|
Autor |
Wiadomość |
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Wto 23:11, 28 Kwi 2009 |
|
Uch, no dobra, to piszę. Już w sumie kończę. Jezu, jazda bez trzymanki... Teraz siedzę już cicho i kończę. Może niedługo będzie.
PS Żeby nie było. Mloda, spodobał mi się ten moment:
mloda1337 napisał: |
- (...) Proszę, zrób coś z tym!
- Dobra – zgodził się lekarz. Wziął patyczek, złamał go na pół i wrzucił do kosza. Po chwili odwrócił się i odszedł spokojnym krokiem w stronę swojego gabinetu. |
Utrafia w moje poczucie humoru. Aczkolwiek jestem za tym, by nie pojawiały się postacie z innych, że się tak wyrażę, fandomów. Równie dobrze można tu wrzucić Michaela Scofielda, a przecież nie wszyscy oglądali Prison break. Dla mnie pisanie o House'ie byłoby męką, bo serialu nie widziałam, znam tylko ze słyszenia i, choć łapię bez problemów dowcip, to jednak nie dałabym rady o tym facecie niczego napisać.
Jeszcze w kwestii idei samej telenoweli. Dla mnie miały tu być motywy znane, ale przerysowane. Telenowela ma być choć trochę polewcza. Nie wiem, jak mnie to wyjdzie, bo miałam trudne zadanie, przyznaję, ale tak rozumiem całą ideę powstawania tego tworu. Najwyżej mnie zjecie na surowo. Przeżyję. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Masquerade
Gość
|
Wysłany:
Śro 17:00, 29 Kwi 2009 |
|
Przeczytałam wczoraj, ale nie miałam siły już komentować.
Ogólnie rzecz biorąc, to pomysł macie niezły. Wszystkie razem i każda z osobna. Jest to pełne humoru, ale bardziej liczyłam na telenowelę, niż na parodię. Czyli myślałam, że będzie to coś w stylu przerysowanej Mody na sukces (o ile da się to jeszcze bardziej przerysować). To znaczy, przede wszystkim, liczyłam na ogrom przesadzonej dramaturgii. Tak przesadzonej, że aż śmiesznej.
Mam nadzieję, że dacie radę dociągnąć to do końca. Zawsze przecież można coś zmienić, albo zacząć raz jeszcze. Wierzę w Was :)
Pozdrawiam,
M. |
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Śro 21:34, 29 Kwi 2009 |
|
JEDNO WYJAŚNIENIE - CZĘŚĆ Z M. NEWTONEM SPECJALNIE NAPISANA JEST TAKIM STYLEM, TAKIM SZYKIEM ZDANIA, Z TAKIMI WYPOWIEDZIAMI ETC.
NIESTETY, NIC NIE PORADZĘ NA AUTOCENZURĘ FORUM I POJAWIAJĄCE SIĘ PRZY PRZEKLEŃSTWACH GWIAZDKI.
A TERAZ MOŻECIE BIĆ DO WOLI...
Odcinek VI
W poprzednich odcinkach...
* - Bello, obawiam się, że nie jestem w stanie mu pomóc. Pan Cullen złapał właśnie fazę zwaną powszechnie "bad&trauma". Będzie przeklinać, pić, palić, łajdaczyć się...
* - A właśnie! Przyszła odpowiedź z Volterry. Nasza prośba została pozytywnie rozpatrzona – powiedziała Rose z entuzjazmem. – Trzeba będzie zwabić go na miejsce egzekucji…
- Wiem kto się najlepiej nada do tego celu… - szepnęła cicho Alice. – Widziałam ją w swojej wizji… Bella Swan…
* Ciekawe, kiedy Alice złapie tę całą Bellę!, pomyślał Carlisle, zapominając o zdolności syna.
Belli nie trzeba było łapać ani wzywać, co Alice dobrze wiedziała ze swojej wizji. Dziewczę samo pchało się w horyzont, wystarczyło tylko usiąść i poczekać, aż dojdzie do odpowiedniego punktu. Alice się nie spieszyła. Spokojnie, Bella nie zając. Nie ucieknie, chyba że ktoś się sypnie, ale wtedy już wampiry ruszą za nią w pogoń. I złapią ją dwa metry od punktu, w którym Swan podejmie decyzję o czmychnięciu z miasta.
Wypadki toczyły się same. Gdyby Alice Cullen była człowiekiem, zapewne przygotowałaby sobie popcorn i zasiadła, oglądając je w najlepsze. Ponieważ jednak spożywanie popcornu nie wchodziło w rachubę, wampirzyca musiała zadowolić się samym czekaniem. Cierpliwym.
Ameryka, późnym popołudniem...
Bella była zmęczona. Spotkanie z Jamesem ją wykończyło. Zdała sobie sprawę, że to nie jest mężczyzna dla niej. Mogła znieść jego zamiłowanie do stringów, perwersyjne gierki, przy których musiała przebierać się za... różne dziwne stworzenia. Ale ta łatwowierność... Jak szybko dał się oszukać! Wystarczyło powiedzieć, że kiedyś była mężczyzną, a już zasiała niepewność w jego sercu. James był słaby. Jedyne, co miał mocne, to węch i... Zarumieniła się. No, miał swoje zalety. Ale Bella potrzebowała prawdziwego oparcia, silnego ramienia na swej kibici... mężczyzny przez duże M. A że James zaczynał się na J, to odpadał już na starcie.
Nie, nie zamierzała do niego wracać. Ten związek zakończyła definitywnie i gratulowała sobie, że była taka twarda i nawet powieka jej nie drgnęła, gdy James w panice zaczął ją błagać, by do niego wróciła. A przecież ją zdradzał. No to na co mu ona? Dla ozdoby?
W tym momencie odezwała się jej komórka. Zastrzeżony numer? Z niecierpliwością odebrała, odnotowując sobie w pamięci, by zmienić dzwonek. Motyw przewodni „Mody na sukces” dziwnie ją deprymował.
W słuchawce usłyszała ciężki oddech, a potem chrząknięcie. To mogło oznaczać jedno. Szef. Znowu.
- Bello, pragnąłbym cię zobaczyć w swoim gabinecie. Prędko.
- Już idę – odparła, wstrzymując westchnienie. Dlaczego Newton zawsze zwracał się do niej w taki sposób? Czy nie mógł po prostu powiedzieć „Proszę przyjść do mojego gabinetu”? Czy musiał mówić do niej tak, jakby wyrażał swoje najskrytsze pragnienia? Czasem odnosiła wrażenie, że zapraszał ją do wzięcia udziału w czymś nieprzyzwoitym. I dlaczego ciągle dzwonił do niej na komórkę? Przecież w gabinecie stał telefon! Możliwe, że wystukiwanie jej prywatnego numeru sprawia szefowi jakąś perwersyjną przyjemność.
Weszła do jaskini lwa.
Sali tortur.
Pokoiku zwierzeń Wielkiego Brata.
Biura szefa wszystkich szefów placówki, postrachu personelu i nieszczęśliwie zakochanego w Belli człowieka, ale o tym pani psychiatra wiedzieć nie mogła.
Mike Newton nonszalancko poprawił grzywkę i spojrzał na podwładną tak namiętnie, że świat by spłonął w tym ogniu. Lecz obiekt zajęty był wygładzaniem żakietu i poprawianiem mankietów, co uniemożliwiło mu dostrzeżenie gorejących oczu przełożonego.
- Isabello, zaprawdę powiadam ci, iż musimy poważnie porozmawiać – rzekł, modulując głos, Mike.
Ona usiadła, spoglądając w niego jak w święty obrazek. Wzrok ten podziałał na niego deprymująco, zaczerwienił się i chrząkać począł.
Swan przeczystymi oczyma wpatrywać się w niego nie przestawała, co Newtona w coraz większe zażenowanie wpędzało.
- Bo widzisz... Ten tego... - Ręka Mike'a powędrowała na kark jego zaczerwieniony, gdzie potarł dłonią, jakby idei jakiejś na przedstawienie problemu tam szukał. - Dostałem... dosyć ciekawą... Bo wiesz, że ja jestem... reprezentuję... jestem...
- Jesteś moim szefem – podsunęła mu usłużnie, co sprawiło, że jagody Mike'a tym większą czerwonością zapłonęły.
- Nnno niby tak. Ale wiesz, ja szefuję tylko tej placówce, pode mną... ten... no, są inni, ale nade mną też. I jest taka sprawa... Prezes... - Newton w zdenerwowaniu miął kartkę jakowąś, na co Swan swe oczy zwróciła. Powstała i wyrwała mu ją z ręki.
- Zwolniono House'a? - zadziwiła się niepomiernie, z treścią dokumentu się zapoznawszy.
- Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać – wykrztusił w końcu Mike i oklapł na fotelik swój jak zwiędła roślina, której ktoś wody szczerze żałował. - Prezes uznał, że metody House'a są zbyt niekonwencjonalne i... tego... - zająknął się, widząc, że Swan znów kieruje na niego swoje oczy. - I nie daje to efektów, bo pacjenci... są... zd... dep... mają coraz większą depresję. Martwię się jednak, że ciebie może czekać to samo – powiedział w końcu Mike i odetchnął głęboko. Najgorsze za nim, teraz powinno pójść jak z płatka. Znów odchrząknął, ręce złożył niczym do modlitwy, i wbił wzrok w... w sufit, jako że Bella wciąż na niego spoglądała.
- Nie rozumiem – rzekła ona, rzęsami obficie wachlując.
- Pre... Prezes – Mike jął nerwowo krawat poprawiać. - Prezes oznajmił, że twoje... metody są równie kontrowersyjne, ale ub... ubłagałem go, by ciebie nie zwalniał, bo... bo tobie się udaje. Jesteś na... naszym... naj... naj... naj... - jąkał się jak uczniak, usiłując wzrok na czymś skupić, nieszczęśliwie wciąż natrafiając na wejrzenie Swan. - Naj... najlepsiejszym – Och, jak palnął! - Najlepszym znaczy się! Psych... psych... tego... psychiatrą. Wywalczyłem! – Wypiął pierś dumnie, policzki nadął, lecz stwierdziwszy, że w pozycji tej przemawiać nie może, spuścił powietrze i podjął na nowo temat. - Pozwolą ci zostać, jeżeli... jeżeli ograniczysz nieco... swoje metody i zajmiesz się normalnym leczeniem.
Bella pomyślała o Edwardzie, który twierdził, że jest wampirem i katusze cierpiał niezmierzone przez głód.
- To znaczy?
- Kozetka i rozmowa. Leki. I raporty pisz, bardzo... bardzo cię proszę, moja droga – zagalopował się Mike.
- Kozetka? Mike, jeśli uważasz, że ja położę Cullena na kozetce i zacznę go pytać o dzieciństwo, to się grubo mylisz. Tutaj problemem jest jego psychika. On ma „bad&trauma”, Gregory...
- Gregory go źle zdiagnozował! - zawołał, uderzając pięścią w stół Mike. Wbił się w dumę, że po pierwsze udało mu się nie zająknąć przy obiekcie westchnień swych skrytych, a po wtóre okazał siłę i stanowczość. Swan za to podskoczyła. - Isabello, zaiste, Gregory nie ma pojęcia o tym pacjencie. - Głos jego złagodniał, jakby czuł, że przesadził. - Widział go raz w życiu. Zważ, że od razu chciał mu robić badania, których psychiatra zlecać nie powinien. Jesteś profesjonalistką – rzekł i znów utonął w brązie oczu Belli. - I, ten tego, musisz się nim sama zająć bez wyskoków. Nie chciałbym, by i twój etat obcięli. Prezes nie wie, rzecz jasna, o twoim... twoim... - odchrząknął znów, gdyż słowo przez gardło przepchnąć mu się nie chciało. - Twoim związku z Jamesem, ale...
- To skończone. Jego wyskoki już się nie powtórzą – ucięła Bella. Zrobiła profesjonalną minę. - Myślę, że wszystko zrozumiałam, panie Newton – powiedziała, nacisk szczególny na „pana” kładąc, czym Mike'a do rozpaczy nieomal przyprawiła. - A teraz proszę mi wybaczyć, ale mam masę roboty z pewnym pacjentem.
To rzekłszy ruszyła do drzwi, niczym gladiator na arenę i włóczni jej jeno, tarczy oraz skrzydlatego konia brakło, by Mike Newton doszedł do wniosku, że serce stracił dla jednej z walkirii.
Edward wszedł do gabinetu Belli, ciekaw, co dziś go czeka. Głód doskwierał mu coraz bardziej. Nie chodziło o to, że wcześniej odczuwał go mniej intensywnie, po prostu ilekroć znajdował się w pobliżu doktor Swan, gardło zamieniało się w Saharę, nozdrza pracowały na zwiększonych obrotach, on sam zaś czuł się jak bohater „Pachnidła”. I nawet mordować mu się chciało. Może niekoniecznie Bellę. Chciał mieć ofiarę i zjeść ofiarę jednocześnie, przeżywając odwieczny problem ludzkości na wampirzą modłę.
- Połóż się, Edwardzie – powiedziała łagodnie Bella.
Witaj, ukochana!!!
Chciał zakrzyknąć na powitanie, widząc ją w zieleni żakietu i brązie burzy włosów, uroczo okalających jej boską twarz. Wstrzymał się jednak. Doszedł do wniosku, że nie może konkurować z... tym tam, Batmanem w czerwonych gaciach, jeśli będzie wciąż serwował jej teksty godne Romea czy innego bohatera. Najwidoczniej doktor Swan kochała się w twardzielach, a zatem będzie miała przed sobą męża* jak skała. Albo granit.
- Ehe – burknął, padając na kozetkę na wznak.
Jakaś ty piękna w blasku zachodzącego słońca!
- Dobrze, Edwardzie, a teraz może mi opowiesz, skąd u ciebie myśl, że jesteś wampirem.
Bella nienawidziła się za to pytanie. Nienawidziła tego gabinetu. Nienawidziła Mike'a Newtona, prezesa i psychiatrii konwencjonalnej. Nienawidziła także Edwarda Cullena, bo był tak nieprzyzwoicie piękny, że z trudem utrzymywała profesjonalną surowość.
Stop, Bello, upomniała samą siebie. Koniec z mężczyznami. Już jeden okazał się niewypałem, nie polecisz przecież na niezrównoważonego psychicznie faceta tylko dlatego, że jest przystojny.
- To nie pomysł, tak po prostu jest – odparł, a po namyśle dodał: - ku***.
Bella miała nadzieję, że to nie wyzwisko, tylko przerywnik myślowy. Edward skrzyżował ramiona.
Cudne twe oczy, pozwól mi w nie spoglądać!
- Oczywiście. – W swym notesie zanotowała „urojenia”. Wyjrzała przez okno. - Słońce zachodzi – rzuciła, niby od niechcenia.
- No i? - prychnął Edward. Nie wyszło mu, zapluł się jadem. Szybko niczym błyskawica wytarł brodę i na powrót przybrał minę zatwardziałego przeciwnika. Na wszelki wypadek skrzyżował ramiona na piersi.
- Czy wampiry nie powinny stanąć w płomieniach, jeśli wystawią się na słońce?
- Nie. Kto ci takich bajek naopowiadał, kobieto?
Jestem jak Odys, co płynie do swej Penelopy. Mniej jednak godnym twego uczucia, niż mityczny heros. Czemu zmuszasz mnie do wypowiadania słów obelżywych, miłości moja?
Bella wzruszyła ramionami.
- Tak tylko pytam.
Słońce? Co mi tam słońce! Płonę od samego twego spojrzenia, o, piękna!
- Opowiedz mi o swoim dzieciństwie.
- Którym? - Edward dwoił się i troił, by jego ton był należycie warkliwy i nieprzyjemny.
- A ile ich miałeś? - zdziwiła się doktor Swan.
- Ludzkie i wampirze.
- O ludzkim – westchnęła Bella, rezygnując z pokusy, by Edward opowiedział jej o wampirzym. To mogłoby być ciekawe. Może poznałaby sekrety jego szaleństwa?
- Nie chce mi się. - Edward nadął się i utkwił wzrok w suficie.
Ukochana moja, powiem ci wszystko, czego tylko pragniesz. Bądź tylko ze mną! Przestanę udawać, oddam ci serce, ciało, duszę...
- Wobec tego o wampirzym. Wampiry mają dzieciństwo?
- Jasne! - burknął Cullen, wciąż wpatrując się w sufit.
Nie mogę spojrzeć w twe cudne oblicze. Zmięknąć nie chcę. Zacznę się zwierzać i bez szans całkiem będę.
Zerknął jednak.
Ech... Głodny jestem.
- Potem dorastamy.
- Dorosłeś już, Edwardzie? - zapytała Bella, kreśląc w notatniku wielkie kółko wokół słowa „schizofrenia”.
- Nie widać, ku***? - warknął. Coraz gorzej szło mu przeklinanie. Z oporem wysyłał nieprzystojne słowa w powietrze, którym oddychała Isabella Swan. Głód mu doskwierał coraz bardziej.
Ukochana, nie możemy być razem. O, ja nieszczęsny! Nie, nie mogę okazywać ci swego uczucia. Wybacz wyznanie z dnia pierwszego. Odtąd będę się przed tym wzbraniał. Ochronię ciebie, bo inaczej cię zjem. Będę... Będę... BOŻE, JAKA ONA PIĘKNA!
- Nie, nie, skąd. Widać, widać – zapewniła go szybko, dopisując w notatniku „rozbuchane ego”.
- Dorosłem. Dojrzałem. Jestem już duży. Naprawdę.
Isabella Swan po raz pierwszy pomyślała o którymkolwiek ze swych pacjentów, że przydałby mu się pluszowy miś i butelka z mlekiem do cmoktania. Zamiast tego jednak, dopisała sobie w notatniku „Prozac”.
Zadzwoniła do Jacoba. Długo nie odbierał, chociaż wiedziała, że słyszy dźwięk swojej komórki. Zawsze tak robił – napawał się dzwonkiem do granicy absurdu. Ciekawe, czy wciąż miał ustawione wycie kojota?
- Tak, Bello? Właśnie się kąpałem. - Usłyszała jego rozradowany głos.
- Jake, czy Billy wrócił już do Forks?
- Tak. Pokłócili się o coś z Gregiem, chyba chodziło o coś fundamentalnego. A co?
- Muszę pojechać do Forks z pacjentem. Tylko nikomu ani słowa! - zastrzegła.
- A co ma z tym wspólnego Billy? - zdziwił się Jacob.
- Ostatnim razem, gdy go widziałam, zdawał egzaminy na plemiennego szamana – przypomniała mu Isabella.
- Wiesz, z tym szamanem to taka trochę ściema jest – ostrożnie poinformował ją Jake. - To nie na poważnie.
- Nieważne – przerwała mu Bella. - Muszę leczyć jednego świra. - W ostatniej chwili wyhamowała z wyjawieniem nazwiska pacjenta. Tajemnica, to tajemnica. Nic to jednak nie dało – Jacob i tak domyślił się, o kogo chodzi.
- Cullena? On jest świrem? Takim prawdziwym? - zdziwił się Jake. Zawsze mu się wydawało, że tylko wampirem, a tu taka rewelacja. Będzie o czym myśleć ku uciesze sfory.
- Nie, plastikowym! - warknęła. - Może mu te plemienne cuda pomogą. Tylko cicho siedź, bo mnie zwolnią, jak się dowiedzą, że leczę go niekonwencjonalnie.
- Dobra, nie panikuj. Przywieź go do Billy'ego. Tylko jak ty się wytłumaczysz z tej wycieczki?
- Pójdę na urlop. Już dawno miałam odwiedzić Charliego.
- A Cullen? On też będzie miał urlop od leczenia?
- Nie, ale jeśli się nie zgłosi do lekarza, nikt go za to nie zamorduje, prawda? Po prostu... się rozpłynie w powietrzu – powiedziała Bella, starając się nie myśleć o tym, jak beznadziejny jest ten plan. Po krótkim pożegnaniu rozłączyła się, po czym spojrzała w notatki rozłożone na biurku. Czytała je sobie pod nosem, coraz bardziej nie dowierzając temu wszystkiemu.
- Schizofrenia, rozbuchane ego, wampir, picie krwi. Potencjalne uczulenie. Trauma z dzieciństwa. Podejrzenie, że ktoś chce go zabić... - narysowała strzałkę i nagryzmoliła obok niej „mania prześladowcza”. - Prawdopodobnie rodzice. - Po namyśle dopisała jeszcze „patologia”, a obok wielki znak zapytania. Przymknęła oczy i zamyśliła się. - Przystojny, skomplikowany, nieprzystępny, z wielkimi problemami... Cholerny ideał! - jęknęła, uderzając głową w notes.
Tymczasem w Volterze o poranku...
Kajusz nie lubił się denerwować ani siać paniki. Preferował pokojowe rozwiązania i, o ile to możliwe, rozmowę, dzięki której wszyscy sobie wszystko wyjaśnią. Taką przynajmniej przyjmował postawę od kilkudziesięciu lat, co było trudne, lecz każda okazja, w której wykazywał się opanowaniem, napawała go dumą.
Ale nie dziś.
Ruszył ku drzwiom prowadzącym do prywatnych komnat Ara niczym byk, który właśnie postanowił pozbyć się wnerwiającego torreadora. W dłoni dzierżył papier z zezwoleniem na zutylizowanie wampira. Wpadł do sypialni, której właściciel właśnie wylegiwał się na łóżku. Rozmach, z jakim to uczynił, sprawił, że drzwi z hukiem odbiły się od ściany, z której odpadła farba. Stanął, odetchnął kilka razy i przystąpił do ataku.
- Tylko nie udawaj, że śpisz – powiedział najłagodniej jak tylko potrafił, zważywszy na emocjonalny stan, w którym się właśnie znajdował. Nadmienić trzeba, że był niezwykle wzburzony.
Aro niechętnie podniósł się z pościeli.
- Czasem trudno się oprzeć ludzkim odruchom.
- Nie byłeś człowiekiem od tysięcy lat, nie czas na sentymenty. - Zwinął papier i rzucił nim w wampira. - Co to jest?
- Kulka z papieru – odparł brunet z całym przekonaniem.
- To akceptacja na likwidację wampira. Nie przypominam sobie, by którykolwiek z nas coś takiego podpisywał.
- Podpisuję wiele rzeczy – usprawiedliwił się Aro. - Być może było jakieś podanie w sprawie zabicia któregoś krwiopijcy. Załączono trzy zdjęcia? Nie pamiętam wszystkiego. Nie zaprzątam sobie głowy takimi drobiazgami. Pogadaj z moją sekretarką.
- Edward Cullen! Czy to przypadkiem nie podopieczny Carlisle'a? - Kajusz nie zwrócił uwagi na ostatnią wypowiedź wampira.
- Cullen? Cullenowie zawsze byli dość grzeczni. Ekscentryczni, ale grzeczni – zdziwił się Aro, przyglądając się swojemu podpisowi. - Nie, ja tego nie podpisywałem. A ty?
- Byłbym tutaj, gdybym podpisywał? - zdenerwował się Kajusz. - Wezwij Marka. Trzeba to będzie wyjaśnić.
- Kajuszu, mój drogi, a wiesz, co jest najciekawsze? - odezwał się Aro, przyglądając się wnikliwie dokumentowi.
- Cóż takiego?
- To kopia do dokumentacji. Zatem oryginał już został wysłany. - Aro chwycił Kajusza za rękę i wiedział, że ten jęknął w duchu. Czekał ich długi lot samolotem z soczystymi, ale przerażonymi stewardessami, równie wystraszonym pilotem, turbulencjami i zdecydowanie zbyt wielką odległością od ziemi. Kajusz nienawidził latać. Na szczęście Aro już puścił jego rękę, więc nie wiedział, że przez myśl jego „brata” przemknęła myśl, by pokonać ocean wpław.
Ameryka, kilka dni później...
Bella prowadziła samochód, denerwując Edwarda swoim żółwim tempem. Chciał jej wyznać, jak bardzo ją wielbi, jak cudne są jej włosy w tym oświetleniu i jaka jest odważna, że jeździ takim trupem, zamiast kupić sobie porządny samochód, ale nie mógł. Po pierwsze uznałaby go za mięczaka, a po drugie – wolniej się jechać nie dało?! Wlepił wzrok we wskazówkę nieśmiało drgającą w okolicach sześćdziesiątki. Przewrócił oczami. W tym tempie dojadą na miejsce dopiero na Boże Narodzenie. To prawda, że pośpiech wskazany jest tylko przy łapaniu pcheł, ale szanowna pani doktor chyba przesadziła?
- Odpręż się – poradziła mu Bella, widząc, jak bardzo jest spięty.
Masaż twymi boskimi rękoma, o, piękna!
- Jestem odprężony. Ku... - zaczął, lecz nie skończył. Stwierdził, że czas zmienić repertuar. - Pierdolić.
Tym razem to Bella przewróciła oczyma.
- Czy ty naprawdę musisz tak kląć?
- Nie podoba się?
O, boska, każ mi zamilknąć, a uczynię to z rozkoszą. Będę słuchał twego głosu jak świergolenia ptaszków!
Problemy ze sobą, klnie jak szewc, pomyślała Bella. Pieprzony, pieprzony ideał.
Z westchnieniem skręciła w lewo i znalazła się na drodze do Forks. Edward znów pomyślał o tym, jaki jest głodny.
c.d.n.
* rzecz jasna tu „mąż” w znaczeniu „mężczyzna”, nie „małżonek”
Napisy końcowe
Wystąpili:
Edward
Bella
Mike
Jacob
Alice
Kajusz
Aro
Scenariusz i reżyseria:
thingrodiel
na podstawie poprzednich odcinków
Producent:
FWK – Front Wyzwolenia Kiczu
patroni, sponsorzy i cała reszta tego tałatajstwa
Następny odcinek wkleja Robaczek. Termin: 13 maja 2009 (środa)
POWODZENIA! |
Post został pochwalony 5 razy
Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Sob 6:58, 09 Maj 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
Juliet
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 49 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam gdzie Ben, tam Juliet.
|
Wysłany:
Śro 22:14, 29 Kwi 2009 |
|
Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam.
Wiedziałam, że nie będę zawiedziona tym odcinkiem
Wiedziałam, że będzie on najlepszym, jaki pojawił się do tej pory
Wiedziałam, że śmiejąc się obudze połowę bloku, w którym mieszkam.
Teraz czas na coś konstruktywnego.
Strasznie spodobał mi się wątek Mike-Bells.
Cholerka, to jego jąkanie się było przeurocze! Nie wiem, dlaczego na to nie poleciała.
Billy szamanem?! Chętnie poznam go od tej 'strony'. Wyobrażam sobie, jak w spódnicy ze słomy, biega przy Edzie, próbując go wyleczyć.
Czyżby to Marek, podpisał domumenty? Może on też, jest zabujany w Belci? Mam nadzieje, że kryje się za tym coś innego.
A najbardziej rozwalił mnie moment:
Cytat: |
- Jestem odprężony. Ku... - zaczął, lecz nie skończył. Stwierdził, że czas zmienić repertuar. - Pierdolić. |
Nie przedłużając, uważam, że ten odcinek jest najlepszy.
Z niecierpliwością czekam na to co napisze Robaczek.
P.s. Bić Cię nie zamierzam, chyba, że to lubisz. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
darysia...
Człowiek
Dołączył: 06 Lut 2009
Posty: 78 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa-Polska
|
Wysłany:
Pią 0:06, 01 Maj 2009 |
|
Wow! Nie jestem w stanie więcej powiedzieć.
Ilość, a raczej długość tego tekstu mile mnie zaskoczyła.
<b>Vampire_ </b> Powinnaś zapowiadać kolejne odcinki w telewizji. "Czy Darek powie... (komuś tam), że ją kocha? Obejrzyj następny odcinek. Już w kolejny czwartek!" Albo reklamy w mango "Jeszcze nigdy tak dobrze Ci się nie spało. Tylko poduszka z mikrogranulkami odpowiedni (...)" Oczywiście, nie to, żebym chciała Cię obrazić, ale jak przeczytałam twoje pytania, to od razu i to automatycznie, mi się to skojarzyło.
Dobra, dosyć, wracam do treści.
Cytat: |
No, miał swoje zalety. Ale Bella potrzebowała prawdziwego oparcia, silnego ramienia na swej kibici... mężczyzny przez duże M. A że James zaczynał się na J, to odpadał już na starcie. |
O rany, ten tekst mnie zabił. Dzieci w przedszkolu: "Twoje imię jest na M, a moje na D, więc Cię nie lubię". Jejku, jakie to głupie. :)
Newton, jak zwykle napalone dziwadło :) Zawsze podobał mi się ten motyw.
Zakochany w Belli, nienormalny, udający Świętego. "Zaprawdę powiadam Ci, iż (...)", a zaraz po tym "Bo widzisz... Ten tego..." Głupi młot się tak wyraża, przepraszam, naprawdę, Zaczyna mówić jak jakiś upośledzony, chory nerwowo, czy coś takiego :) Jąkający pajac na prezydenta, znaczy... eee... prezesa! Wypowiedź Newtona po prostu mnie dobiła.
NO... w końcu Hause zwolniony, ale taki wybryk też mi się podobał.
Zjem Cię! Zjem Cię! Obedrę Cię ze skóry!
Krojona Bella! Hmm... Miami...
Cytat: |
- Czy Ty naprawdę musisz tak kląć? |
a nie powinno być <b> klnąć </b> ?
NO i chyba to wszytsko. Czytałam i na bieżąco komentowałam, więc się tego troszku uzbierało :)
Podobał mi się odcinek i czekam na dalsze losy Edwarda "psychopaty".
Pozdrawiam
darysia... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Pią 9:56, 01 Maj 2009 |
|
A czy mogę spytać, w jakim sensie dobił cię Mike Newton? Bo akurat on ma być dobijający, tylko nie wiem, czy odnosisz się do tego pozytywnie czy negatywnie.
darysia... napisał: |
Cytat: |
- Czy Ty naprawdę musisz tak kląć? |
a nie powinno być <b> klnąć </b> ? |
Nie, nie powinno być.
Dzięki, dziewczyny! Rumienię się jak piwonia. ^^ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Lady Vampire
Wilkołak
Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd
|
Wysłany:
Pią 10:30, 01 Maj 2009 |
|
Po odcinku, w którym House wystąpił pierwszy raz, sądziłam, że nie będzie lepszego. Albo porównywalnego z tamtym.
Ale jest! I to w dodatku majestersztyk!
Dialog z Newtonem, który przypomina niedorozwiniętego człowieka z epoki kamienia łupanego, Bella robiąca swe profesjonalne notatki, Edward starający się byc jak najbardziej bad&trauma, Billy jako szaman... mogę wymieniac bez końca. Rewelacja. Tego oczekiwałam i właśnie to dostałam.
Teksty są rozwalające, leżę i kwiczę. Rozbroiłaś mnie.
Życzę WENY kolejnej osobie, która będzie pisac następny odcinek. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zgredek
Dobry wampir
Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 51 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa
|
Wysłany:
Pią 17:08, 01 Maj 2009 |
|
Napisałam komentarz już wczoraj, ale dopadły mnie niespodziane problemy z Internetem, więc wklejam go dziś...
Mhm... a więc ja na pewno nie uważam tego odcinka za najlepszy. Co mam mu do zarzucenia? Jest za długi. Przy poprzednich niektórzy narzekali, że za krótkie, mnie jednak to nie przeszkadzało. Fragment z Newtonem napisany tym 'biblijnym' stylem tylko utrudnił czytanie i nie rozumiem, dlaczego tak ni z gruszki ni z pietruszki zmieniłaś styl narracji - tak, wiem że specjalnie, ale nie przekonuje mnie to - takie na siłę.
Oczywiście nie jest tak, że nie widzę żadnych pozytywnych cech. Na plus tego odcinka zaliczam rozwijanie wątków (a nie tylko wprowadzanie nowych) i zrobienie 'porządków' w fabule. Pomijając ten fragment z Newtonem 'płynie się' przez tekst i nie mam mu wiele, poza tym, co wymieniłam, do zarzucenia. Błędów nie wykryłam.
Odcinek z pewnością najbardziej telenowelowy z dotychczasowych, jednak najważniejszym dla mnie jest, by śmieszyło, a mnie nie śmieszy, niestety :(
pozdrawiam
:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Pią 17:27, 01 Maj 2009 |
|
Hmm, no tak, to głupie tłumaczenie, ale wolałam właśnie zrobić porządek, niż wszystkich zrzucać ze stołków. Poza tym - sorry, telenowele są śmieszne dlatego, że są głupie, a nie dlatego, że scenarzysta pisze błyskotliwe dialogi. Ale nie zamierzam się bić o definicję, bo to nie ma sensu.
Kurde, odcinek za długi? Dla mnie nie ma takiej opcji. Dla mnie poprzednie były za krótkie. :P Co kto lubi.
PS Jedno małe wyjaśnienie - fragment z Newtonem nie jest napisany stylem biblijnym. Jedno zdanie jest jakby rodem z Pisma Św., ale poza tym to polew z Sienkiewicza.
Nie każę ci padać z zachwytu. Ja tylko wyjaśniam, jeśli się coś da wyjaśnić.
Buźka!
jędza thin |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Pią 17:29, 01 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
frill
Człowiek
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 98 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: miasto spotkań
|
Wysłany:
Pią 18:41, 01 Maj 2009 |
|
Mnie się bardzo podobało, a widząc długość odcinka, wręcz wpadłam w euforię. Było zabawnie, bardzo telenowato:D piszesz w specyficzny sposób, ale osobiście uwielbiam, jak to robisz. W tej części urzekły mnie genialne w niektórych momentach sformułowania, chwilami nawet zachwycałam się szykiem zdania. Odcinek czytałam rano, zastanawiałam się, do czego ewentualnie mogłabym się przyczepić, ale nie doszukałam się niczego, choćbym bardzo chciała. A chciałabym, wierz mi:P
Co kto lubi, to prawda, a ja zdecydowanie jestem zwolenniczką sytych części. Przyznam szczerze, że wierzyłam w Ciebie cały czas i czytając wcześniej Twoje inne teksty na tym forum, wiedziałam, że Twój odcinek będzie dobrej jakości. Nie zawiodłaś mnie, piszesz nietuzinkowo, nieprzeciętnie, niebanalnie i [tutaj mogłabym użyć mnóstwa przysłówków, ale ich liczba nie odda w pełni mojego podziwu], masz swój styl, dzięki któremu potrafisz przyciągnąć czytelnika.
Na uznanie zasługuje również fakt, że [na początku nie napisałaś o pomocy bety, przez co wnioskuję, że w większości poprawiałaś swój tekst sama] poradziłaś sobie z ulepszeniem pracy, co ma duże znaczenie w odbiorze.
Dziękuję, że mogę czytać Twoje twory.
frill |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Masquerade
Gość
|
Wysłany:
Pią 21:05, 01 Maj 2009 |
|
Owym odcinkiem jestem absolutnie, nieodwołalnie i bezwarunkowo zachwycona. Jest chyba (nie uwłaczając niczego poprzednim) najlepszy.
Po pierwsze: Fantastycznie długi. Wpadłam w dziką radość, kiedy zobaczyłam rozmiar tego odcinka.
Po drugie: Kiedy zobaczyłam, w jaki sposób jest pisany - wpadłam w radość jeszcze dzikszą.
Cholernie podobała mi się rozmowa Mike'a i Belli. Ten szyk zdania mnie zauroczył! Thin, napisz jeszcze! Stwórz jakąś parodię, bo jesteś GE-NIAL-NA!
Po raz pierwszy przeczytałam coś, co jest perfekcyjne w całej swej istocie. Interpunkcja, styl, ortografia. Czytając, wręcz się rozpływałam. Odzywki Edwarda i takie realne dialogi! Mistrzostwo.
Wybrnęłaś z tego z niewyobrażalną klasą. Postawiłaś poprzeczkę wysoko i miejmy nadzieję, że skierowałaś następców na prawidłową ścieżkę. Teraz może być już tylko lepiej.
Thin, jestem pod wielkim, ogromnym wrażeniem. Domyślam się, że Eru dopomógł Ci w tym wiekopomnym dziele.
Kocham, całuję, czczę, wielbię, wysławiam pod niebiosa i pozdrawiam,
M.
P.S. Mam nadzieję, że kolejny odcinek ukaże się 13 maja i zrobicie nam wszystkim prezent na robertowe urodziny |
|
|
|
|
memisia
Zły wampir
Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 320 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 11:20, 02 Maj 2009 |
|
Na początku powiem, że bardzo dobry odcinek stworzyłaś Thin. Jest bardzo telenowelowato. Cieszę się, że postanowiłaś ogarnąć te wszystkie wątki i zrobić tu porządek. A jeszcze bardziej cieszę się, że Ci się to udało. Wywaliłaś już Housa, którego oczywiście lubię, ale przecież to nie on jest bohaterem tej telenoweli. Podoba mi się wątek z szamanem Billim. Mam nadzieję, że kolejne osoby to rozwiną. Bardzo fajnie obmyśliłaś akcję w Volterze. Nie spodziewałam się tego. Właśnie w tej kwestii pewnie dużo się wydarzy. W końcu ktoś napisał o motywie przewodnim, czyli B&E. To jak Bella mówiła, że Edward to ideał, bo... było bardzo fajne i trafne, bo w końcu to telenowela. I te myśli Edka o Belli. Bardzo poetycko;) I te przeklinanie:P Mogłabym tak kiślować jeszcze dłużej, ale mam też pewne zastrzeżenia. Wiem, że chciałaś, żeby styl w jakim opisałaś rozmowę Belli i Mikea był właśnie taki, ale mi to się średnio spodobało. Nie wiem, po prostu wolę nie kombinować i pisać normalnie. Ale to była Twoja konwencja, więc nie mogę Cię za to ganić. Jedynie mówię, że mnie to nie urzekło. Ale sam odcinek był przecudowny i urzekł mnie! Nawet ten styl w B&M w ogóle go nie naruszył. Może minimalnie. Jestem pod dużym wrażeniem.
i tu mi trochę zgrzyta:
Cytat: |
Od dawna miałam odwiedzić Charliego. |
zapewne tak jest poprawnie, ale ja bym to zmieniła na już dawno miałam odwiedzić Charliego. Tak jakoś lepiej brzmi.
Pozdrawiam i czekam na Robaka:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
farbowana!
Nowonarodzony
Dołączył: 04 Maj 2009
Posty: 35 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: okolice krk.
|
Wysłany:
Wto 13:16, 05 Maj 2009 |
|
Od samego początku ten pomysł przypadł mi do gustu.
Połączenie różnych stylów i indiwidualnych cech autorów w jednej telenoweli to genijalny pomysł
Sama, nie lubię oglądac telenoweli, ale to jest super.
Moim zdaniem to dzieło zasługuje na same najlepsze opinie.
Podoba mi się również dawka humoru zawarta w każdym odcinku.
Jako telenowela powinna dobijac swoim absurdem i niedorzecznością. Z czystym sercem mogę stwierdzic, że to się udało.
Front Wyzwolenia Kiczu moim zdaniem spisał się znakomicie :)
Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez farbowana! dnia Wto 13:17, 05 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Blue Cornflower Fairy
Człowiek
Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 62 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 20:33, 06 Maj 2009 |
|
Z jednej strony nadal nie mogę się do tego przekonać.
Z drugiej, jednak każda część ma w sobie odpowiednią dawkę humoru, aby nawet najgorszy dzień stał się lepszy. Mówiąc szczerze FWK ratuje mnie przed złym nastrojem.
Wystarczy, że przeczytam fragment i uśmiech od razu pojawia się na mojej twarzy. No, i co najważniejsze, w końcu wsród wampirów pojawił się House. Ech ! Właśnie tego mi cały czas brakowało, a tu proszę, spełniłyście moje marzenia ! Dzięki ! Życzę weny. Piszcie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wela
Zły wampir
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 37 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway
|
Wysłany:
Sob 2:09, 09 Maj 2009 |
|
Cytat: |
Wystąpili:
Edward
Bella
Jacob
Alice
Kajusz
Aro |
Wystąpił jeszcze przecież Mike Newton, a może nie bierze się jego pod uwagę?
Wracając do treści - oj tak, późno przeczytałam, wiem, leń ze mnie, jednakże wzięłam się dzisiaj za to i nie żałuję. Nic mnie nie rozśmieszyło, ale to ze względu na to, że obecnie nie myślę, jestem rozdrażniona, więc zupełnie o to pretensji nie mam. Raczej chcę tu napisać, że thin zrobiła porządek warty pochwały. Jako, że zdolności pisarskie ma całkiem (yhy, żeby tylko całkiem) w porządku, mogłaby zrobić wiele śmiechu, tak, że wszyscy sikaliby przed kompem. Jednak ona, dobra dusza człowiecza, zamiast zbierać laury, postanowiła po przyjaciółkach Badwardystkach posprzątać. W dodatku wykonała zamierzony cel bardzo dobrze. Naprawdę, porządek zrobiłaś, miejmy nadzieję, że się utrzyma.
p, wela
edit: Ależ nie ma za co. :) |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez wela dnia Nie 8:59, 10 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Nie 18:21, 10 Maj 2009 |
|
Uwaga! Uwaga!
Achtung! Achtung!
Attention please!
Nawał obowiązków i kapryśna wena nie pozwalają Robaczkowi wyrobić się na czas. Wobec tego ogłaszam oraz wszem i wobec wiadomym czynię, że nowy odcinek Twilightoweli pojawi się z lekkim poślizgiem. Oczekujemy kolejnego kawałka w czwartek, 14-ego maja.
Zezwolenie na owo opóźnienie mamy od tłajlajtowelowych władz.
Dziękować za uwagę. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mrs. Moon
Gość
|
Wysłany:
Śro 7:30, 13 Maj 2009 |
|
Cytat: |
- Dorosłeś już, Edwardzie? - zapytała Bella, kreśląc w notatniku wielkie kółko wokół słowa „schizofrenia”.
- Nie widać, ku***? |
To mnie unicestwiło, nawet nie wiem czemu.
Strasznie mi się spodobał ten wasz pomysł na telenowele.
Nie ma co, jak tak dalej pójdzie to 'Moda na Sukces' ma się czego
obawiać.
Świetnym pomysłem było wstawienie Dr. Housa. On jest
dobry na wszystko.
Życzę wam weny, weny i jeszcze raz weny. :D |
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 19:07, 15 Maj 2009 |
|
Bardzo, bardzo przepraszam za dwudniowy poślizg. Mogę za to odbębnić prace społeczne. Możecie nawet obłożyć mnie klątwą. Przepraszam.
Za wytknięcie zgrzytów dziękuję Suhakowi i Masquerade; wielkie podziękowania dla thingrodiel, która nie omieszkała wytknąć mi błędów logicznych i spauzować w odpowiednim momencie oraz jeszcze większe dla Laurki za podrzucanie pomysłów i za rozbrajające poczucie humoru.
Na koniec kłaniam się Annie_Rose, która całość zbetowała. Dziękować.
edit: Za uwagi dotyczące interpunkcji ślę podziękowania również zgredkowi.
Odcinek VII
W poprzednich odcinkach…
* Alice się nie spieszyła. Spokojnie, Bella nie zając. Nie ucieknie, chyba że ktoś się sypnie, ale wtedy już wampiry ruszą za nią w pogoń. I złapią ją dwa metry od punktu, w którym Swan podejmie decyzję o czmychnięciu z miasta.
* - Muszę pojechać do Forks z pacjentem. Czy Billy już wrócił? Ostatnim razem, gdy go widziałam, zdawał egzaminy na plemiennego szamana.
* Bella z westchnieniem skręciła w lewo i znalazła się na drodze do Forks. Edward znów pomyślał o tym, jaki jest głodny.
Komendant Swan nie lubił przyjmować gości. Miał dość na głowie i bez niezapowiedzianych wizyt. Nie potrzebował dodatkowych kłopotów w postaci osób, które za nic brały sobie jego prywatność, bez żadnego uprzedzenia wkraczając na należący doń teren. A dzisiejszy patrol był naprawdę wyjątkowo ciężki – Charlie musiał zmierzyć się z prawdziwym żywiołem, ugaszając bezmyślnie pozostawione w lesie ognisko. I tym razem nie wystarczyło zadeptać szkód. Te durne dzieciaki powoli, ale skutecznie, go wykańczały. Jak mu brakowało jego Belli, jego Dzwoneczka… Ona nigdy się tak nie zachowywała; zawsze spokojna i cicha, ostatnio chyba aż nadto. Nie odzywała się do niego od kilku tygodni, a on nie miał pojęcia, jak się jej układa z tym, pożal się, absztyfikantem, tym… jak mu tam… No, z tym tamtym.
Charlie rozsiadł się na kanapie i z iście ojcowską dumą, wpatrywał w zdobiące ścianę chlubne dowody geniuszu swojej pierworodnej. Świadectwa, dyplomy, zdjęcia, nawet porozstawiane na kominku pluszowe zabawki - to wszystko budziło w nim bezmiar czułości. Byłby pławił się w tym zachwycie dalej, jednak, wyczerpany trudami całego dnia, poczuł, jak głowa zaczyna mu ciążyć ku poduszkom… coraz niżej… i niżej… Oddawał się już w opiekuńcze – bez podtekstów – ramiona Morfeusza…
…gdy usłyszał jakieś hałasy dochodzące z kuchni. Ktoś profanuje jego sanktuarium. Ktoś uderza jego miseczkami. Ktoś przesuwa jego krzesełko. Ktoś grzebie w jego szafkach. Kt… Kto, na wszystkie świętości, chce dobrać się do jego skarbu?!
Z prędkością, której nie powstydziłby się trzydziestolatek o wcale niezłej kondycji, wstał, wymacawszy przy pasku kaburę. Zakręcił jeszcze tylko wąsa i prężnym krokiem udał się ku Nieznanemu, gotów bronić swej miłości piersią własną kosmatą.
Kilka minut wcześniej, samochód Belli…
- Edwardzie. – Pani doktor chrząknęła znacząco. Bardzo, chrząknięcie, znacząco. – Edwardzie, mógłbyś na chwilę przestać przeklinać? Chcę ci… Chcę ci coś… - Naprawdę chciała kontynuować, chciała to z siebie wyrzucić i móc po prostu wejść już do domu, ale jej nieposłuszny wzrok ześliznął się na mlecznobiałe zęby obramowane pełnymi, bezkrwistymi wargami, godnymi dłuta samego Fidiasza. A zęby… zęby… skrzyły się delikatnie w świetle zachodzącego słońca?! Uch, nieważne. Skoro już i tak zapomniała, co właściwie miała powiedzieć, pozwoliła sobie fantazjować dalej.
- Owszem, k u r w a, mogę. A o co chodzi? – warknął. Tak, warknął! I obnażył przy tym te swoje cholerne lśniące zęby. Jak ona ma się w takim razie skupić? – Mogłabyś się pośpieszyć? Nie zdążymy na kolację. – Gdy się roześmiał, podwinięte wargi odsłoniły kolejne połacie najbielszej bieli, jaką Bella Swan miała okazję widzieć na oczy. Jego siekacze działały na nią hipnotyzująco.
- Chciałabym cię o coś prosić – wykrztusiła w końcu, ukrócając w myślach coraz dalej idące fantazje. Swan, uspokój się, myśl o terapii wstrząsowej, myśl o terapii… Czy jej się tylko wydaje, czy on naprawdę patrzy na nią z tą drapieżną czułością? – Musisz wiedzieć, że mój ojciec nie jest do końca zdrowy.
- A co mu niby jest? – Wwiercał w nią spojrzenie, w którym znajdował się cały ocean… znudzenia. Więc jednak nie czułość. I dobrze. – Przesadziłaś z elektrowstrząsami?
- Nie, ps… Nie chodzi o żadne elektrowstrząsy. Po prostu tatuś jest samotny i nie przepada za ludźmi. Drażnią go. A ma bardzo stresującą pracę, jest komendantem policji – ostatnie słowa pobrzmiewały dumą. A co! Niech wie, z kim rozmawia, cholerny Pan Lśniące Zęby.
- I co w związku? – Edward najwidoczniej nie zamierzał zmienić swojego tonu - zamiast tego wpatrywał się w nią nieodgadnionym wzrokiem i nie miała już pewności, czy to, co przed chwilą brała za znudzenie, rzeczywiście nim było. Hipnotyzująco, zdecydowanie hipnotyzująco.
- W związku z tym mógłbyś, na litość, zachowywać się jak czło… Och, pardon. Jak porządny wampir. Chociaż raz.
Jestem profesjonalistką. Nie dam mu się. Nie dam!
- Jasne, k u r w a, mogę udawać kogoś, kim nie jestem. Dla pani doktor wszystko.
Bella poczuła, że w samochodzie zaczyna brakować powietrza. O co chodzi? Jeszcze kilka minut temu zachowywał się tak, jakby siedział tu pod przymusem, a teraz nawet jego niezwykle seksowne przekleństwa nabrały jeszcze seksowniejszej wymowy. I coraz częściej oblizywał wargi, zupełnie jakby był… głodny.
- Cieszy mnie to. Bądź grzeczny i rób to, co ja. Jak już poznasz tatusia, będziemy mogli odwiedzić mojego znajomego. Tylko pamiętaj, tatusia się nie drażni.
- Ja pierdolę, oczywiście, nie będę przecież narażał się samemu komendantowi. Pani doktor… Co z kolacją?
Wytrzeszczyła oczy. Głodny, głodny… Nie, nie głodny. Przecież to ona musi go wyleczyć, dopiero wtedy przypomni sobie o czymś takim, jak jedzenie! To ma być moja zasługa! Jeszcze raz odchrząknęła.
- Zaraz… zaraz zjem kolację. – Już miała chwycić za klamkę, ale nie mogła sobie odmówić ostatniego spojrzenia na tę zadziwiającą biel. Czy wampiry chodzą do jakichś specjalnych dentystów? Coś niesamowitego. – Muszę cię jeszcze o coś spytać. – Nie wierzyła, że to robi. Jednak, gdy tylko pytanie zrodzone z nieujarzmionych fantazji zakiełkowało w jej głowie, wiedziała, że musi je zadać.
- Czego? Pani doktor.
- Czy… Edwardzie – wyszeptała powoli imię, znów poddając się hipnotyzującej mocy przepięknych siekaczy. – Czy twoje zęby świecą w ciemnościach?
Tymczasem w bujnych lasach Forks…
W lesie coś było.
Coś poruszało się z nadludzką prędkością i odstraszało wszystkie zwierzęta znajdujące się w promieniu trzech mil. Nieustępliwie przedzierając się przez zarośla, wyrzucało z siebie przekleństwa. (Bo to w ogóle nie dla dzieci jest bajka). W końcu z gąszczu wychynęły blade ręce, a za nimi skrząca w promieniach wieczornego słońca drobna, chochlikowata twarz. Można by nazwać ją również twarzą skrzata, gnoma, karła, belzebuba, czorta, lucyfera i co tam jeszcze bogactwo języka oferuje, ale, niestety, nieświadoma niczego bohaterka została skrzywdzona przez Joannę pewną, co to zawężony zasób słownictwa miała. Wracając do meritum…
Alice Cullen.
Alice Cullen i jej diaboliczny plan.
- Czy ta pieprzona Swan nie mogła sobie znaleźć już większej dziury?
Rezydencja Charliego, podejście drugie…
Edward nadal nie mógł oderwać wzroku od swojej bogini, obserwując, jak jej twarz jeszcze bardziej pąsowieje. Najsłodsza, pomyślał, dla ciebie mogę wydzielać nawet fluorescencyjny pot. Chociaż, swoją drogą, nie wiem, skąd bierzesz takie kretyńskie pomysły… Ale to słodkie. Gdy zyskał pewność, że pani doktor nie mogłaby być już bardziej zażenowana, przeniósł spojrzenie z zarumienionego lica na… resztę ciała. Nie robił przecież nic zdrożnego, sama kazała mu powtarzać za sobą, a w tym celu musiał dobrze się jej przyjrzeć. I wyciągamy miseczki, i stawiamy je na stole… Hmm, ale tak biustu wypiąć, to on nie wypnie… Tylko pamiętaj, Edwardzie, nie drażnimy tatusia. I nie dokarmiamy cukierkami. Odsuwamy krzesełka. Otwieramy szafkę – fuj, czy to się je? I dalej…
Podczas krojenia ziemniaków, z szybkością błyskawicy poraziła go nagła myśl – już wcześniej zdawał sobie sprawę z tego, że do siebie nie pasują, ale w tej chwili… Dopiero co rozstała się z mężczyzną, który ją tłamsił, a teraz on – a kimże niby był? – chciał… miał czelność… chciał wyznać jej swoje uczucia! To nie oni do siebie nie pasowali, to on nie pasował do niej. Wybrakowany wampir, pomyłka genetyczna, nie mógł się nawet nazwać potworem! Wcale się nie dziwił, że patrzyła na niego takim dziwnym wzrokiem, pozwalał sobie tonąć w jej pogardzie, bo wiedział, że na nic innego nie zasługuje. Bello, najdroższa, moja płocha sarenko, nie jestem potworem! Nawet tego nie potrafię! Nie powinnaś być narażona na towarzystwo kogoś takiego i nie mam pojęcia, skąd moja odwaga, o, piękna, by w ogóle pozwolić sobie na takie rozważania, ale… Dyskretnie podziwiał jej kształty, próbując nadążyć za tokiem własnego rozumowania. …gdybym się zmienił? Czy nie tego pragniesz, wyleczyć mnie, uczynić prawdziwym wampirem, krwiopijcą? Dla ciebie mogę zacząć mordować! Czy wtedy byłbym cię choć trochę godzien? Czy wtedy spojrzałabyś na mnie inaczej?... Zapomniał o wszystkim, nawet o stojącej obok kobiecie, bez reszty oddał się rozmyślaniom. Z zadumy wyrwał go głośny huk.
PIIIF! PAAAF!
- Stać! Ręce do góry! Panierka na stół!
Gdy już opadł dym wystrzału, Edward ujrzał przed sobą mężczyznę z czułością tulącego opakowanie panierki. W oczach komendanta lśniły łzy wzruszenia, ulgi i prawdziwej miłości.
- Jesteś już bezpieczna, moja paniereczko...
La Push, jakieś półtora godziny później…
Droga do La Push minęła im w milczeniu. Wydawało się, że Bella nadal jest zła, chociaż Edward nie wiedział, czemu akurat na niego. Przecież nie drażnił tatusia. Robił wszystko to, co ona. Najwidoczniej było to bez znaczenia. Jak daleko miał się posunąć, by zyskać jej względy? Czy kiedykolwiek mu się to uda? Nie jestem potworem…
- Jesteśmy na miejscu. – Głos pani doktor w dalszym ciągu pobrzmiewał rozdrażnieniem. Pomyśleć, że jeszcze niespełna dwie godziny temu zastanawiał się nad tym, czy by w końcu czegoś nie zjeść, śmiał… Nie, nie, lepiej nawet sobie o tym nie przypominać! Co za obrzydliwy egoista! Ukochana! Nie chcę skazywać cię na takie życie! Ale nie mogę też o tobie zapomnieć, o, najpiękniejsza… Coraz poważniej rozważał skupienie się na tej przeklętej terapii. Dla ciebie wszystko.
Żadnej z tych myśli nie wypowiedział na głos, skinął tylko głową i, wyskoczywszy z samochodu, otworzył drzwiczki po stronie kierowcy. Czy chociaż, skoro nie mógł już być prawdziwym wampirem, jego adonisowa postura nie mogła wywierać na niej większego wrażenia? Czarujące maniery? Marmurowy tors? Gładkość czoła? Styl i klasa? Zachwycający profil?... Cokolwiek?! Nie, ją zastanawiały tylko te cholerne zęby. A teraz pewnie nawet one straciły znaczenie.
- Bello? – zaryzykował. Musiał spróbować.
- Tak?
Odwróciła ku niemu czerwoną ze złości twarz. Całą siłą woli powstrzymywał się przed układaniem w głowie poematów na cześć jej urody. Miał jedną, jedyną szansę, by ją przeprosić, bez przekleństw i bez grania twardziela. Chciał pokazać jej prawdziwego Edwarda, takiego, jakim był, pragnął się całkiem obnażyć… Ee, to znaczy duszę, pragnął obnażyć swą duszę.
Jedno krótkie słowo. Skup się, Cullen, psia kostka.
- Przepraszam – tak po prostu, bez upiększania. Wprawdzie wyczyniał jakieś sztuczki z rzęsami, które podpatrzył kiedyś u Alice, ale poza tym pragnął, by był to jednoznaczny, jasny przekaz. – Przepraszam cię.
Jeśli wcześniej ulżyło mu, że Bella wcale nie wścieka się tak, jak się obawiał, to teraz wiedział już, że się przeliczył.
- Myślisz, że twoje głupie przepraszam coś zmieni?! Prosiłam cię, idioto! PROSIŁAM! Miałeś nie denerwować mojego ojca!
Tymi słowami naprawdę zbiła go z pantałyku. Przecież nie robił nic, czym mógłby rozdrażnić tatusia.
- Ale… Przecież nie robiłem nic, czym mógłbym rozdrażnić tatusia.
- Twoim zdaniem nabijanie się z jego ukochanej panierki to NIC?! Nie tego się po tobie spodziewałam! – Doktor Swan wprost gotowała się ze złości. Była przy tym tak nieprzyzwoicie seksowna, że… Ty egoisto!, skarcił się w myślach. Naprawdę nie sądził, że kilka żartów podczas kolacji tak zdenerwuje komendanta. Nie miał pojęcia, że ucieknie z krzykiem na górę, wyrzucając go przedtem z domu. A Bella musiała pobiec za nim, za niewartym jej spojrzenia… pacjentem. Chociaż nie jestem dla ciebie niczym więcej, niszczę twoje życie. Najpiękniejsza, czy kiedykolwiek mi wybaczysz? Błagam, daj mi jeszcze jedną szansę, mogę błagać nawet na kolanach! Hmm, w sumie to chyba obejdzie się bez tych kolan, bo mam nowe jeansy… Ale wybacz mi!
- Wybacz mi – rzucił tylko. Nawet się nie odwróciła.
Nic jej to nie obchodzi?
Dobrze, czas na ostrą amunicję.
- Doktor Swan? Poddam się tej kur… Poddam się terapii.
*
Bella zatrzymała się w połowie drogi do drzwi domu Blacków. Zastygła, wpatrzona w puste puszki porozrzucane po ganku.
On naprawdę to powiedział. Edward Cullen, posiadacz najbielszych zębów, jakie w życiu widziała, ociekający seksem ideał – a przy okazji jej pacjent – wreszcie się złamał. I miał przy tym tak przepraszający głos, wydawał się tak skruszony, że z największym trudem powstrzymała się przed tym, by nie rzucić okiem na te jego zachwycające siekacze. Później… Teraz musi być profesjonalistką.
To fakt, naprawdę zdenerwował ją tym, jak potraktował tatusia, ale nie obyło się bez jej winy. Chciała zrobić Charliemu niespodziankę; nie zastanawiała się, w jakim stanie psychicznym obecnie się znajduje. A co tu ukrywać, nie był w najlepszej kondycji na przyjmowanie gości. Pragnęła uznać to za okoliczności łagodzące dla Edwarda, bo naprawdę nienawidziła się za każdą sekundę, w której zachowywała się wobec niego tak podle. Jakby nic dla niej nie znaczył. Jakby jego maniery nie robiły na niej wrażenia i jakby nie spoglądała pożądliwie na jego tors. Tylko że… On nadal był jej pacjentem. To sprzeczne z etyką zawodową. Muszę zachowywać się profesjonalnie. Tym bardziej, że Edward w końcu wykazuje jakąkolwiek chęć współpracy. Przecież chcę go wyleczyć, prawda? Chcę!... Nawet jeśli będzie to oznaczało, że już więcej się z nim nie zobaczę.
Poczuła na ramieniu elektryzujący dotyk jego dłoni. Odwróciła głowę w prawo i zobaczyła przed sobą ten cudowny, łobuzerski uśmiech. Dwa olśniewające siekacze.
- W porządku, Edwardzie. W porządku.
Ale przecież nikt nie powiedział, że terapia musi się udać. Prawda?
Od jakiejś minuty dobijali się do drzwi, ale nikt nie otwierał. Edwarda sytuacja zdawała się dziwnie bawić – jakby wiedział coś, co Belli umknęło – a ona osobiście nie widziała nic śmiesznego w wystawaniu na śmierdzącym, zagraconym ganku. Widać Jacob już za nic miał rodzinny dom, odkąd przeprowadził się do Nowego Jorku, stał się zbyt ważny, by ruszyć swój zapchlony tyłek na prowincję i pomóc trochę ojcu.
W końcu, nie chcąc dłużej czekać na zaproszenie – skoro i tak wiedziała, że się go nie doczeka - pociągnęła zdecydowanie za klamkę. Nie miała pojęcia, czego mogą się spodziewać, od dawna nie odwiedzała Blacków, a sądząc po tym, co widziała przed chwilą, wnętrze musiało być równie zapuszczone. Skinieniem głowy nakazała Edwardowi, by szedł za nią.
Cóż, nie wygląda to tak źle, jak by mogło… Chociaż sufit jest w jeszcze gorszym stanie niż ostatnio.
- Billy? Billy, jesteś tu?!
Przedpokój przypominał pomieszczenie rodem z kiepskich filmów grozy. Ze ścian zwisały pajęczyny, meble pokrywała warstwa kurzu i powoli zaczynało do niej docierać, że nie jest to raczej skutkiem zapuszczenia. Najwyraźniej Billy postanowił przydać wnętrzu nieco charakteru. Cudownie.
- Billy? To ja, Bella!
Odwróciła się, by zobaczyć, co robi Edward. W tej samej chwili jej wzrok padł na porozstawiane na podłodze pudła, na które wcześniej nie zwróciła uwagi.
Miała przed sobą karton z wypożyczalni strojów karnawałowych.
- Niezłe, prawda? – Twarz Cullena wykrzywił Łobuzerski Uśmiech Wersja Beta. – A widziałaś już Zestaw Małego Iluzjonisty?
Pani doktor nie zdążyła nawet otworzyć ust, by odpowiedzieć – nadal w zdziwieniu wpatrywała się w odnalezione rekwizyty – gdy usłyszała za sobą skrzypienie kół.
- Witajcie, drodzy przyjaciele!
Bella powoli odwróciła się w kierunku właściciela głębokiego barytonu.
I wtedy go ujrzała.
Lśniące, jedwabiście gładkie, czarne włosy zafalowały uniesione delikatnym podmuchem wiatru. Muskularny tors opinał znoszony polar w czerwono-czarną kratę, przydający jego postaci majestatu. Mężczyzna siedział na swoim magicznym tronie, gdzie miejsce podpórek zajmowały łapy pumy, a zagłówek zdobiły rogi byka. Spowijała go atmosfera mistycyzmu. Z dumą wysunął do przodu niezwykle męski, kwadratowy podbródek i wbił w przybyłych onieśmielające spojrzenie. Gdyby to było możliwe, przyspieszyłoby bicie serca niejednego wampira.
- O… mój… Boże… - wyrwało się Edwardowi.
- Mów mi Billy, chłopcze.
pełna pasji (i mistycyzmu, oczywiście) muzyka na zakończenie odcinka
Napisy końcowe
Wystąpili:
Komendant Swan
Bella
Edward
Alice
Wielki i Wspaniały Szaman Billy
Scenariusz i reżyseria:
Robaczek
na podstawie poprzednich odcinków
Producent:
FWK – Front Wyzwolenia Kiczu
bleblebubu
Następny odcinek wkleja Anna_Rose. Termin: 29 maja 2009, piątek
Powodzenia ; ) |
Post został pochwalony 4 razy
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Nie 12:25, 17 Maj 2009, w całości zmieniany 8 razy
|
|
|
|
farbowana!
Nowonarodzony
Dołączył: 04 Maj 2009
Posty: 35 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: okolice krk.
|
Wysłany:
Pią 21:25, 15 Maj 2009 |
|
Odcinek świetny.
Osobiście przebaczam Ci te dwa dni zwłoki.
W dzisiejszym odcinku najbardziej podobał mi się moment z ukochaną panierka Charliego, nie wiem czemu ale dzieki temu fragmentowi uśmiech nie schodzi mi z twarzy ;d
Siekacze Edwardowe są jednak nieśmiertelne, a Bella wpadająca w zachwyt nad nimi... Tego jeszcze nie było :)
Jak już wspominałam tresc telenoweli mi w pełni odpowiada.
Dialogi między postciami były naturalne, a całośc czytało się lekko i przyjemnie.
Błędów nie znalazłam żadnych, ale szczerze mówiąc nawet nie starałam się ich za bardzo szukac.
Gartuluje świetnej roboty i mam nadzieję, że kolejny odcinek będzie równie ciekawy (może z większą dawką humoru, który w tym odcinku był na poziomie "przeciętnym" co jakoś zabardzo mi nie przeszkadzało) i interesujący co poprzednie (nie obrażę się jeżeli pojawi się lekki kicz i zwrot akcji godny prawdziwej telenoweli brazylijskiej).
pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez farbowana! dnia Pią 21:27, 15 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Nel
Człowiek
Dołączył: 03 Lut 2009
Posty: 66 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Pią 22:08, 15 Maj 2009 |
|
Warto było czekać.
Robaczek, gratuluję najlepszego odcinka. To było cudowne. Od początku do końca. Od panierki po polarek. Od zębów po bleblebubu. I walczę ze sobą strasznie, powstrzymując się przed wpadnięciem w szaleństwo cytowania smakowitych momentów - ale tego nie odpuszczę:
Cytat: |
- O… mój… Boże… - wyrwało się Edwardowi.
- Mów mi Billy, chłopcze. |
Słyszę męski głos Billego, widzę oczami wyobraźni zaskoczone twarze zebranych odbijające się w jego napastowanych włosach i każde marszczenie kraciastego polarka. Nie ma się co dziwić, bo to w końcu najlepszy odcinek, a chata Blacka - najlepszy fragment najlepszego odcinka.
Pokazałaś Robaś, że może być długo i bez przynudzania, śmiesznie i smacznie. Więcej takich odcinków/oby wszystkie odcinki takie były.
Z wesołym pozdrowieniem ode mnie i przerażonych moim radosnym podskakiwaniem współlokatorów
Nel |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|