FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Wypaleni [NZ][+18] Nowy - 07. 08! Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:08, 12 Lut 2010 Powrót do góry

Ale ucieszyłam się na nowy rozdział :D
Brakowało mi samego Jacoba. Dobrze, że Bella w końcu dowiedziała się, co go spotkało bo o to chodziło. Najpierw zastanawiałam się, po co Jasper zabrał ją do gabinetu, ale jak widać taki zabieg był zaplanowany :)
Nadal nie mogę rozszyfrować uczuć Belli do każdego z chłopaków. Jacob jest jej bliski, bo są podobni do siebie, no i jej się podoba. A Jasper wyciągnął do niej dłoń i stał się przyjacielem. Pytanie brzmi: którego z nich wybierze. Jak dobrze, że nie wzięłaś Edwarda, bo mnie strasznie gościu wkurza :D
Weny i najlepiej jakbyś tak często dodawała rozdziały ;d


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Pią 20:36, 12 Lut 2010 Powrót do góry

Zacznę od tego, że strasznie mi wstyd, że tak długo nie komentowałam. Nie mam kompletnie pojęcia, co Ci napisać, aby zmotywować do dalszego pisania, bo ja mam wrażenie, że ten komentarz będzie bardzo podobny do poprzednich napisanych przeze mnie, ale postaram się napisać coś nowego, mimo że uważam to zadanie za niewykonalne. Na wstępie przeproszę Cię, ale nie mam ochoty słuchać wybranych piosenek. Nie dlatego, że nie podobają mi się Twoje wybory, tylko z powodu mojego kaprysu na Korna. Te piosenki zwykle pomagają mi się lepiej wczuć w rozdział, ale dziś poradzę sobie bez nich. Działanie psycholog to to, na co czekałam. Nie miałam całkowicie pojęcia, jakie kolejne zadania im przydzieli. Mogłam jedynie się domyślać, a domysły z mojej strony rzadko kiedy są trafne. Zadawanie pytań jest niby takie proste, a jednak wymaga troszkę myślenia. Jednak nie z powodu odpowiedzi, a chęci otwarcia. Między odpowiedziami Belli wstawiałaś opisy. Do nich przejdę później, ale te parę zdań pokazują nam idealnie bitwę dziewczyny. Stoi przecież przed chłopakiem, który ją zawsze denerwował i oczekują od niej, że stanie na środku sali i zacznie opowiadać o sobie. Teraz zaczynam zauważać postępowanie psycholog. Gdyby na pierwszej wizycie kazała im się całkowicie otworzyć nie zrobiliby tego albo później żałowaliby. Działanie krok po kroku jest bardziej bezpieczne. Zaczynam wierzyć, że Katie ma swój tajny plan, na pewno o tym metrze wcześniej już pomyślała. Nie uwierzę w to, że podróż metrem nie jest próbą zbliżenia ich do siebie. Zaszło dziwne zjawisko u mnie, kiedy czytałam odpowiedzi Belli. Zaczęłam trochę się z nią utożsamiać z główną bohaterką. Wiem, że autorzy często podają zespoły, filmy, które lubią. Co prawda Nickelbacka już nie słucham, ale były momenty, że całkowicie się tą kapelą zauroczyłam. Podobno jestem dziwna, bo lubię horrory i siedzę na nich niewzruszona, a Koszmar z ulicy Wiązów jest moim ulubionym filmem, nawet wierszyk mam wywieszony na tablicy korkowej! Przechodząc dalej do opowiadania muszę aż wspomnieć o perspektywie Belli. To nie tak, że jej nie lubię, teraz jest mi obojętne, czyje losy czytam. Na początku dawałaś nam tylko perspektywę Belli, a poznanie punktu widzenia Jacoba było wielką nowością. W nim kocham teksty typu:
Cytat:
Zakochałem się i nie jestem w stanie powiedzieć, czy to dopiero pierwszy raz.

Cytat:
Fascynujące stworzonko

Musisz mi wybaczyć. Zwykle nic nie cytuję, ale w tym przypadku nie mogłam się powstrzymać. Nie wiem, czy się już domyśliłaś, ale pragnę na siłę połączyć Jacoba i Bellę. Kiedy czytam takie teksty jestem pewna, że ich zeswatasz i teraz czekam z utęsknieniem na te ważne słowa, które mam nadzieję, że padną z ich ust. Drugi cytat powalił mnie na łopatki, chyba nie muszę tłumaczyć czemu.
Kolejny rozdział przewrócił całkowicie moje myślenie. Moją ulubioną postacią z sagi jest Jasper, a inne znoszę, bo muszę. Dziś mamy piątek i strasznie podoba mi się pomysł z wygłupami. Sama dopiero co wróciłam z miasta z moimi wariatami i naprawdę rozumiem potrzebę zrobienia czegoś szalonego, w szczególności że dziś prawie policja mnie złapała na naszym wypadzie. Pomysł więc strasznie spodobał mi się. Dodatkowo pomyślałam, może w końcu Bella przestanie dramatyzować i się zabawi. Byłam już przygotowana na rozczarowanie, a tu taka niespodzianka. Przez jej dramatyzm nie sądziłam, że coś takiego zrobi. Nie oszukujmy się, to Bella zawsze najbardziej marudzi. Zdziwiły mnie pomysły Jaspera i to, że główna bohaterka nie je mięsa. Może ma to związek z tym, że nie chce nikogo więcej zabijać… Nie wytrzymam, muszę wspomnieć o Jazzie. Jak wcześniej wspomniałam, lubię go. W jakimś poprzednim rozdziale dopuszczałam nawet możliwość, że będą razem, a teraz mi obojętne z kim będzie Bella. Jacob czy Jasper – nie robi mi to już różnicy. Można powiedzieć, że oby dwaj jej potrzebują, chociaż nie wszyscy (czytaj zimny dupek) jej to powiedzą, bądź wyrażą przez gesty. Nie mam najmniejszego pojęcia, skąd bierzesz pomysły, ale rozmowa z mamą była genialnie zrobiona, a reakcja Belli wyśmienita. Szczerzyłam się do ekranu jak głupia. W Jasperze uwielbiam też sposób, w jaki nazywa swoją przyjaciółkę, najlepsze określenia to maleństwo i szczur lądowy.
Rozdział kolejny również przypadł mi do gustu, zresztą jak wszystkie, które napisałaś. Na dalszy ciąg szalonych przygód moje oczka się zaświeciły. Naprawdę zaczynam żałować, że nie mam znajomego woźnego, który wyłączyłby monitoring w mojej szkole i dał klucz do gabinetu dyrektora. Ale byłaby zabawa… Na posiłek w tym miejscu powiem: każdy ma swoje upodobania. Naprawdę lubię ich relacje. Przebywanie z Jasperem przychodzi Belli łatwiej, co chyba zmniejsza szanse Jacoba, ale nadal mam nadzieję na ich związek i te magiczne słówka. Wiedziałam, nawet byłam pewna, że te przygody będą mieć jakieś przesłanie, ale nie wiedziałam jakie. Pomysł z aktami Jacoba wydaje się taki oczywisty, ale nigdy bym na to nie wpadła jednak. Nikt poza Tobą nie wie, co pragniesz zrobić z bohaterami i to jest straszne, bo nam pozostają tylko marne, nietrafne domysły. Nie wiem czemu, ale mam takie skojarzenie, że może Bella dostanie jakiegoś napadu i wpadną z Jasperem za włamanie się do akt. Musiałam nawet na wikipedii sprawdzać, co to są urojenia ksobne
Nie jest na tym forum tak, że jakiś autor jest najlepszy w opisach i dialogach. Jeśli miałabym wybrać te pierwsze, to na nagrodę zasłużyłabyś Ty. W niektórych opowiadaniach pomijam te opisy, bo są nużące, ale tu czyta mi się wszystko ciekawie. Podoba mi się tempo pracy, które narzuciłyście. Trzymam za was kciuki, abyście wytrwały w swoim postanowieniu i dostawały dużo komentarzy, bo praca, którą wykonujecie jest na najwyższym poziomie. Jeszcze raz przepraszam za nieskomentowanie ostatnich trzech rozdziałów.

Pozdrawiam,
paramox


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Sob 0:07, 13 Lut 2010 Powrót do góry

Faktycznie, tempo zabójcze, ale z drugiej strony bardzo dobrze. Przynajmniej możemy czytać, co słychać u naszej Belli.
Nie umiem wykrzesać z siebie tyle madrych słów, ile ty wykrzesałaś, pisząc komentarz do mojego opowiadania, ale postaram chociaż po krótce streścić, to co czuję za każdym razem, gdy czytam twoje dzieło.
Uważam, że jest to jeden z najemocjonalniejszych ff, jakie kiedykolwiek powstały i to jest wspaniałe. To w jaki sposób potrafisz dobrać słowa, opisać uczucia, przedstawić sytuacje, nagle zmienić kompletnie działania głównych bohaterów, jest po prostu świetne. Jak sama podkreślasz w pewien sposób pokazujesz jakąś tam część swojej histori, tak? i właśnie to sprawia, że jest to prawdziwe i poruszające.
Mam nadzieję, że dalej będziesz tak wspaniale pisać i każdy rozdział będzie przyjemnością zarówno przy pisaniu, jak i czytaniu ;]
Pozdrawiam, Annie ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Nie 16:51, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Ten rozdział był... Nie wiem, jak to wyrazić. Radosny, ale jednocześnie końcówka była nieco przygnębiająca. Wreszcie Bella dowiedziała się, co wstrząsnęło Jacobem na tyle, że jest jaki jest. Wizja "włamania się" do gabinetu dyrektora wyszła dość optymistycznie, a zarazem obiecująco Wink Też bym tak chciała... Jazz chyba naprawdę najadł się czegoś niezdrowego i teraz szaleje... Boże, trudno mi pisać komentarz do tego rozdziału, choć znam już następny... Dlatego dłużej nie przynudzam, przepraszając tym samym za brak konstruktywności. Wiedziałam, że czytelnikom Wypalonych nowe rozdziały po prostu umknęły Wink Teraz jest więcej komentarzy i, mam nadzieję, wszystkie Cię nawenowały. Jeśli chcesz, to nie zmniejszaj tempa. Betowanie Twoich tekstów to przyjemność...

