|
Autor |
Wiadomość |
Rudaa
Dobry wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 102 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame
|
Wysłany:
Nie 9:48, 24 Sty 2010 |
|
Pojedynkują się: Kristenhn i marcia993
Forma: miniatura
Długość: 3-7 stron Worda, TNR 12, interlinia pojedyncza
Tytuł: dowolny
Chcemy: BPOV lub EPOV, samobójstwa, Belli - ofiary, Edwarda - mordercy, krzyku, krwi, lasu, Jacoba, może być AH
Nie chcemy: szczęśliwego zakończenia, przewagi dialogów nad opisami
Beta: bez
DATA ZAKOŃCZENIA - 7.02
Pojedynki oceniamy według schematu:
Pomysł: 5 pkt.
Styl: 7 pkt.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
Postacie: 5 pkt.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Punkty przyznawane w innej punktacji nie będą liczone.
Ponadto proszę oceniających o zapoznanie się z warunkami oceniania. Te parę minut nikogo nie zbawi, a mi ułatwi pracę.
Tekst A
TRUSKAWKOWE CIĘCIE
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a ja nadal tkwiłam przy mahoniowym biurku, pochylając się nad laptopem i wpatrując w pustą stronę Worda widniejącą na ekranie. Po raz tysięczny tego dnia uświadomiłam sobie, że niemożliwością było wymyślenie w miarę wiarygodnej historyjki o krwawym horrorze rozgrywającym w naszej spokojnej okolicy, gdzie od lat nikogo nie pobito, nie porwano ani – tym bardziej – nie zamordowano.
Starałam się napisać choćby kilka sensownie brzmiących akapitów, nadających się do publikacji w lokalnej gazecie wydawanej w każdy poniedziałek, ale usuwałam je, kiedy po ich ponownym przeczytaniu, zdawałam sobie sprawę, że są do niczego.
Bezradnie oparłam łokcie na stole i ukryłam twarz w dłoniach, zaciskając powieki i biorąc głębokie wdechy, próbując w ten sposób uspokoić skołatane nerwy.
Nie nadawałam się do tej pracy i doskonale o tym wiedziałam, jednak wciąż nie mogłam pojąć, jakim cudem zostałam do niej przyjęta, nie posiadając żadnego doświadczenia prócz pisania w gazetce szkolnej za czasów młodości. Nie, żebym nie była za to wdzięczna mojemu szefowi, jednak zaczynałam wierzyć, że postąpił tak, ponieważ zrobiło mu się mnie żal, co sprawiało, że czułam się jeszcze gorzej, bo nigdy nie chciałam, aby ktokolwiek się nade mną litował.
Wzdychając ociężale, zmusiłam się do wyprostowania i ponownego spojrzenia na monitor. Trwałam tak parę minut, nie skupiając uwagi na niczym konkretnym, a kiedy po pokoju rozniosło się ciche, aczkolwiek znaczące, chrząknięcie, zostałam brutalnie wyrwana z rozmyślań. Natychmiast poderwałam się do pozycji stojącej, nogami odpychając fotel i przewracając go z głośnym łoskotem, na co moje policzki i dekolt oblały się intensywną czerwienią. Szybko go podniosłam, ustawiając w bezpiecznej ode mnie odległości – tak na wszelki wypadek – i odwracając się w kierunku mężczyzny stojącego na środku pomieszczenia. Ubrany w białą koszulę – której rękawy podwinięto, a dwa górne guziki rozpięto – oraz czarne spodnie od garnituru wyglądał bardziej jak celebryta niż redaktor naczelny.
Założył ręce na biodra, a chwilę później jedną z nich przeczesał, i tak już potargane, loki, zostawiając je w większym nieładzie. Intensywnie mi się przyglądał, co wprawiło mnie w lekkie zakłopotanie, toteż spojrzałam na spinacz, który wydał mi się nagle bardzo interesujący. Splotłam palce, wyginając je w różne strony i przenosząc wzrok z jednego na drugi element wyposażenia biurka w poszukiwaniu czegoś, co odwróciłoby moją uwagę od – z całą pewnością – zdenerwowanego kierownika.
- Panno Swan – zwrócił się do mnie, stawiając dwa kroki do przodu i marszcząc czoło – czy artykuł jest już gotowy?
Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza, przymykając lekko powieki i zastanawiając się, jak najlepiej odpowiedzieć na zadane mi pytanie. Powinnam oznajmić, iż jest w trakcie pisania czy przyznać, że nie mam cholernego pojęcia, jak wykonać zdanie?
Przez wstrzymywanie oddechu, zakręciło mi się w głowie i przez moment miałam wielką nadzieję, że zemdleję, dzięki czemu uniknęłabym trudnej konwersacji, pod koniec której na pewno zostałabym zwolniona. Jednak nic podobnego się nie stało, a ja dalej stałam jak idiotka, przeskakując z nogi na nogę.
- Szczerze powiedziawszy, panie Cullen – rozpoczęłam, zastanawiając się w międzyczasie, jak dalej poprowadzić swoją wypowiedzieć i ostatecznie decydując się na opcję B – nie mam ani jednego zdania.
Spuściłam głowę, czekając na należącą mi się naganę. Już raz go zawiodłam, gdy poprosił mnie, abym napisała tekst o nielegalnych bitwach odbywających się w siłowniach, a ja zwyczajnie odmówiłam wykonania tego polecenia, bo byłam pewna, że sobie nie poradzę, nie posiadając odpowiedniej wiedzy na ten temat. Na jego miejscu, po pierwszym takim wyskoku kopnęłabym siebie w tyłek i zatrzasnęła drzwi przed nosem.
Ale reprymenda nie nadeszła, a na jego ustach błąkał się mały uśmieszek, którego zdecydowanie próbował się pozbyć, lecz zbytnio mu nie wychodziło. Nie wydawało mi się, żeby ta sytuacja mogła go jakoś rozbawić, mimo to wolałam, by mnie wyśmiał niż nakrzyczał.
- Dobrze się składa, panno Swan, ponieważ mam propozycję nie do odrzucenia. – Gdy to powiedział, ciężki kamień spadł mi z serca, a ja skinęłam, dając mu do zrozumienia, że zgadzam się w ciemno, nie wnikając w to, co miały oznaczać te słowa. Jedyne, czego byłam świadoma, to fakt, że nie mogłam się z tego wykręcić.
Zanim przeszedł do rzeczy, wskazał na krzesło i poprosił, bym usiadła, a sam oparł się o brzeg biurka, krzyżując nogi w kostkach i złączając dłonie.
- Czy kiedykolwiek słyszałaś legendę o kobiecie-wampirze zamieszkującej tutejsze lasy, Bello?
Oczywiście, co za pytanie. Kto jej nie znał? Krążyło wiele wersji, jednak najpopularniejsza mówiła o istocie polującej na ludzi i żywiącej się ich krwią. Jedni nazywali ją ludożercą, pomimo tego, iż ciała zawsze pozostawały niemal nietknięte, a inni właśnie wampirem. Młodsze pokolenia zwykły z tego drwić, ale starszyzna miała na ten temat nieco inne poglądy, które, swoją drogą, nie brzmiały zbyt rozważnie. Nazwijcie mnie wariatką, jednak starałam się nie wchodzić sama do lasu, dokąd do moich uszu dotarły te podania.
Pokiwałam niepewnie głową, marszcząc brwi i rozchylając usta w celu powiedzenia czegoś, lecz pan Cullen od razu klasnął i rzekł ze zbyt wielką, według mnie, ekscytacją:
- Świetnie! W takim razie urządzimy sobie małą wycieczkę. Obiecuję, że jej nie zapomnisz. – Sugestywnie uniósł brew, a ja natychmiast zaczęłam żałować zgodzenia się na ten wyjazd. Wiele myśli przebiegło przez moją głowę w ciągu tych paru sekund, a on, jakby po odczytaniu moich myśli, dodał: - Sprawdzę, czy Jacob się z nami wybierze. W końcu potrzebujemy kamerzysty, aby udokumentować zdarzenia.
*
Zajmowałam miejsce na tylnym siedzeniu Chevroleta Captivy, pan Cullen siedział za kierownicą, a Jacob – mój najlepszy przyjaciel, a zarazem kamerzysta – na fotelu obok.
Przez ponad godzinę jechaliśmy wąską drogą otoczoną z obu stron niemożliwe gęstym lasem, który skutecznie blokował ostatnie promienie słońca. Nie miałam pojęcia, jak cokolwiek zamierzaliśmy nakręcić w takim mroku, ale najbardziej przerażało mnie to, że wszystko wydawało się obce i dzikie, a dreszcze biegające wzdłuż mojego kręgosłupa tylko komplikowały sprawę.
Kark mi zdrętwiał, ziewałam co dziesięć minut, powieki ciążyły ze zmęczenia i jedyną rzeczą, o której byłam w stanie myśleć to powrót do domu i ciepłe, wygodne łóżko, lecz musiałam się skupić na tym, co nas czekało i nie mogłam pozwolić sobie na rozproszenie przez durne zachcianki. Na odpoczynek przyjdzie pora.
Kiedy po raz Kolejny planowałam spytać, jak daleko znajdujemy się od celu, spojrzałam w lusterko, a delikatne zarysy odbicia twarzy pana Cullena powiedziały mi, że dotarliśmy na miejsce.
Zaparkowaliśmy na poboczu, a następnie wypakowaliśmy sprzęt; kamerę, mikrofon oraz trzy duże latarki, dzięki którym wiedzielibyśmy coś więcej niż własne cienie. Zabraliśmy ze sobą także
Weszliśmy do lasu, kierując się na północ. Edward prowadził, twierdząc, że dobrze przygotował się do tej wycieczki i dokładnie przestudiował wcześniej mapę, więc razem z Jacobem dreptaliśmy parę kroków za nim, co jakiś czas rzucając na siebie okiem, aby upewnić się, że żadne z nas się nie zgubiło ani nie zraniło.
W pewnym momencie usłyszałam dość głośne łamanie gałęzi za naszymi plecami, więc przystanęłam, nie zatrzymując żadnego z mężczyzn. Czekając na jakikolwiek dźwięk albo ruch, nie zdawałam sobie sprawy, że trwało to dłużej niż pierwotnie zamierzałam. Przestudiowałam wzrokiem ciemną okolicę, wspomagając się latarką, a z tej czynności wyrwał mnie przeraźliwy, gardłowy krzyk Jacoba. Nigdy nie spotkałam się, aby coś go przestraszyło, więc zachichotałam pod nosem, ciesząc się, że będę mogła później się z niego ponabijać.
Bojąc się, że towarzysze mogli zanadto się oddalić i nie zauważyć mojego zniknięcia, zaczęłam iść, spoglądając w tył po raz ostatni. Wrzasnęłam na cały głos, kiedy odwróciłam głowę w przód i zobaczyłam niewyraźną postać stojącą ode mnie w odległości jednego metra.
Objęłam ramionami latarkę, obawiając się skierować światło przed siebie i zacisnęłam mocno pięści, wbijając paznokcie w cienką skórę. Zaczęłam powoli stawiać kroki w tył, nadal mając oko na istotę przede mną. Mając w zamiarze rzucić się do ucieczki, potknęłam się o wystający konar, przewracając się na plecy.
Oczekując najgorszego, zamknęłam oczy, a razem z lekkim podmuchem wiatru, poczułam na sobie czyjeś chłodne dłonie.
- Spokojnie, Bello – powiedział cichy, głęboki głos. – To tylko ja.
I wtedy uchyliłam jedną powiekę, dostrzegając…
- Edward? – wydukałam, nie przejmując się tym, że zwróciłam się do szefa po imieniu. On chyba też nie przyłożył do tego zbyt dużej uwagi, gdyż mnie nie poprawił, tylko uśmiechnął się ciepło, pomagając mi wstać.
Wypuściłam bezwiednie wstrzymywany oddech i otrzepałam się z błota przyklejonego do moich – teraz brudnych – dżinsów. Rozejrzałam się za Jacobem, ale nie mogłam go znaleźć, toteż zwróciłam się w stronę pana Cullena, a on musiał ujrzeć moje zaniepokojenie, bo machnął ręką w tył i oznajmił:
- Jest pięć metrów od nas.
Potrząsnęłam głową, starając się odsunąć negatywne myśli i wznowiłam marsz, oświetlając sobie ścieżkę. Wówczas go zobaczyłam. Leżącego w wielkiej kałuży krwi z nożem wbitym w rozciętą do połowy szyję. Jego szeroko otwarte oczy wypełniała pustka, za którą krył się potworny strach, a z delikatnie uchylonych ust sączyła się strużka czerwonej cieczy. Obok niego poniewierała się zniszczona kamera, a umazany krwią mikrofon znajdował się nieco dalej.
Uniosłam dłoń do buzi, próbując powstrzymać szloch i łzy cisnące się do oczu. Edward podszedł do mnie i stanął obok, najwyraźniej nie widząc jeszcze makabrycznego widoku. Spojrzał na mnie z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy i pokręcił głową, sprawiając, że jego włosy podskoczyły.
Gula w moim gardle uniemożliwiała mi wypowiedzenie czegokolwiek, więc zwyczajnie wskazałam palcem na martwe ciało Jacoba, pozwalając łzom spłynąć w dół policzków. I nagle zdałam sobie sprawę, że Edward się uśmiecha, a na jego twarzy nie ma bólu i cierpienia, a radość.
Myśli zaczęły krążyć po mojej głowie, a ja nie mogłam się skupić na trzeźwym myśleniu, wyobrażając sobie milion rzeczy mogących wydarzyć się podczas mojej chwilowej nieobecności. Edward nie mógł tego zrobić, nie byłby nawet w stanie, ponieważ musiałby być szybszy niż pieprzony Jumbo Jet, jednak jego wzrok mówił mi całkiem co innego.
Instynkt samozachowawczy krzyczał na mnie, bym uciekała jak najprędzej i jak najdalej, ale ciało brutalnie zamordowanego przyjaciela powstrzymywało mnie od tego. Dla Jacoba z całą pewnością liczyłoby się moje bezpieczeństwo i – gdyby żył – kazałby mi zwiewać tam, gdzie pieprz rośnie, lecz bałam się pozostawić tu jego ciało.
Ale Edward zaczął zbliżać się do mnie z lubieżnym uśmieszkiem na twarzy, więc – nie zastanawiając się dłużej niż to potrzebne – rzuciłam się do sprintu. Zawsze miałam problemy z koordynacją, a wystające pnie i śliska nawierzchnia nie sprzyjały mi.
Cała się trzęsłam i pociłam ze strachu, lecz dalej biegłam, potykając się i powtarzając pod nosem niczym modlitwę: „Proszę, niech mnie nie dogoni. Proszę, niech mnie nie dogoni”.
- I tak cię dopadnę! – ryknął, na co zaczęłam przebierać nogami nawet szybciej, o ile to możliwe.
Odstające gałęzie ocierały się o mnie, pozostawiając zadrapania na skórze twarzy i rąk. Wiatr smagał moje włosy, sprawiając, że falowały mi przed oczami, zasłaniając trasę. Oszalałe bicie serca odbijało się echem w moich uszach i z pewnością każdy w promieniu dziesięciu kilometrów je słyszał. Nasilający się ból w klatce piersiowej, spowodowany bezustannym wysiłkiem fizycznym do nikąd, nie pozwalał unormować się mojemu oddechowi, który z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej urywany i nierównomierny.
Nie wiedziałam, gdzie zmierzam, ale byłam pewna, iż niebawem opadnę z braku sił. Przez chwilową nieuwagę poślizgnęłam się na mokrym mchu, boleśnie wywracając się. Wyciągnęłam przed siebie dłonie, aby chociaż trochę zamortyzować upadek, tym samym upuszczając latarkę. Palce wbiły się w miękkie od deszczu – którego nie poczułam do tej pory – błoto, a policzek uderzył o sporych rozmiarów kamień.
Nie wykonałam żądnego ruchu, by się podnieść, ale zamknęłam oczy, z całych sił wcisnęłam paznokcie w ziemię i przygryzłam wargę, powstrzymując płacz.
Gdy moje serce się uspokoiło, a oddech wyrównał, podparłam się na łokciach i uniosłam tułów, unosząc powieki.
Przywitała mnie istna czerń.
Panikując, po omacku szukałam latarki, nadstawiając jednocześnie uszy i kręcąc się dookoła w próbie zauważenia czegoś niepokojącego. ku***, wszystko wydawało się niepokojące i przerażałam samą siebie. Przerażał mnie Edward. Przerażało mnie zakrwawione ciało Jacoba. Przerażała mnie ciemność. A najbardziej przerażał mnie głęboki głos mówiący:
- Mówiłem, że cię dopadnę.
Natychmiast wznosiłam ucieczkę, nie przejmując się ranami, jakie wyrządzały mi gałęzie i biegnąc prosto przed siebie, marząc, by znaleźć się jak najdalej od tego potwora. Błagałam niebiosa i wszystkie istniejące bóstwa, żeby okazało się, iż to tylko chory koszmar i zaraz obudzę się we własnym domu, przykryta ukochaną kołdrą. Nic takiego nie nastąpiło, jednak dostrzegłam budynek stojący po środku drzew. Nie zastanawiając się nad tym, ruszyłam w jego kierunku, wbiegając po schodach na werandę, a potem złapałam się kurczowo gałki i gwałtownie ją przekręciłam, otwierając drewniane drzwi.
Wpadłam do środka, zatrzaskując je za sobą i opierając się o nie plecami. Urywany szloch wyrwał się z moich ust, kiedy weszłam w głąb mieszkania.
Przechodząc przez pomieszczenie wydające się być salonem, dostrzegłam zarys ciała i pierwszą myślą było: „Znalazł mnie”, ale wtedy osoba ta odwróciła się do mnie twarzą.
- Carlisle! – pisnęłam, szybko do niego podchodząc i oplatając ramionami jego szyję.
Carlisle był ojcem Edwarda i zawsze pozostawaliśmy w dobrych stosunkach. Ucieszyłam się na jego widok, bo wiedziałam, że obroni mnie przed jego okrutnym synem, gdy opowiem mu o tym, co wyrządził Jacobowi.
Mężczyzna szeptał mi do ucha, gładząc moje plecy w kojącym geście i pozwalając mi na wypłakanie się. Odsunęłam się od niego, czując, że nie uronię już żadnej łzy i nagle uderzyła mnie niedorzeczność tej sytuacji.
- Co tu robisz? – spytałam podejrzliwym tonem, wycofując się.
- Edward wspominał, że tu przyjedzie. Pomyślałem, że mógłbym mu nieco pomóc – odparł, posyłając mi łagodny uśmiech.
Wielki huk wywarzanych drzwi przyciągnął moją zainteresowanie, więc natychmiast zwróciłam głowę w tamtym kierunku, znowu drżąc na całym ciele, podczas gdy Edward wolnym krokiem wszedł do środka.
Ojciec i syn stanęli ramię w ramię i przechylili głowy na bok, wpatrując się we mnie spragnionym wzrokiem. Otworzyli usta i oblizali wargi, a z ich gardeł wydobyły się niskie warknięcia, które kazały trzymać mi się na baczności.
Dostrzegłam duży, ostry nóż spoczywający na stole obok mnie, zatem chwyciłam go i uniosłam przed siebie, co spotkało się ze śmiechem ze strony mężczyzn.
- Przepraszam, skarbie, ale nie zabijesz nas tą zabawką, skrzywdzisz co najwyżej siebie, a tego nie chcemy, racja? – rzekł rozbawiony blondyn, podsuwając mi najprostsze rozwiązanie, które wydawało się najodpowiedniejszym w tym momencie.
Skierowałam ostrze w moją stronę, łapiąc trzonek obiema dłońmi. Mocno się zamachnęłam i – wkładając w to tyle siły, ile mi postało – wbiłam je prosto w swoje serce.
Nie pozwolę odebrać ci mojego życia, pomyślałam. Jeżeli umrę, stanie się tak dlatego, bo ja tak postanowię, nie ty.
Ostatnią rzeczą, którą widziałam, to Edward rzucający się na mnie i krzyczący: „Nie!”.
Potem pochłonęła mnie ciemność.
***
Nadal nie wiadomo, kto jest sprawcą tajemniczych zabójstw w stanie Waszyngton w USA. Zamordowano kolejne dwie osoby. Tym razem padło na dziennikarkę Bellę Swan (23) i jej przyjaciela Jacoba Black (28).
Do zabójstwa doszło w zeszły piątek w lesie na obrzeżach miasta Forks. Zabójcy nadal nie odnaleziono, jednak zostało wszczęte śledztwo w sprawie potencjalnych podejrzanych oraz wydarzeń mogących mieć jakiekolwiek powiązanie z morderstwem córki szeryfa Charliego Swana, który nadzorował policją podczas poszukiwań.
Dopóki morderca pozostaje nieschwytany, prosimy o czujność.
Edward Cullen
Tekst B
Jesteś moja
Sześć lat.
Sześć pieprzonych lat.
Właśnie tyle czasu spędziłem w więzieniu. Powód? Pewna dziewczyna. Jedyna osoba, jaką kochałem w całym swoim życiu. Nie zrozumcie mnie źle, bywałem z innymi kobietami, jednak nigdy nie traktowałem swoich przelotnych romansów poważnie. Ale tym razem... Cóż, to było coś innego. Ona była inna...
Nigdy nie zastanawiałem się nad przyszłością, lecz szybko zmieniłem swoje nastawienie, gdy poznałem Bellę. Spotkałem ją na zajęciach z historii literatury, ratując przed nieodpowiedzeniem na pytanie zadane przez wykładowcę. W zamian za to odwdzięczyła mi się swoim słodkim półuśmiechem, jaki zagościł na jej twarzy, kiedy przyłapała mnie na zerkaniu w jej stronę. Podbiegła do mnie, gdy wychodziłem z sali i właśnie wtedy wywiązała się między nami pierwsza rozmowa, podczas której zaprosiłem ją na kawę. Później sprawy potoczyły się dosyć szybko i po niedługim okresie czasu staliśmy się parą. Wiem, brzmi dosyć banalnie, ale wtedy wszystko wydawało się być całkiem inne, magiczne. Kochałem w niej dosłownie wszystko. Jej charakter, poczucie humoru, sposób, w jaki chodziła, ciało... Ciało. O cholera, przekląłem w duchu na samą myśl o nim i sposobie, w jaki układała nogi, sprawiając, że spódnica odkrywała jej kremowe uda, choć sama nie zdawała sobie z tego sprawy. Była piękna - drobna, lecz bardzo kobieca. Ucieleśnienie ideału. Należała do tego rodzaju kobiet, o których marzył każdy facet: seksowna, jednak mająca cechy dziewczyny z sąsiedztwa, dobrze wykształcona, inteligenta i urocza. Zawsze mnie wspierała, była przy mnie, gdy jej potrzebowałem. Kochała mnie, mimo wszystkiego, co się wydarzyło, wiem, że kochała. A ja miałem całkowitą obsesję na jej punkcie...
***
- To tutaj? – spytała.
- Tak – odpowiedziałem, obejmując od tyłu talię Belli i odgarniając jej jedwabiste, brązowe włosy, by móc złożyć pocałunek tuż pod uchem ukochanej. – I jak ci się podoba?
- Jest idealnie – zaczęła, patrząc na rozciągający się wokół mojego domu krajobraz. Zabrałem ją tu po raz pierwszy, chcąc, żeby zobaczyła miejsce, w którym się wychowałem i które było moim azylem. Od tamtego dnia stało się ono naszym domem, ponieważ wspólnie podjęliśmy decyzję o przeprowadzce, zwłaszcza, że nasze studia dobiegły już końca. – I tak... zielono.
Zaśmiałem się. Miała rację, dom z każdej strony był otoczony lasem, niemalże można by rzec, że znajdował się w samym jego środku. Nieopodal płynął uroczy, górski strumyk, a całość prezentowała się niezwykle malowniczo. Tak naprawdę wcześniej nie przyjeżdżałem tu zbyt często, jedynie wtedy, gdy potrzebowałem odrobiny spokoju, ucieczki od tego całego zgiełku Chicago.
Forks jest dla mnie rodzinnym miastem, właśnie stąd pochodziła moja rodzina, lecz kilka lat temu rodzice przeprowadzili się do Arizony, gdzie ojciec dostał pracę. Zawsze mieli zbyt dużo zobowiązań, aby przyjeżdżać w stare strony, więc za każdym razem przybywałem tu w pojedynkę. Jednak nie narzekałem z tego powodu. Lubiłem samotność, choć teraz wolałem spędzać wolny czas z Bellą. Stała się dla mnie wszystkim, powietrzem, marzeniem. Nie potrafiłem myśleć o swoim życiu, nie uwzględniając jej w nim. Kiedy wybiegałem myślami w przyszłość, ona była wszystkim, co widziałem, czego pragnąłem. Nie wyobrażałem sobie, bym mógł ją stracić. Chciałem spędzić z nią resztę życia, mieć gromadkę dzieci, wziąć ślub...
- Zawsze byłaś bardzo spostrzegawcza – zachichotałem.
Uwolniła się z mojego objęcia i odwróciła, po czym uniosła brew i posłała mi uwodzicielskie spojrzenie.
- Jakieś obiekcje, panie Cullen?
- Nie – uśmiechnąłem się szeroko, przybliżając się do niej. – Nie mam żadnych.
Złapałem ją za biodra i przyciągnąłem bliżej siebie. Cicho jęknęła, gdy przyparłem nas do swojego volvo i zacieśniłem uchwyt.
- Jesteś okropny – stwierdziła drgającym głosem.
- I za to mnie kochasz.
Przyssałem się do jej warg, a ona wplotła ręce w moje włosy, pogłębiając przy tym pocałunek. Powędrowałem ręką na plecy Belli, zmniejszając odległość między nami jeszcze bardziej i sprawiając, że wygięła je w łuk. Słyszałem jej ciężkie dyszenie i czułem przyspieszone bicie serca, gdy odchyliła głowę, dając mi lepszy dostęp do swojej szczęki i szyi, które zacząłem pokrywać pocałunkami. Złapałem ją za udo i szarpnąłem je do góry, opierając na mym biodrze, a z ust dziewczyny wydobył się delikatny krzyk. Materiał naszych dżinsów stawał się uciążliwy i miałem ochotę się go jak najszybciej pozbyć, bo wiedziałem, że już dłużej tego nie wytrzymam.
- Bello, potrzebuję cię – wymruczałem do jej ucha ochrypłym głosem.
- Więc weź mnie... – zasapała, popychając delikatnie moją głowę w dół swojej szyi, bym teraz tę część jej ciała pieścił ustami. Byłem bliski spełnienia jej prośby w chwili, gdy tylko wypowiedziała te słowa, jednak szybko westchnęła i odezwała się zawiedzionym głosem: - Edwardzie, chyba mamy gościa.
Zajęczałem, czując wzrastającą we mnie frustrację.
- Kogo, do cholery, tu przyniosło? – zapytałem, zsuwając z siebie nogę ukochanej i nieznacznie się od niej odsuwając. Przyparła czoło do mojego ramienia, próbując unormować oddech. Podniosła głowę, gdy mężczyzna znalazł się od nas jedynie w odległości kilku metrów.
To był Jacob.
Jacob Black.
Mieszkaniec La Push i zarazem mój najlepszy przyjaciel z okresu bycia nastolatkiem. Mimo że traktowałem go jak brata, w tej chwili miałem ochotę go zamordować.
Złe zamiary posiadamy całe życie, lecz szczerość pewnych słów poznajemy dopiero z czasem...
Jake został u nas na obiad. Wspominaliśmy stare, dobre dzieje i rozmawialiśmy też o tym, co działo się w naszych życiach. On przyznał, że prowadził warsztat samochodowy, a ja oznajmiłem mu, że zaręczyłem się z Bellą, po czym od razu wspólnie zaprosiliśmy go na nasz ślub. Ta dwójka szybko załapała ze sobą dobry kontakt, choć nic w tym dziwnego, bo nikt nie potrafił się oprzeć urokowi tej kobiety. Lecz w ich relacji było coś, co mnie trochę niepokoiło. Sposób, w jaki Black na nią patrzył, w jaki Bella rumieniła się, na każdą wzmiankę o nim... Zaczynała też czuć się niezręcznie w jego towarzystwie.
A jednak wtedy byłem zbyt naiwny, by dostrzec niektóre rzeczy...
Bella krępowała się w towarzystwie Jacoba, więc starałem się spotykać z nim w pojedynkę, by nie musiała narażać się na niepotrzebne stresy, ponieważ od czasu przeprowadzki do Forks odnowiliśmy nasz kontakt. Mimo wszystko zgodziła się, by to on został moim drużbą. Kiedy przygotowania do ślubu ruszyły pełną parą, z drugiego końca Ameryki przyjechała do nas moja siostra, Alice. Z radością pomogła mej narzeczonej w organizowaniu wszystkiego, zyskując przy tym nową przyjaciółkę. Chciałem, by ten dzień pozostał w pamięci Belli na zawsze, by był dla niej wyjątkowy i uroczysty. Idealny. Aby zawsze miło go wspominała. Zasłużyła na to, a ja chciałem ofiarować jej wszystko, co najlepsze.
Bo tak bardzo mi na niej zależało...
***
- Bello – wydyszałem, przyspieszając ruchy wykonywane biodrami. Uwiesiła się na moim ramieniu, wbijając paznokcie w skórę łopatki. Jęknąłem na to doznanie.
- Tak? – spytała drżącym głosem.
- Kocham cię. Tak bardzo kocham. Chcę być z tobą na zawsze, smakować cię i czuć każdego dnia. Przez wieczność, a nawet i dłużej. Nigdy nie wypuszczę cię ze swoich rąk, wiesz o tym?
- Tak, Edwardzie. Wiem – powiedziała widocznie wzruszona tym oświadczeniem. Delikatnie musnęła mnie palcami wolnej ręki po policzku i zatopiła głowę w mej szyi, by ukryć łzy, jakie pojawiły się w jej oczach, całując każdy kawałek skóry, który potrafiła dosięgnąć.
- Jesteś moja...
- Zawsze będę – wyszeptała.
***
Ceremonia miała zacząć się za dziesięć minut, a ja stałem już przy ołtarzu, ustalając z księdzem ostatnie szczegóły. Musiałem jeszcze porozmawiać z Jacobem, aby upewnić się, że wziął obrączki, jednak nigdzie nie mogłem go znaleźć. Rozglądałem się po kościele, aż w końcu ruszyłem z stronę zakrystii. Tam go znalazłem. Z Bellą. Z moją Bellą. Przytulał ją czule, a ona płakała w jego ramię. Zszokowany obserwowałem tę scenę przez szybę drzwi. Nie miałem odwagi, by wejść do środku, nie wiedziałem także, jak rozumieć całą tę sytuację. Dlaczego płakała? Dlaczego to właśnie Jake był tym, który ją przytulał? Pocieszał ją? Żałowała, że niedługo się pobierzemy?
Wszystko stało się jasne, gdy usłyszałem ich ściszone szepty.
- Bells, proszę, nie wychodź za niego, błagam. Możemy być szczęśliwi, wyprowadzimy się i zaczniemy wszystko razem, od nowa – oznajmił, wsadzając kosmyk włosów za jej ucho.
- J-ja, ja nie mogę – załkała, odsuwając się od niego i wytarła rękoma łzy ze swojej twarzy. – Kocham cię, ale należę do niego. Nie potrafię go skrzywdzić. Wiem, ile dla niego znaczę. Po prostu nie mogę tego zrobić.
Kochała go.
Poczułem się, jakby ktoś wbił mi nóż w plecy. Nie sądziłem, że dwoje najbliższych mi ludzi mogłoby zrobić coś takiego. Wiele myśli przebiegło przez moją głowę. Mieli romans? Jak długo mógł trwać? Ile czasu mnie oszukiwali? Tygodnie? Może nawet miesiące?
Jacob.
Prychnąłem w duchu na samo wspomnienie jego imienia. Ile czasu się znaliśmy? Dwadzieścia, dwadzieścia pięć lat? Był to mój przyjaciel, człowiek, któremu ufałem równie bezgranicznie jak Belli i którego traktowałem jak członka rodziny. Zdradził mnie, zdradził w najgorszy z możliwych sposobów. Jak zatem miałem teraz postąpić? Udawać, że nic się nie stało i pozwolić mu na życie z najdroższą mi osobą? Dać im błogosławieństwo i cieszyć się ich szczęściem? Zapomnieć o tym, co mi zrobili? Samo pomyślenie o tym sprawiało, ze robiło mi się niedobrze. Czy to jest w ogóle coś, co można wybaczyć?
Moje ręce mimowolnie zacisnęły się w pięści. W tej chwili czułem wiele uczuć, które sprawiały, że zaczynałem darzyć tę dwójkę obrzydzeniem. Szok. Wściekłość. Rozczarowanie. Chęć zemsty. Gniew. Porażka. Rozpacz. Furia. Wszystkie przewinęły się przez moje serce, powodując jego bolesny ucisk, a ostatnie z nich zdecydowanie przejęło nad mną kontrolę.
Spuściłem głowę i bez zastanowienia wszedłem wolnym krokiem do środka. Oboje odwrócili wzrok i popatrzyli na mnie, dzięki czemu kątem oka mogłem dostrzec szok malujący się na twarzy Belli. Zakryła usta dłonią i zaczęła coś do mnie szeptać łamiącym się głosem, a przerażenie było wymalowane na jej twarzy. Czyżby przeprosiny? Nie wiem, nic do mnie nie docierało, nie słyszałem żadnych dźwięków, a obraz, który widziałem, gdy uniosłem spojrzenie, stał się rozmazany. Szał przysłonił wszystko...
Dziś nie pamiętam zbyt wiele i to, co się wydarzyło, kojarzę jak we mgle. Wiem, że nie umiałem się powstrzymać. Rzuciłem się na Blacka, choć Bella błagała mnie, bym przestał, lecz tym razem nie potrafiłem spełnić jej prośby. Zbiegło się wielu gości próbujących mnie od niego odciągnąć. Pamiętam czyjeś rozmowy i ciągłe krzyki. Krzyki mojej narzeczonej. Do dziś nawiedzają mnie one w snach. Jej szloch, jej rozpacz i niemoc... Była też krew. Zbyt dużo krwi, zbyt dużo zamieszania. Szok malujący się na twarzy ludzi i płacz mej matki, na który kompletnie nie zwracałem uwagi. Zostałem przez kogoś odciągnięty, jednak stało się to o jeden cios późno...
Śmierć. Pierwszy raz poznałem jej smak, pozbawiając życia kogoś, dla kogo sam jeszcze kilka godzin wcześniej potrafiłbym się poświęcić. Czy coś przy tym czułem? Zależy, co przez to rozumiecie. Wyrzuty sumienia? Nigdy.
Morderstwo z premedytacją.
Tak nazywał to sąd. Dla mnie było to po prostu coś, na co ten sukinsyn zasłużył i bez względu na to, jak brutalnie i strasznie to brzmiało, zrobiłbym to znowu, gdyby ktoś ją tknął. Kiedy myślałem o tym, jak ją całował, dotykał, gdy byłem tego nieświadomy... Wszystko wzburzało się we mnie od nowa.
W więzieniu miałem wystarczającą ilość czasu, by przemyśleć niektóre sprawy. Czego chciałem? Belli. Mimo wszystko to właśnie o niej marzyłem. Zraniła mnie bardziej niż ktokolwiek inny i choć niewyobrażalnie przez nią cierpiałem, nie wyobrażałem sobie życia bez niej. Pragnąłem znów poczuć jej bliskość, choć druga, dominująca część mnie wręcz krzyczała, żebym się na niej zemścił, by ona też poczuła, jak to jest, gdy krzywdzi cię ktoś, kogo kochasz. Pragnąłem jej śmierci, choć marzyłem też, aby ją znów zobaczyć.
I wiedziałem, ze mi się to uda...
Jedną z pierwszych rzeczy po wyjściu na wolność był powrót do Forks. Do domu. Kiedy tam dotarłem, nie wszedłem do niego tak po prostu. Obserwowałem Bellę. Mimo upływu lat wciąż była piękna, choć na jej twarzy gościł smutek. Siedziałem na oddalonym kilkanaście metrów od posiadłości leśnym wzgórzu i obserwowałem przez okno, jak rozmawia przez telefon. Przez chwilę na jej twarzy zagościł delikatny, wymuszony uśmiech. Nie była szczęśliwa, mogłem to stwierdzić, po tej krótkiej chwili. Nie zauważyłem też w środku nikogo innego, żadnych śladów współlokatora czy nieznanych mi samochodów na podjeździe. To sprawiło, że sądziłem, iż żyła sama. Może po stracie ukochanego nie potrafiła ułożyć sobie życia?, skrzywiłem się przy słowie „ukochany”, a dobrze mi znana wściekłość i żądza zemsty powróciły z pełną mocą.
- Ku*wa, nie teraz – jęknąłem, przecierając zmęczoną twarz. – Nie może zobaczyć cię w takim stanie, bo nic z tego nie wyjdzie.
Zerwałem się na równe nogi, kiedy wyszła z domu i wsiadła do swojej starej furgonetki. Szybko ruszyłem w stronę wypożyczonego auta i pojechałem za nią, zachowując między nami bezpieczną odległość, aby mnie nie dostrzegła. Czy chciałem ją śledzić? Nie, raczej nie. Po prostu tak wyszło, ponieważ desperacko potrzebowałem realizacji swojego planu. Bałem się, że gdybym spędził z nią trochę więcej czasu, moje postanowienie ległoby w gruzach.
Po przejechaniu kilkuset metrów Bella zjechała na bok. Zaparkowałem nieopodal, lecz w dalszym ciągu nie mogła mnie dostrzec, gdyż dookoła panowała ciemność i z każdej strony otaczał nas las. Kiedy wyszła z samochodu, obeszła go dookoła i spojrzała na oponę. Złapała gumę, uśmiechnąłem się na tę myśl. Cała ona, zawsze przyciągała do siebie kłopoty, choćby tak błahe jak sflaczała opona. Uderzyła rękoma w dach samochodu i zrobiła coś, co wyglądało niczym westchnięcie. Zrezygnowana rozejrzała się dookoła i skrzywiła we frustracji, decydując na powrót do domu leśną drogą. Nie oddaliła się od niego za bardzo, więc mimo późnej godziny wydawało się to odpowiednim rozwiązaniem. Zdecydowałem się iść za nią i kiedy już znaleźliśmy się w lesie, krzyknąłem jej imię. Tak naprawdę nie chciałem jej przestraszyć, jednak nie chciałem też rozmawiać przy drodze w obawie, że uciekłaby ode mnie. Te uczucia, plany... Wszystko było zbyt skomplikowane i czasami sam się w tym gubiłem, w niewiedzy, czego tak naprawdę chcę. Jednak żądza zemsty ponownie powróciła, gdy przymknąłem powieki i wyobraziłem sobie Bellę i Jacoba, ich wspólnie spędzane chwile, momenty, w których pewnie drwili ze mnie. Na szczęście to tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że ona także zasługuję na karę, na cierpienie za to, jak mnie potraktowała.
Podskoczyła przerażona i odwróciła się, by zobaczyć, kto ja wołał.
- Kim jesteś? – jąkała się i zaczęła wycofywać.
- Bello, nie bój się.
- Edward? – spytała niedowierzającym, lecz zaniepokojonym głosem. – Co ty tutaj robisz? Powinieneś być...
- Chcę... porozmawiać. Nie martw się, nic ci nie zrobię – zapewniłem ją, jednak nie uwierzyła mym słowom i podczas gdy ja się do niej zbliżałem, ona zrobiła krok do tyłu. Widziałem w jej oczach strach, czułem go.
- Proszę, odejdź, przerażasz mnie... – Zaśmiałem się gorzko na te słowa, Bella natomiast dygotała ze strachu.
- Kochanie, proszę, uspokój się. Wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził...
- Zabiłeś Jacoba! – krzyknęła, a ja zacisnąłem szczękę. Gdy zobaczyła moją reakcję, otworzyła usta w przerażeniu, rozumiejąc swój błąd, po czym zaczęła uciekać.
- Bello, nie... Ja naprawdę... – Nim mogłem dokończyć, pobiegłem za nią. Nie mogła ode mnie uciec, nie miała prawa, by to zrobić. Zabrała mi sześć lat wolności, to wystarczająco dużo czasu, by była mi winna rozmowę.
Złapałem ją, gdy potknęła się o wystający konar drzewa i leżała na ziemi. Chwyciłem ją za nadgarstki i próbowałem przekonać, ze nie mam złych zamiarów, lecz wciąż się ze mną szamotała.
- Proszę, nie! – Jej krzyki niosły się po lesie. – Przepraszam, tak strasznie przepraszam... Wiem, że to, co zrobiłam, było złe, ale proszę, nie krzywdź mnie...
Wypuściłem jej ręce ze swojego uścisku i bezwładnie opadłem na ziemię. Bella szybko oddaliła się ode mnie, lecz widząc wyraz mej twarzy, zrozumiała, że moje zapewnienia były szczerze. Cóż, myliła się...
Zaskoczyła mnie swoimi przeprosinami, ponieważ nigdy jej od nich nie oczekiwałem. Uważałem, że jej zdrady nie wynagrodzą żadne słowa i nawet się ich nie spodziewałem, nie byłem na nie przygotowany.
Podniosłem się ociężale z ziemi i skierowałem na nią swój wzrok. – Czemu mi to teraz mówisz? – zapytałem cicho.
- Bo tego żałuję! – zaszlochała. – Kocham cię, naprawdę...
Zaśmiałem się bez humoru, ponieważ jej słowa wydawały się wobec zaistniałej sytuacji niedorzeczne.
- I gdybym mogła cofnąć czas... Boże, jak bardzo chciałabym to zrobić... – powiedziała ze łzami w oczach. – Nie zraniłabym cię ponownie, Edwardzie. Teraz jest na to za późno, ale naprawdę tego żałuję.
Moje serce pękło na te słowa. Znałem ją wystarczająco długo, by wiedzieć, że mówi prawdę. Podszedłem w stronę Belli i wyciągnąłem do niej rękę, aby pomóc jej wstać. Uniosła głowę, patrząc na mnie, a wyraz jej twarzy przedstawiał niepewność. Po dosyć długim wahaniu podniosła dłoń. Kiedy stała na nogach, wyszeptałem:
- Nie chciałem go zabić...
- Wiem, Edwardzie. Jesteś dobrym człowiekiem – odparła niemal niesłyszalnie, ostrożnie przykładając dłoń do mego policzka. Pocałowałem jej wnętrze i popatrzyłem na swoją ukochaną ze łzami w oczach. Dzieliła ze mną ból, który teraz czułem. Oboje byliśmy zagubieni i zmieszani, niepewni tego, co miało zaraz nastąpić.
- Nadal cię kocham – wyznałem łamiącym się głosem, niemal żałując tego, co zrobiłem i co dopiero miałem uczynić. Niemal.
Po tych słowach Bella zarzuciła mi ręce na szyję i oplotła mocno, zagłębiając głowę w mojej szyi. Napięcie między nami zmalało, strach nie miał już prawa istnienia, pozostała za to miłość, którą wciąż darzyliśmy się po tylu latach. Była ona wyczuwalna w naszych gestach, zachowaniu.
- Przepraszam... Tak strasznie przepraszam... – płakała, wszystkie jej obawy zniknęły, a zastąpiła je rozpacz, którą z nią dzieliłem.
Kiedy czułem jej bliskość i ciepło ciała, przez moment mą głowę przebiegła myśl o tym, by darować jej życie, by spróbować zacząć wszystko od początku. Jednak nie mogłem, to było wbrew moim postanowieniom, wbrew temu, czym żyłem przez ostatnie sześć lat. Wolno sięgnąłem ręką do tylnej kieszeni spodni i wyciągnąłem z niej scyzoryk. Otworzyłem go za plecami Belli i lekko ją odsunąłem, po czym przyparłem swoje czoło do jej i zamknąłem oczy. Wplotłem dłoń w jej włosy, rozkoszując się tym pięknym zapachem i popieściłem kciukiem jej wargi.
- Przykro mi, nie chciałem, żeby to się tak skończyło... – powiedziałem, wbijając szybkim ruchem nóż w plecy dziewczyny. Usłyszałem jej głośny krzyk i poczułem wysuwające się z mojego objęcia ciało oraz koniec scyzoryka przylegający delikatnie do skóry mojego brzucha. Dziewczyna osunęła się na ziemię, a krew szybko zaczęła rozprzestrzeniać się po jej bluzce, natomiast wzrok z każda chwilą stawał się coraz bardziej pusty, pozbawiony życia. Po kilku sekundach zamknęła powieki, a jej cierpienie dobiegło końca.
- Żegnaj, Bello.
***
Wróciłem do motelu, w którym wynająłem pokój. Zabiłem ją, ta myśl nie dawała mi spokoju. Zabiłem jedyną istotę, którą byłem zdolny pokochać. Poszedłem do torby z ciuchami, którą ze sobą zabrałem. Otworzyłem boczną kieszonką i wyciągnąłem z niej podłużne pudełko, w którym zawarta była strzykawka i mała dawka tiopentalu. Wykonałem niezbędne czynności i przygotowałem się na to, co miało za chwilę nastąpić. Położyłem się wygodnie na łóżku i podwinąłem rękaw swojej białej koszuli. Łagodnie wbiłem igłę w skórę i powoli wpuściłem trujący płyn do żył...
Tak wygląda moja historia. Dlaczego to zrobiłem? Z powodu Belli. Zabiłem ją i nie wyobrażałem sobie życia bez niej. Czy byłem chory psychicznie? Nie wiem, może. Na niektóre pytania ciężko jest odpowiedzieć...
Działanie tiopentalu było niemal natychmiastowe i już po chwili poczułem, jak moje powieki stawały się ociężałe i mimowolnie zakrywały oczy.
Pięć...
Cztery...
Trzy...
Dwa...
Jeden...
Już było po wszystkim.
Teraz mogłem złączyć się z Bellą na zawsze. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rudaa dnia Pon 12:40, 08 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Prawdziwa
Dobry wampir
Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 63 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p
|
Wysłany:
Nie 13:55, 24 Sty 2010 |
|
Pierwsza:)
Pomysł:
A-2
B-3
Jak dla mnie to pomysł autorki tekstu A jest niesamowicie oklepany. Zabójca zabiera swoją ofiarę do lasu i tak dalej. Wieje nudą. Przepraszam, ale chce być szczera. Pomysł B był już lepszy, chociaż też nie był jakiś wyjątkowy. Ale na pewno lepszy niż w A.
Styl:
A-1
B-6
Oceniałam już dużo pojedynków, ale jeszcze nigdy chyba nie dałam tak rozbieżnej liczby punktów w tej kategorii. Styl tekstu A poprostu mi się nie podobał. Było tam jedno( tylko to zauważyłam) niedokończone zdanie.
[/i]Zabraliśmy ze sobą także - dokładnie to. Poza tym było tam dużo błędów, teraz będzie mi ciężko je wszystkie wyłapać z tekstu, ale jak czytałam to dawało po oczach. Jeżeli chodzi o tekst B to może nie był jakiś mistrzowski, ale wypadał nieporównywalnie lepiej niż A.
Pomysł:
A-1,5
B-1,5
Warunki spełnione.
Postacie:
A-2
B-3
Tutaj już miałam problem przy rozdzielaniu punktów, bo nie potrafiłam jakoś wczuć się w te postacie. Stanowczo nie podobał mi się Edward w tekście A, nie wiadomo czy był jednak tym wampirem, czy może był człowiekiem tylko miał takie dziwne zachowania.
W tekście B mogę za to dobrze zrozumieć tę postać. Wiem, co nim kierowało, kim był. Nie ma takich niejasności. Inne postacie też wydają się bardziej zrozumiałe.
Ogólne wrażenie:
A-1
B-4
Zdecydowanie tekst B. Tekst A przypominał mi taki nieprzemyślany, tandetny horror. Nie chce być nie miła, ale poprostu mnie nie kupił. Za dużo niejasności i błędy przechyliły szale na korzyść tekstu B.
Razem:
A-7,5
B-17,5
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
losamiiya
Dobry wampir
Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 1767 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 212 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Mexico City.
|
Wysłany:
Nie 23:20, 24 Sty 2010 |
|
Pomysł:
A: 2
B: 3
Dziś jest dzień na czytanie bardzo ciekawych tekstów w pojedynkach.
Oba dobre. Choć tekst B spodobał mi się bardziej ze względu na ślub, kłamstwa Belli, zakończenie. Krótko i na temat.
Styl:
A: 3
B: 4
Cóż, oba teksty wydają mi się napisane dosyć dobrze, oba czyta się przyjemnie. Choć w tekście A potrafiłabym wyliczyć więcej błędów + jedno zdanie nie dokończone (trzeba zwracać uwagę na takie rzeczy).
Warunki:
A: 2
B: 1
Warunki spełnione, lecz wzięłam sobie do serca te dialogiii, w tekście B było ich dla mnie za dużo jak na taki warunek, przepraszam.
Postacie:
A: 2
B: 3
W tekście A trochę brakowało mi przedstawienia Jacoba, nie podobał mi się Edward. W tekście B można wczuć się w jego role i jako chory z miłości bardziej do mnie przemawia.
Ogólne wrażenie:
A: 1,5
B: 3,5
Tekst A jest dla mnie odzwierciedleniem horroru, tekst B horroru z przekazem, wybieram to drugie.
Podsumowując:
A: 10,5
B: 14,5
Jednakże gratuluje obu autorkom. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bluelulu
Dobry wampir
Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 85 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo
|
Wysłany:
Pon 20:32, 25 Sty 2010 |
|
Pomysł: 5 pkt.
A:3
B:2
Tekst A. Czytam. Czytam. Czytam. Moja myśl: Pieprzone Blair Witch Project. Muszę powiedzieć że się przestraszyłam. Owszem. Z góry założono że Edward zabije. Jednakże coś mi w duszy podpowiadało że może tak nie będzie. Uparcie przekonywałam się że nie. Nie i koniec. I tak cię dopadnę! w tym momencie zaczęłam się nerwowo kręcić na łóżku. Więc ktokolwiek to piszę. Apeluje. Zacznij pisać horrory! Pomysł może wydaję się "zużyty" jednakże nie dla mnie, rzadko kiedy czytuje jakieś horrory. Może to że morderca zabiera ofiarę do lasu jest , było i będzie. Mnie najbardziej zszokowało zakończenie czyli artykuł! Czarny humor - chwali się. W tekście B miałam żal wypisany na twarzy. Żal było mi wszystkich postaci po kolei. Jacob ponieważ zdradził swojego najlepszego przyjaciela. Belli ponieważ zraniła mężczyznę swojego życia i poprzez swoje 'zachowanie' oraz czyny przyczyniła się do śmierci kochanka. Edwarda ponieważ pragnienie zemsty przysłoniło mu oczy , został obdarowany przez los niewierną żoną i niewiernym przyjacielem. Ale bardziej przypadła mi do gustu treść opowiadania A.
Styl: 7 pkt.
A:3
B:4
Mimo tego co zawierał tekst A znalazło się troszkę zgrzytów. Jednakże podsumowując ogólnie w obu tekstach nie znalazłam jakiś rażących błędów. A nawet jakby były nie mam czujnego wzroku i najnormalniej je zignoruje. Czytało się łatwo i szybko.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
A:2
B:1
Stawiono warunek przewagi opisów nad dialogami. W tekście B jest troszkę ich za dużo. Zwróciłam na to uwagę, chociaż sama uważam że czepiam się bez powodu. Podobało mi się dramatyczne samobójstwo Belli w tekście A. W tekście B na niekorzyść działają strzykawki. Nie lubię strzykawek. Fobia to fobia.
Postacie: 5 pkt.
A:3
B:2
Prosty i klarowny Edward w opowiadaniu A. Nie tylko człowiek a cała rodzinka z maniakalnymi zapędami. Mi się podoba. W tekście B , bez urazy ale nie przypada mi do gustu Edward knujący zemstę w więzieniu. Nawet po wyznaniu prawdy i przyznaniu się do winy - on nie daruje jej życia. Pojawia się mój odwieczny dylemat. Samobójca. Zabija swoją ukochaną a później siebie by żyć wiecznie. Ale romansidło.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
A:3
B:2
Bez skruchy mówię że przypadł mi do gust tekst A. Nie czytam horrorów , dlatego też zrobił na mnie większe wrażenie. Może ta historia przelewała się po tysiąckroć jednakże nie dla mnie. Wolę bardziej morderców i socjopatów od zdradzonych małżonków. Mimo mojego 'widzimisię' gratuluje obu autorkom wspaniałej wyobraźni i talentu.
Razem:
A:14
B:11 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dians
Zły wampir
Dołączył: 15 Sty 2009
Posty: 253 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zbąszynek.
|
Wysłany:
Pią 0:05, 29 Sty 2010 |
|
Pomysł : 5 pkt.
A: 2
B: 3
Pomysł autorki tekstu A był całkiem dobry, ba końcówka o Edwardzie ostrzegającym ludzi przed działalnością samego siebie bardzo mi się spodobał, jednak tekst B do mnie przemówił. Zawiłe, ale zrozumiałe.
Styl: 7 pkt.
A: 3
B: 4
W tekście A trochę zgrzytało, ale ogółem było okej. W tekście B nic nie rzuciło mi się w oczy.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
A: 1,5
B: 1,5
Wydaję mi się, że warunki zostały spełnione.
Postacie: 5 pkt.
A: 2,5
B: 2,5
Cóż w tekście A urzekł mnie sadystyczny Edward oraz przedstawienie morderczych zapędów reszty rodziny, a także jako tako zdecydowana Bella, która woli się zabić sama.
Tekst B i nieco niezrównoważony Edward z niewierną Bellą, do tego zdradliwy Jacob i wszystko gra.
Ogólne wrażenie: 5pkt.
A: 2
B: 3
Bardziej spodobał mi się tekst B, ponieważ Edward zaborczy morderca to coś, co definitywnie przypadło mi do gustu.
Razem:
A: 11
B: 14 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Pią 14:09, 29 Sty 2010 |
|
Pomysł: 5 pkt.
A. 2
B. 3
Choć obie mini ogromnie mi się spodobały, to jednak pomysł autorki drugiego tekstu bardziej do mnie przemówił. Wydobył ze mnie głębsze uczucia i emocje, w przeciwieństwie do tekstu pierwszego.
Styl: 7 pkt.
A. 3,5
B. 3,5
Obie autorki są równie dobre. W pierwszym przypadku autorka potrafi świetnie rozwinąć zdania i opisy są bardzo bogate, choć było parę niedociągnięć, a nawet niedokończone zdanie. Zaś druga autorka potrafi trafić swoimi zdaniami prosto do serca czytelnika i zostawić tam swój ślad.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
A. 1,5
B. 1,5
Oba opowiadania spełniły wszystkie kryteria.
Postacie: 5 pkt.
A. 2
B. 3
W tekście A spodobało mi się wplątanie Carlisle'a jako pomocnika. Ale w tekście B urzekła mnie postać Edward. Był zdesperowany, żądny zemsty, a jednocześnie skrzywdzony przez najbliższą mu osobę, którą obdarzył miłością i zaufaniem.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
A. 1,5
B. 3,5
Zdecydowanie tekst B wywarł na mnie większe wrażenie. Wspomnienia Edwarda i Belli jako szczęśliwej par, a później jej zabicie, pomimo miłości jaką ją darzył. Chwyta za serce. Choć nie spodobał mi się fakt, że Bella zdradzała Edwarda z Jacobem, to i tak bez tego nie mogłoby się obejść.
Pierwsze opowiadanie było dobrze napisane, wprowadzenie Carlisle'a, który wpierw wysłuchuje szlochów Belli, a późnej chce ją zabić - no genialne.
Obie mini są świetnie, ale zdecydowanie tekst B bardziej mi się spodobał.
Punkty:
A. 10,5
B. 14,5
Pozdrawiam,
nz. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
tomboy
Nowonarodzony
Dołączył: 20 Gru 2009
Posty: 14 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 19:40, 31 Sty 2010 |
|
Pomysł:
A - 2
B - 3
Pomysł A przywodzi na myśl jakiś niskobudżetowy horror. Nie preferuje takich klimatów. Pomysł B natomiast bardziej przypadł mi do gustu, może nie był jakiś górnolotny ale mi pasuje.
Styl:
A - 3.5
B - 3.5
Oba style przypadły mi do gustu, lekkie i zrozumiałe.
Pomysł:
A-1,5
B-1,5
IMO warunki spełnione.
Postacie:
A - 4
B - 1
Postacie z tekstu A w mojej opinii były lepsze. Mroczność Edwarda i specyficzna odwaga Belli była ciekawe i stanowczo przypadła mi do gustu. Co do tekstu B, Edward był co najmniej niepokojący, a Bella taka (wybacz określenie) bezpłciowa.
Ogólne wrażenie:
A - 4
B - 1
Wole tekst A, stanowczo tekst A. Może nie był to kosmiczny pomysł, jednak podobał mi się styl i nakreślenie charakteru postaci (Edward/Bella). Tekst B, cóż ujmijmy to tak, że do mnie nie przemawia.
Razem:
A - 15 pkt.
B - 10 pkt. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez tomboy dnia Nie 19:41, 31 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Sob 23:30, 06 Lut 2010 |
|
hm, mało ocen, a przecież świetne miniatury
pomysł
a: 2,5
b; 2,5
Mamy do czynienia z niezwykle trudnym dla mnie wyborem, ponieważ z jednej strony mamy pomysł z typowym morderstwem z zimną krwią dla samej krwi... z lekkim dodatkiem myślę czegoś fantasy (w końcu Edward poruszał się bardzo szybko według Belli) z drugiej natomiast typowe AH... psychologiczne... głebokie... wciągające... oba pomysły mnie wciągnęły - naprawdę nie mogłam inaczej z tymi punktami...
styl:
a; 3
b; 4
Autorka tekstu A pomimo bardzo dobrego stylu dostaje po głowie za:
Cytat: |
Zabraliśmy ze sobą także |
niedopilnowane - nieładnie *kirke grozi palcem*
Właściwie to piszecie obie porównywalnie. Wspaniale się czytało i mam cichą nadzieję na więcej. Obie was znam z tłumaczeń, więc jestem przeszczęśliwa mogąc czytać coś waszego
spełnienie warunków:
a; 1,5
b; 1,5
Spełniono... do ostatniej chwili w B czekałam, ale doczekałam się :) więc skoro tak - no to mamy całość pięknie, ładnie, składnie :)
postacie:
a; 2
b; 3
B wygrywa ukazaniem postaci Edwarda z czysto psychologicznej strony. Naprawdę się nam autorka napracowała i nie dostrzegam luk, czy jakiś zgrzytów. JEstem pod wrażeniem, bo wykazanie pewnych cech samym tylko opisem sytuacji jest trudne, a autorka poradziła sobie bardzo dobrze :) Brawo
ogólne wrażenie:
a; 3,5
b; 1,5
Właściwie - pewnie nielogiczne wam się to wydaje, ale całościowo i tak na mnie zrobił lepsze wrażenie tekst A. Ze względu na las i opis ucieczki. Ze względu na całkiem bezsensowne morderstwo dzięki czemu mam o czym teraz myśleć i ten humorystyczny (przynajmniej dla mnie) koniec - podsumowanie notatką skreśloną ręką Cullena... ironia losu :)
ogółem:
a; 12,5
b; 12,5
no to pomogłam... ale dobra robota dziewczęta... :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Nie 13:26, 07 Lut 2010 |
|
Pomysł:
A: Pomysł jest na piątkę. Świetna akcja rodem z kryminału czy thrillera. Mrok, las, ucieczka – emocje. Zabójca, desperackie samobójstwo wyrażające bunt bohaterki, która woli zadać sobie cios, niż paść ofiarą. Odbiera oprawcy całą chorą przyjemność z mordowania. Niezłe. Gdyby nie było z zamkniętym zakończeniem. Gdyby nie było w pełni opowiedzianą historią – zachęcałabym autorkę do rozwinięcia miniaturki w opowiadanie, bo takich opowiadań niedostatek.
B: Nie gorzej niż w pierwszym tekście, a może nawet lepiej. Mimo że scenariusz oklepany i znany z wielu książek ( zakochany desperat, dowiedziawszy się o zdradzie, zabija rywala. W konsekwencji swego czynu idzie na odsiadkę, a potem mści się na zdradzającej go partnerce, by w końcu zakończyć również swoje życie), to podobny zarzut mogłabym mieć do pierwszej miniaturki, bo co też my możemy odkrywczego wymyślić. Jednak w świetle Twilight i sposobu ukazania jest to pomysł oryginalny i zasługuje na docenienie.
Oba ujęcia bardzo mi się podobały. Dam po równo.
A: 2,5
B: 2,5
Styl:
A: Nagromadzenie imiesłowów przysłówkowych wyprowadzało mnie z równowagi. W pewnym momencie miałam nawet ochotę je zliczyć, ale konieczność ponownego oglądu tekstu pod tym kątem od razu mnie zniechęcała do działania. Piszesz, autorko, ładnie, ale widać niedoskonałości obróbki pracy pod kątem stylistyki, estetyki zapisu. Proponuje zawsze przed publikacją tekstu bez bety przeczytać tekst na głos. Na pewno wyczułabyś te imiesłowowe zgrzyty, które strasznie oszpeciły tekst. Poza tym zaliczyłaś kilka drobnych wpadek, a oto przykłady.
Natychmiast wznosiłam ucieczkę
powinno być wznowiłam zapewne... i sądzę, że to niedopatrzenie akurat, a nie celowe zastowanie takiego wyrażenia. Niemniej jednak zgrzyta.
dostrzegłam budynek stojący po środku drzew. Nie zastanawiając się nad tym, ruszyłam w jego kierunku, wbiegając po schodach na werandę, a potem złapałam się kurczowo gałki i gwałtownie ją przekręciłam, otwierając drewniane drzwi.
Tu kuleje logika. Skoro bohaterka dostrzegło budynek i dopiero zaczeła biec w jego kierunku, to nie mogła od razu wbiegać na werandę. Chyba że jest super krótkowzroczna i dostrzegła ten budynek dopiero po dotknięciu nosem o drewnianą balustradę werandy.
Otworzyli usta i oblizali wargi, a z ich gardeł wydobyły się niskie warknięcia...
Nie ma niskich i wysokich warknięć. Zapewne chodziło o zaakcentowanie barwy głosu. Proponowałabym zmianę treściową i zastosowanie określenia: gardłowe warknięcia.
Podsumowując – źle nie było. Tekst po dziesiątym czytaniu i poprawkach bety byłby smakowity, a tak pod względem stylu jest wystarczająco dobry.
B: Są trzy rzeczy, których nie lubię w opowiadaniu: fraza: otworzyłam/-łem/-ła (itd) oczy, bo to takie sztampowe (sama zaczęłam tak opowiadanie i rozdział co najmniej raz) i określeń: wygięcie w łuk i kaskada włosów, ach jest jeszcze czwarte: rząd lub garnitur zębów. Po prostu, jak coś takiego widzę, to przechodzą mi po plecach nieprzyjemne dreszcze. U Ciebie znalazł się łuk – często stosowane określenie podczas zbliżeń fizycznych oznajmujące, że kobieta niebawem będzie szczytować lub jest niebywale podniecona. Wszytko okej, ale sądzę, że można inaczej opisać takie uniesienia. To jest taki sam banał jak określenie : chłonęła (uczucia/zainteresowanie) jak sucha gąbka. U Margit Sandemo w Sadze o Ludziach niemal w każdym tomie znajdziemy bohaterkę, która jest jak wspomniana gąbka. Opis sceny erotycznej czy intymnej ma pewne ograniczenia. Trudno być oryginalnym... Czekam z utęsknieniem na tekst z świetnym, subtelnym opisem bez określenia: wygięcie w łuk. Rozpisałam się – przepraszam. W zasadzie ta drobna uwaga do łuku to pikuś, bo miniaturka weszła mi szybko i nie miałam poczucia zniesmaczenia, jakie wystąpiło przy czytaniu pierwszego tekstu (nagromadzenie imiesłowów). Drobne pomyłki, tj zbyt bliskie sąsiedztwo czasowników pochodzących z tej samej rodziny: - Kogo, do cholery, tu przyniosło? – zapytałem, zsuwając z siebie nogę ukochanej i nieznacznie się od niej odsuwając. czy niefortunne sformułowanie: najlepszy przyjaciel z okresu bycia nastolatkiem (lepiej byłoby: z czasów licealnych; z czasów szkoły średniej, z nastoletniego okresu) albo zła odmiana: Otworzyłem boczną kieszonką zamiast kieszonkę i literówki nie zmienią faktu, że tekst jest bardziej dopracowany i przyjemniejszy w odbiorze w obliczu tych nieszczęsnych imiesłowów.
Byłabym jednak nie fair, dając sporą przewagę, dlatego tylko punkcik więcej.
A: 3
B: 4
Spełnienie warunków:
Nie mam się, do czego przyczepić.
A: 1,5
B: 1,5
Postacie:
A: Podobała mi się Bella dziennikarka pisząca do gazety, Jacob zatrudniony w roli statysty – operatora kamery i Edward – który pod maską b. wyrozumiałego szefa, ukrywał swoje wampirze ego. Sam pomysł na postaci zasługuje na uznanie, ale brakowało mi porządnego przedstawienia głównej bohaterki, bo choć piszesz w pierwszej osobie, to ja tej Belli nie czuję, szczególnie w chwili popełniania samobójstwa. Choć był to ułamek sekundy, powinny nią targać emocje, bo przecież nie chciała umrzeć. Zrobiła to wbrew woli, bo wolała zginąć ze swojej ręki i odebrać satysfakcję oprawcom.
B: Postawiłaś na szczegółowe przedstawienie Edwarda i jego uczuć, emocji, jakie kłębiły się przez wszystkie lata. Pozostałe postaci są tylko tłem, są niewyraźne, ale ja to postrzegam akurat w przypadku tej miniaturki jako zaletę. Całkowicie kupiłam takiego Edwarda. Dziwię się, że sąd ocenił jego czyn jako morderstwo z premedytacją, bo przecież ewidentnie był to mord popełniony w amoku! Takie małe niedopatrzenie. Edward nie był seryjnym i nieczułym zabójcą – on, choć go to nie usprawiedliwia, zabił z miłości, z rozpaczy, z poczucia zdrady i oszukania przez dwie bliskie osoby. Nie zdziwiło mnie, że zaraz po zabiciu Belli (to już było morderstwo z premedytacją, bo w końcu sześć lat je planował) – popełnił samobójstwo. Po pierwsze musiałaś umieścić ten element, by tekst spełnił warunek, po drugie – nic innego bohaterowi nie pozostało. Odsiadką zrujnował sobie życie i zawodową przyszłość, morderstwa natomiast odebrały mu tych, których kochał. Nie miał już dla kogo żyć i zapewne nie chciał wracać do więzienia.
Oba samobójstwa są świetnie wkomponowane i cieszę się, że nie są bezsensowne. Aż sama dziwię się, że to piszę, bo sam akt wzbudza we mnie tylko i wyłącznie negatywne uczucia.
Uwaga! To tylko fikcja! Nie szukajcie nigdy rozwiązania problemów w taki sposób!
Takim przypisem powinny być opatrzone te opowiadania i koniecznie z adnotacją [+18].
Jak mówiłam w obu tekstach postaci są przekonujące, ale wygrywa Edward z miniatury B.
A: 2
B: 3
Ogólne wrażenie:
Nie będę się powtarzać – obie naprawdę się spisałyście. Fabuła na medal. Błędy do poprawy i mamy dwa miodzio teksty, które znajdą się w moim lutowym rankingu miniatur! Brawo!
Mimo że Truskawkowe cięcie dorównuje drugiej mini, to argumentem na przewagę dla tegoż jest piękne wkomponowanie tytułu. Lubię, jak tytuł coś znaczy i można się doszukać nawiązań w tekście. Cięcie było, ale truskawkowe odnosi się zapewne do zapachu włosów Belli, a o tym, o ile dobrze pamiętam, w miniaturze nie było mowy. Wystarczyło włożyć w usta Edwarda lub Carlisle'a kwestie na ten temat i już bym była przekonana, a tak nie widzę sensu dla takiej nazwy.
A: 2
B: 3
Total:
A: 11
B: 14 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rudaa
Dobry wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 102 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame
|
Wysłany:
Pon 12:40, 08 Lut 2010 |
|
Głosowało 8 osób, co daje 200 punktów do podziału, a ten wygląda następująco:
Tekst A: 92 pkt.
Tekst B: 108 pkt.
Zwycięzcą zostaje marcia993!
Gratuluję! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|