|
Autor |
Wiadomość |
migdałowa
Wilkołak
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Pią 17:35, 16 Kwi 2010 |
|
Witam Was ponownie. Teraz wracam z czymś zupełnie innym od ,,Kopciuszka'', własną, bardzo luźną kontynuacją ,,Przed Świtem''. Będzie dużo nowych postaci i wiele tajemnic z nimi związanych. I może choć przez chwilę poczujecie na twarzy chłód Skandynawii, chłód istnienia.
Tytuł: Chłód Istnienia
Ramy czasowe: post Breaking Dawn, raczej kanoniczne
Ostrzeżenia: myślę, że +16, ze względu na drastyczne sceny. Lemonów raczej nie przewiduję.
Opis:Co by było gdyby okazało się, że na Ziemi są potężniejsze wampiry niż te z Volterry?
Ba, co by było, gdyby one doprowadziły do zagłady Volturi?
I co stało by się z Cullenami? I dlaczego Bella byłaby najsłabszym ogniwem, a jedyne realne szanse na przeżycie miałaby Reneesme?
I w ogóle skąd te wampiry pojawiły się na świecie i dlaczego mają tak ogromną siłę?
Beta: Olcia
specjalnie dedykowane Cichej i Jamie za długie rozmowy o beznadziejności i nie tylko.
zapraszam do Prologu, rozdział pierwszy ukaże się na dniach.
uprzedzam lojalnie, że wątki z prologu zostaną rozszerzone w rozdziałach.
~Prolog - Każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy, a księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie.*
Tętent kopyt końskich rozbrzmiewał echem po całym lesie. Jeździec w czarnej pelerynie wręcz płynął przez gęsty, sosnowy bór wschodnio-północnej Norwegii. Śpieszył się, był już spóźniony. Z drugiej strony wiedział, że to wina tylko i wyłącznie sztormów na morzu i opóźnień promu, ale jak im to wytłumaczyć? Szef mówił, że z nimi lepiej nie zadzierać – pomyślał wędrowiec i zadrżał. – Niezłe z nich szychy są, skoro opłacili mi podróż z Włoch i jeszcze zapłacą za dostarczenie przesyłki. Uśmiechnął się. – Tyle pieniędzy za jeden głupi list…
Spiął konia mocniej i przeszedł w cwału. Wtulił się w szyję zwierzęcia i czuł tylko, jak wiatr smaga go po twarzy. Już niedaleko cel, niedaleko pieniądze.
Kilkanaście minut później ujrzał przed sobą ogromny pałac, który bezsprzecznie świadczył o bogactwie pracodawców. Jeździec poczuł dreszcz podniecenia, mieć taki dom… Podjechał pod bramę, zza której wysunęła się ponura postać i przejęła lejce.
- Prosto proszę - powiedziała i pospiesznie odeszła w tylko sobie znanym kierunku. Wędrowiec wszedł po marmurowych schodach i drżącą dłonią zapukał do ogromnych, dębowych drzwi. Otworzono je, więc wszedł do środka. Zobaczył tak wielki przepych, że z wrażenia zaniemówił. Złote ramy z ogromnymi obrazami najznakomitszych malarzy, prawdziwe drewniane meble, perskie dywany, kryształy… A to tylko hol.
Jakiś człowiek, najpewniej lokaj, prowadził go do miejsca spotkania. Jeździec kurczowo trzymał list w dłoni,chłonąc luksus, jakiego nigdy nie widział.
Podczas wędrówki przez ten istny labirynt, zobaczył komfortowe pokoje oraz wielkie, pełne złoceń, kamieni szlachetnych i czarnych marmurów sale balowe. Same korytarze były wystawne, wręcz świeciły zbytkiem. Ozdobne, platynowe lichwiarze, ściany wyłożone najprzedniejszym cedrem, podłoga z miękkimi, kosztownymi kobiercami przesycały powietrze zapachem niewymuszonego luksusu.
W końcu dotarli do niewielkich drzwi, w tym miejscu lokaj zostawił go i oddalił się szybko.
Posłaniec wziął głęboki oddech i zapukał. Po aprobacie, wszedł i zdziwił się. Był w niewielkim, eleganckim pokoiku, wyłożonym panelami i zapełnionym półkami z książkami. Pośrodku stało biurko, za nim siedziała wysoka kobieta. Koło niej, ukryty w cieniu, stał mężczyzna.
- Proszę usiąść – odezwała się kobieta przeraźliwie chłodnym głosem. Wędrowiec przysiadł niepewnie na pięknym, wzorzystym krześle, przypominającym do złudzenia tron królewski. Podał jej kopertę, a ona z zadowoleniem go odebrała.
Przez kolejne kilka minut czytała list, a przybyły człowiek przyjrzał się kobiecie. Miała długie, ciemnorude włosy, związane w węzeł. Czarne tęczówki oczu okalały smoliste rzęsy, a pod niedużym nosem można było zauważyć ponętne, bladoróżowe usta. W oczy rzucała się jednak dziwna bladość kobiety. Jej cera była wręcz kredowobiała i kontrastowała zarówno z ciężkim, złotym wisiorem z krwistoczerwonym oczkiem zawieszonym na smukłej szyi, jak i granatowym kostiumem, który nosiła na sobie. I to ten medalion przyciągnął jego wzrok…
Kobieta opuściła list i z zadowoleniem pokiwała głową.
- Wszystko gotowe. – Poddała list mężczyźnie za sobą, ten go szybko wziął.
Chwilę później pochyliła się nad posłannikiem i przybliżyła go do siebie.
- Spisałeś się doskonale – szepnęła i przejechała długim, ostrym paznokciem po jego policzku. Drasnęła skórę, bezlitośnie ją przecinając. Z ranki zaczęła sączyć się krew.
Uśmiechnęła się i przejechała palcem, ścierając jej odrobinę. Wzięła ją do ust i jej oczy rozjarzyły się czerwienią, podobną do barwy kamyka.
- Wyśmienita. – Wstała, a przerażony gość przewrócił krzesło i dopadł drzwi. Były zamknięte.
Spojrzał na bestię, która stanęła tuż przy nim. Uśmiechała się drapieżnie, jak oprawca patrzący na swoją ofiarę.
Dopadła do niego.
Ostatnią jego myślą była karmazynowa barwa oczka medalionu.
*
Narada podsumowująca nie wniosła nic nowego. Upewniła jedynie, że wszystko przygotowane jest perfekcyjnie i dopięte na ostatni guzik. Nie było mowy o żadnym niedociągnięciu, nie wspominając o błędach.
Pomyłka nie wchodziła w rachubę i nikt nie brał jej nawet pod uwagę.
Wszyscy byli podekscytowani nadchodzącą bitwą, pierwszym i ostatnim, decydującym ciosem wymierzonym ku Volturi. Po niej wszystko stanie się łatwiejsze…
Do tej walki szykowali się przez setki lat, zbierali siły, gromadzili wojsko i podsycali w sobie nastroje bojowe.
Przez ten czas chęć zemsty zblakła, zastąpiło ją pragnienie władzy. Wiedzieli, że wiktoria jest blisko, już czuli w ustach słodki smak zwycięstwa. To ich panowanie miało zapisać się w pamięci potomnych. Ich rządy miały wprowadzić ,,złoty wiek’’ dla ludzkości.
*
Christa, wysoka, dystyngowana wampirzyca, wpatrywała się z lubością w pogorzelisko. Niektóre fragmenty zamku były już ruiną, inne dopalały się z sykiem.
Plan doskonale się powiódł.
Volturi obróciło się w pył, ich szczątki zmieszały się z pozostałością pałacu. Królewski ród okazał się słaby i maluczki w porównaniu do potęgi norweskich wampirów.
Wampirzyca uśmiechnęła się złowrogo i odwróciła do tyłu. Spojrzała na swoją armię, teraz ewakuującą się do domu. Usłyszała szelest.
Za jej plecami stanął Tajrei, poczuła w nozdrzach dobrze znany zapach.
- Wiktoria! – wyszeptał w jej szyję.
- Wystarczy Christa. – roześmiała się i odwróciła do niego. Ciężki wisior uderzył w jego klatkę piersiową. Kamień z naszyjnika nienaturalnie błyszczał i pulsował.
- Udało się. – powiedział i wziął medalion w dłonie.
- Wracajmy do domu. Tę bitwę wygraliśmy, przed nami kolejne… - Westchnęła Christa i wtuliła się w niego.
Tajrei skinął i zacisnął dłoń na kamyku.
Po chwili na miejscu nie było nikogo. Świtało, a Volterra, miasto królewskie, zostało zrównane z ziemią.
*
W domu Cullenów zawrzało. Informacja rozniosła się lotem błyskawicy, prędko dotarła także do sfory.
Volturi stało się przeszłością, zostało zmiecione jak pionki z planszy przez podmuch wiatru. Nikt nie przetrwał…
Nad rodziną doktora zawisła ciężka, gradowa chmura, która przysłoniła krwawo wschodzące słońce.
_
*- Wisława Szymborska |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez migdałowa dnia Pią 18:00, 26 Lis 2010, w całości zmieniany 15 razy
|
|
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Pią 18:34, 16 Kwi 2010 |
|
To naprawdę mocny wstęp. Zaintrygowałaś mnie tym prologiem.
Napisany jest w taki sposób, że czytając otwierałam coraz szerzej oczy. Miałam wrażenie, że zaczynam czytać jakąś niesamowitą powieść.
Co do samego pomysłu. Jak wiadomo tekstów post BD jest na forum i nie tylko zatrzęsienie. Jedne lepsze, drugie gorsze, a inne w ogóle pominę milczeniem.
Co do twojego tekstu mam wrażenie, że nie będzie to tak do końca historia o dalszych losach wspaniałych Cullenów i spółki, ale wniesiesz do niej coś zupełnie nowego, świeżego i sądząc po samym prologu niesamowitego.
Wampiry silniejsze od Volturi, już samo to zapowiada się ciekawie. Czyżby ich przywódcą była kobieta? Ha, to też mi się podoba. I do tego taka wampirzyca z prawdziwego zdarzenia, a nie ciepłe kluchy.
Lubię styl jakim piszesz. Jest niezwykle lekki i przyjemny w czytaniu. W samym prologu ujęły mnie przede wszystkim opisy, niezwykle barwne, dosłowne.
No i dodam, że zaintrygował mnie ten amulet na jej szyi. Chyba będzie miał jakieś szczególne znaczenie, ale na razie nie będę zgadywać.
Czekam zatem na pierwszy rozdział, mam wrażenie, że to będzie bardzo interesujące i pomysłowe opowiadanie.
Pozdrawiam, BB |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 19:45, 16 Kwi 2010 |
|
Widzę, że jest jakiś nowy ff więc weszłam i nie żałuje. Opis mnie zaintrygował, a prolog tylko podsycił ciekawość jaki będzie następny rozdział. Bardzo podoba mi się styl, w jakim napisany jest prolog.
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział będzie jeszcze lepszy niż prolog.
Życzę dużo weny i czekam niecierpliwie.
B. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cicha
Człowiek
Dołączył: 03 Sty 2010
Posty: 76 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 19:54, 16 Kwi 2010 |
|
Choćbym miała pić kawę hektolitrami, muszę zostawić Ci dzisiaj komentarz.
Przede wszystkim, abyś wiedziała, że przeczytałam.
Po drugie, że bardzo mnie zaintrygowałaś.
Na długo przed ukazaniem się prologu, miałam już nieco informacji o Twoim nowym utworze, z naszych “rozmów o beznadziejności i nie tylko”, jak to nazwałaś. Nawiasem mówiąc jest to zupełnie nieadekwatna nazwa, gdyż cokolwiek Twojego autorstwa do beznadziejnych się nie zalicza. ;)
Tak więc, gdy otwierałam sobie “Chłód istnienia”, wydawało mi się, że jestem na uprzywilejowanej pozycji i nie będę musiała, jak inni czytelnicy, główkować: “Skandynawia? Inne wampiry? O co w tym wszystkim, do cholery, chodzi?”
Mój pełen samozadowolenia uśmiech (odczuwam dziwną satysfakcję, że wiem, co się będzie działo) szybko zniknął - nie spodziewałam się tak mocnego, bogatego w emocje prologu. Dużo informacji nam przekazałaś, między innymi tak wcześnie rozprawiając się z Volturi. Wyrżnięcie władców w prologu daje chyba do myślenia, jeśli chodzi o potęgę wampirów z Norwegii.
Tak myślałam (i jestem z tego nieprzyzwoicie dumna), że nasz łakomy na pieniądze posłaniec skończy jako przekąska.
Zdziwiło mnie tylko jedno: dlaczego on podróżował konno. Przypłynął promem, “Chłód istnienia” jest kontynuacją sagi, więc mamy XXI wiek - na ogół korzysta się z innych środków transportu.
Niewykluczone, że z uwagi na panujące w Norwegii warunki pogodowe w określonych porach albo lokalizację kwatery wampirów niemożliwy jest dojazd samochodem.
Może tam widok jeźdźca w czarnej pelerynie nikogo nie dziwi? Skandynawią się specjalnie nie interesuję, a jakiś rok temu załapałam brzydki zwyczaj zajmowania się na geografii wszystkim innym, tylko nie tematem lekcji. ;)
Nie jest to żadne oskarżenie, bo tajemniczy jeździec przedzierający się przez las do mrocznego pałacu dużo lepiej buduje atmosferę niż ulizany chłoptaś w czerwonym Ferrari (lub co gorsza samochodzie gorszej marki), podśpiewujący pod nosem największe przeboje popu ostatniej dekady.
Najważniejsza, w moim mniemaniu, rzecz, która rzuciła mi się w oczy to ten karmazynowy medalion na szyi Christy.
Pojawia się też w “obrazku opowiadania” czy jak to się tam nazywa.
Zanim przeczytała prolog, nie spodziewałam się, że taki naszyjnik w ogóle się pojawi, a co dopiero, że przypiszesz mu jakaś rolę - jak wielką, na razie nie wiemy, aczkolwiek po prologu mam odczucie, że jest czymś na kształt amuletu, talizmanu nie tylko Christy, ale wszystkich norweskich wampirów.
Jeszcze inną sprawą, wspomnianą już wcześniej, jest świetne zbudowanie atmosfery poprzez bardzo szczegółowe opisy wnętrz, przedmiotów.
Kończę właśnie książkę, gdzie głównym wątkiem jest sfera duchowa i wiara, a magię tej historii tworzą piękne, niezwykle barwne opisy uczuć targających główną bohaterką.
Z przyjemnością więc przeczytałam tekst, gdzie niesamowity klimat można także zbudować poprzez oczy, nie tylko myśli i serce.
Twoje opisy były tak realne, prawdziwe, że na krótką chwilę zamknęłam oczy i zobaczyłam ten przepych, to bogactwo. Poza tym uwielbiam obrazy w złotych ramach wspomniane w wystroju wnętrz, nadają w moich oczach takiej elegancji i pokazują rangę (nie wiem, jak się wyrazić) właściciela.
Chyba na tym zakończę, bo mój komentarz za chwilę przerośnie prolog swoją objętością.
Z pewnością będę miała jeszcze niejedną okazję, żeby brnąć w mało istotne szczegóły, jak to mam w zwyczaju i rozkładać na czynniki pierwsze pojedyncze słowa i zwroty, które w moich oczach wydają się przełomowe i niesamowicie ważne.
Jak zawsze życzę weny, cierpliwości i radości z pisania.
Czekam też na pierwszy rozdział, który również skomentuję, gdy tylko zmuszę swój umysł do pracy na wyższych obrotach (nie martw się, Cicha doskonale wie, że jej mózg najlepiej jest przekupić ciasteczkami z kredensu).
Po prosty wiecznie niewyspana
Cicha
PS: Ten fragment w całym prologu spodobał mi się najbardziej. Czyżby taka mała zapowiedź, że Chłód to mylna nazwa i w następnych rozdziałach będzie naprawdę gorąco? ;)
Cytat: |
Nad rodziną doktora zawisła ciężka, gradowa chmura, która przysłoniła krwawo wschodzące słońce. |
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
k8ella
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 63 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova
|
Wysłany:
Pią 20:02, 16 Kwi 2010 |
|
Muszę przyznać, że mnie zaintrygowałaś. Tajemnica, którą nam tu niesamowicie zasugerowałaś, już mnie chwyciła za rąbek spódnicy i nie chce puścić. Ciekawie już jest i zapowiadasz, że będzie jeszcze lepiej. Zatem, nie pozostaje mi nic innego, niż oczekiwać z zapartym tchem, jaką podróż w nieznane nam zafundujesz.
Podoba mi się język, słownictwo i styl. Niby nic wzniosłego, ale wszystko się pięknie komponuje i oddaje atmosferę niepokoju, tego oczekiwania na dalsze wydarzenia.
Niesamowicie podoba mi się pomysł z koszmarnie złymi wampirami, okrutnymi i żądnymi władzy. A to, że zabiły klan Volturi zdobyło moje głębokie uznanie. Uwielbiam prawdziwe, krwiożercze wampirzyce oraz wampirów.
Zatem słowa głębokiego uznania. I oczekuję na więcej. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Jama
Wilkołak
Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 7:19, 17 Kwi 2010 |
|
Teraz żałuję, że dopiero dzisiaj wlazłam na komputer i zobaczyłam twoje powiadomienie o nowym opowiadaniu. Swoją drogą, tylko czekałam na jego pojawienie się, no i proszę. Myślałam, że jeszcze trochę potrwa zanim będę mogła go przeczytać, bo pamiętam ten mały kryzys, o którym mi pisałaś . Koniec krótkiego wstępu, do rzeczy.
Chyba nie odkryję Ameryki, jeśli napiszę, że zaintrygowałaś mnie już samym prologiem. Z całego tego fragmentu najbardziej urzekło mnie to zdanie:
Cytat: |
Nad rodziną doktora zawisła ciężka, gradowa chmura, która przysłoniła krwawo wschodzące słońce. |
Wiedziałam, że nie będzie to sielankowe opowiadanie, ale właśnie to zdanie utwierdziło mnie w moim przekonaniu jeszcze bardziej.
W krótkim wstępie napisałaś, że jest to kontynuacja Przed Świtem. Lubię czytać tego typu teksty, ale większość z nich opiera się tylko na wielkiej miłości Edwarda i Belli. Już wiadomo, że Chłód Istnienia będzie czymś innym i chwała ci za to.
W Kopciuszku dominował wątek miłosny. Sądzę, że tu będzie trochę inaczej.
Pisałaś mi, że w prologu będzie między innymi opis unicestwienia Volturi. Spodziewałam się jakiejś walki, ale i bez tego i tak jest dobrze. Już widziałam przed oczami gruzy ich zamku .
No a skoro wkroczyłam na temat Włochów, to od razu napiszę co sądzę o skandynawskich wampirach. Coś czuję, że ci Norwegowie jeszcze sporo namieszają, skoro udało im się pokonać tak potężną rodzinę wapirów, jaką są Volturi. Sam pomysł ich unicestwienia uważam za dobry. Pozostaje tylko czekać na to, co zrobią z Cullenami.
Świetnie udało ci się stworzyć atmosferę prologu. Zwróciłam uwagę na to, jak dokładnie wszystko opisałaś, chociażby pomieszczenia, w których znajdował się ten posłaniec. Myślę, że dalej też będzie mrocznie, bądź nawet jeszcze bardziej tajemniczo. Nawet sam tytuł na to wskazuje.
Podobnie, jak Cicha zwróciłam uwagę na medalion. Kiedy wysłałaś mi parę dni temu link do nagłówka, bardziej zwróciłam uwagę na ponure kolory i drzewa w tle. Teraz dostrzegam pewien związek, bo pojawia się również w tekście. Kto wie, może odegra jeszcze jakąś ważną rolę w opowiadaniu?
Póki co, będę kończyć. Pozostaje mi tylko czekać na pierwszy rozdział i twoje sprawozdania z pisania kolejnych części .
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
natzal
Człowiek
Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 19:32, 17 Kwi 2010 |
|
łał... Rozumiem, że główna bohaterka to Christina?
Ten facet taki sobie. Jak dla mnie nie pasuje do tej zimnej suki xD
Ale jej postać spodobała mi się :)
Wydaje się taka... pusta, a jednocześnie pełna.
Boże... W sobotę na ogół gadam głupoty xP
BB ;* |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez natzal dnia Sob 19:32, 17 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Imm93
Człowiek
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 80 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Moon xD
|
Wysłany:
Sob 21:10, 17 Kwi 2010 |
|
zgadzam sie z innymi...
prolog mocny jestem ciekawa co bedzie dalej...
zwłaszcza tego co to za kamień na szyi tej Christii i jaką ma moc, podejrzewam, że ogromną, ale poczekam na kolejny rozdział
błędów nie wyłapałam, ale przyznam sie że nie zwracałam na nie zbytniej uwagi, pochłonięta czytaniem...
czekam na dalsze rozdziały....
wtedy napisze coś wiecej;)
pozdrawiam Imm |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Imm93 dnia Sob 21:36, 17 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Mirona
Wilkołak
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory
|
Wysłany:
Nie 13:15, 18 Kwi 2010 |
|
No no... Ten ff mnie zaciekawił swoim prologiem i tym jak opisałaś co będzie się działo w następnych rozdziałach Twojego opowiadania. Takie małe wprowadzenie... Świetnie to "ubrałaś" w słowa. Jestem godna podziwu dla Ciebie. Ja osobiście również piszę post PŚ, ale czuję, że mój ff nie dorasta do pięt twojemu. Z niecierpliwością czekam aż wkleisz coś więcej. Pozdrawiam i oczywiście życzę jak najwięcej weny :)
P.S. Tak nawiasem to zapraszam do siebie :) Link w podpisie |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
migdałowa
Wilkołak
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Pon 15:13, 19 Kwi 2010 |
|
Przed wami pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Czekam na opinie, drugi niebawem.
Betowała wspaniała i dokładna Viviaan. Dziękuję Ci Kasiu za te nasze małe rozmowy :)
~Rozdział I Wszystko ma swoją kolej, miejsce i czas.*
Księga I – Tajrei fragmenty
Środek Morza Północnego, ok. 800r.**
Sztorm przyszedł szybciej, niż myśleli, dodatkowo uderzył z podwójną siłą. Statek chybotał się na prawo i lewo, poruszany przez wodę jak zabawka. Nie spodziewali się takiej nawałnicy o tej porze roku. Zwykle późną zimą wody były spokojne.
Srogo się pomylili i przeczuwali, że za swój błąd zapłacą najwyższą cenę.
Całą załogę prędko ogarnęła panika, stracili ducha walki i poddali się żywiołowi. Tylko on, dowódca, nie stracił zimnej krwi.
Pełen złych przeczuć wszedł na schody prowadzące na górny pokład. Spojrzał przez matową szybkę i pokręcił głową. Rozszalała woda wpadała z impetem na pokład, niszczyła doszczętnie wszystko i wypadając, ciągnęła za sobą szczątki masztu, rufy i wszelkich, pozostawionych tam, ruchomych rzeczy.
- KAPITANIE! – usłyszał za sobą, odwrócił się powoli. – Jakiś kamień zawadził o dolny pokład, zrobiła się dziura. TONIEMY…
Zbiegł szybko po schodach za majtkiem i zobaczył, że uszkodzenie jest poważne. Nieuchronnie nadciągała katastrofa.
Odprawił mężczyznę i skierował się do swej kajuty. W niewielkim pomieszczeniu znajdował się jego siennik i nieduża skrzynia na ubrania i cenne rzeczy. Przysiadł ciężko na pryczy i westchnął.
Tak zwykle miało zakończyć się jego życie? Bez heroizmu, poświęcenia, tylko w niezbadanych odmętach oceanu?
Poczuł beznadziejność tego świata i nikłość własnego istnienia.
Ktoś zapukał do drzwi. Był to jego zastępca. Wysoki blondyn o czarnych tęczówkach imieniem Imre.
- Kapitanie… - powiedział cicho. Mężczyzna zaprosił go do środka. Blondyn wszedł, cicho zamykając drzwi.
- Kapitanie, możemy przeżyć. – szepnął poważnym tonem.
- Jak?
Imre zbliżył się do niego i dodał: - Tylko my możemy przetrwać.
- Jak? – pytanie zostało powtórzone.
- Musisz mi zaufać… Musisz mi pozwolić… Musisz się oddać, Tajrei. – pierwszy raz zwrócił się do niego po imieniu.
- Czeka nas zagłada, Imre. Co ty wygadujesz za bzdury? – parsknął dowódca.
Jasnowłosy stanął przy okienku i wskazał:
- Istnieje ktoś dużo silniejszy niż Wikingowie. Wikingowie to potęga, ale niedługo zostanie zmieciona przez silniejszych. Czasy się zmieniają, co rusz odkrywamy coś nowego. Tylko jedno pozostaje pewne – nieśmiertelność – odwrócił się do kapitana. Jego oczy jarzyły się intensywną czerwienią.
- Jesteśmy stworzeni dzięki naturze. Naszą mocą jest niemoc ludzi. Pokonanie nas jest prawie niemożliwe. Nie przemijamy, wciąż istniejemy, w tym tkwi nasza siła. Zostaliśmy powołani, by osiągnąć to, czego człowiek nie umie sobie wyobrazić… Tylko musimy czekać.
Tajrei wpatrywał się w niego jak zahipnotyzowany. Jego barwa głosu przyciągała, nie pozwalała na zerwanie więzi. Imre podszedł do niego, uśmiechnął się szeroko.
Kły.
- Zgódź się – wyszeptał.
Kapitan skinął głową i bezwiednie mu się poddał. Imre zza koszuli wyciągnął niewielki medalion i przyłożył go do piersi człowieka. Jednocześnie poszukał tętnicy i brutalnie przeciął ją zębami. Z rany zaczęła sączyć się krew.
Imre przyklęknął, zlizał ją i wpił się głębiej. Czuł, jak z Tajreia uchodzi życie, jak w jego ciało wtłaczana jest inna życiodajna moc.
Oderwał się od jego szyi i odsunął, zabierając medalion. Kapitan leżał na ziemi, targany konwulsjami. Toczyła się w nim walka – śmiertelność z nieśmiertelnością, trwanie z przemijaniem, wieczność z chwilą, śmierć z życiem.
Uśmiechnął się i otarł usta. Przemiana dokona się niebawem, akurat w sam raz.
Usłyszał, jak majtkowie sieją panikę, zobaczył na dnie warstwę wody.
Ich pochłonie ocean. My zostaniemy legendą, żywą legendą – pomyślał ukontentowany i podniósł wiotkie ciało kapitana.
Tajrei był mu potrzebny. Jeszcze nie teraz, ale w przyszłości. W dalekiej przyszłości.
*
Księga II – Christa fragmenty
Norwegia Północna, ok. 1483r.
W jej rodzinie od wieków parano się czarami, nawet jeśli ograniczały się one do wyhodowania leczniczych ziół, obejrzenia krowy czy wybłaganiu płodności pola. Później jej prababcie znalazły się u boku Wikingów i wraz z nimi podróżowały, odkrywając nowe lądy. Ich obecność miała zapewnić pomyślne wiatry, błogosławieństwo bóstw i łatwość walki na podbitych ziemiach. Wszelkie niepowodzenia, także składano na ich barki.
Christa już od maleńkości karmiona była opowieściami z przeszłości. Jej prababka, usłyszawszy je od swoich poprzedniczek, powtarzała kolejnemu pokoleniu, aby dziewczynki wiedziały kim są.
Siadywała wówczas przy palenisku, gromadząc wokół siebie wszystkie wnuczki – pełnoprawne córy czarów.
Z westchnieniem, może pewnym rozrzewnieniem, opowiadała o tamtych czasach, jakie to one były piękne.
- Nasze babcie miały wtedy dobrze, były równoprawną częścią społeczeństwa. Nie wiedziały, co to bicie czy poniżanie… Wikingowie uważali to za czyn haniebny… Hańbą było też odkrywanie torsu – uśmiechnęła się do swoich słów, co podkreśliło wszystkie bruzdy na jej zmęczonej twarzy. – Takie postępowanie stawiało nas wysoko pośród innych, a teraz… - umilkła na moment. – Nasze przodkinie nie do końca posmakowały życia uprzywilejowanej kobiety, bo uczestniczyły w wyprawach. I to najczęściej na tych wyprawach dbały o przedłużenie rodu – urwała i zaczęła coś mruczeć pod nosem, jednocześnie wstając.
Christa spojrzała na prababkę uważnie.
- Czyli w naszych żyłach płynie krew Wikingów?
Staruszka spojrzała na swoją najstarszą wnuczkę i pokiwała głową.
- Tak można wnioskować… Ale w tych czasach… To bez znaczenia…
Wyszła z chaty, a Christa zaczęła rozważać jej słowa.
O ich słuszności miała się przekonać już niebawem.
***
Teraźniejszość.
Miesiąc wcześniej.
***
Stukot obcasów roznosił się echem po korytarzach. Postać kobieca w długiej, zwiewnej sukni szła zdecydowanym krokiem w wyznaczonym przez siebie kierunku. Z jej postawy emanowała nieokiełznana wściekłość, gniew widać było w każdym z ruchów.
Jak szalona wpadła do niewielkiego gabinetu, gdzie przy stoliku siedział zaczytany Tajrei.
- Gdzie on jest? – krzyknęła, rozzłoszczona do granic możliwości.
Tajrei odłożył książkę i spojrzał na nią.
- Wydaje mi się, że na Svalbardzie**.
Christa parsknęła i wziąwszy kosztowny wazon, roztrzaskała go o ścianę.
- To była dynastia Ming… - mruknął cicho, mając nadzieję, że jednak tego nie dosłyszała.
- Taki ważny moment, a on sobie wyjeżdża. Po prostu… - warknęła i usiadła na krześle. Ukryła twarz w dłoniach. – Co ja mu takiego zrobiłam, Tai?
Tajrei wstał i podszedł do niej. Nachylił się nad jej głową, zanurzył się w jej cudownie miękkich puklach.
- Nie docenia cię – szepnął w jej włosy i nagle odchylił się. W jego oczach zaczął tlić się niebezpieczny płomyk.
Christa z pewną ociężałością skinęła i wstała.
Mikkel był na Svalbardzie. Imre ukrywał się ze względów oczywistych. Chociaż ukrywał to nie najlepsze słowo. Armia była gotowa, a z Najwyższych została tylko ona i Tajrei.
No i Vanja.
Westchnęła i łapiąc go za rękę, powiedziała już z lepszym humorem.
- Czas na łowy.
Jej towarzysz ochoczo przytaknął. Tak, to była jak najbardziej odpowiednia pora.
*
Jego błękitne oczy magnetyzowały wszystkie napotkane kobiety. Jego rudoblond włosy rozbrajały nawet najbardziej zatwardziałe dziewice. Jego ciało, stworzone do kochania, wszędzie było mile widziane, a już szczególnie w łożu.
A on sam traktował zaloty jak dziecinną igraszkę, a dziewczyny jako gwarancję siły i energii.
Nie był stworzony z myślą o miłości i, tak naprawdę, nigdy jej nie pragnął.
Jedynymi dziedzinami, jakich w życiu pożądał, były wiedza i władza. A ta druga nie była jeszcze w zasięgu jego ręki w zadowalającym stopniu.
Chociaż z drugiej strony wiedział, że w najbliższym czasie ma się to zmienić. Walka, planowana od wieków, w końcu miała ziścić się, dojść do skutku.
Westchnął i wszedł do ratusza. W pracowni wszystko było takie, jakim je zostawił. Na stole leżało kilka książek, reszta została bezładnie porozrzucana po pokoju. Nieporządek istniał tutaj tylko z definicji, bowiem układ rzeczy miał znaczenie.
Takie, a nie inne ułożenie, doskonale wpływało na jego koncentrację i zdolność logicznego myślenia. A to ostatnimi czasy bardzo mu było potrzebne.
Przysiadł na krześle by zobaczyć na czym wczoraj skończył, ale poczuł, jak w jego umyśle pojawia się wiadomość.
Wracaj.
Spróbował ją zignorować, ale ona była silniejsza.
Mikkel, wracaj, błagam cię.
Zirytowany spojrzał ze złością na cieniutką, srebrną bransoletkę, która w słońcu iskrzyła się na czerwono.
Pracuję – odpowiedział szorstko. – Odwalam robotę za was, jakbyś chciała wiedzieć. – Warknął i zszarpnął ją z nadgarstka.
W pomieszczeniu zaległa cisza i tylko tykanie zegara burzyło harmonię.
Mikkel jeszcze raz spojrzał na kartki.
Wczoraj, zanim pragnienie zwyciężyło, napisał kilka prawie nieczytelnych słów i one dzisiaj były punktem wyjścia do dalszych poszukiwań. Wziął do ręki starą, oprawioną w skórę, księgę i zaczął ją ponownie analizować. Lubił tą pracę, ona upewniała go, że zasłuży sobie na tę odrobinę władzy.
Jednak zanim ona nadejdzie, trzeba pokonać Volturi. A żeby to osiągnąć trzeba wykorzystać wszelkie możliwe metody. I on pracował nad bardzo ważną, jak nie najważniejszą.
Uśmiechnął się do swoich notatek. Prawie skończył poszukiwania, a efekty przerosły jego najśmielsze oczekiwania.
Założył ponownie bransoletkę i skontaktował się z Tajreiem.
Słucham. – usłyszał wyraźny, męski głos.
Skończyłem – powiedział uradowany.
Dobrze. Wracaj. Poinformuj Vanję.
Jasne.
Złożył kartki w jedno miejsce, ale książki pozostawił w bezładzie. Ubrawszy się, wyszedł na zewnątrz.
Zapadł zmierzch i temperatura zaczęła doskwierać, mimo że generalnie mało go obchodziła. Swoje kroki skierował na pobliski pagórek, okryty szczelnie ubitym śniegiem.
Usiadł na nim i wpatrując się w bezkresną białość, poczuł się mały.
Imre, gdzie jesteś…
Westchnął i paznokciem zeskrobał odrobinę śniegu, w kolorze podobnym do swojego ciała. Roztarł ją i wytarł dłoń.
Na Svalbardzie panowała wieczna zima, taka jaka panowała w nim od początku istnienia. Bynajmniej odkąd pamiętał.
*
Christa bezwzględnie przyciągnęła niewinnego człowieka i wpiła się kłami w szyję. Po chwili poczuła, jak krew mężczyzny przedostaje się do jej organizmu i zaczyna krążyć, uspokajać okropny głód.
Odgięła jego szyję, przejechała długim paznokciem po pulsującej tętnicy pozostawiając czerwoną ryskę.
Nadeszło upragnione ukojenie, przyszła ulga.
Odrzuciła bezwładne ciało daleko od siebie – wciąż widziała, że serce mężczyzny bije…
Otarła usta chusteczką i podeszła do Tajreia. Ten także skończył się posilać i właśnie podnosił się z ziemi.
- Wezwij Einara, niech posprząta ten bałagan. – Zarządziła, a mężczyzna skinął. – Jakieś wieści od Mikkela?
- Skończył, Christo. Udało mu się wszystko zebrać na długo przed terminem – Tai uśmiechnął się do niej i jednocześnie wziął pod rękę. Powoli kierowali się ku domowi.
Wypowiedziawszy to, poczuł, jak jego towarzyszka się wzdryga.
- Musisz mu dać czas… - powiedział z lekkim wahaniem. Powtarzał jej to już tyle lat, a wciąż nie widział, by Mikkel zmienił swoje postępowanie.
- Nie mam siły na to… Szczególnie teraz… Odkąd Imre zniknął, nie umiem sobie z nim poradzić.
- Imre miał powody, oboje jesteśmy tego świadomi, Kochana – pieszczotliwie pogłaskał jej dłoń.
Christa skinęła głową i nagle ścisnęła naszyjnik.
Tak? Wiadomość od Gino? Jasne, dzięki.
Wampirzyca puściła medalion i z radością oznajmiła:
- Gino także donosi, że wszystko prawie gotowe. Ach, zbliża się czas…
Tajrei pokiwał głową i zaczął wchodzić po schodach posiadłości. Nareszcie wszystko zaczynało logicznie się układać. Sukces był coraz bliżej, już prawie na wyciągnięcie ręki.
__
* - myśl autorstwa Mikołaja Gogola
** - W 800r. Wikingowie wypłynęli ku Wyspom Owczym. Wyprawa zakończyła się sukcesem.
* ** – norweska prowincja w Arktyce obejmująca swym zasięgiem archipelag Svalbard |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
natzal
Człowiek
Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 19:01, 19 Kwi 2010 |
|
Czasami wpadam w kompleksy.
Piszesz z taką dojrzałością.
Ale nadal nie jestem pewna kim oni są.
Niby wampiry, ale takie bardziej uzdolnione (?)
Ich imiona mnie po prostu rozbrajają xD
W większości opowiadań są "Tomy", "Roby"...
A tu jakiś Imre, Vanja czy coś
Ale mi tam się podoba i zamierzam śledzić ciąg dalszy!
Czy Christa ma dzieci? Bo tak obstawiałam, że może jej córka jest bohaterką.
Ale nadal nic nie wiem, więc muszę się zastanawiać dalej ^^
Czekam na kolejny rozdział! ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Jama
Wilkołak
Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 20:06, 19 Kwi 2010 |
|
Z góry przepraszam za jakość mojego dzisiejszego komentarza, będzie on pewnie trochę mierny, ale na usprawiedliwienie mam to, że zawartość nosa zwisa mi po kolana (za przeproszeniem) i ledwo widzę monitor przez załzawione ślipia. Wiem, mogę napisać go jutro, ale czuję nieodpartą potrzebę, aby zrobić to dzisiaj.
Z dumą oznajmiam, że wiedziałam wcześniej od ciebie o czym będzie pierwszy rozdział. Ale jak zwykle mnie zaskoczyłaś. Spodziewałam się nieco innego opisu sylwetek Tajreia (dobrze odmieniłam?) i Christy. Oczywiście to, o czym teraz przeczytałam zaskoczyło mnie w pozytywny sposób. Jeden i drugi opis mi się podobały, jednak ciut bardziej przypadła mi do gustu Księga I. Ładnie to wszystko opisałaś. Chodzi mi głównie o sam moment przemiany.
W jednej z naszych rozmów, zanim jeszcze powstało to opowiadanie, napisałaś mi, że kochasz Norwegię. I w związku z tym mam pytanie - czy wszystkie imiona skandynawskich wampirów są skandynawskie? Masło maślane, ale nie wiem jak inaczej to w słowa ubrać .
Tak na marginesie, to muszę dodać, że te imiona mi się podobają. Są takie inne od reszty nazwisk pojawiających się w opowiadaniach.
Zauważyłam (albo mi się przyśniło), że kiedy Christa dotknęła medalion on coś do niej "powiedział". To jakaś jego moc? Jeśli tak, to może dobrze kombinowałam odnośnie tego, że będzie on odgrywał jakąś rolę w opowiadaniu.
Wydaje mi się, że napisałam już o wszystkim. Gdyby mi się jeszcze coś przypomniało, nie omieszkam napisać ci o tym na GG.
W takim razie, maltretuj dalej ten rozdział, a ja tradycyjnie czekam na kolejne części.
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Viv
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 103 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp
|
Wysłany:
Śro 12:33, 21 Kwi 2010 |
|
Zabieram się za napisanie komentarza już od dłuższego czasu, może dzisiaj się uda.
Jak ci juz wspominałam, spodziewałam się po twoim nowym opowiadaniu czegoś zupełnie innego. Byłam pewna, że będzie to kolejna opowieść o dalszych losach Cullenów, miłości E&B i o ile z Volturi chwilowo sobie poradzili to będą mieli problemy z innymi potężniejszymi wampirami. No i proszę jakie miłe rozczarowanie.
Po "Kopciuszku" myślałam, że już niczym mnie nie zaskoczysz i nic nie będzie od niego lepsze. Teraz, przyznaję, myliłam się. To opowiadanie jest świetne! Zaczęłaś z zupełnie innej strony, niż się spodziewałam. Unicestwiłaś Volturi na początku, gdzie myślałam, że to będzie finał. Czego więc ,spodziewać się w dalszych rozdziałach? W prologu piszesz, że to nie jedyna bitwa jaka stoczą, czyżby wojna? Czy chcą zgładzić wszystkie wampiry, czy tylko te które nie uznają "nowych" za władców? Chcą zemsty, ale za co? Co takiego kiedyś się wydarzyło, że królewska rodzina sprowadziła na siebie taki gniew?
W rozdziale pierwszym cofamy się w czasie i przedstawiasz nam nowych bohaterów, ich losy, historię przemiany. Po kolei pojawią się pewnie odpowiedzi na większość pytań.
Imre, Tajrei to faktycznie wiekowe wampiry i zapewne bardzo potężne.
Wielką rolę odegra też na pewno medalion, jest chyba dosyć ważny w tej historii.
Świetnie budujesz atmosferę poprzez piękne opisy, podróże w czasie i tajemniczość. Podsycasz ciekawość i sprawiasz, że nie mogę doczekać się dalszego ciągu.
Co do imion twoich bohaterów to tak, jak ci mówiłam, sprawiłaś że mam wrażenie iż, dobrze ich znam. Czasami wydaje mi się, że czytam o ich dalszych (może nie dalszych, ale innych) losach. Z całą pewnością już ich lubię, choć zapewne są źli i bezlitośni. Nie wiem jaki będą ich dalsze losy, ale dla mnie są jak starzy znajomi. Dodatkowo zapunktowali zabiciem Volturi.
Wiem,że weny ci nie brakuje dlatego, życzę ci czasu na pisanie. I więcej... wiesz czego.
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Viv dnia Śro 16:07, 21 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
migdałowa
Wilkołak
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Pią 16:52, 23 Kwi 2010 |
|
Witajcie, zapraszam Was na drugi rozdział. Wiem, że jest on ciekawszy niż pierwszy, mam taką świadomość :)
Dużo się dzieje, a to dlatego, że chcę Wam przybliżyć sylwetki moich wampirów. Liczę na szczere komentarze lub jakiekolwiek oznaki, że jesteście, że czytacie.
Przepraszam za ilość przypisów. Po prostu musiałam ich tyle umieścić, byście zrozumiały realia snutej przeze mnie opowieści.
Brawa należą się Viv za betę i wszystko. Kasiu, wiesz, za co…
Miłego czytania.
~Rozdział II Nasza przeszłość nadaje kształt naszej przyszłości.*
Księga I - Tajrei fragmenty
Ruś Kijowska, 1044r.
To były niesamowite lata, pełne walki, ludzkiego potu i przelanej krwi. Najpierw brutalne tłumienie powstania Bułgarów**, później obalenie cesarza Michała V z tronu Bizancjum*** i końcowa ucieczka**** z metą na Rusi.
A teraz Imre, popijając korzenne piwo, wpatrywał się w ślub Haralda***** z księżniczką kijowską******.
Oblubienica księcia nie wyglądała na najszczęśliwszą, ale swoje uczucia ukrywała za koronkowym welonem. Nie ona decydowała, kto jest jej pisany – będąc królewską córą musiała służyć dobru kraju i przede wszystkim być posłuszną ojcu.
Tuż po ceremonii, księżniczka uciekła z pola widzenia, wraz ze służkami, co świta Haralda skwitowała rubasznym śmiechem. Imre uśmiechnął się tylko i poszukał w tłumie Tajreia. Stał on na uboczu i z jego postawy wywnioskował, że jest głodny. Podszedł do niego i powiedział:
- Za zamkiem widziałem kilka sprzedajnych dziewek. Możemy się nimi posilić.
Tajrei skinął głową i nie namyślając się wiele, skierował w tamtym kierunku. Tuż za nim podążył Imre.
- Wszyscy zajęci są świętowaniem. Wierz mi, Tai, to będzie przełomowa chwila dla narodu norweskiego. Już niedługo wrócimy do Ojczyzny. – Głos Imre z trudem przedzierał się za barierę zamroczenia przyjaciela.
Nim blondyn zorientował się, jego kompan rozdzierał tętnice napotkanej nierządnicy. Wzruszył ramionami i dołączył się, dopadając drugą.
1045r.
Słowa, wypowiedziane przez Imrego, spełniły się bardzo szybko. Wiosną 1045r. Harald powrócił do Norwegii w pełnej chwale, z sporym skarbem, odważną drużyną i żoną u boku. Chociaż jego młoda oblubienica nie miała łatwego życia, przebywając wśród nieokrzesanych Wikingów, w zimnej Skandynawii, z dala od domu, dodatkowo pod obstrzałem nałożnicy męża. Thora Thorbergsdottir nie kryła się z zazdrością i nie ukrywała tego, że jej nienawidzi. Potęgował to fakt, że była w ciąży. I zaszła w nią, już po ślubie Elżbiety z norweskim panem.
Młoda księżniczka kijowska czuła się strasznie obco w tej krainie wiecznego śniegu, podobnej, ale tak różnej od Rusi. Po za tym tęskniła za rodziną, za ojcem i za matką, ale przede wszystkim brakowało jej rodzeństwa. Jedynym pocieszeniem była modlitwa i rozmowy ze starą służką, towarzyszącą jej w wyprawie.
Brutalność tego świata zdziwiła ją tak, jak jego wielkość. Spędziwszy całe dzieciństwo na Rusi, z pewną obawą podróżowała do Norwegii. Wiedziała, że tam spędzi całe swoje życie i może już nigdy więcej nie ujrzy mądrych oczu ojca ani nie usłyszy cichej modlitwy swojej matki.
Westchnęła i otuliła się szczelniej futrem. Poprzez poły namiotu, wdzierało się do środka przeraźliwe zimno.
Usłyszała kroki na zewnątrz, ktoś wszedł. Był to Imre, jasnowłosy dowódca z drużyny jej męża.
- Pani – skłonił się. – Tylko jeden dzień dzieli nas od przybycia na włości króla Magnusa. Przyniosłem ciepłą strawę.
Imre wyglądał jak anioł, roztaczał wokół siebie pozytywną aurę, wręcz emanował… Nie, nie ciepłem i dobrem. To była pewność siebie i pewien upór otulone uprzejmością.
- Dziękuję – głos Elżbiety brzmiał naprawdę licho, po za tym księżniczka wyraźnie się przeziębiła.
Imre skinął głową i zostawiwszy miskę, wyszedł na zewnątrz. Sięgnął pod futro i odszukał medalion. Dotknął go pieszczotliwie.
Niedługo odnajdzie kolejny…
Norwegia, 1047r.
Poród Elżbiety był trudny, a po za tym wisiało nad nią piętno. Thora urodziła syna, więc ona także musiała obdarzyć swojego męża męskim potomkiem, będącym zarazem spadkobiercą tronu Norwegii.
Mijały godziny, a młoda kobieta była coraz bardziej wyczerpana. Nie pomagały krzepiące zioła, krzątanina starej służki ani modlitwa w pokoju obok.
Nie mam siły, chciała nie raz krzyknąć i po prostu umrzeć.
- Przyj – warknął balwierz i nacisnął jej brzuch. Wrzasnęła rozdzierająco, ale podziałało. Ukazała się główka maleństwa. Kilkanaście minut później na świat przyszła córka.
*
Imre poinstruował cicho Tajreia, a sam wszedł do komnaty królowej. Spała ona głęboko, tuż przy niej, w kołysce, leżała nowonarodzona księżniczka. Blondyn podszedł do szkatuły i uchylił ją.
On tam był.
Wziął go delikatnie, ułożył na dłoni. Drugi medalion. Te same inskrypcje, ten sam kryształ. Tylko kolorem się różnił.
Imre przygryzł wargę. Czekało go najtrudniejsze zadanie.
Podszedł do kołyski, dziecko spało. Skierował swoje kroki do łoża Elżbiety i wymówiwszy krótką inkantację, podniósł jej dłoń. Naciął ją delikatnie na przegubie, tak by kropla krwi spłynęła na kryształ. Rozprysła się na nim, pozostawiając szkarłatną smugę. Imre zlizał pozostałą ciecz z nadgarstka i odłożył jej rękę. Trzymając medalion kurczowo w dłoni, wyszedł.
Wisior nie był jeszcze do końca gotowy. Zgodnie ze słowami przepowiedni znów musiał czekać.
Cholera.
Razem z Tajreiem, bez oglądania się za siebie, szybko oddalili się do swoich komnat.
Księżniczka, budząc się, poczuła ból. Zobaczyła rozdarty nadgarstek, ale stwierdziła, że cyrulik musiał jej upuszczać krew podczas porodu. Teraz czuła się całkiem dobrze, a patrząc na córkę uśmiechała się.
Ingegarda nie była chłopcem, ale już ją kochała. Wiedziała, że jeszcze urodzi synów Haraldowi. Była tego więcej niż pewna.
Księga II - Christa fragmenty
Norwegia Północna, 1485r.
To wszystko stało się tak szybko, że Christa nie mogła uwierzyć, otrząsnąć się z szoku.
Jej babka, matka i najstarsza siostra zostały posądzone o uprawianie czarów Babka za paktowanie z szatanem i czczenie go, matka za sprowadzanie chorób, opętań i śmierci, a siostra za konszachty z inkubami*******. Sama Christa przed nadejściem żołnierzy została wygoniona z chaty.
Kręciła się bezwolnie po gęstym lesie, zachowując jak oszalała. Zapadł zmrok, bór stał się mroczny i niebezpieczny. Ze wszystkich stron pojawiały się głuche, straszliwe dźwięki, zupełnie diabelskie i pozbawione łagodności. Dziewczynka stwierdziła, że się zgubiła.
Głośno płacząc, przysiadła pod drzewem i skuliła całe ciało. Ukryła głowę między kolanami i poczuła się straszliwie samotna. Nie wiedziała, co stanie się z babką, matką i siostrą. Już wcześniej prześladowali czarownice, ale przecież jej rodzina nie miała z tym do czynienia. Kobiety w jej rodzinie od dłuższego czasu zajmowały się głównie zielarstwem.
Usłyszała chrzęst gałązki i stłumione przez mech czyjeś kroki. Przerażona do granic możliwości, podniosła głowę i krzyknęła rozdzierająco. Tuż przed nią stanął jakiś mężczyzna. Przykucnął tuż przy niej i wtedy Christa ujrzała go dokładniej. Miał blond włosy miękko okalające twarz, niewielki nos i oczy z czarnymi tęczówkami. Był z pewnością najpiękniejszym mężczyzną, jakiego widziała w swoim dwunastoletnim życiu.
Istny Anioł.
Miał ciemną szatę, na której połyskiwał tylko złoty medalion z czerwonym oczkiem
- Nie bój się – powiedział cicho, delikatnie. Podał jej dłoń, pomógł wstać. – Przyszedłem ci pomóc i pozbawić cię wszelkich trosk. Chodź ze mną.
Złapał jej dłoń i poprowadził. Dziewczynka ufnie szła przy nim, niepewnie stawiając kroki. Po chwili poczuła ogarniające ją zmęczenie, więc blondyn przystanął.
Wziął ją na ręce. Gdy ciało Christy dotknęło medalionu, kryształ zaczął nieznośnie pulsować, co rozsadziło Imrego. Jeszcze nie czas.
Christa usnęła w jego ramionach.
Spojrzał na nią, na jej wymęczoną twarzyczkę, zaniedbane włosy, starą suknię. I to niby ona miała być wielką?
Pokręcił głową. Powoli zbliżali się do znienawidzonego przez wszystkich miejsca. To właśnie tu płonęły osądzone i skazane na karę śmierci czarownice.
Imre potrząsnął ramieniem dziewczynki.
- Zbudź się, później będziesz spać.
Mała przetarła oczy i rozejrzała się wokoło. Gdy jej wzrok spoczął na stosie, w gardle zamarzł niemy krzyk. Widok płomieni sięgających spódnicy jej siostry sprawił, że… Straciła kontakt z rzeczywistością
***
Teraźniejszość.
Trzy tygodnie wcześniej.
***
Mikkel z pewnym wahaniem wszedł do niewielkiego domu, dawno tutaj nie był. Chyba minęło z piętnaście lat…
Wiedział, że była w środku, wyczuwał ją poprzez pulsowanie bransolety. Czuł nieznośny lęk i wręcz obawę mając w perspektywie spotkanie z nią.
Skierował się do skromnego salonu i pierwszym, co ujrzał, były jej oczy z stalowoszarymi tęczówkami.
Vanja przemknęło mu szybko przez myśl, zanim zdążył zablokować mentalnie umysł. Usłyszała.
- Wszystko wiem – powiedziała bardzo cicho, głosem tak miękkim, jakim go zapamiętał.
Skinął głową i stał, po prostu wpatrując się w nią. Wyglądała identycznie jak wtedy.
Włosy splecione w dobierany warkocz, ogromne oczy okolone smolistymi rzęsami, zgrabny nosek, wystające kości policzkowe podkreślające kontur twarzy, zmysłowe, niewielkie wargi…
Wysmukła szyja, a na niej zawieszony ciężki medalion z połową kryształu. Suknia z głębokim dekoltem w odcieniu przełamanej bieli sprawiała, że kobieta wyglądała niczym duch. Blada i dumna.
- Ach tak. – Westchnienie wyleciało z jego ust.
Vanja przytknęła i wskazała mu miejsce, gdzie miał usiąść.
Przez moment poczuł déjà vu, przypomniał sobie swoje dzieciństwo…
Mikki… Chodź… Imre przywiózł kakao… Będzie pyszne ciasto.
Jej roześmiane oczy, pełne blasku, jej czuły uścisk… Była tak cudowna, tak ludzka, gdy był mały. A później…
Mikkel otrząsnął się i przysiadł na kanapie. Nie wiedział, jak się ma zachować, co mówić, a czego nie, więc czekał. Vanja musiała rozpocząć rozmowę, chociażby ze względu na hierarchię.
- Imre przysłał mi wiadomość. Bardzo dobrze mu idzie przygotowywanie gruntu. – Kobieta wzięła ze stolika filiżankę i wzięła łyk. Mikkel wyczuł, że piła kakao…
- Cieszę się – odparł, czując się coraz bardziej nieswojo. Najchętniej podkuliłby ogon i zwiał, gdzie pieprz rośnie.
- Tamtejsze wampiry nie spostrzegły, kim jest – zaśmiała się inaczej, chłodno, nie tak, jak pamiętał.
- Przewaga jest po naszej stronie – dodał sztywno.
Dlaczego? Kolejna niekryta myśl dotarła do Vanji. Rysy jej twarzy natychmiast stężały.
- Tak musi być, Mikkelu. Nie jesteś już dzieckiem – w tych słowach mężczyzna wyczuł ukryty ból. Przez tyle stuleci Vanja nie potrafiła powiedzieć mu tego wprost, lecz dzisiaj to uczyniła.
- Wiem – odpowiedział i wstał, kierując się do wyjścia.
- Masz Christę – to był cios w samo serce Mikkela. Mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na Vanję. Lustrowała go spokojnie, trzymając w dłoniach porcelanową filiżankę. Żaden mięsień na jej twarzy nie drgnął, oczy wydawały się być zupełnie bez wyrazu.
- Bluźnisz – warknął, zapominając o opanowaniu w jej towarzystwie. Chwilę później odłamki zdobionej filiżanki wylądowały na podłodze, a na swojej szyi czuł jej ręce, niczym stalową obręcz. Dla odmiany jej oczy płonęły.
Kilka sekund później opanowała się i puściła go, przybierając znów obojętną minę
- Wyjdź – powiedziała i przyklęknęła koło sofy, zaczęła zbierać resztki porcelany.
Wyszedł.
Gdy Vanja była pewna, że jest sama, usiadła i poczuła, jak ogarnia ją znane uczucie samotności. Całe swe istnienie była sama… Tylko raz…
Z furią rzuciła odłamki do góry. Nie może wspominać przeszłości.
Dotknęła medalionu i skontaktowała się mentalnie z Imre.
*
Christa siedziała właśnie w bibliotece, gdy do pokoju wszedł Einar. Skłonił się i przyniósł jakieś listy.
Poranna poczta.
Wzięła ją i zaczęła przeglądać, na wierzchu zobaczyła niestaranne pismo, typowo włoskie. Oficjalne wieści od Gino. Rozerwała pośpiesznie kopertę i zajrzała do treści. Przebiegła wzrokiem, nic nowego.
Dogłębna analiza struktury Volturi, rozpisanie ich planów na najbliższy czas i ogólna charakterystyka taktyki. Poszczególne portrety wampirów z krótkim opisem i jakieś osobiste uwagi Gina.
Christa odrzuciła go, zabrała się za kolejny list. Był to wydruk e-maila. Od Mikkela. Poczuła lekkie zdenerwowanie.
,, Cześć Tai. Byłem u Vanji. U niej bez zmian. Imre poinformował ją, że przygotowywanie gruntu idzie dobrze. Wracam jutro. Powiedz jej. Mikkel. ‘’
Ta wiadomość nawet nie była skierowana do niej. Mikkel napisał ją do Tajreia. Czyli nic się nie zmieniło.
Westchnęła. Dlaczego on ją tak nienawidzi? Nie potrafiła tego zrozumieć przez te wszystkie stulecia.
Popełniłam błąd w tamtych czasach. Błąd, którego konsekwencje będę odczuwać do końca mojego istnienia, a nawet dłużej. Byłam wtedy młoda i głupia… I nie rozumiałam, że wieczność to okres czasu bardzo rozległy. Nieśmiertelność wcale nie jest łaskawa, jest… Momentami przytłaczająca. A w takich chwilach, jak ta, odechciewa się być.
Christa spojrzała na swój medalion. W słońcu pięknie błyszczał soczystą czerwienią, kryształ wręcz emanował swoją dostojnością. Wampirzyca wiedziała, że nie jest on najstarszy. Najstarszy miał Imre i nigdy się z nim nie rozstawał. Vanja posiadała połowę, ale nigdy wraz z Imre nie pokusili się o wytłumaczenie, dlaczego.
Tajrei miał swój własny o barwie wpadającej w bardzo ciemną purpurę. Jak jej tłumaczył, to przez dłuższy proces tworzenia go.
Christa, będąc ciekawa, długo badała te kamienie i z jej porównań najbardziej przypominały aleksandryt******, jednak nie do końca. Kryształy te miały niecodzienne właściwości i sama do końca nie pojmowała ich możliwości. Wampirzyca pokręciła głową, znowu do jej myśli powrócił Mikkel. Wyczuwała, że jest załamany wizytą u Vanji. Po raz kolejny przeszłość wracała jak echo. Przychodziła i uderzała znienacka, obnażając pomyłki, tęsknoty i celując centralnie w serce.
*
Tajrei czuł, jak wiatr rozwiewa jego długie włosy w hebanowym kolorze. Ogólnie pogoda była dzisiaj znośna, słońce świeciło nisko nad horyzontem, co oznaczało, że nachodzi wiosna.
Wampir stał właśnie na lotnisku w Oslo i czekał na przybycie Mikkela. Przypomniało mu się jak w 1048r. widział początki tego miasta. Sam brał udział w jego zakładaniu.
Uśmiechnął się słabo i założył ciemne okulary na oczy. Jasna rozżarzona kula raziła go w oczy i powodowała, że bolały go spojówki.
Zobaczył, że ich prywatny samolot Saab 340 ląduje w zamkniętej części lotniska, więc podążył w tamtą stronę. Za nim szedł Einar, który już wzywał samochód przez telefon. Dzisiaj Tajrei miał zamiar nocować wraz z Mikkelem w posiadłości w Oslo. Kilku dni temu postanowił, że musi przeprowadzić poważną rozmowę z młodzieńcem.
Nie podobało mu się jego zachowanie względem Christy i nie omieszkał mu tego później powiedzieć. Jednak zanim do tego doszło, szybkim krokiem zbliżał się do wejścia, w którym ukazał się już Mikkel. Wyglądał na zmęczonego. W prawej ręce trzymał ogromną księgę, w lewej ściskał niewielką czarną teczkę. Nie wypuszczał ich z dłoni, mimo że za nim szedł jego osobisty ochroniarz.
Dla ludzi byli wysoko sytuowanymi biznesmenami, właścicielami złóż ropy naftowej i gazu ziemnego na szelfie Morza Północnego i Norweskiego, ludźmi, którzy wybudowali elektrownię wodną oraz istnieli jako członkowie różnych rozgałęzień przemysłu. Mieli pieniądze, ogromne bogactwa, i tego faktu nikt nie mógł podważyć.
Ponadto nie wtrącali się zbytnio w politykę, więc ich obecność w pewien sposób pozostawała w cieniu. I o to w dużej mierze chodziło Chriście, a i sam Imre nie miał nic przeciwko. Czasy na ujawnione rządy już przeminęły, teraz walka toczyła się o panowanie w ciemnościach, tam, gdzie ludzkie oko nie sięga.
Mikkel, ujrzawszy czarną czuprynę przyjaciela, natychmiast do niego podszedł.
- Tai – poczuł klepnięcie na plecach, uśmiechnął się. – Dawno cię nie widziałem.
- Pojęcie bardzo względne. – Tajrei wziął od niego czarną walizeczkę. – Einar już wezwał limuzynę.
- Limuzynę? – jęknął Mikkel. – Czy my musimy się tak obnosić? Prywatny samolot, limuzyna?
- Przeszkadza ci to? – W oczach Tajreia błysnęła iskra rozbawienia. Luksus to był dodatek do ich istnienia, wypracowywany przez setki lat.
Mikkel nie odezwał się już, szedł tylko cicho za brunetem.
Podziwiał Tajreia, był to dla niego wzór, zaraz po Imrem. Wampir mający ponad 1200 lat. Opanowany z charakteru, wręcz momentami chłodny. Uczony, najczęściej dzięki własnym przeżyciom, oczytany, cholernie inteligentny, a przy tym straszliwie skromny. Zawsze stojący w cieniu, mimo swojej wojowniczej natury odziedziczonej po życiu. Pozwalał Chriście rozporządzać, ale sam trzymał rękę na pulsie, tylko nie obnosił się z tym. Był zupełnie inny niż Imre. Może trochę podobny do Vanji…
Vanja.
Tajrei milczał, słysząc monolog wewnętrzny Mikkela. Przez swój wiek i miejsce w hierarchii mógł wnikać w jego myśli bez żadnych oznak. Rzadko korzystał z tej możliwości, a dzisiaj podsłuchał tą rozprawę prawie bezwiednie.
Do Mikkela znów wróciła przeszłość… I Vanja.
Wiedział, że chłopakowi wtedy było trudno, dzisiaj jest, a jeszcze ciężej będzie jutro.
Przeszłość odcisnęła niezmywalne piętno na przyszłości.
__
*- Antoni Kępiński
** - miało miejsce w latach 1040-1041, dowodził w nim Harald III zwany Surowym [ patrz przypis niżej]
*** - wiosna 1042
**** - Nowy cesarz, Konstantyn IX Monomach, nie chciał puścić Haralda - według innej wersji - nie chciała wyjazdu wikinga małżonka cesarza Zoe, z którą Harald miał mieć romans.
*****- Harald III zwany Surowym – król Norwegii w latach 1045-1066.
******- Elżbieta Jarosławówna – księżniczka kijowska, żona Haralda.
*******- inkubami nazywa się demony przybierające postać uwodzicielskich mężczyzn nawiedzające kobiety we śnie i kuszące je współżyciem seksualnym. Ponadto miały zdolność zapładniania kobiet nasieniem, które sukuby zbierały od skuszonych przez siebie mężczyzn. Dzieci spłodzone w ten sposób miały być szczególnie podatne na wpływ Szatana.
********-http://pl.wikipedia.org/wiki/Aleksandryt |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dropout
Wilkołak
Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 183 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 17:38, 23 Kwi 2010 |
|
Chcę, żebyś wiedziała, że czytam i choć nie zawsze będę dawała komentarzy - jestem!
Prolog
Tajemniczy! I tak od razu unicestwienie Volturi. To było coś. Chociaż brakowało mi przybliżonego opisu palenia i ich reakcji. Przecież na pewno się musieli bronić, prawda? Chociaż odrobinkę. Jak jedna z moich poprzedniczek dziwię się, że skoro to teraźniejszość jeździec-posłaniec sobie przybywa na koniu. Groza, tak, tak, ale... Cóż. Razem z tym było to bardziej z pazurkiem ;)Cullenowie i ich zgroza + opis, że Renesmee może tylko przeżyć. Chcę się dowiedzieć więcej więc czekam. Jakoś przypadł mi do gustu Tajrei. No i Christia. Intryguje mnie medalion. Musi być ważny, skoro jest nawet w bannerze. Idziemy dalej.
Rozdział I.
Ach, Tajrei, poznajemy cię! Chociaż nie w dużym stopniu, ale to jednak coś. Intrygujesz mnie, wampirze Szybko przeskakujesz z miejsca na miejsce. Mam nadzieję, że zatrzymasz się dłużej w jakimś punkcie. Czy Tajrei'ego (odmienia się?) łączy coś z Christią? Nie wiem, może jestem ślepa albo coś, ale chciałabym wiedzieć. Jestem jeszcze przed II rozdziałem, nie chce sobie pomieszać obu... Może wyjaśni się to dalej? Zaraz przeczytam. :D Rozmowa w myślach (myślach?) była też bardzo intrygująca. Bransoletka? Medalion? One odpowiadają za te rozmowy? No i Wikingowie. Lubisz Skandynawię i Wikingów? Na to wygląda Dzięki temu historia jest świeża, inna, oryginalna. Taka mi się podoba! Zabieram się do rozdziału II... Edytuję posta
EDYCJA
Rozdział II
Cytat: |
Sięgnął pod futro i odszukał medalion. Dotknął go pieszczotliwie.
Niedługo odnajdzie kolejny… |
O! <-- moja reakcja :D
Cytat: |
Uśmiechnął się słabo i założył ciemne okulary na oczy. Jasna rozżarzona kula raziła go w oczy i powodowała, że bolały go spojówki. |
Czyli skandynawskie wampiry nie świecą w słońcu jak choinka? Idealnie! Spojówki go bolą, więc są podatne na światło? Ciekawe...
Podobają mi się imiona. Skąd je bierzesz? Imre i Vanja - połówki medalionu. Wszystko jest takie tajemnicze!
I co ich wszystkich łączy? Jakie są powiązania? Mikkel-Vanja-Christia-Tajrei-Imre. Jak to jest połączone? Czy to oni są najsilniejsi?
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Nawet jak nie dam komentarza, dam go później. Ale wiedz, że czytam!
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dropout dnia Pią 17:52, 23 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Pią 18:51, 23 Kwi 2010 |
|
Przeczytałam i muszę przyznać, że robi się coraz bardziej tajemniczo i intrygująco. Te skandynawskie wampiry mają jakieś swoje odwieczne sekrety, mroczne niczym dzieje w jakich żyli.
Bardzo mi się podoba ta część historyczna. Czytałam ją z zapartym tchem, zarówno w pierwszym, jak i drugim rozdziale. Muszę przyznać, że pisząc wprowadzasz nas w odległe dzieje z bardzo ciekawie dobranymi szczegółami. Te różne wojny, kto z kim, odwieczna walka o władzę wśród ludzi, naznaczone piętnem małżeństwa wśród królów. Czyta się to fantastycznie, zwłaszcza kiedy autor opisuje fakty w sposób tak interesujący. Należą ci się duże brawa za wiarygodność z jaką wprowadzasz nas w tamte czasy.
Po dwóch rozdziałach muszę przyznać, że mam już swojego ulubieńca. Jest nim Tajrej. Naprawdę długowieczny wampir, który tyle lat chodzi po tym świecie, ujął mnie, jak sama o nim piszesz niebywałym opanowaniem, elokwencją i skromnością. O pozostałych postaciach na razie nie będę się wypowiadać, poczekam na więcej. Dodam jedynie, że również spodobało mi się to, że Christy pochodzi z rodziny, w której kobiety parały się czarami, ale zdecydowanie była to „biała magia”. Ciekawa jestem czy w jakiś sposób taka spuścizna wpłynęła na to, jakim stała się wampirem.
No i na sam koniec ci powiem, że trochę się gubię w ich wzajemnych relacjach. Ale może to minie z następnymi rozdziałami.
W każdym razie gratuluję zarówno pomysłu, jak i wykonania. Są niezaprzeczalnie świetne.
Pozdrawiam, BB. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Jama
Wilkołak
Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 9:49, 24 Kwi 2010 |
|
O, i jest nowy rozdział .
Pomimo tego, że przybliżasz nam sylwetki skandynawskich wampirów, one nadal wydają mi się tajemnicze i mroczne. To na pewno dzięki temu w jaki sposób je opisujesz, chyba nie będę dodawać, że mi się ten sposób podoba i zachęca coraz bardziej do czytania.
Z tego, co zauważyłam, to twoje wampiry są czułe na światło słoneczne, tak? No bo jeżeli Tajrei zakładał przeciwsłoneczne, a słońce go raziło, to chyba wniosek jest jeden . Ale ta odmiana mi się podoba. Mam nadzieję, że jeszcze czymś zaskoczysz.
Spodobało mi się wprowadzenie postaci historycznych. Sposób w jaki opisałaś ich związek z wampirami jest niezwykle wiarygodny i intrygujący.
Inną sprawą jest to zdanie:
Cytat: |
Czasy na ujawnione rządy już przeminęły, teraz walka toczyła się o panowanie w ciemnościach, tam, gdzie ludzkie oko nie sięga. |
Czyżby była to zapowiedź nieuchronie zbliżającej się walki? Jest to moment, na który, póki co, czekam najbardziej.
A skoro o tym mowa, to ciekawi mnie też to, jak oni będą się zachowywać, gdy już dojdą do władzy. Trudno mi powiedzieć, bo nie wiem czego się spodziewać. I także w tym momencie muszę ponownie napisać - mam nadzieję, że nas zaskoczysz.
Po przeczytaniu tego rozdziału wydaje mi się, że już po części zrozumiałam o co chodzi z tymi medalionami. Stwierdzam, że to również ciekawy pomysł.
No i tak w ogóle, to chyba wybrałam sobie już mojego ulubieńca wśród tych postaci ^^. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Viv
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 103 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp
|
Wysłany:
Pon 13:40, 26 Kwi 2010 |
|
Widzę, że Tajrei został ulubieńcem! Mi jest bardzo trudno określić, kogo najbardziej lubię. Z całą pewnością bardzo fascynują mnie twoje kobiety.
Christa – jak ci już mówiłam strasznie było mi jej szkoda. Ujrzenie na własne oczy jak pali się jej siostra musiało na pewno mocno nią wstrząsnąć. Cały czas mnie zastanawia, czemu Imre kazał jej na to patrzeć. Jaki miał w tym cel? I co znaczą słowa, że ona ma być tą wielką?
I jeszcze jedna sprawa – medalion. Kryształ zaczął pulsować po zetknięciu z jej ciałem. Rozpoznał ją, wybrał, naznaczył? To mnie bardzo nurtuje.
No i drugie dziewczę – Vanja.
Kim ona jest? Ma stalowoszare oczy i pije kakao? Na wampira mi nie wygląda, chociaż twoje norweskie drapieżniki trochę się różnią od tych, które znamy. Już wiemy,że nie świecą się w słońcu, więc czym nas jeszcze zadziwisz? Jakie moce ona posiada?
I jeszcze jedna perełka jak dla mnie. Widzę tu lekki trójkącik Vanja-Mikkel-Christa. Tą całą trojkę też łączy coś szczególnego. Vanja jest chyba zazdrosna o Christe, a ona myśli, że Mikkel jej nienawidzi, czyli mamy kolejną tajemnicę.
Pogmatwane dzieje mają twoi bohaterowie. Przeszłość przeplata się z teraźniejszością. Ich losy pięknie wplątałaś w prawdziwe wydarzenia historyczne. Bardzo ciekawie prowadzisz nas przez swoją opowieść. Intrygująco, tajemniczo, zaskakująco…
Naprawdę dziwi mnie fakt, że pod tak wspaniałym opowiadaniem jest tak mało komentarzy. W innych gdzie jest pełno wielkiej mdłej miłości B&E jest ich pełno. Myślę, że autorkę ucieszyłoby nawet kilka słów, czy wam się podoba czy nie, lub choćby pochwała.
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
migdałowa
Wilkołak
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Sob 13:52, 01 Maj 2010 |
|
Zapraszam na kolejny rozdział, mam nadzieje, że wam uprzyjemni majówkę.
Podziękowania, jak zawsze, kładę na ręce Kasi – Viv – jesteś wymarzoną betą i rozmówczynią.
Mała uwaga do rozdziału. W ostatnim akapicie do rozszyfrowania poszukajcie epitetu-klucza. Jeżeli nie umiecie rozszyfrować, pytajcie mnie. Może odpowiem.
~Rozdział III - Ku celom pożądanym wiodą drogi trudne.*
Księga I - Tajrei fragmenty
Portugalia, 1107r.
Przybili do brzegu po miesiącach podróży morskiej z Norwegii. Postawili swoje stopy na spalonej portugalskiej ziemi, odziani w białe szaty z czarnym krzyżem na plecach. Szli walczyć za wiarę, szerzyć chrześcijaństwo i niszczyć przeciwników.
Portugalia potrzebowała pomocy, zdominowana przez rządy Arabów. Oni, jako normańscy krzyżowcy pod władzą Sigurda I**, przybyli, by ponowić próbę wyparcia Maurów z ziem Półwyspu Iberyjskiego***. Wszyscy przepełnieni energią, żądni krwi i ofiar. Chcieli walczyć, a szczególnie zwyciężać.
Ta inicjatywa szczególnie ważna była dla Tajreia, który całe swoje życie spędził na walce. Pamiętał swe pierwsze, nieśmiałe kroki w bitwach Wikingów. Wspomnienia jak żywe, pierwszy mord ku chwale Ojczyzny, zapach zdobytej ziemi i pieśni zwycięstwa śpiewane ile sił w płucach. Ilekroć o tym myślał, nieubłaganie widział także, czarne tęczówki i czerwoną obwódkę ust. Smak słonej wody, jej obecność płucach. Dusił się, czuł, że nie umie oddychać, że tonie, znika w otchłani oceanu. I nagłe wyrwanie z głębi, gwałtowne przebudzenie. Jasna, kremowa skóra, purpurowe tęczówki i głód. Pragnienie tak silne, wola tak słaba. I słońce, oślepiające, podrażniające oczy.
I kojący głos Imre, tuż przy uchu…
Tajrei otrząsnął się i spojrzał przed siebie. Białe szaty oddalały się, nie czekając na niego. Energicznie ruszył i chwilę później dogonił drużynę. Imre stanął przy nim i położył dłoń na jego ramieniu. Spojrzeli na siebie nawzajem. Kryzys minął.
Zwyciężyli Maurów, wypłynęli ku Ziemi Świętej.
Ziemia Święta, 1110r.
Flota Sigurda I przybyła w pobliże Sydonu. Wojska Baldwina już stały, czekając w gotowości. Oblężenie miasta miało rozpocząć się za kilka dni. Wszystkie oddziały szykowały się do walki.
Baldwin wiedział, że będzie to ciężka przeprawa. Nauczkę dała mu klęska z 1108r, teraz wiedział, jak podejść i wygrać. I swoimi spostrzeżeniami podzielił się z Sigurdem I, a ten kolejno z Tajreiem i pozostałymi dowódcami.
Tajrei miał ogromne doświadczenie, ale wiedział, że musi się hamować z radami. Po tamtym wydarzeniu w 1047r., związanym z porodem Elżbiety Kijowskiej, oboje usunęli się w cień. Co nie oznaczało, że nie śledzili wydarzeń – zawsze byli na bieżąco. Nieodżałowaną stratą była śmierć króla Haralda, zwanego piorunem północy lub,,ostatnim wikingiem’’, pod Stamford Bridge w 1066r. Zginął budzący postrach, żarliwie religijny olbrzym, mający 210 cm wzrostu, dla którego państwo oznaczało całe życie. Dla Tajreia, pierwszego z wikingów, był to cios w samo serce. I mimo upływającego czasu rana zabliźniała się bardzo wolno.
Wygrali oblężenie Sydonu. W chwale wrócili do Norwegii, która wcale nie czekała na zwycięzców.
Norwegia, 1111r.
Podczas nieobecności Sigurda I, jego brat zajął należne mu tereny i zaczął rozrządzać według własnej woli. Jednak Sigurd, jako osławiony rycerz w walce o krzewienie wiary i walkę o nią, z dużą ilością zaprawionych w boju wojów i sporym, zdobycznym majątkiem, zdołał pokojowo namówić brata do oddania jego własności.
Imre postanowił wycofać się z potyczek politycznych obu braci i na spokojniejszych terenach poczekać na rozwój wydarzeń. Wraz z Tajreiem zostawili białe szaty z krzyżem na plecach i powrócili w gęste, norweskie lasy. Na niewielkim zamku zostawili Vanję z całym dobytkiem i mimo zaufania, obawiali się o los domu.
Nie musieli.
Vanja była doskonałą panią na zamku, stworzoną do rządzenia. Dzięki uporowi i pewności siebie trzymała wszystkich w ryzach – od zarozumiałych lokajów, przez spracowane kucharki do najemnych parobków włącznie.
Nie zaskoczył jej widok nadjeżdżających, oczekiwała ich już od jakiegoś czasu.
Wyszła im naprzeciw, silny wiatr nieubłaganie bawił się jej warkoczem. Spod przymrużonych powiek obserwowała bieg koni.
Zbliżyli się do niej, oboje uśmiechnięci i radośni.
- Vanja! – Imre zeskoczył z konia i porwał ją w objęcia. Obrócił się wkoło własnej osi i postawił na ziemi. Kobieta spojrzała na niego pobłażliwie, ale też ucieszyła się z ich powrotu.
W tym samym czasie Tajrei zszedł z konia i przywitał się grzecznie, w odróżnieniu od Imre.
W końcu, po chwili zamieszania, Vanja zabrała głos:
- Idźcie zapolować, tylko ostrożnie. Ostatnio sytuacja była nieciekawa, ale unormowało się. Ja w tym czasie uprzedzę służbę i…
Imre uciszył ją gestem i wsłuchiwał się w ciszę. Chwilę potem roześmiał się głośno, aż echo poniosło jego głos.
- Wróciliśmy do domu, Tai…!
Tajrei skinął głową i mniej energicznie odpowiedział:
- Tak, historia będzie o nas pamiętać.
- A tam historia – zniecierpliwił się blondyn. – MEDALION. Ożywiliśmy drugi medalion poprzez tą wyprawę!
W tym samym momencie usłyszeli donośne parsknięcie Vanji, odwrócili się w jej kierunku.
- Nie jest w pełni gotowy – powiedziała cicho.
Imre przytaknął i wyjął go z tobołka przypiętego do boku konia. Kryształ miał barwę bladoróżową.
- To prawda, ale czuję energię od niego bijącą. – Dotknął opuszkami palców kamienia.
Vanja odebrała mu go i ważąc go w dłoni, mruknęła: - Miałeś racje, Imre. – Oddała go Tajreiowi. – Zawsze masz rację – jakaś gorycz wyczuwalna była w tych słowach. I Tajrei miał wrażenie, że nie tylko chodzi o ten kamyk.
Spojrzał na tą dwójkę i cały czas nie umiał odgadnąć relacji między nimi panujących.
Księga II – Christa fragmenty
Norwegia Północna, 1486r.
Imre pokręcił głową i na siłę ocucił małą. Dziś musiał sprawić ból, by jutro było lepsze.
- Christa – wyszeptał czułym głosem i zobaczył, że otwiera oczy. Postawił ją brutalnie na ziemi i kazał patrzeć przed siebie. Dziewczynka zamknęła oczy, ale nie pozwolił jej.
- Patrz – syknął gniewnie.
Przerażona, z wielkimi jak groch łzami w oczach, wpatrywała się jak zamroczona w obrazek przed sobą.
Jej najstarsza siostra była przywiązana do drewnianego pala wbitego w ubitą, jałową ziemię. Wkoło niego rozsypano suchą słomę i kilka drew, które zapaliły się z dziecinną łatwością. Płomienie szybko zajęły susz i momentalnie dosięgły krawędzi sukni dziewczyny.
Christa chciała krzyknąć, ale Imre zatkał jej usta. Zaczęła się rzucać, próbowała biec, ale mężczyzna mocno ją trzymał, nie pozwalając na wyrwanie.
- Obserwuj uważnie – już nie wydawał się taki miły i sympatyczny. Zdecydowanie nie był aniołem.
Kilkanaście sekund później jej siostra, paliła się niczym pochodnia. Żywa pochodnia. Języki ognia szły coraz wyżej, kierując się jakby ku niebu, ku Bogu. Otaczały jej ciało, jakby pieszcząc, a tak naprawdę unicestwiając ją.
Christa wierzgała i ugryzła Imre w palec, ale on się tym nie przejął. Bacznie obserwował otoczenie, nie tylko pal z siostrą dziewczynki.
Wkoło placu zgromadziło się mnóstwo ludzi, najprawdopodobniej wieśniaków z pobliskich wiosek, jednak najbardziej widoczni byli pastorowie. Ubrani w czarne sutanny, z Ewangelią w dłoni, głosili zarzuty wobec kobiet stojących nieopodal stosów.
- Zgromadzono tutaj czarownice, pomioty diabelskie, służące szatana – grzmiał głośno luterański ksiądz. Był on niski i gruby, jego czerwona, nalana twarz świeciła się od potu. Słowa wypowiadał w taki sposób, jakby wypluwał ze swojego wnętrza jakiś plugawy jad, niegodny jego świętobliwego podniebienia. - To one sprowadzają nań wszelkie nieszczęścia! One, czarownice, paktując z upadłym, ściągają nań boski gniew. Winne są wszelkiemu złu, jakie nas dotyka w ostatnim czasie. Niedawne gradobicie, które zniszczyło tegoroczne zbiory, choroby bydła i śmierć wielu osób – ich krwawa zasługa! A co najstraszliwsze – profanują hostię, przelatując podczas mszy świętej na miotłach, ba, one w tym samym czasie gromadzą się na sabatach! I odprawiają czary ku chwale szatana! Nie dziw, że nasz Najwyższy nie może na to patrzeć i zsyła nam kolejne, bolesne klęski. Ale niedługo stanie się temu zadość! My, zwykli, maluczcy księża, nie dopuścimy do tego, by czarownice przejęły władze nad światem. Norwegia to kraj chrześcijański, a i sam Luter nawoływał do działań na chwałę Boga. Pobożność, uczciwość, cnota to wartości nieznane oto tym kobietom! – Wskazał swoim tłustym palcem na grupkę przerażonych kobiet, które stały ścieśnione i zdezorientowane.
Na palu obok, ogień powoli zaczął słabnąć. Strawił już wszystko, co mógł i zostawił po sobie tylko popiół.
Christa stała jak skamieniała, łzy bezwolnie płynęły po jej twarzy, gdy wpatrywała się w pozostałość po siostrze.
Wśród zagubionych gałązek słomy leżała kupka czarnego popiołu, nic więcej.
- Starczy – mruknął Imre i wyszeptał do jej ucha kilka kojących słów. Jednocześnie przycisnął swój medalion do jej pleców, dziewczynka zamknęła oczy i zwiotczała. Imre wrócił do lasu i odnalazł swojego konia. Zdjął z niego swój płaszcz i okrył szczelnie małą. Musieli teraz poczekać kilka godzin, aż wszystkie czarownice zostaną osądzone. A później…
Zapadła noc, wrzawa wokół placu stopniowo cichła, aż w końcu ostatecznie umilkła. Imre obudził małą i ponownie niosąc ją na rękach, podszedł pod nieszczęsny stos. Christa była zaspana i nie rozumiała, o co chodzi.
- Wyciągnij dłonie – polecił chłodno, a ona zrobiła to bez zastanowienia. Po chwili poczuła, jak mężczyzna wciera popiół w jej ręce, wypowiadając przy tym jakieś inkantacje.
Otworzyła gwałtownie oczy i wyrwała dłonie, ale on był szybszy i silniejszy. Przyciągnął ją bez wahania i zaczął od nowa:
- Siedź spokojnie – warknął gniewnie. – To dla twojego dobra.
Christa krzyknęła, ale to nie zmieniło faktu, że szary pył przyległ do jej skóry. Czuła, jak popiół, pozostałość po siostrze, parzy jej ręce, jak okala i wnika głębiej pod naskórek. Jak asymiluje się z jej ciałem… Idealnie dopasowany.
To niemożliwe… pomyślała i zemdlała ponownie. Za dużo przeżyć jak na jeden dzień dla dwunastoletniej dziewczynki.
***
Teraźniejszość.
17 dni wcześniej.
***
Vanja błąkała się po całej posiadłości niczym duch. Od ostatniej wizyty Mikkela nie umiała znaleźć sobie ani odpowiedniego miejsca, a już tym bardziej zajęcia. Z tego wszystkiego zaczęła ponownie analizować księgi, do których nie zaglądała przynajmniej od pół wieku. I dobrze, że to zrobiła, bo całkiem przypadkiem natknęła się na interesującą notatkę.
Będąc zaczytaną, nie zauważyła, jak w drzwiach pojawiła się blond czupryna. Imre stanął i w ciszy przyglądał się Vanji.
Ta siedziała na fotelu i z uwaga przeglądała jakieś strony w księdze, co chwilkę robiąc notatki. Raz na jakiś czas podnosiła filiżankę ze spodeczka i brała łyk, prawdopodobnie piła kakao.
W końcu Imre ujawnił się, dotykając swojego medalionu. Kamień kobiety zaczął pulsować, więc momentalnie podniosła głowę i ujrzała dobrze znaną twarz.
- Imre – głos zamarł jej w ustach.
Blondyn, zjawiwszy się obok, przyłożył palec do jej warg, uciszając ją tym samym. Złapał ją w talii i gwałtownie objął. Vanja wtuliła się w niego, jednocześnie wdychając jego zapach.
- Dlaczego wróciłeś? – szepnęła, opierając swoją głowę na jego ramieniu. – Przecież nie możesz. Nie możesz się zdradzić.
- Po naszej ostatniej rozmowie nie potrafiłem nie przyjechać – uśmiechnął się do niej. – Jak się czujesz? – wypuścił ją z uścisku i usiadł w drugim fotelu.
- Nijako – odparła, biorąc filiżankę ze stolika. – Wytrąciła mnie z równowagi wizyta Mikkela.
Imre skinął głową i wyjął z włosów okulary przeciwsłoneczne. Jeszcze raz uważnie spojrzał na siedzącą przed nim osobę. Vanja wyglądała na trochę przytłoczoną, trochę zasmuconą, ale na pewno niepozbawioną swojej zwykłej elegancji i nabytego latami wyrafinowania. Vanja była damą w każdym calu i mimo pancerza, jakim się skrzętnie otaczała, posiadała wrażliwą, delikatną duszę.
- Gdybym był przy was, nic takiego nie miałoby miejsca. Nie pojawiłby się tutaj i nie sprawiłby ci bólu.
- To nie boli – zaprzeczyła. – Przynajmniej nie fizycznie. A ból psychiczny? Istnienie to pasmo udręki w oczekiwaniu na przeznaczenie.
Imre podszedł do niej i nachylił się tuż nad jej uchem:
- A jeżeli przeznaczenie się nie wypełni? – powiedział całkiem poważnie.
- To znaczy, że los sobie z nas zadrwił. – Ucichła i spojrzała w jego czarne jak węgiel tęczówki.
Tęskniła za nim. Przez te setki lat zdążyła się już do niego zwyczajnie przyzwyczaić. A ono zostawiło niezmywalny ślad na duszy.
Mrugnęła, czując, że po raz kolejny rozpada się na setki kawałeczków.
- Muszę wracać. Wiesz o tym… - mruknął i chciał odejść, ale stanął nieruchomo.
- Tak, niepotrzebnie naraziłeś się. I nas – parsknęła cicho, bo poczuła, że dotknął jej włosów. Opuszkami palców zszedł na linię szyi. Złożył na nich, delikatny niczym muśnięcie motyla, pocałunek i wyszedł z pokoju.
Vanja pokiwała głową. Wiedziała, że przeznaczenie się wypełni. Los nie drwił z nieśmiertelności.
*
Przyjechała do Oslo tuż nad ranem. Nie spodziewali się, że ją zobaczą w drzwiach.
Mikkel poczuł, że nadchodzi chwila prawdy. Po wczorajszej rozmowie z Taiem wiele przemyślał i chyba nadszedł czas, by naprawić błędy przeszłości.
- Cześć… - powiedział i z wahaniem, dużo ciszej, dodał: - … Christo.
Wampirzyca spojrzała na niego zdumiona. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. To był postęp… I czuła, że Tajrei zaingerował w tą sytuację. Ale kiedy? Wczoraj…
- Witaj… Mikkelu – w jej głosie mimowolnie pojawiła się miękkość. Nie panowała nad tym, lecz nie wstydziła się.
- Zaskoczyłaś nas. – Tuż obok dwójki pojawił się bezszelestnie Tajrei. Wyglądał na zadowolonego z obrotu sprawy. Rozmowa przyniosła widoczny efekt.
- Nie mogłam wysiedzieć… - powiedziała szczerze rudowłosa. Przemieścili się w głąb posiadłości. Nie była ona tak bogata, jak ich zamek, ale do skromnych zdecydowanie nie należała.
Przeszli do salonu i rozsiedli się na kanapach, zapadła cisza przerywana tylko tykaniem zegara. W końcu Tajrei spojrzał znacząca na Mikkela, a ten wstał i podszedł do wampirzycy.
- Christo – głos uwiązł mu w gardle. Dawno nie wypowiadał tego imienia i jego brzmienie wywołało w nim uśpione emocje. – Przepraszam cię.
Christa wstała i z wolna pokiwała głową. Oboje poczuli się lepiej, chociaż mieli świadomość, że to nie wszystko.
- Rozumiem, Mikkelu. Najwyższy czas… zakopać przeszłość – uśmiechnęła się krzywo. – W tej sytuacji, w perspektywie nadchodzącej wojny, to najlepsze, co możemy uczynić.
- Wiem – odpowiedział, po czym dodał: - Wiele ostatnio zrozumiałem… - westchnął, znów przed oczyma stanął mu obraz Vanji.
- Cieszę się – teraz uśmiech Christy wypogodniał. – Jestem świadoma, że Tajrei maczał w tym swoje długie, zgrabne paluszki…
Tajrei zachował kamienną minę, ale na ustach wpłynął mu prawie niewidoczny półuśmiech.
- Dobrze, a teraz Mikkelu powiedz, co odkryłeś – powiedział gładko Tai, wyciągając jego czarną walizkę.
- To długa opowieść – zaśmiał się rudowłosy.
- Mamy czas – odpowiedziała serdecznie Christa, pierwszy raz odkąd… - Całą wieczność – zażartowała jeszcze i pochyliła się nad Taiem.
Po chwili zamilkli i pracowali w ciszy. Starsze wampiry wzięły konspekty Mikkela i zagłębiły się w nie, a tymczasem młodszy wampir przeglądał jeszcze raz księgę.
Pracowali do późnego wieczoru, po czym udali się na polowanie, za granice Oslo. To był ciężki dzień, ale przyniósł słodkie owoce.
*
Medalion nieustannie pulsował, raz szybciej, raz wolniej tak, jak zachowywałoby się jej serce, gdyby je posiadała.
Czuła, jak nadmiar emocji przepływa przez jej ciało, rozprasza myśli, staje się nieznośny.
Ogromne pragnienie zniewoliło jej umysł, ogarnęło zmysły, omamiło.
Musiała je rozładować.
Pamiętała pierwszą lawinę uczuć i pierwsze ukojenie. Niesamowite doznanie wieki temu.
Dotknęła kamienia, dość niezręcznie, gdyż nie umiała zapanować nad drżeniem rąk. Wciągnęła powietrze i mimo tego, że nic to nie dało, poczuła się lepiej.
Usiadła na kanapie i czekała. Odczytał znak, już przybywał.
Niedługo później usłyszała szept, dotarł. Wiedział o zamęcie w jej umyśle, o pragnieniu ciała.
Tylko on mógł je ugasić, tak, jak zrobił to setki lat temu.
I zrobił to, z lekkim wahaniem i obawą, lecz wprawnie.
Nie powinni byli tego robić, ale nie było wyjścia. Nic jej nie mogło ukoić, nic, tylko rozkosz.
I wiedział to, był tego cholernie świadom.
Całe to doświadczenie było jak płonący heban - gwałtowne, dzikie, erotyczne, a przy tym szalenie eleganckie.
__
* - Eliza Orzeszkowa
** - [link widoczny dla zalogowanych]
***-http://pl.wikipedia.org/wiki/Rekonkwista |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Jama
Wilkołak
Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 10:00, 02 Maj 2010 |
|
Akurat wczoraj zastanawiałam się nad tym, kiedy migdałowa doda kolejny rozdział. No i proszę, jest.
Przyznam się, że przeczytałam już wczoraj w nocy, ale jakoś nie wiedziałam co napisać. Pewnie dlatego, że przez tak późną porę nie mogłam tego wszystkiego na raz ogarnąć. Dzisiaj przeczytałam ten rozdział dwa razy i cóż... Nie widzę większych postępów . Oczywiście, nie chodzi mi o to, że piszesz w sposób chaotyczny, czy cuś. Jakoś mi się trochę pomerdało, ale bedzie dobrze .
Tym razem zacznę od końca. Chodzi mi o twoją wskazówkę na temat epitetu-klucza. Już myślałam, że go nie znajdę, bo myślałam, że będzie gdzieś na początku akapitu, ale jednak jest.
Cytat: |
Jeżeli nie umiecie rozszyfrować, pytajcie mnie. |
Przyznaj się, pisałaś to z myślą o mnie .
Kiedy Jama znalazła już płonący heban, zaczęła prowadzić głęboką analizę. Mam nadzieję, że mogę ją tak publicznie po krótce przedstawić. Zatem - heban to gatunek drewna (bo wątpię, żeby chodziło w tym wypadku o markę piwa). Jeśli mnie pamięć nie myli, to te medaliony są z drewna zrobione. Co do przymiotnika "płonący", to tu już mam większy problem. I... Właśnie na tym etapie skończy się moje filozofowanie. Ale się nie poddam. Przeczytam ponownie wszystkie rozdziały, które się do tej pory pojawiły i może coś jeszcze wymyślę.
Spodziewałam się, że teraz nastąpi bitwa z Volturi. Oczywiście się myliłam. Wiem, że ja tak cały czas o tej wojnie tutaj truję, ale już nie mogę się doczekać.
Z tego, w jaki sposób przedstawiasz nam sylwetki swoich postaci, wnioskuję, że skoro biorą udział w bitwach muszą być dobrymi wojownikami, myślę o Tajreiu i Imre.
A skoro mowa o Tajreiu, to wydaje mi się być ciekawym osobnikiem. Wiem, pisałam już o tym pod poprzednim rozdziałem, ale muszę powiedzieć, że intryguje mnie on coraz bardziej wraz z rozwijaniem się opowiadania. Wygląda mi na przeciwieństwo Imre (Imrego?). Dostrzegłam to, chociażby po sposobie w jaki obaj przywitali się z Vanją po przybyciu z bitwy. Coś jakby charakterystka pośrednia.
A skoro mowa o bohaterach twojego opowiadania, to nie mogę pominąć tu Christy. Muszę przyznać, że to co zrobił z nią Imre było... Dziwne. Najpierw kazał jej patrzeć na śmierć siostry, a potem wcierał jej popiół w ręce i ten przenikał przez skórę. O ile wcześniej nie miałam zdania o Chriście, teraz zaczęła mnie jej historia ciekawić.
No, chyba wypisałam z siebie już wszystko. Pora tradycjnie powiedzieć - czekam na kolejny rozdział (i bitwę z Volturi) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|