|
Autor |
Wiadomość |
Gelida
Zły wampir
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 407 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka
|
Wysłany:
Czw 18:19, 18 Mar 2010 |
|
Spis treści:
1.Baśń o Diamentowej Wyspie
2.Polowanie na pisanki
3.Żegnaj, życie
4.Nadludzie
Zaczynam dopiero przygodę z pisaniem i to jest pierwszy tego typu tekst, który daję do szerszego wglądu. Proszę więc o komentarze, co się podoba, co nie, ewentualne porady, które pomogłyby mi w późniejszym tworzeniu.
Moja pierwsza miniaturka jest osadzona w zupełnie innej rzeczywistości. Jest to coś przygodowego i traktuje także o miłości. Zapraszam do czytania.
Baśń o Diamentowej Wyspie
Beta: ` Coco chanel .
(której oczywiście dziękuję)
Skradałyśmy się z Alice w stronę żaglowca. Nikt nie mógł nas przyłapać, bo nasze plany spaliłyby na panewce. Co prawda, Jasper też wpadłby, jednak wtedy nie miałybyśmy szans na przeżycie przygody. A w tym nudnym kraju ciężko byłoby takowej doświadczyć – tu zupełnie nic się nie działo! Nie dziwię się, że braciszek postanowił wyruszyć w rejs. Nie wiedział jeszcze o tym, że będzie miał dwie dodatkowe pasażerki.
Alice była naprawdę przydatną osobą, jeśli chodziło o przewidywanie przyszłości. Właśnie dlatego została przygarnięta przez mojego ojca – króla krainy Lilii. Potrafiła zawczasu odgadnąć wrogie zamiary sąsiednich państw. Była dla mnie jak siostra, ale dość o niej. Tym razem przewidziała, że mój brat zamierza po kryjomu wyruszyć w podróż. Był młody, więc korciło go morze, niezbadane kraje i wyspy, o których istnieniu nikt nie miał pojęcia. Namówiłam więc naszą „wróżkę” na małą wycieczkę.
Zaszyłyśmy się na samym dnie statku. Zanim Jasper zauważy naszą obecność, będzie za daleko od lądu, by nas zmusić do wysiadki. Byłyśmy zmuszone do długiego siedzenia w jednym miejscu, na szczęście wykazałam się rozsądkiem i zabrałam trochę prowiantu.
Powitanie nas na pokładzie przez Jaspera nie było przyjemnym doświadczeniem.
– Co wy tu robicie?! To niebezpieczne! Co pomyśli ojciec, gdy zauważy waszą nieobecność?! – krzyczał.
– Nie zapominaj o sobie – odrzekłam. – O twoim zniknięciu też nic jeszcze nie wie. Wolałbyś, żebyśmy mu o tym doniosły?
I tu go miałam. Pomruczał tylko coś pod nosem i wrócił za ster.
Pogoda nam dopisywała cały dzień. Jeszcze raz pochwaliłam siebie za to, że zaopatrzyłam się w jedzenie, bo braciszek był zbyt zaaferowany, by dobrze przygotować się do podróży. Powiedział tylko, że zawsze chciał odnaleźć legendarną Diamentową Wyspę. O tak, opowieści grały dużą rolę w naszym świecie. I prawie wszystkie były prawdziwe. Istniała magia, żyły tu stworzenia znane z baśni opowiadanych nam w dzieciństwie na dobranoc. Byłam więc gotowa założyć, że gdzieś znajdowała się kraina, w której żyły wampiry.
Jasper zbierał informacje przez długi czas, więc był pewien kierunku, w którym zmierzamy. Byłam naprawdę pełna podziwu dla jego upartości i tego, że nie udało się go nam zdemaskować aż do tej pory. Według jego obliczeń podróż miała być krótka, jednak w pobliżu wyspy mieliśmy natrafić na silne prądy morskie – to pewnie dlatego jeszcze nikt jej nie odkrył.
Dobra passa nie trwała długo. O zmierzchu rozpętała się burza, więc zwinęliśmy żagle. Sytuacja była jednak gorsza, niż myśleliśmy. Statkiem rzucało po wodzie jak marionetką. Zachciało nam się przygody. Jedynym plusem było to, że cel był bliski. Jednak nasze szanse na przeżycie były znikome.
Obudziło mnie jaskrawe słońce. Otworzyłam oczy. Byłam zmęczona, jakbym podczas snu przebiegła maraton. I ten koszmar...
Usiadłam gwałtownie i rozejrzałam się dookoła. Albo spałam nadal, albo naprawdę wczorajszej nocy wypłynęliśmy w rejs. Spojrzałam na wrak statku. Jak teraz wrócimy do domu? Zauważyłam Alice i Jaspera rozciągniętych na piasku nieopodal mnie. Byli w opłakanym stanie. Udało mi się ich ocucić. Gdy opatrzyliśmy sobie rany, przyszedł czas na użalanie się nad sobą. Nie mieliśmy pojęcia, jak przetrwać – nie znaliśmy tego miejsca, nie mieliśmy czym wyruszyć w drogę powrotną.
– Powinnam była powiedzieć waszemu ojcu – łkała Alice.
– To moja wina. Gdybym cię nie namówiła...
– Przestańcie! Po pierwsze: to ja wymyśliłem całą tę podróż, a po drugie: wylewanie łez nic nie da. Musimy się wziąć do pracy. Może uda nam się naprawić statek. – Jasper był uosobieniem rozsądku.
Dni upłynęły nam na zbieraniu drewna i owoców, a wieczorami paliliśmy ognisko i układaliśmy plany na następny dzień. Trzymaliśmy się z dala od gąszczu, z obawy przed drapieżnikami. Woleliśmy się nie zapuszczać dalej, niż to było konieczne. Wiedzieliśmy jednak dobrze, że na samych kokosach i mango nie wyżyjemy, więc spieszyliśmy się z naprawą. Na szczęście mieliśmy wodę pitną. Pewnego dnia, podczas wyprawy nad strumień, wydarzyło się coś dziwnego.
Jasper był zajęty naprawą statku, więc wysłał Alice po drewno. Ja postanowiłam uzupełnić zapasy wody, więc wzięłam garnek i zagłębiłam się w las. Przyroda była piękna i egzotyczna. Słońce igrało w koronach drzew, lecz jego złote promienie przebijały się aż do poszycia. Miałam jednak świadomość, że ta piękna i bogata wyspa może kryć w sobie coś niebezpiecznego. Zdjęta nagłym strachem i złym przeczuciem, zaczęłam nasłuchiwać. Było podejrzanie cicho. „Panikujesz”, skarciłam siebie w myślach. Przede mną przemknął cień. Krzyknęłam, po czym upuściłam naczynie i odwróciłam się. Na grubym konarze stała olbrzymia pantera. Utkwiła we mnie swój wzrok, a ja w niej. Wrzasnęłam jeszcze raz i upadłam. Drapieżnik jakby na to czekał, bo wyprężył się i skoczył. Zamknęłam oczy.
Poczułam ostry ból w ręce, jednak, o dziwo, pantera nie atakowała. Omiotłam otoczenie spod przymkniętych powiek i otworzyłam usta ze zdziwienia. Młody chłopak, mniej więcej w moim wieku, walczył ze zwierzęciem i bynajmniej nie odnosił w starciu żadnych ran. To nie był Jasper. Przypatrywałam się temu dziwnemu zjawisku, nie czując już strachu. Niestety mój wzrok padł na ranę. Trzy głębokie bruzdy, z których lała się krew, skutecznie odwróciły moją uwagę. Zemdlałam.
Obudziłam się z krzykiem. Byłam zlana potem, a ból był straszny. Ktoś opatrzył mi ranę. Leżałam w znajomym szałasie, który skleciłam z rodzeństwem kilka dni temu. Wyczołgałam się na zewnątrz. Alice siedziała przy ognisku i coś pichciła.
– Co to jest? – spytałam, zaglądając do garnka.
– Po prostu miałam dość tej króliczej karmy i postanowiłam coś upichcić.
– Czy to jest jadalne? Umieram z głodu.
– Znaleźliśmy koło strumienia... ehm... martwą panterę. – Zerknęła na mnie. Wreszcie nie wytrzymała. – Gdzie ty się podziewałaś?! I kiedy?! Dlaczego znaleźliśmy to – wskazała garnek – koło tego zwierza?! I dlaczego, do cholery, masz ranną rękę?!
Powiedziałam jej wszystko, zatajając jednak interwencję tajemniczego chłopaka. Musiałam się dowiedzieć, kim był, a czułam, że rodzeństwo by mi tylko przeszkadzało w poszukiwaniach. Czyżbym widziała na własne oczy wampira? Legendarną bestię o niezwykłej sile, szybkości i urodzie? Choć to Jasper był zapalonym odkrywcą, to ja postanowiłam odnaleźć tę baśniową istotę. Nie miało być to jednak proste. Ryzykowałam życiem, jednak ciekawość była większa niż strach.
Przez cały dzień byłam pilnowana. Trzymaliśmy się razem z obawy, że możemy spotkać więcej drapieżników. Bardzo mi to było nie na rękę. Musiałam czekać aż do nocy. Dopiero wtedy wymknęłam się spod „straży” i zagłębiłam w gąszczu. Byłam naprawdę lekkomyślna. Szybko się zgubiłam. Chciałam wracać, ale strach i wszechobecne ciemności sprawiały, że krążyłam w miejscu.
– Stój.
Zamarłam, po czym zaczęłam się niespokojnie rozglądać w poszukiwaniu właściciela głosu. Cofnęłam się kilka kroków i na coś wpadłam. Zapiszczałam ze strachu, jednak po chwili czyjaś dłoń zamknęła mi usta.
– Ciii... – szepnął głos. – Spokojnie, nic ci nie grozi.
Łatwo mu było mówić! Byłam na bezludnej wyspie pełnej niebezpiecznych zwierząt i miałam nikłe szanse się stąd wydostać. Ponownie przerwano moje rozmyślania.
– Co ty tu robisz? – Chwycił mnie za ramiona i odwrócił przodem do siebie. – Mało ci jeszcze po tym, co cię spotkało? – syknął.
Przyjrzałam się jego twarzy. To był przecież mój wybawca! Znalazłam to, czego szukałam.
– Ja... chciałam cię odnaleźć – wyjąkałam zmieszana.
Westchnął, po czym pokręcił głową.
– Po co? Wiem, że potrzebujecie pomocy, ale nie powinnaś mnie o to prosić. Wy jesteście ludźmi, a ja... kimś zupełnie innym. Może już o tym wiesz.
– Wiem. I nie myślałam o szukaniu kogoś, kto nam pomoże. Chciałam ci po prostu podziękować. I... zastanawiałam się, kim jesteś.
– Ludzie! Wasza ciekawość niedługo sprawi, że wymrzecie. Mało ci jeszcze? Prawie straciłaś życie, gdy rozbił się wam statek, i wczoraj, gdy napadła cię pantera. Nie powinno was tu w ogóle być.
Tym razem to ja westchnęłam.
– Teraz jest już za późno na kazania – zauważyłam cierpko. – Chyba powinnam wracać.
– Odprowadzę cię. Nie trafisz na plażę sama.
Poszliśmy więc razem. Moja ciekawość zwyciężyła z nieśmiałością i już po chwili zasypywałam chłopaka pytaniami. Okazało się, że miał na imię Edward, i był ostatnim na tej wyspie – a może i na świecie – wampirem. Jego rodzina wyginęła wiele lat temu wskutek napaści na ich tereny. Zaczęłam mu współczuć. Już ponad pół tysiąclecia żył sam, bez żadnego kontaktu z zewnętrznym światem. Zaoferował swą pomoc przy naprawie żaglowca. Nie potrafiłam tego pojąć.
– Ta chęć pomocy bierze się stąd, że chcesz nas stąd wyrzucić? A może chcesz się zabrać z nami?
Prychnął.
– Jak sobie wyobrażasz moje życie wśród ludzi? Jestem dla was zagrożeniem. Dziwne jest samo to, że idziesz obok mnie i ze mną rozmawiasz. I nie wyganiam was stąd. Tęsknicie za domem. Widzę, jak się tutaj męczycie. Obserwuję was.
Rankiem moje rodzeństwo poznało Edwarda. Jasper na początku odnosił się do niego nieufnie, jednak zmienił zdanie widząc, że Alice zaufała mojemu wybawcy. Wszyscy na niej polegaliśmy, nie kwestionując jej decyzji, tak było i tym razem. Praca szła nam o wiele szybciej i nie musieliśmy się już bać drapieżników. Wciąż nie potrafiłam jednak zrozumieć, dlaczego nasz nowy towarzysz nam pomagał.
Edward był niezwykłą osobą. Polubiłam jego towarzystwo i było dla mnie oczywiste, że nie zostawimy go tu samego. Rozstanie byłoby zbyt przykre dla obu stron. Często miałam wrażenie, że jestem natrętna wobec niego, ale negował moje przypuszczenia. Prawda była taka, że uczepiłam się go jak rzep psiego ogona. A nade wszystko lubiłam go obserwować przy naprawie statku. Niezwykłym doświadczeniem było patrzenie, jak słońce igra na jego skórze. Już wiedziałam, skąd wzięły się legendy – wyglądał, jakby był obsypany diamentowym pyłem.
Choć gorliwie nam pomagał, rozmawiał z nami i śmiał się z dziwnych pomysłów Alice, to były momenty, gdy robił się milczący. Wpatrywał się wtedy w jakiś odległy punkt z wyraźną goryczą, czasami zerkał na mnie. Nie śmiałam się go pytać, co w takich chwilach chodzi mu po głowie, jednak źle się z tym czułam. Nie mogłam wiecznie czekać, aż zdradzi, co go gnębi, a z dnia na dzień stawał się coraz bardziej zamknięty w sobie.
Wreszcie nadszedł dzień, w którym ukończyliśmy naprawę żaglowca. Mieliśmy wyruszyć w drogę następnego dnia. Edward zaoferował się, że zaopatrzy nas w prowiant. Poszłam, rzecz jasna, z nim. Postanowiłam wreszcie wyciągnąć z niego, co go trapi. Nie był rozmowny, więc zaczęłam:
– Edwardzie? Jeśli cię o coś zapytam, odpowiesz mi?
– To zależy – mruknął beznamiętnie. Gdyby był choć trochę podejrzliwy!
– Dlaczego jesteś taki... przybity?
Spodziewałam się kolejnej bezuczuciowej, martwej odpowiedzi. Zdziwiłam się więc bardzo, gdy zatrzymał się gwałtownie i spojrzał mi prosto w oczy. Było w nich coś dziwnego.
– A jak myślisz? Jestem sam na tym świecie. Nie istnieje już chyba żaden przedstawiciel mojego gatunku. Już pięćset lat żyję samotnie na tej wyspie i jeszcze nigdy tak to nie bolało jak teraz, gdy wiem, że jutro o tej porze znowu zostanę sam ze sobą jako jedynym towarzyszem. Nie wiem, czy podołam temu wyzwaniu.
– Ale... jak to? Ty jedziesz z nami – powiedziałam wyraźnie, żeby nie miał wątpliwości. – Jak mogłeś myśleć, że będzie inaczej?
– Bello, mówiłem ci już o tym. Dla waszego dobra powinienem zostać. Właściwie już dawno mogłem pójść w ślady moich przodków i jakoś sam się unicestwić, ale czekałem na cud. No i się doczekałem. Nigdy wcześniej nie byłem tak szczęśliwy, odkąd pojawiliście się tutaj. Potraktuję to jako prezent od losu.
– Unicestwić? – Skrzywiłam się na dźwięk tego słowa. – Przestań pleść bzdury! Jeśli ty tu zostajesz, to ja z tobą! – Zaskoczyły mnie własne słowa. Jednak taka była prawda – byłabym w stanie zrezygnować z dawnego, spokojnego życia dla niego.
– Nie zrobiłabyś tego.
– Aż tak bardzo we mnie wątpisz? W takim razie, skoro to wszystko, co miałeś mi do powiedzenia, może lepiej będzie, jeśli wypłyniemy już dzisiaj? – Traciłam cierpliwość. Edward był uparty jak osioł. – Nie będziemy ci już sprawiać problemów.
– Nie, to nie wszystko. – Zatrzymał się i odwrócił wzrok.
– Co mam zrobić, żebyś popłynął z nami? – Ukryłam twarz w dłoniach. Nie wiedziałam już, co dalej robić. Poczułam, jak jego zimne ręce chwytają moje. Spojrzałam na niego.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo bym tego chciał – wyznał z żalem, opuszczając wzrok na nasze złączone dłonie.
– Więc popłyń z nami – powtórzyłam. Może się zgodzi, gdy będę to powtarzać do znudzenia? – W innym wypadku zostanę. Chyba, że chcesz się mnie pozbyć. Miałeś mi o czymś jeszcze powiedzieć – przypomniałam sobie.
– Ach, tak – powiedział zmieszany, po czym odrzekł prosto z mostu: – Chyba cię kocham.
Poczułam się, jakby oblano mnie kubłem zimnej wody. To było coś tak nieprawdopodobnego i cudownego zarazem, że nie potrafiłam sklecić jednego prostego zdania. Po prostu się w niego wpatrywałam.
– Co? – spytał, jeszcze bardziej zagubiony.
– Nic. Jestem... zaskoczona. Ale w takim razie dlaczego chcesz tu zostać? Proszę – szepnęłam. – Nie chcę się z tobą rozstawać...
– Nie chcesz? W takim razie... – W jego oczach igrały iskierki szczęścia, za którymi tak tęskniłam. – W takim razie zrobię wszystko, by zostać z tobą.
Wywróciłam oczami.
– Zawsze jesteś taki romantyczny?
– To, że czekałem pięćset lat na miłość, jest dla ciebie za słabym argumentem? Chyba powinniśmy iść dalej – zmienił temat.
– Tak, ale najpierw... – Ujęłam jego twarz w dłonie, przysuwając się do niego... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gelida dnia Czw 15:16, 10 Cze 2010, w całości zmieniany 8 razy
|
|
|
|
|
|
Lonely
Wilkołak
Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 215 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 29 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: droga mleczna
|
Wysłany:
Sob 14:33, 20 Mar 2010 |
|
Na samym poczatku... dlaczego nie ma tu komentarzy? Miniaturka wisi juz od dwoch dni, a pod nia pustka. Chyba warto napisac chociaz pare slow, prawda?
Gelido, juz wczoraj gdy wieczorem przegladalam ten dzial rzucila mi sie w oczy twoja miniaturka. A raczej tytul, ktory jest dosyc... inny. Jako ze bylo juz troche pozno, a miniaturka nie najkrotsza, obiecalam sobie, ze skomentuje ja jutro. No i oto jestem, i nie mam najmniejszego pojecia, co mam napisac. Moze w punktach, zaczynajac od pomyslu.
- Pomysl: Owszem, przeczytalam co napisalas na poczatku, ze miniaturka bedzie przygodowa, osadzona w innej rzeczywistosci, i ze rzecz bedzie takze o milosci, ale i tak bylam bardzo zaskoczona. Inny swiat, magia, kraina Lilli, Jasper na rejsie i Alice przygarnieta przez krola, ojca Belli? Na samym poczatku, bylam bardziej na nie, niz na tak, ale przeciez jest setki tekstow, ktore nie maja z saga nic wspolnego, oprocz imion bohaterow. Twoj Edward byl przynajmniej wampirem, a Alice zachowala swoj dar. Spodobalo mi sie jeszcze nawiazanie nazwy wyspy do blyszczenia wampirow. Mimo to w dalszym ciagu nie jestem pewna twojego pomyslu, ale to tylko dlatego, ze ostatnio miewam problemy z wczuciem sie w historie, ktore dzieja sie w innej rzeczywistosci. Wiec tylko niepotrzenie marudze Bylo inaczej, kreatywnie i ciekawie, a to jest chyba najwazniejsze. Chociaz musze przyznac, ze koniec nie byl niczym zaskakujacym. Bella znowu z Edwardem... hm, sama nie wiem.
- Postacie: Znowu mam dylemat, bo postacie tez byly inne. Trudno jest takze rozwinac postac w tak krotkich tekstach, ale tu sie postaralas. Nie jest zle, wcale. Jasper i ucieczka na morze? To mi sie podobalo. Pasowalo do niego. Dziwnym trafem mialam od razu skojarzenie z Robinsonem Crusoe W sumie pewne podobienstwa w obu historiach sa. No dobrze, moze tylko rozbicie na wyspie, ale i tak. Ja Jaspera obiektywnie nie ocenie, bo... no tego, w jego przypadku nie potrafie byc obiektywna, a ty mialabys u mnie plusa, nawet gdyby pojawilo sie samo jego imie. Alice i Bella... O Alice jest za malo, by napisac o niej cos dluzszego, ale to, co o niej napisalas jak najbardziej pasowalo. Bella... jak to Bella, znowu zakochana w Edwardzie. Luzno zaaregowala na spotkanie wampira, ale skoro zyje w swiecie gdzie takie rzeczy sa na porzadku dziennym, jak i magia, to nie ma sie co dziwic. Edward jest ciekawa postacia. Od pieciuset lat zyje samotnie na wyspie, jego rodzina dawno juz wymarla ( na marginesie, moglas napisac jaka to byla napasc, akurat mnie to zaciekawilo. Kto, jak i dlaczego. ) No i jest wampirem... Nie wiem, ale wydaje mi sie, ze po 500 latach bylby bardziej dziki. No i zakochal sie w Belli. Nie pochwalam i nie ganie. W skrocie mowiac, z postaciami bylo dobrze.
- Styl: Pisalas, ze to twoje pierwsze kroki w pisarstwie i jest naprawde dobrze. Nie tylko na pierwsze kroki, ale wogole. Czytalo mi sie bardzo plynnie, nie bylo zadnych zgrzytow i szybko dotarlam do konca. Teraz sie zastanawiam, czy nie za szybko. Owszem, bylo ladnie, ale ja dowiedzialabym sie z checia np. czegos o Belli. Moglas zamiescic jakies jej wspomnienie, moze troche bardziej sie rozpisac. Tak samo z jej zadawaniem pytan. Moglas zapisac ich rozmowe i dodac przy tym pare ciekawych wyznan Edwarda. Bardziej zaglebic teskt. Chociaz pisze to ja, osoba ktora kocha szczegoly i rozbudowane teksty, a wiem, ze nie kazdy to lubi.
W skrocie mowiac, podobalo mi sie, ale sadze, ze lepiej bym sie wczula w calosc, gdyby byl to dluzszy fanfick. Pomysl jest ciekawy, postacie tez niczego sobie, styl przyjemny, jestem na tak. Mam nadzieje, ze zamiescisz tu cos jeszcze.
Pozdrawiam L.
* A wy dziewczyny, klawiatura w ruch * |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Prawdziwa
Dobry wampir
Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 63 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p
|
Wysłany:
Sob 15:06, 20 Mar 2010 |
|
* A wy dziewczyny, klawiatura w ruch Wink *
Zaczyna się komentowanie.
Kochana autorko, jak na debiut to wyszło Ci bardzo dobrze.
Pomysł wydaje się dosyć oryginalny, mamy trochę surrealistyczny świat, ale jest bardzo podobny do tego rzeczywistego. Fajnie to zrobiłaś.
Co do samej fabuły to wydaje mi się lekko naciągana. Poznali się, przebywali ze sobą, a po kilku dniach Edward powiedział jej, że ją kocha. Trochę szybko, ale tak to już w miniaturach jest. No, i sam tytuł mówi już wiele o tekście, bardzo nowatorski, pasujący do całości.
Powtórzę się jeszcze raz: bardzo dobrze zaczęłaś;p |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Fresz
Gość
|
Wysłany:
Sob 10:09, 27 Mar 2010 |
|
Niewątpliwie była to baśń, za co Ci dziękuję, bo ta forma chyba zawsze rozładowuje w człowieku pewne emocje. Bardzo mi się podobało, a przez cały czas było tak... magicznie. Mimo że tożsamość narratorki nie była do końca sprecyzowana (jeśli tak - przepraszam), to przedstawiałam ją sobie jako Bellę. W niektórych miejscach przeszkadzały mi krótkie zdania... Mogłabyś pobawić się trochę spójnikami... Chyba wyłapałam dwa powtórzenia, ale nie były aż tak rażące, więc o nich nie wspominam. Miejscami brakowało mi też opisów, np. o samej wyspie te kilka zdań to za mało...
W każdym razie - przypadło mi do gustu.
Bardzo dobry początek!
Pozdrawiam i życzę weny! |
|
|
|
|
little_freak
Wilkołak
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 133 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gliwice
|
Wysłany:
Śro 14:21, 31 Mar 2010 |
|
Droga Gel
Obiecałam że skomentuję,więc proszę Oczywiste jest,że wszystko bez kundla i wszystko co ty napiszesz mi się podoba .
O postaciach nie można zbyt wiele powiedzieć,gdyż nie są jakoś szczególnie opisane - Alice przewidująca przyszłość - skądś to znam Moim zdaniem miałaś dosyć oryginalny pomysł z krainą lilii i z wyspą.Edward bardzo szybko powiedział Belli,że ją kocha - to pierwsza miniaturka którą czytam,więc dla mnie to coś nowego Błędów raczej nie wyłapałam-ale może to dlatego,że nie zwracałam na nie uwagi lub takowych nie było xD
Bardzo dobry początek,oby więcej takich perełek Życzę weny |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zua_15
Wilkołak
Dołączył: 22 Lis 2009
Posty: 151 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: opolskie
|
Wysłany:
Śro 16:18, 14 Kwi 2010 |
|
Kurczę, Gel to jest coś... pięknego. I... naprawdę baśń.
Bardzo cieszę się, że miałam zaszczyt przeczytać coś takiego. Udało Ci się niewątpliwie! Zaczarowałaś mnie. Nie zapowiadało się tak na początku. Nie spodziewałam się takiego zakończenia, choć sama nie wiem jakiego. Ale nie tak pięknego i romantycznego. Takiego uczuciowego.
Gratuluję - to kawał wspaniałej roboty!
Niecierpliwie czekam, aż wstawisz coś nowego .
Całuję i pozdrawiam,
Zua. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gelida
Zły wampir
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 407 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka
|
Wysłany:
Wto 21:37, 20 Kwi 2010 |
|
Głosy podliczone, więc wstawiam. Dziękuję wszystkim, którzy oddali głos w konkursie wielkanocnym (a było ich jak na lekarstwo), dziękuję Pernix, Isabelli . i Susan za oddane na mnie głosy. Współrywalkom gratuluję fajnych tekstów. Dziękuję Rudeej za małą radę odnośnie drabbli. W przemówieniach dobra nie jestem, więc kończę.
Aha, chciałabym zadedykować ten tekst Fresh i PinkMiracle, które mnie wspierały przy pisaniu
Polowanie na pisanki
Beta: Fresh
To była pierwsza Wielkanoc w życiu Renesmee, dlatego Cullenowie postanowili przygotować dla niej niewielką niespodziankę. Miał to być mały konkurs, polegający na szukaniu pisanek. Wystarczyło tylko schować jajka i napisać kilka zagadek, gdy dziewczynka spała. Oczywiście, podczas przygotowywania zabawy nie mogło się obejść bez drobnych utarczek na linii Rosalie-Jacob (tak, on też brał w tym udział, ku niezadowoleniu tej pierwszej). Mianowicie kłócili się o to, gdzie schować rzeczone pisanki, o to, z jakim słowem rymuje się „BMW”, i tym podobne. Mimo to wszystko poszło zgodnie z planem, a rankiem (nie takim znowu rankiem, bo o dziesiątej) Nessie otrzymała swoją zagadkę.
Pierwszą pisankę znajdziesz tu
Gdzie jest czerwone BMW.
Renesmee czym prędzej ruszyła w stronę domu Cullenów. Bella i Edward pobiegli za nią. Wampiry usłyszały zbliżającą się rodzinkę i wyszły przed dom. Nessie jednak ich wyminęła i ruszyła w stronę garażu. To w nim najprawdopodobniej był skarb, który miała znaleźć. Czerwone BMW Rosalie stało w głębi przepastnego budynku (głównie dlatego, że było rzadko używane). Dziewczynka podbiegła do samochodu i zajrzała przez szybę. Było tam! Na siedzeniu kierowcy leżało czekoladowe jajko, owinięte w kolorowy papierek. Obok niego znajdowała się mała karteczka, najprawdopodobniej z nową zagadką. Renesmee czym prędzej otworzyła drzwi auta, wyciągnęła pisankę i liścik, po czym odczytała jego treść:
Właśnie przyszła na to pora
Przeszukać biurko doktora.
Nessie zabrała pisankę oraz liścik i wybiegła z garażu. Skierowała się w stronę gabinetu Carlisle’a, bo to właśnie tam, według tego, co mówiła zagadka, krył się kolejny skarb. Otworzyła drzwi i ruszyła w stronę biurka, które posiadało wiele przepastnych szuflad i szafek. W większości z nich można było zazwyczaj znaleźć książki (jakby doktor miał za mało miejsca na nie w całym domu) lub różne dokumenty, jednak dzisiaj w jednej z nich kryła się pisanka. Renesmee wysunęła pierwszą szufladę i zaczęła przewalać papiery. Dziadek będzie miał jutro sporo do sprzątania, pomyślała. Otworzyła jeszcze kilka szafek, aż wreszcie znalazła to, czego szukała.
Ostatnie się poniewiera
W komodzie wujka Jaspera.
Renesmee ruszyła w stronę pokoju Alice i Jaspera. Otworzyła drzwi, rozglądając się po pomieszczeniu. A było ono niemałe. A co najgorsze, w środku znajdowały się aż cztery komody! Nie było to dziwne dla kogoś, kto znał Alice – jej zamiłowanie do zakupów było przerażające. Nessie sądziła, że w szafach znajdowały się prawie same ubrania. I nie myliła się. Przekopała każdą szufladę w pierwszych trzech komodach i nie znalazła nic prócz bielizny i rajstop. Czwarta, na szczęście, należała do Jaspera, co znaczyło, że Renesmee była blisko rozwiązania zagadki. W końcu jej oczom ukazała się trzecia i ostatnia pisanka, a obok niej karteczka:
Życzenia w końcu złożymy:
Wesołych świąt ci życzymy! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Fresz
Gość
|
Wysłany:
Pią 20:51, 21 Maj 2010 |
|
Wiem, że jestem jędza. Wiem, że ten tekst leży tu już miesiąc, a ja nie raczyłam skomentować. Teraz siedzę i nadrabiam zaległości
Konkurs Wielkanocny przyniósł nam wiele wrażeń, bo nadal pamiętam te emocje - punkt w ankiecie jest, a w komentarzu nie ma. Muszę powiedzieć, że szłyśmy niemal łeb w łeb, choć na mnie głosowali na początku, a na Ciebie - obudzili się - na końcu.
Bardzo przyjemny twór/twory (choć wydaje mi się, że bierzemy to w całości). Polowanie na pisanki to tekst pełen rodzinnego ciepła i można przyznać, że na tym opiera się fabuła (prócz szukania pisanek, oczywiście). Zagadki tylko zaostrzały mój apetyt na kolejną drabulkę.
Piszesz bardzo przyjemnie, bez żadnych zgrzytów...
Tekst praktycznie składał się tylko z opisów, które wyszły realistycznie, ale, oczywiście, na miarę drabbli.
Przepraszam, że krótko, ale...
No cóż. Życzę dużo weny do kolejnych tworów! |
|
|
|
|
Gelida
Zły wampir
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 407 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka
|
Wysłany:
Czw 15:11, 10 Cze 2010 |
|
24.05.2010
Oto dziś daję Wam do pożarcia, Czytelnicy moi, miniaturkę pojedynkową. Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy, albowiem wen jest łasy na komentarze.
Tu miał miejsce pojedynek krwią i potem okupiony.
Miniaturkę dedykuję Pink, co by jej za pojedynek podziękować i by jej samoocena wzrosła
Żegnaj, życie
Niepozorny pagórek zdobił małą polankę pośrodku lasu. Był porośnięty trawą, niemal całkowicie opuszczony i zapomniany. Przechodzeń mógłby pomyśleć, że to twór natury, gdyby nie tabliczka wbita w ziemię. Było na niej umieszczone nazwisko pewnej dziewczyny, może kobiety, a pod spodem, drobnym pismem ktoś wykaligrafował wiersz:
Sępy krążyły, krwi żądne i śmierci;
Zła wysłannicy, w swym celu uparci
Życie wyssali. Nadzieja, stracona
Już bezpowrotnie, w tym grobie złożona.
Krew bohaterska została przelana
Gdy śmierć natarła nieoczekiwana.
Losie okrutny, nie igraj już z nami
Nie chcieliśmy strat, nie o to błagamy.
Nadzieja leży już na zawsze w grobie,
Już nie pomoże, już nic nie podpowie.
I czasem tylko szumią smutno świerki,
By uczcić czyny zmarłej bohaterki.
Księżyc zaświeci, czasem ptak przeleci,
Lecz bohaterki żaden znak nie wskrzesi.
***
Leah pędziła przez las. W tej chwili nie czuła nic oprócz wiatru przedzierającego się przez jej sierść. Nareszcie była sama i nic jej nie przeszkadzało. Wreszcie mogła pomyśleć w samotności, bez żadnych niepożądanych osób, które by jej tylko przeszkadzały. Takie chwile spokoju nie były dla niej częste. Należała do sfory, co ją zobowiązywało do stawiania się na każde wezwanie Jacoba. Była ubezwłasnowolniona, jednak przyzwyczaiła się do tego. Poza tym czuła się w obowiązku chronienia swoich bliskich.
Życie nigdy jej nie rozpieszczało. Lei nie brakowało zalet, jednak uważała swoje życie za bezcelowe. Miała rodzinę, na której mogła polegać, sforę, z którą dzieliła myśli, jednak nadal czegoś jej brakowało. I dobrze wiedziała czego. Przez jeden mały błąd straciła Sama. Jednak i do tego się już przyzwyczaiła. Wiedziała, że nie może być szczęśliwa. Była dziwadłem, ewenementem, nawet wśród sfory. Może gdyby była zwyczajną kobietą, jej życie byłoby lepsze...
Nawet o tym nie myśl, ofuknęła się w myślach. Czasu nie cofniesz. Jesteś, kim jesteś i już nic tego nie zmieni.
Ta gorzka prawda okazała się dla niej coraz większym ciężarem. Leah była już niemal trzydziestoletnią kobietą zaklętą w ciele dwudziestolatki. Nie czekała już na żadną odmianę swojego losu na lepsze. Miała jednak w sobie dziwną siłę, która pchała ją dalej, pomagała znosić rozczarowania i odnosić małe zwycięstwa. Nie potrafiła się poddać, mimo że była osamotniona w swoich racjach.
Słuszna myśl, usłyszała w głowie głosik. Nawet tu nie mogła być sama! Watahę irytowały jej myśli o tym, jakie to ona ma życie. A teraz wracaj do domu. To pilne.
Dlaczego?, pomyślała Leah. Nie mogę mieć nawet chwili dla siebie? To był kolejny z minusów bycia wilkołakiem. Musiała stawiać się na każde zawołanie Jacoba – przywódcy sfory.
Wracaj, warknął alfa. To naprawdę poważna sprawa. Przez umysł Jacoba przewinął się obraz dwojga Cullenów.
Jeszcze tylko ich brakowało mi do szczęścia, prychnęła i zwróciła się w stronę La Push.
Już w sporej odległości od domu Jacoba wyczuła nieprzyjemny, ostry zapach drażniący jej nozdrza. Zignorowała go jednak – wiedziała, że Cullenowie przyszli w pokojowych zamiarach. W zaroślach przeobraziła się z powrotem w człowieka, włożyła ubrania, po czym weszła do domu, w którym byli zebrani członkowie obu sfor, a także Alice i Jasper.
– Widziałam, że planują się tu natychmiast dostać – mówiła szybko mała wampirzyca. – Nie potrafiłam jednak dowiedzieć się dlaczego.
– Obawiam się, że nie chcą, byśmy się dowiedzieli o ich wizycie, dlatego tak się spieszą – wtrącił Jasper. – Wiedzą o darze Alice i starają się nas zaskoczyć. Jednak mnie nadal zastanawia, po co to robią. Przecież nic nie zrobiliśmy...
– Samo to, że nie widzę w wizji powodu ich wizyty, jest dziwne. Jakieś pomysły?
Leah stanęła w miejscu najbardziej oddalonym od Cullenów i, starając się nie marszczyć nosa, zabrała głos:
– Z tego, co wiem, w wizjach nie widzisz mieszańców, tak? Może chcą nas powybijać, przecież jesteśmy nieznanym gatunkiem. Może mają coś do Renesmee? Raczej wątpię – przecież wiedzą o istnieniu innych półwampirów. Co więc innego? – zadrwiła. – A może dziecko Jacoba, jak myślicie?
Wszyscy spojrzeli po sobie ze strachem. Jake i Nessie byli już od jakiegoś czasu małżeństwem, doczekali się nawet córeczki. Była ona z pewnością niezwykła, gdyż łączyła w sobie cechy wampira, wilkołaka i człowieka. I z pewnością była jedynym na świecie przedstawicielem swojego gatunku. Jednak czy to właśnie nią zainteresowali się Volturi? Jeśli tak, to jak się dowiedzieli? Było oczywiste, że nie podobał im się sojusz Cullenów i zmiennokształtnych.
Wybuchła zagorzała dyskusja. Kilku wilkołaków wątpiło w to, że Volturi wiedzą o dziewczynce. Jake, mimo że nie chciał wierzyć w taką możliwość, obstawał przy tym, by nie dopuścić do najmniejszego zagrożenia córki. Złe wampiry działały szybko, więc trzeba było podjąć błyskawiczne środki.
– Musimy ukryć Sarę. Kto się tego podejmie? – zapytał zdenerwowany Jacob.
– Ja – odezwała się Leah. Może i nie była lubiana w sforze, jednak stanowiła uosobienie lojalności.
***
Wielki, szary wilk, trzymający w pysku zawiniątko, kierował się na północ. Według instrukcji danych przez przywódcę sfory, Leah miała uciekać na Alaskę, gdzie mogła otrzymać pomoc. Przedzierała się przez zielony gąszcz, starając się zostać niezauważoną przez nikogo. Wytężała wszystkie swoje zmysły, by nie natknąć się na nic niepożądanego. Od czasu do czasu otrzymywała informacje od kompanów, którzy byli nadal w pobliżu Forks. Oni mieli za zadanie zmylić przeciwnika, Leah – nie dopuścić do schwytania.
W sprawę zaangażowani byli spośród Cullenów tylko Alice i Jasper, ponieważ reszta polowała. Tamci starali się jednak jak najszybciej wrócić do Forks, by pomóc. Szczególnie obecność Edwarda była natychmiast potrzebna – dzięki swojemu darowi mógł odgadnąć cel wizyty Volturi. Póki co można było tylko zapewnić bezpieczeństwo Sarze, co przypadło jako zadanie Lei.
Rzucona, ot tak, hipoteza nabierała w oczach Lei coraz wyraźniejszych kształtów. Wampiry z Włoch odwiedziły ostatnio Forks kilka lat temu, gdy odkryli istnienie Renesmee – matki Sary. Jaki mógłby być wobec tego inny powód? Wtedy potrzebny był cud, by ocalić Cullenów i wilkołaki. I cud się zdarzył – okazało się, że półwampiry istnieją. Ale tym razem znalezienie kogoś podobnego do małej było dosłownie nierealne. Dlatego trzeba było ją ukryć, by nie stworzyć Volturi dodatkowych powodów do zabijania.
Sępy...
Prędzej czy później i tak się tego dowiedzą. O ile jest z nimi Aro, pocieszyła się w myślach. Miała nadzieję, że sprawa nie była tak poważna, by musiał się zjawić przywódca Volturi. Posiadał on dar, dzięki któremu mógł się z łatwością dowiedzieć o dziecku.
Leah zaczęła się zadręczać. Sara była w pewnym sensie podobna do niej – jedyna w swoim rodzaju. Jednak była krucha i bezbronna. Jak można było bez żadnych skrupułów zabić kogoś takiego? Ani Cullenowie, ani wilkołaki nie wiedzieli, kim się stanie w przyszłości. Jednak to o to wszyscy walczyli. Była przecież dla nich czymś w rodzaju pomostu łączącego zwaśnione rodziny. Małym, delikatnym cudem.
Nadzieja...
Leah?, w jej głowie odezwał się głos Setha. Przybyli. Nie wszyscy, jednak jest z nimi Aro.
Po jego słowach zapadła przerażająca cisza.
Jesteśmy zgubieni, pomyślała dziewczyna. Coś jeszcze?
Tak, mruknął jej brat. Wiedzą o Sarze. Miałaś rację.
W swym celu uparci...
Serce zatłukło się w piersi Lei. Szukają je. Czy zdąży dostać się na Alaskę? Musi. Nagle przypomniała sobie zdarzenia sprzed kilku lat. Polana pokryta śniegiem... postaci w czarnych pelerynach... Wydała ich... blondynka o imieniu Irina. Ale kto to mógł być teraz?
Kolejna fala wspomnień uderzyła ją z przerażającą siłą. Przed oczami stanął jej obraz ciężarnej Renesmee rozmawiającej z pewną piękną kobietą... znajomo wyglądającą. Czyżby to ona była jednym ze świadków Volturi, gdy przybyli kiedyś do Forks?
Zła wysłannicy...
Leah była przerażona. Nie pokonała nawet połowy dystansu. Ich było wielu, ona była sama. I co z jej towarzyszami? Żeby tylko oni wyszli z tego cało...
Kolejne wspomnienie. Wampir ze straży Volturi. Demetri. Posiadał niezwykły dar tropicielski. Pewnie już ją śledzi. Była jeszcze Jane, która potrafiła zadać ból wzrokiem. I Alec, którego strasznego daru wolała sobie nawet nie przypominać...
Diabły! Potępieńcy! Krwiopijcy!
Leah? To Jacob. Poczuła otuchę. Nie była sama, oni wciąż żyli. Musisz... poradzić sobie sama. Nie chcą odejść, a Edward wspominał, że się rozdzielili. Ci tutaj zatrzymują nas, nie dopuszczają do ucieczki. Już Jared próbował, ale... Przerwał. Zamiast słów, jego myśli ubrały się w obrazy. Obrazy chaosu, walki – bezkrwawej, lecz strasznej. Biegnij! Nie możesz się teraz poddać! Jacob potrafił być wobec niej zgryźliwy, jednak nikt, tak jak on, nie podnosił na duchu. Nawet, gdy śmierć co chwila muskała go swoimi czarnymi skrzydłami.
Krew bohaterska...
Pozostała jej tylko bezsensowna ucieczka. Na domiar tego z zawiniątka zaczął się wydobywać płacz. To mogło tylko pogorszyć sytuację. Wkrótce Leah zaczęła wyczuwać ten mdły i nieprzyjemny zapach, charakterystyczny dla wampirów. Tylko czy to byli wrogowie, czy raczej przyjaciele? A może twór wyobraźni? Tego nie potrafiła stwierdzić. Pędziła więc dalej bez zatrzymywania się. Po chwili woń zniknęła. To nie byli oni, pomyślała z ulgą. Ostatnio jej życie było pełne emocji – od beznadziei, aż po bezgraniczny strach o własne życie. W tej chwili kotłowały się w niej oba te uczucia. Zdała się na instynkt przeżycia i biegła tak szybko, jak tylko zdołała. Nie mogła ich zawieść, nawet, jeśli...
Po chwili zapach powrócił, jednak z innej strony niż wcześniej, bo z kierunku, w którym podążała. Może to Denalczycy wyszli na spotkanie?, zastanawiała się. Mogła być także druga opcja – Volturi ją osaczyli z wszystkich stron, zapędzili w kozi róg. Jedno z dwojga, pomyślała, po czym zmieniła nieznacznie kierunek.
Drażniąca woń zaatakowała ją także z tej strony. Była wszędzie! A więc wygrała opcja druga.
Nadzieja, stracona już bezpowrotnie...
Zatrzymała się. Czuła, że już nic nie wskóra. Była zmęczona i pozbawiona nadziei. Co ze sforą? Nie mogła dać rady kilku przeciwnikom naraz! W jej sercu przestały tlić się ostatnie iskierki nadziei.
Poddaję się.
Zza drzew wyszły wampiry. Już nie było nadziei na ratunek. Rozszarpią ją na miejscu, pozostawiając nieruchome, zakrwawione szczątki. Leah zobaczyła dookoła siebie mgłę. Alec. To on ją wytworzył. A więc może śmierć nie będzie taka straszna?
Opary spowijały poszycie lasu i zbliżały się do Lei. Dziewczyna zamknęła oczy. Usłyszała jeszcze kwilenie Sary i, w swoim umyśle, pełen rozpaczy skowyt braci.
Żegnaj, życie.
A potem była tylko ciemność.
10.06.2010
Znowu pojedynkowa miniaturka Tym razem TPP. Wprawdzie na długo tam nie zostałam, ale jednak było warto wziąć udział.
Tu pojedynek do wglądu.
A miniaturkę dedykuję Susan oczywiście Gratuluję przy okazji wygranej i świetnej miniaturki.
Nadludzie
Ucieczka nie zawsze jest aktem tchórzostwa. Nie uciekałam ani przed niebezpieczeństwem – bo przecież byłam niezniszczalna, ani przed życiem – bo przecież go mnie pozbawiono. Uciekałam przed swoją nieokiełznaną naturą, która opętała moją, niedawno jeszcze wolną wolę. Byłam zbrukana i brudna, brzydziłam się siebie. Demetri przed moim odejściem mówił, że mam ostatnią szansę na to, by zachować własną duszę. Już wiem, o co mu chodziło. Ale było już za późno. Teraz stałam przed nim i wpatrywałam się w swoje zakrwawione dłonie. On tymczasem przedstawiał mi zalety nieśmiertelności, jednak go nie słuchałam, bo wiedziałam, że już straciłam wszystko, co odgrywało najważniejszą rolę w moim życiu.
– ...po prostu chciałem, byś miała wybór. I postąpiłaś słusznie. Jesteś kimś więcej niż zwyczajny człowiek. Jesteś kimś, komu nic nie jest straszne. Oni... są czymś podrzędnym, choć myślą, że rządzą światem. Podczas gdy w rzeczywistości są tylko naszym pożywieniem. Bez którego i tak możemy...
– Przestań! – Zamknęłam z furią oczy, po czym zaczęłam wyrzucać z siebie wszystko, co mi leżało na sercu. – To, co mówisz... to są puste frazesy, rozumiesz? Być może już tak bardzo postradałeś człowieczeństwo, że nie odróżniasz dobra od zła. Czujesz się usatysfakcjonowany tym, że wiesz o wiele więcej niż ja, myślisz, że będę się zgadzać z każdym twym słowem... Tak nie będzie! Nie będzie! Przez ciebie... zabiłam! – ostatnie słowa wykrzyczałam mu prosto w twarz.
On się tylko uśmiechnął.
– Takie są prawa natury: jest drapieżnik i ofiara. Musisz się pogodzić z tym, kim jesteś. A to, że twoją pierwszą ofiarą był twój, pożal się Boże, ojciec, nie powinno cię tak bulwersować. Przecież to on zostawił twoją matkę samą, doprowadził ją do szaleństwa i...
– Nie! Zostaw mnie! Nie chcę cię widzieć! – Oficjalnie zerwałam tymi słowami wszystkie nasze kontakty i postanowiłam znaleźć prawdę sama. Uciekłam – znowu.
We względną ciszę wdarł się szept dochodzący zza moich pleców:
– Chyba nie myślałaś, że tak łatwo cię zostawię, Chelsea...
***
Nie potrafiłam się pozbyć wspomnień, mimo że się usilnie starałam. Wszelkie próby zapomnienia odniosły przeciwny skutek – przed oczyma stawały mi obrazy, w których dominowała czerwień krwi. W tamtej chwili nie myślałam o niczym, instynkt i chęć zemsty przejęły kontrolę nad umysłem. Przeżywałam wszystko po raz drugi – chciałam się w ten sposób ukarać, wzbudzić poczucie winy. Jednak zamiast udręki pojawiło się jeszcze więcej nienawiści, w ustach czułam smak jadu. Zatapiałam powtórnie kły w szyi własnego ojca, nurzałam się w jego krwi... Kiedy postradałam sumienie?
Przypomniała mi się matka. Była zawsze dobra i opiekuńcza. Starała się wychować mnie na swój wzór, jednak... Jednak była tylko człowiekiem, słabą istotą, która pozostawiła swoją trzynastoletnią córkę samą. Po prostu umarła. Tak musiało być.
Do chwili, w której przelejesz po raz pierwszy krew, będziesz niewinna i bezbronna, nie znająca swojej siły. Później staniesz się wampirem – przypomniały mi się słowa Demetriego. Miał rację – z każdą chwilą byłam coraz mniej ludzka i coraz mniej mnie to przerażało. Mimo to biegłam dalej. Miałam nieśmiałą nadzieję na to, że stanie się coś, co mnie odmieni. Jednak i ona była coraz bardziej nikła. Sumienie to coś, co wymyślili ludzie. Potrzebują tego, bo chcą być bardziej szlachetni niż są. A ja zabijałam dalej, gdy tylko czułam taką potrzebę.
Swojego stwórcy nie chciałam widzieć na oczy. Nie wiedziałam, dlaczego. Pamiętałam dobrze powody, dla których go opuściłam, jednak teraz były one dla mnie wyimaginowane, nieprawdziwe. Ale uciekałam dalej. Nie wiedziałam, jak długo to trwało. Kilka dni, miesięcy, lat? Czas stracił znaczenie. Jednak instynktownie czułam, że mnie śledzi. Ukrywałam się wszędzie, a mimo to poczucie bycia obserwowaną nigdy mnie nie opuszczało.
***
Wiedziałam, że gdzieś muszą być tacy jak ja, jednak nie miałam pojęcia, gdzie. To oni mnie znaleźli pierwsi.
Okrążyli mnie o zmroku i pojmali. Wiedziałam, że to muszą być wampiry, bo nie spotkałam jeszcze kogoś, kto był silniejszy ode mnie. A oni obezwładnili mnie bez trudu, po czym zaprowadzili do... pałacu? Miejsce to emanowało chłodem i przepychem. Nie miałam pojęcia, że potwory takie jak ja nie były skazane na wieczną tułaczkę. Sama bezustannie wędrowałam – po splądrowaniu jednej wioski musiałam odejść w inne miejsce. Bezwiednie słuchałam rad Demetriego: Oni są tylko naszym pożywieniem. Być może kiedyś uważałam to za coś okrutnego, jednak zabijanie sprawiało mi przyjemność. Nawet nie zdawałam sobie sprawy ze swojej przemiany w bezdusznego potwora.
Tymczasem wprowadzono mnie do komnaty. Szybko omiotłam ją wzrokiem. Była okrągła, jasna, urządzona z surowością i przepychem jednocześnie. Na jej tle silnie wyróżniały się trzy postacie odziane w czerń. Zostałam zaciągnięta przed ich oblicze i rzucona o marmurową posadzkę.
– Kogóż my tu mamy? – odezwał się nade mną dość wysoki, męski głos. – Jak mniemam, nie jesteś obeznana z naszym prawem, skoro bez żadnych skrupułów je łamiesz. A może robisz to celowo?
– Nie wiem, o czym mówisz – wysyczałam. – Nie mam pojęcia o żadnym „waszym prawie”.
– Jak to? Przecież musiał cię ktoś stworzyć. Musiał cię nauczyć, że najgorsze, co możesz zrobić, to wydać nasz gatunek, sprawić, by ludzie się o nas dowiedzieli. A ty czyniłaś to nagminnie: krwawe rzezie, ukazywanie się ludziom w słońcu... – mężczyzna miał łagodny, niemal przyjazny ton głosu, jednak wyczuwałam w nim skrytą groźbę. Tymczasem odwrócił się ode mnie i z wyrzutem zwrócił do kogoś, kto stał za mną: – Demetri, jak mogłeś jej nie powiedzieć!
Błyskawicznie się odwróciłam.
– Ty! Ty zdrajco! – Gdy go zobaczyłam, nie potrafiłam hamować swojej wściekłości. Błyskawicznie zostałam przyciśnięta do podłogi.
– Spokojnie – odezwał się mój rozmówca z nutką rozbawienia w głosie. – Demetri?
– Uciekła, nim zdążyłem jej to przekazać – usłyszałam znajomy, znienawidzony głos. Brzmiał lekceważąco i obojętnie.
Wpadłam w furię. Nawet pilnujące mnie wampiry nie potrafiły mnie utrzymać.
– Zabijcie ją!
Na zawołanie pochwyciło mnie kilka par rąk i zaczęło ciągnąć w przeciwne strony. Chcieli mnie rozerwać na strzępy. Nagle znowu rozległ się nieznany głos:
– Zostawcie ją. Aro, ona może się nam przydać. Ona ma dar... niezwykły i bardzo przydatny. – Mój wybawca już nic nie powiedział. Musnął tylko dłoń mężczyzny stojącego przede mną.
– Dajmy jej wybór – odezwał się Aro. – Chelsea, wolisz zasilić nasze szeregi czy może raczej wolisz ponieść karę za to, co zrobiłaś?
Wiedziałam, że karą była śmierć. A ja chciałam żyć. Choćby w ten sposób, jaki mi pozostał.
***
W moim martwym ciele po opuszczeniu przez niego duszy zapanował mrok. Nie potrafił się tam dostać nawet najmniejszy promień światła. Stałam się nieczuła na wszystko, co kiedyś wzbudzało we mnie zachwyt. To nie było dla mnie, nie należałam już do tego świata. Przez wiele lat wmawiano mi, że jestem kimś lepszym, ważniejszym od ludzi. Nie sposób było w to nie wierzyć – oni nawet nie wiedzieli o naszym istnieniu. Pozostały jednak we mnie korzenie, znaki tego, że byłam człowiekiem. To one kazały mi w chwilach samotności i ciszy wspominać całe swoje życie. Uchodziłam za kogoś nadludzko silnego, jednak wystarczało jedno wspomnienie, by mnie złamać. Wspomnienie pierwszej zbrodni.
Czuję zamęt i wściekłość. Na myśl o tym człowieku zmieniam się w bestię żądną krwi.
Języki ognia liżą moje gardło. Szukam czegoś, czym zdołam ugasić pragnienie.
Postanawiam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
Bezszelestnie wkradam się do pogrążonego w ciemności domu. Wchodzę do pokoju i widzę osobę, która zniszczyła mi życie.
– Witaj – szepczę.
Wzdryga się. Nic dziwnego – jest tylko człowiekiem. Po chwili dziwny grymas zmienia się w coś na kształt uśmiechu. Jednak tym mnie nie zwiedzie.
– Porozmawiajmy. – Podchodzę bliżej, a nikłe światło lampy naftowej pada na moją nienaturalnie bladą twarz. Z pewną satysfakcją obserwuję, jak nieszczery uśmiech znika z jego twarzy. – Tak, zmieniłam się – nadal mówię szeptem. W ciemności krzyczeć nie wolno. Ciekawe, kto pierwszy złamie tę zasadę. – To dzięki tobie. Uczyniłeś mnie silniejszą, każąc mi radzić sobie samej w życiu. Ciekawa jednak jestem, czy twój ojciec stosował podobne metody.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Nie znasz mnie. Nie wiesz, dlaczego to zrobiłem. Nie przychodź więc do mnie i nie upominaj się o coś, do czego nie masz prawa – jego głos wzrasta z każdym słowem. – Może postradałaś zmysły, jak twoja matka!
Swoim krzykiem obwieszcza moją wygraną. Nie potrafię czekać dłużej. Wstaję i chwytam go za szyję, przyciskając do ściany.
– Nie bój się śmierci. I tak, prędzej czy później, przyszłaby po ciebie. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gelida dnia Czw 15:18, 10 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 20:19, 12 Cze 2010 |
|
Chciałam Ci bardzo podziękować za pojedynek. Cieszę się, że mogłyśmy się zmierzyć i mam nadzieję, ze jeszcze to kiedyś powtórzymy. Dziękuję również za dedykację. Zrobiło mi się naprawdę bardzo miło.
Skomentuję tylko ostatni tekst - z naszego pojedynku. Czytałam go trzy razy, a dalej trudno mi coś o nim napisać, choć zabieram się za to już któryś raz.
Podoba mi się. Chyba największą zaletą tej miniaturki jest klimat. Mroczny, tajemniczy. Przy czytaniu czułam się, jakby spowijała mnie jakaś mgła, obserwowała wszystko z ukrycia i podglądała wszystkie wydarzenia jakie opisujesz.
Kolejnym plusem jest pomysł z umieszczeniem Demetriego w całej fabule. Lubię go i cieszę się, gdy pojawia się w tekstach. Szkoda tylko, że tak rzadko. Dodał smaczku całej miniaturce. Jego zachowanie jest ciekawe, może nie do końca go rozumiem, ale i tak podoba mi się to, jak go wykreowałaś.
Sama Chelsea wzbudza we mnie dużo emocji. Już po pierwszym przeczytaniu tekstu, poczułam się z nią dość mocno związana. Rozumiem jej zachowanie, jest mi jej żal. Jest rozkojarzona, zła, rozbita, smutna. Nie do końca wie, co się z nią dzieje. Wszystko stało się szybko i niespodziewanie. Każdy by się pogubił. A widać, że Chelsea i tak już dużo przeszła. Przemiana w wampira, spotkanie Demetriego, morderstwo ojca, dołączenie do Volturi. Współczuję jej. Za dużo spadło na jej głowę. Biedna dziewczyna.
Dobrze, że Volturi jej nie zabili i pozwolili jej wybrać. Gdyby nie miała daru, zapewne by ją zabili. Zostawili ją przy życiu tylko z tego powodu. Na szczęście przeżyła i dołączyła do ich szeregów. Niby wiedziałam, że musi przeżyć, ale i tak się zdenerwowałam. I to nie na żarty.
Muszę Ci przyznać, że czytało mi się Twoją miniaturę cudownie. Masz bardzo ładny styl, plastyczny i przyjemny w odbiorze. Wręcz przepłynęłam przez tekst. Słownictwo jest dobrane idealnie, zdania nie są przekombinowane, a narracja jest poprowadzona doskonale. Początek o morderstwie ojca przy okazji rozmowy z Demetrim, oraz końcówka - relacja tego zabójstwa - cudo. Bardzo ładna klamra.
Naprawdę bardzo mi się podobało i dziwię się, że nie wygrałaś. Mówię to całkowicie szczerze. Przepraszam, że nie potrafię stworzyć dłuższego i ciekawszego komentarza. Mam jednak nadzieję, że choć trochę Cię zadowoli.
Pozdrawiam serdecznie :* |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Rikki
Dobry wampir
Dołączył: 16 Paź 2008
Posty: 547 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 47 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Ezoteryczny Poznań
|
Wysłany:
Sob 9:30, 19 Cze 2010 |
|
Hej :d
Dałam Nadludzi na 3 miejscu więc wypada skomentować.
Pamiętam, że dość ostro oceniłam pojedynek w, którym udział brała ta mini, ale uwierz mi ona mi sie podoba, bardzo.
Po przeczytaniu jej jeszcze raz patrze na nią w zupełnie innym świetle.
Kilmat tej mini jest wspaniały owiany grozą, tajemnicą do samego końca nie wiemy kogo zabiła.
Jak już wcześniej pisałam trochę haotycznie napisana, ale podoba mi się. Demetri jako okrutny stówrca, fajnie, fajnie.
Tylko nie rozumiem Ara, albo ją zabijemy albo, do nas przyłączy to znaczy, że tak naprawdę nie jest dla nich aż tak bardzo ważna jeśli chcą ją zabić, jeśli się do niech nie przyłączy.
Jej wspomnienie na końcu jest jak z horrorów, zabiła własnego ojca, by pokazać mu swoją siłę i to kim się stała.
Lubię twoją twórczość Gel :*
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|