|
Autor |
Wiadomość |
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Sob 10:41, 05 Cze 2010 |
|
Pojedynkują się: Cornelie i Suhak
Forma: miniaturka
Długość: od 2 do 5 stron w Wordzie
Tytuł: dowolny
Chcemy: wspomnień, bliżej nieokreślonego czasu, dowolnie wybranego wampira, miłość i strach, fizyczny ból, tragiczna śmierć, jakąś fantastyczną postać kobiecą ( ducha, nimfę, co tam chceta )
Nie chcemy: sfory, parodii, Volturi
Termin: dwa tygodnie od zaklepania
Beta: bez, 3 czerwca
czas: 2 tygodnie, 14.05
beta: oczywiście, że nie
UWAGA! Zgodnie ze zmianami w regulaminie, nie można przyznawać remisów w podsumowaniu oceny. Takie oceny nie będą brane pod uwagę w liczeniu punktów.
Koniec oceniania: 19.06
Oceniamy według schematu:
Pomysł: 5 pkt.
Styl: 7 pkt.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
Postacie: 5 pkt.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Punkty przyznawane w innej punktacji nie będą liczone.
Jeśli nigdy nie oceniałaś/ -eś, zapoznaj się z zasadami. ← klik!
TEKST A:
Dostatkiem wody mnie chroń
Gdybym miał szansę odnaleźć siebie ponownie, znowu poczuć oddech powietrza na ciepłej skórze, wchłonąć słońce, nacieszyć oczy pięknem, móc usłyszeć bicie własnego serca, kiedy ogarnia cię ekscytacja – zawahałbym się. Zawahałbym się wiedząc, że to nie będzie prawdziwe życie, nie będzie należało do mnie, a do kogoś całkiem innego. Zawahałbym się wiedząc, że jej nie spotkam, nie w tym ciele, które jest tylko naczyniem. Nie miałbym duszy. Nie miałbym serca. Nie miałbym tego, co mam teraz.
A właśnie w tym momencie wpatruję się w jej lazurowe oczy. Jest piękna. Emanuje jakąś nadnaturalną jasnością. Nie mogę tego zrozumieć, ale nie potrafię oderwać od niej wzroku. Nie mogę oddychać.
Gdybym miał szansę na powrót stać się człowiekiem – zawahałbym się.
Słońce przebijało się przez wysokie konary drzew i rzucało promienie na spragnioną światła ziemię. Kwiaty wyciągały swoje pąki w stronę życiodajnej jasności, prężyły się, jakby chciały dosięgnąć nieba. Wiatr delikatnie muskał naprężone liście, wprawiając je w powolny taniec. Kołysały się w rytm powietrza, układając z siebie idealną mozaikę natury.
Siedział skryty w cieniu drzewa, opierając się o korę. Nie czuł ani ciepła, ani zimna. Nie czuł wiatru na skórze.
Trzymał w dłoniach małe źdźbło trawy i muskał je, wpatrując się w horyzont. Próbował uciec i zapomnieć o wydarzeniach, które niedawno miały miejsce. Próbował uporządkować swoje życie, ale nie wiedział, jak to zrobić. Nie powinien nic czuć. Nie powinien tak cierpieć. Nie wiedział dlaczego nie mógł wyłączyć wszystkiego.
Westchnął głośno, po czym wyrzucił źdźbło trawy i wyciągnął dłoń z cienia. Spoglądał na pojawiające się na bladej skórze diamenciki, które błyszczały w świetle słońca. Widział, jak lśnią różnymi odcieniami. Szybko schował rękę i warknął pod nosem, tłukąc głową o twardą korę.
Przed oczami nadal miał jej twarz. Usta, na których widniał blady uśmiech i oczy pełne cierpienia. Wciąż widział jej krew, która spływała pomiędzy jego drżące palce. Nie mógł wymazać jej z pamięci. Nie mógł zapomnieć, dobijając się każdego dnia tym wspomnieniem.
Oddałby wszystko, by mogła znowu żyć, siedzieć koło niego. Pragnął, by złapała go za dłoń i powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Pragnął czegoś, czego nie będzie mógł posiadać.
Schował głowę w koszyku utworzonym z rąk i zamknął oczy. Próbował ze wszystkich sił trzymać swój instynkt na wodzy wiedząc, że teraz, gdy jej nie ma, będzie mu trudniej zachować zdrowy rozsądek.
Tłukł się z własnymi myślami, szarpał z wyrwanym z klatki piersiowej sercem, szukał duszy, która na zawsze się zgubiła. I marzył o niej. Teraz. Tutaj. Marzył, że wszystko okaże się jedynie złym snem, majakiem, a ona za chwilę przyjdzie, szczebiocząc wesoło. Marzył o tym, choć wiedział, że marzenia nie istnieją.
Do jego nozdrzy doszedł słodki zapach, całkowicie inny od woni ludzkiej krwi. Nie mógł się oprzeć – jakby go przyzywała, wołała do skosztowania. W końcu podniósł głowę. Zauważył jak z jeziora tuż przed nim wyłania się kobieta. Długie włosy całkowicie przemoczone przykleiły się do nagich pleców. Miała na sobie jedynie stanik i majtki.
Przetarł oczy, nie wierząc w to, co widzi.
Kobieta zmierzała w jego kierunku powoli, uśmiechając się przy tym promiennie. Nie wyczuwał od niej strachu.
Gdy stanęła przed nim, zauważył, że jest blada, a jej skórę pokrywają delikatne srebrne nitki.
- Kim jesteś? – wyszeptał, wpatrując się w jej lazurowe oczy.
- Wodą. Oceanem spokoju. Szumem i falą.
Jej głos był ciepły.
Gdybym mógł powrócić na ziemię raz jeszcze, spróbować ułożyć sobie życie od nowa – zawahałbym się. Bo czym jest życie jak nie pasmem wzlotów i upadków? Gdzie te drugie przeważają szalę. Gdybym mógł raz jeszcze stanąć na wilgotnym podłożu lub popływać w wodzie – zawahałbym się. Teraz wiem dlaczego.
- Jesteś smutny – zauważyła, siadając obok niego.
Wyczuwał jej krew, słodkie tętno życiodajnej cieczy. Wiedział, że mógł ją mieć teraz, tutaj. Ale nie pragnął tego. Nie mógł pojąć, jak to jest możliwe, ale nie czuł pragnienia. Nie chciał wpić się w jej szyję, by chłonąć ciepło. Nie potrzebował tego. Nie teraz.
- Smutek … Tak, przygnębienie i żal też.
Spojrzała na niego, a w jej oczach odbijał się błękit jeziora.
- Kim jesteś? – spytał raz jeszcze.
Nie wierzył w stworzenia. Nie wierzył w nic innego, poza nią. Ale jej już nie było. Nie pozostało mu nic innego, jak egzystować, próbować żyć i mieć nadzieję, że któregoś dnia ponownie się spotkają.
- Jestem twoją nadzieją.
Mijaliśmy się. Co chwila. Mijaliśmy się. Ty przychodziłaś, ja uciekałem. Ty zostawałaś, ja odchodziłem. Ale byliśmy tutaj. W tym miejscu. Razem. Wierząc i trzymając się tej wiary kurczowo. Wiedzieliśmy, że jutro nadejdzie następny dzień. Kolejny powód do życia.
Dwa lata później
- Dlaczego zginęła? – spytała cicho, opierając głowę o jego ramię. Nie chciała, by się spieszył. Nie chciała, by czuł się przymuszony do wyznania, którego może nie chciał wyjawić. Pragnęła jedynie, aby był szczęśliwy.
Westchnął głośno i wplótł palce w jej mokre włosy.
- Zabili ją. Nie mogłem nic zrobić. Po prostu… ją zabili. A ja byłem bezsilny. Widziałem jedynie jej krew, jej smutek i ból. I nie mogłem nic zrobić… - wyszeptał.
Mimo że minęło trochę czasu, wspomnienie bladej twarzy wampirzycy prześladowało go do tej pory. Miał wrażenie, że mógł zrobić coś więcej, że w jakiś magiczny sposób było wyjście, by ją uratować.
- Nie mogłeś nic zrobić… Nie możesz siebie winić, Jazz.
Uśmiechnął się lekko, po czym pocałował ją delikatnie w czoło. Była zimna, tak jak on.
- Dlaczego tutaj jesteś?
Uniosła głowę, by móc na niego spojrzeć. Spuściła na chwilę wzrok, by po chwili unieść go z powrotem. Zauważył w nich wzburzone fale, lodowate kry i żal.
- Dla ciebie, Jazz. Jestem tu dla ciebie.
Wiesz, że życie płynie dalej, prawda? Że wszystko przemija. Ma swój początek i koniec. Ma dobre i złe chwile. A życie dalej płynie, niewzruszone. Jak rzeka, jak jezioro. Płynie w naszych żyłach. I ja płynąłem wraz z nią.
Czekał w tym samym miejscu, co zawsze. Wpatrywał się w jezioro wiedząc, że za chwilę wypłynie. Znajdzie się tutaj, usiądzie tuż obok i wtedy jego ból minie. Tak, jak mijał zawsze, gdy się pojawiała.
Nie dawno zdał sobie sprawę, że go ocaliła. Przed życiem w żalu i rozgoryczeniu – uratowała go od wiecznej żałoby po Alice. A on nigdy jej za to nie podziękował.
Stała się dla niego czymś więcej niż nadzieją. Stała się dla niego wschodzącym porankiem. Ciepłym wiatrem. I czekał na nią z upragnieniem. Uśmiechnął się pod nosem. Spotkania z nią stały się rytuałem. Czymś, co wyczekiwał z utęsknieniem.
Wpatrywał się w jezioro od kilku godzin, a ona nadal się nie pojawiała. Gdy chciał odejść, usłyszał ciche chrząknięcie.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz – powiedział z lekkim wyrzutem.
- Jazz… - zaczęła cicho.
Słońce już zaszło. Przywołała go do siebie, uśmiechając się przy tym lekko. Stała tuż przy brzegu, stopami nadal znajdując się w wodzie.
Wyglądała inaczej. Była bledsza niż zazwyczaj, a oczy stały się ciemniejsze.
- Co się stało?
Pokiwała przecząco głową.
- Co się stanie, Jazz.
Spojrzał na nią, nie rozumiejąc ani jednego słowa. Uniósł lekko brwi, gdy wskazała mu wodę.
- Nachyl się – poleciła łagodnie.
Przez chwilę stał jak wmurowany, zastanawiając się, czy to, co mówi, jest prawdziwe. Kiedy zauważył, że jest poważna, zrobił to, o co go poprosiła.
- Widzę tylko swoją twarz. Normalne.
- Nie, Jazz – powiedziała cicho. – Nie jestem człowiekiem. Jestem nimfą wodną. A woda jest początkiem i końcem.
- Nimfą?
- Nimfą. Twój początek… Musisz mieć nowy początek.
Wstał i stanął tuż przed nią, obserwując jej twarz. Pokiwał przecząco głową i pocałował ją delikatnie w czoło.
- Nie mogę. To jest niemożliwe.
Uśmiechnęła się blado i wskoczyła do wody. Gdy znalazła się w połowie jeziora, zawołała go. Jasper przez krótką chwilę miał wątpliwości, ale szybko się rozwiały, gdy poczuł ciepłą ciecz wokół stóp. Ze śmiechem podpłynął dziewczyny, otulony puchową kołdrą z wody.
- Zamknij oczy – poleciła, po czym złapała jego dłonie w swoje.
Trzymała go tak przez dłuższą chwilę, mamrocząc coś pod nosem. Wymawiała słowa, których nie rozumiał, ale nie chciał jej przerywać.
W końcu złożyła na jego ustach delikatny pocałunek.
- Wybacz mi, Jazz… Kocham cię – wyszeptała cicho.
Poczuł, jak woda wokół niego zaczyna bulgotać, wchłaniać go w głąb siebie. Czuł ból. Jakby każda komórka jego ciała wypalała się powoli. Zniknęła mu z przed oczu. Nie widział nic. Słyszał jedynie własne krzyki cierpienia. Próbował oddychać, ale nie mógł, gdyż płuca wypełnione były wodą.
Krzyczał, zwijając się w kłębek, gdy ciepło stało się nie znośne. Cierpiał. A nie powinien.
Pragnąłem ciebie. Najbardziej na ziemi. Tylko ciebie. Byłaś dla mnie czymś więcej niż miłością. Czymś więcej niż duszą. Byłaś. Odebrano mi ciebie. Wyrwano z rąk i poprowadzono na śmierć. Nadal byłaś. Ale już nie jesteś.
Tonął w pustce. Wołał jej imię, ale widział jedynie błękit jeziora, które coraz mocniej wchłaniało go w siebie. Czuł, jak ciało poddaje się, przestając szamotać kończynami. Zapadał się w głębie. Otwierał oczy i szukał jej.
Nie miał już sił, by walczyć. Dał się ponieść temu, co nieuniknione. Wyszeptał jedyne kocham cię. I zamknął oczy, gdy poczuł na dłoni jej dotyk. Uśmiechnął się lekko.
Jej włosy otuliły twarz mężczyzny, a usta spoczęły na jego ustach w ostatnim tańcu. Tańcu nadziei.
TEKST B:
Panowała cisza. Bezwzględna cisza. Nie świszczał wiatr, nie śpiewały ptaki, nikt nie rozmawiał, nie szeptał, nie uderzał z cichym tupnięciem o ziemię podczas biegu, nie gwizdał, nie szczekał żaden pies, nie szeleściły liście zamiatane przez starszego pana w zielonym uniformie, nie skwierczały smażone na patelni jajka, z telewizorów nie dobiegał głos Davida Lettermana ani śmiech publiczności, w żadnych słuchawkach nie dudniła muzyka, nikt nie pucował podłogi, wydając ciche stęknięcia, nauczyciel nie skrobał kredą po tablicy. Nie słychać było nawet jednego, przerywanego oddechu lub chociaż uderzenia serca. To milczenie już nie było nawet niepokojące, a po prostu upiorne.
I żadnego ruchu. Nie drgnął listek, nie opadała i podnosiła się pierś, żadne usta nie błądziły po ciele kochanka, żadna psia łapa nie ruszała się podczas snu, nikt nie opróżniał talerza z zupą, woda nie bulgotała w elektrycznym czajniku, niczyje palce nie stukały w klawiaturę komputera, biznesmen nie kartkował w gorączce gazety, starsza pani nie podnosiła żaluzji, by obserwować sąsiadów, nikt nie biegł za autobusem, żadne rodzeństwo nie biło się o pilot od telewizora. Życie na tym kawałku ziemi ustało.
Jedyne, co dało się w jakikolwiek sposób wyłapać zmysłami, to zapach. Smród spalonych włosów i paznokci, rozkładających się trupów, zgniłego mięsa. W powietrzu unosił się łaskoczący w nos kurz. I coś jeszcze. Wyczuć dało się woń czegoś kwaśnego, szczypiącego, ostrego. Nie jak przyprawy, bardziej jak silnie żrący środek chemiczny. I mimo iż nie dało się go wyczuć od razu, z czasem górował nad pozostałym odorem śmierci oraz umierania i nie sposób było się uwolnić od gorzkiego posmaku na języku.
Na szarej, wysuszonej ziemi leżały rozczłonkowane ciała pięknych ludzi. Zakurzone palce, dłonie, nogi, głowy, drobne kosteczki nadawały całemu miejscu jeszcze bardziej przerażający wygląd. Ci, którym udało się pozostać prawie w całości, członki mieli ułożone pod dziwnym kątem. Nad martwymi unosił się obłoczek kurzu lub popiołu. Na wpół przeżartych twarzach widniała wściekłość, ból, zrezygnowanie lub strach. Na jednej nawet szaleńcze rozbawienie. Tęczówki tych osób były za to białe, spojrzenie zupełnie martwe i bez wyrazu. Wyglądali jak ślepcy. Tylko jedne oczy były zamknięte, a twarz wyrażała spokój, jakby ta osoba spała. Był to młody, przystojny mężczyzna o kilku paskudnych plamach na ciele. Poza tym jego skóra była idealnie biała, a włosy kasztanowe.
Nagle gałki oczne poruszyły się pod powiekami, palce prawej ręki zadrżały. Sine usta rozchyliły się, a mężczyzna nabrał gwałtownie powietrza w płuca, krztusząc się pyłem i kurzem. Wytrzeszczał szeroko oczy, błyskając prawie czarnymi tęczówkami i wypluwając zaległą w gardle mieszaninę jadu i popiołu. Zerwał się do pozycji siedzącej i przetarł oczy, dysząc chrapliwie i nierówno. Po kilku sekundach jego oddech uspokoił się, a młodzieniec rozejrzał się wokoło. Zmarszczył nos na obrzydliwy odór rozkładających się zwłok i silnych chemikaliów. Patrzył po trupach wokół siebie, marszcząc coraz bardziej brwi, a spokój na jego twarzy ulatniał się. Powoli wstał, otrzepał postrzępione ubranie i spojrzał przed siebie.
Naliczył z miejsca około sto pięćdziesiąt trupów. Przez parę długich chwil po prostu stał jak wryty, spoglądając w dal, a na jego twarzy nie widać było żadnych emocji. Chwilę potem zrobił krok do przodu i ruszył stopą głowę pięknego mężczyzny leżącego na wprost. Oglądał go dokładnie z każdej strony. Miał przeżarty chemikaliami policzek i zdecydowaną większość powierzchni skóry. Edward westchnął głęboko, a w jego oczach pojawiło się przerażenie i ból. Odchrząknął i wyszeptał drżącym głosem, odwróciwszy się i zrobiwszy kilka kroków między trupami:
– Carlisle?
Jego szept wibrował w powietrzu. Młodzieniec przyspieszył kroku, rozpaczliwie rozglądając się wokoło. Nigdzie jednak nie widział swojego ukochanego ojca, jedynie jakieś nieznane twarze bezimiennych ludzi. Zaczął biec, co chwilę obracając się, co chwilę nabierając nadziei, bo zauważył kogoś podobnego, ale to nie on, to znów nie on…
– Bella? Bella, kochanie? – powiedział to już nieco głośniej. – Bella! Bells!!!
Nachylał się nad ciałem każdej kobiety, którą napotkał, ale nigdzie nie było jego żony. Nagle ujrzał coś znajomego: czarne, nastroszone włosy swojej siostry. Podbiegł i nachylił się nad jej zwłokami i ujął drobną twarzyczkę w dłonie.
– Alice! Alice! – szeptał jak w amoku. – Alice, słyszysz mnie? Słyszysz mnie? Alice…
Ale wciąż wlepiała w niego ślepe, martwe spojrzenie, nie poruszywszy się nawet o milimetr. Pochylił głowę i zetknął się z nią czołem, szlochając sucho. Wodził palcami po twardej skórze. Była prawie nienaruszona. Tak jak obiecywał Carlisle. Ciało zachowane niemalże idealnie. Jedynie popalone w paru miejscach włosy… I to martwe spojrzenie.
Wziął ciało na ręce i postanowił wyciągnąć je poza pobojowisko. Szedł slalomem między trupami, patrząc pod nogi i wypatrując znajomych sylwetek, włosów, oczu. Nie zauważył niczego. Położył Alice na ziemi, z dala od resztek ludzkich ciał i uklęknął. Żałował, że wampiry nie potrafią płakać, być może wtedy mógłby wypłakać cały swój ból. Kołysząc się do przodu i do tyłu, przypomniał sobie jej piskliwy głosik, ciepły śmiech. Gładził dziewczynę po policzku.
Przewidziała to. Dlatego tak rozpaczliwie ukrywała przed nim myśli. Wiedziała, że ich plan nie wypali i wszyscy poginą. Ale nie chciała, by się poddał, dlatego… Dlatego tak rozpaczliwie chroniła go przed prawdą. Ale dlaczego tylko jemu się udało przeżyć? Przecież wszyscy byli tak samo przygotowani. Wszyscy wiedzieli, co ich czeka.
Podniósł się i zadecydował, by poszukiwać dalej.
Wszystko zaczęło się dawno temu. I tak szybko wymknęło się spod kontroli… Z początku wydawało im się, że sobie poradzą. Ludzie są tacy bezbronni. Zlekceważyli przeciwnika, ponieważ założyli wygraną z góry. Byli znacznie szybsi, silniejsi, mieli nadprzyrodzone zdolności, mądrość, doświadczenie. Tak wielka – olbrzymia wręcz przewaga. Nie było szans dla biednego, małego człowieczka. Mylili się. Ludzie mieli coś, o czym doświadczone wampiry mogły tylko pomarzyć: brak poszanowania do wszystkiego połączony z absolutnym brakiem szacunku dla własnego gatunku. Nie cofnęli się przed niczym. Wywołali bezsensowną wojnę, która nigdy nie powinna dojść do skutku. I ludzie, i wampiry mogły egzystować na jednym świecie przez jeszcze długi czas. Ale oni uznali to za zbędne. Żądni mordu, rozpaczliwie próbując połechtać swoje ego, wywołali piekło na ziemi.
I wygrali.
A miało być inaczej. Carlisle mówił, że nie muszą mordować ich wszystkich. Z jego beznadziejną wiarą w ludzi twierdził, że uda się dojść do porozumienia. Że nie będą chcieli niepotrzebnego przelewu krwi. Mylił się. Każdy gest uznali za podejrzany. Zupełnie jakby byli ślepcami.
Nagle zatrzymał się i spojrzał pod nogi. Na ziemi z porozrzucanymi wokół rękami i nogami leżała Rosalie. Była martwa, tak samo jak wszyscy wokół, tak samo jak Alice – nie mniej i nie bardziej. Uklęknął nad nią i odgarnął blond włosy z twarzy, na której zastygło przerażenie. Puste spojrzenie skierowała gdzieś w niebo. Głaskał siostrę po twarzy.
– Przynajmniej do niego wróciłaś – wyszeptał ochrypniętym głosem.
Pomyślał o Emmecie. Może gdyby on dożył wojny… Może wtedy mieli by więcej zapału, by walczyć z przeciwnikiem. Może wtedy by się udało. A teraz… Teraz wszystko stracone. Wziął Rosie na ręce i położył ją obok drobniejszego ciałka Alice, po czym znów wrócił na pobojowisko, by szukać reszty bliskich.
To nie musiało się tak skończyć. Oni byli niezniszczalni, tak im się przynajmniej z początku wydawało (w późniejszych czasach ludzie z łatwością obalili tę tezę tymi swoimi wszystkimi chemikaliami), gdyby tylko trochę więcej pokory, a mniej pewności siebie było w ich martwych sercach. Ale jakby to się skończyło? Zgładzeniem całej ludzkości? Ile można zabijać? Kim by się żywili? Zaśmiał się gorzko. Co za ironia. Nie mogli zabić swoich wrogów, bo są im rozpaczliwie potrzebni do normalnej egzystencji. Mieli więc do wyboru albo przetrwać i nie mieć jak żyć, albo przegrać i nie żyć już więcej. Żadnego „pośrodku”. Ludzie nie chcieli „pośrodku”.
Ujrzał Jaspera. Leżał zesztywniały na brzuchu parę metrów od niego. Jego oczy były tak samo puste jak te należące do Alice. Edward westchnął głęboko i przeniósł ciało brata w to miejsce, gdzie znajdowała się jego żona i siostra. Starał się oczyścić swój umysł z myśli. Cierpienie w jego sercu narastało wystarczająco szybko.
I tak długo wytrzymali. Byli olbrzymim rodem jak na wampirów i aż dziw, że ludzie nie zgładzili ich na samym początku, jak tylko dowiedzieli się o ich istnieniu. Ale na pierwszy ogień poszła władza. Szybko ich zniszczyli. Volturi byli zbyt niezgrani. Każdy z nich myślał tylko o sobie. Pewnie dlatego tak gładko im poszło. I dlatego tak ciężko było zniszczyć Cullenów. Oni się kochali i to ich utrzymało przy życiu aż do samego końca.
Uklęknął nad drobnym ciałkiem Esme. Miała piękne włosy – tak zawsze uważał. Były piękne nawet w tamtej chwili, zakurzone i podniszczone. Westchnął głęboko, opanowując drżenie. Stracił drugą matkę. Wydawało mu się, że jego ból nie jest już tylko zwykłym, duchowym cierpieniem. Miejsce w okolicach serca zaczynało palić, jakby wszystko wewnątrz płonęło.
Zebrali się wszyscy na obradach. Sprawa była bardzo poważna, bardziej niż wszystkie inne, które kiedykolwiek zaprzątały im głowy. Oni, Cullenowie, Amazonki, klan z Egiptu, Rumunii, Irlandii, Denali, Nomadowie z Ameryki i Europy oraz wiele innych, pojedynczych wampirów stawiło się na spotkaniu w Meksyku, by odsunąć wszystkie waśnie na bok i zacząć walczyć o swoją przyszłość. Nie mieli wyboru. Wobec bezwzględnego człowieczeństwa ich zwierzęce instynkty były niczym. To ich poniekąd pocieszało. Pozwalało im myśleć, że są lepsi, niż są.
W słabym słońcu zabłyszczał mu znajomy pierścionek. Poznał go od razu. Wiedział, że gdyby jego serce biło, w tamtym momencie by zwyczajnie stanęło. Powolnym krokiem podszedł do ciała swojej żony. Tak samo martwa jak pozostali. Los jest bezlitosny.
Przypomniał sobie moment, w którym się poznali. Te wszystkie lata. Gorsze lub lepsze chwile. Jej głos, jej zapach, jej charakter. To wszystko tak bardzo kochał. Nie potrafił powstrzymać szlochu. Skulił się, kładąc głowę na jej zesztywniałej piersi. Przez głowę przebiegła mu egoistyczna myśl, że to ona powinna przeżyć, to ona powinna nad nim płakać. On wycierpiał już zdecydowanie za wiele. Poczuł obrzydzenie do samego siebie. Nie zasłużyła przecież na samotność.
Po paru minutach opanował drżenie i przeniósł ciało ukochanej obok pozostałych. Nie miał siły, by więcej wspominać. Od chemikaliów bolała go przeżarta od środka krtań. Od płaczu – serce.
Wciąż nurtowało go, dlaczego tylko on przetrwał bombę chemiczną. Wszyscy Cullenowie dostali taką samą dawkę leku. Nikt nikogo nie faworyzował. Nikt nikogo nie fawory…
Nagle zamarł. Przypomniał sobie pewne myśli Carlisle’a.
Prosiła mnie wtedy, bym uratował go za wszelką cenę. Za wszelką cenę. Nie mam wyboru.
Stał parę chwil, analizując jego słowa i dusząc w sobie cierpienie, które rozlewało się po całym organizmie wampira. Stracił wszystkich i został sam. Nie ma matki, by na jej piersi wypłakiwać oczy, nie ma ukochanej, w którą mógłby się wtulić i zapomnieć o problemach, przyjaciela, by go uścisnąć i usłyszeć, że jakoś to będzie. Jest sam. Sam na tym bezlitosnym świecie.
Jego córka leżała kilka metrów dalej. Sunął stopami po ziemi, utraciwszy prawie wszystkie siły. Przytulił maleńkie, wiotkie ciałko do siebie i zaszlochał. W głowie miał pustkę. Słyszał tylko jej cichutki śmiech, gdy była jeszcze małym brzdącem. Tylko tyle. Może teraz też się radowała. Może była w lepszym miejscu. Na pewno.
Na końcu znalazł Carlisle’a. Dostojny, mądry, rozważny i godny szacunku mężczyzna był tak samo martwy jak inni. Śmierć nie oszczędza wielkich ludzi. A Carlisle z pewnością do takich należał. Szlochając cicho, wziął go na ręce i ujrzał kawałek papieru, który jego ojciec ściskał w dłoni. Gdy tylko zaniósł go i położył obok żony, rozłożył kartkę i szybko przeczytał. Było tam tylko jedno zdanie.
Dotrzymałem obietnicy.
Nagle cały smutek zniknął. Czuł się spokojny. Wiedział, że i na niego przyjdzie czas. Jest winny Carlisle’owi znacznie więcej niż pamięć, ale w tamtej chwili nie był w stanie podarować mu nic innego. Złożył świstek na pół i schował do kieszeni, po czym wstał i cofnął się parę kroków do tyłu, wodząc z jednego ciała na drugie. Patrząc na wszystko, co kochał, a czego już nie ma. Wykrzywione z bólu, przerażenia lub złości twarze przyprawiały go o dreszcze, ale już nie cierpiał.
Zastanawiało go, czy modlitwa w ustach wampira byłaby profanacją. Carlisle twierdził, że nie. Carlisle się modlił. Codziennie. To było piękne. Ale on mógł. On był dobry. On zasługiwał na wszystko, co najlepsze, na nawet na modlitwę. Pełen dziwnej melancholii podszedł do ciała swojego stwórcy i jednym ruchem zamknął jego powieki, szepcząc.
Kiedy ostatnie oczy były zamknięte, podniósł głowę i ujrzał schorowaną twarz swojej prawdziwej matki. Uśmiechała się. Odwzajemnił uśmiech. Kiedyś znów się zobaczymy, pomyślał.
Może już nawet niedługo, dodał, widząc dużą grupę ludzi w maskach gazowych zmierzających w stronę pobojowiska. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 16:17, 20 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
zgredek
Dobry wampir
Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 51 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa
|
Wysłany:
Pon 20:05, 07 Cze 2010 |
|
Pomysł: 5 pkt.
Temat dawał pole do popisu, aczkolwiek nie potrafię się zdecydować na to, który tekst bardziej mnie zaskoczył i bardziej mi się spodobał. Przy A miałam wrażenie, że gdzieś to już widziałam, jednakowoż zakończenie było dość ciekawe, B z kolei wykorzystało motyw zagłady (na samą myśl aż świecą mi się oczy) i trąciło SF, czego się zupełnie nie spodziewałam. Nie mogąc jednak wybrać z jednego z tych dwóch, ładuję po równo.
A: 2,5
B: 2,5
Styl: 7 pkt.
A: Mhm... Jakby to opisać... opisy mnie nie zachwyciły. W niektórych momentach miałam wrażenie nieplanowanej komiczności, jak np. gdy nimfa pojawia się w majtkach; to opowiadanie do przeczytania przed 22:00 jak rozumiem? Ludzie, no po co nimfom majciochy (tak, wiem że nimfa to nie to samo co nimfomanka jednakowoż psują one jej bajeczność)?
Nie wyczuwał od niej strachu. - być może to zdanie jest poprawne, nie wiem, odnoszę też wrażenie, że nie po raz pierwszy się z nim spotykam; jednak brzmi to tak okropnie, koślawo i w ogóle, że psuje odbiór tekstu.
Niedawno powinno być napisane razem... i jeszcze jakieś inne błędy mi przemknęły przed oczami. Niby jest swobodnie i ładnie, oprócz tych błędów czasami, jednak za dużo tu przesady w opisie cierpienia Jaspera.
B: Początek tekstu B przypomniał mi film, który niedawno oglądałam/zaczęłam oglądać/nie skończyłam, tytuł... jak to leciało... aaa, "Silent Hill", czy coś w tym stylu. Mimo to całkiem fajnie to wyszło, aż do opisu ludzi leżących na ziemi, gdzie co chwilę powtarzały się podobne słowa.
brak poszanowania do wszystkiego połączony z absolutnym brakiem szacunku dla własnego gatunku - po co zaraz to połączony; skoro brak poszanowania do wszystkiego, to do wszystkiego
Była martwa, tak samo jak wszyscy wokół, tak samo jak Alice – nie mniej i nie bardziej. - no tak, jak wiadomo, można być bardziej lub mniej martwym kogoś chyba trochę poniosło... dobra, już kończę się pastwić nad szczegółami, bo nigdy nie dotrę do końca tego tekstu. Styl wydał mi się mniej infantylny niż tekstu A, gdyby posiedzieć nad tym tekstem trochę dłużej, wyszłoby to lepiej.
Postanowiłam dodać tutaj swoją osobną kategorię, to znaczy wyodrębnić ją z tych 7 punktów przeznaczonych na styl i dać 1 z nich temu tekstowi, którego ostatnie zdanie podobało mi się bardziej (no bo powiedzcie, że ostatnie zdanie nie jest ważne, haha).
A:Jej włosy otuliły twarz mężczyzny, a usta spoczęły na jego ustach w ostatnim tańcu. Tańcu nadziei. (zdaję sobie sprawę, że to dwa zdania, ale inaczej się nie dało).
B:Może już nawet niedługo, dodał, widząc dużą grupę ludzi w maskach gazowych zmierzających w stronę pobojowiska.
Ponieważ motyw tańca nie został tutaj wykorzystany w jakiś odświeżający sposób, wybieram tekst B i maski gazowe. Bo są odświeżające xD
A: 2,5
B: 4,5
Spełnienie warunków: 3 pkt.
Postanowiłam, że będę przyznawać po 1 punkcie każdemu tekstowi, który spełnił wszystkie warunki, a ostatni punkt dzielić w zależności od tego, kto wypełnił je lepiej. No więc w tekście B nie zauważyłam fantastycznej postaci kobiecej... Przeglądam ten tekst i dalej jej nie widzę, a dodatkowo zauważam, że wspomniano tu Volturi więc 2 punkty za "spełnienie warunków" dostaje A. Mimo to praca B lepiej realizuje resztę założeń (fizyczny ból, tragiczna śmierć) i dlatego dostaje punkt za lepsze spełnienie warunków (ja wiem, że to pomotane).
A: 2
B: 1
Postacie: 5 pkt.
Jasper z tekstu A jest beznadziejnie zakochanym mężczyzną, który stracił ukochaną, sialalala. Głębokie to, ach jak głębokie założenie. Nie założenie jest jednak ważne, a jego wykonanie, bo wierzę, że każdą postać można opisać tak, by czytelnicy ją pokochali/znienawidzili, w zależności od zamierzeń twórcy. Ból tego Jaspera wydał mi się jednak przebolesny, a postawa przesadzona. Co do postaci nimfy - dobra i wrażliwa, czyli nijaka. Generalnie brakuje mi w tekstach charakterów, które nie są tylko "dobre" albo tylko "złe"; nie wiem, czy twórcy boją się takich, ludzkich w gruncie rzeczy, postaci i reakcji czytelników na nie, czy też po prostu nie potrafią ich opisać? Gdyby tu wykręcić numer w stylu, że to Jazz zabił tę swoją loverę, zaraz bym zapamiętała tę historię po wsze czasy; tak to za godzinę ucieknie mi z głowy. W B nie jest lepiej, Edward rozpacza po śmierci tych wszystkich osób i jakoś jego osobowość gubi się w tym wszystkim. Mimo to doceniam, że obie autorki próbowały coś o tych charakterach przemycić, więc w tej kategorii także po równo.
A: 2,5
B: 2,5
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
No mimo tego, że tekst B "trochę" nie spełnił założeń pojedynku, jestem osobą, którą przyciąga SF (może w bardziej "kosmicznym" stadium) jednak to właśnie podoba mi się w pracy B. Praca A jest również bardzo ładna, jednak pojedynek swoje prawa ma i muszę wskazać jakiegoś zwycięzcę, więc dla mnie to tekst B.
A: 2
B: 3
Summa summarum:
A: 11,5
B: 13,5
Powodzenia i większej ilości ocen życzę! :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rudaa
Dobry wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 102 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame
|
Wysłany:
Wto 7:50, 08 Cze 2010 |
|
POMYSŁ
W sumie zawiodły mnie te teksty. Patrząc na autorki, spodziewałam się czegoś lepszego. Żaden z pomysłów do mnie nie przemówił i żaden nie jest w stanie mnie poruszyć. Z jednej strony mam nieszczęśliwą miłość z nimfą wodną… No fajnie, nimfa… ale sama idea to jedna wielka sztampa. To już było tysiące razy i bez nagłego olśnienia nie wniesie się nic więcej do tematu. Do tego mamy Jaspera, który stracił Alice, ale właściwie nie wiemy dlaczego. Całość jest enigmatyczna, ale zamiast sprawiać wrażenie tajemniczości, mnie osobiście przyprawia o szewską pasję i skrajnie – senność. Jedyna rzecz, która naprawdę w pełni mnie zaczarowała, to fragmenty pisane kursywą. Te zawahania nadają klimat tekstowi.
W B natomiast została przedstawiona wizja wampirzej apokalipsy. Tylko… kurde, może ja jestem jakaś tępa… gdzie jest ta kobieca postać fantastyczna? Coś mi umknęło? Może powinnam przeczytać jeszcze raz? Nie… chyba nie dam rady. Ogólnie sam pomysł jest zdecydowanie wyrazistszy, ale dalej powiewa nudą. Ten Edward sobie tak chodzi w tę i z powrotem, trochę smęci, prawie wspomina, popłacze… No okej, smutno mu, rodzinę stracił, życie stracił, wszystko stracił… Tylko ja od pierwszego zdania czekam, aż jego zabiją, bo tak przynudza, że aż mnie ściska. Widziałam to już. Dużo razy. Więcej razy. Nieskończenie więcej, nawet…
A/B: 2/3
STYL
No dziewczyny, to sobie pofolgowałyście. Przecinki w tekście A szaleją na wszystkie możliwe sposoby. Momentami aż musiałam się zatrzymać, bo w ogóle nie mogłam się skupić. Dodatkowo wspominałam już o tym, że naprawdę irytują mnie te ciągłe przeskoki, przebłyski. Niby została napisana historia – od początku do końca, ale mam wrażenie, że jestem karmiona parówkami, a zasłużyłam na suchą krakowską. Ten taniec nadziei na końcu zalatuje mi ostrym klimaciarstwem. I te urywane zdania… Ough. Ilość słodyczy w tym tekście jest nie do przyjęcia. Oni się tak okropnie kochają, słodzą, umierają osobno… Iście romantyczne, iście powtórzone. Czekałam tylko na dramatyczny ruch autodestrukcyjny Jaspera, coby się do końca wczuć w rolę Julii po śmierci Romea (pani polonistka z gimnazjum zawsze krzyczała, jak odmienialiśmy to imię, do tej pory nie wiem dlaczego). No… ale mimo wszystko kursywa punktuje.
W B natomiast mamy mój ulubiony motyw: cofnął się parę kroków do tyłu. Badwardzie, oddam nogę każdemu, kto nauczy mnie cofać się do przodu. Jednak trzeba przyznać, że całość czyta się zdecydowanie płynniej niż tekst A. Nie muszę się nad niczym zastanawiać, po prostu płynę. Mogę w pełni skupić się na Edwardowej beznadziei i nie zaprzątać sobie głowy stylem, który staje się jedynie dodatkiem do tekstu. Tu mamy treść, w A mamy formę. Formę, która w ogóle mi się nie podoba. Bo tak generalnie to byłabym za formą (uff, w końcu się przyznałam).
A/B: 2,5/4,5
SPEŁNIANIE WARUNKÓW
No kurczaczki, naprawdę mam problem. Pewnie zostanę kiedyś skopana za własną ślepotę, ale ja nie mam pojęcia, gdzie ta kobieta jest w B. Zgłupiałam kompletnie. Polemizowałabym dodatkowo z tym bólem fizycznym w obu tekstach. Załamali się psychicznie – prawda, ale do fizyczności to tu jeszcze przepaść jest. Chociaż w B Edward coś smęcił, że go gardło od chemikaliów piecze. Liczy się? No i w B ten nieokreślony czas coś mnie tak mierzi.
A/B: 2,5/0,5
POSTACIE
Tu mam ochotę dać w obu przypadkach po zero punktów. Dziewczyny, uwielbiam Was, ale co to ma być?! Z jednej strony bardzo nieszczęśliwa miłość. Oczywiście ona go uratowała od rozpaczy, bo gdzieś tam na trasie zgubił Alice. Oczywiście porzuca dla mnie całe swoje dotychczasowe życie. Oczywiście ma wątpliwości, ale ją kocha. Oczywiście on też go kocha. Oczywiście ona umiera. Oczywiście on rozpacza. Oczywiście teraz pocieszy go drzewo?
Z drugiej strony Edward-męczydusza (ja wolę męczydupa, no ale). Oczywiście wszyscy giną, tylko on zostaje. Oczywiście szuka zwłok najbliższych. Oczywiście je znajduje. Oczywiście musi nad każdym trochę posmęcić. Oczywiście okazuje się, że jest de czuzen łan i generalnie będzie konkurować w następnym odcinku w Harrym. (Carlisle wystąpi w roli Albusa, który poświęcił życie w imię wyższego dobra). Oczywiście znajdują go. Oczywiście umrze? Ja tam myślę, ze uratuje świat…
Sztampa jak się patrzy. Naprawdę chciałabym w tym momencie spłycać, ale obawiam się, że w tej chwili nie jestem w stanie wyciągnąć więcej z tych tekstów.
A/B: 2,5/2,5
OGÓLNE WRAŻENIE
Czuję, że Was mocno skrzywdziłam, ale nie mam już siły. Naprawdę szanuję to, co robicie. Szanuję Was jako ludzi, autorki… Ale te teksty są w tym momencie dla mnie nie do przyjęcia. Potrzebuję świeżości. Myślę, że powiedziała już wszystko. B wygrywa, bo podoba mi się stylistycznie. I tyle.
A/B: 1/4
Razem
A: 10,5
B: 14,5
R. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rudaa dnia Nie 15:51, 20 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Courtney
Człowiek
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń
|
Wysłany:
Czw 20:53, 10 Cze 2010 |
|
Pomysł:
Uważam, że oba pomysły się wyróżniają, co z pewnością zawdzięczamy również ciekawemu tematowi pojedynku. Do gustu przypadł mi jednak bardziej tekst B. Jeszcze jak sobie do tego puścić "Requiem for a dream", to naprawdę tworzy świetny klimat. Edward jako ostatni płomień życia, wszędzie pożoga śmierci. Tekst niemal emanuje przygnębieniem, pesymizmem, wywołuje melancholię. Gratuluję geniuszu. Serio. W tekście A nie zakapowałam do końca fabuły, chyba jestem za mało inteligentna na niego.
A: 1
B: 4
Styl:
Tutaj również zdecydowanie postawiłabym na tekst B. Do gustu przypadły mi opisy, bogate słownictwo, świetne pióro. Ten tekst jest dla mnie jak symfonia słów. Autor jest jak Beethoven, tylko komponuje słowa. Muzyka dla mej duszy i mych oczu. Naprawdę wieelki talent. W tekście A zgubiłam się wśród tych przenośni w czasie. Nie jest zły, ale nie powala mnie na kolana.
A: 2
B: 5
Spełnienie warunków:
Tekst A jest bardziej stosowny do wymagać. Przede wszystkim w tekście B nie dopatrzyłam się tej postaci kobiecej. Chociaż to mogłaby być Rosalie. Dla mnie Rose jest zawsze fantastyczna, niezależnie od okoliczności Nie wiem też, czy można tu gdzieś znaleźć te wspomnienia.
A: 2
B: 1
Postacie:
Jest Rosalie, jest główna! Uwielbiam ją, dam za nią 4, bo bez Emmetta W B fajnie przedstawione są trupy, jeśli oczywiście można je nazwać postaciami. Sam Edward też niczego sobie. W A niezbyt mi się spodobała ta fantastyczna kobieta. Nimfy nie są w moim typie. Lubię jednak Jaspera, to świetny bohater.
A: 1
B: 4
Ogólne wrażenie:
Oczywiście wzniosłam już w niebiosa tekst B. O taak, uwielbiam to mini, jest genialne. Niestety tym razem autorka tekstu A nie wpadła w moje gusta. Oba teksty są bardzo dobre, jednak lepszy jest B.
A: 2
B: 3
Razem:
A: 8
B: 17 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Masquerade
Dobry wampir
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 128 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń
|
Wysłany:
Czw 21:55, 10 Cze 2010 |
|
Przybywam i ja
Pomysł
Tekst A jest dosyć... standardowy, przewidywalny. Nie ma w nim nic, co by mnie zaskoczyło. Natomiast tekst B to już inna bajka. Żeby wpaść na taki pomysł, trzeba było mieć jakieś objawienie, by umieć dodatkowo połączyć z nim wymagania, więc tu przewaga w punktacji będzie spora:
A: 1; B: 4
Styl:
Stylistycznie również góruje tekst B. Podobały mi się opisy, takie... gładkie, łatwo się przez nie brnęło, chociaż początkiem się nieco zmęczyłam. To, czego "nie było słychać" i "nie było widać" troszkę zaczęło mnie drażnić. Za dużo. Były niewielkie potyczki, jak na przykład "cofnął się kilka kroków do tyłu", gdzieś było "mieli by" czy "chcieli by", w każdym razie - oddzielnie było to, co powinno być łącznie. Ogólnie jednak stylistycznie było miło. Dla oka.
W tekście A coś mi tam nie grało. Niekiedy było sztucznie, trochę jakby naciągnięte, za dużo "jej".
A: 3; B: 4
Spełnienie warunków:
Tutaj muszę przyznać, że tekst B nie do końca spełnił warunek, a mianowicie brak żeńskiej postaci fantastycznej. Bo rozumiem, że w założeniach nie chodziło o wampiry, tylko o jakieś inne babeczki. Jednak cała reszta ładnie ze sobą współgrała. Były wspomnienia, tragiczna śmierć, miłość, strach, wszystko było. Tekst A spełnił wszystkie warunki, więc nie ma się nad czym rozwodzić. Mimo wszystko jednak, brak tej żeńskiej postaci fantastycznej nie raził mnie tak bardzo, a spełnienie warunków odbyło się ładnie i gładko, więc:
A: 1,5; B: 1,5
Postacie:
W tekście A zbyt "niepodobne do nikogo", mało wyraziste, choć "wszystkie" (łącznie z nimfą), w tekście B, mimo że większość była martwa, to i tak były wyraźne i miały swój charakter:
A: 2; B: 3
Ogólne wrażenie
Cóż, o wiele bardziej podobał mi się tekst B. Ładny stylistycznie, płynęło się razem z nim, a nie przez niego, ciekawe opisy, bardzo dobry pomysł, chociaż wątek chemikaliów można by nieco rozwinąć. Tekst A nie wywarł na mnie takiego wrażenia, był całkiem zwykły. Ciężko jest teraz wpaść na oryginalny pomysł, wiem to, ale to było troszeczkę pójście na łatwiznę. Ubranie wymagań w wiele epitetów, które tak naprawdę nie zadziałały jak powinny.
A: 1; B: 4
Razem (z miażdżącą przewagą):
A: 8,5
B: 16,5
P.S. Nienawidzę oceniać tekstów osób, które znam i których twórczość znam i ciężko mi było być obiektywną
Dziękuję,
M. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Antonina
Dobry wampir
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1127 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Jokera
|
Wysłany:
Sob 18:48, 12 Cze 2010 |
|
Pomysł: 5 pkt.
Tekst A – 1,5
Tekst B – 3,5
Jeżeli chodzi o pomysł, to ba teksty diametralnie się od siebie różniły, i choć w warunki pojedynku bardziej wpasował się tekst A, to jeśli chodzi o pomysł na fabułę, to o wiele bardziej przemówił do mnie tekst B. W tekście A było w sumie spokojnie, trochę romantycznie i tajemniczo, a w B była masakra i tajemnica, która powoli się wyjaśniała, co bardziej mi się podobało.
Styl: 7 pkt.
Tekst A - 3
Tekst B – 4
W tekście A nie zauważyłam żadnych błędów interpunkcyjnych, literówek czy powtórzeń. Tekst był napisany ładnym, czytelnym językiem, było bogate słownictwo. Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to do „tłuczenia się z myślami” – chyba lepiej by było tradycyjne „bicie się z myślami”. A „niedawno” pisze się razem, „nieznośne” z resztą też.
Styl w tekście B był na wysokim poziomie, poza powtórzeniem słowa „wyczuć” i podwójnym „na” w zdaniu „...na nawet na modlitwę...” żadne błędy nie rzuciły mi się w oczy, całość była bardzo dobrze napisana.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
Tekst A – 2,5
Tekst B – 0,5
Cóż, w warunkach jest powiedziane, że miało nie być Volturi, a w tekście B są – co prawda tylko wspomniani, ale jednak. To raz. A dwa, gdzie fantastyczna postać kobieca w tekście B? Nawet, jeżeli chodzi o prawdziwą matkę Edwarda, to jest to dla mnie za mało, żebym stwierdziła, że warunek jest spełniony – jest ona wspomniana tylko w jednym zdaniu i nie wiadomo, czy to duch czy tylko Edward ma przewidzenia z powodu chemikaliów.
Postacie: 5 pkt.
Tekst A – 2
Tekst B – 3
W tekście A mamy praktycznie dwie postacie, a ich charaktery nie do końca mnie przekonują. Zrozpaczonego Jaspera po śmierci Alice jak najbardziej przyjmuję, a nimfę jako pocieszający go substytut... No, w sumie też może być, ale zabrakło mi w opisie uczuć Jaspera jakiejś (wiem, że zabrzmi to jak przysłowione masło maślane, ale...) głębszej głębi, większego i bardziej wyrażonego bólu. Zachowanie nimfy jest dla mnie nieco niezrozumiałe, choć może po prostu nie znam się na nimfach, ale co ona chciała, utopić Jaspera w tej wodzie?
Edward z tekstu B i jego cierpienie bardziej do mnie dotarło, sam Edward był bardzo edwardowy, podobało mi się jak szukał swoich bliskich i myślał o każdym z nich, fajnie zostały przez to pokazane najlepsze cechy jego charakteru.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Tekst A – 1,5
Tekst B – 3,5
W tekście A drażni mnie zakończenie, nie umiem znaleźć wyjaśnienia dla zachowania nimfy, a poza tym wydaje mi się dziwne, że po śmierci Alice (kto ją zabił tak w ogóle?) Jasper jest w żałobie sam, dlaczego kochająca rodzina mu na to w ogóle pozwoliła? Denerwowały mnie też te wtrącenia pochyloną czcionką.
Tekst B był bardzo intrygujący i pokazywał ciekawy i chyba nawet prawdopodobny rozwój wydarzeń, tzn. co by się stało, gdyby ludzie dowiedzieli się o istnieniu wampirów. Zdecydowanie tekst B bardziej mi się spodobał.
Podsumowując:
Tekst A – 10,5
Tekst B – 14,5 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Marionetka
Zły wampir
Dołączył: 21 Lut 2010
Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka Kajusza
|
Wysłany:
Nie 17:40, 13 Cze 2010 |
|
Pomysł: 5 pkt.
A - 2
B - 3
W obu tekstach pomysły były dobre i podobały mi tak samo, jak też zaskoczyły. Ten pierwszy czytało mi się bardziej z melancholią, drugi - z rosnącym zainteresowaniem i podekscytowaniem. Oryginalne koncepcje miały autorki, to trzeba przyznać, lecz do mnie trafił bardziej tekst B, wręcz idealnie wpasował się w moje gusta i wymagania. Tekst A momentami jak dla mnie był zbyt romantyczny i trochę przesłodzony...
Styl: 7 pkt.
A - 3,5
B - 3,5
Tutaj nie mam nic do zarzucenia. Oba teksty czytało mi się bardzo dobrze, nie zauważyłam żadnych poważnych zgrzytów... Dlatego dam po równo, bo nie chcę skrzywdzić żadnej z autorek.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
A - 2
B - 1
Tu tekst A jest górą. W B nie widziałam żadnej fantastycznej postaci kobiecej, co bardzo rzuciło mi się w oczy, ale w A niespecjalnie zarysowany był ból fizyczny, co wyłapałam dopiero przy porównaniu obu tekstów. Cóż, w każdym razie dla A punkt więcej.
Postacie: 5 pkt.
A - 1
B - 4
Tekst A... Jasper nie przypadł mi do gustu. Taki dziwny. A nimfa jeszcze bardziej. Kto, co, jak, dlaczego? To ciągle biega mi po głowie i jeszcze się nie zmęczyło. Nie, nie przekonują mnie te postacie.
W tekście B mamy Edwarda oddającego się wspomnieniom po stracie bliskich. Ale to zabrzmiało... Mimo wszystko bohaterowie, choć większość z nich jest martwa, zostali przedstawieni dobrze. Sam Edward taki kanoniczny mi się wydaje, już nie wspominając o Carlisle'u... Ogólnie jest na plus, choć nie zostałam powalona na ziemię i dodatkowo przygnieciona. Jednak tekst B bardziej mnie przekonuje niż tekst A w tym punkcie.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
A - 1,5
B - 3,5
Hm... Po dłuższym namyśle postawię jednak na tekst B. Za pomysł, ogólnie za całokszałt. Tekst A po prostu nie jest w moim typie i tyle.
Podsumowując:
A - 10
B - 15 |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marionetka dnia Pią 15:24, 18 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Nie 16:16, 20 Cze 2010 |
|
Zagłosowało 6 osób = 150 punktów.
Tekst A otrzymał 59 punktów,
a tekst B pozostałe 91.
Zwycięzcą tego pojedynku została Suhak! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|