FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Trójca losu [M] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 21:09, 23 Sty 2010 Powrót do góry

Miniatura przygotowana na pojedynek literacki na forum mirriel.

Tekst nie dla każdego.
Tekst bardzo osobisty, do którego mam szczególny sentyment.
Tekst, w którym odsłaniam bardzo dużo, jeśli się uważnie patrzy.

Zbetowany przez Kaczalkę - kto zna i lubi drarry, ten wie, o kim mowa.


TRÓJCA LOSU


Niebo zaróżowiło się w oczekiwaniu na nadchodzący świt. Gdy otoczona łuną świetlista kula powoli wznosiła się ponad linię horyzontu, Tomasz patrzył wprost na nią z delikatnym uśmiechem na piegowatej twarzy. Przeszedł jeszcze kilka kroków po wilgotnej od rosy trawie, strącając krople bosymi stopami. Zapowiadało się, że dzień będzie pogodny, mimo resztek mgły wciąż otulających polanę, i chłopak zacisnął dłonie w pięści, szepcząc modlitwę do bogini Losu.

Matko dróg, wyprostuj moją ścieżkę, bym mógł nią podążać bez strachu.
Opiekunko dusz, ześlij mi swą łaskę, bym mógł się nią osłonić.
Patronko wszechistnienia, zwróć swoje czułe spojrzenie w moją stronę, bym wiedział, że o mnie pamiętasz.


Zadrżał i zawrócił w kierunku obozowiska, wygładzając pomięte rękawy białej koszuli. Zanim odważył się wejść do namiotu swojego pana, strzepnął pajęczyny z prostych, skórzanych spodni i poprawił wiązania kamizelki, głaszcząc z pietyzmem herb seniora. Na karmazynowym tle wielki, kudłaty lew stał na tylnych łapach i bronił kwiatów białej lilii, symbolu męstwa i odwagi. Rycerze z tej rodziny słynęli z poszanowania tradycji i zasad, a także z niezłomnego ducha i umiłowania do walki — zwierzę upozowane w ten sposób dokładnie odzwierciedlało cechy Ryczących.

Tomasza onieśmieliło wezwanie na Zamek Gromkiego Ryku. Podczas letnich burz grzmoty odbijały się echem od skał otaczających budowlę, powodując w całej dolinie demoniczne echo, które doprowadzało niewiasty do histerii i omdleń. Chłopak wciąż pamiętał, jakie wrażenie wywarły na nim te dźwięki, gdy usłyszał je po raz pierwszy, ale kto umiał zasnąć w takich warunkach, pozostawał spokojny również w najgorszym bitewnym zgiełku. Młokosa czekała próba charakteru, z której niejeden, bardziej doświadczony wojownik, wyszedłby pohańbiony. On miał zapłacić swoim człowieczeństwem.

Losu tchnęła wiatr, który załopotał ścianami namiotu, kiedy Przemysław witał się uprzejmie ze swoim giermkiem. Chłopak opuścił głowę zawstydzony, gdy rycerz zwrócił mu uwagę na niechlujną fryzurę i brak obuwia.
— Tomaszu, przygotuj siebie i konie do drogi, ja rozmówię się z drużyną — rozkazał spokojnie, widząc skulone ramiona podrostka.
Mężczyzna dostrzegał w swoim pomocniku ogromny potencjał i wierzył, że jeśli tylko kapryśna bogini mu sprzyja, zajdzie wysoko. Miał szansę stać się kimś, o kim bardowie śpiewaliby poematy, dla kogo niewiasty odcinałyby pukle swoich włosów. Wojownik był pewien, że panna, którą mu wskaże jako przyszłą małżonkę, będzie z niego zadowolona, bo taki mąż oznaczał pełne spichlerze i ciężki od brzęczących monet mieszek. Przemysław dokonał słusznego wyboru, nie kierując się jedynie niepozornym wyglądem chłopaka.

Przesunął dłonią po miękkiej, łaciatej sierści klaczy, szepcząc do niej cicho. Obcowanie z końmi uspokajało go, choć niejednokrotnie wymagało wielkiego wysiłku. Chyża lubiła delikatne pieszczoty i mógł ją dosiąść każdy, ale jej syn, Rączy, nie raz udowodnił, że chaotyczne, srokate umaszczenie w pełni odzwierciedla również charakter rumaka. Mimo narowów, pan upodobał sobie piekielnika, a giermkowi nie pozostało nic innego, jak tylko uszanować tę decyzję. Narzucił na grzbiet zwierzęcia derkę, następnie założył siodło, starannie zapinając popręg. Wplótł czerwoną wstążkę w grzywę Rączego i uniknąwszy ciosu kopyta, wyszczotkował dokładnie ogon nerwowego stworzenia.

Jechali stępa, kołysząc się w rytm powolnych kroków cicho rżących koni. Wracali do domu z wizyty u barona, którego ziemie sąsiadowały z terenami Ryczących. Do pokonania pozostał im tylko leśny dukt. Przemysław milczał, marszcząc czoło, więc Tomasz również się nie odzywał. Trzymał się o długość dwóch męskich kroków za rycerzem, jak wymagały tego zasady, gdy jednak został przywołany gestem, natychmiast pospieszył Chyżą, trącając jej obfite boki piętami.
— Bądź czujny — oznajmił Ryczący, nie wykazując chęci na rozwinięcie krótkiego polecenia.
Chłopak rozejrzał się uważnie na boki, ale leśna ścieżka wyglądała jak setki innych jej podobnych. Gęste krzewy porastały skraj traktu, a wiekowe drzewa zwieszały nad nią na wpół spróchniałe, rzucające złowrogie cienie gałęzie. I nagle chłopak zrozumiał, o co chodziło seniorowi — nie było słychać wiatru ani treli ptaków. Żaden dzięcioł nie uderzał dziobem w pień, nie piszczała spłoszona kuna. Puszcza wydawała się wymarła, ale pod tym wrażeniem czaiło się coś dużo gorszego. Zimny pot spłynął młodzieńcowi po plecach, przyprawiając go o gęsią skórkę. Zerknął w kierunku rycerza, ale ten już wysunął się do przodu, jakby zapominając o słowach, które wypowiedział przed chwilą.

Władczyni wszechrzeczy, wysłuchaj mnie, nim czas stępi mój miecz i moje zmysły.
Kusicielko wojen, rozchyl dla mnie swe wargi, bym mógł złożyć na nich pocałunek godny jedynie zwycięzcy.
Cesarzowo przemijania, zaśpiewaj dla mnie pieśń, bym nigdy nie zgubił się w mroku.


Sekundy mijały, a potem nagle Rączy stanął dęba, rżąc donośnie. Nad drzewami przemieścił się złowrogi cień, na którego widok Chyża nerwowo przestąpiła z nogi na nogę, ale Tomasz pogłaskał szyję klaczy i zwierzę rozluźniło się nieznacznie. Również ogier został opanowany przez starszego mężczyznę, który z zaciśniętymi zębami odwrócił się do tyłu, nasłuchując uważnie. Giermek spiął mięśnie, gotowy w każdej chwili pogalopować za swoim mentorem. Instynktownie wstrzymał oddech, wsłuchując się w dudniące bicie własnego serca. Nigdy nie widział, aby rycerz był tak blady i zdeterminowany. Tak nieludzko wyprany ze strachu buzującą we krwi adrenaliną.

Przez las przetoczył się ogłuszający dźwięk, który poprzedził rozdzierające krzyki mężczyzn. Cokolwiek działo się ze zbrojnymi Ryczącego, ginęli w męczarniach. Przemysław wyszarpnął miecz z pochwy i uderzył konia piętami. Rumak bryknął w proteście, ale wykonał obrót i ruszył do przodu, a Chyża pobiegła za synem, niosąc na swoim grzbiecie drżącego z napięcia chłopaka.

Zbrojni maszerowali trójkami, rozmawiając cicho. Z tyłu szli łucznicy, dyskutując o najnowszej modzie na ścinanie lotek strzał. Ktoś ze środkowych rzędów opowiedział sprośny żart, powodując wybuch tłumionego śmiechu wśród najbliższych sąsiadów. Leśna droga skręcała po kilku metrach pod ostrym kątem i jeźdźcy zniknęli im z oczu, ale nikt się tym nie przejmował — przemierzali ten las wiele razy i znali go jak własną kieszeń. Jedyne, co im groziło, to wyjątkowo waleczny odyniec albo zabłąkany na ścieżce jeż, którego ktoś z pierwszej linii zepchnąłby nogą na bok. Żaden z nich nie spodziewał się śmierci. Planowali spokojny powrót do domu. Powitanie ze stęsknioną rodziną lub upojną noc z wynajętą za dodatkowy żołd dziewką. Ciepła strawa, uścisk dłoni, ciekawskie spojrzenie pierworodnego syna, gdy skończy się opowieść o mrocznym lesie, nawiedzonym przez duchy — o tym myśleli, kiedy Losu przytuliła ich martwe ciała do swego łona.

Zanim nastał czas ludzi, ziemia należała do nich. Potem dwunożne, gołe i słabe stworzenia rozpleniły się po kontynencie, zawłaszczając i niszcząc wszystko, co tylko wpadło w ich wątłe ręce. Oni patrzyli na to przez palce, uznając cały proces za chwilową anomalię. Wyprostowane, niemal pozbawione sierści zwierzęta żyły krótko i intensywnie — nikt nie sądził, że kiedykolwiek coś tak kruchego zatrzęsie całą wiecznością.

Znowu ten smród i hałas w jego puszczy. Znowu budzą go ze snu. Z letargu, w który zapadł, aby nie oglądać upadku świata. Nie zaprosił ich, a oni nie zapytali o pozwolenie. Bezcześcili naturę jak zwykle — samą swoją obecnością. Czuł, jak krew buzuje mu w żyłach, odżywiając zastałe mięśnie. Pozwalał emocjom — zdradliwym towarzyszkom — wziąć górę. Tylko raz, dziś, by w końcu zaznać ukochanej ciszy, by ukarać ludzi za wszystko, czego się dopuścili przeciwko Prawowitemu i jego pobratymcom. Obnażył rząd kłów w przerażającym grymasie, będącym groteskową wersją uśmiechu. Rozprostował kończyny i wygiął plecy w łuk — nie musiał się spieszyć. Jego czas płynął powoli. Gdy przymykał oczy w krótkiej drzemce, mijały pokolenia, a on wciąż wierzył, że kolejne już nie nadejdą.

Las zamilkł w oczekiwaniu na masakrę, która miała spłynąć krwią na wydeptane ścieżki i wilgotne poszycie, obryzgać szkarłatem chropowate pnie, użyźnić tętniącą milionami istnień ziemię. Nad koronami drzew zawisł na chwilę ogromny kształt, który przemieścił się szybko z niesłychaną gracją, wykorzystując idealnie ciepłe wiatry. Prawowity wiedział, gdzie znajdzie ludzi i kierował się prosto do tego miejsca. Gdy lądował, miażdżąc i przewracając kruche istoty, zaryczał doniośle. Obwieścił swoje przybycie, a okoliczne drzewa — częściowo połamane lub powyrywane — wyglądały jak pochylone w pełnych szacunku ukłonach.

Losu zakryła smukłymi palcami twarz, nie mogąc znieść widoku bestii, która rozrywała ogromnymi kłami ludzkie korpusy, wyciągając kręgosłupy przez białą skórę pleców. Tomasz niemal zwymiotował, nie wiedząc, co zrobić. Chyża wpatrywała się w potwora, zbyt przerażona, by uciekać. Giermek widział, jak jego senior zeskakuje ze swojego konia, klepie go płazem miecza w zad, a potem rzuca się na ogromnego, skrzydlatego gada z bojowym okrzykiem na ustach. Wszyscy zbrojni byli już martwi, smok jedynie bawił się ich zwłokami, jakby znudzony. I było coś pięknego w jego brzydocie. W rozłożystych, błoniastych skrzydłach, karmazynowych, odbijających słońce łuskach, imponujących, długich jak ludzka ręka pazurach. Rdzawe ślepia hipnotyzowały dziwną, trudną do określenia głębią, więc chłopak gapił się na praktycznie zakończony spektakl, w myślach żegnając się z rodzicami, niepewny, co właściwie powinien zrobić.

Pani tego, co nastąpi, szepnij o mnie choć słowo, bym wiedział, że prowadzisz mnie za rękę.
Wszetecznico piekieł, wykrzycz moje imię, bym zapamiętał wędrówkę dusz i ich niekończącą się naukę.
Losu, kłaniam się przed Tobą, z czystym sercem i otwartym umysłem, wysłuchaj pieśni tego, który po Tobie zbiera owoce.


Srokaty wałach pędził na oślep przed siebie, nie oglądając się do tyłu, zgodnie z instynktem, któremu stworzenie uległo. Czerwona wstążka powiewała w jego grzywie, gdy przeskakiwał nad powalonym pniem. Puszczone luzem cugle zahaczyły o wystającą gałąź, powalając zwierzę w pół ruchu — rozległ się głuchy, nieprzyjemny trzask i koń padł ze skręconym karkiem. Drzewo pękło pod naporem cielska, a wybałuszone strachem oczy na zawsze już zapatrzyły się w niebo.

Tomasz widział, jak rycerz unosi ostrze nad głowę i przez moment — przerażająco ulotny — pomyślał, że na całym świecie zostali tylko oni dwaj — doświadczony mentor i przerażony, skundlony strachem uczeń, ale potem zerknął na smoka i już wiedział, że jest ich trzech. Do chwili, gdy bestia nie uniosła przednich łap, w makabrycznej parodii pozy lwa zdobiącego herb szlachetnego rodu, i nie zionęła ogniem wprost w biegnącego mężczyznę. Pierwsze płomienie wytrąciły miecz z ręki rycerza, odrzucając broń na bok. Podrostek krzyknął coś niezrozumiałego, zeskakując z grzbietu drżącej klaczy. Powaliła go fala gorącego powietrza, usłyszał kwik Chyżej, a potem a potem w jego głowie rozbrzmiewał już tylko jednostajny huk. Oślepiony opadł na kolana, chowając zapłakaną twarz w dłoniach. Przemysław zginął zanim zdołał poprosić Losu o łaskę.

Prawowity dostrzegł dwunożne młode, skulone w cieniu drzew, więc przekręcił łeb w jego stronę. Wyczuł w nim coś, co mu się spodobało, co postanowił oszczędzić, bo ktoś, kogo nie dotyka przemijanie, może pozwolić sobie na wspaniałomyślność. Gdyby miał nazwać tę cechę, użyłby obrazów, a nie słów. Zapachów, wrażeń, ruchu. Zrobił krok w kierunku szlochającego człowieka, płosząc w końcu zastraszone zwierzę, kolejne, które ludzie ośmielili się zbezcześcić. Smok zamruczał cicho, chcąc zwrócić na siebie uwagę, ale szczeniak nie zareagował, więc sięgnął wprost do rozhisteryzowanego umysłu. Przebił się przez nagromadzone emocje, miażdżąc je równie bezlitośnie, jak wcześniej ludzkie ciała. Wyrwał część wspomnień śmiesznie kruchej istoty, zostawiając na ich miejscu odrobinę własnej spuścizny.

Wasz koniec będzie świadczył o tym, jak istnieliście. To, że przeminiecie, jest nieuniknione, ale nie spieszcie się, nicość i niebyt poczekają.

Chłopak słyszał kroki i czuł drżenie, gdy smok podchodził bliżej. Chyża w końcu uciekła, rżąc wściekle, i giermek nie łudził się, iż kiedykolwiek jeszcze ujrzy piękną klacz. Usłyszał wydobywający się z gardła bestii warkot i zamarł, akceptując śmierć, której nie próbował nawet uniknąć. Potem poczuł rozsadzający mu czaszkę ból i usłyszał słowa. Wibrowały w jego umyśle, pulsując krwistą czerwienią pod powiekami — usiłował zatkać uszy, ale nie mógł nawet ruszyć rękoma. Nagle wszystko się skończyło i Tomasz stracił przytomność. Gdy ją odzyskał, smoka już nie było i przez moment mógł łudzić się, że przyśnił mu się wyjątkowo makabryczny koszmar. Jednak spojrzenie na połamane drzewa, rozczłonkowane ciała i spopieloną ziemię w połączeniu z drażniącą mieszaniną zapachów wystarczyło, aby sprowokować żołądek giermka do wymiotów. W końcu podniósł się z klęczek i, drżąc na całym ciele, zrobił pierwszy krok. Szukał wytrwale, nie ustając, aż w końcu dostrzegł błysk ostrza i podbiegł ostatkiem sił, by zabrać to, co stanowiło o odwadze Przemysława. Nie czuł żalu ani wstydu, ale wiedział, że musi odnieść miecz tam, gdzie jego miejsce.

Szedł powoli, noga za nogą, aż zobaczył truchło Rączego. Mimo że opiekował się koniem od źrebaka, nie poczuł niczego, oprócz potrzeby. Pragnienia, któremu bezwolnie podporządkowany, przeszukiwał juki przy siodle zwierzęcia. W końcu znalazł to, co chciał. Bukłak z wodą i kilka pasków suszonej wołowiny. I nagle natrafił dłonią na miękki materiał. Ścisnął palcami bordowo—czerwony, drogi szal, który Przemysław wiózł dla swojej małżonki w podarku. Prezent mienił się w słońcu dokładnie tak samo, jak łuski smoka, więc Tomasz przewiązał go niczym szarfę, przycisnąwszy rękę do serca. Nic więcej nie było mu potrzebne, by wrócić do domu. Brudny chłopak ruszył leśną drogą, nie oglądając się za siebie. Pradawny znowu zapadał w sen, a Losu pogłaskała jego chropowaty łeb, zerkając jednocześnie z zaciekawieniem na młodzieńca, który przetrwał masakrę. Słońce powoli zachodziło, znikając za krwawą linią horyzontu.


KONIEC


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Kailani
Zły wampir



Dołączył: 20 Gru 2008
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: nie sięgniesz tam wzrokiem

PostWysłany: Śro 15:44, 03 Lut 2010 Powrót do góry

Masz rację, to nie jest tekst dla każdego.Nie oznacza to jednak, że nie jest wart uwagi.

Czytając Twoją pracę musiałam się bardzo skupić, aby wszystko należycie zrozumieć.
Piszesz dość trudnym językiem, jednak podoba mi się to, że nasycasz zdania licznym epitetami i dokonujesz barwnych opisów.
Dzięki temu miałam przed oczami ten las, rycerzy i oczywiście smoczą masakrę.
Popisałaś się też znaczną wiedzą na temat rycerskiego życia, używanego słownictwa i przedmiotów.To wszystko tworzyło całkiem sugestywny obraz średniowiecznej rzeczywistości.
Podobały mi się też modlitwy. Bardzo poetyckie i poprawnie wystylizowane.

Cytat:
Kusicielko wojen, rozchyl dla mnie swe wargi, bym mógł złożyć na nich pocałunek godny jedynie zwycięzcy

Cudowne.

Reasumując (mówi Ci to laik, jednakże szczerze), widać w Twoim tekście nieoszlifowany talent. Masz wiedzę, jesteś oczytana, a Twoje prace nie śmierdzą amatorszczyzną.
Życzę Ci powodzenia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kailani dnia Śro 15:45, 03 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin