|
Autor |
Wiadomość |
Sophie
Wilkołak
Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czeluści nawiedzonej szafy
|
Wysłany:
Wto 19:45, 24 Lut 2009 |
|
Jedna słówko : Brawo. Ta miniaturka jest najlepsza pod względem stylistycznym, językowym. Czytając, nie mogłam oderwać wzroku. Pięknie komponowane zdania, świetne opisy wiernie oddające klimat otaczający Jaspera. Emocje targające duszę głównego bohatera, wspaniale opisane refleksję. Muszę stwierdzić, że nawet mnie zaskoczyłaś, ponieważ widać, że lekko zmieniasz styl pisania, z każdą miniaturką dodając więcej ozdobników.
Co do fabuły... genialny temat. Jasper jako człowiek zawsze wydawał mi się intrygujący... a czytanie o jego ludzkich słabościach jest niczym balsam dla obolałego umysłu, po szkolnym dniu :) Tamara okazała się zwykłą panienką o lekkich obyczajach, która zwabiła Jaspera do łóżka... świetna tematyka. Wyrzuty sumienia trafnie opisane, zaznaczyłaś również różnicę między zafascynowaniem a prawdziwą miłością. Ogólnie po raz kolejny oczarowałaś mnie i chwałą Ci za to!
Ewoluujesz, a razem z Tobą Twoja twórczość, co jest niezaprzeczalnie znakomitym znakiem. Czytałam mnóstwo ff, ludzi o wiele starszych od Ciebie, i za każdym razem spotykało mnie rozczarowanie. Niektórzy stoją z pisaniem w miejscu, ich literackie umiejętności nie zmieniają się. Ty uporałaś się z zastojem, on Ciebie nie dotyczy i to jest piękne. Oby więcej takich tekstów... wspaniale, po prostu wspaniale.
Pozdrawiam i całuję gorąco.
Sophie ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Anna_Rose
Wilkołak
Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc
|
Wysłany:
Czw 21:19, 26 Lut 2009 |
|
Ta miniaturka miała na celu upchanie moich latających na wszystkie strony myśli. I chęć przekazania nieco refleksji szerszemu gronu. Nie ważne, że komentują tylko dwie osoby.
Ja mam potrzebę pisania.
Tekst jest bez bety, ale wiem, że mizuki także nie ma dużej ilości czasu, żeby ciągle sprawdzać moje teksty. Więc zaryzykowałam i wstawiłam bez jej pomocy w sprawdzeniu tego.
Poza tym, chciałabym, mizuki, abyś nie służyła mi tylko za betę. Spróbowałam więc sama i pewnie będę tego żałować.
Pisałam to pod wielką weną, mimo to wiem, że może się nie podobać. Miałam jednak potrzebę wstawienia tu tego.
Życie?
„Wybierz się na spacer i pozbądź się resztek zbytecznego człowieczeństwa w swoim ciele. Tylko nie zakochaj się przypadkiem do szaleństwa w tej nocy, abyś mógł odnaleźć drogę powrotną do domu!”
Anna Rice, „Wywiad z Wampirem”
- To przykre.
- Co takiego?
- To wszystko.
- Wszystko?
- Życie jest przykre.
Zajrzałam w ogromne, ciemne oczy towarzyszącego mi lekarza i przestraszyłam się. Czyżbym powiedziała zbyt dużo? Wyglądał na rozgniewanego. Nie chciałam go rozzłościć!
Ale to on uczył mnie szczerości i uczciwości wobec innych. On pokazywał mi czystość serca. A i tak czasami troszkę oszukuję.
Innych lekarzy, oczywiście. Tych, którzy myślą, że mi pomagają, ale tylko mi szkodzą. To im nigdy nie mówię prawdy.
Mojego lekarza nigdy nie śmiałabym oszukać! To przecież nazywa się szacunek i zaufanie. Ja mu ufam, a on ufa mi. Nie wstydzę się swoich myśli. Przy nim się otwieram i pokazuję mu swoją księgę, jaką jest serce. A tyle kartek jest jeszcze do zapisania! Pytanie brzmi, czy zdążę…
„Kiedy umrę
Kiedy umrę
zrobię to sama.
Nikt nie zrobi tego za mnie.
Jak będę gotowa
powiem:
Fynn, postaw mnie!
I popatrzę,
i zaśmieję się wesoło.
Jeśli upadnę,
będę nieżywa”.
[„Halo, Pan Bóg? – Tu Anna…”]
Cichutko wyszeptałam te słowa z jakiejś książki, którą przyniósł mi owy lekarz. Uwielbiam ten cytat za jego prostotę.
- Dziecko, cóż ty za bzdury wygadujesz? – warknął na mnie gniewnie. Zerknęłam na niego przestraszonym wzrokiem, jak mała gąska.
- Wygłaszam swoje myśli na głos – szepnęłam. Na co dzień prowadząca zażartą walkę – przy nim odczuwałam lęk. Może to jego oczy tak na mnie działały? Nie raz chciałam go zapytać, dlaczego są takiej dziwnej barwy, ale powiedziałby mi, że to wina soczewek. Milczałam więc.
- Bo Ja wiem, że śmierć o mnie pamięta… - usłyszałam te słowa w swoim umyśle i poczułam trwogę.
- Cóż za głupoty przemykają mi przez głowę?! – zganiłam się w duszy.
- Czy życie ma sens? –zapytałam, zadzierając wysoko głowę, by nie tracić z oczu wyrazu twarzy lekarza.
- Ma bardzo wielki sens – odparł ponuro i poważnie, nie patrząc na mnie.
Ale ja dalej uparcie próbowałam ściągnąć na siebie jego wzrok.
- A jaki to sens? – zapytałam, mrużąc oczy przed słońcem, które mimo później jesieni, dość mocno przygrzewało.
Ach, jestem mu taka wdzięczna! Słońcu także, że świeci w ten dzień specjalnie dla mnie, ale głównie mam na myśli mojego lekarza! Zabrał mnie do parku! Ściągnął ze mnie duszące kajdany.
Odetchnęłam głęboko, maksymalnie napełniając płuca rześkim powietrzem. Wdychałam zapach wiatru, trawy i drzew, napawając się tym słodkim aromatem.
- Sens istnienia – odpowiedział doktor, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Jaki jest sens istnienia, skoro śmierć i tak do nas zadzwoni? – coś w tonie mojego głosu bardzo go rozśmieszyło. Oburzyłam się. Staram się być poważna, a on się ze mnie naśmiewa!
Zmierzwił mi pieszczotliwie włosy, a ja lekko się uśmiechnęłam. Chyba wybaczyłam mu ten lekki nie takt.
- A może będziesz sprytniejsza i przechytrzysz śmierć? Zadzwoń pierwsza na bardzo zaufaną linię – mruknął rozbawiony.
- Ach, jesteś bardziej dojrzała, niż mi się wydawało! Taka dorosła osiemnastolatka! Masz cudownie jasny umysł i myśli, moja droga Alice – patrzył przed siebie, pogrążony w zadumie.
Zmarszczyłam brwi, myśląc intensywnie. Ta refleksyjna rozmowa zaczęła coraz bardziej mi się podobać. Uwielbiałam taką grę słów!
- Jakaż to linia? – zapytałam więc, ignorując jego komplement, co do mojej dojrzałości. Nie musiał mi o niej mówić. Ja o niej wiem*.
- Niebo, oczywiście – odrzekł. Zaśmiałam się, ale widząc, że jego wyraz twarzy wciąż jest poważny, przestałam się śmiać, będąc coraz bardziej zdziwiona. Kpi ze mnie?
- I co, mam jechać windą do nieba, aż na ostatnie piętro? – zażartowałam.
- Pożyczę Ci telefon – rzekł lekko rozbawiony, ale też wciąż poważny.
Spacerowaliśmy parkowymi alejkami, a ja zamiast chłonąć wzrokiem otaczający mnie krajobraz, próbowałam odczytać myśli mojego towarzysza z wyrazu jego twarzy.
- Telefon? To w niebie mają stacjonarny?
- Dzwonisz całkowicie za darmo i rozmawiasz z Panem Bogiem, ile tylko zechcesz – podniósł liść z chodnika, obracając go w dłoniach.
- A znasz kierunkowy? – lekko zakpiłam, bawiąc się kasztanem w dłoni.
- Nie znam. Ale ty znasz – zaśmiał się lekko, wręcz gardłowo.
- Chyba coś mi się nie zgadza – mruknęłam.
- Cóż takiego, moja mała Alice?
- Nie rozumiem Cię! – poskarżyłam się.
- Twoja dusza – mrugnął do mnie, idąc dalej.
Przyśpieszyłam kroku, by się z nim zrównać. Uwielbiałam, gdy mówił takimi zagadkami! Widzę wtedy w jego słowach naprawdę głęboki sens tego, co chce mi przekazać.
- Każdego z nas zabiera śmierć! – wydyszałam, truchtem biegnąc za nim.
- Jak mam najszczęśliwiej przeżyć swoje momenty życia na tym świecie, skoro jest on taki zły?! – pożaliłam się, a doktor zwolnił kroku, co nieco mnie ucieszyło.
- To ludzie są źli, nie świat, Alice. Oceniają, choć nie mają ku temu prawa. Co do szczęśliwości na ziemi… - dotknął dłonią mojej twarzy, zamknął oczy i z pełną powagą zacytował:
„- Ale kim ona jest - usłyszał swój młody głos.
- Jest sobą - odpowiedział inny. - Ślicznym krzewem róży”.
Zamrugałam kilkakrotnie, zdziwiona.
- To wszystko? Wystarczy być sobą? – zapytałam z niedowierzaniem. Nie odpowiedział mi jednak. Chyba, że za odpowiedź można by uznać kolejny cytat. Bardzo je uwielbia…
- "Zdaje mi się, że widzę. Gdzie? Przed oczyma duszy mojej." [W.Shakespeare] - Zacytował cicho.
- Ważne, co masz w sercu, Alice – wytłumaczył.
- Błagam, nie zgub się w rzeczy milionów myśli tego świata! Jesteś jedyna, niepowtarzalna! Tylko, że ty to już wiesz – zaśmiał się cichutko, a ja się zarumieniłam.
- Nie wstydź się tego. To bardzo mądre. Wielu ludzi są z pozoru skromnymi, bo za takich cnotliwych chcą uchodzić. Ty jesteś pewna swoich racji i pokazujesz to wszystkim i każdemu. Nie zmieniaj tego – mruknął, siadając na parkowej ławeczce. Usadowiłam się obok niego.
- Nasuwa mi się pewien cytat z książki, którą mi dałeś.
- Zacytuj go, proszę.
Spojrzałam na niego lekko zażenowana. Uczucie to jednak szybko zmieniło się na zaciętość. Odchrząknęłam i zaczęłam mówić płynnym głosem:
"Szanowny Panie Boże.
(...) Nie będę do Ciebie pisał, dlatego że mi smutno. Przeżyliśmy razem życie, Peggy i ja, a teraz zostałem sam i leżę w łóżku łysy, stary i zmęczony. Ohydnie jest się starzeć.
Dzisiaj przestałem Cię lubić.
Oskar" [ Oskar i Pani Róża].
- Ja także umrę, pan także. Nic tego nie zmieni. To bardzo smutny dla mnie fragment ksiązki! – mruknęłam.
- Och, Alice, wierz mi! Śmierć z porównaniem z życiem bez przyszłości, które jest jak morze bez dna, jest wybawieniem! – mruknął.
- Wracajmy do szpitala. Robi się późno – powiedział cicho… I jakoś smutno. Wzięłam go nieśmiało za rękę i skierowaliśmy się w stronę szpitala psychiatrycznego.
Nie odzywałam się. Pogrążyłam się w myślach.
Pan Bóg stworzył nas, abyśmy czynili jego dzieło jeszcze lepszym.
Ale ludzie tylko go niszczą, siejąc na wszystkie cztery strony świata zło, które wepchnął w nas Szatan. A ludzie są zbyt głupi, by się mu przeciwstawić, niszcząc dobro, które jeszcze ostatkami sił kiełkuje na tej ziemi.
Nie zrozumiałam wtedy mojego autorytetu, lekarza. Nie miałam pojęcia o czym do mnie mówił.
Zrozumieć sens jego słów przyszło mi dopiero wtedy, gdy ratując mnie przed śmiercią, ukąsił mnie w szyję.
I zaczęłam nową wędrówkę przez świat…
„-Ludzie nie porównują pana Boga ze sobą.
-Wiem.
-No to co się rzucasz?
-Bo, bo oni porównują siebie z panem Bogiem.”
Sophie stwierdziła, że w "Zdradzie" widać ładniejszy styl, niż w poprzednich miniaturkach.
Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego się nie załamiesz. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Anna_Rose dnia Sob 14:39, 28 Lut 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
Sophie
Wilkołak
Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czeluści nawiedzonej szafy
|
Wysłany:
Czw 21:55, 26 Lut 2009 |
|
Droga Anno :)
Rzeczywiście, gołym okiem widać, że z każdą miniaturką piszesz coraz lepiej. Jestem miłośniczką literatury profesjonalnej jak i amatorskiej i jestem czuła na wszystkie najmniejsze szczegóły, lub nie dopracowania. Zauważyłam, że jesteś osobą, która pisze, przelewając swoje uczucia w tekst, powoli zaczynasz wchodzić w strefę filozoficzną. Muszę Cię ostrzec: nie jest prosto napisać dobry filozoficzny tekst z sensem, skomponować zdania, które nie będą się ze sobą kłócić, sprawić że czytelnik zacznie badać dany problem. Ale przede wszystkim pisarz musi mieć otwarty umysł, być obserwatorem stojącym nieco z boku, potrafiącym opisać zwykłe rzeczy w sposób niecodzienny, nadać im całkowicie innych barw. Tobie powoli udaje się sprostać temu zadaniu, widać to po stylu pisania, który zaczyna być z każdą miniaturką coraz bardziej dojrzalszy. Kiedy pisarz zaczyna w swoich pracach zadawać pytania na wyższym poziomie (np. o sens istnienia), oznacza to, że osiągnął kolejny szczebel drabiny umiejętności. Widać u Ciebie duże postępy i z każdą nową miniaturką jest lepiej, a ja mogę wtedy wychwalać Ciebie :)
Co do tekstu:
Według mnie jest bardzo dojrzały, nie opisałaś dogłębnie emocji, ale to nie ma znaczenia. Kolejny raz zachwyciłaś mnie swoimi postępami. Znalazłam kilka błędów, jednakże nie zajmę się nimi.
Bardzo podobała mi się ta miniaturka, rysuje lekki zarys Twoich myśli i emocji, co jest piękne. Wkładasz w pisanie wiele serca, a ja wręcz uwielbiam czytać Twoje teksty, które przyciągają mnie niezwykłą magią.
Czytając miniaturki innych autorów, męczyłam się i zazwyczaj nie dokańczałam lektury. Z Twoimi tekstami jest zupełnie inaczej, cholernie mi się podobają. Trafiłaś w mój gust, co nie jest prostą rzeczą, bo zazwyczaj jestem wybredna :)
Zawsze cieszę się jak dziecko, gdy otrzymuję od Ciebie zawiadomienie, że wstawiłaś kolejny tekst i szybciutko wskakuję do Kawiarenki. Szczerze, to czytam tylko Twoje teksty, bo reszta mnie męczy (prócz tekstów Mizuki i ScaryMary... one są genialne).
Spojrzałam na Alice z innej strony, dzięki Tobie właśnie inaczej zaczęłam oceniać tą postać, nabrała dla mnie zupełnie innych kolorów.
Pozostaje mi na koniec życzyć dużej weny i trzymam kciuki, abyś dalej rozkwitała pod kątem pisarskim. Na razie jesteś pączkiem, ale za niedługo staniesz się pięknym i dorodnym kwiatem.
Życzę Ci tego i pozdrawiam gorąco, oraz czekam wiernie na kolejne miniaturki
Sophie ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anna_Rose
Wilkołak
Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc
|
Wysłany:
Sob 20:40, 28 Lut 2009 |
|
Moja wena postanowiła się do mnie odezwać :). Cóż mogę powiedzieć więcej...
Poprostu życzę miłej lektury .
beta: kochana mizuki ;**
TEKST EROTYCZNY!
Na łące
„Miłość jest rozkosznym kwiatem, ale trzeba mieć odwagę zerwać go na krawędzi przepaści”.
Stendhal
Czekam na noc
Która połączy spojrzenia zbłądzone
Czekam na moc
Która rozchyli usta spragnione
Czekam na mrok
Który słowa pozwala wymawiać gestami
Czekam na wzrok
Który otworzy ramiona owiane włosami
Czekam
Na ciemność
Która piersi utuli piersiami
Na namiętność, która dłonie obejmie wargami
Na chwilę
Która ciała rozkołysze
Czekam na szczęście
Na błogą ciszę
Nabrałem głęboko powietrza w płuca, czując, jak napiera od środka na moją klatkę piersiową. Cieszyłem się delikatnym wietrzykiem, który wesoło muskał moje ramiona i zadumaną twarz. Cichutko prześlizgiwał się przez moje palce i mierzwił kosmyki jasnych włosów. Zadzierałem głowę wysoko do góry, wpatrując się w jasny i ogromny księżyc, którego odbicie jaśniało w moich przesyconych powagą oczach. Niemalże widziałem w nim smutek, słysząc jego westchnięcia i wysiłek. Czułem, jak toczy odwieczną walkę ze swoim wiecznym wrogiem, nasyconym ogromną siłą - słońcem. Cieszyłem się, że jak na razie, dzisiejszej nocy, w tym momencie - wychodzi z tej walki cało i zwycięsko.
Walczył dokładnie tak, jak ja ze sobą.
Oplotłem nogi ramionami, garbiąc plecy. Brodę oparłem o kolana, a dłonie splotłem wokół łydek. Przymknąłem oczy, wdychając głęboko świeże powietrze.
Poczułem, że się zbliża, stąpając lekko po miękkiej trawie, niemal płynąc w powietrzu. Czułem prąd powietrza, jaki wywoływała swoim szaleńczym biegiem. Słyszałem szelest tańczących na wietrze włosów. Słyszałem jej odległy, cichutki śmiech, brzmiący jak muzyka wygrywana przez słodką nimfę. Dźwięk ocieranego, zwiewnego materiału sukienki o smukłe i gładkie ciało z dokładnością docierał do moich uszu. Poczułem słodki zapach świerków i kasztanów pomieszanych z różanym i czekoladowym zapachem.
Wdychając tę duszącą wręcz woń, miałem ochotę wstać i rzucić się na wampirzycę!
Siła jej zapachu powodowała pulsowanie moich nozdrzy i budziła do życia motylki w moim podbrzuszu.
Zamknąłem oczy, przygryzając dolną wargę. Poczułem, że nieznajoma zwalnia kroku, spokojnie i cicho podchodząc do mnie. Nie poruszyłem się. Nie otworzyłem też oczu, gdy kobieta stanęła za mną, nic nie mówiąc.
Po prostu była. A ja dalej wdychałem przepiękny zapach jej skóry, nie mogąc się nim nacieszyć. Teraz, będąc bliżej mnie, gdy mogłem z bliska usłyszeć jej spokojny i miarowy oddech, ogarnął mnie spokój. Poczułem, że siada na trawie i szczelnie przytula się do moich pleców. Smukłe nogi oplotła wokół mojego brzucha, a jej dłonie błądziły po mojej klatce piersiowej. Głowę oparła o moje ramię.
Poczułem słodki, ciepły pocałunek na swojej szyi. Zamruczałem cicho, na co moja towarzyszka zaczęła rysować swoimi małymi paluszkami wzory na moim torsie.
Oddychała szybciej, a kosmyki jej włosów delikatnie łaskotały mnie w twarz. Czułem, jak jej skóra ściśle przylega do mojej.
Była tak idealna, jakby wyrzeźbiona specjalnie do mojego ciała. Pasowała pod każdym względem!
Odwróciłem lekko twarz i poczułem jej usta na swoich powiekach. Wziąłem ją w ramiona i usadowiłem na swoich kolanach, w ciemnościach odszukując jej wargi. Delikatnie, z nabożną czcią, zacząłem ją całować, nie spiesząc się nigdzie. Czułem jej dłonie na swoim karku. Czułem jak delikatnie bawiła się moimi włosami. Usłyszałem ciche westchnięcie zadowolenia. Przytuliłem ją mocniej do siebie, ściągając z niej bluzeczkę opinającą małe, ale idealnie kształtne piersi i odrzuciłem ją za siebie.
Małe paluszki niecierpliwie zerwały z moich ramion ciemną koszulę, a ja uśmiechnąłem się lekko do siebie. Zjechałem ustami na jej policzek, później na szyję, dokładnie całując jej ciepłą skórę.
Będziesz mój. Ustami się wpiję
W wargi twoje, od nocnych róż krwawsze,
Obłąkany szał szczęścia przeżyję,
Ale umrze coś we mnie na zawsze.
Zacałuję się sobą! W pierścieni
Splot drgający zakłuje twe ciało,
I uśniemy rozkoszą zmęczeni
I niepomni, że wszystko się stało.
Nie spieszyliśmy się, chcąc w pełni nacieszyć się wspólnym szczęściem. Wziąłem jej twarz w swoje dłonie i głęboko spojrzałem w jej duże, złociste oczy. Tonąłem w tym spojrzeniu, które mnie przenikało! Moje drugie ja, moja druga połówka jabłka. Moja miłość - jedyna, niepowtarzalna!
Szybkim ruchem ściągnąłem z niej spódniczkę, całując idealnie wyrzeźbiony, płaski brzuszek. Dłonie oparłem na smukłej talii, czując, jak jej ciało pod wpływem mojego dotyku wygina się w łuk. Czułem jak jej drobne dłonie dobierają się do moich spodni. Zacząłem całować ramiona ukochanej, obdarzając ją szczerymi i pełnymi uczuć pocałunkami.
Sunąłem czubkiem nosa po jej obojczyku, coraz niżej i niżej, całując i wdychając każdy skrawek jej ciała…
Po chwili podniosłem gwałtownie głowę z powrotem biorąc jej twarz w swoje dłonie i przysuwając swoje usta do jej ust. Koniuszkiem języka delikatnie przejechałem po jej wardze, wywołując w nas obojgu falę dreszczy.
Po chwili legliśmy na trawie, w świetle księżyca, bez ubrań. Gładziłem jej ciało, napawając się jego słodkim zapachem. Lekko przygniatałem ją swoim ciałem.
Bałem się, że zrobię jej krzywdę! To było tak irracjonalne, tak niedorzeczne! Zrobienie jej krzywdy było rzeczą właściwie niemożliwą. Choćby dlatego, że kochałem ją całym swoim jestestwem. Poczułem, jak jej noga oplata się wokół mojej, a dłonie błądzą po torsie i plecach.
Począłem całować jej twarzyczkę, szepcząc ciche „kocham”. Nasze oddechy stały się przyśpieszone, a westchnięcia zamieniły się w cichutkie jęki zadowolenia i rozkoszy.
Trzymałem ją w swoich ramionach, czując pod sobą napierające jej ciało na moje i wiedziałem, że w tej kobietce jest zawarte całe moje szczęście.
Moja przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
W niej odnalazłem swój spokój. To uśmiech Alice sprawia, że chce mi się żyć.
Odnalazłem w niej swoje niebo.
Niech zabrzmią tony wszystkich barw w koncercie Twoich nocy i dni… |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kropek
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Sie 2008
Posty: 19 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 21:26, 28 Lut 2009 |
|
To było...hmm...kurczę no! To było NIESAMOWITE!! Kobieto co ty ze mną robisz, ehh... Rację mają wszyscy przedmówcy - za każdą miniaturką jesteś coraz lepsza! Niesamowicie piszesz, ukazujesz uczucia i przemyślenia. Dla mnie bomba!:)
Pozdrawiam i weny życzę |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
mizuki
Zły wampir
Dołączył: 03 Gru 2008
Posty: 392 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 22:08, 28 Lut 2009 |
|
Anno, od paru dni nie mam za bardzo czasu na nic, tym bardziej na siedzenie na forum, ale powiem króciutko: zrobiłaś OGROMNE postępy i jestem dumna, że miałam w tym swój malutki udział :). Twoje teksty wymagają jeszcze kosmetycznych poprawek, ale są BARDZO DOBRE :D!!! |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
ireth_91
Nowonarodzony
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 17 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 16:45, 01 Mar 2009 |
|
ŚWIETNE. I muszę nie zgodzić się z poprzedniczkami, nie stajesz się lepsza z miniaturki na miniaturkę-ty po prostu cały czas piszesz tak dobrze.
Mimo, że są to tak krótkie teksty, wprowadzasz w nich niepowtarzalny klimat. Również cytaty i wiersze które wplatasz w tekst idealnie współgrają z nastrojem. To naprawdę sztuka, by tak umieć "manipulować" emocjami czytelnika, a ty to już tak dobrze opanowałaś.
Coś mi się wydaje, że często będę tu zaglądać:)
Życzę dużo weny i pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sophie
Wilkołak
Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czeluści nawiedzonej szafy
|
Wysłany:
Nie 17:24, 01 Mar 2009 |
|
Uff... nareszcie zdołałam doczłapać się do kochanego komputerka (tak nawiasem mówiąc, osiemnastki znajomych straszną męczą) :)
Zaczną od tego, że bardzo cieszy mnie fakt iż wena Ciebie nie opuszcza i chwała jej za to. Płodny artysta, to szczęśliwy artysta.
Przejdę do omówienia miniaturki:
Zachwyciłaś mnie po raz kolejny, jednak troszeczkę mocniej. Widzę u Ciebie gigantyczne postępy zarówno w słownictwie jak i w stylu. Ta miniaturka jest ukoronowaniem Twoich wysiłków, ponieważ według mnie jest najlepsza z dotychczas napisanych.
Wybrałaś sobie trudną tematykę, bowiem ciężko jest opisać dobrze scenę miłosną i wplątać w nią dodatkowo subtelne ozdobniki, które nadają dynamiki opowiadaniu. Wszystkie uczucia, emocje dominują w tej miniaturce co jest dużym plusem. Masz ode mnie pochwałę, wielką pochwałę za wspaniałą kompozycję zdań. Wspaniale opisujesz sytuacje i nadajesz jej nowego, ponadczasowego znaczenia. Z tego co wiem, Jasper jest romantykiem, więc opis jego wewnętrznych przeżyć jest ciężkim chlebem do zjedzenia szczególnie, że facet urodził się w XIX wieku. Tobie udało się połączyć najistotniejsze elementy: zainteresowałaś czytelników, pięknie wszystko opisałaś dodając nutkę finezji, pokonałaś barierę, która zazwyczaj hamuje dobrych pisarzy przed stworzeniem intrygujących scen, a przede wszystkim włożyłaś w to własne młodziutkie serducho. Piszesz niezwykle dojrzale jak na swój wiek, tym samym udowadniając, że polska młodzież jeszcze nie stoczyła się na samo dno językowe.
Nic dodać, nic ująć tą miniaturką przeszłaś moje najśmielsze oczekiwania i wstąpiłaś w poważniejszą strefę pisarstwa. Teraz czytelnicy będą od Ciebie oczekiwać jeszcze lepszych tekstów, ponieważ pobudziłaś nam apetyt. Twórz dalej, niech wena trzyma Cię w swoich szponach jak najdłużej :)
P.S. Dalsze Twoje prace bardzo mile widziane.
Pozdrawiam
Sophie ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anna_Rose
Wilkołak
Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc
|
Wysłany:
Pon 20:24, 02 Mar 2009 |
|
Naprawdę czerpię z weny, ile się da. Twardo obstaję przy swoim - im więcej będę pisać, tym bardziej wejdzie mi to w krew. A naprawdę wiele tekstów piszę tylko dla siebie, żeby ćwiczyć. W każdej wolnej chwili.
Nie zabijcie mnie za to. Wiem, że tekst jest przesycony smutkiem i pewnie skopałam ten tekst wykonaniem... ale taka już jestem. Zawsze rozmyśla o sprawach poważnych i stara się wczuwać w sytuacje innych. Czasami jeszcze bazuje na własnych doświadczeniach, wlewając w swoje teksty swoje serce.
Ten tekst powstał przed utworem "Na łące", tak gdyby coś. I bardzo długo zastanawiałam się, czy to opublikować.
beta: mizuki ;*
Nie dedykuję tego tekstu nikomu. Jest na to za smutny. Przynajmniej dla mnie.
Ave!
Wyrwane Serce
„Serce ustało, pierś już lodowata,
Ścięły się usta i oczy zawarły:
Na świecie jeszcze, lecz już nie dla świata!
Cóż to za człowiek?- Umarły”.
Fragment "Upiora" z "Dziadów" Adama Mickiewicza
Każda śmierć jest straszna, nieunikniona, nieprzewidywalna. Budzi lęk w naszych sercach, przesyca strachem nasze zmysły, odbiera radości i sens istnienia. Wbija swoje ostre jak brzytwa, przegnite zęby w nasze życie i chucha na nas cuchnącym oddechem. Bardzo powoli, delektując się tym, z ogromną rozkoszą rozrywa nas swymi żółtymi kłami. Pożera wzrokiem oraz wszystkimi zmysłami lotność życia, swoje dzieło. I wciąż kręci nosem, jest niezadowolona, naburmuszona, parska ze wściekłością i piskliwie wrzeszczy, rozglądając się dookoła swoim przekrwionym wzrokiem, by z dzikim wrzaskiem dokonywać coraz to gorszych mordów. Chce, aby było o niej głośno. Nie ważne dla niej jest, ile życie, które zabiła miało lat, ile przetrwało, jak piękne, czy brzydkie było. Chociaż, to oczywiste, najpiękniejszym i najurodziwszym dla niej prezentem jest życie młode, zdrowe, rześkie i delikatne.
A także życie osoby, która jest kochana przez wiele innych żyć. To okrutne, co Śmierć może kochać.
Dlaczego mi ją zabrałaś?! Cóż takiego ci uczyniłem, że chichoczesz jak wariatka nad moim bólem, który przeszywa mnie na wskroś?!
Zapłakałem gorzko i upadłem na trawę, szlochając i dławiąc się łzami, które spływały po moich policzkach. Zacząłem orać paznokciami ziemię. Cały sens mojego życia był w tej drobnej istotce, w której nie tli się już życie, która nie rumieni się rozkosznie pod wpływem mojego spojrzenia, która już nigdy się nie zaśmieje! Nie usłyszę jej głosu brzmiącego jak miliony dzwoneczków… Wziąłem ukochaną w ramiona, patrząc na nią z grymasem bólu na twarzy. Jej kruche ciało przelewało się przez moje dłonie, oczy wpatrywały się pusto w przestrzeń. Niegdyś tak wesołe, dzisiaj były martwe. Przejechałem drżącą dłonią po jej szyi, aż do brzucha i zawyłem w bezsilnej rozpaczy. Przytuliłem ciało mojej ukochanej ciasno do siebie i całowałem jej lekko zniszczone, pozbawione blasku życia, włosy.
Dlaczego mi ją zabrałaś?! Wyrwałaś brutalnie z moich ramion! Zostawiłaś mnie na tym padole łez, a ją zabrałaś! Nienawidzę cię za to! Nienawidzę!
Mam ochotę cię rozerwać na strzępy! Pokaż się, skoro jesteś taka odważna, o Śmierci!
Spojrzałem na drobną istotkę spoczywającą w mych ramionach, które trzęsły się od spazmatycznego szlochu. Nieruchomą i bezwładną.
Jej ciało było zimne, sztywne i blade. Zagryzłem wargi do krwi i zamknąłem puste oczy mojej kochanej. Wciąż tuląc ją do swojego ciała, jak małe dziecko, które boi się, że już na zawsze zabiorą od niego matkę, płakałem, płakałem, płakałem…
Pustka. Nicość. Otchłań. Beznadziejność. Życie stało się czymś na kształt egzystowania w pustej skorupie, w której jest zimno, samotnie i głucho.
To najgorsze, co może ci zafundować Śmierć.
Chcąc kochać – zostajesz zwodzony, gdy pokochasz całym swym istnieniem, gdy miłość przelewa się przez ciebie, bo nie możesz jej pomieścić i jesteś pijany ze szczęścia – Śmierć wkracza do akcji.
I nie zabiera ciebie ze sobą, chcąc byś cierpiał katusze tysiące razy mocniej, niż bolą rany zadawane przez Śmierć.
- Kocham Cię! – szepnęła, śmiejąc się radośnie. Odwzajemniłem jej uśmiech, rozluźniony, swobodny i szczęśliwy, że mam ją przy sobie.
- Kocham Cię jak milion pastylek M&M's! – pocałowałem ją zadziornie w wgłębienie za uchem i poczułem, jak drży. Uwielbiała to, a ja zręcznie to wykorzystywałem.
- A ja ciebie jak miliony cukierków toffi! – zachichotała figlarnie i pocałowała mnie z czułością w usta.
Przymknąłem powieki, rozkoszując się tą chwilą.
Sekunda. Minuta. Godzina. Wieczność.
A ja wciąż czuję gorąco rozchodzące się po całym moim ciele, dreszcz podniecenia biegnący od kręgosłupa w dół i przyjemne mrowienie w podbrzuszu…
Z moich ust dobyło się pełne bólu wycie. Skierowałem twarz ku niebu. Poczułem pierwsze krople deszczu na policzkach. Kolejnych już nie liczyłem. Wszystko zlało się w jedno. Nie było już nic.
Tylko wszechogarniająca pustka i złowroga cisza wokoło. Strumień wody spływał po moim ciele, a ja nawet tego nie odczuwałem. Nie wiał żaden, nawet najmniejszy, wietrzyk. Nie poruszał się żaden listek na drzewie, spokojnie trwały na swoich miejscach najmniejsze nawet źdźbła trawy…
Zdawało mi się, że słyszę jej słodki śmiech. Otworzyłem szeroko oczy, mając nadzieję, że zaraz zbudzę się i zobaczę jej radosną twarz przy swojej i będę się śmiał ze swego absurdalnego koszmaru i ponownie pocałuję jej miękkie usta…
Zakrztusiłem się płaczem i zacisnąłem mocno powieki, wciąż trzymając w ramionach moją drobną, kochaną żonę…
Rzeczywistość zaczynała mnie przerastać.
- Uważaj! Zrobisz sobie krzywdę! - powiedziałem ze śmiechem do drobnej istotki o czarnych włosach i roziskrzonych wesołością oczach, lecz w moim głosie pobrzmiewała nuta zaniepokojenia.
Mimo iż była wiosna, w górach wciąż spotykaliśmy tu i ówdzie duże ilości śniegu.
Wciąż istniało zagrożenie lawinowe.
Moja ukochana uwielbiała bawić się i wygłupiać przy skałach. Ostrzegłem ją, by była trochę bardziej uważna, bo nigdy nic nie wiadomo.
Wyśmiała mnie. Zaufałem jej więc i odwróciłem się, by podnieść z ziemi nasz koszyk piknikowy, gdy wpierw poczułem drżenie ziemi, a następnie usłyszałem mrożący krew w żyłach krzyk, który był w stanie przebić moje bębenki w uszach. Poczułem trwogę w sercu i natychmiast się odwróciłem.
- NIE! – krzyknąłem histerycznie, porzucając koszyk i biegnąc ile sił w nogach…
Z nadzieją zacząłem usuwać jak szaleniec własnymi rękoma śnieg, którego całe szczęście nie usunęło się ze szczytu tak dużo…
- Nie, nie, nie, NIE! – zacząłem krzyczeć jak w amoku, gdy wreszcie wydobyłem jej bezwładną dłoń a potem resztę posiniaczonego i sinego ciała.
Nie ruszała się.
I nie oddychała.
- Moja mała… - zacząłem szeptać, nie wstydząc się łez. Płakałem coraz mocniej i mocniej, kołysząc się w przód i w tył, otępiony bólem, który mnie rozrywał.
Czy tak czuje się człowiek, który utracił wszystko, nawet życie, a mimo to czuje dalej? Czy to tak boli śmierć duszy? Czy ciało istnieje puste, jak stara skorupa? Czułem, jak Śmierć bawi się moją rozerwaną duszą jak piłką i nie chce mi jej oddać, ani naprawić…
- Nie płacz, gdybym odeszła – szepnęła, patrząc w moje oczy, które wręcz hipnotyzowały moją duszę.
- Nie odejdziesz, najdroższa! Zawsze będę cię chronił – szepnąłem. Uśmiechnęła się do mnie leciutko.
- Ne opuszczę cię, ponieważ na zawsze zostanę tutaj – dotknęła dłonią miejsce, gdzie było moje serce i przytuliła się do mojej szerokiej klatki piersiowej, wzdychając i rysując jakieś wzorki na moich plecach swoimi małymi paluszkami.
- Wróć do mnie, błagam, wróć! Ja nie dam sobie rady… - jęknąłem płaczliwie, wciąż mając nadzieję, że to wszystko koszmarny sen…
- Boże litościwy, czemu mi to czynisz?! Cóż takiego uczyniłem, że spotkała mnie taka kara…? - załkałem.
„Nie stój nad mym grobem i nie roń łez.
Nie ma mnie tam; nie zasnęłam też”.
Zwęziłem oczy. Postanowiłem to, co już dawno sobie obiecałem. Delikatnie ułożyłem ciało ukochanej na ziemi i pocałowałem ją w czoło, przymykając powieki.
- Kocham cię – szepnąłem z mocą i podszedłem do urwiska. - Zabrałeś mi ją?! – krzyknąłem w stronę niebios.- Nic ci to nie da, dotrę do niej! – wrzasnąłem i zamknąłem oczy z błogim uśmiechem.
- Moja mała Alice… - szepnąłem najczulej, jak potrafiłem.
Poczułem się… wolny.
I pomknąłem w dół, ku drodze prowadzącej do mej miłości.
***
Ich ciała pochowano obok siebie, by już na wieczność mogli połączyć się i istnieć razem.
„Ze snu krótkiego zbudzi się dusza człowieka
W wieczność, gdzie Śmierci nie ma; Śmierci, śmierć cię czeka”. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Anna_Rose dnia Pon 20:25, 02 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
kropek
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Sie 2008
Posty: 19 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 20:59, 02 Mar 2009 |
|
I ponownie mnie zatkało i nie wiem co mam napisać. Tym bardziej konstruktywnego... To że piszesz genialnie - wiesz, że manipulujesz czytelnikami - wiesz, sprawiasz że rozpaczam razem z bohaterem - też już wiesz. No więc co mi pozostało? Chyba tylko pogratulować ci talentu i życzyć sobie abym częściej miała okazję czytać teksty twojego autorstwa. Co też właśnie czynię:)
Cytat: |
Każda śmierć jest straszna, nieunikniona, nieprzewidywalna. Budzi lęk w naszych sercach, przesyca strachem nasze zmysły, odbiera radości i sens istnienia. |
Sama prawdą, którą potrafiłaś ubrać w słowa - dziękuję. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ireth_91
Nowonarodzony
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 17 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 22:25, 02 Mar 2009 |
|
Tekst może i jest smutny, ale przede wszystkim wzruszający. Możesz nie wierzyć, ale mam łezki w oczach, co przy czytaniu opowiadań naprawdę rzadko mi się zdarza. Jednak mimo wszystko na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Wiesz dlaczego? Bo właśnie dzięki takim historiom moja romantyczna dusza wierzy, że gdzieś tam istnieje taka miłość: prawdziwa, piękna, dla której nawet śmierć nie stanowi żadnej przeszkody...
Czekam na więcej i pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sophie
Wilkołak
Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czeluści nawiedzonej szafy
|
Wysłany:
Wto 16:11, 03 Mar 2009 |
|
Ach, kolejna miniaturka... wybornie :)
Tekst jest mega smutny, prawdziwy wyciskacz łez napisany fenomenalnie. Obawiałam się gdy przeczytałam, że umieściłaś przesyconą smutkiem miniaturkę. Cicho modliłam się w duchu, aby nie był to przesycony tandetnymi tekstami melodramat, ale moje obawy szybko zniknęły.
Kurczę, tu naprawde masz uśpiony i nieoszlifowany jeszcze talent, z którego należy wyciskać jak najwięcej. Jestem osobą dosyć twardą, na której wzruszające teksty nie robię wrażenia, ale ty zburzyłaś moją zobojętniałą barierę. Pięknie, pięknie i jeszcze raz pięknie! Emocje opisane bardzo dojrzale, stworzyłaś niezwykły klimat, który przyczynia się do reakcji czytelników. Patrzenie, jak ukochana osoba umiera, jest najbrutalniejszym i najtragiczniejszym doznaniem w życiu, dlatego pisarze często wykorzystują ten temat.
Mówi się, że najdoskonalsze działa powstają pod wpływem smutku, ja mam nadzieję, że pisząc to nie byłaś strasznie smutna, grunt to banan na twarzy :)
Ja już sama nie wiem co pisać, brakuje mi powoli słów wychwalających twoje gigantyczne postępy. Ogólnie: miniaturka fantastyczna i niepowtarzalna, daję 6+
P.S Oczywiście standardowo czekam na dalsze dzieła
Pozdrawiam i całuję gorąco
Sophie ;* |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sophie dnia Wto 16:12, 03 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Anna_Rose
Wilkołak
Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc
|
Wysłany:
Czw 21:06, 05 Mar 2009 |
|
Nie, Sophie, przy pisaniu miniaturki powyżej nie byłam za bardzo smutna... można powiedzieć, że do napisania jej popchnęła mnie lekka melancholia i trochę wspomnień.
Przedstawiam państwu kolejny wytwór mojej nieco chorej wyobraźni.
Mojego walniętego umysłu, który chce wszędzie wcisnąć swój chudy tyłek i nagminnie pomagać innym
Ale ja już lepiej milczę.
beta: niestety bez
Wysłannik Piekieł
„Są to stwory nieludzkie i do zwierząt podobne,
które bardziej się godzi nazywać potworami niż ludźmi,
które łakną krwi i piją ją”
Zaszlochałem cicho, ciszej niż śpiewający wokół mnie wiatr. Upajałem się samotnością i toczyłem walkę ze swoimi myślami. Ukryłem napiętnowaną cierpieniem twarz w dłoniach, chcąc zapaść się pod ziemię i móc nigdy spod niej nie wyjść. Tak bardzo w tej chwili byłem wdzięczny Alice, że pozwoliła mi pobyć samemu… chociaż na małą chwilkę. Z dala od podsłuchującego moje myśli brata, z dala od ignorującej wszystko mojej siostry, daleko od współczujących spojrzeń moich przybranych rodziców…
Z dala od usychającej ze zmartwienia Alice…
Chociaż to ostatnie pragnienie było w moich ustach plugawym kłamstwem. Każda komórka mojego martwego ciała pragnęła mieć Ally przy swoim boku! Chciałem móc ją przytulać do swojej piersi i całować jej rozwichrzone włosy, ale…
No właśnie. Nie chcę, by cierpiała. Wręcz pragnę, by wreszcie przestały prześladować ją przykre i niepokojące wizje z moim udziałem! Nie chcę, by oglądała moje zmagania się ze swoją naturą. Nie powinna być widzem tej walki, jej świadkiem. Nie chciałem też się przed nią obnażać ze swoim bólem.
Och, Alice… Tak bardzo cię kocham, moja mała kruszynko! Tak bardzo ból rozrywa moje serce, gdy przypomnę sobie twoją naznaczoną smutkiem twarz, twoje duże oczy, które mówiły: „Jestem z Tobą Jazz, zawsze, wszędzie i przeciw wszystkiemu i wszystkim!”.
Zajęczałem cicho i przeciągle w agonii bólu, który rozrywał moją duszę. Nie mogłem ścierpieć tego, że osoba będąca w centrum mojego serca, musi przeze mnie znosić katusze.
I nie przyjmuję do wiadomości jej głupich stwierdzeń, że martwi się o mnie, ponieważ najzwyczajniej w świecie… mnie kocha.
Nie powinna się tym wszystkim gryźć! Ciągle powinna być radosną i pełną entuzjazmu kobietką, którą jest na co dzień.
Wystarczy, że to ja jestem tym ponurym i ciągle poważnym, zmagającym się ze sobą osobnikiem. Moja mała Alice powinna pozostać jasnym światłem, które wskazuje mi właściwą ścieżkę życia, którą powinienem kroczyć.
Ta dziewczyna… nie mogłem się pohamować. Jej pulsująca krew w żyłach, dziko kotłująca się w tętnicy, wołająca mnie słodkim śpiewem ku sobie, zapraszająca…
Jej zarumienione policzki i ciepło ciała, cienka, przejrzysta warstwa skóry, którą z łatwością da się rozerwać…
Nie byłem w stanie nad sobą panować, całkowicie zamroczony przez swoją naturę, przez swoje złowieszcze instynkty. Jej długie, lekko falowane blond włosy zatańczyły na wietrze, a ja poczułem smak jadu na języku. W tym momencie nic nie było w stanie powstrzymać mojego drugiego oblicza; z gardłowym, niskim warkotem rzuciłem się ku dziewczynie, przygważdżając ją do ściany budynku. W ułamku sekundy odgarnąłem jej włosy i zatopiłem swoje ostre zęby w miękkiej skórze na szyi. Przymknąłem oczy, rozkoszując się gorącą cieczą, która spływała w głąb mojego gardła. Po ciele rozeszło mi się wybornie rozkoszne ciepło i delikatny prąd przyjemności z zaspokojenia swojego głodu. Potwór w głębi mojej duszy zamruczał z ekscytacji. Ostatnia kropelka krwi i bezwładne, martwe ciało niewinnej dziewczyny w ramionach mordercy, plugawcy i potwora.
W moich ramionach.
Zawarczałem cicho, wściekły na siebie. Wspomnienie tego zdarzenia prześladuje mnie do dnia dzisiejszego. Zabójca! Prostak!
Czuję się brudny i skalany. Tak bardzo nienawidzę swojej osoby, jestem nikim!
Alice nie zasługuje na kogoś takiego, jak ja…
Drgnąłem, gdy poczułem ciepłe dłonie na swoich ramionach.
- Proszę, Alice, nie powinnaś teraz na mnie patrzeć – jęknąłem cicho, czując, że jestem bliski pocałowania tej tak bliskiej memu sercu osóbki.
- Nie mów głupot. Jesteś ogniem budzącym mnie do życia, pamiętasz? – zamruczała, dotykając wargami mojej szyi. Westchnąłem cicho, dotykając jej drobnej dłoni.
- Gdzie ty, tam ja. Nie zmienisz tego, mój drogi. Twoje smutki są moimi smutkami, pamiętaj o tym, proszę – szepnęła z miłością.
- Dziękuję, Alice – wyszeptałem, wpatrując się w przejrzysty księżyc.
Czując miarowy oddech mojej iskierki, wiedziałem, że ona nie pozwoli mi zgasnąć.
Pozwoli mi zapomnieć, zabliźni moje rany. Pomoże mi wrócić do równowagi, a przykre zdarzenie, które skalało moje serce, odejdzie w niepamięć…
A Alice sklei moje martwe serce na nowo.
Pomoże mi wymazać z pamięci to zdarzenie…
Zamordowanie małej dziewczynki, która nie miała okazji poznać smaku życia, ponieważ los postawił na jej drodze najgorszą szumowinę tego świata.
Myśl o tym, że odebrałem życie niewinnemu dziecku, napawała mnie tak przeogromnym obrzydzeniem do samego siebie, że pogrążałem się w otępieniu i przeogromnym bólu coraz bardziej.
Urywki wspomnień, w których czuję uczucia mojej ofiary: szok, ból, zaskoczenie…
Czułem to wszystko jak we własnym ciele. To było potworne.
- Będę przy Tobie – usłyszałem szept przy uchu, brzmiący tak czysto i szczerze… przepełniony był czułością.
To wtedy kamień spadł mi z serca. Słysząc ten cichutki głosik. To on dodał mi siły.
I już wiedziałem, że ten głos postawi mnie na nogi, pomoże mi zebrać się do kupy.
Pomoże mi uwierzyć, że jeszcze mogę odzyskać godność i być dobrym.
Że chodząc po tym świecie, nie rozsieję więcej zła. Im jest go mniej, tym lepiej.
Nie chcę więcej zmazywać ludzi z tego świata.
To zadanie dla Boga, nie dla Wysłannika Piekieł.
„Winny przed światem, ale nie przed tobą,
Czekam godziny kaźni;
Cóż śmierć - Gdy serca nasze nie zawiodą,
To śmierć ich nie ujarzmi”.
Michaił Jurjewicz Lermontow
* Takie malutkie wyjaśnienie; Jasper uważa, że jest potworem, określa siebie i swoich pobratymców jako "Wysłannicy Piekieł", ale uważa, że ludzkie życie z powierzchni ziemi powienien zmazywać tylko Bóg, nie oni. Ponieważ niewinni ludzie nie zasługują na Piekło.
Liczę, że nie pokręciłam za bardzo ^^
Edit: [09.03]
Wczoraj napisałam miniaturkę pod wpływem muzyki. Możliwe, że nawet dzisiaj ją dodam
Obiecana, kolejna miniaturka [ ku radości tych, którzy czytają, a raczej jest ich tyle, że da się policzyć na palcach].
Polecam włączyć w tle: Almost Lover http://www.youtube.com/watch?v=HCeS-yorGtc, ponieważ przy tej piosence mnie natchnęło.
Taniec w Deszczu
„Jestem przekonany ze anioły nie pogardzaja ludźmi w tym stopniu, co ludzie sobą wzajemnie”.
Monteskiusz
Wyobraź sobie, Drogi Czytelniku, ciche miasto zalane deszczem i łzami. Zamknij oczy i wpatruj się w cichą, otaczającą cię ciemność, którą widzisz. Wyimaginuj sobie własnym okiem nieduży rynek, pokryty szarymi, betonowymi płytami. W przedzierających się w nich tu i ówdzie pęknięciach zamieszkało liczne robactwo i usychająca trawa. Dookoła zamknięte, bure sklepy z odrapanymi drzwiami, zamkniętymi na cztery spusty okiennicami i przysadzistymi dachami. Wszystko stoi obok siebie w równym rzędzie, każdy budynek. Otacza cię kilka ławek i starych dębów. Nad Tobą unosi się szare niebo, a wiatr uciekł z tej zapadłej dziury, w której się znajdujesz. Żaden pies nie zaszczeka, żaden ptak nie rozweseli cię dźwiękiem swego śpiewu. Drzewa straciły swoje liście i cały, osobisty urok, mimo, że to już kalendarzowa wiosna. Tynk odpada od porysowanych i zniszczonych ścian, a ty stoisz w centrum tego nieszczęścia i smutku, nie wiedząc, co począć. Wpatrujesz się w niebo, które pęka od natłoku cierpienia. Czujesz, jak zasmucone i samotne miasto napiera na ciebie swoimi zimnymi ramionami, domagając się miłości. Niemal słyszysz jego ciche jęki agonii. Potrząsasz gwałtownie głową i upadasz na kolana, czując się zagubionym.
Tak, czujesz to. Czujesz, jak szczęście ulatnia się z twojej duszy, a mięśnie obezwładnia otępienie. Nawet nie zauważyłeś, jak zacząłeś dotykać bladym policzkiem zimnego bruku. Deszcz zaczyna łaskotać twoją twarz, by po chwili przecinać ją tysiącami kropel wody. Włosy oblepiają twoje naznaczone zmartwieniem czoło, oczy krzyczą nostalgią, a nogi rwą się do ucieczki z centrum tego opuszczonego przez Boga miejsca.
Nagle jednak słyszysz ciche, niepewne kroki*, przedzierające się przez ramiona rozzłoszczonego miasta. Po chwili obca osoba klęka przy twoim boku i lodowatą dłonią dotyka twojego policzka. Wzdrygasz się, a twoje ciało przechodzą dreszcze.
Łkasz coraz bardziej, nie otwierając oczu, a istota głaszcze twoje włosy i cicho, niemalże niesłyszalnie dodaje otuchy. Uchylasz powieki, a przed tobą stoi najpiękniejsza istota, jaką kiedykolwiek oglądały twoje oczy.
A widziały już naprawdę wiele.
Smukła i niewysoka, wydawała się tętnić blaskiem życia. Niezdarnie osłaniasz oczy dłonią i mrużysz je, oślepiony. Po chwili jednak uchylasz nieśmiało powieki i cofasz sprzed twarzy rękę, a na twoim obliczu jaśnieje głębokie zdziwienie. Istota pochyla się nad tobą. Jest przepiękna. Jej skóra jest mlecznobiała, a włosy jaśniejsze od słońca okalały delikatną twarzyczkę. Jej usta lekko wyginały się w uśmiechu, a delikatna dłoń głaskała twój zapłakany policzek. Czujesz ukojenie i błogą powagę na sercu. Wszystkie smutki poszły precz, z piskiem uciekły z twej okaleczonej duszy. Ucieszyłeś się, uwierzyłeś, że twoja zamordowana na wojnie rodzina, ma nowy, szczęśliwy dom u Pana Boga…
Przymknąłeś z błogością oczy na parę sekund. Uśmiechasz się leciutko. Po chwili uchylasz powieki i wstajesz gwałtownie z ziemi.
Po nieziemskiej istocie nie ma ani śladu, ale na policzku i duszy wciąż czujesz dotyk ukojenia i spokoju…
A teraz otwórz oczy, drogi czytelniku i zerknij na otaczający cię świat. Czyż nie otacza cię smutek, radość, trwoga, uczucie beznadziei, śmierć kogoś bliskiego, katastrofy, ból, agonia?
I jak myślisz, czy to Bóg sprawia, że ten świat jest coraz to gorszy?
Ja Ci powiem, że to nie Bóg. To Dlatego niebo płacze. Bóg Wylewa swoje łzy, ponieważ patrzy na cierpienie swoich dzieci.
I na zło przez nich wyrządzane.
Ja wiem, co mówię.
Wystarczy troszkę wiary.
I udowodnij mi teraz, że Anioły nie istnieją i nie otaczają cię swą opieką?
*troszkę… Wyobraźni. Człowiek był tak załamany, że wręcz chciał usłyszeć te kroki, nie chciał bowiem uwierzyć w śmierć całej swojej rodziny. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Anna_Rose dnia Wto 21:19, 10 Mar 2009, w całości zmieniany 5 razy
|
|
|
|
ireth_91
Nowonarodzony
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 17 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 21:18, 10 Mar 2009 |
|
Zmęczona szkołą i tą okropną pogodą siadam wieczorem do komputera i wchodzę na forum. Mimo parszywego dnia, czytając tą miniaturkę uśmiech powoli malował się na mojej twarzy. Tak, wiem że się powtarzam ale czy to moja wina, że tak na mnie działa to, co piszesz?
Chociaż miniaturka mało "twilightowa" i tak mi się podoba.
Myślałaś kiedyś o tym, by swoje teksty polecać jako lek na zimową deprechę:)?
Pozdrawiam i życzę weny |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Chrumcia
Nowonarodzony
Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 22:04, 10 Mar 2009 |
|
Matko...wow....jak przeczytałam "Taniec w deszczu" poczułam sie tak...tak.. inaczej tak niesamowicie. Jesteś świetnaa. Ja chcę WIĘCEJ!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
cymbalek94
Nowonarodzony
Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 10 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Polska :)
|
Wysłany:
Wto 22:11, 10 Mar 2009 |
|
Jeju... aż mi się łezka w oku zakręciła... naprawdę - a uwierz, mnie trudno doprowadzić do płaczu :) Ta piosenka w tle dodaje cudowny nastrój całemu utworowi...
Pięknie napisanie :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anna_Rose
Wilkołak
Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc
|
Wysłany:
Pią 19:58, 13 Mar 2009 |
|
Dodaję... Kolejny utwór.
Brak Bety.
Liczne powtórzenia zamierzone [ np. słowo Anioł].
Utwór jest... dziwny? napewno nie jest też szczęśliwy.
Dotyk Śmierci
”Śmierć jest minimum. Minimum wszystkiego. Podczas tych godzin, gdy jesteś tak blisko drugiej osoby, z dwojga niemal stajecie się jednym... Minimum... Miłość jest śmiercią: śmiercią odrębności, śmiercią dystansu, śmiercią czasu. W trzymaniu się z dziewczyną za ręce najpiękniejsze jest to, że po chwili zapominasz, która ręka jest Twoja. Zapominasz, że są dwie, nie jedna”.
Jonathan Carroll, „Dziecko na niebie”.
Gęsta, dusząca ciemność.
Przerażająca, obezwładniająca mnie cisza, tłukąca się o ścianki mojego umysłu.
Bezsilność. Oczy przewracające się w dzikim szale pod powiekami.
Sparaliżowana lękiem, usilnie próbuję wypłynąć na powierzchnię.
Ból. Otępiający ból. Tysiące młotów walących w moją obolałą czaszkę, krusząc ją w drobny mak.
Głos. Przepełniony trwogą głos w moim umyśle. Krzycząc bezgłośnie, płynę ku powierzchni, chcąc uspokoić zatrważające mnie dźwięki w mojej głowie.
Cierpienie. Tysiące ostrych igiełek wbijających się w moje osłabione serce.
Nadzieja. Zalewające mnie fale zbliżającej się radości. Powierzchnia, widzę zarys pochylającej się nade mną twarzy.
Anioł o włosach jasnych, jak jego przepiękne oblicze.
Nie płacz, mój Aniele – chciałam szepnąć, widząc wykrzywioną twarz mojego Anioła ogromnym bólem.
- Słyszysz mnie, Alice? – szepnął Anioł.
Słyszę. Oczywiście, że słyszę. Jakże mogłabym być głucha na ten dźwięk!
Spróbowałam poruszyć ręką, ale czułam tylko drętwy ból.
- Wyjdzie z tego? – usłyszałam pytanie i jakieś szmery.
Ktoś dotknął mojej twarzy. Anioł. Głaskał moje rozpalone wysoką gorączką policzki i całował moje spierzchnięte usta.
- Przykro mi, panie Jasper. Pańskiej narzeczonej zostało niewiele życia… - czyjś szloch i cichy jęk agonii.
Nie płacz, mój Aniele! – moja dusza krzyczała a serce rozrywał ogromny ból. Tak bardzo chciałam pocieszyć mojego Anioła! Tak bardzo chciałam go przekonać, że nigdy go nie opuszczę. Nigdy, przenigdy!
Boże Przenajświętszy, ulżyj nam w cierpieniu…
Ostra, przeszywająca mnie strzała udręki. Próbowałam krzyknąć, ale zachłysnęłam się otaczającą mnie, czarną wodą.
Rozkojarzenie i silny strach. Czyjaś ręka z dzikim rechotem ciągnie mnie na samo dno.
Wciąż staram się wydobyć z siebie głos.
Wszystko cichło, dusiłam się i powoli zatracałam…
Z trwogą w sercu, otwieram szeroko oczy. Atakuje mnie tysiące obrazów jednocześnie, migających mi przed oczami jak przerwana taśma filmowa. Próbowałam zrozumieć wszystkie te obrazy ujawniające się w mojej głowie, ale było ich tak wiele…
Jego dłoń na moim policzku i pełne uwielbienia spojrzenie.
Jego usta, ostrożnie całujące moje miękkie wargi. Jego oczy, o intensywnie niebieskiej barwie, wpatrujące się we mnie z uwagą. Blond czupryna, którą widuję co rano. Zliczam małe diamenciki, które rzuca słońce na jego włosy. Całuję jego ramię, radośnie się śmiejąc.
Łaskocze mnie, mówiąc, jak bardzo mnie kocha.
Jego lament i załamanie, na wieść o mojej chorobie. Zniknięcie blasku radości z jego oczu, jego bolące mnie milczenie, dystans, jaki zachowywał…
Jego łzy widniejące na policzkach, gdy myślał, że nie widzę…
Jego trwanie przy moim boku, gdy zaczynałam przypominać wrak człowieka…
W moje płuca uderza kaszel, wstrząsając moim ciałem. Poczułam, jak czyjeś silne ramię podtrzymuje moje wątłe ramiona.
Z pomocą silnych rąk mojego czuwającego nade mną Anioła, układam się ponownie na poduszki szpitalnego łóżka, potwornie zmęczona.
Wpatruję się w jego zapłakane oczy. Próbuję się uśmiechnąć, ale poczułam, jak każdy mięsień z osobna zaczyna się rwać, a kości trzeszczą w stawach.
- Kocham cię – szepnęłam cichutko, drażniąc poparzone gardło.
- Cii, nic nie mów, kochanie. Będzie dobrze – usłyszałam wyraźnie, jak załamuje mu się głos.
- Przykro mi. Pańskiej narzeczonej nie da się uratować. Choroba się rozprzestrzenia. Nastąpiły liczne przerzuty… - wszechogarniający szloch i gęsta atmosfera, panująca w gabinecie ordynatora. Wysoki, szczupły chłopak wychodzi załamany i zgarbiony. Staje przy oknie, wpatrując się w krajobraz za nim.
Ukrywa twarz w dłoniach.
Między palcami pojawiają się kropelki słonych łez...
Chciałam coś powiedzieć, pocieszyć, zapewnić, mojego Anioła, że wszystko wróci do normy, ale poczułam ogromną senność…
Ból mojego całego, odrętwiałego ciała z każdą minutą się potęgował, zaczynając mnie gryźć i palić od środka…
Poczułam ciepły, delikatny dotyk dłoni na swoim policzku.
Poczułam, jak powieki robią mi się coraz cięższe. Próbowałam walczyć, nie chcąc się poddać…
Bezskutecznie. Mój czas dobiega końca.
Dotyk ukochanego powoli zaczął zanikać, a mózg przestał rejestrować dźwięki, obrazy i zapachy mnie otaczające.
Próbowałam jeszcze krzyknąć…
Moje serce gwałtownie przyśpieszyło, po czym dało się poczuć tylko rytmowe, zanikające tik-tak...
tik-tak...
tik...
Gęsta, dusząca ciemność.
Przerażająca, obezwładniająca cisza… |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Anna_Rose dnia Pią 20:07, 13 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Ruda
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Gru 2009
Posty: 6 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
|
Wysłany:
Czw 20:49, 10 Gru 2009 |
|
Wzruszyłam się...:( Jasper i Alice to moja ulubiona para a dzięki takim opowiadaniom jak to, lubię ich jeszcze bardziej:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ciaksonowa
Nowonarodzony
Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 21 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 0:00, 03 Sty 2010 |
|
Kocham Alice i Jaspera ją najlepsi a trudno o jakieś dobre tekst wyłącznie o nich :(
a przy twoich miniaturkach
ryczałam jak głupia albo uśmiech sam mi się na twarzy malował
potrafisz pisać tak ze czytelnik reaguje emocjonalnie i to jest cudowne |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|