|
Autor |
Wiadomość |
Olencjaa
Gość
|
Wysłany:
Czw 20:42, 14 Cze 2012 |
|
Cytat: |
Cieszę się, że będziesz nadal czytać :)
(a możesz zdradzic, które wątki były nietrafione?) |
Mówiąc, że wątki nie przypadły mi do gustu miałam na myśli te wydarzenia, które jeszcze tu nie nastąpiły - czyli wpojenie, bo Leah będzie przez to jeszcze bardziej cierpieć niż teraz.
Cytat: |
Swoją drogą - już się nie mogę doczekać, aż zacznę opisywać mysli watahy, która spostrzega, że i Leę dopadła przemiana.
(chociaż boję się, że nie podołam i skaszanię całe opowiadanie.. ) |
Do pewnego stopnia cię rozumiem. Na pewno dla osoby, która nie pisała sagi od A do Z takie wątki nie tyle, że są trudne do napisania, ale ciężko spowodować, żeby były napisane logicznie, przy tym zaciekawiając czytelnika tymi wydarzeniami, które przecież znamy, ale teraz mamy okazję przeżyć to wszystko od nowa, ale poznając odczucia innej bohaterki, która nie grała głównej roli w sadze. Ale wierze, że podołasz temu zadaniu, a nawet jeżeli nie, to ważne, że spróbowałaś się z tym zmierzyć. Ja też się nie mogę doczekać, aż będę czytała opisy, kiedy to nasza droga Lęę podziela los naszej drogiej watahy. |
Ostatnio zmieniony przez Olencjaa dnia Czw 20:53, 14 Cze 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
agraffka
Człowiek
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 13:47, 23 Lip 2012 |
|
Dziekuję za cierpliwość :) Przeprowadzka udana, mogę w końcu usiąść i twórczo się wyszaleć :)
10.
Cisza. Cisza. Cisza. Cisza. Cisza.
CISZA. CISZA. CISZA. CISZA. CISZA.
- Ale… ale dlaczego? – zapytałam w końcu.
Pokręcił głową i już chciał coś powiedzieć, kiedy go uprzedziłam:
- Nie waż się mówić, że nie możesz powiedzieć.
- Leah, kiedy ja… Ja chciałbym, ale nie potrafię… - zaczął mówić, jąkając się.
Usiadłam na łóżku.
- Zrób to. Po prostu – otwórz usta i mi powiedz. Przyrzekam – nie będę oceniać, wybaczę ci wszystko. Tylko powiedz, co się z tobą działo przez ten czas, błagam – zaskomlałam.
- Ale… Ja nie potrafię tego nazwać. Nie potrafię tego opisać… - powiedział proszącym tonem, jakby chciał błagać mnie, żebym dała mu spokój.
- Sam, ja wiele potrafię ci wybaczyć, ale… - zawahałam się. – Ja muszę wiedzieć, co się z tobą działo.
Nastąpiła kolejna chwila ciszy. Nie chciałam, by ta trwała tak długo, jak poprzednia.
- Kochanie – powiedziałam. – Kochanie, spójrz na mnie.
Po kilku sekundach chłopak podniósł wzrok i popatrzył mi prosto w oczy.
W jego spojrzeniu było tyle bólu, tyle cierpienia.
- Sam… czy ciebie coś boli? – zapytałam, przejęta jego wyglądem.
- Co? – zdziwił się.
- Twój wzrok… - powiedziałam cicho. – Ty wyglądasz, jakbyś cierpiał.
Westchnął cicho.
- Moja Lee-lee, cierpię - potwierdził. – Cierpię na duszy, bo cię skrzywdziłem.
- Powiedz, proszę, co się z tobą działo – błagałam.
Znów pokręcił głową.
- W porządku – zgodziłam się. – Powiedz to, co uważasz, że możesz powiedzieć, dobrze?
TYK-TYK-TYK-TYK-TYK-TYK
W ciszy, która zapanowała, wskazówki zegara wydawały dźwięk niemal hałaśliwy.
Nabrałam powietrza.
- Obiecuję, że nie będę cię oceniać – zadeklarowałam.
TYK-TYK-TYK-TYK-TYK-TYK
Sam zamknął oczy i skulił się w sobie.
- Leah, ty wiesz, że ja chciałbym ci to powiedzieć. Wiesz. Musisz wiedzieć. Musisz uwierzyć – wyrzucił to szybko z siebie.
- Powiedz, po prostu powiedz.
