|
Autor |
Wiadomość |
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Śro 21:56, 29 Lut 2012 |
|
Kochani!
Dziękujemy Wam za nadesłane prace – cieszymy się z każdej z nich. Przygotowywanie tego konkursu sprawiło nam dużą przyjemność i mamy nadzieję, że z taką samą przyjemnością Wy przygotowywaliście swoje opowiadania.
Tym razem walczycie nie tylko o okolicznościową rangę i banner, ale i o nagrody w postaci komentarzy do wskazanych przez Was prac Waszego autorstwa. Powodzenia!
Zawczasu dziękujemy również tym z Was, którzy zdecydują się na ocenę prac konkursowych. Ucieszy nas każdy głos. Pamiętajcie, że również Wy, komentatorzy, bierzecie udział w rywalizacji, walcząc o tytuł Sprawiedliwego Sędziego. Powodzenia!
Przypominamy, że konkurs Przypisy do dojrzewania to konkurs autorski, gdzie wymaganą formą prac jest miniaturka literacka. Każda uczestniczka miała napisać pracę odwołującą się do tematu dojrzewania, ustosunkowując się do trzech wybranych słów-kluczy.
Do wyboru były:
akceptacja, bunt, utrata, tolerancja, niepewność, niepokój, izolacja, strach, odosobnienie, samotność, pierwszy raz, ból, niezrozumienie, idealizm, niewiedza, dostosowanie/niedostosowanie, uproszczenie, poszukiwanie, negacja, odkrywanie, bezpieczeństwo, samorealizacja, tożsamość, konformizm/nonkonformizm, zagubienie, atak, obrona, przejście, inicjacja, rozwój, ciekawość, odrzucenie, wolność, zwątpienie, ucieczka, oddalenie, upór, eksperyment, samodzielność, autorytet
Na ocenę prac konkursowych przewidziane są dwa tygodnie: od 1 marca do 15 marca 2012, do godziny 23:59; oceny nadesłane później nie będą brane pod uwagę. Oceniamy anonimowo ze względu na to, że w ocenianiu zobowiązani są wziąć udział także uczestnicy konkursu. Nie głosujemy na własną pracę, nie przyznajemy jej punktów.
Oceniamy na specjalnie stworzonym w tym celu formularzu. Pamiętajcie, aby uzasadnić swoją ocenę – przynajmniej w kilku zdaniach. Uzasadniamy ocenę prac, którym przyznajemy punkty. Jeżeli mamy ochotę i czas uzasadnić, dlaczego nie doceniliśmy któregoś z tekstów, również możemy o tym napisać. Oceny wysyłacie prywatną wiadomością do Dzwoneczka; prosimy, aby w treści wiadomości podać swój nick oraz tytuł konkursu, np. Iksińska / Przypisy do dojrzewania. Pamiętajcie, aby nie podpisywać swoich ocen nickami; ujawnimy je dopiero później, po zakończeniu głosowania.
Oceniamy:
I. Pomysł: czyli realizację tematu, innowacyjność, oryginalność, odniesienie się w pracy do trzech wskazanych przez autora pojęć-kluczy etc.
Do rozdania macie 18 punktów. Punkty przyznajecie według własnego uznania.
II. Świat przedstawiony:
1. Fabuła: czyli przedstawione wątki, czas i miejsce akcji, ciąg przyczynowo-skutkowy między występującymi zdarzeniami etc.
Do rozdania macie 12 punktów. Punkty przyznajecie według własnego uznania.
2. Postacie: czyli kreację bohaterów i ich autentyczność, portret psychologiczny, ciekawą konstrukcję postaci etc.
Do rozdania macie 18 punktów. Punkty przyznajecie według własnego uznania.
III. Formę:
1. Styl: czyli zastosowane rozwiązania stylistyczne, środki artystycznego przekazu, innowacyjność formy, słownictwo, bogactwo językowe, wrażenia po przeczytaniu etc.
Do rozdania macie 12 punktów. Punkty przyznajecie według własnego uznania.
2. Jakość: czyli poprawność językową – ortograficzną, gramatyczną, interpunkcją itd., zapis etc.
Do rozdania macie 8 punktów. Punkty przyznajecie według własnego uznania.
IV. Ogólne wrażenie: czyli to, która z prac i dlaczego zrobiła na Was najlepsze wrażenie, kogo na koniec chcielibyście jeszcze wyróżnić etc.
Do rozdania macie 6 punktów. Punkty przyznajecie według własnego uznania.
Ogólna pula punktów to 74.
Lista uczestników (kolejność alfabetyczna):
1. BajaBella
2. Cornelie
3. Pernix
4. Robaczek
5. Rudaa
6. Suhak
Lista prac (kolejność jak kolejność wklejania; kolejność prac nie odpowiada kolejności uczestników):
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego
2. Mężczyzna o zielonych oczach
3. Lila, Kubuś i demony
4. Słońce i księżyc
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej
6. Listy do Mamy
Oceniając, wpisujcie tytuł pracy.
Oceniając, korzystajcie z poniższego formularza. Uczestnicy konkursu oceniający prace konkursowe przy tytule swojej pracy wstawiają w każdej kategorii myślnik, nie podając uzasadnienia.
Kod: |
[color=olive][b]I. Pomysł:[/b][/color]
[i]Pula punktów: 18[/i]
1. [i]San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego[/i]: liczba punktów
2. [i]Mężczyzna o zielonych oczach[/i]: liczba punktów
3. [i]Lila, Kubuś i demony[/i]: liczba punktów
4. [i]Słońce i księżyc[/i]: liczba punktów
5. [i]Aza umiera, Anitra tańczy dalej[/i]: liczba punktów
6. [i]Listy do Mamy[/i]: liczba punktów
[i]Uzasadnienie:[/i]
[color=olive][b]II. Świat przedstawiony:[/b][/color]
[color=olive][b]1. Fabuła:[/b][/color]
[i]Pula punktów: 12[/i]
1. [i]San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego[/i]: liczba punktów
2. [i]Mężczyzna o zielonych oczach[/i]: liczba punktów
3. [i]Lila, Kubuś i demony[/i]: liczba punktów
4. [i]Słońce i księżyc[/i]: liczba punktów
5. [i]Aza umiera, Anitra tańczy dalej[/i]: liczba punktów
6. [i]Listy do Mamy[/i]: liczba punktów
[i]Uzasadnienie:[/i]
[color=olive][b]2. Postacie:[/b][/color]
[i]Pula punktów: 18[/i]
1. [i]San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego[/i]: liczba punktów
2. [i]Mężczyzna o zielonych oczach[/i]: liczba punktów
3. [i]Lila, Kubuś i demony[/i]: liczba punktów
4. [i]Słońce i księżyc[/i]: liczba punktów
5. [i]Aza umiera, Anitra tańczy dalej[/i]: liczba punktów
6. [i]Listy do Mamy[/i]: liczba punktów
[i]Uzasadnienie:[/i]
[color=olive][b]III. Forma:[/b][/color]
[color=olive][b]1. Styl:[/b][/color]
[i]Pula punktów: 12[/i]
1. [i]San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego[/i]: liczba punktów
2. [i]Mężczyzna o zielonych oczach[/i]: liczba punktów
3. [i]Lila, Kubuś i demony[/i]: liczba punktów
4. [i]Słońce i księżyc[/i]: liczba punktów
5. [i]Aza umiera, Anitra tańczy dalej[/i]: liczba punktów
6. [i]Listy do Mamy[/i]: liczba punktów
[i]Uzasadnienie:[/i]
[color=olive][b]2. Jakość:[/b][/color]
[i]Pula punktów: 8[/i]
1. [i]San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego[/i]: liczba punktów
2. [i]Mężczyzna o zielonych oczach[/i]: liczba punktów
3. [i]Lila, Kubuś i demony[/i]: liczba punktów
4. [i]Słońce i księżyc[/i]: liczba punktów
5. [i]Aza umiera, Anitra tańczy dalej[/i]: liczba punktów
6. [i]Listy do Mamy[/i]: liczba punktów
[i]Uzasadnienie:[/i]
[color=olive][b]IV. Ogólne wrażenie:[/b][/color]
[i]Pula punktów: 6[/i]
1. [i]San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego[/i]: liczba punktów
2. [i]Mężczyzna o zielonych oczach[/i]: liczba punktów
3. [i]Lila, Kubuś i demony[/i]: liczba punktów
4. [i]Słońce i księżyc[/i]: liczba punktów
5. [i]Aza umiera, Anitra tańczy dalej[/i]: liczba punktów
6. [i]Listy do Mamy[/i]: liczba punktów
[i]Uzasadnienie:[/i] |
Zapraszamy do oceniania.
Życzymy miłej lektury!
PS W razie jakichkolwiek pytań – odpowiemy na każde. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Czw 9:25, 01 Mar 2012 |
|
Tekst nr 1
nonkonformizm, rozwój, tożsamość
San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego
Wystarczy, że delikatnie ugnie kolana, a na jej nogach pojawia się zarys mięśni. Pochyla się, układając dłonie na bieżni, po czym podnosi wzrok. Wygląda zaskakująco naturalnie, jakby przyjęcie tej z pozoru niekomfortowej pozycji sprawiało jej przyjemność. Rozkoszuje się dotykiem miękkiego podłoża i wypróbowuje jego sprężystość, wprawiając swoje ciało w ruch. Dla pewności zmienia kilkakrotnie ułożenie rąk – jedną przykłada do kolana, a drugą kieruje w górę, zataczając ramieniem łuk – gdyby włożyć w jej dłoń dysk, mogłaby pozować Myronowi. Zawsze w tym momencie wyobraża sobie, że jej ciało przybiera odmienną formę, dzięki której może zabrać głos: mięśnie stają się wytrzymalsze, skóra pokrywa się włosami i pojawia się umiejętność mówienia. Chociaż początkowo ścięgna nie radzą sobie z ciężarem podmiotu, a w żyłach utykają przecinki, boleśnie oddzielane przez orzeczenia pulsujące w tętnicach, po chwili zaczyna czuć powietrze zapisujące jej płuca pierwszymi zdaniami. Chociaż nie wie jeszcze, co chciałaby powiedzieć, słowa wypełniają ją po sam naskórek, więc usiłuje znaleźć język, dzięki któremu będzie mogła wypowiedzieć swoje pierwsze ergo sum. Zanim jednak dokonuje wyboru między ojczyzną idei i krajem noumenów, rozlega się dźwięk gwizdka. Z przerażeniem orientuje się, że ponownie przyjęła zła pozycję – startuje z opóźnieniem, ale to sprawia, że już na początku biegu staje się wyjątkowa.
Ad. 10
Kiedy wprowadzaliśmy się do nowego mieszkania, miałam wrażenie, że zaczniemy razem coś nowego. Z uśmiechem pakowałam pampersy wielokrotnego użytku Niny i obiecywałam jej większą poduszkę w nowym łóżku. Dostała własne pudełko podczas wyprowadzki, ponieważ jako księżniczka nie mogła bratać się ze swoimi poddanymi. Dzięki temu udało mi się ją przekonać, że nie będzie musiała płakać za tym, co zostawiamy za sobą. W jednej rączce ściskałam Ninę, a drugą dłoń podałam mamie. Zamknęłam oczy tuż przed drzwiami do nowego mieszkania, w którym nie było wiecznie spakowanej walizki ojca poświęconej łzami mamy. Cieszyłam się, że nie będę musiała słuchać nieustannie krytykującej mamę babci. Nie wiedziałam, że najwyraźniejszym wspomnieniem z tego miejsca stanie się odrabianie lekcji przy niskiej ławie. Po turecku.
Okazało się, że w nowym mieszkaniu nie dostałam nowego łóżka ani nowego biurka. Nina też nie miała większej poduszki. Zamiast tego mogłam wybrać tapetę, którą później obklejono meblościankę oddzielającą moją część pokoju od części należącej do rodziców. Kąpałam się w piekarniku, obiad jadłam w klozecie. Zabrali mi Ninę, bo byłam na nią za duża. Zamiast walizki ojca stanęła w przejściu torba należąca do mamy. Chociaż nie było na niej łez i nie miała kółek, była dużo większa od tej, do której przywykłam. Nie spodziewałam się znaleźć w niej materiału, jakiego mama używała do ukrywania swoich wystających żeber i obojczyków; domyślałam się, że w środku są wnętrzności – złamane serce, ściśnięty żołądek i rozkładająca się od ciężkostrawnego żalu wątroba.
Każdego ranka obserwowałam mamę, jak robiła kawę i nakładała makijaż, ścierając z twarzy resztki upokorzenia. Kiedy zamykały się za nią drzwi, wybiegałam na korytarz i nasłuchiwałam odgłosów zbliżającej się windy. Zawsze miałam nadzieję, że zatrzyma się między piętrami i mama nie będzie mogła opuścić budynku. Byłam przerażona, że mogę zostać sama. Że mogę zostać z nim. Starałam się ubrać jak najszybciej, żeby zdążyć wyjść przed jego pojawieniem się. Wolałam sama zdecydować, że chcę spędzić czas w bibliotece niż czekać na sugestię, że powinnam wyjść z domu wcześniej i dać mu odpocząć po ciężkiej pracy. (Koniecznie w towarzystwie sąsiadki z ósmego piętra).
Każdego popołudnia pobijałam rekordy w dreptaniu. Stawiałam stopy równiutko obok siebie, starając się wydłużyć czas, kiedy musiałam przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Pierwsze drżenie rąk zauważałam tuż przed ostatnią lekcją. W momencie opuszczania szkoły zaczynałam czuć, jak rozchodzi się na ramiona. W autobusie było już w żołądku, nie pomagając mi wygrać walki z chorobą lokomocyjną. Gdy myślałam, że nie wytrzymam dłużej, żeby nie zwymiotować, drzwi otwierały się, a drżenie przenosiło się do kolan. Każdy krok sprawiał mi ból, a świadomość, że po raz kolejny nie sprostałam jego oczekiwaniom, była jedyną rzeczą, o jakiej mogłam myśleć. Moment, w którym przekraczałam próg mieszkania, był najgorszą chwilą w ciągu całego dnia. Zaraz potem pojawiała się jego twarz. Stojąc przed nim, wiedziałam, że nigdy nie pozbędę się z pamięci tego widoku: brwi spotykające się w jednym punkcie, ściągnięte usta, zmarszczki na czole pogłębiające się z każdym grymasem, drżące nozdrza i ten nieustanny niesmak nieudolnie skrywany za maską złości. Obrzydzenie spływało na mnie z tej twarzy i czułam, jak nasze uczucia mieszają się. Nie wiedziałam, czy ta nienawiść należała do niego czy do mnie – nie wiedziałam, w którą stronę powinnam ją kierować. Zapadałam się o trzy piętra, kiedy tak na mnie patrzył. Czekałam tylko na wybuch, powstrzymując szloch.
Krzyk i milczenie przerażały mnie w podobny sposób. Pierwszy zapowiadał dwukrotne odkurzanie dywanu oraz nieustanne przesiadki między stacją Praca Domowa i dworcem Przynieś Mi Popielniczkę. Drugie wymagało czytania książek na głos i powtarzania tabliczki mnożenia podczas zmywania. Najtrudniej było zapamiętać siedem razy osiem – za każdym razem wynik był inny, ale on nie mógł tego zauważyć – najpierw sam musiałby znać odpowiedź.
Po zjedzeniu zupki z proszku trzeba było udawać, że myje się zęby przez trzy minuty. W Poradniku Małego Buntownika dla opornych przeczytałam, że należy puścić wodę, zmoczyć szczoteczkę i wypłukać usta płynem, żeby mieć świeży oddech. Nie było w tym logiki, ale znalazł się prawdziwy nonkonformizm.
Kiedy wracała mama, musiałam już leżeć w łóżku. Zaciskałam mocno powieki, udając, że śpię – najpierw czułam dotyk jej ust, a potem oddech ojca – stał nade mną tak długo, aż w końcu otworzyłam oczy, co było wystarczającym pretekstem do awantury.
Powstrzymując szloch, przykrywałam głowę kołdrą, żeby nie musieć czuć jego oddechu na twarzy i starałam się nie słyszeć rozmów rodziców. Jednak mimowolnie chwytałam groźby wyprowadzki, rozstania, separacji, rozwodu, dzielenia się dzieckiem, które chciało tylko jedno z nich. Modliłam się, żeby słowa zamieniły się w czyny.
Rytuał powtórzył się czterysta szesnaście razy, zanim odkryłam potęgę autogwałtu dzień przed powrotem do domu babci.
Chociaż wydawało jej się, że sędziowie zwrócili na nią uwagę w związku z opóźnionym startem, myliła się. Wszyscy obserwowali zawodniczki biegnące na czele i nawet nie zauważyli, że te, które znalazły się na końcu, zmieniły płeć. Faworytki skupiały się na kontrolowaniu oddechu, więc nie miały problemów z osiąganiem dobrych wyników, podczas gdy reszta potykała się o swoje słowa. Im dalsze miejsce zajmowała zawodniczka, tym więcej i sensowniej mówiła. Dławiąc się zdaniami, nie mogła dorównać tym na czele kolumny. W pewnym momencie uświadomiła sobie, że nie chce przegrać – ma predyspozycje do tego, żeby zająć pierwsze miejsce, wystarczy tylko, że skupi się na tym, co niezbędne. Nie mogła jednak zrezygnować ze słów – kiedy raz zaczęła mówić, miała świadomość, że będzie jej to towarzyszyć do końca życia, więc wzięła głęboki oddech i wydała z siebie zwierzęcy krzyk, podczas którego mogła kontrolować ciało. Czuła coraz więcej wiatru we włosach i coraz mniej powiewu w meszku – skóra znów robiła się gładka, a mięśnie wiotczały, dzięki czemu biegła swobodniej. Przyspieszając, z uśmiechem mijała kolejne zawodniczki i obserwowała ich zdziwienie. Nigdy jeszcze nie czuła takiej satysfakcji.
Kiedy znalazła się na czele kolumny, poczuła skurcz w łydce – ból był tak silny, że zaczął rozprzestrzeniać się po całym ciele. Z przerażeniem obserwowała zbliżającą się metę i z każdym krokiem coraz bardziej przyzwyczajała się do myśli, że nigdy nie uda jej się zwyciężyć. W momencie, w którym ból dotarł do głowy, nie mogła znaleźć w sobie siły, żeby dalej krzyczeć, więc zwolniła. Znów zamykała pochód zwycięzców.
Ad. 15
Stanęłam przed wejściem do biblioteki, nie wiedząc, co tak naprawdę chcę znaleźć w jej wnętrzu. Chociaż podejmowałam już wiele prób wejścia do środka, każda z nich zakończyła się katastrofą – począwszy od spotkania z tanim kryminałem, skończywszy na filozofii dla ubogich. Wciąż pamiętałam obietnicę złożoną w kraju lat dziecinnych i wyobrażanie dziewczynki przykrytej encyklopedią, ale nie mogłam pozbyć się zamiłowania do kultury popularnej, więc drżałam, stojąc na progu przepaści.
Schody, na które patrzyłam, w niczym nie przypominały tych, oglądanych przed wejściem do biblioteki św. Wawrzyńca. Wydawało mi się, że dotknięcie drewna, w którym został zaklęty projekt Michała Anioła, spowoduje iluminację i już nigdy nie będę musiała wahać się pomiędzy Kaczmarskim a Beethovenem. Wyobrażenia stawały się ważniejsze od rzeczywistości i pęd do oglądania świata rzeczy samych w sobie sprawił, że nawet nie czułam potrzeby wyznaczenia granic poznania. Stałam więc przed Biblioteką Publiczną numer trzy i wyobrażałam sobie przedsionek raju św. Wawrzyńca.
Pewnie stałabym tam jeszcze długo albo w końcu zrezygnowałabym na rzecz szybkiego romansu, jednak ktoś nieśmiało chwycił moją dłoń, więc bezmyślnie ruszyłam za nim po schodach. W środku było dokładnie tak, jak się spodziewałam. Siedem regałów piętrzyło się pod sam sufit, trzymając na swoich półkach dorobek pisarzy ostatnich trzech tysiącleci. Między zakurzonymi książkami wyznaczałam w myślach trasę podróży, w którą miałam zamiar się wkrótce udać. Nie miałam szansy obejrzeć woluminów ze zbiorów kompleksu San Lorenzo, więc wciąż mogłam wybrać jedną z dwóch dróg: pragnęłam podążać trudniejszą, przepełnioną wątpliwościami i nieustannym zadawaniem sobie pytań o sens wędrówki przez dżunglę, jednak nie potrafiłam jednoznacznie zrezygnować z autostrady znajdującej się za pierwszym zakrętem, w kierunku której już ruszył mój przewodnik. Widziałam, jak tłum bankierów i pokojówek tłoczył się w kolejce do wyjazdu przy autobiografiach i nabierałam przekonania, że nie chcę stać na jej początku. Bez większego zastanowienia i specjalistycznego sprzętu, ruszyłam w swoją samotną wędrówkę.
Obserwowała, jak wyprzedzają ją kolejne zawodniczki. Czuła bezsilność, z którą nie potrafiła walczyć – ból i upokorzenie były zbyt silne, żeby mogła podjąć jakiekolwiek działanie. Uświadomiła sobie, że wyminęły ją również dziewczyny zostawione w tyle już w pierwszych sekundach biegu, więc postanowiła uratować resztki swojej godności. Podniosła się z trudem i wziąwszy głęboki oddech, zaczęła powoli iść w kierunku mety. Sędziowie zamarli – nikt nie spodziewał się, że może wstać. Z podniesioną głową przekroczyła linię i stanęła ramię w ramię z innymi zawodniczkami. Te spojrzały na nią zdziwione i wyciągnęły do niej ręce – chwytała każdą po kolei, odpowiadając na nieme pochwały. Wszyscy bili brawo, pełni uznania, co napawało ją dumą i sprawiało, że mimo wszystko czuła się zwycięzcą. Jednak gdy oklaski umilkły, nikt nie chciał usłyszeć jej nowego głosu – każdy wolał porozmawiać z tą, która zajęła pierwsze miejsce i w odpowiedzi na pytania umiała tylko rozchylać włosy i rozpuszczać nogi. Kobieta wiedziała, że mogłaby się z nią mierzyć jedynie w biegu długodystansowym.
Ad. 20
Wyłączyłam gotującą się wodę i zalałam nią herbatę. Obserwowałam przez chwilę parę unoszącą się ponad kubkami, zastanawiając się, co powinnam powiedzieć mamie. Jak mogłam wyrazić swoją wdzięczność za to, co dla mnie robiła całe życie i jednocześnie pytać się, dlaczego mi je w ogóle dała? Na samą myśl o tym, jak zareaguje na pytania, zaczynał boleć mnie brzuch. Tak jak wtedy, gdy miałam dziesięć lat, drżały mi ręce i robiło mi się zimno. Chciałam zapytać ją o wiele rzeczy, chociaż nie wiedziałam od czego zacząć.
Równo z wybiciem południa usłyszałam pukanie do drzwi. Kiedy otworzyłam, zobaczyłam ją uśmiechniętą, z zaróżowionymi od wchodzenia po schodach policzkami, roztrzepanymi włosami i dostrzegłam siebie za niecałe dwadzieścia lat.
– Witaj, mamo.
Wzięłam od niej płaszcz i zaprowadziłam ją do pokoju. Nie odzywała się, tylko obserwowała, jak krzątałam się po domu, próbując zająć czymś ręce. Chociaż starałam się skupić na czymkolwiek, żeby uspokoić myśli, udało mi się jedynie jeszcze bardziej je zagmatwać. Próbując się opanować, złapałam mocno kubki i zaniosłam je do salonu. Mama siedziała przy stole i patrzyła przez okno. Obserwowałam jej delikatnie zwiotczałą skórę na rękach, uciskaną przez przymałą obrączkę ślubną i widziałam lata mycia podłóg i prania; patrzyłam na piegowate czoło poorane zmarszczkami, ale dostrzegałam tylko zacierające się i pojawiające na nowo zmartwienia; i wreszcie – zamiast błysku w oku raziła mnie pustka, którą poznałam dobrze przez lata bez pochwały i aprobaty.
– Dwie łyżeczki? – zapytałam, chwytając za cukiernicę.
– Tak, poproszę. To powiesz mi dlaczego chciałaś ze mną porozmawiać. I dlaczego jesteś taka…
– Nie, nie jestem w ciąży – przerwałam jej. Jej reakcja na moje zmartwienia nie zmieniła się.
– To dobrze – powiedziała, upijając łyk herbaty.
– A jeżeli bym była? – Zatrzymała kubek w połowie drogi do ust. Takiej odpowiedzi się nie spodziewała.
– Chcesz mi coś powiedzieć?
– Chcę tylko zapytać, co byś mi doradziła, gdyby się okazało, że będę miała dziecko.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Jak to doradziła? To chyba oczywiste. Jesteś żywym przykładem na to, że uznaję tylko jedno rozwiązanie.
– I nigdy nie miałaś wątpliwości? Nawet przez chwilę?
– Nie – odpowiedziała bez wahania, odstawiając kubek. Odkąd przeczytałam jej pamiętnik z czasów liceum, kiedy miałam trzynaście lat, czekałam na inną odpowiedź. Myśl, że mogłabym mieć dziecko, napawała mnie takim przerażeniem, że traciłam oddech. Skąd siedemnastolatka znalazła w sobie tyle wiary, żeby nie mieć wątpliwości? Zawsze wszyscy postrzegali ją jako ideał, to oczywiste, że i tym razem nie mogła podjąć złej decyzji. Niemniej jednak uparcie próbowałam znaleźć w niej odrobinę człowieczeństwa, instynktu, okrucieństwa, które wytłumaczyłyby mi, dlaczego od dziecka byłam karmiona nienawiścią do macierzyństwa, podczas gdy sama byłam najważniejszą osobą w życiu swojej mamy. – Miałam dużo szczęścia. Babcia bardzo mi pomogła. Przecież wiesz, że nie mogłam podjąć innej decyzji.
– Nie rozumiem. Wiem, że powinnam się cieszyć z tego, co mówisz, ale nie mogę uwierzyć, że się nie wahałaś. Przecież ojciec…
– On zrobił to specjalnie. Wiedział, że inaczej bym go zostawiła. A ja byłam na tyle głupia, że uwierzyłam, że się zmieni.
– Czyli gdybyś mogła podjąć decyzję ponownie… – powiedziałam z nadzieją na znak słabości.
– To bym cię urodziła, a jego bym zostawiła. Nigdy nie wybaczę mu tego, co nam zrobił.
– Ja mu wybaczyłam.
Mama spojrzała na mnie z podobnym niedowierzaniem, z jakim ja patrzyłam na nią wcześniej. Zawsze pielęgnowała we mnie miłość do ojca, bo nie potrafiła używać dziecka jako argumentu przeciw niemu, ale od czasu, kiedy oświadczyłam, że go nienawidzę, zaczęła spać spokojniej.
– Nie mogę ci tego zabronić – stwierdziła sucho.
– Myślę, że nienawidził raczej siebie niż mnie, chociaż wtedy byłam przekonana, że jest odwrotnie. Nie zauważyłam nawet, kiedy jego złość stała się moją złością. Kiedy jego wymogi stały się moimi własnymi.
Zadrżał jej kącik ust. Nie wiedziałam, czy jest ze mnie dumna, bo sama nie potrafiła zdobyć się na wybaczenie, czy zła, bo przyznałam się do tego, że jestem taka sama, jak ojciec, chociaż ona walczyła, żeby było inaczej. Zamyśliła się i znów zaczęła błądzić wzrokiem za oknem, jakby próbowała znaleźć odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Ja miałam jedynie coraz więcej wątpliwości i wiedziałam, że muszę się z nimi zaprzyjaźnić, skoro nikt nawet nie chciał mnie okłamywać, że cokolwiek będzie łatwe. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Czw 9:46, 01 Mar 2012 |
|
Tekst nr 2
Mężczyzna o zielonych oczach
Słowa klucze: pierwszy raz, bezpieczeństwo, ucieczka.
Przyglądam się sobie. W szybie odbija się zarys asymetrycznych ust, zadartego nosa, ostrego podbródka. Tam, gdzie powinny być oczy - jest pustka. Nicość.
Teraz jestem przeźroczysta, nijaka, bezbarwna.
Za oknem świat. Czarno – biały. Prószy lepki, wilgotny śnieg. Ciężkie płatki wirują w powietrzu powoli oblepiając konary drzew i zmarzniętą ziemię. Białe są chmury: gęste, przytłaczające, niemrawe. Zawieszone pomiędzy światami, jak zastępy zagniewanych Aniołów. To nie są czyste, nieskalane Anioły. Patrzę na ich poszarpane, brudne skrzydła unurzane w błocie grzechów. Widzę poszarzałe twarze i jasne włosy posypane popiołem. Tylko ich błękitne, niewinne oczy spoglądają na mnie ze spokojną rezygnacją, jak oczy Justynki – mojej młodszej, przyrodniej siostrzyczki.
Czerń też nie jest idealna. Kusi tajemnicą szosy szybkiego ruchu Białystok – Warszawa, przebiegającej tuż obok mojego domu. Mami powoli zapadającym zmrokiem, wypełnionym odgłosami nocnych stworzeń. Ich rozcapierzone pazury zaciskają się coraz mocniej na mojej talii i ramionach, porywając do karykaturalnego, wynaturzonego tańca. W tej otchłani ciemności błyszczą lubieżnie dziesiątki ślepi: czarnych, bezdennych, zamglonych. Pochłaniają łapczywie wzrokiem każdy skrawek mojego ciała. Drapieżne, wygłodniałe, natrętne, samcze. Osaczają. Plugawią. Odbierają mi duszę. To oczy bezimiennych mężczyzn. Ich się nie boję, przerażają mnie tylko te najbardziej chore i bezwzględne – oczy mojego ojczyma.
Z trudem, sparaliżowana ze strachu łapię oddech, otwierając szeroko starą, drewnianą okiennicę. Mroźne powietrze przyjemnie chłodzi moją rozpaloną twarz. Delikatne płatki śniegu roztapiają się na rzęsach, ustach, bladych dłoniach zaciśniętych kurczowo na odrapanej framudze. Powoli się uspokajam. Chłonę świat.
Pachnie wilgotną ziemią i dymem z kominów. Śnieg jest bezwonny, ale ma taki śmieszny, metaliczny smak. Jak krew. Oddycham głęboko. Wyczuwam subtelny aromat sosnowego lasu rosnącego tuż za szosą. Kojący zapach przyjaznych drzew. Dzisiaj nie muszę się bać. Jesteśmy z Justynką same w domu, tylko we dwie.
Zamykam z ulgą okno i nieśpiesznie wracam do przerwanej nauki. Zegar leniwie odmierza czas jakby drzemał albo zadumał się nad przemijaniem. I choć wskazówki poruszają się miarowo, mam wrażenie, że tykając przenoszą mnie w inny wymiar. Realny świat rozpływa się. Rzeczywistość traci kontury.
Podręcznik do historii zsuwa się z moich kolan i długo opada na drewnianą podłogę. Wieczność. Zastępy królów, generałów i rewolucjonistów wirują na kartach książki w upiornym tańcu.
Werble coraz głośniej wystukują ponury rytm: ma – tu – ra, ma – tu – ra, ma – tu – ra.
Zasłaniam uszy dłońmi. Odgłosy cichną na moment, ale po chwili rozbrzmiewają w mojej głowie ze zdwojoną siłą. Maria Antonina przygląda się ironicznie z ryciny. Słyszę jej szyderczy chichot, złośliwe spojrzenie, w którym zapisana jest jedna, krótka informacja: „Każdy ma swój prywatny szafot”.
Ze szpon francuskiej rewolucji wyrywa mnie upierdliwy dzwonek telefonu.
- Halo! – krzyczę, znajdując w końcu komórkę pod stertą walających się na biurku książek.
- Cześć. – Dźwięczny, dziewczęcy głos sprawia, że nieruchomieję. Przeistaczam się w bryłę lodu: piękną, pozbawioną emocji i twardą. Moje drugie Ja. Słyszę, jak to alter ego, odpowiada chłodnym, opanowanym głosem:
- Cześć, Iza. Co słychać?
- Dzwonił Max. Mamy być w piątek w Warszawie najpóźniej o siedemnastej. Szykuje w klubie jakąś ekstra imprezę dla vipów. Całonocną. Najlepiej zarezerwuj sobie dwa dni.
- Ile płaci?
- Pięć stów.
- Ma jakieś specjalne wymagania tym razem?
- Nie wspominał. Powiedział tylko, że musimy być przygotowane na ostrą jazdę. – Idiotyczny chichot koleżanki wdziera się natrętnie do mojego mózgu. Robi mi się niedobrze. To typowa reakcja pierwszego Ja.
- Muszę kończyć – mówię bezbarwnym tonem i rozłączam się szybko, by znów móc być sobą: zwykłą dziewczyną z małego miasteczka, nastolatką z masą normalnych, typowych dla tego wieku problemów. Oszukuję samą siebie. W moim życiu nic nie jest normalne, odkąd skończyłam dwanaście lat.
Piątkowy mroźny poranek. Biegnę do szkoły. Ścieg skrzypi wesoło pod stopami, ale mi nie jest do śmiechu. W ciężkiej torbie, oprócz książek i zeszytów, dźwigam wyzywające, niebotycznie wysokie szpilki i całą masę kosmetyków. Max zapewnia nam kostiumy, ale buty musimy mieć własne. Pociąg mamy o piętnastej trzydzieści, więc nie zdążę już po lekcjach wstąpić do domu. Zresztą on dziś wraca wcześniej, a ostatnią rzeczą jakiej pragnę jest spotkanie z nim. Zostawiłam kartkę na stole, tak na wszelki wypadek, ale i tak nawet pies z kulawą nogą nie zainteresuje się gdzie jestem i co robię.
Lekcje wloką się niemiłosiernie długo. Sprawdzian z fizyki, dwugodzinna powtórka materiału na polskim, popłoch na biologii, bo wkurzona Euglena robi niezapowiedzianą kartkówkę.
- Anka, zastanowiłaś się? Idziemy razem na studniówkę? – Misiek podchodzi do mnie w trakcie dużej przerwy i nalega na odpowiedź. Większość moich koleżanek ma chłopaków albo sympatie, a w najgorszym wypadku starszych braci, którzy mają litościwych kumpli. Ja nie mam. Zresztą pleć przeciwna mnie nie interesuje. Mężczyzn traktuję przedmiotowo, jak zło konieczne. W tej sytuacji Misiek to jedyny rozsądny wybór partnera na studniówkę. Znamy się od dziecka, kiedy to w przedszkolu wbiłam mu plastykowe wiaderko na głowę żądając, żeby został moim rycerzem. A jak wiadomo rycerz musi mieć przyłbicę...
- Idziemy – odpowiadam, uśmiechając się szczerze po raz pierwszy od wielu dni. Daję się nawet wziąć Miśkowi za rękę i podążam razem z nim przez hol, ignorując zdziwione spojrzenia znajomych. Przez chwilę mam złudne wrażenie, że wszystko jest takie, jakie powinno być. Beztroskie, bezpieczne, normalne.
Na historii pozwalam sobie na chwilę marzeń. Zerkam nieśmiało na przystojnego wychowawcę. Dostrzegam delikatne, pierwsze zmarszczki wokół jego ciemnozielonych, poważnych oczu. Wdycham lekko piżmowy zapach, kiedy przechodzi obok mojej ławki, spacerując po klasie. Daję się ponieść ciepłemu tembrowi jego głosu. Czar pryska razem z dzwonkiem.
Pośpiesznie wypijam gorącą herbatę z cytryną w szkolnym bufecie, czekając na Izę, która przebiera się w szatni po wuefie.
Biegniemy na stację w milczeniu, każda pochłonięta własnymi myślami.
Warszawa wita nas przejmującym wiatrem, brudnym śniegiem zalegającym na zatłoczonych ulicach i odpychającą atmosferą aroganckiej metropolii. Sprawia wrażenie wyniosłej starszej damy, zadufanej w sobie, obojętnej na ludzkie losy. Zimna, Betonowa Lady.
- Powiedziałam w domu, że nocuję dziś u ciebie – mówi Iza, kiedy kupujemy słodkie bułki na dworcu. Później nie będziemy miały już okazji, żeby coś zjeść. Potakuję głową, żując małe kęsy.
- Że niby uczymy się do klasówki z historii – chichocze. – W zasadzie nie minęłam się zbytnio z prawdą. Ta dzisiejsza impreza ma być w stylu jakiegoś króla Francji, wiesz Casanova, te sprawy
- Casanova nie był królem, nie był nawet Francuzem – rzucam obojętnym tonem, bo w zasadzie jest mi wszystko jedno w jakim stroju będę oferować wygłodniałym samcom odrobinę wyuzdanej przyjemności.
- Czepiasz się – mamrocze Izka, gryząc łapczywie swoją jagodziankę.
Klub „La Boheme” mieści się w centrum. Podobno jest najbardziej obleganym i elitarnym klubem w mieście. Bywają w nim aktorzy, różnego pokroju gwiazdki, zamożni biznesmeni i gangsterzy, młodzi yuppies i ich podstarzali koledzy, których dopadł kryzys wieku średniego. Mówią o sobie celebryci, ale dla mnie to banda zarozumiałych kretynów.
Max, właściciel klubu, jest gejem i niespełnionym projektantem mody. Podobno studiował sztukę na Sorbonie, podobno też szkolił się u samego Versace. Ile w tym prawdy nie wie nikt, ale ważne jest to, że Max jest mistrzem iluzji. Wiele imprez w „La Boheme” ma charakter zamknięty i trzeba słono zapłacić za zaproszenie, ale mówią że warto. Noc w Koloseum, czyli atrakcje w stylu cesarza Nerona, bal wampirów, wizyta na dworze carycy Katarzyny II czy wieczór u Ala Capone – to tylko niektóre z imprez, w których brałam udział.
Docieramy z Izą do klubu zziębnięte. Jest jeszcze zamknięty, trwają ostatnie przygotowania. W charakteryzatorni dostajemy instrukcje od Ilony, prawej ręki Maxa, jakie włożyć kostiumy.
Patrzę w lustro i obojętnie obserwuję swoją przemianę. Z przeciętej nastolatki z włosami upiętymi w koński ogon przeobrażam się w osiemnastowieczną kurtyzanę, wyuzdaną damę dworu królowej Marii Antoniny. Mocno podkreślone makijażem oczy, blada, idealnie przypudrowana twarz, doklejony pieprzyk nad górną wargą. Do tego niewygodna, biała gigantyczna peruka ozdobiona jakimiś barwnymi piórami. Iza pomaga mi zapiąć błękitny gorset, który zbytnio podkreśla mój biust. Zamiast sutej krynoliny zakładam skąpe stringi, ozdobione masą idiotycznych koronek. Jeszcze tylko szpilki i srebrzysta maska zasłaniająca pół twarzy i jestem gotowa. Znika gdzieś Anka Kowalska, na scenę wychodzi już jej drugie Ja – czarująca Domino.
Tańczę, zmysłowo ocierając się o jedną z rur ustawionych na podium przy barze. Staram się nie dostrzegać wpatrzonych w moje ciało męskich oczu. Powtarzam w myśli wzory matematyczne, twierdzenia z fizyki albo usiłuję sobie przypomnieć całą tablicę Mendelejewa. Wmawiam sobie, że to tylko praca. Taka sama jak każda inna. I że robię to dla Justyny, żeby mogła pójść do dobrej szkoły integracyjnej, żeby stać mnie było na jej rehabilitację. Moja młodsza siostrzyczka urodziła się z porażeniem mózgowym. Nasza matka nie udźwignęła tego problemu. Uciekła. Wyjechała za granicę, kiedy Justynka skończyła dwa lata.
W przerwie podchodzi do mnie Ilona i mówi, że mam dodatkowe zlecenie, ekstra płatne. Wraz z Sylvią, biuściastą blondyną mamy zatańczyć dla kilku mężczyzn na małej sali. Jeden z nich, podobno wschodząca gwiazda naszej rodzimej palestry obchodzi dziś trzydzieste urodziny, które hucznie świętuje wraz z kolegami. Zgadzam się, bo w końcu zawsze to dodatkowy grosz, a wiem że w klubie jestem bezpieczna. Ochroniarze dyskretnie pilnują, aby w „La Boheme” nie dochodziło do zbytnich ekscesów.
Mała sala tonie w przytłumionym, buduarowym świetle świec. Czerwone, wygodne sofy ustawiono w kształcie podkowy, a na suto zastawionym, dębowym stole roi się od wytwornych przekąsek i ekskluzywnego alkoholu. Powietrze przesiąknięte jest dymem z cygar i dobrych męskich perfum. Przez moment dostrzegam kilku elegancko ubranych mężczyzn. Siedzą rozluźnieni, swobodnie oparci o miękkie poduszki. Czekają. Widocznie wiedzą, że zaraz rozpoczniemy dla nich prywaty pokaz. Jaskrawe reflektory rozświetlają niewielki podest na którym mamy tańczyć z Sylvią. Poruszając zmysłowo biodrami wychodzimy na scenę. Skierowane na nas światła rażą w oczy, ale mają też dużą zaletę. Dzięki nim nie widzę lubieżnych uśmiechów i taksujących spojrzeń.
Po kilkunastu minutach jeden z mężczyzn, proponując szampana, zaprasza nas do stołu. Przedstawia się jako Andrzej, najlepszy przyjaciel głównego bohatera wieczoru. Rozglądam się dyskretnie i z ulgą dostrzegam Jurka, masywnego ochroniarza stojącego przy drzwiach. Zgadzam się. Ci faceci wyglądają na porządnych gości, nie są za bardzo pijani i zachowują się całkiem kulturalnie: żadnego obściskiwania, podszczypywania czy klepania po pupie. Poza tym jestem głodna i chętnie zjem jakąś przystawkę, byle nie krewetki. Siadam obok jubilata, uśmiechając się do niego w wystudiowany sposób.
- Jak ci na imię, mój śliczny prezencie ? – pyta ten jasnowłosy Adonis z lekką nadwagą, skrzętnie skrywaną pod dobrze skrojonym garniturem.
- Domino – mówię cicho, podnosząc do ust kieliszek szampana i wówczas dostrzegam ostatniego z mężczyzn, siedzącego nieco w cieniu, po przeciwnej stronie stołu.
Cholera! To niemożliwe To jakiś pieprzony Matrix!
Vis a vis mnie, rozparty nonszalancko na kanapie ze szklanką whisky w ręku, siedzi mój wychowawca. Co, u diabła, nauczyciel historii z podrzędnego, małomiasteczkowego liceum robi w ekskluzywnym klubie w Warszawie?
- Przepraszam, ale muszę iść do toalety – szepcę do ucha Adonisowi. Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to ucieczka, zanim profesor rozpozna mnie w tym dwuznacznym stroju królewskiej kurtyzany. Niestety, jest już za późno
- Panie są przebrane za kogo? Za współczesną wersję Marii Antoniny czy może za słodkie metresy Ludwika XV Madame de Pompadour lub Madame du Barry? – słyszę jego drwiący, nieco szorstki głos. – Jeśli oczywiście wiedzą panie o kim mówię, bo śmiem twierdzić, że przynajmniej jedna z was ma jeszcze maturę przed sobą.
Pięknie! Mam przechlapane do końca szkoły. Mogę się tylko modlić, żeby nie zrobił afery na pół miasta.
- Adam, daj spokój, nie czepiaj się tych ślicznych panienek. – Wysoki szatyn, który zaprosił nas do stołu, wybucha gromkim śmiechem. Zerkam na swojego wychowawcę, ale on jest bardzo, bardzo poważny. Ciemnozielone, łagodne zazwyczaj oczy przyglądają mi się z ledwo skrywaną wściekłością.
Jest źle. Wpadam w panikę i nie zważając już na nic, wybiegam z tej dusznej, małej sali która okazała się być moim prywatnym Waterloo. Pół godziny tkwię w damskiej toalecie, próbując się uspokoić. W końcu znajduje mnie tu Ilona i każe wracać do pracy na główną salę. Przemykam się chyłkiem przy barze. Szukam wśród dziewczyn Izy, którą muszę ostrzec. Dostrzegam ją po kilku chwilach, siedzącą na kolanach u jakiegoś gościa i już mam do niej podejść, kiedy ktoś mocno łapie za mój łokieć i przyciąga do siebie.
