|
Autor |
Wiadomość |
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Pon 0:06, 08 Lut 2010 |
|
Upartość Belli jest imponująca i niezwykła, przyznam. Tak jest w sytuacjach, kiedy coś bardziej czujemy niż rozumiemy i dodam, że akurat taka forma działania jest mi totalnie znajoma i dziwnie zrozumiała :)
Edward to chodząca zawiłość, ale mimo tej całej swojej otoczki i ciągłego działania na własną szkodę, to po prostu przerażony możliwością bliskości mężczyzna, który po omacku porusza się na zupełnie nieznanej płaszczyźnie. Pomimo całego chamstwa i brutalności, które wyłażą z niego z niemal każdym słowem, które wyrzuca Belii w twarz, to nie umiem pozbyć się dość niezrozumiałej na pozór ale jednak dużej sympatii dla niego.
To po prostu jego forma obrony - atak. Najlepiej zmusić przeciwnika do ucieczki, obrazić, wzburzyć jego spokój i po prostu pozbyć się intruza ze swojego otoczenia. Na nieszczęście Bella nie kieruje się tą logiką i tutaj totalna porażka Edwarda. Wszyscy najwidoczniej dotąd się temu poddawali, a ona jedna nie dość, że reaguje z opóźnieniem to jeszcze ma czelność nachodzić go i męczyć swoimi wynurzeniami :)
Nie zdziwię się, jeśli wkrótce oskarży ją o nagabywanie i molestowanie :D oczywiście to żart. Potrzebuje jej jak powietrza, tylko usilnie wyrzuca tą myśl ze swojej głowy, jakby już ona sama raniła go nieznośnie.
Kolejne rozdziały odsłaniają Edwarda, ale nadal nie pozwalają poznać jego tragedii i powodu, dla którego jest właśnie takim brutalem.
Jestem naprawdę pod dużym wrażeniem tego tłumaczenia i zaglądam tu gdy tylko pojawia się nowy rozdział, choć nie zawsze jestem w stanie sklecić coś sensownego po jego przeczytaniu. Ten rozdział po prostu mnie porwał, bo desperacja Edwarda była wysoce zastanawiająca...
Dziękuję za to tłumaczenie i cierpliwie czekam na ciąg dalszy, a Tobie życzę nieustająco czasu i weny do tłumaczenia. Pozdrawiam gorąco.
Deszczowa :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rainwoman dnia Pon 0:08, 08 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
k8ella
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 63 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova
|
Wysłany:
Pon 11:08, 08 Lut 2010 |
|
Czytam i się zachwycam, choć sama nie wiem dlaczego właściwie. Chyba mam zapędy masochistyczne, które do tej pory pozostawały w ukryciu w mojej podświadomości (zupełnie jak u Belli ).
Dżizas, kocham tego niepozbieranego psychicznie Darkwarda... Ciarki mi po plecach spływają wzdłuż kręgosłupa, gdy mój wzrok przesuwa się po słowach, zdaniach i linijkach. Opis uczuć, które targają Edkiem są bezapelacyjnie zapierające dech w piersiach. Zresztą cała ta sytuacja z zapieraniem się nogami i rękami przed uczuciem jest po prostu wyciskaczem łez.
Jego przeszłość zniszczyła go i zostawiła wrakiem człowieka, nie pozwalając na odkrywanie świata tak właściwego dla młodości.
Wiecznie sam, tylko ze swoją traumą i bohaterami książek identycznie nieszczęśliwymi jak on.
Czego się można spodziewać po kupce nieszczęścia?! Ot i co mi chodzi po głowie.
Nie, nie jestem w stanie gniewać się na niego.
Bella jest na tyle zniewolona tajemnicą Edwarda i zdeterminowana, by ją odkryć, że nie może odpuścić okazji na konfronację. Nie dziwię się wcale. Każda kobieta ma w sobie tyle siły, by walczyć z niedolą innych. Tak zostałyśmy stworzone...
Ojoj. Ale się rozpędziłam.
Wracając, do Ciebie, szanowna tłumaczko...
Dziękuję stokrotnie za wynalezienie czegoś głębszego, zmuszającego do przemyśleń. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
Weny i czasu.
k8ella |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sarabi
Człowiek
Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pon 14:36, 08 Lut 2010 |
|
Jak zawsze mam mieszane uczucia. To mroczne, przygnębiające opowiadanie ma jakąś dziwną moc - wciąga mnie niesamowicie.
Wiem, że on jest sexy, przystojny, inteligenty, itd, ale od takiego faceta trzeba się trzymać z daleka. Oczywiście łatwo powiedzieć, jak sie stoi z boku, ale zakochana kobieta i tak nie posłucha - bo ja go przecież zmienię.
Bardzo jestem ciekawa, w jaki sposób Belle wyciągnie Edwarda z jego skorupy, z jego choroby, lęków, uprzedzeń. A może polegnie? W końcu przez wiele lat w taki sposób odcinał sie od świata. Oczywiście ciekawe, co spowodowało taką traumę.
Będę szczera: z własnego doświadczenia nie wierzę w takie wyleczenia, choć mogą być wyjątki, jeśli chory bardzo, bardzo chce wyzdrowieć. Ciekawe, czy Edward chce. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aja
Wilkołak
Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;
|
Wysłany:
Pon 15:46, 08 Lut 2010 |
|
Tak na samym początku przepraszam, że nie skomentowałam ostatniego rozdziału, ale mój komputer najnormalniej w świecie fochnoł się. Teraz postaram się wszystko nadrobić(:
Co do rozdziału 9 to uu. . .to nie było przyjemne i niestety problemy emocjonalne nie są wymówką, ale trzeba przyznać, że je ma i to niezłe. Bella. . . jej było mi najbardziej szkoda w tym wszystkim, bo tak troszeczkę się chyba zaangażowała w to cokolwiek to jest, a tu taka niespodzianka rano. W sumie była świadoma tego że rano nie będzie miło i przyjemnie, ale na takie coś nikt nie może być przygotowany. Chyba nikt nie chciałby być tak potraktowany. No ale, że moja miłość do Edwarda jest irracjonalna to całe te zdarzenie na pewno mnie wkurzyło i ma on u mnie za to minusa, ale nadal głęboko pod skorupką uwielbiam go. Mam chyba jakieś za miękkie serce bo jest mi go szkoda jeśli chodzi o te jego alienowanie i nienawiść do siebie? innych... Gdyż swoją postawą pokazał nam że zasługuje na to, ale no właśnie jest ale. . .(:
Co do 10 to wielkie brawa dla Belli jest uparta i zdeterminowana w dążeniu do swojego celu za co ją podziwiam i uwielbiam w tym ff. Może źle zinterpretowałam zachowanie Edwarda, ale wydaje mi się, że pomału jego skorupka pęka i pozwala Belli zajrzeć do wnętrza, gdzie zapewne ujrzy piękno i będzie walczyć o wydobycie go na zewnątrz(: tak chyba trochę za optymistycznie, bo widać na pierwszy rzut oka, że ten ff jest zupełnie inny, pokazuje nam prawdziwe problemy i życie które wcale nie jest różowe baa nawet szare w przypadku naszego Edwarda jest bezbarwne i nie bójmy się tego mówić beznadziejne. Bo kto chciałby żyć w samotności dosłownie i to jeszcze z własnego wyboru!
Podsumowując rozdziały bardzo mi się podobały przyzwyczaiłam się do klimatu tego ff, a że sama jestem z natury poważna aż za czasami i taka trochę szara?, to bardzo polubiłam ten ff, nie przeszkadza mi depresyjny wręcz czasami prezentowany obraz. A Ty za każdym razem odwalasz kawał dobrej roboty, bo wszystko jest idealnie przetłumaczone jak i zbetowane(:
Tak więc do następnej niedzieli i czasu, chęci, motywacji i weny w dalszym tłumaczeniu.
Pozdrawiam Aja(: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pon 16:52, 08 Lut 2010 |
|
hm, nie usprawiedliwiam Edwarda... bynajmniej... tylko znam podobną sytuację z wręcz odwrotnej strony - świetne pary z tego wychodzą :P
właściwie nie podoba mi się ten rozdział... nie wiem jak bardzo zakochana musiałabym być, żeby przyleźć do faceta po takiej scenie... no chyba po to, żeby mu dokopać albo coś w tym stylu - tak ... to bardziej mi odpowiada
*kirke uśmiecha się z rozmarzeniem*
autorka chce nam chyba pokazać jak bardzo Bella się poświęca, jak wielkim aniołem jest... nie bardzo to kupuję... ale rozumiem powody tego złego uczynku ze strony autorki :)
mam nadzieje, że nie zaserwuje mi czegoś podobnego znowu, bo przełknąć jeden kęs to nie całe danie :) ale na razie w ogólnym rozrachunku jest naprawdę dobrze :)
dobra robot! i dziękuję jak zawsze :)
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gelida
Zły wampir
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 407 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka
|
Wysłany:
Pon 18:14, 08 Lut 2010 |
|
Po dziewiątym rozdziale nie byłam zła na Edwarda - wręcz się spodziewałam takiej reakcji. Ale determinacja Belli jest naprawdę niezwykła. Uważam się za bardzo upartą osobę, ale jednak Bella mnie pokonała. Edwarda zresztą też. On jest tak zdeterminowany, by przywrócić "ład", jaki panował w jego życiu przed pojawieniem się Belli, że nie zauważa tego, że się do siebie przywiązują. Próbuję ciągle go zrozumieć, a trudno zrekonstruować tok myślenia kogoś takiego jak on. Został skrzywdzony przez los, innych ludzi, więc ustanowił swoje własne zasady rządzące światem, do którego ma dostęp tylko on. I trzyma się tego rękami i nogami. To dlatego pisze, by uświadomić innym, że życie nie jest kolorowe. W książkach maskuje swój żal do świata, tworzy też swoich bohaterów tak, by byli podobni do niego, by znalazł się ktoś, z kim może się utożsamić. Niewątpliwie jest mu ciężko żyć w rzeczywistości, gdzie ludzie myślą schematami: dom, praca, rodzina, pieniądze. To dlatego, że on żyje obok ludzi, a nie z ludźmi - te wszystkie wartości są dla niego niczym. Nie ma celu w życiu, a nawet jeśli, to próbuje wszystkim udowodnić, że się mylą. A szczególnie Belli.
