FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 My Mother's Boyfriend [T][Z] Epilog + outtakes - 12.10 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
AnnEdward
Człowiek



Dołączył: 24 Maj 2009
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 10:33, 28 Lip 2009 Powrót do góry

świetny rozdział ^^
Renee to dorosła kobieta więc postąpiła dojrzale odchodząc na bok by jej córka była szczęśliwa.
Ciekawe jak potoczy się rozmowa Edwarda i Bellą , oby byli szczęśliwi razem^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anahi_true_love
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 10:22, 29 Lip 2009 Powrót do góry

Ranny to co piszesz jest świetne !Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału !Bardzo bym chciała żeby Edward i Bella byli już razem i jestem bardzo ciekawa tej ich rozmowie więc czekam z niecierpliwością


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
.:.:.Alice.:.:.
Nowonarodzony



Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:20, 29 Lip 2009 Powrót do góry

no cóż. nigdy nie jestem oryginalna w stosunku do pisania komentarzy. bo ten ff jest świetny i wszyscy to już napisali. bo jest boski - tez było. i co ja mam napisać? to niesprawiedliwe. Wink no więc. w końcu koniec z tym ojczymem Jaspera. koniec z Renee i Edwardem. może początek Bella - Edward. no i git, majonez. ciekawe co z ta rozmową. już nie mogę się doczekać. Mr. Green Mr. Green Mr. Green wena i tym podobne. .A.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mercy
Zły wampir



Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 33 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Krainy Wróżek

PostWysłany: Śro 23:16, 29 Lip 2009 Powrót do góry

Ten ff ma w sobie to coś, oczywiście nie mogła się powstrzymać i przeczytałam ostatni rozdział, bo musiałam po prostu wiedzieć czy się dobrze skończy i już wiem, ale teraz czytam jak wszyscy każdy rozdział po kolei żeby wiedzieć co się będzie działo... Bardzo ładnie moim zdaniem tłumaczysz, błędów nie wiedziałam bo i nie szukałam... czyta się lekko co oznacza że i styl masz bardzo dobry... żeby nie słodzić za dużo to napiszę jeszcze że czekam na każdy nowy rozdział z niecierpliwością.
Pozdrawiam Mercy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
martuśka92
Nowonarodzony



Dołączył: 10 Lip 2009
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 18:23, 30 Lip 2009 Powrót do góry

o rany, genialne..kawał dobrej, wlasciwie to wspaniałes roboty.gratuluję.i czekam z niecierpliwoscia na kolejne rozdziały..

co sie wydarzy z Bella i Edwardem?;> dzieki Bogu Renee wiedziała co powinna zrobic..instynkt matki :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marta_potorsia
Wilkołak



Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda

PostWysłany: Czw 21:06, 30 Lip 2009 Powrót do góry

Zdecydowanie, pierwszą myślą, jaka mi przyszła do głowy po przeczytaniu tego rozdziału, była ta dotycząca matki Jaspera - biedna, zniewolona przez miłość kobieta. Przykre, że ludzie są tak zależni od innych, niszcząc siebie i swoje otoczenie.

Nie pamiętam, czy zostawiałam kiedyś już komentarz, ale w razie gdyby nie, napiszę tak: rewelacyjny (i zaskakujący) temat, rewelacyjna treść i rewelacyjne tłumaczenie. I oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie uznała, że beta (swoją drogą mam ogromny sentyment i uwielbienie do Igi, bo z kolei ja betuję jej teksty) też jest rewelacyjna. Ot co :)

Nie spotkałam się jeszcze z żadnym ff o takiej tematyce - i to jest zdecydowanie pociągające. Bardzo łatwo się czyta i oczywiście czeka dniami i nocami na to, aż Alice się zlituje i wstawi kolejny rozdział. I chwała Ci za nie, kobieto!

Póki co czekam na kolejne części. Lubię Twój styl, dlatego nie będę sięgać do oryginału, a poczekam na Twoje tłumacznie i wiem, że zostanie mi to wynagrodzone.

Nie rozpływam się więcej i życzę tego, co Ci potrzebne - wytrwałości w tłumaczniu.

Pozdrawiam, Marta


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marcia993
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 104 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?

PostWysłany: Pią 11:26, 31 Lip 2009 Powrót do góry

Ślicznie dziękuję za wszystkie komentarze. :) Od razu mówię, że następny rozdział pojawi się w poniedziałek po 12.00. :)
____________________________________

Rozdział jedenasty jest już przetłumaczony. :)
Możecie go znaleźć też na [link widoczny dla zalogowanych].

Enjoy! :)
____________________________________

Autorka: Peachylicious
Tłumaczyła: Alice_415
Beta: iga_s

Rozdział 11 – Catering, część 1.

EDWARD

Kiedy tylko skończyłem rozmawiać przez telefon z Renee, natychmiast wlepiłem wzrok w zegarek. Sekundy mijały jak minuty, minuty przeciągały się w godziny, a godziny sprawiały wrażenie dni…
Wszyscy wiedzieli, że dzisiaj lepiej nie wchodzić mi w drogę. Patrzyłem z wrogością na każdego, kto odważył się choćby zerknąć w moim kierunku. Myśli miałem wypełnione przeróżnymi wizerunkami Belli: Bella poszkodowana w wypadku samochodowym, Bella uwięziona w rozbitym aucie, Bella sama w jakimś odludnym miejscu, Bella porwana przez szaleńca z bronią, Bella krwawiąca, Bella krzycząca, Bella płacząca… Bella. Bella. Bella!
Dlaczego, do diabła, nikt jeszcze nie zadzwonił i nie powiedział, gdzie ona jest?!
Jak Renee może trzymać mnie tak długo w niepewności? Czy ona naprawdę nie wie, co przytrafiło się jej córce? Czy obchodzi ją to, że niczym wariat już wiele razy wychodziłem z restauracji tylko po to, żeby zaraz z powrotem do niej wrócić? Miałem ochotę wsiąść do samochodu i rozpocząć poszukiwania na własną rękę, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu. Muszę zostać, bo Bella może tutaj przyjść.
Cholera! Dlaczego Renee nie oddzwania?! Moim zdaniem istnieją jedynie dwa wyjaśnienia: pierwsze – nie ma żadnych nowych wiadomości, drugie – odkryła, co się stało z jej córką, ale tak ją to zdołowało, że nie potrafi wykrztusić z siebie ani słowa… Błagam, niech to będzie opcja numer jeden!
Pukanie do drzwi gabinetu sprawiło, że oderwałem wzrok od zegara. Kimkolwiek są przybysze, muszą przygotować się na niezłą awanturę. Powinni wiedzieć, że lepiej mi nie przeszkadzać, kiedy… kompletnie nic nie robię.
Chyba że... Chyba że to Bella. Wstrzymałem oddech. Proszę, niech choć raz mam rację!
Klamka się obróciła, a ja cały zesztywniałem, siedząc na swoim miejscu. No dalej, Bello, to musisz być ty!
Zawiasy zapiszczały i pomiędzy drewnem a futryną ukazała się niewielka szpara. Następnie drzwi zaczęły się otwierać z prędkością cala na sekundę, a mój niepokój gwałtownie wzrósł. Bella. Bella. Bella…
Po chwili dostrzegłem bladą dłoń. Bella. Bella. Bella…
W gabinecie pokazała się głowa z ciemnymi włosami. Bella. Bella. Bella…
W końcu napotkałem spojrzenie ciemnobrązowych oczu i natychmiast się rozluźniłem. Alice.
Położyłem łokcie na biurku i ukryłem twarz w dłoniach. Na krótką sekundę zamknąłem oczy i głęboko odetchnąłem przez nos.
Gdy podniosłem powieki, zacisnąłem szczękę. Nie mam nastroju na przyjacielskie rozmowy, więc lepiej, żeby ta, która w tej chwili mnie czeka, dotyczyła spraw biznesowych.
- Przyszłam nie w porę? – Alice weszła do biura i zamknęła za sobą drzwi. Oczywiście zadała to pytanie wyłącznie dla formalności. Wyraźnie nie interesuje jej, czy pora jest właściwa, czy też nie, bo i tak sama się wprosiła.
Spojrzałem na nią bez słowa, ale to jej nie zraziło. Podeszła do mojego biurka i usiadła na stojącym obok krześle.
- Więc… – Uśmiechnęła się promiennie i założyła nogę na nogę. – Albo nie. Lepiej sam zgadnij, o co chodzi.
Zamrugałem, a ona ściągnęła usta.
- Tak, masz rację. Zgadywanie to zajęcie dla trzecioklasistów.
Ponownie zamrugałem.
- Okej, więc posłuchaj – zaczęła. – Jutro wieczorem w rezydencji państwa Volturi jest wielkie, wykwintne przyjęcie. Zgadnij, kogo poprosili o zorganizowanie cateringu?
Westchnąłem i odchyliłem się na krześle.
- Racja, zapomniałam. – Pokręciła głową. – Żadnego zgadywania. W każdym razie, odpowiedź brzmi… ja! – pisnęła i zeskoczyła z krzesła. – Możesz w to uwierzyć, Edwardzie? Ta snobistyczna żona jednego z najbogatszych ludzi w Seattle namówiła którąś ze swoich młodych służących, żeby zadzwoniła do restauracji i poprosiła, żebym zarządzała cateringiem na ich przyjęciu! – Opadła z powrotem na krzesło z rozmarzonym uśmiechem na twarzy. – Zostało bardzo mało czasu na opracowanie jakiegoś planu, więc muszę zabrać się za to już teraz. – Przerwała i przyjrzała mi się badawczo.
Znów westchnąłem.
- Czego potrzebujesz?
Uśmiechnęła się.
- Pomocników. Wiesz, do gotowania i roznoszenia na talerzach przepysznego, rozpływającego się w ustach jedzenia, które sprawi, że pani Volturi zechce, abym obsługiwała wszystkie jej przyjęcia.
- Ilu osób potrzebujesz?
Postukała palcem dolną wargę.
- Tak właściwie to już wiem, kogo potrzebuję. Paul i Seth przydadzą się w kuchni. Rosalie, James, Victoria, Bella - zerknęła na mnie, gdy z jej ust padło ostatnie imię – i… Słuchaj, a co z twoim bratem? On chyba nie pracuje, więc mógłby ruszyć ten swój leniwy tyłek i zrobić coś pożytecznego dla społeczeństwa. Ta piątka mogłaby pracować jako kelnerzy i kelnerki… Och, no i oczywiście potrzebuję ciebie, żebyś nimi zarządzał albo ich niańczył… czy co tam sobie robisz.
Zastanowiłem się nad tym przez chwilę i doszedłem do wniosku, że ten plan rzeczywiście jest wykonalny. Rzecz jasna oprócz tej części z Bellą. Jej tu nawet nie ma i nie wiadomo, gdzie jest i czy nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo.
- W porządku – powiedziałem. – Rozmawiałaś już z nimi?
Pokiwała głową.
- Z wszystkimi poza Bellą i twoim bratem. Przyciągnij go tu jakoś siłą, a Bella… No właśnie, co z nią? Nie powinna być teraz w pracy?
Zignorowałem pytanie dotyczące nieobecności córki Renee, bo nie odczułem potrzeby wciągania nikogo w moją dziwaczną obsesją na jej punkcie.
- Wykreśl Bellę z tego przedsięwzięcia i poproś o pomoc którąś z kelnerek.
Alice pokręciła głową niczym uparte dziecko.
- Nie. Przykro mi, ale nie zrobię tego. Już sporządziłam listę moich pomocników.
- Więc ją zmień – powiedziałem stanowczo.
Dotknęła językiem kącika swoich ust.
- Nie – powtórzyła, przeciągając środkową samogłoskę.
- Bella uprzedziła mnie, że jest niezdarną osobą i nie czuje się dobrze w licznym towarzystwie – wyjaśniłem. – Nie będzie chciała tam pracować.
Alice wzruszyła ramionami.
- Jakoś ją przekonam.
Zwęziłem oczy.
- Do niczego nie będziesz jej przekonywać.
Wywróciła oczami.
- Wyluzuj, Edward. Uda mi się.
- Skąd wiesz? – zapytałem.
- Po prostu wiem. Kobieca intuicja i te sprawy.
- Jasne – odpowiedziałem z powątpiewaniem.
- Jeśli ty jej nie zapytasz, to ja to zrobię – zagroziła. – Albo nie, nie zapytam. Po prostu oznajmię jej, że dostała pracę jako kelnerka na wykwintnym przyjęciu. Znasz mnie, będę ją dręczyć do czasu, aż padnie na kolana i zacznie krzyczeć, że z chęcią się na to zgadza. Dopiero wtedy odpuszczę.
Pokręciłem głową.
- Alice, proszę, zostaw ją w spokoju.
Wstała z krzesła i spojrzała na mnie.
- Pierwsze, co zrobię jutro rano, to przybiegnę do niej i powiem jej, żeby zmieniła swoje plany na wieczór, bo pomaga mi przy cateringu.
Ta dziewczyna nigdy nie rzuca słów na wiatr. Gdyby jakimś cudem Bella zjawiła się tu jutro rano, to na pewno biedaczka zostanie zbombardowana śmiesznymi prośbami Alice. Muszę jakoś do niej dotrzeć, zanim ona to zrobi.

*************************

Resztę popołudnia i część wieczoru spędziłem na próbie znalezienie sobie zajęcia, które pozwoliłoby mi przestać myśleć o Belli. Zauważyłem, że kiedy nie zajmuje ona całej mojej uwagi, potrafię zachowywać się całkiem normalnie.
Właśnie wyszedłem z restauracji i wsiadłem do samochodu, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Przed odebraniem zerknąłem na numer osoby, która próbowała ze mną porozmawiać.
- W domu nie ma jedzenia – usłyszałem w słuchawce głęboki, męski głos przywodzący na myśl nieco natrętne dziecko.
- Jak to „nie ma jedzenia”? Emmett, cała spiżarnia jest nim wypełniona! Znajdziesz tam zupy, warzywa i...
- Ujmę to inaczej – przerwał mi. – W domu nie ma żadnego jadalnego jedzenia.
Jęknąłem i złapałem się za grzbiet nosa.
- Dobrze. Jestem właśnie w samochodzie. Zaraz wpadnę do supermarketu. Co chcesz?
Podyktował mi produkty, po których normalny człowiek pęknąłby jak balon. Uśmiechnąłem się pod nosem przed odłożeniem słuchawki i skierowałem się do najbliższego sklepu, żeby kupić mu tę niezdrową żywność.

*************************

Przeglądałem różne rodzaje doritos, próbując sobie przypomnieć, jaki lubi mój brat. Mogłem kupić po paczce każdego typu i zmarnować mnóstwo pieniędzy lub do niego zadzwonić i po prostu spytać. Po kilku sekundach zdecydowałem się na to drugie rozwiązanie i zacząłem szukać komórki.
Zadzwoniła dokładnie wtedy, gdy ją chwyciłem. Uniosłem brwi. Czyżby Emmett potrafił czytać mi w myślach? Rzucenie okiem na wyświetlacz szybko wyprowadziło mnie z błędu. Na ekranie pojawiło się: „Renee – dom”.
Wziąłem głęboki oddech. I oto nadeszła chwila, na którą tak czekałem. Teraz Renee powie mi, czy z Bellą wszystko w porządku, czy…
Wcisnąłem zielony klawisz i przyłożyłem telefon do ucha.
- Halo? – Udało mi się nie zabrzmieć ochryple.
- Panie Cullen, tutaj Bella Swan.
Bella? Moje serce na kilka sekund przestało bić, a w żołądek podskoczył do gardła, jakbym właśnie zjeżdżał w dół w wagoniku kolejki górskiej.
- Bella. – Odetchnąłem z ulgą. Och, dzięki Bogu! Nie wydaje się, żeby była ranna, więc pewnie ma się nieźle. Ale gdzie się podziewała? - Tak bardzo się o ciebie martwiłem. Gdzieś ty była? Wszystko w porządku?
- Nic mi nie jest. Nastąpiły pewne komplikacje, z którymi musiałam się uporać. Przepraszam, że nie zadzwoniłam, ale nie mogłam. Nie wzięłam ze sobą telefonu.
Poczułem się tak, jakbym wreszcie głęboko odetchnął. Moja klatka piersiowa się rozluźniła i już mi się nie zdawało, że coś ją ogranicza. Wydawało mi się nawet, że się śmieję.
- Co się stało? – spytałem ze spokojem delikatnym i przyjaznym głosem.
- Um, cóż… – szepnęła, chcąc chyba uczynić tę rozmowę bardziej prywatną. – Pewna kobieta zadzwoniła do mnie bardzo wcześnie rano i poprosiła, żebym jej pomogła. Miała problem z...
Nagle w słuchawce zapanowała cisza. Cofnąłem telefon, żeby zobaczyć, czy przypadkiem się nie rozłączyłem. Nie. Bella nadal powinna być po drugiej stronie. Już miałem zacząć ją wołać, ale znienacka usłyszałem jej głos:
- Czekaj. Ktoś puka.
Kiwnąłem głową i wróciłem do przeglądania doritos. Zdecydowałem się w końcu na torbę „wiejskich smaków”. Jeśli to nie jest to, czego chce Emmett… No cóż, gorzej dla niego. Będzie musiał zadowolić się tym, co mu dam i to polubić.
- Wynoś się stąd, do jasnej cholery!
Zamarłem. Teraz moje serce opadło ku żołądkowi… Bella wrzasnęła na kogoś po drugiej stronie telefonu. Tylko na kogo?
- Nie powinno cię tu być! Zadzwonię na policję!
Moje serce prawie eksplodowało, gdy ponownie usłyszałem jej krzyk. Wytężyłem słuch, by dowiedzieć, co się tam dzieje. Wypuściłem z rąk paczkę chipsów i natychmiast ruszyłem w kierunku wyjścia, zostawiając przy półce koszyk. Zignorowałem zirytowane spojrzenia innych kupujących, gdy się obok nich przeciskałem. Ktoś zaczął coś mówić, ale ja od razu wybiegłem ze sklepu i popędziłem prosto do mojego samochodu.
- Bella?! Co się tam do cholery dzieje?! Nic ci nie jest? – zawołałem do telefonu.
- Nie! Niepożądany gość właśnie wtargnął do mojego domu!
Cholera! Poszukałem kluczyków i otworzyłem drzwiczki auta.
- Okej, już jadę. Poczekaj tylko kilka minut. – Odpaliłem silnik, zanim jeszcze zdążyłem zamknąć się w samochodzie. Trzymaj się, Bello! Na szczęście ten sklep znajdował się tylko kilka bloków od jej domu.
Przysięgam, że jeśli coś się jej stanie... nie biorę odpowiedzialności za swoje czyny. Zmrużyłem oczy i próbowałem skoncentrować się na jeździe. Nadal nie wypuściłem komórki z wolnej dłoni. Muszę się uspokoić, zanim spowoduję jakiś wypadek.
Z słuchawki dochodziły stłumione okrzyki Belli. Brzmiały tak, jakby dziewczyna była w jakimś tunelu. Pewnie zostawiła gdzieś telefon. Szybko przełączyłem się na inną linię i wykręciłem numer 911. Pospiesznie wyjaśniłem, że włamano się do mieszkania Swanów, a jakaś kobieta zapewniła, że już wysyła patrol. Z powrotem przełączyłem się na linię rozmowy z Bellą, ale niczego nie usłyszałem. Ani słowa…
Rzuciłem komórkę na fotel pasażera i chwyciłem za kierownicę tak mocno, że kłykcie pobielały mi tak, że już bardziej nie mogły.
Kiedy w końcu ujrzałem dom Renee i jej córki, zobaczyłem dwie osoby stojące na trawniku, mężczyznę i kobietę. Potem dostrzegłem również samą Bellę siedzącą na ziemi. Nie wyglądała jednak tak, jakby właśnie postanowiła zrobić sobie krótką przerwę od krzyków, tylko tak, jakby została odepchnięta… Zacisnąłem szczękę dokładnie w momencie, gdy przycisnąłem hamulec, zatrzymując się na środku drogi. Policjanci jeszcze nie przyjechali, więc na razie musiałem ich zastąpić.
Wyszedłem na zewnątrz i zobaczyłem, że dziewczyna się podnosi.
- Bella! – krzyknąłem i natychmiast pobiegłem się we właściwym kierunku. Gdy już znalazłem się obok niej, zacząłem ciężko dyszeć z powodu szaleńczego biegu.
- Nic ci nie jest? – spytałem, jednocześnie oglądając jej twarz. Żadnych ran. Żadnych siniaków. Żadnych śladów cięcia.
Popatrzyła na mężczyznę stojącego obok niej, który trzymał blisko siebie jakąś kobietę.
- Nie będzie, jeśli zobaczę tego dupka w więzieniu.
Zerknąłem na niego i poczułem, że zadrżała mi ręka. Zapragnąłem uderzyć go pięścią prosto w twarz.
- To nie powinno zająć zbyt dużo czasu. Zadzwoniłem po policję, kiedy tu jechałem. – Co on do cholery zrobił, że Bella go tak bardzo nienawidzi?! I kim do diabła jest ta kobieta? Zanim oszaleję, powinienem usłyszeć kilka odpowiedzi!
Już prawie ją spytałem, co się stało, ale usłyszałem w oddali wyjące syreny. Zbliżały się całkiem szybko. Nadal chciałem przywalić temu gościowi, więc przybliżyłem się do Belli i dotknąłem jej ramienia. Musiałem zająć czymś ręce, zanim zrobiłbym coś, za co by mnie aresztowano.
- W porządku? – spytałem.
- Tak – wyszeptała.
Ponownie miałem zapytać, o co tutaj chodzi, ale wtedy usłyszałem, jak ten mężczyzna zaczął przeklinać, a następnie odepchnął kobietę i pobiegł do samochodu, który, o ile się nie myliłem, należał od niego. Po chwili jednak przyjechali policjanci i go aresztowali.
Bella wreszcie mi wyjaśniła, co wydarzyło się dzisiaj rano i dlaczego on był w jej domu. Pokręciłem głową w niedowierzaniu. Nie dość, że matka Jaspera naraziła ją na niebezpieczeństwo, to ona się jeszcze dla niej poświęcała! Pewnie nie wyglądało to tak melodramatyczne, ale niezmienny pozostaje fakt, że ta dziewczyna działała zupełnie bezinteresownie. Nigdy wcześniej nie spotkałem takiej osoby jak ona.
Przed powrotem do domu poprosiłem ją jeszcze, aby jutro stawiła się w restauracji trochę wcześniej. Chciałem z nią porozmawiać i dać jej szansę umknięcia przed Alice, zanim ta zaczęłaby swoje wywody. Ale o ile poznałem Bellę, to i tak zgodzi się na przyjęcie propozycji. Taka już jest. Jeśli nawet nie chce czegoś robić, to i tak to zrobi.
Kiedy oznajmiłem jej, że powinniśmy porozmawiać, popatrzyła w moją stronę z dziwnym smutkiem. Przypomniało mi to o niedawnym rozstaniu z Renee. Czy Bella wiedziała już, co się stało pomiędzy mną a jej matką? Czy tamta odbyła z nią tę samą rozmowę, którą przeprowadziliśmy między sobą? Czy dziewczyna obawiała się teraz moich intencji wobec niej? Czy pomyślała, że miałem zamiar zacząć z nią flirtować?
Nagle przypomniało mi się, że podczas naszej ostatniej rozmowy telefonicznej nazwała mnie „panem Cullenem”. Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło. Czyżby chciała dać mi do zrozumienia, że łączą nas tylko służbowe stosunki i że nie chce, aby to się zmieniło? W końcu jestem jej szefem… Renee chyba błędnie zinterpretowała uczucia swojej córki wobec mnie…
Nie spałem dobrze tej nocy. Budziłem się co pół godziny. Nie potrafiłem pozbyć się z myśli obrazu Belli. Jak cokolwiek może się między nami zmienić, jeśli ona trzyma dystans i dziwnie się zachowuje w moim towarzystwie? Pewnie nic do mnie nie czuje, więc powinienem zostawić ją w spokoju…
Postanowiłem zmusić się jakoś do zaśnięcia, bo zapowiadał się ciężki dzień. Alice prawdopodobnie będzie się denerwować przygotowaniami, a w takiej sytuacji przebywanie w pobliżu niej to prawdziwa tortura. A potem pójdziemy jeszcze na przyjęcie. Kto wie, ile czasu to zajmie…

--------------------------------------------------------------------------------

BELLA

Kiedy w końcu przybyłam do restauracji, zamieniłam się w kłębek nerwów. Wiedziałam, że Edward i moja mama na pewno ze sobą zerwali, a on prawdopodobnie zdawał sobie sprawę z tego, że się w nim podkochuję. To mogło go trochę zaniepokoić. A jeśli chce porozmawiać ze mną właśnie na ten temat? Czy powie mi, żebym dała sobie z nim spokój i zaczęła szukać kogoś, kto odwzajemni moje uczucia? Zwolni mnie?
Odchrząknęłam i zapukałam do jego gabinetu.
Drzwi otworzyły się niemalże natychmiast i stanęłam twarzą w twarz z Edwardem. Miał nieco przekrwione oczy, jakby czuł się wyczerpany i nie spał dobrze minionej nocy. Cóż, czyli jest już nas dwoje.
- Wejdź - powiedział łagodnie i usunął się z przejścia, żebym mogła podążyć za nim w głąb pokoju.
Wykręciłam nerwowo ręce i spojrzałam na niego.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- Też życzę ci dobrego dnia – odparł z rozbawieniem.
Przygryzłam dolną wargę.
- Przepraszam, denerwuję się.
Zmarszczył brwi.
- Dlaczego?
- Bo właśnie zostałam wezwana do biura szefa.
Zachichotał.
- Spokojnie, nie wpadłaś w żadne tarapaty. Odpręż się.
Nie udało mu się mnie pocieszyć. Wciąż mógł przecież zacząć wypytywać o moje uczucia…
Spojrzałam wyczekująco w jego stronę i wskazał na krzesło stojące naprzeciw biurka. Zajęłam miejsce, podczas gdy on stanął przede mną, pochylając się nad stolikiem.
- Chciałbym cię o coś spytać, jednak musisz wiedzieć, że nie powinnaś czuć się do niczego zobowiązana – powiedział. – Zrobisz to, co uważasz za słuszne.
Moje serce zaczęło bić szybciej. Czy on... czy on zamierza zaprosić mnie na randkę?
- Tak? – spytałam nieśmiało.
- Wczoraj przyszła do mnie Alice – zaczął.
Alice? Co? Tego się nie spodziewałam.
- Dziś wieczorem zajmuje się obsługą przyjęcia – kontynuował. – Zbierze się tam zaledwie kilku bogatych ludzi, to naprawdę nic wielkiego. W każdym razie, Alice zapytała, czy mógłbym porozmawiać z tobą o tym, czy zechciałabyś jej pomóc.
Czyli chodziło mu tylko o catering? Naprawdę? Prawie zaczęłam się śmiać. Martwiłam się o nic! Stresowałam się praktycznie niczym! To niemożliwe!
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale Edward natychmiast mnie powstrzymał.
- Nie powinnaś czuć się do niczego zobowiązana – powtórzył. – Będę tam ja, Rosalie, Victoria i kilka innych znanych ci osób. - Przerwał, a jeden kącik jego ust powędrował w górę. – W tym mój brat. Chyba jesteście już ze sobą całkiem nieźle obeznani.
Zaczerwieniłam się.
- Wiesz, że nic między nami nie ma, prawda? – Musiałam się tego dowiedzieć. Nie miałam pojęcia, co nagadał mu Emmett.
Uśmiechnął się.
- Wiem, ale przecież miło pracować z osobą, do której coś się czuje. – Popatrzył mi ostrożnie w oczy, jakby mogły one zdradzić jakąś tajemnicę. Nie miał pojęcia, jak jego słowa były bliskie prawdy.
- Nie zadurzyłam się w Emmecie – powiedziałam stanowczo.
Obdarzył mnie spojrzeniem pełnym ulgi. Prawdopodobnie sądził, że moje spotkania z jego bratem byłyby tak samo dziwne jak jego randki z Renee. Nie przestał jednak przyglądać mi się badawczo. Czego wypatrywał?
- Okej – powiedział po krótkiej chwili ciszy. – Alice chce, żebyś wraz z innymi zajęła się roznoszeniem jedzenia. Ostrzegałem ją, że będziesz podchodziła do tego ostrożnie, ale ona podkreśliła, że chce właśnie ciebie.
Miał całkowitą rację - będę podchodziła do tego ostrożnie. Powiedział, że to przyjęcie dla kilku zamożnych ludzi. A co, jeśli przemieszczając się, wyleję coś na gospodarza i wszystko zrujnuję?
- Dobrze, zrobię to, ale pod jednym warunkiem – odparłam.
- Jakim? – zapytał.
- Mogę wziąć ze sobą Jaspera? – spytałam błagalnie. – Upewni się, że się nie kompromituję, a na dodatek ma doświadczenie.
Pokiwał głową.
- Nie będzie z tym żadnego problemu. Porozmawiaj z Alice. Na pewno spróbuje cię porwać w ciągu dnia i przekonać, żebyś zrobiła wszystko, czego ona chce.
- Okej. – Wstałam, żeby pójść na moją zmianę, ale drzwi do biura otworzyły się i stanęła w nich Alice z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
- Och, dobrze, że przyszłaś wcześniej! – Podeszła do mnie. – Jestem pewna, że Edward już cię poinformował o pracy, którą będziesz wykonywała wieczorem. Zmusiłam właśnie jedną dziewczynę, żeby zajęła dziś twoje miejsce jako hostessa, więc jesteś moja! Chodźmy gotować!
Popatrzyłam na Edwarda z niemą prośbą o pomoc. Westchnął i pokiwał głową.
- Jeśli bardzo cię zmęczy – powiedział do mnie Edward – po prostu zwiej i przybiegnij do mnie. Przejmę inicjatywę i jeśli zajdzie taka konieczność, to zamknę ją w szafie.
Miałam dziwne przeczucie, że skorzystam z jego propozycji.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
yeans-girl
Wilkołak



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z objęć Edwarda / Królewskie Wolne Miasto Sanok

PostWysłany: Pią 11:37, 31 Lip 2009 Powrót do góry

Cudowny rodział! Ale to już tradycja, że każdy jest fenomenalny.
Strasznie jestem ciekawa jak potoczy się to całe przyjęcie i przygotowania do niego i czy Bella skorzysta z propozycji Edwarda i ucieknie do niego. Trzymam kciuki żeby jak najszybciej porozmawiali ze sobą i wyjaśnili sobie wszystko.
Nie mam pojęcia jak dożyję do poniedziałku... Ale cóż jakoś muszę jeśli che się dowiedziec co będzie dalej bez siegania do odginału. Aha i a propos tłumaczenia to jak zawsze majstersztyk. Błędów nie wyłapałaml.
Pozdrawiam, życzę weny i czasu na tłumaczenie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marta_potorsia
Wilkołak



Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda

PostWysłany: Pią 11:44, 31 Lip 2009 Powrót do góry

Ohh, jaki waleczny ten Edward! Zrobi wszystko, byle by tylko nic nie stało się jego Belli... To mi się podoba. :)
Zdecydowanie lubię tę Alice. Widać, że dziewczyna zawsze stawia na swoim. Podoba mi się jej podejście do życia. I to, w jak swobodny sposób rozmawia ze swoim szefem - jakby był jej najlepszym przyjacielem, nie potrafiącym jej niczego odmówić.
Czyli w następnym rozdziale będzie impreza u Volturich? Coś czuję, że będzie się działo...

Droga Marto! Skoro w poniedziałek będzie 12 rozdział, to pewnie już jest przetłumaczony albo u bety. Dlatego życzę Ci (i Idze) cierpliwości przy rozdziale 13.

Pozdrawiam,
Inna Marta. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sonea
Wilkołak



Dołączył: 01 Maj 2009
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Kielce

PostWysłany: Pią 12:30, 31 Lip 2009 Powrót do góry

Edward jest świetny, ale nie wiem dlaczego uważa, że Bella nie jest nim zainteresowana? Mi też się wydaję, że coś się wydarzy u Volturich. I nie mogę się doczekać co. Mam nadzieję, że będzie to coś przełomowego.:p
Niby do poniedziałku nie jest daleko, ale jednak!
Czekam na kolejny rozdział;D

Pozdrawiam, Sonea.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AnnEdward
Człowiek



Dołączył: 24 Maj 2009
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pią 12:39, 31 Lip 2009 Powrót do góry

cudowny rozdzialik , zresztą jak zawsze ^^
Nie mogę się doczekać aż w końcu oni ze sobą porozmawiają tak na poważnie.
ciekawe co się stanie na przyjęciu , pewnie Bells ucieknie do Edwarda i może w końcu coś się zacznie między nimi , oby xD
Czekam na następny chapik z niecierpliwością :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ellentari
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Cze 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 12:42, 31 Lip 2009 Powrót do góry

Po paru rozdziałach niekomentowania postanowiłam napisać parę zdań żeby było wiadomo że nadal czytam :)
Te ostatnie rozdziały jak dla mnie są takie przejściowe, za wiele w sumie nie wnoszą a jednak stanowią istotny element, tak samo będzie jak dla mnie z paroma kolejnymi, zresztą mój ukochany rozdział to 19, w sumie 18 też, a dlaczego to tłumaczka wie zapewne :)
Do samego tłumaczenia nie ma co się przyczepiać, jak dla mnie puki rozumiem czytany teks i zdania są składne to nawet literówek nie widzę, jeżeli w ogóle takowe występują.
Przyjemnego tłumaczenia :)

Pozdrawiam,
E.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Pią 14:01, 31 Lip 2009 Powrót do góry

"- Jeśli bardzo cię zmęczy – powiedział do mnie Edward – po prostu zwiej i przybiegnij do mnie. Przejmę inicjatywę i jeśli zajdzie taka konieczność, to zamknę ją w szafie.
Miałam dziwne przeczucie, że skorzystam z jego propozycji."

Padłam :D
Ogólnie rozdział świetny - jak zawsze :) Cieszę się, że nie ma tu wielu niedomówień- któr pojawiają się w większości ff-ów - poza ich uczuciami oczywiście. Ale znając życie zorientują się w.. dziwnym momencie. W sensie o tym, co druga osoba czuje. Albo skapną się, ale stwierdzą, że to niemożliwe..


Tłumaczenie jak zawsze świetne. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział!
I mam nadzieję, że będzie tam więcej Jaspera -.- I Emmetta :D
Weny, czasu i chęci życzę :)

Pozdrawiam,
Swan


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
minka123
Człowiek



Dołączył: 26 Lip 2009
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 14:29, 31 Lip 2009 Powrót do góry

Świetny rozdział :D . Tak jak wcześniej mówiłam ten ff należy do moich ulubionych. Podoba mi się to, że Bella przyjaźni się Jasperem. Edward też jest świetny. Dziwie się tylko czemu jeszcze się nie domyślił, że Bella jest w nim zakochana. Mam nadzieje , że szybko się to wyjaśni. Ach i nie mogę doczekać się imprezy u Vollturi. Czuje, że coś ciekawego się wydarzy.Z niecierpliwością czekam, aż nadejdzie poniedziałek.

Weny życzę
pozdrawiam :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez minka123 dnia Pią 14:31, 31 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 14:34, 31 Lip 2009 Powrót do góry

Cud, miód i orzeszki :) Świetny rozdzialik, ach jak ja uwielbiam narrację Edwarda! Chociaż co do tego ff to narracja Belli i Edwarda obfituje w dobre poczucie humoru! I za to bardzo lubię ten ff. Jest lekki, bardzo przyjemnie się go czyta i dostarczas poprawę humoru! Świetnie pokazana niepewność co do uczuć drugiej strony. Ciekawi mnie kiedy uda im się wkońcu zgrać ze sobą i odgadnąć swoje tajemnice :)
Tłumaczonko pierwsza klasa, czytało się świetnie. Ach no i rozdziały bardzo długie. Czekam na kolejną porcję humoru w postaci kolejnego rozdziału.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mirell.
Wilkołak



Dołączył: 12 Kwi 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wROCK | Tam gdzie szczęście wchłania się z powietrzem.

PostWysłany: Pią 15:45, 31 Lip 2009 Powrót do góry

Chcę więcej. :) Rozdział mi się podobał, Edward taki waleczny i wgl. Ale czuję niedosyt. Nie tak miała przebiec ta ich rozmowa! Ychh on myśli, że to ona go nie chce, a ona myśli, że to on jej nie chce. To ff ma swój urok, nie mogę się doczekać tego przyjęcia i przygotowań do niego, może Bella zwieje do Edwarda ^^ Fajnie by było gdyby w końcu porozmawiali tak na poważnie, o swoich uczuciach. No ale nie może być zbyt słodko, więc jeszcze pewnie poczekamy. Na przyjęciu będzie Jasper, będzie Alice, czyli coś się święci. Tak samo pewnie z Rosalie i Emmettem. Tylko Edward i Bella pewnie się nie zgrają!
Co do stylu jest okej. Tekst jest przejrzysty, czyta się płynnie, nic nie zgrzyta. Oby tak dalej. Strasznie się cieszę, że ten ff jest tłumaczony i dziękuję za to :)
Czekam niecierpliwie na dalsze rozdziały i życzę dużo veny.
pozdrawiam
Mirell.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ekscentryczna.
Wilkołak



Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 14:59, 01 Sie 2009 Powrót do góry

Co mam rzec? Wow? Nie, to nie wystarczy. Bardzo, ale to bardzo oryginalny pomysł. 'My Mother's Boyfriend' .. Masz fantazję kobieto! W życiu bym na coś takiego nie wpadła. Ciekawe jak potoczy się sprawa z Bellą i Edwardem.. Chyba jeszcze żaden ff aż tak mnie nie wciągnął. Z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały. Laughing I weny życzę!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ekscentryczna. dnia Sob 15:00, 01 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Jama
Wilkołak



Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 10:36, 02 Sie 2009 Powrót do góry

Zacznę od tego, że trochę mnie tu nie było. Niestety, zapuściłam się, jeśli chodzi o pisanie komentarzy do FanFiction.
Nadrobiłam zaległości w czytaniu i postanowiłam, że muszę skomentowac.
Tyle się dzieje w tym opowiadaniu, że nie sposób wymienic. Cieszę się, że Renee zerwała w końcu z Edwardem. Autorce pomysłów nie brakuje.
Ty także świetnie tłumaczysz, ale to już wiesz.
Nie pozostaje mi nic innego, jak powiedziec tylko, że czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam, J.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marcia993
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 104 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?

PostWysłany: Pon 11:28, 03 Sie 2009 Powrót do góry

Rozdział dwunasty jest już przetłumaczony. :)
Możecie go znaleźć też na [link widoczny dla zalogowanych].

Enjoy! :)
____________________________________

Autorka: Peachylicious
Tłumaczyła: Alice_415
Beta: iga_s

Rozdział 12 - Catering, część 2.

PLAYLISTA: Jon McLaughlin - So Close

BELLA

- Okej, teraz zrobimy brushettę* - powiedziała mi Alice, gdy w końcu zgromadziła wszystkie składniki.
Stanęłam blisko niej, żeby nie wchodzić w drogę Paulowi i Sethowi, którzy biegali po kuchni w szaleńczym tempie.
Dziewczyna położyła przede mną dwa okrągłe, soczyste pomidory.
- Pokrój je w grube kawałki.
Wzięłam duży nóż i zaczęłam robić to, co mi kazała. Nasza czwórka przybyła do rezydencji państwa Volturi wcześniej, żeby móc przygotować wszystkie posiłki. Reszta miała przyjechać za kilka minut. Pomimo tego, że zostałam zaangażowana do pełnienia funkcji kelnerki, Alice i tak zaciągnęła mnie do kuchni, żebym pomogła przy gotowaniu.
- Czy twój przyjaciel powiedział ci, o której ma zamiar się pojawić? – spytała, krojąc paprykę.
Udało mi się zadzwonić do Jaspera dopiero wtedy, gdy ta dziewczyna dała mi chwilę wytchnienia. Przez cały dzień nie odstępowała mnie na krok, każąc ćwiczyć chodzenie po prostej linii z tacą pełną jedzenia. Gdy w końcu to opanowałam, Alice podniosła poprzeczkę, ustawiając na mojej drodze różne przedmioty, które miałam za zadanie ominąć. Wyjaśniła, że muszę przyzwyczaić się do przeszkód, bo na przyjęciu ludzie będą nieustannie krążyć wokół mnie i często niespodziewanie wejdą mi w drogę. Powinnam przygotować się na każdą ewentualność i cały czas obserwować otoczenie. Spytałam ją, dlaczego chce, żebym to akurat ja jej pomagała, skoro ma do wyboru mnóstwo profesjonalnych kelnerek, ale tylko przygryzła dolną wargę, a w jej oczach pojawiły się dziwne błyski. W tej chwili zorientowałam się, że coś sobie zaplanowała, ale zamiast błagać ją, aby wyjawiła mi swój sekret, po prostu to zignorowałam. Cokolwiek by to nie było, lepiej żyć w błogiej nieświadomości.
Gdy poprosiłam Jaspera, żeby pomógł nam przy przyjęciu, wydawał się niechętny, ale kiedy tylko padło imię Alice, od razu zmienił zdanie i nie mógł się już doczekać wieczoru. Muszę to zapamiętać: jeśli chcę, żeby mój przyjaciel coś zrobił, wystarczy wspomnieć o tej dziewczynie.
- Powinien tu być za kilka minut – odpowiedziałam.
Powoli kiwnęła głową.
- Wydaje się całkiem sympatyczny.
- Och, zdecydowanie taki jest – potwierdziłam. – Gdybyś wiedziała o tych wszystkich cudownych rzeczach, które dla mnie zrobił... ogromnie byś się zdziwiła. Prawdziwa szczęściara ze mnie, że mam takiego przyjaciela. – Uznałam, że dobrze powiedzieć jej o nim parę dobrych słów.
Wygięła wargi w lekkim uśmiechu.
- Skoro jest taki wspaniały, to dlaczego nie jesteście razem?
Niemal prychnęłam.
- Ja i Jasper? W jakimś romantycznym związku? Bez obrazy dla niego, ale na samą myśl o tym dostaję gęsiej skórki i zbiera mi się na wymioty.
Paul zatrzymał się i spojrzał na mnie. Z ust wystawał mu kawałek pepperoni.
- Proszę, nie mów o wymiotach, kiedy jem, bo tracę apetyt.
Uśmiechnęłam się do niego.
- Przepraszam.
Alice rzuciła w niego kawałkiem papryki.
- I tak nie powinieneś niczego jeść.
- A ty nie powinnaś rzucać jedzeniem! – odgryzł się jej.
- A ty nie powinieneś mówić szefowi, co ma robić! – odparła.
Zachichotałam z powodu ich zachowania. Przekomarzali się niczym rodzeństwo, zupełnie tak samo jak ja i Jasper.
- A co on kazał mi zrobić? – zapytał aksamitny głos dochodzący od strony drzwi.
Zadrżałam i cała zesztywniałam. Nie spodziewałam się, że przyjedzie tak szybko. Sądziłam, że pokaże się tu jako jeden z ostatnich.
Usłyszałam, jak wszedł do pomieszczenia i owionął mnie jego zapach.
- Proszę, proszę – odezwała się Alice. – Patrzcie, kto raczył zaszczycić nas swoją obecnością.
Jak gdyby nigdy nic kontynuowałam krojenie pomidorów i nawet się nie odwróciłam, jednak poczułam na sobie jego spojrzenie. Moja twarz zapłonęła, ale w dalszym ciągu nie ośmieliłam się na niego zerknąć. Jeśli zauważył, że się zarumieniłam, to nie dał nic po sobie poznać.
- W końcu ktoś was musi pilnować, dzieciaki. – Ton jego głosu wskazywał na to, że właśnie się uśmiechał.
Alice prychnęła.
- Jesteś starszy ode mnie tylko o osiem miesięcy.
- Ale jestem – odparł.
Niemalże usłyszałam, jak dziewczyna przewraca oczami.
- Tak właściwie to chyba Bella jest tutaj najmłodsza.
Edward zrobił krok w moją stronę i poczułam bijące od niego ciepło.
- Biorąc pod uwagę dojrzałość, powiedziałbym, że jest najstarsza.
Przygryzłam dolną wargę, aby zapobiec szerokiemu uśmiechowi, który właśnie miał zamiar pojawić mi się na twarzy. Nie udało mi się jednak powstrzymać rumieńca.
Czułam, że Alice mi się przygląda. Popatrzyłam na nią kątem oka i zobaczyłam, że analizuje moje zachowanie. Szybko przybrałam obojętny wyraz twarzy, ale zrobiłam to za późno. Już wiedziała, jak bardzo spodobał mi się komentarz Edwarda.
- Co robicie? – spytał.
- Ja i Bella robimy brushettę, a Paul i Seth arancini** – wyjaśniła Alice.
- A co to takiego? - zapytałam.
- Smażone kulki ryżowe.
- Och – mruknęłam głupio.
- Edwardzie, a jak tam ci idzie z Renee? – zapytała dziewczyna z chytrym uśmieszkiem na ustach, nie odrywając wzroku od przygotowywanego jedzenia.
Trzymany przeze mnie nóż zamiast w pomidora przypadkowo trafił w palec wskazujący mojej lewej ręki…
- Ała!
Alice oderwała się na chwilę od swojego zajęcia i zbadała skaleczenie, podczas gdy Edward położył mi dłoń w dolnej części pleców i pochylił się, żeby zobaczyć ranę.
- Wszystko w porządku? – spytał.
Kiwnęłam głową, a Alice powiedziała:
- No cóż, pomidory i tak są czerwone, więc może nie zauważą krwi.
Zaczęłam się na nią gapić, a po chwili wybuchnęłam śmiechem.
- To obrzydliwe!
Dziewczyna wskazała na moje niezagrażającą życiu obrażenie.
- Jesteś jedyną osobą, która zdecydowała się dodać własny smak do jedzenia.
Powstrzymałam się od wywrócenia oczami.
- Tak, zrobiłam to celowo.
Ścisnęłam miejsce w okolicy skaleczenia i wypłynęło z niego kilka kropelek krwi. Alice odtrąciła moją rękę.
- Przestań. – Popchnęła mnie na twardą klatkę piersiową Edwarda i spojrzała na niego. – Zajmij się nią. – Znów popatrzyła w moją stronę. – A ty trzymaj się z daleka od wszystkich ostrych przedmiotów. – Wzięła nóż i odepchnęła go z dala ode mnie.
Dostrzegłam, że Edward przesłał mi spojrzeniem nieme przeprosiny. Próbowałam zignorować fakt, że nadal byłam do niego przyciśnięta. Wolno przesunął mi swoją rękę po ramieniu, koniuszkami palców dotykając mojej nagiej skóry i jednocześnie powodując powstawanie gęsiej skórki. Odchrząknęłam, ale przestał to robić dopiero wtedy, kiedy dotarł poniżej łokcia.
- Oczyśćmy ranę – szepnął ochrypłym głosem.
Pokiwałam głową, a krew dudniła mi w uszach. Edward swoją gładką dłonią złapał mnie za łokieć i poprowadził do zlewu. Odkręcił kurek i najpierw sam sprawdził, czy temperatura wody jest odpowiednia, a dopiero potem chwycił moją dłoń i wsadził ją pod strumień.
Wstrzymałam oddech i zaczęłam odczuwać lekkie zawroty głowy oraz oszołomienie. Mogłam się skupić tylko na tym, że właśnie mnie dotykał… Jego ramię było rozciągnięte na moich plecach i nadal ściskał mi łokieć. W pewnym momencie jego druga ręka znalazła się przede mną i powędrowała w kierunku nadgarstka. Wolno przesunął dłoń wzdłuż mojej, więc teraz obie ręce Edwarda skradały się w stronę skaleczenia. Pochylił głowę i poczułam jak przyciska mi policzek do skroni.
- Już lepiej? – wyszeptał, prawie mrucząc.
Trąciłam tylko swoją głową jego, bo nie mogłam się poruszyć. Nadal się nie cofnął, a na dodatek poczułam, że nieznacznie zgina kolana, aby nasze twarze znalazły się na tym samym poziomie. Jego usta były niebezpiecznie blisko moich. Wpatrywał się we mnie, a ja pochyliłam się do przodu. Serce waliło mi tak szybko, że w każdej chwili mogło eksplodować. Lada chwila powinnam paść trupem…
Co on wyprawia?! Dlaczego mnie objął?! I dlaczego, do cholery, w ogóle się nad tym zastanawiam?! Przecież nie mam na co narzekać!
- O wiele lepiej – powiedziałam drżącym głosem, który wszystko wydał.
Oczy Edwarda rozszerzyły się, jakby nagle odkrył coś bardzo cennego.
- Nie ma się co martwić, ludziska – usłyszałam donośny okrzyk Emmetta dochodzący ze strony wejścia do kuchni. – Emmett tu jest i już cza... – Jego głos nagle ucichł. – Wow!
Edward odskoczył, a moje policzki zapłonęły. Zerknęłam, żeby zobaczyć, gdzie jest Emmett. Właśnie się na nas gapił.
- Szybko się uwinąłeś, stary – powiedział do brata, mrużąc oczy.
- Pomagałem oczyścić jej ranę z krwi – usprawiedliwił się Edward.
Emmett uniósł brwi.
- Chodzi ci o to, co ty nazywasz „tymi dniami”?
Edward westchnął, a ja podniosłam rękę, aby pokazać jego bratu, że na moim palcu rzeczywiście widnieje niewielkie skaleczenie.
- Ta mała, czerwona linia wymagała zaopiekowania się nią całą? – zapytał Emmett z powątpiewaniem. – Cóż, Bello, przynajmniej teraz już wiesz, jak bardzo dba on o wszystkie twoje szpary.
Paul zaczął dusić się czymś, co właśnie przeżuwał i zakasłał. Ramiona Alice zatrzęsły się od ukrywanego śmiechu. Próbowała udawać, że nie interesuje jej ta sytuacja. Edward wyglądał na tak samo speszonego jak ja. Seth podszedł do Paula i klepnął go po plecach.
Jasper, James, Victoria i Rosalie weszli do kuchni, rozglądając się dookoła.
- Czy Paul umiera? – spytał James.
Jasper podszedł do mnie i pochylił się nad zlewem, żeby zobaczyć, co robię.
- Co ci się stało? – zapytał.
- Och, nie przejmuj się tym – powiedział Emmett. – Mój braciszek naprawdę dobrze się nią zaopiekował.
Jasper warknął na Edwarda.
- Co to znaczy?
- Nic – odpowiedziałam szybko i odwróciłam głowę. – Sądzę, że powinniśmy się przygotować. No dalej. – Złapałam go za rękę i wyciągnęłam z kuchni bez odwracania się do nikogo, aby porozmawiać z nim na osobności.
Gdy tylko doszliśmy do ustronnego kąta, zatrzymałam się, abyśmy mogli pogadać bez świadków. Jasper położył ręce na moich ramionach, a jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
- Jezu, Bello! – Dotknął dłonią miejsca ponad moim sercem. – Czuję bicie twojego serca! Zobaczyłaś ducha czy co?
Pokręciłam głową.
- Edwarda. – Tylko tyle potrafiłam z siebie wykrztusić.
- Co on ci zrobił? – spytał natarczywie.
- Myślisz... całkiem możliwe, że zwariowałam, ale... czy myślisz, że... może... może nawet trochę.... myślisz, że Edward... mnie lubi? – wyjąkałam.
Jasper odwrócił wzrok, jakby coś ukrywał. Przez cały czas mojego zauroczenia ani razu nie zapytałam go, czy uważa, że Edward może… coś do mnie czuć. Ciągle rozmawialiśmy tylko o tym, jakie to straszne, że on umawia się z moją matką. To prawdopodobnie szalone nawet rozważać pomysł, że Edward odwzajemnia moje uczucia, ale w kuchni coś się między nami wydarzyło. Coś… bardzo intymnego.
- Jasper! – zawołałam. – Wiesz coś?
Nagle usłyszeliśmy w pobliżu głosy. Goście zaczęli przychodzić do rezydencji.
- Pogadamy o tym później – powiedział szybko. – Teraz musimy zabrać się do pracy.

*****************************

Godzinę później krążyłam w ogromnym tłumie gości ubranych w eleganckie suknie i garnitury. Ludzie z powodzeniem mogli całkowicie zapełnić kilka sporych pokoi.
Przyjęcie zostało zorganizowane dla najstarszej córki państwa Volturi, Jane. Następnego ranka miała wyjechać do college’u, więc rodzice urządzili jej mały bal pożegnalny. Alice poproszono o zorganizowanie cateringu w ostatniej chwili, ponieważ jakaś firma, którą wcześniej się tym zajmowała, spieprzyła swoje zadanie i organizatorzy podziękowali jej za współpracę. Po tym zdarzeniu Jane dostała napadu złości, więc trzeba było natychmiast znaleźć kogoś odpowiedniego na zastępstwo, a jej ojciec, Aro, romansował z jedną młodych służących, ale jego żona udawała, że nic o tym nie wiedziała.
Tego wszystkiego dowiedziałam się, stojąc obok grupy plotkujących kobiet, które wydawały się zupełnie nie troszczyć o to, że mogłam wszystko usłyszeć. Przecież pełniłam tylko funkcję kelnerki. Pewnie dla nich nie byłam prawdziwym człowiekiem.
Zauważyłam, że montowano jakąś platformę, na której prawdopodobnie po południu goście mieli tańczyć. Zespół muzyczny tez dopiero co się rozkładał.
Chodziłam dookoła pomieszczenia, trzymając tacę pełną przystawek o tak trudnych nazwach, że nie potrafiłam ich wymówić. Większość ludzi ignorowała mnie i nigdy nie utrzymywała ze mną kontaktu wzrokowego. Tylko mężczyźni z małej grupki patrzyli w moim kierunku i się uśmiechali, a kilka kobiet zadało mi jakieś pytania, ale nic nie usłyszałam, bo wokół nas ciągle rozbrzmiewały głośne rozmowy.
- Psst!
Nadal chodziłam wśród tłumu.
- PSST!
Obróciłam się w kierunku hałasu i ujrzałam dziewczynę z krótkimi, jasnymi włosami zerkającą z rogu w moją stronę. Zerknęłam do tyłu przez ramię i zobaczyłam, że nikt na nią nie patrzy. Czy ona próbuje zwrócić moją uwagę?
Kiwnęła na mnie głową.
- Tak, ty!
Jeszcze raz rozejrzałam się dookoła, by upewnić się, że nie mówiła do nikogo innego. Powoli do niej podeszłam. Kiedy byłam już bardzo blisko, dziewczyna chwyciła mnie za ramię i przyciągnęła do siebie.
- Możesz mnie zapiąć? – spytała.
Zdziwiona otworzyłam usta. O czym ona mówi?
- Co?
Westchnęła i obróciła się do mnie plecami.
- Moją sukienkę – wyjaśniła.
- Och! – Próbowałam najlepiej jak mogłam zapiąć jej sukienkę jedną ręką, w drugiej podrzucając tacę, która zatrzęsła się parę razy.
- Moja mama nalega, żebym zmieniała strój co pół godziny – powiedziała z wyraźnym wstrętem.
- Beznadziejna sytuacja – odparłam niepewnie, nie wiedząc, co powinnam jeszcze dodać. Chciałam po prostu dać jej do zrozumienia, że wiem, o co chodzi, żeby nie musiała się upewniać, czy znam angielski (jak ostatnia kobieta, która mnie o coś pytała).
- Wystarczająco beznadziejne jest to, że zaprosiła tutaj wszystkich swoich dumnych znajomych, więc musiałam zadzwonić po przyjaciół. Podczas mojej ostatniej nocy w mieście wolałabym wyskoczyć gdzieś za znajomymi.
- Ty jesteś Jane? – spytałam zaskoczona. Plotkary sprawiły, że myślałam o niej jako o rozpuszczonym bachorze, a ta dziewczyna wcale nie wydawała mi się taka zła. Nie rzucała mi wyniosłych spojrzeń ani nic w tym rodzaju. Nawet brzmiała tak, jakby w ogóle nie chciała tutaj być.
- To ja – potwierdziła.
- Okej, gotowe – powiedziałam, mając na myśli jej sukienkę. Odwróciła się i uśmiechnęła się do mnie.
- Dzięki.
Pokiwałam głową.
- Nie ma za co.
Oddaliłam się, żeby wrócić do pracy, ale jej głos mnie zatrzymał.
- Hej, czekaj! – Odwróciła się i wzięła kopertę leżącą za nią na małym stoliku, po czym mi ją podała. – Możesz wyświadczyć mi kolejną, wielką przysługę?
Spojrzałam na list i go wzięłam.
- Napisałam to do mojego ojca – powiedziała i wskazała na mężczyznę siedzącego obok grupki ludzi. – Mogłabyś mu to przekazać? Zrobiłabym to sama, ale wolałabym, żeby ktoś mnie wyręczył.
Zmarszczyłam brwi. To trochę dziwne.
Zauważyła moją minę i zaczęła wyjaśniać:
- To mój list pożegnalny. Rzadko z nim rozmawiam i czuję się strasznie niezręcznie, jeśli muszę powiedzieć mu coś osobiście.
Poczułam, jak przeszywa mnie współczucie. Doskonale zdawałam sobie sprawę, jak to jest, kiedy nie ma się dobrych relacji z własnym ojcem.
- Jasne – zgodziłam się, a Jane posłała mi półuśmiech.
- Dzięki.
Kiwnęłam głową i odwróciłam się, by podejść do jej ojca. Przeciskałam się przez tłum, aż w końcu doszłam do Ara. Ściskałam kopertę w dłoni i nagle zaczęłam się denerwować. Mam mu to po prostu podać czy powinnam też coś wyjaśnić?
- Przepraszam? – powiedziałam nieśmiało.
Aro podniósł głowę i nasze oczy się spotkały. Uśmiechnął się szeroko.
- Witam.
Spróbowałam się uśmiechnąć, ale kąciki moich ust jedynie zadrżały.
- Pańska córka... Jane... prosiła, żebym panu to dała.
Popatrzył na moją rękę, a ja podałam mu kopertę. Wziął ją i położył koło siebie, nawet nie zawracając sobie głowy sprawdzeniem jej zawartości. Pozbył się tego, jakby to nic nie znaczyło. Podniósł się i stanął nade mną.
- Jak masz na imię, ślicznotko?
Zamrugałam i zachwiałam się do tyłu, wpadając na jednego z gości.
- Przepraszam – wymamrotałam i znów spojrzałam na Ara. – Um... Bella? – Brzmiało to bardziej jak pytanie.
Zaśmiał się.
- Bardzo odpowiednie imię.
Nerwowo odwróciłam wzrok. Według mnie facet miał około pięćdziesięciu lat. Jego lepka ręka dotknęła mojego ramienia i cofnęłam je do tyłu.
- Szzz… – zagruchał.
- Powinnam wracać do kuchni – powiedziałam pospiesznie.
Jego dłoń zsunęła się w dół moich pleców i prawie krzyknęłam.
- Ile ci płacą? Mogę dać ci dwa razy tyle – wyszeptał wymownie.
- Przepraszam? – odparłam z zszokowanym wyrazem twarzy.
- Moja sypialnia jest na drugim piętrze, trzecie drzwi od lewej. Dobrze płacę – powiedział, puszczając mi oko.
Westchnęłam. Co za dupek! Nie jestem dziwką!
- Idź do diabła! – prychnęłam na niego.
Zachichotał.
- Oferta jest nadal aktualna.
Uwolniłam się z jego uścisku i rozdrażniona zaczęłam szybko iść, aż w końcu na kogoś wpadłam. Upuściłam tacę, a po jej zetknięciu z podłogą rozległ się głośny dźwięk. Jedzenie leżało dookoła niej.
- O mój Boże! – powiedziałam, a moje oczy napełniły się łzami. Co za niezdara ze mnie! Zrujnuję to przyjęcie! A na dodatek przed chwilą ojciec Jane potraktował mnie jak jakąś szumowinę, która nadaje się tylko do tego, aby się z nią przespać! – Tak mi przykro!
Podniosłam głowę i zobaczyłam Edwarda. Pochylił się, by pomóc mi wszystko pozbierać.
- Nic się nie stało, nie przejmuj się.
Mruganiem spróbowałam pozbyć się łez.
- Hej – powiedział łagodnie. – Co jest?
Pokręciłam głową.
- Nic.
- Bella – powiedział tonem, który świadczył o tym, że mi nie wierzy.
Zerknęłam na Ara, który gapił się w naszą stronę i bezczelnie się śmiał.
- Palant – wyszeptałam.
- Co to było? – spytał Edward.
Spojrzałam na niego i westchnęłam.
- Nic.
Edward popatrzył na mnie, a potem na Ara.
- Czy coś się stało?
Ponownie westchnęłam.
- Powiedzmy, że ten facet nie widzi różnicy pomiędzy usługami cateringu a agencji towarzyskiej.
Edward po chwili zrozumiał i na jego twarzy pojawiła się lekka wściekłość.
- W porządku – wymamrotałam. – Nie przejmuj się. Nie jestem przecież nikim ważnym, tylko przedmiotem, którego się pożąda i składa mu się propozycje…
Edward przerwał mi, łapiąc moją za rękę. Nasze spojrzenia się spotkały.
- Przepraszam – szepnęłam.
- Nie przepraszaj. Chcesz zaczerpnąć trochę świeżego powietrza?
Kiwnęłam głową, a on zebrał resztki przystawek z podłogi i z powrotem położył je na tacy.
- Chodźmy – powiedział do mnie i wstał.
Poszłam za nim do kuchni i wrzuciłam jedzenie do kosza, bo nie nadawało się już do niczego. Odstawiłam tacę na blat i rozejrzałam się dookoła. Alice rozmawiała z Jasperem, który pochylał się ku niej nad wysepką kuchenną. Oboje się śmiali, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi.
Rosalie I Emmett także byli zaangażowani w prywatną rozmowę, a James i Victoria stali w kącie, całując się. Jezu, czy ja jedna jeszcze pracowałam?! Spojrzałam na Paula I Setha. Przynajmniej oni wykonywali jeszcze swoje zadania.
Nagle zdałam sobie sprawę, że wszyscy dobrali się w pary. Rosalie i Emmett, Jasper i Alice, Victoria i James... Czy tylko ja zawsze będę sama?
Edward odchrząknął i skinął na mnie, abym za nim poszła. Przeszliśmy przez tłum i wyszliśmy na patio. Na dworze panowała ciemność, migotały jedynie białe światła, które rozwieszono w ogrodzie. Było cudownie... i romantycznie, ale trochę chłodno i wiał lekki wiaterek.
Poszliśmy dalej i zadrżałam. Edward zerknął na mnie i ściągnął marynarkę. Spojrzałam na niego i pokręciłam głową, wiedząc, co chce zrobić.
- Proszę – powiedział i założył marynarkę na moich ramionach. – Nie chcę, żebyś zmarzła.
Posłałam mu uśmiech i wtuliłam się w jego marynarkę.
- Dzięki.
Spacerowaliśmy po ogrodzie w milczeniu, ramię w ramię. To nie była niezręczna cisza, tylko odprężająco miła. Popatrzyłam w górę i westchnęłam. Z całą pewnością zapowiadała się piękna noc. Na przejrzystym niebie świeciły gwiazdy, a niektóre z nich nawet spadały, co nie zdarza się przecież bardzo często.
Przeniosłam wzrok na cudowny ogród, a po chwili zerknęłam na Edwarda. Przyglądał mi się, ale pod wpływem mojego spojrzenia natychmiast odwrócił głowę i wyglądał na zawstydzonego tym, że przyłapałam go na obserwowaniu mnie.
- Chcesz o tym porozmawiać? – spytał znienacka.
Nie byłam do końca pewna, o co mu chodzi. Przecież o tylu rzeczach powinniśmy porozmawiać.
- O czym? – zapytałam.
Spacerowaliśmy przez kolejną minutę, zanim odpowiedział:
- O tym, dlaczego byłaś zdenerwowana.
Zatrzymałam się, a on odwrócił się twarzą do mnie.
- Na to składa się wiele różnych spraw. Nie chodziło tylko o to, co ten facet mi powiedział… No cóż, to po części też.
Zrobił krok w moją stronę i nasze twarze dzieliły teraz cale.
- Mam na głowie mnóstwo rzeczy – kontynuowałam. – Przede wszystkim mama Jaspera mnie trochę denerwuje, ale jednocześnie strasznie się o nią martwię… A poza tym dochodzi do tego... – Przerwałam. Nie, nie mogę mu powiedzieć.
- Co? – naciskał.
Pokręciłam głową i odwróciłam się. Poszedł za mną i dotknął mojego ramienia.
- Bello, powiedz mi – poprosił.
Otworzyłam usta, ale zamknęłam je, bo usłyszałam, jak ktoś w środku rezydencji przez mikrofon prosi Jane i jej chłopaka, aby weszli na podwyższenie do tańczenia, ponieważ zaraz zabrzmi piosenka specjalnie dla nich.
- Bello – powtórzył Edward.
- Nie mogę – wyszeptałam. To jest złe! To były chłopak mojej matki! A teraz wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej… Co on do mnie czuje? Czy naprawdę powinnam się z nim spotykać, jeśli mnie lubi?
Popłynęły pierwsze tony wolnej piosenki i odwróciłam głowę w stronę rezydencji.

Jesteś w moich ramionach (You’re in my arms)
I cały świat jest spokojny (And all the world is calm)
Muzyka gra tylko dla nas dwojga (The music playing on for only two)
Tak blisko razem (So close together)
I kiedy jestem z tobą (And when I’m with you)
Tak blisko, czuję, że żyję (So close to feeling alive)


- Powinniśmy wracać – powiedziałam.
- Wiesz, że Renee i ja zerwaliśmy ze sobą? – zapytał nagle.
Moje serce zaczęło walić.

Życie idzie naprzód (A life goes by)
Romantyczne marzenia muszą się skończyć (Romantic dreams will stop)
Więc żegnam cię, a ty nigdy się nie dowiesz (So I bid mine goodbye and never knew)
Tak blisko czekałem, czekałem tu z tobą (So close was waiting, waiting here with you)


- Tak – powiedziałam cicho.
Podszedł bliżej.
- Wiesz dlaczego?
Odchrząknęłam.
- Powiedziała, że oddalaliście się od siebie.
- Tak – potwierdził.
Muzyka nadal grała w tle.

Tak blisko do osiągnięcia tego słynnego happy endu (So close to reaching that famous happy end)
I do uwierzenia, że nic nie było udawane (Almost believing this was not prebend)
I teraz jesteś przy mnie i popatrz jak daleko zaszliśmy (And now you’re beside me and look how far we’ve come)
Tak blisko, a jednocześnie tak daleko (So far we are so close)


- Naprawdę powinniśmy wracać. – Wskazałam głową w kierunku rezydencji.
Zrobił kolejny krok w moją stronę.
- Później.

I jak mogę stawić czoła bezimiennym dniom (How could I face the faceless days)
Jeśli mam cię stracić teraz? (If I should lose you now?)
Jesteśmy tak blisko (We’re so close)


Wpatrywałam się w jego zielone oczy, a moje wargi się rozchyliły.
- Goście mogą potrzebować więcej... jedzenia.
- Mogą zgłodnieć – wyszeptał, a ja kiwnęłam głową.
- Mogą zgłodnieć – zgodziłam się.
Wyglądał na nieco zdenerwowanego, gdy zrobił kolejny krok.
Przełknęłam.
Jego oczy poszukały moich.
Moje oczy powędrowały do jego ust.
Poczułam jego ręce na moich ramionach.
Jego oczy spojrzały na moje usta…

Tak blisko (So close)
Tak blisko (So close)
I wciąż tak daleko (And still so far)


- Bella!
Usłyszałam za mną odgłos kroków. Odeszłam od Edwarda i zobaczyłam biegnącego do nas Jaspera.
- Musimy iść! – Nie mógł złapać oddechu.
- Tylko rozmawialiśmy...
Dyszał.
- Twoja… mama…
- Co z moją mamą?
- Był wypadek. Zadzwonili ze szpitala...
Nie miał nawet szans, żeby dokończyć to zdanie, bo zaczęłam biec w kierunku rezydencji, a przy okazji spadła ze mnie marynarka Edwarda. Jedyną rzeczą, która mnie teraz interesowała, było wskoczenie do samochodu i dowiedzenie się, co stało się mojej mamie.
__________________________________________

*Bruschetta - rodzaj przekąski pochodzącej z Włoch. Grzanka której podstawą jest pieczywo, posmarowane oliwą i roztartym czosnkiem. Istnieje wiele wariantów tego dania. Najczęściej podawane jest z mieszanką świeżo pokrojonych pomidorów i ogórków.
**Arancini - lepione z ryżu i usmażone na złoto kule z nadzieniem mięsnym lub mięsno-serowym.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez marcia993 dnia Pon 13:33, 03 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Prudence
Wilkołak



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta

PostWysłany: Pon 11:51, 03 Sie 2009 Powrót do góry

Aż zgłodnialam czytając ten rozdział. Też bym z chęcią zjadła te dania co Alice szykowała. :D
Tłumaczenie nadal mnie nie rozczarowało, dobrze ci naprawdę idzie. Czekam na więcej, gdyz jestem zbyt leniwa i do oryginału nie chce mi się sięgać :D

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin