|
Autor |
Wiadomość |
=DiAnKa=
Nowonarodzony
Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 23 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 17:12, 06 Kwi 2009 |
|
Napisałam swój pierwszy FanFiction. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Mam nadzieje, że się wam spodoba. :P Z góry przepraszam za błędy. Starałam się ich nie popełniać, ale mogłam coś przeoczyć. Wszystkie powtórzenia jakie zostały zawarte w tekście są napisane umyślnie. Mam również nadzieje, że szczerze napiszecie mi co myślicie o moim tekście. :D Miłego czytania :P :)
Przecież obiecałam...
Kiedy jechałam do niego nie zastanawiałam się nad tym czy on chce mnie zobaczyć, nie interesowało mnie to że mnie nie kocha, nie zastanawiałam się nawet nad tym jaki okropny i niewyobrażalny ból będę odczuwała po powrocie do domu. Nie myślałam nawet nad tym czy w ogóle wrócę do domu. To wszystko wydawało się takie odległe, błahe, nieważne, po prosu nie istotne. Najważniejsze przecież było to, żeby on wrócił cały, żeby nic mu się nie stało. Jechałam po to, żeby go uratować. Jak mógł być, aż takim głupcem, żeby narażać się na takie niebezpieczeństwo. No jak on mógł ? Przecież Esme, Carlis, Alice, Jasper, Emmett, Rosali nie mogli by pogodzić się z jego śmiercią. Jak mógł być tak lekko myślny. Myśląc o tym jednocześnie nasuwało mi się pytanie dlaczego ? Dlaczego się tak narażał ? Po co ? Kiedy Alice mi oznajmiła co zamierzał zrobić jej brat od razu na myśl nasunęła mi się nasza rozmowa, którą przeprowadziliśmy kilka miesięcy temu.
(…) - Nidy mi nie mówiłeś, że zastanawiałeś się nad samobójstwem. Kiedy to było ?
- Na wiosnę... kiedy o mały włos... - Zamilkł i wziął głęboki wdech. Starał się mówić z lekką ironią, grać luzaka. - Oczywiście koncentrowałem się nad tym, żeby odnaleźć cię żywą, ale jakaś część mojej świadomości obmyślałam też plan awaryjny. Jak już mówiłem, to dla mnie nie takie proste, jak dla człowieka.
- Plan awaryjny ? - powtórzyłam.
- Wiedziałem, że nie mógłbym żyć bez ciebie, ale nie miałem pojęcia, jak się zabić – Emmett i Jasper na pewno odmówiliby, gdybym poprosił ich o pomoc. W końcu doszedłem do wniosku, że mógłbym pojechać do Włoch i sprowokować jakoś Volturi. (…) - To ich właśnie nie należy prowokować. Chyba, że chce się umrzeć, rzecz jasna. To znaczy, jeśli nasz koniec można nazwać śmiercią. (…)
Doskonale pamiętałam tą rozmowę. Mogłabym odtworzyć każde jej słowo. Ale nie rozumiałam, jaki to miało sens ? Przecież Edward mnie nie kocha. Więc po co miał by jechać do Włoch i prowokować swoją śmierć ? Może po prostu czuł się temu winny ? Może uznał, że to jest najbardziej szlachetne wyjście z tej sytuacji ? Tak, tego mogłam się po nim spodziewać.
Całą drogę spędziłam nad takimi myślami nie mogłam pojąć co kierowało Edwardem i zastanawiam się co mogę zrobić, żeby go ocalić. A zrobiłabym wszystko.
A później, kiedy już go zobaczyłam, kiedy wytłumaczyłam co się stało, że to jedno wielkie nieporozumienie. Kiedy wiedziałam że jest już bezpieczny. Zobaczyłam na jego twarzy uśmiech i ogniki radości w oczach. Te wszystkie miesiące bez niego jakby przestał istnieć. Nie miały one żadnego znaczenia. Czułam się tak jak przed jego wyjazdem. Chciałam, żeby już tak zostało, ale wiedziałam że to jest nie możliwe, że kiedy to wszystko się skończy on odjedzie i będzie dokładnie tak samo jak było, albo i jeszcze gorzej. Kiedy teraz wspominałam te wydarzenie chciało mi się śmiać samej z siebie. Jak mogłam być, aż tak naiwna i głupia ?
Kiedy wróciliśmy do Forks miałam gdzieś co pomyśli sobie Charlie. Nie interesowało mnie na jak długo da mi szlaban i jakie głupoty będzie mi gadał. Obchodziło mnie tylko, że Edward jeszcze ze mną jest i muszę wykorzystać każdą wspólną chwilę. Wiedziałam, że nie mam ich za wiele, że mój ukochany gdy tylko upewni się, że ze mną wszystko w porządku znów mnie zostawi. Tylko, że już nigdy nie miało być „w porządku”. Bez niego nic nie miało sensu bo razem z nim straciłam wszystko, straciłam życie. On był moim życiem, moim światem, moją miłością. I czy on ją chciał czy jej nie chciał, nie mógł nic zmienić.
Teraz siedząc na polance, którą Edward mi pokazał, byłam sama na siebie wściekła. Jak mogę cokolwiek postanowić będąc w miejscu, które tak dobitnie mi o nim przypomina. Głupia, a jakie miejsce ci o nim nie przypomina ? Przecież wszystko w Forks kojarzyło mi się tylko z nim. I gdziekolwiek bym nie była myślałam tylko o nim. Więc dlaczego akurat ta polana ? Może dlatego, że tu nikt mnie nie znajdzie ? Nikt nie wie że ona tu jest, poza jedną osobą. Ale ta osoba obiecała, że da mi czas do namyślenia się , że sama do mnie nie przyjdzie jeśli tego nie będę chciała.
Tak bardzo chciałam wierzyć w to co mi powiedział, po powrocie z Włoch. Chciałam mu wierzyć w to że już nie wyjedzie, że zostanie ze mną na zawsze. Naprawdę chciałam, ale za bardzo się bałam. Wtedy kiedy Edward mnie zostawił nauczyłam się dawkować sobie nadzieję w tak minimalnym stopniu, żeby nie przechodzić rozczarowania i nie zadawać sobie jeszcze większego bólu, niż ten który i tak odczuwałam ze zdwojoną siłą. Ale kiedy popatrzyłam w jego oczy, widziałam smutek i szczerość, którą można było wyczuć w jego słowach, które ciągle krążą po mojej głowie.
(…) - Pozwól mi skończyć! Wiem, że jest utalentowanym kłamcą, ale nie spodziewałem się, że ty z kolei jesteś tak łatwowierna. - Skrzywił się. - Omal mi serce nie pękło.
- Wtedy, w lesie, kiedy się z tobą żegnałem... Byłaś głucha na zdroworozsądkowe argumenty, to ustaliliśmy już dawno temu, więc nie miałem wyboru. Nie chciałem tego robić, ale wiedziałem, że tak będzie lepiej dla nas obojga. Lepiej! Wydawało mi się, że umrę z żalu! Ale czy była jakaś alternatywa ? Gdybym Cię nie przekonał, że cię już nie kocham, cierpiałabyś znacznie dłużej – a przynajmniej tak zakładałem. Po co tęsknić za kimś, kto tobą gardzi ? Skoro mi niby przeszło, mogłaś sądzić, że przejdzie i tobie. I zostawić przeszłość za sobą.
- „Złamania proste zrastają się szybciej i bez komplikacji „ - zacytowałam mojego lekarza.
- Właśnie. Tyle, że nie podejrzewałem, że pójdzie mi tak łatwo! Myślałem, że porywam się z motyką na słońce - że jesteś tak pewna moich uczuć, że będę musiał kłamać jak z nut przez kilka godzin tylko po to, by zasiać w tobie, choć ziarenko zwątpienia. Ale ty mi uwierzyłaś, uwierzyłaś od razu. A cała ta mistyfikacja i tak na nic się nie zda. Nie udało mi się uchronić ciebie przez konsekwencjami kontaktowania się z moją rodziną wampirów. Co gorsza, zadałem ci ból. Tak bardzo mi przykro. Mogę cię jedynie błagać o wybaczenie. Jednego tylko nie pojmuję – dlaczego twoja wiara w moją miłość była taka krucha ? Jak mogłaś we mnie zwątpić ? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, po wszystkich moich zapewnieniach...
- Zobaczyłem w twoich oczach, że przyjmujesz moje straszne wyznanie bez zastrzeżeń. A poinformowałem cię przecież, że cię nie chcę! Czy mogłem powiedzieć coś bardziej nieprawdopodobnego, coś bardziej absurdalnego! Potrzebowała cię każda komórka mojego ciała! (…)
I łzy znów płynęły po mich bladych policzkach. A przecież obiecałam sobie, że już nie będę płakać, że pomyślę o wszystkim bez emocji. Tylko jak można myśleć o tym bez emocji ?
Tak bardzo go kocham, tak bardzo pragnę go mieć przy sobie. Tylko dlaczego muszę się tak cholernie bać ?! Przecież jego słowa były takie szczere. Nie mogły być udawane. A co jeśli były ? Jeśli okłamał mnie tak samo jak wtedy kiedy mnie zostawiał ? Jeśli powiedział to wszystko bo boi się, że wpadnę na jakiś głupi pomysł. Teraz łzy nie tylko spływały mi po policzkach, ale zanosiłam się także zduszonym szlochem. To właśnie dlatego przyszłam tu, żeby Charlie nie musiał już więcej oglądać mnie w tym stanie, żeby już nigdy więcej nie widział moich łez.
(…) - Jak mam ci to przekazać, żebyś i tym razem mi uwierzyła ? Nie śpisz i nie umarłaś. Jestem przy tobie. Kocham cię. Słyszysz ? Kocham cię! Zawszę Cię kochałem i zawszę będę cię kochał. Odkąd cię porzuciłem, nie było sekundy, żebym o tobie nie myślał. To, co powiedziałem w lesie, było świętokradztwem.
- Nie wierzysz mi, prawda ? - Chłopak pobladł. Dało się to zauważyć nawet w nikłym świetle cyferblatu budzika. - Dlaczego uwierzyłaś w kłamstwa, a nie wierzysz w prawdę ?
- Zawsze było mi trudno uwierzyć w to, że kocha mnie ktoś taki jak ty . (…)
Zawsze trudno mi było wierzyć w to jakie miałam szczęście, że on mnie kocha. Tak naprawdę, to chyba nigdy tak do końca w to nie wierzyłam. Dlaczego wybrał akurat mnie ? Przecież jest tyle ładnych dziewczyn i jeszcze więcej niewyobrażalnie pięknych wampirzyc.
Cieszyłam się nim, tym że ze mną jest. Cieszyłam się, że mogłam dzielić z nim każdy dzień, każdą myśli, uśmiech, dotyk. Dziękowałam bogu za to, że mogę przy nim zasypiać i, że mogę się przy nim budzić każdego ranka. Byłam mu za to taka wdzięczna. Wystarczyło, że ktoś taki jak on był gotów być ze mną – za samą tę gotowość nie miałam jak się mu odwdzięczyć. Bałam się, że jak już w to wszystko uwierzę, znów powróci koszmar, w którym tracę jego i wszystkich bliskich. Nie wątpliwie to strata Edwarda paraliżowała mnie z bólu, ale po stracie Carlis'a, Esme, Alice, Jaspera, Emmetta a nawet Rosali odczuwałam także ból. Nie był on niczym w porównaniu z bólem po stracie ukochanego, ale był również odczuwalny.
(…) - Zostaję w Forks – powtórzył. - Nigdzie się bez ciebie nie ruszę. Widzisz, opuściłem cię po to, żebyś mogła prowadzić zwykłe, szczęśliwe ludzkie życie. Przy mnie, przy nas, zbyt wiele ryzykowałaś, a w dodatku oddalałaś się od ludzi, od świata, do którego przecież należałaś. Nie mogłem czekać bezczynnie na kolejny wypadek. Wydawało mi się, że nasz wyjazd będzie najlepszym wyjściem z sytuacji. Gdybym w to nie wierzył, nigdy bym cię nie zostawił. Nidy bym nie zdołał się do tego zmusić. Twoje dobro było dla mnie ważniejsze od własnego, ważniejsze od tego czego chciałem i czego potrzebowałem. A prawda jest taka, że to ciebie chce i ciebie potrzebuję. Teraz kiedy wróciłem, nie zdobędę się na to, żeby znów wyjechać. Dzięki Bogu, mam też dobrą wymówkę! I beze mnie pakujesz się notorycznie w tarapaty. I beze mnie otaczasz się istotami z legend. Nawet gdybym wyniósł się do Australii, nic by to nie pomogło.
- Nic mi nie obiecuj – szepnęłam.
- Uważasz, że znów kłamię ?
- Nie, nie, ja tylko... To co mówisz, niekoniecznie mija się z prawdą. (…)
Może to co wtedy powiedział mi Edward to prawda ? Przecież cała jego rodzina i on nadal są w Forks. Raczej nie zapowiada się na to, żeby mieli się wynieść. Dlaczego więc jeszcze się zastanawiam ? Przecież powiedział mi prawdę, więc jeśli nie okłamał mnie wtedy, dlaczego miałby mnie okłamywać w innych sprawach ? Tak bardzo go kocham, a on przecież powiedział mi, że także mnie kocha. Czy nie to powinno mi wystarczyć ? I na pewno starczyłoby, gdybym się nie bała, że zaraz się obudzę. Ale to przecież nie sen i doskonale o tym wiedziałam. Teraz nadszedł ten czas, czas żeby w końcu podjąć ostateczną decyzję. Albo wyciągnę rękę po szczęście, które samo do mnie przyszło, albo odtrącę je i sama siebie skaże na wieczne katusze przepełnione okropnym bólem i smutkiem. Decyzja należy do ciebie Bello i tylko do Ciebie. Więc co wybierasz ?
(…) - Czy wysłuchasz wreszcie co mam ci do powiedzenia ? Czy pozwolisz mi wyjaśnić sobie, ile dla mnie znaczysz ?
- Zanim cię poznałem, Bello, moje życie przypominało bezksiężycową noc. Mrok rozpraszały jedynie nieliczne gwiazdy przyjaźni i rozsądku. A potem pojawiłaś się ty. Przecięłaś to ciemne niebo niczym meteor. Nagle wszystko nabrało barw i sensu. Kiedy znikłaś, kiedy meteor skrył się za horyzontem, znów zapanowały ciemności. Otaczała mnie czerń. Nic się nie zmieniło, poza tym, że twoje światło mnie poraziło. Nie widziałem już gwiazd. Wszystko straciło sens. (…)
Nawet nie wiem kiedy wstałam i zaczęłam iść w tak dobrze znanym mi kierunku. Nie ważne czy jechałam furgonetką, czy szłam na własnych nogach znałam drogę dobrze, może nawet za dobrze. Zatracona we własnych myślach, utwierdzona w swoim wyborze, nie zwróciłam nawet uwagi na deszcz który zaczął tak intensywnie padać. Czyżby płakał razem ze mną ? Ja jednak nie płakałam już z rozpaczy tak jak jeszcze jakąś godzinę temu, teraz to były łzy szczęścia, które wypełniało mnie całą i pchało przed siebie. Mogłam już zobaczyć zarys, tak dobrze znanego mi domu. Kiedy tylko go ujrzałam do mojej głowy zaczęły napływać jak jakiś film wszystkie wspomnienia związane z nim i z jego mieszkańcami. Nie interesowało mnie to, że jestem cała mokra i że woda spływa ze mnie ciurkiem. Nie obchodziło mnie to jak wyglądam, najważniejsze było to, że jestem tu, w miejscu tak dobrze mi znanym i kochanym. Kiedy podchodziłam do drzwi one stanęły przede mną otworem
- Witaj w domu Bello – powiedział Carlis uśmiechając się do mnie.
Poczułam się jakbym nigdy z tego budynku nie wychodziła, a rodzina w nim mieszkająca nigdy nie wyjechałam.
- Miło cię znów widzieć Carlis – powiedziałam również uśmiechając się do niego.
Kiedy weszłam zobaczyłam twarze wszystkich tych za którymi tak tęskniłam, których kochałam,a co najważniejsze bez, których nie wyobrażałam sobie dalszego życia.
- Bello popatrz tylko na siebie, jesteś cała mokra. Alice da ci zaraz suche ubrania żebyś się nie przeziębiła – powiedziała Esme.
- Nie teraz Esme, to może trochę zaczekać – powiedziałam.
Nie byłam pewna czy jak odłożę tę rozmowę na później będę w stanie do niej wrócić i powiedzieć to co miałam powiedzieć. Chociaż tak na prawdę nie byłam pewna nawet jednego najmniejszego słówka jakie chciałam powiedzieć. Powiem po prostu to co czuje i to co czułam kiedy ich nie było. To co nikt nigdy nie usłyszał nawet Jacob.
- Dobrze w takim razie może chcesz przejść do drugiego pokoju – zaproponowała uśmiechając się.
- Myślę, że nie ma takiej potrzeby. Doskonale wiem, że i tak usłyszycie wszystko z tej rozmowy, więc nie widzę żadnych przeszkód żebyście i wy w niej uczestniczyli – powiedziałam. - Chyba, że Edward ma coś przeciwko – dodałam patrząc w jego kierunku po raz pierwszy od przyjścia do jego domu.
- Nie, nie mam – odparł. - Może usiądziemy ? - spytał.
Bez żadnego słowa poszłam więc i zajęłam miejsce na kanapie, która stała w salonie. Po czym każdy pozostały członek rodziny zajął swoje miejsce, patrząc na mnie i czekając aż zacznę mówić. Kiedy szłam tu, tak naprawdę nie myślałam o tym jak ciężko będzie mi cokolwiek powiedzieć. Postanowiłam więc, że najlepiej będzie jak zacznę od samego początku.
- Za początku chciałam wam powiedzieć, że było mi strasznie ciężko kiedy się wyprowadziliście. Nie chciałam w to wierzyć. Marzyłam o tym, że to tylko zły sen, że szybko się z niego obudzę i będzie tak jak dawniej. Niestety dni mijały, a koszmar trwał dalej i jakby nabrał większej mocy. Nie wychodziła z domu, z nikim się nie spotykałam, nie rozmawiałam. Byłam tak jakby w nicości. Obecna ciałem, ale nie umysłem i duchem. Doprowadzałam Charliego do białej gorączki, nie wiedział jak może mi pomóc. I w tym właśnie był problem mi już nic nie mogło pomóc. Kiedy wszedł do mojego pokoju z kilkoma osobami, żeby spakować mnie i odesłać do mamy wpadłam w prawdziwy szał. Płakałam, krzyczałam, wyrywałam się, rzucałam czym się tylko dało, aż w końcu rozstawili mnie samą. Kiedy otępienie chodź trochę minęło. Wróciłam do szkoły i do pracy. Cały czas działałam według tego samego palu. Codziennie to samo, bez żadnych zmian. Nie robiło to dla mnie żadnej różnicy. Przestałam spotykać się ze znajomymi, nie czytałam książek, nawet nie słuchałam muzyki. Nie robiłam zupełnie niczego, czego nie musiałam robić. Na początku ciągle się zastanawiałam jak mogliście mi to zrobić ? Jak mogliście wyjechać zostawić mnie samą, i nawet się nie pożegnać ? Ale nie umiałam się na was złościć, mieć do was jakiś pretensji. Po prostu nie mogłam, nie chciałam – popatrzałam na nich i widziałam jak bardzo to przeżywają. A przecież nie chciałam ich o nic oskarżać. To nie ich wina, że nie potrafiłam zapomnieć. Ale obiecałam, że wszystko wyjaśnię, że im wytłumaczę.
- Rozumiałam i szanowałam waszą decyzję. Co nie zmienia faktu jak bardzo bolało, każde wasze wspomnienie. Każde myśli o zawsze opanowanym Carlisie, o wiecznie opiekuńczej Esme, zakręconej i narwanej Alice, O zawszę trzymającym się na dystans Jasperze, wiecznie pięknej Rosali, uśmiechniętym, dowcipnym Emmecie. Oraz o tobie Edwardzie - powiedziałam patrząc na niego – Osobie, której tak kochałam. Nie chciałam was zapomnieć i jednocześnie nie chciałam o was myśleć. Każda myśl wywoływała niewyobrażalnie wielką falę bólu. Kiedy go odczuwałam czułam, się tak jakbym rozpadałam się na tysiące małych kawałków i nie mogła się pozbierać z powrotem. Zawsze czegoś brakowało. Pewnego dnia wyszłam z tego odrętwienia. I zaczęłam widzieć wszystko, czego wcześniej nie zauważałam. Widziała jak widzą mnie inni ludzie. Kiedy przez te trzy miesiące otępienia się od nich odsuwałam. Na początku starali się mię zrozumieć, może i nawet pocieszyć, ale z czasem sobie odpuścili. Bo po co marnować czas na kogoś, kto wcale nie chce tej pomocy otrzymać ? Kiedy zaczęłam jakoś w miarę dostrzegać to co się ze mną stało chciałam jakoś to zmienić. Nie dla siebie, mi było wszystko jedno, ale dla Charliego. On sobie nie radził z tym jakim manekinem się stałam. Umówiłam się ze znajomymi, żeby tylko mu poprawić humor. Oczywiście na początku nie dał się na to nabrać. Był bardzo podejrzliwy i ostrożny. Potem pojechałam do Jacoba. Poczułam się przy nim naprawdę swobodnie. Tak jak kiedyś. Tylko on się ode mnie nie odsunął, chociaż wyglądałam jak chodzący trup. Przy nim od ponad kilku miesięcy pierwszy raz się zaśmiałam. To nie było to co kiedyś, ale zawsze jakaś zamiana. Już nie żyłam według wyznaczonego wcześniej planu. Jak już pewnie wiecie Jacob jest wilkołakiem i razem zresztą swojej sfory chronili mnie przed Victorią. Wataha przyjęła mnie jak członka swojej rodziny, za co jestem im bardzo wdzięczna. Nie zadawali pytań, nie wyśmiewali, nie oceniali. Akceptowali mnie taką jaka była. Pewnego dnia miałam iść z Jacobem skakać z klifu do wody. Ale jego nie było i nie było, a ja miałam dość czekania chciałam iść skoczyć. Kiedy dotarłam nad klif, zarwał się silny wiatr i zapowiadało się na burzę. Długo zastanawiałam się czy skoczyć, nawet nie zauważyłam jak deszcz zaczął padać . Nie przeszkadzał mi on, wcale go nie zauważałam. W końcu skoczyłam. Nie mogłam dopłynąć do brzegu bo prąd był za silny, zaczęłam się topić. I wtedy uratował mnie Jacob. Czego Alice nie widziała w swojej wizji, bo nie wiedzieć czemu nie widzi wilkołaków. A potem zjawiła się u mnie. I resztę historii już mniej więcej znacie – powiedziałam patrząc na każdego z osobna. To nie było oczywiście koniec mojej wypowiedzi. Nie to chciałam im powiedzieć. To było tylko przybliżenie historii, żeby mogli mnie dobrze zrozumieć, zrozumieć czemu się im od razu nie rzucałam na szyję i czemu nie przyszłam wcześniej do nich.
- Jest nam strasznie przykro Bello, że wszystko potoczyło się w takim kierunku. Nie chcieliśmy ci zadać tyle bólu, nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić jak bardzo musiałaś cierpieć. Naprawdę ci współczuję. Czy możemy prosić cię o wybaczenie ? - zapytała niepewnie Esme.
Tak bardzo brakowało mi tego ciepłego, przepełnionego troską głosu. Tak dawno go nie słyszałam.
- Nie opowiedziałam wam tego, żebyś mi współczułam Esme, ani po to żebyś prosiła o wybaczenie. Zresztą nie mam czego wam wybaczać, wiem że nie chcieliście źle – powiedziałam powoli. - Chciałam, żebyście tylko zrozumieli dlaczego od razu do was nie przyszłam, dlaczego zajęło mi to tyle czasu. Po prostu musiałam wszystko na spokojnie przemyśleć. Nie chcę żebyście mieli do mnie żal – nim dokończyłam przerwał mi Carlis.
- Nie mamy do ciebie Bello żalu i nie rozumiem jak mogło ci to w ogóle przyjść do głowy. Doskonale cię rozumiemy. My też musieliśmy kilka rzeczy przemyśleć.
- W takim razie chciałam przejść do rzeczy najważniejszej. Nie uważacie, że nadszedł już na to czas.
- W takim razie słuchamy cię uważnie Bello – odezwał się po raz pierwszy Emmett, oczywiście szeroko się uśmiechając.
Tak właśnie takiego go zapamiętałam. Zawsze uśmiechnięty i niczym nie wzruszony. Jednak umiejący pocieszyć kiedy trzeba i zrozumieć, nie oceniając.
- Kiedy wróciliśmy z Włoch i odbyłam rozmowę z Edwardem, powiedziała mu, że potrzebuję czasu na pozbieranie myśli. Uwierzcie mi przez te kilka dni nie robiłam nic innego jak w kółko myśląc o tym co mi wtedy powiedział. Nie chciałam żadnych obietnic. Nie chciała robić sobie niepotrzebnych nadziei na coś co może się wcale nie zdarzyć. Myślałam, że to nic nie znaczące słowa. Bo skoro już raz mnie okłamał, chociaż chciał dobrze to czemu nie mógł zrobić tego ponownie ? Bałam się, że gdy wzrośnie we mnie nadzieja, ból rozstania będzie nie do wytrzymania. Bałam się, że nie zniosę tego po raz drugi.
- Przecież wiesz, że teraz nikt nie był by już w stanie się stąd wynieść ? Myślisz, że mogła bym cię jeszcze raz zostawić ? A Edward myślisz, że umiał by ? Myślisz, że cię już nie kochamy ? Przecież ciągle jesteś członkiem naszej rodziny, już zawsze nim będziesz. Nawet jeśli już nie będziesz chciała, my zawsze będziemy o tym pamiętać. I będziemy też pamiętać jak bardzo cię zraniliśmy. Ale nikt z nas tego nie chciał. Jesteś moją przyjaciółką, moją siostrą, kocham cię i nie mogę ciebie tak zostawić. Jesteś częścią mojego życia, częścią mnie.- Alice odezwała się głosem przepełnionym bólem.
- To nie tak Alice. Nie miałam tego na myśli. Chciałam myśleć inaczej, ale nie umiałam. Bo kiedy do mnie przyjechałaś, kiedy zobaczyłam Edwarda te wszystkie miesiące rozłąki przestały istnieć. Nie miały dla mnie żadnego znaczenia. Dla mnie też jesteś przyjaciółką, siostrą. Kocham cię i nie wyobrażam sobie życie bez ciebie. I bez waszej całej rodziny – powiedziała wstając i podchodząc do Edwarda. Stanęłam prze niem i spojrzałam mu w oczy. Ich topazowy kolor wywoływał u mnie takie same reakcje jak zawsze. Jego piękna twarz była teraz przede mną, a nie tylko w mojej głowie. Jego kształtne usta ukazywały ten łobuzerski uśmiech, który tak bardzo kochałam i którego nie zapomniałabym i nie zapomnę już do końca życia. Jedną ręką dotknęłam jego twarzy, a drugą złapałam za dłoń. Jego twarda i lodowata skóra wywoływała u mnie dreszcze i powodowała szybsze bicie serca. Nie interesowało mnie teraz, że cała jego rodzina się na nas patrzyłam i jego też to chyba nie wzruszało. Wspięłam się na palce i złożyłam na jego idealnych ustach mały, krótki ale jakże wyczekiwany pocałunek.
- Kocham cię. I nigdy się to nie zmieni. Jesteś całym moim życie, moim światem i powietrzem. Tylko ty jesteś mi potrzebny do tego żebym mogła dalej istnieć. I jeśli jeszcze raz wyjedziesz i zabierzesz że sobą Esme, Carlis'a, Emmetta, Rosali, Jaspera a zwłaszcza Alice, to nie myśl sobie, że ja zostanę w Forks. Nigdy więcej nie waż się mnie zostawiać, nawet na chwilę. I nie obchodzi mnie czy to dla mojego dobra. Jeśli zrobisz do jeszcze raz nie będziesz miał już do czego wracać. Bo jeśli zabierzesz mi siebie, zabierzesz mi całe moje życie. A bez życie przecież nie da się żyć. - powiedziałam uśmiechając się do niego.
Tak bardzo mi tego brakowało. I teraz już byłam pewna swojej decyzji. Byłam pewna, że Edward mnie kocha i, że mnie nie zostawi. Ufałam mu bezgranicznie i niezaprzeczalnie. Oddałam mu wszystko co miałam. Wszystko było, jest i będzie jego.
- Kocham cię i tak zostanie już na zawsze. I nie ważne coś się stanie nie zostawię cię. Nie umiał bym tego zrobić. Nie można przecież funkcjonować bez serca. A to właśnie ty je otrzymałaś i już na zawsze będzie należało do ciebie – powiedział całując mnie w czoło.
Przytuliłam się do niego. Popatrzyłam na pozostałych. Wszyscy byli szczęśliwi. Mimo, że minęło tyle czasu od naszego ostatniego spotkanie nie umiałam być wobec nich obojętna. No bo jak można być obojętnym wobec kogoś ze swojej rodziny ? Jak możne lekceważyć osoby, które się kocha ?
- Aha i jeszcze jedno – powiedziałam patrząc Edwardowi w oczy. - Nigdy więcej nie wybieraj się do Włoch z takim zamiarem jaki miałeś. Nigdy. I jak mogłeś we mnie zwątpić ? Przecież ci obiecałam.
I znów zanurzyłam się jego objęciach. I tak ma już być zawsze, na zawszę razem. I nikt, ani nic tego nie zmieni.
„Gdyby mu uwierzyła,
Ich los spełniłby się do końca...
Gdyby odeszła we łzach,
Wróciłaby bo mówił prawdę...
Ona potrzebowała go tak samo,
Jak on potrzebował jej ...” |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
myshaa
Człowiek
Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 86 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
|
Wysłany:
Pon 17:41, 06 Kwi 2009 |
|
No, ładnie, ładnie...
Plus za ładny styl pisania, miło mi się czytało.
Plus za pomysł, co do wykorzystania faragmentów książki. To mi się podobało.
Minus za przewałkowanie tego samego tematu, co milion innych osób.
Malutki minusik za przecinki. Niektóre są nie tam gdzie trzeba, niekiedy wcale ich nie ma.
Takich wielkich błędów znowu nie ma, co liczę także na plus.
Moja rada: przemyśl przecinki, daj pracę do przeczytania komuś z zewnątrz przed wstawieniem na forum.
Reasumując, jestem na tak. Czekam na kolejne Twoje dzieła .
Weny życzę,
Myshaa ;*
PS. Dlaczemu taki wielki avatar?
No chyba, że tylko mi się taki wyświetla... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez myshaa dnia Pon 17:42, 06 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Marta.
Zły wampir
Dołączył: 26 Lis 2008
Posty: 440 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Pon 18:03, 06 Kwi 2009 |
|
Styl dość ładny, za to opowiadanie WOŁA O BETĘ. Przecież to odstrasza. Literówki! Przecinki!
Tekst bardzo zbliżony do oryginału, nie ma tu nic nowego w sumie, ale zobaczymy co będzie dalej, ah. i zmien rozmiar avataru.
Pozdro.
M. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
=DiAnKa=
Nowonarodzony
Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 23 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 18:18, 06 Kwi 2009 |
|
Jeśli chodzi o przecinki to wiem, że mam z tym dość duży problem
Jak widać jeszcze nie całkiem udało mi się nad tym zapanować.
Postaram się nad tym popracować.
No i avatar już też zmieniłam :)
I chętnie dałabym komuś pracę do sprawdzenia, ale nie za bardzo mam komu
Problemy z ortografią i interpunkcją są u nas rodzinne ;P |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez =DiAnKa= dnia Pon 18:22, 06 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
iskra
Zły wampir
Dołączył: 03 Mar 2008
Posty: 430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 18:29, 06 Kwi 2009 |
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|