapiesz
No, tak czy inaczej, wiem że jest dziwnie. Ale jakby co, to wiesz, normalni ludzie też będą Ja si w ff głównie skupiam właśnie na ich relacjach i uczuciach, a nie wszyscy są egoistycznymi edwardami.
Larissa, Edward jest dość głupi, jako nastolatek zwłaszcza. Przynajmniej moim zdaniem. To po pierwsze. A w ogóle to ja też wolę zakończenie, lepiej wyszło, nie?
Myślę, że Ed ożenił się z Angelą, bo ona, cóż, uwielbiała go, a on nie miał nic przeciwko temu. Proste? Proste. I jakie wygodne dla niego, nieprawdaż?
Cieszę się że przecztałaś i powiem ci, że z tym nazwiskiem Jaspera to nie będzie jakaś Wielka Sprawa. Wyjaśni się za jakiś czas...
Mrs. Batman - aaach, kocham twój komenatrz! Zawiera właśnie to co, lubię, to co chciałam żeby ktoś napisał. Lubię jak się wchodzi w głowę bohatera, lubię jak jest nieoczywiście i, bardzo często, lubię zaskakiwać. Bardzo, bardzo dziękuję za to, co napisałaś
Chciałabym jeszcze zaznaczyć, żeby nikt nie oczekiwał żadnego True Love. To nie jest głównie ff o miłości - jasne, wątek romantyczny pewnie się pojawi (chyba), ale w zamyśle wszystko miało się opierać na czymś zupełnie innym (np. ngela miała męża, kochała go i...? Nie była do końca szczęśliwa, prawda?)... tak czy inaczej, na czymś, o czym się pewnie jeszcze przekonacie
Pozdrawiam i przepraszam za nieskładność, ale powstrzymuję się przed spojlerami całego ff, a to niełatwe,
Nads |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Czw 0:12, 23 Wrz 2010 |
|
Przeczytałam rozdział z uwagi na tytuł, chociaż przyznam, że ostatnio brakuje mi chęci na zaznajamianie się z autorskimi ffami. Wolę tłumaczenia, chociaż na forum jest kilka świetnych opowiadań, na które czekam z niecierpliwością. A co z betą? Przydałaby się (chociażby dla samego ''bycia'', ponieważ z interpunkcją nie jest źle). Mój pierwszy zarzut: chaos. Być może tak miało być w Twoim zamyśle, jednak warto przeczytać tekst po kilku dniach i wtedy sama zobaczysz, że czytelnik ma w głowie trybiki, które pracują na najwyższych obrotach, aby to zrozumieć przekazywaną mu treść. Drugi zarzut: szybkość akcji. Jak wspomniała xxxvampirexxx, dzieje się to zbyt szybko, w jednym akapicie jest masa zdarzeń a to nie jest dobry pomysł. A trzeci zarzut: długość zdań. Warto je skracać, ponieważ czasami przecinki nie wystarczają. Tyle, jeśli chodzi o estetykę.
Fabuła: najlepsze słowo, jakie można tu dać, to intrygująca. Nie jest klarowna, więc masz pole do popisu, aby czymś nas zaskoczyć. Rozdział czy też wstęp, jak to nazwałaś, pomijając stylistykę, dał nam do myślenia. I zrobiłaś to, co najlepsze: zaciekawiłaś czytelnika. Będziemy się głowić nad tym, co myśli Edward, dlaczego taki jest i czy kiedykolwiek się zmieni. Ale naprawdę musisz zwolnić z fabułą. Mam nadzieję, że pierwszy rozdział, czy też kolejna część, będzie bardziej....stateczna, bo nie chcemy chyba, aby nasze trybiki wysiadły:) Powiem też, że niektóre spostrzeżenia Edwarda mnie rozbawiły, ale, co najlepsze, widać było, że napisanie tych ''zabawnych'' części w opowiadaniu przyszło Ci łatwo. Ich znaczenie nie było sztuczne, po prostu naturalnie. I za to masz big plusa.
Mam nadzieję, że mój komentarz Cię nie zniechęcił, a wręcz przeciwnie, bo Twój wymysł nas (znowu to słowo) ZAINTRYGOWAŁ. Cieszę się, że wstawiłaś tutaj to opowiadanie, dzięki czemu miałam okazje się z nim zapoznać.
Powodzenia w pisaniu kolejnej części i życzę dużo komentarzy! Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Panna Awangardowa_02
Wilkołak
Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stamtąd... skąd pochodzą anioły...
|
Wysłany:
Nie 0:17, 03 Paź 2010 |
|
Tekst jest ciekawy i jest co czytać. Mogłabyś tylko trochę zwolnić.
Koleżaniki i koledzy z góry yczrpali wszystkie wątki mojej wypowiedzi, a chcę jeszcze powiedzieć od siebie jest inaczej, ale tak w pozytywnym sensie inaczej.
Pisz,pisz i nie przerywaj a resztą zajmiemy się później...
Weny życze i od dziś wpisujęsię do grona fanów... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nadia vel Ariana
Człowiek
Dołączył: 20 Mar 2010
Posty: 53 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica...
|
Wysłany:
Pon 15:39, 01 Lis 2010 |
|
Bardzo, bardzo dziękuję za wszystkie opinie z naciskiem na Ewelinę. To dla mnie naprawdę wielka pomoc.
Oprócz ego biję też pokłony Pannie Awangardowej, która została betą i nie jęczy na to, jak późno wysyłam jej jakiekolwiek teksty...
Co do rozdziału, to wklejam tylko pierwszą część - druga jeszcze nie dotarła nawet do bety, a że przerwa to już ponad miesiąc, czuję się głupio tak okropnie oóźniając i strasznie przepraszam za ten korek i mam nadzieję, że uda mi się jeszcze jakoś to wszystko ustabilizować...
Akcja zaczyna się już parę lat po przyjeździe Edwarda do Londynu. Pytania, które zostały postawione w rozdziale pierwszym będą wyjaśniały się stopniowo - za to teraz fabuła już jest normalna i wydarzenia się nie gonią. Mam nadzieję, że takie tempo już pozostanie
Rozdział drugi,
część pierwsza
Anglia, Londyn, 14.07.10, czwartek
~Edward~
To było moje osobiste, spłacone mieszkanie. W Anglii, w Londynie, na Chemical Street 316. Piętro czternaste, cztery pokoje, kuchnia, łazienka, balkon plus dwa garaże.
Moje, do cholery jasnej, moje!
No, może nie do końca, Emmett i Jasper też dodali trochę od siebie, ale nieważne. To było moje mieszkanie, a w moim mieszkaniu - bazowałem na swojej logice, ponieważ resztki wina z dzisiejszego obiadu krążyły jeszcze w ciele - nie ma prawa znajdować się nikt, kogo nie znam, kogo nie zapraszałem i z kim nie jestem jakoś genetycznie spokrewniony. Absolutnie nikt.
Mam trzydzieści osiem lat, samochód, pracę, barek z winem i nie widzę żadnego powodu, żeby coś pałętało się po moim prywatnym domu bez pozwolenia. Żadnego, nawet najmniejszego powodu.
Może, podpowiadała mi moja druga jaźń, może wszedłeś do złego mieszkania, Edward?
Moja druga jaźń zawsze była wolniej myśląca.
To jasne, że byłem w moim mieszkaniu, moim pokoju, przed moim biurkiem.
Ale po drugiej stronie mojego biurka nie ma prawa siedzieć nikt inny poza mną.
- Jeeest! - syknęło coś zza wyżej wymienionego blatu, całkowicie zagapione w komputer i grę komputerową World Of Worcraft. Coś bardzo energicznie podrygiwało.
Jeśli oczy mnie nie myliły, coś było płci żeńskiej. Nie widziałem już płci żeńskiej tego typu od czasu skończenia liceum, nie licząc przypadkowych spotkań na ulicy, gdzie kulturalnie ignorowałem ten gatunek. Okaz siedzący przede mną mógł liczyć czternaście bądź piętnaście lat, był niski, dostawał drgawek i nie posiadał żadnych znaków szczególnych prócz wielkiego, ciemnobrązowego kołtuna na samym środku głowy. Ubrany był w wielką, jaskrawozieloną koszulkę, jakiś milion plakietek oraz napisów na niej i obcisłe, czarne, dziwne rajstopy na nogach, które ktoś niedorozwinięty ciachnął w połowie, odsłaniając gołe stopy. A także - co najgorsze - dziewczę to miało mniej więcej pół tuzina błyszczących pierdół w uszach, których ni cholery nie da się potem wyjąć. Głupie dziecko. Głupia, świecąca, irytująca, bezużyteczna moda młodzieżowa.
Nigdy, ale to nigdy nie zrozumiem sensu noszenia na piersi napisu "I'm naturally blond, please speak slowly". Przysięgam.
A poza tym to ona nawet nie była blondynką. Nieważne.
Tak czy inaczej, obca mi nastolatka grała na moim komputerze w jakąś wkurzająco głośną strzelarkę, podniecając się jakby jeździła co najmniej na rodeo, podskakując i zachowując się zupełnie bezceremonialnie.
Musiałem zebrać myśli do kupy. Jeśli była w moim domu, to znaczy, że uważała, że ma do tego prawo. Załóżmy, że jest inteligentna. Więc ma też powód, by myśleć, że ma prawo, chociaż nie ma. Więc trzeba ją uświadomić, jak najprędzej.
Wino, wino, wino. Jesteś alkoholikiem, powtarzał mój wewnętrzny Jasper w głowie Okropnym, paskudnym, złym, niedobrym dla świata i ludzkości alkoholikiem, któremu szef może dać butelkę, małą butelkę wina, a alkoholik wypije ją w jakieś dwie minuty podczas przerwy na lunch.
Po prostu genialnie. Jasper, gdyby naprawdę był tu ze mną, wiedziałby co robić. Może powinienem do niego napisać? Smsa, albo maila, bo gdy siedzi w pracy sprawdza go co jakieś pół sekundy...
Pff, tylko że to coś siedzi przy komputerze. Trzeba by je na chwilę ulokować w jakimś innym miejscu. Jezu, dlaczego w życiu nie ma przycisków tak niezbędnych jak "pauza" lub "przesuń"? Może mam jej przesłać telepatyczną wiadomość, hej, fajnie że grasz, ale mogłabyś na chwilę zaparkować gdzieś w okolicach kuchni?
Więc stałem, przekrzywiałem głowę na bok i patrzyłem się na nią dopóki nie podniosła głowy, jak myśliwy na polowaniu i nie wrzasnęła najcieńszym głosem, jaki w życiu słyszałem. Ona krzyknęła, ja się wzdrygnąłem, a potem dziewczyna odchrząknęła.
Nudziło mi się już. Napiłbym się piwa.
Dziecko przełknęło ślinę, kopnęło nogą poszarpaną, szeroką torbę pod moje biurko, zamrugało i powiedziało:
- Eee... więc, ten... no, dzień doobry? - zakaszlała. - To znaczy ten, wiesz... Em..., pan wie - w tym miejscu rozpoczął się bliżej niezidentyfikowany bełkot pełen słów takich jak "większe wąty", "ogarniasz?" i "no więc tak, ja tenteges, ale nie o to cho, oki yup? Dosko!...".
Dziecko wierciło się, całe czerwone, toteż wyciągnąłem rękę we władczym geście i usiadłem na łóżku, łapiąc się za głowę.
- Zamilknij, kobieto - warknąłem. - Za cholerę nie "ogarniam" tego, co mówisz? Jesteś z Anglii? Mówisz po angielsku? To mów normalnie, jak ludzie cywilizowani, okej? - Odgarnąłem włosy z czoła i przetarłem oczy. - Boli mnie głowa, potrzebuję jedzenia i nie rozumiem co to jest yup. A teraz spadaj z mojego laptopa.
Dziecko, zupełnie jakby było upośledzone, otworzyło szeroko usta pokazując na widok publiczny białe zęby, rozmieszczone po szczęce w artystycznym nieładzie. Jak wszystko, co było związane z tą dziewczyną - włosy, ubranie i te jej drgawki. Salvador Dali albo Picasso musieli mieć napad weny.
- Jestem Monessa - powiedziało tym samym, cienkim głosem i zupełnie bez sensu. Po chwili zaczęła wypluwać z siebie wyrazy, jakby nauczyła się ich na pamięć. - Jestem z Ameryki. To znaczy mieszkam w Ameryce. W Nowym Jorku. I czasami też w Chicago, ale...
- To cudownie - jęknąłem, nie przyswajając ani słowa i spróbowałem wykonać jakiś gest w kierunku komputera, ale w efekcie zamachałem tylko dziko rękami. Nie zrozumiała. - Siooo! - warknąłem i odsunąłem jej krzesło (wraz z zawartością) od biurka, poczym znalazłem się twarzą w twarz z jakimiś nacierającymi na mnie, brązowymi ludzikami z ekranu. Szarpnąłem energicznie myszką, ale nic się nie działo, więc po kilku próbach strzelania w przypadkowe klawisze na klawiaturze włączyłem i wyłączyłem komputer, kląc płynnie pod nosem.
Monessa zamrugała ze swojego siedzenia, patrząc na mnie szeroko otwartymi, ciemnozielonymi oczami.
- O rany! - jęknęła na wpół z zachwytem, pół przerażeniem. - Jest pan zalany! Ale odjazd, a ja myślałam, że kto jak kto, ale pan...
- Ciiiiszej, ku*** - Korzystając z tego, że program dopiero się załadowywał, odwróciłem się i złapałem nastolatkę za żuchwę. - Nieeektórzy tuuu myyyślą, wieeesz?... Myyyślą!
- Aaa... - zamruczała ze zrozumieniem i zabrała moją rękę, jakby była oślizgłym pająkiem na ulubionej sałatce. Wyprostowała się. - To mogę wziąć ten pokój? - spytała z tym typowym, wrednym, nastoletnim wyrazem twarzy "Nawet nie próbuj mówić nie, stary dziadzie, musisz powiedzie tak, bo inaczej wszyscy uznają cię za kompletnie świrniętego, sztywnego dupka, hę?".
- Majaczysz w sensie którymś, pokój mój jest osobisty - odparłem nieskładnie. Po chwili - pod wpływem olśnienia - dodałem jeszcze: - Czy to jest twój dom?
W tym momencie dziewczę lat około piętnastu i imieniu co najmniej trzysylabowym, machnęło brązowymi włosami i poczęło chichotać jak opętane. Taak, bardzo zabawne.
- O raany! - zatrzęsła się i jęknęła. - Sorry, ale nie!
- Właśnie - zaakcentowałem dobitnie, nie widząc w tym nic śmiesznego. Zaraz do głowy wpadła mi alarmująca myśl. - Jak tutaj weszłaś? - spytałem, mrużąc oczy.
Monessa, jeśli to w ogóle możliwe, zarumieniła się jeszcze bardziej i poprawiła szeroką koszulkę, która wystawiała na widok publiczny jedną trzecią czarnego biustonosza. Boże, boże, boże, jak ja nie cierpię młodzieży!
Młodzieży i ich mowy, wyglądu, śmiechu, deskorolek, strzelanek, świecącej biżuterii i tego całego porno w środku miasta. Halo, niektórzy tutaj mogliby przynajmniej udawać, że są normalni!
- Drzwi były otwarte - powiedział niewinnie. Głupia.
- Nie, do cholery - warknąłem, znów siadając na łóżku. - Były zamknięte! Zdaje ci się, że co? Że mam prawie czterdzieści lat i co? Hmm? Jestem głupi, tak? Myślisz że nie wiem, że nie rozumiem jak...
- Tamten gość który wychodził zostawił jej otwarte - wtrąciła szybko, poczym rozłożyła szeroko ręce. - Taki wieelki koleś. Chyba się śpieszył. Widziałam, bo stałam w klatce. Nie zamykał, a mi to było nawet spoko. No to weszłam - zakończyła, wzruszając ramionami.
Emmett.
Mój boże, co za kompletny dupek.
Czterdziestoletni. I nie zamyka drzwi.
Nie wierzę, że pracujemy w tej samej firmie. Gdyby był na moim wydziale, to zwolniłbym go po trzech minutach.
Nie wierzę, że jest moim najlepszym, niezamykającym drzwi kumplem od liceum.
Po prostu nie wierzę.
- Więc - powiedziałem, biorąc głęboki oddech. - Po co tutaj weszłaś? Czatowałaś na klatce, tak? Chciałaś...
- Nie - znów się wtrąciła.
- Hej! - obruszyłem się. Normalnie nie rozmawiam z młodzieżą i coś mi tutaj nie grało. - To ja jestem dorosły! Nie możesz mi tak po prostu przerywać!
Uniesiona brew dziewczyny wystarczyła mi za odpowiedź. Tak jakby zapadłem się w łóżko.
- Więc - podjęła po chwili, chyba już zupełnie przestając się mnie bać. Jeśli kiedykolwiek tak było. Za to uśmiechnęła się lekko. - Przyjechałam do ciebie.
- No, chyba jednak nie - mruknąłem szybciej, niż przetworzyłem tą informację w myślach. Była absurdalna. - Bo ja się nie umawiam z czternastolatkami...
- Mam szesnaście lat!
- ... przykro mi, mała. A teraz, jeśli łaska, mogłabyś podnieś swoje szanowne dupsko i wyjść z mojego...
- Przyleciałam z Ameryki do ciebie.
W momencie, w którym moja szczęka uderzała o podłogę, dodała swobodnie:
- Cóż, w sumie, spodziewałam się że będziesz inaczej wyglądał. To znaczy, łapiesz, Edward to imię tak jakby bardziej dla bruneta, co?
- Jestem brunetem - wymamrotałem słabo, ale nadal z uporem. Ponieważ ja naprawdę jestem brunetem. Tyko daltoniści twierdzą, że jestem rudy. - A co byś zrobiła, gdyby Emmett nie zostawił otwartych drzwi? Jakbyś tu weszła?
- Ty byś mnie wpuścił - odparła, uśmiechając się coraz szerzej.
- Wcale nie.
- Tak.
- Wcale nie.
- Oczywiście, że tak.
- Wcale...
- O Boże! - teraz zaczęła się jawnie śmiać. - Nie wierzę, że rozmawiam z czterdziestolatkiem!
- Wcale nie mam czterdziestu lat - warknąłem, bo ta mała mądrala znów mnie obrażała. - Mam trzydzieści osiem lat. Właściwie trzydzieści siedem. Na wszystkich portalach społecznościowych, które znam to jest "młody" albo "dojrzały".
- Albo w "średnim wieku"?
- Wcale...
- Staaary, jesteś taaki nudny - jęknęła, przeciągając się leniwie. Zupełnie jakbym to ja był w jej domu, nie na odwrót.
- Nie wierzę ci - wycedziłem. - Nic o mnie nie wiesz. Jesteś z Anglii. Tak samo, jak ja. Jesteś też małą, zdemoralizowaną złodziejką. Nie mogłabyś sama lecieć samolotem. Twoi rodzice by cię szukali - Potarłem skroń. - Właśnie. Twoi rodzice. Jak się nazywają?
- Oczywiście, że wiem - odparła z prostotą, ignorując wszystkie moje argumenty z wyjątkiem pierwszego. - Wiem o tobie wszystko, Cullen... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
xxxvampirexxx
Wilkołak
Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)
|
Wysłany:
Pon 16:08, 01 Lis 2010 |
|
Coś nie na temat. Nie spotkałam jeszcze dzieciaka, który byłby podobny do opisu tej dziewczyny nawet w połowie. I ona ma szesnaście lat. Tyle, co ja. I dziwnie myślę, że chyba żaden z moich rówieśników nie mówi tak jak ta dziewczyna. Te uprzedzenia. Nie mówię, że obrażasz innych ani nic z tych rzeczy. Ale to głupie.
Na temat: myślę, że ta dziewczynka jest jego córką. Pytanie, gdzie mama? W ogóle, ona jest jakaś dziwna i ... No nie spotkałam nikogo takiego, więc nie mam odniesienia... Eh, ciężki dzień mam i moje myśli są tak poplątane...