- Idź się przebrać i wychodzimy stąd. – Rozkazuje stanowczy głos, który zazwyczaj uczy mnie historii.
- Jestem w pracy, nie mogę tak po prostu wyjść. – Usiłuję wyrwać się z tego żelaznego uścisku, ale nie mam szans. Mój wychowawca jest wysokim, postawnym mężczyzną, a wściekłość dodaje mu jeszcze sił.
- Możesz. Właśnie rozmawiałem z twoim byłym szefem Maxem i zapewniam cię, że już tu nie pracujesz – słyszę zachrypnięty szept tuż przy uchu. Krew uderza mi do głowy. Co ten profesorek sobie wyobraża!
- Puszczaj albo zacznę krzyczeć – warczę, patrząc mu prosto w pociemniałe z gniewu oczy.
- Nie rób scen – ostrzega i bierze mnie na ręce, zanim zdążę cokolwiek powiedzieć. Przedziera się przez tłum w stronę garderoby. Okładam go pięściami na oślep, ale to i tak nic nie daje.
- Masz dziesięć minut na ubranie się. I zmyj z siebie to świństwo. – Patrzy z obrzydzeniem na mój wyzywający makijaż. – Odwiozę cię do domu – dodaje już łagodniej.
Za drzwiami, na których smętnie wisi mała tabliczka „Tylko dla personelu”, czeka na mnie Max. Dostrzegam, że jest przestraszony, ale dzięki Bogu nie pozwala wejść dalej mojemu rozwścieczonemu wychowawcy.
- Przykro mi mała. Byłaś niezła – mówi cicho, wciskając mi do ręki zwitek banknotów. – To jest kasa za dzisiejszy wieczór i dwie stówy ekstra, ale nie pokazuj się tu więcej, dopóki nie dorośniesz. Nie potrzebuję żadnych problemów z małolatami.
- Ale ja jestem pełnoletnia – szlocham, ciskając ze złością w kąt niewygodną perukę.
- Gówno mnie to obchodzi – rzuca Max i wychodzi z garderoby nie patrząc nawet w moją stronę. Przebieram się w swoje ciuchy, nerwowo rozczesuję włosy i zmywam z twarzy maskę królewskiej kurtyzany. Znów jestem sobą.
Cerber czeka na mnie przy drzwiach.
- Nie szkoda panu przyjaciela? Będzie mu przykro, że tak szybko opuścił pan jego imprezę urodzinową – rzucam zjadliwie i dodaję nie widząc żadnej reakcji. – Dorosła jestem, potrafię sama wrócić do domu.
- Zrozum w końcu, dzieciaku, że jestem w jakiś sposób za ciebie odpowiedzialny. – Bierze ode mnie plecak wypełniony podręcznikami i zeszytami. Zarzuca go sobie na ramię i wskazuje w wymownym geście drzwi.
Na dworzec Wileński docieramy taksówką nie odzywając się do siebie. Ostatni pociąg do Małkini odchodzi za pół godziny.
- Chcesz herbatę albo gorącą czekoladę? – pyta, kiedy kupujemy bilety u zaspanej kasjerki. Wzruszam lekceważąco ramionami. Jest mi już wszystko jedno.
- No już, nie dąsaj się – uśmiecha się, a w jego oczach dostrzegam iskierki rozbawienia. – Nie martw się, nie powiem nikomu w szkole o twojej „pracy” . Tak a propos, nieźle tańczysz, tylko nie wiem dlaczego akurat w klubie go-go.
- Nie pana sprawa. – Kulę się z zimna na ławce. Jestem zła, zmęczona i zziębnięta. I mam wszystkiego dosyć, a najbardziej towarzystwa tego szlachetnego rycerzyka, który na co dzień uczy mnie historii. Rycerzyk okazuje się szarmancki. Zdejmuje swoją skórzaną kurtkę i okrywa nią moje plecy. Rzygać mi się chce od tej nagłej troski.
- Będę jednak musiał porozmawiać z twoimi rodzicami – mówi już poważnie, siadając obok.
- To ma pan problem. Ojca nawet nie poznałam, a matka od dziesięciu lat z nami nie mieszka. – Spoglądam na niego z ironicznym uśmiechem.
- Dziwne, przez ostatnie pół roku, odkąd jestem waszym wychowawcą, widywałem pana Kowalskiego na wywiadówkach.
- To mój ojczym.
- Dlaczego nosisz jego nazwisko?
Ponownie wzruszam ramionami. Nie zamierzam mu się tłumaczyć i opowiadać pokręconych rodzinnych historii. Wsiadamy do pociągu w milczeniu. Wagon jest prawie pusty, tylko jakiś pijaczek drzemie spokojnie, z głową opartą o brudną szybę. Przed nami ponad godzinna podróż. Chce mi się spać. Zamykam oczy i staram się nie myśleć o swoim towarzyszu i o tej głupiej sytuacji, ale mimowolnie wdycham dyskretny zapach męskich perfum, otulona ciepłą kurtką. Zasypiam z dziwnym poczuciem błogiego bezpieczeństwa.
Studniówka odbywa się w naszym miejscowym domu kultury. To taka wieloletnia tradycja. Sukienkę mam prostą, czarną. Nie jest jakoś wyzywająco krótka, sięga prawie do kolan. Jej jedyną ozdobą jest duży dekolt na plecach. Włosy upinam wysoko, do góry i robię delikatny makijaż. Wyglądam nawet nieźle, tylko co z tego, jak w ogóle nie mam nastroju na zabawę. Myślę o swoim zielonookim wychowawcy. Wiem, że będzie na studniówce i boję się tego spotkania z nim poza murami szkoły. Trzeba przyznać, że on zachowuje się normalnie, jakby nic się nie wydarzyło. Faktycznie dotrzymał słowa i nie powiedział nikomu o mojej „pracy” . Tylko Izka panikuje, że na pewno odegra się na nas na maturze. Tłumaczę głupiej, że jej przecież nie zauważył w tym przeklętym klubie, więc ona nie ma się czego obawiać. Zastanawia mnie tylko to, że nawet nie wezwał ojczyma do szkoły.
Stajemy z Miśkiem do poloneza w pierwszej parze. To decyzja dyrektorki, która wie, że przez kilka lat trenowałam taniec w domu kultury. Nie mam tremy, ale krępuje mnie trochę uważny wzrok nauczyciela historii. Jakby patrzył czy zaraz nie wywinę jakiegoś numeru i zamiast wykonywać dostojne kroki, nie zacznę kołysać wyzywająco biodrami.
Impreza trwa. Znajomi szaleją na parkiecie, a ja mam ochotę stamtąd uciec... najchętniej w ramiona przystojnego bruneta o zielonych oczach. Po raz pierwszy w życiu marzę o tym, aby dotknął mnie jakiś facet. Stop. Nie jakiś, tylko ten jedyny. Mój rycerz.
Tańczymy z Miśkiem wolniejszy kawałek, kiedy znów czuję na sobie jego wzrok. Rozmawia o czymś z naszą ulubioną biologiczką Eugleną, stojąc pod oknem. Opiera się niedbale o framugę. Obserwuje mnie udając, że słucha tej starej jędzy. Przez chwilę nasze spojrzenia spotykają się. Czuję, jak krew uderza mi do głowy. Płonę, ale on szybko odwraca głowę, jakby się speszył. Nie wiem jak wytrwam w tym stanie do matury.
W niedzielę, dzień po studniówce, ojczym zaraz po obiedzie wyjeżdża w trasę. Zostajemy w domu same z Justynką. Usiłuję się uczyć, ale nie jestem w stanie. Ciągle myślę tylko o nim. Moje dumanie przerywa dzwonek do drzwi. Nie mam ochoty na wizyty nieproszonych gości, ale zwlekam się z fotela i biegnę otworzyć.
- Dzień dobry, Aniu. – Na schodach stoi mój wychowawca . – Przyszedłem porozmawiać z twoim ojczymem – mówi poważnym tonem, a mnie ciarki przebiegają po plecach. Cholera! Nie odpuścił. Nie wiem czy bardziej się cieszę z tego, że go widzę, czy martwię tym, co chce zrobić.
- Nie ma go. Wyjechał służbowo na kilka dni – odpowiadam cicho, nie patrząc mu w oczy.
- Mogę wejść?
- Nie wierzy mi pan? Proszę. – Otwieram drzwi na oścież, wpuszczając go do mieszkania. Rozgląda się uważnie i dostrzega Justynkę, bawiącą się na dywanie w dużym pokoju.
- Zostałyście same? Bez opieki dorosłych? – pyta, spoglądając na mnie z niepokojem. Wzruszam ramionami, ale zapraszam go, by wszedł dalej.
- Napije się pan kawy, herbaty?
Nie odpowiada, tylko przyklęka przy mojej siostrzyczce, uśmiechając się do niej łagodnie.
- Cześć, mam na imię Adam, a ty?
Justyna kiwa potakująco główką i usiłuje mu odpowiedzieć, ale z jej małych ust wydobywa się tylko skrzeczący charkot.
- Ona nie potrafi mówić – tłumaczę, przyglądając się w jaki delikatny sposób głaszcze ją po włosach.
- Co jej jest?
- Urodziła się z porażeniem mózgowym. U nas, w miasteczku, nie ma dobrych rehabilitantów. Jeździmy z nią raz w miesiącu do Białegostoku, ale to nie wystarcza. Takie leczenie bardzo dużo kosztuje – mówię, stawiając na stole filiżankę z kawą.
- To dlatego tańczyłaś w tym głupim klubie? – pyta, podchodząc do mnie. Widzę, że jest zły. Oczy znowu błyszczą mu gniewnie.
- Ma pan dzieci?
- Nie.
- Nie ma pan rodziny, żony?
- Nie mam.
- To nic nie zrozumiesz – mówię cicho, odwracając się od niego, bo nie chcę, żeby dostrzegł łzy w moich oczach.
- To nie ma znaczenia, że nie mam rodziny. Rozumiem. – Obejmuje mnie mocno ramionami, a ja stoję jak sparaliżowana. Bezwładna kukła. Boję się tego dotyku, niepokojącego zapachu jego skóry, choć w niczym nie przypomina tej okropnej woni spoconego ciała i obślizgłych palców gładzących potajemnie moje dłonie, szyję, uda. Tak bardzo chcę zapomnieć tamte pieszczoty. Wymazać je na zawsze z pamięci.
Adam zauważa moje odrętwienie i opuszcza ręce.
- Przepraszam – szepce. – Chcę ci tylko pomóc. Nie wiem dlaczego zostałaś z tym wszystkim sama, ale tak nie powinno być. Przecież jesteś jeszcze taka młoda. Za młoda...
Tego dnia mój nauczyciel zostaje z nami do późnego wieczora. Bawi się z Justynką, opowiadając o sobie. Mówi, że podpisał na próbę roczny kontrakt z naszą szkołą, ale tak na prawdę, w głębi duszy jest niespełnionym pisarzem. Pyta czy chciałabym przeczytać jego opowiadania. Pisze głównie teksty historyczne z elementami fantastyki. Potem jemy wspólnie kolację i ja zwierzam mu się z własnych marzeń: studiowania psychologii, objęciu Justynki specjalnym programem rehabilitacyjnym, o wyrwaniu się z tego małego, zaściankowego miasta, gdzie tylko diabeł mówi dobranoc.
- Spróbuję pomóc twojej siostrzyczce – obiecuje rycerz, żegnając się ze mną. – Teraz najważniejsze jest, żebyś zdała maturę i dostała się na studia. Jeśli chcesz, mogę cię przygotować do egzaminów.
Chcę. Bardzo chcę.
Mija mroźny luty, kapryśny marzec i nadchodzi najpiękniejsza wiosna mojego życia. Świat rozkwita feerią barw, aromatów i odgłosów budzącej się przyrody. I miłości. Jest soczyście zielony. Kusi zapachem traw, pąków na drzewach, rozwijających się przez jedną, krótką noc w bajecznie kolorowe kwiaty. Bałamuci promieniami wstydliwego słońca, które przetacza się ospale po przejrzystym, błękitnym niebie. Oszałamia wonią feromonów krążących w przestworzach ulic i ukrytych w leśnych zakamarkach. Fascynuje czerwienią rodzącego się uczucia, które rozpala żar w sercach i odbiera rozum.
Po raz pierwszy w życiu świat wydaje mi się taki piękny i realny zarazem.
Po raz pierwszy w życiu moje oczy nie są pustymi, ciemnymi plamami, ale lśnią wewnętrznym blaskiem.
Po raz pierwszy w życiu czuję się bezpieczna i ufam drugiemu człowiekowi.
Chyba jestem zakochana...
Z Adamem spotykamy się w sadzie, tuż za moim domem. Nigdy wcześniej nauka nie sprawiała mi tyle przyjemności. Czasami w leniwe, sobotnie popołudnia zabieramy ze sobą Justykę i mój rycerz czyta nam fragmenty powieści, którą pisze. Spędzamy razem każdą wolną chwilę, minutę, wieczność.
Leżę na pachnącej, zielonej trawie i powtarzam materiał z polskiego. On cierpliwie mnie odpytuje, poprawia, gdy się gubię gdzieś pomiędzy Mickiewiczem a Słowackim.
Jest absolutnie doskonały.
Po kilku godzinach zmęczona, pijana wiosennym słońcem, ukołysana ciepłym wiatrem zamykam oczy i powoli odpływam w niebyt.
Czuję, jak źdźbło trawy delikatnie muska moją skórę. Zatrzymuje się na moment na linii brwi, potem gładzi powieki, kości policzkowe, zarysowuje kształt ust i łagodnie przesuwa się niżej. Wędruje po szyi, przyjemnie drażni odsłonięte obojczyki i osuwa się, coraz odważniejsze aż do mostka, tam gdzie guzik mojej bluzki wyznacza pewną granicę.
- Jesteś moją muzą – słyszę lekko zachrypnięty głos Adama. Nie otwieram oczu, by czar tej chwili trwał jak najdłużej. Mój nauczyciel wzdycha ciężko i wyrzuca tę małą, czarodziejską różdżkę z trawy, jakby bał się, że jeszcze chwilę a przekroczymy Rubikon.
Nie kupić Muzy! W każdym ślizgałem się rymie,
Gdym szedł na Parnas z lauru wieńczyć cię zawojem,
I ten wiersz wraz mi stwardniał, żem wspomniał twe imię*
Kiedy przestaje deklamować, przyglądam się mu spod przymkniętych powiek
- Mickiewicz – mruczę sennie.
- Zgadujesz czy wiesz? – pyta, odgarniając mi kosmyk włosów z twarzy.
- Wiem.
- Późno już. – Wstaje niechętnie, zbierając porozrzucane wokół nas książki. – Będę pisał cały wieczór, a ty jeszcze powinnaś powtórzyć poematy Słowackiego.
Idziemy powoli przez kwitnący, upajający zapachami, wiosenny sad. Milczymy, wiedząc, że już tylko cienka, niewidzialna linia dzieli nas od tego, co nieuniknione. Od przeznaczenia.
Wychodzimy na drogę prowadzącą do mojego domu i Adam przystaje na moment.
- Chyba ktoś na ciebie czeka – mówi, podając mi podręczniki.
- O, Boże! Zupełnie zapomniałam, że obiecałam Miśkowi pożyczyć swoje notatki. – Przygryzam zdenerwowana wargę. Podświadomie czuję, że dla naszego nauczyciela jest to dość niezręczna sytuacja. Mój przyjaciel, a jego uczeń, siedzi teraz na schodach prowadzących do budynku, w którym mieszkam i z ponurą miną pali papierosa.
- Pójdę już. – Rycerz oddala się, a ja nie mogę pozbyć się głupiego wrażenia, że po prostu ucieka.
Podchodzę niepewnie do Miśka.
- Przepraszam – mówię, uśmiechając się zakłopotana. – Długo czekasz?
- Jakieś pół godziny. – Chłopak wstaje i otrzepuje spodnie z kurzu. – Następnym razem weź ze sobą przynajmniej komórkę – marudzi, przyglądając mi się jakoś dziwnie.
- Nie bądź zły. Powtarzaliśmy romantyzm i tak jakoś nam się zeszło.
- Mhm. Romantyzm – mruczy ironicznie mój przyjaciel, gasząc ze złością papierosa.
- Daj spokój – proszę, biorąc go za rękę, ale on odsuwa się ode mnie obrażony.
Wzruszam ramionami. Jeśli ma zamiar strzelić focha, to jego problem.
- Chcesz te notatki? – pytam, bo nie wiem czy zamierza tkwić na tych schodach do końca świata, czy może ma jakieś inne plany.
- Posłuchaj... – Teraz on łapie mnie za ramię. – Powinnaś o tym wiedzieć – dodaje, wpatrując się zmieszany w swoje buty.
- O czym?
- Kilka dni temu dyrektorka wezwała tego twojego profesorka i długo rozmawiali. O tobie.
- O mnie? Co mówili? – Czuję, jak nieprzyjemne ciarki przechodzą mi po plecach. Czyżby Adam zdecydował się ujawnić mój sekret? Ale dlaczego teraz? Tuż przed maturą??? To niemożliwe. Przecież obiecał, że nikomu nie powie!
- Anka, uważaj. Jego mogą za to wywalić ze szkoły.
- Misiek, zlituj się. O czym ty w ogóle mówisz?
- Nie udawaj głupiej. W tej mieścinie nic się nie ukryje Wszyscy już i tak wiedzą, o tobie i o nim, że wy... no, wiesz. – Mój przyjaciel odwraca wzrok. Wygląda jak zbity, bezpański pies, który przyszedł wyszczekać złą wiadomość.
- On mnie tylko przygotowuje do matury – tłumaczę, sama nie wierząc w swoje słowa.
- Mówię ci tylko, co słyszałem.
- Od kogo?
- Matka mi powiedziała kilka dni temu. Przecież wiesz, że pracuje u nas w szkole, w sekretariacie.
Kiwam bezwiednie głową. To na razie tylko plotki. Głupie ludzkie gadanie. Lecz co będzie jeśli przeze mnie Adam straci pracę? Musimy przetrwać jeszcze miesiąc. Kiedy zdam maturę i przestanę być jego uczennicą nikt się już do nas nie przyczepi.
Początek maja jest ciepły i słoneczny. Pogoda bardziej sprzyja spacerom po lesie i nad rzeką, niż zdenerwowanym, udręczonym maturzystom piszącym przez kilka godzin bez przerwy egzamin z języka polskiego. Następnie moja pięta achillesowa – matematyka. Jestem wykończona, chora z niepewności jak mi poszło. Dzień przerwy i język angielski. Tu już jest łatwiej.
Maksymalnie skoncentrowana na nauce nie zauważam tego, co się dzieje w domu. Z nerwów nie mogę nic jeść, sypiam po trzy, cztery godziny, wyglądam jak cień. Po egzaminie z języka obcego mamy dwa dni przerwy. Oddycham z ulgą. Nawet daję się namówić Izie na babskie pogaduchy.
Wieczorem wchodzę do mieszkania po cichu, aby nie obudzić ojczyma, który tego dnia miał wrócić z kolejnej delegacji. Dom wydaje się być całkowicie pogrążony we śnie. W kuchni robię sobie herbatę i czekając aż się zaparzy, zaglądam jeszcze do pokoju Justynki.
Nieruchomieję. Krzyk więźnie mi w gardle, a ciało odmawia na moment posłuszeństwa. Muszę oprzeć się o drzwi, bo inaczej upadnę na podłogę. Brakuje mi oddechu, ręce mam spocone ze strachu, a nogi trzęsą się, jakbym dostała drgawek.
W ogarniętej mrokiem, dusznej i przesiąkniętej złem sypialni Justyna siedzi na brzegu łóżka. Ma na sobie rozpiętą pidżamkę. Potargane, jasne włoski zakrywają jej drobną twarzyczkę. Drży. Za jej plecami, w pomiętej pościeli leży mój ojczym. Jej ojciec. Śpi.
Nawet nie wiem, kiedy wybiegam z domu z uczepioną kurczowo moich pleców siostrzyczką. Przerażona gnam przed siebie boso, nie zwracając uwagi na kamienie raniące mi stopy i ciężar dziecka, które niosę. Oby jak najdalej od niego. Z tego zbrukanego domu, z tego strasznego pokoju, gdzie okrutne zło w swojej najczystszej postaci pozbawiło nas wszystkiego, co dobre i bezpieczne.
Zdyszana, docieram w końcu do starych, dawniej pegeerowskich budynków, które kilka lat temu przerobiono na mieszkania służbowe. Jedno z nich, małą, niespełna trzydziestometrową klitkę zajmuje Adam. Dobijam się do drzwi, modląc się by nikt inny mnie nie zobaczył w tym miejscu, w takim stanie.
Wychowawca wpuszcza nas w milczeniu do środka. Natychmiast bierze ode mnie Justynkę, która skrzeczy cichutko i płacze. Otula ją ciepłym, wełnianym pledem i nastawia wodę na gorącą herbatę. Klęczę obok małej na zimnej podłodze z linoleum, starając się uspokoić. Jeszcze nie jestem w stanie myśleć o tym, jakie piekło ją spotkało.
Nie wiem co mam teraz zrobić. Pustka w mojej głowie jest równie przerażająca, jak lęk przed tym strasznym mężczyzną, który teraz już nas obie tak bardzo skrzywdził.
Justyna, wykończona spazmatycznym płaczem, po pół godzinie zapada w niespokojny sen.
- Przepraszam, nie miałam dokąd pójść – mówię cicho, z trudem wypowiadając słowa. – Musiałam uciec, zabrać ją stamtąd...
- Już dobrze, już wszystko dobrze – szepce rycerz. – Tutaj jesteście bezpieczne.
Przytula mnie i chce pogładzić po włosach, ale nie jestem w stanie znieść dotyku męskich rąk. Odsuwam się od niego. Patrzy na mnie coraz bardziej przerażonym wzrokiem. Dostrzegam, jak gniew rozpala się w jego zielonych oczach, a silne dłonie zaciskają się bezwiednie w pięści.
- O, Boże! – Słyszę jęk wydobywający się z jego pobladłych ust. – Czy on...? Czy tobie robił to samo?
- Proszę. – Patrzę na niego błagalnie. – Nie potrafię o tym mówić. Zresztą i tak nikt mi nie uwierzy.
- Nie możecie tam wrócić. Nie pozwolę na to. Ten skurwysyn jeszcze za to zapłaci!
- Nie chcę, żeby Justynka znalazła się w jakimś ośrodku opiekuńczym albo domu dziecka. Ona tam umrze. Wiesz, że jest chora i tak bardzo niesamodzielna. Nie poradzi sobie. – Ukrywam zapłakaną twarz w dłoniach. Nienawidzę tej bezradności.
- Nic ci nie mówiłem, bo nie chciałem robić nadziei, gdyby jednak coś się wydarzyło i mój plan się nie powiódł, ale wczoraj dostałem wreszcie pozytywną odpowiedź. Załatwiłem dla twojej siostry pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym dla dzieci z porażeniem mózgowym. To najlepszy tego typu ośrodek w Polsce. Musi przejść jeszcze jakieś dodatkowe badania, w klinice w Białymstoku, ale to już nie potrwa długo. Zaraz po twoich egzaminach, jeśli chcesz, możemy ją tam zawieźć.
- Dziękuję – mówię tylko, bo łzy nie dają mi powiedzieć nic więcej.
- Musimy tylko pomyśleć, gdzie będziecie bezpieczne przez te następne dwa tygodnie. Jeśli nic innego nie znajdziemy, zatrzymacie się tutaj, u mnie.
- On na to nie pozwoli. Ja może go nie obchodzę, ale Justyna...
- Niech tylko spróbuje. – Głos Adama jest nieprzyjemnie lodowaty. Mój rycerz. Z nim naprawdę czuję się bezpieczna. Jest tylko jedno „ale”.
- Nie możemy zostać u pana. Już i tak ludzie gadają, że pan, że ty i ja... – Milknę, bo jest mi głupio, ale on uśmiecha się do mnie uspokajająco.
- To już bez znaczenia – mówi. – I tak rezygnuję z tej posady w szkole. Nie nadaję się na nauczyciela, zresztą zawsze wolałem pisać powieści, niż uczyć.
Świt zastaje nas pogrążonych w cichej rozmowie. Potem zasypiam, przytulona do Justynki, wiedząc, że on jest tuż obok i czuwa. I pomimo piekła, którym stał się mój dom, jestem szczęśliwa.
Trzy tygodnie później życie przypomina bajkę. Przestało być złym koszmarem. Maturę zdaję z najlepszymi wynikami w całej szkole. Mojego ojczyma czeka proces i najprawdopodobniej więzienie. Jest oskarżony o molestowanie seksualne swojej córki i pasierbicy.
Moja siostrzyczka od kilku dni przebywa w ośrodku rehabilitacyjnym. Mam nadzieję, że otrzyma tam najlepszą pomoc. Za parę lat, kiedy już będę psychologiem, zabiorę ją stamtąd i stworzę jej nowy, bezpieczny dom.
Nasza klasa w Noc Świętojańską organizuje pożegnalne ognisko nad Bugiem. Potem każde z nas rozpocznie już zupełnie inny rozdział swojego życia. Rozjeżdżamy się w różne kierunki: Warszawa, Białystok, Gdańsk. Niektórzy nawet jeszcze dalej. Chcą spróbować życia na obczyźnie, podszkolić język, zarobić trochę pieniędzy w Anglii albo w Irlandii. Świat stoi przed nami otworem i wszystko wydaje się możliwe. I takie proste do zrealizowania. Szykujemy się do startu u jego wrót, na progu dorosłości, która czeka na nas niecierpliwie i smaga przyjaznym, letnim wiatrem, byśmy mogli w końcu rozwinąć skrzydła.
Siedzimy weseli, wpatrzeni w radośnie tańczące płomienie tego ostatniego ogniska. Adam, teraz już jako były wychowawca, piecze razem z nami kiełbaski i po raz pierwszy pozwala oficjalnie w swoim towarzystwie napić się piwa.
W poniedziałek jadę do Warszawy zdawać egzaminy na studia. A potem, marzę o tym, może wybierzemy się gdzieś razem na wakacje.
- Słyszałem, że jednak pan profesor zdecydował się odejść ze szkoły. – Słyszę głos Miśka, który zerka niepewnie w naszą stronę. Nie rozmawiałam z nim od czasu tamtego spotkania na schodach.
- Michał, myślę, że możemy zacząć mówić sobie po imieniu.– Nauczyciel wyciąga rękę do mojego przyjaciela i dodaje z uśmiechem: - Adam.
- To co, zostaje pan... zostajesz na tym zadupiu, czy też wyjeżdżasz?
- Jeszcze nie podjąłem decyzji.
- Dziwne – mówi Misiek, taksując wzrokiem moją uśmiechniętą buzię. – Myślałem, że skoro wraca twoja narzeczona, to już macie jakieś plany.
Świat zaczyna wirować w szalonym pędzie. Narzeczona? O czym on mówi? Mój rycerz wygląda na zmieszanego. Nie wierzę. To jakaś pomyłka. Bzdura albo głupia plotka, której on zaraz zaprzeczy. Ale nic się takiego nie dzieje. Czuję, że jakiś zły, zielonooki Anioł wyrywa mi serce.
- Jak to? – pytam, kiedy w końcu mogę ponownie oddychać.
- Miałem ci powiedzieć. Monika była na rocznym stażu w Stanach. Jest biologiem. Przylatuje do kraju w przyszłym tygodniu. – Jego głos dociera do mnie jakby z oddali. Staje się coraz mniej realny.
- A ja?
- O co pytasz Aniu?
- Dlaczego mnie okłamałeś? Mówiłeś, że jestem twoją muzą!
- Bo nią jesteś. Moim natchnieniem. Taka młoda, cudowna, spragniona doznań. Bez ciebie nie ukończyłbym powieści. Poświęciłem jej dwa lata i dopiero przy tobie zacząłem pisać jak szalony. Nie okłamałem cię.
- Nienawidzę cię! – krzyczę. – A te wszystkie gesty? Spojrzenia? Co znaczyły?
- Aniu być może mnie źle zrozumiałaś. Dziewczęta w twoim wieku czasami dostrzegają coś, czego nie ma albo odbierają zwykłą troskę i zainteresowanie jako zupełnie inne uczucie. Nigdy bym cię nie skrzywdził...
Nie słyszę już jego słów. Znów biegnę na oślep, przed siebie. Uciekam.
Mój świat rozpada się na miliony cząsteczek i wiruje, jak zimny, ulotny śnieg, który ma smak krwi. Nie ma już nic. Rycerzy, Aniołów, nawet Zło przestało istnieć.
Następnego dnia o świcie wsiadam do byle jakiego pociągu. Tego, który akurat stoi na peronie. Anka Kowalska zostaje na obskurnym dworcu, jednego z tysiąca powiatowych miasteczek we wschodniej Polsce. Ja, Bezimienna, jadę w świat.
___________________________________________________________________________
* Fragment wiersza Adama Mickiewicza „Pożegnanie”. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Czw 9:49, 01 Mar 2012 |
|
Tekst nr 3
Utrata, oddalenie, strach
Tym wszystkim, którzy uparcie wierzą w dorosłość.
Lila, Kubuś i demony
Po raz pierwszy pojawiła się w jego pierwsze urodziny. Była z nim przez cały ten dzień, tak samo zresztą jak jego matka, lecz ona wychodziła, gdy tylko udało jej się go uśpić, natomiast Lila zostawała i czuwała nad chłopcem. Spoglądała na niego z radością, myśląc o tym, jaki będzie, gdy dorośnie. Nawet do niego po cichu mówiła, niezbyt głośno, by się nie obudził, lecz po to tylko, by się oswoił z jej głosem i przypomniał go sobie za rok. Teraz był jeszcze za mały, by móc o cokolwiek ją prosić, był za mały nawet na to, by rozumieć, dlaczego cały czas przy nim jest i dlaczego nie widzi jej matka, lecz był też wystarczająco mały, by nie niepokoić się jej nieznaną dotąd osobą. Kilka razy zbudził się ze snu, lecz nim zdążył zapłakać, Lila poruszała jego kołyską na boki i nuciła mu spokojną melodię. Zasypiał, patrząc trochę zdziwiony w jej uroczą twarz. Tak właśnie wyglądało ich pierwsze spotkanie.
Rok później przyszła do niego jeszcze w nocy, kiedy spał, ponieważ nie mogła się powstrzymać, by zobaczyć, jak wygląda. Leżał w swoim małym łóżeczku, a tak naprawdę w świecie swoich zabawnych, dziecięcych snów, nie wiedząc, że ktoś na niego patrzy. Lila poprawiała mu kołdrę, gdy ją skotłował, odgarniała kosmyki ciemnych włosów z twarzy i gładziła po głowie. Mijały godziny, a na dworze zaczęło się rozjaśniać. Słońce wstawało, rzucając długie promienie na twarz chłopca. Zmarszczył brwi i zacisnął powieki, więc podeszła do okna i zasunęła rolety. Spał dalej, nie zbudziwszy się.
Koło dziewiątej do jego pokoju weszła matka, sprawdziła czy śpi i wyszła. Wyglądało na to, że poszła kończyć pakowanie prezentu. Lila siedziała na skraju łóżka, cierpliwie czekając, aż chłopiec otworzy oczy. Kiedy to zrobił, wyglądał na bardzo zdziwionego jej obecnością.
– Wstawaj, Kubusiu – powiedziała, uśmiechając się. Czarne włosy sterczały mu we wszystkie strony. Patrzył w jej twarz z szeroko otwartymi oczami, lecz wiedziała, że coś w środku podpowiada mu, że ją zna. Tak już to działa, inaczej nie miałoby sensu. Po chwili zamrugał i uśmiechnął się niepewnie.
Kilka chwil później, kiedy bawiła się z nim i łaskotała, do pokoju weszła matka.
– Już wstałeś? Czemu nie wołasz?
Wzięła go na ręce, a on przytulił się do niej jak koala, i tak jak koala obracał za Lilą głowę, z tak samo dużymi oczami i ustami złożonymi w zabawny dziubek. Poszła za nimi, wciąż śledzona parą jego niebieskich tęczówek. Robiła do chłopca zabawne miny, chcąc go rozbawić, a on śmiał się. Może nie do końca rozumiał, co robiła w jego życiu, ale w ogóle mu to nie przeszkadzało.
W trzecie urodziny zjawiła się w jego pokoju tuż po północy – najwcześniej jak mogła. Nie zdążyła posiedzieć dłużej niż godzinę, gdy nagle się zbudził. Nie płakał, tylko wlepiał swoje niebieskie oczka w jej twarz, nie mówiąc ani słowa. Podejrzewała, że zapomniał kim jest, lecz mimo to wiedziała, że ją pozna. Tak właśnie to działało. Kubuś widział ją pomimo ciemności. Wyciągnęła do dziecka rękę i dotknęła opuszkiem palca jego policzków. Przez chwilę spoglądał na nią niepewnie, więc Lila przysunęła się bliżej i pocałowała chłopca w czoło.
– Idź spać, jak wstaniesz, to się pobawimy.
Ale maluch nie chciał spać, bardzo chętnie za to bawił się jej włosami, leżąc na poduszce. Pochylała się z uśmiechem na ustach i pozwalała mu robić z nimi, co tylko zechciał.
– Kto? – zapytał wreszcie.
– Jestem Lila, twoja przyjaciółka – powiedziała mu, patrząc na chłopca z radością.
– Jesteś ciocią?
– Jestem twoją drugą mamą – wyjaśniła. – Bo tak mocno cię kocham.
Całowała jego małe rączki, rumianą buzie i ciemne włoski, a on śmiał się w głos, gdy łaskotała go po twarzy włosami. Po kilku chwilach znów zasnął.
Rano, gdy ubierała go mama, próbował jej coś powiedzieć na temat Lili, lecz ta potraktowała to jak zwykłe dziecięce zabawy w wymyślonego przyjaciela. Lila położyła palce na wargach, dając mu znać, by nic więcej na jej temat nie mówił. Chociaż i tak by nie uwierzyła.
Znów był nieco zaskoczony jej pojawieniem się w jego czwarte urodziny. Zastała Kubusia śpiącego pomiędzy dwójką swoich rodziców w ich sypialni. Przyszedł do nich w nocy, nie zauważywszy, że ona już jest przy nim. Czekała cierpliwie, aż się obudzi, a gdy to się stało, uśmiechnęła się czule do chłopca. Znów zapytał ją, kim jest, ponownie odpowiedziała mu to samo. Tym razem jednak nic już mamie nie mówił. Być może potraktował ją jako kolejnego zmyślonego przyjaciela, których miał tak wiele. Lila zauważyła ich, także tam stali, gdy spał, lecz one spały razem z nim, były z Kubusiem jednym umysłem. Ona natomiast pozostawała oddzielnie, stworzona przez kogo innego.
Był to już czwarty dzień, który spędzali razem, lecz po raz pierwszy naprawdę mogła się nim nacieszyć. Podpowiadała mu trochę podczas układania prostych puzzli, głaskała po głowie i uczyła krótkich piosenek. Na czwarte urodziny mama dała mu miseczkę czekoladowych i waniliowych lodów, co wprawiło go w istny zachwyt. Lila patrzyła na chłopca z radością, prawie zapominając, że to tylko jeden dzień w roku.
Tym razem był już wystarczająco duży, by móc o coś prosić.
– Wiesz, że potrafię spełnić twoje życzenie? – zapytała go, gdy mama wyszła, by nastawić pranie. – Poproś mnie o coś, a ja je spełnię.
– Kazde? – zdziwił się. Pokiwała głową, obserwując jego roześmianą buzię.
– Ale jedno – odparła. Zażyczył sobie wielki, czerwony wóz strażacki do kolekcji. I dostał go. Był on co prawda tak samo materialny jak sama Lila, lecz Kubusiowi to nie przeszkadzało.
Za piątym razem poznał ją prawie natychmiast. „Lila!”, szepnął. Była jeszcze noc.
– Przyszłam, tak jak obiecałam – powiedziała, znów szczęśliwa, że widzi swojego chłopca.
– A będzies psychodziła co lok? A skąd jesteś? A ile masz lat? A cy tym lazem dostanę tez zabawkę? A dlacego nie psyjdzies jutlo? – posypały się pytania, a Lila sama nie wiedziała, na które z nich odpowiedzieć najpierw.
– Nie, jutro nie przyjdę. Przychodzę tylko w twoje urodziny.
– A dlacego?
– Bo w resztę dni roku śpię.
– Tak duzo? Mi by się znudziło… – odrzekł z poważną miną. – A cy dostanę zabawkę?
– Dostaniesz co tylko chcesz, ale musisz najpierw iść spać! – powiedziała mu, układając chłopca na poduszkach i gładząc po włosach. Kwadrans później spał smacznie, a Lila nuciła mu kołysanki.
Tym razem poprosił ją o ogromne, pyszne lody we wszystkich smakach, jakie był w stanie wymyślić. Były tak prawdziwe, jak ona sama.
Pod wieczór powiedziała mu, że musi iść do łóżka, a ona wróci do niego za rok. Nie chciał spać, ale w końcu zmęczenie wygrało i tak skończył się piąty dzień, który spędzili razem.
W szóste urodziny spał u babci, tam też się udała. Nie zbudził się tym razem, patrzyła więc na Kubusia, czekając, aż otworzy oczy. Wydawało jej się, że trochę mu zjaśniały włoski, a poza tym robił się z niego coraz ładniejszy chłopiec. Nie mogła powstrzymać się, by go nie dotykać i nie śpiewać mu kołysanek po cichu.
Tak to już jest z dziećmi, że mają trudności z pamiętaniem szczegółów z przeszłości, lecz w tym przypadku było inaczej i wcale jej to nie zdziwiło. Być może pamiętał o niej każdego dnia, a może zwyczajnie przypominało mu coś co jakiś czas, tego nie wiedziała. Lili spodobał się jego wyraz twarzy, gdy świeżo rozbudzony ze snu, dostrzegł jej sylwetkę. W jego oczach pojawiły się jakieś cudowne iskierki, na które patrzeć mogłaby do końca świata.
Znów wypytywał ją o wiele rzeczy, lecz jeszcze więcej jej opowiadał.
– Dostanę prezent? – wypalił prawie od razu, co ogromnie ją rozbawiło.
– Oczywiście, jaki tylko zechcesz.
Powiedział jej, że już zapomniał, co chciał, i musi sobie przypomnieć. Lila nigdzie się nie spieszyła, mieli dużo czasu. Patrzyła na chłopca z radością, gdy samodzielnie mył ząbki, a potem jak ubierała go babcia, rozmawiając z nim o torcie, który czeka go na podwieczorek. Kubuś zdawał się co jakiś czas zapominać o obecności swojej przyjaciółki, by chwilę potem sobie o niej przypomnieć i zapomnieć o reszcie świata. Był przesłodkim chłopcem, który tym razem zażyczył sobie być piratem przez jeden dzień. Lila bawiła się z nim na wielkim, osiemnastowiecznym okręcie, szukając skarbów, które były równie wartościowe, co ona sama.
Gdy przyszła do niego w nocy w siódme urodziny, zobaczyła, że nie śpi. Leżał w łóżku chory ze zmartwioną matką czuwającą nad chłopcem. Wyglądało na to, że miał bardzo wysoką gorączkę. Lila usiadła po drugiej stronie łóżka niż jego rodzicielka i spojrzała na twarz Kubusia. Był tak zmarnowany, że nawet nie dostrzegł jej obecności. Na czole błyszczały mu kropelki potu, a pod oczami widniały fioletowe sińce. Matka trzymała chłopca za rękę i gładziła po przylepionych do buzi włosach, próbując go uśpić, lecz nic nie pomagało.
Lila nie mogła go uzdrowić – nie potrafiła – lecz mogła przynajmniej przenieść go w krainę snów, chociaż na ten jeden dzień, by poczuł się lepiej. Pomimo tego, że ta kraina była tak trwała, jak ona sama.
Za ósmym razem był już zupełnie zdrowy. Tak jak zawsze, poczekała, aż się obudzi, by potem z radością przywitać chłopca ponownie.
– Przyszłaś rok temu? – zapytał, usiadłszy na łóżku.
– Tak, ale byłeś chory – odpowiedziała mu. – Spałeś cały dzień, ale ja byłam przy tobie.
– Lila… Czy moja mama może cię usłyszeć? – zapytał.
– Nie.
– Dlaczego?
– Ponieważ ja jestem twoja, a nie jej – odrzekła z uśmiechem. Kubuś pokiwał głową, wpatrując się w nią z uwagą. Wyglądało na to, że nad czymś się waha. – Coś się stało?
– Czy… mogę wykorzystać moje utracone życzenie urodzinowe?
– Niestety nie – odpowiedziała. – Mogę spełnić tylko jedno.
– Szkoda – westchnął Kubuś, ale pomimo tego wyglądał na zadowolonego. – Mam kilku takich przyjaciół jak ty – wyznał szybko, jakby bał się do tego przyznać.
– Wiem o tym, czasami ich widzę. Tylko że tamtych wymyśliłeś, a mnie nie.
– A kto ciebie wymyślił?
Lila uśmiechnęła się do niego i pogładziła go po głowie, mierzwiąc włosy.
– Nie powiesz mi? – Pokręciła głową. Siedział przez chwilę, patrząc na swoją przyjaciółkę. – Czuję twój dotyk. Ich dotyku nie czuję – powiedział.
– Dlatego ja mogę cię łaskotać – odrzekła i od razu przeszła do rzeczy. Bawili się kilka chwil, aż w końcu przyszła matka, by razem z Kubusiem rozpocząć dzień.
– Lila… – zaczął powoli, gdy bawili się razem w jego pokoju po śniadaniu. – Czy tym razem też mam życzenie urodzinowe?
– Za każdym razem masz i będziesz miał – odrzekła mu, czyszcząc pluszowego misia z paprochów. – Jakie tylko chcesz i tak długo, jak będziesz chciał je mieć. Hm?
– Tym razem chcę… Chciałbym mieć siostrzyczkę…
– Siostrzyczkę? – roześmiała się. – O taki prezent musisz poprosić rodziców.
– Prosiłem i mówią, że nie.
Milczała przez chwilę, patrząc w jego jasnoniebieskie oczy, aż powiedziała:
– Zrobię co w mojej mocy, by zmienili zdanie – obiecała, wiedząc, że chociaż nie mogła nikogo zmusić do chęci posiadania dziecka, to mogła pokazać im piękne chwile, które by zyskali. Nawet jeśli te chwile byłyby równie rzeczywiste, co ona sama.
Na dziewiąte urodziny na nią czekał. Ledwo pojawiła się przy jego łóżku, wyciągnął spod poduszki rysunek zrobiony własnoręcznie, który przedstawiał dwie postacie trzymające się za krzywe, nieproporcjonalnie grube ręce.
– To ja, ten mały, a to ty – powiedział, chociaż nie musiał tłumaczyć, ponieważ większa postać miała długie włosy. Pod spodem napisane było koślawym, dziecięcym pismem: „Dla Lili co ją kocham”.
– Dziękuję bardzo! – ucieszyła się. Pocałowała chłopca w czoło i spojrzała na niego z radością. – Połóż się spać, jest noc.
Na początku nie chciał, ale gdy mu powiedziała, że prezenty dostają tylko wyspane i posłuszne dzieci, skrył się pod kołdrą i próbował usnąć. Wokół łóżka zebrały się wszelkie wytwory wyobraźni Kubusia, lecz one zamarły w chwili, w której zasnął. Tylko Lila pozostała i czuwała nad chłopcem.
Rano cały dom obudził płacz niemowlaka. Kuba powiedział, że trochę żałuje swojego życzenia z ubiegłego roku i zapytał, czy można je cofnąć.
– Nie można, Kubusiu – odparła, uśmiechając się. – Dlatego trzeba uważać, o co się prosi.
Był trochę smutny, ale znacznie rozchmurzył się, gdy przypomniała mu o jego życzeniu urodzinowym. Tym razem zapragnął, by jego pokój stał się dżunglą, więc resztę dnia spędzili jako Tarzan i Jane. Pomimo tego, że ta dżungla skrywała tyle samo tajemnic, co ona sama.
Gdy ukończył dziesięć lat, przyszła do niego chwilę po północy. Oczywiście na nią czekał. Nic zdołała cokolwiek powiedzieć, wyciągnął spod łóżka kawałek tortu czekoladowego i podał jej na talerzyku.
– Wczoraj mama urządziła urodziny, zaprosiłem kolegów z klasy – wyjaśnił jej. – Zostało trochę ciasta, więc wziąłem dla ciebie. Smacznego.
Zjadła je z ochotą, nie mogąc napatrzeć się na chłopca. Był już taki duży i taki rozumny – dla niej minęło zaledwie kilka dni, odkąd widziała go jaki malucha.
– Jesteś wróżką? – zapytał ją nagle. Odpowiedziała mu uśmiechem i pomyślała przez chwilę.
– Można mnie chyba tak nazwać. Jestem dla ciebie taką opiekunką – wytłumaczyła.
– I skąd się wzięłaś?
– Z miłości twojej mamy – odrzekła.
Wyciągnął rękę i pogładził jej włosów, dotknął skóry na przedramieniu. Cierpliwie pozwalała mu się oglądać.
– Jesteś czarodziejką?
– Można tak powiedzieć – powtórzyła.
– Wyczarowujesz to wszystko?
– Można tak powiedzieć.
Zdenerwował się. Poznała po tym, że zmarszczył brwi i zrobił się trochę czerwony. Odłożyła talerzyk na szafkę nocną i oblizała wargi.
– Jestem cała z twoich snów – powiedziała, chcąc go udobruchać. – Istnieję tak, jak i one.
– Ale sny nie są prawdziwe.
Poczuła się trochę dotknięta.
– Co więc chcesz w tym roku na urodziny?
Rozbawiło ją nieco jego kolejne życzenie, lecz nie ze złośliwości, bardziej radości i czułości. Kuba zażyczył sobie, by jego ukochana z klasy odwzajemniła uczucie. Nawet jeśli nie było nawet w połowie tak silne, jak to, którym darzyła go Lila.
Za jedenastym razem usnął w oczekiwaniu na Lilę. Zastała chłopca śpiącego w piżamie na kołdrze, z pilotem telewizyjnym w ręku i miską chipsów na materacu obok. Wyłączyła telewizor, odstawiła naczynie na szafkę nocną i położyła chłopca spać, patrząc, jak spokojnie oddycha przez sen.
Bardzo wyszczuplał, stał się właściwie prawie kościsty. Powoli dostrzegała w nim jakieś charakterystyczne rysy. Kości policzkowe i szczęka wydawała się być coraz wydatniejsza, a sylwetka wydłużyła się. Z radością patrzyła, jak staje się mężczyzną – powoli, ale jednak.
Obudził się koło dziewiątej, najpierw trochę przestraszony jej widokiem, a potem na jego twarzy pojawił się wyraz zbliżony do ulgi.
– Czasami wydaje mi się, że jestem kompletnie szalony – powiedział jej, ubierając się. – Za każdym razem myślę, że mi się wydawałaś. Ale gdybym był szalony, to bym cię widział codziennie, a nie raz do roku. Ty w ogóle istniejesz?
– Oczywiście, że istnieję, tak jak istnieją twoje marzenia, mimo że nie są jeszcze prawdziwe.
Pokiwał głową, nakładając koszulkę przez głowę.
– A kiedyś będziesz prawdziwa?
– Zawsze jestem i będę dla ciebie prawdziwa, chyba że już nie będziesz chciał.
– Jak spełniasz te marzenia? Czy ty mnie… czarujesz?
– Czy jeśli odpowiedź będzie twierdząca, poczujesz się lepiej?
Zastanowił się przez chwilę.
– Chyba tak.
– Tak, czaruję cię – odrzekła z uśmiechem. Kuba zaczął szorować zęby, patrząc co chwila w jej twarz z odbicia w lustrze.
– Gdyby ktoś usłyszał, że z tobą rozmawiam… I tak uważają mnie za czubka, a rozmowy z niewidzialną przyjaciółką na zawsze skreśliłyby mnie z listy ludzi sprawnych umysłowo.
Odpowiedziała mu tylko uśmiechem. Wytarł twarz ręcznikiem i zastanowił się przez chwilę.
– To się chyba nazywa schizofrenia. Albo omamy wzrokowo-słuchowe. Właściwie to wzrokowo-czuciowo-słuchowe.
– Możesz mnie nawet powąchać.
Wcale nie zadowoliła go taka odpowiedź.
– Dlaczego przychodzisz tylko w urodziny?
– Bo w resztę dni śpię.
– Ale dlaczego tylko raz w roku i to akurat w ten dzień?
– Bo w ten dzień urodziłam się też ja. Pojawiam się co rok.
Wciąż wyglądał na nieusatysfakcjonowanego przesłuchaniem. Wyszli z łazienki i przez chwilę nie rozmawiali, ponieważ mama nakładała mu śniadanie, zagadując o mało ważne sprawy. Kilka chwil później wyszła do sklepu, zostawiając ich samych.
– Co chcesz tym razem na urodziny?
Grzebał łyżką w płatkach owsianych, namyślając się.
– Chcę dowodu, że nie jesteś wytworem mojej choroby psychicznej – oświadczył.
– Naprawdę? Jesteś pewien? – upewniła się.
– Tak.
– Dobrze. Pamiętasz tort, którym poczęstowałeś mnie w ubiegłym roku?
– Taaaak… – rzekł, przeciągając sylabę.
– Ty go zjadłeś?
– Nie…
– Więc kto, jeśli nie ja?
Wyglądało na to, że wydawało mu się to tak logiczne, jak ona sama.
W dwunaste urodziny zastała Kubę u śpiącego u kolegi. Gdy się obudził i ją ujrzał, położył palec na wargach, dając jej znak, by nie dawała oznak swojej obecności.
– I tak tylko ty mnie słyszysz.
Pokiwał głową i poszedł się umyć i ubrać. Zanim jednak ściągnął piżamę, zawahał się.
– Mogłabyś się odwrócić? Albo chociaż zamknąć oczy.
Nie protestowała. Poczekała, aż się przebierze, lecz słyszała jego mamrotanie.
– Jestem wariatem… skończonym wariatem…
– Jesteś tak samo normalny, jak ja sama – oświadczyła.
– Dzięki, naprawdę – odrzekł sarkastycznym tonem, który rozbawił ją tylko na początku.
Na dwunaste urodziny zażyczył sobie, by mama przestała się go czepiać.
Gdy przyszła do Kuby za trzynastym razem, zerwał się z miejsca na jej widok. Złapał Lilę za ramiona, wbijając palce w jej ciało, a potem patrząc prosto w jej oczy, zapytał drżącym głosem:
– Każde życzenie?
– Każde – odpowiedziała, ze zmartwieniem spoglądając w twarz Kuby.
– Chcę ją z powrotem… – jęknął błagalnym tonem. – Chcę moją mamę z powrotem…
Jego twarz wykrzywił grymas bólu i zaczął płakać. Przycisnęła chłopca do siebie, czując, jak jego chude ciało drżało spazmatycznie w jej objęciach.
– Możesz? Możesz mi ją przywrócić? Chcę ją z powrotem… Chcę, by wróciła…
– Ona będzie przy tobie tak długo, jak i ja sama – szepnęła mu na ucho, lecz nie słyszał.
W czternaste urodziny zastała Kubę siedzącego na fotelu z książką na kolanach i pilotem w lewej ręce. Gdy tylko ją dostrzegł, mocno spochmurniał i przeniósł spojrzenie z powrotem na ekran telewizora.
– Kubusiu, co się stało? – zapytała, podchodząc do chłopca.
– Więc oto tu jesteś, jak co roku – powiedział, wciąż nie patrząc Lili w oczy. – Z moim życzeniem urodzinowym, tak?
– Będę do ciebie przychodzić tak długo, jak zechcesz – zapewniła Kubę, czując ukłucie niepokoju. – A co sobie życzysz w tym roku?
Przełączał kanały ze zmarszczonymi mocno brwiami, nie odpowiadając.
– Co się stało? – pytała dalej. – Jesteś na mnie zły?
– Żadne z twoich zaklęć nie było prawdziwe – warknął. – Kłamałaś. Oszukiwałaś mnie od początku.
– Ależ Kubusiu…!
– Zostaw mnie dziś w spokoju. To moje urodzinowe życzenie. Mam nadzieję, że tym razem je spełnisz z większą skrupulatnością, niż to w ubiegłym roku.
Nawet na nią nie spojrzał, nieszczęśliwy tak bardzo, jak ona sama.
Przyszła do chłopca za rok, nieco bojąc się tego spotkania. Tym razem nawet na nią nie czekał – położył się spać. Usiadła przy nim na skraju łóżka, patrząc, jak spokojnie i głęboko oddychał. Rozejrzała się wokoło. Tym razem nie otaczali go jego wymyśleni przyjaciele, lecz jakieś potworne zjawy z głębin wyobraźni skalanej strachem i samotnością. Czekała cierpliwie, aż nadejdzie ranek i Kuba się obudzi. Czuła, że powoli traci swojego ukochanego Kubusia, i nic nie potrafiła zrobić, by temu zapobiec. Położyła dłoń na jego brzuchu i gładziła go powoli, czując się boleśnie bezsilną.
Ten dotyk go zbudził – musiał spać bardzo płytko. Otworzył oczy i zamrugał kilkakrotnie, a potem zwrócił szybko głowę w jej kierunku.
– O Boże… – jęknął, ujrzawszy jej twarz. – Znów mi się śnisz?
– To nie sen, ja tu jestem – odpowiedziała Lila drżącym głosem. Leżał przez chwilę z zamkniętymi oczami, jakby próbując zasnąć na nowo, aż podniósł się do pozycji siedzącej i zapalił lampkę. Gdy światło padło na twarz chłopaka, Lila prawie go nie poznała. Była znacznie dojrzalsza, o ostrzejszych, bardziej męskich rysach. Nie mogła uwierzyć, że to ten sam chłopiec, który jeszcze nie dawno spoglądał na nią oczami wielkimi jak własne piąstki, przyciśnięty do matki jak niemowlę koali. Już prawie był dorosłym mężczyzną. Już prawie.
– Nie możesz tu być – rzekł spokojnym, prawie ojcowskim tonem. – Pogódź się z tym wreszcie. Nie da się ciebie wpisać w żadne prawo fizyki. Nie ma żadnych dowodów na to, że mi się nie zdajesz. To niemożliwe. Dlaczego jeszcze nie przyjęłaś tego do wiadomości?
– Istnieję – odparła niemalże błagalnym tonem. – Jestem tu po to, by spełniać twoje marzenia, byś czuł się kochany, byś wiedział, że…
– Nie ma cię – przerwał. – Nie ma cię. Teraz idź. Daj mi zapomnieć o wszystkim na jeden dzień. Pozwól mi chociaż raz nie myśleć o tym, że jestem dziwakiem, jakimś… jakimś wypierdkiem społecznym. Spraw, bym chociaż przez jeden dzień w życiu nie wstydził się przed samym sobą, że jestem tym, kim jestem – dziwadłem. Dziwadłem takim, jak ty sama. No, zrób to. Zrób to, jak jesteś taka zdolna. Wyczaruj mi ten luksus.
– Jak sobie tylko życzysz – odparła, z płaczem usypiając go, by przenieść w krainę snów, której wspólnie byli władcami.
Szesnasty raz był tym ostatnim.
Prawie tak bardzo zaniepokojona, jak nieszczęśliwa, zjawiła się w jego pokoju. Siedział na parapecie przy otwartym oknie i wpijał w nią natarczywe, nieprzyjemne spojrzenie. Nie wiedziała, jak ma się zachować, czując się przy Kubie tak bardzo mała i wzgardzona.
– Pamiętam, jak byłeś malutki – zaczęła, uśmiechając się smutno. – Poprosiłeś o duże lody, a potem bawiłam się z tobą do końca dnia. Dla mnie minęło kilka dni od tamtej pory.
Trzymał w ręku ołówek, obracając go w palcach.
– Dlaczego akurat ja? – rzucił beznamiętnym tonem. – Chyba lepiej było, jak jeszcze w ciebie wierzyłem. Myśl o zaawansowanej psychozie wcale nie jest przyjemna.
– Nie powstałam, w przeciwieństwie do twoich potworów, z twojej wyobraźni – odpowiedziała, nie czując już jednak nadziei. – Jestem z zupełnie innej krainy. Możesz mnie dotknąć, nie tylko słyszeć i widzieć.
– „Możesz mnie nawet powąchać” – tak kiedyś powiedziałaś, Lilu.
– Tak, tak…
Milczał, wpatrując się w nią uważnie.
– Nie jestem zbyt popularny, gdziekolwiek bym się nie znalazł. Nikt mnie nie lubi i nie ma nawet jednej dziewczyny, która zechciałaby na mnie spojrzeć.
– To wcale nie świadczy o twojej bezwartościowości – wręcz przeciwnie.
Pokiwał głową w zamyśleniu, jakby nie bardzo dotarły do niego jej słowa. Wyciągnął rękę w jej kierunku, upuszczając na podłogę ołówek. Zbliżyła się, by mógł dotknąć jej włosów i twarzy. Czuła się trochę nieswojo pod jego uważnym, wręcz świdrującym spojrzeniem, lecz nie protestowała, licząc znów na jego zaufanie.
– Jesteś taka piękna – powiedział cicho, wodząc palcami po jej wargach i szczęce. – Czy… czy wciąż mam moje życzenie?
– Jeśli tylko będziesz chciał – odrzekła.
– Jakie tylko chcę?
– Tak…
Zsunął palce w dół, a Lila poczuła nagły przypływ niepokoju. Nim zdążyła zaprotestować, zacisnął dłoń na jej przedramieniu i przysnąwszy ją bliżej, powiedział:
– To chodź tutaj.
– Nie! – pisnęła, gdy wyciągnął drugą rękę w jej kierunku. – Nie, zostaw!
Lecz on nie słyszał. Zaciskał mocno dłonie na jej chudych przedramionach, wargami muskając jej szyję i okolice obojczyków.
– Zostaw! Zostaw! Zostaw mnie! – piszczała histerycznie, nie mogąc powstrzymać łez. Wyszarpnęła się z jego uścisku i wycofała aż pod ścianę, szlochając. Kuba nachmurzył się.
– Miało być wszystko! Co tylko zechcę! Jak tylko chcę! Tak powiedziałaś!!!
Wyglądał na wściekłego. Zsunął nogi z parapetu i podszedł kilka kroków, wskazując na Lilę palcem.
– Okłamałaś mnie! Nie mogę mieć wszystkiego! Nie dasz mi wszystkiego! Kłamałaś!
Płakała coraz mocniej, zasłaniając twarz rękami.
– Więc jednak nie spełnisz każdego mojego życzenia! W takim razie nic mi po tobie! Zniknij z mojego życia!!! Nie chcę cię nigdy więcej zobaczyć! Zniknij! I nie zjawiaj się za rok! Zniknij na zawsze!!! Te życzenia, które obiecywałaś spełnić, a które tak naprawdę się nie spełniały, które znikały… Tak samo zniknij i ty! Nie chcę cię – nie chcę twoich iluzji… Zostaw mnie w spokoju!!!
Nim skończył ostatnie zdanie, w pokoju nie było już nikogo.
Rok później w wieczór przed swoimi urodzinami nie mógł usiedzieć w miejscu. Ze zniecierpliwieniem wpatrywał się w zegarek elektroniczny, który stał na biurku.
23:59. Została już tylko minuta.
Przyjdzie? Zjawi się? Na pewno – zawsze przychodzi. Nie można tak po prostu kazać jej odejść. Nigdy go nie opuści, tak jak pozostałe wytwory jego wyobraźni, które nawiedzały go w snach lub na jawie. Przyjdzie. Jak co roku.
Lecz tym razem nie przyszła.
Zostały tylko te demony: Strach, Niepewność, Nieufność, Złość, Gniew, Agresja, Nienawiść. Zawsze przy nim są.
Słyszy ich głosy, lecz one nie słyszą jego próśb.
Nie słyszą jego pytań.
Nie odpowiadają na nie.
Kiedy wyciąga rękę w ich kierunku, nie czuje ciepłoty ciała czy gładkości skóry.
Tylko chłód, który pochłaniał to wszystko, czym mogło wyżywić się jego przerażone serce. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Czw 10:00, 01 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Czw 9:52, 01 Mar 2012 |
|
Tekst nr 4
Słowa-klucze: upór, poszukiwanie, idealizm
Słońce i księżyc
„Dorastanie jest jak przebudzenie z magicznego snu, w który nie jest nam dane zapaść ponownie.”
Radża potężnego rodu nie wiedział jak zadowolić swoją jedyną córkę. Księżniczka całymi dniami przesiadywała w obszernej bibliotece i czytała baśnie. Stroniła od ludzi, tłumacząc się potrzebą przebywania wśród obszernych tomiszczy. Ojciec wysłał ją więc do swojego brata, mając nadzieję, że pobierze tam stosowne nauki i zaniecha zamykaniu się przed ludźmi.
Ayati(1) spędziła rok w domu wuja, otoczona troskliwą opieką. Każdego dnia przychodził do niej pandit(2), który witał ją zawsze tymi samymi słowami:
- Szczęście córce wielkiego radży, bo ona zna moc serca.
Ayati nie mogła pojąć, co kryje się za słowami uczonego, ale po pewnym czasie przestała nad tym rozmyślać. Przestała też przesiadywać w bibliotece, poświęcając czas na zabawy z młodszymi kuzynami oraz spacery po ogrodzie.
Rytuałem stało się dla niej obserwowanie kwitnących róż, które ciotka zasadziła w dzień urodzin pierwszego dziecka, Basanti(3) – obecnie pięcioletniej dziewczynki o długich czarnych włosach i zielonych oczach.
- Dobrze ci u nas? – spytała pewnego dnia ciotka, przysiadając na ławeczce obok Ayati.
- Oczywiście. Cieszę się, że mogę tu z wami być.
Charu(4) uściskała dłoń dziewczyny.
- Masz czternaście lat. Ojciec myśli już o wydaniu cię za mąż. Czy ten pomysł ci odpowiada?
Ayati przez dłuższą chwilę milczała, wpatrując się w róże. Wiedziała, że ten dzień nadejdzie, ale nie rozumiała, dlaczego ojcu jest tak spieszno.
- Ale ja nikogo nie kocham, ciociu. Nie znam żadnego mężczyzny.
Dziewczyna spojrzała na niewiele starszą od siebie kobietę i z jej oczu próbowała wyczytać, o czym myśli. Charu zastanawiała się, co może jej odpowiedzieć.
- Ojciec cię kocha, ale ma też pewne obowiązki, tak jak ty. Musimy je przyjąć z godnością. Zdecyduj, jak chcesz poprowadzić rozmowę, a może uda ci się przekonać ojca, by trochę zaczekał.
Ayati wzięła do serca słowa ciotki i w głowie snuła już plany, które miały zapobiec jej zamążpójściu. W domu wuja Hasmukha(5) i ciotki Charu przebywała jeszcze przez miesiąc. Pobyt z dala od domu przyniósł swoje owoce, a Ayati wyrosła w tym czasie na piękną dziewczynę.
Zadziwiała wielkimi, brązowymi oczami i kręconymi kruczoczarnymi włosami, które podskakiwały przy każdym ruchu dziewczyny. Odzienie zdawało się przylegać do jej smukłej figury, uwydatniając zaokrąglający się kobiecy biust.
Mężczyźni wodzili za nią rozmarzonym wzrokiem, ale Ayati nie zwracała na nich uwagi. Nie mogła pozbyć się z głowy obrazu zakochanych ludzi, o których czytała w księgach. Myślała o miłości i o tym, że chce jej zaznać. Szczególnie w pamięci utkwiła jej historia o księżycu i słońcu, którzy pewnego dnia zeszli na ziemię, by się odnaleźć. Mimo że zostali rozdzieleni na wieki, do dnia dzisiejszego próbują wkroczyć na tę samą drogę. Ayati uważała, że jest to idealne zobrazowanie tego, co powinno zajść między kobietą, a mężczyzną. Marzyła o kimś, kto zechciałby dla niej poświęcić tyle, co księżyc poświęcił dla słońca.
Ayati wróciła do domu po półtorej roku nieobecności i stwierdziła, że nic się nie zmieniło. Ojciec płakał na jej widok i ściskał przez kilka minut, jakby chciał się upewnić, że to naprawdę jego dawno niewidziana córka. Wydał wielką ucztę na cześć córki i zaprosił wielu znamienitych mieszkańców miasta, aby razem z nim cieszyli się z powrotu pierworodnej radży, a sama Ayati przypominała sobie ostatnie spotkania z matką.
Mythri(6) od zawsze wiedziała, że posiadanie dziecka wiążę się z ogromną odpowiedzialnością. Gdy dowiedziała się, że jest w ciąży, nie mogła powstrzymać się od uczucia przerażenia, które powoli ogarniało całe jej ciało. Z początku nie potrafiła przyzwyczaić się do myśli, że zostanie matką, że urodzi dziecko, które kiedyś przejmie władze. Trudno jej było oswoić się z tą myślą, bo musiała przyznać przed sobą, że nie czuła się wystarczająco dorosła. Miała niespełna szesnaście lat, a świat znała jedynie z opowieści. Musiała więc zaakceptować to, że wszystko to, co chciała zrobić w swoim życiu, musi odłożyć na później. Jej strach zauważył radża, Sahasya(7), jej mąż. Z początku kładł to na karb stresu i niedowierzania, dopiero później zorientował się, że to nie przechodzi.
Mythri zaś nie miała zamiaru mówić mu o swoich obawach, które dość szybko zostały rozwiane. Pewnego pięknego, słonecznego dnia, siedziała na tarasie wychodzącym z jej komnaty i obserwowała krzątających się w ogrodzie ludzi, gdy poczuła delikatne uderzenia wewnątrz siebie. Powoli położyła rękę na swoim brzuchu i uśmiechnęła się, a z jej oczu zaczęły kapać łzy.
- Moje kochanie – szepnęła do siebie, po raz pierwszy czując, że ogarnia ją szczęście. Niezwłocznie udała się do męża, by podzielić się z nim tą radosną nowiną. Radża sam nie mógł oprzeć się przed dotykaniem brzucha.
- To będzie silne i piękne dziecko – powiedział, po czym ucałował żonę mocno w usta i przytulił do siebie.
Mythri kilka miesięcy później urodziła zdrową dziewczynkę. Gdy na nią spojrzała, zaniemówiła.
- Jakie będzie jej imię, pani? – spytała akuszerka, która z rozmarzeniem spoglądała na krzyczącego noworodka.
- Ayati. Jej imię będzie Ayati.
Córka Mythri szybko rosła, a w oczach ludu od początku uchodziła za cudowne dziecko. Sama księżniczka w mig pojmowała całe zamieszanie wokół własnej osoby i wykorzystywała je, by zwracać na siebie jeszcze większą uwagę.
Gdy Ayati skończyła dziesięć lat wraz z matką udała się na targ w poszukiwaniu nowych szat. Mimo pozycji, Mythri nie uważała, że powinna na co dzień ubierać drogocenne suknie. Wolała napędzać gospodarkę miasta, a spacery pomagały jej też w utrzymaniu dobrych stosunków z mieszkańcami.
- Czemu oni się tak dziwnie na mnie patrzą? – spytała Ayati, gdy mijały grupkę młodzieńców chichoczących i szepczących coś do siebie.
- To nic, Ayati. Ci chłopcy widzą w tobie piękną dziewczynkę – odparła matka. – Pewnego dnia, gdy dorośniesz, młodzieńcy będą się o ciebie ubiegać.
- Dlaczego? – Strach w oczach Ayati rozśmieszył matkę.
- Taka jest już kolej rzeczy. Zrozumiesz to w swoim czasie.
- To ja nie chcę dorastać! Chłopacy są obleśni! – Ayati zrobiła naburmuszoną minkę.
- Niektóre sprawy przychodzą z czasem. Jesteś jeszcze za młoda. – Mythri zmierzwiła czuprynę córki i pocałowała ją w czoło. – Pewnego dnia wspomnisz moje słowa.
I matka miała rację. Ayati w końcu zrozumiała, o co jej chodziło. W końcu dorosła na tyle, by je zrozumieć.
***
- Ojcze, czy prawdą jest, że chcesz mnie wydać za mąż? – spytała Ayati, gdy wraz z ojcem stała na tarasie, obserwując przybywających gości.
- Tak. Już czas.
Ayati miała wiele czasu na przygotowanie mowy, którą chciała przekonać go o słuszności swojego zdania na ten temat.
- Czy nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie?
Mężczyzna poczuł, jak coś ściska go w sercu. Od zawsze chciał tylko uszczęśliwić swoją córkę. Zdawało mu się, że ślub to sprawi.
- Ayati, czego pragniesz?
- Pragnę miłości, ojcze. Nie chcę być tylko czyjąś żoną. Chcę być jedyną żoną.
- Twoje książki bardzo mocno wrosły w twe serce.
Ayati skinęła jedynie głową i oparła się dłońmi o barierkę.
- Oddam rękę temu, który przyniesie jabłko z drzewa bogini Indulekha(.
Ojciec spojrzał na córkę z przestrachem. Nikomu nigdy nie udało się tego dokonać, bo wejścia do sadu pilnował stwór o ostrych zębach i długich szponach. Nawet najlepsi wojownicy przegrywali starcie z bestią.
- Przecież wiesz, że nikt nie podejmie tego wyzwania.
- Dzięki temu będę miała czas na znalezienie swojego księżyca – odparła księżniczka, po czym ucałowała ojca w policzek i wyszła przywitać gości.
Radża jeszcze chwile dochodził do siebie, ale postanowił, że spełni życzenie córki.
Tym samym jeszcze tego wieczoru oświadczył, że odda rękę Ayati temu, który przyniesie jabłko z drzewa bogini Indulekha. Komnata zawrzała od dyskusji, ale pojawili się już pierwsi śmiałkowie.
Wieść o turnieju rozeszła się na całe królestwo radży, a pretendenci do ręki królewny przybywali z każdej strony świata.
Turami ruszali, by spotkać się oko w oko z bestią, której nikt jeszcze nie pokonał i za każdym razem ponosili klęskę.
Radża zaczął wątpić w powodzenie turnieju, ale księżniczka Ayati była niewzruszona. Uważała, że tylko ten, któremu uda się przeżyć będzie odpowiednikiem jej księżyca i stanie się miłością jej życia.
Śmiałków było coraz mniej, niektórzy rezygnowali słysząc o niepowodzeniach konkurentów, a mieszkańcy królestwa zaczęli się obawiać, że turniej ten staje się powoli krwawą rzeźnią. Co rusz do uszu radży dochodziły głosy sprzeciwu. Po kilku miesiącach nie mógł już ignorować ludu i ich potrzeb.
- Ayati, musimy z tym skończyć.
Księżniczka skinęła jedynie głową. Zrozumiała, że jej życzenie przyniosło tylko śmierć, która nie ma nic wspólnego z obłąkańczym poszukiwaniem miłości. Nie chciała, by ktokolwiek jeszcze wziął udział w turnieju.
- Tak, ojcze. Musimy to skończyć. Jeszcze dzisiaj.
Po oświadczeniu wyruszyła na dziedziniec miasta.
- Chciałam was przeprosić. Za turniej, za wszystko. Nie spodziewałam się, że sprawy przybiorą taki obrót. Nie chciałam tego. Poszukiwałam jedynie… - zawahała się na chwilę, czując jak ich oczy wpatrują się w nią intensywnie. – miłości. Poszukiwałam miłości, której nie znalazłam. Turniej zostaje odwołany.
- Nie!
Ayati próbowała odnaleźć wzrokiem mężczyznę, który to wykrzyczał.
- Kim jesteś, by kwestionować słowo księżniczki?
Nieznajomy stanął na widoku, a Ayati czuła, jak traci powietrze. Znajdował się przed nią najurodziwszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek miała okazję widzieć. Nie sądziła, że jej serce kiedyś będzie biło tak mocno, jakby miało wylecieć z jej piersi i powędrować w dalekie przestworza.
- Turniej zakończy się dopiero, gdy przyniosę ci jabłko, księżniczko.
Przez krótką chwilę stała jak oczarowana i wpatrywała się w nieznajomego. Nawet z tej odległości zauważyła umięśnioną sylwetkę i przeszywające na wskroś oczy. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że samą obecnością wypełniał wszystko wokół niej. Nie wiele myśląc, wybiegła z komnaty, by stanąć z nim twarzą w twarz.
Lekko zdyszana zatrzymała się dopiero przy mężczyźnie.
- Kim jesteś? – spytała, łapiąc oddech.
Nieznajomy uśmiechnął się lekko.
- Navendu(9), księżniczko.
Nowy księżyc – przemknęło jej przez myśl. Zrozumiała, że to znak od bogów.
- Nie możesz wziąć udziału w turnieju. Zginiesz.
- Nie zginę, jeśli powiesz, że mnie kochasz.
Ayati zaniemówiła. Czuła na sobie spojrzenia mieszkańców, którzy z ciekawością przysłuchiwali się wymianie zdań między młodymi i zastanawiali się, jak dalej potoczy się ta historia.
- Nikt nie przeżył spotkania z bestią. Nie wiem dlaczego, ale nie chcę byś wyruszył w tę podróż. Zostań ze mną – powiedziała jednym tchem, mnąc w dłoniach materiał sukni. Sama nie rozumiała swojego zachowania.
Navendu ośmielony oświadczeniem księżniczki ukląkł na jedno kolano i spojrzał w jej ciemne oczy.
- Powiedz, że mnie kochasz, a wrócę.
Ayati zrozumiała, że to ta chwila, w której daje siłę mężczyźnie odpowiadającemu za rozbudzone w niej uczucia. Uczucia, o których istnieniu nie miała pojęcia. Kiedyś wyczytała w jednej z książek, że wystarczy spojrzenie, gest albo dotyk, by się zakochać. Wtedy się z tego śmiała, ale dzisiaj, stojąc przed sprawcą jej uczuć, nie mogła okłamywać samej siebie. Musiała uwierzyć sobie i jemu. Temu, który sprawił, że w końcu pojęła dlaczego wymyśliła turniej. Była głupia i zaślepiona tym, co przez lata wyczytywała w książkach i nie zauważyła, że już dawno powinna znaleźć odpowiedź na swoje pytania. Miała je tuż przed oczami, ale bała się, że ją zmienią. Nie wiedziała tylko, że zmieniła się już dawno.
- Kocham. Wróć. Ocalej, a będziesz mnie miał.
Mężczyzna podniósł się z klęczek i spojrzał na Ayati.
- Czekaj na mnie.
***
Minuty dłużyły się jak godziny, a godziny jak dni. Ayati nie miała pojęcia ile czasu minęło od wyjazdu Navendu, ale wydawało jej się, że zbyt wiele.
Nie mogła znaleźć sobie miejsca. Włóczyła się po pałacu, co rusz wyglądając na drogę i mając nadzieję, że zobaczy Navendu. Ojciec nie mógł już znieść widoku zamartwiającej się córki. Poprosił ją, by wraz z nim spędzała dnie w bibliotece, jak niegdyś. Wydawało mu się, że to odpowiedni sposób na przywrócenie uśmiechu na twarzy Ayati.
Księżniczka jednak czytała w kółko tę samą opowieść, roniąc łzy i pytając, czy taki los ją czeka.
- Czy będę tak samo nieszczęśliwa jak Słońce? Czy już nigdy nie odnajdę drogi do mojego Księżyca?
Ojciec nie wiedział, co może odpowiadać, pocieszał ją więc, że Navendu z pewnością zabije bestię i niedługo wróci. Mówił tak, choć sam nie wierzył w prawdziwość tych słów. Uważał, że młodzieniec poległ, ale nie miał serca, by zniszczyć nadzieję córki.
Gdy minął miesiąc bez wieści, Ayati pogrążyła się w smutku i zamknęła w swojej komnacie, opłakując ukochanego. Zrozumiała, że tak długi okres czasu nie zwiastował niczego dobrego.
Cały lud, widząc żałobę księżniczki wraz z nią zapadł w swego rodzaju trans. Radża nie mógł znieść cierpienia córki, ale nie wiedział, w jaki sposób może ją pocieszyć. Codziennie przynosił jej różę, która miała zwiastować pomyślność i szczęście.
Ayati układała je na specjalnej szafeczce, jakby tym samym oddawała hołd ukochanemu. Coraz częściej zastanawiała się, jakby potoczyły się jej losy, gdyby nie była taka uparta. Czy mogłabym spotkać Navendu w innych okolicznościach?
Jeszcze dwa lata temu Ayati nie rozumiała słów pandita. Dzisiaj miała je wyryte w sercu, jakby miały być przypomnieniem o haniebnej próbie uzyskania miłości. A gdy już miała ją w zasięgu dłoni, wypuściła.
Ayati odmawiała przyjmowania posiłków i z dnia na dzień nikła w oczach. Nawet przybycie ciotki Charu nie przyniosło żadnego rezultatu. Nikt nie mógł dotrzeć do księżniczki, która całkowicie odcięła się od świata i zamknęła we własnym żalu.
Gdy wydawało się, że wszelka nadzieja umarła, a Ayati nigdy nie powróci do wcześniejszej radości z życia, na dziedzińcu pałacu pojawił się nieznajomy.
- Księżniczko! – krzyknął na cały głos. Mieszkańcy wychodzili z domów zobaczyć, kto przerywa im sen.
- Księżniczko!
Ayati wychyliła się z okna, próbując dostrzec kim jest ów nieznajomy. Gdy uniósł twarz, by złapać jej spojrzenie, Ayati zaniemówiła i ze łzami w oczach wybiegła na dziedziniec.
- Jak…? – spytała, przyglądając się Navendu, który rzucił opasłą torbę na ziemię i porwał Ayati w ramiona.
- Twoja miłość dodała mi skrzydeł.
Księżniczka płakała i śmiała się na przemian, a widok mężczyzny sprawił, że jej serce na nowo zaczęło bić.
Gdy Navendu nacieszył oczy widokiem ukochanej, wyjął z torby lśniące, srebrne jabłko i złożył je w dłoni Ayati.
- Myślałam, że zapadłam w sen, z którego nie będę mogła się obudzić.
- Nie śnisz. To prawda, a jabłko jest twoje.
Ayati spojrzała w niebieskie oczy mężczyzny i wyrzuciła z dłoni owoc.
- Jedyne, czego chcę, to ty. Chcę śnić z tobą.
Navendu podniósł jabłko i schował je głęboko do torby, a Ayati zaprowadziła go do pałacu. Ślub odbył się następnego dnia. Mieszkańcy królestwa cieszyli się ze szczęścia ukochanej księżniczki, a radża w końcu odzyskał córkę.
Jabłko zaś zostało głęboko schowane jako znak niezłomnej wiary i trudnych decyzji, które prowadzą do zwycięstwa.
(1) królewska
(2) Nauczyciel, uczony.
(3) wiosna
(4) piękna
(5) Pełen szczęścia
(6) przyjaźń
(7) potężny
(8 ) księżyc
(9) Nowy księżyc |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Czw 21:31, 01 Mar 2012, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Czw 10:03, 01 Mar 2012 |
|
Tekst nr 5
Zarówno Aza, jak i Anitra są bohaterkami pojawiającymi się w skomponowanej przez Edvarda Griega suicie Peer Gynt (op. 46, I suita). Stworzone przez Griega dzieło powstało na kanwie dramatu Henryka Ibsena o tym samym tytule. Początkowo Grieg, działając na zamówienie Ibsena, stworzył muzykę do dwudziestu sześciu scen dramatu (Peer Gynt op. 23), gdzie Śmierć Azy – Åses død figuruje pod numerem dwunastym, Taniec Anitry – Anitras dans zaś odpowiada numerowi szesnastemu. W kolejnych latach Grieg wybrał spośród dwudziestu sześciu utworów osiem i zestawił je w dwie suity – op. 46 i op. 55. I tak w I suicie Peer Gynt op. 46 Śmierć Azy sąsiaduje bezpośrednio z Tańcem Anitry, do czego odnosi się tytuł poniższej miniatury.
Zacytowany na końcu wiersz to Świerszcze autorstwa Marcina Świetlickiego.Z dedykacją dla A.
DOJRZAŁOŚĆ […] JEST GORZKIM ROZCZAROWANIEM, NA KTÓRE NIE MA LEKARSTWA, CHYBA ŻE UZNAMY ZA JAKIEŚ LEKARSTWO ŚMIECH.
— KURT VONNEGUT, KOCIA KOŁYSKA
utrata, niepokój, strach
AZA UMIERA, ANITRA TAŃCZY DALEJ
— WYJĄTKI Z ZAPISKÓW OD I DO XIX —
III Zatracam się w sobie i zatracam siebie. Ciężko mi nazwać emocje, które mają mnie w posiadaniu, a z drugiej strony – czasem czuję się niemal zupełnie z nich wyprana. Mam trudności z pisaniem, z określeniem siebie, z ubraniem swoich stanów emocjonalnych, uczuciowych w odpowiednie słowa. Odpowiednie: ładnie brzmiące, okrągłe, zgrabne, pełne, a może poszarpane, urwane, pełne buntu i niepokoju. O poezji nawet nie myślę. Próbuję ujarzmić prozę, ale tylko wyrywam i mnę ledwo napoczęte kartki. Nie potrafię dopuścić do siebie myśli, że nie potrafię – nie potrafię poskładać siebie ze słów. Chcę być dobra, świetna, nie chcę blokad i słabości. Chcę, by moje słowo idealnie wyrażało nieidealność: wszystkie krzywizny, płaszczyzny, wzniesienia, zagłębienia, każdy centymetr wstydu i strachu, pory skóry przepełnionej zażenowaniem i niepewnością. Ale moje słowa wydają się toporne, przaśne. Jest w nich kanciastość i jakiś element przymusu. Wstydzę się ich jak porażki, jak siebie, rozczarowują mnie, zawodzą. To śmieszne – jak dużą nadzieję pokładam w słowach. Pisząc je, oczekuję od nich, by były lepsze, doskonalsze ode mnie, a przecież – choć czasem niespodziewanie budzą mnie w środku nocy, wymykają się spod kontroli, układają wspak – są one jakąś integralną częścią mnie, wychodzą ze mnie, a więc noszą w sobie pierwiastek mojego wstydu, niepewności, zażenowania, moich obaw i lęków. Nie są ode mnie lepsze. Nie uratują mnie. Tak, czasem mi się wydaje, że to one przejmują nade mną kontrolę, ale to tylko złudzenie, któremu chciałabym ulec. Moje słowa są na mnie skazane, tak jak ja jestem na siebie skazana, niezależnie od tego, jak mocno pragnę od tej osoby – siebie – uciec. Zaszyć się w kącie. Wpełznąć pod stół, jak kiedyś. Kiedyś, gdy jeszcze mieliśmy w kuchni zielone kafelki, stał tam korkowy stół o polerowanej powierzchni i metalowych nogach. Był krzywo przycięty; moi rodzice sami go zrobili. Wpełzałam pod niego i chowałam się przed światem, czasem tam pisałam. A teraz już nie ma zielonych kafelków i korkowego stołu. Dziewczynka, która uciekała przed światem pod stół albo pod zrobiony z koców namiot, teraz ucieka przed samą sobą. Ale siedzenie w szpitalnej sali nie jest tak inspirujące, jak być może niektórzy by się tego spodziewali. I nie udaje mi się pozbyć siebie – konstrukcji złożonej z emocji, oddechów, koszmarów, lęków, wstydu, wstydu, wstydu. Czasem zdołam ją uciszyć, przytłumić, położyć do snu, ale w końcu się budzi i mnie atakuje – swoimi emocjami, oddechami, koszmarami, lękami, wstydem, wstydem, wstydem. Oczywiście nie jest to szczyt jej – moich – możliwości, przytępiają je nieco leki. Ale i tak nie mogę zmyć tego brudu ze swoich dłoni, zdrapać z twarzy. Wybucha mi w rękach, jego odłamki zagrzebują się w porach skóry. Oddycham zanieczyszczonym nim powietrzem. Boję się, że nigdy nie będę lepsza. Boję się, że nie nauczę się akceptować siebie. Boję się, że pewnego dnia ją zniszczę. A jeśli ze strachu nie podejmę tego kroku, będę już zawsze prowadziła z nią jałowe, pozbawione celu, emocjonalnie kalekie życie. Jestem znużona. Popołudniowa frustracja – jedyne barwniejsze uczucie, jakiego doświadczyłam w ciągu ostatnich kilku dni – już minęła, znowu spłynęło na mnie wcześniejsze znużenie; wydaje mi się ono takie bezpłciowe, pozbawione kolorytu. Nawet tego znużenia się wstydzę, chociaż ono przynajmniej nie prowadzi mnie ku myślom samobójczym. Przy nim nawet nie płaczę. Chodzę, oddycham, zasypiam, mówię – znużona, nijaka, a w środku mnie nie szaleje żadna burza, panuje jedynie szaruga, drobny deszcz regularnie obija się o szyby. Nie potrafię się z tego cieszyć, ale też mnie to bardzo nie męczy. A gdy dzisiaj tak się zdenerwowałam, znowu czułam się bardzo spięta, znowu czułam ten ciężar na ramionach, tę zaciskającą się na mojej głowie obręcz, tę niemożność oddychania. Chęć płakania w głos. Duszący ból w gardle. Sprawdzałam, czy nóż do masła może przeciąć skórę; potrzebowałam fizycznego otrzeźwienia, możliwości ucieczki od poczucia porażki, porażki, która mi wciąż towarzyszy, jest pod moją skórą – jest moją skórą. Gdybym mogła ją z siebie wyciąć… Nie potrafię już sobie z nią radzić. Czasem jest przycupnięta na granicy mnie, uśpiona, jednak gdy się budzi, trzyma mnie mocną ręką, nie pozwala się od siebie odwrócić – nie muszę nawet szukać swojego odbicia w lustrze, by wiedzieć, że pełza po mojej twarzy, że już jest moją twarzą, że to ona przysiada mi na ramionach i utrudnia oddychanie. Jak mam od niej uciec, skoro jest mną? Zastanawiam się, co ona robi nocami – przynajmniej tymi, gdy faktycznie śpię. Czy to ona jeździ pociągami, które przejeżdżają przez moje sny? Wymijają mnie, uciekają mi, gubię je, wsiadam do niewłaściwych. Krążę po obcych sobie peronach. Budzę się niespokojna i zmęczona. Czy to również jej wina? Nie chcę, aby kontrolowała moje życie, ale przecież sama nie potrafię go kontrolować. Przecież pociągi mnie wymijają, spóźniam się na nie, gubię je, wsiadam nie do tych, do których powinnam. Od kiedy zaczęłam taką wagę przywiązywać do snów? Nagle zauważam, że są przepełnione sytuacjami z rzeczywistości, znanymi mi zagrożeniami, nauczonymi lękami. Te obrazy nie chcą zostawić mnie nawet we śnie. Ciągle biegnę, uciekam, przewracam się, dźwigam ciężary, nie jestem w stanie iść, nogi uginają się pode mną, a pociągi uciekają. To napięcie, które przyszło do mnie wraz z dzisiejszą frustracją, nie chce odpuścić, chociaż ją – pozornie – uśpiłam. A może po prostu usiadłszy na podłodze ułożonej z zielonych płytek, przyczaiła się pod korkowym stołem o polerowanej powierzchni i metalowych nogach. Może ten stół – korek, polerowana powierzchnia, metalowe nogi – stoi we mnie obok łóżka, w którym teraz się ukrywam. Może ściany w środku mam wymalowane wstydem i moje płuca oddychają jego oparami, nim wejdzie w krwioobieg i zaatakuje wszystkie komórki organizmu. A więc – może – jestem tym wstydem. Nie ma od niego ucieczki. Nie wygoni go żaden przydrożny szaman ani egzorcysta, bo wymalowano nim moje ściany i płynie w mojej krwi. Czasem rozmazuję krew na kartce. Najpierw przyglądam się, jak wypłynąwszy na powierzchnię, rozlewa się po ręce – upajam się tym uczuciem. Później sięgam po jedną z wielu kartek, po których tańczą moje słowa – bo przecież przed nimi też nie ma ucieczki – i przykładam ją do krwawiącego miejsca. Zapisuję wstyd. Zapisuję siebie. Porażkę. Słabość. Po tym idę do łazienki, ale nie mogę zmyć z siebie tego uczucia. Wchodzę do łóżka i otulam się kołdrą, ale przecież przed niczym się w ten sposób nie ukryję. A obok mnie leżą moje słowa. Leży nóż, z którego nie potrafię zrobić użytku. Książki, których już nie otwieram. Leżymy obok siebie i czekamy na sen. Na pociągi, las, korytarze. Na zapomnienie, które nie chce przyjść. Po przebudzeniu biorę kolejną tabletkę i czekam na to, aż będę szczęśliwa, a moje słowa ładnie brzmiące, okrągłe, zgrabne, pełne. Czekamy, leżąc w łóżku. Obok umierają kaczeńce i dogorywa ukrzyżowany Chrystus. Na zielonej podłodze po turecku siedzą emocje – mają krótkie nogi i ciemne włosy; myślą, że nikt ich tam nie dostrzeże. Kiedyś wszyscy tam razem umrzemy – i płuca przestaną oddychać oparami wstydu. Jezus na zawsze pozostanie na krzyżu i nikt nie będzie pamiętał o zasuszonych kaczeńcach. Ale wiem, że gdy umrę, razem ze mną umrze wstyd. Wtedy już nie zrobi mi krzywdy.
VI Teraz jestem tutaj. Jestem dziewczyną w szpitalu psychiatrycznym. Rozmawiam o bliznach, samobójstwie i lekach. Słucham o narkotykach i alkoholu. Chłopak ją pobił. Znęcał się nad nią fizycznie i psychicznie. Nie tknął alkoholu od roku, wcześniej od siedmiu. Jej męża zasmucało życie, nosił w oczach ten smutek jak najlepszego przyjaciela, aż w końcu zawiśli, razem. Jestem tutaj. Mogę bezkarnie patrzeć ludziom prosto w oczy, czekając na herbatę z automatu. Siostro, czy Bóg zbawia samobójców? Siostro, podzieli się ze mną siostra swoim Chrystusem? Jesteś młoda, życie masz jedno, wszystko przed tobą, chyba nie chcesz umierać? Pincetą otworzyłam maszynkę do golenia, wysypały się z niej dwie cienkie żyletki, trzeba brać je przez foliowe opakowanie po chusteczkach higienicznych, żeby nie pociąć palców. Nie chcę mieć pociętych palców, delikatnych opuszków. Żyletka tnie w cienkie, precyzyjne linie, nie wiedziałam, używałam noża kuchennego, topornie wżynał się w skórę. Żyletką nie muszę piłować, wystarczy przesunąć nią po skórze lekko jak skrzydłem motyla. Krew śpiewa. Dotknęłam ręką policzka, zostawiłam tam niedokończoną piosenkę, jeden ton, ale i tak patrzyli na moje inkrustowane przerażeniem ręce, pytali, z kiedy to, zabronili wyjść na spacer. Nie kombinuj niczego. Nie drap się. Czemu tyle śpisz. Czy już ci się normuje. Jak się dzisiaj czujesz. Co to są procesy emocjonalne. Wyjęłam wszystkie chusteczki z drugiego opakowania, włożyłam do niego żyletki, wsunęłam w głąb szuflady. Jeśli się zdenerwuję, mogę już uciec. Nie muszę tego czuć. Tylko szczypanie i strużkę krwi. Nie wiem, jak to jest, znam dotyk i nacisk noża, zawinęłam go w torbę z kotami, tę ładną, kupioną w Rydze na targu, ale niepraktyczną, podziurawioną. Tam mam ryskie koty, tutaj puste opakowanie po chusteczkach higienicznych. Jestem silniejsza od nich. Nie mogą mi mówić, jak mam sobie radzić z emocjami. Emocje trzeba przeżywać, myślą, że ja od nich uciekam. Nie, ja je zapisuję w sobie, słowa wyryte w korze drzewa, noszę je później ze sobą i spieram się z nimi w nocy. Nie mogę ich utracić, kim będę bez nich? Oni tego nie rozumieją. Nie mam nic innego. Tylko te słowa i te uczucia, blizny, których nikt nie zobaczy. Chcą je ze mnie wymazać, chcą mi je odebrać. Ale ja już trzymam je tylko opuszkami palców, tych palców, które chronię przed zranieniem. Zaczynam zapominać i gubię swoją twarz, nie wiem, kto mówi do mnie z lustra. Zabierają mi moją złość i moją pasję, pływam na mieliznach, brodzę w wodzie do kolan. Wiedziałam, jak to zrobić, nosiłam z sobą tę myśl jak ampułkę z cyjankiem, mogłam ją w każdej chwili rozgryźć, gdyby ciężar stał się zbyt uciążliwy, emocje zbyt trzepoczące, burza uczuć, sztorm, przed którym trzeba uciec, nim to on nas pochłonie, uciec dokądkolwiek, byle nie dać mu wygrać, uciec za wszelką cenę. Widziałam siebie w łóżku, czystą, cichą, nareszcie spokojną. Mogłabym skreślić kilka słów albo napisać list, może nic nie powiedzieć. Widziałam siebie, jak leżę w tym łóżku, czysta, spokojna, już bez książek, słów, tomików wierszy, świeczek, poduszek, kubków, tego wszystkiego, czego się trzymałam, by przetrwać sztorm, by wywołać sztorm, by uciec, by zawrócić w pół drogi. Musiałabym pójść do lekarza po jeszcze jedną receptę, ale dałby mi ją, powiedziałabym, że nie mogę spać, leki są za słabe, myśli za ciężkie. I odeszłabym, spokojna. Grzałam się tą myślą, pocieszałam nią w tłumie ludzi, tuliłam ją do siebie, tuliłam się do niej, płacząc. A później mi ją zabrali, bo jesteś młoda, całe życie przed tobą. Zabrali mi burzę i sztorm, złość i niepokój, uśpili moją furię i przyozdobili wstyd, odprawili je za bramę. Nie wszyscy wyszli, ale niektórzy już ze mną nie rozmawiają. Zabrali mi te uczucia, przekonali, że to nieprawda, zmusili do kolaboracji. Nie wiedzą, że mam szufladę i mam swój wstyd, że mam pociągi, które nocami wywożą mnie za bramę, że nie zaprzestałam szukania siebie. Nie mogę im dać się oszukać. Żyletka. To musi być jak pocałunek. Jak ciche słowa rzucone w tłum ludzi. Jak krzyk, którego nikt nie usłyszy, gdy w płucach braknie powietrza, a morze dmie, wielkie pieniste bałwany zabierają ze sobą wszystkie dziecięce sny, aż pochłonie je chłodny przestwór w kolorze brudnego błękitu, który rozpraszają idące na dno pragnienia. Barwne kwiaty, których płatki sypałam w dół rzeki. Zapach lata, ostry i gorący. Słońce idące drogą. Dom moich dziadków, ceglany dom, w którym tkałam marzenia, dziecięce fantazje o idealnej krainie. Ławka, na której siadałam, kąpiąc się w pieszczących skórę promieniach. Nawet nie wiedziałam, jakie to dobre, czyste, proste. Dziewczyna, której wybuchające emocje rozrywają na strzępki wszystkie obietnice i uśmiechy. Afekt jest najkrótszy, trwa od kilku setnych sekundy do kilku sekund. Emocje, one są dłuższe, mogą trwać kilka minut, ale nas wykańczają, wygryzają z nas życie. Później są nastroje i uczucia, te trwają najdłużej. Zapach słońca w Polanowie. Chyboczący się drewniany most, most, z którego sypałam płatki kwiatów w dół rzeki. Krzaki agrestu, kwaskowata, prążkowana zieleń, miąższ i drobne pestki, smak nagrzany słońcem. Miętówki przegryzane przy studni. Aromatyczne, pokryte meszkiem liście świeżej mięty. Truskawki i ogórki gruntowe. Ogród, który już nigdy nie wrócił. Wysokie trawy, które pogrzebały miłość, zardzewiała bramka, której dzika roślinność nie pozwala się otworzyć. Ścieżka, którą zapomniały kroki. Ceglany dom, w którym sąsiadka trzymała zbyt wiele kotów, a sąsiad z naprzeciwka umarł. Truskawki i agrest, szczekanie czarnej Perły, kurantowy zegar i dywan w turecki wzór. Ręcznie wyszywane poduszki, amarantowe i pistacjowe, historie tkane nocnym granatem, zbyt miękka kanapa i fotel, przy którym wszyscy chcieli spać, by nie pochłonęła ich pokryta pajęczynami ściana. Wszystko odeszło. Zegary stanęły. Co to znaczy. To nic, cicho, zamknij oczy, śpij. Ale później te bałwany, brudna zimna woda, wszystko pochłonięte, dalekie, nieosiągalne. Krzyk i płacz, ból, który nie pozwala spać, rozdziera, wgryza się w Polanów i ławkę, i nasłonecznioną ścieżkę, modlitwy i nadzieje. Wiesz, że nikt nie przyjdzie, nikt tego nie zobaczy, nikt nie usłyszy. Bezradność, obce twarze, księgarnia, światła, poczta, ulica. Później furia i wrzask, więcej płaczu. W końcu, bez sił, łóżko, popołudnie, wieczór, noc, jeden dzień, kolejny, tydzień, pościel brudna od żalu, niezrozumiałego bólu, wżera się w tkanki, nie ma już Polanowa i greckich plaż, Florencji pełnej mostów i kłódek zakochanych, ciepłych, pastelowych budynków opowiadających minione historie. Nie ma matury i lodów o smaku mlecznej czekolady. Tylko to rozdzierające uczucie, ten niezdefiniowany strach, który jak grawitacja ciągnie w dół, śpiewa, zwodzi. Wstyd, który ocienił już połowę twarzy, zaraz zabierze okrągły nos i zbyt pełne policzki, usta, które znają uśmiech i drżenie. Ale trzeba iść do przodu, ulicą pełną nieprzyjaznych twarzy, nienazwanych lęków. Myśli, które wcale nie mają tu swojej ojczyzny, mówią obcymi językami, rysują obce perspektywy. Z początku wrogie, z czasem stają się jedynym znanym elementem krajobrazu, jedyną bezpieczną przystanią. Syndrom sztokholmski, mówią. Ale może to Polanów i malowane ziemią ogórki gruntowe, studnia, przy której jadło się miętówki i strumień słuchający dziecięcych wierzeń i pragnień, może to jest kłamstwo, złudzenie kreślone fałszywymi myślami. A teraz łzy i strach, który nie pozwala oddychać. Porcelanowa lalka w zielonej sztruksowej sukni w szkocką kratę, z kapeluszem i drobną parasolką pod kolor, o ognistych, miedzianych lokach. I łysa Murzynka, która w swojej peweksowej sukience w kwiaty leżała w szafie. Wszystkie demony z twarzami, które rozmywał deszcz za oknem. Wszystko zniknęło. Tylko ten duszący lęk i pełzający po skórze wstyd. Cienkie, podłużne poduszeczki wstydu. Nie drap się. Zimna podłoga w łazience. Masz całe życie przed sobą. Ale nic w perspektywie, spienione bałwany i ciemność za zamkniętymi oczami. Nic tam nie ma. Nikt tego nie zobaczy. Cisza po drugiej stronie słuchawki. Nikt nie przyjdzie. Pamiętam wiersz: „Gdybym była poetką, nie pisałabym o miłości, nie teraz. Napisałabym o zapachu arbuza latem”. Napisałabym o bólu i przerażeniu, nocy dudniącej od myśli, cienkich, podłużnych poduszeczkach wstydu. Nie pisałabym o miłości, nie teraz. Jestem porośnięta wstydem. Wchodzi w pory mojej skóry i skamle o uwagę. Zabrał mi już pół twarzy. Niedługo mnie nie będzie. Jestem pełna cudzych słów i cudzego bólu. Boję się, że zdominują mnie, porwą moje lęki, wejdą do mojego łóżka. Wyciągam z siebie emocje, wykładam je na papier poznaczony cienkimi niebieskimi liniami, układam w kratkach, 5 mm x 5 mm. Czekam, aż ktoś je poukłada i włoży z powrotem do środka, ale te klocki do siebie nie pasują, poszczególne elementy wprowadzają chaos, nie łączą się ze sobą. Ludzie przechodząc, oglądają je jak towary na wystawie. Jak się czujesz, pytają. Może być, tak. Kiedy poczujesz się lepiej, mamy dość twoich wystawionych na sprzedaż nagich kości, twoich szamoczących się organów. Nie ma kto umyć naczynia. Jak się czujesz. Kim jesteś. Kiedy umyjesz naczynia. VII W uszach umiera Aza, opus czterdzieste szóste, dźwięki opływają ją jak kir, idealnie rozpisane, idealnie wygrane, śmierć ma zapach arbuza i zimowego powietrza, przechadza się po strunach. W powietrzu tańczą pyłki kalafonii, pierwsze skrzypce dogadały się z drugim rzędem, ale nie umiera się z nut i w takt. Gdy umrę, skrzypce będą milczały w futerale, ja na katafalku łóżka, czysta i spokojna. Aza odeszła, a Anitra tańczy, to kolej rzeczy, ty umierasz, a oni tańczą. I już żadna pielęgniarka nie podciągnie ci rękawów, bo musi cię skontrolować. To stare, tak. Na tej ręce też miałam. Wiem, pamiętam. Ale na tej nie miałam, co ona pamięta, co ona wie, czerwone zaognione ślady, delikatne muśnięcia ostrza, jak gdyby motyle zerwały się z materiału sukienki i razem ze mną przycupnęły na zimnej podłodze łazienki. Powiedz, jeśli coś będzie się działo. Po co mam powiedzieć, żeby przenieśli mnie na górę, po co. To nie tak, nie o to chodzi, jeśli powiesz, to po prostu damy ci tabletki na uspokojenie, zabijemy więcej twoich emocji, wywieziemy je towarowymi wagonami za bramę, tylko powiedz. Senność spaceruje po zgliszczach moich emocji, przysiada na zwęglonych korpusach. Kołysze mnie przez puste godziny. Przespałam dziś pół dnia. Usiłuję czytać, ale słowa ześlizgują się z równiny kartki i wysypują na poduszkę. W senności dnia nie ma miejsca na pasję. Moja współlokatorka słucha głośno jakiejś komercyjnej stacji radiowej, gra na telefonie z włączoną fonią i je kanapki z mielonką. Gubię siebie pośród kakofonii dźwięków i zapachów. Ale przecież już siebie zgubiłam, już mnie tu nie ma. Czy to jaskółczy niepokój Kordiana czy pociągi za oknem? Jak daleka jestem od dziewczyny, którą byłam. Przelatywałam nisko nad chodnikiem, pamiętam. Unosiłam się w balonie szczęścia kupionego za jeden uśmiech. Mam gdzieś w sobie wysypisko uśmiechów, na które nigdy nie zachodzę. Spoczywają tam wszystkie moje twarze, które utraciłam. Wszystkie moje śmierci. Słuchając dzisiaj lekkiego soulu, przez chwilę poczułam energię, ochotę na taniec. Siedziałam po turecku i rytmicznie uderzałam nad głową skrzyżowanymi cienkopisami imitującymi pałeczki. Nie wstałam, tylko przez moment bujałam się w takt muzyki. Płakałam z twarzą wciśniętą w kołdrę, kończąc lekturę książki. Kiedy ostatnio płakałam tak, że nie mogłam oddychać, głowa pulsująca tępym bólem, zmęczenie rozlewające się na wszystkie kończyny, sto nieopisanych nieszczęść? W zeszłym miesiącu? Tak, to był zeszły miesiąc. Co zrobiliście z moimi łzami? Gdzie je wywieźliście, jakimi wagonami. Boję się poddać muzyce. Ostrożnie stąpam po linie spokoju, tego ustabilizowanego znużenia, przez które nie przebijają się emocje. Nie pozwalam sobie na dłuższe wizyty na wysypisku uśmiechów, na treściwszy śmiech. To chyba to miejsce tak na mnie działa. Długie korytarze malowane bielą i spraną żółcią, która nie może się zdecydować, czy jest beżem. Nieszczelne okno, za którym przychodzą umierać koty i obojętnie mokną drzewa. Gdzie schowaliście moją pasję, gdzie wywieźliście moje łzy. Nie wyczytacie mi przyszłości z moich rąk. Dajcie mi spać. I tak już jestem na wysypisku. Ja i wszystkie moje śmierci. Mamo, tamtej dziewczyny już nie ma, nie spotkasz jej pochylonej nad książką ani w skupieniu nakładającej na rzęsy tusz. Odwróciła się, odeszła, bez pożegnania. Mamo, ona odeszła. Nie wiem, kim jestem. Mogę tu siedzieć, płakać, mogę sięgnąć do szuflady, mogę popić wodą zapomnienie. Ale nie wiem, kim jestem.
VIII Każdy ma w sobie rzeczy, których nie widać na zewnątrz. Nie tylko tutaj, ale wszędzie, zawsze, w końcu ich z siebie nie wyjmujemy, tylko zabieramy ze sobą, dokądkolwiek się udamy. Tyle że tutaj ma to jeszcze inny wymiar. Między ludźmi przeskakuje niewypowiedziane pytanie: A dlaczego ty się tutaj znalazłeś? I później szukamy w swoich twarzach tych depresji, lęków, nerwic i uzależnień. Dlaczego cię przenieśli z góry, pytamy. Nie powiem nikomu o tym, co mi powiedziałaś, ale lepiej już tego nie rób. A możesz mi pokazać swoje ramię, możesz mi pokazać swoje lęki. Za ile wychodzisz. Musisz porozmawiać o tym z psychologiem. Czytamy nawzajem swoje twarze i nic nie rozumiemy, bo nie wiemy nawet, co mówi nasza własna twarz. Idziemy wcześnie do łóżek i utulamy nasze lęki do snu. Jeśli masz problemy ze snem, dadzą ci na to leki. Jeśli chcesz się pociąć, dadzą ci na to leki. Jeśli się potniesz, przeniosą cię na górę i wsadzą do sali obserwacyjnej, zabiorą twoje książki i misia. Jeśli uderzysz pielęgniarkę, zapną cię w pasy. Te słowa, myśli i emocje, których nikt nie zobaczy. Te pociągi i wysypiska. Blizny, które nie zostaną na ramionach. Ale tutaj czuję się nijako. Nijako. Jak się pan czuje. Nijako. Tak powiedział dzisiaj jeden z pacjentów i to prawda. Pociągi i wysypiska za mgłą. Tuje kołyszące się za oknem i kot, który nie chce zjeść zostawionej bułki. Światło poranka kładące się na podłodze. Ja nijaka. Tylko zduszony płacz i nieuchwytna rezygnacja. Przez jakiś czas czułam się nawet pogodnie, dzisiaj. Ten spokój, leżę na łóżku, nad głową trzymam książkę, nikt mnie nie ocenia, nikt nie pyta, nikt nie osacza. Cisza długich korytarzy i tuje za oknem. Ale bałam się dopuścić do siebie tę pogodę, bo nie wiem, co bym zrobiła, gdyby odeszła. Zapomniałam, jak sobie radzić z dobrym nastrojem. Nie chcę znać spustoszenia, jakie zostawia. Kim jestem. Nie wiem. Cały czas nie wiem.
VIII Nienawiść. Zapisać nienawiść. Histeria. Jak zapisać histerię. Nienawidzę ich. N i e n a w i ś ć. Nienawiść. Nienawiść. Wściekłość. IX Gdy Aza umiera, Anitra tańczy dalej. Jesteś ogniwem łańcucha, które interesuje ich w najmniejszym stopniu. Pamiętasz, dziewczyno z pokancerowanymi ramionami, jeśli to zrobisz, wezmą cię na górę. Dziewczyna z własnymi lękami zawoła ochroniarza, bo jesteś jej problemem o tyle, o ile zauważy, co robisz. Nie jest przecież jej sprawą, że ochroniarz skrępuje twoje ruchy i zagrozi pasami, jeśli się nie uspokoisz. Nie jest jej sprawą twój histeryczny płacz w dyżurce i uporczywe błaganie, by cię nie przenosili. Nie jest jej sprawą twoja bezsenna, przetykana płaczem, noc. Nie jest jej sprawą twoja wściekłość i histeria, furia, frustracja, ból, wstyd, upokorzenie, lęk. Tamta dziewczyna ma własne lęki. Ty masz tylko ponosić konsekwencje swoich czynów – konsekwencje, których by nie było, gdyby czyny nie zostały zauważone. Nosisz swój wstyd sama. Swój wstyd, upokorzenie, lęki, rany. Wszystko w jednej głowie, wszystko na jednej twarzy, wszystko na jednym ciele. Nie mogłaś unieść pogody. Teraz spróbuj unieść ten wstyd. Przez miesiące zapomniałaś, jak radzić sobie z radością. Poradź sobie z tym. Jeśli jesteś cokolwiek warta. Pamiętam ten obezwładniający lęk, nieopisane przerażenie. Stałam przy biurku, wyjmując z torby teczkę z notatkami. Kolejny dzień, gdy po powrocie z zajęć miałam wpełznąć do łóżka i spróbować odsunąć od siebie cały ten wstyd, wszystkie lęki. Nie iść ulicą, gdy sama myśl o otarciu się o przechodzącą obok osobę jest tak repulsywna. Nie zaliczać wszystkich kolejek w sklepach, na poczcie, czekania na światłach. Nie nosić twarzy, bo wszyscy inni ją noszą. Twarzy, która krzyczy wstydem i strachem, bólem, którego nie potrafię uchwycić. I wtedy to biurko i nagły paroksyzm przerażenia. Depresja. Jak jej się bałam. Ukrywania się całymi dniami przed światem, przed własnymi uczuciami. Pamiętam myśl, która mnie tak zelektryzowała: Nie będzie już nic więcej, nigdy. Nieosiągalna radość, do której nie da się doskoczyć, w żaden sposób. Ta sama nieprzejednana szarość dni. Twarz, w której fizjonomię wpisany jest wstyd. I nieustanny strach. Przed wszystkim. Przed wyjściem na ulicę, czekaniem na światłach, odezwaniem się do nieznajomego, odebraniem telefonu, zgaszeniem światła, zamknięciem oczu, uśmiechem. Ból, który odbiera płucom powietrze, rwący potok samotności. Już nic przede mną nie będzie, nigdy, nic mnie nie czeka, nie będzie już lepiej, tylko ta twarz, której nie chcę nosić. Ale wszyscy noszą twarz, więc byłoby społecznie nieakceptowane, gdybym ja zdjęła swoją. Społeczeństwo zabiło nastolatka. Starałam się nosić tę twarz schowaną między ramionami, przykrytą pod włosami, kapturem. Szłam zawsze z boku, po wewnętrznej stronie chodnika, wpatrzona pod nogi. Ten wspinający się po mnie wstyd. To wszystko schowane w jednej myśli. Jak ja się tego bałam. Później poczekalnia w poradni. Roztrzęsienie, łzy, wciąż toczący mnie wstyd i strach, dwa uczucia walczące o palmę pierwszeństwa. Weźmie pani te leki, pomogą. Miesiące później, ja tutaj. Sala obserwacyjna, utraciła pani swoje przywileje, czy kiedykolwiek musiała pani ponosić konsekwencje swoich czynów. Oto konsekwencje. Wściekłość i rezygnacja, strach, ten strach, który, myślałam, wywieziono za bramę. Ale wrócił silniejszy o wszystkie obrazy, które widział za bramą. Teraz wszystkie pociągi spotykają się we mnie, naraz, rozkład jazdy się nie zgadza, pociągi jeżdżą, jak chcą. Co ze mną zrobiliście. Co ja ze sobą zrobiłam. Co to ze mną zrobiło. Gdzie jest tamta dziewczyna. Mamo, pamiętasz, byłam na ciebie taka wściekła. Ale nie słyszałaś, jak wołam cię w bezsenną noc, przeszywana strachem, cięta przerażeniem. Nie widziałaś, jak szukam twoich ramion. Mamo, zabrali nam tamtą dziewczynę. Ten chodnik, nad którym przelatywałam, nie ma go. Ten ogród, w którym zbierałam kwaskowatą, prążkowaną zieleń, nie ma go, zarósł chwastami. Niechcianą roślinnością. Jak niechcianymi emocjami, uczuciami, które trzeba wyplenić, nim udusi się ich miazmatami. Proszę popić wodą, proszę otworzyć usta, podnieść język. Trzy schizofreniczki. Siostra, która nie pamięta swojego Jezusa, nie wie, jak wygląda jego twarz. Bezsenne noce. Rozczarowanie. Wszystko przepadło, wszystko, co budowałam – zamki z piasku. Mamo, zabierz mnie stąd. Wszystko wróciło. Paroksyzm strachu, przerażenie, łzy, nic przede mną. Gdzie zabrali moją niewinność. Mamo, zabrali moją niewinność. Nikt nie przyjdzie, nikt tego nie zobaczy, nikt nie usłyszy. Proszę wyjść, tu nie wolno płakać. Boję się.
X Po dwóch koszmarnych nocach pozwolili mi przenieść się z sali obserwacyjnej do innej, już bez kamer, choć wciąż jestem na górze, wciąż bez przywilejów. Od godziny nie miałam napadu histerii – po powrocie od psychologa, oczywiście pod eskortą, ochroniarz powiedział mi, dokąd mam zabrać swoje rzeczy. Ale nie mogę sobie pozwolić na wdzięczność wobec nich. Nie po tym, jak pozwolili mi spędzić dwa dni w bólu histerii, zalewanej łzami, duszącej się jak w więzieniu. Nie po tym, jak straszyli mnie nakazem sądowym. Skurwysyny. Czuję, jakby wszystko we mnie podupadło, jakby zdołali zburzyć we mnie to, co pieczołowicie budowałam przez ostatnie dni. Powrócił ból i strach, jaki czułam przed miesiącami. Ale gorszy był strach, duszący, zaciskający się na mnie żelazną obręczą. Strach przed tym, że mnie stąd nie wypuszczą, że będą kazali mi wić się w tym przerażeniu pod okiem kamer, że pozwolą mi tu oszaleć. Lekarka powiedziała mi, że jeśli będę się dobrze zachowywała i już nic nie zrobię, wypuszczą mnie w przyszłym tygodniu, ale nie w poniedziałek. Dzisiaj jest środa. Jeszcze co najmniej sześć nocy w tym miejscu. Wiem, czego oni chcą. Mam siedzieć grzecznie w sali, chodzić na posiłki o wyznaczonych porach, chodzić na jogę i do psychologa. Nie drapać się i nie ciąć. Kłamać w kwestionariuszach, że nigdy nie myślałam o odebraniu sobie życia. Przecież nie obchodzi ich to, co naprawdę czuję, co naprawdę myślę. Jeśli chcę stąd wyjść, muszę udać uśmiech i mówić, że wszystko jest w porządku. Ktoś ukradł mi kartę depozytową, nie wiem, jak dostanę się do moich rzeczy. W nocy brakuje mi muzyki, muszę słuchać jęków i dźwięków, których nawet nie chcę opisywać. Nie wiem, jak przetrwam kolejne dni, nawet mimo ulgi, którą czuję po opuszczeniu sali obserwacyjnej. Teraz jeszcze wyraźniej widzę, jak niewiele warta jest prawda. Gdy leżałam w łóżku, zanosząc się histerycznym płaczem, siostra, ta siostra, która myśli, że jest osiemdziesiąty któryś, śpi w kozakach i pyta mnie, czy chcę napić się mleka albo zjeść herbatnika, powiedziała, żebym nie płakała, że nic mi to nie da. Powiedziała, że muszę wytrzymać. Później, stojąc twarzą do drzwi, tą uśmiechniętą twarzą, której zmarszczki układają się w kolejne wspomnienia, dodała: Kocham cię. Kocham cię. Pytała, czy chcę mleka i powiedziała, że mnie kocha. Będąc tutaj, zaczynam się bać, że szaleństwo jest zaraźliwe. W nocy słyszałam, jak ktoś krzyczy moje imię, a cały czas towarzyszy mi miauczenie kotów. Boję się komuś o tym powiedzieć. Znowu zamknęłam się w łazience, chociaż wiem, że nie wolno tam płakać. Przyszła kobieta, która na jednej ręce zawsze nosi różaniec i ma takie ciepłe, dobre oczy. Zapytała mnie, co się dzieje. Mówiła, że wszystko będzie dobrze, głaskała mnie po plecach i całowała w głowę. Tak bardzo chciałam, żeby ktoś mnie przytulił; objęłam ją. Poprosiłam, żeby się za mnie pomodliła, bo sama się już nie modlę. Czuję ulgę, ale nie wiem, czy jestem spokojniejsza. Do tego czuję się chyba zdradzona. Czekam, co przyniesie noc. Odzyskałam moje rzeczy. Czuję się nawet odrobinę głupio, że byłam dla nich wcześniej nieuprzejma, ale może to tylko fałszywa skrucha wywołana tym, że w końcu mogę posłuchać muzyki. Oczywiście oddali mi tylko sprzęty elektroniczne, portfel i dokumenty. Nadal muszę chodzić i spać w tych samych przepoconych ubraniach, które cuchną dymem papierosowym. Wystarczyło pięć minut w palarni. Znowu mogę oglądać tuje, choć okno jest zakratowane. Powoli się uspokajam, ale wciąż jestem zmieszana. To już dwie godziny bez płaczu. Mam nadzieję, że dzisiaj już się bez niego obejdzie. Po prostu chcę stąd wyjść. Gdy ochroniarz oddawał mi rzeczy z depozytu, poprosiłam go, żeby nie dawał mi żadnych ostrych narzędzi. Były wśród nich dwa noże do masła i pinceta. Ciekawe, że uznali, że trzeba zabrać mi pincetę. Miałam poza tym maszynkę z kompletem wymiennych ostrzy, było ich może dwadzieścia. Ironia. Przywieźli mi je rodzice, gdy poprosiłam o nową maszynkę, bo starą przecież rozebrałam na części. Nie prosiłam ich o dwadzieścia wymiennych ostrzy – w oczach personelu szpitala zapewne czterdzieści kolejnych kroków do autodestrukcji. Nie chciałam tych wszystkich rzeczy, bo nie chcę, żeby mnie o coś podejrzewali; teraz jedynym moim celem jest jak najszybsze wyjście stąd. Bałam się też, że mogłabym ich użyć. XI Miałam dzisiaj nie pisać, coś mnie jednak do tego teraz ciągnie. Może to faktycznie pomaga w opanowaniu – czy uporządkowaniu – emocji. Po pierwszej nocy w nowej sali jestem już spokojniejsza. Rano jednak obudziła mnie pielęgniarka, strasząc, że jeśli nie będę chodziła na posiłki, wsadzą mnie z powrotem na salę obserwacyjną. Dzisiaj więc, jak nigdy, zjawiłam się na wszystkich trzech. B., współlokatorka, mnie w tym pilnuje; wiem, że w razie czego nie zawaha się na mnie donieść, dała mi to nad wyraz jasno do zrozumienia. Oczywiście nie zamierzam wyłamać się z tej rutyny, bo w żadnym razie nie dam się przenieść na obserwacyjną. Dlatego dzisiaj, gdy zwrócono mi wszystkie moje rzeczy i znalazłam wśród nich między innymi nożyczki do paznokci, pilniczek i pincetę, zwróciłam wszystko do depozytu. I tak sprawdzają mi ręce. Co prawda pielęgniarka, która była w sali, gdy wszystkie te przedmioty leżały na moim łóżku, rzuciła mi mocno podejrzliwe spojrzenie i zapytała, jakim cudem to mam. I bez tego bym to oddała. Po prostu chcę już wyjść. Po prawie tygodniu – chociaż może minął już cały tydzień – przyszła do mnie A. Cieszę się. Nie wiem, jak radziłabym sobie bez niej. Trudno mi określić, jak się czuję. Chyba znowu nijako. Ale jak się przekonałam, „nijako” jest znacznie lepsze od burzy i sztormu. Tak mi się wydaje. Widzę spacerujących po korytarzach, rozmawiających ze sobą ludzi w mniej więcej moim wieku, dwudziestokilkuletnich i czuję jakąś irracjonalną zazdrość. Między stronieniem od ludzi, byciem zbyt nieśmiałą, by podjąć jakąkolwiek inicjatywę i przekonywaniem – samej siebie – że ich nie potrzebuję – nie zawsze udaje mi się uciec przed, śladowym choćby, poczuciem samotności. Właśnie zobaczyłam, że sprawdzali mi skarpetki; B. mówi, że wszystko mi wtedy przetrzepali. Jakoś nie zauważyli żyletek, które wsunęłam sobie za gumkę legginsów, gdy ochroniarz mnie zabierał. Sama je wtedy, na dyżurce, wyrzuciłam do kosza, ale jak to świadczy o ich skrupulatności?
XII Wczoraj wieczorem mój tata powiedział mi przez telefon, żebym nie zapominała, kim jestem. Nie powiedziałam mu tylko, że nie mam pojęcia, kim jestem. W którymś z tych miesięcy mama zwróciła mi uwagę na to, że tym, co ostatnimi czasy powtarzam najczęściej, jest: Nie wiem. Nie wiem, kim jestem, co czuję – co powinnam czuć – co myślę – co powinnam myśleć. Kim powinnam być. Po porannej jodze czuję się dosyć zrelaksowana. Nie była to najlepsza noc, ale nieprzyjemne uczucie już chyba minęło. Ubłagałam wyjście na spacer z panią C. Musiałam mieć zgodę psychologa, bo „nie jestem stabilna emocjonalnie”. Nigdzie nie mogłam znaleźć pani D., mojej psycholog, a doktor E., moja psychiatra, powiedziała, że to ona musi wydać zgodę. W końcu pani C. znalazła panią D. i wyszłam. Tak wiele chciałam – chociaż nie tyle chciałam, ile czułam, że powinnam, jakiś pokrętny imperatyw moralny – napisać o dzisiejszych wydarzeniach, o dzisiejszych, znów tak bardzo skłębionych, emocjach, frustracji, wstydzie, złości, zdenerwowaniu, o dzisiejszych myślach i pytaniach, ale teraz… po prostu nie czuję, że mogłabym to zrobić. Pewnych rzeczy nie chcę wypowiedzieć ani nawet zapisać. Nie chcę ich zwerbalizować, bo w tej o tyle bardziej namacalnej formie mogłyby mnie za bardzo przerazić czy zawstydzić. Nawet przed samą sobą. Wolę się nad nimi nie pochylać. XIII Nie ma jeszcze południa, a ja czuję się zupełnie wyzuta z sił. Nie odróżniam już reakcji emocjonalnych i fizycznych; nie potrafię nazwać różnicy pomiędzy zmęczeniem a przygnębieniem. Jedno stało się równoznaczne z drugim. Może to te wszystkie złe myśli z wczoraj nie pozwalają mi się podnieść, utrudniają chodzenie. Gdybym mogła, płakałabym. Gdybym mogła, spałabym. Próbuję utrzymać się na powierzchni. Usiłowałam zmusić się do minimalnej aktywności umysłowej, nie jestem jednak w stanie. Czuję ciężar spoczywający mi na ramionach i nie mam pojęcia, czy to efekt wczorajszej jogi, czy ciężar myśli, sumienia, przeszłości i przyszłości, wstydu i frustracji, dla której nie znajduję ujścia. Pisanie też mnie męczy. W łóżku obok płacze B. Jestem zaniepokojonym słuchaczem jej przykrych perypetii życiowych, z drugiej jednak strony zazdroszczę jej, że może płakać. Jednym z czynników, które przywiodły mnie do punktu, w którym się obecnie znajduję, jest to, że tak bardzo nie chcę dorosnąć; proces ten jawi mi się jako szereg nieprzyjemnych, bolesnych stanów emocjonalnych i uczuciowych – tak przecież mówią mi moje własne doświadczenia z dojrzewania: niezgoda na świat, ogromny niepokój psychiczny, lęki, burza emocji, depresja, powrót myśli samobójczych i wszystkie inne złe rzeczy, od których pragnęłabym uciec jak najdalej – a także stresujących, niechcianych bodźców zewnętrznych. Czy jednak Piotrusia Pana zamknięto w szpitalu psychiatrycznym?… Miałam dziś czytać opowiadania Dostojewskiego i Tołstoja, nie wiem jednak, czy w tym stanie nadam się do czegokolwiek. Bezsilna. Rozdrażniona. Zrezygnowana. Bezsilna. Bezbronna. Tak się czuję. Gdyby ktoś mnie teraz zaatakował, nie walczyłabym. Pewnie z tego samego powodu nie walczę ze swoją słabością, lękiem, wszystkimi myślami, emocjami. Bo czuję się pozbawiona siły.
XIV Za pół godziny zaczyna się cisza nocna. Dzisiaj lek nasenny dostałam o godzinę wcześniej, więc może i uda mi się wcześniej zasnąć. Przeczytałam jednak wczoraj Dostojewskiego: „Białe noce” i „Łagodną”. Drugie opowiadanie – to, jak je określił Dostojewski, fantastyczne – zrobiło na mnie dalece większe wrażenie, nie tylko poruszyło mnie emocjonalnie, wprawiło myśli w rozedrganie, ale i stanowiło niejaką zagadkę – szczególnie w porównaniu do „Białych nocy”, owej powieści sentymentalnej. Muszę jednak, z niejakim zażenowaniem, przyznać, że bohater ostatniego dzieła przypominał mi niekiedy mnie samą, mogłam się z jego patetycznym „ja” identyfikować. To prawda, że mówił pompatycznie, że niekiedy uderzał w tak wysokie tony, iż sama, jako czytelnik, się za niego przed Nastusią – a momentami i przed nim samym – wstydziłam. Gdyby jednak obedrzeć jego opowieść z całej tej jakże nieprzyjemnie wzniosłej otoczki, odnajdywałam w nim samą w siebie, w tych banałach i prozie codzienności, którą on jednak uważał za tak niezwyczajną. Nie krytykuję zbyt gorąco warsztatu Dostojewskiego – nie z bałwochwalczego strachu jednak – muszę zresztą przyznać, że i w tej ubranej w patos prostej – i życiowej – historii było kilka myśli, które szczególnie przyciągały uwagę. Szczególnie zaś spodobało mi się, jak marzyciel, opisując siebie samego z boku, gdy oddaje się krainie fantazji, rzekł: „Teraz jest już bogaty swym własnym życiem”. Nie było to jedyne tak zwracające uwagę stwierdzenie; nad innymi też konceptami autora można się w opowiadaniu tym pochylić. Myślę, że w niedalekim czasie do niego wrócę. Ale dość o Dostojewskim. Co do Tołstoja – przeczytałam dziś tylko „Alberta”. Dostojewski – nie da się jednak mówienia o nim uniknąć! – podoba mi się dalece bardziej. „Sonatę Kreutzerowską” przeczytam jutro. Wiele jeszcze chciałabym napisać – o dzisiejszych obserwacjach, za minutę jednak rozpoczyna się cisza nocna. Na korytarz wyjść nie mogę, a w pokoju obiecałam, że już zgaszę światło; F. się wyraźnie z nim męczy. To, co chciałam napisać dziś, opowiem więc jutro. Albo wcale. Zobaczę. XV Usiłuję walczyć jakoś z ogarniającą mnie sennością, nastręcza mi to jednak niejakich problemów. Źle dzisiaj spałam: najpierw nie mogłam – po dwóch tabletkach nasennych zażytych w dwugodzinny ponad odstępie czasowym – zasnąć, do tego męczył mnie ból brzucha. Przebudzałam się w nocy. Rano – piasek pod powiekami, okropna suchość w ustach, nudności. F. przyniosła mi śniadanie, ale ja wciąż leżałam. Gdy nikt nie patrzył, wyrzuciłam to jedzenie. Wciąż nienajlepiej się czuję. Za chwilę idę na muzykoterapię. Czytam „Sonatę Kreutzerowską”. Wczoraj napisałam, że bez porównania wolę Dostojewskiego, teraz muszę jednak wyznać, że jestem zdumiona i zachwycona warsztatem Tołstoja. Ten kunszt! Nie wiem, jak mogłam w niego powątpiewać. Narrację prowadzi jeden z pasażerów pociągu, interlokutor – a może raczej pokorny słuchacz – Pozdnyszewa, który to opowiada swoją historię. Cóż to za historia! Jak niezwykle trafnie opisuje Tołstoj ustami Pozdnyszewa procesy, jakie zachodzą w człowieku – to tak zwane zakochanie, między innymi. Trafnie i uniwersalnie. Czytam w skupieniu i najpierw jak pozostali pasażerowie, którzy przesiedli się do innego wagonu, chłonę poglądy naszego bohatera z niejakim sceptycyzmem, nie chcę mu zaufać. Później jednak, gdy opowiada swoją historię, która doprowadziła do owego, jak to określił adwokat, epizodu, mam ochotę złapać się za głowę, bo przecież mówi tak prawdziwie! Ta prawda, początkowo niedostępna, odległa ode mnie, z czasem staje się czymś oczywistym. O Tołstoju później – teraz muzykoterapia. Skończyłam „Sonatę”. Niesamowite studium małżeństwa, ale i ludzkiej psychiki w ogóle. Potwierdziła ona tyko mój pogląd, że rosyjska literatura nie ma sobie równych. Więcej już chyba dziś nie napiszę, nie najlepiej się czuję. Jedno wydarzenie wybiło mnie z rytmu.
XVI Cały dzień czuję się rozbita. Wczoraj poprosiłam o zmianę leku nasennego, bo ten, który dostawałam, na mnie nie działał. Wydaje mi się jednak, że i po tym przebudzałam się w nocy kilkakrotnie. O szóstej rano ochroniarz obudził mnie na badania, po których wróciłam do łóżka, ale cały czas coś mnie rozpraszało. Ktoś wchodził do pokoju, dziewczyny włączyły radio, dzwonił telefon, cały czas rozmawiano, F. śpiewała na głos. Z tego wszystkiego nie poszłam dzisiaj na jogę, pierwszy raz. Później na arteterapii też czułam się okropnie rozbita. Tak przez cały dzień. F. cały czas coś do mnie mówi; powtarza, że mam dokładnie to samo co ona, że mam nerwicę, że za bardzo się przemęczam i powinnam zrobić sobie przerwę. A ja nie wiem, co mam. Jestem zmęczona, rozbita, rozdrażniona. Poszłam do psychologa, niezdolna, by normalnie porozmawiać. Podczas rozmowy o tym, co będę robiła po powrocie do domu, natrętnie powracał do mnie jeden obraz. Krwi. Nie wiem, co w ogóle dał mi ten pobyt w szpitalu. Myślę o tym, że gdy wrócę do domu, to się potnę. Po tym spotkaniu z psychologiem już byłam tak nabuzowana, że gdybym mogła, to bym to zrobiła od razu. Myślałam o uldze, jaką mi to przyniesie. Widziała przed oczyma krew, aksamitną, gorącą krew, jak ścieka po krzywiźnie ręki i otula nadgarstek. Ze szczególnym upodobaniem wyobrażałam sobie właśnie tę ściekającą po ręce krew, syciłam się owym uczuciem. W mojej wyobraźni nie było tym razem wstydu i lęku, lecz przyjemność. Usiłowałam rozładować te emocje i powstrzymać się przed zrobieniem tego, czego konsekwencji później bym niechybnie żałowała. Wyszłam na moment na spacerniak, odszukałam G. i opowiedziałam mu o tym, co czuję; chwilę porozmawialiśmy. Gonitwa myśli i emocji. Wstyd. Wstydzę się tej wyobrażonej przyjemności. Mam w głowie myśli, które wstydzę się zwerbalizować. Czułam, że w tym momencie mogę porozmawiać o tym tylko z G., ponieważ on zna to z własnego doświadczenia. jednak nawet jemu nie byłam w stanie opowiedzieć o uczuciach, które się we mnie kotłują, nazwać ich różnorodności. Są tak ambiwalentne. Strach i wstyd walczą z przyjemnością i ulgą. Przypomniałam sobie, jak ostatnim razem skończyła się moja potrzeba ujrzenia krwi spływającej po nagiej skórze, co dała mi ta chwilowa ucieczka od ciążących mi emocji. Histeria, w którą wpadłam i w której trwałam przez trzy dni. Emocje, które mnie ogarnęły, gdy zobaczyłam, jak H. sięga po telefon i dzwoni do ochroniarza. Usiadłam na podłodze i wstrząsana spazmami histerycznego płaczu pytałam raz po raz: Co ty zrobiłaś, co ty zrobiłaś. Wtedy przyszedł ochroniarz, skrępował mi ręce, wsadził do windy i groził pasami, jeśli się nie uspokoję. A ja pytałam: Ale co ty robisz, co ty… Histeria. Błagania w dyżurce. Odwróciłam się twarzą do ściany, żeby nie widzieć przypatrujących mi się ludzi, gdy siedziałam z obandażowanymi nadgarstkami, zanosząc się niepowstrzymanym płaczem. A później te okropne dni i noce w sali obserwacyjnej. Bodaj najgorsze chwile mojego życia. Tak opłaciłam tamtą chwilową ucieczkę od nieprzyjaznych mi emocji, tę chwilową ulgę. Myślę o tym wszystkim i wiem, że nie chcę powtórki, ale ta wizja krwi opatulającej nadgarstek nie chce mnie opuścić. Nie wiem, dokąd to zmierza. Czuję, jakbym popadała w jakiś obłęd, w jakąś pułapkę uzależnienia, o którym nie byłoby mowy, gdybym się tu nie znalazła. Brakuje mi powietrza. F. nasłała na mnie pielęgniarkę, powiedziała chyba też lekarzowi, że coś jest ze mną nie w porządku. Nie chcę tego. Nikomu tu nie można ufać. Chcę wydostać się z tej klatki. Zewsząd płynie hałas rozmów i monologów tych, którzy sami sobie są rozmówcami. Chcę, żeby to się już skończyło. POWIEDZIAŁEM: ZNAM TAKIE MIEJSCE,
GDZIE PRZYCHODZĄ UMIERAĆ KOTY.
ZAPYTAŁEM: CHCESZ JE ZOBACZYĆ?
ODPOWIEDZIAŁA: NIE CHCĘ.
POWIEDZIAŁEM: JEST CZYSTE I WAŻNE.
POWIEDZIAŁEM: JEST JASNE I PIERWSZE.
ZAPYTAŁEM: CHCESZ JE ZOBACZYĆ?
ODPOWIEDZIAŁA: NIE CHCĘ.
POWIEDZIAŁA TO W TAKI SPOSÓB,
ŻE MUSIAŁEM ODWRÓCIĆ SIĘ OD NIEJ.
OD TAMTEJ PORY
POWOLI
ZBLIŻAM SIĘ DO WYJŚCIA. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Czw 10:04, 01 Mar 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Czw 10:06, 01 Mar 2012 |
|
Tekst nr 6
Listy do Mamy
izolacja, samotność, ucieczka
Mamo,
Pamiętasz, jak uczyłam się jeździć na rowerze? Przewróciłam się nie jeden raz, ale tylko za tym pierwszym razem płakałam. Płakałam dopiero, jak zobaczyłam strużkę krwi spływającą po moim kolanie i dość dużą, brudną ranę. Rozryczałam się, jakby ktoś co najmniej odciął mi nogę, ale Ty zachowałaś spokój. Podeszłaś do mnie wtedy, obadałaś skaleczenie, wyciągnęłaś butelkę wody, chusteczkę i, przemywając ranę, powiedziałaś: „Nie płacz, Misiu. Boli tylko troszkę, prawda? Niedługo się zagoi, a przecież już prawie umiesz jeździć na rowerku. Przejechałaś sama od ławki do latarni. Widzisz, ile udało ci się osiągnąć w niedługim czasie? Ból czasem jest wart prób, bo dzięki próbom coś osiągamy, uczymy się, jesteśmy silniejsi.” Mówiłaś do mnie jak do dorosłego. Pewnie nie wszystko zrozumiałam, miałam przecież niespełna pięć lat, ale przestałam płakać. Chwilę później znów wsiadłam na rower, odmawiając powrotu do domu i faktycznie za każdym razem udawało mi się przejechać więcej. Mało tego jechałam ostrożnie, choć nie bojaźliwie i udawało mi się asekurować przed poważnym upadkiem.
Teraz jednak Twoje rady nie pomagają. Wcale nie czuję się silniejsza, dostając kopniaki od życia. I tak trudno mi o tym porozmawiać z Tobą, bo mam wrażenie, że Cię zawiodę. Zawiodę słabością. Ból fizyczny można przeżyć, obmyć ranę, zalepić plastrem, nie widzieć jej, znieczulić lodami. Masz rację, rany goją się szybko. Inaczej jednak jest z bólem psychicznym. Ten trudno oczyścić i opatrzyć, schować. Bynajmniej ja nie umiem, a boję się pytać, bo Ty nigdy nie okazałaś słabości. Nigdy. Nie chcę cię zawieść.
– Miśka, jesteś gotowa? Szykuj się, skarbie, bo mam dzisiaj ważne spotkanie!
– Już, mamo. – Dziewczyna zamknęła plik i wyłączyła komputer, po czym chwytając plecak, który spakowała już wieczorem, spojrzała w lustro. Szaro–czarna wyciągnięta bluza i proste, niezwężane jeansy sprawiały, że nie wyróżniała się w tłumie. Włosy w naturalnym mysim kolorze, przylizane i związane w ciasny kucyk za bardzo eksponowały jej kanciatą twarz. Brak makijażu uwidaczniał zasinienie pod oczami i pogłębiał wrażenie nijakości. Tak czuła się bezpiecznie, tylko tak mogła przemykać po korytarzach szkoły niemal niezauważenie. Niemal. Zawsze znalazł się ktoś, kto ją szturchnął czy wytknął palcem. Nie, nie była ofiarą szkolnej przemocy. W liceum, do którego chodziła, surowo traktowano takie postępki. Po prostu nikt jej nie dostrzegał. Nawet „koledzy” z klasy zdawali się nic o niej nie wiedzieć. Nie była zapraszana na imprezy, z nikim nie rozmawiała podczas przerw. Paradoksem było to, że wszyscy mieli ją w znajomych na Facebooku. Ot, jedna osoba więcej, która podbijała im sztucznie popularność, chociaż nie zamienili z nią ani jednego słowa w luźnej konwersacji. Przypominali sobie o jej istnieniu tylko wtedy, gdy ktoś chciał od niej ściągnąć na sprawdzianie lub gdy została przez nauczyciela wywołana do tablicy lub odpowiedzi.
Czy dobrze się czuła w swojej czapce niewidce? Chyba tak. Mimo że nie przeszkadzała jej niewidzialność, chciałaby jednak mieć chociaż jedną bliską osobę, która pomogłaby jej przebrnąć przez trudny czas.
– Misia, czas to pieniądz. Wiesz, że nie cierpię się spóźniać na mitingi. Jeszcze sekunda i będziesz musiała jechać autobusem.
– Już, jestem! – zameldowała się przed rodzicielką, ironicznie parodiując żołnierski gest zawiadamiania o swej obecności.
– Masz szczęście – odpowiedziała matka, poganiając ją przy tym przed siebie, by zamknąć drzwi do domu.
Ewa nie wiedziała, jak wiele miała racji w tym stwierdzeniu. Mieszkały na osiedlu szeregowych domków na obrzeżach miasta. Żeby uniknąć korków, z reguły wyjeżdżały nieco wcześniej. Michalina zjawiała się w szkole zdecydowanie przed czasem, ale wolała to niż korzystanie z miejskiego transportu. Nie czuła się dobrze w tłumie ludzi. Szkoła dostarczała jej wystarczającą dawkę codziennych wrażeń.
– Misiu, a może po szkole pojechałybyśmy na zakupy? Nie mogę już patrzeć na te twoje obdarte spodnie – Kobieta zagaiła podczas jazdy.
– Nie, dzięki. Nie potrzebuję nowych. – Nastolatka wetknęła w uszy słuchawki, dając mamie do zrozumienie, że zakończyła temat i nie ma ochoty prowadzić rozmowy.
Ewa martwiła się o córkę. Tak naprawdę Misia nie dawała jej żadnych powodów do zmartwień. Była spokojna, przynosiła dobre oceny, nie interesowała się imprezami i choć lubiła słuchać muzyki i niemal każdy skrawek ściany był wyklejony plakatami rockowych kapel, nie ciągnęło ją na festiwale i koncerty. Była inna niż rówieśnicy. Była inna niż Ewa w jej wieku i ten pozorny brak problemów z córką martwił Ewę. Kobieta obiecała sobie, że wieczorem przeprowadzą poważną rozmowę. Oby to spotkanie z kontrahentami, na które dzisiaj była umówiona, poszło sprawnie. Będzie wtedy miała wolną głowę od spraw zawodowych i w końcu poświęci uwagę córce. Zdawała sobie sprawę, że przeprowadzka, do której były zmuszone rok temu z uwagi na awans Ewy, wiele zmieniła w córce. Koniecznie musi poświęcić jej więcej uwagi.
– O piątej będę po ciebie i przedyskutujemy raz jeszcze sprawę nowych spodni.
– Mamo, daj spokój z tymi spodniami. Jeśli cię to zadowoli, to zamówię coś w sieci.
– Pogadamy wieczorem, a teraz trzymaj za mnie kciuki! Jak się uda, to pojedziemy latem do Włoch! Tak bardzo chciałaś zobaczyć Toskanię!
– Powodzenia, trzymam kciuki – odpowiedziała dziewczyna bez większego entuzjazmu.
– Dzięki, córciu. Kocham cię. – Ewa pomachała oddalającej się już Misi. Nie mogła jej usłyszeć, bo już swoim zwyczajem włączyła empetrójkę.
– Miśka, kochanie, czekasz już na mnie?
– No tak, a co mam robić. Szkoła zamknięta, więc już nie siedzę w bibliotece.
– Córeczko, przepraszam, ale będziesz musiała pojechać autobusem. Spotkanie przełożono na popołudnie, o czym dowiedziałam się dopiero, jak dotarłam do pracy i... Tak, Marcin, wysłałam przelew panu Dobiszowi. Przepraszam, Miśka. Jak słyszysz, nie mogą sobie tu beze mnie poradzić. Mamy jeszcze kolacje z Belgami. Będę dopiero wieczorem. Dojedziesz, prawda?
– A mam inne wyjście? Dojadę. Nie mam pięciu lat.
– Tak wiem. Dobrze, to zamów sobie pizzę na kolacje lub zgrzej pierogi. Powinny jeszcze być w zamrażalniku.
– Ewa, pośpiesz się, wychodzimy – Głos mężczyzny wyrażał niezadowolenie, że kobieta śmie zwlekać ze swoimi obowiązkami.
Chciała jeszcze coś powiedzieć do córki, ale ta się rozłączyła.
Mamo,
Dziś znowu czułam się jak nikt. Może Tobie pasuje to, że nie jestem szaloną nastolatką, która lata po klubach lub wiecznie próbuje nawiać, żeby pojechać na koncert ulubionego zespołu. Nawet nie wiesz, ile razy chciałam to zrobić, ale nie mam z kim! Moja klasa jest beznadziejna, moja szkoła jest beznadziejna. Nie ma w niej miejsca na wyrażanie siebie. Pełno plastikowych lasek i wyżelowanych typków. Uwierzysz, jeśli powiem Ci, że nie ma ani jednego chłopaka w długich piórach? Wszyscy piękni i jednakowi. Słuchają tego, co akurat modne, ubierają się zgodnie z trendami, nawet pachną zgodnie z trendami, choć co ja mogę wiedzieć, skoro nie śledzę modowych i kosmetycznych nowinek. Ale tacy są. A ci, którzy chcą być inni, są skazani na społeczny ostracyzm. I chyba z jakiegoś strachu nie próbują nawet ze sobą się zjednać, stworzyć swoją alternatywną grupę. Próbowałam. Na początku próbowałam, ale teraz już nie mogę. W tej szkole to chyba niemile widziane. Dodatkowo ten profil. Wiem, że chciałaś dobrze, ale ja się tu nie odnajduje. Wiem, że międzynarodowa matura to przepustka otwierająca wiele drzwi, ale ja wolałabym siedzieć w pracowni pachnącej terpentyną i farbami. Tylko co mi po malarstwie. Znam dobrze Twoje zdanie. „Córciu, to świetne hobby, ale musisz myśleć o przyszłości. Ja doszłam do wszystkiego sama i wymagało to wiele poświęceń. Chcę dla ciebie jak najlepiej...” Bla, bla, bla. „... i przecież do ciebie należy wybór, kim zostaniesz w przyszłości, ale myśl też o tym, żeby się utrzymać. Musisz być niezależna. Tylko wtedy inni cię docenią”. A może ja nie chcę być niezależna? Może ja chciałabym, żeby ktoś się mną opiekował? Przytulił? Po prostu był ze mną i rozumiał mnie. Mamo ja nie mam ambicji zostać wziętą prawniczką, dobrą lekarką czy przynoszącym zyski maklerem. Mnie cieszy dach nad głową, kubek ciepłej herbaty, koc, książka. I jeszcze cieszyłby mnie ktoś. Ktoś, kto widzi mnie naprawdę – taką, jaka jestem. Ktoś, kto nie będzie kreował mnie na swoje podobieństwo.
Dzwonek do drzwi skutecznie wyrwał ją z rozważań. Dziewczyna zbiegła po schodach, by odebrać z rąk dostawcy swoją kolację.
– Dobry wieczór, dwadzieścia pięć dziewięćdziesiąt się należy – Rudowłosy i blady chłopak szczerzył się, jakby startował właśnie w castingu do reklamy wybielającej pasty.
– Reszty nie trzeba. – Miśka wręczyła rudzielcowi trzydzieści złotych.
– Dzięki, mała! Smacznego, to znaczy buon appetito życzy pizzeria Vera Italia.
– Taak, dzięki – odpowiedziała bez entuzjazmu i zamknęła drzwi, przekręcając zamek.
– No to na zdrowie – powiedziała na głos, sięgając jeszcze w drodze po kawałek ociekającej roztopioną mozzarellą pyszności, po czym wróciła do swojego pokoju i usiadła przed komputerem. Plik z tekstem przypomniał jej o nieciekawym życiu, które obecnie prowadziła. Pisała te listy dla siebie. Nie umiałaby powiedzieć mamie prosto w oczy, co myśli. W rzeczywistości kobieta nigdy na nic nie naciskała, nie wybierała dla niej ścieżki kariery, ale sugestywnie zachęcała do pewnych „rozwiązań”. Tego, jak motywować, na pewno nauczyła się na licznych kursach i szkoleniach, w których uczestniczyła, ale w domu aktywizujące gadki nie działały – pogłębiały tylko dystans, jaki rósł między nimi od przeprowadzki.
Miśka po prostu wolała tłumić swoje marzenia, żeby nie dostarczać mamie powodów do zmartwień. Uszczęśliwi ją tym elitarnym świadectwem dojrzałości, a potem może po prostu wyjedzie na studia do innego miasta. Może będzie zdawać w tajemnicy na ASP i mama nawet się nie dowie, że nie studiuje prawa czy ekonomii? Jedząc pizzę, myślała o starej szkole i małej grupce znajomych. To nie była jej paczka, tylko Asi, ale najważniejsze, że wszyscy ją tam akceptowali. Dziewczyny po zajęciach w pracowni wybierały się zazwyczaj do Antka, chłopaka Aśki. Miał on sporą piwnicę przystosowaną do tego, by mogli tam z chłopakami organizować próby zespołu. Asia, Michalina i Lidka z reguły zajmowały drugą część pomieszczenia, która wyglądała jak klub. Skórzane sofy, półki pełne płyt, książek i filmów, kino domowe, czyli to wszystko, co sprawia młodym przyjemność. Asia była dla Miśki kimś najbliższym, kto mógł pretendować do miana przyjaciółki. Nigdy nie dookreśliły swej relacji i to Lidka raczej zajmowała stanowisko TEJ Prawdziwiej i Jedynej Przyjaciółki od Serca, ale Michalina nie była z tego powodu zazdrosna. Najważniejsze, że miała Asię dla siebie podczas zajęć w pracowni – tam się poznały i to było miejsce tylko dla nich. Teraz straciła nawet to. Niby miały kontakt, pisały czasem do siebie i dzwoniły, jednak telefony i maile zdarzały się coraz rzadziej. Miśka już nie należała do tamtego świata.
Przez chwilę miała nawet ochotę zadzwonić do Asi, już wybrała jej kontakt na telefonie i chciała nacisnąć przycisk z zieloną słuchawką, ale jednak zrezygnowała.
Po co? Po co jej radosne wieści, skoro sama nie może podzielić się niczym równie ciekawym?
W kartonie pozostał ostatni kawałek już zimnej pizzy. Dziewczyna zamknęła go i odłożyła na podłogę. Później wyniesie.
Usłyszała piknięcie komunikatora, więc oblizując palce po ostatnim kęsie, z ożywieniem zwróciła się w stronę monitora.
Grzesiek.
Co tam, księżniczko? Tęskniłaś za mną?
Teraz tylko on potrafił rozświetlić jej dzień. W gruncie rzeczy życie nie było takie złe. Nie miała nikogo bliskiego w pobliżu, brakowało jej odwagi, by spełniać swoje marzenia, ale przynajmniej on się nią interesował.
Bardzooo. Siedzę przed kompem, od czasu jak wróciłam ze szkoły i czekam z niecierpliwością, aż się odezwiesz – napisała, niby ironicznie, ale w gruncie rzeczy nie mijała się z prawdą.
Wiedziałem.:*
Kochanie, dziś mam tylko chwilę. Chłopaki wlecą i idziemy na piwo. Właściwie już powinienem się zbierać, ale chciałem sprawdzić, co u ciebie
Nic. Nic się od wczoraj nie zmieniło. Leć, skoro się spieszysz – Nie mogła ukryć rozczarowania. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Jak dobrze, że jej nie widzi.
Co jest, księżniczko? Smutna jesteś? Jeśli jesteś smutna, to zostanę z tobą. Spławię tych oszołomów i pocieszę moją cudowną przyjaciółkę.
No właśnie, przyjaciółkę. Przyjaciółka nie obrazi się na przyjaciela, jeśli ten chce się zabawić z kumplami. Będę też jutro, będę czekała i tęskniła, bo wiesz przecież, że nie mam nic innego do roboty. – Wiedziała, że faceci alergicznie reagują na drama queen , ale właściwie co jej szkodziło wylać wiadro żalu obcemu przecież chłopakowi. Zdawała sobie sprawę z tego, że ich relacja jest dla niego zabawą. Widocznie ekscytowało go flirtowanie z młodą siksą i choć gwarantował, że jest jedyną młodą siksą, z jaką pisze, nie wierzyła mu. Podświadomie nie wierzyła w jego dobre intencje, ale wolała uśpić wątpliwości, bo tylko On poświęcał jej czas i choćby dlatego nie chciała zrywać kontaktu.
Ej, nie bądź taka ostra dla mnie. Pamiętasz, skarbie, jak mówiłem ci o tym koncercie w Toruniu?
Mhm
No mam dodatkowy bilet na zbyciu, nie poszłabyś ze mną?
Co?
Nie mów, że przestałaś rozumieć po polsku. Właśnie zaproponowałem ci spotkanie i przy okazji koncercik
Ale ja nie chodzę na koncerty, wiesz przecież
Nagle w dziewczynie obudziło się podekscytowanie. Wirtualna znajomość mogła się przerodzić w coś więcej. Zaprosił ją i chciał się spotkać. Wcześniej nigdy nie rozmawiali o poznaniu się w realu. To ostatecznie przekonało ją, że nie jest typem zboczeńca czy internetowego amanta łowiącego niewinne dziewice. Właściwie nie rozmawiali nigdy o seksie. Poza niewinnym flirtem, wirtualnymi buziakami i przytuleniami, ich rozmowy były zawsze bardziej konkretne i właśnie kumpelskie. Nazywając ją księżniczką czy skarbem rozniecał co prawda ciepło w jej sercu, ale przede wszystkim dobrze się rozumieli i to było najważniejsze.
Myślisz, że o tym nie pomyślałem? Będziemy za kulisami, misiaku. Musisz tylko załatwić z rodzicielką sprawę noclegu. Nie zdążysz na ostatni pociąg po koncercie, ale możesz spokojnie spać u mnie.
Nie wiem. To chyba nie przejdzie. Ja nigdzie nie wychodzę, więc mama nie kupi na przykład wizyty na noc u koleżanki.
A może po prostu powiesz, że idziesz na imprezę, a z tej imprezy zadzwonisz, że zostaniesz na noc, bo jest tak fajnie i chcesz zostać do końca? Pomyśl. Chciałbym poznać moją księżniczkę.
Okej, muszę lecieć. Dobijają się już do mnie.
Napisz, że nie jesteś smutna, bo inaczej nie ruszę się sprzed kompa, zanim nie poprawię ci humoru.
Nie jestem. :) Baw się dobrze.
Tej nocy Miśka nie mogła zasnąć. Nie spodziewała się, że niewinna, zwyczajowa rozmowa z Grześkiem tak właśnie się zakończy. Miała realną szansę coś zmienić i obiecała sobie, że zrobi wszystko, żeby doszło do tego spotkania.
***
– Misiu, ślicznie wyglądasz w tej sukience. Powinnyśmy ją wziąć.
– Naprawdę? Wiesz, że ja nie lubię sukienek. – Dziewczyna nie była pewna, czy sukienka jest właściwym strojem na koncert i pierwsze spotkanie z Grześkiem. Nie chciała, żeby chłopak pomyślał sobie, że przyjechała na randkę. Tylko że faktycznie, wyglądała w niej dobrze. Czuła się trochę bardziej dziewczęco. Sukienka lekko podkreślała talię i kształt jej bioder, ale nie była wyzywająca. Miała dość bezpieczną barwę oberżyny, która tylko na Michalinie wyglądała tak ożywczo, ponieważ dziewczyna zwykła nosić szare lub czarne ubrania. Jej materiał był miły w dotyku, ale zdecydowanie bardziej codzienny niż imprezowy.
– No przecież nie pójdziesz w spodniach, prawda? Twoja pierwsza prywatka w Warszawie. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że idziesz. – Miśka zmarszczyła brwi i przewróciła oczami. – No co? Mam prawo, nie sądzisz? Moja spokojna, kochana córeczka w końcu się zaaklimatyzowała. Muszę ci powiedzieć, że już obawiałam się o ciebie, ale na szczęście znów jesteś radośniejsza. – Cmoknęła córkę w czoło i wysłała gestem do przymierzalni. – Nie przyjmuję sprzeciwu, kupujemy ją.
– Okej, ale potrzebuję do niej legginsy. – Legginsy sprawią, że odejmie strojowi tę dziewczęcość, którą manifestuje sukienka.
– Dobrze, to się nazywa kompromis.
Ewa nie zdawała sobie sprawy, jak skutecznie została zaślepiona wizją metamorfozy Miśki. Dziewczyna wiedziała, że jej nagłe wyjście wywoła wiele wątpliwości i pytań, dlatego od kiedy dowiedziała się o koncercie, zaczęła udawać, że jej stosunki z rówieśnikami się zmieniły. Zrezygnowała w wczesnych podwózek do szkoły na rzecz jazdy w znienawidzonym autobusie, wracała tym samym środkiem transportu, chyba że „wybierała się” się z koleżankami do kina lub zostawała u jednej z nich. W rzeczywistości spędzała czas samotnie w miejskiej bibliotece, albo faktycznie na filmie, ale na seansach w kameralnych kinach. Prowadziła nawet udawane rozmowy telefoniczne z koleżanką z klasy, żeby mama upewniła się, że nie ma się czym martwić i żeby nie zareagowała zdziwieniem, kiedy Miśka zapyta ją o pozwolenie na wieczorne wyjście na imprezę.
Na szczęście miała sporo czasu do wyjazdu, więc jej plan zadziałał w pełni skutecznie. Została tylko poproszona o telefon do rodziców Karoliny. Bez problemu znalazła go w Internecie i podała mamie. Wiedziała, że mama nie zadzwoni. Ufała jej.
W dzień koncertu i rzekomej imprezy urodzinowej u Karoliny, Michalina powiedziała, że nie wróci po szkole do domu. Zapakowała ubranie na imprezę do plecaka i poinformowała Ewę, że pomoże koleżance w przygotowaniu drobnych przekąsek, a przebierze się już na miejscu. Wyjątkowo znów skorzystała z podwózki tylko dlatego, żeby być jeszcze przed rozpoczęciem zajęć w szkole i mieć czas na dojazd do dworca. Była bardzo podekscytowana i w ogóle przestała się przejmować dyskomfortem, jaki odczuwała do tej pory, podróżując w wypełnionych środkach publicznego transportu. Grzesiek miał po nią wyjść i mieli zwiedzać razem miasto, zjeść u niego posiłek, a potem wybrać się na koncert. Wyobrażała sobie, jak to będzie wyglądała. Znała Grześka ze zdjęć. Był wysokim, szczupłym szatynem z włosami sięgającymi ramion. Miał cudowne zielono–szare oczy. Pomyślała, jak miło byłoby znaleźć się w jego ramionach...
***
– Nie, to się nie uda, Krzysztof. Oni chcą odkupić fabrykę, ale po kosztach. Zależy im na upadłości firmy, dlatego zwlekają. Myślisz, że komuś zależy na dobru innych. Kalkulują. Nie uda mi się ich przekonać.
– Ewa, jeśli nie tobie, to komu? Jesteś najlepszym negocjatorem w naszej filii, ba! Jeśli pewnie nawet w regionie. Wiesz, że prezes będzie niezadowolony...
– Wiem, wiem. Dobra, Krzysiu. Wracam do domu. Skoro jutro jest spotkanie, to muszę się wyspać i przygotować na walkę z Gigantem, żeby nam nie połknął tej płotki.
– A może dasz się namówić na drinka? – Mężczyzna tęsknię wpatrywał się w Ewę, ale ona tego nie zauważała albo nie chciała zauważać.
– Nie, nie dzisiaj. Muszę być w domu przed Miśką. Dać córce dobry przykład. Ty wiesz, że ona pierwszy raz poszła na imprezę, odkąd jesteśmy w Warszawie?
– Świetnie, dobrze dla niej, ale jej mamie też przydałoby się trochę rozrywki, tylko jest uparta jak koza i umie tylko zgniatać męskie ego i wyrzucać do kosza.
– Och, przestań. Podniesiesz się. Mówiłam ci. Nie spotykam się ze współpracownikami na gruncie prywatnym.
– Ale z Madzią byłaś na kawie i w spa, nie?
– Czepiasz się, to co innego.
– Nie widzę nic złego w tym, żeby kolega zaprosił koleżankę na drinka. Obiecuję, nie mam niecnych planów w stosunku do ciebie.
– No i dobrze, niech tak zostanie, Krzysiu. Jadę do domu, a ty jak chcesz, to sobie tu zostań. – Wzięła torebkę i już chciała wychodzić, ale nagle poczuła delikatny uścisk na ramieniu.
– Poczekaj na mnie. Pojedziemy razem do garażu i odprowadzę cię bezpiecznie do samochodu.
– Gentlemen się znalazł.
– A żebyś wiedziała, a ty nie doceniasz. Późno jest, to dbam o bezpieczeństwo koleżanki.
– Parking jest strzeżony.
– Czepiasz się. Myślisz, że pan Rysiu obroniłby cię przed umięśnionym napastnikiem?
– Okej, dosyć gadania, jedziemy.
Chodziła po pokoju tam i z powrotem.
Dwadzieścia po dwunastej.
Już od dwudziestu minut powinna być. Może zadzwonić do mamy Karoliny? Ale czy to nie będzie naruszenie zaufania. Przecież mogła się trochę spóźnić, w końcu jest rozsądną dziewczyną i nigdy nie dawała powodów, żeby jej nie wierzyć.
Dwunasta trzydzieści pięć. Nie ma co czekać! Lepiej zadzwonić. Nie odbiera. Pewnie nie słyszy. Jeszcze raz, kolejny. Może nie słyszy.
Została tylko opcja telefonu do mamy koleżanki. Ewa drżącymi rękoma wyszukała numer telefonu.
– Halo? – odezwała się zaspana kobieta. Ewa automatycznie napięła mięśnie. Zły znak.
– Bardzo przepraszam za tak późną porę. Nazywam się Ewa Szumska. Jestem mamą Michaliny, moja córka chodzi z Karoliną do klasy. Chciałam zapytać, czy Miśka jest u państwa.
– Nie, nic o tym nie wiem, żeby Karolina miała gościa na noc.
– Na pewno jej nie ma? Michalina była zaproszona na przyjęcie urodzinowe do Karoliny.
– Jakie przyjęcie? Czy pani zwariowała? Karola ma urodziny w lipcu, nie robiłaby przyjęcia trzy miesiące przed.
– W takim razie na pewno nie ma mojej córki u państwa? – Ewa zaciskała rękę na słuchawce, nie zważając na ból spowodowany wżynającymi się w skórę paznokciami.
– Nie, przykro mi.
– Boże... – Rozłączyła się.
Opadła bezwładnie na kanapę. Całkowicie sparaliżowana odkryciem. Jak mogła być tak naiwna i nie zauważyć, że coś jest nie tak? Gdzie teraz jest jej córeczka?
Nie była w stanie wybrać żadnego numeru, nie mogła poprawnie trafić w klawisze, żeby zadzwonić na policję. Nacisnęła dwójkę, a potem na słuchawkę.
– Krzyś?
– Co się stało?
– Michalina.
– Co z Michaliną?
– Nie ma jej, chyba uciekła.
– Gdzie jesteś?
– W domu.
– Poczekaj tam na mnie. Zadzwoniłaś na policję?
– Nie, nie udało mi się.
– Okej, uspokój się najpierw, a potem spróbuj jeszcze raz, dobrze?
– Ja już jadę i też do nich zadzwonię, żeby nakreślić sytuację. Sprawdź, co zniknęło z jej pokoju, czy spakowała jakieś ważne dla siebie rzeczy, ile wzięła ciuchów. Przypomnij sobie, w co była ubrana. Policja powinna przyjechać do ciebie do domu po zeznania, więc lepiej być gotowym. Okej?
– Tak.
– Trzymaj się, Ewa. Nic jej nie będzie. To mądra dziewczyna, tak?
– Tak.
Wzięła wdech i otarła łzy, które zalały jej twarz. Teraz nie, teraz nie może sobie pozwolić na załamanie. Musi działać, bo każda chwila jest ważna.
Zadzwoniła na policję. O dziwo, rozmowa była krótka i treściwa. Widocznie w międzyczasie Krzysztof nakreślił sytuację. Potem wszystko działo się jak w filmie akcji. Przeszukiwała pokój córki – szafki z ubraniami, łóżko, sprawdziła ilość kosmetyków w łazience. Nic nie zniknęło. Poza szczoteczką do zębów i podręczną kosmetyczką. Przeszukała biurko, wszystkie szuflady. Przeglądając zostawione na blacie notatki, niechcący szturchnęła myszkę. Wyświetlił się niebieski ekran i prośba o wpisanie hasła.
Przeczuwała, że dostanie się do komputera może wiele wyjaśnić, dlatego skupiona zaczęła wypróbowywać różne potencjalne hasła, jakie mogła wymyślić Michalina.
Dzwonek do drzwi. Może to ona? Pobiegła w nadziei, że będzie mogła przytulić córkę. Przytulić, wycałować, a potem nakrzyczeć. Jak mogła jej to zrobić.
Mała nadzieja jednak szybko znikła, kiedy ujrzała Krzysztofa.
– No i jak masz jakieś wieści? – zapytał zmartwiony.
– Nie. Czekam jeszcze na policję i próbuję się włamać do jej komputera.
– Potrzebujesz hasła?
– Tak.
– Prowadź. Zaraz to załatwimy.
Mężczyzna sprawnie zabrał się do pracy i po chwili uruchomili system i można było zalogować się na konto dziewczyny.
– Listy do Mamy? – Ewa przeczytała z niedowierzaniem.
– Czytaj, może coś tam znajdziesz!
Mamo,
Jestem w końcu szczęśliwa. Jest ktoś, komu na mnie zależy. Kto akceptuje mnie taką, jaka jestem. Myślę, że to ostatni list do Ciebie. Kończę tę terapię listową, bo już jej nie potrzebuję. Mam Grześka.
– Boże, pojechała do jakiegoś zboczeńca!
– Nie mów tak. To niekoniecznie musi być tak.
– A jak? Jaka ja byłam ślepa! A ona po prostu mnie potrzebowała. Tylko, że ja nie umiałam z ną rozmawiać.
– Ewka, przestań się obwiniać. Znajdziemy ją.
Kolejny dzwonek.
– Dobry wieczór, pani Ewa Szumska?
– Tak.
– Zgłaszała pani zagniecie córki Michaliny Jagodzińskiej? – Policjant sprawiał wrażenie zupełnie nieporuszonego dramatem sytuacji.
– Znalazła się zguba.
– Naprawdę?
– Tak. Zjawiła się na komisariacie w Toruniu. Jak jechaliśmy do pani, zadzwoniła do nas dyspozytorka. Dziewczyna była nieco przestraszona. Może pani pojechać po córkę osobiście albo wyślemy ją radiowozem na pani koszt.
– Pojedziemy. – Odezwał się Krzysztof.
– Dziękuję.
– Nie ma za co. Cieszę się, że tym razem wszystko się dobrze skończyło. Proszę porozmawiać z córką, żeby to się już nie powtórzyło.
– Dziękuję raz jeszcze. Na pewno z nią porozmawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Czw 10:11, 01 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Czw 10:09, 01 Mar 2012 |
|
To już wszystkie. Nadesłano 6 prac. Widoczne edycje niektórych postów wynikają z mojej winy - porannego pośpiechu i wieszania się serwera, w treści samych tekstów nic nie jest zmieniane. Zapraszamy serdecznie do czytania i oceniania.
Formularz oceniania znajduje się w pierwszym poście.
Dzwonek |
Post został pochwalony 2 razy
Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Czw 10:12, 01 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 21:54, 04 Mar 2012 |
|
Ocena nr 1
I. Pomysł:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 3
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 5
3. Lila, Kubuś i demony: 6
4. Słońce i księżyc: -
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 3
6. Listy do Mamy: 1
Uzasadnienie: Autorka opowiadania numer 3 miała, moim skromnym zdaniem, najciekawszy pomysł na przedstawienie motywu dojrzałości. Nie było to nachalne ani banalne, a fajne i nowatorskie. Opowiadanie numer 2 za to kupiło mnie podejściem do tematu – obecnie coraz częściej możemy usłyszeć o nauczycielach i uczennicach. Poza tym interesująco przekazane czytelnikowi. Najmniej podobały mi się Listy do mamy, choć poruszają dość ważny temat. Miałam delikatne skojarzenie z tą miniaturką – „Sala samobójców”.
II. Świat przedstawiony:
1. Fabuła:
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 5
3. Lila, Kubuś i demony: 4
4. Słońce i księżyc: -
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 1
6. Listy do Mamy: 0
Uzasadnienie: Tym razem wygrywa miniatura numer 2. Byłam zszokowana i przerażona, gdy ją czytałam. Główna bohaterka musiała wiele przejść, ale się nie poddała. Opiekowała się siostrą, zakochała w nauczycielu. Wiele jeszcze przed nią, ale i tak dotkliwie weszła w dorosłe życie. Autorka pięknie przedstawiła jej dramat. Potem jest Opowiadanie numer 3. Równie bardzo podoba mi się zamysł i konsekwencja w prowadzeniu historii Lily i Kubusia. Przyjemnie się czytało o tym odrealnionym świecie :)
2. Postacie:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 5
3. Lila, Kubuś i demony: 6
4. Słońce i księżyc: -
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 3
6. Listy do Mamy: 2
Uzasadnienie: W opowiadaniu numer 3 zakochałam się wręcz w dobrej wróżce Lilii. Niesamowicie ciekawie czytało się o jej odwiedzinach u Kuby i sama jej postać zdawała się być bardzo ciepła i przyjazna. To Kuba źle się zachował i skazał na brak Lilii w swoim życiu. Ona zawsze była dla niego dobra. Ania z opowiadania numer 2 również zdobyła moje serce – swoim uporem, dążeniem do celu, opiekuńczością względem siostry. To postać silna, bardzo silna, nie dająca się zdmuchnąć. Polubiłam ją niemalże od razu i tak było do samego końca. W opowiadaniu numer 5 postać była ale gdzieś umykała. Wiem wiele o jej uczuciach, ale i tak nie do końca ją poznałam.
III. Forma:
1. Styl:
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 2
3. Lila, Kubuś i demony: 2
4. Słońce i księżyc: -
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 5
6. Listy do Mamy: 1
Uzasadnienie: Tu zdecydowanie wybija się opowiadanie numer 5. Nie mogę mu nic zarzucić. Styl jest wręcz piękny. Przeszkadzał mi trochę brak dialogów, ale przestałam na to zwracać uwagę. Autorka posługuje się pięknym językiem, przez linijki się wręcz płynęło. Reszta opowiadań była na poziomie, równie przyjemne w odbiorze :)
2. Jakość:
Pula punktów: 8
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 1
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 2
3. Lila, Kubuś i demony: 2
4. Słońce i księżyc: -
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 3
6. Listy do Mamy: 0
Uzasadnienie: I w tej kategorii również wygrywa opowiadanie numer 5. Jak wyżej napisałam – pod względem formy jest najbardziej genialne ze wszystkich. W opowiadaniu numer 2 i 3 były delikatne potknięcia, ale nie utrudniały czytania.
IV. Ogólne wrażenie:
Pula punktów: 6
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 0
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 4
3. Lila, Kubuś i demony: 2
4. Słońce i księżyc: -
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 0
6. Listy do Mamy: 0
Uzasadnienie: Opowiadanie 2 i 3 mnie zachwyciły. Nie wiem jak wypada to w ogólnym rozrachunku, ale one zdobyły moje serce. Ania z opowiadania numer 2 kupiła mnie swoim charakterem, niezmordowaną wiarą w dobre zakończenie swojej bajki. Polubiłam ją i w pewien sposób zżyłam i życzyłam jej jak najlepiej. Opowiadanie numer 3 zachwyciło mnie postacią Lilii i jej objawianiem się u Kuby. Razem z nią chciałam spełniać życzenia chłopca, do pewnego momentu. Ale obydwa opowiadania są super, najlepiej mi się je czytało, najlepiej odbierało :)
Dziewczyny, wszystkie jesteście wielkie, a każda z tych miniaturek już jest wygrana. Włożyłyście w nie swoje serce i to się liczy. Jesteście genialne i nie zapominajcie o tym :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Wto 16:38, 06 Mar 2012 |
|
Ocena nr 2
I. Pomysł:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 4,5
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 2
3. Lila, Kubuś i demony: 7,5
4. Słońce i księżyc: 1
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: —
6. Listy do Mamy: 3
Uzasadnienie: Na początek chcę powiedzieć, że bardzo cieszy mnie poziom, na jakim utrzymany jest ten konkurs – każda praca z osobna reprezentuje sobą coś innego, jednak razem składają się one na dobrze wyważoną całość. Uczestniczki zupełnie odmiennie podeszły do tematu dojrzewania, dzięki czemu czytając, nie odnosiło się wrażenia, że pomysły powtarzają się bądź pokrywają. Mówiąc o pomysłach jednak, chciałabym zwrócić szczególną uwagę na te, które spotkały się z moim uznaniem.
Na największe wyróżnienie zasługuje w mojej opinii miniaturka Lila, Kubuś i demony, która kreśli przed nami wizję rzeczywistości onirycznej – autorka tka ją z subtelnych metafor i porównań niczym pajęczą sieć, coraz bardziej wikłając w nią czytelnika, aż ten nie jest w stanie zorientować się, w którym dokładnie momencie tak głęboko ugrzązł w krainie fantazji. To niesamowita, bardzo poruszająca opowieść; początkowo wyrysowała na mojej twarzy łagodny uśmiech, który z czasem powiększał się, gdy ulegałam jej niezwykłemu czarowi, jednak im bardziej Kubuś dorastał, tym więcej łez zbierało się w moich oczach. Łez wzruszenia, które po cichu narastając, niespodziewanie wybucha, nie skamląc agresywnie o uwagę. Jest w tej historii i słodki zapach lepkiej waty cukrowej, i melodia dawno zapomnianej dziecięcej kołysanki. Jest również przerażenie i strach, niepewność i ból, który depcze watę cukrową, niszczy tę idealną, cudowną krainę, gdzie nikt nie zna demonów Nieufności czy Gniewu. Swoim klimatem Lila, Kubuś i demony przywodzą mi na myśl Przygody Piotrusia Pana – z Lilą jako Wendy, a Kubusiem jako tytułowym Piotrusiem Panem. Jest w tym także odrobina klimatu znanego z twórczości Josteina Gaardera, Antoine'a de Saint-Exupéry’ego czy Érica-Emmanuela Schmitta – nie sięgałabym jednak po dalsze porównania, bo jest to dość unikatowa opowieść, która urzekła mnie swoją wyjątkowością i magią. Pomysł, jaki zastosowała autorka, by opisać proces dojrzewania, bardzo, ale to bardzo mi się spodobał. Widać także, że tekst tworzy zwartą, kompozycyjnie dokładnie przemyślaną całość. Jest w tym wszystkim jeszcze jedna rzecz, na którą chciałabym w kontekście pomysłu zwrócić uwagę. Zastanawiałam się bowiem, czy imiona, jakie nadała postaciom autorka, zostały wybrane przypadkowo, czy też mają nieść za sobą jakieś ukryte znaczenia. Być może doszukuję się tych ukrytych znaczeń niepotrzebnie, być może się wygłupiam, niezależnie jednak od tego, gdzie leży prawda, chciałabym podzielić się wynikami moich poszukiwań. Otóż wywodzące się z języka hebrajskiego imię Jakub oznacza tego, którego ochrania Bóg. Lila z kolei to indyjskie imię oznaczające piękno, ale i stosowane w hinduizmie pojęcie, którego znaczenie zaciekawiło mnie dalece bardziej. Līlā bowiem to wywodzący się z sanskrytu termin oznaczający wszelkiego rodzaju gry i zabawy, a w kontekście kosmogonii – igraszki bogów, boskie igrzyska (rozrywki, którym oddaje się Najwyższy Pan). Co ciekawe, līlā w doktrynie hinduistycznej pojawia się w parze z mają (māyā – złudzenie), „pojęciem oznaczającym specyficznie rozumianą iluzoryczność, fikcyjność świata” (cytat pochodzi z publikacji Leszka Kolankiewicza – Ku antropologii widowisk). Taką właśnie iluzoryczność kreśli przed nami autorka Lili, Kubusia i demonów. Motyw świata jako teatru czy bożego igrzyska (God’s playground) jest powszechnie występującym w literaturze toposem, po który intencjonalnie mogła sięgnąć również autorka Lili, Kubusia i demonów. Niezależnie od tego, czy faktycznie odwoływała się do terminologii hinduistycznej, świadomie nadając Lili takie, a nie inne imię, czy też nie – pomysł robi na mnie ogromne wrażenie. Co się tyczy wyróżnionych przez autorkę słów-kluczy, nie mam do nich żadnych zastrzeżeń, zostały adekwatnie dobrane.
Jako kolejną chciałabym wyróżnić pracę San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego. Tekst rozwija się jak życie – jak wspomnienia; nie jest to opowiadanie o zamkniętej konstrukcji fabularnej, składają się na nie adnotacje do kolejnych lat życia bohaterki – owe przypisy do dojrzewania – i nie ma tu mowy ani o początku życia, ani tym bardziej o jego końcu. Choć ujmuje mnie zamysł autorki, to czegoś mi w tej miniaturce brakuje. Mimo wszystko czuję, czytając ją, jakiś niedosyt – wydaje mi się, jakby potrzebowała ona wyraźniejszego zakończenia, choć równocześnie to, na jakie zdecydowała się autorka, stanowi raczej początek – początek życia. Obserwujemy dojrzewanie w bohaterce pewnych idei, godzenie się z rzeczywistością, w jakiej przyszło jej żyć, zachodzenie typowych dla kształtowania się osobowości procesów i w końcu przechodzenie nad pewnymi kwestiami do porządku dziennego. Na pierwszy plan wysuwa się kwestia wybaczenia ojcu. Zdaje się, jakby dojście do tego punktu było finalnym zakończeniem dojrzewania bohaterki i w końcu otwierało jej bramkę ku dorosłości – w ostatnim zdaniu przyznaje ona, że życie nie będzie łatwe. Wyzbywszy się idealizmu, dziecinnej naiwności, skalana już światem dorosłych, teraz może w pełni się w niego zanurzyć. Doceniam wizję autorki, doceniam realizację pojęć-kluczy, które dobrała naprawdę trafnie, nie do końca jednak się w tym tekście odnajduję. W pięknych metaforach gubię nieco przesłanie całości. Fragmenty napisane kursywą szczególnie zbijają mnie z tropu. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że w pełni je pojmuję. Gdy wydaje mi się już, że wiem, co autorka chciała nam poprzez nie przekazać, pisze ona coś takiego, że całkowicie tracę ledwo uświadomiony sens. Takie są w mojej opinii mankamenty tej miniaturki, której nie brakuje jednak potencjału.
Jako następną chciałabym wyróżnić pracę zatytułowaną Listy do Mamy. Choć w porównaniu z pozostałymi pracami historia przedstawiona w tym opowiadaniu może wydawać się nieco banalna, problemy – tuzinkowe, to ten, kto przeżył liceum, wie, że nie ma w tym ani banalności, ani tuzinkowości. Licealne problemy, tak typowe dla okresu dojrzewania, w momencie gdy je przeżywamy, mają dla nas znacznie większe wymiary niż oglądane z perspektywy czasu. Ból psychiczny, o którym w listach do mamy wspomina bohaterka, nie jest wcale przesadzony – to naturalny akompaniament do przerażającej niekiedy melodii dorastania. Równie naturalny jest bunt, który ujawnia się w zachowaniu Miśki. Listy do Mamy stanowią miłą, ciepłą i przystępną w odbiorze opowieść. Łatwo jest wyobrazić sobie siebie na miejscu Michaliny – czytelnik zawdzięcza to autentyczności, wiarygodności, z jaką buduje tę historię autorka. Wiele z nas też przeżywało zapewne podobne sytuacje, kontaktując się ze znajomymi poznanymi online, dlatego tak prosto przychodzi utożsamienie się z główną bohaterką. Jest w tej opowieści również zauważalne moralizatorstwo, jednak jako że to jedyna taka praca w konkursie, nie przeszkadza mi ono. Czytałam ten tekst z przyjemnością, spodobał mi się także pomysł na niewysłane listy do mamy – przecież tak często z trudem przychodzi nam wyjawienie swoich uczuć, szczególnie tej najbliższej osobie, szczególnie w tak ciężkim dla nas okresie. Nie jest to może szczególnie innowacyjne, ale i nie innowacyjności w tej pracy szukałam. Łatwo odnajduję w tekście wyróżnione przez autorkę pojęcia-klucze: zauważam i problem izolacji, i samotności, i ucieczki.
Na czwartym miejscu w kategorii pomysłu typuję pracę Mężczyzna o zielonych oczach. Autorka przedstawia nam bohaterkę zmagającą się z bardzo trudnymi okolicznościami życiowymi, w których cieniu musi przejść przyspieszony proces dorastania. Anka wielokrotnie doświadcza rozczarowania światem, które jest znacznie bardziej gorzkie niż to, z jakim spotyka się przeciętna nastolatka. I choć przedstawione w opowiadaniu zdarzenia faktycznie mogłyby zaistnieć w rzeczywistości, to nie mogę odeprzeć skojarzenia z serialowym scenariuszem. Na jedną kruchą dziewczynę spada tyle nieszczęść tego świata: musi żyć w niepełnej rodzinie, bez ojca i bez matki, jedynie z przyrodnią siostrą i z ojczymem; razem z siostrzyczką pada ofiarą wieloletniego molestowania; jej siostra cierpi na porażenie mózgowe i żeby jej pomóc, bohaterka decyduje się na dorabianie w klubie nocnym. Na domiar złego zakochuje się w starszym od siebie mężczyźnie, nauczycielu, który w ostatecznym rozrachunku nie okazuje się być wcale rycerzem w lśniącej zbroi, za którego go uważała. To faktycznie dość duże zagęszczenie nieszczęść, nieprawda? Powtarzam: nie wykluczam, że taki scenariusz mógłby zaistnieć w rzeczywistości, mnie jednak bardziej kojarzy się z fabułą telenoweli, w której scenarzysta musi zrzucić na bohaterkę jak najwięcej cierpień i niepowodzeń, by utrzymać zainteresowanie odbiorcy. Mnie zaś takie scenariusze zupełnie nie ujmują ani nawet nie poruszają. Uważam, że lepiej nakreślić prostą historię, którą umiejętnie wypełni się opisami, niż tworzyć opowieść o skomplikowanej fabule, która tak agresywnie domaga się uwagi czytelnika. Niemniej jednak uważam, że autorka zasługuje na wyróżnienie paradoksalnie za to właśnie, że musiała nagłowić się nad tyloma elementami fabularnymi, która układają się w zwarty, przemyślany ciąg przyczynowo-skutkowy.
Jako ostatnio typuję tekst Słońce i księżyc, któremu przyznaję jeden punkt za zamysł baśniowości, który jednak, niestety, nie do końca udało się autorce wcielić w życie. Widać tu co prawda pewne elementy stylizacji, brakuje jednak jeszcze zbyt wielu, by można tę miniaturkę nazwać baśnią czy choćby opowiadaniem baśniowym. Mam też nieodparte, dość nieprzyjemne wrażenie, jakby autorka tekstu nadesłała na ten konkurs pracę, której po prostu nie zdążyła dokończyć na inny konkurs – Miłość niejedno ma imię. Trudno mi wpisać Słońce i księżyc w wymagania konkursu, ponieważ wątek dojrzewania dostrzegam w tej pracy w ilościach śladowych. Owszem, w tekście podkreślone jest dojrzewanie Ayati do miłości, dla mnie jednak zostało one przedstawione stanowczo zbyt płytko i powierzchownie. Ledwo je dostrzegam, a zapewne nie dostrzegłabym go w ogóle, gdyby nie zostało w pracy bezpośrednio nazwane. I mimo że odbija się tutaj echo wybranych przez autorkę pojęć-kluczy, to wciąż bardzo trudno utożsamiać mi tę miniaturkę z kwestią dojrzewania – w jakiejkolwiek postaci.
II. Świat przedstawiony:
1. Fabuła:
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 3
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 1,5
3. Lila, Kubuś i demony: 4,5
4. Słońce i księżyc: 0
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: —
6. Listy do Mamy: 3
Uzasadnienie: Bardzo podoba mi się układ zdarzeń, jaki zastosowała autorka trzeciego tekstu, Lili, Kubusia i demonów. Spotkania Kubusia z Lilą odbywają się tylko raz do roku, obrazuje nam to jednak dorastanie chłopca „w pigułce”. Każde z tych spotkań jest i pod względem fabularnym, i stylistycznym bardzo przemyślane – tworzą one razem zwartą konstrukcję, której każdy element do siebie pasuje. Bardzo znamienne są tu życzenia Kubusia: poza zmieniającym się zachowaniem chłopca to głównie one obrazują jego dojrzewanie. Na początku dziecko prosi o zabawki, słodkości, ciągnie go do zabaw i gier. Jego uczucie do Lili jest czyste i bezwarunkowe, jest czymś, czego się nie kwestionuje – wyrasta na gruncie dziecięcej ufności, wyrasta w promieniach dziecięcej dobroci. Jednego jednak roku Kubuś życzy sobie siostrzyczki – spragniony jest bowiem towarzysza zabaw. Coraz starszy, chłopiec po roku żałuje swojego życzenia. Także kolejne prośby Kuby są świadectwem mijającego czasu, zmieniających się pragnień bohatera. Jak charakterystyczne dla okresu dojrzewania jest to, że Kubuś życzy sobie, by mama dała mu spokój. Choć w rok później, przerażony, osamotniony, opuszczony, błaga Lilę, by zwróciła mu jego ukochaną matkę. Łzy, które od dłuższego czasu zbierały się w moich oczach, w końcu popłynęły, gdy opowieść dobiła do piętnastych urodzin Kuby. Ta część, obok końcówki, bodaj najbardziej mną wstrząsnęła – tak dobrze mogłam czuć strach i samotność, która towarzyszyła Kubie. Przy szesnastych urodzinach chłopaka następuje punkt kulminacyjny opowieści: jego uczucia, pragnienia są teraz tak diametralnie inne niż początkowo. Kuba czuje się wyalienowany, opuszczony, jest dziwadłem, jest inny. Nie ufa Lili, nie ufa sobie, nie ufa nikomu. W uczuciach szesnastolatka brak miejsca na bezwarunkową miłość czy bezgraniczne, nieobwarowane żadnymi pułapkami zaufanie. Brak miejsca na dziecięce marzenia. Poszukuje już nie mamy, której mu tak bardzo brakuje – teraz usiłuje odnaleźć w Lili dziewczynę, bo gdyby miał chociaż dziewczynę, to przynajmniej w jakiejś części mógłby czuć się równie normalny, co jego rówieśnicy. Jak wcześniej wspomniałam: to opowiadanie o bardzo przemyślanej, precyzyjnie skonstruowanej fabule, która na tle pozostałych prac konkursowych zasługuje w mojej opinii na największe wyróżnienie.
Jednakową liczbę punktów przyznaję tekstom: San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego i Listy do Mamy. Pierwszemu z nich za interesującą kompozycję, na którą składają się adnotacje do kolejnych okresów w życiu dziesięcio-, piętnasto-, a w końcu dwudziestoletniej bohaterki. Szczególnie zachwyca mnie pierwsza część, w której oczyma dziesięciolatki obserwujemy portret współczesnej rodziny – malowany kłótniami i bólem, na którym cierpią nie tylko główni zainteresowani, dorośli, ale przede wszystkim mała dziewczynka, obserwująca ich spod wpółprzymkniętych powiek. Tak naprawdę to ta część pracuje na dobre wrażenie, jakie zostawia po sobie ta miniaturka – w porównaniu z nią dwie kolejne wydają się tylko dodatkiem. Patrząc na bohaterkę już piętnastoletnią, razem z nią stajemy przed wyborami, które wpływają na kształtowanie się jej osobowości. W części ostatniej, w której bohaterka stoi u progu dorosłości, rozpoczynając życie na własną rękę, otrzymujemy nawet pewne odpowiedzi dotyczące jej życia i przewijających się przez nie konfliktów: z rodziną i z samą sobą. Jak jednak mówiłam, ze wszystkich tych momentów życia narratorki najbardziej przekonuje mnie pierwszy. Niemniej jednak całość pozostawia po sobie dobre wrażenie.
Taką samą liczbę punktów przyznałam Listom do Mamy, owej opowieści o wydźwięku, jak to wcześniej określiłam, nieco moralizatorskim. Zdarzenia, jakie opisuje autorka, tworzą logiczną, zwartą całość, do czegoś dążą, coś za sobą niosą. Dzięki narratorowi trzecioosobowemu najpierw dowiadujemy się, jaką osobą jest Miśka – jak wyglądają jej relacje z rówieśnikami i z matką. Dzięki listom zaś widzimy, co siedzi w jej głowie, jak postrzega otaczającą ją rzeczywistość. Później dochodzi do tego czat z Grześkiem. Taka narracja pozwala również na to, byśmy na problem dojrzewania spojrzeli nie tylko z punktu widzenia głównego zainteresowanego, nastolatka, ale i daje nam wgląd w perspektywę rodzicielską – widzimy, że problem dorastania dotyczy rodziców w równej mierze, co dzieci. Jeśli chodzi o samą fabułę, to oczywiście mogłaby ona potoczyć się inaczej, gdyby Miśka wykazała się większym sprytem, gdyby tak się jednak stało, nie dowiedzielibyśmy się, co czuła jej matka w momencie zniknięcia córki. Odnoszę wrażenie, jakby pod koniec poziom tekstu nieco się załamywał, brakuje mi może dłuższego, zamykającego całość listu Michaliny do mamy, podobne zastrzeżenia co do zróżnicowania poziomu mam jednak w przypadku tekstu San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego.
Opowiadaniu Mężczyzna o zielonych oczach przyznaję półtorej punktu. Jak wspomniałam, sama historia do mnie nie trafia, a jej fabuła przywodzi na myśl scenariusz telenoweli, nie mogę jednak nie docenić tego, że autorka konsekwentnie rozwiązuje wszystkie wprowadzone do opowieści wątki. Z uwagą opisuje poszczególne elementy zbudowanego przez siebie świata przedstawionego – umiejętnie kreśli obrazy, sytuacje, wnętrza. Nie mogę odmówić jej umiejętności literackich, żałuję jedynie, że w tym wypadku wykorzystuje je w taki, a nie inny sposób. Na szczególne wyróżnienie zasługuje moim zdaniem fragment, w którym opisuje zdarzenia oscylujące wokół wieczoru w La Boheme; autorka pięknie i umiejętnie buduje tutaj same opisy wnętrza, postaci, zdarzeń, jak i dialogi. Zresztą w całym tekście widać, że nie ma problemu ani z dialogami, ani z opisami. Szkoda, że fabuła układa się w taki serialowy sposób; w innym przypadku z czystym sumieniem mogłabym przyznać więcej punktów.
Pracy Słońce i księżyc nie przyznaję żadnego punktu ze względu na to, że w porównaniu z pozostałymi opowiadaniami niestety na wyróżnienie, w mojej opinii, nie zasługuje. Uważam, że autorka nie do końca odnalazła się w tematyce konkursu i widać to niestety na wszystkich płaszczyznach, pod każdym kątem oceny.
2. Postacie:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 5
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 2,5
3. Lila, Kubuś i demony: 7,5
4. Słońce i księżyc: 0,5
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: —
6. Listy do Mamy: 2,5
Uzasadnienie: Nie będzie chyba stanowiło zaskoczenia, jeśli powiem, że najbardziej urzekła mnie kreacja postaci w miniaturce Lila, Kubuś i demony. Nie jest dla mnie ważne to, czy moje teorie dotyczące terminologii hinduistycznej się sprawdzą – konstrukcja bohaterów i tak robi na mnie oszałamiające wrażenie. W opowieści tej – która nieco przywodzi na myśl powiastkę filozoficzną – zauważalny jest brak postaci ojca. Z treści wynika, że Kubuś go posiada, jednak nie zostaje on ani razu wspomniany. To właśnie owo podkreślenie jego nieobecności tym bardziej unaocznia nam rolę matki w życiu dziecka – rolę wyjątkową, w którą nie byłby w stanie wcielić się nikt inny. To matka krząta się przy małym Kubusiu, to ona go piastuje i ona się z nim bawi. Warto zwrócić uwagę na to, że w opowieści podkreślona jest ogólnie rola kobiety: poza matką w życiu Kubusia uczestniczy babcia, a także i Lila. Ponadto Kubuś w jedne ze swoich urodzin życzy sobie siostrzyczki, a w późniejszych latach brakuje mu dziewczyny. Wszystkie te kobiece portrety kierują nas z powrotem ku matce, która znajduje się w centrum życia każdego z nas, nawet jeśli boimy się to przyznać lub ze wszystkich sił pragniemy temu zaprzeczyć. Nie bez znaczenia jest fakt, że sama Lila przyznaje, iż wzięła się z miłości mamy chłopca, więc i ona w jakiś sposób ją uosabia.
Wszystko w tej opowieści wydaje się co do najmniejszych szczegółów przemyślane, nie braknie tego i w kreacji bohaterów. Autorka kreśli przed nami psychologicznie jak najbardziej wiarygodny, a przy tym jakże frapujący portret chłopca w kolejnych latach jego życia. Jak wcześniej wspomniałam, życzenia, które w kolejnych latach wypowiada Kubuś, są świadectwem zachodzących w nim procesów dojrzewania – zmieniają się wraz z jego oglądem świata, tak jak i zmienia się jego stosunek do Lili. Szczególnie te ostatnie zmiany są bardzo smutne, bo z biegiem tekstu coraz wyraźniej dogorywa na naszych oczach jego dziecięca ufność, dobroć, czystość – wszystkie te cechy, które bledną, gdy dojrzewamy, przerażeni okrucieństwem otaczającego nas świata. W końcu, zdaje się, nic z nich nie zostaje. Znikają wszystkie tkane ze snów i marzeń zjawy, umierają kolejno wiara, nadzieja i miłość, umiera i symbolizowane przez Lilę piękno. W końcu, u progu dojrzałości, zostają z chłopcem już tylko demony w postaci tych złych, nieprzyjaznych emocji, które „nie słyszą jego próśb, nie słyszą jego pytań, nie odpowiadają na nie”. Przy całym zachwycie, jaki wzbudziła we mnie ta opowiastka, ogromne wrażenie wywarło na mnie właśnie to, czym okazały się być tytułowe demony. Wspaniałe, poruszające rozwiązanie, które mnie wręcz zelektryzowało.
Kolejnym tekstem, który chciałabym wyróżnić, jest opowiadanie San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego. Dzięki świetnie poprowadzonej narracji pierwszoosobowej mamy niepowtarzalną szansę wniknąć w świat wewnętrznych przeżyć głównej bohaterki. Pokazuje nam swoje przerażenie i strach, uczucia towarzyszące jej od wczesnych lat życia, gdy nigdy nie była pewna tego, co zastanie w rodzinnym domu. Autorka nie epatuje brutalnymi, wstrząsającymi obrazami, ale w tych opisach jest coś, co porusza mnie znacznie bardziej – emocje ukryte między kolejnymi zdaniami, powciskane w luki między słowami. Nakreślony tu jest nie tylko portret głównej bohaterki, ale i jej – obserwowanych oczyma dziecka, nastolatki i w końcu dorosłej dziewczyny – rodziców. Z pięknych opisów wyłaniają się konstrukcje złożone z emocji, słów, działań. Tak poznajemy postacie tego utworu. Choć, powtórzę się, największe wrażenie wywarła na mnie część pierwsza opowieści, która oszołomiła mnie swoimi precyzyjnymi, kunsztownymi opisami, to i kolejne części pozwalają nam poznać bohaterów utworu. Wyjątkowo cieszę się z narracji pierwszoosobowej, bo ta, bardzo umiejętnie poprowadzona, pozwala nam zanurzyć się w myśli bohaterki w sposób, w jaki nie dopuściłby nas do nich narrator trzecioosobowy.
Kolejne miejsca przydzielam tekstom: Mężczyzna o zielonych oczach i Listy do Mamy.
W Mężczyźnie o zielonych oczach szczególnie spodobało mi się ukazanie podwójnej osobowości bohaterki poprzez wprowadzenie jej alter ego, które „wystawia” ona do najgorszych z bitew, jakie codziennie musi staczać. Stara się w ten sposób chronić swoją emocjonalność, swój świat wewnętrznych przeżyć, jednak pociski i tak przebijają się przez tę powłokę, rozszarpując jej wnętrze, kalając myśli. Autorka z rozwagą konstruuje postać Anki, ukazując, jak radzi sobie z kolejnymi przeciwnościami okrutnego losu: widzimy miłość bohaterki do młodszej siostrzyczki, widzimy negatywne emocje, jakie wzbudza w niej ojczym, widzimy jej wstręt i obrzydzenie, jej niepewność i przestrach, w końcu – rozkwitające uczucie do wybawiającego ją z opresji wychowawcy, który przez długi czas zdaje się być jej rycerzem w lśniącej zbroi. Narracja jest dobrze, umiejętnie poprowadzona. To, co budzi moje zastrzeżenia, to postać siostry z porażeniem mózgowym, ojczyma, który je obie molestuje, mężczyzn-potworów i nauczyciela, który staje się obiektem pierwszej miłości dziewczyny, czyli owe przeciążenie nieszczęść jak na jedną bohaterkę.
Następne miejsce przypada Listom do Mamy za wykreowanie postaci tak autentycznej, wiarygodnej psychologicznie, że niezwykle łatwo przychodzi czytelnikowi się z nią identyfikować. Autorka wielokrotnie pozwala czytelnikowi zbliżyć się do Michaliny: poprzez opowiadające o niej listy do mamy, przez jej rozmowy z rodzicielką, wiadomości wymieniane z Grześkiem, a także ogół przemyśleń oraz zachowań. Poznajemy również matkę Miśki; autorka podkreślając tę postać, pozwalając dojść jej do głosu, wyczula czytelnika na to, że nasze działania mają wpływ nie tylko na nas, ale i na ludzi nam najbliższych. To bardzo ważne.
Na ostatnim miejscu znajduje się praca Słońce i księżyc, której autorce przyznaję pół punktu za starania włożone w napisanie tekstu i skonstruowanie jego postaci. Więcej przyznać, niestety, nie jestem w stanie. Jestem przekonana, że autorkę stać na znacznie więcej niż to, co zaprezentowała nam tą miniaturką, temat konkursu jednak widocznie jej nie podszedł. Zdarza się i tak.
III. Forma:
1. Styl:
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 4
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 2
3. Lila, Kubuś i demony: 5
4. Słońce i księżyc: 0
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: —
6. Listy do Mamy: 1
Uzasadnienie: Myślę, że nie ma wątpliwości, dlaczego to właśnie Lila, Kubuś i demony oraz San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego otrzymują ode mnie najwięcej punktów.
Pierwsza z wymienionych opowieści utrzymana jest w niezwykłym, onirycznym klimacie – magię, którą jest nasączona, można niemal wyczuć we wdychanym powietrzu. Nie waham się powtórzyć, że tekst zrobił na mnie ogromne wrażenie, przeniósł mnie w niesamowitą krainę fantazji oraz poruszył, wywołując – zarówno przy pierwszym, jak i przy drugim czytaniu – łzy szczerego żalu. Żalu za tym, co wraz z Kubusiem utraciłam, żalu za rozmywającą się w powietrzu Lilą, żalu za niknącymi we mgle dziecięcymi snami. Autorka po mistrzowsku operuje piórem, dyrygując emocjami – tak tymi, które sama kreśli, jak i tymi, które wywołuje u czytelnika. Kryjący się w tej opowieści liryzm jest subtelny i łagodny, nie zaś nachalny i agresywny. Można go posmakować, dotknąć, wyczuć w powietrzu, na języku. Lila, Kubuś i demony to praca o wyjątkowo przemyślanej konstrukcji – każde zdanie ma tam swoje przeznaczenie, żadne nie zostało napisane bez przyczyny. Warto zwrócić szczególną uwagę na powtarzające się wariacje na temat konstrukcji: „Był tak…, co ona sama” – z wielkim apetytem wypatrywałam tego momentu przy każdych następnych urodzinach Kubusia. Również język naszego bohatera zmienia się wraz z jego dorastaniem. Widać zatem, że wszystko jest dopracowane co do najmniejszych szczegółów.
Również San Lorenzo… przyznałam sporo punktów, ponieważ i ta opowieść utrzymana jest w niepowtarzalnym, osobliwym klimacie. Jestem zachwycona narracją i warstwą stylistyczną – metafory, które kreśli autorka, są wręcz widowiskowe. Szczególnie zachwyca – co podkreślam po raz kolejny – część opisywana z perspektywy dziesięciolatki. Autorka posługuje się piórem z dużą wprawą, widać, że jest go pewna i z tą pewnością rysuje przed nami niesamowity krajobraz. W tych umiejętnie, rozważnie stawianych słowach kryje się niemałe spektrum emocji, na pierwszy plan wysuwa się jednak strach, w jakim żyje dziewczynka. Kolejne fragmenty czytałam również ze sporym zainteresowaniem, zabrakło mi tu jednak tego kolorytu – jakby autorka wykorzystała większość dostępnych barw, by namalować część pierwszą. Jednak nawet te niedociągnięcia nie są w stanie zatrzeć wrażenia, jakie zrobiła na mnie Ad. 10, wprawiając w osłupienie, uzurpując sobie w pełni moją uwagę. Nie ukrywam jednak, że wprowadzone kursywą fragmenty wciąż wprawiają mnie w niejaką konsternację.
Jako kolejny w klasyfikacji plasuje się Mężczyzna o zielonych oczach. Jeśli chodzi o to opowiadanie, mam dość mieszane uczucia. Z jednej strony nie mogę nie docenić umiejętności autorki w kwestii prowadzenia narracji czy budowania opisów. Posługuje się ona także wspaniałym, bogatym słownictwem i również wśród użytych przez nią metafor znalazło się kilka takich, które zrobiły na mnie niemałe wrażenie, jak chociażby te w zdaniach: „Zegar leniwie odmierza czas jakby drzemał albo zadumał się nad przemijaniem. I choć wskazówki poruszają się miarowo, mam wrażenie, że tykając przenoszą mnie w inny wymiar. […] Podręcznik do historii zsuwa się z moich kolan i długo opada na drewnianą podłogę. Wieczność. Zastępy królów, generałów i rewolucjonistów wirują na kartach książki w upiornym tańcu”. Dobre wrażenie jest jednak przytłumione przez te aspekty tekstu, nad którymi, w mojej opinii, autorka powinna jeszcze popracować. Przy niektórych metaforach czy opisach po prostu się krzywiłam – tak bardzo czułam się przygnieciona, przytłoczona ich ciężarem. Już po kilku pierwszych zdaniach przekonałam się, że autorka zaserwuje nam sporą porcję epitetów, których takie natężenie bardzo utrudnia odbiór, a stylistycznie jest po prostu niezwykle ciężkostrawne. Naprawdę, zagęszczenie występujących w tej opowieści epitetów, metafor i innych środków artystycznego przekazu jest tak ogromne, że ciężko się przez nie przebić, by dotrzeć do samej treści. Przez to, że autorka na siłę stara się podkreślić każdy opisywany element świata przedstawionego, opatrzyć go zestawem unikatowych cech, żaden z nich się nie wyróżnia. Na żadnym z nich nie mogę się na dłużej skupić. Rozumiem starania autorki, by forma korespondowała z treścią, która nie należy do najlżejszych, jednak w tym przypadku przerasta ją ona. By lepiej zobrazować moją opinię, pozwolę sobie zacytować dialog pochodzący z Filozofii Warhola od A do B i z powrotem:
„B: Chciałbym nakręcić film opowiadający o tym, jak smutne i beznadziejne jest życie tych dwóch starszych pań – w mieszkaniu pełnym gazet i kotów.
A: Nie musisz specjalnie tworzyć smutnego nastroju – wystarczy, że pokażesz: «Tak wygląda ich życie»”.
Właśnie tego mi w tej pracy zabrakło. Autorka nie pozwala przemówić zdarzeniom i postaciom – w gorączkowym staraniu, by czytelnik wzruszył się przejmującymi metaforami, poruszającymi opisami, które dla mnie są w odbiorze stanowczo za ciężkie, nie korespondują poza tym z moimi upodobaniami i wymogami stawianymi literaturze.
Jak mówiłam: doceniam bogactwo językowe i umiejętnie poprowadzoną narrację czy konstruowane opisy, pewne rzeczy są dla mnie jednak nie do przyjęcia.
Jako ostatni chciałabym wyróżnić tekst Listy do Mamy. Napisany jest on przystępnym językiem, czyta się go lekko, przyjemnie. Autorka nie sili się może na wyszukane metafory czy kunsztowne opisy, stawia jednak na swobodę, dzięki której przez jej opowiadanie przechodzi się z uśmiechem na ustach. Te aspekty są równie istotne. Gdybym miała więcej punktów do rozdysponowania, bez wahania przyznałabym je tej pracy, bo uważam, że na nie zasługuje; muszę jednak rozdzielić rozsądnie punkty z puli, którą dysponuję. Jak mówiłam: chociaż tekst jest pozbawiony wymyślnej otoczki, to jest on naprawdę przyjemny w odbiorze. Również jego autorkę chciałabym pochwalić, bo widać, że i jej nie brakuje wprawy w posługiwaniu się piórem.
Jeśli chodzi o pracę Słońce i księżyc, nie jestem niestety w stanie przyznać jej żadnego punktu – zbyt blado wypada na tle tekstów przeciwniczek, niczym się na nim nie wyróżnia. Autorka, zdawałoby się, dąży do stylizacji baśniowej, jest jednak w tym działaniu bardzo niedbała, nie mogę go więc docenić. Na stylizację składa się bardzo wiele aspektów, z których tak niewiele zostało tu zrealizowanych. Najbardziej zaś rzuca się w oczy niedbałość językowa – najmocniej skrzywiłam się, natknąwszy się na wypowiedziane przez Ayati zdanie: „Chłopacy są obleśni!”, choć nie tylko ono zwróciło moją uwagę. Język jest niedopasowany do realiów opowieści; powinien być chociaż nieco podrasowany, tutaj zaś próżno na to liczyć. Szkoda.
2. Jakość:
Pula punktów: 8
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 4
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 0
3. Lila, Kubuś i demony: 3
4. Słońce i księżyc: 0,5
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: —
6. Listy do Mamy: 0,5
Uzasadnienie: Najwięcej punktów przyznaję pracy San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego, której autorce mało co można zarzucić. Znalazłam w tym tekście może cztery potknięcia interpunkcyjne, raz nie zgadzał mi się zastosowany czas.
Jako kolejne plasuje się opowiadanie Lila, Kubuś i demony. I jego autorce zdarzyła się zaledwie garstka potknięć: kilka zjedzonych przecinków, literówki, niewielkie błędy gramatyczne. Nic zastraszającego.
Po pół punktu przyznałam tekstom: Słońce i księżyc oraz Listy do Mamy, których autorki pogwałciły już więcej zasad rodzimego języka. Każda z nich popełniła około dwudziestu błędów, przede wszystkim interpunkcyjnych i literowych. Myślę, że można by ich łatwo uniknąć, gdyby teksty były przed wysłaniem przeczytane dosłownie jeszcze jeden raz.
Mężczyźnie o zielonych oczach nie byłabym w stanie przyznać nawet jednej czwartej punktu. Nie przesadzając, zdradzę, że doliczyłam się w tym tekście około pięćdziesięciu błędów. Nie wspomnę już, jak bardzo owe wyłapywanie pojawiających się raz po raz potknięć utrudniało mi lekturę. Autorka ma niewątpliwie na bakier z interpunkcją, zaniechała jej zasad szczególnie w przypadku imiesłowów przysłówkowych współczesnych, dlatego błagam, by powtórzyła sobie odpowiednie zasady. Nic więcej nie powiem, bo ręce mi opadają.
IV. Ogólne wrażenie:
Pula punktów: 6
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 0
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 0
3. Lila, Kubuś i demony: 4
4. Słońce i księżyc: 0
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: —
6. Listy do Mamy: 2
Uzasadnienie: Na koniec chciałabym wyróżnić dwie prace. Po pierwsze: Lilę, Kubusia i demony. Pragnę raz jeszcze podziękować autorce za stworzenie tej niezwykłej, onirycznej krainy, w którą mnie przeniosła, za możliwość zanurzenia się w tym magicznym świecie. Cieszę się, że miałam szansę przeczytać pracę kogoś tak uzdolnionego i kreatywnego. Ze wszystkich przeczytanych przeze mnie tekstów konkursowych, które znajdują się, jak mówiłam, na naprawdę dobrym poziomie, ten bez wątpienia najsilniej zapisze się w mojej pamięci. Życzę sobie i innym czytelnikom, byśmy jak najczęściej mieli okazję czytać równie cudowne opowieści. Dziękuję zatem: za Lilę, za Kubusia, za demony. Za pokazanie dorastania w tak niezwykły sposób, który nie ujmuje mu jednak prawdziwości.
Dwoma punktami pozwoliłam sobie dodatkowo wyróżnić Listy do Mamy, które urzekły mnie swoją… normalnością. Było w nich, paradoksalnie, coś zaskakującego. To bardzo ciepła praca, którą naprawdę miło mi się czytało. Historia niby zwyczajna, ale spodobała mi się i uważam, że wyróżnia się na tle innych konkursowych prac na plus. Za tę zwyczajność i ciepło również dziękuję.
Dziękuję i gratuluję także autorkom wszystkich pozostałych prac. To zaszczyt móc stawać z Wami w literackie szranki. Każda z przedstawionych w konkursie prac miała w sobie coś wyjątkowego i unikatowego i naprawdę cieszę się, że miałam szansę Wasze przypisy do dojrzewania przeczytać.
Pozdrawiam! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Czw 13:45, 08 Mar 2012 |
|
Ocena nr 3
I. Pomysł:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 1
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 3
3. Lila, Kubuś i demony: 11
4. Słońce i księżyc: 1
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 1
6. Listy do Mamy: 1
Uzasadnienie:
Lila, Kubuś i demony jest tekstem, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Autorka oczarowała mnie swoim pomysłem. Przedstawiając nam jeden dzień w roku, przez lata, Kuby, a tym samym zmieniające się jego reakcje odnośnie Lili - coś niesamowitego. Jest to tekst, który można odczytywać dosłownie - połączenie świata realnego i fantastycznego - magicznej Lili i prawdziwego Kubusia. Albo można to wziąć za metaforę - Lila była metaforą dzieciństwa Kuby, a gdy on w jakiś sposób dorósł lub też sądził, że dorósł - ona zniknęła. Cudowny pomysł. Na dodatek po przeczytaniu wszystkich tekstów, przetrawieniu ich, dochodzę do wniosku, że to on najbardziej mówi o dojrzewaniu i najlepiej pokazuje, z czym to się wiąże, jak ten proces wygląda. Nie trzeba brać tego tekstu tak dosłownie, można doszukać się tutaj metafor i można odczytać to w różny sposób.
Mężczyzna o zielonych oczach - nauczyciel i uczennica. Niby banalny scenariusz, ale autorka poruszyła w swoim tekście trudne tematy - sposób, w jaki Anka chciała zarobić na rehabilitację siostry, molestowanie przez ojczyma, wspomniana ucieczka matki plus zakończenie - zawód, nieszczęście, złamane serce, kłamstwa. Z pozoru typowy pomysł, lecz autorce udało się z niego wyciągnąć coś jeszcze. Jeśli chodzi o dojrzałość - Anka musiała dojrzeć, by zaopiekować się siostrą, dojrzeć do decyzji o ucieczce z domu, dojrzeć do miłości, która, niestety, okazała się nieszczęśliwa.
San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego - zastanawiałam się, czy dać tej miniaturce jakieś punkty. Pomysł do mnie kompletnie nie trafia, nie chwyta mnie za serce, nie porywa. Zdecydowałam się dać punkcik za wtrącenia w "głównej" historii - te fragmenty z zawodów sportowych - jak dla mnie wrzucenie ich do tego tekstu było jej jego jedynym plusem. Przynajmniej w moich oczach.
Słońce i księżyc - pomysł banalny, bajkowy. Mamy Ayati, której ojciec chce, by wyszła za mąż. Ona pragnie miłości, wymyśla zadanie, któremu nikt nie może sprostać, a gdy pojawia się Navendu, w którym się zakochuje, nie chce, by podjął się wyzwania i zginął - dojrzała do miłości, zrozumiała swój błąd. Kończy się dobrze, on wraca. Dałam punkcik za pomysł osadzenia fabuły w takich orientalnych realiach.
Aza umiera, Anitra tańczy dalej - miniaturka, która najmniej do mnie trafia. Zmęczyłam się niemiłosiernie, gdy ją czytałam, przepraszam. Daję punkt za "zapożyczenie" z Henryka Ibsena i Edvarda Griega. Autorka włożyła dużo pracy w stworzenie swojej pracy, ale to do mnie nie trafia.
Listy do Mamy - pomysł z nieszczęśliwą, stroniącą od ludzi dziewczyną, której zapracowana matka nie widzi, co się dzieje z córką, która poznaje chłopaka przez internet i chce się z nim spotkać - nie jest to żadna nowość, ale również porusza trudny temat, więc zasługuje na jeden punkt.
II. Świat przedstawiony:
1. Fabuła:
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 0
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 2
3. Lila, Kubuś i demony: 8
4. Słońce i księżyc: 1
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 0
6. Listy do Mamy: 1
Uzasadnienie:
San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego i Aza umiera, Anitra tańczy dalej są dla mnie w jakimś sensie podobnymi tekstami. Odnoszę wrażenie, że są nieco przegadane, mają zrobić wrażenie stylem, słownictwem, zapisem, a wydaje mi się, że zabrakło w tym wszystkim miejsca na uczucia, a przynajmniej w moim przypadku. Czytając te dwa teksty nie poczułam nic poza zmęczeniem. Nie potrafię docenić fabuły, bo do mnie nie trafia. Prędzej odnalazłabym jakieś plusy w pierwszej miniaturce, tutaj mogłabym wysilić się i coś docenić, pociągnąć wspomniany wcześniej przeze mnie wątek z wtrąceniami rodem z zawodów sportowych, powiązać to z główną fabułą, ale zrobiłabym to wbrew sobie.
Mężczyzna o zielonych oczach - autorka konsekwentnie poprowadziła swoją historię - przedstawiła nam realia, w których żyje Anka, jej historię, sposób na zdobycie pieniędzy, rozwój sytuacji między nią, a Adamem, jej uczuć, postanowień, pozostawiając nas ciągle z nadzieją, że dziewczyna w końcu zazna szczęścia, a na koniec zrzuciła nam takie nieszczęście na głowę.
Lila, Kubuś i demony - autorka wpadła na genialny pomysł, poprowadziła nas przez kilkanaście lat życia Kuby, pokazując zmiany, które zachodziły w nim i jego stosunku do dziewczyny. Stworzyła obraz, który naprawdę zapada w pamięć, zmusza do myślenia, zatrzymania się na dłużej, spojrzeniu na samego siebie w przeszłości i obecnie. Również była konsekwentna, widać, że wiedziała, co chce zrobić ze swoją miniaturką, czuło się to w każdym zdaniu czy słowie.
Słońce i księżyc - malutki punkcik za przeniesienie nas w nietypowe realia, dodając do tego bajeczną nutkę. Nie jest to może dopracowany tekst, ale potrafię docenić pomysł, na który wpadła autorka.
Listy do Mamy - punkt za w miarę dobre poprowadzenie fabuły, choć, niestety, muszę przyznać, że na końcu czegoś mi zabrakło. Odniosłam wrażenie, że autorka nie przekazała wszystkiego, co miała do powiedzenia, zupełnie jakby urwała swój tekst w pewnym miejscu i nie dokończyła swojej opowieści.
2. Postacie:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 0
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 6
3. Lila, Kubuś i demony: 12
4. Słońce i księżyc: 0
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 0
6. Listy do Mamy: 0
Uzasadnienie:
Tylko dwa teksty sprawiły, że poczułam cokolwiek do bohaterów.
Lila, Kubuś i demony - ta dopracowana w każdym calu miniaturka wywołała we mnie mnóstwo emocji. Autorka spisała się świetnie. Lila jest ciepła, opiekuńcza, magiczna, troskliwa i dobra. Jak wspomniałam wcześniej - nie można jej do końca odczytywać dosłownie, ale jeśli pójść wersją, że jest namacalną postacią, to uznaję ją za cudowną i niezwykłą osobę. Wydaje mi się, że każdy człowiek mógłby identyfikować się z Kubą, odnajdujemy w tym tekście samych siebie, to jak zmieniamy się z wiekiem, w co wierzymy, jak wyglądają nasze relacje z ludźmi, kiedy zaczynamy przejmować się tym, co inni powiedzą czy pomyślą. Początkowo mamy przed sobą niemowlę, które jeszcze nie zarejestruje tego, co dzieje się na świecie. Potem ciekawskie dziecko, powoli uczące się zasad, które tutaj panują, by następnie oglądać dojrzewającego(ale czy na pewno?) chłopaka, którego zaczynają dopadać różne demony, wątpliwości, uczucia, których nigdy nie znał. Relacje dwójki bohaterów są niezwykłe, każdy przeżywał coś podobnego - może nie dosłownie, nie wszystko, lecz każdy znajdzie tutaj coś, co odniesie do siebie samego. Chciałam jeszcze powiedzieć, że od razu polubiłam Lilę i bardzo przeżywałam to, jak Kuba zaczął się od niej oddalać. Brawo.
Mężczyzna o zielonych oczach - autorka może nie do końca mnie przekonała, ale tutaj coś poczułam. Wstręt do ojczyma Anki i Justyny, współczucie, niepokój, nadzieję, sympatię, gniew. Anka okazała się bardzo silną osobą, lecz potrzebującą wsparcia, troski. Niesprawiedliwie ją na końcu potraktował Adam, zresztą życie dało jej mocno w kość, choć była taka młoda. Autorka zasłużyła na te kilka punktów.
Przykro mi, ale muszę postąpić zgodnie z własnym sumieniem i docenić tylko te dwie prace.
III. Forma:
1. Styl:
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 3
3. Lila, Kubuś i demony: 5
4. Słońce i księżyc: 0
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 2
6. Listy do Mamy: 0
Uzasadnienie:
San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego - nie lubię tego typu tekstów, nie przepadam za takim stylem. Czytając tego rodzaju miniaturki odnoszę wrażenie, że autorka skupiła się na szlifowaniu formy kosztem treści. Denerwuje mnie maniera używania wielkich słów, by pokazać, że ma się niesamowity warsztat i zasób słów, myśląc, że zrobi się większe wrażenie na odbiorcy. Nie czytało mi się przyjemnie i płynnie. Wręcz przeciwnie. Mam alergię na takie teksty. Już sam początek mnie zniechęcił.
Mężczyzna o zielonych oczach - w oczy rzuciły mi się jakieś potknięcia, ale styl autorki jest bardzo przyjemny, bogaty w przystępny sposób. W pewnych momentach wydawało mi się, że czytam fragmenty wiersza. Dzięki temu wszystkiemu mogłam skupić się na fabule, bohaterach i uczuciach.
Lila, Kubuś i demony - moim zdaniem najprzyjemniej i najlepiej napisany tekst. Autorka ma bardzo dobry styl, dysponuje bogatym słownictwem, sprawia, że czytelnik może zarówno podziwiać jej warsztat, jak i chłonąć przekaz. Takie właśnie miniaturki lubię najbardziej. Widać, że jest tutaj wszystko dopracowane i spójne.
Słońce i księżyc i Listy do Mamy niczym mnie nie zachwyciły, nie zwróciły mojej uwagi, nie wyróżniały się na tle reszty.
Aza umiera, Anitra tańczy dalej - tutaj sprawa ma się podobnie jak z tekstem numer jeden. Styl nie przypadł mi do gustu, zresztą - mam podobne uczucia jak w przypadku wspomnianej miniatury numer jeden, więc nie będę się powtarzać.
2. Jakość:
Pula punktów: 8
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 1
3. Lila, Kubuś i demony: 3
4. Słońce i księżyc: 0
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 2
6. Listy do Mamy: 0
Uzasadnienie:
Słońce i księżyc, Listy do Mamy - więcej potknięć niż w innych tekstach, zapis kompletnie nie przypadł mi do gustu. Myślę, że gdyby autorki chociaż jeszcze jeden raz przed wysłaniem przejrzały swoje teksty - byłoby o wiele lepiej.
Mężczyzna o zielonych oczach - tutaj też były jakieś potknięcia, lecz poza tym wszystko było w porządku.
San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego i Aza umiera, Anitra tańczy dalej - przepraszam, że kolejny raz mówię o tych dwóch tekstach razem, lecz mam co do nich podobne odczucia, nie chciałabym się powtarzać. Choć mnie drażniły, chciałabym choć tak docenić trud, jaki autorki włożyły w stworzenie tych tekstów, bo wierzę, że naprawdę spędziły dużo czasu nad dopracowywaniem tej strony swoich tekstów. No i przejrzysty zapis jest tutaj na pewno plusem.
Lila, Kubuś i demony - jest to mój faworyt pod każdym względem. Autorka włożyła naprawdę dużo pracy w szlifowanie swojej miniaturki i wyszło jej to bardzo dobrze. Błędów chyba nie zauważyłam, tekst jest dopracowany i dopięty na ostatni guzik.
IV. Ogólne wrażenie:
Pula punktów: 6
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 0
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 1
3. Lila, Kubuś i demony: 5
4. Słońce i księżyc: 0
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 0
6. Listy do Mamy: 0
Uzasadnienie:
W tym miejscu chciałam powiedzieć, że mam nadzieję, że żadna z autorek nie obrazi się na mnie po przeczytaniu mojej oceny. Każdy ma swój gust, kieruje się czymś innym przy ocenie. Serce mówiło mi, że mam oceniać tak, by nie mieć potem wyrzutów sumienia, ocenić tak, jak naprawdę uważam. I tak też zrobiłam.
Najlepszym tekstem według mnie jest Lila, Kubuś i demony - wywołał we mnie mnóstwo emocji, siedzi w mojej głowie i coś czuję, że jeszcze długo będę rozmyślać o tej historii. Cieszę się, że zmusiła mnie do rozmyślań na temat mojego dorastania i mojej przeszłości.
