|
Autor |
Wiadomość |
rani
Dobry wampir
Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 2290 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 244 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Smoczej Jamy
|
Wysłany:
Nie 14:34, 14 Lis 2010 |
|
Heloł Trochę mi zajęło przybycie tu, ale w końcu jestem.
Od czego by tu zacząć...
Powiem tak: jak już wielokrotnie mówiłam, nie lubię kontynuacji opowiadań i rzadko kiedy takie czytam. Jednak ciekawa byłam, co takiego wymyślisz
Szczerze mówiąc na razie jak dla mnie jest bardzo średnio. Po pierwsze: nie odczuwam w tej Belli, dawnej Belli z Lykainy. Wiem, że dorosła, że się zmieniła, urodziła dzieci i w ogóle. Ale wykreowałaś ją na taka idealną żonę, idealną matkę i gospodyni domową. Niczym Bree z Gotowych na wszystko. Moim zdaniem za bardzo różni się od tej z Lykainy.
Mam nadzieję, że w następnych rozdziałach wprowadzisz trochę dramy i akcji, bo przedstawiłaś nam sielankowe i cudowne życie, niczym z reklamy margaryny :P Za cukierkowo jak dla mnie. Jednak czuję, że długo to nie potrwa, że wprowadzisz jakiś zamęt, Mam nadzieję, że jak najszybciej.
Trochę mi też nie podeszła Sara. W pierwszym rozdziale widzimy ją jako słodką dziewczynę, która mamie pomaga ukryć spalone jedzenie. A w następnym już jest zbuntowaną nastolatką, o niewyparzonym języku, które potrafi owinąć chłopaka wokół palca. Oczywiście bardziej podoba mi się ta druga wersja. Cieszę się, że różni się od młodej Belli, która była mdła i nudna. Jej córka ma temperament i to pewnie w końcu sprowadzi na nią kłopoty.
Bardzo podoba mi się Sam. Jest taki nioch nioch^^ Szkoda, że nie opisałaś go bez koszulki wypaćkanego smarem :P Myślę, że fajna by z nich była para. Ale czy ich połączysz? Jestem bardzo ciekawa.
Na duży plus też są sceny miłosne. Choć nie wierzę w takie wybuchy namiętności po kilkunastu latach xD Ale jak zwykle opisałaś je piękne. W ogóle opisy w tych dwóch rozdziałach są bardzo plastyczne, obrazowe. Co bardzo lubię. Choć wyrzuciłabym to o przygotowywaniu jedzenia, bo mnie zwyczajnie nudzi :P
Jestem bardzo ciekawa od kogo był ten tajemniczy telefon. Czyżby coś stało się Strażnikowi? Czy może grozi znowu niebezpieczeństwo ze strony rebeliantów? Szkoda, że Jacob przerwał rozmowę.
Myślę, że w czasie nieobecności Belli i Jacoba coś stanie się Sarze. Na miejscu Belli nie ruszałabym się z miejsca, tylko czekałam, że może znowu ten ktoś zadzwoni.
Ogólnie jak na razie bardziej podoba mi się Lykaina. W niej wszystko wydawało mi się realniejsze i takie prawdziwsze. Tutaj to ich wspólne życie jest troszkę sztuczne. Jednak podoba mi się i myślę, że w przyszłości jeszcze się w tym opowiadaniu zakocham Ale musiałam powiedzieć, co mi leży na sercu :P Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
|
|
Mrs Werewolf
Nowonarodzony
Dołączył: 12 Paź 2010
Posty: 2 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 9:10, 26 Lis 2010 |
|
Hmm, biję pokłony. Strasznie mi się spodobał pomysł o prawdziwym, normalnym (w granicach możliwości) związku Belli i Jacoba. We wszystkich powiadaniach mi tego brakowało. W każdym byli młodzi, Bella i tak kochała Edwarda a Jacob starał się podbić jej serce. Wielkie brawa za oryginalność. Mam nadzieję, że już wkrótce napiszesz nowy rozdział, bo zaglądam tu codziennie z wyczekiwaniem na chociażby krótki tekst. ;D |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Pią 17:47, 03 Gru 2010 |
|
Pisanie kolejnej części zajęło mi więcej czasu, niż przewidywałam, ale na szczęście nie ma wielkiego zastoju, bo już piszę kolejny rozdział (ma na razie dwie strony). Jeszcze nie ma lykosa, ale już niebawem, cierpliwości.
Betowała: AngelsDream
ROZDZIAŁ III
Wolna chata
Mój mąż całkowicie mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się tego po nim, szczególnie że raczej nie było konkretnego powodu, by tak się wykosztowywać. Jednak uważam, iż wyjazd to świetny pomysł, żebyśmy oboje mogli nabrać dystansu. Jake latem zostawia garaż pod okiem chłopaków, a sam bierze zlecenia w zaprzyjaźnionej firmie i jeździ na budowy, przez co często nie ma go w domu. Od lat nie byliśmy na wakacjach, bo wszystko kręciło się wokół pieniędzy – spłaty kredytów, pokrycie bieżących wydatków. Marząc o lepszym wykształceniu naszych dzieci, musieliśmy się pogodzić z tym, że przez pewien okres trzeba będzie zacisnąć pasa i się poświęcić. Kiedyś pragnęłam podróżować, być całkowicie niezależna, ale z czasem zmieniają się nasze priorytety, zwłaszcza gdy stajemy się odpowiedzialni za nowe życie. Dlatego ja również zepchnęłam Bellę – marzycielkę do czeluści, a stałam się odpowiedzialną matką – taką, jaką sama chciałam kiedyś mieć.
Jestem podekscytowana wyjazdem jak małe dziecko. Zapakowałam kilka ciuchów, nie zapominając o sukience. Mała czarna pasuje na każdą okazję – kobieta podkreślająca swoje kształty zawsze podnieca mężczyznę. Do tego pończochy zapinane na pasie, klasyczne czółenka i będzie mój. Nie zapomniałam też o seksownej bieliźnie. Uwielbiam, gdy mnie pożąda. Jego wodzący po moim ciele wzrok sprawia, że czuję się atrakcyjna i dopieszczona. Nie potrzebuję słów, wystarczy głodne spojrzenie ukochanego. Moja radość wiążę się również z tym, że wreszcie nie będziemy skrępowani czasem i okolicznościami. To właśnie okoliczności będą sprzyjały ogólnemu zbliżeniu, co nie do końca jest możliwe w naszym otwartym dla wszystkich domu. Oferta pensjonatu, w którym się zatrzymamy, przedstawia się naprawdę zachęcająco.
Zostawiam dzieci pod opieką mamy i Emily. Co prawda pierwszą noc spędzą w domu same, ale Sarah jest już na tyle duża, że mogę jej zaufać. Muszę w końcu pokazać jej, że traktuję ją dojrzale i poważnie. Mama i Uleyowie mają jedynie nadzorować nasze pociechy, żeby nie myślały, iż wszystko im wolno podczas naszej nieobecności.
Zamykam mój dziennik na cztery spusty w hasłowanym folderze. Dziś nie było nic o przeszłości, bo i mój nastrój nie sprzyja wspomnieniom. Ot, chciałoby się powiedzieć: Żyję chwilą! Żyję weekendem, który wspaniałomyślnie zorganizował dla nas Pan Black!
Kiedy wyłączyła komputer, poszła pogasić wszystkie światła i szykować się do snu. Jacob padł dziś zmordowany pracą. Drzemał już na Wiadomościach, a teraz spał jak kamień. Pocałowała go w policzek, po czym wdrapała się na łóżko i uśmiechając się do siebie z powodu nadchodzącego wyjazdu tylko we dwoje, również zasnęła.
Rano wszystko w domu Blacków odbywało się na wariackich papierach. Zaraz po pracy Jake miał przyjechać po żonę, więc musiała być ze wszystkim gotowa. Okazało się, że jest kilka rzeczy, o których nie pomyślała wczoraj podczas przyszykowań do podróży, na przykład spakowanie kosmetyków czy zrobienie listy rzeczy, które dzieci mają zrealizować w czasie ich nieobecności. To ona ustalała podział obowiązków, ale tym razem musiała przewidzieć sytuacje, z jakimi jej dwójka może się zetknąć, kiedy ich nie będzie, a które potrafią prowadzić do konfliktów. Nie chciała, żeby się pozabijali. Tak naprawdę reagowała przewrażliwieniem i w głębi ducha wiedziała, że powinna odpuścić. Jedząc maślanego rogalika, spisywała naprędce wszystkie warianty domowych zatargów, kulinarnych katastrof i możliwych sytuacji kryzysowych.
Przed wyjściem do szkoły i podczas jazdy samochodem, jeszcze raz wyłożyła Sarze, że ma być ostrożna, prowadząc jej auto. Dziewczyna miała nim wrócić do domu, a potem bezpiecznie odstawić do garażu. Sarah, wywróciła oczami, przytakując na każde przypomnienie.
Znikając za ścianami klasy, czuła wreszcie ulgę. Dziś nie miała lekcji angielskiego, więc nie zobaczy więcej swojej nadopiekuńczej matki, a weekend z dala od siebie, dobrze im zrobi.
Nie mogła wytrzymać dłużej i posłała do Lindy, swojej ulubionej, szkolnej koleżanki, liścik z treścią, która wywołała u adresatki wielki entuzjazm, aż pan Basels, uczący matematyki, głośno odchrząknął, przywołując ją do porządku. Sarah jako jedyna z La Push chodziła do szkoły w Forks. Kończąc podstawówkę w rezerwacie, poprosiła rodziców, by zapisali ją do „normalnej” szkoły. Nigdy nie była za podziałami. Do jej klasy w rezerwacie chodził co prawda nie-Indianin, ale jej to nie wystarczyło. Chciała poznać nowych ludzi, zmienić towarzystwo, nie wypinając się jednocześnie na znajomych z rodzinnej wioski. Summer niezmiennie była jej najlepszą przyjaciółką, poza tym widywała się z resztą podczas wypadów na plażę, ognisk i innych spotkań. To Summer pierwsza dowiedziała się, że dzisiejszego wieczoru wykorzystają nadarzającą się niespodziewanie okazję.
W przerwie na lunch Sarah zaprosiła ustnie kilku najlepszych znajomych na imprezę u niej w domu. Każdy miał przynieść od siebie coś do jedzenia i picia. Ot, zwykła domówka. Dziewczyny liczyły na spotkanie z opalonymi przystojniakami z rezerwatu, a chłopacy cieszyli się z darmowej mety. Spotkania w klubie zawsze wychodziły drogo, więc gdy tylko ktoś miał wolną chatę, w młodych wstępowała dzika radość. Nie wybaczyliby Sarze, gdyby dowiedzieli się o tym, że została sama i ich nie zaprosiła. Takie były reguły gry w towarzystwie. Idziesz do kogoś, zrewanżuj się, jeśli trafi się szansa. Jej było to na rękę. Mała zmiana planów, trochę inna sceneria niż kino być może lepiej zadziałają na gorącego Sama.
Tom – chłopak, z którym siedziała na chemii – blondwłosy amant, prosił ją o przedstawienie jakiejś ciepłokrwistej koleżanki. Miał wielkie powodzenie w szkole, ale jego związki do tej pory były bardzo płytkie. Jeśli dziewczyna podobała mu się wizualnie, najczęściej miała pusto w głowie. Startował do Sary na samym początku, jednak szybko dostał kosza, co ostatecznie wyszło na dobre, ponieważ później udało się im przejść na kumpelskie relacje i mogła z nim gadać o wszystkim, o czym nie dało się rozmawiać z dziewczynami.
- Słuchaj, to może ja przyniosę głośniki? Mam takie wyczepiste kolumny, dają po uszach – powiedział Thomas, wgryzając się w jej pączka.
- Ej! - Trzepnęła go po łapach. - Trzeba było sobie kupić swojego. Odbierać kobiecie słodkość, to igrać z diabłem - odparła. - A kolumny nie wchodzą w grę. Może i moja chata stoi na uboczu, ale Indianie nie są głusi, a nie chcę, żeby gromadka kolegów tatusia lub wściekła z powodu braku spokoju ciotka Leah zjawiła się z pretensjami.
- No dobra, ale rezygnujesz z niezaprzeczalnie najlepszego dolby surround. Harman Kardon to mercedes wśród głośników. - Rozmarzony głos Toma sprawił, że wybuchnęła śmiechem.
- Bracie, w takim razie tego mercedesa musisz oszczędzać na specjalne okazje. Przetestujemy go kiedyś u ciebie.
- Nie bratuj mi. Lepiej się czuję ze świadomością, że mam u ciebie szansę.
- Tak, masz szansę wypucować podłogi po imprezie, za co łaskawie oferuję ci miejscówkę na kanapie, jeśli będziesz się wstydził pokazać rodzicom swoją skacowaną główkę - Poklepała go po plecach i cmoknęła w polik, wstając z ławki.
- A ty gdzie?
- Nosek przypudrować. - Puściła do niego oczko i skierowała się do wyjścia ze stołówki.
Została jej jeszcze połowa przerwy. Postanowiła ją wykorzystać na załatwienie pewnej delikatnej, randkowej kwestii. Skryła się na końcu korytarza za schodami, by mieć chwilę spokoju i intymności. Opierając się na kuckach o ścianę, wybrała numer do Sama. Odebrał po drugim sygnale.
- Hej, widzę, że ojciec pozwala opierdalać się swoim pracownikom, skoro tak szybko odbierasz.
- A ja widzę, że wyostrzył ci się język, a kiedyś byłaś taka słodka i grzeczna – zripostował. - Co tam, nie możesz się doczekać?
- Nie dzwoniłabym, ale nastąpiła mała zmiana planów.
- Słucham, robi się ciekawie, bo nie przewiduję kosza.
- Skąd wiesz, może właśnie chciałam odwołać nasze spotkanie? – odparła zdezorientowana.
- Sam Uley nie przyjmuje odmowy, moja droga, więc sama wpakowałaś się w maliny.
- W maliny? Skąd ty się urwałeś? Dobra, nieważne. Nie idziemy do kina, robię imprezę u mnie. Sekretną imprezę! - zaakcentowała. -Więc jeśli mój tata jest w pobliżu, nakazuję milczenie.
- Buntownicza i żądna władzy. Dawno mi się taka sztuka nie trafiła – zachichotał.
- Sam, co ja mówiłam? Tak w ogóle jest mój staruszek w warsztacie?
- Nie. Ja trzymam dziś stery. Pojechał do Port Angeles, ale nie chciał się zdradzić dlaczego.
- O, w tatku się romantyczna natura odzywa. Zaprosił moją mamę na weekend, wiesz? Pewnie coś tam planuje.
- To dlatego będzie ta impreza! Niegrzeczna dziewczynka. Wszystko w takiej konspiracji...
- I niech tak zostanie!
- Kłamstwo ma krótkie nogi, moja piękna. Ale mnie to nie przeszkadza, z chęcią się zabawię.
- Możesz przyprowadzić swoich kolegów, laski z Forks napalają się na cynamonowe ciacha.
- Spoko, młoda, a masz jakieś łatwe koleżanki? Bo wiesz, chłopcy gustują w Indiankach, więc biała twarz może być tylko na przygodny seks.
- Rasista. Dziewczyny zrobią, co chcą. Mają rozum i na pewno nie są łatwe. A teraz kończę, o ósmej rozpoczynamy, pa!
- Mam przyjść wcześniej, pomóc? - zapytał przesadnie troskliwe.
- Poradzę sobie sama.
- W porządku, Zosiu! Trzymaj się. - Rozłączyła rozmowę. Sama nie wiedziała, dlaczego chce się umówić z tym palantem. Może ciało miał fajne, ale wkurzał ją niemiłosiernie swoją zadziornością i tym, że próbował dyskutować. Może właśnie dlatego tak na nią działał? Do tej pory faceci robili przy niej maślane oczka, a ona nie lubiła pantoflarzy. Sam wyzwalał w niej jakieś pierwotne uczucia. Z jednej strony chciała go zbić na kwaśne jabłko za jego cięte riposty, z drugiej miała w głowie wizję, gdy on przyciąga ją do siebie i całuje zapamiętale. Na wspomnienie jego nagiego torsu, który dotknęła, prawie na niego upadając, zrobiło jej się gorąco.
Miała nadzieję, że ta dziwna fascynacja szybko minie. Najpóźniej wtedy, kiedy ostatecznie będzie mogła wkuć wyimaginowaną flagę zwycięstwa w masywne mięśnie tego osobnika.
Reszta szkolnego dnia przebiegła spokojnie i nadzwyczaj szybko. Tylko na ostatniej lekcji niecierpliwie przebierała nogami, chcąc jak najszybciej znaleźć się w samochodzie i przygotowywać swoje pierwsze zakazane przyjęcie.
Równo z dzwonkiem wybiegła z klasy, trącając przypadkiem małą Maggie. Przeprosiła ją bezgłośnie i kontynuowała swój pęd radości. Zamiast, wedle wskazówek rodzicielki, pojechać prosto do domu, udała się najpierw do dużego supermarketu, by kupić kilka paczek chipsów, paluszków, składniki na koreczki i kanapki oraz napoje. Była jeszcze za młoda, więc alkoholowe zaopatrzenie leżało w rękach starszych kolegów. Wózek z zakupami szybko się wypełnił, a koszt wszystkich smakołyków pochłonął jej całą tygodniówkę. Nie bez żalu zapłaciła za jedzenie, a potem przepakowywała je do samochodu. Właśnie gdy zamykała bagażnik, ktoś zza jej plecami krzyknął, dotykając ramienia:
- Buu! – Odskoczyła przestraszona, nie spodziewając się tak nagłego ataku ze strony uroczej z wyglądu Amy. Niska, jak na swój wiek, brunetka śmiała się, że udało jej się zaskoczyć starszą koleżankę. Była ścięta na krótko, jej fryzura identyczna jak u Matyldy z Leona Zawodowca sprawiała, że dziewczynka była podobna do małej Natalie Portman, choć niestety nie grzeszyła dojrzałością odgrywanej przez znaną aktorkę postaci. Jej wścibstwo doprowadzało wszystkich do szaleństwa. Sarah powinna starać się ją polubić, bo czternastolatka była siostrą Sama, ale nie mogła zdobyć się na takie poświęcenie dla sprawy.
- Co chcesz, młoda? - odburknęła.
- Po co ci tyle chipsów? - zapytała dziewczyna, zaglądając przez szybę do zamkniętego bagażnika.
- Nie twoja sprawa, dzieciaku. A ty co tu robisz?
- Idziemy z mamą na zakupy, to chyba oczywiste.
- No to zmykaj, już.
- Nie lubię cię!
- Wzajemnie, mała intrygantko. - Amy tupnęła nogą jak obrażone dziecko i pobiegła w stronę czerwonego auta Emily. Sarah, zauważona przez mamę Sama, pomachała jej, uśmiechając się i w duchu odmówiła modlitwę o to, by Indianka nie znała przykazań jej mamy na temat powrotu prosto do domu.
- No to gdzie jedziemy, kochanie? - zapytała Bella, wsiadając do czarnego Mitsubishi Lancer.
- Nie sprawdziłaś w Internecie? - zaśmiał się, nie dowierzając, że powstrzymała ciekawość i nie odszukała miejscowości, w której znajduje się pensjonat.
- Naprawdę nie wiem, nie myślałam o tym, żeby zrobić research.
- Zobaczysz, niedaleko. A teraz zrelaksuj się na tyle, by wszystko, co zostawiamy za nami, zostało właśnie tam. Myśl tylko o nadchodzących przyjemnościach. - Włączył odtwarzacz mp3 z piosenkami, które wybrała mu na którąś rocznicę, jeszcze gdy był na studiach.
- Nie wierzę, że to wyszperałeś! - niemal krzyknęła zadowolona. - Jake, chciałabym, żeby tamte czasy wróciły. - Rozmarzyła się
- Te czasy nie są złe, zważywszy na to, że mam cię przy sobie. - Uścisnął jej rękę i kciukiem pogłaskał serdeczny palec, na którym była obrączka. Bella spojrzała na ich złączone dłonie i uśmiechnęła się.
- Masz rację.
Zamknęła oczy i w ciszy podziwiała widoki zza okna. Kochała las, jeszcze bardziej od kiedy poznała lykainę. Trochę tęskniła za tym, że nie może się już przemieniać i biec pośród drzew razem ze swoim rdzawym wilkiem, jednak bycie strażniczką wiązałoby się z samotnością, a ona nie potrafiła być sama. Spojrzała na profil Indianina. W jego oczach było coś, co zawsze dawało jej nadzieję i radość. Teraz uśmiechał się pod nosem, nadal wyglądał młodo i był diabelnie przystojny. Na myśl, że będzie go miała tylko dla siebie przez następne czterdzieści osiem godzin robiło jej się gorąco.
- Jeff? Jeff! Jesteś już w domu?
- Co się drzesz, babolu. Jestem.
- Pomóż mi. - Nie zwracała nawet uwagi na obrzydliwy zwrot, którego użył. Można powiedzieć, że z jego ust padł komplement, bo kiedy kłócili się naprawdę, w powietrzu fruwały gorsze epitety. Chłopak zbiegł po schodach szybko, ale niemal bezgłośnie, jakby zważał na każdy stawiany krok, a nie poruszał się z prędkością sprintera.
- Na co nakupiłaś tyle tych tłustych chipsów? - zapytał, widząc, że trzyma w ręce co najmniej dziesięć torebek ziemniaczanych chrupek. Kiedyś zajadał ze smakiem paczkę na dzień, podczas grania w gry na konsoli, teraz wyrzekał się, jak przykazał wuj Jared, śmieciowego jedzenie w imię dobrej kondycji.
- Robię małe przyjęcie dla znajomych. Posiedzimy, pogadamy, pochrupiemy. Wyjmij z bagażnika zgrzewkę coli i 7up.
- Dobrze, że mnie tu nie będzie. Nie chcę być uziemiony za twoje nielegalne party.
- Ale nie wygadasz? - zapytała z obawą w głosie. - I gdzie się wybierasz tak w ogóle?
- Idę do Jasona. Dzwoniłem do mamy, zgodziła się, żebym tam nocował.
- Super.
- No wiedziałem, że się ucieszysz. Nic nie powiem, siora. Może kiedyś też przyda mi się krycie. - Mrugnął do niej i pognał do samochodu po resztę pakunków.
- Zawsze interesowny – wycedziła pod nosem, kładąc torebki na stole.
Jeff zaraz po wniesieniu zakupów do domu, wyszedł, chwytając plecak, a potem odjechał na swoim bmx'ie. Śmiesznie wyglądał, wysoki drab – rósł jak na drożdżach, w ostatnim roku przybyło mu co najmniej piętnaście centymetrów wzrostu – na niskim rowerku. Jego kolejną pasją po grach i piłce była akrobacyjna jazda na rowerze. Potrafił na tym małym dwuśladzie wykonywać imponujące obroty i skoki, co oczywiście podnosiło jego atrakcyjność wśród dziewczyn, szczególnie gdy jeździł bez koszulki. Jak na swój wiek miał całkiem nieźle ukształtowane mięśnie. Najlepsze było to, że nie zdawał sobie sprawy, jakim staje się przystojniakiem, ponieważ w ogóle nie zwracał uwagi na płeć przeciwną, a maślane oczy koleżanek odbierał jako zamroczenie, objaw głupoty, sam dokładnie nie wiedział, co to było.
Sarah nie mogła wymarzyć sobie lepszego scenariusza. Brat nie przeszkadzałby jej w realizacji planów, ale dom cały dla siebie, wreszcie, po tylu latach, to traf niczym w totka.
Z wielkim zapałem zaczęła przygotowywać małe kanapki na krakersach oraz sałatki. Wolała, żeby goście, którzy z pewnością zgłodnieją, sięgali po przyrządzony poczęstunek, zamiast szperać po lodówce czy spiżarce. Po pewnym czasie dołączyła do niej Summer. We dwie szybko uwinęły się z jedzeniem, a potem zabrały za sprzątanie salonu. Zwinęły dywan, kanapę przesunęły pod ścianę, przeniosły do pokoju dodatkowe fotele i sofę z gabinetu Belli, zapobiegawczo poskładały do kartonów wszystkie ozdoby i cenne przedmioty, uprzednio zrobiwszy zdjęcia, by jak najwiarygodniej odtworzyć wygląd pomieszczenia. Kiedy wszystko było już gotowe, pobiegły do pokoju Sary, by przebrać się w bardziej imprezowe ciuchy. Sarah wzięła szybki prysznic, a potem wygrzebała z szafy swoją jedyną akceptowalną spódniczkę – czarną bombkę, do której dobrała czerwony top wiązany na szyi. Miała jeszcze kilka spódnic, sukienek, które zakładała raz na jakiś czas, przeważnie z okazji ważnych, rodzinnych uroczystości, ale na co dzień wolała chodzić w jeansach lub szortach. Ta bombka, dzięki wygodnym kieszeniom, sprawiała, że mogła ją zaakceptować również na luźną imprezę, a wybrała ją, ponieważ chciała się podobać Samowi.
Pierwsi goście zaczęli się schodzić o wyznaczonej godzinie. Thomas przyjechał razem z Lindą, Caroline i Pete'em. Pierwsze kroki skierował do gospodyni, całując ją w policzek, a potem zaraz dorwał się do laptopa, sprawdził połączenie kolumn i zaczął puszczać muzykę, którą przyniósł ze sobą na przenośnym dysku. Caroline była nieco speszona, a Linda natychmiast zaczęła zagadywać Petera, uśmiechając się zalotnie. Po chwili dzwonek znowu zadzwonił i w drzwiach pojawiła się kolejna grupka znajomych ze szkoły oraz trójka Indian, wszyscy chodzili do klasy z Summer. Sarah doszła do wniosku, że najlepiej będzie zostawić drzwi otwarte, by każdy swobodnie wchodził i wychodził, zastawiła je w tym celu ciężką donicą z fikusem.
Zabawa zaczęła się rozkręcać, pomieszczenie wypełniło się ludźmi, wśród nich były osoby, które skorzystały z okazji, mimo że nie zostały personalnie zaproszone. Część młodych tańczyła, część siedziała na kanapach i opowiadała sobie jakieś wywołujące śmiech opowieści, pozostali stali w parach po kątach, flirtując.
Sarah nachyliła się nad Thomasem, wpatrzonym w monitor komputera. Opowiadał jej właśnie, jak ma wyglądać nowa gra komputerowa, wykorzystująca technikę trójwymiarowej projekcji i transmisję zapachu. Ekscytował się tym jak mały chłopczyk, a dziewczynie uśmiech nie schodził z ust, gdy słuchała jego entuzjastycznych wywodów. Nagle poczuła, że ktoś ją odejmuje w pasie i przyciąga do siebie. Wyprostowała się, stykając tym samym z ewidentnie męskim ciałem, po czym odchyliła głowę i poczuła delikatne cmoknięcie na policzku. Tego się zupełnie nie spodziewała. Było wielce prawdopodobne, że spłonęła rumieńcem, ale na szczęście główne światło było wyłączone, by stworzyć bardziej intymną atmosferę na „parkiecie”.
- Cześć, piękna. Seksownie wyglądasz i jak pachniesz – powiedział Sam, delikatnie wciągając jej zapach. Musnął zimnym nosem jej szyję w okolicach ucha. Dziewczynę mimowolnie przeszyły przyjemnie kujące dreszcze. Gdyby spojrzała teraz na Toma, ujrzała by jego rozdziawioną twarz. Nie podziewał się, że jego szkolna koleżanka spotyka się z takim wysportowanym osiłkiem, do tego wyglądającym na starszego.
- Cześć – wyjąkała, a potem, obracając się, dodała, by ochłonąć i przywrócić władzę swojemu językowi: - Muszę iść do toalety, rozgośćcie się. - I odeszła, nie czekając na odpowiedź.
Sam obrócił się za nią zdziwiony i odprowadził wzrokiem, mierząc z góry w dół. Wysoki kucyk, kusy top, ładna spódniczka, zgrabne nogi i, cała Sarah, tenisówki. Gdyby założyła wysokie szpilki, dałby sobie taką wbić w brzuch. Te nogi potrzebowały lepszej oprawy.
Gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami, obrócił się do chłopaków, coś do nich powiedział, po czym reszta rozeszła się po domu, a on nachylił się nad zignorowanym wcześniej kolegą Sary.
Po tym, jak obmyła twarz zimną wodą, wróciła do salonu. Uśmiechnięta, zdecydowana, odważna – taka jak zawsze. Zawsze poza momentami zaskoczenia, jakie serwował jej Uley. Czyżby ją nieco onieśmielał? Podeszła do niego, stał z Jessy'm, jego równolatkiem i jakimś znajomym z twarzy chłopakiem, który nie pochodził z rezerwatu. Jessy miał półdługie czarne włosy, jego zęby były jak z reklamy pasty do zębów, a uśmiech niezwykle ciepły, wręcz czarujący. Był nieco niższy od Sama, ale nadrabiał ruchliwością. Z tego co wiedziała, chodził na poważnie z jakąś Quileutką, dlatego jego obecność bez niej była zaskoczeniem. Chłopak, którego imienia nie znała wyglądał na nieco starszego od pozostałych, był bardziej barczysty niż Sam i miał niesamowite oczy w odcieniu granatu.
- I jak się bawicie? - zadała ogólne pytanie do wszystkich.
- Może być, młoda, ale liczyłem na więcej interakcji z gospodynią, skoro dla tego przyjęcia zrezygnowała z randki we dwoje – odparował Uley. Jego bezpośredniość była porażająca, ale szatynka nie dała po sobie poznać, że ją zaskoczył.
- Teraz jestem twoja, więc możesz zniwelować swoje rozczarowanie. - Mrugnęła do niego okiem.
- Skorzystam – odpowiedział, równocześnie pociągając ją za rękę i prowadząc na parkiet. - Porządna randka musi się zacząć gorąco, żeby rozbudzić ochotę na więcej w przyszłości – wyszeptał jej do ucha. Uśmiechnęła się nieznacznie, rezygnując z komentowania.
Zaczęli tańczyć w rytm muzyki. Najpierw w dystansie od siebie, po chwili Sam zaczął się do niej przybliżać. Obserwując jej ruchy, starał się wkomponować w tańczone przez nią pozy. Gdy zniżała się nieco, on stanął tak, by jego noga znalazła się między jej nogami, delikatnie ocierając się o wnętrze ud. Potem przyciągnął ją do siebie, chwytając za pas i tak złączeni wili się w tempie granego utworu. Przycisnął ją jeszcze bardziej. Mogła wyraźnie poczuć, że był podniecony. Oparła dłoń na jego ramieniu, a drugą ręką chwyciła jędrny pośladek. Sama nie wiedziała, co nią kierowało: Odwaga nabyta dzięki wypitej puszce piwa, czy rosnące pożądanie?
Nie mógł być obojętny na taki gest. Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą na korytarz, a gdy tylko znaleźli się z dala od imprezowiczów, oparł ją zdecydowanie o ścianę i wypił się spragniony w jej rozpalone usta. Oddała pocałunek. Jej pierwszy, prawdziwy pocałunek. Nie był delikatny, czuły, romantyczny. Był natarczywy, gwałtowny i dziki. Sam przygryzał jej wargę, po czym wtargnął językiem do środka. Czuła gorycz chmielowego napoju, przez chwilę całkiem mu się poddała, a on nie widząc sprzeciwu, pogłębiał pieszczotę, jednocześnie wsuwając swoją dużą, szorstką dłoń pod czerwony top. Wędrował po płaskim brzuchu, w górę ku małym krągłościom. Sarah, czując jego dłoń na piersi, otrzeźwiała i odepchnęła go ręką, po czym bez słowa pognała na górę do swojego pokoju.
Oklapła bezradnie na łóżko i zatopiła twarz w rękach.
Nie tego chciała. Miała zamiar się zabawić, poflirtować, może pocałować, ale nie w ten sposób. Nagle zniknęła w niej cała hardość i zapał do randkowania. Po rozgrzanym policzku spłynęła łza, dziewczyna otarła ją wierzchem dłoni. Musi się pozbierać, nie będzie płakać przez chłopaka.
Po chwili usłyszała delikatne pukanie, a następnie cieniutki głos przyjaciółki:
- Sarah? Wszystko dobrze? Jesteś tam? – odezwała się Summer.
- Tak, tak, już idę. Musiałam zdjąć kolczyki. Bolały mnie uszy. - Nie wiedziała, skąd wzięło się to kłamstwo. Po prostu nie potrafiła przyznać się do porażki.
- Otwórz, proszę.
Podeszła do drzwi. Obejrzawszy się za siebie, by spojrzeć na lustro toaletki i upewnić się, że nie ma śladu łez, otworzyła drzwi.
- Nie chcę cię martwić, ale chyba masz kłopoty – wyszeptała konspiracyjnie.
- Co masz na myśli? - zapytała zdezorientowana.
- Na dole czeka na ciebie nieproszony gość, który powoli wyprasza towarzystwo.
- Cooo?
- Ciocia Leah.
- O, cholera.
Sarah wiedziała, że będzie w tarapatach. Leah była niezależna, twarda z charakteru, co imponowało nastolatce. Jak z żadnym innym dorosłym, można z nią było porozmawiać bezpośrednio i od rzeczy. Dziewczyna miała jednak pewność, że dobre stosunki z ciotką nie uchronią ją od uniknięcia konsekwencji – wszystko dojdzie do rodziców. Wilczyca nie lubiła wtrącać się w wychowanie nieswoich dzieci. Sarah z markotną miną zeszła na parter. Goście zniknęli bardzo szybko, a zamiast nich przywitało ją wzburzone spojrzenie ciepłokrwistej kobiety.
- Mała, i co ty dobrego narobiłaś, co? - zapytała retorycznie Leah, robiąc przy tym zawiedzioną minę. - Trzeba było spytać ojca, jeśli bałaś się, że Bella się nie zgodzi. Myślałam, że zakazane party wyszły z mody w moim pokoleniu. - Sarah nadal milczała, było jej najzwyczajniej wstyd. Nie wiedziała właściwie, dlaczego nie spróbowała poprosić o zgodę na przyjęcie. Jakoś nie przyszło jej to do głowy. - Dobra, nie będę ci prawić kazania, nie od tego tu jestem, ale jedno ci powiem. Lepiej sama do nich zadzwoń z rana. Daję ci czas do dziesiątej. A teraz do łóżka.
Summer utkwiła wzrok w podłodze. Czuła się współwinna, bo nawet nie zasugerowała, żeby zorganizować wszystko „na legalu”.
- Summy, pakuj się do mojego wozu, zabiorę cię po drodze.
- Ale ja miałam zostać na noc – zaprotestowała Indianka.
- Skoro pewne reguły zostały złamane, wcześniejsze umowy nie obowiązują. Ale masz rację, nie pojedziesz do domu. Będziesz dziś spała u mnie – odpowiedziała kobieta. - Niech Kim i Jared mają swój dzień bez kurateli córki – wymruczała do siebie pod nosem.
- A ja mam zostać sama? - odezwała się, do tej pory milcząca Sarah.
- Przemyślisz to i owo. Przyda ci się chwila na refleksję. - Leah zacisnęła dłoń na trzymanych kluczykach do samochodu i skierowała się do drzwi. - Zapraszam, Panno Woods. - Wskazała ręką drogę Summer. - Panno Black, jutro w południe wizytacja. Ma być porządek jak przed imprezą, zrozumiano?
- Tak jest, Pani Faccini. - Zasalutowała i odbiegła na górę. Wiedziała, że Leah nie znosi swojego nazwiska po mężu. Zmieniła je tylko przez wzgląd na człowieka, którego poślubiła. Był niemożliwie cierpliwy i bardzo ujmujący. Nie potrafiła mu odmówić, wiedząc, że zrani w ten sposób jego serce i urazi dumę.
Kiedy głos odjeżdżającego samochodu ucichł, Sarah rzuciła się z płaczem na łóżko. Po raz pierwszy była zupełnie sama i nie tak sobie ten moment wyobrażała. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Sob 16:08, 04 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
variety
Wilkołak
Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów
|
Wysłany:
Pią 21:29, 03 Gru 2010 |
|
Kurcze, jakby mnie taki Sam przygwoździł do ściany...no dobra, bo zrobi się lepka dygresja... Cóż, Sarah fajna postać, świadoma własnej atrakcyjności nastolatka, wiarygodna, bo jak każdy młody człowiek konstrastująca swoje marzenia z rzeczywistością, po za tym ma uroczy sposób przemwiania do mężczyn, zupełnie w moim klimacie. Podoba mi się jak opsałaś jej reakcję na Sama oraz jej rozczarowanie(?)(cholera wie co to z tego wyjdzie). Najazd cioteczki Leah? Zadziwiające jak wiele osób się pojawia kiedy robimy (robiłyśmy) konspiracyjne imprezy...Wiesz już jak lubię wilczycę, więc każde słowo o niej czytam z zapartym tchem i niedosytem. a do tego Sarah zostaje sama w domu, a ja węszę kłopoty. Cóż, czekam na ciąg dalszy i błagam nie skazuj na długą niepewność. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Pią 23:39, 03 Gru 2010 |
|
Noc już ciemna nastała, ale dopiero o tej porze mogłam się na zachwycić nowym rozdziałem Lykoska. Z racji dość późnej pory i ogólnego zarobienia, jakie mnie dopadło w ten weekend, nie wiem na ile spójne będą moje przemyślenia na temat tego rozdziału, ale się postaram…
Po pierwsze: Jacob i Bella. Jake w tym rozdziale w zasadzie niewiele zaistniał, ale jak już się pojawiał, jak zwykle wywoływał ciepły uśmiech na mojej twarzy. Dokładnie tak go sobie wyobrażałam jako męża Belli. Nie żadne ciepłe kluchy, ale facet twardo stąpający po ziemi, zapracowany (bo chce dobrze dla swojej rodziny), a mimo to nadal miewa pomysły, które wywołują motylki w brzuchu i w dodatku jak wygląda… Mniam.
Bella… No cóż, Perniś, trudno powiem to, ale gdybym ja miała tak nadopiekuńczą mamę jaką jest Bella, chyba bym zwariowała. Co prawda rozumiem skąd u niej tego typu zachowanie (sama nie miała matki, która wystarczająco się o nią troszczyła), ale na Boga!!! Będąc Sarą, chyba uciekłabym z domu!
I jeśli jako żona Jake’a podoba mi się absolutnie, to jako matka swoich dzieci lekko mnie denerwuje, ale to tylko dodaje Twojej postaci „pieprzyku” i pewnego rodzaju intrygującego „look’u”.
Zanim przejdę do młodzieży to muszę Ci to powiedzieć: ciocia Leah rządzi! Stara wyga, wilczyca z charakterkiem, pokazuje jak zawsze pazur. Brawo. Taką Leah podziwiam.
A jeśli idzie o „maluchy”… Są prawdziwymi, beztroskimi nastolatkami. I super. Sara to bardzo dobrze skomponowana przez Ciebie, autentyczna postać. Cholera, jak miałam te kilka lat mniej byłam całkiem do niej podobna. Też trzymały się mnie tego rodzaju pomysły, jak impreza zorganizowana bez wiedzy staruszków i nie tylko… Fajna, dająca w zasadzie do myślenia postać. Niby „pusta” nastolatka, ale drzemią w niej potężne siły, rozum i chyba instynkt, który potrafi ją uchronić od zrobienia gorszych głupot, niż zorganizowanie balangi pod nieobecność rodziców.
Intryguje mnie Sam Junior (wiesz dlaczego, gadałyśmy o nim), ciekawa jestem jaką tak naprawdę postacią będzie. Czy faktycznie okaże się zwykłym palantem, czy też może odziedziczył po przodkach trochę rozumu?
Perniś, rozdział przeczytałam jak zawsze „na wdechu”, bo uwielbiam ten klimat La Push, który kreujesz. To miejsce magiczne, na razie w Lykosie jest troszkę uśpione, normalne, takie niby zwyczajne, ale… no właśnie, to „ale” robi wielka różnicę. Nastawiam się na to, że powoli wprowadzasz nas znów do niezwykłego świata Lykainy.
Buziaki, Baja.
PS. Mówiłam Ci już, że kocham to, w jaki sposób przedstawiasz małżeństwo Jake’a i Belli? Tak? Cóż, trudno, powtórzę raz jeszcze. W taki sposób wymarzyłam sobie inne (lepsze!) zakończenie sagi. |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Pią 23:56, 03 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
capricorn
Człowiek
Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 9:23, 05 Gru 2010 |
|
Bardzo lubię klimat Twojego opowiadania. Wszystko opisujesz z taką lekkością, że cudownie się to czyta :)
Sądząc co się stało (mówię o imprezie) tak jak BajaBella mówiła, Bella jest strasznie nadopiekuńcza i znając siebie jak by była moją mamą codziennie byłyby awantury.. Ale wracając do tego co chciałam powiedzieć, pewnie mamcia Bella ładnie się wkurzy o imprezę i biedna Sarah dostanie ładną karę..
Ja już nie przynudzam, mam cichą nadzieję, że niedługo będziemy czytać kolejny rozdział Twojego opowiadania :)
Pozdrawiam,
capricorn |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Pią 20:38, 10 Gru 2010 |
|
Ósmego grudnia:
Napisałam już kolejny rozdział, czeka teraz na betę! :) Od razu chcę wyjaśnić kilka spraw na temat kontynuacji.
W zasadzie mogłabym tego opowiadania nie nazywać kontynuacją. Jest to zupełnie nowa historia, która skupia się głównie na losach Sary Black.
Z Lykainą wiąże ja jedynie albo aż, jak kto woli, obecność strażników (tu wystąpi w głównej roli lykos - osobnik męski) i rozwinięcie trochę ich wątku, a poza tym Lykaina jest tylko tłem (wg tamtej historii opowiadam dalsze ich losy: Bella i Jacob są razem, są małżeństwem i mają dzieci, etc).
Z racji tego, że wszystko zaczyna się ukazaniem zwykłego życia, nie ma tu wielkiego bum i rzucenia bohaterów na głęboką wodę. Spokojnie dojdziemy też sobie do akcji - obiecuję, ale czytelnicy winni się nastawić na obyczajówkę, bo taki charakter ma głównie ta opowieść i to się nie zmieni. Rekompensatą za to, że jest tak monotonnie i wolno, będzie więcej rozdziałów.
A tak z innych wieści! Wyobrażenie Sary już dawno sobie wybrałam. Jest nią dla mnie Ellen Page, trochę młodsza niż w teraźniejszości. Ale znalazłam też Sama! Zależało mi na tym, żeby był rasowym Indianinem i wypatrzyłam sobie takie ciacho, Eddiego Spearsa, który grał z Julią Jones (naszą Leą) w Black Cloud:
Szukam jeszcze kandydata na Jeffa, jak macie pomysły, na pw chętnie poczytam. Chłopak ma 14 lat, ale jest fizycznie już ładnie rozwinięty i nie musi mieć typowej, indiańskiej urody.
____________________
Napisałam kolejny rozdział dość szybko, bo wenę trzeba wykorzystywać, jak jest. Innym powodem było to, że dziś świętują grudniowe Julie i chciałam zrobić sobie i Wam prezent, dodając rozdział w dziesiątkę (moja ukochana liczba). :)
Przed świętami już Lykoska nie będzie i pewnie pojawi się już w Nowym Roku, więc czytelnikom życzę udanego świętowania i góry prezentów. Spotkamy się pewnie jeszcze przy jakimś tłumaczeniu lub w Kawiarence! :)
Betowała: AngelsDream
ROZDZIAŁ IV
Konsekwencje
Dedykuję Angie za błyskawiczną pomoc w sprawdzeniu i po prostu za to, że jest :*
Obudziła się z bólem głowy. Długo nie mogła zasnąć, zastanawiając się, co robi nie tak. Dlaczego jest taka, a nie inna. Sporo czasu zajęło jej rozważanie sytuacji z Samem. Czy nie chciała, aby ją pocałował? Chciała. Czy nie pragnęła, by zrobił to drapieżnie? Pragnęła.
To dlaczego, gdy dotknął jej piersi, odezwał się w niej wewnętrzny sprzeciw? To było podniecające i z jednej strony miała ochotę na więcej, planując w myślach zaproszenie go do swojego pokoju, ale równocześnie coś w środku krzyczało, że to błąd, że nie jest gotowa, że to nie tak powinno wyglądać.
Czuła się tak beznadziejnie samotna. Chciała, żeby ktoś ją przytulił, pogłaskał po plecach, policzku. Bliskość była jej potrzebna, ale zrozumiała, że nie chodzi tylko o fizyczność. Postanowiła, że odpuści sobie Sama, sytuacja między nimi przerastała nastolatkę.
Zwlokła się z łóżka z wysiłkiem. Mięśnie ciążyły jej, jakby były zrobione z kamienia. Nie miała siły na nic. Spojrzała od niechcenia na zegarek i momentalnie zmieniła swoją postawę. Była ósma trzydzieści – zostało półtorej godziny, by załatwić sprawę z rodzicami i dwie godziny więcej na uporanie się się z powstałym wczoraj bałaganem.
Przezwyciężając ból, szybkim krokiem udała się do łazienki, by wziąć odświeżający ciało i umysł zimny prysznic. Po krótkim relaksie natychmiast zabrała się za sprzątanie, w myślach układając przebieg rozmowy z rodzicami. Godzinę później musiała wreszcie przemóc się, bo inaczej straciłaby okazję na przyznanie się do winy. Wykręciła numer do ojca, odebrał po trzecim sygnale.
- Co się dzieje, słonko? Coś nie tak w domu? - zapytał wyraźnie zaspany Jacob.
- Nie, wszystko w porządku, ja tylko... - Przełknęła ślinę, to było trudniejsze, niż myślała.
- Co tylko?
- Urządziłam wczoraj przyjęcie dla przyjaciół bez waszej zgody. - Zdecydowała, że najlepiej powiedzieć wszystko bez owijania w bawełnę.
- A teraz dzwonisz, żeby tę zgodę po fakcie uzyskać? - zapytał zaciekawiony sprawą.
- Nie, dzwonię, żeby się przyznać do tego, zanim ktoś inny wam doniesie.
- Czyli możemy liczyć na dalsze relacje, tak?
- Tato, nie będę ściemniać. Ciocia Leah wparowała wczoraj, wygoniła wszystkich, a potem powiedziała, żebym się lepiej przyznała, więc właśnie to robię. - Usłyszała śmiech w słuchawce.
- Ciocia Leah, dobre. Czyli nie zadzwoniłaś, bo gryzły cię wyrzuty sumienia tylko dlatego, że zostałaś przyłapana na gorącym uczynku. - To nie brzmiało dobrze, rozmowa szła w zdecydowanie złym kierunku.
- Tak. Gdyby impreza skończyła się bez nieprzewidzianej wizyty, nic bym wam pewnie nie powiedziała. Tak sądzę. - Skąd biorą się te słowa? Czy właśnie wykopuje sobie głębszy dół? - Tato, przepraszam. Wiem, że nie powinnam, przepraszam, że psuję wam wyjazd.
- Mama jest w łazience, na razie nic jej nie powiem. Masz rację, to mogłoby ją wyrwać z dobrego nastroju, ale po powrocie porozmawiamy sobie poważnie. I nie licz na to, że ukryję to przed mamą, po prostu powiem jej później, zrozumiałaś?
- Tak, jeszcze raz przepraszam.
- W porządku. Dzisiaj przychodzi do was babcia, więc mam nadzieję, że obędzie się bez ekscesów, a dom będzie w takim stanie, jak przed naszym wyjazdem.
- Na pewno.
- Dobra, to trzymaj się, diable. Idę umyć mamie plecki.
- Tato, ohyda! Pa! - Śmiał się. Nie mogło być tak źle. Liczyła się ze szlabanem, ale chyba uniknie wielkiej kłótni.
Zabrała się za sprzątanie, spodziewając się inspekcji. To już za niespełna dwie godziny, a cały parter wygląda jak pobojowisko, nie mówiąc o kuchni. Wyciągnęła worek do recyklingu i zaczęła w niego zbierać puszki i plastikowe opakowania. Nie zauważyła, gdy do domu wparował jej brat. Wkroczywszy do kuchni, złapał się za głowę i pokręcił nią bezradnie.
- Boże, widzisz to i nie grzmisz! Siora, ty wpuściłaś tu stado uciekających przed drapieżnikiem antylop czy testowałaś, ile czasu zajmie zaśmiecenie domu asortymentem całego supermarketu?
- Nie przesadzaj, tylko pomóż – odparła, zawiązując drugi worek wypełniony śmieciami.
- A co ja z tego będę miał.
- Pizzę ci dzisiaj przyniosę z roboty.
- Dwie duże i stoi.
- Zawsze taki interesowny.
- Raczej przedsiębiorczy – odpowiedział, śmiejąc się i chwytając za zapakowane wory.
Wyniósł je tam, gdzie składowali odpady – w odgrodzone siatką, zadaszone miejsce na skraju działki, po czym wrócił do domu i zabrał się za pakowanie kolejnych śmieci oraz odkurzanie. Samodzielnie poprzenosił również meble, które dziewczyny przytargały do salonu z innych pomieszczeń, natomiast Sarah zabrała się za układanie wcześniej zapobiegawczo schowanych przedmiotów na właściwe miejsce, a następnie zaczęła myć naczynia, blaty kuchenne i podłogi. Kwadrans przed dwunastą wszystko było wysprzątane, a dom świecił się od czystości bardziej niż przed imprezą. Musiała przyznać, że bez pomocy Jeffa nie wyrobiłaby się na czas.
Punktualnie w południe po domu rozległ się dźwięk dzwonka, Sarah zerwała się z kanapy, odrzuciła czytaną gazetę i poszła otworzyć drzwi. Jej oczom ukazał się nie kto inny jak Leah. Trzymała na rękach małego Felice. Dwulatek był rozkosznym bobasem. Miał pucołowate poliki, piękne, duże czekoladowe oczy oprawione gęstymi, długimi rzęsami. Jego ciemne włosy zwijały się w sprężynki, a uśmiech powalał na kolana. Od razu rozdziawił z radości swoją buzię, a potem wyciągnął ręce do nastolatki. Dziewczyna wzięła go i potarli się noskami. Feli uwielbiał eskimoskie przywitanie, którego nauczyła go właśnie Sarah.
Leah rozejrzała się po wnętrzu domu, pokiwała aprobująco głową i w końcu odezwała się:
- Proszę, proszę, nie spodziewałam się, że dasz radę. Jestem pod wrażeniem.
- Nie poradziłabym sobie bez Jeffa – przyznała z zadowoleniem.
- To dobrze, że możesz liczyć na brata – podsumowała kobieta. - Słuchaj, mam teraz dla ciebie zadanie. Zajęłabyś się małym? Muszę jechać z Leo i Lisą do Port Angeles. Lisa ma wizytę u ortodonty, a my w tym czasie moglibyśmy spokojnie zrobić zakupy. Zapłacę ci, co ty na to?
- Pewnie, zaopiekuję się moim aniołkiem – odpowiedziała, pocierając policzek malucha. Chłopczyk momentalnie zachichotał. - Ale o siedemnastej wychodzę do pracy, więc tylko do wtedy mam czas.
- Ja mogę go poniańczyć jeszcze godzinę czy dwie – Geoffrey wynurzył się z kuchni z wielkim kubkiem kakao. Pojemność naczynia miała co najmniej pół litra, a na białej ceramice widniał udekorowany serduszkami napis: Dla najlepszego chłopaka pod Słońcem.
Jeff dostał go jako anonimową walentynkę tego roku. Nawet nie zastanawiał się od kogo, twierdził, że skoro osoba, która go obdarowała, chciałaby, aby wiedział, kim jest, to podpisałaby prezent. Ucieszył go nie tyle gest, co praktyczność kubka, w którym mieściła się duża ilość napoju. Idealna dla dojrzewającego nastolatka, który pił galonami i jadał niejedną dokładkę.
- Świetnie, postaramy się być przed siedemnastą, ale dobrze wiedzieć, że mamy rezerwę. - Indianka uśmiechnęła się. - Feli, zostaniesz z Sarą, dobrze? Mama wróci szybko – wyszeptała do syna, całując go w czoło, a potem dodała: - Jeff, podejdziesz ze mną do samochodu? - Gdy chłopak przytaknął, Leah skierowała słowa do Sary: - Zostawię wam kosz z rzeczami dla Felice'ego. Słoiczki z jedzeniem, serek waniliowy, pieluchy, przytulanka i kocyk. No i wszystko zapisałam na kartce, kiedy dać mu jedzenie. Jak będzie markotny, połóżcie go spać, ale tak żeby nie spadł z łóżka, więc lepiej zostać przy nim. W dzień śpi godzinę do trzech, więc może trafi wam się oddech.
Pa, pa – Powikłała jeszcze dziecku i wyszła przed dom.
- Ciociu – zawołała jeszcze Sarah, podchodząc do drzwi. - Dziękuję. Dziękuję, że dałaś mi szansę samej powiadomić rodziców.
- Nie ma za co, Sarah. I tak bym do nich nie zadzwoniła. Miałam nadzieję, że będziesz potrafiła przyznać się do błędu sama przed sobą. Jak coś uchodzi na sucho, to w człowieku wzrasta ochota na dalsze przekraczanie granic.
- Nie zadzwoniłabyś? - Dziewczyna była wyraźnie zdziwiona.
- Nie – roześmiała się Indianka, po czym wsiadła do samochodu po stronie kierowcy. Na siedzeniu pasażera siedział przystojny Włoch – wujek Leonardo, a z tyłu Lisa, która natychmiast spuściła głowę, gdy zauważyła spojrzenie Sary.
Co jest? Obraziła się na mnie czy co? - pomyślała Sarah.
- No i co, maluchu? Będziemy się bawić? No pewnie, że będziemy się bawić! Zaraz cię Sarah wygilgocze! - powiedziała, łaskotając chłopca pod pachami, a ten chichotał rozbawiony.
Czas mijał im bardzo szybko na zabawie. O piętnastej, zaraz po zjedzeniu obiadku chłopczyk padł jak zabity. Sarah ułożyła go na wygodnej sofie, otuliła kocykiem i zabezpieczyła grubymi poduchami od foteli krawędź wypoczynku. Sama usadowiła się na miękkim dywanie, opierając plecy o poduszkę przytkniętą do ściany. Czytała jakieś romansidło, które poleciła jej mama. Taka lektura była idealna do okoliczności: nie musiała się skupiać na sensie oraz mogła co chwilę kontrolować sen swojego podopiecznego. Właśnie natrafiła na scenę pocałunku Ronalda i Reginy – z niesmakiem przewróciła kartkę, wspominając o swoim niepowodzeniu w kwestii wymiany płynów z Uleyem. Może to tkwi w niej zbyt głęboko? Może miała jakąś traumę w dzieciństwie? Nie, przecież nic złego jej się nie przytrafiło, pewnie najzwyczajniej w świecie przeceniła swoje chęci i nie doceniła starań dziewiętnastoletniego, napalonego ogiera. Z rozmyślań wyrwały ją wibracje kręcącego po podłodze kółka telefonu. Odebrała połączenie i ściszonym głosem odezwała się:
- No, dawaj, Sum. Konkrety, bo nie mogę rozmawiać.
- Wiem, dlaczego Leah się zjawiła. - Głos w słuchawce konspiracyjnie zamilkł.
- Wtajemnicz mnie, proszę.
- Lisa. Gadała przez telefon o tym przyjęciu z jakąś koleżanką z klasy, żaląc się, że nie dostała zaproszenia, a ciocia Leah wszystko usłyszała, przechodząc obok jej sypialni.
- No co zrobić. Trudno. Może dobrze się stało. - Sarah beznamiętnie podsumowała całe zdarzenie.
- A ty co tak spokorniałaś?
- Tak po prostu. Głupia byłam. Mam naprawdę w porządku rodziców, a ich okłamuję bez powodu. Cokolwiek mnie czeka, zasłużyłam.
- Nie wierzę własnym uszom.
- Ciesz się triumfem. - Blackówna uśmiechnęła się pod nosem.
- A co z Samem, widziałam, że wyszliście z salonu razem. Złapał haczyk?
- Aż za bardzo. Ale to nie na telefon. Muszę kończyć, Sum. Mam tu małego cherubinka. Śpi sobie smacznie, a ja nie chcę, żeby znów wstąpił w niego diabeł. Już i tak wyssał ze mnie wszystkie siły, a mam jeszcze swoją zmianę w knajpie.
- Okej, ale musisz mi wszystko zrelacjonować.
- Pewnie – odpowiedziała z całym przekonaniem. Nie wiedziała tylko, że nie będzie już miała okazji na spotkanie z przyjaciółką.
Leah przyjechała po Felice'ego za kwadrans siedemnasta. Wyglądała na naprawdę wypoczętą i radosną. Razem z Sarą musiały wybudzić małego ze snu, co zemściło się na nich kapryśnym płaczem chłopczyka. Trzeba go było zapiąć w foteliku, nie mogły więc pozwolić mu spać na rękach. Kobieta chciała wręczyć nastolatce pieniądze za opiekę, ale szatynka zdecydowanie odmówiła, twierdząc, że była to dla niej sama przyjemność. W zamian za to Leah zaproponowała jej podwózkę do pracy. W samochodzie panowała wymowna cisza, ponieważ malec uspokoił się przy dźwiękach łagodnej muzyki i ponownie zasnął. Nikt nie chciał ryzykować powtórki jego lamentów niezadowolenia. Lisa spuściła głowę, na przywitanie odburknęła niezrozumiałe „cześć”, a następnie wlepiła wzrok w szybę, namiętnie wpatrując się we wcale nie aż tak interesujący krajobraz.
Kiedy dotarli pod pizzerię, Sarah grzecznie podziękowała i z wielką przyjemnością opuściła auto. Nie mogła zrozumieć, dlaczego tak trudno było jej złapać kontakt z córką Lei, przecież z jej matką rozumiała się niemal bez słów.
W lokalu La Cantina Grande nie było tego dnia ruchu. W Port Angeles odbywał się właśnie jakiś festyn, przyciągający mieszkańców okolicznych miejscowości, co odbijało się na utargu lokalnej gastronomii. Po tym jak Indianka wypolerowała wszystkie sztućce i poskładała serwetki, nie mając już nic więcej do zrobienia, usiadła na barowym stołku i zagłębiła się w porzuconej wcześniej lekturze. Kucharz zamykający tego wieczoru pizzerię podwiózł ją kawałek. Zupełnie nie pomyślała o tym, że wraz z dojazdem samochodem Lei, straciła możliwość powrotu swoim zwyczajowym środkiem transportu – rowerem. Nalegał, żeby podrzucić ją pod sam dom, ale uparła się i wysiadła na głównej drodze, chwytając dwa kartony z parującą pizzą. Córka zmiennokształtnego ma przecież w sobie wrodzoną odwagę i nadzwyczajną czujność. Maszerowała drogą, podśpiewując sobie piosenkę z dzieciństwa.
Wędrowali szewcy przez zielony las
nie mieli pieniędzy, ale mieli czas.
Wędrowali rymcium-pympcium
i śpiewali rymcium-pympcium,
Nie mamy pięniedzy, ale mamy czas...
A
Wadrawala szawca przaz zalana las
na mala panandza, ala mala czas
Wadrawala ramcam-pamcam...
Nagle zamilkła, usłyszała jakiś szelest w zaroślach. Nadstawiła ucho, nic. Odgłos ucichł. Pewnie jej się przewidziało. Chciała powrócić do śpiewania, bo to ją uspokajało, zajmowało myśli, ale bała się, że zagłuszy niepokojące dźwięki. Przyspieszyła, cały czas mając wrażenie, że coś ją obserwuje, mimo że podczas częstokrotnego rozglądania się na wszystkie strony nie dostrzegła zagrożenia. Na ostatnich metrach już prawie biegła. Kiedy zobaczyła palące się na werandzie światło, pognała sprintem i zziajana wpadła do domu.
- Boże, dziecko, co tak ci śpieszno? Diabeł cię gonił? - Z kuchni wyłoniła się uśmiechnięta Renee, ale jej mina momentalnie spoważniała, gdy zobaczyła przestraszoną nastolatkę. Dziewczyna, widząc reakcje babci, momentalnie uśmiechnęła się dla rozładowania atmosfery.
- Nic, nic. Musiałam wrócić kawałek na piechotę. Wie, babcia. Ciemno, duże szeleszczące drzewa, ruszające się cienie, trochę spanikowałam. Chyba za dużo horrorów się naoglądałam.
- No, to siorka, będzie ciężko, bo dziś z Samem zaplanowaliśmy klasykę strasznego kina na deser – Jeff pojawił się jak zwykle nie wiadomo skąd. - O, wkupne! - Wyrwał z jej rąk kartony z zapracowaną nagrodą i od razu wgryzł się w kawałek ociekającej serem Diavoli.
- Z jakim Samem? - zapytała zdziwiona i chyba bardziej przestraszona niż przez spacer w ciemnościach.
- Ze mną. - Nie kto inny jak Sam Uley wychylił się zza pleców Renee.
- No dobra, dzieciaczki. Ja idę do gabinetu mamy poczytać jakąś prasówkę, a wy się grzecznie zachowujcie. - Kobieta wróciła się do kuchni po kubek herbaty i ciasteczka, a potem, uśmiechając się na odchodne do towarzystwa, podążyła korytarzem do pokoju Belli.
- Sam, możemy pogadać? Na osobności – wydusiła wreszcie Sarah.
- Pewnie. - Otrzymawszy potwierdzenie, chwyciła go za rękę i poszli na górę.
- Tylko bądźcie cicho, bo babcia jest zaraz pod wami i wszystko usłyszy – odezwał się Jeff, przegryzając kęs włoskiego przysmaku. Na tę uwagę Sarah posłała bratu mrożące spojrzenie, a on prychnął, po czym wrócił do salonu, by pograć na konsoli.
- Słuchaj, Sam, zaprosiłam cię do swojego pokoju tylko, żeby w spokoju pogadać. Nie chcę, żebyś to opacznie odebrał – odezwała się, gdy byli już w środku za zamkniętymi drzwiami.
- Spoko, mała. Nie zrobię nic, czego nie będziesz chciała – odparł, rzucając się na łóżko. - Wygodne! W ogóle niezłe gniazdko sobie urządziłaś, myślałem, że będzie tu inaczej. - Sypialnia Sary było urządzona nowocześnie. Pokój miał białe ściany, poza jedną – czerwoną, przy której stało łóżko, w białej przypominającej plastik ramie. Na wysokim materacu leżała satynowa, czerwona pościel oraz białe, futrzane poduchy. Reszta mebli również dobrana była pod kolor śnieżnego klimatu, co świetnie kontrastowało z drewnianą podłogą w odcieniu hebanu oraz z czarnymi i czerwonymi dodatkami. Przy jednym z okien stała sztaluga rysownicza, do której była przypięta kartka z niedokończonym wizerunkiem czarnego wilka. Sarah uwielbiała rysować węglem. Może dlatego, że był to najprostszy materiał, z którego można było wydobyć piękne kreski i różne odcienie. Nie było też łatwo zamazać powstałego błędu, co dodawało tworzeniu szczypty wyzwania.
- Tylko nie mała, mówiłam ci, że tego nienawidzę! A jak sobie wyobrażałeś moje królestwo?
- Nie dąsaj się tak, maleńka. Lubię jak się złościsz. - Rzuciła w jego stronę jedną z poduch, ale zrobił szybki unik, przechwytując tym samym broń i odrzucając ją z powrotem. Tego się nie spodziewała, dostała prosto w brzuch. Miała ochotę się na niego rzucić, ale zaniechała swoich zamiarów, sądząc, że on może jednak mylnie odebrać ten gest, przecież leżał na jej łóżku. Boskie, karmelowe ciacho w dziewiczym, nieskalanym łóżku Sary Black...
- Spodziewałem się albo wielkiego bałaganu w stylu zbuntowanego anioła, albo emo klimatu z jakimiś wampirzymi lub zombie plakatami na ścianach. - Jego odpowiedź przywróciła ją do rzeczywistości.
- Bardzo śmieszne. Ale to dobrze, że nie jestem przewidywalna. - Wytknęła język, Za chwilę miała tego pożałować, bo zerwał się, złapał ją w pasie, uniósł w powietrze, a potem rzucił na łóżko i zaczął łaskotać.
- Przestań, Sam! Przestań, bo wbiję ci moje pazury w szyję albo lepiej – w tę piękną buzię i będziesz musiał nosić dowód hańby przez kilka tygodni!
- Uwielbiam jak jesteś ostra – roześmiał się, ale puścił ją i usiadł na łóżku. - No dobra, chciałaś rozmawiać, więc słucham. - Dla odmiany spoważniał i atmosfera w tych czterech ścianach momentalnie zgęstniała.
- Sam – zaczęła, ciszej, niżby chciała i mniej zdecydowanie, niż planowała. - Lubię cię, bardzo cię lubię i podobasz mi się, ale... - Przerwał, przykładając palec do jej ust. - To za szybko – wymamrotała, nadal z jego palcem na wargach.
- Masz rację, mała. Wiesz, ja też myślałem o nas i choć czuję między nami chemię, jakieś przyciąganie, to wolałbym spasować. - Te słowa bardzo ją zaskoczyły. Niby ułatwiały sprawę, przecież chciała tego samego, ale poczuła zawód, mimo wszystko. Chyba dostrzegł jej rozczarowanie, bo zaraz dodał:
- Chciałbym, nawet nie wiesz jak bardzo. Po raz pierwszy poczułem, że może mnie z dziewczyną łączyć coś więcej niż obściskiwanie na dyskotece czy przygodny seks na parkingu, ale nie chcę tego uczucia, nie mogę cię zranić. - Spuściła wzrok, a on uniósł jej podbródek i zażądał: - Spójrz na mnie. No, dobra dziewczynka – skomentował, gdy wykonała polecenie. - Wiesz, co to jest wpojenie, prawda? - Przytaknęła. Jak mogłaby nie wiedzieć. Legendy Quileutów były im opowiadane od małego, znała je na pamięć. Dodatkowo słyszała historię wpojeń z pokolenia ojca. Wszystko było prawdą, choć wydawało się być tak absurdalne. - No, więc przez to, że nad naszym plemieniem ciąży to przekleństwo, że możemy się zamieniać w wilki, że możemy oszaleć z miłości w nieoczekiwanym momencie, poczuć coś nie do tej osoby, do której byśmy chcieli. Przez to wszystko ja nie chcę się zakochać. Unikam tego, rozumiesz?
- Nie bardzo – wyszeptała. Przyciągnął ją do siebie i ułożył plecami do swojej klatki piersiowej, a potem objął ramionami. Wybrał taką pozycję, żeby czuć jej ciepło, bliskość, ale jednocześnie nie chciał, żeby na niego patrzyła, gdy on mówił. Nabrał powietrza, jakby chciał sobie dodać odwagi i w końcu się odezwał:
- Mój ojciec kochał Leę. Byli niemal nierozłączni i świetnie się rozumieli. Chodzili ze sobą dwa lata, a ich rodzice na wspólnych imprezach żartowali, że niedługo szykuje się ślub w La Push. Wiem, że ojciec oddałby życie za Leę, gdyby mógł, wiem, że do tej pory nie wybaczył sobie, że wpoił się w jej kuzynkę. Przeklina to feralne spotkanie. Widzę, jak tęsknie patrzy na ciotkę, gdy jej mąż głaszcze ją po policzku lub przytula. On kochając moją matkę, nigdy nie przestał kochać Lei. Zranił ją, rozerwał jej serce, a do tego nadal cierpi. Ja nie chcę nikomu złamać serca, zawsze stawiam sprawę jasno: wszystko tylko nie miłość, zero spania razem, wspólnych śniadanek, wyjazdów, trzymania za rączkę, spacerów nad oceanem, tylko zabawa.
A ty, z tobą jest inaczej, Saro. Jesteś zabawna, zadziorna, mądra. Lubię z tobą gadać, najprzyjemniejsze chwile w pracy są wtedy, kiedy wpadasz w odwiedziny do warsztatu. Na początku myślałem, że to po prostu sympatia do ciebie, bo jesteś wykapaną córeczką tatusia, a ja twojego ojca bardzo lubię i szanuję. Ale niedawno zupełnie inaczej na ciebie spojrzałem. Z sympatycznej dziewczyny stałaś się dla mnie uroczą, pociągającą kobietą, do tego sama zaczęłaś ze mną flirtować, a ja mimowolnie podjąłem grę i teraz zaczynam tego cholernie żałować, bo obiecałem sobie, że z nikim nigdy nie będę, a teraz nie chciałbym niczego bardziej niż tego spania razem, śniadanek, spacerów.
Nastała cisza. Nie potrafiła nic na to powiedzieć, a on również zamilkł, przytulając ją jeszcze bardziej. Chciał się od niej oddalić, po to wygłosił tę przemowę, ale jednocześnie było mu tak dobrze, kiedy trzymał ją w swoich ramionach.
- Sam?
- Tak – odpowiedział cicho.
- Ja nie wiem, co na to powiedzieć – wyjąkała.
- Nic nie mów.
- Ale. Ale czy to znaczy, że nie chcesz być z nikim, bo boisz się, że kiedyś zmienisz się w wilka i wpoisz w inną osobę?
- Tak, to właśnie chciałem powiedzieć.
- Ale przecież nikt od dawna się nie przemieniał. Nie ma już w okolicach wampirów.
- Prawda. To jednak może się zmienić. Musimy się tego spodziewać.
- Ale przecież to może ominąć nasze pokolenie. Chcesz mi powiedzieć, że dobrowolnie rezygnujesz z miłości i chcesz się zestarzeć w samotności?
- Jeśli będzie trzeba – odpowiedział nieobecnym głosem.
- Puk, puk. - Usłyszeli głos zza drzwi i jednoczesne pukanie, po czym intruz wtargnął do pokoju, nie czekając na pozwolenie. Sarah odruchowo chciała odskoczyć od Sama, ale on trzymał ją tak mocno, że było to niemożliwie, więc pozostała w jego objęciach, czerwieniąc się z powodu krępującej dla niej sytuacji. - Coś tak czułem, że gołąbki gruchają, ale koniec tego, moi mili. Występując w roli przyzwoitki, zapraszam was na seans rodem z piekła. - Intonując jak konferansjer, skłonił się dla efektu i pomachał zachęcająco ręką.
- Młody, daj nam minutę, dobra? - odezwał się Sam.
- Jasna sprawa, wodzu, tylko nie waż się naruszyć cnoty mojej siostry, bo będę cię musiał oskalpować w imieniu ojca.
- Bez obrazy, Jeff, ale minuta to trochę mało, żeby rozdziewiczyć pannę. Musisz się jeszcze wiele nauczyć. - Boże, czy to się naprawdę dzieje? Czy oni rozmawiają o moim dziewictwie?! - Pomyślała Sarah, płonąc jeszcze większym rumieńcem. Brat wspaniałomyślnie opuścił pokój, komentując, że jak już będzie potrzebował korepetycji z wychowania seksualnego, to wie do kogo się zgłosić. Wyzwoliła się w końcu z objęć Indianina, a następnie trzepnęła go w bok.
- Ej, nie przesadzasz trochę?
- Co cię ugryzło, mała złośnico? - roześmiał się, spoglądając na nią wymownie.
- Nieważne. Chodźmy już na dół.
- Czyli wracamy do statusu przyjaciół, tak? Tak chciałaś, prawda?
- Tak. Skoro ty również się z tym zgadzasz, to chyba nie będzie problemu. - Unikała jego wzroku, symulując szukanie kapci, które leżały tuż przy łóżku, a potem szybko stanęła na nogach i pospieszyła go, by zeszli do salonu.
Geoffrey, jak przystało na przyzwoitkę, usiadł między nimi i obejrzeli razem Van Helsinga. Nie obyło się bez komentarzy Blacka, że jeśli tak wygląda przemiana w wilka, to on dziękuje, woli pozostać na dwóch nogach. Po filmie Sarah odprowadziła Sama do samochodu. Kiedy wsiadł i chciał powiedzieć zwyczajowe cześć, nachyliła się do otwartego okna i pocałowała go w usta. Delikatnie musnęła mięsiste wargi, przytrzymując swoje, jak najdłużej się dało. Chłopak był bardzo zaskoczony, stracił cały swój rezon.
- A to za co?
- Na pożegnanie. Nie mogłam sobie odmówić zamknięcia tej naszej krótkiej, randkowej fazy pocałunkiem, który wyobrażałam sobie jako swój pierwszy. Potrafisz być delikatny, Uley. - Uśmiechnęła się niewinnie.
- Oj, Black. Co ty ze mną robisz, dziewczyno. - Pokręcił głową, odwzajemniając uśmiech. - Trzymaj się, mała. - Pogroziła mu palcem, już nie potrafiła walczyć z tym uparciuchem. W sumie miał rację, nie była najwyższego wzrostu, a w stosunku do niego faktycznie wydawała się mała. Niech mu będzie. Pomachała jeszcze w jego kierunku, po czym weszła z powrotem do domu.
W oddali mignęła para rozżarzonych oczu. Zauważyłaby ją, gdyby nie odpłynęła myślami gdzie indziej, tracąc czujność.
Niedziela minęła wszystkim bez niespodzianek i rewelacji. Jeff niemal cały dzień grał w piłkę z chłopakami, a po treningu uzupełniał stracone kalorie. Renee zrobiła wnukom obiad, popołudnie spędziwszy z książką w ręku. Natomiast Sarah w końcu znalazła wenę, by skończyć rysunek wilka. Po wszystkim nałożyła na niego warstwę fiksatywy i z dumą skakała po pokoju. Przez chwilę pomyślała, że gdyby Sam miał przemienić się w wilka, to właśnie tak by wyglądał. Lśniące czarne futro i czekoladowe oczy. Na jej rysunku wyszły szare, ale Sam miałby czekoladowe. Wspomnienie o chłopaku nagle sprowadziło ją na ziemię. Czy to naprawdę koniec? Czy od kiedy powiedziała nie, nie ma już odwrotu? Uzmysłowienie sobie tego, że on też zrezygnował, bolało niczym igła wkuta w serce. I powód jego decyzji był naprawdę szlachetny, nie spodziewała się tego po nim. Traktował ją wyjątkowo, powiedział, że jest wyjątkowa. Nie, tego nie powiedział, ale za to przyznał, że chciałby z nią czegoś więcej. Nie chodziło o zaliczenie, pociągała go – tak, ale tylko z nią chciał zasypiać, spacerować. Dlaczego to wszystko takie pogmatwane? Myślała, że to dupek, który na nią leci, bo mu się podaje na tacy. Takiego łatwiej było spławić, ale nie. On okazał się rycerzem, który nie chce nadepnąć na jej cześć, żeby jej nie zranić. I to spowodowało, że chciałaby jeszcze raz spróbować. Tylko jeśli wierzyć jego słowom, nic z tego nie wyjdzie, bo on czeka na wpojenie, które może nigdy nie nadejść. Impas, po prostu impas.
- Sarah! Złaź, babolico, staruszki są już na podjeździe! - Jeff wołał z dołu. - Uśmiechnij się słodko, to może tatuś ci wybaczy albo nie, nie uśmiechaj się. Przy twoim występku, tym razem ja będę aniołem. - Szturchnęła go biodrami w bok.
Po chwili w drzwiach ukazała się para. Byli jacyś inni. Zadowoleni, wypoczęci, jakby młodsi co najmniej o dziesięć lat. Bella bardziej przykuwała uwagę, uśmiech wręcz nie schodził z jej twarzy, czyżby nie wiedziała nic o feralnym piątku?
- Cześć, załogo.
- Cześć, tato, szampański nastrój was nie opuszcza, widzę – odparł Jeff.
- Mój aniołek – Bella podeszła do syna, cmoknęła go w policzek i przytuliła. Już ją przerósł i z pewnością nie wyglądał jak niewielki cherubinek. Chłopak posłał siostrze uśmiech z cyklu: a nie mówiłem, ale chwilę potem kobieta podeszła do córki i tak samo przygarnęła ją do siebie.
- Tęskniłam za wami, robaczki. - No świetnie, to teraz ja jestem robaczkiem – pomyślała Sarah.
Jacob podszedł do nich, postawiwszy wcześniej bagaże, ścisnął rękę Jeffa i pocałował córkę w polik.
- No to, kto nam zrobi ciepłej herbaty? - odezwał się. Dziewczyna natychmiast pognała do kuchni.
Blackowie przywitali się z Renee, po czym pijąc herbatę i jedząc drożdżowe ciasto z truskawkami, opowiadali cenzurowany przebieg ich wypadu.
Bella cały czas głaskała rękę Jacoba, nie odrywając od niego oczu. Śmiała się i opowiadała śmieszną anegdotkę, jak Indianin chciał spróbować czekolady, w której kąpali się podczas jednego z zabiegów. Była jakaś inna, zupełnie beztroska, jakby na chwilę zrzuciła skórę odpowiedzialnej mamy i wzorowej nauczycielki.
Kiedy Renee pożegnała się, by wrócić do domu, Jacob poprosił, by Sarah została na dole, a Jeff poszedł do swojego pokoju.
Usiedli w trójkę w salonie i zapadła krępująca cisza. Po chwili odezwał się Jake:
- Saro, rozmawialiśmy już z mamą o tym incydencie, który miał miejsce pod naszą nieobecność. Cieszymy się, że mimo wszystko sama przyznałaś się do błędu, ale to nie niweluje naszego zawodu. Zaufaliśmy ci, a ty nas oszukałaś. Chcemy, żebyś zrozumiała, czym jest odpowiedzialność, dlatego jutro jedziemy wszyscy do Eldon. Odwiedzimy rodzinę Anthony'ego, grób Veroniki, a potem zostaniesz u nich na lato. - To surowe oświadczenie uderzyło w nią jak spuszczona przez obojętnego kata gilotyna.
- Jak to? A szkoła? Jeszcze się nie skończyła. A praca w pizzerii? - Nie mówiąc już o wyjeździe pod namiot, który zaplanowałam pod koniec wakacji z Summer i paczką z La Push – dopowiedziała w myślach.
- Szkołą nie masz, co się martwić. To końcówka, oceny są już wystawione. Usprawiedliwię cię – odpowiedziała Bella. - A praca? Na pewno znajdą kogoś na twoje miejsce, ale jeśli ci na niej bardzo zależy, pogadam z twoim szefem. Powiem mu, że masz odpowiedzialne zadanie na wakacje. Jestem pewna, że przyjmie cię z powrotem po letniej przerwie..
- Mamo, proszę. Ja zrobię wszystko inne, mogę tam nawet pojechać na część wakacji, ale proszę, bardzo proszę. Nie na całe!
- Saro, zadecydowaliśmy o tym wspólnie i nie zmienimy już swojej decyzji – odparł stanowczo Jacob. - Idź spakować swoje rzeczy. Z samego rana wyjeżdżamy.
Dziewczyna wstała zrezygnowana i poczłapała na górę. Bella spojrzała na Jacoba, a jej wzrok pytał niemo: Czy dobrze robimy? W odpowiedzi mąż przygarnął ją do siebie i pocałował czule w czoło.
Komentarze mile widziane! Miło wiedzieć, że nie gadam ze ścianą. :P |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pią 23:11, 10 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
pampa
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lut 2010
Posty: 1916 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 57 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 22:43, 10 Gru 2010 |
|
zacznę od poprzedniego rozdziału
nie podobał mi się. był nudnawy troszeczkę, miałam lekkie wrażenie że to taka zapchaj - dziura była i nie widzę w nim żadnego posunięcia akcji
ten jest lepszy zdecydowanie
zaczyna coś się dziać. Ciekawe kto obserwuje Sarah, jaki ma to związek z jej "wygnaniem" oraz co wiedzą Bella i Jacob (o ile coś wiedzą w ogóle) no i czy Sam będzie musiał się zmieniać i kogo sobie wpoi
czy można sobie wpoić kobietę w której by był wcześniej zakochany ?
tak mi wpadło do głowy
i chciałam jeszcze się odnieść do obsadzenia ról - jakoś Ellen Page jest zbyt mało indianowata na Sarah wg mnie |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Pią 23:17, 10 Gru 2010 |
|
Pampo, na to, że rozdział był dla Ciebie nudny, nic nie poradzę! Jedynie postaram się pisać ciekawiej kolejne, aczkolwiek, jak tłumaczyłam w poście z rozdziałem, nie będzie tu szybkiej wartkiej akcji, aż do momentu kluminacji.
Natomiast muszę zaoponować, nie, to nie była zapchaj-dziura! :)
Musiała odbyć się impreza, żeby nastąpiło, jak to określiłaś, "wygnanie" (potrzebny był powód).
No i musiało dojść do jakiejś akcji między Sarą i Samem, żeby zawiązać ich wątek, trochę pogmatwany. :)
No, wpojenia wg Meyer się nie wybiera, dlatego Sam Meyerowy wpoił się w jakąś obcą laskę, a nie w swoją dziewczynę - Leę. Sam Jr chce takiej dramy uniknąć.
No i o Ellen. Jest zmieszana z Belcią, więc ma bardziej jej geny... z wyglądu. Jakoś mi tak pasowała. :)
Dzięki za komentarz! :) Nie był obojętny! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pią 23:20, 10 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
pampa
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lut 2010
Posty: 1916 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 57 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 0:21, 11 Gru 2010 |
|
tego wpojenia właśnie nie pamiętałam z Sagi. Ale to, że Sam wpoił sobie obcą laskę nie znaczy że nie mógł wpoić tej którą miał nie ?
mi się wydawało, że Sarah będzie bardziej po tatusiu wygląd dziedziczyła |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
AngelsDream
Dobry wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 108 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Sob 0:26, 11 Gru 2010 |
|
Ha, oto ja.
Wybieram sobie odpowiednie chwile, właściwe miejsca, ocieram się o łydki albo wbijam pazury w dłoń - Angels w kocim wydaniu. Pora późna, plan wyglądał inaczej, ale kto by się tam przejmował? Podpowiem Ci, że na to rozwiązanie wpadłam jakiś kwadrans temu, ale uznałam, iż niespodzianka bardziej Cię ucieszy. Który autor lubi pisać sam do siebie? Żaden - dobrze o tym obie wiemy, a beta ma zazwyczaj bardziej wewnętrzne spojrzenie na tekst. Z Lykosem raczej będziemy się lubić, może go nawet trochę oswoję, czemu by nie, to sympatyczny tekst. Ciepły, raczej obyczajowy, bez wodotrysków, wybuchów i niesamowitości, ale z potencjałem i sensem. Myślę, że wcześniej lub później każda z nas pożegna się z fandomem na stałe lub na dłuższy czas i w tym opowiadaniu dostrzegam tę tendencję - do zamykania, wyjaśniania, wygaszania. Nie będę się odnosić do konkretów, te pewnie rozdrobnią w swoim czasie inni, ewentualnie ja sama, gdy rozdziałów będzie więcej.
I tak mnie naszło, że nie chciałabym żyć z wiszącym nad głową wpojeniem, nigdy. Dzwonek do drzwi, otwieram i nagle obca osoba przekreśla wszystko, co sobie zaplanowałam. To niesprawiedliwe i trochę... chore? Nie dziwię się, że mając w rodzinie taką historię można bać się związków. Rezygnacja z miłości to dojrzała decyzja, ale nie mam pojęcia, na ile faktycznie możliwa do zrealizowania w pełni. Serce nie sługa - swój rozum ma. Swoje własne pomysły.
I kurczę, czasem mi tęskno do pierwszych doświadczeń, chociaż tyle ich jeszcze przede mną, to wiele spraw już nie wróci. Nagle uświadomiłam sobie, że stuknie mi w tym roku ćwierćwiecze, masakra. Ja chcę szlabany, zesłania na wakacje do babci, sekretne imprezy i intensywne zauroczenia. A jakby jeszcze gdzieś w krzakach czaiły się wilki, to byłoby idealnie.
Tulam, Autorko. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
variety
Wilkołak
Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 143 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Tarnów
|
Wysłany:
Sob 9:49, 11 Gru 2010 |
|
We mnie też narasta tęsknota za odkrywaniem siebię i mężczyzn za nowo, pewnie też dlatego lubię o tym pisać. Sarah i Sam najwyraźniej muszą zapomnieć o sobie "razem" i trochę mnie to przygnębia, bo chętnie bym poczytała o nim...sugestywnie go przedstawiłaś(!).
Black i jego rozmowa z córką - uśmiechnęłam się, bo taki własnie byłby Jacob, wyważony, bez niepotrzebnej paniki i siania grozy, wyrażający swój sprzeciw wobec zachowania córki w słowach prostych, nie pozbawionych pewnej uszczypliwości, a przez to będących zrozumiałym i mam nadzieję trafiającym do łba przekazem.
Jeff - mam słabość do facetów, którzy dużo jedzą(jednostka chorobowa?), neurotykom żyjącym sałatą i poezją mówię nie, więc Jeff jako "rosnący facet" budzi we mnie bardzo ciepłe(nie do końca matczyne) uczucia(więc jednak jednostka chorobowa)
Leah - mama ale nadal z jajami. Lubie ją, nic na to nie poradzę.
I czekam na więcej, już dorobiłąm się fajnego obrazu Twojego La Push i Twojej Sary, więc nie pozostaje mi nic niż to skrupulatnie rozwijać i uzupełniać. Dziękuję!
ps. Na fali chandry, która mnie tłuczę, mam do powiedzenia jedną rzecz: jestem na forum od niedawna i na pewno pojawiłam się już po szczytowym momencie. Cóż, nic dziwnego, każdy Twilight się kiedyś przeje. Ale nie o Sagę w kąciku pisarza chodzi, ale o szlifowanie talentów lub tworzenie alternatywnych światów, które lubimy, bo pomagają przymknąć oko na szarzyznę wokół. I o KOMENTARZE!!!! Każdy z nas wie, jak fajnie łyknąć tekst, później sięgnąć po następny i następny, nie pisząc nawet słowa po lekturze. Bo autor i tak nie wie, że to MY go odwiezilśmy. I źle! Budzi to mój sprzeciw, bo takie "gadanie do ściany' w końcu owocuje ziechęceniem i odruchem "po co publikować, skoro można mailem rozesłać po tych, którzy mają coś do powiedzenia". A szkoda! Wiem, że odkąd powstał regulamin komentarzy, ilośc chętnych do pisania choćby słowa pod tekstem, spadła. Ale przecież między "spoko" i "naprawdę ok" a elaboratem na 700 słów jest jeszcze spora przestrzeń, a moderatorki nie mają obsesji sprawdzania komentarzy punkt po punkcie czy są zgodne z wytycznymi. Dlatego, nie będąc laureatem literackiej nagrody Nobla, też można coś od siebię skrobnąć. Sorry za offtopic, reasumując: lepsze pięć zdań niż martwa cisza. My lę się? |
Post został pochwalony 2 razy
|
|
|
|
Viv
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 103 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp
|
Wysłany:
Sob 12:53, 11 Gru 2010 |
|
Perniś, ale masz tempo, no nie nadążam za tobą.
Pojedynki, Lykos, pracowita ostatnio jesteś :D
Ominęłam jeden rozdział, więc tak, chociaż w skrócie o nim. Podoba mi się Sara za tą imprezę, odważna dziewczyna. Ja się nigdy nie odważyłam na taki krok i dzisiaj żałuję. To są takie piękne młodzieńcze wspomnienia, impreza, chłopaki alkohol, pierwsze pocałunki. Ja byłam obrzydliwie grzeczna i tyle fajnych rzeczy mnie ominęło. Za to mój syn zdecydowanie nie odziedziczył po mnie charakteru, na szczęście albo i nie szczęście.
I w tym momencie podoba mi się podejście rodziców Sary. Nie krzyczeli, przyjęli wiadomość dość spokojnie, ale są konsekwentni w karze. Nie ugięli się, przynajmniej na razie, w swojej decyzji, co do kary. Nie pomogły błaganie córki o lżejszą wersje. Ja tak nie umiem :D
Ogólnie fajnie mi się czyta to opowiadanie, bo powoli wychodzisz z fandomu, takie odnoszę wrażenie. Ja przynajmniej czytając Lykosa zapominam, że to ma coś wspólnego z sagą, i nawet Bellę sobie inaczej wyobrażam i wielka w tym twoja zasługa, bo nadałaś jej całkiem inny charakter. Akcja może i powoli idzie, ale zmierza w całkiem fajnym kierunku. Na początku bardziej się spodziewałam miłosnych uniesień, ale widzę, że zgasiłaś to uczucie w zalążku, więc pewnie wprowadzisz teraz trochę niepewności i adrenaliny.
Końcówka ciekawa i tajemnicza. Zaintrygowałaś mnie. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
capricorn
Człowiek
Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 13:35, 11 Gru 2010 |
|
Strasznie lubię jak piszesz :)
Opowiadanie jest strasznie wciągające i widzę, że no cóż kara spotka Sarę.. szczerze wysłać ją gdzieś daleko w ramach kary za imprezę ? Ja bym oszalała i jak znam siebie bym walczyła o swoje ;p ale to ja.
Sam, wydaje mi się ( w ty momencie ) że jest mądrym facetem, wie jak może kogoś zranić i nie poradzi nic na wpojenie.. (ma przykład Sama i Lei).
Oh i muszę dodać, że strasznie lubię Leah!
Pozdrawiam :) |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Izzy BELLA
Człowiek
Dołączył: 12 Mar 2010
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: okolice Bydgoszczy
|
Wysłany:
Pon 17:02, 13 Gru 2010 |
|
Witaj Droga Pernix. Oto jestem. Pojawiam się u „Lykosa”. Mówiłam Ci, że jeszcze nie chcę się zabierać za to opowiadanie, ale nie mogłam się powstrzymać :D Zatęskniłam za klimatem „Lykainy” i po prostu musiałam zacząć czytać jej kontynuację. To nic, że za chwilę pochłonę wszystkie cztery rozdziały i będę gryźć palce czekając na ciąg dalszy. Sama jestem sobie winna. Za brak cierpliwości trzeba płacić
Jak na razie jestem po pierwszym rozdziale, ale już teraz chciałabym podzielić się z Tobą moimi wrażeniami. Ale już na początku lojalnie ostrzegam: będę słodzić bez opamiętania
Przede wszystkim chciałabym pochwalić Cię za pomysł z pamiętnikiem Belli. To świetny sposób na bezbolesne wprowadzenie czytelnika w akcję. W końcu minęło już „kilka” ładnych lat i takie rozpoczęcie akcji bez odpowiedniego mostu mogłoby trochę zgrzytać. U Ciebie nie zgrzyta nic Nie dość, że pomysł świetny to jeszcze pięknie wykorzystany literacko. Bardzo płynnie przechodzisz pomiędzy wspomnieniami, a bieżącymi wydarzeniami.
Cytat: |
Właśnie po raz pierwszy przypaliłam obiad. |
To, w połączeniu z Twoim stylem i bogatym słownictwem sprawia, że opowiadanie jest „lekkie” i bardzo przyjemnie się je czyta. A dodatkowo ja nie mam nic przeciwko sielance, szczególnie gdy jestem wręcz pewna, że nie będzie trwała wiecznie, bo Autorka już „za chwilę” zaserwuje dawkę nam adrenaliny.
Naszło mnie dziś na rozbudowane komentarze, więc napiszę jeszcze coś o bohaterach „Lykosa”.
Bella – No cóż, Bella pomimo wielu zmian w jej życiu i charakterze zachowała też tak dobrze nam znane cechy. Mam na myśli kompletny bark pewności siebie objawiający się w idealizowaniu swojego partnera
Cytat: |
(...)Jacoba Blacka, mojego męża. Nadal nie czuję się swojsko, tytułując go w ten sposób, a to dlatego, że najzwyczajniej w świecie nie zasługuję na takiego mężczyznę. Jest skarbem, prawdziwym skarbem. |
Takie było moje pierwsze wrażenie, ale zaraz zmieniłam zdanie. Może i Bella nie ma pewności siebie (bo „nie zasługuje”), ale Jacoba na pewno nie idealizuje. Po tylu spędzonych z nim latach zauważa jego wady (czy to aby na pewno wady?), drażnią ją niektóre jego zachowania. Fajne są też relacje Belli z Sarą i Jeffem. Już po tych kilku zdaniach stwierdziłam, ze Bells jest super mamą. Lubię tę nową Bellę.
Seth – Och, pojawił się i mój ulubiony z wilków. I już tylko za to należy Ci się pochwała ode mnie A dodatkowy plus za sposób pokazania emocji towarzyszących mu podczas wpojenia. Wydarzenia są relacjonowane przez Bellę, a jednak nie tracą na tym pośrednictwie nic z głębi uczuć, które towarzyszyły młodemu Clearwaterowi. No i szczęśliwe zakończenie – to jest to, co Izzy lubi najbardziej Historia Setha była świetną dygresją we wspomnieniach Belli, która dodatkowo łączy nowe dzieje Blaców z tak dobrze nam znanym La Push.
Jacob – po pierwsze: jakoś nie mogę wyobrazić sobie 40-letniego Jaka Cały czas mam przed oczami Taylora w obecnym (jakże cudownym) stadium rozwoju fizycznego Zresztą to samo tyczy się Belli. Widzę nastolatków rozmawiających ze swoimi nastoletnimi dziećmi. Ale to już nie kwestia Twojego opowiadania, a mojej mało elastycznej wyobraźni Jacob w ogóle się nie zmienił. Nadal jest słodkim erotomanem (naprawdę go tak nazwałam? ) W sumie niewiele było go w tym fragmencie, ale z tego obrazu jaki nam zaserwowałaś wyciągnęłam przede wszystkim miłość i seks Miłość dojrzalszą (co raczej oczywiste) niż „20 lat temu”, ale seks nadal młodzieńczo szalony. I taki Jake jest idealny.
Jeff – mało go jeszcze znamy, ale już w pierwszym wypowiedzianym przez niego zdaniu widać, że „należy” do La Push. Wilcze poczucie humoru i wilczy język. Skoro to Sarah ma być główną bohaterką „Lykosa” to zapewne Jeff będzie bardzo wyraźnym tłem dla siostry.
Piszę, piszę i naskrobałam już całkiem długi komentarz Czy wartościowy – pozostawiam do oceny Tobie, Pernix. Kończę już moje wywody i lecę czytać kolejne rozdziały
PS. Coś mi się obiło o uszy, że czeka Cię dziś daleka podróż. Szerokiej drogi życzę
EDIT: Doczytałam (pochłonęłam) pozostałe rozdziały i muszę się "wygadać".
Rozdział II
Akcja rozwija się w zadowalającym mnie tempie. O sielance możemy już powoli zapomnieć. Zmyliłaś mnie tym wizerunkiem „grzecznej” Sary. Dziewczyna pokazuje pazurki. Jest w niej więcej indiańskiej krwi niż jej samej się wydaje. Ale podoba mi się taka, bo to gwarantuje ciekawą akcję z jej udziałem. W II rozdziale szerzej pokazane zostały relacje matka-córka. Widzimy, ze coś się psuje. Bella musi uciekać się do pracy domowej żeby poznać córkę? To nie świadczy najlepiej o ich relacjach, ale w tej sytuacji nie należy szukać winnych. Poza tym, Sarah jest taka… zagubiona? Trudno to na razie określić. Wiem na pewno, że utożsamiłam się z nią, szczególnie po słowach:
Cytat: |
Nie miała pasji, która wskazałaby jej drogę. |
Kłótnię między Bellą i Sarą pokazałaś w bardzo naturalny, realistyczny sposób. I tak ma być Wielki plus.
Oprócz części dotykającej poważnych, życiowych tematów nie zabrakło też momentów humoru.
Cytat: |
Pan Mam-Soczyste-Mięśnie-I-Chcę-Byś-Je-Pieściła. |
Omal nie zakrztusiłam się paluszkiem.
Cytat: |
Interes jest na swoim miejscu, gotowy do akcji w każdej chwili. |
Jake w każdą rozmowę potrafi wtrącić zdanie „na temat”. Cudowny!
Telefoniczna rozmowa z nieznajomym wywołała u mnie dreszcz. Dreszcz oczekiwania na AKCJĘ! Czuję, że z tym telefonem wiąże się tajemnica, która zmieni życie bohaterów. A to gwarantuje emocje!
A tak na zakończenie: Też lubię Elvisa („Fever” - och mrrrrrr).
Rozdział III
Za bardzo Ci słodzę. Jak tak dalej pójdzie to moje komentarze wyglądały będą mniej więcej tak:
„Słiwaśne opowiadanko. Lof Jakoba lof Belle lof lof lof <3<3<3”
W obawie o swoje zdrowie psychiczne wynalazłam dziś dwa niewielkie, naprawdę malutkie i niegroźne zgrzyty
Po pierwsze: Trochę mi nie pasuje obraz szkoły w Forks. Przyzwyczaiłam się (szybko się przyzwyczajam, co nie?) do tego, że jesteś bardzo skrupulatna we wszelkich opisach. Dlatego zdziwiło mnie, że szkoła, w której uczy Bella nie jest amerykańska tylko polska. Od przeczytania sagi rozpoczęła się moja „fascynacja” obyczajowością amerykańską (fascynacja, która ogranicza się do stwierdzenia, że Amerykanie są dziwni). Dlatego też zauważyłam „błąd” w przedstawieniu planu zajęć Sary. W Stanach jest tak, że przez cały semestr codziennie odbywają się te same lekcje. Ale pewnie o tym wiesz, a
Cytat: |
Dziś nie miała lekcji angielskiego, więc nie zobaczy więcej swojej nadopiekuńczej matki(...) |
przyjmuję za niedopatrzenie i już się nie czepiam
Po drugie:
Cytat: |
Zamknęła oczy i w ciszy podziwiała widoki zza okna. |
Trochę to impossible, ale wywołało uśmiech na mojej twarzy. Niegroźne niedopatrzenie. Nawet gdybyś popełniła tysiąc razy większą zbrodnię wybaczyłabym Ci ją za to zdanie:
Cytat: |
Uścisnął jej rękę i kciukiem pogłaskał serdeczny palec, na którym była obrączka. |
Cieplej mi się zrobiło na serduchu, gdy to przeczytałam. Niby zwykły gest, ale dla mnie właśnie to zdanie stało się kwintesencją miłości łączącej Jacoba i Bellę. W tym prostym geście jest tyle ciepła i miłości, że… brak mi słów.
Sarah zaczyna wysuwać nam się na pierwszy plan. Zaczęłam zastanawiać się czego ona w ogóle chce. Jest bardzo niezdecydowana… Nie to nie tak. Ona jest po dziecięcemu naiwna. Zabolał ją kontrast pomiędzy marzeniami i rzeczywistością. Dlatego uciekła przed Samem. Ale jest w niej jeszcze coś co pozostaje tajemnicą. Chyba nawet ona sama nie wie jeszcze co to jest.
Rozdział IV
Teraz już same pozytywy. Bardzo podobało mi się w jaki sposób przedstawiłaś wewnętrzne dylematy Sary na przestrzeni całego rozdziału. Jak już wspomniałam ona sama niewiele o sobie wie. Interesująco nam się ta postać rozwija. Tzn. Ty ją rozwijasz, oczywiście
Pozytywnie zaskoczył mnie też Sam. Ja jakoś podświadomie szukałam w nim zagrożenia, wzbudzał we mnie niepokój. Zafundował mi jednak całkiem miłą niespodziankę okazując się mądrym i dojrzałym facetem.
Kilka razy się też uśmiałam:
Typowa nastolatka, która nie bierze w ogóle pod uwagę tego, że jej rodzice mogą uprawiać seks. Jakże tak, w tym wieku?
Cytat: |
- Raczej przedsiębiorczy – odpowiedział, śmiejąc się i chwytając za zapakowane wory. |
Mój brat też jest „przedsiębiorczy”. A Jeffa nie da się nie lubić. Tak jak wszystkich młodych Indian
Cytat: |
Nie wiedziała tylko, że nie będzie już miała okazji na spotkanie z przyjaciółką. |
Ło matko. Po tym zdaniu zaczęłam czytać z prędkością błyskawicy, aby tylko jak najszybciej dowiedzieć się co się stanie. Szelesty w lesie i świecące oczy w zaroślach jeszcze bardziej utwierdziły mnie w przekonaniu, że stanie się coś niebezpiecznego. Powiało grozą. Po takich przypuszczeniach wyjazd do Eldon wydał się niewinny niczym wycieczka do ZOO. Nie mniej jednak pozostaje pytanie: Co dalej? CO się wydarzy w Eldon? Kim był tajemniczy mężczyzna dzwoniący do Blli? Czyje oczy świeciły w zaroślach? Mam kilka swoich teorii, jednak poczekam na Twoją propozycję. Już gryzę pazury – mam za swoje :-/
Pozdrawiam i wena życzę na kolejne rozdziały
IzzyBella |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Izzy BELLA dnia Wto 18:25, 14 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Wto 19:41, 14 Gru 2010 |
|
Cześć, Słoneczko
Ponieważ wróciłam dziś ciut wcześniej i zostało mi trochę sił, postanowiłam dobrze spożytkować ten czas i napisać w końcu komentarz do 3 rozdziału Lykoska. Oczywiście przeczytałam już kilka dni wcześniej, dziś sobie tylko raz jeszcze z przyjemnością odświeżyłam.
I, jak już Ci mówiłam, chyba największe wrażenie w tym rozdziale zrobił na mnie Sam Uley Junior. Po poprzedniej części zastanawiałam się jak poprowadzisz jego postać (modląc się w duchu, żebyś nie zrobiła z niego tylko zwykłego dupka) i proszę, życzenia czasem się spełniają. Opisujesz Sama w taki sposób, że jego obecność w Twoim opowiadaniu powoduje u mnie małe motylki w brzuchu. Podoba mi się ten facet. Z jednej strony trochę zarozumiały, arogancki, zbyt pewny siebie, ale okazuje się, że w głębi duszy wrażliwy, powściągliwy i bardzo dojrzały, jak na swój wiek. Ta jego opowieść o ojcu i Leah, o lęku przed wpojeniem… Czytałam ten fragment z zapartym tchem i normalnie czułam, że siedzę tam z nimi w tym pokoju Sary Bi przysłuchuję się z otwartą buzią jego słowom.
Młody Jeff bardzo przypomina mi jego wujka Setha w szczenięctwie. Bardzo fajna, barwna i wnosząca dużo ciepła i pozytywnej energii postać.
Nie byłabym oczywiście sobą, gdybym nie wspomniała o Jake’u. Jacob jako ojciec jest fantastyczny. Opanowany, spokojny, kochający a jednocześnie bardzo stanowczy i konsekwentny. Brawo dla Ciebie, że przy jednoczesnym zachowaniu cech młodego Jacoba, dodałaś mu od siebie te wszystkie pozytywne cechy, kiedy stał się dorosłym (dojrzałym) człowiekiem. Szczerze zazdroszczę Belli takiego męża.
Piękna cioteczka Leah też mnie zaskakuje w Twoim ff-ie. Tak samo twarda i stanowcza, jak kiedyś a jednak dodałaś jej rys pewnej delikatności, subtelności. Może to kwestia macierzyństwa sprawiła ( z Twoją dużą pomocą), że Lea stała się bardziej ludzka, cieplejsza, sympatyczniejsza i w sumie równa z niej babka.
Czytałam to, co napisała Ci Angie w komentarzu i faktycznie się z nią zgadzam. Odchodzisz coraz bardziej od świata fan fiction i bardzo dobrze! Lykos jest w zasadzie autorskim opowiadaniem, opisującym dzieje większości Twoich własnych bohaterów, a jedynie opartym na kanwie sagi. Oczywiście są postacie z fantomu, ale ponieważ świat, który opisujesz jest już zupełnie inny niż u Meyer, postrzegam Likosa, jako Twoje bardzo autorskie dzieło.
I na koniec mi się przypomniało! Kto śledził Sarę w lesie? Czyżby wampiry się miały objawić lada moment. Cioteczka Alice przyjechała na inspekcję Forks? Czy to raczej zmiennokształtni buszowali w zaroślach? Kurcze, no nie wiem i teraz będę żyła w niepewności do następnego rozdziału.
Ściskam Cię. I wiesz, że z utęsknieniem czekam na pojawienie się Steffena, choć ten Sam Uley Junior mi trochę zawrócił w głowie.
Baja |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Czw 20:50, 13 Sty 2011 |
|
Dziewczyny, dzięki za wszystkie komentarze, jak zwykle mnie pokrzepiają i dają siłę do dalszego pisania, więc, proszę, nie ustawajcie.
W tym rozdziale niewiele się dzieje! Piękna zachęta, prawda? ;)
Właściwie zdałam sobie sprawę, że mógłby być idealnym outtake'em, który pojawi się później, wyjaśniając pewne post-fakty, byłoby ciekawiej, ale ja jednak nie umiem kisić tekstu na kompie, dlatego jest dzisiaj. ;)
Jest króciutki, bo to raptem jedna scena, ale jestem bardzo ciekawa Waszego odbioru, więc komentujcie! :)
Zapomniałam! Jeszcze miałam wyjatkowo piosenkę do posłuchania! Mam nadzieję, że te osoby, co juz czytały, nadrobią.
Polecam: http://www.youtube.com/watch?v=K6GiKwiQXH8
Betowała: AngelsDream Wielkie dzięki, Aniołku. :*
ROZDZIAŁ V/1
SMS
Dedykuję Haunted, bo ma dzisiaj urodziny i Bajce, bo ma jutro urodziny! :)
Wrócił do domu z mieszanymi uczuciami. Wiedział, że zachował się właściwie. Po co mamić dziewczynę mrzonkami, po co oswajać, po co się przywiązywać, jeśli ostatecznie można sprawić, iż miłość szybko przeistoczy się w nienawiść, potem zawód i żal, a na końcu w obojętność.
Przeklinał ciążące nad nim piętno zmiennokształtności, przeklinał siebie, że dał się omotać.
Miłość to jakaś furia, która pastwi się nad ludźmi, zniewala umysł i bardzo powoli, lecz wprawnie, dźga sztyletem ze wspomnień, wyobrażeń, nadziei. Zostawia rany, by serce nie zapomniało żyć, choć jego nosiciel próbował je uśpić na wieczność.
Sarah nie chciała mu wyjść z głowy. Zasypiał, myśląc o niej, była obecna w jego snach, to jej imię wyskakiwało z jego myśli jako pierwsze, kiedy się budził.
To, w jaki sposób go pocałowała na pożegnanie, obezwładniało go do tej pory. Włożyła w pocałunek tyle uczuć, zarazem nie pozostawiając złudzeń, że to ostatni ich bliski kontakt na długo, może na zawsze.
Ten pocałunek miał w sobie pasję i gorycz, uczucie i poddanie się, ale przede wszystkim miał czystość i delikatność. Wtedy na imprezie potraktował jej usta gwałtownie, nie mógł się opanować, by jej nie dotykać. Przełącznik odpowiadający za zdrowy rozsądek przestał działać, a wszystkie opory po prostu puściły. Chciał zawładnąć jej ciałem tak, jak ona zawładnęła jego duszą. W jakiś sposób pragnął ukarać nieznośną szatynkę ostrym traktowaniem za to, że obudziła w nim zdolność do głębszych uczuć, którą chciał schować głęboko przed wszystkimi, nawet przed sobą.
Po wejściu Lei i jej mrożącym spojrzeniu, kiedy wyganiała wszystkich imprezowiczów, szczególnie dziwiąc się jego obecnością, wrócił do domu piechotą. Chłodne powietrze nocą ostudziło jego pragnienie i przywróciło zmysły. Nie miał prawa jej tak wykorzystywać. Mimo ostrego języka i pyskowania, była delikatną nastolatką, być może jeszcze się nie całowała, a już z pewnością nie była gotowa na coś więcej, na coś, co zainicjował i czym ją przestraszył.
Jedynym sposobem, aby o niej zapomnieć, jest zdystansować się, unikać kontaktu, pozwolić wypalić się obudzonym płomieniom. Miał cichą nadzieję, że dziewczyna będzie zapracowana w wakacje, poza tym na pewno przestanie odwiedzać warsztat, ponieważ Jacob będzie pracował na budowie.
Podniósł się leniwie z łóżka, by przed snem wziąć prysznic. Zimna woda zawsze wpływała kojąco na jego samopoczucie. Kiedy wrócił do sypialni, owinięty w ręcznik, z mokrą głową, z której skapywały chłodne krople, czuł się znacznie lepiej. Odwiązał nakrycie, po czym jeszcze raz przetarł włosy, a następnie jednym susem wskoczył pod cienkie prześcieradło. Sięgnął po komórkę, żeby nastawić budzik, czynność tę wykonując machinalnie. Właśnie odkładał ją z powrotem na nocny stolik, gdy usłyszał znajomy sygnał. Pewnie wiadomość potwierdzająca wysokość rachunku. W sieci komórkowej, do której należał, w zwyczaju było tak informować klientów o kosztach, jakie poniosą. Potwierdzenia generowano automatycznie, nie patrząc na to, czy ktoś śpi, czy nie.
Chciał zignorować tego SMS-a, ale coś tchnęło go, by jednak sprawdzić zawartość. Ku jego zdziwieniu napisała Sarah:
Chyba los nam sprzyja. Nieprzewidywalne konsekwencje mojego wybryku to wygnanie na całe wakacje!
Co? Jakie wygnanie? - zastanawiał się. Czy ta dziewczyna nie może dać mu spokoju? Czy nie wystarczy, że zaprząta mu myśli, musi jeszcze faktycznie „pojawiać się” od czasu do czasu, choć dopiero wczoraj ustalili, że to był błąd. To takiej chce przyjaźni? Nie zrozumiała tej subtelnej inklinacji: przyjaźń po nieudanym „związku” równa się zerwanie kontaktów bez darcia kotów.
Kiedy?
Odpowiedział, najzwyczajniej w świecie bojąc się, że straci ją, bo podświadomie wiedział, że nie taka separacja jest jego celem. Mieli się nie spotykać, ale zawsze znalazłyby się okazje, żeby być blisko niej: ogniska, plaża, imprezy w rezerwacie. Mógłby ją obserwować, podziwiać z daleka, nasycać jej widokiem, zapamiętywać... Znowu bredzi! Na Dokibatta, czy to już to słynne zakochanie? To, przed czym uciekał? Nie, oby nie to. Nie może być.
Od jutra. Widzę, że się cieszysz! :p
Tak szybko? Nie mogą mu jej zabrać tak szybko! Jeszcze nie oswoił się z tą myślą. A może tak będzie lepiej? Dla niej na pewno, dla niego? Być może. Zamiast życzyć jej miłych wakacji, uciąć gburowato rozmowę, jego palce wystukały:
Nie, w ogóle. Miałem nadzieję inaczej uskuteczniać plan PRZYJAŹŃ. :/
No tak, nie ma jak naga prawda. Teraz sobie pomyśli, że nadal na nią leci, a bajka o wpojeniu miała tylko wyprostować jego samcze zachowanie na piątkowej imprezie.
Kurde, jak ja tam nie chcę jechać! Uratuj mnie, Sam!
Coś w nim drgnęło. Ta prośba. Ta prośba zmieniła wszystko w mgnieniu oka. Chciał być z nią. Dlaczego wcześniej sobie tego zabraniał? Może warto było zawalczyć. A jeśli wpoi się w kogoś innego? Wtedy na pewno nie będzie z tym wpojeniem. Nie zrani Sary. Nigdy.
W tej kwestii nic ode mnie nie zależy, ale powiedz tylko słowo, a przyjadę cię odwiedzić.
I stało się, odsłania się przed nią – wystawia nagą piersią, bez ochronnej tarczy. Dlaczego tak długo nie odpowiada? Ile można pisać krótką wiadomość? A może zasnęła?
Serio? Nawet nie wiesz, jak daleko jadę! Jesteś kochany. :*
Rób tak częściej, dziewczyno, to będziesz zmorą mojej erekcji przez całe lato – pomyślał.
W co jesteś ubrana?
Zignorował całkowicie jej pytanie. Przecież wiadomo, że by do niej pojechał, gdyby tylko wyraziła takie życzenie. Zamiast tego coś strzeliło mu do głowy. Nie coś, tylko znów odezwała się w nim próżność.
Słucham? Sam, czy dobrze przeczytałam? Czy przyjaciel pyta przyjaciółkę, co zakłada na noc? ;p
No tak, mógł to przewidzieć. Tylko, jak teraz z tego wyjść obronną ręką?
Góra – t-shirt ze SpongeBobem, używam tylko do spania. Dół – koronkowe bokserki.
Druga wiadomość przyszła chwilę potem i podniosła mu ciśnienie. Tak, w dolnych partiach ciała...
Góra – pozbądź się jej. Dół – tak trzymaj. A kolor?
Sugerujesz, że mam zdjąć t-shirt i spać topless? A po co? ;) I od kiedy faceci interesują się kolorami, hę? Czarne, mój drogi. Czarne i prześwitujące.
O, Sarah, ty wiesz, co kręci mężczyznę. Mała diablica dodała szczegóły. I co najważniejsze weszła w tę grę! Jego ego triumfuje.
Zdjełaś t-shirt? Chciałbym Cię widzieć bez niego. Opowiedz więcej o tych majtkach.
Spoważniał, pisał serio. Chciałby ją mieć teraz obok, własnoręcznie ściągać tę pewnie obcisłą koszulkę, uwolnić piękne, małe piersi, zatopić język w zgrabnym, niewielkim pępku.
Zdjęłam *pali cegłę*. Sam, co my robimy?
Poznajemy się, Skarbie. Bezpiecznie, bo na odległość. Ty poznajesz siebie dla mnie. Dotknij swoich piersi i powiedz, jakie są.
Nie odpowiada. K**wa, przesadził!
Sam? Są... Nie wiem, jak to powiedzieć... Przyjemne? Kiedy przesuwam palec okalającym ruchem po brodawce, a potem zaciskam sutek, jest przyjemnie. Nie wiedziałam...
Kontynuuj, mała. Pieść swoje piersi, właśnie tak bym je dotykał, jak opisujesz, a potem polizałbym Twoje brodawki i possał sterczące sutki. Zrobisz coś jeszcze dla mnie?
Co tylko chcesz!
Odpowiedź przyszła kilka sekund później. Już dawno zapomniał o konsekwencjach. Już było za późno. Nieistotne. Będzie się martwił o to później.
Wsuń swoją rękę w bokserki, dotknij się, myśląc o tym, że ja Cię dotykam. Jak jest?
Mokro, Sam. Jest mokro.
Grzeczna dziewczynka. Wsuń swój paluszek głębiej, ruszaj nim, Skarbie.
Sam? Nie mogę tak dłużej, zaraz wybuchnę.
O to chodzi, kochanie, dojdź dla mnie.
Nie wytrzyma, już dłużej nie jest w stanie się powstrzymywać. Cały czas scena, jaką odgrywała Sarah w swojej sypialni obrazowo wyświetlała się w jego wyobraźni. Dotykał się już nie raz, ale teraz było inaczej. Czuł ją, czuł, jakby był z nią, jakby ona to robiła. Nie było oglądania pisemek, nie włączył sobie filmiku w komputerze, za to przed oczami malował mu się wizerunek pięknej, drobnej szatynki, która koncertowo osiąga spełnienie – swoje pierwsze szczytowanie, dla niego. Kiedy malowała mu się jej spocona twarz, Sarah - zagryzająca dolną wargę... Kiedy wyobraził sobie, że znów dotyka jej biustu, kiedy poczuł jej wilgotność na palcach... Jej wilgotność? Nie, swoją... Tak to był jego pierwszy raz z Sarą. Pierwszy i może ostatni.
Miało być uniesienie, a były wyrzuty. Po krótkiej chwili zapomnienia zdał sobie sprawę, że i ona teraz może czuć się niekomfortowo. Wytarł ręce o prześcieradło, po czym zwinął je i rzucił w kąt, jednocześnie siadając na łóżku, a potem wystukał wiadomość:
Sarah? Jesteś tam?
Jestem.
I co?
Zboczeniec!
Przepraszam. Wybacz mi, wybaczysz mi?
To, że się masturbowałam czy to, że mnie chytrze do tego nakłoniłeś, sam spuszczając się w pościel?
Nie mów, tak. To nie Ty. Chciałem być z Tobą tej nocy. Ty mnie pocałowałaś na pożegnanie, ja chciałem Ci dać wspólne spełnienie.
I jak mam teraz o Tobie zapomnieć, co? Skoro jesteś moim pierwszym orgazmem?
Może nie zapominaj, co? *nieśmiało prosi*
Odpowiedź nie przyszła od razu. Zastanawiał się, czy to dobrze, czy źle.
Nie wiem, Sam.
Chyba w czasie oczekiwania przestał oddychać, bo odczytując wiadomość, zaczerpnął powietrze tak głęboko, jak osoba, która właśnie wynurzyła się z wody po długim nurkowaniu.
To już dużo, kochanie. Śpij, Słodkousta.
Nic nie obiecuję. :p Dobranoc, Pięknooki.
Zasnął, niemal w tej samej chwili, gdy odkładał telefon. Przykrył się tylko kocem i z uśmiechem na ustach oraz wymalowanym na twarzy spełnieniem odpłynął w objęcia ukochanej. |
Post został pochwalony 4 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pią 19:34, 14 Sty 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Czw 21:49, 13 Sty 2011 |
|
Słonko, dzięki za dedykację.
Ale sto razy bardziej dziękuję Ci, że w fantastyczny sposób potrafisz mi poprawić podły nastrój tym opowiadaniem. I to już nie pierwszy raz!!!
Rozdział, w którym mówisz niewiele się dzieje, ale ja się z tym do końca nie zgodzę. Ba! W ogóle się nie zgodzę, wszak Sara przeżyła w nim coś bardzo ważnego, coś, co pamięta się raczej do końca życia.
Już Ci pisałam, że Sam jest coraz ciekawszą i barwniejszą postacią. Coraz bardziej go lubię. Zdecydowanie Twój Sam Junior posiada bardziej złożoną i intrygującą osobowość niż postać ta jego kanoniczny tatuś. Ociepliłaś jego wizerunek, ale jednocześnie spowodowałaś że wiele zyskała. Ten facet nie dość, że „ma jaja” to także (a może i przede wszystkim) ma serce. I chyba zaczynam mu powoli kibicować. Co będzie dalej? No cóż, wiem, że mnie nie zawiedziesz i zapewnisz fantastyczną przygodę, którą będę mogła przeżyć z Twoimi bohaterami.
Lubię to opowiadanie za klimat – też już Ci to mówiłam. Atmosferę takiej normalności, a jednak nasyconą magią La Push, która w tym pokoleniu dopiero zdaje się powoli odradzać.
Pomysł z sms-ami jest kapitalny. Zresztą wszystkie Twoje sceny erotyczne są takimi perełkami, że tylko pozazdrościć. Ale ta scenka ma jeszcze to do siebie, że jest subtelna, ciepła a jednocześnie ździebełko perwersyjna.
Duże brawa należą Ci się za pierwszą część tego rozdziału, gdzie znajdują się przemyślenia Sama. Z każdego zdania wyglądają prawdziwe emocje.
Perniś, czekam na ciąg dalszy wypatrując nadejścia Lykosa, choć Sam Junior zyskał już sobie mnóstwo moich względów.
Ściskam Cię, Baja. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
capricorn
Człowiek
Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Czw 22:24, 13 Sty 2011 |
|
Krótko ale treściwie:)
Bardzo się ucieszyłam jak zobaczyłam wiadomość o nowym rozdziale więc przybyłam natychmiast.
Bardzo dobrze, że nie lubisz zostawiać tekstów na komputerze, bo szkoda by było czekać na taki fajny rozdział.
Jestem już lekko senna więc myślenie mi przychodzi ciężko ale zastanawiam się czy Sam sobie wpoił Sarah? Widać, że czuje coś do niej i ma świadomość, że wtedy zachował się sorry ale jak jakis napalony lew, przynajmniej wie, że to było złe.
Dobra ja tu nie przynudzam swoimi przemyśleniami.
Dzięki za rozdział :) |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Czw 23:19, 13 Sty 2011 |
|
Dziękuję za błyskawiczny odzew. Sam jest dla mnie bardzo ważny, postaram się, żeby był ciekawą postacią, ale niedługo wprowadzę kolejnego wilczka.
Bardzo ważne!
Zaplanowałam na ten rozdział piosenkę, która idealnie wkomponowuje się w uczucia Sama i nadaje do tego rozdziału. Dlatego zapraszam do posłuchania:
Lenny Kravitz - I belong to you |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Czw 23:19, 13 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|