Edward alkoholikiem. To mnie rozwaliło na tysiąc kawałeczków. Nie wyobrażam sobie go jako pijaka. Nie! Jakoś nie mogę.
Muszę stwierdzić, że twoi bohaterzy są unikalni. Że tak powiem...
Plusem jest to, że zadziwiasz. Więc wrócę.
xxx. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nadia vel Ariana
Człowiek
Dołączył: 20 Mar 2010
Posty: 53 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica...
|
Wysłany:
Pon 19:01, 01 Lis 2010 |
|
Kurczę, tak myślałam że zaleci córką... nie, ona nie ma żadnego związku z Edwardem!
Co do reszty, to chyba nie powinnam się wypowiadać, bo coś zasugeruję.
Tak czy inaczej, dziękuję za komentarz,
Nadia |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Panna Awangardowa_02
Wilkołak
Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 134 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stamtąd... skąd pochodzą anioły...
|
Wysłany:
Pon 19:07, 01 Lis 2010 |
|
Kocham to opowiadanie., na prawdę...
Wielkie dzięki za dedykację, wielkie dzięki, bardzo mi miło... :D
Cytat: |
Nigdy, ale to nigdy nie zrozumiem sensu noszenia na piersi napisu "I'm naturally blond, please speak slowly". Przysięgam.
A poza tym to ona nawet nie była blondynką. Nieważne.
|
Świetny tekst, po prostu położył mnie na łopatki...
Cytat: |
Głupia, świecąca, irytująca, bezużyteczna moda młodzieżowa.
|
Chodziło chyba o młoda, a nie o moda
Ale ładnie się poprawiłaś, nie powiem, ślicznie...
Czekamy na c.d. :P |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Panna Awangardowa_02 dnia Pon 19:14, 01 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Pon 19:32, 01 Lis 2010 |
|
Jaka tam pomoc, bez przesady Zwykłe wskazówki, bym rzekła.
Nadiu, zaskakujesz, intrygujesz, kręcisz, mącisz fabułą na lewo i prawo, a ja wodzę oczami nad Twoim rozdziałem. Pierwsze co mi przyszło do głowy, to ''staruszek''. Trudno mi sobie wyobrazić starego Eda, w dodatku alkoholika... Może to dlatego, iż w większości opowiadań Cullen jest młody, piękny i powabny. Miła odmiana, naprawdę. Co do 16-latki - wiadomo, jak jest w okresie dojrzewania, człowiek zmienia styl mowy, jakość, szybkość i poprawną wymowę, więc nie wiadomo, czy taka i taka osoba nie ma swojego prywatnego slangu, więc nie możemy zarzucać autorce, że młodzież tak nie mówi. Poza tym główna sprawa - to jest fikcja literacka, tu jest możliwe nawet pojawienie się krasnoludków I przyznam szczerze, że od razu pomyślałam, iż Monessa (ciekawe imię) jest córką Edwarda, aczkolwiek chyba nie byłoby to dobrym posunięciem w opowiadaniu. Być może jest spokrewniona z Bellą?
Cóż, mój komentarz jest chaotyczny i pewnie nieskładny, jednak moje ogólne wrażenie nad fabułą wyszło pozytywnie. Gratuluję bety, życzę czasu i weny na ciąg dalszy...:)
Pozdrawiam! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nadia vel Ariana
Człowiek
Dołączył: 20 Mar 2010
Posty: 53 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica...
|
Wysłany:
Pon 21:57, 08 Lis 2010 |
|
Mi się po prostu bardzo Twój poprzedni komentarz podobał
Nie, dziewczyna nie jest spokrewniona ani z Edwardem, ani z Bellą - co do zachowania, ona jest lekką dziwaczką w swoim rodzaju. Ale ma powody.
Imię Monessa strasznie mi się podoba i w pierwotnej wersji miało być nawet moim trzecim, jest bardzo orginalne, ale...
to nie jest jej prawdziwe imię.
Feeee, za długi jęzor! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aquarius
Nowonarodzony
Dołączył: 07 Gru 2009
Posty: 41 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 19:21, 05 Lut 2011 |
|
Mam nadzieję, że będziesz kontynuować.
Lubię Twój styl, bo ma w sobie pełen miły nieład. Jednocześnie tekst jest i nie jest poukładany.
Nie wiem, o czym będę czytać w kolejnym akapicie i to mi się podoba. Im więcej czytam, tym bardziej mnie to nudzi, kiedy domyślam się, co się stanie i co gorsze, kiedy to się rzeczywiście staje.
Jeśli omijam zdania lub tylko rzucam na nie okiem, to znaczy, że książka/opowiadanie jest przewidywalne lub słabe. Czasem czytam coś tylko, żeby zaznajomić się z akcją, samymi faktami.
A Twoje opowiadania chcę czytać w całości. :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nadia vel Ariana
Człowiek
Dołączył: 20 Mar 2010
Posty: 53 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica...
|
Wysłany:
Pon 16:48, 21 Lut 2011 |
|
Bardz się cieszę, że Ci się podoba. Myślę, że za parę dni rozdział trafi do bety, a potem już wszystko będzie od niej zalezało - ale żaden zmoich ff nie jest w tej chwili zawieszony i pewnenie będzie. Cierpliwości |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aquarius
Nowonarodzony
Dołączył: 07 Gru 2009
Posty: 41 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 22:04, 27 Gru 2011 |
|
Właśnie zrobiłam przegląd zapisanych fanficów i znalazłam ten.
Będzie kontynuowany? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nadia vel Ariana
Człowiek
Dołączył: 20 Mar 2010
Posty: 53 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica...
|
Wysłany:
Śro 2:00, 28 Gru 2011 |
|
A ja właśnie weszłam na moją pocztę, i znalazłam maila o nowej odpowiedzi. Ciekawe, bo nielogowałam się od miesięcy.
Nie wiem, czy będę kontynuować, ani czy pozostałe rozdziały mam jeszcze na komputerze.
Być może i tak ich nie wstawię - myślę teraz nad czym własnym, a Zmierzch... brrr, jak czytam orginał, to aż mnie skręca i dziwię się, że napisałam do tego ficka. Przeczytałam go jednak - w sumie jest to prawie autorskie opowiadanie, tylko że z tymi imionami.
Więc sama nie wiem. Ale raczej nie - wracam potulnie to autorskiej twórczości i starego, kochanego HP.
Przykro mi. Zawsze zkoda, gdy nie uda się dociągnać czegoś do końca, ale kto wie?... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
LewMasochista
Wilkołak
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 113 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pią 13:01, 13 Sty 2012 |
|
Ależ mnie tu na forum dłuuuuugo nie było :) Tęskniłam !!!!
A co do opowiadania? Zaintrygowałaś mnie. Nie lubię tylko, kiedy od razu na dzień dobry jest opowiedziana cała historia życia bohatera. To nie znaczy, że jest napisana źle...po prostu są ludzie i ludziska :)
Jestem ciekawa co wyniknie z tego iż Jasper wynajął tym dwóm świrom mieszkanie to nie może się normalnie skończyć :)
Acha...świetnie oddałaś postać Rosalie....dla mnie zawsze była taką lafiryndą z męskiego kibla. Czytasz w mych myślach !!!
Dokarmiaj swojego vena kawą i pączkami....choć herbata zdrowsza:) , pisz, pisz i szybciutko wrzucaj kolejne rozdziały :)
Ściskam
Lew.
Edyta:
Nigdy nie należy się poddawać. Jeśli coś zaczęłaś to warto jest skończyć. Pamiętaj! Dla pisarza każda przeszkoda to wyzwanie :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez LewMasochista dnia Pią 13:03, 13 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
minka123
Człowiek
Dołączył: 26 Lip 2009
Posty: 60 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 15:01, 12 Cze 2013 |
|
Żałuje, że dopiero teraz odkryłam ten ff. Podoba mi sie niekonwencjonalny sposób w jaki kreujesz swoich bohaterów. Mimo, ze pojawiło się kilka rozdziałów i od pewnego czasu nie zanosi sie na kolejne, to wciąż mam nadzieje, że dokończysz swoje opowiadanie, bo jest tego warte . |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|