|
Autor |
Wiadomość |
Juliette22
Człowiek
Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 62 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gliwice
|
Wysłany:
Pią 0:46, 25 Gru 2009 |
|
Ok więc na początek...
Tutaj mnie jeszcze nie było – chyba.
Boli mnie potwornie ząb – nie umiem przez to zasnąć więc „doczołgałam” się do laptopa – ale nie ręczę za racjonalność i konstruktywność posta.
Problem: dlaczego to jest po niemiecku? Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Masakra!
Żałuje, że moja edukacja z niemieckiego skończyła się na liceum... Przydało by się teraz...
Cieszy mnie jednak fakt, że znalazł się ktoś kto to opowiadanie tłumaczy :) Dzięki!
Ale 40 rozdziałów? „Wow”, że tak powiem.
Życzę Wam weny, czasu i Merry Christmas! :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
villemo
Wilkołak
Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic
|
Wysłany:
Pią 9:55, 25 Gru 2009 |
|
Po pierwsze: dziękuję za prezent, po drugie: to bardzo piękny prezent :)
Cudowny rozdział, oczywiście nie zaskoczyła mnie decyzja Belli, właśnie tego się spodziewałam. Alice chyba coś wie o Edwardzie i Belli, sądzę że wie bardzo dużo, może Ed się jej zwierzał? Fabuła ładnie idzie do przodu, tylko sporo rozdziałów przed nami. Mam nadzieję, że Ed dostanie olśnienia i przypomni sobie o pomocy Belli.
Czekam na kolejny rozdział :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Shili
Człowiek
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 10:31, 25 Gru 2009 |
|
Ja też dziękuję za taki super prezent :D, bardzo, ale to bardzo mi się spodobał.
Tak myślałam, że Bells będzie nalegać, żeby Ed o niczym się nie dowiedział...szkoda, za to wydaje mi się, że Alice jest trochę bardziej poinformowana na ten temat i domyśla się czegoś. Hmm...może Ed jej powiedział wszystko i to dlatego? Widać, że E. ma kochającą go rodzinę, pomimo tego, że popełnia błędy tj. to upicie się oni i tak stoją za nim murem. Podoba mi się postawa Esme, Carlisle'a i Ally, w sumie to liczę na to, że może Edward jednak zapamięta to co mu mówiła Bella, wydaje mi się, że to jakoś by pomogło ich relacjom, gdyby Ed był świadomy tego, że B. jednak go nie nienawidzi tak do końca. Myślę, że on na pewno coś do Bells czuje, skoro reaguje tylko na nią podczas tego dziwnego stanu, to coś musi być na rzeczy ;D. Ciekawe co dalej? ^^ Może B. też na swój sposób go polubi :> ?
Nie mogę się doczekać już następnego chapa, pozdrawiam was i życzę Wesołych Świąt ;). Jesteście naprawdę świetne i super, że to tłumaczycie...aa i jeszcze przepraszam, że mój komentarz to jakieś takie pomieszanie z poplątaniem, ale dziś mój mózg jeszcze się nie wybudził, z racji tego, że byłam na pasterce i w efekcie poszłam spać koło 2.
PS. Mam takie pytanko, w sumie to nie chcę was gnębić, bo zrobiłyście nam wspaniały prezent, ale czy w poniedziałek można się normalnie spodziewać chapu? :> |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Marsi
Zły wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Konin
|
Wysłany:
Pią 11:00, 25 Gru 2009 |
|
Ależ oczywiście, nowy rozdział pojawi się w poniedziałek, jak zawsze :P Mamy przerwę od szkoły, więc w miarę możliwości chcemy trochę podgonić z tłumaczeniem i rozdziały będą (już przetłumaczone) leżały u nas na dyskach i się kurzyły, żeby więcej takich akcji, jak np. z chorobami nie było :P
Zostałam poproszona o pozwolenie na rozpowszechnienie tego tłumaczenia na kilku chomikach i stąd moja prośba: jeżeli zauważycie, że ktoś przywłaszczył je sobie, ukradł itd., powiadomcie nas o tym niezwłocznie. Konsekwencją będzie zapewne zawieszenie tłumaczenia. Rozumiecie chyba...
Pzdr
Marsiak :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
jealous lover
Nowonarodzony
Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 19 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 17:08, 25 Gru 2009 |
|
Najpierw a' propos tłumaczenia: muszę przyznać, że wykonałyście kawał dobrej roboty. Często przy translacji powstają liczne kalki językowe, przez które tekst jest praktycznie nieczytelny. U Was takowych raczej nie wychwyciłam i chociaż do kilku zdań przyczepiłabym się (jako zwolenniczka poetyckiej polszczyzny), to nie są one zbudowane niepoprawnie i nie posiadają większych błędów językowych i stylistycznych, także - brawa!
Co do samego tekstu: rzuciłam okiem na kolejne rozdziały po niemiecku, ale nie będę tutaj spojlerować innym czytelnikom. Muszę przyznać jednak, że zarówno akcja jak i postaci są dość interesująco rozwinięte, a Jake - póki co - skradł moje serce. Opowiadanie należy do tych umilających czas i chociaż - moim zdaniem - nie jest zbyt ambitne i językowo nie przypomina utworów z najwyższej półki literackiej, to czyta się je bardzo przyjemnie.
Czekam na kolejne rozdziały i mam nadzieję, że nie zabraknie Wam cierpliwości przy tłumaczeniu kolejnych części.
j. lover |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez jealous lover dnia Pon 9:20, 28 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Sob 20:42, 26 Gru 2009 |
|
to przebieranie Cullena podoba mi się dość... :twisted: zabawna sprawa ;)
hm, może wyjdę na jakąś wredną jędzę bez serca, ale bywa - ŻYCIE... gdyby ktoś mnie tak denerwował jak Edward i miałabym takie pojęcie na jego temat jakie ma Bella to nie bardzo zgodziłabym sie na spanie z nim w jednym pokoju - jego kłopoty - jego problemy... poza tym strasznie nie lubie niestabilnych psychicznie ludzi :) szczególnie mężczyzn :)
zobaczymy, zobaczymy... Bella wyszła z ciekawą prośbą a propos tej swojej pomocy i milczenia... to może mile zakomplikować sprawę :)
zobaczymy jak autorka to pociągnie... ten spokój Belli udzielający się Edwardowi znowu mi poleciał WA... ale skoro autorka nie czerpie z tego tekstu to uznam za przypadkowe :)
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Alice1945
Nowonarodzony
Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 4 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 3:33, 27 Gru 2009 |
|
Mnie się podoba. Może nie bardzo konstruktywny ten komentarz ale spójrzcie na godzinę! Troszkę zalatuje WA ale jest w tym...coś...(nie ma to jak precyzja).
Alice, jak przystało na wrednego chochlika wie więcej o tym co Bella i Edward do siebie mają/czują niż oni sami.
Tłumaczenie czyta się płynnie i nie jest tłumaczone słowo po słowie. W sensie że nie muszę się główkować co to ma znaczyć ta składnia zdania(?)o_O
I mega gigantyczny plus+ za regularność w dodawaniu i żywię przekonanie że będzie to doprowadzone do końca bez zbędnego zawieszania tłumaczenia.
Mam również bardzo głęboką nadzieję iż Jacob i Bella nie będą razem. Nie żebym nie lubiła Jacoba, ale nigdy nie trawiłam ich jako pary <fuuj>.
Poza tym ten ff to kolejny przykład jak można połączyć tysiąc wątków z różnych opowiadań i samej książki i połączyć je w całośc. Nie ma to w sobie jakiejś specjalnej oryginalności, ale tu się dopiero rozkręca akcja więc jeszcze wszystko moze się zmienić. Hmm...ale teraz truudno znaleźć coś oryginalnego. Ja nie narzekam - fajnie przeczytać coś świeżego, ale wrócić i zobaczyć co na starych śmieciach zawsze warto.
Alice |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Nie 12:53, 27 Gru 2009 |
|
Ciekawe jakim sku.... musiałby być Edward, żeby przestać lubić tą postać :)
"Ten" Edd jest intrygujący, tajemniczy i skomplikowany. Lubię takie postaci, choć wątek z jego delirium wydał mi się dość dziwny i zaskakujący. Domyślam się tylko, że autorka ff po prostu potrzebowała tego etapu do pokazania zachowań Belli, do pewnego rodzaju odkrycia przez nią kart, ale zdecydowanie lubię gdy Edward ma świadomość własnych czynów, nawet jeśli są one niedorzeczne.
Jakob... dość łatwo przyszło mi wyobrażenie go sobie u boku Belli, ale również wolę, żeby jawił się tam jako przyjaciel a nie mężczyzna jej serca. Ona sama - jest uparta i to mi się w niej podoba. No cóż pozostaje tylko czekać na dalszy rozwój wypadków i na zakończenie akcji w szpitalu. Nie ukrywam, ciekawi mnie bardzo jak rozwinie się cała sytuacja.
Team tłumaczący wykonał naprawdę świetną pracę. Tekst czyta się lekko, ze skupieniem, bardzo płynie. Bardzo dziękuję dziewczyny, że podjęłyście się tego tłumaczenia i pozostaje mi życzyć Wam dużo czasu na dalsze prace w tym zakresie. Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wampiorka
Zły wampir
Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 399 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z zza Ekranu
|
Wysłany:
Nie 13:32, 27 Gru 2009 |
|
Wow niezły ff
Tak wogule masz talent do tłumaczeń chyba co??
Twoje pierwsze tłumaczenie czy nie??;)
Czekam na kolejny rozdzialik...(: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Marsi
Zły wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Konin
|
Wysłany:
Nie 22:23, 27 Gru 2009 |
|
Dobra, jestem dla Was za łagodna... Ale rozdział kurzył mi się już od wczoraj na dysku i nie mam serca dłużej go przed Wami ukrywać :P
Przy okazji:
wampiorka, zdarzyło mi się przetłumaczyć jeszcze miniaturkę i kiedyś próbowałam opowiadanie, ale stanęło na "próbowałam" :P W każdym bądź razie miniaturkę znajdziesz w kawiarence :)
Alice1945, naprawdę staram się nie tłumaczyć słowo po słowie, chociaż powinnam. Ale... wtedy wszyscy narzekają, że jest nie po polsku, tylko po polskiemu i takie tam... Umówiłam się z autorką, że nie tłumaczymy super dokładnie, tylko wyciągamy sens zdań, chociaż oczywiście nie powinniście znaleźć dużo różnic w zdaniach pomiędzy oryginałem, a naszym tłumaczeniem. :)
kirke, a Ty nadal swoje! xD Specjalnie dla Ciebie napiszę w najbliższej przyszłości do autorki i zapytam się o WA :P
jealous lover, zapewne to tylko pomyłka, ale napisałaś w poście "rzuciłam okiem na kolejne rozdziały po angielsku". xD Tłumaczymy z niemieckiego, nie angielskiego. :D
Poza tym, niezmiernie się cieszę, że WR ma coraz więcej czytelniczek :D Bardzo dziękujemy :)
Nie przedłużając, proszę bardzo:
Rozdział dostępny także na moim chomiku. (wybaczcie za te literówki "się" w .pdf. przy okazji je poprawię :) )
betowała: Masquarade :*
Rozdział 11. Odmiana
Nazajutrz obudziły mnie otaczające szmery. Powoli otworzyłam oczy. Gapiłam się na białe, nieznane mi okrycie. Zamyślona odwróciłam głowę w bok. Gdzie byłam? Łóżko wydawało się dziwnie obce. Kiedy usłyszałam kroki, zorientowałam się gwałtownie, że znajdowałam się z Edwardem w szpitalu. Przestraszona pokręciłam głową na boki i zobaczyłam go. Wydawało się, że w dalszym ciągu spał.
- Dzień dobry - zabrzmiał grzeczny głos. Usiadłam i zobaczyłam pielęgniarkę, która stała obok wózka z tacami na jedzenie.
- Dzień dobry – odpowiedziałam zaspana. - Która godzina? - spytałam pomiędzy dwoma ziewnięciami. Spojrzała krótko na zegarek i uśmiechnęła się.
- Czas na obchód - powiedziała i właśnie w tej chwili do pokoju wszedł Carlisle.
- Dzień dobry, Bello - przywitał się grzecznie. - Dobrze spałaś? - Zastanawiałam się chwilę nad tym. Nie mogłam sobie przypomnieć, żeby Edward miał w nocy jeszcze jakiś napad.
- Dzień dobry, Carlisle. Dziękuję, spałam bardzo dobrze… Co mnie właściwie dziwi - dodałam. Carlisle spojrzał zaskoczony, czułam się dokładnie tak samo.
- Myślisz, że on nie...? - Zostawił pytanie niedokończone, a ja przytaknęłam. Siostra zachichotała cicho.
- Catherine? - spytał Carlisle. Spojrzała się na niego i wydawała się coś rozważać. - Wyrzuć to z siebie - zażądał z uśmiechem.
- Teraz tak... - zaczęła i spojrzała na nas kolejno.
- Wybaczą państwo - rzuciła przepraszające spojrzenie. - Ona wypowiedziała kilkakrotnie jego imię we śnie - objaśniła i wskazała na Edwarda.
Och mój Boże!
Ukryłam twarz w dłoniach. Zupełnie o tym zapomniałam. To było całkowicie istotne, żeby regularnie kontrolować Edwarda w nocy, jednak nie pomyślałam o tym.
- Wyjaśnia to spokojną noc - powiedział rozbawiony doktor. - Decyzja o zatrzymaniu cię tutaj była warta złota. - Opuściłam ręce i potrząsnęłam sfrustrowana głową.
To także musiało mi się przydarzyć. I dlaczego „Edward”? Z pewnością miał niespokojną noc i musiałam zareagować.
Kiedy wróciłam, siostra wyszła. Przy łóżku Edwarda pozostał tylko doktor Cullen.
- Jak z nim? - spytałam przezornie. Carlisle uśmiechnął się.
- Znacznie lepiej. Przypuszczam, że możesz już dzisiaj wrócić do domu, ale najchętniej poczekałbym jeden dzień. To będzie trwało jeszcze jakiś czas, jednak dzięki twojej... zdolności, spędził noc wolną od stresu, co dobrze wpłynęło na jego stan. - Westchnęłam. Musiał znowu o tym wspominać?
- Mogę wyjść na chwilę na zewnątrz rozprostować trochę kości? - zapytałam. Nie bardzo uśmiechało mi się spędzenie całego dnia zamknięta w tym pokoju.
- Hm... Nie powinien być sam. Esme przyjdzie dzisiaj z pewnością, więc popilnuje go podczas twojej nieobecności. - Pokiwałam zadowolona.
- Co robisz z podobnymi pacjentami, którzy mają takie same dolegliwości? Jest przy nich zawsze ktoś obecny? - chciałam się dowiedzieć. Carlisle spojrzał na mnie zamyślony.
- Przeważnie zostaje ktoś, na kogo reaguje pacjent i z reguły są oni z rodziny. Małżonkowie albo partnerzy, w niektórych przypadkach także dzieci, a czasami dobrzy przyjaciele. Zawsze jest to ktoś, z kim pacjent był w zażyłych stosunkach. - Doktor spojrzał na mnie uważnie i wiedziałam dlaczego. Byłam wyjątkiem. Pomimo że nie byłam z Edwardem w żadnych zażyłych stosunkach, jednak reagował na mnie. Przypatrzyłam mu się.
- Dlaczego ja? - spytałam siebie.
- Na to pytanie może nam odpowiedzieć tylko Edward - odparł wyraźnie rozczarowany. Wydawało się, że interesowało go to równie mocno jak mnie.
Dzień upływał bardzo spokojnie. Kiedy przybyła Esme, poszłam do kawiarni, wypiłam kawę i przeczytałam gazetę. Prawie dwie godziny później byłam znowu w pokoju. Matka chłopaka powiedziała, że nic niezwykłego się nie zdarzyło i że ataki nie powinny znowu nastąpić, ponieważ od wczoraj nie miał żadnego. Carlisle potwierdził później moje przypuszczenie i zwolnił poniekąd ze szpitala.
Odebrał mnie Charlie. Miał moją furgonetkę, która wcześniej stała zaparkowana przed Lodge, jednak odprowadził ją później do domu. Podczas jazdy rozważałam, co się mogło wydarzyć z Edwardem, kiedy wyzdrowieje. Pójdzie do więzienia?
- Tato? Aresztujesz Edwarda, kiedy będzie z nim lepiej? - spytałam bez ogródek. Charlie rzucił mi spojrzenie w rodzaju „o-co-ci-chodzi”? Zignorowałam to i patrzyłam pytającym wzrokiem.
- Nie - wymamrotał widocznie niezadowolony. W istocie zaskoczyło mnie to.
- Dlaczego nie? - spytałam zainteresowana. Charlie mamrotał coś niezrozumiale i rzucił mi jeszcze jedno z jego sławnych spojrzeń, które mówiło, że nie chciał nic powiedzieć. Westchnął po minucie ciszy, podczas której nadal się na niego gapiłam.
- Doktor Cullen dogadał się z sądem. Uiścił karę i to wystarczyło - wymamrotał znowu.
Wow. To było... proste. Prawie zbyt proste. Jak Carlisle'owi udało się tak szybko to zrobić? Pogrzebana pośród myśli gapiłam się w okno do czasu, kiedy przyjechaliśmy do domu.
Poszłam prosto do mojego pokoju i wypakowałam torbę, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Tak? - powiedziałam tylko i obróciłam się. Renee powoli wychyliła się zza futryny.
- Masz chwilkę? - spytała. Domyślałam się, czego chce.
- Wchodź - odpowiedziałam i wypakowywałam się dalej. Renee usiadła na łóżku i śledziła każdy mój ruch.
- Bello, skarbie - powiedziała tylko.
- Chcesz prawić mi kazanie? Dać areszt domowy? Proszę bardzo - powiedziałam lekko zdenerwowana, jednak nie przerywałam czynności porządkowania.
- Rozmawiałam z Charliem i przekonałam go, żeby tego nie robił.
Zaskoczona gapiłam się na szafę przede mną.
- Bello, kochanie. Po wszystkim, co powiedział Charlie, zachowywałaś się wczoraj bardzo przykładowo. I twoja decyzja o zostaniu w szpitalu i pomaganiu, pokazałaś wielką determinację. Usłyszałaś swój wewnętrzny głos i jestem przekonana, że podjęłaś słuszną decyzję. Uratowałaś ludzkie życie. Albo przynajmniej nie pogorszyłaś go. - Obróciłam się, zbliżyłam powoli do łóżka i klapnęłam koło Renee.
- Poważnie? - spytałam niepewnie. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie to powiedziała. I nastawiłam się przeciwko Charliemu. Powinnam ponieść jakieś konsekwencje?
- Isabello Marie Swan. - Pogładziła mi kosmyk włosów leżący na twarzy i uśmiechnęła się. - Jestem z ciebie bardzo dumna. - Nie zastanawiając się dłużej, rzuciłam się jej na szyję. Wydawała się być zaskoczona, nim oddała objęcie.
- Dziękuję, mamo - powiedziałam szczerze. - To dla mnie wiele znaczy. - I tak rzeczywiście było. Sama zwątpiłam jeden albo więcej razy w swoją decyzję w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, jednak tak długo, jak miałam Renee za sobą, nie potrzebowałam być już pewna, że nie popełniłam błędu.
- Muszę zobaczyć, co z jedzeniem! - powiedziała i wypuściłam ją z ramion. Kiedy szła w stronę drzwi, uśmiechnęła się do mnie serdecznie, a ja ten gest oddałam.
Następnego dnia poszłam jakby nigdy nic do szkoły i zirytowałam się, kiedy Angela dowiedziała się o zdarzeniu.
- Proszę? - spytałam skołowana.,
- No, czujesz się już w formie, że przyszłaś do szkoły? - powiedziała znowu i spojrzała mnie. Potrzebowałam kilku sekund, żeby coś w moim mózgu zaskoczyło. Carlisle powiedział wszystkim, że jestem chora.
- Och, tak, jasne - odpowiedziałam tylko, ponieważ nie wiedziałam, czy doktor podał też rodzaj choroby.
- Powiedz mi, byłaś w poniedziałek w Lodge, kiedy ten chuligan tam był? - spytała. Nie byłam na to przygotowana. Nie wiedziałam także, co pisały gazety.
- Ach, nie. Nie czułam się wtedy dobrze i pojechałam od razu do domu. Więc co się dokładnie zdarzyło? - Musiałam zagrać ciekawość, ponieważ wszystko dokładnie wiedziałam.
- Napisano, że jakiś chłopak narobił szkód w Lodge. Po tym stawiła się policja. Nim jednak go zabrali, rozwalił jeszcze pół restauracji.
- To nie do pomyślenia - zagrałam zdumienie. - Dlatego też pan Whitters powiedział, że nie muszę przyjeżdżać w tym tygodniu do pracy. Podali nazwisko tego chłopaka? - spytałam jeszcze, lecz tym razem byłam naprawdę ciekawa.
- Nie - odpowiedziała Angela, jakby nie było to dla niej istotnie ważne. Ułatwiło to sprawę. Tak przynajmniej nikt nie mógł mnie posądzić, że brałam w tym udział. Oprócz tego miałam rzeczywiście dobrą wymówkę.
Dziękuję, Carlisle.
Jak oczekiwałam, Edward nie pojawił się w szkole. Prawdopodobnie w dalszym ciągu leżał w szpitalu. W czasie przerwy obiadowej Mike zagadnął na jego temat.
- Cullen jest nieobecny - powiedział do paczki Edwarda.
- Nie było go już na angielskim - powiedziała Angela raczej niedbale i powróciła do czytania książki.
- Pewnie musi dojść do siebie po poniedziałku - powiedział Mike, szczerząc zęby do Bena, który również się uśmiechnął.
- O czym ty mówisz? - spytałam niedowierzająco. Wiedział coś więcej? Przysunął się do mnie, więc nachyliłam się nad stołem w jego stronę.
- Cullen sprawiał wrażenie, jakby ledwo siedział, jeśli wiesz, co mam na myśli - szepnął. Odetchnęłam wyraźnie rozluźniona. Nie zauważyłam, że wstrzymywałam powietrze.
- Nie wydajesz się być zaskoczona - powiedział lekko rozczarowany. Uśmiechnęłam się do niego.
- Zapomniałeś, że siedzę z nim na biologii. Rzuciło mi się co nieco w oczy. - To była prawda. Jednak ponieważ resztę przemilczałam, zdawało mi się, jakbym ich okłamywała.
Na biologii siedziałam znowu sama, jednak czułam się odwrotnie. Już na angielskim zauważyłam, że przyzwyczaiłam się do obecności Edwarda, także odczuwałam jego brak, nawet na tych lekcjach, kiedy nie siedzieliśmy razem. To było zagmatwane.
Kiedy wróciłam do domu, czekała na mnie niespodzianka.
- Cześć, mamo - zawołałam jak zwykle, podczas gdy ściągałam buty.
- Hej, skarbie! Jak tam w szkole?
- Dobrze. Jak zawsze - odpowiedziałam i chciałam od razu pobiec na górę.
- Mam tu coś dla ciebie - zawołała Renee z kuchni. Ciekawa poszłam do niej i spojrzałam zirytowana, jak wkładała wielki bukiet żółtych róż i tłumaczyła:
- Dostarczono je dzisiaj dla ciebie.
- Dla mnie? Od kogo? - spytałam zaskoczona.
- Myślę, że jest tu gdzieś kartka. - Obejrzałam dokładnie wiązankę i odkryłam małą, żółtą kopertę, którą wyciągnęłam przezornie. Pośpiesznie ją otworzyłam i wyjęłam kartkę, na której były kwiatowe wzorki. Podniosłam ją i przeczytałam zawartość.
Dziękujemy serdecznie
Carlisle, Esme i Alice.
Uśmiech wkradł się na moją twarz. To było rzeczywiście od nich.
- I? Od kogo to jest? - spytała Renee całkowicie nieskrępowana.
- Od Car... doktora Cullena i jego rodziny - odpowiedziałam. Renee uśmiechnęła się.
- Może powinnaś im za to podziękować.
- Tak, chyba tak zrobię. Podczas odwiedzin w szpitalu - zapewniłam ją. Pokiwała głową i wróciła przygotowywać kolację.
Wzięłam bukiet i przeniosłam go do mojego pokoju. Zauważyłam, że nie mam gdzie go postawić. Postawiłam kwiaty na chwilę na podłodze, przesunęłam kilka rzeczy z biurka i tam właśnie ustawiłam piękne róże. Wnosiły trochę słońca do tego pomieszczenia. Bardzo się ucieszyłam. Również z powodu szybkiego odwiedzenia Carlisle'a. Lubiłam go. Był cudownym człowiekiem i lekarzem. Miał w sobie to coś ojcowskiego. Z nim było inaczej niż przy Charliem. Nie, że chciałam zastąpić ojca, to było raczej coś takiego jak przy panu Whittersie, tylko coś bardziej... coś mocniejszego. Potrząsnęłam głową, by pozbyć się tych pomieszanych myśli.
Edward nie przyszedł do szkoły do końca tygodnia. Martwił mnie odrobinę fakt, że może miał nawrót choroby, jednak szybko odrzuciłam tę myśl. Na pewno musiał do końca wyzdrowieć, a Carlisle dla pewności zatrzymywał go w domu. Ponieważ w tym tygodniu nie musiałam pracować, próbowałam spotkać się z Carlislem w piątek popołudniu w szpitalu, jednak powiedziano mi, że nie miał wtedy dyżuru, dopiero następnego dnia. Nie pozostało mi nic innego, jak wrócić bez załatwionej sprawy do domu. Nie czerpałam z tego radości. Normalnie rozkoszowałam się popołudniami w Lodge i właśnie teraz brakowało mi ich szczególnie. Praca rozpraszała mnie. A w domu nie było zbyt wiele rzeczy do zrobienia, które nie pozwalały mi o nim myśleć.
To było dziwne. Odkąd zobaczyłam go w szpitalu, nie myślałam o niczym więcej. Przez te trzy dni o mało nie popadłam w obłęd. Jednak mówiłam sobie zawsze, że gdyby nastąpiły jakieś komplikacje, Carlisle by mnie poinformował. Chciałam po prostu wiedzieć, czy Edward trzyma się dobrze.
Dzisiaj nawiedził mnie szczególnie zły sen. Zawsze, kiedy zamykałam oczy, widziałam Edwarda, jak wił się na leżance, jakby doskwierały mu jakieś silne bóle. Nie mogłam wymazać tego wspomnienia z moich myśli.
Przez nie ta noc była prawdziwą zmorą senną.
______________
No tak, zapomniałam o najważniejszym... Komentarze! DUŻO komentarzy! Proszę... *robi maślane oczka* :D |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Marsi dnia Nie 22:25, 27 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Yvette89
Zły wampir
Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 37 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P
|
Wysłany:
Nie 22:49, 27 Gru 2009 |
|
Rozdział boski!
Akcja pomału zaczyna się jeszcze bardziej rozkręcać i zbliżamy się do wyjaśnienia wszystkiego :D Znaczy tego no.... Wyskoku Edwarda :P
Dziękuję, Dziewczyny za ten tekst. Jesteście świetne! :D:*
Ściskam :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Invisse
Zły wampir
Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 22:49, 27 Gru 2009 |
|
Och, żyję od jednego rozdziału tego FF do drugiego ;)
Nigdy nie komentowałam, ale czytam prawie od początku. Ten FF ma charakter i aż mnie zżera ciekawość, co będzie dalej.
Niewymownie żałuję mojego poziomu języka niemieckiego i tego, że Google Tłumacz tylko chachmęci, zamiast tłumaczyć.
Pozdrawiam,
I. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Nie 22:52, 27 Gru 2009 |
|
Po pierwszym szoku spowodowanym tym, że rozdział jest dzisiaj, przeczytałam i... czekam, aż Edward wróci do spokojnego życia Belli. Teraz tak zastanawiam się, czemu on pił. I być może chciał zapić smutek, jaki pozostał po Belli, kiedy ta od niego uciekła? Żal mi faceta. Dlaczego ma lekką (?) obsesje na punkcie dziewczyny, która nim gardzi? No coś mi tu nie pas.
Lubię czytać o rozterkach Belli, ale czekam na moment, w którym pogubi się we własnych odczuciach względem faceta. Bo z pewnością on nastąpi. Autorka lubi się chyba z nami droczyć, skoro nic od razu nie chce nam wyjaśnić.
Dziękuje za wspaniałe tłumaczenie i równie cudowną betę:*:)
Odliczam dni do następnego poniedziałku!
P.S. Kiedy Edward wróci do szkoły? Lubię spoilerki... |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 22:53, 27 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
villemo
Wilkołak
Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic
|
Wysłany:
Pon 8:19, 28 Gru 2009 |
|
I co ja mam zrobić? Wiesz, że uwielbiam ten ff :) ale teraz nie wiem co napisać... Może zacznę od tego, że jestem trochę zawiedziona dalszym postępem wypadków. Chodzi mi o noc, miałam nadzieję, że przez sen Edward przytuli się do Belli, albo będzie miał atak i Bella uspokoi go, a tu tylko Bella mówiąca przez sen. Dobrze, że nikt w szkole nie wie o tym zdarzeniu, bo te hieny natychmiast obrzuciłyby Eda błotem. Zauważyłam, że Bella jest mało domyślna i czekam na moment, w którym zrozumie dlaczego ciągle myśli o Edwardzie. Czy oni sobie kiedyś to wszystko wyjaśnią? Pewnie Edward był zazdrosny o Jaka i dlatego się upił. Dobra koniec moich domysłów i rozważań. Mam nadzieję, że następny rozdział rozwieje kilka moich pytań:D
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Viv
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 103 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp
|
Wysłany:
Pon 11:06, 28 Gru 2009 |
|
HA ! Nie było mnie w święta i przeczytałam dzisiaj dwa rozdziały .
Przyłączam się do Kirke , też się dziwię że Bella zgodziła się jechać i zostać z Edwardem w szpitalu . W sumie to obcy człowiek i jeszcze to jego szaleństwo , ja bym się chyba bała . No ale , że ona jest silną i dzielną dziewczyną więc postąpiła jak postapiła .Podziwiam ją za to .
Podobała mi się scena w szpitalu , Bella znowu nawija przez sen , ciekawe czy Edward będzie to pamiętał pózniej , czy wogóle coś skojarzy że ona przy nim była ?
Dzięki dziewczyny za tłumaczenie i oczywiście czekam na dalsze rozdziały |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aquarius
Nowonarodzony
Dołączył: 07 Gru 2009
Posty: 41 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 16:54, 28 Gru 2009 |
|
Świetny!
Przeczytałam dziś wszystkie rozdziały i stwierdzam, że wyrabiacie się, dziewczyny. Początkowe rozdziały były napisane (jak któraś z Was napisała wcześniej) po "polskiemu", teraz jest o wiele lepiej, swobodniej :). Oby tak dalej. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Marsi
Zły wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Konin
|
Wysłany:
Pon 21:42, 28 Gru 2009 |
|
Miśki... chciałabym Wam zaspoilerować, ale... nie pamiętam, co się dokładnie dzieje dalej xD Można powiedzieć, że jestem razem z Wami na bieżąco :D :D :D Już dużo, dużo czasu minęło, odkąd ostatni raz czytałam rozdziały po niemiecku, ale właśnie mam ochotę zabrać się za nie po raz drugi. Jak złapię jakiś fajny kawałek, to coś Wam tu naskrobię.
PS Jak mnie Olka zje za to, będzie to Wasza wina! xD |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Wto 11:38, 29 Gru 2009 |
|
hm, nie miałam czasu na komentarz, gdy przeczytałam, więc naprawiam swój błąd teraz...
na początek dodam, że tyle czytam, że nawet nie pamiętam z jakiego języka jest co tłumaczone, gdy kukam tutaj, to mnie ciarki przechodzą za każdym razem... niemiecki... zuo :) bez obrazy - podziwiam jak diabli ;)
martwi mnie ten Cullen... ma świra... albo to bardzo wrażliwy chłopiec... albo za dużo pije - są święta powinien przemyśleć swoje zachowanie (żart)...
uwaga! przestaje się czepiać... podobieństw do WA... (nie wiem jak się WA kończy, bo przestałam czytać gdzieś w połowie) mam nadzieje, że to opowiadanie do ostatnich słów będzie tak wciągające jak jest teraz... podziwiam pomysłowość i słownictwo (co akurat jest waszą działką w tłumaczeniu, więc również wasz zasób podziwiam)... ciekawe opisy uczuć... i chwała Jacobowi - wszystko z czegoś wynika... :)
trzymam kciuki tak mocno, że sinieją mi paznokcie - dobra robota dziewczyny :)
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kakunia
Nowonarodzony
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Polski :)
|
Wysłany:
Wto 17:36, 29 Gru 2009 |
|
Ciekawe to opowiadanie. Nie ma tu ani Jaspera, ani Rosalie, ani Emmeta. Nie czytałam oryginału, nie znam niemieckiego, więc cieszę się, ze tłumaczycie.
Czyżby Edward się zmienił? I dlaczego nie lubi Jamesa? Czy Bella zacznie go lubić? Może Edward pomimo tego kaca zapamięta ją? Czekam na dalsze rozdziały. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Olcia
Zły wampir
Dołączył: 13 Sty 2009
Posty: 377 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Leszno
|
Wysłany:
Wto 18:52, 29 Gru 2009 |
|
Witam, witam :)
Po pierwsze nie zabiję Marsi, przynajmniej na razie, co dalej będzie to się okaże.
My chyba faktycznie was nazbyt rozpieszczamy, bo mam właśnie zamiar zaserwować wam kolejny rozdział.
Mogę wam zdradzić, że się będzie działo, oj będzie, ale chyba nie sądziliście, że mogłoby być inaczej. Ale niestety jesteśmy, przynajmniej na razie, okrutne i nie powiemy, co będzie dalej, musicie poczekać na rozdziały.
villemo napisał: |
Dobra koniec moich domysłów i rozważań. |
Snuj dalej swoje rozmyślania, bo kto wie, czy przypadkiem nie trafisz, a dodatkowo miło jest poczytać, jak wy byście to widziały dalej.
kirke napisał: |
martwi mnie ten Cullen... ma świra... albo to bardzo wrażliwy chłopiec... albo za dużo pije - są święta powinien przemyśleć swoje zachowanie (żart)...
|
Masz rację, co prawda teraz już jest po świętach, ale to nie zmienia faktu, że mógłby pomyśleć. Aż się uśmiechnęłam, czytając to.
No, ale koniec "babulenia", bo chyba nie warto przeciągać dłużej i pozostawiać was w niepewności.
Beta: Reilee :*
Rozdział 12. Przypadek czy zrządzenie losu?
Biorąc pod uwagę fakt, że nie musiałam pracować, miałam wolną sobotę. Chciałam ją właściwie wykorzystać, żeby pojechać do biblioteki w Port Angeles, jednak kiedy obudziłam się przed południem, słońce wręcz się do mnie uśmiechało. Były to pierwsze promienie słoneczne tej wiosny. Podekscytowana wstałam, otworzyłam okno i wystawiłam głowę na zewnątrz, aby poczuć to przyjemne ciepło na swojej skórze. Nie przeszkadzało mi zbytnio, że normalnie w Forks niebo jest zachmurzone i często pada, ponieważ dzięki temu jeszcze bardziej rozkoszowałam się dniem, kiedy pojawiało się słońce. Mając dzisiaj dużo czasu, postanowiłam zmienić swoje plany.
Od kilku lat Charlie wędrował ze mną po lesie. Kochałam naturę, więc zawsze ruszaliśmy na wycieczkę, kiedy tylko na niebie pojawiło się słońce. Ojciec uczył mnie, jak posługiwać się kompasem i jak prawidłowo czytać mapę, żebym zawsze wiedziała, gdzie się w danym momencie znajduję. Podczas jednej z naszych wypraw Charlie szedł za szybko i zanim się zorientowałam, że nie nadążam, straciłam go z oczu. Szłam jeszcze przez jakiś czas dalej w tym samym kierunku, mając nadzieję, że czeka tam na mnie. Kiedy po kilku metrach nadal go nie spotkałam, błąkałam się bez celu i wołałam go.
Przez to wszystko natknęłam się na ten niewyobrażalnie piękny kawałek ziemi, moje ulubione miejsce. Polana – idealnie okrągła, jakby stworzona przez człowieka. Pełna kwiatów, po prostu jak ze snu. Było tak ślicznie, że kompletnie zapomniałam, iż Charlie zapewne też mnie szuka. Spędziłam chyba wieczność w zupełnej ciszy i spokoju. Słyszałam tylko szelest liści i sporadyczne odgłosy zwierząt, kiedy w końcu usłyszałam wyraźny głos Charliego. Gdy do mnie dotarł, poprosiłam go, żeby zaznaczył, gdzie się znajdowaliśmy. Powiedział mi wtedy, że nigdy przedtem nie widział tej polany, a ja zauważyłam, że wywiera ona na nim takie samo wrażenie jak na mnie. Nienaruszona i czysta przyroda.
Od tego czasu regularnie odwiedzam to miejsce, kiedy nastają jako takie ciepłe, słoneczne dni. Przez lata powstała wąska ścieżka, która jednak nie rzucała się w oczy komuś nieświadomemu jej istnienia. Dla pewności jednak nacinałam lekko drzewa w jej pobliżu. Odnawiałam te oznaczenia każdego roku, podczas pierwszej wyprawy w sezonie na polanę. Czyli tak jak dzisiaj.
Po szybkim śniadaniu pojechałam swoją ciężarówką aż do polnej drogi. Stąd prowadziła najkrótsza droga na polanę. Podczas wędrówki przez las przypomniałam sobie, jak początkowo potrzebowałam prawie połowy dnia, aby dotrzeć na miejsce. Tymczasem teraz byłam już tak wyćwiczona, że droga zajmowała mi zaledwie około dwóch godzin. Zawsze szłam szybkim marszem, jednak jak wcześniej już wspomniałam, kochałam przyrodę, więc takie wędrowanie sprawiało mi wiele przyjemności.
Kiedy dotarłam na miejsce, zdjęłam plecak i wzięłam pierwszy łyk wody z butelki. Odetchnęłam kilka razy głęboko, pozwalając, aby zapach nietkniętej natury obezwładnił mnie na chwilę. Wyciągnęłam z plecaka koc, który był wystarczająco duży, abym miała dość miejsca. Usiadłam z lekko podkurczonymi nogami tak, że z łatwością mogłam położyć na nich książkę, która trzymała się sama na moich nogach, dzięki czemu mogłam położyć ręce z tyłu i lekko się na nich podeprzeć. W ten sposób miałam wystarczająco dużo słońca, a i tak mogłam wygodnie czytać. To tutaj pogrążałam się we własnym świecie, a wszystko dzięki tej zadziwiającej ciszy przyrody, która była dookoła mnie i historii z książki, która wytwarzała w mojej głowie fantastyczne wizje. Byłam już tam z pewnością kilka godzin, które minęły jak z bicza strzelił.
- Poczekaj na mnie! – Rozległo się w lesie. Przestraszona spojrzałam w stronę, z której usłyszałam wołanie.
I ujrzałam Edwarda. Stał na brzegu polany, między drzewami i mnie obserwował z lekko zszokowanym, a mimo to nieokreślonym wyrazem twarzy. Zadałam sobie pytanie, jak długo już tak stał, ale nie byłam w stanie odpowiedzieć. Byłam bardzo zdziwiona, że akurat jego zobaczyłam na mojej polanie. Patrzyliśmy na siebie cały czas.
- Hej, Ed! Zwolnij! Nie potrafię tak jak ty przedzierać się przez te krzaki! – zawołał ponownie niski głos. Edward odwrócił się, spojrzał na mnie po raz kolejny niepojętym wzrokiem i zniknął między drzewami. Siedziałam jak wryta.
- Musimy iść na wschód. – Usłyszałam niewątpliwie głos Edwarda.
- Wschód? – zapytała druga osoba. – Ale przed chwilą powiedziałeś, że powinniśmy kierować się na zachód.
- Myliłem się. Chodźmy.
- Hej, Ed! Poczekaj! Wydaje mi się, że coś widzę! – zawołał ponownie drugi głos.
- Em, chodź w końcu! Źle idziemy!
- Poczekaj! Tam na pewno coś jest! Tak, jestem tego stuprocentowo pewny! Tam jest o wiele jaśniej!
- Emmett!
Krótko po tym między drzewami pojawił się wielki, dobrze zbudowany, a do tego umięśniony mężczyzna z ciemnymi, gęstymi i kręconymi włosami, które prawie dotykały jego ramion. Wyglądał na zadowolonego, kiedy z wielkim uśmiechem wystawiał twarz do słońca.
- Ed! Znalazłem! Chodź tu… - I wtedy jego spojrzenie zatrzymało się na mnie. Cały czas się w niego wpatrywałam. Zlustrował mnie wzrokiem, zanim się szeroko uśmiechnął.
- Ed? Wygląda na to, że jednak nie byłeś tu pierwszy! – zawołał przez ramię i ponownie się uśmiechnął. Wielkimi krokami zbliżał się do mnie. Odrobinę wystraszona zesztywniałam i spoglądałam na niego z szeroko otwartymi ze strachu oczyma. Zatrzymał się nagle, jakby dowiedział się, o czym właśnie pomyślałam. Podniósł przepraszająco ręce do góry.
- Hej, panienko, nic ci nie zrobię, naprawdę – powiedział z uśmiechem. – Jestem nieszkodliwy jak pluszowy miś. – Pluszowy miś? Dziwne porównanie, tym bardziej, że jego postura w rzeczywistości przypominała bardziej prawdziwego niedźwiedzia. Obrócił się lekko i spojrzał na miejsce, z którego wyszedł z lasu. Także zwróciłam wzrok w tamtym kierunku. Stał tam Edward i przyglądał się nam. Duży, bo jakoś jego imię nie wpadło mi w ucho, patrzył na nas zmieszany. Mogłam się domyślić dlaczego. Pojedynek spojrzeń, który ja i Edward prowadziliśmy, musiał dziwnie wyglądać.
Po kilku nieskończenie długich sekundach Duży parsknął i poszedł do Edwarda.
- Już wszystko rozumiem, Ed. Chodźmy. – Po tych słowach skierował się między drzewa i zniknął.
- Nie! – zawołałam, może zbyt energicznie. Duży odwrócił się i spojrzał na mnie pytająco, podczas gdy Edward wydawał się być lekko zaskoczony. Z nerwów przygryzłam dolną wargę i wstałam. – I tak chciałam się już zbierać. Możecie zostać – powiedziałam i chwyciłam swój majdan. Spojrzałam na kompas i upewniłam się, że wychodzę z polany w odpowiednim kierunku i dziarskim krokiem weszłam w las po drugiej stronie. Żaden z dwóch nie powiedział nic do mnie, kiedy jeszcze byłam w stanie ich usłyszeć, więc szłam po prostu dalej. Nie odwracałam się także.
Wydawało się, że z Edwardem jest wszystko w porządku, więc nie musiałam się bez powodu zamartwiać, a on trzymał się umowy. Nie powiedział ani słowa i to też było w porządku.
Lub?
W drodze powrotnej myślałam cały czas, co się właściwie w nim działo, kiedy mnie zobaczył. W każdym razie tak samo jak ja nie spodziewał się, że się spotkamy. I skąd wiedział o polanie? Jak długo był w Forks? To chyba już jakieś sześć tygodni. I musiał akurat chodzić wszędzie tam, gdzie ja byłam. Szkoła? Tak czy owak musiał gdzieś chodzić do szkoły. Lodge? Prędzej czy później by się pojawił, a znając moje szczęście, byłoby to bardzo wcześnie. Ale polana? Moja polana? Przez te wszystkie lata nie słyszałam nikogo w pobliżu tego miejsca, a co tu dopiero mówić o ujrzeniu tam kogoś. A on oczywiście musiał być akurat tą osobą, która też znalazła tę polanę. Po rozmowie, którą prowadził Edward ze swoim kolegą mogłam wywnioskować, że Duży nie znał tego miejsca, a Edward chciał mu je pokazać. Jednak kiedy mnie ujrzał, próbował odciągnąć Dużego od polany. Chciał mnie naprawdę zostawić w spokoju. To była prawda, zupełnie nie orientował się w wydarzeniach, które miały miejsce podczas jego pobytu w szpitalu. Bo gdyby tak było, sprawy by się tylko skomplikowały.
- Jakie sprawy? – mruczałam roztargniona sama do siebie.
Fakt, że go nie znosisz, a on wiedziałby o wszystkim, sprawiłby, że znów kręciłby się dookoła ciebie i zamieniał szkołę w piekło.
- Czy zrobiłby to, gdyby wiedział, że mu pomogłam… ewentualnie można nawet powiedzieć, że w pewnym sensie uratowałam mu życie?
Wiesz dobrze, jakby się to skończyło dla ciebie! Kolejna kolacja z nim i jeszcze więcej obściskiwania!
- … bardzo prawdopodobne, ale…
Kiedy doszłam do swojego auta, nie rozgryzłam tego wszystkiego, ale niepokoiło mnie trochę, że prowadziłam rozmowę sama ze sobą. Trochę nieobecna duchem jechałam do domu. Zauważyłam, że jest już 16:30. Spędziłam dość dużo czasu na polanie, nawet o tym nie wiedząc. Ale tak było zawsze, kiedy czytałam. Po prostu zapominałam o wszystkim dookoła. Dlatego tym lepiej dla mnie było, że ci dwaj się wyłonili, w przeciwnym razie mogłabym tam siedzieć aż do zachodu słońca. A chodzenie po lesie po zmroku nie było zbyt bezpieczne.
Dziękuję waszej dwójce.
Czy ja naprawdę właśnie to pomyślałam? Uśmiechnęłam się. Dzisiaj był jednak dziwny dzień. Między innymi, bo świeciło słońce. I to w Forks! To już był początek dziwnych wydarzeń. Dlaczego więc powinnam się dziwić minionym godzinom?
W domu Renee przygotowała już jedzenie, a Charlie jak zwykle siedział przed telewizorem.
- Bells, Jacob dzwonił. Powinnaś oddzwonić do niego – zawołał ojciec z kanapy, kiedy ściągałam buty.
- Zrobię to – powiedziałam i chwyciłam telefon oraz obok leżącą kartkę z numerem telefonu Jake’a i pospiesznie poszłam do swojego pokoju. To już prawie tydzień od kiedy widziałam go po raz ostatni. Tęskniłam za nim oraz za jego pogodnym i optymistycznym sposobem bycia. Czyżby miał się pojawić w Forks wcześniej niż się tego spodziewałam? Szybko wybrałam numer i czekałam. Usłyszałam sygnał już po raz piąty i obwiałam się, że nie ma nikogo, kiedy w końcu ktoś podniósł słuchawkę.
- Black – odezwała się jakaś kobieta po drugiej stronie. Nie pomyślałam o tym, że jego mama może odebrać.
- Um, z tej strony Bella Swan. Czy mogę rozmawiać z Jacobem? – Nastała chwila ciszy, po której usłyszałam kroki na twardej podłodze. Kiedy usłyszałam odgłosy, pomyślałam, że z pewnością idzie do niego.
- Keith! – krzyknęła przeraźliwie. Odsunęłam na chwilę słuchawkę od ucha, kiedy usłyszałam ten straszny dźwięk. Byłam pewna, że stoi w dużym pokoju wyłożonym płytkami lub z kamienną podłogą. Nigdzie indziej dźwięk by się tak nie niósł.
I kim do cholery był Keith? To chciałam z pewnością wiedzieć.
- Już idę – usłyszałam cichy głos, który dochodził z bliska. – Kto to?
- Jakaś… dziewczyna – wypowiedziała to, jakby to było jakieś przezwisko. Usłyszałam kroki, które tym razem stawały coraz cichsze, jakby oddalające się od telefonu.
- Halo? – odezwał się mój najlepszy przyjaciel.
- Jake! To ja – odparłam szczęśliwa.
- Mała! – powiedział także zadowolony. – A więc dostałaś wiadomość.
- Czy twoja mama nazwała cię właśnie przed chwilą Keith? – spytałam z ciekawością.
- Oh, to. No cóż, tak… - powiedział nieuprzejmie. Musiałam się roześmiać.
- Już ok… Nie musisz nic więcej mówić – rzekłam między kolejnymi napadami śmiechu.
- Ach, ależ czemu nie. Moje pełne imię to Jacob Keith* Black. Drugie imię mam po dziadku ze strony mamy, a że moja mama nie dogaduje się zbyt dobrze z moim ojcem, który wymyślił pierwsze imię, toteż zawsze zwraca się do mnie Keith. Ot cała tajemnica – powiedział, wzdychając, na co roześmiałam się jeszcze bardziej.
- Mała, przysięgam, jak zaraz nie skończysz się śmiać, to przyjadę do ciebie i tak cię połaskoczę, że będziesz miała jakiś sensowny powód do śmiania – powiedział udając groźnego, co sprawiło, iż śmiałam się jeszcze bardziej. Usłyszałam ponure westchnięcie, wiec starałam się uspokoić.
- Ok. Przepraszam. Więc, Keith, czemu dzwoniłeś? – spytałam, powstrzymując chichot. Zaburczał coś pod nosem, zanim odpowiedział.
- Minął już jakiś czas, od kiedy się widzieliśmy, więc pomyślałem, że miło by było cię usłyszeć. Co tam u ciebie, Mała?
- Bardzo dobrze, dziękuję. A u ciebie? Przyjeżdżasz wkrótce?
- Dzięki, jakoś leci. Mały stres związany z zadanymi pracami ze szkoły. Nie możesz się doczekać, żeby mnie zobaczyć – powiedział filuternie.
- Przyznaję uczciwie. Tęsknię za tobą. I chciałabym, abyśmy widywali się częściej.
- Tym bardziej jest mi przykro, Mała, że muszę ci powiedzieć, że nie przyjadę w najbliższym tygodniu. Ale możemy za to regularnie do siebie dzwonić.
Byłam trochę rozczarowana, że robiłam sobie nadzieję, iż może będziemy się widzieli wcześniej. A samo telefonowanie do siebie zbytnio mi nie pomoże.
Plotkowaliśmy jeszcze dość długo o szkole, przyjaciołach i innych pierdołach, dopóki nie spytał mnie żartobliwie, czy wydarzyło się coś niezwykłego, jakby w Forks kiedykolwiek coś ciekawego miało miejsce. Zaprzeczyłam, ponieważ nie chciałam mu opowiadać o Edwardzie, a właściwie nie chciałam marnować cennego czasu z Jacobem na rozmyślanie o Cullenie.
Kiedy Renee zawołała mnie po raz trzeci na jedzenie, pożegnałam się z Jake’iem i poszłam dotrzymać towarzystwa rodzicom. Moja wycieczka sprawiła, że byłam strasznie głodna.
Kiedy późnym wieczorem kładłam się do łóżka, obawiałam się kolejnego koszmaru. Ale na szczęście tym razem nic takiego mi się nie śniło. Prawdopodobnie dlatego, że wiedziałam, iż z Edwardem jest wszystko w porządku. Zamiast koszmaru śniłam o mojej polanie… na której jednak nie byłam sama.
___
* Autorka wybrała akurat takie imię dla Jacoba, ponieważ oznacza ono las, drzewo i uważała, że idealnie będzie pasować.
To niestety koniec na dzisiaj. Z góry przepraszam, że zakończyło się w takim momencie, ale co począć, to nie od nas zależy.
Niestety na kolejny rozdział trochę poczekacie.
I cóż teraz powiecie? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Olcia dnia Wto 22:33, 29 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|