|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Bellafryga
Wilkołak
Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 198 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 21:41, 03 Mar 2009 |
|
Po napisaniu "Jadowitej Belli" obiecałam sobie, że nigdy nie napiszę normalnego ff. Doszłam do wniosku, że pozostawię to lepszym. No cóż... wena nie wybiera. I napisałam taki twór... Niby całkiem poważny, ale myślę, że gdy przeczytacie kilka pierwszych rozdziałów dojdziecie do wniosku, że jest to żałosne i będziecie się śmiać... W każdym razie proszę o konstruktywne komentarze. Jak się spodoba - będę kontynuować :)
Prolog
Zapadał zimowy wieczór. Wszystkie okoliczne miasteczka, pola i lasy pokryły się delikatną, białą powłoką. Z ciemniejącego nieba wciąż padały błyszczące drobiny śniegu. Ludzie wracali pospiesznie do domów, uciekając przed zimnem. We wszystkich mieszkaniach paliły się światła, jakby zapraszając do wejścia i ogrzania się. Tylko na skraju miasteczka, tuż przy ścianie lasu, stał ciemny budynek. Na pierwszy rzut oka wydawał się opuszczony i nikt nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Gdyby jednak ktokolwiek pokusił się, aby obejrzeć dom z bliska, zauważyłby, że w jednym pokoju widać delikatną poświatę lampy. Jeszcze uważniejszy obserwator mógłby dojrzeć zarys dwóch postaci. Siedziały one na wysokich fotelach, a pomiędzy nimi znajdował się mały stolik na kawę. Pomieszczenie oświetlone było tylko przez jedną małą lampę, stojącą w rogu. Pochylone ku sobie postacie najwyraźniej rozmawiały. W pewnym momencie kobieta roześmiała się perliście:
- To wydaje się zupełnie nieprawdopodobne!
- Mi to mówisz? Powiem ci teraz bardzo ważną rzecz: najbardziej nieprawdopodobne scenariusze pisze życie. – Kobieta spoważniała:
- Masz całkowitą rację.
- Też znasz jakieś dziwne i tajemnicze historie? – zapytał zaciekawiony mężczyzna.
- Niestety tak – radość tryskająca przed chwilą z damy ulotniła się, a jej miejsce zajął smutek. Jej humor zmieniał się jak w kalejdoskopie.
- Opowiedz mi. – powiedział błagalnym głosem mężczyzna. Ona natomiast odwróciła twarz , jakby próbując ukryć łzy.
- Nie chcesz znać tej opowieści. Jest zbyt nieprawdopodobna i jednocześnie zbyt prawdziwa.
- To historia twojego życia? – Chwila milczenia. Widać dama zastanawiała się nad odpowiedzią. W końcu padła krótka odpowiedź:
- Tak.
- Tym bardziej jestem jej ciekawy.
- Popełniłam w życiu wiele błędów. Nie chcę, abyś mnie przez to znienawidził.
- Proszę.
Kobieta wahała się:
- Nikomu wcześniej o tym nie opowiadałam… - pani wciąż się wahała. Mężczyzna intensywnie wpatrywał się w jej twarz. Gdy podniosła wzrok, ich złote spojrzenia spotkały się i przez chwilę wydawało się, że żadne z nich nie oddycha.
- Dobrze. – przerwała w końcu ciszę kobieta. – Ale musisz obiecać, że bez względu na to co usłyszysz, nie przerwiesz mi. – Mimo że wypowiedziała te słowa groźnym głosem, jej usta wygięły się w uśmiechu. Mężczyzna położył rękę w miejscu, gdzie znajduje się serce i pokiwał energicznie głową. Ona znów się uśmiechnęła, ale nie był już to ten sam wyraz twarzy co wcześniej lecz jego blade odbicie. Przez chwilę trwała cisza. Mężczyzna czekał, aż rozpocznie się opowieść, a kobieta siedziała ze spuszczoną głową i zmarszczonym czołem. W końcu zaczęła:
- Urodziłam się…
____________________
To tylko prolog. Następna część jest o wiele dłuższa. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Bellafryga dnia Pon 20:41, 20 Kwi 2009, w całości zmieniany 12 razy
|
|
|
|
|
|
Miss Vampire
Nowonarodzony
Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 26 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks
|
Wysłany:
Wto 21:52, 03 Mar 2009 |
|
Hmm... Zapowiada się ciekawie.
Tylko kim oni są? To ktoś z Cullenów?
No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na dalszy ciąg.
Weny!
Pozdrawiam,
Miss Vampire |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aletheia
Człowiek
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 80 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Łoże Emmetta
|
Wysłany:
Śro 18:47, 04 Mar 2009 |
|
Najpierw to:
Bellafryga napisał: |
- Popełniłam w życiu wiele błędów. Nie chcę, abyś mnie przez to znienawidził. |
A potem to:
Bellafryga napisał: |
- Urodziłam się… |
Jaka ona ZUA!
Ciekawie się zaczęło, tekst niestety bardzo krótki.
I jeśli będzie tak porąbany jak "Jadowita Bella" to ja się na to piszę.
Lubię twoją twórczość, zawsze poprawia humor.
Tym razem również. Czekam na więcej i życzę weny.
A. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bellafryga
Wilkołak
Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 198 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 19:57, 04 Mar 2009 |
|
Przez chwilę trwała cisza. Mężczyzna czekał, aż rozpocznie się opowieść, a kobieta siedziała ze spuszczoną głową i zmarszczonym czołem. W końcu zaczęła:
- Urodziłam się…
Część 1
Urodziłam się 20 maja 1844 roku w Petersburgu. Moi rodzice byli bogatymi mieszczanami. Ojciec zarabiał na życie jako prawnik. Byłam jedynaczką, ponieważ moja matka umarła przy porodzie, a tata nigdy nie poślubił innej kobiety. Nie wiem czy cierpiał bardzo po stracie żony. Widywałam go raz w roku: w Święta Bożego Narodzenia, ponieważ oddał mnie na wychowanie do ciotki. Ostatni raz zobaczyłam go, gdy miałam piętnaście lat. Później jedynym świadectwem na to, że nie umarł były pieniądze, które przesyłał na moje utrzymanie.
Ciocia była osobą nie okazująca uczuć, suchą i nieprzystępną. Mimo to myślę, że kochała mnie na swój sposób. Starała się, abym w przyszłości mogła wejść w życie towarzyskie śmietanki Petersburga. Pilnowała, abym uczyła się języków obcych, szczególnie francuskiego, abym dobrze tańczyła, grała na pianinie, potrafiła zachować się przy gościach i ładnie wysławiała. Słowem: wszystko co panienka z dobrego domu wiedzieć powinna. Mieszkałyśmy razem w ogromnej kamienicy w centrum miasta. Miałam swój pokój, służącą, eleganckie toalety. Niczego nie brakowało mi do szczęścia. Tylko jedna rzecz martwiła moją opiekunkę: nie chciałam wyjść za mąż. Pod tym względem byłam dziwaczką: każda ówczesna dziewczyna marzyła, aby spotkać bogatego księcia z bajki. Nie mogę powiedzieć, że nie lubiłam mężczyzn. Przebywanie w ich towarzystwie było dla mnie ogromną rozrywką. Wszelkie spotkania z nimi były bardzo przyjemne. Mogłam z rozbawieniem przyglądać się, jak w moim towarzystwie tracą rezonans, jak wpatrują się we mnie, nie wiedząc co powiedzieć. Nie potrafili ukryć zachwytu nad moja urodą. Bo byłam piękna. Blond włosy opadały delikatną falą na plecy. Brązowe oczy okalały długie rzęsy, a wydatne usta jakby zapraszały do pocałunku. Potrafiłam zawrócić w głowie. Gdy szłam ulicą wszyscy się za mną oglądali. Mężczyźni pożądliwie, a kobiety zazdrośnie.
Wcale nie myślałam o miłości. Chciałam być wolna, mieć własne zdanie, nieograniczone wolą męża. Nie pragnęłam białej sukni, hucznego wesela, księcia i gromadki dzieci. W tamtych czasach było to nie do pomyślenia. Urodziłam się sto lat za wcześnie. Wszystkie moje przyjaciółki miały już mężów lub chociaż narzeczonych. A ja byłam tylko dla siebie. I nie zamierzałam tego zmieniać. Czy byłam szczęśliwa? Myślę, że tak.
***
Moją największą rozrywką były wizyty w stadninie koni. Ciotka pozwała mi na nie, gdy robiłam znaczne postępy w nauce. Byłam bardzo zdolna, miałam słuch muzyczny i szybko potrafiłam uczyć się języków. Francuskim posługiwałam się już tak dobrze jak moją ojczystą mową.
Pewnego dnia moja opiekunka pozwoliła mi na kolejną wycieczkę. Wówczas już całkiem nieźle jeździłam konno, więc udałam się dalej niż zwykle. Uwielbiałam las. Zapach drzew upajał mnie, śpiew wiatru wśród drzew uspokajał. Ale najbardziej podobał mi się widok wielu odcieni zieleni. Najwięcej było ich późną wiosną. Ciężko wyobrazić sobie tak zróżnicowaną kolorystykę: świeże liście wyglądały zupełnie inaczej niż te starsze, kolor mchu nie przypominał koloru trawy. Igły sosny różniły się od igieł świerku.
Jechałam rozkoszując się słoneczną pogodą. Zbliżał się maj, wkrótce miałam obchodzić dwudzieste urodziny. Rozmyślałam nad przyjęciem, które miała dla mnie urządzić ciotka. Wyobrażałam sobie, jak po raz kolejny będę odrzucać zaloty adoratorów. Na samą myśl o nich wszystkich chciało mi się śmiać. Byłam tak wesoła, że roześmiałam się w głos. Dawno nie czułam się tak szczęśliwa!
Nagle usłyszałam groźny ryk jakiegoś ogromnego zwierzęcia, najprawdopodobniej niedźwiedzia. Koń zerwał się do biegu. Próbowałam go uspokoić, ale mimo moich wysiłków nie zwalniał i pędził szaleńczo przed siebie. Ściągnęłam lejce, ale to nic nie pomogło.
Wtem koń gwałtownie się zatrzymał. Nie miałam najmniejszych szans: spadłam z siodła. Wszystko mnie bolało, ale miałam nadzieję, że ktoś mnie uratuje. Upadek nie sprawił, że straciłam przytomność. Próbowałam odczołgać się kawałek dalej, ale nie byłam w stanie przesunąć się choćby o trzy centymetry.
Kolejny ryk niedźwiedzia sprawił, że koń zupełnie zwariował. A ja byłam jego drodze. Kopyta co chwilę uderzały w moje ciało. Nigdy wcześniej nie odczuwałam takiej męki. W końcu ryk ustał, a koń pocwałował dalej. Zostałam sama z niesamowitym cierpieniem.
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Czułam się, jakbym nie była całością, lecz jakby wszystkie narządy były osobno, połączone jedynie bólem. To on sprawiał, że nie rozpadała się na kawałki. Nic nie mogłam zrobić, tylko leżeć i czekać na śmierć. A ona nie przychodziła.
W końcu doszłam do wniosku, że śmierć jest przywilejem, na który trzeba zasłużyć. Ja widocznie nie byłam tego godna. Błagałam wobec tego tylko o chwilę omdlenia, aby choć przez chwilę nie czuć nic.
Nagle poczułam delikatny, zimny dotyk. Poczułam niewyobrażalne szczęście. Bóg zlitował się nade mną i przysłał Śmierć! Gdybym tylko mogła rzuciłabym się jej na szyję i wyściskała jak najlepszą przyjaciółkę. Chciałam krzyknąć, aby się pospieszyła, ale z moich ust wydobył się jedynie przeciągły jęk.
- Chcesz żyć? – zapytała Śmierć. Co za głupie pytanie! Teraz marzyłam jedynie, żeby mnie zabrała. Nie mogłam jej tego powiedzieć, bo wreszcie przyszła długo wyczekiwana chwila omdlenia.
***
Mój spokój był jednak krótki. Z przyjemnego stanu odrętwienia wydarł mnie ból większy niż poprzednio. Poprzedni, spowodowany przez staranowanie przez konia, wydał mi się błahostką, porównywalną do lekkiej migreny. Każda komórka mojego ciała była wyrywana, zamienia w kupkę popiołu i wciskana na poprzednie miejsce. Nie było już nic. Cały świat się skończył, zostałam tylko ja i moje cierpienie. Śmierć, którą powitałam z ulgą, okazała się być katem sprawiającym jeszcze większe męki. Krzyczałam z bólu, ale to nie pomagało, więc poddałam się. Wszystko straciło sens.
***
Nie wiem jak długo tak trwałam. W końcu jednak poczułam jak ogień cofa się. Na początku uwolnił palce i wciąż stopniowo tracił na sile.
Otworzyłam oczy. Leżałam na stogu siana. Obok stała pochylona nade mną Śmierć, uśmiechając się. Przypomniały mi się wszystkie opowieści o wyglądzie kostuchy: o czaszce zamiast głowy, czarnej pelerynie, kosie. Te wyobrażenia całkowicie różniły się od zjawy stojącej obok mnie. Miała ona bladą skórę, długie, mahoniowe włosy, idealną figurę i była niewiarygodnie piękna. Piękniejsza niż jakakolwiek żywa istota, którą widziałam w czasie mojej ziemskiej egzystencji. Jedyną skazą były koszmarnie, czerwone oczy.
- Już lepiej, prawda? – zapytała słodkim głosem. Pokiwałam głową. Umarłam, teraz już nic mi nie groziło. Było po wszystkim. Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Widziałam cały świat wyraźniej niż zwykle. Słyszałam szelesty i wiele niezidentyfikowanych dźwięków. Takie wyraziste… Pomieszczenie, w którym się znajdowałam wyglądało jak zwykła stodoła. I to ma być niebo? przemknęło mi przez myśl. Może jednak piekło? Albo czyściec? Obok mnie stało wiadro z wodą. Pochyliłam się nad nim i zauważyłam zjawę na dnie. Odskoczyłam przerażona. Śmierć, przyglądająca mi się z boku, roześmiała się. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to moje odbicie. Miałam tak samo piękne włosy, usta i nos co zawsze. Jednak cera znacznie zbladła, a oczy wyglądały dokładnie tak, jak Śmierci.
- Kim jestem? Co mi się stało? – krzyknęłam przerażona w kierunku mojej towarzyszki. Miałam umrzeć, a nie zamienić się w potwora! Ona natomiast spojrzała na mnie współczująco.
- Musiałam cię uratować… - szepnęła przepraszającym głosem.
- Kim jestem? – jęknęłam. Chciałam się rozpłakać, dać upust swemu żalowi, ale nie mogłam.
I wówczas usłyszałam słowo, które zmieniło moje życie na zawsze. Nic już nie miało być takie jak wcześniej.
- Wampirem…
***
Miałam rację. Wszystko się zmieniło. Mojej opiekunce zajęło dużo czasu, aby przekonać mnie, że to co mówi jest prawdą. Że tak jak ona stałam się jednym z najbardziej odrażających bestii, chodzących po tym świecie. Wszystko we mnie było ustawione na jeden program: krew. Nie można go było przełączyć, ale nie zależało mi na tym specjalnie. Starłam się nie myśleć o niczym, gdy stawałam nad swoją kolejną ofiarą i patrzyłam w powiększające się ze strachu źrenice. Po pewnym czasie nawet do tego przywykłam.
Razem z moją stwórczynią przemierzałam całą Europę. Opowiadała mi historię swojego życia. Nazywała się Maria i była wampirem już od ponad stu lat. W swoim życiu zobaczyła wiele, więc dzieliła się ze mną doświadczeniem. Opowiadała mi o innych wampirach: o groźnych Volturi, o swoich znajomych. Jedna postać szczególnie mnie zafascynowała. Jej dawny przyjaciel, Carlisle Cullen, który nie chcąc zabijać ludzi, pił krew zwierząt. Wówczas nawet przez myśl mi nie przeszło, aby spróbować tak dziwnej diety!
Dowiedziałam się również, że przyczyną spłoszenia konia, tamtego dnia, gdy zakończyłam ludzki żywot, był umierający niedźwiedź. Stanął na drodze Marii i ta pozbyła się przeciwnik niewiele robiąc sobie z jego ryków. Wielokrotnie przepraszała mnie, sądząc, że gdyby po prostu zostawiła go, nic by mi się nie stało. Twierdziła, że nie wie co w nią wstąpiło, dlaczego postanowiła go zabić. Chyba dla rozrywki.
Nigdy nie myślałam, że to jej wina. Stało się. Widocznie los postanowił zakończyć moje ludzkie życie. A czy można walczyć z przeznaczeniem?
Pewnego dnia, po kilku latach wędrówki, dołączyła do nas Kate. Była bardzo miłą osobą i traktowałam ją jak siostrę. Chociaż więzi między wampirami opierają się zazwyczaj na interesie jednostki, nasza była silniejsza. Mała rodzinka wampirzyc – tak mówiła o nas Maria.
Rok później, tuż przy jednej z dróg w Rosji, znalazłyśmy dogorywającą dziewczynę. Nasza opiekunka postanowiła ją przemienić. Stała się ona „trzecią córką” dla niej. Nazywała się Irina. Jej ojciec skatował ją i wyrzucił do pobliskiego rowu. Nie chciała powiedzieć nam nic więcej, a my taktownie pozwoliłyśmy jej przemilczeć sprawę. Każdy ma swoje tajemnice. Nawet wampirzyce.
Wędrowałyśmy więc w czwórkę. Po pewnym czasie dotarłyśmy do Wielkiej Brytanii. Nalegała na to Kate, ponieważ właśnie stamtąd pochodziła. W Londynie spędziłyśmy kilka miesięcy. Chmury, które pokrywały niebo przez znaczną część roku ułatwiały nam egzystowanie w tym mieście. Znalazłyśmy opuszczony dom na obrzeżach i tam spędzałyśmy słoneczne dni. Mniej więcej raz w tygodniu chodziłyśmy na polowania. Stolica Wielkiej Brytanii jest bardzo duża, więc nikt nie wiązał ze sobą tajemniczych morderstw. Wydawało się, że jako wampiry osiągnęłyśmy już pewien poziom szczęścia, ale niespodziewanie spadło na mnie ogromne przekleństwo. Kolejny raz jedno wydarzenie przestawiło moje życie do góry nogami. A ja pociągnęłam za sobą swoją wampirzą rodzinę.
Tej nocy udałam się na łowy sama. Poszłam do jednej z bogatszych dzielnic i stanęłam w zacienionej części ulicy. Nikogo nie było widać. Lampy, stojące co kilka metrów, rozświetlały drogę spowitą mgłą i zanieczyszczeniami. Nagle po przeciwne stronie ujrzałam potencjalną ofiarę. Byłam głodna, więc nie mogłam się doczekać smakowitego posiłku. Mężczyzna przybliżał się coraz bardziej. Jeszcze chwila, a będę mogła zatopić zęby w delikatnej skórze… – pomyślałam z zadowoleniem. Z każdym krokiem młodzieniec był bliżej śmierci. Przyjrzałam mu się. Był dość wysoki, miał około siedemnastu lat. Brązowe włosy sterczały na wszystkie strony. Jego ciało było dobrze umięśnione. Szedł z pochyloną głową. Wyszłam z ukrytej uliczki i zagrodziłam mu drogę. Zatrzymał się raptownie i podniósł ją. Miał piękną twarz. Męska szczęka, prosty nos… I oczy. Nigdy wcześniej nie widziałam śmiertelnika z takimi tęczówkami! Dwa szmaragdy patrzące na mnie z niemym zdumieniem…
Nie mogłam go zabić. Byłam gotowa zabić małe dziecko, najpiękniejszą kobietę, najzacniejszego człowieka. Ale nie tego przypadkowego przechodnia! Przestałam oddychać i rzuciłam się do rozpaczliwej ucieczki. Nigdy jeszcze tak bardzo nie pragnęłam jakiegoś człowieka. Ale nie chodziło o jego krew. Na niej zależało mi w najmniejszym stopniu.
Pierwszy raz w życiu się zakochałam.
____________________________
Teraz już poznałyście mój zamiar Chcę ocieplić nasze stosunki z naczelną suką forum. To będzie ciężkie zadanie, bo sama za nią nie szaleję. Ale nadzieja umiera ostatnia :D |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Bellafryga dnia Śro 19:59, 04 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
new life
Zły wampir
Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Śro 20:08, 04 Mar 2009 |
|
Cytat: |
Mężczyzna przybliżał się coraz bardziej. Jeszcze chwila, a będę mogła zatopić zęby w delikatnej skórze… – pomyślałam z zadowoleniem. Z każdym krokiem młodzieniec był bliżej śmierci. Przyjrzałam mu się. Był dość wysoki, miał około siedemnastu lat. Brązowe włosy sterczały na wszystkie strony. Jego ciało było dobrze umięśnione. Szedł z pochyloną głową. Wyszłam z ukrytej uliczki i zagrodziłam mu drogę. Zatrzymał się raptownie i podniósł ją. Miał piękną twarz. Męska szczęka, prosty nos… I oczy. Nigdy wcześniej nie widziałam śmiertelnika z takimi tęczówkami! Dwa szmaragdy patrzące na mnie z niemym zdumieniem…
Nie mogłam go zabić. Byłam gotowa zabić małe dziecko, najpiękniejszą kobietę, najzacniejszego człowieka. Ale nie tego przypadkowego przechodnia! Przestałam oddychać i rzuciłam się do rozpaczliwej ucieczki. Nigdy jeszcze tak bardzo nie pragnęłam jakiegoś człowieka. Ale nie chodziło o jego krew. Na niej zależało mi w najmniejszym stopniu.
Pierwszy raz w życiu się zakochałam.
|
WOW normalnie zamarłam bo to było super naprawde mi sie podobało :D
wstawiaj dalsze rozdziały bo już nie mogę się doczekać cd
"Jadowita Bella" mi sie podobała, wiec to też bedę czytać :D
życzę VENY :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Czw 10:51, 05 Mar 2009 |
|
Jadowita Bella strasznie mi się podobała i po przeczytaniu 1. rozdziału mogę stwierdzic że to opowiadanie bynajmniej nie jest gorsze, choć zupełnie inne
Bardzo dobrze się czyta, fabuła trzyma w napięciu ;> Naprawdę super :D
weny ;*
pzdr, n. |
|
|
|
|
Bellafryga
Wilkołak
Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 198 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 17:40, 06 Mar 2009 |
|
Cytat: |
A nie poczuła, że on jakoś inaczej pachnie? |
Nie chcę z tego robić Edwardelli :D Dla niej pachniał on jak każdy inny śmiertelnik, ale była wyczulona na jego zapach.
Dziękuję za wszystkie komentarze. Bardzo mi miło, że ktokolwiek chce poświęcić na to trochę czasu. To bardzo podnosi na duchu :)
Nie mogłam go zabić. Byłam gotowa zabić małe dziecko, najpiękniejszą kobietę, najzacniejszego człowieka. Ale nie tego przypadkowego przechodnia! Przestałam oddychać i rzuciłam się do rozpaczliwej ucieczki. Nigdy jeszcze tak bardzo nie pragnęłam jakiegoś człowieka. Ale nie pragnęłam jego krwi. Na niej zależało mi w najmniejszym stopniu.
Pierwszy raz w życiu się zakochałam.
Część 2
Wróciłam do domu. Maria, Kate i Irina spojrzały na mnie ze zdziwieniem, gdy stanęłam na progu.
- Jak tam kolacja? – zapytała znudzonym głosem Irina. Ona najbardziej przyzwyczaiła się do wampirzych zwyczajów. Nic nie odpowiedziałam. Nie byłam w stanie. Wciąż widziałam oczy tamtego człowieka.
- Co się stało? – Maria była zaniepokojona moim stanem.
- Spotkałam człowieka… - powiedziałam powoli.
- Zasadniczo zdarza się to dość często w takim dużym mieście – zauważyła sceptycznie Kate.
- … z niesamowitymi oczami. Jak dwa szmaragdy. W życiu nie widziałam tak pięknego mężczyzny.
- I zabiłaś go? – podpowiedziała usłużnie Irina.
- Nie byłam w stanie! Poczułam coś dziwnego… Nie potrafię tego określić.
- Spodobał ci się? – Kate jak zawsze była rzeczowa.
- Tak, ale… Wcześniej też podobali mi się mężczyźni. Tym razem było to coś bardziej… wszechogarniającego.
- Zakochałaś się? – zapytała Irina. Była zła. Zawsze nam powtarzała, że miłość do mężczyzny to coś najgorszego co może nas spotkać.
- Nie mam pojęcia – wyznałam szczerze. Milcząca do tej pory Maria odezwała się:
- Nie widzicie, że ona jest zdezorientowana? Dajmy jej ochłonąć.
Pokiwałam głową i weszłam do osobnego pokoju. Zupełnie nie wiedziałam co mam robić. Najprostszym wyjściem było zapomnienie o nieznajomym mężczyźnie. Najprostszym, ale nie najłatwiejszym. Wiedziałam, że nie mam szans zrealizować tego pomysłu. Gdy tylko przymykałam powieki powracało do mnie wspomnienie jego oczu.
Drugim wyjściem było zamienienie go w wampira. Wydawało się to dobre - mogłabym z nim spędzić wieczność, nie martwiąc się o nic. Ten plan miał jednak jedną dużą wadę: jego oczy straciłyby ten hipnotyzujący kolor, a zamieniłyby się w oczy pełne krwi.
Długo szukałam trzeciego wyjścia. Mimowolnie przypomniały mi się historie opowiadane przez Marię zaraz po przemienieniu w wampira. Opowieść o Volturi, o armiach nowonarodzonych, o znajomych wampirach… O wampirze-wegetarianinie, który mógł przebywać z ludźmi…
Wobec tego czy nie mogłabym spróbować? Możliwe, że za kilka lat udałoby mi się spotkać z nimi i nie zabić go. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do Marii. Siedziała ona w największym pokoju i rozmawiała z Kate i Iriną.
- Mario! – krzyknęłam podniecona. – Pamiętasz tego wampira, który pił tylko krew zwierząt?
- Tak. Carlisle Cullen. Co z nim? – zdziwiła się kobieta.
- Chcę być taka jak on! – krzyknęłam rozentuzjazmowana. W tamtej chwili wszytsko wydawało mi się możliwe.
- Chce… Chcesz… pić… krew… z-zwierząt? – zapytała zszokowana Kate.
- Tak! – Maria uśmiechnęła się.
- Miłość wyczynia z nami różne cuda, nieprawdaż? – zapytała lekko roześmiana.
- Mamo… - powiedziałam ostrzegawczo, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Wówczas wszystko wydawało mi się takie proste!
***
Następne lata były pełne wyrzeczeń. Przestawienie się z ludzkiej krwi na zwierzęca po kilku latach rozpusty był istnym koszmarem. Kate od razu zapaliła się do tego pomysłu. Można się było tego po niej spodziewać. Zawsze tryskała optymizmem. Wierzyła, że wspólnymi siłami damy sobie radę. Irina i Maria nie podchodziły do tego pomysłu z dużym entuzjazmem. Nasza matka przez wiele lat żyła jako wampir w pełnym tego słowa znaczeniu. Widziałam jak bardzo się starał. Czasem jednak nie wytrzymywała. Rozumiałam ją, ale sama od tamtego wieczoru nie tknęłam kropli ludzkiej krwi. Kate również radziła sobie z pragnieniem, choć kilka razy była o krok od złamania postanowienia. Mimo to zawsze mogłam na nią liczyć.
Irina miała trudności z zaakceptowaniem naszej decyzji, ale tak jak ja nie zabiła więcej żadnego człowieka. Taka była jej natura. Nie potrafiła odpuścić. Gdy podejmowała wyzwanie było pewne, że dotrwa w nim do końca.
Mi również czasem brakowało sił na to wszystko, ale gdy myślałam, że dłużej nie wytrzymam, w mojej głowie pojawiała się para zielonych oczu. One dodawały mi sił…
***
Po sześciu latach czułam się gotowa na spotkanie z mężczyzną moich marzeń. Wiedziałam, że zmienił się. Musiał mieć około dwudziestu trzech lat. Zapewne wyrósł i zmężniał. Kate i Irina na moją prośbę zdobyły jego adres. Nie wiem jakim cudem im się to udało, ale w mojej ręce spoczywał arkusik papieru z kilkoma pospiesznie nabazgranymi słowami.
Po południu wystroiłam się jak nigdy. Ubrałam elegancką suknię, upięłam fantazyjnie włosy i założyłam kapelusz. Byłam gotowa. Maria uśmiechała się krzepiąco, gdy wychodziłam z domu. Szłam szybkim krokiem pod adres zapisany na karteczce.
Nie miałam żadnego planu. Zapukać do drzwi? Co bym miała powiedzieć? „Dzień dobry! Czy jest tutaj chłopak o zielonych oczach?”. To było głupie. Trzeba było wymyślić coś sensownego zanim wyszłam z domu. Zaczęłam przechadzać się wolnym krokiem wzdłuż ulicy. Później zawróciłam i zaczęłam przechadzkę od nowa. Zaczęłam zastanawiać się, ile razy będę zmuszona chodzić w tę i z powrotem. Na samą myśl o tym roześmiałam się lekko.
Nagle drzwi budynku, w którym mieszkał chłopak otworzyły się. Wyszedł z nich on we własnej osobie. Ucieszyłam się, szczęście mi dziś zdecydowanie dopisywało. Przyspieszyłam krok. Szedł zamyślony. Nie zmienił się wiele od tamtego czasu: tak jak myślałam urósł. Poza tym nabrał trochę tężyzny fizycznej, ale jego oczy pozostały takie, jakimi je zapamiętałam.
Co mam teraz robić??? – przemknęło mi przez głowę. W tamtych czasach nie było jeszcze tandetnych komedii romantycznych, więc udawanie, że przypadkiem wpadło się na faceta wydawało się całkiem rozsądnym pomysłem. Udając nieuwagę wpadłam prosto w ramiona mojego ukochanego. Złapał mnie i pomógł wrócić do pionu. Teraz czekało mnie najtrudniejsze zadanie. Musiałam użyć całego swojego seksapilu, żeby oczarować mężczyznę mojego życia:
- Och! Strasznie pana przepraszam! Nie zauważyłam… - sztuczka z patrzeniem z pod rzęs i już był mój. Myślałam, że nie pójdzie tak łatwo. Przez chwilę patrzył na mnie z otwartymi ustami. Chrząknęłam delikatnie, przyglądając się swoim butom. Gdybym była człowiekiem całości dopełniałby delikatny rumieniec.
Mężczyzna wrócił do świata żywych. Spojrzał na mnie i powiedział:
- Nie się nie stało, panno…
Przedstawiłam się.
- Bardzo mi miło. Frank Edwards. Czyżby pochodziła pani z Rosji? – moje obco brzmiące imię musiało go zastanowić.
- Tak – uśmiechnęłam się. Przez chwilę panowała cisza. On wpatrywał się intensywnie we mnie, a ja z jeszcze większym zapałem w moje pantofle. W końcu postanowiłam przerwać ten nienaturalny spokój:
- Naprawdę nie wiem, jak mogę panu zadośćuczynić za ten niemiły incydent. – zaczęłam. Jednak lekcje dotyczące dobrych manier, udzielane mi przez ciotkę, nie poszły na marne.
- Ach! To naprawdę nic takiego… Jednak jeśli mógłbym prosić o jeszcze jedno spotkanie, byłbym ogromnie wdzięczny.
- Naturalnie! – wykrzyknęłam radośnie.
- Wobec tego przyjdę po panią jutro o siedemnastej. Zabiorę panią w pewne bardzo miłe miejsce. Mogłaby pani powiedzieć mi podać adres, pod którym mam się zjawić?
Podyktowałam mu szybko nazwę ulicy i numer domu. Później pożegnałam się i wróciłam do domu. Chciałam biec jak najszybciej, poczuć wolność, uwolnić się od emocji, którymi kipiała moja dusza. Wolny, wyważony krok wymagał ode mnie nie lada koncentracji.
***
- I jak? – zapytała podekscytowana Irina, gdy tylko przekroczyłam próg domu.
- Bossski… - rozmarzyłam się. – Te sześć lat wyszło mu na dobre. Jest piękniejszy niż poprzednio. I na dodatek taki kulturalny… Zaprosił mnie jutro na spotkanie. Przyjdzie o siedemnastej. Będziecie mogły się go naoglądać do bólu…
- Może ja też się zakocham… - rozmarzyła się Kate. Rzuciłam jej groźne spojrzenie.
***
Myślałam, że nigdy nie doczekam się popołudnia. Rzadko kiedy czas tak bardzo się dłużył…
Cały dzień biegałam podekscytowana. Maria tylko uśmiechała się z pobłażaniem. Kate co chwila zastanawiała się w co mam się ubrać, gdzie zabierze mnie Frank i jak szybko się we mnie zakocha. Irina natomiast wydawała się być zamyślona i nieobecna duchem. Wówczas prawie w ogóle nie zastanawiałam się nad przyczyną jej dziwnego zachowania. Może gdybym spytała się co się stało, wysłuchała jej rad i zastosowała się do nich, ta historia nigdy by się nie zdarzyła. Chociaż patrząc na to z perspektywy czasu stwierdzam, że tamtego dnia żadne rozsądne argumenty nie przemówiłyby do mnie.
Nadeszła długo wyczekiwana godzina. Usłyszałyśmy delikatne pukanie i momentalnie zastygłyśmy. Po chwili Maria, jako gospodyni, podeszła do drzwi i otworzyła je. W progu stał najwspanialszy mężczyzna na świecie. W ręku trzymał bukiet kwiatów. Przywitał się z moją matką i zerknął znad jej ramienia. Szukał mnie wzrokiem – byłam tego pewna.
- Witaj, Frank. – powiedziałam tak uwodzicielskim głosem, że aż sama się zaskoczyłam. Kate próbowała zamaskować parsknięcie, udając, że kaszle.
- Dzień dobry, Tanyo. – mężczyzna nic nie zauważył. Ani nieudanych popisów aktorskich moich sióstr, ani tego że z oficjalnej formy przeszliśmy na ‘ty’.
- Gdzie się wybieracie? – zapytała Maria, przerywając milczenie. Mój ukochany na chwilę przeniósł wzrok na wampirzycę, po czym szepnął konspiracyjnym tonem, że zabiera mnie do uroczej kawiarenki. Kate z Iriną cichutko się roześmiały. Udawałam, że nic nie usłyszałam i pociągnęłam Franka w stronę wyjścia. Złapał mnie pod rękę i pożegnał się z resztą mojej rodzinki. Przed wyjściem dobiegł mnie jednak jeszcze wesoły głos Iriny:
- Smacznego! – Mówiła bardzo cicho, więc Frank nic nie zauważył. Syknęłam równie cicho, cały czas uśmiechając się promienie.
***
Wieczór był cudowny. Okazało się, że oprócz niesamowitego wyglądu Frank posiada wspaniałe poczucie humoru oraz lotny umysł. Na szczęście ani razu nie zapytał mnie o nienaturalną temperaturę mojej skóry. Możliwe, że był tak pochłonięty naszym spotkaniem, że żadne bodźce zewnętrzne do niego nie docierały.
Zaprowadził mnie do cudownej kawiarni tuż nad rzeką. Usiedliśmy tuż przy oknie. Czułam się cudownie.
- Czego chciałabyś się napić? – zapytał. Spojrzałam na niego nieśmiało:
- Zdaję się na twój wybór – aż mnie zdziwiły te słowa. Co ten facet ze mną zrobił – przemknęło mi przez myśl. Nigdy nie pozwalałam mężczyzną mieć nade mną jakiejkolwiek władzy. Nawet, jeśli chodziło o całkiem prozaiczną rzecz!
On natomiast uśmiechnął się delikatnie i złożył zamówienie. Po chwili przyszła kelnerka. Postawiła przede nami talerzyki z ciastem i filiżanki herbaty z dzikich róży.
- To herbata z dzikich róży – wytłumaczył Frank. Nie miał pojęcia, że dla mnie ten zapach jest o wiele bardziej wyczuwalny niż dla niego. Zresztą jak każdy w tym pomieszczeniu. Wszyscy ludzie intensywnie pachnęli, łącznie z moim ukochanym. Do mnie ledwo to docierało. Nie mogłam mu zrobić krzywdy, to byłoby równe samookaleczeniu. Był dla mnie zbyt drogi.
- Pięknie pachnie – stwierdziłam i podniosłam filiżankę do ust. Wiedziałam, że będę musiała grzecznie wszystko zjeść. Nie było innego wyjścia. Poczułam jak płyn wlewa mi się do gardła i aż się wzdrygnęłam. Niestety nie umknęło to spojrzeniu Franka:
- Nie dobre? – zapytał. Na jego twarzy malowało się rozczarowanie. Nawet nie wiesz jak bardzo! – pomyślałam.
- Ależ skąd! Po prostu trochę za gorące… - wytłumaczyłam się i rzuciłam mu zalotne spojrzenie. Chwilę patrzył na mnie z zachwytem, ale szybko się zreflektował. Byłam przeszczęśliwa! Więc jednak nie byłam mu obojętna, przynajmniej z wyglądu. Zresztą nie znałam mężczyzny, który nic by do mnie nie czuł, gdy mi na tym zależało. Miałam swoje sztuczki.
Całe popołudnie i wieczór spędziliśmy na przyjemnej rozmowie. Później odprowadził mnie do domu i pożegnał się, wymuszając na mnie następne spotkanie. Nie powiem, byłam z siebie dumna. Doprowadzałam go do szaleństwa – widać to było w jego spojrzeniu, gdy na mnie patrzył.
***
- I jak? – pytała podekscytowana Kate, gdy tylko weszłam do domu. Rzuciłam się na fotel i westchnęłam.
- Idealnie! – Irina uśmiechnęła się.
- Co masz zamiar teraz zrobić? Rozkochałaś go w sobie, ale nie możesz z nim być. Wiesz, że prędzej czy później zauważy, że coś z tobą nie tak. – Irina była realistką. Cały dobry humor ze mnie uleciał.
- Nie mam pojęcia – mruknęłam. Zawsze odsuwałam od siebie myśl o tej przepaści między nami.
- Będzie trzeba coś wymyślić. Ale na razie się tym nie martw, kochanie. – Maria usiłowała mnie pocieszyć.
- Masz rację. Wiecie co? Stęskniłam się za nim. – Wszystkie trzy się roześmiały. – Idę do niego do domu. Podpatrzę co robi. – to mówiąc wstałam i wyszłam z domu.
***
Ulica była pusta, choć nie było jeszcze dwudziestej pierwszej. Zapewne spowodował to deszcz, który z delikatnej mżawki przeistoczył się w prawdziwą ulewę. Z posesji Franka właśnie wyjeżdżał czarny samochód. Wówczas były one rzadkością, ale mój ukochany, jako bogaty i młody mężczyzna musiał go posiadać.
Przyjrzałam się uważniej – tak jak myślałam kierowcą był młody Edwards. Byłam ciekawa, gdzie samotny mężczyzna może udawać się wieczorem, więc pobiegłam za nim.
Samochód ostrożnie wyjechał za obrzeża miasta i skierował się w stronę lasu. Zaczęłam się zastanawiać, co on ma zamiar robić? Wolno biegłam tuż obok jego pojazdu. Samochody wówczas rozwijały zawrotną prędkość szesnastu mil na godzinę.
W pewnym momencie zjechał z drogi i zatrzymał się na leśnej ścieżce. Cichutko śledziłam go zza drzew. Wysiadł z samochodu i wszedł do lasu. Co on wyprawia - zastanawiałam się. Poszłam za nim. Nagle na Franka rzucił się ogromny wilczur. Nie miałby szans w starciu z nim. Nie mogłam być obojętna. Zanim mój ukochany jakkolwiek zareagował rzuciłam się na zwierzę i zabiłam je jednym płynnym ruchem. Byłam cała umazana krwią. Powoli obróciłam się w jego kierunku… |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Bellafryga dnia Pią 23:28, 06 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Mercy.
Wilkołak
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 198 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pią 21:38, 06 Mar 2009 |
|
Nie mam pojęcia czemu do tej pory nikt tego nie skomentował, ja się powstrzymać nie mogę^^
Zacznę do tego, że jestem zachwycona tym, że znów wzięłaś się do pisanie. Wiem, że wiele osób na forum nie lubi Tanyi, ale ja osobiście nie podzielam ich zdania. To, że Bella nie jest jedyną dziewczyną zakochaną w Edwardzie przecież nie jest takie straszne, nie trzeba tej drugiej za to od razu wydłubywać oczu widelcem
To jak przedstawiłaś Tanye (nie jestem pewna czy dobrze odmieniłam jej imię) bardzo mi się podoba. Zachowuje sie miło i sympatycznie, polubiłam ją. Nazwisko Franka mi się nie podoba, za bardzo powiązane z Edwardem, jeszcze się okaże że poleciała na młodego Cullena przez imię xD Akcja ładnie się toczy, nie za wolno, nie za szybko. Tylko początkowy wątek z "kółkiem gospodyń domowych", dzielących się swoimi doświadczeniami kojarzy mi się trochę z "Zmową byłych żon". Przyznaje jednak, że nie czytałam całego tamtego FF więc, brać tego pod uwagę nie będę. Zachowanie zakochanej Tanyi bardzo mi się podoba, tak samo jak postać Marii - w sadze S. Meyer ledwo o niej wspomniano, a moim zdaniem to może być bardzo ciekawa postać^^ Twój styl jest wspaniały, cieszę się, że wzięłaś się za takie poważne FF.
Życzę weny i czekam na kolejne części |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bellafryga
Wilkołak
Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 198 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 22:09, 06 Mar 2009 |
|
Dziękuję Mercy., że mnie uświadomiłaś. Długo się zastanawiałam co jest nie tak w tym ff, że bardzo mało osób jest nim zainteresowanym. Tanya! Wydawało mi się, że jest to interesująca postać, ale najwyraźniej się myliłam. No cóż... Natępnym razem wybiorę lepiej temat. Ale tego ff dokończę! A co! :D
Wiem, że nazwisko nie trafione, ale moja recenzentka (która bardzo mi pomaga) zaproponowała właśnie to, a że jestem jej winna - zgodziłam się.
Prolog potrzebny mi jest tylko do epilogu. Nie skojarzyłam tego ze "Zmową byłych żon". Mea culpa :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cornelie
Dobry wampir
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 297 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD
|
Wysłany:
Pią 23:21, 06 Mar 2009 |
|
Świetnie, że wzięłaś się za postaci z sagi, które zostały, że tak ujmę, pominięte.
Osobiście bardzo dobrze mi się to czyta, Tanya jest świetnie ukazana w twoim ff.
Ulica była pusta, choć nie było jeszcze dwudziestej pierwszej. Było to zapewne spowodowane deszczem, który z delikatnej mżawki przeistoczył się w prawdziwą ulewę
Powtórzenie "było" trochę mi zgrzyta. Może w drugim zdaniu zmienić na : " Zapewne spowodował to deszcz, który... ".
Ale to takie moje zboczenie )
Veny |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bellafryga
Wilkołak
Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 198 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 18:14, 07 Mar 2009 |
|
Zmieniłam tak jak mówiłaś, Cornelie. Nie wyłapałam tego powtórzenia. Staram się jednak, żeby nie robić błędów.
Mam świadomość, że ta część jest bardzo słaba. Wiem też że, wszytsko dzieje się trochę za szybko, ale naprawdę nie miałam innego pomysłu jak to rozegrać.
W pewnym momencie zjechał z drogi i zatrzymał się na leśnej ścieżce. Cichutko śledziłam go zza drzew. Wysiadł z samochodu i wszedł do lasu. [i]Co on wyprawia - zastanawiałam się. Poszłam za nim. Nagle na Franka rzucił się ogromny wilczur. Nie miał by szans w starciu z nim. Nie mogłam być obojętna. Zanim mój ukochany jakkolwiek zareagował rzuciłam się na zwierzę i zabiłam je jednym płynnym ruchem. Byłam cała umazana krwią. Powoli obróciłam się w jego kierunku…[/i]
Część 3
Zobaczyłam jego przerażoną twarz. No tak, nie na co dzień widzi się delikatną panienkę z dobrego domu zabijającą gołymi rękami wilczura. Nagle poczułam przypływ gniewu.
- Co ty sobie wyobrażasz? Szlajasz się w środku nocy po lesie i myślisz, że jesteś bezpieczny? Nie pomyślałeś, że jakby ci się coś stało inni by cierpieli? – wykrzyczałam do niego. Po chwili cały gniew się ze mnie ulotnił, a jego miejsce zajęła troska i odrobina ciekawości.
- Co ty tu chciałeś robić? – zapytałam sucho. Frank wciąż stał oparty o drzewo i patrzył na mnie przerażonym wzrokiem. Widząc, że się uspokoiłam, zapytał:
- Może najpierw ty mi wyjaśnisz, co to niby miało być? – moje uczucia znów się zmieniły. Wreszcie dotarło do mnie, że najprawdopodobniej mój ukochany zostawi mnie. Nie będzie chciał żyć z potworem.
- Wytłumaczę ci… Ale najpierw stąd chodźmy – pociągnęłam go za sobą, w kierunku jego samochodu. Nie stawiał najmniejszego oporu.
Wepchnęłam go bezceremonialnie do auta i zasiadłam za kierownicą. W ciszy dojechaliśmy pod mój dom. Frank ochłonął na tyle, że był w stanie sam wyjść z samochodu. Weszliśmy do mojego pokoju. Maria i moje siostry z przerażeniem patrzyły na moje zakrwawione ubrania i przerażonego człowieka.
Mój ukochany usiadł na fotelu. Zajęłam miejsce naprzeciwko niego. Wiedziałam już, że zaraz stracę wszystko. Za chwilę zostanie odebrana mi ostatnia radość na tym świecie.
- Co byś chciał wiedzieć? – zapytałam głosem wypranym z emocji.
- Kim jesteś?
- Jestem… jestem wampirem – wydukałam. Owijanie prawdy w bawełnę nie miało najmniejszego sensu. Nic już nie miało sensu.
Frank najpierw otworzył szeroko oczy, a po chwili opadł na miękkie poduszki. Przymknął oczy i zapytał:
- Nic mi nie zrobisz, prawda?
Zastanowiłam się przez chwilę nad odpowiedzią.
- Nie powinnam.
- Czyli?
- Nie jestem zwykłym wampirem. Nie piję ludzkiej krwi, tylko zwierzęcą.
- Dużo jest takich jak ty?
- Nie.
- Jakie są inne cechy… twojego gatunku? – słowo ‘wampir’ nie mogło mu przejść przez gardło. – Masz nienaturalnie zimną skórę, tak? – Czyli jednak zauważył to, ale nic nie powiedział.
- Tak. Oprócz tego moje oczy zmieniają kolor. Jestem bardzo silna i szybka. No i oczywiście nieśmiertelna. – Frank po raz pierwszy w czasie naszej rozmowy podniósł oczy i spojrzał na mnie z… zaciekawieniem? Tak, tak to chyba można było nazwać.
- Czyli nie można cię zabić? – znów ten dziwny błysk w oku.
- Są sposoby, ale żaden człowiek nie jest w stanie tego zrobić. Co o tym wszystkim sądzisz? – zapytałam nieśmiało.
- Nie mam pojęcia. To wszystko jest snem, prawda? – nie odpowiedziałam.
- Muszę jechać do domu. – powiedział po chwili milczenia.
- Odwiozę cię.
- Nie! Poradzę sobie. Muszę to wszystko przemyśleć…
Koniec. Resztki mojego życia rozpadły się na kawałeczki. Nie chciał mnie widzieć! Nic dziwnego.
Wstał i skierował się w stronę wyjścia. Położył rękę na klamce i odwrócił się do mnie.
- Do widzenia… i dziękuję.
Może to jednak nie koniec? Może nie odtrąci mnie jednak? Położyłam się na tapczanie i przymknęłam oczy. Tak bardzo pragnęłam zanurzyć się w nieświadomości snu!
***
Cały następny dzień siedziałam w swoim pokoju. Wiedziałam, że Maria, Kate i Irina słyszały całą rozmowę. Wiedziały również, że nie życzę sobie na razie ich towarzystwa i uszanowały to.
Wieczorem usłyszałam jak pod dom podjeżdża samochód. Trzasnęły drzwi i po chwili dotarło do mnie nieśmiałe pukanie. Odetchnęłam głęboko i wyczułam zapach Franka. Czyżby postanowił jednak spróbować ze mną być? Odgoniłam od siebie tę myśl. „Lepiej się zdziwić niż rozczarować.” – mawiała moja ciotka. I miała całkowitą rację.
- Proszę! – powiedziałam i wyprostowałam się. Drzwi delikatnie się otworzyły i mój ukochany wszedł powoli do pokoju. Usiadł na tym samym miejscu co wczoraj i zaczął:
- Przemyślałem to, co mi wczoraj powiedziałaś…
- I? – starałam się, aby dokładnie ukryć wszystkie emocje.
- I doszedłem do wniosku, że nie chcę kończyć naszej znajomości.
- Dziękuję. – powiedziałam prosto. Po chwili milczenia przypomniała mi się ważna kwestia, której nie poruszyłam podczas wczorajszej rozmowy:
- Możesz mi powiedzieć co robiłeś wczoraj w lesie? – Frank wyraźnie się zmieszał:
- Spotkanie z tobą trochę mnie… skołowało. Chciałem ochłonąć, przemyśleć wszystko. Kocham las, ta wszechogarniająca cisza… - Przymknęłam oczy. Byłam szczęśliwa.
***
Frank nad podziw spokojnie przyjął wiadomość, że nie jestem człowiekiem. Ale coś się w nim cały czas zmieniało. Nie byłam w stanie powiedzieć, o co dokładnie chodzi, choć myślę, że podświadomie domyślałam się prawdy…
***
Minął miesiąc od kiedy poznał on moją tajemnicę. Spotykaliśmy się bardzo często. Zapewniał mnie o swojej miłości. Wydawało mi się, że nie mogę chcieć od życia czegokolwiek więcej. Myliłam się.
***
Tamtego dnia Frank wydawał się zamyślony i lekko podenerwowany. Zastanawiałam się, co jest przyczyną tego zachowania.
Wieczorem, gdy siedzieliśmy u mnie w pokoju, mój ukochany poruszył dręczący go temat:
- Zastanawiałem się długo nad tym, co chciałem ci powiedzieć… I jestem już pewny. Nasze uczucie przerodziło się w prawdziwą miłość i chciałem ci coś zaproponować. Czy może mógłbym zostać z tobą na… wieczność? – ta wypowiedź sprawiła, że przez chwilę siedziałam całkowicie zszokowana. Czy on właśnie powiedział, że pragnie stać się dla mnie wampirem? Po raz kolejny życie wydało mi się piękne.
***
Po tygodniu zamieniłam go w wampira. Było to dla mnie trudne, ale chciałam sama to zrobić. Patrzyłam z przerażeniem, gdy wił się w agonii. Przypomniała mi się moja własna przemiana i aż wzdrygnęłam się na wspomnienie tamtego bólu. Cierpiałam razem z nim.
W końcu otworzył oczy. Ten zielony kolor, który wprost uwielbiałam, zamienił się na szkarłatne tęczówki potwora. Wypiękniał jeszcze bardziej. Z każdą minutą kochałam go coraz bardziej. Frank wstał i spojrzał z zaciekawieniem na swoje nowe ciało. Podszedł do lustra i przyjrzał się czerwonym tęczówkom. Później przeniósł wzrok na mnie. Coś mnie zaniepokoiło. Po raz pierwszy nie dojrzałam w wzroku zachwytu i miłości, gdy na mnie patrzył, ale coś w rodzaju dzikiego szczęścia. To pewnie dlatego, że możemy być razem na wieczność. – pomyślałam. Byłam głupia i zakochana.
- Kochanie… - wymruczał aksamitnym głosem. Podeszłam do niego.
- To koniec. – powiedział bezlitośnie z miną wyrażającą zadowolenie.
- Tak, ból już się skończył. I nie wróci – odpowiedziałam i zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej. Nie rozumiałam o co mu chodziło.
- To koniec z nami – przez chwilę rozważałam jego słowa. Ich znaczenie uderzyło we mnie nagle i niespodziewanie. Przestałam oddychać i zastygłam w miejscu.
- Nie kocham cię. Nie chcę z tobą być.
- Ale przecież ty mówiłeś… - wyjąkałam.
- Kłamałem. Na początku, owszem, zainteresowałaś mnie, ale gdy odkryłem kim jesteś zrozumiałem, że nic z tego nie będzie. – Coś mi się nie zgadzało. Czułam jak moje serce rozrywane jest na strzępy. Musiałam jednak ukryć przed nim swoje uczucia.
- Dlaczego wobec tego stałeś się wampirem?
- Bo chciałem – krótka, ale bezsensowna odpowiedź. Nie uwierzyłam mu.
- Żegnaj. Nie zobaczymy się już więcej. Nie szukaj mnie. Nie istniejesz już dla mnie – to mówiąc, Frank obrzucił mnie jeszcze jednym spojrzenie i na zawsze opuścił moje życie.
***
Nic nie czułam. Po raz pierwszy w mojej egzystencji cieszyłam się, że nie jestem człowiekiem. Bezsensowna śmierć z powodu staranowania konia jest dla kobiety mniej upokarzająca, niż z powodu nieszczęśliwej miłości. Ale na pewno mniej romantyczna – przemknęło mi przez myśl. Roześmiałam się sama do siebie. Nie był to jednak śmiech istoty szczęśliwej, tylko takiej, która stoi nad przepaścią i wie, że zaraz umrze.
Mój Boże! Dlaczego tak ciężko jest zabić wampira! Gdybym mogła tylko pchnąć się nożem! Proste i przyjemne w porównaniu z tym co przeżywałam w tej chwili.
Wyszłam z pokoju. Kate, Irina i Maria siedziały na dole. Słyszały każde słowo z naszej rozmowy. Nie wiedziały, co mają powiedzieć. Usiadłam obok nich.
- Co teraz? – zapytała w końcu moja młodsza siostrzyczka.
- A co ma być? – zdziwiłam się. Miałam zacząć krzyczeć i miotać się po pokoju? To nie miało sensu. Po raz kolejny nic nie miało sensu.
Irina wpatrywała się w ścianę. W końcu odezwała się:
- Tamtego dnia, gdy mnie znalazłyście zginęłam przez mężczyznę.
- Przez ojca, tak? – zapytała Maria delikatnie.
- Przez niego też – przytaknęła wampirzyca. – Ale był jeszcze ktoś. Tamtego wieczora przyszedł do mojego domu chłopak, który się we mnie kochał. Chciał prosić o moją rękę. Byłam mu przychylna, ale ojciec go nienawidził. Nie wiem dokładnie dlaczego, chodziło chyba o jakąś starą waśń rodzinną. Gdy Piotr przedstawił swoją prośbę, ojciec się wściekł. Wyrzucił go z domu, a mnie zaczął okładać pięściami. Cierpiałam w milczeniu. Mój ukochany obiecał, że gdyby nie otrzymał zgody na ślub, uciekłby ze mną z domu. To przyrzeczenie tylko wzmocniło we mnie pewność co do jego uczuć.
Wszystko mnie bolało, ale nie krzyczałam. Wyrywał mi włosy. Nie płakałam, nie pozwoliłam sobie na chwilę słabości. To tylko by go jeszcze bardziej zachęciło.
Moja matka czekała z resztą rodzeństwa w sąsiedniej izbie. Ojciec często nas bił, przyzwyczaiła się. Czekałam, aż wszystko się skończy. Dla mojej miłości byłam gotowa to znieść.
Nagle zobaczyłam, że za oknem stoi ukochany i ze spokojem przygląda się zaistniałej sytuacji. Był młody i silny. Poradziłby sobie z ojcem bez problemu, ale nic nie zrobił. Po prostu patrzył. – przymknęła oczy. Byłyśmy wstrząśnięte. Pierwsza odezwała się Kate:
- Nie chciałaś się na nim zemścić? – Irina przez chwilę milczała. Dopiero po chwili powiedziała cicho, patrząc na mnie:
- Jeśli się kogoś naprawdę kocha, nie potrafi się skrzywdzić tej osoby. Bez względu na to, czy odwzajemnia to uczucie i bez względu na to, jak bardzo cię zranił.
Miała rację: nie chciałam zemsty. Wciąż pragnęłam tylko jego szczęścia.
***
W ciągu następnego miesiąca odkryłam tajemnicę Franka. Był złodziejem. Dzięki mnie miał ułatwione zadanie i nieśmiertelne życie. W lesie znajdowała się jego kryjówkę, dlatego udał się tam tamtego pamiętnego wieczoru. Nie szukałam go.
Kolejne lata były tak samo monotonne. Cierpienie zmniejszało się z każdym rokiem. Przysięgłam sobie, że już nigdy się nie zakocham. Znalazłam jednak sposób, aby zemścić się za moje cierpienie. Byłam taka, jak On. Rozkochiwałam w sobie mężczyzn, dawałam im ulotne poczucie szczęścia i zostawiałam z poczuciem niedosytu. Takie życie po pewnym czasie zaczęło mi odpowiadać. Nie cierpiałam już tak bardzo.
Wydawało mi się, że świat wraca do pionu. Na nowo odnalazłam w sobie radość i energię do życia. Do czasu, gdy Maria popełniła najgorszą rzecz w całym swoim życiu.
***
Pewnego dnia usłyszałyśmy pukanie do naszego domu. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazały się postacie dwóch wampirów. Obaj mieli czerwone oczy i przebiegłe, złe uśmieszki.
- Czy w domu jest Maria? – zapytał wyższy. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Bellafryga dnia Sob 22:39, 07 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Aryaa
Wilkołak
Dołączył: 27 Sie 2008
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin
|
Wysłany:
Sob 18:34, 07 Mar 2009 |
|
Ja wręcz NIENAWIDZĘ tej postaci, jednak Ty zrobiłaś z niej normalną osobę (no może lepiej - wampira). Zazwyczaj Tanya to zimna s**a. Miłe zaskoczenie.
Nie mam nic do tego, że wszystko dzieje się szybko. Ah... (mała prośba) oby Tanya trzymała się z daleka do Edwarda ;>
Niezła kreacja bohaterów. No i standardowo - Veny :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mercy.
Wilkołak
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 198 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Sob 19:21, 07 Mar 2009 |
|
Moim zdaniem, ten rozdział nie jest taki zły^^
Podoba mi się nawet, mimo, że jest szybka akcja.
Szerze mówiąc zaskoczyłaś mnie zachowaniem Franka, prędzej myślałam, że zabije go Kate czy Irina, albo inny wampir, niż że ją wykorzysta i zostawi. Trochę mnie zdziwiło zachowanie Tanyi, ale mogę sobie poniekąd wyobrazić co ona mogła czuć. No i historia Iriny - cudo. Przenigdy się czegoś takiego nie spodziewałam.
No cóż, nie wiem co więcej dodać, więc życzę tylko weny i czekam na kolejne części. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rudaa
Dobry wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 102 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame
|
Wysłany:
Sob 20:39, 07 Mar 2009 |
|
Nie wiedziałam, że autorka słynnej "Jadowitej Belli" ma taki talent! Bez urazy, ale czytając tamtą parodię miałam wrażenie, że robisz to całkowicie dla jaj i nie masz zbyt dobrego warsztaty, a tymczasem... WOW! Manipulujesz emocjami. Dialogi przechądzą zbyt szybko, ale o dziwo mi to nie przeszkadza. Tanya jest jakby... juź zdala od tych złych chwil.
Naprawdę cieszę się, że podjęłaś się ocieplenia naszej forumowej bitch. Gratuluję pomysłu. Idzie Ci to gładko. Przyjemnie się czyta, ale wciaż czuję niedosyt. Mam nadzieję, że już niedługo zaszczycisz nas nowym rozdziałem :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bellafryga
Wilkołak
Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 198 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 22:35, 07 Mar 2009 |
|
Cytat: |
Ah... (mała prośba) oby Tanya trzymała się z daleka do Edwarda ;> |
Odpada! W życiu nie popełnię takiego świętokradztwa! Ja nie mam nic do Tanyi, ale wszystko ma swoje granice :D
Cytat: |
Nie wiedziałam, że autorka słynnej "Jadowitej Belli" ma taki talent! Bez urazy, ale czytając tamtą parodię miałam wrażenie, że robisz to całkowicie dla jaj i nie masz zbyt dobrego warsztaty, a tymczasem... WOW! |
"Jadowita Bella" pisana była tylko dla jaj. Czysta rozrywka, zero myslenia. Po prostu chciałam oderwać się trochę od codzienności. Mi się wydaje, że warsztat mam bardzo słaby. To pierwszy mój poważny ff. Wcześniej pisałam prace na konkursy (bez rezultatów) i prace do szkoły. Nie wiem czy można to uznać za jakilkowiek warsztat :D
Następny odcinek prawdopodobnie jutro. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Juliet
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 49 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam gdzie Ben, tam Juliet.
|
Wysłany:
Sob 22:54, 07 Mar 2009 |
|
Bellafryga napisał: |
- Jeśli się kogoś naprawdę kocha, nie potrafi się skrzywdzić tej osoby. Bez względu na to, czy odwzajemnia to uczucie i bez względu na to, jak bardzo cię zranił.
|
Cudo !
Przyznam szczerze, że miałam pewne opory, aby przeczytać ten ff, oczywiście przez Tanye. Ale po przeczytaniu tego rozdziału jestem zachwycona ! Cieszę się, że jest coś nowego, nie tylko ciągłe ff o miłości E&B. Przekonałaś mnie, że Tanya nie jest aż tak dużą suką, chyba ją polubię Całe opowiadanie, ma niesamowity klimat, a Twój styl jest nieziemski. Czekam na ciąg dalszy
Duużo weny/a |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bellafryga
Wilkołak
Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 198 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 23:10, 08 Mar 2009 |
|
Ta część, jak i następne zawierać będą spoliery BD oraz MS!
Poza tym wiem, że coś mi się końcówka nie udała :) I strasznie szybko lecę z akcją.
Pewnego dnia usłyszałyśmy pukanie do naszego domu. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazały się postacie dwóch wampirów. Obaj mieli czerwone oczy i przebiegłe, złe uśmieszki.
- Czy w domu jest Maria? – zapytał wyższy.
Część 4
Spojrzałam przerażona na te dwie dziwne osoby. Nie wiem dlaczego, ale napawali mnie strachem. Nie czułam się przy nich jak potężna wampirzyca, ale jak bezbronny, nic nieznaczący człowiek. Na dodatek te czerwone oczy…
- Czy jest Maria? – ponowił pytanie wampir.
- Tak – odpowiedziałam automatycznie.
- A twoje siostry? – zapytał jego towarzysz.
- Też są – cała ta sytuacja zaczynała robić się coraz bardziej podejrzana. O co im chodziło?
- Wobec tego jesteśmy zmuszeni zaprosić panie na spacer – powiedział wyższy i uśmiechnął się paskudnie. Mimowolnie się wzdrygnęłam. Zanim jednak zdążyłam jakkolwiek zareagować, moja rodzina dołączyła do mnie. Kate i Irina wydawały się być równie zaskoczone, co ja, ale Maria wyglądała na przerażoną, ale i …zrezygnowaną? Tak, to było dobre określenie jej wyrazu twarzy.
- Naturalnie, ale moje córki muszą zostać w domu – powiedziała stanowczym głosem.
- Mamy polecenie przyprowadzić wszystkie… - zaczął wampir, ale Maria przerwała:
- Domyślam się, jakie macie zalecenia. One nie mają z tym nic wspólnego. – Jej głos przybrał na sile.
- To się okaże… Ale mała przechadzka nie zaszkodzi panienkom. Podobno jak ktoś dużo chodzi ma zgrabniejsze nogi – zaśmiał się niższy. Tak, nie ma to jak żałosny żart krwiożerczego wampira. – pomyślałam.
- Mamo, pójdziemy razem – powiedziała Irina.
- Gratuluję rozsądku – uśmiechnął się niższy.
- Dokąd idziemy? – zapytała Maria.
- Och… Sądzę, że sama nas poprowadzisz…
Nasza matka nic nie powiedziała, ale ruszyła przodem. To wszystko zaczęło się robić coraz dziwniejsze. Posłusznie szłam za resztą wampirów i zastanawiałam się, kim są ci dziwni posłańcy oraz co ich łączy z Marią. Weszliśmy do lasu. Po pewnym czasie drzewa zaczęły się przerzedzać i naszym oczom ukazała się dość duża polana zapełniona wampirami. Na środku płonęło duże ognisko, rozświetlając twarze osób stojących dookoła. Trzy z nich były piękniejsze niż reszta. Wówczas przypomniały mi się historie usłyszane dawno temu o potężnym rodzie Volturi. Czego oni od nas chcieli?
- Witaj, Mario! – uśmiechnął się wampir stojący w środku.
- Witaj, Aro – powiedziała nasza opiekunka, skłaniając lekko głowę.
- Miło cię widzieć. Chociaż sama wiesz, że okoliczności, które nas tu sprowadzają nie są zbyt miłe.
Maria nic nie odpowiedziała.
- W takim razie możemy zaczynać. Feliksie – tu Aro kiwnął na jednego z eskortujących nas wampirów. – Przyprowadź przyczynę tego zamieszania. – wampir złośliwie zmrużył oczy. Sługa odszedł, aby spełnić polecenie swojego pana. Przez chwilę panowała cisza.
- Mario, wiesz, jaka kara cię czeka – zaczął mówić Aro. Zdziwiłam się. Cóż takiego mogła uczynić nasza opiekunka, że musiała ponieść karę? To pewnie pomyłka – próbowałam się pocieszyć, chociaż wszystko we mnie krzyczało, że ta armia wampirów nie pojawiła się tu bez powodu.
- Wiem – Maria wydawała się spokojna. To nie była pomyłka. Ona wiedziała, co się stało. Widać to było w jej oczach. Chociaż głos miała wyważony, jej oczy były pełne strachu.
- I nie tylko ty poniesiesz konsekwencje – zapowiedział złośliwe wampir, kierując na nas swój wzrok.
- NIE! One nie mają z tym nic wspólnego! – rozległ się zbolały krzyk mojej matki.
- Nawet, jeśli same nic nie zrobiły czeka je kara za ukrywanie twojego przewinienia.
- One o niczym nie wiedzą. Przysięgam! To tylko moja wina! – Maria krzyczała, była przerażona.
- Doprawdy? Można się o tym łatwo przekonać – to mówiąc Aro podszedł do naszej trójki i po kolei delikatnie musnął nasze twarze, po czym wrócił na poprzednie miejsce. Przez chwilę coś rozważał.
- Tak. Nic nie wiedzą. To zmienia postać rzeczy.
- Czyli nic im nie zrobicie? – zapytała błagalnie Maria.
- Nie. Za to ty…
- Tak, wiem – Ta wymiana zdań zaczynała się robić coraz dziwniejsza. Nie rozumiałam, o co chodziło. Co takiego się stało, że ktoś musi ponieść karę? Na czym będzie ona polegała? I czego nie powiedziała nam nasza opiekunka?
W tym momencie wrócił Feliks. Na rękach trzymał przepiękne dziecko. Mały chłopczyk z twarzą anioła. Nigdy nie pragnęłam mieć potomstwa, ale ten mały szkrab budził we mnie dawno zapomniane instynkty macierzyńskie. Wyglądał tak bezbronnie w ogromnych łapskach wampira. Miał czarne włosy, malutki nosek i białe ząbki, przypominające ziarenka ryżu. Tylko jego oczy wyglądały jak z najgorszego horroru: czerwone, krwiożercze tęczówki potwora. Jeden z moich okrutnych pobratymców zamienił to cudowne dziecko w wampira. Nagle wszystko stało się jasne. Spojrzałam z przerażeniem na Marię, wpatrującą się w dziecko z czułością i troską.
Aro też zauważył jej reakcję. Uśmiechnął się szeroko i powiedział:
- Twoja wina jest oczywista. Zamieniłaś ludzkie dziecko w wampira. Wiesz, że zabiło ono około pięćdziesięciu ludzi, narażając nasz świat na ujawnienie. W związku z tym ty i twój twór jesteście skazani na śmierć.
Maria wzdrygnęła się. Przestała wpatrywać się w tego potwora i przeniosła wzrok na nas. Wszystkie trzy stałyśmy przytłoczone ogromem jej winy. Nie rozumiałyśmy jak mogła popełnić coś tak lekkomyślnego i głupiego. Wyraz jej twarzy był skruszony, tak jakby wiedziała, o czym myślimy.
Feliks zaczął rozszarpywać dziecko i wrzucać jego szczątki do ogniska. Był to przerażający widok. W tym samym momencie do naszej matki podeszły dwa inne wampiry.
- Wybaczcie… - szepnęła. To były jej ostatnie słowa. Pół godziny później była już tylko kupką popiołu.
***
W milczeniu wróciłyśmy do domu. Żadna z nas nic nie mówiła, nie komentowała tego, co się stało. Musiałyśmy same poradzić sobie z cierpieniem.
Po miesiącu doszłyśmy do wniosku, że czas pożegnać się z Londynem. Przeprowadziliśmy się do Denali. Mimo że nikt tego nie powiedział zostałam uznana za następczynię Marii. Wynikało to głównie z tego, że byłam najstarsza. Nie chciałam zajmować miejsca naszej matki, dlatego zawsze brałam pod uwagę opinie sióstr i wspólnie podejmowałyśmy decyzje.
Nowy dom okazał się pięknym miejscem, ale nic nie mogło sprawić, by nasza rodzina była taka jak wcześniej. Wszystko diametralnie się zmieniło. Czy czułam smutek po śmierci Marii? Nie od razu. Na początku rozsadzał mnie przeogromny, wszechogarniający gniew. Nienawidziłam jej za to co nam zrobiła. Za to, że stworzyła nieśmiertelne dziecko. Za to, że pozwoliła się zabić za tę hybrydę. Za to, że zostawiła nas same. Nie mogłam jej wybaczyć. Nie mogłam spełnić jej ostatniej prośby.
***
Po pewnym czasie nasze życie zaczęło się uspokajać. Starałyśmy zapomnieć o przeszłości, ale dla wampira nie jest to proste. Istnienie, które składa się tylko z teraźniejszości, ze wspomnień, które się nie zamazują, które cały czas są tak samo wyraźne jest zawsze chwilą obecną.
Pewnego dnia usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Irina się kąpała, a Kate prawdopodobnie „polowała” na swoją kolejną ofiarę. Zaczynałam już współczuć jej najnowszemu kochankowi.
Byłam jedyną osobą, która mogła dowiedzieć się kto i czego od nas chce. To co zobaczyłam przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. Przede mną stało czworo złotookich wampirów.
- Dzień dobry! – powiedział dźwięcznym głosem mężczyzna stojący w środku. – Nazywam się Carlisle Cullen.
***
Dowiedziałam się, że Carlisle Cullen jest dawnym przyjacielem Marii. Ze smutkiem przyjął wiadomość o jej śmierci. Przedstawił mi też swoja rodzinę. Jego żona, Esme, wyglądała bardzo sympatycznie. Przypominała mi Marię. Była w niej ta sama troska i chęć pomocy.
Młody wampir, który był z nimi nazywał się Emmett. Jego umięśnione ciało sprawiało niesamowite wrażenie, ale nie bałam się go. Pewnie dlatego, że cały czas się uśmiechał i sprawiał wrażenie bardzo wesołej osoby, przy której nie można się nudzić. Był on z piękną wampirzycą, Rosalie. Jej uroda była wręcz powalająca. Długie blond włosy spływały delikatną falą po plecach. Miała idealną twarz i figurę. Na widok jej wyglądu poczułam ukłucie zazdrości. Z pewnością była piękniejsza ode mnie. Za to jej charakter był o wiele trudniejszy niż mój. Potrafiła być sympatyczna, ale czułam, że to tylko przykrywka. Wiedziałam, że coś ukrywa. Tak jak Irina miała swoja tajemnicę, z którą nie chciała się podzielić.
Carlisle zapowiedział również przybycie swojego najstarszego syna, Edwarda, który musiał coś załatwić. Oznajmił też, że kupili dom w pobliżu. Widać było, że cieszył się ze spotkania z inną „wegetariańską” rodziną.
Dzień upłynął nam na rozmowie. Po południu usłyszałam kolejny dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i przede mną stanął ostatni członek rodziny Cullenów. Idealna twarz, umięśnione ciało i rozczochrane, kasztanowe włosy. Poczułam tak ogromy nawał uczuć, że nie potrafiłam ich wszystkich ogarnąć. Edward był taki podobny do Franka! – to było przyczyną nienawiści. Ale jego cudowna twarz i spojrzenie złotych oczu sprawiło, że na chwilę straciłam oddech.
- Dzień dobry! Chyba dobrze trafiłem, prawda? – zapytał niskim głosem. Mogłabym go słuchać godzinami! Edward uśmiechnął się lekko.
- Tak – odpowiedziałam i rzuciłam mu najbardziej zalotne spojrzenie na jakie było mnie stać. – Wejdź, proszę – to mówiąc przepuściłam go w drzwiach i razem weszliśmy do salonu.
_______________________
Wow, widzę, że zostanę zwycięzcą na najmniej komentowane ff :) No trudno. Zawsze byłam oryginalana |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Juliet
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 49 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam gdzie Ben, tam Juliet.
|
Wysłany:
Nie 23:36, 08 Mar 2009 |
|
Aj, przejmujesz się ? Tylko szczerze proszę.
Wreszcie !
Ile można czytac o miłości E&B ? Przyznam szczerze, że to jest męczące, ale nawet mój ff opiera się na ich uczuciach. Cóż, może dlatego, że jest to najłatwiejszy temat do napisania czegokolwiek. Dziewczyna użalająca się nad swoim życiem + nieziemsko przystojny wampir, zakochują się w sobie i to cały szkielet ff.
Cieszę się, że wreszcie ktoś zadbał o orginalność. Myślę, że ja też napisze coś innego, może życie Edwarda do momentu przemiany ? Jeszcze nie wiem, ale jestem pewna, że nie będe sie opierać głównie na ich miłości.
Przekonałaś mnie troszku do Tanyi, trochę zmieniłam swoje nastawienie do niej.
Wytwarzasz niesamowity klimat w Swoim ff i mam nadzieje, że weny nigdy Ci nie zabraknie. A jakby co, to moge Ci pożyczyć mojego
Całuski, Juliet |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
NaNo__lAdy_bY_...
Człowiek
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 13:17, 09 Mar 2009 |
|
Uhh .. Dlaczego skończyło sie w TAKIM momęcie ?
.. Zastanawiam czy Tanya wie że Edward zna każdą jej myśl i jak wielką bedzie miał brechte ...
i co Tanya zrobi gdey sie dowie o tym że wie co myśli !
HA !
[ nie wkurzać sie na mnie ale nie przepadam za Tanya'ą .. ]
:D:D:D:D .. no ale na następny rozdział i tak z utęskinieniem czekam ..
Veny ŻyczęĘ ! :D ;D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sunrisempire
Człowiek
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 62 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pon 14:02, 09 Mar 2009 |
|
To jest genialne! Jak mogłam tego wcześniej nie przeczytać!? Pomysł jest rewelacyjny, podoba mi się Twój styl. Nasuwa mi się tyle pytań odnośnie do tego tekstu, przez co z jeszcze większą niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że ukaże się już niebawem. Pisz dziewczyno, pisz! :)
Pozdrawiam i życzę ogromnej weny, bo już się nie mogę doczekać ciągu dalszego.
Sunrisempire. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|
|
|
|
|