|
Autor |
Wiadomość |
Nelennie.
Zły wampir
Dołączył: 27 Kwi 2009
Posty: 289 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: tak bardzo Wrocław
|
Wysłany:
Sob 9:26, 05 Wrz 2009 |
|
Hm... Cóż mogę rzec? Nie skomentowałam ostaniego rozdziału. Cóż,nie zauważyłam, że jest. Ale teaz to nadrobię
Zauważyłam,że ostatnio czytam coraz więcej humanów. Biedna Bella, z tym jej Brandonem. To przez niego nie mówi? Myślę,że tak. Wpierwszej chwili, kiedy czytałam ostatnie dwa party zdziwiłam się, że Bells krzyczy itepe. dopiero potem się kapłam, że nie mówi, "bo nie chce".
Fajne w tym opowiadaniu jest, to że wszystko jest takie codzinne. Łatwo można się wczuć w B., (czy tam ja jestem gagatliwa, więć dla mnie to nie takie proste...) Nie jakiś tam cudów na kiju. Nie wiem, czy dobrze tłumaczę o co mi chodzi. Ale nie ważne. Fajnie, że Esma ma trochę inną historię niż zwykle. Intryguje mnie też kim jest ten tajemniczy Brandon czy on się jeszcze pojawi?
To ile lat ma Edward? Esme jest od niego starsza o 5 lat, to jak to jest.? Nie pamiętam czy gdzieś był napisany wiek Edwarda(&Belli). Jeśli tak, to trudno, bo mam lenia i nie chce mi się szukać. Czekam na koljeny rozdział.
Czasu, weny
P,
N.
PS - przepraszam, że tak jakby nieskładnie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Lexie
Wilkołak
Dołączył: 31 Sie 2008
Posty: 149 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z podziemia...
|
Wysłany:
Sob 9:27, 05 Wrz 2009 |
|
Przepraszam może to będzie głupie pytanie, ale nie daje mi ono spokoju chodzi o to, że Esme zaszła w ciążę w wieku 20lat a Edward jest od niej o 5 lat młodszy, w jednym z pierwszych rozdziałów napisane było, iż Edward ma 22 lata więc Esme skoro jest od niego starsza to powinna mieć ok. 27 lat więc ile lat ma Alice? 7 i już ma chłopaka? Przepraszam może coś zle liczę albo zle przeczytałam lub zinterpretowałam, ale nie daje mi to spokoju.
No tak przepraszam Alice jest adoptowana, ale co stało się z dzieckiem Esme zmarło? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lexie dnia Sob 9:53, 05 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Kithira
Wilkołak
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 167 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Any Other World
|
Wysłany:
Sob 9:40, 05 Wrz 2009 |
|
Lexie, przeczytałaś nieuważnie :P zdarza się, sama tak czasami miewam i potem się wkurzam, jak mi brakuje puzzla do całej układanki. Było wspomniane [ bodajże w tym rozdziale ], że Carisle i Esme zaadoptowali 15letnią Alice :)
Jestem oczarowana tym opowiadaniem, na prawdę autorka wspięła się na wyżyny taką tematyką, więc ukłony w jej stronę, które tak samo należą się tłumaczce, za trud związany z translacją oraz za wyszukanie takiej perełki.
Bella, Bella, Bella... Brandon musiał ją bardzo zranić i skrzywdzić ( podejrzewam przemoc na tle seksualnym, gwałt, upokorzenie? ). Scena, gdy Edward słyszy ją mówiącą przez sen, jest czarująca, aż się rozczuliłam. Czuję, że pomimo tych napadów lękowych jakie Bella miewa, znajdą między sobą więź i połączenie, które przerodzi się w miłości, a B. znów zacznie mówić. Innego końca tej historii sobie nie wyobrażam. Choć świta mi w umyśle, że nie jedno ta dwójka jeszcze przejdzie, a Brandona w tym opowiadaniu nie zabraknie, i to nie koniecznie, jedynie, we wspomnieniach...
Pozdrawiam, Kith |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kithira dnia Sob 9:42, 05 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Monika W
Wilkołak
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 127 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 11:23, 05 Wrz 2009 |
|
Genialny jest ten ff. Właśnie stał się jednym z moich ulubionych.
Dawno mnie tu nie było, miała zaległości, wchodzę, a tu taka niespodzianka :)
Strasznie zaciekawiła mnie ta historia.
Cezkam na kolejny rozdział. :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Jakub
Nowonarodzony
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 41 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczytno
|
Wysłany:
Pon 10:51, 14 Wrz 2009 |
|
Proszę bardzo - miłego czytania!
Rozdział 7
Tłumaczenie: Jakub
Beta: xxpaolaxx :*
Bella
Parę godzin później Edward odprowadził mnie do domu. Zawsze, kiedy szliśmy do mojego mieszkania, sprawiał wrażenie lekko zdenerwowanego. Pewnie dlatego, że przypominało mu to o rozbieżnościach finansowych społeczeństwa. Pod drzwiami niepewnie pochylił się i pocałował mnie w policzek; zawrócił i zszedł na dół. Moje serce na chwilę zamarło, a przy jego dotyku zarumieniłam się. Patrzyłam, jak odchodzi - jego brązowe włosy zniknęły za rogiem. Westchnęłam cicho, założyłam ręce na piersi i otworzyłam drzwi, wchodząc do środka. Włączyłam lampkę i usiadłam na łóżku. Zostało mi jeszcze kilka godzin przed pójściem do pracy, ale jakoś nie miałam na nic ochoty. Wysunęłam szufladę i wyjęłam dżinsy, lecz nie założyłam ich. Edward dał mi parę czarnych spodni i muszę przyznać, że były bardzo wygodne mimo większego rozmiaru. Ściągnęłam sznurki tak ciasno, jak to tylko było możliwe i podwinęłam kilkakrotnie nogawki. Dostałam też jedną koszulkę przesiąkniętą jego zapachem. Ociągając się, przebrałam się w bluzkę z długim rękawem; założyłam buty i starą bluzę Emmetta. Była ciemnozielona i większa nawet od tej Edwarda. Jednak towarzyszyła mi przez większą część mojego życia i była niezbędna w ostatniej klasie szkoły średniej. Wyszłam z mieszkania, a na drzwiach zostawiłam wiadomość dla Rose i Emmetta.
„Idę do biblioteki, a potem do pracy. Dziś rano dotarłam szczęśliwie do domu. Bella”
Zeszłam po stromych schodach… no dobrze, właściwie to potknęłam się i zjechałam z ostatnich pięciu, ale nic się nie stało - żadnych złamanych kości, tylko kilka siniaków. Gdy wyszłam na zewnątrz, uśmiechnęłam się, patrząc w niebo. Wyglądało na to, że wkrótce spadnie śnieg, chociaż do Bożego Narodzenia było jeszcze daleko. W tym roku jedziemy do Forks; cała rodzina zjedzie się do domu mojego ojca, wliczając Jacoba i Billy’ego Blacka - naszych starych przyjaciół.
Byłam podekscytowana myślą o nadchodzących świętach.
Po godzinie spędzonej w otoczeniu książek, szłam dobrze znaną mi drogą do księgarni. Chciałam być tam wcześniej, aby porozmawiać z Heidi. Kiedy weszłam, zabrzęczał dzwonek; spojrzała na mnie, a jej uśmiech rozświetlił całe pomieszczenie.
- Isabello Swan, zaczęłam się zastanawiać, czy o mnie nie zapomniałaś – powiedziała, zeskakując ze stołeczka. Uścisnęła mnie mocno, ale jednocześnie delikatnie.
„Przepraszam, byłam zajęta. Nigdy o tobie nie zapomnę.” - To prawda. Heidi była dla mnie jak matka w Nowym Jorku; wiedziała o mnie tak dużo, jak moja prawdziwa mama, a może nawet więcej.
- Znalazłaś inną pracę? - Spytała z obawą. Potrząsnęłam głową. Oczywiście, że nie. W tym mieście nie ma stanowiska dla dziewczyny, która nie mówi. Ku mojemu zaskoczeniu Heidi uśmiechnęła się szeroko.
- To dobrze. Moja przyjaciółka szuka nauczycielki języka migowego dla swojej córki - zapiszczała radośnie. Czasami przypominała mi Alice. Szczęka mi opadła i podeszłam do koleżanki, przytulając ją mocno.
„Naprawdę? Oh, Heidi…” - Puściłam ją. Poprawiła swoje czarne włosy udając, że jest zła za mój wybuch, ale w jej oczach można było dostrzec radość.
- Kochanie, mówię jak najbardziej poważnie. Powiedziałam jej o tobie i małej Adele, więc postanowiła cię poznać. Tu masz jej adres, idź się z nią zobaczyć jutro rano; odpowiada jej każda godzina - podała mi karteczkę. Uśmiechnęłam się i wsunęłam ją do kieszeni spodni Edwarda. Adele… tęskniłam za nią.
„Bardzo ci dziękuję…”
- Nie wspominaj już o tym. Lepiej powiedz, co u Adele? - Spytała zaciekawionym głosem i usiadła na krześle za ladą. Klapnęłam na miejscu Edwarda.
„Mama mówi, że wszystko w porządku. Szybko rośnie. Nie mogę się doczekać świąt, ale nie wiem, jaki dać jej prezent.” - Napisałam na mojej tablicy. Heidi uśmiechnęła się.
- Musisz dać mi jej zdjęcie. Hmm, co by jej tu dać… - Dzwoneczek ponownie zabrzęczał i obydwie spojrzałyśmy w stronę drzwi. Ku mojemu niezadowoleniu była to kobieta z dużą torbą. Wiedziałam, że Edward miał uczniów do szóstej, ale miałam nadzieję, że przyjdzie szybciej. Odwróciłam wzrok i zaczęłam coś gryzmolić na tablicy, podczas gdy Heidi pomagała kobiecie, w której torebce mógłby zmieścić się pokaźnych rozmiarów pies.
Za bardzo się przywiązałaś. Musisz to przerwać dopóki jeszcze możesz. Powiedziała poważnym głosem racjonalna, mądra połowa mojego mózgu. Uśmiechnęłam się lekko, bo jeszcze sobie czegoś nie uświadomiłam.
Już jest za późno, aby to skończyć.
Edward
Westchnąłem, gdy mała dziewczynka, którą próbowałem uczyć gam, znowu coś namieszała.
- Nie, Lizzie. Spróbuj tak - powiedziałem grzecznym i cierpliwym głosem, ponownie grając F-dur, tym razem bardzo powoli. Dzisiejszy dzień dłużył się niemiłosiernie, a ja nie mogłem się doczekać wyjścia z mieszkania. Była siedemnasta trzydzieści - jeszcze tylko pół godziny. Odbiegłem gdzieś myślami, kiedy Lizzie próbowała ponownie zagrać gamę. Zastanawiałem się, co takiego się stało, że Bellę tak łatwo zranić; jedno złe słowo mogło spowodować, że zamknie się w sobie, a ból w jej oczach pozostanie na dłużej. Dźwięk dzwonka do drzwi rozproszył moje myśli.
- Zaraz wracam - powiedziałem do dziewczynki, idąc w kierunku drzwi. Przeszedłem przez korytarz i otworzyłem je na całą szerokość.
Dzięki Bogu. Niania Lizzie przyszła dziś wcześniej. Uśmiechnąłem się, od razu czując uścisk biednej, niczego niespodziewającej się kobiety.
- Lizzie! Gail przyszła - krzyknąłem przez ramię. Minutę później przybiegła dziewczynka ze swoim plecaczkiem.
- Dziękuję, panie Masen. Do zobaczenia w następnym tygodniu - powiedziała starsza kobieta, brzmiąc, jakby tak naprawdę nie miała tego na myśli; wygoniła Lizzie za drzwi i poprowadziła w kierunku windy. Zamknąłem za nimi drzwi i pobiegłem do pokoju, grzebiąc w szafie w poszukiwaniu kurtki. Założyłem ją i wybiegłem z domu zatrzymując się tylko po to, aby zamknąć drzwi.
Było ze mną źle.
Bella
Słuchałam muzyki z Ipoda zagłuszanej przez odgłosy samochodów na ulicy. Zwinęłam się w kłębek na krześle Edwarda, wciąż gryzmoląc na tablicy. To był długi i powolny dzień - przez całe popołudnie miałam tylko trzech klientów. Próbowałam zabić czas do przybycia Edwarda.
"If someone said three years from now
You’d be long gone
I'd stand up and punch them out
Cause their all wrong
I know better
Cause you said forever
And ever
Who knew?"
Czemu tego słuchałam? Tylko myślałam więcej o głupim Brandonie. Trzy lata… Trzy długie lata próbowałam poskładać moje życie na nowo. Łza spłynęła po moim policzku, potem kolejna, i następna; zanim się spostrzegłam, głośno szlochałam. Wyjęłam słuchawki z uszu i odłożyłam Ipoda na ladę.
Piosenka. To ona sprawiła, że przestałam płakać.
Następną rzeczą, którą poczułam były obejmujące mnie silne i ciepłe ramiona. Wzięłam gwałtowny oddech i zaczęłam się wiercić, próbując się wydostać, lecz nadal mocno mnie trzymały.
- Hej, to tylko ja - usłyszałam delikatny, spokojny i dobrze znajomy głos. Od razu się zrelaksowałam i wzięłam kilka głębokich wdechów, próbując się uspokoić. Edward przeciągnął palcem po moim policzku, ścierając z niego łzy.
- Wszystko w porządku? Co się stało? - Chyba się martwił. Dobrze było wiedzieć, że jest ktoś, kto się o ciebie troszczy. Potrząsnęłam głową, odgarniając włosy z twarzy i podniosłam się. Wyłączyłam Ipoda i włożyłam go do kieszeni spodni Edwarda. On też wstał - wciąż wyglądał na zmartwionego.
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim, prawda? – Spytał, trochę nieśmiałym głosem, brzmiąc na o wiele młodszego, niż był w rzeczywistości. Czułam się starsza, dojrzalsza i bardziej doświadczona życiem - bo prawdopodobnie tak było. Ponownie skinęłam głową.
Nie mogę. Pomyślałam, siadając na krześle; chwyciłam fioletowy mazak i tablicę leżącą obok jego krzesła. Wziął je ode mnie i patrzył chwilę na moje bazgroły, zanim postanowił je oddać.
- Pięknie… - skomentował. Spojrzałam na zegarek - wskazywał siedemnastą czterdzieści pięć.
„Co tak wcześnie?” Napisałam. Uśmiechnął się.
- Ostatnia uczennica już poszła. Przytuliłem jej nianię, kiedy wychodziła - wyszczerzył się. Byłam zdezorientowana.
„Dlaczego?”
- Bo nie mogłem się doczekać, aż skończę i cię zobaczę. Tęskniłem za tobą - spojrzał na mnie ostrożnie, czekając na moją reakcję. Uśmiechnęłam się i lekko zarumieniłam; popatrzyłam na tablicę i narysowałam na niej serce.
Co to było, jakieś pierwszoroczne zauroczenie?
Szybko zmazałam serduszko, zanim zdążył je zobaczyć. Kiedy zerknęłam okiem na jego twarz, uśmiechał się, wyraźnie usatysfakcjonowany; wciąż patrzył na mnie z bliska, a jego oczy migotały.
- Też za mną tęskniłaś? - Spytał żartobliwym tonem, ale mogłam przysiąc, że kryła się za tym odrobina powagi. Pewnie tak, jak oczekiwał, oblałam się ciemnoczerwonym rumieńcem i jeszcze raz skierowałam swój wzrok na tablicę.
- Więc? - Teraz brzmiał bardziej poważnie. Szybko skinęłam głową, wstałam i wzięłam kilka książek z lady; podeszłam do półki, umieszczając je na swoim miejscu.
- Powiedziałem to pierwszy, więc jeśli ktoś tu powinien być zawstydzony, to tylko ja. - Podążał za mną aksamitny głos. Założę się, że mógłby zrobić, cokolwiek by chciał, a jego wygląd zdecydowanie mu w tym pomagał. Skończyłam odkładać książki na miejsce, odwracając się.
I nie byłabym sobą, gdybym nie potknęła się o nogawki spodni Edwarda.
Upadłam prosto na niego.
Oboje padliśmy na podłogę.
Edward
Zanim zdążyłem zorientować się, co się stało, znalazłem się na podłodze, z Bellą na mnie.
Jej twarz była tak blisko mojej, za blisko…
Nie pomyślałem.
Nie pomyślałem o ostrzeżeniach Emmetta z poprzedniej nocy. Po prostu nie pomyślałem. Przystąpiłem do działania.
Pocałowałem ją.
Przez chwilę się nie ruszała; nagle oderwała się ode mnie i przeturlała na bok. Westchnąłem.
Głupek, głupek, głupek, głupek! Krzyczałem w myślach. Bella usiadła. Wyglądała na zaskoczoną, dotykając palcami swoich ust.
- Prze… przepraszam - wyjąkałem. Cudownie, brzmiałem jak dzieciak z liceum. I na dodatek się jąkałem. Jej dłonie pozostały w miejscu, w ciszy, a oczy spojrzały w dal.
O czym ona myśli? Byłem sfrustrowany. Musiałem wiedzieć. Wstałem, otrzepując się z kurzu; zrezygnowałem z faktu, że jestem idiotą, a ona już mnie nie polubi. Wciąż tam siedziała, zszokowana, wpatrzona w jakiś odległy punkt.
Zacząłem się niepokoić… czy wszystko z nią w porządku?
- Ja… już sobie pójdę, okej? - Powiedziałem, odwracając się i zmierzając w kierunku drzwi. Pewnie chciała, żebym wyszedł. Już miałem zamiar otwierać drzwi, kiedy usłyszałem za sobą tupot małych stóp(Happy Feet :D). Bella wskoczyła na mnie.
Dosłownie wskoczyła.
Nie pocałowała mnie. Owinęła ręce wokół mojej szyi i mocno mnie przytuliła. Chwyciłem ją w pasie, żeby nie upadła.
Bella
Nie chciałam, żeby wychodził. Nie byłam na niego zła za ten pocałunek… Nie oczekiwałam tego, ale pragnęłam go zaznać.
Jedyną złą stroną były moje wspomnienia o Brandonie - silne, chore i pokręcone.
Ale to nie Brandon. To Edward. Obydwaj całkowicie się od siebie różnili. Nie byłam nawet pewna, dlaczego tak nagle przypomniał mi się Brandon.
Chciałam Edwarda, bez żadnych wspomnień w przyszłości.
Edward
- Przepraszam - powtarzałem, chowając twarz w jej włosach. Kochałem je. Pachniały cudownie i były piękne. Bella potrząsnęła głową; niechętnie postawiłem ją na ziemi. Stanęła za ladą i zaczęła coś pisać na swojej tablicy; po paru minutach podała mi ją.
„Nie rób tego… chyba, że żałujesz.” Praktycznie mogłem usłyszeć, jak wypowiada te słowa.
Czekaj. Myślała, że tego żałuję?
- Nie. Nigdy nie będę - odpowiedziałem, odgarniając włosy z jej twarzy. Uśmiechnęła się leciutko, ale lepsze to, niż nic. Wytarła poprzednie słowa i nakreśliła nowe.
„Nie byłabym tego taka pewna. Nigdy nie mów nigdy.” Jej oczy nieco posmutniały, kiedy podała mi do przeczytania to, co tam nabazgrała. Czułem się zmęczony. Jak mogłem przypuszczać, że poprawię jej humor, kiedy nawet nie wiedziałem, z jakiego powodu jest smutna?
- Nigdy - powtórzyłem, spoglądając w te czekoladowe oczy.
Na jej twarzy zagościł uśmiech. |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Jakub dnia Pon 14:44, 14 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Aguś;)
Człowiek
Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 62 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kluczbork
|
Wysłany:
Pon 14:59, 14 Wrz 2009 |
|
Strasznie się ucieszyłam na kolejny rozdział:D
Ciekawi mnie co się stało Belli, podoba mi się podejście Edwarda, naprawdę lubię to opowiadanie. Błędów nie zauważyłam, czekam na kolejną dawkę:D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Monika W
Wilkołak
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 127 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 5:47, 15 Wrz 2009 |
|
Rozdział piekny :)
Co się stało Belli? Rozumiem, że coś strasznego, ale co?
Ja błędów nie zauwazyłam, ale ja się na tym nie znam:)
Czekam na nastepny rozdział :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Jakub
Nowonarodzony
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 41 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczytno
|
Wysłany:
Pon 9:40, 05 Paź 2009 |
|
Po długiej przerwie w końcu zamieszczam nową część
Chciałabym podziękować mojej nowej becie Rathole za wysiłek, jaki włożyła w poprawienie moich błędów(a trochę ich było :D) - dziękuję :* Jednocześnie składam pokłony w stronę poprzedniej bety, paoli - dziękuję za współpracę i opiekę nad poprzednimi rozdziałami :*
Od teraz "Oniemiałą" można też znaleźć na chomiku: [link widoczny dla zalogowanych]
Cierpliwości przy czytaniu :P
Rozdział 8
Tłumaczenie: Jakub
Beta: Rathole
Bella
- Zanim dojdziemy do drzwi twojego mieszkania, minie trochę czasu… Możemy chwilę porozmawiać? - spytał Edward z nadzieją, gdy zamykałam sklep. Stał oparty o ścianę, czekając na mnie. Uśmiechnęłam się. Rozmawialiśmy cały dzień - no dobrze, przez większą część dnia - ale wiedziałam, że nie chcę się jeszcze z nim żegnać. Jak widać - on myślał podobnie.
„Ok” - pokazałam, wkładając klucze do kieszeni jego spodni. Dobrze, że znał przynajmniej to proste słowo, już i tak za często musiałam pisać to, co chciałam powiedzieć. Kiedyś to załapie - tak samo było z Alice, Jasperem, Emmettem i Rose. Wyjęłam z kieszeni telefon i napisałam wiadomość do Emmetta.
„Hej. Idę na chwilkę do Edwarda. Nie świruj i nie wysyłaj po mnie Gwardii Narodowej, okej?”
Schowałam telefon do kieszeni bluzy. Poszliśmy w innym kierunku niż zwykle, oddalając się od mojej dzielnicy. Po chwili marszu wśród obcych ludzi usłyszałam nieśmiały głos Edwarda.
- Eee… mogę potrzymać cię za rękę? - To było słodkie, prosił o pozwolenie… a ja byłam szczęśliwa, że to zrobił. Zdecydowanie zyskał w moich oczach. Uśmiechnęłam się i bez jakiejkolwiek odpowiedzi splotłam jego palce ze swoimi. Jego dłoń była sporo większa od mojej, a palce długie i silne - ręka prawdziwego pianisty. Twarz Edwarda promieniała jak buzia dziecka w bożonarodzeniowy poranek. Ponownie się uśmiechnęłam.
"Seems like just yesterday
you were a part of me
I used to stand so tall,
I used to be so strong
Your arms around me tight…
Everything, it felt so right
Unbreakable, like nothing could go wrong
Now I can't breath
No, I can't sleep
I'm barely hanging on…"
Usłyszałam mój najnowszy dzwonek - „Behind These Hazel Eyes” w wykonaniu Kelly Clarkson. Wyciągnęłam telefon lewą dłonią, myśląc, że to odpowiedź od Emmetta. To był on, ale dlaczego dzwonił? Podałam komórkę Edwardowi.
"Here I am,
once again
I'm torn into pieces
Can't deny it, can't pretend
Just thought you were the one."
Ten popatrzył na mnie zdezorientowany. Spojrzał na ekran telefonu i widząc, że ktoś dzwoni, od razu zrozumiał.
- Och. - Wziął ode mnie tę dzwoniącą rzecz i odebrał.
- Emmett, pamiętasz, że Bella nie mówi?
Edward
Doskonale to wiedział, więc dlaczego do niej dzwonił?
- Tak, ale ty mówisz.
- Okej… - Pogubiłem się.
- Nie mam twojego numeru, więc zadzwoniłem do Belli, geniuszu - powiedział Emmett powoli.
A więc czekała mnie kolejna gadka w stylu: „Tylko ją skrzywdzisz, a zginiesz długą i bolesną śmiercią”. Świetnie.
- Tak. - Bella popatrzyła na mnie z zagadkową miną. Ścisnąłem lekko jej dłoń.
- Więc… Idziecie do twojego mieszkania?
- Tak.
- Spróbuj zrobić coś, czego nie będzie chciała, a cię zabiję. - Brzmiał naprawdę poważnie. Pokręciłem z rozdrażnieniem głową. Kiedy wreszcie skończy z tymi groźbami?
- Żaden problem. Przysięgam, nic jej nie zrobię. Jeśli powie ci, że coś było nie tak, daję ci pozwolenie na zabicie mnie w najbardziej bolesny sposób, jaki tylko zechcesz. - Bella chyba zorientowała się, o co chodzi, bo tylko westchnęła.
- Trzymam cię za słowo - powiedział, rozłączając się. Oddałem dziewczynie telefon.
„Przepraszam…” - pokazała jedno z tych łatwych słów, które udało mi się zapamiętać.
Bella
Nie mogłam uwierzyć, że Emmett zrobił coś takiego. Chociaż… Po nim można się spodziewać wszystkiego. Mimo to i tak będę na niego dalej zła, kiedy wrócę do domu.
- W porządku. Po prostu się o ciebie martwi. - Edward udawał, że nic się nie stało. - Gdy Jazz i Alice zaczęli się spotykać, robiłem to samo. Właściwie posunąłem się jeszcze dalej… Śledziłem ich na pierwszej randce - odparł, chichocząc. Uśmiechnęłam się. Naprawdę mógłby zrobić coś takiego.
Poczułam coś mokrego na czubku mojego nosa i jęknęłam. Padał śnieg. Nienawidziłam zimna, chociaż mieszkałam w Nowym Jorku.
- Nie lubisz śniegu? - spytał. Jego brązowe, roztrzepane włosy już zdążyły pokryć się białymi płatkami. Mocno potrząsnęłam głową, prawie się przewracając. On tylko się uśmiechnął i przyciągnął mnie do siebie.
Bycie z Edwardem było… proste. Nie musiałam zastanawiać się ani nad tym, czy wyglądam głupio, ani czy bardzo jestem niezdarna. To było świetne.
- Zimno ci - powiedział, chowając nasze dłonie do kieszeni płaszcza. Miał rację, było mi zimno. Naprawdę nie pomyślałam o pogodzie, gdy wychodziłam z domu.
- Cześć, Bella. - Brandon uśmiechnął się i podszedł do mnie. Nachylił się i mnie pocałował, a ja odwzajemniłam ten gest. Jego ręce wślizgnęły się do tylnych kieszeni moich dżinsów. Ktoś zagwizdał, kolejna osoba głośno chrząknęła. Oderwałam się od niego i ujrzałam Rose.
- Emmett przyszedł. - Rzuciła mi karcące spojrzenie i odeszła.
To, że ten gest przypomniał mi o Brandonie, było głupie. Westchnęłam delikatnie i ostrożnie wyciągnęłam swoją dłoń. Nie chciałam, żeby jego też była zimna. Popatrzył na mnie, lekko się garbiąc.
- Hej… Co ja zrobiłem? Następnym razem powiedz, kiedy zamierzasz zrobić coś takiego. - Na początku jego głos brzmiał normalnie, ale później można było wyczuć nutkę bólu. Jego oczy były przygaszone. Czułam się winna, jakby ktoś wbijał mi nóż w sam środek serca. Nie powinnam się na nim wyżywać tylko dlatego, że nie potrafiłam zapomnieć o przeszłości. Myślałam o tym, czy nie powiedzieć mu wszystkiego; w końcu pokręciłam głową.
- Nie chcesz o tym rozmawiać? - spytał cichym, spokojnym głosem. Ponownie zaprzeczyłam, wpatrując się w nasze stopy. Przez chwilę zapadła cisza… No, może niezupełnie. Samochody na sąsiedniej ulicy trąbiły na siebie i wlekły się w korku, ludzie dookoła trajkotali, po prostu my nic nie mówiliśmy.
- Okej - westchnął i objął mnie w pasie. - Czy tak będzie w porządku? - zapytał, obserwując mnie z bliska. Po chwili skinęłam głową. Żadne złe wspomnienia nie pojawiły się w moim umyśle. Uśmiechnął się, ale nie tak szeroko, jak ostatnim razem.
Muszę znaleźć sposób na pozbycie się mojej przeszłości, abym mogła być z Edwardem i go nie ranić. Muszę.
-------------------------------------------------------------------------------------
Siedziałam zwinięta w kłębek obok Edwarda na bardzo wygodnej kanapie - oglądaliśmy film. Zrobiło się już późno. Godzinę temu dostałam wiadomość od Emmetta - pytał się, jak długo jeszcze tu zostanę. Wiedziałam, że niedługo minie kolejne sześćdziesiąt minut.
Edward przyniósł mi pusty notesik i ołówek i położył rzeczy na stoliku do kawy, który znajdował się przed nami. Bawił się moimi palcami, starając się mnie nie łaskotać. Gdy zobaczyliśmy napisy, wstał i włączył światło. Ponownie usiadł, przez chwilę przygryzając wargi, po czym spytał:
- Mogę coś zrobić? - Lekko się zmieszałam. Skinęłam głową, mając nadzieję, że pozbyłam się zdenerwowania z mojej twarzy. Przybliżył się do mnie, położył nogi na kolanach i pocałował w policzek. Od razu się rozpromieniłam.
- Tak jest dobrze? - zapytał, patrząc mi w oczy. Potwierdziłam, a on znowu się nachylił i cmoknął mój nos. Ponownie się uśmiechnęłam i skinęłam głową, wiedząc, co zaraz zrobi. Poczułam, jak się śmieje, całując mój drugi policzek; zawahał się przez chwilę, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Odczekałam chwilę. Nic się nie stało. Poczułam jego szeroki uśmiech; pocałował mnie trochę mocniej i odsunął się po kilku sekundach.
Byłam tak bardzo szczęśliwa, że mogłabym zatańczyć. Przynajmniej spróbować. Żadnych wspomnień o Brandonie. Zastanawiałam się dlaczego… Może dlatego, że Edward był… ostrożniejszy, milszy i bardziej uprzejmy niż Brandon? To brzmiało wiarygodnie.
- Czy wszystko w porządku? - sprawdził, wciąż będąc bardzo blisko mnie. Przytaknęłam. Gdyby mógł usłyszeć bicie mojego serca, chyba by ogłuchł.
Zadzwonił mój telefon. Jęknęłam i podniosłam go ze stolika. Kolejna wiadomość od Emmetta.
„Isabello Marie Swan, już prawie północ, a ciebie wciąż nie ma w domu.”
Zmarszczyłam brwi i odpisałam:
„Emmecie Joshuo Swan, IDŹ SPAĆ! Przyjdę później. Jezu.”
Wysłałam odpowiedź i odłożyłam komórkę. Edward uśmiechał się w dobrze znany mi sposób.
- Okej, zgaduję, że lepiej będzie, jeśli odprowadzę cię do domu, zanim Emmett sam przyjdzie i mnie zabije. Wezmę tylko cieplejszą kurtkę, wciąż pada. - Ostrożnie podniósł moje nogi i wyślizgnął się spod nich. Ułożyłam je tak, jak na początku. Nachylił się i pocałował mnie w nos, po czym zniknął na korytarzu; usłyszałam, jak wchodzi na górę. Po minucie znów usłyszałam dźwięk dzwonka mojego telefonu.
„Nie możesz mnie winić za to, że się o ciebie martwię. Przypomnij sobie, co się stało, kiedy ostatnio mnie zignorowałaś!”
Patrzyłam na litery z szeroko otwartymi ustami. Myśli, że może się tak do mnie zwracać? Po kolejnych trzech sekundach gapienia się w ekran, rzuciłam komórkę przed siebie. Na moje nieszczęście usłyszałam:
- Wow! - O Boże, proszę, powiedz, że nie uderzyłam Edwarda. Zakryłam dłońmi usta. - Masz jakiś konkretny powód, żeby rzucać we mnie telefonem? - spytał zdezorientowanym tonem. Wstałam i podbiegłam do niego, mocno go przytulając. Szybko podeszłam do stolika chwytając notes i ołówek.
„Tak mi przykro! O Boże… Uderzyłam cię? Emmett mnie wkurzył” - napisałam i podałam mu kartkę. Roześmiał się, kiedy czytał tekst tymi błyszczącymi oczami, i popatrzył na mnie.
- Nie, schyliłem się. Lepiej się pośpiesz, zanim jeszcze bardziej cię rozzłości. Następnym razem mogę nie zdążyć - nabijał się. Podał mi jedną z kurtek i telefon, który, o dziwo, był w nienaruszonym stanie. Uśmiechnęłam się z zakłopotaniem i pokazałam: „Dzięki”.
Wyszłam za nim z salonu; przeszliśmy przez korytarz, gdzie przytrzymał mi drzwi. Uśmiechnęłam się, czekając, aż zamknie mieszkanie, po czym wziął mnie za rękę i poszliśmy w kierunku windy.
- Jest dobrze? - spytał, pozwalając mi nacisnąć guzik. Skinęłam głową, myśląc o tym, jak bardzo różni się od Brandona.
Przez większą część drogi do mojego mieszkania nic nie mówiliśmy. Na zewnątrz nie było zbyt wielu ludzi, a po ulicy jeździło tylko kilka taksówek. Zdałam sobie sprawę, że potrzebuję kieszonkowego notatnika i długopisu, żebym mogła porozumiewać się z nim, gdy będziemy poza domem.
- Zastanawiałem się… kim dla siebie jesteśmy? Chciałabyś być moją dziewczyną? - zapytał nagle. Na chwilę przygryzłam wargi. Oczywiście, że chciałam. Wydaje mi się, że jestem już w stanie być z kimś, zwłaszcza z Edwardem. Pokiwałam twierdząco głową.
Uśmiechnął się szeroko, zatrzymał na środku ulicy i mnie pocałował.
Roześmiałam się, odpychając złe wspomnienia, które próbowały wkraść się do mojego umysłu.
„Pojawiły się nowe wspomnienia. Lepsze” - pomyślałam, kiedy ponownie zaczęliśmy iść. Zbyt szybko znaleźliśmy się niedaleko mojego mieszkania. Drzwi do apartamentu Emmetta były otwarte na całą szerokość, a z ciemnego korytarza sączyło się małe światełko. Obróciłam się i spojrzałam na mojego brata. Mruknął coś niezrozumiałego i zamknął drzwi z cichym kliknięciem.
- Zobaczymy się jutro? - wyszeptał Edward. W tym domu ściany miały uszy. Założę się, że Emmett stał przy jednej z nich i próbował nas usłyszeć, a dokładniej Edwarda. Skinęłam głową i zdjęłam kurtkę, którą mi pożyczył.
- Możesz ją zatrzymać - odparł, kiedy próbowałam mu ją wcisnąć. Uśmiechnęłam się. Brandon nigdy nie dał mi swojego ubrania. Nigdy. A po kilku godzinach randki z Edwardem miałam już jego spodnie, koszulkę i kurtkę.
- Dobranoc, kochanie - szepnął mi do ucha, nachylił się i dał buziaka. Pozwoliłam mu. Żadnych złych wspomnień. Kiedy się odsunął, otworzyłam drzwi mojej kawalerki i weszłam do środka. Pomachałam mu i zobaczyłam uśmiech na jego twarzy. Odpowiedziałam mu tym samym, chociaż nie wiem, czy to widział - stałam w nieoświetlonym korytarzu. Potem poszedł do własnego domu. Słyszałam odgłosy jego kroków na schodach, dopóki nie ucichły.
Zamknęłam za sobą drzwi i włączyłam światło. Moje malutkie, jednopokojowe mieszkanko niby wyglądało tak samo, jednak czułam jakąś różnicę, która czyniła je trochę mniej ponurym. Na mej twarzy ponownie zagościł uśmiech. Postanowiłam zignorować tego bezczelnego podsłuchiwacza i wzięłam prysznic. Gdy skończyłam, założyłam koszulkę Edwarda i własne spodnie od piżamy. Emmett i Rose zmuszali mnie, abym podkręcała centralne ogrzewanie, ale wciąż było mi zimno. Popatrzyłam na nią pierwszy raz tego wieczoru i od razu się ucieszyłam.
To była sportowa kurtka, którą dostałam od Edwarda.
Usiadłam na kanapie, narzuciłam na plecy pamiątkę z dzisiejszej randki i rozczesałam włosy. Czułam się już zmęczona, więc ostrożnie odłożyłam kurtkę na komodę i wślizgnęłam się pod kołdrę. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Szybko wyskoczyłam z łóżka i podniosłam go z szafki.
Dostałam wiadomość od Edwarda.
„Hej, chciałem tylko powiedzieć, że dotarłem do domu. Dobranoc i słodkich snów, piękna.”
Wyszczerzyłam się i wróciłam do łóżka, ale nie zasnęłam od razu. Byłam za bardzo szczęśliwa. Przypomniał mi się cytat, który widziałam pewnego dnia.
„Kiedy kogoś kochasz, nie możesz zasnąć, bo rzeczywistość jest lepsza od snów.” |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jakub dnia Pon 11:16, 05 Paź 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Pon 10:20, 05 Paź 2009 |
|
- Zanim dojdziemy do drzwi twojego mieszkania, minie trochę czasu… Możemy chwilę porozmawiać? spytał Edward z nadzieją, gdy zamykałam sklep.
brak myślnika
- Nie lubisz śniegu? spytał.
jak powyżej, nie ma myślnika
Powiem tak: cieszę się, że metodą małych kroczków Bella i Edward stają się sobie bliżsi. jednak nurtuje mnie jedno pytanie: kiedy wyjawi mu prawdę? Kiedy zacznie mówić? Widzę, że bardzo mu ufa, jednak wspomnienia nie dają jej spokoju. Mam cichą nadzieję, że niedługo się wyjaśni, co jej zrobił Brandon.
Dziękuje za nowy rozdział :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 11:39, 05 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
AngelsDream
Dobry wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 108 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pon 10:32, 05 Paź 2009 |
|
O, wróciło jedno z moich ulubionych tłumaczeń. :) Miło. Wszystko idzie w dobrą stronę, ale mam przeczucie, że jeszcze parę przeszkód czeka na Edwarda i Bellę. Em biedny osiwieje albo na serce padnie ze zmartwienia, a przecież Edzio to równy gość. Z zasadami i w ogóle z innej epoki. Myślę, że pomoże Belli uporać się z jej przeszłością, jaka ona nie jest. Mam kilka podejrzeń - pewnie któreś się sprawdzi, zobaczymy. Błędy z myślnikami zostały wytknięte, więc już nie muszę ich wypisywać. I, o ile na AH mam totalną alergię, to Oniemiała bardzo mi się podoba. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Swan
Zły wampir
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P
|
Wysłany:
Pon 20:01, 05 Paź 2009 |
|
Mam bardzo mało czasu, a więc powiem krótko.
Naprawdę powinnam się uczyć... A zamiast tego zaczęłam czytać to tłumaczenie i nie mogłam się oderwać.
Niesamowite, inne, oryginalne, ciekawe, wspaniałe :D
Tyle powiem :D Ta historia jest po prostu genialna.
No i jestem okropnie ciekawa co zrobił jej Brandon? Kurde, najpierw myślałam, że Alice ma brata, czy cuś, ale to tylko zbieżność nazw, więc spoko :D
Tłumaczenie świetne, nie znalazłam żadnych błędów, ale też ich nie szukałam.
Niecierpliwie czekam na dalszy ciąg :)
Weny, czasu, chęci :)
Pozdrawiam,
Swan |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Edward Cullen vampire
Nowonarodzony
Dołączył: 04 Paź 2009
Posty: 40 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Deszczowe Forks..
|
Wysłany:
Wto 10:18, 06 Paź 2009 |
|
jestem tutaj od niedawna ale całokowicie wciągnęło mnie twoje tłumaczenie :)
poprostu je uwielbiam..
zastanawiam się najbardziej co Belli zrobił ten cały Brandon czy jak mu tam.. ;p
mam kilka podejrzeń ale wole poczekać na dalsze rozdziały :)
ciekawią mnie też dalsze losy Belli i Edwarda :D :)
dodaj szybko nowy rozdział :) nie mogę się doczekać :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Jakub
Nowonarodzony
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 41 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczytno
|
Wysłany:
Wto 20:11, 20 Paź 2009 |
|
Jak zawsze - dzięki za przedstawienie Waszych opinii
Kolejna część "Oniemiałej" przed Wami :P
Rozdział 9
Tłumaczenie: Jakub
Beta: Rathole
Bella
Moje życie dobrze się toczyło. Miałam tylko jeden mały problem związany ze świętami, ale przecież został do nich jeszcze ponad miesiąc! Nie ma powodu do zmartwień.
Obudziłam się i wyjęłam telefon, aby sprawdzić godzinę i…
Jasna cholera.
Dziesiąty grudnia? Co? Do dupy. Tutaj zaczynają się schodki.
Co będę robić w Boże Narodzenie? Edward i ja spotykaliśmy się od jakiegoś miesiąca… Czy oczekiwał, że spędzimy te święta razem? Do diabła, chciałam z nim być podczas tych magicznych chwil… Ale nie wiedziałam, czy to się uda, z pewnych powodów…
O cholera. Wciąż nie wiem, co dać Adele.
Zwlekłam się z łóżka. Założyłam dżinsy, buty z futerkiem, granatowy sweter i kurtkę Edwarda. Usiadłam na chwilę, rozmyślając. Byłoby miło, gdybym zabrała go na zakupy… Może mógłby mi w czymś pomóc. Poza tym obydwoje jesteśmy zajęci swoją pracą tak bardzo, że nie mieliśmy okazji zobaczyć się w ciągu kilku ostatnich dni… Znów wzięłam telefon do ręki.
„Hej, jesteś zajęty? Muszę iść na zakupy… chciałbyś mi towarzyszyć?” Wysłałam wiadomość i poszłam do łazienki, aby umyć twarz, zęby i uczesać się; wróciłam do pokoju i zerknęłam na komórkę.
„Dzień dobry, Słoneczko. =) Tym razem nie mam żadnych planów. Będę za chwilę ze śniadaniem, okej?” Uśmiechnęłam się. Czyż on nie jest idealny? Przyniesie mi jedzenie!
„Brzmi świetnie! Kupisz pączki? Prooooooszę?” - odpisałam i poczekałam kilka sekund.
„Ha, ha, okej. Mogą być pączki.” Wyszczerzyłam zęby. Dostanę słodkości i Edwarda. Mój dzień właśnie stał się bardziej radosny.
-------------------------------------------------------------------------------------
Pół godziny później pojawił się mój gość z torebką pączków w ręce. Pocałowałam go przelotnie, po czym wyrwałam mu paczkę i podeszłam do lady.
- Wow, czuję się ważny… - powiedział smutnym głosem, siadając na krześle obok mnie. Przewróciłam oczami i chwyciłam notes oraz ołówek.
- Bo jesteś ważny. Gdyby nie ty, nie dostałabym śniadania - napisałam. Ugryzłam duży kawałek pączka w czekoladzie. Edward tylko pokręcił głową.
- To tak, jakbyś miała ciążowe zachcianki… Jezu - powiedział poirytowanym głosem, ale wiedziałam, że wcale nie myślał w ten sposób. Jednak to, co powiedział… Zaczęłam się krztusić. Klepnął mnie w plecy, wstał i podał mi szklankę wody.
- Już dobrze… O Boże. Chyba nie myślisz, że… - Wyglądał na zszokowanego i cierpiącego, gdy stał nieruchomo ze szklanką w dłoni. To nie jego wina… Byliśmy razem dopiero miesiąc i nie robiliśmy niczego, co mogłoby spowodować, że jestem w ciąży, więc…
Zaczęłam gorączkowo machać rękoma. Napisałam odpowiedź tak szybko, jak tylko potrafiłam.
- Nie, nie, nie, NIE!!! Zwolnij. Oddychaj. Nie ma szans. Po prostu poszło nie w tę dziurkę. - To nie była prawda, ale nie musiał wiedzieć, o czym teraz myślałam. Pozwoliłam mu przeczytać. Wziął kilka głębokich wdechów, opierając się całym ciężarem o szafkę.
- Okej. W porządku. Nic mi nie jest. - Wciąż oddychał głęboko.
Gdyby tylko wiedział…
-------------------------------------------------------------------------------------
- Okej, więc czego szukamy? - spytał, kiedy weszliśmy do sklepu z zabawkami. Oczywiście wzięłam ze sobą mały notesik i ołówek. Te rzeczy były naprawdę przydatne.
- Zabawki dla dwuletniego dziecka… i może jakichś ubranek. - Podałam mu kartkę i rozejrzałam się dookoła. Co spodobałoby się Adele? Nie byłam do końca pewna… Długo jej nie widziałam.
- Dwuletniego? - spytał, wyraźnie zaciekawiony. - Kto to? - Wzdrygnęłam się szczęśliwa, że skupił się na kolejce elektrycznej. Właściwie założyłam, że wyjaśnię mu to bez owijania w bawełnę. Nie lubiłam kłamać. Jednak zrobiłam najmądrzejszą rzecz, na jaką wpadłam - udałam, że go nie słyszałam.
Po paru chwilach rozglądania się, poddałam się oszołomiona ilością zabawek. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i przejechałam w dół mojej listy kontaktów.
„Cześć, mamo. Czym lubi bawić się Adele? I jaki rozmiar ubrań nosi? Robię zakupy na święta.” Wyślij… Poczekaj parę minut… Sprawdź odpowiedź.
„Cześć, Skarbie! Zobaczmy… Ma dużo pluszowych zwierzątek. I nosi rozmiar 2T*. Jak na swój wiek, jest mała, ty też taka byłaś… Powodzenia na zakupach!”
Pluszowe zwierzaki… Pluszowe zwierzaki… W tym sklepie było pełno pluszowych zwierzaków!
Napisałam w notesie to, co powiedziała mi mama, mając nadzieję, że Edward wpadnie na jakiś pomysł.
- Zrób misia - powiedział, uśmiechając się.
Lepiej nie ujęłabym tego.
-------------------------------------------------------------------------------------
Muszę powiedzieć, że mieliśmy świetne wyczucie czasu. Był późny ranek, więc większość dzieci siedziała jeszcze w szkole, więc sklep świecił pustkami.
Wybrałam słodkiego niedźwiadka o topazowym kolorze.
Ku uciesze pracownika wykonaliśmy te wszystkie głupiutkie czynności, którymi normalnie zajmują się pracownicy fabryki zabawek. Obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem. Nie ma to jak robienie z siebie głupka w miejscu publicznym, prawda?
Później kupiłam kilka ubrań. Wybrałam małą, zieloną sukienkę, prostą, różową spódniczkę i piżamę Hello Kitty. Edward wyglądał na rozbawionego, kiedy stał oparty o ladę i przyglądał się moim poczynaniom.
W końcu nazwałam misia. Taylor Noel Swan.
Musiałam przyznać, że cała sytuacja była zabawna. Też chciałam mieć pluszową maskotkę. Powiedziałam Edwardowi, że marzy mi się taki prezent na następną gwiazdkę, a on tylko się roześmiał.
Byłam na siebie trochę zła za to, że wydałam tyle pieniędzy, ale… to w końcu święta i miałam dużo do nadrobienia z… a co tam! Rodzice dziewczynki, którą uczyłam języka migowego płacili naprawdę dobrze, więc mogłam sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa. Skończyłam zakupy przed lunchem. Edward niósł większość toreb.
- Spytam znowu: dla kogo to wszystko? - Próbował złapać taksówkę, ale odjechała. Westchnęłam i wystawiłam dłoń, zastanawiając się, czy to zadziała. Ku mojemu zaskoczeniu udało się. Edward przytrzymał mi drzwi, a potem sam wsiadł do samochodu. Wyciągnęłam z kieszeni notesik i zaczęłam pisać, podczas gdy on mówił kierowcy, dokąd ma jechać. Na szczęście zyskałam trochę czasu, aby zastanowić się nad odpowiedzią.
- Adele to mała dziewczynka, która mieszka z moją mamą i ojczymem. - Miałam nadzieję, że tyle wystarczy, aby zaspokoić jego ciekawość. Na szczęście wzruszył jedynie ramionami i przestał drążyć ten temat.
-------------------------------------------------------------------------------------
Powinnam się domyślić, że moje szczęście nie będzie trwało wiecznie. Po porannych zakupach przenieśliśmy się do Edwarda na resztę dnia. Obejrzeliśmy kilka filmów i spałaszowaliśmy wszystko, co znaleźliśmy w jego spiżarni. Przed czwartą postanowiłam iść do łazienki. Mój telefon został na stoliku. Byłam w holu, kiedy zaczął dzwonić.
- Twoja mama! - zawołał Edward. Wyjrzałam zza rogu.
- Zobacz, o co chodzi. Zaraz wrócę - pokazałam.
To były jedne z najgorszych słów, jakie kiedykolwiek powiedziałam. Kiedy weszłam do pokoju, Edward wpatrywał się w mój telefon, wyraźnie zszokowany.
O nie… Co powiedziała? - pomyślałam, zaglądając mu przez ramię.
Westchnęłam i wyrwałam telefon z jego dłoni.
Nie…
„Cześć, Bells. Powiedziałam Adele o twoich zakupach! Jest zachwycona tym, że zobaczy mamę. Kochamy cię i nie możemy się doczekać, kiedy nas odwiedzisz! A to jest jej dzisiejsze zdjęcie… Wygląda cudownie z zakręconymi włosami, prawda?”
Oczywiście wiadomość zawierała fotografię małej dziewczynki. Gdyby tylko Edward nie zorientował się po jej obejrzeniu… Nie, nie ma mowy, żeby ktokolwiek dał się na to nabrać. Adele była mniejszą wersją mnie - te same mahoniowe włosy, nos, blada skóra… poza jej oczami. Ich kolor odziedziczyła po ojcu - miały odcień pięknej morskiej zieleni. Nie aż tak zapierające dech w piersiach jak Edwarda, lecz wciąż… piękne. Moja mała dziewczynka.
Nadal stał w bezruchu. Położyłam mu dłoń na ramieniu. Żadnej zmiany. Stanęłam przed nim i w końcu na mnie spojrzał. Miał dziwny wyraz twarzy. Nie wiedziałam, czy był to szok, ból, złość czy coś zupełnie innego.
- To twoja córka? - spytał. Potulnie skinęłam głową, czując się taka mała, taka młoda… Byłam młoda. Miałam dziewiętnaście lat i dwuletnie dziecko. Edward wpatrywał się we mnie tymi olśniewającymi oczami. Cisza była tak głośna… za głośna! Podniósł rękę, a ja podskoczyłam, spodziewając się uderzenia. Myliłam się. Zamiast tego delikatnie pogłaskał mój policzek, pochylił się i pocałował mnie jeszcze delikatniej.
Potem zaczął gdzieś iść. Parę chwil później usłyszałam odgłos zamykanych drzwi.
Odszedł.
Edward
Moje myśli były pokręcone. Idąc, potrąciłem kogoś, lecz przeprosiłem i poszedłem dalej. Nie wiedziałem, dokąd zmierzam. Nie wiedziałem nawet, w którym kierunku idę i w jakiej części miasta się znajduję. Bella, moja Bella miała córkę. Nie mogłem uspokoić myśli, to było dla mnie wielkim… zaskoczeniem. W końcu skierowałem się w stronę Central Parku. Gdy dotarłem na miejsce, usiadłem na ławce.
Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć.
Zadzwoniłem do Esme.
- Halo? - odebrała. Jej głos jak zawsze brzmiał melodyjnie.
- Cześć, Esme. Tu Edward. - Mój za to był kompletnie bez sił. Świetnie.
- Coś się stało? Brzmisz tak, jakby przejechał cię pociąg. Jestem w domu, chcesz przyjść i pogadać na osobności? - Była bardzo spostrzegawcza. Biorąc pod uwagę stan, w jakim się znajdowałem, okazało się to prawdopodobnie najlepszym rozwiązaniem.
- Tak. Jestem w Central Parku, będę za kilka minut.
- Okej, czekam - powiedziała, lekko zmartwiona. Schowałem telefon do kieszeni i skierowałem się w stronę jej domu.
Gdy zapukałem, od razu otworzyła drzwi.
- Edward! Tak dawno się nie widzieliśmy. Chodź. - Przywitała mnie mocnym uściskiem. Po chwili przerwała, abym mógł wejść. Klapnąłem na krzesło, a ona zajęła kanapę.
- Wyglądasz i brzmisz strasznie. Co się stało? - zapytała, przechodząc od razu do sedna. Pomimo tego, że Alice była adoptowana, ona i Esme bardzo się przypominały. To było niesamowite. Westchnąłem i ścisnąłem nos palcami.
- Więc… Znasz moją dziewczynę, Bellę. - Oczywiście, że znała. Bella i Alice były najlepszymi przyjaciółkami. - Przeżyłem dziś mały szok… - zawahałem się. Nie miałem pewności, czy ukochana chciałaby, żeby Esme o wszystkim wiedziała. Musiałem z kimś porozmawiać, a ona była jedyną osobą, która potrafiła udzielić dobrej rady.
- Zaczynaj - popędziła mnie, krzyżując nogi. Westchnąłem.
- Musisz obiecać, że nikomu nie powiesz - powiedziałem, patrząc jej w oczy. Nawet Alice. Szybko pokiwała głową.
- Ani słowa. Nawet Alice.
Tak dobrze mnie znała.
- Więc… mmm… dowiedziałem się, że Bella ma córkę! - wydusiłem. Ku mojemu niezadowoleniu głos mi się załamał. Usłyszałem westchnięcie i poczułem, jak ktoś mnie przytula.
- Chodź tutaj… - powiedziała, sadzając mnie na kanapie. Ponownie mnie objęła.
Była dla mnie jak druga matka.
- Edwardzie, tak mi przykro… To było pewnie wielkim szokiem, co? - spytała spokojnie. Poczułem się tak, jakbym znowu miał siedem lat i opowiadał mamie o łobuzach dokuczających mi w szkole. Skinąłem głową. Dzięki Bogu tym razem nie płakałem.
- Co powinienem zrobić? - Esme cichutko westchnęła.
- Kochasz ją?
- Tak - powiedziałem bez zastanowienia. Oczywiście, że ją kochałem, już od czasu, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy.
- Lubisz dzieci? - Znała odpowiedź - kochałem je. Potwierdziłem, a ona tylko wywróciła oczami.
- To w czym tkwi problem? - powiedziała zirytowanym tonem.
Prawdę mówiąc, nie wiedziałem. Co oznaczało, że nie było żadnego sensownego powodu, aby robić z igły widły.
- Dzięki, Esme. Kocham cię, pa! - Zdążyłem tylko szybko ją uścisnąć i wybiegłem z mieszkania.
Bella
Bardzo powoli szłam w kierunku mojego domu. Nazywałam to miejsce domem, bo dom był wszędzie tam, gdzie znajdował się Edward.
A teraz wszystko się skończyło.
Do zapamiętania: Nigdy, przenigdy nie pozwalaj nikomu czytać swoich wiadomości.
Westchnęłam i kopnęłam kawałek lodu. Wciąż miałam na sobie kurtkę Edwarda, ale było mi zimniej niż zwykle.
Wyglądało na to, że jedyna rzecz, w której byłam naprawdę dobra, to niszczenie swojego życia. Reasumując: po pierwsze, zaczęłam spotykać się z Brandonem, pomimo ostrzeżeń Emmetta, Rosalie i taty. Po drugie, nie widziałam mojej córki od czasu jej ostatnich urodzin w lipcu. Jestem cudowną matką. Po trzecie, podrzuciłam moje dziecko mamie i ojczymowi. Chociaż to mogę jeszcze usprawiedliwić… Ledwo dawałam radę utrzymywać samą siebie, a byłam przecież o wiele mniej wymagająca niż Adele. Po czwarte, właśnie straciłam najlepszego faceta pod słońcem, który dziwnym trafem zechciał się ze mną spotykać.
Tak. Umiałam spieprzyć sobie życie.
*2T - amerykański rozmiar ubrań dziecięcych, porównywalny do naszego XXXS |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jakub dnia Wto 20:35, 20 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
seska
Dobry wampir
Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 20:25, 20 Paź 2009 |
|
Jakub napisał: |
Jak zawsze - dzięki za przedstawienie Waszych opinii
Kolejna część "Oniemiałej" przed Wami :P
Rozdział 10
Tłumaczenie: Jakub
Beta: Rathole
Bella
(...)
Dziesiąty grudzień? |
Hura! Nareszcie nowy rozdział :) Ciążowe zachcianki...
Wiadomość o Adele, o tym, że jest córką Belli... zaskoczyła mnie. Wiedziałam, że ukrywa jakąś tajemnicę związaną z Brandonem, ale nie podejrzewałam istnienia dziecka.
Rozumiem, że Brandon ją zgwałcił? Adele owocem miłości raczej nie jest...
Bardzo się cieszę, że nie zapominasz o wiernych czytelnikach i mam nadzieję, że w niedługim czasie pojawi się kolejny rozdział :)
Na błędy nie zwracałam większej uwagi, ale ten powyżej od razu rzucił mi się w oczy - dziesiąty grudnia - i będzie git
Standardowo: weny/czasu/whatever |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez seska dnia Wto 20:44, 20 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Wto 21:03, 20 Paź 2009 |
|
Ok.. trochę mi zeszło na wychodzeniu z lekkiego szoku... Bella ma córkę.. Z Brandonem jak mniemam...I ciążą prawdopodobnie została poczęta po gwałcie (tak myślę)... wow. Szczerze? Jestem zła, że Adele to jej córka. Sama nie wiem czemu. Może miałam nadzieję, że nie istnieje nic, co mogłoby przypominać Belli o przyszłości. A może nie lubię, kiedy 19-latka ma córkę? W każdym bądź razie na miejscu Edwarda zareagowałabym tak samo. Szok, zaskoczenie, ból i złość. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na ich ewentualne pogodzenie... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 21:05, 20 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
nellkamorelka
Wilkołak
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Wto 21:20, 20 Paź 2009 |
|
hmm... córka... trochę jestem zła na Edwarda, że tak zareagował, rozumiem, że mógł być zaskoczony... jednak nie powinien tak wychodzić... dlaczego się nie odezwał? zachował się jakby to on był "oniemiały", a nie Bella.
Cierpliwie poczekam i przekonam się jak to dalej pociągniesz i w którym kierunku:)
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i życzę weny:)
Nellka |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Wto 21:40, 20 Paź 2009 |
|
Niespodzianka. Od początku było wiadomo, że Bella coś ukrywa ale że to dziecko? Nie spodziewałabym się. Zaskakujący ten rozdział. Jak zwykle świetnie dopracowny, nie zauważyłam błędów. Lubię tu zagladać, to opowiadanie ma swoj czar, klimat, niepowtarzalny urok. A do tego jest doskonale tłumaczone. Więc mogę życzyć tylko weny, czasu i natchnienia do tłumaczenia. A ja jeszcze tu wrócę |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Edward Cullen vampire
Nowonarodzony
Dołączył: 04 Paź 2009
Posty: 40 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Deszczowe Forks..
|
Wysłany:
Śro 11:16, 21 Paź 2009 |
|
wow..
szok..
Bella ma dziecko??
dwuletnie??
wow wow wow..
normalnie ogromny szok.. wiedziałam że coś ukrywa ale.. nie spodziewałam się że to aż coś takiego..
ale dobra.. :)
rozdział mi się podoba.. czekam na dalsze rozdziały :D :)
no proszę dodaj wreszcie ten nowy rozdział :D
pozdrawiam xP
E-C-v |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Edward Cullen vampire dnia Śro 12:08, 04 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
AngelsDream
Dobry wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 108 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Śro 12:40, 21 Paź 2009 |
|
Tego się nie spodziewałam, ale wierzę w Edwarda. To porządny facet w tym tekście, a że w pierwszej chwili go zmiotło, to nic - musi wszystko sobie przemyśleć i ułożyć. Bella go nie docenia, ale może to i lepiej. Będzie miała miłą niespodziankę. W zasadzie nie czytuję tekstów AU/AH, ale to tłumaczenie bardzo mi się spodobało, mimo nieszczęsnej narracji i wszechobecnej miłości. Ten rozdział miał kilka zgrzytów - gdzieś powtórzyło się słowo więc, w innym miejscu zastosowałabym trochę inną składnię, ale ogólnie nie przeszkadzało to w odbiorze i zrozumieniu tego, co autor miał na myśli. Duży plus za misie. Kocham takie pluszaki. Sama mam Ezehiela - pamiętam, że długo myśleliśmy nad tym, jak go nazwać i w końcu dostał imię prawdziwie misiowe, odrobinę kalekie. Mam nadzieję, że opowiadanie nie zacznie teraz pędzić na łeb i szyję, bo cenię sobie w Oniemiałej właśnie to stopniowanie wszystkiego i odkrywanie kart pojedynczo. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Jakub
Nowonarodzony
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 41 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczytno
|
Wysłany:
Wto 21:21, 03 Lis 2009 |
|
Widzę, że wszyscy są zszokowani/zaskoczeni tym, że Bella ma dziecko... To jeszcze nic, mam w zanadrzu kilka niespodzianek :P A co do Edwarda - wszystko okaże się w tym oto nowym rozdziale :D Zapraszam do czytania
Rozdział 10
Tłumaczenie: Jakub
Beta: Rathole
Edward
Kiedy wróciłem do swojego mieszkania, Belli już tam nie było. Właściwie nie oczekiwałem, że zostanie… A jednak byłem trochę zawiedziony. Wysłałem jej wiadomość.
„Bello, przepraszam za to, co zrobiłem… Przepraszam! Gdzie jesteś?”
Czekałem i czekałem. Po trzydziestu minutach wciąż nie dostałem odpowiedzi.
Chyba naprawdę się na mnie wkurzyła. Nie żebym ją za to winił. Westchnąłem i przeczesałem palcami włosy, sprawiając, że stały się jeszcze bardziej rozczochrane niż zwykle. Robiłem tak zawsze, gdy byłem czymś zaniepokojony. Może po prostu powinienem dać jej trochę więcej przestrzeni? Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, czy jest to jedna z tych rzeczy, które robią faceci…
Bella
Usiadłam na łóżku, patrząc na pozostałości po moim biednym telefonie. Był poważnie zniszczony po zderzeniu ze ścianą.
Świetnie. Teraz muszę jeszcze kupić nową komórkę.
Jęknęłam i zrzuciłam buty z nóg.
Super. Zostawiłam u Edwarda wszystkie prezenty dla Adele. Coś jeszcze? Ach, tak. Miałam trzy koszulki, parę spodni i kurtkę - wszystko należało do niego. Muszę mu je zwrócić.
Okej, to już chyba wszystko. Poszłam do łazienki wziąć przyjemny, długi , ciepły prysznic.
Edward
Od godziny wpatrywałem się w sufit - jakie to żałosne! Powoli wstałem, słysząc, jak coś strzela mi w plecach.
To dawanie przestrzeni było o wiele trudniejsze niż myślałem.
Ona była całym moim życiem! Jak mógłbym żyć bez mojej miłości? I jak, do cholery, mogłem ją przeprosić za to wszystko? Może na początek dobre byłyby kwiaty… Zeskoczyłem z kanapy i wybiegłem z domu. Czy to przypadek, że za rogiem znajdowała się kwiaciarnia? Może. I tak w niedziele była nieczynna.
Gdy wracałem do mieszkania, zastanawiałem się, kiedy powinienem jej coś dać. Po jednym dniu? Dwóch? Trzech?
Nie wiedziałem, czy wytrzymam tak długo. Jutro poniedziałek. Mam lekcje o dziesiątej, pierwszej trzydzieści, czwartej i szóstej. Będę bardzo zajęty… Portier Rob obdarował mnie pełnym współczucia spojrzeniem, tak jakby dokładnie wiedział, dokąd idę. Wjeżdżając windą na dziewiąte piętro, układałem w głowie plan na jutrzejszy dzień. Wyszedłem z pomieszczenia i potrząsnąłem pękiem kluczy, szukając tego odpowiedniego. W końcu mi się udało.
Jeśli przetrwamy tę próbę, będę musiał dorobić jeszcze jeden dla Belli… Może zechce się do mnie wprowadzić - pomyślałem.
Może za bardzo się rozpędzałem, ale dzielnica, w której mieszkała, przyprawiała mnie o załamanie nerwowe. Mnie? Poradziłbym sobie z kilkoma podejrzanymi osobami krążącymi wokół jej bloku. A Bella? Nie ma szans. Na pewno wszczęłaby niezłą bójkę, ale…
Nawet nie chciałem o tym myśleć.
Mogłem dać jej więcej niż wolną przestrzeń. Miałem dwie dodatkowe sypialnie, jedną łazienkę… Nie, żebym czegoś oczekiwał.
Oczywiście nie mogłem decydować za nią, więc na razie postanowiłem skupi ć się na przeprosinach, zanim zrobię coś jeszcze głupszego.
Zobaczmy… Co lubi Bella? Książki. Moją grę na pianinie. Czekoladę. Kwiaty. Kawę - chociaż miała na nią naprawdę niską tolerancję. Moje ubrania. Zostawiłem klucze na małym stoliku, zdjąłem buty i powiesiłem kurtkę na jednym z pustych wieszaków. Wszedłem do pokoju, w którym odbywały się lekcje, i zacząłem sprzątać. Na biurku leżał notesik Belli; otworzyłem go i zacząłem czytać.
„Proszę? To moja ulubiona.” Chciała, żebym zagrał jedną ze skomponowanych przeze mnie piosenek. Uśmiechnąłem się, przypominając sobie o próbach napisania kawałkach specjalnie dla niej. Nie udało się. Nagle usłyszałem melodię w mojej głowie… Zamknąłem notes i usiadłem przy instrumencie. Zamknąłem oczy, wsłuchując się we wciąż brzmiące dźwięki i próbując znaleźć odpowiednie nuty. Mam - pomyślałem, kiedy moje palce dotknęły klawiszy.
Bella
Prysznic nie okazał się zbyt pomocny… Zrelaksowałam się, ale nie mogłam przestać myśleć o Edwardzie. Całkowicie się poddałam, gdy wyciągnęłam jego niebieską koszulkę i spodnie. Zajęłam miejsce na kanapie i włączyłam telewizor, próbując znaleźć coś porządnego na lokalnych kanałach. Wiadomości, wiadomości… Jeszcze więcej wiadomości… Westchnęłam i zdecydowałam się na ich oglądanie, w międzyczasie pałaszując miskę płatków. Była siódma trzydzieści, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
Podskoczyłam i szybko do nich podbiegłam, otwierając je gwałtownie… Ale to nie Edward. Po prostu Emmett przyszedł mnie odwiedzić.
- Cześć… Chciałem wiedzieć, czy jesteś w domu… Wysłałem ci pięć wiadomości. - Popatrzyłam na mojego brata stojącego na korytarzu.
Podeszłam bliżej i zarzuciłam na niego swoje ręce, przytulając twarz do jego klatki piersiowej.
- Hej, co się stało? - odparł zaskoczony i jednocześnie zaniepokojony. Mogłam poczuć siłę jego niedźwiedziego uścisku; wolną ręką głaskał mnie po głowie. Po chwili przeniósł mnie do wnętrza mieszkania, zamknął drzwi i usiadł obok mnie na kanapie.
- Co się stało? Coś cię boli? Mam cię zabrać do szpitala? Czy może powinienem załatwić to z Edwardem? - spytał, lekko spanikowany. Uśmiechnęłam się przez łzy. Emmett… Dałby sobie radę nawet z aligatorem, gdyby zaszła taka potrzeba. Bez odrywania głowy od jego piersi zaczęłam wymachiwać rękami w powietrzu.
- Mama wysłała mi dzisiaj zdjęcie Adele - pokazałam, wciąż płacząc. On tylko dalej gładził moje włosy swoją dużą dłonią.
- Okej… Tęsknisz za nią? Co u niej? - Jeśli to możliwe, zmartwił się jeszcze bardziej niż wcześniej. Uwielbiał być wujkiem, zwłaszcza takiej małej dziewczynki jak Adele, nawet, jeśli nienawidził jej ojca. Skinęłam głową.
- Wszystko dobrze. Tęsknię za nią… Ale nie o to chodzi. Edward widział wiadomość. Wie o niej… A kiedy mu wszystko wyjaśniłam, wyszedł! - Zaczęłam płakać jeszcze mocniej. Poczułam, jak jego klatka piersiowa się podnosi.
- Po prostu wyszedł? Jak to, do cholery? - Teraz był wściekły.
- I rozwaliłam mój telefon - pokazałam mu części leżące na łóżku. Wpatrywał się we mnie zszokowany.
- Niezły rzut, Bell - skomentował zachwyconym tonem. Ponownie wtuliłam w niego twarz, nadal płacząc. Nie robiłam tego całe popołudnie, więc teraz dobrze było wyrzucić swój gniew.
Więc… mój brat przytulał mnie, podczas gdy ja płakałam. Zanim skończyłam, dochodziła dziewiąta; w międzyczasie Rosalie nas sprawdzała. Poczułam się senna po tylu godzinach płaczu. Emmett położył mnie na łóżku i włączył ogrzewanie.
- Poradzisz sobie?
Pokiwałam ospale głową.
- Okej. Gdybyś czegoś potrzebowała, pamiętaj, że ja i Rose jesteśmy obok. Kocham cię, dzieciaku - powiedział. Pochylił się nade mną i pocałował w czoło. Wyłączył światło i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Nie męczyłam się zbyt długo z zaśnięciem. Kiedy już byłam na granicy snu, pomyślałam:
Żadnych snów o Edwardzie.
Tak, jasne.
Edward
Od dwóch godzin wpatrywałem się w ekran telewizora. Nawet nie wiem, co to był za program - przypuszczam, że jakiś meksykański teleturniej. Położyłem w kącie wszystkie rzeczy, które zostawiła Bella. Miałem nadzieję, że kiedy będę je oddawał, nie będzie to przypominało zerwania - dwoje ludzi wymienia się pudełkami. Zaskoczyło mnie, że ktoś walił pięściami w moje drzwi. Wstałem i przeszedłem przez korytarz, w międzyczasie przeglądając się w lustrze. A niech to! Muszę powiedzieć, że wyglądałem strasznie. Moje włosy były roztrzepane jeszcze bardziej niż zwykle, a blada skóra i przekrwione oczy na pewno nie wyglądały zachęcająco.
Stało się to zaledwie po paru godzinach bez niej. Otworzyłem drzwi nawet nie sprawdzając, kim był mój gość.
Nagle zostałem wepchnięty w głąb mieszkania, a dwie silne ręce przycisnęły mnie do ściany.
O Boże, już jestem martwy.
Emmett Swan patrzył na mnie pełnym nienawiści spojrzeniem.
- Masz jakiekolwiek pojęcie o tym, co robiłem w ciągu ostatnich dwóch godzin? - zawarczał na mnie. Chyba nie muszę mówić, że byłem przerażony? Naprawdę przerażony. Pokręciłem głową.
- Pocieszałem moją kochaną siostrzyczką wylewającą gorzkie łzy. Znowu.
Nie. Zapomniałem o wielkim facecie, który był gotów mnie udusić. Skrzywdziłem Bellę bardziej niż się tego spodziewałem.
- Puść mnie - powiedziałem, próbując się uwolnić. Już znałem odpowiedź. „Dawanie jej przestrzeni” było kompletną głupotą.
- Niby czemu? - spytał, wciąż brzmiąc groźnie, ale jednocześnie okazywał zaskoczenie.
- Bo jestem idiotą, który chciał dobrze. A kogoś, kto powiedział, że najlepszą rzeczą jest „dawanie więcej swobody”, powinno się zrzucić z klifu - powiedziałem, ponownie się szarpiąc. Emmett nie odezwał się; pewnie rozważał, co najpierw ze mną zrobić.
- Proszę, Emmett. Możesz mnie zabić, gdy będzie po wszystkim, tylko proszę, pozwól mi zrobić to, co chcę - błagałem. Tak, błagałem. Emmett popatrzył na mnie tym samym wzrokiem, co Bella - od razu było widać, że są ze sobą spokrewnieni. Wpatrywał się dobrych kilka sekund. Dziesięć… Piętnaście… Trzydzieści…
- Dobra. Ale jeśli zobaczę, że znowu przez ciebie płacze, lepiej uciekaj i miej nadzieję, że jesteś szybszy ode mnie - puścił mnie, lecz wcześniej brutalnie uderzył moją głową w ścianę. Chwyciłem klucze, założyłem buty i kurtkę; czekałem, aż wyjdzie, niecierpliwiąc się. Użyłem nogi, aby przytrzymać drzwi. Niechętnie wyszedł, wkładając ręce do kieszeni. Szybko zamknąłem mieszkanie, odwróciłem się i biegiem rzuciłem się w stronę wyjścia z bloku. Nie było czasu na przejażdżkę windą. Te dziewięć pięter nie stanowiło w tym momencie żadnego problemu. Popchnąłem ciężkie drzwi i wbiegłem do holu; minąłem portiera i wyszedłem na ulicę.
Bella
Oczywiście, że śniłam o Edwardzie. Jak mogłabym tego nie robić? Nie chciałam, żeby sen się skończył, więc starałam się zatrzymać przed oczami jego obraz tak długo, jak to tylko możliwe; niestety, przerwało mi pukanie do drzwi. Która była godzina? Z pewnością nie był to jeszcze ranek. Proszę, niech to nie będzie rano. Zegarek wskazywał dwudziestą drugą. Wstałam z łóżka i założyłam kurtkę Edwarda; w mieszkaniu wciąż było zimno, a przecież Emmett włączył ogrzewanie. Śpiąca podążałam w stronę drzwi i otworzyłam je, przecierając oczy.
Nagle czyjeś ciepłe ręce otoczyły moją talię, a twarz została przyciśnięta do pachnącej klatki piersiowej.
Edward…
Poczułam, jak składa pocałunek na czubku mojej głowy, i westchnęłam.
Zdecydowanie nie chciałam się obudzić.
Edward
Ku mojemu zaskoczeniu, Bella poddała się uściskowi. Nie, właściwie to nie było nic dziwnego. Zasłużyłem na to. Zaskoczyło mnie coś zupełnie innego. Zobaczyłem, jak klepnęła się w policzek - można było usłyszeć charakterystyczny odgłos. Spodziewałbym się, że prędzej uderzy mnie. Podniosła dłoń, aby ponownie to zrobić, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Bella! - krzyknąłem, przytrzymując jej rękę. - Co ty robisz, do cholery? - spytałem, zamykając drzwi. Rozejrzałem się smutno dookoła. Kolejny powód, żeby Bella przeprowadziła się do mnie… Zasługiwała na więcej niż to. Ciarki przeszły mi po plecach. Było zimno. Bardzo zimno. Westchnęła i wzięła do ręki notesik i długopis. Pisała coś powoli, a później mi to podała.
- Musiałam się upewnić, że nie śpię… Przypuszczam, że kiedyś byś ze mną zerwał… Lepiej wcześniej niż później, co? - Mogłem sobie wyobrazić, jak mówi to smutnym tonem, starając się uczynić go bardziej radosnym, tak jakby nie miało to dla niej żadnego znaczenia; nie udało się. W jej oczach dało się dostrzec ból i smutek - czułem się tak, jakby ktoś wbił mi nóż w serce albo postrzelił, bo tym razem wszystkiemu byłem winien ja. Otoczyła ciasno swoje ciało własnymi ramionami, jakby za chwilę miało rozpaść się na kawałki. Podszedłem do niej i delikatnie wytarłem kciukiem łzy z jej policzków.
To wszystko moja wina…
- Bella… Nie, spójrz na mnie - powiedziałem spokojnie, gdy odsunęła się od mojej dłoni.
Bella
Stało się. Spróbuj się nie rozpłakać - powtarzałam w myślach, patrząc w te piękne, pełne życia, zielone oczy. Kochałam jego oczy… I włosy. Zagryzłam drżące usta.
- Bello, kocham cię - powiedział bardzo delikatnym głosem, brzmiąc jeszcze piękniej niż zwykle. Zamrugałam oczami. Nigdy… Nigdy wcześniej nie powiedział mi, że mnie kocha. Przycisnęłam ręce do klatki piersiowej, ukazując zaskoczenie. Pokazałam jedno z tych prostych słów, które znał.
- Co? - Otworzyłam szeroko oczy. Edward lekko się uśmiechnął i położył dłonie na moich ramionach, lekko je ściskając; nasze oczy znalazły się na tej samej wysokości.
- Kocham cię, Isabello Marie Swan - powiedział ponownie. - Podaj mi notes… Długopis też. - To była dziwna prośba, ale zrobiłam, co chciał. Napisał kilka słów i podał mi kartkę.
„Edward Anthony Masen kocha Isabellę Marie Swan.” Te słowa zapisane jego eleganckim pismem wyglądały naprawdę ślicznie. Nawet nasze imiona do siebie pasowały.
- Proszę. Czytaj to codziennie. Kocham cię. Spójrz na mnie! Jestem głupkiem! Nie widziałem cię tylko kilka godzin, a już czuję się okropnie! - Przeczesał włosy palcami powodując, że stały bardziej niż zwykle. Jestem pewna, że robił to milion razy podczas ostatnich paru godzin.
Przejęłam kartki i długopis, chcąc coś napisać.
- Co do Adele: może nie jestem najlepszą matką na świecie, ale jeśli jej nie lubisz, nie możesz mnie pokochać. - Podałam mu notes patrząc, jak śledzi tekst wzrokiem.
- Jeszcze nie wiem, czy ją lubię. Przecież nigdy jej nie spotkałem, prawda? Ale jestem pewien, że będzie dobrze… Zawsze kochałem dzieci - uśmiechnął się.
O mój Boże, on jest idealny. Wspięłam się na palce i pocałowałam go. Jego ręce oplotły się wokół mnie; odwzajemnił pocałunek, ale starał się go nie pogłębiać, aby nie posunąć się za daleko. Zawsze był wobec mnie bardzo ostrożny… Cudownie.
Nie mogłam mu jeszcze powiedzieć, że go kocham. To była po prostu… niebezpieczna strefa w mojej głowie. Ale chyba tego nie zauważył; i tak już mu to pokazałam mimo tego, że nie były to słowa ani pismo.
Pewnego dnia zdobędę się na to, aby powiedzieć te dwa słowa, ale nie dzisiejszego wieczoru. Za dużo zdarzeń jak na jeden dzień… Nie wiedziałam, jak wiele mogę jeszcze wytrzymać. Oderwałam się od Edwarda i poczułam, że nie mogę już dłużej zachowywać tego dla siebie. Ponownie sięgnęłam po notes. Zanim zaczęłam pisać, wzięłam głęboki wdech.
- Chciałbyś zostać na noc? Jest już dość późno… - Podałam mu kartkę. Przeczytał ją szybko.
- Jesteś… Jesteś pewna? Mogę wrócić do domu… Nie chciałbym, żebyś poczuła się niekomfortowo… - Próbował się wykręcić. Zabrałam mu notes i napisałam:
- Nic mi nie będzie. Pójdę się przebrać, żebyś mógł założyć swoje ubrania.
Uśmiechnął się.
- Okej, poczekam. Idź, a ja… podkręcę trochę ogrzewanie. - Odłożył notes na szafkę.
Odwzajemniłam uśmiech i przeszłam przez pokój. Otworzyłam szafę, znajdując flanelowe spodnie od piżamy i koszulkę. Usiadł na kanapie, by zaczekać, aż wrócę. Poszłam do łazienki i zmieniłam ubranie, po czym spojrzałam w lustro.
Kocha mnie…
Musiałam się uśmiechnąć.
Pozwoliłam Edwardowi się przebrać, a sama założyłam jego kurtkę, aby się ogrzać. Wrócił po kilku minutach ze starannie złożonymi ubraniami. Położył je na komodzie i podał mi swoją dłoń. Wyłączyłam światło i wślizgnęłam się do łóżka, robiąc miejsce obok siebie. Dołączył do mnie, przykrywając nas kołdrą. Przytulił mnie i podłożył ramię pod moją głowę.
Nie pojawiły się żadne wspomnienia o Brandonie, bo on nigdy nie był taki… zakochany. Traktował mnie jak nagrodę, przedmiot dla jego własnego użytku. Edward był jego zupełnym przeciwieństwem.
- Kocham cię – wyszeptał. Zaczął nucić dziwną, lecz piękną melodię brzmiącą jak kołysanka.
Cudownie. Wtuliłam się w niego i zasnęłam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|