|
Autor |
Wiadomość |
Nati0902
Człowiek
Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Czw 22:53, 04 Cze 2009 |
|
Dziewczyno rozbudzasz tylko moją ciekawość a potem kończysz w takim momencie no coś ty najlepszego zrobiła!! No ale niech ci już będzie heheh Rozdział bardzo fajny,w sumie twój ff jest cały świetny:)
Czekam na kolejny rozdział i życzę DUŻO WENY! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Lexie
Wilkołak
Dołączył: 31 Sie 2008
Posty: 149 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z podziemia...
|
Wysłany:
Pią 11:44, 05 Cze 2009 |
|
Nareszcie nowy rozdział już myślałam, że się nie doczekam.
Czyli Edward kocha Bellę no proszę, ale w dalszym ciągu jestem na niego zła na tą całą Daniell. Ona ma być zastępstwem? Jeśli tak to bardzo nieudolnym, chociaż muszę przyznać, że trochę mi jej szkoda wydaje mi się, że ona chyba czuje coś więcej do Edwarda.
Bella się zmienia i bardzo dobrze ciekawią mi jej „moce”, że się tak wyrażę. Zastanawiam się też czy jest aniołem czy kimś więcej chyba jednak to drugie. Nie mogę się już doczekać, kiedy Cullenowie no i oczywiście sama Bella dowiedzą się, kim ona jest i jakie jest jej przeznaczeniem. Powtórzę chyba po raz kolejny mam ogromną nadzieję, że Bella nie będzie z Edwardem on na nią nie zasługuje. Obyś nie kazałam nam czekać na kolejny rozdział tak długo jak ostatnio. Życzę ogromne wielkiej weny.
A w kolejnym rozdziale Bella kontra Jane? chyba umrę z ciekawości :D |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lexie dnia Pią 11:46, 05 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Souris
Gość
|
Wysłany:
Pią 16:09, 05 Cze 2009 |
|
Cieszę się, że pojawił się kolejny rozdział :) Nareszcie mam chwilkę by skomentować :) przeczytałam dzisiaj w południe, ale spieszyłam się na egazmin (zdałam na 5 ) i nie miałam czasu nic napisać. Oczywiście podoba mi się, jakże by inaczej. Historia nabiera tempa, zakręca się, powoli wyjasnia, ale pozostawia też kolejne pytania. Mówiłam już, że podoba mi się Twój styl? Jeśli nie, to mówię teraz. Cieszę się, że coraz bardziej zbliżamy się do poznania przeznaczenia Belli - pytanie dotyczące tego spędzają mi sen z powiek. Naprawdę! Leżę w łóżku i myślę jak historia może dalej się potoczyć. Oczywiście przerwałaś w najciekawszym momencie, gdy chciałabym przeczytać więcej :) dziwi mnie tylko, że Alice nie miała wizji dotyczącej wizyty Volturi.
Jeśli chodzi o Edwarda... hmm... dobrze wiedzieć, że nadal kocha Bellę, szkoda tylko, że ona o tym nie wie. A Daniell... cóż... nie podoba mi się takie postępowanie wobec niej. Zdaje mi się, że ona czuje do niego coś więcej, a Edward to wykorzystuje. Kurczę, to takie nie w jego stylu. Nie pasuje do Eda. Oczywiście ona zdaje sobie z tego sprawę, wie że nie będzie to trwało wiecznie i pewnie cieszy się chociaż z takiej namiastki związku, ale ile to potrwa? W końcu ona sie zestarzeje, on nie i kicha... Opuści ją, ta będzie cierpieć... No jak on może, no?! Tak się niepostępuje, nawet z kimś kogo nie lubimy. Nie życzę takiej zabawy uczuciami nawet wrogom. I tak jak do tej pory nie lubiłam tej bohaterki, tak teraz zmieniłam zdanie.
A spotkanie z Volturi... hmm... ciekawe co z tego wyjdzie. Cullenowie na 100% będą bronić Daniell, nawet jeśli za nią nie przepadają. Jednak wątpię by w tym czasie znajdowała się tam Bella, ani Matthew, ani Alice no i oczywiście Edward nie zaryzykują jej życia (a ten pierwszy zdemaskowania, że to ona jest tą wybraną)
Nie wiem czy podciąga się to pod KK, są to po prostu moje przemyślenia i odczucia po tym rozdziale :)
Pozdrawiam i życzę weny,
S.
Edit:
Zapomniałam o istotnej rzeczy! Jeśli facet, który wmówił Edwardowi te bzdury wpadnie mi kiedyś w ręce, obiecuję, że nie wyjdzie żywy z tego spotkania! Jak MÓGŁ wmówić Edowi, że ma opuścić Bellę, hyy?!
Ok... Na serio. Kto to jest? Owy mężczyzna mówiący od rzeczy, co? Odnoszę wrażenie, że to ktoś podobny do Matthew. Mam na myśli, że to np. ten cały Mistrz, albo jakiś jego wysłannik.
Tradycyjnie same pytania i moje domysły. Czekam na odpowiedzi w kolejnych rozdziałach :) |
Ostatnio zmieniony przez Souris dnia Pią 20:48, 05 Cze 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
Lady Vampire
Wilkołak
Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd
|
Wysłany:
Sob 7:49, 06 Cze 2009 |
|
Nadrobiłam zaległości i przeczytałam całośc. Jestem pod wrażeniem. Nie jest to jakaś tandetna historyjka z big love E&B i problemami natury miłosnej w tle. Owszem znajduję się takie wątki, ale nie ma się wrażenia, że cię przytłaczają.
Bella - fajnie ją wykreowałaś. Taka inna i jednocześnie bardzo kanoniczna.
Edward - wkurza mnie z tą Danielle. Zaspokaja go i jest fajnie. WTF? Nie rozumiem jego postępowania. Jej też nie rozumiem, musi miec o sobie wysokie mniemanie. Za wysokie.
The Cullens - odmieniona Rosalie (chodzi mi o stosunek do Belli), misiowaty Emmett, zwariowana Alice i cała reszta... dobrze się o nich czyta.
Ten półwampir to bardzo ciekawa postac. Taka tajemnicza.
Intencje Volturi jak dla mnie nie są jasne. I mam nadzieję, że wkrótce się to wyjaśni.
Co do imienia prawie-dziewczyny Edwarda. Wydaje mi się, że pochodzi z francuskiego, a tam gdy kończy się na literkę e, końcówki nie czytamy. Pisałoby się to Danielle, czytało Daniel.