Pozdrawiam i życzę siedmiomilowej weny!
Zmierzchowa fanka
Wilkołak



Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga

PostWysłany: Nie 18:25, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Wysyłam i nim się obejrzę już jest, dlatego teraz wznosimy aplauz dla Fresh!

Cytat:
Jak sama podkreślasz w pewien sposób pokazujesz jakąś tam część swojej historii, tak?

Owszem, dość sporą część.
Widzę, że nieźle motam Wam w głowach i nie czuję się przez to winna, przepraszam. Dodam, że małymi kroczkami człapiemy ku końcowi, dlatego zwalniam tempo. Wmawiam sobie, że robię to, żeby dopracowywać rozdziały, ale prawda jest taka, że zwyczajnie nie chcę rozstawać się ani z moim dzidziusiem, ani z Wami, ponieważ jesteście cudowni (jeżeli znajdzie się jakiś chłopak).

Mam nadzieję, że rozdział narobi Wam smaku i wrócicie po następny. Liczę również na to, że odzew pod każdym rozdziałem będzie tak duży, jak pod poprzednim.

Szczególnie zachęcam do przesłuchania piosenki, która, za każdym razem gdy jej słucham, wywiera na mnie niesamowite wrażenie:

[link widoczny dla zalogowanych]


ROZDZIAŁ OSIEMNASTY:

"Warto istnieć! Żeby poznać świat, kochać kogoś, być czyimś przyjacielem lub po prostu być komuś pomocny."

Kiedy nie śpisz spokojnie, to znaczy, że coś cię dręczy. Męczy od środka. Zabiera te osiem godzin, które powinieneś poświęcić spoczynkowi. Właśnie dzisiaj była taka noc.
Wiedziałam, że muszę to zrobić. Jeżeli stchórzę – nie odzyskam życia.
Dokonać wyboru jest zawsze najtrudniej. Ślęczysz nad decyzją dniami i nocami, nie możesz się zdecydować. A później znowu nie śpisz, bo nie wiesz, czy to, czego się podejmujesz, jest właściwe. Jednak ja nie myślałam nad tym zbyt dużo czasu. Praktycznie bez zastanowienia wpakowałam wczorajsze znalezisko do kieszeni, bez dbania o to, czy się pognie lub zabrudzi. Najważniejszy był plan, który powoli rodził się w mojej zmęczonej głowie.
Nie chciałam przyciskać Jacoba do muru, do niczego zmuszać. Chciałam, żeby tylko postawił się wyżej niż do tej pory. Łatwiej jest spadać, wiem o tym, ale nadwyrężenie kości przy wędrówce w górę daje później swoje efekty.
Niemoc nie jest taka tragiczna, kiedy się wie, że zostanie się wyzwolonym.
Tragedia spotyka każdego. W jednym przypadku jest dostrzegalna mniej, w drugim bardziej. Dla ciebie może to być połamanie ulubionego ołówka, dla mnie strata kogoś bliskiego. Jednak w obu przypadkach pojawia się ból i ucisk w sercu.
Pojednanie może mieć wiele znaczeń. Może zapewnić ci bezpieczeństwo, niekiedy ochronę. Jednak nigdy nie masz gwarantowanej przyjaźni. Nie wiedziałam, czy zawierając sojusz z Jacobem Blackiem, uzyskam coś, co zwykli ludzie nazywają bratnią duszą, a ja cudem. Nie miałam pojęcia, jak potoczą się nasze losy. Czy będą spisane na tym samym papierze, czy rozstaniemy się po osiągnięciu naszego wspólnego celu.
W tej chwili byłam pewna tylko jednej rzeczy. Musiałam zyskać pełne zaufanie oraz porozmawiać z nim o tym, czego dowiedziałam się wczoraj.
W pośpiechu założyłam spodnie i narzuciłam na siebie bluzę. Szybkim ruchem zgarnęłam piżamę i wychodząc z łazienki, rzuciłam ją na łóżko. Z szybkością torpedy zaczęłam pakować książki do torby. Potarłam oczy, ponieważ byłam wykończona. W nocy zamiast spać rozmyślałam i układałam w głowie to, co mu powiem. Było tego całkiem sporo. Dopiero nad ranem, pełna obaw i wątpliwości, zasnęłam z myślami przepełnionymi śniadą twarzą.
Wsunęłam do kieszeni moją paczkę papierosów.
W tym czasie Rose bez słowa zwlokła się z łóżka i poszła wziąć poranny prysznic. Po chwili usłyszałam jej przepełniony pretensjami głos.
- Mogłabyś nie świnić?! - wrzasnęła.
- O co ci chodzi? - zapytałam tylko po to, żeby myślała, że obchodzi mnie to, co ma do powiedzenia.
W rzeczywistości nawet na nią nie spojrzałam, tylko wkładałam piórnik do torby.
- Umywalka jest cała w paście.
Ona zawsze miała takie problemy. Światowej wagi, niebezpieczne i warte uwagi – pomyślałam ironicznie.
- Do tej pory ci odpuszczałam, ale teraz musisz wiedzieć, że...
- Wiesz co, Rosalie? - Odwróciłam się i popatrzyłam w jej oczy.
Słysząc mój waleczny ton, założyła ręce na piersi i uniosła wyzywająco brew.
- Pierdol się, ludzie mają większe problemy niż brudna umywalka – syknęłam i nie czekając na jej odpowiedź, wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami, pewna, że zostawiłam ją samą z szeroko otworzonymi ustami.
Miałam teraz ważniejsze sprawy na głowie. Dobiegłam do wind i nacisnęłam właściwy przycisk. Kiedy drzwi się otworzyły, wkroczyłam do środka i walnęłam otwartą dłonią w złotą czwórkę.
Oparłam głową o zimne lustro i zamknęłam oczy. Wciąż słyszałam wczorajsze słowa Jazza: „Daj mu spokój. Nie wiesz, jak zareaguje, jestem pewien, że twoje zamiary są niewłaściwe. Nie powinnaś tak bardzo się nim interesować”. Kiedyś być może zastanowiłabym się nad tym głębiej. Pewnie cały ranek analizowałabym jego słowa i nie podjęłabym się tego wszystkiego. Jednak „teraz” nie jest „kiedyś”, a ja sama jestem całkiem nową Bellą. Tym razem się nie poddam. Wreszcie poczułam szarpnięcie kabiną i winda stanęła na właściwym piętrze. Wiedziałam, że raczej nikogo nie spotkam, była jeszcze godzina do rozpoczęcia lekcji.
Rozglądnęłam się w poszukiwaniu korytarza „z obrazem w czerwonej ramie” - tak głosiła instrukcja mojego przyjaciela. Kiedy moje oczy odnalazły punkt zaczepienia, rzuciłam się biegiem w tamtą stronę. Uważnie analizowałam cyferki na mijanych pokojach. Przy 601 moje ręce zadrżały, a serce zaczęło łomotać w piersi.
605 – mój przystanek. Zwykłe drzwi, niczym nie różniące się od innych w tej szkole, a jednak ten, kto się za nimi znajdował, był taki niezwykły. Poprawiłam plecak, który zaczął niezwykle ciężyć i uginać prawe ramię. Podobnie było z kradzionymi dokumentami, spoczywającymi w mojej kieszeni.
Wzięłam głęboki oddech i trzęsącą się dłonią zapukałam. Czułam się tak, jakbym miała zaraz zwymiotować. Z nerwów żołądek podszedł mi do gardła, próbując wypchać wczorajszego kurczaka.
Wreszcie drzwi otworzyły się i stanął w nich ogromny mężczyzna – Sam Uley. Skuliłam się odrobinę, ponieważ wyglądał jak kryminalista, z kruczoczarnymi włosami, w granatowym podkoszulku i ciemnych dżinsach. Uniósł brwi w oczekiwaniu na to, że coś powiem.
Opamiętałam się.
- Cześć, jestem Bella i... - wydukałam, przełykając głośno ślinę. - Jest Jacob?
Sam wypuścił głośno powietrze i czochrając włosy, przesunął się tak, żebym mogła wejść.
- Nie będzie zachwycony. - Wskazał na łóżko, w którym leżało coś bezkształtnego, wielkiego i zielonego. - Ja wychodzę, nie będę przeszkadzał.
- Dzięki – powiedziałam, kiedy drzwi już się zatrzasnęły, nie byłam pewna, czy usłyszał.
W pokoju panował okropny bałagan. Wszędzie były porozrzucane ubrania i książki. Tuż nad miejscem spoczynku mojego „celu” wisiała wielka antyrama z mnóstwem zdjęć za cienką szybką. Podeszłam bliżej, ostrożnie, żeby nie nadepnąć na iPoda, spoczywającego na podłodze tuż przy zwisającej ręce Jacoba – tylko tę część ciała było widać spod przykrycia. Przyjrzałam się fotografiom.
Mały Black na żółtym czterokołowym rowerku – tutaj miał może ze trzy latka, uśmiechał się rozkosznie w stronę aparatu, ukazując spory brak uzębienia w przednich partiach. Zachichotałam cichutko. Kolejne zdjęcie, które przykuło moją uwagę, było sporych rozmiarów – Jake miał może osiem lat i trzymał w dwóch rękach wędkę, która była trzy razy większa od niego. Przy jego boku stał szczęśliwy mężczyzna, w wieku około trzydziestu lat, trzymał chłopca w pasie, jakby bronił go przed wpadnięciem do jeziora. Na samym dole antyramy widniała kartka z napisem:

