|
Autor |
Wiadomość |
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Pon 21:00, 22 Mar 2010 |
|
W tym temacie chciałyśmy przedstawić nasze sprawozdania ze zlotu w Poznaniu. Biorąc pod uwagę, że było tam tyle twórczych osóbek na jednym skończyć się nie mogło, dlatego każda napisała swoje :D Ja pierwsza na przetarcie szlaków, to zdecydowanie nie jest typowe sprawozdanie, ale mam nadzieję, że przypadnie do gustu :D
Dziękuje dziewczyny za wspaniały zlocik :*:*:*
Porwanie Badwarda
Mężczyzna w średnim wieku poluźnił nieco krawat, starł z czoła krople potu i z głośno bijącym sercem zapukał do drzwi. Gdy usłyszał zimne proszę wszedł do pomieszczenia. W gabinecie, przy długim stole, siedziała piątka ludzi, wszyscy mieli na sobie czarne garnitury i kamienne wyrazy twarzy.
- Z niecierpliwością czekamy na pańskie sprawozdanie, agencie X.
Mężczyzna poczuł, że zaczyna się coraz bardziej pocić, z trudem podszedł do stołu i położył ze sobą teczkę z wielką pieczątką Top Secret. Gdy tylko rozłożył przed sobą dokumenty zaczął mówić niepewnym głosem:
- Jak donieśli nasi informatorzy w zeszły piątek miał miejsce zlot dwóch najbardziej poszukiwanych przez nas ugrupowań: Suleny oraz Perkonioroba. Akcja została nazwana kryptonimem: Zlot Tessa. Nasi agenci od godziny dziesiątej obserwowali Dworzec Główny w Poznaniu w poszukiwaniu jakichkolwiek niecodziennych zachowań. Około południa na miejsce dotarły członkinie Suleny z trzecią, bliżej nieznaną przez nas kobietą. Z licznych podsłuchów zainstalowanych na dworcu oraz ukrytych kamer udało nam się ustalić, że była to niejaka Trusiaczek, podejrzana o przeprowadzenie akcji Wilcza Krew.
Na sali rozległy się zdenerwowane szepty. Agent X rzucił niepewne spojrzenie w kierunku swoich przełożonych i kontynuował:
- Jakiś czas później na dworcu pojawiła się Pernix, nasi agenci zauważyli, że na jednym z peronów spotkała się ona z Robaczkiem. Niestety później kobietom udało się nas zgubić, odleźliśmy je ponownie o godzinie 13.35, kiedy to zwiększyły liczebność do czterech osób, z bliżej nieokreślonego kierunku na dworcu pojawiła się także Cornelie i Niobe. Wszystkie miały duże, czarne walizki, zaistniało podejrzenie, że przewożą niebezpieczne dane i broń, ale niestety udało im się opuścić dworzec zanim służby porządkowe zdążyły zareagować. Zdjęcia z kamery satelitarnej zarejestrowały, że zatrzymały się na chwilę w pośrednictwie Przemysław, właściciel został wielokrotnie oskarżany o handel badpotem, jednak ostatecznie oczyszczono go z zarzutów. Perkoniorob udał się do swojej kwatery głównej znajdującej się niedaleko centrum. Po około godzinie cztery podejrzane przemieściły się w inne okolice Poznania, do, jak ustalono wcześniej, miejsca zamieszkania Pernix. Dzięki ukrytemu podsłuchowi udało nam się ustalić, ze zjadły tam posiłek ociekający zajebistością.
Agent X z wahaniem popatrzył na swojego szefa, ale ten tylko skinął głową na znak, że może kontynuować.
- Perkoniorob wymieniał się wtedy zapewne tajnymi informacjami, gdyż używały szyfru, którego nie udało się złamać naszym analitykom. W rozmowie często mówiono o tajnym forum, do którego należą wszystkie podejrzane, oraz o Badwardzie, prawdopodobnie planują go porwać.
W sali rozległy się niespokojne szepty.
- Tak, proszę państwa, podejrzewamy, że to właśnie był cel zlotu tessa – porwanie Badwarda!
W pomieszczeniu zapadła grobowa cisza, siedzący na samym środku mężczyzna odchrząknął. Sięgnął po szklankę i wypił całą jej zawartość, gdy odłożył ją z powrotem powiedział lekko zachrypniętym głosem.
- Proszę kontynuuj swój raport.
Agent X odetchnął i ponownie zabrał głos:
- Krótko po godzinie 18 Perkoniorob opuścił miejsce zamieszkania Pernix i udał się do swojej siedziby głównej, tam kobiety zmieniły odzież wierzchnią i udały się pod pomnik Adama Mickiewicza, późnym wieczorem podsłuchano Robaczka, który przyznał się, że wielki polski poeta plagiatował niejakiego Goethego, a Juliusz Słowacki pisał fan fiction do jego dzieł. Jednak nie wyprzedzajmy wydarzeń, pod wcześniej wspomnianym monumentem miała miejsce wiekopomna chwila spotkania Perkonioroba, Suleny, Shantibelli oraz Trusiaczka. Kobiety udały się do pobliskiego pubu Franklin. Niestety zainstalowany podsłuch nie działał, gdyż w pomieszczeniu było zbyt głośno, dlatego zdecydowaliśmy się na posłanie w teren naszego najlepszego agenta – Zbyszka. Początkowo obserwował podejrzane siedząc przy barze. Kobiety zamawiały duże ilości wysokoprocentowych napojów, w pewnym momencie nawet wykończyły zapas grzanego wina. Agent Zbyszek stwierdził, że to będzie idealny moment, aby spróbować wyciągnąć z podejrzanych jakieś informacje. Jego pierwsza próba interakcji zakończyła się klęską, jednak po kilkunastu minutach udało się mu zająć miejsce przy stoliku. Z prowadzonych przy nim rozmów udało mu się wywnioskować, że to nie będzie ostatnie spotkanie tessa, ponieważ następnego dnia ma odbyć się kolejne. Odkrył również, że shantibella ma słabość do Shahrukha, a Robaczek pała nienawiścią do żony niejakiego Willa. Ponadto Zbyszek odkrył, że Tursiaczek posiada armię zielonych królików. Jednak w pewnym momencie kobiety zaczęły atakować Zbyszka agresywnymi argumentami, dlatego wezwał wsparcie, które uczestniczkom zlotu przedstawił, jako swojego syna – ochroniarza. Jednak wtedy kobiety zrobiły się bardziej podejrzliwe, po odśpiewaniu pewnej piosenki opuściły pub. Kilka metrów dalej rozdzieliły się, nasi agenci podążyli za Perkoniorobem i Susan. Z pewnymi problemami udało im się dotrzeć do kwatery głównej, jednak do środka wszedł jedynie Koniorob. Podczerwone kamery zarejestrowały pewien atak ze strony Robaczka w wyniku, którego niobe wylądowała na podłodze śmiejąc się – podejrzewamy, że to w wyniku zastosowania gazu rozweselającego. Następnego dnia Perkoniorob udał się na spotkanie z Trusiaczkiem oraz Suleną w samo centrum Poznania – na rynek. Podejrzane udając, ze oglądają koziołki zapewne planowały kolejny etap porwania Badwarda. Po godzinie dwunastej udały się na krótki spacer i do pewnej kawiarni, która niestety znajdowała się w piwnicy i w związku z tym nie udało nam się uzyskać, z tego etapu zlotu, żadnych danych. Kelnerka wspomniała o posiadaniu przez jedną z kobiet, która z rysopisu pasowała do niobe, żółtego balonika z podejrzaną zawartością. Po wyjściu z kawiarni kobiety znowu się rozdzieliły, Perkoniorob udał się na obiad do włoskiej restauracji. Istniało podejrzenie, że chciały w swoje porwanie zaangażować sycylijską mafię, skończyło się jednak na dwóch pizzach, gnochi oraz spaghetti.
