|
Autor |
Wiadomość |
mermon
Wampir weteran
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 177 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Czw 12:44, 11 Lis 2010 |
|
Odnośnie ostatniego rozdziału - Bardzo dobry. Jesteś mistrzynią dialogów, są dowcipne, wesołe i szybkie. Fajni chłopcy ze sfory, lubię ich przekomarzania z Leah. Doktorek sympatyczny, wygląda na to, że poradzi sobie z Leah.
Zgadzam się z anka_y0 - sceny miłosne są słodkie, takie jak Jacob, nie przesadzone, nie wulgarne, takie jak mogą być między kochającymi się ludźmi.
Potwierdzam z autopsji, że brat może podglądać siostrę, po prostu z ciekawości kobiecego ciała.
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
variety
Wilkołak
Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów
|
Wysłany:
Czw 15:46, 11 Lis 2010 |
|
No dobra odszczekuję żale na temat braku odzewu;) HAU HAU! Odzew był i za chwała wam i dziękczynienie! Beta pastwi się obecnie nad kolejnymi dawkami, więc jak dobrze pójdzie, niebawem kolejna porcja. Pooglądamy sobie imprezę naszej watahy i zapoznamy się bliżej z doktorem;) Wampirki będą a jakże, i to w najmniej odpowiednim momencie(jak zwykle), więc cierpliwości! Oczywiście, żebym mogła dodać notkę, ktoś będzie zmuszony napisać pode mną jakieś słowo, please! I niezmiennie apeluję o wsparcie komentarzowe. Tak, to jest radocha! Porównywalna nawet z samym pisaniem.
ps. Pytacie skąd są te teksty. Ano cóż, Leah to moje alterego, a ja jestem chyba skuteczna w ripostach;) Swoją drogą wyobraźnia działa mi troszkę jak sprzęt filmujący-ruszam scenę a chwilę później jestem już tylko obserwatorem i jedynie spisuję to co widzę i słyszę. Jeśli to objaw choroby pscyhicznej to wcale nie będę zaskoczona;) całuje i do zobaczenia! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
mermon
Wampir weteran
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 177 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Czw 17:07, 11 Lis 2010 |
|
Podobno pisarze tak mają. Bohaterowie żyją własnym życiem i ledwo można nadążyć by to wszystko spisać.
Tak sobie myślałam, że pewnie jesteś błyskotliwym rozmówcą, skoro takie dialogi piszesz.
To wstawiaj ten następny odcinek. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nicole369
Zły wampir
Dołączył: 29 Mar 2010
Posty: 254 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: N. Tomyśl /Poznań
|
Wysłany:
Sob 0:01, 13 Lis 2010 |
|
Wpadłam tu poczytać za namową Mermonka kochanego....i nie żałuję! Dawno mnie żaden ff tak nie wciągnął, jak ten...no mistrzostwo świata. I na dodatek ja - miłośniczka Edzia, pokochałam twojego Jacoba miłością gorącą i żarliwą, on jest spełnieniem moich młodzieńczych fantazji ( a było to dawno, lecz nadal mam sentyment do tamtych czasów). Opowiadanie dzieje się w takim tempie, jak lubię, jak czytam, to wręcz dostaję zakwasów i zadyszki, bo ogarnąć te emocje i te dialogi jest baaaardzo trudno, ale za to - jak przyjemnie. Leah - cudnie wykreowana postać, uwielbiam jej teksty, jej hardość i jej kobiecość, życz jej jak najlepiej z doktorkiem....a propos - chyba było jakieś buzi w tym lesie, nie sądzicie?
Czekam na następne rozdziały z wypiekami na twarzy i marzę, żeby dziś przyśnił mi się Jacob....w samochodzie....
P.S. Mermon, dzięki za zachętę, żałuję tylko, że tak długo się w sobie zbierałam. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
variety
Wilkołak
Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów
|
Wysłany:
Śro 20:21, 17 Lis 2010 |
|
Kiedy Roy Stone ubierał fartuch, przypinał identyfikator, a na szyi wieszał stetoskop, Leah Clearwater siedziała na szczycie ulubionego klifu i patrzyła w zamyśleniu na spienioną wodę u jej stóp. Dawno już nie czuła się w ten sposób. Wiedziała, że mu się podoba. Odbierała to całą sobą, a miała wyjątkowy talent do odkrywania ludzkich uczuć. Roy patrzył na nią w sposób w ogóle nie kryjący fascynacji. Był to dziwny układ, bo Leah wiedziała, że właściwie jedynie od niej zależało czy zacząć się z nim spotykać, czy nie. Ale zbyt mocno bała się stracić na nowo kontrolę nad swoim ugruntowanym w samotności życiem. Była przyzwyczajona do bycia panią samej siebie! Zgorzkniałej siebie, trzeba przyznać, ale przynajmniej szczelnie opakowanej w ochronny pancerzyk obojętności i cynizmu. Nie przestała jednak być kobietą i zainteresowanie przystojnego mężczyzny jej odpowiadało, wywoływało jakieś emocje. Leah patrzyła na wzburzony ocean i wyobraziła sobie siebie przy boku doktorka. On - wykształcony, światowy, bogaty... a ona? Zawieszona w baśniowym świecie Indianka o bogatej przeszłości, ranach na duszy i tych świeżo wygojonych na ciele, kobieta-wilczyca walcząca z wampirami... Zupełnie do niego nie pasowała. Rozczarowanie tym obrazkiem spowodowało, że aż głośno się roześmiała. Głupia Leah... Tak naprawdę, jeśli w ogóle planowałaby poszukać miłości, to tylko tutaj, w rezerwacie, bo to było przynależne jej miejsce. A jednak nie chciała tu być. Nie akceptowała przemiany, wpojeń, całej tej otoczki z mitów i legend. Chciała normalności. Niestety drugi raz narodzić się nie mogła, a w tym życiu wybór nie był jej dany. Los zadecydował za nią. Taki związek byłby drogą do nikąd. W najlepszym razie trochę przyjemności, dowartościowania się, a w najgorszym ponownie złamane serce. Po co ryzykować, wychylać się ze swojej skorupy, topić lód, skoro, może i pozbawiona uniesień, ale za to pewna, że jej samopoczucie zależy od niej samej, doskonale radziła sobie z samotnością. Tak bardzo zraniło ją wpojenie Sama, że nie była w stanie nawet zobaczyć w wyobraźni, że mogłoby jej się coś takiego przytrafić po raz drugi. Stała przed wyborem: zgłupieć i ryzykować, czy żyć dalej błogosławiąc spokój i zajmując się bezpieczeństwem Belli. Wstała, wyprostowała się, potrząsnęła głową, jakby odpędzając głupie myśli, zrzuciła z siebie sukienkę i buty, i wskoczyła do wody. Robiła tak zawsze, kiedy chciała zmyć z siebie tęsknotę za uciekającymi marzeniami. Koncentrując się na wynurzeniu spod dobijających do brzegu fal, do wszystkich innych myśli i marzeń nabiera się potrzebnego dystansu. Wypływając z lodowatej wody miała już podjętą decyzję: da Roy’owi kosza. I to jak najszybciej.
Doktor Stone patrzył bezmyślnym wzrokiem w karty pacjentów, bo, zupełnie odmiennie niż Leah, w ogóle nie musiał zastanawiać się nad swoimi uczuciami. Pierwszy raz, nie licząc czasów przedszkolnych, czuł, że wpadł po uszy. Bez żadnych gierek, bez tańców godowych kobiet starających się go zainteresować, zakochał się i czuł jak ogłupiały z miłości małolat. Właściwie ciężko było mu określić emocje, które nim targały. W skrócie był to zabójczy ładunek fascynacji nieprzeniknioną naturą Leah połączony z pożądaniem wzniecanym przez jej ciało. Podniecał go jej zapach, ciemne, dzikie oczy, piękne usta, sposób, w jaki się porusza, jak polująca puma, z gracją, świadomością swojej fizyczności, godnie, a zarazem zmysłowo. Postanowił, że ta kobieta będzie jego! I skoro uleczył jej ciało, wyleczy też duszę! Choćby się broniła, gryzła i kopała, zdobędzie ją i kropka!
Leah dopłynęła do brzegu, zmęczona, ale wcale nie spokojniejsza. Zimny ocean tym razem nie był sojusznikiem w szukaniu odpowiedzi. Jej plan był najlepszym z możliwych, ale w żaden sposób nie satysfakcjonującym. Do tego trudnym do wykonania. Leah wiedziała, że najpierw musi przekonać siebie, że to najlepsze wyjście.
Zapadał zmrok. Nie chciało mi się wracać do domu, ale wiedziałam, że Charlie już dawno na mnie czeka. Wolałam nie dawać mu powodów do gniewu.
- Jake, odwieziesz mnie?
- Jasne. Też okrężna drogą?
- Ledwo bluzka wyschła!
- Ale mogę spać u ciebie?
- Zapukaj, to może ci otworzę.
- Na pewno otworzysz!
- Skąd wiesz?
- Bo chcesz, żebym cię grzał i chrapał do ucha, przyznaj!
- Tak, tak, i spychał z łóżka, nie zapominaj!
- Do usług!
- I będziesz grzeczny?
- Nie!
- To możesz przyjść - roześmiałam się.
Kiedy wróciłam do domu, Charlie właśnie parkował na podjeździe. Spotkaliśmy się przy drzwiach.
- I jak lekarska ekspertyza? - zapytał z kwaśną miną. - Coś długo te badania trwały.
- Pan doktor się spóźnił - skłamałam. - Co zjesz na kolację? - zgrabnie zeszłam z tematu.
- Coś ciepłego najlepiej.
Postarałam się przyrządzić Charliemu jego ulubione spaghetti, nastawiłam pranie, wysprzątałam łazienkę i odkurzyłam salon. Cokolwiek mógł mi zarzucić w kwestii czasu, który spędzam z Jacobem, nie mógł się przyczepić do zaniedbywania przeze mnie domu.
Wzięłam kąpiel, ubrałam się w ulubioną jedwabną, czarną koszulkę, włączyłam najnowszy album Sade („Soldier of love”) i zajęłam się sprawdzaniem poczty mailowej.
List od mamy, krótka notka od Angie w kwestii imprezy (w końcu do niej nie zadzwoniłam, nic dziwnego, że musiała napisać maila), i zero wiadomości od Alice. Wyłączyłam komputer i wzięłam książkę.
Około północy zeszłam sprawdzić czy Charlie juz zasnął. Oczywiście chrapał smacznie przed telewizorem.
Ledwo wróciłam do pokoju usłyszałam puknięcie kamyczka o szybę mojego okna. Jake...
- Hej, Bells, dawno się nie widzieliśmy - uśmiechnął się na powitanie, a minutę później leżał swobodnie rozłożony na moim łóżku.
Miał na sobie tylko luźne, czarne spodnie od dresu i zero podkoszulka. Robił to chyba specjalnie, żeby mnie kusić.
Położyłam sie koło niego, kładąc głowę na jego piersi. Objął mnie ramieniem, włożył dłoń w moje włosy i pieszczotliwie przeczesywał je palcami, tak jak uwielbiam. Chwilę w milczeniu słuchaliśmy muzyki po prostu się przytulając.
- Myślisz, że Leah się otworzy? - zapytałam po chwili.
- Nie wiem. Jest jak skała, uparta i zawzięta. Potrafi kochać do szaleństwa, ale potrafi też odwrócić się plecami i milczeć.
- Kogoś mi ten opis przypomina...
- Mnie?
- Jesteś taki sam.
- Pewnie dlatego ona właśnie mnie toleruje. Zresztą wiesz, Leah tak naprawdę po swojemu lubi nas wszystkich, a przynajmniej tak to sobie tłumaczymy. Miesza nas z błotem, obraża, docina, ale jeśli ktokolwiek z nas byłby w niebezpieczeństwie, ona pierwsza pobiegłaby z pomocą. My dla niej zrobilibyśmy to samo, chociaż nikt nigdy tego nie powie głośno. Sekret, który jest udziałem nas wszystkich, bardzo jednoczy. Poza tym, w chwilach wzmożonej telepatii, przepływ myśli, w tym tych skrywanych, pozwala doskonale zrozumieć osobę i to, co nią kieruje. Często zresztą wbrew jej woli... To są momenty, kiedy tworzymy jeden organizm. Działamy jak rodzina.
- Wataha.
- Tak, to nawet więcej niż rodzina.
- Czasem wam zazdroszczę.
- Bells, być może...
- Wiem... Być może stanę się jedną z was.
Zamyśliłam się. Słuchaliśmy pięknej piosenki „Morning bird”. Położyłam dłoń na jego gorącym brzuchu. Miał gładką, rozpaloną skórę. Uniosłam się lekko i wtuliłam twarz w jego szyję.
- Jake, jesteś stworzony do kochania - wyszeptałam.
- To mnie kochaj - mruknął przymykając oczy.
Całowałam jego szyję, gładziłam dłonią ramiona, piersi, brzuch. Miał zamknięte oczy i uśmiechał się zmysłowo. Usiadłam na nim okrakiem, wzięłam jego dłonie i położyłam sobie na piersiach.
- Hmm... - usłyszałam.
- Nie otwieraj oczu - powiedziałam.
- Muszę - roześmiał się.
- Ok, Jake, w takim razie zrobimy to inaczej, ale nie ruszaj się.
Sięgnęłam do szuflady i wyciągnęłam z niej czarny, jedwabny szaliczek, którego czasem używałam jako opaskę do włosów.
- Zobaczymy, czy twoje zmysły nadal są takie wyczulone.
- Brzmi dobrze...
Zawiązałam mu przepaskę na oczach tak, żeby nie kusiło go podglądanie.
Usiadł na łóżku, podpierając się z tyłu jedną ręką.
- Bells, co ty, diablico, wymyśliłaś?
- Ciii... Podobasz mi się, po prostu chcę cię dotykać.
- Hmm... chyba głupotą byłoby się nie zgodzić.
Zbliżyłam twarz do jego ciała. Uśmiechnął się czując mój oddech na skórze. Pocałowałam go delikatnie, później drugi raz, muskając przy okazji jego ciało, schodziłam ustami niżej po jego ręce, przesunęłam językiem wzdłuż przedramienia, czując pod nim przyspieszony puls na nadgarstku. Ujęłam jego dłoń, delikatnie przesunęłam palcami po jej wnętrzu a później zbliżyłam do warg opuszki palców. Jeden po drugim. Palec wskazujący wzięłam do ust i przejechałam po nim językiem.
- Kobieto... – jęknął. Przygryzł dolną wargę i osunął się na poduszki. Zupełnie mi się poddał, bez słów zrozumiał, na czym polega ta zabawa.
Pieściłam każdy skrawek jego ciała, uparcie omijając najwrażliwsze miejsce. Chciałam, żeby o tym fantazjował i wprost nie mógł się doczekać, kiedy zacznę go tam dotykać.
Rozebrałam go z tej odrobiny ubrań jaką miał na sobie. Patrzyłam z zachwytem na jego ciało i cieszyłam się, że w tym momencie nie może widzieć mojej miny. Wrażenie, jakie na mnie robił, było wręcz trudne do opisania.
Nie miałam kompleksów na punkcie własnego ciała, zresztą nawet jakbym miała, to zachwyt Edwarda, a później Jacoba musiał mnie z tego wyleczyć. Patrzenie na niego było jak obcowanie z ideałem męskości w trójwymiarze. Własna fascynacja jego wyglądem momentami mnie krępowała.
Musnęłam ustami jego skórę poniżej pępka. Zamruczał, usiłując podnieść się kilka centymetrów, żeby tym gestem dać mi do zrozumienia, gdzie najbardziej życzyłby sobie dotyku moich warg.
- Jeśli chcesz, żebym prosił, to nie ma sprawy. W tej chwili mogę nawet błagać!
- Chyba nie jesteś pozbawiony cierpliwości?
- Jestem!
Roześmiałam się.
- Ok, Jake, ale uprzedzam, będzie po mojemu. - Pilotem zmieniłam płytę w odtwarzaczu, bo miałam ochotę na coś żywszego. Akurat trafiłam na kawałek „Tell me”, który pasował idealnie. Ustawiłam cichutko, żeby nie obudzić Charliego, ale by czuć głęboki bas w tle, przypominający bicie serca.
"Oj, chłopczyku, będziesz prosił..." pomyślałam, patrząc na jego gotowość i rozkoszny uśmiech.
Wystarczyło kilka minut bardzo delikatnych pieszczot drażniących go i pozostawiających absolutny niedosyt, żebym usłyszała.
- Bells, tak mnie drażnisz, że balansuję teraz na granicy między rozkoszą a bólem. Nie wytrzymam dłużej, błagam....
- Mocniej?
- Mocniej i więcej, bo inaczej sam się za ciebie zabiorę i na pewno obudzimy Charliego.
Cóż, to był argument. Uśmiechnęłam się i spełniłam jego marzenie. Chyba faktycznie był maksymalnie rozgrzany, bo momentalnie stracił kontakt z rzeczywistością. Odwrócił twarz na bok, tłumiąc jęk w poduszce, a później ściągnął przepaskę z oczu i z półprzytomnym spojrzeniem wyszeptał:
- Czuje sie zgwałcony! I... proszę częściej...
Jacob bardzo chciał mi się zrewanżować i muszę przyznać, że nie omieszkałam skorzystać z jego propozycji. Kręciło mi się w głowie w jego ramionach, czułam, jakby fale oceanu niosły moje bezwładne ciało raz w kierunku lądu, a raz w kierunku głębiny. Po raz drugi dzisiaj usłyszał moje "taaak..." i widział, jak moje ciało robi się wiotkie i słabe ze zmęczenia.
Długo nie byłam w stanie powiedzieć ani słowa. Kiedy wreszcie wyrównałam oddech odezwałam się, patrząc mu z uśmiechem w oczy.
- Następnym razem, jak będę chciała po prostu pogadać i się poprzytulać, to pójdę z tobą na spacer do parku i usiądę na ławce w jego najbardziej obleganej części.
- Dlaczego?
- Żeby musieć trzymać rączki przy sobie, bo jak na razie to statystycznie po czterech zdaniach rozmowy zaczynamy się kochać.
- Właśnie były cztery zdania - roześmiał się i zaczął mnie całować.
Zasnęliśmy ukołysani słodkim zmęczeniem i cichą muzyką.
Nad ranem Jacob wyszedł i umówiliśmy się, że spotkamy się dopiero wieczorem przed imprezą. Nie mogłam za bardzo drażnić Charliego.
Zaspany Seth popatrzył błędnym wzrokiem na zegarek. Była sobota, 5 rano. O tej nieludzkiej porze obudził go podejrzany odgłos dobiegający z ogrodu. Boso wyszedł zobaczyć co się dzieje, i ujrzał własną siostrę w piżamie olbrzymią łopatą przekopującą trawnik wzdłuż chodnika prowadzącego do domu.
- Leah, dobrze się czujesz?
Popatrzyła na niego dzikim wzrokiem.
- Co robisz? - podszedł bliżej.
- A na co to wygląda?
- Hmm... Jeśli poprzestaniesz na tej głębokości, to na rabatkę, jeśli cię poniesie i wykopiesz dwa metry w dół, to na zbiorową mogiłę...
- Żebyś, durniu, sam nie musiał tej mogiły dokończyć! Po co, idioto, wczoraj gadałeś o tej imprezie? - Po chwili dodała: - Kwiatki posadzę, co, nie wolno?
- O tej porze?
- Spać nie mogłam. Idź mi kawę zrób lepiej.
Seth, zaczynając rozumieć, co się święci, powlekł sie grzecznie do kuchni. Nigdy jeszcze nie dosładzał, ubijał spieniaczem mleko i przyprawiał kardamonem kawy dla swojej siostry z taką gorliwością. Czuł, że jej serce to teraz pole bitewne. W głębi duszy liczył, że Leah nie przepędzi sympatycznego doktorka i da mu chociaż szansę na podjęcie prób zdobycia jej uwagi. A lekarz zamierzał spróbować, tego Seth był pewny. Jeśli siostra zajęłaby swoją głowę i ciało czymś innym niż wojowanie z losem, życie wszystkich w jej otoczeniu mogłoby stać się łatwiejsze. Aż go otrzepało, jak przypomniał sobie jej myśli, zanim zdążyła nauczyć się zamykać na telepatię.
Stojąc przed zasapaną z wysiłku, brudną od ziemi i wściekłą Leah, Seth trzymał potężny kubek wypełniony po brzegi kawą, której nie powstydziłby się nawet Starbucks.
- Do czegoś się jednak przydajesz, brat. Dzięki!
Seth postanowił nie skupiać się na słowie "jednak" i przyjął komentarz siostry za komplement.
- Pomóc ci?
- Wolałabym pobyć sama i przemyśleć sobie pewne kwestie.
- To ci pomogę - powiedział Seth, i nie dając jej dojść do głosu pobiegł się ubrać do domu.
Jako sprawę priorytetową uznał nie odpuścić, żeby Leah wymigała się od imprezy, co bezpośrednio wiązało się z wprowadzenie jej w dobry humor, a przynajmniej rozpraszanie jej tak długo, aż zapomni, przynajmniej chwilowo, o swoich dylematach.
Do południa skopali nie tylko zaplanowany pas wzdłuż chodnika, ale też kilka innych miejsc, ku osłupieniu Sue, która przyglądała się im przez kuchenne okno. Leah w pewnym momencie poczuła głód, stwierdziła też, że jednak piżama nie jest najlepszym uniformem do pracy fizycznej i zniknęła na chwilę w domu. Kiedy wyszła zobaczyła ekipę ogrodniczą powiększoną o Embry’ego, Jareda i Paula, którzy widocznie, jak tylko się pojawili, zostali włączeni do pracy przez Setha. Quil natomiast dostał listę potrzebnych roślin do obsadzenia nowych rabatek i pojechał z jak zwykle niewyspanym ostatnio Jacobem do centrum ogrodniczego. Postronny obserwator mógłby stwierdzić, że teren wokół domku Leah zacznie wkrótce przypominać ogrody pałacowe Królowej Elżbiety. Dziewczyna stała chwilkę patrząc na kopiących chłopców i poczuła dziwny, nieznany dotąd ucisk w piersi. Widok tej grupki i swojego brata dyrygującego całą ekipą najnormalniej ją rozczulił. Nie zamierzała przez ten nagły atak melancholii w niczym im odpuszczać, ale był to chyba pierwszy raz, kiedy zrozumiała, że nie jest sama. Mało tego, nigdy nie była sama, bo jej na to nie pozwolili. Traktowała to raczej jako ich natręctwo i zbędne wtrącanie się w nie swoje sprawy, ale być może należało widzieć w ich zachowaniu zwykłą troskę i nieporadną opiekę. "Ech... głupkowate szczeniaki..." pomyślała i uśmiechnęła się sama do siebie.
W tym samym czasie Seth konfidencjonalnie szeptał do towarzyszy.
- Jezu, chłopaki, jakby nie wy, to bym dokonał żywota na tym słońcu. A mówię wam, jak złośnica sobie coś umyśli, to nie popuści choćby miała się zatyrać. Już ja ją znam! Wiem, że jak nie skończymy wcześniej, to nie pojedzie na imprezę i będzie sadzić choćby do latarki! A opuszczony szwagier wpadnie w macki jakiejś innej laseczki! O, co to, to nie - snuł ponure wizje dysząc i nie przestając kopać.
- Stary, wiesz, że na nas zawsze możesz liczyć.
- Zrobiłbym to samo dla was!
- Super!
- Zaraz, ale my nie mamy sióstr!
Szepty jednak ucichły, bo Leah wróciła, żeby wydać dyspozycje i kurtuazyjnie zaproponować im coś do picia. W tym momencie w ogóle nie zastanawiała się nad wieczornym wyjściem i jej humor nieco się poprawił. Chciała się zmęczyć i osiągnęła ten cel, w dodatku zrobiła przyjemność mamie, która zawsze marzyła o kwiatach wokół domu.
Znużone pracą na powietrzu towarzystwo pochłaniało w milczeniu obiad, który podała wszystkim Sue. Nikomu nawet nie chciało się rozmawiać, byli tak głodni i zmęczeni. Ciszę przerwał Seth, czując, że palącą kwestię trzeba uzgodnić właśnie teraz.
- To o której macie być w Port Angeles?
Odpowiedział mu Jacob, informując przy okazji całą resztę.
- Towarzystwo Belli będzie około 10.
- Ok, my pojedziemy wcześniej, zaliczymy przy okazji jakieś jedzenie, nie? - odezwał się Jared.
- Leah, ty pojedziesz ze mną i z Bellą, ok?
Leah się nie odezwała, ale jej ponura mina nie wyrażała entuzjazmu z powodu zbliżającego się wypadu.
- Siostra, wystroisz się w te śliczne szare szpileczki, które kupiłaś na wiosnę? - ponownie zaatakował Seth.
- Nie! Pójdę tak, jak stoję! - A że miała na sobie brudny od ziemi podkoszulek brata, stare podarte jeansy i była boso, chłopcy spojrzeli na nią pytającym wzrokiem.
Wybuchła:
- To może Seth wskoczy w szpilki i wytuszuje rzęsy? Hę?! Tak mu się spieszyło do spotkania z doktorkiem, że może w ogóle mnie zastąpi! Jak go tak uwielbiacie, to proszę, jedźcie teraz pełnić honory. Mi się nie chce!
- Leah, wyluzuj - powiedział z pełną buzią Paul, próbując ratować sytuację przed nadciągającą katastrofą.
- A ty połknij, zanim się odezwiesz, bo ryzykujesz ziemniaka w tchawicy!
Atmosfera zrobiła się lodowata i teraz każdy bał się w ogóle coś powiedzieć.
Najwyraźniej nie miała zamiaru iść na to spotkanie, a wszelkie próby namawiania jej były daremne, jako że należała do najbardziej upartych osób, jakie nosiła nasza planeta.
Po obiedzie dziewczyna dokończyła sadzenie, a reszta oddaliła się w sobie tylko znanym kierunku.
W lesie na polanie trwała narada.
- No i co, zwiążesz ją i uprowadzisz? Moim zdaniem nic nie da się zrobić - powiedział Jared.
- Musi iść! Jak nie pójdzie to nie ma co liczyć na spokój w rezerwacie!
- Pamiętasz, jak się wściekła po swojej przemianie? Który z nas nie doświadczył jej kłów?
- Żaden. Była szybka...
- Może nie trzeba było wtedy żartować, że wreszcie określenie "suka" nie będzie takie obraźliwe.
- Spokojnie, kropla drąży skałę! Ja z nią pogadam - zaproponował Jacob.
- Twoje boskie ciało na nią nie działa, więc jakichkolwiek argumentów chcesz użyć, niech będą werbalne!
- Jeszcze raz coś wspomnisz o moim ciele to pomyślę, że sam masz na mnie chrapkę - odciął się Jake, a chłopcy wybuchli śmiechem.
- Ok, chętnie popatrzę, jak wódź Znawca Kobiet dostanie po gębie po drugim zdaniu swojego monologu.
Jacob miał już sporą praktykę w przemawianiu do kobiet, więc zamierzał w swojej wypowiedzi skrupulatnie pominąć osobę doktorka i skupić się na innych zaletach wyjścia z domu. Pamiętał przecież, że co jak co, ale uwielbiała tańczyć. Niby szukając Setha (który nomen omen podglądał całą scenę zza krzaków na skraju lasu) Jake przysiadł się do odpoczywającej Leah. Siedziała na schodkach domu i piła wodę mineralną.
- Bella będzie niepocieszona - zaczął.
- Przestań, jak w ogóle da radę wypchnąć twój język z ust i rozejrzeć wkoło to już będzie sukces.
- Ty przestań! I co, zamkniesz się w domu i będziesz siedzieć sama przed telewizorem?
- Choćby nawet to co wam do tego?
- Przecież kochasz taniec.
- Tańczyć można wszędzie, wystarczą dobre słuchawki i brak widzów.
Było nieco logiki w jej ripostach.
- Robisz się jak zgrzybiała starucha, zamykasz w sobie. Za niedługo będzie można z tobą pogadać tylko o grządkach, smażeniu mięsa i bólach w krzyżu.
- A z tobą o poszukiwaniach punktu G.
Jacob wzniósł oczy do nieba. Ciężko się rozmawiało z tą dziewczyną.
- Leah...
- Ok, Jake, wytłumacz mi w jednym zdaniu, po jaką cholerę mnie tam ciągniecie? Jeśli chodzi o doktorka zawsze można się wyłgać nagłym zwichnięciem nogi, migreną albo pogrzebem dalszej ciotki, więc umówmy się, nie jest to problem! Jeśli chodzi o mnie, to nawet jakbyś nie wiem jak wmawiał mi, że bez mojego towarzystwa nie będziesz się tam dobrze bawił, to nie uwierzę ani tobie, ani nikomu innemu. Wybacz, jestem obdarzona odrobiną samokrytycyzmu i wiem, że obcowanie ze mną zwykle jest przyjemne jak depilacja woskiem.
Jake spojrzał odruchowo na swoje łydki, wyobraził sobie ten rodzaj doznania i nie był w stanie zaprzeczyć trafności tego porównania.
Przytłoczony ogromem odpowiedzialności jaka na nim spoczywała, własną ambicją, aby wywiązać się z zadania, które w dodatku sam na siebie przyjął, zagrał nie fair.
- Ok, założyłem się z chłopakami, że cię namówię.
Popatrzyła na niego zaskoczona, nie wiedząc, czy żartuje, czy tylko doszczętnie zidiociał.
- Jak pójdziesz, to na następnej imprezie wykonają publicznie jeden z boysbandowych kawałków na kilka głosów i z pełnym układem choreograficznym - wyrecytował jednym tchem, zastanawiając się równocześnie „Jak ja to powiem chłopakom?".
Cisza.
- Proszę... idź z nami.
Leah objęła w wyobraźni ogrom nadchodzącej kompromitacji towarzyskiej chłopców i najwyraźniej bardzo jej się ten obrazek spodobał.
- Ok, ale mam warunki!
- Jakie?
- Zero kretyńskich tekstów na mój temat w stylu "a pamiętacie jak...".
- Ok!
- Zero prób zostawiania mnie z Roy’em sam na sam w stylu "Kto idzie do toalety? My! My!".
- Ok!
- Zero niespodzianek w stylu "Upsss... Leah, nie mamy już miejsca w samochodzie, może ją odwieziesz, Roy?".
- Ok!
- Inaczej będą ofiary!
- Jasne.
- Płacz i zgrzytanie zębów.
- Oczywiście.
- Także wśród cywilów.
- Zrozumiałe!
- Idę!
Jake był sobą zachwycony. "Ha, wódź Błyskotliwy Umysł zawsze znajdzie sposób!" pomyślał i poszedł zdać relację towarzyszom, zamierzając oczywiście przemilczeć szczegóły dotyczące jego tajemnej techniki negocjacji.
Emily zaoferowała chłopcom, że podwiezie ich do port Angeles, bo sama miała ochotę coś zjeść i od razu skoczyć z Samem do kina. Na imprezę się nie wybierali, bo szczerze mówiąc trochę nudzili się przy takich klimatach.
Chłopcy po pracach w ogrodzie mieli taki apetyt, iż zanosiło się na to, że nie zdążą na imprezę. Zbyt zajęci byli pochłanianiem kolejnych kawałków pizzy.
Leah pojawiła się w lokalu razem z Bellą i Jacobem. Za namową obojga ubrała czarne, niedawno zakupione szorty, wysokie, szare szpilki i czerwony top idealnie podkreślający jej piersi i pięknie wyrzeźbione ramiona. Została chwilowo sama, bo Bella zaciągnęła Jacoba do swojej paczki, żeby się przywitać. Tak naprawdę nie miała najmniejszej ochoty się integrować, chciała natomiast natychmiast stąd uciec. Nie zrobiła tego tylko dlatego, że nie uśmiechało jej się iść na piechotę do La Push. Stała chwilę, obserwując tłumek ludzi kłębiących się wokół baru, i zastanawiała się, gdzie jest zgraja jej "ukochanych" towarzyszy, skoro wyjechali trzy godziny przed nią, a jeszcze nie zdążyli dotrzeć na miejsce.
Była absolutnie nieświadoma swojego daru wytwarzania wokół siebie nasyconej elektrycznością atmosfery. Tym razem jednak nie chodziło o ironię, tłumiony gniew i agresję, ale o zmysłowość, jaka biła od jej osoby. Jak zwykle nie było mężczyzny, który nie spojrzałaby na jej wyprostowaną i smukłą postać. Chciała jak najdłużej odwlec moment, w którym dojdzie do koniecznych powitań z resztą imprezowiczów, durnowatych rozmów o pogodzie i wyższości wódki nad piwem, oraz przede wszystkim spotkania z Royem, którego zamierzała jak najszybciej uświadomić, że na nic, ale to absolutnie na nic, nie powinien z jej strony liczyć.
Jak zawsze kiedy chciała odejść nieco myślami od trudnej rzeczywistości wsłuchała się w muzykę. Nie widząc, że jest obserwowana, chwaląc w duchu swoją samotność, zaczęła tańczyć. Właściwie widziała w tym jedyny plus pojawienia się tutaj.
Była jedną z nielicznych postaci na parkiecie. Przymknęła powieki, odgarnęła jedną dłonią włosy z karku, drugą przesunęła leniwym ruchem wzdłuż biodra, jej ciało idealnie wpasowało się w rytm wypełniającej przestrzeń muzyki. W myślach słyszała tylko tekst piosenki, do której się poruszała (Lenny Kravitz „Believe in me”). Doskonale czuła się sama, zupełnie nie widziała, bo też nie chciała, wielu par męskich oczu wpatrzonych w jej ciało. Istniała tylko ona, odczuwała dźwięki jak zawsze całym ciałem, duszą i sercem. Jej umysł bez reszty wypełniał zmysłowy, przywodzący na myśl bicie serca rytm. Mimo że muzyka miała w sobie odrobinę niepokojącej drapieżności, poruszała się bardzo delikatnie i płynnie. W jej sylwetce było tyle wdzięku i zmysłowości, że można uznać, iż tańcem zajmuje się profesjonalnie. Kołysała biodrami, dotykała dłońmi swoich ud i brzucha. Patrzącym na nią widzom trudno było odkleić wzrok od lekko lśniącej, jedwabiście gładkiej skóry. Niektórzy chcieliby widzieć w tym potrzebę fizycznego kontaktu, rodzaj zaproszenia, jasny komunikat "potrzebuję dotyku", inni widzieli siłę i niezależność, jakby jej ciało krzyczało "patrz i trzymaj się z daleka". Nikt jednak nie zgadł jak wielki smutek był w tej dziewczynie. Zamierzała zmarnować wszelkie szanse dawane od życia i nadal kurczowo trzymać się swojego boleśnie niezależnego życia.
Roy uśmiechnął się sam do siebie spokojnie popijając drinka i okiem konesera doceniając piękny spektakl, który dane mu było podziwiać. Początkowo kusiło go, żeby natychmiast się z nią przywitać, ale wyczuł, że jest spięta, jakby nie czuła się na właściwym miejscu. Postanowił przeczekać, bo z doświadczenia wiedział, że kobiece nastroje bywają zmienne i czasem w ciągu minuty przechodzą ze skrajności w skrajność. Patrzył na jej zamyśloną, nieco nieobecną twarz, czarne, błyszczące w ciemności oczy, lekki, tajemniczy uśmiech i wprost nie mógł się doczekać, kiedy będzie ją miał tylko dla siebie. Nadal nie zastanawiał się nad swoimi szansami. Jasno określił cel, faktycznie trudny do osiągnięcia, i nie ukrywał sam przed sobą, że bardzo go to kręciło. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez variety dnia Śro 21:54, 17 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Mirona
Wilkołak
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory
|
Wysłany:
Śro 21:51, 17 Lis 2010 |
|
Och... Dziewczyno, normalnie kocham twoje opowiadanie!
Przyznam się bez bicia, że czytam je na Twoim blogu (jestem już chyba przy 35 części ), ale nie będę spoilerować, bo się na mnie obrażą inni i nie będzie już tak fajnie.
Pokochałam postaci, które wykreowałaś i w ogóle całe La Push i watahę.
Bella i Jacob - ich miłość napełniona jest namiętnością i silnym uczuciem. Każda dziewczyna chciałaby mieć u swojego boku takiego Jake'a.
To zgranie wszystkich chłopaków i jak zwykle mistrzowskie docinki Lei.
Co ja ci będę pisać...
Normalnie nie mogę wyjść z zachwytu nad tym ffem...
Dobra koniec tych "ochów i achów"...
A tak wgl to musiałam się troszeczkę rozpisać, bo jakbym jednolinijkowca strzeliła, to pewnie któraś z szanownej moderacji by mi warna postawiła...
Taki komentarz na pokrzepienie serca naszej variety... Ot co!
Jak zawsze czekam na więcej... :-P
M. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
sheila
Zły wampir
Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.
|
Wysłany:
Śro 23:09, 17 Lis 2010 |
|
no i jestem, mialam skomentowac od razu po Twojej wiadomosci ale Tap Madl mi sie zaczeło i musiałam uciekac :)
Przeczytałam i znowu to samo variety... znowu to samo... znowu mnie zachwyciłas! :D
W tym rozdziale mam chyba wiecej perełek niz zwykle, a oto kilka z nich:
Cytat: |
- Bo chcesz, żebym cię grzał i chrapał do ucha, przyznaj!
- Tak, tak, i spychał z łóżka, nie zapominaj!
- Do usług!
- I będziesz grzeczny?
- Nie!
- To możesz przyjść - roześmiałam się. |
Cytat: |
- Robisz się jak zgrzybiała starucha, zamykasz w sobie. Za niedługo będzie można z tobą pogadać tylko o grządkach, smażeniu mięsa i bólach w krzyżu.
- A z tobą o poszukiwaniach punktu G. |
Cytat: |
- Może nie trzeba było wtedy żartować, że wreszcie określenie "suka" nie będzie takie obraźliwe. |
naprawde błyskotliwe :P
rozdział w większości i Lei. Kurna, głupi anie ryzygnuj z doktorka kocico, nie wiesz co tracisz! ^^ naprawde nie wiem ktory raz to mowie, ale Ona jest tak sympatyczna, że ją lubie. Strasznie jest mi jej szkoda, tej walki z sama sobą...
Ehh kochana, obiecuje, że jutro zedytuje i skomentuje całego chap'a, bo moja siostra wyje w niebogłosy, jakiegos ataku dostała i rozkazała rozstać się z klawiaturą :(
a więc do jutra!
xoxo |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nicole369
Zły wampir
Dołączył: 29 Mar 2010
Posty: 254 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: N. Tomyśl /Poznań
|
Wysłany:
Czw 12:26, 18 Lis 2010 |
|
Dzięki za info o nowym rozdziale...przeczytałam już wczoraj, ale o tak podłej godzinie, że łeb już nie funkcjonował.
Tańcząca Leah, wygłodniałe spojrzenia mężczyzn, idealny wygląd - jesuuu, czego ta dziewczyna jeszcze chce?! A doktorek ma niezły plan, mam nadzieję, że Leah będzie się trochę bronić, bo lubię trudne miłości, które potrzebują czasu, wtedy spełnienie smakuje lepiej...
Ogólnie dziewczyna ma przechlapane z watahą na głowie, pyskatą mordką i autorytetem, jaki sobie wypracowała w rezerwacie....no i ze złamanym sercem oraz wpojeniem w Bellę. Ale przynajmniej będzie interesująco. Ciekawe jak to się wszystko rozwinie...
A młodzi, jak zawsze, słodcy....i ten ich seks....normalnie też tak chcę...Bella bardzo odważna jak na 18 letnią pannicę, ale jak mogłaby się oprzeć takiej pokusie, jaką jest Jake?
Dialogi bezbłędne, uśmiałam się do łez....
Czekam na kolejne czapiki, z niecierpliwością, bo odmawiam sobie twojego bloga.... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez nicole369 dnia Czw 12:27, 18 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
sheila
Zły wampir
Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.
|
Wysłany:
Czw 19:25, 18 Lis 2010 |
|
wracam juz i komentuje jeszcze raz
Doktor Stone- tez go lubie! nie chce sie poddac i chce zdobyś L. i jest w niej naprawde zakochany, to naprawde miłe :) I jak go sobie wyobrażam to mam przed oczami
tzn wiesz, dokładniej w takiej wersji: [img]http://pics.livejournal.com/gleek09/pic/0015egtk[/img]
Mam nadzieje, że losy tej dwójki dalej będa pikantniejsze ^^
Gierki J&B sa naprawde gorące. Jestem w wieku Belli i jestem lata świetlne za nią xd Jacob to juz wgl kisiel nad kislami, kochana, dobijasz mnie Jacobem bez koszulki, w dresikach, nie potrafie wyzbyc się tez wizji moge zblazowanego mózgu. Cóż, ta dwójka jest bardzo otwarta nie da się ukryć, Bella kotka dobrze daje rade z Adonisem Jacobem, kurcze, musi miec dobrą kondychę. Kocham sposób w jaki reaguje na nią Jacob, on jest w niej tak totalnie słodko zakochany:)
Seth, naprawdę uroczy młodszy brat. Jest prafie tak fajnym młodszym rodzeństwem dla Leai, jak ja dla dwójki mojego starszego rodzeństwa . Wataha jest kochana, jesten za wszytskich itd. zaje***te więzy, naprawdę zazdroszczę. Chłopaki boją sie L. i dobrze, muszą czuc przed kimś respect, a Lea dobrze wie jak nimi kierować, wszyscy ją kochaja choc sie do tego nie przyznają. Sympatyczna rodzinka
Sposób Jacoba na namowienie Leah, bezcenny mam nadzieje, ze gdzies znajdzie sie scena boysbandu chłopakow ^^
Leah, tancząca, roztaczająca wokól swą energię, cholercia nawet ja bym si epokusiała haha
niedługo mowisz nowy rozdział? ;>
czekam!
xoxo |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
variety
Wilkołak
Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów
|
Wysłany:
Czw 22:55, 18 Lis 2010 |
|
Oj będzie boysband, będzie! A historia bedzie nieco meandrować po całym La Push. Nasze tutułowe gołąbki to temat numer jeden, ale z czasem innych bohaterów będzie równie dużo(bo nie da się pisać czterdziestu rozdziałów o tym samym;). Beta obiecała korektę do soboty i wtedy pojawie sie znowu na forum. Proszę o komentarze. Nie pojawiłam się na forum z powodu głodu komentów(od tego mam bloga), ale WASZE zdanie jest dla mnie bardzo bardzo ważne, bo same piszecie lub tłumaczycie. Cóż tu wiele dodać? Cóż, wiem, że najłatwiej przeczytać i zająć sie swoimi sprawami, wierzę jednak że jeśli ten tekst daje wam chociaż odrobinę przyjemności to zmoblizujecie się żeby coś skrobnąć. ps. Teraz to ktoś MUSI, żebym mogła kolejny chap dodać |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
sheila
Zły wampir
Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.
|
Wysłany:
Pią 22:27, 19 Lis 2010 |
|
ok, w takim razie Cie wyratuje :P
To jest wlasnie fajne, ze nie skupiasz sie wylacznie na B&J bo bez kitu, nie dało by się, lub zrobilo by się mdło bo kilku rozdziałach. Postaci z La Push są generalnei sypatyczne i samą temperatura ciała do siebie przyciągają :)
Jednak, pomimo wszystko Jacob jest moją ulubioną postacią w tym ff ( zreszta w sadze tez ) i chyba jakby nie było, to się nie zmieni :)
Aczkolwiek, odmieniasz moje spojrzenie na niektore sprawy z sagi i dziekuje Ci za to bardzo
No, to w takim razie czekamy na nowy chap.
xoxo |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
variety
Wilkołak
Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów
|
Wysłany:
Pią 22:50, 19 Lis 2010 |
|
- Ok, pora stąd wyjść - powiedział Paul masując się po pełnym żołądku.
- Ha, ha... Do dziewczynek ci się spieszy? - zaśmiał się Quil.
- Tak, patrzę codziennie na wasze gęby i z przyjemnością zawieszę wzrok na czymś ładniejszym niż twój wielki nos.
- A co z nim nie tak?
- Nic takiego, doskonale wpasowuje się w krajobraz w rezerwacie. Całkiem jak huba drzewna. Pasożytniczy tryb życia też masz w genach.
- Sam się wpasowujesz. Jesteś szykowny jak rozczochrany bóbr - powiedział urażony Quil.
- Ok, chłopaki, zajmijcie się dopijaniem swojego piwka i idziemy - powiedział Embry patrząc na Jareda i Paula.
- Tak, tak, Paul, pij dużo, będziesz później głownie spał i sikał - nie omieszkał skomentować Quil.
Embry podjął temat.
- Czasem jedno bez przerywania drugiego.
- Dobra, chłopaki, chodźmy, zanim się skończy impreza - ukrócił dyskusję Jared.
Zapłacili, wstali, i na piechotę, w ramach przyspieszenia trawienia, poszli spotkać się z przyjaciółmi Belli. Po drodze był czas na dopracowanie strategii.
- Ok, jak będzie nieznośna to co?
- Ogłuszyć i upić.
- Chyba na odwrót.
- No tak...
- Ale w sumie to dlaczego miałaby dawać po dupie?
- Nie znasz jej? Denerwuje się tym spotkaniem i nami! Chyba dzisiaj faktycznie będzie trzeba zawiesić broń i odpuścić teksty na jej temat. Przynajmniej nie publicznie.
- Na upartego da sie zrobić.
- Słyszałeś jakie miała warunki?
- Bez swatania na siłę!
- Hahaha, na szczęście doktorka NA SIŁĘ nie trzeba swatać.
- Ok, chłopcy, wchodzimy.
- Hej, moment! Embry, co to jest? - powiedział Jared, wskazując na dolną część nogawki chłopaka. Ze spodni wystawał czarny kształt. Wszyscy się pochylili, a Quil podniósł ów przedmiot używając dwóch palców jak szczypiec i zademonstrował reszcie.
- Czy możesz nam wyjaśnić dlaczego brudna skarpetka wypełzła ci sama ze spodni?
Chłopcy dostali takiego ataku śmiechu, że przez chwilę groził im bezdech i śmierć z niedotlenienia. Jak już otarli łzy i byli w stanie wysłuchać wyjaśnień, Embry, który sam się jeszcze trząsł, powiedział:
- Taki wczoraj byłem padnięty, a przed snem mierzyłem spodnie na dzisiaj, żeby się nie okazało, że znowu wszystko jest na mnie za krótkie, a później ściągałem je razem ze skarpetkami. Widocznie została w środku.
- Dobrze, że nie majtki!
- Ok, ekipa! Zanim wejdziemy sprawdzić co jeszcze kryje się w waszych nogawkach, za wyjątkiem tych waszych bibelotów, rzecz jasna - zaordynował Paul.
- Co to jest bibelot? - zainteresował sie Jared.
- Coś małego i sporadycznie używanego, można powiedzieć pełniącego funkcje głównie ozdobne, jak twój...
- Ok, zamknij się!
- Idziemy? Tak!
Jacob stał przy grupce przyjaciół Belli i starał się po raz kolejny w miarę wiarygodnie zdać relację z ich leśnego wypadku, kłamiąc przy tym jak z nut. W tym samym czasie Jessica z przejęciem szeptała dziewczynie do ucha:
- Bella, to wy tak... oficjalnie razem?
- Jak najbardziej.
- Boże, ale ci zazdroszczę! Takie ciasteczko.
- Jess!
- No co, przecież jest boski!
Bella popatrzyła na swojego chłopaka i z uśmiechem odpowiedziała:
- No jest!
- A gdzie reszta chłopców? - zaniepokoiła się przyjaciółka.
- O! Właśnie idą!
Chłopcy wyglądali bardzo malowniczo idąc całą grupą w kierunku Belli i Jacoba. Każdy z nich sporo czasu zainwestował w doprowadzenie swojego wyglądu do standardów zawyżonych przez Jacoba i obiektywnie można przyznać, że trud się opłacił. Chciało się na nich patrzeć.
Panowie przywitali się z towarzystwem, uraczyli komplementami panie i zaproponowali przeniesienie się do baru w celu zamówienia czegoś do picia.
- Co chcecie? - zapytał dziewczyn Jacob.
- Gin z tonikiem - zadecydowała za wszystkich Angela.
- A wy? - Quil zwrócił się do Jareda, Embry’ego i Paula.
- Piwo - powiedział ostatni, ignorując znaczący uśmiech towarzyszy.
- Wódkę z colą - oznajmił Embry.
- Red point - zadecydował Jared.
- A cóżeś ty wymyślił? - z ironicznym uśmieszkiem wyszeptał Embry.
- No co, w kółko pijemy to samo, jak jakieś pospolite kmiotki. Finezji trochę - odpowiedział również szeptem Jared, a chwilę później dodał: - Na filmie słyszałem.
Barman rozdał drinki i na końcu przed chłopakiem postawił ozdobny pucharek z czerwoną zawartością, wisienką i śliczną parasolką w różowe kropki.
Paul zakrztusił się piwem, a Jared miał ogromną ochotę cofnąć swoje słowa o finezji, bo czuł już na co się zanosi. I się nie mylił.
- Jared jest bardzo wysublimowany - zaczął niewinnie Paul.
- Taki... niecodzienny - dorzucił Quil.
- Obeznany w kulturze i sztuce - podchwycił Jacob.
- Gra wieczorami na cytrze ubrany w koszulę z żabotem – dodał Embry.
- I bardzo brzydzi się przeciętnością - zakończył Paul.
- Dosyć - powiedział Jared zza swojej szklanki, którą, dla zniwelowania efektu własnej domniemanej delikatności, opróżniał duszkiem.
- Jak wam mijają wakacje? - zapytała Angie, starając się odzyskać powagę.
- Część zleciała w szpitalu, teraz trochę leniuchujemy, no i imprezujemy, prawda? - odpowiedział Paul.
- Faktycznie tyle jest dzikich zwierząt w rezerwacie? Ten wasz wypadek...
- Tak, czasem się zdarzy jakaś krwiożercza... gadzina - powiedział Paul, nieświadomie patrząc w kierunku tańczącej Leah.
- Jak się dowiedziałyśmy to wprost nie mogłyśmy uwierzyć - powiedziała przejęta Jessica.
- Martwiłyśmy się - dodała Angela.
Po tych słowach chłopcy zostali już zupełnie spacyfikowani. Tak bardzo brakowało im na co dzień damskiego towarzystwa, że sam widok kobiet, nie wspominając o miłych słowach świadczących o zainteresowaniu, wpadali w szampański wręcz humor. Dziewczyny natomiast traktowały ich jako niespotykane dotąd zjawisko. Byli rzadkim połączeniem humoru, energii, oryginalności i siły. Magnetyczne przyciąganie między światem Forks i La Push dawało się tej nocy wyraźnie odczuć.
Jacob objął mnie czule i wyszeptał do ucha: - Pięknie ci w czerni, wiesz?
Miałam na sobie prostą sukienkę w tym kolorze i dosyć odważne jak na mnie czerwone szpilki.
- Tobie też - uśmiechnęłam się, bo on sam miał na sobie czarną koszulę.
- Idziemy tańczyć?
- Ja i taniec?
- Otwórz się na rytm a zobaczysz, że twoje ciało będzie samo reagować. Masz to teraz w sobie, tak?
Przypomniał mi o niespodziewanym efekcie ubocznym krwi Leah.
- Spróbujemy - odpowiedziałam i poszliśmy szukać dla siebie odpowiedniego klimatu. W jednej z sal grała piosenka Jay’a Seana „Ride it” i zatrzymaliśmy się właśnie tam, bo uznałam, że w chwili obecnej taka muzyka do mnie przemawia. Niezbyt szybka, odpowiednia do wspólnego tańca.
Jacob miał rację. Doskonale czułam rytm, zupełnie nie miałam problemów z koordynacją, tak jak już zauważyłam podczas spaceru w lesie, moje ciało się zmieniło. Przychodziło mi to lekko, niemal instynktownie, jak oddychanie. Uzupełniliśmy się z Jacobem prawie idealnie. Miałam jeszcze żywo w pamięci jego taniec z Leah, który mnie tak zdenerwował, a teraz mogłam przyznać, że zatańczyć z nim w ten sposób nie stanowiło najmniejszego problemu. Instynkt, synchronia, wsłuchanie się w muzykę i własne ciało powodowało, że odpowiadałam błyskawicznie na najmniejszy jego ruch. Pewnie te umiejętności były nieocenione w walce, ale my właśnie uczyliśmy się używać ich tylko dla swojej przyjemności. Byliśmy bardzo blisko, niemal ocieraliśmy się o siebie, drażniliśmy nawzajem tak małym dystansem i tym, że tutaj, w tańcu, nie mogliśmy z taką jak zwykle swobodą pieścić się i całować, mimo że oboje właśnie o tym myśleliśmy. Czułam jego rozgrzane ciało przy moim, momentami miałam usta tak blisko jego warg, że dosłownie milimetry dzieliły nas od pocałunku. Cudownie było odczuwać jego męskie dłonie na moich biodrach, wiedzieć, jak potrafią być delikatne nie tracąc przy tym swojej siły, patrzeć w błyszczące oczy i myśleć, ile w nich ognia, kiedy może oglądać moje nagie ciało. Byłam zakochana.
Leah, odkąd pojawiła się na imprezie, nie zdążyła nawet na moment zejść z parkietu. I nie miała też takiego zamiaru. Jedyne zmiany jakie występowały to te przy wyborze muzyki. Słyszała w odległej części lokalu rytmiczne R’n’B i tam też zamierzała się udać. Odtańczyła brawurowo piosenkę Tweet „Oh My”, doprowadzając kręceniem tyłeczka do szaleństwa rosnącą grupkę jej męskich fanów. Najbardziej podobało jej się to, że ta muzyka, dosłownie wchodząca w jej ciało, wprawiająca narządy w wibracje, zmniejsza stres, wyzwala umysł, hamuje myślenie i podsyca odczuwanie. Miała skórę zaróżowioną od wysiłku przyspieszającego krążenie krwi, odczuwała euforię, przy każdym ruchu uwalniała kolejne pokłady własnej, stłumionej do tej pory energii i kobiecości. Wydawało jej się, że miliony elektronów odbijają się od ciała i przyjemnie łaskoczą skórę. Czuła, że iskrzy, odrywa się od własnych lęków, przeszłości, napięć. Później przeniosła się w kierunku muzyki, której tekst wpadł jej właśnie w ucho („Freak me” Another Level). Melodia była lekko frywolna, doskonale odpowiadająca znacznie już lepszemu humorowi Leah. Tańczyła, zmysłowo poruszając się do powolnego rytmu. Nagle na plecach poczuła ciepło i usłyszała znajomy głos.
- Cześć - wyszeptał prosto do ucha Roy, kładąc jedną rękę na jej brzuchu, a drugą na biodrze, i przytulając się w tańcu do pleców. Leah przeszedł prąd. Zdążyła już zapomnieć o zaaranżowanej przez brata randce, a bliski kontakt z męskim ciałem był tak niespodziewany i w pewien sposób nowy (bo ostatni raz dotykała mężczyzny będąc z Samem, czyli naprawdę dawno temu), że dosłownie ją obezwładnił. Serce, ku własnemu zaskoczeniu, zabiło mocniej, bo była przekonana, że ignorowanie doktorka przyjdzie jej z większą łatwością. Problem jednak polegał na tym, że Roy Stone umiał tańczyć. I lubił to robić! Tak naprawdę nieomal zawalił rok studiów medycznych usiłując godzić imprezy z nauką. Na całym wydziale nie było większego fanatyka muzyki niż on. I Leah przekonała się o tym talencie zaledwie minutę później, kiedy pojawił się za jej plecami. A ponieważ taniec jest tańcem i wiele jest w nim dozwolone, Roy Stone doskonale podszedł do tematu uwodzenia Leah. Przecież nie zrobi sceny na cały lokal i nie wytrzaska go po twarzy w miejscu publicznym. Był już dorosłym chłopcem, więc nie zamierzał zgrywać nieśmiałego. Chciał jej dotykać, a taniec pozwalał mu to robić bezkarnie. Leah obróciła się nagle, akurat kiedy zamierzał przysunąć twarz do jej głowy, żeby powiedzieć jej jak cudownie się porusza, i zamiast w ucho wycelował ustami w jej usta. Wiedziała, że to muśnięcie było zupełnie przypadkowe, ale i tak zauważył dziki błysk w jej oczach. Wkurzała się... bardzo dobrze, niech się złości. Największy pożar zaczyna się często od maleńkiej iskierki. Obróciła się do niego bokiem, a on zbliżył się do niej tak blisko, że dotykała biodrem jego ud. Była niższa, włosy łaskotały go w twarz, czuł jej zapach i zastanawiał się, co takiego ta dziewczyna ma w sobie, że wprost nie może się od niej oderwać.
Leah czuła, jak jej krew osiąga stan wrzenia. Sytuacja totalnie wymknęła się jej spod kontroli. Zamiast jednym zimnym słowem spławić go raz na zawsze, tańczyła z nim w bardzo wyzwolony, dla postronnych obserwatorów, sposób, i co gorsza nie zamierzała przestać. Ok, zaskoczył ją swoim nagłym pojawieniem się za jej plecami, ale to nie było wystarczającym powodem, żeby tak od razu lgnąć do jego ciała. Leah miała ochotę wylać sobie na głowę wiaderko zimnej wody. A drugie za pasek szortów.
- No, no, no, medyk daję radę - zdał relację wysłany na zwiady Embry.
- To znaczy?
- Leah nie dość, że nie uciekła, to jeszcze energicznie potrząsa pupą prawie przed samym nosem doktorka.
- Trochę chyba przekoloryzowałeś!
- Nie no, serio, sam widziałem i pupę, i nos! Tańczą!
- Ok, skoro nie musimy jej pilnować to zajmijmy się naszymi lokalnymi ślicznotkami - niecierpliwie zakończył temat Jared.
- A co, znowu zapodasz jakiś oryginalny motyw? Pochwalisz się, że lubisz muzykę barokową? Albo lepisz naczynia z gliny?
- Nie, powiem, że ty fascynujesz się ogrodnictwem i specjalizujesz się w pikowaniu petunii.
- Ogrodnictwem? Powiedz! Chętnie skopię ci... ogródek, i być może nawet zrobię z ciebie bonzai!
Przezbywanki chłopców przerwał powrót Belli i Jacoba z parkietu i ich namowy, żeby oni też dołączyli do tańczącej grupy.
Całe towarzystwo doskonale się bawiło i tylko Leah nie wiedziała jak rozegrać sprawę z coraz bardziej podobającym się jej Roy’em. Tańczyli właśnie do miłego remiksu „You are making me high” i czuła, że robi jej się coraz goręcej, raz za sprawą emocji, jakie budziła w niej ta, nie do końca planowana, integracja, a dwa z powodu wysiłku, bo Roy okazał się dość wymagającym tancerzem, a ona miała już za sobą niemały maraton. Mimo że zwykle nikt kondycyjnie nie był w stanie dotrzymać jej kroku, tym razem proporcje nieco się odwróciły. Taniec przerodził się w rodzaj zabawy. Leah nie wiedziała czym zaskoczy ją partner, gdzie dotknie, jak obróci, bo Roy, jak tylko zrozumiał, że dziewczyna doskonale czuje muzykę i świetnie odgaduje, jak reagować na jego ruchy, dokładał wszelkich wysiłków, żeby się nie nudziła. Poza tym zaparł się, że ją porządnie zmęczy. Cóż tu wiele mówić, chyba należał do facetów, których podniecał widok zarumienionych policzków, wilgotnej skóry i zwijających się w loczki włosów wokół twarzy. Właśnie teraz dotknął jednego kosmyka Leah i pieszczotliwie, nie przestając tańczyć, założył jej go za ucho. Piosenka przeszła w miarę spokojne randez vous, które przetańczyli niemal przytuleni. Oczywiście nie było mowy o dosłownym, pełnym kontakcie, bo Leah powtarzała sobie w myślach jak mantrę słowo "dystans", i ewentualne ocieranie się ich ciał było raczej efektem zaskoczenia niż celowych działań. Roy bawił się to sytuacją, tym przyciąganiem i odpychaniem, traktował to jak element choreografii, w której po scenie finałowej i tak dojdzie do wspólnego zejścia za kulisy. I kiedy piosenka się skończyła wyszeptał jej do ucha, trzymając ją za rękę: - Chodźmy, musisz czasem coś pić... i wytłumaczyć mi grzecznie, dlaczego najchętniej byś mi uciekła.
Tego Leah się nie spodziewała. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że kiedyś dojdzie do zejścia z parkietu, a co za tym idzie do rozmowy, ale nie przyszło jej do głowy, że Roy odważy się wprost ją zapytać, jaki jest powód tego wycofania. Po pierwsze zapytał, zanim zdążyła się tak naprawdę wycofać. I co miała mu powiedzieć? Że jest wilkołakiem? Że nie może się z nim spotykać, ponieważ życia razem i tak sobie nie ułożą, a na krótkie flirty to ona nie ma ochoty, bo już niejedno wycierpiała po tym, jak jej ukochany doznał nieopisanej ludzkimi słowami miłości do jej kuzynki? Jakąkolwiek wersję mogłaby z siebie wydusić, jedna była gorsza od drugiej i generalnie o prawdzie nie było mowy. Więc będzie milczeć!
Usiedli przy stoliku na tyle oddalonym od epicentrum muzyki, że muzyka nie tłumiła ich słów ani myśli.
- Leah... nie jestem dzieckiem, mam już pewien bagaż swoich doświadczeń i umiem wyczuć, kiedy kobietą targają sprzeczne uczucia. Hmm... nie spodziewam się dzisiaj zgody na kolejne spotkania, ale chciałbym, żeby, jeśli takie nastąpią, były one aranżowane za twoją zgodą, a nie z racji sprytu brata. Tak, cóż, wiem jak to wczoraj wyszło. Bałem się, że nie przyjdziesz... bo w sumie dlaczego miałabyś przyjść, do was też sam się wprosiłem. Ale wierz mi, nie mam w zwyczaju buszować w kartach pacjentek i dokonywać tego typu domowych najazdów. W sumie pierwszy raz od bardzo dawna robię wszystko nie po mojemu. Skaczę na głęboką wodę...
Słuchała jego wywodu i cieszyła się w duchu, że nie robi pauz na jej komentarz, bo pojęcia nie miała co mogłaby mu odpowiedzieć. Ona też postępowała na opak, a nawet wbrew sobie, bo uważała się za osobę bardzo logiczną i umiejącą chłodno analizować sytuację (do dzisiaj). A fakty krzyczały "ratuj resztkę godności i uciekaj póki możesz".
Patrzyła w jego zielone oczy, które w sztucznym świetle zyskiwały niemal fluorescencyjny kolor, i pozwoliła mu mówić dalej.
- To znaczy dążę do tego, że bardzo mi się podobasz... i jeśli moje towarzystwo cię nie nudzi i nie denerwuje to może... moglibyśmy więcej czasu spędzać razem.
Leah milczała licząc na to, że zanim będzie musiała odpowiedzieć, jakiś nagły kataklizm przerwie jej już po pierwszym słowie.
- Czyli... nie...
- Roy... ja po prostu... hmm... nie wiem jak to ująć. Ja nie bardzo widzę siebie w roli w jakiej ty mnie widzisz.
- Ale ja nie widzę ciebie w żadnej innej niż obecnie. Po prostu chcę, żebyś czasem gdzieś ze mną wyszła albo ja mógł być u ciebie. Tylko o czas cię proszę, bo reszta jest nieprzewidywalna, a my znamy się krótko.
- Roy, ja chyba nie jestem taka, jak tobie się wydaje.
- Jesteś zagadką, niezależną, pewną siebie kobietą, której uroda onieśmiela, a jednocześnie zagubioną dziewczynką, którą chce się trzymać w ramionach i pokazywać tylko najlepsze aspekty życia chroniąc przed resztą.
Leah przygryzła dolną wargę. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się.
- Czyli nie wyłączysz telefonu jak zadzwonię?
- Nie.
Roy odetchnął z ulgą. Kiedy musiał z nią rozmawiać ogarnął go strach, gdzieś uleciała jego pewność siebie, ale odważył się przejść do sedna, bo kto, jeśli nie mężczyzną z charakterem, mógł znaleźć uznanie w oczach kobiety, która ryzykując życie uratowała człowieka.
Chłopcy raz zmotywowani do tańca nie pozwalali dziewczynom zejść z parkietu. Szczególnie, że żeńska grupka powiększyła się o przyjaciółki Jess. Impreza rozkręciła się na całego.
Starałam się nie pozwalać Jacobowi na zbyt otwarte pokazywanie światu swoich uczuć do mnie, bo nie chciałam zostać główną gwiazdą wieczoru wśród moich koleżanek. Jake na szczęście doskonale to rozumiał, a nawet bawiła go sytuacja, w której zamiast dotyku muszą nam wystarczyć słowa. Mógł wyszeptać mi do ucha dwa sugestywne zdania, a ja gotowa byłam wytargać go z tej imprezy i zgwałcić w pierwszej lepszej bramie. Atmosfera między nami nieprzerwanie wrzała.
- I co byś robiła tu beze mnie?
- Ze znudzoną miną piła piwo w kącie opędzając się od Mike’a. A ty?
- Tańczyłbym z Jess.
- Nie sądzę. Po pierwszej minucie padłaby zemdlona z wrażenia i musiałabyś ją reanimować.
- Usta w usta?
- Tak, dla potrzeb chwili mogłaby nawet udawać bezdech.
- Później z Angie i tą jej ładną kuzynką.
- Tak, tak, nie wątpię, zaistniałbyś tutaj jak nic! Ja tańczyłabym z Erikiem i na pewno chciałabym bliżej poznać kuzyna Jess, który, muszę przyznać, ma piękne niebieskie oczy.
- Taaaak?
- Chyba nie jesteśmy tacy hermetyczni, żeby zamknąć się na innych ludzi? - zapytałam z szelmowskim uśmieszkiem.
- Skąd! Więc mogę zrobić konkurencję chłopcom?
- Ależ oczywiście – odpowiedziałam. - A ja dotrzymam towarzystwa męskiej części mojej szkolnej paczki. Takie z nich osamotnione bidulki...
- Aha. - Popatrzyłam mu w oczy, podnosząc się z zamiarem spełniania swoich obietnic. - Wiesz jaki mam próg tolerancji?
Jacob się roześmiał, pocałował mnie w usta i odpowiedział: - Nawet jak się na mnie rzucisz to chyba dam sobie radę.
I tak eksperymentalnie rozdzieliliśmy się, głównie po to, żeby się nawzajem podrażnić, ale też aby nie wyjść na dzikusów nie mogących się od siebie odkleić.
Leah i Roy, mając sprawy wstępnie wyjaśnione, wrócili do tańca. Rozmawiali trochę o muzyce, pracy doktora, jej potrzebie oderwania się nieco od własnych korzeni i jego pragnieniu ucieczki od cywilizacji. Czy kompromis był możliwy do osiągnięcia?
Roy zaczynał dyżur za kilka godzin, Leah była zmęczona, bo wstała o świcie, pracowała fizycznie cały dzień, a większą część imprezy przetańczyła, więc obydwoje równocześnie zechcieli wracać. Ponieważ reszta towarzystwa doskonale się bawiła Leah przystała na propozycję odwiezienia jej do La Push. Z Port Angeles była to dosyć długa droga i jeśli chciała wrócić do domu przed świtem nie miała innego wyjścia, tylko wsiąść do czarnego volvo.
Chłopcy robili sobie małą przerwę uzupełniając płyny przy barze.
Trochę zdziwili się na widok Leah idącej z Roy’em w ich kierunku, szczególnie, że on obejmował ją w talii szepcząc coś na ucho, a ona... i to było niewiarygodne, KOKIETERYJNIE się śmiała.
- Roy odwozi mnie do domu - powiedziała chłopcom jak tylko dotarła do baru.
- Absolutnie! My cię odwieziemy! - włączył się Quil pamiętając o liście warunków przedstawionej przez Jacoba.
- Tak, zaraz wracamy, tylko zadzwonimy po Sama i Emily - dodał Jared.
Wzrok Leah mógłby spopielić człowieka na miejscu pod warunkiem, że ten był świadomy jej gniewu. Chłopcy nie byli. Widocznie pewne ilości alkoholu, fale hormonów i ogłuszenie muzyką nie dodawało im błyskotliwości.
- Nie, Leah wraca ze mną, zaczynam dyżur wcześniej i ją odwiozę - Roy zajął stanowisko, rozbawiony nagłą chęcią chłopców odtransportowania Leah do domu.
- E tam, posiedzi z nami jeszcze chwilkę, przecież jutro jest niedziela, nie ma nic do roboty, wyśpi się dziewczyna, a ty jedź skoro już musisz, pacjenci cię potrzebują, prawda? Musisz być wypoczęty - dołożył swoje Paul.
A propos odpoczynku Leah właśnie wizualizowała, jak Paul śpi snem wiecznym, ale wysyczała przez zaciśnięte zęby:
- Właśnie, że mam jutro robotę, organizuję warsztaty kultury indiańskiej. Główny temat to skalpowanie, a ty będziesz służył za model!
Wzięła Roy’a za rękę i pociągnęła w kierunku wyjścia, po drodze rzucając do Jacoba:
- Mam nadzieję, że od jutra zaczniecie próby!
Jacob miał nadzieję, że nikt tego nie usłyszał, ale niestety chłopcy słuch mieli doskonały.
- Hej, jakie próby? Teatrzyk wystawiasz?
- Raczej... koncert. Zaraz wam wytłumaczę - zaczął Jake ze spuszczoną głową.
- Znam tą muzykę, co to takiego? – zapytała, gdy tylko Roy uruchomił imponujący sprzęt grający należący do wyposażenia samochodu.
- Muzyka filmowa.
- „Miasto Aniołów”? Mogę?
Leah ustawiła płytę na kawałek Petera Gabriela „I Grieve”. Podkręciła głośność i przymknęła oczy.
- O czym myślisz?
- O synchronii.
- Trudny temat.
- Gdyby nie było takich jak ja, nie byłoby takich jak ty.
- To znaczy?
- Gdyby nie było umierających dusz, nie byłoby też aniołów chcących te dusze wskrzeszać. Ocaliłeś mnie.
Roy uśmiechnął się. Nie wiedział jednak, że Leah ma na myśli nie tylko jego opiekę lekarską.
Jechali w milczeniu. Po chwili Roy powiedział:
- Teraz ja puszczę ci ulubiony kawałek. – (Sarah Mclachlan „Angel”). Dodał: - Myślisz, że głupio żyć nadzieją?
- Nie wiem, ale dla mnie byłaby to spora odmiana.
- Dlaczego tyle w tobie smutku?
- Rozczarowałam się, zresztą nie mówmy o tym.
- Każdy z nas przeżywa ciosy. To nas hartuje albo niszczy. Nie masz wpływu na to co przyniesie ci los, prawda? Możesz jednak decydować o tym, jak zareagujesz i w co to zamienisz. W mądrość i siłę czy zgorzknienie. Ja mam w sobie dużo nadziei. Ona umiera z każdą nieudaną miłością i wymykającym się życiu pacjentem, ale później pojawia się na nowo.
Znowu chwilę milczał.
- Operowałem twoje przebite żebrem płuco, rozszarpaną wątrobę, masowałem serce tak bardzo nie chcące podjąć pracy i myślałem, że jeśli przeżyjesz, to będzie znak.
- Jaki znak?
- Że świat nie podlega tylko zimnym prawom fizyki, chemii i matematyki i coś więcej nim kieruje.
- Co?
- Magia.
Leah się zamyśliła. Magia... Nawet nie wiedział, ile prawdy jest w jego słowach.
- Nie lubię myśleć, że życie jest dokładnie takie, jak widać na pierwszy rzut oka. Że patrząc na człowieka, jego powierzchowność, wiemy już wszystko. Według mnie wielu z nas ma swoje tajemnice. I to właśnie one sprawiają, że stajemy się wielowymiarowi. To znaczy... hmm... nie wiem, czy mówię w miarę klarownie, pociąga mnie kalejdoskop, jakim jesteśmy.
- Kalejdoskop?
- Nasza zmienność. Niby składniki są te same, ale w zależności od tego, jak nami potrząśnie życie, układamy coraz to nowszy obraz. Właściwie za każdym razem sami stajemy się innym obrazem.
To porównanie jej sie podobało.
- A co jeśli tajemnice, do których tak garniesz, są mroczne i więcej dodają osobie cienia niż blasku?
- Cień czy blask... nie ważne. Jedno i drugie dodaje przede wszystkim głębi. Jak w obrazie gra świateł... Jakbyś miała opisać jaka cecha najbardziej cię rozświetla, to co byś wymieniła?
Dla Leah było to trudne pytanie, bo generalnie niewiele jej się w sobie podobało. Najwybitniejszy czyn, jaki stał się jej udziałem, czyli uratowanie życia Belli, był po części wynikiem wilczego instynktu i nieszczęsnego wpojenia, więc nie traktowała własnej odwagi jako pierwszorzędnej zalety. Miała spory problem z odpowiedzią. Po chwili milczenia Roy powiedział:
- Ja odpowiem za ciebie: jesteś wojowniczką.
Leah parsknęła śmiechem. Nie mylił się, ale jeszcze nie miał o tym pojęcia.
- Coś, jakieś wydarzenie, bardzo cię zraniło, i od tej pory walczysz. Sama ze sobą. O prawo do szczęścia, które niestety zawsze pociąga za sobą ryzyko. Walczysz, bo chcesz mieć kontrolę, pewnie już raz ją straciłaś, teraz nie chcesz do tego dopuścić. Myślisz, że jutro zależy od ciebie i nie chcesz robić błędów, a z drugiej strony nie sposób zatrzymać biegnącego czasu, który, choćbyśmy nie chcieli, zmienia nas i nasze otoczenie. A ich nie da się uniknąć. Może ja jestem taką zmianą? Będziesz ze mną walczyć?
Leah była zaskoczona jego otwartością. Dla niej te tematy nigdy nie były poruszane i analizowane. Lubiła wyobrażać sobie w swoim życiu stałość, choćby oznaczała samotność. Do tej pory każda zmiana była zmianą na gorsze.
Odpowiedziała pytaniem:
- A ciebie co rozświetla?
- Przekonanie o poprawności swoich czynów - odpowiedział bez wahania. - Wiem, odbierzesz to jako pewność siebie i wiarę w nieomylność... To nie tak, w pracy muszę być pewien tego co robię, inaczej nie byłbym chirurgiem. W życiu często mam wrażenie, że bardziej wiem czego nie chcę, niż tego, czego chcę, ale jak już podejmę decyzję nigdy jej nie cofam i brnę do przodu - uśmiechnął się do siebie.
Leah czuła, że mówi teraz o niej.
- Co jest twoim cieniem? - zapytał po chwili.
- Racjonalizm.
- Dlaczego?
- Bo nie pozwala mi mieć nadziei. Nadzieja jest matką głupich.
- Wracamy do początku naszej rozmowy.
- Na początku nie zdążyłam ci powiedzieć, że to nas różni.
- Jesteś odważna, a jednak są rzeczy, których się boisz... na przykład mieć nadzieję.
- Nie chcę się znowu rozczarować.
- A nie obawiasz się, że gorzej nic nie czuć niż odczuwać ból? Otarłaś się o śmierć. Twoje ciało żyje, daj istnieć też duszy. Życie musi boleć. Jest w nim wiele piękna, ale najjaskrawiej widzimy je, kiedy zestawimy z brzydotą. Czym byłaby słodycz bez goryczy? Skąd w ogóle wiedzielibyśmy, że jest przyjemność, jeśli nie znalibyśmy cierpienia? Ja pojmuję życie całościowo. I tak też je cenię. Wiem też, że z łatwością złamałabyś każde serce, a jednak podejmę ryzyko, wiesz?
Leah brakło słów.
Roy zmienił płytę w odtwarzaczu i puścił nastrojowy utwór z filmu „Elegia” („Spiegel Im Spiegel”). Przy okazji oddał się opowieści o fabule filmu, umiłowaniu dobrego kina, a kiedy skończył swoją tyradę spojrzał na Leah i zobaczył, że śpi wtulona policzkiem w jego sweter, który leżał przewieszony przez jej siedzenie. Nasycił oczy widokiem jej spokojnej, pięknej twarzy i lekko ściszył muzykę, żeby jej nie budzić.
Seth siedział przed domem patrząc w otaczającą go nieprzeniknioną czerń pogrążonych w mroku drzew i rozmyślał. Miał nadzieję, że nie dojdzie do skandalu i rękoczynów w Port Angeles, chociaż nie byłby tym przesadnie zdziwiony. On sam nauczył się już rozpoznawać i czasem odpędzać nachodzące burze, które była w stanie własnoręcznie rozpętać Leah, jednak po reszcie watahy wcale nie spodziewał się takich talentów. Raczej miał powody sądzić, że prędzej przyczynią się do awantury niż ją załagodzą.
Nagle w mroku mignęły mu światła samochodu. Pod dom podjechało volvo, wysiadł z niego Roy, otworzył drzwi od strony pasażera i na rękach wyniósł z samochodu jego siostrę.
"Zwłok by nie wiózł taki kawał drogi" uspokoił się w duchu Seth. "Pijana, czy co?”
Doktor zrównał się z nim i szepnął: - Śpi. Zaniosę ją do łóżka.
Seth bez słowa komentarza, starając się nie okazywać zdziwienia, poprowadził Roy’a do pokoju Leah, rozścielił jej łóżko, poczekał, aż doktorek ściągnie jej buty i wyjdzie z pokoju, i zgasił światło.
- Była bardzo zmęczona.
- Okej - powiedział mało elokwentnie Seth, bo szczerze mówiąc nie oswoił się jeszcze z myślą, że wyjeżdżająca z domu wściekła tygrysica wróci jako uśpiony kociaczek.
- Jak możesz to powiedz jej rano, że zadzwonię.
- Okej...
- I... daj jej to - dodał Roy, podając Sethowi płytę z samochodu.
- Okej...
- I sam idź, chłopie, spać, bo coś na przemęczonego wyglądasz.
- Okej... to znaczy, tak... pójdę. Dobranoc - powiedział Seth, mając ochotę się spoliczkować za swoją mocno ograniczoną błyskotliwość.
Roy wsiadł do samochodu i pojechał do domu złapać trochę snu przed dyżurem, jaki czekał go nazajutrz.
Matko kochana, forum dopadła zaraza czy mega leń? Ech...dojmująca ta cisza!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
mermon
Wampir weteran
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 177 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Sob 0:26, 20 Lis 2010 |
|
Przeczytałam teraz ciurkiem oba ostatnie rozdziały. Dzięki za nie.
Fajnie, że nie widzimy akcji tylko oczami jednej osoby.
Bardzo podoba mi się rozmowa doktorka z Leah. Głęboka i mądra. Skąd ty masz takie życiowe przemyślenia? Dobrze, że nie dał się spławić. Nie sadziłam, że polubię Leah, a jednak. Jest mi coraz bliższa. Teraz nie czekam tylko na chwile Belli i Jacoba, ale na rozwój sytuacji między Leah a doktorkiem również.
Rozmowy sfory, jak zwykle cudne.
Do następnego razu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
sheila
Zły wampir
Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.
|
Wysłany:
Nie 21:34, 21 Lis 2010 |
|
variety, zdarza się, ludzie mają lenia i trudno sie czasami zbrac do czegokolwiek
rozdzial przeczytany, zabieram się więc do mej wypowiedzi ( wybacz, nie mam weny na komentarz z długimi wywodami, wgl jakis flak jestem ) .
w rozdziale mało Jacoba i Belli, za to przyblizenie nam postaci Leah i sfory w mniejszym stopniu. Chłopcy / chłopacy sa przesłodcy! Boziu, zcemu w moim otoczeniu nie ma tak przystojnych i sympatycznych postaci jak oni? Nie powinno tak być. Myslałam, że będzie bardziej przyblozona scena podrywu dziewczyn przez wilki. Ale cóż, dobre i to! Oczywiscie uśmiałam się, wszytsko sobie wyobraziłam i jestes coraz bardziej w nich zakochana.
Rozmowa Roy'a z Leah. Facet magia, naprawde. Leah dupo, moze sie i boisz, ale bierz go, bo druga taka okazja moze Ci sie nie trafić! Doktorek jest naprawde cute, jego tez bym chciała poznać ^^ umie podejśc Leah, tak tak, niech robi tak dalej, moze nasza smoczyca nareszcie sie otworzy, bo to fajnei by bylo tak przeczytac jak mięknie i się zakochuje.
Błyskotliwośc Seth'a tez best. Biedaczek, jest uroczy, gdy tak się przejmuję siostrzyczką. Szkoda, że nie mam młodszego rodzeństwa. Ehh.
Rozdział rzeczywyscie pojawił się szybko i niech tak będzie częsciej!
xoxo
edit: za to, że tak słabo skomentowałam, na przeprosiny mam dla Ciebie takiego słodkiego przytulaska nie mogłam się opanować !
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez sheila dnia Nie 21:53, 21 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
variety
Wilkołak
Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów
|
Wysłany:
Wto 12:41, 23 Lis 2010 |
|
- Boysband?! - chłopcy patrzyli z niedowierzaniem na Jacoba, który wydusił z siebie wreszcie co miała na myśli Leah mówiąc o próbach.
- Zdurniałeś? - zapytał Jared.
- O tak, ty byś pewnie coś lepszego wymyślił! Musiałem improwizować! I co? Nie było rezultatów? Były!
- Jak wystąpimy publicznie ŚPIEWAJĄC to będzie uroczysty koniec naszego image’u - złapał się za głowę Quil.
- Twojego nie, Jared - powiedział Paul, a reszta chłopców wybuchła śmiechem przypominając sobie różową parasolkę w drinku.
- Spokojnie, nie traktujmy tego śmiertelnie poważnie. Wybierzmy coś lekkiego, zabawnego i potraktujmy jako żart - zaproponował Jacob.
- Nie podoba mi się to - powiedział z kwaśną miną Paul.
- Człowieku, zamieniasz się w wilka, rozszarpujesz wampiry, a nie widzisz siebie w roli piosenkarza. Nie marudź!
- Masz racje, potraktujemy to jako dowcip i nie będziemy się przejmować - zgodził się Quil.
- Raczej nie mamy wyjścia... Sprawa honorowa - zrezygnowanym głosem podsumował Jared.
Wytańczyłam się za wszystkie czasy z każdym chłopakiem z mojej paczki, jak również z watahy, bo generalnie towarzystwo się całkiem zmiksowało i świetnie bawiliśmy się wszyscy razem. Moje koleżanki z zachwytem przyjęły towarzystwo Jacoba, który dwoił się i troił, żeby umilić im czas. Gości w lokalu było coraz mniej i pomału zbieraliśmy się do wyjścia.
Już na parkingu, wsiadając do furgonetki Emily, chłopcy zaproponowali: - Następna impreza w La Push! - Na co paczka z Forks przystała z ogromnym entuzjazmem.
Emily odwiozła mnie pod dom, pocałowałam Jake’a i umówiłam się z nim na wieczór, bo planowałam odespać i poprzebywać trochę z tatą.
Chyba zmęczenie generowało męczące sny. Znów nie było mi dane odpocząć.
Obraz wrócił, ale jakby od konkretnego momentu.
Patrzyłam w pociemniałe od głodu oczy Edwarda i widziałam w nich ból. Kobieta stojąca obok niego uśmiechnęła się ukazując wampirze kły i rzuciła na stojącego po mojej prawej stronie człowieka. Jacob trzymał mnie za rękę, wyrywałam mu się, wstrząsały mną dreszcze...
Obudziłam się krzycząc.
Kiedy ja starałam się ponownie zasnąć, uspokajana przez mojego ojca, który jak zwykle przybiegł natychmiast zaalarmowany moim wrzaskiem, na zamku w Volterze dokonywała się prezentacja pewnej oferty.
Siedząc na antycznych krzesłach członkowie szlacheckiej wampirzej rodziny rozwijali przed swoim gościem ich wizję sprawiedliwości.
- Wydawało ci się, że możesz wchodzić w drogę naszej rodzinie, łamać kodeks? Zabijać naszych żołnierzy? Ludzkie uczucia i pobudki nas nie interesują, bo nie jesteśmy ludźmi. Twoje postępowanie traktujemy jako zwykłe przestępstwo i nadzwyczajną głupotę - zaczął Kajusz.
- Zdajesz sobie oczywiście sprawę, że ingerencja w nasze plany podlega surowej karze? - dodała z uśmiechem Jane.
- Nie możesz równocześnie być wampirem i chronić dziewczynę przed resztą pobratymców - ponownie przemówił Kajusz.
- Nie można mieć wszystkiego.
- A jeśli można? - wtrąciła się Chelsea.
- Gdyby nawet, to spełniając pewne warunki. To znaczy płacąc nieuniknioną cenę - dopowiedział Alec.
- Nie chcesz, żeby Bella zginęła? - zapytała Jane ze słodką miną.
- Wiesz, że nie będziesz z nią żył, bo kocha innego. Zdajesz sobie sprawę, że nawet jeśli ten związek by się rozpadł, Bella nie chce przemiany, więc musiałbyś to zrobić wbrew jej woli. Co za ironia - dodała po chwili.
W słowo wszedł jej brat.
- A jeśli my byśmy to zrobili? Też wbrew jej woli, ale bez twojej bezpośredniej winy?
- Gdyby stała się jedną z nas... Mógłbyś ją mieć na wieki - powiedział Aro.
- Potrzebowalibyśmy tylko odrobiny twojej pomocy, co chyba nie jest wielkim wysiłkiem, zważywszy na to, ile osiągniesz korzyści - wtrącił się Alec.
- Inna opcja jest taka, że nie zmuszamy nikogo do niczego i po prostu ją zabijamy. Musi ponieść karę - dodała Jane, jakby nie mogąc się doczekać takiej możliwości.
- Ty oczywiście będziesz na to patrzył, a może nawet brał czynny udział - dodał Kajusz z łagodnym uśmiechem.
- Zdecyduj się. Chelsea odprowadzi cię do miejsca, w którym będziesz mógł przemyśleć naszą łaskawość - zakończył Aro.
Seth wstał wcześniej z postanowieniem, że dokładnie wypyta się siostry co działo się poprzedniego wieczoru. Przygotował się do tego zadania skrupulatnie: zrobił jej kawę i puścił muzykę, którą kazał jej podarować Roy. Leah pojawiła się w kuchni kilka minut później, obudzona krzątaniną brata i zapachem aromatycznego napoju.
- Co to za płyta? - powiedziała zamiast „dzień dobry”.
- Dla ciebie od Romea.
Leah nic nie odpowiedziała, tylko usiadła przy kuchennym stole i wzięła od brata swój kubek.
- No mów - niecierpliwił się Seth.
- Co mam ci opowiadać, impreza jak impreza. Tańczyłam.
- Z nim?
- Też
- I...
- I co?
- Fajnie było?
- Seth, odczep się, chłopcze, ode mnie. Coś ty się tak uparł, żeby mnie swatać, co? Wiem, że chętnie byś się mnie z domu pozbył, ale spokojnie, z facetem czy bez niedługo się wyprowadzę. I poza tym cała ta afera wokół mojego domniemanego przyszłego-niedoszłego romansu to bzdura. Jak ty to sobie w ogóle wyobrażasz? Że zakocham się z wzajemnością i pewnego dnia, podczas wspólnej kolacji z jego rodzicami, wstanę i powiem z uroczym uśmiechem: „przepraszam, kochani, ale muszę na moment zamienić się w wilkołaka i zagryźć wampira, co siedzi tam pod ścianą. Zaraz wracam. Aha, mam nadzieję, że ma ktoś zapasowe ubranie, bo z tej sukienki zostaną strzępy”... Co? Jak uważasz, mam szanse?
Leah miała racje.
- Siostra, ale Emily jakoś żyje z wiedzą na nasz temat.
- Emily to Indianka, wychowana jak my na tych durnych legendach. Zapewne przeżyła szok, ale na pewno nie taki, jaki przeżyłby zwykły biały człowiek, który dorasta z przeświadczeniem, że świat jest racjonalny i daje się wytłumaczyć za pomocą wzorów matematycznych.
- Ale bardzo mu się podobasz.
- A ty skąd to niby wiesz?
- Zasnęłaś w jego samochodzie, przyniósł cię na rękach do sypialni i…
- Na rękach?
- A co, miałem taczki proponować?
- Debil!
- Normalnie się wzruszyłem, tak delikatnie się z tobą obchodził. Wszystko, tylko żeby nie obudzić swojej księżniczki. I buciki ściągnął, a gdybym twojej, wątpliwej zresztą, cnoty nie pilnował, to i w koszulkę by cię przebrał. Chociaż cóż niby ciekawego by przy okazji oglądnął? Operował cię, to pewnie dobrze wie co gdzie masz... I jakiej wielkości.
- Milcz! Zatrzymałeś się w rozwoju dziesięć lat temu!
- W każdym razie widać było jak patrzy na ciebie.
- Jak?
- Jak na największy skarb, najdelikatniejszy kwiat, motyla niespotykanego gatunku... Jak... na wiekową whisky, o szlachetnym smaku, jak na nowy model porsche, jak...
- Chyba cię ponosi, brat - parsknęła śmiechem Leah.
- No dobra, jak na trudną perforację jelita grubego, której reperowanie będzie ogromnym wyzwaniem, ale też frajdą.
Wzięła wiszącą na haczyku kuchennym ścierkę i zamachnęła się na Setha, żeby zdzielić go przez głowę. Jak zwykle brat był szybszy. Uciekając z kuchni krzyknął jeszcze przez ramię: - Jak na otwarte złamanie z przemieszczeniem. - A później wybiegł przed dom i spod okna kuchennego dorzucił: - Jak na oberwaną śledzionę. – Wiedząc, że igra z ogniem, pognał w stronę lasu, zaśmiewając się do rozpuku.
Leah nie miała zamiaru gonić Setha. Uśmiechnęła się tylko pod nosem i zajęła piciem kawy. Brat zachowywał się dziecinnie i drażnił ją swoimi uwagami, radami i pokątnym knuciem intryg wiodących, według niego, do jej szczęścia, ale wiedziała, że to raczej wynik troski niż złośliwości. Czasem, co zdarzało się niezwykle rzadko, stać ją było na obiektywizm i przyznanie, że otaczana jest przez mężczyzn, którzy mimo, że im tego nie ułatwiała, bardzo o nią dbali. Pomyślała o tym, jak wczoraj Roy powiedział jej, że chce zaryzykować przy niej złamane serce, i znowu uśmiechnęła się do siebie. Leah jako femme fatale... Dobre sobie. Chociaż, z drugiej strony, dlaczego nie? Była kobietą z krwi i kości, stać ją na rozkochanie w sobie mężczyzny. Niestety powracająca wizja dziewczyny przemieniającej się w wilka w najmniej odpowiednim momencie nie dała się tak łatwo usunąć z podświadomości. Leah westchnęła i poszła się wykąpać.
Seth siedział na klifie i patrzył z góry na wzburzony ocean. Myślał na temat życia, które dostępne było dla niego gównie z pozycji obserwatora. Miał zaledwie 15 lat, ale sporo już rozumiał, będąc świadkiem niektórych, często dramatycznych, wydarzeń mających miejsce w rezerwacie. Seth pielęgnował w sobie dziecięcy entuzjazm, wiarę w uczucia i optymizm, którego nie zdążyło zniszczyć rozczarowanie ludźmi. Wielokrotnie zresztą miał rację i swoim prostym, szczerym podejściem do życia udowadniał, że droga do szczęścia nie musi być aż tak kręta, i że właśnie uczciwość i jasne określanie swoich oczekiwań może w linii prostej prowadzić do sukcesu. Dorośli jednak zdawali się coraz mniej to rozumieć.
Spałam do południa. Rano, zaraz po otworzeniu powiek, sprawdziłam skrzynkę mailową i z rozczarowaniem stwierdziłam, że Alice nadal nie odpisała. W głowie pozostał mi obraz, który widziałam we śnie i naprawdę bardzo mocno liczyłam na to, że dziewczyna widziała coś więcej w swoich wizjach. Poszłam na dół zrobić sobie coś do zjedzenia i od razu zająć się przygotowywaniem obiadu. Do wieczora miałam w planie spędzić czas zajmując się domem. Tęskniłam za Jacobem i beztroską.
Embry, Quil, Jared i Paul spotkali Setha idąc przez las do domu Blacków.
- Stary, żałuj, że tego nie widziałeś. Dziewczyna ma w sobie ogień - powiedział Jared na temat Leah.
- Mam ten ogień na co dzień, czasem czuć nawet swąd i siarkę.
- Robiła wrażenie - dodał Paul.
- Ale tak to nic, zero awantur? - zapytał zdziwiony Seth.
- No, na końcu coś nie była zadowolona, że chcemy ją odwieźć - przypomniał sobie Quil.
- Jak to odwieźć, przecież doktorek ją przywiózł.
- Bo nie chciała jechać z nami.
- A po cholerę miałaby jechać z wami, przecież chodziło o to, żeby się bliżej poznali!
- No ale słyszałeś co mówiła Jacobowi. Żeby nie wciskać jej do jego samochodu.
- Jak Boga kocham, ona ma czasem rację, że wspólnie jesteście posiadaczami jednego tylko zwoju... i to tego odpowiedzialnego tylko za fizjologię, a nie procesy myślowe. Przecież jest subtelna różnica między wciskaniem a przeszkadzaniem! Jak już sama chciała, to trzeba było odprowadzić do samochodu i osobiście dopilnować, żeby nie zmieniła zdania, a nie utrudniać!
- Znalazł sie strateg - wymruczał Jared, a Quil dodał oburzony:
- Ty masz tą babę w domu, a my z doskoku. Kto by za kobietą nadążył?!
Seth wzniósł oczy do nieba i westchnął. Młodszy czy nie, w jednej dziedzinie już nad nimi górował - poskramiał złośnicę niemal zawodowo.
Jacob leżał na łóżku i fantazjował o swojej dziewczynie, kiedy usłyszał pod swoim oknem męski, nieskładny chórek śpiewający:
Let me lick you up and down
Til' you say stop
Let me play with your body baby
Make you real hot (Freak me)
Wychylił rozczochraną głowę przez okno i powiedział:
- Albo nie wytrzeźwieliście, albo mam wzięcie, które mnie przerasta!
Zniesmaczony Embry krzyknął:
- Black, ty idioto, kawałek wybraliśmy!
Jake poczuł ulgę, szybko ubrał jeansy i wyszedł przed dom do czekających chłopców.
- Taaak, dwadzieścia lat prób i będzie z was zespół - powiedział im na powitanie.
- Nie można się wygłupić, bo jak już coś robimy to z klasą, tak? - powiedział Jared.
- Ok, chłopaki, kawałek może być, Leah tańczyła do tej muzyki kiedy Roy do niej podszedł, sam widziałem. Przypomni sobie gorący klimacik, może nie zwróci uwagi na resztę. Chociaż wątpię, znając jędze będzie się pokładać ze śmiechu w trakcie i jeszcze parę lat później - powiedział Paul.
- Chłopaki, pominąwszy, że nie umiemy śpiewać, to trzeba wymyślić jeszcze choreografię i strój sceniczny, nie? Ile mamy czasu? - zapytał Quil, a Embry mu odpowiedział:
- Góra dwa tygodnie, chociaż jeśli będzie pogoda imprezę zrobimy już za tydzień.
- Rozpiszemy tekst, tak żeby każdy odśpiewał kawałek, a później refren chórkiem, nie? - włączył się Seth.
- Tak, lepiej dawkować widzowi męki, zanim dojdziemy do kulminacji - z przekąsem podsumował pomysł Quil.
- Będzie dobrze, widzę to - ożywił się Jacob.
- Widzisz? A co brałeś? Ja chcę to samo!
- Zacznijmy od ściągnięcia muzyki i tekstu. Seth, działa ci internet?
- Jasne! Przynajmniej w nocy działał.
- Monitor też działał? Oczka nie bolą od oglądania dupeczek?
- Głupek!
- Układzik będzie prosty: ten kto śpiewa ogranicza się do minimum, reszta skupia na sobie uwagę ruchem. Tańczyć umiemy, nie będzie problemu, trochę gestów dla poparcia tekstu... - włączył się Jared.
- Cholera, jeśli reszta jest taka jak to, co słyszałem, to ja wymiękam. W waszym towarzystwie nie zamierzam czynić do tego tekstu żadnych gestów - wzdrygnął się Jacob.
- Ale z was bałwany! O słuchaczkach myślcie! Zaśpiewamy dla laseczek, jasne? Będą zachwycone! Wyobraźcie sobie: piski, ich pobudzona wyobraźnia... - rozochocił się Embry.
- I radosne stadko tarzające się na trawie ze śmiechu, w tym moja siostra z niekontrolowanym napadem czkawki.
- No coś ty, staniki pofruną w naszą stronę, stringi...
- Prędzej buty.
- Dosyć! Przestańcie marudzić i do roboty! Za godzinę zbiórka na polanie, weźcie ze sobą mp3 i kopie tekstu!
Chłopcy się rozeszli, a każdy z nich miał inną wizję występu.
Wczesnym wieczorem Charlie pojechał na ryby, a ja czekałam na wizytę Jacoba.
Pojawił się tym razem przy drzwiach wejściowych, a nie jak zwykle w oknie, i przywitał mnie promiennym uśmiechem i pytaniem:
- Jak się miewa moja gorąca tancereczka?
- A mój nienasycony kobietami seksowny uwodziciel?
- Zazdrosna?
- W życiu! Chyba nie przeskrobałeś czegoś jak tańczyłam?
- Tak, pozbyłem Angie bielizny podczas tańca. Takie mam sprawne paluszki! A ty?
- A ja wymasowałam Mike’owi migdałki jak nie patrzyłeś.
- Jakby tak było to Charlie pracowałby teraz na miejscu zbrodni.
- Kochanie, mam ochotę masować tylko twoje migdałki.
- Wolałbym, żebyś pomasowała mi...
- Ledwo przyszedłeś, a już takie życzenia!
- Miałem na myśli barki. A ty ciągle myślisz o jednym!
Oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Odespałeś?
- Raczej nie, rano chłopcy zrobili mi pobudkę.
- W niedzielę? Lunatykują?
- Nie, mają... pewne zadanie do wykonania i się nagle bardzo pilni zrobili.
- Zadanie?
- Hmm... to dosyć skomplikowane. Chociaż nie, bardziej głupie niż skomplikowane. Wyciągnąłem Leah na tą imprezę kłamiąc jej, że zaśpiewamy i zatańczymy na następnej imprezie jako boysband z pełną choreografią. Nie śmiej się, błagam.
Zdusiłam w sobie chęć parsknięcia śmiechem i z czułością pogłaskałam go po głowie, mówiąc:
- Biedactwo.
- Lepiej zmieńmy temat, bo po dzisiejszej próbie grozi mi, że do końca życia będę nucił ten przeklęty kawałek. Mam natręctwo! I nie wiem co gorsze: muzyka czy obraz Paula, jak natchniony śpiewa swój fragment patrząc na mnie.
Jak tylko weszliśmy do mojej sypialni Jacob usiadł zmęczony na fotelu obok łóżka, a ja na jego kolanach.
- Kocham cię, wiesz? - szepnęłam mu do ucha.
- Wiem, ale będę udawał, że nie. Opowiedz mi - uśmiechnął się.
- Kocham cię, bo jesteś jak promyczek słońca, światło, ciepło, przy tobie się rozluźniam i rozkwitam. Czegokolwiek się dotkniesz nadajesz temu kolor, życie. Wokół ciebie jest namacalna wręcz energia.
- Namacalna? Hmm... Jak tak siedzisz mi na kolanach to faktycznie sam mam takie wrażenie.
- O, to też kocham, mógłbyś być nowożytnym bogiem miłości, symbolem przyjemności, nieskrępowanej radości z seksu, a we wszystkim co ze mną robisz jest taki ładunek uczuć, że nie sposób czuć się jak przedmiot, tylko jak podmiot. Chciałabym nie musieć się z tobą rozdzielać ani na minutę.
- Ja z tobą też, Bells. Jakbym był starszy to... sam nie wiem, chyba namawiałbym cię, żebyśmy zamieszkali razem.
Zamyśliłam się. Zamiast wspólnego mieszkania czekał nas mój wyjazd na studia już za 4 tygodnie. Nie mogłam zrezygnować ze szkoły, a Jake, jeśli w ogóle wybrałby tą samą uczelnię, dołączyłby do mnie dopiero za dwa lata. Nie chciałam nawet o tym myśleć. Dwa lata to tak długo, że ciężko było przewidzieć co się z nami stanie.
- Jake... czy jest coś, co na tą chwilę stanowiłoby dla ciebie przeszkodę nie do obejścia? Wiesz... w naszych relacjach? - Spodziewałam się, że poruszy kwestię studiów.
Jacob odetchnął głęboko i chwilę się zastanawiał.
- Zdrada, Bells, tego bym nie zniósł. Mogę czekać na ciebie, tęsknić, wyglądać twojego powrotu, znieść wszystko pod warunkiem, że będę absolutnie pewien, iż to właśnie mnie chcesz. Innego wariantu nie biorę pod uwagę. Po prostu za długo czekałem i zbyt dużo wysiłku kosztowało mnie przekonanie cię, że właśnie ja jestem człowiekiem, z którym będziesz umiała być szczęśliwa. Jeśli ten związek się rozleci to mam nadzieję, że przez niezgodność charakterów a nie udział osób trzecich.
Trochę mnie zdziwił tym wywodem. Nie sądziłam, że ciągle myśli o Edwardzie, bo najwyraźniej to właśnie o nim mówił. Nie skomentowałam tych słów tylko pocałowałam i wtuliłam głowę w jego pierś. Czułam przy uchu jak pulsuje jego tętnica, słyszałam bicie serca, było mi ciepło i dobrze. Swoim męskim, gorącym ciałem dawał mi absolutne poczucie bezpieczeństwa.
Sięgnął po pilota od odtwarzacza CD i włączył muzykę. Trafił na kawałek randez vous, który oboje pamiętaliśmy z wczorajszej imprezy.
- Lubię taki nieco wolniejszy rytm nastrajający do dotykania i całowania.
- Niech no ja sobie przypomnę... Z kim to tańczyłeś do tej muzyki? - roześmiałam się.
- Z tobą!
- Muszę przyznać, że byłeś bardzo grzeczny... i trzymałeś łapki prawie przy sobie.
- A miałem ochotę na coś zupełnie innego.
- Mianowicie?
- Patrząc w twoje błyszczące oczy i kuszący uśmiech miałem ochotę ująć cię pod brodę i całować. Myślę, że udałoby się to nawet bez przerywania tańca. Jesteśmy do siebie idealnie dopasowani.
Sama ujęłam go pod brodę i bardzo delikatnie pocałowałam. Niemal tylko musnęłam wargami jego usta.
- O tak?
- Nie... inaczej.
Teraz on zrobił to samo, ale w zupełnie odmienny sposób. Najpierw posmakował mojej górnej wargi, a moment później pieścił mój język.
Zamruczałam nie przerywając całowania. W końcu skomentowałam:
- No, po czymś takim wokół nas leżałyby damskie zemdlone ciała.
- A po czymś takim? - powiedział, rozpinając mi powoli bluzkę.
- Podobno jesteś zmęczony?
- No fakt - uśmiechnął sie szelmowsko. - Mogłabyś zrobić to za mnie?
Wstałam, bo zaświtała mi w głowie pewna zabawna myśl. Nastawiłam CD na stary kawałek Madonny „Justify my love”.
Sama nie wiem co we mnie wstąpiło, chyba nie mogłam oprzeć się ciekawości jaką będzie miał minę, jeśli sama, w takt zmysłowej muzyki, rozbiorę się przed nim.
Sięgnęłam do guziczków mojej bluzki i, patrząc mu prosto w oczy, rozpinałam jeden po drugim. Żałowałam, że nie mam na sobie pończoch i bardziej wyrafinowanej bielizny, bo jego zdziwione spojrzenie było warte wszelkich starań. Uśmiechał się, odchylił głowę na oparcie fotela i obserwował mnie spod półprzymkniętych powiek. Zrzuciłam bluzkę na podłogę. Pod ubraniem miałam koronkowy komplet w kolorze złotego szampana. Nie pozwoliłam mu długo patrzeć na moje piersi. Odwróciłam się tyłem, rozpięłam biustonosz, najpierw ściągnęłam jedno ramiączko, później niespiesznie drugie, na końcu rzuciłam stanik za siebie i kręcąc zmysłowo pupą powolutku zabrałam się za spodenki. Nie zdążyłam rozpiąć guzików kiedy poczułam dotyk jego nagiej skóry na swoich plecach. Nie mam pojęcia, jak można tak szybko pozbyć się swojego podkoszulka. Przytulił się mocno do mnie, położył dłonie na uwolnionych od bielizny piersiach i wyszeptał do ucha:
- Pragnę cię.
- Zmęczony byłeś - roześmiałam się.
- Umarłego byś postawiła na nogi, kobieto!
Odwróciłam się twarzą do niego i, patrząc mu filuternie w oczy, powiedziałam:
- Kochanie, to miał być tylko taki performance podnoszący morale. Tak dla odprężenia...
- Jak zwał tak zwał, ale morale mam teraz podniesione aż nadto, a rozluźnienie, mam nadzieję, zaraz przyjdzie. To druga doba bez twojego ciała... miejże litość...
- Tylko jedno ci w głowie - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Nie przeczę.
- I co ja mam z tobą zrobić?
- Mam wymieniać w punktach?
Mówiąc to odpinał ostatni guzik moich szortów, które chwilę później leżały wraz z majteczkami na podłodze.
- Trochę mało gościnna jestem – powiedziałam, zabierając się za jego spodnie. - Ja już dawno gotowa, a gość nadal w ubraniu...
- Mam nadzieję, że listonosza tak nie podejmujesz.
- Nie, szczególnie, że jest kobietą. Ale jakbym tak miała ogrodnika...
- Ja ci dam ogrodnika!
- Z dużym wężem i twardym postanowieniem dopieszczenia mojego trawniczka...
- Bells, znienawidzę tą całą profesję jak nie przestaniesz sobie tak żartować. A zresztą jak poddasz mojego węża wnikliwej inspekcji to sama stwierdzisz, że ma dosyć dobre parametry.
- Tak, i przepustowość jak hydrant przeciwpożarowy - wybuchłam śmiechem, który był tak zaraźliwy, że obydwoje jeszcze długą chwilę nie mogliśmy się uspokoić.
Jak już opanowaliśmy nasz wybuch wesołości Jacob wziął mnie na ręce i położył na łóżku. Popatrzył z niekłamanym zachwytem i ułożył się obok, praktycznie połową swojego ciała leżąc na moim. Całował i pieścił skórę i wiedziałam, że chce jak najszybciej być wewnątrz mnie, ale nie wykona tego zanim nie doprowadzi do szaleństwa moich zmysłów, żebym sama prosiła. I błagałam, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić usiadłam na nim okrakiem i sama odebrałam sobie przynależną porcję przyjemności, kolejny raz zaskakując go brakiem cierpliwości.
- Uwielbiam cię taką - wymruczał mi do ucha leżąc zmęczony w moich ramionach.
- Jaką? - zapytałam kokieteryjnie.
- Lubieżnie zdeterminowaną, żeby natychmiast osiągnąć satysfakcję. Jesteś wtedy taka... inna.
- Jaka inna?
- Normalnie jesteś krucha i delikatna, chociaż od ataku Volturich to też trochę się zmieniło, twoja dawna nieporadność gdzieś bezpowrotnie zniknęła, pewnie dlatego, że nosisz w sobie odrobinę Leah. Ale w seksie jesteś niesamowicie namiętna... jak dziki kot...
- Bo budzisz we mnie ogień, jesteś iskrą, pamiętasz?
Przytulił mnie do swojego nagiego ciała i głaskał opuszkami palców po plecach, a później westchnął głęboko, i kiedy spodziewałam się romantycznych wyznań miłosnych powiedział:
- Jestem głodny.
Cały Jake!
Roy przeżywał trudne chwile usiłując skupić się nad zawiłościami kuracji swoich pacjentów, wykrzesać z siebie cierpliwość dla stażystów i grzecznie znosić humory siostry oddziałowej. Chciał jak najszybciej wrócić do domu, wziąć kąpiel w swojej ogromnej, dwuosobowej wannie, posłuchać muzyki, zastanowić się nad obecną sytuacją i zadzwonić do Leah. Nie wiedział nawet, czy tak w ogóle jest jego dziewczyną, czy nie.
Po 10-godzinnym dyżurze wsiadł do samochodu, pojechał do supermarketu po ulubioną whisky, przy okazji kupując niezbędnik lodówkowy w postaci chleba, wędliny i warzyw, i pół godziny później osiągnął cel. Mieszkał w jednopoziomowym, dużym domu w miłej dzielnicy miasta. Budynek był nowoczesny i minimalistycznie urządzony. Przestrzeń, biel, szlachetne drewno. I pustka. Roy doskonale pamiętał swoją pierwszą refleksję na temat świeżo zakupionej nieruchomości: sterylność. A kuchnia, w której królowało szkło i stal, przypominała mu salę prosektoryjną. Nie mniej jednak lubił na swój sposób to miejsce. Ale kiedy pragnął ciepła i przytulności wolał spędzać czas u znajomych niż u siebie. Teraz, na domiar złego, był niemal pewien, że Leah nie doceni tego industrialnego klimatu.
Napełnił wannę, wziął ze sobą szklaneczkę z lodem i symboliczną ilością whisky, i rozmyślał leżąc w ciepłej wodzie.
Każdy ma swoje blizny.
Jego było nieudane małżeństwo, które zawarł będąc jeszcze na studiach. Każdy następny związek był niczym więcej niż jego brawurową ucieczką i kobiecą pogonią za nim. Od tamtego czasu nie był w stanie się zaangażować. Kobieta, którą spontanicznie poślubił była piękna, inteligentna i, jak się później okazało, nastawiona tylko na karierę, dlatego Roy, dwa lata lecząc złamane serce, obiecał sobie, że jeśli kiedyś jeszcze raz pokocha, jego wybranka będzie przeciwieństwem Nicole. Że wniesie do jego życia ogień. A jednak Leah, o której niewiele można na razie powiedzieć, z wyjątkiem tego, że urodą nawet przewyższała jego żonę, była kobietą równie trudną, chociaż na zupełnie innych płaszczyznach. Była nieodgadniona. O ile życie mogłoby być łatwiejsze, gdyby za cel obierał sobie roześmiane, pełne ciepła i radości kokietki, a nie mroczne, zamknięte w sobie i skomplikowane piękności. Chyba jego gust świadczył trochę o charakterze. Był bez wątpienia miłym kompanem, ale sam, swoją tendencją do filozoficznego analizowania zdarzeń, zrażał wszelkie prostolinijne dziewczyny. I dlatego, poza łóżkowymi wyskokami i próbami wyślizgnięcia się ze wspomnianych ekscesów, w jego życiu nie działo się nic wartego uwagi. Był aż nadto niezależny. Prawdziwy wilk-samotnik, jak zwykł o sobie myśleć.
W Leah widział trochę siebie, nie znał wszystkich faktów, ale wiedział jak to jest być wycofanym, rozczarowanym i nie chcieć nawet próbować czegoś innego. On miał to już za sobą.
Jedyny dylemat jaki nim targał to wybór odpowiedniej taktyki. Ta kobieta była nieprzewidywalna. Wczoraj czuł jak szybko bije jej serce i że budzi w niej fizyczne tęsknoty, ale instynktownie wiedział, że jeśli podjąłby tamtej nocy jakiekolwiek bardziej zdecydowane próby zbliżenia się, choćby przez przypadkowy dotyk, odwróciłaby się na pięcie i nie dostałby już nigdy kolejnej szansy. Z drugiej jednak strony szczera rozmowa się opłaciła, bo zadziałał z zaskoczenia i dzięki temu nie miała czasu przygotować się na odparcie jego zalotów. Wygrał bitwę, ale nie wojnę.
Leah ubrała się w ulubiony czarny top i dresowe spodnie i poszła na spacer. Miała ochotę pobyć sama. Czuła dziwny niepokój w duszy. Z jednej strony dobrze było myśleć, że jest na świecie ktoś, komu na niej zależy. Zdawała sobie doskonale sprawę, że nie jest łatwą osobą, i że musi go kosztować sporo wysiłku przewidywanie jej nastrojów i unikanie wybuchów złości. Z drugiej jednak instynkt samozachowawczy krzyczał o odrobinę rozwagi, bo jeśli zbytnio przyzwyczai się do niego, będzie jej później bardzo ciężko znieść jego brak. Wiedziała doskonale, że ma szanse na związek tylko z chłopakiem z watahy, a skoro sama już przeżyła wpojenie, a żaden nie wpoi się w nią z racji jej bezpłodności, prawdopodobnie jest skazana na samotność. Albo stanie się cud. Najbardziej jednak bała się, że dojdzie w obecności Roya do niekontrolowanej sytuacji, jak na przykład nagły skok temperatury ciała, lub jeszcze gorzej: podczas jego obecności w rezerwacie będzie zmuszona wziąć udział w walce. Co gorsza teoretycznie istniała możliwość, że stanie się to na jego oczach. Na razie mogła umawiać się z nim u niego, ale i tak kiedyś przyjdzie moment, w którym dalsze ukrywanie prawdy nie będzie wchodziło w rachubę. Co robić?
Pożegnałam się z Jacobem. Robiło się późno i wiedziałam, że za moment zjawi się Charlie. Zeszłam na dół przygotować mu kolację, ale przedtem sprawdziłam pocztę mailową. Niestety moje łącze internetowe w niedzielne wieczory było totalnie przeciążone i jak zwykle system zawiesił się, gdy tylko zaczęłam otwierać list od Alice, na który tak długo czekałam.
Kiedy wróciłam z powrotem do pokoju na monitorze widoczny był tekst w całej okazałości. W pokoju stał Jacob. Odwrócił się w moim kierunku i powiedział:
- Wróciłem powiedzieć ci, że jutro jadę z Billym na cały dzień do Port Angeles i mnie nie będzie. Hmm... widać, że odwiesił ci się komputer. Kiedy wszedłem do pokoju wyświetliło się TO - wskazał palcem na pulpit.
Droga Bello!
Czasem myślę, że Twoja troska o Edwarda podyktowana jest nadal tlącym się w Tobie uczuciem. Naprawdę nawet teraz byłabyś gotowa zaryzykować dla niego życie i bronić przed Volturi? Nie myliłam się uważając, że jesteście dla siebie stworzeni, chociaż doskonale rozumiem Twoją decyzję. Łatwiej jest być z człowiekiem niż z wampirem, choćby nie wiem jak się go kochało. Szanuję Twój wybór i myślę, że Edward też.
Twoje sny i moje wizje na pewno nie są bezpodstawne. Ja też widzę Volturich. Myślę, że chcą wymierzyć mu karę, a Edward w obecnej sytuacji nie będzie się od tego uchylał. Być może przyjmie to nawet z ulgą. Edward bez Ciebie nie ma powodu, by żyć. Przykro mi. Nie umiem się pogodzić z myślą, że możemy go stracić, ale znaliśmy wszyscy to ryzyko, i on też je znał. Może gdyby dane Wam było nadal być razem, znaleźlibyśmy jakiś sposób, żeby go ocalić. Może Volturi widząc, że przez Twoją przemianę spełniamy jednak dane obietnice, nie mieliby już powodu Was ścigać. Nie wiem… Ale to już nie ważne, prawda? Poza tym wizje nie są jasne i boję się, że Volturi wpływają na moją podświadomość tak jak już wcześniej zdołali to zrobić przed atakiem gwardzistów. Ciebie też czasem nie widzę - jakbyś przez moment przestawała istnieć. Nie wiem jak to zinterpretować.
Bądźmy w kontakcie, może wreszcie pojawi się w naszej podświadomości coś, co pomoże nam dowiedzieć się, co czeka Edwarda.
Tęsknie za Tobą.
Alice
Przeczytałam ten nieszczęsny list dwukrotnie. Zbyt dobrze go znałam, żeby mieć nadzieję, że ta treść nie podważy jego wiary w moje uczucia. Kolana się pode mną ugięły kiedy zdałam sobie sprawę co tak naprawdę się stało. Czy wierzyć w zbieg okoliczności? Czy jest jakaś złośliwa siła sterująca czasem tak, żeby nieodpowiednie wydarzenia miały miejsce w najgorszym dla ciebie momencie? Nie wybaczy mi...
Mówił dzisiaj o zdradzie. W jego oczach już go zdradziłam pisząc do Alice. Nie wiedział jaki list wysłałam, a jej odpowiedź dodatkowo rzucała na jego hipotetyczną treść niekorzystne światło. Co robić? Co robić? Czy istniały słowa, które mogły cofnąć tą chwilę? Nie... A czyny? Nie wiem...
Błagam, niech ktoś od czasu do czasu skomentuje(a moim kochanym wiernym "zagrzewaczkom do boju" dziękuję stokrotnie i przesyłam buziaki!). Leń, leniem, ale dla kogo jak tą moją betę molestuje? Dla kogo?:) |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez variety dnia Wto 21:23, 23 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
mermon
Wampir weteran
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 177 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Wto 16:22, 23 Lis 2010 |
|
Hej, dzięki za następny fragment. Fajne są relacje Leah i Setha, lubię ich rozmowy. Seth jest całkiem dowcipny. Leah, widać trochę traci pazurki. Jej sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Ciekawe, co wymyślisz w tej sprawie.
Trochę nie mogę się uporać ze zrozumieniem wpojenia w Bellę. Myślałam, że to trochę w stylu kochania inaczej, ale przecież Leah kochała Sama i teraz podoba jej się Roy, więc lesbijką chyba nie jest. To jak tłumaczyć to wpojenie? Jako tylko i wyłącznie potrzebę opieki?
Tekst Jacoba do chłopców ze sfory -"Albo nie wytrzeźwieliście, albo mam wzięcie, które mnie przerasta!" - po prostu prześmieszny. Skąd ty bierzesz te pomysły?
To poczucie bezpieczeństwa, które stwarza Belli Jacob jest przesłodkie.
Wkurzyła mnie końcówka. Mam nadzieję, że Bella nie pojedzie znów do Volterry ratować Edwarda. To byłoby śmieszne, gdyby znów ryzykowała życie, by go ratować. Straciłabym chyba część szacunku do Edwarda, który wiele razy narażał Bellę. Nie wiem, co wymyślisz, ale już się boję. |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez mermon dnia Wto 16:24, 23 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
variety
Wilkołak
Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów
|
Wysłany:
Wto 16:47, 23 Lis 2010 |
|
Dzięki za koment, to bardzo dużo dla mnie znaczy. Co do wpojenia: tak, to imperatyw służący opiece i trosce o życie Belli, ale nie wpływa na pozostałe uczucia Leah, w tym też "sympatię" do Roy`a. Co do Setha, nie mówiłam jeszcze o tym, ale jest to mój ulubieniec(co będzie miało swój wydźwięk w tekście), a Eduardo, Bella i Jacob? Cóż, ktoś będzie miał krótki kurs dojrzewania, a czy go zda? Who knows;) Buziaki! ps. beta obiecała do niedzieli przetrawić cd;) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Wto 20:36, 23 Lis 2010 |
|
" Zasnęłaś w jego samochodzie, przyniósł cię na rękach do sypialni i…
- Na rękach?
- A co, miałem taczki proponować?" Uwielbiam Setha ;-) a te dialogi między nim a Leah, cód miód i czekolada z marcepanem ;-)
Ale wytknę jeden błąd: "- Gdyby stała by się jedną z nas... Mógłbyś ją mieć na wieki - powiedział Aro" za dużo "by".
Nie mogę się doczekać występu "The Wataha Boys". Jak już poznałam twoje poczucie humoru, wiem że bedzie wesoło.
I na zakończenie zafundowałaś nam kolejne pytania i kolejne watpliwości... co dalej?? Czekam z niecierpliwością |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Mirona
Wilkołak
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory
|
Wysłany:
Czw 9:40, 25 Lis 2010 |
|
Hej Variety ukochana!
Wybacz, że wcześniej nie komentowałam. Wiesz, choroba mnie rozłożyła a w dodatku nie mam dostępu do kompa po godzinie 17:30 z powodu pracy mojego brata (bo u niego w pokoju jest komputer).
Dobra, to nadrabiam zaległości ;]
Co ja ci mam powiedzieć, co? Przecież wiesz... Normalnie kocham twoje opowiadanie... KOCHAM!
Wiem, wiem... Powtarzam się. Trudno, tak bywa!
Co do rozdziałów, które tutaj zamieściłaś:
Leah&Roy - kręci się kręci, a ja jestem już do przodu i wiem co będzie się działo :P Ale dochowam dyskrecji... Niech inni się pomęczą lub wejdą na Twojego bloga :P
List od Alice: Taa... Bella będzie miała z tego powodu nie małą awanturkę z "Wodzem Gorące Usta"!
Impreza w Port Angeles: Rozwalił mnie drink, który zamówił Jared. Z różową parasolką ;] To przecież takie wysublimowane! xD
W dodatku wystająca skarpetka ze spodni Embry'ego -> Zabiłaś mnie własnym śmiechem!
Co do BoysBandu... Będzie polew!
To tyle ode mnie...
Całuję :*:*:*
Mirona |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
nicole369
Zły wampir
Dołączył: 29 Mar 2010
Posty: 254 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: N. Tomyśl /Poznań
|
Wysłany:
Czw 13:40, 25 Lis 2010 |
|
Dzisiaj króciutko...ale czytam wciąż i pamiętam....
Rozdział bardzo fajny, podoba mi się to przeskakiwanie z postaci na postać, taki styl nadaje tempo opowiadaniu i pozwala na wyjaśnienie kilku kwestii w jednym rozdziale.
Seth jest kochany, chciałabym mieć takiego brata...
Nie mogę się doczekać występu boysbandu wilkołaków....
Co zrobi Bella, no co? Chcę wiedzieć też, jak zareaguje Jacob, czy będzie w stanie zaakceptować poczynania Belli, bo jestem przekonana, że jednak ona pojedzie do Włoch... |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|