Cytat: |
Ludzie posiadali bardzo przydatną cechę, zmieniali się, a w jej przypadku działało się to jak najbardziej na tak.
|
literówka
Cytat: |
Wróć - nie chce jej narażać. |
nie chcę
WENY! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pon 15:27, 08 Cze 2009 |
|
Przeczytąłam kolejny rozdzialik i uśmiech zagościł nam ojej twarzy! No wkońcu wiadomo że Edzio nie zwariował tylko ktoś mu nagadał głupot i on jak zwykle bohaterski poświecił się w imę lepszego zycia dla Belli... Ale widzę że on ją nadal love!!!! Ech jak ja to lubię:)
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, ciekawa jak to się dalej sprawy potocza bo coś czuję że teraz Edward to już nie będzie tak twardo wierzył że ma się wystrzegać Belli! Chociaż mam nadzieję że problemy zapowiedziane z wizytą Volturi przybliżą Edzia z Bellą a nie oddalą :)
Życzę veny, czasu Tobie a sobie krótkiego okresu wyczekiwania na kolejny rozdzialik:)
p/s
Ciekawi mnie co z tej Belli wyrośnie :) Hmmm zapowiada się ciekawie, intrygująco :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Pon 19:20, 08 Cze 2009 |
|
Kurcze ta historyjka naprawde wciąga. Nie moge sie już doczekać następnego roździału. Naprawde fajnie napisane i wogóle super pomysł na fabułe. Czekam na dalsze części! |
|
|
|
|
Catherine Swan
Nowonarodzony
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 31 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 21:29, 13 Cze 2009 |
|
Proszę komentować, jak się coś nie spodoba, pisać - postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.
Beta: Wyjątkowa
Rozdział VIII
- Masz na myśli Edwarda? – Twierdząco pokiwałam głową. – Odkąd związał się z tą… To będzie już jakieś trzy lata, ale nie przejmuj się tym, krzywda się nikomu nie dzieje.
- W to nie wątpię, ale przecież i tak zna twoje myśli. Za bardzo na tym nie ucierpiał.
Uśmiechnęła się. Ona zawsze miała jakiś plan, pewnie i o tym pomyślała.
Wchodziłyśmy właśnie przez drzwi balkonowe, gdy Alice zamarła, a jej oczy zaszły mgłą. Spojrzała w moją roześmianą twarz wzrokiem, mówiącym tylko jedno: „miałaś racje”.
Miała wizję, bezwiednie dotknęłam jej ramienia i widziałam tylko strzępki tego co ona.
Polana, wkoło drzewa, na środku grupka wampirów. Na czele stoi mała dziewczynka, koło niej dwaj mężczyźni. Ubrani są w czarne, długie szaty… martwa Danielle u ich stóp, Edward zwijający się z bólu kilka metrów dalej...
Odsunęłam się od niej automatycznie, w głowie miałam tę melodię, co oznaczało, że znowu się zaczyna. Tym razem nie było krzyku, jakiegoś snu, tylko przeraźliwy ból w okolicach klatki piersiowej. Odbierał mi każdy oddech, czułam paraliż, nie mogłam się ruszyć. Z trudem łapałam wdech i robiłam wydech.
Zamknęłam oczy, aby znowu móc usłyszeć ten głos, który mnie uspokajał, ale to jeszcze pogorszyło mój stan. Czułam jak ześlizguje się po framudze drzwi, jak ktoś mną potrząsa. Obrazy w mojej głowie zmieniały się i nic nie mogłam z tego zrozumieć.
Zobaczyłam tego wampira, Eleazara, jak biegnie przez las, mijając znak z wielkim napisem Forks. Później stał przed poprzednią rezydencją złotookich.
Skąd wiedział gdzie szukać? Ale czemu właśnie w ich dawnym domu? Był blisko, zaledwie kilkaset kilometrów stąd.
Otworzyłam oczy i wpatrywałam się w przerażone twarze Cullenów. Nie mogłam wykonać nawet tak prostej czynności jak oddychanie. Ten ból, jakby ktoś ścisnął niewidzialną ręką moje płuca. Czułam jak moje serce przyspiesza, by po chwili zwolnic swoje ruchy.
- Zrób coś, ona umiera! – krzyknęła Alice.
Tak bardzo bolało, nie mogłam nic zrobić, po moim policzku spłynęła łza. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam ich skrzywdzić. Błagalnie poszukiwałam wzrokiem Matthewa, ale nie było go tutaj. Czemu mnie opuścił, zostawił właśnie teraz?
- Matthew… - szepnęłam, jakby w amoku.
Poczułam jak ktoś szybkim, zdecydowanym ruchem kładzie mnie na ziemi, lekki podmuch wiatru. To był któryś z nich, Esme trzymała telefon przy uchu i szybko coś szeptała, Alice, z miną zdradzającą wszystko, przytulała się do Jaspera. Jest naprawdę źle.
Uroniłam kolejną łzę, tym razem to melodia się wzmocniła, jakby upominając się o uwagę. Moje oczy zapiekły, zmuszając do ich zamknięcia.
Widziałam Carlisle, witającego się z tym wampirem, jakby znali się od bardzo dawna. Byli w jego gabinecie w pobliskim szpitalu. Czy to możliwe, że znalazł się tam tak szybko? Nie, to nie możliwe. Zegar nad nimi wskazywał środek nocy, więc to nie powinno być w tej chwili.
Poczułam nacisk na klatkę piersiową, zimne wargi na moich ustach pomagające mi oddychać, wdmuchując powietrze do moich płuc. Moje ciało nie reagowało, nawet najmniejsza komórka nie powróciła do swojego poprzedniego stanu.
- Pomóż nam, nie skrzywdzimy cię… - usłyszałam szept i zobaczyłam małą dziewczynkę o brązowych loczkach i delikatnych rysach twarzy podobnych do Cullenów. Nagle zza jej pleców wyłoniła się kobieta ubrana w czarną szatę i z kulą ognia w ręku.
Z mojego gardła wydobył się niemy krzyk, a moje ciało wygięło się w łuk pod wpływem wstrząsu elektrycznego. Zmusiłam się do otwarcia oczu i zobaczyłam nad sobą głowę najstarszego z Cullenów i Edwarda. Ten pierwszy trzymał w ręce przyczynę mojego przebudzenia, elektrody. Próbowałam wstać, ale miedzianowłosy przytrzymał mnie za ramiona.
- Powinnaś odpocząć. – Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło, tak jak zawsze. Jego usta były ciepłe, tym razem nie przestraszyła mnie temperatura ich ciał. Wiedziałam, że zaczynam się zmieniać, ale czy ja chciałam tych zmian?
- Co się stało? – zapytałam słabym, troszkę zachrypniętym głosem.
- Straciłaś przytomność i wtedy…- zaczął Carlisle, ale z jakiegoś powodu nie mógł kontynuować. Na jego twarzy malował się ból, który trudno opisać. Nigdy nie widziałam go w takim stanie, kompletnie nie wiedział, co powiedzieć. Jakby każde słowo sprawiało mu cierpienie. Rozejrzałam się po pokoju, Esme wraz z resztą stali nie daleko i patrzyli na mnie z ulgą w oczach.
– Myśleliśmy, że umierasz bo twoje… Bello, twoje serce zatrzymało się na godzinę. Myśleliśmy, że umarłaś, ale Jasper powiedział, że twoje ciało nadal wszystko odczuwa, byłaś przestraszona. Jakby w stanie hibernacji…
- Kochanie, teraz wszystko jest dobrze, musisz odpocząć. – Podeszła do mnie Esme, z dziwnie zaczerwienionymi oczami. Wyglądała, jakby płakała, ale wyjątkiem było to, że nie miała łez. W podobnym stanie byli pozostali, nawet Rose.
Edward był czuły, podniósł mnie i zanim zdążyłam zaprzeczyć, kładł mnie już na łóżku. Wpatrywałam się w jego złote oczy, które lekko pociemniały, drażnił go mój zapach.
Nie mógł się opanować i odgarnął moje włosy z twarzy. Tak bardzo za tym tęskniłam. Zbliżał swoją twarz bliżej mojej, wiedziałam, co za chwilę nastąpi.
Co on wyprawiał? Część mnie pragnęła na nowo poczuć smak jego ust, zapomnieć się w pocałunku. Z drugiej strony nie mogłam tego zrobić, bo tym drobnym gestem zranimy drugą osobę, którą jest Daniell, a tego nie wybaczyłabym sobie.
Był już naprawdę blisko, prawie stykaliśmy się nosami. Otoczyła mnie niewidzialna, ale wyczuwalna mgiełka jego zapachu. Coraz bardziej, z sekundy na sekundę, traciłam rozsądek. Muszę to przerwać, póki nie jest za późno.
- Nie… - szepnęłam, ale mój głos nie był do końca przekonywujący. Wystarczyło, bym na chwilę spojrzała w jego oczy, a ostatki silnej woli opuściły moje ciało. Czemu akurat nie miałabym wykorzystać tej chwili, przecież niedawno o mało co nie umarłam. Ale on drażnił się ze mną, chciał sprawdzić, czy jeszcze działa na mnie tak jak kiedyś. Nagle odsunął się, jednak w jego ruchach dostrzegłam niechęć do wykonywanej czynności.
- Miło słyszeć, że z twoim sercem już wszystko w porządku. Przestraszyłaś wszystkich…
Prychnęłam. W tym momencie chciałam, żeby zniknął. To co poczułam przypomniało mi uczucia, które mną targały w chwili rozstania. Odrzucenie, ból, smutek, złość. Odwróciłam głowę, by nie patrzeć na niego, przypominał mi o bezradności, o uczuciu do niego.
- Nie potrzebnie się o mnie martwicie. – Szybkim ruchem wstałam, lecz po chwili tego pożałowałam. Poczułam zawirowania, jakby ziemia zaczęła szybciej obracać się wokół własnej osi i wpadłam wprost w ramiona Edwarda. Czemu nie potrafił mnie zostawić w spokoju?
Achilles miał swoją piętę. Czuły punkt. Wystarczyło w niego pstryknąć, a on rozpadł się na kawałki. Ja też mam coś z Achillesa. Mam takie serce, moja miłość do niego jest moim słabym punktem. Czemu posiadam tarczę, która chroni mnie przed wpływem zdolności psychicznych nieśmiertelnych, a nie może bronić przed cierpieniem, jakie sprawia to uczucie?
Tonęłam na powrót w jego złotych tęczówkach. Od zawsze było w nich coś, co mnie przyciągało. Sprawiało, że czułam się bezbronna. Ale teraz ranił mnie każdym gestem, każdym niewypowiedzianym słowem, nawet tym, że na powrót chciał mnie w sobie rozkochać. Jednak nie musiał tego robić, oddałam mu już całe serce i całą duszę. Jedyne czego nie mógł mieć, to moje ciało i niech tak na razie pozostanie. Nie zniosłabym więcej tego bólu, który odbierał mi światło słoneczne, oddech każdego dnia, każdą słoną kroplę przepełnioną emocjami, spływającą po policzku. To uczucie, które na powrót stoczyłoby mnie na samo dno, a nawet otchłań bez dna. Na szczęście drzwi otworzyły się znacząco.
- Mógłbyś nas zostawić na moment? – W drzwiach stała Alice z niepewnym wyrazem twarzy. Wiedziałam, że na mojej wykwitł już spory rumieniec, gdy spojrzałam na strój, który miałam na sobie. Była to rozdarta sukienka, przez co cały mój dekolt i połowa brzucha były na wierzchu, na ciele widniały lekkie ślady od elektrod. Naciągnęłam lekko cienką kołdrę, którą zostałam przykryta. Edward wstał i wyszedł, jednak za nim znikł, spojrzał na mnie raz jeszcze. Na jego twarzy była ta sama przeklęta maska obojętności. Zabolało, znowu się mną bawił, rozkoszował się naiwnością. Coś we mnie zgasło, umarło... Chciałam stąd zniknąć, przestać myśleć, czuć.
Chcę być tam, gdzie mnie nie ma, zaszyć się w jakimś odległym kąciku świata, gdzie nikt mnie nie znajdzie, gdzie już nikt nigdy mnie nie zrani. Tam, gdzie nie będzie bólu, łez i cierpienia.
Alice widząc uczucia mną targające, szybkim ruchem znalazła się obok i najprościej w świecie przytuliła mnie. Zaczęła kołysać w rytm wskazówek zegara, stojącego na szafce nocnej koło łóżka. Uspokajała mnie.
- Przestraszyłaś nas wszystkich, Bello. Mogłabyś mi obiecać, że następnego takiego razu już nie będzie?
- Przepraszam, to było silniejsze ode mnie. Ile mamy czasu?
Dziewczyna chyba zrozumiała, co mam na myśli. Zamarła na chwile i wstrzymała oddech.
- Zobaczyłaś to… - Pokiwałam w odpowiedzi twierdząco głową. – Tydzień, może dzień więcej.
Tyle mi wystarczyło, wiedziałam, że przez ten tydzień muszę coś wymyślić. Odsunęłam się od Alice i powolnym ruchem wstałam z łóżka. Byłam słaba, ale z każdą sekundą moje siły powracały.
- Dokąd idziesz? – zapytała, gdy szukałam swoich butów.
- Do domu. Muszę z kimś porozmawiać. – Spostrzegłam torby, stojące tuż przy przeciwległej ścianie. Bardzo przypominała moje stare torby, w których przywiozłam część swoich ubrań z Forks.
- Teraz to jest twój dom, Bello. Chcemy mieć cie na oku, a trudniej nam się tobą opiekować, gdy mieszkasz na drugim krańcu miasta.
- Chcecie, trzymać mnie jak więźnia? Nie, nie zgadzam się… - Zaczęłam iść kierunku drzwi, ale Alice była szybsza.
- Zrozum, jesteś dla nas kimś ważnym, nie chcemy cię stracić. Zrób to dla mnie, dla Esme. Ona tak bardzo cię kocha, jesteś dla niej jak córka.
I co miałam teraz zrobić? Wszystko ustalili, nie licząc się z tym, co ja mam do powiedzenia. Całe moje życie było z góry zaplanowane, to pewnie też. Popatrzyłam na Alice, ciągle na twarzy miała wypisane nieme pytanie.
Nagle poczułam dziwny zapach, gryzący w gardle, przyprawiający o wymioty. Otworzyłam drzwi i wyjrzałam na korytarz. Była tam Daniell, pewnym, zdecydowanym krokiem zmierzała do sypialni na końcu. Na moment odwróciła się w moja stronę i uśmiechnęła się. Dziwne, nigdy nie reagowałam na ludzi tak jak teraz, ale czy ona jest człowiekiem? Odwzajemniłam ten gest uprzejmości i powróciłam do pokoju. Moja przyjaciółka patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem, ale ten zapach nie znikł od razu, unosił się jeszcze chwilkę w powietrzu.
W rogu sypialni stało wielkie lustro. Podeszłam i zobaczyłam w nim moje zmieniające się tęczówki. Znowu miały odcień błękitu, ale tym razem o intensywniejszej barwie.
~ Podaj się swemu przeznaczeniu, nie walcz z nim… bo inaczej ono cię zabije ~ szepnął głos w mojej głowie, po czym nastała cisza. Słyszałam tylko tykanie wskazówek zegara i przyspieszone bicie mojego serca.
- Zgoda… - Nie zdążyłam dokończyć, gdyż Alice mocno mnie przytuliła, po czym wybiegła z pokoju.
Szczerze? Chcę zostać... i... przeżyć jeszcze kilka pięknych chwil z istotami, które znaczą coś więcej w moim, i tak nędznym, życiu. Dlaczego, jeszcze jako człowiek, nie mogłabym poczuć się choć trochę szczęśliwa? Wyjrzałam przez okno, była już noc. Na niebie widniało tysiące małych punkcików. Gwiazdy, tak piękne, ale tak niedostępne jak uczucie miłości i akceptacji w moim sercu. Dlaczego ja? Pytałam zawsze siebie, gdy ktoś lub coś stanęło na mojej drodze do szczęścia, do uczucia radości. Nikt jednak mi nie odpowiadał, głucha cisza, to jedyne co słyszałam, a teraz moim przeznaczeniem jest bycie kimś ważnym, ale kim?
Spojrzałam jeszcze raz w niebo, zawsze lubiłam to robić. Spadająca gwiazda. Niektórzy mówią, że wypowiedziane wtedy życzenia się spełniają. Ja tylko chciałabym być w końcu szczęśliwa. Czy aż tak dużo wymagam?
Piasek w klepsydrze mojego życia systematycznie odmierza mój czas. Z każdym dniem jestem bliższa poznania tajemnicy przeznaczenia, ale co jeśli ostatnie ziarenko spadnie, a świat, który wtedy zastanę nie spodoba mi się?
Podeszłam do łóżka i położyłam się na nim, zamknęłam oczy i zasnęłam. Odpłynęłam do świata Morfeusza, by choć na parę chwil zapomnieć o otaczającym mnie świecie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Sob 22:04, 13 Cze 2009 |
|
WOW! Uwielbiam ten ff jest naprawde kosmicznie wciagajacy. Nie moge sie doczekac kolejnzch rozdzialow. Super |
|
|
|
|
Nessie
Zły wampir
Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 271 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia
|
Wysłany:
Sob 22:11, 13 Cze 2009 |
|
za krótko... Podobało mi sie ale ja nadal czekam na to co się dzieje z bellą.
Tyle pytań chodzi mi po głowie...
Zycze veny
Ness |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
mrówka
Nowonarodzony
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 27 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 22:14, 13 Cze 2009 |
|
Dziś jest wspaniały dzień, do kilku moich perełeczek dodano wspaniałe rozdziały! I tak od razu musze z grubej rury, jak ja nie cierpie tej całej Daniell, brr... w tym rozdziale nie wiele o niej bylo a i tak mnie zdenerwowała... Ciekewe co Ty wykombinowałaś, to 8 rozdzial twojego cudenka a my tak naprawde to nie wiemy o co chodzi, no i kiedy to sie zmieni?
"Piasek w klepsydrze mojego życia systematycznie odmierza mój czas. Z każdym dniem jestem bliższa poznania tajemnicy przeznaczenia, ale co jeśli ostatnie ziarenko spadnie, a świat, który wtedy zastanę nie spodoba mi się? "
No i ten fragmencik mnie powalił, śliczne!
Ale na słodziłam, mam nadzieje, ze Cie nie zemdli ;P
Veny i czasu na pisanie!
mróweczka |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Prudence
Wilkołak
Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta
|
Wysłany:
Nie 10:52, 14 Cze 2009 |
|
już zachwalałam to opowiadanie, i teraz też się pozachwycam.
podoba mi się, wpierw sądziłam, że temat będzie bardziej oklepany, ale okazał się czymś nietuzinkowym.
Masz dar do pisania, szybka sie czyta, akcja wciąga. Wykreowane przez ciebie postaci przyciągają, nawet Edward.
opierając się na prologu mam myśl, że B&E będą razem.
Pozdrawiam Prudence. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Souris
Gość
|
Wysłany:
Nie 14:32, 14 Cze 2009 |
|
No i co jeszcze mam powiedzieć? To co najważniejsze już powiedziałam i nie potrafię dodać nic nowego. Po prostu brak mi słów *idzieszukaćsłownika*
Mam tylko jedno pytanie:
Catherine Swan napisał: |
W rogu sypialni stało wielkie lustro. Podeszłam i zobaczyłam w nim moje zmieniające się tęczówki. Znowu miały odcień błękitu, ale tym razem o intensywniejszej barwie.
|
Kiedy była mowa o tym, że oczy Belli zmieniają kolor? Być może to przeoczyłam, ostatnio wiele rzeczy jednym uchem mi wpada, a drugim wypada i o wszystkim zapominam, ale wolę się upewnić :)
Pozdrawiam i życzę weny,
S.
Edit:
Zapomniałam o dość istotnej sprawie! Cullenowie nie żądają od Belli żadnych wyjaśnień? Dość dziwne... Nie dosyć, że Bella ma atak (mogę to tak nazwać?) i przez dłuuugi czas jej serce nie bije, a ona po tym najzwyczajniej zmartwychwstaje i żyje dalej to jeszcze jej oczy zmieniają kolor. Będąc w amoku Bells woła niejakiego Matthew (Cullenowie z wyjątkiem Alice go przecież nie znają), a jej skóra jest chłodniejsza niż zazwyczaj (skoro ona odczuwa ciepło Cullenów to i na nich to musi oddziaływać, prawda?)
Być może się czepiam, ale sama mówiłaś, żeby pisać w razie wątpliwości :) |
Ostatnio zmieniony przez Souris dnia Nie 20:05, 14 Cze 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
niesmaczne.
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Kwi 2009
Posty: 42 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 16:47, 14 Cze 2009 |
|
Uwielbiam twój ff. Jestem dumna, że Bella powiedziała 'nie' Edwardowi, chociaż tak cholernie chciała go pocałować.
Znalazłam chyba jedną rzecz, która mi zgrzytnęła:
Cytat: |
Nikt jednak mi nie odpowiadał, głucha cisza, to jedyne co słyszałam, a teraz moim przeznaczeniem jest bycie kimś ważnym, ale kim? |
ten przecinek zamieniłabym na kropkę, tak chyba lepiej brzmi.
Poza tym, rozdział świetny. Nie mogę się doczekać, aż Volturi zabiją Daniell. Wybaczcie to, że jestem taka cholernie subiektywna.
Oczywiście życzę Ci Veny i chęci do pisania kolejnych równie interesujących rozdziałów.
pozdrawiam, niesmaczne. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
seithr
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Cze 2009
Posty: 20 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Nie 17:05, 14 Cze 2009 |
|
Niesamowite -naprawdę brak mi słów. Tematyka twojego ff jest taka inna od pozostałych, wprost poniewalająca. Niesamowice wciąga. Nie byłam wstanie się oderwać od komputera do momentu kiedy przeczytałam wszystko co tu wkleiłaś. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Osobiście uważam, że są one trochę za krótkie ale znając mnie nie ważne ile byś napisała ciągle byłoby mi mało...
Pozdrawiam i oczywiście życzę weny! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
NaNo__lAdy_bY_...
Człowiek
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 17:16, 14 Cze 2009 |
|
Bardzo ciekawa fabuła.
Masz niepowtarzalny, niezwykle lekki styl. Doskonale mi sie czyta twoje opowiadanie. Dobiliśmy do 8 rozdziału, a nadal pełno nierozwiązanych tajemnic i zagadek. Z zapartym tchem i wypiekami na twarzy czytam karzdy rozdział, mając nadzieje, że coś się wyjaśni. A ty ciagle zaskakujesz. Narracja Edwarda, jego myśli bardzo mnie zaskoczyły. Nie podejrzewałam, że on jeszcze coś do Belli czuje. Opowiadanie nietuzinkowe. Kilka razy dziennie zagladam i sprawdzam czy czegoś nie nowego nie dodałaś. To ff działa na mnie jak magnes. MA w sobie to 'coś' co nakazuje czytać dalej. Błędów nie zauwarzyłam.
Pozdrwaiam i zycze weny.
N. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez NaNo__lAdy_bY_... dnia Nie 17:22, 14 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Lexie
Wilkołak
Dołączył: 31 Sie 2008
Posty: 149 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z podziemia...
|
Wysłany:
Pią 18:42, 19 Cze 2009 |
|
Rozdział jak zwykle bardzo fajnie napisany tylko że nie pasowało mi trochę zachowanie Cullenów. Bella jakby nie patrzeć umarła a potem dzięki elektrodom odzyskała przytomność, ale dziwi mnie, że Cullenowie nie zaczeli jej zadawać pytań i nie chcieli zawieść jej do szpitala na badania. I gdzie przez ten cały czas był Matthew ? Czy aby nie miał opiekować się Bellą.
Cytat: |
Będąc w amoku Bells woła niejakiego Matthew (Cullenowie z wyjątkiem Alice go przecież nie znają), a jej skóra jest chłodniejsza niż zazwyczaj (skoro ona odczuwa ciepło Cullenów to i na nich to musi oddziaływać, prawda?)
|
dokładnie to samo nie daje mi spokoju mam nadzieję, że w miare możliwości wyjaśnisz nam o co chodzi.
Oczywiście jak to zwykle na końcu postu życzę weny :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Catherine Swan
Nowonarodzony
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 31 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 11:39, 20 Cze 2009 |
|
Przepraszam, że tak późno pisze odpowiedzi na wasze pytania:
-> Souris - O zmianie koloru oczu było w rozdziale, w którym niechcący Bella zaatakowała Alice, w jej mieszkaniu. A co do "ataku", Cullenowie jeszcze upomną się o wyjaśnienia. Narazie maja na karku Volturi i obronę Danielle przed nimi. Narazie dali jej spokój, była wyczerpana, ale też nie wiadomo co im wszystkim chodzi po głowie. Jeżeli chodzi o temperaturę jaką odczuwa Bela, to nie jest to zwrócone w dwie strony( wiem, że to dziwnie brzmi :D) tzn. ona dalej dla nich jest ciepła, tak jak każdy inny człowiek, w końcu są dla nich "obiadkiem".
Następny rozdział pojawi się niedługo.
Pozdrawiam
Cathy :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Sob 14:09, 20 Cze 2009 |
|
Ale mnie ucieszył kolejny rozdział twojego ff :) Jak zwykle jest napisany super językiem, bogatym w opisy i uczucia. Uwielbiam to. Zaskoczyłaś mnie tym sprzeciwem Belli co do Edwarda :) Ale ona jest silna, ja bym tam nie miała nic przeciwko pocałunku z Edwardem!
CZekam na kolejne rozdziały, bo ten ff jest rewelacyjny!!!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ożywiona
Nowonarodzony
Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 2 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 13:15, 21 Cze 2009 |
|
Pisz, pisz i pisz! Wspaniałe opowiadanie. Masz talent. Wciągnęło mnie niesamowicie, przyjemnie się czyta. Bogato opisujesz odczucia Belli i innych. Nie pozostaje mi nic innego jak napisać, żebyś nie traciła weny, i kontynułowała. Strasznie mnie ciekawi dalszy ciąg. Jak już pisałam wyżej, wciągneło mnie bardzo twoje opowiadanie. Strasznie ciekawie piszesz. Pewnie to też zasługa Bety. Dlatego też ją podziwiam.
Pozdrawiam i poraz kolejny... weny!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Catherine Swan
Nowonarodzony
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 31 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 15:29, 27 Cze 2009 |
|
BETA: Wyjątkowa :D
Rozdział IX
Świat jest duży. Myślimy, że zdołamy ukryć się przed przeznaczeniem, przed Bogiem i samym sobą, jeżeli znajdziemy odpowiednie miejsce, schronienie. Dlatego uciekamy na skraj świata, gdzie wszystko jest bezpieczne, gdzie jest spokój, ciepło i kojące, słone powietrze. Strach jest wtedy daleko, przez chwilę wierzymy, że uciekliśmy.
Ziemia wiruje z prędkością półtora tysiąca kilometra na godzinę, a my, ludzie, kurczowo trwamy na jej powierzchni, ale i na nas w końcu przyjdzie pora. Wszystko ma swój czas na tej płaszczyźnie, godzina naszej śmierci czy naszych narodzin, chwile w której doznajemy szczęścia, radości, smutku, zawodu, miłości są z góry zaplanowane i przesądzone. W naszym życiu jest miejsce na wszystko czego zapragniemy. Gdybyśmy mogli przewidzieć pierwsze oznaki, zbliżającego się nieszczęścia, czy zachowalibyśmy się inaczej niż do tej pory? Gdybyśmy mogli podróżować w czasie, czy moglibyśmy coś zmienić? Dlaczego odczuwamy potrzebę wyjaśnienia tajemnic życia, skoro nie umiemy odpowiedzieć na proste pytania? Skąd się tutaj wzięliśmy, co to jest dusza i dlaczego śnimy? Może po prostu nie pytając, nie szukając i nie pragnąc, ale to byłoby wbrew naszej naturze, wbrew postanowieniom, które obieramy. Zazwyczaj pytania okazują się trudniejsze od odpowiedzi...
Znowu śniłam. Stałam na polanie w Forks, tej samej co kilka lat temu. Było tak jak zawsze, usłana kwiatami trawa, pokryta lekką poranną rosą, sprawiała wrażenie miękkiego jedwabiu. Drzewa wiecznie zielone, w oddali słyszałam jak zawsze szum strumyka. Tylko brakowało Edwarda, wtedy wszystko byłoby idealne.
- Witaj. – Odwróciłam się i zobaczyłam małego chłopca. Był jakby trochę przestraszony, lecz gdy zobaczył moją twarz, uśmiechnął się. W tym drobnym geście było coś, co sprawiło, że czułam do niego sympatię. Ufałam mu, chociaż nawet go nie znałam.
- Dlaczego nie możesz uwierzyć? – zapytał trochę pewniejszym głosem. – Czemu przebywasz tutaj, w miejscu, gdzie nie powinnaś?
Stałam nadal nieruchomo, z każdym kolejnym oddechem czułam się coraz bardziej zdezorientowana, coraz mniej rozumiałam, co on do mnie mówił. Zobaczywszy moje zagubienie, podał mi rękę, a obrazy rozmywały się i stawały na powrót jakimś wydarzeniem lub postacią.
- W miejscu, takim jak to, nie pisane jest przebywanie królowej. Zwłaszcza takiej jak ty, Bello… On pozwolił ci w końcu się narodzić, nie zmarnuj swojej szansy, nie walcz ze swoim przeznaczeniem. Ono i tak jest silniejsze od ciebie. Spójrz.
Stałam teraz w salonie Cullenów, chłopiec dalej trzymał mnie za rękę. Oprócz mnie widziałam Esme, Danielle, siedzącą na kanapie i oglądającą film oraz Rose, malującą sobie paznokcie.
Nagle zobaczyłam wchodzącą Alice i brązowowłosą dziewczynę przez drzwi balkonowe. Śmiały się, ale po chwili moja przyjaciółka zamarła, a jej towarzyszka osunęłam się po framudze drzwi. Zrozumiałam, że chłopiec chce mi pokazać to, co stało się kilka godzin temu.
Krzyk, przerażający i mrożący krew z żyłach, wydobył się z jej ust, a ciało wygięło w łuk. Słyszałam jak serce przyspiesza, a tuż po chwili zwalnia i zastyga w bezruchu.
- Matthew… - szepnęła, zamykając oczy.
Ciało, bezwładne, bez krzty życia, opadło, już całkowicie, na podłogę. W drzwiach wyjściowych w jednej chwili pojawił się Edward wraz z Emmettem. Ten pierwszy podbiegł do jej ciała, ale nie zrobił nic. W jego oczach widziałam przerażenie, strach, bezradność.
- Zrób coś, ona umiera! – krzyknęła Alice, przytulając się do Jaspera, który próbował ją uspokoić. Nagle ciało dziewczyny ponownie wygięło się i usłyszałam ciche bicie serca, lecz po chwili znowu ucichło, jakby przypominało o swoim istnieniu.
Miedzianowłosy jednym ruchem rozerwał górę sukienki i zaczął uciskać klatkę piersiową, co jakiś czas wdmuchując powietrze do ust. Spojrzałam na twarz, miała otwarte oczy, jej tęczówki były niebieskie, ale oni tym się nie przejmowali. Jej rysy tak bardzo przypominały moje, to byłam ja. Na pewno, ta dziewczyna był mną. Dla Cullenów, dla Edwarda liczyło się uratowanie mojego życia, mojego marnego istnienia.
Obrazy znowu się rozmyły, by po chwili pokazać mi Carlisle, wyręczającego Edwarda w ratowaniu mnie, ten zaś pochylił się w moja stronę.
- Kochanie, nie zostawiaj mnie. Kocham cię, słyszysz, kocham. Nie poddawaj się – zaczął szeptać do ucha. Gdyby mógł, na pewno płakałby jak małe dziecko. – Carlisle, dlaczego ona nie reaguje? Co się dzieje? – po chwili krzyczał na przyszywanego ojca.
On natomiast zniknął za drzwiami swojego gabinetu i w takim samym tempie powrócił. Klęczał tuż koło mnie, w rękach miał elektrody, których po chwili zaczął używać. Moje ciało poddawało się każdemu wstrząsowi elektrycznemu, jakby lubiło to, co z nim wyprawiał. Podnosiło się i opadało, by po chwili wzbudzić w sobie rytm, prowadzący moim sercem. Rozejrzałam się dookoła, wszyscy na twarzy mieli wypisaną ulgę, ale pozostawali smutni.
- Dlaczego ona się nie wybudza? – spytała tym razem Rosalie. Carlisle przyłożył swoją głowę do klatki piersiowej dziewczyny.
- Jej serce jest słabe, bije wolno i cicho – wyjaśnił Jasper. – Czuję jej przerażenie, ale nie boi się o siebie, o to, że umrze. Ten strach jest spowodowany czymś, co widzi.
Blondyn przybliżył się w stronę ciała, leżącego na podłodze, w jego oczach dostrzegłam ten sam błysk, co w dniu moich osiemnastych urodzin. Miedzianowłosy odgrodził mu drogę, głośną warcząc. Po chwili jednak zamarli, wzrok wszystkich skierowany był w jej stronę. Dziewczyna wciągnęła powietrze i otworzyła oczy, były brązowe z domieszką błękitu i nagle obraz się rozmył w powietrzu, była tylko ciemność.
Odwróciłam się w stronę, gdzie powinien znajdować się chłopiec. Nie było go, czerń ciemności ogarnął wszystko dookoła.
- Musisz zaufać swoim instynktom, Bello. Wtedy na pewno poznasz prawdę o sobie, o swoim przyszłym życiu. Amulet, on jest kluczem do wszystkiego.
Obudziłam się, to był jeden z tych normalniejszych snów. Nikt nikogo nie zabijał, nie ścigał, nie knuł czegoś za plecami innych. Poznałam swoją sytuację sprzed kilku, spojrzałam na zegarek, kilkunastu godzin. Nie wiedziałam, czy to jest prawda, czy tylko wymysł mojego chorego umysłu.
Wstałam, rzeczy, które przywiozła Alice z mojego mieszkania, zostały poukładane w pobliskiej szafce, na skraju łóżka leżały tylko te przyszykowane przez moją przyjaciółkę. Tak bardzo mi jej kiedyś brakowało, teraz, gdy jest koło mnie, jestem naprawdę szczęśliwa. Mam to, o czym marzyłam, przyjaciół, rodzinę, która o mnie dba. Brakuje tylko jednej osoby, jednej rzeczy, która dopełniłaby swoją obecnością moje życie. Kogoś, kto pokochałby mnie tak jak ja Edwarda.
Wzięłam ubranie i podążyłam w stronę łazienki, by wziąć prysznic.
Najbardziej bolało mnie to, w co wierzyłam, a co okazało się kłamstwem. Tak bardzo chciałabym uwierzyć na nowo w jego słowa, które szeptał mi do ucha, kiedy leżałam tam na dole, na podłodze w salonie. Ma jednak inną i raczej to, co mi obiecywał, prędzej czy później okaże się wielkim oszustwem. Każdego dnia powtarzał mi, że nie pokochałby nikogo innego, że miłość do mnie jest większa niż zauroczenie. Dlaczego tak bardzo się mylił, dlaczego oboje tak bardzo się myliliśmy?
Zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica. Przetarłam ręką lustro i zobaczyłam osobę inną niż kilka lat temu. Tamta dziewczyna była słaba, wierzyła w każde słowo, w każdym czyn, naiwna, nieśmiała. Zmieniłam się nie tylko charakterem, ale także i wyglądem.
Z drugiej strony, kolejną myślą, nie dającą mi spokoju, byli Volturii. Mają przybyć za tydzień, zabić Daniel. Jeżeli dowiedzą się o mnie, na pewno zginę razem z nią. Uśmiechnęłam się. W końcu ktoś pozbawi mnie tego przeklętego istnienia, przetnie pasmo nieszczęść, niepowodzeń. Może tam na górze znajdę kogoś, kto mnie pokocha prawdziwą miłością. W środku serca jednak jest jeszcze jakaś cząstka starej Belli, która chce uratować tę dziewczynę. Jeżeli Edward znalazł szczęście przy boku Daniell, to muszę zrobić wszystko, by tego nie utracił. Kocham go, gdy kogoś kochamy, pozwalamy mu przecież odejść i być szczęśliwym do końca swojego życia. Nie będę mu się narzucać, nie będę żyła snem, w którym powiedział, że mnie kocha, bo rzeczywistość bywa okrutna.
Wyszłam z pokoju, w powietrzu unosił się ten sam zapach co wczoraj, ostry, mdły. Schodziłam po schodach do salonu, w którym siedziała obecna dziewczyna miedzianowłosego. Z jej strony dochodził ten zapach, nie dziwię się, czemu jeszcze jej nie zabili, nie wypili jej krwi. Ona po prostu odpycha wszystkich. Ale dlaczego? Przecież jest człowiekiem, takim samym jak ja.
- Hej – powiedziała, gdy mnie tylko zobaczyła. – Jak ci się spało?
- Dobrze, dziękuję. – Rozglądnęłam się po salonie, nikogo nie było. Nawet najmniejszego odgłosu życia tym domu.
- Poszli na polowanie, powinni zaraz wrócić – odparła, gdy tylko zrozumiałam, kogo szukałam.
- Dzięki.
Poszłam do kuchni, byłam naprawdę głodna. Na lodówce wisiała kartka, Esme napisała, że jej zawartość jest zapełniona. Kochana wampirzyca, gdyby nie jej natura i to, że nie mogła mieć dzieci, na pewno miałaby ich mnóstwo. Każde z osobna kochałoby ją tak jak jej przybrane i ja.
- Mogę cie o coś spytać? – Odwróciłam się i spojrzałam na Daniell, stała oparta o wejście do kuchni. Do moich nozdrzy doleciał ten zapach, czemu używa tak okropnych perfum?
- Pytaj śmiało. - Uśmiechnęłam się, wyjmując z lodówki produkty potrzebne do zrobienia sobie śniadania. Woda właśnie się zagotowała.- Nie wiesz, gdzie trzymają herbatę?
- Prawa górna szafka. Bello, kim tak właściwie jesteś dla Cullenów?
- Hmm… - Prędzej czy później wiedziałam, że zada to pytanie, ale sądziłam, że zdołają ją wprowadzić w swoją przeszłość.
- Nikt ci nic nie mówił?
- Nie, ostatnio unikali tego tematu. Edward także, chociaż mówimy sobie wszystko. – Poczułam ukłucie zazdrości w sercu. Byli ze sobą naprawdę blisko, widać to było po tym, jak powiedział jej ich największy sekret. Odwróciłam się przodem do niej i popatrzyłam w oczy.
- Czego dokładnie chciałabyś się dowiedzieć?
- Wszystkiego… jak ich poznałaś?
Postawiłam kubek gorącej herbaty przed sobą i usiadłam na krześle. Sięgnęłam wspomnieniami do chwili naszego pierwszego spotkania. Tak dawno to było, że nie wiem, czy akurat wszystko dokładnie jej opowiem, ale postaram się.
- Jak zapewne wiesz, pochodzę z Forks. – Przytaknęła. – Gdzieś około siedmiu lat temu powróciłam tam z moją mamą, Renee. Podróżowałyśmy po świecie, ale w końcu postanowiłyśmy, że na nowo zamieszkamy w rodzinnym mieście mojego ojca. Miał dużo przyjaciół, był komendantem policji. Postanowiłam pójść do liceum, by nie rezygnować z mojej edukacji. Zawsze uczułam się z moja mamą lub wynajętymi nauczycielami w domu.
Poznałam Cullenów już pierwszego dnia szkoły, byli nazywani przez resztę „grupą pięknych”. Wiesz, bogaci, nieskazitelnie piękni, wysportowani, przyciągali wzrok, ale już od dawna osiągnęli status nieosiągalnych. Odseparowali się od innych, nie dziwiłam im się. Nikt nawet nie podchodził do nich, nie rozmawiał, żyli jakby w swoim świecie. - Uśmiechnęłam się na wspomnienie tych niepowodzeń Mike, by zaimponować Rose. Odchrząknęłam i kontynuowałam. – Wszystko zaczęło się od lekcji biologii, pan Banner wskazał mi miejsce koło Edwarda… - Zobaczyłam Matthew, kiwał głową, że chce ze mną porozmawiać, że chce, abym wyszła do ogrodu. – Daniell, dokończymy później, muszę coś załatwić.
- Ale… Zgoda. – Uśmiechnęła się i wróciła do salonu. Ja tymczasem otworzyłam drzwi i wyszłam na taras. Chłodne powietrze owiało moją skórę, czyniąc na niej gęsią skórkę. Mój opiekun stał na skraju lasu z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Podążyłam w jego kierunku, jednak z jakiegoś powodu czułam, że to, co usłyszę, nie będzie należeć do przyjemnych rzeczy. Przystanęłam przy jednym z drzew i odwróciłam się przodem do niego.
- Volturii wysłali oprócz swoich pionków kogoś, kto ma ciebie odnaleźć. Jest skuteczny, więc musimy cię gdzieś ukryć, dopóki nie będzie bezpieczniej.
- Nie zgadzam się, wśród złotookich jestem bezpieczna. Eleazar nie zdoła mnie skrzywdzić. Wy możecie działać po cichu, tak jak do tej pory – odpowiedziałam z wyczuwalną złością, ale także w pewnym stopniu ze stanowczością w głosie. Byłam zła na niego za to, że wczoraj uciekł, zniknął, gdy ze mną było źle. Jego obowiązkiem jest mnie chronić, a nie znikać, kiedy sytuacja robi się gorąca.
- Jesteś na mnie zła? – Nie odpowiedziałam, odwróciłam twarz i spojrzałam na dom Cullenów. – Przepraszam, ale on powiedział, żebym zostawił cię w spokoju, że sobie poradzisz.
- Jeżeli sobie poradzę, to nie potrzebuje waszej ochrony. Wiem, że mnie nie zabiją, nie teraz.
Jego oczy zaszły mgłą. Nie wytrzymałam tego i krzyknęłam w jego twarz.
- Jeżeli rozmawiasz ze mną, to nie kontaktuj się z nim. Nie masz swojego zdania? – Otrząsnął się z transu mentalnej rozmowy i spojrzał na mnie z wyrzutem, ale i zdziwieniem. Nie spodziewał się, że domyśliłam się, co tak właściwie w takich sytuacjach robi.
- Nie rozumiem…
- Wystarczy, że ja jestem w stanie zrozumieć. Czego wy ode mnie tak właściwie chcecie? Krwi, duszy, czy może tego, co potrafię? Proszę, weźcie sobie, ja i tak już dawno nie żyję. – Skierowałam się w kierunku domu, nawet na moment nie odwróciłam się w jego kierunku. Stał tam, zapewne zdezorientowany, oniemiały z powodu mojego zachowania. To, co czułam w tej chwili było dziwne. Byłam usatysfakcjonowana tym, że zachowałam się tak ozięble, jakby było to częścią natury człowieka, kawałkiem mojego charakteru, który zagubiony w wichurze rzeczywistości, powoli na nowo układał się w całość.
W domu zastałam wszystkich Cullenów, siedzących w salonie i nad czymś intensywnie rozmawiających. Z tego, co udało mi się usłyszeć, martwili się o Daniell, o to, co mogą jej zrobić Volturii, jeżeli dowiedzą się, że ona nie chce zostać jedną z nich. Dla mnie była tylko jedna opcja takiej decyzji Daniell - śmierć.
- Też nienawidzisz, jak tak ze sobą rozmawiają, prawda? – zapytała dziewczyna, kładąc mi rękę na ramieniu, jednak szybko ją cofnęła. Czułam, jakby jej dotyk parzył, jakbym dotykała ognia, drewna lub metalu rozżarzonego do czerwoności. Spojrzałam w jej oczy, które z początku wyrażały przerażenie, co w następnych chwilach przechodziło w nienawiść.
~ Cholera, anioł… ~ dobiegł mnie jej szept, ale nie wypowiedziała tych słów na głos, to były jej myśli… |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|