FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Jacob i Bella. Wyrównana... [NZ][+16] c32, 16.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
sheila
Zły wampir



Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.

PostWysłany: Czw 14:44, 25 Lis 2010 Powrót do góry

Matko kochana najdroższa? Variety, koniec w takim momencie??
uhh ale sie dzieje. podoba mi sie to ^^
zaczne moze od poczatku rozdziału.
Przesłuchałam ta pisenkę, Silk'a co chłopaki maja niby boy'sbendowac i padłam, dżizu, jak ja sobei to wyobraziłam po 100x Laughing Boziu jak Oni będą słodko wyglądawa ahahaha, a ich próby, no odlot :D Oczywiscie rozwalił mnie txt mojego ulubienca Jacoba:
Cytat:
- Albo nie wytrzeźwieliście, albo mam wzięcie, które mnie przerasta!

O Leah mam caly czas to samo zdanie, narazie dziewczyna jest w kropce, czekam na dalsze jej losy...
Roy, cóż, zaskoczyło mnie to, że miał już żone, ale to daje mu do myslenia i już jest lepszy w te klocki, czy jak to tam napisać.
Jake'uś jak zwykle jest słodki i chyba będe to powtarzać do konca życia, ja go kocham i gasze temat Wink
Bella, o choróbcia, ale się rozszalała, ja Cie kręce, niedlugo zrobi sobei nagą sesje dla J. :D Fajna jest, bo jest wyluzowana, troche intryguje mnie ta sprawa ze snem ale cos czuje, ze w niedalekiej przyszlosci dowiemi sie o co kaman.
Kurcze, fajna sprawda, zaczyna się cos dziać innego miedzy B a J. Kurcze nie chce zeby Swan znowu zraniła mojego wilczka. No tak, niby nie chce, ale Ona ma sklonnosci do nieprzewidywalnych zachowań... Jake jest kochany, mowiłam juz o tym? Laughing
Ja tez jestem ciekawa, jak wyniknie ta sprawa z Ed'em, ten też lubi sie wpakowac w kłopoty, chłoptaś jeden, z drugiej strony wspólczuje mu, zostac opuszczonym przez miłosc swojego życiu? eh... chyba sobie troche pochlipię...
Ah, Volturi!
Jane to mała bystra sucz, za bardzo nagrzana na katowanie wszystkich w koło, ale idzie się do neij przyzwyczaić. Nieźle wymyślili to akcje z przemianą Belli, teraz to sie narobi jak sie dowiedza ze w jej zylach płynie wilcza krew. Ja cie kręcę, ale jaja Laughing Ale bedzie jazda, zajebiście to wymysliłaś!
No i zapomniałam o dobtym txt:
Cytat:
- Mam ten ogień na co dzień, czasem czuć nawet swąd i siarkę.

Seth jest naprawde mądrym dzieciakiem, jest takim pupilkiem, maskotką tego ff :)

Kochana, wiesz czemu nie komentowałam tak długo, mam nadzieje, że mi odpuścisz ten grzech zaniedbania :) Ale nareszcie wziełam się za komentarz i co nie co napisałam.

Czekam na more, more, more bo to sie rozkręca i to jak fajnie!

xoxo


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Pon 7:35, 29 Lis 2010 Powrót do góry

Usiadłam na łóżku. Czułam bezsilność, która nadwyrężała moje wszystkie mięśnie, byłam słaba i chciało mi się płakać. W nadal włączonym CD zaczęła grać następna płyta. Znowu „Morning Bird” - piosenka, której słuchałam pierwszy raz leżąc w jego ramionach i rozmawiając o uczuciach Leah. Pościel pachniała jego ciałem. Łzy popłynęły mi po policzkach.

Jake jechał do domu, chociaż w tej chwili najchętniej siedziałby bez ruchu w swojej furgonetce. Była jednak zaparkowana przed domem Belli, a on chciał znaleźć się jak najdalej od tamtego miejsca. Był tak ogłupiały z bólu i niewyrażonej złości, że nie umiał sobie poradzić sam ze sobą. Teraz mógłby mordować, miał ochotę zadawać ból i odbierać życie... Nie, nie wszystkim. Cullenom! Co to za żart losu, żeby zesłać coś takiego jak oni na ziemię? Jaki to proces w ewolucji się nie powiódł, że skutkiem ubocznym był byt takich istot? Jeśli ich egzystencja sprowadzała się do picia krwi niewinnych ludzi, tak jak w przypadku innych reprezentantów tego niskiego gatunku, mógłby uznać, że wystarczy ich wyeliminować i świat znów wróci na swoją orbitę. Jednak w przypadku Cullenów sytuacja była absurdalnie wręcz skomplikowana. Nie pili ludzkiej krwi... nie krzywdzili, pomagali ludziom, kochali... W oczach Belli byli aniołami, w jego natomiast przedmiotem nienawiści nie do opisania. Ze wszystkich miejsc na świecie osiedlili się w Forks. Ze wszystkich kobiet Edward wybrał właśnie tę, która podobała się jemu, i mimo że przez chwilę myślał, że Bella na zawsze odeszła od Cullena i teraz jest tylko jego, czuł, iż aby tak się stało musiałby cofnąć czas o sto lat. A nie był w stanie tego zrobić. Mordując ich jednego po drugim skrzywdzi istotę, którą kochał bardziej niż samego siebie. Chociaż akurat w tym momencie daleko mu było do wzniosłych analiz swoich uczuć do Belli. Wiedział jednak, że nie może tknąć żadnego z nich jednocześnie nie raniąc jej. Chciał krzyczeć! Jego młode, proste serce nie było gotowe, żeby znieść tyle rozbieżnych uczuć.

Roy wyszedł z wody, wytarł się i owinął ręcznikiem. Usiadł w swoim ulubionym fotelu i wykręcił numer do Leah. Odebrała po trzecim sygnale.
Sam nie wiedział co ma jej powiedzieć, bo przecież nie zacznie się rozwodzić nad tym, jak cudownie było trzymać ją śpiącą w ramionach, o czym właśnie w tej chwili myślał. I trochę też na temat tego, że jest dużo pustej przestrzeni w tym salonie i kiedy mówi do słuchawki to słyszy echo.
- Co robisz? - zapytał.
- Konkretnie to siedzę na pniu drzewa, patrzę na ocean i myślę. A ty?
- Konkretnie to siedzę w fotelu owinięty ręcznikiem i też myślę. O tobie. Chciałbym cię zobaczyć.
- To przyjedź.
Szło nieźle, więc zdecydował się na kolejny ruch.
- A może ty dasz się zaprosić do mnie? - powiedział wstrzymując oddech.
- No nie wiem...
- Nic zobowiązującego, zwykła kolacja.
- Kiedy?
- Kiedy zechcesz.
- Jutro.
- Świetnie, mam ranny dyżur, wieczorem będę już w domu.
Podał jej adres, włączył muzykę z filmu "Starcie tytanów" i uszczęśliwiony zaczął w myślach układać menu.



Jacob, wysiadając pod domem, z taką furią trzasnął drzwiami, że chłopcy, którzy przyszli namówić go na oglądanie meczu w telewizji, aż podskoczyli. Minął ich bez słowa i poszedł prosto do lasu.
Iskrzył gniewem.

- Oho – powiedział Paul.
- Ciekawe, o co poszło – dodał Seth.
- Może trzeba z nim pogadać? – zasugerował Jared.
- Jasne, spróbuj, może też przy okazji dostaniesz pięścią w gębę, bo dzisiaj nie liczyłbym na docenianie przyjacielskiej troski.
- No fakt, jak się wścieknie to kilka dni nie ma co do niego podchodzić bez kija.
- Bez podręcznej rakietnicy!
- Nie ważne, przejdzie mu. Kto chcę piwko, a kto colę? – podsumował dyskusję Paul.



Chłopcy poszli w kierunku domu Embry’ego, gdzie mieli spędzić wieczór, a Seth zatrzymał się na chwilkę i popatrzył za wchodzącym między drzewa Jacobem. Jego siostry nie było, wyszła kilka godzin temu i nadal nie wróciła. Jake najwyraźniej też salwował się ucieczką. Ależ te uczucia potrafią człowiekowi namieszać. Czuł, że nadciąga burza... I bynajmniej nie miał na myśli zwykłego załamania pogody.


Szedł nie zwracając uwagi na drapiące jego skórę gałęzie drzew. Było mu wszystko jedno, chciał wręcz, żeby go bolało i cokolwiek, choćby nieprzyjemny bodziec, odwrócił jego uwagę od gniewu.
Jak ona, wiedząc doskonale, jakie żywi uczucia do Cullenów, mogła nawiązywać kontakt z Alice? Zrobiła to nic mu nie mówiąc, mimo że nie tak dawno rozmawiali o Edwardzie i chyba wyraził jasno swój stosunek względem niego. I pewnie stąd było pytanie o to, czego by nie zniósł w związku. Przecież wiadomo czego: Edwarda! Nie, w trójkę nie będą sobie żyli. Już to widział! Szczęśliwa rodzinka: Jacob, Bella i ich satelita Edzio, który raz po raz będzie wyskakiwał jak królik z kapelusza po to, żeby niszczyć uczucia Belli do niego, albo przynajmniej odwracać jej uwagę od tego, co naprawdę ważne: ich miłości. Nigdy!
Zresztą chyba wcale nie byłoby uroczego trójkąta, bo Bella sama wybrała. Alice widziała więcej niż Jake, pisząc o wciąż aktualnym uczuciu i gotowości Belli do poświeceń. Wszystko po to, żeby ocalić Edwarda od jurysdykcji Volturii. Nawet nie mógł pomyśleć, że teraz oto ją stracił... bo tak naprawdę doznał olśnienia, że nigdy nawet jej nie miał!

Doszedł do klifu. Miał ochotę skoczyć, żeby adrenaliną złagodzić ból.
Z cienia wyszła Leah.
- Black, co tu robisz?
- A ty?
- Ok, widzę że coś sie stało... Mów!
- Nie mam ochoty gadać.
- To milcz, ale przestań się ciskać.
- Zostaw mnie!
- Ok.
Leah wyciągnęła z kieszeni telefon, rzuciła go na trawę obok skały i zgrabnym saltem skoczyła prosto do wody.
Jake patrzył z góry jak się wynurza i bez wahania zrobił to samo.
Chwilę później siedzieli razem na brzegu w przemoczonych ubraniach, patrząc na zachodzące słońce.
- Cokolwiek się dzieje chyba da się to jakoś rozwiązać - przerwała milczenie Leah.
- Nie da - warknął niechętnie Jake.
- Ok, widzę, że naprawdę nie masz ochoty gadać...
- Nie ma o czym. Temat Belli jest skończony!
- No jak dla kogo, bo ja akurat nie dam rady z nią skończyć tak łatwo, nie zapominaj - odpowiedziała z przekąsem, dodając po chwili: - Co znowu zrobiła?
Jake zastanawiał się, czy w ogóle warto dyskutować na ten temat, ale w całej tej chorej sytuacji był jeden szczegół, który Leah musiała wiedzieć. Miała do tego prawo.
- Wygląda na to, że pijawka przebywa teraz na dworze Volturi, bo nikt nie wie gdzie jest, a wampirza arystokracja podobno ma ochotę go nieco zbesztać. Bella nie zapomniała o nim, na co liczyłem, ale wręcz przeciwnie, coś roi w swojej głowie, żeby mu pomóc. Wyobrażasz sobie?
Leah wstała.
- Co?! – wrzasnęła. - Jak pomóc?
- Nie wiem, dowiedziałem się o tym przypadkiem i... hmm... tego... no nie było warunków, żeby... dowiedzieć się szczegółów. - Jacob nie przyznał się, że po tym, jak przeczytał list, nie pozwolił Belli powiedzieć ani słowa.
Nagle krzyknął:
- Leah, ja mam dość! Za kogo ona mnie uważa? Za przytulankę, co zawsze łzy obetrze? Za zabawkę, która pilnuje, żeby się nie nudziła? Za urozmaicenie? Taki fikuśny gadżet? Mam dość! Czuję się jak skończony idiota, i to nie pierwszy raz. Jak to ma właśnie tak wyglądać, to znaczy jest super, a później dowiaduję się, że cały czas potajemnie uprawia korespondencję za moimi plecami i omawia z siostrą Edwarda swoje nie do końca wygasłe uczucia, to nie wchodzę w to! Dosyć!
Jake też wstał i nie umiejąc sobie poradzić z własną złością zaczął ciskać kamienie do wody.
Leah patrzyła na niego i usiłowała sobie uporządkować świeżo usłyszane informacje. Jeśli Bella zamierzała się wtrącać w sprawy wampirów, to kolejny raz chciała ryzykować życie. Jeśli chciała ryzykować życie, to Leah musiała temu zapobiec. Jeśli miała temu zapobiec, to musiała w obecnej sytuacji być ciągle w jej pobliżu, co było niemal niewykonalne skoro Bella właśnie rozstała się z Jacobem... Totalna katastrofa! A Roy? Że też w ogóle zaświtała jej myśl, że może żyć normalnie i spotykać się z mężczyzną. Jej życie głównie polegało na chronieniu osoby, w którą się wpoiła. Nie sposób było uciec od wilczych korzeni.
Jej wzrok spotkał się ze wzrokiem Jake’a i przez moment poczuła jego gorycz i rozczarowanie.


Dzwoniłam do niego osiem razy. Nie było go w domu. Może to lepiej, bo ta rozmowa i tak nie mogła się odbyć przez telefon. Przeanalizowałam sytuację milion razy i stwierdziłam, że owszem, trochę źle zrobiłam pisząc do Alice za jego plecami, ale z drugiej strony nie byłam odpowiedzialna za jej słowa i za to, że się myliła. Nie kochałam Edwarda. Troszczyłam się o niego, bo on robił to samo względem mnie. Był pierwszą miłością, ale przecież nie ostatnią... Jacob nie dał sobie nic wytłumaczyć. W momencie, kiedy chciałam otworzyć usta, już go nie było. A teraz nie miałam sposobu, żeby się z nim skontaktować. Wiedziałam, że będę musiała się tam wybrać osobiście i stawić mu czoła. I chociaż miałby nie słuchać, nakrzyczeć na mnie albo wygonić, będę mówić! Czułam równocześnie, że same słowa i tak mu nie wystarczą.

Jake i Leah dotarli do domu grubo po północy. Pewnie zostaliby w tym lesie na wieki, gdyby nie prozaiczny fakt, że byli bardzo głodni. Obydwoje nie czuli potrzeby, żeby ze sobą więcej na wiadomy temat rozmawiać. Milczeli, idąc ramię w ramię przez las i rozmyślając o swoich sprawach. Jeden problem mieli wspólny: Bellę.
Leah miała przeogromną ochotę nawrzeszczeć na nią i potrząsnąć porządnie, żeby wreszcie przejrzała na oczy. Jacob natomiast miał największą ochotę potrzepać samym sobą i wybić Bellę z głowy raz na zawsze. Kochał ją do szaleństwa i przepłacał tą miłość poćwiartowanym sercem. Nie wiedząc tego czuł teraz dokładnie to co ona, kiedy nie pozwalał jej wyznać sobie miłości: że brakuje mu przyjaciela, któremu mógłby to wszystko powiedzieć... bo właśnie tego przyjaciela to dotyczy. Chciał ułożyć głowę na jej kolanach i mówić, mówić, mówić... I wylać z siebie cały swój lęk, ból i niespełnione nadzieje. Ale jej nie było. Szykowała się na ratunek swojemu Edwardowi...

Seth szedł samotnie przez las do domu. Była głęboka noc, bo trochę zasiedzieli się po meczu. W głębokiej czerni lasu niemal wszedł na swoją siostrę.
- Aaa! – wrzasnął, przestraszony niespodziewanym spotkaniem. - Czemu czaisz się w ciemnościach?
- Wracam do domu, a nie czaję się. Spadaj.
- Zwykle o tej porze śpisz...
- Ty też zwykle o tej porze nie chodzisz po lesie, i co?
- Mecz był.
- No, ja też miałam coś do zrobienia.
- Z Jacobem?
- Może...
- Co się dzieje?
- Od kiedy ci się zwierzam?
- Od zawsze, chociaż nie bez udziału mojej śledczej przebiegłości. Jacob się pokłócił z Bells, było to widać po sposobie, w jaki wysiadł z samochodu... Jeszcze o tym nie wie, ale jak zniknął w lesie to odpadły drzwi od furgonetki. Będzie miał rano chłopak zajęcie.
- Seth, w telegraficznym skrócie: dzisiejszy dzień to katastrofa i wybacz, ale nie powiem ani słowa więcej, bo żal mi twoich młodych uszu na słuchanie przekleństw, jakie mam w zanadrzu. Idę coś zjeść i spać. Mam nadzieję, że w nocy całą tą planetę szlag jasny trafi.
Leah poszła przed siebie, a Seth jak zawsze podążył za nią zrezygnowanym krokiem. Jeszcze nie wiedział jak, ale postanowił wtrącić się do tych rozgrywek i jeżeli będzie trzeba to nawet ukraść piłkę, pobić sędziego i skopać tyłek kapitanowi przeciwnej drużyny.

Charlie wydawał się być wniebowzięty moim wieczornym pobytem w domu. Usiłowałam demonstracyjnie się uśmiechać i zagadywać go na wszelkie możliwie tematy, żeby broń Boże nie wyczuł, że coś złego się stało w moim związku z Jacobem, a tym bardziej, że jest tak źle, iż najchętniej zamknęłabym się w pokoju i zaczęła płakać. Może nie ucieszyłby się z tego powodu, ale na pewno mógłby myśleć „a nie mówiłem”, czego bym nie zniosła.
Rano zamierzałam pojechać do La Push i wyjaśnić Jake’owi rzeczowo i spokojnie sprawę dotyczącą korespondencji z Alice. Nie widziałam powodu, żeby wszystko opisywać, bo tłumaczą się tylko winni. Byłam też przygotowana na to, że Jacob potrzebuje nieco czasu, żeby się uspokoić, i że być może jutro wcale nie uda mi się z nim porozmawiać. Miałam nadzieję, że ostatecznie osiągnę coś swoim uporem, i że ma jednak w sobie tyle zdrowego rozsądku, żeby patrzeć na fakty obiektywnie i przyznać mi w końcu rację.

Jacob wstał bardzo wcześnie, bo całą noc śnił mu się Edward i chciał jak najszybciej skończyć tą męczarnię.
Zrobił sobie kawę, ubrał jeansowe rybaczki i boso, z kubkiem w ręku, usiadł na schodkach przed domem, patrząc jak trawa srebrzy się od porannej rosy. Wstępna furia ustąpiła nieco miejsca innym, głębszym, i przy tym trudniejszym, emocjom. Logika nakazywała przestać się aż tak bardzo wściekać, bo nie było żadnego poważnego dowodu na to, że Bella zamierza wrócić do Edwarda. Ale ten wampir był gdzieś w jej sercu, to wiedział na pewno. Kwestią do rozważenia było czy on – Jacob – jest w stanie z tym żyć. Każda kobieta może mieć jakiegoś byłego chłopaka, którego wciąż darzy ciepłym uczuciem, bo przecież wraz z zerwaniem związku nie wyrzuca się kawałka serca, gdzie mieściły się wszystkie związane z tą miłością emocje... To fakty. Niezbyt miłe, ale jednak. Jacob żałował trochę, że sam nie ma za sobą rejestru podbojów miłosnych, który mógłby równie mocno doprowadzać Bellę do szału, jak jego doprowadzał Edward. Rozbudzona snami wyobraźnia kreowała abstrakcyjne obrazy, w których jako rodzic dorosłej już córki, pięknej jak matka, czarnowłosej jak ojciec, ma okazję poznać jej nowego chłopaka, otwiera drzwi, a tam Edzio, nadal siedemnastoletni, nadal przystojny i kolejny raz uczący sie w szkole w Forks... Poczuł mdłości. Musi, po prostu musi w jakiś sposób pozbyć się tego gada! Na zawsze!
Tak tęsknił za Bellą, że wolał już nie próbować o niej zapomnieć, bo akurat nie było to możliwe, a Jacob nie miał masochistycznych skłonności i w kategoriach bólu wystarczał mu ten, który odczuwał teraz... A nie widzieli się zaledwie kilkanaście godzin.
Nie funkcjonował bez niej. Nie umiał sobie wyobrazić siebie bez niej. Nigdy nie potrafił, dlatego tak o nią walczył...
Musiał się uspokoić, porozmawiać z Bellą i najpierw posłuchać, co tak naprawę dzieje się w jej sercu, później rzeczowo, używając wysokiej klasy logicznych argumentów, ukazać jej własną bezmyślność i bezsensowne podejmowanie ryzyka, a następnie wymóc obietnicę, że nie będzie już się kontaktować z Cullenami. Śmiały plan... wiedział o tym. Jeśli nie odniesie skutku osobiście dobierze się do skóry Edwardowi. Nigdy nie pozwoli sobie na jej stratę. To znaczy zakładał ewentualność, w której Bella uznaje go za zaborczego idiotę, ale jeśli już miał ją tracić to tylko przez swoją głupotę, a nie dlatego, że wybrała Edwarda.
Nie odda swojej kobiety wampirowi! Będzie walczył! I dopnie swego! Przecież jest przyszłym wodzem i samcem alfa do cholery!


Leah leżała na łóżku od godziny patrząc w sufit. Szlag nie trafił planety i niestety wstał nowy dzień. Co za niesprawiedliwość, że zamiast zastanawiać się teraz co ubrać na kolację u faceta (jak miliony innych kobiet w jej wieku), musi rozmyślać nad planem ochrony Belli, która najwidoczniej nie wyzbyła się tendencji do autodestrukcji.


Wstałam, wypiłam kawę, uczesałam się i ubrałam w sukienkę. Robiłam to tak rzadko, iż liczyłam skrycie, że Jacob nie zdoła mnie przegonić choćby ze względu na moją oprawę estetyczną. Godzinę później byłam w La Push. Dom był zamknięty. Wiedziałam, że o tej porze Billy bywa na rybach, więc jego nieobecność mnie specjalnie nie zdziwiła, natomiast byłam zaskoczona nieobecnością Jake’a. Niepotrzebnie. Po minucie usłyszałam miarowe stukanie dobiegające zza domu i ujrzałam, jak majstruje przy swoim samochodzie. Chyba naprawiał zawiasy od drzwi, bo stały zdjęte i oparte o samochód.

- Cześć - powiedziałam pewnym głosem.
- Cześć - burknął.
Wkurzała mnie jego obronna postawa i demonstrowanie oburzenia.
- Pogadamy?
- No słucham – powiedział, nie odrywając wzroku od naprawianych drzwi.
- Alice nie zrozumiała mojego maila. Pisałam jej, że mam nadzieję, iż Edward jest bezpieczny, a nie, że nadal coś do niego czuję.
- Yhy... napisałaś. A jak jest naprawdę?
- Nie chcę, żeby coś mu się stało...
Widziałam jak robi się coraz bardziej wściekły, ale nie zamierzałam kłamać.
- Chciałabym, żeby był bezpieczny. To wszystko.
- Zapomniałaś dodać o małym szczególe: że zamierzasz OSOBIŚCIE go chronić, tak? Jak ja dbam o czyjeś bezpieczeństwo to zwykle piszę się sms-a z cyklu "uważaj na siebie", a nie szykuję na krucjatę w celu osłaniania go przed Volturi. Własną piersią! Nawarzył piwa, to niech teraz pije.
W tym momencie to ja czułam rosnący gniew.
- Chcę ci przypomnieć, że, jak to ująłeś, nawarzył piwa, chroniąc mnie. Sam powinieneś być mu wdzięczny!
- Tak, szczególnie wdzięczny za to, że najpierw cię w to wszystko wciągnął! Boże, moja wdzięczność mnie przerasta! Zaraz postawię mu obelisk! I zaprezentuję dziękczynny taniec plemienny.
- Jacob, o co tak naprawdę się pieklisz? Przecież cię nie zdradziłam, nawet nie spotkałam się z Edwardem, napisałam zwykłego maila do Alice i dostałam odpowiedź. Nic się nie stało!
- A jakby wrócił po ciebie? Błagał, prosił? On tego nie robił, pamiętasz? Pozwolił ci odejść, żebyś mogła poznać życie. Nawiasem mówiąc, po dziś dzień nie wiem, jak mógł być tak tępy. Może odeszłaś, bo nie miałaś wyjścia, lepiej było ci ze mną niż... samej?
- Nie wiem czy jesteś bardziej głupi, czy okrutny! Po co tak mówisz?
- No przyznaj się, jakby walczył jak ja to i tak byś w końcu jego wybrała.
- Wiesz co, chyba masz rację, przynajmniej jest dojrzały!
- O! Doskonale wiedzieć co o mnie myślisz! Jestem dla ciebie zwykłym szczeniakiem!
Obróciłam sie na pięcie i poszłam z powrotem do swojego samochodu. Trzasnęłam drzwiami z całej siły i odjechałam, zostawiając go dokładnie w tej samej pozycji w jakiej go zastałam. Wkurzony kontynuował naprawianie drzwi.
Nie wiedziałam jednak, że jest teraz wściekły na siebie, a nie na mnie.

Jak tylko Bella zniknęła z pola widzenia, Jacob zaklął siarczyście, rzucił śrubokrętem, który miał w dłoni, i wsiadł na motor, żeby ją dogonić. Poniosło go, nie zrealizował ani jednego punktu ze swojego planu. Zamiast sobie wyjaśnić pewne kwestie, wściekł się i tylko pogorszył sprawę. I jeśli kiedyś faktycznie myślała, że jest głupim szczeniakiem, teraz właśnie dał jej na to dowód. Czuł się jak idiota. Znowu!

Jechałam z powrotem do domu, chociaż wypadałoby zawrócić i nawrzeszczeć na niego za te idiotyzmy, jakie wygadywał. Mało razem przeszliśmy? Naprawdę tak trudno mu było uwierzyć w moje uczucia? Jeden głupi list miał wszystko zepsuć? Cholerny złośnik! Żałowałam, że nie zdążyłam go porządnie walnąć w głowę, zanim wsiadłam do samochodu.

Spotkali się w połowie drogi do Forks.

- Coś zapomniałeś powiedzieć? - wrzasnęłam wyskakując z samochodu, kiedy mnie wyprzedził i zahamował tuż przed maską, żeby mnie zatrzymać.
- A owszem – odpowiedział, idąc w moim kierunku.
Zatrzymał się dwa metry przede mną, założył ręce na piersi i w gniewnej pozie zaczął:
- W punktach. Po pierwsze teraz jesteś moja i dobrze to sobie utrwal, bo musisz z tym żyć, choćbyś nie wiem ilu wampirów zechciała ratować. Po drugie, jako moja kobieta, przestaniesz zadawać się z Cullenami. Ugody między wilkołakiem a wampirem nie będzie. Nigdy! Po trzecie, jeśli dowiem się o twoim kontakcie z Edwardem, na świecie będzie o tego konkretnego wampira mniej! Po czwarte, jeśli uznasz moje słowa za przejaw szczeniactwa, a nie miłości, to lepiej powiedz mi to od razu, ale wiedz, że wiek może w moim przypadku nic nie zmienić. Taki jestem. Zakochany dureń! - Po czym wsiadł na motor i odjechał, nie dając mi chwili na komentarz.

Oparłam się o maskę mojego samochodu i starałam przegryźć jego słowa. Kochał mnie... Był zaborczy, temperament momentami odbierał mu jasność myślenia, zachowywał się jak szaleniec... Ale wszystko to wiedziałam i kochałam. Jednak na ultimatum przez niego postawione nie mogłam się zgodzić. Cullenowie byli dla mnie przez pewien czas jak rodzina. A rodziny się nie odrzuca. Musiał to wreszcie zrozumieć!

Sue Clearwater oglądnęła się za siebie i ostatni raz sprawdziła, czy czegoś nie zapomniała spakować. Wybierała się po raz pierwszy na samotnie wakacje. Zresztą słowo wakacje chyba nie pasowało do sytuacji, bo był to zwykły wyjazd do siostry mieszkającej w Miami. Miała spore obawy dotyczące zostawienia domu samego... Leah była oczywiście dorosła, Seth jak do tej pory nie miewał ryzykownych pomysłów i generalnie uważała go za nader dojrzałego chłopca, ale ona i on sami pod jednym dachem to już zupełnie inna historia. Faktycznie ostatnio ich kontakty jakby nieco się ociepliły. Może córka odpuściła młodemu ze względu na mężczyznę, którego poznała w szpitalu... Ale w matczynym sercu i tak rodziły się coraz to nowsze obawy.

Seth odprowadził mamę do taksówki, która miała ją zawieść na autobus jadący na lotnisko, pocałował grzecznie w oba policzki, pomachał serdecznie na do widzenia i wracając do domu zatarł ręce z radości. „No! Teraz będzie po mojemu!” pomyślał. „Całe dwa tygodnie męskich rządów!”
Postanowił zacząć od uknucia sposobu, żeby jak najczęściej wyprawiać siostrę z domu, bo to dawało nieograniczone możliwości imprezowe, a Seth nie mógł sobie pozwolić na zaprzepaszczenie szansy własnego awansu w oczach chłopaków. Ofiarowanie im wolnej chaty było gwarantem sukcesu. Już widział jak go całują po rączkach i patrzą z uwielbieniem. Może był młody, ale za to sprytny!

Zanim jednak zaczął ich zapraszać musiał wiedzieć, jaki grafik randkowy ma Leah i Roy, bo w to raczej nie wątpił!

Kiedy Leah, otulona czerwonym frotowym szlafrokiem, pojawiła sie w kuchni, Seth postawił przed nią jak zwykle po mistrzowsku przygotowaną kawę i tosty z wiśniową konfiturą.
- Węszę podstęp - warknęła zamiast podziękować.
- Jedz, kochana, długi dzień przed tobą.
- Długi?
- No podobno masz kolację wieczorem. U Roy’a, tak? - umiejętnie nawiązywał do tematu.
- A ty skąd niby o tym wiesz?
- Telefonował rano, jeszcze spałaś. Nie budziłem cię, bo tak późno się położyłaś... No i ten... hmm... mówił, że będzie czekał o ósmej. A propos, co z twoją komórką, podobno nie mógł się dodzwonić.
- Cholera... została przy klifie. Później pójdę. A tak w ogóle - łypnęła na brata groźnie - przestań się bawić w mojego impresario, bo jak chcesz wiedzieć z randki nici, mam teraz inne sprawy na głowie.
Zanim Seth ponownie zapytał jakie, bo wczoraj niewiele się udało od niej wyciągnąć, pod dom podjechał Jacob. Wyglądał nieco dziwnie siedząc na motorze w samych spodenkach, usmarowany czarną mazią i rozczochrany jak nieboskie stworzenie. Bez pukania wszedł do środka i nic nie mówiąc usiadł przy stole patrząc na oboje. Leah pierwsza przełamała ciszę:
- A ty co? Zdetonowałeś bombę na podwórku? Wyglądasz jakbyś wyszedł z piekieł.
- Pracowałem...
- No, pewnie drzwi naprawiał - Seth skwapliwie wyjaśnił siostrze. - Mówiłem ci wczoraj jak walnął. - Klepnął Jake’a w ramię, dodając z uznaniem: - Szacun.
Jake zmroził go spojrzeniem.
- No i? - zapytała Leah. - Przyjechałeś wziąć tu prysznic, napić się kawy czy podlać rabatkę, którą niedawno zasadziliśmy?
- Zrobiłem z siebie jeszcze większego durnia.
- To fizycznie niemożliwe - sarkastycznie powiedziała Leah.
- Nagadałem Belli...
- Należało się!
- A później pojechałem, żeby jakoś sprawę załagodzić i znowu nagadałem... w takim neandertalskim stylu.
- No i jaka szansa, że oleje styl i skupi się na celu rozmowy?
- Mała. Wyszło na to, że oczekuję od niej, że mi się w pełni podporządkuje.
- A oczekujesz?
- W rzeczy samej, tak!
- No to przynajmniej masz rok głoszenia pierdoletów z głowy. - Zwróciła się do Setha, który słuchał wszystkiego z olbrzymim zainteresowaniem. - Statystyczny facet wcześniej czy później okazuje się jaskiniowcem, jednak wielu z nich maskuje swój problem wygłaszając oświecone teksty o uwielbieniu kobiet niezależnych. - I dodała: - Brawo, Jake!
- Nie kopie się leżącego.
- Czyli stanęło na tym, że zostawiłeś Bellę z kwestią do przemyślenia czy będzie tak, jak ty chcesz, czy nie będzie w ogóle?
- Tak - jęknął Jake.
- Stary, dyplomatą to ty nie zostaniesz - podsumował Seth i niemal równocześnie zapytał: - Tosta?
Jake westchnął i zagapił się w okno.
- Słuchaj - przerwała jego kontemplacje Leah. - Grubo przesadziłeś w stawianiu sprawy na ostrzu noża, bo musisz wiedzieć, że nie o to chodzi, żeby kogoś tak zaszantażować, aby złożył wszelkie obietnice, a później kombinował za twoimi plecami, jak się z nich wywinąć, tylko sprawić, żeby robił dokładnie to, co ty sobie życzysz, ale bez przymuszania, szantażu, a wręcz z własnej woli i mając z tego dużą przyjemność.
- Jak ja i Leah - roześmiał się Seth.
Leah nie skomentowała jego uwagi, i dodała po chwili:
- Szczerze mówiąc nigdy mi się nie udała taka manipulacja, ale tak ją sobie właśnie wyobrażam.
- Bella zrobi dla mnie wszystko z wyjątkiem odrzucenia Cullenów.
- Przecież jak się z którymś z tych wampirów zobaczy to zamieni się w wilka, co nie, siostra?
- Możliwe.
- I będzie z głowy - triumfalnie wykrzyknął Seth, a w chwilę później dodał patrząc poważnie na Jacoba: - Chyba, że minutę później wpoi się w kogoś innego niż ty. We mnie na przykład...
- Boże, co za palant - wykrzyknęła Leah.
- O! Albo w twojego doktorka...
- Seth, dziecko, wyjdź i wróć jak dojrzejesz!
- No co, tak sobie tylko głośno myślę...
- Ty się lepiej ograniczaj do fizjologii, bardziej złożone procesy zostaw nam.
- Najgorsze, że możesz mieć rację - z ponurą miną powiedział Jacob. - I tak źle, i tak niedobrze...
- Zawsze mówiłam, że ta cała zmiennokształtność to jakiś koszmar.
- A ja zawsze mówiłem, że gdyby nie było wampirów to żylibyśmy normalnie!
- Szansa, że dożyjemy wyginięcia ich rodu jest zerowa, więc lepiej pomyśl o doraźnych środkach i po pierwsze pogódź się z Bellą, bo jak tego nie zrobisz, to ona tym bardziej zajmie się Edwardem! Nie dawaj jej czasu na gniew i szukanie zastępczych tematów. Nie bądź głupi! A przynajmniej nie bardziej niż zwykle...
Seth, który na moment zniknął z kuchni, właśnie wrócił, trzymając przewieszoną przez ramię czarną sukienkę Leah, a w ręce jej najwyższe szpilki w kolorze butelkowej zieleni.
- Skoro mamy plany na wieczór i Bella będzie zajęta słuchaniem wywodów Jake’a, nie widzę przeszkód, żebyś pozwiedzała domek doktorka. O! To będzie odpowiednie na tą okazję. I do tego ten długi, srebrny wisior z zielonym kamieniem.
- Widzę, że dobrze orientujesz się w mojej garderobie!
- Jestem estetą. Pamiętam doskonale każdą z twoich kreacji, bo mieszkam z najładniejszą laską w rezerwacie, nie? - Seth wywinął się komplementem.
Leah odebrała mu buty, a sukienką zdzieliła przez głowę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 17:48, 29 Lis 2010 Powrót do góry

Cześć!
Wczułam się w ból Jacoba i w złożoność jego uczuć. Nie dziwię się, że był wściekły na Bellę.

Seth do Leah o Jacobie - "..Jeszcze o tym nie wie, ale jak zniknął w lesie to odpadły drzwi od furgonetki..." - to było zabawne.
Wizja Jacoba - wciąż 17-letni Edward jako ewentualny chłopak córki Belli i Jacoba - powalająca. Rzeczywiście można poczuć mdłości.
Jacob do Belli - " Po pierwsze teraz jesteś moja i dobrze to sobie utrwal, bo musisz z tym żyć" - to urocze. Very Happy

Możliwość wpojenia się Belli po pierwszej przemianie w innego wilka - jest elektryzująca, bo przecież Jacob też nie jest w nią wpojony. Aż się boję. Tekst Setha na ten temat - zabawny.

"Nie bądź głupi! A przynajmniej nie bardziej niż zwykle... " - Laughing - Ach te twoje teksty.

Bardzo fajny ten rozdział. Ciekawe, co z tego wszystkiego wyniknie. I co z randką Leah i Roya u niego w domu. Może być ciekawie.

Mam uwagę gramatyczną. Bardzo często przed "i" dajesz przecinek. Z tego, co pamiętam ze szkoły, przecinek przed "i" dajemy tylko, gdy występuje w zdaniu drugi raz lub więcej razy. Przed pierwszym - nie. Chyba, że reguły się zmieniły ostatnimi czasy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Pon 17:53, 29 Lis 2010 Powrót do góry

"Jacob się pokłócił z Bells, było to widać po sposobie, w jaki wysiadł z samochodu... Jeszcze o tym nie wie, ale jak zniknął w lesie to odpadły drzwi od furgonetki. Będzie miał rano chłopak zajęcie." No rżałam ze śmiechu, nic dodac nic ująć. Nie napiszę nic nowego: uwielbiam rozmowy Seth'a i Leah Smile
Nie jestem betą ale mam sugestię, byś porozmawiała z którąś z tych dziewczyn. Chodzi mi o to, że jeśli fragment tekstu dotyczy Belli piszesz w pierwszej osobie. Jeśli kogokolwiek innego piszesz w trzeciej. Nie chcę nic tutaj wytykać jak błąd bo specem nie jestem. Poprosyu to mieszanie osób w narracji jak dla mnie wprowadza lekki chaos.
Czekam na kolejny rozdział


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 18:33, 29 Lis 2010 Powrót do góry

Hm, jeśli o mnie chodzi, mi to zupełnie nie przeszkadza. Gdy widzę pierwszą osobę, wiem, że to Bella i akcja z jej punktu widzenia.
Trzecia osoba daje szansę, byśmy zobaczyli wydarzenia od strony innych osób. Wg. mnie to ciekawy zabieg.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Pon 20:09, 29 Lis 2010 Powrót do góry

Kochane, co do przecinków-pojęcia o nich nie mam,i jak widać freestyle mi nie służy(szczerość). Mieszana narracja-jestem w tym konsekwentna, to co oczami Belli, jej myśli i odczucia jest w pierwszej osobię, to co dzieje się u innych nie jest przez nią opisywane (dzieje się coraz więcej i Bella o niektórych wydarzeniach nie może wiedzieć, jej narracja natomiast to spadek po oryginale). Jeśli to chaos, to wybaczcie, zapamiętam przy pisaniu innego tekstu. Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 20:27, 29 Lis 2010 Powrót do góry

mermon napisał:


Mam uwagę gramatyczną. Bardzo często przed "i" dajesz przecinek. Z tego, co pamiętam ze szkoły, przecinek przed "i" dajemy tylko, gdy występuje w zdaniu drugi raz lub więcej razy. Przed pierwszym - nie. Chyba, że reguły się zmieniły ostatnimi czasy.


Jeszcze jeśli chcemy oddzielić zdanie wtrącone. Wink
Ale to też nie zawsze, zależy od kontekstu.

No przecinków trochę w tekście nadal brakuje, ale nie będę Cię tym dręczyć, bo wiem, jak ciężko było znaleźć betę, a ta ma pewną zaletę: jest szybka! :)

Varie, wiesz, że ja czytam na bieżąco opowieść z bloga i tam staram się dopieszczać Cię komentarzami. Myślałam, że dam radę odświeżać sobie na bieżąco rozdziały z forum, składając komentarze stosowne, ale brak mi energii.

Tę część jednak szybko przyleciałam i przypomniały mi się słodkie, ale i ostre początki znajomości Lei z Royem.
Poza tym muszę Ci powiedzieć, że Jake'a kreujesz z konsekwencją na upartego barana z wielkim sercem. Kocha Bellę do szaleństwa, ale zazdrośnik z niego niemożliwy. :)
Seth intrygant nie z tej ziemi, ale też niesamowity chłopak od samego początku. Tu wydaje mi się jeszcze takim dzieciakiem, dalej naprawdę dojrzewa i się zmienia. :)

No, cóż mówić więcej: cud, miód i orzeszki. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mirona
Wilkołak



Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory

PostWysłany: Pon 21:00, 29 Lis 2010 Powrót do góry

Hejo Kochana!
Przeczytałam ten fragment tak samo jak Pernix. Dla odświeżenia pamięci, bo jak już wiesz, na razie jestem na bieżąco z blogiem.
Cóż, normalnie chyba zacznę pisać jakiś hymn pochwalny na temat twojego opowiadania Wink
A Przyszłam tutaj w konkretnym celu...
Mam dla ciebie taki mały prezent xD

Image

Wiem, wiem... Do grafik nie mam talentu, więc jeszcze wstawiam nie przerobione

Image

To tyle ode mnie...
Buziaki :*:*:*
M.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Pon 21:33, 29 Lis 2010 Powrót do góry

Powiem wam, że dla mnie samej czytanie tych pisanych jeszcze w wakakcje kawałków to przeżycie z gatunku mega ekstremalnych. I fakt, Jake od początku był upartym osłem o wielkim sercu. A Seth? Z taką werwą się za niego zabrałam rozwijając później jego watek, że faktycznie teraz sama kręcę głową nad tym jego przyspieszonym dojrzewaniem. Ale cóż, w oryginale wilki dojrzewały skokami, to i on mógłWink (Mógł???) Nie będę spoilerować... Najlepsze jest to, że ja siedząc w lipcu z laptopem na kolanach, szklaneczką martini z lodem w zasięgu prawej ręki i dobrą muzą na uszach pojęcia nie miałam, że tyle rzeczy im się w życiu wydarzy. Spontaniczne, kompulsywne pisanie bez planu. "Podglądanie"La Push...Nic, ważne, że nadal trwa... I tylko czasem pazury gryzę z nerwów żeby mi się przy tych codziennych notkach coś nie pokiełbasiło pod względem konsekwencji "charakterologiczno-fabulastej". Dzięki, że czytacie. A tym, którzy odzywają sie do mnie na blogu i na tym forum podwójne dzięki za to że wam się chce. (Pernix, Mirona love )


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez variety dnia Pon 21:36, 29 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
sheila
Zły wampir



Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.

PostWysłany: Pon 21:36, 29 Lis 2010 Powrót do góry

Nowy rozdzial i wielki usmiech na mej twarzy!
Aneczko ( pozwole sobie ) juz nie wiem jakiś przymiotników używac względem Ciebie i Twojego opowiadania. Srsly.

Jest mi strasznie szkoda Jacoba, z dwóch powodów.
Wyobrazam sobei co musiał poczuć gdzy przeczytał tego maila, wiem jak ja bym zareagowała. Nie dziwie sie, że totalnie go przymuliło i był zły na Bellę.
Z drugiej zaś, szkoda mi go, bo jest upartym osłem, zdaje sobei sprawe z tego co źle robi ale nie zmieni tego w sobie.
Moment "rozmowy" nazwijmy to, Belli i Jacoba schematycznie jest mi doskonale znany. Tak własnie wygladaja moje rozmowy z chłopakiem. Zaczynamy rozmawiac pokojowo, a konczy się na tym, że jedno drugiemu dokopie jeszcze bardziej.
I wgl to podziwiam Bellę, bo ja nie wiem jak dala rade usmiechać sie do ojca i względnie normalnie sie zachowywać. Jakby to powiedział Seth-szacun. Wink
Spotkanie Leah i Roy'a- jestem na tyak! I jak narazie w tym rozdziale to tyle z mojej strony na ten temat.
Cytat:
Po pierwsze teraz jesteś moja i dobrze to sobie utrwal, bo musisz z tym żyć, choćbyś nie wiem ilu wampirów zechciała ratować. Po drugie, jako moja kobieta[...]

Rozczuliło mnie to totalnie, piekne i mocne wyznanie takie jak lubie. Plus słowa moja kobieta. To brzmi tak gorąco Wink ( Co mi się kojarzy jeszcze z tymi słowami, polecam piosenke PTP- Moja kobieta, super! O tyle, że jest to hip-hop Wink )
Seth to mały spryciarz i podoba mi się to w nim. W tym rozdziale zachowywał się troche jak Denis rozrabiaka albo Kevin sam w domu Laughing. Cos czuje, że wyjdzie niezły czad z tej imprezki, szalenstwo na całe La Push i niezły dym. Sue napewno bedzie szczesliwa. :)
W podsumowaniu, dodam pierduł nie znaczący, ale dodam.
Juz wiem, czemu tak kocham Twojego Jacoba! Podczas rozmowy z B. i L. totalnie mnie oświciło. Jest identyczny jak moj chlopaczyna- uparty, gorący osioł o temperamencie włocha i nieziemskiej urodzie Laughing ( tak, jestem zakochana ). Porostu sa prawie że identyczni. Jej to cudowne Laughing

No i już koniec moich bzdur. Rozdział powitałam z entuzjazmem, ze smutkiem skonczyłam i z zapałem czekam na nowy.

xoxo


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez sheila dnia Pon 21:40, 29 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 21:54, 29 Lis 2010 Powrót do góry

Stanowczo protestuję przeciwko nazywaniu Jacoba osłem! Jest to jedna z najcudowniejszych postaci. W jego przypadku upór jest zaletą. Gdyby nie to, Bella dawno byłaby już wampirem - w twojej historii. Bo w Meyerowej nawet jego upór nie wystarczył.

Poza tym, jego upór jest uroczy i bardzo męski. Lubię upartych mężczyzn, którzy wiedzą czego chcą i potrafią o to zawalczyć.

anka_y0 - jeśli masz podobnego chłopaka to szczerze gratuluję i trochę zazdroszczę. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
sheila
Zły wampir



Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.

PostWysłany: Pon 22:41, 29 Lis 2010 Powrót do góry

Tak mermonku mam podobnego i jestem niesamowicie szczesliwa z tego powodu, chociaż przez ta Jacobową zazdrość i miłośc do postawenia na swoim momentami mnie osłabia. I, haha, variety wie, jak lubie na niego ponarzekać Laughing
Co do mojego nazywania go osłem, musiałam bo inaczej nie mogłam, jak to inaczej zastąpić? Owszem jego upór jest słodki i w dobrym tego słowa znaczeniu użyty. Ale for me jest troche osłem, może nie- osiołkiem, takim kochanym i słodziutkim ( powtarzam się ). Plus, nazwałam go tak, dlatego bo wie jak postepuje, zdaje sobei sprawe z tego co robi i pomimo tego, że wie, że może troche przegina ( to są jego spotrzezenia ) to i tak bedzie sie tego trzymał. :)
przepraszam za brak spójności w wypowiedzi ale oczyska same mi sie zamykają Wink
Wróce tu! A teraz- branoc :) Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
R-love-J
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 15:02, 02 Gru 2010 Powrót do góry

Uwielbiam twój ff. Wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale tak jakoś wyszło. Embarassed Dobijasz mnie! Ta kłótnia między nimi... brak mi słów by to opisać. Nie mogę się doczeka, aż rozwiążą ten konflikt. Mam nadzieję, że się pogodzą. Wink Kiedy następny rozdział? Już nie mogę się go doczekać.

W E N Y Uwaga Uwaga Uwaga


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Pon 14:18, 06 Gru 2010 Powrót do góry

Jacob obiecał Leah, że odwiezie ją do doktorka, bo i tak wybierał się w tamtym kierunku, by porozmawiać z Bellą.
Dziewczyna spędziła dzień leniwie opalając się na leżaku i przezbywając z bratem, który snuł przed nią swoją wizję jej randki i sugerował ubranie wyrafinowanej bielizny.

Roy kończył przygotowywać swoje popisowe danie: drobiowe roladki nadziewane żurawinowo-orzechowym farszem, i zastanawiał się, czy podać je z ryżem i sałatą, czy może z kuleczkami ziemniaczanymi opieczonymi w piekarniku. Stanęło na tym drugim, bo zdążył już zauważyć, że całe towarzystwo z La Push, nie wyłączając Leah, lubi konkretnie zjeść. Mógł oczywiście zamówić jedzenie w restauracji, ale lubił gotować i bardzo doceniał fakt, że obecnie ma dla kogo to robić. Kiedy wszystko było na tyle gotowe, że resztę można dokończyć w obecności gościa, poszedł wziąć prysznic, później w ulubionym, czarnym szlafroku wyszedł z łazienki, ostatni raz ogarnął wzrokiem posprzątany dom, włączył chilloutową składankę („Lazy hours”) i postanowił się ubrać. Kolacja miała być w miarę niezobowiązująca, więc wybrał wygodny, sportowy garnitur w grafitowym kolorze i żeby złamać formalny styl pod spód włożył dopasowany, biały podkoszulek. Opadające kosmyki dłuższych włosów zaczesał za ucho, skropił pierś odrobiną Fahrenheita i czuł, że jest gotowy. Miał tremę jak przed szkolnym występem na dzień matki.

Leah posłuchała Setha i wybrała najładniejszy komplet z czarnej francuskiej koronki. Zrezygnowała jednak z pasa do pończoch, bo było za ciepło. Wiedziała, że jeśli jakakolwiek dodatkowa warstwa będzie okrywać jej nogi to oszaleje. Przymierzyła przed lustrem buty i stwierdziła, że w obcasach jej nogi prezentują się naprawdę imponująco. Sukienka, którą założyła była prosta, o klasycznej linii i dosyć skromnym dekolcie, ale miała bardzo odważną długość i do tej pory Leah rzadko w niej chodziła, bo nie lubiła wzbudzać zbytniej sensacji. Przeczesała palcami mokre po kąpieli włosy i wgniotła w nie nieco pianki do układania, żeby podkreślić ich lekki skręt. Jeszcze delikatny makijaż, wspomniany przez Setha wisiorek i była gotowa. Kiedy wkroczyła do salonu jej brat przeciągle zagwizdał.
- Siostra, on cię nie puści na noc do domu. Spakuj do torebki zapasowe majteczki!
- Chyba nie masz wątpliwości, że to ja zawsze decyduję gdzie spać?
Seth potajemnie liczył, że jak pozbędzie się jej towarzystwa wieczorem to następny raz zobaczą się dopiero rano, ale najwyraźniej nie należało snuć aż tak śmiałych planów. Cóż, mamy nie będzie dwa tygodnie i na całonocną zabawę przyjdzie jeszcze pora.

Jacob nie miał pojęcia co powie Belli jak ją zobaczy i nawet w skrytości ducha liczył na to, że jeśli nie jej będzie w domu proces przepraszania za wypowiedziane głupoty przymusowo się odwlecze. Na temat pośredniego skłaniania dziewczyny do spełnienia jego warunków nawet nie myślał, bo w obecnej chwili nie miał pewności, czy zechce z nim porozmawiać, a do dostosowywania się do tych wymagań trzeba było idealnej sielanki i bardzo gorących uczuć. Leah miała rację, zrobił wszystko na odwrót.

Charlie obserwował swoją córkę z rosnącym zdumieniem. Wyczuł coś podejrzanego w jej entuzjastycznym podejściu do gotowania i zajmowania się domem, szczególnie, że już dawno wszystko było zrobione, a ona nadal uparcie krzątała się ze ścierką w dłoni. I jeszcze jeden element się nie zgadzał: nigdzie nie było Jacoba. Normalnie brak ukochanego córki by go specjalnie nie zmartwił, ale za długo już przyglądał się jej stanom emocjonalnym, żeby nie przejmować się ewentualnym nawrotem depresji jeśli ten smarkacz ją zranił. Oswoił się już nieco z myślą, że Jacob i Bella stanowią parę papużek nierozłączek i cieszył się, że spotykają się w La Push, gdyż nie musiał patrzeć na ich obściskiwanki, co robili non-stop jak dowiedział się od Billy’ego. Z drugiej jednak strony Jake miał w sobie tyle światła i pogody ducha, że wcale się nie dziwił, iż w końcu udało mu się zająć miejsce w sercu jego córki. No i na dodatek, co akurat przyznawał z trudem, wyrósł na całkiem przystojnego faceta, o którym rozmawiały nawet dużo starsze panie pracujące na jego komisariacie. Charlie rozpaczliwie nie chciał zostać teściem, ale gdyby już przyszłościowo musiał, to Jacoba by się za bardzo nie wstydził.
Kątem oka zauważył, jak Bella sprawdza swój telefon i wściekła rzuca nim na sofę. „Oho, cisza zwiastująca kłótnię, czyli się nie myliłem, coś dzieciaki nie mogą się dogadać” pomyślał i poczuł, że wzbiera w nim ochota na rodzicielską pogawędkę.

Jacob przyjechał po Leah i odwiózł ją pod same drzwi imponującej posiadłości Roy’a. Miał ogromną ochotę wrócić natychmiast do La Push i nie wstępować do Belli. Zdrowy rozsądek jednak wygrał.

Siedziałam na łóżku i robiłam segregację swoich płyt i książek. Ostatnie kilka godzin spędziłam starając się uciec myślami od Jacoba. Byłam na niego zła. Usłyszałam kamyczek uderzający o szybę okna. Hmm... Wyglądało na to, że mam szansę zwerbalizować swoją agresję, bo powód mojego rozgoryczenia właśnie się pojawił. Wpuściłam go do pokoju. Miał minę winowajcy i spuszczoną głowę.
- Bells, przepraszam cię, nie chciałem...
Poczułam ulgę, bo trochę się bałam, że jak tylko mnie zobaczy znowu go poniesie i zacznie wygadywać bzdury.
- Jake... jest mi przykro, jak w jednej sekundzie kwestionujesz wszystko, co między nami się wydarzyło. Naprawdę tak brakuje ci pewności? Naprawdę w głębi serca spodziewasz się, że cię zostawię... dla kogoś innego?
- Nie wiem... chyba coś w tym jest. Boję się, że cię stracę, a później sam robię wszystko, żeby tak się stało. Wiem, to żałosne...
- Jake, kocham cię, powinieneś o tym zawsze pamiętać.
- Kochasz, a później na monitorze czytam, że nadal czujesz też coś do Edwarda.
Zrobiło mi się głupio. Faktycznie, w jego oczach fakty wyglądały nieciekawie.
- Jake, to była tylko interpretacja Alice. A o tym, że najnormalniej na świecie nie chcę, żeby coś mu się stało, już wiesz i nie będę udawać, że jest inaczej, ale nie ma to żadnego związku z tobą.
- Wszystko, co sprowadza na ciebie ryzyko, ma związek ze mną. A poza tym czy ty naprawdę myślisz, że obserwowanie, jak ukochana osoba tkwi w gotowości skoczyć w ogień za byłym chłopkiem jest dla faceta komfortowe?
Miał rację. Teraz, kiedy szczerze, bez agresji, mówił o swoich uczuciach, sama zaczynałam się czuć winna.
Usiadłam na łóżku a on na fotelu, zgarniając przy okazji stos książek zdjętych z półki.
- Bells... Chciałbym nie musieć wypuszczać cię z ramion nawet na minutę i oboje wiemy, że to fizycznie niemożliwe, pragnę mieć cię przy sobie każdej chwili, patrzeć na ciebie, czuć twój zapach i móc cię dotykać, ale tak nigdy nie będzie, bo tak nie da się żyć. Robimy się starsi, mamy coraz to nowsze obowiązki, zaczniesz studia, ja będę czekał, podejmiemy pracę, być może doczekamy się dzieci, ale wszystko to będzie oznaczało rozłąkę, czasem krótką, jak wyjście na zakupy, a czasem długą, jak wyjazd... I dlatego tak ciężko mi znieść myśl, że tu... w sercu być może też nigdy nie będziesz zupełnie moja. Tak, jestem cholernym, zaborczym zazdrośnikiem. Chciałbym, żeby świat działał po mojemu i wierz mi, zdaję sobie sprawę z własnej niedojrzałości, ale tak czuję... i mogę jedynie obiecać, że popracuję nad tym.
Rozczulał mnie. Wiedziałam o czym mówi, znałam go tak dobrze, że nie potrzebowałam całego tego tłumaczenia, żeby zrozumieć. Mimo że nie do końca ustaliliśmy nowy kompromis usiadłam mu na kolanach i pocałowałam delikatnie w usta. Tylko na to czekał, chwycił mnie mocno w ramiona i wszystko to, o czym mówił, całą tą trudną miłość, wyraził w namiętnym pocałunku. Nie mogliśmy przestać...

Charlie podjął decyzję, pójdzie do pokoju córki i ją pocieszy. Wytłumaczy jej, że kłótnie to stały element związku i że cokolwiek stanęło im na drodze pewnie los sam rozwiąże. Stanął przy drzwiach, zapukał i wszedł do środka. Po czym obrócił się na pięcie i wyszedł... bo widok, jaki dane mu było zobaczyć mówił sam za siebie.
Prosto z pokoju Belli udał się przed dom, żeby krytycznym okiem rzucić na otoczenie jej okna. Cóż, drabiny nie było, a drzewo rosnące obok nie sięgało konarami do parapetu. Musiałby mieć nadprzyrodzone moce i zwinność linoskoczka, żeby wśliznąć się do niej tą drogą. „Widocznie się starzeję” pomyślał sobie. „I pewnie Bella ma rację mówiąc, że coraz częściej przysypiam, siedząc przed telewizorem”. Wrócił do kuchni, zrobił sobie herbatę i zastanawiał się ile innych rzeczy w ten sposób przegapił.
Oczywiście nie sposób było nie zauważyć nagłego wtargnięcia ojca do pokoju i jego równie nagłej ucieczki. Nie wiedziałam, czy wypada się śmiać, ale jego niesamowity talent do pojawiania się w najbardziej krępujących momentach był naprawdę unikalny.
- Jake... powinieneś już iść... tata nie odpuści i za chwilę zacznie wołać z dołu, że jest późno...
- Wiem, Bells, ja w jego sytuacji przyszedłbym na piętro zrywać wykładzinę właśnie spod twoich drzwi, a jeśli tego byłoby mało, zacząłbym malować framugi.
- Co będziesz robił?
- Chłopcy siedzą u Setha, pewnie do nich dołączę. A ty?
- Idę pogadać z tatą, widzę, że go nosi.
- Kocham cię, wiesz?
- Wiem, zawsze wiem, nawet jak zachowujesz się jak oszołom.
- Jutro?
- Będę w La Push. Jak chcesz to nawet cały dzień.
- A noc?
- Noc? Nie znajdziesz siły na noc...
- Obiecujesz? - Nie czekając na potwierdzenie pocałował mnie w usta i poszedł do drzwi. O ile mogłam wmawiać ojcu, że spał, kiedy Jacob przyszedł, o tyle byłam pewna, że teraz czuwa przy samych drzwiach.

Leah popatrzyła z uznaniem na domostwo Roya. Nie musiała nawet wchodzić do środka, żeby zauważyć elegancję, którą emanowało to miejsce. Cóż, Seth miał rację namawiając ją do strojenia się. Dzięki temu czuła się pewnie i wysoka klasa mężczyzny, który miał ją gościć, nie potrafiła jej speszyć. Postanowiła lepiej go poznać. Mimo że perspektywa związku wydawała jej się abstrakcją, wolała dobrze wiedzieć, co straci mówiąc „Nie”.

Przywitali się zwyczajowym buziakiem w policzek i Roy zaprosił ją do środka.
- Wiem, że dom wygląda jakbym zapomniał kupić mebli... Jest tu tylko niezbędne minimum, pewnie uznasz, że brak mu przytulności i klimatu, ale wiesz... Rzadko tu jestem, właściwie tylko śpię, resztę czasu spędzam w pracy - zaczął mówić trochę spięty.
Leah doskonale wyczuwała targające nim emocje i uśmiechnęła się do niego, mówiąc:
- Przytulność wychodzi mi uszami. Wiesz jak wygląda mój dom, kontrast tutaj działa na mnie kojąco.
- Napijmy się wina - zaproponował Roy i z przeszklonej witryny wyjął kieliszki.
Leah usiadła na wielkiej, jasnoszarej sofie w salonie, założyła nogę na nogę i patrzyła, jak nalewa wino. Podobało jej sie tu. Właściwie jeśli człowiekowi może przydarzyć się miłość do wnętrza to ona właśnie taką czuła. Od pierwszego wejrzenia. Tutaj nic nie przypominało jej o La Push, własnych korzeniach i problemach z nich wynikających.

Roy czuł, że trzęsą mu się ręce. Wiedział, że będzie stremowany, ale nie sądził, że aż tak. Leah wyglądała zjawiskowo, jak gwiazda kina na rozdaniu Oskarów, a jeszcze większe wrażenie robiło na nim to, że ona taka po prostu była, bez sztabu stylistów, fryzjerów i makijażystów. Była doskonała... A w tej sukience i szpilkach ta doskonałość wydawała mu się wręcz lekko perwersyjna.

Zanim jedzenie było gotowe wypili trzy kieliszki wina, co znacznie rozluźniło atmosferę, bo był w stanie wreszcie panować nad nerwami. Leah natomiast wydawała się od samego początku nad wyraz spokojna, a wypity alkohol nie robił na niej żadnego wrażenia.
Roy oczywiście nie wiedział o tym, że metabolizm wilków spala promile w błyskawicznym tempie i nie ma takiej ilości wina, którym mógłby ją upić.
Gawędzili na temat sobotniej imprezy, muzyki i tańca, który oboje tak kochali. Prawdę mówiąc oprócz tego niewiele mieli ze sobą wspólnego, ale czasem odmienność jest najlepszym afrodyzjakiem. W tym przypadku ciekawość siebie sprawiała, że z każdym zdaniem tematów do dyskusji przybywało.
Leah zjadła kolację z ogromnym apetytem, ku zdziwieniu Roya prosząc o dokładkę, bo patrząc na jej smukłe i wysportowane ciało można było odnieść wrażenie, że całe dnie spędza w klubie sportowym żywiąc się jedynie liśćmi sałaty. Coraz bardziej podobała mu się ta kobieta i nie mógł przestać się zastanawiać, jak taki apetyt na jedzenie ma się do apetytu na seks. Czuł jak budzi się w nim fizyczny głód tym bardziej dokuczliwy, że praktycznie bez szans na szybkie zaspokojenie. Oto pierwszy raz w życiu przyszło mu rozpocząć długi proces uwodzenia, bo poprzednie romanse od łóżka się zaczynały i na łóżku kończyły, czasem nawet bez wypowiedzenia tygodniowo takiej ilości słów, jakie padły już tej nocy. Wszystko było inne. Od chwili, kiedy ją zobaczył, walczącą o życie, do chwili, gdy on walczył ze sobą, żeby przestać gapić się na jej niebotycznie długie nogi.

Wypili jeszcze jeden kieliszek wina i Roy poszedł po drugą butelkę.
- Wiesz - powiedziała Leah przyglądając się Royowi, który stał w kuchni i manipulował korkociągiem - nie mogę zrozumieć, jak ktoś taki jak ty może być samotny, bo najwyraźniej jesteś singlem i średnio się z tym czujesz.
-To miłe, jeśli się nad tym zastanawiasz... Ciężki temat, bo tak naprawdę moja samotność jest uwarunkowana nie tylko pracą i niestabilnym czasem wolnym. Szczerze mówiąc umawianie się na randki przy moich dyżurach bywa dosyć skomplikowane, ale tak sobie myślę, że największym problemem jest chyba to, iż szukam czegoś więcej niż zakochanych w sobie oczu, w których mógłbym się przeglądać jak w lustrze. Wiesz co mam na myśli? Chcę uczestniczyć w prawdziwym misterium, jakim może być miłość, tęsknić, szaleć, krwawić, wrzeszczeć, bać się, pożądać, chwilami nienawidzić. Chcę żyć! Nie potrzebuję udawanej sielanki, tylko tarcia, ucieczek i pogoni. Mam dosyć konwenansów, utartych sloganów, szlaków, które wiodą donikąd. Chcę prawdy, nagiego człowieka, który nie udaje i nie kłamie, jest w nim tyle sacrum co profanum i nie boi się tego obnażyć. Potrzebuję niskich i wysokich uczuć, tyle bólu, ile rozkoszy... Wiesz, że byłem żonaty? Moja małżonka była bryłą lodu. Nie wiem, jak bardzo musiałem być ślepy, żeby nie widzieć tego od razu. Najgorsze, że był to lód zrobiony z destylowanej wody, pozbawiony treści, osadów i zabrudzeń. Dla niej liczyła się tylko fasada, na wnętrze nie miała już czasu ani ochoty. Wymyśliła sobie swój własny obraz, mnie, nas razem. W momencie kiedy rozczarowała się prozą życia odeszła, a ja się załamałem. Żal mi było złudzeń, zmarnowanego czasu, a przede wszystkim tego, że wraz z walizkami zabrała mi wiarę w miłość.

O uwielbieniu wszelkich aspektów życia Leah już wiedziała. Mówił jej o tym na imprezie prosząc, żeby pozwoliła swojej duszy żyć i cierpieć. Podobała jej się jego filozofia, ale jak mogła pogodzić swoją tajemnicę z jego dążeniem do nagiej prawdy? Nikt, ale to absolutnie nikt nie był gotowy na jej wyznania, tym bardziej on.

- Leah... wiem, a właściwie czuję, że ty też masz za sobą trudny związek...
- Zwykle o tym nie rozmawiam... To taka banalna historia: szczęśliwa para, aż któregoś dnia on odchodzi do innej.
- Od ciebie? Do innej? - szczerze zdziwił sie Roy. Bardziej spodziewał się jakiejś niespodziewanej śmierci ukochanego niż tego, że Leah została porzucona. Tak po prostu.
- Powiedzmy tak: istnieją nadprzyrodzone siły, które najrozsądniejszych mężczyzn odrywają od kochanych kobiet i rozkazują im zakochiwać się w innych. Czyż nie tak lubicie uzasadniać wszelkie skoki w bok?
- Generalizujesz...
- Ale dokładnie tak było. Zresztą nieważne, moje życie obfituje w różne niespodzianki, w większości mało przyjemne.
- Jak wyobrażasz sobie swoją przyszłość?
Leah zamyśliła się. Problem w tym, że ona w ogóle nie wyobrażała sobie przyszłości. Nie umiała przewidzieć następnych dwóch minut i nie mogła być pewna, czy w ciągu mijającej doby nie zamieni się w wilka i nie zagryzie kilku wampirów, więc o dalekosiężnych planach nie było mowy.
- Zaskoczyłeś mnie.
- Dlaczego?
- No dobrze, a ty jak sobie wyobrażasz swoją?
- W wersji pesymistyczniej zestarzeję się na tej sofie, samotnie oglądając durne filmy w telewizji, a w optymistycznej pokocha mnie jakaś piękna kobieta o nieprzewidywalnym charakterze... I pogodzimy dwa odmienne światy, żeby starzeć się razem.
- Masz jakąś konkretną na myśli? - zupełnie nie w swoim stylu zapytała Leah.
- Tak, ale boję sie, że ona nie pozwoli sobie na tak odważny czyn, chociaż ma nieustraszone serce.
- Może ona nie chce nikogo ranić, bo ten ktoś za mało ją zna, żeby świadomie chcieć tego, czego właśnie zaczyna pragnąć?
- Może on woli spalać się przy niej niż asekuracyjnie zahibernować sobie serce?
- Może ten ktoś w ogóle nie wie, o czym mówi?
- Może warto go oświecić?
Leah roześmiała się i popatrzyła głęboko w jego piękne, zielone oczy.
- Jesteś podobny do mamy czy taty? - zupełnie zmieniła temat.
- Do mamy. Jest blondynką i podobno mam jej oczy. A ty?
- Też do mamy. Seth jest podobny do taty.
- Masz naprawdę wyjątkowego brata, wiesz? Rzadko spotyka się taką więź, jak wasza. Ja wiem, zaraz zaczniesz się śmiać, ale każdy, dokładnie każdy, kto na was patrzy, widzi, że jedno za drugim skoczyłoby w ogień. Pod pokrywą niekończących się kłótni jest szczere uczucie. A jak już wiesz jestem szczególnie wyczulony na prawdziwość relacji.
Leah nic nie odpowiedziała. Roy miał rację. Brat ją denerwował jak nikt inny na świecie, ale nie mogła sobie wyobrazić, że go nie ma.
Rozmawiali chwilę na temat rodzeństwa Roya, jego starszej siostry i młodszego brata, a kiedy wstał, żeby zmienić muzykę, Leah poszła do toalety.
Zastanawiała się, ile metrów liczy sobie powierzchnia domu, bo wszystko było tu ogromne i niemal nie pasujące do spokojnego gospodarza. Łazienka okazała się proporcjonalna do reszty i spokojnie mogłaby pełnić funkcję osobnego mieszkania dla dwójki ludzi. Była utrzymana w chłodnej kolorystyce, z dużą ilością naturalnych barw czerni, bieli i szarości, umywalką imitującą ogromny, wydrążony przez wodę otoczak, i niesamowitym oświetleniem odbijającym się w niezliczonych lustrach. Jedyną barwną plamą był pas krwistoczerwonej mozaiki biegnący przez środek podłogi i jedną ze ścian. Naprawdę mogłaby przyzwyczaić się do tej surowości. Luksusowy minimalizm przyjemnie drażnił jej wzrok.

Kiedy wróciła do salonu bezceremonialnie ściągnęła buty i usiadła na sofie w swobodnej pozie, niedbale okrywając nagie nogi kaszmirowym pledem leżącym na oparciu.
Roy uśmiechnął się zadowolony z jej nieskrępowanego zachowania i podał kieliszek z winem. Było mu dobrze w jej towarzystwie i w tej chwili jedyne napięcie, jakie odczuwał, było związane z magnetyzmem jej ciała a nie stresem spowodowanym pierwszą randką na jego terenie. Przysunął się do niej bliżej, ujął jej rękę w łokciu i wyprostował, a wskazującym palcem przejechał po cieniutkiej bliźnie biegnącej przez wewnętrzną stronę przedramienia.
- Skąd to masz?
- Rozcięłam, spadając z roweru – skłamała. - Miałam wtedy sześć lat.
Tak naprawdę była to świeża pamiątka po walce z nowonarodzonymi.
- A to? - przejechał palcem po jej odkrytym kolanie.
- Huśtawka, rok później - znowu skłamała.
- A to? - dotknął jej skroni, zakładając przy okazji opadające pasemko włosów za ucho.
Na czole widniał maleńki, jaśniejszy punkcik - jedyna blizna po normalnym wypadku.
- Seth uderzył mnie kijem... podobno przypadkiem - roześmiała się.
Rozmawiali jeszcze chwilę na temat dziecięcej nieroztropności i niezliczonych tego przykładów, które dane było widzieć Roy’owi. Zrobiło się późno. Dochodziła północ. Leah wiedziała, że powinna już wracać do domu, chociaż tak naprawdę nie miała na to ochoty.
- Pora na mnie, wiesz? - powiedziała w końcu.
- Zostań... Nie namawiam cię na nic szczególnego, po prostu chciałbym, żebyś została jako gość i potraktowała ten pobyt jako małe wakacje od La Push. Jutro nie mam dyżuru, możemy jechać do Port Angeles, powłóczyć się po knajpkach i odpocząć.
Oferta była kusząca, ale Leah już widziała minę brata, kiedy nie wróci do domu przez następną dobę. Wyobraźnia podsuwała jej też zgliszcza domu i policję przesłuchującą chłopców z watahy.
- Następnym razem - powiedziała ciepło. - Teraz zadzwonię po Jacoba. Obiecał, że przyjedzie po mnie, kiedy tylko zechcę.
- Troskliwy...
- Jest mi winien przysługę - uśmiechnęła się Leah i wykręciła numer Jake’a.
Kiedy przyszła pora na pożegnanie Leah szczerze żałowała, że nie może spędzić z nim więcej czasu. Mogła natomiast pomóc mu słodko śnić o niespełnieniu, co też postanowiła uczynić. W holu prowadzącym do drzwi, gdy szedł za nią, żeby ją odprowadzić, obróciła się, podeszła o krok, przywarła do niego całym ciałem, aż oparł się o ścianę, chwilowo nie mogąc utrzymać równowagi, odszukała wargami jego usta i przymykając powieki pocałowała go namiętnie. Jak w tańcu, tak i teraz Roy błyskawicznie podjął choreografię tego pocałunku i zamiast jednego, drażniącego buziaka, otrzymał dziesięć gorących minut przyjemności. Błądził dłońmi po jej plecach, talii, udach i wreszcie pośladkach, których chciał dotykać, ale potrzebował wyraźnego przyzwolenia, żeby to robić. Język Leah w jego ustach był wyraźną, zieloną kartą. Nie wykluczone, że całe to pożegnanie skończyłoby się w sypialni, na dywanie w salonie lub na kuchennym stole, ale niestety niecierpliwy Jacob przerwał ich namiętność ponaglającym dzwonkiem telefonu. Kiedy musieli się od siebie oderwać Leah byłą oszołomiona. Sobą i Roy’em. Stojąc już w otwartych drzwiach ujął delikatnie jej twarz i ostatni raz leciutko pocałował.
- Dziękuję za wszystko - powiedziała. - Śpij dobrze.
- Ja dziękuję. Jutro przyjadę, mogę?
Odpowiedzią był promienny uśmiech i słowo „Wieczorem”.



Chłopcy praktycznie wszędzie czuli się jak u siebie w domu, bo znali każdy kąt w La Push jak własną kieszeń. Dorastali razem, ich rodzice się przyjaźnili i generalnie tworzyli jedną, wielką rodzinę.
Jak tylko Leah wyszła z domu przyjechało towarzystwo, wioząc z miasteczka kilkanaście opakowań pizzy i tyle samo zgrzewek różnych napojów. Plan na wieczór był mało skomplikowany: najeść się do woli i, jeśli nastroje dopiszą, zrobić próbę.
Było dosyć ciepło, więc siedzieli w ogrodzie, szczegółowo omawiając układ choreograficzny. Każdy ruch był komentowany salwami śmiechu, bo nie byli w stanie zachować powagi wizualizując siebie w seksownych pozach. A piosenka wymagała erotyzmu, to akurat było jasne.
- Quil, jak ty będziesz śpiewał to muszę chyba ściągnąć spodnie, żeby odwrócić uwagę od twojego zerowego talentu.
- Ściągnij, ściągnij, próby dojrzenia czegokolwiek w twoich majtkach pochłonął je bez reszty!
- Dobra, może nie rzuciłby cienia na całe La Push, ale skupiłby uwagę, jestem pewien.
- Chyba nie będziecie się ZNOWU kłócić kto ma największego? - parsknął śmiechem Jacob.
- Cwaniakujesz, bo jakiegokolwiek byś nie miał to przynajmniej go używasz...
- O właśnie, Jake, jest taki pomysł: może Bella by do nas dołączyła? Lepiej odegrać cały ten układ mając chociaż jedną kobietę jako model do prezentacji treści piosenki.
- Aha, i właśnie „I wanna lick you up and down” chcesz odgrywać na mojej dziewczynie? Udaru dostałeś?
- Ok, mogę na tobie... ale warto było spróbować - podsumował Embry.
- Ale tak serio, Embry, Jared i ja umiemy śpiewać, Paul i Jacob mają najlepsze ciało, a Quil... - zaczął Seth.
- No, no, słucham?
- Dystans do siebie niezbędny do tego, żeby temu wszystkiemu sprostać - roześmiał się Seth. - I w związku z tym ci, co potrafią, będą śpiewać, a reszta tańczyć i dawać głos tylko w chórkach, jasne?
- Ma sens!
- Czyli ja się rozdwoję, tak? - zapytał Quil.
- Nie. Żeby nie było konfliktu będziesz na uboczu robił efekt mgły. Pożyczymy urządzenie do robienia pary - Seth jak zwykle dyplomatycznie wybrnął z tematu.
- A teraz rozdzielenie tekstu. Zaczyna Embry, krok do przodu, za nim reszta tańczy i śpiewa chórki, macie tu wydrukowany tekst z podziałem na role.
Chłopcy odsłuchali po raz kolejny oryginalnego nagrania, czytając wnikliwie tekst.
- A co z ciuchami? - zapytał po chwili Paul.
- Coś klasycznego, ale przylegającego do ciała. - Widać Seth miał już gotową wizję.
- Może wszyscy, oprócz posiadaczy mega imponującej klaty, będą w obcisłych białych podkoszulkach, a wy - zwrócił się do Jacoba i Paula - białych koszulach, które można łatwo rozpiąć, i jeśli sytuacja się rozkręci rzucić w widownie - rzucił pomysł Embry.
- Tobie to już się coś na głowę rzuciło - wymruczał Jacob próbując sobie wyobrazić, jak ciska koszulą w Bellę albo Angie.
- Nie, on ma rację. Obiektywnie na to patrząc nie wierzę, że opalone męskie ciała odziane w biel nie będą działać fankom na wyobraźnię - niespodziewanie wtrącił sie Quil.
- Fanki to ty może będziesz miał wśród personelu psychiatryka - przygadał mu Paul.
- E tam, wyobraźni za grosz - włączył się Embry.
- Fakt, ty zgarnąłeś całość, po wyobraźnię do Bozi chyba trzy razy w kolejce stałeś, za to tą z rozumem opuściłeś.
- A dół? - przerwał pogawędkę Jared.
- Proste, dosyć wąskie jeansy? - zaproponował Jacob.
- Ok, przecież nie skórzane stringi - roześmiał się Seth.
- Dobra, chłopaki, opracujmy ten układzik wreszcie. Ruch jest tu równie ważny jak muzyka - rzucił niecierpliwiąc się Jared.
Jacob niestety nie uczestniczył w dalszych obradach, bo musiał jechać po Leah.


- No, no, no... buzi, buzi... Dawno nie widziałem, jak się z kimkolwiek całujesz - zaśmiał się Jacob kiedy tylko Leah wsiadła do samochodu.
- Milcz, człowieku, ja nie komentuję każdej twojej wymiany płynów fizjologicznych.
- Ok, ja tylko tak z radości, że dobrze się bawiłaś.
- A propos zabawy, dom stoi?
- Nietknięty, siedzimy w ogrodzie.
- Jak to, jeszcze nie poszli do domu?
- Oj, a co ci przeszkadza towarzystwo przed domem, przecież spać na trawie nie planujesz! Zresztą sądząc po rumieńcach chyba w ogóle o spaniu nie będzie dziś mowy.
- Ok, Black, żeby była jasność, jeśli puścisz parę, że cokolwiek widziałeś, będziesz do końca życia chodził do logopedy, bo na trwałe zdefasonuję ci aparat mowy!
- Domyślam się nawet bez twoich obietnic. Nie wygadałbym się, to twoja sprawa i tyle.
Leah sie uspokoiła.
- A jak nasza wojowniczka? Udobruchana?
- Tak.
- Ona musi cię bardzo kochać, inaczej pogoniłaby takiego troglodytę już po pierwszej próbie sił.
- Oj, przestań już, staram się jak mogę, ale czasem mnie ponosi. Ciebie nie?
- No... wygląda na to, że mnie poniosło dzisiaj... w zupełnie innej kwestii.
- Chyba nie zaczniesz żałować, że poszłaś na randkę?
- Nie, wręcz przeciwnie. Tylko że... Zresztą, nie lubię się zwierzać... ale...
- Ale?
- Cudownie całuje, umie gotować, jest elegancki, mądry... i, cholera jasna, jest zwykłym człowiekiem, a nie wilkołakiem. Wiem, że wcześniej czy później złamię mu serce albo powiem prawdę i on zrobi to mi. Nie mogę się zakochać... i najlepiej będzie jak najszybciej przerwać ten durny romans.
- Aleś ty głupia. Nie wiesz nawet, czy ludzkość przetrwa do jutra, a już wyobrażasz sobie wyciskające łzy z oczu sceny. Weź się w garść. Emily i Bella są z nami, mimo że wiedzą o wszystkim. Jakbym ja się tak mazgaił to miałbym teraz przyjemność uczestniczyć w ślubie Edwarda i Belli. Walczyć trzeba i tyle!
- On jest inny.
- Być może go nie doceniasz!
Leah zamyśliła się. Jej euforyczny nastrój gdzieś prysnął, teraz czuła smutek, bo zbliżali się do La Push i nie mogła już dłużej udawać, że jej dziedzictwo nie istnieje i jest tylko złym snem, o którym da się szybko zapomnieć.

Najpierw zobaczyli czubek zielonych butów, później niebotycznie wysokie obcasy, następnie długie, opalone nogi i całą, równie zgrabną resztę. Leah wysiadała z furgonetki Jacoba w stylu starego Hollywood i na moment odebrała chłopcom możliwość swobodnego oddychania.
- Co się gapicie? - zapytała z wrodzonym wdziękiem i niezmiennie ciepłym podejściem do ukochanej gromadki.
- Nie powiem, że pięknie wyglądasz, bo pewnie już to dzisiaj słyszałaś od NIEGO milion razy... ale kurcze... świat mody zarobiłby na twojej urodzie krocie - westchnął zauroczony Paul.
Leah roześmiała się i przeszła obok nich specjalnie wolniejszym krokiem, pozwalając im nacieszyć oczy widokiem jej ciała. Poszła się przebrać w coś luźniejszego.
Pod jej nieobecność chłopcy wpadli w melancholijny nastrój.
- Chyba to nawet lepiej, że po równo nas olewa, nie? - zaczął smutnym głosem Paul, który pod względem wieku był najbardziej zbliżony do Leah i będąc jeszcze chłopcem uparcie snuł plany ożenku z panną Clearwater. Nie on jeden zresztą.
- No... inaczej by nas skłóciła, a tak każdy ma u niej równie zerowe szanse - przyznał przyjacielowi rację Jared.
- Za to Roy pnie się w górę. Co on takiego ma, czego ja nie mam? - ponownie odezwał się Paul.
- Nie powiem głośno, ale chyba wiem - zaśmiał się znacząco Quil, patrząc na spodnie Paula.
- Zobaczysz, kiedyś będzie okazja do porównań. Następny raz do oceanu wchodzimy na waleta i wybije godzina prawdy.
- Tak, a później zostaniecie gwiazdami na youtube - wybuchnął śmiechem Jacob.
- Tytuł filmu: „Anakonda z La Push” - pasknął Seth.
- To ten o mnie, bo o Paulu będzie „Oklapła kijanka z rezerwatu” - roześmiał się Quil.
Chłopcy ryczeli ze śmiechu, a Leah, ubrana w czarne legginsy do połowy łydki i luźną szyfonową tunikę, z ostatnim pełnym pudłem pizzy wyszła z domu i usiadła obok nich.
- Z czego? - zapytała z pełną buzią.
- Z przyrodzenia chłopców - odpowiedział jej Seth.
- Już tak nisko upadliście, że sobie pokazujecie? - parsknęła.
- Oj, nie bądźmy tacy dosłowni, a tak w ogóle to jak się randka udała? Jeść ci nie dał czy zdążyłaś natychmiast wszystko spalić?
- I naprawdę liczycie na to, że wam ze szczegółami opowiem co robiłam?
- Na upartego możesz ograniczyć się do MOMENTÓW - roześmiał się Jared.
- Niedoczekanie - powiedziała z uśmiechem Leah i ziewnęła przeciągle. – Okej, chłopcy, ja idę się przejść. Muszę odpocząć od męskiego towarzystwa.
- Jest pierwsza w nocy – przypomniał jej Paul.
- Skoro tak późno to co WY tu robicie?
- Okej, wakacje są, wcale nie jest tak późno- pospiesznie dodał Seth i znacząco mrugnął do towarzyszy.

Leah w prawie całkowitych ciemnościach poszła prosto na swój ulubiony klif. Łagodne fale oceanu srebrzyły się w świetle księżyca. Powietrze pachniało wilgotnym mchem i zbliżającą się jesienią. Usiadła, obejmując ramionami podkurczone kolana, i przymknęła oczy, głęboko oddychając. Myślała, że jest jak nieurodzajny, suchy step, że to, co najlepsze, już dawno obumarło, jej kobiecość uschła i nie ma takiej ilości słońca i wody, żeby ją obudzić... Ale dzisiejszy wieczór wszystko zmienił. Rozpaczliwie chciała seksu...
Od swojej przemiany nie myślała o sobie inaczej niż w kategoriach wojowniczki zmuszonej do określonego stylu życia, tymczasem wilcze geny miały przełożenie nie tylko w agresji, ale również w odczuwaniu popędu seksualnego. Chciała się kochać. Natychmiast. I to, co obudziło się w niej tej nocy, było dla niej absolutnie cudowne. Czuła, że żyje jako część pulsującej natury. Jest w niej tyle dzikości i łagodnego ciepła, że ciało, które służyło za narzędzie do zabijania, było tak naprawdę nośnikiem rozkoszy płynącej z jej duszy, umysłu i spragnionego mężczyzny podbrzusza.
Problem polegał na tym, że zarówno ona, jak i przedmiot jej pożądania, nie chciał tylko seksu, ale intensywnego uczucia. I to właśnie było dla Leah prawdziwe wyzwanie i ogromne ryzyko.

_________________
Ktoś dopieści jakimś słowem?


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
sheila
Zły wampir



Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.

PostWysłany: Pon 18:44, 06 Gru 2010 Powrót do góry

Kochana moja!
Wiesz jak czekalam na ten rozdział i nawet nie wiesz jak zabananiłam się ( czyli, że usmiechnęłam, plus to, że akurat tez wcinałam banana Laughing ) i szybciuchno wziełam za czytanie :)
No i znowu jestem pod wrazeniem rozdziału. Nie moglam oderwaz oczu i ciagle mi mało:)
No to tak, postęp ze zwiazkiel L&R. No i to mi sie podoba! Leah musiała wyglądac naprawdę zjawiskowo, cholera, jak ja jej zazdroszcze tych nog Rolling Eyes
Roy wydaje mi się, jak juz kiedys pisałam, spoko gosciem, wyluzowany a jednoczesnie mądry i wgl zdolna bestia. Piekny dom, plus dobra kuchania, cóż- pzez żołądek do serca, także i do serca kobiety :)
Oczywiscie wszytsko od poczatku do konca przezxywałam. Moment:
Cytat:
Chcę prawdy, nagiego człowieka, który nie udaje i nie kłamie, jest w nim tyle sacrum co profanum i nie boi się tego obnażyć.

I sobie pomyslałam dosłonie: no i ch*j!
Przepraszam za bluzge. No bo juz wiedziałam, że Leah zacznie marudzic i tak generalnie było. Spodobała mi się akcja z pocałunkiem i to wcale nie takim delikatnym, ale wywołującym emocje, pełnym lakomstwa i pożądania. Mówię temu tak Laughing

Bella i Jacob. Po raz tysięczny powiem, że jest on nie do zastąpienia, cholernie go uwielbiam, jakże on na mnie działa :) Dobrze, że pojechał do Belli i dobrze, że się pogodzili. Tego było potrzeba :)
edit.Aczkolwiek, nie da się ukryć, lekki wstrzas tez jest potrzebny, zawsze to jakieś odstępstwo od miziania, wprowadza cos nowego do związku. Ale jakby nie było Jacob jest przeciez takie kochany ( Laughing ) i przyjechał do Belli, to słodkie, wie, że jest cholernym zazdrośnikiem i postara sie to zmienić. Zazdrość jest fajna ale z umiarem.
Co do Jacoba i Leah, podoba mi się ich zazyłośc, to, że sa tak blisko i Leah się przed nim otwiera. Fajne jest to, że tak ze sobą współgraja :)
Występ chłopaków, no czekam na to! Ile bym dała, zeby zobaczyc to naprawde:) A Jacob w koszuli Cool Twisted Evil Juz czuje ten ogien :D
Charlie, stary dobry Charlie :) Jeju, dziekuje, że wszedł w takim momencie, wobraziłam sobei jego mine i zaplułam monitor Laughing Ale dbrze, ze nadal lubi Jacoba....


No cóż złotko, ja już uciekam, dzikuje jeszcze raz Tobie i becie za to, ze rozdzial się pojawił :) A teraz uciekam w otchłań angielskiego i niemieckiego, marząc o Jacoba w białej koszuli...

xoxo


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sheila dnia Pon 20:36, 06 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
R-love-J
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 23:18, 06 Gru 2010 Powrót do góry

Matko....
Nie wiem od czego zacząć... Może od tego, że strasznie się cieszę z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że Bella i Jacob się pogodzili. Drugi to pocałunek Roy'a i Leah.
Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak długo czekałam na ten rozdział i nie zawiodłam się. :D Nie wiem czemu, ale spodobała mi się również reakcja chłopaków na widok wysiadającej Leah. Troszkę żałuję, że przepowiednia Seth'a o zostaniu Leah na noc u Roy'a się nie sprawdziła. Jednak wszystko w swoim czasie.... Wink Mam nadzieję, że tak. Jednak wszystko zależy od ciebie i wiem, że cokolwiek postanowisz i tak mi się spodoba... prędzej, cz później. Jestem pod wrażeniem twojego stylu pisania. Sama piszę również ff jednak nie wychodzi mi to tak dobrze jak tobie. Cóż jedni mają talent do tego, jedni do czego innego.
Dobrze to chyba tyle... Czekam na następny rozdział i WENY życzę. :P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mermon
Wampir weteran



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3653
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 177 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 1:09, 07 Gru 2010 Powrót do góry

Już bardzo późno, więc piszę krótko. Piękny rozdział, taki liryczny. Uczucia Roya i Leah bardzo mi się podobają, ponieważ dopiero się rozwijają, zaczynają być bardziej interesujące od tych Belli i Jacoba, ku memu zdumieniu. Też się cieszę, że J i B się pogodzili i na tą późną porę - fajnie, że nie było wampirów, walki itd. Mnie też się podoba stosunek chłopców do Leah, czują trochę szacunek, podziw i strach. Paul tylko coś za bardzo chłopięcy. Przyzwyczaiłam się do bardziej męskiego, no ale to twoja historia. Roy jest niezwykle sympatyczny. Charlie kochany, jak zwykle. Muszę się od niego powściągliwości rodzica uczyć. Nie wiem, co ja bym na jego miejscu zrobiła.
Fajnie opisujesz przygotowanie Roya do spotkania, wczułam się. Świetna jest ich rozmowa, jego oczekiwania wobec związku i opis małżeństwa oraz cały dialog z Leah. Jestem oczarowana twoim stylem i pomysłami. Miało być krótko, ale nie mogłam się powstrzymać. Dzięki za ten rozdział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Wto 8:29, 07 Gru 2010 Powrót do góry

Zdradzę tylko tyle, że już niebawem Paul bardzo nam się uaktywni i bynajmniej nie w chłopięcy sposób;)Co do uczuć: Jacob i Bella mają już pewne kwestie wyjaśnione, dlatego chwilowo będzie mniej o nich, ale oczywiście życie to nie sielanka, więc róże momenty jeszcze przed nami. Leah natomiast... to złożony problem, szczególnie, że ma rację węsząc problemy. Dzięki Kochane, że jesteście i czytacie! No i że niektóre z Was komentująWink Następny rozdział powinien być nieco szybciej niż poprzedni, albo w jednej długiej partii albo w dwóch krótszych(dzień po dniu). Moja kochana beta ma troszkę więcej luzu na uczelni. Buziaki!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
kam4a
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: śląsk

PostWysłany: Sob 11:21, 11 Gru 2010 Powrót do góry

No co tu dużo mówić, wszystkie moje ochy i achy wysyłam na bieżąco z poprawionymi rozdziałami, i nie wiem, czy jest sens pisać po raz kolejny, jakie to opowiadanie jest cudowne i świetnie napisane? Oczywiście, że jest! Smile Dlatego ten komentarz :-* No i też dlatego, że kolejna część czeka na wstawienie, a nie chcemy pozbawiać Was, drodzy czytelnicy, tak świetnej lektury! (tak, tak, nawet tych, którzy boją się, że po kliknięciu parę razy w klawiaturę odpadną im ręce! Wierzcie mi, nie odpadną. Ja klikam praktycznie cały czas i nawet nie złamałam paznokcia! ;-))
Buziaczki :-*


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
variety
Wilkołak



Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Sob 11:28, 11 Gru 2010 Powrót do góry

Towarzystwo dokazywało niezmordowanie do trzeciej w nocy, ale Leah zdążyła jeszcze przymusić ich do gruntownego posprzątania po sobie, mimo że zapowiedzieli się na dzień następny. Oczywiste było, że póki Sue nie wróci otoczenie domu i tak będzie przypominało koszary.

Roy obudził się wcześniej niż zwykle, ale leżał w łóżku tak długo jak nigdy. Pojęcia nie miał, jaką taktykę teraz zastosować. Po tych wszystkich wywodach o miłości i prawdzie zwykłe rzucenie się na nią i chciwe zaspokojenie rządzy było wysoce nie na miejscu, choć w głębi ducha czuł, że oboje mają na to ogromną ochotę. Tym razem jednak obiecał sobie, że nie pomyli kolejności i NAJPIERW zbuduje więź, a później będzie ona miała odbicie w fizycznych relacjach. Nie chciał jej stracić zanim zacznie być naprawdę jego.
Leah jawiła mu się jako bardzo silna osobowość. Może dlatego, że wychowywana głównie wśród mężczyzn była wobec nich taka harda i momentami uszczypliwa, a może dlatego, że mentalnie niezależna i samotna trochę z wyboru nie dawała się zaklasyfikować do żadnej kategorii kobiet. Wczorajszy wieczór był dla niego obcowaniem z najczystszym pięknem i najciekawszą z zagadek. Uświadomił sobie ile ona już o nim wie, a jak niewiele on mógłby powiedzieć o niej. Ale to się zmieni! I cieszył się, że wieczorem znów się zobaczą, bo w tym spotkaniu widział szansę na poznanie nowych faktów.

Cieszyłam się, że nie miałam jednak okazji porozmawiać z tatą. Charlie, jak tylko pożegnałam Jacoba, zasnął snem sprawiedliwego i nie sposób było przebić się przez jego chrapanie. Cóż, jeśli będzie potrzebował to na pewno mnie znajdzie i zmusi do rozmowy.

Wstałam w miarę wcześnie, posprzątałam pokój, wzięłam prysznic i popracowałam nad swoim wyglądem. Ubrałam jeansy i jasnoszarą bluzkę z ogromnym, asymetrycznym dekoltem, która odkrywała całe ramiona i znaczną część pleców. Czułam, że jestem gotowa spędzić dzień w La Push. Nie mogłam się doczekać kiedy wtulę się w ramiona Jake’a.

Mój ukochany chyba późno się położył, bo kiedy wreszcie dotarłam do jego domu podobno spał kamiennym snem. Minęłam się z Billym, który, jak się okazało, był umówiony z moim ojcem i dwoma kolegami na ryby i właśnie jeden z kumpli zabierał go swoim samochodem. Mężczyzna pomachał mi na do widzenia, a ja weszłam do domu i zamknęłam drzwi.
Jacob wyglądał jak kwintesencja niewinności. Leżał na wznak jak dziecko, z jedną ręką rozłożoną w poprzek łóżka, a drugą położoną na brzuchu. Był nagi, bo przykrywał go jedynie skrawek materiału i sądząc po szczegółach pod nim widocznych nie ubrał do snu nawet bielizny. Nie pierwszy raz przyglądałam mu się, jak śpi, i nie pierwszy raz nie mogłam się nadziwić, jak natura mogła stworzyć coś tak doskonałego. Nie zastanawiałam się długo i zrzuciłam z siebie ubranie. Postanowiłam zrobić mu pobudkę...

Delikatnie, żeby go od razu nie obudzić, wślizgnęłam się do łóżka od strony ściany, bo wolałam, żeby mnie przypadkowo przygniótł niż zepchnął z łóżka. Promieniował ciepłem, zresztą ja sama też miałam rozgrzane ciało, ostatnio nawet jakby ciut bardziej, i nie było potrzeby niczym się przykrywać.
Podparta na jednym łokciu obserwowałam w ciszy jego piękne ciało i odprężoną we śnie twarz. Ostatnio nie miałam wiele szczęścia oglądać go innego niż w gniewie lub smutku i nasycałam teraz oczy widokiem MOJEGO Jacoba, takiego, jakiego kochałam najbardziej. Musiałam ulec pokusie, żeby go dotknąć i przesunęłam dłonią wzdłuż jego klatki piersiowej aż po pępek. Ku mojemu zaskoczeniu zamruczał gniewnie:
- Paul, odwal się - a ja stłumiłam w poduszce śmiech rozumiejąc, że właśnie śni mu się próba. W tym momencie usłyszałam cichutki dźwięk dzwonka w mojej komórce. Pewnie przypominacz. Telefon leżał na stoliku obok łóżka, ale żebym mogła do niego dosięgnąć musiałam wyciągnąć się w poprzek przez jego całe ciało i zaryzykować spadniecie z łóżka. Manewrując ręką w okolicy stolika czułam, jak moje włosy łaskoczą go w ramię i wcale się nie zdziwiłam, gdy otworzył oczy i, lekko zaskoczony i zaspany, ze słodkim uśmiechem, szepnął:
- Oho, Święty Mikołaj coś wcześniej był w tym roku. Tak długo prosiłem o taką śliczną zabaweczkę, aż wreszcie ją przyniósł – powiedział, głaskając moją wypiętą bezwstydnie nagą pupę. Chciałam się podnieść z tej dziwnej pozycji, ale unieruchomił mnie drugą ręką i dodał:
- Prezent jest mój i mogę z nim robić co mi się podoba, tak? Swoją drogą, Bells, ty to się znasz na niespodziankach.
Błyskawicznym ruchem swoich silnych dłoni umieścił mnie całą na sobie tak, że miałam jego usta na wysokości jego ust, i zaczął je całować, cały czas błądząc dłońmi po moim zupełnie nagim ciele. Czułam wyraźnie, jak go ta zabawa podnieca. Dzielący nas cieniutki skrawek materiału dawno już się zsunął, a obecny rozmiar pewnego elementu jego anatomii mówił sam za siebie.
- Bells, przyznam ci się do czegoś. Bardzo tęsknię za twoimi słodkimi cycuszkami, wiesz?
Usiadłam grzecznie wyprostowana tak, żeby miał swobodny dostęp do obiektu swoich fantazji. Patrzył na mnie z zachwytem, pieszcząc mnie raz delikatnie, jakby skupiony na moim odczuwaniu przyjemności, a raz mocniej, delektując się ich kształtem i jędrnością. Jego błyszczące oczy, w których widać było rosnące podniecenie, działały na mnie jak najlepszy afrodyzjak. Tlił się w nich ogień i wiedziałam, że ta niezwykła niespieszność ruchów jest początkiem pożaru, który nas za moment pochłonie. Cudownie było patrzeć, jak emocje odbijają się w jego twarzy. Szybciej krążąca krew nadawała śniadej skórze niepowtarzalnie ciepły kolor, a oczy odzwierciedlały stan duszy, która zdawała się błądzić gdzieś poza ciałem. Jacob podparł się na dłoniach i usiadł, nie zmieniając przy tym mojej pozycji. Odgarnął włosy z ramion i zaczął pieścić ustami skórę. Całował dekolt, szyję i piersi. Był cierpliwy i spokojny. Faktycznie było w tej grze coś z poznawania nowej, długo przez siebie oczekiwanej zabawki. Ze mną działo się coś dziwnego. Jakby zmysły wyczuliły sie jeszcze o jeden stopień. Czułam na skórze fakturę jego ust, łaskotanie rzęs, kiedy całując przymykał oczy. Słyszałam jego przyspieszony oddech, moje ciało oblewało nieznośne gorąco. Przyjemność nabierała nowego, nie odkrytego przeze mnie wcześniej wymiaru.
Jake bez słowa delikatnie ułożył mnie na łóżku. Był tak ciężki, że mieliśmy już swoje ulubione pozycje zapobiegające zgnieceniu moich kości. Ugięłam nogi, a on podparł się na przedramionach. Nadal się nie spieszył, nie niecierpliwił, co było do niego trochę niepodobne, ale bardzo mnie podniecało. Czy istnieje słodsze oczekiwanie niż to na przyjemność? Byłam już tak podniecona, że wprost nie mogłam się doczekać, kiedy się we mnie znajdzie i będzie kochał. Nie chciałam go jednak ponaglać, bo niepisana umowa mówiła, że tego ranka to ja należę do niego i on decyduje o wszystkim.
Popatrzył mi w oczy wzrokiem, który ciężko opisać. Była w nim mieszanka miłości, pożądania i czegoś, co nadawało mu rozkoszny, chłopięcy wygląd.
- To jak, zabaweczko? Chyba wiem, co z tobą zrobić - uśmiechnął się kusząco, wtulił twarz w moją szyję, drażnił ustami, wiedząc, że ten rodzaj dotyku przyprawia mnie o gęsią skórkę, i wszedł we mnie dokładnie w tym momencie, kiedy już byłam gotowa się złamać i sama o to poprosić.
- Jake - wyszeptałam mu do ucha, wkładając dłonie w jego włosy i wpijając się w jego usta.
Nic więcej nie mogłam powiedzieć, bo zupełnie brakło mi oddechu. Bardzo długo balansowaliśmy na granicy spełnienia, w ogóle się nie spieszył, koncentrował na szczegółach, igrał ze mną i z moją niecierpliwością, próbując różnego tempa i przeróżnej intensywności ruchów. Przeciąganie chwili zaspokojenia było tak wyczerpujące, że kiedy moje oczy zaszły już łzami z rozkoszy i on pozwolił sobie na to samo, nie mieliśmy siły powiedzieć ani słowa.
Leżeliśmy wyczerpani, tuląc się do siebie i starając uspokoić szalony puls. W końcu Jake popatrzył na mnie z łobuzerską miną i zapytał:
- Jakbym tak teraz natychmiast usnął z powrotem to obudzisz mnie jeszcze raz?
Roześmiałam się.
Jacob po niemałych protestach pozwolił mi wreszcie iść pod prysznic, ale nie ustawał w wysiłkach dostania się do łazienki, stojąc pod drzwiami i reklamując swoją biegłość w obchodzeniu się z gąbką. Byłam niewzruszona zdając sobie sprawę z tego, że cały dzień przed nami, a ja sama muszę dojść do siebie, mimo że on najwyraźniej bez trudu już się pozbierał. Kiedy się wycierałam usłyszałam głos Embry’ego, który pukał do kuchennego okna, nie mogąc dostać się do domu drzwiami, i wołał do Jake’a:
- Stary, widzę twój goły tyłek w korytarzu i samochód Belli, więc nie udawaj, że cię nie ma. Swoją drogą w konkursie „kto ma większego” na dzień dzisiejszy prowadzisz, ale nie jestem wiarygodnym jurorem, bo nie widziałem reszty, a sam jako komisja jestem poza konkurencją!
Jacob, śmiejąc się, poszedł do pokoju, wyjął z szuflady czarne bokserki, ubrał je na siebie i otworzył Embry’emu drzwi.
- Masz szczęście, że nie wcześniej... - skomentował ze znaczącym uśmiechem.
- Jest sprawa. Seth osiągnął niemały sukces, namawiając swoją siostrę-wredotę do zrobienia wieczorem grilla. Postawiła jednak ultimatum: mamy jechać na zakupy. Potrzebujemy Belli, bo nie zrobiła listy i nie puściła z nami Setha, który akurat w bieganiu po supermarkecie ma wprawę, a my kupilibyśmy pewnie tylko połowę niezbędnych rzeczy.
- Bellę? Uprzedzam, że ja jestem w pakiecie.
- Ok, Jake, jak już musisz to jedź z nami.
Chłopcy czekali na nas, aż się ubierzemy i zjemy przygotowane w pośpiechu kanapki, i wsiedliśmy wszyscy do furgonetki pożyczonej od Emily.
W samochodzie odczuwało się napiętą atmosferę. Wreszcie odezwał się Paul.
- Jake, ty to masz, chłopie, życie jak w raju.
Jake parsknął śmiechem i, patrząc na mnie, powiedział:
- Lepiej bym tego nie ujął.
Czułam, że zaraz zarumienię się po czubki uszu w tym spragnionym łóżkowych rewelacji towarzystwie.
- Nic się, chłopaki, nie martwcie. Lada dzień zaczniecie się wpajać jeden po drugim i zejdzie z was ciśnienie, gwarantuję!
- No... z ciebie to akurat ciśnienie tak łatwo nie schodzi, nie? - taktownie, z miną znawcy tematu, odezwał się Embry.
- A to już zasługa Belli.
- Ok, zmiana tematu – powiedziałam, usiłując nie wybuchnąć śmiechem. - Co chcecie jeść?
- Kiełbasy, żeberka, steki - wyrecytował Quil.
- Na raz?
- Bells, myślałem, że już nas dobrze znasz. To nie koniec listy - powiedział Paul. - Jeszcze zjemy ziemniaki z folii, sałatkę, chleb zarumieniony na ruszcie, i koniecznie coś na deser.
- Z chlebem uważaj, od tego nic oprócz brzucha ci nie urośnie - nawiązał do ulubionego przez nich ostatnio tematu Quil.
- Zamknij się i skup na jeździe. A jak już taki mądry jesteś i hojnie wyposażony przez naturę to, proszę, zgłoś się na ochotnika, bo słyszałem, jak dzisiaj Leah narzekała, że nie ma na czym prania rozwiesić. Wyciągnij ze spodni ten swój powód do dumy i rób za suszarkę!
Nie mogliśmy przestać się śmiać aż do samego parkingu.
W sklepie godzinę zajęło nam gromadzenie niezbędnych towarów, mimo że podzieliliśmy się w podgrupy. Oczywiście ja i Jacob jako zespół byliśmy praktycznie bezużyteczni, bo głównie zajmowaliśmy się ukradkowym (w naszym mniemaniu) całowaniem między sklepowymi półkami. Przyszło mi wtedy do głowy, że istnieją pewne plusy awantur - później przychodzi cudowny proces pojednania.
Za olbrzymią zaspę jedzenia zapłaciliśmy kwotę, za którą przeciętna rodzina żyje przez cały miesiąc. Załadowaliśmy wszystko do samochodu i wróciliśmy do La Push, prosto do domu Leah i Setha.
Dziewczyna sprzątała w domu, a brata zagoniła do koszenia trawy, grabienia, podlewania i wszelkich prac mających za zadanie doprowadzić ogród do stanu reprezentacyjnego.
- Hej, brat, jak chcecie koniecznie mieć grilla to weź go najpierw wyczyść!
- Tak jest.
- I umyj stół w ogrodzie, bo wstyd.
- Tak jest!
- I pozamiataj schody!
- Babo! To zwykły facet, a nie Anthea Turner!
- Gadasz jak niedorozwój. Nie widziałeś jego domu, więc się nie odzywaj. A w ogóle całe to sprzątanie nie jest dla mnie tak wielkim problemem, jak uniknięcie potencjalnego obciachu. Jakbym miała pewność, że na przykład wraz z deratyzacją pozbędę się was wszystkich, to już dziś zamówiłabym ekipę! Lepiej zadzwoń do Quila i powiedz mu, żeby kupił jeszcze taśmę do dywanów, może się przyda, jak zbytnio rozwiążą wam się języki.
- Ale wydziwiasz!
- Wydziwiam? Myślisz, że do kanonu cywilizowanych rozmów należy omawianie wielkości osprzętu? Swoją drogą chyba naprawdę wam wszystkim dziewczyn potrzeba, bo jeszcze chwila, a z nudów założycie Sektę Wielkiego Pala, albo coś równie bzdurnego. I myślisz, że normalny człowiek przy obiedzie omawia nowe techniki zgryzania wampirów? I je kilo mięsa na kolację? I w ramach rozrywki goni się po lesie w wilczym wcieleniu? I skacze z klifu, jak go nuda tłucze?
- No dobra, siostra, ale traktuj to jako taki wabik... Fikuśność!
- Na kogo wabik? Agentów „Archiwum X”? A wasza fikuśność wychodzi mi już uszami! Jesteście tak fikuśni, jak tyłek pawiana!
- E tam, złożysz mini i nie zauważy nas nawet jakbyśmy rzeczony osprzęt wyjęli na stół i podali z musztardą zamiast kiełbasek.
- Wiesz, że jeśli są limity głupoty to przekroczyłeś je z momentem, kiedy wypowiedziałeś pierwsze w życiu słowo?
- Wyluzuj się, wiem, co mówię! Musi się chłopak pomału oswajać, jak chcę wejść do rodziny.
I tego właśnie Leah obawiała się najbardziej. Oswajania i jednania się Roya z ewentualną rodziną.


W tym samym czasie Roy podjął decyzję, że zrobi jej niespodziankę i przyjedzie wcześniej, bo po pierwsze nie może się już doczekać, a po drugie żal mu pięknego dnia na nerwowe spoglądanie na zegarek. A tylko do tego był zdolny. Wsiadł w samochód i pojechał prosto do La Push.

Leah, brudna i spocona po gorączkowym przejściu przez dom z odkurzaczem i ścierką, weszła pod prysznic. Umyła się w chłodnej, orzeźwiającej wodzie, owinęła króciutkim ręczniczkiem, zrobiła minimalistyczny makijaż i spięła wilgotne włosy w małą kitkę. Kiedy wychodziła z łazienki usłyszała pukanie. Była pewna, że to chłopcy przywieźli zakupy, więc nie fatygowała się sprawdzać kto to i tylko krzyknęła:
- Otwarte!
Roy wszedł do domu i zastał swoją piękność stojącą na środku kuchni w skąpym ręczniczku z bardzo zaskoczoną miną.
Uśmiechnął się, widząc taki niespodziewany obrazek, i niewinnie zapytał:
- Nie bałaś się, że to obłąkany gwałciciel?
- Obłąkańców tu nam nie brakuje. A z gwałcicielem poradziłabym sobie błyskawicznie.
- No tak, nie każda kobieta daje radę niedźwiedziom - roześmiał się, podszedł do niej i pocałował w policzek.
- Poczekaj na mnie chwilkę, tylko się ubiorę. Troszkę wcześniej jesteś...
- To źle?
- Skąd, wręcz przeciwnie.

Roy ubrany był stosownie do okazji - w czarne, luźne, bawełniane spodnie i zwykły szary podkoszulek - więc Leah, nie siląc się na zbytnią elegancję, ubrała na siebie czekoladowy top i beżową mini spódniczkę z kieszonkami w stylu safari.
Krzątali się w kuchni ramię w ramię. Leah umiała gotować, chociaż nie cieszyło jej to tak jak Roy’a, więc bez żalu oddała mu całkowite władanie w kuchni i to on teraz grzebał w pudełkach z przyprawami, starając się doprawić marynatę do mięsa. Świetnie się z nią czuł w takim normalnym, domowym kontekście i w głębi duszy marzył, żeby tak właśnie wyglądała jego przyszłość. W pasiastym fartuszku, takim samym, jak miała na sobie Leah, przyrządził wszystko na grilla, łącznie z sałatką, a na koniec, widząc miskę z owocami leśnymi, która stała na lodówce, zrobił na deser krem z serka mascarpone przekładany owocami i biszkoptami nasączonymi malinową herbatą z alkoholem. Leah była wniebowzięta, a Roy musiał własną piersią osłaniać jedzenie, żeby chłopcy nie dobrali się do niego przed obiadem.
Paul, niby pochłonięty przygotowaniami pod dyrektywami Setha, zerkał od czasu do czasu w okno kuchenne Leah, gdzie widział ją i jej gościa krzątającego się po kuchni, najwidoczniej czującego się już jak u siebie w domu, i ku swojemu zdziwieniu coraz bardziej pogarszał mu się humor. Wkurzał go każdy gest doktorka, zauważał każdą drobnostkę, jak jego dotyk, kiedy chciał, żeby się troszkę przesunęła, wycierane jej nosa, kiedy przypadkiem obsypała się papryką, i masę innych, z pozoru nic nie znaczących, czułostek. Niemal zgrzytał zębami, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że nie był kandydatem na partnera dla Leah, choćby z tego powodu, że nie wpoił sie jeszcze w nikogo, a jakby miał się zakochać właśnie w niej to już dawno miałoby to miejsce. Był juz trzecią osobą, zaraz po Leah i Samie, która najchętniej uciekłaby od wilczych korzeni. Gdyby miał jakikolwiek szanse, to dawno by już walczył. Ale sprawa była beznadziejna, każda próba musiała skończyć się tak samo - jego wpojeniem w kogoś innego. Nie miał najmniejszej ochoty podzielać dylematów Sama, tym bardziej nie chciał nikogo krzywdzić. I tak naprawdę do dnia dzisiejszego nie doskwierała mu zazdrość o nią... a przynajmniej nie aż tak bardzo. Ale co innego wiedzieć, że kogoś ma, a co innego widzieć ich razem. Niech to zakichane wpojenie odbędzie się jak najszybciej.

- Przeszkadzam? - zapytał grzecznie Seth, wkładając głowę przez szparę w niedomkniętych drzwiach do kuchni.
- Przestań, w czym mógłbyś przeszkadzać? - powiedziała Leah podejrzanie słodkim głosem.
- Mam żywo w pamięci, jak Jacob wycierał Bellę z soku malinowego nie tak dawno w ich kuchni... więc wolałem spytać.
Leah zazgrzytała zębami, bo czuła, że brat wprost nie może się doczekać, kiedy wreszcie przyłapie siostrę na podobnej akcji.
- Jeszcze odrobina miodu - zadecydował Roy, oblizując umoczony w marynacie palec.
Seth usiadł przy stole i z podziwem obserwował jego sprawne poczynania w kuchni. Już widział oczami wyobraźni te pyszne obiadki, na które szwagier na pewno będzie go często zapraszał... Tak, Roy mu się podobał, bo, mimo że uwielbiał swoich przyjaciół, obiektywnie musiał przyznać, że nie byli oni dostatecznie dobrzy dla jego siostry. Pewnie troszkę ją idealizował, albo za dobrze, choćby z racji telepatii, znał chłopaków, w każdym razie wolał, żeby siostra umówiła się z kimś eleganckim i wykształconym. Zdecydowanie bardziej imponowało mu ratowanie życia na stole operacyjnym niż bieganie po rezerwacie za sporadycznie pojawiającymi się wampirami. Ostatecznie sam się za nimi uganiał i wiedział, że ma to dosłownie we krwi, więc nie traktował swoich wyczynów za jakieś specjalne dokonanie. Bycie chirurgiem jednak wymagało czegoś więcej - długich lat studiów i niesamowitego zaparcia. Roy je miał.
- Chcesz, młody, resztę kremu? - przyszły mąż siostry wyrwał go retorycznym pytaniem z rozmyślań na temat przyszłości rodziny i, nie czekając na odpowiedź, wręczył chłopakowi prawie pustą miskę i łyżkę do wyskrobywania resztek.
Seth z dziecięcą gorliwością zabrał się za polerowanie naczynia i czuł tak wielki przypływ ciepłych emocji w stosunku do Roya, że nie mógł się wręcz nadziwić, dlaczego Leah spokojnie myje naczynia zamiast całować ten chodzący, zielonooki ideał. Wiedział, że najlepszą rzeczą, jaką może w dniu dzisiejszym uczynić, jest zwinięcie chłopców z dala do domu, jak tylko się najedzą, i podarowanie gołąbkom więcej czasu sam na sam. „Mam nadzieję, że mnie nie rozczarujesz” pomyślał, patrząc na Roya. „I że ty masz coś ze mną wspólnego, siostrzyczko. Ba, ja bym już dawno przeszedł do rzeczy! Co prawda mój obiekt miałby ogolone nogi i piękne piersi, niemniej jednak nie trzymałby teraz rąk w żeberkach, ale...”.
- Kochaniutki, a tak w ogóle to po co tu siedzisz? Nie powinieneś dotrzymać towarzystwa swoim koleżkom? - odezwała się Leah.
- Ano tak, właśnie po to tu jestem, chciałem zapytać, gdzie mamy przenośny odtwarzacz mp3, trochę nam muzyki brakuje.
- U mnie w pokoju, weź i nie błąkaj się nam pod nogami.
- Ok, ok - podreptał zadowolony z wymyślonego w pośpiechu alibi.

Chłopcy wystawili sobie sprzęt grający przed dom, puścili muzykę, w której dominowały kawałki słyszane wcześniej na ostatniej imprezie, uwijali się z przygotowaniem stołów, siedzeń, ustawianiem grilla i walczyli z podpałką oraz węglem. Leah patrzyła na nich z przyjemnością, jak zawsze kiedy widziała ich razem w akcji. Czy to w walce, czy we wspólnym imprezowaniu, zabijaniu nudy, czy w porządkach i organizacji czegokolwiek - wiecznie byli niesamowicie zgrani.
Przyglądając się, jak kończą wszystko przygotowywać, oniemiała, zauważając przed swoim domem obładowanych jakimś dodatkowym jedzeniem Sama i Emily. Cholera jasna... Seth ich zaprosił. I w sumie nie było w tym nic dziwnego, bo często się odwiedzali. Od ich pobytu w szpitalu, kiedy Leah wreszcie przyznała się do wpojenia w Bellę, z każdego z nich zeszło już napięcie związane z dawną historią miłosną, ale nie bardzo miała ochotę akurat dzisiaj przedstawiać wszystkim nic nie podejrzewającego Roy’a, a tym bardziej Sama. Oczywiście można było go zaprezentować jako „przyjaciela”, a Emily, zgodnie z prawdą, jako kuzynkę, ale... Leah nie miała złudzeń, że w tym konkretnym towarzystwie, gdzie każdy miał spore problemy z trzymaniem języka za zębami, prawda od razu wyjdzie na jaw... I zrobi się kwaśno. Westchnęła głośno, co nie umknęło Roy’owi, który popatrzył w tym kierunku co ona i z prostotą zapytał:
- A kto to?
- Kuzynka z chłopakiem... właściwie narzeczonym.
- A tak, pamiętam ze szpitala... Jak byłaś nieprzytomna spędzali całe godziny czuwając przy twoim łóżku.
- Tak? - szczerze się zdziwiła, bo nikt jej o tym wcześniej nie wspominał.
- Siostra oddziałowa próbowała się ich pozbyć, ale Emily powiedziała, że jest twoją siostrą, a jej chłopak dodał, że według waszej tradycji chory musi być otoczony ludźmi, którzy go szczerze kochają. Pielęgniarka się na tyle wzruszyła, że od tej pory skończyła się jej krucjata przeciw tej waszej uroczej gromadce. Jedynie Jacob był na cenzurowanym, ale to już z innego powodu - roześmiał się Roy.
Kochają? No tak, Sam i Emily byli parą i od momentu, kiedy to się stało, Leah dała im zdrowo popalić, ale kiedyś dziewczyna była jej najdroższą przyjaciółką, a chłopak mężczyzną, z którym wiązała swoje plany na przyszłość. Nawet jeśli ona odcięła się od nich zupełnie, oni najwidoczniej nie mieli zamiaru jej opuścić. Pora było docenić przyjaciół.

Chłopcy rozsiedli się na krzesłach ogrodowych i licytowali, kto ile czego zje.
Jacob nie chciał mnie puścić i siedziałam mu na kolanach, czując się trochę głupio podczas takiej manifestacji uczuć. Zwykle byliśmy wszędzie sami, ale widziałam, iż od pamiętnej awantury Jacob tak do mnie lgnie, że zupełnie go nie zniechęcają dogryzania chłopców nieco zazdrosnych o jego szczęście i niesamowite w ich mniemaniu uciechy cielesne, którym, co akurat było prawdą, oddawał się ze mną w każdej możliwej chwili.

Leah i Roy wyszli z domu, przywitali się z Samem i Emily, zagonili Setha do znoszenia jedzenia z kuchni do ogrodu, a sami zajęli się rozmową z gośćmi.


Ku zaskoczenia Leah Sam, który lepiej znał się z Roy’em niż mogła podejrzewać, bez najmniejszego skrępowania podjął dyskusję na temat piłki nożnej i ostatnich wyników drużyny, której obydwaj kibicowali. Pomyślała, że musiała długo być nieprzytomna, bo bardzo dużo ją ominęło. Zanim zdołała się obudzić Roy przecież poznał całą jej „rodzinę”. Sam i Emily byli pewnie nieco zaskoczeni tym, że lekarz tak sprawnie wkupił się w łaski Leah, ale absolutnie nie okazywali tego po sobie i atmosfera była bardzo przyjemna i nieskrępowana. Chłopcy, chyba dzięki naukom Setha, też zachowywali się poprawnie, nie ustając oczywiście we wzajemnym dogryzaniu, ale miłosiernie żaden z nich nie odzywał się na zakazane tematy i generalnie nie dawali powodu do wstydu.

Po dwugodzinnej uczcie, po której normalny człowiek pękłby trzy razy, Emily zaproponowała, żeby ruszyć się na spacer. Chłopcy pobiegli przodem, rzucając hasło: ocean, a pozostała szóstka poszła powoli za nimi. Stanowili grupę, ale szli w pewnej odległości od siebie, więc każda para miała odrobinę czasu na osobności. Jacob swój wykorzystywał oczywiście na całowanie Belli i czułe obietnice, że jeszcze dzisiaj z nią nie skończył. Emily i Sam dyskutowali na temat rozbudowy domu dziewczyny, który zaplanowali zacząć lada dzień.

- Boże, jak mi tu dobrze - powiedział Roy, napełniając płuca świeżym, leśnym powietrzem.
- Co ci się tu tak podoba? Zieleń?
- Ty mi się podobasz... i to, że tu czuję się częścią całego tego systemu. Częścią ziemi, jakimś maleńkim, ale jednak widocznym składnikiem potężnej całości. Mógłbym tu żyć.
Leah się roześmiała.
- Nie żartuję! Niemal widzę siebie w takim słodkim domku jak twój, przy ogniu trzaskającym w kominku. Wtulony w kochającą żonę piję gorącą herbatę z sokiem malinowym i o wszystkich okrucieństwach świata dowiaduję się jedynie z gazet, jeśli w ogóle zdecyduję się jakąś otworzyć.
- Dziwny jesteś.
Tym razem Roy parsknął śmiechem.
- Może się wymienimy? Ty pomieszkasz chwilkę w moim ultranowoczesnym i niesamowicie zimnym domu, a ja tutaj z twoim bratem i jego niezrównanymi towarzyszami, co?
- No, masz rację, chyba by mi brakowało towarzystwa, chociaż nie tak dawno marzyłam, żeby ich wszystkich porwało tornado.
Szli przez chwilę milcząc.
- Leah, tak sobie myślę...
- Tak?
- O tym naszym... pożegnaniu ostatnio...
Leah miała ochotę zapaść się pod ziemię.
- Hmm... nie wiem, co mam ci powiedzieć, to był impuls...
Roy zatrzymał się i zdecydowanym ruchem przyciągnął ją do siebie.
Miał teraz usta zaledwie kilka milimetrów od jej warg.
- To też zwalimy na impuls, dobrze?
Nie miał zamiaru czekać, czy się zgadza, cmoknął ją delikatnie, później popatrzył w jej zdziwione oczy, uśmiechnął się i pocałował po raz drugi. Leah westchnęła, jakby odpowiadając sobie w myślach na jakieś trudne pytanie, położyła mu dłoń na karku i teraz sama przyciągnęła do siebie. Było jej wszystko jedno czy Sam i Emily ich widzą, czy Jacob i Bella za moment się z nimi zrównają, czy ktoś zechce to skomentować, czy Roy pomyśli, że teraz już sprawy między nimi są oczywiste, czy może nic nie pomyśli. Chciała się całować i w chwili obecnej nie widziała racjonalnego powodu, żeby tego nie robić. Smakował cudownie, pachniał tak kusząco jak poprzedniego wieczoru. Był silny, doświadczony, wyrafinowany... Kręciło jej się w głowie i Bogu dziękowała ze to, że nie jest teraz z nim sama w jego domu, bo doskonale wiedziała, na co ją stać...

Roy dał jej poprowadzić się w głąb lasu, prosto na polanę, na której był przewrócony i wygodny do siedzenia pień drzewa, gdzie Bella i Jacob niedawno oddawali się pieszczotom. Tam usiedli i zanim doszło do jakiejkolwiek wymiany zdań, ponownie zaczęli się całować. Obydwoje odkrywali pewne rzeczy na nowo. Dla Leah znajdowanie się w ramionach mężczyzny było dawno już zapomnianą przyjemnością. Dla Roya kobieta, o której ciągle myślał, taka gorąca, namiętna, tajemnicza, oraz otoczenie dzikiego lasu były ukoronowaniem wszelkich fantazji. Chciał więcej, chociaż wiedział, iż tutaj nie ma na to szans choćby dlatego, że niedaleko krążyła całkiem spora grupka jej przyjaciół.
- Leah - powiedział w końcu, na moment odrywając się od jej ust.
Popatrzyła na niego lekko nieprzytomnym spojrzeniem.
- I jutro też cię zobaczę? I pojutrze? I za rok?
- Skąd wiesz, że jak lepiej mnie poznasz nadal będziesz chciał tego co teraz? - powiedziała ze smutkiem w głosie.
- Przeczucie.
- Myślisz, że masz dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy?
- Myślę, że tak.
- To uciekaj - uśmiechnęła się lekko, mrużąc oczy.
- Jesteś niebezpieczna? - pytał zmysłowym głosem, całując wnętrze jej dłoni i nadgarstek.
- Bardzo...
- Rozszarpałabyś mi serce?
Leah uśmiechnęła się do siebie myśląc, że nie tylko serce, ale i całą resztę, gdyby pojawił się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze.
- Może...
- Lubię ryzyko.
Słodkie przekomarzanie przerwał śmiech Jacoba dobiegający z okolic klifu.
- Jasne! Moment - krzyczał do kogoś stojącego na plaży.
Leah pociągnęła doktora za rękę i poszli w tamtym kierunku sprawdzić co się dzieje. Roy stanął na skale i wyszeptał:
- To tu siedziałaś, kiedy rozmawialiśmy przez telefon?
- Tak.
- Macie to piękno na wyciągniecie dłoni. A ty co robisz? - zapytał Jacoba, który właśnie zrzucał z siebie jeansy i koszulkę.
Jake nie odpowiedział tylko wykonał piękne salto i sekundę później wynurzał się z oceanu. Roy wyglądał na zszokowanego. Jego wzrok padł na wesołą grupkę śmiejącą się z czegoś na plaży.
- Skoczyli? Wszyscy?!
- Taka... plemienna zabawa - wycedziła przez zęby Leah, planując w myślach krwawą zemstę na chłopcach, którzy obiecali nie robić nic niezwykłego w obecności Roya.
Nie musiała długo czekać, kiedy Sam, który właśnie zrównał się z nimi wszystkimi, zrobił dokładnie to samo, na domiar złego rzucając do niej przez ramię: - Skaczesz?
- Ty?! Skaczesz z klifu?
Była tak zła, że nie zważając na skalę przeżytego szoku Roy’a zamierzała osobiście nakopać im na plaży. Zrzuciła z siebie szorty i sekundę później była na dole. Emily poklepała lekarza po plecach i powiedziała uspokajającym tonem: - Robią to codziennie, podobno kwestia wprawy.
Roy z zainteresowaniem oglądał z góry, jak jego mokra i wściekła kobieta podtapia brata, a wolną ręką daje w ucho Embry’emu. Reszta salwowała się ucieczką przy akompaniamencie radosnych rechotów.

- Ty idioto, co jeszcze zrobisz? - syczała do ucha Sethowi.
- Przestań, mamy w nieskończoność udawać normalnych chłopców? Nie jesteśmy tacy, niech się przyzwyczaja.
- Nie jesteście, to akurat święta prawda! Padalec po lobotomii byłby mądrzejszy!
- A ty co się gapisz? - zwróciła się do Paula zapatrzonego w jej mokry top.
- Ej! Doping jest nie fair - krzyknął Embry.
- Jaki doping znowu? - zapytała podejrzliwie Leah.
- Właśnie rozmawialiśmy, że jest doskonała okazja rozstrzygnąć ten nasz mały konkursik.
- I co, planujecie ścigać gatki właśnie tu, na oczach Belli, Emily, Roy’a i moich?
- No teraz, przy takiej widowni, to chyba faktycznie kiepski pomysł... Ale swoją drogą, Paul, nabiłeś punktów - z uznaniem powiedział Jared.
Paul, nieco zmieszany zamieszaniem wokół swoich bokserek, obrócił się na pięcie i wymownie wszedł z powrotem do lodowatej wody. Leah warknęła, patrząc na całą grupę pogardliwe i rzuciła:
- Jeszcze jedna taka akcja i szukajcie azylu w innym rezerwacie. - Odwróciła się i poszła w kierunku ścieżki prowadzącej z powrotem na klif.

Roy ściągnął z siebie swój podkoszulek i oddał Leah. Zauważył, przelotnie jej dotykając, że ciało, zamiast być zimne od lodowatej wody, emanuje ciepłem. Czy skoki mogą aż tak podnieść adrenalinę?


Miałam przeogromną ochotę sama spróbować skoku z klifu, ale nie chciałam narażać się Leah, która wściekłaby się na mnie strasznie, że dokładam się do zamieszania, jakiego narobili chłopcy i że ryzykuję, a obiecałam nie zmuszać jej do przeciwdziałania moim autodestrukcyjnym czynom. Patrzyłam z góry na Jacoba. Jego mokra od wody skóra lśniła w słońcu. Wyglądał teraz jak typowy nastolatek. No, może nie do końca typowy... silniejszy, sprawniejszy i bardziej kuszący.
Nie wiedziałam jak będzie wyglądała nasza przyszłość. Było przed nami wiele problemów do rozwiązania, ale w tej konkretnej chwili nie wyobrażałam sobie siebie bez niego. Jake, mając pewność, że go kocham, był najsłodszym, najbardziej rozbrajającym stworzeniem na świecie, topił mnie swoim gorącym spojrzeniem i na nowo modelował czułym dotykiem swoich dłoni. Zawładnął mną zupełnie... chociaż doskonale wiedziałam, że jest jeden punkt, w którym zaczyna się moja autonomia. Kwestia Cullenów. Zastanawiałam się, słysząc w dole jego beztroski śmiech, ile czasu minie, zanim znowu dojdzie między nami do starcia. Na razie postanowiłam rozkoszować się spokojem. Nie sądziłam jednak, że tak niewiele tego spokoju nam wszystkim zostało...

Leah ubrała się w swoje szorty i podkoszulek Roya, i wpadała na genialny pomysł. Zgarnęła wszystkie ubrania chłopców w jeden tobołek i z zadowoloną miną zarzuciła go sobie na ramię. Emily parsknęła śmiechem:
- Nigdy się nie zmienisz!
- Masz rację - prychnęła Leah i wyjaśniła Royowi: - Jak tak kochają naturę, to spacer do domu w mokrych majtkach im nie zaszkodzi. - I dodała, patrząc na mnie: -Wybacz, Bells, twój taki mądry jak reszta, jak coś to mów, że cię zmusiłam!
Roy odebrał tobołek od Leah i sam, zaśmiewając się całą drogę, zaniósł go do domu. Szłam z tyłu razem z Emily zadowolona, że mogę z nią chwilę porozmawiać. Ostatnio rzadko się widywałyśmy.
- Bells, czy burze z piorunami minęły?
- Widzę, że już wiesz.
- Tutaj tak właśnie to wygląda. Nie zdążysz trzasnąć drzwiami, a już pół La Push dopinguje ciebie albo właściciela domu, którego drzwiami trzaskasz - roześmiała się serdecznie.
- Jake czasem jest jak dziecko.
- Każdy z nich taki jest. Kochają jak szaleńcy, ale awanturują się z proporcjonalną siłą. Nie przejmuj się, ale też nie spodziewaj, że on z tego wyrośnie. Jake kocha cię odkąd w ogóle zrozumiał, że jest zdolny do tego typu uczuć. Nie dziw się, jeśli dostaje szału myśląc, że wymykasz mu się z rąk.
- W tym problem, że on źle zrozumiał całą tą historię z listem.
- Wiesz, nie znam szczegółów aż tak dobrze, ale pamiętaj, że może ci się nie udać być w jednej i drugiej paczce równocześnie. Wampir i wilkołak MUSI być wrogiem, a starając się być po obu stronach ryzykujesz tym, że w końcu, przeciągając cię na swoją stronę, rozerwą ci serce.
- Ja jestem po stronie Jacoba, kocham go. Edward jest dla mnie wspomnieniem. Jest również osobą bardzo chcącą mojego dobra, zdolną nawet do tego, żeby oddać mnie innemu. Popatrz, sam skazał się na mękę tylko po to, żebym ja była szczęśliwa. I nie mylił się, jestem szczęśliwa. Nawet bardzo.
- Ty widzisz w nim łaskę i mądrość, oni widzą głupotę. Zrozum, dla chłopców oddanie swojej kobiety jest niewyobrażalnym błędem. Symbolem obłąkania! Myślę, że poświecenie Edwarda mogłoby być tylko porównywalne do poświecenia Jacoba, żeby oprzeć się pokusie zabicia go, jeśli kiedyś doszłoby do starcia między nimi. I, powiem szczerze, wątpię, żeby, nawet przy tak ogromnej miłości do ciebie, był do tego zdolny. Nie zdajesz sobie sprawy, jak on nim gardzi. Nie wiń go za te uczucia. Wilki są stworzone do tej nienawiści, a jeśli jeszcze któryś z wampirów naruszy ich teren, w tym wypadku rozumiany abstrakcyjnie, to nie ma odwrotu do ataku.
- Wiem, Emily. Mam tylko nadzieję, że nigdy nie staną przeciwko sobie.
- Bells, a co, jeśli twoja przemiana się dopełni? Co, jeśli staniesz się wilkiem jak oni? Mogłabyś walczyć z wampirami nadal uparcie chroniąc tego jednego?
- Emy... nie chcę nawet o tym myśleć.
- Obyś nie musiała.
Później, kiedy było już po wszystkim, wielokrotnie wracałam do tej rozmowy. Emily, podobnie jak Leah, przeczuwała przyszłe wydarzenia... i zadawała kłopotliwe pytania, próbując mnie przygotować do nadchodzącego przeznaczenia.
Siedziałyśmy przed domem pijąc kawę i zabawiając Roy’a rozmową. Czas płynął leniwie, wszyscy to docenialiśmy i chcieliśmy, żeby chwile wakacyjnej beztroski nigdy się nie kończyły.

Pierwszy z krzaków wyszedł Seth i wściekły, a naprawdę rzadko widziało się go złego, zapytał, patrząc groźnie na Leah:
- To twój pomysł, tak?
- A konkurs na GABARYTY twój?
- Nie, Quila!
- Który jest twoim przyjacielem, więc na jedno wychodzi!
Do Setha dołączył Embry i Jared.
- Baaaardzo śmieszne, szczególnie się ubawiliśmy, jak wpadła na nas wycieczka organizowana przez Park Krajobrazowy La Push.
Emily parsknęła śmiechem i oblała się kawą.
Leah niewzruszona powiedziała wyniosłym tonem:
- Trzeba było od razu zapytać niezależne jury kto ma większego. Była szansa!
- No była! Szczególnie, że wycieczka składała się z radosnej grupki szesnastoletnich uczestniczek obozu młodzieżowego.
Cień uśmiechu przemknął przez teatralnie nachmurzone oblicze Leah.
- Gdzie reszta? Rozdaje autografy?
- Idą, idą... Na razie pomagają Paulowi wyciągnąć kolce z tyłka, bo chcąc ocalić resztę powagi i cofając się przed zaciekawionym spojrzeniem dziewczyn wpadł w oset!
Chłopcy zgarnęli swoje ubrania z krzesła, na którym Roy je położył, i poszli ubrać się do domu. Sytuacja wydawała nam się prześmieszna, dopóki nie zobaczyliśmy miny Paula wychodzącego z lasu. Za nim szli Sam z Jacobem, starając się zachować poważny wyraz twarzy i nie drażnić dodatkowo kolegi. Leah natomiast miała ogromną ochotę trochę mu jeszcze dokuczyć i pierwszy komentarz, jaki usłyszał obolały Paul, brzmiał:
- Po co się tak chowałeś? Była szansa rozsławić to miejsce i przyciągnąć całe chmary turystek żądnych obcowania z dziką przyrodą.
- Jakbyś ty zechciała poobcować z kimś dzikim to zapraszam na rozmowę do kuchni, ty...
- Brzmi kusząco, ale dziękuję. Swoją drogą widać, że na szczęście nic oprócz tyłka ci nie spuchło...
Paul miał w oczach żądzę mordu! Nie dość, że go wszystko piekło, to jeszcze żywo w pamięci miał wstyd, jakiego najadł się, kiedy dziewczyny zaczęły histerycznie wrzeszczeć na ich widok. Później oczywiście był z tego niezły ubaw, ale akurat ciężko się śmiać siedząc w kłujących zaroślach.
Dodatkowo szlag go trafiał, że robił z siebie idiotę przy nowym chłopaku Leah. Z dwojga złego dobrze, że nic poważniejszego mu się nie stało, bo pewnie miałaby pretekst, żeby namawiać Roya do lekarskich oględzin jego poszkodowanej części ciała... Już to widział i przeszły go ciarki.
Postanowił, że dłużej nie będzie hamował swojej złości, najwyżej narobi skandalu. A co mu tam, przecież zawsze był popędliwy, powinna wiedzieć, z kim zadziera! Niech no tylko znajdzie się z nim sam na sam...

Kiedy już wszyscy się ubrali i ku zaskoczeniu Roy’a pochłonęli doszczętnie wszystko, co jeszcze zostało do zjedzenia, Leah poszła do kuchni nastawić wodę na herbatę i przynieść chłodzący się w lodówce deser. Paul tylko na to czekał. Pod pozorem uprzejmości poszedł za nią, żeby jej pomóc.
Leah doskonale wiedziała, że usłyszy od niego parę ostrych słów. Znała jego temperament od kołyski, bo obydwoje zaczęli się bić i gryźć o zabawki jak tylko nauczyli się raczkować. Zupełnie się tym nie przejmowała, bo według niej zostawienie chłopców w majtkach w środku lasu było niczym w porównaniu do wszystkich idiotyzmów, na które ona była narażona, musząc obcować z nimi na co dzień.
- Hej - zagrodził jej dostęp do lodówki, kiedy chciała do niej sięgnąć.
- Dobra, wygłoś już tą swoją obraźliwą tyradę to ci ulży.
Ku jej zaskoczeniu Paul przyciągnął ją do siebie i pocałował z taką pasją, że przez moment nie wiedziała, co się dzieję.
- Teraz mi ulżyło - zdążył powiedzieć na sekundę przed tym, zanim dostał w głowę tacą, którą Leah trzymała w rękach.
- Co to było? Co ty sobie wyobrażasz?! Co to za samcze zagrywki?! Zdurniałeś?! - krzyczała na niego, aż zaniepokojony sytuacją Seth wpadł do kuchni zapytać, co się dzieję.
- Wyjdź - od razu usłyszał od siostry, która aż trzęsła się ze złości.
Posłusznie wyszedł, ale po chwili wrócił i krzyknął przez szparę w niedomkniętych drzwiach: - Robicie szopkę, a jeszcze większy show wam wyjdzie, jak któreś pęknie i zamieni się przy naszym gościu w wilka. Gratuluję wyobraźni!
To troszkę ostudziło Leah, ale nie na tyle, żeby nie wysyczeć do winowajcy:
- Tknij mnie jeszcze raz, a przejdziesz do zbioru legend La Push jako cymbał, któremu we śnie ktoś oberwał jajka.

Westchnęła głęboko, otworzyła lodówkę, wyjęła deser, położyła na lekko wygiętej tacy i spokojnie wyszła z domu, nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem. Paul stał oparty o ścianę czując, że jeśli nawet nie jest to wpojenie, to zwyczajne ludzkie zakochanie. I w tym momencie pojął, jaką siłę uwolniła w nim zazdrość.
Policzył do dziesięciu, chociaż wypadałoby pewnie do stu, pomasował świeżego guza na czubku głowy, zalał w dzbanku herbatę i postanowił zachowywać się w miarę naturalnie. Działo się z nim coś dziwnego. Dosłownie oszalał. Nie tylko chodziło o Leah, bo ona była w jego snach obecna od zawsze, ale o agresję, jaką obudził w nim Roy. Jak on, taki obcy i nie z tej bajki, miał czelność wchodzić do rodziny w La Push? Paul tłumaczył sobie niechęć do Roya jego odmiennym pochodzeniem. Ale tak naprawdę KAŻDY, dosłownie KAŻDY, nawet człowiek z La Push, który tknąłby Leah, byłby jego wrogiem. Pomyśleć, że jeszcze kilka tygodni temu śmiał się w duchu z dylematów i cierpień zakochanego Jacoba, a teraz sam zupełnie nie radził sobie ze swoimi emocjami, miał trudności nawet z nazwaniem ich, o uporządkowaniu nie wspominając. Myślał wcześniej, że życie polega na czynieniu swojej powinności i kochaniu kobiety, w którą sie wpoi, i właściwie tyle. Wampiry, kupa śmiechu z kumplami, dużo dobrego seksu z odpowiednią wybranką... A tu? Wampiry owszem, chociaż mniejszy urodzaj niżby sobie tego życzył, z kolegów dwóch już odpadło, bo głównie toną w ramionach ukochanych, wpojenie nie przyszło, a seksu, poniekąd w związku z brakiem kandydatki, kompletne zero. Za to Leah... tuż pod jego nosem kusiła, wabiła i dała się uwodzić jakiemuś elegancikowi. O nie!

Paul wyszedł z domu kilka minut po Leah, niosąc dzbanek z herbatą. Miał zupełnie niewinny wyraz twarzy, dokładnie tak jak Leah, i nikt patrząc na nich nie mógłby się domyślić, że coś się wydarzyło w kuchni. Oczywiście każdy słyszał jej podniesiony głos oraz odgłos uderzenia tacą, ale Seth zgrabnie przedstawił sytuację jako „nieporozumienie w kwestii kulinarnej” i nikt znając oboje niczemu się nie dziwił.

Patrzyłam na twarze chłopców, którzy rozmawiali o kończących się pomału wakacjach i organizacji zapowiedzianej imprezy w La Push. Dokładnie w chwili, kiedy zamierzałam sama zabrać głos i coś zaproponować, usłyszałam w swojej głowie wyraźny głos Jacoba. Siedziałam przytulona do niego, ale byłam pewna, że nie mówił mi do ucha i że głos, który słyszę, dobiega z mojej świadomości. Mówił: "...a później pokażę jej wodospad... fajna wycieczka, przede wszystkim BEZ TOWARZYSTWA". Najwyraźniej jak zwykle myślał o miejscu odpowiednim do pieszczot. Zanim zdążyłam się zastanowić, dlaczego znowu słyszę jego myśl, spojrzałam na Paula i usłyszałam: "Cholera jasna, że ja muszę na to patrzeć... no jeszcze moment, a będą sobie z dzióbków jeść, porzygam się", na Setha: "Ciekawe, czy szwagier kiedyś brykę pożyczy", na Quila: "Większego to on nie ma, co najwyżej takiego samego", i na Embry’ego: "Zjadłbym coś jeszcze, ale trochę wstyd". Kiedy mój wzrok padł na Sama, patrzył na mnie i wiedziałam, że on też już słyszy. Wampiry były blisko!

W tym momencie zadzwonił telefon służbowy Roy’a. Lekarz wysłuchał rozmówcy, powiedział: „Jadę” i wyjaśnił:
- Coś dziwnego dzieje się w Forks. Zwożą nam ofiary z takimi obrażeniami jak wasze po spotkaniu niedźwiedzi. Muszę jechać operować.

Wszystko stało się jasne. Już tu są. Który z nich polował? Miałam nadzieję, że nie Edward.




Błagam, proszę nie zabijać mojej weny martwą ciszą! Pisanie komentarzy to na pewno wysiłek, ale nie aż taki jak pisanie opowiadania...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez variety dnia Sob 11:44, 11 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin