|
Autor |
Wiadomość |
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Nie 17:38, 07 Mar 2010 |
|
i wkońcu wszystko układa sie w jedna wielka całość...
przyznam się, że na początku byłam nastawiona na nie, ale im wiecej rozdziałów tym bardziej jestem na tak i oby tak dalej
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
paulinka111b
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 20 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Idrisu;)
|
Wysłany:
Nie 18:40, 07 Mar 2010 |
|
Przyznam, że dopiero dzisiaj zaczęłam czytać to opowiadanie, ale od razu przypadło mi do gustu;)
Masz bardzo fajny styl pisania, nie jakis taki mętny, ale od razu trafiający do czytelnika:)
Czekam na następne rozdziały i przyrzekam, że odtąd będę już wierną czytelniczką
Pozdrawiam Paula |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Hedgehog
Nowonarodzony
Dołączył: 21 Lis 2009
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk
|
Wysłany:
Nie 19:58, 07 Mar 2010 |
|
Od jakiegoś czasu śledzę to opowiadanie i podoba mi się Twoja historia.
Życzę weny i czekam na następny rozdział :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Eweline.
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 20:16, 07 Mar 2010 |
|
hej :)
o nie proszę nie przestawaj pisać !!!
baaardzo lubię to opowiadanie i jestem mega ciekawa co się stanie później
wiem że komentarze dają motywacje ze swojego doświadczenia i wiem ze im ich mniej tym mniejsza ochota na pisanie ale nie rób mi tego :D
No to tak:
- ciekawa jestem jak się potoczy ich rozmowa z Cullenami, kiedy się spotkają i jak na siebie zareagują. Co się stało z Edwardem i skąd się dokładnie wzięli Holly i Brian
- kiedy spotkają się Bella i Edward o ile wogóle się spotkają
- i najważniejsze dlaczego Diana znaczy Elizabeth jest taka brzydka? z takiej ładnej matki i tak przystojnego ojca? Nie rozumiem :P
3maj się Sola jestem z Tobą :)
Będzie dobrze :D
Czekam na kolejny rozdział
Życzę weny :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 19:32, 08 Mar 2010 |
|
Cytat: |
I zanim przejdę do następnego rozdziału to zadam pytanie: Czy jest jakikolwiek sens pisania tego nadal skoro czyta to jedna osoba? Dla mnie mała motywacja... Poproszę o wypowiedz. Pozdrawiam Sola |
Co to za pytanie?? Chyba nie myślisz, żeby przestać pisać, bo takie odniosłam wrażenie. Ani się waż! Chyba nie chcesz zadzierać ze mną. sens jest bo uszczęśliwiasz mnie jak czytam następne rozdziały, bo są bardzo fajne i nie banalne. Rozumiem cię, że masz małą motywację jeśli trzy osoby na krzyż piszą jakieś komentarze. Ja i tak uważam, że masz świetny pomysł i styl pisania, bo czyta się bardzo łatwo i płynnie, czując emocje bohaterów.
Teraz przejdę do treści. Podoba mi się pomysł i czeszę się, że wyjaśniła się sprawa poczęcia Diany. Ale też myślę że wyjaśni się sprawa brzydoty Diany. Fajnie, że wreszcie Bella zdecydowała się powiedzieć coś więcej o ojcu swojej córki, ale też że nie czuje żalu do Edwarda. Jestem ciekawa jak będzie wyglądać rozmowa Diany i Belli z rodziną Cullenów i Hallów. Jestem ciekawa- to do poprzedniego rozdziału- jak rodzina Briana wiedziała o "przykrywce" nazwiska Belli i Diany. Bo przypuszczam, że wiedzą o Belli.
To wszystko.
pozdrawiam i czekam na następny tak świetny rozdział i proszę cię! nie przestawaj pisać. to nie twoja wina, że prawie nikt nie komentuje. to ich strata, że nie czytają tego ff'a.
Życzę dużo weny i chęci do dalszego pisania.
B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
solas
Człowiek
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 55 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany:
Nie 13:06, 14 Mar 2010 |
|
Dziękuję za komentarze :) Na prawdę wierzcie mi lub nie ale dodają motywacji do kontynuacji :) Tylko mi się nie rozbestwijcie :P Żeby nie było tak, ze ja was chwalę, a wy mi odstawicie numer i następnego rozdziału nie skomentujecie Aha następny nie wiem czy będzie za tydzień, bo przyzna, że nie poszedł jeszcze do bety więc może być tak, że Lilyanne nie zdąży :) Cierpliwości ukaże się na 100% . Pozdrawiam Sola
Beta : Lilyanne
Rozdział 7 Jak przechytrzyć wróżkę?
Atmosfera była napięta. Ach gdybym był wytrzymalszy, nie doszłoby do tego. Cullenowie obiecali, że zostaną jeszcze kilka dni. Tak dawno się nie widzieliśmy. Cieszyłem się na myśl o spędzeniu z nimi paru dni. Ale ja, jak to ja, musiałem palnąć. No, a co? To nie był by Brian, gdyby czegoś głupiego nie zrobił, prawda?
- Czyli co, wracam do tej szkoły czy nie?
- W sumie nie widzę przeciwwskazań. Tyle, że musisz się opanowywać. Wątpię aby ta dziewczyna wróciła do szkoły po takiej traumie, ale cóż... Z tego co mówisz wynika, że ona nie jest zwyczajna. Chociaż ten zapach mnie niepokoi. Musisz mieć się na baczności.
- Wiem, Carlisle.
- Wierzę w ciebie – Tak, tego mi tylko było trzeba. Zawieść Carlisle’a nie chciałem, ale co mogłem poradzić?
- Dasz radę. Jesteś silniejszy niż ci się wydaje. Pamiętaj, że zawsze możesz zawołać kogokolwiek z nas. Z takiej odległości na pewno usłyszymy i przybędziemy z pomocą. Możesz spokojnie wracać do liceum.
- Dzięki. Twoja pomoc wiele dla mnie znaczy - Kurczę co ja chrzanię?! No tak, Jasper znowu majstruje przy moich emocjach, ale czy mogę mieć mu to za złe?
- Nie musisz się niczego obawiać. Nie zrobisz jej krzywdy - rzekła Alice. Jej akurat rzadko kto nie wierzył. Skoro mówiła że nie, to nie, a jak tak, to tak. Nie dało jej się wcisnąć, że białe jest czarne, a czarne białe. Uśmiechnęła się do mnie kojąco, a ja odwzajemniłem jej gest.
Po kilku godzinach wyruszyłem do szkoły. Przed rozpoczęciem lekcji chciałem jeszcze zapolować i uzyskawszy na to pozwolenie od Emmetta niczym się nie trwożyłem. A może ona w ogóle nie miała się dzisiaj już pojawić? No cóż, wystraszyłem ją wczoraj, to na pewno. Kilka metrów od domu wpadłem na trop małego stadka jeleni. Na dzisiaj musiało mi to wystarczyć, a jutro może wybiorę się z Jasperem i Emmettem na większe polowanko. Sprawnie uporałem się z całą gromadką i w nieskazitelnie czystym ubraniu wszedłem do szkoły. Wciągnąłem powietrze nosem. Nie, nie było jej. Wyczułbym to przecież. Odetchnąłem z ulgą. Jednak mój dobry humor prysł jak bańka mydlana gdy w czasie przerwy obiadowej ujrzałem ją siedzącą przy moim stoliku. Mając jednak w pamięci słowa Alice, ruszyłem do niej z uśmiechem na ustach.
- Cześć. Przepraszam, że się dosiadłam, ale pomyślałam sobie, że chyba powinniśmy porozmawiać na pewien temat - tak jakbym mógł mieć jej to za złe.
- Też tak uważam. Od czego chciałabyś zaczęć? - nie wiedziałem co wie, a czego jeszcze nie.
- Może najpierw coś łatwego, kim jest Holly? Wyszeptałeś w trakcie, że nie daruje ci tego - trzeba przyznać zrobiła na mnie wrażenie. Zamiast prosto z mostu wyznać, że jest czymś więcej niż człowiekiem wybrała subtelniejszy sposób. Och, czemu ona się tak anielsko do mnie uśmiecha?
- Cóż, może to zasługa tego, że potrafię usłyszeć twoje myśli? - rzuciła to tak swobodnie, że nie wiedziałem jak na to zareagować. Naprawdę miała dar czy stosowała maleńki fortel? I znów mnie zaskoczyła wypowiadając kolejne słowa:
- Ta pierwsza wersja jest bardziej zbliżona do prawdy. A więc? Holly to?
- Moja siostra bliźniaczka - mówiłem dość cicho, aby tylko wyczulone wampirze uszy mogły usłyszeć.
- Rozumiem, że wygląda dojrzalej i dlatego unika nauki kolejny raz w liceum tak?
- Zgadza się. Mogę teraz ja? Ile masz naprawdę lat? - rozbawiłem ją tym pytaniem.
- 17. Od bardzo niedawna. Jeśliby dodać do tego tak z 33 to poznasz mój rok urodzenia.
- Ok.
- Moja kolej. Jakie są twoje preferencje? – zabrzmiało to niczym pytanie o gusta kulinarne. Cóż, poniekąd można było nazwać mnie smakoszem.
- Różne. Zazwyczaj jelenie, od czasu do czasu trafia się niedźwiedź.
- A ostatnio chyba natrafiłeś na takie pół na pół - nie zrozumiałem co ma na myśli. Może mała podpowiedź?
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nie zastanowiło cię, dlaczego mnie czujesz i słyszysz serce? - O tak, brnijmy w zagadki.
- Więc jesteś tylko w połowie człowiekiem, a w drugiej?
- Domyśl się. Znasz odpowiedz. Teraz ja. Gdzie mieszkacie?
- Co będziemy tak pytanie – odpowiedź? Ile to może trwać?
- Nie gorączkuj się. Reszty dowiesz się potem, a teraz odpowiedz.
- Niedaleko, jeśli zdać się na zmysły można wyczuć obecność moich bliskich w pobliżu - Tak i nie zdziwiłbym się gdyby któreś z nich lada chwila przerwało naszą rozmowę.
- Póki co, to dzwonek nam przeszkodził - uśmiechnęła się pewna siebie.
- Rzeczywiście. Do zobaczenia.
- Wcześniej niż się spodziewasz.
Nie ma co, dziewczyna pełna zagadek. Ale chyba to mnie najbardziej w niej pociąga. Zaraz, czuje do niej pociąg? Jasper! Niemalże krzyknąłem. Nie, to nie jest możliwe. Nie umiał przecież. Zauroczenie nie jest stanem które mógł kontrolować. Kurczę, a co ona mogła mieć na myśli mówiąc, że spotkamy się wcześniej niż myślę? Mógłbym się oczywiście dowiedzieć, ale Holly by mnie zabiła, gdybym dla takiej błahostki ją teraz wezwał. :Pozostawało cierpliwie czekać. Tylko ile? Na hiszpańskim jak zwykle zasypiałem ze znudzenia. W sumie trudno zaskoczyć kogoś znającego biegle dwadzieścia dwa języki obce plus migowy i alfabet Morsa. Tak więc zdania typu „Como te llamas?” nużyły mnie już. Pocieszeniem było niewątpliwie to, że następny był przedmiot z którym jeszcze nigdy nie miałem do czynienia, a w rezultacie będący jedynym, który mógłby mnie czymkolwiek zainteresować. Był to język polski. Nie powiem, musiałem się nieźle skupiać, aby poznać i jako tako zrozumieć jego strukturę gramatyczną. Od ferii jeszcze nie widziałem się z panem Grzegorzem Brzeczycośtam. Nie umiałem jego nazwiska nawet przeczytać, a co dopiero wypowiedzieć. Profesor uwielbiał katować nas takimi polskimi perełkami. Niczego się nie spodziewając, wkroczyłem do klasy 402. A tu proszę, panna Masen we własnej osobie. Czyżby to o tym mówiła?
- O Brian, usiądź proszę. Przepraszam, wiem, że nie lubisz towarzystwa, ale musiałem usadzić przy tobie nowa uczennicę. Siadaj już i zaczynamy lekcję. Na początek może spróbujcie jeszcze raz dla wprawy wymówić poprawnie moje nazwisko to bardzo dobra forma zapoznania z moim językiem. No już, głośno: Brzęczyszczykiewicz – kurczę czy temu facetowi sprawia to frajdę?
W całej klasie rozległy się marne próby wypowiedzenia tego skomplikowanego słowa. Nie mnie jedynego to przerastało. O dziwo, siedząca koło mnie Diana wypowiedziała je bezbłędnie. A gdyby tak…
- Panie profesorze, panna Masen chyba potrafi bez zająknięcia…
- Tak? No proszę sama. Spróbuj - dziewczyna popatrzyła na mnie nienawistnym spojrzeniem. Moje usta wykrzywiły się w kpiarskim uśmiechu. Na pierwszy rzut oka było widać, że dziewczyna nie cierpi takich wystąpień.
- Nie jestem pewna, ale… Brzęczyszczykiewicz?
- Doskonale. Panno Masen czy uczyłaś się już polskiego?
- Przez 3 lata - powiedziała. Jednak ja dostrzegłem w jej oczach coś innego. Szeptem, niemalże bezdźwięcznym, przekazała mi:
- Od 26. Mogę ci dać korki - Teraz to ona kpiła.
- A może spróbujesz w takim razie…- Och nie, znowu się zaczęło. No to mamy lekcje z głowy. A biedna Diana niech się produkuje. Zadziwiło mnie jej zachowanie. W pewnym momencie nie zmieniając pozycji i nadal patrząc nauczycielowi w oczy napisała coś na okładce zeszytu, a następnie podsunęła mi ją przed nos.
„ Może małe wagary?”- zdumiony zerknąłem na nią. Uśmiechnęła się do mnie i niezmiennie odpowiadała profesorowi. Ach jak ona się pięknie uśmiechała, a jej śmiech… Na chwilę rozpłynąłem się we wspomnieniach. Jednakże już po momencie przypomniałem sobie o jej zdolnościach. Po co miałem się męczyć z ukradkowym pisaniem, skoro mogła mnie usłyszeć nawet gdy moje słowa były bezdźwięczne… Więc zmieniłaś nastawienie. Już cię nie obchodzi reputacja… Nie, żebym miał coś przeciwko. Tym bardziej, że w mojej głowie jest z tuzin pytań… Niestety, bez szans… Jeśli postanowię cokolwiek zrobić, siostra i ciotka natychmiast się zorientują.
Wiedziałem, że zrozumiała, iż to jest moja odpowiedź. Na jej twarz wpełzł nieodgadniony uśmieszek. Zabrała mi kartkę i szybkim ruchem dopisała dalszy ciąg wypowiedzi.
„ A co jeśli znam na to doskonały sposób?”
To jest jakakolwiek możliwość?
Rozejrzała się lekko po klasie. Pan Brzęczycośtam dał spokój mojej nowej koleżance i przeszedł do lekcji. Przekląłem cicho co nie uszło uwadze Diany.
„Nie martw się dam ci prywatne lekcje. Jeśli będziesz wystarczająco pojętnym uczniem, na następnych zajęciach będziesz mógł zaskoczyć profesorka” napisała to tak szybko, że nawet ja się zdziwiłem.
Mówisz wagary? Tak zaraz drugiego dnia?
„Trzeciego” - poprawiła mnie, odpowiadając jednocześnie na jakieś pytanie skierowane, jak się później okazało, do mnie.
Wiesz ja zawsze... To jest z miłą chęcią, ale Holly…
„Już ci mówiłam, wizjonerkami się nie przejmuj. Zostaw to mnie” Oj będę miał przesrane… Bez dwóch zdań… Zaraz, ale przecież jest jeszcze jeden ważny powód, dla którego…
„Jeszcze nie zauważyłeś, że nie jesteś w stanie mnie zranić?”
Odpowiedziała na pytanie, którego sam nawet nie zdążyłem jeszcze do końca sformułować.
No cóż.. Skoro tak sprawiasz sprawę…
„Ciii… Nawet o tym nie myśl, bo mi się nie uda”
A twoje myśli? O nie! Znowu to zrobiła… Ten jej kpiarski uśmieszek doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Skoro mógłbym się zabawić…
„ Poczekaj do dzwonka” - poinstruowała mnie.
Ale mamy dwie godziny…
„Zaufaj mi. Podejdziesz do pana Brzeczyszczykiewicza. Tylko się skup, bo nie wyjdzie… Powiedz mu tak: Panie Brzeczyszczykiewicz, nie czuje się najlepiej, czy mogę opuścić lekcję…” Postanowiłem przerwać zanim się dziewczyna zagalopuje.
Słuchaj, ja nie jestem tobą. Słyszałaś co wychodzi z moich ust gdy tylko próbuję wymówić to nazwisko.
„Wiem, ale to jest część planu. Jeśli zorientuje się, że wymówiłeś prawidłowo jego nazwisko uzna, że robisz postępy i może cię zwolnić. Dzięki temu nie podniesie alarmu i twoja rodzina nie zostanie powiadomiona.”
Posłuchaj mnie uważnie. NIE DAM RADY!
„Nie bądź niemądry. To oczywiste, że ci pomogę” Wywróciłem oczami. Zdecydowałem nie pytać, jakim cudem chce to zrobić. Westchnąłem cicho. Nie było sensu się z nią sprzeczać. Zabrzęczał dzwonek. Zgodnie z jej planem, w którego powodzenie nie wierzyłem ani trochę, zwróciłem się w stronę nauczyciela. Wciągnąłem powietrze i płynnie wypowiedziałem:
- Panie Brzęczyszczykiewicz, nie czuję się najlepiej. Czy mógłbym pójść do domu? - to było tak niesamowite, że nawet nie zdążyłem się dobrze zdziwić. Diana śmiała się w duchu.
- Myślę Hale, że nie jest najlepszym pomysłem puszczać cię w takim stanie samemu.
- Ja go odprowadzę - zadeklarowała się Diana. Widocznie było to częścią jej planu.
- Cóż w sumie mogę was puścić. Zajmie się pani panem Hale, pani Masen?
- Myślę, że podejmę się tego trudnego zadania – chłopie, ułatw jej to choć trochę, pomyślałem. Skupiłem uwagę na polepszeniu nastroju nauczyciela. Uśmiechnął się pod wąsem. Półwampirzyca posłała mi spojrzenie mówiące NO NARESZIE ŻEŚ SIĘ DOMYŚLIŁ! Pokazałem jej ukradkiem język i na powrót przywołałem na twarz minę cierpiętnika.
- Dobrze idźcie, ale uważajcie na siebie.
Diana uśmiechnęła się tryumfalnie. Wyszliśmy ze szkoły. Z daleka wyczułem dobrze znany mi siostrzany zapach.
- Szybko, złap mnie w pasie - zakomendowała.
- Co?
- Rusz się zanim będzie za późno! - niemalże krzyknęła. Niewiele myśląc zrobiłem co mi kazała. Po chwili uniosła mnie lekko i puściła się szaleńczym galopem w nieznaną mi stronę. Biegła ze mną na plecach jakieś dziesięć kilometrów. Zatrzymała się i kazała podążyć za sobą. Byłem przekonany, że któraś już wie, co zrobiłem.
- Nic się nie martw. Przy mnie nie są w stanie cię zobaczyć. To kolejna część mojego wspaniałego daru.
- A dużo ich jeszcze masz?
- Kilka - przyznała po raz pierwszy się rumieniąc w mojej obecności.
- Gdzie zmierzamy?
- Ufasz mi?
- Jesteś wariatką, wiesz?
- A czego się spodziewałeś po pięćdziesięcioletniej dziewicy i to jeszcze półwampirzycy? Biegnij za mną. Znam idealne miejsce.
Chciałem zapytać co mielibyśmy w tym miejscu robić, ale nie odważyłem się zapytać. W zamian za to zadałem inne pytanie. Mimo szaleńczego tempa mogliśmy prowadzić normalną rozmowę.
- Słyszysz wszystko? - pytanie z pozoru dziwne, ale zrozumiała.
- Tylko to co chcę i kiedy chcę. Umiem to kontrolować. Wbrew pozorom, to nie trudne. Chociaż wiem, że innym przysparza nie lada kłopotów - odpowiedziała. W zamian opowiedziałem jej o mojej umiejętności. A niech to! Przechytrzyliśmy wróżkę. I to nie jedną, ale aż dwie!
- Poczekaj z tym entuzjazmem na wielki finał - powiedziała zagadkowo. Czyżby miała coś na myśli?
- Mogę o coś zapytać?
- Pytać może każdy, ale nie wszyscy usłyszą odpowiedź.
- Czy będziemy robić coś konkretnego, kiedy już dotrzemy tam, gdzie mnie zabierasz?
- Mam ochotę na coś, czego jeszcze nie miałam okazji spróbować, chociaż wiele o tym słyszałam. Do tej pory nie było okazji i warunków - Oczywiście odpowiedź wymijająca. Ale kto tu się dziwi? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 17:50, 14 Mar 2010 |
|
No co z wami ludzie! Tylko mi się podoba ten ff. Nie będę robić tu żadnych kazań nikomu, ale to mnie dziwi. Niektórzy z czytelników publikuje też na tym forum swoją twórczość i na pewno chcą wielu komentarzy, bo pochwała a nawet krytyka jest bardzo podbudowująca i dają autorowi satysfakcję, że ktoś jeszcze czyta jego wypociny. Więc moglibyście się ruszyć i napisać parę słów na temat ff'u, bo nie jest jakiś tam tylko wyjątkowy i jeszcze dotychczas nie czytałam takiego fanfika.
Najpierw pokarzę 2 błędy, które znalazłam a czasie czytania: dobra zapomniałam gdzie są, ale wiem , że to były jakieś błędy- "e" a powinno być "ę" i chyba coś z "ą". Ale to tylko takie błędy zauważyłam, bo czego ja się spodziewam po takim fajnym ff'ie.
A teraz coś milszego. Pochwały, których jest sporo. Po pierwsze twój styl jest bardzo fajny. Lekko się czyta i nie ma jakichkolwiek niedociągnięć. A treść jest ciekawa i czytelnik a przynajmniej ja nie umiem przejść obojętnie obok tego ff'a. Bardzo podoba mi się sytuacja i postępowanie Diany. Brian chyba zakochał się w niej i jej uśmiechu, a pamiętajmy, że jest brzydka. Miłość! to jest to trzeba ujrzeć wnętrze a nie tylko wygląd, bo on przemija a dusza zostaje. Ciekawa jest ta mieszanka darów Diany. Trochę po mamie , trochę po tatusiu. Chce dowiedzieć się jakie jeszcze ma dary bo ma ich kilka. I jak potoczą się wagary, jakoś moja intuicja mówi mi, że Diana zabierze Briana na polanę, ale to tylko moje przypuszczenia.
To wszystko więc życzę ci dużo weny i nie poddawaj sie i nie zniechęcaj się - wiedz, że ja zawsze dopóki ty będziesz pisać to ja będę komentować.
Pozdrawiam B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Doris89
Nowonarodzony
Dołączył: 20 Paź 2009
Posty: 45 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz
|
Wysłany:
Pią 20:39, 19 Mar 2010 |
|
Wreszcie ruszłam mój tyłek i dodam komentarz, bo ostatnio nie było mi podrodze aby coś po sobie zostawić:D
Jestem w szoku, ponieważ jest tylko jeden komentarz, a to jest nie możliwe, aby nikt nie czytał tego opowiadania. Ludzie ruszcie się i napiszcie coś!!!
Mam jedno zastrzeżenie, a mianowicie rozdziały mogłyby być dłuższe. Z reguły nie zwracam uwagi na błędy ortograficzne, interpunkcyjne itp. chyba, że się naprawdę rzucają w oczy, ale takowych nie wiedziałam:)
Co do treści opowiadania to bardzo intryguje mnie cała koncapcja. Jest inna niż wszystkie.
Wydaje mi się, że Diana i Brian coś zmajstrują w trakcie wagarów...
No i mam nadzieję, że lada chwla Bells odwiedzi resztę Cullenów, no i wreszcie pojawi się Edward...
Czekam na ciąg dalszy. WENY!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Fanka Twilight
Nowonarodzony
Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 9:11, 20 Mar 2010 |
|
Bardzo fajna opowiastka. Jakichś strasznych błędów nie zauważyłam, a fabuła jest dość wciągająca. Mam tylko nadzieję, żę w miarę pisania się rozkręcisz, bo rozdzialiki bardzo krótkie. Ciekawe postacie, zwłaszcza do gustu przypadł mi Brian. Przyznaję, że mało brakowało, a nie zabrałabym się do przeczytania całości Pierwszy rozdział był... na cóż, jeśli mam być szczera, to według mnie był do kitu. Ale z każdym kolejnym było lepiej. Szczególnie fajne są te z perspektywy chłopaka.
Życzę dużo weny
F.T. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
solas
Człowiek
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 55 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany:
Śro 19:30, 31 Mar 2010 |
|
Wiem, wiem długo czekaliście, ale... Mam nadzieję, że było warto:) Uprzedzam, że pojawia się scena +18, ale tego się pewnie domyśliliście po końcówce ostatniej części:) Dobra już nie męczę i dodam tylko, że betowała niezawodna: Lilyanne :)
Pozdrawiam Sola
Rozdział 8 A czego tu żałować?
Drogę znałam doskonale. Ileż to już razy uciekałam tam, aby uspokoić się, zrelaksować, a czasem i zapolować… Czy ocean mógł stanowić jakąkolwiek barierę? Nie dla nas. O dziwo, nie pytał dokąd go zabieram. Czyżby faktycznie mi zaufał? Korciło mnie, aby zerknąć w jego myśli, ale opanowałam to pragnienie. W końcu nie wszystko chciałabym usłyszeć… Wreszcie dotarliśmy do wybranego kraju. Tak, bez wątpienia Chorwacja jest przepięknym państwem. Ale najbardziej ukochałam pewien jej zakątek. Teraz zabrałam w to miejsce nieznanego mi chłopaka. A co jest w tym najlepsze? Nie to, że jest on nieziemsko piękny, to za mało na mój entuzjazm. Może to, iż jest on wampirem i mogę z nim robić co mi się podoba bez żadnych konsekwencji? Gdyby ktokolwiek tak pomyślał, byłby w dużym błędzie. Więc co? To, że on tego chciał tak samo jak ja i zrodziło się miedzy nami coś wyjątkowego. To miejsce było tajemniczo-nieziemsko piękne. Pasowało więc do tego idealnie. Odgarnęliśmy gałęzie, a naszym oczom ukazał się cudowny widok. Usłyszałam, jak z zachwytem wciągnął powietrze. Fakt, chyba każdy zakochałby się w tym krajobrazie. Przed nami widniała niepozorna góra otoczona wspaniałą zielenią, a z jej środka spadała kaskadami woda. Wodospad. Lecz nie taki zwykły. On miał w sobie coś tajemniczego i w pewnym stopniu magicznego. Każda kropla zamieniała się w świetle słonecznym w iskrzący pryzmat, jarząc się tysiącami kolorów. Może z powodu właściwości naszych skór czuliśmy się tam jak w domu? Zerknęłam na jego twarz. Niemy zachwyt malował się na każdym jej skrawku. Tak jak ja za pierwszym razem, czuł się oczarowany.
- Zaczekaj na zachód słońca. Wtedy to dzieją się dopiero cuda - wyszeptałam nie chcąc psuć kojącej ciszy. Jego reakcja zaskoczyła mnie.
- Nie mogę zostać tu tak długo - powiedział poważnie, głosem nie znoszącym sprzeciwu. Czy miałam prawo pytać z czym to jest związane? W sumie i tak chciałam wrócić na kolację do domu, bo matka dostałaby szału myśląc, że chłopak mnie uprowadził. Lojalność zwyciężona została przez ciekawość.
- Brian, powiesz mi dlaczego?
- Ale co dlaczego?
- Dobrze wiesz. Czemu musisz wrócić? Co cię tam trzyma?
- Holly…
- Pip! Zła odpowiedz. Nie zapominaj, że mogę czytać ci w myślach. - Teraz jednak nie musiałam, bo jego oczy dobitnie wskazywały, że kłamie.
- Widzę, że przed tobą niczego się nie ukryje. Czemu nie mogę ich zostawić… Sam nie wiem. Sprawiłbym wielką przykrość mojej rodzinie, z którą się bardzo związałem. Bliska nam osoba wyszła z domu wiele lat temu i nie wróciła. Nie daje znaków życia, a dziewczyny nie są w stanie go namierzyć. Widziałem go raz w życiu, przejmując jego dar przy okazji. Wujek Edward… Wybacz nie umiem mówić o tym ze spokojem… Dlatego rozumiesz, że nie mógłbym ich tak zranić…- pokiwałam twierdząco głową. Czy zauważył, że na dźwięk tego imienia drgnęłam? Czyli on nie wrócił nigdy do domu… Nie wiadomo czy mój ojciec w ogóle jeszcze chodzi po tym świecie.
- To niesłychane - powiedział mój rozmówca wyrywając mnie z zamyślenia.
- Co jest takie niesłychane?- zapytałam wdzięczna za zmianę tematu.
- Potrafię wyczuć twoje nastroje, ale nie mogę mieć na nie wpływu. - Uśmiechnęłam się do niego.
- To normalne. Po matce mam dar tarczy - powiedziałam tonem wyjaśnienia. Chociaż nie było to powszechne, nawet wśród wampirów, spotkałam w swojej egzystencji kilku naszych pobratymców z tą samą zdolnością. Chociażby Renatę. Uniósł jedną brew do góry, jak zawsze gdy słyszał coś co go dziwiło.
- Powiesz mi o czym myślisz?- zapytał z nadzieją w głosie.
- W tej chwili? Wdycham świeże powietrze i odstresowuję się.
- A zabierając mnie do tego magicznego zakątka?
- Już ci mówiłam. Chciałam spróbować czegoś, o czym nigdy nawet nie marzyłam. Zwykłego chłopaka by to zabiło…- Nie chciałam zbyt wiele zdradzać. Byłam ciekawa, jaką ma teorię. Zachęcająco wskazałam miejsce koło siebie na wielkim pniu powalonym przez burzę.
- Co masz dokładniej na myśli?- zapytał. Za wszelką cenę chciał pozbawić mnie zabawy.
- A nie mógłbyś się domyślić?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Westchnął lekko i spojrzał na mnie kątem oka.
- Ślicznie tutaj. Tak cicho i spokojnie. Można by się zakochać. - Czyżby próbował mnie sprowokować? Nie mój panie, nie ze mną takie numery.
- Wolałabym, abyś to powiedział na głos. - Miałam nadzieję, że fortel się uda. Podziałało.
- No cóż, zastanawiałem się… To znaczy brałem pod uwagę dwie możliwości. Jedna z nich jest taka, że chciałabyś poznać jakieś nowe zwyczaje i nową wampirzą rodzinę, ale bałaś się, iż w pobliżu bliskich nie mógłbym się należycie otworzyć. - Wywróciłam oczami dając mu do zrozumienia, że nie jest to poprawne rozwiązanie.
- A ta druga? - Odwrócił wzrok i spoglądając na wodospad wyszeptał:
- Nie zdziwię się jeśli będzie to zła odpowiedź, ale… Pomyślałem, że chciałabyś dokończyć to, co zaczęliśmy w szkole, kiedy się poznaliśmy…- No cóż, trafił w sedno. Zawahał się i z niepokojem spojrzał w moją stronę. Posłałam mu czułe spojrzenie.
- Chcę tylko przyjaźni. Na razie nic więcej, ale…
- Rozumiem, że wobec tego moja teoria była…
- Poprawna - wyszeptałam. Speszył się, biedak.
- Ale… Diano ja…
- Na imię mi Elizabeth. Ta Diana jest tylko w celach zapobiegawczych w szkole - sprostowałam.
- Więc Elizabeth… Nie uznaję czegoś takiego jak przyjacielski seks - dokończył nawet nie mrugnąwszy.
- Nie miałam tego na myśli.. Ja po prostu nigdy… a zawsze…Ach! Proszę, tylko ten jeden raz. Wiem, że wyglądam jak nieudana próbka genetyczna, ale… Mógłbyś zrobić to dla mnie? - Poprosiłam z nadzieją, może zbyt wielką.
- Lizzy ja nie mogę, bo…- Przygryzł wargę. Co ten chłopak ukrywał?
- Bo? - zachęciłam go.
- Jestem prawiczkiem - wyszeptał ze wstydem. Nie wierzyłam własnym uszom. Taki chłopak prawiczkiem?
- A co to szkodzi? - zapytałam dość mało inteligentnie, wkraczając z buciorami w jego sferę intymności. Swoją drogą, ciekawe zdrobnienie. Lizzy…
- Wiesz, nie chciałbym, aby mój pierwszy raz okazał się błędem… Mam już te swoje hmmm 18 lat, zwielokrotnione, ale zawsze, lecz nie chciałbym, aby była to pochopna decyzja.
- Nie podobam ci się. - Raczej stwierdziłam niż zapytałam.
- Nie, to nie o to chodzi. Czuję, że jesteś mi bliska, chociaż dopiero co cię poznałem. Jest między nami jakaś chemia, ale… To nie jest to uczucie, którym chłopak powinien darzyć dziewczynę, w której się szaleńczo kocha.
- I nigdy ci się do tej pory nie zdarzyło…
- Słuchaj, wiesz coś o wpojeniu?
- Myślałam, że dotyczy tylko wilkołaków.
- Zmiennokształtnych ściślej mówiąc.
- Więc co to ma wspólnego z tobą?
- Cóż czekam na swoja własną wersję wpojenia…
- Jesteś niemożliwy, wiesz?
- Ale za to mnie pokochałaś…- Zarumieniłam się. Boże, od kiedy to ja potrafię się rumienić?! Ale czy ten chłopak miał racje? Czy byłam zakochana w nim? I co ja mam mu teraz powiedzieć?
- Wiesz, Brian, masz rację znaczysz dla mnie dużo więcej niż inni mężczyźni. Zgadzam się również, że nie będzie między nami większej chemii niż jest. Nie muszę być wróżką, żeby to wiedzieć. Mimo to, chciałabym, żebyśmy spróbowali. To nie będzie wielka miłość od pierwszego wejrzenia. Nawet w najmniejszym stopniu nie będzie to przypominało historii rodem z komedii romantycznych. Ale… Myślę, że potrafilibyśmy się zrozumieć i dać sobie wzajemnie ukojenie. Nie dlatego, że mamy mniej więcej tyle samo lat i liczne przejścia za sobą…To by było za mało. Związek oparty na partnerstwie, a nie tylko seksie jest o wiele cenniejszy. Moglibyśmy razem stworzyć coś niesamowitego. Nie mówię o miłości, ale o wsparciu… Przemyśl to, byle szybko, bo faktycznie lepiej by było, żebyśmy wrócili do domów przed nocą, a do dwudziestej drugiej mamy zaledwie sześć godzin. - Ten wywód zrobił na nim ogromne wrażenie. Podniosłam się i już miałam odejść w stronę wodospadu, gdy chwycił moją rękę. Popatrzyłam na niego z niemym pytaniem.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? Nie chciałbym, abyś potem tego żałowała…- wyszeptał.
- A czego tu żałować? - powiedziałam niemal bezgłośnie, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że usłyszał.
Momentalnie znalazł się przy mnie i odgarnął moje włosy z twarzy.
- Jesteś taka ciepła i delikatna… Nie chciałbym…
- Nie skrzywdzisz mnie. Obiecuję. - Czy to był ten sam chłopak, który pysznił się pierwszego dnia? Był teraz taki ostrożny i zmysłowy. Wahał się, jak każdy zwykły nastolatek w jego sytuacji…
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. - Zrobił krótką pauzę, a ja nie chcąc się w nie wsłuchiwać rzuciłam:
- Teraz to ja mam zgadywać?
- Nie. To tylko odpowiedź na jedno pytanie. Chociaż właściwie odpowiedź ułatwiłaby mi zrozumienie paru kwestii. Mamy kilka godzin, a z tego co wiem, TO nie trwa zbyt długo.
- Mam rozumieć, ze liczysz na szczerą rozmowę?
- Coś w tym stylu.
- Dobrze. więc zadawaj pytania, a ja postaram się na nie odpowiedzieć jak najlepiej będę potrafiła.
- To może ci się wydać głupie, ale…
- No proszę, nie krępuj się.
- Powiedz mi, jakim cudem twoja mama przeżyła?
- Wiec to o to chodzi…
- Nie tylko, ale to jest część tematu, który mnie trapi.
- Jestem pół wampirem i pół człowiekiem, ale to już wiesz. Ojciec był wampirem, matka śmiertelniczką. Matka rzadko wspomina czasy tak bardzo odległe, a ja byłam zbyt mała, by zapamiętać. Różnię się od innych półwampirów. Między innymi tym, że mam wiele zdolności, ale też tym, że posiadam jad. Nie na tyle silny by kogoś zabić, ale wystarczający do przemiany. Ponadto mam krew, jak każda śmiertelna istota, a w połączeniu z krwią Belli wzmogło to działanie jadu. Nie mam pojęcia, skąd wzięła siłę, żeby mnie nie zabić i jakim cudem nie zabiła dotąd żadnego człowieka. Pamiętam tylko, ze opiekował się mną wielki wilk wzrostem przypominający niedźwiedzia o jasnobrązowej sierści i pięknych, mądrych miodowych oczach.
- Zmiennokształtny? Ale przecież…
- Ciii. Daj mi dokończyć. Rosłam bardzo szybko i coraz więcej rozumiałam. Z czasem zaczęłam sama pomagać matce. W wieku pięciu lat wyglądałam na jedenaście i poszłam do szkoły. Zamieszkałyśmy w San Francisco i od tamtej pory co rok zmieniałyśmy lokum.
- Mogę jeszcze jedno?
- Pytanie? Śmiało. Masz racje, mamy czas i powinniśmy się lepiej poznać.
- Powiedz mi dlaczego jesteś taka brzydka?
- Co proszę?
- Mam na myśli to, że wszystkie inne znane mi wampiry są cudem świata. Ty odbiegasz od ideału piękna. Nie rozumiem, jak to możliwe?
- Nie do końca znam tego przyczyny, ale mamy z Bellą swoją teorię. Podejrzewamy, że ma to jakiś związek z psychiką. Bella zawsze uważała się za szkaradztwo i w jakiś sposób nie jestem piękna. Tylko tyle. Jeszcze jakieś pytania?
- Nie chciałem cię urazić - powiedział skruszony.
- Trzeba czegoś więcej, aby zranić wampira. Musiałbyś się troszkę bardziej wysilić, abym poczuła się dotknięta. Rozumiem, że to koniec przesłuchania. To co, bierzemy się do dzieła? - uśmiechnęłam się do niego dając znać, że naprawdę tak myślę.
- Nie wiem od czego zacząć - wyszeptał z przerażeniem. Szczerze, ja też nie miałam pojęcia… Teoria a praktyka to dwie różne sprawy. Postanowiłam działać instynktownie. Przybliżyłam swoja twarz do jego i delikatnie musnęłam jego czoło wargami. Otworzył usta i zaczął całować mnie namiętnie, ale nie natarczywie jak uprzednio w szkole. Zjechałam ociupinkę niżej do nosa, który również został obdarzony lekkim dotykiem. Gdy ja badałam strukturę jego twarzy, moje ręce wsunęły się w jego włosy. Co on robił? No cóż, dokładnie to samo. Odkrywaliśmy swoje ciała kawałek po kawałku, zjeżdżając coraz niżej. Poczułam na szyi lekki powiew i na ułamek sekundy moje serce stanęło, aby zaraz zacząć bić w zdwojonym tempie.
- Przepraszam - wyszeptał mi do ucha. Kojąco uśmiechnęłam się i wróciłam do przerwanej czynności. Powoli zaczęłam rozpinać mu koszulę. Bez niej wyglądał o niebo lepiej. Nie mówię tu bynajmniej o jego muskulaturze, a o miliardach iskrzących się diamencików. Ustami muskałam jego umięśnioną klatkę piersiową, która nie poruszała się. W tym samym czasie on starał się pozbawić mnie krępującej bluzki i stanika. Wreszcie nie wytrzymał, co musiało się w końcu stać i rozerwał zębami cały stanik. W jego oczach czaiło się coś, co zapewne powinno było mnie przerazić, ale dodawało mi to tylko pewności siebie. Jednym zwinnym ruchem sprawił, że wylądowaliśmy na trawie. Wokół nas pachniały stokrotki i niezapominajki. Jeśli nawet był rozczarowany moim wyglądem, nie okazywał tego w żaden sposób. Nie panował już nad sobą i swoim pożądaniem. Wiedziałam jednak, że w każdej chwili byłabym w stanie mu uciec, gdyby zaszła taka potrzeba. Rzucił się na mnie jak lew na swoja ofiarę, ale to mi nie przeszkadzało. Wiedziałam, że jestem poniekąd bezpieczna. Bez żadnych zahamowań zerwał ze mnie spodnie i pozbawił resztek bielizny. On sam nadal był w połowie ubrany. Uniósł się lekko na ramionach i wyszeptał:
- Boisz się mnie, Lizzy?
- Nie – odszeptałam, a on się uśmiechnął. Począł całować każdy skrawek mojego nagiego ciała, a ja nie pozostałam mu dłużna. Bez najmniejszego trudu zdjęłam mu spodnie. Swoją drogą, przemknęło mi przez myśl, jak teraz wrócę do domu, skoro moje ciuchy spoczywały nieopodal nas w strzępach, ale już za chwilę moją głowę zaprzątały inne sprawy. Sam zrzucił bokserki i wyprostowawszy się nagle ukazał mi się w całej swej okazałości. Błyszczał cały bez najmniejszego wyjątku. Popatrzył się na mnie i położył delikatnie na moim nagim ciele tak, aby nie zranić mnie czymkolwiek. Zaczął całować moje stopy i szedł ku górze, a ja dostawałam pomału gęsiej skórki z podekscytowania. To uczucie było niesamowite. Ominąwszy mą kobiecość, przechodził wyżej, aż do dwóch pagórkowatych wzniesień na moim ciele. Zadrżałam. Nie z zimna, a z zadowolenia. Przeturlałam się tak, że teraz to on znajdował się pode mną. Lekko muskałam każdy skrawek ciała, aż do tego miejsca. Nagle poderwał się i zaczął gorączkowo rozglądać.
- Co się dzieje?- zapytałam z powaga w głosie. Nie zareagowałby tak na błahostkę.
- Nie jestem pewien, ale chyba za chwilę będziemy mieć gości. Lepiej doprowadźmy się do porządku - wyszeptał, a ja ponownie zadrżałam. Łatwo było mu mówić, bo to nie jego ciuchy leżały w kawałkach. Jak ja do licha miałam się w to wbić?!
- Weź moją koszulę, zasłoni większość. Majteczek nie naruszyłem - powiedział cicho z szatańskim uśmiechem. Niestety już po chwili zerwał się i zaczął ubierać. Niebezpieczeństwo się zbliżało. Zaraz jakie niebezpieczeństwo. Ten wampir chciał się zapewne tylko przywitać. Nie był w stanie nas skrzywdzić. Ubrałam się posłusznie i podeszłam do niego drżąc z zimna.
- Och, wybacz, zapomniałem, że jesteś w połowie człowiekiem. Ja nie odczuwam chłodu, ale ty pewnie zamarzasz co?
- Nie - szepnęłam, ale moje zęby dały wyraźnie odwrotny sygnał. Okrył mnie strzępami, które kiedyś były moim sweterkiem.
- Nie martw się, w razie czego cię ochronię - wywróciłam oczami. Przymknęłam powieki i postarałam się wyczytać myśli zbliżającego się wampira. Nie był to najlepszy pomysł, bo aż zjeżyły mi się włosy na głowie.
W pobliżu jest człowiek czuję to. Nareszcie, po tylu dniach głodówki… Zaraz przecież ja znałam ten „głos”. Nagle na polankę wkroczył blady mężczyzna. A właściwie nie wkroczył, a wdarł się kocim ruchem.
- A niech to szlag! Chłopcze, podzieliłbyś się?- zwrócił się ze sztucznie uprzejmym pytaniem do Briana. Ten w odpowiedzi bardziej przycisnął mnie do siebie, wyczuwając moje szybko bijące serce.
- Tak się składa, że ona jest ze mną.
- Na imię mi Alec i myślę, że grzecznie oddasz mi swoją zdobycz - wycharczał złowrogo. Przezornie rozpostarłam moją ochronną barierę nad Brianem. Już zdążyłam skojarzyć, skąd znam tego typka. To jeden ze świty Volturi. Oczywiście spróbował swojej sztuczki, ale dzięki mojej ochronie nie udało mu się nic wskórać. Zdumiony zerknął w stronę mojego „obrońcy”.
- Ta dziewczyna musi zginąć. Znasz zasady – wypowiedział oschle.
- Dotyczą chyba tylko śmiertelników. Moja znajoma nie jest istotą śmiertelną - wyrzucił z siebie Brian.
- Przecież czuję wyraźnie! - zezłościł się nie na żarty i ponowił atak, który i tym razem zablokowałam.
- Daj mi z nim porozmawiać.- powiedziałam uśmiechając się do mojego towarzysza.
- Dość tego! - wydarł się Alec. Opuściłam bezpieczne ramiona kompana i wyszłam naprzeciw Alecowi.
- Jestem półwampirzycą. Nie śmiertelnikiem. Nie wierzysz, sprawdź - zachęciłam go. Ostatecznie czego miałabym się bać? Brian mógł przecież przejąć jego dar i wykorzystać przeciw Alecowi. Co zresztą zamierzał w ostateczności zrobić. Uśmiechnęłam się na myśl, że chce mnie chronić. Co z tego, że nie miał przed czym? Podeszłam do przeciwnika .
- Skąd mam wiedzieć, że to prawda? Słyszę twoje serce, czuję krew. A ty mi wmawiasz, że nie jesteś…- z uśmiechem odsłoniłam ślad po niedawnym ugryzieniu Briana, a Alec ucichł oniemiały.
- To niesamowite. Muszę donieść o tym do Ara.
- Oni już wiedzą o moim istnieniu - powiedziałam sucho. Chciałam, żeby już odszedł. A jak wiadomo potrafiłam być przekonująca. Gdy dołączyć do moich umiejętności pomoc przejętego daru Briana, można się domyślić rezultatu. Alec wycofał się, a ja zwróciłam się do mojego towarzysza.
- Słuchaj, chyba powinniśmy już wracać.
- Myślę, że oni i tak już nas szukają - powiedział beznamiętnie - W ostateczności moglibyśmy dokończyć to co nam przerwano, ale…
- Zdaje mi się, że dość wrażeń jak na jeden dzień - wyszeptałam podchodząc do niego. Wspięłam się na palce i pocałowałam go namiętnie w usta.
- Wiesz co? Ja chyba… się… w … tobie…
- Zakochujesz? A widzisz, moja teoria działa. Jesteśmy dla siebie stworzeni. - Zaśmiałam się.
- Masz rację, wracajmy - wyszeptał. On w samych spodniach, a ja w jego koszuli… Ciekawy to musiał być widok. Alec oddalił się na tyle, że mogliśmy wyruszyć w drogę powrotną. Cały czas trzymaliśmy się za dłonie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Śro 20:22, 31 Mar 2010 |
|
no tego to się nie spodziewałam...
Brian i Lizzy widzę, że mają dużo różnych talentów i już gubie się w nich:)
mam nadzieje, że niedługo zostanie przedstawione, napisane spotkanie Belli i rodziny Cullenów, a dzięki temu może i Ed się pokaże...
muszę się przyznać bez bicia, że za pierwszym razem jak zaczęłam czytać to wyłączyłam, ale po którymś tam dodanym rozdziale postanowiłam zacząć czytać raz jeszcze i historia ta mnie zaintrygowała.
więc cóż czekam na następny i pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 20:50, 31 Mar 2010 |
|
Podoba mi się cały ff. Ładnie są opisane uczucia bohaterów i krajobrazu.
Najpierw myślałam że Diana zabierze Briana na jakąś polanę, a tu taka miła niespodzianka. Chorwacja- nigdy tam nie byłam ale mogłabym to sobie wyobrazić. opis był taki realny, że niekiedy czułam się jakbym tam była.
Wydaje się że Brian taki kasanowa a tu taki uczuciowy. A Diana a może Lizzy opowiedziała swoja historię i nareszcie wyjaśniła się (nie tak do końca ale coś) brzydota pół-wampirzycy. ciekawi mnie kim jest
Cytat: |
wielki wilk wzrostem przypominający niedźwiedzia o jasnobrązowej sierści i pięknych, mądrych miodowych oczach. |
trzymam kciuki żeby to był JAke.
Rozkręcała się akcja do czasu gdy Brian kogoś wyczuł i tak bardzo chciałam żeby tym przybyszem był Edward- jestem zawiedziona że to tylko Alec.
Pozdrawiam i czekam na następny tak świetny rozdział.
B. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
solas
Człowiek
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 55 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany:
Wto 19:48, 06 Kwi 2010 |
|
No to całość zbetowana :) To teraz co tydzień regularnie będę dodawać rozdziały:)
Betowała oczywiście Lilyanne, której bardzo dziękuję za cierpliwość do moich błędów :P
Pozdrawiam i miłego czytania Sola
Rozdział 9 Sprzymierzeńcy.
O matko, Elizabeth powinna była już dawno wrócić. Co też głupiego wpadło jej do głowy?
Było grubo po osiemnastej, gdy ja, Bella Swan, zaczęłam martwić się o własną córkę.
Nie ma co, wspaniała mamusia! Zła na siebie podeszłam do okna, ale nic nie wskazywało na to, aby miała się lada chwila pojawić. Co się z nią ostatnio dzieje? Jest jakaś obca, nieobecna… Czyżby… Nie, to do niej nie podobne. Wzięłam telefon do ręki i zadzwoniłam do szkoły, aby upewnić się, czy na pewno z niej wyszła. Nie byłam pewna, czy nie mają tam przypadkiem zajęć dodatkowych. W końcu miałam do tego prawo, prawda? Już po pierwszym sygnale rozbrzmiał kobiecy głos:
- Dzień dobry, tutaj Liceum w Maidenhead. W czym mogę pomóc?
- Moje nazwisko S… Masen. Moja córka chodzi do waszego liceum. Chciałabym się upewnić, czy nie ma jakiś dodatkowych zajęć – powiedziałam, zdając sobie sprawę z tego, że brzmi to absurdalnie. Najwidoczniej jednak kobieta miała na ten temat inne zdanie.
- Ach, Diana. To ta nowa dziewczyna… Nie, z tego co wiem nie ma dzisiaj żadnych dodatkowych zajęć. Jeśli zechciałaby pani poczekać minutkę, sprawdziłabym to na planie zajęć.
- Byłabym wdzięczna. Nie jestem pewna, czy powinnam się o nią niepokoić. - Po drugiej stronie zapadła cisza. Wyczułam w głosie kobiety, że nie jest jej w smak chodzenie gdziekolwiek na życzenie rozhisteryzowanej matki jednej z uczennic. Po zaledwie kilku minutach odezwała się znowu.
- Halo? Pani Masen, córka wyszła wcześniej… Natknęłam się na profesora Brzęczyszczykiewicza i mówił, że wypuścił ją wraz z Brianem Hale, gdyż ten się nie czuł najlepiej.
- Dziękuję za pomoc i przepraszam. Do widzenia. - Rzuciłam słuchawką tak mocno, że niemalże się rozpadła. Wiadomość, którą usłyszałam, nie podobała mi się ani trochę. Gdybym była matką normalnej nastolatki, zapewne zadzwoniłabym na policję.
Niestety znając moją córkę… A może… Aż wzdrygnęłam się na tą myśl. Może by złożyć wizytę rodzicom Briana, aby sprawdzić, czy chłopak jest w domu? W sumie zmieniłam się na tyle, że Emmett i Rosalie nie byliby w stanie mnie poznać. Z drugiej strony, czy byłabym na to gotowa? Spotkanie z rodziną Edwarda wzbudziłoby niechybnie skrywane od dawna uczucia i emocje… Niestety, zdaje się być to jedynym wyjściem.
Wstałam i ruszyłam ku Maidenhead. Tylko spokojnie. Jak zwykła zaniepokojona matka, a nie rozwścieczona wampirzyca…Bello, uspokój się… Przecież Elizabeth jest rozsądna. Na pewno nie zrobiłaby nic złego… Hmmm, zależy co się uznaje za złe. Jeśli to, co mówiła o rodzinie Hale jest prawdą, powinnam wyczuć ich lada chwila. Może rzeczywiście chłopak poczuł się słabo, a zważywszy na to, że jest wegetarianinem od niedawna, to całkiem możliwe. Chciał się rzucić na kogoś, a córcia to wyczuła i… Tak, tak, Swan, wmawiaj to sobie. Doskonale wiesz, że jest to równie prawdopodobne, co spotkanie Edwarda w dniu dzisiejszym… Wciągnęłam powietrze nosem. Nie byłam tropicielem, ale wyczuć pobratymców umiałam doskonale. Wleciałam do lasu niemal z prędkością światła. Dobra Swan, uspokój się, mówiłam sobie. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam zza drzew. Podeszłam do drzwi średniej wielkości domku. Zapukałam grzecznie i czekałam na nieuniknione. Otworzyła mi młoda dziewczyna. Na oko dwudziestoletnia. Miała jasne blond włosy i miodowe oczy. Bez wątpienia byłą wegetarianką.
- W czym mogę pomoc? - zapytała uprzejmie, przyglądając mi się przy tym nieufnie.
- Dzień dobry, jestem Isabella Masen, szukam mojej córki.
- Ach, Diany. To dobrze się składa, bo najwyraźniej gdzieś przepadła z moim bratem. Proszę, niech pani wejdzie.
Zaprosiła mnie grzecznie do środka, a ja nie śmiałam odmówić. Dom był duży i jasny. Przez całą jego długość ciągnął się korytarz. Po obu stronach znajdował się rząd drzwi. Dziewczyna uchyliła pierwsze po lewej stronie, gestem wskazując, abym przeszła przez nie. Było to dość duże pomieszczenie. Coś na kształt jadalni. Po środku stał duży stół, o dziwo przedzielony na pół. Ciekawy wystrój nie ma co, pomyślałam. Na krzesłach siedziało dwoje dorosłych ludzi. A właściwie wampirów, które znałam i którzy znali mnie, chociaż najprawdopodobniej jeszcze tego nie wiedzieli.
- Witam, nazywam się Masen. Moja córka opuściła szkołę z państwa synem i do tej pory nie wrócił do domu. Pomyślałam, że może mogłabym…
- Briana nie ma - odpowiedziała, pozornie spokojnie, kobieta.
- Och, czy możemy przestać odgrywać tą szopkę? Przecież wszyscy doskonale wiemy, czym jesteśmy. Nie da się tego ukryć - powiedział z zażenowaniem mężczyzna.
- Em, masz rację, ale wolałam załatwić to w prostszy sposób. Pani córka sprowadziła naszego syna na złą drogę - rzekła z wyrzutem.
- Proszę wybaczyć, ale trudno mi w to uwierzyć. Diana jest odpowiedzialną osobą.
- Osobą powiada pani…
- Rose, czy moglibyśmy zaprzestać używania tych kolokwialnych form? Jestem Emmett, to moja żona Rosalie i córka Holly. A pani imię brzmi…- Nie dane mi było jednak się przedstawić. W drzwiach stanęła pewna drobna osóbka. Z krótko obciętymi, czarnymi włosami. Ta, której brakowało mi przez te wszystkie lata najbardziej.
- A niech mnie! Nie wierzę, to naprawdę ty? - zapytała. No cóż, Alice i jej wizje były jak jedność. Rose i Emmett popatrzyli na siostrę z nieukrywaną ciekawością. Ona jednak nie przejęła się ich zachowaniem i w jednej chwili znalazła się przy mnie. Przytuliła się do mnie leciutko.
- Trochę się zmieniłam - wyszeptałam cichutko.
- Już nie pachniesz tak pociągająco. No co wy! Emmett, Rose nie poznajecie Belli? - zapadła niezręczna cisza. Przerwała ją wchodząca do pokoju Esme.
- Kochanie, jak miło cię widzieć. - Ona również wyściskała mnie na powitanie. Zaraz za nią wkroczył Carlisle i Jasper.
- Alice, jesteś pewna, że to jest właściwa osoba?
- Carlisle, czy kiedykolwiek się pomyliłam w takich sprawach? - zapytała z zabawnym oburzeniem w głosie.
- Dziadku, ja też to widziałam - powiedziała milcząca do tej pory Holly.
- Zaraz, zaraz, powiedziałaś, że szukasz tutaj córki, więc….- zapytała trzeźwo myśląca jak zawsze, Rosalie. Wszystkie spojrzenia zwróciły się teraz w moją stronę.
- Tak, mojej jedynej córki. Elizabeth Swan. Znanej wam chyba jako Diana Masen - wyszeptałam. Czekałam na pytania, ale widocznie zabrakło im słów.
- Bello, wybacz, że zadam to pytanie. Chyba sama rozumiesz, że nie mam wyjścia…
- Nie krępuj się Carlisle – dałam mu przyzwolenie na zadanie najtrudniejszego dla mnie pytania.
- Czy urodziłaś Elizabeth?
- Tak. Jestem jej biologiczną matką – powiedziałam, nie kryjąc zdziwienia. Przecież powinno interesować ich coś całkiem innego. I interesowało. O czym przekonałam się po chwili.
- A jej ojcem jest…
- Tak Esme, jesteś jej babcią – powiedziałam, wiedząc doskonale, że zrozumieją. I znów zapadła cisza. Raniła ona uszy i wprowadzała bardzo nieprzyjemną atmosferę.
- Wiecie, gdzie mogą być? - zapytałam.
- Jeśli Holly i Alice dobrze widzą, to powinni za jakieś pół godziny się tu pojawić i sami nam wtedy wyjaśnią - odparł Emmett.
- Ach ten mój brat! On zawsze coś wywinie.
- Nie Holly, dobrze się stało. Dzięki temu dowiedzieliśmy się bardzo ważnej rzeczy - rzekła Esme. Widać było, że gdyby była taka możliwość, popłakałaby się teraz. Ale czy aby na pewno ze szczęścia? Może było coś, o czym nie wiedziałam, a powinnam była? Nagle zalała mnie fala spokoju. No tak, Jasper wiedział jak dać wytchnienie.
- Mianowicie? – zapytała młoda wampirzyca.
- Elizabeth jest córką Edwarda.- powiedziałam, nie zdając sobie oczywiście sprawy z konsekwencji wypowiedzenia tego imienia. Całą jadalnię (chociaż to raczej mało odpowiednia nazwa dla tego pomieszczenia) ogarnęła cisza. Przybrałam minę pod tytułem „A co ja takiego zrobiłam?”
- Nie przejmuj się, Bells. To nie twoja wina. Po prostu nasz kochany braciszek po twojej stracie, a uwierz mi, tak przybitego go jeszcze nigdy nie widziałem, zaszył się gdzieś i nie daje znaku życia. Podobno pokazał się tylko raz… Brian zaklina się, że to był on, ale my straciliśmy na to nadzieję.
- Może usiądziemy i porozmawiamy? - zaproponowała z werwą Alice. Wszystkim było wiadomo, że nie musimy siedzieć, aby czuć się komfortowo. Taka pozycja dawała jednak pewne poczucie jedności. Toczyliśmy bardzo ożywioną rozmowę. Ja opowiadałam o naszym życiu, a oni o tym, co się u nich zmieniło. A wynikało z ich opowiadań, że było tego naprawdę dużo. Przed dwoma laty Emmett i Rose zaadoptowali bliźniaki. Teraz tworzyli prawie rodzinę. Przyjęli nazwisko Hale i zamieszkali w odosobnieniu od Cullenów. Alice i Jasper również mieszkali osobno. Tworząc rodzinę Witlock. Dzieci nie mieli. Ale jak to podkreśliła Alice, jeszcze. Zamierzali na zimę postarać się o adopcję małego chłopca, który był chory na raka. Nie chcieli jednak zdradzać większych szczegółów, aby nie zapeszać. Tak jakby mogło im się nie udać… Przecież Alice widziała to wyraźnie. Gdy dochodziliśmy do opowieści Esme, Holly nagle wstała i spokojnym tonem oświadczyła:
- Słuchajcie, nie chciałabym wam przerywać, ale za jakieś 3 minuty będziemy mieli tutaj niezły bałagan, więc…- spojrzeliśmy na Alice. Ta tylko kiwnęła głową dając znać, że się zgadza. Wiedziałam o tym, zanim Holly cokolwiek powiedziała. Przecież moją córkę czuć było z daleka…
- Nie bądźcie dla nich zbyt ostrzy – poprosiła Esme. No tak, troskliwa babcia broniła wnucząt. I tu pierwszy raz musiałam się zgodzić z Rosalie, która rzekła:
- Pozwól, że sami będziemy decydować jak wychowujemy nasze dzieci. Nie wiem jak Bella, ale ja Brianowi nie odpuszczę tak łatwo.
- W zupełności popieram - rzekłam. Alice zaczęła odmierzanie:
- 3… 2… 1… |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez solas dnia Wto 20:10, 06 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Wto 20:38, 06 Kwi 2010 |
|
i dzieci maja przechlapane, za nie informowanie rodzin:)
fajnie, że wkońcu spotkali się,chociaz teraz Bella nie będzie taka samotna
i ciesze się, że jakiś rozdział jest z perspektywy Belli i pokazani są inni a nie tylko Brian i Diana, mimo że oni sa głównymi bohaterami
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mirona
Wilkołak
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory
|
Wysłany:
Wto 21:26, 06 Kwi 2010 |
|
Właśnie sobie siedzę i od może godziny czytam twój ff. Dziewczyno, naprawdę świetnie piszesz jak dla mnie. Chociaż się na tym nie znam, ale naprawdę podoba mi się :) Sama piszę ffa, ale mój nie może się równać z Twoim. Pisz dalej. Z utęsknieniem czekam na dalsze części. Weny dużo i w ogóle nie zniechęcaj się :) Pozdrawiam, Mirona xD |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kju
Dobry wampir
Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 836 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 9:26, 07 Kwi 2010 |
|
hej,
specjalnie powalczylam z logowaniem sie, aby moc napisac kilka slow o Twoim ff.
przeczytalam i jestem zachwycona, z niecierpliwoscia bede czekala na kolejny odcinek.
calosc jest spojna, czyta sie przyjemnie, |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 15:23, 07 Kwi 2010 |
|
Ile razy można mówić, że ff jest fajny a raczej świetny?? Nieskończenie wiele = milion pięćset sto dziewięćset Co tu napisać!!?? Już wszystko napisałam w moich poprzednich komentarzach i tylko potwierdzam co powiedziałam. Podoba mi się styl, w którym napisane jest całe opowiadanie, lekko i szybko się czyta, nie ma żadnych jakiś "ciężkich" zdań.
A co do treści to super! Cały pomysł mi się podoba, I fajnie, że ten rozdział był w narracji Belli. Zobaczyliśmy jak to wszystko widzi matka Lizzi. Dziwi mnie że Emm i Rose nie poznali jej. Wiem, zmieniła się będąc wampirzycą, ale i tak powinno być widać jej cechy. Alice- jak zawsze miła i przyjacielska. Szkoda że Emm nie wyskoczył z czymś śmiesznym. Wyjaśnił się parę spraw i nareszcie Bella spotkała swoją rodzinę. szkoda tylko, że nie było Edwarda, ale mam wielką nadzieję, że się pojawi.
trochę dziwi mnie zachowanie Carlisle- nie zaczął wypytywać się Belli o szczegóły? będzie jeszcze na to czas.
Diana i Brian będą mieli przechlapane, niech wymyślą dobrą wymówkę, żeby trochę złagodzić całą sprawę. I co to będzie jak dowiedzą się że są rodziną- nie taką ze krwi ale i tak są jakoś spokrewnieni(duchowo).
Cytat: |
No to całość zbetowana :) To teraz co tydzień regularnie będę dodawać rozdziały:) |
Drugi zdanie mnie zadawala, lecz to pierwsze niepokoi. Czy to ma znaczyć, że masz już cały ff skończony i zostało ci tylko wstawianie? oby to tylko były moje złudzenia.
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział.
Twoja oddana czytelniczka B.
EDIT: Ludzie jak to czytacie to zostawcie jakiś ślad po sobie(to na pewno podniesie na duchu autorkę i sprawicie, że będzie szczęśliwa, że ktoś czyta jej ff). |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez behappy dnia Śro 15:30, 07 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
solas
Człowiek
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 55 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany:
Nie 16:42, 11 Kwi 2010 |
|
No więc nowy rozdzialik:) Uprzedzam, że jeszcze tylko 2 rozdziały:P A dla lubiących Happy Endy tylko jeden. Ale... Mam już pomysł na kolejnego fanficka:) Nie wiem czy wypali, ale pomysł jest. No to miłego czytania.
Betowała Lilyanne
Pozdrawiam Sola
Rozdział 10 A co w tym złego?
Biegliśmy przez lasy, pola i łąki. Ocean nie stanowił dla nas przeszkody. Ona musiała w prawdzie co jakiś czas się wynurzać, by zaczerpnąć powietrza, ale z pewnością nie tak często jak ludzie. Ten dzień był niesamowity i nie żałowałem ani chwili spędzonej z nią. To spotkanie z Alecem wzbudziło we mnie czysto męskie zapędy… Gdybym mógł, gdyby tylko mi Elizabeth pozwoliła, sprałbym go…
- Brian, wiesz doskonale, że gdyby nie moja tarcza, on powaliłby cię na łopatki nie ruszając nawet palcem - powiedziała moja towarzyszka i pokiwała z politowaniem głową. No tak, nie ma to jak dziewczyna, która umie czytać ci w myślach. Irytujące…. Westchnąłem lekko.
- Wiem Lizzy, ale to nie zmienia faktu, że bym próbował.
- Doceniam to - wyszeptała cichutko.
- Myślisz, że będą bardzo wkurzeni? - Nie musiałem dodawać, kogo mam na myśli.
- Jeśli będzie z nimi moja mama, to bez wątpienia tak – Cholera, Holly mnie zabije, o ile Rose nie zrobi tego wcześniej.
- Nie martw się, ja też nie będę miała lekko. Jeżeli faktycznie zastaniemy tam moją mamę, to nie będzie zbyt wesoło. Nie bardzo godzi się na to, żebyśmy…
- A co w tym złego?- zapytałem na głos, nie dając jej dokończyć. Czyżbym się bał tego, że gdy wypowie te słowa, nasz związek będzie przypieczętowany? Elizabeth uśmiechnęła się tylko pobłażliwie.
- W sumie nic, ale to nie jest takie proste, jak by się mogło wydawać. Z pewnego powodu moja mama nie toleruje twojej rodziny. Nazwisko Cullen nie kojarzy jej się najlepiej.
- Hej, zaraz, ja ci przecież nie mówiłem, jak się nazywają moi dziadkowie.
- Och przestań. Ciągle zapominasz, głupolu, że umiem czytać ci w myślach? Niejednokrotnie padało w nich to nazwisko.
- Punkt dla ciebie. – Kurcze, czy ona musi wszystko wiedzieć?
- Denerwujące, prawda?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. Ale wiesz co? Jedno muszę ci powiedzieć na głos… Nigdy nie spotkałem takiej kobiety jak ty…
- O jak miło, wreszcie ktoś dostrzegł we mnie kobietę, a nie brzydkie kaczątko - powiedziała pozornie beztrosko i z ironią, ale jej prawdziwe uczucia zdradził rumieniec, który pojawił się na policzku.
- Nie powiesz mi chyba, że nikt ci nigdy nie prawił komplementów.
- Dokładnie tak. Żaden nie był szczery. Ty to co innego. Kurcze, znam cię zaledwie dwa dni, a już…
- Zadziwiające, prawda? A myślałem, że wpojenie dotyczy tylko zmiennokształtnych…
- Hej, to moja kwestia! - oburzyła się Elizabeth.
- Spokojnie, wyluzuj mała. No co? - uśmiechała się z satysfakcją, a ja patrzyłem na nią jak wół na malowane wrota.
- Widzę, że każdy dar można przechytrzyć.
- Nie rozumiem o co ci chodzi.
- Widzisz, zastanawiałam się czy da się oszukać jasnowidza lub czytającego w myślach. Jak widać da się. Powiedz mi co czułeś, gdy mówiłam, że ukradłeś mi kwestię?
- Oburzenie i odrazę - odpowiedziałem bez wahania. Przecież to było tak mocno wyczuwalne…
- Czyli mój plan się powiódł.
- Nadal nie mam pojęcia o co ci chodzi.
- Wcale tak nie myślałam. - Wywróciłem oczami. Kurde, dziewczyno przecież czułem wyraźnie.
- Jesteś pewny? Myślałam o czymś całkiem innym. I udało mi się cię zmylić.
- Może i tak, ale proszę nie rób tego nigdy więcej. Już myślałem, że na serio mnie znienawidziłaś.
- Jak już mówiłam, jesteśmy dla siebie stworzeni więc…
- Ale skoro twoja mama tego nie akceptuje …
- Niech cię o to głowa nie boli.
- Dziewczyno, ty jesteś bardziej zmienna niż wiatr! Co chwilę w inną stronę…
- Przyzwyczaisz się. Cholera!
- Co jest?
- Będą kłopoty, mama jest w twoim domu. Rozmawia z twoja rodziną…
- Wiedzą, że nadchodzimy?
- Tak.
Zamilkliśmy i oczekując na cios weszliśmy do mojego domu. Mimo naszych zwinnych i cichych ruchów wszyscy nas usłyszeli, a my byliśmy tego świadomi. Czy był jakikolwiek sens, żeby uciec do mojego pokoju? Elizabeth popatrzyła na mnie z politowaniem. Skoncentrowałem się na wyczuciu emocji panujących w „jadalni”. Było bardzo źle… Chwyciliśmy się za ręce i wkroczyliśmy do pomieszczenia.
Na pierwszy rzut oka nie było źle. Tylko Emmett i Rose siedzieli w salonie oglądając jakiś program w TV. Chcecie grać? Proszę bardzo.
- Cześć mamo, cześć tato! - Brak odzewu. Ale czy ja zamierzam się poddać? - Mamo poznaj, to jest moja dziewczyna, Diana Masen. Pamiętasz opowiadałem ci o niej. - Tego było dla nich za wiele.
Ale czyż nie tego chciałem? Najlepsza metoda… Doprowadzić do wrzenia, pozwolić stopniowo wyparować i dopiero na koniec dotknąć? Tak, to najlepsze wyjście, przynajmniej gdy ma się rodziców wampirów. Przeczekać wybuch, a potem jak gdyby nigdy nic powiedzieć przepraszam i po sprawie.
- Brianie Hale, gdzieś ty był!? Odchodziliśmy od zmysłów! - No tak, Rose nigdy nie przebierała w środkach…
Zaraz zacznie się pogadanka o tym, jak mnie wychowali, potem przejdą do wyjaśnień co powinno być moim priorytetem, a na koniec uściskają mnie i sami przeproszą usprawiedliwiając się troską o moje dobro.
Nie przewidziałem tylko jednego, że w połowie tej pogadanki wejdzie reszta mojej rodziny, a wraz z nimi matka Elizabeth. Kurcze, wiedziałem, że miałem o coś zapytać Lizzy! Ach ta skleroza…
- Rose, możemy usiąść? - spytał Carlisle jak zwykle opanowany. Nikt nie zaprzeczał, więc zasiedliśmy przy rozwalonym stole.
- Może teraz porozmawiamy na poważnie. Jesteśmy w komplecie i myślę, że powinniśmy wszyscy spróbować wysłuchać siebie nawzajem - No tak, dziadek umiał przemawiać. Spojrzałem na Jazza - ten tylko kiwnął głową i pomógł mi uspokoić towarzystwo. Oczywiście Elizabeth się opierała.
- Co macie nam do powiedzenia? - zapytał Emmett. W sumie chyba głowa rodziny powinna zabrać głos. Spojrzałem na Elizabeth, a ona na mnie. Nasze oczy się spotkały. Nie bała się, była tylko ciekawa reakcji osób zgromadzonych. Zadziwiał mnie jej spokój. A może znów udawała? Kiwnęła głową, dając mi jakby przyzwolenie, abym zaczął mówić.
- Uciekliśmy z lekcji, ale to już wiecie… Wybraliśmy się na małą wycieczkę i tam… ale tego się domyślacie. - Zerknąłem na Holly. Jak miałem im przekazać, co łączy mnie i tą brunetkę po mojej lewej stornie?
- Brian próbuje powiedzieć, że jesteśmy razem. Tak razem, razem. Na serio. To jedyne słuszne wyjście. - Co ta dziewczyna wygadywała?
- Elizabeth, przestań! - powiedziała ostrzegawczo matka dziewczyny.
- No co, spróbować zawsze można - zasmuciła się wyraźnie dziewczyna.
- Nie wiecie w co się pakujecie - powiedziała srogo Rose. Z nich wszystkich ona i Bella roztaczały największą aurę wrogości.
- Wiemy - zaprzeczyłem gorliwie, a Elizabeth przytaknęła.
- Brian, nic nie wiesz - powiedziała spokojnie Alice odzywając się po raz pierwszy odkąd przybyliśmy.
- To nie jest wam dane. Jesteście kuzynostwem i nie powinniście być razem.
- Rose, cicho bądź, bo ty też wszystkiego nie wiesz.
Nie, tego już było za wiele. Co jest grane? Wszyscy obróciliśmy się w stronę Alice. Wtedy jeszcze do mnie nie dotarła rewelacja, którą obdarzyła mnie mama.
- Wyjaśnisz nam to skarbie? - poprosił Jasper. Lizzy wciągnęła gwałtownie powietrze, ale chyba nikt poza mną nie zwrócił na to uwagi. Zapewne wyczytała z myśli ciotki, co też miała ona na myśli.
- Lizzy nie martw się, to nie jest bliska przyszłość. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez solas dnia Nie 16:44, 11 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Nie 17:21, 11 Kwi 2010 |
|
ciekawi mnie co wyczytała Lizzy w myślach Ali, juz nie mogę się tego doczekać...
ale fajnie, że wkońcu nowy...
ta wrogość Rose i Belli, nie ma to jak dwie kochające matki, zaborcze i do tego nad wrażliwe:D ale matki taka ich rola
fajnie, że rodzinka w komplecie mam nadzieje, że teraz ich stosunki bedą częste i lepsze
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 16:12, 12 Kwi 2010 |
|
Po prostu aż nie mogę usiedzieć na miejscu z ciekawości. Wydaje się, że rozdział krótki, ale bardzo ciekawy a w szczególności koniec.
Mieć dziewczynę, która czyta w myślach - jest trochę plusów, ale przeważają minusy.
Cytat: |
Zapewne wyczytała z myśli ciotki, co też miała ona na myśli. |
ale co miała na myśli. Są kuzynostwem, ale to chyba pestka w porównaniu co ma przekazać Alice. Domyślam się czego mogło by to dotyczyć, ale nie będę tego wyjawniać. Zobaczę czy miałam rację.
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział.
B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|