|
Autor |
Wiadomość |
Greenpoint
Wilkołak
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 215 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 23:16, 20 Lut 2009 |
|
Magdolińska napisał: |
Przez kilkadziesiąt lat warto powiedzieć sobie wszystko, żeby potem móc wspólnie milczeć. |
śliczne to zdanie :)
lubię Twój styl pisania: zaczynając od pierwszej historii z punktu widzenia Rose, którą napisałaś, poprzez miniaturki, aż do tego.
Akcja mam nadzieję szybko się rozwinie, wcielisz w życie jakieś nowe przygody i, co najważniejsze, będziesz czerpać z tego przyjemność.
Pozdrawiam i czekam na więcej.. xD |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Kithira
Wilkołak
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 167 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Any Other World
|
Wysłany:
Sob 1:54, 21 Lut 2009 |
|
Nie mogłam się przemóc do ff pisanych z punktu widzenia Rose. Jednak Ty mnie zaskoczyłaś bardzo pozytywnie:) Rose urosła w moich oczach , to samo również tyczy się Jacoba , który przez całą sagę mnie irytował :) Ukazałaś go z innej strony . Niezła fabuła, czyta się dobrze i wciąga , więc życzę WENY ! i czekam na dalsze części :)
Pozdrawiam :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Magdolińska
Wilkołak
Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Czw 14:48, 26 Lut 2009 |
|
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam odcinka, ale zległam zupełnie złożona chorobą, nie miałam siły głowy podnieść, a na widok komputera robiło mi się niedobrze. Ozdrowiałam już jednak trochę, ale nie oczekujcie jakiejś niesamowitej jakości, bo wciąż nie czuję się rewelacyjnie.
Zawiera krótką scenę w rodzaju 15+, wybitnie łagodną.
Miłego czytu-czytu.
***
BETA: Anyanka
Bywały już takie chwile, że byłam bliska morderstwa, ale w tym momencie żądza mordu niemal wylewała mi się uszami. Wszyscy, oprócz Carlisle'a, Esme, Jacoba i Nessie, siedzieliśmy w magazynie, który w najbliższym czasie miał się stać najmodniejszym miejscem Horseshoe Bay. Oficjalnie robiliśmy remont. Nieoficjalnie, innymi słowy, faktycznie, z remontem nic to nie miało wspólnego. Jasper i Emmett grali w pokera o jakąś drakońską sumę, Alice układała w albumach zdjęcia ze ślubu Jake'a i Ness, Bella czytała "Dumę i uprzedzenie", a Edward siedział na podłodze z zamkniętymi oczami i nucił jakąś melodię. Ich brak aktywności doprowadzał mnie do szału.
- Dosyć tego! - wrzasnęłam. Wszyscy się na mnie obejrzeli. Nawet Edward otworzył jedno oko. - Mamy mało czasu, zaraz się zacznie sezon, a my jesteśmy w proszku! Alice, odłóż ten album, zdjęcia ci nie uciekną. Bello, znasz tą książkę na pamięć, możesz poczytać kiedy indziej. Edwardzie, podnieś się z tej podłogi. - podeszłam do stolika, który zajmowali Em i Jazz. Na jego środku piętrzyła się spora kupka wymiętych banknotów. - Koniec gry. - poinformowałam ich, wyrywając obydwu karty.
- Ej, Rose, co ty wyrabiasz?! - oburzył się Jasper.
- Zmuszam was do ruszenia tyłków i zabrania się do pracy. No już! - zgarnęłam ze stołu pieniądze i wrzuciłam je do skrzyneczki ze środkami na zakupy. - Alice i Edward, zajmijcie się klubem. Emmett i Bella - teatrem a ja z Jazzem galerią Esme.
Nie doczekałam się żadnej reakcji, cała piątka patrzyła na mnie jak na wariatkę.
- Dzisiaj ja tu dowodzę. - oznajmiłam. - No, ruszać się. Nie mamy ani chwili do stracenia.
Bez słowa rozeszli się na wyznaczone przeze mnie stanowiska. Emmett po drodze cmoknął mnie w policzek i zszedł do sutereny, w której miała być sala teatralno-kinowa. Rozejrzałam się jeszcze i weszłam za Jasperem po schodach na piętro. Czas wziąć się do pracy.
- No, udało nam się. - stwierdziłam, rozglądając się po klubie. Dookoła mnie królowały fiolety i złoto. Wszystko wyglądało idealnie.
- Czyli jutro robimy uroczyste otwarcie? - spytał Edward.
- Jasne! Wynajęłam limuzynę! - wykrzyknęła Alice. Spojrzałam na nią, unosząc pytająco jedną brew. - Zobaczycie, to będzie super wyglądało!
Miałam co do tego inne zdanie, ale nie chciało mi się z nią sprzeczać. I tak przez ostatnie cztery tygodnie grałam jej rolę - organizatorki od wszystkiego. Aż dziw, że mnie nie zamordowali. Jazz nawet przyznał, że gdybym nie przejęła dowodzenia, dalej gralibyśmy w karty na podłodze.
- Brawo, dzieci. Odwaliliście kawał dobrej roboty. - pochwalił nas Carlisle i pogładził mahoniowy bar. - Esme bardzo się cieszy z tej galerii, którą dla niej urządziliście. Nie może się zdecydować, które obrazy wywiesić na otwarcie.
- Em, może pojedziemy do domu i pomożemy Esme? - zaproponowałam, uśmiechając się do męża znacząco. Mrugnął do mnie i wyciągnął rękę, którą z przyjemnością chwyciłam. Przyciągnął mnie do siebie, splótł dłonie na mojej talii. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on obkręcił się kilka razy wokół własnej osi, tak że moje stopy oderwały się od podłogi. Śmialiśmy się oboje.
- Emmett, wygniotłeś Rosalie garsonkę od Versace! - wykrzyknęła Alice oburzona.
- Zamknij się, Alice. - mruknął Em i zatopił wargi w moich ustach. Przez cały remont nie mieliśmy dla siebie ani chwili czasu, obydwoje byliśmy bardzo zajęci, strasznie się za nim stęskniłam.
- Do domu. - szepnęłam, odrywając się od jego ust. Pocałował mnie jeszcze raz, wziął za rękę i wyszliśmy. Wsiedliśmy do mojego Mercedesa ML 450 i pojechaliśmy w kierunku domu. Rozpędziłam samochód do maksymalnej prędkości i wymijałam wszystkie auta po drodze. Emmett cały czas trzymał mnie za kolano, usilnie usiłując mnie zdekoncentrować, ale mu na to nie pozwoliłam. Na dekoncentrację jeszcze przyjdzie pora.
Kiedy zatrzymałam samochód na podjeździe, Emmett wyjął kluczyk ze stacyjki, wziął mnie na ręce i bezceremonialnie wyciągnął z auta.
- Myślisz, że Alice bardzo się zdenerwuje, jeśli zniszczę ci te żałobne ciuszki? - spytał, niosąc mnie w kierunku ogrodu.
- Będziesz miał przechlapane. Ale jak sobie zasłużysz, to cię obronię. - odparłam, wierzchem dłoni przesuwając po linii jego szczęki. Zamruczał tylko jak kot i przyspieszył kroku.
Było już ciemno, więc w ogrodzie paliły się światła. Emmett niósł mnie w kierunku "frywolnej altanki", jak to miejsce nazwał Edward. Było to duże (nawet bardzo duże) łóżko, ukryte za kilkoma warstwami białych muślinów. Przybytek ten został ze wszystkich stron otoczony dorodnymi różanymi krzakami, w celu zapewnienia większej prywatności. Od razu było wiadomo, że będzie on służył głównie mnie i Emmettowi, bo to my byliśmy uznawani za największych rozpustników w całej rodzinie. Nie bardzo nas to obchodziło, zresztą, trudno byłoby zaprzeczać.
Położył mnie na łóżku, głaszcząc delikatnie moje nogi. Tak bardzo tęskniłam za jego dotykiem, za tą czułością, za wszystkimi gestami. Każdą komórką ciała czułam, że Emmett mnie kocha. Ściągnęłam buty o brzeg łóżka i czubkami palców zaczęłam wodzić po udzie mojego kochanka.
Mój gorący ukochany, lepszy od wszystkich południowców tego świata, właśnie przylgnął do mnie całym ciałem i zatopił się w moich ustach.
- Kocham. Cię. Rosalie. - szeptał między pocałunkami, błądząc teraz dłońmi po mojej spódnicy. Nagle złapał za dwa jej brzegi i jednym ruchem rozerwał. Po chwili to samo zrobił z moim żakietem. Złote guziki wystrzeliły w powietrze.
Ciszę nocy wypełniły moje głośne krzyki, od których nie mogłam się powstrzymać, czując usta Emmetta zanurzone w mojej kobiecości. Frywolna altanka - mój prywatny raj.
- Wszystko gotowe? - spytałam po raz... już nawet nie wiem, który to był raz. Sprawdzałam, czy szklanki są czyste, czy barmani są na swoich miejscach, czy projektor działa, czy obrazy są dobrze oświetlone... itd., itp.
- Rosalie, każdego bym podejrzewał o takie panikarstwo, ale na pewno nie ciebie. - stwierdził Edward, przyglądając mi się ze swoim słynnym łobuzerskim uśmiechem. - Uspokój się, wszystko jest na swoim miejscu. A jakby coś się stało, to będziemy improwizować.
Zmierzyłam go lodowatym spojrzeniem. Niech sobie sam improwizuje, ja nie dopuszczałam do siebie myśli o jakichkolwiek odstępstwach od pierwotnego scenariusza.
- Rose, musimy już iść, zaraz zaczną przychodzić ludzie, a my mamy się po raz pierwszy pokazać dopiero wychodząc z limuzyny. - przypomniał mi Emmett, ujmując w międzyczasie moją dłoń.
- Dobrze. Tylko sprawdzę, czy DJ jest na miejscu i wie, co grać. - powiedziałam i zrobiłam krok w kierunku podestu, ale Em przyciągnął mnie do siebie.
- Wszystko jest w porządku. Przestań się denerwować. Chodź, idziemy.
Objął mnie ramieniem i siłą zaprowadził do samochodu. Za kierownicą siedział już Jasper.
- Alice się niecierpliwi. - poinformował nas krótko i odpalił silnik. Poczekaliśmy jeszcze kilka sekund na Edwarda i Bellę i ruszyliśmy z parkingu. Do miejsca, w którym czekała na nas gigantyczna, czarna limuzyna, jechaliśmy niecałą minutę.
Alice i Esme już siedziały w samochodzie. Gdy weszliśmy, Ally poderwała się z miejsca, i w ostatniej chwili przypominając sobie, że ma nad sobą dach, w którym łatwo zrobić dziurę, pochyliła głowę.
- Siadajcie. Jasper, ty tam. - pokazała mu palcem miejsce obok Esme. - No już, siadać. Wiecie, jak wysiadać? Żadnego bałaganu! - zarządziła.
Kiedy podjechaliśmy pod budynek naszego "centrum rozrywki", które kreatywnie nazwaliśmy "BAJEREE". Z braku lepszego pomysłu, użyliśmy po prostu pierwszych liter naszych imion. Pod BAJEREE stał spory tłumek złożony z ludzi w szortach i letnich sukienkach, najwyraźniej turystów i miejscowych, których rozpoznałam po zapachu. Wygładziłam fałdki na mojej czarnej, ołówkowej sukience i wytarłam amarantowe pantofle z drobinek kurzu.
Po kolei wychodziliśmy z limuzyny, towarzyszyły nam przy tym flesze aparatów - Alice zatrudniła kilku fotografów.
- Zamorduję ją kiedyś, przysięgam. - mruknęła Bella, udając uśmiech. Parsknęłam śmiechem. Dobrze wiedziałam, jak bardzo nie lubiła być w centrum uwagi. Edward cały czas trzymał ją za rękę i to oni jako pierwsi weszli do budynku.
Podłoga w klubie pulsowała w rytm muzyki, barmani z zawrotną szybkością mieszali drinki w shakerach, a dyskotekowe fioletowe i białe światła zapewniały niesamowitą atmosferę. Było idealnie.
- Chodź, usiądziemy sobie gdzieś z boku. - szepnął mi Emmett do ucha.
- Ok. Chodźmy na górę, będziemy wszystko dobrze widzieć. - zaproponowałam i poszłam w kierunku schodów. Na piętrze znajdowała się przeszklona sala dla VIPów, wyciszona i z lustrami weneckimi. Wyciągnęłam z torebki klucz i otworzyłam drzwi. Spodziewałam się ujrzeć tylko puste fotele i kanapy, ale nieco się pomyliłam. W małym pokoiku zastaliśmy całą naszą rodzinę, w tym Edwarda grającego na fortepianie.
- Ładnie nam to wyszło, prawda? - spytała Alice, podbiegając do nas radośnie z dwoma wysokimi, szampanowymi kieliszkami do połowy wypełnionymi krwią. Podała nam je i wróciła na miejsce, czyli na kolana Jaspera. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że wszyscy trzymają takie same kieliszki. Oprócz Edwarda, który swój postawił na fortepianie.
- Czy ja już kiedyś nie mówiłem, że Alice to wariatka? - spytał Emmett. Spojrzałam na niego. Jego mina wyrażała dziwną mieszankę rozbawienia, uprzejmego zdziwienia i lekkiego poirytowania.
- Cicho bądź, Em, i nie psuj mi zabawy. - powiedziała Alice. - Chciałabym wznieść toast. Za wspólną pracę całej rodziny. Oby więcej takich przesięwzięć.
- Za rodzinę. - szepnęliśmy wszyscy i wypiliśmy toast.
Interes układał się wprost perfekcyjnie, mogliśmy więc ogłosić sukces naszego rodzinnego interesu. Zostałam mianowana (no dobra, sama się mianowałam, ale nikt nie protestował) menadżerką BAJEREE. Zajęłam dość spory gabinecik na piętrze, podobnie jak sala dla VIPów, wyposażony w lustra weneckie, i lubiłam zaszywać się w nim z Emmettem w trakcie weekendowych imprez w klubie.
Tym razem jednak byłam w swoim pokoiku sama. Emmett wybrał się z Jasperem na polowanie, a ja musiałam zapłacić wszystkie rachunki. Powoli zbliżałam się do końca, gdy drzwi mojego gabinetu otworzyły się i stanęła w nich Renesmee. Na jej widok poderwałam się z miejsca i padłyśmy sobie w ramiona.
- Nessie, jak dobrze cię widzieć! Kiedy wróciliście? - spytałam, odsuwając się od niej i wskazując jej krzesło naprzeciw biurka. Sama usiadłam w swoim fotelu i zamknęłam laptopa.
- Przed chwilą. Przyjechałam do ciebie prosto z lotniska.
Dopiero teraz spojrzałam na jej twarz. Była wyraźnie zmęczona, jakby niewyspana, a w jej oczach nie było widać radosnych błysków.
- Nessie, czy coś się stało? - spytałam, biorąc ją za rękę.
Przytaknęła i spuściła głowę. Po jej policzkach płynęły łzy.
- On ci coś zrobił? Powiedz tylko słowo, a go zamorduję.
- Nie! - krzyknęła płaczliwie. - Jacob mi nic nie zrobił. Znaczy, nie w tym sensie.
- No to co się stało? Pokłóciliście się?
Pokręciła głową i rozszlochała się.
- Ja... ja chyba jestem w ciąży. - wykrztusiła i ukryła twarz w dłoniach.
- O ku***. - wyszeptałam tylko. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Magdolińska dnia Sob 22:57, 28 Lut 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Twilightkocham
Nowonarodzony
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 12 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 16:08, 26 Lut 2009 |
|
Wow...ale się narobiło , świetnie piszesz tego ff.Masz wieli talent!
Życze WENY!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Magdolińska
Wilkołak
Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Czw 18:39, 26 Lut 2009 |
|
Loona napisał: |
Mam tylko pytanie: Charlie wie, że Bells jest wampirem? Bo chyba się skapnął, że oni się w ogóle nie starzeją? |
Tak, Charlie wie, ale stara się o tym nie myśleć. :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anabells
Zły wampir
Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd
|
Wysłany:
Czw 18:58, 26 Lut 2009 |
|
Magdolińska napisał: |
- Ja... ja chyba jestem w ciąży. - wykrztusiła i ukryła twarz w dłoniach.
- O ku***. - wyszeptałam tylko. |
Jaka matka, taka córka.
Rozdzialik niczego sobie. Prócz końcówki. Coś niewydaje mi się, żeby to "chyba" nie okazało się "na pewno"...
wena |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Niezapominajka
Nowonarodzony
Dołączył: 30 Sty 2009
Posty: 1 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z miasta, które nie jest miastem
|
Wysłany:
Pią 18:37, 27 Lut 2009 |
|
Nie dziwię się, że Rose zareagowała w taki sposób, ja zareagowałabym tak samo.. Już się nie mogę doczekać reakcji Edzia, to będzie najlepsza scena. Jego córeczka zaciążyła z psem . A swoją drogą to ciekawa jestem co za dziecię z tego wyjdzie, taki trochę wampir, trochę człowiek, a trochę wilkołak...
Veny! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nessie
Zły wampir
Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 271 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia
|
Wysłany:
Sob 13:53, 28 Lut 2009 |
|
magdolinska każdy z twoich ff jest zabójczy.
choc nie komentowałam oczami Rosalie, to ten muszę Xd
Cóz powiedzieć.
Spodziewałam sie, ze Edward rozerwie Jaka na strzępy XF
Podobało mi się, jak ukazałas "przyjaźń" Jaspera z Rose.
Pewnie nie było powodu, al eja i tak się wzruszyłam ;P
Pisz dalej i życzę wielkiego WeNA |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bellafryga
Wilkołak
Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 198 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 14:10, 28 Lut 2009 |
|
To będzie dziecko! 1/4 wilkołak, 1/4 wampir, 1/2 człowiek. A Volturi uważali Renesme za wybryk natury :D
Rozdział bardzo mi się podobał. Tylko czym ini wznosili ten toast? Przemoglii się i szmapanem czy też Carlisle przyniósł do domu jakąś krew?
Powodzenia i WENY! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Vena
Wilkołak
Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 117 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lubań
|
Wysłany:
Sob 14:27, 28 Lut 2009 |
|
Osz kurczę kobito zabijasz mnie! Powiedz mi dlaczego skończyłaś w takim momencie? Czekam z niecierpliwością na dalszą część, bo to jest świetne! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Magdolińska
Wilkołak
Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Nie 0:38, 01 Mar 2009 |
|
Oto 6 odcinek. Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo pisząc końcówkę, padałam już po prostu na twarz (widać, jaka pora :D). Mam nadzieję, że moje padanie nie wpłynęło znacznie na jakość odcinka. Traktuje głównie o Nessie, ale to się powoli będzie zmieniać.
Miłego czytu-czytu.
***
BETA: Anyanka
Nessie, gdy usłyszała moją reakcję, rozszlochała się na dobre.
- Ness, spokojnie, skarbie, chodź do mnie. - odwróciłam fotel od biurka i wyciągnęłam ramiona. Renesmee posłusznie wstała i usiadła mi na kolanach, wtulając się w moje ramię, jak wtedy, gdy była małą dziewczynką i czegoś się przestraszyła. Przytuliłam ją mocno, kołysząc w ramionach. Wydała mi się dziwnie... miękka. Miękka tak po ludzku.
- Nessie, musimy pojechać do Carlisle'a. Natychmiast. - zarządziłam, ocierając jej łzy. - Spokojnie, wszystko będzie dobrze, już ja tego dopilnuję. Gdzie Jacob?
- Na dole. - szepnęła, pociągając nosem. - Zostawiłam go przy barze.
- Ok. Chodź. - postawiłam Nessie na nogi, wzięłam ją za rękę, w drugą złapałam torebkę i wyciągnęłam bratanicę z gabinetu. Pies, faktycznie, siedział na jednym z barowych stołków. Nie zatrzymując się, złapałam go za kołnierz koszuli i pociągnęłam.
- Ej, Blondi! - jęknął tylko i wyrwał mi się.
- Jesteście samochodem? - spytałam, ignorując jego zrzędzenie.
- Tak, stał na parkingu pod lotniskiem, Alice go tam zostawiła. - odpowiedział, a raczej odwarknął. Boże, żeby tylko to dziecko się w niego nie wdało.
- Pojedziesz za nami. Edward zorientowałby się, że już wróciliście, gdyby zobaczył samochód pod klubem. A my potrzebujemy chwilki.
Na wspomnienie o Edwardzie Renesmee znów się rozszlochała.
- Tata mnie zabije... - załkała.
- Spokojnie, Ness, będzie dobrze. Nikt cię nie zabije. - podniosłam nasze splecione dłonie, żeby pogłaskać ją po policzku. Doszliśmy już do mojego samochodu. Wsadziłam Nessie na fotel pasażera i zapięłam jej pas. Kiedy zamknęłam drzwi, obejrzałam się na Jacoba, który wsiadał właśnie do Jaguara Ness. Wyglądał na przejętego. Nie zastanawiając się dłużej nad jego nastrojami, usiadłam za kierownicą. Włączyłam ulubioną płytę Nessie, z kołysankami Edwarda i ruszyłam z piskiem opon, w międzyczasie wykręcając numer do Carlisle'a.
- Rosalie, coś się stało?
- Wiozę do ciebie Nessie. Nie dzwoń do nikogo. Czekaj na nas w holu.
- Co się stało?
- To nie na telefon, zaraz będziemy.
- Ok. - odpowiedział, chociaż wyraźnie było słychać, że wcale go nie usatysfakcjonowała ta odpowiedź.
Spojrzałam na Ness i znacznie przyspieszyłam, wyprzedzając jakieś toczące się Clio.
Zaparkowałam pod samym szpitalem, kawałek za mną zaparkował Jacob. Z satysfakcją stwierdziłam, że miał większe trudności z samochodu na miejsce parkingowe, niż ja kiedykolwiek miałam. Wysiadłam z auta, pomogłam wyjść Ness i wprowadziłam ją do holu. Carlisle już na nas czekał. Kiedy zobaczył Nessie, o nic nie spytał, wziął ją tylko pod drugie ramię i zaprowadził do swojego gabinetu. Jacob wszedł tuż za nami. Posadziliśmy Nessie w jednym fotelu, ja usiadłam w drugim.
- Co się stało, Nessie? - spytał Carlisle, badając jej puls.
- Dziadku... - załkała - Ja chyba jestem w ciąży...
- Uspokój się, Ness, zaraz sprawdzimy, czy masz rację. - pogłaskał ją po głowie i podszedł do Jacoba. - Od jak dawna jest taka... ludzka?
- Od przedwczoraj. Wróciliśmy pierwszym samolotem. Wczoraj zaczęła wymiotować. I śpi więcej, niż zwykle. Jej skóra nie jest to końca ludzka. Jest tylko miękka. Myślisz, że ona naprawdę może być...
- Nie wiem. To możliwe. Po tym, jak urodziła się Renesmee, niczego już chyba nie uznam za niemożliwe. Zaraz wrócę. - dodał już głośniej.
Zostawił nas samych. Przestałam oddychać. Odzwyczaiłam się już od psiego smrodu, więc było mi go trudniej znieść, niż zazwyczaj. Ujęłam dłoń Nessie i zaczęłam bawić się jej obrączką. Spojrzała na swoją dłoń i uśmiechnęła się delikatnie.
- Jestem szczęśliwa. - odpowiedziała na pytanie, którego wprawdzie nie zadałam, ale bardzo chciałam zadać. - I będę szczęśliwa nawet, jeśli się okaże, że jestem w ciąży. A może przede wszystkim wtedy?
Nic nie powiedziałam, objęłam ją tylko ramieniem.
Carlisle wrócił po chwili, wtaczając do małego pokoiku ultrasonograf, w dłoni miał igłę i strzykawkę.
- Chciałbym ci pobrać krew, jeśli mi się uda. Zgadzasz się? - spytał, stawiając maszynę przy kozetce.
Nessie przytaknęła tylko i wyciągnęła rękę w stronę Jacoba. Podszedł natychmiast i ujął jej dłoń.
- Postaram się, żebyś nawet nie poczuła. - zapewnił ją Carlisle. - Lepiej nie patrz. Rosalie, wyjdź na korytarz. - polecił mi. Nie byłam zadowolona, ale wolałam nie zrobić Nessie krzywdy. Wstałam więc i wyszłam bez słowa. Stanęłam przy oknie i obserwowałam ludzi wchodzących do szpitala. Starałam się nie oddychać, ale od czasu do czasu się zapominałam i moich nozdrzy dobiegał obrzydliwy zapach środków do dezynfekcji, skutecznie tłumiący aromat krwi Renesmee.
- Już możesz wejść, Blondie. - powiedział Jake, którego głowa nagle pojawiła się w drzwiach.
Pospiesznie wróciłam do gabinetu Carlisle. Nessie zbladła nieco, ale już nie płakała.
- Dobrze się czujesz? - spytałam, odgarniając jej grzywkę z czoła.
- Tak. Ciekawe doświadczenie. Dziadek poszedł do laboratorium. Powiedział, że umiesz to obsłużyć. - wskazała brodą na ultrasonograf. Uśmiechnęłam się do siebie. Przypomniały mi się studia medyczne. To był fajny okres.
- Umiem. Połóż się, to zajrzymy, co masz w środku. Carlisle prawie piszczy z radości, marzył o tym od dawna.
Nessie roześmiała się i posłusznie położyła na kozetce. Włączyłam maszynę i zaczęłam badanie. Nie miałam wielkiego doświadczenia w robieniu badań USG, ale na mój gust zdecydowanie miałam zostać... praciocią? Sama nie wiem. Przyjrzałam się jednak monitorowi uważniej, bo coś przykuło moją uwagę.
- Carlisle! - pisnęłam.
- Co się dzieje?! - spytał, właśnie wchodząc do gabinetu. Szybko podszedł do mnie i odsunął mnie od ekranu.
- O matko... - jęknął tylko.
- Czy coś jest nie tak? - spytali jednocześnie Jacob i Renesmee.
- Spokojnie, wszystko w porządku. Tylko że... będziecie mieli bliźnięta. - powiedział stukając palcem w plamkę na monitorze, w której wyraźnie było widać (a przynajmniej wyraźnie dla mnie) dwójkę dzieci.
- Jezu Chryste... - jęknął Jacob i... zemdlał.
- Jacob! Jacob! Nic ci nie jest?! - krzyczała Ness, pochylając się nad swoim... mężem (matko, to brzmi jak zły sen), którego Carlisle przeniósł z podłogi na leżankę, i którego od paru ładnych minut bezskutecznie usiłowaliśmy ocucić. Stwierdził jednak chyba, że już wystarczy naszych wysiłków, bo otworzył oczy.
- O matko... Ness, przepraszam. - powiedział i od razu się poderwał, rzucając wręcz na moją ukochaną bratanicę. Bałam się, że ją zmiażdży, tak mocno ją przytulał.
- No już, wystarczy. - powiedziałam. - Chyba trzeba szanowną rodzinkę powiadomić.
Nessie zrzedła mina.
- Spokojnie, kochanie, będzie dobrze. Edward jest dość... nerwowy, ale jak się oswoi z tą wiadomością, będzie bardzo szczęśliwy, mówię ci. - powiedział Carlisle, obejmując Ness ramieniem. - Rosalie, dopilnuj, bardzo cię proszę, żeby Renesmee od razu po przyjściu do domu się położyła, dobrze? A jeżeli Edward będzie chciał ją zdenerwować, masz moje pozwolenie i możesz go uderzyć. Chodź na chwilkę. - wziął mnie pod ramię i wyprowadził na korytarz. - Te dzieci wyglądają zupełnie normalnie, mają ręce, nogi, głowy, serca im biją.
- Ale?
- Są trochę większe, niż by na to wskazywała logika.
- No wiesz, nigdy nie wiadomo, co wyjdzie z połączenia wilka i pół-wampirzycy. Nessie rozwijała się bardzo szybko, jej dzieci też mogą.
- Niby tak. Nie odstępuj jej na krok, dobrze? Jakby co, wiesz co robić?
- Jasne.
- I dopilnuj, żeby Edward nie doprowadził jej do płaczu.
- Postaram się. Ale niczego nie obiecuję. Znasz Edwarda.
- Tak... - westchnął Carlisle.
- Powiesz tacie? - spytała mnie Nessie, gdy jechałyśmy w stronę domu. - Ja nie dam rady. Proszę cię.
- Dobrze. Tylko zajmij czymś głowę.
- Ale czym?
- Nie wiem, śpiewaj "Santa Claus is coming to town", przypomnij sobie, gdzie są wyjścia awaryjne w samolocie, cokolwiek. I zadzwoń do Jacoba, żeby też się czymś zajął.
- Ok. - powiedziała i wyciągnęła telefon. Przez chwilę przysłuchiwałam się ich rozmowie, ale niedługo potem odpłynęłam myślami w przyszłość. Byłam ciekawa reakcji Edwarda, nastawiałam się na najgorsze. Jedno wiedziałam na pewno - nie będzie zadowolony.
Zostawiłam samochód na podjeździe i wprowadziłam Nessie do domu. Edward i Bella siedzieli w salonie. Doskonale. Dopilnowałam, żeby Nessie się położyła, przykrywałam ją kocem w kolorowe i kwiatki i zawołałam jej rodziców.
- Co chcesz, Rose? - spytał Edward, kiedy razem z Bells weszli do salonu.
- Nessie! Jak dobrze, że już jesteś! - wykrzyknęła Bella i rzuciła się, żeby uściskać córkę. - Co się stało, czemu ty leżysz? Rosalie?! - spojrzała na mnie pytająco.
Sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam wydruk z USG.
- Chciałyśmy... - spojrzałam na Jacoba i skrzywiłam się. - Chcieliśmy wam to powiedzieć jakoś delikatniej, ale się nie dało. - podałam Belli wydruk. - To są wasze wnuki. Bliźnięta.
Spojrzałam najpierw na Bellę. Miała szeroko otwarte oczy, którymi wpatrywała się w Nessie. Z Bellą pójdzie łatwo, to wiedziałam. Przeniosłam wzrok na Edwarda. Zesztywniał, oczy miał utkwione w wyjątkowo obrzydliwym obrazie, który Alice namalowała w przypływie inspiracji, jego dłonie raz po raz zaciskały się w pięści.
- Edward? - spytałam, machając mu dłonią przed oczami.
I nagle wyraz jego twarzy się zmienił. Tak wściekłym nie widziałam go chyba jeszcze nigdy. Oczy mu pociemniały, przykucnął, gotowy do skoku.
- Tato! - wykrzyknęła Nessie. Słychać, było, że płacze.
- Edwardzie. - upomniałam go spokojnie. - Nie bądź niemądry, co ty robisz?
- Zejdź mi z drogi, Rosalie. - warknął.
- Mowy nie ma.
- Chcę tylko porozmawiać z moim zięciem. Chyba mi wolno, prawda?
Jego głos dalej przypominał warknięcie, więc miałam się na baczności.
- No dobrze. Ale jeśli zdenerwujesz swoją córkę, wyrzucę cię za drzwi. Nessie nie może się teraz denerwować.
Edward zmierzył mnie tylko lodowatym spojrzeniem i podszedł do Jacoba.
- Jak mogłeś zrobić coś takiego mojej córce? - spytał. Jego głos był spokojny, ale tak chłodny, że niemal dostałam gęsiej skórki. Nessie aż się zatrzęsła.
- Edwardzie, żadne z nas nie wiedziało, że Renesmee może mieć dzieci. Że MY możemy mieć dzieci.
- Ona ma dopiero osiem lat. I już ma być matką? To jakiś głupi dowcip! - wrzasnął tak głośno, że aż wszyscy podskoczyli. - Ty psie! Moją małą córeczkę... I ze mnie zrobić dziadka?!
- Edward, uspokój się! - upomniała go Bella, ale ją zignorował. Coś podobnego! Chyba pierwszy raz, od kiedy są razem...
- Jesteś niepoważny! Z czego zamierzasz utrzymać rodzinę?! Liczysz, że ja ci będę dawał pieniądze?! No, powiedz coś! - rozkazał.
Jacob miał przerażoną minę. Nie żeby było mi go szkoda, czy coś w tym rodzaju, ale wiedziałam, co musi teraz przeżywać. Starcie z rozwścieczonym Edwardem jest jak pojedynek z rozpędzonym nosorożcem - żadnych szans na zwycięstwo.
Spojrzałam na Nessie. Płakała, z rąbkiem koca przyciśniętym do twarzy. Nie mogłam na to patrzeć.
- Koniec tej szopki, panie opiekuńczy tatusiu. - powiedziałam najspokojniej, jak tylko byłam w stanie, chociaż widok łez Renesmee sprawiał, że zamieniałam się w wybuchający wulkan. - Możesz sobie pogratulować. Tak, tak właśnie zachowuje się odpowiedzialny rodzic - doprowadza dziecko do łez. Jak ty im nie dasz pieniędzy, to ja to zrobię. Zresztą, mieszkamy wszyscy razem, więc nie pleć bzdur o utrzymywaniu rodziny. Oni są małżeństwem, a konto Ness opiewa na dość sporą sumkę. A teraz uspokój się i przeproś swojego zięcia. - obaj, Edward i Jacob, spojrzeli na mnie, jakbym nagle oszalała. - Nienawidzę go, ale to nie zmienia faktu, że zasłużył na przeprosiny. A jak już go przeprosisz, to spytaj swoją córkę, czy jest szczęśliwa. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszyła, zanim zrobiłeś tej sceny zazdrości. Może nawet, jak będziesz grzeczny, sama ci to pokaże. - zakończyłam.
W salonie było cicho jak makiem zasiał. Wszyscy patrzyli na mnie, nawet Ness na chwilę przestała chlipać. Bella patrzyła na mnie z wyraźną wdzięcznością, ale ja utkwiłam wzrok w Edwardzie, bo to on w tej chwili mnie interesował. Myślałam, że zreflektuje się i zrobi to, co mu nakazałam, ale on tylko mruknął coś niezrozumiałego, obejrzał się na Bellę i wyszedł z domu. Nessie rozszlochała się na dobre. |
Post został pochwalony 3 razy
Ostatnio zmieniony przez Magdolińska dnia Pon 23:36, 02 Mar 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
Greenpoint
Wilkołak
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 215 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 11:16, 01 Mar 2009 |
|
Łał, ostro zareagował na to Edward. Świetnie to napisałaś, to wszystko jak się potoczyło. Ness chlipiąca, Edek rozwścieczony do granic możliwości, Jake, który mdleje.. Nie ma co, to z pewnością będzie ciekawe, ale liczę też na więcej Rosalie :)
bardzo udany odcinek, końcówka też bardzo udana( nie widać, że pisałaś to o TAKIEJ porze xD) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
migdałowa
Wilkołak
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Nie 13:59, 01 Mar 2009 |
|
Bardzo się ciesze, że tu zajrzałam. Twoje opowiadanie jest zabójcze! Ubawiło mnie do łez, a w gruncie rzeczy nie jest parodią.
Fabuła ciekawa, bohaterowie świetnie zarysowani... I przekonałaś mnie do Rosalie.
I nawet Jacob wraz z Reneesme mi nie przeszkadzają.
I profil psychologiczny Edwarda.
Pisz, pisz, pisz. I weny życzę :*
pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Loona
Wilkołak
Dołączył: 24 Paź 2008
Posty: 242 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rybnik / Piekiełko
|
Wysłany:
Nie 18:48, 01 Mar 2009 |
|
Nie ma mnie tydzień, a tu następne rozdziały. :D
No nieźle... Nessie w ciąży... Z Jakiem...
Świetnie. Ciekawe jaka mieszanka z nich będzie.
Życzę wielkiego wena i czekam na ciąg dalszy.
pzdr. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Vena
Wilkołak
Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 117 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lubań
|
Wysłany:
Nie 21:06, 01 Mar 2009 |
|
No właśnie na to czekałam. Na ciąg dalszy. Strasznie mnie ciekawi reszta, zostawiłaś mnie nienasyconą ^^ Muszę przyznać, że potrafisz wciągnąć
Cytat: |
- Edwardzie, żadne z nas nie wiedziało, że Renesmee może mieć dzieci. Że MY możemy mieć dzieci. |
Ekhm... Wiecie co mi to przypomina? Dokładnie tak usprawiedliwiał się Edward przed Jacobem w BD ;p Wszystko zostanie w rodzinie xd
Życzę Weny i czekam na więcej. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
grenouillle
Nowonarodzony
Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 20 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: byydzia ;D
|
Wysłany:
Pią 15:20, 06 Mar 2009 |
|
Nieźle ;D
Fajnie się czyta, wciągające, dużo się dzieję i jest też się z czego pośmiać.
No i oryginalne :)
Szkoda, że Renesme tak szybko dorosła, Edward i Bella nie mogli się nią nacieszyć^^ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kataszka
Nowonarodzony
Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 34 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany:
Pią 19:55, 06 Mar 2009 |
|
Wow, utrzymujesz akcję w niezłym napięciu
Jestem pod wrażeniem :) Sporo dzieje się z rozdziału na rozdział
i bardzo łatwo sobie to wszystko wyobrazić. Gratuluję |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pią 22:26, 06 Mar 2009 |
|
Coraz to większe pogmatwanie Ciekawi mnie bardzo co się urodzi ze związku półwampira-pół człowieka i wilkołaka??!! Hhhhhhmmmmmmmm aż trudno mi to sobie wyobrazić... A może dlatego bliźniaki?? Jedno będzie pół wampirem i pół człowiekiem a drugie będzie wilkołakiem??? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Raisa
Nowonarodzony
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 16 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 12:28, 08 Mar 2009 |
|
Bardzo fajny FF.
Przyjemnie się czyta, czasami idzie się naprawdę pośmiać xD
I polubiłam Rosalie! Dzięki temu, że opisujesz tak świetnie jej myśli i osobowość wydaje mi się taka... ee... bardziej ludzka xD Tzn teraz można ją zrozumieć o ;P
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Magdolińska
Wilkołak
Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Nie 16:40, 08 Mar 2009 |
|
Mam dla was krótką informację. Nie mam pojęcia, kiedy będzie następny rozdział. Jego zaczątek siedzi gdzieś tam, w mojej głowie, ale spisanie go wymaga trochę więcej czasu, niż wymyślenie. Możliwe, że czas znajdę jutro (w co wątpię), a możliwe, że za więcej, niż tydzień. Dlatego proszę was o cierpliwość, FF nie porzucam, tylko mam po prostu sporo nauki, nie nadrobiłam jeszcze wszystkich zaległości po chorobie. Liczę na waszą wyrozumiałość.
Pozdrawiam serdecznie
Gabi |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|