|
Autor |
Wiadomość |
Athaya
Zły wampir
Dołączył: 26 Lis 2008
Posty: 398 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z przed ekranu komputera oczywiście
|
Wysłany:
Czw 10:48, 31 Gru 2009 |
|
Bella jest przezabawna w swoim rozmyślaniu i co za spotkanie z Edwardem :lol: Nie sądziłam, że zwykłe zderzenie z wózkiem może wywołać we mnie dziki atak śmiechu ^^ Typowe wyobrażenie. Bella niewinna, a Edzio zły chłopiec :lol:
No i oczywiście pierwsze skojarzenie? Carrie, ale nie będę się nim kierować i poczekam na ciąg dalszy ;) Wiem, że się nie zawiodę! Tłumaczkom ogromnie dziękuję za rozpracowanie tekstu :)
Skąd tutaj Edward Platki Fuck Me :shock:
Oooj na pewno jeszcze tutaj wrócę!
Powodzenia! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
maraa17
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 44 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Czw 11:03, 31 Gru 2009 |
|
Hej !
Przeczytałam te rozdziały ... i musze stwierdzić że są dobre . Fajny pomysł .W końcu coś nowego , oryginalnego ... Bardzo mi się podoba, swobodnie się czyta i naprawde wielkie uznanie dla ciebie.PISZA DALEJ !!! czekam na kolejne rozdziały
Pozdrawiam ;)
P.s. DUZO WENY ŻYCZE !!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Viv
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 103 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp
|
Wysłany:
Czw 11:20, 31 Gru 2009 |
|
Kurcze , dawno się tak nie uśmiałam . Ten rozdział był świetny ! Modlitwa Belli rozbawiła mnie najbardziej . No cóż , Edward jest faktycznie arogancki, ale jak najbardziej mi sie podoba . Ciężkie wyzwanie przed Bella , po takim wychowaniu , oprzeć się takiemu chłopakowi . No ,ale co będzie jak się nie oprze i w końcu ulegnie ? Ach , z wielką chęcią przeczytam dalsze części .
Co do tłumaczenia to nie wiem jak wam poszło , bo nie czytałam oryginału, ale super sie czyta , wiec napewno jesteście świetne w tym co robicie . Dziekuje za rozdział i życzę wszystkiego dobrego w nowym roku i oczywiście udanej zabawy dzisiaj |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Czw 11:43, 31 Gru 2009 |
|
Kocham. Szalenie inteligentna, konstruktywna, elokwentna i w ogóle wypowiedź, nieprawdaż? Ale co poradzić, kiedy przeczytany tekst wywołuje u mnie takie emocje? Chociaż na początku nie byłam przekonana. Po prologu spodziewałam się czegoś kompletnie innego. I, szczerze mówiąc, ta wizja mnie nie zachwycała. Bo spodziewałam się historii biednej Belli, tyranizowanej przez matkę. Jakże się myliłam! Nie mam pojęcia czy całe opowiadanie będzie utrzymane w takim żartobliwym tonie, ale mam gorącą nadzieję, że tak.
Wiem, że to tylko tłumaczenie, ale nie dla mnie. Bo czytałam już kilka tekstów po angielsku i zdaję sobie sprawę z tego, ile problemów nastręcza czasem ubranie jakiegoś wyrażenia w słowa. Żeby wszystko brzmiało ładnie i składnie. Dlatego chylę czoło.
Co do rozdziału. Na łopatki kompletnie rozłożyła mnie modlitwa Belli. Zdecydowanie moja perełka. Dziewczyna się niemożebnie przeraziła, prosi o pomoc Pana. Chwila podniosła, uroczysta, a ja parskam śmiechem. Czuję się winna, och jakże czuję się winna!
No i nie zapominajmy o tym kawałku:
"Nagle, siedząc w wyprostowanej pozycji na maleńkim, dziecięcym krzesełku, uspokoił się i przybrał poważny wyraz twarzy. – James - oświadczył, umieszczając koniuszki palców pod brodą. – Myślę, że zapomnieliśmy tutaj o czymś ważnym. - Wyciągnął ramiona przed siebie i nieprzyzwoicie zaczął imitować piersi, próbując powiedzieć Jamesowi, co dokładnie przegapili w rysunku. - Panna Bella ma ogromne, gigantyczne... - Zatkałam swoją dłonią usta Edwarda i pogodnie ogłosiłam dzieciom, że „Czas bajek” został oficjalnie zakończony."
Pięknie, pięknie. Aż łza zakręciła mi się w oku.
Nie nalegam, ale zdecydowanie domagam się więcej! |
|
|
|
|
Panna M
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 4 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z sąsiedztwa
|
Wysłany:
Czw 12:39, 31 Gru 2009 |
|
Na miejscu Belli miałabym wielką ochotę poważnie okaleczyć Cullena, ale raczej skończyłoby się na tym, że zwyzywałabym go na czym świat stoi i dałabym mu z liścia.
Jeżeli "dupek" to według Belli brzydkie słowo, to ja wolę nie wiedzieć co pomyślałaby sobie o moim języku xD.
Jak już wspominałam w pierwszym komentarzu wasze tłumaczenie jest boskie. Czytało się szybko i przyjemnie. Zaczynam się zastanawiać z jakiego materiału wybudować Wam pomnik? Może macie jakieś wymagania? Jak coś to mówcie!
Pozdrawiam
Panna M |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Invisse
Zły wampir
Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 14:17, 31 Gru 2009 |
|
Edward przebił Edwardy ze wszystkich fanficków, jakie do tej pory czytałam (mam nadzieję, że ktoś coś zrozumie z tego mojego pokrętnego języka).
No cóż, osiem Biblii to nie lada gratka dla kogoś w stylu... Renee ;)
Podoba mi się sposób myślenia Bells - grzeszne usta, opory przed nazwaniem kogoś "dupkiem" ;) A przy jej modlitwie po prostu prychnęłam śmiechem ;)
Świetne tłumaczenie, ja się w ani jednym zdaniu zgrzytów nie dopatrzyłam ;)
Glamooorous, czemu żadnych spoilerów? Rzućcie coś na żer łapczywym hienom ;)
pozdrawiam,
I. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
chochlica1
Gość
|
Wysłany:
Pią 21:51, 01 Sty 2010 |
|
Ach, natykałam się na ten ff na ffnet tyle razy, że aż nie zliczę i się bardzo, bardzo cieszę, że ktoś podjął się jego tłumaczenia, które swoją drogą jest zgrabne, dobre i nie doszukując się niczego, warte pochwały. Po prostu moim skromnym zdaniem kawał dobrej roboty i bardzo, bardzo dziękuję ;*
Uprzedzam z góry - mój komentarz będzie najgłupszym i najdziwniejszym, jaki dostaniecie. I nie, nie jestem już pijana (z naciskiem na "już"). Dobra, może nie jest mi jeszcze najlepiej, ale dobre chęci się liczą, co? :D
Dobrze. Może zacznę od prologu. Taki przyjemny wstępik, świetnie się czyta, sporo opisów, całkiem długi jak na prolog, nie powiem. Dość ładnie ukazuje sytuację Belli, stanowisko jej rodziców w jej życiu, główne cnoty (czy dla was też to dziwnie brzmi? :P), i tak dalej, i tak dalej... Myślę, że wgłębianie się w jej psychikę i ogólną problematykę jest zbędne. Przecież każdy wie, o co chodzi (prawda? Na pewno prawda!) :P Poza tym rozpoczęcie tej haniebnej znajomości Edward-Bella w bibliotece... hm, niby typowe, ale w sumie całkiem ciekawie. Mi się podoba.
Pozwolę sobie poprzytaczać kilka fragmentów, do których mam niebywale głupie komentarze... Pośmiejmy się, mamy nowy rok (ta, oby lepszy! ;)). To najpierw prolog!
"- Żadne boże dziecko nie może pójść do szkoły, gdzie nie pozwalają się modlić!"
Oższ, kurka bez piórek! Czy tylko mnie zabrzmiało to jak jakiś, za przeproszeniem, Rydzyk? Ech, wybaczcie, naprawdę zbyt sprawnie nie myślę. W każdym razie wyobraziłam sobie Renee, gdy z furią i oddaniem to wrzeszczała... i nie wiem, naprawdę nie wiem, ale to jest strasznie śmieszne!
"– Sporo czasu musiało ci zająć uszycie jej. Skąd wzięłaś materiał? Z Walmarta? -Jessica zaśmiała się głośno, zakrywając usta ręką..."
Ochhghh. To jest tak głupi tekst, że nawet takiej Lauren nie przystoi. No helloł. Kreatywność! Prawie uderzyłam się przez to w głowę, serio... I w dodatku ten rumieniem Belli potem... Ech, no szkoda! A ja miałam taką nadzieję na jakąś fajną słowną potyczkę (a jakże inaczej, takie tam ze mnie dziecko buntu :D).
A teraz mój ulubiony!!
"Przynajmniej dopóki Edward Cullen nie pojawił się na „czasie bajek” i nie rozpętał piekła."
Wiem, wiem! Jestem dziwna i głupia, że zaśmiałam się złowieszczo na to zdanie. No... ale czy nie jest zabawne? I piękne? My tak kochamy buntowników! Do piekła jest bliżej, czyż nie? :) Ach, tak, tak! Połączenie grzeczna Bella-niegrzeczny Edward jest w sumie trochę przejedzone... ale i tak mi się podoba.
Łuuuu! A teraz do rozdziału pierwszego *zaciera ręce*... (Mam nadzieję, że się mnie nie boicie, co? :D)
"- Jezu, spraw aby ten młody mężczyzna nie był poważnie ranny przez moją okropną niezgrabność.
Powoli otworzyłam jedno oko i zerknęłam na jego absurdalnie przystojną twarz, po czym kontynuowałam modlitwę:
- I Panie, jeżeli potrącanie ludzi wózkiem na książki stanowi część twojego planu na moje życie, to czy mogłabym to robić naprawdę wkurzającym oraz brzydkim osobom?"
Hahahahahaha, oooo Chryste! Ale się uśmiałam! Ona to naprawdę zrobiła? Zaczęła się modlić? Czy nadal jestem pod wpływem alkoholu? xP Nie mogę, och, nie mogę. Na miejscu Edwarda posikałabym się tam. Dosłownie. To się autorce udało! Czy to na pewno jest dramat (pytanie, czy to faktycznie jest dramat... Jest, prawda? :D)? Jeśli jeszcze kilka takich tekstów przeczytam, to w to zwątpię!
Och, i jestem urzeczona pięknym opisem urody Eda. No, cud miód, wprost na moje palce! :D
"- Więc – zaczął aksamitno-smutnym głosem – będziemy wylegiwać się na tej brudnej podłodze cały dzień? Jeśli tak, to mogłabyś odpiąć parę guzików tej zboczonej koszulki ze szkoły katolickiej, którą teraz nosisz i polepszyć dla mnie widok." oraz "
- Nie żebym już teraz nie miał genialnego widoku – kontynuował, łapiąc jeden z moich luźnych loków. – Mimo że okryte kompletnie tanim, poliestrowym materiałem, nadal są to najlepiej wyglądające zderzaki, jakie kiedykolwiek widziałem. Gratuluję.
Moja ręka zdawała się mieć własny pomysł, kiedy uniosła się i uderzyła jego policzek.
- A niech to! Uderzyłam cię! – zawołałam, skacząc na obie nogi i przykładając w przerażeniu obie ręce do ust."
Haaaaahahahaha! O tak, Edward pokazuje różki! Naprawdę, uwielbiam Badwardów. Chrzanić wszystko, jestem moim bogiem! Cięty język i zabójcza uroda... jak płytko zabrzmiałam?
Bez kitu, ona naprawdę, NAPRAWDĘ, nigdy nikogo nie uderzyła? O.O Ehmm. Współczuję. Tyle siły i energii... rozsadzi ją! Bicie ludzi jest całkiem fajne ]:-> (jeny!! Nie wierzę, że to powiedziałam!!)
"
Pan Jasper był prawdopodobnie jednym z najmilszych mężczyzn - z wyjątkiem mojego taty - jakich kiedykolwiek spotkałam. Miał piękne, falowane, blond włosy, szarawo-niebieskie oczy i zabójczy uśmiech, z którego po prostu sączył się południowy urok. Jego nieskazitelnie dopasowany garnitur sprawiał, że w każdym calu wyglądał jak prawdziwy dżentelmen."
Prawie jak Ridż z Mody Na Sukces! Tylko w wersji blond! Już go kocham <33
"Siedemnaście lat nieużywania przemocy to zbyt wiele - sapnęłam do siebie. "
I czy nie miałam racji? Ha! Mówiłam! :D
"Edward uśmiechnął się do mnie ze swojego małego krzesła. - Nie mogłem oddychać, panno Bello - odpowiedział słodko, mrugając tymi grzesznymi rzęsami. - Miałem udusić się na śmierć?"
Boże! Grzeszne rzęsy! Naprawdę grzeszne rzęsy! AAAAAA! Piękne :D Naprawdę, z tego zaczyna się robić komedia... Już zdążyłam pokochać Edwarda <3 Super, oby więcej takich akcji!
"- A ty kim jesteś? Wielkim, złym wilkiem? - zapytałam dumna, że mój głos zadrżał tylko nieznacznie. Skrzyżowałam ramiona na piersi, czekając na jego odpowiedź.
Zmierzwił włosy i ordynarnie szarpnął jedno pasmo w konsternacji."
Zobrazowałam to sobie. Dokładnie. Och, Boże... chyba mam zgona!
Jej. Jak tak to teraz ogarnęłam... Przepraszam za taki komentarz... Jej, nie dość, że naznaczony moją marną mądrością (jaką, ja się pytam?!), to jeszcze taki... Ech. Powodzenia w czytaniu, jeśli oczywiście dotrwacie do końca! :) Ale nie mogłam się powstrzymać. Cóż, możemy zrzucić na szampana? *pyta z nadzieją*
W każdym razie bardzo dziękuję za tłumaczenie. Jak już wspominałam, jest świetne! Beta również, Marta się spisała ;* Czekam na dalszy chap, łajam za tą moją paplaninę i całuję;*
Choch. |
Ostatnio zmieniony przez chochlica1 dnia Pią 21:52, 01 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Nie 23:51, 03 Sty 2010 |
|
Cytat: |
Na długie, umięśnione nogi w ciemnych dżinsach, zachwycająco wyraźny, ukryty w ciasnej, białej koszulce sześciopak i piękna twarz jak u Archanioła Gabriela… Lub jednego z mężczyzn, jacy pojawiali na okładkach tych niemożliwie sprośnych romansów, w które zawsze potajemnie wpatrywałam się przy kasie w sklepie spożywczym |
chyba tym autorka mnie zdobyła... nie potrafię traktować tego ffa poważnie... tym bardziej, że takie porównania mnie rozbrajają - jestem twoja :)
normalnie cudny rozdział... Edward się nie poddaję, co mnie akurat dziwi... ale dyskusja o Czerwonym Kapturku i Złym Wilku powaliła mnie na sam koniec na moje stare kolana... :) czekam na następny rozdział... i mam nadzieje, że erotyzm tych sytuacji nie dojdzie do jakiejś przesady bo szkoda burzyć dziewicze oburzenie Belli :)
pozdrawia
k. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Glamooorous
Wilkołak
Dołączył: 15 Gru 2008
Posty: 153 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Planet Earth
|
Wysłany:
Wto 17:19, 05 Sty 2010 |
|
Razem z Bells15 dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i liczymy na kolejne :)
Tak jak poprzednio, ten rozdział również tłumaczyłyśmy (mniej więcej) po połowie.
Aktualizacje dostępne również na gryzoniu: [link widoczny dla zalogowanych]
Betowała: Nellas (Dziękujemy za wszystko!)
Nie będę więcej pisać, więc:
Here you go! ;)
Rozdział 2 "Prelude IV"
I am moved by fancies that are curled
Around these images, and cling:
The notion of some infinitely gentle
Infinitely suffering thing.
- T.S. Eliot
Wychodząc z pogrążonej w mroku biblioteki, po zamknięciu jej z Panem Jasperem, prawie podskakiwałam na chodniku, idąc w stronę domu. Była piękna, jesienna noc. Księżyc niemal w pełni rzucał lśniący, perlisty blask na wilgotne drzewa i rośliny. Powietrze było odrobinę suche, ale pachniało wspaniałymi zapachami chrustu, wilgoci i czerwonych, kruchych liści. Wzięłam głęboki, orzeźwiający wdech i objęłam się ciaśniej granatowym cardiganem. Patrząc w niebo, testowałam moją wiedzę o gwiezdnych konstelacjach.
Gdzie Orion*? Pomyślałam, skołowana od patrzenia się w przestrzeń. The Hunter...musi być niesamowicie umięśniony i prawdopodobnie również przystojny. Zastanawiam się, czy ma brązowy kolor włosów?
Błysk światła reflektorów wyprowadził mnie z zadumy, więc odwróciłam się i ujrzałam leniwie jadące, srebrne Volvo. Szyba obsunęła się i poprzez mrok wieczoru spojrzała na mnie twarz Edwarda.
- Masz ochotę na przejażdżkę? - zapytał, unosząc brew, podczas gdy drapieżny uśmiech zdementował dżentelmeńską istotę jego oferty. Potrząsnęłam głową.
- Nie - odpowiedziałam figlarnie, odrobinę szurając moimi Mary Janes**, aby skupić się na chodniku. - Pogoda jest bardzo ładna, poza tym lubię spacerować.
Edward rzucił mi zmieszane spojrzenie, ale kontynuował wleczenie się, utrzymując tempo mojego powolnego chodu.
Wygląda na to, że nie może uwierzyć, iż został odrzucony. Pomyślałam, bez minimalnej ilości rozbawienia. Prychnęłam niedowierzając. Jest taki arogancki. To niewiarygodne.
- Czy w czymś jeszcze mogłabym ci pomóc? - zapytałam, próbując popchnąć konwersację dalej, aby móc wrócić do moich niegrzecznie przerwanych rozmyślań. Nie, żeby miały one coś wspólnego z tobą, Panie Seksowne Włosy. Oh nie, nie, nie. Stanowczo potrząsnęłam głową, z powodu tego wewnętrznego monologu i w rezultacie, prawie potknęłam się o własne stopy.
Szybko się poprawiając, zerknęłam poprzez brązową kurtynę włosów i zauważyłam, że wyraz twarzy Edwarda ze zmieszania zmienił się w wyraźne zatroskanie. Świetnie, zapewne teraz myśli, że jestem wariatką. Dobra robota, Walnięta, Głupia Bello. Daj nowemu chłopakowi powód, aby mógł cię torturować w pracy.
Przyspieszyłam kroku i westchnęłam ze zdenerwowania, kiedy Volvo dopasowało się do tempa mojego chodu. To niedorzeczne zachowanie sprawiało, że trzymanie się mojego planu i ignorowanie go tak długo, jak długo będzie miał zamiar kręcić się w pobliżu biblioteki, stawało się trudne.
Obracając się na pięcie, pomaszerowałam do okna jego samochodu.
- Czego chcesz? - warknęłam, kompletnie zniecierpliwiona zaistniałą sytuacją. W końcu cierpliwość sięgnęła zenitu.
- Naprawdę starasz się mnie torturować, czy po prostu planujesz śledzić w tym staroświeckim aucie, aż do końca wieczności? - Sprawiał wrażenie urażonego komentarzem na temat samochodu i otworzył usta, jakby chciał udowodnić fałszywość mojego stwierdzenia – po czym ucichł na dłuższą chwilę, aby szarpnąć włosy w geście frustracji.
- Dlaczego, do diabła jesteś tak cholernie wojownicza wobec mnie? - wycedził ostatecznie przez zaciśnięte zęby. - Próbuję być, ku*wa, miły.
Momentalnie rozwścieczona, przez kompletny brak szacunku, wskazałam palcem na jego zszokowaną twarz.
- Słownictwo! Pilnuj języka, kiedy znajdujesz się w moim towarzystwie, drogi panie.- Mój głos załamał się na ostatnim słowie, kiedy spojrzałam w dół, zdając sobie sprawę, iż stałam w resztkach czyjejś, pysznej, lodowej kanapki. Uniosłam stopę i powiedziałam własne, pomysłowe przekleństwo na obrzydliwy, chlupiący dźwięk, jaki się wytworzył.
Może teraz mój but smakuje tak dobrze jak ja. Pomyślałam, gdy wybulgotał ze mnie histeryczny śmiech. Usiadłam na krawężniku, a mój tył ledwo uniknął tego samego, złowieszczego losu, jaki spotkał biednego buta.
Edward zatrzymał samochód na środku ulicy i szybko usiadł obok mnie, nerwowo poklepując plecy.
- Wszystko będzie dobrze, Bella- szepnął łagodnie, obejmując moją dygoczącą sylwetkę. - Nie musisz płakać.
Ucichł, po czym niepewnie spytał
- Czy to jest 'ten czas' w miesiącu? - Świadomość, iż sądził, że to całe drżenie i jęczenie są skutkiem emocjonalnych, okresowo-podobnych, damskich kłopotów spowodowała jedynie, że zawyłam jeszcze głośniej. Prychnęłam, krztusząc się śmiechem i ukryłam twarz w dłoniach. Prawdopodobnie nie może być już bardziej żenująco. Pomyślałam, na krańcu totalnej histerii.
Poczułam, że Edward wstał i doszedł do miejsca, gdzie rozpoczął swoje stymulujące przemówienie.
- To nic wielkiego, poradzę sobie z tym gównem. Zadzwonię do mamy...nie, ku*wa, to zbyt krępujące. Zadzwonię do Alice! Będzie wiedziała, co robić.- Zagłębił rękę do kieszeni, po czym wyjął telefon komórkowy.
- Czekaj...- zachrypiałam, opuszczając powstrzymującą mnie dłoń. -...Masz zamiar zadzwonić do kogoś, aby pomógł mi z...- zachichotałam, wciąż próbując oddychać normalnie -...cyklem menstruacyjnym?
Odsuwając telefon od ucha, nerwowo odpowiedział.
-...Tak?
Znowu pękłam ze śmiechu, trzymając się za talię i upadając plecami na chodnik.
- Oh, mój brzuch - wykrztusiłam, a łzy spływały po mojej twarzy. - Boli! Nie mogę powstrzymać śmiechu!
- Jezu Chryste! - krzyknął Edward, upadając na miejsce obok mnie. - Śmiejesz się? Śmiejesz? Naprawdę myślałem, że coś ci jest.
Przechylił się tak, że jego zmarszczona twarz była bezpośrednio w zasięgu mojego wzroku.
- Co, na przykład...- odparłam, wciąż prychając -...dokuczliwy okres?
Parsknął z dołeczkowym uśmiechem i zrolował oczy w kpiarskiej konsternacji.
- Mój ojciec jest lekarzem. Przeżywałem poważną, wewnętrzną traumę - odpowiedział, przeczesując włosy dłonią.
- Taa, racja... - burknęłam, próbując (nieskutecznie) nie zerkać na jego wspaniałe, pulsujące mięśnie ramienia. - Chyba masz na myśli poważną, psychiczną traumę.
Nie było możliwości, żeby nie myślał sobie w tej chwili, że jestem obłąkaną wariatką. Nawet nie znaliśmy się pięć godzin, a ja zachowywałam się jak totalna psychopatka. Prychnął.
- Najwyraźniej nie poznałaś mojej siostry. - Chwycił mojego pokrytego-lodem buta w swoją dłoń.
Podniosłam się odrobinę z miejsca na ziemi.
- Co masz zamiar zrobić? - Pisnęłam nerwowo, usiłując odsunąć stopę, lecz on jedynie zacisnął uścisk na kostce, aby kontynuować powolne odpinanie paska od Mary Jane.
Skierował na mnie ciemne, szelmowskie spojrzenie, powodując krążenie motyli w moim brzuchu.
- Mam zamiar wyczyścić twojego buta.- Jego ręka musnęła lekko wnętrze nagiej kostki, wywołując dreszcze i wybuch ciarek. Delikatnie zdjął buta, kładąc łagodnie stopę na betonowym chodniku, zanim ruszył w stronę pobliskiego obejścia. Zwracając się w stronę ogródka, zmył wszystkie ślady loda z obcasa.
Podczas całego zdarzenia, byłam w oszałamiającym zachwycie. W przeciwieństwie do żartów ze złym, wielkim wilkiem, którymi wymienialiśmy się wcześniej, to sprawiało uczucie bycia Kopciuszkiem – z absurdalnym, bucianym fiaskiem włącznie.
Kiedy wracał do miejsca, gdzie wciąż siedziałam, przypomniałam sobie ze wzrastającym horrorem, że powinnam być w domu piętnaście minut temu, aby pomóc mamie dokończyć szybkie ciasto na sprzedaż wypieków Akademii. Gramolnie wstając, poczułam ogarniający mnie lekki smutek. Zrzędząca myśl w umyśle, która mówiła, że to nie jest kraina baśni, przypomniała mi o wcześniejszym zobowiązaniu, a raczej niegodziwym pomyśle macochy Kopciuszka.
Edward zainicjował niespodziewany, pełen gracji ukłon, podając buta.
- Twój szklany pantofelek, moja Pani- powiedział, intonując śmiesznie i staroświecko Brytyjski akcent.
Prychnęłam na jego wybryk i chwyciłam buta. Będzie dobrze dla ciebie, jeśli zapamiętasz, że nie jest to twój Uroczy Książę. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy jego wzrok wędrował wyżej, wzdłuż moich nóg.
Zauważając, że jego wzrok powoduje, iż czuję się niekomfortowo, poprawił się i usiłował włożyć maskę 'niewinnego, małego chłopca'. Była całkiem podobna do tej, której w zeszłym tygodniu użył ośmioletni Paul Jensen, kiedy próbował zakraść się do damskiej toalety w bibliotece.
To nigdy nie zadziała, dopóki nie ustalisz kilku, podstawowych zasad, Bello. Skrytykowałam się mentalnie. Bądź dużą dziewczynką i zacznij od nowa. Poza tym, będziesz pracować z gościem cztery razy w tygodniu.
Wyciągnęłam rękę i uśmiechnęłam się promiennie.
- Cześć, nazywam się Bella Swan, a ty?
Zdziwiony Edward wytrzeszczył oczy na moją wyciągniętą rękę, dopóki się tym nie zajęłam. Westchnęłam z rozdrażnieniem i delikatnie wzięłam jego ręką w moją własną, zmuszając go do niezgrabnego, jednostronnego uścisku.
- Oh – zaczął, kiedy błysk zrozumienia pojawił się w jego zielonych oczach. – Jestem Edward Cullen. Bardzo miło mi cię poznać.
Przechylając głowę, zmienił nasz przyjacielski uścisk na bardziej romantyczny, kiedy jego lekko zimne usta dotknęły mojej dłoni. Przełykając głośno, zabrałam swoją rękę i próbowałam nie zemdleć – przynajmniej dopóki nie wrócę do domu i mojej bezpiecznej sypialni.
- Taak.. lepiej będzie jak teraz pójdę… - odpowiedziałam drżącym tonem, torując sobie za nim drogę na chodniku.
- Bella – odezwał się za mną, nieco burkliwym głosem. – Daj mi numer swojej komórki. - Kiedy odwróciłam się, by spojrzeń na niego ponownie, jego twarz była niewinna jak u anioła.
– Wiesz, na wypadek, kiedy chciałbym porozmawiać z tobą o … czymś z pracy – powiedział, a jego pełne usta wykrzywiły się cwanie.
Uśmiechnęłam się radośnie do niego, ponad ramieniem i dalej wracałam pieszo do domu.
- Nie mam swojej komórki – odpowiedziałam, kuśtykając niezgrabnie ze względu na fakt, że nadal miałam jeden but. – Zobaczymy się w środę, Edwardzie.
Zaśmiałam się na widok jego zuchwałego wyrazu twarzy.
- Jaka nastolatka nie posiada cholernej komórki? – usłyszałam jego burknięcie, kiedy wreszcie zapędziłam go w kozi róg i udałam się poza zasięg jego wzroku.
* * *
Powoli krocząc po ganku naszego biało-niebieskiego domu, zatrzymałam się, żeby ponownie zapiąć buty. Rzuciłam okien na łuszczącą się farbę, ponad moją głową i zrobiłam sobie mentalną notatkę, by porozmawiać z naszym sąsiadem, Emmettem, o ponownym malowaniu w niedalekiej przyszłości, zanim cienkie odpryski zaczną kruszyć się na nasze głowy niczym confetti.
McCarthy przeprowadził się do domu naprzeciwko, dwa lata temu. Emmett był jak olbrzymi, pluszowy miś, który spędzał większość czasu, jako wszechstronny majster od wszystkiego, dla sąsiadów. Jego żona, Rosalie, naprawdę mnie przestraszyła, kiedy pojawiła się tutaj po raz pierwszy. Usłyszałam jej przeraźliwe skrzeczenie na ludzi pomagających przy przeprowadzce, kiedy jeden z nich, przypadkowo, położył paczki jej designerskich butów, na błoto, na podwórku domu. Po tej nocy, nerwowo niosłam tackę z ciastem i prawie zemdlałam z przerażenia, kiedy otworzyła drzwi, ale jej jedyną reakcją był uśmiech i pytanie czy chce podzielić się nim z nią w kuchni. Byli stosunkowo młodą parą, mieli średnio po dwadzieścia lat, i miło było mieć wreszcie sąsiadów, którzy nie mieli osiemdziesiątki. Plus, Rosalie była jak domowa bogini i lubiła uczyć mnie wszystkich swoich kuchennych trików. Mogła pokazać jak oporządzić dwudziesto funtowego indyka, przy jednoczesnym używaniu błyszczka. Marta Steward była przy niej niczym.
Przechodząc przez frontowe drzwi, bezszelestnie poczłapałam nogami przez przyciemniane przejście, prowadzące do schodów. Wszystko, co chciałam zrobić w tym momencie, to wzięcie długiej, parującej kąpieli i zrelaksować się trochę zanim będę miała do czynienia z …
- Bello – zawołała z kuchni moja matka, jej ton był ostrożnie modulowany. – Proszę, przyjdź tutaj natychmiast.
Moje ramiona opadły. Rzucając plecak obok schodów, poczłapałam, żeby zobaczyć czego może ode mnie chcieć. Zamrugałam, oślepiona przez jasne, fluorescencyjne światło i zatrzymałam się naprzeciwko niej. Siedziała na kuchennym stole, z pochyloną głową i ostrożnie aplikowała cieniutkie, białe literki na matowo-niebieskie ciasto.
- Tak mamo? – zapytałam delikatnie, mając nadzieję, że uniknę sporu i będę mogła udać się do góry, do mojej sypialni, choć na chwilę tego wieczoru. Jej oczy powoli spotkały moje i wzdrygnęłam się w duchu na zmarszczki, które zdawały się codziennie mnożyć na jej twarzy. Nie mogłam przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz widziałam ją uśmiechającą się do mnie – ani, kiedy ja uśmiechałam się do niej. Użyła koniuszka palca, aby delikatnie poprawić miniaturowe „f” na szczycie małego ciasta, które dekorowała.
- Gdzie byłaś? – zapytała obłudnie spokojnym głosem, a jej oczy ciskały się pomiędzy mną a ciastem. – Jest trzydzieści minut po dwudziestej pierwszej, Isabello.
Westchnęła i umieściła deser z boku stołu, razem z innymi.
– Jeśli nie możesz wrócić do domu o rozsądnej godzinie, nie puszczę cię do tego… miejsca … nigdy więcej, w nocy.
Mentalnie uderzyłam się w policzek, mocno, aby powstrzymać się od odpyskowania jej. Nie przyniesie to niczego dobrego, idiotko. Jeśli okażesz jej teraz brak szacunku, nie wypuści cię z domu do trzydziestki.
- Tak, mamo. Możesz być pewna, że będę wracać z biblioteki natychmiast po zamknięciu. Obiecuję. – Moje palce bezmyślnie bawiły się rąbkiem spódnicy, kiedy starałam się utrzymać mój niepokój w ryzach.
- Nie obiecuj – powiedziała krótko. – Po prostu zrób tak następnym razem i nie będziemy musiały powtarzać tej dyskusji w kółko.
Przełknęłam i w myślach modliłam się o cierpliwość.
- Tak mamo.
- Dobrze. Teraz idź do góry i skończ zadania domowe – odparła odrzucającym tonem. Kiedy odwróciłam się by szybko wyjść z pokoju, zawołała za mną:
- Chcę zobaczyć trzy – stronicową pracę od ciebie, rano, na temat nabożeństw o znaczeniu posłuszeństwa oraz poszanowania własnych rodziców.
Nie mogłam zatrzymać jęku, który wyrwał mi się na myśl o kolejnej bezsensownej pracy o szacunku. Ledwie zostanie mi czasu, żeby skończyć moje prawdziwe zadania domowe.
- Zrób cztery strony Isabello – rzuciła głosem ostrym jak pocięte szkło.
Skrzywiłam się, po czym kiwnęłam głową w geście poddania. Bezsensownym byłoby próbować się jej przeciwstawić.
- Tak, mamo.
* * *
Po szybkim odrobieniu lekcji i napisaniu mojego referatu „Szanuj Swoich Rodziców” na przestarzałej przetwarzającej-słowa maszynie, ( komputer z Internetem w tym domu, mógłby być, według mojej matki, pierwszym znakiem nadchodzącej Apokalipsy) była blisko druga nad ranem. Zrezygnowałam z jedzenia kolacji w obawie przed dodaniem kolejnych stron do mojej, skończonej już, absurdalnej pracy i zamiast tego zjadałam jeden z wielu batoników, które trzymałam pochowane w pokoju na właśnie takie, awaryjne sytuacje.
Błądząc po łazience, wzięłam szybki prysznic i umyłam zęby. Kiedy wracałam do pokoju, zatrzymałam się naprzeciwko lustra w mojej toaletce, żeby ocenić moje zombie – podobne cechy. Na początku przejechałam palcem po sińcach pod oczami. Oh tak, na pewno wyglądasz gorąco – pomyślałam, zastanawiając się co do licha Edward miał na myśli, mówiąc, że jestem pociągająca. Sądzę, że moje włosy były w ładnym, brązowym kolorze oraz dość długie. Moja cera była czysta, mimo absurdalnej bladości, jak u kogoś mocno chorego. Zrzuciłam z siebie zmaltretowaną podomkę i zlustrowałam moja figurę. Nogi miałam długie, nawet proste, talia była dosyć wyraźnie zaznaczona, zwłaszcza biorąc pod uwagę całe to niezdrowe jedzenie, które chytrze jem. Piersi były w porządku, do mojej figury, średnie w rozmiarze. Pstryknęłam paznokciem w koniuszek sutka i drgnęłam kiedy stwardniał. Ok, Bella. Wystarczy głupiej próżności jak na jedną noc. Potrząsnęłam głową do siebie i szybko ubrałam bieliznę, i bawełnianą koszulkę nocną, zanim wyłączyłam światło i wspięłam się na łóżko.
Mimo, że byłam okropnie zmęczona ciężko było mi zasnąć. Rzucałam się i kręciłam dopóki wreszcie, koło świtu, nie odpłynęłam. Marzyłam o zielonych oczach oraz silnych ramionach, a moja tęsknota za tym nieznanym „czymś” była tak mocna, nawet we śnie, że kiedy obudziłam się następnego dnia, mój puls wciąż tłukł się w nierównym rytmie, w każdym calu mojego ciała.
Zapowiada się długi tydzień.
*Rodzaj gwiazdozbioru często określany jako 'The Hunter'.
**Przykład: [link widoczny dla zalogowanych] |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Glamooorous dnia Wto 17:58, 05 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Wto 17:48, 05 Sty 2010 |
|
Cytat: |
- Bella – odezwał się za mną, nieco burkliwym głosem. – Daj mi numer swojej komórki. Kiedy odwróciłam się, by spojrzeń na niego ponownie, jego twarz była niewinna jak u anioła. |
brakuje myślnika po "komórki"
A to:
Cytat: |
Chcę zobaczyć trzy – stronicową pracę od ciebie, rano, na temat nabożeństw o znaczeniu posłuszeństwa oraz poszanowania własnych rodziców. |
sprawiło, że chciałabym sama nakrzyczeć na Renee za jej...przestarzały charakter (żeby nie powiedzieć gorzej). Dobrze przynajmniej,że nasza Bella powoli, chociaż jak na razie tylko w myślach, zaczyna ujawniać cechy nastolatki.
Ogólnie rozdział udany. Pokazał Edwarda z trochę innej strony, bardziej pozytywnej. Być może facet chce wyrwać laskę z powodu swojego samczego charakteru, lub może faktycznie mu się spodobała, więc stosuje swoje sztuczki na Belli tak, jak na innych dziewczynach. Widocznie jednak coś do niego dotarło, że nie zajedzie daleko z takimi odzywkami jak w bibliotece, więc postawił wszystko na kartę czarusia, słodziaka i opiekuńczego księcia.
Dziękuje za nowy rozdział i powodzenia w tłumaczeniu następnego:P |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 17:50, 05 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Wto 18:33, 05 Sty 2010 |
|
hm, całkiem fajny rozdział...
Cytat: |
Czy to jest 'ten czas' w miesiącu? - Świadomość, iż sądził, że to całe drżenie i jęczenie są skutkiem emocjonalnych, okresowo-podobnych, damskich kłopotów spowodowała jedynie, że zawyłam jeszcze głośniej. Prychnęłam, krztusząc się śmiechem i ukryłam twarz w dłoniach. Prawdopodobnie nie może być już bardziej żenująco. Pomyślałam, na krańcu totalnej histerii.
Poczułam, że Edward wstał i doszedł do miejsca, gdzie rozpoczął swoje stymulujące przemówienie.
- To nic wielkiego, poradzę sobie z tym gównem. Zadzwonię do mamy...nie, ku*wa, to zbyt krępujące. Zadzwonię do Alice! Będzie wiedziała, co robić.- Zagłębił rękę do kieszeni, po czym wyjął telefon komórkowy.
- Czekaj...- zachrypiałam, opuszczając powstrzymującą mnie dłoń. -...Masz zamiar zadzwonić do kogoś, aby pomógł mi z...- zachichotałam, wciąż próbując oddychać normalnie -...cyklem menstruacyjnym?
Odsuwając telefon od ucha, nerwowo odpowiedział.
-...Tak? |
przepraszam, że tak długi fragment kopiuję, ale to zasluguje na uwagę... to była jedna z śmieszniejszych rzeczy jakie czytałam do tej pory... tę scenę widzę przed oczami nawet teraz pisząc ten komentarz i pewnie do jutra będzie się przewijać jeszcze kilkakrotnie...
*kirke ociera łezki*
życzę sobie więcej!
okropnie bałam się świętoszkowatej, zamkniętej w sobie Belli - Amiszki, ale skoro moje obawy przegnane będę cieszyć się i bawić tym ff'em - autorka pewnie mnie jeszcze zachwycie gdzieniegdzie przebłyskami zacnego humoru, a tego przecież przegapić nie moge ;)
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Czw 19:12, 04 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
negatyw.
Nowonarodzony
Dołączył: 04 Sty 2010
Posty: 10 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: bierze się ciemność?
|
Wysłany:
Wto 21:00, 05 Sty 2010 |
|
Łaaał. Ale mi się strasznie podoba! Tak strasznie strasznie ; D.
Ale naprawdę. Bella zapalona chrześcijanka to nowość. Za to plus. Za to, że Edward jest arogancki drugi plus. Za to, że Bella powoli rozbiera się z habitu trzeci plus. Trzy wystarczą? Ok. Genialny fanfiction. Dziękuję Ci za to tłumaczenie!
Pozdrawiam,
negatyw. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Wto 21:26, 05 Sty 2010 |
|
O tak! Dzięki Ci, Boże! Po siedmiu godzinach w szkole, szalenie intrygującej lekcji fizyki, sprawdzianie, wyczerpującej wędrówce do domu oraz odrobieniu miliona idiotycznych zadań domowych, wreszcie czuję, że jakaś sprawiedliwość jednak istnieje.
Prawdę mówiąc, to po pierwszym rozdziale czułam taki niedosyt, że czym prędzej pognałam czytać oryginał, więc rozdział nie był dla mnie nowością, ni mniej ni więcej cieszę się, że dane jest mi przeczytać go po polsku. Bo naprawdę lubię to opowiadanie. Bo oczywiście zdążyłam już przeczytać kilka rozdziałów do przodu, co oczywiście nie zmienia faktu, że często będę tu wpadać.
Renee coraz bardziej mnie wkurza. Najchętniej wytargałabym ją za włosy ;). A potem oderwała ten jej głupi łeb. Prawdopodobnie chce jak najlepiej dla swojej córki, chce ją uchronić przed wszystkimi możliwymi i niemożliwymi niebezpieczeństwami, jakie tylko istnieją, ale nadal mam tę chęć.
A Bella coraz bardziej mnie rozśmiesza. W ten pozytywny sposób, oczywiście. Ten jej tok myślenia, rozmowy z własnym umysłem, jej teksty...
A Edward, Bożesz Ty mój! Jak tylko pomyślę o tym, co będzie dalej, to nic nie mogę poradzić na to, że chce mi się śmiać, i to bardzo, bardzo. ;)
Co do błędów, do siedzę cicho. Niczego nie zauważyłam, panie władzo. Co do samego tłumaczenia, to moje zdanie jest niezmienne - podoba mi się.
A teraz położę się do łóżka z wizją spanikowanego Edwarda, a co!
Ja też chcę więcej! xD
violence |
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Wto 22:55, 05 Sty 2010 |
|
Słodki jezu^^ xD
To hmm, tłumaczenie świetne.
Ale jestem przerażona Rene. Masakra.
Postawa Edwarda, fajna ^^
hmm, Bells zaczyna zdawać sobie sprawę że jest atrakcyjna.
Oraz, nie mogę się doczekać, kiedy to nasza bohaterka zacznie pyskowac Rene, jejciu, niech to się już zacznie, to piekło acchh :)
Pozdrawiam piekielnie :D
Maya |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Viv
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 103 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp
|
Wysłany:
Śro 11:53, 06 Sty 2010 |
|
- Naprawdę starasz się mnie torturować, czy po prostu planujesz śledzić w tym staroświeckim aucie, aż do końca wieczności? -
Tak obrazić volvo Edwarda ? trzeba mieć nie lada odwagę !
Bella jest słodka i rozbrajająca z tą cała gadką i cnotliwością i mentalnym policzkowaniem się ... i wogóle .
Życze powodzenia Edwardowi z takim wyzwaniem , napewno będzie ciekawie .
Renee przeraza mnie coraz bardziej ale plus dla autorki za ciekawą postać. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
chochlica1
Gość
|
Wysłany:
Czw 20:55, 14 Sty 2010 |
|
Powraca, miłe panie! W końcu podwinęłam łokcie, żeby skomentować, jak to obiecałam Bells :D Obietnic się doytrzymuje (podobno :P). W każdym razie tej łamać nie zamierzam, bo gdzieżbym i śmiała. Kimże więc jestem, żeby przeciągać? Przejdźmy do konkretów, czyli tzw. "perełek", które trafiły w moje spaczone poczucie humoru, czyniąc z dramatu komedię. Wiem, brzmię idiotycznie, przemilczmy to, co?
- Czy w czymś jeszcze mogłabym ci pomóc? - zapytałam, próbując popchnąć konwersację dalej, aby móc wrócić do moich niegrzecznie przerwanych rozmyślań. Nie, żeby miały one coś wspólnego z tobą, Panie Seksowne Włosy.
Och, Boże! Ona powiedziała Panie Seksowne Włosy! Boże, powiedziała to! Umarłam... Widzę te włosy. Jak ja kocham opisy włosów Edwarda Cullena w ff. Taki fetysz, cudowny zresztą, prawda? To jak, dowiem się jeszcze czegoś o tych włosach? Idziemy dalej, żeby mi się te włosy nie przejadły...
- Dlaczego, do diabła jesteś tak cholernie wojownicza wobec mnie? - wycedził ostatecznie przez zaciśnięte zęby. - Próbuję być, ku*wa, miły.
Momentalnie rozwścieczona, przez kompletny brak szacunku, wskazałam palcem na jego zszokowaną twarz.
- Słownictwo! Pilnuj języka, kiedy znajdujesz się w moim towarzystwie, drogi panie.
Hahahahaha! No padłam! Padłam! DROGI PANIE?! Słownictwo?! Boże, leżę! Żal mi tej dziewczyny! Żeby takie piękne słowo, takie piękne! Mówiące więcej niż tysiąc innych... Zbeszcześciła moje ulubione słówko, to nieładnie ;P W każdym razie obrazując sobie tę scenę można się posikać ze śmiechu. Widzicie te urocze nadąsanie Edwarda? Och, i sposób, w jaki przeklina? Widzicie? Pewnie, że nie widzicie. Tylko ja jestem taka głupia No nieważne, chyba jestem zbyt zbereźna jak na czytanie o nawykach Swan. I niech mi ktoś powie, że kulturalne zachowanie zawsze przystoi... Kto by jej w tym momencie nie wyśmiał? No kto, hę? Pff.
Może teraz mój but smakuje tak dobrze jak ja. Pomyślałam, gdy wybulgotał ze mnie histeryczny śmiech. Usiadłam na krawężniku, a mój tył ledwo uniknął tego samego, złowieszczego losu, jaki spotkał biednego buta.
Och, biedny but! Świeć Panie nad Jego duszą [*] A tak na serio to komedia. Weszła w loda. Cudownie. Chociaż śmiałabym się bardziej, gdyby... No nieważne, nie musicie wiedzieć :D A buty faktycznie są takie biedne. Aż się serce kraje, prawda?
- To nic wielkiego, poradzę sobie z tym gównem. Zadzwonię do mamy...nie, ku*wa, to zbyt krępujące. Zadzwonię do Alice! Będzie wiedziała, co robić.- Zagłębił rękę do kieszeni, po czym wyjął telefon komórkowy.
- Czekaj...- zachrypiałam, opuszczając powstrzymującą mnie dłoń. -...Masz zamiar zadzwonić do kogoś, aby pomógł mi z...- zachichotałam, wciąż próbując oddychać normalnie -...cyklem menstruacyjnym?
Odsuwając telefon od ucha, nerwowo odpowiedział.
-...Tak?
KTO MI ZNAJDZIE TAKIEGO CHŁOPAKA, no kto?! :D Ten to o wszystkim pomyśli! I doceni, o! Nie ma co, tacy się nie zdarzają. Skłonni do poświęceń, jeśli idzie o 'sprawy kobiece'. No kto by przypuszczał. Eddie musiał się wychowywać w znacznej przewadze żeńskiej. Biedaczek ;P Zaczynam mu współczuć. A tak szczerze, to było słodkie. I widać, że zaczyna mu zależeć na Swan.
Skierował na mnie ciemne, szelmowskie spojrzenie, powodując krążenie motyli w moim brzuchu.
- Mam zamiar wyczyścić twojego buta.- Jego ręka musnęła lekko wnętrze nagiej kostki, wywołując dreszcze i wybuch ciarek. Delikatnie zdjął buta, kładąc łagodnie stopę na betonowym chodniku, zanim ruszył w stronę pobliskiego obejścia. Zwracając się w stronę ogródka, zmył wszystkie ślady loda z obcasa.
Leżę. Się książę za złamanego grosza znalazł. Ale to też było słodziutkie :D Aż mi się 'Kopciuszek' przypomniał. I nie zapytam, dlaczego to był akurat lód. Nie, bo to pewnie nie ma żadnego znaczenia, tak? Taa, jasne. A ja nie mam pięknych myśli Nie słuchajcie mnie :D
Wyciągnęłam rękę i uśmiechnęłam się promiennie.
- Cześć, nazywam się Bella Swan, a ty?
Przyznam szczerze, że doznałam efektu 'WTF'. Cóż, zrobiła to za szybko, nie połapałam się. Byłam tak samo skonsternowana jak Edward :D
- Chcę zobaczyć trzy – stronicową pracę od ciebie, rano, na temat nabożeństw o znaczeniu posłuszeństwa oraz poszanowania własnych rodziców.
Nie mogłam zatrzymać jęku, który wyrwał mi się na myśl o kolejnej bezsensownej pracy o szacunku. Ledwie zostanie mi czasu, żeby skończyć moje prawdziwe zadania domowe.
Co za sucz. Ja bym się zbuntowała. Jak można, do jasnej ciasnej, 17 lat przeżyć pod takim reżimem? Jesu Chryste, aż poczułam się lepiej :P To chore. Renee postępuje bardzo niesprawiedliwie. Ba, kompletnie nie nadaje się na matkę. Na człowieka też nie. Skoro tak głęboko wierzy, a nie rozumie tego, w co wierzy, to chyba nie powinna wierzyć. Biedna Bella, narzucono jej takie a nie inne wzorce. I o tym właśnie mówi tytuł. Mogę tylko współczuć. Lecz jeśli miałaby w sobie odrobinę odwagi, zerwałaby się. Edward Cullen pojawił się w idealnym czasie!
Dobra, końcowa scenka przed lustrem też mi się podobała No a jak W każdym razie chyba wystarczająco naględziłam. Podoba mi się ten ff i na pewno będę go dalej czytać. Życzę więc weny do tłumaczenia i powodzenia
I bardzo dziękuję!
Buziaki,
Choch ;* |
|
|
|
|
Mells
Zły wampir
Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 10:43, 18 Sty 2010 |
|
Bardzo dziękuję za wszystkie Wasze komentarze! :) Mam nadzieję, że zobaczę Was ponownie i pod tym rozdziałem :D
Liczymy, że kolejny rozdział pojawi się szybciej niż ten.
Rozdział już dostępny na chomiku: [link widoczny dla zalogowanych]
Beta: marcia993 Dziękujemy ;**
Rozdział trzeci
"Song"
My wrath, where’s the edge
Of the fine shapely thought
That I carried so long
When so young, when so young?
My rage, what’s to be
The soul’s privilege?
Will the heart eat the heart?
What’s to come? What’s to come?
O love, you who hear
The slow tick of time
In your sea-buried ear,
Tell me now, tell me now.
- Theodore Roethke
Następny dzień minął niczym we mgle, kiedy przemierzałam szkolne korytarze. Rano, gdy przebywałam w kaplicy, byłam bliska stracenia ze zmęczenia przytomności, dopóki nie poczułam, jak Jessica szybko kłuje mnie w żebra.
- Uch – mruknęłam, obronnie podnosząc rękę do boku, kiedy zobaczyłam, jak jej łokieć szykuje się do ponownego „szturchnięcia” mnie. – Będę grzeczna, obiecuję. Totalne przebudzenie – sapnęłam, starając się nie zemdleć z powodu wewnętrznych obrażeń spowodowanych jej małym, diabelskim łokciem.
- Co, na Jezusa, jest z tobą nie tak, Bello? – syknęła Jessica, dosadnie pokazując, że nabożnie czytam śpiewnik, który trzymałam na kolanie, pukając w niego paznokciem z dobrym manicurem. – Dobrze wiesz, że mamy dzisiaj prowadzić lekcję o Mojżeszu i rozstąpieniu się Morza Czerwonego. Przynajmniej próbuj udawać, że słuchasz. – Pochyliła głowę i ciekawie przyjrzała się mojej zaspanej twarzy. – Coś nie tak?
Lauren wysunęła głowę obok ramion Jessici i uśmiechnęła się do mnie diabelsko ustami, które błyszczały od świeżej warstwy zbyt czerwonego błyszczyka.
- No, Isabella – szepnęła, celowo używając mojego pełnego imienia, ponieważ wiedziała, że to mnie zdenerwuje. – Wyglądasz dzisiaj trochę… niezdrowo. Znowu późno się położyłaś, bo oglądałaś powtórki Pełnej Chaty?
Ha – pociągnęłam lekceważąco nosem, a palce zacisnęłam wokół krawędzi siedzenia po to, by powstrzymać się przed poniesieniem ręki i uderzeniem Lauren w jej zadowoloną z siebie twarz. – Jakby moja matka zechciała kiedyś płacić za kablówkę.
Skierowała swoją rękę do perfekcyjnie ułożonych włosów i wykrzywiła usta w niesmaku.
- Nie możesz poprosić matki o jakieś kosmetyki, czy jest zbyt skąpa?
Doszłam już do swojego punktu wrzenia, a nie była nawet jeszcze dziesiąta rano.
- Nie wiem, Lauren – szepnęłam, pochylając się do przodu, by zabrać śpiewnik z ławki przede mną. – Prawdopodobnie na półkach nie byłoby ani jednej sztuki do kupienia, bo wygląda na to, że dzisiejszego ranka masz na twarzy wszystkie dostępne kosmetyki w Forks.
Polizałam palec i przekartkowałam śpiewnik na „Great is thy Faithfulness”, po czym zaczęłam śpiewać z resztą kaplicy. Uśmiechnęłam się do Lauren, która ze zdziwienia, że ją obraziłam, z trudem łapała powietrze, a jednocześnie pochyliłam się bliżej Jessici i wolną ręką zamknęłam jej otwarte usta.
Pomimo zewnętrznego spokoju moje emocje szalały przez śmiałość mego czynu. Co próbujesz zrobić, Bello Swan? Mentalnie przewróciłam oczami i próbowałam zatrzymać obfite pocenie się, kiedy przerażające gałki oczne Lauren pewnie mnie świdrowały. Śpiewałam dosyć głośno, próbując ukryć niepokój i złożyłam wszystkie winy za moją bardzo-nie-Bellową akcję pod nogi pewnego Edwarda Cullena.
To niemożliwe, ale nie mogłam się zdecydować, czy sądzę, że moja nowo znaleziona postawa jest czymś złym czy nie. Gdy spojrzałam na pełną zdecydowanego respektu Jessicę, jednak zaczęłam myśleć, że takie lekko wstrząsające rzeczy mogą być dobrym rozwiązaniem.
* * *
Wracałam do szatni dziewczyn po szóstej lekcji, czyli wychowaniu fizycznym, by wziąć prysznic i z powrotem zmienić spocone ubranie na szkolny mundurek. Myłam się, ciesząc się z dotyku gorącej wody na lepkim ciele. Stojąc w kabinie, okryłam się suchutkim ręcznikiem i wtedy usłyszałam chichot dobiegający z przeciwległej strony pokoju. Nagle drzwi od mojej szafki zaskrzypiały, a roześmiane dziewczyny wyszły, zamykając za sobą drzwi.
Poczułam ucisk w dole brzucha.
Obróciłam się do rogu i zobaczyłam, że należąca do mnie szafka jest otwarta, a zawartość torby leży rozrzucona po brudnej podłodze. Tylko nie moja Sylvia Plath. Powstrzymując łzy, zajęłam się podnoszeniem pierwszego wydania „Ariel”. Ostrożnie pogłaskałam pognieciony brzeg, przez co wymknęło mi się kilka samotnych łez. Spływały po policzkach na zrujnowane strony mojej ulubionej książki. Kiedy dławiłam się szlochem, straszne pytanie przecięło me myśli.
Gdzie są twoje ubrania, Bello?
Rozhisteryzowana biegałam wokół pustych szafek, szukając zaginionego mundurka. Ktoś był bardzo dokładny w swojej kradzieży, bo zniknęły nawet moje spocone, gimnastyczne ubrania. Przerażona bezmyślnie krążyłam po kątach sąsiedniej łazienki i gwałtownie się zatrzymałam, zauważając kawałek szkockiej kraty wystający z sedesu.
- Nie, nie, nie… - szepnęłam, powoli do niego podchodząc. Podniosłam klapę i wydałam z siebie pełen cierpienia jęk. Wrzuciły nawet mój stanik i majtki do obrzydliwej, toaletowej wody! Zignorowałam pełną zarazków podłogę, upadłam na kolana i zaczęłam okropnie płakać. Tak to jest, kiedy próbujesz stanąć we własnej obronie, ty głupia dziewczyno – pomyślałam gorzko, ocierając z twarzy połączenie łez i smarków. Sięgnęłam za leżący za mną - na sedesie - luźny zwój papieru toaletowego i kontynuowałam wycieranie się.
Nie bądź takim dzieckiem, zadźwięczał nowy głos w mojej głowie, skutecznie zamykając Przerażoną Bellę i jej negatywne myśli. Powinnaś walnąć Lauren w jej świętszą niż twoja twarz albo spróbować czegoś w tym rodzaju.
Chwiejnie wspięłam się na nogi, a moje wolne ręce mocno ścisnęły się w pięści. To było głupie. Nie zamierzam już więcej płakać.
- Nie jestem smutna – powiedziałam na głos, a ma twarz przybrała odcień gorącej czerwieni i pierwszy raz w swoim życiu nie działo się tak z zawstydzenia. – Jestem wściekła.
* * * *
Spokojnie zbierając przemoczone rzeczy do plastikowego worka na śmieci, cały czas wymyślałam złą, krwawą zemstę, jaką chciałam zastosować na tych przebiegłych dziewuchach, które mi to zrobiły.
Po mentalnym skopaniu się za wynajęcie szafki z tyłu szatni, znalazłam stary strój cheerleaderek. Wydawał się pochodzić z lat pięćdziesiątych: długa do łydek, niebieska spódnica i biały sweter z kołnierzykiem w serek były nawet wygodne, choć wolałabym nie wąchać tego stęchłego zapachu, to w tym momencie nie mogłam wybrzydzać. Uczesałam włosy i sprawdziłam twarz w lustrze, żeby upewnić się, iż przez mój płacz nie wyglądałam jak upaćkany szop. Wręcz przeciwnie, moja twarz wydawała się bardziej żywa niż kiedykolwiek wcześniej. Usta miały kolor czerwonej czereśni, a policzki pokryte były właściwym odcieniem różu. Pochyliłam się nad zlewem, spojrzałam na oczy i zauważyłam, że błyszczały. Ze złością było mi do twarzy – zadecydowałam.
Kiedy wyszłam z szatni na stosunkowo mroźne, popołudniowe powietrze, zauważyłam znajomy, srebrny samochód, który stał na skraju szkolnego terenu. Uśmiechając się, ruszyłam do volvo, zatrzymując się naprzeciwko niego i krzyżując ręce na piersiach.
Drzwi kierowcy otworzyły się, a Edward wyszedł, wyglądając wspaniale w szarych, ciemnych, spranych dżinsach, natomiast jego włosy w świetle popołudniowego słońca tworzyły piękny, rdzawy bałagan.
- Czemu tak jest – zaczął rozbawionym tonem, bezboleśnie opierając się o swój samochód – że za każdym razem, gdy cię widzę, masz na sobie jakiś fetyszystyczny strój?
- Widziałeś mnie tylko dwukrotnie – odpowiedziałam, zamykając torbę z książkami i stawiając ją na ziemi.
Uśmiechnął się i zlustrował mnie powoli, powodując, że policzki zapłonęły mi błyszczącym szkarłatem.
- Tak, i jeżeli zamierzasz ubierać się tak cały czas, to wiedz, że nigdy nie usłyszysz zażalenia z mojej strony. – Popukał się w brodę, niby w zamyśleniu, i wydał z siebie szczęśliwe westchnienie. – Zastanawiam się, co włożysz jutro. Niegrzeczna pielęgniarka? Króliczek Playboya?
Przewróciłam oczami przez jego niedorzeczność. Nie wiedziałam, co chce osiągnąć tymi zalotnymi żartami, ale byłam prawie pewna, że dla niego był to tylko jakiś rodzaj rozrywki. Prawdopodobnie mówi do siebie: zobaczmy, jakie seksowne rzeczy mogę powiedzieć tej dziwnej, rumieniącej się, chrześcijańskiej dziewczynie, pomyślałam pochmurnie.
- Co tutaj robisz, Edwardzie? – Kiedy otworzył usta, by odpowiedzieć, zatrzymałam go niecierpliwym ruchem dłoni. – Pięć słów albo mniej.
- Ja. Chciałem. Cię. Tylko. Zobaczyć. – Słowa liczył na palcach, uśmiechając się do mnie szeroko.
- Zobaczysz mnie jutro w pracy – odparowałam, unosząc brwi. Gdy w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami, kontynuowałam pytania. – Skąd wiedziałeś, że tutaj będę?
Jego odpowiedź przerwało brzęczenie opuszczanego okna ze strony pasażera.
- Oczywiście cię śledzi – odpowiedział żwawy głos, a za nim szybko rozległ się głęboki, dochodzący z wnętrza pojazdu męski śmiech.
- Alice… - zawarczał zdenerwowany Edward, wpychając ręce do kieszeni dżinsów.
- Osobiście uważam, że to słodkie – kontynuował musujący głos, sprawiając, że chłopak potrząsnął głową i westchnął w geście, który wydawał się być kompletną rezygnacją.
Ciekawa wciąż znajdujących się w volvo osób, podeszłam i spojrzałam na samochód. W jego skórzanym wnętrzu siedziała drobna, przypominająca elfa i wyglądająca na mniej więcej mój wiek dziewczyna oraz muskularny chłopak z olbrzymim uśmiechem na twarzy.
- Dlaczego słodkie? – zapytałam naprawdę ciekawa.
Nastolatka, która musiała być wyżej wymienioną Alice, uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Bo Edward nigdy nikogo nie lubił – zaczęła, otworzyła drzwi i wspięła się, żeby stanąć naprzeciw mnie. Wielki mięśniak na tylnym siedzeniu popchnął przedni fotel do przodu i wyszedł, a jego ogromny wzrost sprawił, że wyobraziłam sobie volvo jako małe, cyrkowe autko klauna.
Wyciągnęła swoją drobną rękę w kierunku mojej i potrząsnęła nią.
- Jestem Alice Cullen, siostra bliźniaczka Edwarda.
Była naprawdę niska, końcówki jej ciemnych, nastroszonych włosów sięgały mi zaledwie do podbródka. Chwyciłam jej rozpostartą dłoń i wzdrygnęłam się, kiedy moje kości niemal zaskrzypiały pod siłą jej uścisku. Jak na taką małą dziewczynę ma ogromną siłę, pomyślałam, ostrożnie zginając obtłuczone palce, gdy wreszcie zostałam wypuszczona spod jej żelaznego uścisku.
- A ja jestem Jacob Black, ale mów mi Jake – odpowiedział głębokim głosem wysoki chłopak, zamieniając tradycyjny uścisk dłoni na zgarnięcie mnie w gigantycznym, niedźwiedzim uścisku. Krzyknęłam zaskoczona, kiedy wiatr zawiał wokół mnie przez jego wielkie objęcie.
- Powietrze… potrzebuję… trochę… powietrza… - zasapałam widząc z niedostatku tlenu plamy przed oczami.
- Puść ją, dupku, zanim ją połamiesz. – Usłyszałam warczenie Edwarda, gdy wyszarpywał mnie z ramion Jake’a i postawił kilka stóp dalej, delikatnie pocierając moje ręce swoimi własnymi.
- Wszystko dobrze? – zapytał zatroskanym głosem, a jego przejrzyste, zielony oczy zamknęły się wraz z moimi w hipnotyzującym spojrzeniu. Poczułam, jak moje ciało instynktownie nachylało się bliżej do jego, a ja oddychałam głęboko, próbując zdobyć więcej cudownego, słodko-ostrego zapachu, który wydawał się emanować z jego odsłoniętej szyi.
Mniam – pomyślałam, a głupkowaty uśmiech wypełzł na moja twarz. Pachnie jak pierniczki. Mój własny, nadzwyczajnie gorący i wspaniały Piernikowy Chłopiec.
- O Boże, koleś, nic jej nie jest. – Głęboki głos Jake’a zaskoczył mnie i jednocześnie wyrwał z oszołomienia, więc szybko wróciłam i oczyściłam głowę z zapachu Edwarda i głupich myśli. – Nie jest zrobiona z porcelany czy podobnego gówna – dodał, posyłając mi szybkie mrugnięcie.
Edward spochmurniał i trzepnął go mocno. Jake tylko zaśmiał się w odpowiedzi, wzruszając swoimi masywnymi ramionami. Jego śniada cera i kruczoczarne włosy sygnalizowały, że był pewnie jednym z Quiletów z pobliskiego rezerwatu i zastanawiałam się, jak Edward z jego osobowością biednego, małego, bogatego chłopczyka poznał kogoś takiego jak on.
- Widzisz? Słodkie – powtórzyła Alice, a uroczy uśmiech rozświetlił jej delikatną postać. Podeszła do mnie i objęła swoimi filigranowymi ramionami, po czym zaczęła prowadzić nas do samochodu.
– Proszę, chodź dzisiaj z nami – poprosiła, a jej ciemne oczy były szeroko otwarte i błagalne. - Słowa nie opiszą, jak bardzo zmęczona jestem byciem jedyną dziewczyną w tej zdominowanej przez facetów grupie. Testosteron osiągnął alarmujący stan, Bello. – Swoją wolną ręką machnęła na chłopców – Sama zobacz.
Chłopcy zajęci byli próbą uderzania siebie nawzajem w nerki. Zobaczyłam, jak Jake’owi udało się pociągnąć Edward za krawat tylko po to, by potknął się na jego strategicznie umieszczonej nodze. Upadli na ziemię, obydwoje głośno klnąc - tak bardzo, że mogliby wywołać rumieniec nawet u marynarza.
- Wow – zaczęłam beznamiętnym tonem. – Super klasa.
Alice westchnęła dramatycznie.
- Są tacy każdego pieprzonego dnia. – Nagle się do mnie odwracając, wzięła moje obie ręce w swoje i uścisnęła. – Więc wyjdź dzisiaj z nami – zaczęła, energicznie kiwając głową.
- Chciałabym – odparłam, posyłając tęskne spojrzenie w kierunku Edwarda, kiedy zrzucał z siebie pył i wyciągał dłoń, żeby pomóc Jacobowi wstać z ziemi. – Ale powiedziałam ojcu, że dzisiaj spotkam się z nim na chwilę.
- Cholera. - Alice zmarszczyła się zrzędliwie, tupiąc drobną stopą. - Edward - krzyknęła, a przeszywający dźwięk skupił uwagę obu chłopców. - Bella nie może się z nami rozerwać. Wygląda na to, że twoje prześladowcze plany zostały właśnie zniszczone. Musi spędzić trochę czasu z tatą.
Edward podszedł do nas i zarzucił ramię na moje barki. - Nie winię cię - mruknął, a bliskie sąsiedztwo jego pięknych ust w stosunku do mojego ucha spowodowało, że wzdłuż ramienia pojawiły mi się ciarki. - Również nie chciałbym spędzać czasu z tymi idiotami - burknął z bólu, gdy Alice posłała mu silny cios w brzuch.
- Mów za siebie, ku***ie - odpowiedziała pedantycznie. Skrzywiła się ze złości, oglądając swoje paznokcie. - Spójrz, co właśnie zrobiłeś z moim manikiurem!
Obrócił się, aby na mnie spojrzeć, kompletnie ignorując Alice i jej krytyczne przemówienie na temat zrujnowanych paznokci. - Mogę cię odwieźć? - zapytał, a ja zadrżałam, kiedy delikatnie wsunął niesforny lok za moje ucho.
Walczyłam przeciwko niewyobrażalnie silnemu impulsowi, aby obrócić policzek w stronę jego dłoni. Przeważnie od razu powiedziałabym „nie” na zajęcie miejsca w samochodzie względnie nieznanej osoby, ale wyglądało na to, że niedługo zacznie padać. Prawdopodobnie byłabym cała przemoczona w czasie piętnastominutowej drogi do Charliego.
Wszystko jedno, Bello. Mentalnie wywróciłam oczami. Dobrze wiesz, że chcesz spędzić więcej czasu z panem Pogromcą Kobiet. Przyznaj się.
- Okej. - W końcu ustąpiłam, śmiejąc się ze skrajnego wyrazu satysfakcji, który pojawił się na jego twarzy z powodu mojej kapitulacji.
- Strzał! - krzyknął Jake, po czym jęknął z bólu, gdy Edward nagle pacnął go w tył głowy. - W porządku, siedzący z tyłu, nieważne - burknął, wsiadając do auta. Ulokowałam się na pluszowej, skórzanej tapicerce na przednim siedzeniu. Edward spojrzał na mnie oczekująco sprzed kierownicy.
- Więc... Dokąd, aniele? - spytał, odpalając silnik i odjeżdżając z miejsca parkingowego akademii. Włożył iPhona w szczelinę na desce rozdzielczej i włączył nieznaną mi muzykę (którą w zasadzie była każda, z wyjątkiem współczesnej muzyki chrześcijańskiej z około roku 1990, jeśli miałabym być brutalnie szczera). W samochodzie znajdowało się tyle wymyślnych gadżetów, że nie posiadałam pewności, jak ktoś może wiedzieć, co z nimi wszystkimi robić. Wielka różnica w porównaniu do starego, zardzewiałego buicka mojej mamy.
- Ymm, możesz po prostu wysadzić mnie na posterunku policji - odpowiedziałam, bawiąc się modernistycznie wyglądającym klimatyzatorem. To auto jest naprawdę fajne. Prawdopodobnie mógłby je sprzedać i nakarmić wszystkie kraje trzeciego świata, pomyślałam bez minimalnej ilości trwogi.
- Dlaczego na posterunku policji? - zapytała Alice, wysuwając głowę z tylniego siedzenia. - Myślałam, że musisz zobaczyć się z tatą.
- Tak. Tam właśnie pracuje - powiedziałam. Dziewczyna westchnęła zszokowana z powodu mojego oświadczenia. Obróciłam się, aby spojrzeć na Edwarda, który nagle zrobił się blady, przerażając mnie.
- Czekaj, Bella Swan? Twój ojciec jest pieprzonym komendantem? - spytał Jake, kompletnie niedowierzając.
Nie mogłam zrozumieć, w czym problem. Jeszcze nikt nie zareagował podobnie na wiadomość o tym, że mój tata pracuje w siłach policyjnych.
- Um, tak - odparłam kompletnie zmieszana. - Co w tym wielkiego? - Spojrzałam na Edwarda jeszcze raz i przeraziłam się, gdyż jego twarz wydawała się kompletnie pozbawiona krwi, natomiast dłonie przylegały do kierownicy tak ciasno, że bałam się, iż może je obie złamać.
- Wielkie jest to... - stwierdził Jake - ...że twój tatuś prawdopodobnie aresztował mojego chłopca już z dziesięć razy - zaczął się hałaśliwie śmiać, uderzając z niepohamowanego rozbawienia dłońmi w skórzaną tapicerkę tylnego siedzenia. Wściekłe oczy Edwarda posłały mu zabójcze spojrzenie przez lusterko, po czym udobruchał mnie z zaniepokojonym wyrazem twarzy.
Moje własne oczy prawie wyszły z orbit, słysząc oburzające oświadczenie Jacoba. Alice przybliżyła się i poklepała moje ramię pocieszająco. - Chyba nie zaprosisz go do domu na obiad w najbliższym czasie, co? - zapytała z ewidentnym rozczarowaniem w głosie.
Po prostu siedziałam tam zaskoczona, zastanawiając się, kiedy dokładnie moje życie zmieniło się w poszkolne specjały... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mells dnia Pon 12:35, 18 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
chochlica1
Gość
|
Wysłany:
Pon 11:18, 18 Sty 2010 |
|
Niaf, niaf! Nowy rozdział :D O jakżesz się cieszę! Oczywiście przybywam ze zwyczajowym już komentarzem, całując rączki, nóżki i śląc ukłony za nowy chap! :D Nie powstrzymam się też przed wypisaniem perełek, tak jak w poprzednie dwa razy
– Dobrze wiesz, że mamy dzisiaj prowadzić lekcję o Mojżeszu i rozstąpieniu się Morza Czerwonego. Przynajmniej próbuj udawać, że słuchasz.
O ja waaalę! To oni takie lekcje prowadzą?! O.O Losie, chyba bym oszalała. Wcale się nie dziwię Belli, że zasnęła (no prawie zasnęła, co za różnica ) W każdym razie mogę tylko dziewczynie współczuć. Musi żyć prawie jak amisz. Tragedia
– Jakby moja matka zechciała kiedyś płacić za kablówkę.
Wspominałam już, że jej współczuję? Losie, biedna! Renee to prawdziła katolicka sucz. Jest straszna. Ale pewnie sporo namąci i nabruździ, a mnie już teraz tak kusi, żeby rozłożyć jej prostą osobowość na czynniki pierwsze! Może na koniec. W każdym razie myślenie, że odcięcie się od cywilizacji i zjednoczenie z 'Bogiem' nie pomoże i nic nie da. Kwestia wiary jest indywidualną sprawą człowieka i ma prawo wyboru. Nienawidzę nietolerancji, a Renee właście taka najwyraźniej jest - nietolerancyjna i cofnięta w rozwoju.
- Nie wiem, Lauren – szepnęłam, pochylając się do przodu, by zabrać śpiewnik z ławki przede mną. – Prawdopodobnie na półkach nie byłoby ani jednej sztuki do kupienia, bo wygląda na to, że dzisiejszego ranka masz na twarzy wszystkie dostępne kosmetyki w Forks.
Brawo, dziecinko! A jednak cięty język w sobie ma, mimo takiej rodzinki! Gorzej niż w "Klanie", serio. Ale super, kocham potyczki słowne! Im więcej kłótni, tym lepiej Mogę mieć nadzieję na więcej takich starć? :D
Spływały po policzkach na zrujnowane strony mojej ulubionej książki. Kiedy dławiłam się szlochem, straszne pytanie przecięło me myśli.
Gdzie są twoje ubrania, Bello?
Wiedziałam, ha! No wiedziała, jak już tylko stała pod prysznicem, że ktoś jej tkai numer odwinie. Bicz Lauren, nie mylę się? Biedaczka, kurczę, to nie jej wina, że matka trzymała ją całe życie pod kloszem! Edwardzie Cullen, gdze jesteś, by ją uratować? Echh. Trochę dramatu się jednak wkradło.
- Nie jestem smutna – powiedziałam na głos, a ma twarz przybrała odcień gorącej czerwieni i pierwszy raz w swoim życiu nie działo się tak z zawstydzenia. – Jestem wściekła.
I o to chodzi! No, moja krew! Tak ma być :D Będzie zemsta, będzie, będzie? Powiedzcie, że będzie! Byłoby super! Już widzę tę minę Renee.. O losie, nowy wymiar Apokalipsy *zaciera ręce* Cudownie! Wybaczcie, jak już mówiłam, ze mnie takie dziecko buntu. Trzymam kciuki, żeby w Belli się ta wściekłość utrzymała. To takie piękne uczucie popychające do wielu karygodnych czynów! Potwierdza się me stwerdzenie, że w każdym aniołku jest diabełek. Niaf, naprawdę super :D
Ze złością było mi do twarzy – zadecydowałam.
A nie mówiłam?! No :D
Drzwi kierowcy otworzyły się, a Edward wyszedł, wyglądając wspaniale w szarych, ciemnych, spranych dżinsach, natomiast jego włosy w świetle popołudniowego słońca tworzyły piękny, rdzawy bałagan.
- Czemu tak jest – zaczął rozbawionym tonem, bezboleśnie opierając się o swój samochód – że za każdym razem, gdy cię widzę, masz na sobie jakiś fetyszystyczny strój?
No i jak tu nie kochać Edwarda za te teksty? No jak? Jest słodki! :D I bezpośredni, to się ceni! Ciągnie swego do swego, prawda? Zła strona Belli Swan musi rozkwitnąć. Eddie będzie pomocny! Super Już to widzę, ach, widzę!
- Co tutaj robisz, Edwardzie? – Kiedy otworzył usta, by odpowiedzieć, zatrzymałam go niecierpliwym ruchem dłoni. – Pięć słów albo mniej.
- Ja. Chciałem. Cię. Tylko. Zobaczyć. – Słowa liczył na palcach, uśmiechając się do mnie szeroko.
Boże, i niech mi ktoś powie, że on nie jest słodki! :D I umie liczyć! Kurka, ideał <3 Posikałam się ze śmiechu, znowu :) Autorka ma fajne poczucie humoru. Choć pewnie nie miało mnie to rozśmieszyć. A co tam, ja się zawsze śmieję z tego, co nie potrzeba.
Mniam – pomyślałam, a głupkowaty uśmiech wypełzł na moja twarz. Pachnie jak pierniczki. Mój własny, nadzwyczajnie gorący i wspaniały Piernikowy Chłopiec.
Piernikowy? Serio? Losie, niech ona trzyma się z daleka od takich określeń, bo spaczają mi mózg xP Poza tym już go sobie przypisała! Ach, szybka jest jak na katoliczkę, nie pogadam
Włożył iPhona w szczelinę na desce rozdzielczej i włączył nieznaną mi muzykę (którą w zasadzie była każda, z wyjątkiem współczesnej muzyki chrześcijańskiej z około roku 1990, jeśli miałabym być brutalnie szczera)
OME. I tak bez normalnej muzyki? Jak ona żyje, ja się pytam? Osobiście bym oszalała bez np. rocka czy metalu. Nie dość, że całe życie w celibacie, to jeszcze z jakąś organową muzyczką. Matko, powinni jej wykupić specjalistyczne leczenie, żeby przywrócić komórki mózgowe do stanu nastolatki a nie zgrzybiałej babci zagorzale biegającej na kółka różańcowe.
- Wielkie jest to... - stwierdził Jake - ...że twój tatuś prawdopodobnie aresztował mojego chłopca już z dziesięć razy - zaczął się hałaśliwie śmiać, uderzając z niepohamowanego rozbawienia dłońmi w skórzaną tapicerkę tylnego siedzenia.
Ach! Mogę tylko jedno powiedzieć - brawo Edward! :D I o to chodzi
Podsumowując, chap był za krótki moim skromnym zdaniem, dobrze, że pojawił się Edward. Alice jest fajna, Jacob (jeszcze) mnie nie denerwuje, więc jest super. Wolę nie myśleć (albo wręcz przeciwnie), co się stanie, kiedy Renee i Charlie dowiedzą się, z kim ich córeczka kręci (bo inaczej tego nazwać nie można). Mam nadzieję, że dziewczyna zacznie żyć, a nie się marnować tylko przez to, że jej starzy to świrusy bez cienia obiektywizmu i luzu. Tak się nie robi. A Bella ma prawo do własnych decyzji. Oby nie tchórzyła i wzięła sprawy we własne ręce, wtedy będzie dobrze. I pozna smak prawdziwości
Dziękuję raz jeszcze za rozdział, kochane ;* Jesteście wielkie :D
Buziaki,
Choch ;* |
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Pon 12:29, 18 Sty 2010 |
|
No, no, widzę nowy rozdział i od razu serce bije szybciej. Ciekawi mnie reakcja Renee, kiedy pewnego dnia zobaczy, jak Bella wysiada z samochodu Edwarda. Stawiam na wykład, szlaban i jakieś mega durne prace domowe.
Co do incydentu w łazience. Szkoda mi Belli, ale dziewczyna umie sobie radzić, jak widać. Napisałabym, że nie powinna pyskować Lauren, ale szczerze? Dobrze zrobiła. Wreszcie pokazuje pazury i swoje mnie mniej "zahukane" oblicze. Byłoby miło, gdyby pomyślała o przeprowadzce do ojca. Może jeśli matka przesadzi ze swoimi poglądami to będziemy tego świadkami?
Dziękuje za rozdział, warto było czekać. Taka jedna mała dygresja ode mnie:
Z małej literki poproszę to "cię" .Ale pewnie word sam poprawił na taką wersję, która bardziej mu odpowiada, znam ten ból:)
Jeszcze raz dzięki za rozdział, czekam na kolejny jak zawsze z niecierpliwością!
Buziaki! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 17:21, 18 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pon 13:19, 18 Sty 2010 |
|
Cytat: |
Poczułam, jak moje ciało instynktownie nachylało się bliżej do jego, a ja oddychałam głęboko, próbując zdobyć więcej cudownego, słodko-ostrego zapachu, który wydawał się emanować z jego odsłoniętej szyi.
Mniam – pomyślałam, a głupkowaty uśmiech wypełzł na moja twarz. Pachnie jak pierniczki. Mój własny, nadzwyczajnie gorący i wspaniały Piernikowy Chłopiec. |
mnniiiaaam, że powtórzę za Bells...
cieszę się, że dziewczyna powoli zaczyna szaleć... powoli jak powoli, ale zawsze
autorka ma świetne teksty - naprawdę te różne nazwy Edwarda są niczym muzyka dla moich uszu :P
naprawdę dobrze tłumaczysz Bells15 :) przyjemnie się czyta... naprawdę bardzo dziękuję
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|