|
Autor |
Wiadomość |
Anyanka
VIP Grafik
Dołączył: 22 Lis 2008
Posty: 2873 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 362 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: krypta Spike'a, bo William the Bloody może mi czytać wiersze non stop
|
Wysłany:
Sob 11:32, 11 Wrz 2010 |
|
The Hard Knocks That Mattered autorstwa The Romanticidal Edwardian
[link widoczny dla zalogowanych]
zgoda od autorki otrzymana.
Postanowiłam produktywnie spędzić czas i przetłumaczyłam opowiadanko. Zachęcam do komentowania.
Miniaturka o dorastaniu, dochodzeniu do wniosków, o wielkiej miłości. Zero lemonów, za to wyciska łzy. W moim mniemaniu jest to najlepsza w tej kategorii miniaturka jaką czytałam. Naprawdę warto, a jeszcze goręcej zachęcam do czytania w oryginale.
beta: Esmeralda
Myłam schody, taki w sposób, jaki lubiła panna Vicky - odgarniając z czoła kosmyki włosów. W rezultacie mydło prawie wpadło mi do oka i wiedziałam, że na czole pozostała smuga płynu.
Nie obchodziło mnie to. Poranne prysznice miały być gdzieś za godzinę.
Wiedziałam, że ta kara jest niesprawiedliwa. Co z tego, że całowałam się z Edwardem w schowku na miotły? Przecież nie robiliśmy tam nic innego, ani nawet nie mieliśmy zamiaru. Chyba.
Tak naprawdę to nie za bardzo wiedziałam co to ‘innego’ znaczy. Kiedyś zapytałam się o to panny Vicky, to odpowiedziała mi, że nie powinnam się interesować sprawami damsko-męskimi, chyba, że chcę się tym zajmować w przyszłości. Wtedy wyrzuciłaby mnie na bruk, tak stwierdziła. Więc nie pytałam jej więcej.
Wiedziałam tylko, że lubię całować się z Edwardem i nie zamierzałam przestawać. To było takie przyjemne. Musieliśmy się teraz kryć. Lubiłam jak trzyma mnie blisko, jak miękkie są jego usta i jak porusza nimi tak samo jak ja. Kiedy czuję na sobie jego język, ciepły oddech na mojej skórze, wcale nie uważałam, że to obrzydliwe. Nie wspominając o tym, że był najprzystojniejszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek widziałam, mimo że na ulicy ciągle mijam atrakcyjnych facetów. Kochałam go, a on kochał mnie.
Edward. Zawsze był moim przyjacielem, a teraz stał się kimś więcej...
W sierocińcu był tylko rok dłużej niż ja. Jego rodzicie zginęli jak miał sześć lat, natomiast moi, gdy kończyłam siedem.
Niestety.
Chociaż nie do końca niestety. Pomijając fakt, że panna Vicky była naprawdę wredna i kazała nam pracować w tym okropnym miejscu, gdzie nigdy nie obchodziłam prawdziwych urodzin czy świąt, inaczej nie poznałabym Edwarda. Nie mogłam sobie wyobrazić życia bez niego, więc chyba miałam za co być wdzięczna.
Cała banda płci męskiej miała sypialnie w drugiej części budynku. Tam też mieli łazienki i swoje sale lekcyjne. Chłopcy i dziewczęta nie mogli się widywać między dwudziestą pierwszą a szóstą rano. Pewnie z jakiegoś głupiego powodu. Pamiętam jednak, jak kiedyś przyłapano chłopaka na macaniu dziewczyny pod koszulką. Chyba właśnie wtedy zaostrzono tzw. godzinę policyjną, ale wiedziałam, że to nie było fair. Ja sama nie pozwoliłabym Edwardowi, któremu ufałam i kochałam ponad wszystko, na takie zachowanie. Po prostu nie byłam gotowa i wydawało mi się to niewłaściwe. Chociaż jedna dziewczyna zmarnowała szanse dla innych.
Czasami Edward, mimo wyraźnych zakazów ze strony dyrekcji, przemykał się, aby mnie ukołysać do snu. Doceniałam to, był wspaniały. Lepiej mi się z nim spało. Nie miałam koszmarów o pożarze- o nocy, podczas której zginęli moi rodzice. Nigdy go nie przyłapali.
Niestety pewnego razu prawie wpadliśmy.
Za parę miesięcy mieliśmy skończyć czternaście lat, co skutkowało wysłaniem nas do pracy w fabryce. Pod względem prawnym powinniśmy mieszkać w domu dziecka do ukończenia lat szesnastu, ale tam byłaby szansa na dostanie lepszych pokoi, no i więcej jedzenia. Chcieliśmy też zacząć oszczędzać na wspólne mieszkanie.
Edward powiedział, że wtedy się ze mną ożeni i wtedy będziemy już zawsze razem, więc czekałam na te cudowne chwile z niecierpliwością. Byłam przekonana, że prędzej czy później będziemy małżeństwem i chciałam być jego żoną jak najszybciej.
- Potrzebujesz pomocy, mydlinko?
Drgnęłam, gdy cudowny głos gwałtownie sprowadził mnie z obłoków na Ziemię.
Przy samotnym myciu schodów bardzo często uciekałam gdzieś myślami. Edward przykląkł i zamoczył nową gąbkę w mydlanej, brudnej wodzie. Zdziwiłam się jak mnie nazwał, ale po chwili przypomniałam sobie, że prawdopodobnie nadal mam pianę na czole.
- Ha-Ha. Nie powinno cię tu być, Edwardzie! Co będzie jak cię przyłapią, co?
- Nie przyłapią. – zapewnił mnie. – Poza tym nie przystoi, żeby przyszła pani Masen sama praktykowała tego typu roboty. Jako urodzony dżentelmen muszę pani pomóc!
Uśmiechnęłam się zadowolona i szturchnęłam go łokciem, a on odpowiedział mi tym samym. Spojrzał mi intensywnie w oczy i przysuwał się coraz bliżej, dopóki jego usta nie dotknęły czule moich. Ciepło jego oddechu mogło mnie wręcz roztopić. Smakował wyśmienicie! Nigdy nie jadłam słodyczy, ale byłam pewna, że on smakuje o niebo lepiej.
- Przez to wpadniemy w kłopoty. – wyszeptałam nie odrywając od niego ust. Przytaknął wciąż mnie całując. Zdecydowałam, że teraz i tak nic nie ma znaczenia. Po chwili odsunął się, szczerząc zęby nonszalancko.
- Mam coś dla ciebie. – uśmiechnął się i sięgnął do tylnej kieszeni swoich dżinsów. Wyciągnął sznurek związany jak naszyjnik, a z niego zwisały spinacze wygięte na kształt serc. Wytrzeszczyłam oczy. Moja reakcja wydała się go uszczęśliwić, ale po chwili dodał niepewnie:
- To niewiele... – zdusił sapnięcie, gdy nagle rzuciłam mu się na szyję.
- Kocham go! – pisnęłam, szybko próbując się uciszyć, jednak chichot szczęścia pozostał w nadziei, że panna Vicky nie zejdzie na dół.
Uśmiechnął się szeroko i włożył mi go na szyję. Promieniałam z radości, dotykając delikatnie naszyjnika ze spinaczami.
Postanowiłam, że nigdy go nie zdejmę. Edward i ja zawsze byliśmy razem, a ów wisiorek był symbolem naszej przyjaźni. Wiedziałam, że zawsze będziemy razem, czego byłam absolutnie pewna i tylko to się liczyło.
Parę miesięcy później posłano nas do fabryki, aby zarobić na utrzymanie sierocińca.
Było to wyczerpujące, marne miejsce, gdzie wszystko było brudne, ciemne i zniechęcające. Przy linii montażowej stały dziewczyny z tępymi minami, wykonując równie tępe, powtarzające się czynności. Każdego by to dobiło. Nieraz sama miewałam czarne myśli.
Mimo wszystko nie dałam się. W końcu miałam Edwarda, więc często podczas pracy dotykałam mojego naszyjnika, aby o tym pamiętać.
I tak się żyło. Poza tym, chyba nie miałam powodów do narzekania, prawda, nieraz moja praca prawie doprowadziła mnie do łez, ale z drugiej strony wiedziałam, że Edward miał o wiele ciężej. Wracał jeszcze bardziej wykończony niż ja, a padałam z nóg. Był brudny i spocony, dlatego po przyjściu z pracy od razu udawał się pod prysznic.
Pomimo tego, zawsze znalazł czas, aby zapytać mnie, jak mi minął dzień. Przemykałam się do jego pokoju, siadałam na jego łóżku, głaskałam go po włosach, patrząc jak szybko usypia, po tym jak odpowiadałam mu na pytanie. Ja również pytałam o jego dzień, ale on tylko coś niewyraźnie mruczał i zasypiał.
To była duża zmiana. Zanim zaczęliśmy pracować, spędzaliśmy ze sobą praktycznie całe dnie, a teraz? Teraz wydawało się, że brakowało nam czasu w dobie.
Jednak wciąż było dobrze, bo byliśmy wciąż razem. I to było najważniejsze.
Pewnego dnia, skradając się cichcem do jego pokoju, zobaczyłam wychodzącą zza rogu pannę Vicky. Już wtedy wiedziałam, że nie tylko ja zamierzam odwiedzić mojego przyjaciela. Szybko schowałam się do schowka. Usłyszałam jak otwiera drzwi, ale ich nie zamyka, dlatego wyraźnie słyszałam każde słowo.
- Więc… - zaczęła pogardliwie. – Mam dla ciebie dobre wieści, Żabie Oczko. – dla każdego z nas miała przezwisko, przeważnie czerpała inspirację z naszego wyglądu, bo przecież zapamiętanie choć jednego imienia to zbyt duży wysiłek. Większość z nas mówiła na nią Firelady - z powodu jej ogniście rudych włosów. Stwierdziłam, że ta ksywka bardzo do niej pasuje, chociaż kojarzyła mi się raczej z faktem, że moi rodzice spłonęli.
Zastanawiałam się, czy gdyby panna Vicky nie była aż tak złośliwa, czy mogłabym ją polubić?
– Jakaś biedna, nieszczęśliwa duszyczka chce cię zatrudnić jako praktykanta. Uważaj się za szczęściarza, synku. Nie wiem dlaczego, szanowany artysta chce ciebie, ale to jego strata, nie moja. Wyjeżdżasz pod koniec tygodnia. Bądź gotowy w piątek o świcie.
Zostałam w ukryciu, póki nie usłyszałam jak stukanie obcasów znika za rogiem, wyszłam i udałam się do pokoju Edwarda.
- Edward – wyszeptałam, ale mój głos drżał. – Czy to znaczy, że wyjeżdżasz… na zawsze?
Pogłaskał mnie po włosach, podczas gdy ja dotykałam naszyjnika.
- Może – mruknął. – ale wrócę najszybciej jak będę mógł. I na pewno poślę po ciebie jak skończysz szesnaście lat. Obiecuję ci. To może nam wyjść na dobre, Bello. Zarobię w ten sposób więcej pieniędzy i będziemy mogli mieszkać w lepszych warunkach. I będę mógł ci kupować ładne rzeczy.
- Och, Edwardzie – westchnęłam smutno. – wiesz, że nie dbam o to.
Ciągle głaskał mnie po włosach.
- Ale ja dbam – wyszeptał cicho, jakby z tęsknotą – Chcę ci dać więcej niż sobie wyobrażasz. Jesteś moja.
- Uhm-m –zgodziłam się z nim gorączkowo, kiwając głową, wtulona w jego klatkę piersiową. – A ty jesteś mój. – odwróciłam się, aby pocałować go w szyję. – Będę na ciebie czekać. Obiecuję.
Wiedziałam, że w końcu będziemy razem. Tylko to było ważne.
Mam szesnaście lat. Jestem niespokojna. Edward powiedział, że wróci po mnie jak on skończy szesnaście lat. A to było dwa miesiące temu. Może czekał do dzisiaj. Nie wiem. Boję się. Dzisiaj mój ostatni dzień w sierocińcu. Panna Vicky mnie jutro odprawia, próbowałam jej wytłumaczyć, że na razie nie mam gdzie się podziać, ale powiedziała mi tylko ‘Powodzenia’.
Więc teraz pakuję swoje ubrania, pieniądze, które zdołałam uzbierać i schować przed Firelady i oczywiście naszyjnik, który Edward dał mi ponad dwa lata temu. To była moja kotwica i źródło siły odkąd odszedł. Myślałam o nim każdego dnia, bo widziałam naszyjnik codziennie.
Ale nie wiem co mam zrobić, bo go tu nie ma. Chociaż obiecał mi, że będzie.
Położyłam swoje rzeczy na łóżku i rozglądnęłam się po pokoju. Muszę mieć gdzie się zatrzymać. Muszę coś zrobić.
Zeszłam na dół i wyszłam przez główne drzwi, licząc na jakąś wskazówkę, znak, cokolwiek i skądkolwiek. Byłam zdesperowana.
Szłam wzdłuż ruchliwej ulicy, było dość ciepło, ale mi było zimno.
Chodziłam godzinami, szukając czegoś taniego do wynajęcia, albo współlokatorów albo czegoś w tym stylu. Byłam w punkcie wyjścia. I wiedziałam, że jutro o świcie znajdę się w tym miejscu bez żadnej alternatywy.
Zadrżałam.
Myślałam, że o tej porze będę z Edwardem, ale nie byłam. Musiałam zająć czymś umysł, aby nie bać się, nie czuć samotności.
~~*~~
W końcu przygarnęła mnie jedna kobieta z fabryki, która potrzebowała współlokatorki.
Moje życie się jako tako uporządkowało. Nie było tak źle jak przedtem.
Ale ciągle cierpiałam, bo byłam tutaj całe swoje życie. Chciałam stąd wyjechać.
Ale nie wyjechałam, miałam mnóstwo powodów, ale tak naprawdę nie miały znaczenia,
bo to przez Edwarda. Bo myślałam, że wróci po mnie i nie chciałam mu tego uniemożliwić.
Ha! Chciałam się wyśmiać. Byłam głupią dziewczynką, która wierzyła w bajki. Wierzyłam, że dwie sieroty połączone przez los, będą razem na zawsze. To było naiwne.
Życie jest inne. Polegaliśmy na sobie, bo nie mieliśmy nikogo innego, a jak już odszedł to mnie nie potrzebował. Byłam pewna, że zapomniał moją twarz. Może nawet moje imię.
Parę miesięcy temu kuzyn mojej współlokatorki przyjechał w odwiedziny. Był przystojny, usytuowany. Był mną zainteresowany. Natomiast ja nie, ale pozwoliłam mu o mnie zabiegać, bo potrzebowałam pomocy. Nie mogłam tak żyć wiecznie. Potrzebowałam kogoś.
Oświadczył się wczoraj, zgodziłam się. Wiedziałam, że się nie kochamy. Dawał mi bezpieczeństwo, a ja ładnie wyglądałam u jego boku, jak już pozbyłam się żalu.
Patrzę w swoje odbicie w lustrze. Mam na sobie ładną sukienkę, kuzyn współlokatorki czeka w salonie, aby zabrać mnie na imprezę jego szefa. Na mojej szyi zawieszony jest prymitywny naszyjnik, zrobiony przez jedynego chłopaka jakiego kochałam. Wygląda głupio i dziecinnie do mojej eleganckiej sukienki.
Jestem głupia. Taka niemądra, że wierzyłam w miłość i jego. Że wierzyłam, że świat się ze mnie nie wyśmiewa. Powinnam przestać wierzyć, kiedy umarli moi rodzice. Powinnam przestać wierzyć, kiedy panna Vicky mnie wykorzystywała. Powinnam przestać wierzyć, kiedy Edward wyjechał. Powinnam przestać wierzyć, kiedy nie wrócił.
Nie przestałam.
Ale teraz koniec.
Sięgnęłam po naszyjnik i zerwałam go z szyi.
Wrzuciłam go do kosza i wyszłam.
Nie będziemy razem. To już nie ma znaczenia.
~~*~~
Minęło trzydzieści lat. Umieram na gruźlicę. Nic już nie jest ważne. Patrzę na moje życie i doceniam tylko te chwile, kiedy byłam z Edwardem, kiedy byłam pełną zapału dziewczyną, która nie zważała na to, że musi myć podłogę, tak długo jak dostawała całusa od swojej jedynej miłości.
Zajęło mi to trochę czasu, ale w końcu dowiedziałam się, dlaczego nie wrócił, próbował. Ale po drodze zachorował, tak ciężko, że trafił do najbliższego szpitala.
Spotkałam parę lat temu lekarza, który był z nim do końca. Powiedział, że umarł wypowiadając moje imię, mówiąc mu, że jeśli spotka kiedykolwiek dziewczynę z naszyjnikiem ze spinaczy na szyi, to niech jej powie, że Edward ją kochał.
Chciałam bardzo wyrzucić ten naszyjnik. Zrobiłam to przecież. Ale kiedy wróciłam do domu w nocy, wyjęłam go stamtąd i schowałam w kieszeni. Nigdy więcej go nie założyłam, ale od czasu do czasu wyciągałam. Dr Cullen widział jak go wyciągam w restauracji i podszedł do mnie, pytając czy znałam chłopca o imieniu Edward.
Mój mąż umarł parę lat temu, ale zostawił mi wystarczająco pieniędzy, aby się utrzymać. Ale tak naprawdę nie żyłam.
Zburzyli sierociniec, w którym dorastałam. Chciałam wrócić, zobaczyć korytarze, które przypominały mi Edwarda. Ale kiedy tam pojechałam już go nie było.
Kiedy starałam się zapomnieć przez te wszystkie lata o Edwardzie, nic nie miało dla mnie znaczenia. Ale wszystko miało. Tylko ja to ignorowałam. Spoglądając wstecz na moje życie, widzę jak bardzo.
Stoję na cmentarzu. Nie byłam tu w stanie przyjść, chociaż dr Cullen powiedział mi dokładnie gdzie to jest. Aż do dzisiaj.
Szłam między grobami dopóki nie znalazłam właściwego. Rok w którym się urodził i w którym zmarł. Nic więcej.
Siedziałam na trawie przy nagrobku. Wiatr powiewał wokół mnie. Jestem samotna, ale nie czułam się tak wypełniona przez lata.
Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam stary, wytarty i brudny sznurek. Serce ze spinacza było pogięte w paru miejscach, ale ciągle było rozpoznawalne. Czuję się jakbym trzymała miłość w rękach. Nie wierzę, że tego nie widziałam, naszej miłości, była ze mną przez te wszystkie lata. Dlatego nie mogłam go wyrzucić.
Położyłam go na nagrobku i oparłam policzek o zimny kamień, zamykając oczy.
- Trochę czasu minęło, - wyszeptałam – zajęło mi to dużo czasu. Przyjście tutaj. Ale jestem tu teraz. Z tobą.
Moje dni dobiegają końca, zastanawiam się czy to moja ostatnia noc na ziemi.
Mam nadzieję. Westchnęłam i zasnęłam z nadzieją, że się już nie obudzę.
Byliśmy razem. Dla świata to nic nie znaczyło, ale dla mnie to był mój świat..
Teraz to wiem. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Pią 10:07, 17 Wrz 2010 |
|
Jesteś okropna! Dlaczego poleciłaś mi tę miniaturkę, co? Co prawda nie płakałam, ale w oczach stanęły mi łzy, bo ja lubię szczęśliwie zakończenia, a tu było smutne, "szczęśliwe" zakończenie. Powiem szczerze, że dobrze, iż jest to tylko miniaturka, bo nie zniosłabym ff z takim zakończeniem. Niemniej jednak jest to historia piękna. Pełna wzruszeń i o prawdziwej, smutnej miłości. Nie wiem, dlaczego, ale para Edward i Bella potrafi zawsze wzruszać, nawet jeśli są to tylko imiona i nazwiska z Sagi, urastają powoli do Romea i Julii XXI wieku.... Przynajmniej w świecie ff.
Tematyka przypomina mi też moją mini o Alecu, więc mam sympatyczne skojarzenia. Zawsze w sierocińcu musi być jakaś zołza... Ech, szkoda, że Edward odszedł wtedy lub że ona nie wiedziała gdzie go szukać. Nie mogli się tak prawdziwie pożegnać...
Tłumaczenie jest dobre, choć brak wielu przecinków, ale, szczerze mówiąc, nie chce mi się ich wypisywać.
Wymienię tylko jeden błąd:
Kiedyś zapytałam się o to panny Vicky...
Zapytałam kogo? pannę Vicky |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Pią 20:16, 17 Wrz 2010 |
|
A ja się rozpłakałam i mnie boli serduszko po przeczytaniu :(
Mini jest bardzo wzruszająca, przypominają mi się Ludzie bezdomni i opis kopalni. W zasadzie to tej książki nawet nie lubiłam, ale momentami przytłaczała beznadziejnością sytuacji, w której znaleźli się bohaterowie, tutaj było tak samo. Nie lubię za bardzo czytać historii o takim nastroju i przesłaniu, że człowiek w sumie nie za wiele może, ale ta mini mi się podobała. Wspaniale przedstawiona była zmiana nastawienia Belli, ogromny kontrast pomiędzy poszczególnymi częściami. Do tego Edward, którego jest mi ogromnie żal. Z jednej strony chciał zadbać o Bellę, ale był za słaby, i w tym momencie od razu zaczynam się zastanawiać co musiał czuć i myśleć, gdy umierał.
Nie jestem jedynie pewna czy podoba mi się styl autorki, ale mini była na tyle krótka, że nie miałam czasu dojść do jednoznacznych wniosków.
Tłumaczenie bardzo dobre, płynnie się czyta, na razie nie czuję potrzeby, aby zerknąć na oryginał - nie chcę się całkowicie rozkleić :D
Za tłumaczenie ogromnie dziękuję
Pozdrawiam
niobe |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
losamiiya
Dobry wampir
Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 1767 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 212 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Mexico City.
|
Wysłany:
Pią 20:43, 17 Wrz 2010 |
|
Any,
bardzo fajnie, że przetłumaczyłaś tą mini, muszę powiedzieć, że wzruszyła mnie bardziej w oryginale jednak, ale wiadomo.
Zresztą nie ważne.
Są mini, w których autor na siłę próbuje wzruszyć, chwycić za serce. Wychodzi to bardzo nienaturalnie i wręcz źle. Jednak w tej mini wszystko jest takie... proste i prawdziwe. I dlatego jest ona taka wzruszająca.
Powiem szczerze, że na początku już czuć, że oni nie mają szans.
Dzieciaki z sierocińca, wielka, subtelna miłość, to smutne.
To takie piękne, że Bella ułożyła sobie życie, ale wciąż miała w sercu Edwarda. To piękne, kiedy przychodzi na jego grób i czuje, że trzyma w rękach wielką miłość...
Pomimo, iż jest to smutna i tragiczna może mini, podoba mi się to zakończenie.
I w przeciwieństwie do Pernix uważam, że mógłby być naprawdę niezły ff.
Fajnie, że dodałaś tu to tłumaczenie, dobra robota :)
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Suhak
Zasłużony
Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 136 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie
|
Wysłany:
Pią 21:03, 17 Wrz 2010 |
|
Muszę przyznać, że jestem tutaj zupełnie przez przypadek, a to dzięki losamiiyi, inaczej bym tu nie weszła... Ale nie żałuję. Nie będzie to kilometrowy wykład, ponieważ nigdy nie potrafię pisać komentarzy do tłumaczeń, ale głupio wyjść nie podziękowawszy tłumaczce za pracę.
Przede wszystkim chętnie widziałabym to jako opowiadanie pełnometrażowe. Czytając tę miniaturkę odniosłam wrażenie, jakbym czytała skrót, opowiadanie, z którego wycięto sporą część, pozostawiając tylko kluczowe momenty. To działa trochę na niekorzyść, bo w każdym fan ficku najważniejsze są opisy uczuć, a w takich jak ten uczucia to więcej niż podstawa. A w HKTM mamy zaledwie namiastkę odczuć Belli do Edwarda, jej przemyśleń.
Dodatkowo wszystko jest trochę chaotyczne, aczkolwiek ładne. Podoba mi się ta historia, tak codzienna i nienadzwyczajna. Nie żal mi Belli, mi nigdy jej nie żal, szkoda mi za to Edwarda, który umarł z poczuciem, że zawiódł. Podobała mi się też w tym Fan Ficku ta niewinność, bijąca od głównych bohaterów, a od bohaterki to wręcz głupawa naiwność, która zresztą mimo wszystko działała na korzyść opowiadania.
Pod względem stylu bardzo ładnie, ale interpunkcja do bani. Przeczytaj koniecznie pierwsze posty w Poradniku bety. Zapominasz o wielu przecinkach, a co najgorsze, robisz paskudne błędy w dialogach. Poza tym to nie da się odczuć, że to tłumaczenie, aczkolwiek Firelady mogłaś przenieść na polski, bo nie każdy spika po angielski
Dziękuję bardzo za tę miniaturkę, życzę powodzenia i chęci do dalszych tłumaczeń :)
Susz |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anyanka
VIP Grafik
Dołączył: 22 Lis 2008
Posty: 2873 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 362 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: krypta Spike'a, bo William the Bloody może mi czytać wiersze non stop
|
Wysłany:
Pią 22:05, 17 Wrz 2010 |
|
Dziewczyny, dziękuję bardzo za komentarze :) Tłumaczyłam tę miniaturkę, bo wiem, że sięgnie po nią po polsku więcej osób. Rzadko czytam opowiadania w takim stylu, bo najnormalniej w świecie mi się nie podobają. A ta tak mi przypadła do gustu. Musiałam się podzielić.
niobe, ta autorka napisała też A World Without Sound, polecam, więc tam możesz zobaczyć czy podoba ci się jej styl Zresztą mnie się bardzo podoba jej styl, zresztą pisze różniaste rzeczy więc każdy znajdzie coś dla siebie. Warto sięgnąć po jej inne mini dzieła takie jak : A Woman Scorned, The Alone and the Lonely czy I'll Kill You Tomorrow, My Queen.
Suhaku, wiem, wiem, że robię błędy. Poczytam sobie poradnik bety. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Valedictory
Nowonarodzony
Dołączył: 12 Mar 2010
Posty: 3 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wonderland
|
Wysłany:
Wto 22:37, 22 Mar 2011 |
|
Przyznaję, że długo zabierałam się do przeczytania Twojego tłumaczenia. Jakiś czas temu ktoś polecił mi "The Hard Knocks That Mattered" wspominając tyko, że opowiada ono o młodej Belli, o młodym Edwardzie, a jako, że nie mogę nazwać się miłośnikiem takiej tematyki, nie było mi śpieszno do lektury.
Teraz, w przypływie takiej swoistej chorobowej melancholii, przeglądając forum, trafiłam tutaj. I Bogu dzięki, bo historia ta jest z pewnością jedną z bardziej wartościowych, interesujących.
Tekst jest zimny. Przeglądając pobieżnie komentarze wyżej wypowiadających się koleżanek stwierdziłam, że moje odczucia rozmijają się z wrażeniami innych czytelniczek. Zmroziło mnie to, nie rozczuliło. Zabolało, lecz nie zrobiło mi się smutno. Wbrew pozorom, zakończenie jest względnie szczęśliwe. Chociaż z całego serca nie znoszę pairingu E/B, tym tłumaczeniem jestem wprost oczarowana. Zdaje mi się, że po części wynika to z tego, że postaci "The Hard Knocks That Mattered" powiązane są z kanonem tylko imionami, no, może jeszcze "Żabimi Oczkami" Edwarda sprzed przemiany.
Jeśli chodzi o Ciebie, jako tłumacza, nie mam żadnych, absolutnie żadnych zastrzeżeń. Zdania są ładnie łączone, płynne, nic nie zgrzyta.
Gdyby była to rozprawka, udowadniająca niezwykłość tego tekstu, napisałabym jeszcze, że: reasumując powyższe argumenty, stwierdzam, iż tłumaczenie jest profesjonalne, fabuła świetna i wciągająca, a Ty, droga Any, na zawsze pozostaniesz na mojej liście faworytów. Tekst odbieram jako niewypowiedzianą głośno obietnicę ukazania się kolejnych tłumaczeń, bądź też opowiadań Twojego autorstwa, równie ciekawych i zajmujących jak "THKTM".
Serdecznie pozdrawiam,
Gosia vel. Valedictory.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
rosalie
Wilkołak
Dołączył: 29 Sty 2011
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 18:34, 23 Mar 2011 |
|
Dopiero niedawno zaczęłam czytać Fan Ficki, ale przyznaję, że z tych około kilkunastu miniaturek które do tej pory czytałam, ta była zdecydowanie najlepsza. Popłakałam się i ściskało mnie w gardle, naprawdę piękna i wzruszająca historia.
Ogromnie Ci dziękuję za przetłumaczenie jej, bo inaczej bym na nią nie trafiła, ani nie dała rady przeczytać z moim pożal się Boże ingliszem.
Ta historia tak szczęśliwie się zapowiadała... Choć bohaterowie nie żyli w dostatku, to mieli siebie i to się najbardziej liczyło. Wydawało się, że nic ich nie rozłączy, ale niestety walki ze śmiercią nie wygrali...
Jejku, tak mi było smutno jak Bella ciągle czekała, a Edward się nie zjawiał. Jednak ona wciąż go kochała i do końca była przy nim.
Myślę, że powstałoby z tego wspaniałe opowiadanie.
Co do tego tłumaczenia, to czyta się bardzo dobrze, zdania są ładnie zbudowane.
Jeszcze raz baaardzo Ci dziękuję za to tłumaczenie i pozdrawiam. :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
KW
Zły wampir
Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~
|
Wysłany:
Sob 12:09, 16 Kwi 2011 |
|
Jeju, jak mogłam ?! Kiedy ostatnio byłam w Kawiarence, to czytałam właśnie to opowiadanko. I dziwię się, dlaczego nie zostawiłam tutaj komentarza! Więc, aby wszystko sobie odświeżyć przeczytałam jeszcze raz i...
Historia, tak jak mówiłaś - jest wzruszająca. Naprawdę piękna. Ludzie często zbyt pochopnie osądzają - także swoją przyszłość. Te lata, kiedy Bella myślała, że on nie wrócił, bo jej nie chciał, były z pewnością straszne. To się czuje, kiedy to się czyta. Świetnie przetłumaczone. Końcówka całkowicie mnie rozkleiła, a obiecałam sobie, że nie będę płakać. Wzruszające, dające do myślenia, smutne jednak z domieszką nadziei "- Trochę czasu minęło - wyszeptałam – zajęło mi to dużo czasu. Przyjście tutaj. Ale jestem tu teraz. Z tobą."
Dziękuję za ten emocjonalny seans. :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|