- Nie umiem nawet tego nazwać… - zawahał się. – Mam swoją teorię…
Zdziwiłam się, a on, widząc moja minę, uśmiechnął się kwaśno.
Nic z tego nie rozumiałam. Musiałam być cierpliwa. Tylko czy moje wewnętrzne pokłady spokoju nie zaczęły się wyczerpywać? Czy dużo jeszcze przyjdzie mi znosić cierpienia? Czy to wszystko… czy to wszystko to było mało?
- Sam, jestem gotowa, powiedz mi – powiedziałam, z zadowoleniem słysząc, że udało mi się zakamuflować ból i zniecierpliwienie.
Odchrząknął.
- To, co się działo ze mną przez ostatnie dwa tygodnie… nie potrafię tego inaczej wytłumaczyć, jak tym, że… - zawahał się na dłużą chwilę. – Uważam, że miałem halucynacje - powiedział szybko, niemal wypluwając te słowa.
Siedziałam i bez ruchu wpatrywałam się w niego.
Czekałam, aż uśmiechnie się szeroko i wykrzyknie „Żartowałem!”.
Na próżno.
Jego twarz nie zdradzała emocji. Wróciła maska, którą zauważyłam wcześniej.
Zmrużyłam oczy.
- Nie wierzysz mi, prawda? – zapytał.
Chciałam – naprawdę chciałam – znaleźć jakieś słowa, jakąś odpowiedź. Cokolwiek, co mogłoby uratować tę sytuację.
- Powiedz, co myślisz… - poprosił.
Sęk w tym, że nie potrafiłam zebrać myśli. Nie umiałam złożyć tego wszystkiego w całość.
Ok., niech mu będzie – halucynacje. Ok., spoko, młody jest, niech się wyszaleje, powciąga jakiś klej, grzybów ma pod dostatkiem. Ale, do cholery jasnej, sam nie wiedział, skąd się te halucynacje wzięły? I to przez bite dwa tygodnie?!
- Leah? – zapytał ostrożnie.
Ocknęłam się z moich rozmyślań. Popatrzyłam na niego uważnie.
- Był tam ktoś z tobą?
- Nie… - odpowiedział cicho.
- Czy użyłeś czegokolwiek, co mogłoby doprowadzić do halucynacji?
- Nie…
- Sam? Szczerze, proszę – mówiłam niczym maszyna.
- Świadomie? Nie – odpowiedział.
- Czyli bierzesz pod uwagę, że ktoś…? – zapytałam zdziwiona.
- A jak to inaczej wyjaśnić? – zaśmiał się ironicznie. – Jak wyjaśnić to, że przez dwa tygodnie wydawało mi się, że jestem… - nie dokończył.
- Że jesteś kim? – myślałam, że uda mi się w końcu z niego coś wyciągnąć. Niestety, szybko się zreflektował.
- Nie ważne. Trzeba o tym zapomnieć, Lee-lee.
- Jak „Zapomnieć”? Jakie „Zapomnieć”? NIE BYŁO CIĘ DWA TYGODNIE, ROZUMIESZ? Dwa tygodnie! Z każdym dniem byłam bliższa śmierci! Nie potrafiłam i nie potrafię żyć bez ciebie, KIEDY TO DO CIEBIE W KOŃCU DOTRZE, DO CHOLERY JASNEJ?!
Zanim zreflektowałam się, że mówię za głośno, nie było już odwrotu.
Sprawy potoczyły się stanowczo zbyt szybko.
Sam zaczął się trząść, jego twarz wyrażała złość – a ja byłam przerażona.
Nagle odwrócił się i… wyskoczył przez okno.
Tak, wyskoczył przez okno!!!
Kiedy kilka sekund później, zwiedziona moimi krzykami mama zaglądnęła do pokoju, zastała mnie z rozdziawioną buzią, wgapiającą się w odsuniętą firankę.
- A… gdzie jest Sam? – zapytała zdziwiona.
- Sam… - powiedziałam cicho. – Sam wyskoczył przez okno – wzruszyłam ramionami i stwierdziłam, jakby była to najnormalniejsza czynność na świecie.
***
Kolejne dni spędzałam na wyciąganiu jakichkolwiek informacji o tym, co działo się Samem. Na próżno.
Rozmawiałam również z jego mamą – ona też nie potrafiła czegokolwiek się dowiedzieć.
Co do sprawy siniaków – nie wracaliśmy do tego zajścia. Uznałam, że puszczę to w niepamięć… Czy dobrze? Stwierdziłam, że czas pokaże.
Przełom nastąpił kilka dni później, kiedy do domu moich rodziców zapukał Quill Ateara Senior. Był późny wieczór, właśnie kończyłam robić porządki po kolacji – sąsiad wpadł do naszego mieszkania jak po ogień, z jego nerwowych ruchów dało się wyczytać, że bardzo, ale to bardzo mu się spieszy.
- Jest ojciec? – zapytał nerwowo.
- Gdzieś tam, za domem chyba – odpowiedziałam zamyślona, nie do końca zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje.
Stary Quill wybiegł z domu i podążył za róg. Usłyszałam tylko, jak woła mojego tatę. Reszty dowiedziałam się od mamy, która była z nim w tamtym momencie: zaczął wykrzykiwać krótkie zwroty: „nieszczęście”, „to znowu się dzieje!”, „chodźmy szybko!”, „musimy iść”, „zaraz wszystko zrozumiesz”.
Pociągnął mojego ojca w stronę domu Blacków.
Pomyślałam, że pewnie zwołali zebranie starszyzny, że może jakiś niedźwiedź zbliżył się za bardzo do La Push i trzeba zwołać dorosłych mężczyzn, żeby rozwiązali tę sytuację.
Niestety, sprawa pokomplikowała się, gdy chwilę później do domu wrócił Seth i powiedział, że widział, jak przed kilkoma minutami widział Sama idącego w stronę domu Blacków.
To mnie zaniepokoiło.
„– Czego oni mogą od niego chcieć?” – zastanawiałam się. „- Może chcą powierzyć mu zadanie pozbycia się tego niedźwiedzia?”.
Niestety, tego dnia nie dowiedziałam się niczego, co mnie ciekawiło.
Sam zajrzał do mnie około południa dnia następnego.
Zanim zapytałam o to nietypowe spotkanie, zauważyłam, że chłopak jest jeszcze bardziej przybity niż przez ostatnie dni.
Delikatnie, dosłownie na ułamek sekundy uśmiechnął się na mój widok – chociaż zauważyłam, że uśmiech nie objął jego oczu – westchnął i usiadł cicho w fotelu w moim pokoju.
Chciałam wdrapać się na jego kolana, jak to robiłam wcześniej – myślałam, że taki gest przywróci dawne wspomnienia i wszystko zacznie być tak, jak kiedyś.
Niestety, Sam zatrzymał mnie w pół kroku i delikatnie od siebie odsunął.
Nie odezwałam się przez kilkanaście sekund, po czym wyszeptałam:
- Nie… nie chcesz mnie…?
To pytanie wydało mi się tak głupie, że aż śmieszne. No jak to? Sam mnie odpycha. Sam nie cieszy się na mój widok. Sam znika na dwa tygodnie i – kiedy wraca – nie zdradza nikomu, gdzie był. Sam… - natłok myśli zaczął mnie bombardować, aż potrząsnęłam głową, jakbym chciała je zrzucić.
- Kurcze, Sam – powiedziałam głośno. – O co chodzi? Powiesz mi w końcu? Wiesz przecież, że ja dużo wytrzymam – popatrzyłam mu w oczy.
Odwzajemnił ten gest, ale wtedy zdałam sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie widziałam tyle smutku w jego spojrzeniu. Smutku, zmartwienia i… przerażenia. Sam się czegoś bał. On się śmiertelnie bał. Tylko czego?
- Kochanie… - zaczęłam cicho. – Kochanie, wytrzymamy wszystko, pamiętaj. Będziemy ze sobą na dobre i złe, tak? – upewniłam się, ale kilka sekund później dotarło do mnie, że to bardziej siebie niż jego chciałam zapewnić o tym, że wszystko będzie dobrze.
Nie odzywał się. Zrezygnowana osunęłam się na podłogę, objęłam ramionami jego łydki i mocno przytuliłam.
- Nie każ mi skamlać o miłość, Sam, kochanie, błagam… - powiedziałam łamiącym głosem.
Umilkłam, bo wiedziałam, że jeszcze kilka słów i rozpłaczę się na dobre.
Zaczęłam głęboko oddychać, żeby uspokoić skołatane nerwy.
Usłyszałam spokojny, miarowy oddech chłopaka. Jeszcze przez kilka sekund nasłuchiwałam, aż zdałam sobie sprawę, że ten odgłos jest ZA spokojny.
Podniosłam głowę i zwróciłam zapłakane oczy w stronę jego twarzy.
Głowę miał opuszczoną na piersi.
Spał.
Grzecznie proszę o komentarze :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Olencjaa
Gość
|
Wysłany:
Pon 16:06, 23 Lip 2012 |
|
Droga Agraffko serdecznie witam cię po dość długiej nieobecności w tym temacie i mam nadzieję, że w czasie przeprowadzki przybyło ci wiele ciekawych pomysłów na kontynuacje opowiadania rozważnie wplatając je do istniejących już rozdziałów. ; )
Tymże oficjalnym przywitaniem przejdę do meritum sprawy, które tyczy się dziesiątego rozdziału Przeznaczenia.
...
Taka była moja reakcja, kiedy zobaczyłam aktualizację tematu sprawiając mi tym miłą niespodziankę, naprawdę. ; )
Obawiałam się, że okres twojej absencji spowoduje znaczący spadek formy klimatu, którym obdarowywałaś nas przez ten czas, ale moje wątpliwości zostały rozwiane po zapoznaniu się z kontynuacją. I nawet stwierdzam, że taka przerwa była ci potrzebna, bo widać w tej chwili taką świeżość, którą wyczuwa się w trakcie zapoznawania się z tekstem.
Oboje są w bardzo trudnej sytuacji. Jak na początku pisałam, że współczuję tylko Lei, to teraz cofam swoje słowa stwierdzając, że to uczucie współczucia przelewam na ich oboje.
Cytat: |
Ok., niech mu będzie – halucynacje. Ok., spoko, młody jest, niech się wyszaleje, powciąga jakiś klej, grzybów ma pod dostatkiem. |
HAHA jaki sarkazm. Rozłożyło mnie to stwierdzenie na łopatki.
Wszystko jak dotąd jest prowadzone jednym spójnym ciągiem, i życzę ci, żeby taki poziom utrzymał się do końca. ; )
Z niecierpliwością czekam na następną część!
Smutno mi, że tak mało osób komentuje twoje opowiadanie, tym bardziej że widać w nim wyraźny potencjał. Nawet zareklamowałam go w temacie Poleć Fan Fick.
Ale niestety nie przyniosło to zamierzonych rezultatów, a szkoda, naprawdę. |
Ostatnio zmieniony przez Olencjaa dnia Pon 16:20, 23 Lip 2012, w całości zmieniany 5 razy
|
|
|
|
agraffka
Człowiek
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 17:10, 23 Lip 2012 |
|
Olencjaa napisał: |
Droga Agraffko serdecznie witam cię po dość długiej nieobecności w tym temacie i mam nadzieję, że w czasie przeprowadzki przybyło ci wiele ciekawych pomysłów na kontynuacje opowiadania rozważnie wplatając je do istniejących już rozdziałów. ; )
Tymże oficjalnym przywitaniem przejdę do meritum sprawy, które tyczy się dziesiątego rozdziału Przeznaczenia.
...
Taka była moja reakcja, kiedy zobaczyłam aktualizację tematu sprawiając mi tym miłą niespodziankę, naprawdę. ; )
Obawiałam się, że okres twojej absencji spowoduje znaczący spadek formy klimatu, którym obdarowywałaś nas przez ten czas, ale moje wątpliwości zostały rozwiane po zapoznaniu się z kontynuacją. I nawet stwierdzam, że taka przerwa była ci potrzebna, bo widać w tej chwili taką świeżość, którą wyczuwa się w trakcie zapoznawania się z tekstem.
Oboje są w bardzo trudnej sytuacji. Jak na początku pisałam, że współczuję tylko Lei, to teraz cofam swoje słowa stwierdzając, że to uczucie współczucia przelewam na ich oboje.
Cytat: |
Ok., niech mu będzie – halucynacje. Ok., spoko, młody jest, niech się wyszaleje, powciąga jakiś klej, grzybów ma pod dostatkiem. |
HAHA jaki sarkazm. Rozłożyło mnie to stwierdzenie na łopatki.
Wszystko jak dotąd jest prowadzone jednym spójnym ciągiem, i życzę ci, żeby taki poziom utrzymał się do końca. ; )
Z niecierpliwością czekam na następną część!
Smutno mi, że tak mało osób komentuje twoje opowiadanie, tym bardziej że widać w nim wyraźny potencjał. Nawet zareklamowałam go w temacie Poleć Fan Fick.
Ale niestety nie przyniosło to zamierzonych rezultatów, a szkoda, naprawdę. |
Haha uwielbiam Twoje wpisy :)
szczerze spodziewalam się komentarzy, które spowodują, że odłożę pisanie - na szczęście nie zawiodłaś :)
Masz rację, podczas przeprowadzki, w chwilach zwiątpienia ("pierniczę to, zostaję, nie przeprowadzam się!" :D ) sięgałam po sagę i szukałam najmniejszych faktów, które moglabym wpleść w moje opowiadanie :)
Robiłam notatki, pisałam małe fragmenty i tak powoli, do przodu udawało mi się i przeprowadzić i stworzyć zarys kolejnych rozdziałów.
Z okazji, że przyszły rozdział pochodzi z samego epicentrum przeprowadzki (pisałam go na kartonach :D ) prawdopodobnie da się zauważyć chaos panujący wokół mnie (beta to zauważyła, dostała pierwszą część 11. rozdziału i stwierdziła, że on powinien nosić właśnie taki tytuł: "Chaos" :D ).
Mam nadzieję, że kiedy go skończę, nie zawiodę ani siebie ani czytelników (widzę, że wejść na stronę z moim opowiadaniem jest sporo).
Dziękuję Ci serdecznie za reklamę na wątku "Poleć ff
- mam nadzieję, że to coś da :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
agraffka
Człowiek
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 14:07, 05 Sie 2012 |
|
Dzisiaj wyjątkowo będzie z tytułem - zgodnie z obietnicą.
Jest to jeden z moich ulubionych rozdziałów - pisało mi się go najłatwiej. Zapewne dlatego, że oddawał dokładnie to, co działo się w moim życiu - chaos.
Mimo że jeszcze nie wszystko jest poukładane (w życiu, nie w szafkach - informuję oficjalnie, że przeprowadzka zakończona została sukcesem) - jak nie przeprowadzka, to wyskakują inne problemy (jak mówi moja babcia: "Jak nie urok, to s**czka" ;-) ) będę starała się nie robić już takich przerw w dodawaniu kolejnych rozdziałów.
Dobrze, już nie przedłużam :)
Miłego czytania!
11. Chaos…
Nie wiem. Nie potrafię zrozumieć, co działo się przez ostatnich kilka miesięcy.
Minęły one tak szybko, że miałam wrażenie, że trwały zaledwie ułamki sekund…
Czy dowiedziałam się czegoś nowego?
A guzik…
Pewnego dnia mama sprowadziła do mnie lekarza. Przedstawił się, ale… nie pamiętam jego nazwiska.
Nie znałam go wcześniej, jestem pewna, że widziałam go po raz pierwszy.
Nie wiedziałam, po co właściwie przyszedł.
Przecież nic nadzwyczajnego się nie działo. Rano się budziłam, leżałam chwilę w łóżku, wstawałam, kiedy mama wołała mnie na obiad, kładłam się spać, wstawałam, kiedy wołano mnie na kolację.
Sam próbował wmuszać we mnie jedzenie, coś bardziej pożywnego niż placki waflowe, które w siebie wpychałam dla świętego spokoju.
Potrafiłam przeżuwać jeden wafel przez cały dzień.
Nie potrafiłam pozbierać się, wstać, funkcjonować, żyć.
Dlaczego?
A dlaczego?
A dlaczego miałam bym umieć? Musieć? Chcieć?
Mój własny chłopak miał przede mną tajemnice. Już całkiem odrzuciłam możliwość, że powie mi w końcu, co wydarzyło się w ciągu tamtych cholernych dwóch tygodni. Teraz chciałam wiedzieć, dlaczego jest wiecznie zmęczony, co takiego robi w nocy, że całe dnie przesypia.
Owszem, próbował mi wmówić, że wszystko jest w porządku, próbował się uśmiechać uspakajająco, ale niestety, jego uśmiech nadal nie obejmował oczu.
Widziałam jak na dłoni, że jego uśmiech jest wymuszony.
A ja nie wiedziałam dlaczego.
Zauważyłam, że Sam dużo czasu spędza ze starym Quillem. Dlaczego? Na to pytanie również nie uzyskałam odpowiedzi.
Zauważyłam, że w moim prywatnym słowniku słowo „Dlaczego?” jest zdecydowanie najczęściej używanym zwrotem.
Hmm… zarówno moi rodzice, jak i sam chłopak próbowali wciskać mi kit, że teraz Sam jest najbardziej odpowiednią osobą na miejsce przewodnika plemienia, że on może być przewodniczącym rady starszych, ale… No, litości!
Wszyscy wiedzą, że to Jacob Black zajmie to zaszczytne miejsce.
Mimo że uznawałam go za – kolokwialnie mówiąc – gówniarza, jakaś cząstka ciągnęła mnie w jego stronę.
Nie wiem, co miał w sobie takiego, że nie przeszkadzała mi jego obecność.
Chociaż ostatnio… hmm… jakby mniej lubiłam przebywać w jego towarzystwie.
Otóż w jego kręgu zainteresowań znalazła się niejaka Bella Swan. Córka miejscowego szeryfa, przyjaciela mojego ojca. Dziewczyna zwykła, nijaka.
Kiedyś usłyszałam rozmowę Sama z ojcem Jacoba. „Trzeba ją przed tym czymś uchronić. Nie pozwolę jej skrzywdzić”.
Więcej nie usłyszałam, ponieważ mężczyźni zorientowali się, że ich słyszę.
Oczywiście, nie było opcji, żebym dowiedziała się, o co dokładnie chodziło.
Sam – cytując – „nie mógł nic powiedzieć”.
Jasne.
Kiedyś wykrzyczałam mu w twarz, że czuję się jak kamień, jak głupi głaz, który do niczego nie służy, który tylko zawadza.
Myślałam, że to jakoś nim wstrząśnie, że dotrze do niego, jak bardzo odrzucona się czuję.
Niestety, chłopak spuścił jedynie głowę, nie mówiąc ani słowa.
Wspominałam o lekarzu, prawda? Tak, tak… mówiłam.
W czasie wizyty zorientowałam się, że rodzice przysłali do mnie… psychiatrę. DO MNIE!
Jakbym była jakąś wariatką!
Oczywiście próbowali mnie udobruchać, że to dla mojego dobra, że oni się o mnie martwią. Sam powtarzał, że wszyscy chcą dla mnie jak najlepiej.
Haha, dobre sobie!
Odpowiedziałam mu, że jeśli chciałby, żebym była szczęśliwa, nie miałby przede mną tajemnic.
Znowu nic nie powiedział.
Jego milczenie z dnia na dzień zaczynało mnie coraz bardziej irytować. Często dochodziło to tego, że kiedy nie otrzymywałam odpowiedzi na pytanie, wstawałam i wychodziłam z domu.
Czułam, że sprawiam mu przykrość – nie chcę jednak, żeby ktokolwiek pomyślał, że robiłam to z premedytacją, o nie! Chciałam jedynie, aby dostrzegł, że ja również mam uczucia, że nie chcę być traktowana jak niepotrzebny mebel, który obchodzi się dookoła, bo w sumie jest potrzebny, ale gdyby go zabrakło, to nie zauważonoby różnicy. A może usunięcie go sprawiłoby ulgę?
Chwilami miałam wrażenie, że Sam traktuje mnie jak zgniłe jajo. Nie przytulał, nie całował.
Tak bardzo wtedy tego potrzebowałam.
***
Kilka kolejnych tygodni później zauważyłam, że Sam znalazł sobie towarzystwo.
Paul. Paul. Paul.
Próbowałam znaleźć jakikolwiek wspólny mianownik dla tych dwóch osób, ale… nie potrafiłam.
Byli od siebie różni jak dwie krople! Wody i błota oczywiście.
Sam – zawsze dobry, uczynny, sprawiedliwy, spokojny. I Paul – jego całkowite przeciwieństwo – wiecznie porywczy, skory do bójek, opryskliwy, wulgarny…
W pewnym momencie przestałam pytać, jakim cudem Sam znalazł w tym chłopaku przyjaciela – po kilkunastokrotnych nieudanych próbach wydobycia z niego jakiejkolwiek informacji, oczywiście.
Nieraz usłyszałam: „I tak tego nie zrozumiesz”, więc czułam się jak… idiotka. Kompletna idiotka i kretynka.
Bo jakże inaczej mogłabym się czuć, skoro byłam tak traktowana przez własnego chłopaka?
I dlatego rodzice wezwali doktorka od czubków – powiedzmy to sobie otwarcie – mieli mnie za wariatkę, stukniętą wariatkę.
Próbował wyciągnąć ode mnie, jak się czuję, czy podoba mi się przyroda za oknem, czy dostrzegam, że ptaszki pięknie śpiewają…
Zapytałam go tylko, czy nie ma poważniejszych zmartwień. Odchrząknął jedynie i wypisał receptę.
Mama zaraz pobiegła do Blacków, ażeby Jake zawiózł ją do apteki.
Zdziwiłam się, bo zwykle byliśmy leczeni środkami naturalnymi – ziołami, które przygotowywane były przez starsze kobiety znające się na zielarstwie.
Dopiero kiedy zobaczyłam opakowanie tych leków, dowiedziałam się, o co chodzi.
„Antydepresanty” - przeczytałam.
Aha, czyli pan doktor stwierdził, że za pomocą kilku pigułek pomoże rozwikłać największe zagadki ludzkości (gdyby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości – Sam Uley był CAŁYM moim światem).
Początkowo wzbraniałam się przed przyjmowaniem tego paskudztwa.
Kiedy skapitulowałam?
Kiedy dotarło do mnie, że mam ochotę wyjść z domu i już nie wrócić.
Tak, tego właśnie chciałam.
Pragnęłam, żeby ktoś w końcu zauważył mnie jako osobę – a moje zniknięcie, bezsprzecznie na pewno zostałoby zauważone.
Może w końcu moi bliscy zauważyliby, że nie jestem jedynie skorupą, która nie ma uczuć?
Wzięłam przepisany przez lekarza środek.
Czy pomógł?
Ta. Jasne.
***
Układanka.
Zniknięcie Sama. Nie – najpierw było jego dziwne zachowanie, siniaki na moich rękach.
Ok., później było zniknięcie.
Dwa tygodnie bez… wszystkiego. Dwa tygodnie niczego.
Odnalezienie się – czy może poprawniej – „powrót”?
Nieprzespane noce, zmęczenie w dzień.
I teraz Paul.
Zniknięcie, Paul. Zniknięcie, agresja. Zniknięcie, Paul, agresja.
Zniknięcie, zmęczenie, agresja, Paul. Paul, stary Quill, siniaki, zniknięcie, agresja, zmęczenie…
NIC TUTAJ NIE PASOWAŁO!
Ta bzdurna ukladanka nie oznaczała NIC!!
O, no tak, zapomiałam dodać jednego, jakże ważnego elementu.
TA – JEM – NI – CA
No, teraz to już wszystko jasne!
Brawo, Leah! Brawo! Zajmujesz ostatnie miejsce w konkursie „Jak rozwikłać tajemnice ludzkości!”. Nagrodą jest dyplom: „Jesteś do niczego!”. Gratulujemy!
I tak właśnie spędzałam całe dnie. I noce zresztą też.
Czy leki od doktorka pomagały?
Nie widziałam różnicy. Mama za to ją zauważyła. Twierdziła, że jest jeszcze we mnie życie.
Wiecie, gdzie było?
W nadziei. Tak, w nadziei na to, że jednak Sam zauważy, że ja JESTEM. Że przestanę być tylko rzeczą, która przeszkadza, zawadza i trzeba obchodzić z daleka.
Tylko to trzymało mnie w jako-takiej formie.
Czy on się tym przejmował? – Twierdził, że tak. Mówił, solennie zapewniał mnie w przekonaniu, że jestem dla niego ważna, najważniejsza.
Co czułam?
Miałam wrażenie, że robi to tylko z litości. Z litości.
Litość, ucieczka, zniknięcie, powrót, miłość.
Powrót, miłość.
Miłość.
Miłość… chaos.
Grenady. Lekarz od czubków nazywał się Grenady.
Chaos. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Olencjaa
Gość
|
Wysłany:
Śro 20:15, 29 Sie 2012 |
|
Odwiedzających to opowiadanie i czytających osób jest dużo, ale z tego co zdążyłam niestety zauważyć komentuje go już tylko ja, a szkoda.
Hej!
Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
W dniu, kiedy zobaczyłam aktualizację wypadło mi coś innego, a potem zupełnie wyleciało mi z głowy, że wypadałoby tu zajrzeć i zostawić po sobie oznakę obecności, przepraszam.
To moja mina skierowana do twojej osoby prosząca o wyrozumiałość i poprawę, która dokona się przy wstawieniu kolejnego rozdziału i moje szybkie przybycie tutaj, ; )
***
Przeczytałam rozdział, więc teraz czas na moją opinię.
Nie wiem dlaczego, ale nie przypadł mi on do gustu, tak jak poprzednie części. Coś mi w nim brakowało, konkretnie jakieś akcji coś, co pozwoli mi wytrzeszczyć oczy ze zdziwienia i powiedzieć, że takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam, tak jak mówiłam przy wcześniejszych rozdziałach.
Rozumiem, że Leah jest sfrustrowana i przez tę sytuację uważa, że bliskie jej osoby ignorują ją i nie zwracają uwagi na jej potrzeby i tego, co ona chcę, ale uważam, że trochę przesadza. Np. wtedy, kiedy rodzice wysłali do niej psychiatrę. Gdyby tego nie zrobili to wtedy naprawdę zaczynałabym się zastanawiać co to za rodzice, którzy bagatelizują sprawę i nie chcą jej pomóc. W tym przypadku wyraźnie widać, że dobro córki i jej samopoczucie jest dla nich najważniejsze.
Dziękuję za ten rozdział i z niecierpliwością czekam na następny!
|
Ostatnio zmieniony przez Olencjaa dnia Czw 16:11, 30 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
agraffka
Człowiek
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 8:50, 02 Wrz 2012 |
|
Olencjaa napisał: |
[size=9]
***
Przeczytałam rozdział, więc teraz czas na moją opinię.
Nie wiem dlaczego, ale nie przypadł mi on do gustu, tak jak poprzednie części. Coś mi w nim brakowało, konkretnie jakieś akcji coś, co pozwoli mi wytrzeszczyć oczy ze zdziwienia i powiedzieć, że takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam, tak jak mówiłam przy wcześniejszych rozdziałach.
Rozumiem, że Leah jest sfrustrowana i przez tę sytuację uważa, że bliskie jej osoby ignorują ją i nie zwracają uwagi na jej potrzeby i tego, co ona chcę, ale uważam, że trochę przesadza. Np. wtedy, kiedy rodzice wysłali do niej psychiatrę. Gdyby tego nie zrobili to wtedy naprawdę zaczynałabym się zastanawiać co to za rodzice, którzy bagatelizują sprawę i nie chcą jej pomóc. W tym przypadku wyraźnie widać, że dobro córki i jej samopoczucie jest dla nich najważniejsze.
Dziękuję za ten rozdział i z niecierpliwością czekam na następny!
|
Dziękuję za komentarz :)
W sumie już miałam pisać wiadomość o zawieszeniu pisania, bo nikt nie komentował - ale na szczęście nie zawiodłaś :) Dziękuję jeszcze raz :)
Co do powyższego rozdziału - celowo nie było w nim akcji. Chciałam pokazać tam stan, w którym znajduje się Leah - totalna rozsypka, zdezorientowanie, niemoc i uczucie bezsilności.
Myślę, że to udało mi się zawrzeć w tekście.
Mam już szkice kolejnych rozdziałów, ale muszę wrócić (po raz 50-ty :D ) do sagi, żeby nie pomylić faktów i żeby czas akcji mojego ff zgadzał się z fabułą Zmierzchu Nie chcę nic pomylić :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Olencjaa
Gość
|
Wysłany:
Nie 18:22, 02 Wrz 2012 |
|
Oh, rozumiem teraz dlaczego poprowadziłaś koncepcję w tym rozdziale, tak a nie inaczej.
Cytat: |
W sumie już miałam pisać wiadomość o zawieszeniu pisania, bo nikt nie komentował - ale na szczęście nie zawiodłaś :) Dziękuję jeszcze raz :) |
Ja ci dam zawieszać opowiadanie. Jeżeli to zrobisz to... to... nie ręczę za siebie, o!
Niech wena ci sprzyja! przesyłam mnóstwo pozytywnej energii i nie ma za co, kochana!
Opowiadania, które zdążyły podbić moje serducho komentuje z wielką przyjemnością, a ta historia bez wątpienia się do takowych zalicza!
Tulę cię mocno. ;*
Puk. puk. Kiedy możemy się podziewać kolejnego rozdziału? stęskniłam się za nim. ; ) |
Ostatnio zmieniony przez Olencjaa dnia Nie 18:46, 21 Paź 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
agraffka
Człowiek
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 9:52, 09 Lip 2013 |
|
Olencjaa napisał: |
Puk. puk. Kiedy możemy się podziewać kolejnego rozdziału? stęskniłam się za nim. ; ) |
hmm....
dawno mnie tutaj nie było..
jest ktoś, kto jeszcze jest zainteresowany dalszą historią? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
lirit
Nowonarodzony
Dołączył: 29 Mar 2010
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Radom
|
Wysłany:
Wto 18:39, 09 Lip 2013 |
|
O tak, zdecydowanie jestem zainteresowana tą historią i chcę to dalej czytać ;]
Lubię Leę i podoba mi się sposób, w jaki ją przedstawiłaś. Wyczekuje momentu jej przemiany i kiedy dołączy do Watahy *.* będzie się działo.
Pisz, pisz i łap Wena ;] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|