FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Miniatury Larissy [18.05] Skarb Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Larissa
Wilkołak



Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 25 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z dwóch miast: Piaseczno [PL] i Zohor [SK]

PostWysłany: Wto 7:38, 18 Maj 2010 Powrót do góry

Witam!
Wstawiam tutaj mój pierwszy tekst pojedynkowy - Skarb.
Mam parę pomysłów na miniatury, ostatnio nawet myślałam nad czymś... Nad przedstawieniem punktu widzenia małej Annie na całą tę sytuację, a potem nawet kobiety, żony Edwarda, która go opuściła.
Coraz częściej w głowie rodzą mi się pomysły na miniatury, dlatego postanowiłam założyć temat.

Nie przeciągając dłużej...
Zapraszam do czytania.

Dedykowane przeciwniczce - Mironie. Wink

Tekst niebetowany, bety cały czas szukam.

Skarb

Słońce świeciło jasno, wprawiając nowojorczyków w doskonały nastrój. Były to idealne warunki na popołudniowy, niedzielny spacer. Na twarzach prawie wszystkich ludzi widniały szerokie uśmiechy. Młodzież cieszyła się z nadejścia letnich wakacji, dorośli upajali się piękną pogodą. Można by powiedzieć, że miasto to tętniło życiem jeszcze bardziej, niż dotychczas.
Nie każdy jednak radował się teraz razem z innymi.
Wystarczyło spojrzeć na pozornie puste mieszkanie na jednej z najmniej uczęszczanych ulic.
Promienie słoneczne oświetlały mały, prawie pusty pokój. Niebieskie ściany przyozdobione były obrazami, które wyszły spod rąk największych mistrzów malarstwa. W pomieszczeniu znajdował się duży, czarny fortepian odbijający światło.
Edward Cullen siedział właśnie przy nim. Jedną rękę oparł na ogromnym instrumencie, palce drugiej przyciskał mocno do skroni. Myśli kłębiły się w jego głowie niczym wielka chmara pyłu, której nie mógł od siebie odgonić.
Myślał o niej. Minęło już parę dni, a on wciąż nie wiedział, gdzie się znajdowała. Czy odeszła? Czy chciała rozpocząć nowe życie, nie mówiąc tego nikomu?
Nie wiedział. Nie mógł zrozumieć, jak mogła zniknąć tak po prostu, bez słowa. Miała iść na zakupy do jednego z największych centrów handlowych w Nowym Jorku - nie wróciła.
Czoło czterdziestolatka zmarszczyło się. Jego umysł nie potrafił znaleźć żadnego pasującego do obecnej sytuacji wyjaśnienia. Została porwana? Nie sądził. Była to najmniej możliwa wersja wydarzeń, więc nawet nie brał jej pod uwagę.
Odwrócił się na chwilę od ogromnego instrumentu. Przymrużył oczy, kiedy promienie słoneczne oświetliły jego twarz, strapioną i smutną. Wstał, podszedł do okna i zasłonił je granatowymi zasłonami. Ona je wybrała. Ona sama też nakłoniła go do kupna tego właśnie mieszkania.
A teraz? Nie była tu obecna. Po prostu zniknęła, nie zostawiając żadnej wiadomości, żadnego śladu po sobie.
A Annie? Co z Annie? Nie pomyślała o niej?
Edward złapał się za głowę. Z jego ust wydobył się cichy jęk. Czuł się naprawdę źle. Nie wiedział, co zrobić. Jak powiedzieć małej Annie, że jej matka już nigdy nie wróci?
Stwierdził, że mógłby zataić przed nią ten fakt, nie mówić jej nic o tym. Nie był jednak pewien, czy mu się uda.
Mężczyzna rozejrzał się po dość dużym pomieszczeniu. Jego wzrok spoczął na obrazie znajdujący się dokładnie przed nim. “Krzyk”.
Podszedł bliżej i dotknął malowidła dłonią. Powiódł palcem po twarzy postaci znajdującej się na dziele. Czy czuła to samo co on? Czy krzyczała właśnie z bezsilności?
Rzucił wzrokiem na pięknie pomalowaną, grecką wazę stojącą tuż pod oknem. Była pusta. Kurz zdążył pokryć jej ucha. Oprócz niej i starego fortepianu w pokoju na podłodze nie stało już nic.
Edward zakrył twarz dłońmi. Starał się myśleć o czymś przyjemnym, miał nadzieję odgonić od siebie tę chmarę myśli.
Przerwał mu odgłos cichutkiego pukania.
Odwrócił się, chociaż wiedział, kogo ujrzy.
Drobniutka blondyneczka o pięknej, anielskiej twarzy przykrytej częściowo włosami sięgającymi ramion, stukała małą piąstką w otwarte, hebanowe drzwi.
- Tatusiu - odezwała się Annie dźwięcznym głosikiem.
Edward całkowicie zmienił pozycję. Siedział teraz na wprost swojej córki.
- Tak? - zapytał.
- Tatusiu, zobacz, wypadł mi ząbek! - Duma w jej głosie sprawiła, że na twarzy mężczyzny pojawił się szeroki uśmiech. Dziewczynka podbiegła do ojca i wyciągnęła rękę, prostując palce. Na samym środku jej dłoni leżała maleńka, biała rzecz. Wyszczerzyła się, ukazując szparkę po wyrwanym mleczaku.
- A w nocy przyjdzie zębowa wróżka? - zapytała z nadzieją w głosie, spoglądając na Edwarda. Roześmiał się. Miał nadzieję, że na tyle wesoło, aby sześciolatka nie zaczęła się domyślać, w jakim jest nastroju.
- Jeżeli będziesz grzeczna... I oczywiście musisz ząbek schować pod poduszkę.
Annie uśmiechnęła się jeszcze szerzej i pokiwała głową.
Odwróciła się na pięcie i wyszła po cichu z pokoju. Nie minęła minuta, a jej twarzyczka znowu ukazała się mężczyźnie. Tym razem jednak była na niej wymalowana powaga.
Powoli podeszła do ojca i wdrapała się na jego kolana.
- Gdzie jest mama? - spytała, spoglądając na niego błękitnymi oczami. Wzrok ten dosłownie wypalał w nim dziury. Mimo swoich wcześniejszych postanowień, nie potrafił okłamać swojej córki. To nie było możliwe.
- Ja... - urwał na chwilę. Wziął głęboki oddech. - Nie wiem, Annie. Naprawdę.
W dużych, mądrych oczach sześciolatki pojawił się smutek. Ale nie rozpłakała się. Nigdy nie płakała, zupełnie jak ona.
Westchnął i pogłaskał małą po głowie. Nic więcej nie powiedział, ona zresztą też. Wpatrywała się w okno, jakby zaraz miała się tam pojawić jej matka.
- Dlaczego? - zapytała, kładąc dłoń na policzku ojca. Kiedy poczuł jej ciepło, przez chwilę zdawało mu się, że to właśnie ona przyciska palce do jego twarzy. Szybko jednak powrócił na ziemię. Popatrzył smutno na córkę. Była tak bardzo podobna, do niej. Do matki. Po Edwardzie odziedziczyła tylko kolor oczu i szeroki uśmiech.
Tak naprawdę nigdy nie miał pojęcia, jak rozmawiać z dziećmi. Zawsze ona to robiła. On tylko stał z boku i wszystkiemu się przypatrywał. Nie wiedział, jak oznajmić jej delikatnie, że matka odeszła. Było to dla niego trudne, za trudne.
Westchnął głośno. Wciąż patrzył na córkę usadowioną na jego kolanach, na jej rączkę wciąż znajdującą się na jego policzku...
Dopiero po chwili odezwał się, ku jego zdziwieniu, drżącym głosem:
- Naprawdę nie wiem, Annie. Ja... Ja myślę... Znaczy się podejrzewam... - urwał. Nie potrafił. To było ponad jego siły. Nie umiał porozmawiać z sześciolatką.
Pomiędzy jasnymi brewkami dziewczynki pojawiła się mała zmarszczka.
- Tatusiu, czy ona już tutaj nie przyjdzie? - zapytała, a z każdym wypowiedzianym słowem jej głos łamał się coraz bardziej. Dla Edwarda było jasne, że mała zaraz się rozpłacze. Pierwszy raz od tak długiego czasu... Nie chciał patrzeć na jej cierpienia, nie chciał jednak też jej okłamywać. Po co łudzić ją nadziejami?
- Ja... tak, myślę, że już nie przyjdzie - wyszeptał.
Przytuliła się do niego mocno. Po chwili poczuł delikatne drżenie. Annie płakała. W tej chwili poczuł się strasznie. Targało nim wielkie poczucie winy. Może jednak nie powinien był tego mówić, może miał zmienić temat...?
Ale czasu nie dało się już cofnąć.
Zauważył, że dziewczynka już nie szlocha. Wciąż do niego przytulona, gładziła wolną rączką czarny fortepian. Wpatrywała się w niego czerwonymi od płaczu oczami.
- Zagrasz mi coś, tatusiu? - odezwała się nagle. Odsunęła się od Edwarda i znowu spojrzała mu prosto w oczy.
Nie potrafił jej odmówić. Powoli odwrócił się do instrumentu, zdejmując córkę z kolan. Ta stanęła przy ojcu zaczęła się przyglądać jego ruchom.
Mężczyzna delikatnie pogładził czarno-białe klawisze. Często grał tu właśnie dla niej. Dopiero po paru minutach zaczął. Nie myślał o tym, co robi. Po prostu grał nieznaną mu melodię, piękną, powolną. Wyrażała jego uczucia. Smutek, rozpacz, a także ogromną miłość.
W oczach dziewczynki można było zobaczyć wielkie zainteresowanie i zachwyt. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego długie palce wodzące po klawiszach.
Kiedy skończył, westchnęła i uśmiechnęła się delikatnie. Uśmiech ten rozjaśnił jej dotychczas smutną twarz.
- To było piękne, tato - powiedziała cicho.
Edward nic nie odpowiedział. Zakłębiły się w nim bowiem dziwne uczucia. Była to miłość, radość, szczęście...
Zrozumiał, że to właśnie dawała mu Annie. Był przy niej szczęśliwy.
Jego mała córeczka...
Gwałtownie pochylił się i wziął zaskoczoną dziewczynkę na ręce. Przytulił ją mocno do piersi, wtulił głowę w jej złote, rzadkie włosy. Odwzajemniła uścisk, poczuł na plecach dotyk jej małych dłoni.
- Moje kochanie... - wyszeptał, uśmiechając się do siebie.
Teraz to Annie była dla niego najważniejszą osobą pod słońcem. Teraz to ona była kimś, za kogo warto umrzeć.
Nie chciał myśleć o niej, nie chciał myśleć o niczym wprawiającym go w zły humor...
Teraz był tylko on i Annie, jego córeczka.
Jego skarb.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Larissa dnia Wto 7:45, 18 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Wto 15:12, 18 Maj 2010 Powrót do góry

Cześć. W sumie nie wiem, o czym miałabym pisać, ale napisać coś chciałam. Chodzi o to, abys wiedziała, że byłam tu i w pojedynkach i czytałam Twój tekst.
W zasadzie wszystko, co było najważniejsze napisałam w Twoim pojedynku.
Miałaś bardzo fajne warunki w tym pojedynku( sama miałam na niego chrapkę, a w wyniku inspiracji napisałam nawet miniaturę, która pewnie kiedyś tam się pojawi Cool ).
Podoba mi się to w jaki sposób te warunki zinterpretowałaś, jak z kilku słów, strzępów, stworzyłaś bardzo ładna opowieść. Ale nie jest to lekkie opowiadanie, to nie sielanka, tylko historia o trudnej miłości, porzuceniu. A jednak mimo tak ciężkich problemów poruszanych w tym tekście, nie czuło się tego ciężaru podczas czytania.

nie wiem, czy był to Twój pierwszy tekst, ale był to pierwszy jaki ja przeczytałam, jeżeli chodzi o twoją twórczośc. I bardzo mi się podobało.

Do następnego,
Prawdziwa.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Pią 22:59, 21 Maj 2010 Powrót do góry

Muszę przyznać, że ta miniaturka bardzo przypadła mi do gustu... Może ze względu na małą Annie, a może po prostu sam jej wyraz był lekko owiany tajemnicą, co w opowiadaniach lubię - nawet tych jednoczęściowych.
Jestem leniem i nie oceniłam pojedynku, jak i teraz nie chce mi się do warunków zaglądać. Jeśli uważnie czytałam, to nie było napisane, że matką dziewczynki jest Bella, więc spodziewam się, trochę po kolorze włosów, trochę po samej Tobie, że to Tanya. Ukazałaś tę postać bardzo optymistycznie, choć okoliczności tak naprawdę mało nam o niej mówią, a najwięcej dowiadujemy się od samego Edwarda, który jest nieco rozchwiany. Poruszyłaś temat braku kontaktu ojca z dzieckiem, które to zjawisko można zaobserwować coraz częściej. Ojcowie nie wiedzą, jak się w obecności swojej pociechy zachowywać. Zauroczył mnie motyw gry ma fortepianie jako leku przeciw stresowi, rozluźniającego atmosferę. Też bym tak chciała ;P
Opisy są bardzo płynne, raczej bez zgrzytów, choć już późno, więc moja czujność jest obniżona...
Pisz, Larisso, bo jeszcze tu zajrzę!
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin