|
Autor |
Wiadomość |
nellkamorelka
Wilkołak
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Śro 17:49, 06 Sty 2010 |
|
nie wiem jak inni, ale ja poczekam:) i życzę Ci, żeby w Nowym Roku wszystko się jakoś pięknie poukładało:)
naprawdę ciekawa jestem jak dalej to wszystko pociągniesz i w jakim kierunku? ale grzecznie poczekam - no może czasami Cię pogonię
Pozdrawiam
Nellka |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Paramox22
Zły wampir
Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD
|
Wysłany:
Sob 18:48, 16 Sty 2010 |
|
Kiedy zobaczyłam wyraz 'zawieszone', moje serduszko zabiło szybciej. Szkoda, że będziemy musieli trochę poczekać na kolejny rozdział, ale rozumiem cię. Chciałam przeczytać to od dawna, ale tylko wchodziłam i wychodziłam. Dziś znalazłam jakąś siłę na komentarz do SZ.
To co lubię w sforze to ich otwartość, akceptacja wszystkich (poza wampirami) i te wszystkie żarty. Odnoszę wrażenie, że są naprawdę zżyci i mamy tu na to dowód. Przyjęli Annę z uśmiechami na twarzach, nawet próbowali żartować. Nie odczuwali jakoś specjalnie tego, że jest od nich silniejsza, nie okazywali tego. Traktowali ją jak jedną ze swoich i to jest świetne. Po ostatnim rozdziale nie mogłam się doczekać akcji przy ognisku. Nie wiem na co liczyłam, ale na pewno spełniłaś moje oczekiwania. Gdzie powinno śmieszyć - śmieszyło, gdzie powinno wzruszyć - wzruszyło. Jedyna rzecz, która zaczyna mnie denerwować to Anna. Postacie często mnie denerwują i to zdarza się prawie w każdym serialu/filmie/opowiadaniu. Ona boi się zapomnieć o przeszłości i żyć dalej. Użala się nad sobą trochę i zastanawia, rozmyśla nad dawnymi czasami. Powinna żyć teraźniejszością. Może jednak ta chwila przy ognisku pomoże jej się otworzyć przed sforą... Zastanawia mnie też, czy pozwoli Jacobowi się do niej zbliżyć. Z wszystkich zmiennokształtnych to on najbardziej zyskał jej sympatię. Dziwię się, czego właśnie on ją tak polubił. Anna jest bardzo zamknięta w sobie. Gdyby się zastanowić, to o jej przeszłości wiedzą najwięcej, o wyczynach, a nie o teraźniejszym charakterze. Gest był odważny z jego strony.
Złapałam literówkę:
Cytat: |
- Nie patrzę na ciebie za zdziwienia czy ciekawości, tylko myślę jak ci pomóc. – Anna nadal spoglądała na nią, próbując odczytać coś z jej twarzy. |
zamiast 'za' ze
Nie wiem, czy kiedyś o tym napisałam, ale mogę się powtórzyć. Świetnie wczuwasz się w rolę Anny nie tylko wszystkimi nazwami ziół, dawnych tradycji, ale też całym słownictwem, sposobem mówienia głównej bohaterki. Moje słownictwo nie jest jakieś bogate i musiałam w słowniku sprawdzać niektóre wyrazy tj. dzież. Świetne się spisałyście.
Pozdrawiam,
paramox |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
A-M
Zły wampir
Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 418 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Czw 7:55, 18 Lut 2010 |
|
Dziękuję Ci ślicznie za słowa.
Mimo, że tyle czasu nie dodawałam nic, cieszę się, że jednak nadal ktoś tu zagląda. Po sesji obiecuję, że dodam kolejny rozdział. Muszę się tylko skupić porządnie i napisać.
Jeszcze raz dziękuję Ci, Paramox.
-------------------------------------------------------------------------------------
Witam po kolejnej przerwie.
Czas sesji minął jak narazie, więc mam znów czas na pisanie. Pełnia szczęścia.
Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o Szachor Zeew i ktoś przeczyta rozdział dziewiąty.
Wena jest, więc sądzę, że możecie się spodziewać za jakiś czas dziesiątej części.
Beta - wierna od samego początku - Landryna.
Pozdrawiam!
A-M
Rozdział IX
- Niech to szlag, Embry! Znowu to zrobiłeś, cholera jasna! – wrzasnął Jacob, wymachując wściekle pięściami przed twarzą przyjaciela.
Embry zrobił minę niewiniątka i podniósł ręce w poddańczym geście.
- Dobra, wybacz, stary. – Poklepał go po plecach, próbując powstrzymać niekontrolowany wybuch śmiechu. – Nie chciałem, żebyś się wkurzył.
- Ale to zrobiłem. - Burknął Jacob, splatając ręce na krzyż.
Embry wywrócił teatralnie oczyma i popchnął Jacoba w stronę ściany.
Reakcja była natychmiastowa i po chwili obaj się przepychali.
W trakcie szamotaniny do pokoju wszedł Paul, patrząc z litością na bójkę.
- Jak dzieci – skwitował.
Jacob i Embry przestali się szarpać i spojrzeli na Paula z uśmiechem na twarzy.
- Zazdrościsz? – Spytał Embry, szczerząc się do niego.
- Jasne. – Paul spojrzał na Embry’ego, jakby miał przed sobą naprawdę obrzydliwego robaka.
Po chwili jego wzrok przeniósł się na czerwone serduszko wycięte z kartonu, na którym było napisane „Anna i Jacob”.
Paul spojrzał na nich i jeszcze raz na serce. Zaraz potem padł na kanapę i zaczął tarzać się ze śmiechu, a Embry począł mu wtórować.
Dla Jacoba było to już za wiele, chwycił papierowe serce i z całej siły rzucił nim w - ledwo mogących ze śmiechu oddychać - przyjaciół.
- Jake… Nie wkurzaj się, no! – Embry przy próbach złapania kolejnego oddechu próbował udobruchać Jacoba.
- Zrobiłeś to po raz kolejny! Naprawdę, nie mam ochoty na takie żarty… - fuknął.
- Okej, okej. Embry, spokój - powiedział Paul z udawaną powagą.
Po chwili jednak znowu nie wytrzymali i wybuchli gromkim śmiechem.
Jacob pokiwał tylko głową, machnął na nich ręką i wyszedł z pokoju.
Jeszcze kiedy zamykał za sobą drzwi od domu słyszał wycie.
„Idioci”, pomyślał i poszedł w stronę lasu. Po chwili namysłu stwierdził, że odwiedzi Annę w jej łąkowym domu.
Zbliżając się co raz bliżej polany, miał wrażenie, że ktoś go obserwuje a parokrotnie dałby głowę sobie uciąć, że słyszał bardzo wyraźne szepty w nieznanym mu języku.
Dreszcz przebiegł mu po plecach i czując się bezpiecznie w skórze wilka, przemienił się pozostawiając w takiej postaci aż do skraju łąki.
Wychodząc zza drzew ujrzał mały domek, który Anna zbudowała używając swoich mocy. Pamiętał, jakie wrażenie to na nim wywarło.
Jednak jego uwagę skupiła inna, mniejsza chatka, a raczej szałas w kształcie półkolistej kopuły. Podszedł niepewnie bliżej, żeby przyjrzeć się chałupie. Była dość mała, ale wystarczyło, żeby zmieściły się tam dwie osoby. Szkielet szałasu pokryty był różnymi tkaninami, kocami i skrawkami zwierzęcej skóry.
Jacob zaczął obwąchiwać teren, gdy drzwi od domu Anny otworzyły się i w progu stanęła jego właścicielka.
- Jacob! – Anna uśmiechnęła się szeroko i klasnęła z radości w ręce. – Jak dobrze, że jesteś! Musisz to zobaczyć! – kiwnęła głową w stronę szałasu.
Jacob czując, że wszystko jest w porządku przemienił się z powrotem w ludzką postać.
Miał na sobie tylko mocno poszarpane dżinsy i bose stopy, ale czuł ani trochę skrępowania w związku z tym w obecności Anny.
Podszedł powoli do niej. Wciąż nie mógł napatrzeć się na jej kruczoczarne, długie, sięgające pasa włosów i tych iskrzących się oczu, które płonęły żarem i młodością ducha, a zarazem widać w nich było problemy przeszłości i dziką rozpacz, której nie mogła się pozbyć.
Anna miała na sobie jedynie jedwabną koszulę sięgającą ledwo poza jej uda.
Nie uszło to uwadze Jacoba, który chyba zbyt długo zatrzymał na tym miejscu wzrok.
Do rzeczywistości doprowadziła go Anna, szczypiąc go mocno za prawe ucho.
- Auu! – Jacob skrzywił się, rozmasowując sobie bolące miejsce. – Za co?
- Już ty dobrze wiesz, Black – powiedziała Anna, rumieniąc się delikatnie.
To również nie umknęło Jacobowi.
- Ładnie ci, kiedy się rumienisz, buraczku. – Uśmiechnął się szeroko.
- Nie przeginaj – ostrzegła go Anna groźnie, jednak tylko on sprawiał, że nie potrafiła być zbyt długo poważna i po chwili udając, że się obraża pokazała mu język i ruszyła przed siebie trącając go barkiem.
Wzrok Jacoba poszybował zaraz za nią.
- Nie patrz na mój tyłek, Black, tylko chodź tutaj – powiedziała Anna, nie patrząc w ogóle na niego, a poprawiając coś przy szałasie.
Jacob zaśmiał się bezgłośnie i ruszył w jej kierunku.
- I nie śmiej się tak.
- Nie śmiałem się.
- Jasne, to ciekawie co z twojego ciała wydawało takie dźwięki, hm?
- Ale nawet nie robiłem tego głośno.
- To przetkaj sobie te wilcze uszy, może wtedy zaczniesz.
Jacob wywrócił oczami i puścił jej oko.
- Jesteś niesamowita.
- Nie przesadzaj. Do niesamowitości to mi daleko.
- Jak zwykle się ze mną kłócisz.
- Bo lubię.
- To przestań.
- Ale ja nie chcę.
- Ale ja chcę.
- Uparciuch.
- Nawzajem.
Anna posłała mu sójkę w bok, na co Jacob korzystając z okazji chwycił ją w pas i podniósł do góry.
- I co teraz? – Zaśmiał się głośno.
- Natychmiast… Mnie… Postaw… Na ziemię! – krzyknęła Anna, ale nie mogła przestać się śmiać. – Zmiażdżysz mi kręgosłup!
- No, już nie rób z siebie takiej delikatnej. – Jacob cmoknął wesoło.
Anna wciąż próbowała wyswobodzić się z uścisku Blacka, jednak na próżno.
- Podobno taka silna jesteś – zakpił.
Anna spiorunowała go wzrokiem a Jacob widząc to, delikatnie postawił ją na ziemię, jednak nie puszczał z objęć.
- Nie patrz tak na mnie… - powiedział Jacob, robiąc minę zbitego psa.
- Bo tak – syknęła Anna, zakładając ręce na krzyż.
- Panna foch-mistrzyni? – powiedział Jacob, zanim ugryzł się w język.
- Na wszystkie Duchy, skąd ty słownictwo masz? – Dziewczyna nie mogła powstrzymać uśmiechu na twarzy.
Jacob posłał jej ciepłe spojrzenie i pogładził delikatnie po policzku.
Annę przeszył dreszcz, nie była pewna czy to ze strachu, czy z…przyjemności.
- Naprawdę, jesteś niesamowita i mów, co chcesz. – Jacob wpatrywał się w nią bez mrugnięcia oka. Po chwili spuścił z niej wzrok i pocałował delikatnie po włosach. - Lepiej cię już puszczę, bo jeszcze chwila i nie ręczę za siebie… - powiedział cicho, wdychając zapach jej kosmyków.
Anna zadrżała, a Jacob stanowczym ruchem puścił ją. Obrócił się i odszedł na bok biorąc głębokie wdechy.
Dziewczyna niepewnie podeszła do niego, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Wszystko w porządku, Jake? – spytała z troską.
- Tak, jasne, głuptasie. – Próbował uśmiechnąć się, ale wyszedł z tego dziwny grymas.
Chcąc przestać myśleć o tym, że przed chwilą miał ją w ramionach, zszedł na temat szałasu.
- Co to właściwie jest? – spytał, kiwając głową w stroną kopuły.
- To Szałas Potów – odpowiedziała krótko.
Jacob spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Nie patrz tak na mnie. Chodź, w środku ci wszystko opowiem, ale… Najpierw obróć się. Muszę coś zrobić.
Jacob nie wiedział o co chodzi, ale zgodnie z prośbą odwrócił się od niej i spoglądał w stronę lasu.
- Dobra, możesz się…Chyba…Obrócić. Tylko proszę, nie rób dziwnej miny – powiedziała błagalnym tonem.
- Zamieniłaś się w obślizgłego potwora? – zapytał z udawanym przerażeniem w głosie.
- Jasne, mam też sześć par rąk i nóg, i trzy głowy – powiedziała z ironią dziewczyna.
Jacob odwrócił się szybko, ale to co zobaczył spowodowało, że jego język splótł się, a nogi prawie odmówiły mu posłuszeństwa.
Przed nim stała prawie naga kobieta, w samych brązowych majtkach zrobionych ze skóry.
Jej długie i gęste włosy bez problemu przykrywały biust.
Otrząsnął się szybko i spróbował odwrócić całą sytuację w żart.
- Wiesz…Nie jestem na to gotowy jeszcze – powiedział bawiąc się palcami.
- Black, ty idioto! – Anna ryknęła, ale jak to zwykle bywało, nie umiała być przy nim poważna, widząc co z siebie robi.
- Muszę być nago wchodząc do Szałasu. Takie są wymogi. Gdybym była sama, pewnie i tego bym nie miała na sobie. – Wskazała na skórzaną bieliznę.
- To chyba nie na moje serce – powiedział Jacob, rozmasowując sobie klatkę piersiową. – Daj mi wziąć kilka wdechów, bo nie chcesz chyba, żebym tu zawału dostał.
Anna zachichotała, ale po chwili siląc się na powagę, rzekła:
- Zdejmij spodnie.
- Słucham? – Jacob zdębiał.
- Nie wiem, co za kosmate myśli masz i nie chcę ich znać - Jacob uśmiechnął się zadziornie – ale żeby wejść ze mną do Szałasu Potu, też musisz mieć jak najmniej odzienia.
- Może spróbujemy tę wersję, o której mówiłaś, jakbyś była sama? Nie przejmuj się mną w ogóle. – Jacob zaczął ochoczo rozpinać guziki od spodni.
- Black, jeszcze raz, a naprawdę ci przywalę.
- Ciekawe z czego.
Annę oblał szkarłaty rumieniec.
- Dobra, nie chcesz, to nie. Uciekaj stąd już – prychnęła.
- Oj, przepraszam. Jestem tylko facetem, no. Czy ty kiedykolwiek widziałaś się w lustrze, dziewczyno? Naprawdę muszę mieć nerwy ze stali, żeby tu stać spokojnie przy tobie…. Jeszcze. – Mrugnął do niej wesoło okiem.
Anna wywróciła oczami i chwyciła go za rękę.
- Chodź. Już pora.
Jacob nie wiedział zbytnio na co przyszła pora, ale potulnie poszedł za nią do Szałasu.
Gdy tylko się w nim znaleźli, odurzył go duszący zapach różnych kadzideł i dymu, unoszącego się z rozgrzanych kamieni, poukładanych po całym wnętrzu.
Na środku ułożony był mały stosik z kamyków.
- Usiądź tutaj, proszę. – Wskazała mu miejsce, a sama usiadła naprzeciw niego.
- Jesteśmy w Szałasie Potów. To tradycyjny indiański rytuał pochodzący z mojej wioski. Sądzę, że twój ojciec również uczestniczył kiedyś w takim doświadczeniu. Szałas Potów to potężna magia, dlatego proszę cię o całkowite skupienie. Nie możesz się zdekoncentrować ani na moment, niezależnie od tego, co zobaczysz lub usłyszysz, rozumiesz? Może to mieć katastrofalne skutki, a w najlepszym wypadku nic się nie wydarzy, więc choć na jakiś czas wyzbądź się wesołego Jacoba i stań się wojowniczym wilkiem.
Jacob, czując się trochę nieswojo, przytaknął głową.
- Ale wyjdziemy z tego cało? – spytał cicho.
- Oczywiście, że tak. – Anna uśmiechnęła się delikatnie. – Nie bój się, po prostu są takie rzeczy, które ci się nie śniły, a które być może dziś ujrzysz.
Chwyciła go delikatnie za dłonie i spojrzała mu w oczy.
- Razem będzie nam raźniej, wiesz? Dziękuję, że tu jesteś ze mną. To wiele dla mnie znaczy.
Jacob pogładził ją po wierzchniej stronie ręki.
- Jestem tu Anno…bo jesteś dla mnie bardzo ważna i … Nie przerywaj. – Położył jej na moment palec na usta, widząc, że już szykuje się na odpowiedź. – Daj mi skończyć… Jesteś dla mnie bardzo ważna i nieważne, co mówią inni o tobie. Nie ważne, co ty mówisz o sobie i jak bardzo jesteś dla siebie surowa, i niesprawiedliwa. Nie możesz tak robić, bo jesteś najwspanialszą dziewczyną, jaką poznałem. Najbardziej wyjątkową.
Powiedział to wszystko na jedynym wydechu, więc teraz wziął głęboki wdech i wbił wzrok w podłogę.
Zapadła cisza, którą przerywały odgłosy gorących kamieni, które pod wpływem wilgoci cicho pstrykały iskrami.
Jacob podniósł powoli głowę i spojrzał na jej twarz, ukrytą w obłokach dymu.
Z jej twarzy spływały powoli strużki potu, a oczy miała zamknięte. Na ustach gościł jeden z tych uśmiechów, które Jacob uwielbiał.
- Dziękuję. Nawet nie wiesz, ile twoje dla mnie znaczą te słowa. Właśnie twoje, Jacobie Black.
Otworzyła delikatnie oczy i posłała mu czułe spojrzenie, od którego, gdyby stał, ugięłyby się nogi.
- Zaczynajmy lepiej, bo zaczyna być gorąco – powiedział Jacob, przecierając sobie czoło.
- I o to chodzi. Im bardziej ciepło, tym lepiej dla nas.
Chłopak nie za bardzo rozumiał celu tej całej ciepłoty, ale miał nadzieję, że wkrótce się dowie.
W Szałasie zapadła cisza.
- Skup się… - szepnęła Anna.
Po dłużej chwili coś się zaczęło dziać.
Jacob poczuł ciarki na plecach.
W pomieszczeniu słyszeć się dało przerywane i niezrozumiałe szepty. Podobne do tych, które słyszał w lesie, idąc na polanę.
Anna ścisnęła go mocniej za dłoń.
Szepty zaczynały być coraz bardziej wyraźniejsze i niedługo potem dźwięki wielu głosów wypełniły Szałas. Jacob nadal nie mógł ich zrozumieć, mimo, że niektóre wręcz krzyczały mu do ucha.
Nagle wszystko ustało. Zrobiło się cicho, ale atmosfera była napięta… Gęsto od czegoś, czego nie można było określić, a na pewno nie była to gęstwina dymów i kadzideł.
Niespodziewanie jakiś męski głos przemówił.
Nadal wypowiadał się w języku, którego nigdy Jacob nie słyszał, ale teraz o dziwo, rozumiał go bez problemu.
- „Witajcie…Witaj, siostro i ty, radosny wilku.”
- Witaj, bracie – odpowiedziała cicho Anna. – Gdzie pozostali?
- „Przybędą. Jesteśmy pod wrażeniem, że odważyłaś się zrobić Szałas. Od tylu lat nie jest to praktykowane….” – pochwalił dumnie głos Annę.
- Szkarłaty Orle, muszę zasięgnąć waszej porady.
- „Wiem, siostro. My wciąż czuwamy nad tobą.”
Jacob otworzył delikatnie oczy i spojrzał na Annę.
Ta z kolei wpatrywała się w niego z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Nie jesteście źli, że przyprowadziłam kogoś? – spytała nieśmiało.
- „To dzielny i mądry wilk. Nie mamy powodów do obaw z jego strony.”
Jacob posłał jej triumfalny uśmiech.
Dziewczyna delikatnie przekręciła głową, co miało być znakiem, żeby z powrotem się skoncentrował.
Nagle znów pomieszczenie zalało wiele głosów. Tym razem były to same męskie szepty, które rozmawiały ze sobą. Początkowo trudno było rozróżnić zdania, bo wszystko zlewało się w jedną całość, ale zaraz głosy oddzieliły się i zapadła cisza.
- „Witaj, siostro!” – Chór głosów przywitał dziewczynę.
- Moi kochani bracia! – Anna miała zdławiony głos. – Nie słyszałam was od… od…
- „Od wielu lat.” – dokończył za nią jeden z męskich szeptów.
- Dziękuję, że przybyliście.
- „Jak moglibyśmy nie odpowiedzieć na wołania naszej jedynej siostry?” – spytał jeden z głosów, a zaraz za nim odpowiedziały mu twierdząco pozostałe.
- „Powiedz w czym rzecz, Anno?”
Wilczyca wzięła głęboko wdech i powoli go wypuściła.
Długo milczała.
Kiedy się odezwała, jej głos był mocny i zdecydowany.
- Volturi chcą zaatakować.
Szałas wypełnił na nowo zlanymi ze sobą podniesionymi i zdenerwowanymi głosami.
- „Kogo chcą zaatakować?!” – ryknął jeden z nich.
- „Spokojnie, Szybki Grzmocie, nie unoś się… - Chwila ciszy. – Czuję, że nie przybywają tutaj po naszą siostrę. Chcą zabić… Chcą zabić dziecię poczęte z ludzkiej kobiety i wampira.”
Znów zapadła cisza.
- „Siostro! Oszalałaś?!” – krzyknął jeden z braci.
- „Licz się ze słowami.”
-„Nie będziesz mi mówił, Szare Oczy, jak mam się zwracać do siostry, która chyba straciła rozum!”
- „Cisza.”
- Szkarłatny Orle, to nie tak, jak myślicie. – Anna zaczęła delikatnie, żeby nie denerwować swych braci. – Jest tu dziewczyna, ludzka. Ma na imię Bella. Jej mężem jest wampir Edward, ale on i jego rodzina jest inna, niż Volturi.
- „To znaczy?”
- Nie piją ludzkiej krwi.
- „To czym się żywią?!” – spytał z głębokim niedowierzaniem jeden z głosów.
- Polują na zwierzęta leśne.
- „Ale to nadal wampiry”.
- Nie są szkodliwi na innych – uparcie przekonywała Anna.
Czując, że to w pewnym sensie uspokoiło to jej braci, kontynuowała.
- Chcą przybyć i zabić ich córeczkę. Obiecałam pomoc. Choć nie do końca, ale czuję się zobowiązana. Rozumiecie, prawda? – Na ostatnie słowa dała większy nacisk.
Jacob nie bardzo wiedział, jaki jest tego głębszy sens, ale wilczy bracia Anny wydobyli z siebie twierdzące pomruki.
- „Rozumiemy. Czy wiesz już, jak chcesz im pomóc?”
- Muszę zobaczyć, z jak licznymi wojskami przybędzie Volturi. Wiecie, że lubują się w efektownych wejściach – syknęła z takim jadem, że aż Jacob spojrzał na nią z lękiem.
- „Dobrze więc, spójrzmy.”
Nagle w Szałasie pojawiło się jeszcze więcej gęstszego dymu. Nie widzieli się kompletnie, a jednym kontaktem między nimi, były splecione ze sobą ich dłonie.