Właśnie - Bella. Wchodzi do świata Edwarda - wchodzi bez pukania - i usiłuje zmienić prawidła nim rządzące. Jest kimś z zewnątrz - normalnym człowiekiem. Ale chyba musi się czymś wyróżniać, skoro Edward dopuścił ją do swojego świata. W tym momencie na planie pojawia się "Klepsydra". Bella zauważa zbieżność wątków książki z perypetiami jej i Cullena. I podczas, gdy ona chce zmienić zakończenie swojej historii, to Edward okazuje się bierny wobec życia, słaby.
Dobra, koniec mojej rozprawy, bo mi iskry lecą spod klawiatury. Pewnie wyszło nieco chaotycznie, ale tak się zagłębiłam w psychikę Edwarda, że zastanawiam się, czy nie zostać psychologiem.
Aha, jeszcze jedno: lubię nieszczęśliwe zakończenia. Choć te dobre też nie są złe (masło maślane mi wyszło).
Pozdrawia "samotna z wyboru" Gelida |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Taka_Ja
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 20:14, 08 Lut 2010 |
|
I kolejny rozdział zapierający dech w piersiach
Na miejscu Belli też zapewne nie powstrzymałabym się przed trafieniem prosto w czoło Edwarda jego własną książką. Mimo wszystko i wbrew wszystkiemu nasz kochany desperat za każdym razem wzbudza we mnie całe pokłady współczucia i smutku. Ciężar, który przyszło mu dźwigać na własnych barkach jest przeogromny, przytłacza go i odgradza od rzeczywistości. Alienacja wydała mu się dobrą ucieczką od otoczenia, ludzi i samego siebie. Stworzył sobie swoją małą, wewnętrzną enklawę świata, przyswoił samotność i całe mnóstwo gniewu jako sposób na przetrwanie. Przez to, jak bardzo Edward jest zamknięty w sobie i zagubiony, jego osobowość bardziej fascynuje i przyciąga; skłania do odkrywania, pobudza chęć poznania wszystkiego, co ukształtowało to, kim się stał.
Bella może być tym pasującym, jednym w swoim rodzaju kluczem do rozwikłania tej zagadki. Może być tą, która pokaże Edwardowi, że można jeszcze zmienić zakończenie jego historii.
Jedno z ulubionych opowiadań i najlepszych tłumaczeń, z jakimi się zetknęłam.
Niecierpliwie wyczekuję kolejnego niedzielnego wieczoru:* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
marcia993
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 104 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?
|
Wysłany:
Nie 15:55, 14 Lut 2010 |
|
Nawet sobie nie wyobrażacie, jak ja kocham Wasze komentarze. Jeszcze raz Wam za nie dziękuję. ;*** I miłych walentynek.
***
Beta: Ewelina, która przejęła pałeczkę od kristenhn i od tego rozdziału stała się betą HG. Dzięki, że się zgodziłaś, brawa za odwagę do zmagania się z moim tłumaczeniem. :* A Karolinie ogromnie dziękuje za te 10 rozdziałów i ogromną pomoc. :* Wiesz, że Cię kocham.
ROZDZIAŁ 11.
Edward westchnął, ukazując swoje wyczerpanie. Patrzył w przestrzeń, skupiając spojrzenie na pustej, znajdującej się za mną ścianie.
Westchnął kolejny raz, łapiąc się za grzbiet nosa. Oddaliłam się od niego, dając mu przestrzeń, bo wyglądało na to, że jej potrzebował. Oddychał ciężko i miał opuszczone ramiona, jakby spoczywało na nich wszystko, co go przytłacza.
- Edward? – wystraszona wymruczałam łagodnie, aby go nie przestraszyć. Zamiast podnieść głowę, czego oczekiwałam, nadal z wycieńczeniem wpatrywał się w ścianę.
- Edward? – powtórzyłam, niepewna tego, czy powinnam się do niego zbliżyć, czy może zrobić kolejny krok do tyłu. – Wszystko w porządku?
Mrugnął, a gdy wolno uniósł głowę, by mnie zobaczyć, jego spojrzenie było puste.
- Nie ma szczęśliwego zakończenia, Bello – wybełkotał łamiącym się głosem. – Dlaczego prowadzisz mnie do czegoś, co kończy się tragicznie?
Poczułam ból w piersi i zapragnęłam do niego podejść, aby pokazać, że nie każdy był tak niechętny i skłonny do odrzuceń, jak sądził.
- To tylko książka – starałam się mu wytłumaczyć. – Coś, co wymyśliłeś. Można ją przekształcić.
Zaskoczył mnie swoim komentarzem. Dlaczego czuł się taki przerażony tym, że zakończenie powieści było konkretnym pomysłem? Czemu nie wierzył, że można je zmienić?
Co mu się przytrafiło?
- Edward – powiedziałam, decydując się na śmiały ruch poprzez klęknięcie przed nim. Przez chwilę patrzyłam, jak zacisnął ręce we włosach w pięści, a czoło przycisnął do kolan, natomiast oczy zamknął w próbie zasłonięcia ich przed wszystkim dookoła.
- Bello? – odezwał się cicho. Chociaż na mnie nie patrzył, mogłam usłyszeć, jak determinacja rozrywa go w szwach.
- Chcę być twoją przyjaciółką – przyznałam otwarcie, używając najprostszych form. To niezwykle przypominało rozmowę z dzieckiem. – Chcesz, żebym została?
Nie pytałam go czy chciał, bym została na jeden dzień, ale na tak długo, jak tego potrzebował, i oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Zbyt długo był sam i to zaczynało na niego oddziaływać. Nie zachowywał się racjonalnie i nie zastanawiał się nad niektórymi sprawami.
- Dlaczego to robisz? – zapytał, przerywając moje rozmyślania.
- Co? – spytałam zaskoczona, że przemówił.
Wyglądał coraz gorzej. – Dlaczego się tym przejmujesz? – ponownie ostro zadał pytanie.
Wzruszyłam ramionami, mając nadzieję, iż zachowałam się bardziej nonszalancko, niż mi się wydawało. – Bo potrzebujesz kogoś, kto ci pomoże – odpowiedziałam szczerze. – Nie możesz żyć w ten sposób.
- Dobrze mi z tym – próbował się sprzeciwić, ale przerwałam mu.
- Nieprawda – przeciwdziałałam. – Zakopujesz się w odizolowanej dziurze, Edwardzie. Nie możesz tak żyć, to nie jest zdrowe.
Zaśmiał się gorzko. – Od kiedy ludzie przejmują się moim zdrowiem? – spytał retorycznie. – Nikogo nie obchodzi co robię i przy tym nadal żyję, prawda?
- Mnie obchodzi – powiedziałam otwarcie. – Obchodzi i nie zamierzam pozwolić ci tak żyć.
Wyraz jego twarzy złagodniał. – Ciebie obchodzi – powtórzył, jakby testował brzmienie tych słów, gdy są wypowiadane na głos.
- Tak – odparłam, kontynuując to, co zaczął. – Obchodzi mnie i chcę być twoją przyjaciółką. Mógłbyś... – przeciągałam. – Mógłbyś spróbować?
Edward podniósł wzrok, a jego oczy przeszkliły się z emocji. Wykręcił ręce i nerwowo tupał nogą. Czekałam cierpliwie, przygryzając dolną wargę, aż w końcu przemówił.
- Dobrze – oznajmił nieufnie, choć zdecydowanie. Zacisnął pięści przy swoich bokach i pozwolił powiekom opaść, lecz przytaknął w zgodzie. – Spróbuję.
Obserwowałam go uważnie, chcąc się upewnić, czy nie żartował, jednak kiedy na mnie spojrzał, ujrzałam jedynie szczerość, strach i optymizm.
Nie pozwolił pozostać mi w tym stanie na długo. Szybko postawił mnie na nogach, jakby był zawstydzony tą sytuacją, i wpatrywał się w podłogę, gdy mówił:
- Powinnaś już iść – zaproponował niskim głosem. – Muszę tu posprzątać, a potem...
Pokręciłam przecząco głową, wodząc dookoła wzrokiem. – Mogę pomóc – zaoferowałam. – Możesz tego potrzebować.
Moja próba poprawienia nastroju nie powiodła się. Potrząsnął jedynie głową, spoglądając na drzwi.
- Jest dobrze – powiedział. – Nie potrzebuję pomocy. Możesz iść.
Nie mogłam się zdecydować, co będzie lepszym rozwiązaniem: zignorowanie go czy wyjście. Wybrałam to pierwsze, podnosząc małe, połamane kawałki drewna, jakie zaściełały podłogę.
- Bello – zaczął bardziej stanowczo niż wcześniej – wyjdź. Nie musisz pomagać. To nie zdarzyło się po raz pierwszy i to naprawdę nie jest nic wielkiego.
Zamarłam. Robił to wcześniej?
- Pomogę – odrzekłam w końcu, nie dając mu możliwości sprzeciwu. Usłyszałam, jak westchnął przed schyleniem się, by pomóc mi przy usuwaniu szczątek.
- Edward? – wymówiłam jego imię po jakimś czasie, zajmując się układaniem na kupkę książek, których nie zniszczył.
Nie odpowiedział. Obróciłam głowę, podpierając się o ścianę, kiedy go szukałam. Osunął się na niej, a jego czoło spoczywało na kolanach.
- Edward? – ponownie zawołałam zmartwiona, mimo że odczułam ulgę, gdy spojrzał w górę. Po upewnieniu się, że zwrócił na mnie uwagę, odłożyłam to, co obecnie trzymałam, i postukałam palcami o rozbity stół.
- Co się stało z mieszkaniem?
Jego mina się wyostrzyła i stała spokojna. – Mówiłem ci – odpowiedział przez zaciśnięte zęby. – Nie wiem.
- Nie wierzę ci – odparłam cicho, chociaż wiedziałam, że mnie słyszał.
- Nie obchodzi mnie czy mi wierzysz – wycedził.
- Edwardzie – westchnęłam sfrustrowana. – Proszę. Powiedz mi, co się stało z mieszkaniem.
Ssanie w żołądku oznajmiło mi, że to moja wina, lecz nie potrafiłam się zmusić do powiedzenia czegokolwiek. Jednak musiało to być związane z tamtą nocą, ponieważ nic innego nie mogło go tak zdenerwować.
Przynajmniej tak mi się wydawało. A przypuszczenia nigdy mi nie pomagały, jeśli chodziło o Edwarda.
- Byłem zdenerwowany – stwierdził, przerywając wydłużającą się ciszę. – I przybity.
- Dlatego zdemolowałeś mieszkanie? – spytałam nieufnie. – I swoje książki? – dodałam, przypominając sobie spaloną okładkę „Klepsydry”.
- To nic takiego – orzekł. – Robiłem tak wcześniej, to po prostu... wyzwala gniew. Wyolbrzymiasz całą tę sprawę.
- Nie wyolbrzymiam – broniłam się, wstając. – To ty nie czynisz jej wystarczająco dużą!
- Przejmujesz się głupotami – odparł, choć starał się mnie nie zdenerwować. Nie wiedziałam czy nadal będzie opanowany, czy może nagle wybuchnie.
- Sobie też to zrobiłeś? – zapytałam, wskazując na jego zabandażowane ramię. – Czy to może był wypadek i „nic takiego”?
Zamilkł, wpatrując się w ranę ciemnymi oczami, nim zwrócił je na mnie. – To był wypadek – wysyczał śmiertelnie spokojnym głosem, przez co brzmiało to jeszcze bardziej przerażająco.
Nie miałam pojęcia czy mu wierzyć. Ale choć wiedziałam, że jest niestabilny emocjonalnie i nie powinnam tu przebywać, nie potrafiłam odejść.
Powstrzymałam gorzki śmiech. Powoli wariowałam dla kogoś, kogo ledwie znałam.
- Przyniosę worek na śmieci – powiedział cicho, wychodząc z pokoju, zanim miałam szansę, by odpowiedzieć. Wstałam, ostrożnie unikając rozrzuconych po podłodze ostrych przedmiotów i przeszłam zwyczajnie po pomieszczeniu.
Jego pustka mnie zaskoczyła. Nie było w nim żadnych osobistych rzeczy, żadnych fotografii, niczego. Jeśli znajdowałyby się tu, Edward by je zniszczył.
Pomyślałam o Emmecie, Carlisle’u i Lilly. Wszyscy wydawali się przy nim tacy swobodni, starając się, aby czuł się przy nich jak w domu i jak członek rodziny. Więc czemu nie chciał ich słuchać?
Zwłaszcza tej małej dziewczynki. Patrzyła na Edwarda z takim podziwem i miłością, więc ciężko było zrozumieć, dlaczego się od nich izolował. Przy niej najbardziej wyglądał na odprężonego, lecz nie potrafiłam pojąć, czemu nie darzył tym zaufaniem innych. To nie tak, że rodzina go odrzucała – to on ją odrzucał.
- Tutaj – odezwał się szorstko, przepychając się z workiem w moim kierunku. Wzięłam go bez słowa, nie fatygując się, żeby zadać mu więcej pytań, po czym wrzuciłam do niego wszystkie odłamki i różne fragmenty.
Pracowaliśmy w ciszy, oboje zbyt przygaszeni, aby odezwać się do siebie w obawie, że przekroczymy swoje granice wytrzymałości.
- Bello, mogę cię o coś spytać? – Edward nagle zadał mi pytanie, przerywając czynność, którą wykonywał.
Parsknęłam. – Jakby moje pozwolenie cię kiedyś przed tym powstrzymało. Ale jasne – rzekłam, nie chcąc zakłócać jego w miarę dobrego humoru. – Pytaj śmiało.
- Dlaczego tak bardzo na mnie naciskasz?
Moja mina zrzedła. – Co masz na myśli?
Zaskoczył mnie przez wycofanie się. – Nie chciałem, żeby to zabrzmiało jak coś złego – szybko się poprawił. – Tylko... dlaczego się tym przejmujesz?
- Bo jestem dziennikarką – powiedziałam, starając się uczynić to czymś nieistotnym. – Właśnie tym się zajmuję.
Spojrzał na mnie, próbując przejrzeć moje kłamstwo i uśmiechnął się nieznacznie, wracając do sprzątania.
Pokręciłam głową, opierając się pragnieniu, by uderzyć nią o ścianą. W co ja się wpakowałam?
Przez kolejną godzinę, kiedy usiłowaliśmy przywrócić mieszkanie Edwarda do porządku, wymienialiśmy między sobą zerknięcia i ukryte uśmieszki. Nareszcie skończyliśmy czyścić podłogę, tworząc obszar, jaki nie był pokryty szkłem i papierami, dzięki czemu mogliśmy przesunąć na niego rozbity stolik.
Krew, która kapała na ziemię, została wyszorowana, lecz nadal można było dostrzec jej ślady. Usiadłam ostrożnie na kanapie, patrząc na plamy i czując się, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Rozbryzgany dookoła szkarłat przypomniał mi o tym, że mimo chęci nie mogłam mu pomóc, bo rozmowa nic by nie dała. Tak jak i obietnica. Musiałam odpowiednio postępować, ale nie wiedziałam, jak to robić. To nie będzie łatwe.
Edward podszedł i usadowił się na drugim końcu kanapy, możliwie najdalej ode mnie. Nie miałam pewności czy czuć urażenie, a może wdzięczność, że spoczęcie było jego pierwszą czynnością, jednak krępująca cisza odpowiedziała na moją wewnętrzną debatę.
- Nie jestem pewna, czy zejdą – zaczęłam, próbując mówić coś, co przykuje jego uwagę. Cokolwiek.
Spojrzał na miejsce, które wskazywałam i wzruszył ramionami. – Nie zależy mi na tym – stwierdził. – I tak nikt tu nie przychodzi.
Moje nadzieje nieco zmalały. – Jesteś głodny? Mogę coś zro...
- Nie – odpowiedział beznamiętnie. – Nie jestem głodny.
Zmarszczyłam brwi, krzyżując ramiona. – Potrzebujesz czegoś? – nareszcie zapytałam, generalizując swoje pytanie.
Nie przegapiłam jego zaskoczenia. Wyglądało na to, że nigdy nikt go o to nie spytał, co załamało mnie jeszcze bardziej.
- Nie – powtórzył łamiącym się głosem. – Niczego mi nie potrzeba.
- Edwardzie? – zadałam pytanie zdeterminowana, nie zważając na to, jak głupie ono było, żeby nie pozwolić ciszy ponownie przejąć kontroli nad tą rozmową. – Mogę zapytać o twoje książki?
Życie rozbłysnęło w jego oczach. – O moje pisanie? – powtórzył, a uśmiech pojawił się na jego twarzy. Przytaknęłam, mając nadzieję, że wybrałam dobry temat.
- Co chcesz wiedzieć?
Wzruszyłam ramionami. – Kiedy zacząłeś pisać?
Edward zwęził oczy. – To nie jest część wywiadu, prawda?
- Nie – odparłam, potrząsając głową. – Jestem po prostu ciekawa.
Tak jakby nikt naprawdę nie był tym zainteresowany. Carlisle’a i Emmetta to obchodziło, lecz wychodziło na to, iż pytali go tylko z perspektywy zawodowej.
- Jak miałem czternaście lat – powiedział łagodnie, chociaż nie sądzę, aby wierzył, że byłam po prostu ciekawa. – Wtedy zacząłem się tym trochę interesować.
- Długo już to robisz – dumałam. – Jesteś niezwykle popularny.
Prychnął. – Nie za bardzo – stwierdził, a ja mogłam odczuć, jak rozmowa staje się łatwiejsza do prowadzenia. – Ludzie nie są do końca inteligentni. Nie potrafią dostrzec, że historia jest kiepska, jeśli już ją czytają.
To oświadczenie, pomimo że cyniczne, było najdłuższym, jakie powiedział do mnie od jakiegoś czasu.
- Zgadzam się co do tego, że nie są najmądrzejsi – zakpiłam – ale uważam, że potrafią zauważyć dobrą opowieść. Masz całkiem wielu czytelników.
Wzruszył ramionami. – Niby tak – wymamrotał. – Chociaż nie uważam, że na to zasługuję.
- Lubisz, jak poświęca ci się uwagę? – zapytałam, od razu zgadując odpowiedź. Rzucił mi drwiące spojrzenie i uniósł brew.
- A wyglądam na kogoś, kto to lubi?
Uśmiechnęłam się. – Nie wydaje mi się.
- To nie tak, że nie lubię uwagi, tylko sposobu, w jaki się ją okazuje – wyjaśnił. – To duża grupa ludzi, a kiedy niektórzy podchodzą, jak jestem w restauracji... to nie jest dobre.
- Właśnie to otrzymuje się w zamian za bycie dobrym pisarzem – droczyłam się i poczułam ulgę, gdy zobaczyłam jego uśmiech. – Jak to jest? – naciskałam.
- Kiedy ludzie mnie śledzą? – burknął z rozdrażnieniem.
Potrząsnęłam głową. – Nie – odpowiedziałam. – Ale dla jasności, ja cię nie śledzę.
Zaskoczył mnie kolejny raz, śmiejąc się. – Dobrze to słyszeć – odparł. – To jest dziwne. Chciałbym, aby reszta rzeczy zniknęła i mógłbym robić to, co kocham.
- A one nie powinny być tylko dodatkiem? – spytałam, tylko na wpół żartując.
- Nie – oznajmił oschle. – Niektórzy mogą to lubić, ale ja byłbym o wiele szczęśliwszy bez nich.
Pokrótce zastanowiłam się, czy naprawdę byłby szczęśliwszy, gdyby sprawy potoczyły się po jego myśli.
Sprawdziłam która godzina i zaczęłam na nią narzekać. Edward to zauważył i posmutniał, a jego czoło się zmarszczyło.
- Musisz iść - powiedział, wpatrując się w mój zegarek. Westchnęłam, zaskoczona tym, jak jego nastawienie do mnie się zmieniło. Na początku był gotowy, by samemu mnie podnieść i wyrzucić na bruk, ale teraz wydawał się niemal... załamany tą myślą, lecz możliwe, że tylko to sobie wyobrażałam.
- Robi się późno – oznajmiłam mu.
Westchnął, patrząc na zmierzch nad Seattle. – Lilly ma niedługo przyjść – powiedział. – Emmett chciał wyjść z Rosalie, a ja obiecałem mu, że jej przypilnuje.
Znów poczułam do niego przypływ ciepła. W przeciwieństwie do tego, co myślała większość, nie był złą osobą. Miał czystsze intencje niż inni, jednak nie wiedział, jak je okazać.
- Trzymaj się – odezwałam się. – Do zobaczenia później.
- Tak – wymruczał nieobecnie, ponieważ pogrążył się w myślach. – Do zobaczenia.
Ta obietnica wystarczyła, by utrzymać zapaloną iskierkę nadziei. Szybko zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę drzwi.
- I Bello? – zaczął Edward, stając za mną, gdy sięgałam do klamki. Moja ręka spoczęła na mosiądzu, kiedy się obróciłam i popatrzyłam na niego ostrożnie, jakbym zbierała siły na kolejną, drastyczną zmianę nastroju.
Lecz jedynie spojrzał z wdzięcznością. – Dziękuję – wymówił delikatnie, wbijając wzrok w podłogę.
Przygryzłam wargę, aby powstrzymać się przed szerokim uśmiechnięciem, nim kiwnęłam grzecznie głową w jego kierunku.
- Cała przyjemność po mojej stronie – oświadczyłam, a przez to, co się wydarzyło, ta wymiana zdań nie wydawała mi się do końca odpowiednia, jednak wolałam to niż nic. Nie mogłam pozwolić sobie na wybrzydzanie, kiedy chodziło o Edwarda.
- Wujku Eddie!
Po przedpokoju rozniósł się tupot nóżek Lilly, a jej śmiech dzwonił w moich uszach. Instynktownie się uśmiechnęłam, obracając się, aby zobaczyć, jak się cieszy, po czym przybiegła prosto do moich nóg i objęła mnie ciasno swoimi rączkami.
- Bella! – zapiszczała, a jej dobry humor był wręcz zaraźliwy. – Tęskniłam za tobą.
Zachichotałam, przeczesując palcami jej potargane od wiatru włosy. – Ja za tobą też, Lilly.
Kilka sekund później zza rogu wyłonił się pozbawiony tchu Emmett, a jego klatka piersiowa unosiła się ociężale, gdy próbował go unormować. Szok przeszył jego twarz, kiedy wzrokiem mignął między mnie i Edwarda.
- Bella – powiedział zaskoczony. – Miło cię widzieć.
Uśmiechnęłam się. – Ciebie też, Emmett.
- Bello, zostaniesz? – spytała z nadzieją w głosie Lilly. Pokręciłam głową, przypominając sobie, że nie mogę i zobaczyłam, jak smutek wypełnił jej oczy.
- Nie, ale później wrócę i wtedy się zobaczymy – obiecałam. Przy tych słowach na jej twarz powrócił uśmiech, po czym puściła mnie i uderzyła w Edwarda.
- Hej, Pełzaku – przywitał się, uśmiechając się do niej szczerze. Emmett zachichotał, patrząc z rozbawieniem na brata.
- Nie dopuść do tego, żeby Rose usłyszała, jak ją nazywasz – ostrzegł. – Wścieknie się.
- Nie dopuść do tego, żeby Rose usłyszała, jak to mówisz – wyśmiał go Edward. – Wiesz, jak dba o kulturalne wysławianie się.
Lilly zaśmiała się, gdy rozhuśtał ją w swoich ramionach. – Do zobaczenia, Bello! – krzyknęła, obejmując jego szyję.
- Żegnaj, Bello – pożegnał się Edward, a za jego słowami kryło się tysiąc znaczeń.
- Pa – wymamrotałam nieśmiało, unikając jego spojrzenia. Emmett to zauważył, jednak nie powiedział niczego na ten temat i na mnie spojrzał.
- Chodź, odprowadzę cię – zaproponował, podchodząc do córki, by pocałować ją w czoło. – Bądź grzeczna, robaczku.
Zaśmiała się. – Zawsze jestem.
Emmett przekornie przetoczył swoje oczy, trącając mnie. Ruszyłam za nim bez słowa i usłyszałam zamykanie za nami drzwi, a także cichy chichot Lilly, jednak można go było dosłyszeć nawet poza mieszkaniem.
Poprowadził mnie przez korytarz do mojej dużej furgonetki, która była zaparkowana na zewnątrz.
- Wszystko w porządku? – nareszcie zapytał. Wzruszyłam ramionami, wsadzając ręce do kieszeni.
- Tak – odpowiedziałam szczerze. – Jest coraz lepiej.
:-:-:
- Bello? – spytała Alice, machając bez ustanku ręką przed moją twarzą. – Nic ci nie jest?
Podniosłam wzrok znad talerza. – Nie – wymruczałam, wbijając nóż w groszek. – Mam się dobrze.
- Przez całą kolację wgapiasz się pusto w przestrzeń – udzieliła mi ostrej nagany. – Co się dzieje?
Wzruszyłam ramionami, zdeterminowana, aby ją ignorować. – Nic – powiedziałam, niezdolna do tego, żeby wywołać niewielki uśmiech na swojej twarzy. – To nic takiego.
Dziwnie mi się przyjrzała, dziobiąc we własnym daniu. – Skoro jesteś tego pewna... – odparła sceptycznie.
Jasper odchrząknął, sygnalizując Alice, aby porzuciła ten temat, choć wiedziałam, że go nie posłucha. Zawsze wyłapywała różne znaki, ale nigdy nie poświęcała im uwagi.
- Gdzie byłaś cały dzień? – naciskała, starając się brzmieć swobodnie.
- Poza domem – burknęłam, a moje policzki poczerwieniały.
- Czyli gdzie? – zapytała. – Nie odzywałaś się do mnie.
- Poza domem, Alice – wycedziłam, spuszczając wzrok. Słyszałam chichot Jaspera i zobaczyłam, jak sięga ręką do dłoni swojej żony.
- Zostaw Bellę – odezwał się do niej. – Nie musi nam wszystkiego mówić.
Zacisnęła wargi, przygotowując się, by coś powiedzieć, lecz powstrzymała się przed tym. Pohamowałam uśmiech, biorąc kęs kurczaka i myśląc o wydarzeniach, jakie miały miejsce dziś po południu.
Sprawy nareszcie zaczęły się układać. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Nie 16:10, 14 Lut 2010 |
|
Marta, wiesz, że to drobiazg. Praca z tobą to przyjemność, uwierz mi. Jednak mam pietra, że ludzie zaczną mnie linczować. Miejmy nadzieję, że nie jestem aż tak zła, jak o sobie myślę. I dziękuje za zaufanie.
A teraz rozdział: trudno mi rozgryźć tego Edwarda, bo jest dziwny. raz chce mieć kontakt z Bellą, raz nie chce niczyjej pomocy. Ale kiedy dziewczyna ofiarowuje mu swoją pomoc to on znowu się wycofuje. Dobrze, że po chwili mądrzeje, bo w następnym rozdziale dobrze na tym wyjdzie. Mam nadzieję, że w niedługim czasie na Bellę będzie tak reagował, jak na odwiedzającą go Lilly.
Chciałabym, aby Bronze mimo wszystko spróbowała zrobić HE. Wiem, że to trudne, ale Edwardowi chyba należy się szczęście na końcu historii. Przez całe swoje życie nie może żyć w takim otępieniu.
Dziękuje za rozdzialik, dziękuje za zaufanie mi w związku z betą:) Mam nadzieję, że HG będzie mieć duużo komentarzy!
buźka! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Taka_Ja
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 18:13, 14 Lut 2010 |
|
To jest bardzo dobry dzień Czekałam na to od poprzedniej niedzieli
Muszę przyznać się do tego, że "Klepsydra" jest jednym z dokładnie trzech opowiadań typu ff, które naprawdę zajmują mi myśli, prowokują do snucia domysłów i pobudzają chęć do kreowania dalszych losów bohaterów - po prostu podbiły moje serce
Tym razem przełomowo. Edward ruszył z miejsca. Na pewno od razu wszystko nie potoczy się z górki i bez przeszkód, ale ten jeden krok naprzód daje iskierkę nadziei.
Trzymam kciuki za Bellę. Niech wytrwale szuka tego klucza do edwardowej duszy i nie ustaje w poszukiwaniach.
I pojawiło się małe słoneczko - Lilly Uśmiech Edwarda jest na wagę złota.
Uwielbiam ten tekst całym sercem. Nic dodać, nic ująć
Dziękuję kochanej tłumaczce :* Pozdrawiam, rozpoczynając odliczanie do daty pojawnienia się kolejnego rozdziału |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Pon 9:00, 15 Lut 2010 |
|
Czekałam na ten rozdział z nadzieją, że coś drgnie, że Edward otworzy się bardziej, nie wiem, chyba czekałam na jakiś cud :) Jednak tempo nie uległo zmianie, wszystko dzieje się w swoim trybie i ... chyba dobrze, bo inaczej Edward straciłby przecież na autentyczności, a tak dalej jest tym pokręconym, zagmatwanym wewnętrznie facetem, pogubionym w swoich uczuciach i przeszłości, tkwiącym w niej za głęboko i bez nadziei na coś dobrego... i takiego go uwielbiam.
Od razu mówię, że nie mam zapędów na matkowanie facetom i takie typy mnie drażnią, ale emocjonalne zmaganie się to co innego i ta upartość Belli jest mi szalenie znajoma i zrozumiała. Przyznam jednak, że niezbyt optymistycznie zabrzmiała zgoda Edwarda na to, żeby spróbowali się zaprzyjaźnić, jakby od razu zakładał, że nic z tego nie wyjdzie. Z drugiej strony, to nic nowego, on z pewnością tak właśnie czuje, że to się nie uda, że z góry jest stracone na niepowodzenie, jak w tytułowej "Klepsydrze". Uczepił się tego, że wszystko z góry skazane jest na porażkę i absurdalnie wręcz trzyma się tego, a przecież dopuszcza istnienie przeznaczenia...
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, dlatego życzę weny do tłumaczenia i czasu :)
Dziękuję za świetne, dotychczasowe tłumaczenie i pozdrawiam.
Deszczowa |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gelida
Zły wampir
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 407 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka
|
Wysłany:
Pon 18:17, 15 Lut 2010 |
|
Cóż, zabieram się do komentowania mojego ulubionego ff ;-)
Choć rozdział opierał się przede wszystkim na rozmowie, mam wrażenie, że był przełomowy. Edward nadal jest, jaki był wcześniej, jednak powoli odsłania nam siebie i wiemy o nim coraz więcej. Zgodzę się z Rainwoman - gdyby Edward nagle okazał chęć, by mu pomóc, nie byłby sobą. Poza tym dobrze, że akcja toczy się wolno - będzie więcej do czytania. Edward, zbliżając się do Belli, nieświadomie daje sobie szansę, jednak wciąż nie wierzy w to, że zasługuje na szczęście. A przecież zasługuje, i mam nadzieję, że go doświadczy. Bella jest za to zdeterminowana w niesieniu mu pomocy tak bardzo, że nie potrafi przestać o nim myśleć. A Alice wszystko dostrzega...
No to do następnego rozdziału!
Gelida |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pon 21:06, 15 Lut 2010 |
|
To był trudny rozdział - orzekła kirke drapiąc się po głowie. Wciąż próbowała napisać coś mądrego, ale za żadne skarby nie przychodziło jej nic do tej pustej mózgownicy... Znów podrapała się - jakby miało to w czymś pomóc, ale oczywiście nie pomogło...
W zasadzie destrukcyjne tendencje Cullena są nam szerzej znane teraz, ale nie wiem czy to dobrze czy źle... każda normalna kobieta powinna trzymać się z daleka, chyba, że to ktoś z rodziny... najlepiej od razu dzwonić po psychologa - leczenie na własną rękę nigdy nie prowadzi do niczego dobrego...
mała Lilly jest jednym z niewielu elementów świata, które wzbudzają w Edwardzie bezsprzeczne pozytywne emocje... dziecko to chodzaca radość i szczerość, niewinność, może dlatego obdarza ją zawsze czułymi gestami...
kompletnie nie mogę rozgryźć zaburzeń... to socjopata, ale jakby inny...
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sarabi
Człowiek
Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Wto 12:36, 16 Lut 2010 |
|
Dziwny, trudny, niepokojący, fascynujący zarówno rozdział, jak i Edward. Podziwiam zawziętość Belli, by "ocalić" Edwarda. Ciekawe, czy po wyleczeniu będzie dla niej tak samo pociągający.
Dziwne są relacje Edwarda z ludźmi (choć przyznam, że czasami sama mam ochotę odciąć się od świata), a najdziwniejsze z jego bratanicą - trudno jakoś na to realnie spojrzeć, że facet nienawidzący świata, w radosny sposób, zwyczajny podchodzi do dziecka. Ale być może jest to prawda.
Podziwiam za tłumaczenie i życzę weny |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
rodzynka_
Nowonarodzony
Dołączył: 22 Sty 2010
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 13:42, 16 Lut 2010 |
|
Zabierałam sie do przeczytanie tego tłumaczenia od dłuższego czasu i z ręka na sercu powiem: 'nie żałuje'.
Uparta Bella i zamknięty w sobie Edward? Musze przyznać niezła mieszanka, wręcz wybuchowa. Z każdym rozdziałam jestem coraz bardziej zaintrygowania ich zachowaniem. Ta magia i tajemniczość w tym opowiadaniu jest niepowtarzalna. No i trzeba przyznać, że nie ma tu biednej Belli od razu zakochującej się w złym Edwardzie. W tym ff to on jej potrzebuje, mimo iż do tego nie chce się przyznać i miejmy nadzieje, że to im obojgu wyjdzie na dobre.
Gratulacje to tłumaczki i bety.
Czasu i chęci, pozdrawiam rodzynka_ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Wto 19:23, 16 Lut 2010 |
|
Jejku, chwilami miałam ochote wrzasnąć do monitora: uciekaj kobieto!!! Edawrd potrzebuje psychoterapi i zmierzenia się z własnymi demonami. Postać Bells jest świetna. Przyciądanie miedzy nimi jest tak silne, że nie odpuszcza i to jest wspaniałe. No i mały Pełzak - promyczek tego opowiadania. Niesamowite jak taka mała istota może miec tak duży i pozytywny wpływ na Edwarda. Mało konstruktywne ale jestem jeszcze pod ogromnym wrażeniem tekstu.
Tłumaczenie świetne nie moge sie doczekac kolejnej części |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
marcia993
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 104 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?
|
Wysłany:
Nie 20:26, 21 Lut 2010 |
|
Rozanielona, bo naoglądałam się Roba na czerwonym dywanie, oddaję w Wasze czytelnicze łapki kolejny rozdział, prosząc pięknie o komentarze, a zarazem za nie dziękując, i zapraszajac ponownie na tłumaczenie Twice as Long as Yesterday, które możecie znaleźć na moim chomiku.
***
Beta: Ewelina
ROZDZIAŁ 12.
Od trzech dni nie miałam żadnych wieści od Edwarda. Chociaż ciągle mówiłam sobie, że trzy doby to nie tak wiele i że nawet nie powinnam o tym myśleć, mój umysł odmawiał słuchania. Bez ustanku zastawiałam się, co robił i czy był bezpieczny. Skupiłam się na myślach o tym, że nie mógł znów popaść we wzrastającą w szybkim tempie depresję, w której tak bardzo był pogrążony, jednak zwątpienie w siebie szybko wróciło, przypominając mi, że w ogóle mógł się nigdy z niej nie otrząsnąć.
Usiłowałam się czymś zająć. Artykuły zawierające przyziemne informacje, których nikt by nigdy nie przeczytał, zajmowały większość mojego czasu i każdego dnia wracałam do domu, chcąc zobaczyć małe, czerwone światełko migające na automatycznej sekretarce.
To zamieniło się w niebezpieczną obsesję, której nie potrafiłam w pełni zrozumieć. Nie wiedziałam czy szalałam na punkcie Edwarda, czy może robiłam to na samą myśl o odkryciu tajemnic, jakie były wpisane w jego życie, jednak to nie miało teraz znaczenia.
Byłam pewna jednej rzeczy: uzależniłam się i nie istniał sposób, abym uwolniła się z pułapki, w którą wpadłam.
Rozważałam zadzwonienie do niego, ale szybko z tego zrezygnowałam. Za bardzo bym go tym nękała. Nie chciałam zwiększać jego – już silnego – podejrzenia, iż go śledzę. Musiałam zadowolić się czekaniem, chociaż to nie przedział czasu zarówno martwił mnie, jak i denerwował, ale fakt, że czekałam na kogoś, kto mógł się nigdy nie odezwać.
Alice nie pomagała mi ani trochę, gdy znajdowałam się w tym kłopotliwym położeniu. Cała sytuacja ją rozśmieszała, o czym przypominała mi przy każdej możliwej okazji. Sposób, w jaki się mijałyśmy, był dla Jaspera komiczny, choć on nie wyrażał głośno swoich opinii.
- Jeśli jesteś taka zdesperowana, żeby go zobaczyć, to do niego zadzwoń – doradziła mi Alice. Westchnęłam, rozdzierając róg koperty leżącej na blacie w kuchni.
Wyrwała ją, piorunując mnie wzrokiem. – Nie rób tego – zrugała mnie, na wpół przekomarzającym tonem. – Bello, posłuchaj. Nie możesz się dąsać, bo prawie w ogóle go nie znasz.
Niemal się zaśmiałam. Jej próby skrycia intensywnego podniecenia były łatwe do zauważenia.
- Nadal jesteś zdumiona, że znam Edwarda Cullena, co nie? – świadomie ją oskarżyłam. Jej niebudzące zaufania spojrzenie natychmiast zostało na mnie skierowane, ale rumieniec, który wystąpił na jej policzki, był wyraźnym znakiem.
- Edward Cullen czy nie – kontynuowała bardziej stanowczo, całkowicie mnie ignorując – musisz o nim zapomnieć. Pewnie nawet nie ma czasu, żeby do ciebie zadzwonić. Spójrz, kim on jest.
Mój drżący śmiech był kiepską odpowiedzią, ponieważ wiedziałam, że ma rację. To Edward Cullen, on nie ma czasu do zmarnowania na błahe sprawy. Teraz zdawałam sobie z tego sprawę o wiele bardziej niż dotychczas.
Powinnam wiedzieć, że zatelefonuje do mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Latałam po całym mieszkaniu, szukając dwóch ważnych rzeczy: zaginionego buta i pęku kluczy. Telefon zadzwonił, a ja jęknęłam, zrzucając w zdenerwowaniu poduszki z kanapy.
- Halo? – prawie szczeknęłam do słuchawki. Rozbrzmiał w niej chichot, chociaż był przepełniony niepokojem.
- Czy dodzwoniłem się do Belli Swan?
Westchnęłam, przykładając dłoń do czoła. – Tak – odpowiedziałam beznamiętnym tonem, ponieważ nie byłam w humorze do rozmów z kimś, kto sprzedaje jakieś bezużyteczne rzeczy.
- Tu Edward Cullen – powiedział nerwowo, chrząkając. – To numer, który mi podano...
Szybko wstałam, a zaniepokojenie przeszyło moją twarz. – Tak! – krzyknęłam, wzdrygając się z powodu emanującego z tego słowa entuzjazmu. – Tu Bella. – Zaczęłam uderzać palcami o blat.
- Cześć – dodałam niezręcznie.
- Cześć – powtórzył po mnie, na co się uśmiechnęłam. Zadzwonił, Alice się myliła. I brzmiał weselej niż wcześniej, bo jego głos nie był taki zasmucony.
- Jak się miewasz? – zapytałam po kilku sekundach, nie zezwalając na skończenie tej rozmowy. Moje pytanie ewidentnie go zaskoczyło, ponieważ zakasłał, szukając odpowiedniego słowa.
- Dobrze – odparł w końcu, ciszej niż wcześniej. – A ty?
Wzruszyłam ramionami. – Dobrze – powieliłam, kuląc się. Cisza znów spowiła rozmowę, a ja nie miałam niczego więcej do powiedzenia. W mojej głowie zapanowała pustka - często mnie przerażał, ale przez telefon było jeszcze gorzej. Nie mogłam ocenić jego reakcji poprzez miny czy gesty.
- W czym mogę pomóc? – kontynuowałam, a mój głos brzmiał profesjonalnie i kontrolowanie. Nie zamierzałam tracić baczności, póki on tego nie zrobi.
- Ja tylko... chciałem zadzwonić – odparł nareszcie, mimo że jego intonacja go wydała.
- Czy coś...
Szybko mi przerwał. – Powinniśmy gdzieś wyjść?
To mnie zaskoczyło. Zamilkłam na chwilę, próbując pojąć pełne znaczenie tego pytania.
- Nie jestem pewna, czy wiem, co masz na myśli – przyznałam, nie fatygując się, by zachowywać się tak, jak powinnam przy jego często zmieniających się nastrojach. – Gdzieś wyjść?
- To nie jest konwencjonalne? – spytał.
Zmarszczyłam czoło w zakłopotaniu. – Konwencjonalne dla kogo? – zaczęłam. – Bo kiedy ostatnim razem to sprawdzałam, nasz... związek, bo nie wiem, jak to inaczej nazwać, nie był do końca normalny.
- Zgódź się – namawiał, mimo że w jego głosie słychać było strach przed odrzuceniem. – Chciałabyś gdzieś wyjść?
Wzięłam głęboki wdech. – Gdzie?
To go chyba zaskoczyło. – No wiesz, na… kolację – wyjąkał. – Gdzieś. Nie wiem. Gdzie ludzie zazwyczaj chodzą?
- Mieszkamy w Seattle – przypomniałam mu. – To duże miasto.
- Więc potem o tym pomyślimy – oznajmił, brzmiąc, jakby ta spontaniczna sytuacja sprawiała mu przyjemność. – Ale pójdziesz?
Przestałam stukać palcami, zastanawiając się nad tym. Mogłam z łatwością mu odmówić i zaryzykować zrujnowaniem jego nastawienia do społeczeństwa do końca życia, dzięki czemu bym się od niego uwolniła. Nie byłoby już żadnego czekania na telefony czy decydowania, jakim nastrojem zostałabym powitana. Lecz z drugiej strony, przystanie na jego propozycję wydawało się tego warte.
- Bello? – zaczął. – Nie musisz się zgadzać. W porządku, nie powinienem...
- Okej – powiedziałam, przerywając jego wątpliwości.
- Naprawdę? – spytał sceptycznie. – Chcesz wyjść?
Wywróciłam oczami przy pomniejszaniu własnych zasług. – Tak – odrzekłam stanowczo. – Chcę.
Wyszczerzyłam się, a mój humor od razu się poprawił. Właśnie takiego startu szukałam, a on nareszcie zaczynał się ukazywać. Miałam tylko nadzieję, że zgoda się okaże się dla nas najlepszym rozwiązaniem.
- Kiedy? – zapytałam, próbując podtrzymać konwersację.
Szok, że w ogóle powiedziałam „tak”, przejawił się w jego głosie. – Kiedy zechcesz – stwierdził, a emanujący od niego chłód ponownie zniknął. – Nie jestem zbyt zajęty.
Wzdrygnęłam się na słabą gorycz tych słów. – No to w takim razie w piątek po pracy.
Ta nagłość nam zaszkodziła, gdyż żadne z nas nie odważyło się, by zakończyć rozmowę po umówieniu się.
- Okej – odparł niepewnie. – W piątek.
Wymieniliśmy inne, niezbędne grzeczności i wkrótce obiecałam Edwardowi, że spotkam się z nim w piątkowy wieczór o osiemnastej. Rozłączyłam się, nim mogły do mnie dotrzeć racjonalne myśli, i usiadłam na chwilę, myśląc o tym, co miałoby się zdarzyć.
Wszystko mogłoby się skończyć bardzo dobrze lub wręcz przeciwnie.
Nie śmiałam się spóźnić, więc dokładnie o szóstej znalazłam się na rogu skrzyżowania, gdzie mieliśmy się spotkać. Nie zaproponowaliśmy, że po siebie wpadniemy, bo to wydawało się zbyt komfortowym wyjściem, a komfortowość nie była słowem, którym moglibyśmy opisać nasz związek.
Kiedy przybyłam, już tam stał, czując się całkowicie niezręcznie w otoczeniu tych wszystkich ludzi, którzy chodzili po zatłoczonym chodniku. Wsadził ręce do kieszeni, a wzrok wbił w ziemię, podczas gdy ja szłam do niego i zajęłam miejsce tuż obok.
- Cześć – przywitałam się, przerywając ciszę.
Podniósł głowę, po raz pierwszy nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. – Cześć – odparł neutralnym głosem.
Było tak samo dziwnie jak podczas rozmowy telefonicznej, lecz teraz nie mogliśmy się ukrywać. Staliśmy zwróceni do siebie twarzą w twarz, niezdolni do odwrócenia się i zaśmiania z naszego niepokoju.
- Chodźmy – powiedziałam, człapiąc leniwie ulicą i mając nadzieję, że za mną podążał. Na szczęście to robił. Pomimo niepewności, czułam za sobą jego obecność.
- Co u ciebie? – spytałam swobodnym tonem, zerkając na małe nacięcie nad jego okiem, które wyglądało na zagojone. Rękaw przykrył ranę na ręce, choć wątpiłam, żeby ta wyglądała lepiej.
Wzruszył ramionami. – Wydaje mi się, że w porządku – odpowiedział. – A u ciebie?
Chciałam udzielić mu szczerej odpowiedzi, lecz znalezienie odpowiednich słów wydawało się niemożliwie trudne.
- Okej – odparłam nieprzekonująco. – Ale miałam dużo pracy.
- Opowiedz mi o tym – wymamrotał, jednak nie byłam pewna, do czego się odnosił.
- Gdzie idziemy? – zapytałam, desperacko próbując uratować ten wieczór. Liczyłam na to, że nie będzie tak cicho, jak dotychczas.
- Gdziekolwiek zechcesz – oznajmił spokojnie. – Wybór należy do ciebie
Poszliśmy do niewielkiej restauracji, a Edward zerkał na mnie kilka razy, podczas naszego przedzierania się przez hordy ludzi. Szybko zajął miejsce, a spojrzenie, które rzucił na stolik, było intensywne i chłodne.
Usiadłam naprzeciw niego, biorąc menu, jakie położył przede mną kelner. Wodziłam wzrokiem po spisie potraw, żadnej się szczególnie nie przyglądając. Moje bodźce były skupione na Edwardzie i wyłapywały nawet najmniejszą zmianę jego nastroju.
Wypowiedzieliśmy nieliczną ilość słów. Skomentowałam nienormalnie chłodną temperaturę, która panowała na zewnątrz – on wybełkotał odpowiedź. Spytał, raczej grzecznie, co sądzę o potrawach – powiedziałam mu. Nie mogłam rzec, że się nie starał, mimo że przedłużona cisza, jaka zapadała po naszym krótkich wymianach zdań, była gorsza niż niezręczność normalnego dialogu.
Nie mogłam też powiedzieć, że jedzenie mi smakowało. Szybko przeżuwałam każdy kęs, przełykając go przed spróbowaniem. Moja uwaga skupiała się na Edwardzie i chociaż próbowałam nie przekroczyć granicy prześladowania, nie potrafiłam się powstrzymać przed rozmyślaniem o tym, co działo się w jego głowie, że bez ustanku marszczył brwi.
- Wiesz – zaczęłam nagle, odsuwając talerz. Chciałam go rozbawić i zobaczyć, jak bardzo mogę na niego nacisnąć. – To technicznie można uważać za randkę.
Jego twarz straciła niewielką ilość kolorów, jakie posiadała, stając się upiornie bladą. – Za randkę? – powtórzył, krztusząc się nieznacznie.
Ta reakcja, mimo że nieco komiczna, zaskoczyła mnie. – No pewnie – odpowiedziałam. – Możesz nazywać to randką.
Zacisnął pięści tak mocno, iż myślałam, że trzymany przez niego widelec zegnie się wpół. Odetchnął głęboko, a jego mina była przepełniona złością, której nie rozumiałam, jednak mogłam w niej dostrzec także zdezorientowanie. Zastanowienie.
- Randka – wymówił, jakby testował brzmienie tych słów.
Nie powiedzieliśmy niczego więcej, lecz on uśmiechnął się słabo, dzięki czemu mój optymizm wzrósł.
- Gotowa do wyjścia? – spytał pospiesznie, a chłodne wcielenie powróciło. Westchnęłam, przytakując, po czym wstałam i zaczekałam na niego.
Zerknął na zegarek, nie zawracając sobie głowy podniesieniem wzroku na fanów znajdujących się wokół niego, którzy go spostrzegli, i obrócił się w moją stronę, kładąc rękę na mych plecach.
- Chodź – poinstruował, kierując mnie. Mijałam zabałaganione stoły, chichocząc, gdy dotarły do mnie szepty ludzi.
- Czy to on?
- Nie, to niemożliwe. Słyszałam, że nigdy nie wychodzi z domu.
- To on, tylko na niego spójrz!
- To idź z nim porozmawiać. – Usłyszałam czyjś szept i śmieszek.
- Nie. – Tak brzmiała odpowiedź. – Ty idź.
Obróciłam się do Edwarda, który wyglądał na rozśmieszonego. – Wymyśl sobie jakieś imię – dokuczyłam.
- Też tak myślę – odpowiedział.
Wskazałam na obszar znajdujący się na lewo ode mnie. – Idę do łazienki – oznajmiłam szybko. – Zaraz wrócę.
- Zostawisz mnie samego z szalonymi fankami? – zapytał niedowierzająco, a jego oczy mieniły się z rozbawienia.
Prychnęłam. – Nic ci nie będzie.
Odeszłam, niepewna, co sądzić o jego odwadze. Zachowywał się niemal naturalnie, jednak nigdy nie wiedziałam, co nim kieruje. Pojedyncze słowo mogłoby na niego zadziałać i sprawić, że jego nastrój zmieniłby się w mgnieniu oka.
Wróciłam tak szybko, jak dałam radę, traktując jego niepokój poważnie. Nie miałam pojęcia, co jego fani mogliby zrobić, ponieważ zawsze mogło się ich nie doceniać. Lecz ku mojemu zaskoczeniu znalazłam go zaangażowanego w rozmowę.
- Naprawdę podoba mi się to, co piszesz. – Słyszałam kobiecy głos. Pochyliła się niebezpiecznie blisko do niego, a ja widziałam, jak on zaś cofnął się delikatnie.
- Dziękuję – wybełkotał tak cicho jak poprzednim razem, gdy nawiązał kontakt z kimś, kto doceniał jego twórczość.
Wstrzymałam się i obserwowałam tę dwójkę. Jego twarz oszpeciła gniewna mina, kiedy ona wpatrywała się w niego z podziwem, nie hamując własnych czynów. Jego dyskomfort można było wyczuć w powietrzu.
Powiedziała mu coś jeszcze, opierając się o ścianę obok niego. Złączyłam zęby, a pragnienie, żeby podejść tam i ją od niego odciągnąć, zaskoczyło mnie.
Znalazł sobie kogoś, z kim rozmawia, pomyślałam gorzko. Dlaczego się tym przejmuję?
Ten nagły przypływ zazdrości był nieuzasadniony, lecz nie potrafiłam go powstrzymać. Nie wiem, skąd się pojawił, ale to, że Edward właśnie rozmawiał w cywilizowany sposób z kobietą, mimo iż wymawiał przy tym tylko kilka słów, mnie poruszył.
- Gotowy? – spytałam ze słyszalnym rozdrażnieniem, gdy niesubtelnie stanęłam między nimi. Trąciłam go i skinęłam głową w kierunku drzwi, które w chwili obecnej wydawały się za bardzo oddalone.
Przekrzywił głowę. – Tak – odparł, unosząc brew w zdziwieniu.
Bezceremonialnie chwyciłam jego rękę, szarpiąc go. Słyszałam, jak mamrocze pożegnanie do dziewczyny, która patrzyła na nas morderczym wzrokiem, jednak mimo wszystkie nie umiałam poczuć się winną.
- Wszystko w porządku? – zapytał, gdy wyszliśmy z restauracji. Wzruszyłam ramionami.
Nagła zazdrość minęła, przez co byłam jeszcze bardziej zmieszaniu niż wtedy, gdy do nich podeszłam.
Przy swoich fanach wydawał się prawie wytrącony z równowagi, a jego skromność była niemalże przytłaczająca, i chociaż oskarżałam go o zarozumiałe i pompatyczne zachowanie oraz o to, że wykorzystywał kobiety, czułam intensywne ukłucia zazdrości, kiedy miał z nimi kontakt.
Co mi się stało? Niedługo zacznę zachowywać się jak Alice, mdlejąc przy każdym jego ruchu.
Potrząsnęłam głową, wytrącając z niej te myśli, w próbie przywołania pogardy, którą zazwyczaj go darzyłam.
- Tak – powiedziałam z roztargnieniem. – Nic mi nie jest.
Nie mogłam się zmienić w jedną z nich. To tylko dowiodłoby jego punktu, że nie byłam szczególna i nie potrafiłam mu pomóc. Nie miałam wątpliwości, iż ludzie mnie osądzali, ale musiałam wyróżniać się na tle reszty.
- Dokąd? – spytał, przekręcając zapalniczkę między dwoma palcami.
- Nie wiem – odparłam szczerze. – Możemy po prostu... się przejść?
Nie byłam pewna, dokąd z tym zmierzałam, lecz nie chciałam, żeby noc już się skończyła.
- Okej – zaakceptował, a płomień znów się rozpalił, nim zgasł kolejny raz.
Bezmyślnie przechadzaliśmy się wzdłuż ulicy, niepewni naszego celu, zanim obrócił głowę, żeby na mnie spojrzeć.
- Powiedziałaś, że można to uważać za randkę?
Zwolniłam trochę. – Tak – odpowiedziałam. – Możesz tak mówić.
Spuścił wzrok w zadumaniu. – Więc... w takim razie nie powinniśmy robić... randkowych rzeczy?
Zatrzymałam się. – Randkowych rzeczy? – powtórzyłam. – Jak co na przykład?
Nic nie przychodziło mi do głowy. Mogłam znieść kolację, ale improwizowane propozycje mnie zaniepokoiły. Planowane wyjścia wydawały się czymś, z czym mogłam sobie poradzić, jednak tym razem było inaczej.
- Nie wiem – przyznał. – Ale... moglibyśmy spróbować.
Popatrzyłam wprost na niego i się uśmiechnęłam. – Więc do dzieła – odpowiedziałam szybko, bojąc się, że jeśli teraz nie zadziałam, stracimy impuls, który się między nami tworzył.
Wieczór przemknął jak błyskawica, co mnie zadziwiło. Mimo iż myślałam, że będę się bać, chciałam, żeby czas płynął wolniej, bym mogła spędzić więcej czasu na rozgryzaniu, co działo się w jego głowie.
- Już późno – oznajmił Edward, zerkając na swój zegarek. – Odprowadzę cię do domu.
Pokręciłam głową, krzyżując ramiona na piersi. – Nie musisz – stwierdziłam. – To niedaleko, a ty idziesz w drugą stronę.
- Nie – rzekł stanowczo. – Odprowadzę cię. Jest zbyt późno, żebyś sama chodziła po okolicy. I to nie tak znowu daleko.
Wiedząc, że kłótnia donikąd mnie nie zaprowadzi, pozwoliłam mu pójść ze mną aż do frontowym drzwi, po czym się odwrócił.
- Dobrze się bawiłem – powiedział Edward. – Dziękuję.
Znaczenie tego słowa było silniejsze niż cokolwiek, co usłyszałam od niego przez całą noc. Swobodnie wzruszyłam ramionami.
- Nie masz za co – odpowiedziałam. – Też się dobrze bawiłam.
Przez kolejne kilka minut wpatrywaliśmy się w siebie jak zaczarowani. Przygryzłam wargę, jak opuścił ramiona. Przekrzywiłam brew, kiedy zmarszczył swoje. Westchnęłam, gdy burknął. Wkrótce minęło dziesięć minut naszego stania na ganku bez wymiany choćby słowa.
- Więc – zaczął. – Chyba... będę już szedł. Jeszcze raz dzięki. – Obrócił się, by odejść, ale złapałam go za ramię i zmusiłam do zwrócenia twarzą do mnie.
- Spójrz, nie jest tak późno – oświadczyłam powoli. – Czemu nie... czemu nie wejdziesz? Zrobię nam kawę albo herbatę, albo... coś innego – przeciągałam, patrząc w jego lekko poszerzone oczy.
- Zapraszasz... zapraszasz mnie? – jąkał się zszokowanym głosem.
- Dlaczego nie – zażartowałam, próbując poprawić mu nastrój. Obróciłam się i otworzyłam drzwi, wskazując, żeby wszedł.
- Nie wiem... Już raczej późno – odezwał się, potrząsając głową. Zdawałam sobie sprawę, że muszę bardziej spróbować. Kto wiedział, co mogłoby się stać, gdyby wrócił o tej porze do domu? Lepiej było mieć go na oku.
- To naprawdę żaden kłopot – powiedziałam, przesuwając się, aby mógł wejść. Leniwie mnie minął, a jego ramię przez przypadek uderzyło moje. Zadrżałam na ten kontakt i modliłam się, żeby tego nie zauważył, więc odwróciłam się do niego tyłem i zamknęłam drzwi. Zatrzymałam się i wzięłam głęboki wdech przed obróceniem się. Nim miałam szansę, by na niego spojrzeć, zostałam przyparta do ściany, a wargi Edwarda napierały na mnie w silnej potrzebie.
Na początku zamarłam, a moje ręce chwyciły się boków, gdy usta reagowały pasywnie na jego akcje. Jednak szok tego czynu nie trwał długo, ponieważ iskra powróciła – ta iskra, którą czułam, gdy się po raz pierwszy spotkaliśmy, ta iskra, którą czułam, kiedy się ostatnio zbliżyliśmy. Ta, której nie potrafiłam kontrolować, bez względu na to, jak bardzo musiałam. Gdy tylko nasze usta się dotknęły, zapaliła się, wysyłając pośpiech przez moje ciało. Ręce wystrzeliły do jego włosów, przyciągając go do mnie. Uniosłam głowę, kiedy jego język badał me wargi, a po chwili spotkał się z moim w szybkim tańcu.
Ręce mężczyzny wędrowały po moim ciele, ulotnie dotykając mnie po bokach i biodrach. Czułam wahania, jakie uważał za potrzebne, lecz również to samo pożądanie, które ogarnęło także mnie. Pozwoliłam swoim dłoniom sięgnąć do jego, ciągnąc jedną do mych pleców, a drugą do piersi, zmuszając go do masowania jej. Pojął to i przejął te obowiązki, przez co głowa opadła mi do tyłu z czystej przyjemności. Kontynuował całowanie mnie od szczęki do ucha, skubiąc je lekko.
Zaczęłam dyszeć, kiedy zaczął energiczniej mnie masować, a nasze ciała się o siebie ocierały. Jedna z jego rąk wspierała mnie od tyłu, a on cofnął się i zaczął chodzić bez celu po moim mieszkaniu. Z nogami owiniętymi wokół jego talii z trudem poprowadziłam nas do sypialni, ściągając przy tym koszulkę Edwarda i zajmując się także własną. Przestał trzymać mą klatkę piersiową i skierował ręce na talię, pomagając mi ściągnąć bluzkę przez głowę. Gdy tylko to zrobił, rzucił ją przez pokój i usiadł na łóżku, zatapiając twarz pod moją brodą. Czułam, jak szarpał się ze stanikiem, ssąc mą szyję, a ja odwdzięczałam się, masując mu ramiona i plecy. Jęknęłam, kiedy wreszcie odpiął biustonosz i on także w niedługim czasie przeleciał przez pomieszczenie.
Odsunął się, pozostawiając nas oboje wpatrzonych w siebie. To zagubienie, zdezorientowanie, potrzeba – wszystko było widocznie w jego oczach. Spojrzały one na mnie, nim Edward wstał i postawił mnie na ziemi. Nie powiedział ani słowa, ściągnął jedynie spodnie i bieliznę. Butów i skarpetek musiał pozbyć się wcześniej, ponieważ teraz stał przede mną swobodnie i przyciągnął do siebie. Jego ramiona oplotły się wokół mnie i ześlizgnęły w dół, gdy nasze klatki piersiowe się zetknęły. Szybko szarpnął za me spodnie i majtki, kiedy zdejmowałam buty. Nie minęło dużo czasu, nim nasze ciała znalazły się na równi naprzeciw siebie.
Przez moment po prostu mnie obejmował i zatopił twarz w mych włosach. Oparłam się o niego, przykładając ręce i policzek do unoszącego się pode mną torsu. Trącił nosem mą głowę i objął mnie ciaśniej, wciągając nas z powrotem na łóżko. Usiadłam na nim okrakiem, lecz do niczego nie doszło. Czułam go napierającego na mnie, lecz tylko trzymaliśmy się wzajemnie. Zawierała się w tym potrzeba fizyczna, jednak doświadczenie było o wiele ważniejsze. Moje ciało go łaknęło, ale w tej chwili również reszta mnie. Zwyczajne trzymanie go sprawiało, że adrenalina przepływała przez żyły.
Otworzyłam usta, żeby przemówić, ale nie mogłam sformułować żadnych słów. One były czymś zbyt wielkim. Wszystko było czymś zbyt wielkim. Mogłam znieść fizyczność, mogłam ją zrozumieć. Więc kierowałam się nią. Ona ani trochę nie przerażała mnie tak jak słowa, bo działania sprawiały, że o nich zapominałam.
Nie potrafiłam myśleć o tym, co robiłam. Gdyby racjonalne myśli dotarły do któregoś z nas, nie wiedzielibyśmy, jak postąpić.
Poruszyłam się, aby móc pocałować jego klatkę piersiową, a także po to, aby moja uwaga znowu skupiła się na nim. Ruszył się pode mną, a ja zadrżałam po raz kolejny, gdy poczułam go bardziej stanowczo. Popchnęłam go, zmuszając, by leżał pode mną. Kontynuowałam całowanie torsu Edwarda, przebiegając rękoma po zarysie jego ciała. Nadal leżał, ciężko oddychając, kiedy odkrywałam jego ciało, tak jak on odkrywał moje. Zacisnął pięści na pościeli i zamknął oczy, gdy całowałam jeden z jego sutków.
Jęknął, jak torowałam sobie drogę w dół ciała, ocierając się o niego i całując skórę pokrytą delikatnym owłosieniem. Robiłam to samo, kierując się w górę jego klatki i przypierając do niej piersi oraz składając pocałunki aż do jego szczęki. Złapałam jego wargi w swoje, przygryzając je i ssąc, kiedy połykaliśmy swoje jęki.
Puścił pościel i stał się bardziej badawczy ze swoimi rękoma, pozwalając palcom wędrować po moich bokach i w dół bioder, aż do pośladków, ściskając je. Uniosłam je do niego i usłyszałam własne stękanie, lecz byłam daleka od przejmowania się tym. Kontynuował swoje posługi jedną ręką, ponieważ drugą zszedł do mojego wejścia i drażnił się z jego brzegami. Zadrżałam, ponieważ nieznacznie na mnie nacisnął, ruszając palcami w górę i w dół. Szybkim ruchem wsadził je we mnie, a ja złapałam się go kurczowo. Od dawna byłam podniecona, a moje ciało chyba to przewidziało.
Wchodził we mnie głębiej, dotykając każdy cal ścianek i wydobywałam z siebie niemal zawstydzające dźwięki, które wydawały się go jeszcze bardziej napędzać. Czując się zbyt biernie, powróciłam do całowania jego szyi i opuściłam ręce, aby go chwycić.
Gdy tylko poczułam go w swoich dłoniach, przestał się we mnie poruszać, a jego głowa opadła. Minął zaledwie moment, nim uderzyłam wargami o jego, a nasze spojrzenia się spotkały. Popatrzyłam głęboko w jego zielone oczy, dostrzegając w nich złote przebłyski oraz intensywność, której nie rozumiałam. Nie mogłam już dłużej tego znieść, więc zamknęłam powieki, kiedy nasze usta napierały na siebie z większą presją.
Wrócił do swojego zaczepnego dotykania, a jego palce zakręciły się we mnie, badając moje wnętrze. Westchnęłam, gdy dołożył jeszcze jednego i zaczął je okręcać, a ja dopasowałam się do niego, masując ręką przyrodzenie Edwarda. Opuszczone jęki wypełniły przestrzeń dookoła nas, a on niedługo zaczął pulsować w mej dłoni, gdy kciukiem masował mój czuły punkt. To doprowadziło mnie do krawędzi i wyrzuciłam ręce do jego włosów, szarpiąc je, kiedy próbowałam załagodzić narastające ciśnienie. Jęknął do moich ust, gdy ja krzyczałam w jego wargi, a me ciało drżało.
Położył się na łóżku i uspokajał wraz ze mną, nadal trzymającą się go kurczowo, by się wesprzeć, gdy dyszałam w jego szyję. Wciąż obejmował mnie rękoma, pocierając delikatnie po plecach, kiedy próbowałam złapać oddech.
- Bello? – powiedział, a ja podniosłam wzrok, aby ocenić jego reakcję. Wrażliwość powróciła, mimo że wszystkie emocje zostały skryte. Odetchnęłam z ulgą, bo nie byłam pewna, czy potrafiłabym to znowu znieść.
- Tak? – odparłam, ponownie odwracając spojrzenie.
- Naprawdę dobrze się dzisiaj bawiłem – stwierdził łagodnie, niemalże płosząc się tym wyznaniem.
Uśmiechnęłam się mimo całkowicie popieprzonej sytuacji. Nie wiedziałam, na jakim etapie byliśmy ani co robiliśmy i szczerze wątpiłam, że on znał odpowiedzi na te pytania, jednak po raz kolejny myśli stały się czymś zbyt wielkim. Tak samo jak słowa.
Zacisnęłam powieki, przylegając do niego ze wszystkich sił w obawie, że gdybym poluzowała swój uścisk choć trochę, Edward by zniknął. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez marcia993 dnia Śro 19:42, 24 Lut 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Nie 20:36, 21 Lut 2010 |
|
Moim obowiązkiem jest skomentować nowy rozdział HG. I taaaaak, Rob wyglądał miło. Ale do rzeczy: poraziło mnie t, że Edward i Bella właściwie nie uprawiali seksu. Przełożyli więź emocjonalną nad fizyczną. I to wg mnie jest czymś pięknym, dzięki czemu ich ewentualna przyjaźń/miłość...jakkolwiek to nazwać, ma szansę na przetrwanie. Podobało mi się to, że Edward zdaje się być śmielszy w swoich działaniach, jeśli chodzi o bycie z kobietą. Nie było śladu po tym niepewnym facecie, który pierwszy raz był z Bellą. I teraz najlepsze: cieszę się, że został i nie uciekł w popłochu z jej mieszkania.
Samo zaproszenie dziewczyny było czymś nieoczekiwanym i widać, że dzięki niej otwiera swoją duszę.
Dziękuje za rozdział, który jak zawsze przetłumaczono świetnie!
buziaki:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aja
Wilkołak
Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;
|
Wysłany:
Nie 21:11, 21 Lut 2010 |
|
O taak Rob na czerwonym dywanie(: niepotrzebnie miał włosy przylizane, ale i tak humor lepszy, a po nowym rozdziale HG to już w ogóle, co raz bardziej lubię niedziele(:
Randka?! Kto by pomyślał, że w ich przypadku do tego dojdzie tzn, że tak otwarcie to przyznają, i skłamałabym gdym powiedziała, że nie czekałam chociażby na mały caus a tu....no no ciekawe co i jak będzie rano ( w ramach sprostowania to ja wiem już jak będzie, bo nie wytrzymałam i zajrzałam do oryginału, ale przejrzałam tylko tak pobieżnie, więc nadal czekam na Twoje tłumaczenie:). Podoba mi się to, że starają się siebie poznać jakkolwiek im to wychodzi, że ich "związek" nie opiera się jedynie na spełnieniu. Wierze w to, że w końcu Edward się otworzy przed Bellą i wyjawi jej i nam tak przy okazji swoje tajemnice bo jednej na pewno nie skrywa.
Gdy wyobraziłam sobie tą dwójkę stojącą przed domem Belli przez 10min bez słowa to zaczęło mnie to śmieszyć sama nie wiem czemu.
Dziękuje za nowy rozdział jak zawsze świetnie przetłumaczony(: weny, czasu, chęci i motywacji przy dalszym tłumaczeniu.
Pozdrawiam Aja(: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Taka_Ja
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 21:37, 21 Lut 2010 |
|
Tym razem bardzo ekscytująco. Między naszymi bohaterami wytworzyła się prawdziwie elektryzująca więź. Przyciąganie, którego nie można zignorować.
Miejmy nadzieję, że nawiązanie fizycznej relacji będzie punktem wyjścia do poznawania się wzajemnie, zrozumienia, a nie wręcz przeciwnie. Stąpają po cienkiej linii. Ciekawa jestem, do czego ich to zaprowadzi.
Świetnie się czyta o obojgu zarówno odobno, jak i w duecie. Ich osobowości intrygują, intensywność emocji i rozwój relacji ciekawią i nie pozwalają oderwać oczu od opowiadania.
Czekam na prawdziwy przełom, odkrywanie duszy Edwarda, a wreszcie na krok milowy i skok na głęboką wodę.
Ukłon w stronę kochanej tłumaczki :* Życzę wciąż niegasnącego zapału, czasu, jeszcze więcej komantarzy i stałych czytelników. Ten tekst na to zasługuje
Niecierpliwa, czekam już na dalszy rozwój wydarzeń |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|