Dla kochanego syna,
Mama


Usłyszałam, jak chłopak przewraca się i wydaja z siebie ciche westchnięcie. Podłożył sobie pod głowę swoją wielką dłoń i spał dalej. Był bez koszulki i wyglądał bardzo... zachwycająco. Miał lekko wydęte wargi i zmarszczone brwi. Był tak cholernie atrakcyjny i z opóźnieniem zorientowałam się, że też niesamowicie podobny do ojca. Wymamrotał coś niezrozumiałego przez sen.
Musiałam go wreszcie obudzić. Tylko jak? Wyprostowałam się i rozejrzałam w poszukiwaniu czegoś, co mi w tym pomoże. Wreszcie zobaczyłam kij bejsbolowy, oparty o szafkę nocną Sama – chyba się nie obrazi, jak go pożyczę. Wzięłam pałkę do ręki, była ciężka. Podeszłam do śpiącego Blacka i oddychając ciężko przez nos, szturchnęłam jego szeroki bark. Przewrócił się tylko na bok i sapnął głośno. Musiałam się bardziej postarać. Podniosłam bejsbol do góry i szybko walnęłam nim o podłogę. Drewno wydało głuchy łoskot, a Indianin usiadł gwałtownie, rozglądając się na wszystkie strony. Wreszcie mnie dostrzegł, wyglądał na wstrząśniętego.
- Co ty robisz w moim pokoju, do kurwy?
Dostrzegł to, co trzymałam w dłoniach.
- I w dodatku z bejsbolem? - dodał, unosząc brwi.
Zacisnęłam wargi i odłożyłam pałkę na jej miejsce.
- Przyszłam do ciebie.
- Po co? - zapytał, wstając i ponownie rozglądając się po pokoju, dostrzegł coś za moimi plecami. - Podasz mi koszulkę?
Obejrzałam się do tyłu i spostrzegłam na podłodze biały t-shirt. Schyliłam się i podniosłam, rzuciłam w jego stronę. Złapał go i od razu wciągnął przez głowę – szkoda. Usiadł na łóżku i gestem pokazał mi, że jeśli chcę, mogę zrobić to samo, tylko że na krześle przy szafie. Przysunęłam je i spoczęłam przed nim.
- Słuchaj, to nie w porządku, że przyłazisz tutaj bez ostrzeżenia. - Starał się być opanowany.
Zadarłam podbródek.
- A co, narobię ci wstydu? - wyszydziłam.
Zaśmiał się, słysząc mój ton.
- Nie, pani niebezpieczna. Moi kumple nic nie wiedzą o naszych wspólnych... - szukał odpowiedniego słowa – wypadach. Będę musiał się tłumaczyć.
Uniosłam brwi na jego śmieszne sformułowanie.
- To nie są kumple – stwierdziłam.
Rozjuszyłam go, bo prychnął i machnął na mnie ręką.
- Po co się tutaj przywlekłaś, żeby mi dokopać?
Pokręciłam przecząco głową.
- Wiem, dlaczego chodzisz do psychologa – zaczęłam, wyciągając skradzione papiery.
Uniósł brwi na ich widok i rzucił mi zawadiacki uśmieszek.
- Włamałaś się do gabinetu dyrektora? Ładnie.
Żartował, to dobry znak. Odchrząknęłam i postanowiłam kontynuować.
- Znam przyczynę twojej choroby – wyjaśniłam.
Mina mu zrzedła, przełknął głośno ślinę, jego dziurki od nosa rozszerzyły się, kiedy zsunął się trochę z łóżka i sięgnął do szafki nocnej, żeby wyciągnąć z niej papierosy oraz zapalniczkę. Odpalił jednego i zaciągnął się porządnie, wypuszczając szary dym, wykrztusił:
- Co cię to, ku***, obchodzi? Hę?

To pewnego rodzaju okrucieństwo. Co mnie obchodzi? No cóż, pytanie względnie łatwe, ale ja nie znam ostatecznej odpowiedzi. Chcę się nim przejmować, dlaczego? Bo on tego potrzebuje. Chociaż się do tego nie przyzna, chociaż będzie się wzbraniał rękami i nogami, będzie wypierał się wszystkiego – ja się nie poddam. Nigdy nie zrobię takiego świństwa, nie wypnę się na kogoś, kto niesamowicie cierpi, a to cierpienie można z łatwością porównać do tego, co odczuwam ja.
Wiem, że Kate będzie wkurzona, ponieważ działam na własną rękę, ale ja sądzę, że tak trzeba postąpić. Chcę osiągnąć w tej kwestii maksimum, a jeżeli będzie trzeba, przyciągnę go do siebie wołami.

- Tak się składa, że bardzo mnie to obchodzi – poinformowałam zupełnie pewna swoich racji.
Nachylił się w moją stronę i mrużąc oczy, wyszeptał:
- Jak to jest z tobą, Bello? Zjawiasz się znikąd i tylko mieszasz. - Zacisnął usta i pokiwał głową, jakby na swoje myśli. - I to nie jest złe.
Zadrżałam na dźwięk swojego imienia, kiedy je wymówił. Niespodziewany dreszcz przebiegł przez moje ciało i rozlał się gorącem aż po czubki moich włosów. Dlaczego on tak na mnie działał? To niesamowite, czułam przyjemną elektryczność, która niosła się w jego oddechu.
To wyznanie całkowicie zbiło mnie z pantałyku. Szczerość jest podstawą góry pozytywów. Nigdy nie zachowywał się w taki sposób, zupełnie spontanicznie. Tym razem nie wzbraniał się zupełnie przed niczym, powiedział to, co myślał.
Sapnęłam szybko i spuściłam wzrok. Kontynuowałam, nie zwracając uwagi na jego wcześniejsze słowa, udawałam, że ich nie wypowiedział.
- Próbowałeś się zabić? Dlaczego? - zapytałam bezpośrednio, wiedząc, że owijanie w bawełnę jest bez sensu.
Zaśmiał się, jakby pytanie nie było poważne. Jakbym właśnie powiedziała jakiś dobry, stary żart. Nie rozumiałam tego, dla mnie temat był poważny.
- Według mnie to nie jest śmieszne – wykrztusiłam zszokowana jego zachowaniem.
- Posłuchaj, przyłazisz tutaj, grzebiesz swoimi małymi rączkami w moim mózgu... - postukał się kilka razy po głowie – i oczekujesz odpowiedzi na takie pytania.
Zastanowiłam się. Miał cholerną rację. Mogłam się zgodzić z każdym słowem, które padło z jego ust.

Wszystko będzie dobrze, kiedy tylko zwrócisz uwagę na czyjeś przygnębienie. Ja zwróciłam i co z tego mam? Nie wiem. Rzetelne wypełnianie słowami gestów jest czymś, co właśnie robię, a jednak nie jest to tak prawe, jak wydawało mi się na samym początku.
Stwierdziłam, że muszę po prostu pokazać mu swoje. Wet za wet. Podzielić się z nim tym, co posiadam w swoich zakichanych wspomnieniach. Powrócić z nim do horrendalnej przeszłości i trzymać go za rękę. Zaprowadzić tam, gdzie sama boję się chodzić.

Nigdy nie warto bazować się na opinii innych. Bo Jacob był cholernie ironicznym dupkiem, chciałam, żeby został w tej skórze na zawsze. To nie była tylko i wyłącznie maska, kamuflaż nie zawsze oznacza fałsz. I w tym przypadku właśnie tak było. Miałam bardzo nieokiełznane myśli, biegające pośród niepodjętej decyzji. Zwyczajnie bałam się podjąć działanie, które może zmienić to, co do tej pory uważałam za bezpiecznie. Ujawnienie się jest zagadką, a ja rozwiązaniem.
Zarośnięci oszustwem ludzie podchodzą do życia w bardzo wyrachowany sposób. Są ostrożni, ponieważ obawiają się zdemaskowania. Nie chcę być jedną z nich.
Wet za wet.
- Ja też kogoś straciłam – wydukałam, marszcząc w smutku czoło. - Nie jedną osobę.
A kiedy odpowiedziała mi cisza, wstałam i podciągnęłam do góry bluzę i koszulkę. Obróciłam się do niego tyłem. Teraz mógł dokładnie przyjrzeć się moim bliznom. Wszystkie były od siebie tak bardzo różne.
Jedna była najgorsza, ciągnęła się od dołu pleców aż do pępka. Była gruba i nieregularna, odznaczała się od reszty ciała. Zacisnęłam oczy, dodając sobie odwagi.
Kiedy z powrotem naciągnęłam ubranie i zwróciłam się w jego stronę, wyglądał na zmieszanego i zszokowanego jednocześnie.
Teraz wiedział, jak ja sama czułam się wczoraj, kiedy odkryłam to, co odkryłam. Zupełnie jakby nie chciał wniknąć w moje myśli, ale już to zrobił. Jakbym zaciągnęła go do mojego świata. Do moich problemów. Okropnie jest cierpieć, ale widzieć czyjąś melancholię jest jeszcze gorzej. Straszne jest znaleźć się w centrum obcej tragedii, odczuwać obcą tęsknotę, strach. Wkroczyć na czyjeś terytorium apatii. Sunąć wśród sfrustrowanych części ukrytej części życia.
- Chyba nie jesteś sam – stwierdziłam i nie mogąc się powstrzymać, wypuściłam z kącika oka jedną samotną łzę.
Zerwał się na równe nogi. Zagryzłam wargę. Mogłabym nabrać ostatnich, aprobujących pozytyw tej sytuacji, myśli.
To takie dobre. Można być generałem własnych wspomnień i kontrolować to, co przyniesie jutro. Wystąpić w optymistycznym przedstawieniu, grając w sposób jeszcze nie wykryty. Absolutnie nie ścierając się w swojej beznadziejności, tylko ulec jej i pielęgnować, żeby później zamienić w coś satysfakcjonującego.
Wet za wet.
Zacisnął usta i zmarszczył brwi.
- Możliwe, że niezupełnie – przytaknął, chociaż nie zadałam mu pytania.

Nie jesteś sam, idioto. Od dzisiaj siedzimy w tym razem i z każdym nowym krokiem wspólnie zatracamy się w sobie, poznając to, co jest monstrualnym postumentem przyszłości. Naszej przyszłości.
Jeżeli uczynimy coś źle, to będzie właściwe. Jeśli wkroczymy na ścieżkę dobra, to będzie właściwe. Bo zdradzając siebie, zdradzę też jego.
Od dzisiaj. I będę o tym pamiętać. Nie oczyszczę swoich myśli, ale mogę je wybielić.

- Może damy sobie dzisiaj spokój ze szkołą? - zapytał.
Uniosłam brew.
- Masz na myśli wagary? – upewniłam się.
Kiwnął głową, czekając na to, co powiem.
A ja prawie skakałam ze szczęścia, że chce spędzić ze mną czas.
- No to dzisiaj nie ma szkoły – stwierdziłam.
- Powiesz mi wszystko? - Przekrzywił głowę, ponownie badając moją reakcję.
- Wet za wet – powiedziałam na głos.

"Trochę naszego życia pozostanie zawsze w nieznanych przyjaciołach, którzy nas zrozumieli i kochali."[/quote]


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Zmierzchowa fanka dnia Nie 18:27, 14 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Agness91
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turów

PostWysłany: Nie 19:17, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Boże jak pięknie ... hmmm...
Nareszcie postarają się przed sobą odkryć Wink

Akcja z tym nocnym pływaniem i nalotem na gabinet dyrektora bardzo mi się spodobała ;D też mam czasem takie "mądre" pomysły xD ;D

Super jest ten pomysł z pokonywaniem wspólnie ich choroby, z tego może wyjść coś naprawdę pięknego :)

Nie mam dziś weny na pisanie komentarzy, więc żeby nie maślić kończę już ;D

Weny i czasu życzy Agness ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Misty butterfly
Wilkołak



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:17, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Czemu ty zawsze tak robisz, co? Zawsze konczysz w takim momencie i teraz bede sie zastanawiac jak potoczy sie ich rozmowa, i wymysle sto scenaruszy a ty i tak nas czyms zaskoczysz...Ale to w sumie dobrze trzymasz w napieciu Wink

Bella szturchajaca Jacoba kijem bejsbolowym taa to musialo byc komiczne Wink Ciekawa jestem co tez sobie pomyslal kiedy zobaczyl ja rano z bejsbolem w reku w swoim pokoju.... Wink
Zalozyl koszulke-szkoda Wink
Oj Bella to ma przerozne mysli w tej swojej glowce. I jeszcze ten tekst skierowany do Rosalie. Musiala przezyc szok slyszac ze swiat wcale nie jest taki ideany i ludzie naprawde zmagaja sie z wazniejszymi problemami niz brudna umywalka...

Czyli ze uczucie Blacka jest odwzajemnione? Inaczej nie interesowalaby sie tak bardzo jego przeszloscia, uczuciami itd. Poza tym mysli ja zdradzaja, widac ze Jacob jej sie podoba i to nie tylko z wygladu, intryguje ja jego charakter. To jaki jest w srodku, musiala sie domyslic ze utrata bliskich osob zmienila jego nastawienie do swiata i zycia...

te przestrogi Jaspera przed Jacobem. Troskliwy przyjaciel czy moze zazdrosny chlopak? Czy moze jedno i drugie? Coz dowiemy sie....Bardzo czekam na taka sytuacje kiedy np. Jacob ja przytuli, jestem ciekawa jak Bella zareaguje Wink Teraz czeka ich rozmowa...wet za wet, jak to bedzie wygladac?

Bardzo mnie zasmucilo ze powoli konczysz...;( Na pewno przeczytam wtedy cale opowiadanie od poczatku Wink
Coz czekam na dalszy przebieg zdarzen...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Pon 11:07, 15 Lut 2010 Powrót do góry

Hah, przybyłam i nawet się nie spóźniłam :P

Ja określiłabym ten rozdział mianem przełomowego. Jestem dumna z Belli, jakby jakąś moją podopieczną była, że poszła tam, zrobiła, powiedziała co chciała. W pierwszej chwili miałam ochotę sama wziąć kij i przywalić Jacobowi, kiedy myślałam, że ją wyrzuci z mieszkania. Chociaż w sumie dobrze się zachował, większość ludzi wygoniłaby rannego gościa z kijem bejsbolowym w ręce. Naprawdę świetnie, że w końcu zaczną wyjawiać sobie swoją przeszłość, to na pewno im pomoże lepiej niż jakaś terapia. Martwi mnie jednak to tempo, nie jestem gotowa, aby porzucić Wypalonych, a zbliżamy się powoli do końca. Przepraszam, że to taki dziwny komentarz, ale ranne pobudki nie wpływają na mnie dobrze.

Pozdrawiam,
paramox


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Doris89
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Paź 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz

PostWysłany: Wto 11:01, 16 Lut 2010 Powrót do góry

A tym razem nie przegapiłam nowego rozdziału:D:D Jestem z siebie dumna. Very Happy
Przeczytałam go już wczoraj ale nie miałam już siły na komentownie bo byłam masakrycznie zmęczona Sad

Więc tak: rozdział jak dla mnie przełomowy. Zdziwiło mnie zachowanie Jacoba. Sądziłam, że wykopie Bells ze swojego pokoju... no ale co się dziwić jak budzisz się, a tu dziweczyna stoi koło twojego łóżka z kijem bejsbolowym.heh Laughing

Tak się zastanawiam... Bella też coś "silnego" czuje do Jacoba?? Czyli skończą jako para i przezwyciężą swoje lęki??

Szkoda, że kończysz juz to opowiadanie:(

Czekam na ciąg dalszy... " wet za wet"
WENY!!!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Doris89 dnia Wto 11:03, 16 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Wto 19:02, 16 Lut 2010 Powrót do góry

dawno nie komentowałam, co nie znaczy, że nie było mnie tu gdy tylko pojawił sie nowy rozdział. Śledzę na bieżąco każdą część i każdą się zachwycam.
ZF to opowiadanie to mój nr 1 na tym forum. Rozbraja mnie, rozczula, bawi, smuci i zawsze ciekawi. Dosłownie byłam dumna z Bells, gdy pojawiła się u Jackoba i powiedziała mu o czym wie. A kwestia bejsbola mnie rozwaliła. Wiem jakich gabarytow może być taki kij, więc myśl o drobnej Belli z czymś takim w rękach był dla mnie przekomiczny. Widać juz w niej zmiane na lepsze, przestaje być takim zamkniętym w sobie odludkiem. Zaczyna chcieć wyjść do ludzi, otwiera się i to jest wspaniałe.
Czekam, jak zawsze z niecierpliwościa, na nowy rozdział
Weny


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Czw 17:03, 18 Lut 2010 Powrót do góry

Mimo choroby, mimo odleglosci od domu, postanowilam wlaczyc forum specjalnie, by sprawdzic co nowego u twych bohaterow. I sie nie zawiodlam. Jestem zaskoczona obrotem sprawy. Ale raczej pozytywnie. Musze tez przyznac, ze to jedna z najlepszych historii, wsrod tych, ktore mialam okazje czytac i komentowac. Tak wiem, ze sie powtarzam Wink I tez mi szkoda, ze niedlugo koniec. Mam nadzieje, ze potem napiszesz cos rownie dobrego ;D
Pozdrawiam, zakatarzona i wyemigrowana (stad brak polskich literek) Annie ;**


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olusia89
Nowonarodzony



Dołączył: 01 Paź 2009
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: 3miasto

PostWysłany: Nie 11:42, 21 Lut 2010 Powrót do góry

Od bardzo długiego czasu czytuję opowiadania na tym forum anonimowo. Ale Twój tekst skłonił mnie do ujawnienia swojego istnienia na forum. Dawno nie czytałam tak intensywnie naładowanego emocjami tekstu. Próba zrozumienia psychiki Twoich bohaterów wypełnia mój umysł całkowicie. Niesamowicie przedstawiasz problemy, z którymi się zmagają. Po części nawet rozumiem ich i tym samym chyba i Ciebie (zwłaszcza, że mówiłaś tekst jest oparty na Twoich przeżyciach).
Widać że i Bella i Jake robią ogromne postępy w bardzo krótkim czasie, co napawa ogromną nadzieją na poprawę. Otwierają się względem siebie i to jest ważne. Ciekawa jestem interakcji jakie wytworzysz jeszcze między bohaterami bo z całości wywnioskowałam że trzech chłopaków kocha się w Belli. Co jest dość... zaskakujące, tak to chyba dobre określenie. Życzę wena i czekam na kolejny rozdział : )


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zmierzchowa fanka
Wilkołak



Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga

PostWysłany: Śro 18:51, 24 Lut 2010 Powrót do góry

Kochane dziewuszki, że tak się wyrażę, małymi kroczkami zbliżamy się do końca, nie rozpaczajcie mi tutaj. Nie mam zamiaru za dwa rozdziały wyskoczyć z epilogiem. Nie porzucę Was aż tak szybko. Zwyczajnie "czuję mrowienie" w palcach i nie mogę się doczekać, ponieważ mam nadzieję, że koniec Was zaskoczy (niekoniecznie mile). Przyznam szczerze, że jestem okropnie niezdecydowana i mogę wpaść na coś w trakcie i okaże się, że mamy trzy części dodatkowe.

Chcę tylko dodać, że jestem z siebie szczerze dumna czytając komentarze i powiadomić, że rozdział dwudziesty jest "pod lupą", więc możliwe, że w przyszłym tygodniu go ujrzycie na swoje piękne oczęta. Nie chcę zaharowywać Fresh, która wkłada w naszą pracę siebie i połowę powietrza. Z tego co wiem rozdział sprawdzała w swoich godzinach szczytu. Dlatego błagam Cię: pierwsze miejsce szkoła, opowiadanie nie królik!

Jak zawsze liczę na Wasze komentarze, ja będę Waszą Bellą Wy moim Jacobem, nastrajajmy się nawzajem. Kocham Was i miłego czytania.


[link widoczny dla zalogowanych]


ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY:

"Jakaś część ciebie wciąż we mnie żyje. Nawet gdybyś ty odszedł, ta część by została. Tkwisz we mnie. Jestem twoim odbiciem, ty jesteś moim, żadne z nas nie może już istnieć oddzielnie."

Nie wracając do punktu wyjścia, mogę spokojnie powiedzieć, że kiedy jutro otworzę oczy, zobaczę świat z zupełnie innej strony. Tak okropnie czystej.
Ta perspektywa wpłynie we mnie i rozleje się po wszystkich komórkach, sprawiając, że będę mógł się uśmiechnąć. Jaka szkoda, że nie zobaczyłem tego kilka miesięcy temu.

Byliśmy zupełnie szczęśliwi myślą o tym, że nikt nas do niczego nie przymusza, że możemy zrobić to po swojemu – no cóż, to nas nastrajało. Bez jakichkolwiek obiekcji wyszedłem z Bellą na dwór, olewając szkołę i mentalnie trzymając ją za rękę. Wśród wszystkich niebezpieczeństw najgorszym jest bezpieczeństwo – nigdy nie wiesz, kiedy się skończy. Jednak w tym momencie liczyło się to, że zupełnie nie mieliśmy pojęcia, co jeszcze nas spotka. Bo kto wiedział?
Mógłbym mieć zatraconą nadzieję. Niewysłuchaną modlitwę. Mógłbym zostać w tym okropnym stanie. Mógłbym, ale teraz miałem pewność, że nie muszę. Byłem całkowicie świadomy tego, że jeszcze coś zostało.

- Pokłóciłem się z nią – powiedziałem.
Westchnąłem głośno na wspomnienie tego, co się stało. Już nad tym nie płakałem. Miałem za sobą wszystko, co potrzeba, żeby stać się wrednym typem. Zanurzając się w żalu po stracie, dałem sobie radę właśnie w tej chwili. Wiedziałem, że jeżeli zadzwonię jutro do Belli, to postąpię całkowicie dobrze. Zgodnie z regułami, które tak często łamałem.
Ja zwyczajnie musiałem się z nią spotkać. Po to, aby zobaczyć. Dopatrzeć się tego, co było tak bardzo odległe. Mogłem wstać rano i spojrzeć w niebo ze stwierdzeniem, że jest absolutnie idealne.
Poznając Bellę, zdobyłem niezbędną wiedzę. Skuty myślami o tym, że mogłem otworzyć oczy dużo wcześniej. Wyzbyć się myśli, które wypalały mnie absolutnie i doszczętnie. Miałem wrażenie, że właśnie wkroczyłem na właściwą ścieżkę, że zacząłem poznawać te zupełnie inne warianty, których wcześniej nie brałem pod uwagę.
Miałem wrażenie, że zmierzam do domu.
Melanie nie żyła, a ja nigdy nie miałem być taki sam, jak kiedyś. Może podobny, jednak choroba zmiażdżyła moją wątpliwą normalność. Zostawiła tylko jej głęboko ukryte ostatki z niemrawą namiastką dobroci.
Zaciągnąłem się papierosem i podając mojej towarzyszce, wypuściłem siwy dym. Przejęła go bez wahania, ale wciąż z tą swoją ostrożnością.
- Dlaczego? - zapytała, patrząc na mnie zaciekawiona.
Wzruszyłem ramionami i zsunąłem się na ławce, zakładając dłonie za głowę. Teraz mnie przewyższała, siedziała po turecku.
Co miałem jej powiedzieć? Sam nie znałem dokładnej odpowiedzi. Przez moją głupotę.
Spojrzałem na nią, a ona wyczekiwała odpowiedzi z przymrużonymi oczami i zaciśniętymi ustami. Założyła za ucho kosmyk swoich długich, brązowych włosów. Złapałem się na tym, że zastanawiam się nad tym, jakie w dotyku są jej delikatne loki? Jakiego są zapachu? Czy będą przelewać się przez moje palce, kiedy złapię je w garść?
Była taka śliczna. Śliczna? Skąd mi to przyszło do głowy?
Jestem cholernie nienormalny.
- Zazdrość – podsumowałem.
Nie powiedziała nic, a swoim milczeniem dawała mi do zrozumienia, że chce znać dalszy ciąg.
Odchrząknąłem i kontynuowałem:
- Byliśmy na imprezie – zacząłem – u mojego kolegi Collina. I Mel, tak miała na imię... wydawało mi się, że... flirtowała z takim jednym.
Ponownie próbowałem wybadać jej reakcję i zauważyłem, że skupiała się na słowach, które wypływały z moich ust.
Chciała poznać historię, a ja chciałem, żeby wiedziała.
- To był gość. Przepisowy przystojniak z kupą kasy. Każda dziewczyna by na niego poleciała. Potrafił grać na gitarze i robić – zastanowiłem się, marszcząc brwi – takie... małe, papierowe – sapnąłem sfrustrowany, bo nie mogłem znaleźć właściwego słowa.
Bella wydała z siebie chichot, a ja uniosłem kącik ust, ponieważ uwielbiałem ten dźwięk.
- Origami? - podpowiedziała.
- Tak, właśnie to.
Skinąłem głową.
- Później zrobiłem jej potworną awanturę. Powiedzieliśmy o milion słów za dużo i to było...
Nie dokończyłem. Nie potrafiłem. Chociaż kiedyś oddałbym wszystko za to, żeby wrócić do mojego starego życia. Teraz tego nie potrzebowałem.
Byłem we właściwym miejscu. Z właściwą osobą. Ona się mną zajmie. Nawet jeżeli mój przystanek oznaczał twardą ławkę w Central parku, to mogłem tutaj zostać. Obżerać się frytkami, pić colę i umrzeć z wycieńczenia. Byłem gotowy i zadowolony.
Wiedziałem, że z Bellą postawimy na zasadę „zero presji i wstydu”.
Usłyszałem, jak wzdycha ciężko, przeżywając moje milczenie.
- Co się z nią stało, Jacob? - zapytała szeptem.
Spojrzałem jej w oczy, przełykając głośno ślinę.

Stoję w czarnym garniturze. W gardle mam gulę, potwornie ciężką i niesmaczną, nie potrafię jej przełknąć. Wbijam pusty wzrok w trumnę. Ciemną, straszną. To w niej spoczywa dziewczyna. Jest piękna. Chociaż twarz ma bez wyrazu, oczy zamknięte, policzki bez rumieńców – nadal jest piękna.
Jedyny śmiech, który pragnę teraz usłyszeć – ucichł na zawsze. Jedyny głos, który naprawdę pieścił moje uszy, został pochłonięty przez ciemną dziurę. Właśnie zakopują jedyną twarz, za którą kiedykolwiek naprawdę tęskniłem i po której tylko tęsknota mi została.
Wzdycham ciężko i biorę w garść piasku, rzucam go w otchłań.
Kiedy wszyscy odchodzą, kucam przy grobie i mieszam ziemię ze łzami.


