|
Autor |
Wiadomość |
Avi
Nowonarodzony
Dołączył: 01 Mar 2010
Posty: 21 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z OkOliC lUbLiNa :))
|
Wysłany:
Sob 18:08, 15 Maj 2010 |
|
Kochana Rain:*
Od dawna już nie komentowałam Twojego FF-a i za to przepraszam.Każdy rozdział zadziwiał mnie i uszczęśliwiał.Cieszę się że Alice wreszcie znalazła tego jedynego, który Ją nie skrzywdzi.Rose wreszcie zmiękła chodz nie dziwie jej się że taka była, ale dzięki Emmetowi stała się kochającą kobieta.Esme i Carlise cieszę się, że ułożyli sobie razem życie w końcu nasz czas jest krótki na Ziemi.Bella i Edward w końcu stworzyli kochającą rodzinę.Carlise i Edward po wypadku doktora myślę,że się w końcu pogodzą. Tanya jak dla mnie to jest chorą na umyśle idiotką, za to Jackob pokazał klasę odnosząc Nessi do Belli i Edwarda.:)To by było na tyle o bohaterach.Szkoda tylko, że to już koniec tego cudownego FF-a bo naprawdę świata poza nim nie widziałam i nadal nie widzę;)Często lekcji czasu nie miałam odrobić bo ważniejsze było "W labiryncie uczuć".Dziękuje Ci za wszystko i czekam z niecierpliwością na ostatni rozdział.Mam nadzieję że zaczniesz pisać coś nowego wtedy daj znać na 100% będę czytać:)
Pozdrowionka Avi:*** |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Nikki_944
Zły wampir
Dołączył: 03 Wrz 2009
Posty: 478 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: WRZ
|
Wysłany:
Pon 15:19, 17 Maj 2010 |
|
Nie dawno zaczęłam czytać no i doszłam już do 28 rozdziału, tak myślałam żeby skomentować dopiero jak będzie ostatni rozdział, ale postanowiłam jednak nie czekać.
Wiele razy kusiło mnie żeby zacząć to czytać, ale nie chciałam. Często jak zaczynam czytać jakiś ff co dopiero się zaczyna (jest mało rozdziałów) to potem jest albo zawieszony albo niedokańczany, bo coś tam, albo odstępy miedzy rozdziałami są strasznie długie i nie pamiętam co się wcześniej wydarzyło Ostatnio wchodząc przeczytałam, że już zbliża się do końca to postanowiłam przeczytać i nie żałuję.
W labiryncie uczuć jest wiele akcji, wiele razy byłam zaskoczona.
Są chwile złe i dobre, nawet bardzo dobre.
Bardzo podobało mi się pierwsze spotkanie Belli i Edwarda w parku, również to jak Emmett opiekował się Nessie to było świetne. Albo to zdjęcie Rose z zaproszenia i potem jak to samo wieszał Emmett w swojej sypialni i jak Rosalie to odkryła. Dużo by tego wymieniać.
Oświadczyny Edwarda były piękne.
Przeżyłam koszmar jak doszłam do porwania. No to było coś okropnego. Tanya nadaje się tylko do psychiatryka. Jacob był taki dziwny i chociaż odpuścił to i tak go nie lubię.
A tak, Louise jest naprawdę wspaniałą opiekunką, jej postać jest wspaniała.
No i oczywiście w końcu utworzyły się tradycyjne pary (czyt. Carlisle-Esme; Jasper-Alice; Emmett-Rosalie; Edward-Bella+Nessie) i to mnie cieszy.
Teraz czekam na ostatni rozdział, bo jestem strasznie ciekawa co się tam wydarzy.
Bardzo podoba mi się twój styl pisania i cieszę się, że te rozdziały były długie, bo przynajmniej dłużej można było przebywać w tym świecie.
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Beatha
Zły wampir
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 335 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Nie 13:22, 13 Cze 2010 |
|
czekam i czekam na ostatni rozdział i czekam i sie doczekać nie moge:)
do tej pory nie komentowałam, bo chciałam ocenić jako całośc, ale Twój ff bardzo, bardzo mi sie podoba.
rozumiem, ze mozesz nie miec czasu i naprawdę nie poganiam, ale fajnie byłoby przeczytać jak to sie wszystko zakończy:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Pią 19:58, 18 Cze 2010 |
|
Bardzo dziękuję WSZYSTKIM, którzy oddali i nadal oddają swoje głosy na mój ff. Wasze wsparcie i wiara to coś najcudowniejszego na świecie :)
Chciałabym zatem ogłosić, że
ROZDZIAŁ 29 RAZEM Z EPILOGIEM wstawię 27 czerwca i jest to termin ostateczny :)
Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytających moje opowiadanie i bardzo przepraszam za tak długie milczenie. Wiem, że to było z mojej strony niewybaczalne, ale liczę po cichu, że zostanie mi to wybaczone i puszczone w niepamięć :)
Buziaki
Rain |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Allie
Zły wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 252 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
|
Wysłany:
Nie 17:35, 27 Cze 2010 |
|
Rain mówiłaś, że odcinek będzie dzisiaj Q.Q Czekam niecierpliwie od kiedy dałaś tą wiadomość :( |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Nie 18:30, 27 Cze 2010 |
|
Tym rozdziałem kończę "W labiryncie uczuć". Wybaczcie, że tak długo musieliście na niego czekać. Biję się w piersi...
Jak mi wyszedł, ocenicie sami, ale nadzwyczaj trudno było mi się rozstać z tą historią... W końcu to moje pierwsze, literackie dziecko :), być może dlatego. Nie mniej bardzo serdecznie dziękuję WSZYSTKIM, którzy sięgnęli po moje opowiadanie, wiernie czekali na każdy rozdział, dzielili się ze mną swoimi uwagami i opinią, wspierali mnie, bo to dzięki WAM ta historia zdobyła tak niezmiernie zaszczytne "Diamentowe Pióro" w swojej kategorii, a także 2 kolejne za kreacje Emmetta i Rosalie, "Kryształowe Pióro" za kreację Jaspera i "Bursztynowe Pióro" za kreację Jacoba, czego przyznaję szczerze, zupełnie się nie spodziewałam. Najbardziej cieszy mnie chyba fakt, że pokochaliście duet Emm-Rose tak mocno jak ja, bo choć nie wydawali się pierwszoplanową parą bohaterów, to właśnie ich pokochałam najmocniej :) Tym bardziej doceniam więc Wasz wybór.
Rozdział dedykuję mojej kochanej TOOFFI, nie tylko cudownej becie, ale przede wszystkim siostrze z wyboru i niezastąpionej przyjaciółce. Bez niej nie dałabym rady... Kocham Cię Jagódko :)
Ok, nie przeciągam... Zapraszam serdecznie...
ROZDZIAŁ XXIX
Bella stała w oknie sypialni, z słuchawką przy uchu, wpatrzona w owiany poranną mgłą widok niewielkiego ogrodu z tyłu domu. Tych kilka spędzonych w trójkę dni na włoskich stokach było wytchnieniem, którego wszyscy potrzebowali. Zmiana otoczenia korzystnie wpłynęła na Nessie, która zdawała się niemal zupełnie zapomnieć o porwaniu i nie reagowała już paniką, kiedy matki nie było w pobliżu, a jej uwielbienie dla ojca było niezaprzeczalne i wyjątkowe. Nawet, kiedy Edward na nią nie patrzył, duże, zielone oczy dziecka śledziły jego każdy ruch z uwagą.
- Halo? – Kobiecy głos w słuchawce przywrócił Belli świadomość.
- Cześć Rose, co słychać? – uśmiechnęła się, odchodząc od okna i siadając na łóżku.
- Witaj kochana. Co słychać? Aktualnie burczy mi w brzuchu, ale Emmett już szaleje w kuchni – zaśmiała się przyjaciółka.
- Ty to masz dobrze. Śniadanie do łóżka? Gdzie ty taki skarb znalazłaś?
- A wiesz… właściwie ciężko powiedzieć, kto kogo znalazł – Głos blondynki brzmiał teraz bardziej marzycielsko.
- Nie poznaję cię kobieto, ale kocham to twoje nowe oblicze, bezwarunkowo – Bella opadła plecami na pościel, wpatrując się w sufit.
- A ty? Opowiadaj jak było na nartach? Odcięliście się od świata na całe pięć dni, tęskniłam.
- Tyłek nadal mnie boli, ale warto było. Fajnie jest zapomnieć o wszystkim i cieszyć się bliskością ukochanych osób – westchnęła cicho. – Po raz kolejny uświadomiłam sobie, że mam cudowną rodzinę, wiesz…
- No, ba. Szkoda tylko, że za dwa tygodnie ruszają w trasę – jęknęła Rose.
- Nawet mi nie przypominaj, aż boję się reakcji Nessie. Patrzy w Edwarda jak w żywy obrazek, jej uwielbienie dla niego jest ogromne.
- Cullen z pewnością będzie się urywał do domu, w ogóle w to nie wątpię – dodała przyjaciółka z przekonaniem. – Najchętniej zapakowałby was obie ze sobą, ale wiem, że to byłoby zbyt męczące dla ciebie i małej.
- O nie. Mam dość życia na walizkach i nie chcę fundować tego dziecku. Wytrzymamy, prawda?
- A mamy jakieś wyjście, skoro taki wybrałyśmy los? – Rose westchnęła cicho.
- Panno Hale, jakie ma pani plany na Boże Narodzenie, co? – zreflektowała się nagle Bella. W odpowiedzi usłyszała głośny jęk przyjaciółki.
- Czemu jęczysz? Święta u Esme, aż tak cię przerażają? – roześmiała się, wyobrażając sobie minę blondynki.
- Znasz mnie przecież, jestem spanikowana, choć staram się trzymać fason.
- Wiedziałam – Bella była wyraźnie rozbawiona. – Jak zwykle przesadzasz. To niesamowicie ciepła kobieta i matkuje im wszystkim od tak dawna, że naprawdę śmiało można powiedzieć, że są jak jedna, wielka rodzina. Wiedziałaś, że Alice i Jasper też będą? W tak licznym gronie przyjaciół nie spędzałam świąt nigdy – zamyśliła się.
- Ja też i dobrze o tym wiesz. Nigdy nie przywiązywałam do tego zbyt dużej wagi, ale wiem, że dla Emmetta to ważne i takie… oficjalne – Rose jęknęła znowu.
- Dziwisz się? Pozwól mu się tym cieszyć. Dla niego to też nowe doświadczenie, zaufaj mi – westchnęła Bella, siadając na łóżku. – Co powiesz na wspólne zakupy świąteczne? Co nieco już mam, ale nadal pozostają prezenty dla dzieci.
- Chętnie oderwę się od pracy. Filia oficjalnie działa już od całych dwóch dni i chyba nic się nie stanie, jak zostawię to małe stadko garniturów samopas – roześmiała się Rose. – To, co? Gdzie się spotykamy i o której?
- Przyjadę do ciebie do biura, ale nie wiem jeszcze kiedy. Może w porze lunchu?
- Idealnie. Dobra, uciekam na śniadanie, bo Emmett kusi zapachami – roześmiała się.
- Ok, ja też się ubieram. Pora otrząsnąć się i ruszyć do pracy. Do później Rose – dodała Bella i zakończyła połączenie. Znowu podeszła do okna i z uśmiechem wpatrywała się w znajomy widok za oknem…
***
Edward zaparkował przed domem ciotki i wysiadł z samochodu, a po chwili wypinał już z fotelika córeczkę, która nieustannie coś do niego mówiła. Postawił dziewczynkę na chodniku i poprawił kombinezon, a potem ujął jej drobną dłoń i razem ruszyli w kierunku wejścia. Drzwi do domu otworzyły się już po pierwszym dzwonku i ku zaskoczeniu Edwarda stanął w nich Carlisle. Chwilę konsternacji przerwał głos doktora.
- Wejdźcie, proszę – odsunął się na bok, robiąc przejście dla syna z wnuczką.
- Witaj… - odezwał się Edward, przekraczając próg domu, w którym spędził swoje młodzieńcze lata. Zaskoczenie wywołane obecnością ojca sprawiło, że chwilę zbierał myśli, próbując zacząć jakoś rozmowę. Nessie uratowała sytuację, wbiegając ochoczo do salonu i wykrzykując radośnie na widok stojącej w nim, przybranej kolorowymi światełkami choinki. Edward szybko ruszył za nią, obawiając się, by jej zachwyt nie przełożył się na działanie zmierzające do przewrócenia drzewka na dywan. Na całe szczęście córeczka stała na środku pokoju, wzdychając tylko co chwila i radośnie klaszcząc w dłonie. Jej przejęcie zupełnie rozładowało napięcie młodego ojca i wywołało uśmiech na jego twarzy.
- Piękna, prawda? – odezwał się, kucając przy dziecku i przytulając je do siebie.
- Świeci – wyszeptała dziewczynka, nadal nie odrywając wzorku od zielonego drzewka, mieniącego się różnymi barwami okalających go światełek, odbijającego się od sreberek cukierków zawieszonych na jego gałązkach.
- Porwiemy jednego cukierka? Ciocia Esme na pewno nie urwie nam za to głowy – szepnął tuż przy jej uchu, co sprawiło, że spojrzała na niego, a jej duże, zielone oczy błyszczały pełnią szczęścia.
- Tylko najpierw się rozbierzemy, dobrze? – ciągnął dalej, sadzając ją sobie na kolanie i zdejmując buty, a potem ciepły kombinezon i czapkę. Wziął ją na ręce i wyszedł do holu, odkładając ubranie na niską komodę, stojącą przy wieszaku. Carlisle nie odzywał się słowem, przyglądając tej dwójce z lekkim uśmiechem. Widok własnego syna w tej, nowej życiowej roli, był dla niego wzruszający. Miłość tej obcującej ze sobą dwójki biła jasną łuną, napawając go nieznaną dotąd dumą i radością.
- Daj, potrzymam ją – przerwał w końcu milczenie. Edward zawahał się chwilę, ale podał Nessie ojcu i zdjął płaszcz, odwieszając go na wieszak.
- Jak się czujesz? – zapytał nieśmiało. Doktor uśmiechnął się lekko.
- Bywało lepiej, ale w sumie nie mam, na co narzekać – odparł po chwili.
Dziewczynka cały czas nie odrywała wzroku od mieniącej się choinki, wzdychając cichutko. Młody ojciec wyciągnął ręce po swoją pociechę i przytulił ją czule, wchodząc z powrotem do salonu i zbliżając się do świątecznego drzewka. Carlisle ociągając się trochę, ruszył za nimi z zamiarem podjęcia rozmowy z synem. Widział jego dobry nastrój i postanowił wykorzystać nadarzającą się okazję do wyprostowania relacji. Zdawał sobie sprawę, że pojednanie, do którego doszło w szpitalu było bardziej potrzebą chwili, niż przemyślaną rozmową, ale dawało ku temu początek. Nie spodziewał się, że Edward samodzielnie podejmie ten temat, a poza tym to z jego winy doszło do rozłamu między nimi, więc tylko on sam mógł podjąć się kontynuacji ich pojednania.
- To będą wyjątkowe święta – zaczął cicho, zwracając na siebie uwagę syna. – Esme jest bardzo przejęta, że Emmett przyjdzie z Rose, choć stara się tego po sobie nie pokazać. Już dawno nie jedliśmy świątecznego obiadu w tak licznym gronie przyjaciół.
- To moje pierwsze święta z Nessie, więc… z pewnością będą wyjątkowe – młody ojciec uśmiechnął się delikatnie, wpatrując w profil córeczki, która z szeroko otwartą buzią przesuwała oczami po kolorowych ozdobach, wyciągając ku nim drobne rączki.
- Edward – Carlisle odchrząknął nieznacznie. - Esme i ja…
- Wiem – mężczyzna nie dał ojcu skończyć. – Od jakiegoś czasu wszyscy się tego domyślaliśmy.
Doktor znajomym gestem przeczesał włosy, wyraźnie zakłopotany.
- Nie przeszkadza ci to? – patrzył na syna niepewnie. Młody mężczyzna z ociąganiem odwrócił głowę w jego kierunku, by ich spojrzenia mogły się wreszcie spotkać.
- Czy brak mojej aprobaty miałby dla ciebie jakieś znaczenie? – Jego głos brzmiał nieco zaczepnie, ale mimo wszystko łagodnie. Carlisle westchnął głośno, nerwowo skubiąc rękaw jasnej koszuli.
- Nie – odparł pewnie. – Jednak byłoby mi… nam – poprawił się szybko. – Byłoby nam miło, gdybyś zaakceptował nasz związek.
Edward ponownie zapatrzył się w świąteczne drzewko, delikatnie trącane przez Nessie paluszkami.
- Nie stresuj się staruszku. Pamiętaj, że masz chore serce – odezwał się wreszcie z lekkim uśmiechem, ale nie spojrzał ponownie na ojca.
-Taaa, nikt nie pozwala mi o tym zapomnieć – doktor westchnął z rezygnacją.
- Dziwisz się? – Edward ponownie się uśmiechnął. – Sam sobie na to zasłużyłeś. Martwisz się o wszystkich poza sobą. Innych wysyłasz do lekarza z byle głupstwem, podczas, gdy sam poważnie zaniedbałeś własne zdrowie. Powinieneś o siebie dbać, choćby ze względu na Esme – dodał z przekonaniem, budząc zaskoczenie na twarzy ojca.
- Czy to znaczy, że…
- To znaczy, że nie masz powodów do obaw. Esme zasługuje na szczęście, zwłaszcza po tylu samotnych latach, ty również – dokończył za ojca Edward. – Naprawdę sądziłeś, że byliście tacy sprytni? – teraz już otwarcie uśmiechał się, patrząc ojcu prosto w oczy. Twarz doktora przybrała znacznie łagodniejszy wygląd i widać było, że słowa syna sprawiły mu prawdziwą ulgę.
- Obawiałem się, że opatrznie to zrozumiesz… Naprawdę kochałem twoją matkę, ale po wielu latach samotnego życia…
- Tato – cicho przerwał mu Edward, sprawiając, że doktor zadrżał wzruszony na dźwięk słowa, które tak rzadko padało z ust jego jedynego syna. Młody mężczyzna sięgnął po zawieszonego na najwyższej gałązce cukierka i podał go córeczce. Jej oczy rozbłysły czystym szczęściem, kiedy obracała w swoich drobnych paluszkach szeleszczący papierek.
- W ostatnim czasie wiele zrozumiałem – młody Cullen snuł dalej, z powagą. – Nadal nie pochwalam tego, jak ze mną postąpiłeś i pewnie jeszcze długo będę się z tym zmagał, ale… dostrzegam też dobre strony tego, że Esme mnie wychowała. Być może, zostając z tobą, byłbym całkiem innym człowiekiem, niż jestem teraz.
- Nigdy z ciebie nie zrezygnowałem synu, ale w tamtym czasie czułem, że postępuję słusznie. Mam nadzieję, że Melanie mi to kiedyś wybaczy, ale naprawdę wierzyłem, że przy Esme masz większą szansę na normalną rodzinę, a zostając ze mną, pogrążonym w żalu i załamanym… No, cóż, to wydawało mi się dużo gorszą opcją dla dorastającego chłopca – spokojnie snuł Carlisle. – Wiem, że dla ciebie mogło to wyglądać na odtrącenie, ale zapewniam cię, kierowałem się jedynie troską o ciebie. Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić synu. Teraz, po latach mam świadomość, że to nie była najszczęśliwsza decyzja i z pewnością zasłużyłem sobie na takie traktowanie z twojej strony, ale nie cofnę czasu. Mogę cię jedynie zapewnić, że… jestem z ciebie bardzo dumny i… bardzo cię kocham – powoli uniósł do góry rękę i ostrożnie położył swoją dłoń na ramieniu jedynaka. Edward pochylił lekko głowę w dół i uśmiechnął się do siebie.
- Wiem… zawsze to wiedziałem, choć… wolałem myśleć, że jest inaczej, bo wtedy było mi to łatwiej znieść. Teraz, z perspektywy tych lat, mogę sobie jedynie wyobrażać, jak się wtedy czułeś, bo sam… wiem, że przez kompletne nieporozumienie i własną głupotę straciłem wiele z życia Nessie.
- Masz cudowną córeczkę – dodał wpatrując się w syna z narastającym wzruszeniem. – Cieszę się, że udało ci się poukładać swoje życie…
Tę pełną intymności chwilę przerwał głośny trzask zamykanych drzwi i czyjeś sapnięcia dochodzące z holu.
- Czy ktoś może mi pomóc? – Żałosny głos Esme wytrącił ich obu z zamyślenia. Doktor zareagował pierwszy, czym prędzej znikając w holu.
- Oszalałaś, kobieto! – Pełen protestu głos ojca, wzbudził kolejny uśmiech na twarzy Edwarda.
- Powiedziałaś, że idziesz na małe zakupy, a tymczasem masz tyle pakunków, że cię zza nich nie widać – szelest foli zagłuszył ciche sapnięcia kobiety.
- Oj, nie przesadzaj Carlisle – jęknęła ciotka. – Czy to samochód Edwarda stoi przed domem? – zainteresowała się, wsuwając głowę do pokoju.
- Cześć Esme – odezwał się wreszcie Edward, odchodząc z Nessie od choinki i zbliżając się do drzwi prowadzących do holu. Ciotka stała przy wieszaku i zdejmowała z siebie płaszcz.
- Witajcie – odparła z uśmiechem na widok siostrzeńca z córeczką. – Miło, że nas wreszcie odwiedziliście – udała oburzenie, ale czym prędzej wyciągnęła ku nim ramiona, żeby serdecznie ich wyściskać.
- Cześć aniołku – przesunęła delikatnie palcem przez policzek Nessie, która zbyt była pochłonięta odwijaniem cukierka, by śledzić to, co się wokół działo. – Odpoczęliście chociaż? – odezwała się zsuwając z nóg buty. – Carlisle, zanieś zakupy do kuchni. Zaraz tam do ciebie przyjdę – zarządziła, wsuwając na stopy pantofle.
- Widzę, że świetnie sobie z nim radzisz – roześmiał się Edward, śledząc znikającą w holu postać ojca, mówiącego coś do siebie pod nosem.
- Ktoś musiał – dodała z rozbawieniem.
- Ja wszystko słyszę – dobiegł ich głos Carlisle’a, dochodzący z kuchni.
- I bardzo dobrze – głośniej odparła Esme, po czym znowu się roześmiała.
Widok tej świetnie dogadującej się ze sobą dwójki wzbudził ciepły uśmiech na twarzy Edwarda, kiedy podążał za Esme do kuchni…
***
Emmett wpatrywał się w obszerną gablotę zapełnioną niezliczoną ilością mieniącej się biżuterii, z miną zbitego psa. Sterczał tu od dobrego kwadransa i ani na krok nie przybliżył się do podjęcia ostatecznej decyzji. Chciał kupić dla Rosalie coś wyjątkowego, ale jednocześnie niezobowiązującego, mimo wszystko obawiając się, że odczyta ten prezent niewłaściwie do jego intencji. Związek z Rose rozwijał się coraz lepiej, w efekcie czego we własnym mieszkaniu bywał jedynie gościem. Wzruszyła go, kiedy nazajutrz po wyjeździe Deana znalazł w łazience pustą półkę, którą jak ochoczo go poinformowała, zwolniła na jego przybory. Jednak największe wrażenie wywarł na nim widok dwóch szczoteczek do zębów, stojących obok siebie w szklanym kubku na umywalce. Kiedy zastała go wpatrzonego w te szczoteczki, zmieszała się trochę, niepewna, czy to był właściwy ruch i dopiero, kiedy wyniósł ją na rękach z powrotem do sypialni i jak szaleniec zasypał pocałunkami rozchmurzyła się, rozumiejąc jak wielkie i pozytywne wrażenie to na nim zrobiło. Był szczęśliwy, uświadamiając sobie, że ich związek także dla niej stał się ważny. Propozycja spędzenia świąt w jego rodzinnym domu przyszła mu wtedy nadzwyczaj łatwo i naturalnie, a ona, wbrew jego obawom, zgodziła się, bez zbędnego marudzenia i ucieczek. Widział, że nie była to dla niej łatwa decyzja, ale mimo to, zgodziła się, czyniąc go szczęśliwym. To wszystko sprawiło, że chciał jej podarować coś wyjątkowego, coś, co jedynie podkreśliłoby jeszcze wagę jego uczucia do niej.
- Zdecydował się już pan na coś? – Uprzejmy głos ekspedientki wyrwał go z zamyślenia. Bezradnie zacisnął usta i przecząco pokręcił głową. Młoda kobieta uśmiechnęła się rozbawiona i zostawiła go ponownie samego. Kiedy już zaczynał tracić nadzieję na znalezienie czegoś odpowiedniego, jego wzrok spoczął na stojaku z łańcuszkami i zatrzymał się na długim, potrójnie zebranym sznurze pereł. Zupełnie nieświadomie uśmiechnął się do siebie, wyobrażając je sobie zawieszone na smukłej szyi Rose i już wiedział… Kiedy chwilę potem sprzedawczyni układała zgrabnie perły w zamszowym, granatowym pudełku, oczy Emmetta błyszczały jasno ze szczęścia…
***
Jasper nerwowo przemierzał płytę lotniska, marudząc coś cicho pod nosem. Lot z Amsterdamu był już poważnie opóźniony i to stanowiło wystarczający powód do napędzających go, pełnych niepokoju myśli. Pogoda wyraźnie im nie sprzyjała, a coraz gęstsza mgła nad Londynem budziła obawy, że zarówno wyloty jak i lądowania mogą zostać przesunięte w czasie, lub co gorsza zupełnie odwołane. Ta wizja budziła w nim rozpacz, więc kiedy zapowiedziano wyczekiwane przez niego lądowanie holenderskich linii, niemal podskoczył z radości, jak na skrzydłach zmierzając w kierunku hali przylotów…
Dobre czterdzieści minut czekał tam jeszcze, zanim mignęła mu przed oczami niewielka postać Alice, która podobnie jak on sam, rozglądała się niecierpliwie po twarzach zebranych w hali osób. Ostatecznie pędem rzuciła się w jego stronę i niemal na niego wskoczyła, zawisając na jego szyi jak choinkowa bombka. Ściskał ją w ramionach mocno i czule zarazem, po raz kolejny nie dowierzając swojemu szczęściu.
- Boże, jak dobrze, że już jesteś – wydyszał w jej włosy z radością.
- Ik hou van jou* – odpowiedziała cicho, w niezrozumiałym dla niego języku.
- Co? – zapytał zaskoczony, opuszczając ją na nogi.
- Nic – odezwała się teraz wyraźniej, szeroko się przy tym uśmiechając.- Kiedyś ci powiem, co to znaczy – dodała tajemniczo ściszając głos.
Ujęła jego twarz w swoje drobne dłonie i pocałowała go w czubek nosa, powieki i wreszcie w usta. Kiedy ich wargi przylgnęły do siebie, cały świat zawirował im pod stopami, a serce mężczyzny zabiło szybciej i mocniej niż dotąd. Jęknął w jej usta, kiedy zdołali oderwać się od siebie na chwilę, żeby zaczerpnąć oddechu.
- Alice… - patrzył na nią z uwielbieniem. – Kocham cię jak idiota – roześmiał się w końcu. – Ale nadal nienawidzę lotnisk – dodał, odgarniając jej kosmyk włosów z czoła.
– Też za tobą tęskniłam, za twoim zapachem, za twoim głosem, za… wszystkim, co twoje – wyznała ze wzruszeniem, wpatrując się w niego z oczarowaniem.
- Dobrze, że już jesteś. Bałem się, że ten samolot nigdy nie wyląduje i to będą najgorsze święta w moim życiu – przyznał miękko, gładząc jej policzek.
- Nie martw się – odparła rozbawiona. – Kiedy jestem naprawdę zdesperowana, potrafię zdziałać cuda. Dotarłabym tu mimo wszelkich przeciwności – nakryła jego dłonie swoimi. Pocałował ją znowu i po chwili zmierzali już do wyjścia, przytuleni do siebie, ze splecionymi dłońmi, szczęśliwi, że wreszcie są razem…
***
Kiedy Bella dotarła wreszcie do domu, zastała Edwarda i Nessie w salonie, ubierających prawdziwą, pachnącą lasem choinkę. Widok rozanielonej twarzy córeczki powalił ją z nóg. Z takim namaszczeniem układała na cienkich gałązkach różne ozdoby, że nawet nie zwróciła uwagi, że matka stoi w drzwiach do pokoju, zdyszana, z naręczem kolorowych torebek i pudełek, zapakowanych w ozdobny, świąteczny papier.
- Wow – wyrwało się Belli, na widok choinki. Edward obejrzał się w jej kierunku i czym prędzej odłożył trzymane w rękach ozdoby, żeby pomóc ukochanej z zakupami.
- Wiesz, kilka godzin temu tak samo wyglądała Esme. Nie było jej widać zza góry prezentów, które przytaszczyła ze sobą do domu – roześmiał się, odbierając od niej różnej wielkości pakunki.
- Kupiłeś żywą choinkę… – Bella nadal jak zaczarowana wpatrywała się w zielone drzewko. – Jest piękna…
- Wiem, wybieraliśmy razem z Nessie. Szkoda, że nie widziałaś jej miny na widok choinki w salonie Esme. Mówię ci, oczu nie mogła od niej oderwać, więc postanowiłem, że u nas w domu też będzie żywa… W końcu to nasze pierwsze wspólne święta we trojkę… Chcę, żeby były wyjątkowe – dodał miękko, całując narzeczoną w policzek.
- Na pewno takie będą…
***
Jadalnia Esme już dawno nie przechodziła takiego oblężenia, jak dzisiaj. Długi, nakryty białym obrusem i świątecznie przyozdobiony stół, zastawiony był gęsto półmiskami wypełnionymi pieczonymi ziemniakami, grillowanymi warzywami, wszelkiego rodzaju sosami, nawet puddingiem, a na jego centralnym miejscu stała taca z pokaźnych rozmiarów pieczonym indykiem. Gospodyni z szerokim uśmiechem na ustach przyglądała się zebranym przy stole członom rodziny i bliskim znajomym, których w tak licznym gronie nie miała jeszcze okazji gościć u siebie. Dzieci podekscytowane widokiem prezentów ułożonych pod choinką w salonie, ciągle przemieszczały się w ich kierunku, niczym wędrujące mrówki. Chris i Justin, bliźniacy Jessici i Mike’a, co chwila odchodzili od stołu jedynie po to, aby upewnić się, że pokaźny stos kolorowych paczek nie zmalał i nadal znajduje się na swoim miejscu. Blondwłosa Renesmee wobec takiego zachowania chłopców nie mogła pozostać obojętna i gdy podekscytowani zasiadali z powrotem do stołu, zsuwała się zgrabnie ze swojego krzesła, by pójść w ich ślady i choć przez chwilę popatrzeć na prezenty. By tradycji stało się zadość, zwieńczeniem obiadu było ciągnięcie przez wszystkich gości crackersów , z których po efektownym rozerwaniu, wysypywały się kolorowe czekoladki i drobne upominki. Nessie wesoło klaskała w dłonie, kiedy ciągnięte za oba końce kolorowe tubki strzelały zabawnie, wysypując swoją zawartość na dywan.
Po obiedzie całe towarzystwo przeniosło się do salonu, gdzie Edward zasiadł do pianina i pokój wypełniły ciche, nastrojowe dźwięki muzyki…
Carlisle, choć starał się tego po sobie nie pokazać, był bardzo poruszony obecnością swojego pierworodnego z rodziną. Nawiązana po latach więź między ojcem i synem nadal była świeża i delikatna, ale napawała serce Esme pewnością, że wszystko zmierza ku dobremu. W powietrzu, oprócz zapachu wanilii, przypraw korzennych i świerku unosiło się coś jeszcze, co sprawiało, że w oczach wszystkich gości migotały radosne iskierki…
Emmett i Rosalie wciśnięci w kanapę, zdawali się świata poza sobą nie widzieć. Dziewczyna, co rusz przebiegała palcami po zawieszonym na szyi sznurze pereł i posyłała blondynowi czułe spojrzenie… Jasper i Alice byli jeszcze nieśmiali w okazywaniu sobie uczuć, ale Esme czuła, że to, co kiełkuje między tą dwójką, zapowiada piękną historię. Chłopak każdym swoim ruchem zdawał się ochraniać Alice przed niewidzialnym niebezpieczeństwem, a ona z ufnością się do niego dopasowywała… Jessica i Mike, jak zawsze przekomarzali się żartobliwie, ale matka wiedziała, że za tą fasadą kryje się prawdziwa bliskość i wzajemne zaufanie, dzięki któremu przetrwali kilka niepotrzebnych, życiowych zawirowań… Bella natomiast siedziała na dywanie i pomagała Renesmee odpakowywać prezenty. Jednak kiedy Edward, nie przerywając grania, od czasu do czasu spoglądał na wszystkich przez ramię, z łatwością można było dostrzec moment, kiedy ich spojrzenia się spotykały, bo twarz dziewczyny zdawała się świecić własnym blaskiem. W końcu młody Cullen wstał od pianina i dołączył do rodziny, a jego mała córeczka natychmiast zajęła strategiczną pozycję na kolanach ojca…
Esme, pierwszy raz tak jawnie i czule otulona ramieniem Carlisle, uśmiechała się, przesuwając roześmiane oczy po twarzach zebranych w salonie osób, których obecność napawała ją ogromnym ciepłem. Szczęście i radość malująca się na ich twarzach budziła w niej niewysłowione emocje… Od lat marzyła o takich świętach, pełnych rodzinnego gwaru i radosnego śmiechu dzieci. Dzisiaj wreszcie zebrała wokół siebie wszystkich, których kochała i którzy byli jej najbliżsi i to napawało ją dumą i radością… Te święta tchnęły w nią nadzieję, że każde z jej dzieci, zarówno tych prawdziwych jak i przyszywanych, znalazło swoją drogę w życiu i bliską sercu osobę, dzięki której, ta droga ma szansę być mniej wyboista i kręta…
***
DWA I PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ...
Edward siedział w niskim skórzanym fotelu, z książką rozłożoną na kolanach i wpatrywał się w postać żony z błogim uśmiechem na ustach. Leżała na kanapie, ze słuchawkami w uszach i nogami wyciągniętymi na stosie poduszek. Gdyby nie delikatny, systematyczny ruch palców, splecionych na pokaźnych rozmiarów brzuchu, można byłoby przypuszczać, że ciężarna kobieta zapadła w sen.
- Tato, będziesz się gapił na mamę cały dzień? – Pretensja w głosie córki, która niespodziewanie, niczym podbita do góry piłka, wylądowała na jego kolanach, strącając gazetę na podłogę, sprawiła, że roześmiał się cicho, przyciągając dziewczynkę do siebie. Natychmiast oplotła go ramionami za szyję i wpatrywała z powagą w jego oczy.
- Zagramy w scrabble? – zapytała z nadzieją.
- Ok. Przynieś pudełko. – To wystarczyło, żeby jej usta rozsunęły się w szerokim i uśmiechu i czym prędzej pognała na górę po grę. Tymczasem Edward ponownie oddawał się kontemplowaniu widoku ciężarnej Belli, który napawał go rozpychającym piersi poczuciem szczęścia i dumy… Kobieta westchnęła cicho i wyprężyła się lekko, wypinając swój przypominający piłkę lekarską brzuch ku górze, by po chwili podnieść się do siadu, postękując cicho. Edward znalazł się przy niej jednym susem i teraz kucał przy kanapie, pytająco się w nią wpatrując. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Bella parsknęła śmiechem, rozładowując ostatecznie napięcie. Biała, kusa koszulka z krótkim rękawkiem podjechała do góry, odsłaniając teraz niemal jej cały, ciężarny brzuch, a mąż, który wyglądał jakby tylko na to czekał, od razu przyłożył do jej ciała swoje duże, ciepłe dłonie. Ukryte w jej brzuchu maleństwo poruszyło się gwałtownie, przyprawiając matkę o niekontrolowane syknięcie, by chwilę potem wystawić stanowczo jedną ze swoich kończyn, tworząc na jej ciele delikatne uwypuklenie.
- Masz na niego zły wpływ Edward – roześmiała się Bella, odchylając mocno do tyłu. Pokaźnych rozmiarów brzuch uniemożliwiał jej siedzenie prosto bez oparcia dla pleców.
- Kiedy tylko wyczuwa twoją obecność zaczyna szaleć. Znowu obija się o moje żebra – stękneła rozbawiona, wpatrując się w rozanieloną minę męża, który delikatnie przesuwał palcem po niewielkim wybrzuszeniu na powierzchni jej twardego, wielkiego brzucha. Chwilę potem zniknęło, ale jedynie na moment, by ujawnić się znowu po przeciwnej stronie.
- Jak myślisz, to jego ręka czy noga? – Edward był jak zaczarowany, wpatrując się w jej żyjący własnym życiem brzuch z niegasnącym uśmiechem.
- Tato… - Nessie pojawiła się w drzwiach do salonu i jęknęła, widząc ojca kucającego przed mamą. – Obiecałeś – sapnęła z pretensją.
- I nic się nie zmieniło – odparł ze spokojem Edward. – Po prostu chciałem przywitać się z twoim, małym braciszkiem – uśmiechnął się, składając całusa na brzuchu małżonki.
- Zagrajmy, póki mój mały braciszek mieszka jeszcze w brzuszku mamy. Obawiam się, że potem nie będziemy mieli już na to tyle czasu – sapnęła znowu, ostentacyjnie siadając na dywanie i rozkładając planszę. Edward złowił zasmucone spojrzenie Belli i przytaknął tylko, po czym zbliżył się do córeczki, siadając obok niej na dywanie i przyciągając ją na swoje kolana.
- Młoda damo, dla ciebie zawsze będę miał czas – zajrzał jej głęboko w oczy i ucałował w czoło. – Jesteś panią mojego serca – wywrócił zabawnie oczami i zatrzepotał zalotnie rzęsami. Dziewczynka roześmiała się na głos i przytuliła do jego piersi.
- A ty zawsze będziesz moim rycerzem…
***
Skończył właśnie palić papierosa na tarasie, kiedy przez uchylone balkonowe drzwi dotarł do niego głos Nessie.
- Tato, chodź zobacz, teraz będzie najlepszy moment – wołała zniecierpliwiona. Lekko pchnął przeszklone drzwi i wszedł do pokoju, kiedy na ekranie telewizora pojawiła się Bella ubrana w ślubną suknię z welonem i Nessie, stanowiąca niemal jej wierną kopię, z tym, że dziewczynka zamiast welonu miała na głowie wianuszek z białych frezji. Oparł się ramieniem o framugę drzwi i westchnął rozmarzony, po raz kolejny oglądając swój własny ślub.
- Widzisz, byłam najważniejsza, jak mistrz ceremonii. Gdyby nie ja, kto oddałby ci rękę mamy? – Nessie mrugnęła do niego zaczepnie. Mężczyzna roześmiał się radośnie, wpatrując z ukrywanym wzruszeniem we fragment, w którym córeczka podprowadzała do ołtarza jego wybrankę, by potem podać mu jej dłoń. Oboje pochylili się wtedy do małej i pocałowali ją w oba policzki równocześnie, by w końcu stanąć przed księdzem i drżącym z przejęcia głosem powtórzyć słowa przysięgi małżeńskiej.
- To prawda – uśmiechnął się, spoglądając na rozanielony wyraz twarzy dziewczynki. – Byłaś i jesteś dla nas najważniejsza skarbie – dodał z przekonaniem, a potem podszedł do niej i usiadł tuż obok na dywanie, przygarniając ją do siebie ramieniem.
- A co będzie, kiedy urodzi się Simon? – dziewczynka podniosła do góry głowę, spoglądając pytająco w jego oczy. Pogładził ją po policzku drugą dłonią.
- Aniołku, będziemy kochać was oboje – dodał z mocą i pocałował ją w czoło, patrząc z radością jak wąskie usta córeczki rozciągają się w szerokim uśmiechu.
- A jeśli… - Nessie urwała nagle, marszcząc lekko brwi i zdradzając swój niepokój bliskim pojawieniem się na świecie brata.
- Jeśli co, kochanie? – podciągnął ją bliżej siebie, sadzając na swoich kolanach.
- A jeśli, wiesz, jeśli on mnie nie polubi?
Edward westchnął cicho, a potem oparł się plecami o kanapę i wplótł palce w jasne włosy córeczki, nawijając je sobie na palec.
- Nessie, on pokocha cię od pierwszego spojrzenia. Będziesz jego ukochaną starszą siostrą – dodał miękko, uśmiechając się do własnych myśli…
Dzwonek telefonu sprawił, że dziewczynka poderwała się z kolan ojca i podeszła do stolika, sięgając po słuchawkę. Podeszła do Edwarda i podała mu ją.
- Halo? – odchrząknął.
- Cześć Edward, masz chwilę? – od razu rozpoznał głos kuzyna, choć nie brzmiał zbyt radośnie.
- Witaj Emm, jasne. Stało się coś? – zaniepokoił się trochę.
- Nie, bez obaw, ale chętnie urwałbym się na jakieś piwo i pogawędkę w męskim gronie, co ty na to?
- Rose tak bardzo daje ci popalić? – roześmiał się, odchylając do tyłu głowę.
- Mało powiedziane… i zapewniam cię, że to nie jest zabawne. To jak, twoje dziewczyny dadzą radę objeść się bez ciebie przez jakiś czas? – zawiesił głos
z nadzieją.
Edward spojrzał na śpiącą Bellę i Nessie układającą coś na dywanie przy jego kolanach i uśmiechnął się.
- Myślę, że tak. Jestem przekonany, że zrozumieją jak im powiem, że muszę dać ci trochę wsparcia – dodał rozbawiony.
- O tak, bardzo liczę na twoje wsparcie stary – dodał ucieszony wyraźnie Emmett. – To, co? Za pół godziny w pubie u Cyrila?
- Jasne, będę tam – dodał Edward szeroko się uśmiechając.
Kiedy przecisnął się przez tłum ludzi skupiony przy barze, bez trudu dostrzegł Emmetta siedzącego w ich ulubionej loży, w kącie lokalu. Kuzyn wyraźnie ożywił się na jego widok i radośnie zamachał w jego kierunku.
- Cześć – podniósł się z ławki i wyciągnął do niego dłoń na przywitanie. Edward uścisnął ją mocno i rozsiadł się na przeciwległej ławce.
- Witaj – uśmiech nie schodził z jego ust.
- Zamówiłem ci już browar – dodał Emm, podsuwając do niego kufel z piwem, po czym głośno westchnął i opadł plecami na oparcie ławki.
- Dzięki, to, o co chodzi? – Cullen skupił wzrok na blondynie, nadal uśmiechając się rozbrajająco.
- Jak to, o co? O Rose oczywiście – jęknął. - O ciężarną Rose, a to powinno ci już wszystko wyjaśnić - Edward roześmiał się głośno, skupiając przez chwilę na sobie spojrzenia siedzących przy pobliskich stolikach osób.
- Bella wspominała mi, co nieco o tym, że Rose szaleje, ale przyznam jestem ciekawy jak ty to określisz – dodał, kręcąc z rozbawieniem głową.
- Taaa, szaleństwo to dość celne określenie dla tego, co moja kochana żona robi w naszym domu – westchnął Emmett, sięgając po kufel z piwem. – Stary,
w mieszkaniu mam istny Sajgon. Rose już trzeci raz zmienia ekipę, która remontuje pokój dla dziecka. Nie chciałbyś słyszeć połowy tego, co usłyszeli robotnicy zanim wyszedłem – wyrzucił z siebie jednym cięgiem, po czym przystawił kufel do ust i pociągnął solidnego łyka.
- Łóżko w sypialni niemal codziennie każe mi przesuwać w inne miejsce, nie wspominając o meblach w salonie, które przynajmniej kilka razy w tygodniu zataczają jakieś magiczne koło. Mówię ci, budzę się i zerkam na nią z paniką
w oczach, bo co ranek ma nowe pomysły na rozwiązanie przestrzeni w mieszkaniu, a kiedy wracam ze studia do domu, to zastanawiam się czy ściany nadal stoją w tych samych miejscach. Ona jest niezmordowana, a przecież w swoim stanie powinna odpoczywać i się relaksować – jęknął znowu.
- Emm, na odpoczynek ma jeszcze czas, przecież to… dopiero piąty miesiąc? – zawahał się, przeszukując pamięć. - Z pewnością wkrótce będzie potrzebować go znacznie więcej. Teraz najwidoczniej przechodzi etap wicia gniazda i musisz to chłopie przeczekać, w nadziei, że jej to minie. Bella też tak miała, choć muszę przyznać, że przechodziła ten etap znacznie łagodniej – znowu parsknął, rozbawiony przerażeniem w oczach kuzyna.
- Łatwo ci mówić, przeczekać. Rose zawsze była nad wyraz energiczna, ale teraz przechodzi samą siebie, mówię ci. Jest jak chodzący wulkan energii. Staram się nie okazywać przy niej swojego przerażenia, wiesz, siła spokoju, ale wybacz, czasami po prostu wymiękam. W dzień szaleje z meblami, a w nocy… - teraz sam roześmiał się głośno. – Na to akurat nie mam zamiaru narzekać – odchrząknął znacząco, po czym znowu napił się piwa. Cullen zawtórował mu śmiechem.
- Edward… czy ja jestem nienormalny, czy kobiety w ciąży mają jakiś specyficzny seksapil, co? – Emmett znowu odchrząknął, zmieszany trochę tematem, który sam poruszył. Kuzyn parsknął śmiechem, w ostatniej chwili zakrywając usta dłonią.
- Taaa, wiem, co masz na myśli Emm – dodał po chwili z lekkim, rozmarzonym uśmiechem.
- Rose ma dar doprowadzania mnie do granic wytrzymałości – blondyn ożywił się znowu. – Wczoraj o mało zawału przez nią nie dostałem. Byłem na dole w kuchni, kiedy usłyszałem potężny huk na górze, a zaraz potem jej przeraźliwy pisk. Facet, gnałem po schodach jak zawodowy sprinter, mało nóg nie pogubiłem i wiesz, co zastałem? Moją rozanieloną żonkę przesuwającą dłonią po brzuchu, a wokół niej odłamki szkła – sapnął z rezygnacją. – Chciała znieść na dół talerzyki po kolacji, ale kiedy szła w kierunku schodów poczuła pierwsze ruchy dziecka i z wrażenie upuściła wszystko na podłogę. To cud, że nie zrobiła sobie przy tym krzywdy – westchnął ciężko, ale zaraz uśmiechnął się pod nosem. – Za to jej szczęśliwa mina była powalająca, mówię ci, wzruszyłem się…
- Wiem coś o tym. Bella twierdzi, że mały reaguje na mój głos i wyczuwa, kiedy jestem w pobliżu, bo rozpycha jej brzuch w każdym możliwym kierunku, a ja jak wariat macam te słodkie wypukłości, zastanawiając się, którą część swojego ciała tak eksponuje – rozpromienił się Edward.
- A jak czuje się Bella? Widziałem ją, co prawda kilka dni temu, ale do ślubu Jaspera i Alice został jeszcze tydzień, więc upewniam się tylko, że istnieje realna szansa na dotarcie do Amsterdamu w planowanym składzie – roześmiał się.
- Jak dotąd wszystko w porządku. Do rozwiązania zostały jeszcze dwa miesiące, a przed wylotem i tak mamy umówioną wizytę. Nie ma jednak żadnych przeciwwskazań do lotu, a poza tym to tylko półtorej godziny i jestem pewien, że obie z Rose prześpią ten czas, albo przegadają – roześmiał się znowu.
- A swoją drogą Edward, myślę, że Bella stała się kluczem do wszystkiego, co wydarzyło się w naszym życiu w ostatnich latach… - dodał filozoficznie Emmett. Kuzyn ściągnął lekko brwi i pytająco się w niego wpatrzył.
- Czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym, że gdyby nie wróciła do Londynu, cała nasza przyszłość potoczyłaby się zupełnie innymi torami? – blondyn uśmiechnął się lekko. – Jasper znał Alice wcześniej, ale sam musisz przyznać, że wszystko między nimi tak naprawdę nabrało tempa i mocy w momencie, kiedy okazało się, że Bella i Alice znają się i przyjaźnią. A teraz proszę, trochę to trwało, ale powiedz, pomyślałbyś, że ta dwójka będzie jednak razem?
- Mają podobny sposób postrzegania świata, ten sam rodzaj wrażliwości, a praca nad ich wspólnym projektem z pewnością się do tego wszystkiego przyczyniła – snuł cicho Edward. – W sumie to dzięki Alice, Jasper ujawnił swój niebywały talent kompozytorski. Szkoda tylko, że zamieszkali jednak w Amsterdamie. Miło byłoby mieć ich na miejscu – dodał ciszej, przystawiając do ust kufel z piwem.
- Zważ na to, że Jasper nadal ma tu mieszkanie… Wierzę, że nie wszystko jeszcze stracone – roześmiał się blondyn.
- Cóż, może to zabrzmi śmiesznie, ale… od jakiegoś czasu zastanawiam się nad wpływem liczby trzy na moje życie – zaczął Edward niepewnie. Emmett odstawił kufel i skupił na kuzynie spojrzenie.
- Trzy lata z Bellą, potem kolejne trzy bez niej. My, trzej przyjaciele i one, kolejna trójka. A teraz… po trzech latach od jej powrotu urodzi się nasze drugie dziecko… Sam przyznaj, czy to nie jest zastanawiające? – zakończył swój wywód Edward.
- Fakt, coś w tym jest – przytaknął głową Emmett, po czym podniósł do góry kufel z piwem. – Wypijmy za to i za Bellę, dzięki której to wszystko miało szansę się wydarzyć – dodał blondyn, stukając się kuflem z Edwardem…
- Tak – pomyślał Edward z ciepłym uśmiechem na ustach. – Za Bellę, muzykę mojego życia…
* po holendersku "kocham cię" |
Post został pochwalony 2 razy
Ostatnio zmieniony przez Rainwoman dnia Nie 18:32, 27 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Allie
Zły wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 252 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
|
Wysłany:
Nie 18:53, 27 Cze 2010 |
|
Wdech, wydech. Lepszego zakończenia nie mogłam oczekiwać! Wszyscy szczęśliwi, na swoich miejscach i mała, bezczelna i zaniepokojona Nessi! Chociaż nie mogę sobie wyobrazić Rose w ciąży, to jest to miła wstawka. Szkoda, że to już koniec :( |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
villemo
Wilkołak
Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic
|
Wysłany:
Nie 19:28, 27 Cze 2010 |
|
Oj szkoda, że to już koniec. Jednak bardzo piękny szczególnie fragment: "Za Bellę, muzykę mojego życia". Wzruszyłam się. Wszystko jest piękne, Bella i Rose w ciąży, ślub Jaspera i Alice oraz zazdrosna Nessi. Cieszę się też, że Esme i Carlise są szczęsliwi.
Dziękuję za ten labirynt:D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
capricorn
Człowiek
Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 19:31, 27 Cze 2010 |
|
oh..
Rain muszę powiedzieć, to była przepiękna historia.
Jesteś znakomita pisarką, która potrafi niesamowicie opisać prawdziwe życie.
Żałują, że to już koniec, ponieważ bardzo zżyłam się z ta historią.
Podsumowując: jesteś genialna pisarką i mam nadzieję, że tego nie zmarnujesz, ta historia pokazała nam że warto jednak ryzykować aby spełnić swoje marzenia i mieć udane życie. Ja osobiście dzięki Twojemu ff zaczęłam się zastanawiać nad kilkoma sprawami w moim życiu, za co dziękuję. ;*
Powodzenia w dalszej twórczości, będę wpadać na Twojego gryzonia.
Pozdrawiam i cąłuję mocno,
capricorn. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Perunia
Człowiek
Dołączył: 01 Maj 2010
Posty: 50 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 20:05, 27 Cze 2010 |
|
Super opowiadanie, naprawdę się ucieszyłam, że pojawił się kolejny niestety końcowy rozdział, ale zawsze możesz kontynuować ich dalsze losy, do czego zachęcam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Nie 20:20, 27 Cze 2010 |
|
popłakałam się naprawdę...
te zakończenie było piękne... pokazanie szczęścia wszystkich po kolei, ciąże Belli i Rose oraz wesele Alice i Jaspera to coś na co każdy chyba czekał...
a przygotowania do świąt i pokazanie wszystkich z perspektywy Esme po prostu genialne...
jesteś najlepsza w tym, co piszesz i jeszcze raz gratuluje pomysłu oraz dziękuje Ci za te opowiadanie, gdyż jest w nim wszystko co jest najważniejsze w naszym życiu
mam nadzięje, że powrócisz z nowym pomysłem
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Nie 20:32, 27 Cze 2010 |
|
Cały dzień zaglądałam dziś na forum z nadzieją, że dotrzymasz słowa i zamieścisz rozdział ;-) Nareszcie, bo już nie moglam się doczekać
Cud, miód i choinka bożonarodzeniowa naprawdę cudowny rozdział i rewelacyjny epilog. W trakcie czytania przemknęła mi przez głowę myśl, że opis śluby Belli i Edwarda może nieco zakrawac na kicz. I co? Jak zwykle pieknie z tego wybrnęłas wprowadzając tylko wspomnienie w postaci filmu oglądanego przez Ness. Ogólnie popłakałam się od momenty rozmowy Eda z Carlisem i tak mi już do końca zostało.
Doskonała robota. Cudowne opowiadanie. Wspaniale wykreowane postacie. Fantastyczne rozwiązania sytuacji. Rewelacyjna atmosfera. Wiesz Rain, że moglabym te ochy i achy wypisywać długo i obszernie, co starałam się zrobić od początku mojego komentowania tego FF.
Jeśli faktycznie jest to twoje pierwsze opowiadanie to naprawdę chylę czoła. Masz wspaniałe umiejętności, niesamowitą wyobraźnię, doskonałe wyczucie.
Powiem ci jedno: To moje ulubione opowiadanie!!! Poczekam trochę i z radością przeczytam całość - od dechy do dechy ;-) dziękuję za wspaniałe emocje jakich dostarczyło mi to opowiadanie
Rain bierz się kobieto za pisanie kolejnego opowiadania bo masz mega talent
Życzę powodzenia i wszystkiego dobrego
Aurora |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Sarabi
Człowiek
Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 20:35, 27 Cze 2010 |
|
Warto było czekać Zakończenie przecudowne, a choć wszystko skończyło sie dobrze, nie przesłodziłaś. Cztery wspaniałe, wspierające się i kochające pary, a każda z nich miała swoją, czasem tragiczną, czasem zabawną historię. W sposób wyważony dawkowałaś nam łzy i śmiech, tworząc wyraziste postaci, tak bliskie zwykłym ludziom.
Wiem, że się powtarzam - jesteś wielka , uwielbim Twój styl, zakochałam się w Twoich postaciach, w łączących ich relacjach, w pogłębionych rysach psychologicznych, w pieknym stylu. Sprawiłaś, że zaczynam ponownie wierzyć w miłość
Mam nadzieję, że po tym ff zaskoczysz nas czymś nowy, równie wspaniałym.
Pozdrawiam jeszcze raz, dziekując za wiele tygodni z kawałkiem (jak dla mnie zbyt małym) ciekawej i dobrej literatury. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sarabi dnia Nie 20:36, 27 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Beatha
Zły wampir
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 335 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Nie 21:14, 27 Cze 2010 |
|
no i się doczekałam Deszczowa Kobieto:) Od rana zaglądała i czekłam niecierpliwe. Nie zawiodłam się, przeczytałam 2 razy, bo pierwszy raz z niecierpliwością ogromną:)
cały ff bardzo mi sie spodobał, genialnie przedstawiłaś postacie i ich relacje miedzy sobą, były momenty które doprowadzały mnie do łez i takie które śmieszyły bardzo. zakończenie fantastyczne, wszystko ułozyło sie dobrze, cala wielka kochająca się rodzina. I ciężarna Rose, to jest to co powaliło mnie na kolana:)
świetne, czekam na inne Twoje ff, do tego napewno bede wracać. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Nie 21:53, 27 Cze 2010 |
|
Kochana, chciałam tylko dać znać że przeczytałam i powiem szczerze, cieszę się, że tak właśnie to zakończyłaś. W całości opowiadanie jest ciekawym studium ludzkich przypadków, trochę obyczajowym dramatem, trochę romansem napisanym w fajny sposób, wciągającym niezmiernie w perypetie bohaterów. W wolnej chwili w tygodniu zedytuję post i opiszę ci starannie i dokładnie moje wrażenia po ostatnim rozdziale, a na razie powiem jedno: to najwspanialszy Emmett i Rosie z jakimi się spotkałam.
Gratuluję kilku diamentowo-kryształowych piór. Zasłużyłaś.
EDIT:Tadam… Przeczytałam dziś po raz drugi, już na spokojnie i przyszłam dopisać co nieco. Co mi się najbardziej podobało? Oczywiście Emmett i Rosie. Są chyba najbardziej „żywą” i barwną parą tego opowiadania. Opisujesz ich w taki sposób, że nie sposób się nudzić i nie sposób ich nie pokochać. Na pewno na długo pozostaną w mojej pamięci. Tandem E&B troszkę mi się już przejadł, a zwłaszcza w słodkim wydaniu, tu jednak się cieszę, że poprostowałaś ich sprawy, są razem, są szczęśliwi, będą mieli drugie dziecko. W zasadzie sielanka.
Podobały mi się święta i atmosfera jaką stworzyłaś w ich opisie. Taki prawdziwy, bożonarodzeniowy nastrój, ciepło rodzinne, prezenty, pojednania. Fajnie ukazane.
Carlisle i Esme jako dojrzali kochankowie, byli cudowni z tymi swoimi wątpliwościami, czy wszystkie dorosłe dzieci zaakceptują ich związek. Miało to swój prawdziwy urok i było bardzo naturalnym posunięciem.
W zasadzie spodziewałam się bardzo pozytywnego zakończenia, byłoby mi trochę szkoda bohaterów, gdyby którejś parze nie wyszło. A tak historia kończy się w klasycznie pięknym momencie „żyli długo i szczęśliwie.”
A tak w ogóle to odwaliłaś kawał dobrej roboty w tym opowiadaniu.
Pozdrawiam, BB |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Pon 17:38, 28 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
EsteBella;*
Człowiek
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hmm.. A już wiem... Wampirowo;]
|
Wysłany:
Pon 6:56, 28 Cze 2010 |
|
Aż się wzruszyłam. To już koniec tego jakże cudnego opowiadania;)
Jest mi przykro, a jednocześnie skaczę z radości. W takim razie składam Ci wielkie podziękowania za twą pracę włożoną w napisanie tego FF.
Buźki;*
Weny przez duże W w twojej karierze;* |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez EsteBella;* dnia Pon 7:01, 28 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
cullens_fan
Dobry wampir
Dołączył: 27 Lut 2010
Posty: 1654 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 105 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 18:18, 28 Cze 2010 |
|
Tyle czekania... Myślałam, ze nie doczekam się ostatniego rozdziału, ale oto jest. I warto było czekać. Końcówka była spokojna, wzruszająca, momentami zabawna. Taka, jak i cała historia.
Dziękuję Ci za to wzruszające opowiadanie, za to świetne nakreślenie każdej z postaci tak, że dało się je lubić nawet bardziej niż w ksiązkach Meyer. Dziękuję za ten happy end, ktory stał się udziałem wszystkich głównych bohaterów. I dziękuję za to, ze moje życzenie , by Edward tym razem mógł uczestniczyć w całym okresie ciąży Belli, stało się rzeczywistością w tym fan ficku.
Żal mi, że to już koniec, ale kończy się w dobrym momencie i bardzo chętnie będę powracać do tego opowiadanka.
Liczę jednak, ze było ono dopiero początkiem Twojej pisarskiej działalności Czekam z niecierpliwoscią na inne Twoje prace. Powodzenia |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
meadow
Człowiek
Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nibylandia
|
Wysłany:
Wto 17:35, 29 Cze 2010 |
|
Przyszłam, przeczytałam, komentuję. No to zaczynamy.
Rain, ciężko mi ubrać w słowa to co czuję. Twoje opowiadanie wniosło do tego forum taki promyk radości. Za każdym razem jak ukazuje się nowe opowiadanie podchodzę do nich z pewnym dystansem, zastanowieniem. Jest niewiele takich opowiadań, które przeczytałam od razu, po pierwszym rozdziale, z marszu. Twoje do takich należy. Choć zalogowałam się niedawno, bo dopiero kilka miesięcy temu, to nie zmienia faktu, że podziwiałam twoją twórczość od początku.
Postacie, które stworzyłaś w tym ff są magiczne. Nie potrafię wybrać swojej ulubionej, każda ma swój urok i przyciąga do siebie w inny sposób. Każda z tych postaci niesie ze sobą bagaż doświadczeń, co sprawia, że są realne, nie wydają się sztuczne i wrzucone jakby w innej epoki. Uwielbiam opowiadania, w których występują dzieci. Sprawiają one, że czytając sami uśmiechamy się do siebie, pokazują beztroski świat, pełen miłości i szczerości.
Szczerze zachęcam Cię do dalszego pisania, wiele osób, w tym ja też cenią twój sposób zapisywania myśli. Masz niezły warsztat za sobą. Podobają mi się twoje opisy, ponieważ można poczuć świat tworzony, można się w nim zatracić, pomylić rzeczywistość z fikcją.
Mam do ciebie małe pytanie. Planujesz jakieś outtake'i do tego opowiadania? Bo ja jestem na wielkie TAK, jeszcze nie chcę żegnać się z tą historią. Jeszcze nie teraz. ;p
Chciałabym Ci podziękować, za to opowiadanie. Świetnie się je czytało, uwielbiam wracać do tej historii za każdym razem. Mam nadzieję, że nie poprzestaniesz na tym opowiadaniu i niedługi zobaczymy nowy temat twojego autorstwa w Kąciku Pisarza. ;]
Życzę Ci wiele sukcesów, wiele pomysłów, wiele fanów, bo na prawdę masz wielką szansę. ;d
Przesyłam Ci wielkiego buziaka, pozdrawiam, mea;* |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Nikki_944
Zły wampir
Dołączył: 03 Wrz 2009
Posty: 478 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: WRZ
|
Wysłany:
Nie 14:58, 04 Lip 2010 |
|
Nie wierzę, że to już koniec.
Bardzo podoba mi się ten ff.
Zakończenie jest wspaniałe, wszyscy są szczęśliwi i już nie ma żadnych komplikacji.
Szkoda, że Jasper z Alice się wyprowadzili tak daleko, ale ważne, że są szczęśliwi.
Masz talent do pisania i mam nadzieję, że będziesz miała wiele pomysłów, które (może) spiszesz i wstawisz na forum
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
I_want_to_be_Vampire
Człowiek
Dołączył: 18 Lip 2010
Posty: 68 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Pon 17:03, 19 Lip 2010 |
|
- Tak – pomyślał Edward z ciepłym uśmiechem na ustach. – Za Bellę, muzykę mojego życia… achh.. Edward taki romantyk, szkoda, że w świecie realnym nie ma takich osób... W całej powieści Jacob postawiony jest w nienajlepszym świetle, nawet dobrze nie przepadam za nim.!!! Rainwomen życzę Ci jeszcze wiele takich wspaniałych opowiadań i Weny.!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|