Jacob ścisnął mocniej ręce Anny, żeby dodać jej otuchy, choć czuł, że nie ma w niej ani krzty przerażenia.
Z chmur dymu zaczęły wyłaniać się obrazy… A raczej wizje Volturi w ich siedzibie.
Widzieli dokładnie ich twarze, słyszeli rozmowy. Jacob z wrażenia zapomniał zamknąć ust.
Anna miała rację. Mieli tu do czynienia z rzeczami, jakie mu się nie śniły.
Obrazy przesuwały się co chwilę, ukazując co raz to inne wizerunki wampirów.
Na jednej ze scen pokazana była uczta krwiopijców. Słyszeli krzyki niewinnych ludzi, w których zatapiali swoje kły.
Zaraz potem zobaczyli małą Jane, która akurat znęcała się nad jakimś skazanym wampirem.
Na końcu ujrzeli obraz, który najbardziej ich zainteresował.
W wizji dostrzegli Marka, Kajusza i Aro, którzy rozprawiali o czymś żywo.
„… Weźmiemy całą Krwawą Armię…” , „…Nie będą mieli z nami szans…” , „…Będzie nas około setki, Aro, czy to starczy? …” „…Oczywiście, że tak. Nawet sami byśmy dali im radę, ale cóż by to było za wejście, bez naszych żołnierzy?!...”
Aro zaczął się głęboko śmiać, a jego śmiech wypełnił pomieszczenie.
I nagle… Cisza.
Kłęby dymu zniknęły i pozostały tylko te delikatne wydobywające się z gorących kamieni i kadzidełek.
- „Już wiesz, siostro, co czynić.” – Głosy braci zaczęły nachodzić na siebie, powtarzając wciąż te same słowa, ale za każdym razem z coraz słabszym wydźwiękiem, aż w końcu ustały kompletnie.
W Szałasie zapadło milczenie.
Anna miała zamknięte mocno oczy, ale oddychała miarowo. Jacob za to oddychał, jakby przebiegł setki kilometrów.
Nieoczekiwanie Anna puściła go. Wyszła szybko na zewnątrz.
Chłopak ocknął się i wybiegł za nią.
Na dworze było już szaro, a zimne powietrze przyjemnie chłodziło nagrzane oparami ciała.
- Coś się stało? – Jacob niepewnie podszedł.
Anna stała tyłem nieruchomo.
Powoli odwróciła się i podniosła głowę.
Jej oczy były czarne jak dwa węgle, a na twarzy zaczęły pojawiać się niebezpiecznie ciemne żyły.
Chłopak cofnął się o krok, nie wiedząc, co zaraz uczyni.
Anna wpatrywała się w niego i po chwili uśmiechnęła się tak samo jadowicie, jak w namiocie.
- Oni szykują nam niespodziankę? Ciekawe, co powiedzą na moją. Nie będą mieli z nami szans.
Głośny, kobiecy śmiech wypełnił całą polanę. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez A-M dnia Czw 7:58, 18 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Bella*swan*cullen
Nowonarodzony
Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 34 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 10:21, 18 Lut 2010 |
|
Muszę powiedzieć, że nigdy nie ciekawiły mnie opowiadania o wilkach ale to mi się BARDZO podoba :)...
Jackob nie zakochany w Belli to jest cos nowego...
I ta Anna ech...
Mam nadzieję, że szybko dodasz nowy rozdział
Pozdrawiam i weby życze |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Paramox22
Zły wampir
Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD
|
Wysłany:
Czw 11:00, 18 Lut 2010 |
|
Przyznam, że zalogowałam się dzisiaj tylko po to, aby zobaczyć czy dodałaś kolejny rozdział. Nie byłam pewna, kiedy kończy Ci się sesja, ale jako że moja siostra studiuje, to miałam jakieś tam małe pojęcie o tym.
Kiedy zaczęłam czytać to opowiadanie, nie za bardzo lubiłam wilkołaki, a teraz wręcz już nie mogę, nie potrafię i nie chcę czytać o wampirach jako głównych bohaterach. Anna jest świetna, a jej sprzeczki z Jacobem bardzo realistyczne. Dialogi nie są jakieś sztuczne, pisane na siłę. Sfora jest bardzo kanoniczna, zachowania ich są takie normalne Anna zaczyna zyskiwać moją sympatię, potrafi żartować, a marudzenie odeszło na drugi plan. Ten Szałas jest niesamowicie ciekawy, zaczęłam nawet szukać w Internecie, czy takie coś naprawdę istniało. A jednak... Jeśli dobrze myślę, to chcesz połączyć Annę i Jacoba. Takie połączenie mi się podoba, pasują do siebie bardziej niźli Jake do Renesmee. Ratowanie Cullenów zbliża się coraz większymi krokami, a do walki nie mogę się doczekać.
Pozdrawiam,
paramox |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Misty butterfly
Wilkołak
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 13:45, 18 Lut 2010 |
|
Na poczatek Athaya swietny obrazek Bardzo pasuje do tego opowiadania i Anna wyglada tak jak ja sobie wyobrazilam
A teraz rozdzial...
Embry i Paul nasmiewajacy sie Jacoba heh, minus bycia wilkolakiem kazdy z jego braci wie co mu chodzi po glowie, a on biedny przepadl, zakochal sie chlopak, teraz to dokladnie widac
I jak widac Anna tez darzy go jakimis wiekszymi uczuciami
Pasuja do siebie, bo jak mniemam chcesz ich sparowac
Fajny pomysl z tym Szalasem Potow, taka wiez z przodkami, od razu zaswitaly mi jakies filmy z indianskimi rytulalami Kocham Jacoba za ta jego szczerosc
Niezle Anna wyskoczyla z tym "im mniej tym leiej", i jego zdziwienie kiedy kazala mu sciagnac spodnie...hehe Jake jest swietny
Ta ich wiez jest taka....sama nie wiem, jak gdyby przebywanie ze soba bylo dla nich czyms naturalnym Bardzo mi sie to podoba
Czekam na wiecej... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bluelulu
Dobry wampir
Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 85 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo
|
Wysłany:
Czw 15:56, 18 Lut 2010 |
|
Jakimś cudem przeoczyłam cztery rozdziały! Jestem tym faktem zszokowana i rozczarowana , za co bardzo przepraszam. Bardzo, bardzo.
Muszę przyznać , że to kolejne z niewielu opowiadań które przekonuje mnie o sforze. Naprawdę nudzi mnie snucie o sforze i ich problemach z wampirami. A tutaj jest naprawdę ciekawie. Kreacja postaci Anny jest świetna , ta babka ma charakterek.
Pokazuje się z dwóch stron. Jako doświadczona przez życie wilczyca , napiętnowana przez straszną przeszłość i skrzywdzona przez tego który powinien jej pomóc. Mimo to jest odważna w tym co robi , chcąc donosić owoc gwałtu i przemocy. I to też zostaje jej odebrane. Po prostu horror. Znajduje jednak chęci by pomóc wrogom i zemścić się na Volturii, jeszcze ukaże nam swoją potęgę - mam nadzieje ;D
Opowiadanie jest też ciekawe bo nie pokazuje nam tylko tego co już znamy , przemiany wilkołaków , legendy od Meyer . Dodajesz coś własnego, kreując własną historię. Bardzo podobało mi się to spotkanie Jacoba i Anny w szałasie. Mogłabyś wyjaśnić mniej więcej dlaczego musieli pozostać bez wierzchniego okrycia, najlepiej całkowicie nago? Wyrabianie chleba z mianioku czy tego specyfiku alkoholowego. To prawda czy wyłącznie Twoje fantazje? To przeżuwanie ziół przez kobiety kojarzy mi się z jakimś odcinek Cejrowskiego , gdzie taką przeżutą trawę czy coś innego , przyrządzano z niej rodzaj mocnej kawy dla mężczyzn . Coś mi świta pod kopułą. A poza tym to Jacob. Mimo że należy do sfory, mało wie o sobie i swoich przodkach. Energiczny i pełen woli życia , szczęśliwy, momentami nawet ... napalony ;P
Cytat: |
Pomogła mu stanąć na nogi i pchnęła go lekko w kuperek. Zajączek spojrzał na nią małymi, czarnymi oczkami. Przekręcił zabawnie główkę i zaczął szybko poruszać pyszczkiem, łapiąc zapach dziewczyny. Zaraz potem pokicał w stronę matki i rodzeństwa.
|
w bardzo uroczy sposób opisałaś tą scenkę, po prostu łapie za serce. Masz niesamowity dar do kreacji otoczenia. Zawsze wolę dialogi od opisu otoczenia bo z reguły one nadają postaci konkretny charakter oraz przelewa się więcej informacji, ale nie w tym wypadku. Snucie opowiadań w Twoim wydaniu jest naprawdę świetne.
Perełka 1
Cytat: |
- Wiesz…Nie jestem na to gotowy jeszcze – powiedział bawiąc się palcami.
- Black, ty idioto! – Anna ryknęła, ale jak to zwykle bywało, nie umiała być przy nim poważna, widząc co z siebie robi.
|
Pereła 2
Cytat: |
- Może spróbujemy tę wersję, o której mówiłaś, jakbyś była sama? Nie przejmuj się mną w ogóle. – Jacob zaczął ochoczo rozpinać guziki od spodni. |
Mimo obowiązków jakie nasza autorka ma na głowie, pisanie idzie naprawdę doskonale. Bardzo dobrze budujesz kolejne rozdziały , mimo że akcja ma niby stałe tempo nie pozwala nudzić się czytelnikowi. Super. Pozdrawiam bardzo gorąco , Uskrzydlona. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
A-M
Zły wampir
Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 418 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Czw 17:01, 18 Lut 2010 |
|
Przybywam i odpowiadam...
uskrzydlona, dziękuję za owocny i długi komentarz.
Jeśli chodzi o Szałas i nagość, to bardziej kierowałam się chęcią ukazania dialogu między Anną a Jacobem. Dodać szczypty erotyzmu. Poza tym, nie chciałabym siedzieć w oparach w pełnym odzieniu, szczerze mówiąc.
Co do reszty rzeczy, pisałam to już parokrotnie, że opieram się na różnych zwyczajach, obrzędach i rytuałałach prawdziwych Indian. Oczywiście, pochodzących z różnych plemion. Bo w każdym plemieniu istnieją różne obyczaje. Ja chwytam to, co akurat potrzebuję z danej grupy.
Dziękuję, że podobają Ci się opisy. Niezbyt je lubię, a wychodzi na to, że całkiem dobrze mi wychodzą.
Brak wiedzy Jacoba może wynikać, z tego na przykład, co pisałam wyżej o różnorodności u Indian. Być może, u niego nie wykonywało się różnych rzeczy. W każdym razie, uczy się tego wszystkiego od wilczycy.
Niech sobie w moim opowiadaniu nie wie, co i jak. ;-)
Mówisz, że Jake jest momentami napalony... Dziwisz mu się? Bo ja nie. Wiem po sobie, kiedy na początku widziałam swojego chłopaka mijając go pracy, nie wiedziałam gdzie skręcić, a sam wzrok mówił: "Weź mnie tu, i teraz". Jestem z całym sercem z Jacobem i jego problemi natury hormonalnej.
Misty buterfly, dzięki również za komentarz.
Masz rację - chcę połączyć ze sobą Annę i Jacoba, ale cóż z niego wyniknie? Nie wiem. Chyba. Wiele rzeczy mi chodzi po głowie, ale wiem jaki będzie tego koniec. Zobaczymy w kolejnych rozdziałach.
Chciałam stworzyć więź między niby, który wychodzi - tak jak piszesz - w sposób bardzo, ale to bardzo naturalny. I jak narazie chyba całkiem dobrze mi to wychodzi.
Paramox22, Ty moja wierna czytelniczko. Kocham Cię za to, że jesteś od samego początku ze mną. Wielka buźka dla Ciebie! :*
Jak miło przeczytać takie, jak napisałaś w pierwszym zdaniu.
