|
Autor |
Wiadomość |
majaczki
Nowonarodzony
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 6 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 22:01, 09 Paź 2009 |
|
Black_Rose napisał: |
Witam... [...]
Cóż, pozostaje mi się pożegnać... Więc...
ŻEGNAM!
B.R. |
komentarz powinien wnieść coś do twórczości, prawda? Bo mówiąc szczerze po przeczytaniu tego odnoszę wrażenie, że nie przeczytałaś tak na prawde tego fanficka. Jeśli koniecznie musisz nabić sobie kilka postów możemy podyskutować na temat opowiadania.
La Fleur, Polly, widzisz wszystko roznosi się o to, że ja też kocham Chucka Bassa ;) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez majaczki dnia Pią 22:01, 09 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Pon 11:18, 12 Paź 2009 |
|
Historia świetna. Lubie kiedy wszystko rozwija się swoim tempem a nie na wariata, wszystko na raz. Wprowadziłaś bardzo dużo nowych postaci, to moze bardzo odświeżyć spojrzenie czytelników na postacie z Sagi. Inni autorzy przyzwyczaili nas do kanonicznych par i postaci więc wprowadzenie "świeżynek" nieco to wszystko przewietrzy. Jednak musisz uważać, bo czasmi nadmiar ( postaci) szkodzi. Jeśli nad nimi nie zapanujesz wkradnie się bałagan. Jak na razie świetnie sobie z tym radzisz.
Wiem, ze jako autorka możesz niecierpliwie wyczekiwać na kolejne komentarze - i odświeżać ciągle stronkę, pisałaś o tym - jednak postaw się na miejscu swoich czytelników. My z tą samą niecierpliwościa czekamy na nowe odcinki opowiadania.
Życzę weny i czekam na kolejną część |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
LaFleur
Nowonarodzony
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Oahu
|
Wysłany:
Śro 21:17, 11 Lis 2009 |
|
Już chyba nie ma sensu, żebym przepraszała za zwłokę. I tak robię to za każdym razem. Skupie się zatem na tłumaczeniach.
Rozdział miał być już dawno, czekał jedynie na wykończenie. Złapało mnie jednak paskudne jesienne grypsko, które przykuło mnie do łóżka na tydzień. Mam nadzieję, że następny odcinek pojawi się jeszcze w tym miesiącu.
Pragnę podziękować za wsparcie wszystkim komentującym. To tylko i jedynie wasze notki popychają mnie do działania. Do komentarzy przywiązuje jakąś niebotycznie dużą, chorą wagę. Miejcie to na uwadze.
Dedykuje ten rozdział mojej byłej becie (zlyshit), która była ze mną od powstania Dumy i tworzyła moją śliczną oprawę graficzną, a także moim ulubionym chomikowym koleżankom chochlicy (mojej nowej becie), Nessi i Szenie (mojej pisarskiej idolce). Im i Eileen(O-mój-boże-nie-mogę-podnieść-się-po-jej-słowach) szczególnie dziękuję i przepraszam za moje ciągłe biadolenie o braku talentu. W dalszym ciągu jestem przekonana o swojej racji, ale jak z nimi rozmawiam, mój opór się zmniejsza, a samoocena złowrogo rośnie.
Nie przedłużając, rozdział 7.
(Ach, i jeszcze jedno. W pisaniu scen korzystałam z przekładu Małgorzaty Gawlik - Małkowskiej.)
http://www.youtube.com/watch?v=naQSB1Ozyds
Ida Maria - Oh my God
- Cholera jasna, gdzie on się podziewa – warknęła do megafonu blondynka w luźnym podkoszulku z napisem „Skargi przyjmuje producent” i szarych jeansach o modnym kroju. Ekipa przed nią uwijała się jak w ukropie.
Cały zespół miał znaleźć się na miejscu dwie godziny przed rozpoczęciem zdjęć, a główny operator, Andrew Turner, w dalszym ciągu się nie pojawił. Był to jednak jeden z najlepszych ludzi w tej branży, choć najtrudniejszy we współpracy. Środowisko nie raz huczało o jego rozwiązłym życiu i nawet teraz Rose słyszała, jak co poniektórzy ludzie zajmujący się montażem sprzętu, szepczą między sobą, że ich kolega prawdopodobnie śpi gdzieś kątem po pijackiej eskapadzie.
Rosalie wierzyła w przesądy. Domyślała się, że to, iż już od samego początku nic nie układa się tak, jak powinno, jest złym znakiem. I nie chodziło tu tylko o Andrew. Właściciele pałacyków i domów, w których miano kręcić ważne dla filmu sceny, zaczęli sobie przypominać o arcyważnych przyjęciach, zaplanowanych z wyprzedzeniem w terminach zakontraktowanych na przygotowaniach do produkcji. Główni aktorzy, czyli Edward i Bella, delikatnie mówiąc, nie darzyli się sympatią. Choć co do ich wzajemnych relacji, panny Hale i Cullen miały pewne plany.
Poprzedniego wieczora, siedząc przy wyciszonym telewizorze z kolejnym kieliszkiem czerwonego wina i telefonem przy uchu, Rose naszła pewna myśl. Podczas gdy oddawała się rozmowie z Alice o ostatnim wypadzie do sklepów z Bellą i komentarzom na temat jej odmienionego wyglądu, pomyślała, że Edward jest taki samotny, a Swan taka wolna. Mimo że Cullen tego nie dostrzega, a jego ekranowa partnerka tego nie chce, mogliby być świetną parą. W świetle ostatnich poczynań uczuciowych przyjaciela, Rosalie pomyślała, iż monogamia przydałaby się jemu i jego karierze. Kiedy opowiedziała o tym Alice, ta wywnioskowała, że byłoby to urocze, gdyby zakochali się na planie i to w oparciu o fabułę. Mimo że Ed nie zdawał sobie z tego sprawy, często te dwie niecne istoty kierowały rzeczywistością tak, by postąpił słusznie. Zamierzały to uczynić i tym razem.
Tymczasem Andrew w dalszym ciągu się nie pokazywał. Jego nieprofesjonalność porażała dążącą do perfekcji duszę artystyczną panny Hale. Nakazała swojej asystentce dzwonić bezustannie, ale w dalszym ciągu nie udało jej się skontaktować z zaginionym.
Blondynka przerzucała nerwowo ciężar ciała z prawej nogi na lewą, jednocześnie starając się monitorować przebieg prac. Przejrzała już niemal wszystko, co było możliwe. Nie była jedynie w charakteryzatorni, czyli jednym z pomieszczeń w rozległym dworku Haddon Hall, w którym odbywały się zdjęcia. Dziś według planów miano nagrać część ze scen na balu u Lucasów, a po nich nauczyć aktorów potrzebnych na jutro tańców wiktoriańskich, które były nierozłącznym elementem książek Austen.
Przecinając rozległy hol dworku i po raz kolejny zachwycając się przemienionym jego wnętrzem, dziewczyna usłyszała stukot obcasów za sobą.
- Rosie! – Natalie starała się przekrzyczeć montażystów i rozhisteryzowane członkinie ekipy, które podniesionym głosem sygnalizowały, że ci zniszczą cenną podłogę pomieszczenia.
Blondynka odwróciła się i zobaczyła w pół biegnącą Nat, odzianą w białą sukienkę z delikatnymi brylancikami, dzięki której można było wywnioskować, iż jego właścicielka ma iście anielską naturę. Ale tej daleko było do wzoru wszelkich cnót. Nie dało się jej jednak odmówić tego, że lubiła być kontrowersyjna. Obecnie zdyszana dotarła do przyjaciółki, całując ją na powitanie.
- Rosie, musimy pogadać. Chyba pobiłam własne rekordy głupoty i nieodpowiedzialności. – Dopiero teraz Hale dostrzegła jej twarz. Była zdenerwowana, ale w kącikach jej ust igrał uśmiech. Rosalie była coraz bardziej zaintrygowana. Złapała przyjaciółkę pod rękę i poprowadziła ją w stronę drzwi do tymczasowej charakteryzatorni.
- Spałam z Blackiem. – Hale stanęła jak wryta i kiedy obróciła się nienaturalnie powoli, spojrzała w oczy Nat. Niewzruszona rozmówczyni kontynuowała: – Byliśmy w klubie, upiłam się, wylądowaliśmy w kiblu, potem w jego mieszkaniu i powiem ci, że to był najlepszy seks w moim życiu. I… o cholera! – Oczy Morrison stały się nienaturalnie wielkie, kiedy impuls myśli, która do niej właśnie dotarła, rozszedł się po całym jej ciele. Spięta rzuciła spojrzenie na przyjaciółkę, która, pewna, że już nic jej w tej rozmowie nie zaskoczy, podeszła o krok bliżej. Nat nerwowo rozejrzała się wokół siebie pewna, że w tym momencie świat się dla niej zatrzymał i wszyscy się o tym dowiedzą. O tym nie mogą, gdyż rozpęta się burza. – Nie zabezpieczyliśmy się… chyba. O mój Boże, nie pamiętam! – Dłonią zakryła swoje usta, jakby nie chciała, by to jeszcze kiedykolwiek wyszło z jej ust.
Rosalie tylko gapiła się nieprzytomnie w bezmyślną przyjaciółkę. Kiedy zobaczyła, że ta zaczyna dygotać, przytuliła ja do siebie. Słyszała tylko pomrukiwania przyjaciółki, które nie do końca potrafiła rozszyfrować. Usłyszała jednak wyraźnie „To nie mogło się stać! On nie mógł mnie chyba niczym zarazić…”. Rose zdziwiła się, że to właśnie tą kwestią Natalie się martwiła.
- A jeśli zaszłaś w ciążę?
- Usunę. To żaden problem.
Po tym blondynka odsunęła Morrison na szerokość ramion, zapewne by sprawdzić, czy tamta żartuje. Nie wyczytała w jej wyrazie twarzy nic, co mogłoby na to wskazywać.
- Nat, jeszcze przed chwilą cię żałowałam. Teraz mam nadzieję że, umrzesz na jakąś straszną chorobę weneryczną.
Po tych słowach odeszła, jednak poczuła, że Natalie idzie za nią.
Kiedy wkroczyły do charakteryzatorni, Alice właśnie zajmowała się fryzurą Belli, która w XIX-wiecznym wizerunku prezentowała się doskonale. Na fotelu obok kończono układanie włosów Tanyi, która już zdążyła narobić sobie wrogów wśród makijażystek i asystentek. Kiedy ostatni lok został upięty, demonstracyjnie wstała, by założyć na siebie sukienkę i tym samym ustąpić miejsca Natalie. Chwilę potem, ku sprzeciwie Rose, poszła na papierosa. Odfuknęła na prośby Alice, by uważała na sukienkę.
- Jak poszła randka Marthy? – zapytała Nat beztroskim tonem. Rose nie mogła się nadziwić, jak z tej trzęsącej się jak osika jeszcze kilka minut temu kobiety, mogła zmienić się teraz w tą wesołą dziewczynę. Alice wiedząc, że przyjaciółka do niej kierowała to pytanie, uśmiechnęła się delikatnie.
- Wiesz, ona może być na ciebie obrażona przez jakiś czas.
Na twarzy Natalie pojawiło się niezrozumienie. Widząc to, Allie kontynuowała.
- Heath nie poszedł niestety po rozum do głowy. Spotkał się z nią, bo wie, że jest twoją przyjaciółką, a ty się do niego nie odzywasz. Podobno ze zręcznością słonia w składzie porcelany wypytywał ją o to, co się u ciebie dzieje i czy jesteś zdrowa.
- Oj, Martha musiała to przeżyć… - powiedziała Rose, starając się zachować powagę.
- No, płacze od wczorajszego wieczoru – zachichotała Alice. Hale nie chciała śmiać się z niepowodzenia przyjaciółki, jednak niezręczność tej pary nieco ją bawiła. Bała się, że serce pięknej blondynki rozpadnie się lub wykrwawi.
Oceniając stan przygotowań w charakteryzatorni jako dobry, Rose w towarzystwie Belli postanowiła opuścić pomieszczenie. Kiedy wychodziły, drzwi otwarły się i stanął w nich Edward. Jego wzrok padł na coś za plecami blondynki. Ta podążyła za nim i spostrzegła, że skierowany on jest na jego filmową partnerkę. Uwzględniając emocje, które się w nim ukazały, Rosalie Hale zaczęła mentalnie zacierać dłonie.
http://www.youtube.com/watch?v=iL4mywCOJXA&feature=fvst
Elbow - Grounds for divorce
Kiedy Edward otwierał drzwi do charakteryzatorni, zaskoczył go widok dwóch pięknych kobiet. Na pierwszej nie zawiesił zbyt długo wzroku, jednak ta, która znajdowała się za nią, zdawała się go przyciągać i magnetyzować. Dopiero chwilę potem zdał sobie sprawę, że widzi Isabellę Swan, aktorkę z castingu. A prezentowała się doskonale.
Cullen był spostrzegawczy na tyle, by dostrzec rozświetlony odcień brązu na jej głowie. Włosy skręcały się w delikatne loki i wypadały rozmyślnie z jej kunsztownej, acz delikatnej fryzury. Jego wzrok podążył dalej, by zatrzymać się na początku kremowej koronki, który ciężko było odróżnić od skóry. Dekolt nieznacznie wykrojony, doskonale podkreślał jej naturalne walory.
Po chwili zielone tęczówki aktora spotkały się z głęboką czekoladą jej własnych. Pomyślał, że jeśli nie grą, to wyglądem dziewczyna podratuje swój angaż.
Usłyszał chrząknięcie Rosalie, która definitywnie odciągnęła jego myśli, i głos dochodzący zza jego pleców.
- Dzieciaki, jak się cieszę, że jesteście wszyscy! – Esme wesoło przecisnęła się między Edwardem, Bellą i Rose, po czym weszła do charakteryzatorni. – Mam nadzieję, że nie macie żadnych planów na dzisiejszy wieczór po treningu? Jeśli tak, musicie je odwołać i wpaść na przyjęcie do nas. Wiecie, trzeba uczcić pierwszy dzień zdjęć!
Pomysł został przyjęty z entuzjazmem, a panny Hale i Swan wyszły z pomieszczenia, zostawiając za sobą zapachy perfum. Rosalie lubowała się w eleganckich, intensywnych, acz pięknych zapachach, na które większość Brytyjek nie mogłaby sobie pozwolić. Isabella jednak pachniała delikatnymi kwiatami. Edward pomyślał, że do niej pasują.
Godzinę później po tornado w postaci Rose, która szalała z powodu skacowanego operatora kamery, zdjęcia ruszyły. Początkowo nakręcono kilka scen pomiędzy pannami Bennett. Edward, mimo że do momentów z jego udziałem miało upłynąć jeszcze kilkanaście minut, z papierowym kubkiem w dłoni kręcił się po planie i z daleka obserwował zjawisko, które go zafascynowało. Wiedział, że panna Swan nigdy nie brała udziału w produkcji filmu, jednak zdziwiło go jej profesjonalne i rzeczowe podejście do tematu. Kilkukrotne powtarzanie scen nigdy nie miało miejsca z jej winy; to wizje Rose, pomyłki innych aktorek i techniczne przeszkody przeszkadzały jej w pracy. Nie chciał tego przyznać, ale podziwiał niezwykle udane dopasowanie Isabelli do tej roli. O delikatnym, uroczym i subtelnym wyglądzie nie wspominając. Wtedy też pomyślał, że chyba zbyt pochopnie ją ocenił.
Nareszcie nadszedł jego czas. Miała to być jedna z głównych scen na balu Lucasów. Aktor wcielający się w rolę gospodarza, Walter Norman, był dość otwartą osobowością i cechował się wyjątkową pogodą ducha. Kiedy ustawił się obok Edwarda i ostatni raz zerknął w tekst, rozejrzał się zadowolony.
- Jak ryba w wodzie, co? – Cullen podążył za jego wzrokiem i zatrzymał się na postaci Isabelli, której Alice poprawiała makijaż i opowiadała coś z ekscytacją. Zdał sobie sprawę z tego, iż wypowiedź Normana została pozbawiona odpowiedzi. Przybrał na twarz maskę obojętności.
- Wydaje się podchodzić do tego profesjonalnie. – Edward uciął rozmowę, wesołość Waltera go drażniła.
Już po kilku minutach wszystko było przygotowane.
- Kamera? Akcja!
- Cóż za czarująca zabawa dla młodych, panie Darcy! Nie ma jak taniec. Uważam, że to wyborna rozrywka w wytwornym towarzystwie.
Edward stał z wyraźnie posępnym wyrazem twarzy. Z niemałym zniesmaczeniem spoglądał na bawiących się młodych ludzi.
- Z całą pewnością, sir. Zresztą cieszy się powodzeniem także w mniej wytwornych sferach. Każdy dzikus potrafi tańczyć.
Sir William tylko się uśmiechnął.
- Pański przyjaciel radzi sobie znakomicie. Nie wątpię, że pan również doskonale opanował tę sztukę, panie Darcy.
- Myślę, że widział pan, jak tańczę w Meryton, sir.
- Owszem, i widok był wcale przyjemny. Często tańczycie w pałacu w St. James?
- Nigdy, sir.
Norman zauważył, że w ich kierunku zmierza Isabella.
- Droga Lizzy, dlaczego pani nie tańczy?- zawołał do niej.- Panie Darcy, pozwoli pan, że przedstawię mu partnerkę doskonałą. Nie sposób się oprzeć, mając przed sobą istotę takiej urody.
Norman ujął dłoń Izabelli i skierował ją w stronę Edwarda. Ten, ku własnemu zdziwieniu, zapragnął, by scenariusz był inny i mógł dotknąć jej bladej, delikatnej skóry. Swan spojrzała na niego z błyskiem w oku i cofnęła się raptownie.
- Doprawdy, sir, nie mam najmniejszej ochoty na taniec. I proszę nie myśleć, że zmierzałam tu w poszukiwaniu partnera.
- Tańczy pani tak świetnie, panno Lizzy, że doprawdy okrucieństwem jest pozbawić mnie radości tego widoku. I choć ten dżentelmen zazwyczaj unika tego rodzaju rozrywki, jestem pewien, że z ochotą ofiaruje nam pół godziny.
Edward poczuł, jak kołnierz koszuli zaciska się coraz mocniej na jego szyi. Nie potrafił odpowiedzieć sobie, dlaczego nagle dobór słów scenariusza wydał mu się tak nieodpowiedni.
- To bardzo miło z jego strony - odparła Bella z uśmiechem.
[i]- W rzeczy samej, lecz zważywszy na okoliczności, droga Elizabeth, jego uprzejmość bynajmniej nie dziwi: któż skrzywiłby się na taką partnerkę?[i/]
Isabella spojrzała na Edwarda filuternie. Był pewien, że tej sceny nie trzeba będzie powtarzać.
***
Około siedemnastej, zaraz po wyjściu z Sali treningowej do jutrzejszych tanecznych scen, w kieszeni Edwarda rozbrzmiał dzwonek telefonu. Wyciągnął go i zobaczył, że dzwoni do niego ojciec.
- Cześć tato.
- Witaj synu. Jak idzie na planie?
- Całkiem nieźle. Słuchaj – zaczął, dochodząc do samochodu – chciałeś coś konkretnego? Bo właśnie zamierzam jechać na siłownię. Możemy pogadać na przyjęciu…
- Edward, chyba nici z siłowni.
http://www.youtube.com/watch?v=BPDcYcjbxFE
Delta Spirit - People C'mon
Carlisle nie pamiętał, kiedy ostatnio przykładał tak dużą wagę do swojego wyglądu. Zwykle wskakiwał pod prysznic, niechlujnie rozczesywał grzebieniem Esme włosy, po czym wskakiwał w pierwszą lepszą koszulę i spodnie. Ale od czasu, kiedy piękna kobieta w czerwieni przeszła przez próg gabinetu Jacoba, jego życie i postrzeganie świata uległo zmianie.
Po niezwykle długim, jak na niego prysznicu, wyszedł z niego, owijając się ręcznikiem w pasie. Podszedł do lustra i spojrzał na swoje odbicie.
Kiedy był młody, zachowywał się jak Edward. Nie zwracał uwagi na konwenanse, wdawał się w coraz to nowe przygody miłosne. Do czasu, aż poznał Lilly, matkę swoich synów. Ta delikatna, piękna aktorka, wschodząca gwiazda filmowa, nie dała się mu uwieść. Była inna niż wszystkie dziewczyny, jakie do tej pory poznał.
Jego ojciec, William, był reżyserem. Stworzył wiele kultowych filmów w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, a zwłaszcza osiemdziesiątych, do których zatrudniane były największe gwiazdy. Wyrobił sobie markę, a nazwisko Cullen stało się synonimem perfekcji i kunsztu artystycznego. Jednak jedynie Carlisle stał na drodze ku spełnieniu Willa. Jego temperament, charakter i prowadzenie się skutecznie spędzały ojcu sen z powiek. Nigdy nie wiedział, do czego zdolny będzie jego dzieciak.
Carlisle poznał Lilly na przyjęciu ojca. Od razu poraziła go jej uroda. Kasztanowe włosy, nastroszone i modnie upięte, szeroka, kolorowa sukienka i kusząca sylwetka sprawiła, że jego świat zawirował. Ona pozostawała niewzruszona na widok osobisty, który wokół niej roztaczał. Kilka dobrych miesięcy upłynęło, zanim dała mu szansę i nadzieję na coś więcej.
Pod jej wpływem zmienił się. Porzucił hulaszczy tryb życia i ku namowom Lilly, po kilku latach rozpoczął współpracę z ojcem. Wtedy to zaczął odnosić sukcesy jako kompozytor.
Wkrótce potem świat show biznesu zaczął tętnić plotkami na temat rychłych zaślubin Lilly Roberts, chodzącej legendy filmowej, oraz Carlisle’a Cullena, syna Williama i oscarowego muzyka. Starszy Cullen kipiał z radości. Uwielbiał Lil i czuł, że będzie ona doskonała dla jego niesfornej latorośli. W 1983, w rezydencji letniej reżysera miał miejsce ślub, rok później narodził się Emmett, a dwa lata po nim, Edward.
Tragiczny wypadek samochodowy, który miał miejsce zaraz po ukończeniu przez Eda dziesięciu lat, na zawsze zmienił Carlisle’a. Długo nie mógł się podnieść po utracie ukochanej żony. Rzucił się w wir krótkotrwałych związków, ale kiedy ojciec uświadomił mu, że najbardziej ranią one jego synów, wyhamował. Po kilku latach poznał Esme.
Teraz stał w łazience, starając się znaleźć ostatnie czterdzieści pięć lat w jego obliczu. Mógł uważać się za całkiem przystojnego, w końcu mówiono, że Edward to jego kalka sprzed dwudziestu lat. W 2000 roku został nawet zamieszczony na liście najprzystojniejszych kawalerów.
Kiedy sięgał po grzebień, przez jego głowę przebiegła myśl. Rękę skierował ku głowie i mocno je nastroszył. Poczuł się młodziej. Zadowolony opuścił parujące jeszcze pomieszczenie.
Po dwóch godzinach, ubrany w czarny T- shirt i szarą marynarkę zestawioną z czarnymi jeansami, znajdował się w windzie wiozącej go do piętra, na którym znajdowało się studio. Usłyszał dzwonek komórki i odebrał, nie patrząc na wyświetlacz.
- Pan Cullen? Tu Rosalie Hale.
- Cześć, Rosie! Jak wam idzie?
- Wspaniale, ale muszę prosić pana o pomoc. W najbliższej przyszłości zamierzmy kręcić sceny, w których Bella będzie musiała grać na fortepianie. Ona niestety tego nie potrafi i będziemy musieli podłożyć dźwięk.
- Nie ma sprawy.
- Ale to nie wszystko. Jej umiejętności w tej kwestii są zerowe, tak więc prawdopodobnie będzie miała problem z odegraniem tego prawidłowo. Pomyślałam, że przydałaby jej się pomoc.
Carlisle dobrze wiedział, że dzisiaj w studiu zjawi się Audrey. Nie był jej do niczego potrzebny, wmawiał sobie jednak, że musi doglądać powstawania piosenki, która ma reprezentować film. W końcu ona sam ją napisał.
- Rose, nie wiem, czy znajdzie się wolna chwila…
- Miałam nadzieję, że pan to powie. Mam pewien pomysł.
Po pięciu minutach z uśmiechem na twarzy Cullen wybierał numer swojego syna.
- Cześć tato – odezwał się głos w słuchawce.
- Witaj synu. Jak idzie na planie?- zagadnął neutralnie, ale nie mógł ukryć swojego zadowolenia. Miał nadzieję, że naciągnie syna no coś więcej niż „ w porządku”.
- Całkiem nieźle. Słuchaj – zaczął – chciałeś coś konkretnego? Bo właśnie zamierzam jechać na siłownię. Możemy pogadać na przyjęciu…
- Edward, chyba nici z siłowni. Masz już zajęte popołudnie. Widzisz gdzieś teraz Bellę Swan?
Po drugiej stronie zapanowała cisza. Zapewne jego syn właśnie się rozglądał.
- Chyba jeszcze nie wyszła… o, właśnie wyszła z treningu.
- Więc już wiesz, z kim spędzisz najbliższe godziny. Idź do niej i zabierz ją do domu. Pójdziecie do mojego studia i nauczysz ją podstaw gry na fortepianie. Niedługo zagra sceny, w których ta umiejętność będzie jej potrzebna, więc musi się trochę przygotować. Ja nie mam czasu.
- Ale tato… dlaczego ja? Przecież masz asystentów, którzy chętnie się tym zajmą.
- Dlatego, Edwardzie, że masz z nią na pieńku. Nie zachowuj się jak pięciolatek.
- Wyobrażasz sobie, jak będzie wyglądać nasza współpraca? Przecież ona mnie nie trawi. Ledwo ze mną rozmawia.
- Masz zatem okazję, by to zmienić. Żegnam i życzę powodzenia.
Rozłączył się i dochodząc do biurka, zarzucił na krzesło marynarkę. W oszklonej ścianie spojrzał na swoje odbicie, kontrolując nieokiełznane ułożenie włosów. Miał wyśmienity humor. Ten miał się jeszcze polepszyć, kiedy asystentka zapowiedziała zgodnie z jego zaleceniem, iż Audrey Evain właśnie się pojawiła. Carlisle złapał przygotowane wcześniej nuty i z sercem drżącym jak w czasach młodości, ruszył na spotkanie kobiecie, na której punkcie kompletnie oszalał.
http://www.youtube.com/watch?v=IZGHTkmhxgQ
The White Stripes - We're Going To Be Friends
Od kiedy Edward Cullen podwiózł Bellę pod jej mieszkanie, dziewczyna nie wiedziała, co myśleć o jego propozycji. Zastanawiała się, czy nie będzie lepiej, jeśli zadzwoni do Rose z prośbą o przydzielenie jej innego nauczyciela. Nie chodziło o to, że jest na niego obrażona o ten komentarz, który zaserwował jej na bankiecie. Miała do niego żal, ale starała się, by nie przeszkadzał im on w stosunkach zawodowych. Jednak przez czterdzieści minut, które dzieliły ich do Londynu, czuła, jakby była w niebezpieczeństwie.
Edwardowi Cullenowi nie można było odmówić wdzięku i diabelnie pociągającego ciała, jednak surowość jego obejścia i postawy wobec obcych mu ludzi skutecznie sprawiała, iż ludzie go nie lubili. No, może poza paczką jego przyjaciół. Zauważyła, że dziewczyny wypowiadają się o nim nader pozytywnie i pochlebnie. Z chęcią wspominają minione lata, które składały się głównie z przygód całej paczki. Zachowanie chłopaka, które opisywały, kompletnie nie pasowały do człowieka siedzącego obok niej w samochodzie.
Teraz, stojąc przed szafą i starając się wybrać sukienkę na przyjęcie Esme, rozmyślała nad tym, jak uda jej się wytrzymać naukę gry na fortepianie bez obawy, że zrobi coś, co skłoni Cullen do kpin. Sama dziwiła się sobie, ale chciała, by dobrze o niej myślał.
Pół godziny później, kiedy siedziała z czarną sukienką zakupioną przez Alice podczas ich ostatniego spotkania na kolanach, pozwoliła sobie na zanalizowanie ostatniego miesiąca. Starała się nie koncentrować na utracie James’a. I tak bolesne było dla niej każde spojrzenie na serdeczny palec u lewej dłoni. Nosiła pierścionek od niego, gdyż sądziła, że tak powinna czynić. Chociaż tyle mogła uczynić, by choć trochę uwolnić od tego przytłaczającego poczucia winy.
Mocny głos taksówkarza wyrwał ją z zamyślenia.
- Panienko, to tutaj.
- Dziękuję.
Chwilę potem stała przed bramą ogromnej rezydencji, której sam widok sprawiał, że czuła się mniej ważna. Rozległy, jasny budynek z porażającą liczbą okien onieśmielał i zapierał dech w piersiach. Nagle poczuła, że czarne rurki, grafitowy podkoszulek, czarna kamizelka i szpilki nie pasują do tak wytwornego miejsca. Zapragnęła włożyć na siebie którąś z sukienek Lizzy.
Strażnicy, po podaniu przez nią danych osobowych, wpuścili ją do środka. Pomyślała, że takiej ochrony nie powstydziłaby się Królowa. Dwójka mężczyzn z mikroportami odprowadzało ją w kierunku bliżej jej nieznanym. Dopiero kiedy usłyszała stuk obcasów i nawoływania, odwróciła głowę i napotkała uśmiechniętą Esme trzymającą naręcze kwiatów.
- Bello! Tak się cieszę, że cię widzę. Thorn, Set, idźcie sobie. Sama odprowadzę gościa do studia – powiedziała w kierunku postawnych facetów. – Kochanie, Edward już czeka.
Nagle poczuła, że żołądek podsunął się jej do gardła. „Zachowujesz się irracjonalnie!”, zrugała się w myślach.
Przechodząc z panią Cullen pod rękę, Isabella podziwiała elegancki wystrój pomieszczenia. Wyglądał na żywcem wyjęty z epoki. Kiedy jednak przeszły do lewego skrzydła domu, dostrzegła niewidoczną dla niedoświadczonego oka zmianę wyposażenia. Znajdowały się tutaj przesadnie wystylizowane meble, które dawały nienaturalny, sztuczny wyraz, tak inny niż w poprzednich pomieszczeniach.
Bella znała się na antykach, gdyż jej ojciec, Charlie, poświęcił im całe swoje życie. Wyszukiwał kolejne egzemplarze, odrestaurowywał te w najgorszym stanie. Przygotowywał swoje dzieci do przejęcia interesu, jakim był niewielki sklepik w Reeds, ale i pasję, z jaką się nim zajmował. Wszystko wskazywało na to, że ten przyjemny obowiązek spadnie na Scotta, starszego brata Isabelli, i jego narzeczoną.
- Zapewne zauważyłaś małą różnicę w wystroju - powiedziała Esme, wyrywając Bellę z zamyślenia i zastanawiania się, jak ktoś mógł wyrządzić taką krzywdę tej pięknej posiadłości. - Jakiś rok temu miał miejsce pożar, który strawił praktycznie całą część budynku. Trzeba było to wszystko wyremontować, a poprzednie wnętrze było dla rodziny szczególnie cenne, gdyż urządziła je Lilly, matka chłopaków i pierwsza żona Carlisle'a. Uwielbiają stare meble i dekoracje z dawnych lat. Dzięki niej ten dom ma duszę. Ale wydaje mi się, że mojej dekoratorce udało się uzyskać podobny klimat.
Bella jedynie uśmiechnęła się blado, nie chcąc rozbijać bańki mydlanej, w której utkwiła Esme. Kiedy dotarły do drewnianych podwójnych drzwi, kobieta otworzyła je i po chwili znalazły się w środku. Przy oknie wychodzącym na ogród stał Edward. Odwrócił się na dźwięk kroków. Po chwili pani Cullen zniknęła.
- Dzień dobry - powiedziała Bella. Nie wiedziała, jak powinna się zachować wobec tego mężczyzny. Napięcie, które czują w samochodzie powróciło ze zdwojoną siłą.
- Cześć - odpowiedział pół tonu ciszej, patrząc jej w oczy. Nastąpiła chwila ciszy.
- Piękny dom - zagadnęła. Nie chciała zdawać się w szczegóły, chciała jedynie rozładować atmosferę, a wydawało jej się, że to będzie uwaga, która spełni to zadanie.
- Mówisz o tym, co znajduje się za drzwiami? - prychnął. - Kobieta, którą zatrudniła Esme powinna skończyć swoją karierę po tym, jak urządziła dom dla Dolly Parton.
Bella nie mogła powstrzymać chichotu, jaki wyrwał się jej z ust na tą wypowiedź. Miała podobne zdanie. Edward chyba to zauważył, bo jego rysy nieco złagodniały.
- Chodź, usiądź - powiedział, podchodząc do fortepianu, znajdującego się na podwyższeniu. - Nie mamy zbyt dużo czasu.
Bella usiadła przy instrumencie. Ławka była na tyle duża, by obok niej miejsce zajął Cullen. Zachował on jednak dzięki Bogu odpowiednią odległość. Wziął w ręce rozłożone wcześniej nuty i zaczął spokojnie i rzeczowo tłumaczyć jej poszczególne zagadnienia. Chwilę potem odegrał melodię, którą dziewczyna miała opanować. Kiedy wychodziła ona spod palców Edwarda, wydała się bardzo łatwa. Nadeszła kolej Isabelli. Przyłożyła dłonie do klawiatury i nacisnęła na nią. Cieszyła się jak dziecko, kiedy sekwencja dźwiękowa zgadzała się z tą zamierzoną.
Dobra passa nie trwała jednak wiecznie. Od kilkunastu minut nie mogła opracować małej części utworu. Ciągle myliła się w tym samym momencie.
- Nie, nie tak. Popatrz.
Nagle poczuła czyjąś dłoń na swojej. Spojrzała na Edwarda, który nie zabrał ręki, tak jak sobie tego życzyła. Skrzywił usta w delikatnym uśmiechu i zaczął kierować jej ruchami.
- Nareszcie - westchnęła i oddała uśmiech.
- I tak bardzo dobrze ci idzie. Myślę, że jeszcze poćwiczysz i dasz radę.
- Dziękuję za pomoc.
- Nie ma za co. Byłem ci to winien.
Nie odpowiedziała. Oboje wiedzieli, o co mu chodziło.
- Do zobaczenia na przyjęciu, Isabello.
- Bello. - Posłała mu jeszcze jeden uśmiech, który nie sięgał oczu. Kiedy zniknęła w drzwiach, dotknęła prawą dłonią zaręczynowego pierścionka. Zastanawiała się, czy to możliwe, że zapulsował.
Późnym wieczorem, kiedy przyjęcie trwało w najlepsze, Alice zaczepiła Bellę wychodzącą z łazienki.
- Widziałaś Jaspera? Zniknął mi z oczu jakieś dziesięć minut temu.
Isabella zachichotała. Allie zwierzała jej się ze swojej małej słabości względem tego chłopaka, jak to nazwała. Zdaniem Swan to nie była mała słabość, a fatalne zauroczenie. Znała to z autopsji i współczuła przyjaciółce. Dziś jednak humor tak bardzo jej dopisywał, że nie potrafiła się smucić.
- Alice, jeśli znajdę twojego księcia, zaraz go do ciebie przyprowadzę.
Ta tylko uśmiechnęła się i skierowała w stronę Rose.
Bella zauważyła, że przy drinkach kręci się dziewczyna, którą przedstawiono jej jako Polly, i podeszła do niej. Dziewczyna na jej widok uśmiechnęła się promiennie i z pytającym wzrokiem uniosła kieliszek z winem w jej kierunku. Isabella przyjęła go bez zastanowienia.
- Głośno i tłoczno tu - powiedziała Swan, po czym zbliżyła usta do szkła.
- Jeśli chcesz trochę odpocząć zapraszam z nami.
- Nami? - Bella rozejrzała się w celu sprawdzenia, kogo dziewczyna ma na myśli, posługując się liczbą mnogą.
- Ukrywam zbiega. - Polly uśmiechnęła się konspiracyjnie i skinęła w stronę schodów. - Jasper zdaje się uciekać przed wdziękiem naszej pani charakteryzatorki.
Kobiety zaśmiały się i już po chwili przechadzały wzdłuż korytarza wyjętego z obszaru przyjęcia. Polly była częstym gościem w domu Cullen'ów i znała go jak własny. I choć Edward i Emmett już dawno tutaj nie mieszkali, a posiadłość miała nową właścicielkę, to jako ich przyjaciółka z dzieciństwa zawsze znalazło się tu dla niej miejsce.
- Pomyślałam, że jeśli wszyscy chcemy się na chwilę odizolować od tego przyjęcia, to spokój znajdziemy w bibliotece. To moje ulubione pomieszczenie w tym domu. No, może poza kinem. I basenem.
Już po chwili znaleźli się przed drzwiami. Polly cicho uchyliła je i weszła do środka. To, co tam zobaczyła, sparaliżowało ją i sprawiło, że łzy stanęły jej w oczach. Bella podążyła za roztrzęsionym wzrokiem koleżanki i zobaczyła Esme opartą o krawędź biurka, oddającą się namiętnym pocałunkom przyszywanego syna.
- Emmett… - To było jedyne, co wydobyło się z ust Polly, gdyż zaraz potem uciekła w kierunku odgłosów przyjęcia. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Śro 22:20, 11 Lis 2009 |
|
"Nat, jeszcze przed chwilą cię żałowałam. Teraz mam nadzieję że, umrzesz na jakąś straszną chorobę weneryczną" spadłam z kanapy i zaklaskałam uszami ze śmiechu Tekst miazga.
La Fleur cieszę się , ze wróciłaś z kolejny odcinkiem. Myślę, że był najlepszy z dotychczasowych. Świetnie rozpisany, nie przygniotłaś czytelnika ilością postaci i wydarzeń a jednak wiele wniósł do całej historii. Wydaje mi się, że dygresja o przeszłosci Carlisla była spowodowana zbyt wieloma zaskoczonymi komentarzami dotyczącymi romasu Esme i Emmetta, prawda? Myślę, że to dobry pomysł. Czasami trzeba coś podać na tacy, czarno na białym. Nie zawsze można opierać sie na domysłach.
Tu się przyczepię "Ona pozostawała niewzruszona na widok osobisty, który wokół niej roztaczał" - chyba wdzięk lub urok osobisty a nie widok?
Poza tym naprawdę świetna robota. Proszę cie tylko byś częściej dodawała kolejne odcinki. Wiem, że wena nie przychodzi na zawołanie ale przy tej ilości wprowadzionych przez ciebie postaci czytelnik może się troszkę pogubić.
Jeszcze tu wróce |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ivett
Nowonarodzony
Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 45 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam gdzie na mapie kończy się papier...
|
Wysłany:
Śro 22:28, 11 Lis 2009 |
|
Dzięki Ci Lafleur! Świetny rozdział. Jak zwykle zresztą.
Naprawdę się cieszę, że w końcu dodałaś kolejną część, bo już baaardzo długo czekałam! :D
Tekst napisany świetnie, a do tego bardzi lekko i szybko się czyta. Śmiem twierdzić, iż za szybko :)
A co do treści, to cała akcja bardzo fajnie się rozwija. Ogólnie cieszę się, że nie jest to taki FF, gdzie E&B są od początku zakochani. Pozytywem jest również to, że Bella wychodzi z tego odrętwienia i zaczyna żyć.
Zastanawia mnie sprawa Carlisle-Esme-Emmett... No i oczywiście jest jeszcze Audrey. Wszystko byłoby w porządku, gdyby Emmett nie był jego synem. Hmmm, no cóż skomplikowane. I to bardzo. Niestety mogę mieć tylko nadzieję, że nie zakończy się to jakąś większą tragedią, kiedy już wszystko wyjdzie na jaw.
Szkoda mi Alice. Tak bardzo chce zwrócić uwagę Jaspera, a ten jej unika. Nie lepiej żeby jej po prostu powiedział? Moim zdaniem powinien się zdecydować, podjąć decyzję, taką czy inną, w związku z jego narzeczoną... Wiecznie się przecież nie będzie przed niąukrywał.
Natalie i Jacob? - poczekamy, zobaczymy.
:)
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć powodzenia i chęci do pisania! Twoja twórczość na pewno warta jest poświęcenia uwagi. :)
Mam nadzieję, że tym razem nie będziesz kazała czekać aż tak długo na kolejny rozdział.
Pozdrawiam,
Ivett
:D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
chochlica1
Gość
|
Wysłany:
Śro 22:55, 11 Lis 2009 |
|
Kochana moja, dziękuję za dedykację :*
Betowanie Tobie to przyjemność i przepraszam z góry, jeśli coś się wkradło, ale poprawiałam w kawałkach, więc mogło się tak zdarzyć :D
Obiecałam długi komentarz i taki mam nadzieję mi wyjdzie. Musi wyjść. Cholera Polly, zasłużyłaś sobie i wiem, jak bardzo to kochasz, więc postaram się wydusić z siebie jak najwięcej słów, a będą to pochwały, Moja Droga :D
Rozpoczynając... Uwielbiam Twój styl. Jest tak niesamowicie czarujący, że już od pierwszych słów ma się ochotę zagłębiać w tekst coraz bardziej i nigdy z niego nie wychodzić. Masz tą niezwykłą umiejętność oczarowywania czytelnika, omamiania go słowami i subtelnym rozwojem wydarzeń. Stopniowym, ciekawym, czasem zaskakującym. Niczego nie przyspieszasz, co jest dobre, zważywszy na sporą liczbę bohaterów :D Cóż, nie wiem jak inni, ale ja się doskonale odnajduję i żaden z nich mi nie przeszkadza! Co więcej o Twym stylu? Coś poza tym, że go kocham, szanuję i zazdroszczę? Och, nic nie mów, kocham też Ci słodzić :D Należy Ci się, naprawdę. Mówię to z pełną szczerością! Zarzekam na Roba, Edwarda i wszystkie bóstwa tego świata! No dobra, żebym tylko nie przesadziła :)
Rose. Bardzo podoba mi się, jak wykreowałaś tą postać. Jest życiowa, dokładna i praktyczna <ome>. Pasuje do niej ten zawód! Jej rozmowa z Natalie... No cóż, nie każdy dojrzewa do pewnych spraw, a Nat z takim podejściem chyba w ogóle nie powinna uprawiać seksu -.- Odbierać życie? Aborcja? Nieodpowiedzialne zachowanie. Faktycznie, powinna nabrać rozumu, ale jestem w stanie ją zrozumieć. Mimo to jej tok myślenia schodzi na niebezpieczne rejony i przydałby jej się spory wstrząs :D
Co do sceny nagrywania... Kochanie, ślicznie Ci wyszło! :D Płynnie i rzeczowo :) W dodatku te myśli Edwarda... Kogo nie zauroczyłaby w takim wydaniu Panna Swan, hę? Dobrze, że już ją zauważa. I dobrze, że czuje się winny za ten wredny komentarz. Ich stosunki są zimne, ale powoli zaczną się ocieplać :) W końcu praca jednoczy...? A oni dużo czasu spędzą razem! W dodatku pomysł z tą lekcją - od początku mi się spodobał i wiedziałam, że tak pozostanie! Pulsująca obrączka? Moim zdaniem Bells i tak dobrze sobie radzi! Jest dzielna i silna, a dopiero co straciła ukochaną osobę! Podziwiam ją! Potrafiła wziąć się w garść. Nie czeka jej łatwa droga, ale czas przyzwyczai ją do sytuacji :) A Edwardowi utemperuje nosa! I jedyne, co mi tu zgrzytało, to to, że scena nauki gry była ZA KRÓTKA! :D
Dalej, Carlisle... Inna kobieta? Kryzys wieku średniego! Chwała Ci za ten temat! Jest życiowy i to zmora XXI w., więc świetnie, że go poruszyłaś. Idealność nie jest idealna, co widać na przykładzie tej rodziny. Tu Esme z przyszywanym synem, tu Carlisle z poznaną kobietą... Niewiarygodne! I ta scena na samym końcu z Polly... Musiała przeżyć niezły szok :D Teraz dopiero się narobi, bo w tym wszystkim niewinny chyba tylko Edward! Nie mogę się doczekać starcia. Oliwa zawsze na wierzch wypływa, czy tak? :)
Jasper i Alice. Ona zainteresowana, on niepewny i uziemiony. Tu mogę tylko powiedzieć, że czekam na dalszy rozwój sytuacji z jego narzeczoną :P A All pewnie trochę pocierpi i poczeka... Cena miłości bywa wysoka, jeśli w ogóle się spełni.
Ok, późna już pora, a ja nadal oczarowana i upojona, więc skończę mój długi monolog, pochwalę raz jeszcze, podziękuję i powiem, że czekam i wielbię! :*
Choch :* |
|
|
|
|
teclado
Nowonarodzony
Dołączył: 27 Cze 2009
Posty: 11 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 1:25, 14 Lis 2009 |
|
Hej :)
Coś tam naskrobałam na chomiku, ale to była prawda. Zawsze czuję niedosyt po Twoich rozdziałach, ponieważ są dla mnie zdecydowanie za krótkie, ale cóż, nie zawsze otrzymujemy to co chcemy (a chciałabym np. rozdział ok. 50 stronicowy).
Polly urzekłaś mnie fabułą, pomysłem na to opowiadanie i wykreowaniem postaci. Bardzo podoba mi się, że nie łączysz ich zgodnie z Meyer. Esme i Carlise jako małżeństwo ze swoimi tajemnicami, romansami, odkrywający, że potrafią poddać się sile uczuciu, które nadeszło niespodziewanie i objawiło się w osobach, których pewnie się nie spodziewali. Bardzo barwie nakreślasz ich odczucia, myśli, emocje, to mnie przyciąga i czekam cierpliwie lub mniej. Carlise zachowujący się jak nastolatek przed pierwszą randką rozczulił mnie i spowodował uśmiech.
Sytuacja Jaspera i Alice, Emmetta jest zaskakująca i nieprzewidywalna. Nie wiem jak rozwiniesz ich dalsze losy i to mi się podoba. Edward i Bella, główna para bohaterów. Początek mieli nie najlepszy, ale może poprawią się ich wzajemne stosunki, bo z tego fragmentu mało mogę wywnioskować. Rozterki Belli są świetnie pokazane, że czytając czułam je i rozumiem ją. A myśli Edwarda :) Myśli są myślami, niech je wcieli w życie :)
Polly będę czekać na ciąg dalszy i ufam, że mnie nie zawiedziesz, bo Twoi bohaterowie są realistyczni, nie są wydumani i żyją już nie tylko w Twojej wyobraźni ale i czytelników.
Widzę, że HE rozumiemy podobnie :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
transfuzja.
Zły wampir
Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 276 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nibylandia.
|
Wysłany:
Czw 17:13, 19 Lis 2009 |
|
LaFleur, przyznam szczerze: byłam niesprawiedliwa, kiedy skomentowałam Twoje opowiadanie po raz pierwszy. Dziś przeczytałam całe siedem rozdziałów i dochodzę do wniosku, że naprawdę jest w tym wieeelki potencjał.
Tak, było przewidywalnie. Ale tylko jeśli chodzi o wybór obsady. Reszta toczy się swoim rytmem i mogę powiedzieć, że w każdym odcinku czymś mnie zaskakiwałaś. Podoba mi się, że zawirowania miłosne nie dotyczą tylko "młodszego pokolenia", ale i tych starszych - Carlisle i Esme. wszystko jest opisane delikatnie, w przemyślany sposób: widać, że tekst jest dopieszony.
Poczucie winy aż ze mnie kipi.
Obiecuję poprawę,
trans
I weeeeeeeeeeeeeeeny! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Alex_268
Nowonarodzony
Dołączył: 29 Gru 2009
Posty: 1 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 0:43, 29 Gru 2009 |
|
Dzisiaj siedzę przy komputerze od 17, a ok. godziny 18 znalazłam Twoje opowiadanie na chomiku i od tamtej pory czytam, czytam, czytam... Wszystkie rozdziały jakie napisałaś, a potem jeszcze weszłam tu i czytałam wszystkie komentarze po kolei i aż mnie oczy bolą, bo to już po północy, ale nic, muszę napisać ten komentarz, bo nie wytrzymam...
Na początku chcę wyrazić swoją zupełną zgodę co do komentarza <b>chochlicy1</b> , a nawet mało, że się z nią całkowicie zgadzam, to jestem tego samego zdania, myślę dokładnie tak samo ;)
gdzieś wcześniej napisałaś, że obawiasz się, że nie wyszło Ci z kreacją Kate, ale ja tak samo myślę o niej jak jedna z użytkowniczek wcześniej napisała, że jest to kobieta, która chce tylko wzbudzić w biednym Jasperze litość i niestety się jej to udaje, bo on nie ma odwagi porzucić dziewczyn na wózku i jeszcze obarcza siebie winą za cały ten wypadek.
Wątek z początku pozornego idealnego małżeństwa, które jednak zaczyna się rozpadać, bo i Carlisle i Esme oglądają się za kimś innym (Esme z Emmettem - ciekawe i też przyznaję, że musiałam wracać do tekstu, żeby sprawdzić, jak to możliwe, że matka z synem, ale jednak okazało się że to jego macocha, więc jest ok (jeżeli zdrada w ogóle jest ok)) bardzo mi się podoba ta sytuacja, jestem ciekawa jak rozwiniesz ją dalej ;)
Nat i Jacob? Mmmm, gorąco xD Ciekawe jak to dalej rozwiniesz i świetnie pokazałaś zachowanie Natalie, że najpierw boi się, że się nie zabezpieczyli, ale jednak nie chodzi jej o ciążę (którą może usunąć - i tu pokazuje swą nieczułość(albo coś innego, ale brakuje mi słowa...)) tylko obawia się jedynie choroby.
Edward - playboy, Bella - kobieta uczuciowa i romantyczna, aczkolwiek twarda - podoba mi się bardzo i ta pulsująca obrączka... ;)
Szczerze, to do Marthy nie przywiązywałam dużej wagi, jest dla mnie jakby taką dobrą duszą w tym całym towarzystwie, ale może się mylę, a co do Polly, to bardzo fajna kobieta, ale przeżyła szok w tej ostatniej scenie...
Jeszcze wielki plus za scenę erotyczną, która, no była erotyczna, ale tak subtelnie i tak... no nie była taka "narzucająca się" że tak powiem, bardzo fajnie napisana ;)
A no i szata graficzna! Na początku pomyślałam "co to ma być?" ale jak się wczytałam to to pomagało mi w "uporządkowaniu" postaci, chociaż nie przeszkadza mi zarówno wielowątkowość, jak i to, że jest tu wiele postaci - podoba mi się.
Muzyka? Bardzo pomaga wczuć się w dane postacie - świetny pomysł ;)
Czekam, czekam i jeszcze raz czekam z wielką niecierpliwością!!!
P. S. Mam nadzieję, na możliwość dalszego pobierania Twojego ff z chomika (cobym mogła sobie je czytać, nawet pod nieobecność internetu). Dodałam Cię do zaprzyjaźnionych chomików (Alex_268).
Pozdrawiam i tak jak inni życzę weny!!! ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kakunia
Nowonarodzony
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Polski :)
|
Wysłany:
Wto 12:01, 29 Gru 2009 |
|
Świetne opowiadanie. Takie trochę zagmatwane, ale przez to jeszcze lepsze. Nie czytałam ,, dumy i uprzedzenia ", lecz pomimo to sztuka, w której gra część bohaterów wydaje mi się odpowiednio dopasowana w porównaniu do ich charakterów. Ciekawa jestem, czy Kate kogoś pozna, albo, czy Carlisle dowie się o romansie Emmeta i Esme? Czekam na następne rozdziały. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pech
Człowiek
Dołączył: 05 Wrz 2009
Posty: 59 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 13:03, 29 Gru 2009 |
|
LaFleur a cóż to sie stało, że przestałaś pisać? Mam mnadzieję, że nie jest to stan permanentny. Z niecierpliwościa czekam na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam,
Pech |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
LaFleur
Nowonarodzony
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Oahu
|
Wysłany:
Wto 16:10, 29 Gru 2009 |
|
Przepraszam, znowu:D
Nigdy nie porzucę Dumy i Uprzedzenia!
Proszę sobie to wyryć w pamięci:D Dodaję tak rzadko rozdziały tylko i wyłącznie z powodu mojego lenia (no, może i braku SWOBODNEGO dostępu do komputera). To nie jest tak, że o tym nie myślę, często jest tak, że siadam z ambitnym planem napisania rozdziału, ale znajduje się milion rzeczy, które wydają się "pilniejsze".
Ale zaglądam na forum, by zobaczyć, czy mój tekst sam się broni i byłam dość zaskoczona, że ktoś sobie przypomniał o opowiadaniu, które krąży gdzieś po czwartych stronach:D Jestem niezwykle wdzięczna za te komentarze, bardziej, lub mniej budujące. Sprawiają, że odrzucam myśli o rzuceniu tego w diabły, a cholera, czasem mam ochotę to zrobić:D
Zachęcam to czatowania na mnie na moim [link widoczny dla zalogowanych], gdyż to tam spędzam najwięcej czasu. Jeśli ktoś skieruje do mnie zapytanie (niezwykle irytujące dla niektórych) o treści: kiedy następny rozdział?, z chęcią na nie odpowiem. Nawet więcej, zmotywuje mnie to do działania:D
Tak więc żegnam i mam nadzieję, że powrócę wkrótce (najbliższy rozdział datuję na początek nowego roku). |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez LaFleur dnia Wto 16:11, 29 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Chloe
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 4 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 16:27, 29 Gru 2009 |
|
Nie, nie, nie! Przeczytałam pierwszy rozdział i dalej nie mogę. Co to ma wspólnego ze "Zmierzchem"?! Nic się nie zgadza. Nawet nie są wampirami. No i błędy. Wybacz, ale krytyka też jest potrzebna ;( |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sookie
Nowonarodzony
Dołączył: 14 Lip 2009
Posty: 2 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 16:54, 29 Gru 2009 |
|
Plus za postacie, zwłaszcza nowe. I że Edward nie jest słodkim Edziem-pedziem, ale Edziem-draniem.
Nie lubię jakoś Belli. Jakoś mnie... Odpycha.
Co do Kate... Może jednak nie porzucaj jej za szybko. ;)
I nie paruj ich zbyt szybko!
Styl przyjemny i wciągający.
Jesteś moim numerem jeden!
Namaste! :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mala_Nessi
Nowonarodzony
Dołączył: 29 Gru 2009
Posty: 1 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 17:03, 29 Gru 2009 |
|
Chloe, przepraszam Cię bardzo, może ja mam inną definicję "fanfiction" niż Ty.
Nie komentuje się czyjegoś zdania na dany temat, a ja też nie chcę być wredna, czy niegrzeczna, ale co Ty przepraszam czytasz?
No tak, w ff chodzi o to, że postacie są takie same, ale sytuacje inne, lecz ja chyba bardziej preferuję taką twórczość, bo w niej pokazujesz swoje pomysły i odzwierciedlasz jakąś część swojej osobowości.
A nie takie kopiowanie stylu Stephanie, co i tak ludziom nie wychodzi, bo każdy ma inny styl.
W każdym bądź razie gorące powodzenia w szukaniu czegoś porządnego z wampirami :)
Polly, kochanie odwalasz kawał dobrej roboty, a pomysł oryginalny i styl też super, chociaż ja na ten temat nie powinnam się wypowiadać, bo u mnie wszystko leży i kwiczy. Totalnie.
No więc z komentarzy typu "nie podoba mi się", czy "nie pa wampirów i nie piszesz jak Stephanie Meyer" w ogóle bym się nie przejmowała :)
No ja czekam ja 8, bo jak niedługo nie dostanę wiadomości, że jest to Cię skarbie wysterylizuję. czy coś w ten deseń. ah, taa Kocham Cię pączku ;** |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mala_Nessi dnia Wto 17:20, 29 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
LaFleur
Nowonarodzony
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Oahu
|
Wysłany:
Pią 19:02, 29 Sty 2010 |
|
Dobra, pobiłam własny rekord. Ponad dwa miesiące przerwy między siódmym a ósmym. Tak długi czas usprawiedliwiony jest bólem, jaki sprawił mi ten rozdział. Jest on najgorszym, jaki do tej pory powstał. Nigdy byście go nie zobaczyli, gdyby nie Choch (zaje beta i jak się okazało współautorka Dumy). Najgorsza będzie część Emmettowa i od razu będzie widać, który fragment został dopisany przez kogoś innego.
I jeszcze jedno: majaczki! Gdzie jesteś? tak bardzo liczyłam na twój komentarz przy poprzednim rozdziale. Mam nadzieję, że wrócisz:D
Coldplay - Trouble
http://www.youtube.com/watch?v=38Oh02l5rYE
- Emmett, goni cię coś?!- krzyknął Edward widząc, jak brat taranuje wszystkich napotkanych ludzi w drodze do wyjścia. Uśmiechnął się przepraszająco do kilku kobiet, które go otaczały i ruszył w kierunku drzwi. Emm stanął i odwrócił się napotykając karcący wzrok mężczyzny, który nawet nie podejrzewał co się stało w przeciągu ostatnich pięciu minut. Ba! On nie miał pojęcia o tym, co się dzieje od miesięcy!
Emmett przebierał nogami jak dziecko, które pragnie opuścić dom nudnego wujostwa. Wydawało mu się, że młodsza latorośl Cullen'ów specjalnie spowalnia jego ruchy. Kiedy wreszcie do niego dotarł, ruchem ręki wskazał, by wyszli na zewnątrz.
Kwietniowy wieczór był dość chłodny, w każdym wypadku nie zachęcający do spacerów. Emmett także nie miał na niego ochoty, ale Edward widocznie nie dałby za wygraną.
Synowie Carlisle’a zawsze mieli ze sobą dobry kontakt. Sprzyjały temu mała różnica wieku i podobieństwo niektórych cech charakteru. Emm, jako ten straszy i silniejszy zawsze bronił młodszego, utalentowanego, ślicznego braciszka przed całym światem. Nigdy nie miał za złe ojcu, że bardziej pobłażał Eddiemu, ani tego, że był oczkiem w głowie mamusi. Zawsze doceniał to, że sam toruje sobie drogę i jest samodzielny. I kiedy Lilly odeszła z tego świata, a ojciec się załamał, to Emmett pocieszał Edwarda i gasił mu światło w pokoju, kiedy zasnął.
Odkąd jednak tamten zaczął odnosić większe sukcesy aktorskie ich relacje nico się rozluźniły. Zawsze był tym najmniej sławnym Cullen’em i chciał, by tak pozostało. W wieku dwudziestu jeden lat wyjechał na warsztaty dla montażystów do Nowego Jorku, zdobył umiejętności i uznanie największych nazwisk w środowisku. W nowym mieście szybko znalazł przyjaciół. Jego wesołe usposobienie i zabawowy charakter przyciągały ludzi jak magnes. Wynajmowany przez niego apartament często głosił największe sławy i rzesze przedstawicielek płci pięknej. Emm nie mógł pochwalić się szczególną stałością wobec kobiet, ale też nigdy nic im nie obiecywał. One same narażały się na nieprzespane noce i nieodwzajemnione uczucie. Potrafił zawrócić w głowie, jednak nie miał natury kobieciarza i starał się nie sprawiać im zawodu poprzez selekcjonowanie dziewczyn wprawionych w bojach.
Nate Hartnett , jego sąsiad i przyjaciel stał się nieodłącznym kompanem w całonocnych imprezach. Ich wygląd doskonale że sobą współgrał, wysoki, przystojny blondyn o nieskazitelnej figurze i nonszalanckim wyrazie twarzy, oraz postawny brunet o prawie nieprzyzwoitym ciele działały jak afrodyzjak na rozpalone spojrzenia kobiet. Kiedy jednak zaczynała się zabawa, zamieniali się w imprezowe zwierzęta.
Doskonale rozumieli się też bez alkoholu. Podobne zainteresowania i sposób patrzenia na świat sprawiły, że odnaleźli w sobie najlepszych kumpli. I to na jego imprezie poznał Esme.
Kiedy Emmett i jego brat wyszli przed dom ojca, którego zabrakło na przyjęciu, wzrok starszego Cullena powędrował do wsiadającej właśnie do taksówki Polly. Nie reagowała na nawoływania Edwarda, wydawało się, że nie była w stanie. Załzawione oczy przeszkadzały jej w walce z klamką, jednak kiedy Ed podbiegł do niej, samochód ruszył.
- Wiesz co z nią? – zapytał Emma.
Ten pokręcił jedynie głową. Nie chciał na razie dopuszczać do siebie myśli, że w końcu świat jego i Esme może lec w gruzach. Wziął nawet papierosa zaoferowanego przez brata. Nigdy nie był zwolennikiem palenia, jednak teraz czuł, że jedynie to może mu pomóc.
- Nie mam pojęcia, co się dzieje ze wszystkimi. Ojciec całe dnie spędza w pracy a jest zadowolony jak nigdy. Esme od jakiegoś czasu chodzi rozkojarzona, a ty wciskasz mi jakiś kit o wyjeździe do Paryża. – Na wspomnienie imienia przybranej matki, Emmett zaczął bardziej skupiać się na tym, co mówi do niego Edward, a po ostatnim zdaniu całkowicie zesztywniał. Skąd on wie, że Francja była podpuchą? Podniósł wzrok na uśmiechniętego braciszka i w tej samej chwili chciał zmienić jego wyraz twarzy za pomocą pięści.
- Myślisz, że masz do czynienia z idiotą? Co ukrywasz?
Nie ma szans, żeby ktokolwiek się dowiedział. Co prawda Emm od jakiegoś czasu czuł, że musi z kimś porozmawiać, ale był pewny, że to nie może być Edward. Z drugiej strony pomyślał, że nie ma nic do stracenia. Polly zapewne nic nie powie, ale w bibliotece widział go także Jasper, do którego wyraźnie startuje Alice, oraz Bellę, której kompletnie nie znał. Zastanowił się, czy nie chciałaby zrobić sobie dobrego wejścia w show biznes. Przykładowo sprzedając wiadomość do prasy. Może już nie warto tego ukrywać? Albo być może podziała to na Esme jak bodziec i pozwoli mu odejść?
- Jesteś śmieszny. Przepraszam, ale pogadamy innym razem, jestem zmęczony. – Emmett nie mógł już zobaczyć zmartwionych oczu Eda, gdyż przeszedł obok niego, kierując się w stronę czarnego jeppa.
- Emm? – krzyknął za nim Edward – wiesz, że zawsze możesz liczyć na moją pomoc, prawda? - Starszy Cullen stanął w połowie drogi. Odwrócił głowę, uśmiechając się przygnębiająco.
- Dzięki, ale teraz niewiele może mi pomóc. Trzymaj się – rzucił, wyciągając jednocześnie telefon. Wybrał numer i po kilku sygnałach usłyszał głos.
- Nate, jesteś już w Londynie?
- Tak, wylądowałem godzinę temu. Zatrzymałem się w May Fair Hotel.
- Mogę do ciebie wpaść? Muszę z kimś pogadać.
- Pewnie stary, czekam.
Około dwudziestej drugiej Emmett wjeżdżał windą na czwarte piętro do apartamentu przyjaciela. Dźwięk sygnalizujący dotarcie do upragnionego poziomu wyrwało go z zamyślenia i po chwili ruszył w kierunku drzwi. Po chwili otworzyły się one i stanął w nich Nate, którego Cullen nie widział cały rok. Miał na sobie szary podkoszulek i ciemne jeansy, a jego przydługie włosy były nieco wilgotne. Na widok kumpla uśmiechnął się szeroko i uścisnął go przyjaźnie.
- Emm, ty stary gorylu, jak miło cię widzieć.- Odsunął się i spojrzał na jego twarz.- Wyprzystojniałeś!
- Taa, ty też dobrze wyglądasz.
- Wejdź, upijmy się.
Pół godziny później panowie byli już całkiem rozluźnieni. Nathaniel opowiadał Emmettowi o swojej współpracy z Lionsgate, jednej z najbardziej liczących się w branży firmie producenckiej. Cullen zapewne zazdrościłby mu, ale jemu także się powiodło. Mówił przyjacielowi, że wszedł w spółkę z Jacobem Blackiem, który zmonopolizował angielski rynek filmowy.
Amerykanin przybył do Anglii w celu podpisania kontraktu z Edwardem. Zaproponowano mu rolę Franca Sinatry w filmie Martina Scorsese. Emm znał brata na tyle, by wiedzieć, że ten nigdy nie odrzuciłby takiej propozycji. Cieszył się także z tego, że będzie miał przyjaciela przez jakiś czas przy sobie.
- No dalej, wykrztuś to.
Emmett spojrzał na wpatrującego się w niego Nate’a. Pociągnął spory łyk whisky, przeczesał dłonią włosy i pochylił się tak, że jego łokcie spoczywały na kolanach.
- Wpadłem w niezłe gówno. – Przymknął oczy, po czym zerknął na kumpla.- Pamiętasz Victorię? Poznałem ją na twojej imprezie urodzinowej. – Hartnett pokiwał głową. – Jest jakby… żoną mojego ojca? – jego wypowiedź zabrzmiała bardziej jak pytanie. Twarz kumpla nie zmieniła się. Tak, jakby nie rozumiał, co Emm do niego mówi. – I ma na imię Esme.
Jedyną reakcją Amerykanina było zabranie że stolika całej butelki whisky. Wypił kilka łyków, po czym spojrzał wyczekująco na mężczyznę siedzącego naprzeciwko niego.
- Kiedy jeszcze byłem w Stanach, Edward mówił mi o zamiarach ojca. Powiedział, że poznał narzeczoną Carlisle’a i jest tylko siedem lat starsza od niego. Po moim powrocie mieli wziąć ślub. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na lotnisku obok mojej rodziny stała Victoria… - przerwał na chwilę wpatrując się w brązowy trunek. - Wtedy nie mieliśmy czasu, żeby pogadać o tym, co się działo niecałe pół roku wcześniej. A, cholera, ta kobieta nieźle namieszała wtedy w mojej głowie!
- Wiem, pamiętam. Chodziłeś jak ogłuszony – zaśmiał się Nate, ale po chwili poczuł na sobie lodowaty wzrok przyjaciela. – Przepraszam, stary. Kontynuuj.
Emmett wstał z wygodnej, skórzanej kanapy, po czym podszedł do ściany, na której zawieszony był obraz w ciemnych, nieco mrocznych barwach. Przedstawiał jakąś postać błądzącą we mgle. Sam czuł się teraz tak samo. Starając się odciągnąć nieprzyjemne myśli z głowy, próbował skoncentrować się na drobnych szczegółach.
Nagle usłyszał, jak skóra na sofie, na której siedział jego towarzysz zatrzeszczała pod wpływem jego ruchu.
- Dwa miesiące później Esme wyszła za mojego ojca. Do tamtego czasu starała się mnie unikać, ja też wolałem odciąć się od całej, niewygodnej dla mnie sytuacji. Po ich powrocie z miesiąca miodowego sytuacja uległa zmianie. Carlisle urządził obiad, na który zaprosił też Edwarda, oraz Alice, naszą kuzynkę, Rosalie Hale i Marthę Marlow, przyjaciółki mojego brata, oraz swoich najbliższych znajomych. Po posiłku wszyscy udali się do salonu na drinka, ale ja nie miałem ochoty na towarzystwo. Wszedłem do biblioteki i usiadłem w fotelu. Kwadrans później usłyszałem, że ktoś wchodzi do pomieszczenia. Zobaczyłem delikatnie uśmiechającą się do mnie żonę ojca. Powiedziała, że pozwoliła sobie na wyśledzenie mnie, bo chyba już czas, byśmy porozmawiali.
Cullen przerwał na chwilę, wychylając do końca szklaneczkę whisky. Wziąwszy głębszy wdech, wpatrzył się w czubki swoich butów. Mówienie o tym okazało się trudne. Choć nie był pewien czy bardziej trudne, czy może bardziej... niemoralne.
- Bałem się do niej podejść. Nie wiedziałem, czego oczekiwała. "Porozmawiać". Co to w ogóle miało znaczyć? Przeczuwałem, że nie chcę tego słyszeć. A może wręcz przeciwnie? Wciąż była w tym samym miejscu, wciąż na mnie patrzyła. A potem się zbliżyła i wszystko potoczyło się tak szybko. - W jego głosie pobrzmiewała gorycz i frustracja. Praktycznie łamał się pod naporem słów, chowając twarz w dłoniach. Nuta alkoholu w jego żyłach nie rozrzedzała zagęszczonego od napięcia powietrza.
Pamiętał, że usiadła na oparciu fotela, w którym spoczywał. Jej dłoń była taka, jaką zapamiętał. Ciepła, delikatna i drobna. Nagle pogłaskała go po policzku i wyszeptała, że za nim tęskniła. Wydawało mu się wtedy, że to sen. Marny koszmar, scena z melodramatu nieubłaganie stającego się horrorem. Jego serce zmiękło na widok jej rozgrzanego, załzawionego spojrzenia.
- Powiedziała, że mnie kocha i pragnie. Wszystko przestało się liczyć. Poddałem się jej naporowi. Po pół godzinie żegnałem się ze wszystkimi, a w następnej chwili odjeżdżałem sprzed domu.
Emmett zerknął na przyjaciela, badając jego reakcję. Nate pochwycił jego wzrok i sam nie wiedząc, co ma zrobić, nalał sobie i przyjacielowi kolejną dawkę whisky.
- Ale domyślam się, że to się jeszcze nie skończyło, prawda? Od ślubu twojego ojca minęło chyba kilka lat…
- Cztery, dla dokładności. –Wychylił całą szklaneczkę, choć nie odczuwał już potrzeby rozcieńczania krwi alkoholem. Sam się temu dziwił, zważając na fakt, że nigdy nikomu się w ten sposób i tak bardzo nie zwierzał. Wiedział jednak, że Nathanielowi Hartnett’owi może ufać. - Nie minęła doba, a już siedziałem w samolocie do Paryża. Nie kontaktowałem się z nikim, poza Edwardem. A jeśli już to robiłem, to zapewniałem go jedynie o tym, że nic mi nie jest. We Francji spędziłem około dwóch miesięcy, do czasu, aż odebrałem telefon od brata. Właściwie okazało się, że do Eda należał jedynie aparat. Usłyszałem w słuchawce głos Esme, który tłumaczył mi, że gdyby dzwoniła od siebie, zapewne bym nie odebrał. Pewnie miała rację. – Emm uśmiechnął się smutno.- Poprosiła, żebym wrócił. I to zrobiłem.
- I to był błąd, prawda? – mruknął Nate.
- Największy, jaki popełniłem do tej pory.
Modest Mouse - Float On
http://www.youtube.com/watch?v=ldHWli6TB3Q&feature=related
Tymczasem Natalie starała się odegnać namolne i wyniszczające myśli że swojej głowy, poprzez znieczulenie alkoholem. Próbowała już chyba wszystkiego, by osiągnąć swój cel. Niestety, żadna metoda nie przynosiła oczekiwanego rezultatu. Ostatnią nadzieją były drinki serwowane przez kelnera w rodowym domu Cullenów. Mocny, czerwony płyn powoli spełniał swoją rolę, gdyż coraz rzadziej rozglądała się po ogrodzie. Nagle jednak poderwała głowę, gdyż jakiś mężczyzna o silnym, opalonym ciele mignął w kącie jej oka. Ponownie zalała ją fala rozczarowania, kiedy uświadomiła sobie, że to nie była osoba, którą chciała dziś zobaczyć.
Miała mieszane uczucia. Z jednej strony była szalenie podekscytowana minioną nocą, z drugiej zastanawiała się, dlaczego Jacob nie zadzwonił. Zdawała sobie sprawę, że zachowuje się irracjonalnie i nie ma powodu do niepokoju. Przecież ona sama po jednonocnej przygodzie nie kontaktowała się że swoimi kochankami przez standardowe czterdzieści osiem godzin. Ten wieczór był jednak dla niej niezwykły i obawiała się, że to uczucie pozostało nieodwzajemnione.
Kolejny raz, przeklinając samą siebie, podniosła wzrok i rozejrzała się lustrując gości. Rozsądek podpowiadał jej, że producent nie pojawił się w ciągu ostatnich trzydziestu sekund, ale nie mogła się powstrzymać. Znów uświadomiła sobie, że miała rację i, aby uniknąć uczucia zawodu, postarała się skoncentrować na paplaninie jakiejś głupiej brunetki, która starała się ściągnąć jej uwagę, przez kwadrans. Morrison uśmiechnęła się do niej i zostawiła ją z głupim wyrazem twarzy. Wśród tłumu zauważyła Edwarda, który wszedł właśnie do ogrodu że ściągniętą twarzą.
Nie zdawała sobie spawy z tego, jak bardzo jest już pijana, póki nie starała się dotrzeć do przyjaciela. Kiedy jednak jej się to udało, musiała oprzeć się o kolumnę.
- Tobie już chyba wystarczy – stwierdził Ed z uśmiechem. – Mam już dosyć tego przyjęcia. Wychodzimy?
- Pieprz się, Cullen. Nie wykorzystasz mojego obecnego stanu do celów łóżkowych- powiedziała radośnie, opierając głowę o gipsową ozdobę, która niebezpiecznie się zachwiała. – Przeżyłam wczoraj najlepszą noc w całym życiu. Ten numerek z tobą nie plasuje się nawet w piątce moich ulubionych, więc nie mam ochoty na powtórkę.
- To bolało – odparł Edward że zbolałą miną, dotykając prawą ręką swej piersi. Natalie zachichotała, po czym przytuliła się do niego, nie zważając na spadającą za nią figurkę aniołka.
- Zabierz mnie do domu, bo inaczej moje poczucie własnej godności sięgnie dna.
- Pewnie. Powiedz mi tylko, kim był ten szczęśliwiec, o którym nie przestawałaś mówić dziewczynom?
Natalie wspięła się na palcach i przybliżyła usta do jego ucha.
- Black.
Edward zagwizdał, po czym złapał chwiejącą się Nat za łokieć i uśmiechając się do wszystkich promiennym uśmiechem, zaprowadził ją do samochodu. Kiedy wyjeżdżał z posiadłości zerknął na drzemiącą już przyjaciółkę. Z cichym prychnięciem poprawił dekolt jej sukienki, zakrywając wystawiony na chłodne powietrze sutek dziewczyny.
***
Obudził ją zapach parzonej kawy. Mimowolnie uśmiechnęła się i otworzyła oczy spotykając rozbawiony wzrok Edwarda. Złapała w dłonie oferowany przez niego kubek i poczuła, jak gorący płyn rozlewa się w jej wnętrzu.
- Mamy dwie godziny do zdjęć. Dozorca wpuścił mnie do twojego mieszkania i wziąłem dla ciebie jakąś sukienkę. Weź prysznic, a ja zrobię ci śniadanie.
Natalie spojrzała podejrzliwie na Cullena. Czy to on nigdy się tak nie zachowuje, czy ona tego nie zauważa? W każdym razie powinna bardziej doceniać swego przyjaciela, pomyślała. Jej wzrok opadł leniwie na pośladki Eda.
- Jednak pewne aspekty jego osoby zawsze doceniałam - mruknęła i zadowolona wygrzebała się z pościeli.
Kwadrans później znalazła mężczyznę w kuchni. Ze ściągniętym wyrazem twarzy maltretował pomidora, starając się prawdopodobnie pokroić go w plastry. Nat wyjęła go z jego rąk bez słowa, a za chwilę równe kawałki opadały na deskę do krojenia.
- Co się dzieje, Ed? Przecież zawsze radzisz sobie lepiej z warzywami. A w świetle ostatnich artykułów powinno się ciebie okrzyknąć Warzywnym Królem Nowego Jorku.
- Emmett ma jakieś kłopoty. I nie chce mi powiedzieć, co się dzieje.
- Znam to, Cullen. Bracia są okropni.
- Masz rację, mała- Edward zachichotał, kiedy Natalie przyłożyła czubek noża do jego piersi.
- A ty masz szczęście, że nie jestem Alice, bo ten kawałek metalu sprawiłby, że wydawałbyś z siebie ostatnie tchnienia. - Odłożywszy narzędzie na blat odwróciła się do przyjaciela:- Co z niedźwiedziem?
- W przeciągu ostatnich miesięcy bardzo się zmienił. - Edward, dobrze znanym przyjaciółkom gestem, przeczesał włosy ręką, czym dał świadectwo swojej bezradności. - Zawsze był wobec mnie szczery, a teraz unika mojej osoby jak ognia. Nie wiem, co się z nim dzieje.
- Wiesz, Emm nigdy nie darzył mnie szczególną sympatią, ale jeśli chcesz, mogę z nim pogadać. Może się czegoś dowiem...
- Dzięki Nat, ale nie trzeba. Na razie liczę na to, że się opamięta i przypomni sobie, że zawsze może na mnie liczyć.
Zapadła cisza, w trakcie której przyjaciele pogrążyli się we własnych przemyśleniach. Została jednak przerwana przez Natalie, która chciała rozładować napiętą atmosferę.
- Wiesz Ed, jeśli chcesz, zawsze możesz przytulić się do piersi- powiedziała, wskazując na siebie.
- Jeśli będę chciał przytulić się do piersi, pójdę do Marthy. Albo Polly- uśmiechnął się, gdy zarobił mocny cios w ramię.
Point Of Disgust - Low
http://www.youtube.com/watch?v=u4izoTTkhcw&feature=player_embedded
Sama nie wierzyła w to, co teraz robi. Rozsądek błagał los, by żółty garbus prowadzony przez nią samą zgubił pędzącą czarną taksówkę, a serce pragnęło docisnąć pedał gazu. Sama bohaterka była rozdarta. Pragnęła Jazza i intuicja podpowiadała jej, że nie była mu obojętna, jednak coś musiało go powstrzymywać. Nawet ostatnia rozmowa z Marthą nie dała rady zatrzymać jej ciała, które czynnie uczestniczyło w gonitwie za taksówkarzem, łamiącym właśnie kolejny przepis drogowy.
Allie po raz kolejny rozpoczęła rozmowę z własnym umysłem. Starała się wyperswadować sobie pomysł śledzenia blondyna, posługując się takimi hasłami, jak: „naruszanie prywatności”, „ewidentne przekroczenie własnych zasad” i „damom nie wypada”. Jednak kiedy taksówka wjechała na osiedle domków jednorodzinnych zauważyła, że dłonie ocierające się o kierownicę wilgotnieją, a jej oddech przyspiesza. Poczuła się jak totalna kretynka.
Zaparkowała kilka domów dalej, po drugiej stronie ulicy, by przyjąć dobry punkt obserwacyjny. Wychyliła się delikatnie w swoim siedzeniu, by sięgnąć do małego schowka pod fotelem pasażera. Przeklinając na samą siebie, wymacała malutką lornetkę i podstawiła ją do oczu.
Zobaczyła Jaspera, pochylonego nad oknem taksówkarza i wręczającego mu banknoty. Po chwili, odziany w czarną skórzaną kurtkę i ciemne jeansy, najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego Alice kiedykolwiek widziała podszedł do drzwi jednopiętrowego domu wybudowanego z cegły. Był całkowicie zwyczajny, z zaniedbanym małym ogródkiem przed wejściem. Kilkadziesiąt sekund później, kiedy każdy normalny człowiek zacząłby się niecierpliwić, Whitlock zdawał się spodziewać długiego oczekiwania. W następnej chwili Jazz spiął się, kiedy wprowadzono go do środka. Mimo, że rozemocjonowana brunetka starała się dostrzec osobę, która znajdowała się przy wejściu, nie udało jej się to. Wkrótce mężczyzna zniknął.
Panna Cullen była teraz kłębkiem nerwów. Zastanawiała się, czy nie powinna teraz odjechać. Jej ambitny plan wydał się teraz bardzo głupi. W końcu nie wiadomo, czy Jasper w ogóle wyjdzie z mieszkania dzisiaj. Po tej myśli zapragnęła wedrzeć się do środka i wywlec blondyna siłą. Z drugiej strony jednak, słyszała, że chłopak miał dzisiaj wyjechać do rodziny na kilka dni. Dlatego postanowiła, że będzie trwać na posterunku.
Po upływie dwóch godzin, Jasper odjechał sprzed domu. Allie wahała się jeszcze tylko przez sekundę. Chciała znać rozwiązanie tej zagadki.
Złapała kuferek z kosmetykami Maybelline, wzięła uspokajający oddech i wysiadła z samochodu. W ekspresowym tempie dotarła do drzwi, nie dając sobie okazji do zwątpienia. Nacisnęła dzwonek i chwilę późnej w zobaczyła w drzwiach piękną kobietę siedzącą na wózku inwalidzkim i przyglądającą się jej z niemałym zainteresowaniem.
Alice prawie stanęło serce. Teraz była pewna, że powinna się wycofać. Wzrok jej towarzyszki opadł na kuferek i uśmiechnęła się sympatycznie. Alice pomyślała, że musi wyglądać dziwnie.
- Dzień dobry – jej głos przybrał nieco wyższy ton. Uświadomiła sobie, że musi się przedstawić. Ale przecież nie może podać własnego nazwiska!- Jestem Martha Marlow – kiedy tylko te słowa padły z jej ust, natychmiast tego pożałowała. Niemniej jednak, starając się nic po sobie nie pokazywać podała rękę kobiecie. Ta gestem dłoni zaprosiła pannę Cullen do środka.
Alice weszła do jasnego salonu i od razu rozpoczęła obserwacje. Kiedy domowniczka zaproponowała herbatę, Cullen bardzo chętnie się na nią zgodziła. Teraz, kiedy jej nie było, dziewczyna podeszła do obszernej komody z masą zdjęć. Kiedy tylko zauważyła obrazek szczęśliwej, obejmującej się pary, odwróciła wzrok. Postanowiła, że się stąd wyniesie. Rzadko rezygnowała i nieczęsto ponosiła porażki. Jednak to, co teraz robiła, zaczęło napawać ją obrzydzeniem. Uznała, że Jasper nie jest tego wart i zignorowała tępy ucisk w sercu. Powinna przewidzieć, że się zakocha.
Kiedy podnosiła kuferek, w drzwiach ukazała się Kate.
- Bardzo się cieszę, że pani mnie odwiedziła. Uwielbiam Maybelline, a teraz nowa dostawa kosmetyków z pewnością mi się przyda. Wie pani – mówiła, uśmiechając się szeroko i kładąc filiżanki na stoliku – wychodzę za mąż.
Powiedziała to z taką radością w głosie, że Allie miała ochotę się popłakać.
- To wspaniale. Czy to ten szczęśliwiec? – zapytała, wskazując dłonią na zdjęcie.
- Tak, to Jasper. Jesteśmy że sobą już ponad dwa lata. Kilka dni temu mi się oświadczył. Planujemy nieduże wesele, ale to nie zmienia faktu, że chcę być dla niego piękna.
- Naturalnie. – Alice walczyła ze łzami wkradającymi się do jej oczu. Nie mogła sobie jednak na nie pozwolić.
Spędziła w mieszkaniu Kate nieco ponad kwadrans udając konsultantkę, a nawet sprzedając jej kilka produktów. Przez cały czas obawiała się wyrzutów sumienia, które pewnie wkrótce zaatakują ze wzmożoną siłą. I kiedy prawie biegła w stronę samochodu uświadomiła sobie, że musi zostawić marzenia o Jasperze daleko za sobą. |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez LaFleur dnia Pią 21:01, 29 Sty 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
Ivett
Nowonarodzony
Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 45 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam gdzie na mapie kończy się papier...
|
Wysłany:
Pią 20:51, 29 Sty 2010 |
|
Powinnam chyba zacząć od paru niewielkich błędów:
LaFleur napisał: |
Synowie Carlisle’a zawsze mieli że sobą dobry kontakt |
No to wiadomo, że ma być ze.
LaFleur napisał: |
Jego serce zmiękło na widok jej rozgrzanego, załzawionego spojrzenia |
Na końcu powinna być kropka.
LaFleur napisał: |
Ten wieczór był jednak dla niej niezwykła i obawiała się |
I tutaj niezwykły.
LaFleur napisał: |
Znów uświadomiła sobie, że mała rację |
Tu miała.
LaFleur napisał: |
więc nie mam ochotę na powtórkę. |
Tutaj ochoty.
LaFleur napisał: |
Że ściągniętym wyrazem twarzy maltretował pomidora |
Zamiast że powinno być ze.
LaFleur napisał: |
Przecież zawsze sądzisz sobie lepiej z warzywami |
No lepiej pauje radzisz.
LaFleur napisał: |
Znam to, cullen. Bracia są okropni. |
Cullen z dużej litery.
LaFleur napisał: |
Edward zachichotał, kiedy Natalie przykładają czubek noża do jego piersi. |
Tutaj chyba przyłożyła
LaFleur napisał: |
wydawałbyś z siebie ostatnie tchnienia. - odłożywszy narzędzie na blat odwróciła się do przyjaciela- co z niedźwiedziem? |
Odłożywszy i co z dużej litery. I jeszcze kropka po przyjaciela lub dwukropek.
LaFleur napisał: |
przypomni sobie, że zawsze może na mogę liczyć. |
Tu mnie.
LaFleur napisał: |
zawsze możesz przytulić się do piesi |
Tutaj piersi.
No to by było na tyle
Hmmm, co mogę napisać o tym rozdziale? Po pierwsze, cieszę się, że w końcu wiadomo jest, co i jak z sekretem Emmetta. Było wielkie suprise, suprise! Romans się ciągnie już baaaardzo długo i nikt się nie zorientował, kiedy on spotykał się potajemnie z Esme tuż pod nosami innych? No cóż, szczęście było po ich stronie. Tylko jeśli mają być później razem, to, bynajmniej dla mnie, będzie dziwne. Najpierw ojciec, potem syn. No ale musimy poczekać, by się dowiedzieć.
Co dalej, to widzę, że Edward jest bliżej swoich przyjaciółek, niż mogłoby się wydawać. Czasami może to i dobrze. Fajnie, że się nimi opiekuje. Świetne jest też to, że tak się rozumieją.
A co do Alice, to straaaasznie mi jej szkoda... Biedactwo :(
Aleeee! Mam nadzieję, że wszystko się ułoży dobrze.
Wciąż nie moge się nadziwić twoimi zdolnościami pisarskimi, a także samym pomysłem na Fanfiction. Być może ten rozdział był słabszy od poprzednich, ale i tak myślę, że świetnie sobie poradziłaś. Ja nawet nie zauważyłam, który fragment nie był napisany przez Ciebie.
Pozostało mi życzyć Ci powodzenia oraz weny w dalszym pisaniu i proszę, nie każ nam czekać nigdy więcej tyle czasu na następny rozdział! To było zdecydowanie za długo.
Liczę na coś z perspektywy Edwarda
Gorąco pozdrawiam,
Ivett ;* |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ivett dnia Pią 21:13, 29 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
xcullenowax
Wilkołak
Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 112 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław.
|
Wysłany:
Pią 21:55, 29 Sty 2010 |
|
Cieszę się, że pojawił się nowy rozdział Dumy i uprzedzenia. Brakowało mi tej historii. (:
To świetnie, że napisałaś coś więcej o romansie Emmetta z Esme. Dzięki temu to wszystko jest takie bardziej logiczne i zrozumiałe. Ciekawe jest to, że to ciągnie się przez cztery lata, a nikt się nie zorientował. Ani Carlisle, ani Edward, ani nikt inny z otoczenia Cullenów.
Przykro mi z powodu Alice. Biedna. ;c Przecież ona nie wie, że Jasper nie kocha tej kobiety. Kurcze, jestem strasznie ciekawa, jak ten wątek się dalej potoczy. Bo przecież musi być szczęśliwe zakończenie, nie?
Edward wydawał mi się zapatrzonym w siebie bubkiem, a teraz jednak wychodzi na to, że dba o swoje przyjaciółki, mimo że zgrywa takiego, który taki nie jest. W sumie dobrze. (;
No i jest jeszcze Natalie, która tęskni za Jacobem, chociaż nie przyzna się do tego i przez to doprowadza się do złego stanu. ;E
Widziałam kilka błędów, ale wydaje mi się, że Ivett wszystkie pokazała. (:
życzę ogromnej weny,
xx |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
majaczki
Nowonarodzony
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 6 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 0:03, 30 Sty 2010 |
|
To była kara za to że rozstałaś się z nami – czytelnikami w tak drastyczny sposób : P Ale nie bądźmy okrutni. Jako zadośćuczynienie podarowałaś bardzo dobry rozdział. Ciężki, bo nie było lekko czytać o tych wszystkich nieszczęściach na raz. Dlatego jestem w stanie sobie wyobrazić jak było ciężko to napisać. Zacznę od skomentowania poprzedniego rozdziału, jeśli potrafisz wybaczyć mi , że wcześniej nie odezwałam się słowem na jego temat.
Wątek Rosalie to trzy okoliczności w których znajduje się bohaterka. W tle Ida Maria śpiewała w kółko i w kółko :
Oh my god
Oh you think I’m in control
Oh my god
Oh you think it’s all for fun
Find a cure
Find a cure for her life
Put a price
Put a price on my soul
I to mi tak pięknie tam pasowało. Ostatnia zwrotka mogłaby dotyczyć sytuacji z operatorem. Nie zdziwiłabym się gdybyś opisała, że facet nie dożył końca filmu, bo został zamordowany przez reżyserkę. Wyobrażam sobie całą te frustracje Ros i niemoc na granicy szaleństwa. Ona realizuje swoje artystyczne marzenie, a jakiś patałach to olewa, bo jest wielkim księciem panem i może sobie na to pozwolić. I w tym momencie wpada Natalia z relacją, że przespała się z producentem. Tu pasuje zwrotka pierwsza. Chciałoby się powiedzieć ‘i co jeszcze na te biedną Ros?’ Ale ona nie załamuje się i biegnie do przodu. „Teraz mam nadzieję że, umrzesz na jakąś straszną chorobę weneryczną” weszło do mojego słownika ‘Sarkazm na co dzień i od świeta’. Trzecia sytuacja, nadała sobie tytuł ‘Find a cure for his life’. „Panny Hale i Cullen miały pewne plany” widzę je uśmiechnięte miej więcej tak [link widoczny dla zalogowanych] i chciwie zacierające rączki. Bo „często te dwie niecne istoty kierowały rzeczywistością tak, by postąpił słusznie. Zamierzały to uczynić i tym razem”. Cały ten spisek sprawia, że mentalnie śmieje się jak szaleniec, a Ty jeszcze dodajesz takie kwestie jak „Edward jest taki samotny, a Swan taka wolna” & „Rosalie pomyślała, iż monogamia przydałaby się jemu i jego karierze”. W tle gdzieś dowiedziałam się, że Martha dostała kopa od losu i troszke zrobiło mi się szkoda, ale tylko troszkę, bo ona jakaś taka naiwna – sama się wystawiła do kopnięcia.
Wątek Edwarda umiliła mi świetna muzyka, lekko wpadająca w ucho i zostająca tam na dłużej. Elbow. Fajny teledysk wybrałaś, tylko że ten wokalista jest taki paskudny. To że Edek zakocha się w Belli wiadomo nie od dziś i chyba bym się mocno rozczarowała gdyby tak się nie zakończyło również i Twoje opowiadanie. Ale dlaczego, pytam się płaczliwie, dlaczego to musiał być taki błysk. Takie zaskoczenie z niego zauroczenie, pewna fascynacja z której w szybkim tempie wyskakuje wielkie love. Mam ochotę krzyknąć coś głośno i ponosić transparent przeciwko. Miłość nie powinna być szybka, bo szybko się potem nudzi. Jak chcesz zafundować swojej Belli pięćdziesiąta rocznice ślubu z Edwardem to musi wyrastać jak drzewo. Albo chociaż jak pszenica. Chociaż to pewnie nie pasuje do genezy opowiadania historii miłosnych. W książkach i filmach to zawsze musi być grom z jasnego nieba. Ale poubolewać nad tym mogę przez momencik.
Carlise wyglądający jak młody Edward prowadzący hulaszczy tryb życia. Chciałabym mieć z nim maleńką ‘przygodę’! Facet miał barwne życie, nie powiem. Z trybu ‘kwiatek na kwiatek’ pozostaje wierny swojej wielkiej miłości Lilly Roberts. Dwanaście lat mija, ona ginie w nieszczęśliwym wypadku, C. troche przebolewa i znów zaczyna wściekle romansować. Szalony wdowiec podobno zakochuje się ponownie w niejakiej Esme (która jest dzi.. ale o tym później). Wszystko pięknie ale na horyzoncie pojawia się młoda piosenkarka Audrey. Kobieta w czerwieni i starszy pan szaleje na jej punkcie. Zaczyna dbać o swój wygląd – ubiera się bardzo ‘hot’ „ubrany w czarny T- shirt i szarą marynarkę zestawioną z czarnymi jeansami” – tak że mam ochotę go poznać. No i jest słodki przy tym wszystkim.
W fragmencie jej poświęconym Bella nie zaskakuje. Cierpi katusze, sama będąc swoim katem. Nosi nieszczęsny pierścionek pełen poczucia winy. Ona też czuje to coś na linii serce jej – serce Edwarda. „Nagle poczuła, że żołądek podsunął się jej do gardła. „Zachowujesz się irracjonalnie!”, zrugała się w myślach”. Też miałam ochotę ja zrugać. „Posłała mu jeszcze jeden uśmiech, który nie sięgał oczu” – nieważne jaki fragment bym zacytowała ocieka cierpieniem. Ale jakoś mi jej nie szkoda, bo sama się biczuje cierpiętnica. Do pewnego stopnia jestem w stanie zrozumieć, że to dla niej niezręczna sytuacja. Ale nie ma że boli. Życie płynie dalej i takie tam. "You were my life but I am a chapter in yours" (Ps I love You)
Końcówka zabija. “Bella podążyła za roztrzęsionym wzrokiem koleżanki i zobaczyła Esme opartą o krawędź biurka, oddającą się namiętnym pocałunkom przyszywanego syna”. Chciało by się powiedzieć ‘ups’.
- Emmett, goni cię coś?!
Seria kłamstw i pomówień, ponad to paskudny romans z żoną ojca.
Odsądziłam go od czci i wiary. Powiesiłam na nim koty. I niesłuszne. Utuliłabym go teraz i przeprosiła żarliwie. „I kiedy Lilly odeszła z tego świata, a ojciec się załamał, to Emmett pocieszał Edwarda i gasił mu światło w pokoju, kiedy zasnął”. Ocieka słodyczą. Fortuna zakręciła kołem i Em ma poważny galimatias w życiu. „Choć nie był pewien czy bardziej trudne, czy może bardziej... niemoralne” & „Marny koszmar, scena z melodramatu nieubłaganie stającego się horrorem”. Taki dobry chłopiec ściągnięty na złą ścieżkę przez paskudną wiedźmę (której już zrobiłam mentalną laleczkę vodoo z mnóstwem szpilek sama wiesz gdzie). „Właściwie okazało się, że do Eda należał jedynie aparat. Usłyszałem w słuchawce głos Esme, który tłumaczył mi, że gdyby dzwoniła od siebie, zapewne bym nie odebrał. Pewnie miała rację. – Emm uśmiechnął się smutno.- Poprosiła, żebym wrócił. I to zrobiłem.
- I to był błąd, prawda? – mruknął Nate.
- Największy, jaki popełniłem do tej pory”
Wierzę, bardzo mocno, że życie mu się wyprostuje.
W wątku Natalie głupie wyjście do klubu żeby odreagować nabrało wielkiego formatu. Kto by pomyślał. Nadal jednak liczę na to że jest w ciąży. Numerek z Edem, wystający sutek i tulenie do piersi nadały jej kartce nowego wymiaru. Nie było mdło romantycznie, tylko mdło alkoholowo. Tak jak misie lubią najbardziej.
„naruszanie prywatności”
„ewidentne przekroczenie własnych zasad”
„damom nie wypada”
Tak! Alice w akcji! „Rzadko rezygnowała i nieczęsto ponosiła porażki. Jednak to, co teraz robiła, zaczęło napawać ją obrzydzeniem”. To desperackie śledzenie Jaspera, czekanie w aucie dwie godziny i podanie się za konsultantkę przed Kate. Każdy z tych elementów był niewypowiadalnie smutny. Zastanawiałam się tylko ile ona robi rzeczy przy których tak przeklina się w duchu. Sięgała po jabłko wiszące na wysokiej gałęzi. Poszła po jakąś drabinę i jak wróciła ktoś siedział pod drzewem i jadł jej jabłko. Ktoś inny zabrał jej marzenie. Tylko ona jeszcze nie wie, że to jest bardziej pokręcone niż się wydaje. Jej i Jasperowi życzę wiele dobrego. Podobała mi się piosenka Low. Pasowała jak dobrze dobrane buty.
Pozdrawiam, ściskam i całuję Cię mocno w pyska (xD)
Majka |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
chochlica1
Gość
|
Wysłany:
Sob 10:34, 30 Sty 2010 |
|
Ach, Polly, Polly, ty leniuchu :P
No, Ty wiesz, że się cieszę, że W KOŃCU napisałaś, bo już się stęskniłam za DiU. Faktycznie, pobiłaś rekord i ledwie me groźby działały, ale jednak! W końcu się przemogłaś i jak już Ci mówiłam, to wcale nie jest beznadziejny rozdział. Przeciwnie. Podobał mi się.
Właśnie coś zauważyłam. POLLY SIEROTO! WSTAWIŁAŚ NIEZBETOWANY ROZDZIAŁ! Noo, pomyliłaś pliki, dziecinko :P Tak go przeglądam i patrzę i mówię sobie, że na pewno to poprawiałam. Pomyliłaś, acch. A już się bałam, że błędów nasoliłam :D
Dobra, od czego by tu... Ostatnio pisanie długich, wyczerpujących opinii mnie, szczerze mówiąc, wykańcza, ale dla Ciebie się przecież ugnę i postaram, jak mogę przecież :D Nie obiecuję, że wyjdzie mi sensownie i jakkolwiek by powinno wyjść, ale się okaże.
Weźmy na świecznik kochanego Emmetta. Się chłopak wpakował w - mówiąc bez ogródek - niezłe bagno. Esme nie chce mu odpuścić, kiedy ten powinien iść krok dalej i nie tkwić w niemoralnym suple czegoś, czego nawet ja dobrze nazwać nie umiem. Ile można? Wyobrażam sobie, jakie było jego zdziwienie, kiedy zobaczył ją ze swoim ojcem. Widzę ten ślub, te wyrazy twarzy. Boże, to faktycznie chore i nie wiem, jak bym się zachowała na jego miejscu. Pewnie też bym uciekała, bo i co innego można zrobić? Wpakować się w to? Tego nawet on sam nie chce, pomijając zasady moralne i te wszystkie inne pierdoły. Tylko że ta ucieczka nie okazała się dobrym rozwiązaniem. Emmett musi więc wziąć sprawy we własne ręce i definitywnie to przerwać, bo i tak może być już tylko gorzej i gorzej na tym etapie. Nie ma co, wbić się w coś takiego, to nie lada umiejętność. Utknął wręcz fenomenalnie.
Swoją drogą całkiem niezła postać tego Nate'a. Taki luźny, miły koleś. Pozytywna kreacja. Jestem ciekawa, czy może będzie miał jakiś wpływ na fabułę, czy to po prostu taka poboczna postać. Muszę się dowiedzieć, więc, kochana, nie ma opiep*rzania się :P Piszesz już następny rozdział?
Jedziemy do Natalie. Ona i pan Black. Niaf, niaf. Proszę, proszę. Jak ładnie. Zanim zapomnę, rozwalił mnie ten moment, w którym gapiła się na pośladki Edwarda. Ale kto by się nie gapił? Ja bym korzystała z okazji Dobra, zignorujmy moje zbereźne zapędy :P Czyżby dziewczyna wpadała? No tego to ja bym się nie spodziewała.
Achh, podobał mi się tu Ed. Tak go fajnie przedstawiłaś. Troskliwy braciszek? Śniadanko zrobił? Och, jak miło. Też by się chciało mieć takiego. I znowu powracam do jednego, jaka ja monotematyczna No mniejsza, nie będę się wgłębiać. Czekam na jej dalsze kroczki.
Alice. Tu się zaczynają schody. Ona naprawdę go śledziła? Naprawdę poszła to narzeczonej Jazza? Nie wiem, czy się śmiać, czy płakać... Ja na pewno bym tak nie zrobiła. Ale w końcu musiała się dowiedzieć, skoro jej na tym chłopaku zależy. Cóż, nie powiem, nie wybrała zbyt dobrze. Mogę sobie wyobrazić, jaka się teraz kabała wytworzy. Jestem ciekawa, czy Jasper faktycznie się hajtnie. Jakby tak na to spojrzeć, to by był wielki błąd, którego, myślę, żałowałby do końca życia. Bądź co bądź męczy się w tym związku. Ale z drugiej strony ta dziewczyna strasznie cierpi. W ten sposób na pewno oboje szczęścia nie znajdą. No, nieźle. Nie ma co, naprawdę nieźle.
Okej. Co by tu jeszcze. No Ty wiesz, skarbie, że ja kocham Twój styl. Jest bardzo przyjemny, styl narracji pasuje do historii, fabuła jest bogata, a postacie bardzo życiowe i barwne. To naprawdę ogromny plus, bo jeszcze dodatkowo całe opowiadanie naprawdę wciąga. Ty tu liczysz, że Cię zjedziemy, ale nie ma za co zjechać, moim zdaniem. Rozdział mi się podobał. Musiał być taki, a nie inny. Cieszę się, że mogłam Ci pomóc i pamiętaj, że jak coś, to pisz, zawsze postaram się Cię naprowadzić.
Niaff, czekam na następny. Lepiej, żeby ukazał się znacznie wcześniej :P
Buziaki, Choch ;* |
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|