- Ona... miała lekką nerwicę, to znaczy tak mówili, ale chyba była wystarczająco silna, żeby... - urwałem, marszcząc brwi.
Potarłem czoło, wyzbywając się w ten sposób niepotrzebnych łez.
- Powiesiła się, miałem bardzo... To zwyczajnie... - nabrałem głęboko powietrza w płuca – Mogłem jej nie denerwować – zakończyłem.
Jeżeli ginie ktoś bliski – obwiniamy się. Nie wiadomo dlaczego tak jest, w jaki sposób pracuje wtedy nasz mózg. Jednak zawsze pozostają zdania „mogłem coś zrobić”, „gdybym tylko wiedział, gdybym słuchał uważniej”.
Ale prawda jest taka, że nigdy nie jesteś w stanie tego przewidzieć. Nie potrafisz czytać między wierszami. Zawsze jest tak, że jeżeli nie jesteś podejrzliwy lub nie masz do tego powodów, nigdy nie patrzysz uważnie. Twój wzrok niewinnie prześlizguje się przez pozornie niewinne sytuacje. Nie widzi najistotniejszego.
- Zawsze będziesz się obwiniał – stwierdziła Bella.
Nie próbowała dodać mi otuchy, w żaden sposób zmniejszyć moją winę. Nie starała udowadniać, że w tej sytuacji nie miałem niczego do zrobienia, że nie mogłem jej wtedy zatrzymać.
Nie robiła tych rzeczy i dlatego udowodniła mi, że jest prawdziwym... cudem. Doskonale znała moje myśli, uczucia, nie próbowała odwodzić mnie od tego wszystkiego.
Nie mógłbym teraz nawet myśleć o dalszej porażce. O tym, jak mój styl bytu z każdym dniem udowadniał mi, że jestem nikim. O tym, dlaczego stałem się taki, jaki się stałem, bez najmniejszej nawet alternatywy. Badacz i działacz w jednym, bez stałego gruntu. Nie potrafiłem teraz myśleć o żadnej z tych rzeczy.
Zwyczajnie zrobiłem sobie zajebiście długą nić zaufania.
- Będę – zagrzmiałem, pewny tego jednego słowa. - Jak było z tobą?
Powoli odetchnęła, jakby chciała zyskać na czasie.
- Zachorowałam na depresję.
Zadarła podbródek, a jej oczy stały się puste, jakby wracała do wspomnień. Kiedy zmarszczyła brwi, wiedziałem, że powroty były dla niej bardzo bolesne.
- Przyjaciółki martwiły się o mnie. Bardzo przejmowały się tym, że prawie nic nie jem, nie wychodzę z domu. Byłam taka... sfrustrowana - przy ostatnim słowie jej głos zadrżał.
- Sfrustrowana? - zdziwiłem się.
- Tak, właśnie. - Wyglądała, jakby rzucała sobie jakieś wyzwanie.
Nie zrozumiałem tego. Nie wiedziałem, jak to z nią jest, jak było. Co doprowadziło do tego, że taka się stała.
Nie znałem żadnej odpowiedzi, a pytania bombardowały mnie z każdym jej słowem. Za każdym razem, gdy łapałem jakieś nowe informacje, chciałem wniknąć w szczegóły. Jednak nie robiłem tego, milczałem, chciałem, żeby powiedziała jak najwięcej. Z własnej woli.
To dziwne, ale wyłapywałem jej cierpienie, chłonąłem jak powietrze, chcąc zostawić go w niej jak najmniej. To pewne, że nie zasłużyła na nic z tych rzeczy, które ją spotkały. „Nie tak miało być, do cholery. Jak można robić to takiej niewinnej istocie. Co, Boże?” - zadrwiłem w myślach.
- Zwyczajnie chciałam, żeby się odczepili. To nie ich sprawa, to moje życie. Jeżeli się zabiję, to nie oni umrą. Rozumiesz? - Spojrzała wprost na mnie, a w jej oczach dostrzegłem błaganie.
- Tak – odrzekłem.
- A później oni zrobili... to! - zaczęła krzyczeć. - Nie wiem, dlaczego zgodziłam się na coś takiego! - jej głos zadrżał.
Zauważyłem, że jej ręce zaczynają się trząść. Widziałem, jak się krzywi, to był okrutny widok. Patrzyła się tępo w ziemię, ze złączonymi brwiami i zaciśniętymi ustami, jej oczy błyszczały. To była właśnie ta twarz. Ta, którą pokazała mi w zaufaniu, która należała do kogoś w niesamowitej melancholii.
W tym momencie zacząłem odczuwać jej męki. Bolało niesamowicie, a każdy jej jęk rozpaczy wbijał się we mnie i zostawał. Więź łącząca mnie z Bellą stawała się gruba i silna.
Zaczęliśmy budować całkiem nowy mur. Tylko wokół nas.
Zorientowałem się, że od dzisiaj nie liczą się ani nasi rodzice, ani Kate, ani Jasper, ani żaden inny człowiek. Tym razem jest tak, jakbyśmy istnieli tylko my. Nasza dwójka była idealnym przykładem odnalezienia, wsparcia i zaufania.
- Jechaliśmy samochodem i... i piliśmy alkohol, braliśmy narkotyki! - wrzeszczała, silnie gestykulując. - Później był wypadek i wybuch, i wszystko... - urwała, zanosząc się szlochem.
Po chwili dodała ciszej, jakby żałowała swojego nieopanowania.
- Wszystko stało się tak zajebiście skomplikowane.
Spojrzała na mnie zapłakana, wciąż ciężko dysząc. Pociągnęła nosem i podciągnęła kolana pod brodę, opatulając je swoimi małymi ramionkami.
Zagryzłem wargę. Ta chwila była tak cholernie przesycona emocjami. Emanowała goryczą, a pytania i odpowiedzi skwierczały w powietrzu, tworząc gęstą atmosferę. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i podałem jej ostatniego. Spojrzała na białego, małego mordercę i zmarszczyła brwi.
- Przecież to... - zaczęła.
- Podzielisz się ze mną, wiem, że mieliśmy oszczędzać, ale potrzebujesz go – stwierdziłem, przysuwając jej fajkę bliżej twarzy.
Wzięła go i odpaliła zapalniczką, którą wyjęła z kieszeni kurtki. Zaciągnęła się mocno.
Wir myśli mógł nas pochłaniać w każdej chwili. Bez przerwy, ale tak naprawdę zawsze będziemy wiedzieć, jakie są nasze myśli. Wzajemna akceptacja, dwubój.
Byłem na to wkurwiony, to dziwne. Wiedziałem, że tak bardzo się przed nią wzbraniałem i nagle wszystko pękło, ukazując, jak bardzo jestem wybrakowany. Ludzie, którzy przeszli dzisiaj obok nas, są tak strasznie nieświadomi, nie wiedzą niczego. A ty ile razy przechodziłeś obok dwójki takiej, jak nasza? Czy kiedykolwiek zwróciłeś uwagę na zwykłego człowieka, który jest taki tylko pozornie? Czy kiedykolwiek zauważyłeś, że ktoś jest po silnym wstrząsie? Nie?
To może inaczej, czy nigdy nie widziałeś, że ktoś właśnie się odnalazł? Że odszukał tą jedyną osobę, która go rozumie ot tak? Na pewno widziałeś, tylko nie patrzyłeś. Właśnie w tym sęk – ludzie nie patrzą dokładnie.
Z początku było tak ze mną i Bellą. Nie widziałem tego, co może ze mną zrobić, a ona tak uparcie nasuwała mi się na pole widzenia.
- A jak było z twoim tatą? - zapytała nagle.
Wzruszyłem ramionami i spuszczając głowę, wymamrotałem:
- To nic ciekawego – odparłem zgodnie z prawdą.
- Powiedz – nalegała, wypuszczając siwy dym z ust.
- Jak byłem mały, zachorował na raka, a później wykitował, ot i cała historia – podsumowałem.
- Nie rozpaczasz – zadeklarowała.
Prychnąłem.
- Nie był, ku***, najlepszym ojcem – zadrwiłem.
Pamiętam jak „tatuś” przychodził do domu po rzekomej pracy po godzinach. Zawsze krzyczał na mamę, że jeszcze nie śpię. A ja zwyczajnie nie chciałem spać, oglądałem bajki na swoim niewielkim telewizorku.

***

Właśnie leci „Struś Pędziwiatr”, uwielbiam tę bajkę. Siedzę przykryty pościelą i obgryzam paznokcie. Mama mówiła, żebym tego nie robił, sam nie wiem dlaczego. Śmieję się, kiedy struś ponownie ucieka kojotowi. Zawsze robi to w ostatniej chwili, nie pozwalając mu dokańczać swojego planu.
Słyszę, jak na dole z hukiem zatrzaskują się drzwi i po chwili do moich uszu dobiegają podniesione głosy rodziców. Dlaczego tatuś tak krzyczy? - myślę i stawiam swoje małe stopy na zimnej podłodze. Nie zawracając sobie głowy kapciami, które zginęły gdzieś pod łóżkiem, idę w stronę drzwi i przekręcam gałkę. Wychylam głowę przez uchylone drzwi i nasłuchuję.
Wzdrygam się, kiedy na dole rozlega się odgłos tłuczonego szkła.
- Nie wkurwiaj mnie! - dociera do mnie głos taty.
- Przestań tak mówić! Nigdy cię nie ma! - moja mama ma głos, jakby płakała.
Czuję, jak drży mi warga i zaczynają piec oczy.
- Mamusiu! - wołam płaczliwie.
Zalega cisza, ale ta zostaje szybko przerwana hukiem taty:
- Idź spać, gówniarzu!
- Nie mów tak do niego! - wrzeszczy moja mama.
- Zamknij się, nawet nie potrafisz zająć się dzieckiem!
Na dole rozlega się dźwięk szkła uderzającego o blat stołu. Nieposłusznie wychodzę na korytarz i staję na krawędzi schodów.
- Mamusiu!? - ponawiam wołanie.
Głośne prychnięcie ojca drażni moje bębenki w uszach i po chwili z salonu wyłania się twarz mamy.
- Skarbie, idź spać – szepcze, wycierając oczy i oglądając się nerwowo za siebie.
- Dlaczego tatuś tak krzyczy? - wypowiadam na głos.
Słyszę, jak sprężyny w kanapie jęknęły, jakby zostały uwolnione od dużego ciężaru.
- Zostaw go, ja się tym zajmę – szlocha mama, biegnąc w moją stronę.
Przed schodami pojawia się potężny mężczyzna, ma bardzo gniewny wyraz twarzy.
- Ja to zrobię – syczy.
Nie zważając na protesty żony, wdrapuje się po schodach, a ja, nie wiedząc co mnie czeka, cofam się do tyłu.

***

- Coś ci robił? - zapytała Bella, patrząc mi głęboko w oczy.
No tak, też pewnie bym tak myślał.
- Nie – zaprzeczyłem – nigdy mnie nie tknął. Po prostu... był nieobecny.
- Na zdjęciu w twoim pokoju wyglądał całkiem inaczej – stwierdziła.
Zaśmiałem się gorzko, a ona zarumieniła.
- To był jeden z jego dobrych dni. Nie było ich za wiele. - Zmarszczyłem brwi, przypominając sobie uśmiech mojego rodzica.
Bella zamilkła w zrozumieniu.
- Jacob? - wypaliła znienacka.
Moje ciało zadrżało. Wypowiedziane imię zabrzmiało tak niesamowicie i wyjątkowo. Poczułem, że jakiś dziwny dreszcz przebiegł przez moje kończyny. Wiem, że to nic takiego, żadna wielka sprawa, jednak czułem, że sytuacja ma jakieś drugie dno.
Zazwyczaj jest tak, że jeżeli coś cię zaskakuje, jesteś zdezorientowany – nie wiesz, co może się jeszcze wydarzyć, jakie rzeczy cię czekają. Tak powinno być z normalnym człowiekiem, jednak ja, Jacob Black, nie jestem normalny. Dlatego nie byłem też zdezorientowany, tylko tak zajebiście zadowolony.
Każdy ma własną definicję szczęścia. I jeśli moje imię padające z ust Belli, przesycone uczuciem, dobrym uczuciem – może mnie tak kurewsko ucieszyć, to co będzie z innymi rzeczami, na przykład z dotykiem jej malutkiej rączki? Przez te myśli można uznać mnie za nieźle świrniętego, ale mogę taki być.
Odkąd byłem w przyjacielskich stosunkach z tym skrzatem, mogłem być wszystkim.
- Mmm? - wymamrotałem, nie będąc w stanie wydusić niczego innego.
- Dlaczego jesteś dla mnie miły? - zapytała, zaskakując mnie swoim pytaniem.

Hmm, może dlatego, że mnie tak kurewsko fascynujesz? Albo jesteś taka zachwycająca i... wspaniała. Możliwe też, ale pamiętaj – tylko możliwe, że się w tobie zakochuję lub już zakochałem. W każdym bądź razie bardzo się sfrajerowałem.

- Pewnie dlatego, iż wiem, że mi pomożesz. Chyba tylko ty potrafisz to zrobić – oznajmiłem, nie chcąc jej wystraszyć zbyt śmiałą odpowiedzią.
Tak jest dobrze i bezpiecznie – pomyślałem, zmieniając pozycję na wygodniejszą.
- A ty dlaczego? - też byłem ciekaw.
Wzruszyła ramionami, spuszczając oczy i zaciskając usta.
- Pewnie z tego samego powodu.
Nie wiedzieć dlaczego, zrobiło mi się przykro. Swoim kłamstwem musiałem doprowadzić ją do takich samych myśli. Jednak chciałem, żeby mnie lubiła. W końcu tyle dla mnie znaczyła. Chciałbym, żeby kiedyś spojrzała mi w oczy i powiedziała, że jestem dla niej tak samo wartościowy, jak ona dla mnie. Być może wymagam za dużo, ale marzyć może każdy.
- I jeszcze cię chyba lubię. Tak jakby – wydukała nagle, zbijając mnie z pantałyku.
I ponownie poczułem ten, bądź co bądź, lekko wkurwiający dreszcz. I jeszcze coś zupełnie innego. Dziwne wywracanie w brzuchu, zupełnie jakby coś w środku latało. „Pieprzone motylki” - pomyślałem z zażenowaniem, łapiąc się w tamto miejsce.
- Ja też cię lubię – wyznałem, nie spoglądając na nią.
Bałem się wyrazu jej pięknej twarzyczki.
- Tak jakby – dodałem z opóźnieniem.
Tak jakby bardzo.
Tak, ta perspektywa bytu bardzo mi się podobała.
- Jestem głodna - zakomunikowała brunetka.
Zachichotałem, widząc absurd w tej poważnej sytuacji.

Teraz wiedziałem - utonąłem całkowicie i... byłem stracony. A to dlatego, że miała tak cholernie seksowny uśmiech i jeszcze ten nosek. No i była fascynująca i taka...
- Chodźmy. - Wstałem, ona poszła za moim przykładem.
Musiałem przestać myśleć.

"- A jeśli cię zabiję?
- Jeśli mam umrzeć, chcę umrzeć z twojej ręki. Twoja nieobecność będzie jak trucizna, ale mnie nie zabije. Zostań, proszę, zostań ze mną. Nie chcę innej kobiety. Nie chcę innego mordercy."


Post został pochwalony 3 razy
Zobacz profil autora
Doris89
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Paź 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz

PostWysłany: Śro 20:35, 24 Lut 2010 Powrót do góry

Nie wiem co napisać... zbieram szczękę z podłogi...

Rozdział jest pełen głębokich, silnych i melancholijnych emocji...

Rozumiem uczucia związane z utratą bardzo bliskiej osoby, ponieważ sama straciłam kuzyna, który był moim najlepszym "przyjcielem" i nie jest łatwo przetrwać coś tak okropnego. Do dzisiaj mam takie chwilę, że niespodziewanie zamykam się w sobie i rozmyślam "co by było gdyby"...

Rozdział wzruszył mnie na całego.
Piszesz ogromnie realistycznie dzięki czemu pochłania się na jednym wdechu cały tekst.

Sorki za błędy bo pisze na pełnym żywiole...
Czekam na ciąg dalszy. WENY!!!
Pozdrawiam:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Czw 10:07, 25 Lut 2010 Powrót do góry

Mam wrażenie, że rozdziały są coraz lepsze. W ogóle to ich spotkanie, gesty, uczucia Jacoba rozwaliły mnie kompletnie. Jestem teraz całkowicie pewna, że będą razem, a przynajmniej mam taką nadzieję. Ale przecież muszą być razem, prawda? Ciekawa jet przeszłość Jacoba, ten rozdział to jakby dokładanie dopasowanie do układanki. Wcześniej podałaś nam jego historię, a teraz ją urozmaiciłaś, jakbyś dała brakujące kawałki do tej układanki. Świetnie opisałaś emocje Belli, jak zaczęła krzyczeć, silnie gestykulować.

Czuję się trochę w obowiązku skomentować Twoje słowa: " że koniec Was zaskoczy (niekoniecznie mile)". Nie lubię szczęśliwych zakończeń, kiedy czytam kolejną świetnie zakończoną historię, to mam ochotę krzyczeć (oczywiście są wyjątki, ale nieliczne). Jednak jest ale. Ostatnio zaskakuję samą siebie, nawet parę dni temu popłakałam się na filmie i nie zniosę nieszczęśliwego zakończenia. Jeśli zabijesz jakiegoś bohatera i dokładnie opiszesz jego śmierć, to na pewno będę płakać, więc nie rób tego!

Pozdrawiam,
paramox


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Czw 13:36, 25 Lut 2010 Powrót do góry

Strasznie podobal mi sie ten rozdzial. Byl taki nieprzewidywalny. Coz, troche mi szkoda, ze zblizamy sie do konca.. *lezka w oku* Naprawde przywiazalam sie do tego opowiadania i bedzie mi go brakowac.
Moge z czystym sumieniem przyznac, ze uwielbiam i ubostwiam twoich bohaterow i ta historie.
Bede z toba do konca i czekam dalej co sie wydarzy ;D
Pozdrawiam i weny zycze ;**
Annie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Czw 14:48, 25 Lut 2010 Powrót do góry

Mmm... Nie wiem od czego zacząć, ale jakoś jednak trzeba. Choć nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ty i tak wiesz, że ja czytam. Dobrze, bredzę. To jest wręcz oczywiste Wink Chcę tylko zaznaczyć, że nie czytam samym betowaniem. Nauczyłam się badać tekst na dwa sposoby, z czego w jednym przypadku sprawdzam błędy i te wszystkie duperele, a później wyłączam swoje 'uczulenie' i zagłębiam się w rozdział, wydarzenia, opisy... Powiem Ci też, Zmierzchowa Fanko, że nauczyłam się już na pamięć betowania Wypalonych. Wiem, że dziwnie to brzmi, ale kiedy dostaję nowe 'zlecenie' nie czuję tej iskierki, jaka pojawia się w przypadku rozdziału tego opowiadania. Poprawiając, czuję się jakbym nie była potrzebna. Z czasem zaczęłaś lepiej sytuować przecinki, co przywodzi na myśl powiedzenie, że człowiek uczy się całe życie. Choć pierwszy rozdział (tak, daawno to było Wink ) czytało mi się dość ciężko, to teraz po prostu płynę wśród akapitów. Zaczynając nowe opowiadanie, nie wiemy, co będzie dalej i jak odbiorą to inni, boimy się. Pamiętam to wyczekiwanie, co chwilę odświeżałam stronę i sprawdzałam liczbę odwiedzin. Strach się przyznać, ale gdy zobaczyłam, że w temacie mojego opowiadania pojawił się komentarz, wyłączyłam komputer, bo bałam się, co w nim wyczytam. Myślę, że każdy 'pisarz' przechodził kiedyś coś podobnego. Teraz dla Ciebie jest to już rutyna, czyż nie? Wchodzisz, sprawdzasz. Wszystko każdemu się podoba. A autor zazwyczaj czuje niedosyt, bo chciałby usłyszeć słowa krytyki, rady... (Przepraszam, że tak lawiruję między określeniami Ciebie, mnie i przypadkowego autora, ale tak mi po prostu łatwiej.) Ale co je miałabym Ci w takim przypadku powiedzieć? Że postacie są płytkie? Że opisy są denne? Że nie ma sensu, abyś dalej pisała? (Teraz staje Ci serce.) Nie, nie powiem Ci tak, bo byłoby to kłamstwem i największym bluźnierstwem.
Czy dziwnym będzie, jeśli powiem Ci, że zaczęłam pisać ten komentarz już wczoraj? Tak, nad konstruktywnością w moim wydaniu muszę się troszkę napocić Wink Skończyłam właśnie czytać dwie piękne książki. Warto, abym napomknęła coś o jednej z nich i, o dziwo, nie będzie to kolejna dygresja. "Jesienna miłość" Nicholasa Sparksa to piękna powieść. Styl autora urzeka mnie swoją prostotą i plastycznością. A wiesz, droga Zmierzchowa Fanko, o czym pomyślałam lustrując pierwsze akapity? Styl Sparksa skojarzył mi się z Twoim. Może to śmieszne, ale odniosłam takie dziwne wrażenie... Niby autor "Jesiennej miłości" nie rozwodzi się nad kształtem, kolorem i teksturą każdego przedmiotu, ale kolejne akapity utwierdzają w przekonaniu, że lepiej być nie mogło. U Ciebie jest podobnie. Wystarczy, że zaznaczysz delikatnie opis, a moja wyobraźnia dośpiewuje sobie resztę.
Dziękuję za tę reklamę przy poprzednim rozdziale. Jak Ty to robisz, że jak przeczytam Twój wstęp, to zawsze się uśmiecham? Tak jakby skrywało się w nim słońce. Wiem, znowu głupie skojarzenie, ale na swoją obronę mam to, że mi nawet muzyka Chopina pszczoły ostatnio przypomina Wink
Faktem jest to, że z rozdziałem dziewiętnastego rozdziału trafiłaś na czas najwyższej gotowości, a mianowicie trzy dni sprawdzianów i kartkówek. Teraz, mam nadzieję, będzie już troszkę spokojniej Wink Gdy rozdziały pojawiały się bardzo często, miałam akurat ferie Wink
Czyli mówisz, że Wypaleni mkną ku końcowi... Trudno będzie mi się z nimi rozstać... Gdy pomyślę, że już nie otrzymam PW z rozdziałem do poprawienia, czuję mrowienie na plecach. Muszę Ci powiedzieć, że nie tylko spodobali mi się Twoi bohaterowie, ale czuję jakbym się z nimi zaprzyjaźniła. Mam wrażenie, jakbym była ich znajomą, jakby oni byli moimi znajomymi... Zakochałam się w wykreowanym przez Ciebie Jacobie, choć w sadze go nie lubiłam. To opowiadania sprawiły, że zmieniłam stosunek do niektórych bohaterów.
Z ostatnimi rozdziałami utwierdziłam się w przekonaniu, że oba 'kloną' lgną ku sobie, zatracając się w chęci pełnego wyzdrowienia. Myślę, że na temat Jacoba i Belli powiedziałam już w komentarzach wiele, ale każde rozdziały przynoszą coś nowego, zarysowują nową cząstkę charakteru. Budujesz rozdziały tak, że po każdym chce się od razu następnego. Mam nadzieję, że kolejne części będą pojawiać się dość szybko. Ale z drugiej strony chciałabym cieszyć się Wypalonymi jak najdłużej...
Myślę, że Bella i Jacob zaczynają coś do siebie czuć... Coraz dokładniej to zakreślasz. Aż dziwi mnie, że gdy piszesz o Jake'u, to chciałabym go złączyć z Bells. Leczy kiedy opisujesz zachowanie Jaspera, to mam takie same odczucia... Wiem, że i tak będziemy musiały pogodzić się z Twoim wyborem Wink I dobrze, bo, w gruncie rzeczy, ja nie nie potrafiłabym się zdecydować...
Kończę już moją wypowiedź, której większą część zajmują głupoty. Mam nadzieję, że dobrnęłaś do końca, i jednocześnie przepraszam, ż napisałam tak mało o samych rozdziałach.

Życzę weny i pozdrawiam,
Fresh
Juliann
Człowiek



Dołączył: 05 Wrz 2009
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z kątowni:)

PostWysłany: Czw 15:39, 25 Lut 2010 Powrót do góry

Wiesz co? Ja to już nie wiem jak mam skomentować to co tworzysz. To znaczy ciężko mi dobrać słowa, które by odpowiednio określały jak widzę, jak odbieram Twoje dzieło. Może tak... biorąc pod uwagę, że już zmierzasz ku końcowi, bohaterowie zaczynają odnajdywać siebie, itede, myślałam, że będzie bum jak w znacznej części ff, które przeczytałam i w ogóle hepi szoł. A tu proszę... Zaczęłam czytać - naprawdę cieszę się z tego. Czułam, że to będzie coś innego, że się nie zawiodę. Nadal świetnie opisana gra emocji, nadal w żadnym stopniu nie wiem, co może być dalej, nadal przywoływane są wspomnienia.

Tradycyjnie - weny :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Czw 19:13, 25 Lut 2010 Powrót do góry

Wracam, przemagając się, i wklejam coś, co 'stworzyłam' parę godzin temu. To ta niespodzianka, którą kiedyś chciałam Ci zrobić, ale nie miałam niestety weny. Pamiętaj, Zmierzchowa Fanko, że nie robię tego dla pochwały - i tak mi już ich dużo przyznałaś Wink - ale dlatego, że... tak czuję. Po prostu. Wiem, że wiersz nie jest za dobry, ale to był impuls, który widocznie trwa nadal, bo wysyłam właśnie tę wiadomość... Może do historii Wypalonych pasowałaby biała poezja, ale wiem, że sama też mogłabyś ją napisać, a ja dopiero niedawno przekonałam się do rymów Wink


***

Pamiętam pierwsze spotkanie,
lecz jak przez mgłę słowa.
Zaczęliśmy nasze poznanie,
teraz zaczynamy od nowa.

Spoglądam wstecz i widzę siebie,
biedną, zbłąkaną dziewczynę.
Chciałam znaleźć się w niebie,
za niemoc teraz się winię.

Obojętnym okiem patrzyłem
na kobiecą sylwetkę twoją.
Chamsko wszystko robiłem.
Bo oba ciała się boją...

Znalazłam przyjaciela
i jemu wyznałam swe żale.
A Ty mnie zacząłeś uwierać
i nie znosiłeś mnie dalej.

Próbowałem oszukać swą duszę
i nie być blisko dziewczyny,
o której myślałem, że uduszę,
gdy jeszcze się zobaczymy.

Poznałam tajemnicę skrywaną
pod pseudonimem dupka.
Tylko Tobie samemu znaną.
Poznałam Ciebie, głupka.

Bałem się, gdy pojęłaś,
że nasze życia coś łączy.
Swymi dłońmi objęłaś
mnie niczym moc pnączy.

Przyszedłeś mi na ratunek,
gdy tego potrzebowałam.
Zaniosłeś jak pakunek,
a ja się nie opierałam.

Naprawdę się martwiłem
tym, że coś Ci grozi.
Z adrenaliną we krwi,
mogłem Cię nawet nosić.

Jazz wpadł na pomysł
i o nim poinformował.
Ja wysnułam swój domysł,
choć byłam na to gotowa.

Wiadomość dała nadzieję,
której nie czułem od lat.
Myślałem, że życie odmienię
i oszpecę je z wad.

Dałeś mi szansę na kolejne dni,
chciałam... miałam dla kogo żyć.
Czułam, jak umysł mi ćmi.
Zechciałam z Tobą być...

Teraz dalej w to brniemy,
w bitwie o życie walczymy.
Dobrze o tym wiemy,
wygramy, wszystko zrobimy...
Misty butterfly
Wilkołak



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 18:23, 26 Lut 2010 Powrót do góry

Przepraszam, przepraszam i blagaam o wybaczenie za nieskomentowanie tego rozdzialu Wink Poprstu brak czasu dal mi sie we znaki...

No a teraz do rzeczy..
Oczywiscie mi sie podobalo jak wszystko co napiszesz, bo..porostu kocham Wypalonych Wink
Faktycznie tak jak powiedziala Bella rozmowa byla szczera...
On opowiedzial jej o swojej przeszlosci ona odkrykla przed nim swoje koszmary...
Ten fragment z dziecinstwa Jacoba bardzo poruszajacy, male przestraszone, nieswiadome niczego dziecko, nie wie czemu rodzice sie kloca, i niestety tak jest w wielu rodzinach...
Ja tak samo jak Bella myslalam ze Jake byl w dobrych stosunkach z ojcem.
Chyba cos jest w powiedzeniu, ze z rodzina wychodzi sie dobrze tylko na zdjeciach...
I wspomnienia z pogrzeby Mell, tak mi sie smutno zrobilo ;(
Teraz wiadomo o co poszlo, czemu sie zabila..Ciekawa jestem czy naprawde flirtowala z tym chlopakiem czy to tylko mlodziencza zazdrosc ze stronyJacoba i zbyt duzo sobie wtedy wyobrazil?
Coz moze sie dowiemy moze nie...jak narazie jestem strasznie ciekawa co sie dalej wydarzy Wink

P.S. Fresh wiersz absolutnie cudowny Wink

Pozdrawia Misty Butterfly ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin