Suhak
Zasłużony
Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 136 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie
|
Wysłany:
Nie 14:10, 14 Lut 2010 |
|
Pojedynkują się: untoched. i unintended
Forma: miniaturka
Długość: 3-5 str. w Wordzie
Tytuł: bez tytułu
Chcemy: wymiany krwi, Belli, Jaspera, domu
Nie chcemy: innych postaci, płaczu (takiego normalnego - tzn. łzy wiesz jakie mogą być xP)
Beta: bez
No i pojawiła się dosyć nieprzyjemna sytuacja: untouched padł komputer i nie była w stanie napisać tekstu. Dlatego zdecydowałyśmy, że ląduje na Czarnej liście, zamalowana na pomarańczowo. Tymczasem tekst unintended umieściłam poniżej i staje się automatycznym zwycięzcą:
TEKST UNINTENDED:
To się stało szybko. Widziałem jak ten pędzący kierowca uderza z niesamowitą prędkością w bok samochodu Belli. Znieruchomiałem a moje oczy się rozszerzyły. Nie zdołałem powstrzymać tego idioty, który miażdżył moją ukochaną. Musiałem otrząsnąć się z amoku. Podbiegłem czym prędzej do jej auta, Była cała we krwi. Starałem się hamować wampirze instynkty. Zadzwoniłem po policję i karetkę. Mimo iż mogłem wyciągnąć ją z samochodu musiałem stwarzać pozory bycia człowiekiem. Z każdą sekundą stawałem się kłębkiem nerwów. „Zabiję drania zaraz po tym jak wyjdzie ze szpitala” – pomyślałem. Gdy wszyscy możliwi ratownicy dotarli na miejsce i zaczęli działam, mnie poprosił komendant do radiowozu. Co miałem mu powiedzieć? Że śledziłem Bellę, bo byłem nadopiekuńczym idiotą? Świetny pomysł. Wymyśliłem więc jakąś bajeczkę o cudownej pogodzie na spacer po lesie. I udało mi się to z malutką pomocą moich niesamowitych zdolności przekonywania. Lata praktyki Ale co z kobietą mojego istnienia. Na całe szczęście strażakom udało się ją wyciągnąć z czegoś co już samochodem nie było.
- Bella, słyszysz mnie?! Bella! – krzyczałem podbiegając do noszy – Czy ja mogę jechać z nią? – zwróciłem się z pytaniem do lekarzy.
- Przepraszam ale musimy natychmiast interweniować, będzie pan tylko zawadzał, proszę udać się do szpitala w inny sposób.
Byłem zły. Cholernie zły i zdenerwowany. Moja miłość „prawie” umiera a ja nie mogę być przy niej! Minęło jeszcze trochę czasu zanim pozwolono mi odejść z miejsca wypadku. Czy tak trudno zrozumieć człowieka tj. wampira, że powiedziałem wszystko? Puściłem się w szaleńczym biegu. Gdyby moje serce biło właśnie wyskoczyłoby z klatki piersiowej. Miałem mętlik w głowie, cały mój dotychczasowy spokój przepadł jak kamień w wodę.
- Doktorze czy ona z tego wyjdzie?
- Nie prędko, ale dajemy jej na to szansę. Ma popękany kręgosłup i połamanych kilka żeber , niewielkie obrażenia rąk, nóg i głowy.
- A czym mogę ją zobaczyć?
- Tak, ale proszę nie siedzieć długo, musi odpoczywać.
Nigdy nie chciałbym widzieć Belli w takim stanie ponownie. Była owinięta bandażem. We wszystkich możliwych miejscach miała jakiś plaster, opatrunek. Wbity węflon w ręke i podłączona do kroplówki
- Kochana. – wyszeptałem – Przepraszam, przepraszam, że nie powstrzymałem tego wariata, choć byłem w stanie. Wiedziałem, że będę cię tylko krzywdził. Jestem samolubnym idiotą. Nie mogłem cieszyć się tym co mam, bo ciągle chciałem więcej. Jak mogłem myśleć, że wampir może być szczęśliwy? I czy byłabyś w stanie mi teraz wybaczyć? Najlepiej będzie kiedy o mnie zapomnisz. Opuszczę cię zaraz po tym jak otworzysz oczy.
Skoro miałem czuwać przy Belli musiałem coś zjeść. Ale gdzie mogę znaleźć osobę, która dobrowolnie odda mi swoją krew? Mimo wszystko musiałem takową znaleźć. Uwielbiałem ten sta, w który wprowadzało mnie picie tej gęstej cieczy. To jak jedzenie najlepszego ciastka na świecie. Ta słodycz, zapach, ciepło. Istny raj dla podniebienia. Mimo wszystko chciałem więcej ale starałem się nie wysączyć całej krwi z ciała tej kobiety, więc zatopiłem kły w kolejnej, potem znów w kolejnej aż się ich trochę nazbierało. Pewnie później będę tego żałować i nałożę na siebie karę ale teraz ważniejsza była moja euforia. Po zakończeniu „procesu” postarałem się o to by panie nie pamiętały nic z tego zdarzenia.. Ja natomiast zahaczyłem po drodze do szpitala do domu by wziąć prysznic i zmienić ubranie na świeże.
Patrzyłem na śpiącą Bellę. Liczyłem jej oddechy, uderzenia serca. Przyglądałem się każdemu widocznemu pieprzykowi, w miejscach gdzie skóra była nienaruszona. Głaskałem jej rękę mówiąc „kocham cię”. W pewnym momencie puls mojej ukochanej zaczął zanikać. Śmiertelnie się przestraszyłem. Tak. Dobrze słyszycie. „To nie może się tak skończyć” myślałem.
- Doktorze! Ona umiera! – krzyknąłem
- Proszę wyjść z sali. Szybko! Reanimacja. Siostro elektrody. Zaczynamy na trzy. Raz, dwa, trzy. …boom… Raz, dwa, trzy. …boom…
- Tracimy ją. – powiedziała pielęgniarka
- Nie pozwolę na to. Raz, dwa, trzy.
Widziałem jak ciało mojej ukochanej unosi się i opada pod wpływem elektrowstrząsów. Powtarzali tę czynność jeszcze kilka razy aż jej stan się ustabilizował. Co za ulga. Nie powiem, że przed oczyma stanął mi obraz martwej Belli, pogrzebu i nagrobka. Miałem nadzieję, że ta wizja w najbliższej przyszłości się nie ziści. Nawet wtedy, kiedy mnie już nie będzie. Sytuacja z „prawie przejściem na drugą stronę” już się nie powtórzyła. Z każdą chwilą było coraz lepiej. Czasem myślałem, że nawet za szybko się to dzieje. Nie chciałem jednak by Bella tak szybko otworzyła oczy. Musiałbym wtedy zniknąć z jej życia. A jeśli straciła pamięć? Oszczędziłoby to jej zbędnego bólu i potoku łez. Pragnąłem nacieszyć się chwilą spędzoną z nią nawet w takiej postaci. W ten okres kiedy Bells leżała w szpitalu odwiedzali ją rodzice, przyjaciele, znajomi. Ja natomiast chodziłem wtedy na „polowania”. Starałem się unikać spotkania z jej bliskimi. Spędziłem w taki sposób trzy tygodnie. Gdy wreszcie przebudziła się. Jakże wielka radość mnie ogarnęła.
- Bella. Otworzyłaś oczy. – powiedziałem uśmiechając się jak głupek.
- Mhm. W…od…y. – wyszeptała. Podałem więc jej szklankę napoju ale ona chciała więcej. Nic dziwnego pospała sobie trochę.
- Już lepiej? - pokiwała głową w odpowiedzi – Nawet nie wiesz jak się cieszę. Teraz mogę zabrać cię już do domu. Postarałem się o całe wyposażenie. Będzie ci tam dobrze. Pielęgniarka też jest. Uśmiechnęła się:
- Nie musiałeś. Tutaj jest dobrze.
- Nalegam. Jest coś co chce zrobić. Poza tym wiem, że nie przepadasz za szpitalami. – powiedziałem.
- Dobrze. Kocham cię Jasper.
- Ja ciebie też. – wyszeptałem całując ją w czoło.
Lekarz zezwolił na przeniesienie. Dwa dni później Bella była już w moim domu. Pielęgniarka praktycznie nie była potrzebna bo opiekowałem się ukochaną jak najbardziej umiałem. Dobrze było mieć ja przy sobie. Nie musiałem się obawiać, że ktoś wejdzie i przyłapie nas na całowaniu. Ale po prostu w szpitalu było za dużo ludzi. To zbyt ryzykowne dla mnie. Kto wie kiedy straciłbym kontrolę i rzuciłbym się na tutejszego pacjenta.
Planowałem ten dzień już od dłuższego czasu ale zwlekałem bojąc się reakcji mojej wybranki. Nadeszła noc. Okno było otwarte a chłodny wietrzyk wpadał do pokoju. Wśliznąłem się do pokoju myśląc, że Bella spała najwidoczniej się myliłem. Chciała coś powiedzieć ale zatkałem jej usta palcem mówiąc: „Już czas”. Zabrałem ja na dach i ułożyłem na swoich kolanach. W świetle księżyca była jeszcze piękniejsza.
- Kocham cię i nie chcę by stało ci się coś ponownie. – powiedziałem liżąc jej skórę by potem wpić się szyję. Próbowała się wyswobodzić lecz nie pozwoliłem jej na to. Ręka, która mnie powstrzymywała opadła bez sił. Potem wgryzłem się w swój nadgarstek. Wysączyłem wystarczająco krwi by później przekazać ją Belli z ust do ust. Na początku nie chciała pić lecz ja nie zamierzałem przerwać procesu. Uległa. Była jak lalka. Bezwładna. Otarłem jej usta z gęstej cieczy.
- Przebudziłaś się moja wampirza księżniczko. – powiedziałem. Ona natomiast pogładziła mnie po policzku. Otarłem jej łzy krwi. – Wszystko będzie dobrze. Wolę żyć z myślą, że mnie nienawidzisz za to co ci zrobiłem niż myśląc, że dzieje ci się coś złego a mnie przy tobie nie będzie.
- Co ty mówisz. Chyba nie masz zamiaru mnie zostawić. I w jaki sposób mogłabym cię znienawidzić. Wiesz jak się cieszę z bycia wampirem? Mogę spędzić z tobą całą wieczność.
- Bello czy ty nie widzisz? Krzywdzę cię na każdym kroku. Proszę daj mi odejść.
- Jasper! Nie rań mnie w taki sposób. Nie przetrwam bez ciebie. Ja… cię... kocham… - zemdlała
- Ja ciebie też. Nawet nie wiesz jak bardzo. A teraz nie przemęczaj się. Potrzebujesz czasu. – wyszeptałem zanosząc ją do pokoju i całując w czubek głowy. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|