|
Autor |
Wiadomość |
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 9:16, 11 Kwi 2010 |
|
brak słów na opisanie tego rozdziału. Uważam, że to jeden z najlepszych, ale mam też wielką nadzieję, że będzie jeszcze ciekawiej w następnych rozdziałach.
Esme jest ucieleśnieniem miłości rodzicielki- intuicja wygrała, wiedziała, że związek Belli i Edwarda przechodził trudny okres, życie to nie bajka i kłótnie to nieodłączny "punkt programu" w małżeństwie.
Wypowiedzi Nessi są takie dorosłe i dojrzałe (nie umiem tego lepiej opisać), że niekiedy wydaje mi się, że ona ma przynajmniej 20 lat. Jakoś nie pasuje mi do niej te słowa które wypowiada, bo mam wyobrażenie małej dziewczynki. Wiem, że rozwija się bardzo szybko i dlatego taka jest. Ale to nie błąd autorki ff tylko moja wyobraźnia.
Ten niespodziewany gość to chyba nie przyszedł w pokojowych stosunkach. Jestem ciekawa dlaczego ten wilkołak zaatakował rodzinę Edwarda. Może to porachunki na wampirach za tą wojnę sprzed kilku stuleci. Ciekawi mnie to czym kierował się ten osobnik.
Widać, że wilkołaki są niebezpieczne dla wampirów jak jeden mógł tak pokaraskać Edwarda- nie jest nowonarodzonym.
Na pierwszy widok oka widać jaka więź łączy Belle i Edwarda. Nie chciał jej narażać, a ona za to nie chciała go opuścić. I to że chciała przejąć choć trochę bólu żeby mu ulżyć, świadczy o ich miłości.
Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na następny rozdział. Mam nadzieję, że bedzie taki fajny jak ten a nawet lepszy.
B. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Mirona
Wilkołak
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory
|
Wysłany:
Nie 21:01, 11 Kwi 2010 |
|
Normalnie jestem w szoku, że tak wam się podoba! Nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Kiedy się czyta takie komentarze to aż mam ochotę pisać jeszcze więcej i więcej... Na razie mam dla was moje opowiadanie, ale zamieszczone na chomiku. Znajduje się tam pierwsze 5 rozdziałów, które już są opublikowane na forum.
[link widoczny dla zalogowanych] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Renesmee_Carlie_Cullen
Nowonarodzony
Dołączył: 02 Gru 2009
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Deszczowe Forks
|
Wysłany:
Śro 19:22, 28 Kwi 2010 |
|
Emmm mam pytanko kiedy będzie następny rozdział ????
Kurczę czekam aż się potoczy akcja z Edwardem >.<
Pisz szybko bo umieram z niecierpliwości :P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Lady M.
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 39 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 17:22, 29 Kwi 2010 |
|
dołączam się do pytania. Umieram z ciekawości. Proszę, proszę, proszę o następny rozdział. Znając życie pewnie znowu nas zaskoczysz czymś niesamowitym i fantastycznym;]
dużo, dużo weny i ogromu czasu!;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nerdine
Nowonarodzony
Dołączył: 12 Sie 2010
Posty: 16 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 15:37, 17 Sie 2010 |
|
Wspaniały ff!!
Nie zauważyłam żadnych błędów, ale i tak się na tym nie znam.. :P
Już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów
Życzę ci dużo weny!!! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nerdine dnia Wto 15:38, 17 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Mirona
Wilkołak
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory
|
Wysłany:
Śro 21:28, 22 Wrz 2010 |
|
Witam wszystkich ponownie! Wiem, wiem... Dawno tutaj nie pisałam i wgl, ale postanowiłam wszystko nadrobić. Przyznam się bez bicia, jakiś czas temu darowałam sobie pisanie. Lecz stwierdziłam, że muszę to dokończyć! Nie tylko dla siebie, ale również dla was, którzy czytacie ten ff. Cóż, kończę tą moją paplaninę i wstawiam dla was dwa kolejne rozdziały mojego opowiadania. Enjoy!
Betowała: Courtney
Rozdz. VI "Dziewczynka z półkrwi"
Jakimś cudem Edward przetrwał przestawianie poskręcanych kończyn. Donieśliśmy go na prowizorycznych noszach do domu Cullenów. Po wejściu do mieszkania od razu skierowaliśmy się do jego dawnego pokoju na piętrze. Kiedy Esme ujrzała mojego męża, miałam wrażenie, że serce mi pęknie. Gdyby wampiry potrafiły płakać, to z jej oczu sączyłyby się niezmierzone ilości łez. Kochała go jak własnego syna. Po prawdzie każdego z nas darzyła tak ogromnym uczuciem, ale Edwarda szczególnie. Łączyła ich taka sama więź jak mnie i Renesmee, a może nawet mocniejsza.
Chwilę potem wdałam się w rozmowę z moim teściem.
- Carlisle, jak długo Edward będzie leżał nieruchomo? – zapytałam z wyraźnym przejęciem w głosie.
- Myślę, że dwa, może trzy dni – powiedział całkowicie normalnie.
- Czyli wszystko będzie w porządku? – zapytałam dla upewnienia się.
- Oczywiście, Bello, nie musisz się martwić – odpowiedział. Zapadła cisza. Po chwili to on zaczął zadawać pytania.
- Powiedz mi, moja droga, jak to się stało, że został tak pokiereszowany? Wiem, że wilkołak go napadł, ale jak do tego doszło? – w jego głosie można było wyczuć troskę i – jakby to powiedzieć – chęć nauki.
- Rozmawialiśmy, po czym kazał mi iść szybko do Renesmee, gdy spała, a sam wyszedł na zewnątrz. Wydaje mi się, że słyszał jego myśli – stwierdziłam.
- To pewne. Teraz trzeba się dowiedzieć, o co tak naprawdę chodziło temu „przybyszowi”.
- Dokładnie.
Zapadła cisza. Minutę później Carlisle odezwał się jeszcze raz.
- Myślę, że Edward chciałby, abyś była teraz przy nim – powiedział, po czym wskazał ręką na schody wiodące do pokoju mojego męża.
Poszłam na górę. Mój ukochany leżał sztywno na łóżku. Oczy miał zamknięte. Zapewne to była forma ulgi dla niego. Gdy usiadłam przy nim, lekko otworzył powieki i chciał coś powiedzieć. Przyłożyłam palce do jego ust.
- Ciii… nic nie mów, tylko odpoczywaj – szepnęłam. Czułam się winna, że leżał przykuty do łóżka. Wprawdzie na kilka dni, ale można było tego uniknąć.
- Bells, kochanie, nie obwiniaj się… - powiedział już mocniejszym głosem. Miałam wrażenie, że na chwilę dano mu prześwietlić moje myśli.
- Jak mam się nie obwiniać, kiedy ty leżysz połamany z mojego powodu – powiedziałam z lekkim poirytowaniem w głosie.
- Prędzej czy później i tak bym spotkał jakiegoś wilkołaka.
W tym momencie przerwała nam Renesmee.
- Mamo, dziadek woła cię na dół – powiedziała rzeczowo.
- Dobrze, już idę.
Pocałowałam Edwarda delikatnie w jego zimne usta. Nessie została przy nim. Zeszłam do salonu, aby dowiedzieć się, co chciał ode mnie mój teść.
- Carlisle, wołałeś mnie…
- Tak. Chciałem ci przekazać, że właśnie dzwoniłem do Ara. Za dwa dni lecimy do Włoch. Ma nadzieję, że pojedziesz z nami i weźmiesz Renesmee ze sobą.
Chwilę się zastanawiałam. Powoli zaczęła mnie ogarniać – z niewiadomych mi przyczyn – furia. Uspokoiłam się. Na nowo wszystko jeszcze raz przekalkulowałam w swoim umyśle i rzekłam spokojnym głosem:
- Dobrze. Polecimy z wami.
Poszłam z powrotem na górę. Renesmee siedziała przy Edwardzie i trzymała swoją dłoń przy jego policzku. Patrzałam na ten obrazek z pewnym rozczuleniem. Po chwili mój mąż odezwał się do naszej córki.
- Ness, kochanie, możesz zostawić nas samych? – Edward spojrzał na mnie.
Mała odwróciła się w moją stronę. Na jej twarzy zagościł uśmiech, po czym wstała i wyszła. Poczułam się lekko zdezorientowana i zaniepokojona. Usiadłam na fotelu.
- Bello, chciałbym cię o coś prosić – zwrócił się do mnie Edward.
Popatrzałam na niego. Jego skóra była bladsza niż kiedykolwiek wcześniej. Oczy miał podkrążone, zaś kolor jego tęczówek przypominał kolor bursztynu, lekko wymieszanego z węglem. Skinęłam na znak, aby kontynuował.
- Obiecaj mi, że przez najbliższy czas nie zostawisz naszej córki samej.
Zdziwiłam się jego prośbą. Przecież dla mnie to było oczywiste, że zawsze byłam przy niej.
- Nie rozumiem – powiedziałam.
- Proszę cię, bądź obecna cały czas przy niej – rzekł.
- Czy to ma jakiś związek z tym napadem przez wilkołaka? – zapytałam.
- Tak.
Mój niepokój, który gdzieś tkwił we mnie, nagle ogarnął całe moje ciało.
- Wiesz, co on myślał…- stwierdziłam. Edward westchnął, po czym rzekł:
- Bells, on nie przyszedł po to, aby nas zabić…
Gdy usłyszałam słowo „zabić”, moje ciało zaczęło drżeć.
-… On przyszedł po naszą córkę – w jego głosie można było usłyszeć przerażenie, które po chwili udzieliło się również mnie.
- Ale właściwie dlaczego przyszedł po nią? Nic z tego nie rozumiem. Powiedz mi, o czym ten wilkołak tak naprawdę myślał – powiedziałam błagalnym głosem.
- Szukał dziewczynki z półkrwi, aby ofiarować ją księżycowi. Gdy to usłyszałem, zaniepokoiłem się i wyszedłem na zewnątrz, aby zobaczyć właściciela tych myśli. Potem wiesz, co się działo.
- Skąd wiedział o tym, że Renesmee jest pół wampirem - pół człowiekiem? – zapytałam z nadzieją, że on zna odpowiedź.
- Nie wiem. Myślę, że jak pojedziemy do Volterry, to nam wszystko wyjaśnią, ale na razie obiecaj mi, że do czasu naszego wyjazdu nie spuścisz jej z oczu – powiedział z przejęciem w głosie.
- Oczywiście, obiecuję.
**********
Dni mijały powoli. Edward szybko wrócił do swojej poprzedniej sprawności fizycznej. W międzyczasie Jacob i reszta sfory dowiedzieli się o incydencie koło naszego domu. Nasza rodzina mieszkała przez ten czas w willi Cullenów. Zaproponowali nam, abyśmy zostali u nich na dłużej dla większego bezpieczeństwa. Przystaliśmy na tę propozycję. Dzień przed naszym wylotem do Włoch poszliśmy na polowanie. Na spotkanie ze „zwierzchnikami” wampirów wybierała się nasza mała trzyosobowa rodzina i Carlisle. Bilety były zarezerwowane na nocny lot.
Na wizytę u Volturi przygotowywałam się przede wszystkim psychicznie. Wiedziałam, że nie zrobią nam krzywdy, ale mój mózg nie potrafił tego sobie przyswoić. Cały czas wmawiałam sobie, że oni nam nic nie zrobią oraz że jedziemy do nich tylko po pomoc i poradę. Lecz nie potrafiłam oszukiwać samej siebie. Nadal nie pałałam sympatią do wampirów z Volterry. Jak później się okazało, miałam rację w tej kwestii…
Rozdz. VII "Niepokój"
Lot przebiegł bez żadnych większych komplikacji. We Włoszech byliśmy nad ranem. Wylądowaliśmy w Rzymie. Na lotnisku czekała na nas delegacja od Volturi. Wśród nich byli nasi „starzy znajomi”, czyli Demetri, Feliks i Jane. Ich twarze nie wyrażały żadnych emocji. Stali przy wyjściu z terminalu, ubrani w zwyczajne ubrania. Niczym szczególnym nie wyróżniali się pośród ludzi, których kilku przewijało się o tej godzinie po holu lotniska. Podeszliśmy do nich i przywitaliśmy ich. Później poprowadzili nas do czarnego Hammera H3. Na zewnątrz było jeszcze ciemno. Kazali nam wsiąść do samochodu i ruszyliśmy.
Całą drogę jechaliśmy w milczeniu. Z każdym przejechanym kilometrem czułam, jak niepokój wewnątrz mnie rośnie do ogromnych rozmiarów. Powoli ogarniał mnie paraliż. Bałam się tego nadchodzącego spotkania. Jeszcze niedawno żyłam w świadomości, że przez najbliższe sto lat nie spotkam nikogo, kto byłby związany z Volturi. Dopiero teraz do mnie doszło, że żyłam w błędzie.
Słońce zaczęło wynurzać się zza widnokręgu, a my mknęliśmy przez ulice Włoch w kierunku malowniczego miasteczka zwanego Volterrą. Jane poinformowała nas, że za piętnaście minut będziemy już pod murami ich małej ojczyzny. W tym momencie poczułam, jak ręka Edwarda delikatnie wędruje za moimi plecami, aby mnie przytulić. Założę się, że czuł moje dreszcze. Carlisle popatrzył na mnie swoimi złotymi oczami i posłał mi szczery uśmiech. Miałam wrażenie, że przez ten gest chciał mi powiedzieć, że nie muszę się niczym martwić. Wszystko będzie w porządku. Chciałabym…
Wjeżdżaliśmy na teren miasta. Przez moją głowę przewinęły się wspomnienia sprzed kilku lat, gdy przyjechałam tutaj, aby uratować (jak to dziwnie brzmi) mojego ukochanego.
[…] Byłam już tak blisko, że słyszałam wysoki głos zaintrygowanego dziecka. Jego ojciec posłał mi zdziwione spojrzenie. Pędziłam prosto na nich, powtarzając głośno imię Edwarda. […]
Minęłam mężczyznę - przytomnie usunął z mojej drogi młodszą pociechę - i wbiegłam w zaułek przy wtórze ósmego uderzenia.
- Edward, nie! - zawołałam, ale zagłuszył mnie gong.
Zobaczyłam go. I zobaczyłam, że mnie nie widzi.
To był naprawdę on, on, a nie napędzane adrenaliną omamy, oko w oko z Edwardem z krwi i kości, zdałam sobie sprawę, że przeceniałam nawiedzające mnie tej wiosny wizje - nijak się miały do oryginału. […]
Od mlecznej skóry odbijało się, iskrząc, kilka pojedynczych promieni.
Nigdy w życiu nie widziałam nikogo i niczego piękniejszego - mego zachwytu nie tłumiło ani zmęczenie, ani wyziębienie. - Siedem miesięcy rozłąki okazało się dla mnie niczym. Nie dbałam o to, co powiedział mi wtedy w lesie. Nie dbałam o to, że mnie nie chciał. Byłam gotowa zrobić dla niego wszystko, nawet poświęcić własne życie.
Zegar zadźwięczał po raz dziewiąty. Edward drgnął.
- Nie! - krzyknęłam. - Edward, otwórz oczy! Spójrz na mnie!
Nie słuchał mnie albo nie słyszał. Uśmiechając się delikatnie, uniósł powoli stopę.
Wiedział doskonale, że jeden duży krok starczy, by znaleźć się na słońcu.
Skoczyłam na niego jak tygrysica. Zderzyliśmy się. Był twardy jak marmur. Gdyby mnie nie złapał i nie przytrzymał, jak nic bym się przewróciła. I tak zabolało.
Mój ukochany otworzył oczy. Zegar zabił po raz dziesiąty.
- Niesamowite - powiedział Edward zadziwiony i nieco rozbawiony. - Carlisle miał rację.
- Edwardzie! - Siła uderzenia pozbawiła mnie głosu, ale nie kapitulowałam. - Musisz
się cofnąć! Musisz schować się w cieniu!
Spoglądał na mnie oczarowany, wręcz zahipnotyzowany. Zamiast zareagować na moje słowa, pogłaskał mnie po policzku. Zupełnie nie zwracał uwagi na to, że usiłuję go wepchnąć z powrotem w głąb zaułka. Równie dobrze mogłabym pchać pobliską ścianę.
Zegar zabił po raz jedenasty. […]
- Nie mogę uwierzyć, że uwinęli się tak szybko - mruknął Edward w zamyśleniu. - Nic nie poczułem. Mają jednak wprawę.
Zamknąwszy znowu oczy, przycisnął wargi do mojej skroni. Jego aksamitny baryton pieścił moje uszy.
- „Śmierć, co wyssała miód twego tchnienia, wdzięków twoich otrzeć nie zdołała jeszcze” - wyszeptał.
Rozpoznałam kwestię Romea wypowiedzianą nad ciałem Julii.
Zegar zabił po raz dwunasty i ostatni.
- Pachniesz dokładnie tak, jak za życia - ciągnął Edward. - Więc może rzeczywiście trafiłem do piekła. Wszystko mi jedno. Niech będzie i tak.
- Jeszcze żyję! - przerwałam mu, szamocząc się w jego ramionach. - I ty również! Błagam, cofnij się! Zaraz cię któryś zauważy.
Edward zmarszczył czoło, zdezorientowany.
- Czy możesz powtórzyć to, co powiedziałaś? - odezwał się uprzejmie.
- To nie piekło! Żyjemy, przynajmniej na razie! Ale musimy się stąd wynieść, zanim Volturi...
Nie czekał, aż skończę. Uzmysłowiwszy sobie swoją pomyłkę, przycisnął mnie znienacka do chłodnej ściany, a sam odwrócił się do mnie plecami, rozkładając szeroko ręce, jakby chciał mnie przed czymś osłonić. Wyjrzałam mu spod pachy. Z cienia wyłoniły się dwie złowrogie postacie. […]*
Wszystkie te wspomnienia wyglądały tak, jakbym oglądała jakiś film z mojego życia - nawet lepiej – wyglądały tak, jakbym oglądała myśli Renesmee. Miałam wrażenie, że znowu przeżywam to samo. Powróciłam ponownie do rzeczywistości i rozejrzałam się po wnętrzu samochodu. Edward nadal przytulał mnie swoją ręką, a ja położyłam głowę na jego ramieniu.
Pojazd zatrzymał się przed wieżą zegarową. Jane dała nam peleryny i skierowaliśmy się w kierunku ciasnej uliczki. Tej samej, gdzie niegdyś mój mąż chciał skończyć swoje wampirze życie. Potem dotarliśmy do małej studzienki kanalizacyjnej. Demetri jednym ruchem odsunął wieko i po kolei każdy wchodził do środka. Kiedy wszyscy byli w podziemiach, ruszyliśmy w stronę głównej sali. Przechodząc przez lobby, zauważyłam za recepcją pewną blondynkę o niebieskich oczach. Przypomniałam sobie, że kiedy byłam tutaj przed laty, za recepcją stała inna kobieta. Domyśliłam się, że za pewne została skonsumowana. Ta biedna dziewczyna na pewno skończy tak samo. Przechodząc, skłoniła się na znak przywitania. Nikt nie zwrócił większej uwagi na „przekąskę”.
Chwilę później znaleźliśmy się w centralnej komnacie. Na podwyższeniu stały trzy trony, a na nich siedzieli przywódcy wampirzego świata. Po lewej siedział Marek, zaś po prawej Kajusz. Po środku swoje miejsce miał Aro. Dyskutowali o czymś między sobą. W ułamku sekundy przywódca wielkiej trójki wstał i zbliżył się do nas. Wszystkich otoczyłam osłoną, aby nie mógł wejrzeć w nasze myśli.
- Moi kochani! Jak ja was dawno nie widziałem! – rzekł pełnym entuzjazmu głosem.
- Witaj Aro – odezwał się mój teść.
- Przyjacielu! Nie wiesz, jak się niezmiernie cieszę z waszego przyjazdu – powiedział, po czym podszedł do Carlisle’a, aby go przytulić. Przyglądałam się im z pewnym zniesmaczeniem. Wyczuwałam unoszącą się w powietrzu dwulicowość.
- Bello, wyglądasz jeszcze piękniej od czasu naszego ostatniego spotkania – zwrócił się do mnie i pocałował moją dłoń – a wasza córeczka! Ale urosła!
Nessie patrzała na niego z zaciekawieniem, a zarazem ze zmieszaniem. Aro przykucnął przed małą i przyglądał się jej badawczo.
- Dzień dobry – powiedziała, a jej głos brzmiał jak drobne dzwoneczki.
- Dzień dobry, Renesmee – odpowiedział i lekko się do niej uśmiechnął. Między nami trwała przez chwilę niezręczna cisza. Przywódca wampirów wrócił na swoje miejsce. Gospodarze Volterry wyglądali na niezainteresowanych naszym przyjazdem.
Mała trzymała mnie cały czas za rękę. Posłała mi wiadomość o tym, że im nie ufa. Spojrzałam na nią, zaś ona spoglądała na mnie z dołu. Z moich oczu mogła wyczytać, że czuję to samo.
- Więc przejdźmy od razu do rzeczy. Cóż jest powodem waszych odwiedzin? – rzekł Aro.
- Chcielibyśmy przedstawić nasz problem i ewentualnie prosić was o pomoc – zwrócił się do wielkiej trójcy Edward, który do tej pory się nie odzywał.
- A mianowicie? – dopytywał się Kajusz znudzonym głosem.
- Mamy pewien kłopot z wilkołakami – odezwał się Carlisle.
- Z tymi zmiennokształtnymi, co mieszkają obok was? – zapytał Marek.
- Z nimi żyjemy w pokoju. Dokładniej chodzi nam o Dzieci Księżyca – sprecyzował mój teść.
- O Dzieci Księżyca?! Przecież oni wszyscy zostali wymordowani – stwierdził zdumionym głosem Aro.
- Jakimś cudem dostało się kilku z nich do Ameryki – powiedział Edward.
- Jakimś cudem… - powtórzył po moim mężu Marek z nutką złości w głosie.
- Potrzebujemy waszej pomocy – powiedział krótko, lecz dobitnie Carlisle.
- Najpierw musimy sprawdzić, czy nas nie okłamujecie – powiedział Aro, po czym spojrzał na mnie – Bello, czy możesz na moment opuścić swoją tarczę?
Zrobiłam to, o co mnie prosił, aby mógł poznać prawdę. Skinęłam głową na znak wykonania jego prośby.
- Carlisle, mogę? – zapytał się Aro, który w tym momencie wyciągnął swoją rękę w kierunku mojego teścia.
- Myślę, że powinieneś zwrócić się z tym pytaniem do Edwarda – odpowiedział i wskazał wzrokiem na swojego syna.
Czarnowłosy wampir podszedł do mojego męża i ujął jego rękę. Pozostała dwójka nachyliła się w stronę swojego przywódcy i jego obiektu badań. Aro chłonął myśli mojego męża z niezwykłym szacunkiem, zaś zamglone oczy przywódcy okryły się jeszcze gęstszą mgłą tak, że straciły na moment swój lekko szkarłatny kolor. Kiedy skończył, wyprostował swe lekko zgarbione plecy, a jego tęczówki nabrały wcześniejszego koloru.
- Widzę, Edwardzie, że ostatnie dni były dla ciebie wyjątkowo trudne – stwierdził Aro – prawie przypłaciłeś wiecznością obronę swojej niezwykłej rodziny – po wypowiedzeniu tych słów na moment spojrzał na mnie i Renesmee.
Aro odwrócił się w stronę swoich przyjaciół, którzy wyszli do pomieszczenia znajdującego się za nimi. Nie było ich przez co najmniej pięć minut, które były jednymi z najdłuższych w moim życiu. Kątem oka spoglądałam na mojego męża. Zauważyłam, jak ściska dłonie w pięści, a jego twarz stawała się powoli zaniepokojona. Wręcz widziałam złość w jego oczach. Zrozumiałam, że ich pomoc może nas wiele kosztować. Chciałam podejść do niego i zapytać, o co chodzi, lecz wiedziałam, że to nie był czas na tego typu pytania. W końcu i tak za chwilę miałam usłyszeć werdykt Volturi, który tak niepokoił Edwarda.
W końcu wyszli i zajęli swoje miejsca na masywnych tronach. Aro zabrał głos.
- Dobrze, pomożemy wam, ale jak pewnie się domyślacie, nasza pomoc nie będzie darmowa. Do Forks wrócą z wami trzy osoby od nas, a kiedy to wszystko się skończy, to dowiecie się, jakie są nasze warunki.
- Rozumiemy – odpowiedział Carlisle.
- Mam pytanie. Kto z nami wróci do Ameryki? – zapytałam.
- Pojadą z wami Feliks, Demetri i Jane – rzekł Aro. Bardzo się zdziwiłam, że akurat ich wysyła z nami, zresztą, oni wyglądali na równie zdezorientowanych.
- Panie, ale czyż nie będziemy wam potrzebni tutaj? – zapytała Jane.
- Moja droga, bardziej będziecie potrzebni naszym przyjaciołom w Forks, niż tutaj. Fakt, to dość dla mnie bolesne, że musisz wyjechać, ale przecież wrócisz – powiedział łagodnym głosem Aro.
- Zrobię, co mi każesz.
Nastał moment ciszy. Chwilę później odezwał się Marek ze znudzeniem w głosie.
- Dziękujemy wam za wasze odwiedziny i mamy nadzieję, że odwiedzicie nas w najbliższym czasie.
Po jego słowach przeszliśmy z ogromnej sali do małego lobby.
Zastanawiałam się, dlaczego Aro postanowił wysłać z nami jednych z najważniejszych wampirów Volturi. To nie układa się w logiczną całość… - pomyślałam. Może dlatego, żeby nas szpiegowali? Znaleźli słaby punkt i łatwo wyeliminowali? W końcu jesteśmy wystarczająco dużą rodziną, aby im zagrażać. Daliśmy im już kiedyś powód, aby tak myśleli. Och… Nie wiem… Może znowu się tylko nakręcam? Niepotrzebnie szukam dziury w całym. Zresztą, wkrótce się okaże, czy moje przypuszczenia się sprawdzą. Najbardziej boję się, czego mogą sobie od nas zażyczyć Volturi po zakończeniu tego szaleństwa. Czas wszystko pokaże…
* "Księżyc w nowiu" Stephanie Meyer Rozdz. 20 "Volterra" |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mirona dnia Śro 21:28, 22 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Sob 10:50, 25 Wrz 2010 |
|
po długiej nieobecności znow powitałaś z nowymi rozdziałami cieszę się bardzo:)
ciekawi mnie co będzie chciec Aro w zamian, czuję że to nie będzie najlepsze dla Cullenow, ale najważniejsze jest życie dziecka i trzeba wszystko dla niego poświecic
do następnego
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
valentin
Zły wampir
Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 19:03, 25 Wrz 2010 |
|
ŚWIETNIE!!! JEŻELI LUBISZ DOPROWADZAĆ DO ZAWAŁU, TO POWIEM CI ŻE IDZE CIE NIEŹLE!!!
Najpierw NIE MA CIE TYLE CZASU, A POTEM PISZESZ TAKI ROZDZIAŁ?! No i co i znów będziemy z niecierpliwością czekać na ciąg dalszy bo skończyłaś w takim momencie, aż boje się pomyśleć co będzie dalej... co do strony technicznej to ja nie mam zarzutów. Wielkie dzięki za powiadomienie :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 10:08, 26 Wrz 2010 |
|
Świetny rozdział jak prawie każdy w tym ffie. Teraz nie mam zbyt dużo czasu dla forum ale muszę choć trochę napisać na temat tego ff'a. długo musieliśmy czekać na rozdziały ale zrekompensowałaś to nam tym świetnym tekstem. Bardzo podoba mi się cały ff ponieważ jest orginalnym pomysłem i tematem. te wilkołaki "prawdziwe" są świetne i w dodatku chcą Nessi. Ciekawe czy ją zdobędą i co chcą w zamian za pomoc wampiry z Włoch i co właściwie popchnęło Aro aby wysłać do ameryki swoje najlepsze wampiry.
Życzę weny i dalszej chęci do pisania. Mam nadzieję, że z następnymi rozdziałami jeszcze mnie bardziej zaskoczysz.:D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mirona
Wilkołak
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory
|
Wysłany:
Śro 15:06, 29 Wrz 2010 |
|
Hej, hej hej! Jako, że minął tydzień od ostatniego rozdziału, postanowiłam wstawić coś nowego. Tak sobie myślę, że kolejne rozdziały będą pojawiać się tak po tygodniu, może po dwóch. W zależności od tego, jak łaskawy będzie dla mnie czas i mój wen :) No i oczywiście szkoła. Teraz jestem w klasie maturalnej, więc nie zawsze kolejne rozdzialiki będą pojawiać się regularnie. A co do kolejnego rozdziału, to myślę, że miło was zaskoczę. Uważam, że to jeden z lepszych, które do tej pory napisałam. Wypada mi was zaprosić do dalszego czytania :D
Czekam na wasze komentarze (te pozytywne jak również negatywne) ;]
Betowała: Courtney
Rozdz. VIII "Element zaskoczenia"
Wróciliśmy do Forks. Tylko, że nie było nas już czworo, lecz siedmioro. Nikt nie był zaskoczony tym faktem, może dlatego, że Alice miała wizję o decyzji Volturi.
Przez najbliższe kilka miesięcy żyliśmy w małym stresie. Nasi goście nie spoufalali się z nami. Trzymali się na uboczu, a jak już doszło do czegoś, to zawsze musiał interweniować Carlisle, bo albo Emmett starł się z Demetrim, albo Jane wyżywała się na Rosalie za to, że ta znowu coś jej dogryzła, a ja nie miałam już siły utrzymywać cały czas tarczy na wszystkich członkach naszej rodziny. Jeśli chodzi o wilkołaki, to nie było żadnego napadu od ponad dwóch miesięcy. Na razie był spokój.
Nadal z Nessie i Edwardem przebywaliśmy w domu Carlisle’a i Esme. Powoli zaczęła dawać nam się we znaki ciasnota. Chcieliśmy wracać do naszego mieszkania, lecz Esme poprosiła nas, abyśmy jeszcze zostali u nich przez kolejny tydzień. Nie było sposobu, aby jej odmówić, więc przyjęliśmy propozycję.
Pewnego zimowego wieczoru siedziałam na łóżku w sypialni Edwarda i czytałam książkę. Usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer Charliego.
- Halo.
- Yyy… Bella, to ty? – zapytał zmieszanym głosem, gdy mnie usłyszał.
- Tak.
- Wybacz, nie poznałem cię. Słuchaj, mogłabyś przyjechać teraz do mnie? – wyczułam, że był lekko spięty.
- Coś się stało? – zaniepokoiłam się.
- Muszę z tobą porozmawiać. To ważne – usłyszałam powagę z drugiej strony słuchawki.
- Dobrze, zaraz będziemy – odpowiedziałam spokojnie.
- Powiedziałem, że muszę z TOBĄ rozmawiać, a nie z wami – powiedział lekko zagniewany.
- Spokojnie. Zaraz będę. Sama – podkreśliłam ostatnie słowo.
- To dobrze. Będę czekał – rzekł, po czym odłożył słuchawkę.
Zdziwiłam się, bo było już trochę późno i nie wiedziałam, o co może mu chodzić.
Wstałam z łóżka i znalazłam szybko jakieś ubranie. Założyłam jeszcze soczewki i wzięłam kluczyki do samochodu. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Wskazówki pokazywały dziesięć minut po dwudziestej drugiej. Miałam wychodzić z pokoju, kiedy Edward stanął w drzwiach.
- A ty gdzie wychodzisz o tak późnej porze? – zapytał. Nie wiedziałam, czy powiedzieć mu prawdę.
- Ja? Yyy… idę na polowanie – skłamałam szybko. Chciałam przejść obok niego, lecz przytrzymał rękę na framudze, uniemożliwiając mi wyjście, po czym odpowiedział:
- Hmm, to ciekawe… Zastanawia mnie tylko, po co ci brązowe soczewki i kluczyki do auta…
- No dobra. Charlie chciał, abym przyjechała do niego, bo musi ze mną o czymś porozmawiać. Podobno to coś ważnego – rzekłam ze skruchą w głosie.
- Pojadę z tobą – powiedział.
- Problem w tym, że on chce się widzieć tylko ze mną.
- Aha, rozumiem, taka rozmowa córki z ojcem… - spuścił swoją rękę z framugi, dając mi przejść. Mijając go dałam mu całusa w policzek i skierowałam się prosto do garażu.
Przy domu Charliego byłam po około dziesięciu minutach szaleńczej jazdy. Zaparkowałam samochodem na podjeździe i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam dzwonek, lecz nikt nie otwierał. Zadzwoniłam jeszcze raz, po czym nacisnęłam klamkę. Drzwi były otwarte, więc weszłam do środka.
- Tato, jesteś? – zawołałam.
Kiedy przeszłam do salonu, Charlie siedział na sofie przy zgaszonym świetle. Oglądał telewizję. Zdziwił mnie fakt, że głos był wyciszony. Wyglądał tak, jakby był w jakimś amoku, albo jakby podano mu kilka minut wcześniej silne narkotyki.
Zauważyłam leżącego na stoliku pilota. Sięgnęłam po niego po czym wyłączyłam telewizję. Włączyłam jeszcze światło i usiadłam na przeciwległym fotelu. Zobaczyłam, że mój ojciec był ubrany w ciepłe spodnie od dresu i gruby, ciemnozielony golf.
- Czy coś się stało? Nie otwierałeś, kiedy dzwoniłam do drzwi – powiedziałam zmartwionym głosem.
- Wybacz, nie słyszałem – odrzekł.
- Przecież miałeś wyciszony telewizor.
Nic nie odpowiedział, a wzrok wciąż miał wbity w jedno miejsce.
- To powiesz mi w końcu, o czym chciałeś rozmawiać? – zapytałam z niecierpliwością.
- Tak, powiem ci…
- No słucham.
- Właściwie, to ja powinienem to powiedzieć – odrzekł. Zaskoczył mnie. Jego oczy nagle zapłonęły wrogością. Poczułam się jak na przesłuchaniu.
- Nie rozumiem… - odpowiedziałam.
- Powiem jaśniej… Znam całą prawdę… - rzekł nie tyle z gniewem, ale i z żalem w głosie. Nadal nie wiedziałam, o co mu chodzi. Popatrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Wiem, że nie jesteś człowiekiem – wypalił.
Zamurowało mnie. Myślałam, że moje oczy ze zdziwienia wyjdą zaraz z orbit. Ale skąd? Jak mógł się dowiedzieć? Od kogo? Czyżby Jacob przez przypadek się wygadał? Nie… To niemożliwe. Może mała Jane chciała mnie skompromitować? Ależ skąd… Jakby to powiedziała, to od razu musiałaby go zabić… Poza tym, ona nie wie o jego istnieniu. To nie wchodzi w grę.
Postanowiłam, że po prostu się go zapytam.
- Skąd o tym wiesz?
- Pewne życzliwe osoby mi o tym powiedziały – rzekł.
Życzliwe osoby? Pomyślałam. Przecież nikt z Forks nie wie o naszym istnieniu… Coś mi tu nie pasuje…
- Kto ci powiedział? – próbowałam się czegoś dowiedzieć.
- Nie znasz ich… - odpowiedział. Teraz wiedziałam, że nic mi nie powie. Nastała cisza. Po jakichś pięciu minutach Charlie znowu się odezwał.
- Najbardziej mnie boli to, że nie powiedziałaś mi o tym sama.
- Wiesz, że nie mogłam – odrzekłam. Powoli zaczęły mnie dręczyć wyrzuty sumienia.
- Nie mogłaś, ale powinnaś… - mówił z lekko podniesionym głosem.
- Zrozum, gdybyś to usłyszał ode mnie, zabiłoby cię to.
- Zabiło?! Jakoś jednak nadal żyję – zironizował.
- Poza tym miałbyś kłopoty, zresztą nie tylko ty – próbowałam mu to jakoś wytłumaczyć.
Znowu zamilkliśmy.
- Cullen ci to zrobił… Zamienił cię w krwiopijcę. – Charlie przerwał ciszę między nami.
- Uratował mi życie – odpowiedziałam.
- Jakie życie! Ty nawet nie masz już duszy! Tylko zimne ciało, w którym płynie krew. Nawet nie wiem czyja – wykrzyczał pełen furii.
- Dla twojej wiadomości, nie zabijam ludzi. Cullenowie też nie. Żywimy się krwią zwierząt, jeśli o to ci chodzi.
- I pomyśleć, że zanim go poznałaś, chciałaś być w Greenpeace… - odparł z sarkazmem w głosie. Cały czas czułam, że był przepełniony gniewem.
- To było dawno. Nawet nie pamiętam, ile miałam wtedy lat – powiedziałam spokojnie. – Wybaczysz mi? – dodałam po kilku minutach.
- Co ci mam wybaczyć?
- To, że nie dowiedziałeś się całej prawdy ode mnie – odparłam.
- Nie wiem. Muszę to przemyśleć – rzekł. Wstałam z fotela i skierowałam się w stronę wyjścia.
- Odezwij się jeszcze – powiedziałam na pożegnanie. Otwierałam drzwi, kiedy usłyszałam, jak w salonie Charlie zaczyna się dusić. Nagle upadł na podłogę. Podbiegłam do niego i próbowałam go jakoś ocucić.
- Tato, co ci jest? Tato… TATO! – krzyczałam. Jego serce drastycznie przyspieszyło i nagle stanęło. Wyciągałam telefon, aby zadzwonić do Carlisle’a, ale nagle z mojej starej sypialni zaczęły schodzić dwie osoby. Wiedziałam, kto to był.
- Zostaw go. Nic mu nie jest – odezwał się do mnie Edward.
- Jak to nic mu nie jest?! On umiera! Muszę mu pomóc – krzyczałam bezradnie.
- Bello, on nie umiera. Zaraz zobaczysz – powiedziała spokojnie Alice.
- Wiedziałaś, co się z nim stanie… Dlatego przybiegliście – zwróciłam się do mojej przyjaciółki.
- Przyjrzyj się jego szyi – rzekł mój mąż.
Powoli podeszłam do nieprzytomnego Charliego i zrobiłam to, co kazał mi Edward. Przyklękłam przy ociężałej głowie mojego ojca i odchyliłam wełniany kołnierz swetra. Jego szyja była opatrzona bandażem. Odwiązałam go i zobaczyłam ślad ugryzienia. Blizna nie była dobrze zagojona, co świadczyło o tym, że niedawno coś go ugryzło. Zaledwie kilka dni temu. Z powrotem zawiązałam opatrunek wokół jego szyi i zakryłam golfem. Wstałam i skierowałam swoje kroki w kierunku mojego męża, który stał w przejściu między salonem a przedpokojem. Wtuliłam się w niego. Oczy miałam ciągle skierowane na nieprzytomnego Charliego.
Moje myśli szalały. Czułam, że cała siła będąca we mnie gdzieś się ulotniła. Przez głowę przeleciała mi myśl, że chciałabym być znowu człowiekiem tylko po to, aby uronić kilka łez. Niestety, ale moje emocje już nigdy nie będą mogły się wyrazić poprzez płacz. Bezradność przeszywała mnie na wskroś. Wiedziałam, że nic nie mogę zmienić. Cały czas utrzymywałam, że mój ojciec odszedł z tego świata, lecz czekałam wraz z Edwardem i Alice. Sama nie wiedziałam na co, lecz ciągle czekałam…
Nagle usłyszałam bicie zegara, który wskazywał dwunastą w nocy. Bezwładne ciało Charliego zaczęło się trząść. Na początku były to pojedyncze dreszcze, jakby z zimna, lecz chwilę później dostał konwulsji. Wyglądało to tak, jakby od lat chorował na epilepsję. Przez cały czas był nieprzytomny. Po minucie napad ustał, w zamian wszystkie mięśnie napięły się tak, że było w stanie dostrzec każdą żyłę na jego ciele. Jakimś cudem zaczął nabierać masy. Stawał się coraz większy. Skóra nabrała ciemniejszy odcień a włosy stały się trochę dłuższe. Po chwili można było usłyszeć, jak Charlie oddycha. Gdy jego oddech się ustabilizował, podniósł się z podłogi. Przed nami ukazał się ogromnych rozmiarów wilkołak, który był zarazem moim ojcem. Stałam przed nim jak zaczarowana. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś, z kim jestem tak blisko spokrewniona, nagle stał się wrogiem numer jeden. Przez chwilę nasze oczy się spotkały. To nie był ten sam wzrok, który wpatrywał się we mnie kilka miesięcy temu, po zaatakowaniu Edwarda. Ba, nawet byłam pewna, że mój ojciec nie jest tym wilkołakiem, który nas napadł. Jego skóra była minimalnie jaśniejsza od tamtego stwora, a w dodatku mogłam rozróżnić charakterystyczny, ostry zapach. Nagle odwrócił się i wyskoczył przez okno, które zarazem rozbił. Pobiegł w stronę lasu, a ja nie wiedziałam czy go gonić, czy nadal stać przy drzwiach.
Czułam się rozdarta pomiędzy tym, co jest właściwe, a co nie. Nie wiedziałam czy zostawić Charliego takim, jakim jest, czy spróbować coś z tym zrobić. Problem w tym, że nie wiedziałam co zrobić, a przede wszystkim jak. Natomiast byłam pewna jednego. Jane nie mogła się dowiedzieć o tym, co się tutaj stało.
Tak pochłonęły mnie własne myśli, że nie zauważyłam, kiedy zostałam sama w starym domu. Alice i Edward wyszli. Zapewne pobiegli za moim ojcem. Usiadłam na schodach i schowałam głowę w ręce. Odczułam palenie w żołądku, co znaczyło, że moje ciało domagało się krwi, lecz nie byłam w stanie gdziekolwiek się ruszyć. Jedna z najgorszych nocy w moim życiu mijała powoli, lecz to nie był jeszcze koniec… |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mirona dnia Śro 15:16, 29 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Śro 20:05, 29 Wrz 2010 |
|
tego się nie spodziewałam
zaatakowac od tej strony, to jest niespodzianka i ciekawi mnie jak to będzie dalej
co zrobią Cullenowie, a tym bardziej Volturii jak oni na to popatrzą
czuję, że Bella i Nessi będą cierpiec przez to...
do następnego
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 19:53, 01 Paź 2010 |
|
po prostu super, a rozdział chyba najlepszy jak na razie, ale czekam na jeszcze fajniejsze. Nawet ładnie jest to powiązane i na początku gdy zaczęłam czytać rozdział to nie przypuszczałam że akcja się tak potoczy. Charlie jest wilkołakiem?? no to mamy problem, bo jest to ojciec Belli a zarazem wrogiem numer 1. Ciekawi mnie czy ta przemiana jest taka sama u wilkołaków jak u wampirów, że one też maja kły?? I czym żywią się te stwory.
Pozdrawiam i czekam, gdy będę miała czas to na pewno skomentuję:D
Weny i czasu:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Lady M.
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 39 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 14:19, 03 Paź 2010 |
|
Cieszę się, że powróciłaś do tego Ff.
Cóż mogę napisać? Twoje opowiadanko jest naprawdę super;>
Bardzo mnie zaciekawiła sytuacja z ojcem Belli, ale czuję jakiś niedosyt w czytaniu. Może tak wspaniałe rozdziały zasługują na większą rozbudowę? Pomyśl o tym, bo styl jest przecudowny, a masz możliwość na rozbudowanie tego daru;)
Życzę weny, weny, weny.;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Starlet Night
Nowonarodzony
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: z piekła
|
Wysłany:
Nie 16:06, 03 Paź 2010 |
|
Postanowiłam, że skomentuję twoje opowiadania i bardzo mi się ono podoba .Nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów.bardzo mnie zaciekawiła rozmowa Belli z Charlim.Czekam na kolejne rozdziały i weny rzyczę.
Masz już dwa osty za pisanie podobnych komentarzy, nic nie wnoszących dla autora, tłumacza czy innych czytających. Dziś napisałaś cztery komentarze (bardzo podobne do tego). Pisz może jeden dziennie ale konstruktywny. W przeciwnym przypadku dostaniesz trzeciego warna, a wiadomo co to oznacza. BB
_______________________________________________________________
http://www.twilightseries.fora.pl/muzyka,20/jordin-sparks,7555.html |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mirona
Wilkołak
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory
|
Wysłany:
Wto 15:45, 05 Paź 2010 |
|
Hejo eweryłone xD! Cieszę się, że wszystkim, co komentują, podoba się mój ff (mam wrażenie, że się powtarzam ).
Dużo to dla mnie znaczy, kiedy piszecie o tym jak nie możecie się doczekać kolejnych rozdziałów. To daje mi motywację do dalszego pisania i wiem, że warto, chociażby dla trzech stałych czytelniczek, które są ze mną od początku i mnie wspierają :) Tak, tak o was mówię zawasiu, Lady M. i behappy Naprawdę bardzo, ale to baaardzo dziękuję Macie ode mnie po lizaku :P Dzisiejszy rozdział dedykuję właśnie wam ;]
A co się tyczy rozdziału IX, to postanowiłam podzielić go na II części. Najpierw chciałam to rozdzielić normalnie jako IX i X rozdz. ale stwierdziłam, że podział na dwie części będzie lepszy:)
UWAGA: zmienia się narracja! Na moment opuszczamy Bellę i zwracamy się w stronę jej męża, czyli Edwarda.
Zaczęłam pisać od momentu, gdy Bella (w rozdziele VIII) wyszła, a Edi został w willi Cullenów.
Betowała: Courtney
Rozdz. IX cz. I "Pogoń za prawdą" (EPOV)
Bells wyszła. Siedziałem w moim pokoju, który jeszcze przez tydzień miał być naszą sypialnią. Obserwowałem śpiącą w swoim łóżeczku Nessie. To zawsze mnie uspokajało, gdy mogłem patrzeć na tą niewinną dziewczynkę. Ona przypominała mi o niedawnych wydarzeniach, kiedy jej matka była tylko kruchym człowiekiem. Za wszelką cenę chciałem, aby nie zmieniała się w wampira, lecz było to nieuniknione. Gdybym się nie przełamał i nie zmienił jej w dniu narodzin Renesmee, to zapewne straciłbym ją na zawsze, a sam skończyłbym ze sobą, bo bez niej moja egzystencja nie miałaby sensu.
Od mych rozmyślań odciągały mnie czyjeś myśli, a właściwie wizja Alice. Zobaczyłem, jak Bella klęczy nad nieprzytomnym Charliem i próbuje mu pomóc, a po chwili jej ojciec zamienia się w wilkołaka. Trochę mnie zaskoczyło to, co podsłuchałem z głowy mojej siostry. Wręcz nie potrafiłem w to uwierzyć. To było jak policzek w twarz.
Edwardzie, musimy tam być, rozumiesz? – usłyszałem głos Alice w swojej czaszce. Spojrzałem w stronę drzwi, a ona już tam stała. Wpatrywała się we mnie swymi dużymi oczyma.
- Ruszysz się w końcu, czy mam iść sama? – zapytała dobitnie. Nadal czułem się tak, jakbym nie potrafił się ruszyć.
- Czekaj, zapytam Esme, czy posiedzi przy małej – oświadczyłem.
- Nie musisz, już to zrobiłam – odpowiedziała.
Wstałem i wyszliśmy przez okno w pokoju. Pędem pobiegliśmy w stronę Forks.
Biegliśmy niczym w zabójczej pogoni. W lesie leżało mnóstwo śniegu, co minimalnie utrudniało nam zadanie. Na dodatek, po chwili z nieba zaczęły padać małe, białe płatki zamarzniętej wody. Ta manifestacja natury wyglądała pięknie, lecz zależało mi na tym, aby znaleźć się jak najszybciej w domu komendanta Swana. Chciałem na własne oczy ujrzeć ziszczenie się wizji Alice, a przy okazji do końca uwierzyć w to, że on jest wilkołakiem, co nadal wydawało mi się niedorzeczne. Oczywiście nie mogłem zostawić Belli sam na sam z jej ojcem po przemianie. Wiedziałem, że dozna szoku. Ogromnego szoku.
W odległości pięciuset metrów ujrzałem słabe światło dochodzące z ulicznych latarni. Już po chwili znaleźliśmy się w pobliżu domu mojego teścia. Alice próbowała wejść, lecz przytrzymałem ją za ramię.
- No co? – pomyślała.
- Poczekaj, zbadam sytuację.
Próbowałem wychwycić myśli Charliego, aby dowiedzieć się o czym rozmawiają.
- …Cullen ci to zrobił… Zamienił cię w krwiopijcę – usłyszałem jego wypowiedź w swojej głowie. No pięknie… To już wie, że nie jesteśmy ludźmi.
- Uratował mi życie – powiedziała Bella.
- Jakie życie! Ty nawet nie masz już duszy! Tylko zimne ciało, w którym płynie krew. Nawet nie wiem czyja – wyrzucił z siebie tak, że nawet Alice to usłyszała.
- Dla twojej wiadomości, nie zabijam ludzi. Cullenowie też nie. Żywimy się krwią zwierząt, jeśli o to ci chodzi – Bells dalej mówiła spokojnie.
- I pomyśleć, że zanim go poznałaś, chciałaś być w Greenpeace… - zironizował. Hmm… Tego nie wiedziałem… Chyba zmieniła swoje nastawienie do zwierząt przeze mnie.
- To było dawno. Nawet nie pamiętam, ile miałam wtedy lat – powiedziała. -Wybaczysz mi? – po chwili dodała pełna skruchy i poczucia winy.
- Co mam ci wybaczyć? – Charlie mówił sfrustrowany.
- To, że nie dowiedziałeś się całej prawdy ode mnie – aaa… to za to gryzło ją sumienie…
- Nie wiem. Muszę to przemyśleć – rzekł, tyle że już trochę spokojniej.
- Odezwij się jeszcze – pożegnała się, po czym zmierzała w stronę wyjścia. W tym samym momencie, gdy naciskała klamkę od drzwi, Charlie upadł na ziemię.
Spojrzałem wymownie na Alice i jednym skokiem pokonaliśmy wysokość dzielącą nas od okna starej sypialni Belli. Z lekkim zgrzytem otworzyłem starą szybę, obitą w drewnianą framugę i byliśmy w środku. Ona już wiedziała, że to my. Zeszliśmy po schodach. Moja ukochana klęczała przy swoim nieprzytomnym ojcu, próbując mu jakoś pomóc.
- Zostaw go. Nic mu nie jest – powiedziałem.
- Jak to nic mu nie jest?! On umiera! Muszę mu pomóc – Bells krzyczała bezradnie.
- Bello, on nie umiera. Zaraz zobaczysz – powiedziała spokojnie Alice.
- Wiedziałaś, co się z nim stanie… Dlatego przybiegliście – rzekła z lekkim przerażeniem w głosie.
Nagle ujrzałem wystający lekko opatrunek zza golfu Charliego. Teraz byłem pewien, że ugryzł go wilkołak.
- Przyjrzyj się jego szyi – zwróciłem się do mojej ukochanej.
Zrobiła to, co jej powiedziałem. Po chwili podeszła do mnie i wtuliła się w moje ciało. Była taka bezradna. Wiedziałem, że w tej chwili potrzebuje oparcia. Nie tylko fizycznego, ale i psychicznego.
Zegar przerwał nerwową ciszę, obwieszczając nam mijającą godzinę dwunastą. Przedstawienie się rozpoczęło. Charlie rozpoczął swą przemianę w wilkołaka. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego. To było jak oglądanie zmartwychwstania, tyle, że do innego ciała. Całkowicie odmiennego ciała. Ojciec Belli wyglądał tak, jak ten wilkołak, który tamtego pamiętnego wieczoru przyszedł po naszą córkę, lecz nieznacznie różnił się od niego. Jego cera była minimalnie jaśniejsza i mogłem rozróżnić ostry zapach, który mieszał się z indywidualnym zapachem krwi płynącej w żyłach Charliego. Stanął przed nami, okazując swą monstrualną postawę w całości po tym, jak odzyskał przytomność. Wpatrywał się w swoją córkę przez moment i uciekł. Wyskoczył przez okno, rozbijając przy tym szybę. Potrzaskane szkło upadło echem na ziemię.
Zrozumiałem, że nie mogę dłużej zostać i patrzeć, jak wilkołak ucieka. Był w prawdzie częścią mojej rodziny, ale zarazem był moim wrogiem. Dwie sprzeczności stały się jednością. Niedorzeczne…
Wybiegłem przez drzwi z normalną - jak dla mnie – szybkością. Nie zważałem, czy jacyś sąsiedzi, który po nocach nie potrafią spać, zobaczą coś dziwnego. Było już późno, a ludzki zmysł wzroku w ciemności był do niczego, więc nikt nie mógł dostrzec czegoś niepokojącego o tej godzinie.
Odszukałem nowo poznany zapach i podążyłem tym tropem. Alice biegła za mną.
- Dlaczego nie zostałaś z Bellą? – zapytałem z wyrzutem.
- Miałam przeczucie, żeby iść z tobą – odpowiedziała w myślach.
Ach, te przeczucia Alice… Wolałem, aby była przy Bells, ale nie byłem w stanie zmusić jej do tego. Nawet nie myślałem o tym. Moją głowę zaprzątały jedynie myśli o tym, aby jak najszybciej złapać Charliego i zapytać przede wszystkim o to, kto go przemienił.
Śnieg był już wszędzie. Ostry zapach powoli gubił się pośród tej wilgoci będącej w powietrzu. Traciłem trop, lecz pode mną było jeszcze widać odciski podłużnych, wilczych stóp. Zatrzymałem się. Przykląkłem na ziemi i zacząłem przyglądać się śladom na podłożu. Podążyłem dalej. Po kilku sekundach pościgu zapach Charliego na nowo stał się intensywniejszy. Zwolniłem tempo, aby mnie nie zauważył. Zgubiłem ślady. Alice kręciła się gdzieś po okolicy a ja znowu próbowałem je odzyskać i chyba mi się udało, bo usłyszałem strzępki myśli należące do ojca Belli. Stałem w miejscu i próbowałem odnaleźć dokładne miejsce, w którym mógłby stać.
Nagle coś zaatakowało mnie z góry. Leżałem twarzą do ziemi a czyjeś potężne ręce zaciskały się na mojej szyi. Poczułem fizyczny ból. Dobrze, że nie musiałem oddychać, bo ten ktoś dawno by mnie udusił. Próbowałem się obrócić lub podnieść, lecz nie potrafiłem.
- Nareszcie cię dopadłem! - Usłyszałem myśli atakującego. Zorientowałem się, że osoba dusząca mnie to Charlie! Chciałem coś powiedzieć, lecz moje gardło odmawiało posłuszeństwa.
Po chwili poczułem, jak stalowy ucisk zaciskający moją szyję rozluźnił się. Szybko wstałem, aby zobaczyć, gdzie on jest i dostrzegłem Alice, która klęczała na unieruchomionym komendancie policji w skórze wilkołaka.
- Tylko nie próbuj czegoś wywinąć, bo i tak to zobaczę! – postraszyła go moja siostra.
- Wstawaj! Teraz pójdziesz z nami – powiedziałem do niego lekko zniekształconym głosem.
- Nigdzie z wami nie pójdę – wykrzyczał w złości. Patrzeliśmy sobie w oczy. Było mi go żal. Sam nie wiem dlaczego. Może dlatego, że jest ojcem mojej ukochanej i dziadkiem Renesmee? Nie miałem zielonego pojęcia.
Wzrok Charliego przepełniony był gniewem i goryczą, która także wylewała się na każdą komórkę jego ciała.
- Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałem po kilku minutach ciszy.
- Bo cię nienawidzę… – wysyczał przez zaciśnięte zęby – …nienawidzę za to, co zrobiłeś mojej córce… - dodał po chwili.
- Uratowałem ją.
- Uratowałeś?! Zamieniając ją w krwiopijcę? Ha! Ciekawe przed czym ją uratowałeś. Chyba przed samym sobą – zironizował.
Zorientowałem się, że ktoś, kto mu powiedział prawdę o nas, pominął istotny fakt z naszego życia.
- To ty nie wiesz… - powiedziałem
- O czym niby nie wiem? – zapytał zmieszany. Jego twarz lekko złagodniała.
- O tym, że Renesmee jest moim i Belli biologicznym dzieckiem, że nie była adoptowana – odezwałem się spokojnie.
- Ale… Jak? Kiedy? Przecież po niej nie było widać ciąży. To niemożliwe… - mówił z niedowierzaniem.
- Bo widzisz… Cała ciąża trwała tylko miesiąc, a Nessie jest w połowie wampirem, dlatego tak szybko rozwijała się w brzuchu twojej córki, zaś Bella z każdym dniem była coraz słabsza i tym samym niedaleka od śmierci. Nie wiedzieliśmy co robić. Podsłuchałem kiedyś rozmowę Carlisle’a i Jacoba, a właściwie myśli tego drugiego. Nieświadomie podsunął nam pomysł utrzymania Belli przy życiu. Podawaliśmy jej do picia ludzką krew i stan zdrowia znacznie się poprawił. Podczas porodu zaaplikowałem w bardzo osłabione serce twojej córki wampirzy jad, aby jak najszybciej rozprowadził się po ciele w celu uratowania jej życia. Nie chciałem, aby była taka jak my, lecz musiałem to zrobić. Po dwóch dniach Bella obudziła się z letargu jako nowonarodzony wampir.
Charlie wyraźnie był podminowany. Coś go gryzło, a ja nie miałem pojęcia co. Jego myśli były w tym momencie jak najlepiej strzeżona średniowieczna twierdza.
- Nie wierzę ci – powiedział cicho – chcę to usłyszeć z jej ust.
- Dobrze – odparłem krótko, po czym wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer mojej żony. Kilka sygnałów i odezwała się głucha cisza z drugiej strony.
- Bells, znaleźliśmy twojego ojca. Pobiegnij za moim zapachem – odezwałem się i nacisnąłem na czerwoną słuchawkę mojego iPhone’a.
Nie byłem w stanie przejrzeć jego myśli, lecz z wyrazu twarzy mogłem odczytać malejący gniew oraz niepewność. Poczułem jak moja frustracja narasta z powodu niemożności usłyszenia tego, co dzieje się w jego głowie. Zrozumiałem, że Bella jest taka sama, jak jej ojciec. Oboje są dla mnie zagadką, lecz Charlie ma mniej rozwinięty talent ukrywania swoich myśli.
Po pięciu minutach przybiegła do nas Bella owładnięta jakąś furią.
- Puść go! – krzyczała do Alice. Jej ciało przybrało pozycję do ataku. Podszedłem do niej od tyłu i chwyciłem ją za ramię. Ona przerzuciła mnie przez siebie, tak, że znalazłem się przed nią, leżąc na ziemi. Gdy zobaczyła mnie rozłożonego na śniegu popadła w zakłopotanie.
- Kochanie, nie musisz być taka agresywna – zażartowałem i wstałem.
- Och, przepraszam… Ja nie chciałam – zaczęła się tłumaczyć. – Tak w ogóle, dlaczego Alice krępuje ręce Charliego? – zapytała z wyrzutem.
- Bo mnie zaatakował, a gdyby nie ona, to zapewne dusiłby mnie do samego rana – powiedziałem. Bella spojrzała wymownie w stronę komendanta Swana. Oczy miał skierowane w śnieg, który leżał pod jego kolanami. Zapadła cisza między naszą czwórką.
- Charlie chciał się ciebie o coś zapytać – powiedziała Alice do mojej żony. W tym momencie ojciec Belli podniósł wzrok i spojrzał na swoją córkę.
- Edward opowiedział mi o twojej przemianie oraz o tym, że Renesmee jest waszym biologicznym dzieckiem. Chciałem usłyszeć z twoich ust, czy to prawda – rzekł.
- Tak, Nessie jest moją rodzoną córką, a Edward przemienił mnie podczas narodzin małej, gdy byłam bliska śmierci – powiedziała z obojętnością w głosie.
Alice zapytała mnie w myślach, czy może go puścić, bo według niej był już niegroźny. Delikatnie skinąłem twierdząco głową na znak, że może to zrobić. Mój teść tymczasem klęczał cały czas na ziemi i z bezradnością obejmował swoją głowę muskularnymi rękoma.
Tymczasem moja ukochana podeszła do komendanta Swana i usiadła przy nim, po czym wtuliła się w jego ogromne ciało. Zauważyłem, że zrobił się lekko spięty.
- Nie wiedziałem, że to tak wyglądało – zwrócił się do mnie. – Cały czas myślałem, że przemieniłeś Bellę tylko dla swojego widzimisie. Tymczasem uratowałeś jej istnienie. Przepraszam. Ja po prostu nie znałem całej prawdy – powiedział ze skruchą w głosie.
- Rozumiem – odrzekłem.
- To może teraz ty nam opowiesz kto i jak ciebie przemienił w wilkołaka? – zapytała Bella. Miał już odpowiadać, gdy przerwała mu Alice.
- Czekaj. Mam pomysł. Może pójdziemy do La Push i Charlie opowie nam wszystko w obecności sfory? Myślę, że oni także chcieliby to wiedzieć.
- Tato? – zwróciła się Bella do swojego ojca. Komendant Swan pokiwał twierdząco głową.
- Dobrze, to w drogę – powiedziałem, po czym pobiegliśmy w stronę La Push.
Czułem się skołowany. Wszystkie zdarzenia dzisiejszej nocy zapełniały moje myśli. Po raz pierwszy od ponad stu lat mojego istnienia widziałem coś takiego. Przemiana człowieka w wilkołaka. Nie w wilka, tylko w wilkołaka, który był zarazem wrogiem wampirów i ojcem mojej ukochanej Belli. Chciałbym go traktować jak mojego teścia, lecz nie potrafiłem. Był dla mnie zagrożeniem i nie mogłem zmienić swojego myślenia, zaś Bells miała go za swojego rodzica. Tylko to powstrzymywało mnie, aby go nie zabić... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Lady M.
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 39 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 19:31, 05 Paź 2010 |
|
Oooo, mam lizaka, mam lizaka;)
Dziękuję za wyróżnienie;* A co do rozdziału... zaskakujący;> Nie pomyślałabym, że Edward chciałby zabić Charliego, gdyby nie więzy rodzinne
Bardzo mi się podoba ten cykl zdarzeń z akcją Twoje ff jest tak cudowne, że każdy rozdział kończę pytaniem: ,, O, to już koniec?" Umiesz stworzyć coś tak magicznego, co pozwala mi dosłownie wejść do Twojego opowiadania i stać się obserwatorem, nie tylko czytelnikiem każdego zdania
A może jakaś rozmowa Edwarda z Bellą? Dziewczyna jest w szoku, a to na pewno jej się przyda ;D
dziękuję, że powróciłaś do pisania;*
Weny i czasu;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 19:29, 06 Paź 2010 |
|
zaskoczyłaś mnie i to bardzo. Jestem zaszczycona, że ten o to rozdział jest dedykowany mi, takiej szarej behappy która gdy ma trochę czasu komentuje ff'y. Bardzo jestem szczęśliwa z tego zaszczytu, bo chyba nikt jeszcze nie dedykował takiego tekstu, który jest po prostu świetny.
no to może teraz trochę o rozdziale, bo chyba za dużo już tego mojego zachwytu:-) rozdział jest świetny, podoba mi się to, że początek jest prawie taki sam jak poprzedni rozdział, tylko w narracji Edwarda, a ty zrobiłaś z tego ciekawy tekst, w którym nie myślisz <przecie>. a ty łamiesz zasady przewidywalności. Bardzo mi się to podoba i aż nie mogę się doczekać co będzie w następnym odcinku. W momencie gdy pojawiła się Bella miałam wrażenie, że coś się stało w domu Swanów, bo Bella tak ostro zareagowała, ale to tylko przez chwile. Az mnie rozsadza z ciekawości kim właściwie jest wilkołak grasujący w okolicach Forks. Jeszcze czeka nas relacja Belli. no to się zapowiada fajnie.
Jeszcze raz dziękuję za dedykację, gdy będę miała czas a pojawi się nowy rozdział to na pewno wpadnę tu i coś naskrobię.
Życzę weny i czasu, którego jest tak mało.
B. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
valentin
Zły wampir
Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 13:03, 09 Paź 2010 |
|
Tak więc zacznijmy od tego : Szok!!! Po prostu szok,. Ojciec Belli wilkołakiem... Dlaczego mam dziwne wrażenie że Volturi maczali w tym palce, żeby Babic jej ojca a przy okazji zniszczyć Cullenów, bo staną w jego obronie i narażą się ich woli??? A swoją drogą ciekawe jak się tam dostali....
Rozdział dynamiczny literówek nie zauważyłam :) Nie żebym szukała.
Biedna Bella i co teraz???? no I Edward? bronic TEŚCIA, CZY ZABIĆ TEŚCIA??? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mirona
Wilkołak
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory
|
Wysłany:
Śro 16:36, 20 Paź 2010 |
|
Hello wszystkim! Właśnie wstawiam wam nowy rozdział tegoż ffa. Jak zwykle, mam nadzieję, że się wam spodoba. Czekam na wasze komentarze :)
Betowała: Courtney
Rozdz. IX cz. II "Pogoń za prawdą"(EPOV)
Nasza czwórka biegła w stronę ziem Quiletów. Charliego trzymaliśmy z przodu, aby gdzieś nie uciekł po drodze. Zaś ja, Bella i Alice biegliśmy za nim. Byliśmy niecałe pięćset metrów od granicy, gdy usłyszałem myśli jednego z wilków. Był to nowy głos, którego nie znałem. Rozpoznałem także Jacoba.
- Uch, co tak śmierdzi? – zapytał nowy swojego towarzysza.
W tym momencie wybiegłem na czoło naszej formacji, aby uniknąć komplikacji związanych z nieprzewidzianym atakiem na komendanta Swana, tym samym przekazałem, aby na razie zostali z tyłu i nie wychylali się niepotrzebnie. Wyszedłem na małą polanę, gdzie znajdowało się dwóch moich przyszłych rozmówców.
- Wampiry – odpowiedział mu Jacob. – Witaj, Edwardzie – dodał po chwili.
- Cześć, Jake – zwróciłem się życzliwie.
- On nas słyszy?- zapytał młody.
- Tak. Niektóre wampiry mają szczególne talenty. Edwardowi trafił się taki, że słyszy myśli innych – odpowiedział Jake. Młody wilk poczuł się dziwnie z powodu, że ktoś poza watahą może znać jego myśli. Na chwilę zapadła niezręczna cisza.
- Widzę, że macie nowego członka watahy – stwierdziłem, próbując rozładować atmosferę.
Nowy wilk był jasnobrązowego umaszczenia. Przy Jacobie swoją posturą wyglądał na wyrośniętego szczeniaka.
- No tak. To jest Ethan Higgins. Dołączyły do nas jeszcze dwie osoby, ale akurat mają wartę w innej części La Push z ludźmi Sama – powiedział, a po chwili dodał: – Co cię sprowadza do nas o 4 nad ranem?
- No właśnie. Mam sprawę, a właściwie chciałbym ci przedstawić pewną osobę – powiedziałem niepewnie.
Rudawy wilk wyrażał w swoich myślach zdziwienie.
Odwróciłem się i pomachałem znacząco w stronę lasu, z którego wyłoniły się dwie drobne postacie, a za nimi szedł ogromny wilkołak.
- O kurcze...- swój podziw wyraził Ethan.
- Co to jest? - zapytał lekko przerażony Jacob. W tym samym czasie, na równi ze mną stanęła Alice, a Bella i jej ojciec znajdowali się trochę za nami.
- Chciałabym ci przedstawić Charliego – odezwała się moja żona do swojego przyjaciela.
- Czekaj, daj mi chwilę – wypowiedział w myślach. – A ty nie przemieniaj się, dopóki ci nie powiem! - poinstruował swojego podopiecznego Jake, po czym zniknął na chwilę, a wrócił jako człowiek ubrany w postrzępione, jeansowe spodenki. Jego skóra nawet nie zjeżyła się z powodu panującej dookoła zimowej aury.
- Wy sobie ze mnie żartujecie – stwierdził. – To pan, panie komendancie? – zwrócił się niepewnie do ojca Belli.
Ten w odpowiedzi na jego pytanie tylko przytaknął. Jacob niemo krzyczał z niedowierzania. Gdybym był człowiekiem i słyszał to, co teraz, to moja głowa chyba by pękła z powodu takiego natłoku myśli.
- Ale dlaczego? Jak? Kiedy? Możecie mi to wyjaśnić? – pytał ciągle zdziwiony Black.
- Jestem Dzieckiem Księżyca, Jacobie – odpowiedział spokojnym, głębokim barytonem Charlie. – Edward, Alice i Bella przyprowadzili mnie tutaj, abym opowiedział wam, jak doszło do mojej przemiany.
Nasz przyjaciel zrobił się blady jak ściana. Miałem wrażenie, że zaraz upadnie na ziemię. Stał ciągle i wpatrywał się w mojego teścia-wilkołaka jak w obrazek.
- Ekhm... Sorry, że przerywam, ale chyba Sam z paczką zaraz tutaj przyjdzie – wypowiedział w swoich myślach młody wilk. Ja zaś przekazałem to innym.
Po chwili z lasu wyłoniła się zgraja nastroszonych, szczerzących zęby wilków. Nie mieli pojęcia, że to monstrualne stworzenie stojące za moją żoną to komendant Swan. Byli przygotowani w każdej chwili skoczyć na nas i w mgnieniu oka rozszarpać. Jacob zauważył, że za moment może nie być już tak kolorowo i stanął pomiędzy nami a watahą.
- Sam, spokojnie – odezwał się Jake do Alfy. – To jest Charlie Swan, który jakimś cudem stał się wilkołakiem i przyszedł nam wszystko wytłumaczyć – powiedział, wskazując ręką na komendanta policji.
Czarny wilk schował swoje zęby i rozluźnił mięśnie. Poczłapał ciężko w stronę lasu, a po chwili naszym oczom ukazał się zdezorientowany przywódca drugiej watahy w ludzkiej skórze. Zauważyłem, że wszyscy skierowali swój wzrok w stronę mojego teścia, który usiadł na pobliskim pniu i zaczął mówić.
- Zapewne chcecie usłyszeć, jak to się stało. Dobrze, powiem wam wszystko, co pamiętam z tamtego dnia – rzekł ciężkim głosem.
- Słuchamy – zachęciła Alice Charliego do kontynuacji. Po minucie zaczął mówić.
- Dokładnie tydzień temu miałem nocny dyżur na komisariacie. Jako, że Forks jest małym miasteczkiem, zostałem sam w biurze. Wypisywałem papiery, gdy do środka wszedł pewien mężczyzna. Wyglądał na przyjezdnego, bo wcześniej go nie widziałem. Nie zdążył nic powiedzieć. Upadł na ziemię z hukiem. Wyglądało to na zwykłe omdlenie, ale po chwili dostał padaczki. Podszedłem do niego, aby jakoś mu pomóc, lecz ten szybko zaczął nabierać masy. Przestraszyłem się i odskoczyłem na bok. Nie wiedziałem, co robić. Przez cały czas obserwowałem, co się działo z jego bezwładnym ciałem. Nagle moim oczom ukazała się dziwna, ogromna, przerażająca postać. Sięgnąłem po pistolet i wymierzyłem w niego, a potwór rodem z najgorszego horroru tylko kpiąco się uśmiechnął. Zanim zdążyłem nacisnąć spust, był już przy mnie i ugryzł w szyję. Potem nie pamiętam, co się działo.
Nastała cisza jak makiem zasiał. Nikt nie wierzył swoim uszom, że komendant jest wilkołakiem. Na każdej twarzy malowało się zdziwienie, jedynie moja żona wyglądała na nieporuszoną.
- Uh, ile dałbym, aby dowiedzieć się, co ona teraz myśli…Wygląda tak, jakby przyzwyczaiła się do tego faktu, że jej ojciec nie jest człowiekiem - pomyślałem.
- Koniec? – zapytała Bella. Charlie ciągnął dalej.
- Nie, następnego dnia obudziłem się w swoim łóżku z ogromnym bólem głowy. Nie miałem pojęcia, jak dostałem się do domu. Zszedłem na dół po schodach, aby wziąć coś przeciwbólowego. Usłyszałem włączony telewizor. Poszedłem, aby go wyłączyć, gdy na kanapie zobaczyłem tego samego mężczyznę, który poprzedniej nocy był na komisariacie. Wszystko, co się wtedy zdarzyło, ponownie stanęło przed oczami mej duszy. Zacząłem krzyczeć na tego człowieka. Próbowałem go wyrzucić z mojego domu, lecz on spokojnym głosem powiedział, żebym się uspokoił, to wytłumaczy mi wszystko. Usiadłem na fotelu i sfrustrowany patrzałem na mojego gościa. Najpierw przedstawił mi się jako Ryan Baxter, a później opowiedział, kim dokładnie jest i dlaczego zamienił mnie w wilkołaka. Powiedział mi także, że Bella jest wampirem, a przemienił ją Edward. Zapytałem, skąd o tym wie, ale stwierdził, że to jest najmniej istotne. Tym samym moja niechęć do męża córki przemieniła się w nienawiść.
- Więc dlaczego cię ugryzł i zrobił tym czymś? – zapytał Jacob.
- Przekazał mi, że od dawna mnie obserwował i byłem dla niego najlepszym kandydatem na kolejne Dziecko Księżyca. Jeszcze dodał, że zostałem przeznaczony do bardzo ważnej misji.
Słyszałem, jak każdy w tym miejscu zastanawiał się, co to za misja. Postanowiłem ich wyręczyć i po prostu zapytałem, o co chodzi. W mojej głowie dźwięczały słowa: dzięki Edward. Delikatnie skinąłem głową, odpowiadając na ich podziękowania.
- Ryan powiedział mi coś o dziewczynce z półkrwi, ale nic poza tym. Przekazał mi jeszcze, że w najbliższym czasie zadzwoni do mnie w sprawie spotkania z innymi i oni przedstawią w jaśniejszym świetle moje zadanie.
Przeraziłem się, gdy usłyszałem odpowiedź Charliego. On jeszcze nie wiedział, do czego spróbują go nakłonić, lecz ja byłem tego w pełni świadomy. Każą mu porwać Renesmee, a ja nie mogłem do tego dopuścić.
Spojrzałem w stronę Belli, która wyraźnie się zdenerwowała na słowa swojego ojca. Wyglądała na bardzo spiętą. Złowrogim wzrokiem zaczęła mierzyć Charliego. Po chwili spuściła głowę w dół, ale zaraz ją podniosła. Nasze oczy się spotkały. Wpatrywaliśmy się w siebie wymownie. Byłem pewien, że myślimy o tym samym. Musieliśmy mu przekazać, kim jest dziewczynka z półkrwi.
- Tato, musimy ci coś powiedzieć – zwróciła się moja żona pełnym powagi głosem do komendanta policji.
Bells ruszyła w moją stronę. Po tym, jak stanęła koło mnie, nasze dłonie splotły się ze sobą. Charlie wyglądał na zmieszanego. Patrzył na nas pustym wzrokiem.
- Wiemy, kim jest dziewczynka z półkrwi – rzekłem rzeczowo.
Myśli wszystkich obecnych skupiły się na nas. Komendant Swan spojrzał w naszą stronę zdziwiony. Rozpoznałem po jego twarzy, że za wszelką cenę chciał się dowiedzieć, kto jest celem misji, o której mówił mu Ryan. Zacząłem nabierać coraz więcej wątpliwości, czy powiedzieć mu o tym.
- Więc kto to jest? – zapytał zaciekawiony i zniecierpliwiony.
- To Renesmee – odpowiedziała Bella.
- Ale skąd o tym wiecie? – pytał dalej.
- Nie wiem, czy wiesz, ale potrafię czytać ludzkie myśli i nie tylko… - kontynuowałem.
- I co z tego? – przerwał mi grubiańsko Charlie.
- Poczekaj, zaraz ci powiem – uspokajałem go trochę. – Kilka miesięcy temu napadł na nas wilkołak. Usłyszałem w jego głowie, że przyszedł po dziewczynkę z półkrwi, aby ofiarować ją księżycowi. Skojarzyłem fakt, że Nessie jest w połowie wampirem, a w połowie człowiekiem, więc w jej żyłach nadal płynie krew, lecz jest ona ciągle mieszana z krwią zwierzęcą. To sformułowanie pasowało jak ulał do naszej córki.
Komendant Swan wpatrywał się we mnie i w Bellę pustym wzrokiem. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Mogłem się tylko domyślać, co siedzi mu głowie.
- Boimy się, że Ryan każe ci porwać Renesmee – rzekła Bella.
- Isabello, przecież wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił – odpowiedział jej Charlie. Moja żona, na dźwięk swojego pełnego imienia, lekko się skrzywiła.
- Nie wiemy, jakimi środkami dysponują pozostałe dzieci księżyca przeciwko nam – zabrała głos Alice, która do tej pory milczała. – Mogą cię zmusić do tego, abyś przyprowadził do nich Nessie – zwróciła się do mojego teścia.
- Nie pozwolę im, żeby skrzywdzili moją wnuczkę! – wykrzyczał pełen furii.
Na ten moment może nie był w stanie zrobić krzywdy Ness. Przychylałem się bardziej do wersji Alice, że w najbliższej przyszłości wilkołaki użyją takich środków, aby komendant przyprowadził do nich naszą córkę.
- Spokojnie, tato, wierzymy ci – odpowiedziała Bella, próbując uspokoić Charliego. – Prawda? – dodała i spojrzała na mnie podejrzliwym wzrokiem. Musiała wyczuć moje wątpliwości.
- Naturalnie – skłamałem, używając bardzo przekonującego tonu. Moja żona odwróciła wzrok na swojego ojca. Nie poznała, że przed chwilą, tym jednym słowem, ją oszukałem. Zaczęły mnie zżerać wyrzuty sumienia, lecz zignorowałem to.
Ojciec Belli uspokoił się trochę. Wszyscy byli zmęczeni mijającą nocą. Nawet ja czułem się wykończony. Wykończony psychicznie.
- I co teraz? – zapytał Jacob, przerywając ciszę.
- Myślę, że możemy się zwijać – rzekłem. – W razie jakichkolwiek komplikacji odezwiemy się jeszcze do was – dodałem.
Wszyscy się pożegnali i każdy poszedł w swoją stronę.
Na polanie pozostała nasza czwórka, która przybyła tutaj na początku. Powoli podążyłem w kierunku lasu. Słyszałem, jak Bella, Charlie i Alice idą za mną. Odwróciłem się i poczekałem, aż moja żona dojdzie do mnie. Delikatnie objąłem ją w pasie i lekko musnąłem jej czekoladowe włosy swoimi ustami, aby dodać jej tym gestem trochę otuchy. Dzielnie kroczyliśmy w stronę Forks. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 16:14, 21 Paź 2010 |
|
Rozdział jest super!! Teraz to już wiemy jak Charlie stał się wilkołakiem. Przypuszczam, że przemiana wilkołaków wygląda tak jak opisywał to ojciec belli gdy spotkał Ryan'a. Mdleje i wygląda to jak atak padaczki. jestem ciekawa czy wilkołaki też mogą się zamieniać w postać człowieka trak jak wilki z La Push czy to się dzieje po określonym czasie. Ciekawa jestem co będzie dalej, co zrobi Charlie i rodzina Cullenów, jak oni zareagują na ojca Belli.
Pozdrawiam, czekam i życzę powodzenia w dalszym pisaniu. mam nadzieję, że w następnym rozdziale mnie pozytywnie zaskoczysz:)
B. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|