|
Autor |
Wiadomość |
Courtney
Człowiek
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń
|
Wysłany:
Pią 22:51, 11 Cze 2010 |
|
Poranek
Beta: Masquerade
Dziękuję za poświęcony czas
Do pokoju zajrzał pierwszy promień wschodzącego słońca, padając na jej alabastrowy policzek. Jedwabista skóra skrzyła się niczym diamenty. Rosalie spoczywała na ogromnym łożu okryta do połowy śnieżnobiałym materiałem i wtulała się w ukochanego mężczyznę, który gładził dłonią jej plecy. Złote włosy kobiety rozsypały się po szerokim torsie Emmetta.
Na podłodze unosiła się i opadała, muskana ręką wiatru, lekka jak mgiełka, jasna tkanina sukienki. Gdzieś w pobliżu porzucona, czarna marynarka od drogiego garnituru, a dalej kolejne części szykownej garderoby. Em uśmiechnął się lekko i pocałował czubek głowy Rose, po czym delikatnie uwolnił się spod jej smukłych dłoni.
- Wracam za chwilkę. Zostań tu, kochanie - wymruczał czule do ucha ukochanej, a potem wstał z łóżka, włożył bokserki i zniknął za drzwiami.
Minęło wiele chwil, a mężczyzna nie wracał. Rosalie spojrzała na obrączkę z białego złota umieszczoną na serdecznym palcu. Zaledwie poprzedniego dnia zgodził się należeć do niej i tylko do niej, a już uciekał. Em zmienił jej życie w bajkę, w którą nie chciała uwierzyć. Każda chwila spędzona w jego ramionach wydawała się taka ulotna. Czasem zamykała oczy i myślała, że gdy je otworzy, ukochany zniknie. Jednak on wciąż był przy niej.
Nagle usłyszała złowieszczy dźwięk i w jej martwe serce wdarł się niepokój. Usiadła po turecku wśród poduszek, nerwowo wpatrując się w drzwi, zza których dochodził hałas. Czyżby jej mężczyźnie groziło jakieś niebezpieczeństwo? Bała się go stracić. Wszystkie ich wspólne chwile mogły prysnąć niczym bańki mydlane.
Za winę zawsze trzeba ponieść karę. Odebranie życia siedmiu osobom wciąż ciążyło na duszy Rose. Zastanawiała się tylko, kiedy przyjdzie jej za to zapłacić. Mogła oddać wszystko, ale błagała, aby nie zabierano jej ukochanego.
- Emmett? – odezwała się niepewnie, marszcząc nosek.
Nie usłyszawszy odpowiedzi, postanowiła sprawdzić, co się dzieje.
- Nie wstawaj, Rose! – krzyknął gdzieś z głębi domu.
Zrezygnowana, ale i nieco uspokojona wróciła na swoje miejsce. Po chwili do jej nozdrzy dotarł upajający zapach krwi. Nie wiedziała, co się dzieje. Miała ochotę zerwać się i pozbawić niepewności. W tym momencie pojawił się jednak uśmiechnięty od ucha do ucha Emmett. Włożył kobiecie w dłonie kubeczek z czerwonym płynem, po czym nachylił się nad nią.
- Zawsze chciałem przynieść swojej żonie śniadanie do łóżka. Nie psuj mi tego, kochanie – wyszeptał, jednocześnie muskając ustami jej policzek.
__________________________________
Postanowiłam poprawić trochę tekst korzystając z rady Marionetki, której bardzo dziękuję |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Courtney dnia Czw 14:47, 29 Lip 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
|
|
losamiiya
Dobry wampir
Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 1767 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 212 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Mexico City.
|
Wysłany:
Sob 0:04, 12 Cze 2010 |
|
Courtney,
fajnie, że zaczęłaś przygodę z pisaniem, życzę, aby wena do Ciebie przychodziła i żebyś tworzyła coś dalej, po tej króciutkiej mini, chętnie przeczytam coś kolejnego
Lubię przedstawienia takich chwil pomiędzy Rosalie, a Emmettem. Być może dlatego, że jest ich bardzo mało, a być może dlatego, że jako znane mi, silne wampiry, tworzą zawsze coś pięknego i delikatnego.
Podoba mi się w tym krótkim tekście, notce, takie uchwycenie tej chwili. Ukazanie jej z subtelnej strony, sprawiło to, że się uśmiechnęłam czytając :)
Gest, którym wykazał się Emmett przynosząc ukochanej "śniadanie" do łóżka bardzo fajne.
Nie ma co więcej się rozpisywać, tekst jest na to za krótki, ale mimo to bardzo mi się podobał.
Może następnym razem napiszesz coś dłuższego :) na pewno skomentuję.
Pozdrawiam,
- los |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Marionetka
Zły wampir
Dołączył: 21 Lut 2010
Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka Kajusza
|
Wysłany:
Sob 10:02, 12 Cze 2010 |
|
Weszłam i już od razu zaintrygował mnie tytuł. Uwielbiam poranki, to moja ulubiona pora dnia. Na początku raczysz czytelnika dość długim opisem, który jest bardzo ładny, nawiasem mówiąc. Zakończenie zaskoczyło mnie, bo jednak się nie spodziewałam, mój umysł wiódł mnie w stronę jakiegoś romansu czy czyjejś niezapowiedzianej wizyty, ale to chyba dobrze, że jednak skończyło się tak, a nie inaczej, prawda?
Wiesz, Courtney, co do stylu, to Twój jest ładny i poprawny, ale moim zdaniem stać Cię na trochę więcej, musisz tylko trochę dłużej popisać i popracować. Czytało się bardzo miło, ale nic poza tym, nie przejęłam się wyjściem Emmetta i niepokojem Rosalie, mogłaś trochę więcej miejsca poświęcić temu drugiemu, może bym się w tę postać wczuła. Ja jednak chętnie przeczytam następną Twoją miniaturkę, bo jestem ciekawa, co zaserwujesz czytelnikowi kolejnym razem. I pisz dalej.
Podsumowując, jednak podobało mi się. Żadnych rażących błędów, wszystko jest poprawnie... Popracuj tylko nad tym, co wymieniłam, a będzie wprost idealnie. Masz potencjał, Courtney, choć jednak każdy ma chociaż jego odrobinkę. Po dłuższym myśleniu stwierdzam, że Ty posiadasz go więcej niż odrobinkę. Życzę weny i czekam na następny Twój utwór. Pozdrawiam serdecznie,
Marionetka. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 19:26, 26 Cze 2010 |
|
Postanowiłam w końcu przeczytać coś Twojego autorstwa, bo ostatnio odwiedziłaś mój temat, na dodatek tak ładnie betujesz mi teksty, że zrobiło mi się głupio, że jeszcze do Ciebie nie zajrzałam.
Myślałam, że znajdę tutaj jakąś poważną miniaturkę. Szykowałam się na coś tragicznego, po tym jak Emmett wyszedł z pokoju i Rosalie usłyszała hałasy, że coś się stało i zaraz będziemy mieć krwawe zakończenie.
No w pewnym sensie takie mieliśmy
Muszę przyznać, że początkowo trochę przeraziła mnie długość tej miniaturki. Strasznie króciutka na pierwszy rzut oka. Jednak okazało się, że dobrze, że taka jest, bo jej konwencja do tego pasuje. Nie musiałaś tutaj opisywać jakiejś skomplikowanej historii. Ukazałaś nam obrazek - Rose i Emmett wzięli ślub i teraz baraszkowali w łóżku. A raczej odpoczywali po baraszkowaniu. I Emmett wyszedł, do uszu Rose doszły hałasy, spodziewała się najgorszego, a to jej mąż robił jej śniadanie do łóżka Urocze było to, jak przyniósł jej krew.
Miło przeczytać raz na jakiś czas taką lekką, przyjemną miniaturkę. Na dodatek ładnie napisaną z fajnymi opisami. No i miło, że wybrałaś Emmetta i Rosalie jako bohaterów swojej mini. Masz przyjemny w odbiorze styl, co jest na pewno bardzo dużym plusem.
Trudno jest napisać zabawny tekst, żeby nie przedobrzyć i utrzymać go na poziomie. Tobie się to bardzo dobrze udało. Mam nadzieję, że jeszcze nam coś zaserwujesz.
Zaplątała się literówka:
Cytat: |
Mięło wiele chwil, a mężczyzna nie wracał |
Chyba "minęło", nie?
Podobało mi się. Choć chętnie zobaczę Cię też w poważniejszym wydaniu. Liczę na to, że niedługo wstawisz nowy tekst.
Pozdrawiam serdecznie! :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Puszka
Zły wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 305 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: 1505 10th Street, Santa Monica, CA 90401
|
Wysłany:
Sob 19:52, 26 Cze 2010 |
|
Pierwszy raz spotykam się z Twoją twórczością I muszę stwierdzić, że zatrzymam się tutaj na dłużej
Tekst krótki, ale uroczy. Myślę, że dobrze, że nie rozpisywałaś się, bo to według mnie dodało subtelności całej sytuacji
Emmett jako jeden z moich ulubionych bohaterów, ukazywany w takich momentach staje się jeszcze bardziej ulubionym
Mam nadzieję, że to nie ostatni Twój tekst jaki będę miała okazję przeczytać
Pozostaje mi, życzyć Ci weny i zapału
Pozdrawiam, Puszka |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Courtney
Człowiek
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń
|
Wysłany:
Czw 14:45, 29 Lip 2010 |
|
Zamieszczam tekst z pojedynku. Dedykuję go mojej wspaniałej przeciwniczce, VampiresStory. Dziękuję za to, że zechciałaś się ze mną zmierzyć Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś skrzyżujemy pióra.
Bajka na dobranoc
Beta: bez
W każdej historii kryje się ziarno prawdy.
W oknach niewielkiego domu panował mrok. W powietrzu unosiła się senna atmosfera ukojenia i odpoczynku. Nagle harmonia została przerwana. Ciszę rozdarło preludium ostrych, wydobywanych z pasją tonów.
Po krótkiej pauzie rozległy się kolejne dźwięki, lecz tym razem nastrojowe i pełne liryzmu. Smukłe dłonie powoli sunęły po klawiaturze koncertowego fortepianu. Ciemny lakier połyskiwał muśnięty poświatą księżyca. Długie palce tańczyły na czarno-białym parkiecie, cicho snując melancholijną melodię. Po chwili ręce zastygły w bezruchu wykonując ostatnią przejmującą nutę. Młoda kobieta zacisnęła powieki, wsłuchując się w rytm kropli deszczu uderzających w szyby. Jej twarz co chwilę rozjaśniało światło błyskawic, raz po raz przeszywających wzburzone niebo. Stary zegar wybił trzy razy z kąta pokoju, zwiastując nadejście północy.
Nagle zadzwonił telefon. Dziewczyna wstała, okrążyła instrument i ruszyła w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Podniosła słuchawkę, którą przyłożyła do policzka.
- Panno Hale, mamy problem. Jesteś bardzo potrzebna. Peter dostał gorączki, a my musimy zająć się innymi dziećmi. Jak najszybciej bądź na miejscu – mówiła zdenerwowana Elizabeth Jordan, przełożona Rose.
- Oczywiście. Proszę mnie oczekiwać w ciągu najbliższych piętnastu minut – wyrecytowała kobieta po drugiej stronie linii.
Rosalie każdego dnia, melodyjnym głosem wypowiadała tą samą kwestię do telefonu, a już po chwili pojawiała się na progu sierocińca, w którym pracowała od kilku lat. Prowadziła wojnę z dyrektorką nazywaną przez dzieci Pigułą. Pani Jordan codziennie uprzykrzała Rose życie, a panna Hale w podzięce wzbudzała bunt wśród podopiecznych, którzy pragnęli zrzucić z siebie konserwatywną rękę Elizabeth.
Dziewczyna zakończyła rozmowę, narzuciła na ramiona płaszcz i wybiegła z domu. Jej sylwetka oddalała się, aż wreszcie zniknęła, nurkując w leśnych zaroślach. Poruszała się w nadludzkim tempie, ledwo dotykając stopami ziemi. Zimny wicher hulający w kniei bawił się jej złotymi włosami i gładził bawełnianą tkaninę jasnej sukienki. Drzewa zdawały się rozstępować na boki przed jej krokami. Rosalie mknęła z gracją przez gąszcz, który zaczął się przerzedzać, aż w końcu wdzięcznie zatrzymała się przed wielkim, starym gmachem. Prześlizgnęła się przez ogromną, kutą bramę, która zaskrzypiała złowieszczo, gdy odchylała jej wrota. Wiatr bujał się na pobliskiej huśtawce i muskał zieloną trawę. Rose wspięła się po stromych schodach, po czym zniknęła wewnątrz budynku.
W hallu dyrektorka obrzuciła ją obojętnym spojrzeniem błękitnych oczu.
- Jesteś wreszcie – powiedziała z pogardą i poprawiła materiał ciężkiej, czarnej sukni - Dlaczego tak długo? Zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji? Czasem zastanawiam się, skąd ty się tu wzięłaś. Może dostałaś się przez okno albo woźny cię przemycił?
- Przypomnę pani, że to pani mnie zatrudniła. A podobno nigdy się pani nie myli.
- Nieważne – pokręciła głową. – Przeniosłyśmy dziecko do izolatki. Doktor podał już leki, pozostało tylko czekać. Pójdziesz tam i powiadomisz mnie w razie zmiany jego stanu zdrowia. Zawieś mu też to nad łóżkiem. Niech go strzeże – włożyła jej w dłoń srebrny medalik.
- Ale on jest Żydem.
- Nie szkodzi. Idź już – popędziła ją Piguła.
Blondynka przewróciwszy oczami, ruszyła długim korytarzem, obwieszonym wyblakłymi portretami duchownych i wydrążonymi przez korniki, drewnianymi krzyżami. Spoglądała przez niektóre szpary w drzwiach sprawdzając, czy maluchy już zasnęły.
Usłyszała upominający głos Elizabeth, więc obróciła się na pięcie i spojrzała na nią zniecierpliwiona.
- Panno Hale! Jeszcze jedno. Nawet nie próbuj znowu opowiadać dzieciom swoich bzdurnych historii. Ich fabuła jest bezsensowna i pochwala niemoralne, negowane przez Kościół zachowania – odparła, srogo potrząsając palcem wskazującym.
- Nie liczy się treść, tylko forma. Zasypiając i tak nie skupiają się na tym, o czym mówię – powiedziała Rosalie.
- Tak? Wobec tego będę pamiętać, żeby na Twoim nagrobku wyryć: Tu leży forma całkowicie pozbawiona treści – uśmiechnęła się jadowicie kobieta.
Blondynka nie odpowiedziała. Rzuciła Elizabeth ostatnie, mrożące spojrzenie, po czym z zaciśniętymi zębami ruszyła dalej. Skręciła za rogiem i znalazła się w niewielkim pokoju, w którym stał rząd kilku łóżek. Na ostatnim z nich, pod oknem, leżał mały chłopiec. Rose podeszła bliżej i zobaczyła wypieki na anielskiej twarzyczce. Niewielkim ciałkiem wstrząsały dreszcze. Wilgotną chusteczką starła krople potu z czoła malca i położyła na nim swoją dłoń, której chłód zmniejszył drgawki.
Peter otworzył oczy i gwałtownie krzyknął. Kiedy jednak zobaczył stojącą nad nim kobietę, wyciągnął swoje małe rączki i przytulił się do niej ciepło. Usiadła na łóżku i posadziła go sobie na kolanach:
- Już dobrze. Niedługo poczujesz się lepiej – wyszeptała mu do ucha, kołysząc go w ramionach.
Kiedy zauważyła, że jego oczy zaczęły się zamykać, ułożyła go na poduszkach. Gdy jednak chciała odejść, poczuła uścisk na ramieniu.
- Rose, zostań ze mną. Ostatnio miałaś opowiedzieć mi bajkę! Obiecałaś! – przypomniał jej z wyrzutem, patrząc tak, jakby zabrała mu lizaka.
Zawahała się przez chwilę. Wiedziała, że dyrektorka wyrzuci ją na bruk, jeśli nie posłucha ostrzeżenia. W końcu jednak uległa urokowi chłopca.
- Właściwie, to czemu nie? – powiedziała śmiejąc się, lecz od razu spoważniała, wbiła wzrok w okno i rozpoczęła historię. - Dawno, dawno temu, żyła sobie księżniczka, którą nazywano Złotowłoska. Mieszkała w pięknym pałacu z mężem, księciem Emmettem i swoją rodziną. Złotowłoska była bardzo piękna i wszyscy ją kochali. Jedyną osobą, która nie lubiła królewny był jej brat, hrabia Edward. Aby wyrzucić księżniczkę z zamku, uknuł straszliwy podstęp. Związał się z czarownicą o imieniu Bella i przyprowadził ją do pałacu. Wtedy wszystko zaczęło się zmieniać i nic nie było tak, jak dawniej. Złotowłoska dobrze znała się na ludziach i od początku wiedziała, że Bella ma złe zamiary, jednak nikt jej nie uwierzył – w tym momencie Rosalie zrobiła pauzę. – Nie chce ci się spać?
- Chcę się dowiedzieć, co stało się ze Złotowłoską. Rose, proszę! Opowiedz, co było dalej – prosił chłopiec.
- A umiesz dochować tajemnicy? Jeśli doniesiesz na mnie do pani Jordan, będę musiała odejść i już nigdy więcej się nie spotkamy – powiedziała i przedstawiła mu swój najbardziej czarujący uśmiech.
- Przecież wiesz, że nigdy cię nie wydałem, a już na pewno nie Pigule – usiadł na łóżku, spoglądając na nią błagalnie.
- W porządku – pogładziła jego blond loczki i zaczęła dalej snuć swoją opowieść przy akompaniamencie błyskawic za oknem. – Zła Bella rzuciła urok na całą rodzinę Złotowłoski, omamiła nawet mądrego księcia Emmetta. Królewna próbowała wszystkiego, lecz nie było sposobu, aby zdjąć czar. Postanowiła opuścić kraj lat dziecinnych. Uciekła pewnej gwiaździstej nocy przebrana za stajennego i pognała w dal na swym dzielnym rumaku, Goliacie. Razem z wiernym kasztankiem błąkała się przez wiele tygodni, aż wreszcie dotarła do granicy królestwa. Gdy ją przekroczyła, wreszcie była wolna. Swoje miejsce odnalazła na wsi, z dala od pałacu i miejskich wygód. Rozkwitła, mogąc do końca życia cwałować przez pola na grzbiecie ukochanego wierzchowca. Złotowłoska zrozumiała także, że jej miłość do księcia Emmetta nie była prawdziwa, gdyż nie przetrwała ani jednej próby. Księżniczka aż do śmierci mieszkała z Goliatem w małej, rybackiej chatce nad brzegiem morza. Koniec – z jej ust wydobyły się ostatnie słowa, a mały Peter ziewnął szeroko i opadł na materac, który zaskrzypiał buntowniczo.
Twarz Rosalie rozjaśniła się na ten widok. Włożyła mu do ust termometr, aby upewnić się, że temperatura spadła. Otuliła chłopca ciepłym kocem, po czym bezszelestnie podążyła w kierunku wyjścia.
- Dobranoc, Peter – wyszeptała, gasząc światło.
Kobieta wyszła z pokoju i skierowała się do gabinetu dyrektorki, do którego drzwi jak zawsze były otwarte, gdyż Piguła należała do grona osób, które lubiły wiedzieć wszystko o wszystkich.
- Gorączka ustąpiła. Czy mogę już wrócić do domu? – zapytała Rosalie, patrząc prosto w oczy pani Jordan.
- Naturalnie. Do zobaczenia o siódmej – uśmiechnęła się i spojrzała na zegar wskazujący godzinę trzecią nad ranem.
Rose skinęła głową i już po chwili jej obecność stała się tylko wspomnieniem. Szybko pokonała labirynt korytarzy obskurnego sierocińca, aby za moment znowu pędzić przez las. Nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie znajdzie się w swoim ładnym, spokojnym domu. Wreszcie dotarła do celu i odnalazła klucz pasujący do zamka. Już widziała ulubioną książkę na nocnym stoliku i parę nowych butów czekających na przymierzenie. Okazało się jednak, że drzwi były otwarte, a ona sama zawsze je zamykała. Była pewna jednego. Ktoś był w środku. Pomimo, że była nadczłowiekiem, ogarnął ją niepokój. Ułamek sekundy wystarczył, aby pojawiła się w salonie. Było ciemno, jednak ona wyraźnie widziała muskularną sylwetkę mężczyzny. Postać zbliżała się do niej powoli. Podniosła głowę i spojrzała w miodowe oczy Emmetta Cullena.
- Witaj, Złotowłosko. Podobno w każdej bajce jest szczęśliwe zakończenie. Ty też na nie zasługujesz, Rose – uśmiechnął się do niej, po czym zamknął ją w niedźwiedzim uścisku.
Nie odpowiedziała, po prostu wtuliła się w jego tors. Teraz wiedziała, że wszystko będzie dobrze.
… i żyli długo i szczęśliwie. Koniec. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
VampiresStory
Zły wampir
Dołączył: 19 Maj 2009
Posty: 325 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
|
Wysłany:
Śro 11:34, 25 Sie 2010 |
|
Uch. Uh-huh.
Ja... chyba.... *zmusza się*. JachybapolubiłamTwojąRosalie.
Phew.
Najsampierw chciałam pogratulować zwycięstwa. Zasłużonego jak najbardziej
Po drugie, chciałam zapytać, czemu nikt tekstu nie komentuje.
Po trzecie... ta miniatura jest urzekająca. Naprawdę. Jest w niej coś takiego... W każdym świecie są Piguły - do bólu racjonalne, do bólu surowe, uznające własne, narzucone zasady. I moherowe berety.
W każdym świecie są Peterowie - zagubieni, pragnący pocieszenia, przyjaźni, miłości.
W każdym świecie są również Rosalie - spokojne, opanowane, pomocne, nawet, jeśli wymaga to złamania kilku zasad. Bo wiedzą, że robią dobrze.
A sama bajka... no właśnie, cholernie trudno jest wymyślić nową bajkę z morałem :D Moja młodsza siostra dziwnie na mnie patrzyła, gdy swego czasu snułam jej skomplikowane i dziwne opowieści o podróżniku po rynnie na liściu
A Twoja bajka też jest życiowa. Morału co prawda chyba nie ma (chyba że: zawsze bądź ze sobą szczery), za to jest bardzo uniwersalna. Na wszystkie czasy
Jeszcze raz gratulacje i dużo, dużo weny :D |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Marionetka
Zły wampir
Dołączył: 21 Lut 2010
Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka Kajusza
|
Wysłany:
Wto 16:53, 31 Sie 2010 |
|
Ta miniaturka bardzo mi się podoba. Tradycyjnie, jak to u Ciebie - Rosalie. I nie bierz tego za wymówkę, bo to jest taki Twój znak rozpoznawczy tu, na forum, a to dobrze. Rose w połączeniu z Twoim stylem (też, notabene, dość specyficznym) tworzy tekst, po którym da się poznać, że jego autorką jesteś właśnie Ty. A to dobrze. Podoba mi się sposób, w jaki splotłaś wszystkie te warunki w jedno. A odniesienie bajki do życia Rose ujęło mnie, za to olbrzymi plus. Ogólnie czytało się przyjemnie, i choć jednak Poranek jest jak na razie moją ulubioną miniaturką Twojego autorstwa, to tej również nie można odmówić tego, że jest dobra. Całuję, życzę weny, Marionetka.
Cytat: |
nagrobku wyryć: Tu leży |
"Tu" z małej litery. To kontynuacja zdania.
Bez przecinka. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Courtney
Człowiek
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń
|
Wysłany:
Wto 18:21, 31 Sie 2010 |
|
VampiresStory, szczerze mówiąc, zapomniałam o najważniejszym elemencie bajki, czyli o morale. Tak wyszło, że napisałam to spontanicznie, nie myśląc o zasadach. Jakoś nie szukałam w tej bajce ani początku, ani końca. Chciałam w niej jednak coś przekazać, a mianowicie to, że każda historia ma wiele stron i z każdej wygląda inaczej, dlatego też nie możemy polegać na jednej wersji, gdyż jest wiele części prawdy.
Poza tym, pojedynek z Tobą był naprawdę pasjonujący. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że przyszło mi to łatwo. Było ciężko, gdyż wiedziałam, że masz zaczarowane pióro. Myślę, że nie pokazałaś tym razem pełni swoich możliwości i umiejętności, że stało się to za sprawą losu. Mam nadzieję, że skrzyżujemy pióra w przyszłości, chociaż wiem, że miałam szczęście i prawdopodobnie następnym razem skopiesz mi tyłek ;P Dzięki za wszystko
Marionetko, jak zawsze jesteś na posterunku i dziękuję Ci za to Powiedzmy, że Rosalie, to mój podpis, moje logo. Zgodzę się też, że Poranek jest miniaturą lepszą od Bajki na dobranoc, dopracowany także za Twoją radą Nadal jednak poszukuję iskry, która sprawia, że opowiadania są wyjątkowe, nie boję się przyznać, że jeszcze jej nie odnalazłam. Zresztą każdy, kto podejmie wyzwanie przeczytania tej miniatury również stwierdzi, że czegoś jej brak. Jeszcze raz dziękuję. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
migdałowa
Wilkołak
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Wto 19:39, 31 Sie 2010 |
|
Padam na kolana i błagam o wybaczenie. Miałam całe wakacje, a wszystko zostawiam na ostatnią chwilę. Przepraszam, ale ze mnie paskuda.
Dawno temu, kiedy dzieci były jeszcze dziećmi wychowującymi się na dobranockach, a nie disney channel, mama opowiadała mi bajki. Bardzo dużo ich znała, zawsze byłam pod wrażeniem zasobności jej umysłu. Ale ona jest przedszkolanką.
Całkiem niedawno temu zajrzałam do Bajki na dobranoc autorstwa Courtney.
I wróciły wspomnienia.
Piękne opisy, Court, szczególnie sam wstęp. Opis muzyki, majstersztyk. Wyobraziłam sobie Rose grającą, bardzo plastyczny obraz. Ogromna zaleta tego tekstu.
Kolejne co, to świetnie nakreśliłaś tło opowiadania. Pani Jordan, sierociniec, ich wzajemne, niezbyt przyjazne, relacje.
Odwieczna miłość Rose do dzieci była wręcz namacalna.
Później opowieść Rosalie. Wyczuwałam gorycz w jej słowach, bajka nie była tylko bajką... Ale Peter nie widział tej różnicy, dla niego najważniejsza była obecność blondynki, jej dłoń, ciepłe słowo.
I koniec, niby morał, pointa, podsumowanie - zabrakło mi trochę. Ale to nic. Historia niepełna, ale ma swój urok. Właśnie za całe nakreślone tło i barwną postać Rosalie.
Tchnęłaś w słowa, zwykłe słowa, życie. Sprawiłaś, że zaczęły wychodzić z ekranu i oddziaływać na wyobraźnię. Cały czas mam przed oczami długie palce Rose dotykające pianina.
Dobra robota, Courtney
uniżona migdałowa |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
losamiiya
Dobry wampir
Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 1767 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 212 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Mexico City.
|
Wysłany:
Wto 19:56, 31 Sie 2010 |
|
Jej! pamiętam tą mini i ten pojedynek, nie zauważyłam, że ją tu wkleiłaś i przepraszam, że teraz dopiero zauważam!
Pomysł na to, że Rosalie jest opiekunką do dzieci, z czasem mnie nawet zachwyca, to oryginalne, a przy tym stworzenie tej postaci przez Ciebie jest takie wiarygodne, że odczuwa się, jakby i sagowa Rosalie była taka ciepła i dobra.
Postać chłopca mnie urzekła, a dyrektorka - rozbawiła.
Rzeczywiście jest to taka bajka na dobranoc, nie ciężka, przyjemna, lekka, spokojna.
Zgadzam się z migdałową odnośnie ładnych opisów, robisz to naprawdę dobrze.
Szkoda tylko, że twoje teksty są takie krótkie, mam nadzieję, że przeczytam coś dłuższego :)
Pisz więcej dziewczyno, bo dobrze Ci to idzie, a i ja z chęcią ocenie następny twój pojedynek lub coś skomentuję tutaj
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|