|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
whatever94
Nowonarodzony
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 44 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ZG
|
Wysłany:
Czw 18:29, 19 Mar 2009 |
|
Taki można powiedzieć ciąg dalszy po 'Przed Świtem' :)
Bardzo wciągające i intrygujące ;D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Sob 22:59, 21 Mar 2009 |
|
Cytat: |
Taki można powiedzieć ciąg dalszy po 'Przed Świtem' |
Na samym początku pisałam, że to jest kontynuacja Breaking dawn.
Cytat: |
Aha, co się dzieje z Volutri ? |
W najbliższych dwóch rozdziałach odpowiem na to pytanie;)
Cytat: |
Ale czy Elize da się zamienic w wampira. CHyba nie, Nie wiem. Odpowiedz. |
Nic nie powiem na ten temat i pozwolę Wam snuć domysły;]
A teraz oddaję Wam ciąg dalszy opowidania;) I ładnie proszę o komentarze.
Betowała cudowna Lullaby;*
Rozdział 6
Polowanie.
Minął ponad tydzień, a odwiedziny Tanyi nadal były głównym tematem rozmów w domu. Wszystkich ogarnęła niesamowita ekscytacja. Wizje Alice mówiły, że Tanya ma dotrzeć do nas następnego dnia wieczorem. Nie mogąc już wytrzymać w salonie, gdzie wszyscy niemal odliczali minuty do jej przyjazdu, poszłam do sypialni. Stałam przy łóżku i powoli składałam ubrania, które wcześniej miałam na sobie. Niestety, nawet Edward był dziś dość monotematyczny.
- Już myślałem, że Tanya nigdy nas nie odwiedzi. Ostatni raz widzieliśmy ją prawie sto lat temu…
Powoli podeszłam do garderoby i schowałam w niej ubranie. Westchnęłam głośno. Pamiętam ostatnią wizytę Tanyi, jej oceniający wzrok, który śledził każdy mój ruch. I słodkie uśmiechy do Edwarda. Cała rodzina była oczywiście zachwycona z powodu jej przyjazdu…
Zamknęłam oczy i policzyłam powoli do dziesięciu. Tylko spokojnie. Wróciłam do pokoju i usiadłam na skraju łóżka.
- Nawet zaprzyjaźniła się z Nessie podczas ostatniej wizyty. – ciągnął mój mąż.
Zacisnęłam usta.
- Bello, wszystko w porządku? – popatrzył na mnie badawczo.
- Oczywiście. – odpowiedziałam chyba trochę za szybko i rzuciłam mu wyzywające spojrzenie.
Uniósł jedną brew.
- To niemożliwe. – zaczął powoli. – Chyba nie jesteś zazdrosna?
Wstałam gwałtownie z łóżka i podeszłam do okna.
- Oczywiście, że nie. – powiedziałam, o wiele głośniej niż chciałam. – Wiem przecież, że Tanya jest dla was jak rodzina.
Po chwili Edward znalazł się obok mnie i objął mnie w pasie.
- Jest dla nas jak rodzina.
Odwróciłam się, gotowa, żeby zaoponować, ale zobaczyłam jego szeroki uśmiech i poczułam wzbierającą we mnie złość.
- Nie wiem, co cię tak śmieszy.
Szybkim krokiem podeszłam do szafy, wzięłam pierwszą lepszą bluzę i skierowałam się w stronę wyjścia jednocześnie starając się nie myśleć o moim irracjonalnym zachowaniu.
- Bello, co ty wyprawiasz? – usłyszałam rozbawiony głos Edwarda.
- Wychodzę.
Położyłam już dłoń na klamce, gdy poczułam jego oddech na mojej szyi.
- Nie gniewaj się. – wyszeptał łagodnym tonem. – Wiesz, że dla mnie istniejesz tylko ty…
Odwróciłam się lekko i spojrzałam mu w oczy. Były tak przepełnione miłością i oddaniem, że mimowolnie poczułam, jak moja złość odpływa.
Pociągnął mnie za sobą i posadził na łóżku. Ciągle patrząc na mnie rozpiął powoli zamek mojej bluzy.
- Naprawdę nie rozumiem, czemu jesteś dalej zazdrosna o Tanyę. – zaczął. – Ona jest dla mnie jak siostra.
- Może ona dla ciebie, ale nie ty dla niej…
- Bello, to bez sensu. – westchnął zrezygnowany. – To, że kiedyś coś sugerowała, nic nie znaczy. To było naprawdę bardzo dawno temu. Poza tym, jej uczucia nie były zbyt głębokie… Tak sądzę.
Skrzywiłam się lekko. Nie chodziło o to, że czułam do Tanyi nienawiść czy złość. Po prostu odczuwałam, że to ona trzymała mnie na dystans. Niby podczas każdej jej wizyt zachowywała się niezwykle miło w stosunku do mnie, ale każde jej spojrzenie jakby mnie oceniało szukając moich słabych stron…
Machnęłam tylko ręką, weszłam na łóżko i położyłam się na plecach. Po chwili Edward położył się obok mnie z głową wspartą na dłoni. Przyglądał mi się spod przymkniętych powiek.
- Wyglądasz bardzo uroczo, gdy jesteś o mnie zazdrosna. – powiedział szeptem i położył dłoń na moim policzku.
Skrzywiłam się lekko, po czym przysunęłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu. Popatrzyłam w jego niemalże czarne już oczy.
- Chyba czeka nas niedługo polowanie. – uśmiechnęłam się łagodnie.
- Może znajdziemy jakieś niedźwiedzie andyjskie. – odparł po chwili Edward.
- Emmettowi się spodoba. – zauważyłam.
- Moglibyśmy jutro wybrać się z nim. Jeśli wyruszymy przed południem, zdążymy przed przyjazdem Tanyi. – powiedział z ociąganiem.
- I może jeszcze Alice i Jasper będą mieli ochotę?
- Oni byli wczoraj. – Edward popatrzył na mnie podejrzliwie. – Chyba nie chcesz ściągać wszystkich ze względu na mnie?
- Nie. – powiedziałam cichutko, wiedząc, że i tak mi nie uwierzy.
Spojrzałam na niego powoli. Wpatrywał się we mnie z lekkim uśmiechem.
- Zapytamy Emmetta i Rosalie. – powiedział po chwili. – Pamiętasz, co mówiła Alice? Nie martw się na zapas.
Kiwnęłam nieznacznie głową, jednak złe przeczucia nie opuściły mnie do samego rana. Gdy zeszliśmy z Edwardem do salonu, wszyscy już tam byli. Jacob i Renesmee rozłożyli się na sofie i oglądali telewizję. Były właśnie wiadomości. Reporterka mówiła o badaniach przeprowadzanych w jakimś laboratorium w Rosji.
- Co powiedziałbyś na małe polowanie? – zapytał Edward Emmetta, który siedział przy stole między Rosalie i Jasperem.
- Możemy wyruszać nawet zaraz. – uśmiechnął się szeroko. – Rosalie?
Blondynka kiwnęła tylko głową.
- Ja też chcę iść! – krzyknęła Nessie.
- To co, za dwie godziny przed jachtem? – zaproponował Edward.
Wszyscy zgodnie skinęli głowami. Złapałam spojrzenie Alice i powiedziałam:
- Alice, może pomogłabyś mi znaleźć jakieś ubranie? Dalej nie mogę się odnaleźć w tej garderobie. – uśmiechnęłam się lekko. Brunetka zmrużyła oczy, ale wstała od stołu i poszła za mną do sypialni. Gdy tylko drzwi się za nami zamknęły, zapytałam:
- Widziałaś coś?
- Nie żebym się tego spodziewała. – odrzekła z ociąganiem i usiadła na łóżku. Chwilę siedziała w milczeniu. Wydawało się, że myślami jest daleko stąd.
- Natraficie na ładne pumy. I spotkacie Tanyę po drodze. – uśmiechnęła się lekko. – Nie widzę żadnego zagrożenia Bello. Możesz być spokojna.
Zamyśliłam się. Wierzyłam w wizję Alice, ale z minuty na minutę ogarniał mnie coraz większy strach o Edwarda.
- Mam po prostu złe przeczucia. – westchnęłam. – Obiecaj, że jeśli coś zobaczysz, od razu zadzwonisz.
- Oczywiście. – powiedziała łagodnie, po czym na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – A skoro już tu jestem, to może faktycznie pomogę ci znaleźć coś do ubrania?
Westchnęłam z rezygnacją i tylko kiwnęłam głową.
Dwie godziny później miałam na sobie bardzo obcisłe spodnie i jakąś pomarańczową kamizelkę. Patrzyłam krytycznie w swoje odbicie w lustrze.
- Chyba jednak trochę przesadziłaś. – odwróciłam się w stronę Alice.
- Nie sądzę. – odparła, kończąc upinać moje włosy w kok. – Tanya się dziś trochę wystroi, więc będziesz się lepiej czuła w tym stroju.
- Czy ty coś sugerujesz? – odwróciłam się gwałtownie, zapominając, że trzyma moje włosy.
- Nie kręć się! – Alice lekko podniosła głos. – Nawet gdybyśmy nie mieli z Jasperem pokoju naprzeciwko, to trudno byłoby cię nie usłyszeć.
Zmarszczyłam brwi.
Alice już otwierała usta, aby zapewne powiedzieć mi, jak to źle osądzam Tanyę, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, szybko wstałam:
- Skończyłaś już? Nie chcę, żeby wszyscy na mnie czekali.
Alice skrzywiła się lekko, ale kiwnęła głową. Szybko wyszłam z domu i skierowałam się w stronę jachtu. Niebo było dziś lekko zachmurzone, ale morze dość spokojne. Po chwili byłam już na brzegu, gdzie stali Renesmee z Jacobem i Edward. Gdy podeszłam bliżej, mój mąż spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
- Ślicznie wyglądasz. – powiedział mi szeptem do ucha.
Po chwili przyszli Emmett i Rosalie. Szybko wsiedliśmy na statek. Podróż upłynęła bez większych komplikacji, nie minęła nawet godzina a byliśmy już na drugim brzegu. Emmett z Edwardem zakotwiczyli łódkę, po czym zeszliśmy na ląd. Przed nami rozciągała się puszcza. Gorące powietrze było wręcz boleśnie przesycone parą wodną. Gdybym nadal musiała oddychać, na pewno nie przychodziłoby mi to teraz z łatwością.
- To widzimy się za parę godzin. – powiedział z uśmiechem Emmett, po czym rzucił się biegiem w głąb puszczy.
Jacob zmienił się już w wilka i pognał za Renesmee. Spojrzałam na Edwarda:
- Alice mówiła, że znajdziemy ładnie pumy.
Uśmiechnął się w odpowiedzi i po chwili pobiegł za resztą rodziny. Wciągnęłam powoli powietrze, gdzieś daleko poczułam kuszącą woń krwi. Rzuciłam się do biegu. W tym momencie wszystkie inne sprawy przestały się liczyć, odstawiłam je w głąb świadomości. Teraz najważniejsze było ukojenie ogarniającego mnie pieczenia w gardle. Instynkt drapieżnika całkowicie opanował mój umysł. Przedzierałam się przez gęste krzaki słysząc przed sobą lekkie kroki reszty członków mojej rodziny, głośne bicie serca mojej ofiary i szybki przepływ krwi przez jej żyły. Teraz z całą mocą poczułam pragnienie i głód ogarniający mój umysł. Nagle zapach zrobił się bardziej intensywny a bicie serca głośniejsze. Pomiędzy drzewami dostrzegłam zarys dużego niedźwiedzia. Zanim zdążył zrobić jakiekolwiek ruch rzuciłam się na niego i przybiłam go do ziemi, aby uniemożliwić mu ruchy. Do moich ust zaczął dopływać jad, szybko wbiłam zęby w szyję zwierzęcia. Pod palcami czułam jedwabistą, niedźwiedzią sierść. Z sekundy na sekundę ruchy ofiary stawały się coraz wolniejsze, pozbawione siły. Jego tętno widocznie zwolniło. Po chwili całkiem zanikło. Podniosłam się szybko. Spojrzałam na swoje ubranie: nie było na nim ani śladu stoczonej przed chwilą walki. Zamknęłam znów oczy, skupiłam się na dźwiękach, które do mnie dochodzą. Słyszałam głośne brzęczenie owadów znajdujących się niedaleko mnie oraz kroki łap małpek skaczących po drzewach. Wciągnęłam nosem powietrze. Gdzieś daleko znajdowały się pumy- trzy, może cztery. Szybko pomknęłam w tamtym kierunku. Po paru minutach zwolniłam. Byłam na skraju łąki, albo raczej miejsca, które wyjątkowo nie było zarośnięte drzewami. Powoli zaczęło się ściemniać. W oddali zobaczyłam Edwarda, który właśnie zaatakował pumę. Bardzo lubiłam przyglądać się jak poluje. Wyglądał wtedy tak… pociągająco. Zmrużyłam lekko oczy: właśnie odrzucił ciało martwego zwierzęcia. Po chwili popatrzył w moim kierunku. Nie minęło parę sekund, a znalazł się już przy mnie. Bez żadnego ostrzeżenia wbił się w moje usta. Na jego wargach mogłam wyczuć ciepłą jeszcze krew pumy. Oddałam pocałunek z zaangażowaniem. Edward przycisnął mnie lekko do drzewa, o które się opierałam. Czułam jego ciało napierające na moje. Wplotłam dłonie w jego włosy. Powoli zatracałam się w jego dotyku. Po chwili jednak odsunął się ode mnie oddychając głośno. Spojrzałam w jego oczy, które teraz przybrały barwę płynnego złota. Delikatnie pogłaskał mnie po policzku.
- Ślicznie wyglądasz. – powiedział patrząc mi uważnie w oczy.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Widzę, że ci się podoba.
- Jeszcze jesteś głodna? – zapytał, lekko odsuwając się ode mnie.
Kiwnęłam głową i ruszyłam biegiem. Po paru minutach dopadłam pumę. Szybko wpiłam się w jej gardło. Gdy zaspokoiłam swoje pragnienie, upuściłam jej nieruchome ciało. Zaczęłam kierować się w kierunku łąki. Edward czekał na mnie oparty o drzewo. Rozmawiał z Nessie, która drapała Jacoba za uchem. Podeszłam do nich powoli.
- Już mieliśmy wracać, ale zobaczyłam tatę i postanowiliśmy poczekać jeszcze na ciebie. – wyjaśniła z uśmiechem.
Jacob podniósł się na łapach i ruszył w moim kierunku. Zaczął obwąchiwać moje nogi. Zaczęłam się śmiać.
- Z czasem zaczynasz nabierać coraz więcej wilczych cech. – zauważyłam z ironią.
W odpowiedzi tylko szczeknął w moim kierunku.
- Idziemy? – zapytał Edward patrząc na mnie uważnie.
- Może jeszcze poczekamy na Emmetta i Rosalie? Są już niedaleko. – powiedziała Nessie.
Kiwnęłam głową. Po paru minutach po drugiej stronie łąki pojawił się Emmett i Rosalie. Szli powoli w naszym kierunki. W pewnym momencie poczułam intensywny ludzki zapach zbliżający się bardzo szybko w naszym kierunku. Popatrzyłam przerażona na Edwarda. Poczułam strach ogarniający każdą komórkę mojego ciała. Nagle pełną napięcia ciszę przerwał głośny sygnał komórki. Edward szybko odebrał telefon. Naszym oczom ukazała się mała sylwetka Alice. Gdy tylko zobaczyłam jej wzrok poczułam jak kręci mi się w głowie.
- Uciekajcie! – zagrzmiał jej głos.
Ale było już za późno. Z każdej strony pojawiły się wielkie pojazdy, które mogłyby staranować niejedno drzewo. Oślepiający blask pochodzący z reflektorów niemal boleśnie zraniło moje oczy, nie dostrzegałam nic poza białym światłem, otaczającym wszystko wokół mnie… |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Sob 23:22, 21 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Zagubiona
Człowiek
Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Sob 23:18, 21 Mar 2009 |
|
O mój G! Porwął go? Ludzie dowiedzą się wszystkiego? Już to widzę. Porwanie, Cullenowie w depresji, cały świat wie o wampirach. Volturi wpada w szał lub Porwanie Cullenowie w depresji. Cullenowei idą uratowac Edwarda. RAtują ich. I wszystko dobrz się kończy. Jetsem ciekawa który scenariusz jest prawdziwy.
Wszytsko mi się podoba.
Pozdro i życzę weny...
Zagubiona TWCZ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anabells
Zły wampir
Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd
|
Wysłany:
Nie 0:05, 22 Mar 2009 |
|
Cholera! Nie mam pojęcia, jak mogłam zapomnieć o tym ff. Normalnie cię przepraszam.
No więc: ciekawi mnie, w jakich okolicznościach spotkają jeszcze Elizę, mówiła, że Bella będzie mogła uratować Eda przy pomocy wroga. Do głowy przychodzą mi trzy opcje.
1.Tanya - może nie jest wrogiem, ale Bella nie czuje się najlepiej w jej towarzystwie.
2. Volturi - nie wiem, czy jeszcze istnieją i jakie są ich stosunki z Cullenami, ale biorę ich pod uwagę.
3. Wprowadzisz kogoś nowego...
Czułam, że po przyjeździe na wyspę sielanka nie potrwa długo.
Kim i czego chcą ci ludzie? Ile wiedzą o Cullenach?
Kto mógł zdradzić światu ich tajemnicę? A może sami zauważyli, że coś z nimi nie tak...Wygląd, częste przeprowadzki, a wraz z nimi zmiana dokumentów... zmiana daty urodzenia, ale niezmienne imiona i nazwiska. Ten sam wygląd...
To są tylko domysły.
Życzę duuużo WENA!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anna Scott
Zły wampir
Dołączył: 11 Lis 2008
Posty: 335 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: New York- Kerry -Londyn- Trondhaim ... Tam gdzie Diabeł mówi "Dobranoc"...
|
Wysłany:
Nie 11:10, 22 Mar 2009 |
|
Wiesz, właśnie bije się w głowę i zadaje sobie w kółko to samo pytanie... CZEMU JA TEGO NIE PRZECZYTAŁAM WCZEŚNIEJ???
nie mam pojęcia, dlaczego ominęłam Twoje teksty... A one są W-S-P-A-N-I-A-Ł-E ! ! !
Masz bardzo ciekawy styl. Opisujesz wszytko dokładnie, a zdarzenia jakie mają miejsce w Twoim opowiadaniu, są niewiarygodne! Piszesz lekko, z wyczuciem, dialogi są bardzo dobrze napisane, a uczucia wszystkich członków rodu Cullenów, realistyczne.
Temat jaki obrałaś jest szalenie ciekawy i sam w sobie trudny. Opisujesz przyszłość i wiele wątków musisz wymyślić albo przemyśleć. Starasz się, z dobrym efektem, opisać za pomocą słów przyszłość świata, jaką Ty sobie wyobrażasz.
Nie widziałam, żebyś miała problemy z ortografią, interpunkcją czy stylistyką. Oby tak dalej.
Vena życzę, i gratuluje genialnego pomysłu |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Pon 17:55, 23 Mar 2009 |
|
Co prawda planowałam dać kolejną część dopiero w środę, ale po takich miłych komentarzach postanowiłam wcześniej ^^
Betowała Lullaby ;*
Rozdział 7
Po paru sekundach moje oczy przyzwyczaiły się do jasnego światła. Rozejrzałam się szybko, instynktownie szukając jakiejś drogi ucieczki. Otaczała nas jednak jakaś świecąca kopuła. Jej zielony blask lekko oświetlał ciemność. Naprzeciwko nas stali ludzie z wyciągniętą w naszym kierunku bronią różnej postaci. Spojrzałam na moją rodzinę, na twarzy wszystkich malował się szok zmieszany za strachem. Tylko Edward wpatrywał się we mnie nieodgadnionym wzrokiem.
- Poddajcie się! - krzyknął jakiś człowiek w naszą stronę.
- Marne szanse. – mruknął Emmett i zaczął iść w kierunku ludzi.
- Uciekajcie, gdy tylko będzie okazja. – rzuciłam w kierunku Renesmee i Jacoba. – I uważaj na nią. – skierowałam ostre spojrzenie na przyjaciela. Ten w odpowiedzi tylko przysunął się bliżej mojej córki. Nessie kiwnęła głową, a na jej twarzy malowała się dziwna determinacja.
- Musimy unikać tej broni, nie wiadomo jak działa. I lepiej nie dotykajcie tej kopuły, to może być jakieś pole elektryczne.– Powiedział Edward po czym szedł już za bratem. Zdołałam złapać go za rękę. Spojrzał na mnie łagodnym wzorkiem. Chciałam coś powiedzieć, ale zabrakło mi teraz słów. Ścisnęłam tylko jego dłoń.
W następnej sekundzie rozpętało się piekło. Z wszystkich stron atakowały nas pociski albo strumienie światła. Łatwo było ich unikać, ale wystarczyła chwila nieuwagi i można było ją przypłacić bardzo wysoką ceną. Edward i Emmett doskoczyli już do dwóch mężczyzn w czarnych kombinezonach. Widziałam, jak Emmett z wyrywa jednemu z nich broń i miażdży ją w jednej dłoni. Po sekundzie już stał przy innym i wykręcał mu rękę. Niedługo potem znalazła się tam też Rosalie, która z furią w oczach powalała jednego człowieka za drugim. Rzuciłam jeszcze jedno spojrzenie na Renesmee i Jacoba, po czym także rzuciłam się w wir walki. Ludzie byli przerażeni. Nie widzieli naszych ruchów ani uderzeń, tylko ich efekty. Zaczynali strzelać na oślep. Omal nie trafiła mnie wyjątkowo duża kula. Rzuciłam się na jednego człowieka. W jego oczach zobaczyłam przerażenie. Zawahałam się. Nie chciałam go zabijać. Nikt z nas nie chciał ich krzywdzić, a walka z naszej strony ograniczała się tylko do obrony własnej. Podniosłam przerażonego mężczyznę w górę i rzuciłam nim przed siebie. Wylądował na zielonej kopule. Na chwilę zawisł w powietrzu, po czym zaczął wyć w niebogłosy. Przerażona cofnęłam się parę kroków. Po chwili jego ciało zaczęło się palić. Patrzyłam jak zahipnotyzowana na ten przerażający obraz. Zielone światło zadrgało, po czym zaczęło zanikać. Cofnęłam się przerażona. Nagle zaczęło na mnie spływać ogromne poczucie winy. Odebrałam komuś życie…
Pierwszy raz podczas całego mojego istnienia zabiłam człowieka. Stałam niezdolna się ruszyć, słyszałam, że strzały rozlegały się coraz rzadziej. Nagle poczułam, jak ktoś powala mnie na ziemię, a w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowała się moja głowa, przeleciał świetlisty promień.
- Nic ci nie jest? – zapytał Edward. Jego wzrok wypełniony był troską i strachem… strachem o mnie.
Patrzyłam na niego niezdolna powiedzieć czegokolwiek. Wyrzuty sumienia, które mnie ogarnęły, były ogromne. Kopuła nad nami znikła. Edward błyskawicznie podniósł się i zmusił mnie do przybrania pozycji stojącej. W następnej sekundzie kilka rzeczy wydarzyło się na raz. Zobaczyłam jakiegoś człowieka, który celował we mnie i Edwarda pistoletem, a stojący obok trzymał na ramieniu jakieś urządzenie. Edward wiedząc, co oni myślą popchnął mnie mocno w kierunku Emmetta i Rosalie, którzy kierowali się w stronę drzew. Obaj mężczyźni wystrzelili. Jeden z nich wygenerował na powrót świecącą kopułę. Pod świecącym kręgiem znajdował się Emmett, Rosalie, Jake, Nessie i ja. Edward został po drugiej stronie.
Gdy tylko kopuła pojawiła się nad nami, drugi mężczyzna strzelił w kierunku Edwarda. Widziałam jak uchylił się i promień przeleciał nad jego głową, ale w następnej chwili pięć innych poleciało w jego stronę. Patrzyłam jak upada na ziemię i całe jego ciało przeszywają dreszcze. Następnie podeszli do niego jacyś mężczyźni i zabrali jego nieruchome ciało do ciężarówki. Gdy zobaczyłam, jak samochody ruszają, chciałam się rzucić w tamtą stronę, jednak czyjeś ramiona zacisnęły się wokół mnie.
- Bello, nie możesz teraz nic zrobić. Widziałaś, co się stało z tym człowiekiem. – powiedział Emmett drżącym głosem.
Wyrywałam się mu z całych sił, krzycząc i rzucając się w jego ramionach. Nie myślałam już rozsądnie. Cały mój umysł ogarnęło cierpienie. Nie dochodziły do mnie dźwięki z zewnątrz. Widziałam tylko ten oddalający się samochód. Gdy już mój wzrok przestał go dostrzegać, wpadłam w jeszcze większą furię. Biłam Emmetta na oślep żeby tylko mnie wypuścił. Z moich ust wydobywało się głośne warczenie. Zaślepiona gniewem ledwo dostrzegłam idącą w moim kierunku Rosalie. Zamachnęła się i mocno uderzyła mnie w twarz.
- Rose!? – wykrzyknął Emmett.
Jednak uspokoiłam się. Powoli osunęłam się w ramionach mojego brata.
- Puść ją. – zażądała blondynka.
Chłopak bez sprzeciwu spełnił jej prośbę. Poczułam, jak moje kolana uginają się, opadłam bezwładnie na ziemię. Rosalie oplotła mnie ramionami. Zaczęłam się trząść. Przeciągły szloch wydobył się z mojego gardła. Nie wiem jak długo tak siedziałyśmy. Może godzinę, a może kilka minut. Całkowicie straciłam poczucie czasu. Odczuwałam tylko ogarniającą mnie pustkę zmieszaną z poczuciem winy. Potem doszedł do tego strach i rezygnacja. Bałam się o Edwarda. Tak, jak nigdy przedtem. Każde sekunda potęgowała niesamowity ból w mojej czaszce. Przed oczami stanęła mi Eliza mówiąca mi o swojej wizji. Wszystko się zgadzało.
Poczułam ukłucie żalu. Mogłam tyle rzeczy zrobić, a tylko siedziałam i patrzyłam, jak jacyś ludzie porywają Edwarda.
Jednak nagle zaczęła się we mnie rodzić nadzieja. Eliza powiedziała, że mogę go ocalić. Muszę skorzystać z pomocy osób, które uważałam za wrogów…
Odsunęłam się od Rose i wstałam z ziemi. Znalazłam wzrokiem Nessie, która zapłakana wtulała się w ramiona Jacoba. Na twarzy Emmetta malowało się wiele uczuć- widziałam zdziwienie, troskę i determinację.
Kopuła zaczynała drgać, za chwilę powinna zniknąć.
- Musimy najpierw wrócić do domu. – powiedziała stanowczym głosem Rose patrząc na mnie.
Odwróciłam się gwałtownie w jej kierunku.
- Wykluczone, ja idę go ratować! – krzyknęłam.
Emmett pokręcił głową.
- Bello, wiesz że też się martwię o Edwarda, ale teraz nic nie zrobimy. Popatrz, zaczął padać deszcz. Zetrze wszystkie ślady. Zdążymy przejść parę kilometrów. A poza tym, co chcesz zrobić sama?
- Na co mam czekać? – warknęłam w jego stronę.
- Wrócimy do domu, porozmawiamy z Alice. Potem wszystko zaplanujemy i pojedziemy z Jasperem.
Nagle pojawiła się obok mnie Renesmee. Popatrzyła na mnie proszącym wzrokiem.
- Mamo, błagam Cię…
Spojrzałam z rezygnacją na twarze pozostałych członków mojej rodziny. Kiwnęłam nieznacznie głową, po czym przytuliłam mocno Renesmee.
Po paru minutach tarcza zniknęła. Zaczęliśmy kierować się w stronę jachtu, gdy usłyszałam za sobą jakimś szmer. Odwróciłam się raptownie. Zauważyłam jakiś ruch w krzakach. Ustawiłam się do skoku. Za mną Emmett też przyjął pozycję obronną. Rosalie wyminęła nas spokojnie i rzuciła:
- To Tanya.
Po paru chwilach z ciemności wyłoniła się drobna blondynka. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, gdy nas zobaczyła.
- Witam. – powiedziała wdzięcznym głosem.
Gdy przyjrzała się dokładniej naszym twarzom, uśmiech znikł z jej twarzy. Zatrzymała dłużej wzrok na mnie i Renesmee. Pobladła.
- Co się stało? Coś z Edwardem?
Rosalie kiwnęła głową:
- Ktoś go porwał.
I jak się podobało^^? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Śro 22:19, 25 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Anabells
Zły wampir
Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd
|
Wysłany:
Pon 18:14, 23 Mar 2009 |
|
Trochę się zdziwiłam, że Tanya nie usłyszała żadnych odgłosów walki...
Napisane, jak zwykle, cudnie.
Zastanawiam się, jakie właściwości ma ta broń i tarcza... No cóż, chyba nie nadążam za techniką.
Cieszę się, że nie czekałaś do środy.
WENA!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Wto 23:09, 24 Mar 2009 |
|
Cóż muszę się wytłumaczyć ^^
Trochę czasu minęło od skończenia się walki a do pojawienia się Tanyi, więc stwierdziłam, że ona po prostu szybko biegła, ale to może marne wytłumaczenie, bo szczerze nawet się nie zastanawiałam nad tym że może cokolwiek usłyszeć, przepraszam moje niedopatrzenie :P
A co do pytania z czyjej pomocy skorzysta Bella to odpowiedź w następnym rozdziale, który pojawi się może pod koniec tygodnia, w zależności jak szybko Lullaby przebrnie przez moje błędy;]
A co do właściwości broni to wyjaśnienie będzie później, o wiele później ale obecuję, że będzie;]
dziękuję za komentarze |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
illiss
Człowiek
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 17:55, 25 Mar 2009 |
|
Ja.. mnie, cóż zatkało :D szukałam od jakiegoś czasu ciekawego ff, którego akcja rozgrywa się w przyszłości, aczkolwiek jest kontynuacją poprzednich wydarzeń i mamciu JEST! Mam cię =] Co powiem, zainteresowała mnie nowa postać, tej idealnej, ludzkiej dziewczyny.
Całowicie zadziwiło jak fajnie obmyśliłaś te nowe bronie i inne niebezpieczeństwa tego świata, a już do końca rozwalił mnie "problem" z ubraniami :P Przepraszam, ale okropnie denerwuje mnie postać Nessie, to mój osobisty problem, aczkolwiek jej występowanie, jej i Jacoba doprowadza mnie z nieznanych mi powodó do białej gorączki ^^
Co do Tanyi, mam nadzieję, że Bella da jej popalić ;D czekam na wyjaśnienie sytuacji z Edwardem i cóż mam taką malutką prośbę, aczkowiek nie wiem czy mam prawo wogóle o niej mówić ;P bo może cała akcja ma pójść w całkowicie innym kierunku, ale niesamowicie spodobało mi się, że Bella i Edward byli zmuszeni przez większość czasy przebywać tylko razem, bez całej rodziny Cullenów i hm... z wielką przyjemnością przeczytałabym właśnie jakiś taki rozdzialik nawet niewielki, w którym nasi bohaterowi przebywaliby w dużej odległości od reszty wampirków. Czy to możliwe ;>? Jeśli cóż, twoje pomysły idą wogóle w innym kierunku, to czy mogłabym liczyć na malutki bonusik ;>?
No i na koniec, muszę powiedzieć, że od dawna się zbierałam do napisania tutaj komentarza, aczkolwiek denerwuje mnie to, ponieważ albo się rozpisuję, gadam głupoty, wściekam się, bądź siedzę całkowicie oniemiała z zachytu (jak w tym przypadku) i nie wiem co napisać :P Jednakże bedziesz zmuszona przeczytać jeszcze w najbliższym czasie jakiś równie bezsensowny post stworozny prez moją skromną osobę.
Co do błędów nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale nie znalazłam żadnego oO, ponieważ całkowicie zajął mnie pomysł, akcja i cała reszta ;p i dlatego nie zwróciłam uwagi na tego typu detale.
Ażeby wkońcu to skończyć pisać, życzę pomysłów, cierpliwości, weny i wszystkiego innego i z niecierpliwością czekam na kolejną część. Yo ho! :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Śro 22:06, 25 Mar 2009 |
|
Illiss mam nadzieję, że o wiele częściej będziesz mnie zmuszać do przeczytania postów od Ciebie ;] Co do Twojej prośby to na razie będzie niemożliwa do spełniania ale może potem ^^ więcej nic nie zdradzę :D
Proszę bardzo kolejny rozdział :) Przedstawiam Wam w nim moją Tanyę, zdaję sobie sprawę, że bardzo odbiega od pierwowzoru, ale taka zrodziła się w mojej głowie i nawet jakbym miała inny pomysł to bym jej nie zmieniła ^^
Betowała Lullaby :*
Rozdział 8
Opowieść Tanyi.
Droga powrotna do domu dłużyła mi się w nieskończoność. Teraz każda sekunda zdawała się być minutą, każda minuta godziną, a każda godzina dobą. W mojej głowie kłębiło się wiele sprzecznych myśli, jednak najbardziej dominujący był ból. Zawładnął każdą cząstką mojego ciała. Czułam też ogromne wyrzuty sumienia. Miesiąc temu dowiedziałam się o wizji Elizy i nic nie zrobiłam. Nic. Siedziałam z założonymi rękami. Najgorsze było to, że złe przeczucia nie opuszczały mnie przez cały ten czas.
Bardzo się bałam o Edwarda, o jego życie. Nie wiedziałam co zrobię, jeśli… Zacisnęłam mocno powieki. Nie chciałam o tym myśleć, nie mogłam, bo ogarniała mnie rozpacz. Próbowałam się uspokoić.
Mogłam go uratować…
Wciągnęłam powietrze przez nos, poczułam powiew chłodnej bryzy na twarzy. Musiałam się skupić. Eliza mówiła, że powinnam zaufać ludziom, których uważałam za wrogów. Zamyśliłam się. Ktoś, do kogo czułam nienawiść, strach?
Odpowiedź przyszła natychmiast – Volturi. To takie oczywiste. Przecież Demetri mógłby bez problemu wytropić Edwarda. Tylko jak przekonam ich, żeby mi pomogli…?
Usłyszałam za sobą głosy Tanyi i Rosalie, które rozmawiały szeptem. Już prawie byliśmy na miejscu. Na brzegu stała cała nasza rodzina. Gdy tylko wyszłam z jachtu, Alice wpadła na mnie.
- Bello, tak cię przepraszam! Zadzwoniłam od razu, gdy zobaczyłam was w wizji… To wszystko moja wina… - zwiesiła z rezygnacją głowę. Za nią stał Jasper, który wpatrywał się we mnie zmartwiony.
- Nie mów głupot. To nie twoja wina. Powiedz mi, czy widzisz gdzie on teraz jest?
Brunetka zacisnęła usta.
- Widzę jakieś laboratorium, ale nie mam pojęcia gdzie to jest… Och Bello!
Wyminęłam ją bez słowa. Musiałam teraz pomyśleć. Potrzebowałam chwili samotności.
Szybko weszłam do sypialni. Rozejrzałam się po pokoju niemal z wrogością. Tutaj zapach Edwarda był bardzo intensywny. Weszłam na łóżko i skuliłam się na nim- czułam się taka samotna... Jakby ktoś zabrał mi powietrze, bez którego nie mogłam oddychać. Przygryzłam wargę niemal boleśnie. Poczułam ogarniającą mnie pustkę. Ciemność spowiła wszystkie moje myśli. Teraz wszystko było takie… bezcelowe. Jakby pozbawiono moje istnie sensu. Bałam się, że mogłabym pozostać w takim stanie na zawsze. Pierwszy raz czułam się przytłoczona nieśmiertelnością. Nie mogłabym tak żyć, egzystować, nie czując nic, tylko pustkę i niemal raniącą tęsknotę. Teraz każde wspomnienie wspólnie spędzonych chwil raniło mnie. Wspomnienie jego spojrzenia, zapachu, dotyku…
Bałam się co się stanie, gdy nie będę w stanie go ocalić. Nie miałam już nawet wystarczająco dość siły, żeby się uśmiechnąć… Zacisnęłam ręce na poduszce Edwarda. Zamknęłam oczy. Choć przez chwilę mogłam udawać, że gdy znowu je otworzę, będzie przy mnie. Spojrzy na mnie i uśmiechnie się moim ulubionym uśmiechem. Jednak gdy podniosłam powieki, ogarniała mnie ciemność. Poczułam napływającą złość. Nie mam czasu, żeby się teraz nad sobą użalać. Potrzebny był mi plan. To, że muszę pojechać do Voltery, było oczywiste. Jak jednak miałam przekonać ich, żeby mi pomogli? Jakich argumentów użyć? Zastanowiłam się chwilę. Musiałam im dać coś, czego pragnęli.
Mnie.
Z salonu dobiegł zduszony krzyk Alice. Usłyszałam jej kroki zbliżające się do pokoju. Otworzyła w rozmachem drzwi.
- Nie możesz tego zrobić!
Podniosłam się i spojrzałam na nią z góry.
- Jak zauważyłaś, właśnie postanowiłam.
Wyminęłam ją i zeszłam po schodach. Stanęłam przed resztą mojej rodziny, która patrzyła na mnie ze zdziwieniem zmieszanym ze współczuciem. Zamknęłam oczy.
Alice już stała przy mnie i trzymała mnie za ramiona.
- Musisz wiedzieć, jak to się skończy. Oni ci nie odpuszczą! Czy tego chcesz? Tkwić tam do końca życia!?
Zacisnęłam usta. Wszyscy wpatrywali się w nas zdziwieni.
- Może mi ktoś wreszcie powiedzieć, o co chodzi?!
Emmett podniósł głos. Jego wytrzymałość na nerwy także musiała zostać dziś dość nadwyrężona.
- Ona chce ofiarować Volturi swoją służbę w zamian za pomoc przy uratowaniu Edwarda. – powiedziała Alice wbijając we mnie natrętne spojrzenie. – I chce jechać sama.
Gdy tylko skończyła zdanie, ze wszystkich stron zaczęły dobiegać mnie odgłosy dezaprobaty.
- Posłuchajcie mnie, to jedyne rozsądne wyjście. Demetri pomoże mi odnaleźć Edwarda. Tylko on. Nie zgodzą się, gdy nie zaproponuję im niczego w zamian. Spróbuję ich przekonać jakoś inaczej, ale… tak- to będzie mój ostateczny argument.
- Bello, nie możemy się na to zgodzić. Jesteś dla nas równie ważna jak Edward. – Esme spojrzała na mnie z troską.
- Zrozumcie, ja też tego nie chcę, ale teraz najważniejsze jest, żeby go uratować…
- Musisz sobie zdawać sprawę, że gdy Edward się o tym dowie, będzie chciał zostać z Tobą. – wtrąciła Rosalie.
- Mam pewien plan, jak do tego nie dopuścić…
- Powiesz, że go nie kochasz? Tak jak on powiedział tobie?! – Alice była wściekła.
- Nie. Wiem, że mogę go przekonać. – powiedziałam z mocą.
- Bello, powiedz mi, co teraz czujesz? – Alice wbiła we mnie gniewne spojrzenie.
- Nie rozumiem… - zaczęłam, ale przerwała mi w połowie zdania.
- Myślisz, że będziesz się czuła inaczej, gdy on będzie w domu, a ty będziesz tkwiła na dworze Volturi?
Zamyśliłam się. W końcu powiedziałam drżącym głosem:
- Wtedy będę widziała, że jest bezpieczny…
- Ale czemu chcesz jechać sama? – Jasper patrzył na mnie badawczo.
- Gdy pojedzie ze mną Alice albo ty, Volturi będą chcieli także was zatrzymać na swoim dworze. Poza tym, Eliza w swojej wizji powiedziała, że powinnam zaufać swoim wrogom, aby ocalić Edwarda. – spojrzałam porozumiewawczo na Alice.
- Jakiej wizji? – zapytał Carlisle.
Zacisnęłam pięści.
- Edward nie chciał was martwić… - urwałam. Nie przypuszczałam, że samo wypowiedzenie jego imienia wywoła we mnie nagły przypływ rozpaczy. – Eliza widzi przyszłość. Zobaczyła, jak porywają Edwarda. I powiedział mi, że będę mogła go ocalić, jeśli pomogą mi w tym wrogowie. - Urwałam. Na twarzach wszystkich malowało się przerażenie. Tylko Tanya wyglądała na zdeterminowaną.
Alice westchnęła głośno.
- Ja już nic nie wiem. – powiedziała i zrezygnowana usiadła na fotelu.
- Nie możemy puścić cię samej. – Powiedziała stanowczo Esme.
- Esme, to jedyna szansa. Już połowa jej przepowiedni się spełniła. Teraz wiem, że powinnam jej zaufać od początku. – wbiłam wzrok w ziemię.
- Może chociaż ja z tobą pojadę? – zapytał Emmett.
Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Już postanowiłam. Zaufajcie mi, przecież wiecie, że nie będę się narażała bez potrzebny.
- Nie chcę zostać sierotą! – powiedziała Renesmee gniewnym głosem, po czym wyszła z pokoju. Jacob wstał, ale posłałam mu proszące spojrzenie i szybko wyszłam za córką.
Stała parę metrów od domu odwrócona do mnie plecami.
- Nessie, zrozum…
Odwróciła się do mnie i zobaczyłam jej łzy spływające po policzkach.
-Och, kochanie…
Podeszłam do niej i ją przytuliłam. Mocno zacisnęła mi ramiona wokół szyi.
- Tak się o was boję…
Pogłaskałam ją po głowie.
- Musisz postawić się w mojej sytuacji. Co, jeśli by chodziło o Jake? Nie zrobiłabyś tego, co ja?
Zacisnęła usta. Widocznie rozważała wszystkie za i przeciw.
W końcu westchnęła z rezygnacją.
- Kiedy wyruszasz?
Poczułam, że robi mi się lżej na sercu.
- Jak najszybciej. Tylko się spakuję.
Kiwnęła głową po czym uśmiechnęła się do mnie blado.
- Przekonam resztę. Ale mamo… uważaj na siebie.
Chciałam odwzajemnić jej uśmiech, ale na mojej twarzy pojawił się tylko krzywy grymas. Wróciłam do salonu i zanim ktokolwiek zdążył mnie zatrzymać, wdrapałam się po schodach i weszłam do sypialni. Usłyszałam jak Nessie mówi:
- Chcę wam coś pokazać… - w tym momencie zapewne złapała wszystkich za dłonie i pokazywała im swoje myśli.
Szybko zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do garderoby. Musiałam wziąć kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Gdy zaczęłam wszystko upychać do torby, rozległo się pukanie. Otworzyłam drzwi. Przede mną stała Tanya i spoglądała na mnie powątpiewająco.
- Muszę z tobą porozmawiać zanim wyruszysz…
- Śpieszę się. – rzuciłam i odwróciłam się do niej plecami. Nie miałam czasu na grzeczności.
- Musisz mnie wysłuchać. – jej głos był zdecydowany.
Odwróciłam się zdenerwowana.
- Nic nie muszę. – rzuciłam jej gniewne spojrzenie.
Popatrzyła na mnie łagodnie:
- Racja, nie musisz. Ale proszę cię. Chodzi o Edwarda.
Popatrzyłam na nią badawczo. Wyglądała na taką zdecydowaną i zawstydzoną… czy to możliwe? Kiwnęłam głową. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła w fotelu. Spojrzała na mnie spod swoich pięknych blond loków. Chwilę patrzyła na mnie oceniającym wzrokiem, nagle westchnęła i uśmiechnęła się smutno.
- Początkowo myślałam, że będziesz dla Edwarda tylko zabawką, która uprzyjemnia czas. Tak jak ludzcy mężczyźni dla mnie i moich sióstr.
Skrzywiłam się. Po co ona w ogóle mi to mówiła?
- Potem jednak zrozumiałam, że to poważniejsza sprawa. Mimo to ciągle żywiłam nadzieję… wybacz, że to powiem… - uśmiechnęła się zakłopotana – że umrzesz.
Poczułam, jak wzbiera we mnie złość.
- Naprawdę, nie mam na to czasu…
- Zgodziłaś się mnie wysłuchać. – przerwała mi w połowie zdania. Skrzywiłam się lekko, ale kiwnęłam głową.
- Stało się inaczej. – westchnęła głośno. - Nie sądzę, że mogłabyś zrozumieć, co czuję. – ciągnęła dalej. – Odkąd go poznałam, czułam coś więcej niż zwykłe zauroczenie. Często podobali mi się mężczyźni i prędzej czy później ich miałam. – uśmiechnęła się lekko. – Tym razem było inaczej: nie dość, że Edward mnie odtrącił, to zamiast przelać swoje uczucia na kogoś innego, wciąż niebezpiecznie się angażowałam. Z roku na rok było coraz gorzej. Potem usłyszałam, że zakochał się w tobie- zwykłej, ludzkiej dziewczynie. Nawet nie możesz sobie wyobrazić, jaką wtedy poczułam złość, nienawiść do ciebie… Często się zastanawiałam, co jest w tobie takiego wyjątkowego? Co masz ty, czego mi brak? Początkowo myślałam, że chodzi tylko o to, że jesteś człowiekiem. To mnie uspokajało. Ludźmi można się szybko znudzić. To chyba nie dotyczyło waszego przypadku… Gdy cię opuścił i przeprowadzili się całą rodziną do nas, byłam bardzo szczęśliwa. Miałam nadzieje, że skoro poczuł fascynację człowiekiem, to może jego serce obudzi się i dla mnie. Gdy tylko go jednak zobaczyłam… – przez jej twarz przemknął grymas. - Nieszczęście bijące od niego. Całkowita rezygnacja, ból i przejmujący gniew do samego siebie. Był tylko swoim cieniem. Zostawał zawsze na uboczu, pojawiał się raz na kilka tygodni. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak cierpiałam widząc go takiego. Jakby każda sekunda istnienia przynosiła mu ból. Dopiero po paru miesiącach zrozumiałam, że to tęsknota. Pierwszy raz poczułam czyjeś cierpienie tak mocno jak jego. Wydaje mi się, że czuliśmy się bardzo podobnie w tym czasie. On cierpiał, bo był z dala od ciebie, a ja, bo mimo że był blisko, duchem był przy tobie.
Raniło mnie każde spojrzenie na niego. Był to bardzo dotkliwy, przenikający ból. Niemal fizyczny. Pierwszy raz w życiu czułam coś takiego. Potem Alice miała wizję, że skaczesz w klifu. I znowu w moje serce wstąpiła nadzieja! Wiedziałam, że gdy zginiesz, Edward będzie bardzo cierpiał, ale żywiłam nadzieję, że może kiedyś zapomni i wtedy zauważy mnie. A tu niespodzianka, sam chciał się zabić. – zaśmiała się gorzko. - Kiedy dowiedziałam się, po co miał zamiar jechać do Włoch, chciałam go zatrzymać, uratować. Chciałam mu wykrzyczeć w twarz, jak bardzo mnie rani robiąc takie głupie rzeczy, ale siostry mnie nie puściły. Wtedy znowu pojawiłaś się ty! Uratowałaś go. Nie mogłam cię już nienawidzić. Bardzo dobrze pamiętam tamten okres. Popadłam w straszne otępienie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że już nie ma ani cienia nadziei, że będę kiedykolwiek z nim szczęśliwa. Potem było jeszcze gorzej. Chciałam zapomnieć. Rzuciłam się w wir nic nie znaczących romansów. Rozkochiwałam w sobie mężczyzn, by choć na chwilę zapomnieć. Lecz za każdym razem, gdy siedziałam w jakimś barze i widziałam kogoś, kto był przynajmniej trochę do niego podobny, odżywała we mnie nadzieja. Może zmienił zdanie i nagle mnie pokochał? Gdy zauważałam jednak jak bardzo się myliłam, moje cierpienie stało się jeszcze bardziej dotkliwe. To było takie żałosne… W końcu przyszło zaproszenie na wasz ślub. Tak bardzo nie chciałam na niego jechać! Z drugiej strony byłam jednakże bardzo ciekawa ciebie. Oczywiście ceremonia była niesamowita. Edward wyglądał na takiego szczęśliwego… Musisz wiedzieć, że byłam wtedy bardzo zazdrosna. Okazałaś się być o wiele lepsza, niż myślałam.
Po powrocie do domu było mi chyba trochę lżej. Przynajmniej wiedziałam, że będziesz o niego dbać.
W końcu przyjechali do nas Carlisle i Esme z prośbą o pomoc. Gdy wtedy przyjechaliśmy do Forks, znowu mnie zaskoczyłaś – Renesmee. Dałaś mu coś, czego ja nigdy nie byłabym w stanie mu dać. Widziałam, jacy jesteście szczęśliwi. Nie mogłam żywić do ciebie urazy. Gdy udało nam się przeżyć konfrontację z Volturi, wróciłam do domu trochę spokojniejsza. Wtedy już wiedziałam, że naprawdę kocham Edwarda. Tak, jak nikogo przedtem. Niestety, jedyną rzeczą, jaką mogłam wówczas zrobić, było usunąć się w cień i pozwolić mu być szczęśliwym. Musisz zrozumieć, że jedyne czego pragnę, to jego dobra. To dla mnie ważniejsze niż cokolwiek innego.
Jej wyznanie naprawdę mnie wzruszyło. Jej uczucia do Edwarda były takie szlachetne, czyste. Było mi jej strasznie żal.
- Tanyo… – zaczęłam i chciałam ją złapać za dłoń, ale szybko się odsunęła i popatrzyła na mnie wrogo.
- Nie chcę twojej litości. – wyrzuciła. – Nie opowiedziałam ci tego, abyś mi współczuła. – wydęła swoje idealne usta i popatrzyła na mnie z wyższością. – Powiedziałam ci to, abyś wiedziała, że żadne twoje prośby i przekonywania nie powstrzymają mnie przed udaniem się z tobą do Włoch. Wiesz, że nikt nie będzie ci w stanie pomóc lepiej niż ja. – zakończyła i wyszła z pokoju zdecydowanym krokiem. Poczułam się zszokowana jej wyznaniem. Nie spodziewałam się po niej czegoś takiego. Może Tanya nie była moim wrogiem, ale skoro zależało jej tak bardzo na Edwardzie, rzeczywiście była jedną z niewielu osób, która mogła mi teraz pomóc. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Czw 9:39, 26 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
illiss
Człowiek
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 7:39, 26 Mar 2009 |
|
Mały komentarzym, ponieważ muszę się za sekundę zbierać do sql. ;/ spr. z fizyki czy ktoś pomoże w tym cierpieniu ;( ;>?
A wracając do tematu, fakt błędów pomijam, bo u Ciebie nigdy nie mogę się niczego dopatrzeć ;P
Tanya mnie rozwaliła jest no cóż...świetna, ale i tak jej nieznoszę. Najbardziej chciałabym żeby rozjechał ją jakiś tir ;P szkoda tylko, że od tego nie padnie. Ale jest zadowolona ze sposobu w jaki ją opisałaś, większość opisuje ją swoich ff jaką taką wredną landryę, która nie cofnie się przed niczym aby zdobyć Edwarda. U Ciebie zachowuje się jak postać z krwi i kości, może to trochę dziwne określenie bo jest wampirem, ale Tanya jest tu bardzo realistyczna, tak myślę, że gdyby Mayer kontynuowała swoją powieść w tym kierunku zachowanie tej wampirzycy byłoby bardzo podobne. Świetnie się wczuwasz w swoje postacie.
Jeju! o.O ta Nessie doprowadzi mnie do pasji, że o Jacobie nie wspomnę ;p
Dobra, chcę aby Edward nie nacierpiał się za bardzo...tak mi go żal...:(( niech Bella go odnajdzie, ale miło by było gdyby musiałą zostać u Volturi, a Edward nie mógłby z nią być. Chyba jestem masochistką ;p ale cóż muszą sobie troche pocierpieć.
Na początku zastanawiałam się czy to Tanya nie maczała swoich paluszków w tym porwaniu. Jestem niesamowicie ciekawa kto za tym wszystkim stoi. Och! i Dzięki Bogu, że Bella ma powód, żeby się nie załamać, ale logicznie myśleć by uratować swego lubego.
Hah i co mi wyszło? Teraz się znowu spóźnię do sql ;p możesz się czuć winna.
Na poważnie to życzę weny, pomysłów całą fure, z niecierpliwością i gorączkowymi rozmyślaniami oczekuję kolejnej część. Ach! tak już bym chciałą wiedzieć co będzie dalej, będzie troche wyjaśnień w kolejnej części? Albo nie! Nic nie mów! ;D To zaostrza apetyt. Yo ho! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kithira
Wilkołak
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 167 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Any Other World
|
Wysłany:
Czw 10:31, 26 Mar 2009 |
|
Wpadłam na ten ff całkowicie przypadkowo i teraz cieszę się, że tu jestem. Masz bardzo lekki, płynny styl, który oddaje wszystkie zdarzenia bardzo realistycznie. Czytając wszystko samo stawało mi przed oczami, nawet nie musiałam się skupiać. Świetne pomysły, jeśli chodzi o przeniesienie w czasie, wojnę, broń, porwanie..etc.
Edward i Bella tacy jakich lubię najbardziej - ich postacie nie są przerysowane w żaden sposób, są po prostu świetnie zbudowane. Bardzo spodobał mi się sposób w jaki przedstawiłaś Tanye - szczerze to nawet się zastanawiałam czy może to ona się poświęci dla Edzia i zostanie na dworze u Volturii. Wszystko zależy od Ciebie :)
Będę śledzić ten ff i czekać grzecznie, aż dodasz kolejną część.
Pozdrawiam^^ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Pią 21:26, 03 Kwi 2009 |
|
Illiss przykro mi, że się spóźniłaś do szkoły^^ ale mam nadzieję, że przynajmniej fiz Ci dobrze poszła :P
Cytat: |
Tanye - szczerze to nawet się zastanawiałam czy może to ona się poświęci dla Edzia i zostanie na dworze u Volturii. |
Nie powiem nic co do dalszej treści ;] Ale możecie snuć domysły, może mnie coś akurat zainspiruje bo nie mogę się co do zakończenia zdecydować:D
Przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale małe opóźnienie było spowodowane brakiem czasu Lullaby Kolejny rozdział jest już w korekcie więc może niedługo też go wrzucę
Betowała Lullaby ;*
Rozdział 9
Niespodziewane zniknięcie.
Godzinę później byłam już gotowa do drogi. Stałam przed jachtem i patrzyłam na moją rodzinę, która wyglądała dość ponuro. Nessie chcąc przekonać resztę, co do słuszności mojej decyzji, musiała użyć rzeczywiście bardzo mocnych argumentów- gdy wyszłam z sypialni, nikt się już nie sprzeciwiał. Jedynie Alice spoglądała na mnie gniewnym wzrokiem.
- Uważajcie na siebie. – powiedziała Esme przytulając najpierw mnie, a potem Tanyę. – Cieszę się, że jednak zdecydowałaś się zabrać kogoś ze sobą. – uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Ja też chcę pojechać. – powiedział Emmett patrząc na mnie krzywo. Zdecydowanie nie podobało mu się, że musi zostać z resztą w domu.
- Wiem, że to jest słuszna decyzja. – powiedziałam z mocą.
Emmett zamierzał już coś odpowiedzieć, ale Nessie złapała go za dłoń. Zmarszczył brwi i spojrzał na nią krzywo:
- To nie było konieczne.
- Było. – uśmiechnęła się złośliwie, po czym skierowała na mnie zmartwiona spojrzenie.
- Będę się martwić. – przytuliła mnie mocno. – Powodzenia. – szepnęła mi do ucha.
- Jak będę coś widzieć, to zadzwonię. – zapewniła Alice, po czym pocałowała mnie w policzek. – Do zobaczenia… siostro. – uśmiechnęła się lekko.
- Chyba już czas na nas. – powiedziała Tanya.
Spojrzałam jeszcze raz na moją rodzinę. Chciałam zapamiętać wszystkie szczegóły na wypadek, gdybym miała długo nie wracać. Zacisnęłam mocno dłonie i próbowałam się uśmiechnąć na pożegnanie, ale chyba nie wyszło mi to zbyt dobrze.
Odwróciłam się i wsiadłam szybko na statek. Tanya weszła do kokpitu, aby zaprogramować kierunek naszej trasy. Ja siedziałam przy burcie i patrzyłam na oddalające się sylwetki członków mojej rodziny. Czułam się tak, jakby ktoś ścisnął mi serce. Jeśli wszystko potoczy się według mojej myśli, to w najgorszym wypadku nie zobaczę ich przez kilkanaście lat…
Usłyszałam za sobą kroki.
Tanya spoglądała w przestrzeń gdzieś nad moją głową.
- Musimy jeszcze odwiedzić Elizę przed wylotem do Europy. – powiedziałam zdecydowanym głosem. – Może nie powiedziała mi wtedy wszystkiego.
Blondynka w odpowiedzi tylko kiwnęła głową. Nie rozmawiałyśmy przez resztę drogi. Każda z nas była zbyt pogrążona we własnych rozmyślaniach. Po kilkunastu minutach zaczęłam dostrzegać zarys lądu. Byłam ciekawa ponownego spotkania z Elizą. Tego, co mogła mi powiedzieć. Może nie wyjawiła mi wtedy wszystkiego…
Gdy już byłyśmy prawie przy brzegu, zaczął do mnie dopływać natrętny smród wielkiego miasta. Moje złe samopoczucie znacznie się pogorszyło, o ile było to jeszcze możliwe. Nasza łódź łagodnie zacumowała i obie wyszłyśmy na ląd.
- To gdzie teraz? – zapytała Tanya.
- Musimy pójść do tamtego budynku. - wskazałam kierunek brodą.
Szłyśmy w milczeniu. Była późna noc, ale w porcie ciągle było bardzo dużo ludzi. Gdy szłyśmy w kierunku pensjonatu, jacyś mężczyźni coś za nami krzyczeli, ale na szczęście nie rozumiałam tego, co mówili. Na twarzy Tanyi stopniowo malowała się złość.
- Za chwilę nie wytrzymam. – zacisnęła mocno pięści.
- Nie potrzeba nam więcej kłopotów. Panuj nad sobą. – spojrzałam na nią krzywo.
W odpowiedzi tylko skrzywiła się bardziej. Po chwili byłyśmy już w pensjonacie. W recepcji siedziała ta sama kobieta, która była tam podczas mojej wizyty z Edwardem. Wydawało mi się, że minęły niemal wieki od tego momentu.
Podeszłam do niej. Gdy tylko oparłam się o ladę spojrzała ciekawie za moje plecy, ale gdy jej wzrok padł na Tanyę, na jej twarzy pojawił się zawód.
- Szukam Elizy Santos.
Dziewczyna patrzyła na mnie zaskoczona, ale nic nie odpowiedziała.
- Obawiam się, że cię nie rozumie. – Tanya stanęła koło mnie i powiedziała kilka słów po portugalsku, zapewne przetłumaczyła tylko moje słowa.
Twarz recepcjonistki rozjaśniła się. Zaczęła szybko coś tłumaczyć patrząc to na mnie to na Tanyę.
- Zniknęła przedwczoraj w nocy. Nikt nie wie, co się z nią stało. Podobno poszła pospacerować nad morze i już nie wróciła. – powiedziała blondynka.
Na mojej twarzy odmalowało się zdziwienie. Co mogło się stać? Może Eliza dołączyła do swoich przyjaciół, o których mi ostatnio mówiła?
- Zapytaj, gdzie są jej rodzice, musimy z nimi porozmawiać.
Tanya spojrzała na mnie marszcząc brwi.
- Jeśli chcemy zdążyć na samolot, to nie mamy wiele czasu…
- To ważne. – powiedziałam z naciskiem.
Skrzywiła się lekko, ale wróciła do rozmowy z recepcjonistką.
Dziewczyna wstała zza lady i zaczęła iść w głąb korytarza. Tanya skinęła na mnie głową po czym obie zaczęłyśmy podążać ciemnym korytarzem. Niektóre pokoje były pootwierane. Patrzyłam z przerażeniem na ludzi, którzy się w nich znajdowali. Niektórzy wyglądali jak chodzące zombie. Z podkrążonymi oczami i obojętnymi wyrazami twarzy. Szczególnie żałośnie wyglądała jedna kobieta. Siedziała na podłodze i opierała się o drzwi. Była przeraźliwie chuda, miała podciągnięte rękawy, a w ręce trzymała strzykawkę zawierającą w sobie jakąś czerwoną ciecz. Przystanęłam na chwilę. Podniosła głowę i spojrzała na mnie z nienawiścią. Po chwili na jej twarzy odmalowało się zdziwienie zmieszane z przerażeniem. Pokazała na mnie drżącym palcem i wychrypiała:
- Le Morte!* – po czym zaczęła cofać się przerażona pod ścianę.
Zmarszczyłam brwi. Chciałam coś powiedzieć, ale poczułam na swoim ramieniu żelazny uścisk.
- Moja cierpliwość do ciebie zaraz się skończy. – Tanya patrzyła na mnie ze złością.
Rzuciłam ostatnie spojrzenie kobiecie, która kuliła się ze strachu pod ścianą i ruszyłam dalej korytarzem. Recepcjonistka stała przed jakimiś drzwiami i wskazywała zachęcająco ręką w ich kierunku. Zapukałam dwukrotnie. Usłyszałam męski głos i popatrzyłam pytająco na Tanyę, a ona kiwnęła potakująco głową. Nacisnęłam klamkę i weszłam do pokoju. Panował w nim niesamowity zaduch. Za biurkiem siedział właściciel portu. Był to starszy, lekko łysiejący mężczyzna. Na jego twarzy malowało się cierpienie.
- Boa noite.** – powiedziałam grzecznie.
Mężczyzna w odpowiedzi pokiwał tylko głową. Spojrzałam na Tanyę stojącą za mną. Miała obojętny wyraz twarzy.
- Zapytaj go o Elizę. – powiedziałam to tak, żeby tylko ona mogła mnie usłyszeć.
Popatrzyła na mnie z wyższością i zaczęła rozmawiać z mężczyzną. Na bieżąco tłumaczyła wszystkie zdania, jakie mówił.
Eliza zniknęła przedwczoraj w nocy. Nikt jej nie widział i nie wie co się z nią stało. Mężczyzna zawiesił na nas dłużej wzrok po czym zadał jakieś pytanie. Tanya zmarszczyła brwi:
- Pyta, czy jesteśmy takie, jak ona…
Kiwnęłam głową. Mężczyzna ukrył twarz w dłoniach. Nagle zaczął mówić przestraszonym głosem, a Tanya tłumaczyła mi każde jego słowo:
- Mówiła nam, że tak będzie, że któregoś dnia zniknie i nie zobaczymy jej już nigdy więcej. Nie wierzyliśmy jej. Byliśmy z żoną tacy szczęśliwi, gdy z nami zamieszkała. Wiedzieliśmy, jakie to niebezpieczne- rząd zabiłby nas wszystkich, gdyby ktoś dowiedział się czym ona jest… - urwał na chwilę, po czym dalej kontynuował swoją opowieść. – Gdy przyjechałaś tutaj ostatnim razem – wskazał na mnie palcem – Eliza zaczęła się dziwnie zachowywać. Całe dnie przesiadywała poza domem, chodziła zamyślona, a dwa dni temu nagle wybiegła z domu i już nie wróciła. Nawet się nie pożegnała. – Mężczyzna znowu urwał, a na jego policzkach dostrzegłam łzy.
Mimowolnie zrobiło mi się go żal. Naprawdę kochał Elizę.
Bardzo mnie zdziwiła jego opowieść, jak i postępowanie Elizy… Może znowu miała wizję i wybiegła na spotkanie swojemu losowi? Z zamyślenia wyrwał mnie ponaglający szept Tanyi.
- Musimy już iść.
Kiwnęłam głową.
Szybko ruszyłyśmy korytarzem. Dziewczyna, która wcześniej pokazywała mnie palcem, leżała teraz nieprzytomna na środku korytarza. Miała błogi wyraz twarzy, jakby śniła o czymś przyjemnym.
- To najnowsza generacja narkotyków. – zaczęła tłumaczyć Tanya. – Pobudzają mózg do generowania najgłębiej ukrytych pragnień. Pogrążasz się jakby we śnie, ale doznania są bardziej intensywne. Długotrwałe używanie prowadzi to całkowitego zniszczenia psychiki. Ludzie nie są w stanie odróżnić rzeczywistości od fikcji. Wierzą w obrazy, które generuje ich podświadomość, a gdy się budzą, myślą że śnią. Ostatecznie popadają w obłęd…
Spojrzałam na nią zdziwiona.
- To było bardzo popularne w Denali. Prawie wszystkie okoliczne miasteczka opustoszały przez to świństwo…
Zmarszczyłam brwi. No tak, pod działaniem narkotyku można było spełniać swoje najskrytsze marzenia. Kto by się oparł takiej propozycji?
Po chwili wyszłyśmy z budynku i znalazłyśmy się na zatłoczonej ulicy. Szybko udało nam się złapać taksówkę. Kobieta, która była kierowcą, raczej nie dostosowywała się do przepisów drogowych, więc już po paru minutach byłyśmy na lotnisku. Odprawę przeszłyśmy bez większych problemów i po krótkim oczekiwaniu byłyśmy już w samolocie.
Podróż do Włoch zabrała nam niecałe trzy godziny, w czasie których nie zamieniłyśmy z Tanyą ani słowa. W pewnym momencie zmęczona milczeniem chciałam podjąć jakąś rozmowę, ale gdy tylko otworzyłam usta, Tanya zamknęła oczy udając że śpi. Poddałam się i przez resztę podróży patrzyłam przez małe okienko. Krajobraz przemykający pod moimi oczami był dość ponury i po chwili pogrążyłam się w nieciekawych rozmyślaniach na temat czekającej mnie rozmowy z Volturi.
Myśl o ofiarowaniu im służby była… Przerażająca. Żyć w tym zamku przez wieki… Zacisnęłam mocno pięści. Ale co, jeśli nie będą chcieli niczego innego? Nie pozostaje mi wielki wybór… Musiałam zrobić wszystko żeby uratować Edwarda.
Usłyszałam głos stewardesy, ogłaszający że przystępujemy do lądowania. Zapięłam pas. Tanya patrzyła na mnie chwilę, po czym zapytała:
- Naprawdę chcesz ofiarować Volturi swoją służbę?
Kiwnęłam lekko głową. Blondynka patrzyła na mnie uważnym wzorkiem.
- Wiesz, z czym to się wiąże? Będziesz musiała się dostosować do ich diety, zabijać ludzi i inne wampiry nie pytając nawet o powód…
- Rozumiem wagę swojej decyzji, ale nie mam wielkiego wyboru. – popatrzyłam na nią ze złością. Zaczynała mnie coraz bardziej irytować. – Co według ciebie mam zrobić?
W odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami i powiedziała lekkim tonem:
- Chciałam tylko wiedzieć, czy zdajesz sobie sprawę, na co się piszesz.
Nie rozmawiałyśmy już więcej ani podczas wysiadania z samolotu, ani podczas odprawy. Dopiero gdy wyszłyśmy z budynku, Tanya odwróciła się w moją stronę:
- Idę wypożyczyć auto. Zaczekaj tu.
Zanim zdążyłam zaoponować- zniknęła w tłumie. Zaczęłam mieć coraz większe wątpliwości, czy dobrze postąpiłam, zgadzając się, aby ze mną leciała. Jej zachowanie doprowadzało mnie do szału. Jednakże z drugiej strony Eliza mówiła, że powinnam zaufać wrogom, a Tanyi raczej nie obdarzę sympatią w najbliższej przyszłości, więc może moja decyzja nie była taka zła…
Po paru minutach pojawiła się Tanya w czerwonej Hondzie. Szybko wsunęłam się na przednie siedzenie. Gdy tylko zatrzasnęłam drzwi, ruszyła z piskiem opon. Samochody należały chyba do tych kategorii sprzętów, z którymi człowiek nie umie się rozstać. Oczywiście przez pięć wieków wiele się zmieniło w tym temacie. Auta był napędzane teraz przez ogniwa paliwowe. Gwarantowało to brak zanieczyszczeń dla środowiska i łatwość prowadzenia dla kierowcy. Jak reszta mojej rodziny, lubiłam szybkość jaką można osiągnąć prowadząc samochód, ale teraz zadowoliłam się siedzeniem obok kierowcy. Przyglądałam się obrazom zmieniającym się za oknem. Pamiętam moją ostatnią wizytę w Volterze. Ironia losu- wtedy też chciałam uratować Edwarda…
Po godzinie jazdy zaczęłam dostrzegać mury otaczające miasto. Nagle zaczęły ogarniać mnie obawy. A co, jeśli się nie zgodzą? Szybko odsunęłam od siebie tę myśl. Wiedziałam, że Aro był zbyt zafascynowany moim darem, żeby mi odmówić. Choć z drugiej strony, czy byłam gotowa na takie poświęcenie? Nie wahałam się ani chwili. Przecież byłam gotowa oddać duszę za życie u boku Edwarda. Nic mnie teraz nie powstrzyma przed zmianą zdania.
Po chwili nasz samochód przesmyknął się szybko pod bramą. Tanya sprawnie poprowadziła go w kierunku zamku, który górował nad miejscowością. Mimo upływających lat miałam wrażenie, że nic się nie zmieniło w Volterze. Uliczki były tak samo wąskie, a stare kamieniczki ciągnące się wzdłuż głównej alei wyglądały dokładnie tak samo, jak kiedyś. Po chwili byłyśmy już w podziemnym parkingu pod zamkiem. Gdy tylko wysiadłyśmy z auta, usłyszałam za sobą znajomy głos:
- Wielka Trójka was oczekuje.
Odwróciłam się gwałtowne i zobaczyłam niziutką brunetkę w różowej sukience. Jane. Szybko przeciągnęłam swoją tarczę na Tanyę. Popatrzyła na nią, po czym kiwnęła sztywno głową.
Jane wyraźnie się nad czymś koncentrowała, gdyż wbijała we mnie rozdrażnione spojrzenie. Kąciki moich ust się lekko uniosły.
- Wydaje mi się, że twoje starania są daremne.
Popatrzyła na mnie ze złością.
- A gdzie twój Edward? Myślałam, że się nie rozstajecie. – wydęła pogardliwie usta, a ja poczułam, jak na mojej twarzy maluję się ból. Nigdy nie umiałam ukrywać swoich uczuć.
- My właśnie w tej sprawie. – przyszła mi z pomocą Tanya.
Jane skierowała na nią swe rubinowe oczy.
- Hm… Siostra Iriny? – uśmiechnęła się bezlitośnie. Tanya pozostała niewzruszona. Czułam, że lepiej zmienić temat:
- Nie każmy dłużej czekać Wielkiej Trójce.
Jane niechętnie odwróciła wzrok od Tanyi i ruszyła w kierunku podziemi.
* śmierć
** dobry wieczór
Ładnie proszę o komentarze:)
Faktycznie Jane jest brunetką^^ przepraszam za pomyłkę, już poprawione ;]
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Pią 22:25, 03 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Mercy.
Wilkołak
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 198 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pią 22:02, 03 Kwi 2009 |
|
Może zabrzmi to śmiesznie, ale jestem naprawdę zbulwersowana, że tak mało jest tu komentarzy. Mi ten FF naprawdę bardzo się podoba.
Twój obraz przyszłości diametralnie różni się od mojego, te wszystkie wojny, walki, opustoszałe miasta... bardzo ładnie to przedstawiłaś, acz jak dla mnie narkotyki były lekką przesadą. Wątpię by używano ich, jeżeli tak bardzo niszczyłyby psychikę ludzi.
Motyw Elizy i jej wizji przypadł mi do gustu, tak jak porwanie Edwarda. Podoba mi się reakcja Belli, to że dla ukochanego chce się przyłączyć do Volturi, oraz jej kontakty z Tanyą. Uwielbiam też to jak opisywałaś na początku życie Edwarda i Belli. Zachowywali się oni kanonicznie - jak dla mnie Only with you mogłoby uchodzić za kontynuacje sagi.
Podoba mi się twój styl pisania, czyta się lekko i przyjemnie. Akcja wciąga.
Czytałam od początku, jednak zazwyczaj nie znajduję czasu na pisanie komentarzy, wiedz jednak, że masz we mnie fankę xD
Życzę weny i czasu wolnego,
Merc. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anabells
Zły wampir
Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd
|
Wysłany:
Sob 7:35, 04 Kwi 2009 |
|
Ciekawe, dlaczego i dokąd uciekła Eliza? Kolejna wizja?
Mam przeczucie, ze ona się jeszcze z Bellą spotka.
Myślę, że Volturi zgodzą się pomóc uwolnić Eda, a jeśli nie, to do kogo pójdzie Bells?
Cholernie mi się ten ff podoba i niech ci przypadkiem nie przyjdzie do głowy szybko kończyć!
Standardowo życzę duuużo WENA!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Sob 8:55, 04 Kwi 2009 |
|
Mercy ja też jestem zbulwersowana ^^
A co do narkotyków to opisałam je żeby pokazać jaki zdegradowany jest świat przyszłości, że ludzie wolą żyć w wyimaginowanym świecie, a nie realnym, a poza tym teraz też narkotyki niszczą psychikę i zdrowie, a jednak jest na nie popyt, to tak w ramach wytłumaczenia się :D
A co do kończenia to póki co piszę rozdział 12 a wydaje mi się że wyjdzie 14-15 + epilog to zależy na jakie zakończenie się zdecyduje:)
dziękuję pięknie za miłe komentarze |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Sob 11:12, 04 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Dahrti
Zły wampir
Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Nie 11:22, 05 Kwi 2009 |
|
Ja wiem, że mało pisze, ale to dlatego, że ja chyba nie umiem konstruktywnie... a niekonstruktywnie nie lubię... a pisanie rzeczy w stylu: "ładnie napisane, obrazowo, dobrze ujęte i uczucia i tworzenia tła" wydaje mi się takie,,, bezosobowe... i w tym cały szkopuł.
Ale czytam Twoje opowiadanie i zawsze, jak tylko się pojawiam, to patrzę, czy przypadkiem nie ma nowej części. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Swan
Zły wampir
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P
|
Wysłany:
Nie 18:59, 05 Kwi 2009 |
|
Niesamowicie piszesz :P Nie zauważyłam wielu błędów, lekko się czyta :P
Pokazanie Cullenów w przyszłości to świetny pomysł :P Ale czemu porwałaś Edwarda?! Ja tu umieram z niecierpliwości! Pisz szybko kolejną część! Ja po prostu muszę wiedzieć co się stanie! Czy Bella będzie teraz należała do Volturi czy uda jej się uciec? Czekam na kolejny rozdział i weny życzę :P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Nie 23:05, 05 Kwi 2009 |
|
Cytat: |
Ale czemu porwałaś Edwarda?! |
Zdecydowanie nie mogłam się oprzeć
Dziękuję jeszcze raz za wszystkie komentarze, aż chce się człowiekowi bardziej pisać jak czyta takie miłe rzeczy^^
Proszę bardzo rozdział 10, może uda mi się wkleić jeszcze coś przed świętami, bo potem wyjeżdżam, więc będziecie musieli uzbroić się w cierpliwość:)
Betowała Lullaby;*
Rozdział 10
Mocne argumenty.
Stanęłyśmy przed drewnianymi drzwiami, które prowadziły do wieży. Jane otworzyła je lekko i wsunęła się do środka. Podążyłam za nią. W sali znajdowało się zaledwie pięć osób. Wielka Trójka siedziała na bogato zdobionych krzesłach, a po bokach stali Demetri oraz Feliks. Jane podbiegła do Aro i usiadła u jego stóp.
- Bello, minęły wieki od naszego ostatniego spotkania! – Aro wstał z krzesła i ruszył w moją stronę. Skinęłam głową w jego kierunku.
- Aro.
- A gdzie Edward? Nie przyjechał z tobą? – Aro patrzył w kierunku drzwi, jakby ktoś zaraz miał stamtąd wyskoczyć i krzyknąć „niespodzianka”.
- Ja właśnie w tej sprawie… - zawiesiłam głos. Zrobiłam krok do przodu i wyciągnęłam przed siebie rękę. Pokazanie Aro moich myśli było najlepszym sposobem na przekazanie mu całego zdarzenia ze szczegółami, a poza tym mogłam swobodnie kontrolować obrazy, które oglądał.
Aro popatrzył na mnie zdziwiony po czym szybko złapał moją dłoń, jakbym miała za chwilę zmienić zdanie. Widziałam jak na jego twarzy pojawia się zaskoczenie. Po chwili, gdy opuścił moją dłoń, wyglądał na bardzo zmartwionego.
- Pozwolisz Bello, że porozmawiam teraz z moimi braćmi… Doprawdy, bardzo niepokojące…
Aro odwrócił się i usiadł z powrotem na krześle nachylając się w kierunku Marka i Kajusza. Pierwszy raz widziałam na twarzy Marka uczucie inne niż znudzenie. Przez sekundę wydawało mi się, że przemknął przez nią cień niepokoju, ale zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Popatrzyłam na Tanyę, która stała parę kroków za mną. Jej twarz także nie wyrażała żadnych uczuć.
Po chwili Wielka Trójka spojrzała na mnie z wyczekiwaniem.
- Dziękujemy za waszą informację. – rozpoczął oficjalnym głosem Kajusz. – Zniszczymy laboratorium, do którego został uprowadzony twój mąż…
- A co z Edwardem? – spojrzałam na niego z rosnącą złością.
- To już nie nasza sprawa. – powiedział niecierpliwie Marek.
- Nie możesz od nas oczekiwać, że go uratujemy. – Aro spojrzał na mnie z rozbawieniem.
W głowie wszystko sobie kalkulowałam.
- Ale skoro i tak chcecie zniszczyć laboratorium, to czemu nie możemy go wtedy odbić?
- Znowu złamaliście nasze prawo. – Kajusz popatrzył na mnie surowo.
- Trzeba było ich zabić już podczas ostatniej wizyty. – zaczął Marek rzucając mi wrogie spojrzenie. – Z Cullenami są same kłopoty.
W tym momencie do sali weszło pięcioro innych wampirów. Była tam Renata i Alec, a także trójka, której jeszcze nie znałam. Zbliżyli się do nas. Mężczyzna stojący z przodu obnażył kły. Tanya momentalnie się do mnie zbliżyła. Zatrzymałam ją ręką.
- Mam pewną propozycję. – spojrzałam na Aro. Uniósł lekko brwi.
- Słuchamy Bello.
- Chciałabym, abyście pomogli mi ocalić Edwarda i puścili go później wolno, razem z obecną tu Tanyą. – zawiesiłam głos, Aro spojrzał na mnie z pobłażliwością.
- To dość duże wymagania…
- A w zamian… – mimowolnie zamknęłam oczy i zacisnęłam pięści.- W zamian… zostanę w Volterze i będę wam służyć.
Po moich sławach zapadła głucha cisza. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Aro. Na jego twarzy malowała się satysfakcja. Jane za to patrzyła na mnie z jawną nienawiścią.
Aro wstał z krzesła i klasnął z zadowoleniem w dłonie.
- Zgoda!
- Ależ Aro. – Marek spojrzał z naganną na brata.
- Marku tylko pomyśl, jakie możliwości się przed nami otworzą… Bella jest tarczą.
Na jego twarzy gościł wielki uśmiech.
- Będziesz musiała się dostosować do zasad tu panujących… Dotyczy to przede wszystkim naszej diety. – powiedział Marek patrząc na mnie uważnie.
W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową.
- Wspaniale. Demetri, Jane, Feliksie i ty, Audrey. Wyruszycie natychmiast z Bellą i Tanyą.
Na twarzy Jane odmalował się złość.
- I mam nadzieję, że okażecie Belli naszą gościnność, aby z przyjemnością wróciła do swojego nowego domu.
Jestem pewna, że gdyby moje serce dalej żyło, w tym momencie pękłoby na pół.
- No to powodzenia. – powiedział Aro z szerokim uśmiechem. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku wyjścia.
- I pamiętajcie. – dodał za nami Marek. – Nie chcemy żadnych świadków. I żadnych dowodów.
Jane uśmiechnęła się z mściwością.
Gdy tylko znaleźliśmy się w korytarzu, Demetri rzucił w naszą stronę:
- Za pięć minut będziemy gotowi. Czkajcie w lobby.
Ruszyłam korytarzem i po chwili byłam już w recepcji. Ciężko usiadłam na skórzanej sofie. Poczułam, jak telefon w mojej kieszeni wibruje. Szybko wyciągnęłam komórkę. Po chwili pojawiła się przede mną mała sylwetka Alice. Miała bardzo nieszczęśliwą minę.
- Jeszcze nikomu nie powiedziałam.
W odpowiedzi skinęłam tylko głową.
- A co z Edwardem?
- Na razie jakoś się trzyma. – uśmiechnęła się lekko. – Ci ludzie bardzo chcą pobrać mu krew, ale nie mogą przebić się przez skórę. Martwi mnie jedynie jego samopoczucie… Jest bardzo zrezygnowany i tęskni za tobą. Mam nadzieję, że nie wymyśli niczego głupiego.
Zamyśliłam się. Jeśli Edward przynajmniej w połowie cierpiał tak jak ja z powodu rozłąki, to naprawdę nie było dobrze. Poza tym, moja sytuacja była o tyle lepsza, że mogłam jeszcze coś zrobić.
- A jak się trzyma Nessie?
- Zadziwiająco dobrze, reszta też. Wydaje mi się, że wszyscy myślą, że wszystko dobrze się skończy. – powiedziała z ironią.
- Wiesz, za ile uda nam się dotrzeć na miejsce?
- Wydaje mi się, że za dwa, trzy dni…
- Tak długo? – jęknęłam.
- A tak ci spieszno do przeprowadzki?
- Alice. – powiedziałam ostrzegawczo. – Przecież widziałaś, że nie miałam wyboru, oni chcieli nas zabić.
Dziewczyna zawiesiła głowę.
- Wiem. – powiedziała w końcu.
- Proszę, nie mów na razie nikomu…
- Dobrze, Bello. Ja też mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy.
Uśmiechnęłam się blado.
- Poza tym, jestem pewna, że Edward będzie chciał zostać tam z tobą. Bez względu na to, jakich argumentów użyjesz…
- Zobaczymy. – powiedziałam w końcu. – Muszę kończyć.
- Powodzenia, Bello. – uśmiechnęła się lekko, po czym zniknęła.
Schowałam telefon do kieszeni i rozejrzałam się po lobby. Recepcjonistką była młoda kobieta, która uśmiechała się do mnie promiennie. Kolejna wariatka, która chce zostać wampirem. Skrzywiłam się lekko. Tanya siedziała na fotelu naprzeciwko mnie i przeczesywała sobie palcami włosy.
Po paru sekundach pojawili się obok nas Demetri i wysoka brunetka.
- Jestem Audrey. – uśmiechnęła się promiennie i wyciągnęła rękę w moim kierunku. Uścisnęłam ją lekko.
- Bella.
- Tak, wiem. – podrapała się za głową. – Dużo o tobie słyszałam. Podobno jakiś czas temu twoja rodzina sprawiła Volturi niemałe problemy…
- Już jako człowiek Bella robiła dużo zamieszania. – Demetri puścił oko w moim kierunku.
Bardzo zdziwiło mnie ich przyjazne nastawienie do mnie. Widocznie wzięli sobie do serca słowa Aro.
- Wiesz, gdzie jest Edward? – spojrzałam z wyczekiwaniem na Demetriego.
Pomyślałam, że może nie usłyszał mojego pytania, gdyż stanął tylko sztywno i patrzył gdzieś w przestrzeń nad moją głową. Po chwili jednak gwałtownie się ruszył.
- Na Syberii. Tam jest ukryte nielegalne rosyjskie laboratorium. Przeprowadzają tam najbardziej wymyślne eksperymenty genetyczne. Podobno kiedyś chcieli stworzyć idealnego człowieka, ale nie wiem, czy im wyszło. – na jego twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.
Eliza.
- Jak długo nam zajmie dojazd tam? – zapytała Tanya.
- O, widzę, że jednak umiesz mówić. – Demetri spojrzał na nią z ironią. – Myślałem, że twoje milczenie to skutek uboczny… niecodziennej diety.
Blondynka spojrzała na niego krzywo.
- Milczenie bywa wymowniejsze od mowy.*
- A ja myślałem, że to jest cnota głupców.**
Tanya zacisnęła mocno usta i co jakiś czas rzucała brunetowi krzywe spojrzenia. On natomiast był wyraźnie z siebie zadowolony.
Patrzyłam na nich zdziwiona, a Audrey stojąca nade mną chichotała.
- Demetri, gdzie podziały się twoje maniery?
Wampir w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami.
W tym momencie w lobby pojawili się Jane i Feliks.
- Ruszajmy. – powiedziała Jane władczym tonem i ruszyła w stronę wyjścia. Przechodząc obok mnie posłała mi wyjątkowo nienawistne spojrzenie.
*Cyceron
**Franciszek Bacon |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Pon 21:05, 06 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Magal
Człowiek
Dołączył: 23 Wrz 2008
Posty: 60 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 15:42, 06 Kwi 2009 |
|
Oh dlaczego ten rozdział jest taki krótki????!
Spodziewałam się dłuższej rozmowy Belli i Wielkiej Trójcy, ale ta nie jest najgorsza.
Ruscy, można się było tego spodziewać xD
A i sentencje bardzo trafne, które mnie urzekły |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|
|
|
|
|