|
Autor |
Wiadomość |
Ekscentryczna.
Wilkołak
Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 147 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 20:28, 12 Paź 2009 |
|
Nie do końca, Latte, przyznam szczerze. Acz pytałam z czystej ciekawości, bez żadnych ukrytych podtekstów, broń Boże! (; |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pon 20:41, 12 Paź 2009 |
|
Latte takie upadanie nie będzie mi przeszkadzać... jeśli będę miała właściwe powody do tego...
mam nadzieje, że mi je jeszcz zapewnisz... :P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Masquerade
Dobry wampir
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 128 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń
|
Wysłany:
Pon 20:46, 12 Paź 2009 |
|
Tak... Przeczytałam i normalnie coraz bardziej mi się podoba :D Te przemyślenia Belli są takie naturalne, opisy bardzo plastyczne, nie masz problemów w operowaniu językiem, rozdziały są długie, ale czyta się je bardzo szybko, opowiadanie bardzo wciąga. Już się przestraszyłam, że Em naprawdę jest gejem, nie zniosłabym chyba :D ten Wielki Emmett gejem? Nie! :D
Zdarzyło się kilka interpunkcyjnych potknięć, ale nie mam ani siły, ani chęci na wypisywanie tak bardzo, jak kilka miesięcy temu :D
Mam nadzieję, że jakoś się bez tego obejdziesz :D
Cóż, pozostaje mi czekać na kolejne rozdziały i życzyć, aby Cię natchło :)
M. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
LewMasochista
Wilkołak
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 113 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Wto 7:09, 13 Paź 2009 |
|
Cocolatte. napisał: |
I moje serce stanęło.
Tak zażenowana nie byłam jeszcze nigdy w moim życiu. Poczułam zdradzieckie palenie na twarzy, a serce ożyło i stukało mi cztery razy szybciej niż normalnie. Nie mogłam na to nic poradzić – na litość boską! On był bez koszulki! Jeżeli wcześniej uważałam go za najpiękniejszego, to musiałam być ślepa. Emmett z koszulką to nic w porównaniu do Emmetta bez koszulki - plus mokre włosy i rozweselona twarz. Jeśli zacznę się zaraz ślinić, to absolutnie nie będzie moja wina.
|
Och Mateczko Najsłodsza. Tak, tak, taaaaaaaaaaaaaakkkkkkkkkk:D
Emmet bez koszulki....myslicie, ze mogliby zekranizowac tego ff i pokazac ta scenę??:)
Rozdział jak zwykle fenomenalny. I broń Cie Panie Boże robić z Emmetta geja! Oczywiście, ze nie zaniechałam opowiadania....gdzież bym śmiała. Ale nie wolno nas tak szantażować:p
Alice....a ta czego??:)
To bieganie po plaży musiało byc urocze. Czekam na następna część. WENY!
Lew |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 15:54, 19 Paź 2009 |
|
Ogłoszenie!
Zaginął Wen. Znaki szczególne - mały, wredny, upierdliwy i kapryśny jak primadonna. Bardzo za nim tęsknię. Znalazcę proszę o natychmiastowy kontakt.
W wolnym tłumaczeniu:
Szkoła zabija we mnie pisarkę. Twierdzi uparcie, że bardziej niż czasu wolnego, potrzebuję wiedzy o przecinkach, skałach, oporach, natężeniach itd, itp. To wszystko przez nią.
W jeszcze wolniejszym tłumaczeniu:
Chciałam napisać przez weekend rozdział, wysłać wczoraj do Marty i w najbliższych dniach Wam go udostępnić. Niestety, na chęci się skończyło. Od kilku (nastu?) dni tkwię na jednej stronie i za Chiny Ludowe nie mogę ruszyć z miejsca, a mam dopiero połowę rozdziału. Jakby tego było mało, jak mam czas, to nie mam natchnienia, a jak mam natchnienie, to nie mam czasu. Oszaleć można.
Tematu jak na razie nie zawieszam. Po prostu lojalnie uprzedzam, że 5. może pojawić się, hm, niezbyt prędko.
I wybaczcie, że teraz bardzo rzadko komentuję u Was. Trudno mi się wyczerpująco wypowiadać ze świadomością, że mam wolną tylko godzinę czy półtorej.
Pozdrawiam,
Latte. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
LewMasochista
Wilkołak
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 113 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Wto 7:32, 20 Paź 2009 |
|
Och......Cocolatte. Nie rób nam tego;( Moje serce tego nie wytrzyma. Komputer też!
Rozumiem Twoja sytuację....sa w życiu ważniejsze rzeczy niż wrzucanie rozdziałów na forum. Dodasz jak będzie gotowy:*
Niemniej jednak będę płakać ;((((((((((((((( Musze się jakoś zakonserwować odpowiednio na ten czas. Obiecaj jednak, ze nie porzucisz tego ff!!! tego bym nie zniosła:(
Życzę czasu, weny(WENO WRACAJ!), cierpliwości!!!!
Alllelujah kocham Cię, wielbie i pędzę poszukac Twojej weny:)
Lew. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Wto 19:15, 20 Paź 2009 |
|
Ojej, Latte, jaka ładna Blair na avatarze i bannerze:)
Do rzeeczy. Ja wieeem jak to jest, że się weny nie ma. (Pamiętasz czasy, jak dodałam rozdział na miesiąc?...) Ja wiem jak się czasu nie ma (facet na głowie, dziecko w brzuchu...) I ja naprawdę wiem, jak to jest, robić z tego combo. Mam wena! Ale czasu nie. Mam czas! Szlag, gdzie wen?
Ale spójrz. Jak ty wysoko w rankingu jesteś. Spójrz tylko, jak ludzie cenią twój ff. Spójrz, no, gapiaj się!
Cztery rozdziały i taka sława! Kobieto, hita robisz!
Zobacz, ja mam tam swoje ciaśniutkie grono małych wielbicieli(sg) i zobacz, jak teraz dodaję rozdziały co tydzień i mniej. Spięłam się i zawsze siadam i z determinacją piszę - i jest. Nawet jak czasu nie mam, nawet jak weny nie mam, to czas się pojawia, wena też. Naprawdę, tylko musisz sobie uświadomić, że te komentarze to ludzie, którzy pójdą wszędzie za tym ff, nawet jakby musieli sobie robić konta na jakichś stronach, wysyłać smsy za dychę itp., itd....
Nie możesz nie ieć wena! Przecież takie komentarze to jest esencja weny! Jej czysta postać!
A zobacz na liczbę wyświetleń. 70% + czyta twój ff, tylkko nie komentuje.
Dużo osób, nie?
No właśnie.
Nie możesz nie pisać. Ja się wzięłam i tak teraz zawsze coś nabazgram to nie wierzę, że ty nie. Cmon.
TO BYŁ KOMENTARZ MOTYWACYJNY, zawierający samą czystą prawdę, chyba nie zostanie uznany za offtop...
A jeśli tak, to jestem Team Emmett i uwielbiam jego pośladki i całkiem pasuje mi kolejność, w jakiej Bella go widzi. No. O.
Pozdrawiam, a ta wymówka "wena nie ma" to się stara robi, ludzie ewoulowali i wiem, że potrafią ją przywołać. Nie ma bata :D
PS - Znalazłam twoją wenę. O tutaj, to znaczy, tam wyżej jest, w mom komentarzu. Wszystko nad PS;p To ona, znalazłam!:D |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Donna dnia Wto 19:18, 20 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 21:31, 22 Paź 2009 |
|
No cóż, sprężyłam się i napisałam.
Jestem niedorzecznie wręcz niezadowolona z PWB i PWED. Wyszły kompletnie nie takie, jak trzeba. Za to PWEM mi się nawet podoba - z wyjątkiem końcówki. Tak to jest, jak się pisze bez weny.
Ale obiecuję, że Wen wrócił. Mam nadzieję, że na stałe. I choć ten rozdział mi średnio wyszedł, to mam już ogólny zarys następnych części i raczej wyjdą mi lepiej.
Dedykowany (tak. Dedykuję taki kiepski rozdział. Na miejscu Al bym się obraziła, ale pomińmy) Alicee za pomoc w odnalezieniu mojego niepokornego Wena :*
PS - dla wielbicieli pdf. - [link widoczny dla zalogowanych]
beta: najwspanialsza marta_potorsia
Rozdział piąty
PWB
Przysięgam, że nie wiem, jak się w to wpakowałam.
W jednej chwili stałam sobie spokojnie, starając się przetrzymać jakoś wesele, a w drugiej popełniałam samobójstwo. I to, cholera, dosłownie!
Minęliśmy zakręt, przy czym motor odrobinę się przechylił. Wrzasnęłam, przerażona. Byłam na sto procent pewna, że zaraz będziemy mieli wypadek. A jeśli nie wypadek, to przynajmniej zawał serca. A ja nie chciałam umierać!
Co mnie podkusiło, żeby z nim jechać?
Przycisnęłam się mocniej do jego pleców, co było imponującym wyczynem, jako że już wcześniej nie dałoby się upchnąć między nas skrawka papieru. Jedną pięść zacisnęłam na jego krawacie, który furkotał teraz na wietrze, a drugą rękę wbijałam mu – prawdopodobnie bardzo boleśnie – w klatkę piersiową. Mimo to ciągle miałam poczucie, że za chwilę spadnę.
Wtulałam twarz w jego marynarkę, która delikatnie drapała mi policzki. Nie była uszyta z przyjemnego w dotyku materiału. Pomimo wszelkich niedogodności w tej pozycji czułam się lepiej niż w jakiejkolwiek innej – szczególnie, że nie miałam kasku.
Po jakimś czasie pęd przestał bawić się moimi włosami, a silnik przestał warczeć. Nie zastanawiałam się nad przyczyną. Było mi dobrze i nie zamierzałam poznawać szczegółów – tym bardziej, że jazda zaczęła mi się podobać. Naprawdę nie było aż tak źle.
- Mogłabyś się już odczepić? Jesteśmy na miejscu – zakomunikował Edward. Miałam duży problem ze zrozumieniem jego wypowiedzi, więc zrobiłam najmądrzejszą rzecz, jaka mi przyszła do głowy – a mianowicie zignorowałam go. - Hej, zasnęłaś tam? - A dlaczego miałabym spać?
Poza tym... Czemu on do mnie mówi? Po co się dekoncentruje? Chce nas wpakować na drzewo, czy jak, do cholery?
- Bella! - wrzasnął. Na próżno – nie miał co liczyć na odzew z mojej strony. Stanowczo nie chciałam, by zajmował się teraz czymś innym niż jazdą.
Nagle poczułam, że unoszę się w powietrze. Krzyknęłam rozpaczliwie – byłam pewna, że spełnił się najgorszy ze scenariuszy. Przed oczami dosłownie przeleciało mi stado gwiazdek – podejrzewam, że było to całe moje życie, z tym, że w ostro przyspieszonym tempie.
Zawisłam w próżni. No bo to była próżnia, prawda…? Chyba tak.
Nie chciałam umierać! Mam tylko siedemnaście lat. Siedemnaście! Żyłam w przeświadczeniu, że śmierć zabierze mnie jako co najmniej siedemdziesięcioletnią staruszkę, a nie jako nastolatkę! Nie chciałam, aby na moim grobie wygrawerowali napis „Zginęła tragicznie”!
Nie zdążyłam posmakować życia. Nigdy nie byłam na studiach, nie podróżowałam, nie uprawiałam seksu... Że też nie wspomnę o tym, co należało do moich obowiązków - miałam przecież wielkie plany i ambicje. Chociażby Alice. Beze mnie nigdy nie poradzi sobie z...
Nagle moje pośladki brutalnie się z czymś zderzyły. Zakwiliłam cicho. Nagle uświadomiłam sobie, że mam zaciśnięte powieki, więc czym prędzej je otworzyłam. Rozejrzałam się zdezorientowana. Moim oczom ukazał się ogród Esme, który z miejsca rozpoznałam. Nade mną pochylał się przyszywany brat, a na jego ustach widniał ironiczny uśmieszek.
Zaraz... My żyjemy?
My naprawdę żyjemy?
Czym prędzej poderwałam się z trawnika. Miałam tak miękkie kolana, że cudem zdołałam utrzymać się w pionie, a na dodatek bolał mnie tyłek, ale mimo to w życiu nie byłam równie szczęśliwa jak teraz.
- My żyjemy! - powtórzyłam, tym razem na głos.
- Nie, naprawdę? - spytał, a jego głos był lekko kpiący. - To niesamowite.
- No – przytaknęłam energicznie.
Uniósł brew. - Więcej zaufania, okej?
- Usiłowałeś nas zabić. Na chwilę obecną nie jestem w stanie ci zaufać. – Niemal wyśpiewałam. Nie mogłam nic na to poradzić – nawet jego docinki nie mogły mi zepsuć humoru. Ja żyję!
- Ale żyjemy, prawda?
- Prawda. - Wyszczerzyłam się.
- Hip hip hurra – sarknął, wywracając oczami, po czym wyminął mnie i udał się w kierunku domu. Nagle zaczęło do mnie docierać, że coś jest nie tak.
- Eee... Edward?
- Tak?
- My... jesteśmy w domu.
- Jestem tego świadom – odkrzyknął z progu. Mój wzrok całkiem przypadkowo zatrzymał się na tej piekielnej maszynie, która teraz stała zaparkowana przy krawężniku. Czym prędzej się od niej oddaliłam – już nigdy, nigdy, nigdy na to coś nie wsiądę!
Gdy zrównałam się z chłopakiem, ten właśnie przeszukiwał kieszenie. Czułam się trochę niezręcznie – jak ojciec, który próbuje rozmawiać z córką o seksie. Dobrze, że moje uświadamianie miało zupełnie inną tematykę.
Wzięłam głęboki wdech.
- Edward, wesele jest w restauracji.
- Wiem – odparł po prostu.
- Eee... Edward?
- Cholera, Bello. Ja naprawdę wiem, jak się nazywam. Nie musisz zaczynać każdego zdania moim imieniem – zirytował się nieco.
- Edwardzie, nie jesteśmy w restauracji – wypaliłam.
- Serio? - spytał z tak dużym przekonaniem, że przez moment wydawało mi się, że mówił poważnie. - Niemożliwe. Jestem w stu procentach pewien, że właśnie wchodzimy do knajpy.
Spiorunowałam go wzrokiem – co może dałoby jakieś efekty, gdyby na mnie patrzył.
- Czemu jesteśmy w domu?
Uśmiechnął się szatańsko.
- Nie możemy przecież dopuścić, aby goście weselni pozdychali z nudów, nieprawdaż?
PWED
Tinker wyglądała wybitnie głupio. Tak głupio, że machinalnie odmawiałem wewnętrzną litanię, żeby tylko nikt jej przypadkiem nie zauważył. Cały plan spaliłby na panewce. Naprawdę trudno by było wytłumaczyć, dlaczego wózek na przystawki dostał nagle nóg i postanowił sam z siebie udać się do kuchni. Zwłaszcza, że były to ewidentnie kobiece nogi obute w wysokie szpilki.
Odetchnąłem z ulgą, gdy zmutowany wózek – zwany również moją nową siostrą – zniknął wreszcie za białymi drzwiami.
- Przepraszam na chwilę – powiedziałem do obecnych przy naszym stoliku, po czym udałem się w stronę łazienek. Gdy upewniłem się, że nikt nie zwraca na mnie uwagi, przemknąłem zgrabnie przez pomieszczanie, ukrywając się za kwiatkami. Cholera, nie byłem wcale lepszy od Belli.
Przyczaiłem się pod sceną. Grupka operatorów chodziła po niej, załatwiając ostatnie sprawy. Jeden z nich właśnie włożył płytę do odtwarzacza, po czym odwrócił się do jakiejś kobiety w garsonce i zagadał do niej.
Idealnie.
Przesunąłem się bliżej sprzętu, po czym dyskretnie wyjąłem z niego CD i zastąpiłem je innym, które wyjąłem z kieszeni. Pospiesznie nacisnąłem odpowiedni guzik i moja płyta zniknęła w głębi maszyny. Czym prędzej zawróciłem – wrzucając skradziony krążek do mijanej właśnie doniczki – i pomknąłem do kuchni. Uchyliłem jednoskrzydłowe drzwi i zajrzałem do środka.
Tinker była jedyną osobą obecną w pomieszczeniu, jako że wszystkie kelnerki znajdowały się obecnie na sali. Mieliśmy jednak mało czasu – zawsze któraś z nich mogła przyjść po jakiś półmisek czy z brudnymi naczyniami. Trzeba być ostrożnym.
- Jak ci idzie? - spytałem cicho, wślizgując się do kuchni. Dziewczyna podskoczyła i natychmiast odwróciła do mnie głowę. Jej twarz zastygła w przerażeniu, a z rąk wypadła jej paczka musujących cukierków.
- Czyś ty oszalał? - wysyczała oburzona.
- Tylko cię sprawdzam – uspokoiłem ją.
- To przydaj się do czegoś i stań na czatach.
Moja buntownicza natura miała ochotę trochę się pokłócić – notabene, nie znosiłem, jak się do mnie zwracano rozkazującym tonem – ale zignorowałem to uczucie i posłusznie wychyliłem głowę w stronę weselników.
Wszyscy byli w trakcie konsumpcji; wszystkie cztery stoły wręcz uginały się od różnego rodzaju przekąsek. Szum rozmów był tak niezharmonizowany, że nie dawało się rozróżnić poszczególnych słów – chyba, że przebywało się w oddaleniu paru centymetrów od rozmówcy. Jak na razie tłum bezimiennych zajmował się sobą, tak więc nie było zagrożenia z ich strony. Co do obsługi, jak na razie także mieli ważniejsze zajęcia niż zaglądanie do pomieszczenia kuchennego.
Skierowałem wzrok na Esme.
O dziwo, moja matka wyglądała na trochę znudzoną. Niby uśmiechała się promiennie i odpowiadała grzecznie na zadawane jej pytania, ale miała błędne oczy; tak, jakby odpłynęła. Bawiła się bezwiednie widelcem. Charlie dyskutował o czymś ze swoim drużbą, posterunkowym, który prawdopodobnie miał jakieś imię, ale na chwilę obecną za cholerę nie byłem w stanie sobie go przypomnieć. Emmett gapił się intensywnie w moją stronę. Alice – podobnie jak Es – wyglądała na...
Zaraz, zaraz, wróć. Emmett się na mnie intensywnie gapi?
W tej samej sekundzie głowa mojej rodzicielki wykonała taki ruch, jakby chciała się odwrócić i spojrzeć w moją stronę. Byłem gotów się schować, ale nagle mój starszy brat położył swoją wielką łapę na jej delikatnej dłoni i o coś ją zagadał. Gdy Esme skupiła się na nim, mrugnął do mnie lekko.
Już ja znam to mrugnięcie. On mnie z ziemią zrówna za to, że go wcześniej nie wtajemniczyłem. No cóż, ale przynajmniej pomaga. Jak na razie nic nam nie grozi.
I jakby na złość mojej ostatniej myśli niepozorna, drobna kobieta w charakterystycznym uniformie złapała za dwa puste dzbany po soku pomarańczowym i szybkim krokiem udała się w najmniej dogodnym mi kierunku. Czym prędzej cofnąłem się w głąb pokoju.
- Cholera – syknąłem.
- Co? - spytała burkliwie brunetka, wrzucając pastylkę do coli i natychmiast zakrywając dzbanek przykrywką.
- Ktoś tu idzie. - Stwierdziłem, że nie uda nam się wymknąć niepostrzeżenie przez drzwi, a stukot obcasów zmierzający w naszą stronę był coraz głośniejszy. Nie zastanawiałem się długo. Złapałem Bellę w pasie i wyskoczyłem przez okno.
Do trawnika mieliśmy raptem dwa metry, ale nie wymierzyłem skoku, poza tym miałem ze sobą „drobne” obciążenie, tak więc natychmiast po zetknięciu z podłożem ugięły się pode mną kolana i przeturlaliśmy się przez ładny kawałek ziemi. Syknąłem z bólu. Ja pierdolę, czemu tu jest tak cholernie dużo kamieni? I czemu tu jest tak twardo? To zdecydowanie nie był dobry pomysł.
Zerknąłem w lewo, by sprawdzić, w jakim stanie jest moja nowa siostra.
Wyglądała na oszołomioną. A jej twarz...
Nie mogłem się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem. Mina, jaką miała teraz Bella, rozśmieszyłaby świętej pamięci złotą rybkę Emmetta, tak więc co ja, człowiek z nad wyraz rozwiniętym poczuciem humoru, mogłem zdziałać?
Szkoda, że nie miałem przy sobie aparatu. To należałoby uwiecznić dla potomności.
Gdyby wzrok mógł zabijać, właśnie wąchałbym kwiatki od spodu. To jest, gdyby tu były jakiekolwiek kwiatki.
- Mam wielką ochotę cię zabić – wycedziła. To wyznanie jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło.
- Z jakiegoż to powodu? - Udało mi się wykrztusić.
- Za całokształt. Ale przede wszystkim za ten durny śmiech – zakwiliła, chwiejnie się podnosząc.
- Panuj nad mimiką, to nie będzie potrzeby zabójstwa na mojej szanownej osobie.
- Jasne, zwal na mnie.
- Właśnie to zrobiłem.
- Świnia.
- Krowa.
- Baran.
- Łabędź.*
- Żeś się wysilił – zadrwiła.
- Dobra, chodź. - Aby podkreślić wagę własnych słów, z niemałym wysiłkiem dźwignąłem się na nogi. - Zaraz któreś z nich doda dwa do dwóch i będziemy mieć przekichane.
- Tak czy owak się domyślą, prędzej czy później – prychnęła, otrzepując sukienkę.
- Wolałbym później.
Popatrzyła na mnie tak jakoś dziwnie, po czym westchnęła i odparła – Ja też.
PWEM
Dyskretnie powąchałem mój kieliszek, ale wyczuwałem tylko szampana, nic więcej. Byłem niemal na sto procent pewien, że nie dolali mi do niego żadnych poważniejszych alkoholi. Ponownie spojrzałem w stronę kuchni. Głowa mojego brata ciągle tam sterczała.
No ej, przecież nie upiłem się szampanem i to jeszcze połową kieliszka! Tak źle ze mną nie jest. To nie mogą być zwidy. No, chyba, że poprzewracało mi się w głowie.
Chociaż – to dziwne, ale prawdziwe – mógłbym przysiąc, że jestem całkowicie zdrowy.
Głowa Edwarda okręcała się... Może niekoniecznie wokół własnej osi, ale z pewnością zataczała kąt półpełny w te i we wte. To było co najmniej dziwne. Jeszcze raz powąchałem trunek, choć mój umysł podpowiadał mi, że myślę zbyt trzeźwo jak na pijanego.
Wzrok brata prześlizgnął się po mnie. W ogóle nie przejmował się tym, że go obserwuję. To jest, do czasu.
W chwilę później gwałtownie obrócił się... E, wróć. W chwilę później jego głowa gwałtownie obróciła się twarzoczaszką w moją stronę. Po jego oczach mogłem stwierdzić, że i on jest jak najbardziej trzeźwy. Poza tym znałem go przecież długie siedemnaście lat z kawałkiem i potrafiłem z powodzeniem odczytać wszelkie jego grymasy.
A teraz on coś kombinował. I sądząc po błyszczących patrzałkach, było to coś dużego.
Rozpracowanie go nie zajęło mi dużo czasu. Moment, gdy odpowiednia klapka wskoczyła mi w odpowiednie miejsce i rozjaśnił mi się umysł, nastąpił po góra trzech sekundach.
Nigdy nie zdarzało się tak, że Edward pracował na własną rękę. Zawsze byłem z nim - stanowiliśmy całkiem zgraną drużynę. On dostarczał pomysłów, a ja te pomysły redagowałem tak, aby wszystko się udawało. Poza tym, taki układ dawał mu możliwość zwalenia całej winy na mnie. (Nie, żeby ktokolwiek mu wierzył). Więc czemu teraz postanowił porozwalać wszystko sam?
No cóż, może nie do końca sam – nie mogłem przecież nie zauważyć dłuższej nieobecności Belli – ale, ostatecznie, nie byłem do końca pewien, czy te dwa fakty się ze sobą łączą.
Esme chyba zauważyła moje intensywne spojrzenie, bo zrobiła taki ruch, jakby chciała się obejrzeć za siebie. Przez pół sekundy miałem bardzo realistyczne wrażenie, jakoby na moich ramionach siedzieli diabeł i anioł. Ten pierwszy kusił, aby pozwolić matce zniszczyć plan Edwarda. Anioł podszeptywał, że należy wybaczać bliźniemu i nie chować urazy.
To skłoniło mnie do poważnego zastanowienia się nad ilością promili, jakie wchodzą w skład szampana, ale mniejsza o to.
W ostatniej chwili zwróciłem na siebie uwagę rodzicielki, pytając o jej najnowsze zlecenia. Podziałało. Niemniej jednak miałem ochotę porządnie wpieprzyć Edwardowi. Przez tę całą jego samotną akcję poczułem się... zdradzony? Tak, to dobre określenie.
No cóż. Każdy powód jest dobry, aby się pobić z młodszym braciszkiem.
W każdym razie mama się roztrajkotała, co dało mi sposobność do dalszych – acz dyskretniejszych – obserwacji.
Patrzył na mnie z wdzięcznością w tych swoich zielonych ślepiach. Mrugnąłem do niego porozumiewawczo. Jakby nie patrzeć, jesteśmy braćmi; nie mogłem się na niego długo gniewać.
Cholera, bo zaraz mi skrzydła wyrosną.
Rozczochrany łeb Edwarda zniknął z pola widzenia. Dobrze – jeszcze trochę i naprawdę zacząłbym się rozczulać, a nie znoszę siebie w takim wydaniu.
Esme skończyła opowiadać o wiktoriańskim domku na obrzeżach Seattle, którego wystrój właśnie projektowała i natychmiast została zagadnięta przez ciocię Ann. Z braku lepszych pomysłów odwróciłem się w stronę Alice, która ze skupioną miną dźgała pomidora w swojej sałatce. Wydawała się być taka jakaś... smutna. I drobna. Ona naprawdę wyglądała jak podręcznikowe wręcz maleństwo.
- Co jest, młoda? - spytałem.
- Ból istnienia – odparła, nie bawiąc się w żadne fanaberie typu „jestem najszczęśliwszą istotą na całej wielkiej Ziemi”.
- Masz jakiś problem?
- Jak na to wpadłeś? - sarknęła.
- Jestem dobrym obserwatorem – powiedziałem poważnie.
- Tak więc powinieneś zaobserwować, że ostatnie, na co mam teraz ochotę, to rozmowa z tobą.
- Ty jesteś jak jakiś kameleon – palnąłem, nim zdążyłem ugryźć się w język.
Widziałem po jej twarzy, że toczy jakąś zażartą, wewnętrzną walkę. W końcu nie wytrzymała.
- Co masz na myśli?
- W jednej chwili jesteś wesoła jak szczypiorek, a zaraz potem wyglądasz, jakbyś się szykowała na własny pogrzeb. To nie jest normalne.
- Kameleon zmienia tylko kolory – westchnęła.
- Dziękuję ci za tę błyskotliwą i niezwykle istotną uwagę. Nie wiem, jakbyśmy się bez niej obeszli. Nasza konwersacja od razu straciłaby na wartości – prychnąłem, usiłując utrzymać poważny ton.
- Oj, każdemu się zdarza gorszy dzień.
- Szósty z rzędu? - spytałem z powątpiewaniem. Nadal na mnie nie patrzyła.
- Wcale nie szósty.
- Owszem, szósty. Odkąd przyjechałaś.
- Wcale nie – zaprzeczyła, ale w taki sposób, jakby jej na tym w ogóle nie zależało.
- Oszem, tak. Kiedy tylko myślisz, że nikt na ciebie nie patrzy, łapiesz doła.
- „Kiedy myślisz, że nikt na ciebie nie patrzy”? - zacytowała mnie. - A skąd ty o tym wiesz? Czyżbym była aż tak fascynującym obiektem obserwacji, że wzroku nie umiesz ode mnie oderwać?
- Nie. Po prostu z tobą jest jak z pchłą. Boję się, że jak cię spuszczę z oczu, to się gdzieś zawieruszysz.
Coś w niej wreszcie drgnęło. - Czy mógłbyś nie porównywać mnie do pchły?
- Rozmiar się zgadza – mruknąłem, niby to sam do siebie, specjalnie jednak modulując głos, aby mnie usłyszała. Miałem nadzieję, że zacznie się ze mną przekomarzać, żartować. Przez chwilę myślałem nawet, że się udało. Niestety, Alice jedynie westchnęła i po raz enty przetoczyła pomidora koktajlowego z jednego krańca miski na drugi. Zirytowałem się; ona maltretowała to biedne warzywo już z godzinę, zupełnie tak, jakby to była najbardziej pasjonująca czynność, jaką można sobie wyobrazić. W spontanicznym odruchu nabiłem czerwoną kulkę na własny widelec i wepchnąłem jej do ust. Parsknęła oburzona, po czym zaczęła energicznie przeżuwać, machając przy tym histerycznie rękami i wydając z siebie bliżej nieokreślone dźwięki – że też nie wspomnę o tym, że jej twarz przybrała kolor zbliżony do posiłku. Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
Ten śmiech najwyraźniej śmiertelnie ją uraził, gdyż palnęła mnie w ramię. Cholera. Jak tyle siły może się zmieścić w czymś tak małym?
- Co wam tak wesoło? - spytała Bella, siadając na krześle. Rozejrzałem się, zdezorientowany. Nie zauważyłem, kiedy przyszła.
- Nic, pokazywałem tylko Pchełce, do czego służy jedzenie... Ał – jęknąłem, bo „Pchełka” po raz kolejny mnie zaatakowała. Tak szczerze, to prawie nic nie poczułem, ale skoro udało mi się ją jakoś rozruszać, to nie zamierzałem jej dołować. Niech sobie myśli, że nabiła mi siniaka.
- Pchełce? - zdziwiła się moja nowa siostra, po czym uśmiechnęła się nieco pogardliwie. - No cóż, pasuje.
Alice posłała nam obojgu mordercze spojrzenie, po czym uspokoiła się nieco i przełknęła resztę pomidora.
- Jesteś głupszy niż but z lewej nogi – oskarżyła mnie.
- Ależ ja nie powiedziałem, że jesteś głupia. – Udałem święcie oburzonego. - Pchełki nie są głupie. Są po prostu małe, ruchliwe i skoczne.
- Powiedziałabym ci coś, ale nie chce mi się marnować strun głosowych – warknęła.
- W wolnym tłumaczeniu: Odgryzłabym ci się, ale nie jestem w stanie wymyślić na poczekaniu ciętej riposty – przetłumaczyłem.
- Al, czemu jesteś taka czerwona? - zapytał Edward, siadając na swoim miejscu. Bez specjalnego zdziwienia stwierdziłem, że ma trochę brudną koszulę, chyba od ziemi. No cóż. Mój brat i czyste koszule od zawsze toczyli zażarte wojny.
- Ze zdziwienia. Wiesz, do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że po Ziemi chadzają takie bezmózgi – burknęła, wskazując na mnie.
- Powtórzę to Jacobowi – obiecała jej Bella.
- Black jest poza wszelką konkurencją.
- Niemożliwe! Czyżby był gorszy ode mnie? - Złapałem się za serce, pozorując chlipanie. - Załamałaś mnie, Mary Alisson Brandon.
- Tak, wiem, jestem okrutna. - Wywróciła oczami, po czym sięgnęła po dzbanek z farbowanego na czarno szkła, w którym – jak wszyscy wiedzieli – była cola.
- Nie! – wykrzyknęli jednym głosem Bell i Ed, wyciągając ręce i praktycznie wyrywając jej przykryte naczynie z ręki. Przed oczami mignęła mi głowa Edwarda wystająca z kuchni i dwa puzzle wskoczyły na odpowiednie miejsca, dając mi o wiele wyraźniejszy obraz sytuacji – nie pełny, ale całkiem satysfakcjonujący.
- O co wam chodzi? - zdziwiła się, zapominając na chwilę o naszym przekomarzaniu. Zastygła z dłonią zawieszoną ponad stołem i chyba nie bardzo wiedziała, co ma zrobić.
- Lepiej weź sok – powiedziała jej Swan. - Jest smaczniejszy.
- I zdrowszy – dodał Edward.
- Nie wiem, co oni kombinują, ale jak znam mojego brata, to nie jest coś, czego chciałabyś doświadczyć na własnej skórze. Radziłbym zrezygnować z coli – wtrąciłem.
- Słuchaj Emmetta. Mądre głupoty gada - stwierdził Młodszy Cullen.
- W przeciwieństwie do co poniektórych – odpyskowałem. Przyjrzałem się podejrzliwie dzbankowi i odsunąłem go na bezpieczną odległość. W końcu, jak to katolicy mawiają, strzeżonego Pan Bóg strzeże.
Nigdy nie myślałem o tym, że moja mama ponownie wyjdzie za mąż. Owszem, miewała czasem facetów, ale to nigdy nie było nic poważnego. Charliego poznała jakieś... trzy miesiące temu? Coś koło tego. Przedstawiła nam go przy końcu czerwca – a jakieś dwa tygodnie później oznajmiła, że zmienia stan cywilny. Później, że się przeprowadzamy. Później, że zamieszka z nami jego córka. Dosłownie w kilka dni nasze życie wywróciło się do góry nogami. Jeśli mam być szczery, to nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo – potrzebowałem wypoczynku, a w Seattle o niego raczej trudno.
Jednakże obserwując Es i jej nowego męża doszedłem do wniosku, że o wypoczynek będzie raczej trudno. Cała sala trzęsła się od serdecznego śmiechu, gdy państwo młodzi wywijali – a w każdym razie panna młoda wywijała – na parkiecie w trakcie pierwszego tańca, którym pierwotnie miał być walc, acz najwyraźniej komuś „pomyliły się płyty” bo energiczna, rockowa piosenka średnio się nadawała na podkład do tańców klasycznych... Że już nie wspomnę o tym, że dokoła wybuchały fontanny z coli, chlapiąc wszystkich w zasięgu pół metra.
Ale po co komu wypoczynek, jeśli się jest członkiem takiej rodzinki jak nasza?
Będzie dobrze. Nawet, jeśli Charlie kompletnie nie potrafi tańczyć.
__________
* ang. Swan |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Pią 13:47, 23 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Czw 21:52, 22 Paź 2009 |
|
jestem pierwsza - edit po przeczytaniu :)
Mistrzyni Lekki Dialogów zresztą jak zawsze... perełki pewnie i tak ktoś wymieni, a ja nie chcę kopiować całości, więc powiem tylko, że rozmowy Belli i Edwarda w tym ff'ie wypadają najlepiej na całości tego, co do tej pory przeczytałam (a przeczytałam dużo)...
masz niesamowite wyczucie komizmu... znowu poobijałam tyłek... ale spokojnie - ostatnio się wygoił to i teraz się zregeneruje
jest niesamowicie - aż chcę się do ciebie przeprowadzić, żeby wiedzieć co będzie... natychmiast zaraz... już... od razu...
co to za pomysł Edzia :D
no i Edward na motorze... mrau... jakoś tak...
jest niesamowicie... akcja niewymuszona, taka naturalna i trzymająca w napięciu... przez chwilę myślałam, że Edward pocałuje Bellę jak wejdzie kelnerka, ale cieszę się, że tak się nie stało... niech nic nie psuje ich antagonistycznych opływających sarkazmem relacji... są idealne... riposty chwilami przypominają mi House'a takie miłe skojarzenie...
idę się dalej rozpływać..
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Czw 22:07, 22 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Souris
Gość
|
Wysłany:
Czw 22:15, 22 Paź 2009 |
|
Cocolatte. napisał: |
Nigdy nie myślałem o tym, że moja mama ponownie się ożeni.
Przedstawiła nam go przy końcu czerwca – a jakieś dwa tygodnie później oznajmiła, że się żeni. |
Kobieta nie może się ożenić. Jak już to wyjść za mąż
Przeczytałam wszystkie 5 rozdziałów za jednym razem i muszę powiedzieć, że masz mnie! Twoje opowiadanie mnie oczarowało... Dosłownie. Nie wiem dlaczego... Może dowcipne teksty? Porównania? Trudno mi powiedzieć... muszę 'przetrawić' tekst, przemyśleć, ale z pewnością masz we mnie wierną czytelniczkę.
Zaskoczyłaś mnie postacią Alice. Zupełnie. Fragment opowiadany z jej punktu widzenia wywołał moje zdumienie. Nie trafiłam jeszcze na ff gdzie Al jest w depresji, czy jak nazwać jej stan. Ciekawa jestem co z tym zrobisz, jak to rozwiążesz.
Jeśli chodzi o ostatni rozdział. Niemal cały czas się uśmiechałam. Skąd bierzesz te teksty, hę? Miły przerywnik w nauce francuskiego.
Przepraszam za mało sensowny komentarz. Obiecuję, że następny będzie bardziej składny. Bardziej przemyślany. Może uda mi się rozszyfrować co takiego mnie urzekło w tym ff :)
Pozdrawiam,
S. |
|
|
|
|
seska
Dobry wampir
Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 22:38, 22 Paź 2009 |
|
Dziewczyno, nie odwalaj szopki i nie ściemniaj nam tu, że rozdział nie był dobry On był BOSKI!
Piszesz fantastycznie, historia jest niesamowicie zabawna. Uwielbiam tą gromadę szurniętych ludzi I nadal chcę z nimi zamieszkać
Błędy wyłuszczę dwa, bo więcej nie chciałam szukać
Cytat: |
Moja buntownicza natura miała ochotę trochę się pokłócić – notabene, nie znosiłem, |
nota bene
Cytat: |
- Niemożliwe! Czyżby był gorsze ode mnie? |
Literówka - winno być gorszy
Czekam na więcej, oczywiście :D
No i mam nadzieję, że kłopotliwy Wen poprawi się :P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
LewMasochista
Wilkołak
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 113 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pią 8:16, 23 Paź 2009 |
|
"(...) Naprawdę trudno by było wytłumaczyć, dlaczego wózek na przystawki dostał nagle nóg i postanowił sam z siebie udać się do kuchni. Zwłaszcza, że były to ewidentnie kobiece nogi obute w wysokie szpilki.
Odetchnąłem z ulgą, gdy zmutowany wózek – zwany również moją nową siostrą – zniknął wreszcie za białymi drzwiami. "
Hahahaha...moja perełka tego odcinka/rozdziału.
Rozdział jest BOSKI! I nawet nie waż sie myśleć inaczej.
Napisane lekko, przyjemnie, dialogi wręcz świetne. I ta sytuacja z motorem i poirytowanie Edwarda-bezcenne. Coraz więcej opisów, xo mnie bardzo cieszy. Kooooocham opisy
Latte czyli Wen sie znalazł. Hip hip hurrrraaaaa. jestem niezmiernie szczęśliwa. Wchodzę, patrze a tu następny rozdział.
Dziękować. Mam humorek na caaały weekend;-)
Lwica:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Pią 19:24, 23 Paź 2009 |
|
Cytat: |
Emmett gapił się intensywnie w moją stronę. Alice – podobnie jak Es – wyglądała na...
Zaraz, zaraz, wróć. Emmett się na mnie intensywnie gapi?
|
Lol. Ja mam tak często. Naprawdę! Coś liczę, pomijam jakiś idiotycznie ważny/głupi fakt i robię "wróć" (tak teżwłaśnie mówię:D) i gapię się na daną rzecz. Hah! xD
Dziękuję za dedykację, ale ja wcale nie znalazłam twojej weny. Ja tylko napisałam cos, co wszyscy na myśli mieli. Naprawdę.
Co do PWB:
Może - w porównaniu do pierwszych czterech rozdziałów - nie był jakiś zachwycający, ale był conajmniej dobry. Bella gapa.
"Wiatr przestał się bawić moimi włosami" - ja bym koniecznie dociekała, co się stało. No i oczywiście, standardowo, muszę zapuścić przypuszczenia. Rozmarzyła się, bo stwierdziła nagle, że jazda jest fajna - choć tak naprawdę stali - czy po prostu jej ciało zorientowało się, że jest spokój, i skupilo się na... tak, nim. Edwardzie.
No bo to Edward.
I, przepraszam, czy on ją zrzucił z motoru?xD Bo dla mnie to wyglądało tak, jakby ją wziął na ręce i rzucił na ziemię. Choć w sumie równie dobrze mógł tylko wstać. Ale poprzez jakże to silne rozmarzenie rozmarzonej Belli nic nie wiemy. Co ci po myśli chodziło? Motor, czy Edward?
Ta jazda na motorze to trochę wyglądała jak Carrie z sex 'n'd City, gdy z Burgerem się wciągnęła na motor. Też krzyczała, że nie mogła uwierzyć, że dała się na to namówić.
Ale Bella wściekła nie była - ah... znowu jakieś Edwardowe myśli. Może NORMALNIe byłaby zła, ale TO EDWARD - owszem, szukam dziury w całym.
No i jej tępe dialogi - dosłownie, skonfundowanie jak na palcu - było zabawne i, zgadnij skąd mi znane. Często mam takie zawiechy mózgowe i jak coś palne to się narody kłaniają:D
Po wyszukaniu wszystkich dziur w całym muszę stwierdzić, że - JESTEM TEAM EMMETT - nie podobał mi się rozdział tylko i ze względu na to, że zaczynasz go swatać (jeśli dziury są dziurami a nie wzorkami) z Edwardem. Kurde... a co z jego pośladkami? Bella nie byłaby się w stanie z nimi rozstać. No niee swaataj go z Edem.
Co do PWED.
Słownictwo jakby leciuteńko wymuszone - widać było, że pisałaś na twardo - no i parę błędów, powtórzeń i przecinków. ALEE - taak, zawsze jest jakieś ale - no, dobra, tu jest kilka ale.
Edward wydaje się zupełnie niezainteresowany Bellą. Tak miało być? (Yeah, yeah, powiedz że to dziura a nie wzorek!).
Bo ja w ogóle nie wiem, czy ty chcesz Bellę swatać z kimś. Albo z nimi. Ale jakoś się tak uczepiłam:D Warto mieć nadzieję - T. Em.
Co prawda rozdział czytało się tak czy siak - dobrze, to dobiły mnie rozmowy E - Be.
Nie mam pojęcia, co dolali do napojów, ale jestem za. Lubię takie rzeczy, choć coli pić nie mogę ze względu na chorobę - a raczej, piję ją, ale malusio - więc obraziłąbym się, gdyby ktoś tak zrobił mi:P
Jakby na moim weselu puścił ktoś płyty... screw it. Zaczęłabym tańczyć do tego. Nutka szaleństwa zła nie jest. Ale kto to tam wie Esme i Charliego.
Te bezcenne wymienianie wzroku Em - Ed, bezcenne, so braterskie. No i akcja - Dłoń, Emmett, Esme - warta zapamiętania:D
Lol, prawie dorośli, a skaczą przez okna. Widzisz, dlatego Team Emmett jestem... on, mimo że by chciał, siedział tam spokojnie i odgrywał najważniejszą rolę. Ha!
Edward naprawdę nie spojrzał, na co skacze?xD
PWEM...
był bezcenny. Denerwowanie zdołowanej "Pchełki" bylo bezcenne.
Ale czekaj, czy Emmett skłania się ku Alice?! Proszę cię, nie. Pobij mnie, ale ich nie swataj (tak, dziura w całym).
Bo na racjlonalny punkt widzenia - obserwuje ją, widzi jej humoru, próbuje rozśmieszyć - no nie, błagam.
Cytat: |
Nie. Po prostu z tobą jest jak z pchłą. Boję się, że jak cię spuszczę z oczu, to się gdzieś zawieruszysz. |
Wybitnie, win tygodnia. W ogóle rozmowa Al - Em (czyt. Alem xD) była fajna;D
Śmiałam się, jak jednocześnie Bella i Edward wypalili "Nie!".
No i mina Alice musiała być bezcenna.
Końcówka jak w takim serialu, którego nazwy nie pamiętam. Wszystko skończyło się chaosem, ale było tylko tłem dla skołowanych myśli Emmetta. Wizualizacja pierwsza klasa, szkoda że nie pamiętam nazwy serialu:D
Okej, skończyła mi się wena na KK. Więc nie wiem, co tam mi wyszło. Już ostatnie zdania pisałam niemrawo;p I nawet wcześniej.
Pozdrawiam - Alicee. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 19:46, 23 Paź 2009 |
|
Cytat: |
I, przepraszam, czy on ją zrzucił z motoru?xD |
On wstał, a że B. się do niego przyczepiła jak jakaś małpa, to i ona się uniosła. A on ją tylko z siebie zrzucił. Na odczep się można więc uznać, że zrzucił ją z motoru :)
Cytat: |
Ta jazda na motorze to trochę wyglądała jak Carrie z sex 'n'd City, gdy z Burgerem się wciągnęła na motor |
Eee... Serio? Nie wiem, nie oglądam SndC :D
Cytat: |
Po wyszukaniu wszystkich dziur w całym muszę stwierdzić, że - JESTEM TEAM EMMETT - nie podobał mi się rozdział tylko i ze względu na to, że zaczynasz go swatać (jeśli dziury są dziurami a nie wzorkami) z Edwardem. Kurde... a co z jego pośladkami? Bella nie byłaby się w stanie z nimi rozstać. No niee swaataj go z Edem. |
Ja też jestem team Emmett, Alicee! Ponadto lubię zaskakiwać, a kanoniczne pary nieco mi się przejadły. Nie chce mówić, jak to się dalej potoczy - z oczywistych powodów - ale... no :)
I, przede wszystkim, nikt z TE nie mógłby się rozstać z jego pośladkami. A Bella też jest TE, i to zdecydowanie :D
I wiesz co? Doskonale opisałaś moje emocje a propo rozdziału. Chodzi mi o 'leciutkie wymuszenia' i tym podobne. Ja sama jestem świadoma tego, że mi nie poszło i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. :D
Pozdrawiam,
Latte. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dilena
Administrator
Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 158 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 20:59, 23 Paź 2009 |
|
Latte moja droga. Po pierwsze powiem Ci, jeśli nie wiesz, że umieściłam Cię w najlepszej trójce autorów w Diamentowych Piórach, a w związku z tym powiem Ci jeszcze, że napisałaś durną rzecz. Na samym początku. To jest właśnie durne tłumaczyć się za rozdział czy fragment, który Twoim zdaniem nie wyszedł. Powiem Ci, że według mnie jest on równie udany, co poprzednie. Nie miałam czasu czytać komentarzy i nie wiem czy ktoś się z Tobą zgodził, ale myślę, że jeśli tak to po części dlatego, że sama o tym napisałaś. Wiesz, to jest tak jakbyś poszła do Mam Talent zaśpiewać, a na dzień dobry powiedziała, że nie masz głosu i fałszujesz. To zniechęca, a w Twoim przypadku jest nieprawdą! Rozpisałam się, wybacz :D
Możesz sobie narzekać ile chcesz, ale mi się ten rozdział bardzo podobał. Relacje Bella - Edward - mistrzowskie. Myślałam, że padnę jak Bella była oszołomiona po jeździe z Edem :D Cudo, komiczne, sympatyczne i takie Bellowate zarazem. Braciszek też niczego sobie, przekomarzają się oj, oj... Jak rodzeństwo z prawdziwego zdarzenia. Lubię ich obojga i podobali mi się dzisiaj tak bardzo, że wybaczę Ci małą ilość boskiego Emmetta :D
Ciekawa jestem dlaczego Alice teraz już nie zależy na udawaniu? Co się zmieniło?
W tym rozdziale najbardziej przypadła mi do gustu narracja Belli, a o dziwo (i proszę też tak można) Emmetta. Ja nie wiem, może on za dużo myśli :P Nie! Już wiem. Wolałabym, żeby się zajmował Bellą, a nie Alice :P
W każdym razie fajnie wykombinowali z tym weselem. No cóż, nikt nie powie, że było sztywno :D
Na razie tyle i trzymaj tego wena, kochana! :**
Dil |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Pią 22:28, 23 Paź 2009 |
|
Alleluja !!!
Wen wrócił i to z wielkim hukiem !!!
Dziękować :):):)
Nie, no uwielbiam kłótnie Belli i Edwarda xD
A Emmett <333,
ale on jest w końcu tym gejem czy nie, no rzesz cholerka
Tworzysz ciekawe, mądre dialogi dobra.. niech stracę ...
Świetne :)
Alice... pchełka, jejciuu how sweet :):):) i ta jej tajemnica .... umieram z ciekawości.
Tinker... nie,... no leże :)
ochh .... Rozwścieczona Tinker <3
hmm I'm so happy :)
- Nie. Po prostu z tobą jest jak z pchłą. Boję się, że jak cię spuszczę z oczu, to się gdzieś zawieruszysz.
Mój miś <3
Pozdrawiam Ave Vena |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Sob 20:28, 24 Paź 2009 |
|
Kolejny wspaniały odcinek i wciąż nie mogę wyjść z podziwu twojemu talentowi, kobieto jak ty to piszesz :D
Rozdział czytało się świetnie, a dialogi muszę przyznać, że były obłędne. Wszystkie rozmowy wywoływały na mojej twarzy uśmiech, za co ci serdecznie dziękuje
Poza tym akcja z płytą i cukierkami musującymi w coli - dość ciekawa, oczami wyobraźni widziałam końcową scenę.
Emmett i Alice - jakoś ich sobie nie wyobrażam razem i zastanawiam się, czy połączysz ich w parę.
Czekam na kolejny rozdział,
MonsterCookie |
|
|
|
|
Rathole
Dobry wampir
Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 146 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.
|
Wysłany:
Nie 11:00, 25 Paź 2009 |
|
Na konstruktywny komentarz nie masz nawet co liczyć.
Latte, normalnie kocham Cię szczerą miłością do forumowych autorów jednych z lepszych perełek wśród FF :D
Nie wiem, skąd bierzesz takie świetne pomysły :D
To opowiadanie jest napisane tak świetnym językiem, że aż mnie w fotel wgniata. Kiedy trzeba potrafisz zachować się poważnie, a kiedy nie powodujesz u mnie niekontrolowany chichot. Normalnie za to Cię uwielbiam :D
Co do rozdziału...
Mnie się jakby wydaje, że każdy z punktów widzenia był opisany w innych przedziałach czasowych :)
No i tak.
Zastanawiam się, dlaczego Bella i Edward wrócili do domu. RAZEM. SAMI. No, dobra, Rath, opanuj się :P
Opis tego, jak Bella myślała, że umarła był po prostu niesamowity :D
Co do punktu widzenia Emmetta.
Jego sprzeczka z Alice była fantastyczna :D Dwa razy ją nawet przeczytałam. Wielbię Cię za nią normalnie
Czemu mnie się wydaje, że Edward ma coś wspólnego z eksplodującą colą?
No, dobra.
Mówiłam, że na KK nie masz co liczyć? Mówiłam? Napisałam coś kompletnie bez ładu i składu. No, ale...
Życzę Ci duuużo weny i obiecuję, że dostaniesz ode mnie tak mocnego kopa w tyłek, że się nie pozbierasz. jeszcze raz napisz, ze któryś z Twoich rozdziałów jest gorszy od poprzednich! Już raz do pod jednym FF napisałam, ale uważam, że ten zasługuje na to samo.
Jak ktoś pisze tak świetnie jak Ty, po prostu nie ma możliwości, by rozdział był napisany gorzej. Nie ma szans.
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że pojawi się niedługo,
Rath |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Paramox22
Zły wampir
Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD
|
Wysłany:
Nie 12:25, 25 Paź 2009 |
|
Mi sie rozdzial podobal z wszystkich perpektyw.
Perspektywa Belli z tym motorem byla po prostu genialna, usmialam sie przy niej. Byla smieszna, troche tragiczna przez jej wyobrazenia o smierci i co najwazniejsza strasznie zaciekawila. Szczegolnie ostatnie zdanie Edwarda o nudzie na weselu
Perspektywa Edwarda rowniez mi sie podobala. Ta cala ich misja byla cudna. Jak mozna nie kochac zmutowanego wozka?? :P Wymienienie plyty, wrzucenie cukierkow musujacych do coli bylo swietne. Edward jest bardzo pomyslowy, skoro postanowil wyskoczyc z swoja nowa siostrzyczka przez okno. Koleny zamach na jej zycie :)
Perspektywa Emmetta jest swieetna. Jestem zdecydowanie Team Emmett, wiec
PWED mnie zachwycila. Kocham Emma calym moim serduszkiem, a zdradzonego jeszcze bardziej. Dobra duszyczka pomogla Edwardowi, ale na pewno mu nie popusci z pozniejszymi wyjasnieniami. W koncu ktos oprocz Belli zauwazyl depresje Alice. Jego podejrzania, domysly co do Edwarda sa super. Niepokoi mnie fakt, ze Emmett patrzyl sie na Edwarda. Jest gejem?? Mam co do tego mieszane uczucia, ale na pewno jesli ich zeswatasz bedzie ciekawie :)
Druga rzecz, ktora mnie ciekawi, to czy Esme na pewno kocha Charliego? Byla znudzona, nieobecna, a moje obawy poglebil szybki slub. Na swoim weselu powinna byc szczesliwa. Mam nadzieje, ze to sie pozniej wyjasni. :D
Pozdrawiam i zycze duzo weny,
Paramox22 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kaaś
Nowonarodzony
Dołączył: 09 Wrz 2009
Posty: 19 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ciepłe i (nie) przytulne piekło.
|
Wysłany:
Nie 14:50, 25 Paź 2009 |
|
Jestem tutaj nowa. Chcąc lub nie chcąc jednak, przeczytałam całe pięć rozdziałów "Odkochania". Szczerze? Zakochałam się po pierwszym. W Emmecie, w Belli (pięknie ją wykreowałaś), w Alice. Postacie nie są przekolorowane, są prawdziwe. I tego oczekuję od autora takiego tekstu.
Ostatni rozdział rozwalił mnie doszczętnie, szczególnie intensywne wpatrywanie się w Edwarda. Serio, przez moment myślałam, że Emmett się zaćpał (BROŃ PANIE BOŻE!). `Śmierć Belli` - rewelacyjna. Świetna dziewczyna, nic dodać, nic ująć. Uwielbiam ją Edward... Nie polubiłam go, ale nie przez to, jak go wykreowałaś, tylko przez... Ogólnie, mam do niego uraz. To przez Meyer, jej składaj zażalenia!
Alice - dziewczyna z problemami. Emmett to zauważył, brawo! Biedna, nieszczęśliwie zakochana... Mam nadzieję, że tym szczęśliwym debilem nie jest Jasper, co? *modlisiędoołtarzyka*
Esme i Charlie? Czegoś takiego jeszcze nie czytałam! (No, nie licząc blogasków). Gdybym mogła ich zobaczyć na tym weselu... Szkoda, że nie mogłam xD
Pozostaję stałą czytelniczką. Może nie zawsze będę komentować, bo nie mam czasu (co jest dziwne w moim wieku), to jednak postaram się przeczytać, kiedy dodasz nowy rozdział.
Pozdrawiam i Wena ślę ;*
Kaaś. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|