|
Autor |
Wiadomość |
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Wto 23:33, 09 Cze 2009 |
|
thingrodiel napisał: |
Pernix napisał: |
Cytat: |
Gdyby udało się dotrzeć do Edwarda, może on mógłby pomóc? Jej płacz brzmiał, jak skowyt opuszczonego przez matkę szczeniaka. |
Przesuwamy przecinek o jedno miejsce:
Jej płacz brzmiał jak skowyt, opuszczonego przez matkę szczenięcia. |
Bzdura. W ogóle wywalamy przecinek. Angels, błagam o przebaczenie, że przeoczyłam ten drobiazg. *wstydzi się*
|
A właśnie, że może być, ale nie musi :p
Ach, dobrze, żem nie wyszła jeszcze. Też na początku chciałam powiedzieć, że bez przecinka, ale opcja z przecinkiem spodobała mi się...
Jeśli mamy zdanie:
Zamieszkałam w opuszczonym domu. - to bez przecinka
ale:
Zamieszkałam w domu(,) opuszczonym przez wojennych wygnańców. <- to przecinek jest już bardziej zasadny, ponieważ może oddzielać dwa komunikaty, dwa odrębne zdania... jeez nie mam na to paragrafu, ale tak czuję.
Idę spać. Śpijcie dobrze, nietoperki. :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Śro 8:06, 10 Cze 2009 |
|
Pernix, zaprawdę powiadam ci - nie może być. Nie pisz mi na czuja tylko proszę podać definicję, wedle której można tam postawić przecinek. Bo w tym zdaniu określenie "opuszczony" nie pojawia się ZA podmiotem (co by usprawiedliwiało ewentualny przecinek, gdyż można by je potraktować jako dopowiedzenie), a przed nim. "Opuszczony" nie odnosi się do "skowytu" tylko do "szczenięcia", a wstawiony przez ciebie przecinek każe tak właśnie myśleć. Tym bardziej, że stawiasz go na zasadzie "bardziej mi się podoba" i "tak czuję", a to nie ma nic wspólnego z "poprawnie".
W twoim zdaniu "opuszczony" odnosił się do "domu", nie do "wygnańców", stąd przecinek byłby uzasadniony (to bodaj imiesłowowy równoważnik zdania) - przykład podałaś wyjątkowo nietrafiony. Interpunkcja jest pełna takich małych, złośliwych kruczków, dlatego czasem warto wesprzeć się słownikiem, jeśli nie ma się pewności.
Pozdrawiam,
jędza thin |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Śro 8:21, 10 Cze 2009 |
|
Dobrze, obiecuję, że się wesprę, jeśli będę chciała zabrać głos w sprawie (uzasadniając swoje zdanie) przecinków, co pewnie już się nie zdarzy.
Chyba, że poprawię coś "oczywistego".
Wstyd mi za brak wiedzy książkowej w tej materii, powinnam powtórzyć ten materiał. :) Jednakowoż zawsze wolałam zajmować się literaturą i językiem niż korektą interpunkcyjną... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rudaa
Dobry wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 102 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame
|
Wysłany:
Pią 9:53, 12 Cze 2009 |
|
Ough... Nienasycenie spadło na drugą stronę! Standardowo...
Po przeczytaniu tego rozdziału, jedynie utwierdzam się w przekonaniu, że Bella to idiotka. Gratuluję, udało Ci się mnie skutecznie do niej zniechęcić. Naprawdę, gratuluję. Już dawno żaden bohater nie obudził we mnie takich emocji. Jej naiwność i skrajny przypadek idealizmu (spowodowany życiem w ciepłym zakątku domku policjanta, we wcale nie takim ciepłym Forks) doprowadzają mnie do szału. Instynktu samozachowawczego za jotę (w sumie… żadna nowość). I jeszcze się jej wydaje, że jest SuperWomen w wersji 2.0 poszukującą swego SuperMan’a, a konkretnie biegnącą do niego z płaczem i nadzieją, że pomoże.
Reakcja Jacoba wbiła mnie w fotel, przyznam szczerze. Nie spodziewałam się, że jest w stanie sprzeciwić się Łowcy, mało tego, zabić go. Naprawdę budził we mnie ogromne współczucie, ale po tym co zrobił, wszystko się jeszcze nasiliło. Z myślą, że został sam… No bo Łowca był, jaki był, jednak prowadził go przez życie. I teraz pojawia się obawa: czy on poradzi sobie sam? Domyślam się, że w może egzystować w postaci wilka i wtedy nic mu nie grozi, ale… Co z Jacobem – człowiekiem?
Ale Łowcy mi nie szkoda, jednak.
Za każdym razem, gdy widzę nowy rozdział, od razu zaczynam się uśmiechać. Widzisz jak to opowiadanie na mnie działa?!
Pozdrawiam,
R.
PS. Dziękuję za dedykację. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
AngelsDream
Dobry wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 108 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 16:56, 14 Cze 2009 |
|
To najkrótszy rozdział Nienasycenia. Wybaczcie! Niestety, nie mogłam go rozciągnąć bardziej.
XIII
Carlisle starannie ukrył ciało policjanta - ostatnie, czego potrzebował to zamieszanie. Marek miał przybyć następnego wieczora, więc teraz wszystko miało znaczenie. Wziął wdech, ale wiatr pachniał tylko lasem, zwierzętami i krwią.
- Gdzie jesteś, sukinsynu? Gdzie się chowasz i czemu? - syknął, rozglądając się uważnie. Quincey deptał mu po piętach od tak dawna, że zdawało się, iż świat przesiąknął charakterystycznym zapachem mężczyzny. Tymczasem, gdy wampir oczekiwał, że Łowca nagle wyjdzie spomiędzy drzew, nigdzie go nie było. Coś poszło nie tak i Cullen musiał dowiedzieć się, co. Ruszył przed siebie. Biegł szybciej niż przeciętny człowiek, ale dość wolno, jak na wampira. Baczniej niż zwykle zwracał uwagę na szczegóły. Wiedział doskonale, że Black obserwował go podczas zakopywania ciała - czuł znajomy wzrok na swoich plecach. Wnikliwy i zimniejszy od samej śmierci. O tak, Łowca miał powody, żeby go nienawidzić i pragnąć zemsty. Ten pęd ku skrzywionej sprawiedliwości pragnął wykorzystać na swoją korzyść. Idealny kamuflaż. Kontrolowany chaos. Mały, ale konieczny element układanki, który nagle zniknął w kluczowym momencie. Oczywiście mógł to być podstęp, ale takie zagrywki nie pasowały do stylu Quinceya - nie tak go wyszkolono. Kiedy tracił potencjalny cel z oczu, narażał się na niepowodzenie. Staruszek zdawał sobie sprawę, że to ostatnia szansa. Ludzkie życie jest jak mrugnięcie oka wobec wampirzej egzystencji. Ulotne, kruche - niemal zawsze słodko - gorzkie i przepełnione frustracją niespełnienia.
- Kur**! - zaklął wampir, marszcząc nos. W powietrzu unosił się znajomy zapach, zmieszany z wyraźną wonią krwi i śmierci. Przyspieszył, pozwalając, by prowadził go wiatr.
Bella dotknęła ostrożnie maski samochodu. Jak bardzo chciała się łudzić, że jest jeszcze jakakolwiek nadzieja, najmniejsza szansa. To, że znalazła wóz ojca właśnie tutaj, doprowadziło ją na skraj wytrzymałości. Trudno było wciąż negować słowa siwowłosego mężczyzny, stojąc niedaleko przeklętego domu, w środku nocy, z ręką na karoserii cywilnego auta Charliego.
- Edwardzie, mam nadzieję, że ochroniłeś również jego - szepnęła do siebie i, wyciągając latarkę, zaczęła przedzierać się przez chaszcze.
Alice siedziała na podłodze, patrząc w mrok z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nagle zachichotała złowieszczo, wstała i podeszła do stolika, przy którym zwykle siedział Carlisle. Odsunęła krzesło, opadła na nie niezgrabnie i sięgnęła po kartkę papieru i pióro.
- A teraz napiszę to tysiąc razy, żeby wszystko miało sens - mówiła do siebie.
Rosalie obserwowała ją zza uchylonych drzwi, kręcąc głową z niedowierzaniem. Nie mogła zrozumieć, jakim cudem można powierzać swoje istnienie słowom kogoś takiego. Emmett stanął za blondynką i położył jej rękę na plecach.
- Wszystko w porządku? - szepnął.
- Tak, sprawdzam tylko, czy panna paranoja ma się dobrze... - odpowiedziała dość głośno, ale Alice zdawała się nie słyszeć ostrych słów. Emmett sapnął z niezadowoleniem.
- Mogłabyś sobie darować, Rose. To nie jej wina, że tak ma. A wiesz, że nie zmyśla.
- Wiem, że naprawdę widzi przyszłość, ale po prostu nie pojmuję, jak można ufać komuś, kto sam nie wie, kim jest. Kto potrafi mordować, a następnego dnia rozpaczać cały dzień nad zniszczoną przez przypadek pajęczyną. - Głos kobiety brzmiał pewnie i rzeczowo, jak gdyby wygłaszała wykład albo pouczała niesfornego ucznia.
- Myślę, że to nie nasz problem, kochanie. Carlisle dobrze sobie z nią radzi. Nie musisz jej lubić, ale szydzeniem z niej wiele nie zyskasz - powiedział i odwrócił kochankę przodem do siebie. - Na pewne sprawy nie mamy wpływu. Powinniśmy się z nimi pogodzić - dodał.
- Nie znoszę nie mieć kontroli nad czymś - szepnęła, wtulając się w umięśnione ramię mężczyzny.
- Wiem. - Jego głos był ciepły. Uspokajał, podobnie jak dłoń głaszcząca Rose po włosach.
Bella starała się za wszelką cenę nie zgubić drogi między drzewami, a jednocześnie ominąć główny budynek. Bała się, że któryś z wampirów zaraz wyskoczy zza krzaków i rozszarpie jej gardło, mlaszcząc i mrucząc z zadowolenia. A jednak szła dalej. Zabrnęła już tak daleko... Miała nadzieję, że Edward będzie czekał na nią w domku gościnnym. Była pewna, że właśnie tam go zastanie. Wbiła tę pewność w swoje myśli i trzymała się jej ze wszystkich sił. Bo chociaż jej rycerz nie nosił zbroi, nie jeździł na białym koniu, a z dobrem też miał raczej umowne powiązania, to jednak uratował dziewczynę przed śmiercią, inicjując jednocześnie więź opartą na zaufaniu i wdzięczności. Mógł zabić, a jednak...
Carlisle zatrzymał się nad trupem Łowcy i przyglądał się mu z nieskrywanym obrzydzeniem. Jeśli jest na świecie coś gorszego od ludzi, to są to martwi ludzie.
- Zagryzł cię własny kundel, sukinsynu - rzucił w kierunku ciała, a potem zaczął się histerycznie śmiać, zginając się w pół. Boczna droga za małą amerykańską mieścinką, w środku nocy gwarantowała, że nie musiał się spieszyć. Usiadł na poboczu, układając sobie zwłoki na kolanach.
- Widzisz, Quincey... Wszystko popsułeś, wszystko. - Wybuchnął śmiechem, przypominającym szloch. - Mogłem się domyślić, że zawiedzie element ludzki. Nie robicie nic innego, nigdy - tylko zawodzicie. To wasza cecha gatunkowa.
Przez chwilę siedział w ciszy, analizując możliwe rozwiązania. I choć bardzo chciał tego uniknąć, nie zostało mu nic innego, jak powiedzenie prawdy. Całej prawdy. Żałował, że Esme czeka w Seattle na Marka i wróci z nim dopiero jutro wieczorem - potrzebował czyjejś niezachwianej wiary w to, że wszystko się ułoży. Westchnął i wstał, trzymając trupa pod pachami. Musiał jeszcze posprzątać po psie.
Bella wyłączyła latarkę i, skradając się najciszej jak potrafiła, przylgnęła do ściany budynku. Krok za krokiem. Słyszała bicie własnego serca - ten dźwięk zdawał się zagłuszać wszystkie inne. Las nocą ożywał w osobliwy sposób. Szelesty, piski, warknięcia - małe i wielkie bitwy o życie. Bo przetrwać mógł tylko ten najlepszy, najsilniejszy, najsprytniejszy. Dziewczyna zatrzymała się, uspokajając oddech. Przez chwilę cichy głosik w jej głowie prosił, żeby jeszcze zawróciła - błagał, obiecując, że wszystko się ułoży. Prawił słodkie słówka o dobrym zakończeniu, na które zasługiwała każda grzeczna dziewczynka. Niemal uległa, dając się nabrać własnej podświadomości na banały o sprawiedliwości i tryumfie dobra nad złem. Rozdarta między chęcią rozpłakania się, a roześmiania, ruszyła przed siebie, sunąc palcami po chropowatej powierzchni nadgryzionych zębem czasu desek. Zawahała się zanim skręciła za róg - w filmach właśnie tam zawsze czaił się potwór, ale tu nie było nic poza niemal nieprzeniknionym mrokiem. Minęła zabite na stałe okno i skierowała się w stronę wejścia. Westchnęła, gdy jej dłoń natrafiła na klamkę. Jeszcze mogła się wycofać, ale opuściła rękę, a drzwi otworzyły się, skrzypiąc. Popchnęła je lekko i stanęła w progu, włączając latarkę. Snop światła wydawał się słabnąć - zaklęła w myślach na własną głupotę. Jak mogła nie sprawdzić baterii?! W tym samym momencie żarówka urządzenia zamrugała kilkakrotnie i w końcu zgasła. Bella zaklęła brzydko pod nosem. Zrobiła dwa niepewne kroki do przodu i odruchowo zamknęła drzwi. Starając się wypatrzyć cokolwiek w otaczającej ciemności, zwróciła uwagę na schody. Wyglądało na to, że coś dużego leżało na stopniach albo ktoś na nich siedział. Drżącym od emocji głosem spytała:
- Edward? To ty? Dzięki niebiosom!
Odpowiedziało jej ciche chrząknięcie i w mroku zalśniły charakterystyczne złote tęczówki. Mężczyzna wstał i, schodząc powoli, szepnął:
- Jak wzgardzić niebem wiodącym do piekła? *
Bella przełknęła głośno ślinę. Ten głos sprawił, że poczuła ciarki na całym ciele.
---------------------------------------------------
* William Shakespeare - Sonet CXXIX
Tłumaczenie: Maciej Słomczyński
Wydawnictwo "Cassiopeia", 1992 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Nie 20:27, 14 Cze 2009 |
|
W tej części czuć, że jesteśmy coraz bliżej momentu kulminacyjnego. Z powierzchni Ziemi znikneli już Quincey i Charlie, czyli:
1) bad guy, który miał namotać, a okazał się tylko pionkiem w grze
2) ojciec Belli, bez którego dziewczyna czuje się bezbronna i osamotniona, do tego stopnia, że pakuje się w łapy drapieżnika, potencjalnego "oprawcy".
Odcinek jest takim przedwstępem do czegoś, co będzie już za chwilę (jeszcze nie przeczytałam czternastki, więc piszę co czuję...)
Końcówka najbardziej mi się podobała. Opisy są Twoją mocną stroną i cały ten rozdział jest nimi wypełniony, ale the best of all według mnie, to:
Cytat: |
Dziewczyna zatrzymała się, uspokajając oddech. Przez chwilę cichy głosik w jej głowie prosił, żeby jeszcze zawróciła - błagał, obiecując, że wszystko się ułoży. Prawił słodkie słówka o dobrym zakończeniu, na które zasługiwała każda grzeczna dziewczynka. Niemal uległa, dając się nabrać własnej podświadomości na banały o sprawiedliwości i tryumfie dobra nad złem. Rozdarta między chęcią rozpłakania się, a roześmiania, ruszyła przed siebie, sunąc palcami po chropowatej powierzchni nadgryzionych zębem czasu desek. |
No i jeszcze jedno:
Carisle, Carlisle z Twojego opowiadania mnie przeraża.
(ale podoba mi sie) Jest to z jednej strony mentor, troszczacy sie o swoja rodzine (nie wiem, dlaczego, ale nie moge stawiac polskich znakow na forum (w innych programach moge ) z drugiej brutal, gardzacy ludzkim zyciem (jak nie Carlisle). Oczywiscie mam swiadomosc, ze nie jest on postacia kanoniczna... bo pozywia sie w naturalny dla wampirow sposob, ale dodatkowo. Gardzi czlowiekiem jako istnieniem w ogole.
Obiecuje, ze poprawie ten barbarzynski post, jak tylko naprawie to z przegladarka i z klawiatura. :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 20:28, 14 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Nie 20:35, 14 Cze 2009 |
|
A mnie, paradoksalnie, najbardziej z tego odcinka urzekł opis Edwarda. Tak, tego Edwarda, którego nie lubię, ale w twoim opowiadaniu, mimo jego oczywistych powiązań z kanonem, uwielbiam. Bo jest taki, jaki mógłby być w kanonie. Jego uczucia są świetnie przedstawione. I stanowi wspaniały kontrast dla otaczających go krwiożerczych wampirów.
Cytat: |
jej rycerz nie nosił zbroi, nie jeździł na białym koniu, a z dobrem też miał raczej umowne powiązania |
O, to jest to. <333
Uwielbiam to opowiadanie. Dobrze przemyślane AU, wciąga jak bagno, płynnie się czyta. I ciągle myśli o tym, co dalej. Jako beta z wyprzedzeniem wiem, co dalej będzie. Mogę tylko rzec - będzie jeszcze lepiej...
Weny!
jędza thin |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Nie 20:43, 14 Cze 2009 |
|
Wow, kolejny rozdział i akcja przyspiesza, wzrasta napięcie. Uwielbiam za to twój ff. A na dodatek te twoje wampiry są takie wampirowate, grrr! Czekam na kolejny rozdział a przede wszystkim na spotkanie Belli z Edwardem i jego ciąg dalszy. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
AngelsDream
Dobry wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 108 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pon 14:39, 15 Cze 2009 |
|
PG-13 zdecydowanie.
XIV
Jasper siedział naprzeciwko Alice, huśtając się na krześle. Dziewczyna kiwała się delikatnie do przodu i tyłu. Starał się wyczuć rytm i dostosować do niego. Mówienie do niej, gdy znajdowała się w takim stanie, nie miało najmniejszego sensu. Faza odrętwienia zwykle towarzyszyła silnym wizjom i wyłączyła wampirzycę z normalnej egzystencji na kilka godzin. Oczywiście, mógł spróbować narzucić dziewczynie jakieś emocje, ale zdawał sobie sprawę z tego, że równie skutecznie zadziałałoby to na ścianę czy drzewo. Przyszłość całkowicie odrywała ją od teraźniejszości. Przełamywanie czasoprzestrzeni miało swoją cenę, ale na co dzień Alice była raczej pogodną, wesołą istotą, z entuzjazmem przyjmującą kolejne dni. Obecnie stanowiła zagrożenie nie tylko dla siebie, ale i całej rodziny. Być może z tego powodu Rosalie otwarcie negowała przydatność daru, nad którym nikt nie był w stanie zapanować. Blondynka nie kiwnęłaby nawet palcem, żeby pomóc opiekować się "małą psychopatką" - aktualnie robili z Emmettem coś bardzo, bardzo złego. Cisza dochodząca z piętra wręcz ociekała grzechem. Dzieci zwykle bawią się głośno, ale najgorzej broją wtedy, kiedy milczą. Czarnowłosa wampirzyca nagle wstała, wyciągając ręce przed siebie. Jasper zareagował natychmiast, próbując posadzić ją z powrotem.
- Usiądź - powiedział spokojnie.
- Nazwij ją, Romeo. Nazwij ją, a będzie pachnieć inaczej - mamrotała.
Jasper westchnął i popchnął Alice na kanapę. Żałował, że Carlisle jeszcze nie wrócił - dużo lepiej sobie radził nie tylko z właściwym odczytywaniem sensu słów wiedźmy, ale też z nią samą. Blondyn stał wyprostowany, spięty, w każdej chwili gotowy, żeby złapać dziewczynę za ręce, gdyby próbowała zrobić coś niebezpiecznego.
- Nazwij różę, nazwij - nalegała głośniej. - Nazwij, żeby dać królowi sztylet. Nazwij, żeby domek z kart mógł stać nadal. Gdzie pobiegł króliczek, Alicja się martwi - kontynuowała. Blondyn spojrzał jej w oczy, ale uciekła wzrokiem.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi, wariatko - syknął, ale natychmiast tego pożałował, bo twarz dziewczyny wykrzywiła się pod wpływem gniewu.
- Nie rozumiesz najprostszych spraw, głupcze. Musisz nazwać tę, która mąci...
- Jedyną osobą, która cokolwiek komplikuje, jesteś ty - stwierdził.
- Idź i nazwij. W ciemności, gdzie rosną truskawki...
- Ty bredzisz, a ja to nie Cullen - nie mam zamiaru bawić się w twoje kalambury dla odmiennych umysłowo - sarknął. Drażnienie się z Alice nie było najlepszym pomysłem. Poderwała się z kanapy tak szybko, że nie zdążył zareagować. Popchnęła go na ścianę i zacisnęła swoją drobną dłoń na jego gardle. Gdyby użyła więcej siły, przebiliby się do sąsiedniego pomieszczenia. Na górze coś huknęło, ale nikt się nie odezwał.
- Pożałujesz tego, Whitlock. Odszczekasz każde słowo, laleczko, ale najpierw coś dla mnie zrobisz, jasne? Pójdziesz za zapachem truskawek, zaczekasz grzecznie, a potem zrobisz to, co wychodzi ci najlepiej - ostatnie słowo niemal wysyczała. Kiwnął głową delikatnie, nie widząc innego wyjścia, jak tylko zgodzić się z tym, co mówiła. Uśmiechnęła się promiennie w odpowiedzi, rozluźniła uchwyt dłoni, po czym złożyła na jego rozchylonych zdumieniem wargach delikatny pocałunek.
- Na szczęście - szepnęła, odsuwając się od blondyna. - Idź, już czas... Nazwij ją tak, jak tylko ty umiesz nazywać - dodała, wskazując na drzwi i usiadła w kącie pokoju, znów pogrążając się w odrętwieniu.
Patrzyła na swoją dłoń, trzymającą pióro. Obserwowała stalówkę, sunącą po papierze z cichym szelestem aprobaty. To były dobre słowa.
- A teraz napiszę to tysiąc razy, żeby wszystko miało sens - powiedziała do siebie, wciąż pisząc. List musiał być nieskazitelny, czysty i wzniosły. Co do litery. Wiedziała, że Rosalie z Emmettem stoją w drzwiach do pokoju, ale nie zwracała uwagi na to, co mówią. Nie miała na to czasu. Ostatnie słowo i koniec. Alice odłożyła pióro i spojrzała uważnie na kartkę.
*Trwonieniem ducha i hańbą plugawą
Jest wybuch żądzy; a zanim nastąpi,
Jest wiarołomną, morderczą i krwawą,
Dziką, okrutną, podstępów nie skąpi.
Dość ją nasycić, a niezwłocznie brzydzi.
Bezmyślnie za nią mkną, a gdy dopadną,
Bezmyślnie każdy wnet jej nienawidzi,
Jakby szał połknął wraz z przynętą zdradną.
W szale dopędza i w szale posiada.
Miała, czy chce mieć, czy ma - rozpasana.
Rozkosz- gdy rośnie, żałość - gdy opada;
Wcześniej - uciecha, a sen - gdy doznana.
Świat wie to. Jednak rzecz to niedociekła,
Jak wzgardzić niebem wiodącym do piekła?
PS. Tam, gdzie ty ją ukryłeś, ja ją znalazłem.
Edward zrozumie przekaz, bez wątpienia. Złożyła list na pół i podniosła się z krzesła. Em i Rose zajmowali się znów sobą w pokoju obok kuchni, więc mogła bezpiecznie wejść na piętro. Stanęła przed drzwiami do sypialni wciąż śpiącego wampira i przez chwilę na bladej twarzy widoczne były wyrzuty sumienia. Życie jest sztuką trudnych wyborów, a ona właśnie podjęła najważniejszą decyzję. Kluczową dla własnego istnienia. Nacisnęła klamkę i weszła do środka. Wszystko się zgadzało - Edward wciąż spał, osłabiony ranami i miesiącami dziwacznej, zwierzęcej diety. Usiadła na łóżku i pogłaskała jego miedziane, sterczące w różne strony włosy - zmierzwiła je bardziej i uśmiechnęła się czule. Chłopiec, który nie sprostał ciężarowi bycia potworem. Idealista, który zaryzykował własne istnienie dla przypadkowo spotkanej dziewczyny. Romantyk, któremu właśnie miała oznajmić najgorsze wieści z możliwych. Potrząsnęła wampirem za ramię, szepcząc jego imię. Otworzył oczy i natychmiast usiadł. Zasłoniła mu usta dłonią, nakazując milczenie.
- Przyniosłam ci list, Otello. Twoja Desdemona bawi się w śpiącą królewnę razem z panem sztyletu - powiedziała, podając mu kartkę. Wyszła z pokoju, nie czekając na odpowiedź. Po chwili domem wstrząsnął przeraźliwy krzyk, któremu wtórował odgłos tłuczonego szkła.
- Wybacz - szepnęła Alice, kładąc rękę w miejscu, gdzie kiedyś biło jej serce. Rosalie wbiegła na schody, promieniując złością.
- Co to było? - zapytała.
- Edward dostał list od Jago.
Brwi Rose podjechały do góry.
- Dom wariatów, kiedy Carlisle'a tu nie ma - stwierdziła blondynka, nakazując Alice gestem dłoni zejście na dół. Czarnowłosa wampirzyca zachichotała, po czym podbiegła do poręczy i zjechała po niej z wdziękiem. Blondynka sapnęła ze złością i zeszła na parter z dumnie uniesioną głową.
Jasper miał ochotę ucałować Alice w oba policzki. Biegł w kierunku domu - szczęśliwy i zaspokojony. Kiedy uświadomił sobie, czego dopuścił się Edward, prawie przewrócił się ze śmiechu. Tylko Masen mógł wpaść na tak idiotyczny pomysł i wierzyć, że uda mu się uratować taką naiwną gąskę. Wariatka zasłużyła na szczere przeprosiny i przynajmniej jeden dzień bycia miłym. W jasnych, złotych tęczówkach wampira migotały złośliwe iskierki. Na samą myśl, co zrobi Carlisle, gdy się dowie, że zdradził go własny dziedzic, Whitlock dostawał dreszczy. Nie mógł sobie tego lepiej wymarzyć. Odmieniec podpisał na siebie wyrok i Jasper nie miał nic przeciwko temu, żeby go wykonać. Wydawał się być stworzonym do roli kata. Nagle usłyszał wściekły ryk, a chwile po nim, odgłos tłuczonej szyby, instynktownie odbiegł mocno w bok, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jeśli teraz spotka się z Edwardem, odbierze sobie przynajmniej połowę zabawy.
Sięgnął po sztylet i, idąc w jej kierunku, wsączał w umysł Belli otępiające uczucie szczęścia, pozornego bezpieczeństwa. Kiedy zrozumiała, co się z nią dzieje, było już za późno. Nie mogła nawet drgnąć. Tylko oczy dziewczyny rozszerzyły się z przerażania, kiedy poczuła ostrze przecinające skórę nadgarstka. Próbowała krzyknąć, ale choć starała się z całych sił, udało się jej zaledwie zakwilić. Jasper pochylił się nad jej rękę i, oblizawszy chciwie ranę, zaczął ssać, mrucząc gardłowo. Smakowała wybornie. Dawkował sobie przyjemność umiejętnie. Łyk po łyku. Po chwili zrobił to samo z drugim nadgarstkiem, a jego ofiara zaczęła słabnąć. Posadził ją więc niczym osobliwą lalkę na podłodze i spojrzał w zrezygnowane, brązowe oczy. Skoro nie miała zamiaru walczyć - po cóż było się wysilać? Chwycił ją za włosy i odchylił głowę Belli na bok. Obserwował gęsią skórkę, pojawiającą się na karku. Przyłożył usta do szczupłej szyi, wyczuwając cały strach napędzający teraz organizm dziewczyny. Gdyby postarała się bardziej, mogłaby przełamać nałożone przez wampira polecenia, ale wydarzenia ostatnich dni kompletnie ją wyczerpały. Napawał się gasnącą nadzieją, przedłużając jeszcze o kilka sekund nieuniknione. A potem wbił zęby i ssał łapczywie, sycąc głód.
[link widoczny dla zalogowanych]
Edward opadł na kolana przy ciele Belli. Wyglądała groteskowo. Trupio blada, z oczami rozszerzonymi strachem. Od razu zauważył charakterystyczne dla upodobań Jaspera nacięcia na nadgarstkach dziewczyny. Miał ochotę urwać mu głowę. Podejść, chwycić te blond kudły i oderwać łeb od reszty ciała - tego pragnął. W powietrzu wciąż czuł zapach krwi, ale gniew wziął górę nad instynktem. Nie czuł głodu, jedynie furię. Ryknął wściekle, podrywając się do góry. Chwycił stary fotel i rzucił nim o ścianę tak, że mebel rozpadł się na kawałki. Nie tak miało być! Nie tak! Odwrócił się i spojrzał na zwłoki. Wrzasnął opętańczo, miotając się po pomieszczeniu i niszcząc kolejne sprzęty. A potem nagle zamilkł, opadł znów przy niej, chwycił ją w ramiona i, kołysząc się w przód i w tył, zaczął szeptać modlitwę przeplataną słowami pełnymi złości, pogardy i chęci zemsty.
* William Shakespeare - Sonet CXXIX
Tłumaczenie: Maciej Słomczyński
Wydawnictwo "Cassiopeia", 1992 |
Post został pochwalony 2 razy
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Pon 15:32, 15 Cze 2009 |
|
Przeklejone z literackiego:
Kocham cię za ten odcinek. Chcesz? Pomnik ci wystawię! A także ołtarz, na którym będę paliła świeczki i składała krwawe ofiary. Nie proś o kadzidła, bo kadzideł nie znoszę.
A poważnie - po tym kawałku mogłam myśleć tylko jedno, ale nie przejdzie cenzury. W sumie niby wiedziałam, co planujesz, ale jak głupia myślałam, że może zmienisz zdanie albo zapomnisz?
Relacja Alice - Jasper jest przecudna... nieee, świetna? Też nie... Marny ze mnie pisarz, że się wyklawiaturzyć nie mogę. Sposób, w jaki ukazałaś te postacie jest bardzo ciekawy. Jej wierszowanie, przepowiadanie... zaczęłam się zastanawiać, ile z tego wszystkiego jest prawdziwym szaleństwem, a ile chłodną kalkulacją i celowym odgrywaniem walniętego medium. I powiem ci szczerze - nie znajduję odpowiedzi. Podoba mi się ten twój Jasper. Robi za opiekuna Alice, ale z drugiej strony to wyjątkowo wredny skurczygnat. Jego radość z zabijania jest... hmm, jak by to ująć? Zrobiło mi się nieprzyjemnie. Zazwyczaj radość jakiejś osoby jest ciepła i ujmująca. Jasper odczuwa ją na zimno. Podły, podstępny... nie będę się wyrażać, ale jak napiszę "syn pani lekkich obyczajów" to chyba będzie wiadomo, o co chodzi.
Z drugiej strony jest Alice. Co jej chodzi po łbie? Czy Bella jej zagrażała? A może raczej Edward? Jeśli Carlisle się dowie o jego zdradzie, zapewne chłopak poniesie karę. Usunie się zatem z horyzontu.
Jeszcze jedno. Zasługujesz na brawa za odwagę. Zabić Bellę nim, ku uciesze gawiedzi, rozwinął się romans i parka nacieszyła się sobą, to nie lada wyczyn. Mam nadzieję, że nie zostaniesz za to zlinczowana, ale w razie czego będę cię bronić własną piersią.
Dobry był ten odcinek. Bardzo, bardzo dobry. A kiedy już będzie całe Nienasycenie to je sobie wydrukuję i jeszcze raz na spokojnie, do poduchy przeczytam.
Weny!
jędza thin |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Pon 20:50, 15 Cze 2009 |
|
Zabiłaś mnie, dostałam sztyletem Jaspera prosto w serce.
Miałam nadzieję do samego końca... do zdania, które ostatecznie rozwiało ją, nikłą:
Cytat: |
Odwrócił się i spojrzał na zwłoki. |
Jeszcze to wcześniejsze ciało mnie nie przekonało... chlip, chlip
Nie oczekiwałam cukierkowego zwięczenia wątku E&B, ale hmm myślałam, że będzie się kroić coś więcej.
Wizję Alice były tak przemyślane i doopracowane, że dopiero później skojarzyłam, o co chodzi z tymi truskawkami, o ja, głupia!
Jasper podobał mi się jako oprawca, lecz ofiary mógł nie wyssać do końca, liczyłam, że Ed zdąży. Teraz oczekiwałabym krwawej bratobójczj jatki, ale zapewne szykujesz nam już coś innego, nie mniej zaskakującego niż ta odsłona.
We wszystkim zgadzam się z thin! Pomników Ci stawiać nie będę, pomnikiem niech będzie ten ffik. Najważniejsze jest to, że nie możesz się go wstydzić, pomimo gruntu na jakim wyrósł (no nie oszukujmy się, Meyer nie może być naszym wzorcem). Grunt ten to tylko zapożyczenie postaci, całość jest o klasę, ba, dwie klasy wyższa. Dojrzalsza i dla innego odbiorcy! Zdecydowanie!
O Alice się nie wypowiedziałam... podoba mi się, że jej wizje są nie jak obrazy, a jak proroctwa. Jest takim wampirzym sfinksem. :)
No i dobrze, że nie jest kanoniczna. Słodkiej Alice, zakupoholiczki mam już po dziurki w nosie.
A nóż autorstwa M. wymiata! Chłopak ma talent. Niech nam jeszcze coś skubnie. :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mercy
Zły wampir
Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 305 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 33 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Krainy Wróżek
|
Wysłany:
Pon 21:01, 15 Cze 2009 |
|
Nie wypowiadałam się do tej pory, ale po prostu jestem oczarowana Twoim stylem, zawładnęłaś mną zupełnie... z każdym nowym rozdziałem nie mogłam wyjść z podziwu nad pomysłem... szkoda tylko że aż tak tragicznie się dzieje... nie żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało, ale tyle śmierci i niespotykany charakter bohaterów wręcz przyciąga czytelnika... szkoda że ta biedna i naiwna Bella zginęła, ale do końca jeszcze daleko, także mam nadzieje że wszystko się wyjaśni, nie oczekuje nie wiadomo czego, czekam jedynie na kolejne części, które zapewne w Twoim wykonaniu będą jeszcze lepsze od poprzednich...
Życzę weny w pisaniu.
Mercy |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
AngelsDream
Dobry wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 108 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pon 21:15, 15 Cze 2009 |
|
Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa, zdecydowanie szykuję wam parę załamań emocjonalnych - taki już mam styl, ale o głównych bohaterów się nie martwcie. Powoli wynurza się pomysł na drugą część - myślę, że spodoba się wielbicielom wyciągania słabo opisanych w kanonie postaci, ale wiadomo, że ja wszystko widzę po swojemu.
Każda śmierć jest od początku zaplanowana i wpleciona - giną ci, którzy zginąć mieli, żeby żyć mogli ci, którym przeznaczone jest zagrać główne skrzypce Spełnienia. Jeśli kogoś to rozczarowuje, zniesmacza, przeraża lub obrzydza, cóż mogę rzec? Nie jest mi przykro. Ten tekst miał poruszać. Wszystkie możliwe struny, jakie mogłam znaleźć w człowieku. Każda postać to przemyślana konstrukcja, chociaż nie twierdzę, że wszystko jest zawsze czysto logiczne - sam pomysł na Alice wyklucza logikę... Ale to dobra Alice - pokochałam ją taką. Teraz trzeba popracować, żeby ktoś inny też zwrócił na nią uwagę. W końcu pomaga mu iść po trupach do celu, dosłownie.
To co - mogę liczyć na was podczas drugiej części? Chciałabym też podziękować Mercy za komentarz. Każdy taki "nowy" czytelnik to dla mnie dowód, że mój wysiłek nie idzie na marne.
Mam nadzieję, że William Shakespeare nie przewraca się w grobie przeze mnie i moje nawiązania. Pozdrawiam serdecznie również cichych czytelników. Nieśmiałych zapraszam na PW - nie gryzę!
Mocno... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Wto 11:21, 16 Cze 2009 |
|
Fenomenalny rodział. Zaskoczyłaś mnie tym uśmierceniem Belli, miałam nadzieję że jednak Edward zdąrzy i ją jakoś uratuje... Ale niestety nie zdąrzył. Twoja Alice jest fantastyczna, jej przepowiadanie przyszłości sa genialne - tak pogmatwane, tak tajemnicze a jednak możliwe do zinterpretowania:) Ciekawi mnie jak Carlise zareaguje na wybryk Edwarda - chyba bardzo mocna się zdenerwuje a i jak będzie wyglądało spotkanie Edwarda z Jasperem.
Pełna ciekawości, czekam w niecierpliwości na kolejny rozdział! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Oldź
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2008
Posty: 552 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 21:46, 22 Cze 2009 |
|
Tak dawno tu nie zaglądałam, a dopiero teraz mogłam skosztować tego rarytasu i to w jakiej dawce i intensywności. Taka akcja i opisy, że czytałam z otwartą buzią (aż zaraz muszę iść do kuchni się napić, bo w ustach mi zaschło). Wizje Alice - cudne! Edward jeszcze bardziej tajemniczy i emocjonalny niż w sadze S. Meyer. Bella mimo, że już nie żyje to wciąż mam wrażenie, że to nie koniec jej historii. Widziałam, że ktoś komentował dialogi. Jak dla mnie są świetne (a może ja nie mam prawa głosu, bo w nich naprawdę jestem kiepska). Jakby tu teraz streścić w pigułce wszystko: akcja - szybka, dynamiczna, bardzo zaskakująca, wciągająca jak trąba powietrzna czytelnika; postaci - odmienne charaktery, bogate, wyraziste, konkretne, ciekawe; dialogi - naturalne, nie mam nic do zarzucenia; pomysłowość - czy ja tu w ogóle muszę coś pisać? Jestem totalnie zauroczona. Opowiadanie z klimatem, a takich teraz mało. Dziękuję :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Wto 14:01, 23 Cze 2009 |
|
Ach jestem pod dużym wrażeniem... Musze niechętnie przyznać, że z początku czytania Twojego ff nie do końca rozumiała go tak szczerze ale teraz jestem pod wrażeniem!!!
Wykazałaś się nie lada odwagą uśmiercając Bellę przed odkryciem miłości Edwarda do niej... co mnie cieszy, przynajmniej nie będę czytać kolejnego love story B&E... przyznaje, że postać Alice w sadze Zmierzch mnie urzekła i jestem jej "fanką" (nie w pełnym tego słowa znaczeniu nie mam jakiejś obsesji na jej punkcie) ale tu w tym opowiadaniu Alice przedstawiona jako mała wariatka z różnymi wizjami przyszłości gadająca jakimiś zagadkowymi wierszami opisującymi jej wizje i wskazującą drogę do Belli to po prostu cudooo... i jeszcze jej spotkanie z Carlislem jak wyskoczyła z szpitala psychiatrycznego i zaczęła się śmiać na jego widok, jej pewność siebie... wspaniałe :)
WENY
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Czw 11:36, 25 Cze 2009 |
|
Świetny FF. Miałam już dość tych "żyli długo i szczęśliwie" zakończeń. Tu widać prawdziwe wampiry. Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów.
Weny:):) |
|
|
|
|
bluelulu
Dobry wampir
Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 85 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo
|
Wysłany:
Sob 22:52, 27 Cze 2009 |
|
o Boże, dziewczyno ale masz pisane!
czytałam to z zapartym tchem, coś pięknego!
niesamowite .
podoba mi się odejście od tego co zwykle, czyli cudownego zakończenia "i żyli długo i szczęsliwie..." świetnie opisujesz emocje , sytuacje , doprawdy jest się w stanie przenieść z bohaterami do tego lasu, domku...
ciekawa żem co z Jakem (c: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
AngelsDream
Dobry wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 108 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Czw 21:20, 02 Lip 2009 |
|
Historia powoli się kończy...
XV
Carlisle od razu zauważył Jaspera, zmierzającego w kierunku domu. Blondyn zdawał się czymś poruszony - uśmiechał się przerażająco perfidnie, co nie wróżyło niczego dobrego. Odwrócił głowę w stronę Cullena i puścił do niego oko, z bezczelną miną, świadczącą, że jest z siebie dumny. W odpowiedzi wampir uniósł pytająco brwi, ale Whitlock otworzył przed nim drzwi willi i skłonił się dworsko, przepuszczając go bez słowa przed sobą. W korytarzyku stała Alice, która rzuciła się ojcu na szyję, ściskając go tak mocno, jakby wyjechał na kilka dziesięcioleci.
- Radziłbym się pospieszyć - mruknął za nimi Jasper. - Zaraz rozpęta się tu piekło - dodał po znaczącej przerwie. Carlisle wyplątał się z ramion dziewczyny i odwrócił się do swojego syna, mówiąc:
- Widzę, że nie tylko ja mam coś ważnego do powiedzenia. - Chrząknął. - Zawołaj Rose do kuchni, maleńka - szepnął do Alice i przeszedł przez przedpokój i salon do kuchni. Jasper udał się za nim. Po chwili, dołączyła do nich zdziwiona Rosalie.
- O co chodzi? - zapytała, nie marnując czasu na zbędne wstępy.
Młodszy z mężczyzn dał znak, że chciałby zacząć i zerknął na drugiego, który kiwnął głową z aprobatą.
- Edward nie zabił tamtej dziewczyny - zaczął blondyn.
- Jak to? - zapytała pozostała dwójka równocześnie.
- On ją przed nami ukrywał w domku gościnnym. Musiał ją wypuścić wczoraj w nocy, ale dziś wróciła tam, szukając go. Gdyby nie Alice, nigdy bym się o tym nie dowiedział, ale ona uparła się, żebym poszedł za zapachem truskawek i zrobił to, co robię najlepiej.
Rose zacisnęła dłonie w pięści, Carlisle zgrzytnął zębami - wyglądali oboje, jakby ktoś nagle poraził ich prądem. To było nie do pomyślenia. Narazić rodzinę i tajemnicę dla mało znaczącej dziewuchy, niczym nie różniącej się od reszty. Gdyby chodziło o pragnienie przemieniania jej w wampira, może jeszcze jakoś by to przełknęli, ale Masen najwyraźniej zrobił wszystko, żeby ta nędzna kreatura przeżyła jako człowiek.
- Gdzie on teraz jest? - warknął Cullen.
- Kontempluje ciało damy swojego serca. - Głos Jaspera ociekał sarkazmem i samozadowoleniem.
- Dobrze zrobiłeś, synu - szepnął w odpowiedzi blondyn. - Wszystko się sypie, wszystko - dodał po chwili. Rosalie wyglądała na zdezorintowaną. Nie spodziewała się, że ten rudy wymoczek jest zdolny do czegoś takiego. Kłamstwa i zdrada nie pasowały do jego wrażliwej natury filozofa. Co takiego miała w sobie dziewczyna o brązowych włosach, że aż tak zamąciła Edwardowi w głowie? Czemu była tak głupia, że wróciła z powrotem, chociaż ją uwolnił? Dla czego narażała swoje nędzne życie?
Emmett oparł się o ścianę i patrzył na drzwi oddzielające przedpokój od salonu. W każdej chwili mógł przez nie wpaść wściekły, rozżalony wampir, gotowy zabić każdego, kto stanie mu na drodze. Jeszcze nie wiedział, co dokładnie się stało, ale znalazł na podłodze list - poznał charakter pisma Jaspera, a, sądząc po zacytowanym sonecie, adresatem wiadomości był Edward. Coś się wydarzyło między tymi dwoma - coś istotnego, co wisiało w powietrzu od dawna. Zerknął na Alice, która bez wątpienia przyczyniła się do takiego rozwiązania sytuacji. Dziewczyna siedziała spokojnie na kanapie - z przymkniętymi powiekami wydawała się drzemać, ale tak naprawdę była czujna i zwarta, w każdej chwili zdolna poderwać się i walczyć. Ten, kto jej nie doceniał, musiał być głupcem. Może z tego wynikała prawdziwa niechęć Rosalie - z zazdrości o to, że sama nigdy nie będzie tak przydatna. Czarnowłosa wampirzyca uśmiechnęła się leciutko i wstała z wdziękiem, wyciągając dłoń w kierunku mężczyzny.
- Tam będziesz bardziej potrzebny - szepnęła, a on podał jej rękę. Gdziekolwiek chciała go zaprowadzić, wydawało się słusznym słuchać. Ona jedna rozumiała, co naprawdę dzieje się w tym domu.
Gdybyś tylko spojrzał na mniej inaczej. Gdybyś zobaczył to, co czuję. Patrzysz na moje szaleństwo - tylko je widzisz, nie dostrzegając, że za nim kryje się pasja. Czuję coś do ciebie. Ale nie chcę tego nazywać, boję się, że to wszystko zmieni i będę się męczyć jeszcze bardziej. Masz swoje cele i dążysz do nich za wszelką cenę. Ja mogę tylko cię wspierać. Z boku, milcząc i nie narzucając swojej obecności. Na wspomnienie pocałunku, który ukradła wcześniej, Alice uśmiechnęła się mimowolnie, a potem wstała z kanapy, przepełniona pewnością, że wszystko dobrze się ułoży.
Rosły wampir wydawał się skrępowany, kiedy zrozumiał, że dziewczyna prowadzi go do kuchni.
- Nie powinniśmy - szepnął wstydliwie, co tworzyło dość groteskowe połączenie z jego posturą zapaśnika.
- Musimy - stwierdziła twardo i pociągnęła go lekko, wyczuwając opór. Mógł mieć tylko nadzieję, że ona naprawdę wie, co robi. Dla Carlisle'a był tylko dodatkiem do Rosalie i gdyby nie blondynka, pewnie już by nie żył. Na szczęście Cullen traktował ją inaczej. Zresztą, on do każdego miał indywidualne podejście. Właśnie w tym tkwiła jego potęga - potrafił zjednać sobie różne osoby. Jeśli to nie działało - obserwował ofiarę, znajdował czuły punkt, który potem wykorzystywał bezlitośnie. Em nie marzył o władzy i potędze - życie u boku inteligentnej i ambitnej Rose zaspakajało większość potrzeb bruneta, a on sam tonował trudny charakter kobiety, więc był przydatny. Na takiej samej zasadzie jak wygodny fotel czy bieżąca woda. Można bez nich żyć, ale skoro już są, po co sobie utrudniać? Alice natomiast nie zwracała uwagi na hierarchię władzy - zdawała się stać ponad takimi podziałami. A może po prostu wyczuwała, na jak wiele pozwala jej ojciec? Bez wahania nacisnęła klamkę i przez ledwie uchylone drzwi wślizgnęła się do środka, ciągnąc mężczyznę za sobą.
- Bądź gotów - szepnęła tak cicho, że usłyszał ją tylko Emmett.
Cała trójka zamilkła, gdy drzwi stanęły otworem i pojawiła się w nich zmierzwiona czupryna wampirzycy, która bez słowa weszła do pomieszczenia, prowadząc za sobą dwumetrowego, spiętego mężczyznę.
- Czy mogę wiedzieć, co to ma znaczyć? - zapytał Carlisle, piorunując parę wzrokiem.
- Nie będziemy podsłuchiwać tato, bo nic nie musisz im mówić - odpowiedziała Alice i zrobiła poważną minę, która kontrastowała z wyglądem małej dziewczynki - wiecznego elfa, zaplątanego we własnych myślach.
- Czego nie musisz nam mówić? - zainteresowała się Rose, ignorując to, że stojący obok niej Jasper daje znak ręką, żeby zamilkła. Zanim ktokolwiek jeszcze zdążył się odezwać, pierwsze drzwi domu zostały wyważone, a chwilę później do kuchni wbiegł, warcząc Edward.
Jak wiele sił kosztowało go pozostawienie ciała Belli, wiedział tylko on sam. Mógł spędzić wieczność, opłakując bez łez tę okrutną, niepotrzebną śmierć. Kolejną, którą wziął na swoje sumienie. Bezsilność rozsierdzała go, potęgując gniew i żal. Skoro i tak wszystko stracone, nie musiał się dłużej ograniczać. Chciał zabić, rozszarpać, ukarać, a potem sam umrzeć, wiedząc, że dla takich, jak on po tamtej stronie nie ma nic. Stracił duszę w dniu przemiany - wyplątała się ze słabej i kruchej skorupy, ulatując gdzieś, gdzie potwory nie miały wstępu. Był bestią i chciał się tak zachować, nie bacząc na konsekwencje. Ułożył zwłoki delikatnie na podłodze, pogłaskał czule blady policzek i załkał, patrząc w zamglone, puste, brązowe oczy. Całując delikatnie zimne usta, położył palce na rozwartych powiekach Belli, by choć odrobinę je przymknąć. Co było nie tak z tą bajką, że śpiąca królewna nie mogła się obudzić? Ułożył jej ręce wzdłuż ciała, wyprostował nogi, a potem sięgnął do włosów, wplatając w nie palce z wahaniem. Próbował zrobić wszystko, by wyglądała tak, jakby zasnęła. Tak chciał ją zapamiętać, chociaż wiedział, że nie będzie miał kiedy jej wspominać.
- Żegnaj, Bello - szepnął, muskając blade czoło i wybiegł z domu, nie oglądając się za siebie.
Rosalie warknęła ostrzegawczo, zasłaniając Carlisle'a, Jasper przykucnął, szykując się do ataku, a Alice delikatnie dotknęła ręki Emmetta, kiwając lekko głową. Edward rzucił się w kierunku młodszego blondyna, obnażając zęby, ale już po chwili szarpał się w stalowym uścisku ramion bruneta. Wszyscy otrząsnęli się z szoku. Whitlock wyprostował się, poprawiając ubranie, a blondynka niepewnie odsunęła się od przywódcy, wyczuwając, że to on ma ostatnie słowo.
- Czy wiesz, że dopuściłeś się zdrady? - zapytał cicho najstarszy wampir.
Edward przestał walczyć, zacisnął wargi tak, że utworzyły wąską kreskę i spojrzał swojemu twórcy prosto w oczy.
- Czy wiesz, że dopuściłeś się zdrady?! - powtórzył głośniej, ale odpowiedziała mu tylko cisza. Alice przyglądała się scenie ze znudzeniem wypisanym na twarzy, powoli zmieniającym się w zaciekawienie. Tak jakby oglądała kolejny raz ten sam film, w którym najważniejsze miało się dopiero wydarzyć.
- On zabił kogoś, kogo nie miał prawa tknąć - syknął Edward. Jasper warknął, ale Carlisle uciszył go gestem dłoni.
- Spotka go to, na co zasługuje - odparł tajemniczo. - Co się zaś tyczy ciebie, mój synu - kontynuował, powodując konsternację i zmieszanie u wszystkich. - Nie mam w tej sytuacji wyboru. Muszę ci wybaczyć. - Przyłożył dłoń do policzka Masena i pogłaskał lekko. Rose była w szoku, Emmett również, Jasper sapnął z wściekłością, zerkając na szczerzącą w uśmiechu zęby Alice. - Czy to cię satysfakcjonuje? - zapytał, a Edward automatycznie skinął głową.
Stali naprzeciwko siebie, ukryci między drzewami. Niebo jaśniało powoli, zwiastując nadchodzący świt, a jednak żaden z nich nie drgnął. Starszy mówił coś cicho, a młodszy zdawał się tonąć w ledwie słyszalnych słowach, jak w muzyce.
- Mamy mało czasu - powiedział głośniej Carlisle.
- Czy to konieczne? - zapytał towarzyszący mu młodzieniec, kuląc nieznacznie ramiona.
- To mój warunek - czy wymagam aż tak wiele za to, co chcę ci dać? - Głos Cullena brzmiał pewnie i wyniośle.
- Zgadzam się - odpowiedział Jasper i wyprostował plecy. Wydawało się, że w tym samym momencie jego twarz postarzała się i spoważniała, chociaż było to tylko złudzenie. Nadal wyglądał tak samo, jak w dniu przemiany. Przystojny, mroczny, o nieodgadnionym spojrzeniu.
- Nie miałeś wyjścia. Ta rozmowa to tylko formalność - stwierdził, naciskając paznokciem na skórę na nadgarstku. Kiedy pojawiła się pierwsza kropla krwi, podsunął rękę do warg swojego dziedzica, niemal je muskając. Zrobił to, co powinien zrobić już dawno. Jasper pił ostrożnie, wzdragając się z bólu. Cierpienie przypieczętowało przysięgę, nadając słowu "lojalność" nowy, głębszy sens. W końcu, kiedy sam był już na granicy wytrzymałości, wyszarpnął nadgarstek, a rana zaczęła się powoli goić. Whitlock opadł na kolana, chwytając się za gardło i kaszląc.
- Wiesz, co masz robić - powiedział Carlisle i odwrócił się w kierunku domu. W uszach dźwięczał mu jęk bólu, który trawił teraz ciało młodszego wampira. Wiedział, że za kilkanaście minut wszystko się unormuje, a jednak nie potrafił się zmusić, żeby stać tam i czekać. Podświadomie czuł, że pewny siebie blondyn nie chciał, by ktokolwiek oglądał go w takim stanie. Nie było mu go żal - w naturze niczego nie dostawało się za darmo. Prawdziwa potęga zawsze wiele kosztuje, w tym przypadku ceną była udręka ze szczyptą upokorzenia. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Czw 22:17, 02 Lip 2009 |
|
Muszę przyznać, że ostatnio ogarnął mnie jakiś ogromny leń co to czytania opowidań na forum. Nie mam ochoty zaczynać niczego nowego bo większość ff jest oklepana i ciagle pojawiają się te same pomysły. Jeśli chodzi o czytanie tego co już kiedyś zaczęłam też mam pewne opory.
Jednak gdy zobaczyłam, że pojawił się następny rozdział Nienasycenia, niewiele myśląc weszłam. I znowu niesamowicie mnie wciągnęło.
Musisz mi wybaczyć, ale kolejny raz będę się rozczulać nad Twoją Alice, która jest niepowtarzalna, cudna, a w tym opowidaniu po prostu nie może być inna. Decyzja Carlisla o nie ukaraniu Edwarda wywołała u mnie naprawdę duży szok. Oj tego się zdecydowanie nie podziwałam :)
Wszystko w Twoim opowidaniu jest niesamowicie dopracowane. Pomysł jest innowacyjny, a dla mnie to jest ostatnio najważniejsze. Poza tym język, którym piszesz - bajeczny.
Martwi mnie trochę fakt, że zostało tak niedużo do końca. Ale mam jeszcze pięć rozdziałów, żeby się z tym pogodzić ^^
Z niecierpliwością czkekam na ciąg dalszy
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|