|
Autor |
Wiadomość |
Rudaa
Dobry wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 102 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame
|
Wysłany:
Sob 21:02, 23 Sty 2010 |
|
Początkowo był to tekst pojedynkowy, niestety starcie się nie odbyło, ale tekst jest. Warunki [link widoczny dla zalogowanych].
Maska
Po co nosić maskę, gdy nie ma się już twarzy?
(Emil Cioran)
Zrozpaczeni kierowcy zgasili silniki swoich pojazdów i czekali na polepszenie warunków. Mgła zasłoniła świat, ograniczając widoczność. Owijała się wokół wiatru, łącząc się z nim w nierozerwalną całość. Tańczyła na granicy dnia i nocy, bawiąc się światem. Nie zważała na szkody, jakie przynosi jej obecność, gdy egoistycznie rozciągała blade ramiona i tuliła się do wszystkiego, czego tylko dotykała. Zaciskała szczęki wokół powietrza, jakby chciała, żeby przestało oddychać.
Ludzie zamykali oczy, mając nadzieję, że skoro tylko je otworzą, mgła zniknie. Korzystali z jedynej okazji, kiedy ich sen nie był stratą czasu – czuli się w pełni usprawiedliwieni, odpływając w porozumieniu z rozlewającym się nad nimi mlekiem. Tylko one nie mogły spać. Mleko kapało na gazety, którymi się przykryły, rozmazując słowa ogłoszeń.
Jedna z nich taksowała mgłę pustym wzrokiem, który w żaden sposób nie mógł odpędzić kropelek wody zawieszonych w powietrzu. Zdjęła z siebie gazetę, nawet nie próbując ratować jej przed skutkami wilgoci. Znała te reklamy na pamięć. Uczono ją, żeby czytać wszystkie i w miarę możliwości zapamiętywać. Nigdy nic nie wiadomo, powtarzała mama. Więcej słów rodzicielki nie mogła sobie przypomnieć. Na skraju pamięci widniały obrazy dłuta i kawałków drewna, ale nigdy nie potrafiła ich z niczym połączyć. Czuła się pusta w środku, jakby ktoś zapomniał umieścić w niej ważnej części, bez której cały układ nie może zostać wprawiony w ruch. Samotność stała się najlepszą przyjaciółką, a pustka jedyną zbadaną przestrzenią. Bezimienna i mokra, potarła kolorowe powieki i ruszyła pod najbliższą górę w poszukiwaniu.
Wojtek dostał maskę od babci na trzecie urodziny. Służyła mu krótko, ale wiele się od niej nauczył. Codziennie prowadzili długie konwersacje, zakopani w połach kołdry i ukryci przed światem dorosłych, który nijak nie chciał zaakceptować twarzy chłopca. Maska dawała mu wiele przydatnych rad, czego nawet rodzice nie robili. Może zapominali z powodu przejęcia własnymi maskami, a może chcieli uchronić chłopca przed maskowaniem, przez przypadek zapominając mu o tym powiedzieć? Maska mówiła, że przypadki chodzą po ludziach, więc za prawdopodobne można uznać, że pamięć rodziców z czasem się podziurawiła – podobnie jak ich maski. Wspominała, że chłopiec musi trzymać swoje najlepsze zabawki w ukryciu, żeby inne dzieci się o nich nie dowiedziały – jeżeli się dowiedzą, rozszarpią je na kawałki i z Misia Wstydnisia zostaną tylko strzępki. Chłopiec, przerażony perspektywą utraty swoich przyjaciół, schował wszystko, co wartościowego posiadał, głęboko pod łóżkiem.
Dni mijały tylko po to, żeby mogły mijać noce, tworząc ciążącą rachubę czasu. Odliczała godziny, rysując kreski za lewym uchem i odsuwając od siebie wrażenie, że próbuje się jedynie oszpecić. Strona fizyczna nie miała dla niej znaczenia od dawna. Nawet nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy zastygła w swoistym bezruchu. Brak zmienności tworzył z niej postać, o której nie śniło się filozofom. Czuła się naprawdę wyjątkowa – uważała, że odgrywana niedostępność utrzymuje ludzi w odpowiedniej odległości. Zapomniała, jaką rolę w tym teatrze odgrywa mgła.
A potem niechcący na niego nadepnęła.
Nosem delikatnie trącał jej obojczyk, chuchając podczas mówienia. Oglądała świat jego oczami, wyrzekając się odosobnienia. Całkowicie wyzbyła się swojej osobowości, żeby podrzeć duszę na kawałki i oddać na przechowanie. Delektowała się zimną ziemią i białym obrazem rozpościerającym się z każdej strony. Tylko szepty nie dawały Jej spokoju. Podświadomie czuła, że przez połączenie w jedno, nie będą się mogli nawzajem przeniknąć. Nie potrafiła zrozumieć obcego świata, więc została z niego wyrzucona.
Pierwsza maska Wojtka opuściła go w dniu siódmych urodzin. Odeszła na zasłużoną emeryturę – chłopiec przygotował jej wygodne posłanie z klocków i obiecał, że nigdy nie stracą kontaktu. Nowa maska została zapakowana w zielony papier w groszki – pasował idealnie do muchy, którą ciocia okręciła szyję biedaka. Ta maska przyszła pocztą bez liściku. Jakiś Pan Anonim bardzo nie chciał, żeby Wojtek paradował z nagą twarzą.
- Naga twarz jest nieładna - powiedziała druga maska, kiedy tylko rozwinięto ją z papieru.
Maluch, wspominając rady starej przyjaciółki, od razu założył maskę i zaprezentował się publiczności złożonej z mamy, taty, dziadka i cioci. Dziadek wspomniał, że takie małe dziecko nie powinno chodzić w masce, jednak trzyosobowy tłumek przekrzyczał go tak, że chłopiec nie miał szansy na usłyszenie tych kilku słów.
Nowa maska była cięższa i mniej komunikatywna, a za każdym razem, gdy Wojtek chciał sprawdzić, jak się czuje stara maska, nowa wybuchała płaczem. Serce mu pękało, jednak bał się, że sprawi towarzyszce przykrość, więc nigdy się z nią nie rozstawał, a o emerytowanej masce sukcesywnie zapominał.
Z dnia na dzień Wojtek stawał się coraz większy – poszedł do szkoły i miał wielu kolegów. W klasie nie przyznawał się, że nosi maskę - sądził, że to mogłoby być źle postrzegane przez innych. Z czasem zaczął uważać swoją maskę za coś intymnego, do czego tylko on powinien mieć dostęp. Jednak podejrzewał, że wszyscy ludzie noszą maski – nie powiedział tego na głos, ale w głębi serca mógł być pewien, że ma rację.
Samotność stała się najlepszą towarzyszką. Zawsze słuchała uważnie, nigdy nie przerywała i nie oceniała – po prostu była. Jej życie stało się o wiele prostsze, od kiedy samotność się w nim pojawiła. Przynajmniej pustka nie wydawała się taka smutna. Samotność miała postać – mieniła się tysiącami barw i zmieniała kształt zależnie od pogody. Na całe szczęście mgła wciąż się utrzymywała, więc mogły się zawsze rozpoznać.
Ona nie potrafiła sobie przypomnieć, co było przed nim. Bała się, że skoro nie ma określonego początku, nigdy nie znajdzie końca. Jednak poszukiwanie stało się kwestią drugorzędną, odkąd nauczyła się uśmiechać do kolorów. Wprawdzie widziała, że jej bezruch jest permanentny, ale nauczyła się marzyć. Żyła w świecie własnych wyobrażeń, nie czekając, aż ten rzeczywisty da o sobie znać. Wyzbywała się wszelkiego realizmu na rzecz tęczy, która zawsze jej towarzyszyła. Nie bała się odrzucenia, ponieważ zawsze miała świadomość, że samotność i tak do niej powróci i oplecie się puszystym ogonem, kładąc się przy najbliższym kamieniu.
Niestety przyszedł czas, kiedy Wojtek musiał się rozstać z drugą maską i przywitać maskę numer trzy. Tym razem dali mu ją rodzice, chcąc pokazać, że wcale nie zapomnieli o niczym – po prostu potrzebowali czasu, żeby zrobić mu piękną maskę, której nie będzie musiał się wstydzić. Chłopiec był już duży i przyzwyczaił się do starej, cichej maski. Nie chciał nowej – bał się stracić przyjaciółkę, bał się całego procesu poznawczego, który musiałby przechodzić od początku. Zbuntował się.
- Lubię moją starą maskę - powiedział i wrócił do swojego pokoju, zostawiając rodziców.
Tego dnia wypolerował swoją maskę i odłożył ją na półkę, jak zwykł to robić codziennie. Kiedy upewnił się, że maska zasnęła, wczołgał się pod łóżko. Ze smutkiem stwierdził, że szpara między ramą łóżka a podłogą zmalała od czasu, kiedy ostatni raz do niej zaglądał. Na szczęście między Wstydnisiem i kłębami kurzu wciąż leżała jego pierwsza maska.
- Witaj przyjaciółko - powiedział nieśmiało.
Zanim usłyszał odpowiedź, coś mocno pociągnęło go za nogę. To druga maska się obudziła i próbowała wyciągnąć chłopca spod łóżka. Krzyczała i płakała, wzbudzając w Wojtku poczucie winy, jednak on stał niewzruszony, nie reagując.
Rodzice bardzo smucili się, że chłopiec nie chce nowej maski, ale na wszelki wypadek zachowali ją. Z litością patrzyli na dziury w masce chłopca, która z dnia na dzień coraz bardziej się zużywała.
Od jakiegoś czasu wiedziała, że wydarzy się coś ważnego. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale życie nauczyło ją, że niektóre pytania lepiej pozostawić bez odpowiedzi. Miała wrażenie, że słyszy znajome szepty, które kiedyś przynosiły strach i niepewność. Chciała dotknąć czegoś pozornie blikiego, ale kiedy tylko się wychylała, przewracała się na twarz. Każdy następny upadek bolał coraz bardziej, a wstawanie nie było już takie proste jak kiedyś. Determinacja też ma swoje granice. Powoli znów zanurzała się w białej toni, starając się nie myśleć, nie wspominać. Oddech robił się coraz płytszy, a powieki mimowolnie opadały.
Pewnego dnia Wojtek wrócił do domu i z dumą oświadczył, że został przyjęty do teatru. Mama i tata bardzo się cieszyli, myśląc, że dostanie nową maskę. Chłopiec codziennie odgrywał główną rolę w osobliwym spektaklu. Krzyczał i szeptał, tańczył i śpiewał, latał i twarz zasłaniał maską. W teatrze była tylko jedna zasada – żadnych nagich twarzy. Naga twarz chłopca była przeznaczona jedynie dla lustra na szafce nocnej, w które spoglądał tuż przed pójściem spać. Jednak rodzice wciąż byli niezadowoleni. Mimo wielu propozycji Wojtek nigdy nie zdecydował się na zmianę maski. Garderobianki dwoiły się i troiły, ale żadna nie potrafiła dopasować maski do jego twarzy, która od ciągłego używania jednej maski odkształciła się i zastygła bez wyrazu. Sprowadzano maski z Paryża i Tokio, ale żadna nie chciała pasować. Wtedy przyszedł do chłopca dyrektor teatru i powiedział, że muszą się pożegnać, skoro twarz Wojtka nie chce się zmieniać.
- Nie należysz już do nas - powiedział.
Zrozpaczony chłopiec pożegnał się i wrócił do domu. Ze smutkiem zorientował się, że nie pamięta, kiedy ostatnio odkurzał rodziców. Obejrzał dokładnie wszystkie pokoje, ale ich nie znalazł. Jedynym ruchem zdjął maskę i rozbił ją o podłogę. Rozpadła się na tysiące kawałeczków, z których każdy popełzł w inną stronę. Jeden uciekł przez okno, inny zdesperowany szukał jakiegoś kawałka, z którym mógłby się połączyć. Wojtek wszedł pod łóżko i wyciągnął swoją starą maskę.
- Witaj, przyjaciółko – powiedział.
Jednak maska nie zareagowała. Była martwa, jak wszystko, z czego stworzono jego świat.
- Żegnaj, stara przyjaciółko – powiedział i zamknąwszy powieki, zamaskował się obok maski.
Patrzyła z góry na swojego prawdziwego przyjaciela. Nie mogła pocieszyć go w żaden sposób, tak jak robiła to kiedyś. Nie potrafiła wykrzesać z siebie już żadnych mądrości. Tylko obserwowała.
- Żegnaj, przyjacielu – powiedziała. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Twillen
Człowiek
Dołączył: 04 Gru 2009
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: California Dream=)
|
Wysłany:
Śro 13:42, 27 Sty 2010 |
|
Moja pierwsza myśl po przeczytaniu: .... . Czyli żadna, tak naprawdę. Ale serio, Twoje opowiadanie jest trudne i i wielopłaszczyznowe, tak, że aż boję się je komentować i oceniać. Choć przy ocenie nie mam większych problemów - nie jestem autorytetem w dziedzinie zasad pisowni itd., więc jak dla mnie błędów nie było wcale.
Ale treść to już co innego. Opowiedziałaś historię życia chłopca, który jest symbolem każdego z nas. Wszyscy nakładamy różne maski, czyli (rozumiem to po swojemu) różne motywy i schematy postepowania. Te schematy zmieniają się zależnie od wieku i różnych czynników. Nasuwa mi się teraz Gombrowiczowska "Forma", która narzucała człowiekowi wszystko, począwszy od "odpowiednich" zachowań, po "odpowiednie" uczucia a nawet poglądy. Myślę, że można porównać Formę Gombrowicza z Twoimi maskami. Obie dyktują nam kim powinniśmy być i co myśleć na jaki temat. I obie są niezbędne, bo bez ustalonych wzorów nikt nie potrafi funkcjonować.
Na szczęście zawsze znajdzie się ktoś, kto zrozumie, że tak nie musi i nie powinno być. Przez Formę i maski nikt nie może być naprawdę sobą. Powtarza jedynie utarte frazesy i podporządkowuje się otoczeniu. W takiej sytuacji główny bohater Twojego opowiadania jest trochę jak Gałkiewicz z "Ferdydurke": buntuje się przeciw maskom, chce żyć po swojemu, ale równocześnie tęskni za starą maską z dzieciństwa.
Może ta pierwsza maska oznaczała dziecięcą niewinność, a może tylko ona pozwalała Wojtkowi być takim, jakim był naprawdę? I może dlatego Wojtek chciał do niej wrócić, że była najbliższa jego charakterowi?
Twoje opowiadanie w rzeczywistości można interpretować na miliony sposobów, a i tak będzie ich za mało. Aż ocieka symbolizmem. Słowem, niezwykle mądre i prawdziwe opowiadanie. Po prostu zazdroszczę tej wnikliwości w obserwowaniu i "giętkiego języka". Gratuluję!
Peace (and chocolate) for everyone! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
offca
Zły wampir
Dołączył: 18 Paź 2008
Posty: 452 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: szóste niebo
|
Wysłany:
Wto 19:50, 09 Lut 2010 |
|
No proszę... w pewnym sensie jestem pod wrażeniem.
głupie pytanie: mogę wykorzystać twój tekst w pracy maturalnej? bo pasuje jak ulał...
a teraz serio. Zaskoczył mnie ten tekst. Zdezorientował stylem i konwencją językową. Przypomina trochę przypowieść. I chyba tak właśnie go odczytuję. Jako naszpikowany symbolami i metaforyczny. Z morałem. Dość łatwymi do odczytania, ale ja to w maskach już siedzę długo (rany, 3 lata!) więc pewne rzeczy narzucają mi się odruchowo. Ale bardzo mi się podoba, czuję klimat i zdecydowanie pochwalam takie podejście do pisania. Wnikliwe, trafne obserwacje, niby oczywiste, a uparcie ignorowane.
świetna robota.
Apel: no leniwce! schodzimy z gałęzi i komentujemy! proszę nie udawać, że nie widzicie tego tekstu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|