FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Świat Sław [NZ] rozdział 21 [23.08.2011] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Life_under_consciousness
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Kwi 2009
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 15:54, 25 Lip 2009 Powrót do góry

No to jest naprawde faaaaaaajne Wink Takie inne, ale w pozytywnym znaczeniu.
Piszesz bardzo fajnie, mogły sie tam znaleźć jakieś literówki, ale to takie, że w sumie ich się nie zauważa ;P
Weny życzę przy pisaniu !!! ;D
Pozdrawiam Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NaTaLKa9414
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Cze 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 13:23, 28 Lip 2009 Powrót do góry

dziękuję za wszystkie konentarze. bardzo cenię sobie Waszą opinię. Wink mam nadzieję, że nadal będziecie komentować. Wink
Bardzo dziękuję mojej becie, bez której bym sobie nie poradziła. Wink Lilczur jesteś wspaniała!!! ;** ^.^
jak zwykle rozdział, a raczej w tym przypadku jego część można ściągnąć z mojego chomika ( [link widoczny dla zalogowanych] hasło; celebrity life )

Zdecydowałam się na podział rozdziału na dwie części ze względu na jego długość. Mam wrażenie, że tak będzie się łatwiej czytać. życzę miłej zabawy.

____________

beta; lilczur

rozdział 5 cz.1




Rosaliene wydała z siebie przeraźliwy pisk. Odskoczyła ode mnie, jakby nie mogła złapać oddechu i zaczęła błyskawicznie rozsznurowywać na plecach gorset, który miała na sobie.
Wszystko to działo się jakby w zwolnionym tempie.
Biały gorset w czarne wzorki, teraz przyozdobiony wielką, jasnobrązową plamą, opadł na ziemię, eksponując nagą klatkę piersiową Rosaliene.
Dziewczyna piszczała i skakała, na przemian czerwieniąc się i blednąc. Co jakiś czas usiłowała też złapać oddech.
Zza rogu przybiegło kilku ochroniarzy, jednak widząc Rosalie w takim stanie, stanęli jak wryci na środku asfaltu. Patrzyli tylko na jej biust, na którym, nawiasem mówiąc, pojawiały się jakieś bąble na tle zaczerwienionej skóry.
Usłyszałam krzyk Jaspera. Wydawało się jednak, że krzyczał w nie tę stronę, co trzeba.
Nie wiedziałam, co się ze mną działo. Z jednej strony - byłam z siebie dumna. Odpłaciłam się Rosalie tak, że byłam pewna, iż dziewczyna mnie zapamięta. Z drugiej jednak - wiedziałam, że sytuacja nie była fair.
Cokolwiek by się nie działo, to ja zasługiwałam na karę. Rozejrzałam się dookoła.
W odległości około trzech metrów od nas stało pięciu facetów, gapiących się na Rose jak na ostatniego dinozaura. Dwa metry od nas stał Jasper. Zwrócony w kierunku tegoż stadka posągów, usiłował podawać im instrukcje. Najwidoczniej nie mógł się przemóc, aby odwrócić się i pomóc siostrze.
Naprzeciw mnie biedna Rose płaciła za swoje grzechy, nie wiedząc, co ma zrobić. Krążyła w kółko, starając się znaleźć tyłem do mężczyzn, ale także i do mnie. Niestety, nie było to możliwe. Na jej skórze było coraz więcej bąbli, a w jej oczach coraz obfitszy potok łez.
I wtedy dostrzegłam kogoś jeszcze. Dwadzieścia metrów dalej stał paparazzo. Ohydna hiena.
Pusty kubek po kawie wypadł mi z dłoni, gdy tylko zdałam sobie sprawę z tego, co fotografuje mężczyzna.
Wszystko to trwało nie dłużej niż trzydzieści sekund.
Nagle odzyskałam zimną krew, a moje zdolności przywódcze dały o sobie znać.
- Rosalie! – wrzasnęłam. Nie dbałam już o takie szczegóły jak pseudonimy. Dziewczyna, którą znałam od dzieciństwa, będąca niegdyś moją najlepszą przyjaciółką, potrzebowała pomocy, a ja byłam jedyną osobą zdolną uśmierzyć choć częściowo jej ból. Pomimo tego, że sama jej go przysporzyłam. Rose zwróciła na mnie uwagę i starała się skupić na moich słowach.
- Nie odwracaj się. Patrz na mnie cały czas! – krzyknęłam. Bez słowa wykonała moje polecenie, które jednocześnie obudziło pięciu wmurowanych dotychczas ochroniarzy.
- Ty! – Wskazałam na jednego z nich i zaczęłam rozpinać bluzkę. – Zadzwoń po karetkę! – zawołałam wyraźnie, czując moc w swoich słowach. Wiedziałam, że jestem odpowiedzialna za zaistniałą sytuację, ale zdawałam sobie także sprawę z tego, że tylko ja mogłam ją uratować.
- Wasza piątka, – zwróciłam się do pozostałych – tak, Jasper, ty też! – krzyknęłam do chłopaka, rozpinając ostatni guzik bluzki i zdejmując ją w tej samej sekundzie, w której blondyn się odwrócił.
Powinnaś się wstydzić – podpowiadał mi cichy głosik w głowie, ale szybko go zdusiłam.
- Tam jest paparazzo! – Wskazałam im kierunek. Dziennikarz zorientował się, co jest grane i zaczął uciekać. Chłopaki w tym samym momencie podłapali, co się dzieje i ruszyli w pogoń, niczym pięć głodnych lwów na polowaniu. Jasper był na czele.
Ja zaś w tym czasie wróciłam wzrokiem do Rose.
Zbliżyłam się minimalnie, oferując jej moją bluzkę, jednak blondynka cofnęła się prowizorycznie, jakbym markowała zamach na jej życie.
- Karetka już jedzie, zaraz wracam – zawołał chłopak.
Rosalie odwróciła w jego kierunku głowę i załkała.
Podeszłam do niej o krok i podałam jej bluzkę jeszcze raz. Miałam nadzieję, że tym razem ją weźmie. Już wystarczająco dużo osób miało okazję widzieć jej wdzięki tego dnia.
Blondynka niechętnie podeszła, cały czas zakrywając piersi rękoma. Kocim ruchem chwyciła bluzkę i okryła nią biust, na co odetchnęłam z ulgą.
Chwilę później przybiegł Emmett z jakimś chłopakiem, niosąc lód zawinięty w materiał.
Podeszli powoli do Rosalie i podali jej okład. Dziewczyna nie cofnęła się. Mój ochroniarz ostrożnie położył jej materiał pod darowaną przeze mnie bluzką, na dekolcie. Rosalie westchnęła i zemdlała.
Emmett zdjął szybko swoją kurtkę ochroniarza i założył na dziewczynę. Moją bluzkę odrzucił, mówiąc, że jest na Rose za mała.
Założyłam szybko ubranie, myśląc o tym, co narobiłam. Dopadły mnie ogromne wyrzuty sumienia. Ostatnimi czasy zachowywałam się niedorzecznie. Raz byłam w pełni wesoła i szczęśliwa, a kiedy indziej smutna i płaczliwa. Podeszłam do schodów przyczepy. Usiadłam na nich i zaczęłam się zastanawiać. Myślałam nad sobą. Nie mogłam zrozumieć, co się ze mną działo. Przez ostatnie kilka miesięcy nie troszczyłam się wcale o siebie. Moim priorytetem byli inni.
Zawsze najważniejszy był James, jednak nawet wtedy, gdy był przy mnie, nie odczuwałam większej chęci do życia.
Jedynym, co mnie na tym świecie trzymało, była moja rodzina. Szczerze mówiąc, nie bałam się życia, ale śmierci też się nie obawiałam. Nie czułam strachu na myśl o bólu i cierpieniu. Myślałam tylko o tym, że gdybym odeszła, cierpieliby ci, którym na mnie zależało.
Czułam, że dużo się zepsuło w moim życiu. Nawet nie zauważyłam, kiedy przestałam dbać o takie szczegóły jak kolory, szczęście, śmiech, radość czy chęć istnienia. Żyłam, bo tak musiało być. Gdyby miało być inaczej, dawno bym umarła. Było już ku temu kilka sposobności.
Chociażby w wypadku.
Nawet nie spostrzegłam, że płaczę, dopóki ktoś nie starł mi łez z policzków. Na niewiele się to jednak zdało, gdyż osuszona powierzchnia szybko stała się na powrót wilgotna. Widząc, że nic nie wskóra, osoba ta przytuliła mnie. Nie wiedziałam, kto to był i nie dbałam o to. Dopóki mogłam bezkarnie moczyć słonymi łzami to ramię, nie obchodziło mnie, do kogo należało.
Ktoś wtulił się w moje loki tak, jak zwykła to robić tylko jedna osoba. Jasper.
- Już dobrze, już dobrze, kochanie… – szeptał jak zaklęcie. - Nic ci nie grozi, jesteś bezpieczna… - mruczał w moje włosy.
Przypomniałam sobie, jak to było przez te kilka miesięcy razem. Byłam wtedy taka szczęśliwa. Jasper potrafił być fantastyczny. Ciągle mnie zadziwiał małymi gestami, na które się zdobywał. Pamiętam też, że nigdy się nie pokłóciliśmy. Nawet wtedy, kiedy zerwaliśmy, nie podnieśliśmy głosu.
Po prostu tak wyszło… Załkałam cichutko. Jasper w odpowiedzi jeszcze mocniej mnie przytulił. Przesunął twarz tak jak wtedy, gdy mruczał mi czule do ucha „kocham cię”. Dawniej były to słowa słyszane na co dzień, dziś jednak nie potrafiłam przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz usłyszałam je z ust mężczyzny. Zanosiłam się coraz mocniejszym szlochem.
- Już dobrze, Bello… - mówił cicho Jasper. Na tyle cicho, że tylko ja byłam w stanie go usłyszeć. – Jestem przy tobie, już dobrze, kochanie… - recytował niczym wyuczony na pamięć poemat. Był to dla mnie najpiękniejszy i najczystszy balsam dla duszy. Brakowało mi wtedy tylko dwóch wyrazów do doskonałości.
I wtedy uświadomiłam sobie, że one nie wypłyną z jego ust.
Mogłam się zadowolić tylko marnym, jednym słowem: „przyjaźń”. O ile na tak wiele mogłam liczyć.
Przypomniałam sobie, dlaczego tak skończyłam i zwróciłam uwagę na dość istotny szczegół.
- Czy…czy ty nie… Czy ty nie powinieneś być z… siostrą? – wyjąkałam między kolejnymi łzami.
- Nie – odpowiedział prosto, całując moje włosy.
- Dla… ale dlaczego? – spytałam, odrywając się lekko od niego. Zlokalizowałam umysłem moje ręce i odzyskawszy nad nimi kontrolę, przetarłam oczy. Spojrzałam prosto w głąb duszy Jaspera poprzez dwie błękitne tonie czystej, niezmąconej wody, pełnej jakiegoś z trudem ukrywanego uczucia.
Odwzajemnił moje spojrzenie i przemówił powoli:
- Rosalie ma teraz ze sobą wszystkich ochroniarzy i sztab lekarzy. Ty nie masz nikogo. Nawet twój osobisty ochroniarz poszedł im pomóc. Nawiasem mówiąc, moja kochana siostra już od pół godziny jest w szpitalu, a ty nadal się nie pozbierałaś.
Od pół godziny? Ile czasu już minęło? Jak to się stało?
- Jak długo? – zapytałam, wiedząc, że rozumie moje pytanie.
- Godzinę – odpowiedział. – Ale nie śpiesz się. Zawsze mam dla ciebie tyle czasu, ile tylko potrzebujesz, Bello. Zaniedbałem cię i muszę to naprawić.
Zamknął oczy, przerywając kontakt wzrokowy.
- Nadal coś czujesz, prawda? – Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Czy zastanawiałaś się kiedyś, jakby to było, gdybyśmy nie zerwali? – spytał z zamkniętymi oczami.
- Nie. Nie specjalnie. Nie musiałam. – odpowiedziałam powoli. Jasper szukał na powrót mojego spojrzenia. Postanowiłam pójść mu na rękę i odnalazłam jego wzrok swoimi oczami.
- Ja wiem – wyszeptałam.
- Byłbym najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi – wymruczał Jasper, schylając się, żeby pocałować mnie w czoło.
- A ja najszczęśliwszą kobietą na ziemi – wyszeptałam, składając słodkiego całusa wprost na jego wargach. Nie opierał się, aczkolwiek coś było nie tak.
- Co się stało? – zapytałam.
- Widzisz, ten gest nie uczynił mi tego wszystkiego łatwiejszym… - zaczął powoli. W jego oczach dostrzegłam ból i żałość. – Po tym, jak poleciałem na tę sesję, zawsze o tobie myślałem, i to nie jak o przyjaciółce, ale jak o swojej kobiecie. Kochałem cię całym sercem. Problem w tym, że nie dostrzegłem faktu, iż już nią nie byłaś. Moja siostra zna mnie lepiej niż ktokolwiek. Myśli, że sobie nie poradzę w twoim towarzystwie, bo wtedy tak bardzo bolało… - powiedział głosem tak przepełnionym cierpieniem, że łzy mimowolnie potoczyły się po moich policzkach.
- Tęskniłam każdego wieczoru. Każdego ranka wyobrażałam sobie, że śpisz tuż obok. W każdej wolnej chwili myślałam o twoim dotyku na moim ciele. Każdej nocy śniłam o nas. – Uśmiechnęłam się gorzko. - Nie chciałam cię ranić – dodałam cicho.
- Tęskniłem – wyznał. – Chciałem więcej, choć nie prosiłem. Teraz już wiem, że gdybym to zrobił, dostałbym wiele…
- Wszystko, czego byś chciał – weszłam mu w słowo.
- Ale już nie teraz – stwierdził, a ja spojrzałam na niego pytająco.
- Widzisz, to właśnie mnie raniło – powiedział powoli. – Nie wiedziałem, czy nadal czujesz do mnie to samo. Zaniedbaliśmy nasze uczucie. Tu już nie ma miłości, Bello, nie rozumiesz? Tą rozmową się wyzwoliliśmy. Nie ma już czystej chemii między nami. Jest tęsknota, poczucie braku i sentyment. Ale nie chemia. Jesteśmy wolni – dokończył.
- Tak myślisz? – spytałam szeptem. Zdałam sobie wtedy sprawę, że to prawda. Wszystkie ograniczenia zniknęły. Nie miałam problemów z rumieńcami, fantazjami, brakiem słów… Owszem, kochałam go, ale nie jak kochanka, i nie jak brata. Kochałam go, lecz nie byłam w nim zakochana. Kochałam go jak przyjaciela. Byłam stęskniona i spragniona tego rodzaju miłości.
Chciałam przyjaciela. Takiego, który znał moje wszystkie sekrety z dzieciństwa.
Poczułam delikatne muśnięcie na moich ustach. Oddałam pocałunek delikatnie, niczym ćma.
Odpowiedział mi zachłanniejszym gestem. Ja także pocałowałam go mocniej. Goręcej.
Całowaliśmy się chwilę, jednak nie doczekałam się znajomych fajerwerków w podbrzuszu. W mojej głowie nic nie wirowało, a mój oddech nie zmienił rytmu.
- Widzisz? – zauważył cicho, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Masz rację – niepewnie przyznałam, nie wiedząc zbytnio, co począć.
- Odwieziesz mnie do domu? – zapytałam.
- Jasne, przyjaciółko. – Wyszczerzył się i wstaliśmy.
- Ja mogę się tym zająć – dobiegł nas niski głos zza naszych pleców. Zesztywniałam.
- Emmett? – zapytałam z wahaniem.
- A któżby inny? – Zaśmiał się. Jasper natomiast puścił mą dłoń zaraz po tym, jak pomógł mi wstać.
- Emmett, daję ci teraz wolne. Zjaw się tylko wieczorem przed balem, dobrze? – oznajmiłam, posyłając mu uśmiech.
- Się robi, księżniczko – odparł. Podszedł do mnie i daliśmy sobie po buziaku w policzek na pożegnanie. Jasper stał zakłopotany w niewielkiej odległości.
- Mam nadzieję, że twoja propozycja nadal jest aktualna – zaczęłam niepewnie.
- Tak, jasne – odpowiedział z uśmiechem. Ruszyliśmy powoli w stronę parkingu, z którego wyjeżdżał właśnie Emmett z moim kierowcą. Jak to dobrze, że tego dnia wyjaśniłam całą sprawę z Jasperem. To bardzo pomogło.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Wto 18:02, 28 Lip 2009 Powrót do góry

Uuu... Ten kubek z kawą na gorsecie Rose... mistrzostwo... należało się jej, ale później zrobiło mi się jej troszkę szkoda, faktycznie była zdzirą i należało jej się, ale później ci paparazzi w ogóle poparzenie nawet II stopnia!!! To tak trochę szkoda mi się jej zrobiło... Później rozmowa Bells i Jaspera... świetna... Jasper taki kochany z niego przyjaciel :) Co raz to bardziej zaczynam go lubić!!! Muszę się do tego przyznać :)

Oczywiście czekam na następną część rozdziału i...

pozdrawiam
n/z


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lady Vampire
Wilkołak



Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd

PostWysłany: Wto 18:11, 28 Lip 2009 Powrót do góry

Z powodu awarii komputera (ponad tygodniowej!) zaniedbałam to forum.

Pojawił się Jasper. I... właściwie nie wiem co mam napisać. Może dlatego, że nie rozumiem sytuacji pomiędzy nim a Bellą. Taka przyjaźń w realu chyba nie byłaby możliwa. Chociaż, diabli wiedzą...
Rosaliene vel. Rose... i tu mam problem nie z nią, ale z Bellą. Ta pierwsza okazała się suką do potęgi entej, po czym następuję szereg nieprzyjemnych zdarzeń i nadejście wpólnego wroga oraz zjednoczenie sił przeciwko niemu. Nagle w tym momencie następuje zmiana światopoglądu, i Rose z ble i fuj staje się przyjaciółką w nieszczęściu lub bojowniczką w walce ze wspólnym wrogiem. Nie obejmuje tego. Bella ma rozdwojenie jaźni czy to jej przereklamowana dobroć i empatia? Mimo to podoba mi się i jestem na tak.
Kiedy pojawi się Edward?

WENY!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Wto 18:55, 28 Lip 2009 Powrót do góry

Już od jakiegoś czasu czytam Twój ff, ale chyba jeszcze nie skomentowałam. Na początku myślałam, kurcze co to będzie...Jednak teraz nie żałuję Wink Podoba mi się:D Bells i Jazz:D Hm...kurcze pewnie nieźle było :D Em też troskliwy a Rose to sucz sie stała. Czekam na dalszy rozwój akcji Wink

Pozdrawiam

Weny i czasu Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NaTaLKa9414
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Cze 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 10:26, 05 Sie 2009 Powrót do góry

witam! na początku chciałabym podziękować za komentarze. :) bardzo sobie cenię opinię wszystkich Was.
Wielkie podziękowania tradycyjnie dla mojej bety ( lilczur) bo jest wspaniała!! ;**
To już ostatnia część tego rozdziału. Możecie go znnleść na moim chomiku ( [link widoczny dla zalogowanych] ) wraz z dodatkami. hasło do folderu to "celebrity life"
liczę na kolejne komentarze i słowa krytyki.

__________________

rozdział 5 cz.2


(...)
- Mam nadzieję, że twoja propozycja nadal jest aktualna – zaczęłam niepewnie.
- Tak, jasne – odpowiedział z uśmiechem. Ruszyliśmy powoli w stronę parkingu, z którego wyjeżdżał właśnie Emmett z moim kierowcą. Jak to dobrze, że tego dnia wyjaśniłam całą sprawę z Jasperem. To bardzo pomogło.




Jasper otworzył przede mną drzwi do swojego czarnego lamborghini gallardo, więc wsunęłam się z gracją na siedzenie. Rozglądając się po wnętrzu, zauważyłam, że blondyn wsiadł za kierownicę, po czym włączył radio i klimatyzację.
- Zapnij pasy – przypomniał i ruszyliśmy w bezsłowną podróż do mojego domu.
Pomimo zawrotnej prędkości, zasnęłam w aucie. Obudziłam się w ramionach Jaspera, który niósł mnie w kierunku mojej sypialni. Widząc, że się przebudzam, uśmiechnął się, ułożył na łóżku, a potem wyszedł na korytarz. Wrócił chwilę później, dobudzając mnie cichym odgłosem zamykanych drzwi.
- Bello, masz przygotowaną gorącą kąpiel w błękitnej łazience. Zaniosę cię. – Jak powiedział, tak zrobił. Potem postawił mnie delikatnie na ziemi, nadal trzymając w ramionach.
- Dziękuję – powiedział tylko. Zapytałam, za co, wtulona w jego pierś.
- Za to, że pozwalasz mi być swoim przyjacielem, tak jak kiedyś – odparł delikatnie. – I za to, że teraz już wszystko wiem. Od tej chwili mogę iść naprzód, bez obaw patrząc wstecz. Dziękuję za to, że mnie wyzwoliłaś z naszej wspólnej przygody – powiedział czule, po czym lekko mnie od siebie odsunął.
- A teraz odpocznij – zaproponował, odwracając mnie w stronę jacuzzi, nad którym zachęcająco unosiła się para i woń truskawek. Uśmiechnęłam się na samą myśl o wskoczeniu do dwuosobowej wanny. Jasper przytulił mnie jeszcze delikatnie od tyłu i wyszedł, zostawiając mnie samą.
Rozebrałam się i rozkojarzona weszłam do wanny, włączywszy uprzednio bąbelki.
Przez długi czas nie dawały mi spokoju wizje mnie i Jaspera. Wspomnienia ze wspólnie spędzonych dni i wieczorów opanowały mój umysł. Analizowałam dokładnie wszystkie najcenniejsze momenty, które z nim dzieliłam. Myślałam intensywnie nad tym, co stało się dziś. Nie mogłam przypuszczać, że to wszystko tak się skończy. Wchodząc na plan, nie przypuszczałam, że Jasper i ja znów zaczniemy się przyjaźnić. Nie miałam pojęcia też o tym, że będzie grał mojego ukochanego, a zarazem syna prezydenta. Gdy się nad tym zastanawiałam, czas, który wspólnie spędziliśmy tego dnia, był bezcenny. Co prawda nie udało nam się nagrać ani jednej sceny, ale i tak było wspaniale. Wtedy też zdałam sobie sprawę, że wcześniej brakowało mi dawnego przyjaciela. Tęskniłam przede wszystkim za jakimś mężczyzną, który by mnie przytulił bezinteresownie i bez żadnych podtekstów. Myślałam także nad tym, co powiedziała Rosalie tego dnia. Miała rację. Pomimo tego, że tyle lat spotykałam się z Jamesem, pomijając już to, że byliśmy zaręczeni, ja nadal byłam dziewicą i nie chciałam stracić cnoty szybko.
Jedyny moment, w którym planowałam seks, miał miejsce u schyłku mojego związku z Jasperem, lecz, koniec końców, do niczego nie doszło. Co prawda oboje tego chcieliśmy, lecz nie było sposobności – byliśmy zapracowani wieczorami i weekendami. Chcieliśmy, żeby to był wyjątkowy dzień. Potem się rozstaliśmy, a ja wróciłam do Jamesa. Podobne myśli nie naszły mnie ponownie aż do dziś.
Oczywiście James nalegał, lecz ja nie chciałam. Najpierw mówiłam, że to za wcześnie, potem, że nie jestem gotowa, a przez ostatni miesiąc, że już tyle zwlekaliśmy, więc wytrzymamy do ślubu.
Prawda jest jednak taka, że nie chciałam nawet wyobrażać sobie, jakby to miało wyglądać. Wyjątkowo nie podoba mi się myśl o dopuszczeniu jakiegokolwiek mężczyzny tak blisko.
Nie, nie po tym, co mnie spotkało. Stanowczo nie jestem gotowa na utratę dziewictwa.

Ktoś zapukał do drzwi łazienki, wyrywając mnie z rozmyślań. Wyłączyłam dyszę za pomocą odpowiedniego przycisku na panelu, po czym spytałam, o co chodzi.
- Rodzice panienki nalegają, aby zaszczyciła ich panienka na obiedzie w najbliższym czasie – usłyszałam głos służby. To zapewne ten rudawy chłopak ze złotymi oczami. Nie w moim typie.
- Już idę – odkrzyknęłam i zaczęłam się podnosić z wody. Zdałam sobie sprawę, że nie wzięłam ze sobą żadnych świeżych ubrań. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam duży, biały ręcznik. Osuszyłam skórę i wzięłam kolejny, nieco większy, w kolorze czerwonym. Owinęłam się szczelnie, po czym wyszłam do swojego pokoju. Wybrałam z szuflady byle jaki komplet bielizny i szybko go założyłam. Ktoś ponownie zapukał do drzwi. Wiedząc, że mam na sobie bieliznę, podeszłam do drzwi i otworzyłam. Potem skierowałam się wprost do szafy w poszukiwaniu jakiegoś stosownego stroju na obiad z rodzicami. Usłyszałam za plecami westchnienie. Obejrzałam się i zobaczyłam rudowłosego chłopaka wpatrującego się we mnie, jakbym była striptizerką. Podążyłam za jego spojrzeniem i dopiero wtedy zorientowałam się, co mam na sobie. Z roztargnienia wybrałam jeden z najseksowniejszych kompletów bielizny, jaki miałam w szafie. Francuska bielizna idealnie podkreślała moje kształty. Była kusząca, o czym utwierdzał mnie wzrok chłopaka stojącego naprzeciw. Złotooki otrząsnął się, położył jakąś kopertę na łóżku, po czym pośpiesznie opuścił moje sanktuarium.
Ubrałam czarną spódnicę z podwyższonym stanem oraz czerwoną bluzkę z długim rękawem, a następnie udałam się do zielono-złotego pomieszczenia, zwanego jadalnią. Na miejscu czekali już moi rodzice wraz z siostrą. Usiadłam przy dużym stole obok Caroline. Do każdego z nas podeszli kelnerzy i zdjęli nakrycia z naszych dań w tym samym momencie. Moim oczom ukazała się wykwintna zupa solferino. Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po łyżkę, życząc wszystkim smacznego. Przez chwilę jedliśmy w ciszy.
- Bello, kochanie, Prada przysłała ci nowy telefon – odezwała się do mnie mama. Uśmiechnęłam się.
- To świetnie. Moja motorola zginęła w wypadku w Nowej Zelandii. – Wszyscy zaśmialiśmy się z tej gry słów.
- To miło z ich strony – dodałam.
- Też tak myślę. Twoje kontakty powinny być na karcie niedługo. A twój numer jest już u znajomych i u ludzi z branży. Czy mam jeszcze komuś go dostarczyć? – spytał ojciec.
- Tak, tato. Podaj, proszę, nowy numer mojemu ochroniarzowi, Emmettowi oraz Jasperowi Hale. I proszę, nie wtajemniczaj Jamesa – odparłam swobodnie.
- Dobrze. Czyli Emmett i Jasper. James oczywiście nie dostał numeru, kochanie. – Charlie zlustrował mnie wzrokiem.
- Caroline, Bello, mniemam, iż pamiętacie o dzisiejszym wieczorze – stwierdziła Renee.
- Jasne – odpowiedziałyśmy równocześnie. Zdziwiona spojrzałam na Caroline w tym samym momencie, co ona na mnie. Uśmiechnęłyśmy się do siebie identycznie i zwróciłyśmy głowy na rodziców. Patrzyli na nas rozbawieni.
- Boże, jakież one są rozkoszne – powiedziała mama.
- I jakie podobne – dodał rozbawiony ojciec.
- Są takie grzeczne i ułożone – kontynuowała Renee.
- Mamo, proszę. – Chciałam ukrócić dyskusję, lecz inicjatywę pochwycił Charlie.
- Ależ Bello, wierz mi, mamy się czym cieszyć. Zwłaszcza po dzisiejszym dniu.
Nie tylko ja miałam słaby dzionek – pomyślałam.
- Co masz na myśli, tatusiu? – dopytywała moja siostrzyczka.
- Zostałem poproszony o poprowadzenie nowej sprawy. Jakieś dwie celebrity się pokłóciły i jedna wylała na drugą kawę…. Nie wszyscy są tak dobrze wychowani, jak wy, kochanie – odpowiedział spokojnie Charlie.
Mój ojciec, poza stałym zajęciem, jakim dla niego było urządzanie grilli rodzinnych, miał też pracę. Sporadycznie proszono go o prowadzenie trudniejszych spraw w sądach. Przystawał na te propozycje, jednak nie stanowiło to dla mnie problemu. Tata prowadził sprawy jako Charlie Swan. Jego wyroki były niecodzienne i często stuprocentowo trafione.
Pewna część wypowiedzi ojca przyciągnęła moją uwagę: „Jedna wylała na drugą kawę…”
Gdy zorientowałam się, co jest grane, wypuściłam łyżkę z ręki. Sztuciec wpadł z głośnym brzękiem do mego pustego talerza i zwrócił na mnie niepotrzebną uwagę rodziny.
- Czy coś się stało, kochanie? – zapytała z troską mama. Charlie przyglądał mi się podejrzliwie. Postarałam się przywołać na moją twarz obojętny wyraz.
- Nie, nic. – Uśmiechnęłam się – Więcej już nie zjem, dziękuję – powiedziałam, dając kelnerowi stojącemu za moim krzesłem znak, że chcę odejść od stołu. Chłopak podszedł i odsunął mi krzesło, gdy ja wstawałam. Zatrzymałam się jeszcze przed wyjściem i zwróciłam w kierunku ojca.
- Czy w telefonie jest numer do Laurenta?
- Tak – powiedział, lustrując mnie spojrzeniem. – W książce telefonicznej.
Uśmiechnęłam się i wyszłam z jadalni. Gdy tylko zniknęłam im z oczu, puściłam się biegiem w kierunku sypialni. Rozmyślając gorączkowo, rzuciłam się na łóżko i włączyłam telefon. W tym samym momencie komórka zawibrowała.
- Laurent?
- Bello, coś ty narobiła! Co masz mi do powiedzenia? Gwiazdeczko, sprawa nie wygląda dobrze, więc tłumacz się, zanim wybuchnę!!!!
Wzięłam głęboki wdech. Prześledziłam myślami cały dzisiejszy dzień i przeszłam do opisywania poszczególnych zdarzeń. Skupiłam się na spotkaniu z Rosalie i na naszej „rozmowie”. Gdy skończyłam, Lauri nadal był niespokojny.
- Przepraszam Lauri, naprawdę – płakałam w słuchawkę. – Nie wiem, co mi się stało…
- Bello, teraz mnie uważnie posłuchaj. Dziś, jakąś godzinę temu, przyszedł do biura pozew do sądu. Porozmawiasz jeszcze z twoim prawnikiem i on powie ci, co robić i mówić. Nie wiadomo jeszcze, kto będzie sędzią…
Oj, wiadomo – pomyślałam.
- … więc nie wiem, czego się spodziewać…
Nie masz pojęcia – skomentowałam w myślach.
- … a dziś masz się pojawić koniecznie na balu – dokończył Lauri.
- Muszę? – spytałam prosto.
- Tak. A teraz lecę zająć się tym całym syfem. Trzymaj się, gwiazdeczko. Wiesz, że cię kocham – zapewnił i rozłączył się.
Leżałam jeszcze na łóżku, łkając delikatnie.
Po pewnym czasie dwie drobne rączki objęły mnie od tyłu i przytuliły.
Caroline.
Muszę być silna. Dla niej. Moja siostrzyczka nie może mnie tak zobaczyć.
Włożyłam maskę obojętności i odwróciłam się do siostry. Była już gotowa na przyjęcie. Miała na sobie różową suknię, podkreślającą jej talię i rozchodzącą się ku dołowi falami tiulu. Była piękna. Jej rozpuszczone loki dodawały uroku delikatnie pomalowanej twarzy. Na jej dekolcie widniał piękny, złoty łańcuszek. Komplet do jej wspaniałych kolczyków i diademu.
Gdy ją zobaczyłam, nieświadomie uwolniłam się od całego smutku. Moja mała, piękna siostrzyczka. Prawdziwa księżniczka.
- Mamy mało czasu – powiedziała powoli.
- Pomóż mi, to wyjdziemy szybciej. – Uśmiechnęłam się. – Suknia powinna być w garderobie, na wieszaku z balowymi rzeczami, po lewej. Możesz ją przynieść. Ja idę pod prysznic.
Caroline wyszła z pokoju, kierując się ku garderobie. Każdy miał tu swoją własną. W pokojach mieliśmy tylko najważniejsze rzeczy i te, które wybieraliśmy w weekend na kolejny tydzień. Służba przenosiła wówczas te rzeczy do naszych pokoi.
Zdjęłam ubranie i poszłam do łazienki.
Zastanawiałam się nad tym, jak się ta sprawa skończy. Charlie najwyraźniej domyślał się, że coś jest nie tak, tylko nie zdawał sobie sprawy, jak źle sprawa wygląda. Jego córka – o czym nie wolno mu wspomnieć w sądzie, gdyż będę tam pod fałszywym nazwiskiem – została oskarżona przez córkę jego znajomych – o czym także powiedzieć nie wolno – a on będzie wymierzał nam karę jako osoba trzecia. Nie ma co, po prostu świetnie. Nie wspominając już o tym, jak bardzo się na nas zawiedzie.
Ktoś delikatnie zapukał do drzwi.
- Już wychodzę, Caroline – krzyknęłam i wyszłam spod strumienia wody.
Owinęłam się ręcznikiem i otworzyłam drzwi. Przeszłam do mojego pokoju i rozpięłam pokrowiec. W środku znajdowała czarna suknia na jedno ramię. Była jakby topem i długą spódnicą z trenem, połączoną na brzuchu za pomocą srebrnego paska biegnącego przez środek ciała. Do kompletu były czarne rękawiczki. Pod tą sukienką nie nosiło się bielizny. Wyjęłam kreację z pokrowca i wróciłam do łazienki. Zamknąwszy uprzednio drzwi, zrzuciłam ręcznik i założyłam ubranie.
Nie podobała mi się, ale nie miałam innego wyjścia. Była to suknia przysłana przez jedną z firm, w których byłam modelką. W kontrakcie natomiast miałam uwzględnione bale charytatywne. Nie miałam wyjścia. W sumie mogłam zawsze odmówić, ale dość już miałam kłopotów jak na jeden dzień. Zbyt wyzywająca, jak na bal charytatywny, suknia nie jest warta kłótni i problemów. Z pewnością będę się czuła niestosownie, lecz mówi się trudno. Zostawiłam rękawiczki na półce kozetki i zawołałam Caroline. Spryskała moje włosy jakimś specyfikiem, podczas gdy ja nakładałam makijaż. Do tego stroju pasował jedynie wyzywający, ostry make up oczu. Różne odcienie srebrnych cieni do oczu zaczęły pojawiać się na moich powiekach wraz z kolejnymi pociągnięciami pacynek i gąbeczek. Srebrny i czarny eyeliner wraz z kredką do oczu doskonale podkreślały ich kształt. Matujący podkład już wysechł na mojej skórze. Skończywszy powieki, potraktowałam całą skórę twarzy i dekolt właściwymi matującymi pudrami, nadając odpowiedni kształt mojej twarzy. Ostatni z nich nadawał też brokatowy pobłysk w świetle słonecznym. Caroline tymczasem kończyła już lakierować moją fryzurę. Włosy miałam zaczesane do tyłu. Puszyste, lecz ułożone bez spinek czy wsuwek.
Zdecydowanie zbyt wyzywająco. Definitywnie. Nie czułam się ani trochę swobodnie. Muszę napomknąć Laurentowi o zmianie firmy ubierającej mnie na takie bale. Ten strój był po prostu niestosowny. Wyglądałam jak seksbomba, a nie jak ktoś wybierający się na bal dobroczynny. Jedyny styl makijażu pasujący do kreacji mówił sam za siebie. Krzyczał do każdego faceta. A jedyne, co miał do powiedzenia, to:
„Weź mnie. Jestem droga, ale ci pozwolę. Wiesz, pogram przez chwilę trudną, a potem chodźmy gdzieś, to pokażę ci, jaką dziwką potrafię być…”
Pociągnęłam jeszcze rzęsy mascarą i usta szminką. Westchnęłam z niezadowolenia, gdy zakładałam długie, wiszące kolczyki. Ubrałam jeszcze buty na szerokim obcasie. I tak nikt ich nie zobaczy z powodu długiej sukni, więc po co zakładać jakieś wysokie, niewygodne szpilki.
Wstałam i umyłam jeszcze ręce. Ubrałam rękawiczki i zabrałam torebkę, po czym opuściłam pokój zaraz za milczącą Caroline.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez NaTaLKa9414 dnia Śro 10:28, 05 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Lady Vampire
Wilkołak



Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd

PostWysłany: Śro 13:51, 05 Sie 2009 Powrót do góry

Muszę przyznać, że przez pierwszy rozdział ciężko było przebrnąć. teraz nie mogę tego powiedzieć. Praktyka czyni mistrza!
Trochę mnie zastanawia sprawa tego sądu. Sędzia chyba nie powienien być spokrewniony ani spowinowacony z oskarżonymi/powodami itd. mimo pseudonimów, których w sądzie raczej nie respektują?
Bella-dziewica to chyba na rynku celebrites chyba towar deficytowy. Częściej występuje przypadek Rosaliene vel. Rosalie.
Standardowo czekam na pojawienie się Edwarda.

WENY!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Śro 21:28, 05 Sie 2009 Powrót do góry

Długo nosiłam się z zamiarem skomentowania tego FF. Muszę przyznać, że rozwijasz się z każdym odcinkiem. Na początku zgrzytało niemilosiernie. Jakbyś na siłę próbowała przekonac nas jak wspaniałe życie wiedzie Bella, jakimi przedmiotami sie otacza, rzucałaś na prawo i lewo markami nie bardzo koncentrując sie na histori. Czasami za bardzo koncentrujesz się na tym co ona ma na sobie, co właśnie zakłada ale to też specyfika opowiadania, ktore określam na własny użytek "rodem z Plotkary":) Jednak w każdej kolejnej części jesteś coraz bardziej wyważona. Twój styl pisania nabral lekkości i naprawdę przyjemnie się to czyta. Jedyna sprawa, która nie daje mi spokoju od pierwszej części to okreslenie "służba";/ Wiem, że tak jest najłatwiej ale skoro pojawił się gdzieś kamerdyner to mozesz sie pokusić o pokojówki, które przenoszą rzeczy z garderoby. Służba brzmi dla mnie nieco prowincjonalnie. Ale masz własny styl i moze to cię wyróznia. Opowiadanie zyskuje na jakości z każdym rozdziałem. Lekkie, przyjemne i po wielu tych analizujących uczucia, emocje naprawdę fajnie się je czyta.
Życzę Ci natchnienia do pisania kolejnych części. Edawrd jako pracownik w domu Belli ?? Tego jeszcze nie było:))


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NaTaLKa9414
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Cze 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 14:17, 09 Sie 2009 Powrót do góry

witam!
po pierwsze, jesteście pewne, że Edward się jeszcze nie pojawił? ;> a może jeszcze nie.... może macie rację.... nie wiem ^.^ Wink
dziękuję bardzo mojej becie za poprawienie tego rozdziału!! ;**;** podzieliłam go na dwie części, żeby było łatwiej czytać. Pozatym moja beta niestety będzie niedostępna do 16.08 więc możliwe, że na następny rozdział będziecie musieli pozekać...
Zarówno rozdział jak i dodatki standardowo można znaleść na moim chomiku ( [link widoczny dla zalogowanych] ) hasło; celebrity life
zapraszam do zabawy!

beta; lilczur
_________
Rozdział 6. cz.1



Ze słodkiej księżniczki w królową skandalu?

Izabella Hamn – gwiazda wielkiego formatu. Do niedawna kojarzyliśmy ją ze słodką, ułożoną dziewczynką. Zawsze dobrze i skromnie ubrana, pomimo kąśliwych uwag i zagadkowych wypowiedzi, lśniąca „gwiazdeczka” – jak o niej mówią pieszczotliwie współpracownicy i przyjaciele. Dziś jednak jej wizerunek staje pod znakiem zapytania.
„Obecnie Izabella przeżywa trudny okres, jak każda nastolatka. Są to jej prywatne przeżycia, doświadczenia i decyzje, których nie zamierzam komentować” – mówi Laurent Normand.
Jednak czy mówiąc „trudny okres”, ma na myśli serię porażek gwiazdy? Niedawno dowiedzieliśmy się, że Izabella zerwała oświadczyny z Jamesem Diggotem – jej długoletnim partnerem. Sam były narzeczony nie wyraża się najlepiej na temat jej postępowania. „Izabella zachowała się jak idiotka. Była zazdrosna i miała jakąś obsesję! Ona jest chora! Załatwcie jej psychiatrę!” - krzyczy przed kamerami. Rzeczywiście, o samej scenie zerwania zaręczyn było dość głośno. Udało nam się dotrzeć do zdjęcia z pewnego klubu, na którym Izabella rzuca pierścionkiem (wartym półtora miliona dolarów) w Jamesa. Widać, że obydwoje byli pod wpływem alkoholu. Ale to nie wszystko! James nie wybrał się do tego klubu ani z gwiazdeczką, ani sam. Był tam z Rosaliene Vanesse – aktorką grającą Lucy Madison – starszą siostrę Samanty Madison (Izabella Hamn) w filmie „Dziewczyna Ameryki”. A jaka jest atmosfera na planie? Gorąca! W prawdzie Izabella zdjęcia zaczęła później niż reszta aktorów, z powodu drastycznego wypadku w Nowej Zelandii (dziewczyna jechała do swojej posiadłości. W trakcie jazdy używała telefonu i uderzyła w słup na autostradzie), jednak nie próżnowała. Już w pierwszym dniu zdjęć zakręciła się koło Jacksona Vanesse – brata bliźniaka Rosaliene! Parka gorąco się do siebie czuliła na schodach przyczepy należącej do siostry Jacksona. Pech chciał, że ze środka wyszli Rosaliene wraz z Jamesem. Wybuchła ogromna awantura. Ochroniarz Izabelli był zmuszony wyprowadzić Jamesa z planu, a Jackson wyszedł dla ochłody na spacer. Gwiazdeczka wraz z Rosaliene nie traciły czasu na zbędne konwenanse, gdy zostały same. Nastąpiła kolejna ostra wymiana zdań. „Kłóciły się o Jacksona i Jamesa” – mówi naoczny świadek. „Były bardzo wściekłe. Myślałem, że Izabella zaraz wydrapie oczy tej drugiej” – dodaje Mike Newton, jeden z ochroniarzy obecnych na planie. Izabella nie wydrapała oczu Rosaliene, lecz wylała na nią kubek gorącej kawy! Blondynka zrzuciła z siebie wszystko, nie zauważając paparazzo. Gdy tamten zaczął pstrykać fotki, Izabella nagle zatroszczyła się o filmową siostrę. Tym posunięciem uzyskała kilka dodatkowych punktów u Jacksona, gdyż, jak widać na zdjęciach, parka nie próżnowała, gdy została sama. Po przetransportowaniu Rosaliene do szpitala, zajął się nią Carlisle Cullen, natomiast Jackson, zamiast opiekować się siostrą, przez prawie godzinę trzymał Izabellę w ramionach. Nie obyło się bez pocałunków. Potem para wskoczyła do czarnego lamborghini Jacksona i tyle ich było widać. Czyżby Izabella znalazła sobie godne zastępstwo za Jamesa? I co Jackson zamierza zeznać w sądzie? Czy para zamierza się ujawnić?
Na wczorajszym balu charytatywnym Izabella pokazała się w bardzo prowokującym stroju i makijażu. Zachowywała się bardzo seksownie. Jej fani się podzielili: jedni sądzą, że to nie jej wina i wolą poprzedni wizerunek gwiazdy, inni są zachwyceni. Twierdzą, że stała się kobietą…
Czy zmiany te wyjdą jej na lepsze czy gorsze? A co wy o tym myślicie? Piszcie do nas, jakie są wasze opinie na ten temat. [link widoczny dla zalogowanych]




Alice wyrwała mi gazetę z rąk.
- Co tak czytasz?
- Nieważne. Jakieś bzdury – odpowiedziałam.
- O rany! Widziałaś te zdjęcia? Błagam, powiedz, że to fotomontaż! – Spojrzała na mnie przenikliwie, wskazując na zdjęcie moje i Jaspera, całujących się.
- Nie, to nie. Tak wyszło… my nie jesteśmy razem. Nic mnie z nim nie łączy… to znaczy odnowiliśmy stosunki, ale nic więcej! Nie takie stosunki, oczywiście. Jesteśmy przyjaciółmi…- plątałam się w zeznaniach.
Alice uniosła jedną brew. Westchnęłam z rezygnacją.
- Och, dajmy już spokój – mruknęłam.
- Cześć, gwiazdeczko. Witaj Amely. Gotowe? – usłyszałyśmy Laurenta zza drzwi.
- Prawie – krzyknęła Alice, odkładając czasopismo.
- Cześć, Lauri – przywitałam się miękko.
Laurent podszedł do stołu ogrodowego i podniósł gazetę. Siedziałyśmy w ogrodzie przy herbatce, poprawiając ostatecznie makijaż. Caroline siedziała w jacuzzi obok basenu ze słuchawkami od ipoda na uszach. Najwyraźniej nie zauważyła, że Laurent przyszedł, bo nadal śpiewała jakiś przebój Rihanny.
- Mała ma niezły głos – przyznał mój manager.
- Tylko jak myśli, że nikt nie słucha. – Zaśmiałam się.
- Bella już jest gotowa – powiedziała Alice, zbierając kosmetyki.
- Zostaw, ktoś to zrobi za ciebie.
- Sama to zrobię. Od tego mam ręce.
- A ja od tego mam służbę.
- Oj, dziewczęta, dziewczęta… – Zachichotał Laurent.
- Bella, zbierajmy się. Jedziesz dziś ze mną. Musimy pogadać.
- Dobrze, Lauri. Trzymaj się, Amely. – Cmoknęłam ją w policzek.
Alice dziś miała się zająć najnowszymi projektami razem z moją siostrą. Ja natomiast zastanawiałam się, o czym Laurent chciał ze mną porozmawiać. W dalszym ciągu byłam lekko zszokowana artykułem łączącym wszystkie fakty w jedną całość. O sądzie wolałam nie myśleć. Nie chciałam się denerwować tym, co postanowi ojciec. Nawet myśl dotycząca tego, czy wie już, kto będzie na sali sądowej, napawała mnie przerażeniem. Laurent otworzył mi drzwi jego czarnego mercedesa mclaren slr. Wsiadłam do środka i zaczęłam przyglądać się wnętrzu samochodu. Zawsze mnie to uspokajało. Uwielbiałam drogie samochody. Gdy siedziałam w takim aucie, wiedziałam, że pomimo prędkości nic mi nie będzie. Zawsze jeździłam szybko. Byłam jednak dobrym kierowcą. Zaliczyłam tylko jedną maleńką wpadkę.
Drogie samochody były dla mnie jak balsam dla duszy. Gdy miałam zły dzień, szłam do garażu, wyciągałam kluczyki od jednego z moich kilkunastu samochodów i jechałam byle gdzie. Czasami odpływałam myślami do tego stopnia, że budziłam się dopiero w biurze salonu samochodowego, płacąc za nowe auto.
- Bella? Słuchasz mnie?! – Ups.
- Tak. Nie. Co mówiłeś? – spytałam zmieszana.
- Dziś się nie odzywasz. Ja zadaję pytania i ja na nie odpowiadam. Zrozumiałaś? – zapytał Laurent.
- Powiedzmy – odparłam.
- A tak z innej beczki: dostałaś mieszkanie.
- Co? – Szok. To jedyne określenie uczucia, które mnie błyskawicznie opętało.
- Firma ubierająca cię na bale charytatywne jest zachwycona szumem wokół twojej ostatniej kreacji. Skoczyła im sprzedaż i postanowili ci podziękować – powiedział rozbawiony.
- To nie wróży nic dobrego – mruknęłam.
- Masz tylko przedłużyć kontrakt. Co już zrobiłem, nawiasem mówiąc. – Wyszczerzył się, a ja po raz pierwszy miałam ochotę wybić mu te białe ząbki.
- Coś nie tak? – spytał, poważniejąc pod wpływem mojego morderczego spojrzenia.
- Nie lubię tych ciuchów. Nie są dla mnie – odpowiedziałam stanowczo.
- G*wno prawda. Są dla ciebie projektowane. I będziesz w nich chodzić – warknął Lauri.
- A chcesz się przekonać, że nie będę? – syknęłam. Samochód zjechał na pobocze.
- Bello, do cholery! Narobiłaś mi już mnóstwo problemów, więc nie rób sobie kolejnych! – wrzasnął. - Kontrakt jest już przedłużony, a ty masz nosić te suknie, bo inaczej porozmawiamy – zagroził mi gorliwie. Zaczynało mi się zbierać na łzy. Czułam się niezręcznie. Nie chciałam robić tyle zamieszania wokół siebie.
- Jasne – mruknęłam.
Lauri westchnął i wjechał powrotem na drogę. Włączyłam radio i wsłuchałam się w „California” Phantom Planet. ( http://www.youtube.com/watch?v=st33j4zlEVo )
Zasłuchana nie zauważyłam nawet, kiedy dotarliśmy pod sąd. Gdy wyjrzałam przez szybę, zobaczyłam dziesiątki dziennikarzy. Na zewnątrz stał Emmett z kilkoma innymi chłopakami. Wszystko to zdawało się być takie… odległe.
Czułam się, jakbym nie była sobą. Jakbym była uwięziona wewnątrz swojego ciała, a całkiem inna osoba sterowała moimi ruchami.
Znalazłam się na zewnątrz. Ochrona otaczała mnie ze wszystkich stron. Byłam w stanie otępienia. Bezwiednie liczyłam kroki, które stawiałam na ziemi.
Trzydzieści dwa, trzydzieści trzy…
Ktoś obcy zarzucił mi kaptur na głowę. Nie, to był Laurent. Czułam się jak podczas jakiejś walki. Jakbym była kawałkiem mięsa umieszczonym w stalowej klatce, złożonej z moich ochroniarzy. Na zewnątrz miotały się rozwścieczone hieny, głodzone od tygodni… jedyne, co się liczyło, to przeżyć…
Dźwięk echa setek stóp odbijał się od pustych ścian sądowych korytarzy. Minęliśmy jeszcze jakieś szklane drzwi. Potem była już tylko cisza i odgłosy ulgi. Zdałam sobie sprawę, że szklane drzwi nie są zwyczajne. My widzieliśmy, co działo się po drugiej stronie, lecz najwyraźniej ci, którzy byli po stronie przeciwnej, nie widzieli nic z tego, co miało miejsce tutaj. Nagle miałam dużo przestrzeni dla siebie.
Za dużo.
Rozejrzałam się wokoło.
Wszyscy odeszli gdzieś dalej. Jedyną osobą w pobliżu mnie był Emmett. Poczułam, że łza zakręciła mi się w oku.
Emmett podszedł bliżej i po prostu mnie przytulił. To było wszystko, czego potrzebowałam. Czułam, że nie jestem sama. Oparłam się o jego ramię. Znów zrobił się hałas i ktoś przeszedł przez szklane drzwi. Zamknęłam oczy i stałam tam z Emmettem. Był moją oazą spokoju, wszystkim, czego w tej chwili potrzebowałam… prawie wszystkim…
Wiedziałam, że nigdy nie pokocham go, jako mężczyznę. Jako przyjaciela kochałam go całym sercem. Ale nie byłam w nim zakochana.
- Ktoś chyba chciałby z tobą porozmawiać. – Wyszeptał mój misiek. Westchnęłam i z rezygnacją wyplątałam się z ramion Emmetta, żeby stawić czoła kolejnej hienie. Gdy jednak zobaczyłam wysokiego, błękitnookiego blondyna zmieniłam zdanie.
- Jazz – szepnęłam wzruszona. Jasper już po raz drugi wybrał moje towarzystwo. Przyszedł tu, żeby mnie wspierać.
- Bella, spokojnie… - zaczął, ale nagle zmienił koncepcję. – Słuchaj, ja przepraszam za ten artykuł. Te zdjęcia i to wszystko, ja nie chciałem uprzykrzyć ci życia, przysięgam… - plątał się. Podeszłam do niego i po prostu się do niego przytuliłam. Nie tak jak wcześniej do Emmetta. Mój misiek mnie przytulał, ale ja stałam wtedy praktycznie tylko oparta na jego piersi. Jaspera natomiast owinęłam swoimi rękami i przylgnęłam do niego. Poczułam, że feralna łezka, która od jakiegoś czasu mnie denerwowała, potoczyła się w końcu po moim policzku. Jasper wymamrotał coś na kształt: „Bella, tak mi przykro. Wszystko będzie dobrze.” A kiedy poczułam, że wtula się w moje włosy, wiedziałam, że wszystko naprawdę takie będzie.
Usłyszałam, że Emmett odszedł od nas, dając nam chwilę prywatności. Wtedy właśnie znów zrobiło się zamieszanie. Przez szklane drzwi przechodziła jeszcze jedna sława, ale dziennikarze przez ułamek sekundy, kiedy drzwi były uchylone, skupili się nie na blondynce, eskortowanej przez ochronę, ale na naszej dwójce. Zrobił się ogromny hałas. Paparazzi rzucili się na drzwi, uniemożliwiając ich zamknięcie. Rosaliene miała minę kopniętego szczeniaka, podczas gdy ochrona rzuciła się do pomocy przy szklanym przejściu. Jej to jednak nie ruszało.
Do czasu.
W końcu bowiem zrobiło się tak dziko, że nie wiedziałam, co się dzieje.
Wszyscy coś krzyczeli.
Jasper wypuścił mnie z objęć. Straciłam równowagę na marmurowej posadce i gdyby nie para rąk na mojej talii, wywróciłabym się. To wywołało jeszcze większe poruszenie. Kątem oka dostrzegłam, że Emmett niesie na rękach Rosalie. Jasper wziął mnie na ręce jednym ruchem. Dziennikarze byli coraz bliżej. Byłam oszołomiona setkami fleszy, błyskającymi wprost w moje oczy. Wiedziałam jedynie, że ktoś biegnie przed nami. Wszystko to przypominało pogoń. Dwoje mężczyzn z kobietami na rękach, prowadzeni przez jeszcze jednego mężczyznę, uciekało stadzie ludzi z aparatami. Nie wiedziałam, co się działo. Wszystko działo się zbyt szybko. Zamknęłam oczy, żeby nie musieć patrzyć dłużej w migające flesze i odpłynęłam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez NaTaLKa9414 dnia Nie 14:35, 09 Sie 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
AlicjaC
Wilkołak



Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy czarów

PostWysłany: Nie 16:13, 09 Sie 2009 Powrót do góry

Fajne ten rozdział i w ogóle cały FF Wink
Dziewczyny jak wy mogłyście nie zauważyć Edwarda ? Już w poprzednich rozdziałach się pojawił Wink Myślicie, że kto to taki ten rudowłosy chłopak pracujący w jej domu ? No, więc według mnie, to nie kto inny jak Edward Wink Chociaż w świecie sław wszystko jest możliwe Wink
Czekam na następny rozdział. Życzę weny, czasu i chęci do dalszego pisania.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez AlicjaC dnia Nie 16:14, 09 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ivett
Nowonarodzony



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam gdzie na mapie kończy się papier...

PostWysłany: Nie 20:57, 09 Sie 2009 Powrót do góry

rudowłosy chłopak?? hmmm... nie wiem... trochę to by było dziwne... no ale cóż, poczekamy zobaczymy...

co do rozdziału to naprawdę fantastyczny!!! :D tylko, że trochę za krótki... ;( i ja nie chcę czekać ponad tydzień na kolejny rodział... nie mogłabyś poprosić inną osobę o zbetowanie na ten jeden raz?? :D

pozdrawiam i weny życzę!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BaaaSsia
Wilkołak



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 21:28, 09 Sie 2009 Powrót do góry

Świetny ten rozdiał.
Te emocje.
Dlaczego taki krótki?
Czekam na ciąg dalszy!

Zacznij pisać dłuższe i bardziej konstruktywne komentarze. Na dodatek myślę, że możesz zapytać o kolejny rozdział w PW. Susan


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NaTaLKa9414
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Cze 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 12:13, 12 Sie 2009 Powrót do góry

Witam!
oto reszta rozdziału 6. w związku z tym mam prośbę. Jak już wiecie, moja beta jest chwilowo niedostępna, w związku z tym czy byłby ktoś zainteresowany poprawieniem kolejnego rozdziału? Jeśli nikt się nie znajdzie, będziecie musieli poczekać aż kochany lilczur będzie znów dostępny, co nie nastąpi przed 16.08.
Rozdział jest dostępny na moim chomiku, hasło i adres znajdziecie w poprzednich moich postach.
Wiem, że ten rozdział był wyczekiwany, zwłaszcza przez Lady Vampire,( Baw się dobrze, kochana! ^.^) więc życzę miłej zabawy. Ja miałam frajdę niemałą pisząc go, jak zresztą zawsze. ;-)
Mam nadzieję, że będziecie komentować. ;-)

EDIT: Zastępczą betę już znalazłam, więc nie będzie problemów. ;-)


beta; lilczur

__________________
Rozdział 6 cz.2




Dziennikarze byli coraz bliżej. Byłam oszołomiona setkami fleszy, błyskającymi wprost w moje oczy. Wiedziałam jedynie, że ktoś biegnie przed nami. Wszystko to przypominało pogoń. Dwoje mężczyzn z kobietami na rękach, prowadzeni przez jeszcze jednego mężczyznę, uciekało stadzie ludzi z aparatami. Nie wiedziałam, co się działo. Wszystko działo się zbyt szybko. Zamknęłam oczy, żeby nie musieć patrzyć dłużej w migające flesze i odpłynęłam.






Otaczała mnie cisza. Wszystko było białe, z wyjątkiem czarnego łoża pośrodku nicości, na którym leżała różowa bielizna. Podeszłam do niej i przyjrzałam się koronce. Była seksowna. Zorientowałam się, że jestem naga. Chwyciłam biustonosz i chciałam go zapiąć, ale coś na plecach mi przeszkodziło. Upuściłam go i postarałam się zbadać dotykiem moje plecy, na których coś się znajdowało. Przekręciłam głowę na tyle, na ile mogłam.
Skrzydła.
Miałam na sobie parę skrzydeł.
Obydwa najwyraźniej wyrastały z moich pleców.
Jednak różniły się.
Jedno było subtelnie i skromne. Białe i wysublimowane.
Drugie zaś było rozłożyste i bardziej abstrakcyjne. Miało czarny kolor.
Z oddali usłyszałam czyjeś wołanie. Głos był znajomy. Pochodził od kogoś, kogo lubiłam.
Jasper?
Nawoływał mnie… jakby mnie szukał.
Wołał moje imię.
Skupiłam się na tym, aby mu odpowiedzieć.
Całą siłą woli wyrwałam moją podświadomość z tej mary. Przez chwilę widziałam jedynie ciemność, lecz potem z trudem udało mi się otworzyć oczy.




Ujrzałam dwie błękitne tonie ze zmartwieniem wypatrujące moich zielonych oczu.
Uśmiechnęłam się lekko, ciesząc w głębi duszy, że udało mu się sprowadzić mnie z powrotem do rzeczywistości.
- Ciągle nie mogę się przyzwyczaić – wyszeptał. Nasze twarze dzieliły centymetry.
- Do czego? – spytałam, choć sama czułam podobnie: nie mogłam się oswoić z myślą, że odzyskałam przyjaciela.
- Do twoich oczu. Powinny być brązowe – powiedział powoli.
- Tak, ale brązowe są oczy Belli. Izabell ma zielone.
- A ty? Kim teraz jesteś?
- A kim chciałbyś, żebym była?
- Chciałbym, żebyś była tym, kim sama chciałabyś być.
- Obawiam się, że nie do końca rozumiem. – Nie powiem, jego wypowiedź mnie zaintrygowała, ale musiałam otrzymać jakieś wyjaśnienie.
- Czytałaś książkę „Mały Książę”?
- Tak.
Do czego on zmierzał?!
- A pamiętasz fragment o królu?
- Tak. Na pierwszej planecie mieszkał król. Kazał słońcu wstawać dokładnie o wschodzie, a zachodzić dokładnie na zachodzie – powiedziałam z ironią. – Ale co to ma do rzeczy?
- Widzisz, chciał, żeby słońce robiło to, co do niego należało. Chciał tylko tego, co było dla niego najlepszą drogą. Nadal nie rozumiesz, prawda?
Nie bardzo. Nic nie rozumiałam. Miałam totalny mętlik w głowie.
- Musisz pokazać jej to inaczej – usłyszeliśmy głos dochodzący od drzwi.
Jasper znieruchomiał, podczas gdy ja podskoczyłam. Miałam już zdecydowanie za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Byłam pewna, że to jakiś kolejny dziennikarz, więc poderwałam się na nogi.
Niefortunnie zakręciło mi się w głowie. Jasper nadal siedział jak zaczarowany, a ja zauważyłam jedynie, że marmurowa posadzka zaczęła niebezpiecznie przybliżać się do mojej twarzy…
Zamknęłam oczy i wyczekiwałam spotkania z chłodnym kamieniem, ale się nie doczekałam.
Dwoje umięśnionych rąk uratowało mnie przed upadkiem. Nie sposób było zignorować przyjemnego dreszczyku, przebiegającego wzdłuż mego kręgosłupa. Ostatnią osobą działającą na mnie w ten sposób był… Jasper.
Ale to już minęło…. To niemożliwe… przecież…
Trwałam tak z zamkniętymi oczami. Wtuliłam się delikatnie w ramiona, które mnie uchwyciły. Wtedy nowoprzybyły znów przemówił, a ja doznałam szoku.
- Źle interpretujesz ten fragment.
Coś mi nie pasowało… czułam się jeszcze bardziej zagubiona. Jasper mówił głosem dziennikarza?
- Kim jesteś, do cholery?! –usłyszałam głos Jaspera, dochodzący z kanapy. Chyba wstał.
Wtedy dotarło do mnie, że osoba trzymająca mnie w ramionach jest wyższa od Jaspera i z pewnością ma inny głos. Gdy zebrałam to wszystko razem, podniosłam głowę i bardzo powoli uchyliłam powieki.
Ujrzałam dwoje najpiękniejszych zielonych oczu, jakie kiedykolwiek widziałam. Były przepełnione jakimś nieznanym mi uczuciem. Miały długie rzęsy i spojrzenie na tyle głębokie, iż miałam wrażenie, że ich właściciel skanuje szczegółowo moją duszę. Ja sama nie miałam wątpliwości co do tego, że jego dusza była najpiękniejszą i najczystszą na świecie.
Mój oddech zdawał się przyśpieszać. Nie miałam władzy nad moim ciałem. Nie potrafiłam oderwać wzroku od dwóch zielonych głębi, w których zatonęłam i nie miałam ochoty wypływać na powierzchnię.
Mężczyzna wyraźnie się otrząsnął i przemówił niskim, seksownym głosem.
- Nazywam się Edward Cullen. Jestem psychologiem. – Moje ciało po prostu nie potrafiło ignorować tego mężczyzny. Jego głos spowodował wirowanie w mojej głowie. Musiałam wziąć głębszy wdech. To też nie okazało się najlepszym posunięciem. Od jego zapachu moje podbrzusze zaczęło wykonywać dziwne wariacje…
Miałam totalny mętlik w głowie. Stałam tam jak słup soli. Nie zauważyłam, że ktokolwiek wszedł do pomieszczenia, dopóki nie zwrócił się do mnie.
- Bello, widzę, że już poznałaś doktora Cullena – powiedział uradowany Laurent.
Edward delikatnie usadził mnie powrotem na sofie obok Jaspera.
- Tak – tylko tyle byłam w stanie powiedzieć.
Przełknęłam głośno ślinę, co nie uszło uwadze reszty. Wszyscy zaczęli się pobłażliwie uśmiechać. Doktor Cullen odszedł kawałek, żeby porozmawiać z Laurentem. Stwierdziłam, że to idealna okazja do bezkarnego przyglądania się mężczyźnie.
Był wysoki. O półtorej głowy wyższy ode mnie. Miał średniej długości potargane włosy, o niespotykanym odcieniu rudego koloru. Wspaniale kontrastowały z jego zielonymi oczami, (których, nawiasem mówiąc, postanowiłam unikać jak ognia) i bladą cerą. Ubrany był w białą koszulę, czarny krawat oraz czarny garnitur od Versace. Do tego włoskie buty. Nie ma co, chłopak był dziany. Wyglądał na jakieś dwadzieścia, góra dwadzieścia trzy lata.
- Wydaje mi się, że doktor Edward nie jest ci obojętny – wyszeptał Jasper delikatnie wprost do mojego ucha. Podskoczyłam jak przyłapana na gorącym uczynku i zarumieniłam się.
- Teraz jesteś Bellą. Izabella się nie rumieni. I nie gapi na psychologów jak ty w tej chwili. Ona takimi gardzi, ale ten najwyraźniej nie jest jej obojętny – stwierdził poważnym tonem blondyn.
- Nieprawda, nie ma w nim nic specjalnego – syknęłam zdenerwowana.
- Tak? Nie mów mi, że nie czułaś tych iskier latających od jego oczu do twoich. – Zachichotał. - W zasadzie, to trudno było ich nie zauważyć. Miotały się niczym na wyścigu.
- Bzdura. On mnie nie interesuje – broniłam się.
- No to masz problem, gwiazdeczko – stwierdził zadziornie.
Uniosłam brew.
– Problem?
- Tak. Po pierwsze: Bella nie umie kłamać. Po drugie: z tego, co wiem, jeszcze nie raz go spotkasz, po trzecie: on też to zauważył. – Miałam ochotę wydrapać oczy temu lalusiowi.
- Zauważył CO? – warknęłam.
- Spokojnie, kochanie. – Uśmiechnął się Jasper. – Po jego spojrzeniu widzę, że myśli, iż jesteśmy parą. Sytuacja, w której nas znalazł, też jest raczej jednoznaczna… nie wspominając już o artykule…
Nagle ogarnął mnie strach. A co, jeśli naprawdę myśli, że jestem zajęta? Jak sądzi, że Jasper i ja…?
Stop.
A co mnie to obchodzi?
Dopiero co wyleczyłam się z jednego gówna. Nie mam zamiaru znów się w kimś zakochać.
Zaraz, zaraz…. Co ja właśnie pomyślałam? Czy to wszystko do tego prowadzi? Czy ja się w nim zakochałam?
Nie.
Nie mogłam…
Co prawda, jak się nad tym zastanowić, to chemia między nami jest wyczuwalna, ale…
Nie, nie mogłam się w nim zakochać….
Jeszcze nie…
Jeszcze?
Boże, dostaję białej gorączki…
Nie wiem już nic, z wyjątkiem jednego: nie zakocham się już w żadnym facecie.
Wiem, co mówię…
Zakochałam się w Jasperze i nic z tego nie wyszło… pokochałam Jamesa i wyszło fatalnie… nie ma szans.
NIE ZAKOCHAM SIĘ W EDWARDZIE CULLENIE!!!!
Przez to zamyślenie się, nie zauważyłam, że Jasper coś do mnie mówił. Gdy wróciłam świadomością do pomieszczenia, w którym się znajdowałam, było już puste. No, prawie puste…w pomieszczeniu byłam tylko ja i Edward. Co prawda był jeszcze Jasper, ale on dał mi buziaka i wyszedł po tym, jak został wywołany przez interkom.
Zostaliśmy sami.

W dalszym ciągu siedziałam na sofie. Podkuliłam nogi i położyłam się. Edward siedział naprzeciw mnie, na fotelu w stylu Ludwika XVI. Sączył jakiś napój w filiżance. Zdawał się nie zwracać na mnie uwagi. Zamknęłam oczy i myślałam o tym, co się dziś wydarzy. Sama ta myśl napawała mnie przerażeniem. Zaczęłam się trząść. Tatuś na pewno już wie, że to mnie ma karać. Co sobie o tym pomyśli? Jak zareaguje na sali? Jak będzie się zachowywał? Czy będzie udawał, że mnie nie zna? Przecież nie może… To znaczy może, ale jak to będzie… udawać, że nie zna własnej córki…? Gorzej: stwarzać pozory, że nie zna się własnego ojca…
Nie dostrzegłam, że ktoś się do mnie zbliżył, dopóki nie zaczął ścierać moich łez z policzków. Myśląc, że to Edward, odskoczyłam do tyłu. Jednak uświadomiłam sobie, że nie mógł być to psycholog, ponieważ kiedy ostatni raz mnie dotknął, przeszły mnie dreszcze. Na wspomnienie przyjemnego doznania, uśmiechnęłam się mimowolnie.
- O czym tak rozmyślasz, księżniczko? – zapytał czule Emmett.
Westchnęłam z ulgą i nic nie powiedziałam. Po prostu go przytuliłam.
Gdy przestałam płakać, uzmysłowiłam sobie, że byliśmy sami.
- Gdzie jest Edward?
- Zawołał mnie i wyszedł. Jak długo go znasz? – zagadnął Emmett niespokojnie.
- Właśnie go poznałam, czemu pytasz?
- Wiesz, jest coś w nim… Nie wiem… przypomina mi…
Emmettowi nie dane było dokończyć, bo ktoś wszedł do pomieszczenia.
- Pani Izabell Hamn? – zapytała niska blondynka o ciemnej cerze.
- Tak, to ja.
- Proszę na salę sądową.
Popatrzyłam przepraszająco na Emmetta i wyszłam za kobietą.
Przeszłyśmy jeszcze kawałek i stanęłyśmy przed wielkimi, szklanymi drzwiami. Nieopodal stał jeden z moich ochroniarzy. Był wysoki, umięśniony i miał krótkie, ciemne włosy.
- Demetrii zaprowadzi panią do samych drzwi sali – powiedziała dziewczyna. Jak ona się nazywała? Lema? Lena? Linda? Mniejsza o to.
Kiwnęłam głową na znak zgody, po czym ruszyłam za ochroniarzem. Cały czas trapiło mnie to, co chciał mi powiedzieć Emmett tuż przed wkroczeniem blondynki do pomieszczenia. Pytał się o psychologa. Czyżby odczuwał konieczność pójścia do takiegoż lekarza? Czy było coś, o czym mi nie mówił?
Coś tu nie grało, a ja najwyraźniej nie miałam doznać spokoju, zanim nie skończy się ta cała szopka. Coś jeszcze przykuło moją uwagę…
- Dlaczego Emmett mnie nie eskortuje?
- Emmett będzie zeznawał w charakterze świadka. Pojawi się później, jeśli to konieczne – odpowiedział z sarkazmem ochroniarz.
Nie odezwałam się więcej. Mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze.
Przeszłam przez wielkie, dębowe drzwi i znalazłam się w sali sądowej. Po moich obu stronach znajdowało się kilka osób. Całe szczęście, że prasa nie miała wstępu.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Z lewej strony siedziała Rosalie z prawnikiem. Z prawej był Laurent z moim adwokatem. Całe szczęście, że udało nam się dogadać w tej kwestii – Laurent miał moje pełnomocnictwo, a ja miałam jak najmniej przebywać na sali rozpraw. Za moim prawnikiem siedział Jasper. Jak tylko mnie zobaczył, posłał mi budujący uśmiech. Obok niego siedziała jakaś dziewczyna, którą kojarzyłam z planu. Z przeciwnej strony, zaraz za Rosalie, siedziało kilku ochroniarzy. Kilka ławek dalej, jakby bezstronnie, widniał Edward. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, wstrzymałam oddech. Szybko przeniosłam wzrok na kogoś, kto protokołował rozprawę, po lewej stronie sędziego. Na samym końcu spojrzałam na wprost. Pośrodku sali, na podwyższeniu siedział ciemnowłosy mężczyzna. Jego czekoladowe oczy wyrażały zawód i smutek. Czułam się fatalnie. Wymruczałam bezgłośnie „przepraszam” i spuściłam głowę. Podeszłam do barierki. Nie mogłam się powstrzymać i ostatni raz zerknęłam na psychologa. Wydawał się mi uważnie przyglądać. Miał zaintrygowany wyraz twarzy i oczy rozbiegane pomiędzy mną, a Charliem. Był psychologiem. Na pewno już wiedział.
Musiałam się szybko z nim rozprawić, kiedy tylko to wszystko się skończy. Nie pozwolę na to, aby moje życie prywatne się skończyło. Gdyby chodziło wyłącznie o mnie, może i bym to przeżyła. Ale nie – wydając mnie, wydałabym wielu innych sławnych ludzi. Przez to zaczęłyby się podejrzenia. Ludzie domyślaliby się, że większość z nas prowadzi podwójne życie, nie tylko ja. Na moich przyjaciołach by się nie skończyło. Bo tego, że ich sekrety wyszłyby na jaw, jestem stuprocentowo pewna. Ich kariery są bezpośrednio związane z moją.
Nie mogłam pozwolić na ujawnienie mojej tajemnicy.
Dla Caroline.
Znajdę siłę wewnątrz siebie, żeby powstrzymać Edwarda Cullena.
Potem wszystko potoczyło się dosyć szybko. Mój adwokat i Laurent zadawali mi pytania – na które udzielałam odpowiedzi. Najpierw spokojnie, jednak z czasem zaczęłam się denerwować. Niespodziewanie adwokat Rosaliene zadał mi pytanie, które najpierw wprawiło mnie w szok, potem rozwścieczyło…
- Czy to prawda, że powodem kłótni była pani zazdrość o niejakiego Jamesa Diggot?
Wtedy nie wytrzymałam. Nie mówiłam już do sądu. Zwróciłam się bezpośrednio do mojego ex narzeczonego.
- Co proszę?! Ja miałam być o ciebie zazdrosna, dupku?! Z**bałeś! Cały ten czas… - mój krzyk coraz bardziej przechodził w histeryczny pisk – okłamywałeś mnie! Przez te wszystkie lata! A po naszej „małej przerwie”, jak to nazwałeś – zaśmiałam się histerycznie. – przekonywałeś mnie, że mnie kochasz! A co zrobiłeś potem?! Chciałeś mnie tylko przelecieć! Nie udało ci się, więc poszedłeś do tej ladacznicy! – Tu wskazałam palcem na Rose. Łzy toczyły się po moich policzkach. James poderwał się w tym samym momencie co Rosaliene.
- Jak śmiesz?! – krzyknęła ta druga.
- O czym ty bredzisz?! – zapytał James. – Nigdy cię nie kochałem?! To ty mnie zdradzałaś z nim!! – wskazał na Emmetta, który nie wiem skąd pojawił się w drzwiach do sali.
- Z nim?! – powiedziała Rose. – Daj spokój, kochanie! Za wysokie progi! Czemu by nie pójść do mojego brata, żeby się zemścić? – krzyczała.
Jasper poderwał się z miejsca.
– Rose, uważaj co mówisz! Nie waż się do niej mówić takim tonem! Wszyscy wiemy, kiedy to się zaczęło i nie chcemy tego tutaj rozdrapywać!
- A właśnie, że chcemy, dupku! – wrzasnął James. – Ile to trwało, co?
- Co ile trwało? Bo ja nie chcę wiedzieć, z iloma mnie już zdradziłeś! Ją też tak wydymasz?! – zapytałam.
- Zamknij się! Ja wiem, jak się nim zająć – stwierdziła Rose.
- Zamknij pysk, su*o. Jak się nazywałaś?! - Sztucznie się zamyślił. - Rosalie?! Jakoś tak! Nieważne, myślisz, że jesteś wielka?! Jesteś gówno wartą zabawką. Spadam stąd – powiedział James do blondynki i wyszedł, trzaskając drzwiami. Widać było, że świetnie się bawił naszym kosztem.
Jasper wstał z miejsca i ruszył za nim, ale Rose go powstrzymała.
- Och, daj spokój. Wszyscy wiedzieliśmy, że tak się to skończy. Nie graj teraz wzorcowego brata! Nie byłeś taki troskliwy, kiedy jechałam do szpitala!
- Sama ją sprowokowałaś! Nie wciskaj mi tu takich! – wrzasnął Jasper.
Zgięłam się w pół i płakałam. Nie mogłam już nic zrobić. Tylko tyle mi pozostało. Resztkami świadomości wyłapywałam to, co działo się dookoła.
- Wiesz może, dlaczego się tak wściekła? – powiedziała spokojnym tonem Rosalie do brata.
- Oszczędź sobie – syknął i ruszył w stronę drzwi.
Charlie był zbyt zszokowany, żeby coś zrobić. Nie mogłam uwierzyć, że pozwala na tak wielką zniewagę sądu.
- Powiedziałam jej, że nie umiała go przy sobie zatrzymać, bo nawet go nie próbuje zaspokoić – stwierdziła jadowicie. Charlie był w szoku. Na jedną sekundę spojrzałam mu w oczy. Przez króciutką chwileczkę widziałam w nich dumę.
Jasper zatrzymał się jak wryty. Był już przy drzwiach. Odwrócił się powoli, a jego oczy ciskały błyskawice. To był jeden z tych momentów, kiedy bardziej przypominał rozwścieczonego lwa niż człowieka. Zarazem jedna z tych chwil, w których zaczynałam się go bać. Powoli wstałam i wyminęłam Rosalie, wiedząc, co się szykuje. Jasper już zmierzał w jej kierunku.
Wyszłam mu naprzeciw. Próbował mnie wyminąć.
- Jasper, proszę… - powiedziałam płaczliwie, cichutko. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – To twoja siostra… idź stąd i ochłoń… - wyszeptałam. Spojrzał na mnie jeszcze raz. Pocałował mnie w czoło i ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się jeszcze na chwilę i powiedział do Rosalie przez ramię coś, o co bym go nie podejrzewała nigdy przedtem.
- Wierz mi, siostrzyczko. Gdybym mógł cofnąć czas, wróciłbym do momentu, kiedy byłem z Bellą. I uwierz mi, tym razem sprawiłbym, że dziś nie stałaby tu jako dziewica. Przepraszam, Wysoki Sądzie – powiedział do Charliego, po czym wyszedł.
- Dosyć tego, drogie panny! – krzyknął Charlie. – To jest sąd, a nie podwórko!
Pierwszy raz widziałam go tak rozwścieczonego.
- Czy są jeszcze jakieś pytania?! – zwrócił się ostro do prawników. Tamci tylko pokręcili przecząco głowami.
- Dobrze. Zamykam przewód sądowy. Nie potrzebuję czasu na zastanowienie. Widzę tylko jedną możliwość. Panny Izabella Hamn i Rosaliene Vanesse obie uznane są za jednakowo winne. – Głos taty był tak stanowczy, że gdy Rose wstała, żeby zaprotestować, jej prawnik jednym gestem ją usadził. Charlie nie zwrócił na to uwagi i kontynuował: – W ramach kary, obie będą uczestniczyć w terapii grupowej lub osobistej. Nie obchodzi mnie to. W takiej, w jakiej psycholog Edward Cullen uzna, że powinny wziąć udział. Sprawa zakończona. Prześlę wam termin pierwszego spotkania.
- Wszyscy wstać. Sąd idzie – krzyknął jakiś policjant. Nie zauważyłam go wcześniej. Tatuś wyszedł, a ja upadłam na kolana. Rosalie wyszła niezwłocznie z pomieszczenia z podniesioną głową. Trwałam na posadzce i płakałam. Poczułam, że ktoś do mnie powoli podchodzi. Elektryczny impuls, który mnie przeszedł w momencie, w którym ta osoba podniosła mnie z ziemi i wzięła w ramiona, tylko upewnił mnie o tożsamości mężczyzny.
Edward.
Wziął mnie na ręce, widząc, że sama się na nogach nie utrzymam. Zaczął mnie wynosić z sali rozpraw, ale ktoś go zatrzymał. Byłam zbytnio rozsypana, żeby zwracać uwagę na to, co się działo wokoło. Wiem jedynie, że potem znalazłam się w ramionach Laurenta. Później był jego samochód…. Nie wiem, co jeszcze się ze mną działo. Cały czas myślałam tylko o tym, co wydarzyło się podczas rozprawy.
Edward Cullen zna już prawdę.
Wie o mojej podwójnej tożsamości.
Co gorsza, będę musiała się z nim widywać regularnie.
Widząc, jak na mnie działa, nie będzie to łatwe.
Nie mogę powiedzieć mu nic więcej.
A co gorsza: nie mogę się w nim zakochać.
Będę musiała być niesamowicie ostrożna.
Moi przyjaciele się pokłócili. Nie mogę tego ignorować. Nie chciałam wywracać życia Jaspera do góry nogami. Nie teraz.
Było jednak coś znacznie gorszego. Miliard razy gorszego od wszystkich tych rzeczy razem wziętych.
Tego dnia, po raz pierwszy w życiu zawiodłam mojego ojca.
Było to okropne, ohydne, niedorzeczne uczucie.
Gdy odtwarzałam scenę, która rozegrała się w sądzie, nic nie poruszało mnie tak bardzo, jak rozczarowanie w oczach ojca…
Nie zwracałam uwagi na to, co się ze mną działo. Nic mnie to nie obchodziło. Moje myśli były miliard kilometrów od ciała. Dlatego też nie zwróciłam uwagi na to, że pokój, do którego wniósł mnie Laurent, nie pasował do żadnego z moich pokojów w naszych licznych domostwach.
Nie zauważyłam nawet, kiedy i jak wysiadłam z auta.
Zapadłam w sen. Jedyne, co zarejestrowała wtedy moja podświadomość, to krzyk Victorii.
- Co ONA TUTAJ robi?!
- Spokojnie, kochanie. Musi odpocząć. Potem z nią porozmawiam…
Dalszej wypowiedzi Laurenta nie słyszałam. Moje myśli witały już mary senne. Jedyna rzecz, która mi pozostała… Koszmary.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez NaTaLKa9414 dnia Śro 17:12, 12 Sie 2009, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
AlicjaC
Wilkołak



Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy czarów

PostWysłany: Śro 13:12, 12 Sie 2009 Powrót do góry

Bardzo fajny rozdział Wink
Podoba mi się jak opisałaś "pyskówkę" w sądzie :D Przyznam, że troszeczkę mnie rozśmieszyła. Charliego musiało nieźle "zamurować" ta "inteligentna" wymiana zdań, że przerwał ją dopiero po fakcie :)
Jestem ciekawa kiedy Emment, Alice i Edward dowiedzą się, że są rodzeństwem Wink Myślę, że tak właśnie jest. Chociaż może nas zaskoczysz.
Czekam na kolejne rozdziały Wink
Życzę weny Uwaga
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xcullenowax
Wilkołak



Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław.

PostWysłany: Śro 14:01, 12 Sie 2009 Powrót do góry

Podoba mi się twoje opowiadanie, Natalko. (;
Lubię Bellę, którą wykreowałaś. Jest pewna siebie, chociaż to tylko pozory. Naprawdę jest nieśmiała i łatwo się załamuje.
Uwielbiam też tego Jaspera. Potrafi zawsze pocieszyć i mimo że jego związek z Bellą się rozpadł, umie się z nią przyjaźnić, nie robi jej wyrzutów. Rosalie jak zawsze jest wredna i niesympatyczna. Jestem ciekawa, czy z czasem się zmieni, zrozumie swój błąd i stanie się miła.
Jest też Emmett, który jak to na Emmetta przystało jest misiowaty i strasznie sympatyczny. Mamy też Alice, która jest taka jak zawsze, wesoła, pewna siebie i ma manię na punkcie ubrań. Jestem ciekawa, czy Alice i Emm są rodzeństwem. (;
Nie spodziewałam się tego, że Edward będzie psychologiem. Byłam pewna, że pracuje on w domu Belli/Isabell. ;d No, ale nie narzekam, bo tak jest lepiej. (:
Podobała mi się ta kłótnia na sali sądowej. W sumie nie sądziłam, że
Charlie pozwoli na takie coś. ;d

Mam nadzieję, że znajdziesz tymczasową betę i niedługo pojawi się rozdział. Chętnie bym Ci pomogła, ale niestety mam problemy z interpuncją, a to jest dosyć ważne.

Jestem ciekawa, jak dalej potoczą się losy bohaterów, dlatego życzę wielkiego vena,
xx


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Śro 14:21, 12 Sie 2009 Powrót do góry

Rozdział bardzo udany. Ta cała akcja w sądzie dobra :) Podobała mi się. Ciekawi mnie co będzie dalej i jak potoczy się cała ta terapia. Czy wszyscy się pogodzą? A może nie będzie Happy Endu? I co będzie z karierą Belli?

Tyle pytań i nie ma odpowiedzi więc czekam na następny rozdział.

pozdrawiam
n/z


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lady Vampire
Wilkołak



Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd

PostWysłany: Śro 14:29, 12 Sie 2009 Powrót do góry

*robigestMarcinkiewicza* Yes! Yes! Yes!
Od początku. Pod każdym względem to najlepszy z twoich dotychczasowych rozdziałów, nie tylko dlatego, że pojawił się Edward. Czytało go się bardzo lekko, aż chciało się wiedzieć co będzie w następnym zdaniu.
Jest Edward. I to jako psycholog. I muszę przyznać, bawiłam się dobrze Wink Jestem ciekawa jak potoczy się jego dalsza współpraca z Bellą. W końcu teraz będą spotykac się częściej, mam nadzieję, że nie na terapii grupowej.
Podoba mi się to podwoójne życie Belli. Ma jakby dwie, całkowicie różne osobowości. To ciekawe rozwiązanie.
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
WENY!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ivett
Nowonarodzony



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam gdzie na mapie kończy się papier...

PostWysłany: Śro 14:50, 12 Sie 2009 Powrót do góry

Woo hoo!!! Naprawdę, super świetny rozdział... Gratuluję :D Trochę ostre były te słowa, eh co ja mówię- ta wymiana słów. Nie ma co- wszystko działo się szybko!... Na miejscu Belli spaliłabym się ze wstydu przed ojcem... No ale cóż, to wszystko taki spontan:) Tak czy tak, podobało mi się!

Jestem pewna, że Alice i Emmet będą rodzeństwem, a co do Edwarda to nie wiem... Poczekamy zobaczymy...

I nie wiem czy dobrze zrozumiałam, Charlie nie znał alter-ego Belli?? Bo przecież gdyby znał to od początku wiedziałby, że to ona została oskarżona...

Aaaa! Czekam na dalszy ciąg :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Crazy Lady
Nowonarodzony



Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy snów.....

PostWysłany: Śro 17:13, 12 Sie 2009 Powrót do góry

Rozdzał jest fantastyczny!
Na początku twoje opowiadanie omijał ,bo tytuł mnie wręcz odrzucał dziś się przełamałam i przeczytałam i powiem ,iż miałaś fantastyczny pomysł pierwsze co mi sie skojarzyło z twoim ff to Hannah Montana ,ale twoje opowiadanie się różni się od niej!
CZekam z występknieniem na kolejny rozdział!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lirru
Człowiek



Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z nieba spadłam:)

PostWysłany: Pią 9:26, 14 Sie 2009 Powrót do góry

twój tekst jest zmienny jak pogoda. zaczęło się fajnie, te pierwsze rozdziały pochłaniałam jednym tchem, później miałaś spadek formy- 5 i 6.1 przeczytałam tylko dlatego, że miałam nadzieję na poprawę, chociaż szczerze mówiąc wg mnie były słabe. Jednak ten ostatni rozdział jest świetny! długość i fabuła mnie w zupełności zadowoliły. Co do stylu to też nie mam zastrzeżeń. :D
Podoba mi się to, że nareszcie pojawił się Edward, tylko ter ich 'magnetyczne przyciąganie" pojawia się w tylu ff że już mi się znudziło... Czy chociaż raz nie mogliby oni najpierw się polubić a dopiero potem kochać... ale to tylko taki mały mankament :) )
także pisz dalej, żeby następny rozdział był tak dobry jak ten, a nawet lepszy! :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lirru dnia Pią 9:27, 14 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin