|
Autor |
Wiadomość |
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Śro 11:16, 02 Wrz 2009 |
|
Świetne tłumaczenie, tłumaczenie które powala na kolana, świetnie oodaje atmosferę tego ff. A rozdział zaskakujacy, rozmowa Edwarda z JAsperem świetna - a meritum rozmowy - powalające. Teraz wiem że się zacznie dziać, uświadomienie przez Edwarda uczucia, które czuje do Belli mam nazieję że wprowadzi niezły zamęt Teraz chyba nie pozwoli jej odejść - bynajmniej mam taką nadzieję! A co do Belli to pokazałą na co ją stać! I bardzo dobrze, niech Edward zobaczy że nie ma do czynienia z byle kim :)
Życząc przyjemności z tłumaczenia kolejnych rozdziałów, czekam na większą dawkę POŻĄDANIA!!!
:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
lilczur
Wilkołak
Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka
|
Wysłany:
Czw 21:34, 03 Wrz 2009 |
|
Jakiś czas nie miałam możliwości śledzenia tego opowiadania, ale dziś nadrobiłam braki. Jestem zachwycona pomysłem, Bellą, która nie da sobie w kaszę dmuchać i nawet lekko psychopatycznym Edwardem ze swoją manią pedantyzmu. Wampir, a taki ślepy, że nie umiał zidentyfikować swoich uczuć. Ach ci faceci, nawet wampiryzm nie dodaje im inteligencji (haha).:D
Mam nadzieję, że Bella tak łatwo nie da się wykurzyć z tej (parszywej skądinąd) roboty.
Tłumaczka i beta jak zwykle wykonały kawał doskonałej roboty, dzięki Dziewczyny, jesteście świetne!:* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kamosoka
Człowiek
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Czw 15:29, 08 Paź 2009 |
|
halo!!!!
jak to możliwe by ten temat spadł aż na 4 stronę?????
minął już ponad miesiąc i cisza:( Mam nadzieję, że
pojawią się nowe rozdziały, bo naprawdę uwielbiam to opowiadanie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nellkamorelka
Wilkołak
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Czw 19:52, 08 Paź 2009 |
|
Ja też czekam z niecierpliwością na kontynuację, i coś nie mogę się doczekać... wielka szkoda... może chociaż autorka w przybliżeniu określiłaby się nieco, co do terminu?:)
Pozdrawiam i czekam:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zgredek
Dobry wampir
Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 51 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa
|
Wysłany:
Czw 20:14, 08 Paź 2009 |
|
Bardzo przepraszam za zwłokę, kajam się i uspokajam - następny rozdział jest już u bety :)
I dodam jeszcze, że komentarze mają właściwości tłumaczeniopędne, więc jeśli ktoś ma czas - nie wstydzić się i komentować
EDIT: przepraszam, przepraszam, przepraszam, że rozdziału jeszcze nie ma, ale muszę poszukać nowej bety |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez zgredek dnia Śro 18:53, 21 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
kamosoka
Człowiek
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Pią 7:30, 09 Paź 2009 |
|
uff, to dobrze, że postanowiłam tu zaprotestować przeciwko, tak
długiej przerwie:) To opowiadanie jest genialne, a tłumacznie doskonałe.
Zresztą sam fakt, że wy wybrałyście ten temat jest już rekomendacją.
Mam nadzieję, że rozdziały będą się jednak ukazywać częściej niż raz na miesiąc,
bo przy ilości rozdziałów, jaka powstała, trzeba by mi było czekać ponad rok
na całość:( |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
lilczur
Wilkołak
Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka
|
Wysłany:
Pią 12:01, 09 Paź 2009 |
|
A ja już straciłam nadzieję na kontynuację tego opowiadania, o niewierna! Cieszę się, że się pomyliłam.;D Bardzo cenię wspaniałą pracę tłumaczek, bety i literackie walory tego tekstu, dlatego czekam z (nie)cierpliwością.:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Athaya
Zły wampir
Dołączył: 26 Lis 2008
Posty: 398 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z przed ekranu komputera oczywiście
|
Wysłany:
Pią 13:37, 09 Paź 2009 |
|
Buhahaa! Wybacz, ale na tym forum nie ma emoty oddającej muj stan w tej chwili po przeczytaniu tego opowiadania
No skoro już się pośmiałam za wszystkie czasy to czas przejść do skomentowania dzieła.
Przede wszystkim ogromne podziękowania za tłumaczenie bo w oryginale nie zawsze tak łatwo wyłapać właściwy tok rozumowania bohatera(tudzież autorki). Opowiadanie kojarzy mi się z jakimś filmem albo filmami, ale nie ważne Znów odbiegam od istoty sprawy
Bella - Przyznaję się bez bicia, że na obecną chwilę i ilość zapodanych części to ta osoba nie wzbudza mojej sympatii. Postać jest trochę płytko nakreślona bo za mało tych przemyśleń i własnych wniosków, które, aż kipią od Edwarda. Cóż może to i dlatego, że więcej moge z niego wyczytać niż z Belli. Nie mniej niektóre z sytuacji są przezabawne i podziwiam ją za cierpliwość do tych wszystkich czynności, które zleca jej Cullen. Na jej miejscu chyba bym już to wszsytko żuciła w diabły. Wiem, że gdzieś w tekście jest ku temu wyjaśnienie dlaczego jeszcze tego nie zrobiła, ale widać mam za słabą pamięć, żeby wszystko tak doskonale wyłapać Mam nadzieję, że ciąg dalszy przyniesie więcej z jej osobowości i będzie mi się ją równie przyjemnie czytać jak Edwarda Natomiast sytuacje pomiędzynią, a Edwardem bardzo mi się spodobały chociaż niektóre z nich są jak żywcem wyjęte z harlekinów. Nie wiem może każda kobieta ma to w sobie, że każdą sytuację z facetem zmienia w umysłowy romans chociaż otoczenie ku temu nie sprzyja Bo samo to jak wygląda i zachowuje się Edawrd już powinno wzbudzić jej podejrzenie! No ale cóż poradzić na to, że Bella jeszcze nie ma pojęcia z kim ma doczynienia
Edward - Bardzo, ale to bardzo mi się spodobał sposób w jaki autorka/tłumaczka oddały jego tok rozumowania, postępawania, styl życia. Stara się uchronić ludzi, którzy są niebędni w koegzystecji przed samym sobą. Przed swoją drugą stroną, którą jest drapieżni śmiertelnie niebezpieczny dla rodzaju ludzkiego Podziwiam pomysł, który pozwolił mu na niemal maksymalne odizolowanie się od asystentki w swoim własnym domu. Chce chronić nieświadomą duszyczkęi to bardzo dobrze o nim świadczy. Ale czy to uchroni go od Bell? Bo coś mi się zdaje, że ta dziewczyna przyciąga go do siebie jak magnez. I okazuje się, że nie tylko z powodu "kwiatowego zapachu" jaki roztacza wokół siebie, ale też z samej siebie. Widać jej osoba zaczyna zmieniać, albo już zmieniła sposób jego myślenia, patrzenia na Bellę
Robawiła mnie przeogromnie sposób z jaką dokładnością upewniał się,że zamiutł wszystkie okruszki szkła z podłogi. Cóż moja wyobraźnia jest przegromna i stwierdzam, że byłby to przemiły widok dla oka
Jednym słowem jestem zachwycona i czekam na kolejną część by przekonać się jak rozwinie się ich wspolna współpraca. Oby tylko nia za szybko bo większość amerykańskich autorek ma tendencję "nazywam się-przyjechałam do-pracuję... i nagle pyk-jestem potworem do drugiego bohatera" W tym opowiadaniu wszystko idzie jak w najlepszym kierunku. I to właśnie mnie urzekło, przyciągnęło jak magnez i nie pozwoliło się odkleić dopuki nie dotarłam do ostaniego przetłumaczonego zdania. Ciągnie mnie okrutnie, żeby zajrzeć do oryginału, ale to już nie będzie to samo Dlatego zacierałam łapki na oby szybki ciąg dalszy! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nellkamorelka
Wilkołak
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Sob 21:56, 17 Paź 2009 |
|
Może zadam głupie pytanie... ale kiedy kolejny rozdział wróci od bety? obiecałaś ponad tydzień temu i cisza....ja bardzo proszę o nie wystawianie mnie na takie tortury!!! tyle czasu śledzę ten ff i ciągle jestem wierną czytelniczką, że chyba zasługuję na ciąg dalszy?:)
czekam na równie dowcipne i wciągające dialogi:) a Edward może w końcu się troszkę przełamie?:)
pozdrawiam
Nellka |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
magdalina
Dobry wampir
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 786 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
|
Wysłany:
Nie 0:53, 18 Paź 2009 |
|
Dahrti napisał: |
Z całą radością mogę takze ogłosić, że jest to już zakończony ff, także nie będzie powtorki AMOC-u, gdzie na błaganie o kolejną część mogłam jedynie wzruszyć ramionami i odpowiedzieć, że ja również czekam. Teraz jesteście zdani tylko i wyłącznie na łaskę tłumaczek i bety, autorka dzielnie dokończyła opowiadanie:D
I ja też kocham Bellę w tym opowiadaniu:D |
i cały czas cisza? :( dlaczego nam to robicie?
Co kilka dni zaglądam i nic a nic historyja nie ruszyła do przodu. A jeśli chodzi o Belcię i Edusia to są nakreśleni po prostu perfekcyjnie :)
Raczej nie napiszę żadnego konstruktywnego komentarza - nie chcę się powtarzać, ale jedno jest pewne Kończcie TO OPOWIADANIE WAĆ PANNY!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zgredek
Dobry wampir
Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 51 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa
|
Wysłany:
Pon 20:50, 26 Paź 2009 |
|
Ponieważ nie mogłam znaleźć bety (to naprawdę trudne w obecnych czasach) wstawiam niebetowane, jeśli znajdziecie jakieś błędy, proszę, piszcie do mnie na PW, postaram się poprawić (przekleństwo zostało napisane z przerwą celowo).
No to bez zbędnych ceregieli zapraszam do czytania:
ROZDZIAŁ VII
PWE:
Słowo na chwilę zawisło w gęstym powietrzu między nami.
Pożądanie.
Teraz pomieszane z zakłopotaniem, odrazą i strachem.
Widziałem myśli, które chciał mi przekazać, unoszące się wokół jego głowy. Byłem pewny, że zaraz pojawi sie wśród nich irytacja.
Jasper i ja siedzieliśmy po przeciwnych stronach pokoju. On za biurkiem, co jakiś czas zerkał na monitory i zgodnie z obietnicą aktualizował system. Znajdowałem się od niego najdalej, jak to tylko możliwe, jakbym sądził, że to utrudni mu rozszyfrowanie mnie.
Po jakimś czasie w końcu się odezwał.
- Edward, to nie jest jakaś wielka sprawa. To znaczy owszem, jest wielka, ale nie tak jak myślisz. To znaczy... przecież ją lubisz. Jest urocza i wyraźnie się ciebie nie boi – powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy – co, szczerze mówiąc, czyni ją albo najlepszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałeś, albo najgłupszą - jeszcze nie jestem pewny. - Znów spojrzał na monitory, a ja zobaczyłem w jego myślach, jak Bella spryskuje czymś meble i sprząta bałagan, który zrobiła na tarasie.
Moja koszulka zwisała z jej ramion, a szczęka pozostawała mocno zaciśnięta. Coś znajdowało się w jej oczach, może determinacja? Nie byłem pewny. Znów rozdrażnił mnie fakt, że nie słyszę jej myśli. To znaczy, to naprawdę niepokojące. Ta sytuacja otwarła przede mną gamę możliwości, których nigdy nie rozważałem.
Pożądanie?
Zaczęłem nerwowo masować rękami moje nogi w górę i w dół, próbując wyciszyć uczucia buzujące wewnątrz.
Mimo zmieszania, byłem też absolutnie zaintrygowany. W ciągu całej swojej egzystencji nie doświadczyłem nigdy czystego pożądania.
Nie takiego.
Każdą emocję, która przeze mnie przepływała w tym drugim życiu, brukały otaczające myśli innych. Brakowało takich rzeczy jak prywatność czy prawdziwa intymność. Związek z kobietą był trudny, chociaż nie niemożliwy, jednak każde próby stworzenia go kończyły się fiaskiem.
To, czego pragnąłem, cud dzielenia się z inną osobą, otwierania się, wyjawiania swoich sekretów jeden po drugim, było nieuchwytne. Tę część związku, w której para ludzi rozwija się i zmienia we wspólnej podróży, by stać się jednym, burzyłem w chwili, gdy poznawałem cudze myśli.
Mój dar niszczył możliwość dawania i otrzymywania, tajemnicę pierwszej miłości. Dla mnie to nie było możliwe. Więc nawet jeśli kogoś pożądałem, moje pragnienie czy potrzeba przeplatało się z myślami tej drugiej osoby, co zawsze komplikowało sytuację. Nie potrafiłem wyciszyć jej umysłu, poddać się swoim własnym emocjom. Seks, chociaż fizycznie przyjemny, stanowił psychiczną torturę.
Ale ona była inna. Cicha. Isabella Swan stanowiła tajemnicę.
Znów, oczami Jaspera, obserwowałem jak wchodzi do domu i odkłada środki czyszczące. Skrupulatnie ułożyła je w szafce, zanim zniknęła z pola widzenia w łazience.
Przełamałem się, spuszczając wzrok na kolana.
- Co ona czuje? - zapytałem praktycznie szeptem. Oczywiście on mnie usłyszał.
Milczał, więc zerknąłem na niego. Blokował swoje myśli, a w kąciku jego ust czaił się uśmieszek.
- Co? - warknąłem z wrastającą irytacją.
To poleganie na innych stawało się coraz bardziej i bardziej nieznośne.
Jasper uniósł brew i wyprostował się na swoim krześle, splatając ręce za głową. Wyraźnie bawił go mój niepokój.
- Więc serio nie możesz jej usłyszeć?
- Serio. Niczego. Powiedz mi, co ona czuje – zażądałem.
- To interesujące, bo potrafię ją wyczuć, a Alice zobaczyć. Jednak ty jej nie słyszysz – zadumał się, trąc dłonią podbródek.
Rzuciłem mu wściekłe spojrzenie.
- Tak. To fascynujące. Powiedz mi.
Zignorował mnie i kontynuował: - A żeby to wszystko jeszcze bardziej skomplikować, jej krew cię przyzywa. I pożądasz jej fizycznie. Więc z jednej strony pragniesz jej. A z drugiej strony... pragniesz jej.
Kąciki jego ust drżały.
- Więc to, co się tutaj naprawdę dzieje, to... lubisz dziewczynę – szydził. - Edward lubi dziewczynę...
W mgnieniu oka podniosłem się i znalazłem za biurkiem, przyszpilając Jaspera razem z fotelem, na którym siedział, do ściany.
- Powiedz mi, idioto. Co. Ona. Czuje? - Miałem ochotę go zabić.
Położył stopy na przeciwko mojej piersi i stanowczo ją odepchnął. Przeleciałem przez pokój, ponad biurkiem i wylądowałem na krześle, roztrzaskując go swoim ciężarem.
Zerwałem się na nogi, ale już stał przede mną, z rękami opartymi na biodrach i wielkim uśmiechem na ustach.
- Człowieku, jestem pod wrażeniem. Posprzątałeś na biurku. Byłem pewny, że zmieciesz też komputer. - Podniósł nogę krzesła i zaczął ją podrzucać ręką.
Roześmiałem się i przeszedłem przez pokój, żeby przynieść kosz na śmieci. Schyliliśmy się, zbierając fragmenty rozerwanej skóry i drewna rozproszone po podłodze.
- Wiem. Nie byłem pewien, czy tego też nie zrobię. W ostatniej chwili troszeczkę się obróciłem.
Wspólnie posprzątliśmy bałagan i umieściliśmy wszystkie szczątki w koszu. Jasper widocznie skończył już aplikować mi dzisiejszą porcję tortur i odblokował swój umysł, dając mi to, o co prosiłem.
Jest wkurzona, Edward. Tak serio, serio wkurzona. Jej uczucia wahają się między goryczą a furią. Och, i wyłapałem odrobinkę samozadowolenia, kiedy zniszczyła twoją koszulkę, wiedząc, że to cię rozzłości. Ale niewątpliwie zrezygnuje z pracy.
Przytaknąłem. Wiedziałem, że to najlepsza możliwość, chociaż nie byłem pewny, czy tego jeszcze chciałem. W każdym razie i tak nigdy nie dostawałem tego, czego pragnąłem, więc to żadna nowość. Temat mojego życia stanowiły poświęcenie i dyscyplina, zwłaszcza ostatnich piętnaście lat.
PWB:
Spojrzałam w lustro, na swoje zarumienione oblicze i brudne ręce. Palcem potarłam smugę brudu przecinającą twarz. Wszystkim, co w ten sposób osiagnęłam, było czerwone znamię na mojej i tak już czerwonej skórze.
Westchnęłam. Wyglądałam paskudnie. Dłonie i ręce miałam czarne z brudu, a na dodatek wciąż się pociłam.
Miło.
I na pewno zniszczyłam jego koszulkę. Była zapaćkana wybielaczem i umazana brudem.
Dobrze.
Nie czułam się z tym źle. Zasługiwał na to.
Zostały mi dwie godziny do końca dnia pracy, ale już skończyłam. Miałam zamiar zostawić panu Cullenowi wcześniej przygotowany list z rezygnacją na moim biurku, gdzie znajdzie go, przychodząc po dzienny raport.
Oto twój dzienny raport: odchodzę.
Myśl o pozostawieniu tej notatki i wizja zakłopotania na jego idealnie zarysowanej twarzy skłoniła mnie do uśmiechnięcia się po raz pierwszy tego dnia. Część mnie chciała odejść zostawiając za sobą płomienie, ale inna potrzebowała ocalić resztki godności, jak to zazwyczaj robiłam.
Zebrałam swoje rzeczy, wciąż bosa i podeszłam do biurka, w którego kącie położyłam list tak, by mógł go zobaczyć.
Miałam ze sobą torbę i buty, ale musiałam zatrzymać się jeszcze w kuchni, żeby wziąć stamtąd moje jedzenie i inne rzeczy. Chciałam pozostawić dom pana Cullena w takim stanie, w jakim go zastałam i usunąć każdy ślad mojej obecności.
Będzie tak, jakbym nigdy nie istniała. Jak plamka na ekranie. Dwa tygodnie zakłóceń jego rutyny i stagnacji.
Ku mojemu całkwitemu przerażeniu weszłam do pokoju, kiedy on zszedł ze schodów.
Straciłam resztki godności.
Pan Cullen stał na dole schodów, z rękami pełnymi śmieci, a za nim zauważyłam wysokiego, szczupłego mężczyznę niosącego resztki czegoś, co wydawało się być krzesłem. Na twarzy tego pierwszego malował się zwyczajny bolesny grymas, którego po ujrzeniu mnie się spodziewałam.
Staliśmy przez chwilę ciszy, gdy jego oczy wędrowały w dół mojego ciała, oglądając koszulkę. Na moment wstrzymałam oddech, czekając na jakieś słowo z jego strony. Miałam świadomość absurdalności mojego zachowania.
Mój szef był kompletnym neurotykiem i pedantem, a ja stałam przed nim w jego koszulce.
Całkowicie zniszczonej koszulce.
I nosiłam ją w akcie buntu.
A to, że on wyglądał oszałamiająco, kiedy się wściekał, tylko pogorszyło sytuację.
Albo polepszyło? Nie miałam pojęcia. Straciłam całe poczucie rzeczywisości, gdy na mnie spojrzał.
Z piekącymi policzkami uświadomiłam sobie, że mógłby wezwać policję za zniszcenie mienia osobistego i przedstawić mi zarzuty.
Hmm... może nie przemyślałam sobie tego zbyt dobrze.
Usłyszałam stłumiony kaszel zza pleców pana Culena i zerknęłam na drugiego mężczyznę, który gapil się na mnie z delikatnym błyskiem rozbawienia w swoich bursztynowych oczach.
A kto mógłby go winić? Stałam na środku kuchni, trzymając w rękach stos rzeczy, boso, ubrana w ogromną koszulkę swojego szefa, pokrytą brudem i śmierdząca jak spocona świnia, wprost przed dwoma najprzystojniejszymi facetami, jakich kiedykolwiek widziałam.
Najlepszy dzień w życiu.
Pan Cullen wyraźnie zdecydował się zejść mi z drogi, bo przeszedł obok mnie do drzwi garażowych, nie odzywając się ani słowem. Obcy mężczyzna podążył za nim, ale posłał mi wielki uśmiech i przytaknął z uznaniem, pozostawiając samą w kuchni.
W ciszy obserwowałam mijającego mnie powoli wysokiego blondyna, który zamknął drzwi z przenikliwym świstem. Wzięłam głęboki oddech, jednocześnie uzmysławiając sobie, że wstrzymywałam go przez jakis czas.
To – uznałam po sprzątnięciu lodówki i ostatecznym zebraniu wszystkich swoich rzeczy – sygnał, by odejść.
***
Moje buty nie przestawały spadać ze stóp opartych o krzesło barowe, gdzie się usadowiłam.
Nienawidziłam obcasów.
Muzyka bębniła wokół nas, a światła były przytłumione, jak przypuszczałam, dla stworzenia odpowiedniej atmosfery. Ale to wszystko przestało mieć dla mnie jakikolwiek znaczenie, gdy połknęłam resztkę drinka. Przyglądałam się badawczo denku szklanki, pełna ufności, że w magiczny sposób wypełni się ona na powrót.
Gdzie się podziała ta kelnerka?
Osunęłam się na krzesło, marząc o swojej kanapie i wygodnych ubraniach. Po powrocie do domu musiałam wyszorować się do czysta ze szlamu, który całkowicie pokrywał moje ciało. Miałam nadzieję, że zmyję z siebie też trochę przerażenia i upokorzenia, którego doświadczyłam – niestety, mydło nie dało sobie z tym rady.
Siedziałam między Angelą a Tylerem, udając, że interesuje mnie ich rozmowa, a mój zły humor nie chciał odejść. Nigdy wcześniej nie zrezygnowałam z pracy. Czułam się też fatalnie z powodu zniszczenia koszulki pana Cullena. Wciąż uważałam go za dupka, ale to, jak się zachowałam, było niedojrzałe i wstydziłam się tego.
Pieprzony spóźniony refleks.
Obracałam na stole papierową podkładkę, udając, że słucham, jak Tyler i jego przyjaciel Ben kłócą się, kto był lepszy w sztukach walki, Jackie Chan czy Bruce Lee.
Jęknęłam w myślach i rozejrzałam się dokoła w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego przedmiotu, na którym mogłabym zawiesić oko, ale niczego takiego nie znalazłam.
Zauważyłam jedynie, że Angela spogląda zalotnie na Bena i udaje, że to najbardziej fascynująca konwersacja wszechczasów, co (a wiedziałam to na pewno) nie było prawdą. Przeniosła wzrok na mnie i uniosła wymownie brew, jednocześnie nakłaniając mnie do uśmiechu. Wywróciłam oczami w jej kierunku, ale przylepiłam do twarzy uśmiech i zwróciłam uwagę na Tylera.
Wiedziałam, że nie zachowuję się fair. To nie jego wina, że mój szef to cwaniak. Staksowałam Tylera wzrokiem, odnotowując w myślach, że wygląda fajnie w niebieskiej koszulce, która pasuje do jego ciemnych oczu. Był całkiem uroczy i słodki, problem stanowiło jego nudziarstwo. W tej chwili rękami udowadniał, że Bruce Lee był lepszy od Jackie Chana. - Jackie często przesadzał, dodając dzikie popisy kaskaderskie i wiele niepotrzebnej pracy. Oglądanie walk Jackiego to rozrywka, ale Bruce może cię czegoś nauczyć. Koniec. Więc zwycięża... Bruce Lee!
Obserwowałam z łagodnym zainteresowaniem, jak Ben bierze głęboki oddech i mówi: - Skoro musiałeś wspominać przeszłość, uzupełniłbym trochę twój punkt widzenia. We "Wściekłych pięściach" Bruce Lee wykopał Jackie Chana na odległość dwudziestu stóp, na bezlitosną betonową podłogę. Jednak Jackie Chan przetrwał. Potem w "Wejściu smoka" nie tylko znosił zniewagi, ale też został walnięty w głowę przez zbłąkane nunchaku*, rzucone przez pana Lee. A potem trzecie spotkanie... och, nie było trzeciego spotkania. I to nie bez powodu – Bruce Lee ZGINĄŁ zanim spotkali się po raz trzeci. Jackie Chan stał się kolejną wielką gwiazdą filmów akcji pochodzącą z Dalekiego Wschodu. Wciąż jesteś taki pewny siebie? Nie sądzę.
Ben rozsiadł się wygodnie na swoim miejscu i zadowolony z siebie pociągnął trochę z kufla. On i Tyler zezowali na siebie próbując zdecydować, jaki temat teraz wyciągnąć. Musiałam przyznać, że byłam pod wrażeniem. Nie chodziło o tę konwersację, ale o to, że jacyś ludzie posiadają taką ilość zbędnych informacji o czymś, co tak niewiele mnie obchodzi.
Podeszła do nas kelnerka i wzięła zamówienia na kolejna rundkę piwa, a Tyler zaproponował nowy temat: kto wygra mecz śmierci, Webster czy Gary Coleman**? W tym momencie przeprosilam wszystkich i poszłam do toalety.
Stojąc przy zlewie wyciągnęłam z torebki szczotkę i starałam się ujarzmić włosy, kiedy kobieta, stojąca obok mnie i myjąca swoje ręce, powiedziała: - Łał, twoje perfumy są niesamowite, co to za rodzaj?
Roześmiałam się. - Och, nie uzywam perfum. Przyprawiają mnie o ból głowy. To musi być ktoś inny.
Obserwowałam, jak unosi kąciki ust i przeczesuje palcami swoje długie, kręcone, czerwone włosy. Miała bladą skórę. Nieskazitelną. Absolutnie gładką. Na jej nosie spoczywały duże przyciemnione okulary, a czarna sukienka opinała ciało.
Odkręciłam szminkę, mówiąc: - Uwielbiam twoje okulary. Nigdy nie mogłabym się zdobyć na coś tak odważnego.
Oślepiła mnie swoim ultrabiałym uśmiechem, z rodzaju tych, które przyprawiają o gęsią skórkę.
- Dzięki. Mam wrażliwe oczy, więc noszę je cały czas. Widziałam cię z jakimś z facetem... Jesteś tu na randce?
Oparłam się o zlew.
- Uch, tak. To znaczy on jest uroczy i w ogóle, ale nudny. Nie uwierzyłabyś, o co kłóci się cały wieczór ze swoim przyjacielem. A co gorsze moja przyjaciółka podrywa tego przyjaciela, więc jestem uziemiona.
Odrzuciła głowę i roześmiała się tak, że rude sploty podskakiwały wokół jej głowy. Była naprawdę piękna; wyglądała intrygująco, zupełnie jak modelka. - Taa, uziemiona. W każdym razie znajdziesz mnie, jeśli będziesz potrzebowała wytchnienia. Mam spotkać się z moim chłopakiem, ale on potrafi być nieprzewidywalny.
Schowałam szczotkę i kosmetyczkę i poszłam za nią do drzwi. Zatrzymała się jeszcze, zanim otworzyła je na dudniącą w sali muzykę, mówiąc: - A tak na marginesie, mam na imię Victoria.
***
PWE:
Po odpowiednim przygotowaniu mogłem spokojnie obserwować dzielnicę klubową tej ruchliwej piątkowej nocy.
Znajdowałem się tutaj już niespełna godzinę; moja kawa zdążyła wystygnąć, a gazeta została dokładnie przeczytana. Wszystko było tak, jak powinno.
Z wyjątkiem pozozstałego na moich ubraniach zapachu.
I wspomnienia jej skóry, kremowej i białej.
I faktu, że widocznie nie tylko byłem głodny, ale i zachowywałem się jak typowy napalony nastolatek.
Nie tak, jak to robiłem zazwyczaj w swoim stojedenastoletnim wampirzym życiu.
Nie mogłem w to uwierzyć, kiedy zszedłem po schodach do kuchni, gdzie znajdowała się Bella. Wstrzymałem oddech i starałem się zignorować jej bijące serce. W pobliżu Jaspera radziłem sobie świetnie, dopóki nie wszedłem do pokoju i nie zauważyłem jej, stąjącej tam i rumieniącej się. Wyglądała na tak malutką, przystrojona w moją zniszczoną koszulkę. Starałem się pozostać nieruchomo i zwalczyć w sobie chęć podejścia do niej i przetarcia smugi brudu na jej twarzy.
Jasper poczuł, że atmosfera się zmienia i szturchnął mnie w plecy, sprowadzając na ziemię.
Rozdrażniony tymi myślami wywiozłem śmieci i wrzuciłem je do kontenera przy krawężniku. Zatrzymałem się jeszcze przy moim samochodzie, żeby wrzucić do środka gazetę. Zdecydowałem się trochę rozejrzeć po okolicy zanim wrócę do domu. Nie liczyłem na znalezienie wampirów tej nocy. Byłem pewny mojego tropu, a to nie było odpowiednie miejsce ani czas na ich ataki.
Idąc, oczyściłem głowę i wsłuchałem się w tłum. To była zwyczajna piątkowa noc i większość ludzi świetnie się bawiła. Zachowywali się nierozsądnie, byleby tylko się rozerwać. Nadmierne picie, sugestywne zachowanie i prowokacje zawsze powodowały więcej bólu, niż oczekiwano. Co rodziło się jako zabawa w umysłach młodych ludzi, miało zwyczaj szybko wymykać się spod kontroli.
W okolicy znajdowało się miejsce pełne popularnych barów i restauracji. Wędrowałem dokoła przez chwilę, czekając i słuchając.
Łał, ciekawe, czy Amanda widziała Roberta, wygląda dziś niesamowicie... Piątkowa, piątkowa noc! DBJP***!... Dlaczego założyłam te buty, dobijają mnie... Gdzie podziałem kluczyki... a mój samochód?
Znalazłem po chwili poszukiwań tego, który szukał swoich kluczyków. Nawet jego myśli były mgliste, pijane i chaotyczne. Zataczał się po parkingu obok ulicy.
- Hej, pozwól mi wezwać po ciebie taksówkę – powiedziałem, obserwując, jak stara się wyłowić kluczyki z portfela. Stałem z boku, patrząc, jak wyciąga je i natychmiast upuszcza na ziemię. Łatwo pomagać pijanym ludziom, bo nie są dostatecznie przytomni, by zauważyć twoją szybkość czy prędkość, czy też lodowatość twego dotyku.
Szybko je podniosłem.
- Kim ty, k urwa, jesteś? Daj mi kluczyki – wymamrotał, wysuwając w moją stronę umięśnione ręce. Skrzywiłem się i cofnąłem. Ten gość naprawdę mnie wkurzał, a nie chciałem, żeby dotykał mnie swoimi brudnymi łapami.
Zostawiłem go, starającego się utrzymać równowagę, na chwilę i podszedłem do krawężnika, machając na jedną z wielu taksówek jeżdżących po okolicy.
- Chodź tu. Wsiadaj do środka – wskazałem, przewracając oczami na jego idiotyczne zachowanie. Przyprowadziłem go do samochodu, pokazałem wnętrze i dałem kierowcy dużo więcej pieniędzy, niż to było konieczne, by pokryć przejazd.
Kierowca przytaknął i odjechał od chodnika. Obserwowałem tylne swiatła, znikające w ciemnej uliczce. Wziąłem głęboki oddech i kontynuowalem patrol.
Nie mogę uwierzyć, że patrzył na kelnerkę w ten sposób... dupek... wylał drinka na moją nową sukienkę... Zastanawiam się, czy ona da mi swój numer... te morderstwa doprowadzają mnie do szału... głupi menedżer kazał nam zaparkować z tyłu...
Wyostrzyłem zmysły na ostatnie słowa i zobaczyłem dziewczynę ubraną w strój służbowy lokalnej restauracji, pędzącą do samochodu w zaciemnionym rogu parkingu. Tej nocy nie groziło jej zagrożenie ze strony wampirów, ale obserwowałem ją, żeby się upewnić, że w okolicy nie kręcą się żadni pijani recydywiści.
Jak zwykle głowiłem się, dlaczego chciała wyjść sama. Dlaczego nie przyprowadziła ze sobą jakiegoś kolegi z pracy? Zazwyczaj ludzie sami sprowadzają na siebie niebezpieczeństwo, a przecież mogą tego uniknąć.
Pomyśłem o pannie Swan i zacząłem się zastanawiać, czy ona też ryzykowała w ten sposób. Wszyscy ludzie to robili, ale część z nich postępowała nawet mniej rozsądnie. Wywróciło mi się w żołądku na myśl o niej samotnej i niestrzeżonej w ciemności.
Kelnerka odjechała, a ja zostawiłem za sobą dzielnicę gastronomiczną, znajdując się w ciemnej alejce wciśniętej między stare budynki. Wokół roztaczał się odór śmietnika, a stała wilgoć nadawała okolicy zapach ostrego smrodu. Wstrzymałem oddech, żeby nie wdychać tej okropnej woni.
Jak tego oczekiwałem, noc była całkiem cicha i po raz setny uzmysłowiłem sobie absurdalność moich działań. Dlaczego ja, potwór i morderca, wędruję przez ciemne uliczki pomagając ludziom wsiadać do samochodów albo taksówek?
Dlaczego zostawiłem spokojny dom i rodzinę, żeby przeczesywać tonące w piwie aleje centrum miasta? Wiedziałem czemu, a tropienie blondwłosego wampira umocniło moją determinację.
Niezliczone lata egzystowałem w swoim własnym świecie, skupiony na sobie i moich potrzebach.
Ulepszając nasz alternatywny styl życia.
Gasząc pragnienie w czasie polowań.
Zdobywając wiedzę poprzez książki.
Kolekcjonując fragmenty historii, by udowodnić, że tam istniałem.
Żyjąc z rodziną i radząc sobie z ich myślami i miłością.
To były rzeczy, którymi się zajmowałem. Trywialne. Egoistyczne. Spędziłem ponad pięćdziesiąt lat, dążąc do tego, by być... nikim.
Ale kiedy zdecydowałem się stać samodzielnym, skupiłem się na tym, co mógłbym zrobić z moimi umiejętnościami i kiedy włóczyłem się ciemną nocą po mieście, sam po raz pierwszy od tylu lat, znalazłem osobę w potrzebie. I pomogłem jej. W końcu miałem jakis cel.
Wtedy dostrzegłem skłonność złych wampirów do kręcenia się po peryferiach miast. Władze nie zauważały ich morderstw, ale mnie stosunkowo łatwo było je rozpoznać. Zabójstwa pojawiały się przypadkowo, jako rezultat mieszkania w gęsto zaludnionych okolicach. Zacząłem uważać to miasto za moje, a zapewnienie bezpieczeństwa ludziom za swój obowiązek. Dlatego każdej nocy spacerowałem ulicami, pomagając tym, na których się natknąłem i śledząc niebezpiecznych osobników mojego rodzaju.
Lata mijały, a ja rozwinąłem swój dar i wampirze zdolności. W końcu wsłuchałem się w ludzi zamiast ściszać ich głosy. Nauczyłem się, jak wyłapywać subtelne różnice w ich tonie, rozpoznawać strach. Początkowo tropienie szło mi kiepsko i nie potrafiłem podążać za zapachem i wskazówkami pozostawionymi przez tych, których śledziłem. Ostatecznie osiągnąłem fizyczne i tropicielskie zdolności niespotykane u innych wampirów. Korzystałem z zarobionych pieniędzy, by wypełniać swoje powołanie i z pomocą rodziny mogłem ratować większą liczbę ludzi i ocalać więcej żyć. Byłem lepiej i szybciej przygotowany niż ci, których poszukiwałem.
Jedynym kompromisem, na jaki się zgodziłem, było zajęcie stanowiska dyrektora generalnego Funduszu Północno-Zachodniego Pacyfiku. To była jedyna rzecz, która utrzymywała mnie w regularnym kontakcie z ludźmi, co z kolei pozwalało na zachowanie resztek człowieczeństwa, które we mnie tkwiły.
Tak więc w tę piątkową ciepłą noc stałem w wilgotnej bocznej uliczce, czekając, aż zabłąka się tu kolejna duszyczka potrzebująca pomocy.
*nunchaku – rodzaj broni obuchowej, składającej się z dwóch [kurcze, nie wiem. jak to nazwać (mialam napisać 'członków', ale to by chyba tak jakoś niezręcznie wyszło )] yyy (chyba jednak wspomogę się wikipedią) 'pałek połączonych ze sobą za pomocą linki lub łańcucha' uff. PO to jednak dawno było :P
**obaj panowie są karłami, gwiazdami znanych (ha ha ha, chyba w USA) sitcomów telewizyjnych, które w latach 80. były dla siebie konkurencyjne, stąd pewnie owa walka, ale mi się artykułu czytać nie chciało -> [link widoczny dla zalogowanych]
***DBJP – skrót od Dzięki Bogu Już Piątek, co z kolei przetłumaczyłam z Thanks God It's Friday, z czego pochodzi skrót TGIF -> [link widoczny dla zalogowanych] , używane przez Amełykanów pod koniec tygodnia pracy, związane z wypadami do restauracji, na przyjęcia itp.; wyrażenie to spopularyzował film z Donną Summer o takim samym tytule -> [link widoczny dla zalogowanych] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nellkamorelka
Wilkołak
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Pon 21:35, 26 Paź 2009 |
|
No nareszcie:) tyle czekania i wreszcie kolejny rozdział:)
mam nadzieję, że kolejny będzie nieco szybciej niż poprzednio:)
na błędy jak zwykle nie zwróciłam uwagi, zbyt pochłonięta samym tekstem:) nieco się wyjaśniło jeśli chodzi o samego Edwarda, a przynajmniej tego co wyprawia po nocach. Podoba mi się Jasper i jego poczucie humoru.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:)
Pozdrawiam
Nellka |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kamosoka
Człowiek
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Wto 21:18, 27 Paź 2009 |
|
przez przypadek weszłam, bo nie ma informacji, że jest nowy rozdział.
Viktoria?więc na pewno to oznacza, że Bella ma kłopoty.
Edward jest wręcz przekomiczny z tymi swoimi zasadami,
za to Bella bardzo mi się podoba w tym ff, gdyż nie jest
taką ofiarą życiową, jak w większości opowiadań. Czekam oczywiście na dalszy rozwój wydarzeń. Błędów nie zauważyłam, ale też się ich
nie doszukiwałam. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kamosoka dnia Wto 21:22, 27 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
seska
Dobry wampir
Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 22:52, 27 Paź 2009 |
|
Och, nareszcie doczekałam się mojej kreaturki kochanej
Rozdział, jak zwykle, świetny. Mam nadzieję, że teraz akcja zacznie się toczyć w konkretnym kierunku - Edward wpadnie na trop Victorii, Bella jednak wróci do pracy
Bardzo podobała mi się rozmowa z Jasperem Konkretnie facet ocenił sytuację - duży plus dla niego I to rozwalone krzesło...
Błędów jakichś tragicznych nie widziałam Zdarzyło się kilka literówek i braków ogonków, ale zapomniałam, gdzie były
Na szybko wypisałam te:
Cytat: |
Wszystkim, co w ten sposób osiagnęłam, |
Cytat: |
używane przez Amełykanów pod koniec tygodnia pracy |
Składam oficjalną prośbę o częstsze dodawanie rozdziałów |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zgredek
Dobry wampir
Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 51 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa
|
Wysłany:
Czw 21:09, 29 Paź 2009 |
|
seska napisał: |
Błędów jakichś tragicznych nie widziałam Zdarzyło się kilka literówek i braków ogonków, ale zapomniałam, gdzie były
Na szybko wypisałam te:
Cytat: |
Wszystkim, co w ten sposób osiagnęłam, |
Cytat: |
używane przez Amełykanów pod koniec tygodnia pracy |
Składam oficjalną prośbę o częstsze dodawanie rozdziałów |
Niestety, jak widzę, nie jestem wszechmogąca, więc nie potrafię wszystkiego zauważyć :( Ale Amełykany to są celowe, bo tłumaczka* do narodu tamtejszego zaoceanicznego nie żywi namiętnych uczuć
Następny rozdział postaram się dodać w przyszłym tygodniu, ale może połowę, bo czas to zając, wciąż zapieprza, a w następnym tygodniu czeka mnie próbna matura z matematyki, więc będę miała trochę czasu (jako wyznawczyni tablic matematycznych uczyć się nie mam zamiaru, dla jasności).
*Niby że ja. Tak w domyśle
EDIT 7.11
Jako spec od zawodzenia ludzi piszę, że postaram się dodać coś w połowie następnego tygodnia. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez zgredek dnia Sob 23:44, 07 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
seska
Dobry wampir
Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 21:30, 29 Paź 2009 |
|
Skoro tak, to wybaczam tą celowość tłumaczenia :P Te Amełykany pasują mi do "rozmemłanych amerykańców" - określenia, którego często w życiu codziennym używam ze znajomymi (a dotyczy zgoła czego innego ).
Obiecuję, że więcej nie będę
Cytat: |
Zaczęłem nerwowo masować rękami |
Zacząłem
Cytat: |
- Co? - warknąłem z wrastającą irytacją. |
wzrastającą
Cytat: |
Położył stopy na przeciwko mojej piersi i stanowczo ją odepchnął. |
naprzeciwko
W takim razie czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały. Jakoś tą nieszczęsną maturę będę musiała przeżyć |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dahrti
Zły wampir
Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Sob 17:41, 31 Paź 2009 |
|
Jupi! Nowy kreaturek! Znam historię niemal na pamięć, ale rzeczywiście - czytanie tłumaczenia to jednak coś trochę innego, inaczej się odbiera, nawet sceneria ma troche inne barwy... brawo za kawał dobrej roboty.
Ah, i we własnym temacie napisze sobie mój standardowy tekst... Czekam:D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Sob 23:08, 31 Paź 2009 |
|
No wkońcu się doczekałam! Przyznam się szczerze że tęskniłam za tym tłumaczeniem, które w twoim wykonaniu świetnie oddaje atmosferę ego ff. Bardzo obrazowo przedstawiłaś relacje panujące między Jasperem a Edwardem - świetna robota! Dodatkowo dobrze przedtłumaczone oddczucia Edwarda, jego nerwowość w uświadamianiu swoich uczuć. Podobała mi się Bella, taka odmienna od Meyerowej!! Oby tak dalej, coś czuję że szykują się kłopoty?!
Czekam na kolejne tłumaczenie i częstsze dodawanie rozdziałów!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
magdalina
Dobry wampir
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 786 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
|
Wysłany:
Pią 14:33, 06 Lis 2009 |
|
kilka dni minęło od dodania rozdziału a ja cały czas zawiedziona, że tylko jeden.
Bardzo ale to bardzo podoba mi się Twoje tłumaczenie jest w nim tyle hmmmmmmm emocji? Twój Edward, Jasper no i oczywiście Belka są tacy jakbyś to Ty ich obserwowała albo nie... raczej siedziała w ich łepetynach
czekam na dalsze losy tego ficka. Tak trzymać!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zgredek
Dobry wampir
Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 51 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa
|
Wysłany:
Czw 0:11, 31 Gru 2009 |
|
Nawet nie wiecie, jak mi strasznie wstyd, że tak długo to trwało, ale w końcu wracam z kolejną częścią COH. Mogłabym próbować się usprawiedliwiać się szkołą, ale tak naprawdę powinnam była skończyć to wcześniej. I skończyłabym, gdybym znalazła w sobie więcej determinacji. Ale mi się nie chciało.
Chyba najstraszniejszy stan dla tłumacza to ten, gdy słowa cię zawodzą. Nie do końca wiem dlaczego, ale im dalej tłumaczyłam, tym więcej i częściej zaczynałam wątpić w to, co piszę, więc wybaczcie mi jakieś nietrafione określenia.
Bety nie ma, bo bet mało na zbyciu, a nie chciałam czekać z wstawieniem. Skoro przetłumaczyłam, chcę mieć spokój.
Przepraszam również Dahrti, bo miałyśmy wstawiać na zmianę i tak długi przestój w żadnym wypadku przewidziany nie był. Zastanawiam się, ile też zdążyła przetłumaczyć przez ten czas, w którym ja kończyłam te dziesięć stron. Cóż, pewnie szybko się przekonam :P
Chciałam tym tekstem podziękować za pomoc Dahrti i Mizuki, a także ukłonić się wszystkim czytającym – to dzięki Wam całe to pisanie ma sens. Prawo rynku, ot co ;)
Miłego :D
Rozdział VIII
PWB:
- Bello, chciałabyś zatańczyć? - zapytał Tyler, wysuwając oczekująco rękę w moją stronę.
Zerknęłam na jego dłoń i zawiesiłam na niej wzrok na dłuższą chwilę, próbując wymyślić jakąś wymówkę. Zbyt zmęczona? Pijana? Wolałabym już nie kontynuować tej piekielnie nudnej randki? Rozważając te opcje uświadomiłam sobie, że minęło już trochę czasu, a jego ręka wciąż znajdowała się w powietrzu, czekając, aż ją przyjmę.
- Tyler, jest pewna rzecz, o której powinieneś wiedzieć. Bella nie tańczy – powiedziała stojąca za nim Angela. - Mężczyźni lepsi od ciebie zostali okaleczeni przez jej stopy na środku parkietu.
Rzuciłam Angeli rozdrażnione spojrzenie, na które odpowiedziała szelmowskim uśmiechem, pokazując mi dwa wystawione kciuki. Zmrużyłam oczy, rozważając, czy powinnam jej podziękować, czy raczej opowiedzieć wszystkim, jak kiedyś opuściła przyjęcie ze spódnicą zahaczoną o bieliznę. Naprawdę mnie ocaliła, ale przy okazji ujawniła brudy mojej traumatycznej tanecznej historii. Przemyślałam to jeszcze raz i zdecydowałam się zachować tę informację na inną okazję.
Wzruszyłam ramionami.
- To prawda, Tyler. Te skarby - podniosłam z ziemi but i zaprezentowałam mu szpilkę – są zabójcze. Ale proszę, zatańcz z kimś innym. Lubię siedzieć z boku i obserwować.
Angela przyjęła do wiadomości moje pozwolenie, chwyciła Bena za rękę i pociągnęła go w tłum spoconych, pulsujących ciał.
Tyler przechylił głowę. - Jesteś pewna? Nie mam nic przeciwko siedzeniu z tobą. Moglibyśmy jeszcze trochę pogadać.
Miałabym słuchać, jak mówi o swoim kostiumie na kolejny DragonCon*? Trochę zbyt gwałtownie odpowiedziałam: - Nie, naprawdę idź! Ze mną wszystko w porządku. - Posłałam mu krzepiący uśmiech i pomachałam.
Przytaknął, w końcu uśmiechnął się i zniknął w morzu ludzi.
Westchnęłam z ulgą.
Dziesięć minut później poczułam klepnięcie w ramię i przygotowałam się na ponowne spotkanie z Tylerem. Już miałam ziewnąć i rozprostować ręce, sygnalizując tym samym natychmiastową potrzebę powrotu do domu, ale ku mojemu zdumieniu to nie był on, ale rudowłosa kobieta, którą spotkałam w łazience.
- Hej! Zauważyłam, że siedzisz tu całkiem sama, więc przyszłam dotrzymać ci towarzystwa – powiedziała, powoli siadając na barowym krześle obok, a bransolety na jej przegubie zadzwoniły, gdy oparła rękę na stole.
- Och, Victoria, tak? - odsunęłam stojącą przed nią pustą szklankę i uśmiechnęłam się. - Jestem Bella.
Olśniła mnie tym swoim ultrabiałym uśmiechem i zapytała, jak tam randka. Wskazałam palcem przez tłum tańczących na Tylera, pląsającego z małą blondynką na środku parkietu.
- Mój partner czymś się zajął, więc osiągnęłam więcej, niż mogłabym sobie wymarzyć – roześmiałam się. - Jest naprawdę miły, ale nie w moim typie.
Przez chwilę obserwowałyśmy tańczących. Nawet stąd mogłam dostrzec szeroki uśmiech na twarzy Angeli. Cieszyłam się, że tak bardzo przypadli sobie z Benem do gustu. Oboje wydawali się być sobą zafascynowani, więc doszłam do wniosku, że przynajmniej dla nich ten wieczór okazał się sukcesem.
Odwróciłam się do Victorii i, przekrzykując muzykę, powiedziałam: - Chyba pójdę do domu. To był naprawdę długi dzień.
Przytaknęła ze słowami: - Odprowadzę cię do wyjścia. Mam się spotkać z przyjaciółmi na zewnątrz.
Szybko przedarłam się przez tłum do Angeli, powiedziałam jej o moich planach i poprosiłam, żeby poinformowała Tylera, że musiałam wyjść. Nie przykładając żadnej uwagi do moich słów pomachała mi na pożegnanie, zbyt zajęta Benem. Wiedziałyśmy obie, że była mi dłużna za umówienie jej z Benem i za to, że nie puściły mi nerwy podczas tej koszmarnej randki.
Spotkałam Victorię przy drzwiach i wyszłyśmy z klimatyzowanego baru w ciepłą, wilgotną noc. Nie padało, ale było tak mokro, że wszystko wydawało się być przesiąknięte wodą.
W jasnych światłach przy drzwiach budynku przyglądnęłam się Victorii lepiej, niż wewnątrz i znów uderzyła mnie jej uroda. Była wysoka i pełna gracji. Zauważyłam, że przypomina mi nieco Alice, opanowaną i pewną siebie. W jej towarzystwie czułam się niezręcznie i nie na miejscu. Należała do tego rodzaju dziewczyn, z którymi wyobrażałam sobie widzieć pana Cullena: długie nogi, idealna twarz, włosy supermodelki, paznokcie z manikiurem. Przez chwilę zastanawiałam się, czy lubi obsesyjno-kompulsywnych mężczyzn.
Ruszyłyśmy w stronę parkingu, mijając restauracje i inne budynki.
- Więc czekasz na chłopaka? - zapytałam.
- Nie. Zadzwonił, kiedy żegnałaś się z przyjaciółką i powiedział, że nie mógł przyjść. Ale wspomniałam mu o tobie i stwierdził, że bardzo chciałby cię poznać – zachichotała z podekscytowania.
Zanim zdołałam się powstrzymać, z moich ust wymknął się nerwowy śmieszek.
- Co powiedziałaś? On chce mnie poznać?
Zatrzymała się i spojrzała na mnie, a jej różowe usta zadrżały.
- Tak. Naprawdę chce.
Nieoczekiwanie uprzytomniłam sobie, jak przerażająca jest niemożność zobaczenia jej oczu. Przyciemnione okulary nie były wprawdzie całkiem zabudowane, ale nie potrafiłam odczytać wyrazu jej twarzy. Żartowała? A może mówiła na poważnie? Nie miałam pojęcia.
Wiedziałam tylko to, że mój wewnętrzny alarm, który każdy z nas ma w sobie, zaczynał dzwonić. Cofnęłam się delikatnie, mówiąc najpewniejszym tonem, na jaki potrafiłam się zdobyć.
- Wiesz, naprawdę nie powinnam wychodzić bez Angeli. Mam jej klucze, a nie chciałabym, żeby miała problemy z dostaniem się do mieszkania... - Moje słowa ucichły w niewygodnej ciszy pomiędzy nami.
Cóż, czułam się nieswojo. Za to Victoria wyglądała na niewiarygodnie... spokojną. Opanowaną.
Znudzoną?
Zrobiłam kolejny krok w tył, z przylepionym na twarzy fałszywym uśmiechem. Sięgnęła do przodu i dotknęła mojej ręki.
Poderwałam się na jej dotyk, otwierając szerzej oczy w zdumieniu.
Miała lodowate dłonie.
Nie zimne. Lodowate.
- Bello – powiedziała Victoria, ściągając okulary i wsuwając je jak opaskę we włosy. - Chcę, żebyś poszła ze mną.
Zbyt późno uświadomiłam sobie, że znajdowałyśmy się tu same, tuż przy rogu dwóch budynków, przedzielonych wąską, ciemną uliczką. Rozglądałam się za drogą ucieczki, gdy zauważyłam jej oczy, rozjaśnione światłem przejeżdżającego samochodu.
Rubiny.
Miały barwę rubinów.
Zdławiłam swój strach i zaczęłam biec, ale przecięłam mi drogę, zatrzymując się tuż przede mną – przemieszczała się dużo szybciej niż zwykły człowiek. Ścisnęła mnie mocno za ramiona, pchając prosto w cień pomiędzy dwoma budynkami. Jej długie czerwone paznokcie boleśnie wbiły się w moją skórę.
- Och – wykrztusiłam, zaskoczona jej siłą, ale nie na tyle, by stracić głowę. Odwróciłam się i znów uciekłam, teraz w dół uliczki, bo blokowała jej wyjście. Klasyczność tej sceny nie była wytworem mojej wyobraźni. Znajdowałam się sama w ciemności, osaczona przez obłąkaną chorą kobietę, noszącą czerwone szkła kontaktowe i dręczącą młode kobiety.
Potknęłam się na obcasach i zadrapałam kolano o ziemię. Głupie pieprzone buty. Podnosząc się, słyszałam, jak Victoria podąża za mną w ciemności.
- Bello. Proszę, nie rób tego. To nie ma sensu. Kiedy powiedziałam Jamesowi o tobie, nalegał, by doświadczyć cię osobiście – mówiła, a jej obcasy stukały głośno w chodnik.
Zobaczyłam przed sobą światło oświetlające tylne drzwi jakiegoś baru. Pędząc w ich stronę słyszałam muzykę dudniącą zza zamkniętych drzwi, świadczącą o bliskiej obecności ludzi. Wyciągnęłam rękę i przekręciłam gałkę; muzyka i światło przedarło się przez szparę, gdy nagle szczupła blada ręka wystrzeliła z tyłu i je zatrzasnęła.
Ciężko dyszałam ze zmęczenia i ze strachu, który ściskał moje gardło. Zaszlochałam cicho, widząc Victorię pochylającą się nade mną.
- Victorio, co robisz? - szepnęłam pomiędzy jednym a drugim szybkim wdechem.
Chwyciła mój nadgarstek i pociągnęła do siebie. Obnażyła zęby i, ku mojemu przerażeniu, oblizała je czubkiem języka, zanim roześmiała się jak jakaś fanatyczka.
Zadrżałam pod jej dotykiem i próbowałam wyrwać swoją rękę, ale trzymała ją zbyt pewnie, zaciskając coraz mocniej, tak że zaczęłam się giąć pod jej naciskiem.
Palcami wolnej dłoni pogładziła mój policzek.
- On będzie cię kochał. Smakowitą i pełną odwagi. Wiesz, on lubi dziewczyny z charakterem. Będziesz znakomitą zdobyczą.
Nie miałam pojęcia, o czym ona mówi. Prawdopodobnie był to bełkot szalonej kobiety.
W tej chwili tylne drzwi otworzyły się gwałtownie, wyrywając mnie z rąk Victorii. Usłyszałam płytki syk dobiegający z jej ust. Odczołgałam się na bok i przywarłam plecami do ściany. Z roztargnieniem zaczęłam masować opuchniętą skórę na nadgarstku.
Próbując się uspokoić, słyszałam w uszach bicie własnego serca.
Jakiś mężczyzna wyszedł ze środka i stanął w miejscu, gdzie jeszcze chwilę wcześniej znajdowałam się razem z Victorią. Odwrócił się w moją stronę i z zaskoczeniem spostrzegłam, że to Edward Cullen, wysoki i opanowany.
- Isabello, odejdź. - Jego głos był stanowczy, ale miękki
Szeroko otwartymi oczami spojrzałam na Victorię. Jej oczy przepełniała złość; mrużyła je z frustracji. Edward stanął plecami do mnie i powiedział, tym razem z większą mocą:
- Natychmiast.
Przytaknęłam i szybko pokonałam drogę do drzwi. Moje ręce dygotały, gdy przekręciłam gałkę i wślizgnęłam się do środka, uciekając jak najdalej od ciemności i mojego łowcy.
***
PWE:
Poczułem wibracje w kieszeni i wyciągnąłem z niej telefon.
Alice.
Wsunąłem go z powrotem do środka, koncentrując się na ciemności.
Miejsca o wzmożonym ruchu ulicznym, takie jak to, były trudne do zbadania. Znajdowało się tu tak wielu ludzi, a kiedy ich myśli mieszały się z alkoholem i narkotykami, stawały się niesamowicie niewyraźne.
Telefon znów się odezwał.
- Cześć. Pracuję. Czego potrzebujesz? - zapytałem niskim głosem, nie chcąc zwracać na siebie nadmiernej uwagi.
- Edward, musisz zaraz znaleźć Bellę – szybko powiedziała Alice.
Byłem zdezorientowany.
- Isabellę Swan?
- Ma kłopoty. Prawdziwe kłopoty.
Przed oczami mignęła mi scena z popołudnia, gdy panna Swan stała przede mną, zarumieniona i zdeterminowana.
- Gdzie ona jest? Mam coś do zrobienia, Alice – warknąłem, nieco poruszony, przeczesując dłonią włosy.
Alice zaczęła mówić szybciej.
- Widzę kobietę o błyszczących rudych włosach i w przyciemnionych okularach. Ona i Bella śmieją się, siedząc w restauracji albo w barze, ale wizja się zmienia i Bella ucieka przed nią w ciemności.
- Rude włosy?
- Tak. Ogniście rude. Zbyt rude. Nienaturalne.
Wciąż nasłuchiwałem, idąc w kierunku szeregu budynków, zerkając do środka w poszukiwaniu Belli. Nie miałem pojęcia, czy znajdowała się gdzieś wewnątrz, ale tylko to mogłem zrobić.
Rude włosy. Czy te same, co tamtej nocy? Wampirze?
Zdusiłem panikę wzrastającą w moim gardle.
Ponieważ nie mogłem się skupić na milczącym umyśle panny Swan, musiałem szukać myśli rudowłosej. Zatrzymując się na zewnątrz baru, przemykałem między dźwiękami rozmów i drinków stawianych na stolikach. Dalej mogłem usłyszeć lejącą się wodę i bulgotanie płynu wypełniającego szklanki.
Wciągnąłem głęboko powietrze. Wprawdzie nie mogłem usłyszeć panny Swan, ale mogłem ją poczuć. Kiedy uderzyło mnie powietrze, niewielka ilość jadu napłynęła do moich ust.
Moja.
Była tutaj.
Otworzyłem gwałtownie drzwi, przepchnąłem się przez poszkodowanych przez uderzenie i wkroczyłem na środek sali.
Pochłonęła mnie głośno pulsująca muzyka i wirujące ciała. Nabrałem powietrza i zakrztusiłem się, bo jej zapach był tutaj silniejszy i ogień zaczął palić moje gardło. Przeszukałem pokój, ale nie potrafiłem namierzyć ani panny Swan, ani rudej. Zamknąłem oczy i próbowałem wyczuć wampiry przez hałas.
- Pan Cullen? - usłyszałem i zauważyłem ciemnowłosą dziewczynę, której oczy wpatrywały się we mnie zza pary okularów Tiny Fey**.
- Tak? - Kim ona jest? Nikt nigdy nie rozpoznał mnie publicznie.
Pieprzony drań... Zranił moją najlepszą przyjaciółkę... Nie oszukają mnie jego oczy...
Dziewczyna zacisnęła zęby i spojrzała na mnie krzywo.
- Jestem Angela. Mieszkam z Bellą.
Koleżanka z pokoju Belli. Och.
Pochyliłem się i zauważyłem, że pozostał na niej ślad kwiatowego zapachu.
Zdobyłem się na uśmiech i spojrzałem jej prosto w oczy, wierząc, że dzięki moim umiejętnościom dodam jej odwagi, by się przede mną otwarła. - Miło mi cię poznać. Szukam panny Swan. Jest tutaj?
Angela wywróciła oczami. K*tas.
Ojć.
- Nie. Wyszła. Miała naprawdę ciężki dzień. No wiesz. W PRACY. Szef traktował ją jak śmiecia, więc w końcu zdobyła się na odejście. Teraz będzie mógł sam układać sobie bieliznę. - W jej głosie pobrzmiewała złość, a słowa unoszące się w jej umyśle podpowiadały mi, że szykuje się niezła tyrada. I chociaż nie chciałem zaprzeczać, że na to zasłużyłem, nie miałem czasu.
Przerwałem jej, zanim zdążyła się rozkręcić.
- Angela, masz rację. Traktowałem pannę Swan okropnie. Przyszedłem ją przeprosić. Powiedziałaś, że wyszła? - Angela przytaknęła, a w swojej głowie powtórzyła konwersację, którą odbyła z Bellą na parkiecie.
Tyler? Była tutaj z elektrykiem.
Ale z nim nie wyszła. Rozejrzałem się po sali i wypatrzyłem, jak obściskuje się z jakąś blondynką. Część mnie puchła z radości, że wyszła bez niego. Druga wściekała się, że zostawił kogoś tak kruchego jak panna Swan bez odpowiedniej eskorty.
- Angelo, kiedy ona wyszła?
- Jakieś pięć minut temu. Minęliście się. - Jej myśli stały się dla mnie troszkę milsze.
Podbiegłem do drzwi, ale złapałem urywek myśli rudej. Zobaczyłem fragmenty ciemności, mokry chodnik i ceglane ściany. Poruszała się pewnie wzdłuż pasażu w kierunku czegoś.
W kierunku panny Swan.
Wiedziałem, że za budynkiem znajduje się aleja, więc odwróciłem się i przebiegłem przez tłum w kierunku zaplecza baru. Z łatwością przebiłem się przez ścisk i otworzyłem drzwi kuchni. Poruszając się między pracownikami, ignorowałem ich krzyki i pytania o moje wtargnięcie. Tylne drzwi znajdowały się tuż przede mną. Przez gruby metal wyraźnie słyszałem, co działo się na zewnątrz..
Wampirzyca powiedziała coś o „nim”, a kiedy później panna Swan nazwała ją Victorią, w jej głosie słychać było strach.
W moim umyśle pojawiły się obrazy Victorii, dłonią dotykającej jej ręki.
Rozrywającej gładką, białą skórę.
Niszczącej to, co należało do mnie.
Narastała we mnie złość. Próbowałem otworzyć drzwi, ale były oporne. Cofnąłem się i użyłem stopy, by je wyważyć – upadły gdzieś dalej.
Moje zmysły wyczuły ją natychmiast, jej męczący zapach, wzmocniony przez pot i strach. Zatrzymałem się na jedną milisekundę, by wziąć się w garść, a jednocześnie zauważyłem ze zdziwieniem, że pożądanie, którego wybuchu oczekiwałem, tłumiła obezwładniająca potrzeba ochrony.
Stałem pomiędzy nimi, oceniając rany panny Swan i zachowując pozycję ofensywną względem Victorii. Zacisnąłem szczęki, czując krew skapującą z jej zranionego kolana i patrząc, jak masuje swój delikatny nadgarstek.
Musiała opuścić to miejsce.
- Isabello. Odejdź – poleciłem i odwróciłem się do wampirzycy.
Panna Swan nie poruszyła się, trawiąc moje słowa. Nie było na to czasu. Widziałem plany ucieczki, pojawiające się w umyśle Victorii. Znajdowała się trzy kroki przede mną, a przecież musiałem ją powstrzymać.
Nie patrząc za siebie, znów przemówiłem.
- Teraz. - Przeszła obok, a podmuch kwiatowej woni podrażnił moje nozdrza, gdy zatrzasnęła za sobą drzwi.
***
Teraz byliśmy tu z Victorią sami.
Spiskowała, tworzyła różne scenariusze, szybko odrzucając jeden za drugim.
Mogłem ją zabić. Zajęłoby to moment, ale najpierw potrzebowałem kilku informacji.
- Gdzie on jest? - zapytałem.
Na jej twarzy odmalowało się zmieszanie. Nie tego oczekiwała.
- Kto? - odpowiedziała, teraz w roli obrońcy.
Gapiłem się na nią przez chwilę, obserwując obrazy blond lidera w jej umyśle. Podziwiała go, przepełniał ją szacunek i oddanie dla niego.
- Myślisz, że on też to do ciebie czuje? - drażniłem się.
Przekrzywiła głowę, próbując wybadać, o co mi chodzi.
- To ciebie nie dotyczy, wampirze – syknęła.
Uniosłem brew.
- Właśnie, że dotyczy. Znajdujecie się na moim terytorium, zwracacie uwagę na siebie i na mnie przy okazji.
Wybuchnęła śmiechem.
- Myślę, że tu chodzi o coś więcej, niż to terytorium. Znasz tę dziewczynę, nazwałeś ją po imieniu i – nabrała powietrza – śmierdzisz ludźmi.
Zignorowałem jej komentarze i zacząłem się zastanawiać, jak zlikwidować ją w tak pełnej ludzi okolicy.
Jej pewność siebie wzrastała, kiedy pozostawałem cicho. Zrobiła krok do przodu.
- Lepiej się do nas przyzwyczajaj. Nie odejdziemy. Mamy plany, a twoja malutka dziewczynka jest ich częścią. Kiedy on raz podejmie decyzję, nie ma drogi wstecz. Lepiej pożegnaj się ze swoim zwierzaczkiem już teraz, bo to tylko kwestia czasu.
Natarłem na nią i przycisnąłem do ściany, zaciskając dłonie na jej szyi. Wytrzeszczyła oczy, ale nie przestała się uśmiechać. Zachowywała się jak męczennica.
Pochyliłem się nad jej uchem i warknąłem:
- Pozostaniesz daleko od niej i daleko od tego miasta. Idź. - Puściłem ją, wskazując ręką drogę. - Przekaż mu tę wiadomość i módl się, żeby już nigdy mnie nie spotkać.
Wyglądała, jakby gotowała się do skoku na mnie, ale stałem niewzruszony. Chwilę później drzwi się otwarły, a dwóch barmanów wyniosło ze środka worki ze śmieciami.
Victoria skorzystała z tej okazji, by zniknąć w ciemnościach. Otworzyłem drzwi, przygotowując się na żmudny proces naprawiania szkód.
***
PWB:
Stałam na zewnątrz kuchni, czekając, aż wróci. Nie byłam pewna, czy to zrobi, ale nie miałam pojęcia, gdzie mogłabym iść. Zbytnio się bałam, by samej pójść do samochodu, a jednocześnie w obecnym stanie nie wyobrażałam sobie, jak mam stawić czoła przyjaciołom.
Więc czekałam przy drzwiach, plecami oparta o ścianę, z nadzieją, że pan Cullen wróci do środka i powie mi, co się dzieje.
Zacisnęłam dłonie w pięści, żeby powstrzymać je od drżenia, ale to wcale nie pomogło, bo całe moje ciało dygotało, gdy próbowałam odtworzyć sytuację mającą miejsce w alei. Moje serce przyspieszyło, a jego rytm zrównał się z muzyką, dochodzącą z sąsiedniego pokoju.
Co się właściwie stało?
Kim jest Victoria i o czym bredziła? Mówiła coś o mnie, będącej dobrym „dodatkiem” i kilka rzeczy o „nim”. Wyglądała jak wariatka z rudymi włosami i przerażającymi zębami.
Drzwi kuchni otwarły się, a ja poderwałam się z miejsca, żeby sprawdzić, czy to on wrócił, ale zamiast niego zobaczyłam niską dziewczynę, niosącą tacę pełną napojów i jedzenia. Znów przylgnęłam do ściany, zastanawiając się, jak to możliwe, że pan Cullen mnie znalazł.
Z tego, co zdążyłam zaobserwować, nie był typem człowieka, który chodzi na przyjęcia. A z jakiegoż powodu Edward Cullen, ceniony dyrektor generalny PNT znajdował się w kuchni średniej klasy baru? Na pewno deptał jedzenie swoimi wymyślnymi butami, a w poniedziałek zażąda, bym wyczyściła ich podeszwy.
Poniedziałek.
Przetarłam dłonią twarz, jęcząc. Na moment zapomniałam, że zrezygnowałam. W każdym razie byłam pewna, że znajdzie kogoś na moje miejsce. Na pewno gdzieś jest agencja, która na krótki czas wynajmuje bogatym gościom jakichś prymusów, którzy wykonują całą brudną robotę, zanim nie znajdą oni stałych pracowników.
Drzwi uchyliły się i zauważyłam sylwetkę przechodzącego pana Cullena. Odepchnęłam się od ściany, chcąc iść za nim, ale nagle odwrócił się i stanęliśmy twarzą w twarz.
Wyglądał, jakby odczuł wielką ulgę.
- Cieszę się, że poczekałaś. Wszystko w porządku?
Powoli przytaknęłam, nie do końca pewna, co powiedzieć.
Spojrzał w dół, na moje kolana.
- Idź, zajmij się tym. Poczekam zaraz przy drzwiach – obiecał i skierował mnie w stronę toalet.
Weszłam do damskiej łazienki, czując się całkowicie oszołomiona. Jeszcze przed chwilą, na zewnątrz baru groziła mi jakaś kobieta, a mój były szef, który cały tydzień zachowywał się w stosunku do mnie niegrzecznie, właśnie mnie ocalił i martwi się o moje zranione kolana. Nic nie miało sensu.
Kiedy wyszłam, stał sztywno przed drzwiami. Dziewczyna z głębokim dekoltem minęła go, wchodząc do środka, kusząco się uśmiechając. Ze zdumieniem obserwowałam, jak ją całkowicie zignorował.
Jego oczy widziały tylko mnie.
Przynajmniej tak myślałam, ale na wszelki wypadek obejrzałam się przez ramię, czy coś bardziej interesującego nie znajdowało się za mną.
Nie. Nic poza mną.
Wskazał, żebym szła przed nim i w ten sposób pokonaliśmy drogę do frontowych drzwi.
Kiedy już byliśmy na chodniku, odwróciłam się i przyglądałam się mu przez chwilę. Starał się reagować zwyczajnie, ale coś mi nie grało. Ręce miał schowane w kieszeniach i kiwał się powoli na piętach. Jego zachowanie wyglądało na wymuszone i przemyślane.
Światła neonów barowych tworzyły wokół nas mglistą łunę, którą praktycznie odbijała skóra pana Cullena. W kosmykach jego włosów grały cienie i musiałam powstrzymywać się od chęci ich przeczesania.
Wpatrywaliśmy się w siebie w niezręcznej ciszy.
Westchnęłam głęboko, mówiąc:
- Mam kilka pytań.
Zmrużył oczy, ale przytaknął, jakby się tego spodziewał.
Otworzyłam usta, żeby zacząć, ale nogi się pode mną ugięły. Pan Cullen wyciągnął ręce, chwycił mnie pod ramiona i przytrzymał pionowo.
Żadne z nas się nie poruszyło. Zastygnął z dłońmi zaciśniętymi na cienkim materiale mojej koszulki. Nasze oczy znów przelotnie się spotkały, po czym odwróciliśmy się oboje, zawstydzeni całą tą sytuacją.
Drgnęłam pod jego dotykiem, więc szybko cofnął swoje ręce, chowając je za swoimi plecami.
Zarumieniłam się i powiedziałam:
- Czuję się dobrze. Dzięki.
Na jego twarzy na chwilkę pojawiło się zakłopotanie.
- Myślę, że powinienem podwieźć cię do domu.
Uch. Jego propozycja była niewygodna z tak wielu powodów. Widziałam, że jemu też nieszczególnie podobała się ta cała sytuacja, ale ponieważ nie miałam wyboru, przytaknęłam i poszłam za nim do samochodu.
Gdy znaleźliśmy się na miejscu, nacisnął pilot, otwierając drzwi. Pochyliłam się, by usiąść na miejscu pasażera – pan Cullen już znajdował się obok i uruchomił silnik. Patrzył prosto przed siebie, skupiając się na prowadzeniu. Zręcznie naciskał przyciski i zmieniał biegi w swoim drogim samochodzie. Rozsiadając się na miękkim fotelu o maślanym kolorze wdychałam zapach drogiej skóry. Mimo wpół przymkniętych powiek odnotowałam, że wnętrze jego pojazdu było charakterystycznie nieskazitelne, żadnych śmieci ani płyt CD. Książek albo kubków po kawie. Nic, co pokazywałoby chociaż ślad osobowości prawdziwego Edwarda Cullena.
Nerwowo przebiegłam palcami po tablicy rozdzielczej i nacisnęłam guziczek na drzwiczkach schowka samochodowego. Przechylając głowę zauważyłam, że pan Cullen mnie obserwuje i szybko cofnęłam rękę, kładąc obie dłonie na kolanach.
- Mieszkam na Trzeciej i Głównej – wskazałam, przełamując ciszę.
Przytaknął, nic nie mówiąc.
Przytłumione buczenie silnika usypiało mnie, ale miałam wiele pytań i bardzo mało czasu na uzyskanie na nie odpowiedzi. Chrząknęłam, by oczyścić gardło i tym samym zakłóciłam ciszę.
- Czy teraz odpowiesz na moje pytania?
Tym razem zerknął na mnie, mówiąc:
- Tak. Jeśli będę mógł.
- Kim była ta kobieta?
- Nie wiem.
- Gdzie poszła?
- Uciekła. - Musiał zauważyć panikę w moich oczach, bo szybko dodał: - Ale nie sądzę, żeby jeszcze kiedyś próbowała sprawić ci kłopoty.
Chwilę czasu zajęło mi przyjęcie tego do wiadomości. W międzyczasie obserwowałam jego ręce manewrujące kierownicą. Jego palce były długie i smukłe, zagięte na krawędzi skóry. Gdy pokonaliśmy zakręt, elegancko przesunął dłoń na skrzynię biegów.
Zdecydowałam się zacząć kolejną rundę pytań.
- Jak mnie znalazłeś?
Cisza.
- Jak mnie znalazłeś?
Cisza.
Przesunęłam się tak, że mogłam na niego patrzeć, chociaż on nie spuszczał wzroku z drogi przed sobą.
- Masz zamiar w ogóle odpowiadać?
Wjechał samochodem na podjazd pod moim mieszkaniem i go zatrzymał. Delikatnie pochylił się w moją stronę, z dłońmi wciąż zaciśniętymi na kierownicy i ścięgnami napiętymi tak mocno, że zaskrzypiały w kontakcie ze skórą.
- Nie – westchnął.
Poczułam, że opada mi szczęka.
- Co masz na myśli, mówiąc „nie”?
Spojrzał mi prosto w oczy i zapytał:
- Dlaczego odchodzisz?
Przebiegła zmiana tematu.
- A więc... hmm... - zająknęłam się, próbując wymyślić sensowną odpowiedź.
Podniósł swoją idealną dłoń, wskazując mi, bym przestała.
Wziął głęboki oddech i powiedział grubym łagodzącym tonem:
- Przepraszam. Byłem dla ciebie niegrzeczny. Potraktowałem cię niesprawiedliwie i zachowywałem się całkowicie nieprofesjonalnie. Czasami nie jestem świadomy, co powinienem a czego nie powinienem zlecać moim pracownikom.
Zaśmiał się łagodnie. - Mam skłonność do zachowywania się zbyt samolubnie.
Zachichotałam cicho, słysząc jego rewelacje.
- Dziękuję. I jeśli ktokolwiek tutaj powinien przepraszać, to ja. Całkowicie zniszczyłam twoją koszulkę. No wiesz, naprawdę ją zniszczyłam.
Pomimo półmroku dostrzegłam krótkotrwały grymas złości, który odmalował się na jego twarzy na wspomnienie podkoszulka.
- No tak, zmasakrowałaś moją koszulkę. Ale zgaduję, że to czyni nas równymi? - rzekł pytającym tonem, nieznacznie się szczerząc.
Uśmiech wygładził jego rysy. Dostrzegłam, że jego oczy wyglądały na ciemniejsze, a skóra pod nimi miała siny odcień. Zastanawiałam się, czy był tak zmęczony, jak ja czułam się wycieńczona. Nagle oszołomiło mnie znużenie i odchyliłam głowę do tyłu, masując piekący nadgarstek.
- Bardzo cię boli? - spytał miękkim głosem pełnym troski, wskazując na moją rękę.
Na chwilę zamknęłam oczy, wsłuchując się w brzmienie jego głosu. Błądziłam w myślach, zastanawiając się, czy potrafił śpiewać.
- Isabello... - Wyrwał mnie z zamyślenia.
- Nie, wszystko w porządku. - Wyciągnęłam rękę, by pokazać mu zranione miejsce. - Łatwo się siniaczę. Jestem pewna, że to wygląda gorzej niż powinno.
Przez moment gapił się na pokrytą plamami skórę.
- Wrócisz do pracy? - wyrzucił z siebie. - Obawiam się, że przez te dwa tygodnie, które dla mnie przepracowałaś, stałem się od ciebie uzależniony.
Przyjrzałam się jego twarzy i ze zdumieniem zauważyłam, że mówił szczerze.
Spostrzegł moje wahanie, bo dodał:
- Obiecuję, że trochę wyluzuję. I nigdy więcej skrobania mebli. - Jego usta wykrzywiły się w najbardziej niebezpiecznym uśmiechu, jaki kiedykolwiek widziałam.
- Pomyślę o tym – mruknęłam niepewnie, obawiając się, że jeśli nie przestanie się tak do mnie szczerzyć, zgodzę się na wszystko, o co poprosi.
Przytaknął, chwytając za klamkę i otwierając drzwi. Poszłam za jego przykładem i wysiadłam z mojej strony samochodu.
- Dalej poradzę sobie sama – powiedziałam, machając mu na pożegnanie.
- Nie rozśmieszaj mnie. Odprowadzę cię – kiedy to mówił, jego głos przepełniała irytacja.
- Dobrze. - Po raz kolejny musiałam zdecydować, czy chcę pozostać na tym emocjonalnym rollercoasterze, jakbym był Edward Cullen.
Razem wyszliśmy po schodach na drugie piętro, gdzie znajdowało się moje mieszkanie. Wyłowiłam klucze z torebki, a on zaoferował uprzejmie: - pozwól mi – szybko wziął klucze z mojej garści i otworzył drzwi.
Staliśmy w ciszy przez moment, niepewni co do naszej relacji szef/pracownik, więc praktycznie westchnęłam z ulgą, kiedy w końcu oddał mi klucze.
- Dobranoc, Isabello – powiedział. Delikatny dreszcz przebiegł po moich plecach, kiedy usłyszałam, jak wymawia moje imię.
- Dobranoc – odpowiedziałam. - I dziękuję.
Obserwowałam, jak znika za rogiem. Wyczerpana zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko.
***
PWE:
Kilka godzin później stałem w cieniu, wsłuchując się w dźwięki nocy, gdy łagodny wietrzyk omiótł moją twarz.
Obracając dłonią klucz w kieszeni, czułem pod palcami linię rowków i zapamiętywałem ich wzór.
Było późno, a blok pozostawał cichy, nie licząc dźwięków towarzyszących ludzkim snom. Angela była otulona kołdrą w łóżku i fantazjowała o młodym mężczyźnie, którego poznała wcześniej tej nocy. Przepełniała ją radość. Kompletnie nie zdawała sobie sprawy z koszmaru, jaki przeżyła jej przyjaciółka kilka godzin wcześniej.
Oczywiście nie mogłem poznać myśli Isabelli, ale wyraźnie słyszałem jej miarowy oddech i bicie serca.
Kolejny raz znajdowałem się w rozsypce. Stałem pod jej mieszkaniem z kluczem w ręce, zdesperowany, by ją zobaczyć. Sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku.
Ale wiedziałem, że czuje się dobrze. Przecież słyszałem jak oddycha. Jej mieszkanie było zamknięte i bezpieczne. Sam ją tutaj wcześniej przywiozłem.
Pragnąłem ją zobaczyć.
Wsunąłem klucz w dziurkę i cichutko przekręciłem gałkę, aż usłyszałem kliknięcie odblokowanego zamka.
Wemknąłem się do środka, zamknąłem drzwi i zamieniłem klucze na breloczku Isabelli.
Stojąc na środku pokoju, głęboko wdychałem i rozkoszowałem się ogniem, który palił moje gardło. Płomień był przeszywający i bolesny, ale symbolizował jedyne, czego pragnąłem.
Isabellę.
Przełknąłem jad, nie przestając głęboko oddychać i rytmicznie nabierać w usta pysznego apetycznego zapachu kwiatów.
Przeszedłem przez salon, kierując się wprost do jej pokoju. Zatrzymałem się tylko na chwilę, by ocenić moją determinację.
Byłem pewny, że jej nie skrzywdzę. Nie mógłbym. Jej ochrona stała się teraz moim zadaniem.
Gdy otworzyłem drzwi, cieniutka smużka światła przemknęła po jej twarzy. Leżała na boku w swoim łóżku, zaplątana w pościel. Jej włosy, potargane i skołtunione, były rozrzucone na poduszce, a dłonie zacisnęła pod brodą, zwinięte w maleńkie piąstki. Ciepło dochodzące z posiniaczonego nadgarstka promieniowało w ciemności.
Podniosłem bluzkę, która miała na sobie wcześniej tego wieczora i przyłożyłem ją do swojego nosa, zatapiając się w niezwykłym aromacie.
Znalazłem inną koszulkę na jej toaletce i powąchałem.
Odurzający.
Isabella podniosła się w łóżku, przewracając się na drugą stronę, cicho skamląc. Upuściłem bluzkę i zastygłem.
Czekając wpatrywałem się w jej wargi, różowy zarys widoczny dla mnie w ciemności. Wstrzymywałem oddech, niepotrzebnie wytężając słuch, by po raz kolejny usłyszeć ten dźwięk wymykający się z jej ust. Po chwili dobiegł mnie kolejny niski jęk.
Natychmiast napełniło mnie pożądanie.
Moje ciało, nie moje usta.
Teraz świadomy prawdziwej natury moich uczuć, zmusiłem się do wycofania przez mieszkanie, pozostawiając obiekt mojej namiętności jej burzliwym snom.
*DragonCon – wielki konwent dotyczący fantastyki, science-fiction, gier, komiksów, literatury, sztuki, muzyki i filmów odbywający się w USA (w tym roku we wrześniu(1), w Atlancie)
** [link widoczny dla zalogowanych]
1) właśnie dotarło do mnie, że kiedy to tłumaczyłam pod koniec sierpnia, konwent się jeszcze nie odbył, a teraz minęły od niego już trzy miesiące ;) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|