Mężczyzna o zielonych oczach - czytałam ten tekst z przyjemnością, byłam ciekawa, jak dalej potoczą się losy Anki. Autorka wywołała we mnie uczucia, choć przyznam, że mniejsze niż mój faworyt.
Co do reszty. Kochane, wybaczcie, po prostu nie wpisałyście się do końca w mój gust. Przeczytałam wszystkie teksty, trawiłam je, rozmyślałam o nich, miałam porobione notatki, długo zastanawiałam się, jak podzielić punkty, co napisać. Cieszę się, że ten konkurs doszedł do skutku, że dotrzymałyście słowa i napisałyście miniaturki. Temat niezwykły, dotyczący każdego człowieka. Patrząc na Wasze teksty widać, że każdy ma inną wizję dojrzewania, a to dopiero ułamek tego, co można zrobić z tym tematem.
Jestem szczęśliwa, bo mogłam przeczytać Wasze miniaturki i je ocenić. Dziękuję Wam za to.
Pozdrawiam! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pon 21:38, 12 Mar 2012 |
|
Ocena nr 4
I. Pomysł:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 3
2. Mężczyzna o zielonych oczach: -
3. Lila, Kubuś i demony: 3
4. Słońce i księżyc: 3
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 6
6. Listy do Mamy: 3
Uzasadnienie:
W kategorii „Pomysł” na największe wyróżnienie zasługuje moim zdaniem miniaturka Aza umiera, Anitra tańczy dalej. Przedstawienie egzystencjalnego bólu dorastania w formie luźnych zapisków, odkrywanie przed czytelnikiem skrawków duszy podmiotu literackiego, ukazanie wewnętrznego świata w tak bardzo naturalny sposób, jakby się spisywało codzienność poruszył mnie do głębi. Pomysł w tym tekście zaskakuje prostotą – tu nie ma wymyślnych historii, precyzyjnie wykreowanych bohaterów, zawiązania akcji, punktu kulminacyjnego czy jednoznacznego finału, jest tylko lub aż opowieść o człowieku. O lęku, który dręczy jego duszę, o nieokiełznanych emocjach, które potrafią obezwładnić jego mózg, nakazując ciału dążenie do autodestrukcji. To tekst o potędze ludzkiego umysłu. O poszukiwaniu siebie, własnej drogi w trudnym okresie adolescencji, o próbie zrozumienia kim jestem, po co żyję. O bezbronności człowieka, o jego samotności w momencie odnajdywania zaginionych wartości i celów. O ułomności każdego z nas w dążeniu do poszukiwania doskonałości. Pomysł na takie spojrzenie problemu dorastania wydał mi się wręcz genialny w swojej naturalności.
Wszystkie pozostałe teksty oceniam w tej kategorii tak samo. Dlaczego? Po pierwsze w każdym z nich można zaleźć coś ciekawego, nowego. Poziom zaprezentowanych miniaturek jest – co niezmiernie cieszy – wysoki. Autorki stanęły na wysokości zadania i wymyśliły kilka świetnych, intrygujących historii. Pozwolicie, że skomentuję je poczynając od tekstu nr 6, bo akurat mam taki kaprys.
Listy do Mamy to bardzo ciepła, optymistyczna opowieść o dorastaniu nie pozbawiona ciekawego wątku, który nazwałabym wręcz sensacyjnym. I choć wybrany przez autorkę temat zagubionej w nowym środowisku nastolatki, która „odstaje” w pewien sposób od grupy, jest stary prawie tak, jak świat literatury, to poruszane problemy wciąż pozostają świeże i aktualne. Podobało mi się umiejscowienie akcji w tak bardzo współczesnym świecie wszechpotężnego internetu, przedstawienie dobrze dobranych postaci drugoplanowych: zapracowanej, robiącej karierę samotnej matki, która jednak nie do końca – na szczęście –zatraciła się w pogoni za pieniądzem oraz dwulicowego ‘przyjaciela’ z sieci. To, co ujęło mnie jednak najbardziej w tym tekście, to forma przedstawienia problemu w listach do mamy pisanych przez główną bohaterkę, będących swego rodzaju pamiętnikiem. Niezwykły pomysł, wart dużego uznania dla autorki.
Tekst Słońce i księżyc ma według mnie ogromny, choć nie do końca wykorzystany przez autorkę potencjał. Jest dla mnie swojego rodzaju legendą, nieco egzotyczną przypowieścią, jak barwny ptak. Taka też wydaje mi się główna bohaterka, nastoletnia księżniczka Ayati. Ten tekst, poprzez taki a nie inny świat przedstawiony, dobór baśniowych postaci, dylematów z jakimi muszą się zmierzyć; wyborów, jakich muszą dokonać, jest swego rodzaju metaforą dorastania. Trudną rzeczywistością nastolatki pokazaną przez autorkę w świecie Baśni z tysiąca i jednej nocy.
Lila, Kubuś i demony to oryginalny, intrygujący fantastyką, pomysł na przyjrzenie się problemowi dorastania. Pomysł wart uwagi i docenienia niezwykłej wyobraźni autorki. Dla mnie jest on swego rodzaju mitem o dorastaniu, gdzie postacie realne przeplatają się z istotami nadprzyrodzonymi. Lila jest taką ‘dobrą wróżką’, aniołem stróżem małego Kubusia, który wraz z upływem lat przestaje wierzyć w bajki. Dorastając, traci dziecinną naiwność, ale przede wszystkim traci o wiele więcej – cząstkę siebie samego. Smutna, ale jakże prawdziwa baśń o rzeczywistości. Po przeczytaniu tego tekstu, myśląc o nim, zastanawiałam się czy tak już musi być? Czy stając się dorośli zabijamy w sobie na zawsze tę dziecinną szczerość, zatrzaskujemy drzwi, przed wszystkim co inne, nie do końca realne, dające się wytłumaczyć prawami natury? Duże brawa dla autorki, za ten tekst. Zmusza do myślenia, do zastanowienia się nad sobą. I choć napisany w konwencji baśni jest zaskakująco dojrzały i prawdziwy.
San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego – ten tekst mnie zachwycił przede wszystkim formą, ale o tym będzie później. Pomysł na tę miniaturkę zaskakuje trafnością obserwacji realnego świata. Tu nie ma miejsca na baśniowe postacie, są tylko wspomnienia odarte ze złudzeń. Czytałam ten tekst kilka razy, bo zdarzało mi się zagubić gdzieś pomiędzy niezwykłymi zdaniami sens tej opowieści. Ta miniatura w namacalny wręcz sposób ukazuje nam szary, zwyczajny jakże ułomny świat. Świat widziany oczyma dziewczyny, a w zasadzie kobiety, która wydaje mi się zbyt szybko musiała dorosnąć. I stanąć twarzą w twarz z koszmarami twardej rzeczywistości. To tekst o dojrzewaniu do pewnych decyzji, o odnajdywaniu własnej tożsamości, w przemeblowanym na nowo świecie, który wcale nie jest lepszy i wspanialszy od tego starego. O trudnej sztuce wybaczania, przełamywania samego siebie. O próbie zrozumienia, dlaczego czasem musimy ugiąć się przed rzeczywistością, choć jest to sprzeczce z naszymi wartościami. Tak ja rozumiem tę opowieść i pomysł na przedstawienie czym jest dorastanie.
II. Świat przedstawiony:
1. Fabuła:
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: -
3. Lila, Kubuś i demony: 3
4. Słońce i księżyc: 2
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 2
6. Listy do Mamy: 3
Uzasadnienie:
W tej kategorii doceniłam nieco bardziej dwa teksty: Listy do Mamy i Lila, Kubuś i demony.
Pierwszy z nich czytałam z przyjemnością, brnęłam wraz z bohaterami w rozwój wydarzeń, zachłannie oczekując finału. To opowiadanie ma bardzo zwartą, przemyślaną i dobrze skomponowaną fabułę. Świetnie poprowadzone przez autorkę napięcie, wątek sensacyjny, ukazanie relacji pomiędzy matką a córką, relacji Misi z rówieśnikami, a przy tym przepiękny, ciepły, troszkę nostalgiczny klimat i optymistyczne zakończenie zasługują na duże brawa.
Tekst Lila, Kubuś i demony – zauroczył mnie kompozycją podobną do sztuki teatralnej. To świetny spektakl rozpisany na dwóch aktorów, który powoli osacza, wciąga, intryguje, by w finale wywołać falę wzruszeń i pewien niedosyt, że to już koniec.
Pozostałym tekstom pod względem fabularnym też niczego nie brakuje, jednak nie ‘oczarowały’ mnie w tej kategorii tak, jak dwa wspomniane powyżej.
W opowiadaniu Słońce i księżyc mamy do czynienia z baśnią, która jednak jest ciekawsza, gdy rozpatrujemy ją pod innymi aspektami, niż w kategorii fabuły, ponieważ ta jest troszkę za bardzo przewidywalna.
W miniaturce San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego znowu patrzyłam na przedstawione wydarzenia przez pewien pryzmat wspomnień. Zaskakująca była dla mnie tylko końcówka, co doceniam, bo sprawiła, że troszkę inaczej spojrzałam na ten – nomen omen – bardzo dobry skądinąd tekst.
Praca Aza umiera, Anitra tańczy dalej to nieco chaotyczny ciąg zdarzeń, które jednak układają się w spójną całość, jeśli ktoś się dokładnie wczyta i jeszcze dokładniej zanalizuje tekst. Ten chaos wydaje mi się, patrząc na treść, zamierzonym wybiegiem autorki. To tak jakby się czytało Ulissesa Joyce’a po raz pierwszy i usiłowało zrozumieć zastosowaną przez niego technikę symultaniczną bez uprzedniego przygotowania.
2. Postacie:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 3
2. Mężczyzna o zielonych oczach: -
3. Lila, Kubuś i demony: 5
4. Słońce i księżyc: 3
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 4
6. Listy do Mamy: 3
Uzasadnienie:
Najciekawsze i najbardziej barwne postacie, moim zdaniem, wykreowała autorka tekstu Lila, Kubuś i demony. Dorastający Kubuś, ukazany najpierw jako mały brzdąc, potem chłopczyk, by w końcu aspirować do miana dorastającego mężczyzny to swego rodzaju przepięknie poprowadzone studium przypadku, ukazujące w bardzo prosty, a jednocześnie niezwykle (jak na taką ilość tekstu) rozbudowany proces rozwoju człowieka. I to bez zbędnych banałów, przerysowań czy też domorosłych morałów. Bardzo dobrze skonstruowana i poprowadzona postać. Drugi ogromny plus dla autorki za postać Lilki – ni to wróżki, ni to opiekuńczego duszka, wyimaginowanej (ale jakże przy tym prawdziwej!) przyjaciółki, która zostaje w finale odrzucona, jak zbędna zabawka, która jest tylko reliktem dzieciństwa. Ośmielę się nazwać tę bohaterkę postacią w pewien sposób tragiczną, niby realną, ale w tej swojej fantastyczności niebywale autentyczną. Wytworem wyobraźni, który wzbudził we mnie wiele bardzo ciepłych emocji. I przyznam się autorce szczerze, że w scenie finałowej, kiedy w Kubusiu ożywają dość niskie, samcze instynkty, po prostu się popłakałam.
O tekście Aza umiera, Anitra tańczy dalej i głównej, a w zasadzie jedynej, nie licząc wspomnianych jedynie postaci epizodycznych, bohaterce napisałam już sporo powyżej, w kategorii pomysł, bo według mnie jest to w tym przypadku nierozerwalnie połączone. Tak więc nie będę się powtarzać, dodam tylko że jest to bardzo złożone, dojrzałe, mocne studium osoby, które mnie poruszyło aż do trzewi i wzbogaciło mnie samą, bo wywołało lawinę przemyśleń, poszukiwania odpowiedzi, próbę określenia na nowo własnego Ja. Dziękuję, autorko!
Pozostałym trzem tekstom w tej kategorii przyznaje po 3 punkty, bo we wszystkich odnalazłam żywe, pełnokrwiste, niejednoznaczne postacie.
W miniaturce Listy do Mamy ujęła mnie postać matki. Niezwykle prawdziwie nakreślona, dopieszczona wręcz przez autorkę. Wrażliwa a jednocześnie bardzo silna kobieta, która potrafi docenić to, co dla niej najważniejsze. Nie gubi się w krytycznym momencie, nie stara się walczyć sama, przyjmuje pomoc od przyjaciela, odnajduje córkę w sensie fizycznym, a przede wszystkim duchowym. I jeszcze jedno, co mnie autentycznie w tej postaci zachwyciło, to bardzo dojrzałe i rozumne postępowanie, kiedy Misia okłamując ją jedzie do Torunia, ta matka nie krzyczy na nią, nie ogranicza durnymi szlabanami, nie wlepia bezmyślnie kar, tylko stara się zrozumieć postępowanie córki. Piękna jest scena, w której ‘włamuje się’ do komputera Misi (nie pochwalam, ale uznaję siłę wyższą) i odnajduje listy pisane do niej samej. Łza się w oku kręci.
Słońce i księżyc – w tej baśniowej opowieści tkwi potencjał. Taki sam potencjał dostrzegam w głównej bohaterce. To niejednoznaczna postać. Kiedy ojciec chce ją, niewinną, młodziutką dziewczynę, która jeszcze niewiele wie o świecie, wydać za mąż bez miłości – kibicowałam jej, by tak się nie stało. Potem jednak dostrzegłam rysę w osobowości księżniczki. Bez mrugnięcia okiem wysyłała ludzi na śmierć w egoistycznym poszukiwaniu wyimaginowanej uczucia. Czy wraz ze znalezieniem swojej ‘połówki’, swojego Księżyca zmienia się? Wydaje mi się że tak, że właśnie wówczas dorasta i pojmuje w końcu to, że jest odpowiedzialna za wszystkie swoje czyny. Niby baśń, ale jakże prawdziwa. Niby księżniczka, a jednocześnie po trochu każda z nas. Za Ayati trzy duże punkty.
San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego – w tej miniaturce też mamy tak właściwie jedną postać, za to skonstruowaną z drobiazgową szczegółowością a przy tym opisaną w niewiarygodnie genialny sposób za pomocą tylko i wyłącznie słów. W tej pracy, którą jako jedyną śmiało nazwę obrazem, bo jest bardziej namalowana słowami, niż opisana, główna bohaterka to zwykła, przeciętna dziewczyna, która jednak na kilku stronach rozwija się, ewoluuje, dojrzewa. I to widać a tym obrazie. Ciekawa postać, o której też już kilka słów napisałam w pomyśle, więc się nie powtarzam. Postać, z którą być może osobiście nie do końca się zgadzam, ale zdecydowanie warta uwagi i wyróżnienia.
III. Forma:
1. Styl:
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 4
2. Mężczyzna o zielonych oczach: -
3. Lila, Kubuś i demony: 3
4. Słońce i księżyc: 1
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 3
6. Listy do Mamy: 1
Uzasadnienie:
W tej kategorii wygrywa dla mnie bezapelacyjnie tekst San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego. Ta miniatura jest napisana w taki sposób, że nawet gdyby opowiadała o wędrówce ślimaka przez pustynię, dzięki zastosowanym przez autorkę środkom stylistycznym i tak byłaby godna uwagi. Już pierwszy opis przygotowującej się do startu na bieżni dziewczyny – niby zupełnie prozaiczna czynność – zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. Namalowany przez autorkę słowami obraz, sprawił, że dostrzegłam w tym fragmencie – nie boję się użyć tego określenia i robię to z pełną świadomością i przekonaniem – znamię geniuszu. Czytanie tej miniaturki sprawiło mi ogromną przyjemność. Będę do niej często zaglądać, choćby po to, aby się uczyć pięknie pisać.
Na drugim miejscu - ex aequo – w tej kategorii znajdują się dla mnie dwa teksty Lila, Kubuś i demony i Aza umiera, Anitra tańczy dalej. Obydwa napisane w taki sposób, że się przez nie przepływa łagodnie – abstrahując od treści, mówię tutaj tylko o środkach wyrazu zastosowanych przez autorki. W pierwszym z nich zabrakło mi troszkę opisów, ale na szczęście umiejętnie prowadzone dialogi zdają się rekompensować ten niewielki brak. Ten tekst przypomina mi chwilami sztukę teatralną, która „ubrana” w dodatkową scenografię byłaby fantastycznym, mistycznym wręcz przedstawieniem.
Tekst Aza umiera, Anitra tańczy dalej jest swoistym zapisem myśli nieuczesanych, skrawków zdarzeń, przeżyć, odczuć, doznań. Wulkanem emocji, które autorka wypluwa jak gejzer, zasypuje bezbronnego czytelnika niepokojącą, wdzierającą się w duszę lawą ubraną w słowa. Ale to nie są zwykłe słowa. Niektóre zdania podrzędnie złożone, długie, zgoła nieczytelne budzą grozę swoim przekazem. Inne, krótkie, jakby specjalnie urwane, odkrywają nasze własne lęki. To trudny tekst, który zmusza do myślenia, do pochylenia głowy, do uderzenia się w piersi i postawienia sobie kilku ważnych pytań. A jednocześnie tekst przez który się przepływa, wciągniętym przez autorkę w przedstawiony przez nią świat. A płynąc przez niego otwiera się coraz szerzej oczy, coraz bardziej się go chłonie każdą komórką ciała.
Po jednym punkcie w tej kategorii otrzymują ode mnie teksty Listy do Mamy i Słońce i księżyc. Obydwa napisane dobrze, ciekawymi stylami, choć bardzo różnymi od siebie.
Pierwszy jest zgrabnym opowiadaniem, naturalnym w swoim wyrazie. Drugi zaskakuje egzotyką, choć biorąc pod uwagę fabułę tego tekstu, zabrakło mi w nim opisów tego nieco egzotycznego świata przedstawionego.
2. Jakość:
Pula punktów: 8
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: -
3. Lila, Kubuś i demony: 1,5
4. Słońce i księżyc: 1,5
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 1,5
6. Listy do Mamy: 1,5
Uzasadnienie:
Tu, drogie Panie, pozwolicie, że ocenię bardziej ogólnie, nie rozpisując się szczegółowo nad każdą z Waszych prac. Bardzo ogólnie i jak widać po rozdzielonej punktacji bardzo ‘równo’. Dlaczego tak? Po pierwsze dlatego, że nie zauważyłam w tekstach błędów. Serio. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, nie dostrzegam niuansów interpunkcyjnych, te kilka zjedzonych literówek do dla mnie żaden błąd, więc trudno mi się wypowiadać. Po drugie, mam zamiar w końcu dobrnąć do finału tej oceny, a jakoś na razie idzie mi to z trudem. Po trzecie i tak rzadko kto to przeczyta, a więc...
Po półtora punktu dla wszystkich tekstów, z wyjątkiem San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego, która to praca otrzymała ode mnie aż 2 punkty, ponieważ język jakim operuje autorka jest dla mnie niedoścignionym ideałem. A ponadto zawsze pisze przepiękną polszczyzną, bezbłędnie, z dbałością o najdrobniejsze szczegóły.
To by było na tyle w tym temacie.
IV. Ogólne wrażenie:
Pula punktów: 6
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 1
2. Mężczyzna o zielonych oczach: -
3. Lila, Kubuś i demony: 1
4. Słońce i księżyc: 0
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 3
6. Listy do Mamy: 1
Uzasadnienie:
Największe wrażenie wywarł na mnie tekst Aza umiera, Anitra tańczy dalej. Jest trudny, czasami chaotyczny, ale też przerażająco szczery, odarty ze złudzeń. Opowiada w sposób niebanalny o tym, jak trudne potrafi być dojrzewanie. Ten tekst mnie zaczarował, zmusił do spojrzenia w głąb siebie, na swoje własne lęki. Przeczytałam go dwa razy, żeby zrozumieć. Musiałam go przemyśleć, zastanowić się nad jego wszystkimi aspektami. Poczuć go w sobie. I szczerze powiem autorce tego tekstu, że czytając go kilka razy miałam łzy w oczach, czułam się jak jej bohaterka: bezbronna, zagubiona, wystraszona, obojętna, zniechęcona, rozczarowana, otoczona światem i ludźmi, którzy nie potrafią mnie zrozumieć. Emocje, opisane w tym tekście przytłaczają swoim ogromem, ale przede wszystkim zmuszają do myślenia, do spojrzenia z boku na świat przedstawiony w tej miniaturce. A ten świat momentami przypomina chaos, próżnię wypełnioną urywkami drobnych zdarzeń, które układają się jak połamane puzzle w pogmatwany, zniekształcony bólem egzystencji obraz. Autorko, dziękuję za ten tekst. On otwiera oczy.
Po jednym punkcie wędruje do tekstów Listy do Mamy, San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego i Lila, Kubuś i demony.
Pierwszy z nich oczarował mnie ciepłem, bezpretensjonalnością i optymizmem. Czytałam go jako pierwszy ze wszystkich biorących w tym konkursie tekstów i byłam zauroczona, w jaki sposób autorka poradziła sobie z tym tematem. Dojrzale, ale bez zbędnych umoralnień. Listy do Mamy to opowiadanie, które poprawia humor, sprawia, że świat znów nabiera ciepłych, pozytywnych barw, a każdy problem wydaje się możliwy do rozwiązania.
Lila, Kubuś i demony to tekst w pewien sposób mistyczny. Piękny, oczarowuje kreacją bohaterów i oryginalną fabułą. Pomieszaniem jakże zwyczajnej rzeczywistości ze szczyptą magii i marzeń. Ma niesamowity klimat, taki trochę baśniowy, a jednocześnie autorka wydaje się twardo stąpać na ziemi i opisuje każde urodziny chłopca w sposób drobiazgowy, tak, że czujemy się obecni w wykreowanym przez nią świecie.
San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego to świetnie napisany tekst, który robi wrażenie przede wszystkim doskonałym zastosowaniem środków stylistycznych. Nie mogę przejść obojętnie obok tej miniatury. Wywołuje we mnie jednak dwojakie emocje – zachwyt nad formą i pewien niedosyt w opowiedzianej historii, jakby za krótkiej, urwanej, nie do końca wyjaśnionej, ale z drugie strony czy dojrzewanie jest na tyle przewidywalne, by móc go zamknąć w pewne ramy? Dlatego nie czepiam się i skupiam na przyjemności czytania idealnie skomponowanych zdań, przesiąkniętych zgrabnymi metaforami, oddających w niesamowity sposób emocje płynące z każdego akapitu.
Podsumowując ten konkurs i Wasze prace chciałam jedynie dodać, iż celowo i z pełną świadomością (a także z odpowiedzialnością) nie skrytykowałam ostro żadnego z tekstów, ponieważ uważam, że są one napisane na podobnym, wysokim poziomie. Tylko osobisty gust oceniającego decyduje o przyznanej ilości punktów w poszczególnych kategoriach. Wasze miniaturki - wszystkie, bez wyjątku - zasługują na uznanie i wyróżnienie.
Fakt, mnie akurat najbardziej poruszył tekst Aza umiera, Anitra tańczy dalej, ale nie mogłabym nie docenić pełnego ciepła, wzruszeń i dobrych emocji klimatu z tekstu Listy do Mamy, świetnie zbudowanych postaci w bardzo dojrzałym tekście Lila, Kubuś i demony, genialnej wręcz formy w obrazie San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego i baśniowej metafory w opowiadaniu Słońce i księżyc.
Bardzo dziękuję, drogie autorki, za tak dobrą lekturę! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Śro 9:22, 14 Mar 2012 |
|
Ocena nr 5
Będzie krótko, wyjszłam z wprawy.
I. Pomysł:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 8
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 3
3. Lila, Kubuś i demony: –
4. Słońce i księżyc: 1,5
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 4
6. Listy do Mamy: 1,5
Uzasadnienie: Jeśli chodzi o realizację tematu, mam zastrzeżenia do trzech prac: 2., 4. i 5. W czym rzecz? Otóż odnoszę nieodparte wrażenie, że nie są to prace o dojrzewaniu. „Mężczyzna…” oraz „Aza…” to teksty o przedwczesnym, przymuszonym dorośnięciu, natomiast „Słońce i księżyc” niewiele ma z dorastaniem wspólnego, chyba że potraktować tę baśń jako przypis do dojrzewania, jakiś tam drogowskaz odczytywany dziecku na dobranoc. Ale od początku.
„San Lorenzo…” to tekst, który niesie ze sobą wiele dziwnych uczuć. Nie potrafię ich nazwać, ale są z całą pewnością pozytywne, pomimo dosyć przygnębiającego nastroju. Prosta, pozbawiona fantastyki czy science-fiction opowieść, nie napompowana patosem, lecz prostą, łagodną szczerością, która co prawda nie zawsze była tak samo łagodna dla głównej bohaterki. To zdecydowanie dobry, bardzo prawdziwy tekst o dojrzewaniu: dojrzewaniu wśród płaczu i awantur, dojrzewaniu do przebaczenia. Oprócz tego przejrzysta, trójdzielna kompozycja, czyli pomysł na formę – u mnie zawsze za takie igraszki z tekstem dostaje się dodatkowe plusiki. Tekst przeplata się z przedziwnymi fragmentami o bieganiu-mówieniu, które nie do końca rozumiem, nie umniejsza to jednak mojej fascynacji. Brak zastrzeżeń.
„Mężczyzna o zielonych oczach” to też tekst, który przyjęłam bardzo pozytywnie. Chociaż rzeczywiście fabuła jest nieco poplątana, to nie uważam, jak moje poprzedniczki, żeby to było aż tak przytłaczające. Moim skromnym zdaniem nieszczęście w życiu Anki było tylko jedno: choroba jej siostrzyczki, cała reszta, oprócz afektu do nauczyciela, to następstwa tego faktu. Na czym jednak polega moje zastrzeżenie? Zastanawiam się, czy aby na pewno jest to tekst o dojrzewaniu. Dla mnie dojrzewanie przejawia się w nabywaniu umiejętności podejmowania konkretnych decyzji, zdolność do przewartościowania, odwaga do wyrażania siebie i, ostatecznie, wyzbycie dziecięcej naiwności. Gdy spotykamy Ankę, ona już dorosła. Pracowała jako „dama do towarzystwa”, poświęcała się, to było już po fakcie, nie widzimy samego procesu, lecz jego skutki. Jej naiwność nie jest spowodowana dziecinnością – niedojrzałością, lecz nadzieją i potrzebą bycia kochaną. Dlatego uważam, że ten tekst to praca, niestety, nie na temat.
„Słońce i księżyc”. Pomysł oceniłabym wysoko, gdyby nie fakt, że został spaprany. Czym? Absolutnym zboczeniem z tematu. Nie widzę tutaj dojrzewania. Jeśli dojrzewanie to umiejętność stwierdzenia „pokocham tego, który się najbardziej poświęci”, to ja wsiadam w pojazd kosmiczny i stwierdzam jak ludzik z kwejkowego mema: Nothing to do here. Widzę, że autorka miała jakiś pomysł, jakąś wizję, i doceniam to, natomiast dobrymi chęciami jest piekło wyłożone. Cytat na początku na nic się ma do reszty. W którym momencie nasza rozpieszczona księżniczka się przebudziła? Przecież ona wciąż żyje w swoim pięknym światku ze swoim pięknym księciem. Sama fabuła jest tak naiwna, że zbacza z formy bajki a wkracza na tereny harlequinów. „Twoja miłość dodała mi skrzydeł”? Istnieje gorszy frazes?
Pomysł w tekście piątym, „Aza umiera, Anitra tańczy dalej”… Kurczę, bardzo trudno mi oceniać ten tekst. Po pierwsze dlatego, że jest szokująco realistyczny. Po drugie dlatego, że znów wydaje mi się, że nie mówi o dojrzewaniu. Droga Autorko, dojrzewanie przeciętnego człowieka jest co prawda ciężkim okresem, wydaje się nam także, że jesteśmy samotni, ale to, co Ty przedstawiłaś, to bardzo smutny tekst o samotności, opuszczeniu, niezrozumieniu, żalu, bólu, cierpieniu, nieszczęśliwości, złości, nienawiści i całej reszcie negatywnych uczuć. Nie oznacza to, że gdy dorastamy, nie cierpimy, nie czujemy się samotni i nie złościmy się na cały świat, wręcz przeciwnie, tym właśnie się ten okres cechuje. Lecz przeżycia głównej bohaterki „Azy…”, to coś, co poszło znacznie dalej. Wydaje mi się, że tak jak w przypadku „Mężczyzny…”, podmiot mówiący w tekście 5. już dorósł. To już się stało. Natomiast ta dojrzałość przyniosła ze sobą problemy, które nie mają nic wspólnego z burzą hormonów. Jest to niewątpliwie realistyczny tekst, który pachnie mi nieco ekshibicjonizmem. Nie jestem pewna, czy to miejsce na takie wynurzenia. Już pomijając fakt, że w moich oczach nie wpisuje się w temat konkursu. Bo ludzie tak nie dorastają – tak powoli umierają. Ale może na tym polega dojrzałość? Na powolnym zabijaniu samego siebie. Rozmawiając ostatnio z koleżanką, doszłam do dziwnego wniosku, że… cytuję… „dojrzewanie nigdy nie kończy się dobrze, bo kończy się dorośnięciem”. Jestem zapartą fanką uroczej, dziecięcej niewinności, co zresztą widać pewnie po moim tekście. W „Azie…” ta niewinność jest tylko wspomnieniem Polanowa.
Ostatni tekst, „Listy do Mamy”, średnio do mnie przemówił. Ot, zwykła opowieść o skrywanym zbyt długo buncie. Ale na tym polega dojrzewanie, biorę to pod uwagę. I chociaż pomysł wydaje mi się banalny, nie mogę nie docenić jego prostoty.
Podsumowując, po temacie konkursu spodziewałam się bardziej przedstawienia przeobrażeń, które zaszły w bohaterze lub kilku, nie ważne czy w długim, czy w krótkim czasie. I nie przeobrażeń zewnętrznych, nie zmiany otoczenia, nie zmiany sytuacji życiowej, ale właśnie tego życia wewnętrznego. W trzech tekstach tego nie dostrzegłam, oczywiście rozumiem, że to mogą być moje wymysły, jednak nie zamierzam się ich wypierać. Co nie zmienia faktu, że punktacja wygląda, jak wygląda. Nie uważam, podkreślam, żeby którykolwiek z tych pomysłów był zły, ale skoro już porównujemy całość, wolałabym wyłonić swoich faworytów w każdej kategorii, stąd pewna surowość oceny (chociaż nie przesadna).
II. Świat przedstawiony:
1. Fabuła:
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 4
3. Lila, Kubuś i demony: –
4. Słońce i księżyc: 0
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 5
6. Listy do Mamy: 1
Uzasadnienie: „San Lorenzo…” niewątpliwie fabułę posiada, całkiem dobrą właściwie, jest ona jednak tak delikatnie nakreślona, tak gwałtownie pourywana, że z trudem dostrzegam ciąg przyczynowo-skutkowy. Nie uważam, żeby to uwłaczało tekstowi, jednak zbyt wiele punktów sypnąć nie mogę.
„Mężczyzna o zielonych oczach” to tekst realistyczny fabularnie, chociaż nie realistyczny. Co oznacza to stwierdzenie? Nie znam osoby, która przeżyłaby coś takiego, nawet o takich rzeczach nie słyszałam i podejrzewam, że takie dziwne przypadki nie zdarzają się często, więc chcąc nie chcąc odbiera mu to realizm. Natomiast ta fabuła, pokręcona i poplątana, jest dla mnie przekonująca. Nie jest to tekst ani naiwny, ani fantastyczny czy fantastyczno-naukowy. Podoba mi się wyważenie czasowe, tzn. żaden fragment nie ciągnął się jak… ciągutka (?), ale żaden też nie był zbyt krótki.
„Słońce i księżyc” ma fabułę zdecydowanie zbyt naiwną. Rozumiem, że taki był zamysł, rozumiem, że tak miało już być, że to bajka i tak dalej, ale bajka z zasady powinna nieść jakąkolwiek prawdę o życiu. I o ile poświęcenie księcia jeszcze da się podciągnąć pod morał, to zachowanie księżniczki… Cóż. A oprócz tego złe wyważenie w czasie, miejscami dokładność narracji wskazywałaby jednak na opowiadanie, innym razem pobieżność opisów na bajkę. Nie wiem na co autorka się zdecydowała, ale już wykładam, co mi nie pasuje. Otóż w bajce zawierają się jedynie najważniejsze elementy fabuły. Żadnych pobocznych wątków o wizycie u ciotki, a jeśli już, to wspomina się o nich pobieżnie, np. „Kiedyś ciotka rzekła jej…”. Ta rozbieżność jest dosyć rażąca i działa na niekorzyść tekstu.
„Aza umiera, Anitra tańczy dalej” to opowieść o fabule może niespecjalnie skomplikowanej, ale za to z całą pewnością wywołującej uczucia. Chyba najsilniejsze spośród wszystkich tekstów. Wśród tych uczuć dominował we mnie głównie niepokój i szok. Pomimo zarzucenia Autorce niezgodności z tematem, wcale nie skreślam tej opowieści, wręcz przeciwnie. Pomimo tego, że w moim odczuciu wcale nie traktuje o dojrzewaniu, a o szaleństwie wywołanym przez samotność i ten nieszczęsny wstyd, uważam, że całość została przedstawiona świetnie. Zapiski z dziennika dają nam nieco przerażającą szansę wgłębienia się w zakamarki duszy głównej bohaterki. I to jest straszne. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że nigdy, w całym moim życiu nie czytałam takiego horroru, jaki przeżywała bohaterka. Poruszające, dobrze poprowadzone, ciekawe, niemalże przepłynęłam przez tekst.
„Listy do Mamy” to rzeczywiście taka ciepła, prosta opowieść. Niestety, pomimo tej przyjemnej atmosfery, potrzebuję czegoś więcej, by mieć powód do przyznania większej ilości punktów. Nie uważam, by tekst był zły, natomiast nie poruszył mnie, nie skłonił do refleksji, nie wstrząsnął, jedynie nieco zaciekawił. To jednak trochę za mało.
2. Postacie:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 5
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 3
3. Lila, Kubuś i demony: –
4. Słońce i księżyc: 1
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 6
6. Listy do Mamy: 3
Uzasadnienie: Dziewczynka z „San Lorenzo…” (swoją drogą trochę nie rozumiem tytułu, ale to już inna bajka), potem dziewczyna, a na końcu kobieta jest bardzo dobrze zbudowaną postacią z punktu widzenia psychologicznego, oczywiście. Żywa, materialna, można jej dotknąć i jej współczuć (oraz czuć razem z nią). Oprócz tego sympatyczna, co może nie jest absolutnie wymagane, ale zawsze miło widziane. Reszta postaci przypomina mi rodziców z „Krowy i kurczaka”. Widzimy ich nogi, słyszymy ich głosy i widzimy, jak się krzątają, lecz pozostają jakimś tłem, które nadaje smaku rzeczywistości – gorzkiego zazwyczaj.
W „Mężczyźnie…”, tak jak i „Listach do Mamy” mamy dobrze nakreślone, realistyczne, namacalne postaci. Anka to prawdziwa dziewczyna, tak jak jej przyjaciel i nauczyciel. Chociaż nie są to postaci szokująco skomplikowane, to z całą pewnością bardzo prawdziwe. To samo tyczy się „Listów…”. Michalina jako nieco zagubiona, zamknięta w sobie dziewczyna przypomina mi moje koleżanki, o których nic nie wiem, które z wyboru siedzą w domu, zamiast pójść do klubu czy na huczną osiemnastkę. Jej mama za to, niestety, przypomina mi moją, chociaż nie całkowicie. To bardzo prawdziwe osoby. Doceniam te teksty w równym stopniu.
„Słońce i księżyc” jest mi oceniać bardzo trudno ze względu na konwencję. Te postaci miały być nieco naiwne i naiwnie zbudowane, takie też są. Ciężko mi nawet coś o nich powiedzieć. Takie Disneyowskie są.
No i… Główna bohaterka tekstu numer pięć. Reszty osobników nie biorę pod uwagę, bo są tylko wspomniani. Podmiot mówiący to bardzo złożona, dobrze nakreślona, wyrazista, realna, istniejąca, namacalna, porąbana osobowość. Zagubiona i zawstydzona w swoich uczuciach, nieszczęśliwa, osamotniona, niezrozumiana, zostawiona pośród ludzi, którzy nie chcą jej zrozumieć, pomimo że taka powinna być ich praca. Chyb najbardziej poruszyły mnie jej zwroty do mamy: „Mamo, zabierz mnie stąd”, czy coś takiego. Prosta, piękna i wzruszająca prośba. Jak często każdy z nas chciałby to powiedzieć.
III. Forma:
1. Styl:
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 2,5
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 1,5
3. Lila, Kubuś i demony: –
4. Słońce i księżyc: 1,5
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 5
6. Listy do Mamy: 1,5
Uzasadnienie: Najwięcej punktów zdecydowałam się przyznać tekstowi numer 5, ze względu na absolutny brak zastrzeżeń. Pomimo tego że na pierwszy rzut oka wydaje się być bardzo monotonny, głównie przez brak dialogów, przepłynęłam przez te zapiski w mgnieniu oka. Czysta przyjemność.
„San Lorenzo…” jest tekstem porządnie napisanym, nieco cięższym co prawda, ale z całą pewnością poprawnym i przyjemnym w lekturze. „Mężczyzna…” uzyskałby więcej punktów za bardzo, bardzo płynny styl, gdyby nie potknięcia, których co prawda nie dostrzegłam podczas lektury, ale podczas ponownego przeglądania. Natomiast „Słońce i księżyc” i „Listy do Mamy” to teksty poprawne, ale tylko zadawalająco. Ale poprawne.
2. Jakość:
Pula punktów: 8
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 3
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 0,5
3. Lila, Kubuś i demony: –
4. Słońce i księżyc: 0,5
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 3
6. Listy do Mamy: 1
Uzasadnienie: 1 i 5 to po prostu najstaranniej napisane teksty. Nie wiem, jak mam to uzasadnić. „Listy do Mamy” dostają pełny punkcik za stosunkowo małą liczbę potknięć i w całkiem bogate słownictwo. „Mężczyzna…” stracił sporo przez nawet takie głupie niedopatrzenia interpunkcyjne, jak spacja przed znakiem zapytania itp. „Słońce i księżyc” wymaga chyba paru poprawek. I zredukowania ilości przypisów.
IV. Ogólne wrażenie:
Pula punktów: 6
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 1,5
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 1,5
3. Lila, Kubuś i demony: –
4. Słońce i księżyc:
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 3
6. Listy do Mamy:
Uzasadnienie: Trzy punkty dla „Azy…” za dogłębne poruszenie mojego ser ducha, a właściwie to wstrząśnięcie nim. Po półtora punktu dla dwóch pierwszych tekstów za, kolejno, ciekawą magię łagodnie szarej rzeczywistości oraz bardzo ładnie nakreśloną opowieść o zawiedzionych nadziejach. Więcej punktów do dyspozycji niestety nie mam, a szkoda.
Podsumowując – tekst pierwszy ujął mnie całokształtem, nie mam do niego właściwie żadnych zastrzeżeń, oprócz nieco uciążliwej „ciężkości” stylu. „Mężczyzna o zielonych oczach” po prostu mi się podobał, mimo że był „niedopieszczony” – ciekawa, chociaż skomplikowana opowieść o poświęceniu w imię miłości, szkoda tylko, że wciąż wydaje mi się nie na temat. Nic na to nie poradzę – bohaterka już jest dojrzała. „Słońce i księżyc” to tekst z zamysłem, ale niestety niedopracowany, z niedociągnięciami, no i zdecydowanie bliżej mu tematycznie do miłości niż dojrzewaniu. Bohaterka dojrzewa w trzech zdaniach – „I matka miała rację. Ayati w końcu zrozumiała, o co jej chodziło. W końcu dorosła na tyle, by je zrozumieć.” „Aza umiera, Anitra tańczy dalej” to tekst, który zapada w pamięć i powoduje trwałe uszkodzenia psychiki, tak jak w moim przypadku. Bardzo ładny. „Listy do Mamy” to dla mnie taka opowieść, która jest ładna, staranna i dobrze napisana, ale nic nie wnosi. A ja jednak oczekuję po takich tekstach, że utkwią mi w pamięci, nie ważne z jakiego powodu.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że nikt nie odbierze opacznie moich słów, bo piszę to z przeświadczeniem, że tak będzie… |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Nie 21:28, 18 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 12:40, 15 Mar 2012 |
|
UWAGA!
Kochani, z uwagi na nadchodzące do nas prośby i sygnały, przesuwamy termin oceniania prac konkursowych.
Planowo mieliście mieć czas dziś do północy, jednak teraz dajemy Wam czas do niedzieli (18.03), do godziny 23:59. Serdecznie zapraszamy tych z Was, którzy jeszcze się wahają, do oceny – prace są naprawdę świetne i choćby dlatego warto ocenić. Pamiętajcie jednak, że dodatkowo każdą ocenę nagrodzimy pochwałą, a poza tym Wy sami, oceniający, również bierzecie udział w rywalizacji, walcząc o tytuł Sprawiedliwego Sędziego.
Przypominam, że oceny wysyłacie na PW do Dzwoneczka, korzystając z zamieszczonego w pierwszym poście formularza. Pamiętajcie, że oceniamy anonimowo.
A zatem – klawiatury w dłoń!
Powodzenia! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Czw 12:42, 15 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pią 23:31, 16 Mar 2012 |
|
Ocena nr 6
Dla ułatwienia będę się posługiwać tylko numerkami tekstów, dlatego proszę się nie obrażać, jeśli zamiast „autorka tekstu 5” napiszę „5”.
I Pomysł:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: -
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 0
3. Lila, Kubuś i demony: 7
4. Słońce i księżyc: 1
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 8
6. Listy do Mamy: 2
Uzasadnienie:
Nie ukrywam, że ta kategoria zawsze sprawia mi najwięcej problemów. Mam wrażenie, że nikt mnie nie potrafi w pełni zadowolić i zawsze się muszę do czegoś przyczepić. Tak też się dzieje tym razem. W 2 nie ruszyło mnie absolutnie nic – historia jest ewidentnie przekombinowana – rodem z podrzędnej telenoweli. Wydaje mi się, że z założenia miała trzymać w napięciu, ale niestety autorce się nie udało. Przykro mi to mówić, ale dla mnie to się przedstawia raczej jako parodia podobnej sytuacji. Ponadto trudno stwierdzić, że w tekście mamy do czynienia z procesem dojrzewania, ponieważ zamiast przemyśleń bohaterki, które mogłyby powiązać opowiadanie z narzuconym tematem, czytelnik otrzymuje niespójną językowo i logicznie historię.
3 jest dla mnie jednym z dwóch tekstów, które będą się wybijać w tym konkursie ponad inne. Nie ukrywam, że historia mnie nie porywa, ponieważ sama pisałam kiedyś coś w podobnej konwencji (nic nie insynuuję – śmiem twierdzić, że autorka 3 nie widziała nawet mojego tekstu) i wydaje mi się to w pewien sposób wtórne. Niemniej jednak bardzo podoba mi się, jak ten pomysł został zrealizowany – to nie jest historia o niewinności i ślepym podążaniu za dzieciństwem i za Lilą. Nie chcę się teraz zagłębiać w postaci, ale fakt jest taki, że Kuba jest bohaterem, którego się jednocześnie lubi i nienawidzi, za co ogromny plus.
4 coś w sobie ma. Jednak śmiem twierdzić, ze to „coś” przejawia się raczej na płaszczyźnie formy niż treści, bo należy stwierdzić, że historia jest do bólu sztampowa i moim skromnym zdaniem autorka nie odniosła się w żaden sposób do narzuconego tematu.
Z 5 mam momentami podobne odczucia co z 3. Sam pomysł gdzieś już się przewijał, ale wykonanie przekracza przeciętne oczekiwania. Ten tekst jest dla mnie piękny o tyle, o ile jest nieprzewidywalny i do bólu głęboki. Ogrom emocji zdecydowanie przytłacza czytelnika, ale raczej nie można tego uniknąć, jeśli chce się zrealizować taki temat porządnie. Jedyne, co mnie odrzuca, to pewne okropne skojarzenie, którego nie mogę się pozbyć (i za które pewnie autorka znienawidzi mnie do końca życia)… Czytając 5, czuję się, jakbym czytała książkę Barbary Rosiek.
Z 6 mam chyba największy problem, ponieważ z jakichś niewyjaśnionych przyczyn do pewnego momentu ten tekst bardzo mi się podoba (chociaż nie trawię konwencji zawierającej bohaterkę-wiecznie niezrozumianą nastolatkę). Jednak potem coś się psuje, a w zakończeniu – sypie się już konkretnie. Ten tekst sprawia wrażenie, jakby był niedokończony, jakby początek zakładał jakiś pomysł, który mimo to nie został w pełni zrealizowany, wreszcie – jakby autorka umiała pisać dużo lepiej niż to tutaj pokazała. I dlatego właśnie, że nie mogę tego zobaczyć, przyznaję tylko jeden punkt.
II Świat przedstawiony:
1. Fabuła:
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: -
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 0
3. Lila, Kubuś i demony: 5
4. Słońce i księżyc: 0
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 5
6. Listy do Mamy: 2
Uzasadnienie:
Wspominałam już o tym, że fabuła 2 jest dla mnie przekombinowana, ale jedna rzecz szczególnie nie daje mi spokoju. Jako rodowita warszawianka, nieznosząca swojego rodzinnego miasta ponad miarę, muszę zapytać, kto w Warszawie mógłby dać pracę prawie-nieletniej dziewczynie z jakiejś zapadłej dziury w szanującym się klubie ze striptizem? Nawet po znajomości! Jest tu dużo takich, co by się podjęły, nie trzeba szukać dalej.
W kwestii 4 nie mam wiele do dodatnia – historia jest konwencjonalna i nie ma w niej nic, co by poza tę konwencję wychodziło. Rozumiem, że z założenia autorka chciała stylizować tekst na orientalną opowieść, ale konkurs na forum to nie jest bollywoodzki film. Opowieści Szeherezady mają większy pazur i to raczej na nich powinno się wzorować.
Z 6 podtrzymuję to, co wyżej – jest zarys, brak rozwinięcia i zakończenia.
Nie mogę natomiast wyłonić w tej kategorii zwycięzcy, ponieważ 3 i 5 nie są typowymi tekstami o rozbudowanej fabule i trudno tu w ogóle orzekać o jakiejkolwiek akcji, niemniej jednak w kwestii kreacji świata przedstawionego są jednakowo dobre, chociaż robią to na dwa skrajnie różne sposoby. 3 to kwintesencja spokoju, subtelnych przemyśleń i codziennych dramatów, z którymi każdy się zmaga i każdy sobie musi poradzić. W 5 natomiast jest na odwrót – tu wszystko jest rozedrgane, niepewne i bohaterka w ogóle nie odnajduje się w świecie, z którym ludzi mierzą się codziennie. Nie mogę się zdecydować jednoznacznie, więc musi zostać remis.
2. Postacie:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: -
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 0
3. Lila, Kubuś i demony: 6
4. Słońce i księżyc: 2
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 9
6. Listy do Mamy: 1
Uzasadnienie:
Bohaterka 2 jest skonstruowana tak, żeby czytelnik ją polubił – jej życie jest kompletną katastrofą, jednak mimo to ta stara się jakoś temu zaradzić i poświęca się nieustannie, przez co dostaje od życia jeszcze bardziej w kość. Wszystko ładnie-pięknie, tylko że bohaterowie opowiadań nie są od tego, żeby się z nimi zaprzyjaźniać. Bohaterka wydaje się niczym nie kierować – zachowuje się kompletnie bezmyślnie, chociaż – skoro potrafi się tak poświęcać – wymagałoby się od niej minimalnego rozsądku. Ponadto jest skonstruowana niekonsekwentnie – w jednej chwili zamienia się w sopel lodu i tak poetycko opowiada o ubłoconych aniołach, żeby za chwilę stwierdzić, że ktoś strzelił focha. Pomysł ze stworzeniem jej alter ego też jest niedopracowany – poza niekonsekwentnym stosowaniem języka, bohaterka zachowuje się cały czas tak samo – chaotycznie i bezmyślnie.
W 3 Kuba mnie po prostu urzekł. Lila jest skonstruowana raczej po macoszemu – pełni funkcję dodatku, jakby nie należało się na niej zbytni skupiać, natomiast Kuba to majstersztyk. Przede wszystkim dlatego, że widać wyraźnie jego proces dojrzewania. Szczególnie urzekł mnie moment, kiedy zaczyna ją całować. Z jednej strony to popsuło ich relację, ale z drugiej pokazało coś do bólu prawdziwego – w takim wieku człowiekiem rządzą hormony, więc nie sposób pomijać tak przyziemnej, ale jakże istotnej kwestii. Poza tym ten tekst nie sprawia wrażenia przegadanego – to, co miało się w nim znaleźć, znalazło się i dzięki temu kreacja bohaterów jest przejrzysta.
Nie chce krzywdzić 4, bo mimo że postacie wpisują się całkowicie w konwencję, o której wcześniej wspominałam, to w jakiś sposób urzekła mnie główna bohaterka. Miała w sobie coś rodem z bajki i nie potrafię dojść do tego, jak udało się do autorce stworzyć, dlatego mnie to fascynuje.
Najlepiej skonstruowaną postacią jest bez wątpienia bohaterka 5. Przede wszystkim jako jedyna jest osadzona nie tylko w świecie przedstawionym, ale również w kontekście kulturowym. Nie sposób nie zauważyć, że poza trudnymi relacjami ze światem i z samą sobą, tworzy ją to, czym otacza się dobrowolnie – mówię oczywiście o czytanych przez nią książkach. Widać, że bohaterka nie jest banalna, że jej problemy mimo że niesprecyzowane i najprawdopodobniej bardziej trywialne niż zostało to przedstawione, są w konkretny sposób umotywowane. Tu nie chodzi o popisywanie się znajomością określonych tekstów kultury, ale o pokazanie korzeni bohatera, za co autorce niesamowicie dziękuję, bo to jest zdecydowanie rzecz, której mi na tym forum najbardziej brakuje. I myślę, że warto było zorganizować ten konkurs, tylko po to, żeby pokazać, że można pisać inaczej niż to się przyjęło (i przy okazji udowodnić, że nie cieszy się to takim entuzjazmem jak powinno, ale trudno – powtarzajmy jak w modlitwie – każdy może mieć swoje zdanie).
Bohaterka 6 miała jeden bardzo dobry moment, który dał mi właśnie nadzieję na to, że ten tekst będzie lepszy niż okazał się w całości – chodzi o chwilę, kiedy rozmawia ze swoją matką w samochodzie. Bardzo podoba mi się, jak została tam skonstruowana relacja matka-córka. Niemniej jednak, należy stwierdzić, że podobnie jak w 2, brakuje tutaj konsekwencji. Brzmi to śmiesznie, jeżeli bohaterka używa takich słów jak „siksa”, żeby po kilku linijkach wspomnieć o „ostracyzmie”.
III Forma:
1. Styl:
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: -
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 0
3. Lila, Kubuś i demony: 2
4. Słońce i księżyc: 4
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 6
6. Listy do Mamy: 0
Uzasadnienie:
Boli mnie, że w tej kategorii jest tak mało punktów do przyznania…
Nie chcę odnosić się do wcześniejszych ocen, dlatego zapytam wprost i krótko, bo mnie to męczy od prawie dwóch tygodni: „To nie są czyste, nieskalane Anioły. Patrzę na ich poszarpane, brudne skrzydła unurzane w błocie grzechów”. O co chodzi z tymi ubłoconymi aniołami?! I dlaczego to są Anioły, a nie anioły? Okazuje się bowiem, że tekst jest przekombinowany również na poziomie formy. I ponownie – niekonsekwentny. Z jednej strony pojawia się nieuzasadniony patos, a z drugiej okropne, równie nieuzasadnione, kolokwializmy. Ale najbardziej przeraża mnie puenta: „Nie ma już nic. Rycerzy, Aniołów, nawet Zło przestało istnieć”. Mistrz Paulo by się nie powstydził (szczególnie tego Zła)!
Do 3 nie mam większych zastrzeżeń. Język jest uproszczony, ale nie prosty (chociaż momentami mam wrażenie, że mógłby byś prostszy – masełko maślane). Cudnie, miło i przyjemnie. Tekst zdecydowanie do zjedzenia.
Mam wrażenie, że 4 został w tej kategorii w ogóle nie doceniony. Kiedy czytałam ten tekst, nie mogłam wyjść z podziwu – autorka ma tak niesamowite wyczucie języka, że aż trudno mi to określić! Czułam się jakbym czytała opowieści harawatiego. Takiej stylizacji nie jeden pisarz mógłby pozazdrościć! Tylko jeden moment mnie zirytował i popsuł klimat – ci „obleśni chłopacy”. No i po co to było?
5 nie ma dla mnie równych w tej kategorii. Nie chcę się rozwodzić nad pięknem metafor i bogactwem języka, bo to jest aż nazbyt oczywiste. Jednak warto zwrócić uwagę na fakt, że korzenie kulturowe, o których wcześniej wspominałam, są o tyle mocne w tym kontekście, że ewidentnie wpływają na bohaterkę, a tym samym – na jej narrację.
6 bez szału – ani w jedną, ani w drugą stronę. Tylko niekonsekwencji nie lubię, jak już mówiłam.
2. Jakość:
Pula punktów: 8
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: -
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 0
3. Lila, Kubuś i demony: 2
4. Słońce i księżyc: 1
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 4
6. Listy do Mamy: 1
Uzasadnienie:
Jedynym tekstem, który pozostaje bez zarzutu jest 5, a w każdym pozostałym znajdują się potknięcia – mniej lub bardziej poważne.
2 zadziwił mnie podwójnie, ponieważ pomijając kompletny brak poszanowania dla interpunkcji (może nie doliczyłam się 50 błędów, ale 20 bez wątpienia), absolutnym fenomenem jest zróżnicowanie użycia dywizu i półpauzy. O ile nie mam w zwyczaju czepiać się o brak półpauzy w dialogach, bo to trzeba ustawiać ręcznie i zakładam, że nie każdemu się chce wykonać te 3 kliknięcia, to nie rozumiem sensu użycia półpauzy tu: „czarno – biały”. Zagadka, której nie potrafię rozwiązać. Poza tym mam wrażenie, że autorka powinna sobie powtórzyć znaczenia frazeologizmów, bo chyba nie do końca wie, co to znaczy „przekroczyć Rubikon”.
W 3 pojawiają się małe potknięcia, ale sprawiają wrażenie raczej przeoczeń niż braku wiedzy autorki. Chodzi mi na przykład o gubienie podmiotu w zdaniu: „dżungla skrywała tyle samo tajemnic, co ona sama”. Niemniej jednak tekst zdecydowanie trzyma poziom.
IV. Ogólne wrażenie:
Pula punktów: 6
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: -
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 0
3. Lila, Kubuś i demony: 2
4. Słońce i księżyc: 1
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 3
6. Listy do Mamy: 0
Uzasadnienie:
Chciałabym tutaj docenić szczególnie trzy teksty.
5 za to, że autorka stworzyła realne emocje, realny świat z nieco nierealnymi problemami. Świat, który kręci się nie tylko wokół tego konkretnego tekstu, ale wielu innych, które wpłynęły na jego powstanie – nie tylko poprzez cytaty, ale również przez realny wpływ na tok narracji.
3 za całokształt, a szczególnie za postać Kuby, którą chowam sobie dzisiaj pod poduszkę.
I 4 za niesamowity klimat rodem z orientalnej opowieści. I za to, że jest to chyba najbardziej niedoceniony tekst w tym zestawieniu, mimo że tak naprawdę nie traktuje o dojrzewaniu.
Ogólnie konkurs uważam za jak najbardziej udany. Jedne tekstu podobały mi się mniej, inne bardziej, ale chciałabym podziękować wszystkim uczestniczkom, ponieważ uważam, że wykonały kawał dobrej roboty i stworzyły naprawdę wymagającą konkurencję. Mam nadzieję, że będzie na tym forum więcej takich konkursów, bo dla takich tekstów warto tu wracać. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 17:30, 18 Mar 2012 |
|
Ocena nr 7
I. Pomysł:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: liczba punktów: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: liczba punktów: 3
3. Lila, Kubuś i demony: liczba punktów: 5
4. Słońce i księżyc: liczba punktów: 4
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: liczba punktów: 1
6. Listy do Mamy: liczba punktów: 3
Uzasadnienie:
Wydaje mi się, że sam motyw dojrzewania najlepiej oddało opowiadanie nr 3. Było takie... niecodzienne. Listy do mamy mówiły o tym, z czym boryka się wiele ludzi, podobnie zresztą jak opowiadanie nr 2. Aza umiera, Anitra tańczy dalej, było naprawdę ciekawe, ale nie do końca było tym czym, tylko według mojej opinii!, powinno być akurat w tym konkursie.
II. Świat przedstawiony:
1. Fabuła:
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: liczba punktów: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: liczba punktów: 3
3. Lila, Kubuś i demony: liczba punktów: 3
4. Słońce i księżyc: liczba punktów: 2
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: liczba punktów: 1
6. Listy do Mamy: liczba punktów: 1
Uzasadnienie:
Opowiadanie numer 2, miało przerażającą fabułę, która poruszała i szokowała. Dziewczyna, mimo swojego młodego wieku tyle przeszła i nadal potrafiła chodzić z głową do góry, nie załamując się.
Opowiadanie nr 3 było świetne, wróżka przybywająca w każde urodziny i spełniająca życzenia była jednocześnie nierealna i realna.
2. Postacie:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: liczba punktów: 0
2. Mężczyzna o zielonych oczach: liczba punktów: 3
3. Lila, Kubuś i demony: liczba punktów: 5
4. Słońce i księżyc: liczba punktów: 2
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: liczba punktów: 4
6. Listy do Mamy: liczba punktów: 4
Uzasadnienie:
Postać w opowiadaniu nr 1 nie dotarła do mnie wcale, sama nie wiem dlaczego. Po pierwszym przeczytaniu wróciłam do tego opowiadania i moje odczucie się niestety nie zmieniło...
Postać Lili kupiła mnie całkowicie. Jej kreacja była naprawdę dobra, postać się czuło. Podobnie jak w opowiadaniu 5, emocje dziewczyny wpłynęły na mnie, dało się odczuć jej histerię i jej spokój.
III. Forma:
1. Styl:
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: liczba punktów: 1
2. Mężczyzna o zielonych oczach: liczba punktów: 2
3. Lila, Kubuś i demony: liczba punktów: 2
4. Słońce i księżyc: liczba punktów: 4
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: liczba punktów: 2
6. Listy do Mamy: liczba punktów: 1
Uzasadnienie:
Słońce i księżyc było świetnie wystylizowane na baśń. Sposób narracji i wypowiedzi bohaterów, w moim odczuciu był taki jaki powinien być. W trzech tekstach dałam po dwa punkty, bo czytało się je tak samo bardzo dobrze.
2. Jakość:
Pula punktów: 8
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: liczba punktów: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: liczba punktów: 1
3. Lila, Kubuś i demony: liczba punktów: 1
4. Słońce i księżyc: liczba punktów: 1
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: liczba punktów: 3
6. Listy do Mamy: liczba punktów: 0
Uzasadnienie:
Wyróżniłam opowiadanie nr 5, bo miało najciekawszą formę. Opowiadanie nr 1 również się wyróżniło pod tym względem.
IV. Ogólne wrażenie:
Pula punktów: 6
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: liczba punktów: 0
2. Mężczyzna o zielonych oczach: liczba punktów: 3
3. Lila, Kubuś i demony: liczba punktów: 3
4. Słońce i księżyc: liczba punktów: 0
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: liczba punktów: 0
6. Listy do Mamy: liczba punktów: 0
Uzasadnienie:
Opowiadanie 2 i 3 kupiły mnie całkowicie, płynęłam przez nie bez żadnego problemu i było mi szkoda, kiedy nastąpił koniec. Gratuluję autorkom. To, że w innych dałam 0 nie znaczy, że mi się nie podobały, po prostu chciałam wyróżnić dwa moje ulubione, a pula punktów jest malutka. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 19:53, 18 Mar 2012 |
|
Ocena nr 8
I.Pomysł:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 4
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 4
3. Lila Kubuś i demony: 1
4. Słońce i księżyc: 2
5.. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 5
6. List do Mamy: 1
Uzasadnienie:
W moim subiektywnym odczuciu na pierwszym miejscu z najwyższą skalą punktową umieściłam Aza umiera, Anitra tańczy dalej, a to dlatego, że w trakcie czytania miałam ciarki na całym ciele, i z każdym słowem dało się wyczuć ten ból i nieporozumienie, które odczuwa główna bohaterka do całego świata, jak i do samej siebie. I słownictwo zawarte w tekście, którym częstuje nas właściciel jest dość urozmaicone i całość tworzy niesamowity, choć nieco przerażający klimat.
... Lila Kubuś i Demony. Ten tekst, aż emanuje pozytywnymi emocjami, a przy tym ma w sobie dużo tajemniczości, co czyni go tak urodziwym i koncepcja fabuły jest niespotykana, bo przyznam się szczerze, że wcześniej z takową nie miałam nigdy dotąd styczności. Na początku myślałam, że w okresie dzieciństwa był to wyimaginowany przyjaciel Kubusia, ale z każdą chwilą przekonywałam się, że Lila w jego życiu odgrywała znacznie ważniejszą rolę. Był to ktoś więcej. Można powiedzieć, że jest to ktoś w rodzaju Anioła Stróża, który pojawia się co roku, aby uczynić ten dzień bardziej kolorowym i niezwykłym. Ten nastrój opowiadania jest niesamowity.
Na trzecim miejscu w mojej opinii pragnę wyróżnić Mężczyznę o zielonych oczach. Co urzekło mnie w koncepcji to postawa głównej bohaterki - Anki. A sama fabuła, absolutnie nie jest przewidywalna - wręcz przeciwnie. Losy tej dziewczyny są ciężkie i dla nie jednego z nas są one niemożliwe do udźwignięcia, ale Ania - jak na swój młody wiek dobrze sobie z nimi poradziła. Zewnątrz stara się być osobą twardą, która nie ukazuje emocji mająca dwie twarze i nie mogąca tak do końca w pełnij pokazać prawdziwej siebie. A wewnątrz jest kruchą konstrukcją, która rozpada się i jedyne co trzyma ją przy życiu to chora siostra i nieliczna zaufana grupa przyjaciół. Następny wątek, który chwycił mnie za serce w tej miniaturce to choroba Justynki. Mimo swojej choroby jest osobą zawsze uśmiechniętą, która zaraża swoją energią i entuzjazmem wszystkich dookoła. Dziewczyna nie okazuje słabości tylko pragnie zapewnić sobie, jak i siostrze przyzwoity byt i wszystko to co niezbędne dla rozwoju Justynki. Adam jest osobą, która pojawia się niespodziewanie i wnosi do jej życia odrobinę spokoju, szczęścia, które pragnie z nim dzielić. Niestety oboje opacznie zrozumieli swoje intencje i dla jednej ze stron przyniosło to ból i wielkie rozczarowanie.
Słońce i Księżyc - tekst przyprawił mnie o cień uśmiechu i miłe odczucia. Autorka w swojej miniaturce pokazuje nam inny aspekt młodzieńczego Dojrzewania, ale tak samo odciskające piętno na nastoletniej psychice. Tym razem historia opiera się na przedwczesnym zamążpójściu i zrozumiałe wahania dziewczyny. Szczerze powiedziawszy czytając tą miniaturkę myślałam, że odbędzie się kłótnia pomiędzy ojcem, a córką wynikająca z tego, że jego mała dziewczynka nie chcę w tak młodym wieku wychodzić za mąż. Ale oboje doszli do porozumienia, a pomysł, choć w skutkach i praktyce jest ryzykowny to bardzo ciekawy. Kiedy wszystko wskazuje na to, że jej wybranek poniósł klęskę i przegrał, to nagle zjawia się ze zdobyczą w ręku i tym czynem dowodzi swoją miłość do księżniczki.
PS. Zapomniałam wspomnieć, że niesamowicie podobały mi się retrospekcje!
San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego - koncepcja, którą przedstawia autorka jest niewątpliwie ciekawa i ma swój specyficzny urok. Czytając tekst znacznie wyczuwa się nonkonformizm, a takie przecież było założenie. Przeszłość efektownie komponuje się z teraźniejszością dzięki czemu mamy minimalny wgląd na to co się działo kiedyś w życiu bohaterki i posiadamy pełny obraz tego co dzieję się teraz. Wraz z przeprowadzką mamy nadzieję, że zaczniemy nowy etap w życiu naznaczony piętnem spokoju i pełnego szczęścia, a to co działo się w przeszłości zostawimy daleko za sobą. Jak mniemam takie same nadzieje miała owa dziewczyna, jednak jej pragnienia nie doczekały się realizacji i pozostała w tej samej stanie pustki, która towarzyszy jej już od dzieciństwa. W tej miniaturce relacje między córką, a ojcem są trudne, aż czuć to napięcie i ból, które towarzyszy tej "parze". Niesamowicie rozczuliła mnie i oprawiła o ciepłe odczucia rozmowa pomiędzy córką, a mamą. Mimo trudności, jakie napotkała na swojej drodze i postępowała wbrew sobie postanowiła ją urodzić zostając przy boku męża, przy którym nie czuła się w pełnij szczęśliwa.
Kolejny tekst, który pragnę wyróżnić w tej kategorii, to Listy do Mamy. Autorka w swojej historii przedstawia nam problem, który jest dość powszechny wśród młodych ludzi. Takim osobą najtrudniej zmienić miejsce zamieszkania, bo nie wiedzą, jak zostaną przyjęci przez nowe otoczenie. Poprzez swój styl życia mogą być odepchnięci przez rówieśników lub wręcz przeciwnie. Misia czuła, że nie pasuje do tego świata i zamykała się we własnym świecie, w którym czuła się bezpiecznie i mogła być w pełnij sobą nie obawiając się ataków ze strony osób z zewnątrz. Pisała listy, żeby wylać to co leży jej na sercu nie obawiając się, że ktoś to przeczyta. Fabuła jest dość ciekawa, a tekst czyta się lekko i przyjemnie.
II. Świat przedstawiony:
1.Fabuła:
Pula punktów: 12
1.San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 5
3. Lila, Kubuś i demony: 2
4. Słońce i księżyc: --
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 1
6. Listy do Mamy: 3
Uzasadnienie:
Tekst, który zdobył najwyższą skalę punktową w tej kategorii jest Mężczyzna o zielonych oczach. Jak wspomniałam wcześniej - fabuła tego opowiadania nie jest absolutnie przewidywalna - wręcz przeciwnie. Kiedy wydawało się, że rozwój wydarzeń mnie już nie zaskoczy, to nagle pojawia się wątek, który kompletnie zbił mnie z pantałyku i powoduje chęć dalszego czytania i poznawania kolejnych coraz to głębszych i nowszych zakamarków tej historii.
Kolejny tekst, o którym chcę wspomnieć, to Lila, Kubuś i demony. Autorka zapoznając nas ze światem bohaterów wywołała we mnie wiele pozytywnych emocji i nie mały uśmiech na twarzy, który pojawiał się podczas czytania. Kubuś w czasie dzieciństwa, w jaki późniejszym okresie miał kogoś, kto okazywał mu zainteresowanie, jak wspomniałam wcześniej - był jego własnym Aniołem Stróżem, który w dzień urodzin czynił go bardziej kolorowym i niezwykłym. Właściciel stworzył wraz z tą pracą niesamowitą magię.
Kolejna konkursowa praca, która zwróciła moją uwagę, jest
Aza umiera, Anitra tańczy dalej. Uczestnik pracy wprowadza nas w życie bohaterki, które jest pełne bólu, nieporozumienia i pełnych niejasności. Dziewczyna zamyka się w swoim własnym świecie, które z każdej strony jest otoczone solidnym murem, który mogą zburzyć Ci, którzy okażą jej dużo zrozumienia, ale i wiele pokład cierpliwości.
Tym sposobem na kolejne miejsce ląduje Listy do Mamy. Twórca wczuł się w sytuacje i widać, że kolejne epizody z życia Miśki były przemyślane, choć liczyłam na to, że dowiemy się czegoś więcej ze wcześniejszych lat dziewczyny poprzez przeszłość z jej życia dodając retrospekcje, ale oprócz tego całość trafia w mój gust.
San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego - Akcja, która rozgrywa się w lekturze jest spokojna, ale życie dziewczyny nie jest usłane różami, które próbuje poukładać we wszystkie epizody ze swojego życia w logiczną całość i zrozumieć postępowanie ludzi, a w tym swojej mamy, która mimo, że była źle traktowana przez męża została przy jego boku i postanowiła urodzić dziecko, które było nieplanowane.
2.Postacie:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 5
3. Lila, Kubuś i demony: 3
4. Słońce i księżyc: 2
5. . Aza umiera, Anitra tańczy dalej: --
6. Listy do Mamy: 1
Uzasadnienie:
Najwięcej punktów uzyskała Ania główna bohaterka miniaturki Mężczyzna o zielonych oczach.
Przyznam się bez bicia, że na początku - nie poznawszy do końca życiorysu Ani nie darzyłam ją sympatią, ale kiedy doszłam do momentu powodów jej pracy w tym miejscu publicznym - to zaczęłam ją podziwiać!
Choć oczywiście nie pochwalam jej sposobów na zarabianie pieniędzy, a ta lepsza strona jej osobowości nigdy by tam nie poszła nawet w celach towarzyskich - to ta druga zawodowa przykleja sztuczny uśmiech do twarzy gotowa zadowolić swoich Klientów i dostarczyć im trochę rozrywki. Sądzę, że przyjęłaby każdą pracę, jeśli tylko zapłaciliby jej odpowiednią sumę, która zapewniłaby jej i Justynce standardowe wygody życiowe.
Na drugie miejsce typuje Lila, Kubuś i demony, ponieważ w okresie niemowlęcym nie miałam do zachowania Kuby żadnych zastrzeżeń - jego zachowanie było typowe dla maluchów i ich relacja w tym okresie była naprawdę słodka. Później, kiedy zaczął dojrzewać i kojarzyć pewne fakty - ok mógł myśleć, że ma zadurzenia psychiczne, bo nie na co dzień staje przed nami postać, którą tylko my możemy zobaczyć, rozmawiać z nią i czuć jej obecność między innymi poprzez dotyk. Jego obawy w tym momencie są, jak najbardziej uzasadnione. Ale kiedy doszłam do końcowej sceny moja sympatia do tego chłopca zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Sam nie świadomie wypowiedział to życzenie, które okazało się dla niego gwoździem do trumny. Jeden niewłaściwy czyn, czy też ruch może zniszczyć wszystko i w niektórych przypadkach nie ma drugiej szansy; nie można naprawić krzywd, które przysporzyło się ważnej dla nas osobie. A co do drugoplanowej postaci - nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń kupiła mnie od razu.
San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego - Niesamowicie podoba mi się narracja i przemyślenia głównej bohaterki. Możemy dzięki tym opisom poznać wewnętrzne i zewnętrzne uczucia targające tą dziewczyną. I mimo bólu, który odczuwa nie poddaje się i próbuję to wszystko jakoś sobie w głowie poukładać i zrozumieć.
II.Forma:
1. Styl
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 6
3. Lila, Kubuś i demony: 2
4. Słońce i księżyc: 2
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 1
6. Listy do Mamy: 0,5
Uzasadnienie:
Każda z przedstawionych prac jest na wysokim poziomie, a i styl każdego z nich jest jedyny w swoim rodzaju i każdy z nich czytało mi się niezwykle przyjemnie.
2. Jakość
Pula punktów: 8
1.San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 6
3. Lila, Kubuś i demony: 2
4. Słońce i księżyc: -
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 1
6. Listy do mamy: 1,5
Uzasadnienie:
Jakość każdego tekstu jest dobra, ale najbardziej było widać ją w tekście Azja umiera, Anita tańczy dalej i Mężczyzna o zielonych oczach. Wydaje mi się, że autorki owych tekstów bardziej przyłożyły się do ich stworzenia.
Ogólne wrażenie:
Pula punktów: 6
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 5
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 1,5
3. Lila, Kubuś i demony: 1
4. Słońce i księżyc: --
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: --
6. Listy do mamy: 0
Uzasadnienie:
Każda z prac konkursowych wywarła we mnie wiele emocji - a każda z nich była godna przeżywania i niesamowicie cieszę się, że dane było mi przeżywać te wszystkie wątki razem z wykreowanymi przez Was bohaterami, a ogólne wrażenie jest jak najbardziej dobre!
Gratuluje uczestniczkom konkursu tak bogatej wyobraźni, którą potrafiły wykorzystać w swoich historiach - powodując we mnie wiele odczuć, a każde z nich przeżywałam w swój indywidualny sposób. Dziękuję, za to że mogłam oderwać się od szarej rzeczywistości - a swój wolny czas całkowicie wykorzystałam do oceny konkursu. I nie był to czas absolutnie stracony. Starałam się oceniać z godnie z własnym sumieniem. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Nie 21:59, 18 Mar 2012, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 21:06, 18 Mar 2012 |
|
Ocena nr 9
Przepraszam za powierzchowność wypowiedzi. Oceniam podług odczuć po jednym czytaniu i wiem, że być może przez to nie ocenię sprawiedliwie, ale pierwsze wrażenie też jest istotne, a ja nie znalazłam czasu na drugie i trzecie czytanie, dlatego lepszy rydz niż nic.
I. Pomysł:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 4
3. Lila, Kubuś i demony: 3,5
4. Słońce i księżyc: 2
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 6,5
6. Listy do Mamy: -
Uzasadnienie: San Lorenco – zamysł ciekawy – nie oryginalny, ale nie banalny. Sam tekst mnie nie porwał, ale jest jak najbardziej na temat, a nawet wykracza poza niego, pokazując nam również dorosłą bohaterkę i to, jak jej dojrzewanie na nią wpłynęło.
Mężczyzna – nie porusza nic nowego, choć mimo wszystko ujmuje swoją prostotą i na tym tle wyróżnia się wśród tekstów, które oceniam. Pewne wątki mi nie pasowały, ale ostatecznie nie są istotne w tej kategorii. Generalnie podobało mi się przedstawienie szybkiego dojrzewania bohaterki z uwagi na okoliczności i konieczność opieki nad siostrą.
W miniaturce, pt. Lila... spodobał mi się fakt, że był to jedyny tekst traktujący o dorastaniu młodzieńca. Reszta postawiła na dziewczęce postaci i chyba dlatego wyróżniam ten tekst na trzeciej punktowej pozycji. Podoba mi się również w nim zamysł ukazania dorastania bohatera, choć troszkę mija się to z pojęciem dojrzewania, o którym mowa dopiero na końcu, gdy chłopak traci wiarę w Lilę. Szkoda, myślę, że dziecięcy okres można była skrócić i oddać jako wspomnienie, a bardziej podjąć się studium dojrzewania.
Słońce i księżyc wyróżnia się na tle innych prac, lecz moim zdaniem najmniej wpisuje w tematykę. Baśniowość jest jednak ujmująca, dlatego nie pozbawiłam pracy punktów.
Aza umiera... – jedno czytanie nie wystarczy. Tego tekstu nie można pojąć w jednym czytaniu (a na więcej nie mogłam sobie pozwolić), jednak wywarł on na mnie największe wrażenie – pomysł, a przede wszystkim, co ważniejsze, realizacja bije konkurencje na kolana.
II. Świat przedstawiony:
1. Fabuła:
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 2
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 2,5
3. Lila, Kubuś i demony: 2
4. Słońce i księżyc: 1,5
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 4
6. Listy do Mamy: -
Uzasadnienie:
Teraz numerkami:
1 – Fabuła mnie najzwyczajniej w świecie nie porwała. Miniaturka nieco mnie męczyła w warstwiej językowej, dlatego też fabuła nie osadziła się przyjemnie. Ot, podjęto i zrealizowano temat.
2 – Tu faktycznie nie pasował mi wątek pracy w klubie, dlatego że był, jak chyba zauważyła jedna z oceniających, mało realny. Natomiast podobała mi się reszta. Bohaterka ucząca się do matury, jej zauroczenie, rozczarowanie. To było prawdziwe, rzeczywiste i takie „blisko ziemi”, czyli nie wydumane i nie przerysowane.
3 – Fabuła była uporządkowana latami, przez co nie miałam problemów z jej przyswajaniem i jest to jeden z dwóch tekstów, który mogłabym streścić, podając szczegóły. Dlatego doceniam, bo w fabule o to chodzi, aby była skonstruowana tak, żeby czytelnik ją przyswoił i mógł oceniać.
4 – Prawie nic nie można odmówić fabule poza tym, że jej orientalizm wpłynęła na odbiór. Zaglądanie w dół do przypisów było wybijająca, a jednocześnie nie można było oprzeć się, aby nie sprawdzić, co też kryją za znaczenie obce imiona i nazwy. Za dużo, jak na taki miały tekst. Być może lepiej wyszłoby wkomponowanie opisu w treść miniaturki. Pod tym względem jestem czytelnikiem wymagającym i leniwym, dlatego absurdalna sprawa nastręczała mi problemów. Sama w sobie historia przyjemna w odbiorze.
5 – konstrukcja wyjątkowa i wyróżniająca się. Na początku czułam się zdominowana słowem i myślałam sobie: przerost formy nad treścią. Na szczęście autorka w porę się opamiętała, a może celowo tak skonstruowała miniaturę, aby najpierw zagubić się w skomplikowanym świecie bohaterki, a dopiero potem poznać ją bliżej i polubić.
2. Postacie:
Pula punktów: 18
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 1
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 3,5
3. Lila, Kubuś i demony: 2
4. Słońce i księżyc: 2
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 9,5
6. Listy do Mamy: -
Uzasadnienie:
1 – Być może wpływ na moją ocenę ma czas (miniaturki nie czytałam dziś). Niemniej jednak nie zmienia to faktu, że z tą postacią związałam się najmniej. Nie pamiętam imienia, pamiętam tylko jej trudne dorastanie i dość ponury odbiór rzeczywistości, jak brak woli walki, zmiany otaczającej rzeczywistości, pasywność, narzekanie, przezroczystość... Przez to nie dało się bohaterki polubić i nie potrafię inaczej ocenić.
2 – z uwagi na prostotę tekstu, dialogi umożliwiające poznanie postaci i sporo akcji dało się poznać bohaterkę, jej problemy, jej walkę. Nie będę oceniać jej decyzji, ale podoba mi się konstrukcja postaci. Postacie towarzyszące też nie były bezbarwne.
3 – Kuba i Lila okazali się wspaniałą parą. Poprzez pryzmat wielu lat widać dojrzewanie ich znajomości, zmiany w Kubie, zmiany w Lili. Nie można postacią nic odmówić.
4 – Podobała mi się ukazanie Ayati w baśniowej scenerii. Jej dojrzewanie w zasadzie nie zostało bardzo uchwycone, poza momentem kiedy dziewczyna rozumie, czym jest miłość i że miłość nie wymaga dowodów. Infantylne podejście do rzeczywistości nabyte przez życie książkowymi postaciami, zostało zweryfikowane w sekundzie. Niemniej jednak czekanie na tą sekundę trzymało w jakimś napięciu.
5 – Zastanawiam się, jakie było imię narratorki? Nie jestem pewna, ale kupuję ją całym sercem. Wrażliwość i odbieranie wrażliwością świata zewnętrznego ujmuje. Dziękuję za te części, kiedy można było poznać bardziej postać, a przez to docenić tekst. Trudna tematyka, odważne ujęcie, na pewno za mało docenione.
III. Forma:
1. Styl:
Pula punktów: 12
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 1
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 2
3. Lila, Kubuś i demony: 2
4. Słońce i księżyc: 1
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 6
6. Listy do Mamy: -
Uzasadnienie:
Na początku obawiałam się tekstu nr 5, ale niepotrzebnie. Myślę, że powinien on być pokazany szerszej „widowni”. 2 i 3 są dla mnie klarowne, 1 w porządku, ale nie w moim guście. 4 ma urok, ale też do końca do mnie nie trafia.
2. Jakość:
Pula punktów: 8
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 1,5
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 1
3. Lila, Kubuś i demony: 1,5
4. Słońce i księżyc: 1
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 3
6. Listy do Mamy: -
Uzasadnienie:
Ty ogólnie. Największa dbałość o estetykę, jakość, dopracowanie do ostatniego zdania to tekst nr 5. 1 i 3 ładnie, zgrabnie, czytelnie. 2 i 4 również nie muszą się niczego wstydzić. Błędy można znaleźć w przedstawionych tekstach, jakościowo są one dobre.
IV. Ogólne wrażenie:
Pula punktów: 6
1. San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego: 0
2. Mężczyzna o zielonych oczach: 1
3. Lila, Kubuś i demony: 1
4. Słońce i księżyc: 1
5. Aza umiera, Anitra tańczy dalej: 3
6. Listy do Mamy: -
Uzasadnienie:
5 - mnie ujął i na pewno do niego wrócę. Przede wszystkim chciałam podziękować za cytaty. Vonnegut i Świetlicki stworzyli ciekawy duet. Nie podejmuję się oceny inspiracji tytułowej. Może przy okazji.
Tylko San Lorenzo nie zrobił na mnie wrażenia. :( Ale nie twierdzę, że jest zły. Wręcz przeciwnie. Autorka ma warsztat, ale tą pracą mnie nie kupiła. Pozostałe tekst były przyjemne w odbiorze, dlatego postanowiłam je po równo obdarzyć jednym punktem.
Przepraszam za lakoniczność w ocenie. Nie miałam na nią za bardzo czasu, ale warunkiem było, abym oceniła, dlatego jest, jak jest. Gratuluję wszystkim uczestniczkom dobrych tekstów i dziękuję za konkurs. :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 15:45, 19 Mar 2012 |
|
UWAGA!
Kochane, dziękujemy serdecznie za wszystkie nadesłane oceny! Każda z nich wiele dla nas znaczy i jesteśmy Wam bardzo wdzięczne za czas i trud włożony w napisanie ich.
Na koniec chciałybyśmy Was jeszcze poprosić, by każda z Was, która podjęła się ocenienia prac konkursowych, wysłała jeszcze PW do Dzwoneczka, wskazując tę spośród ocen, której autor w Waszej opinii zasługuje na miano Sprawiedliwego Sędziego.
Wystarczy, byście w wiadomości do Dzwoneczka podały numer oceny wraz z krótkim uzasadnieniem, dlaczego wybraliście właśnie tę.
Gdy Dzwoneczek zbierze wszystkie głosy, opublikuje je w jednym poście, a w następnym podamy wyniki całego konkursu.
Czekamy na Wasze głosy! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Pon 15:45, 19 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 0:55, 21 Mar 2012 |
|
Kochane,
konkurs jest zakończony. Wszystkim z uczestniczek serdecznie dziękujemy za nadesłane prace – każda z nich jest wyjątkowa i pokazuje problem dojrzewania od innej strony. Ogromnie cieszymy się, że miałyśmy tę niezwykłą możliwość zapoznać się z tak świetnymi tekstami mówiącymi o trudnym, lecz dotykającym nas wszystkich okresie w życiu. Stawać z Wami w literackie szranki to sama przyjemność! Pamiętajcie, że to dzięki Wam ten konkurs mógł się odbyć – dlatego raz jeszcze ogromnie Wam dziękujemy i kłaniamy się w pas.
Pragniemy również serdecznie podziękować tym osobom, które nie biorąc udziału w konkursie, mimo wszystko skusiły na ocenę. Wasze głosy wiele dla nas znaczą.
Zanim ogłoszę wyniki, chciałabym jeszcze podziękować trzem osobom, które przyczyniły się do powstania tego konkursu i dzięki którym mógł odbyć się on w takiej formie, w jakiej go zastaliście.
Dziękuję BajaBelli i Dzwoneczkowi za czynny udział w organizacji konkursu, a także uzdolnionej graficznie Wiedźmie, która wykonała wszystkie konkursowe grafiki. Dziewczyny, jesteście nieocenione!
Wszystkie z Was napisały niezwykłe, unikatowe teksty, na podium są jednak tylko trzy miejsca. Dlatego nie przedłużając, pozwolę sobie ogłosić wyniki, a tym samym – zdradzić, kto był autorem którego z tekstów.
VI miejsce zajmuje praca Słońce i księżyc, której autorką jest Cornelie. Gratulujemy! Cornelie zdobyła 49,5 punktu.
V miejsce zajmuje miniaturka Listy do Mamy autorstwa Pernix. Gratulacje! Pernix zdobyła 53,5 punktu.
Na IV miejscu znajduje się praca San Lorenzo, dwa wybory i kryzys wieku młodzieńczego, której autorką jest Rudaa. Gratulujemy! Rudaa zdobyła 87 punktów.
I uwaga…
…na III miejscu znajduje się praca Mężczyzna o zielonych oczach autorstwa BajaBelli. Serdeczne gratulacje! BajaBella uzyskała 89,5 punktu.
Przypominam, że w ramach nagrody BajaBella może wskazać dwie osoby spośród wcześniej wyróżnionego grona komentatorów, które skomentują dwa wskazane przez nią teksty jej autorstwa.
II miejsce zajmuje tekst Aza umiera, Anitra tańczy dalej, autorstwa Robaczka, czyli mnie. Praca uzyskała 143,5 punktu.
W ramach nagrody Robaczek, czyli ja mogę wskazać trzy osoby spośród grona komentatorów, które skomentują wskazane przeze mnie utwory mojego autorstwa.
I miejsce zdobyła miniaturka o tytule Lila, Kubuś i demony, której autorką jest Suhak. Serdeczne gratulacje! Gdybyśmy tylko dysponowały wieńcem laurowym, już byś go miała! Suhak zdobyła 169 punktów.
W ramach nagrody Suhak ma do wskazania cztery osoby spośród grona komentatorów, które zostaną poproszone o skomentowanie wskazanych przez nią prac jej autorstwa.
Nagrodą dodatkową jest okolicznościowa ranga ważna przez trzy miesiące. W ramach niespodzianki prosimy zwyciężczynię, by sama wymyśliła rangę, którą będzie nosić.
Gratulacje!
Jeśli któraś z Was chce poznać szczegółową punktację, zapraszam na PW.
W kolejnym poście opublikujemy wyniki głosowania na Sprawiedliwego Sędziego i odtajnimy wszystkie oceny. Założyłyśmy również temat, w którym zarówno uczestnicy i oceniający, jak i ci z Was, którzy być może chcieli ocenić, a nie mieli okazji, będą mogli podzielić się swoimi refleksjami na temat konkursowych prac. Zostańcie z nami!
Proszę o to, aby zwyciężczynie konkursu wskazały w poniższym poście prace i komentatorów, którzy mają je ocenić. Przypominam zasady:
Regulamin konkursu napisał: |
Nagrodę główną dla finalistów stanowią konstruktywne komentarze innych tekstów autora umieszczone przez grono „profesjonalnych” komentatorów, wyróżnionych do tej roli przez organizatorów konkursu.— W skład grona komentatorów wchodzą osoby, które zajęły pierwsze miejsca we wcześniejszych konkursach literackich, są autorami tekstów cieszących się wśród użytkowników dużą popularnością, a także potrafią pisać wnikliwe, konstruktywne komentarze.
— W skład grona komentatorów wchodzą (w porządku alfabetycznym): AngelsDream, BajaBella, Cornelie, Robaczek, Rudaa, Suhak i Thingrodiel.
— Jedna osoba z wyżej podanego grona może zostać wybrana do ocenienia maksymalnie dwóch prac.
— Pierwszeństwo wyboru komentatorów posiada zwycięzca konkursu. Jako kolejna osoba wybiera uczestnik, który zajął drugie miejsce, jako ostatnia – osoba, która zajęła trzecie miejsce.
— Autor może wybierać spośród swoich: dzielących się na rozdziały opowiadań autorskich, dzielących się na rozdziały opowiadań fanfiction, miniaturek autorskich i fanfiction, wierszy (tutaj również do wyboru: utwory autorskie i fandomowe). W przypadku poezji ocenie podlega cykl poetycki bądź trzy wybrane przez autora utwory. Ocenie nie podlegają tłumaczenia.
— Czas przewidziany na „wręczenie” nagród to dwa tygodnie od ogłoszenia wyników konkursu. |
Raz jeszcze dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do powstania i odbycia się tego konkursu i zapraszam do dyskusji w stworzonym w tym celu temacie!
Pozdrawiam! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Śro 1:27, 21 Mar 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|