Szukaj, szukaj. Wujek Google prawdę Ci powie.
Dla mnie też połączenie Jacoba z Nessie jest kompletnym niewypałem.
Tak na siłę S.M. próbowała połączyć Jacoba z kimś, żeby nie został biednym, dramatycznie zakochany bez wzajemności w przyjaciółce.
A tak, proszę - wszystko zostaje w rodzinie.
Cierpliwość w oczekiwaniu na dalszy rozdział! ;-)
Bella*swan*cullen,
Miło, że ktoś nowy zajrzał do tego opowiadania i mam nadzieję, że zostaniesz już z nami do końca.
Pozdrawiam wszystkich i dziękuję jeszcze raz za komentarze.
A-M |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ih8it
Dobry wampir
Dołączył: 22 Lut 2009
Posty: 718 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 19:37, 18 Lut 2010 |
|
Droga Anno-Mario.
Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że powróciłaś z nowym rozdziałem
Nie jestem fanką opowiadań o sforze, a jednak Twój ff bardzo mi się podoba
Anna jest bardzo skomplikowaną postacią. Pamiętam, że na podstawie pierwszych rozdziałów uważałam ją za tą złą, która wraca aby się zemścić. A tu proszę. Nie dość, że jest ona jak najbardziej pozytywną bohaterką, to jeszcze poznajemy ją z innej strony. Jestem bardo zaskoczona tą postacią.
A Jake? Jake to taki misiu Naprawdę dzięki Tobie zaczynam go lubić
Fajnie, że w nowszych rozdziałach pojawia się coraz więcej magii
Te wszystkie nawiązywania kontaktów, przywoływanie przodków wnoszą powiew świeżości
Mam nadzieję, że będziesz miała teraz więcej czasu na pisanie nowych rozdziałów
Pozdrawiam i życzę dużo wolnego czasu |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nellkamorelka
Wilkołak
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Pią 22:11, 19 Lut 2010 |
|
hmm... i jak zwykle jestem pod wrażeniem Twojego talentu:) wiem, wiem moje komentarze stają się nudne - cały czas zachwyty i zachwyty;)ale nie mogę inaczej - Twoja kreacja postaci Anny jest taka wielowymiarowa, raz słodka jak mała dziewczynka, innym razem zalotna jak nastolatka, a jeszcze innym groźna i straszna. Wilki jak zwykle pełne życia i gotowe do żartów
Nie mogę się doczekać co za niespodziankę szykuje Anna dla Volturi... nie daj się za długo prosić o kolejny rozdział i koniecznie poproszę, zapewne nie tylko w swoim imieniu żeby był straaaaszliwie długi:))))
Życzę dalszej weny i mnóstwa czasu:)
Nellka |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
A-M
Zły wampir
Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 418 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 13:09, 26 Lut 2010 |
|
Witam,
Jak widać wolny czas mi służy, bo dziś mam dla Was kolejny rozdział. Część dziesiąta - ładna cyfra. Jestem z Was z dumna, że wytrwaliście tyle czasu, a z siebie, że wciąż mam siły i wenę do pisania.
Kończę dzisiaj pisać rozdział jedenasty, więc nie pozwolę Wam długo czekać na dalszy ciąg.
Beta - niezastąpiona Landryna :-*
Zapraszam do czytania i komentowania!
ROZDZIAŁ X
Zaczynało świtać. Pierwsze promienie zaczęły delikatnie wślizgiwać się przez drewniane okienko. Słońce natychmiast obudziło Annę. Dziarsko i z uśmiechem na ustach zeskoczyła z łóżka. Nucąc pod nosem zasłyszaną niedawno u Jacoba melodię, zaczęła rozczesywać swoje czarne włosy. Nagle na parapet przyleciało kruk. Usiadł i zakrakał parokrotnie. Anna podejrzliwie spojrzała na swojego gościa. Nie wiedziała, jaką nowiną chciał jej przynieść. Bowiem, bardzo często się zdarzało, że były to złe wiadomości. Podeszła powoli do niego i pogłaskała po czarnej główce. Ptak przymilnie ją przekręcił, dając znak, że podobają mu się te pieszczoty. Spojrzał jej głęboko w oczy i po chwili nastała głęboko cisza, której nie przerywał żaden szelest ani szmer. Wilczyca zbliżyła swoje czoło do głowy kruka i cicho wypuściła powietrze.
- Dziękuję, mój przyjacielu. – Uśmiechnęła się delikatnie i ucałowała ptaka w czubek głowy. – To naprawdę dobre wieści. Leć bezpiecznie.
Kruk w odpowiedzi zakrakał trzy razy i odleciał z parapetu.
Nagle do drzwi rozległo się pukanie. Anna oderwała się z chwili zamyślenia i podeszła szybko do wejścia.
- Vuko! Dospać nie mogłeś? – Wilczyca uśmiechnęła się delikatnie. Niezbyt darzyła sympatią Vuko, ale tolerowała go ze względu na resztę plemienia. Nigdy przedtem również jej nie odwiedzał. Sądziła więc, że musiało się coś zdarzyć. Natychmiast pomyślała o Jacobie i pozostałych członkach sfory.
Vuko nie miał zbyt radosnej miny.
Jej twarz natychmiast stężała, a na czole pojawiało się kilka zmarszczek.
- Coś się stało?
Lecz ten nie odpowiadał. Zwiesił na moment głowę. Powoli podniósł ją z powrotem i cicho powiedział :
- Widziałem ptaka.
- Tak, właśnie tu był… - Anna nie zdążyła skończyć zdania.
- To zły znak, Anno. Bardzo zły. – Mina Vuko zmieniła się na groźną.
- Wiem, co oznacza. Nie przyniósł tym razem złych wieści, wiesz?
- Czyżby? – zakpił Vuko.
- Masz jakiś problem? – Anna zrobiła krok ku niemu. Stali kilka centymetrów od siebie. – Bo jeżeli tak, to nie mój problem.
- Właśnie, że to twój problem. Dlaczego jesteś tak uparta?
- Uparta?! – Kolor jej tęczówek zaczął przybierać niebezpiecznie ciemną barwę. – Słuchaj, jeśli masz zamiar kłócić się ze mną z rana, to lepiej stąd uciekaj. Nie wiem zupełnie po co przyszedłeś. Szukasz zaczepki? – Jej oczy były już kompletnie czarne.
- Myślisz, że się ciebie boję? – Vuko po raz kolejny zaśmiał się sarkastycznie.
Anna zamknęła oczy i wzięła trzy głębokie wdechy.
- Odejdź.
Vuko zrobił kolejny krok w jej stronę. Prawie stykali się twarzami.
- Nie chcę zrobić ci krzywdy… ale zmuszasz mnie, żebym nie była spokojna. – Dziewczyna nadal głęboko oddychała, starając panować nad sobą. Oczy zaciskała w bólu.
Mężczyzna zaśmiał się cicho.
- Nie, nie odejdę. – Jego dłoń powędrowała w stronę jej piersi.
Reakcja Anny była natychmiastowa. Vuko z hukiem wyleciał przez zamknięte drzwi i wylądował kilka metrów od domu.
Wilczyca wybiegła przemieniając się w ogromnego, czarnego wilka.
Zawyła głośno i ruszyła w stronę mężczyzny. Ten z kolei leżąc na ziemi, starał się cofnąć do tyłu, ale w pewnym momencie napotkał opór w postaci drzewa. Zakrył twarz rękoma, jakby miało mu to pomóc w obronie. Dudniące odgłosy biegnącego zwierzęcia po chwili podwoiły się. Vuko spojrzał przez palce co się dzieje, bo odgłosy ustały.
Kilka kroków od niego stał wielki rdzawo-brązowy potwór. Osłaniał go przed niewiele mniejszym. Warczały i charczały na siebie. Anna pod postacią czarnego wilka szykowała się do ataku. Drugi z kolei nie ruszał się ani na krok.
W końcu Anna warknęła i kłapnęła szczęką. Odwróciła się i wróciła powoli do swojego domu, przemieniając się w międzyczasie w ludzką postać.
Chwilę później wszedł Jacob.
Anna stała nago, odwrócona do niego tyłem oparta o toaletkę.
- Mógłbyś pukać, Black? – burknęła.
- Możesz mi wytłumaczyć, co to do cholery było? – Jacob był wyraźnie zdenerwowany.
Dziewczyna podeszła do szafy i wyciągnęła z niej błękitną koszulę zapinaną na guziki. Była dość długa, by zakryć jej ciało.
Zapinając nerwowo kolejne guziki, odpowiedziała:
- Może ty mi powiesz?! Jakim prawem ten ochłap przychodzi tutaj i…i… - Anna zaczęła błądzić wzrokiem po izbie –…i ma czelność… po prostu… - Jej oczy zaszkliły się.
Jacob podszedł do niej powoli, nie wiedząc jaka może być następna reakcja, położył jej rękę na ramieniu.
- Chciał cię skrzywdzić? – spytał z troską.
- Nie wiem, czego tu szukał. Zaczął mi wypominać, że kruk to zły omen i błędem było to, że się tutaj rano zjawił.
- Miałaś wizytę kruka?
- Tak, ale nie przyniósł złych wieści. Odwiedza mnie odkąd tylko pamiętam… Jeszcze za zamierzchłych czasów. Rodzaj informatora. Bardzo często przekazywał złe wiadomości, ale ta akurat była dobra. – Anna uśmiechnęła się blado.
Jacob milczał, dając do zrozumienia, że ma kontynuować.
- Wie o naszej walce z Volturi. Przekazał, że razem ze swymi braćmi i siostrami zrobi wszystko podczas walki, aby nas wspomóc.
- Nie wiem czy dobrze rozumiem. Stado ptaków będzie nam pomagało w walce z wampirami? – Jacob był dość sceptycznie nastawiony.
- To nie był zwykły ptak. To był wakan pod postacią kruka.
- Słyszałem od taty o wakani. Myślałem, że to tylko legenda.
- Jasne, tak samo jak wilkołaki i wampiry. Jesteśmy wymysłem wiejskich gospodyń. – Anna teatralnie wywróciła oczami. – Czasem mnie zadziwiasz, Black.
- Bardzo śmieszne. – Spojrzał na nią wesoło, po chwili jednak jego mina z powrotem przybrała poważny wyraz. – Na pewno wszystko w porządku? – spytał z troską.
- Chyba tak… - powiedziała niepewnie. – Wiesz, Vuko ma więcej szczęścia, niż rozumu. Gdybyś się nie zjawił, pewnie rozszarpałabym go na tyle kawałków, że nikt by go nie poznał. – Spojrzała za ramię Jacoba. Ten z kolei wykrzywił w grymasie twarz.
- Nie zabija się swoich.
- On nie jest mój, ani ja nie jestem jego. – Spojrzała na Blacka z powagą. – Nie należę do nikogo. Nie należę do was.
Jacob długo milczał.
- Jesteś teraz jedną z nas. Jesteś częścią… - Głos utkwił mu w gardle. – Jesteś częścią mnie, Anno.
Spojrzał na nią czule i natychmiast wybiegł z domu, zanim ta zdążyła cokolwiek powiedzieć.
W jej oczach znów pojawiły się łzy, lecz nie były to łzy złości, smutku czy żalu.
Kilka dni później Anna, przeglądając swoje zapasy ziół, postanowiła udać się na zbieractwo.
Wzięła swój koszyczek i wyszła z domu. Przekręciła klamkę i już miała ruszać, gdy jej uwagę przykuło coś w krzakach. Wytężyła wzrok. Miała dziwne wrażenie, że jest obserwowana. Omiotła wzrokiem polanę, ale nic nie zobaczyła. Niespokojna, oddaliła się w stronę lasu.
Krążąc w poszukiwaniu ziół, zobaczyła w pewnym momencie drzewo, które przypominało jej to, pod którym wydała na świat swojego syna. Podeszła niepewnie i pogładziła je po korze.
Delikatny uśmiech przemknął przez jej usta.
Spojrzała w górę, wpatrując się w promienie słońca przenikające przez konary, a potem mocno wtuliła się w drzewo szepcząc:
- Słońce i Księżyc, dzień i noc, lato i zima nie są daremne… To, czemu rozkazano, wędruje do swego przeznaczanie, do swego losu dociera. – Wzięła głęboki oddech. – Ktoś ty, który mi berło nosić dałeś? Powiedz mi choć: słyszę, racz mnie wysłuchać, pókim jeszcze nie ustała i nie umarła…
Ponownie na jej twarz pojawił się uśmiech, ale tym razem bardziej promienny, jakby modlitwa dała jej siłę i energię.
Popatrzyła jeszcze raz z czułością na drzewo i powoli zaczęła oddalać się od niego, ruszając w stronę w gęstwiny.
Po kilku godzinach zaczęło robić się szaro, więc wilczyca obrała drogę do swego domu.
Kiedy doszła do drzwi, zobaczyła rulon papieru przewiązany sznurkiem. Powoli odłożyła koszyk na ziemię i chwyciła zawiniątko w dłonie.
Odwiązała rzemień i rozwinęła tajemniczą wiadomość.
Okazało się, że na papierze była odręcznie narysowana mapa z zaznaczonym iksem, jako punktem docelowym. Do wiadomości był dołączony również mały liścik, na którym było napisane „Jutro. W południe. Idź za wskazówkami. Trafisz na pewno. J.”
Anna zaśmiała się wesoło.
- Ach, ten Black – powiedziała głośno i przekręcając z niedowarzaniem głową, weszła do środka.
Przestudiowała mapkę i stwierdziła, że droga musi prowadzić na drugą z największych polan w tym lesie. Znajdowała się, o ile Anna dobrze stwierdziła, jakieś pięć kilometrów od jej domu.
Położyła wszystko na stoliku, opierając o świecznik w kształcie małego kojota i położyła się spać. Nie mogła doczekać się, cóż ten niesforny przyjaciel zaplanował.
Rano obudziła się z uśmiechem na ustach. Szybko ogarnęła dom i zaplotła długi warkocz ze swoich włosów. Stwierdziła nawet, że odkąd tutaj jest jej twarz przybrała lepszych, żywszych kolorów. Promieniała. Tak, jak kiedyś.
Ubrała beżową sukienkę z dużym brązowym kwiatem. Nie wiedziała dlaczego, ale chciała czuć się dziś piękna. Przejrzała się w lustrze i stwierdziła, że chyba się jej to udało.
W każdym razie, tak się czuła.
Wzięła ze sobą mapkę i wyszła z domu.
Szła powoli, co jakiś czas sprawdzając na planie, czy idzie dobrym szlakiem.
Po niecałej godzinie stwierdziła, że dochodzi do punktu docelowego swej podróży.
Nie myliła się. Dotarła na drugą, największą polankę w okolicy.
Na samym jej środku siedział Jacob, wykładając coś z koszyka.
- Anna! – Spojrzał na nią rozradowany. – Mądra dziewczynka, trafiłaś bez problemu. – Mrugnął do niej okiem. Wstał i podszedł do Anny, bo przyjrzeć się jej z bliska.
Zmierzył ją od góry do dołu i zagwizdał.
- No, no – powiedział, patrząc z uznaniem na sukienkę, która opinała się w odpowiednich miejscach, ukazując walory ciała dziewczyny.
Anna zarumieniła się. Nikt od lat nie patrzył na nią w taki sposób, jak Jacob.
- Black, przestań…
- Z czym? – spytał zalotnie.
- No, właśnie z tym.
- Nie przesadzaj. Wyglądasz cudownie, pięknie, olśniewająco, zjawiskowo…
- Dobra, dobra. Wystarczy. – Anna zaśmiała się. – Rozumiem i dziękuję.
- Skoro mamy tę sprawę załatwioną, to zapraszam na śniadanie! – powiedział dziarsko Jacob.
Omiótł ręką koc, na którym leżały owoce, butelka z sokiem malinowym, świeże bułeczki z miodem i rodzynkami, i inne smakowitości, którym Anna nie zdążyła się jeszcze przyjrzeć.
- Proszę, proszę. Jestem pod wielkim wrażeniem, Jacob. – Spojrzała na niego i posłała mu spojrzenie, od którego Jacobowi zrobiło się miękko pod nogami.
Żeby je uspokoić, zaproponował, aby usiedli.
Przez dłuższą chwilę rozkoszowali się posiłkiem i muzyką, jaką niosła im natura i las.
- Poczekaj, masz tu coś. – Anna skierowała swoją rękę do twarzy Jacoba i strzepnęła mu okruszek bułki z kącika ust.
Ten natychmiast wykorzystał okazję i chwycił dłoń dziewczyny. Przez chwilę bawił się jej palcami, aż w końcu pocałował jej wierzchnią stronę ciepłymi ustami.
Anna nie odpowiedziała nic, tylko cichutko wypuściła powietrze z płuc.
- Jacob…
- Nic nie mów – szepnął Jacob i zwinnym ruchem chwycił dziewczynę tak, że zaraz znalazła się w jego ramionach.
Gładził ją delikatnie po włosach i twarzy. Nie broniła się. Wiedziała, że nic jej nie grozi. Po raz kolejny czuła się w jego objęciach bezpieczna. Jak nigdy.
Patrzył na nią takim wzrokiem, że Anna cieszyła się z tego, że siedzi, bo chyba trudno by jej było ustać na nogach o własnych siłach.
Uśmiechnął się delikatnie i przejechał opuszkiem palca po jej wargach.
Były miękkie i ciepłe. Nigdy przedtem nie pragnął tak pocałować kobiety, jak w tej chwili. Nie martwił się, co może się stać później. Nie bał się tego, jak może zareagować Anna.
Czuł jej przyśpieszone bicie serca, choć w pewnej chwili nie mógł już odróżnić jej dudnienia od swojego.
Zbliżył się powoli do jej twarzy tak, że dzieliło ich tylko kilka centymetrów. Anna uśmiechnęła się promiennie i spojrzała na jego usta. Pragnęła czuć jego wargi na swoich. Wiedziała to. Właśnie teraz i w tym momencie.
Delikatnie rozwarła je i musnęła go o dolną wargę.
Jacob cicho jęknął. Spojrzał na nią nieprzytomnie. Nie mógł się już powstrzymać.
Pocałował ją. Najpierw delikatnie, ledwo dotykając się wargami.
Czuł, że się uśmiecha. To mu dodało otuchy. Pocałował ją drugi raz. Tym razem mocniej wpijając się w jej usta. Były gorące i nabrzmiałe. Całował ją długo. Nie chciał wypuścić jej z tego uścisku. Anna objęła go rękoma i usiadła na niego okrakiem.
Jacob błądził po jej plecach, zbliżając się do ud. Drugą ręką trzymał ją za głową, nie pozwalając, aby choć na sekundę oddaliła się od niego.
Anna gładziła go po twarzy i włosach. Uwielbiała jego grube i gęste włosy.
Czuła, jak jego dłonie wędrują co raz niżej i niżej, aż w końcu wbiły się w jej pośladki.
Jacob zwinnie chwycił ją i położył na koc. Spojrzał na nią. Wiedział, że nic mu nie zrobi. Już nie. Podwinął jej nogi do siebie i położył się na nią całym ciężarem.
Anna zapomniała o wszystkim. Chciała czuć tylko jego dotyk i pocałunki, które teraz nie ograniczyły się tylko do ust, ale też do twarzy, szyi i dekoltu.
Prężyła się pod nim, nie mogąc leżąc w bezruchu.
Chciała, żeby Jacob wiedział, że jest jej dobrze. Gdy całował jej szyję, cichutko pojękiwała mu do ucha, co go jeszcze bardziej rozpalało.
Nagle usłyszeli dziwne odgłosy, dochodzące ponad nich.
Jacob podniósł się powoli i podał dłoń Annie, aby mogła wstać.
Nadal byli oszołomieni, ale chwilę później, kiedy zobaczyli co tak hałasowało, odzyskali trzeźwość umysłu.
- Cholera… - zaklął Jacob.
- To kruki – powiedziała cicho Anna.
- Wiem.
Nagle jeden z ptaków zmienił kurs. Szybował w ich kierunki i zatrzymał się kilka stóp od nich.
Anna spojrzała na Jacoba i powoli podeszła do kruka. Wyciągnęła rękę i ptak posłusznie się na niej usadowił.
- Nie zrobi mi krzywdy. Spokojnie – powiedziała do przyjaciela, bo Jacob już wyciągał rękę w ich stronę. – Przyleciał mi przekazać wiadomość.
Zmarszczyła brwi i zamknęła oczy. Nastała cisza. Po chwili otworzyła je szeroko i spojrzała z przerażaniem na kruka. Ten przekrzywił główkę, a z jego małego, czarnego oczka popłynęła pojedyncza łza.
Ptak zaraz potem odleciał, zostawiając ich ponownie samych na polanie.
- Co się stało? – spytał Jacob, podchodząc powoli do Anny.
- Mu... mu… musimy szybko… musimy szybko wracać do mojego domu! – Spojrzała na niego przestraszona.
Nigdy przedtem nie widział jej w takim stanie.
Kiwnął tylko głową i obydwoje przemienili się w wilki, aby droga powrotna była szybsza.
Nie zebrali nawet pozostałości po pikniku, tylko ruszyli pędem przez las i gęstwinę.
Kiedy po kilku minutach dotarli na polanę, na której mieścił się dom Anny, zastali przerażający, a zaraz smutny widok.
Tam, gdzie kiedyś stał domek, teraz znajdowała się wielka kula ognia, która rozprzestrzeniała się co raz szybciej i szybciej.
Anna stała i oniemiała. Nie wiedziała co czynić.
Jacob podbiegł do palącej się chaty, ale sam nie wiedział co robić, bo języki ognia chciały go dopaść.
- Jacob, wracaj tu! – Anna krzyknęła do niego i podbiegła do strumyka, który znajdował się niedaleko.
- Matko Wodo, dopomóż – szepnęła i machnęła ręką. Woda natychmiast wzniosła się. Dziewczyna skierowała strumień w stronę ognia. Ciężko było go ugasić, bo strumyk był malutki, ale po dłuższej chwili udało się okiełznać żywioł.
Wyczerpana padła na kolana, chowając dłonie w twarz. Czuć było swąd spalonego drewna.
Jacob podszedł do niej i objął mocno.
- Wszystko będzie dobrze – szepnął. – Wszystko będzie dobrze…
- Mój… mój… Dom. – Anna spojrzała ponad ramię Jacoba ze łzami w oczach.
- Spokojnie, odbudujesz go. Tak, jak to zrobiłaś za pierwszym razem – pocieszał ją.
- Nie, Jacob. Nie będę mogła. – Spojrzała mu smutno w oczy.
- Dlaczego?
- Ta ziemia, to był mój dom. Tak, jak kiedyś. Tylko tu mogłam zamieszkać. Tylko tu, mogłam stworzyć coś takiego. Nigdzie indziej. Tylko tutaj…
Zamilkła, wpatrując się przed siebie.
- Wymyślimy coś. Nie denerwuj się.
- Ale tam miałam wszystko, co było ze mną związane, nie rozumiesz?! – Anna zerwała się natychmiast i spojrzała na niego ze złością. – Tam… tam miałam wszystko co związane z synem, z moimi przodkami, moim ludem i rodziną!
- Wiem, rozumiem. – Jacob wyciągnął do niej ręce.
- Nie! - Odwróciła się do niego plecami.
Jacob podszedł do niej i objął ją mocno. Nie dbał o to, co może zaraz mu zrobić. Wiedział, że musi dać upust swojej złości. Nie gniewał się za to na nią.
Przytulił ją mocno do siebie i wplótł dłonie w jej włosy.
- Wszystko będzie dobrze.
- Nic już nie będzie dobrze, Jacob – powiedziała cicho.
Po chwili wydostała się z objęć Jacoba i spojrzała mu w oczy. Jej były przesiąknięte czernią.
- Uspokój się, proszę. – Jacob starał nie wyprowadzać jej jeszcze bardziej z równowagi.
- Dowiem się, kto to zrobił. Nie martw się – zasyczała. – Nie podaruję tego…
- Nie rób głupot – skarcił ją delikatnie Jacob.
- Głupcem był ten, kto to zrobił.
- Owszem, ale nie trzeba od razu… - Próbował dalej, ale wiedział, że nie przyniesie to żadnego rezultatu.
- Spokojnie, Jacob. Dowiem się, kto to zrobił, a wtedy żadna siła mu nie dopomoże.
Dym na polanie unosił się jeszcze długo. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Misty butterfly
Wilkołak
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 17:38, 26 Lut 2010 |
|
Wiem, wiem ze to troche sadystyczne, ale zaluje ze Anna nie rozszarpala Vuko na strzepki..paskudny, beszczelny, chamski typ. Mial farta skubany ze zjawil sie Jacob...
Wyznanie Jacoba, ze Anna jest czescia jego samego bylo takie proste ale niezwykle slodkie, urocze i szczere
I potem ten piknik, nie ma co postaral sie chlopak Anna nawet sie wystroila, chciala zrobic wrazenie i po reakcji chlopaka widac ze jej sie to niezle udalo...
Pocalunek na poczatku taki niby niewinny, ale obydwoje maja ogniste temperamenty i juz myslalam, ze cos tam z tego bedzie ale zjawil sie ten kruk...Jacob to naprawde ma pecha zawsze w nieodpowiednich momentach ktos sie przypaleta
I tym razem dobrych wiesci nie przyniosl ten ptaszek. Biedna Anna...tak mi sie jej zal zrobilo ;( Ale pocieszam sie mysla ze kiedy dorwie sprawce tego pozaru jego koniec bedzie marny |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bluelulu
Dobry wampir
Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 85 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo
|
Wysłany:
Pią 18:58, 26 Lut 2010 |
|
Podobało mi się , oj podobało. Znów jakiś element łączący. Ta cały sytuacja na polanie to istna sielanka. Słońce, polana i dwie "praktycznie" zakochane w sobie osoby , ale wiadomo. Jak sielanka w takich opowiadaniach trwa za długo , jednocześnie męczy czytelnikami tym słodzeniem. Co do spalenia chaty, podejrzewałabym Vuko. A czy on jest taki lekkomyślny? No nie wiem, dobrze że Jacob się pojawił w innym wypadku można by zrobić z resztek Vuko sałatkę dla sępów. Podoba mi się Anna, ta niewinność która od niej płynie , te dziewczęce zachowanie. Jest kobietą z krwi i kości, pragnie mężczyzny który dałby jej swojego rodzaju bezpieczeństwo, spokojną przystań. Z drugiej strony jest legendarnym stworzeniem, dumna i odważna. Zna swoje zalety i wszelakie możliwości. Podoba mi się gdy jej oczy przybierają kolor czerni, to taka odpowiedź na tą zmianę barwy u wampirów. Naprawdę, kolejny świetny rozdział, nie piszę "mam nadzieje" , że kolejny rozdział taki będzie bo to po prostu wiem. Czekam z niecierpliwością na magiczną jedenastkę.
Pozdrawiam serdecznie, Uskrzydlona (: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Paramox22
Zły wampir
Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD
|
Wysłany:
Sob 19:09, 27 Lut 2010 |
|
Przyznam, że już wypaliłam się z całym fandomem zmierzchu. Nigdy nie lubiłam tej książki, ale, o dziwo, fan fiction jest ciekawe. Większością opowiadaniami tracę zainteresowanie, ale SZ zyskuje moją sympatię.
Dla mnie ten rozdział jest jak wyznanie miłości. Co prawda, nie wyznali swoich uczuć poprzez słowa, ale ich zachowanie, gesty, pocałunki mówią same za siebie. Anna nie poszłaby do Jake'a, gdyby go nie lubiła, a wilkołak nie zrobiłby jej pikniku, gdyby traktował ją tylko za przyjaciółkę. Tak więc dla mnie wszystko jest jasne. Ten ptak jest naprawdę tajemniczy i interesujący. Ostatnio przed komentowaniem tego opowiadania, zaczęłam szukać w googlach informacji na temat tradycji, które wykorzystujesz. Zgaduję, że interesują cię takie rzeczy, bo o ile się nie mylę, to łączysz różne kultury czy tam mitologie. Jeśli tak jest naprawdę, to gratuluję ci tego, że potrafisz połączyć to, co lubisz z opowiadaniem. Jedno jest pewne, Anna to potężna wilczyca, ale mi brakuje trochę tego, aby wywołała większą bitwę, pokazała jeszcze raz swój autorytet oraz to, że to ona tu rządzi. Scena z Vuko była bezbłędna, ale, nie mówię, miło byłoby, aby go jeszcze bardziej wystraszyła (nie jestem żadną masochistką ;p ). Lubię, uwielbiam, kocham czy co tam jeszcze akcję. Podpalenie domu to ciekawy, ale i też smutny wątek. Ciekawy, bo wprowadza duże zamieszanie, może Anna wyzwie kogoś na bitwę..., a smutny, bo przecież można powiedzieć, iż straciła część siebie, ważne pamiątki rodzinne, dla różnych osób mają one różną wartość, a dla niej na pewno były ważne. Odwalacie kawał dobrej roboty i za to wysyłam gratulacje w waszą stronę.
Pozdrawiam,
p. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nellkamorelka
Wilkołak
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Czw 23:07, 04 Mar 2010 |
|
hmm... naprawdę wciągający i mocny rozdział... doskonale wiesz jak zatrzymać czytelnika na dłużej:) mnie kupiłaś już pierwszym rozdziałem i zawsze czekam z wielką niecierpliwością na kolejne.
Tym razem Anna była tak zmienna i zachwycająca, że aż dech zapiera:)
raz zachowuje się jak mała dziewczynka, innym razem jak namiętna kochanka - a Jacob? szczerze mówiąc bardzo podoba mi się jak wykreowałaś jego postać, jest równie wielowymiarowy jak Anna, ale jednocześnie taki swojski:) trzymaj tak dalej
Pozdrawiam serdecznie:)
Nellka |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
A-M
Zły wampir
Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 418 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 20:31, 13 Mar 2010 |
|
Dobry wieczór,
Aby umilić Wam sobotni wieczór, pogoniłam Landrynę, żeby zbetowała kolejny rozdział i to oto, mogę przedstawić rozdział jedenasty, który mam nadzieję, również się spodoba.
Na dokładkę mogę powiedzieć, że jestem w połowie następnej części, a w niej... oj, będzie gorąco i erotycznie. I nic więcej nie mówię, aby nie zepsuć przyjemności czytania dwunastego rozdziału.
Beta - któż by inny, jak nie ona - Landryna.
Dziękuję kochanie, że jesteś ze mną od samego początku (nie tylko w związku z tym opowiadaniem. :*)
Rozdział XI
- Anno, wcale nie musisz tego robić.
- Owszem, muszę.
- Dlaczego jesteś taka uparta?
- A ty byś nie był?! Jakbyś się zachował, gdyby ktoś właśnie podpalił twój dom z całym dobytkiem życiowym?!
Anna szybkim krokiem przemierzała kolejne metry, oddzielające ją od celu, do którego pragnęła jak najszybciej dotrzeć. Jacob szedł tuż obok niej, próbując wyperswadować dziewczynie pomysł, który chodził jej po głowie.
- Nawet nie wiesz, czy to na pewno oni. Przecież wiesz, że potrzebują twojej pomocy. Jaki by mieli cel, aby zrobić coś tak okropnego?
- Nie wiem, po prostu nie wiem…
- To skoro nie jesteś tego pewna, to nie obwiniaj niewinnych, Anno. – Jacob chwycił ją za rękę i zmusił, żeby się zatrzymała. – Mimo że są naszymi naturalnymi wrogami, jestem pewien, że oni tego nie zrobili. Dowiemy się, kto to zrobił. Obiecuję ci to, ale nie pogarszaj i tak już nieciekawej sytuacji, która nadejdzie. Chcemy pomóc sobie nawzajem, a nie robić w sobie kolejnych wrogów. – Jacob spojrzał jej głęboko w oczy.
Anna milczała. Czuła, że cała gotuje się w środku, ale jednocześnie wiedziała, że Jacob ma rację.
Wzięła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze z płuc.
- Może masz rację – powiedziała cicho, ale zaraz jej głos nabrał wyższego tonu. – Ale to nie oznacza, że ktoś nie ma zostać za to ukarany!
- Dowiem się, kto to zrobił i własnoręcznie pokażę mu gdzie raki zimują.
- Kto zimuje? – Anna nagle się zaśmiała.
- Raki. Tak się mówi. – Jacob wyszczerzył zęby.
- Black, skąd ty to bierzesz wszystko?! Dobrze, wracamy. Ale nie odpuszczę – powiedziała groźnie.
- Oczywiście. Ja też.
Wrócili z powrotem na polanę. Anna ze łzami w oczach starała się znaleźć cokolwiek, co by ocalało z pożaru, ale było to raczej niemożliwe. Jednak kiedy przeszukiwała zgliszcza, Jacob zauważył coś małego i jasnego. Zupełnie nietkniętego językami ognia.
- Anno! Spójrz! – krzyknął radośnie i podbiegł do pozostałości domu Anny. Wygrzebał z resztek popiołu małą figurkę. Była to postać wilka zrobiona przez syna wilczycy.
Dziewczyna ze łzami w oczach chwyciła figurkę i pocałowała ją.
- Dziękuję – szepnęła. – Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
Jacob czuł, że oczy zaczynają go piec, więc odwrócił się, żeby nie zobaczyła jego łez.
Odchrząknął i powiedział:
- Chodź, musimy stąd iść.
- Ale gdzie? – spytała Anna – Nie mam dokąd.
- Masz – skwitował krótko Jacob.
- Czyżby?
- Tak. Zamieszkasz u mnie.
Dziewczyna stanęła jak wryta w ziemię.
- Słucham?!
- To, co słyszałaś. Mamy dodatkowy pokoik, powinien ci wystarczyć. Zresztą, ojciec będzie wniebowzięty. Ma już dość mojego pseudo gotowania, które częściej przyprawiają go o boleści żołądka, niż porządne nasycenie się.
- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! – Anna nie odpuszczała. – Jak sobie to wyobrażasz?
- E, normalnie? – Jacob wzruszył ramionami.
- A ja nie. – Dziewczyna skrzyżowała ręce.
- Dlaczego? – Jacob wywrócił teatralnie oczami.
- Bo… Tak. – Na twarzy Anny przemknął delikatny rumieniec.
- Hej, czy ja dobrze widzę, czy ty się rumienisz? – Jacob wyszczerzył zęby.
- Bardzo śmieszne.
- Nie dąsaj się. To świetny pomysł! Nie możesz zostać bez dachu nad głową i przyznaj, kogo tak naprawdę prócz mnie tutaj masz, co?
Anna wiedziała, że Jacob podjął decyzję za nią, ale nie dawała za wygraną.
- Mogę zamieszkać w lesie, coś wykombinuję.
- Jasne – powiedział z ironią. – Wiesz, mam wrażenie, że po prostu wymigujesz się przed zamieszkaniem nie w zwykłym domu, ale w domu, w którym będę ja – Jacob Black.
- Oczywiście, bo jesteś psycholem do którego dalej niż na pięć metrów wolę się nie zbliżać. Puknij się w czoło, Black.
Jacob ponownie wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- To postanowione. Wiem, wiem, nie musisz mi dziękować. Twój entuzjazm mówi sam za siebie. Chodź, musimy powiadomić ojczulka. Nie będzie posiadał się z radości.
- Już nie mogę się doczekać – burknęła Anna i szurając nogami, powlokła się za skaczącym z radości Jacobem.
Jakiś czas później dotarli do domu Blacków. Jacob z hukiem otworzył drzwi i krzyknął na cały głos:
- Tato, mam wspaniałą nowinę!
Do przedpokoju wjechał na swoim wózku Billy Black. Wytrzeszczył oczy na syna, nie wiedząc, jaką wiadomość mu przynosi.
- Nie, tato, nie zostaniesz dziadkiem. – Spojrzał rozbawiony. – Mam coś o wiele lepszego!
Billy wychylił się lekko za Jacoba i spojrzał na stojącą na ganku Annę.
Na jego ustach natychmiast pojawił się uśmiech.
- Nic nie mów – powiedział do syna. – Wchodź, moje dziecko. – Gestem ręki zaprosił dziewczynę do środka.
Anna nieśmiało przeszła przez próg i stanęła obok Jacoba.
- Tato, stało się coś potwornego. – Twarz Jacoba i jego ojca stężała równocześnie. – Ktoś podpalił dom Anny. Spłonął doszczętnie.
- No, to mam nadzieję, że zaproponowałeś jej schronienie u nas? – spytał Billy, patrząc srogo na syna.
- Oczywiście, że tak! – Uśmiech znów wrócił na usta Jacoba.
Twarz Billy’ego złagodniała natychmiast.
- Ale ja naprawdę… Nie trzeba, panie Black… Nie wiem, czy mogę…. – Anna zaczęła nieśmiało się tłumaczyć.
- Po pierwsze, mów mi Billy, a po drugie spadłaś mi z nieba. Brakowało w naszym domu kobiecej ręki, zwłaszcza w sprawach żywnościowych. – Spojrzał wymownie na Jacoba.
- Ojej, no co z tego, że kilka razy przypaliłem obiad. – Jacob wzniósł oczy ku górze.
Billy puścił oko do dziewczyny i wyciągnął do niej ręce.
- Będę zaszczycony móc gościć cię u siebie w domu.
- Dziękuję. Naprawdę … nie wiem, co powiedzieć… Nie wiem, jak się odwdzięczę.
- Wystarczy, że jesteś tu. To już wiele znaczy dla nas wszystkich. – powiedział cicho Billy Black.
- Dobra, dosyć tych czułości i miłych słówek. – Jacob chwycił Annę za rękę i pociągnął w stronę schodów. – Pokażę ci twój pokój.
Anna odwróciła się jeszcze do Billy’ego i posłała mu przepraszający uśmiech, on z kolei kiwnął tylko ręką i wycofał się z powrotem do pokoju gościnnego, w którym oglądał wiadomości.
- Jesteś niemożliwy. Twój tata zresztą też. To chyba rodzinne.
- Nie poznałaś jeszcze moich sióstr. – Zaśmiał się wesoło.
Weszli po małych schodkach i skierowali się do drzwi po prawej stronie.
Jacob dumnie je otworzył i przepuścił ją pierwszą.
- Może nie jest to pokój hotelu czterogwiazdkowego, ale urządzisz go sobie po swojemu.
- Jacob… on… on… jest po prostu cudny! – Anna rzuciła mu się na szyję.
Jacob nie pozostał dłużny i korzystając z okazji wtulił się w nią równie mocno.
- Nie ma sprawy. Dla ciebie wszystko.
Spojrzała na niego ze łzami w oczach.
- To najpiękniejszy pokój, jaki w życiu widziałam.
- Pewnie nie za wiele ich widziałaś – powiedział Jacob, mrugając go niej.
- Na pewno nie takiego. – Omiotła wzrokiem pomieszczenie, nie mogąc wyjść z zachwytu.
- Pojedziemy na zakupy, to sobie coś kupisz do wystroju, a potem zadzwonię do Emilly, żeby pożyczyła ci trochę ciuchów.
- Nie mam pieniędzy na zakupy, a Emilly pewnie sama potrzebuje tych rzeczy. Nie mogę.
- Oj, spokojnie. Nic się nie martw. Wszystko załatwię.
- Nie, Jacob. Tak nie można. Zarobię na to wszystko.
- Ech, ależ ty uparta baba jesteś.
- Tylko nie baba.
- Babeczka?
- Sam jesteś jak taka babeczka, Black.
Jacob wyszczerzył zęby.
- Okej, niech ci będzie, a teraz rozgość się, a ja zobaczę co tam słychać na dole.
Zamknął cicho drzwi za sobą.
Anna dopiero teraz obejrzała dokładnie cały pokój. Był idealny. Miała już wizje, co powiesi na jednej czy drugiej ścianie, albo co położy na stoliczku koło łóżka.
Nie mogła się nacieszyć tym darem od Blacków.
Jacob był niesamowity. Stawali się co raz sobie…bliżsi. Chyba się tego nie bała. Już nie.
Dni mijały, a Anna szybko zadomowiła się w domu Jacoba i Billy’ego. Codziennie przygotowywała im pełnowartościowe posiłki, tak, że z czasem zaczęli przychodzić przyjaciele Billy’ego na obiady, słysząc o cudach, jakie wyprawia Anna w kuchni.
Nigdy nie czuła się tym zmęczona. Wręcz przeciwnie. Czuła się w końcu potrzebna. Nawet przy takich małych czynnościach. Jacob dzielnie pomagał jej kuchni, jak tylko potrafił, co momentami przyprawiało ją o wybuchy niekontrolowanego śmiechu, kiedy na przykład Jacob próbował ugotować ziemniaki w mikrofali czy po raz kolejny, gotował makaron bez większej ilości osolonej wody.
Pewnego deszczowego poranka, ktoś załomotał wściekle do drzwi.
Zanim Billy zdążył dojechać, żeby sprawdzić, komu tak pilnie jest się z Blackami zobaczyć, Jacob był już na dole i otwierał gościowi.
Za drzwiami stała rozdygotana Bella w objęciach Edwarda. Obok niego stała Alice z wytrzeszczonymi oczami, a także Jasper, który stał oparty o filar na ganku.
- Bello, coś się stało?! – spytał zdenerwowany Jacob.
Nagle usłyszeć się dało dudnienie po schodach i chwilę potem koło młodego Blacka stała Anna. Była tak samo zdezorientowana porannymi odwiedzinami, jak również Cullenowie i Bella, którzy raczej nie spodziewali się jej w domu Jacoba.
- Jake, co ona tutaj robi? – spytała cicho Bella.
- Jak widać, – wskazał ręką na koszulkę nocną Anny – mieszka.
Bella spojrzała na nią przez ułamek sekundy, ale natychmiast spuściła głowę, jakby bała się, że Anna może rzucić na nią jakiś czar.
- W czym rzecz? – spytał sucho Jacob. – Wytłumaczy mi ktoś, co się w końcu stało?
- Alice miała…- zaczął Edward, ale w słowo weszła mu sama Alice.
- Miałam wizję. Musimy zwołać naradę. Natychmiast! – powiedziała piskliwym głosem.
- Naradę? Od kiedy tworzymy jakąś wspólnotę, żeby się zbierać? – warknęła Anna. – Ustaliliśmy zasady gry. Jestem wtedy, kiedy pojawią się Volturi.
- Spokojnie. – Jacob chwycił ją za rękę i ścisnął mocniej, aby wyraźnie poczuła ucisk.
Nie uszło do uwadze Belli, której wzrok zatrzymał się na spleconych dłoniach.
Edward spojrzał na nią ukradkiem i odchrząknął.
- Proszę. Przybądź do naszego domu. Zarówno ty, jak i reszta sfory. – Kiwnął w stronę Jacoba. – Jesteście nam natychmiast potrzebni. Nie proszę o wiele. Tylko o krótkie spotkanie.
Utkwił wzrok w oczach Anny, które przybierały z sekundy na sekundę coraz ciemniejszą barwę.
- Proszę, przemów jej do rozsądku. – Edward zwrócił się do Jacoba.
- Nie muszę jej nic przemawiać. Wie doskonale, co chce zrobić – powiedział cicho, patrząc srogo na wampira.
Anna przymknęła powieki i głęboko oddychała, starając się nie wyprowadzać z równowagi.
- Czy to wy spaliliście mi dom? – spytała nagle.
Wszyscy zgromadzeni przed progiem spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
- Ktoś ci spalił dom? – spytała cicho Alice.
- A myślisz, że dlaczego tutaj jestem? – syknęła wilczyca.
- Jaki mielibyśmy w tym cel? – zapytał, milczący do tej pory, Jasper.
- Właśnie. Może mi na to pytanie odpowiecie? – odpowiedziała pytaniem Anna, otwierając pomału oczy i wpatrując się w niego.
- Więc, odpowiem ci. – Ruszył w kierunku drzwi. – Nie mielibyśmy absolutnie żadnego celu, aby palić ci coś, co jest ci cenne. Może i nie jesteśmy w zgodzie, ale kłód pod nogi byśmy ci nie kładli, skoro jesteś tu, aby nam pomóc. Rozumiesz? – powiedział oschle.
Nastała cisza, którą dopiero po dłużej chwili przerwał Jacob.
- Znajdziemy tego, kto to zrobił. A teraz wracajcie do siebie. Jeśli Anna postanowi, aby przybyć, tak uczyni. Nie naciskajcie. Żegnam. – Zamknął im przed nosem drzwi, nasłuchując jeszcze chwilę oddalających się głosów. Anna zerkała zza firanki co się dzieje na zewnątrz.
Bella z Edwardem szli objęci, podobnie jak Alice z Jasperem. Wyglądali na dość przygnębionych.
Dziewczyna przygryzła wargę i spojrzała smutno na Jacoba.
- Muszę tam iść, prawda? – zapytała
- Nic nie musisz. Chodź tu do mnie. – Przytulił ją mocno do siebie, gładząc delikatnie po rozpuszczonych włosach. Billy, który do tej pory przyglądał i przysłuchiwał się całej akcji bez słowa, wycofał się powoli do swojego pokoju.
- Musi to być coś pilnego, skoro pofatygowali się aż do samego rezerwatu, nie bacząc na krążące w okolicy wilki i pakt – powiedziała cicho.
- To nie oznacza, że masz wszystko rzucać i tam lecieć – odpowiedział twardo Jacob.
- Ubieraj się, za dziesięć minut wychodzimy.
- Jesteś pewna? – chwycił ją za podbródek i zmusił, żeby spojrzała na niego.
- Wielu rzeczy człowiek nie jest pewien. Wielu decyzji nie jest pewien.
Pocałował ją delikatnie. Jego usta były gorące. Czuła, że cały płonie. Pogładziła go delikatnie po policzku.
Spojrzała w jego oczy i uśmiechnęła się.
Parę chwil później Jacob stał oparty o drzwi i czekał, aż Anna zejdzie na dół.
Jeszcze zbiegając, zaczesywała palcami włosy w wysoką kitkę. Miała na sobie wyjątkowo obcisłe dżinsy, uwydatniające jej krągłe pośladki, jak i czarny top spod którego widać było piękny biust dziewczyny.
Jacob prawie obalił się na kosz z parasolami, ale udał, że właśnie chciał się podeprzeć.
Anna zarumieniła się lekko i tylko cicho powiedziała:
- Emilly, jest troszkę mniejsza ode mnie.
- Pasuje idealnie! – Wyszczerzył zęby Jacob i otworzył jej drzwi, aby pierwsza wyszła.
Pobiegli truchtem pod postaciami ludzi do domu Cullenów.
Wbiegli po marmurowych schodkach i głośno zapukali, obwieszczając swoją obecność.
Nawet się nie obejrzeli, kiedy otworzył im Edward.
- Wejdźcie.
Zaprosił ich gestem do środka. Niepewnie wkroczyli do wielkiego i zimnego korytarza.
Mimo że jako wilki mieli podwyższone temperatury ciał, to jednak wyczuć się dało pewną dozę dyskomfortu, spowodowanego wyczuwalnym chłodem.
Edward zaprowadził ich do salonu, gdzie znajdował się długi, mahoniowy stół, przy którym zasiadali już wszyscy zainteresowani, czyli Bella i reszta Cullenów.
- Reszta sfora powiedziała, że przekażecie im informacje, jakie tutaj usłyszycie i jakie ustalimy. Nie mogli przybyć z racji tego, że ktoś musiał patrolować tereny. – powiedział Jasper.
Jacob kiwnął głową na znak zrozumienia.
- Proszę, usiądźcie – zaproponowała Esme. – Napijecie się czegoś?
- To coś macie w ogóle do picia w tym domu? – spytał osłupiały Jacob.
- Czasem trzeba stwarzać wiele pozorów – odpowiedział z delikatnym uśmiechem Carlisle.
- Dobrze, przejdźmy do rzeczy – powiedziała Anna, zaczynając bawić się skrawkiem bluzki.
- Oczywiście – odpowiedział Carlisle. – Otóż sprawa jest takiego rodzaju. Dziś nad ranem, Alice miała wizję, że Volturi szykują się do przybycia.
- To już wiemy. – Wywrócił oczami Jacob.
- Do przybycia niedługo – dopowiedział Jasper. – Z tego co wiemy i z tego, co widziała dziś Alice, mają się tu pojawić za kilkanaście dni, przy dobrych wiatrach, może to będą dwa, trzy tygodnie góra.
- A zatem? Na coś czekamy? – zapytała wilczyca. – Przybędą, to przybędą.
- Tak, ale zrozum, musimy się przygotować – powiedział Edward.
- Spokojnie. Zbierzemy siły – odpowiedziała.
- Nie za bardzo rozumiem.
- Nic nie musisz rozumieć. Zrozumiesz w swoim czasie. Chyba. – Uśmiechnęła się sama do siebie.
- Po prostu nie bój się na zapas. Najbardziej przeraża nas to, co nieodkryte i niedostępne. W tym przypadku, nie trzeba się bać.
Rosalie prychnęła.
- Tak uważasz? – spytała z pogardą.
- Tak właśnie uważam – odpowiedziała jej Anna, uśmiechając się ironicznie. – Jesteś tak ograniczoną panną, że aż mi cię żal. Ale cóż. Nie każdemu jest dane odkrywać tajemnice. Nie każdemu jest dane mieć coś więcej, niż piękną buźkę.
Rosalie wstała i już chciała wyjść, kiedy na jej drodze pojawiła się paroletnia dziewczynka z bujnymi loczkami.
- Co się dzieje, ciociu Rosie? – zapytał cichutko dziecięcy głosik.
- Nic, kochanie. Chodź, pokażesz cioci swoją nową lalkę, którą dostałaś od wujka Emmetta.
Nagle Anna wstała i wbiła wzrok w dziecko. Ta stanęła naprzeciw niej omijając Rosalie.
Uśmiechnęła się pogodnie.
- Dzień dobry, proszę pani.
Oczy Anny zaszkliły się, po czym odwróciła się szybko i omiotła wszystkich wzrokiem. Jej oczy były już przesiąknięte czernią.
Nie minęła kolejna sekunda, jak wybiegła przez drzwi zamieniając się w wielkiego, czarnego wilka.
Jacob nie wiedział, co się dzieje, więc wyleciał zaraz za nią.
Cullenowie spojrzeli po sobie zdenerwowani i wytrąceni z równowagi.
Mała dziewczynka tylko pociągnęła za rękę Edwarda i spytała:
- Tatusiu, co się stało? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez A-M dnia Sob 20:34, 13 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Landryna
Zły wampir
Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 353 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 38 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Zawiercie/Ogrodzieniec / łóżko Pattinsona :D
|
Wysłany:
Nie 12:03, 14 Mar 2010 |
|
Okej, przybywam skomentować, bo jak ty to mówisz, nie komentowałam chyba od prologu .
Mówiłam już, że uwielbiam Jacoba? Tylko w SZ, ale zawsze coś^^. Uwielbiam, jak z rozdziału na rozdział nadajesz mu więcej humoru i takiego zabawnego usposobienia i podejścia do wszystkiego.
Widać, że przy Annie czuje się jak ryba w wodzie. On za to daje Annie taką siłę, rozśmiesza ją, pomaga. To uczucie, może nawet już miłość, jakie ich łączy, jest takie nieskazitelne. Jedno drugiemu coś daje, ale za to też dostaje coś w zamian. Cudownie :D .
Ciekawi mnie jedynie reakcja Jacoba, gdy zobaczył Bellę z Edwardem. Była to reakcja na złamany przez nich pakt, czy coś więcej? Mogę mieć mylne wrażenie, ale wydaje mi się, że Jacob dalej coś do niej czuje, mimo że pojawiła się Anna.
Nie mniej końcówka rozdziału powala. Chociaż... nie wiem, czy zachowanie Anny nie było zbyt przesadzone. Tyle że ja nigdy nie przeżyłam tego co ona, więc staram się ją zrozumieć.
Napiszę jeszcze trochę o Twoim stylu, który z rozdziału na rozdział jest coraz lepszy. Serio, widać, że praktyka czyni mistrza i że nie działa to jedynie u mnie. Dobrze, że zaczęłaś od ff, bo to świetne ćwiczenie stylu i kontaktu z czytelnikami - tego, czego oni oczekują od tekstu i autora - jeśli ktoś ma takie plany na przyszłość, jak ty :) .
Po zapowiedzi nie mogę się doczekać następnego rozdziału i mam nadzieję, że szybko wpadnie w moje ręce :D .
Ściskam, całuję i takie tam ;*. Weny! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bluelulu
Dobry wampir
Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 85 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo
|
Wysłany:
Pon 21:57, 15 Mar 2010 |
|
Jezu, jak zwykle Twój rozdział przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Znów zakończenie było jakieś takie tajemnicze i czytelnik został sam na sam (spocony) ze swoimi myślami. Już na początku zaznaczę, iż mam nadzieje na pojawienie się rychło kolejnego rozdziału, coby zatkać tą ciekawską dziurę w głowie, którą wyrządziło mi to wspaniałe opowiadanie. Nic nie zapowiadało , że pojawi się konfrontacja (długo-oczekiwana przez-mnie ;d) Anna / Culleni. Wszystko zapowiadało się na miłą pogawędkę przy ciastkach i herbatce a to pojawienie się Renesmee ; zupełnie wybiło z równowagi Annę. Nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy. No przecież, zapytała się Rosalie co się dzieje i udowodniła, że jest rozumnym dzieckiem a nie przemienionym niemowlakiem. Może przeraził ją sam fakt posiadania dziecka przez wampira i dziewczynę? ;D
Moje rozdziałowe perełki:
Cytat: |
- Ech, ależ ty uparta baba jesteś.
- Tylko nie baba.
- Babeczka? |
Cytat: |
Do przedpokoju wjechał na swoim wózku Billy Black. Wytrzeszczył oczy na syna, nie wiedząc, jaką wiadomość mu przynosi.
- Nie, tato, nie zostaniesz dziadkiem. – Spojrzał rozbawiony. – Mam coś o wiele lepszego!
|
Świetna praca , świetna. Czekając na kolejny rozdział pozostaje mi jedynie pozdrowić autorkę i miło się uśmiechnąć coby wena była chętna do współpracy z jej właścicielem, by dała się ujarzmić ;D
Uskrzydlona , ponownie pozdrawiająca (: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Paramox22
Zły wampir
Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD
|
Wysłany:
Śro 19:04, 17 Mar 2010 |
|
Szkoda, że dopiero dziś mogę wejść na forum i przeczytać kolejny rozdział, bo przyznam, że z każdym kolejnym przeczytanym rozdziałem coraz bardziej lubię to opowiadanie. Dobra, zakładam słuchawki, włączam muzykę, czytam i komentuję.
Ładniutko opisałaś uczucia Anny: tą złość, gniew, a później śmiech. Przyznam, że ta sytuacja ze znalezieniem pamiątki wilczycy kojarzy mi się z paroma filmami np. Fight Club, kiedy to płonie dom. Właściciel znajduje jakiś drobiazg, niby mały, ale ważny i zmienia całkowicie bieg zdarzeń. Ciekawa jestem, czy tu też coś takiego będzie czy to nic nieważny szczegół. Co do sytuacji z zamieszkaniem u Blacków, to pośrednio rozumiem niechęć dziewczyny, chociaż tak i tak sądzę, że przesadza. To nie jest współczesny świat, w sensie wilkołaki, wampiry nie istnieją w normalnym świecie, a Anna chyba przeszła wiele dziwnych sytuacji w swoim życiu, więc czy taki szczegół powinien ją szokować? Z jednej strony nie, chociaż można zauważyć, że ta dziewczyna nadal żyje dawnymi czasami, co nie ukrywam, podoba mi się. Nie wiem czemu, ale lubię Billy’ego. W Twoim opowiadaniu to całkowicie milutka postać. Uwielbiam przekomarzania na froncie Jacob – Anna. Ten pierwszy to taki wesoły małolat, a z kolei wilczyca jest bardzo poważna. Mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają, prawda? Przyznam, że sytuacje kiedy to dobry humor Jake'a udziela się Annie, wywołują uśmiech na mojej twarzy. Moim skromnym, nie zawsze słusznym, zdaniem sądzę, że Jacob kocha Bellę. Moje podejrzenia wynikają tylko z tego, że przejął się jej widokiem, kiedy zauważył ją na ganku. Po dzisiejszym dniu nie jestem w stanie logicznie myśleć. Wszystko mnie dziś bawi, a ja ciągle się śmieje, tak więc to niewłaściwy moment na rozważanie zachowań, toteż kompletnie nie rozumiem Anny. Co jest z tą Renesmee nie tak? Ma trzecie oko, błony między palcami, czy jaki inny grzyb? Przyznam, że moja jedyna teoria to może coś związane z przeszłością, z dzieckiem Anny. Zapewne coś źle zrozumiałam, zapomniałam, ale przecież można powiedzieć, że to dziecko było niechciane, prawda? Ech, logiczne myślenie zostawię innym osobom.
A i jeszcze to:
Cytat: |
- Dowiem się, kto to zrobił i własnoręcznie pokażę mu gdzie raki zimują. |
przed 'gdzie' przecinek
Pozdrawiam,
paramox |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Paramox22 dnia Śro 19:06, 17 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Misty butterfly
Wilkołak
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 19:33, 17 Mar 2010 |
|
Anna przy Jacobie choc na chwile zapomina o smutkach i przykrosciach jakie ja spotkaly, ale jednak przeszlosc nie daje o sobie tak poprostu zapomniec...Ciagle wraca cos co przywoluje wspomnienia...
Jake sie bal ze jej sie nie spodoba pokoj a tu prosze dziewczyna jest wniebowzieta
I do tego zyskali prawdziwa gospodynie
Zauwazylam ze Anna juz nie udaje przed Jacobem kiedy jest jej smutno czy czuje sie bezradna (chociaz to u niej rzadko spotykane). Zrozumiala ze Jake jest dojrzaly jak na swoj wiek i ma w nim oparcie
Zdziwila mnie reakcja Belli na widok A&J trzymajacych sie za rece...
Aaa i oczywiscie reakcja Jacoba na widok Anny w ubraniach Emily bezcenne
Az musze zacytowac...
Cytat: |
Do przedpokoju wjechał na swoim wózku Billy Black. Wytrzeszczył oczy na syna, nie wiedząc, jaką wiadomość mu przynosi.
- Nie, tato, nie zostaniesz dziadkiem. – Spojrzał rozbawiony. – Mam coś o wiele lepszego!
|
Billy jest swietny poprostu...
Co sie stalo ze Anna tak nagle uciekla? Czekam na nastepny rozdzial...wiec weny |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|