|
Autor |
Wiadomość |
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Sob 17:00, 22 Sty 2011 |
|
Muszę powiedzieć, że z przyjemnością przeczytałam twoje opowiadanie. Chyba dawno czegoś takiego nie czytałam i brakowało mi. Ta miniatura zwiera ukłon w stronę kanonu, choć wykorzystuje go jako pretekst do poruszenia spraw uniwersalnych. Świetny pomysł na tekst. Najbardziej w niej lubię motyw dwóch bóstw. Chyba wolę je jako dziewczynki, są wtedy barwniejsze, ale podoba mi się aspekt zmienności płci. Jednak bardziej zostają mi w pamięci jako siostry. Podoba mi się ich odmienność i motyw gry, którą podejmują, a także dialogi między nimi.
Wybrałaś bardzo ciekawą scenerię, by poruszyć aspekt przeznaczenia, nieuchronności losu, wyborów.
Los Jacoba przypomina mi tu warkocz spleciony z trzech pasm - dwa pasma dają boginie, a trzecie wybór dokonany przez chłopaka. Wszystkie te trzy elementy wydają się konieczne.
Bardzo podoba mi się końcówka - bo tworzenie nie istnieje bez niszczenia i ukazałaś tę prawdę w bardzo pomysłowy sposób.
Czy muszę dodawać, że piszesz pięknym stylem i twój tekst się czyta, delektując smakiem? To chyba wiesz doskonale... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Śro 14:32, 26 Sty 2011 |
|
Zacznę od tego może, że bardzo dziękuję nie tyle za samą dedykację, co jej treść. To znaczy, że liczysz się z moją opinią i jestem dla Ciebie ważnym czytelnikiem i te uczucia całkowicie pokrywają się z moimi wobec Ciebie.
Długo zajęło mi dojście do momentu, kiedy jestem w stanie kliknąć Ci komentarz. Nauczyłam się, że przy Twoich tekstach nie mogę robić tego pochopnie, bo dopiero z czasem odkrywam w nich piękno i ukryte (czasem mniej, czasem bardziej) znaczenia.
Mam taką refleksję, zanim przejdę do opinii na temat tej miniaturki.
Piszesz zdecydowanie nie dla każdego, mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę, dlatego tak niewiele pojawia się opinii pod Twoimi pracami. Są tacy, co czytają, ale nie bardzo wiedzą, co powiedzieć. Przy niektórych Twoich tekstach można napotkać na problemy interpretacyjne, ale z pewnością ktoś kiedyś to doceni i jak nic mogłabyś zrobić karierę w pisaniu, tylko musisz pamiętać, że czytelnik nie siedzi w Twojej głowie i czasami powiedzieć mu coś więcej, niż byś chciała.
Z Boczną Ścieżką na szczęście nie można mieć problemów, wszystko jest jasne, choć potrzebowałam chwili na zastanowienie.
Wplątanie w Sagę bóstw indiańskich było niezwykle ciekawym posunięciem i, jak zauważyła Dzwonek, nie były to bóstwa decydujące o losie bohatera, mieszały – to fakt, ale jeśli chodzi o Jacoba po prostu otworzyły mu oczy, ostateczna decyzja o skorzystaniu z wyjazdu z autostrady (tak bym to nazwała w obecnych czasach w odniesieniu do uniwersalnych decyzji dokonywanych przez nas, dla wilka określenie boczna ścieżka pasuje idealnie) została podjęta przez Jacoba.
Cytat: |
Daję ci wybór, wilku. Na szali leży los twój i tej, dla której chciałeś się poświęcić. Wybierz między sobą a żywotem łańcuchowego psa. |
Odnosiłaś się do psa (Jacob) z obrożą na szyi – w Nienasyceniu, w Uwikłanych symbolem przynależności i zniewolenia była zdaje się opaska na rękę. W Nienasyceniu los Jacoba był okrutny, ale i on zerwał się w obroży. W Uwikłanych poddawał się wpojeniu, choć nadal posiadał cząstkę siebie. Było łagodnie, ale nadal smutno. Tu dojrzałaś do tego, by go uwolnić od wpojenia, ale przed wpojeniem, sugerując, że ten stan jest zbyt silny, by go przerwać (kanoniczne widzenie sprawy). Zawsze podobało mi się to, że zwracałaś uwagę na to, że wpojenie może być dla wpojonego przekleństwem. Mam podobne spostrzeżenia i cieszę się, że doczekałam się w Twoim wydaniu miniaturki niosącej nadzieję dla Blacka, a fakt, że zmiennokształtny wybrał ucieczkę z Leą tylko dodaje wszystkiemu smaczku i wzmaga moje zadowolenie. :)
Cytat: |
Nie mógł wygrać z zaćmieniem, z uzależnieniem od Edwarda, jego chłodu i mdlącego zapachu. |
Rewelacyjnie dobierasz słowa. Ja widzę w tym zaćmieniu nie tylko zaćmienie umysłu, zaczadzenie się wyidealizowaną miłością, ale też odniesienie do III części Sagi – momentu gdy Edward na dobre zyskał względy Belli i wygrał walkę o jej miłość. Część IV była tylko dopełnieniem. W sumie, teraz jak sobie myślę, nie musiałabym powstawać. Jej celem było chyba tylko to, żeby wcisnąć czytelnikowi kit o tym, że Jacob wcale taki biedny nie jest, bo będzie miał teraz swoją miłość, a wszelkie uczucia do Belli przestaną szybko wywoływać ukłucie w sercu i zostaną zastąpione przyjacielską serdecznością.
Dałaś Jacobowi uciec, tworząc o wiele ciekawsze zakończenie tej historii, takie zakończenie kupuje!
Gdybyś jeszcze pokusiła się o stworzenie wizji tej ucieczki, choćby w rozmowie ze mną. Byłabym zadowolona. :) No ale zawsze sama mogę ją sobie wyobrażać. Dwójka „renegatów” walczących ze złymi nomadami, a wieczorami relaksujących się w tanich hotelikach, we wspólnym łóżku. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
AngelsDream
Dobry wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 108 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Sob 15:23, 16 Kwi 2011 |
|
Miniatura stworzona na potrzeby pojedynku z BajaBellą. Betowała: Dzwoneczek.
Sugerowane ograniczenie wiekowe: +16
Za tobą
– Kocham cię – szeptała, nie wierząc w te słowa.
– Ja ciebie też – odpowiadał i była w tym jakaś cząstka przywiązania, może rutyny, ich własna namiastka czegoś cennego.
Stali – ramię przy ramieniu – na rozległym, prawie zupełnie płaskim terenie tundry. Chłopak zwrócił twarz w górę i uśmiechnął się delikatnie do chmur zasłaniających słońce. Wiatr szarpał połami płaszcza dziewczyny, mierzwił futrzany kołnierz wokół jej szyi. Milczała, mimowolnie zaciskając zęby. Nagle zalegającą między nimi ciszę przerwał jego głos:
– Powinniśmy zapolować.
– Nie jestem głodna – odparła, choć wiedziała, że opór jest bezcelowy.
Jak wiele razy wcześniej, posłał w stronę Jane kpiący uśmieszek.
– Musisz jeść – skwitował prosto, po czym sięgnął dłonią do bladego policzka siostry. Opuszkami palców powiódł po idealnie gładkiej skórze. – Musisz jeść – powtórzył i warknął, gdy skinęła głową w odpowiedzi. Kiedyś wierzyła, że może pokonać każdego. Kiedyś cieszył ją ból innych. Kiedyś minęło dawno temu wraz z wygodnym, bezpiecznym życiem przy boku Ara. Alec musiał zauważyć zmianę w jej twarzy. Odsunął się natychmiast, z obrzydzeniem wycierając dłoń o spodnie.
– Przestań – syknął. – Tamto już nie wróci! – wrzasnął, przekrzykując wyjący, nieznośny wiatr. – Teraz mamy wszystko! – Obrócił się wokół i wyciągnął ręce na boki. – Wolność, przestrzeń i wybór! – Jane musiała opuścić głowę, by nie zobaczył żalu wypełniającego oczy dziewczyny.
– Zapolujmy, siostro! – krzyknął i zaczął biec w stronę maleńkiej jakuckiej wioski, którą udało im się wczoraj znaleźć.
– Za tobą – szepnęła, a gorycz wraz z jadem napłynęły jej do ust.
Kochała Ara, jednak nie mogła liczyć na wzajemność. Przemieniona zbyt wcześnie, choć uratowana od tragicznej śmierci w płomieniach, straciła szansę na oswojenie się z własną kobiecością. Dla wampirów zgromadzonych w Volterze była więc tylko wiedźmą; złośliwą, rozkapryszoną panienką. Jedynie Alec wplatał palce we włosy dziewczyny i patrzył w jej intensywnie czerwone oczy. Przyciągał Jane do siebie, kąsał bladą szyję. Poddawała się jego pieszczotom, przekonana, że nigdy nie doświadczy innych. Klękała przed bratem, wierząc, że nie zasłużyła na nic więcej. Nie pamiętała już nawet, kiedy pierwszy raz po nią sięgnął. Wyrzuciła tę chwilę z pamięci. W rzadkich momentach, w których ból stawał się nie do zniesienia, korzystała z daru, niszcząc kolejną ludzką istotę lub słabego, błagającego o litość wampira. W pełni zasługiwała na strach widoczny w oczach niższych sług Volturi. Gdy przechodziła korytarzami, szeleszcząc materiałem pretensjonalnie wyzywającej sukni, tchórze odskakiwali na boki, gnąc się w ukłonach. Aleca raczej lubiano. Spokojniejszy i pozornie bardziej opanowany łatwiej zdobywał sprzymierzeńców. Bliskich przyjaciół, zakłamanych popleczników, głupiutkie kochanki. Z początku nie zwracała na to uwagi, potem udawała, że nie rozumie. Szeptów, warknięć, spojrzeń. Czekała cierpliwie, często po prostu siedząc na krześle ustawionym oparciem do drzwi.
W końcu przyszedł do komnaty Jane i wyjaśnił, co zaplanował. Właściwie nie chciał władzy, pragnął jedynie wolności. Wyglądał jak anioł marzący, by po upadku wrócić przed oblicze Pana. Zniewalająco idealny i przesiąknięty złem nie do opisania. Snuł marzenia o przyszłości bez konieczności walk w cudzych wojnach, które nigdy ich tak naprawdę nie interesowały. Mówił długo, pięknymi słowami sięgał do serca siostry i zdobył je ostatecznie. Świadomość konsekwencji zaufania mu w pełni nadeszła zbyt późno. Ach! Wciąż wspominała, jak pokonywali kamienne schody za ukrytym przejściem. Coraz szybciej w dół, aż wreszcie droga uniemożliwiła im podążanie obok siebie. Właśnie wtedy wypowiedziała słowa przekleństwa:
– Za tobą. – Jej głos drżał z przejęcia.
Syberyjskie pustkowia wydawały się niezwykle gościnne dla pary wampirów. Napotykali masowe groby i miejsca egzekucji, nie wnikali jednak w ludzkie sprawy. Cokolwiek działo się na obszarze Rosji, jakiekolwiek decyzje polityczne oznaczały śmierć niewinnych, czystki sprzyjały rodzeństwu. Zacierali ślady, pławiąc się w makabrze pochłaniającej kolejne osady i miasteczka. Czasami, gdy nastawała bezksiężycowa noc, słyszeli płacz. Alec zaczynał wtedy krążyć po okolicy, a gdy poszukiwania źródła dźwięków znów okazywały się nieskuteczne, wydymał wąskie usta, po czym przeklinał z pogardą. Dziewczyna wymownie milczała, zazwyczaj siedząc na uboczu.
Jane wbiła zęby w szyję dziecka i spijała słodką krew. Nie patrzyła na brata pożywiającego się na matce niemowlęcia. Po chwili odrzucili martwe ciała na ziemię i Alec odezwał się pierwszy:
– To było zbyt proste.
– Czyżby? – spytała, krzyżując ręce na piersiach.
– Chyba nie przejmujesz się tym, co mówił ten wariat? – Uniósł brew.
– Jakucki szaman – stwierdziła. – Nazwał nas pomiotem Dolnego Świata, po czym wybełkotał imię, którego nie znam – dodała. – Zabiłam go, wwiercałam się w jego umysł z całych sił, a on milczał…
Alec roześmiał się w iście upiorny sposób.
– Boisz się ich wydumanych bóstw czy uraził twoje rozdmuchane ego? – prychnął. Nie odpowiedziała. Odwróciła się plecami, dusząc w sobie rozczarowanie oraz wstyd.
Zniszczony bębenek szamana wciąż spoczywał w oderwanej od tułowia dłoni właściciela. Palce mężczyzny zadrgały, żądając sprawiedliwości.
Czy powinna się zdziwić, gdy na ich drodze nagle pojawił się wysoki mężczyzna, odziany w ciemny płaszcz z kapturem zasłaniającym twarz? W pierwszej chwili pomyślała, że wreszcie zostali wytropieni przez Demetriego, ale postać – zaatakowana przez Jane – jedynie wzruszyła ramionami. Złączyła wychudłe dłonie przy swoich ustach i na źdźble trawy zagrała pieśń, która zmusiła rodzeństwo do opadnięcia na kolana, a następnie zasłonięcia uszu. Alec warknął, próbował atakować raz po raz, bez skutku. Melodia ustała. Mimo że byli w stanie wstać, nie zdołali podejść do napastnika.
– Kim jesteś? – wyjęczała słabo dziewczyna.
– Bogiem. Chara Suorun. – Dwa ostatnie słowa wypłynęły z ust zjawy w postaci niewielkich czarnych motyli, które zawirowały w powietrzu. Stworzenia, lub tylko ich doskonałe iluzje, otoczyły wampiry, a następnie ułożyły się w kształt monstrualnych rozmiarów łosia i niedźwiedzia. Bestie również okazały się odporne na moc bliźniąt. Alec, obłudny w obliczu swej słabości, spanikował, zasłaniając się siostrą jak tarczą.
– Zrób coś, zrób! – krzyknął histerycznie. Od ponad trzystu lat polegali na swoich mocach, a te po raz pierwszy okazały się całkowicie nieskuteczne.
Zaprzeczyła ruchem głowy, nie chciała walczyć. Zwierzęta jednak nie atakowały, stały spokojnie, najwyraźniej czekając na sygnał tego, który je wezwał. Przerażające bóstwo przemówiło mrukliwym, nieludzkim głosem:
– Mieliście szansę stanąć po stronie dobra, jednak przynieśliście mojemu ludowi jeszcze więcej cierpienia i nieszczęść. Wyczuwam wasze nieumarłe trzewia oraz smród nienaturalnej egzystencji. Zapamiętajcie słowa przodka szamanów. Nie zaznacie spokoju. Ścigani przez duchy Powalacza Drzew i Rosochacza będziecie wiecznymi ofiarami swoich zbrodni. Uciekajcie! – krzyknął na koniec.
Jane ruszyła niepewnie, ciągnąc za sobą brata. Niedźwiedź i łoś wydały ze swoich gardeł wspólny ryk.
– Za wami – warknął Chara Suorun, unosząc się w powietrzu. – Będę za wami.
Jane myślała o skoczeniu w ogień, o zakończeniu swojego istnienia. Przemijały kolejne dekady XX wieku, a wraz z nimi trwała ich ucieczka. Z gończymi psami Volterry na karku i wciąż dręczącymi ich zjawami syberyjskiej ziemi nie mogli nigdzie osiąść. Żadne miejsce nie dawało rodzeństwu schronienia, żadna pieszczota otuchy. Czasami dziewczynę kusiła wizja powrotu do Ara – czy głowa Aleca była naprawdę tak wygórowaną ceną za wygody i możliwość odpoczynku? Tuż przed kolejnym świtem, gdy wspólnie obserwowali wschodzące słońce, miała w zwyczaju oplatać palcami kark jedynego kochanka, lecz nigdy nie znalazła w sobie dość odwagi, by zwykły dotyk zmienić w ostateczność.
– Nienawidzę cię – myślała, patrząc w jego czarne, wygłodniałe oczy.
– Jesteś nikim – syczał w stronę siostry, układając się między jej rozłożonymi nogami.
Umierając, nie czuła niczego. Zniknął żal i szaleństwo, które zwróciło ich przeciw sobie. Wampirzyca nie widziała ani nie słyszała, nie mówiła. Oblepiona pustką, zatopiona w nieskończonej beznadziei po prostu przestała istnieć. Do jej uszu nie dotarł przejmujący wrzask chłopaka, który otoczony ogniem i złamany przez niewyobrażalne cierpienie wypluł ostatnie słowa:
– Prowadź, Jane. Idę za tobą.
Słowo wyjaśnienia:
Tekst odnosi się do czystek, które Stalin – ze względu na wdrożenie pomysłu kolektywizacji – rozkazał wykonać wśród jakuckich plemion około 1928 roku.
Wymienione w tekście bóstwo należy do tradycyjnego panteonu Jakutów i samo w sobie nie jest ani dobre, ani złe – często ingeruje w sprawy ludzi. Jednocześnie powoduje klęski na świecie oraz nie pozwala go katastrofom zniszczyć.
Jakuci dzielili świat na Górny – odpowiedni dla herosów, dobrych bóstw i duchów, Środkowy – ludzki, wypełniony istnieniami wszelkiej maści, a także Dolny – przeznaczony dla demonów i wszystkiego, co pierwotne i zazwyczaj nieprzychylne człowiekowi. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 14:02, 01 Maj 2011 |
|
Wiesz, żałuję, że ten tekst pojawił się w fandomie tak późno... Bo gdybyś napisała coś takiego powiedzmy, rok wcześniej, to zaroiłoby się tutaj od komentarzy. Bo to jest bardzo dobry tekst.
Wiesz, że w pojedynku przyznałam więcej punktów twojej przeciwniczce, ale to dlatego, że w tamtym tekście absolutnie się zakochałam.
Podoba mi się takie ukazanie Aleca i Jane, ich relacji jako związku bardzo toksycznego, pełnego skrajności, zależności, bardzo wampirzego. Twoje wampiry są... nieludzkie w poszukiwaniu ludzkich aspektów życia. Wplecenie w historię elementów jakuckiej mitologii dodaje smaku i czyni opowiadanie ciekawszym, niemniej dla mnie najbardziej ciekawa tutaj jest właśnie ta relacja pomiędzy Alekiem i Jane.
Bardzo podobają mi się dialogi, jak również wykorzystanie tej frazy "za tobą".
Jedyne zastrzeżenie, jakie mam to takie, że ten tekst wydaje mi się troszkę "okrojony", jakby czegoś w nim zabrakło. Po prostu od pewnego momentu, jakoś "przyspiesza" i bach, już mamy koniec. Chodzi mi o to, że wyczuwam jakąś taką delikatną nierównowagę rytmu pierwszej i drugiej połowy tekstu. Mimo to ostatni akapit, a właściwie dwa, od fragmentu kursywą, to po prostu genialny fragment, świetnie napisane. No i ja bardzo lubię klamry tego typu.
Pozdrawiam serdecznie
Dzwonek |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|