migdałowa
Wilkołak
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Pon 21:15, 10 Sty 2011 |
|
Na wstępie chciałam wszystkim oceniającym, którzy docenili mój tekst serdecznie podziękować. Każde słowo jest dla mnie ważne - czy to pochwała czy też krytyka. Umożliwia mi to ciągły rozwój i kształcenie umiejętności.
Umieszczam tutaj, bo może są osoby, które chciałyby coś powiedzieć, a nie zdążyły podczas Konkursu.
A jeśli takich nie ma to cóż, może ktoś się pokusi o komentarz.
Wiem, że gdzieś na dysku leżą jakieś stare miniaturki, które może odkurzę.
_
Złudzenia
Okrucieństwo, wiara, nadzieja, miłość, wolność.
Nadeszły ciężkie czasy dla świata. Kilka lat temu nikt by się nie spodziewał, że jakakolwiek wojna jeszcze jest możliwa. W epoce nawoływania o pokój, wspólnych staraniach by było lepiej i tworzeniu organizacji dbających o przestrzeganie praw czy konwencji, nagle pojawił się on.
Ciemiężyciel ludu, dyktator, brutal. Wywrócił mapę do góry nogami, nie było już państw. Wszystko podzieliło się na Europę pod władaniem dyktatorskim i USA zależne od Chin. Nikt nie był wolny, nikt nie był niezależny, autonomia stała się zwykłą książkową definicją, a niepodległość zniknęła ze wszystkich źródeł pisanych i mówionych.
To nie była wojna taka, jak poprzednie. To była wyrafinowana zimna wojna o jakiej ludzie nigdzie nie mogli przeczytać. Wojna bezkrwawa, milcząca, utajona, ale namacalna aż do bólu. Wojna, w której wszystkie ruchy były dozwolone, czyny powodujące niejednokrotnie cierpieniem i gęsto usłane trupem. Walka między dobrem a złem, gdzie wygrywało zło, brutalność i pragnienie władzy.
Sytuacja wydawała się być beznadziejna, bowiem każdy bunt tłumiono w sposób bestialski. Wyrażanie własnych poglądów karano bardzo surowo, a sprzeciwianie się i krytykowanie władzy mogło kosztować życie.
Ludzie czuli się niczym zwierzęta w klatce, niemi, bez własnej woli i zdania, uważani jako pacynki, zabawki ciekawe, lecz niewyrażające większej wartości.
Cywilizacja upadała, chwiała się w posadach, walcząc ostatkami sił. I w końcu została pokonana przez okrucieństwo. Prymitywność zwyciężyła demokrację i zaczęła swoje rządy. Zniszczony dorobek minionych pokoleń odchodził w ciszy, chyląc czoło skąpane we krwi. Był przegrany, ale nie pokonany.
***
Niewielka, zakurzona porcelanowa figurka stała na zniszczonej półce w salonie. Był to niezwykły posążek wysokiego, smukłego anioła o niebieskich oczach. Niebiański osobnik stał wyprostowany niczym struna, lecz spokojny, wpatrzony spod przymrużonych powiek w dal. W rękach splecionych na biodrach trzymał miecz opuszczony w dół. Srebrna klinga, kiedyś błyszcząca, zmatowiała, tak jak wszelka farba znajdująca się na statuetce wyblakła. Boski posłannik został zapomniany przez właścicielkę, ale wiedział, że kiedy będzie trzeba, zostanie odkurzony, pieczołowicie wyczyszczony i odnowiony. Teraz jednak tylko stał, bacznie obserwując otoczenie, i czekał na ten moment.
Anna weszła do domu i poczuła ulgę. Udało jej się bez większych komplikacji przebyć drogę z pracy do pozornie bezpiecznej przystani. Położyła torbę na podłodze i bezwiednie włączyła telewizor na kanał Telewizji Powszechnej. Akurat trafiła na Najnowsze Wieści, więc przysiadła i skupiła uwagę na materiale, który leciał. Poczuła dreszcz, gdy zobaczyła pierwsze obrazy na ekranie. Przymknęła oczy, niedowierzając temu, co widzi.
Kilka dni wcześniej w Szyfrowanym Radiu usłyszała o planach Konspiracji. Grupa, niczym za II Wojny Światowej, miała swoje podziemie i armię – jedyną różnicą była jej wielonarodowość. Ponadto cechowała ich ambicja, wola walki, chęć zmian i dodatkowo momentami ogromna nierozwaga, a może i głupota…? Kiedyś Anna miała okazję wysłuchać audycji, w której przywódca namawiał do buntu. Przemowa długa, pełna argumentów, jednak bezsensowna. Chyba krótko po wyemitowaniu główno dowodzący zrozumiał i tymczasowo zaniechał dalszego nawoływania. Ponoć skupił się na czymś, co miało być efektywniejsze.
Jak się okazało, było efektowniejsze, ale nie dla nich.
W wyemitowanym materiale kobieta zobaczyła, jak w wielu miejscach Europy, w tym samym czasie, działają poplecznicy dyktatora. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ani przerażającego, jeżeliby nie chodziło o…
Anna zobaczyła, jak jedna z największych budowli sakralnych świecie płonie. Mianowicie kamera zrobiła zbliżenie na luterańską katedrę w Berlinie. Jarzyła się ona całą gamą czerwieni oznaczających tylko jedno - pożar. Nastąpiła migawka innych miejsc, a w każdym z pokazanych płonął nieokiełznany ogień. Ogromne karminowe języki bezlitośnie trawiły wszelakie drewno, jednocześnie niszcząc zabytki przeszłości. Bezwstydnie ścierały pamiątki po przeminionych pokoleniach.
Jakby tego było mało zaatakowano również księży. Każdy opiekun danego przybytku został wygnany na środek, odarty z szat i wyśmiany. Najgorzej wyglądał pop z berlińskiej katedry. Został rozebrany, a na jego ciele czarną farbą zostały wypisane obelżywe hasła. Sam napiętnowany stał w milczeniu, ze stoickim spokojem znosił oczernianie. W końcu żołnierze zakończyli, a on wyglądał jak umęczony Jezus. Duchowny rozejrzał się wokół i zobaczył kontrast – przerażone rzesze ludzi i pełne nienawiści twarze oprawców. Wziął oddech i wykrzyczał Ojcze, wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią*. Kule świsnęły w powietrzu, a ksiądz z delikatnym uśmiechem miękko osunął się na asfalt.
Anna jęknęła i wyłączyła telewizor. Przyłożyła chłodne dłonie do rozpalonych policzków. Poczuła galop myśli, totalny chaos. Usłyszała krzyki na ulicy, więc zerwała się i z walącym sercem podbiegła do okna. Ujrzała szalonego sąsiada z naprzeciwka. Stał w oknie i wymachiwał rękami, krzycząc Bóg nas opuścił. Boga już nie ma! Boże, czemu sprowadziłeś taką karę na swój umiłowany lud? Boże… czemuś mnie opuścił?
I skoczył z okna, a Anna poczuła, jak od niej odpływa świadomość. Gdy jego ciało zderzyło się z ziemią, ona padła zemdlona w kuchni.
Umarła wiara. Odwieczna opoka ludzi runęła z hukiem, ale tak jakby bezgłośnie. Bez tego opium wielu ludzi nie potrafiło egzystować, popadło w skrajne załamanie, utraciło życie. Pozostali nie potrafili zaufać sobie nawzajem – ich credo zostało zbałamucone, zniszczone i obrócone w popiół. Pozostała pustka, nicość, którą nadaremnie próbowano załatać.
***
Kolejne dni były ciężkie dla całego społeczeństwa. Anna po ostatnich wydarzeniach nie potrafiła dojść do siebie, więc wzięła urlop. Głownie siedziała przed telewizorem, oglądając propagandowe programy Telewizji Powszechnej. Wychwalano w niej ciemiężyciela ludu, podkreślano jego zalety, mówiono o osiągnięciach i najbliższych planach. Tak trochę jakby historia ponownie odbijała się echem w teraźniejszości. A może dyktator był drugim Hitlerem? Tylko że ona nie wiedziała, czy życzy mu losu przywódcy nazistowskich Niemiec.
Był środek lipca, pogoda rozpieszczała słońcem, bezchmurnym niebem i zapraszała do spacerowania. Anna stała w oknie i patrzyła, jak pozornie beztroscy ludzie chodzą po chodnikach, rozkoszując się pogodną aurą. Ona sama nie miała najmniejszej ochoty na udawanie, że jest szczęśliwa, wolna i radosna. Mimowolnie włączyła radio, lecz Szyfrowane Radio nie emitowało żadnej audycji. Poczuła się lekko zawiedziona, ale spojrzała na zegarek. Południe. Nienajlepsza pora na program podburzający społeczność.
Wróciła do salonu i zaczęła rozglądać się po pokoju, aż jej wzrok zatrzymał się na figurce anioła. Poczuła dreszcz, tyle wspomnień. Mimo sprzecznych uczuć postanowiła go wyczyścić. Była to mozolna praca, gdyż na posążku odcisnęło się piętno przemijających lat. Ale ona miała czas, dużo czasu…
Kilka godzin później anioł odzyskał blask. Wyglądał dobrze, prawie identycznie jak kilkanaście lat wcześniej. Bez grubej warstwy kurzu stał się jeszcze smuklejszy, wróciła dawna dostojność i wyrafinowanie. Niebieskie oczy wydawały się być takie rozumne, prawie ludzkie…
Anna westchnęła. Jej brat uwielbiał tę figurkę.
O, nie. Nie będzie roztrząsać przeszłości! Odłożyła anioła na półkę, gdzie uprzednio stał. Straciła ochotę na jego renowację. Straciła ochotę na wszystko.
Wieczorem, z kubkiem gorącej herbaty, włączyła radio i podekscytowana czekała na audycję Konspiracji. Miał przemawiać główny, ale w ostatniej chwili zmieniono plan. Zamiast niego wypowiedział się konspirant o przydomku Donosiciel. Jego mowa opierała się na raportach, jakie sporządził po ostatnim zajściu z klerem. Nie były to najweselsze wiadomości, ucierpiało wielu cywili, no i oczywiście samych duchownych. Pojawiły się wyraźne głosy, że dyktator chce zniszczyć Kościół. A poczynił już jeden wyraźny krok – sprawił, że utrwalona w umysłach wiara zaczęła się wykruszać. Bo gdyby Bóg istniał, nie dopuściłby do tego, prawda?
Ponadto ogłoszono, że dalsze milczenie i bezczynność nie są wskazane. Trzeba podjąć walkę, zjednać lud i ruszyć do akcji. Gdy Donosiciel podawał szczegóły, u Anny w domu wysiadł prąd. Kobieta zdenerwowała się, ale co poradzić? Nie miała radia na baterie.
Poszła spać, pełna niepokoju, targana emocjami i chęcią zrobienia czegoś. Musiała walczyć, musiała.
Powrót do pracy okazał się trudniejszy niż myślała. Ciągłe rozkojarzenie, zdezorientowanie i to powracające uczucie bezużyteczności. Zablokowana niczym w kleszcze, uciśnięta otoczeniem, potrzebowała przestrzeni, haustu świeżego powietrza. Nie wytrzymała i korzystając z nadarzającej się okazji, wyszła z biura. Miała donieść materiały do drugiej firmy, ale nie dotarła.
Na rynku główny panował dziwny ruch. Ludzie kręcili się wkoło, rozmawiali szeptem, rzucając naokoło zaniepokojone spojrzenia. Było to doprawdy zastanawiające.
Anna zauważyła w tłumie swoją przyjaciółkę, więc podeszła i zapytała się, o co chodzi. Maria początkowo zbywała ją, nie chciała mówić, ale gdy Anna napomknęła o Konspiracji, usłyszała prawdziwy powód. I lekko zamarła. Miała chwilę czasu by rozstrzygnąć, czy zostaje, czy ucieka.
Postanowiła nie tchórzyć i stanąć twarzą w twarz z reżimem. Wiedziała z góry, że cała akcja zakrawa na szaleństwo, możliwość powodzenia jest znikoma, ale miała nadzieję. Nadzieję, że się powiedzie, że wszystko się uda, bo przecież nadzieja umiera ostatnia. Gdy podjęła decyzję, zaczęło się piekło.
Nie wiedziała, dlaczego siedzi w ciasnej celi komisariatu z rozcięta, krwawiącą wargą, siniakami na rękach i łzami w oczach. I dlaczego wokół niej znajdowało się tyle osób w podobnym, a nawet gorszym stanie. Akcja okazała się totalną klęską. Zostali rozgromieni w kwadrans, brutalnie zapakowani do radiowozów i porozwożeni do komisariatów w okolicy. Nie obyło się bez przemocy, ona sama też oberwała. Później bez wyjaśnienia wrzucili ich do jednego pomieszczenia. Teraz trwały wstępne przesłuchania, co nie oznaczało nic dobrego. Niezawisłość sądów i osądów przestała być ważna. Liczyło się tylko oczekiwany efekt. Korupcja, łapówki, znajomości – gwarancją spokojnego życia.
I w końcu, po jakimś milionie godzin, wezwaną ją. Weszła do niewielkiego pokoiku, gdzie za biurkiem siedział zastępca komendanta. Wyglądał na jakieś dwadzieścia kilka lat, spokojnie mógł być jej synem.
- Papiery – warknął, a Anna podała mu je drżącymi dłońmi. Właściwie nie bała się jego, jako osoby, bała się jedynie jego jako pionka ustroju. Przeglądał je z ogromnym zainteresowaniem, wpisał jakieś dane do komputera, po czym zbladł. Spojrzał na nią, to znów na Kartę Identyfikacyjną i tak kilka razy.
Anna stała nieruchomo i obserwowała zachowanie policjanta. Zobaczyła niewielkie kropelki potu na jego czole i zaczerwienione policzki. Wyglądał jakby miał zemdleć.
- Niech pani powie, że została wplątana przez przypadek. Tak, właśnie to proszę powiedzieć na sądowym przesłuchaniu, jeżeli do niego w ogóle dojdzie. Mamy żelazne dowody na pani niewinność.
Skończył, podał jej dokumenty i zawołał strażnika.
- Znalazła się przez przypadek w miejscu zdarzenia, jest zupełnie niewinna. Proszę ją wypuścić.
Anna chciała zaprzeczyć, ale komendant uciszył ją gestem. Nie ma sensu walczyć.
Wróciła do domu i spojrzała w lustro – zobaczyła cień siebie.
W nocy wymordowano wszystkich uczestników buntu. Kanały informacyjne grzmiały od ilości emitowanych ostrzeżeń i próśb, by powstrzymywać tego typu akcje. Przecież każdy wiedział, jaki los czeka niepokornego obywatela.
Umarła nadzieja. Odeszła niepokorna, ostatnia z ostatnich, matka głupich, otucha milionów. Szarpała się i walczyła do samego końca, jednak ostatecznie została pokonana. Bez ostrzeżenia wyrwano ją z serc ludzkich, nie pozostawiając perspektyw na przyszłość. Ludzie zostali sami, zdani tylko na siebie. Światełko na końcu tunelu zostało zgaszone.
***
Mijały miesiące, dni dla Anny stały się jedną, wielką zlaną masą. Każdy dzień wyglądał tak samo. A może dlatego, że codzienna rutyna była w pewien sposób bezpieczna?
Pobudka, śniadanie, podróż do biura, praca, powrót, obiad, telewizja, książka, kolacja, łóżko.
I tak na okrągło, bez zmian, bez niespodzianek, bez zbędnych informacji.
Czas nieubłaganie płynął, lato zamieniło się w jesień, a ta w śnieżną, mroźną zimę. Kiedyś okres przedświąteczny był najpiękniejszym okresem w roku. Pełnym radości, przeróżnych kolorów, o smaku piernika i uszek z barszczu, niejednokrotnie wypełnionym zwykłą ludzką życzliwością i uśmiechem. Pora dzielenia, dawania z siebie, poświęcona najbliższym. Same święta były upragnione przez najmłodszych, szczególnie przez aspekt prezentów. A dorośli wtenczas łagodzili spory, otwierali się na bliskich, stawali się jednością przy wigilijnym stole. Wiara, nadzieja i miłość tworzyły solidne podwaliny Świąt Bożego Narodzenia – najpiękniejszych w całorocznym kalendarzu. Ich magii nic nie mogło zepsuć – te trzy cnoty same w sobie posiadały ogromną moc wpływania na ludzkość.
I teraz ich zabrakło.
Te święta były inne. Pełne łez, chłodu, uprzedzeń, dystansu. Mimo tego że sklepowe półki uginały się od towarów, to nie było na nie popytu. Ludzie zamknęli się w sobie, w swoich domach. Pozbawieni wiary i nadziei stracili zaufanie do miłości. Trzecia i ostatnia cnota powoli nikła, sama z siebie, niegaszona przez nikogo, lecz zagaszana.
Nawet dzieci sprawiały wrażenie smutnych. I chociaż nie rozumiały, co się wkoło dzieje, nie miały ochoty i zapału, by ulepić bałwana czy napisać list do św. Mikołaja. One nie wierzyły, że święty istnieje, już na samym początku swojego życia zostały pozbawione złudzeń, odarte z marzeń. Dla nich św. Mikołaj był panem Janem z podwórka, ubranym jak pajac w czerwone rzeczy.
Rodziny niejednokrotnie przestawały być rodzinami. Rozbijane na rozmaite sposoby, niszczone, tłamszone, poniewierane. Święta Bożego Narodzenia okazywały się dniami wolnymi od pracy, bez żadnego większego znaczenia duchowego i społecznego. No, może jedynie obecność choinki wprowadzała niecodzienny zapach igliwia. A bywało i tak, że zamiast żywej, ręcznie zdobionej, na ziemi stała sztuczna, fabrycznie zdobiona imitacja świątecznego drzewka prosto z Chin.
Właśnie taką miała Anna.
Jutro Wigilia. Pomyślała, gdy w telewizji pojawiły się uśmiechnięte twarze reporterów, rozprawiających o magii zbliżających się świąt. Anna nie mogła już dłużej patrzeć na tą fałszywą słodkość i uprzejmość; wyłączyła odbiornik.
Po raz pierwszy od miesięcy miała ochotę posłuchać Szyfrowanego Radia. Wstała z fotela i sięgając radio, zahaczyła łokciem o figurkę anioła stojącą na półce. Posążek zachybotał niebezpiecznie i koziołkując w locie, upadł na ziemię. Nie rozbił się, ale naderwał się w nim spód. Kobieta machnęła dłonią] pozbiera za moment, i nastawiła kanał. Leciała audycja.
Nie dajmy się dyktatorowi! Niech nie niszczy nam życia, rodzin, świata! Musimy walczyć.
Anna uklęknęła i podniosła anioła, który od lata zdążył się zakurzyć.
Jutro Wigilia, radosny dzień. Sprawmy, aby okazał się dla nas zbawieniem.
Dotknęła denka i uśmiechnęła się. Podważyła paznokciem je i z wnętrza wyleciało kilka cukierków.
Zgromadźmy się pod gmachem rządu, zbuntujmy się, sprawmy, by zapłacił za cierpienie, jakie sprawił ludziom.
Pogłaskała je pieszczotliwie. Pojawiły się wspomnienia, zalały jej umysł niczym fala. Pamiętała jak razem z Karolem zrobili w aniele schowek na cukierki. Mama nigdy się nie domyśliła, gdzie znikają słodkości przyniesione od babci. Anioł do końca milczał i nie zdradził, jak słodką skrywa tajemnicę.
Przyjdźcie. Musi zapłacić.
Anna odwróciła anioła i spojrzała jeszcze raz na boskiego posłannika. Srebrna klinga w jego dłoniach sprawiała wrażenie gotowej do ataku.
Musi odpokutować, odkupić niewinnie przelaną krew.
Obróciła figurkę w dłoni, zastanawiając się nad czymś.
Po prostu przyjdźcie walczyć.
Sprawi, że zapłaci.
Na zaśnieżonym placu pod rządem pojawiły się niesłychane tłumy. Całość podzieliła się na głośnych zwolenników i jeszcze bardziej hałaśliwych przeciwników dyktatora. Ona sama stała na cienkiej granicy między jednymi a drugimi, co rusz szturchana i potrącana. Nerwowo oczekiwała, aż przybędzie ten najważniejszy. Musiał ją zauważyć! Postanowienie wyzwoliło w niej nową, nieznaną energię - nie zważając na nic pchała się do przodu. Rozpychała się łokciami, skupiona na celu.
I w końcu stanęła naprzeciwko schodów, po których miał on zejść.
Pojawił się w drzwiach, z powagą zszedł po stopniach, uważnie lustrując otoczenie. Miała wrażenie, że przez ułamek sekundy zatrzymał na niej wzrok, ale to było tylko złudzenie. Oddalał się od niej niebezpiecznie, poczuła przypływ paniki, więc krzyknęła najgłośniej jak potrafiła:
- Karolu!
Zwinnie odwrócił się, zaskoczony bezpośrednim zwrotem. I wtedy jego oczy spotkały się z jej tęczówkami i miała wrażenie, jakby cofnęła się o tysiąc mil świetlnych w przeszłość. Poczuła, jak jakieś silne ręce wyciągają ją z rozfalowanego tłumu i prowadzą w pobliże brata. Gdy podeszła bliżej, zauważyła, że się postarzał. W jego ciemnych włosach prześwitywały srebrne nitki, a twarz pokryły zmarszczki. No i jego oczy przestały być takie niewinne, stały się zimne, obce. Dostrzegała w nich nieustępliwość, twardość , ogromną pewność siebie i wrogość?
- Co cię sprowadza po tylu latach, siostrzyczko? Stęskniłaś się za bratem?
Jego głos był lodowaty, stalowy, pozbawiony ludzkości. Słyszała ten jad, którym nasycone było każde słowo. I wtedy zrozumiała, że zupełnie nie zna tego człowieka. Karol nie był już jej bratem – był za to ciemiężycielem ludu, brutalem, dyktatorem dążącym do celu po trupach. Stał się potworem w ludzkiej skórze, dla którego żadne wartości nie miały znaczenia.
I dlatego musiała działać.
W jej sercu umarła miłość. To, co pozostało, okazało się tylko zwykłym, pustym słowem okraszonym gorzkim rozczarowaniem i mimowolnym wstrętem. Bez tego uczucia nie miała zahamowań, runęły wszelkie bariery moralne. Sumienie zostało zagłuszone zimną nienawiścią. Cienka granica została zburzona.
***
Anna czuła, jak jej serce galopuje, oddech przyśpiesza, a krew burzy się w żyłach. Fala gorąca zalała jej twarz, oczy zalśniły dziwnym blaskiem. Obiecała, że zapłaci.
Drżącymi dłoni wyciągnęła z torby figurkę anioła. Karol uniósł brwi ze zdumienia, gdy ją zobaczył.
- Przyszłaś mi ją oddać? – Zaśmiał się z nieukrywaną pogardą.
Kiwnęła głową, już wyciągała ręce. I nagle zatrzymała się, jakby ciało odmówiło wykonania komendy.
- Właściwie to chciałam ci ją oddać, gdyż figurka nosi piętno wielu wspomnień z dzieciństwa. – Stwierdziła, po czym szepnęła: - Bardzo ją uwielbiałeś.
Karol pokiwał głową, ale patrzył na nią z odrazą, zupełnie jakby postradała zmysły. Tym politowaniem wzbudził w niej dziki gniew. To się musi stać teraz.
Nim się obejrzano, Anna uderzyła Karola raz, drugi, trzeci, aż w końcu upadł. Jego ochrona była w ciężkim szoku, zareagowała dopiero po kilkunastu sekundach. W tym czasie kobieta zdążyła krzyknąć do ludu: Nie bójcie się zrzucić kajdany. Najgroźniejszy pokonany, wykorzystajcie anarchię.
I miękko upadła na ziemię, z ulgą uśmiechając się do siebie.
Sensacja była nieunikniona, rozgłos był nieunikniony. Powstało zamieszanie, następnie chaos, nastała anarchia. Mnożyły się bunty, powstania, chciano zrzucić kajdany, przeciąć więzienne okowy.
Walka, pierwsza wygrana, zwycięstwa, odzyskiwanie utraconego.
Wróciła wiara, wróciła nadzieja, wróciła siła.
A wszystko dzięki porcelanowej figurce anioła. Figurce, w której w środku znaleziono ołowianie kulki.
***
Umarła wiara. Umarła nadzieja. Umarła miłość. Narodziła się wolność.
Niekoniecznie taka, jakiej oczekiwano. Nie było cudów, do wszystkiego musiano dojść o własnych siłach. Ale to ta walka zjednała narody, dawała wiarę i nadzieję. Walka wyzwalała niesłychane pokłady miłości, z której powolnie wyłaniała się wolność niczym Afrodyta z morskiej toni.
Można by rzec, że kości zostały rzucone.
Anielskie porcelanowe odłamki kości.
_
* -Pismo Święte, Łk 23,34 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|