|
Autor |
Wiadomość |
KoSa
Nowonarodzony
Dołączył: 27 Mar 2009
Posty: 37 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Ojca i Matki
|
Wysłany:
Pon 16:42, 11 Maj 2009 |
|
Hmmmmmmm Bella kawał******.... świetne opowiadanie...Ciekawy opis pikantnych scen:D..A jeśli chodzi o Edwarda to ja się chętnie nim zaopiekuję...Sorry ale Bella naprawdę przesadziła mówiąc w prost po co był jej Edward a na dodatek nic nie tłumacząc...Ja na jej miejscu bym skłamała i czerpała bym z obu korzyści...Widziałabym i na dodatek miała bym świetnego faceta jak to autorka powiedziała z ogromnym przyrodzeniem hihihi...A jeśli chodzi o facetów to liczy się jeszcze charakter, a Bella w tym opowiadaniu raczej ma spieprzony więc drugiego tak zakochanego durnia (przepraszam za wyrażenie) może nie znaleźć...Takie realia... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
aramgad
Wilkołak
Dołączył: 10 Mar 2009
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 14:03, 13 Maj 2009 |
|
Uwielbiam czytać Wasze komentarze, dzięki, bardzo motywujecie!
Mówicie, że nieładnie przerwałam, więc dodaję dziś kolejne części.
Aż się boję Waszej reakcji, ale cóż - przedstawienie musi trwać
Wciąż waham się co do zakończenia. Kończę już 24 rozdział, zobaczymy :D
Beta Kristenhn
ROZDZIAŁ XVIII - ROZSTANIE
Edward
Szliśmy w milczeniu przez rezydencję. Całą drogę mocno trzymałem jej dłoń i układałem sobie w głowie to, co przed chwilą się wydarzyło. Zastanawiałem się, co mam jej powiedzieć i co ona powie mi. W głębi duszy ciągle miałem nadzieję, że chociaż część z tego, co zostało powiedziane, okaże się nieprawdą, że to wszystko nie oznacza rozstania. Wyszliśmy z posiadłości i udaliśmy się do ogrodu. Posadziłem Bells na ławce i usiadłem.
- Isabello – zacząłem – uwierz mi, nie miałem pojęcia, że nie widzisz z mojego powodu. Nawet jeśli prowadził Seth, to i tak czuję się winny. Okropnie męczy mnie także zachowanie ojca w stosunku do ciebie.
- Edwardzie, błagam, przestań się kajać przede mną. Czy ty nie widzisz, że cię wykorzystałam? Czemu tobie jest przykro?
- Bo cię kocham.
- Nie bądź śmieszny, Edwardzie – parsknęła. – Znamy się dwa tygodnie. Mało rozmawiamy, więc nawet nie wiemy o sobie zbyt wiele. Łączył nas seks, dobry seks. To wszystko.
- Nieprawda! – Pokręciłem głową, a w oczach pojawiły się łzy. – Nie wierzę, że nic do mnie nie czujesz. Myślałem, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, ale poznałem ciebie…
- Edwardzie, byłeś dla mnie instrumentem, przykro mi. Wykorzystałam cię – mam ci to przeliterować, abyś zrozumiał? Nie jestem najlepszym człowiekiem. Nie wierzę także w miłość od pierwszego wejrzenia, bo jakbyś nie zauważył, jestem ślepa. – Wybuchła śmiechem.
- Bello, błagam cię, nie odpychaj mnie… – Byłem już na skraju załamania. – Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczysz.
- Jesteś nieznośny! Edwardzie, jedyne czego żałuję w tej chwili to tego, że ta rozmowa nie odbyła się nazajutrz – miałam nadzieję na pożegnalny seks! Chociaż już wczoraj zapobiegawczo dałam z siebie wszystko.
Zadała mi ostateczny cios, wypowiadając te słowa. Ona faktycznie wszystko sobie zaplanowała, nawet pieprzenie na „do widzenia”. Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie zranił, ale nigdy też w moim życiu nie było kogoś takiego jak Bella.
- Ja się tak łatwo nie poddam! Jeszcze ci udowodnię, że i ty mnie kochasz!
- Czy to groźba? – Zaśmiała się ironicznie. – Mam się bać? A może powinnam zatrudnić ochronę?
Nie odpowiedziałem. Złapałem ją w ramiona i mocno przycisnąłem swoje wargi do jej. Nawet nie drgnęła. Odszedłem, zostawiając ją samą w nieznanym miejscu. Czułem się jak mały, skrzywdzony chłopiec. Biegłem przez ogród, co chwila potykając się o jakieś gałęzie, a łzy same cisnęły mi się do oczu.
- Będę o ciebie walczył, Isabello! – krzyknąłem i upadłem na trawę. Leżałem tak dobre dwie godziny, analizując każdą minutę od momentu naszego pierwszego spotkania. Będę walczył! – obiecałem sobie w myślach.
Bella
Szliśmy w milczeniu przez rezydencję. Całą drogę mocno trzymał moją dłoń. Pewnie zastanawiał się, co ma mi powiedzieć. Ja także nad tym myślałam. Nie wiedziałam, czy wyznać mu prawdę już teraz, czy może udać niewiniątko i zabawić się jeszcze ostatni raz.
Wykładałam sobie w głowie wszystkie za i przeciw, postanowiłam jednak być odrobinę ludzka i dać mu już święty spokój. Tak, zakończę tę farsę! Wyszliśmy z posiadłości i udaliśmy się do ogrodu. Posadził mnie na ławce i usiadł obok.
- Isabello – zaczął – uwierz mi, nie miałem pojęcia, że nie widzisz z mojego powodu. Nawet jeśli prowadził Seth, to i tak czuję się winny. Okropnie męczy mnie także zachowanie ojca w stosunku do ciebie.
- Edwardzie, błagam, przestań się kajać przede mną. Czy ty nie widzisz, że cię wykorzystałam? Czemu tobie jest przykro? – Wkurzał mnie niemiłosiernie. Nie miałam siły go słuchać.
- Bo cię kocham.
Tego już było za wiele! Jak on śmie być tak głupi?! To nie jest normalne. Miałam ochotę mu przywalić. Zacisnęłam pięści. Nie, nie mogę tego zrobić. Bello, oddychaj – uspokajałam samą siebie. Wzięłam głęboki wdech, co okazało się błędem. Natychmiast poczułam zapach Edwarda. Siedział tak blisko, wystarczyło przysunąć się odrobinę i… NIE! Sprzeczne myśli krzyczały na siebie. W mojej głowie powstały dwa obozowiska, próbujące zwalczyć się nawzajem. Dość!
- Nie bądź śmieszny, Edwardzie – parsknęłam, starając się brzmieć poważnie. – Znamy się dwa tygodnie. Mało rozmawiamy, więc nawet nie wiemy o sobie zbyt wiele. Łączył nas seks, dobry seks. To wszystko.
Myślę, że to był ten przysłowiowy gwóźdź do trumny. I niewiele się pomyliłam.
- Nieprawda! – krzyknął. – Nie wierzę, że nic do mnie nie czujesz. Myślałem, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, ale poznałem ciebie…
Nie mogłam tego słuchać. Boże on jest taki żałosny! Poczułam delikatny, słony zapach i usłyszałam, że Edward cicho pociąga nosem. Cholera, on płakał. Przez chwilę poczułam wyrzuty sumienia, chciałam go przytulić z czysto ludzkiego odruchu, ale natychmiast przywołałam się do porządku.
- Edwardzie, byłeś dla mnie instrumentem, przykro mi. Wykorzystałam cię – mam ci to przeliterować, abyś zrozumiał? Nie jestem dobrym człowiekiem. Nie wierzę także w miłość od pierwszego wejrzenia, bo jakbyś nie zauważył, jestem ślepa! - Piękna riposta, byłam z siebie dumna. W moim przypadku nieprawdziwe było nawet stwierdzenie, że miłość jest ślepa – miłość w świecie Belli Swan nie istnieje!
- Bello, błagam cię, nie odpychaj mnie… – Głos mu się trząsł. – Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczysz.
Wiedziałam to, a przynajmniej się domyślałam. Niewiele jednak mnie to obchodziło.
- Jesteś nieznośny! Edwardzie, jedyne czego żałuję w tej chwili, to tego, że ta rozmowa nie odbyła się nazajutrz – miałam nadzieję na pożegnalny seks! Chociaż już wczoraj, zapobiegawczo dałam z siebie wszystko.
To akurat była prawda. Żałowałam, że Edward tak szybko postanowił odwiedzić rodziców – liczyłam na jeszcze parę miesięcy zabawy. Ach, ci faceci, wszystko potrafią zepsuć.
- Ja się tak łatwo nie poddam! Jeszcze ci udowodnię, że i ty mnie kochasz!
Bałam się, że zechce spełnić swoją obietnicę. Bałam się, że mu ulegnę, nie tego że go pokocham, ale że zacznę tą miłość udawać, aby mieć go znów dla siebie. Nie wiedziałam, czemu, ale naprawdę nie chciałam go więcej krzywdzić.
- Czy to groźba? – Zaśmiałam się niemal histerycznie. - Mam się bać? A może powinnam zatrudnić ochronę?
Nie odpowiedział. Złapał mnie i pocałował łapczywie. Chciałam odwzajemnić pocałunek, on był taki pociągający. Nie drgnęłam, jednak. Puścił mnie. Odszedł, zostawiając mnie samą w nieznanym mi miejscu. Słyszałam, jak biegnie przez ogród.
- Będę o ciebie walczył, Isabello! – krzyknął i prawdopodobnie się przewrócił, bo usłyszałam trzask łamanych gałązek.
Niedoczekanie! Uparty jak osioł! Trzeba będzie go jakoś zniechęcić – pomyślałam i nie wiedząc, dlaczego pierwszy do głowy przyszedł mi James. Niedoczekanie– powtórzyłam w myślach.
ROZDZIAŁ XIX - NIEDOCZEKANIE
Bella
Edward do szkoły miał wrócić sam. Nie było mowy, abym mu towarzyszyła w drodze powrotnej ani żebym została na cały weekend. Odwiózł mnie szofer Carlisle’a, jeszcze tego samego dnia. Zmęczona wydarzeniami dzisiejszego przedpołudnia, zasnęłam chwilę po tym, jak kierowca odpalił silnik. Tym razem nie śniło mi się nic. Nagle poczułam, że ktoś szturcha moje ramię.
- Panno Swan…
- Hmm...
- Panno Swan…
W przebijającym się do mojej świadomości głosie, rozpoznałam szofera. Otworzyłam moje martwe oczy. Robiłam to bardziej z przyzwyczajenia niż konieczności.
- Obudziłaś się? Jesteśmy na miejscu – powiedział grzecznie.
- To wspaniale. – Uśmiechnęłam się. – Proszę, odprowadź mnie do drzwi, dalej dam sobie radę!
- Oczywiście.
Wysiedliśmy i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę akademika.
- Jesteśmy przy schodach – powiedział szofer.
- Dalej pójdę sama, proszę podać mi torbę.
- Bells, Bells! – Usłyszałam wołanie brata. – Czekaj, już biegnę.
- Widzę, że zostawiam cię w dobrych rękach – zwrócił się do mnie kierowca. – Do widzenia.
- Do widzenia – odpowiedziałam grzecznie.
Odszedł w stronę auta. Po chwili drzwi zatrzasnęły się i ruszył z piskiem opon.
- A gdzie zgubiłaś swojego chłoptasia? – spytał Jazz i ucałował mnie w oba policzki.
- On nigdy nie był i nie będzie mój.
- Okej, okej. Zapytam inaczej, gdzie Edward?
- Został w domu rodziców do jutra.
- Przecież mieliście spędzić tam razem weekend. Czemu wróciłaś sama?
- Jasper… - zaczęłam. – Wszystko się wydało, Edward już wie. To koniec naszej dziwacznej zażyłości.
- Och, Bells… Tak mi przykro.
- Czemu? Mnie nie! To i tak by się wydało, a ja przynajmniej osiągnęłam swój cel.
- Jaki cel? Co powiedział Carlisle Cullen?
- Braciszku, w styczniu mam operację! – wykrzyknęłam zadowolona.
Jasper złapał mnie w ramiona i kręcił mną w kółko, śmiejąc się przy tym ze szczęścia.
- Bello, tak się cieszę. Oczywiście nie pochwalam tego, co zrobiłaś Edwardowi, ale..
- Jazz, Edward sobie poradzi.
- No, nie wiem. On cię kocha. To widać.
- Jasper, skończmy na dziś temat Edwarda i jego problemów emocjonalnych, dobrze? – zapytałam.
- W porządku – odparł i poszliśmy na górę do mojego pokoju.
Gdy dotarliśmy, udałam się do łazienki, aby wziąć prysznic. W tym czasie Jasper rozpakował moją torbę i wyszedł z pokoju.
- Będę przy basenie!- krzyknął na odchodnym.
Wyszłam z kabiny i zawinęłam się w puszysty ręcznik. Cholera, nie mój ręcznik.
Matko, czy los uwziął się na mnie? Zapach Edwarda. Ręcznik Edwarda. Wspólna łazienka w naszej obecnej sytuacji to katorga. Odłożyłam go na miejsce i wyszłam naga z łazienki. Skierowałam się w stronę komody i wyciągnęłam z niej bikini. Na wierzch zarzuciłam pareo i powolnym krokiem zeszłam po schodach. Miałam nadzieję, że zastanę na dole Jamesa i nie zawiodłam się.
- Witaj, piękna – przywitał mnie, całując mój prawy policzek. – Tęskniłem.
- Cześć.
- Czyżbyś pogoniła swojego adoratora?
- Miałam go dość. – Zaśmiałam się zalotnie. – Mam nowego kandydata na oku.
Wypowiadając ostatnie zdanie, stwierdziłam, że jednak mój mózg już dawno mnie opuścił. Niewidoma ma coś na oku – zaraz się zsikam ze śmiechu. Na szczęście James nie zwrócił uwagi na to, co palnęłam. Złapał moją dłoń i poszliśmy na taras.
- Przynieść ci coś do picia? – zapytał.
- Poproszę. Mam ochotę na coś dobrego. Zaskocz mnie.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, Królowo.
Oddalił się w stronę kuchni. Plan zniechęcania Edwarda zapowiadał się wprost wybornie.
James nie kazał mi czekać zbyt długo. Pojawił się po chwili, podając mi drinka.
- Co to?
- Blue Bols z sokiem pomarańczowym, mój ulubiony – odpowiedział.
- Też go lubię, dzięki.
W rzeczywistości nie przepadałam za tym specyfikiem, ale chciałam się przypodobać Jamesowi. Nie tylko dlatego, że był mi potrzebny. Był także inny powód - lubiłam tego chłopaka.
- Idziemy popływać? – zapytałam, odstawiając szklankę.
- Chętnie.
Złapałam go za rękę i poszliśmy w stronę basenu. Pływaliśmy, wygłupialiśmy i śmialiśmy się. Było cudownie.
- Robi się późno – powiedziałam w końcu. – Chodźmy na górę, poćwiczymy jeszcze naszą piosenkę.
Mówiąc to, uśmiechnęłam się figlarnie. Chciałam, aby Edward zastał go jutro w łazience albo jak będzie wychodził z pokoju – byłoby idealnie.
- Prowadź, Królowo. – Zaśmiał się.
Co oni mają z tymi nazwami? Aniele, Królowo, skąd im się to bierze? – zastanawiałam się bezgłośnie. – Co jedno, to gorsze. I na pewno żadne do mnie nie pasowało. Cullen boleśnie się o tym przekonał.
Wyszliśmy z basenu. James podał mi ręcznik. Owinęłam się nim szczelnie i złapałam jego dłoń. Udaliśmy się do domu. Gdy byliśmy w salonie, otworzyły się drzwi wejściowe. Zamarłam, gdy poczułam jego zapach. Czemu wrócił wcześniej? Miał zostać u rodziców do jutra. Chociaż z drugiej strony, taki zwrot akcji był jak najbardziej trafiony. Krócej będzie się łudził.
- Witaj, Edwardzie – powiedział James.
- Hej – odburknął mu i pobiegł do sypialni.
- Chyba ma kiepski humor – skwitował jego zachowanie James.
- Pewnie pokłócił się z ojcem – odpowiedziałam beznamiętnym tonem i pociągnęłam go na górę.
Usiedliśmy na dywanie w moim pokoju. Piliśmy piwo i faktycznie ćwiczyliśmy naszą piosenkę. Byłam już nieźle wstawiona, nie przeszkadzało mi nawet, że ciągle mam na sobie bikini.
- Muszę się położyć – wyszeptałam.
- Okej, będę się zmywał.
- Nie, zostań ze mną.
Naprawdę chciałam, żeby został, ale nie jako mój kochanek.
- Zostań ze mną, jako przyjaciel - dodałam po chwili.
- Jeśli tego chcesz, Bello.
- Tego właśnie chcę.
Ułożyliśmy się na łóżku i nie dotykając, zasnęliśmy. Gdy nad ranem się ocknęłam, Jamesa już nie było, ale byłam mu wdzięczna, że ze mną został i za to, że nie chciał nic więcej. Nie wiem, czemu nie chciałam z nim być. Na pewno nie miałam w planach go wykorzystać, ale miałam wrażenie, że kryło się za tym coś więcej. I najgorsze, że miało coś wspólnego z Edwardem.
Czyżbym jednak nie była taką zdzirą, za jaką się uważałam?
Edward
Leżałem na tym pieprzonym trawniku i myślałem o Belli. Każda komórka mojego ciała należała do niej. Nie wiedziałem, co mam robić. Potrzebowałem jej, ale wiedziałem, że nie mogę jej zmusić, aby mnie pokochała. Jednak dałbym sobie łeb uciąć, że wcale nie byłem jej obojętny. Gdy wreszcie podniosłem się z murawy, Belli już nie było. Nie siedziała na ławce, nie przebywała już w posiadłości ani nawet w Rzymie. Demetri, szofer ojca, wiózł ją właśnie do akademika. Tak powiedziała mi matka. Ojca nie spotkałem już więcej tego dnia. Pożegnałem się z Esme i postanowiłem także wrócić do Mediolanu. Jechałem bardzo wolno, wciąż myśląc o mojej ukochanej. Na teren uczelni dojechałem pod wieczór. Siedziałem w samochodzie jeszcze przez godzinę, bojąc się spotkania z Bellą. Ból, jakiego dziś doświadczyłem był wystarczająco dotkliwy. Nie wiem, czy dałbym radę znieść więcej.
W końcu zdecydowałem się wysiąść. Nie mogłem nawet przypuszczać, jak zły wybrałem moment. Otworzyłem drzwi i ujrzałem ich. Moja Bella i pieprzony gitarzysta.
- Witaj, Edwardzie – odezwał się James.
- Hej – odburknąłem mu i pobiegłem na górę, dławiąc się napływającymi łzami.
Wpadłem do pokoju jak burza. Nie wiedziałem, co mam ze sobą począć. Każda komórka mojego ciała cierpiała teraz niewyobrażalne katusze. Tylko masochista mógł wpaść na taki pomysł jak ja w owej chwili. Podniosłem się i udałem do łazienki. Zamknąłem drzwi, aby Bella nie mogła wejść i usiadłem u ich stóp. Tak, niewątpliwie byłem masochistą, chorym, popieprzonym masochistą.
Po chwili weszli do jej pokoju, śmiejąc się głośno. Ze mną nigdy tak dobrze się nie bawiła – pomyślałem. Bella zaczęła śpiewać, miała niesamowicie piękny głos. Dotarło do mnie, że ćwiczą piosenkę. Czasem jej się myliło, widocznie trochę już wypiła. To tłumaczyło także, czemu nie przyszła do łazienki przebrać się z mokrego kostiumu. Co prawda, teraz na pewno był już suchy.
- Muszę się położyć – usłyszałem jak szepcze.
- Okej, będę się zmywał – powiedział gitarzysta.
Tak, musisz, zdecydowanie – pomyślałem - Wynocha od mojej ukochanej!
- Nie, zostań ze mną.
Co? Nie! To nie możliwe. Jak ona mogła? To już za wiele nawet dla takiego masochisty jak ja. Wstałem i wyszedłem z łazienki. Załamany położyłem się do łóżka. Nie mogłem spać. Znów męczył mnie potworny ból głowy. Kręciłem się na łóżku, nie wiedząc, co ze sobą począć. Może pójdę na balkon i zobaczę co robią? Idiota – skarciłem się w myślach. I co zrobisz, jak zobaczysz ją pieprzącą się z tym zasranym Don Juanem? – pytałem się. Pokazała mi, że moja walka jest bezsensowna. Nie mogłem jej zmusić do pokochania mnie. Pozostało mi cierpienie w samotności. Chciałem umrzeć w tym momencie. Zamiast śmierci w końcu przyszedł sen. Śniła mi się nasza pierwsza wspólna noc – moja i Belli. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Wyjątkowa
Wilkołak
Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?
|
Wysłany:
Śro 14:23, 13 Maj 2009 |
|
OMG! Zacznę od błędów, będzie najłatwiej. :D Nie będę ich oczywiście wypisywać... :P Są, jak zawsze, ale to nic. :) To na tyle. :D Ależ to wszystko się rozkręciło... Ojojojojjj. Ależ mnie zaintrygowałaś tym, co powiedział Edward, że ma zamiar o nią walczyć. Jestem zaskoczona. :) Tylko na końcu coś sobie odpuścił. Pociesza mnie fakt, że może Bella wcale nie jest taką ździrą... Jesteśmy coraz bliżej końca, a tyle się musi jeszcze wydarzyć! Chyba nie zrobisz na tego, że oni nie będą razem?! :P Nie zgadzam się! :) Kiedy możemy oczekiwać następnych części?
Weny, pozdrawiam. :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
xxkasia29xx
Wilkołak
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok
|
Wysłany:
Śro 14:33, 13 Maj 2009 |
|
No cóż.... Opowiadanie jest świetne, dużo w nim emocji i niewątpliwie trzyma w napięciu, ale ja się chyba nigdy nie przekonam do Belli - Bitch. Wnerwia mnie "kamienne serce" i bezduszna postawa, ale wciąż mam nadzieję, ze uświadomi sobie, że Edward nie jest jej obojętny i będzie happy-end heheh
Twój FF ma wspaniałą cechę - strasznie wciąga. Mimo iż nie lubię wykreowanej przez Ciebie Belli, czytam kolejne rozdziały z zapartym tchem. Chylę czoła Twojemu talentowi
Czekam na kolejne rozdziały. Pozdrawiam
Kasia |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Vivienne Grace
Człowiek
Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 78 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 14:44, 13 Maj 2009 |
|
O jaka niespodzianka! Dwa nowiutkie rozdzialiki
W tych rozdziałach zdecydowanie sto razy bardziej od Belli denerwował mnie Edward. No bo Bella już wcześniej pokazała jaka jest naprawde. Dąży do swego celu i tyle. Ale Edward...jak dla mnie jest poprostu żałosny. Dziewczyna powiedziała mu, że nic do niego nie czuje, że cały czas go wykorzystywała, a ten jeszcze chce o nią walczyć?! Odnoszę wrażenie, że w tym związku to Bella była tą widzącą, a Edward tym ślepym.
Bardzo dobrze, że Belli zaczyna brakować Edwarda. Owszem lubię ją, ale ona też powinna sobie pocierpieć...i to bardzo! Wkońcu sobie zasłużyła. Musi być jakaś sprawiedliwość. Nie może cały czas tylko Edward dostawać po dupie :D
Martwi mnie tylko to, że jeśli Bella jakimś cudownym sposobem uświadomi sobie, że kocha Edwarda to on najprawdopodobniej przyjmie ją z otwartymi ramionami. Nie, to by było zupełnie nie fair. Cały czas mam jeszcze nadzieję, że Edward wkońcu stanie się facetem :D
No to by było na tyle z mojego konstruktywnego komentarza :) Życzę weny. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Śro 15:02, 13 Maj 2009 |
|
Ten Edzio to nie do końca mi pasuje, taki jakiś płaczliwy i wogóle... Ech wolę takie bardziej męskiego! Proszę niech Edzio znajdzie swoje jaja:) Bo jak narazie to Bella dowodzi! Mam nadzieję że w kolejnych rozdziałąch utemperujesz ją trochę żeby biednemu Edziowi dała jakąś nadzieje na happy edn? Bo ja jestem zwolenniczką happy endów :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Śro 18:58, 13 Maj 2009 |
|
Chciałabym, żeby Bella i Edward byli razem... wiem, ona jest okropna teraz i nic jej nie tłumaczy. Nie zdradziła jednak jeszcze Edzia. Dopóki nie wskoczy Jamesowi do łóżka, widzę jeszcze dla nich cień nadziei.
Z drugiej strony, Edward tu przedstawiony to prawdziwa d..a. Zapatrzony w Bellę idealista, a do tego mięczak. Powinien pokazać Jamesowi, gdzie jego miejsce w szeregu. Taka ostra Bella potrzebuje macho, a nie upałego romantyka.
A co do rozdziałów, to jak ekscytuję się historią, chyba wskazuje na fakt, że mi się podoba.
Troszkę denerwuje mnie tylko ukazywanie z pktu widzenia Belli i Edwarda. To powtarzanie całej sceny. Myślę, że można by to zrobić na zasadzie jakiejś wymienności. Jeśli kłótnia jest ukazana z PKB, to PWE mógłby dotyczyć tylko wrażeń i odczuć po (luźne nawiązania do tego co powiedziała Bella, a nie dosowne przytaczanie wypowiedzi)i i dalszych jego działań, itd. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
angie1985
Wilkołak
Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 124 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 19:34, 13 Maj 2009 |
|
nie cierpię twojej Belli ... jest taka zimna i wyrachowana, taka małpa...
A ja nie znoszę takich ludzi...
Ed też z tymi łzami nie zabardzo przypadł mi do gustu, mam nadzieją że szybko się otrząśnie i przypadkiem nie będzie z nią chodził i wył w jej ramionach....
Uwielbiam twój utworek i czekam na kolejne rozdzialiki....:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Prudence
Wilkołak
Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta
|
Wysłany:
Śro 19:39, 13 Maj 2009 |
|
Wiedziałam, że Bella jest zdzirą, więc się nie zdziwiłam czytając tę cześć.. W sumie porządnie się ona bawi wszystkimi facetami..
Nie rób happy endu.. myśle, że tragizm doda temu opowiadaniu tylko uroku..
W sumie byłoby to za słodkie, kiedy Edward wybaczyłby Belli.. Żal mi Edwarda, ale spotkałam się z takimi przypadkami, jak on.. :D:D
czekam na dalszy ciąg tego opowiadania. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dahrti
Zły wampir
Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Śro 20:37, 13 Maj 2009 |
|
Biedny Edward... no ale trzeba się zgodzić z poprzedniczkami - albo walczy na całego, niczym lew, brutalnie i ostro... albo daje sobie całkowicie spokój. Mam nadzieję na to pierwsze... byłoby ciekawiej.
A Belli naprawdę nie ma się co aż tak dziwić. Mnóstwo ludzi nie radzi sobie z nagłym kalectwem...
Co mnie dziwi? Że fakt wmieszania Edwarda w ślepotę Belli przeszedł tak jakoś dziwnie bez większego echa... no sama nie wiem... Bells powinna być chyba jakos poruszona tą sytuacją... Ed powinien chcieć odkryć prawdę... dziwne to trochę dla mnie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
K8
Nowonarodzony
Dołączył: 02 Maj 2009
Posty: 13 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 13:33, 14 Maj 2009 |
|
Żal mi Edka, naprawdę... tak sobie myślę że Bells to strasznie zagubiona dziewczyna, ale jak się juz przekona, że go kocha to oczywiście będzie za późno.
Spodobała mi się akcja z szantażem Belli że zrujnuje życie Cullenom jeśli nei będzie miała operacji to było mądre i skuteczne.
Czekam na więcej, jak zawsze. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ih8world
Nowonarodzony
Dołączył: 07 Maj 2009
Posty: 19 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 13:44, 14 Maj 2009 |
|
korzystając z tego, że jestem chora, przeczytałam całe Twoje opowiadanko... i cóż... zatkało mnie. Bella - zimna suka i Edward - płaczliwy masochista. Mogę szczerze powiedzieć, że mi się podoba.
Nie mogę doczekać się ciągu dalszego xD |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
mizuki
Zły wampir
Dołączył: 03 Gru 2008
Posty: 392 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 10:25, 15 Maj 2009 |
|
Ohjooo, zawsze mam problem z kk, ale chciałabym w jakiś sposób zakomunikować, że czytam i rozmyślam nad tekstem :) Jest trochę błędów i troszkę teraz żałuję, że masz taki oszczędny styl, bo jakoś zachciało mi się poczytać tę historię w wersji bardziej rozbudowanej, ale eniłej.
Grasz na emocjach. A to mi się podoba, bo ja sama też zazwyczaj skupiam się na tym w moich ff, to jest dla mnie najważniejsze i dlatego czasem wykonanie szwankuje, bo o nim nie myślałam tak bardzo, jak o rzeczonych emocjach.
Pałam o Belli coraz większą niechęcią i co więcej Edzia też przestaję lubić - no taka z niego klucha, że aż XD Liczę ze wszystkich sił, że weźmie się w garść, odwdzięczy się suce pięknym za nadobne i nie będą razem, a ona będzie cierpiała! *demoniczny śmiech* Och, jak ja bym chciała takiego zakończenia... No ale zobaczymy co Ty tam wykombinujesz ;] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
KALLIYAN
Człowiek
Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 98 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 22:41, 16 Maj 2009 |
|
Głupi Edward, czemu nie zaczekał aż Bella sprecyzuje swoją odpowiedź? Ach i wszystko znów się komplikuje. Myślę, że z panny Swan o zatwardziałym sercu zrobi się nagle miła osóbka. Ale na to nagle będziemy musieli poczekać... Kurde tak na prawdę nie mogę jej rozgryźć. Raz zachowuje się jak zdzira a potem nagle chce mieć przyjaciół? Dziwna kobieta.
Co do opowiadania... W szczególności lubię u Ciebie prespektywę Edwarda. Mimo, że ogromnie zdziwił mnie płacz w wykonaniu Edwarda, bardzo podoba mi się jego całokształt i te głębokie przeżywanie uczuć. CHociaż co za dużo..:P
Pozdrawiam i życzę veny. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Blairanoid
Wilkołak
Dołączył: 10 Mar 2009
Posty: 174 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 11:39, 17 Maj 2009 |
|
Podoba mi się, ze względu na charakter Belli. W większości ff ona jest taką ciepłą kluchą. Tu podoba mi się, że jest zimną jędzą, bo to jest inne. Nie ma skrupułów, wyrzutów sumienia, dąży po trupach do celu.
Edward taki dość emocjonalny mi się wydaje. Płacz w jego wykonaniu, to też coś innego. Jednak myślę, że E jest trochę niemęski. Tym razem, to on jest ciepłą kluchą.
Na początku miałam wrażenie, że akcja rozkręca się trochę za szybko, skoro po bodajże dwóch dniach trafili do łóżka. Edward z tą miłością od pierwszego wejrzenia mnie zabił. Tylko wszedł do pokoju - i już znalazł swojego Anioła.
Że z Bellą jest coś nie tak, skapnęłam się dopiero, jak Jasper niósł ją z basenu. Bo przecież Alice zawsze wybiera jej ciuchy. Dopiero jak już wszyscy siedzieli przy stole, zaczęłam sobie jakoś wszystko układać, i chwilę przed wyznaniem Belli, że jest niewidoma, sama się domyśliłam. Spojrzałam na tytuł. Jestem głupia. xD
Fajnie opisałaś te pierwsze rozdziały - zero opisów pomieszczeń, przedmiotów, ludzi, a jednak wydawało się, że wszystko jest normalnie. Dopiero w chwili, gdy Bella pomyślała, że znała swój dom na pamięć, coś mi zgrzytnęło, ale to pominęłam. Później sobie to wytłumaczyłam. ^^
Z tego co można wyczytać z prologu, Bella odzyska wzrok. I Edward będzie skrzywdzony. Jakoś nie widzę ich razem w tym świecie - tym ff. Nie pasuje mi tu happy end. Gdyby skończyli osobno - nie jako para - i uświadomili sobie swoje błędy, mieli doświadczenia - to byłoby dla mnie odpowiednie zakończenie do twojego opowiadania. Ale zobaczymy, jak poprowadzisz akcję dalej.
W ogóle, czy oni kochając się jak króliki stosują jakąkolwiek antykoncepcję? Bo nie doczytałam. :D Jest tu dużo nastolatek, pasowałoby dać dobry przykład.
Weny życzę!
EDIT!: Haha, Mizuki, fakt. xD No bo jak są ff o wampirach, to albo Bella jest człowiekiem, więc nie ma tam takich scen, bo Edward wybrzydza, jak są wszyscy wampirami to nie potrzebują antykoncepcji, a jak są AU/AH to zwykle kobieta jest na pigułce, żeby ułatwić autorowi pisanie. :D |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Blairanoid dnia Pon 12:25, 18 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
mizuki
Zły wampir
Dołączył: 03 Gru 2008
Posty: 392 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 10:31, 18 Maj 2009 |
|
"W ogóle, czy oni kochając się jak króliki stosują jakąkolwiek antykoncepcję? Bo nie doczytałam. Jest tu dużo nastolatek, pasowałoby dać dobry przykład."
Haha, Blairanoid, rozwaliłaś mnie ;D Wiesz, że niemal w każdym opowiadaniu o tym myślę 0______________o? Wszystkie opisy przedstawiają seks spontaniczny, megaprzyjemny i nieodpowiedzialny ;] a już myślałam, że tylko ja zwracam uwagę na takie "nic nie znaczące szczegóły", hehe ;P
Całkiem dobry pomysł z tym dawaniem przykladu, chociaż jak pomyślę o instruktażu zakładania prezerwatywy a' la Edward, to... Padam XD.
A teraz żeby choć ociupinkę było na temat, to: czekam na ciąg dalszy, bo już sobie parę scenariuszy wymyśliłam i jestem strasznie ciekawa, czy cokolwiek się pokryje ;] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
aramgad
Wilkołak
Dołączył: 10 Mar 2009
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 15:08, 18 Maj 2009 |
|
Dziękuję za komentarze wszystkie. Zauważyłam, że nikt nie lubi moich postaci
Wasze domysły są cudowne, ale nic nie zdradzę. No i raczej nikt z Was niestety nie ma racji, ale zobaczycie co będzie dalej.
O antykoncepcji nie pomyślałam, fakt
Wrzucam kolejne dwa rozdziały.
Miłego czytania.
Proszę o komentarze.
Beta Kristenhn
ROZDZIAŁ XX - ŻYCIE
Bella
Niedziela. Kolejny dzień słodkiego lenistwa. Wstałam i powolnym krokiem skierowałam się do łazienki. Wciąż miałam na sobie bikini. Upewniwszy się, że drzwi do sypialni Edwarda są zamknięte, rozebrałam się i weszłam do wanny. Leżałam w niej dobrą godzinę. Najchętniej w ogóle bym nie wychodziła, ale mój plan zrujnowała, waląca w drzwi, Alice.
- Kąpię się, zaraz wyjdę! – krzyknęłam.
- Okej, będę na dole, w takim razie. Chcę pogadać.
Westchnęłam. Nie miałam ochoty na pogadanki. Złapałam za naszykowany wcześniej ręcznik - mój ręcznik - i wygramoliłam się z wanny. Założyłam pierwszą, lepszą sukienkę i zeszłam na dół. W domu było bardzo cicho. Słyszałam Alice, krzątającą się w kuchni. Poczułam zapach kawy.
- Z mlekiem, poproszę. – Uśmiechnęłam się.
- Znam twoje upodobania, Bello. Nie tylko kawowe…
- Co to, niby, ma znaczyć? – zapytałam, unosząc jedną brew.
- Och, Bells. Czy ty zawsze musisz być taka podejrzliwa? – Alice śmiała się, wypowiadając te słowa.
Wiedziałam, że ma zamiar rozmawiać ze mną o Edwardzie. Czułam to. Alice była moją przyjaciółką i dziewczyną mojego brata, ale była także kuzynką Cullena. Usiadłam przy stole i czekałam na jej ruch.
- Bells, wczoraj… - zaczęła niepewnie.
- Tak? No, wyduś to z siebie wreszcie! – Zniecierpliwienie było wyraźnie słyszalne w moim głosie.
- Jazz mi się oświadczył! – krzyknęła mi do ucha na jednym wydechu
Zamurowało mnie. Myślałam, że będziemy dyskutować o tym, jaka jestem zła i jak bardzo skrzywdziłam Edwarda. Nic bardziej mylnego.
- Bello? No, powiedz coś!
- Co? A, no tak, oświadczyny! Co odpowiedziałaś? Zgodziłaś się, mam nadzieję?!
- Oczywiście! Tak długo na to czekałam! – szczebiotała. – Będziesz moją druhną, Bells!
To nie było pytanie. Ona, jak zwykle, stwierdziła fakt! Przytaknęłam. Rzuciła mi się na szyję. Czułam, że jest mokra od łez, łez szczęścia. Wypiłyśmy kawę. Rozmawiałyśmy o miliardzie spraw i - ku mojemu zdziwieniu - ani razu o NIM! Byłam jej wdzięczna. Po godzinie plotkowania, rozstałyśmy się. Czułam, że muszę wrócić do pokoju. Bolała mnie głowa, bardzo. Nie miałam na nic siły ani ochoty. Cały dzień przeleżałam w łóżku.
Dni mijały w zawrotnym tempie. Uczelnia była coraz bardziej wymagająca. Próby pochłaniały cały mój wolny czas. Ćwiczyliśmy z Jamesem nawet w weekendy. Nie spotkałam Edwarda od dnia, gdy się rozstaliśmy. Żyłam występem i operacją. Kilka razy pozwoliłam sobie na relaks z Alice i Jasperem na basenie, ale zdarzało się to niezmiernie rzadko. Jednak, do czasu.
Dzień był wyjątkowo paskudny. Wiało i padało, choć było stosunkowo ciepło. Tego dnia odbywały się próby w grupach, a następnie, na prośbę Alana, mieliśmy pojawić się wszyscy w głównej auli.
- Czy to dziś ma podać osobę do tajnego projektu? – zapytałam.
- Tak. Ciekawe, kogo wybrał. – James był wyraźnie podekscytowany.
- Mamy jeszcze godzinę, ćwiczmy, zatem.
- Bells… - zaczął. – Muszę ci coś powiedzieć.
- Co takiego? Coś się stało?
- Nie. To znaczy, tak, ale nic strasznego. Po prostu od dziś nie będę miał codziennie czasu na ponadprogramowe próby.
- Czemu? – Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy.
- Bells, ja… Zacząłem spotykać się z Lauren i chciałbym spędzać z nią więcej czasu.
- Och… – szepnęłam. – Rozumiem.
Byłam załamana. Wiedziałam, że dni znów będą mi się dłużyły i będę musiała ukrywać się przed Edwardem. Naprawdę nie chciałam się na niego natknąć. Czułam niezrozumiały ból, gdy tylko pomyślałam o krzywdzie, jaką mu wyrządziłam.
- Jesteś zła? – zapytał.
- Nie – skłamałam. – Skądże!
- To dobrze, jesteś dla mnie bardzo ważna, Bells. Nie chciałbym cię skrzywdzić.
- Wiem! Nie martw się o mnie ani o nasz występ. Podejrzewam, że i tak jesteśmy najlepiej przygotowani. Nikt inny nie ćwiczył tak często.
- Otóż to, moja droga, otóż to!- zaśmiał się James i przytulił mnie do siebie.
Wspólne próby bardzo nas do siebie zbliżyły. Zostaliśmy przyjaciółmi, bardzo dobrymi, może nawet najlepszymi. James początkowo chciał czegoś więcej, jednak po nocy, którą spędził ze mną w dniu mojego rozstania z Edwardem, zrozumiał, że potrzebuję przyjaciela i podjął wyzwanie. Zabawne – zdzira Swan potrzebuje przyjaciela. Zmieniłam się trochę. Wiedziałam to doskonale. Może to dzięki temu, iż pokonałam Carlisle’a Cullena – osobę, przez którą taka się stałam. Osiągnęłam cel, więc mogłam stać się normalna. Czyżby? A może dlatego, że skrzywdziłam Edwarda i dręczyły mnie wyrzuty sumienia? Suka z sumieniem. To brzmi, co najmniej, zabawnie.
Wybiła czternasta. Podnieśliśmy się z podłogi, na której siedzieliśmy i ruszyliśmy w kierunku głównej auli. James trzymał mnie za rękę. Jednak, w ciągu minionych dni, na tyle poznałam gmach uczelni, że mogłam poruszać się w większości samodzielnie. Minęliśmy drzwi i skierowaliśmy się w stronę krzeseł. Nigdzie nie słyszałam ani nie czułam Edwarda.
Dziwne. Alan czekał, aż usiądziemy. Miejsce Edwarda było koło mnie. Byłam przerażona wizją tego spotkania. Nic jednak się nie wydarzyło, bo fotel obok mnie pozostał pusty aż do końca próby.
- Witajcie! – Alan przerwał moje rozmyślania. – Zapewne wiecie, po co się tu dziś spotkaliśmy. Bez owijania w bawełnę. Chciałem was poinformować, że tajny projekt powierzyłem Edwardowi Cullenowi. Nie ma go tu z nami, bo już zaczął komponować piosenkę na występ.
Wszyscy zamarli. Usłyszałam słowa Tanyi, jaki to świat jest niesprawiedliwy. Kilka osób westchnęło w zazdrości.
Ja poczułam radość. Zdziwiło mnie to, ale naprawdę ciszył mnie sukces Edwarda. Może szybciej zapomni o krzywdach, które mu wyrządziłam? Bello co się z tobą dzieje? – skarciłam się w myślach. - Czemu obchodzi cię jego szczęście? Edward trzymał się ode mnie z daleka, nie spełnił swojej groźby – nie próbował udowodnić mi, jak bardzo go kocham. Prychnęłam. Nie zamierzałam więcej o tym rozmyślać.
- Bells, wracasz do domu? – spytała Alice, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Tak, chodźmy.
Podałam jej dłoń i wyszłyśmy z sali.
Minął kolejny miesiąc. Ani razu nie wpadliśmy z Edwardem na siebie. Nie unikałam go specjalnie, więc albo on unikał mnie, albo był to czysty przypadek. Nie wiedziałam, co o tym sądzić. Jak zwykle uciekłam w muzykę. Ponieważ James, zgodnie z zapowiedzią, miał dla mnie mniej czasu, zapisałam się na siłownię wraz z Alice. Chodziłyśmy tam trzy razy w tygodniu, więc czas znów zaczął szybciej płynąć.
Edward
Cały następny dzień przeleżałem w łóżku. Nie miałem ochoty na rozmowy ani spotkania z nikim. Co jakiś czas ktoś walił w moje drzwi, ale nie reagowałem. Rozmyślałem. Wiedziałem, że jutro będę musiał iść na zajęcia, ale dziś miałem wszystko gdzieś. Przez moment w moim umyśle pojawił się pomysł, aby rzucić studia, ale nie mogłem. Musiałem być przy Bells. Nie łudziłem się już, że uda mi się ją odzyskać, ale potrzebowałem wiedzieć, że jest blisko. Mój chory umysł, na zmianę, wyobrażał sobie, co Bella robiła wczoraj z Jamesem i przypominał dni, które spędzała ze mną. Ku mojemu zdziwieniu, niedziela minęła mi bardzo szybko. Usnąłem koło dwudziestej pierwszej. Obudziłem się wcześnie rano. Powoli docierały do mnie wydarzenia z poprzednich dni. Prawda o wypadku, rozstanie, Bella z gitarzystą. Wstałem niechętnie i poczłapałem do łazienki. Zamknąwszy za sobą drzwi, nasłuchiwałem odgłosów, dochodzących z pokoju mojej ukochanej. Krzątała się, najwyraźniej szykując już do wyjścia. Wziąłem szybki prysznic.
Poniedziałek był moim ulubionym dniem. Tego dnia mieliśmy tylko jedne zajęcia – program autorski. W dodatku, odbywały się z samego rana, dzięki czemu miałem cały dzień dla Belli.
Miałem. Teraz będę miał go dla siebie. Właśnie w tym momencie stwierdziłem, że poniedziałek już nie jest moim ulubionym dniem. Wyszedłem z łazienki i założyłem na siebie pierwsze, lepsze ubranie. Wybiegłem z pokoju. Schodząc po schodach, myślałem tylko o tym, aby nie spotkać Bells, nie dzisiaj. Pokonując ostatni schodek, dobiegłem do drzwi i otworzyłem je z rozmachem.
- Co do… Och, Edwardzie, to ty!
- Tanya! Wybacz, nie chciałem. – Walnąłem ją drzwiami, czemu akurat ją?, zastanawiałem się. Teraz ta idiotka nie da mi spokoju przez najbliższy czas. Ledwo znosiłem ją podczas zajęć.
- W ramach przeprosin, możesz zabrać mnie na kawę! – Uśmiechała się.
Tylko nie to, błagam, niech mnie ktoś zabije! Moje myśli nie dawały mi spokoju.
- Niestety, nie mogę dziś, wybacz. W ogóle mam zawalony tydzień – tłumaczyłem jej.
- Edi, nie dam się spławić tak łatwo. Walnąłeś mnie drzwiami! – podkreśliła ostanie zdanie, a słodycz kapała jej z ust.
Zaraz zwymiotuję – pomyślałem.
- Okej, zobaczymy, co da się zrobić. – Uśmiechnąłem się szarmancko. – A teraz chodźmy na próbę.
- Prowadź – powiedziała ruda wariatka.
Całą drogę do budynku uczelni, Tanya trajkotała jak najęta. Normalnie słowotok. Wściekliznę ma jakąś czy co? – zastanawiałem się. Nawet gdybym chciał, nie dałbym rady wtrącić swoich trzech groszy, na szczęście nie chciałem. Nawet nie wiem, o czym mówiła. Plotła, co jej ślina na język przyniosła. Próba przebiegała koszmarnie. Tanya zamiast śpiewać, ciągle się do mnie przystawiała. Co chwila próbowała mnie dotknąć, niby przypadkiem. Nie miałem na to ochoty, ale dyskusja z nią była bezsensowna. Starałem się robić swoje, więc grałem jak gdyby nigdy nic. W końcu jednak przegięła. Bez żadnego ostrzeżenia podeszła do mnie i usiadła mi na kolanach. Złapała mnie za włosy i wyszeptała do mojego ucha:
- Mogę zaoferować ci o wiele więcej niż ta ślepa wieśniaczka.
Krew we mnie zawrzała. Dość! Złapałem ją za rękę i zepchnąłem z kolan. Upadła na podłogę.
- Nigdy więcej nie waż się mówić o Belli w taki sposób! W ogóle o niej nie mów, a najlepiej się zamknij! – wysyczałem.
Byłem wściekły. Na nią, na siebie i na Bellę. Złość we mnie aż kipiała. Gdyby powiedziała jeszcze jedno słowo, mógłbym zrobić coś bardzo niemądrego. Na samą myśl o tym, wzdrygnąłem się. Nie odezwała się na swoje i moje szczęście. Pieprzony rudzielec siedział na podłodze i gapił się na mnie z otwartymi ustami. Wreszcie wstała i wyszła bez słowa.
Koniec na dziś – pomyślałem. Już miałem zbierać się do wyjścia, gdy otworzyły się drzwi. Stał w nich Alan i patrzył się na mnie pytająco. Pokręciłem głową, mówiąc:
- Kobiety!
Zaśmiał się i podszedł do mnie.
- Edwardzie, wybrałem ciebie do mojego tajnego projektu. Będziesz miał solowy występ. Jak u ciebie z komponowaniem?
- Uwielbiam pisać – powiedziałem spokojnie, próbując nie zdradzić mojej ekscytacji.
- Zatem daję ci miesiąc na skomponowanie krótkiego utworu.
- Dam radę!
- Nie wątpię, Edwardzie, nie wątpię – odpowiedział. – Będę zawsze do twojej dyspozycji, gdybyś potrzebował pomocy.
- W porządku, dziękuję za szansę.
Dni mijały szybko. Byłem pochłonięty moim solowym występem. Nie widziałem Bells już od dawna, co było dość dziwne zważywszy na to, iż mieszkaliśmy w jednym domu, na tym samym piętrze i mieliśmy wspólną łazienkę. Na zbiorowe próby, za przyzwoleniem Alana, także nie chodziłem. Minął miesiąc.
- Zagraj, Edwardzie – powiedział do mnie Alan.
Napisałem ten utwór dla Belli i myśląc o niej, grałem. Gdy zacząłem śpiewać, miałem przed oczami jej piękną twarz. Moje palce biegały po klawiszach, czułem się wspaniale. Czy to nie dziwne, że mimo tego, jak mnie potraktowała, wciąż ją kochałem?
Alan zaczął klaskać.
- To było niesamowite! – wykrzyknął.
Chciałem coś odpowiedzieć, lecz nagły ból przeszył moją czaszkę i pociemniało mi przed oczyma. Straciłem przytomność.
ROZDZIAŁ XXI – BEZ LITOŚCI
Edward
Słońce powoli wznosiło się nad horyzont. Leniwie otworzyłem oczy. Musiałem iść do łazienki, nie miałem wyboru, natura wyraźnie dawała o sobie znać. Chciałem właśnie wstać, gdy poczułem, że czyjaś dłoń obejmuje mnie w pasie. Szybko odwróciłem głowę, nieco przerażony i zaskoczony. Nie spodziewałem się tego, co ujrzałem. Obok mnie, wtulony w moje plecy, leżał Anioł. Jej oddech łaskotał mi skórę, ręce ciasno owijały się wokół mnie, a nogi oplatały moje. Nagle potrzeba pójścia do toalety zniknęła. Spragniony dotyku i widoku Belli, odwróciłem się powoli w jej stronę. Była taka piękna, jaką ją zapamiętałem. Od naszego ostatniego spotkania minęły już prawie dwa miesiące. Ukrywaliśmy się przed sobą nawzajem z idealnym skutkiem. Bałem się ponownego odtrącenia, nie wiedziałem, jak o nią zawalczyć. Tak bardzo ją kochałem, że stałem się bezradny wobec jej decyzji. Jednak teraz, ona była przy mnie. Coś się musiało stać, coś się zmieniło. Nie interesowało mnie co, ważne, że tu była. Delikatnie przejechałem palcami po jej policzku. Po wpływem mojego dotyku, zmarszczyła nos. Po chwili znów rozluźniła mięśnie, przybierając łagodny wyraz twarzy. Sięgnąłem dłonią jej włosów. Głaskałem ją po głowie, powoli, delikatnie. Nie poruszyła się. Przytuliłem ją mocniej do siebie, odwzajemniła uścisk i ciaśniej oplotła moje nogi. Czułem jej oddech na swojej nagiej piersi. Bella miała na sobie koronkową koszulkę. Tą samą, w której przyszła do mnie po pierwszym wyskoku z Jamesem – ich pieprzonej mrożonej kawie. Czyżby poczuła się winna? Chciała mnie przeprosić? Schyliłem lekko głowę i ucałowałem Bells w czoło. Zamknąłem oczy i wtuliłem twarz w jej włosy. Wdychałem jej zapach. Pachniała dziwnie, zupełnie jak nie ona, jakimiś lekami.
- Edwardzie, otwórz oczy! – Usłyszałem, jak mówi do mnie, ale nie reagowałem.
Chciałem je otworzyć, ale bałem się, że zniknie.
- Edwardzie, ocknij się – powtórzyła, ale jej głos stał się dziwny. Był mocny i chrapliwy.
Co się ze mną działo? Uniosłem powieki. Bella zniknęła, tak jak się tego obawiałem. Zamiast niej, zobaczyłem przerażone oczy Alana i dwóch ratowników medycznych.
- No, nareszcie! – wykrzyknął Alan. – Jak się czujesz?
- To był tylko sen? Tylko sen?
- O czym ty mówisz? Straciłeś przytomność, Edwardzie!
- Bells, gdzie jesteś, skarbie? – wyszeptałem i na powrót ogarnęła mnie ciemność.
Gdy ponownie otworzyłem oczy, znajdowałem się w szpitalu. Jednym z najbardziej znienawidzonych przeze mnie miejsc. Byłem podłączony do rurki z tlenem i monitorowany.
To dziwne – pomyślałem. – Przecież to zwykłe omdlenie.
Chciałem wstać, gdy zorientowałem się, że jestem przypięty pasami do łóżka.
Co, do cholery?
- Ratunku, pomocy! – wrzeszczałem jak opętany. Nie miałem pojęcia, co się stało. Nie wiedziałem, czemu mnie przywiązano. Szarpałem się, krzycząc przy tym głośno. Do pokoju wpadła pielęgniarka. Na jej twarzy widoczne było przerażenie.
- Spokojnie, Edwardzie, spokojnie – mówiła. – Już cię rozwiązuję.
- Czemu jestem spętany? Co tu się, do diabła, dzieje?
- Zaraz przyjdzie lekarz i wszystko ci wyjaśni.
- Pani nie może? Proszę. – Gdybym mógł, padłbym na kolana, ale to było niemożliwe w tej chwili.
- Nie…
Pielęgniarka nie zdążyła nawet wypowiedzieć połowy zdania, gdy na salę wszedł kumpel mojego ojca, doktor Oravo.
- Proszę zostawić mnie z pacjentem samego – zwrócił się do kobiety.
Na te słowa przestała rozpinać krępujące mnie pasy i wyszła bez słowa. Lekarz podszedł do mnie i dokończył uwalnianie mnie. Następnie podsunął sobie stołek i usiadł przy moim łóżku.
- Edwardzie – zaczął – jak się zapewne domyślasz, straciłeś przytomność. Miało to miejsce dwukrotnie w niewielkim odstępie czasu. Podczas drugiego omdlenia miałeś napad padaczkowy.
- Jaki napad? – zapytałem, przerywając Oravie.
- Epileptyczny. Musimy wykonać kilka badań, aby dowiedzieć się, co ci jest. Powiedz, jak się czujesz?
Zabawne, dopóki nie zapytał, czułem się dobrze, a przynajmniej tak mi się zdawało. Jednak teraz, skronie pulsowały mi w zawrotnym tempie. Miałem wrażenie, że ktoś w regularnym tempie wali mnie młotkiem w czubek głowy.
- Chyba mam migrenę – powiedziałem w końcu.
Po wypadku migreny męczyły mnie przez pół roku. Myślałem, że minęły bezpowrotnie, ale jak widać, myliłem się. Nie miałem pojęcia, co to wszystko może oznaczać. Wiedziałem, że wyjaśnienie przyjdzie wraz z wynikami badań.
- Do tej pory zrobiliśmy ci badania krwi. Nie są rewelacyjne. Na pewno coś się dzieje, musimy tylko ustalić, jakie jest tego źródło. Wiemy na razie, że masz anemię i jesteś przemęczony. Potrzymamy cię tu trochę, abyś wydobrzał.
- Chcę wrócić do szkoły! – krzyknąłem poirytowany.
- Edwardzie, spokojnie. Jutro masz tomografię głowy, a dziś EEG. Gdy tylko dowiemy się, co ci jest i cię wyleczymy, wrócisz na uczelnię. Póki co, musisz odpocząć. Teraz cię zostawię. Proponuję drzemkę. Carlisle będzie tu za godzinę, musiałem go powiadomić.
- Och... – westchnąłem.
Odwróciłem głowę i zamknąłem oczy. Mimo, iż dopiero się ocknąłem, byłem strasznie zmęczony. Nie miałem nawet siły myśleć o tym, co powie ojciec. Wiedziałem, że nie pozwoli wrócić mi na uczelnię zbyt szybko. Zasnąłem. Nic mi się chyba nie śniło, a przy najmniej niczego nie zapamiętałem. Obudziłem się po trzech godzinach. Wstałem powoli z łóżka, próbując dostać się do toalety. Szło mi to bardzo mozolnie. Już miałem złapać za klamkę, gdy do pokoju wpadł mój tatuś.
- Synu! – krzyknął. – Jak się czujesz? Nic ci nie jest? Jak to się stało?
Strzelał pytaniami jak z karabinu maszynowego.
- Czuję się dobrze – skłamałem.
Tak naprawdę moje samopoczucie było fatalne. Kręciło mi się w głowie, wciąż dokuczała mi migrena i miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuję.
- Nie wyglądasz najlepiej.
- Tato, mam anemię. Zaniedbałem się trochę, szykując do koncertu. Przypadł mi w udziale dodatkowy projekt – solówka.
- Och… - jęknął ojciec. – W innej sytuacji byłbym z ciebie dumny, ale ponieważ jesteś chory, uważam, że będzie lepiej, gdy darujesz sobie zarówno ten występ jak i resztę semestru.
- Nie zrobię tego! Jestem dorosły! Koniec rozkazywania! – wrzeszczałem, wymachując groźnie rękami.
- Edwardzie, bądź poważny. Z resztą, pogadamy o tym po badaniach.
- Okej – zgodziłem się, bo nie miałem już siły na kłótnię, a ostatnie co chciałem zrobić, to upaść przy ojcu.
Bez słowa odwróciłem się i złapałem za klamkę od drzwi toalety. Odświeżyłem się nieco. Gdy wróciłem do pokoju, Carlisle’a nie było. Na środku stała za to pielęgniarka i wózek, mój środek lokomocji na czas pobytu w szpitalu.
- Czas na EEG, Edwardzie.
Bez słowa usiadłem i dałem się zawieźć na badanie. Miało być wykonane we śnie spontanicznym. To nie był żaden problem - gdy tylko przypięto mi ostatnią diodę, ułożyłem głowę na poduszce i niemal natychmiast odpłynąłem. Sen musiał być niezwykle twardy, bo ocknąłem się dopiero we własnej sali. Nawet nie poczułem, jak zdejmowali ze mnie to całe ustrojstwo ani jak mnie przewieźli. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy zorientowałem się, że nie tylko badanie przespałem, ale i całą noc. Był już kolejny dzień. Dziś zrobią mi tomografię i wychodzę. Nie musiałem długo czekać. Lekarz prowadzący zadecydował jednak, że zamiast CT zrobią mi rezonans. Po godzinie znane już były wyniki.
Doktor Oravo przyszedł do sali z moim ojcem. Długo dyskutowaliśmy, obierając strategię działania. Wbrew wszystkim postanowiłem wrócić na uczelnię, aby wziąć udział w koncercie.
- Obiecuję, że wrócę po występie. Nie przekonujcie mnie, nie zmienię decyzji.
- Ale, Edwardzie… - zaczął Carlisle.
- Nie!
Nikt więcej się nie odezwał. Leżałem w szpitalu jeszcze tydzień, wzmocniłem organizm. Po tygodniu wypisałem się na własną prośbę. Tak naprawdę, wcale nie zależało mi na koncercie, musiałem zobaczyć Bellę, musiałem zagrać piosenkę, którą napisałem dla niej!
W czasie mojego pobytu w szpitalu, zdarzyła się jeszcze jedna, nieprawdopodobna rzecz. Pewnego dnia odwiedziła mnie siostra mojego zmarłego, najlepszego przyjaciela.
- Co ty tu robisz, Vicky? – spytałem zaskoczony.
- Robiłam ostatnio porządki i znalazłam komórkę Setha – zaczęła. – Są w niej zdjęcia z waszego wyjazdu do Forks.
- Skąd wiesz o Forks?
- Seth powiedział mi, gdzie jedziecie, ale po jego śmierci nie chciałam cię widzieć, więc nie miałam kiedy ci tego powiedzieć. Byłam wściekła, że przeżyłeś, a on nie – powiedziała, jakby zawstydzona swoimi słowami. – Wybacz mi.
- Nie wygłupiaj się! – rzekłem. – A tak w ogóle, to skąd wiedziałaś, gdzie mnie szukać?
- Od twojej mamy – odpowiedziała. – Zadzwoniłam do niej, bo tylko jej numer posiadam. Powiedziała, że bardzo długo próbowaliście dowiedzieć się czegoś o tamtym dniu, ale nie zdołaliście. Mówiła też, że zwłaszcza teraz będzie to przydatne. Czemu?
- To długa historia Vicky, a ja nie mam siły, by teraz ją opowiadać, ale zrobię to niedługo – jestem ci to winien.
- W porządku, Edwardzie, odpoczywaj. Do zobaczenia – powiedziała i pocałowała mnie w policzek. – Kładę telefon na stole.
Wyszła, pozostawiając mnie pełnego obawy i ekscytacji zarazem. Bałem się tego, co zobaczę, jednak z drugiej strony, tak długo czekałem, aby uzupełnić tę lukę. Złapałem komórkę i zacząłem przeglądać zdjęcia, było ich mnóstwo. Był też filmik…
Bella
Obudziło mnie walenie do drzwi.
- Wejdź, Alice, nie krępuj się – krzyknęłam.
- Skąd wiedziałaś, że to ja? – zapytała moja przyjaciółka, wchodząc do pokoju.
- Intuicja – zaśmiałam się. – Która godzina?
- Już jedenasta, śpiochu. Wiesz, co się wczoraj stało?
- Nie, a co się miało stać? – zapytałam zaskoczona. Czyżbym znowu o czymś zapomniała?
- Karetka zabrała Edwarda do szpitala, podobno zemdlał czy coś.
- Co? – zdziwiłam się. – Wiadomo, co mu jest? Oczywiście, nie żeby mnie to obchodziło, ciekawa jestem po prostu - dodałam.
- Tak, jasne. Skoro tak twierdzisz.
- Alice!
- Dobra, dobra. Podobno w czasie próby z Alanem stracił przytomność. Przyjechali ratownicy ze szpitala i zabrano go na obserwację. Dzwoniłam do wujka. Na pewno ma anemię, jest mocno osłabiony. Podczas drugiego zasłabnięcia, miał napad epileptyczny!
- Co?
- Bells, powtarzasz się!
- Nic nie rozumiem, przecież tryskał zdrowiem – powiedziałam i dodałam w myślach: – Może to moja wina? Nie, niemożliwe. Z resztą to już nie moja sprawa. A jednak się martwiłam. Ostatnio coraz częściej wspominałam Edwarda, brakowało mi go, ale starałam się odganiać te absurdalne myśli.
- Może i tak, ale po waszym rozstaniu zamknął się w sobie. Nigdzie nie wychodził, mało jadł – ciągle tylko ćwiczył. Podobno byłaś inspiracją dla jego solowego występu.
Dobijcie mnie! - prosiłam niemo. Czemu on mnie dręczy.? Tak bardzo go skrzywdziłam, a on nie przestawał mnie kochać. Bella, ty głupia szmato – wyrzucałam sobie. Naprawdę martwiłam się o Edwarda. Nie chciałam go nachodzić, zasługiwał na szczęście. Chciałam tylko wiedzieć, jak się czuje, co mu jest. Nie kocham go, nie kocham go, nie kocham go – przekonywałam się w myślach. Jednak coś do niego czułam, tęskniła za nim moja dusza i moje ciało. Co się ze mną dzieje?
- Alice?
- Tak?
- Jak się czegoś dowiesz, to daj mi znać – poprosiłam.
- Oczywiście. A teraz zbieraj się, czas na śniadanie.
- Spotkamy się na dole za piętnaście minut, okej?
- Nie ma sprawy. Pospiesz się, Bello.
Alice zamknęła za sobą drzwi, pozostawiając mnie w rozsypce. Byłam wściekła na siebie. Nie chciałam nic czuć do Edwarda, ale nie potrafiłam z tym walczyć. Zwłaszcza teraz, gdy leżał w szpitalu, możliwe, że z mojej winy! Uczucie do Edwarda uderzyło we mnie jak grom z jasnego nieba. Nie potrafiłam go nazwać, ale przepełniało mnie całą. Muszę być obojętna – zadecydowałam. Z tą myślą udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się i zeszłam do Alice. Zjadłyśmy śniadanie i poszłyśmy na siłownie.
Minął tydzień. Tydzień bez Edwarda. Siedem dni bez żadnych wieści o jego zdrowiu – Alice nic więcej się nie dowiedziała. Chciałam do niego zadzwonić, ale nie miałam pojęcia, co mogłabym mu powiedzieć. Biłam się z myślami. Nienawidząc jego i siebie, jednocześni czułam coś… Tylko co? Siedziałam w salonie, słuchając muzyki. Wszyscy domownicy bawili się przy basenie. Nagle otworzyły się drzwi wejściowe i poczułam zapach Edwarda. Odwróciłam głowę w jego stronę, jednocześnie wstając z kanapy.
- Witaj – powiedziałam cicho. – Jak się czujesz?
- Bywało lepiej, ale nie narzekam – odpowiedział chłodno.
- Wypuścili cię, czyli już wszystko w porządku?
- Tak – szepnął. – Nie udawaj, że cię to obchodzi.
Zabolało, tylko czemu? Zasłużyłam sobie na takie traktowanie.
- Martwiłam się.
- Nie udawaj, Bello, już nie musisz. Poza tym, wiem, że pocieszyłaś się już Jamesem.
- A skąd niby taki pomysł?
- No, przecież widziałem was po powrocie, nocował u ciebie.
- Ach, o to chodzi. James i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi, Edwardzie. Zresztą, on jest z Lauren.
- Co? Jak to?
- Oj, czy to ważne? Nie chciałam z nim być ani z nikim innym. Chcę odpocząć. Przyszykować się do operacji. Cieszę się, że z tobą już lepiej. Trzymaj się, Edwardzie, dbaj o siebie.
- Bells?
- Nic już nie mów, skrzywdziłam cię. Nie oczekuję, że mi wybaczysz. Do zobaczenia.
Musiałam odejść. Jeszcze chwila, a rozpłakałabym się jak mała dziewczynka. Ja, zdzira Swan, zaczynałam darzyć uczuciem faceta, którego wykorzystałam jak nikogo wcześniej.
K***. Bez skrupułów – miało być po trupach. Nie ma litości. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez aramgad dnia Pon 16:29, 18 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Lady Vampire
Wilkołak
Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd
|
Wysłany:
Pon 15:35, 18 Maj 2009 |
|
Hm...
Nasza Bella zaczyna się łamac. A Edward jak zwykle jest krótkowzroczny.
Gratulacje za fachowy język, robi wrażenie i wzbogaca tekst.
Cóż... ostatnia linijka - co by to za wyraz nie był, zaczynamy z wielkiej litery. I lepiej brzmi: przygotowac się do operacji niż przyszykowac, bo wyobrażam sobie, że się po prostu ładnie ubierze, a nie o to chodzi.
Rozdział dlugo wyczekiwany, ale jest. Nareszcie! Stęskniłam się za nimi. Znaczy się i za rozdzialami, i za postaciami.
WENY! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Zagubiona
Człowiek
Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pon 15:36, 18 Maj 2009 |
|
Uuuu...
Bella ma jakąś słabość?
Nie wiedziałam czy to możliwe.
A jaki to filmik na tej komórce Setha...
Ciekawe...
Rozdział ogólnie fajny, ale by go chyba tak opdrazu z tego szpitala nie wypuścili, zostawili by go jeden dzień na obserwacje czy coś...
Pozdro i zycze weny...
Zagubiona... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
aramgad
Wilkołak
Dołączył: 10 Mar 2009
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 16:26, 18 Maj 2009 |
|
Zagubiona napisał: |
ale by go chyba tak opdrazu z tego szpitala nie wypuścili, zostawili by go jeden dzień na obserwacje czy coś...
. |
Przecież tydzień leżał jeszcze |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|