Potem Perkoniorob przemieścił się w stronę Plazy, po drodze robiąc zdjęcia fioletowym królikom, barokowym kościołom (w zasadzie to jednemu) oraz kolorowym słoniom. W galerii podejrzane udały się na film z jednym z wcieleń Badwarda. Po około dwóch godzinach opuściły salę z wyraźnymi oznakami wskazującymi na stan wzruszenia. Następnie spotkały się z Suleną oraz Trusiaczkiem. W pewnym momencie Pernix zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach, a reszta podejrzanych udała się do Stajenki. Po degustacji Fortuny i wojnie na spojrzenia powróciły do swoich kwater głównych.
W ostatni dzień podejrzane spotkały się na Dworcu Głównym w Poznaniu. Tam zapewne opracowano dokładny plan porwania Badwarda, naszym agentom udało się ustalić, że kobietom zależy najbardziej na ostatnim wcieleniu Badwarda, gdyż zauważono jak robią sobie one zdjęcia z plakatem go przedstawiającym. Niestety nie zdobyto dokładnych informacji, jeden z agentów odnalazł tylko kartkę z napisem Następny zlot w Krakowie.
Agent X skinął głową i szybko wyszedł z pomieszczenia. |
Post został pochwalony 5 razy
Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Pon 21:17, 22 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 21:04, 22 Mar 2010 |
|
Moje sprawozdanie jest nudne jak flaki z olejem, ale temperatura, ogólne rozbicie i pękająca głowa, utrudniały mi napisanie czegoś lepszego. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :*
Łzy nieba
Ciemne niebo niepokojąco rozpościera się na Poznaniem, zsyłając na niego strumienie deszczu. Dla większości to nic znaczącego. Jednak niektórzy wiedzą, że nie jest to zwykły deszcz, lecz łzy. A pomyśleć, że niespełna dwa dni temu świeciło słońce i nie spodziewałyśmy się, że czas, który razem spędzimy, minie tak szybko.
No i co z tego, że widziałyśmy się pierwszy raz w życiu? Przecież okazało się, że zachowujemy się zupełnie, jakbyśmy znały się od lat. Uśmiechnięte twarze, szczere i luźne rozmowy, zero skrępowania, wspólna zabawa i wspomnienia, które na długo pozostaną w naszych sercach.
Bo jak zapomnieć?
Osiemnastkę Robaka, który o każdej porze dnia i nocy przepięknie mówi po niemiecku, recytuje haiku oraz mówi o miłości do Willa...
Zapoznanie się ze Zbyszkiem, co pozostawiło trwały uszczerbek na zdrowiu psychicznym...
Corny opowiadającą niesamowite historie o końcu świata i spotkaniach poetów...
Pierwsze spotkanie Suleny, które spowodowało ogromne natężenie myśli, emocji i siły, wyczuwalne w całym Poznaniu...
Spotkanie zastępów zielonych i fioletowych królików, rozsianych po całym mieście...
Wysłuchanie śpiewu uczestniczek zlotu podczas wieczornego karaoke...
Oglądanie z Trusią fragmentów New Moon i jej wielokrotne przewijanie momentu, gdy Paul mówi „sorry”...
Momentu, gdy Krowy Team nareszcie były w komplecie i spożywały pizzę, oglądając filmiki z The Vampire Diaries...
Dilenę prezentującą swoją siłę przebicia, wymuszając na wszystkich łazarskich samochodach pierwszeństwo...
Widok trusiaczkowego segregatora z wydrukowanymi opowiadaniami Suleny, powodujące ogromne wzruszenie...
Kiślowanie nad plakatem Roba na przystanku tramwajowym...
Niobe próbującą wciągnąć hel do płuc...
Zdziwienie, gdy okazało się, że TVN24 przyjechało specjalnie na nasz zlot, by nas sfilmować...
Shanti i jej zdjęcia z Shahrukh Khanem...
Pernix i jej bieg po peronie, owocujący rozwalonym parasolem...
Byłego komandosa, śpiewającego Dilenie piosenkę o Cyganach i proszącego o pomoc z komórką...
Nocny spacer z Robalem, Corny, niobe i Pernix po Łazarzu...
Paparazzi próbujący sfotografować Dilenę w KFC...
Zuzolkowe łzy na peronie, gdy dziewczyny odjeżdżały do swoich miast...
Tego się po prostu nie da zapomnieć...
Dziękuję Wam za świetny weekend. Nie zapomnę go do końca życia. |
Post został pochwalony 2 razy
|
|
|
|
Cornelie
Dobry wampir
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 297 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD
|
Wysłany:
Pon 21:33, 22 Mar 2010 |
|
W tym miejscu chciałabym podziękować każdej z was razem i z osobna – bo spotkanie było cudowne! Naprawdę! Badward was kocha! Badwardość was kocha i Zbyszkość – cóż, Zbyszkość jakoś przetrawimy xD
Następnym razem będzie jeszcze bardziej epicko i bardziej zabawościowo! Buziaki lasencjowości!
PS Niobe twojego sprawozdanie nic nie przebije! xD
Badwardowość kontra zabawość
Było ciepłe i słoneczne popołudnie, gdy pociąg z Cornelie na pokładzie zajechał na stację w Poznaniu. Wraz z czarną torbą wysiadła i rozejrzała się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Po chwili dojrzała Pernix i Robaczka, które machały do niej uśmiechnięte. Nie obyło się bez tulenie i całowania, a gdy zakończyły powitanie ruszyły na drugi peron, by tam w spokoju poczekać na Niobe, która właśnie, w swoim iście czerwonym kubraczku wyskoczyła z pociągu i ,przeczesując włosy długimi placami, skinęła na dziewczyny i wyściskała je do braku tchu. Gdy odzyskały dech ruszyły wszystkie równym krokiem w miejsce siedziby „Przemysław”, gdzie zostawiły sowitą łapówkę, by otrzymać dokładny adres pewnej kobiety alis Gosi.
Dotarłszy na miejsce, zostawiły swoje torby i przemieściły się w inną stronę Poznania, mianowicie do domu Pernix, gdzie raczone zostały przepysznym makaronem i ciastem ociekającym bananowością. Gdy wszystko zostało zjedzone, a Pernix szykowała się do wyjścia, reszta dziewczyn włączyła epicki serial Spartacus i z wybałuszonymi oczami przyglądały się umięśnionym pośladkom, prężącym się mięśniom. Cornelie dobrze znała te walory, jednak jedno spojrzenie rzucone na dziewczyny utwierdziło ją w przekonaniu, że mięśniowość podoba się nie tylko jej.
Po kilku minutach opuściły dom Pernix i udały się w docelowe miejsce spotkania całej bandy teesa – pod pomnikiem. Takim sposobem – suleny i perkonioroby wraz z trusiaczkiem i shanti wymieniły się całusami i razem, jak jeden mąż ruszyły do, epickiego już dzisiaj, klubu U Franklina.
Zaczęło się spokojnie – kilka grzańców, rumu i campari, aż po wódkę. Czas mijał szybko, śmiechy rozbrzmiewały w dużym natężeniu, a zabawość trwała w najlepsze.
Nikt się nie spodziewał burzy, która dopiero co miała nadejść. Przybrała jednak dziwną postać. Postać Zbyszka, alias Zbyszkości. Mężczyzna ten nie chciał dać spokoju dziewczynom. Przysiadał się i całował je po dłoniach, szczerząc się i pokazując swój kolczyk w uchu, który nie różnił go zbytnio od innych mężczyzn w lokalu ociekających piwskiem.
Na nic zdało się przekonywanie go o naszej zmiennej orientacji seksualnej, na nic zdało się nawet to, że pięknie razem fałszowałyśmy przez niezapomnianej piosnce Perfectu. Shame on them – chciałoby się rzec. Sulena śmiała się do rozpuku, wlewając w siebie następne morza napojów. Trusiaczek pstrykała zdjęcia, Pernix rozmawiała z Shanti – fanką Sharukha a Robaczek z Niobe i Corny obserwowały całe zajście. Dziewczyny bawiły się przednio, ale późna pora i recytacja Robaczka sprawiły, że czas było się ruszyć w stronę domu.
Niesione przez wiatr i własną epickość Perkoniorob doszedł do domu i położył się spać – jedni wcześniej, drudzy później.
Następny dzień rozpoczął się szybko. Zdecydowanie zbyt szybko. Perkoniorob nie zdążył na pokaz koziołków ale zlotowy paparazzi alias Corny zdążyła zrobić im zdjęciość.
Później nastapił marsz po starym mieście w poszukiwaniu atrakcji, kawy oraz panów JEDI, których Perkoniorob spotkał w drodze na obiad.
Jednak nic, ale to nic nie mogło równać się z tym, co działo się w kinie na mega sentymentalnym i seksowościastym filmie z Robertem Pattinsonem, na który poszedł team Perkoniorob.
Płacz, hrumkanie ale i ogólna radość towarzyszyła im przez cały seans. Los jednak chciał, że nie mogły na siebie patrzeć – to wszystko przez woalkę z łez.
Dały sobie jednak z tym radę i udały się na spotkanie z Suleną i Trusiaczkiem, by pójść do Stajenki skosztować cudowne, poznańskie piwo – Fortuna.
Czas leciał szybko i Koniorob zebrał się do domu. Po rozstaniu z dziewczynami i epickiemu robieniu sobie zdjęć z plakatem Roba udały się na spoczynek do swojego domu i właścicieli.
Ostatni dzień przygód rozpoczął się deszczowością za oknem, która nie chciała się skończyć.
Perkoniorob spotkał się na obiedzie. Najgorszym zresztą. A potem udał się w stronę dworca, mając w torbie ociekające zajebistością ciasto Pernix.
Corny weszła do pociągu, wysyłając całusy każdej z dziewczyn. Widziała przed oczami białe chusteczki. Mimo że zlot dobiegł końca dobrze wiedziała, że już niedługo Badward sprawi, że spotkają się ponownie. Tym razem w Krakowie – a tam, BadPot będzie im towarzyszył już codziennie. |
Post został pochwalony 3 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 23:18, 22 Mar 2010 |
|
Dziewczęta, dziękuję wam za ten nieziemski zlot. Same wiecie, jak bardzo wam dziękuję i jak fantastycznie się z wami bawiłam, a jeśli nie jesteście tego pewne – zapraszam do lektury.
Śnia, następnym razem Cię nie zabraknie, prawda?
POZNAŃSKA FANTASTYCZNOŚĆ, CZYLI SHAME ON YOU, ZBYSZEK
OSOBY:
CORNELIE / EROTYCZNY OGÓR / KORNELIA – wspaniała kobieta, która odrzuciła ZBYSZKOŚĆ (patrz również: PERKONIOROB)
DILENA / DILENKA / ANETKA – znana ze swojej zajebistości (patrz również: SULENA)
NIOBE / NIOBACZEK / ASIA – właścicielka pięknych, cygańskich oczu (patrz również: PERKONIOROB)
PERNIX / DŻULIA / JULKA – uzdolniona kulinarnie wybawicielka reszty świata (patrz również: PERKONIOROB)
ROBACZEK / MONGOŁ / OLA – recytująca haiku miłośniczka Zielonej Miseczki (patrz również: PERKONIOROB)
SHANTIBELLA / SHANTI / KASIA – pierwsza i jedyna prawdziwa żona Shahrukha
SUSAN / PŁOMIENNY FENIKS / ZUZIA – podstępem podkradająca innym ameby (patrz również: SULENA)
TRUSIACZEK / TRUŚ / KASIA – posiadaczka największej armii królików obronnych na planecie
DALSZE OSOBY:
FIOLETOWY KRÓLIK – jedno z wcieleń Badwarda na ziemi
MAMA JULKI – szczególnie zasłużona podaniem cynku o FIOLETOWYM KRÓLIKU
OBGADYWANA CZĘŚĆ FORUM – za dużo, by wymienić każdego
ROB PATISON – kisielogenne warzywo z rodziny dyniowatych
RUDZIELEC – druga połówka Mózgu, mentalnie powstrzymująca OLĘ przed całkowitą zdradą
WILL CHASE – obecny zawsze i wszędzie
WŁAŚCICIELE – sprawujący pieczę nad noclegiem PERKONIOROBA, w tym: WŁAŚCICIEL BEZ KOSZULKI
ZBYSZEK JUNIOR – syn ZBYSZKOŚCI, urodę odziedziczył po ojcu
ZBYSZKOŚĆ – nie-młody bóg poznańskiej bohemy
ŻULE – znajomi KORNELII z pociągu, zasłużeni zacnym słowotwórstwem (wszelkie –ości)
i INNI
Ten weekend zapowiadał się jak każdy inny. Czarna krepina przysłaniała okna, rzędy amarantowych, fioletowych i różowych świec porozstawiano dookoła pomieszczenia. Ze strategicznie porozmieszczanych głośników sączył się nieprzyzwoicie seksowny głos Willa Chase’a, a jego podobizny przysłaniały każdą wolną powierzchnię. Na środku pokoju stał spowity oparami waniliowych kadzidełek ołtarzyk. Wszystko zostało przygotowane do rozpoczęcia obrzędów, zabrakło jednak jednego elementu. Po kapłance Willa nie było ani śladu.
Znajdowała się w drodze do Poznania.
* * *
Gdy po niespełna pięciu godzinach jazdy opuściłam pociąg, zostawiając za sobą luksusy Polskich Kolei Państwowych, zaczęłam rozglądać się za Julką. Po niewielkich problemach z odnalezieniem się na peronie, padłyśmy sobie w objęcia i bardzo szybko nawiązałyśmy kontakt werbalny. Czekanie na Kornelię i Asię umilałyśmy sobie rozmową, która nareszcie odbywała się twarzą w twarz, nie zaś przez komunikator. W końcu nadszedł czas, by dołączyła do nas różowa grzywa Erotycznego Ogóra, po niej nasza trójka przeszła w czwórkę, gdy odebrałyśmy z peronu odzianą w czerwony kubraczek Niobe. Wtedy nie wiedziałyśmy jeszcze, że już za kilka godzin staniemy się Perkoniorobem – do tego natchnęło nas dopiero oglądanie niezwykle jędrnych pośladków gladiatorów. Po tak miłym dla oka widoku posiliłyśmy się przepysznym obiadem zrobionym przez Pernix i jej mamę, a także ciastem, które później podstępem zabrałyśmy z Julkowego domu.
Udałyśmy się do naszych właścicieli, o tej porze wszyscy byli jednak ubrani. (Właściciela bez koszulki mogłam oglądać dopiero wtedy, gdy przed wyjazdem biegiem wróciłam do łazienki, uświadomiwszy sobie, że została tam moja bielizna, shame on me). Musiałyśmy należycie przygotować się do spotkania z Trusiaczkową Suleną i pierwszą żoną Shahrukha, Shanti. Okazało się, że w praktyce oznaczało to należyte spóźnienie się, jednak i tak wszystkie nas kochały. W cieniu pomnika Adasia M. dopuściłyśmy się zapoznawczego miziania, choć Sulena wyraziła rozczarowanie faktem, że nie przypełzłam. Po dopasowaniu twarzy do imion ruszyłyśmy w kierunku miejsca naszego przeznaczenia – jedynego, niepowtarzalnego, najznamienitszego Franklina.
Ze względu na to, że rzeczywistość okazała się bajką niekoniecznie dla grzecznych dzieci, a Badward nie szczędził swoim wiernym wyznawczyniom strumieni BadPotu, opis wizyty w jedynym, niepowtarzalnym, najznamienitszym Franklinie ograniczyć wypada do kilku jedynie faktów. Co oczywiste, ze spotkania tak fantastycznych osób wyniknąć mogła sama epickość i zabawość, nikt jednak nie mógł przypuszczać, że dołączy do nich również Zbyszkość. Zbyszkość zstąpiła w szeregi Pernikorobów, Trusiaczkowych Sulen i Shanti niczym strumień różowego światła w tunelu, zmieniając cały dotychczasowy porządek rzeczy. Po spotkaniu ze Zbyszkiem i Zbyszkowym synem ochroniarzem nic już nie mogłoby być takie jak wcześniej i, zaiste, nie było ani nie będzie.
Ciężko ubrać w słowa fantastyczność, niesamowitość oraz badpotność tych chwil. Rly&trly. Z nikim innym nie mogłabym w tak epicki sposób świętować swojej osiemnastki. Z nikim innym nie mogłabym tak nieprzyzwoicie seksownie fałszować do wyłączonych mikrofonów. Nikt nie zastąpiłby mi towarzystwa Anety Pamiętaj, jesteś zajebista w 3D, podkradającej ameby Zuzi, z którą zdradzałam Rudość, zarządzającej całą armią królików Trusi. Za nic w świecie nie zrezygnowałabym z przepięknego świadectwa Shanti, przez którą wstydzę się tego, jak mizerną jest moja miłość do Willa w porównaniu do jej miłości do Shahrukha. Na nic nie zamieniłabym czasu spędzonego z moim fantastycznym Perkoniorobem – z Asią, z którą mam za sobą dwie niezapomniane noce i którą, choć dopiero poznałam, już uwielbiam, z Kornelią, która jest kobietą dominującą, ale również lubiącą Zieloną Miseczkę, z Julką, która okazała się jeszcze wspanialszą osobą niż wynikało to z naszych wcześniejszych rozmów. Dla wszystkich tych osób znalazło się miejsce w moim pojemnym sercu, bo chociaż Zbyszkość usilnie walczyła o to, by zawładnąć nim całym, nie mogłabym na to pozwolić. Nie po tym, co razem przeżyłyśmy.
Gdy po kilku godzinach dziewczęta stwierdziły, że czas Franklina dobiegł końca i nie udało mi się przekonać ich, że jest inaczej, Pernikorob wraz z Zuzią udał się na spacer w kierunku bądź to właścicieli, bądź domów. Co się stało z resztą – nie mam pojęcia. Jedno jest pewne: Franklin i Zbyszkość na zawsze pozostaną w naszych wspomnieniach.
Następny dzień rozpoczęło kolejne efektowne spóźnienie w wykonaniu Pernikoroba. Po opuszczeniu tramwaju biegiem udałyśmy się na starówkę, choć dopiero tam dowiedziałam się, że bladym świtem zerwano mnie na nogi właśnie po to, byśmy zobaczyły dwa trykające się koziołki. Badward jeden raczy wiedzieć, że nie miałabym nic przeciwko innemu trykaniu się.
Spacerując po Poznaniu, po tym, jak Asia i Kornelia upajały się helem, wstąpiłyśmy do kawę/czekoladę/szarlotkę, wspominając miniony wieczór i rozmawiając o tym czy o owym. Po tych miłych chwilach Trusiaczkowa Sulena i Pernikorob ruszyły w przeciwnych kierunkach (Shanti niestety zabrakło wśród nas) – z trudem rozstałam się z Anetą, Zuzią i Kasią, które rly&trly pokochałam. Teraz została mi tylko Anetka w 2D, shame on me, shame on her. Pernikorob robił sobie zdjęcia z Jedi i włóczył się po okolicach, aż w końcu, wyczerpany i przymierający głodem, zakotwiczył na obiad. Była pyszność i włoskość. Wszystko to jednak stanowiło jedynie preludium do zbliżającej się wielkimi krokami robości, której to uświadczył jedynie Pernikorob, gdyż Trusiaczkowa Sulena zbuntowała się, nie chcąc zdradzać Obozu Sfory. Nim jednak nastała robość, Pernikorob odbył kolejny spacer po Poznaniu. W blasku fleszy Kornelii i Julii poszukiwałyśmy Fioletowych Króliczków, o których powiedziała nam Julkowa mama, a które Erotyczny Ogór chciał złapać za nieistniejące genitalia.
Następnie było Remember me, był Rob Patison, a to znaczy, że była też seksowość, sutkość, kiślowość, piękność, cudowność, epickość i również łzawość. Wszystko to okraszały dochodzące z czwartego rzędu odgłosy hrum, występujące w najbardziej robowych momentach. Dziewczęta niestety zapomniały o majtkach na zmianę i wychodzące z kina hot dziesiątki ślizgały się po kałużach należącego do nich kisielu. (Udaję, że sama nie skiślowałam). Srsly. Tak właśnie było. Srsly.
Gdy po robowym kiślowaniu dołączyła do nas Trusiaczkowa Sulena, a z Pernikoroba został już tylko Koniorob, udałyśmy się do kolejnego zacnego miejsca w zacnym Poznaniu. Część raczyła się soczkami, a część poznańskim specjałem przemysłu piwowarskiego. Dziewczęta chciały w ten sposób zaleczyć smutek po łzawej robości i braku robowej sutkości, jednak zaleczyć to mogła dopiero wspólnie spędzona noc. Pożegnawszy się z Trusiaczkową Suleną, Pernikorob – znowu w pełnym składzie – spędził wspólnie kolejne godziny. (Tu na scenie dziejów pojawia się obgadywana część forum, Will (nie po raz pierwszy, oczywiście) oraz inne epickości).
A ja w końcu przespałam się z Niobaczkiem i Erotycznym Ogórem.
Smutno mówić o niedzieli, bo to zaledwie kilka spędzonych wspólnie godzin, ale i tak godzin wspaniałych. Koniorob uświęconym zwyczajem spóźnił się na spotkanie z Per-, a to dlatego, że ostatni człon, znany również jako robak, znany jako ja, musiał wrócić się po swoją bieliznę i pidżamę, co stworzyło szansę na obejrzenie sobie nagiego torsu właściciela.
Po raczej dziwnym śniadanio-obiedzie udałyśmy się na spotkanie z Trusiaczkową Suleną. Spotkanie, niestety, odbywało się na dworcu, ponieważ nasz wspólny czas dobiegał końca. Nie obyło się bez łez, przytulania, ściskania dłoni, porywanych przez wiatr chusteczek i Julkowego parasola. Chwile te były tak rozdzierające nasze niewinne serca, że przykrym jest nawet ich rozpamiętywanie.
Łzy.
Łzy.
Łzy.
Łzy.
Łzy.
Łzy.
Łzy.
Smutek rozjaśniała jednak nadzieja na kolejne spotkanie. Nawet jeśli będzie się ono miało odbyć bez Zbyszkości, to przecież Zbyszkość na zawsze pozostanie w naszych sercach.
Niektórym smutek rozjaśniało również konsumowanie zrobionego przez Julię brownies, jednak z uwagi na fakt, że Zuzia i Kasia nie dostąpiły tej przyjemności, nie będę wspominała o tym, że było naprawdę nieprzyzwoicie przepyszne. Nie będę.
* * *
Ten weekend zapowiadał się jak każdy inny. Wszystkie potrzebne do odprawienia rytuałów przedmioty znajdowały się na stałych miejscach. Tylko laleczka voodoo z długimi blond włosami leżała zmaltretowana na dnie szafy. Jednak w ten właśnie weekend Willość i Rentość zastąpiła poznańska fantastyczność, Perkoniorobość i Suleność. Właśnie w ten weekend kapłanka Willa zrozumiała, że nie może podążać tylko jedną ścieżką. Zobaczyła, że świat ma jej do zaoferowania znacznie więcej, że na tym pięknym, epickim świecie jest również Zbyszkość. Zbyszkość tak niezwykła i niesamowita, że Will na jeden weekend musiał zostać sam na sam z blond wywłoką w szafie.
Ponieważ Zbyszkość warta jest nawet tego, by przez kilka dni wyrzec się Willa. Tak cudowne, fantastyczne osoby, jakimi są Kornelia, Aneta, Asia, Julka, Kasia, Zuzia oraz Kasia i tak piękne, bo spędzone z nimi, chwile warte są tego, by podążać za różowym światłem w tunelu.
A tak poważnie: Shame on you, Zbyszek!
KONIEC |
Post został pochwalony 4 razy
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Pon 23:59, 22 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Dilena
Administrator
Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 158 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 23:31, 22 Mar 2010 |
|
Zdążyłam przed północą. Kocham Was, naprawdę i z ręką na sercu jesteście zaje***te! Nie mogę się doczekać powtórki.
Dedykuję wiadomo, że całej ekipie i Rudej.
Świat rozpaczy i bólu.
Kwiaty kwitną nawet wtedy.
Zaczęło świtać. Dziewczyna obudziła się i mimo bardzo wczesnej pory z chęcią wstała z łóżka, po czym przygotowała się do drogi w przeciągu zaledwie kwadransa.
Tak, bo ruszała w drogę.
Pociągi jakby specjalnie na tę okazję kursowały wyjątkowo punktualnie. Uśmiechnęła się szeroko do siebie, nie zważając zupełnie na to, co pomyślą o niej ludzie. Upiła potężny łyk odganiającej sen Pepsi. Spiker oznajmił, że pociąg zmierzający do jej celu w wolnym biegu wjeżdża na tor. Wzięła głęboki oddech i z wypiętą dumnie do przodu piersią ruszyła przed siebie.
Droga się nie dłużyła. A powinna, przynajmniej t e j dziewczynie. Dzięki lekturze mrocznego „Wampira Lestata” i licznym rozmowom telefonicznym z narzeczonym i przyjaciółką, czas zleciał tak szybko, iż nawet nie zauważyła, że jest u celu. Napis na dworcu głosił:
Poznań Główny.
Kazano jej wypatrywać zoo, ale za nic w świecie nie mogła go dostrzec. A przynajmniej nie słonia, którego miała się spodziewać. Niczym na amerykańskim filmie patriotycznym, w końcowej scenie wylewającego się zewsząd patetyzmu, odwróciła powoli głowę, wiatr poszarpał nieznacznie jej włosy i wtedy oczom dziewczyny ukazał się pełen mocy blask.
Płomienny Feniks.
Stało się. Dwie półkule złączyły się w jedną. Sulena w najczystszej postaci.
Obiad przygotowany przez Susan smakował wyśmienicie. Równie dobrze sprawowało się jej łóżko. Pierwsze wrażenie o mieście nie było zbyt dobre: za duży hałas, przytłaczająca wielkość, psie kupy na chodnikach i tym podobne rzeczy. Trzeba jednak pamiętać, by nie oceniać nikogo i niczego po pozorach.
Z uśmiechem na ustach Dilena razem z wiadomo kim, ruszyły na spotkanie krowy. Trzeciej. Największej.
W mieszkaniu Trusiaczka dziewczyna czuła się jak w niebie. W zasadzie to mogłaby i siedzieć na stercie nawozu pod ziemniaki, a w tak doborowym towarzystwie zawsze musiało być wyjątkowo. Po krótkich przygotowaniach wszystkie trzy w pełnej gotowości stworzyły obrazek rodem z Czarodziejek z księżyca, opatrzony hasłem reklamowym Avonu:
Teraz jest ten czas.
Przy pomniku polskiego wieszcza, Adama Mickiewicz (trzeba nadmienić, że tenże twórca wzorował się na filozofii literackiej Goethego, ale żeby oddać honor dodam, iż z kolei Juliusz Słowacki pisywał na bazie Mickiewicza fanficki) spotkały się. Nareszcie się spotkały.
Pierwszą, którą poznała Dilena był nie kto inny, jak posiadaczka seks-głosu i hipnotyzujących oczu, poeta Cornelie.
Następnie współtwórczyni pierwszego, wspaniałego, świetnie zorganizowanego, pomysłowego i ociekającego zajebistością Turnieju Połamanych Piór, Pernix.
Pojawiła się też niobe, z którą Aneta mogłaby spędzić z pewnością doskonały kawałek wieczności.
Shantibella dopiero po przeszło kwadransie przyznała się, iż należy do ludu Teesa. Lepiej późno niż wcale, mawiają.
No i wreszcie oczekiwane spotkanie dwóch potężnych mocy.
Tak, przybył i Robaczek.
Napięcie źródeł energii było prawie że namacalne. Na nieszczęście dla wszystkich zgromadzonych, a na szczęście dla miasta nie zjawiła się Rudaa, bo wtedy bezdyskusyjnie Poznań musiałby się przed tą poczwórną mocą ugiąć.
Franklin okazał się być bardzo miłym i dobrym gospodarzem. Nie, Dilena nie poznała go osobiście, ale za to miała jedyną w swoim dotychczasowym życiu okazję, aby spotkać Zbyszkość. Dzięki Zbyszkości i Patrykowości, Franklin przyciągał turystów z całego świata.
Dziewczyna czuła się tam, jak u siebie w domu. No bo w domu miała w zwyczaju na przykład rozlewać różne trunki, nie raz już Pepsi czy sok wsiąkały w dywan czy szpary między panelami. U Franklina w podobny sposób pozbyła się części równie drogiego sercu i wątrobie trunku.
Również dzięki Zbyszkości wiele obecnych na sali kobiet, uświadomiło sobie, że do tej pory przez całe życie były w błędzie, jeśli chodzi o ich orientację seksualną. Niektóre udawały, a najlepiej udawała Kasia.
Na całe nieszczęście ambrozja nie była nieskończona, co szybko zmusiło kobiety do zmiany popijanego trunku, co przyniosło fatalne momentami skutki.
Po obfitym spacerze z Robaczkiem, który jak się później okazało znaczył swoją trasę w specyficzny sposób, i dziwnym monologiem Shanti, Dilena razem z Trusiaczkiem wróciły do domu.
Do łóżka.
Jednego łóżka.
Bum. Bum. Bum. Bum. Bum. Bum. Bum.
Dil w domu nigdy się tak nie czuła. Pomyślała, że UFO albo wojsko próbują jakąś nową broń, która oprócz wywoływania hałasu powoduje potworny, pulsujący ból głowy. Powoli otworzyła oczy. To był zegar naścienny.
Tik. Tak. Tik. Tak. Bum. Bum. Bum.
Słynne koziołki, były mocno przereklamowane, co Dil uzgodniła w późniejszym terminie z niobe. Natomiast Cola z lodem smakowała, jak zwykle wyśmienicie.
Na spotkanie z grupą tych w s p a n i a ł y c h k o b i e t przyjechał nawet TVN24. Zrobił krótkie wywiady, za które zapłacił fortunę, ale oczywiście warto było. Warto porozmawiać z ludźmi ociekającymi zajebistością od stóp do głów za każdą cenę.
Dilena pomyślała, że mimo wszystko zakocha się w Poznaniu. Złamie swoje odwieczne „tylko Kraków”.
Do miast miała jedno zastrzeżenie. Początkowo myślała, że w skutek ekscesów dnia wczorajszego umysł płata jej wcale nieśmieszne figle. Mianowicie na ulicach co chwila widziała kolorowe króliki. Kiedy Per Koniorob udał się kiślować i miziać Robowość, Trusiowa Sulena uciekła do Starego Browaru. Uciekła przed królikami, ale okazało się, że Stary Browar był Kwaterą Główną Królików. Kasia-Trusia była w siódmym niebie, ale Dilenie trauma królicza zostanie do końca życia.
Jeden w tej sytuacji zaistniał plus: Susan i Dilena przeszły test zielonego królika moderatorskiego i wzniosły się na wyższy level zarządzania.
Dzień uwieńczyła pyszna pizza, wcale nie z promocji, oraz podwójny soczek pomidorowy.
Nastał poranek.
Pora wyjeżdżać.
Biały chusteczki latały niczym motyle, machając Korniaczkowi.
Później Płomienny Feniks spłomienił się także w oczach, Robaczek zrobił smutną minkę, a Pernix złamała parasol… A ta scena mogła być taka epicka…
Trusiaczek jeszcze nie miała o co, a już smuciła.
To były właśnie wszystkie kwiaty, które mimo szarości rozkwitły.
Świat rozpaczy i bólu.
Kwiaty kwitną nawet wtedy.
Pociąg ruszył. Niobe z rozmachem zamknęła drzwi przedziału z Niedorobioną Zbyszkowością. A potem skonsumował się związek, którego przecież nie było.
Szczegóły? Nie. W następnym odcinku. |
Post został pochwalony 4 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Wto 0:56, 23 Mar 2010 |
|
Po północy, ale nie ostatnia. Mam nadzieję, że zrekompensuję Wam to długością :p Dla Was, kobietki
Czasem słońce, czasem deszcz
I Powitania w słońcu i o zmierzchu
Wyszła jak zwykle spóźniona i, pędząc w żarze słonecznego popołudnia, podążyła na Dworzec Główny, by po kolei odebrać Rob, Ko i Nio. Rob już musiała czekać, ale w tłumie ludzi nie odnalazły się od razu. Na szczęście w XXI wieku mamy komórki, więc posłużyła się tym przenośnym cackiem i wstukała wiadomość. Wreszcie ujrzała słodką twarzyczkę aniołka usianą uroczymi piegami. Rozwichrzone na wietrze długie, miedziane włosy zasłaniały iskrzące oczy. Miała rację - w tę dziewczynę wstąpi chochlik. Po przemiłej konwersacji udały się kolejno po Ko i Nio. We czwórkę podążyły do biura, by dokonać formalności związanych z noclegiem. Właściciele – strzał w dziesiątkę. Dla wszystkich był to pierwszy raz. Entuzjazm nie opuszczał nikogo. Po krótkim odpoczynku podążyły do Perowego lokum na obiadek. Pasta pomodoro e paesto to całkiem chyba udany eksperyment, a bananowe ciasto? Im smakowało, Per nie. Wyczerpane podróżniczki pochłonęły wszystko. Gdzieś w międzyczasie uformowały się w dziwny twór – Koniorob. No cóż, pomyślała Per. Całkiem fajna ksywka. Żaden mózg czy Sulena nie mogą się z nią równać, ale jakoś przykro, bo gdzie ten Per ma się odnaleźć? No i przyczepiła się jak rzep do psiego ogona. Odtąd powstał Perkoniorob. Per niczym ten prawie perski kot wylegujący się na granatowej, nieco podejrzanej walizce (ja nie wierzę, Ko, że to tylko zapach psa, musiałaś tam coś skrywać), Ko jak kolorowe refleksy w jej włosach, Nio jak Niosąca radość, Rob jak? Czy Rob trzeba tłumaczyć? Rob ma w sobie wszystko, a przede wszystkim ma Robowość!
A potem nastał wieczór i spóźniony marsz pod Adasia...
II U Franklina
Spotkały się w cieniu wielkiego męża – poety, patrona, idola niemal, którego chcemy doścignąć w kunszcie pisarskim. Chcemy, by z dumą patrzył na nas, a nie w grobie się przewracał. Adamie, stój nad nami i tchnij w nas wena. Shanti przycupnęła pod stopami mistrza, a Trusiowa Sulena radośnie gawędziła u jego boku. Pernikonirob spóźniony, skruszony powitał się z całym towarzystwem i ochoczo ruszyły poznańskim Central Parkiem do baru spod ciemnej gwiazdy.
Okratowane wejście, widok zajętych barowych stołków – średnia wieku czterdzieści? Pięćdziesiąt? Maszyny do gier, staromodny wystrój. Spoglądały po sobie, wątpiąc, by w takim miejscu mogła być dobra atmosfera. Jakże się myliły. Pierwsze, nie najlepsze wrażenie wynagrodziły przystępne ceny trunków, wygodna miejscówka i przede wszystkim własne towarzystwo, które powoli zaczęło się integrować. Była winość, piwość, była nawet wódkość i drinkowość. Był śpiew, był on – Zbyszek i jego zbyszkość niewierząca w to, że można bawić się dobrze w damskim towarzystwie. Nachalnie przykleił się do ich stolika, wyraźnie podchmielony wykładał swoją filozofię życia i niewiarę w to, że bez mężczyzny świat również może istnieć. Może, panie Zbyszku, może. My kochamy naszych mężczyzn – tych, których mamy i tych, których niektóre z nas dopiero mieć będą i naprawdę nie chcemy, by wciskał nam pan kity z Satelity! - pomyślała Per. A syn czaił się z boku, chudy i niemrawy w kurtce Ochroniarza... chyba z jakiegoś marketu. Per w zasadzie nie była zainteresowana, co Zbyszek mówił - uchwyciła jedynie na zdjęciach facjatę mężczyzny, która spędza im sen z powiek (nie jest to jednak sen miły) i czyn jego niespodziewany – mianowicie złożenie na dłoniach Ko i Nio pocałunku. Biedna Ko musiała później pucować swą rękę. Nio chyba zapomniała, ale zapewne nie jest jej dobrze z tym wspomnieniem. Shanti rozprawiała o Shahrukhu, pokazała im nawet zdjęcie tego pana. Jest jego największą i najwierniejszą shipperką na teesie.
Zabawość była cały czas, była śmiechość, uśmiechość i wszelkie odmiany -ości, a nawet karaokowość. Odważne niewiasty dorwały się do mikrofonu, by zaśpiewać perfekcyjną kołysankę Perfectu. Głosy mają donośne. Cały Franklin trząsł się od tembru i mocy ich śpiewu, a Truśka kręciła niezapomniane czarne nagranie, które uwieczniło tę chwilę.
Wieczór minął nadzwyczaj przyjemnie i żadna z nich nie zauważyła, kiedy się skończył. Gdy nadszedł już czas, by opuścić Franklina i jego bywalca – Zbyszka – udały się do swych siedzib – mieszkań, właścicieli, gości i gospodarzy.
Niemieckość nawet była, shame on them, że niemieckość, ale była i warto o tym wspomnieć. Rob ma piękny akcent.
III Jak Bella i miasto
Wiecie, co dzieje się, gdy spotka się Perkoniorob? Jest jedno wielkie spóźnienie!
Per wyszła później niż powinna, Ko, Nio i Rob też nie omieszkały się spóźnić i wszystkie musiały skorzystać ze sprawnej, poznańskiej komunikacji. Gdy tramwaj doczłapał się na właściwy przystanek, wysiadły w pośpiechu i pognały Wrocławską na Stary Rynek. Włosy powiewały na wietrze. Dwunasta była już tuż, tuż. Biegły niczym Bella, by uratować Edwarda od nieuchronnej śmierci, tylko że nie było żadnego Edwarda, a koziołki, które nie chciały poczekać. Zdyszane, zziajane dołączyły do Trusiowej Suleny, która już wpatrywała się w zielone drzwiczki nad zegarem Ratusza i piękne, białe koziołki trykające się rzekomo nierówno. No cóż, czy można tym spektaklem usatysfakcjonować plus osiemnastki? Zdaniem Per koziołki są piękne, więc proszę nie dyskutować!
Pink, która podobno zjawiła się na wyznaczonym miejscu, nie powinna narzekać na spóźnienie Perkonioroba, ponieważ Trusiaczkowa Sulenka obstawiała groźnego Neptuna z trójzębem o właściwej godzinie i nie widziała nikogo poza sobą w rzeczonym miejscu.
Co było potem? Wielka improwizacja! Była kawość, ciastkowość, czekoladowość w płynie i plotkowość była! A co! Ale plotkowość dziewczyny postanowiły utajnić i ocenzurować, w końcu zeliciły się bardzo i muszą mieć coś dla siebie jak wszystkie inne kliki na tym forum. Pamiętajcie, drodzy czytelnicy, to było spotkanie otwarte i każdy mógł być jego świadkiem, więc shame on you, że się nie zjawiliście i możecie żałować.
Kto ma czyste sumienie, nie powinien się obawiać - one nie są złe. Obgadują tylko tych, którzy na to zasłużyli.
Po wizycie w kawiarni rozdzieliły się. Trusiaczek z Suleną udały się na połów królików vel zajęcy, a Perkoniorob na poszukiwanie pysznego makaronu. Szukanie było długie. Odnaleziono miejsce idealne, niestety było już wypełnione po brzegi i musiały udać się do niby włoskiej restauracji niedaleko Fary. Jedzonko całkiem smacznie smakowało Perkoniorobowi, ale nie był on zadowolony z kelnerskich umiejętności obsługującej ich dziewoi. Shame on dziewoja!
Potem była duchowość, pfu... Uduchowienie w przeuroczym Kościele Farnym i polowanie na zajączki fioletowe. Było macanko po nieistniejących jajeczkach, było skoziołkowanie i wreszcie coś, czego możecie naprawdę żałować – wszystkie – łącznie z Trusią, Shanti, która musiała iść w sobotę do pracy i Suleną – była jedna wielka ROBowość i jedno wielkie hrum!
IV Z-ROB-owane
Nie zraziły ich słabe miejsca w jednym z początkowych rzędów, nie zraziły ceny biletów, niestety Per musi już kupować normalne. I dobrze, bo było warto. W Per odżyła sympatia do Roberta, Ko i Nio piszczały z radości, nawet Rob przekonała się do Roba! Nawoływały Pink i dziewczęcia z teesa, bo mnóstwo było dziewczynek nastoletnich. No właśnie, kto był w sobotę o siedemnastej na Remember me w CinemaCity Plaza Poznań, przyznać się? Kto słyszał ich hrumkanie, ich emocjonowanie i ich rzewne łzy? Spojlerować nie chcą, one nie z takich! Ale film polecają bardzo, bardzo, bardzo. Dużo Robowości, jego uśmiechowości, a nawet sutkowości i nagości...ech. Malancholijny nastrój po seansie ukoiła najlepsza słodkość na świecie – lodowość to znaczy.
Per – malinowość wybrała, Ko – straciatellowość, Nio – Nio, co wybrała? Ciasteczkowość jakąś? Sleroza nie boli... Rob miała jabłkowość, to na pewno wie sparawozdawca, bo pamięta, że zabrakło cytrynowości i narzekanie na ten temat.
Pocieszenie było nikłe, ale zawsze!
Potem było coś, o czym Per nie wie, bo Per poszła do domku, a późnym wieczorem miało jeszcze miejsce tajne spotkanie Perkonioroba. Z racji tego, że było tajne, mówić mi o nim nie wolno, ale wolno wspomnieć, że zweryfikowano nieregularną sutkowość Roba! A jednak! Ale wszystko w normie, obrzydzenie nie wystąpiło. Na koniec był sen.
V Pożegnania w deszczu
Poranek Per był pracowity. Uwijała się jak mrówka w ukropie, by sprawić radość i niespodziankę pyszną czekoladowością podróżniczkom (ktoś, nie Per, zapomniał przypudrować ciasta, shame on mamuśka Per).
Poznań płakał. Niebo poszarzało i wyrażało żal za końcem tak cudownego, pełnego wrażeń spotkania teesowych pisarek. Szczęście w nieszczęściu na peronie piątym odjeżdżały aż trzy uczestniczki zlotu. Ta zbieżność pozwoliła pozostałym żegnać Ko, Nio i Lenę tak długo, jak tylko się dało. Ko znalazła sobie substytut Zbyszka w przedziale swego pociągu, Nio i Lena też miały do towarzystwa starszego pana. Smutność ogarnęła nie tylko Poznań, ale i Poznanianki. Machały białymi chusteczkami i tęsknie spoglądały na odjeżdżające w przeciwnych kierunkach towarzyszki z teesa. Kiedy już pociąg na Kraków ruszył, Per swoim zwyczajem, spontanicznie pobiegła pod wiatr, nie myśląc o otwartym parasolu, by pomachać Nio i Lenie. Efektem tejże spontaniczności było połamanie tegoż. Shame on wiatr aka wind aka Wind.
Na koniec Rob kupiła bilet i podążyła na spotkanie z koleżanką ze swoich stron. Smutnie było się rozstawać z naszym chochlikem, ale trzeba było.
To spotkanie trzeba zaliczyć do najlepszych zlotów, jakie ever były na teesie, a powtórka będzie w Krakowie. To już zostało postanowione. Per nie wie, czy będzie mogła przybyć z dalekiego kraju, ale zrobi co w jej moc. Niech moc będzie z Per! Dostosujcie się do Per, bitte! :*
Każdemu kogoś brakowało – Per osobiście ubolewała nad nieobecnością swojej siostrzyczki – motylka, Rob tęskniła za Rudością, co nie znaczy, że Per Rudości też nie chciała zobaczyć. Bardzo chciała, bardzo!
Może nie wszystko stracone, oby! |
Post został pochwalony 4 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Wto 10:03, 23 Mar 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
Trusiaczek
Człowiek
Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
|
Wysłany:
Śro 13:50, 24 Mar 2010 |
|
No hej dziewczynki! Wróciłam...
Zabieram się za pisanie, a jak już napiszę, to zrobię EDIT i wstawię! Wasze relacje są boskie!
EDIT: „Króliki obronne” – Trusiaczek
To był zwykły marcowy dzień. Królowa Trusiaczkowa – Trusia I – leżała sobie wygodnie na zielonej trawce w swoim pałacu, kiedy podbiegł do niej posłaniec o wdzięcznym imieniu Sony Ericsson. Słysząc znajome pozdrowienie „I see you”, odebrała od niego depeszę SMSową. Przeczytała ją uważnie. Wieść głosiła, że Królowa Dilena z odległej B-Białej krainy, pragnie nawiedzić jej strony i prosi o nocleg. Wielka radość spłynęła na Królową. Szybko odesłała posłańca z pozytywną odpowiedzią. Zaczęły się wielkie przygotowania do jej wizyty, którą zaplanowano na dziewiętnastego marca 2010 roku. Wieść o spotkaniu szybko się rozniosła. Korzystając z okazji, swoje przybycie ogłosiły również:
- Królowa Susana z księstwa Łazarskiego
- Królowa Pernix z księstwa Lykaina
- Królowa Cornelie z księstwa Wolińskiego
- Królowa Niobe z księstwa Krakowskiego
- Królowa Robaczek z księstwa Koszalińskiego
Oraz kilka innych, będących w Tajnym Stowarzyszeniu pod tajemniczą nazwą „twilightseries”. Po długich negocjacjach ustalono, że spotkanie TS odbędzie się na największym placu w Trusiaczkowie, przy pomniku Adasia (jednego z największych autorów fandomów na świecie) dziewiętnastego marca o godzinie dziewiętnastej. Całe Trusiaczkowo szykowało się na to spotkanie. Takie spotkanie to oczywiście wyśmienita okazja nie tylko do dobrej zabawy, ale też do niespodziewanego ataku na TS. Dlatego, też w całym Trusiaczkowie zostały wystawione patrole „Królików Obronnych”, zgodnie z zasadą „Przezorny- zawsze ubezpieczony”. Jako, że Najjaśniejsza Dilena miała zatrzymać się w pałacu Zwycięstwa (tak nazywa się moje osiedle), cały budynek został wysprzątany, komnata wyszykowana. Wszyscy mieszkańcy Trusiaczkowa czekali na przybycie powozu z Królową Dil. Zamiast niej w pałacu pojawił się kolejny posłaniec z SMSem. Wieść głosiła, że wyczekiwany Gość zatrzymał się na posiłek w Łazarzu i razem z Królową Susan, pojawi się w Króliczkowym Królestwie za kilka godzin. Królowa nie była jednak zła, ponieważ razem z Królową Sus i Dil tworzyły tak zwany „Krowy Team” lub też szerzej znaną wśród uczestniczek spotkania „ Trusiaczkową Sulenę”. Kiedy długo wyczekiwany powóz zajechał pod pałac, szczęście i radość opanowały Trusiaczkowo. Rozmów i śmiechu nie było końca, ale trzeba było wyszykować się na spotkanie. Punktualnie o dziewiętnastej pojawiły się na placu. Z niewyjaśnionych przyczyn, nie zastały tam nikogo. Dopiero po kilku chwilach posłaniec poinformował, że Królowe troszeczkę się spóźnią. W dobrym towarzystwie czas leci szybko i zanim Trusiaczkowa Sulena spostrzegła, na plac wkroczyła defilada z „Perkoniorobem”. Po krótkim powitaniu nadszedł czas zabawy. Dołączyła do nich również Królowa Shanti z Shahrukh. Wszystkie skierowały się dumnym orszakiem do „Franklina” – gospody, znajdującej się niedaleko placu. Tam zaczęła się zabawa. Osiem pięknych kobiet nie mogło niezauważenie pojawić się w takim mieście i szybko zostały zaatakowane przez tajemniczego Czarnoksiężnika - Zbyszka, który uparcie twierdził, że jest starszym bratem Trusiaczkowej Suleny. Żadne negocjacje i rozmowy z Czarnoksiężnikiem nie przynosiły skutków, więc postanowiły zmierzyć się z nim w pojedynku. Wybrały konkurs karaoke. Dumnie wkroczyły na scenę i zaczęły śpiewać, wkładając w to całe serce. Dopiero potem okazało się, że cały klub jest we władaniu Zbyszkości i były z góry skazane na niepowodzenie. Do Czarownika dołączył jego syn – Patryk, który okazał się stróżem swojego ojca. Zbyszek obrał sobie za cel Królową Niobe. Szybko do akcji wkroczyła Królowa Corny, która z całych sił dała mu do zrozumienia, że Niobe„należy do niej”. Pozostałe Królowe również włączyły się do akcji pozbycia się Zbyszkości z ich umysłów. Walka była niestety nierówna i z kilkoma ranami, ale pełne nadziei na lepsze jutro, Królowe udały się na spoczynek. Ustaliły, że następnego dnia spotkają się na wspólny spacer po Poznaniu, jak zwykło się nazywać trzy królestwa – Lykaine, Łazarz i Trusiaczkowo. Spotkanie wyznaczono na samo południe, przy fontannie Neptuna. Stamtąd udały się oglądać jedną z największych atrakcji miasta – trykające się koziołki. Ze względu na zwiększoną liczbę króliczej straży, mogły swobodnie poruszać się po mieście. Ku zaskoczeniu Królowej Trusi, to właśnie jej Trusiaczkowe odziały wywołały furorę wśród Przybyszek z odległych krajów. W porze lunchu udały się do gospody „Stary Młynek” na przepyszny deser. W czasie rozmów doszło do małego rozłamu w TS. Perkoniorob zachwycony pięknym księciem, Sir Robertem, postanowił spędzić popołudnie z nim. Natomiast Trusiaczkowa Sulena udała się na odpoczynek do Trusiaczkowa. Szybko jednak ich drogi skrzyżowały się ponownie. Postanowiły spędzić razem wieczór w „Stajence Pegaza”. Zapijając się poznańskim piwem „Fortuna”, zdały sobie sprawę, że już nazajutrz przyjdzie się pożegnać. Dlatego wróciły do swoich komnat, odpocząć przed drogą powrotną. W niedzielne popołudnie spotkały się na rozstaju dróg, prowadzących do ich Królestw. Wspólnie spędzone chwile, na zawsze wypaliły znamię w sercach Władczyń. Z ich oczu płynęły łzy, a z nieba krople deszczu. I chociaż dopiero co się rozstały, już planują kolejne, tym razem letnie spotkanie w Królestwie Krakowskim, u Królowej Niobe.
|
Post został pochwalony 4 razy
Ostatnio zmieniony przez Trusiaczek dnia Śro 22:30, 24 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|